|
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany:
Sob 10:29, 22 Sie 2009 |
|
Cześć to znowu ja (The Dark of the Moon) i moje drugie już opowiadanie.
Jak widzicie zaznaczyłam to jako tłumaczenie, ale to moje opowiadanie, tyle, że tłumacze je z włoskiego, bo w takiej wersji powstało pół roku temu na prośbę mojej koleżanki, wielkiej fanki Meyer i Austen.
Akcja zaczyna się 20 czerwca 1801 roku w Anglii. Postacie różnią się trochę od siebie, w końcu żyją dobre 200 lat wcześniej XD, mamy tu do czynienia z wampirami i ludźmi. Chyba napisałam już wszystko prawda? No więc oto dwa pierwsze rozdziały, jakby wam się spodobały, to wołać o więcej!
POPRAWIONE
BETA: Wyjatkowa
The Seducer from Wallingford
(Uwodziciel z Wallingford)
"Come into these arms again
And lay your body down
The rhythm of this trembling heart
It's beating like a drum
It beats for you, it bleeds for you
It knows not how it sounds
For it is the drum of drums
It is the song of songs"
(Wtul się znów w te ramiona
I połóż się
Rytm tego drżącego serca
Bije jak bęben
Bije dla ciebie, krwawi dla ciebie
Nie wie jak to powinno brzmieć
Dla tego jest to bęben nad bębnami
Jest to pieśń nad pieśniami)
Annie Lennox - Love song for a Vampire
Wszyscy wiemy, że prawie wszystkie dziewczęta na wydaniu, przy najmniej w naszych czasach, tak naprawdę nie znają prawdziwego znaczenia uwodzenia, niektóre poznają tą sztukę w noc po ich własnych zaślubinach, inne żyją ich kruche życia bez pełnej wiedzy na ten temat.
Ślicznym pannom mieszkającym w eleganckim miasteczku Wallingford w południowej Anglii, dane było jednak w pełni poznać znaczenie tego słowa, dla nich nosiło nawet imię, a był to Edward Cullen.
Rozdział 1
~The scourge of Walliford~
(Plaga Wallingford)
Był to chwalebny dzień i wraz z pierwszym światłem poranka Isabella Swan zerwała się na równe nogi, nie mogąc powstrzymać wybuchów swojej euforii.
Wreszcie nadszedł jej dzień. W końcu na przyjęciu odbywającym się w pobliskim miasteczku miała oficjalnie wejść w „doborowe towarzystwo”* tego właśnie regionu, i nic nie było od tego ważniejsze w życiu siedemnastoletniej panienki.
Łagodnym głosem pośpiesznie zawołała swoją pokojówkę, która pojawiła się po chwili, gotowa by pomóc jej przygotować się na czekający dzień.
Delikatnie czesała burzę brązowych, jedwabistych pukli Isabelli grzebieniem z kości słoniowej, gdy dziewczyna wpatrywała się w swoją twarz, odbijającą się w lustrze na przeciw niej.
Była obrazem czystości: twarz w kształcie serca, ukoronowana kurtyną miękkich, brunatnych loków, biała cera, która rumieniła się leciutko na licach. Na eleganckim nosku i policzkach pojawiały się sporadyczne piegi, które zdradzały jeszcze ślady po niedawnych czasach dziecięcych, a pełne, czerwone wargi zawróciłyby w głowie niejednemu młodemu mężczyźnie.
Isabella musiała czekać na swoje wejście w dorosłe towarzystwo dłużej niż jakakolwiek z dziewcząt z miasta, które z reguły nadchodziło, gdy panienki kończyły szesnaście lat, ale po śmierci ojca swojej matki, żałoba uniemożliwiła rodzinie Swan radości przejścia ich córki na kolejny etap w jej życiu.
Ale teraz nareszcie ten moment nadszedł.
Choć jej wygląd mógł zawrócić w głowie, Isabella nie była panienką jak wszystkie inne, ale z nieznanych przyczyn żywiła niezdrową pasję do literatury wszelkiego rodzaju, którą zapewne odziedziczyła po ojcu, którego kochała nad życie.
Ta pasja była jednak uzasadniona tym, że żadna z dziewcząt, która jeszcze nie zadebiutowała w społeczności swojego miasta nie mogła przebywać zbyt wiele poza murami rodzinnej posiadłości.
Tego dnia wszystkie fantazje dziewczyny były zwrócone na wieczorne przyjęcie.
Naprawdę miała nadzieję, że będzie jej sprzyjało takie samo szczęście jak jej siostrom, które już dawno opuściły rodzinny dom, by połączyć się z dobrze sytuowanymi młodymi mężczyznami.
- Moja Słodka Isabello! - zawołał jej ojciec, sir Charles Swan, kiedy zobaczył, jak pojawia się na ganku.
Nosiła lekką, ale także szykowną żółtą sukienkę, dopasowaną do letniej pory.
Ojciec zaprosił ją gestem, by usiadła mu na kolanach, tak jak zwykła robić, szczególnie, gdy była jeszcze małą dziewczynką.
- Moja różyczko, widzę w twych oczętach, jaką radość żywisz na ten wieczór, ale muszę być z tobą szczery... dla mnie ten dzień wcale nie jest taki radosny.
- Ależ dlaczego, mój ojcze? - zmartwiła się słodka Izabella.
- Bo w moim sercu wiem, że ten wieczór będzie jednym z ostatnich, kiedy przejdziesz przez próg tego domu. Prędko ktoś weźmie cię za żonę i nie będziesz się już przejmować tym staruszkiem. Mogłem się z tym pogodzić, kiedy chodziło o twoje siostry, ale ty wiesz, ile uczucia do ciebie żywię, wiesz, że jesteś moją ulubienicą - odparł melancholijnie sir Swan.
- Nie powinniście nawet myśleć o takich bzdurach, ojcze! I wy przecież też wiecie, że to wcale nie jest powiedziane, że jakiś kawaler natychmiast poprosi o moją rękę, jeżeli pamiętacie, mojej siostrze Catherine potrzeba było aż dwóch lat.
- Moja droga Isabello, oprócz bycia ojcem jestem przede wszystkim mężczyzną, i zapewniam cię, że żaden kawaler w hrabstwie nie będzie tracił czasu, by prosić cię o rękę.
- Ojcze, mówicie głupoty - powiedziała nieco skrępowana Isabella, zakrywając usta dłonią, by stłumić chichot.
- Obiecaj mi przynajmniej jedno... - kontynuował sir Charles, zmieniając ton.
- Oczywiście ojcze.
- Zgodzę się z każdą decyzją, którą podejmie twe serce, ale musisz mi przyrzec, że nigdy nie zapomnisz o twym dzieciństwie.
- Nie musicie się martwić, ojcze, zawsze myślałam, że w głębi mego serca już na zawsze zostanę małą dziewczynką.
***
- Drogi bracie, więc nadszedł w końcu dzień, na który tak długo czekałeś, masz może jakiś pomysł, jak go wspaniale uczcić? - zapytał brata Emmett Cullen z nutą ironii pobrzmiewającą w jego donośnym głosie.
Cullenowie byli niesamowicie bogatą rodziną, która już od kilku lat zamieszkiwała Wallingford; głowa rodziny, sir Carlisle Cullen, był sławnym miejscowym lekarzem.
Pan Cullen miał żonę, Esme Cullen, i trójkę dzieci, z których dwoje byli szczęśliwie zamężni.
Razem zamieszkiwali ogromną posiadłość w lesie poza miastem.
Do tego momentu wszystko mogło by wydawać się wam całkiem normalne, ale to, co Cullenowie skrzętnie ukrywali przed światem, był fakt, że byli klanem stuletnich wampirów, które zdecydowały się żywić wyłącznie zwierzęcą krwią, by w ten sposób móc wmieszać się w społeczność.
To, co ich wyróżniało i sprawiało, że byli inni od reszty ludzi, było ich piękno, wręcz bolesne, które rozpaliło wiele panien i kawalerów z miasteczka.
Ten aspekt podobał się w szczególności najmłodszemu z rodu Cullenów, a mianowicie Edwardowi, który w odróżnieniu od swych braci nie miał zamiaru znaleźć sobie towarzyszki życia.
Właśnie tego dnia, dwudziestego czerwca 1801 roku przypadały setne urodziny Edwarda, który zdecydował, że zamierza je godnie uczcić.
- To wyjątkowy dzień, mój drogi Emmecie, a wieczorny bal będzie wspaniałą okazją, by go uczcić - powiedział swym zwykłym, zmysłowym głosem, którym uwiódł już wiele dziewcząt.
- Ja jednak myślę, że powinieneś umieścić swą głowę z powrotem na miejscu braciszku - Alice włączyła się do konwersacji.
- Twoja siostra ma rację, Edwardzie - dodała Esme.
- Matko, wiecie przecież, że moim zachowaniem nie chcę czynić zła, jeśli chodzi o kobiety, nie pragnę ich krwi, nauczyłem się nad sobą panować, więc nie widzę powodu, by zaprzestać zadowalania mojego ciała, gdy nie robię nic ryzykownego....
- Mój drogi Edwardzie, pewnego dnia poznasz miłość i wtedy zrozumiesz powód moich upomnień...
- Mam nadzieję, że się nie obrazicie, ale wątpię, by Miłość naprawdę istniała, zwłaszcza dla kogoś takiego jak ja...
Rozdział 2
~The debut in the Society~
(Debiut w Towarzystwie)
- Baw się dobrze i nie dorastaj zbyt szybko, moja Isabello!
Isabella nachyliła się w stronę ojca, który siedział przed kominkiem i złożyła lekki pocałunek na jego czole.
Nosiła długą, kobaltowo-niebieską suknię bogato zdobioną haftami i koronkami. Gorset, dobrze ściśnięty w pasie, podkreślał jej białe piersi i pozostawiał obojczyki i szyję całkowicie odkryte.
Gęste, brunatne włosy były zebrane w skomplikowaną fryzurę i podtrzymywane złotym grzebieniem pasującym do sukni, twarz była jednak bramowana dwoma kosmykami włosów, zostawiając jednak odkryte czoło.
- Mój drogi Charlesie, już czas pozwolić odejść naszej Isabelli, jestem pewna, że dziś wieczór skradnie serca wszystkich obecnych kawalerów, inne matki będą tak zazdrosne... - powiedziała zadowolona jej matka, Renée, która aż drżała, gdy na horyzoncie pojawiała się wizja nowego zamążpójścia.
Z grymasem niezadowolenia, sir Charles pozwolił córce na odejście razem z matką, bo tylko ona towarzyszyła jej tego wieczora, on uważał się za zbyt starego na takie frywolności, i był pewien, że widok swojej dziewczynki adorowanej przez rozochoconych młodzieńców złamałoby mu serce.
O wiele bardziej wolał zostać w domu, wspominając Isabellę, która nie tak dawno temu podśpiewywała na jego kolanach.
***
Jak tylko wysiadła z powozu, Isabella na powrót poczuła ogarniającą ją ekscytację i dreszcz przechodzący po całym ciele. Matka pogłaskała ją delikatnie po ramieniu, jakby poczuła wszystkie te emocje.
To, czego Isabella jeszcze nie wiedziała był fakt, że wieczór jej debiutu będzie zapamiętany przez wszystkie angielskie kobiety, niezależnie od wieku, do końca ich dni. Także Isabella miała go nigdy nie zapomnieć.
Sala była przepełniona ludźmi w odświętnych strojach, dekoracjami i światłami i Isabella myślała, że nigdy jeszcze nie widziała niczego tak pięknego. Szybko jednak miała zmienić zdanie.
Elegancko pożegnała swoją matkę i dołączyła do swoich przyjaciółek obecnych na przyjęciu, w oczekiwaniu na chwilę, której tak pragnęła i która przerażała ją tym samym - jej prezentacja przed społecznością Wallingford.
- Isabella! - Wybiegła jej na przeciw Angela Weber, jej droga przyjaciółka z lat dziecięcych, która pomimo tego, że zadebiutowała rok wcześniej, jeszcze nie znalazła męża.
Była słodką dziewczyną, ale chłopcy uważali ją za zbyt naiwną.
Oczywiście nie mogła być porównywana do panny Jessici Stanley, która właśnie się do nich przybliżała.
Panna Jessica Stanley była młodą kobietą, w której prawdopodobnie nie było już nic czystego i na pewno fakt, że nie znalazła jeszcze męża, nie miał nic wspólnego z jej urodą, a z jej prowadzeniem się.
Było trudno uwierzyć, że te trzy dziewczęta mogą być tak bliskimi przyjaciółkami.
- Słodka Isabello! Nareszcie także i ty bierzesz udział w balach! To wspaniałe! Przyrzeknij mi jednak, że nie pozwolisz się udomowić zbyt prędko, zbyt mocno odczuwałam twój brak!
