|
Autor |
Wiadomość |
Kali.
Wilkołak
Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 146 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk
|
Wysłany:
Pią 15:33, 04 Wrz 2009 |
|
świetne, po prostu świetne..=)
Mam nadzieje ze niedługo pojawi się kolejny rozdział =) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Pią 15:55, 04 Wrz 2009 |
|
uwielbiam moment spotkania Alice i Jaspera :D
Alice wstrząśnięta - tak bym nazwała ten stan i on bardzo mi się podoba |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Monika W
Wilkołak
Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 127 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 8:57, 05 Wrz 2009 |
|
Jest Jasper !!
Brakuje jeszcze Emmenta :)
Rozdział bardzo fajny.
Tłumaczenie dobre, ja błędów nie wiedzę, ale się nie znam, więc...
Bardzo sympatyczny ten ff, taki luźny, zabawny.
Czekam na kolejny rozdział. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cornelie
Dobry wampir
Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 297 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD
|
Wysłany:
Sob 21:49, 05 Wrz 2009 |
|
Przepraszam za moją długą nieobecność moja droga, ale już nadrabiam zaległości
Po pierwsze muszę ci powiedzieć, że tłumaczenie bardzo dobrze ci idzie. Nie wyłapałam żadnych zgrzytów. Wczytałam się - ale podejrzewam, że nie ma większych błędów.
Alice - lubię ją w tym wydaniu. Bałabym się jej oj bała xD Organizatorka o dzikich zapędach z niepohamowanymi pokładami energii - tykająca bomba, ot co! xD
Tekst Belli : Omójbosz jest przeboski xD Niby nic, a jednak mnie troszkę ruszyło hehe
"Tak, chodziło o Victorię Beckham i Sarę Jessicę Parker. " OMG hehehe nie wiem czemu ale przy tym momencie wybuchnęłam niepohamowanym napadem śmiechu xD Jestem troszkę pokręcona, może to dlatego
W każdym razie jak dla mnie jest dobrze - ff jest całkiem przyjemny, wybrałaś sobie coś dobrego do tłumaczenia
Pozdrawiam serdecznie |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Alice_94
Nowonarodzony
Dołączył: 31 Mar 2009
Posty: 39 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Milicz
|
Wysłany:
Nie 15:46, 13 Wrz 2009 |
|
Och... Ten ff jest super. I jeszcze wszystko o modzie prawie jak "in style"^^
Padam ci do stóp.
Nie mogę się doczekać nastęonego rozdziału.
Życzę przyjemnego tłumaczenia
Pozdrawiam Al:* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Amaranthine
Zły wampir
Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 414 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dreamland
|
Wysłany:
Nie 17:06, 13 Wrz 2009 |
|
Ślicznie dziękuję za wszystkie komentarze i wszystkim, którzy czytają to opowiadanie . Dzięki Wam wiem, że mam dla kogo tłumaczyć .
Czwarty rozdział trochę później niż zwykle, ale mam nadzieję, że też się spodoba . Tym razem znowu pojawia się nowa postać .
Miłego czytania .
Tłumaczenie: Amaranthine
Beta: Kirke
Rozdział 4 - Crazier
It feels like I'm falling, and I'm lost in your eyes, you make me crazier, crazier, crazier - Taylor Swift
http://www.youtube.com/watch?v=N7Jw8lOdzRk&feature=related
Jej płuca wypełnił świeży zapach roślinności, rozwijającej się u końca jesieni, a znajome uczucie podskakującej klatki piersiowej uspokoiło ją. Bieganie było w rzeczywistości jedyną rzeczą, która była w stanie tego dokonać. No cóż, bieganie i widok wschodzącego słońca o piątej trzydzieści rano.
Presja związana z zawodem Rosalie zawsze była dość spora, niczym 100-kilowy ciężar.
To wszystko powodowało, że narastał w niej stres. Wzrok ludzi skierowany na nią, w oczekiwaniu na pierwszy upadek, tak, żeby wreszcie mogli roznieść plotki jeszcze szybciej niż wtedy, kiedy Britney straciła włosy pod nożyczkami i maszynką do golenia.
Ale ona była silna. Wspięcie się na sam szczyt w firmie sygnowanej taką marką, jak Michael Kors, to nie były żarty. Można to było porównać do wspinania się na Wielki Kanion w szpilkach i mikro mini.
Jako kobieta dzień w dzień walczyła przeciw biurowym konotacjom. Ale teraz zdeptała te myśli. Z każdym krokiem swych długich nóg, odzianych w getry marki Under Armour i za każdym razem, gdy jej buty Nike Shox lądowały na brudnej ścieżce, deptała po ludziach, którzy wątpili w nią w college'u.
Jej profesor ekonomii na Kolumbii powiedział, że "biznes w Nowym Jorku nie jest dla kobiet" oraz, że "nie da sobie z nim rady”. No cóż, nieco się mylił.
Słowa piosenki Maino wypełniły jej głowę, gdy przebiegała piątą tego dnia milę.
How the hell could you stop me?
Why in the world would you try?
I go hard forever
That's just how I was designed
That's just how I was built
See the look in my eyes?
You take all this from me
And I'm still gon' survive
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wyskakując spod prysznica rozmiarami przypominającego szafę, Rosalie zdjęła biały bawełniany ręcznik z grzejnika stojącego w jej wyłożonej marmurem łazience. Po wytarciu całego ciała włożyła swoją gniecioną bluzkę w kolorze kobaltowego błękitu od Alexandra Wanga w szare spodnie z szerokimi nogawkami.
Po upięciu części pofalowanych blond włosów srebrną spinką i zaaplikowaniu niewielkiej ilości maskary na swoje 'może to jej urok' rzęsy, wyjęła z lodówki jogurt i muesli, które zazwyczaj jadła na śniadanie.
Wyciągając czarny zapinany płaszcz od Bernardiego z szafy w przedpokoju, wsunęła na stopy czarne czółenka Marca Jacobsa i wyszła ze swojego budynku w Chelsea.
- Róg Dwudziestej trzeciej i Czwartej proszę - powiedziała Rosalie, wskakując na tylne siedzenie taksówki. Musiała porozmawiać z ojcem zanim pojedzie do swojego biura. Projektantka, która kiedyś pracowała dla ich firmy podała ich do sądu, twierdząc, że jej tętniak mózgu ukształtował się przez stres, jakiemu była poddawana. Oświadczyła, że "zapracowała się niemal na śmierć".
