|
Autor |
Wiadomość |
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Pon 0:11, 11 Sty 2010 |
|
Witam wszystkich w swojej pierwszej odsłonie. Bez prologu i zbędnych informacji, wyjaśnię krótko:
Breaking Dawn skończyło się słodko: żyli długo i szczęśliwie. Koniec bajki. I co dalej? Szare, zwyczajne życie w Forks lub w innym, równie deszczowym miejscu na ziemi? Niekoniecznie. Wampirzyca Bella nawet jako nieśmiertelna ma dar popadania w tarapaty. Cullenowie i wilki nadal mają co robić.
Zatem jedynym możliwym oznaczeniem jest:
Post - BD, bohaterowie kanoniczni;
Beta: AngelsDream.
Dedykuję: Mojej Mamie.
1. Wizje.
Minął już prawie rok od mojej przemiany. Od dziesięciu miesięcy byłam postacią z legend. Nadal jednak nie mogłam do końca uwierzyć, że ja, nad wyraz niezdarna ludzka istota, stałam się wyjątkowo silnym, obdarzonym niezwykłymi predyspozycjami wampirem. Ach, no tak, podobno dar miałam już jako człowiek, tylko że wtedy nie potrafiłam go wykorzystywać.
Mieszkaliśmy nadal w Foks. Tutaj ludzie nas znali. Przyzwyczaili się już do nas na tyle, że nikt za bardzo nie interesował się rodziną Cullenów. Moi znajomi ze szkoły byli tylko lekko zszokowani, że małżeństwo z Edwardem i urodzenie Nessie na tyle mi służy, iż stałam się prawie nieziemsko piękna. Ale tym samym upodobniłam się do reszty rodziny. Zresztą Mike, Jessica, Angela i pozostali na jesieni wyjechali na studia, więc wpadali do Forks coraz rzadziej.
Charlie też przywykł do mojego nowego wizerunku. W zasadzie nawet zaakceptował Edwarda, a Nessie oczywiście była jego „oczkiem w głowie”. Poza tym mój tata nigdy nie wnikał w szczegóły, co w naszym przypadku było naprawdę przydatne.
Można powiedzieć, że od momentu naszej, słynnej już w całym wampirzym świecie konfrontacji z Volturi, życie płynęło nad wyraz spokojnie, żeby nie powiedzieć leniwie. Jednak na samą myśl o tamtych wydarzeniach wzdrygnęłam się. Moja podświadomość, jak widać, intuicyjnie podpowiadała mi, że to nie było nasze ostatnie spotkanie z królewskim klanem wampirów. I choć Carlisle nieraz uspokajał mnie, że nie musimy się już obawiać jakiegokolwiek ataku z ich strony, nie wierzyłam w jego słowa tak do końca. Ale wiedziałam jedno, mam w sobie tak dużą siłę i moc, że jestem w stanie ochronić nie tylko siebie, ale też wszystkich moich bliskich przed każdym niebezpieczeństwem. To naprawdę było dla mnie nowe uczucie. Fascynujące.
- Cholera, chłopie, grasz czy ściemniasz? – Z rozmyślań wyrwał mnie tubalny głos Emmetta, a zwłaszcza huk roztrzaskującego się o ścianę pilota. Wychyliłam się zza laptopa, przy którym siedziałam. Na kanapie w salonie siedział mój mąż z Emmettem i oglądali mecz w TV. Gdy na nich spojrzałam, Edward właśnie dawał kuksańca w bok starszemu bratu. Ten nie pozostał mu dłużny.
- Wujek Em, znowu rozbił pilota – pisnęła radośnie moja córeczka Nessie, która bawiła się razem z Rosalie na puszystym dywanie leżącym w salonie Cullenów.
- No właśnie, już trzeciego w tym tygodniu. Jak tak dalej pójdzie, zbankrutujemy na piloty zanim się skończy sezon rozgrywek – mruknął Edward.
Przez chwilę przyglądałam się tej rodzinnej scence. Wyglądaliśmy wszyscy tak zwyczajnie. Rosie i Nessie bawiły się w przebieranki na dywanie, wokół nich dookoła leżały porozrzucane różne części garderoby. Chłopcy oglądali mecz w telewizji, a ja siedziałam przy stole z rozstawionym laptopem i sprawdzałam wiadomości w Internecie. Przy schodach prowadzących na górę leżał wielki, rdzawobrązowy, długowłosy wilk i smacznie spał. W zasadzie można pomyśleć, miłe niedzielne popołudnie w rodzinnym gronie. Jedynie fakt, że wszyscy byliśmy idealnie piękni i zaskakująco bladzi mógł budzić niejasne podejrzenia, no ale to przecież jeszcze nic takiego. Rozmiary Jacoba wzbudziłyby jednak już większe wątpliwości. Wielkością prędzej dorównywał niedźwiedziowi niż owczarkowi niemieckiemu, no i przecież nie był psem tylko wilkiem. A raczej wilkołakiem.
Przyglądając się moim bliskim, uśmiechnęłam się mimowolnie. Jak wiele się zmieniło w tak krótkim czasie. Od czasu, kiedy Volturi złożyli nam wizytę w Forks, zawarty prawie sto lat temu pakt między Cullenami a indiańskim plemieniem Quilletów, zmienił się w prawdziwe przymierze pomiędzy odwiecznymi wrogami. Ba, niektóre wilkołaki były z nami bardzo zaprzyjaźnione. Co prawda Seth i Edward lubili się już od dawna, odkąd ramię w ramię walczyli, chroniąc mnie przed wampirzycą Victorią, oczywiście ja wtedy byłam jeszcze człowiekiem. Nadal jednak niesamowity był dla mnie fakt, że po wizycie Volturi, Jacob i Emmett stali się w zasadzie najlepszymi kumplami. Jake, który jeszcze nie tak dawno prychał ze wstrętem na widok każdego wampira, teraz często polował razem z Emmettem. Chętnie siłowali się ze sobą, urządzając głośne w całym lesie sparingi. Nieraz towarzyszyli im także Alice i Jasper. Tylko Rosie nadal ignorowała Jacoba, nieważne czy bywał u nas w człowieczej, czy w wilczej postaci. Co innego moja córeczka Nessie, ona uwielbiała Jake’a. On ją chyba jeszcze bardziej. No tak – wpojenie – westchnęłam.
Popatrzyłam w stronę Jacoba z czułością. Leżąc teraz w swojej wilczej postaci pod schodami, spał niczym spokojny, dobrze ułożony pies obronny. Chyba coś mu się śniło, bo nerwowo poruszał przednią łapą, po czym energicznie podrapał się nią za uchem. Czyżby jako wilk mógł mieć pchły? – przeszło mi przez myśl i w tym momencie rozległo się donośne chrapnięcie Jake’a. Raz, drugi, trzeci…
Zobaczyłam, że Rosie marszczy nos i prycha. Widocznie straciła cierpliwość.
- Hej, Em – krzyknęła do Emmetta, rzucając w niego jednocześnie jakimś bucikiem Nessie, inaczej mógł nawet nie zauważyć, że się do niego mówi w trakcie meczu. – Wyprowadź w końcu na spacer swojego przyjaciela bulteriera.
Głos Rosie był na tyle wysoki i donośny, że Jacob powoli otworzył ślepia i leniwie podniósł swój ogromny wilczy łeb. Usłyszeliśmy, jak z jego gardła wydobywa się głuchy charkot, przechodzący w warczenie.
- Jake… - powiedziałam łagodnie, ale Rosalie nie dawała za wygraną.
- Tylko mu załóż kolczatkę i kaganiec – dodała z szyderczym uśmiechem. Edward z Emmettem nadal nie zwracali na nas uwagi , wiedzieli doskonale, że nic złego nie może się stać. Rosie z Jacobem sprzeczali się ze sobą średnio kilka razy dziennie. Wszyscy już do tego przywykli.
Przyglądałam się im teraz z pewnym pobłażaniem. Rosalie wstała, ujęła się pod boki i z wyzywającym wyrazem twarzy patrzyła w ślepia wilka. Nessie nic sobie nie robiąc z tego całego zamieszania, nadal bawiła się spokojnie na dywanie. Jacob zwinnym ruchem skoczył na cztery łapy, obnażył kły jeszcze bardziej. Rosalie roześmiała się tylko na to warknięcie. Wilk w sekundę znalazł się obok niej i ostrzegawczo kłapnął wielkimi zębiskami. Mina Rosie lekko zrzedła, a nadal spokojna Nessie, nie przerywając zabawy, westchnęła tylko cicho.
- Jake, zostaw ciocię chodź do mnie. – Jacob nie potrafił się oprzeć mojej małej ślicznej dziewczynce. Jednym susem znalazł się przy Nessie i delikatnie, ogromnym, wilgotnym nosem dotknął wyciągniętej ku niemu rączki. Tych dwoje naprawdę łączyła niezwykła więź. Wiedziałam, że z Jake’iem Nessie jest najzupełniej bezpieczna. Ale tym razem widocznie Jacob nabrał ochoty na bardziej męskie zabawy, i w tej chwili ze śmiechem obserwowałyśmy z Nessie, jak ciągnie Emmetta za rękaw jego bluzy. Był na tyle silny, że kanapa, na której siedział Em i Edward zaczęła wolno przesuwać się wzdłuż pokoju.
- Przestań, bo cię zaprowadzę do weterynarza na szczepienie – Emmett usiłował jeszcze oglądać mecz, odganiając się od rozbrykanego jak szczeniak Jake’a.
- Na wściekliznę – mruknął tylko Edward.
Po chwili jednak Emmett dał za wygraną, zerwał się z kanapy, doskoczył do Jacoba i niczym huragan przetoczyli się razem przez salon - zniknęli za oknem z głośnym rykiem, tłukąc przy tym jeden z ulubionych wazonów Esme.
- No tak. – Edward westchnął, podnosząc się z sofy. Wyłączył telewizor i zwinnym ruchem znalazł się tuż przy mnie. Objął mnie swoimi chłodnymi, mocnymi ramionami. Wtuliłam się w niego i jak zawsze, kiedy był tak blisko mnie poczułam przyjemny dreszcz pożądania.
- Kochanie, nie masz nic przeciwko, żebym im trochę posędziował zanim wykarczują połowę lasu? – spytał cicho swoim głębokim, miękkim głosem całując mnie równocześnie we włosy.
- Jasne, idź. Z Rosalie sprzątniemy ten bałagan i pojedziemy do Port Angeles odkupić wazon dla Esme. – Uśmiechnęłam się do mojego męża.
- Uważajcie na siebie. – Pocałował mnie lekko raz jeszcze i zniknął za oknem tak szybko, jak wcześniej jego brat z ogromnym wilkiem.
Zamknęłam laptopa i podeszłam do córeczki. Mała nadal bawiła się fatałaszkami na dywanie. Rosalie z niezadowoloną miną zaczęła zgarniać szkło z podłogi. Ja pozbierałam zabawki Nessie.
- Rosie musimy ruszać. Esme z Alice i Jasperem wracają dziś wieczorem z polowania. – powiedziałam, uśmiechając się do swojej bratowej. Odkąd byłam wampirem, a przede wszystkim, odkąd na świat przyszła Nessie moje stosunki z Rosalie były bardzo dobre. W końcu pokochałyśmy się jak siostry.
- Bierzemy twój czy mój samochód? – spytała Rosie, machając w moim kierunku kluczykami. Zaśmiałam się cicho, wiedziałam jak lubi prowadzić.
- Jasne, że twój… jest bardziej odlotowy.
Pojechałyśmy zatem M3 Rosie. Szybko znalazłyśmy odpowiedni wazon dla Esme, potem w sklepie z elektroniką dokupiłyśmy pilot do telewizora, a na końcu wstąpiłyśmy jeszcze do nowego butiku z butami, ponieważ Rosie miała na ich punkcie istnego hopla. Kupiła sobie trzy pary niebotycznie wysokich szpilek, ja wzięłam tylko fajne buciki dla Nessie, bo w zastraszającym tempie wyrastała z każdych ubrań i butów. Kiedy wracałyśmy do Forks już zmierzchało. Rosalie prowadziła auto bardzo szybko i pewnie.
Cieszyłam się, że Alice, Jasper i Esme wracali dziś z polowania. Nie było ich kilka dni. Tęskniłam za nimi. Śmieszne, ale zawsze zastanawiałam się czy jako wampir nadal będę doznawać ludzkich emocji. Jaka byłam naiwna! Teraz każde uczucie odbierałam zmysłami w tysiąc razy potężniejszy sposób.
Dojechałyśmy na miejsce w momencie, kiedy zrobiło się już całkiem ciemno. Dom był rozświetlony tysiącem świateł. Od razu domyśliłam się, że już wrócili.
- No to musimy się przyznać do rozbicia wazonu i pilota – westchnęła Rosie. – że też z tego mojego męża musi być taki narwany Misiek. – Uśmiechnęła się słodko na samą myśl o Emmecie. Wzięłam Nessie na ręce, a Rosie złapała wszystkie pakunki i wbiegłyśmy radośnie do domu.
Kiedy jednak stanęłam w holu i popatrzyłam na zebranych w salonie Cullenów, wiedziałam, że coś się wydarzyło.
- Alice. – Spojrzałam na swoją przyjaciółkę. Czyżby miała jakąś wizję? Mocniej przytuliłam do siebie Nessie i automatycznie pod wpływem impulsu otoczyłam nas wszystkich swoją tarczą. Teraz byliśmy bezpieczni.
- W porządku Bello – szepnął uspakajająco Edward, podchodząc do mnie i Nessie. Przytulił nas do siebie. – Nic się nie dzieje, Alice tylko widziała, że pewnie będziemy mieli gościa.
- To ktoś z Volturi? – Mój głos był bezbarwny, gdy wymawiałam to słowo.
Carlisle podszedł do nas. Był spokojny, rozluźniony. Wiedziałam więc, że nie ma zagrożenia. Cullen bardzo poważnie podchodził do spraw związanych z królewskim klanem. Znał ich przecież najlepiej z nas wszystkich. Gdyby ponownie istniało jakiekolwiek niebezpieczeństwo ze strony Volturi, na pewno byłby bardziej zaniepokojony.
- To nie oni Bello – powiedział spokojnie. – To również ktoś, kto nie ma wobec nas wrogich zamiarów.
Przyglądałam się chwilę wszystkim. Coś mi tu nie grało. Jeśli nie zagrażali nam Volturi a przyszły gość był wobec nas pokojowo nastawiony, to czemu mieli takie czujne i uważne spojrzenia. Jasper obejmował Alice, Esme z założonymi rękami i nieco zatroskaną twarzą stała najbliżej kuchni, tylko Emmett rozsiadł się wygodnie na kanapie i miał swój tradycyjny, wyluzowany wyraz twarzy. Przyjrzałam mu się jednak uważniej, nawet jego czarne w tej chwili oczy były bardziej poważne.
- Cholera, długo był spokój – mruknęła Rosalie i kręcąc ze zniecierpliwieniem piękną głową ruszyła w stronę Emmetta. Popatrzyłam pytająco na Edwarda. Nadal mnie obejmował, ale się nie odezwał.
- Alice? – zwróciłam się ponownie do przyjaciółki.
- Widziałam tylko, jak on podejmuje decyzję, że musi nas odwiedzić i porozmawiać z nami – powiedziała cicho. To chyba jednak nie było wszystko.
- Ale kto? O czym porozmawiać? I dlaczego tylko z tego powodu wszyscy zachowujecie się tak dziwnie? – Byłam już trochę zła. Patrzyłam to na Edwarda, to na Alice.
- On nas zna. – W końcu wydusiła z siebie Alice – Był tu niedawno.
Nadal niewiele mi to mówiło. Więc to jakiś znajomy wampir. Jeśli to któryś z naszych sojuszników z zimy, to przecież należało się tylko cieszyć, że zechciał nas odwiedzić.
- To ktoś, kto stanął po naszej stronie w sporze z Volturi, tak? – popatrzyłam na Carlisle’a. On znał wszystkich naszych ówczesnych gości najlepiej.
- Tak, to ktoś z nich. Alice jednak nie jest w stanie rozpoznać kto. – odparł doktor nadal bardzo spokojnym tonem.
- Czemu więc się nie cieszymy? Może to Eleazar albo Benjamin… - wspomniałam. – A może to Garrett albo nasza przyjaciółka z Amazonii, może to Zafrina?
- Bello, przecież wiesz, że to ja przysłałam wtedy Amazonki. Zafrinę bym rozpoznała w swojej wizji, jestem z nią prawie tak silnie związana jak z wami. – Głos Alice brzmiał bezbarwnie. No tak, zapomniałam, że to Alice i Jasper byli wówczas w Ameryce Południowej i oni odszukali Amazonki.
- Jeśli to byłby Eleazar lub Garrett, wiedzielibyśmy o tym. Albo oni, albo Tanya uprzedziłaby nas o przybyciu. Nie, to raczej ktoś inny – powiedział Carlisle, a jednocześnie położył mi rękę na ramieniu. – Ale musisz wiedzieć jeszcze o czymś…
Spojrzałam na swojego teścia. Bardzo go lubiłam i ceniłam, był dla mnie w wielu dziedzinach autorytetem, a jednocześnie ostoją. Dobrym, najbardziej uczciwym i sprawiedliwym wampirem jakiego znałam.
- On chce się spotkać przede wszystkim z tobą, Bello. – powiedział cicho Carlisle.
- Skąd wiesz? To też Alice widziała? – Zaniepokoiło mnie to, ale w zasadzie przecież nie miałam się czego obawiać, kimkolwiek byłby nasz przyszły gość. Przecież go już znałam. Może szukał pomocy?
- Widziałam, najpierw w ogóle zobaczyłam ciebie w mojej wizji, a potem dopiero jego, jak zdecydował się połączyć swój los z twoim. Ujrzałam, że podejmuje decyzję o spotkaniu z tobą, ale dla niego chyba wiąże się to z jakimś ryzykiem… On jakby uciekał – Alice mówiła cicho.
Przez chwilę patrzyłam na nią. Wydawała się wbrew spokojowi Carlisle’a zaniepokojona swoją wizją, a może nie powiedziała wszystkiego. Ale w takim razie Edward wiedziałby o tym.. Zwróciłam się ku niemu. Stał nadal przy mnie. Nie uśmiechał się, na jego twarzy widać było ledwie skrywany gniew i złość. Co jest grane?
- Oj robicie z igły widły – usłyszałam tubalny baryton Emmetta. – Przecież Bella nie jest już jakąś tam ludzką ciapą, a całkiem niezłą i niebezpieczną wampirzycą. – Roześmiał się, a potem zarobił kuksańca od Rosalie. Edward ani drgnął.
- Ok. Może niepotrzebnie robimy takie zamieszanie. – Poczułam, że Jasper wykorzystuje swoje zdolności i uspokaja nas wszystkich. Byłam mu wdzięczna. Głównie chodziło mi o Edwarda i Nessie, która zaczęła niespokojnie wiercić się w moich ramionach. Zrobiło się już późno i należało położyć małą spać.
- Słuchajcie, skoro on chce się ze mną tylko zobaczyć, to chyba nic nam nie grozi. Zresztą przecież wiadomo, że to ktoś znajomy. Nawet jeśli przybędzie skostniały Stefan z Rumunii, to przecież nic mi nie zrobi. – Starałam się obrócić to całe zamieszanie w żart.
- Jasne – poparł mnie Jasper. – Po prostu trzeba być bardziej czujnym. Jak już się pojawi przecież nie zostawimy go z Bellą sam na sam. Powie, o co mu chodzi i pójdzie w swoją drogę.
- Tak, teraz nie możemy dopuścić, żeby Bella była sama lub tylko z Nessie. – Przytaknął Edward. Nadal wyczuwałam w jego głosie napięcie.
- No to postanowione. – Emmett widocznie uznał dyskusję za zamkniętą, bo wziął nowego pilota od Rosalie i włączył TV.
- Jeśli on się czegoś obawia, być może szuka u mnie pomocy… - zamyśliłam się. Przecież wszystkie wampiry obecne na polanie w trakcie konfrontacji z Volturi poznały moją moc. Bardzo możliwe, że ten ktoś chciał się u nas po prostu schronić. Ale przed czym, lub przed kim? Nieśmiertelni przecież w zasadzie nie mieli żadnych naturalnych wrogów, chyba że chodziło o innego wampira.
- Zobaczymy, Bello – powiedział cicho Carlisle. – Gdy już dowiemy się kim jest nasz przyszły gość i o co mu chodzi, podejmiemy wspólnie decyzję co dalej. Na razie nie oddalamy się daleko od domu, na polowania jeździmy dwójkami. Jutro Emmett i Edward…
- Nie – przerwał mu mój mąż, zbyt gniewnie jak na mój gust. – Któryś z nas musi zostać, aby w razie czego chronić Bellę.
Prychnęłam. Co on sobie znowu myśli, zapomniał, że już nie jestem człowiekiem?
- Nie wygłupiaj się, przecież zostaje Jasper, Carlisle, Rosie, Esme i ja nie jestem już taka słabiutka. – obruszyłam się.
- Spokojnie – wtrącił się Jazz, kładąc mi delikatnie rękę na ramieniu. – Ed ma trochę racji. Emmett jest z nas najsilniejszy. Alice, kiedy możemy się spodziewać naszego gościa?