Isabella zaśmiała się ze słów przyjaciółki, które, jak wiedziała, zawsze zawierały jakieś ukryte znaczenie. Dowiedziała się bardzo dużo o jej frywolności z wizyt, które otrzymywała w ciągu ubiegłego roku.
- Spójrz... widzisz kogoś szczególnego? - spytała panna Jessice.
- Wystarczy spytać i podamy ci wszystkie informacje, które chcesz poznać - dodała panna Angela.
Isabella zrobiła się czerwona na twarzy, tak naprawdę czuła się jeszcze jak dziewczynka i na pewno nie była przyzwyczajona myśleć o młodych mężczyznach w taki sposób.
Rozejrzała się po sali, w której stała razem z przyjaciółkami, ale była zbyt onieśmielona, by wyrazić swą opinię.
Dla niej wyznania przyjaciółek nic nie znaczyły, nie wiedziała, jakie uczucia mężczyzna może wywołać w kobiecie i czuła się przez to gorsza od panienek, które były u jej boku.
- Isabello! Isabello! Nadszedł czas, chodź za mną. - Podeszła podniecona pani Renée. – Dziewczęta, zejdźcie na dół, jeżeli nie chcecie przegapić prezentacji Isabelli!
- Oczywiście, pani Swan - odpowiedziały w chórze i po pożegnaniu tej ostatniej odwróciły się w stronę głównej sali.
Każde włókno w ciele Isabelli trzęsło się ze strach i w tej chwil marzyła tylko o tym, by wszystko się już skończyło, czuła się głupio, że tak denerwowała się czymś tak zwyczajnym, co tak nakręcało bardziej frywolne dziewczęta, ale to na pewno nie był jej przypadek. Zdecydowała, więc by wziąć głęboki oddech i zamknąć oczy, gdy czekała w ciemnym, małym pomieszczeniu, aż jej imię zostanie przedstawione społeczności.
Napięcie, zaraz po tym jak goście zostali poproszeni o ciszę, sięgało zenitu, wszyscy czekali by zobaczyć prezentację Isabelli Swan i choć wielu nie widziało jej od czasu, gdy była jeszcze małą dziewczynką, już była jedną z najpopularniejszych dziewcząt w mieście.
- Dobry wieczór piękne panie i dostojni młodzieńcy, jak wszyscy wiecie, ta dziewczyna nie mogła zadebiutować ubiegłego roku z powodu bolesnej żałoby, więc powitajmy wśród nas Isabellę Swan...
Damy i dżentelmenowie przywitali wejście Izabelli grzecznymi oklaskami i gdy znalazła się na środku, sali skłoniła się i usłyszała piękną melodię**, która ogarniała salę oświetloną setkami świec.
Gdy znów stała prosto, zobaczyła, jak zbliżają się do niej osoby, których nie widziała od lat. Gdy zaczął ją ogarniać chaos i osoby, których twarzy nie mogła w tej chwili rozpoznać, zaczęły do niej mówić, ona próbowała wyciągać szyję, by móc odkryć źródło tej przepięknej melodii.
Po kilku grzecznościowych wymianach zdań, wreszcie udało jej się ujrzeć w oddali piękny biały fortepian.
Jakiś młody człowiek, który było odwrócony do niej plecami, poruszał szybko palcatami na klawiszach z kości słoniowej.
Isabella była jakby zahipnotyzowana brawurą pianisty, który znajdował się jakieś pięć metrów od niej, ale po chwil utwór się skończył i młodzieniec, który oczarował ją swoim talentem, odwrócił się, by dołączyć do kilku osób stojących przy fortepianie.
Miał najpiękniejszą twarz, jaką kiedykolwiek widziała.
W tym momencie upomnienia ojca w związku z jej młodym wiekiem poszły w niepamięć.
Jej ciało płonęło.
Płonęło od czegoś, co wcześnie było jej nieznane. Czuła, że jej ciało pragnęło tego nieznanego młodzieńca, tych miedzianych włosów, tych oczu koloru złota i tej wyjątkowo przeźroczystej skóry.
Niezdolna do poruszenia się choćby o krok, stała z oczyma zwróconymi na młodzieńca, a on, tak jak gdyby wyczuł na sobie spojrzenie dziewczyny, odwrócił się obdarowując ją łobuzerskim uśmiechem, zatrzymując jej oczy magnetycznym spojrzeniem.
Isabella umierała i wyczuwała tylko swoją wolę, by stać się jego. Nie mogła uwierzyć, że poddała się tak łatwo. Ona, która uważała się za lepszą od innych dziewcząt.
To, co teraz odczuwała całkowicie ją dezorientowało, ponieważ było całkowicie irracjonalne a wszystko to, co nie było podsunięte przez rozum, zostawało tajemnicą.
- Isabello! Tyle lat! - zawołał męski głos, przywołując dziewczynę do rzeczywistości.
Isabella oderwała wzrok od tego cudu natury, by przenieść go na swojego rozmówcę.
- Oh Michael, dobry wieczór! – powiedziała, kłaniając się lekko i uśmiechając grzecznie.
- Minęło tyle czasu, od kiedy siodłałem waszego kucyka i towarzyszyłem wam w waszych leśnych przygodach! Pamiętacie?
Michael Newton był przystojnym chłopcem, z którym Isabella zwykła spędzać czas, gdy jej rodzina była zapraszana do rezydencji Newtonów, by spędzać tam wakacje.
- Oczywiście, że pamiętam Michael! Niemożliwe jest zapomnieć, jak uwielbialiśmy szpiegować moje siostry, gdy były jeszcze panienkami!
- Byłyście prawdziwą chłopczycą, nigdy tego nie zapomnę, lecz teraz... teraz jesteście czarująca - powiedział z lekkim zakłopotaniem i pocałował ja w drobną białą dłoń.
Isabella uśmiechnęła się i podziękowała przyjacielowi, gdy znów zaczęła poszukiwać wzrokiem figury pianisty.
- Widzę, że się spotkaliście! - zawołała panna Jessica, która nadchodziła razem z panną Angelą. Isabella zauważyła, jak iskierka złośliwości zabłysnęła w oczach Jessice, gdy patrzyła na sir Michaela.
- Oh, już od tak długiego czasu nie widywałam Michaela - powiedziała grzecznie, gdy Michael uśmiechnął się oczarowany.
- Oh Michael, wybaczycie mi, jeżeli skradnę wam słodką Isabellę na kilka chwil, nieprawdaż?
- Oczywiście, panno Jessico - powiedział Michael, gdy Jessica pociągnęła szybko Isabellę w drugą stronę.
- Więc, zauważyłaś kogoś kto wzbudza twoje zainteresowanie? - spytała dziewczyna, gdy już się oddaliły.
Isabella przygryzła dolną wargę, wiedziała, że to nie przystoi dobrze wychowanej panience, ale zakłopotanie zaczęło ją pożerać i jej twarz zbliżyła się bardzo koloru purpury niczym zasłony za ich plecami.
- Wiedziałam, mów! - zawołała panna Angela z podnieconym chichotem.
- Był tam pewien młodzieniec, który grał na fortepianie, miał miedziane włosy, oczy koloru złota i...
- Ah, droga Isabello! - zawołała przerażona panna Angela.
- Co się dzieje? Powiedziałam coś nieodpowiedniego? – zapytała, znów się czerwieniąc.
- Droga Izabello, ten, o którym mówicie, to Edward Cullen - wytłumaczyła panna Jessice.
- Jest najmłodszym synem doktora Carlisla Cullena i jego żony Esme - kontynuowała panna Angela
- I... jakby to powiedzieć... jest to główny powód, dla którego większość dziewcząt z Wallingford idzie do ślubu nieczysta - zakończyła panna Jessice.
- To zdecydowanie stworzenie zbyt piękne, by należeć do tego świata, lecz nie jest zapewne dobrym materiałem na przyszłego męża. Nie watro łudzić się, że weźmie cię za żonę.
- Jest jedynym z Cullenów, który jeszcze się nie ustatkował, pomimo jego mrożącego piękna i jego matki Esme, która codziennie się zamartwia - powiedziała panna Angela.
- Wydaje się, że ma słabość do dziewic, więc proszę cię, uważaj Isabello - ostrzegła ją Jessice.
- Oczywiście, dziękuję za wasze ostrzeżenia, ale jest mi tak trudno uwierzyć, że coś tak podstępnego ukrywa się w tak anielskim ciele.
- Całkowicie cię rozumiemy - odpowiedziały przyjaciółki.
Krótko po tym zaczęły się tańce i młody Newton był pierwszym, który poprosił Iasbellę o ten zaszczyt.
Wieczór mijał wspaniale i Pani Swan była przeszczęśliwa, że prawie wszystkie najlepsze partie poprosiły jej córkę o taniec, będzie miała, czym się chwalić przed przyjaciółkami na następnym podwieczorku.
Isabella świetnie się bawiła podczas tych tańców i oczywiście czuła się bardzo pochlebiana faktem, że wszyscy ci kawalerowie chcieli spędzić z nią czas, ale wciąż czuła pewien ucisk w piersi, gdy myślała, że ten młodzieniec jej nie zaprosił.
To tylko lepiej, powtarzała sobie, wprawdzie jej przyjaciółki ostrzegły ją o naturze młodzieńca, ale ona nie mogła przestać myśleć o jego królewskich rysach.
- Wybaczcie mi, Eriku – powiedziała, skłaniając się - potrzebuję odrobiny powietrza.
Młodzieniec też się ukłonił i pożegnał ją, całując w dłoń.
Isabella odwróciła się i skierowała na taras, który ukazywał posiadłość burmistrza.
Z zadowoleniem zauważyła, że był pusty i oparła się o marmurową balustradę, wdychając letnie powietrze i podziwiając spektakl, który darowały im gwiazdy tamtej nocy.
Zamknęła oczy, wsłuchując się w ciszę tamtego miejsca, do czasu, gdy odgłos czyjś kroków za plecami nie wyrwał jej z zamyślenia.
- Przykro mi, że wam przeszkodziłem - powiedział melodyjny i przeklęcie zmysłowy głos, podczas gdy odgłos kroków był coraz bliższy.
Isabella odwróciła się i poczuła, że serce prawie wyskakuje jej z piersi, gdy zobaczyła przed sobą młodego Edwarda Cullena.
W tej chwili zorientowała się, że to jak go poprzednio oceniła nie było prawdą.
Edward był jeszcze piękniejszy, gdy obserwowany z bliska.
- Pozwólcie mi się przedstawić, na imię mi Edward i jestem synem doktora Cullena, dyrektora szpitala w Wallingford - powiedział z taką życzliwością, że Isabella zadrżała.
- Nazywam się Isabella Swan – powiedziała, kłaniając się i modląc o utrzymanie samokontroli. - Wiele mi o was opowiadano, panie Cullen - powiedziała, gdy oboje znów oparli się o balustradę.
- Same złośliwości, jak przypuszczam - powiedział obdarowując ją tym samym uśmiechem, co ten, który zadedykował jej w sali.
- Skąd o tym wiecie?
- Moja droga Isabello, nie jest dla mnie trudno odczytać myśli dam i dżentelmenów z tego miasteczka... nawet jeśli byłbym wam bardzo wdzięczny za uchylenia mi rąbka tajemnicy i podzielenia się ze mną waszymi myślami
- Panie Cullen, nie wydaje się wam to dość bezwstydne? Pytanie o najskrytsze myśli młodej panienki? - powiedziała, zauważając, że zaczyna kokietować pana Cullena.
- Proszę was, mówcie mi po imieniu. Nie uważam się w żaden sposób lepszy od was, więc żądam byście nazywały mnie po imieniu...
- Dobrze Edwardzie – powiedziała.
- W każdym bądź razie, myślę, że pytanie was o wasze myśli to bardziej oznaka zainteresowania niż pokaz złych manier.
- Jeśli naprawdę nalegacie, mój panie... właśnie się zastanawiałam, co by sobie pomyśleli ludzie, gdyby mnie teraz tutaj z wami zobaczyli – powiedziała, wyginając usta w grzecznym uśmiechu.
Edward zbliżył się do niej, sprawiając, że Isabella poczuła, jak jej delikatne nogi odmawiają posłuszeństwa.
Twarz młodzieńca była o kilka centymetrów od jej twarzy, a jego wargi były wygięte w uśmiech, który tak jej się podobał.
- Będą mogli tylko myśleć, że spędzasz czas z najbardziej fascynującym z mężczyzn obecnych tutaj tego wieczoru.
- Mój drogi Edwardzie, nie podejrzewałam was o taka skromność - powiedziała Isabella, odwracając się od spojrzenia, które tak ją przeszywało.
- Nie można mnie inaczej nazwać, po tym, jak przykułem uwagę najpiękniejszej panienki tego wieczoru.