Rosalie potrzebowała rady ojca, żeby zobaczyć, czy uda im się z tego wywinąć, nie tracąc wszystkiego. Jeśli sprawa stanie się publiczna, marka mogłaby stracić więcej niż wtedy, gdy Michael Phelps stracił aprobatę Kellogga.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po zapłaceniu niechlujnie wyglądającemu kierowcy, Rosalie ruszyła w stronę budynku firmy swojego taty.
Gdy otworzyła duże lakierowane drzwi, uderzyła w coś twardego niczym ściana, przez co upuściła czarny folder z dokumentami i swoją teczkę.
- Rany, patrz pod nogi - wyrzuciła z siebie i westchnęła, zdając sobie sprawę po odzyskaniu równowagi, że to, w co uderzyła, to czyjaś klatka piersiowa.
- Przepraszam, panienko - odpowiedział mężczyzna, schylając się, żeby pozbierać jej rzeczy.
Gdy podał jej zebrane dokumenty i torebkę, Rosalie mogła dokładniej mu się przyjrzeć.
Przewyższał ją o głowę, co było dość zaskakujące, gdyż mierzyła 175 centymetrów. Jego umięśniona, szeroka sylwetka przypominała jej chłopaków z drużyny futbolowej, z którymi chodziła na Kolumbii.
Miał kręcone, brązowe włosy sięgające uszu i był ubrany w czarne spodnie i buty, a częściowo rozpięte guziki jego jasnoniebieskiej koszuli, przykrywał granatowy krawat, co idealnie podkreślało jego błękitne oczy. Były tak błękitne, jak niebo w bezchmurny dzień.
Serce Rosalie zaczęło skakać, zupełnie, jak trzy miesiące temu, kiedy ukończyła swój pierwszy maraton.
Sposób, w jaki włosy opadały mu na oczy, spowodował, że miała ochotę przeczesać je palcami. Rosalie miała słabość do kombinacji: brązowe włosy i niebieskie oczy.
- W porządku, tak naprawdę powinnam częściej patrzeć, gdzie idę - odrzekła przepraszająco, kładąc folder w zagięciu lewej ręki.
- Rosalie - powiedziała, posyłając mu szeroki uśmiech swoich śnieżnobiałych zębów i wyciągając w jego kierunku prawą dłoń.
- Emmett - odpowiedział, ściskając jej rękę. Gdy jego skóra dotknęła jej dłoni, na jej ramię wystąpiła gęsia skórka.
Odwzajemnił jej uśmiech, otwierając przed nią drugie, szklane drzwi.
- Dzięki - powiedziała, wchodząc do budynku. Rosalie nie mogła się opanować i krocząc do windy kołysała lekko biodrami... na wszelki wypadek, gdyby ją obserwował.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- No cóż, wszystko powinno być w porządku. Dowody są niewystarczające i sprawa powinna być oddalona - powiedział tata Rosalie zza swojego biurka, wciąż tkwiąc w prawniczej strefie.
W dalszym ciągu przeglądał dane dotyczące byłej projektantki. Zmarszczył brwi w zamyśleniu, czytając jej dokumenty.
- Jej firma prawnicza nawet nie pokwapiła się, żeby zapisać strony pozwu i datę jego złożenia - oświadczył zdumiony.
- Okej, dziękuję tatusiu, byłoby naprawdę tragicznie, jeśli ta sprawa trafiłaby do wiadomości publicznej - powiedziała Rosalie, wydychając duży haust powietrza.
Szczerze mówiąc, jeśli ta sprawa nadwyrężyłaby reputację jej firmy, Rosalie byłaby bardziej przygnębiona, niż po tym, jak zobaczyła zdjęcia Roberta Pattinsona z włosami obciętymi na krótko.
- Nie ma sprawy, kochanie - odparł siadając wygodniej w swoim dużym, skórzanym fotelu. - Na wszelki wypadek przygotuję linię obrony. Jesteś wolna jutro w porze lunchu? Moglibyśmy pójść do tego bistro na rogu Dwudziestej pierwszej i Trzeciej, o którym tak często opowiada ma-
Przeszkodziło im pukanie do drzwi.
- Proszę wejść - zawołał ojciec Rosalie.
- Przepraszam, proszę pana, nie chciałem przeszkadzać - odpowiedział przybysz, nieśmiało otwierając drzwi.
- W porządku, Emmett. O co chodzi? - spytał tata Rosalie.
O kurczę... Emmett. Ten facet, na którego wpadłam przy drzwiach! Pytania przelatywały przez głowę Rosalie szybciej niż olimpijski sprinter.
Czy nałożyła wystarczająco dużo błyszczyku i maskary? Czy jej włosy były dobrze ułożone, czy nie odstają jej niepożądane pasma?
- Dokończyłem akta sprawy McDaniela... - powiedział, zamierając, gdy Rosalie odwróciła się na obrotowym krześle, przodem do niego.
- Dobrze, więc skończmy już z tymi kontraktami - odparł mężczyzna, pokazując chłopakowi, żeby wszedł do pokoju. Jego głos był zarówno rozkazujący, jak i aprobujący.
- Och, Emmettcie, poznałeś już moją córkę Rosalie? - dodał wskazując na dziewczynę, niczym bileter pokazujący nastolatkom ich miejsca w sali kinowej.
Oczy Emmetta lekko się powiększyły, gdy usłyszał słowo "córka". Córka jego szefa.
- Tak tato, wpadłam na niego trochę wcześniej - powiedziała Rosalie, uśmiechając się w stronę mężczyzny stojącego przy drzwiach. Emmett wydobył z siebie głęboki, stłumiony śmiech i Rosalie natychmiast zapragnęła usłyszeć go jeszcze raz.
- Tatusiu, przyjdę do ciebie jutro, po te materiały. Mam spotkanie o ósmej - rzekła, wstając z krzesła i biorąc do ręki folder z dokumentami, i torebkę. Usiłowała poruszać się z gracją godną baleriny, jako, że wciąż ją obserwował.