- Najwcześniej jutro wieczorem. Widziałam, że przyjdzie jak jest już ciemno.
- Ok. Wobec tego na polowanie jutro rano jedzie Emmett z Rosalie – Carlisle kiwnął z aprobatą głową. – W razie czego zdążą wrócić na wieczór.
- A ja pojadę z Edwardem, jak koleś się już zmyje. Nie najadłem się do syta. – Zaśmiał się Jasper.
Zatem decyzja zapadła. I znów, Bóg jeden wie dlaczego, wszyscy Cullenowie starali się mnie chronić, jakby zapomnieli, że teraz jestem jedną z nich. Ba, jestem nawet silniejsza niż oni. Żaden tropiciel nie jest w stanie mnie odnaleźć, jeśli będę chciała się ukryć. Nikt, nawet Aro nie ma władzy nad moim umysłem. Żadna tajna broń Jane czy Aleca na mnie nie działa. Wściekłam się. Zapomnieli już, czy co?!
Pobiegliśmy z Edwardem przez las do swojego domu, który sprezentowali nam Cullenowie po tym, jak urodziłam Nessie. Przez całą drogę biegłam, ledwo hamując złość, jaka targała mną od wewnątrz. Nie chciałam jednak, żeby Renesmee się zdenerwowała. I tak była już bardzo śpiąca, więc trochę marudziła. Kiedy zasnęła w swoim pokoju, nie wytrzymałam i wygarnęłam Edwardowi, co o tym wszystkim myślę. Mój mąż był jednak nieprzejednany. Głuchy na wszystkie moje argumenty, niczym głaz. Uparcie twierdził, że nie powinnam zostawać sama aż do czasu, kiedy nie dowiemy się dokładnie, o co chodzi przybyszowi. I nie zweryfikujemy tych informacji.
Nie rozumiałam jego uporu, ale wiedziałam z czego wynika ta troska Edwarda o mnie. Powodowało to, że moja wściekłość ulotniła się szybko. Tym bardziej, że kiedy już zostaliśmy sami, mój ukochany po raz kolejny udowodnił mi swoją miłość. Nie byłam w stanie oprzeć się jego zniewalającemu urokowi. Jednym gestem potrafił sprawić, że byłam obezwładniona wszechogarniającym mnie pożądaniem.
Tym razem też, gdy tylko zaczęłam robić mu wymówki, jednym płynnym ruchem wziął mnie na ręce, swoim gorącym pocałunkiem zamykając moje usta i zaniósł do sypialni. Jego chłodne wargi całowały mnie coraz żarliwiej, tak jakby nie był w stanie przestać. Kochaliśmy się każdej nocy, wykorzystując ten czas maksymalnie, aby zatracać się w sobie, ale tym razem nasza miłość była jeszcze bardziej (o ile to w ogóle możliwe) namiętna. Edward całował każdy skrawek mojego ciała, a ja rozpływałam się cała pod dotykiem jego silnych dłoni. Nie byliśmy w stanie przestać. Nasze ciała raz po raz zespalały się ze sobą i zdawało się, że w tych chwilach stanowiliśmy jedność. Nasze ruchy były płynne, namiętność i pożądanie paliło nas bardziej niż jakiekolwiek pragnienie. Razem sięgaliśmy szczytu i ponownie rozpalaliśmy się wzajemnie, opadając. Nasze zmysły wymknęły się już dawno spod kontroli i nie chciały na powrót dać się okiełznać. Rozkosz, która zniewalała nasze umysły i ciała była wszechogarniająca.
Kiedy zaczęło świtać, leżeliśmy spleceni ze sobą. Edward gładził moje splątane włosy i nucił cicho moją kołysankę. Lubiłam, jak to robił, mimo iż teraz również i mnie sen nie był do życia niezbędny. Choć kochaliśmy się nieustannie przez kilka godzin, żadne z nas nie czuło zmęczenia. Te chwile tuż przed świtem należały do moich ulubionych, kiedy już w pewnym, choć niewielkim stopniu zaspokojeni swoją bliskością, po prostu byliśmy ze sobą. Czułam wówczas, że jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie, mając u swego boku takiego mężczyznę.
Raz jeszcze przylgnęłam do Edwarda całym ciałem. Chciałam wrócić do naszej wieczornej rozmowy, a taka bliskość sprzyjała spokojnemu rozważeniu sprawy.
- Rozumiem, że chcesz nadal mnie chronić i się mną opiekować – zaczęłam temat, całując mojego ukochanego delikatnie w ucho. – Ale przecież wiesz, że umiem o siebie sama doskonale zadbać.
Edward zachichotał cichutko.
- O tak, wiem. – Nagle jednak spoważniał. – Chcę cię chronić bo cię kocham. Każdy z nas, Emmett, Jasper, Carlisle i ja chcemy zapewnić naszym żonom, rodzinom bezpieczeństwo. Wiem, że jesteś jednym z najsilniejszych, obdarzonych niesamowitą mocą wampirów… ale zrozum dla mnie zawsze pozostaniesz przede wszystkim moją ukochaną Bellą. Chcę się tobą opiekować i dbać o ciebie, jak każdy mężczyzna, który kocha swoją kobietę.
Zrozumiałam. Nie było o co dalej się sprzeczać. W drugim pokoju zaczęła się budzić Renesmee.
- Dobrze więc, spędźmy ten dzień razem nie martwiąc się o nic. – Pocałowałam go jeszcze raz w usta i wyskoczyłam z łóżka.
Pobiegłam do pokoju córeczki, narzucając na siebie w locie szlafroczek.
- Mhm – usłyszałam, jak Edward mruczy z zadowolenia.
Rankiem skierowaliśmy się najpierw do domu Cullenów. Emmett i Rosalie już pojechali na polowanie, Carlisle szykował się do pracy. Niebo było zasnute ciężkimi chmurami i zbierało się na deszcz. Pogoda odpowiednia, aby spokojnie pojechać do Forks.
- Obiecałam Charliemu, że się u niego niebawem zjawimy. Ma urlop i pewnie mu się nudzi. Dawno już nie widział Nessie. Co o tym myślisz? – zapytałam Edwarda.
- Świetny pomysł.
- Mogę jechać z wami? – W salonie pojawiła się Alice. Zbiegła tanecznym krokiem po schodach.
- Jasne, a Jasper? – Mój tato uwielbiał siostrę Edwarda, jednak w obecności Jaspera chyba nadal czuł się trochę nieswojo. Jazz był bardzo wstrzemięźliwy w stosunku do ludzi. Zachowywał się w ich towarzystwie tak, jakby połknął kij. Tak naprawdę to wstrzymywał w ich obecności oddech, aby nie narażać się na niepotrzebny wybuch pragnienia. Wyglądało to czasami bardzo komicznie.
- Jazz zostanie z Esme. Tak na wszelki wypadek, a poza tym ma jakieś plany o których nie chce mi powiedzieć – Alice śmiesznie wydęła wargi. Przecież i tak wiedziała jaką niespodziankę szykuje jej Jasper.
- Ok. Zatem jedziemy. Weźmiemy volvo, może będziecie chciały później jeszcze skoczyć na jakieś zakupy. – Edward mrugnął do nas szelmowsko.
- Do dziadka Charliego, Charliego! – Renesmee w podskokach ruszyła w stronę garażu.
Do domu mojego ojca dojechaliśmy w dziesięć minut. Charlie właśnie kończył późne śniadanie. Urlop wyraźnie mu nie służył. Zauważyłam, że mój ojciec ostatnio się postarzał. Kilka siwych włosów na skroniach i znużony wyraz twarzy spowodowały. że się zasmuciłam. Ja już nigdy się nie zmienię, ale on tak. W jego przypadku zmiany były nieuniknione - włosy staną się białe, twarz pomarszczona, sylwetka przygarbiona. Przyglądałam się ze smutkiem w oczach swojemu ojcu, obserwując jak bawi się z wnuczką w małym salonie.
Otrząsnęłam się z tych ponurych myśli dopiero wówczas, gdy usłyszałam łomot przy drzwiach. Uniosłam nieznacznie nos, aby wyczuć kto nadchodzi. No tak, zapach mokrej sierści był wyczuwalny nawet poprzez zamknięte drzwi. Po chwili do salonu, potrząsając radośnie mokrymi, czarnymi włosami, wbiegło dwóch młodych, bardzo wysokich i umięśnionych Indian.
- Cześć Jake, cześć Seth – Alice przywitała się pierwsza. Nessie kiedy tylko zobaczyła Jacoba podbiegła do niego szybko.
- Jacob, dobrze, że jesteś. Dziadek nie chce bawić się ze mną w polowanie na niedźwiedzia – żaliła się z uśmiechem swojemu przyjacielowi. Jake podniósł ją wysoko pod sufit, zakręcił wokół dwa razy, po czym postawił na ziemi i obrażonym tonem zwrócił się do Charliego.
- Charlie, jak możesz… to super sprawa. – Wywrócił dwa razy oczami – polowanie na grizzly.
- Uchm – mruknął tylko mój ojciec. Zobaczyłam, że Edward, witając się z Sethem, daje mu nieznacznie jakieś znaki. Po chwili obydwaj wyszli do kuchni. Jake baraszkował z Alice i Nessie na podłodze przed kominkiem, udając niedźwiedzia. Podeszłam do Charliego.
- Jak się czujesz tato, coś marnie wyglądasz – zagadnęłam go z troską w głosie. Nigdy nie byliśmy wylewni w okazywaniu sobie uczuć, ale jego wygląd mnie poważnie zaniepokoił.
- Wiesz, Bello jak nie lubię bezczynności, a muszę wykorzystać jeszcze kilka dni urlopu. Męczę się tym nic nie robieniem bardziej, niż gdybym był wezwany do jakiegoś napadu na bank. – Uśmiechnął się do mnie nieśmiało.
- Czemu nie wyjechałeś gdzieś, mogłeś wyskoczyć na jakiś czas do mamy na Florydę? – zapytałam. Charlie skrzywił się.
- To nie byłby dobry pomysł. – Odkąd mama wyszła po raz drugi za mąż za Phila, jej kontakty z ojcem były coraz rzadsze.
- No tak – przytaknęłam. Kątem oka dostrzegłam, że Jake dołączył do Edwarda i Setha w kuchni. Znowu się wściekłam. Domyśliłam się dlaczego zachowują się tak cicho. Edward przekazywał im informacje o wizji jaką miała Alice. Po co mieszał w to wilki?
Jacob i Seth wyszli z kuchni po chwili. Ich twarze były skupione, uważne. Pożegnali się szybko. Jake musnął moją dłoń, gdy wychodził.
- Uważaj na siebie – mruknął tylko, jak zamykałam za nimi drzwi. Wróciłam do salonu. Edward z Charliem siedzieli przed telewizorem i oglądali mecz. Alice bawiła się z Nessie. No tak, przy ojcu przecież nie zacznę się znowu kłócić o tę głupią wizję!
- Może zrobię coś do jedzenia? – zapytałam.
- Mhm. – W odpowiedzi usłyszałam jedynie potaknięcie Charliego. Ech. Mecz.
W kuchni, odkąd byłam wampirem, czułam się trochę niezręcznie. Postanowiłam zatem przygotować na obiad coś, co zawsze nie sprawiało mi trudności. Zapach ludzkiego jedzenia był dla mnie nijaki, co najwyżej kojarzył mi się trochę z plastikiem. Przygotowałam więc rybę z frytkami. Będąc jeszcze człowiekiem, lubiłam to danie. Miałam nadzieję, że i tym razem wyjdzie mi całkiem nieźle.
Poczekaliśmy aż Charlie zje obiad. Nie dziwił się już, że ja i moja nowa rodzina nigdy nic nie jemy. Wydawało się, że nie zwraca na to żadnej uwagi. Tym razem jednak zaskoczyła nas wszystkich Nessie, która usadowiła się obok niego przy stole i zażądała swojej porcji frytek.
- Całkiem niezłe, tylko tak spokojnie leży na tym talerzu – skomentowała tylko. Charlie skrzywił się lekko, a ja, Alice i Edward spojrzeliśmy po sobie z uśmiechem. Frytki mają to do siebie, że nie uciekają, gdy chce się je zjeść.
Pożegnaliśmy się z Charliem. Musiałam mu obiecać, że niedługo znów przyjedziemy wszyscy albo chociaż przywiozę na kilka godzin Nessie. Wsiedliśmy do samochodu, ale Edward zamiast ruszyć w stronę domu, skręcił na północ do La Push.
- Po co jedziesz do rezerwatu? – zapytałam, przyglądając się jego pięknej twarzy.
- Pamiętaj, że wilki mają z nami pakt, ale umowa nie obowiązuje innych wampirów. Jake zmartwił się tymi odwiedzinami. Boi się, że jeśli w Forks pojawi się po raz kolejny obcy wampir, następne dzieciaki Quiletów będą narażone na to, aby stać się wilkołakami. Musiałem ich o tym powiadomić. Jake miał porozmawiać z Samem.
Wytłumaczenie Edwarda wydało mi się, jak najbardziej racjonalne. Też nie chciałam, żeby wizyta jakiegoś wampira, nawet zaprzyjaźnionego z nami, spowodowała, że stado wilków jeszcze się powiększy. Walka z wampirami była ich przeznaczeniem prawie od początku istnienia plemienia. Tylko z nami udało im się nawiązać na tyle przyjazne stosunki, że żaden z młodych Quiletów nie musiał stawać się wilkołakiem, żeby bronić ludzi na swoim terytorium. Sfora i tak już w tej chwili liczyła szesnaście wilków. Nigdy wcześniej nie była tak liczna. Żadne z nas nie chciało jednak, aby kolejne pokolenie młodych Quiletów przeszło przemianę. Wilkołactwo nie było takie złe – jak zwykł mawiać Jake, jednak po co narażać kolejne osoby na życie w świecie, w którym potwory z bajek nie są jedynie wytworem ludzkiej wyobraźni.
W kilka minut dojechaliśmy na plażę w La Push. Po renegocjacji paktu Cullenowie mieli wstęp na teren rezerwatu, tak samo jak wilki miały wstęp na ich teren. W ten sposób mogliśmy lepiej chronić siebie nawzajem, a przede wszystkim chronić ludzi.
Sam, Jacob i Seth czekali już na nas. Trzy ogromne wilki przyczajone tuż na skraju lasu. Zwykły człowiek pewnie nie dostrzegłby ich nieruchomych sylwetek. Zaczynało się ściemniać. Chmury wisiały nisko nad zatoką. Były ciemne i gęste. Zapowiadały kolejną burzliwą noc. Ślepia wilków uważnie śledziły nas, gdy weszliśmy w głąb lasu. Edward szedł pierwszy, ja i Alice trzymałyśmy się zaraz za nim. Niosłam Nessie, która jak tylko dostrzegła Jacoba wyrwała się z moich ramion i podbiegła do niego. Delikatnie uniósł ją zębami za ubranie i podsadził sobie na grzbiet. Seth podbiegł do Edwarda i przekazał mu w myślach decyzję Sama – alfy w stadzie. Będą patrolować teren aż do Seattle. Jak tylko trafią na trop jakiegoś wampira, powiadomią nas o tym. Nie będą atakować. Jeśli to jest faktycznie ktoś, kto brał udział w konfrontacji z Volturii poznają jego zapach. Znają go, przecież staliśmy wówczas ramię w ramię przeciwko tym pijawkom z Włoch. Domyśliłam się, że ten ostatni komentarz pochodził od Jacoba. Skarciłam go wzrokiem. Wystawił zawadiacko jęzor na bok. Wiedziałam że się do mnie uśmiecha.
- Zatem postanowione. – powiedział Edward już na głos. Wzięłam Nessie z grzbietu Jake’a, czochrając przy tym jego puszystą sierść na grzbiecie.
- Ty też na siebie uważaj – mruknęłam do niego. Wydawało mi się, że szczeknął.
- Jedźmy już – poprosiła Alice, dotykając rękami swojej głowy. – Ja przy nich czuję się jakbym oślepła. Nic nie widzę…
Ruszyliśmy szybko w kierunku domu. Widziałam, że z Alice jest coś nie tak, zachowywała się dziwnie.
- Alice, co jest? – Edward spojrzał szybko w stronę siostry.
- Muszę znaleźć się jak najszybciej poza ich terytorium. Tu nic nie widzę – powiedziała tylko cicho. Edward wcisnął pedał gazu.
Minęło kilka chwil i byliśmy już w Forks na drodze do domu Cullenów.
- Och – jęknęła Alice. Odwróciłam się w jej stronę. W samochodzie było ciemno, ale i tak dostrzegłam że złote oczy mojej przyjaciółki zrobiły się jakby zamglone. Alice coś widziała. Znowu. Edward jechał bardzo szybko, ale nikt na to nie zwracał uwagi.
Pod dom zajechaliśmy z piskiem opon. Jasper czekał już na nas przed wejściem. Alice była jeszcze trochę roztrzęsiona.
- On zmienił decyzję. Oddala się, idzie w przeciwnym kierunku. Nie przybędzie tu, postanowił uciec jak najdalej stąd – przekazywała nam swoją wizję cichym głosem.
- No to problem z głowy – usłyszałam donośny baryton Emmetta tuż za nami. Właśnie wrócili z Rosalie z polowania.
- Tak – odetchnął Edward. – Nie odwołujmy jednak jeszcze wilków. Może znów zmienić zdanie.
- Oj tam, daj spokój stary. Wszystko pod kontrolą, a psiaki się tylko naganiają niepotrzebnie – Roześmiał się Em.
- Edward ma rację. Niech wilki przez noc patrolują okolicę. – wtrącił się Jasper. Przytulił do siebie Alice, wiedziałam, że użył swojego daru, aby ją szybciej uspokoić. Powoli wszyscy poczuliśmy błogie odprężenie
- Ok. Jazz, wszystko w porządku, przestań już bo zaraz zasnę – mruknął Emmett.
Weszliśmy do domu. Było cicho, spokojnie. Wczesny wieczór zapowiadał się naprawdę miło w ciepłej, rodzinnej atmosferze.
2. Gość.
Tego wieczoru wszyscy zajęliśmy się swoimi ulubionymi sprawami. Esme usadowiła się z Nessie na sofie w salonie i cichym, melodyjnym głosem czytała jej „Baśnie” Andersena, Alice z Rosalie poszły na górę, zająć się projektowaniem i zamawianiem strojów. Emmett i Jasper zasiedli do szachów, i choć wiadomo było, że za chwilę się pokłócą, na razie grali w milczeniu. Edward usiadł za fortepianem i zaczął grać. Ucieszyłam się, słysząc nowe dźwięki, znów zaczął komponować.
Poszłam na górę do gabinetu Carlisle’a. Chciałam pożyczyć jakąś książkę z jego ogromnej biblioteki. Zastałam swojego teścia siedzącego w ogromnym fotelu i patrzącego w ogień radośnie migający w kominku.
- Carlisle… - Nie wiedziałam, czy mu nie przeszkadzam.
- Wejdź, Bello. Myślałem właśnie o tobie. – Podniósł się z fotela i wyciągnął ku mnie rękę w zapraszającym geście.
- Myślałeś o mnie? Nadal zastanawiasz się dlaczego ten wampir chciał rozmawiać właśnie ze mną? – spytałam.
- Taak…- westchnął – nie wiem kto to był. Dzwoniłem do Denali, rozmawiałem z Tanya. To nikt od nich. Zresztą wizja Alice wydaje mi się niekompletna. Przecież znała wszystkich, którzy opowiedzieli się po naszej stronie w tym sporze z Volturi.
Słowa Carlisle’a brzmiały cicho. Usiadłam naprzeciwko niego przed kominkiem. Też spojrzałam w ogień.
- Myślisz, że to był ktoś zupełnie inny?
- Nie wiem Bello. – Carlisle wydawał mi się w jakiś sposób zmartwiony. Spojrzał na mnie. Jego bursztynowe oczy jarzyły się ciepłym blaskiem. Miał takie dobre, kojące spojrzenie. – Ale wiem, że dowiemy się tego prędzej czy później.
Nagle usłyszałam, że ucichła muzyka. Edward już nie grał. Stał teraz w drzwiach biblioteki oparty o framugę drzwi. Spojrzałam na niego. Miał mocno zaciśnięte szczęki, piękna blada twarz mojego męża wydawała się być nieruchoma, tylko oczy… Och – pomyślałam – musi być bardzo głodny, już tak dawno nie polował. Oczy Edwarda były czarne jak węgiel, tak głębokie jak otchłań oceanu, można było w nich utonąć. Znałam jednak to chmurne spojrzenie, nie wróżyło nic dobrego. Edward był zły i rozgniewany.
- Zostaniemy dziś w nocy tutaj – powiedział. Jego głos zabrzmiał bardzo stanowczo. – Nad ranem pojadę z Jasperem na krótkie polowanie. Do tego czasu chciałbym, żebyś została tu
z Renesmee.
- Och, Edward, przesadzasz! Przecież słyszałeś, że ten wampir zmienił zdanie – obruszyłam się. Mój mąż jednak nawet nie spojrzał na mnie. Patrzył prosto w oczy Carlisle’owi. Wiedziałam, że zna jego myśli i to właśnie one spowodowały jego reakcję. Zatem mój teść musiał się jednak czegoś obawiać.