- Co sprawia, że myślicie, że naprawdę przykuliście moją uwagę? Nie przyszło wam na myśl, że zostałam tutaj tylko z litości? - powiedziała Isabella, chodź w głębi serca wiedziała, że w tej chwili zgodziłaby się na każdą z jego propozycji.
- Jeżeli jest wam mnie żal, to proszę was, abyście natychmiast położyły kres waszym zmartwieniom - powiedział Edward, decydując się na walkę tą samą bronią.
Lecz Isabella nie wiedziała, jak odpowiedzieć i została tam w ciszy zupełnie zahipnotyzowana taką ilością piękna.
- Wasza szyja... - wyszeptał bez odrywania wzroku od jej oczu.
- Czy jest coś, co wam się nie podoba w mojej szyi? - odpowiedziała dziewczyna, czując, że zaczyna mieć coraz większe kłopoty z oddychaniem.
- Nie wyobrażacie sobie, jaka jest kusząca - powiedział zmysłowym głosem, rysując nieregularne linie na szyi dziewczyny swoim szczupłym palcem, który pozostawiał za sobą palącą ścieżkę na jej skórze.
- Proszę pana, ja... - zaczęła zmieszana dziwnymi emocjami spowodowanymi przez ten dotyk, lecz w tej chwil przez próg tarasu przeszła Renée Swan z podekscytowaną miną.
- Isabello! Oh... ehm – zamilkła, gdy tylko odkryła tożsamość młodego człowieka, który towarzyszył jej córce.
- Matko - powiedziała Isabella zmieszana i zawstydzona, odrywając wzrok od młodzieńca.
- Pani Swan, jakaż to przyjemność znów panią widzieć! - powiedział Edward, kłaniając się.
Pani Swan także się skłoniła i odparła:
- I dla mnie, panie Cullen. I z wielkim żalem muszę pana pozbawić towarzystwa naszej słodkiej Isabelli, na którą czekają już inni goście, którzy chcieliby ją poznać, mam nadzieję, że nie sprawię wam wielkiej przykrości.
- Nie przejmujcie się mną, pani Swan - powiedział Edward na nowo się kłaniając, po czym wziął Isabellę za rękę i złożył na niej lekki pocałunek.
- Było mi cudownie móc was poznać, panno Isabello - powiedział i opuścił taras.
- Oh moja słodka córko! Myślałam, że twoje przyjaciółki uprzedziły cię o prowadzeniu się pana Cullena!
- Zrobiły to moja matko - powiedziała Izabella.
- Oh kochanie, więc dlaczegóż spędzałaś z nim czas!
- To pan Cullen do mnie podszedł. Sądziłam, że byłoby niegrzecznie nie odpowiedzieć na jego przedstawienie się.
- Oh, oczywiście, oczywiście... ale bądź uważna. I obiecaj mi, że nie będziesz więcej rozmawiać z tym mało wiarygodnym młodzieńcem.
Z wielką goryczą Isabella była zmuszona by odpowiedzieć:
- Obiecuje wam, matko.
* (N.A. „wejście w towarzystwo” to prawdziwy termin, którego używano w tamtych czasach)
** jeżeli chcecie wiedzieć jaką melodią Edward uwiódł naszą Isabellę oto linki: [link widoczny dla zalogowanych] |
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 11:04, 08 Gru 2009, w całości zmieniany 17 razy
|
|
|
|
|
|
mistletoe
Moderator
Dołączył: 04 Lis 2008
Posty: 430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Sob 10:39, 22 Sie 2009 |
|
|
|
|
thingrodiel
Dobry wampir
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 148 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka
|
Wysłany:
Sob 10:53, 22 Sie 2009 |
|
Tekst sam w sobie jakiś pomysł ma, nieco J. Austen, trochę H. Jamesa, tylko język nie ten. Nie pasuje tu ten egzaltowany, dziecinny język ze "słodkimi Isabellami" na czele. Drażni.
Spodobał mi się pomysł z Edwardem, który miałby być uwodzicielem. Hmm. To się będzie (będzie?) działo. Dawne czasy, cnota kobiety niczym tarcza, za którą niewiasta (khem) się zasłania, jedna plotka, która może pożegnać pannę z ogółem społeczeństwa.
Natomiast dwie rzeczy mnie się nie podobają. Po pierwsze - nie ten dział. Poproś moderatora, by ci go przeniósł do "Kącika pisarza". Po drugie - czy beta była? Nie wydaje mi się. A jeśli tak, to zapraszam ją do poradnika dla bet.
Ponieważ napisałaś, że pierwsza wersja powstała w języku włoskim, mogę zgadywać, że ogólnie piszesz w tym języku, może mieszkasz za granicą albo na co dzień się nim posługujesz. Co, niestety, odbija się na języku polskim. Robisz bardzo dużo błędów, które psują ogólny odbiór tego tekstu. Wszystko w nim zaczyna drażnić. Poniżej masz przykłady.
Cytat: |
przy najmniej w naszych czasach |
przynajmniej
tę sztukę
Cytat: |
(N.A. „wejście w towarzystwo” to prawdziwy termin, którego używano w tamtych czasach) |
Przypisy daje się POD tekstem, a nie w samym tekście.
Cytat: |
po śmierci ojca swojej matki, żałoba uniemożliwiła rodzinie Swan radości przejścia ich córki na kolejny etap w jej życiu. |
Tu się ogólnie wszystko posypało.
Cytat: |
Pan Cullen miał żonę, Esme Cullen, i trójkę dzieci, z których dwoje byli szczęśliwie zamężni. |
O matko...
Tutaj wyhamowałam z czytaniem, bo po prostu nie mogłam. Tekst jest niegramotny, mnie to drażni, a nie lubię się denerwować przy czytaniu.
Znajdź betę, popracujcie trochę nad językiem, bo ten tekst ma spory potencjał i szkoda by go było marnować.
Pozdrawiam i życzę weny,
jędza thin
PS O, widzę, że mistletoe już zadziałała. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Sob 10:55, 22 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Sob 11:28, 22 Sie 2009 |
|
Zawieszam ten ff do znalezienia bety, Boże dziewczyny tak mi wstyd! Wiecie, jak się tłumaczy sam po sobie to jest o wiele trudniej niż po kimś, bo ty wiesz co chcesz powiedzieć no ale inni... tak więc sorry za tego gniota, poczekamy na jakiś chętnych do obróbki gramatycznej.
thingrodiel muszę jednak powiedzieć, że to nieszczęsne "przy najmniej" to nie moja wina, mój Wredny Edzio (tak nazywam mój komputer - już od 4 lat więc Cullen nie ma z tym nic wspólnego) lubi mnie poprawiać w taki właśnie sposób, najczęściej przeinacza "Jake" na "Jak", "naprawdę" na "na prawdę" i tym podobne.
Ten jeden błąd nie usprawiedliwia jednak całej reszty i na serio strasznie mi wstyd! Wielkie sorry |
|
|
|
|
anetta_94
Wilkołak
Dołączył: 09 Sie 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 19:43, 22 Sie 2009 |
|
podobają mi się charaktery...
strasznie mnie ta historia wciąga...
wg. mnie to jest ciekawie napisane...
najbardziej podoba mi się język, po prostu boski(te zwroty w trzeciej osobie l. m.)
byle szybko znajdź jakąś betę....
życzę weny oraz bety:)) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez anetta_94 dnia Sob 20:01, 22 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Sob 20:18, 22 Sie 2009 |
|
No więc może ktoś się zgłosi?
POSZUKUJĘ WYTRWAŁEJ BETY!!!! Takiej co ma mocne nerwy, dla mnie i mojego języka (czytaj: Kali głodny. Kali jeść. Kali zabić słonia.) |
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Sob 21:06, 22 Sie 2009 |
|
Dziewczyny wytknęły ci już mnóstwo błędów a ja nie mam zwyczaju dowalać leżącemu. Więc o tych błędach nie będę pisać.
Historia bardzo ciekawa, wciągnęło mnie :) i mozesz liczyć na to, że zajrzę tu gdy pojawi się nowa część. Nieco irytująca jest forma w jakiej zwarcają sie do siebie bohaterowie - rozumiem dzieci do rodziców ale przyjaciółki między sobą lub rodzeństwo?? Dla mnie lekkie przegięcie.
Bardzo fajny pomysł - splot Meyer i Austen. Ten pomysl ma ogromna szansę by chwycić :) Jeśli ktoś zbetuje ci tekst to naprawdę będzie fajne opowiadanie. Szczerze? dawno nie czytałam czegoś, co powiałoby odrobiną świeżości tak jak ten ff.
Życzę dobrej bety i cierpliwości w tłumaczeniach a ja czekam niecierpliwie na kolejne części :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Nie 13:12, 23 Sie 2009 |
|
Mam już betę, więc niedługo powinny ukazać się poprawione rozdziały. Cierpliwości! |
|
|
|
|
marta_potorsia
Wilkołak
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 164 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostróda
|
Wysłany:
Nie 13:18, 23 Sie 2009 |
|
Zaintrygowałaś mnie. Podoba mi się pomysł na połączenie Meyer i Austen - sama jestem fanką obu tych pisarek.
Nie podobała mi się jednak osobiście ta trzecia osoba l. mn. Aż sprawdziłam w "Dumie i uprzedzeniu" czy rzeczywiście tak się tam porozumiewali. I stwierdzam, że nie. Pasowałoby mi to w relacjach dziecko-rodzic lub ktoś młodszy-starszy, ale inaczej zbyt mnie to irytuje.
Zdarzało Ci się wplątywać wyrażenia z codziennego świata, np. "w każdym razie". Nie pasuję mi to o XIX wieku.
Błędów wypisywać nie będę - moje poprzedniczki to zrobiły.
Żeby Cię nie dobijać napiszę, że z chęcią Ci pomogę przy dopracowaniu tego ff. Może z tego wyjść prawdziwe arcydzieło - i tego Ci życzę.
Pozdrawiam, Marta.
PS. Bardzo niecodzienne tłumaczyć z włoskiego w dodatku swoje opowiadanie. Brawo.
EDIT: To dobrze jak znalazłaś betę :)
EDIT 2 [25.08]:
Odpowiem Ci tutaj, żeby nie zaśmiecać tematu :)
Jeśli chodzi o muzykę, to ja zazwyczaj nie przykładam do niej zbytniej wagi. Ale skoro pytasz, to odpowiem.
Myślę, że lepiej do tego ff pasowałaby muzyka z tamtych czasów, bądź stylizowana na XIX wiek (np. bardzo dobry jest Soundtrack z Dumy i Uprzedzenia z 2004 roku - ta bank byś znalazła sobie jakąś piosenkę pasującą do Twojego opowiadania.)
Za nic nie pasują mi te wspomniane przez Ciebie utwory - Bella's Lullaby i Kiss the Rain. To co wrzuciłaś, może być. Chociaż też nie jestem przekonana, czy wtedy grano taką muzykę :)
Pozdrawiam, Marta. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez marta_potorsia dnia Wto 15:55, 25 Sie 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Czw 20:31, 27 Sie 2009 |
|
BETA: Wyjatkowa
Rozdział 3
~A Walk by the Lake~
(Spacer nad Jeziorem)
- Emmett, wcale się z ciebie nie naśmiewam! Ta dziewczyna naprawdę miała najlepszy zapach, z jakim spotkałem się w ciągu stu lat mojego życia!
- Edward, po prostu znalazłeś swoją cantante... to wcale nie jest nic oburzającego. Powiadomimy o tym Carlisla i zobaczymy, jakie będziemy musieli podjąć środki ostrożności - powiedział Emmett Cullen, podczas gdy jego brat przechadzał się w tył i w przód, widocznie podniecony.
Nie sposób było powiedzieć, który z mężczyzn był bardziej zmartwiony: z jednej strony pan Edward Cullen, przerażony tym, co stało się poprzedniego wieczora, z drugiej pan Emmett Cullen, który jeszcze nigdy nie widział swojego brata w takim stanie i niemało się o niego martwił.
Emmett Cullen był tym, którego doktor i jego żona, ze względu na jego wygląd, przedstawiali jako swego pierworodnego i chociaż Edward liczył sobie wiele więcej lat, to Emmett i tak zachowywał się jak starszy brat i zawsze opiekował się swoim „młodszym” rodzeństwem.
I przez to właśnie Emmett Cullen był bardzo zaniepokojony tym, co przytrafiło się jego bratu.
Krew własnej cantante jest to krew najsłodsza, jaka może istnieć dla wampira i ten fakt potrafi spowodować, że wampir zrobi coś, co w opinii publicznej może być uważane jako szatańskie.
- Nie, Emmecie, błagam cię o wsparcie! Jeżeli Carlisle dowie się o tym, już nigdy nie pozwoli mi się zbliżyć do panny Swan. Mógłby nawet zacząć mówić o przeprowadzce!