- Do zobaczenia wkrótce, kochanie - odpowiedział jej ojciec, gdy dała mu szybki buziak w policzek.
Zanim wyszła z biura nie zapomniała o posłaniu w stronę Emmetta jednego ze swych najbardziej uwodzicielskich uśmiechów.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Chroniąc się przed zacinającym wiatrem, Bella zacisnęła pasek swojej kremowej dwurzędówki Burberry i wysiadła z taksówki.
Miała dzień wolny, więc na wyprawę na warzywno owocowy targ wybrała parę czarnych balerin od Tory Burch i ciemne, sprane rurki marki Citizen Jeans.
To było jej ulubione miejsce, kiedy nie spędzała czasu ze swoimi przyjaciółkami.
Te wszystkie piękne kolory i świeże zapachy uspokajały ją. Tak, jak Alice miała swoją garderobę, a Rosalie bieganie, to było osobiste niebo Belli.
Gdy jej wzrok przyciągnęły duże pęczki mięty, Bella ruszyła w stronę stoiska, zachowując się jak trzylatek w święta Bożego Narodzenia.
Idąc wyjęła swojego Blackberry z niebieski-to-nowy-czarny torby typu tote*, którą nosiła na zakupy i wysłała smsa do Rosalie i Alice.
Noc z Audrey Hepburn???
- B
Wiedziała, że się zgodzą. Zwykły robić to raz w miesiącu. Bella ugotuje coś smakowitego, a później dziewczyny siądą razem ubrane w dresy, z włosami upiętymi do góry i w naszyjnikach z pereł.
Tak, tak, tak!!!!
- A
Nie mogę się doczekać
- R
Zajęta planowaniem posiłku, jaki przygotuje, Bella nie zauważyła, że ktoś stoi obok niej, dopóki nie złapał tego samego pęczka pietruszki, co ona.
Gdy ich dłonie przypadkiem się zetknęły, Bella odwróciła głowę i stanęła oko w oko z szefem kuchni restauracji, w której jadła któregoś wieczoru.
O, kurczę. Jak on miał na imię? Szef... Szef... Jak to było?
- Przepraszam. Proszę bardzo - powiedział wskazując na pietruszkę.
Miał na sobie granatowe polo Lacoste'a i zapinaną na suwak kurtkę Nike. Ku rozczarowaniu Belli, granatowa czapka z logiem New York Yankees** zakrywała jego miedziane włosy.
- Och, nie ma sprawy - odrzekła uśmiechając się i spoglądając na niego. Kiedy jego tęczówki koloru morza spotkały bursztynowe oczy Belli, na jego wargi wypłynął uśmiech, który ją oszołomił.
- Nie byłaś może w zeszłym tygodniu w mojej restauracji? - spytał.
- Tak, razem z przyjaciółkami. Jadłam najlepszego halibuta w życiu - odparła, wywołując na jego twarzy jeszcze szerszy uśmiech. - Jestem Bella - dodała, wyciągając rękę na powitanie.
- Edward. I dziękuję, jesteś bardzo miła - powiedział ściskając jej dłoń. To było niczym lawa, wytryskująca z kręgosłupa Belli. On też musiał to poczuć, bo trzymał jej rękę przez następne dziesięć sekund.
Tak, Bella liczyła je w myślach.
- A więc, co chcesz ugotować? - spytał, w końcu puszczając jej dłoń.
- Nie jestem jeszcze pewna, razem z przyjaciółkami urządzamy sobie wieczór Audrey Hepburn - odpowiedziała, jednocześnie karcąc się w myślach za opowiadanie takich głupot.
- Śniadanie u Tiffany'ego czy Rzymskie Wakacje? - spytał ponownie, wydając z siebie lekki chichot.
Ochhhhhhh, on zna Audrey! To daje mu dodatkowe punkty na jej liście zatytułowanej "Edward to ciacho".
- Obydwa - odparła, czując ulgę, bo nie uważał jej za idiotkę.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W miarę jak popołudnie upływało, Bella i Edward szli razem przez targ. Rozmawiali o posiłkach, które kiedyś ugotowali i miejscach, które odwiedzili.
Od czasu do czasu ich dłonie się spotykały, posyłając iskry wzdłuż kręgosłupa Belli. Chciała trzymać jego rękę, czuć jego dłoń obejmującą jej ramiona, móc oprzeć się o niego.
To było uczucie porównywalne do tego, kiedy Alice i Rosalie kupiły jej pierwszą Birkin. Chciała się uczepić i nigdy nie puszczać.
Byli na dalekim końcu targowiska, kiedy aksamitny głos Edwarda wyrwał ją z transu.
- Bello, zdaję sobie sprawę, że to dość niespodziewane - powiedział, wbijając wzrok w swoje białe Niki. - No cóż, zastanawiałem się... czy może mógłbym kiedyś zaprosić cię na kolację?
Bella ledwo mogła się pohamować. Czuła się, jakby za chwilę miała wyskoczyć z własnej skóry.
- Z przyjemnością - odpowiedziała, uśmiechając się szerzej, niż wtedy, gdy usłyszała, że Zac Posen wraca na rynek z nową linią sukienek.
Sięgając do torby, chwyciła brązowy portfel i wyjęła jedną ze swych wizytówek.
- Mój numer komórki jest na odwrocie - powiedziała, podając mu karteczkę.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zapach jedzenia gotowanego przez Bellę otoczył Alice, gdy przeszła przez drzwi ich wspólnego mieszkania.
Jak zawsze miała mnóstwo pracy. Właśnie przygotowywali dodatek do magazynu z nową kolekcją Francisca, więc to wymagało przygotowania modeli. Praca Alice polegała na zatrudnieniu odpowiednich osób.
Mimo swojego harmonogramu zajęć, wciąż miała w głowie tamtego modela Kline'a. To było tak, jakby odcisnął w jej głowie piętno. Za każdym razem, gdy widziała granatową koszulę, myślała o jego oczach i wyobrażała sobie, jak błyszczą.
Alice naprawdę musiała porozmawiać z przyjaciółkami. Musiała im wyjawić, że była w poważnym trybie zadurzenia.
- Hej B, wróciłam - zawołała od wejścia.