Zeszliśmy na dół. Było już bardzo późno. Renesmee zasnęła w ramionach Esme. Rosalie i Emmett oglądali jakiś horror w TV, Jasper poszedł do Alice do ich sypialni. Edward delikatnie wziął na ręce naszą córeczkę i poszliśmy ją położyć spać do jego dawnego pokoju. Położyliśmy Nessie na łóżku, a sami usiedliśmy przytuleni do siebie na kanapie.
- Przepraszam, że byłem taki opryskliwy – szepnął Edward. Przesunął dłonią po moim policzku, potem podniósł moją twarz ku swojej.
- Musisz uważać na siebie. Dopóki nie dowiemy się kto to był i jakie były jego prawdziwe zamiary – powiedział.
- Czy Carlisle się czegoś obawia? – szepnęłam.
- Bardziej niepokoi go to, że nie wie, o co w tym wszystkim chodzi – odparł Edward.
Tej nocy siedzieliśmy blisko siebie, przytuleni, ciesząc się tym, że jesteśmy razem i wsłuchując się w miarowe bicie serca naszej śpiącej córeczki. Nad ranem zapukał do nas Jasper.
- Czym jedziemy? – spytał szybko.
- Wyprowadź jeepa. Zaraz zejdę – zadecydował Edward. Jasper zniknął równie szybko, jak się pojawił.
Edward przytulił mnie jeszcze raz bardzo mocno do siebie, zobaczyłam żar w jego oczach. Pocałował mnie namiętnie, wpijając się w moje usta.
- Bądź grzeczna – szepnął. – Wracamy za kilka godzin.
I jednym susem wyskoczył przez okno. Usłyszałam, jak auto z piskiem opon rusza spod podjazdu przed domem. Budził się kolejny dzień. Nessie jeszcze spała, więc przebrałam się w nowe ciuchy, rozczesałam włosy. Na chwilę spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Ta piękna, niepokojąco blada dziewczyna to byłam ja. Na szczęście w rok po przemianie nie musiałam już nosić szkieł kontaktowych, żeby nie razić bliźnich krwistą czerwienią swoich oczu. Teraz moje oczy były w kolorze bursztynu. Jarzyły się intensywnie w kolorze starego złota.
Poruszając się bardzo cicho, zeszłam na dół zobaczyć, co porabia moja wampirza rodzina. Esme i Alice wybierały się do Port Angeles na zakupy. Esme tak przypadł do gustu nowy wazon, że postanowiła dokupić jeszcze kilka do kolekcji. Rosalie była w garażu, poświęcając się swojemu ulubionemu zajęciu – naprawie samochodów. A swoją drogą ciekawa jestem, co ona naprawiała w tym swoim nowiutkim M3? Emmett przez internet obstawiał zakłady na najbliższe mecze, a Carlisle rozmawiał z kimś przez telefon w swoim gabinecie.
Nie chciało mi się jechać z Esme i Alice do miasta, pomyślałam zatem, że jak tylko Nessie się obudzi, wyciągnę Emmetta na spacer i pójdziemy się pobawić z małą w jej ulubioną grę – polowanie na niedźwiedzie! Nikt tak dobrze jak Em nie wcielał się w rolę misia.
- Biorę wasz samochód! – Mignęła mi drobna sylwetka Alice.
Wyjrzałam przez okno. Przestało padać, niebo jednak nadal zakrywały ciężkie chmury. Było duszno, bezwietrznie. Zobaczyłam jak srebrne volvo znikające za zakrętem. Usłyszałam, że Nessie budzi się na górze.
- Em, co powiesz ma mały spacer po lesie? Nessie chce zapolować na misia – rzuciłam szwagrowi, wchodząc po schodach.
Wychylił się zza laptopa i głucho warknął. Miało to wyglądać niby groźnie. Uśmiechnęłam się do niego szelmowsko.
W sypialni umyłam i przebrałam Nessie. Założyłam jej jeansy i ciepłą bluzę z kapturem oraz nowe sportowe buciki kupione ostatnio w Port Angeles. Rozczesałam córeczce włosy splątane we śnie, zebrałam je w kucyk. Z szafy wyciągnęłam jeszcze tylko dwie kurtki przeciwdeszczowe. Tak przygotowane zeszłyśmy na dół.
W salonie nie było nikogo. Czekając, aż Emmett się przebierze i powie Rosalie, że idziemy na spacer, włączyłam Nessie bajkę w TV, a sama zajrzałam do Internetu i zaczęłam sprawdzać informacje.
Nie wiem, ile czasu minęło odkąd Alice z Esme pojechały do Port Angeles. Będąc wampirem nie rozróżniałam czasu na godziny, jeśli już to na pory dnia… Myślę jednak, że nie minęło więcej niż godzina.
Pierwsza zobaczyła go Nessie.
- Mamo…- powiedziała spokojnym, czystym głosikiem. Spojrzałam na nią. Nie musiała nic więcej mówić. Jednym skokiem znalazłam się przy niej i złapałam małą na ręce. Odwróciłam się. Moja osłona zadziałała, jak zwykle, intuicyjnie. Obydwie byłyśmy pod jej ochroną.
W drzwiach stał Demetri. Poznałam go od razu, choć w holu panował półmrok, który zasłaniał jego twarz. Był ubrany w czarne jeansy i golf. Na nogach miał ciężkie trapery. Zdziwiło mnie jedynie, że nie był okryty długą peleryną z kapturem (jak zazwyczaj nosili się Volturi): miał na sobie czarną, skórzaną kurtkę. Pomyślałam tylko, że w tym stroju wygląda potężniej. Dotąd myślałam, że jest wysoki i szczupły, ale nie widziałam jak szerokie i umięśnione były jego barki.
Staliśmy przez moment naprzeciwko siebie, patrząc sobie prosto w oczy. Jego tęczówki były czarne jak smoła.
- Witaj, Bello – usłyszałam jego melodyjny, głęboki głos. Nie poruszył się jednak.
- Witaj, Demetri – odparłam. Nadal osłaniałam siebie i Nessie swoją niewidzialna tarczą. Myśli zaczęły nagle przepływać w moim umyśle w zawrotnym tempie. Tysiące pytań. Co tu robi Demetri? Czy jest sam? Po co przybył? Czyżby tropił kogoś z nas? Alice musiałaby coś zobaczyć. Może tropił kogoś innego. Gdzie reszta Volturi? Jakie mają zamiary? O co chodzi??? I dlaczego on mi się przygląda w taki sposób? Przecież nie jestem już potencjalną przekąską.
- Nie obawiaj się, Bello – odezwał się ponownie. Jego głos był zniewalający. Dostrzegłam rysy jego twarzy. Były łagodne. Jeden z najgroźniejszych wojowników Volturi, najlepszy tropiciel i zabójca pod słońcem stał dwa metry ode mnie i miło się uśmiechał. Instynkt samozachowawczy podpowiadał mi – uciekaj, ale wiedziałam, że z nim nie miałabym żadnych szans. Zaufać mu? Nie, to absurd. Gdzie jest Carlisle, gdzie Em, Rosie? Sama nie dam mu rady w walce, może nie będzie chciał jednak atakować, jak zobaczy, że nie jestem tu sama?
Spojrzałam na niego uważniej. Nadal stał nieruchomo w drzwiach, ale nic w jego sylwetce nie mówiło, żeby szykował się do walki ze mną. Wręcz odwrotnie, był rozluźniony. Tylko jego wzrok… to było coś dziwnego. W jego oczach czaił się głód i pożądanie.
Nie wiem, jak długo tak staliśmy naprzeciwko siebie. Wydawało mi się, że niemalże wieczność, ale tak naprawdę minęło zaledwie kilkanaście sekund.
- Demetri – usłyszałam cichy, poważny głos Carlisla. Poczułam, że mój teść obejmuje mnie w pasie i ochronnym gestem przyciąga do siebie. W tym samym czasie, ale z mojej drugiej strony pojawił się Emmett, za nim stanęła z boku Rosalie. Kątem oka zerknęłam na szwagra. Był spięty, ale stał obok mnie prezentując dość nonszalancką pozę. Uspokoiłam się, nie byłam już sama. Teraz, nawet gdyby Demetri zaatakował, we czwórkę poradzilibyśmy sobie z nim zapewne bez problemu. Ba, pewnie Emmett sam chciałby z nim walczyć. Zachowanie naszego gościa jednak nie uległo żadnej zmianie. Nie cofnął się, nie przestraszył. Nadal stał w drzwiach i całą swoją postawą prezentował tylko pokojowe zamiary.
- Witaj, Carlisle. – Odwrócił w końcu wzrok ode mnie. Skinął głową Carlislowi.- Przychodzę w pokoju. Byłem w okolicy…w interesach. Pomyślałem, że miło będzie zobaczyć co u was słychać.
- Jesteś sam? – zapytał Carlisle, nadal obejmując mnie delikatnie.
- Sam. Wiesz, że tak zazwyczaj pracuję – Demetri przechylił nieco głowę. Carlisle rozluźnił mięśnie.
- W porządku – zwrócił się do nas – Demetri nie zagraża nam w żaden sposób. Przybywa w pokoju.
Rosalie podeszła do mnie i zabrała Nessie. Usiadła z nią na kanapie przed telewizorem, ale nadal czujnie obserwowała przybysza.
- Wejdź, proszę. – Carlisle zaprosił gościa do domu. Demetri wszedł pewnym krokiem do salonu. Podał rękę na powitanie doktorowi. Uśmiechnął się do mnie, ale Emmetta, wciąż stojącego u mego boku, zupełnie zignorował.
- Przepraszam jeśli cię przestraszyłem, Bello – zwrócił się do mnie, patrząc mi prosto w twarz. Jego zmysłowy głos doskonale harmonizował z nienagannymi manierami, jakie w tej chwili prezentował. Ujął moją dłoń i kłaniając się szarmancko, złożył na niej delikatny pocałunek. Wzdrygnęłam się. Usłyszałam, że obok mnie Em warknął głucho. Demetri szybko puścił moja rękę i zwrócił się do Carlisle’a. Widocznie uznał, że tylko jemu należy się wyjaśnienie nagłej wizyty jednego z Volturi. Odeszli z Carlisle’em na bok. Ja i Emmett zajęliśmy miejsca obok Rosalie na kanapie. Nessie wskoczyła mi na kolana i przytuliła się mocno.
- Nie lubię go – przekazała mi, dotykając mnie. – On tak dziwnie na ciebie patrzył.
Pocałowałam ją w główkę. Siedzieliśmy cicho, nieruchomo. Chcieliśmy usłyszeć o czym Carlisle rozmawia z przybyszem.
- Zatem, kogo szukasz Demetri? – dobiegł nas cichy, spokojny głos Carlisle’a.
- Chyba namierzasz – mruknął Emmett obok mnie.
- Niestety, Carlisle to nasz wspólny znajomy… - zaczął Demetri. Jego słowa były wyważone. Widać było, że zastanawia się, co może nam powiedzieć.
- Znajomy? – Doktor uniósł lekko brwi. Widać było, że zmartwiła go ta informacja.
- To samotny, stary wampir. Może znudziła mu się już nieśmiertelność. Być sam na sam ze sobą tysiące lat… To chyba nikomu nie wyszłoby na dobre. – westchnął nieco teatralnie Demetri.
O kim on mówi? – zaczęłam się zastanawiać. Przyglądałam się naszemu gościowi. Nie wyglądał już tak groźnie jak jeszcze kilka miesięcy temu na polanie, kiedy widziałam go po raz ostatni. Teraz, gdy stał obok Carlisle’a, dostrzegłam jego męskie rysy twarzy, kwadratowy zarys szczęki, pięknie wykrojone usta. Miał bladą cerę, ale w oliwkowym odcieniu tak charakterystycznym dla wszystkich włoskich wampirów. Był niewątpliwie bardzo przystojnym nieśmiertelnym. Zastanawiałam się, ile mógł mieć lat, gdy go przemieniono… Około trzydziestu?
- Volturi wydali wyrok. – Usłyszałam po chwili jego melodyjny głos.
- Co zrobił? – spytał Carlisle patrząc mu prosto w twarz.
- Ujawnił się – brzmiała krótka odpowiedź. – Uciekł z Europy do Stanów. Zmierza na Alaskę. To wszystko, co mogę ci powiedzieć.
- Dlatego nas odwiedziłeś. Myślałeś, że udzielimy mu schronienia? – Carlisle położył Demetriemu rękę na ramieniu, jakby chciał tym gestem spowodować, że nasz gość jeszcze coś powie.
- Nie...- Uśmiechnął się Demetri. – Wiedziałem, że u was go nie zastanę, choć był bardzo blisko… - Wampir spojrzał wówczas na mnie. Nasze oczy spotkały się na kilka sekund. Znów zobaczyłam w nich ogromną siłę i żądzę. Wzdrygnęłam się. Szybko jednak odwrócił wzrok.
- Pójdę już, nie będę was niepokoił moimi problemami – westchnął cicho, podając Carlisle’owi rękę na pożegnanie.
W tym momencie wydarzyły się trzy rzeczy na raz. Usłyszeliśmy, jak pod domem z piskiem opon hamuje samochód, a zaraz potem w drzwiach stanęła Alice z dwoma ogromnymi wilkami u swego boku. Alice miała nieprzytomny wzrok i rozwiane włosy. Z gardeł wilków wydobywał się głuchy charkot, miały najeżone grzbiety, były gotowe do ataku.
Demetri cofnął się dwa kroki.
- Spokój – powiedział łagodnym, aczkolwiek stanowczym tonem Carlisle. Oddałam Renesmee w ramiona Rosalie i w dwóch szusach przemierzyłam cały pokój. Stanęłam przy Alice. Dotknęłam najpierw jej ręki w uspokajającym geście.
- Zobaczyłam go, jak przychodzi i rozmawia z tobą. Tak się bałam. Przyjechałyśmy najszybciej… - zaczęła mówić.
- W porządku, Alice. Nic się nie stało. Demetri po prostu, eee… wpadł z niezapowiedzianą wizytą – powiedziałam. – Szuka kogoś, kto przebywał niedaleko.
Popatrzyła na mnie z niedowierzaniem, ale zaraz potem dostrzegła spokojną twarz Carlisle’a, Emmetta z Rosalie siedzących i zabawiających Nessie na kanapie. Odetchnęła z ulgą – jeśli oczywiście można tak to nazwać. Wilki jednak nadal były przygotowane do ataku. Obcy wampir na naszym terenie, jeszcze samotny gość z Volturi, to dla nich nie lada gratka. Pogłaskałam po pysku Jacoba i Setha – bo to właśnie oni szczerzyli swoje kły u nas w holu.
- Widzę, że wilkołaki nadal dotrzymują wam towarzystwa – stwierdził kwaśno Demetri.
Popatrzyłam na niego. Wiedziałam, że jak wróci do Volterry opowie Aro, że Cullenowie nawet w czasach pokoju łamią zasady i zadają się ze swoimi odwiecznymi wrogami. Demetri przyglądał mi się z natężeniem, nie zwracając już jednak żadnej uwagi na wilki. Jego wzrok był niepokojący, kiedy prześliznął się nim po całym moim ciele. Kiedy tak na mnie patrzył, poczułam się, jakbym stała przed nim nago.
- Fascynująca - szepnął tylko. W tym momencie Jacob zatrząsł się z wściekłości i gniewu, warknął na tyle głośno, że musiałam przytrzymać go za grzbiet, żeby nie rzucił się na przybysza.
- Jake… - Mój głos zabrzmiał ostro. Całe szczęście napiętą sytuację rozładowała Rosalie, która podeszła do Demetriego i stwierdziła z przekąsem.
- Jakie to wilkołaki? – Zaśmiała się ironicznie. – To kundle Edwarda i Belli, mają ostatnio hopla na punkcie hodowli psów.
Pomimo, że Jacob z Sethem zatrzęśli się ponownie ze złości, Demetri roześmiał się z żartu mojej bratowej, choć nadal nawet na nią nie spojrzał.
- Na mnie już czas. – powiedział z uśmiechem. - Do zobaczenia. – Skinął lekko głową w stronę mojego teścia – Ciao, Bellissima… - Posłał mi zabójczy uśmiech i tak szybko jak się pojawił, równie szybko zniknął, wypadając przez nasze otwarte okno w salonie. Staliśmy jeszcze wszyscy przez chwilę nieruchomo, a potem każdy zaczął mówić w tej samej chwili
- Dupek – prychnął Emmett.
- Mamo nie lubię tego pana – szepnęła Renesmee.
- Uspokójcie się … - zagrzmiał Carlisle.
- Boże, Bello Edward mnie zabije, już wracają z Jasperem… Jak mu przekazałam wizję to tak się wściekł… - wymamrotała Alice.
- Zdecydowanie wpadłaś mu w oko – stwierdziła Rosalie.
- Wrr – warknął Jacob.
- Jake – zwróciłam się w pierwszej kolejności do swojego przyjaciela – dopilnujcie, żeby oddalił się z naszego terytorium. Nie atakujcie go, tylko dyskretnie eskortujcie do granicy z Kanadą, dobrze? – Spojrzałam w jego mądre, brązowo-złote ślepia. Wilgotnym, ogromnym czarnym nosem dotknął mojej dłoni i już go nie było. Zobaczyłam tylko, jak wraz z Sethem znikają w gęstwinie lasu. Chyba po raz pierwszy, odkąd byłam wampirem poczułam się lekko zmęczona, no może to za duże słowo – znużona.
Opadłam na kanapę. Całe szczęście, że Esme zajęła się Nessie.
- Poczekajmy aż wrócą Edward i Jasper. Potem musimy zastanowić się nad ostatnimi wydarzeniami – powiedział w końcu Carlisle. W tym samym momencie usłyszeliśmy ryk silnika.
- O nie! – wrzasnął Emmett – Edward zatarł silnik!
Kilka sekund później do salonu wpadł mój mąż. Jego napięte do granic możliwości mięśnie i zaciśnięte szczęki budziły grozę. Był wściekły, gotowy do walki.
- Gdzie on jest? – Cedził słowa. Spojrzał na Carlisle’a, na Alice. W ciągu tych kilku sekund przypominał nie tylko drapieżnika tropiącego swoją ofiarę. Owszem, jako drapieżnik, był gotów na wszystko, aby dopaść swoją zdobycz. Teraz przypominał bardziej wojownika. Oczy błyszczały mu złowrogo, był opanowany, a jednocześnie zdecydowany zaatakować wroga z całą swoją siłą.
Widziałam już wściekłego Edwarda, tym razem jednak nie byłam przygotowana na taki atak agresji z jego strony. Spojrzał na mnie swoim dzikim wzrokiem. Po sekundzie znalazłam się w jego ramionach. Trzymał mnie mocno, tuląc do siebie.
- Nic ci nie jest, skrzywdził cię… Gdzie Nessie? – Uniósł dość brutalnie moja twarz ku swojej. Gdybym nie była wampirem pewnie skręciłby mi kark.
- Edward…- zaczęłam cicho.
- Nigdy już cię nie zostawię samej. Gdzie Nessie? – warknął.
- Bawi się z Esme na górze – odparłam. Edward, nadal trzymając mnie bardzo mocno w kilku skokach przemierzył schody i pchnął drzwi do sypialni Carlisle’a i Esme. Na środku łóżka wampirzyca właśnie utulała naszą córeczkę do snu, nucąc jej kołysankę. Gdy tylko nas zobaczyła, położyła palec na ustach i mruknęła.
- Ciii… - Edward uspokoił się nieznacznie, widząc, jak Renesmee smacznie pochrapuje w ramionach Esme. Rozluźnił uścisk swoich ramion, ujął mnie natomiast mocno w talii i odwrócił do siebie.
- Co się stało? – spytał. W jego głosie nadal brzmiał gniew.
- Chodźmy na dół – powiedziałam cicho, dotykając delikatnie dłonią jego policzka. Nie zareagował na tę pieszczotę. Ponownie złapał mnie na ręce i zaniósł do salonu.
W pomieszczeniu zebrali się już wszyscy pozostali członkowie naszej rodziny. Zobaczyłam, że Jasper także jest zdenerwowany. Cicho rozmawiał z Alice przy oknie. Rosalie i Emmett siedzieli na kanapie, wyglądali na najbardziej wyluzowanych. Carlisle stał bez ruchu przy stole. Wyglądał tak, jakby myślami był gdzieś indziej.
- Do cholery, Alice, dlaczego nie przewidziałaś tego wcześniej! – krzyknął mój mąż stawiając mnie na podłodze i doskakując do swojej siostry. Jasper warknął na niego ostrzegawczo, tuląc Alice do siebie.
- Wiesz dobrze, że to nie jej wina – powiedział, patrząc Edwardowi prosto w twarz.
- Dzieci… - zaczął Carlisle. Wszyscy spojrzeliśmy na niego w zdumieniu. Rzadko Carlisle zwracał się do nas w ten sposób, takim tonem. Zauważyłam, że jest przygnębiony. Musiał dowiedzieć się o czymś od Demetriego.
- To nie czas i miejsce, aby skakać sobie do gardeł. Musimy ustalić prawdziwy powód wizyty Demetriego – mówił cichym, zgaszonym tonem.