- Edward, pomyśl! Nie uważam za mądre, abyś został w pobliżu tej panny Swan, mógłbyś zaryzykować jej życie!
W tym momencie do pokoju lekkim krokiem weszła ta, którą przedstawiano jako jedyną córkę państwa Cullen, Alice.
- Panowie, czy mogę wam przeszkodzić?
- Oczywiście, Alice, nie martw się - powiedział szybko Edward, żywiąc nadzieję, że to zakończy jego dyskusję z bratem, który posłał mu mordercze spojrzenie.
- Myślę, że będziesz chciał wiedzieć, o czym była moja ostatnia wizja, biorąc pod uwagę fakt, że dotyczy twojej osoby - odparła śliczna dziewczyna, posyłając im uśmiech pełen złośliwości.
- Proszę, Alice, opowiedz nam o tej katastrofie, której autorem będzie zapewne nasz ukochany braciszek.
- Widziałam, jak gryziesz córkę pana Swan, właściciela małej posiadłości zaraz za miastem. Wiem, że na wczorajszym balu nieustannie jej się przyglądałeś. Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć? Mam nadzieję, że nie będę musiała przyznać, że posiadasz mniej rozumu, niż zawsze myślałam....
- Mój rozum jest taki jak zwykle, jeśli to jest wasz problem - odparł chłodno, podkreślając swoją irytację przejściem na „wy”.
- Panna Swan jest jego cantante - powiedział szybko Emmett.
- Słucham?!
- Emmett! Zaufałem twojej dyskrecji! - powiedział tonem pełnym urażonej dumy i nienawiści.
- Zrobiłem to dla twego dobra Edwardzie, próbowałem wytłumaczyć ci, że to może nam przysporzyć wielkich problemów. I bądź spokojny, Rose podzieli moje zdanie i...
- NIE! Powstrzymaj swój język! To i tak już za wiele, że wtajemniczyłeś Alice w moje wyznanie. Teraz wy dwoje musicie mi przysiąc, że nie wyznacie tego żywej duszy! (N.A. dobre Edzio dobre, weź pod uwagę, że mieszkasz z samymi trupami XD) Dobrze wiem, co by na to powiedziała Rosalie! Każda rzecz, która mogłaby wpłynąć na nasz wizerunek w społeczeństwie, jest skazana na zgubę!
- Ależ, Edwardzie! Czy nie możesz po prostu z tego zrezygnować? – spytał Emmett, zdumiony nieodpowiedzialnością brata.
- Wy nie rozumiecie... JA MUSZĘ JĄ MIEĆ! - powiedział zdecydowanym tonem.
To było coś, co go pożerało od środka i nie umiał zrezygnować z tego pomysłu.
- Edwardzie, jeżeli jesteś w niej zakochany, to już zupełnie inna sprawa... Będę szczęśliwa, mogąc zachęcić cię do działania...
- Alice, dobrze wiesz, że moje serce jest martwe w każdym tego słowa znaczeniu. Nie umiem dokładnie wytłumaczyć, co popycha mnie do takich działań, ale wiem, że będzie to największe wyzwanie w całym moim istnieniu, z drugiej strony, nie tylko jej krew mnie kusi... – powiedział, śmiejąc się do siebie zadowolony.
- To na pewno najpiękniejsza młoda dama w Wallingford, ma w sobie grację i dobry gust - potwierdziła promiennie Alice, pełna nadziei, że ta sytuacja naprawdę może znaczyć coś więcej, niż jej brat mówił i już jej w tym głowa, by tak się stało.
- Oczywiście, a także to, co ukrywa pod tym gustownym ubraniem zyskało moje uznanie - powiedział zadowolony
- Podglądałeś ją? - zapytała zaszokowana Alice, zakrywając usta dłonią, zdumiona bezwzględnym zachowaniem brata.
- Obserwowałem ją przez okno, gdy się rozbierała... jest zachwycająca.
Dudniący śmiech wyrwał się z piersi Emmetta, gdy podszedł do brata i klepnął go w plecy, tak, że normalnemu człowiekowi złamałby się kręgosłup.
- Dobrze, braciszku, ale uważaj na to, co robisz, nie chcę kłócić się z moją słodką żoną!
- Postaram się!
- Na początek, sugeruję, abyś poprzechadzał się nad brzegiem jeziora o poranku - dodała Alice i z frywolnym uśmiechem opuściła pokój.
***
Wszystko było gotowe.
Powóz już na nią czekał, a przyjaciółki najprawdopodobniej były nad jeziorem.
Po raz ostatni przejrzała się w lustrze i poprawiła swój nowy kapelusz.
Było to pierwsze wyjście Isabelli, jako panienki z towarzystwa, i dziewczyna prawie nie mogła pomieścić w sobie wszystkich emocji, które odczuwała.
Przed powozem czekał na nią pan Newton, który zaproponował się, jako towarzysza na spacerze wraz z panną Stanley i panną Weber.
Była pewna, że ten spacer umili jej poranek.
- Panno Swan, pozwólcie mi powiedzieć, że jesteście czarujące... - powiedział pan Newton, całując ją w dłoń.
Michael był naprawdę miłym młodzieńcem i Isabella czuła się bardzo dobrze w jego towarzystwie, ale nie było między nimi tej iskierki, która tak radykalnie wpływa na związek między kobietą i mężczyzną.
Oczywiście wiedziała, że w tych czasach ślub był raczej ekonomicznym manewrem, lecz ona nie przestawała wierzyć w małżeństwo dyktowane nie tylko sytuacją finansową, ale także uczuciem i wzajemnym szacunkiem.
Lecz wiedziała także, że gdyby nie udało jej się spotkać nikogo, kto wzbudzałby w niej płomień miłości, pan Newton byłby znakomitą partią, jednak nie czuła się jeszcze gotowa na zachęcanie widocznej skłonności młodzieńca.
- Schlebiacie mi, Michaelu – powiedziała, wsiadając do powozu i posyłając mu przyjazny uśmiech.
- Zaufajcie mi, ja tylko stwierdzam fakty – odpowiedział, odwzajemniając uśmiech.
- Będzie lepiej, jeśli już ruszymy, nie dajmy naszym przyjaciółkom czekać - powiedziała
Isabella i powóz natychmiast ruszył.
***
- Nareszcie! Czekamy na was tutaj już od pół godziny! - wykrzyknęła panna Jessica, rzucając wymowne spojrzenie panu Newtonowi.
- Bardzo mi przykro, moje drogie panie. Możecie winić tylko mnie za to spóźnienie, gdybym nie zaproponował jej wspólnego przejazdu, jestem pewien, że panna Isabella dojechałaby na czas - odpowiedział pan Michael.
- Oh, Isabello! - wykrzyknęła panna Angela, oddzielając ją od pana Michaela i biorąc pod ramię.
- Nie wyobrażasz sobie, jakie mam dobre wieści!
- No już! Nie trzymaj mnie w napięciu! - odpowiedziała z entuzjazmem Isabella.
- Moja droga matka dowiedziała się, że w naszym mieście przez najbliższe sześć miesięcy ma gościć wnuk Półkownika Crawforda. To młodzieniec w naszym wieku znany z dobrego wychowania i sporych majętności! Powiedziała mi także, że nazywa się Benjamin Cheney, nie uważacie, że to czarujące imię?
- Na pewno to imię, które przywołuje na myśl Nowy Świat. Kiedyż to będziemy miały okazję, aby poznać tego młodzieńca?
- Jestem pewna, że na najbliższym przyjęciu Półkownik oficjalnie go przedstawi. Tyle, że nie ma jeszcze dokładnej daty. Jeżeli minie sporo czasu, tata obiecał, że pojedzie do Półkownika, by się przedstawić. Jestem taka rozpromieniona!
- Jestem taka szczęśliwa, Angelo! Zasługujesz na miłość jak nikt inny! Twoja dusza jest czysta, brak w tobie złośliwości i frywolności charakteryzujących wiele panien z tego miasta.
- Oh, Isabello! Jestem taka szczęśliwa, że mogę z tobą dzielić te chwile! – powiedziała, obejmując ją i w tej chwili lekki wiaterek zdarł kapelusz z głowy Isabelli, zdmuchując go na brzeg jeziora, zaraz za wielkim dębem.
- Oh, proszę was, panno Swan, ja pójdę po wasz kapelusz. - zaproponował natychmiast pan Michael, lecz Isabella odmówiła.
Była zmęczona próbami zabłyśnięcia przed dziewczyną fałszywymi i przesłodzonymi działaniami.
Szybkim krokiem doszła do brzegu jeziora i bez powodzenia spojrzała za stary dąb. A przecież była pewna, że kapelusz poleciał w tym kierunku!
- Czyżbyście szukały tego? - powiedział ciepły i melodyjny głos za jej plecami.
Isabella odwróciła się i zobaczyła przed sobą młodego Edwarda Cullena, który wyciągał do niej rękę, w której trzymał jej biały kapelusz.
- D-dziękuję... - powiedziała z nagłym poczuciem zawstydzenia, które natychmiast zaróżowiło jej lica, ale szybko uspokoiła się i odebrała podany jej kapelusz.
- To naprawdę wielka przyjemność, znów was zobaczyć, panno Swan – powiedział, przysuwając się tak blisko, że Isabella mogła policzyć jego gęste rzęsy.
- Cała przyjemność po mojej stronie, panie Cullen. Dziękuję za znalezienie mojego kapelusza - powiedziała, odwracając się w próbie odejścia, lecz czyjaś zimna ręka złapała ją delikatnie za lewy nadgarstek, odwracając ją z powrotem twarzą w twarz z Edwardem.
- Nie odchodźcie tak szybko – zaprotestował, patrząc jej głęboko w oczy.
- To nie były tylko ostrzeżenia lekkomyślnych dziewcząt... – powiedziała odwracając wzrok - Moja matka także chciała mnie uprzedzić o waszym zachowaniu, Edwardzie – powiedziała, dobitnie akcentując jego imię, które uważała za przepiękne.
- I wy mi nie ufacie, nieprawdaż? – powiedział, puszczając jej nadgarstek, lecz nie odwracając swojego intensywnego spojrzenia.
- Jakże bym mogła?
- Lecz jednak ja to czuję... wasze ciało myśli inaczej. Wyczuwam jak was pociągam – powiedział, przejeżdżając swoim szczupłym palcem po jej brodzie.
Isabella poderwała się.
- Jeżeli naprawdę byście mnie znali, wiedzielibyście że ja ufam tylko mojemu intelektowi. Nie jestem jedną z tych frywolnych panienek, które tak często rozgrzewały wasze łoże!
- Wiem o tym bardzo dobrze, Isabello – powiedział - i właśnie dlatego proponuję, abyśmy się lepiej poznali - zakończył i ze słodką bezczelnością jeszcze bardziej przybliżył swoją twarz do dziewczyny, by położyć kres tej małej odległości.
Isabella stała nieruchomo, niezdolna zareagować w jakikolwiek sposób.
Wiedziała, jak złe będą skutki tej pasywnej zgody na to, co za chwilę miało się stać.
Z drugiej strony, taka mała próba chyba nikomu nie zaszkodzi, nieprawdaż?
- Isabello! - powiedział przestraszony głos - wszędzie was szuka... - powiedział i zamarł, jak tylko doszedł do starego dębu.
- Michael! - powiedziała, odsuwając się od Edwarda - Nie wiem, czy mieliście już przyjemność poznać pana Cullena, był tak miły i odnalazł mój kapelusz.
Mam nadzieję, że dalszy ciąg przypadł Wam do gustu! Czekam na
Wasze komentarze. |
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pon 7:30, 31 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
BaaaSsia
Wilkołak
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 116 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pią 18:30, 28 Sie 2009 |
|
Świetnie się zapowiada ten FanFiction.
1 i 2 rozdział były bardzo ciekawe.Ale brakowało w nich TEJ akcji.
3 był za to naprawde wspankały.
Charaktery bohaterów przypadły mi do gustu.
Czy akcja TEGO opowiadania przeniesie się w przyszłoś[teraźniejszość]>>
Czekam na ciąg dalszy.
Weny i czasu.
Pozdrawiam! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Pią 18:40, 28 Sie 2009 |
|
BaaaSsiuuuu! Dzięki za budujący komentarz, jeżeli dobrze rozumiem czekasz na bardziej pikantne szczegóły tego ff, nie martw się pojawią się, choć nie mam (a raczej miałam) zamiaru pisać harlequina, jak sama widzisz opowiadanie zaznaczone jest jako +16, chociaż na moje jest to bezcelowe, kto przestrzega ograniczeń wiekowych?