- Hej Al, Rose będzie za dziesięć minut - odpowiedziała z kuchni jej przyjaciółka.
- Okej, to ja się przebiorę - odrzekła Alice, wchodząc do swojej sypialni. Nie wiedziała, czy powinna:
a) powiedzieć o wszystkim przyjaciółkom
b) pozostać w uśpionym trybie zadurzenia
Wybierając opcję a, Alice zsunęła nadrukowaną sukienkę marki Luca Luca ze swoich szczupłych ramion i ubrała czarny dres od Juicy. To była konieczność na noc z Audrey.
Wziąwszy swoje perły od Channel, weszła do kuchni, gdzie znalazła Rosalie siedzącą na blacie i rozmawiającą z Bellą, która właśnie wyjmowała z piekarnika pieczonego kurczaka.
- Hej Rose, B... Muszę z wami porozmawiać - powiedziała Alice, opierając się na kuchennym blacie.
- Tak, ja też muszę Wam o czymś powiedzieć - dodała Bella, zsuwając fioletowe kuchenne rękawice.
- To tak, jak ja - odrzekła Rosalie, ześlizgując się na podłogę.
- Okej, w takim razie co wy na to, żebyśmy powiedziały to równocześnie - powiedziała Alice. Dziewczyny zgodnie pokiwały głową i zachichotały z nowej gry, którą właśnie wymyśliła Alice.
- Dobra, na trzy. Raz, dwa... - dodała, stopniowo ściszając głos.
- Zakochałam się – powiedziały jednocześnie wszystkie trzy.
_____________________________________________________________________
Dodatkowo:
*przykład torby typu tote - [link widoczny dla zalogowanych]
**z wikipedii: New York Yankees to najbardziej utytuowana drużyna baseballowa grająca we wschodniej dywizji American League, z siedzibą w Nowym Jorku. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Amaranthine dnia Pon 23:09, 30 Lis 2009, w całości zmieniany 5 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Nie 17:59, 13 Wrz 2009 |
|
ostatnie zdanie podobało mi się najbardziej, bo było jak dla mnie najbardziej komiczne
hm, i tak myślę, że Edward - kucharz... to ktoś dla kogo mogłabym wydać wszystkie moje pieniądze na restauracje :P |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Fanka Twilight
Nowonarodzony
Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 18:03, 13 Wrz 2009 |
|
Fajne opowiadanko xD Oczywiście najlepszy jest Jasper, no, ale... błędów nie zauważyłam. Poprawnmie zarówno stylistycznie jak i gramatycznie. Mam nadzieję, że już wkrótce pojawi się nowy rozdział i, że będzie w nim więcej Jazz'a.
Pozdrawiam
F.T. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
shantibella
Wilkołak
Dołączył: 26 Sty 2009
Posty: 215 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mannatu ;)
|
Wysłany:
Pon 9:57, 14 Wrz 2009 |
|
It made my day :D Sprawdziłam w oryginale i tam też jest taki literkowy potworek więc nie obwiniam ale przypadkowa zamiana krokodylka na laktoze jest boska :D
Polo od Lacoste'a, ino li wyłącznie
Cytat: |
Śniadanie u Tiffany'ego czy Rzymskie Wakacje? - spytał ponownie, wydając z siebie lekki chichot.
Ochhhhhhh, on zna Audrey! To daje mu dodatkowe punkty na jej liście zatytułowanej "Edward to ciacho".
- Obydwa - odparła, czując ulgę, bo nie uważał jej za idiotkę. |
Chce wyjść za tego Edwarda choć mam okołogejowskie podjerzenia :D Takie ideały nie istnieją :D
Podoba mi się to opowiadanie, oj podoba :) WENY! |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez shantibella dnia Pon 10:00, 14 Wrz 2009, w całości zmieniany 7 razy
|
|
|
|
Monika W
Wilkołak
Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 127 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 10:13, 14 Wrz 2009 |
|
Coraz bardziej lubie tego ff.
Edward kucharzem - jakby marzenia mogłby się spełniać.. :)
Aaa!! I jest Emmett. Mamy komplet.
Czekam na kolejny rozdział, mam nadzieje, że już niedługo :)
Pozdrawiam M. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
eyes
Zły wampir
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 304 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 14:09, 14 Wrz 2009 |
|
Uroczy Ff!!! Na początku mnie nie przekonał do siebie, ale potem z każdym kolejnym roździałem polubiłam go coraz bardziej. A 4 najbardziej mi się spodobał.
moje kwiatuszki:
"Miał kręcone, brązowe włosy sięgające uszu i był ubrany w czarne spodnie i buty, a częściowo rozpięte guziki jego jasnoniebieskiej koszuli, przykrywał granatowy krawat, co idealnie podkreślało jego błękitne oczy. Były tak błękitne, jak niebo w bezchmurny dzień. "
"Sposób, w jaki włosy opadały mu na oczy, spowodował, że miała ochotę przeczesać je palcami. Rosalie miała słabość do kombinacji: brązowe włosy i niebieskie oczy." Taak niebieskie oczy i brązowe włosy.
I to mnie rozwaliło:
"Szczerze mówiąc, jeśli ta sprawa nadwyrężyłaby reputację jej firmy, Rosalie byłaby bardziej przygnębiona, niż po tym, jak zobaczyła zdjęcia Roberta Pattinsona z włosami obciętymi na krótko. "
Nie wiem dlaczego, ale śmiałam się z tego dobrą minutę.
No i na koniec:
Miłego tłumaczenia. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
AlicjaC
Wilkołak
Dołączył: 30 Lip 2009
Posty: 150 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krainy czarów
|
Wysłany:
Pon 18:07, 14 Wrz 2009 |
|
Świetny rozdział.
Spacerek Edwarda i Belli, po targu warzywnym, wniósł bardzo ciekawy wątek do opowiadanie :) Nareszcie nasz kucharz wziął się w garść i zaprosił naszą damę na kolację :D
No, no Rose ładnie zjechała na wstępie biednego Emmenta. Dobrze, że dziewczyna zaradna i szybko się poprawiła :)
Zakończenie najlepsze :) Ciekawe jak zareagują, po tym co usłyszały :) No bo kto by pomyślał, że wszystkie trzy bizneswomen zakochają się w tym samym czasie :) Zapowiada się ciekawie.