- To nie była przypadkowa wizyta, prawda ? – zapytałam cicho.
- Oczywiście, że nie – prychnął Emmett.
- Przyszedł tu, bo faktycznie kogoś szuka… - zaczął Carlisle. – Ten ktoś widocznie również chciał nam złożyć wizytę.
- Pierwsza wizja Alice – szepnęłam.
- Tak. – Carlisle zwrócił się do mojej przyjaciółki – Alice wysil się, spróbuj sobie przypomnieć, kto to mógł być.
Wszyscy patrzyliśmy teraz na skupioną twarzyczkę Alice. To ona znała klucz.
- Nie znam go, nigdy go nie widziałam – zaczęła cicho. – Ale wy tak. – Spojrzała na mnie, Edwarda, Carlisle’a, Emmetta i Rosie. – To ktoś, kto chciał coś przekazać Belli, ale nie miał wobec nas żadnych złych zamiarów – powiedziała w końcu.
Przyglądałam się jej z niepokojem, martwiłam się o nią. Ta druga wizja z przybywającym tu Demetrim musiała wytrącić ją z równowagi.
- Dlaczego zmienił zdanie? – spytał ostro Edward.
- Nie wiem… - Pokręciła tylko głową. – Widzę tylko, że je zmienia i oddala się. Ucieka coraz szybciej… Widzę, że nie chce narażać Belli.
- I tak ją naraził na spotkanie z tym potworem z Volturi - ryknął Edward. Carlisle położył mu rękę na ramieniu w uspokajającym geście.
- To nie tak… W pierwszej wizji rozmawiał z Bellą. Przekazywał jej jakąś ważną informację, tylko na tym mu zależało… a potem, zmienił zdanie, tak jakby niebezpieczeństwo było zbyt blisko. – Alice urwała w pół zdania.
Już wiedziałam co się stało.
- Czyli ten ktoś miał mi coś ważnego do przekazania. Chciał się ze mną spotkać, ale zorientował się, że Demetri jest na jego tropie i uznał, że nie będzie mnie narażał, tak? – zapytałam szybko.
- Tak, to prawdopodobne – powiedział Carlisle, podchodząc do mnie. – Demetri mógł tu przybyć jedynie po to, aby sprawdzić czy ten ktoś zdołał przekazać ci informację. To by tłumaczyło jego nadmierne zainteresowanie twoją osobą.
Usłyszałam głuchy warkot za moimi plecami. To był Edward.
- Jakie zainteresowanie? – usłyszałam jego zmieniony, gwałtowny głos.
- Ewidentnie obserwował Bellę – odparł Carlisle.
- Obserwował? – zarechotał Emmett – Facet o mały włos nie rzucił się na nią z pożądania, a ty…auuu! – zawył, gdy Rosalie dała mu po głowie.
- Cooo??? – ryk Edwarda rozległ się nie tylko po całym domu, ale chyba też po okolicznych lasach.
- Synu, nie wiem, o co dokładnie mu chodziło. – Carlisle teraz znalazł się tuż obok rozjuszonego Edwarda. – Ale dowiemy się tego. Zrobimy wszystko, aby twoja żona i cała nasza rodzina były bezpieczne.
- Wiedział, że mnie nie ma. – Edward zasłonił dłońmi twarz. – Wykorzystał to, żebym nie mógł przyjrzeć się jego nikczemnym myślom. Dlatego tak późno podjął decyzję, dlatego Alice zobaczyła go dopiero wtedy… Czekał na to
Patrzyłam na Edwarda z przerażeniem. Wszystkie kawałki układanki nagle znalazły swoje miejsce. Miał rację. Było jednak tyle niewyjaśnionych spraw. Jaką tajemnicę miałam poznać? Czego obawiał się Demetri? Dlaczego widziałam w jego oczach to niepokojące pragnienie?
- Wiesz kim był ten wampir, który chciał mi coś przekazać? – usłyszałam swój własny głos jakby z oddali.
Carlisle spojrzał na mnie. Wiedział. Widziałam to w jego oczach. Ujrzałam w nich także strach. Carlisle się bał. Czego? Kogo? Po raz pierwszy od kilku miesięcy widziałam, że mój teść jest naprawdę zaniepokojony, co więcej dostrzegłam cień przerażenia na jego twarzy.
- To Alistair. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Pon 17:15, 19 Kwi 2010, w całości zmieniany 9 razy
|
|
|
|
|
|
Juliette22
Człowiek
Dołączył: 15 Paź 2009
Posty: 62 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gliwice
|
Wysłany:
Pon 8:55, 11 Sty 2010 |
|
No więc cóż, to było intrygujące i ciekawe.
Chociaż początek był taki w stylu „bla bla bla” - wybacz. Później było już lepiej.
Nie podobał mi się ten roczny przeskok, sory, ale skoro to taka 5 część sagi, to tego nie powinno być – ale to Twoje opowiadanie. Wola autora :)
Trochę zbyt zorientowany w tym wszystkim wydaje się być Carlisle.
Zazdrosny Edward? Jestem na TAK.
Demetrii pożądający Belli? Ją to chyba wszyscy tam pożądają.
Jeszcze ta dziwna sprawa z Alistairem, chyba wiem jaki masz pomysł, ale poczekam. Najwyżej przyznam się, że mnie zaskoczyłaś.
Dobra oceniać „betowych” spraw nie będę, bo się na tym nie znam. Jednak jak na coś tak długiego przydały by się jakieś akapity w tekście, albo odstępy, żeby się łatwiej czytało.
Ogólnie bardzo mi się spodobało. Długi, przyjemy w czytaniu tekst – tak jak lubię :)
Dziękuję i cierpliwie czekam na kolejną dawkę „Genezy” :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Viv
Dobry wampir
Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 103 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp
|
Wysłany:
Pon 13:25, 11 Sty 2010 |
|
Długi tekst -brawo .
Co do treści - czytałam już kilka opowiadań o takim temacie i szczerze uważam , że saga powinna się zakończyć właśnie na czwartej części .
No bo co można jeszcze opisać ? Znowu jak im ktoś wali kłody pod nogi ?
Wydaje mi się , że mieli tyle problemów , że w końcu jak są już razem na wieczność to niech tak będzie .
Oczywiście chętnie przeczytam twoje opowiadanie , z ciekawości co wymyśliłaś . Jakie tym razem będą mieli przeszkody i z kim będą musieli walczyć .
Fajnie piszesz , ciekawie , dużo się dzieje .Raczej tu wrócę .
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 16:48, 11 Sty 2010 |
|
Teraz nie mam za dużo czasu dla przyjemności więc nie czytam za dużo ff-ów. Ale twój FF zaciekawił mnie i jakaś wewnętrzna siła kazała mi to przeczytać.
Ogólnie fajnie, jest jakaś intryga i wokół tego będzie się toczyć akcja. Ciekawy tekst i fabuła, ładnie opisane uczucia i przebieg zdarzeń.
Na pewno bedę czytać dalszy ciąg tego ff i czekam z niecierpliwością, jak będę miała czas to poświęcę mu więcej uwagi.
Życzę weny
B |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
~Cjana~
Nowonarodzony
Dołączył: 09 Sty 2010
Posty: 13 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 19:05, 11 Sty 2010 |
|
To jest Cudne:)) Postacie są bardzo przybliżone do tych z sagi Zmierzchu i czytając te dwa rozdziały czułam się tak jak bym czytała następna cześć sagi!! Fabuła bardzo mnie wciągła cały czas coś sie dzieje i podczas czytania nie nudziłam się. Z ciekawością będę śledziła ciąg dalszy tej fascynującej historii Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
losamiiya
Dobry wampir
Dołączył: 27 Lis 2009
Posty: 1767 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 212 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Mexico City.
|
Wysłany:
Pon 20:53, 11 Sty 2010 |
|
Ciekawy tekst. Bardzo podoba mi się jak opisujesz więzi rodzinne Cullenów, wszystkie uczucia są pokazane 'na tacy', w b.ładny spoób. Szczególnie miłość E&B, która wydawałaby się już taka 'długa', nijaka, bo przecież są ze sobą już tak długo i będą ze sobą całe życie, a mimo to tak ładnie to przedstawiłaś, nawet powiem, że romantycznie :)
Co do reszty, czyli akcji, hm, no wydaje mi się, że będzie bardzo ciekawy ciąg dalszy, pełen wrażeń. Treaz odczuwam lekkie 'wprowadzenie' w ten właśnie stan rzeczy.
No ogólnie tekst mi się bardzo podobał, choć momentami już za dużo było tych ładnych momentów, albo być może już zmęczona jestem ;p
Podobało mi się i czekam na cd. :)
Pozdrawiam, los |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nanah
Nowonarodzony
Dołączył: 03 Paź 2009
Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 21:55, 11 Sty 2010 |
|
BajaBello podoba mi się :)
Piszesz ciekawie, zajmująco i długo, co jest dużym plusem, bo bynajmniej mnie irytują krótkie rozdzialiki, w których na dodatek nic się nie dzieje. U ciebie jest wręcz odwrotnie - chwała Ci za to.
Podzielam zdanie Juliette22, odstępy lub wyraźniej oznaczone akapity, bo tekst czyta się ciągiem, ale to taki drobiazg.
Zaintrygowała mnie rola Alistair'a; co on chciał jej powiedzieć? Przez ciebie nie będę spała w nocy Chcę wiedzieć, co będzie dalej i jak to wszystko się potoczy, więc pewnie jeszcze tu zajrzę
Życzę weny i pozdrawiam
Nanah |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Śro 20:33, 13 Sty 2010 |
|
Dziewczyny, bardzo dziękuję za Wasze komentarze. Ucieszyłam się, że jeszcze ktoś chce chociaż spojrzeć na moją wersję dalszych losów Belli, Cullenów i sfory. Wiem, że temat oklepany, opisany już na dziesiątki sposobów. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że mnie zawsze intrygowała Bella - wampirzyca. Jej dar - fakt, iż była tak silną tarczą - nie dawał mi spokoju. Coś w tym musi być. I tak de facto o tym jest ten ff.
Jeszcze raz dziękuję za konstruktywne uwagi (w tekście już porobiłam odstępy, aby łatwiej był przyswajalny).
Nowe rozdziały niebawem. W nich co nieco się wyjaśni, min. to, dlaczego Carlisle jest tak dobrze zorientowany oraz co miał do przekazania Alistair.
Pozdrawiam. BB. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cicha
Człowiek
Dołączył: 03 Sty 2010
Posty: 76 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 19:21, 14 Sty 2010 |
|
Ten tekst chyba można zaliczyć do udanych.
Tytuł mnie zaciekawił. Byłam przekonana, że jest to łatka o jakiejś niewielkiej postaci, ewentualnie historia pre-twilight. Zaczynam powoli czytać, a tutaj się okazuje, że to kontynuacja BD!
W pierwszej chwili mnie odrzuciło i chciałam przerwać czytać, ale pomyślałam sobie "Poczekaj, przeczytaj i wtedy będziesz komentować. Nie oceniaj po pozorach." Moja niechęć bierze się z faktu, że naczytałam się wielu kontynuacji sagi i troszkę się do nich zraziłam. Zazwyczaj jest w nich mogno nagięty kanon, bohaterowie są jacyś histeryczni, opisana historia wyjątkowo nieprawdopodobna. I przecież Cullenowie znów mają kłopoty - jakby nie było im mało borykać się z przeznaczeniem przez cztery grube tomidła autorstwa S.Meyer. Jestem zdania, po BD zwykle należy zostawić ich w spokoju, nich mają chociaż odrobinę szczęcia i odpoczynku. Wiem, że przesadzam, bo mają przecież na to całą wieczność, ale często przyłapuję się na mierzeniu wampirów ludzką miarą.
Niemniej jednak zgodnie z postanowieniem przeczytałam oba rozdziały do końca i bez przerwy, i mogę powiedzieć, że było warto.
Bohaterów jak narazie zostawiłaś w kanonie lub w formie bardzo do kanonu zbliżonej. Ich reakcje nie odbiegały bardzo od moich przypuszczeń, stąd moja opinia.
Akcja biegła sobie swobodnie, może trochę za szybko, a może za wolno? Ocenię to później mając większą ilość tekstu do porównania. Podobało mi się, że wprowadziłaś taki "fałszywy trop". Mam na myśli to, że nasz niespodziewany gość po prostu rozmyślił się z wizyty i dużo, zapewne nieświadomie, namieszał. Pojawienie się włoskiego tropiciela też było dość orginalne. Spodobało mi się, że byl świadomy daru Alice i pojawił się w domu akurat pod nieobecność jej i Edwarda. Nawiasem mówiąc reakcja Edwarda na wizytę Demetriego była oczywista i nieprzerysowana, za co oczywiście plus.
Na korzyść opowiadania wpływa także tajemnica Alistaira i dziwna wiadomość, jaką miał przekazać Belli.
Ogółem więc odbieram twoje ff bardziej pozytywnie niż negatywnie i jeśli tylko czas mi pozwoli, z pewnością tutaj zajrzę, gdy pojawi się następny rozdział. Ciekawi mnie ciąg dalszy, nieznane jeszcze oblicze talentu Belli, może opiszesz też kawałek dojrzewania Nessie? Mam wiele pytań, na które będę oczekiwała odpowiedzi i chyba nawet fakt, że jest to postBD, mnie nie zniechęci.
Nimniejszym życzę więc weny, czasu, cierpliwości i chęci do tworzenia
Cicha
PS: Mam jeszcze tylko małą prośbę: nie planujesz chyba kolejnej próby zgładzenia Cullenów przez "złych Volturi"? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cicha dnia Czw 19:25, 14 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Nie 18:05, 31 Sty 2010 |
|
Zapraszam na trzeci rozdział.
Bety: Dzwoneczek i AngelsDream
Bardzo dziękuję obydwu paniom za cenne uwagi.
3. Alistair
Kilka następnych dni minęło w napiętej atmosferze. Carlisle był niespokojny, Jasper spięty, Alice zmartwiona, Rosalie podminowana, a Edward wściekły. Nawet ze mną rozmawiał niechętnie. Byłam zdezorientowana. Bardzo chciałam dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi, a jednocześnie pragnęłam, aby w naszych wzajemnych stosunkach znów zapanował spokój. Edward tylko w nocy zachowywał się wobec mnie tak samo jak przed wizytą Demetriego. Nasze zbliżenia były teraz jednak bardzo gwałtowne, pełne mrocznego pożądania i ostrego seksu. Nie wiedziałam, co się dzieje, dopiero dzięki Emmettowi któregoś dnia przejrzałam na oczy.
Siedziałam smutna na kanapie, w salonie. Obok Renesmee bawiła się z Jacobem, tarmosząc jego długie kudły. Em krążył po kuchni z patelnią w dłoni. Twierdził, że gotowanie ludzkich potraw po prostu go odpręża. W ostatnich dniach zakupił kilkadziesiąt książek kucharskich i właśnie w tej chwili eksperymentował, przyrządzając dania kuchni meksykańskiej. W pomieszczeniu roznosił się słodkawy zapach kukurydzy i fasoli. Zmarszczyłam nos.
- Em, coś ci się chyba przypaliło… Nawet Jake nie będzie chciał zjeść zwęglonej tortilli – mruknęłam.
- Przesadzasz, mała. Jacob jest jak odkurzacz. Wciągnie wszystko - zaśmiał się mój szwagier zza blatu kuchennego stołu. Dostrzegł jednak mój wyraz twarzy i szybko spoważniał. Byliśmy w domu tylko on, ja, Renesmee i Jake. Rosalie, Esme i Alice wybrały się na zakupy, Carlisle miał dyżur w szpitalu, a Edward z Jasperem załatwiali jakieś tajemnicze sprawy w Seattle.
- Ej, mała, co jest? – Emmett przyjrzał mi się uważniej. Wyglądał zabawnie, przepasany przyciasnym fartuszkiem kuchennym, ze ścierką w jednej, a patelnią w drugiej ręce.
- Nie wiem, martwię się o Edwarda. Ostatnio zachowuje się dziwnie… Konkretnie od wizyty Demetriego – wyżaliłam się.
Emmett zaśmiał się na tyle głośno, że Nessie i Jacob oderwali się od wspólnej zabawy. Jake wystawił swój długi jęzor i łypnął na mnie swoimi ślepiami. Najwyraźniej widok Cullena też go rozbawił.
- Mała, on jest po prostu zazdrosny! – Emmett uśmiechnął się do mnie rozbrajająco, ukazując rząd śnieżnobiałych i niebezpiecznych zębów.
- Co? – Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- Chrr, chrr, chrr – usłyszałam obok. Te gardłowe dźwięki wydobyły się z paszczy wilka, który siedział teraz niczym grzeczny psiak, przekrzywiając lekko łeb na jedną stronę. Te charkoty oznaczały, że właśnie się roześmiał.
- Wściekł się, kiedy usłyszał, że Demetri miał na ciebie chrapkę i tyle – wyjaśnił subtelnie Emmett. Zobaczyłam, że Jacob kiwa wielkim łbem, jakby chciał potwierdzić te słowa.
- O, Boże… - jęknęłam. – Ale dlaczego zachowuje się w tak idiotyczny sposób? Czemu mi nic nie powiedział?
Tym razem nie miałam już wątpliwości, Emmett z Jacobem rechotali w najlepsze. Jake nawet przeturlał się na grzbiecie po dywanie, co niezmiernie uradowało Nessie.
Po chwili Em spoważniał. Odstawił kuchenne gadżety i spokojnie podszedł do mnie. Położył swą dużą, silną dłoń na moim ramieniu.
- Mała, może jestem trochę nieokrzesanym facetem, ale wiem, co czuje mój brat. Kocha cię, a miłość idzie w parze z zazdrością, hę? – Uśmiechnął się do mnie łobuzersko, ale jego słowa brzmiały bardzo serio. – Wyczuł rywala. I to nie jakiegoś wampirzego lalusia, ale groźnego i silnego przeciwnika. Obaj, zarówno on jak i Edward, są tropicielami, wojownikami. Jeśli Demetri będzie chciał cię zdobyć, zrobi wszystko co w jego mocy, żeby osiągnąć cel. Nie będzie zważał na nic. Podejmie każde wyzwanie. Nie podda się ot tak, Edward będzie musiał stanąć z nim do walki i go zabić, inaczej nie odpuści.
Patrzyłam na Emmetta coraz bardziej zdumiona i jednocześnie przerażona. To była najdłuższa wypowiedź, jaką kiedykolwiek słyszałam z jego ust. Najdłuższa i najbardziej dla mnie niepojęta. Edward walczący o mnie z Demetrim? To jakiś absurd. Ledwie znałam tego mężczyznę i zupełnie nie w smak mi było poznawać go bardziej. Budził mój lęk – to wszystko. Nie, to musi być jakaś bujda.
- Em, przesadzasz. Demetri ma Włoszech stado atrakcyjnych wampirzyc. – Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
Emmett spojrzał na mnie, mrużąc nieznacznie swoje złote oczy. Przykucnął obok i przekrzywił lekko głowę. Przez chwilę nieruchomo się we mnie wpatrywał.
- Co? – zapytałam, czując się trochę niezręcznie, gdy mi się tak przyglądał.
- Mała, masz lustro w domu? – Zaśmiał się cicho. – Ale mówiąc poważnie, przypomnij sobie jak działasz na facetów… no, na facetów-wampirów, a w szczególności tropicieli… Edward nie był w stanie ci się oprzeć, James też nie.
Na wspomnienie tego imienia wzdrygnęłam się. James polował na mnie. Było to wieki temu, kiedy byłam jeszcze człowiekiem. A teraz Demetri...
Jacob zawarczał groźnie. Nie spodobały mu się najwyraźniej słowa Emmetta.
- Nie jestem tego pewny. – Emmett starał się teraz mnie uspokoić. – Nie umiem czytać w myślach, tak jak Edward… Ale uwierz mi, wiem, kiedy facet pożąda kobiety. On właśnie tak na ciebie patrzył.
Em był już zupełnie poważny.
- Co ja mam teraz zrobić? – Złapałam go za rękaw. Moje myśli galopowały jedna za drugą. Nie chciałam, żeby Edward musiał walczyć z Demetrim. Bałam się tej walki, Volturi, bałam się o Edwarda, a także o siebie… To nie mogła być prawda.
- Nic. Miejmy nadzieję, że to był tylko chwilowy kaprys. On przede wszystkim jest wojownikiem. Poza tym, moim zdaniem, Volturi nie są w stanie odczuwać emocji tak samo jak my. Podejrzewam, że zabawi się z jakąś wampirzycą, gdy wróci do Włoch, i tyle. – Emmett machnął lekceważąco ręką.
- Mylisz się – Usłyszałam cichy głos za moimi plecami i aż podskoczyłam na kanapie. Za mną stała Alice. Była wyraźnie zmartwiona. Nie wiem, ile zrozumiała z naszej rozmowy.
- On będzie dążył do spotkania z Bellą – szepnęła.
- Raczej nie przekazuj tego Edwardowi – mruknął Emmett, a Jake zawarczał, tym razem już bardzo groźnie.