Akcja nie przeniesie się w przyszłość tzn jest i będzie umiejscowiona w 1801 roku. Ciąg dalszy, mam nadzieję, pojawi się gdzieś na początku tygodnia, wszystko zależy od mojej wybawicielki Wyjatkowej, która dba by to opowiadanie nie brzmiało jak wypowiedź mistrza Yody... ;p
Marto! Jako jedyna odpowiedziałaś na mą prośbę i skomentowałaś OST, muszę wyznać, że poważnie zastanawiałam się nad wykorzystaniem ścieżki z P&P, ale pomyślałam, że już wystarczająco dużo w moim opowiadaniu jest "zainspirowane" Dumą. Ja też nie jestem pewna czy taką muzykę grano w tamtych czasach, ale pomyślałam sobie, że przecież to przecież ja "komponuję" i decyduję co nam zagra nasz wyjątkowy pianista, więc... nie wiem czy wyraziłam się dość jasno, Edward miał mieć swój własny styl i tak go sobie wyobraziłam. Piszę tę spóźnioną odpowiedź na szybko więc "język" mi się trochę plącze, wybaczcie!
P.S. Mam nadzieję, że nie denerwują Was moje adnotacje, po prostu czasem nie mogłam się powstrzymać a pomyślałam, że jeżeli włoszki mgły zobaczyć moje notatki to i Wy macie do tego prawo...
Jezu ale przynudziłam, ale teraz już
Was pozdrawiam i dziękuję, że śledzicie ten temat! |
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pią 18:51, 28 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
BaaaSsia
Wilkołak
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 116 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pią 19:46, 28 Sie 2009 |
|
Oh dzięki ,ze odpisałaś.
Huh masz racje teraz NIKT nie stosuje się do ograniczeń wiekowych.
Tak też myslałam ,że TA akcja przybieże barwy.heh...
Na początku,a raczej po przeczytaniu 3 rozdziału miałam taki zarys[Edzio I Bella idą np:do łóżka,a on ją zmienia w wampira,albo ktoś inny.Po latach się odnajdują i taki kicz dalej-mojahora wyobraźnia]
Heh ale t masz inny pomysł wajnie.
Czekam i z resztą nie tylko ja na ciag daszy.Pisz dziewczyno,bo masz talent!!!
Weny i czasu!
Pozdrawiam
p.s ja bym nie potrafiła pisać ciągle takich zwrotów jak w tamtych czasach.. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
marta_potorsia
Wilkołak
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 164 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostróda
|
Wysłany:
Pią 21:37, 28 Sie 2009 |
|
Na początek wypiszę błędy:
Cytat: |
Powiadomimy o tym Carlisla i zobaczymy, jakie będziemy musieli podjąć środki ostrożności |
Carlisle'a
Cytat: |
Emmett Cullen był tym, którego państwo Cullen, ze względu na jego wygląd, przedstawiali jako swego pierworodnego i chociaż Edward był od niego o wiele starszy, to Emmett i tak zachowywał się jak syn pierworodny i zawsze opiekował się swoim „młodszym” rodzeństwem. |
Może lepiej by było: Emmett był tym, którego państwo Cullen, ze względu na jego wygląd, przedstawiali jako swego pierworodnego i, chociaż Edward miał od niego o wiele więcej lat, to Emmett i tak zachowywał się jak najstarszy z rodzeństwa i zawsze opiekować swoimi "młodszymi" braćmi i siostrami.
Cytat: |
Mój rozum jest taki jak zwykle, jeśli to jest wasz problem - odparł chłodno, podkreślając swoją irytację przejściem na „pani”. |
W którym miejscu to podkreślił? może zamiast wasz problem powinno być państwa problem i zamiast pani - państwa.
Cytat: |
Panna Swan jest jego cantante - powiedział szybko Emmett |
Po Emmett powinna znaleźć się kropka.
Cytat: |
Edwardzie, jeżeli jesteś w niej zakochany, to już zupełnie inna sprawa... będę szczęśliwa, mogąc zachęcić cię do działania... |
będę powinno być wielką literą.
Cytat: |
Nie umiem dokładnie wytłumaczyć, co mnie popycha mnie do takich działań |
bez drugiego mnie
Cytat: |
nie chcę kłócić się z moja słodką żoną! |
moją
Cytat: |
Na początek, sugeruję |
nie jestem pewna, ale ja bym usunęła ten przecinek
[quote]wraz z panną Stanley i panną Weber. [quote]
tu się czepiam, ale lepiej by brzmiało pannami Stanley i Weber
Cytat: |
na związek między kobietą a mężczyzną |
i
[quote]że w tych czasach, ślub był raczej ekonomicznym manewrem[/quite]
bez przecinka
Cytat: |
powiedziała odwracając wzrok - moja matka także chciała mnie uprzedzić o waszym zachowaniu Edwardzie |
wzrok. - Moja; przed Edwardzie przecinek
Cytat: |
Isabella poderwała się |
brak kropki
Cóż, takie mi się rzuciły w oczy. Być może było ich więcej. ADO! Masz w papę! :)
Rozdział bardzo by mi się podobał i czytałoby mi się bardzo łatwo, gdyby mnie nie wkurzały te błędy. Poprawił się Twój styl pisania (nie mówię o błędach). Ale nie martw się, już ja sobie pogadam z Twoją betą. :D
Część długa, sporo się w niej dzieje - dowiadujemy się, że B. jest śpiewaczką Eda i że on próbuje ją uwieść - wg mnie akurat w sam raz informacji.
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam, Marta. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez marta_potorsia dnia Sob 8:51, 29 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Śro 12:40, 09 Wrz 2009 |
|
BETA: Wyjatkowa
Rozdział 4
~The Vision~
(Wizja)
Istniała tylko jedna rzecz, którą pani Alice Hale darzyła tą samą gorącą pasją, co swego męża wampira, Jasper’a Hale, a było to organizowanie przyjęć.
Uwielbiała wybierać dekoracje i kierować każdym ruchem służby.
Niestety, nie miała zbyt wielu okazji, by oddawać się swojej pasji, ponieważ rodzina Cullen’ów utrzymywała pewien dystans.
Jednak, gdy tego popołudnia pan Edward Cullen przekroczył próg pokoju swej siostry, miał w głowie konkretną prośbę.
- Alice, muszę cię o coś prosić.
- Mów więc - powiedziała promiennie, mając nadzieję, że chodzi o Isabellę.
- Byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś zrobiła mi tę przyjemność i urządziła w naszym domu przyjęcie w ten weekend. Już pytałem o to Carlisle’a, a on wyraził na to zgodę. Przyznał, że tak majętna rodzina jak nasza, musiałaby w końcu wydać jakiś bal.
- Oh, drogi bracie! - wykrzyknęła entuzjastycznie i zarzuciła mu ramiona na szyję. - Wszystko będzie idealne, obiecuję ci!
- Uważam, że nie istniej osoba, której mógłbym bardziej zaufać w tej kwestii, Alice - powiedział uprzejmym tonem, nawiązując do jej wyjątkowych umiejętności.
- Może być bardzo przydat....
I właśnie, gdy rozmawiali o umiejętnościach, Alice miała wizję i Edward mógł ją zobaczyć na własne oczy.
Nie była zbyt jasna.
Purpurowa tkanina, zdobiona czarnym wyszywaniem, powiewała lekko na wietrze, wokół osoby, która ją nosiła.
Blade, odkryte ramiona i kilka brunatnych pukli, które miękko na nie opadały.
To była Isabella.
Edward wygiął swe usta w uśmiechu zadowolenia i wizja kontynuowała.
Delikatne ręce dziewczyny były ukryte przez rękawiczki z czarnego jedwabiu a w dłoni trzymała coś... jakby maskę.
- Bal maskowy! Ależ oczywiście, to będzie wspaniałe! No i teraz już wiem, jak będzie ubrana moja dama! - powiedział zadowolony Edward.
- Oh, drogi bracie! Cóż za wspaniały pomysł! Zorganizujemy bal inspirowany Karnawałem w Wenecji oraz zatrudnimy akrobatów i żonglerów! - Alice promieniała ze szczęścia.
- ROSE! ROSE! - zawołała głośno, nie mogąc powstrzymać entuzjazmu.
- Cóż się stało Alice? - zapytała dziewczyna, chyba najpiękniejsza w świecie, wchodząc do pokoju burzliwym krokiem.
Zarzuciła burzą swych złotych włosów i rzuciła szwagrowi krzywe spojrzenie.
- Moja droga Rosalie, przypominam ci, że potrafię czytać w myślach... - powiedział ze złośliwym uśmiechem.
- Oh, oczywiście, że o tym pamiętam, Edwardzie... I na pewno zrozumiałeś już, że to nie powstrzymuje mnie od wolnego myślenia na temat twego zachowania!
- Oh, proszę was! Przestańcie się kłócić! Rose, nie ma żadnego powodu, by dziś upominać Edwarda... - zainterweniował mały chochlik.
- Ah, czyżby? - powiedziała złotowłosa dama i zmieniła ton. - Kontynuuj...
- Edward namówił Carlisle’a na wydanie tu przyjęcia, w Cullen Mansion! – powiedziała, nieudolnie próbując powstrzymać swą ekscytację,
- O mój Boże! Naprawdę? - powiedziała pani Rosalie, także ona ogarnięta entuzjazmem. - Ale jak ci się udało go przekonać?
- Powiedzmy, że posłużyłem się jedną z twych teorii dotyczących utrzymywania pewnego wizerunku dla społeczeństwa... - zakończył zmysłowo.
- Wspaniale! Więc teraz Rose jesteś moim zastępcą w sprawie organizacji tego wydarzenia! - poinformowała ją pani Hale.
Edward stwierdził, że już czas zostawić kobiety ich przyjemnościom.
To, czego mu teraz brakowało, to odpowiednie przebranie.
***
Był to raczej spokojny poranek, i panna Swan postanowiła oddać się starej i ukochanej przyjemności - lekturze.
Minione dni były pełne światowych wydarzeń i obowiązków: spacery po eleganckich parkach, podwieczorki w domu tej i tamtej rodziny. Isabella miała jeszcze problemy, aby za tym wszystkim nadążyć.
Więc tak, korzystając z braku jakichkolwiek zaproszeń, postanowiła skryć się w kąciku tak kochanym przez nią i ojca: w ich obszernej bibliotece.
Już odczuwała brak całych popołudni spędzanych w tym miejscu razem z ojcem na czytaniu i komentowaniu dzieł, które znajdowały się w ich posiadaniu.
Krótko przed jej wejściem w towarzystwo, poświęcili się autorom włoskim i łacińskim, lecz tego ranka wolała wrócić do tego, co było jej bliższe.
Czytała przez jakąś godzinę, gdy nagle i ona, i ojciec usłyszeli dźwięk dużych drewnianych drzwi, które powoli się otwierały przed jednym ze służących pracujących w ich posiadłości.
- Pani Alice Hale z Cullen Mansion - zapowiedział i z ukłonem wyszedł z pokoju.
- Czy to do was, mój ojcze? - spytała Izabella, szukając wytłumaczenia we wzroku ojca.
- Wątpię, moja miła. Jestem pewien, że to do ciebie - zaśmiał się pod mahoniowymi wąsami.
W tym momencie lekka postać Alice Hale przekroczyła próg i skłoniła się w powitalnym geście. Isabella, jeszcze trochę zmieszana, zamknęła książkę, by odłożyć ją na stolik obok i odwzajemnić ukłon.
- Panie Swan, Panno Swan. Wybaczcie mi to najście bez żadnego uprzedzenia, ale podjęłam tę decyzję, gdy znajdowałam się w pobliżu. Nie miałam jeszcze przyjemności poznania panny Isabelli, tak więc zdecydowałam, by udać się do was z wizytą... Ale może wam przeszkadzam, wybaczcie mi, naprawdę - powiedziała tak melodyjnym głosem, że przywołała w myślach
Isabelli obraz, który tak skrzętnie próbowała wyrzucić ze swej głowy w tych dniach.
- Nie, nie martwcie się! Jesteście tu zawsze mile widziane! - powiedziała Isabella, ciągle trochę zmieszana, stojąc na przeciw takiej piękności.
- Dobrze! Powiedzcie mi, co czytałyście? - zapytała rozpromieniona.
Isabella zarumieniła się i odpowiedziała nieśmiało: - Sonety Shakespear'a...
- Czy macie jakiś swój ulubiony?
- Oh... myślę, że sto szesnasty jest pod każdym względem najpiękniejszy... A który jest waszym ulubieńcem?
- Jesteście romantyczką, jak widzę... Jeśli mam być szczera, ja wolę tragedię od sonetów. Mój brat jest większym wielbicielem poezji - powiedziała, wywołując w Isabelli ciekawość, którego z braci miała na myśli.
- Oh, myślę, że na mnie już czas... - zainterweniował pan Swan. - Za chwilę zaczniecie rozmawiać o młodzieńcach z hrabstwa i myślę, że to za dużo jak dla mnie...