Czekam na kolejny rozdział.
Życzę czasu i chęci do tłumaczenia :D
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Maya
Wilkołak
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!
|
Wysłany:
Pon 19:57, 14 Wrz 2009 |
|
Ejjj, co to ma być ? Nie ma sprawiedliwości na tym świecie.! Czemu ja dopiero teraz trafiłam na ten FF?
HĘ ?
Ciekawie, ciekawie sie zaczyna :) Podoba mi się :)
- Dobra, na trzy. Raz, dwa... - dodała, stopniowo ściszając głos.
- Zakochałam się – powiedziały jednocześnie wszystkie trzy.
Leże :):):)
Pozdrawiam i Ave Vena. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Amaranthine
Zły wampir
Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 414 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dreamland
|
Wysłany:
Pon 22:27, 14 Wrz 2009 |
|
Dziękuję Wam bardzo za komentarze :D. Ogromnie się cieszę, że opowiadanie się podoba i mam nadzieję, że następne rozdziały Was nie zawiodą.
Shantibella - dziękuję Ci za wskazanie tego błędu. Nazwę 'Lacoste' znam, ale przez to, że i w oryginale jest błąd, a w samym opowiadaniu spotkałam się już z najróżniejszymi nazwiskami projektantów i firm odzieżowych uznałam, że i taka istnieje. Ale już poprawiłam :).
Jeszcze raz dziękuję za komentarze i pozdrawiam :). |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Amaranthine dnia Pon 22:27, 14 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Pon 15:40, 21 Wrz 2009 |
|
Ci projektanci to moja zmora... jakbym mogła to wywaliłabym wszystkich... zamiast poprawiać jak moderator nakazał trzeba szukać w googlarni co gdzie jak i jak na Boga się to odmienia :(
ogólnie podziwiam autorkę opowiadania za dość dużą wiedzę na tak abstrakcyjny temat :) choć niekoniecznie musi to o niej dobrze świadczyć (najwięcej informacji o projektantach i aktorach znalazłam na E! więc zastanawiam się jak długo ona to ogląda) :)
pozdr.
kirke
PS: rozdziały w robocie |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez kirke dnia Pon 15:41, 21 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 20:27, 23 Wrz 2009 |
|
Długo się zbierałam do skomentowania.
Moim pierwszym skojarzeniem była 'Plotkara' - chodzi mi o książkę, nie serial. Ci projektanci, moda czy chociażby Audrey Hepburn. No i nieco podobny styl. Nie, żeby było to coś złego, niemniej jednak coś mi nie gra.
Bella w ramach odprężenia chadza na targ? No cóż... Różne są gusta i guściki, nieprawdaż? :D A Edward jako szef restauracji mi bardziej niż odpowiada. Wiesz, co mi przyszło do głowy, kiedy przeczytałam ten fragment o spotkaniu B. i E. na targu? 'To się nazywa miłość od pierwszej natki pietruszki'.
Jest coś, co mi bardzo, bardzo nie odpowiada - a mianowicie podpunkty (a, b, c...). Zauważyłam, że pojawiają się one tylko, gdy towarzyszymy Alice, więc można to zrzucić na jej tok myślenia, ale tak czy owak mnie wkurzają. Psują cały nastrój i przyjemność z czytania.
Tłumaczysz poprawnie, raczej nic nie zgrzyta. Oprócz drobnych literówek i braków (lub nadmiarów) przecinków - co może się zdarzyć każdemu - nie zauważyłam żadnych błędów, co ułatwia czytanie.
Możesz być pewna, że będę śledziła ten ff. No, oczywiście pod warunkiem, że autorka czegoś nie schrzani.
Pozdrawiam,
Latte. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Amaranthine
Zły wampir
Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 414 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dreamland
|
Wysłany:
Pią 17:16, 25 Wrz 2009 |
|
Jeszcze raz dziękuję za komentarze .
Widzę, że wielu z Was fick kojarzy się z Plotkarą czy też innymi produkcjami i myślę, że po przeczytaniu całości w oryginale mogę stwierdzić, że tak jest, bo autorka najprawdopodobniej pisała opowiadanie pod wpływem tego serialu/książki i Seksu w wielkim mieście, no i ogólnie także interesuje się modą. Jednak ja nic na to nie poradzę, bo w końcu tylko tłumaczę .
Po trochę dłuższej przerwie wstawiam rozdział 5 . Przepraszam za opóźnienie.
Tłumaczenie: Amaranthine
Beta: Kirke (dziękuję! ;*)
Rozdział 5 - The Little Things
The little things you do to me, are taking me over, I wanna show you, everything inside me oh, like a nervous heart crazy beating – Colbie Caillet
http://www.youtube.com/watch?v=x0iEJAMue_I
Przez kolejne trzy godziny dziewczyny siedziały zwinięte na skórzanej kanapie Belli i Alice.
Analizowały i omawiały każdą chwilę spędzoną ze swoimi nowymi miłosnymi zainteresowaniami. Każde słowo, każdy ruch, każdą myśl.
Właśnie przechodziły do Rosalie.
- Więc otwierałam drzwi... - powiedziała swoim przyjaciółkom. Siedziała zgięta w pasie, a w jej głosie brzmiało podekscytowanie. - I wtedy uderzyłam prosto w niego.
- Na początku myślałam, że to ściana - przyznała, nagle zniżając głos do aksamitnego szeptu. - Ale on jest po prostu taki silny!
- Okej. I co on na to? - spytała Bella, kręcąc się na kanapie.
- Powiedział: "przepraszam, panienko" i podniósł z ziemi moje rzeczy. Po tym, jak mu się przedstawiłam, poszłam do biura taty.
- Zaczekaj! Jak on ma na imię? Jeszcze nam tego nie powiedziałaś - oznajmiła Alice. Ogromnie się cieszyła szczęściem przyjaciółki. Rosalie była już w tylu nieudanych związkach, co Jennifer Lopez.
- Ma na imię Emmett - odrzekła Rosalie, uśmiechając się, gdy go sobie wyobraziła.
- Czekaj, mówimy o kimś na miarę Chace'a Crawforda czy Eda Westwicka? - dopytywała się Bella, zastanawiając się nad wyglądem chłopaka.