Byłam przerażona. Nie chciałam narażać rodziny na jakikolwiek kontakt z Volturi. Nigdy więcej nie życzyłam sobie widzieć na oczy Demetriego. Nienawidziłam go. Powoli moje przerażenie przeradzało się w gniew. Jakim prawem jakiś żołnierzyk Aro ośmiela się burzyć nasz spokój?! Jak śmie mnie pożądać?! Kto mu dał takie prawo?! Nikt nie jest w stanie zagrozić mojemu małżeństwu. Nawet sam Pan Bóg, a co dopiero jakiś tysiącletni, nad wyraz agresywny wampir z nadmiarem testosteronu we krwi, tfu… w jadzie.
- Nic takiego się nie wydarzy – krzyknęłam, wstając z furią z kanapy. – Słyszysz, Alice?! Ja też mam wybór i wolną wolę. Nikt nie będzie się ze mną bawił w kotka i myszkę. Ten Volturi nie ma nade mną żadnej władzy. Pamiętajcie, że jestem tarczą. Umiem ochronić siebie i swoich bliskich przed tym całym królewskim klanem, a co dopiero przed jednym, nawet bardzo groźnym wampirem. Nic się nie wydarzy…
Cullenowie przyglądali mi się w tej chwili z wyrazem zdumienia na twarzach. Tylko Jacob pisnął cicho, stając u mego boku z Renesmee na grzbiecie. Poczułam, jak jego ciepłe, ogromne cielsko przytula się do moich nóg. Był ze mną. Wierzył we mnie. Wierzył, że jestem na tyle silna, by przeciwstawić się dowolnej przeszkodzie, każdemu niebezpieczeństwu zagrażającemu naszemu istnieniu. Znał mnie i wiedział, na co mnie stać. Po prostu mi ufał.
Akurat na ten atak mojej furii wszedł Edward. Za nim, w tyle stanął Jasper. Mój mąż zdumiony znieruchomiał w drzwiach. Przez chwilę przyglądał mi się z uwagą, w jego oczach dostrzegłam niepokój, ale i ulgę. Za to Jasper wyglądał na rozbawionego.
- No, młoda. – Uśmiechnął się do mnie, błyskając złowrogo ostrymi zębami. – Brawo, w końcu pokazałaś pazurki.
W tym momencie z wszystkich nas jakby zeszło kilkudniowe napięcie. Roześmialiśmy się z ulgą. Edward porwał mnie w ramiona. Był znowu moim Edwardem.
- Kochanie, jesteś niesamowita - mruknął mi do ucha. – Zostawmy dziś Nessie pod opieką Esme i Rosie. Porywam cię…- Wziął mnie z łatwością na ręce.
- Uuu…- Zdołałam jeszcze tylko usłyszeć komentarz Emmetta. – Dom tym razem nie wytrzyma.
Pomknęliśmy przez las. Edward nadal przytulał mnie, niosąc na rękach. Wtuliłam twarz w jego umięśnione, twarde ramiona. Był moim mężczyzną. Jedynym. A ja należałam do niego. Na wieki.
Po kilku godzinach pełnych namiętności, leżeliśmy nadzy, wtuleni w siebie. Tymczasowo zaspokojeni. Nasyceni sobą, cieszyliśmy się tą chwilą bliskości. Ten moment, tuż przed wschodem słońca, przepełniony był aurą naszego wzajemnego przyciągania, bezgranicznego oddania i jedności, która spajała nas każdej nocy.
- Tym razem ściana nie wytrzymała… no i połamaliśmy łożko – zaśmiał się cicho Edward.
- Nie tylko, stolik też się rozsypał – zachichotałam. – Emmett będzie miał używanie, kiedy wezwiemy stolarza.
- No tak, Wielki Brat czuwa – westchnął nieco dramatycznie Edward.
Przytuliłam się do niego jeszcze mocniej. Delikatnie dotknęłam jego ust, lekko przeciągając po nich palcem.
- Opowiesz mi o tym, co robiliście z Jasperem w Seattle? – spytałam.
Skrzywił się tym łobuzerskim, pełnym wdzięku uśmiechem.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła – droczył się ze mną.
- Proszę…- zamruczałam uwodzicielsko, zarzucając mu nogę na biodra.
- Okej. Dobrze wiesz, że nie potrafię ci się oprzeć – szepnął mi do ucha. Po chwili jednak dodał już spokojnym, poważnym tonem. – Byliśmy z Jazzem u Jenksa. Załatwialiśmy nowe papiery.
Znieruchomiałam. A więc jednak musimy uciekać? Dokąd? Co powiem Charliemu? Co będzie z wilkami?
- U Jenksa? – jęknęłam tylko.
- Bello, lecimy z Carlislem do Anglii – powiedział bardzo cicho Edward.
- Lecimy? Kto? Kiedy? Dlaczego nic mi wcześniej nie powiedziałeś? Muszę uprzedzić ojca. – Zerwałam się z łóżka.
- Usiądź, uspokój się… - Edward złapał mnie za rękę i przyciągnął ponownie do siebie. – Lecę tylko ja i Carlisle. Wrócimy za kilka dni. Musimy dowiedzieć się, czy to naprawdę Alistair jest tym wampirem, którego tropił Demetri. I dlaczego właśnie jego.
- Ach – westchnęłam tylko. – Ale czemu tylko ty i Carlisle?
- Carlisle zna wielu z nas. Nie będą się go obawiać, a ja wyczytam z ich myśli, czy mówią prawdę. – Edward mówił spokojnie, ale wiedziałam, że jest zdeterminowany.
- Powinnam polecieć z wami – warknęłam niezadowolona, że mnie nie zaproszono na tę wycieczkę.
- Nie, kochanie. – Głos Edwarda brzmiał miękko. Pocałował mnie czule we włosy. – Powinnaś zostać tutaj, z Renesmee. I coś zjeść. Kiedy ostatni raz byłaś na polowaniu? – Zmienił temat.
- To nieistotne – mruknęłam, choć wiedziałam, że ma rację. Pragnienie paliło moje gardło. Oczy z dnia na dzień stawały się coraz bardziej podkrążone i właśnie nabrały barwy onyksu. Wyczuwałam krew nawet najmniejszego gryzonia zamieszkującego las otaczający nasz dom.
- Bello, jeśli nie ugasisz pragnienia, będziesz coraz słabsza. A chyba nie o to nam chodzi? – Spojrzał mi prosto w twarz, unosząc delikatnie mój podbródek. Pocałował mnie miękko w usta.
- Dobrze już, dobrze – wymamrotałam. - Kiedy lecicie do Anglii?
- Dziś wieczorem Jenks będzie miał gotowe dokumenty. Lecimy z Seattle do N.Y jeszcze tej nocy, tam mamy przesiadkę do Londynu – szepnął cicho. – Obiecaj, że będziesz grzeczna i coś zjesz. – Zaśmiał się znowu.
- Kiedy wracacie? – Nie dawałam za wygraną. Nie chciałam, żeby wyjeżdżał. Bez niego czułam się źle. W jego obecności wszystko było prostsze, łatwiejsze. Kiedy był daleko ode mnie, traciłam pewność siebie. Tęskniłam za nim, brakowało mi go jak człowiekowi tlenu. Gdy był gdzieś daleko, cały czas czułam niepokój, irracjonalny lęk, że znowu zostanę sama.
- Wrócimy, kiedy tylko uzyskamy jakieś konkretne informacje. Nie powinno zająć nam to dłużej niż kilka dni. – Edward przytulił mnie do siebie delikatnie, musnął chłodnymi ustami moje włosy. – Proszę, bądź przez ten czas rozsądna. Zamieszkasz na tę parę dni z resztą rodziny, dobrze? Nie chcę, żebyście z Nessie choć na chwilę pozostawały bez opieki. I na miłość boską, jedziemy dziś na polowanie, inaczej zagryziesz papugę, którą Jasper kupił Alice.
- Co? – Zaśmiałam się, a więc to był ten najnowszy sekret Jazza. - Ale po co Alice papuga?
- Cholera, to miała być niespodzianka - żachnął się mój mąż, lekko zawstydzony, że wyjawił niewinną tajemnicę swojego brata. – Alice od dawna marudzi, że chciałaby mieć jakiegoś zwierzaka. Jazz najpierw myślał o yorku, ale to chyba nie najlepszy pomysł. Poza tym i tak wystarczająco dużo psów kręci się już po naszym domu. – Roześmiał się cicho.
- No tak, jeszcze by Jacob chciał go adoptować. – Uśmiechnęłam się na samą myśl o takim szczeniaku i tylu ogromnych wilkołakach w jednym stadzie.
- Albo Rosalie przekąsić – dodał Edward. Obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem.
Tego ranka wszyscy byli w zdecydowanie lepszych nastrojach niż przez ostatnie kilka dni. Emmett z Jasperem siłowali się na polanie, Rosalie i Esme zabrały Nessie do kina w Port Angeles, Edward komponował, a Alice tworzyła nową kolekcję. Carlisle zaproponował mi krótkie polowanie, widocznie również on dostrzegł głód w moich oczach. Ponieważ mieliśmy tylko kilka godzin do ich wyjazdu, pojechaliśmy jeepem Emmetta w góry. Jakieś pięćdziesiąt kilometrów za Forks skręciliśmy ze sto dziesiątki w polną drogę biegnącą pod górę, w las.
Byłam coraz bardziej spragniona. Faktycznie, dawno nie polowałam. Musiałam ugasić pragnienie jak najszybciej, inaczej lada moment nie byłabym w stanie wytrzymać wśród ludzi. Mogłabym kogoś zaatakować. Ponadto, ostatnie wydarzenia nie wpłynęły na mnie uspokajająco, wręcz przeciwnie. Carlisle dostrzegł moje zaciśnięte szczęki i badawczy, czujny wzrok. Nie byłam już Bellą, byłam drapieżnikiem. Zacisnęłam mocno pięści, żeby wytrzymać jeszcze te kilkaset metrów, jakie mieliśmy do pokonania samochodem w głąb puszczy. Kiedy tylko się zatrzymaliśmy, wyskoczyłam bardzo szybko z samochodu i nie oglądając się na mojego teścia, pobiegłam z zawrotną szybkością w las. Po chwili wyczułam, jakieś sto metrów ode mnie, pasące się spokojnie stado jeleni. Zastygłam nieruchomo. Moje zmysły były w tej chwili wyostrzone do granic możliwości. Mogłam usłyszeć najmniejszy podmuch wiatru, każdy szelest opadających z drzew liści, wyczuć tętniącą gorącem i słodyczą krew każdego stworzenia w promieniu kilometra. W sekundę przygotowałam się do ataku i ruszyłam. Byłam najszybszym, najbardziej zwinnym łowcą w tym lesie. Żadne zwierzę nie mogło uciec przede mną, żadne nie było w stanie wygrać walki, jaką za chwilę mieliśmy stoczyć. Kątem oka dostrzegłam dużego jelenia, biegł nieznacznie wolniej niż reszta stada. Skoczyłam… Nie przedłużałam jego męki. Wtopiłam zęby w potężną szyję zwierzęcia. Poczułam, jak słodka, gorąca i gęsta krew gasi moje pragnienie. Po chwili, nieco zaspokojona, ruszyłam dalej. Taka dawka krwi jedynie zaostrzyła mój apetyt. Teraz potrzebowałam większego wyzwania. Byłam bestią. Szukałam przeciwnika, który stanie ze mną do nierównej walki. Ponownie biegłam. Drzewa, niczym w przyspieszonym filmie, migały mi tylko przed oczami. Do moich nozdrzy dotarł zapach. To było to. Inny drapieżnik. Duży kot. Bardzo duży. Wylegiwał się leniwie w słońcu, odpoczywając po nocnych łowach. Zbliżyłam się. Wyczuł moją obecność i czyhające na niego niebezpieczeństwo. Zawahał się przez moment – uciekać czy atakować. To wystarczyło. W jednej sekundzie doskoczyłam do niego. W mgnieniu oka dostrzegłam, że usiłuje się bronić. Najeżył się, obnażył kły. Mięśnie miał maksymalnie napięte. Był bez szans. Stalowym uściskiem przydusiłam go do ziemi i zatopiłam zęby w tętnicy. Po chwili zwiotczał, serce drapieżnika zabiło po raz ostatni.
Podniosłam się powoli. Wystarczy. Czułam się nasycona. Zdecydowanie głód powodował, że byłam bardziej rozdrażniona. Teraz stałam się spokojniejsza i silniejsza. Edward miał rację. No cóż, w końcu to on był od ponad stu lat wampirem, a ja dopiero od roku. Zachichotałam cicho. Tak, teraz mogłam z podniesioną głową, bez lęku podjąć każde wyzwanie. Spojrzałam w niebo. Było już chyba po południu. Słońce schowało się za gęstymi chmurami, ale intuicyjnie wiedziałam, która może być godzina. Musiałam odszukać Carlisle’a. Powinniśmy wracać do domu. Za kilka godzin musieli lecieć.
Pobiegłam przez las, kierując się w tę stronę, gdzie zostawiliśmy samochód. Carlisle już na mnie czekał. Wsiedliśmy bez słowa do auta i ruszyliśmy w drogę powrotną.
- Bello – zaczął Carlisle, gdy już byliśmy niedaleko Forks. – Musisz wiedzieć, że jedziemy z Edwardem do Anglii głównie przez wzgląd na ciebie.
- Wiem, dlatego uważam, że powinnam pojechać razem z wami – mruknęłam. Zezłościłam się znowu, kiedy przypomniałam sobie, że nie chcą, bym również poleciała.
- Nie, to nie jest konieczne. Poza tym tu będziesz bezpieczniejsza. Na początek musimy dowiedzieć się prawdy o Alistarze, żeby poznać faktyczne zamiary Volturi. Mam niejasne przeczucie, że nasi włoscy znajomi koniecznie chcą cię bliżej poznać. – Słowa Carlisle’a brzmiały nieco sarkastycznie, a ja ponownie poczułam strach. Nie chciałam mieć nic wspólnego z klanem Volturi.
- Mam wrażenie, że Aro jest bardzo zainteresowany twoim darem. – Carlisle zacisnął mocniej szczęki. Nie był tym zachwycony. Nie podobało mu się to, tak samo jak i mnie.
- Wiesz dobrze, że nigdy nie zostanę jedną z Volturi – szepnęłam.
- Tak, wiem. – Spojrzał na mnie swoim czystym, jasnym wzrokiem, w którym pojawił się niepokój. – Ale wiem też, że Aro tak łatwo nie ustąpi.
Nie powiedzieliśmy już ani słowa w drodze powrotnej do domu.
Nie wiem dlaczego, ale ta rozmowa z Carlislem przygnębiła mnie. Po naszym powrocie Edward oczywiście natychmiast zauważył, w jakim jestem nastroju, ale nie mógł mnie zbyt długo pocieszać, ponieważ musieli zaraz jechać na lotnisko. Zawoził ich Jasper.
- Kochanie – Edward delikatnie pocałował mnie w usta i pogładził po policzku – wrócimy jak najszybciej. Zadzwonię, kiedy tylko wylądujemy w Londynie. – Przytulił mnie mocniej.
- Daj znać, jak tylko się czegoś dowiecie… - poprosiłam go. – I uważaj na siebie.
Mój mąż uśmiechnął się łobuzersko, zawsze mnie to obezwładniało. Na zewnątrz zatrąbił klaksonem Jasper. Musieli jechać. Edward zwinnym ruchem wyskoczył przed dom, pomachał mi jeszcze na pożegnanie i chwilę później zobaczyłam, jak czarny, lśniący mercedes znika w mroku drzew.
Wróciłam do pustego salonu. Jak na warunki wampira, można powiedzieć, że się przywlokłam. Usiadłam na kanapie i tkwiłam na niej nieruchomo, zatopiona w swoich myślach, aż do momentu, w którym Esme, Rosie i Nessie wróciły z wycieczki do kina.
Esme przytuliła mnie, widząc, że jestem smutna, a Nessie wskoczyła mi na kolana i starała się mnie pocieszyć, ale jakoś nie potrafiłam się nawet uśmiechnąć.
Kolejne dni minęły nam bardzo szybko, w domu Cullenów nie sposób było się nudzić. Alice, Jasper i Emmett skutecznie zadbali, żebym przestała się martwić i zapewnili mnie i mojej córeczce mnóstwo rozrywek. Nawet wilki dotrzymywały nam towarzystwa, dzień w dzień przybiegając z La Push. Edward zadzwonił raz, kiedy tylko wylądowali z Carlislem w Londynie.
Siedziałam z Nessie, Alice, Rosalie i Jacobem w ogrodzie, który Esme założyła jakiś czas temu na tyłach domu. Jake tym razem przybył w swojej ludzkiej postaci, żeby – jak sam to określił – czasem móc się porządnie odszczeknąć tej posągowej blondi. Zdawało się, że Rosalie puściła tę uwagę mimo uszu, ale po chwili zniknęła na moment w domu, a gdy pojawiła się z powrotem w ogrodzie, trzymała w ręce dużą, gumową kość.
- Szkoda, że dziś nie jesteś milutkim pieskiem, mam dla ciebie coś specjalnego ze sklepu zoologicznego. – Ironicznie uśmiechnęła się do Jake’a i nonszalancko cisnęła zabawką w jego kierunku. Rzut był tak mocny, że Jacob musiał się uchylić, aby nie dostać w głowę.
- Rosie, mogłaś się bardziej postarać. Wolałbym piłeczkę, ewentualnie jakąś dużą lalkę Barbie do schrupania – prychnął Jake.
Roześmiałyśmy się z Alice. Rozgrywki pomiędzy Rosalie i Jacobem dostarczały nam zawsze sporo uciechy. Tym razem jednak, tę uroczo zapowiadającą się wymianę zdań przerwał Jazz, który pojawił się w ogrodzie.
- Edward i Carlisle lądują za godzinę w Seattle. Jadę po nich na lotnisko – powiedział szybko.
Zerwaliśmy się wszyscy. Najszybciej do Jazza podbiegła Alice.
- Mówili coś? Czego się dowiedzieli? – spytała. Patrzyliśmy teraz wszyscy na Jaspera jak na wyrocznię, ale on jedynie pokręcił przecząco głową.
- Nie. Carlisle powiedział tylko, żeby po nich przyjechać.
- Coś się stało, Jazz? – zaniepokoiłam się. Myślałam, że dadzą nam znać, jeśli tylko coś ustalą.
- Nie wiem, Bello – odparł i szybkim krokiem oddalił się w stronę garażu. Po chwili usłyszeliśmy pisk opon Mercedesa.
- Alice. – Popatrzyłam na przyjaciółkę. Może ona coś widziała.
- Nie, nic nie wiem. Może… może niczego nie udało im się ustalić – westchnęła cicho.
Te dwie godziny do ich powrotu dłużyły mi się niczym cała wieczność. Cóż za głupie porównanie! W końcu usłyszeliśmy miarowy, cichy odgłos silnika Mercedesa. Wybiegliśmy przed dom.
- Bello! – Edward wyskoczył z samochodu, zanim ten jeszcze całkowicie się zatrzymał. Objął mnie w talii i mocno pocałował. Wtuliłam się w jego twarde, silne ramiona. Dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, jak bardzo za nim tęskniłam przez te kilka dni. Wspaniale było móc znowu się do niego przytulić, poczuć, że jest tak blisko mnie.
- Kochanie – zamruczał gdzieś w okolicy mojego ucha. – Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy, że mogę wziąć cię w ramiona, że jesteś.
- Hej, dzieciaki, idziecie do domu, czy najpierw chcecie zrobić coś innego? – usłyszałam gdzieś za plecami rozbawiony baryton Emmetta. Spojrzeliśmy na siebie z Edwardem. Widziałam w jego oczach pożądanie, ja sama drżałam. Pocałował mnie raz jeszcze, namiętnie wpijając się w moje usta. Czułam, że zaraz moja silna wola rozpadnie się na drobniutkie kawałki i sama pociągnę swojego męża prosto do sypialni, nie zwracając uwagi na pozostałych.
- Edwardzie, Bello… - Tym razem głos Carlisle’a dobiegł do mnie jakby z oddali. – Powinniśmy porozmawiać jak najszybciej.
Edward nadal trzymał mnie w ramionach, ale poczułam, że napiął mięśnie. Starał się opanować swoje pożądanie.
- Mhm…- mruknął niezadowolony. – Okej. Carlisle ma rację.
Em z Jasperem wyjęli bagaże z samochodu i wszyscy weszliśmy do salonu. Edward pochwycił na ręce Nessie bawiącą się spokojnie z Jacobem na dywanie. Ucałował mocno córeczkę.
- Dobrze, tato, że już jesteś. Mama była smutna – przekazała mu Nessie.
- Jestem, skarbie i obiecuję ci, że więcej mama już nie będzie smutna. – Uśmiechnął się do mnie ponad głową małej.
- No, to powiedzcie w końcu, co udało wam się ustalić – mruknęła Rosalie z niecierpliwością.
Wszyscy skierowaliśmy wzrok na Carlisle’a.
- Dowiedzieliśmy się jedynie, że wampirem, którego tropił Demetri, był faktycznie Alistair. Demetri mówił prawdę, przynajmniej w jakimś stopniu. Volturi objęli go klątwą, a tym samym wydali na niego wyrok. Musi zostać zgładzony. – Słowa Carlisle’a brzmiały bardzo cicho. Widać było, że doktor bardzo przeżywa fakt, iż jeden z jego przyjaciół znalazł się w takim niebezpieczeństwie.