- Oh, nie ojcze, nie wychodźcie, to my opuścimy ten pokój, jeżeli pani Hale nie ma nic przeciwko
- Ależ oczywiście... - potwierdziła pani Alice i razem z panną Isabella poszła na mały spacer po pobliskim lasku.
***
- Tak naprawdę, Isabello, przyjechałam do ciebie z innego powodu - zaczęła Alice po kilku minutach ciszy.
Isabella była zagubiona, z jednej strony - bała się, że to co ma jej do powiedzenia Alice, dotyczy jej brata, z drugiej jednak żywiła chciwe pragnienie w nadziei, że on pytał siostrę o jej osobę.
- Wybrałam się tu także dlatego, że pragnę cię zaprosić na bal w sobotę wieczór, który organizujemy w Cullen Mansion. To naprawdę wielkie wydarzenie, ponieważ mój ojciec nie przepada za tego typu rozrywkami i nigdy nie pozwolił nam zorganizować żadnego przyjęcia.
- Oh! - zawołała Isabella, najpierw zawiedziona, lecz po chwili odzyskując entuzjazm, odparła: - Będę musiała spytać moją matkę i mego drogiego ojca, lecz myślę, że będę mogła skorzystać z tego zaproszenia! Wiele już słyszałam o pięknej architekturze waszego domu!
- Nie żebym miała być nieskromna, lecz źle pani słyszała, panno Isabello! Moja matka ma wręcz niezrównany szyk i smak! Nie martw się jednak, zaproszę także twe dwie przyjaciółki, żebyś nie czuła się samotna.
- Bardzo ci dziękuję! Jesteś taka miła!
- Ale teraz przejdźmy do najważniejszego... Będzie to bal maskowy; temat: ‘Karnawał w Wenecji!’ Będzie to bardzo zabawne, zobaczymy, czy nasi dżentelmeni będą umieli nas rozpoznać! Nie mów absolutnie nikomu, co na siebie włożycie! Oprócz twych przyjaciółek, oczywiście.
- Oczywiście! Co do sukni... zrobię co w mojej mocy! - odpowiedziała radośnie Izabella.
- Oh, Isabello! Jestem pewna, że niedługo zostaniemy wspaniałymi przyjaciółkami! Nie możesz sobie wyobrazić, jak mnie to cieszy! - powiedziała szczerze Alice, zapominając na tę chwilę o bracie i mówiąc z prawdziwą sympatią, jaką odczuwała do tej dziewczyny. - Oh, mnie też to cieszy! Jestem naprawdę szczęśliwa z twej wizyty! - odpowiedziała uprzejmie.
- Jednakże nadszedł już czas by się pożegnać, przyjęcie nie zorganizuje się samo! – powiedziała, po czym pożegnała Isabellę i jej rodziców, wsiadła do powozu i odjechała.
Isabella wróciła wraz z matką do biblioteki, myśląc o tym, jak słodka była siostra Edwarda.
Czuła się przy niej bardzo swobodnie i zdawała się naprawdę ją rozumieć, może nawet lepiej niż jej dwie przyjaciółki z dzieciństwa, co wydawało się dziwne.
- Jaka słodka dziewczyna... - powiedziała pani Swan, obserwując przez okno odjeżdżający powóz.
- Matko, myślałam, że nie darzysz Cullen'ów sympatią... - szybko przypomniała jej córka.
- Oh, moja droga, nigdy nic takiego nie powiedziałam. Ja ci tylko doradziłam, by trzymać się z daleka od najmłodszego z nich, wszyscy inni są naprawdę ujmujący, nie mówiąc już o doktorze Cullen'ie, jest naprawdę fascynującym mężczyzną. Gdyby najstarszy z rodzeństwa nie był już żonaty, doradziłabym ci wypróbować na nim twój kobiecy urok. Ale pan Edward... Ja wiem, że jego uroda jest wręcz zniewalająca, ale jest spróchniałą gałęzią bardzo pięknego drzewa* – zakończyła dumnie Renée.
Isabella była bardzo poruszona faktem, że matka uważała Edwarda za spróchniałą gałąź, ponieważ była ona ciągle jeszcze rozerwana przez emocje, które wywołał u niej ten młodzieniec, nawet tylko lekkim dotykiem.
Była pewna, udało jej się zobaczyć dużo cichej samotności za tymi oczyma koloru złota, które odziedziczył po swych rodzicach.
- Jeśli mam wyrazić mą opinię, Renée, najmłodszy z Cullenów wcale nie wydaje mi się taki mdły. Przeciwnie, jeśli mam powiedzieć prawdę, myślę, że jest najinteligentniejszy i najbardziej podobny do doktora. Oczywiście, jest dość... jakby to powiedzieć... rozwiązły i na pewno nie poleciłbym go mojej ukochanej córce, ale jeśli mamy wyrażać nasze opinie, trzeba wziąć pod uwagę wszystkie aspekty - powiedział sir Charles.
Isabella uśmiechnęła się do siebie, podczas gdy rodzice nadal się przekomarzali.
Teraz wiedziała, co jej drogi ojciec myślał o młodzieńcu. Tak jak myślała, on także nie marzył, by móc myśleć o nim jako o przyszłym zięciu, ale przynajmniej wiedziała, że nie była jedyną, która zauważyła jego wiedzę i inteligencję.
I znów w jej sercu i myślach zapanował chaos tak jak poprzednimi nocy. Isabella wiedziała, że rozum jak zwykle ma rację, i podążanie za nim byłoby dla niej najlepsze.
Ale nie miała pojęcia, co na to jej serce.
* N.A. Eddy ma PRÓCHNICĘ?
Mam nadzieję, że ten rozdział Was satysfakcjonuje, choć należy do tych, których ja szczerze nie znoszę, a mianowicie, tych, w których nie ma żadnej konkretnej akcji, tylko pozostawiają nas w tej wkurzającej niepewności na nie wiadomo jak długo. Wybaczcie, ale i takie rozdziały są potrzebne w fanficach…
Czekam na Wasze opinie!
**************************************************************************************************************************
D0DANE:
Rozdział 5
~The Masked Bal~
(Bal Maskowy)
Każdy centymetr jej ciała drżał do tego stopnia, że służąca nie mogła założyć jej ostatniej rękawiczki.
- Czyżbyście były dziś wieczór nerwowe? - spytała pieszczotliwie, zauważając jej ewidentną niepewność.
- Nie... to znaczy, nie wiem, Samanto... Mam mętlik w głowie... Nie powinnam się denerwować tym wieczorem, nie powinnam!
- Nie martwcie się, moja pani, jesteście wspaniałe! Kimkolwiek byłby ten młodzieniec, którego chcecie zdobyć, będzie wasz!
- Nie... O czym ty mówisz, Samanto?! – powiedziała, podrywając się na równego nogi zaskoczona nadmierną intuicją służącej.
- Oh, Isabello - powiedziała, biorąc jej zarumienioną twarzyczkę w spracowane dłonie. - Jestem waszą służącą od dwunastu lat... Naprawdę myślicie, że możecie coś przede mną ukryć?
Isabella nie odzywała się przez chwilę zmartwiona swym lekkomyślnym zachowaniem, i pomyśleć, że ona sama jeszcze tak niedawno wyśmiewała głupie miejscowe dziewczęta!
- Wybacz mi, Samanto, nie miałam zamiaru... No dobrze, żywię pewnego rodzaju... uczucie do pewnej osoby, ale nie chcę o tym mówić, dobrze?
- Oczywiście, panienko - powiedziała posłusznie, biorąc do rąk diadem pełen brylantów. - Proszę, to już ukoronowanie dzieła. - Włożyła jej go na głowę, posyłając matczyny uśmiech.
- Jesteście przepiękne - powiedziała, gdy Isabella zmierzała w kierunku drzwi. - Oh, ale nie zapomnijcie o swojej masce!
***
- Isabello, cudowna suknia! - wykrzyknęła panna Jessica przyjaznym głosem.
Zadecydowały, że udadzą się do posiadłości Cullenów w jednym powozie.
- Dziękuję, twój strój, a także i twój Angelo, są naprawdę urocze! – odpowiedziała, uśmiechając się grzecznie.
- Wiem, że celem dzisiejszego wieczoru jest nie zostać przez nikogo rozpoznaną, ale... no cóż... i tak chciałabym poznać pana Cheneya... – powiedziała, rumieniąc się Angela.
- Angelo, zaskakujesz mnie! Mówisz o nim, jakbyś już była w nim zakochana! - powiedziała zaszokowana Izabella.
- Oh, wiem Isabello... ale nie wiem, czy zdarzyło ci się kiedyś, że spotykasz osobę, o której nie wiesz nic, a czujesz się, jak gdyby jaka część ciebie już do niej należała, czujesz, że to jest ten właściwy... jakby grom z jasnego nieba... myślisz, że to możliwe?
Słowa panny Angeli spowodowały, że Isabella zaczęła na powrót myśleć o wszystkich rzeczach, które wydarzyły się w minionych dniach i o jej obsesji na punkcie pana Cullena. W zasadzie nic o nim nie wiedziała. Wszystko to, co o nim słyszała, to były tylko pogłoski... Któż mógł jej powiedzieć, jaki naprawdę był pan Cullen? Nikt. W tej chwili zorientowała się, jak mało ludzie znali rodzinę doktora Cullena, to było wyjątkowe, naprawdę wyjątkowe, jak bardzo ta rodzina potrafiła się odizolować od innych.
- Oh, proszę cię, Angelo! Miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje, nie istnieje miłość na wieki! Miłość to chwilowa fascynacja, która owocuje pasją i namiętnością, musisz wykorzystać chwilę i nie zatrzymywać się nad uczuciami!
- Jessico, nie wiem, czy zgadzam się z twoją teorią...
- Moja droga... czytasz zbyt wiele powieści. Spójrz na mnie! Mam osiemnaście lat i bardzo dobrze wiem, jak można zabawić się z mężczyzną, nie potrzeba mi do tego żadnych związków...
- Musisz uważać na to twoje prowadzenie się! - przerwała jej panna Angela. - Jeżeli nadal będziesz się tak lekkomyślnie zachowywać, ludzie zaczną o tobie plotkować! I skończysz jak najmłodszy z Cullenów!
- Ja po prostu lubię przyciągać uwagę mężczyzn. Cullen interesuje się tylko ciałami kobiet, wydaje mi się, że jest to pewna różnica!
Podczas gdy Isabella przysłuchiwała się tej rozmowie w ciszy, woźnica oznajmił, że są już na miejscu.
Isabella wzięła głęboki oddech, ścisnęła mocniej w dłoni rączkę swej maski i jako pierwsza wysiadła z powozu.
Budynek, który ukazał się przed jej oczami, był ogromny, lecz nie należał do jednego z tych tandetnych i przesadzonych konstrukcji, przeciwnie - w jego rozmiarach można było zobaczyć ślady niepowtarzalnej elegancji.
Wielki salon Cullen Mansion był udekorowany przez światła i kolory, które przywoływały na myśl ciepłą paletę barw i Isabella cieszyła się, że wybrała suknię w kolorze krwistej czerwieni, który tak pasował do jej bladej karnacji.
Pokój był już wypełniony dużą liczbą osób, wszyscy mieli maski i tańczyli. Tu i tam widać było żonglera tudzież akrobatę, którzy zabawiali gości swoimi sztuczkami.
W pewnym momencie światła zostały jeszcze bardziej przytłumione i pewna delikatna sonata na fortepian* zabrzmiała w pokoju, spowalniając rytm tańców.
Isabella poczuła, że serce niemal wyskakuje z piersi, a krew w niej zawrzała.
Wiedziała, że na świecie nie było innych palców, które poruszały się tak elegancko i powabnie na klawiszach fortepianu jak te należące do Edwarda Cullena.
- Dziewczęta, zostawiam was teraz, by przetańczyć ten piękny utwór, z którymś z przystojnych kawalerów obecnych na tej sali - powiedziała panna Jessica, puszczając im oczko, nawet zza maski.
Dźwięk fortepianu przycichał powoli, zastępowany przez orkiestrę, a Isabella zaczęła wędrować wzrokiem po sali w poszukiwaniu fortepianu, przybliżyła się do nich pewna wysoka i smukła postać.
Z ich wielkim zdumieniem, młodzieniec w czarnej masce zdawał się nawet nie zauważać panny Isabelli i od razu zwrócił się w stronę panny Angeli.
- Czy zechce pani uczynić mi ten honor i zatańczy ze mną? – zapytał życzliwy głos.
Panna Angela zawahała się, nie leżało w jej naturze zostawiać swą przyjaciółkę samotnie, lecz panna Isabella posłała jej zachęcający uśmiech i Angela nie dała więcej czekać tajemniczemu młodzieńcowi.