- Mówimy o oczach Crawforda razem z kręconymi włosami Westwicka! - wykrzyknęła Rosalie.
-------------------------------------------------------------------------------
Po wyjściu z biura na krótki lunch, Bella z powrotem weszła do lakierowanej windy w siedzibie Timesa.
Gdy wychodziła zza rogu korytarza, do jej nosa dotarły ostre czekoladowe nuty zapachowe, co spowodowało, że natychmiast zatkała usta. Jedyną osobą, która używała takich perfum była...
- Jessica - powiedziała Bella podchodząc do stojącej w windzie niskiej dziennikarki, której twarz była w całości pokryta kosmetykami firmy M.A.C.
Podnosząc wzrok znad swojego Blackberry Pearl, kiwnęła w odpowiedzi głową.
Jessica była największą konkurencją Belli w Timesie. Mimo, że obie stworzyły tyle samo artykułów, które trafiły na pierwsze strony, Jessica wciąż nie chciała zakopać topora wojennego, bo podczas, gdy Bella dostała biuro, którego okna wychodziły na Hudson Street, ona miała przyjemność oglądać jedynie obsraną przez ptaki ceglaną ścianę.
Nieważne. Bella nie miała cierpliwości do dziennikarek, które wyglądały, jak żywcem wyjęte z reklamy Liz Claiborne.
Popijając beztłuszczowe Chi latté ze Starbucksa, Bella rozmyślała o swoim artykule. Pisała recenzję na temat trójwymiarowych i geometrycznych aspektów nowej kolekcji Oscara de la Renty.
Jej dzisiejszy artykuł nie wędrował na pierwsze strony, ale była pewna, że trafi co najmniej na wewnętrzną okładkę.
Idąc w stronę drzwi do swego biura usłyszała Caitlin, przemawiającą swoim wysokim głosem do słuchawki służbowego telefonu.
- Biuro panny Swan... proszę chwilkę zaczekać.
- Panno Swan, kiedy pani nie było Alex przyniósł jakieś materiały, które uznał za przydatne do pani nowego artykułu. Położyłam je na pani biurku.
- Dobrze. Dziękuję, Caitlin - odparła Bella. Redaktor naczelny dostarczał jej wydruki kolekcji, o której miała pisać. Tworzyli naprawdę zgrany zespół. Byli Dolce i Gabbaną dziennikarskiego świata.
Kładąc kawę i swą klasyczną torebkę od Chloe na biurku, zaczęła przeglądać plik materiałów.
- Panno Swan, jest do pani telefon na trzeciej linii - powiedziała przez intercom w telefonie Caitlin.
Podnosząc błyszczącą czarną słuchawkę, Bella przycisnęła swoim paznokciem ozdobionym francuskim manicure trzeci guzik.
- Isabella Swan - powiedziała. Bella zawsze używała swojego pełnego imienia, co powodowało, że brzmiała bardziej profesjonalnie.
- Cześć Bello, tu Edward... pamiętasz, spotkaliśmy się kilka dni temu - rzekł aksamitny głos.
'Pamiętasz'. Jakby w ogóle mogła zapomnieć. Ależ prrroszęęę. To było tak, jakby miała zapomnieć, jak Zac Efron wyglądał bez koszulki w 17 Again. Oba wydarzenia już na zawsze pozostaną wrośnięte w jej pamięć.
- Tak, pamiętam. Co u ciebie Edwardzie? - spytała chichocząc i siadając w swym skórzanym fotelu.
- Wszystko dobrze. A u ciebie?
- Dobrze. Właśnie przeglądam materiały do nowego artykułu.
- Och. Więc nie zajmę ci dużo czasu. Widzisz, mój przyjaciel powiedział, żebym zaczekał jeszcze jeden dzień, zanim do ciebie zadzwonię, ponieważ najwyraźniej dzwoniąc teraz zabrzmiałbym desperacko, ale skoro już z tobą rozmawiam, mogę równie dobrze zapytać teraz... Czy znajdziesz czas, żeby wyjść ze mną jutro wieczorem? - spytał, wymawiając słowa z taką prędkością, jakby miał na to jedynie trzydzieści sekund.
- Z wielką przyjemnością.
Po podaniu mu adresu swojego apartamentu, Bella spędziła mniej więcej trzydzieści minut kręcąc się na swoim fotelu i szczerząc, jak głupi do sera.
-------------------------------------------------------------------------------
Po wyjściu z taksówki, Rosalie ukradkiem przyjrzała się swojemu odbiciu w metalowej klamce drzwi prowadzących do budynku jej ojca.
Jej brązowa, sięgająca kolan sukienka z małym skórzanym paskiem usadowionym w talii była idealną kombinacją stroju nadającego się do pracy i zarazem modnego. Jej długie, falujące blond włosy zwisały na jednym ramieniu, spięte w luźny kucyk. Całościowo, jej wygląd mówił 'Ciężko pracuję i wciąż wyglądam atrakcyjnie.'
To była wiadomość, którą pragnęła przesłać w kierunku konkretnej osoby, pracującej na dziesiątym piętrze.
Po wyjściu z ogromnej windy, Rosalie zobaczyła, jak jej nowy obiekt westchnień podchodzi do drukarki położonej w rogu pomieszczenia z kwietniowym numerem Cosmo w ręce. To było bardziej szokujące, niż chwilowa moda na kowbojki.
- Wow, Emmett . Wyobrażałam sobie Ciebie bardziej jako czytelnika Sports Illustrated, ale Cosmo też nie jest złe - zawołała.
- Och, Rosalie, musisz mi pomóc. Potrzebuję kobiecego punktu widzenia - powiedział podbiegając do niej. Oczywiście to spowodowało, że jego kręcone włosy spływały wkoło jego twarzy, niczym modelowi. Omójbosz, czy on nie jest zabójczy? Okej, opamiętaj się Rose!
- Za parę dni są piętnaste urodziny mojej siostry i nie mam pojęcia co jej kupić - spytał, a na jego twarzy malowała się troska. Wyglądał jak sześciolatek, który martwi się, że zębowa wróżka o nim zapomni.
- Hmmm, czy ona ma jakieś hobby, ulubionych projektantów?