- Dlaczego? Co zrobił? – Esme delikatnie ujęła rękę męża.
- Tego nie wiemy. To, czego się dowiedzieliśmy, to tylko niepotwierdzone informacje, plotki… - opowiadał dalej Carlisle. – Nic konkretnego. Nic, co uzasadniałoby wydanie takiego wyroku – żachnął się.
W jednej chwili poczułam, że narasta we mnie potężny gniew. Cała się trzęsłam.
- To prowokacja! – krzyknęłam.
- Bello – szepnął uspokajająco Edward, obejmując mnie ramieniem. – Niech Carlisle opowie wszystko.
- Tak, Bello. Wszystko na to wskazuje, że tym razem Volturi chcą ukarać za coś Alistaira. Dlatego rozpowszechnili plotki, że się ujawnił… jakieś bzdurne informacje, że ma dosyć życia w ukryciu. – Carlisle zamilkł na chwilę.
- Parszywe pijawki. – Usłyszałam mruknięcie Jacoba.
- Jest jednak coś, co niepokoi mnie bardziej w tej sytuacji – kontynuował Carlisle znużonym głosem. – Prawdziwy powód, dla którego Volturi chcą się pozbyć Alistaira.
W tym momencie mój teść spojrzał na mnie. Przeraziłam się. Czyżbym to znowu ja była przyczyną tych wszystkich nieszczęść? To niemożliwe. Dlaczego?
- Alistair coś wie o Volturi. Ta informacja jest w jakiś sposób dla nich niewygodna. To tajemnica, która nie powinna nigdy zostać ujawniona. Dlatego zrobią wszystko, żeby do tego nie dopuścić.
- Ale jaki ma to związek ze mną? Przecież ja nic nie wiem. – Nadal byłam wzburzona. W tym momencie Edward ujął w dłonie moją twarz i odwrócił ku swojej. Spojrzał mi w oczy. Jego rysy były ostre, tęczówki miały barwę topazu, a ich głębia była bezgraniczna, niesamowita.
- Bello, Alistair chciał się z tobą spotkać. To zobaczyła Alice w swojej wizji. Być może chciał ci również powierzyć tę tajemnicę. – Jego głos dobiegał mnie jakby z oddali. Nagle ostatnie wydarzenia ułożyły się w jedną całość. Świat zawirował mi przed oczami, zapewne, gdybym nie była wampirem, zemdlałabym w tym momencie. Edward dostrzegł moją reakcję, odruchowo przytrzymał mnie mocniej. Kątem oka ujrzałam, że przywołał Jaspera. Jazz przysunął się do nas nieznacznie, a po chwili poczułam dziwny spokój. Wiedziałam, że to zasługa zdolności mojego szwagra. Pokręciłam głową, nie chcąc być otumaniona. Carlisle zaczął opowiadać dalej:
- Niestety, nie zdążył. Myślał zapewne, że ma więcej czasu, zanim Volturi go namierzą. Nie docenił jednak umiejętności Demetriego. Nie chciał nas narażać na takie niebezpieczeństwo, dlatego nie doszło do spotkania. Ale Demetri musiał być pewien.
- Stąd jego wizyta w Forks, prawda? – spytała cicho Alice.
- Tak. Musiał sprawdzić, czy na pewno Alistair nie zdążył nas odwiedzić – Carlisle dokończył półgłosem swoją opowieść.
Przez chwilę wszyscy staliśmy w milczeniu. Pierwszy nie wytrzymał Emmett i z właściwą sobie gracją opadł na sofę. Esme jęknęła, widząc, że jej ulubiony mebel ledwo to wytrzymał.
- No to z bańki. – Em wzruszył ramionami. – Nie znamy jakiejś tam ich tajemnicy, więc nas te parszywe pijawki, jak czule określa Volturi mój przyjaciel Jake, zostawią w spokoju.
Jacob zarechotał donośnie i usadowił się obok Emmetta, na kanapie, która zaczęła z tego powodu już lekko trzeszczeć. Rosalie widocznie też uznała temat za zamknięty, bo machnęła tylko ręką, wzięła na kolana Nessie i spokojnie zaczęła rozczesywać jej włosy.
Wiedziałam jednak, że to jeszcze nie koniec. Miałam rację. Edward z Carlislem wymienili spojrzenia gdzieś ponad moją głową, po czym mój mąż odsunął mnie lekko od siebie. Pogłaskał czule po policzku.
- Chodźmy na górę – powiedział cicho.
Carlisle już czekał na nas w swoim gabinecie. Nie wiem, kiedy zdążył rozpalić ogień w kominku, ale już dawno temu przestałam się dziwić się takim zjawiskom. Usiedliśmy w wygodnych fotelach, doktor usadowił się naprzeciwko nas. Edward trzymał moją rękę, gładził ją uspokajająco.
- Musisz o czymś wiedzieć, Bello. – Carlisle przyglądał mi się badawczo, ale jego ton głosu był łagodny. - Nie wiemy, dlaczego Alistair chciał się spotkać akurat z tobą i jak przypuszczamy, powierzyć ci sekret Volturi. Możemy się jedynie domyślać, że to z powodu twoich niezwykłych umiejętności. Być może uznał, że skoro Aro nie jest w stanie czytać w twoim umyśle, nie dowie się, że znasz jego tajemnicę. – Carlisle zawahał się na chwilę. Spojrzał na płonący w kominku ogień.
- Co się z nim stanie… Z Alistairem? – spytałam cicho. Wiedziałam, że dla Carlisle’a to trudny temat, ale musiałam się dowiedzieć. Mój teść westchnął ciężko, nie odpowiadając na moje pytanie. Przez chwilę wpatrywał się bez słowa w Edwarda.
- Nigdy o tym nie wspominałeś – mruknął po chwili Edward. Domyśliłam się, że coś dziwnego wyczytał w myślach swojego ojca.
- Tak, chyba nadszedł właśnie ten czas, żebym wam opowiedział o tym wszystkim, co sam wiem o nas, wampirach – zaczął swoją opowieść Carlisle, wpatrując się nieprzerwanie w jasne płomienie migoczące w kominku. – Jesteśmy w zasadzie nieśmiertelni… Niełatwo nas zabić, choć jak sami doskonale wiecie, nie jest to niemożliwe. Jedni z nas istnieją na tym świecie dłużej, jak ja, prawie czterysta lat, inni – tak jak ty, Bello - zostali stworzeni całkiem niedawno. Poznaliście także starsze wampiry, Stefan i Vladimir – nasi znajomi z Rumunii - liczą sobie ponad trzy tysiące lat. Tak samo ród Volturi. Marek i Kajusz również mają kilka tysięcy lat. Nie są jednak najstarsi. Aro jest wampirem od zawsze. Alistair też jest takim nieśmiertelnym. On i Aro istnieją od samego początku.
- Od początku? – przerwał mu Edward. – Początku czego?
- Wszystkiego. Wszelkiego stworzenia, początku świata… nawet nie wiem jak to nazwać – usiłował wyjaśnić Carlisle.
- Chcesz powiedzieć, że oni są pierwotnymi wampirami, takimi, którzy stworzyli naszą rasę? – wzburzył się Edward.
- Nie, oni nie stworzyli rasy nieśmiertelnych. Jest mnóstwo teorii na ten temat, ale żadna z nich nie ujawnia do końca genezy naszego powstania. – Carlisle zamyślił się na chwilę. – Alistair niechętnie o tym rozmawiał. Wyznał jedynie, że świadomość tego, iż jest się jednym z pierwszych, to w jego przypadku przekleństwo. Ktoś, kto widział w zasadzie wszystkie klęski tego świata, przeżył tyle wojen, rewolucji i podbojów, poczynając od walk plemiennych aż po czasy współczesne, nie jest w stanie spokojnie o tym wszystkim opowiadać, nie jest w stanie z tym żyć.
- Chcesz powiedzieć, że nikt nie wie jak powstała – zająknęłam się na moment – nasza rasa? Jak powstały wampiry?
- Jak wspomniałem, hipotez jest mnóstwo. Począwszy od tych brzmiących w miarę wiarygodnie, że powstaliśmy w wyniku ewolucji lub genetycznego błędu, a kończąc na bredniach typu: przysłała nas tu obca cywilizacja w celu zgładzenia ludzkości. – Uśmiechnął się w końcu Carlisle.
- Och – zdumiałam się. Ten temat niebywale mnie zaintrygował. Zapomniałam nawet na moment o Volturi, Alistarze i ich tajemnicach. To niesamowite, myślałam, że w jakiś sposób można wytłumaczyć pojawienie się nieśmiertelnych na tym świecie. Przypomniałam sobie to wszystko, co o istnieniu wampirów mówił Edward, Carlisle czy pozostali Cullenowie. Dlaczego Edward nie chciał mnie przemienić? Byliśmy nieśmiertelni lub inaczej nieumarli, nasze serca nie biły, płuca nie musiały oddychać, ciała zastygły na wieki w tym jednym, ostatecznym momencie przemiany. Przestając być człowiekiem, podobno traciliśmy nieśmiertelną duszę, a w dniu Sądu Ostatecznego mieliśmy zostać potępieni na zawsze.
Edward zauważył, że myślami błądzę gdzieś daleko, choć jak zwykle nie był w stanie ich odczytać. Zmarszczył nerwowo brwi.
- Pozwolisz, że pójdziemy już. Chciałbym w końcu nacieszyć się swoją żoną. – Wstał z fotela i chciał już wyjść, ale doktor zatrzymał go jeszcze na chwilę.
- Pamiętajcie, dopóki jesteśmy razem, jesteśmy silni i nawet Volturi nie są nam w stanie zagrozić, nieważne czy znamy ich mroczne sekrety, czy też nie. Musimy mieć jednak na uwadze, że Aro nie przestanie interesować się darem, jaki posiada Bella.
- Wiem – warknął Edward na samo wspomnienie wampira. – Nie musisz tego mówić…
- Muszę, synu. Wszyscy musimy o tym pamiętać, a teraz – uśmiechnął się do nas wyrozumiale – biegnijcie już. Wiem jak bardzo jesteście siebie spragnieni.
Edward porwał mnie w jednej sekundzie na ręce i nie troszcząc się o wyjście drzwiami, wyskoczył jednym zwinnym ruchem przez okno. Pomknęliśmy przez las, nie mogąc się już doczekać swojej bliskości. |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Nie 18:07, 31 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Cicha
Człowiek
Dołączył: 03 Sty 2010
Posty: 76 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 18:44, 31 Sty 2010 |
|
A więc jestem pierwsza!
I muszę przyznac, że dzisiaj zastanawiałam się, co się dzieje z twoim opowiadaniem ;)
Odwiedzam kącik pisarzea, a tu czeka mnie taka niespodzianka.
Kolejny rozdział, trzeci już, jeśli dobrze liczę, ponownie uzyskał moja przychylną ocenę.
Był długi, miał dużo opisów i wiele się w nim działo - to, co tygryski lubią najbardziej.
Dowiadziałam się w końcu, co przedstawia tytuł opowiadania, bo słowo "geneza" wpisane w temacie FFa bardzo mnie ciekawiło.
Rozbroiły mnie docinki Jacoba i Rosalie, a także komentarze Emmetta. Dzięki tym drobnym szczegółom opowiadanie rzeczywiście wygląda jak kontynuacja Przed Świtem.
Kolejny rozdział i kolejne zagadki - moja cierpliwość jest już na skraju wyczerpania. Chciałabym się dowiedzieć czegokolwiek.
Nie liczę na to, że od razu zdradzisz nam tajemnicę skrywaną przez Alistaira, ale może chociaż wyjawisz nam czy wizyta Demeriego była czystozawodowa, czy rzeczywiście spodobala mu się Bella. Po dzisiejszym rozdziale nie jestem już pewna nawet tego.
Życzę więc chęci, cierpliwości i weny oraz z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział
pozdrawiam,
Cicha
Ach, zapomniałabym powiedzieć, że szalenie polubiłam Esme z twojego opowiadania. Tą jej ulgę, gdy Emmett jednak nie rozwalił fotela może odczywać tylko prawdziwa artystka ;) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
losamiiya
Dobry wampir
Dołączył: 27 Lis 2009
Posty: 1767 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 212 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Mexico City.
|
Wysłany:
Nie 18:51, 31 Sty 2010 |
|
W końcu nowy rozdział, na kktóry tak długo czekałam!
No więc, moja droga,
po pierwsze długi rozdział - co jest super. Zauważyłam też, że hmm, jakbyś innaczej pisała - bardziej lekko, masz już taką wyrobioną rękę
Czytałam ten rodział z zapartym tchem muszę przyznać, oczekiwałam tego, co będzie dalej.
Jest.. bardzo, bardzo tajemniczo, odczuwam wielkie napięcie całej sytuacji (to naprawdę się udziela!) wspaniale opisane odczucia bohaterów, zarys miłości, namiętności - to coś, co bardzo mnie urzekło.
Było też nawet zabawnie - podczas hmm, dialogów R&J szczerze się śmiałam.
Wszystko otoczone jest naprawdę takim urokiem, nutką tajemnicy.
I Bella u Ciebie mnie nie denerwuje.. :) hah.
Dużo Emmetta w tym rozdziale - śmiesznego, słodkiego Emmetta!
I ta rozmowa z Bellą na początku - z jednej strony rozbrajająca, z drugiej - taka mądra.
Demetri hmm, na pewno bardzo fajny pomysł z wykorzystaniem własnie tej postaci. Podoba mi się to wręcz bardzo.
Och, okej, chaosu narobiłam i nic szczególnego z tego nie wyszło, prócz nadużywania słowa 'bardzo'.
Bardzo podoba mi się to opowiadanie, z każdym rozdziałem coraz bardziej mnie intryguje.
Mam nadzieję, że na następny rozdział nie pozwolisz długo czekać!
Pozdrawiam gorąco :*
los . |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Nie 20:14, 31 Sty 2010 |
|
To może i ja coś napiszę. Zacznę od tego, że gdybyś mnie nie poprosiła o betowanie rozdziału 3, to pewnie nigdy bym tego nie przeczytała, bo już mi się mnożą opowiadania przed oczami i jeśli coś nowego czytam, to jest to kwestia jakiegoś szczęśliwego zbiegu okoliczności. Tak jest i tym razem. Cieszę się, że los zadecydował tak, że przeczytałam Genezę. (No, w pewnym sensie nie miałam wyjścia) Historia rozkręca się bardzo powoli, ale w ogóle mi to nie przeszkadza. Jest klimat tajemnicy i są kanoniczne postacie, za którymi zdążyłam już zatęsknić. Wolę dalszy ciąg sagi w ten sposób, niż jakiś przeskok, dajmy na to, sto lat później.
Mam szczerą nadzieję, że coś się wydarzy, że to powolne "rozkręcanie" akcji nie jest na darmo. Bo inaczej się znudzę...
I na razie - nie wiem, co jeszcze napisać. Może to, że intrygują mnie motywy Demetriego.
Jakbym się koniecznie miała do czegoś przyczepić, to do tego, że oni wszyscy trochę za bardzo to roztrząsają. Za bardzo analizują każdy szczegół. Są okropnie drobiazgowi. No i jestem ciekawa, jak wybrniesz z tej teorii najstarszej rasy, bo trochę to naciągane... Coś rześki ten Aro jak na parę milionów lat... Ale może się czepiam, ot żeby się do czegoś przyczepić...
Pozdrawiam, życzę weny
Dzwoneczek |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 21:19, 31 Sty 2010 |
|
Geneza?? Zastanawiałam się co to ma wspólnego z tym ff, bo przecież tytuł musi mieć jakieś powiązania. Teraz zaczynam dostrzegać związku tytułu ff z całym ff. Powstanie wampirów??? To jest orginalne temat bo jeszcze nie czytałam ff o podobnej tematyce, ale przejdźmy do konkretów.
Bardzo podoba mi się styl w jakim jest napisane opowiadanie i lekko się całość czyta.
Postacie b.realne i nie różnią się zbytnio od postaci ze Zmierzchu.
Emmett słodki i poważny jak trzeba, Edward jak zwykle czuły i troskliwy.
Zaintrygowała mnie ta cała sytuacja z Demetri, jak potoczą się jego stosunki z Bellą.
A najbardziej ciekawi mnie jak w ogóle powstały wampiry, ale na pewno dowiem się tego w następnych rozdziałach więc poczekam.
Pozdrawiam i życzę dużo weny.
B |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Viv
Dobry wampir
Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 103 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp
|
Wysłany:
Pon 14:36, 01 Lut 2010 |
|
Ciekawy rozdział , fajnie piszesz , można by nawet uznać ,że to ciąg dalszy sagi .
Robisz dużo opisów, dialogi są ciekawe , postaci bardzo podobne do orginału.
Jedyne co mnie ciekawi to czemu Alaister chciał wyjawić tajemnice Belli ?
Jeśli to takie ważne i tak długo trzymane w tajemnicy to co sie stało ,że on ma zamiar teraz to wyznać i czemu jej ? Czym się ona tak wyróżnia , że zasługuje na taką wiedzę ? Nie ma nikogo bardziej godnego zaufania , czemu chce ją obarczyć taką odpowiedzialnością ? Przecież chyba się domyśla że sprowadza na jej głowę i wogóle całą rodzinę niebezpieczeństwo?
Historia powstania wampirów - nie pomyślałabym , że są tak starzy .
Bardzo jestem ciekawa jak to wszystko wyjaśnisz .
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Czw 23:13, 04 Lut 2010 |
|
Bardzo dziękuję za komentarze.
Uchylę nieco rąbka tajemnicy, ponieważ opowiadanie jest długie (mam je napisane od roku) i niestety przez to, może zniechęcać.
Powiem krótko: Demetri odegra dużą rolę w całości. Tajemnica Alistaira zostanie niedługo wyjaśniona. Oraz to, dlaczego wybrał właśnie Bellę, by powierzyć jej swój sekret. Pojawią się też inni znajomi Cullenów, których miałyśmy szczęście poznać w BD. Wieczne, czy też pierwotne wampiry są pewnym kluczem w całości, ale o tym na razie „cicho sza”. Rześki, jak na swój wiek Aro, też ma swój niecny plan.
Akcja rozwija się na razie powoli, ale to tylko po to, aby w odpowiednim momencie wykonać zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i zdecydowanie nabrać tempa.
Zapraszam, kolejne rozdziały już niebawem… |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cicha
Człowiek
Dołączył: 03 Sty 2010
Posty: 76 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 16:41, 05 Lut 2010 |
|
Już się cieszyłam, że trafiłam na nowy rozdział...
Czuję się zawiedziona, rozgoryczona czy co tam jeszcze...
Czytam post, który napisałaś i aż chce mi się krzyczeć!
Demetri odegra dużą rolę - nie, błagam! Najchętniej sama bym go zagoniła z powrotem do Włoch i zamknęła na zamek w jakiejś komnacie tego upiornego zamku w Volterrze.
Tajemnica Alistaira będzie niedługo wyjaśniona - jak najbardziej mi to odpowiada. Ciekawi mnie, dlaczego tu chodzi o Belle, a ponieważ zbytnio za nią nie przepadam, denerwuje mnie nieco, czemu to właśnie ona wyróżniona jest tym zaszczytem? Czemu to nie mógł być na przykład Jasper? Lepiej niech ten Alistair ma dobre wytłumaczenie swojej decyzji...
Dobrze, że pojawią się także znajomi Cullenów z wampirzego świata, bo główni bohaterowie powoli mi się przejadają. Poza tym uwielbiam rozkładać powieści na części pierwsze i nieprzyzwoicie dużo uwagi poświęcać postaciom epizodycznym ;)
Nie wspomniałam chyba w poprzednim komentarzu, że ciekawi mnie pomysł z pierwotnymi wampirami. Interesująca teoria, no bo jak inaczej wytłumaczyć powstanie tego gatunku?
Aro ma kolejny niecny plan...
Jeśli jego celem po raz kolejny są Cullenowie to będzie już trochę przereklamowane, ale jak w twoim opowiadaniu pojawi się porządna i krwawa bitwa między wampirami, wybaczę ci wszystko. Wampirza walka na wielką skalę to coś, czego bardzo mi brakowało w sadze.
Na koniec jeszcze wspomnę o takim jednym szczególe.
Dobrze, że piszesz już od roku i wciąż masz pomysly i chęć do rozwijania tej historii - to moja mała gwarancja, że doprowadzisz to FF do końca.
pozdrawiam,
Cicha |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Twillen
Człowiek
Dołączył: 04 Gru 2009
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: California Dream=)
|
Wysłany:
Pią 18:13, 05 Lut 2010 |
|
Szczerze? Jak dla mnie to bezlitosne. Tak jak na końcu odcinków w serialach "a w następnym odcinku...". Zwykle przełączam kanał zanim lektor przeczyta to głupie zdanie. Po prostu... oklapłam. Wchodzę do Kącika, patrzę... a na górze Geneza! Yuppi! Nowy rozdział! I nawet ktoś juz skomentował. Aż podrygiwac poczęłam. A tu widzę... taki (bez urazy) shit.