Jak tylko panna Angela zniknęła, Isabella zaczęła przechadzać się po sali, próbując nie rzucać się w oczy. Czuła się trochę zawiedziona, że fortepian znikł całkowicie z symfonii.
Przechadzał się bez celu, posyłając uśmiechy i próbując uciec od zainteresowania młodych mężczyzn obecnych na sali.
Ale jej próby pozostania niewidoczną okazały się nieudane: nagle poczuła, że czyjaś zimna dłoń zaciska się na jej nadgarstku w mocnym uścisku i przyciąga ją do siebie.
Isabella poczuła się zszokowana złymi manierami młodzieńca.
Ale w momencie, gdy poczuła, że jego lodowata dłoń wędruje do jej talii i ujrzała przed sobą parę bursztynowych oczu, których nawet biała maska na pół twarzy nie mogła ukryć.
- Czy uczynicie mi ten zaszczyt i zatańczycie ze mną? - dodał ze złośliwym uśmieszkiem i Isabella zrozumiała, że chodzi mu raczej o żart niż o prawdziwą propozycję.
Dobrze wiedział, że nigdy nie byłaby w stanie odrzucić jego propozycji.
- Tym razem wybaczę wam brak dobrych manier... – powiedziała, unikając rozbawionego wzroku swego partnera.
Wydawało się, że ta melodia nie ma końca. Isabella zaczęła podejrzewać, że Edward ma coś z tym wspólnego.
Isabella czuła się strasznie skrępowana, ponieważ on nie odrywał od niej pełnych pożądania oczu. Czuła się okropnie, odczytując jego emocje wywołane tą bliskością.
- Czy rozpoznaliście kogoś na sali? - wyszeptał jej do ucha, przyśpieszając bicie jej serca.
W pierwszej chwili Isabella zająknęła się, ale potem zdecydowała się kontynuować, aby nie pokazać swych słabości
- Rozpoznałam was, panie Edwardzie. I wiem, że wy rozpoznaliście mnie.
- I nie uważacie, że to przeznaczenie? - powiedział spokojnie, posyłając łobuzerski uśmiech, który poruszył jej serce.
- Mógł to być także zwykły zbieg okoliczności.
- Oh, moja piękna Isabello, wykluczam tę teorię. Rozpoznałaś mnie, lecz nie odmówiłaś mi tańca. Nie potrafisz mnie unikać... nieprawdaż?
Po ostatnich kilku zdaniach młodzieńca Isabella poczuła się słabo, co się z nią działo? Dlaczegóż znajdowała się teraz w ramionach mężczyzny, którego stanowczo jej zabroniono, a w dodatku stała przed nim, pozwalając, by nadal zabiegał o jej względy i do tego coraz lepiej mu się to udawało...?
Czuła się winna, ponieważ złamała przysięgę daną matce, lecz jeszcze bardziej bolało ją wspomnienie obietnicy danej ojcu, że nie zrezygnuje tak szybko ze swej niewinności, lecz wszystko to, co znajdowało się teraz w myślach Izabelli, nie miało nic wspólnego z niewinnością.
- Nie powinnam być tutaj i z wami tańczyć... - przyznała szczerze, uparcie trzymając się konwenansów.
- Nie musisz robić nic, czego nie pragniesz - odpowiedział, ignorując jej chłodne zachowanie i próbując zaciągnąć w pułapkę.
Ależ oczywiście, że go pragnęła, w przeciwnym razie nie zostałaby w ramionach młodzieńca, lecz obowiązek, duma, uprzedzenie liczyły się bardziej niż miłość i pragnienia, tak została wychowana.
- Wybaczcie mi - wyszeptała i uciekła ze słodkiego uścisku Edwarda.
Wiedziała, że jeżeli jeszcze raz ulegnie i spojrzy na jego twarz, nie będzie potrafiła oprzeć się pokusie, by zatracić się w jego ramionach, więc szła przed siebie, szybkim i zdecydowanym krokiem, pomiędzy tańczącymi parami.
Dotarła do schodów i bez zwracania uwagi na zdziwione spojrzenia, które posyłała jej reszta gości, weszła na górę i zniknęła w ciemnościach.
- Isabello! - zawołał za nią Edward, próbując odnaleźć ślad jej zapachu, który zmieszał się z tymi należącymi do innych zaproszonych na bal.
Weszła po schodach. Poinformował go wysoki głos w jego głowie, jego siostra Alice musiała mieć wizję.
Skryła się w pierwszym pokoju na lewo. Płacze.
Zdecydował, że publicznie podziękuje swej siostrze za odpowiednią wizję tak, żeby natychmiast mogła odczuć jego wdzięczność. Wspiął się po marmurowych schodach.
Pokój był pogrążony w całkowitej ciemności i Isabella nie pomyślała nawet, by przyjrzeć się jego zawartości, potrzebowała po prostu miejsca, w którym mogłaby w spokoju pomyśleć, patrząc na księżyc, który oświecał okolicę bladym i jej twarz mokrą od łez bladym blaskiem.
Te łzy popłynęły same, niemożliwe do powstrzymania, jak gdyby spontaniczna reakcja na zaistniałą sytuację i bezsilność w stosunku do własnych uczuć.
Jednak odgłos czyjś kroków rozbudził ją z przemyśleń i bez namysłu odwróciła się.
Postać, którą ujrzała w progu drzwi zniknęła w ciemności i już po chwili znajdowała się tuż przy niej.
- Ale ja...
- Ciii - powiedział Edward, kładąc palec wskazujący na czerwonych wargach dziewczyny.
Drugą rękę przesunął po policzkach, by kciukiem osuszyć jej łzy.
Obydwie ręce były zupełnie lodowate i pomimo że Isabella mogła to wyraźnie poczuć, na niej miało to jak gdyby zupełnie odwrotny efekt.
- Proszę cię, nie torturuj mnie... - błagała go, niezdolna do dłuższego przebywania w takiej bliskości.
- To nie potrwa długo...** - Uspokoił słodko, przybliżając się do jej twarzy.
Isabella nie była w stanie połączyć sensu słów z działaniem, ale było już za późno, by skupić się na sformułowaniu jakiejkolwiek teorii, ponieważ w tym momencie poczuła, jak jego karminowe wargi dotykają jej ust.
Na pewno jej mózg nie byłby w stanie pojąć słodkości tego pierwszego przeżycia.
Czy zawsze tak było, gdy ktoś cię całował?
Isabella nie wierzyła, że mogą istnieć piękniejsze uczucia, ale zwątpiła, gdy jego miękkie*** wargi rozpoczęły dziwny taniec na jej ustach, masując i ssąc je.
Isabella rozluźniła się, całkowicie mu ufając.
Czuła, jak jego ręce obejmują ją za szyję, tak jakby trzymały coś bardzo kruchego i gdy przypadkowo rozwarła wargi, pocałunek przeszedł ze słodkości w pożądanie.
Ich języki spotkały się najpierw nieśmiało, później jednak związały się we wspólnym tańcu, niezdolne do rozdzielenia.
Isabella czuła fizyczną potrzebę dotknięcia go, więc puściła maskę, którą cały czas trzymała w ręce i śmiało oplotła jego szyję ramionami, przeczesując palcami jego gęstą, miedzianą czuprynę.
Edward, porzucił na chwilę te kuszące wargi i zszedł niżej, na szyję, zostawiając za sobą ścieżkę małych, słodkich pocałunków.
Wszystko to, co Isabella czuła w tej chwili, tak wyjątkowe w jej siedemnastoletnim doświadczeniu, zmieniło się w ciche westchnienie zadowolenia.
* Więc tym razem zdecydowałam się na Kevin'a Kern'a i jego Bathed in a Dawn's Light, już sam tytuł mnie urzekł (Skąpany w Świetle Brzasku) a melodia za każdym razem przyprawia mnie o dreszcze, wiem jestem żałosna jeżeli któraś z Was chciałaby ją usłyszeć to zapraszam na mojego chomika. Tak dziewczyny w końcu nauczyłam się go obsługiwać, chyba zasługuję na pochwałę?
[link widoczny dla zalogowanych]
** N.A. He He, taki z ciebie cienias? Może coś na wzmocnienie, np. te niebieskie???
***N.A. no cóż, w prawdzie Edzio miał być cały niczym głaz, ale sama
Meyer zawsze opisuje jego usta jako miękkie.
Mam nadzieję, że tym razem mnie nie zawiedziecie i dodacie jakiś komentarz, bardzo jestem ciekawa Waszych opinii! |
|
|
|
|
AlicjaC
Wilkołak
Dołączył: 30 Lip 2009
Posty: 150 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krainy czarów
|
Wysłany:
Śro 16:57, 09 Wrz 2009 |
|
Naprawdę świetny FF.
Pomysł z balem maskowym - kapitalny. Uwielbiam takie klimaty. A wzmianka o tym balu przypomniała mi film " Casanova ", który uwielbiam :D
Czyżby nasza Bella stała się kolejna zdobyczą Edwarda
Mam nadzieję, że dziewczyna nie da się tak łatwo i wyjdzie z tego pokoju, zanim wydarzy się coś więcej.
Ciekawe czy Edward chce ją tylko przelecieć czy może żywi do niej jakieś poważne uczucia.
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam :P |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Wto 8:24, 29 Wrz 2009 |
|
Z ogromnym opóźnieniem 6 już rozdział, akcja zaczyna nabierać trochę rumieńców, lecz zapewne te z Was, które czekają na właściwy rozwój akcji będą trochę zawiedzione, tutaj mamy do czynienia z typową Isabellą I KCIAŁABYM I BOJEM SIEM.... Zresztą zobaczcie same. ŻĄDAM KOMENTARZY!!!!
BETA: Wyjatkowa
Rozdział 6
~The Poetry~
(Poezja)
- Isabello, wszędzie cię szukałam! - Głos panny Angeli wybudził ją z transu.
- Oh... ehm... co się stało, Angelo? - powiedziała, kładąc rękę na czole, w cichej nadziej, że powstrzyma te zawroty głowy.
Jej włosy były rozczochrane, a usta lekko spuchnięte i zaczerwienione.
- Ale co tobie się stało? Gdzie jest twoja maska? - zapytała panna Angela, zauważając stan swej przyjaciółki i zdając sobie sprawę, że to nienajlepszy moment, by rozmawiać o mężczyznach.
- Ja tylko... chciałabym wrócić do domu. Boję się, że moje zdrowie nie należy do najlepszych.... - wyjąkała z nadzieją, że przyjaciółka o nic więcej jej nie zapyta.
- Oczywiście... Pójdę poszukać Jessici, spotkamy się przy powozie.
- Naprawdę, Angelo, jest mi tak przykro... Gdybyśmy przyjechały w oddzielnych powozach, na pewno bym wam nie przeszkadzała...
- Oh, proszę nie mów takich głupot! Od czego są przyjaciółki?
Isabella uśmiechnęła się szczerze do przyjaciółki, kierując się na zewnątrz w stronę powozu, podczas gdy panna Angela skierowała się w przeciwnym kierunku, by odnaleźć pannę Jessicę.
Na szczycie schodów, ukryty w cieniu, Edward obserwował, jak Isabella opuszcza przyjęcie.
Ściskał w dłoniach jej maskę i nie miał pojęcia, co zrobić, widząc, że dziewczyna opuszcza jego posiadłość.
Nienawidził uczuć, jakie wywoływała u niego Isabella. Ale przekonywał się, że to wszystko minie, jak tylko posiądzie jej ciało.
Pozwól jej odejść, Edwardzie, nie goń jej. Daj jej czas.
Czasem był zaszokowany, jak wielką intuicją była obdarzona jego siostra, to prawda, przewidywała przyszłość, ale czasem Edward zadawał sobie pytanie, czy aby przypadkiem także i ona nie potrafiła czytać w myślach.
I podążając za wskazaniami siostry, Edward tylko patrzył, jak powóz odjeżdża galopem spod jego domu, opuszczając przyjęcie, które w tym momencie skończyło się i dla niego.
***
- Isabello, co się dzieje? Od dwóch dni prawie nic nie mówisz, nawet nie opowiedziałaś mi o przyjęciu u Cullenów, musiało być wielkim wydarzeniem!
- Matko, to był tylko bal - odpowiedziała zimno Isabella, próbując unikać tego tematu.
- Stało się coś złego? Ktoś cię obraził?
No właśnie. Fatalne pytanie zostało zadane*, teraz Isabella nie musiała już tylko przemilczeć kilku faktów przed matką. Teraz musiała ją okłamać.
- Nie matko, nikt mnie nie obraził.
W gruncie rzeczy, to nie było kłamstwo, lecz Isabella wolała nie przechodzić do szczegółów.
Z drugiej strony, cóż miałaby powiedzieć matce? Że był to najlepszy wieczór w jej życiu? Że w końcu to wszystko, co czy czytała w tych pięknych dziełach poświęconych uczuciom i emocjom przez nią nieznanych, odnalazło sens?