- Zawsze opowiada o jakimś facecie o imieniu Zac. Czy to coś pomoże?
- Na pewno chodzi o Zaca Posena, hmm... ma bardzo dobry gust - odparła aprobująco Rosalie. - Uwielbiam jego sportowe sukienki. Jego rozszerzane suknie są przepiękne i idealne na formalne okazje. Ponadto jego sukienka Sander jest zabójcza i nigdy nie spudłujesz wybierając jedną z toreb z jego srebrno metalicznej kolekcji.
Kiedy Rose w końcu otrząsnęła się z fazy na Posena, zobaczyła, że Emmett gapi się na nią, jakby właśnie przemówiła świńską łaciną. Gdyby zmarszczył brwi jeszcze trochę, stałyby się jedną linią.
Błyskawicznie się wycofując, Rosalie powiedziała.
- Może po prostu Ci pokażę. Spotkamy się o ósmej w Barney's?
Oczy Emmetta natychmiast rozbłysły, a jego chłopięcą twarz rozjaśnił ogromny uśmiech.
- Och, nie wiem, jak ci dziękować. Nie mam pojęcia, co robię - odrzekł wydychając pokaźny haust powietrza i podnosząc do góry magazyn.
- Nie ma sprawy, zobaczymy się później - powiedziała, odwracając się na obcasie swoich złotych sandałków.
-------------------------------------------------------------------------------
- Cześć tatusiu, czy mogę o coś spytać? - oznajmiła Rosalie, kładąc widelec na leżącym przed nią talerzu z na wpół zjedzoną sałatką. Wraz z ojcem wybrali się na krótki lunch do Bistro Greenwich Village, aby zakończyć przygotowywanie dokumentów na ewentualną rozprawę.
- Oczywiście, kochanie. o co chodzi? - spytał, kładąc swoją kanapkę z powrotem do wykonanego z ekologicznego tworzywa pojemnika.
- No cóż, nie za bardzo wiem, jak zadać to pytanie, ale - jaki jest Emmett? - odparła, próbując zabrzmieć nonszalancko, żeby jej ojciec nie zorientował się o co chodzi. W końcu był prawnikiem.
- A, Cullen. To bystry dzieciak, jest na trzecim roku prawa Uniwersytetu Nowojorskiego. Dla mnie pracuje już drugi rok i prawdopodobnie zaoferuję mu stały etat, kiedy ukończy naukę - odpowiedział. Brzmiał niczym trener futbolu rozprawiający o swoim przyszłym nabytku. - A dlaczego pytasz?
- Po prostu się zastanawiałam. Potrzebował pomocy przy wyborze prezentu urodzinowego dla siostry - powiedziała Rosalie, popijając cytrynową wodę i mając nadzieję, że jej ojciec kupi tę żałosną wymówkę, tak, jak media kupiły to, że Lauren i Heidi* ogłosiły rozejm.
-------------------------------------------------------------------------------
Po nałożeniu trzeciej warstwy błyszczyka na swoje godne Scarlet Johansson usta, Rosalie przeczesała palcami końce swojego kucyka.
Dlaczego tak się denerwowała? W końcu to nawet nie była randka. Pomagała mu wybrać urodzinowy prezent, na litość boską.
Usiłując wsłuchać się w trzeźwo myślącą część swojego mózgu, Rosalie głośno wypuściła powietrze z płuc i wpatrzyła się w samochody przejeżdżające za podrapaną szybą taksówki.
Nerwy natychmiast powróciły, kiedy zobaczyła go opartego o ścianę Barney's. Nawet wyglądając niezręcznie, zasługiwał na dziesięć punktów.
- Rosalie - zawołał, gdy zauważył, jak wychodzi z taksówki.
- Hej Emmett. Jeśli chcesz możesz tak, jak inni mówić do mnie Rose - powiedziała, próbując zachowywać się tak, jakby wcale go wcześniej nie obserwowała.
- Dobrze. A przy okazji bardzo dziękuję za tą dzisiejszą pomoc.
- Jeszcze mi nie dziękuj, bo na razie nie znaleźliśmy idealnego prezentu - odparła, gdy wchodzili do środka przez duże, podwójne, szklane drzwi.
Gdy jej nozdrza wypełnił znajomy zapach skórzanych toreb i Channel, Rosalie poczuła się jak w domu.
- Rosie, Rosie - usłyszała wysoki głos sprzedawcy, który zawsze obsługiwał ją i jej przyjaciółki.
- Cześć Richie - odparła, składając powitalne całusy na jego policzkach.
- Czekaj, czekaj, czekaj, pozwól mi rzucić okiem na mojego ulubionego dyrektora marketingu - dodał, zdejmując swoje chude ręce z ramion Rosalie. - Sukienka Hugo Bossa, pasek Burberry, sandałki Mui Mui, dobra robota - powiedział, klaskając niczym nauczyciel rękoma obwieszonymi srebrnymi pierścionkami.
- Dziękuję Richie. Czy nowa kolekcja Zaca Posena już przyszła?
- Dopiero co. Chodź, pokażę Ci - odpowiedział, oferując jej ramię, które Rosalie ochoczo przyjęła.
- Rosie, proszę, proszę powiedz mi, że to ciacho jest singlem - wyszeptał Richie, podczas gdy wspinali się po schodach na drugie piętro.
- Jestem naprawdę pewna, że jest hetero. Na początku nawet nie wiedział kim jest Zac - odrzekła Rosalie, odrobinę za głośno.
- Ach, ci najprzystojniejsi zawsze są - westchnął, pstrykając palcami, jak gdyby właśnie przegrał jakiś zakład.
Po dotarciu na drugie piętro, Rosalie przywitała różnokolorowa zimowa kolekcja.
- Oto jego nowa linia. Rosie, jeśli będziesz czegoś potrzebowała, tylko mnie zawołaj - powiedział i oddalił się kiwając głową w stronę Emmetta, który wyglądał na nieźle zakłopotanego.
- Okej, znasz jej wymiary? - spytała go Rosalie, przeszukując wieszak pełen bluzek.
- Sięga mi dotąd - powiedział wskazując do połowy swojej klatki piersiowej.