Błagam, ja ciebie lubię, nawet bardzo, za to opowiadanie, ale znienawidzę, jesli zamiast kolejnego rozdziału bedziesz nam serwować takie "a w następnym...(bleee)".
No. Kończę wywnętrzanie i jeszcze raz proszę, nie torturuj nas, <chlip> kochanych <chlip>czytelników <chlip> głódówką rozdziałową!
Peace (and chocolate) for everyone! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Czw 23:48, 11 Lut 2010 |
|
Zapraszam do kolejnego rozdziału.
Beta: Dzwoneczek.
Dziękuję, za cierpliwość i wszystkie cenne uwagi.
4. Poszukiwania
Minęło kilka dni od powrotu mojego teścia i męża z Europy, a ja nadal wracałam myślami do tego, co opowiedział nam Carlisle w swoim gabinecie. Rozpoczęłam nawet pewne poszukiwania na własną rękę: siedziałam godzinami w Internecie, szukając wszelkich informacji związanych z wampirami. W księgarni w Seattle, dokąd się wybrałam, wykupiłam wszystkie książki, które w jakiś sposób nas opisywały. Oczywiście z daleka omijałam beletrystykę i wszelkie pozycje typu „Dracula” Brama Stokera. Interesowały mnie w miarę wiarygodne informacje, a nie wytwory ludzkiej wyobraźni. Nie znalazłam tego zbyt wiele, najwięcej podań, mitów i legend związanych z wampirami wywodziło się z Europy, głównie Środkowej. Były to najczęściej historie o powstających z grobów monstrach zachowujących się niczym zombie, czasem przybierających postać nietoperza lub wilka (tu uśmiałam się serdecznie), zagryzających ostrymi kłami niewinnych ludzi. Pominęłam wszelkie idiotyczne wzmianki o czosnku, święconej wodzie i krucyfiksie. Wszak na ścianie, w centralnym miejscu, w domu Cullenów wisiał ogromny, prawie trzystuletni krzyż. Jakoś żadne z nas nie uciekało przed nim z krzykiem. Skrzywiłam się, oczywiście, na spanie w trumnach. Brr… budziło to moją bezsprzeczną odrazę. Poza tym, jak zmieścilibyśmy się z Edwardem w jednej trumnie? No i przecież my w ogóle nie sypialiśmy. Osikowe kołki, srebrne kule i tym podobne bzdety też mnie zbytnio nie interesowały. Właściwie, z tych wszystkich informacji tylko kilka było prawdziwych: musieliśmy żywić się krwią (oczywiście najsmaczniejsza podobno była ludzka krew), byliśmy nadzwyczaj szybcy, silni, mieliśmy niezwykle wyczulone zmysły i byliśmy nieśmiertelni.
W końcu natrafiłam na ciekawsze wzmianki w Internecie, określone jako mitologia wampirów. Okazało się, że na całym świecie ludzie zdawali sobie sprawę z istnienia istot do nas podobnych. Istoty takie jak my zostały opisane przez wiele kultur, zarówno starożytnych, jak i nowożytnych. W Afryce, w Ghanie i południowym Togo występowały wampiry określane jako Adze. W średniowiecznej Europie - oprócz wspomnianego już Draculi oraz pięknej i przerażającej wampirzycy Elżbiety Batory, która kąpała się we krwi swoich poddanych (Jacob słysząc jej historię, stwierdził, że była ona praprababką Rosalie) - znalazłam ciekawe informacje o Estrii, która czerpała swoją energię życiową z krwi ludzkiej i stosunków seksualnych z mężczyznami. Również w podaniach indiańskich znane były wampiry określane jako Adzeekh, które narażały na niebezpieczeństwo swoich bliskich, skłaniając ich do porzucenia pośmiertnego spokoju.
Nigdzie jednak nie byłam w stanie znaleźć wiarygodnych wskazówek na temat naszego pochodzenia. Moje dotychczasowe zainteresowanie przerodziło się w prawdziwą obsesję. Wiedziałam jedno – muszę dotrzeć do źródła i poznać prawdę. Kim jesteśmy? Skąd pochodzimy? Kto nas stworzył? Jesteśmy tylko nieumarli, czy też posiadamy nieśmiertelną duszę? Te pytania ciągle nie dawały mi spokoju. Edward z początku uznał, że mam niegroźną pasję i bawiły go wzmianki o naszych pobratymcach różnej maści. Po tygodniu – o dziwo - moje poszukiwania zaciekawiły również i jego. Kibicowali mi w tym momencie wszyscy Cullenowie, a nawet sceptycznie odnoszący się do sprawy Jacob.
Tego roku w Forks lato było słoneczne. W związku z tym rzadko wychodziliśmy w ciągu dnia z domu, starając się nie pokazywać w miasteczku w pełnym słońcu. Za to chętnie popołudniami spędzaliśmy czas w ogrodzie, który był dumą Esme. Kwitły tam najpiękniejsze kwiaty na świecie, a cień otaczających ogród drzew dawał nam bezpieczne schronienie.
Emmett z Jasperem oglądali mecz w telewizji, Rosalie i Esme bawiły się z Nessie. Carlisle z Edwardem grali w szachy, Alice wtulona w fotel przeglądała czasopisma o modzie, a ja czytałam kolejną rozprawkę o wampirach, tym razem słynnego pisarza i filozofa Jeana Jacquesa Rousseau.
- Wiecie, że Rousseau bezsprzecznie wierzył w nasze istnienie, twierdził nawet, że ma na to dowody? Jakoś nikt nie spalił go na stosie za głoszenie herezji – mruknęłam cicho, odkładając książkę na chwilę na bok. Alice oderwała się również od swojej lektury.
- I co, znalazłaś coś ciekawego w tych jego księgach? Swoją drogą sama chciałabym wiedzieć, dlaczego jestem tym, kim jestem – westchnęła.
- A nie wiesz? – prychnęła Rosalie.
- To nie tak, Bella wie, co mam na myśli… Ludzie podobno pochodzą od małpy i w drodze ewolucji stali się homo sapiens. Ale przecież każde z nas było kiedyś człowiekiem, zanim doszło do przemiany. Może zatem najstarsze wampiry były szympansami – zaśmiała się cicho.
- Alice, pamiętaj, że od momentu, kiedy stajemy się wampirami, zmienia nam się układ chromosomów. Może w genetyce należy doszukiwać się początków naszego istnienia, a nie w jakiś mitologiach czy pogańskich wierzeniach – odezwał się Carlisle znad szachów.
Dostrzegłam, że siedzący na kanapie z nieodłącznym pilotem w dłoni Emmett nagle zainteresował się naszą wymianą zdań. Spojrzał na nas z wyraźnym pobłażaniem w oczach.
- Hej, nie oglądaliście „Wywiadu z wampirem”? Przecież tamten wampir Louis też szukał jakiegoś swojego praprzodka… i co, trafił na jakiegoś gogusia w Paryżu. Banderas mu było na imię, czy jakoś tak. – Emmett z wrodzonym sobie wdziękiem słonia w składzie porcelany wtrącił się do naszej rozmowy.
- Em… – Edward znacząco wywrócił oczami. – Przecież to był tylko film.
- No co ty, taki jesteś dowcipny. Tylko film – burknęła Rosalie, stając w obronie swojego męża. – Ale film nakręcony na podstawie książki Rice. Ona przecież napisała sporo książek o wampirach.
- Sprawdzę ją. – Alice usiadła z laptopem na kolanach i szybko zaczęła wyszukiwać informacje w Sieci. – Ta pisarka w swoich książkach przedstawia ponoć jakąś genealogię wampirów… podobno od zarania świata.
- I co, jest ktoś z naszych? – ponownie zainteresował się tematem Emmett. Jasper popukał się delikatnie w czoło, Edward westchnął teatralnie a Alice zachichotała.
- O co wam chodzi, można przejrzeć te książki – obruszył się Emmett.
- Em, to tylko fikcja literacka. – Uśmiechnęłam się do swojego ulubionego szwagra.
- Oj tam, od razu fikcja. A może to jakieś sensowne teorie? Skąd ona tyle o nas wie? - Emmett nie dawał za wygraną.
- Racja. – Jasper przestał się śmiać. – Ta Rice ma sporą wiedzę o naszym gatunku. Może moglibyśmy pogadać z tą pisarką? – Spojrzał pytająco w stronę Carlisle’a i Edwarda.
Mój mąż nie oderwał nawet wzroku od szachownicy. Uśmiechnął się tylko pod nosem.
- Jak to sobie wyobrażasz, Jazz? – spytał. – Pojedziesz do niej tak po prostu i powiesz: „Dzień dobry, jestem Jasper. Wampir. Proszę mi opowiedzieć, skąd pani o nas tyle wie.” Roześmialiśmy się wszyscy.
- A gdybyśmy tak połączyli przyjemne z pożytecznym? – zagadnęła po chwili Esme, kiedy już opanowaliśmy śmiech i wróciliśmy do swoich poprzednich zajęć.
- To znaczy? – zainteresował się Carlisle.
Zobaczyłam, że Edward przygląda się matce z uśmiechem na twarzy i kiwa z aprobatą głową. Esme miała widocznie jakiś pomysł, który przypadł mu do gustu.
- Jest lato – zaczęła cicho. – Może tak wybralibyśmy się na wakacje i jednocześnie spróbowali poszukać odpowiedzi na nurtujące Bellę pytania.
- Wakacje – powiedziałam tylko, ale już domyśliłam się, co Esme miała nam do zaproponowania.
- Trochę pozwiedzamy. Może niekoniecznie będą nas interesować te same zabytki, co wszystkich turystów, ale przecież nikt nie każe nam chodzić utartymi szlakami. – Esme powoli uchylała rąbka tajemnicy.
- A więc: Ukraina, Rumunia, Węgry… Potem Ziemia Święta, możemy nawet zahaczyć o Ghanę. – Edward znacząco spojrzał na mnie. – Następnie Egipt, później Paryż i Dublin, w końcu Meksyk i Rio? Co wy na to? Odwiedzimy znajomych, a Bella przy okazji zweryfikuje swoją wiedzę na temat naszego gatunku.
Oczywiście wszyscy zaczęliśmy mówić na raz, zachwyceni nowym pomysłem Esme.
- Trzeba ułożyć plan podróży. – Alice natychmiast zaczęła działać. Pobiegła po atlas świata do gabinetu Carlisle’a.
- Wyrobić nowe dokumenty u Jenksa. – Racjonalnie podszedł do sprawy Jasper.
- Muszę poprosić o urlop w szpitalu – wspomniał Carlisle.
- Nie mam co na siebie włożyć. Nie pojadę w starych ciuchach do Europy, tym bardziej do Paryża - obruszyła się Rosalie.
- Muszę powiedzieć Charliemu, że wyjeżdżamy i przygotować na naszą nieobecność Jacoba – zwróciłam się cicho do Edwarda.
- Nie będzie nas najwyżej miesiąc. Jake jakoś to wytrzyma. – Edwardowi wyraźnie spodobał się pomysł na wspólne wakacje. Wydawało mi się, że jedynie Emmett podszedł do naszych planów bez emocji. Nadal siedział rozparty na kanapie i oglądał mecz.
- Em. – Podeszłam do niego. Alice z Edwardem i Esme usiedli już przed atlasem, Jasper telefonował do Jenksa, a Carlisle do szpitala, Nessie jak urzeczona wpatrywała się w Rosalie, która właśnie przeczesywała kolejną garderobę w poszukiwaniu odpowiednich ciuchów na wyjazd.
- Em, co jest? – spytałam.
- A czy ktoś z was pomyślał, że możemy zanadto rzucać się w oczy, podróżując razem? Osiem dorosłych wampirów i jeden dzieciak rosnący w zastraszającym tempie – mruknął, nie odrywając wzroku od telewizora.
- Wampirrrów, wampirrrów – usłyszałam przeraźliwy krzyk za swoimi plecami. Aż podskoczyłam. To papuga Alice w tym całym zamieszaniu wyrwała się z klatki i krążyła teraz po salonie, powtarzając słowa, które akurat przypadły jej do gustu.
- O Boże, Alice, zamknij tego ptaka! – Usłyszałam krzyk Rosie wychylającej się z garderoby. Po chwili papuga, skrzecząc przeraźliwie, znalazła się w rękach Jaspera.
- Kochanie, odnieś ją delikatnie do klatki – poprosiła Alice, nawet nie podnosząc wzroku znad atlasu. Widocznie zobaczyła chwilę wcześniej, jaką morderczą minę miał Jazz, łapiąc zwierzątko.
- Emmett ma rację. Trzeba to wszystko doskonale zorganizować. Nie ma potrzeby, żebyśmy niepotrzebnie rzucali się w oczy. Zwłaszcza w Europie, na terenie Volturi. – Carlisle zszedł ponownie do salonu. W ręku trzymał komórkę. – Jasper, załatw papiery dla Belli, Edwarda i Nessie na nazwisko Swan. Polecą jako młode małżeństwo z dzieckiem na zwykły urlop. Emmett i Rosalie mogą udawać, że są w kolejnej podróży poślubnej. Ja, jako doktor Cullen, oficjalnie zostanę zaproszony na wykłady w Europie i Ameryce Południowej, ty będziesz młodym biznesmenem podróżującym w interesach. Alice i Esme, udając wspólniczki prężnej amerykańskiej firmy odzieżowej, oficjalnie będą pozyskiwać w Europie nowych kontrahentów… Pamiętajcie, musimy wybierać tylko takie połączenia, które odbywają się w nocy. Sprawdźcie dokładnie czasy europejskie. Na miejscu wynajmiemy samochody. Rosie, pamiętaj, żadnych kabrioletów. Mamy koniec lipca, jest środek lata. Południe Europy, dokąd się udamy, nie należy do najbardziej deszczowych miejsc na świecie. – Carlisle znacząco spojrzał na Rosalie.
- Gdzie się spotkamy? – zapytałam, stając obok Edwarda i Alice pochylonych nad mapą Europy.
- Odessa? – Edward zdziwiony spojrzał na Carlisle’a. Wszyscy poszliśmy za jego przykładem.
- Tak, synu. Odessa. Z Odessy popłyniemy do Varny, a później skorzystamy z zaproszenia Stefana i Vladimira, spędzając kilka dni w legendarnych, rumuńskich Karpatach. – Carlisle wyraźnie uśmiechnął się do mnie.
- Czyli wycieczka krajoznawcza śladami księcia Draculi? – roześmiał się tubalnie Emmett.
- Niezupełnie. Myślę, że Bella powinna porozmawiać z Rumunami, a zwłaszcza z Cyganami. Losy Romów i wampirów nie raz w historii przeplatały się ze sobą. – Carlisle stanął obok mnie i również pochylił się nad mapą. – Potem pojedziemy do Aten, skąd popłyniemy do Kairu. W Egipcie zatrzymamy się u Amuna.
- I spotkamy wujka Benjamina? – ucieszyła się Nessie. Tak jak wszyscy, bardzo mile wspominała roześmianego i zabawnego egipskiego wampira, obdarzonego niezwykłymi mocami.
- Oczywiście. – Edward pogłaskał córeczkę po główce. – Co dalej Carlisle?
- Chciałbym pojechać na kilka dni do Izraela, do Jerozolimy. Myślę, że warto przyjrzeć się bliżej religii chrześcijańskiej. – Doktor uśmiechnął się do mnie znacząco. – Może znajdziesz w niej odpowiedź na pytanie, czy mamy nieśmiertelną duszę.
- Hmm - mruknął Edward. Nie lubił, kiedy z Carlislem poruszaliśmy ten temat. Miał zupełnie inny pogląd niż my.
- Potem odwiedzimy w Irlandii Siobhan, a na koniec polecimy do Brazylii, gdzie nad dziką Amazonką czekają już na nas Zafrina z rodziną – dokończył Carlisle, zaznaczając ołówkiem na mapie mały punkcik w Ameryce Południowej.
- Łoł ! – Renesmee aż podskoczyła i klasnęła rączkami.
- Kiedy ruszamy? – zapytałam. Udzielił mi się entuzjazm córki.
- Jazz, jak szybko Jenks przygotuje papiery? – Carlisle zwrócił się do Jaspera, który od kilku minut ustalał coś szybko przez telefon komórkowy.
- Trzy dni – odparł Jazz i powrócił do przerwanej rozmowy.
- Okej. Mamy trzy dni. Musimy w tym czasie zarezerwować bilety lotnicze, wynająć odpowiednie samochody i jacht w Odessie. Więc bierzmy się do pracy! – zarządził Carlisle. Alice z Edwardem i Emmettem rzucili się do laptopów. Doktor poszedł na górę, do swojego gabinetu, a Rosie nadal szalała w garderobie. W salonie zostałyśmy tylko ja, Nessie i Esme.
- Esme. – Objęłam swoją teściową. – Dziękuję, miałaś naprawdę świetny pomysł. Nigdy nie byłam w Europie… no poza Volterrą, ale tego akurat nie chcę pamiętać. Cudownie będzie zobaczyć te wszystkie miejsca.
- Też tak myślę, Bello. – Uśmiechnęła się do mnie i zajęła się Renesmee, a ja zadzwoniłam do Charliego, powiadomić go, że wyjeżdżamy na wakacje. Mój ojciec przyjął tę wiadomość nad wyraz spokojnie, zapytał tylko, czy taka podróż nie będzie zbyt męcząca dla Nessie.
- Nie martw się, tato. Lecimy samolotem. Na miejscu będziemy żeglować po Morzu Czarnym i Śródziemnym. Zwiedzimy trochę Europę. – Wolałam go bardziej nie wtajemniczać.
- A Jacob? Co on o tym myśli? – zapytał nagle Charlie.
- Jacob? Jeszcze nic mu nie mówiłam, ale chyba zrozumie, że jedziemy na urlop – mruknęłam do słuchawki.
- Lepiej powiedz mu o tym jak najszybciej, Bello – uprzedził mnie ojciec.
Miał rację. Z Jake’iem może być większy problem. Będzie z pewnością strasznie marudził, że nie zobaczy Nessie przez parę tygodni. To jego wpojenie czasem dawało się we znaki.
W ciągu dwóch następnych godzin Edward zarezerwował dla nas wszystkich bilety lotnicze. Teraz siedział przed komputerem, wraz z Jasperem i Rosalie. Wszyscy troje kłócili się, jakie samochody wynająć. Ja i Alice zajęłyśmy się kompletowaniem garderoby na wyjazd, a Emmett sprawdzał prognozę pogody w Europie na najbliższe 2 tygodnie i co chwila pytał moją przyjaciółkę, czy te prognozy się sprawdzą.
- Cholera, w Odessie jest teraz 30 stopni! Słońce wschodzi o czwartej rano, a zachodzi o dwudziestej. No, to sobie pozwiedzaliśmy… - mruczał pod nosem.
Nagle usłyszeliśmy, jak ktoś z łomotem otwiera drzwi, a potem nastąpiło głuche warczenie.
- Jacob, Jacob! – Usłyszałam szczęśliwy głosik mojej córeczki.
- Oho, chyba Charlie już mu doniósł – mruknął Edward. Chwilę potem, w drzwiach garderoby, gdzie z Alice przebierałyśmy sukienki, stanął Jake w swojej ludzkiej postaci. Na rękach trzymał Nessie.
- Jak mogłaś – warknął do mnie, nie zwracając uwagi na Alice.
- Jake – starałam się zachować spokojny, rzeczowy ton głosu – jest lato, jedziemy na wakacje.
- Nic mnie to nie obchodzi. Możecie sobie nawet polecieć na księżyc. Nessie zostaje ze mną.
Jego głos przypominał głuche powarkiwanie. To już mnie rozzłościło. Co on sobie wyobraża?!
- Jacob, o ile pamiętasz, Renesmee jest moją i Edwarda córką, więc nigdzie jej nie będziemy zostawiać – odparłam chłodno, nadal jednak starając się opanować złość.
- Ona jest moja! Jest moim przeznaczeniem – ryknął. – Przecież zdajesz sobie z tego sprawę.
Słysząc naszą wymianę zdań, w drzwiach garderoby stanął Edward. Położył mu rękę na ramieniu w uspokajającym geście, ale Jake warknął tylko i ją strzepnął.
- Rozumiem twój gniew i wiem, że będziesz cierpiał. – Edward nie dawał za wygraną i starał się przemawiać do niego najbardziej łagodnym tonem. – Ale zrozum…
- Nic nie wiesz, to że wchodzisz w moją głowę i czytasz moje myśli nie upoważnia cię do psychologicznych gierek ze mną. – Jacob nadal był mocno wkurzony.
- Mamo, a dlaczego Jake nie może z nami pojechać? – zapytała nagle Nessie.
Spojrzeliśmy na siebie z Edwardem. Może to nie był taki głupi pomysł. Trzeba by tylko zapytać wszystkich o zgodę, przede wszystkim Carlisle'a. Lecieliśmy w odwiedziny do innych wampirów, co powiedzą, gdy zobaczą w naszym towarzystwie wilkołaka? Co prawda, poznali Jake'a zimą, może nie będą nam mieli tego za złe. Przypomniałam sobie, że Stefan i Vladimir byli nawet zafascynowani naszym przymierzem z wilkami. W zasadzie, chyba nic nie stało na przeszkodzie, jeżeli tylko Carlisle by się zgodził.