- Hmmm, no cóż, skoro nie znam jej rozmiaru, co powiesz na torebkę? - spytała, śmiejąc się z jego nieporadności i wypuszczając z rąk kremową szyfonową bluzkę. - Jaki jest jej ulubiony kolor? - dodała, podchodząc do jednego ze stołów prezentujących nową ekspozycję.
- Fioletowy - odparł zdecydowanie, idąc za nią.
- To przyszło dziś z rana, proszę pani - powiedziała jedna z ekspedientek, przyglądając się, jak Rosalie praktycznie pożera wzrokiem rozłożoną przed nią lawendową kolekcję.
- Są idealne. Emmett, torba na ramię czy kopertówka? - odrzekła, wskazując na torebki.
- Um, co? - odparł Emmett, pocierając ręką po karku i przygryzając nerwowo dolną wargę. Czy mógł wyglądać jeszcze bardziej uroczo?
- Weźmiemy torbę - oznajmiła ekspedientce Rosalie, chichocząc na widok Emmetta.
Po tym, jak chłopak zapłacił za torebkę, kobieta zostawiła ich i poszła ją zapakować.
- Czy ty i twoja siostra jesteście naprawdę blisko? - spytała Rosalie.
- Tak. Śmierć mojej mamy i fakt, że tata specjalnie się nami nie zajmuje, spowodował, że zbliżyliśmy się z Carson.
- Bardzo mi przykro, z obu powodów - odparła, wpatrując się w jego lodowo błękitne oczy. Nawet nie była w stanie wyobrazić sobie, jak to jest stracić rodzica.
- Dziękuję. Mój tata jest chirurgiem w Mount Sinai. Zawsze chciał, żebym przejął jego praktykę po ukończeniu college'u, więc przez to, że zacząłem studiować prawo, nie jest między nami zbyt dobrze. Nie za bardzo potrafimy się dogadać. A jeśli chodzi o moją mamę, no cóż, chorowała od dłuższego czasu... więc lepiej, że teraz spoczywa w spokoju - powiedział szczerze. Rosalie mogła dostrzec zmianę w jego oczach, kiedy mówił o swoim ojcu i gdy opowiadał o matce. Niewzruszenie, a następnie smutek.
- Pani zakup - odrzekła sprzedawczyni, podając Rosalie papierową torbę.
- Dzięki - odpowiedziała, podając torbę Emmettowi.
Kiedy wyszli z Barney's Emmett złapał dla niej taksówkę.
- Hej Rose, nie wybrałabyś się ze mną na kolację? - spytał nieśmiało, spuszczając wzrok na swoje buty.
- W sensie, że na randkę? - odparła. Rosalie była zdziwiona bardziej, niż kiedy usłyszała, że Corbin Blue** będzie miał własne turnee. Dziesięć minut temu opowiadał jej o rodzinnej tragedii, a teraz chce się umówić na kolację?
- Nie, jeżeli wolisz, żeby tak nie było. Może to być zwykła kolacja w podziękowaniu za pomoc. Randką nazwiemy to tylko, jeżeli pocałuję cię na pożegnanie - powiedział, otwierając przed nią drzwi do taksówki.
- Nie, z przyjemnością wybiorę się z tobą na kolację - odpowiedziała uśmiechając się promiennie, podczas, gdy on wyjął swojego Blackberry. Zamiast imienia, Rosalie zapisała pod swoim numerem "zakupowa ślicznotka". Był to test, któremu poddawała każdego chłopaka, żeby sprawdzić, czy skupiał się na niej samej, czy tylko na jej wyglądzie. I czy będzie umiał ją rozpoznać i zapamiętać spośród miliona innych dziewczyn z listy kontaktów.
- Zadzwonię - obiecał Emmett, wsuwając telefon z powrotem do tylnej kieszeni swoich eleganckich spodni marki Brooks Brothers.
- Panienko, musisz wejść do środka. Światła się zmieniają - krzyknął przez okno denerwujący kierowca, rujnując idealną chwilę. Rosalie nie zauważyła, że Emmett wciąż trzymał dla niej otwarte drzwi.
- Dobrej nocy - powiedział uśmiechając się, gdy je za nią zamykał.
_____________________________________________________________________
Od autorki: Chace Crawford ma jasnoniebieskie oczy, a włosy Eda Westwicka są naprawdę ciemno brązowe. Obydwaj grają w serialu Gossip Girl (autorka przeprasza, jeśli ktoś zastanawiał się o co chodzi).
Dodatkowo:
*Lauren i Heidi to uczestniczki reality show The Hills.
** Corbin Blue to jeden z głównych aktorów High School Musical |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Amaranthine dnia Pon 23:10, 30 Lis 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
VampiresStory
Zły wampir
Dołączył: 19 Maj 2009
Posty: 325 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
|
Wysłany:
Pią 17:23, 25 Wrz 2009 |
|
Łe, dawno mnie tu nie było...
A szkoda, bo dzisiejszy rozdział piąty był absolutnie świetny!
Rose i Emmett, ta historia śmierci jego matki (nieeeee), urocze popołudnie w sklepie... To naprawdę realne. I właśnie to lubię w tym opowiadaniu- wszystko jest życiowe, otoczone atmosferą mody i życia na dość wysokim poziomie. A malutkie opisy powciskane w końcówki zdań to coś, co lubię. Nawet bardzo lubię- zarysowanie klimatu. :D
Życzę powodzenia w tłumaczeniu! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Monika W
Wilkołak
Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 127 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 13:35, 26 Wrz 2009 |
|
Zakupy to jednak coś czego Emmett nie za bardzo lubi :) Rozdział cudny, bardzo dobrze tłumaczysz, co stwierdzam, po przeczytaniu kilku rozdziałów na przód w orginale.
Ten ff ma fajny klimat, a to jest rzadkie. Casem pomysł nawet nie jest zły, ale brakuje klimatu... Ale nie tu :)
Powodzenia |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Maya
Wilkołak
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!
|
Wysłany:
Sob 14:11, 26 Wrz 2009 |
|
Ojoj, biedny Emmett, on i zakupy, istne przeciwieństwa :) Ale, tia, taki uroczy :) Słitaśnie :)
Ale gdzie moja Bella i All ?
Rozdział superancki :)
Pozdrawiam i Ave Vena |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|