- Okej. Jak chcesz, możesz lecieć z nami – zaproponował Edward. Zdziwiłam się, że podjął tę decyzję bez porozumienia z ojcem, ale najwyraźniej był jej pewien.
- O, nie! – Usłyszałam krzyk Rosalie dochodzący z salonu.
Jacob wyszczerzył zęby w uśmiechu. Usiadł już zupełnie spokojny i rozluźniony w fotelu, nadal jednak nie wypuszczając z ramion Nessie.
- Edwardzie, chyba nie mówisz poważnie? – Rosalie stanęła w drzwiach w wojowniczej pozie.
- Owszem. Idę mu właśnie zarezerwować bilet – powiedział z uśmiechem mój mąż. Wiedział, że ten komentarz jeszcze bardziej rozjuszy Rosie.
- Chyba że poleci w klatce, w luku bagażowym z adnotacją „uwaga, zły pies” – prychnęła Rosalie. Jake warknął, ale nic już nie było w stanie popsuć mu humoru.
Carlisle zszedł na dół. Uśmiechał się tylko pod nosem.
- Dobrze. Edward, zarezerwuj mu bilet. Poleci razem z Alice, Esme i Jasperem z Vancouver. Jazz, jemu także załatw jakieś papiery. – Mój teść przyjrzał się przez chwilę Jacobowi. – Z jego wzrostem może być amerykańskim koszykarzem jadącym na kontrakt do Europy. Aha i… dzieci, przed wyjazdem wszyscy musimy zapolować. Nie chcę problemów w podróży.
Dwa następne dni spędziliśmy na gorączkowych przygotowaniach, po kolei też wybraliśmy się na polowanie. Pierwsi wyruszyli w drogę Alice, Jasper, Esme i Jacob. Pojechali do Vancouver Mercedesem Carlisle’a już drugiego dnia po południu. Jazz zadzwonił wieczorem z lotniska, że wsiadają w samolot i nad ranem, czasu europejskiego, lądują w Berlinie. W stolicy Niemiec miało już na nich czekać nowe BMW z przyciemnianymi szybami. Z Berlina do Odessy było około dwóch i pół tysiąca kilometrów. Powinni tam dotrzeć w niecałe dwa dni.
Emmett i Rosalie wyjechali zaraz po nich. W Seatlle złapali samolot do Nowego Jorku. W Paryżu mieli wylądować około dwudziestej pierwszej czasu europejskiego, gdzie Emmett wynajął Audi A8. Na prośbę Rosalie – z szyberdachem.
Ja, Edward, Carlisle i Nessie pojechaliśmy Volvo do samego Waszyngtonu. Tam wsiedliśmy na pokład wielkiego Jumbo Jeta. Za jakieś siedem lub osiem godzin mieliśmy się znaleźć w Londynie. Całe szczęście, że aura w stolicy Anglii była deszczowa, lądowaliśmy bowiem już o świcie, około piątej rano. Edward załatwił wszystko tak, że nawet nie musieliśmy opuszczać lotniska. Dwie godziny później przesiadaliśmy się w samolot do Moskwy, a następnie do Odessy. Na lotnisku w Odessie wylądowaliśmy o piętnastej. Było bardzo upalnie i słonecznie. Starając się jak najmniej rzucać w oczy, ruszyliśmy do hotelu. Nessie była wyraźnie zmęczona długą podróżą, musiała się choć trochę przespać. Reszta Cullenów i Jacob mieli dojechać do nas w ciągu następnych kilku godzin.
Po upływie dwóch zadzwoniła komórka Carlisle’a.
- Jesteśmy – usłyszałam głos Alice. – Mamy się zatrzymać w tym samym hotelu?
- Nie, lepiej nie. Bądźmy ostrożni – odparł Carlisle. – Ty, Jasper i Esme zameldujcie się w pensjonacie dwie przecznice stąd, nazywa się bodajże „Krasnaja Rijeka”. Jacob może się zatrzymać tu, gdzie my. Ma mniej podejrzany wygląd.
- Podrzucimy do was Jake'a. Jak Emmett i Rosie?
- Jeszcze ich nie ma. Czekamy. – Rozłączył się.
Po kilkunastu minutach w drzwiach stanął Jacob. Też wyglądał na zmęczonego.
- Hej. Muszę się wykąpać i przespać – powiedział nam tylko na powitanie i zniknął w łazience. Wyszedł stamtąd po dziesięciu minutach i rzucił się na łóżko, w mojej i Edwarda sypialni.
- Ej, przecież masz swój pokój – warknął Edward.
- Mhm… - mruknął tylko Jacob. – Ale tutaj jest Nessie. – I zachrapał.
- Ten wilk czasami mnie denerwuje – szepnął mi do ucha Edward, ale zamknął drzwi od sypialni, tak żeby nie słyszeć donośnego chrapania. Spojrzałam mimowolnie na zegarek. Dochodziła szósta wieczorem. Słońce jeszcze było wysoko na niebie.
- Kiedy przyjadą Em i Rosie? – zapytałam, siadając obok Edwarda na kanapie, w salonie naszego hotelowego apartamentu. Edward objął mnie ramieniem i przytulił do siebie.
- Nie wiem, powinni być za jakieś dwie godziny. A ten drań – skinął głową w kierunku sypialni, z której dochodziło równomierne chrapanie Jake’a – pokrzyżował mi plany. Myślałem, że będziemy mieli choć chwilę czasu tylko dla siebie. – Edward pocałował mnie we włosy.
- Och – westchnęłam. No tak, wakacje wakacjami, ale mogliśmy nie mieć w tym czasie możliwości bycia tylko w dwoje. Taki plan zdecydowanie mi nie odpowiadał. Edward całował mnie coraz bardziej namiętnie.
- Porwę cię gdzieś w tej Rumunii, uciekniemy z jakimś cygańskim taborem i będziemy się kochać w świetle księżyca – zamruczał mój mąż.
- Trzymam cię za słowo – szepnęłam, poddając się jego pieszczotom. Nagle zesztywniałam i odsunęłam się delikatnie od niego.
- Słuchaj, a czy oni… no, Stefan i Vladimir… - trochę się zmieszałam. – Czy oni czasem nie mają domu całkiem jak ten fikcyjny Dracula, no wiesz, stary zamek, lochy, trumny, te sprawy?
Edward roześmiał się serdecznie. Ewidentnie rozbawiły go moje obawy.
- Głuptasku. – Pogładził mnie po włosach. – Poznałaś ich przecież. Może są trochę staromodni, czy też niedzisiejsi, ale zaufaj mi, z tego co wiem, mają piękną posiadłość na wzgórzu. Jest to co prawda odrestaurowany, średniowieczny zamek, ale raczej wyposażony w normalne meble i sprzęt. Trumny to tylko wymysł reżyserów z Hollywood.
- Uff, to dobrze. Nawet jako wampirzyca nie czułabym się dobrze w takiej scenerii.
Edward przytulił mnie z powrotem do siebie. Uśmiechnął się do mnie rozbawiony moimi obawami.
Godzinę później dotarli Emmett i Rosalie. Zatrzymali się w hotelu sąsiadującym z naszym. Zadzwonili zaraz po przyjeździe. Umówiliśmy się po zmierzchu w porcie, tam gdzie czekał na nas już wynajęty jacht.
Na wybrzeże dotarliśmy po zmroku. Ja, Edward, Carlisle, Jacob i Nessie przybyliśmy jako pierwsi. Chwilę później dołączyli do nas Jasper z Alice i Esme. Nie było tylko Rosie i Emmetta. Edward próbował się dodzwonić do nich na komórkę, ale telefon był wyłączony.
- Chyba się trochę zapomnieli. – Mój mąż się uśmiechnął. – W końcu to ja będę mógł podokuczać Emmettowi. Niech się tylko pojawią.
Esme i Alice zaczęły rozpakowywać bagaże na jachcie, Jazz i Edward sprawdzali jego stan techniczny, a Carlisle poszedł załatwiać jeszcze jakieś formalności. Stałam z Jacobem i Renesmee na trapie, wpatrując się w błyszczącą taflę morza.
- Mamusiu, możemy zobaczyć te pozostałe statki? – spytała Nessie już trochę znudzona tym oczekiwaniem na rejs. Rozejrzałam się po porcie. Był ogromny. Zaraz obok jachtów cumowały olbrzymie łodzie motorowe, a dalej statki pełnomorskie.
- Poczekaj, powiem tatusiowi, że pójdziemy się przejść.
- Pójdę z wami. – Jacob wziął Nessie na barana. – Wiesz jacy potrafią być marynarze. Nie daj Boże, żeby zobaczyli cię samą.
- Myślisz, że nie poradziłabym sobie? – Zachichotałam tylko. Weszłam na pokład jachtu, gdzie Edward z Jazzem stali w tym momencie nad mapą. Zakomunikowałam, że idziemy na krótki spacer.
- Tylko Bella, wróćcie niedługo. Emmett dzwonił, że już się zbierają. – Edward pocałował mnie lekko we włosy i powrócił do studiowania mapy.
Szliśmy z Jake’iem po porcie, przyglądając się cumującym statkom. Obok pięknych, luksusowych jachtów i ogromnych łodzi motorowych kołysały się na falach małe kutry i łódki miejscowych rybaków. Dalej, po drugiej stronie portu widać było masywne sylwetki statków pasażerskich i okrętów handlowych. Noc była jasna, rozgwieżdżona, w porcie tętniło życie. Na prywatnych jachtach trwały imprezy i przyjęcia, widać było panie w długich sukniach i mężczyzn w smokingach, ze statków schodzili często niedomyci, ogorzali marynarze, którzy w pobliskich knajpach poszukiwali przyjemności w alkoholu i przygód z miejscowymi dziewczętami.
Był naprawdę bardzo przyjemny, ciepły wieczór. Morska bryza wnikała w moje nozdrza, wymieszana z zapachem ludzkich ciał. Poczułam nagle silne pragnienie. Cholera, podobno morskie powietrze zaostrza apetyt, ale żeby to działało też na wampiry?
- Jake, wracajmy – poprosiłam swojego towarzysza.
- Jak chcesz – odparł, wzruszając ramionami. Chyba jeszcze nie chciał wracać. Dobrze mu się tak spacerowało z nami, chociaż milczeliśmy przez większość czasu. Zauważyłam, że gdy był sam na sam ze mną, czy też z Nessie, Jacob zachowywał się tak samo jak dawniej, jak „mój” Jacob. Przede mną niczego nie udawał. Był po prostu sobą. Uśmiechnęłam się do niego i wzięłam pod rękę. Zaczęliśmy iść w kierunku naszego jachtu, gdy nagle poczułam, że Jake cały sztywnieje, a potem zaczyna się niebezpiecznie trząść. O nie, tylko nie to! – pomyślałam. – Nie może się tu przecież przemienić w wilka.
Złapałam Jacoba mocniej za rękę i wzięłam od niego Nessie. Spojrzałam tam, gdzie utkwił nieruchomy, wściekły wzrok. Co do licha? I wtedy go zobaczyłam, choć nie byłam jeszcze do końca pewna, że to on, mój instynkt zareagował automatycznie. Otoczyłam siebie, Nessie i Jake’a niewidzialną osłoną.
Jakieś pięćdziesiąt metrów dalej kołysała się na falach zacumowana luksusowa łódź motorowa. Nie była może największa ze wszystkich w tym porcie, ale i tak wyróżniała się klasą wykonania i majestatem swojego kokpitu. Na jej pokładzie nie widać było ludzi. Jeden mężczyzna ubrany w czarną, długą pelerynę schodził właśnie po trapie na ląd. Jego twarz skrywał kaptur, ale tę sylwetkę poznałabym chyba wszędzie. Staliśmy z Jacobem nieruchomo, przyglądając się tej scenie, która wydawała się rozgrywać w zwolnionym tempie. Mężczyzna stanął na lądzie i zrzucił kaptur. Był odwrócony do nas profilem, i mimo odległości kilkudziesięciu metrów widziałam jego drgające nozdrza. Zobaczyłam, że powoli odwraca głowę. Tym razem jego czarne oczy lśniły niebezpiecznym szkarłatem. Mięśnie twarzy miał napięte, delikatnie rozchylone usta zadrgały. Patrzył na mnie. Pod wpływem jego wzroku znowu poczułam się niczym drobna przekąska. Jego wzrok palił mnie pożądaniem tak ogromnym, że nie byłam w stanie tego znieść. Dostrzegłam, że jego wargi nieznacznie się unoszą w niemym grymasie, który być może miał być uśmiechem. Poczułam, że narasta we mnie niewysłowiony gniew.
- Witaj, Bello. – Usłyszałam jego niezwykle melodyjny, ciepły głos. Jak krwiożerczy wampir może mieć taki głos? – Przemknęło mi przez umysł.
- Witaj, Demetri. – Zmusiłam się, aby moje słowa zabrzmiały pewnie i obojętnie. Zbliżył się do nas o kilkanaście metrów, sunąc bezszelestnie nad ziemią. Jacob zawarczał głucho. Rozejrzałam się wokół. Wszędzie kręcili się ludzie, nic nam nie mógł zrobić w takim miejscu.
- Wieczorny spacer z psem? - zapytał arogancko, kiwając głową w stronę Jake’a.
- Nie. Wieczorny spacer z przyjacielem i córką – odparłam. Trzymałam w żelaznym uścisku ramię Jacoba, bojąc się, że nie wytrzyma i rzuci się na przedstawiciela Volturi.
- Nie sądziłem, że cię spotkam w Europie, Bello. – Demetri patrzył na mnie. Tym razem jego wzrok był bardziej przenikliwy. Oczy pociemniały, stając się czujne.
- Jesteśmy tu na wakacjach – powiedziałam, podkreślając liczbę mnogą. Chciałam, by wiedział, że reszta Cullenów jest niedaleko.
- Och. – Wydawało mi się, że zrozumiał aluzję. – Wobec tego życzę ci miłego wypoczynku. Naprawdę miło było cię ponownie zobaczyć. – Demetri ukłonił się niczym dżentelmen w przedwojennym filmie. Po raz ostatni spojrzał mi prosto w oczy. Przeraziłam się tego, co w nich zobaczyłam. Namiętność granicząca z obłędem, pożądanie które spalało go od wewnątrz i dzikość tego spojrzenia spowodowały, że zadrżałam ze strachu. Gdzieś w oddali dostrzegłam jednak z ulgą cztery sylwetki poruszające się z nadludzką szybkością i zmierzające w naszym kierunku.
- Do zobaczenia, moja piękna. – Usłyszałam jeszcze szept Demetriego i zobaczyłam, jak rozpływa się w otaczającej go mgle, która pojawiła się równie szybko, co zniknęła. Osunęłam się na Jacoba, zanim jeszcze Edward, Emmett, Carlisle i Jasper dobiegli do nas. Edward wziął mnie na ręce, gdy tylko znalazł się obok. Przytulił mocno do siebie. Carlisle zajął się Renesmee, która zaczynała się właśnie mazgaić, Jazz usiłował uspokoić Jacoba, a Emmett tylko powarkiwał znacząco.
- Co on tu robił? – Edward był wściekły. Spojrzał na Carlisle'a. – To nie jest przypadek!
- Nie wiem, synu. Chodźmy stąd. Ludzie zaczynają się niepokoić – szepnął tylko mój teść, rozglądając się wokół. Faktycznie, dookoła nas stało kilku marynarzy, którzy mogli niewłaściwie ocenić sytuację. Ruszyliśmy tak spokojnie, jak tylko mogliśmy w stronę naszego jachtu. Droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Byłam otępiała, nie wiedziałam czy to Jasper znowu mnie uspokaja, czy też spotkanie z Volturi wpłynęło na mnie w tak niepokojący sposób.
Kiedy tylko dotarliśmy na jacht, Edward zaniósł mnie i Nessie do naszej kajuty. Tuliłam córeczkę do siebie, chciałam, żeby jak najszybciej zasnęła i zapomniała o tym strasznym spotkaniu w porcie. Po kilkunastu minutach wypłynęliśmy na pełne morze. Zobaczyłam, że szum fal i łagodne kołysanie statku uśpiło Renesmee. Wyszłam na pokład.
Była piękna, ciepła, sierpniowa noc. Gwiazdy zdawały się przeglądać w srebrzystej tafli spokojnego morza. Zobaczyłam, że Jasper stoi za sterem. Reszta mojej rodziny i nadal rozdygotany Jacob cicho rozmawiali, stojąc na dziobie łodzi.
- Dlaczego nic nie widziałaś? – spytał ze złością Edward.
- Nie wiem, może to faktycznie był przypadek, że Bella go tutaj spotkała – tłumaczyła Alice.
- Przypadek! – warknął Edward. – Jeśli jeszcze raz zdarzy się coś takiego, to własnoręcznie rozszarpię tego Volturi.
- Synu, to faktycznie wygląda na przypadek… Gdyby Demetri podjął świadomą decyzję o spotkaniu z Bellą, Alice by to zobaczyła. On nie wiedział, że Bella tu jest, że my tu jesteśmy. – Carlisle starał się uspokoić Edwarda. – To był zwykły, niefortunny zbieg okoliczności.
- Carlisle ma rację – usłyszałam głos Jake’a. Był już w miarę spokojny. Przynajmniej przestał dygotać i miarowo oddychał. – On był równie zaskoczony tym spotkaniem, jak my. Tylko…
- Co? – Edward rzucił mu groźne spojrzenie.
- Nie wiem, nie umiem tego wytłumaczyć – zaczął Jake. – Ten facet ma coś do Belli. To widać.
- Jak to „ma coś do Belli”? – ryknął mój mąż, w jednej chwili stając obok Jacoba.
- Ej, spoko. Wrzuć na luz. – Emmett odsunął rozwścieczonego Edwarda od Bogu ducha winnego Jake’a.
- Chłopcy… - usłyszałam kojący głos Esme.
- Em, trzymaj go ode mnie z daleka – warknął Jacob. – On nie da sobie nic wytłumaczyć.
- Edward, Jacob, Emmett – powiedziałam cicho wyłaniając się z mroku. Edward wyrwał się Emmettowi i doskoczył do mnie.
- Kochanie – szepnął wtulając głowę w moje włosy. – Tak się martwiłem. Już dobrze… Nigdy więcej nie pozwolę, żebyś gdzieś poszła beze mnie.
- Podejrzewam, że Demetri znalazł się w Odessie na zlecenie Volturi. – Głos Carlisle'a zabrzmiał podejrzanie smutno. – Pamiętajcie o tym, że to tropiciel. On nadal szuka Alistaira.
Spojrzałam na Carlisle'a. Miał rację. Demetri nie przybył tu z naszego powodu. Był równie zaskoczony, kiedy nas zobaczył, jak ja i Jacob. Zdałam sobie sprawę z czegoś jeszcze – jego szybkie, gibkie ciało i niebezpiecznie twarde mięśnie były w tamtym momencie napięte do granic. Faktycznie wyglądał tak, jakby szykował się na polowanie.
- Co oznacza, że go nie dopadł. A to jest chyba dobra wiadomość – powiedział w końcu Emmett. Tej nocy jednak nikt z nas nie był w dobrym nastroju. Niespodziewane spotkanie z tropicielem Volturi wytrąciło wszystkich z równowagi. Nawet spokojne kołysanie fal nie pomogło nam się rozluźnić. W takim milczącym napięciu dopłynęliśmy o świcie do Varny. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Sob 11:17, 13 Lut 2010, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 20:18, 12 Lut 2010 |
|
Ej ludzie co się z wami dzieje!!!!
Tu macie takie wspaniały ff, a on samotnie tu czeka na kogoś kto będzie dobry i napisze kilka słów i sprawi, że na twarzy BajaBelli pojawi się uśmiech, że wykonała świetną pracę i że ktoś uwielbia ten ff.
Więc jeżeli nikt jeszcze nie pofatygował się zajrzeć tu i skomentować to ja zacznę.Bardzo a to bardzo podoba mi się cały ff. Jest wciągający i nie wiesz co wydarzy się w następnym rozdziale. Zaskakujesz mnie co rusz i jak tu nie napisać parę słów. Świetny jest ten pomysł z wakacjami choć wybrali porę i miejsce gdzie nie będą paradować w bikini, a na pewno Rose by chciała. Na pewno czeka ich wiele przygód i myślę, że za szybko nie skończy się ta historia, bo można wymyślać do woli.
Czytam i dowiaduję, że Cullenowie jadą na wakacje i myślę, że nie wydarzy się już nic więcej a tu wyskakuje Demetrii i znów zasiewa ziarno niepokoju. Bardzo fajnie jest to wymyślone, bo co chwilę jestem zaskakiwana przez to jeszcze lepsze zdarzenia. Az mnie skręca z ciekawości co stanie się w następnym rozdziale, bo zwykle sobie wyobrażam co mogłoby się dalej zdarzyć, ale teraz nic już nie wiem ani nie chcę nic przypuszczać, bo wiem, że to co później przeczytam będzie o niebo lepsze niż to co ja myślałam.
Więc życzę dużo weny, bo się przyda, a co do talentu to nie mam wątpliwości. Jest wielki jak droga stąd do Paryża, a zapewniam, że jest to dość daleko.
Pozdrawiam B |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|