Nie, oczywiście, że nie. Jak mogłaby powiedzieć matce, że złamała daną jej obietnicę? To na pewno złamałoby jej serce.
Nie wspominając ojca, wiedza o tym, że jego dziewczynka poczuła pewne rzeczy, miała pewne myśli... tylko wspomnienie sprawiło, że się zarumieniła.
Ale najgorsze w tym wszystkim były nachodzące ją wątpliwości. Czy Edward naprawdę był taki, jak o nim mówiono, czy po uwiedzeniu, zostawiłby ją, łamiąc jej serce?
Dlaczego w miłości wszystko musi być tak trudne?
Czuła się jak Julia, popchnięta impetem wielkiego uczucia i potrzeby fizycznej, powstrzymywanych przez ostrzeżenia rodziców. Lecz choć ich miłości była wielka, może i największa w świecie, na pewno nie skończyła się dla nich dobrze.
I na pewno nie chciałaby zobaczyć swego ukochanego ojca na miejscu pana Kapuleti na końcu tragedii.
Nie, ona już zdecydowała. Będzie mądrzejsza od Julii.
Zdusi w sobie wszystkie te głupie uczucia, które są w jej wypadku nie na miejscu, zanim wszystko będzie stracone.
Oh, na samą myśl o następnym spotkaniu... Isabelli zakręciło się w głowie tak jak poprzedniego wieczoru.
W każdym razie, musiała zapanować nad swoim zachowaniem, w razie ich ewentualnego spotkania, robiąc wszystko, by nie zostać z nim sam na sam. Czeka ją jeszcze wiele przyjęć i balów, a rodziny Cullenów nigdy na nich nie brakuje, zwłaszcza na tych wieczornych.
- Isabello, jeśli jest coś, co nie daje ci spokoju, możesz mi się zwierzyć. Jako twoja matka wysłucham cię bezzwłocznie!
- Dziękuję wam, matko, ale naprawdę... nie macie się czym martwić, tak myślę... myślę, że udam się do miasta, by kupić sobie jakąś nową książkę... Co wy na to? Mogę pójść sama?
- Myślę, że jesteś już wystarczająco dorosła - odpowiedziała jej matka, głaszcząc ją z uczuciem po włosach. - Każę przygotować dla ciebie powóz. Ty załóż twą białą sukienkę, tę, którą ojciec kupił ci w Londynie, razem z pasującym kapeluszem.
Isabella uśmiechnęła się. To było nie do pomyślenia, jak jej matka potrafiła wykorzystać choćby najmniejszą okazję, by została zauważona w towarzystwie.
- Ależ, matko! Ja idę przecież tylko kupić książkę!
- Oh... ale i tak będziesz musiała przejść się kawałek po mieście, a każda panna na wydaniu musi być zawsze i wszędzie nieskazitelna! Zobaczmy... Powiedz Samancie, by związała ci włosy.
- Dobrze, matko - powiedziała Isabella i śmiejąc się w myślach, weszła po schodach, by zaspokoić wymagania swej matki.
***
Dzień nie należał do najładniejszych, lecz jak na standardy Wallingford, które było znane z wiecznie zachmurzonego nieba i nieustannej mżawki, był całkiem ładny.
Isabella cieszyła się lekkim wiaterkiem, który pieścił jej twarz, i prawą ręką torturowała kosmyk wystający z jej splecionych włosów, gdy przed jej oczyma krajobraz zmienił się we wspomnienia minionego wieczoru.
Był pewna, że nikomu nie zdradzi, co się wydarzyło, to tylko powiększyłoby pustą otchłań, którą rozpaczliwie próbowała wypełnić.
- Dzień dobry, panno Swan, od tak dawna was już tu nie widywano! - Stary pan Lucas, właściciel małej księgarni, od zawsze wręcz przepadał za dziewczyną, która potrafiła spędzić cały ranek miedzy półkami jego książek.
- Oh, panie Lucas, wiem o tym! Jakże mi brakowało waszych półek! Ale sam pan wie, w związku ze śmiercią mego dziadka mieliśmy wiele ważnych zobowiązań...
- Jeszcze raz proszę przyjąć moje kondolencje.
- Dziękuję, panu, z całego serca – odpowiedziała, uśmiechając się. - Przyszłam tu, bo mam ochotę na coś nowego. Myślę, że na razie wystarczy mi Shakespeara!
Pan Lucas zaśmiał się.
- Nie poznałem jeszcze tak młodej dziewczyny, która przeczytała wszystkie dzieła Mistrza w tak młodym wieku! No cóż, mam tu kilka nowych pozycji... Wydaje się, że nadchodzą wielkie zmiany w dziedzinie literatury! Popatrzcie w ostatnim przedziale na prawo.
- Dziękuję, panu, bardzo - powiedziała grzecznie i udała się w kierunku wskazanym przez życzliwego sprzedawcę.
Isabella dotrwała do przedziału z nowościami i zdjęła rękawiczkę, by móc pewniej trzymać woluminy.
Patrzyła na nie urzeczona, lecz żaden nie przyciągnął jej uwagi na długo.
Podczas gdy obserwowała tytuły, torturując swą dolną wargę, czyjaś ręka pojawiła się obok jej głowy, by wziąć jakąś książkę z najwyższej półki.
- Myślę, że powinnaś spróbować tego.
Isabella poczuła, że umiera.
Było stanowczo, stanowczo za szybko!
Bicie jej serca szaleńczo przyśpieszyło na sam dźwięk jego głosu, i myślała, że za chwilę dostanie ataku serca, gdy odwróciła się i znalazła przed sobą jego twarz w całym swym rozbrajającym pięknie.
- Myślałam, że zrozumieliście - powiedziała chłodno, oddając mu książkę.
Musiała spróbować. Musiała dać mu do zrozumienia, że nie jest nim zainteresowana, nawet jeśli nie była to prawda.
Uciekła z tamtego korytarza, lecz Edward ją dogonił.
- Co miałbym zrozumieć? Isabello, to, co zdarzyło się wczorajszego wieczoru....
- Proszę was... - przerwała mu gwałtownie - nie wspominajcie więcej o wydarzeniach wczorajszego wieczoru. To zamknięty rozdział. Proszę mnie więcej nie szukać.
- Ależ, Isabello, jak możesz tak w sobie dusić to uczucie! – powiedział, podążając dalej jej śladem.
Po tych słowach Isabella odwróciła się i po raz pierwszy spojrzała mu w oczy, wzięła głęboki oddech tak, jakby miała zrobić coś wymagającego nadludzkiej siły.
- Teraz już dość. Proszę was - powiedziała pewnym głosem i jak tylko wypowiedziała te słowa, próbowała przed nim uciec, lecz tylko przewróciła stos książek i była zmuszona schylić się, by je pozbierać.
Edward przyglądał się jej, cichej i pełnej pośpiechu, wiedząc, że zbyt bała się tego, co czuła, by mu zaufać i nawet jeśli tego nie potrzebował, on też wziął głęboki oddech.
- Nie ma miejsca we wspólnej dwojga serc przestrzeni
Dla barier, przeszkód. Miłość to nie miłość, jeśli,
Zmienny świat naśladując, sama się odmieni
Lub zgodzi się nie istnieć, gdy ktoś ją przekreśli.
Isabella znieruchomiała, nie mogła uwierzyć w to, co słyszała.
Odwróciła się by na niego spojrzeć, a on kontynuował swą recytację:
- O, nie: to znak, wzniesiony wiecznie nad bałwany,
Bez drżenia w twarz patrzący sztormom i cyklonom -
Gwiazda zbłąkanych łodzi, nieoszacowanej
Wartości, choćby pułap jej zmierzył astronom.
Miłość to nie igraszka Czasu: niech kwitnące
Róże wdzięków podcina sierpem zdrajca blady -
Miłości nie odmienią chwile, dni, miesiące:
Ona trwa - i trwać będzie po sam kraj zagłady.
Jeśli się mylę, wszystko inne też mnie łudzi:
Że piszę to; że kochał, choć raz któryś z ludzi.
- To... to... sto szesnasty sonet... - wyszeptała ciągle jeszcze zdumiona.
Jeszcze nigdy, w całym swym życiu, nie słyszała, by ktoś tak dobrze recytował jej ulubiony sonet.
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, i Isabella poczuła się zaszokowana, że uczucia, które teraz nią zawładnęły, nie miały nic wspólnego z fizycznym pragnieniem.
Zdumiona jak jej uczucia pozostały niezmienne, pomimo jej zdeterminowania.
Edward zbliżył się do niej, zebrał pozostałe książki, pomógł jej wstać poczym normalnym tonem powiedział:
- Miłości nie odmienią chwile, dni, miesiące; ona trwa - i trwać będzie po sam kraj zagłady.
Isabella spojrzała na swą dłoń, ciągle jeszcze przez niego ściskaną. Może na dzisiaj dałaby szansę temu uczuciu, które, z taką determinacją, w niej rosło.
***
- Uwierz mi, Isabello, rozumiem, że to co stał się wczorajszego wieczora trochę cię zmieszało.
Siedzieli nad brzegiem jeziora w pobliskim parku pod wielkim dębem, Edward cały czas trzymał ją za rękę.
Isabella nie wypowiedziała jeszcze ani słowa, była zbyt zajęta szczegółową analizą swych uczuć.
- Wiem, co o mnie mówią i wiem, że ty jesteś inna, że nie poddasz się uprzedzeniu tak jak reszta. Wczoraj to był tylko dowód naszego wspólnego zainteresowania, lecz rozumiem, że musisz mnie lepiej poznać, i nawet jeśli z reguły jestem dość impulsywny, przysięgam ci, że jestem gotowy pójść na ten kompromis, ja też chcę wszystko o tobie wiedzieć.
Isabella przeniosła wzrok z otaczającego ich krajobrazu na towarzyszącego jej młodzieńca.
- Nie wiedziałam, że lubisz poezję – wyszeptała, rumieniąc się
- To jedna z mych ukrytych pasji – powiedział, posyłając jej jeden ze swych najpiękniejszych uśmiechów
- Piszesz?
- Oh, nie, chciałbym, lecz moja kreatywność odzwierciedla się tylko na klawiszach fortepianu. Poezja to coś wielkiego, jak każdy typ sztuki, lecz poznałem wielu kiełkujących poetów, którzy są naprawdę utalentowani.
- To musiała być naprawdę ciekawa dyskusja. Czyżbyś znalazł nowego Barda?
- Jeden z nich zrobił na mnie naprawdę wielkie wrażenie. Jesteśmy w bardzo dobrych stosunkach. On lubi moją muzykę, ja jego twórczość.
- Czy jest to ktoś, kogo mogłabym znać?
- Obawiam się, że nie. Wiadomo, że wydawcy nie należą do najłatwiejszych we współżyciu, lecz udało mu się wysłać mi pewien rękopis, i muszę przyznać, że jest cudowny.
- Oh, bardzo bym chciała przeczytać poezję, o której tak dobrze mówisz.
Edward znów się uśmiechnął i zaczął głaskać twarz dziewczyny swą szczupłą dłonią pianisty.
- Gdy stąpa, piękna, jakże przypomina
Gwiaździste niebo bez śladu obłoku
Ciemność i jasność — każda z nich zaklina
W nią swój osobny czar, i jest w jej oku
Isabella była oczarowana, gdy on recytował ten utwór nie tak, jakby nauczył się go na pamięć, tylko jakby było to wyznanie przeznaczone tylko dla niej:
- To miękkie światło, które zna godzina
Nocy, gdy blaski dnia zagasną w mroku.
Dodaj cień więcej, zgaś parę promieni
Zniknie w połowie wdzięk nie do nazwania,
Którym jak gromem stajemy rażeni,
Gdy z czarnej fali włosów się wyłania
Kontynuował z uśmiechem na ustach, głaszcząc ją po splecionych włosach.
Także Isabella się uśmiechnęła.
- Lub kiedy jasną jej twarz zarumieni
W pogodnym akcie samorozpoznania.
I czar tej twarzy, policzka i skroni.
Mówił, pieszcząc cytowane przez siebie części jej twarzy:
- Jakąż spokojnie pewną ma wymowę
W ufnym uśmiechu, w barwie, co twarz płoni,
Widać jej czyste dni dotychczasowe,
Lecz i świadomość, jak wielu śni o niej.
Gdy nadszedł czas na ostatni werset, zatrzymał się i długi, wziął głęboki oddech:
- Serce niewinne, lecz kochać gotowe!**
- Jest wspaniały... - wyszeptała Isabella przepełniona emocjami.
Nie wiedziała, czy bardziej podobały jej się słowa wiersza, czy wyjątkowy sposób, w jaki Edward recytował je tylko dla niej.
- Musisz pożyczyć mi ten rękopis, jak tylko będziesz miał taką sposobność.
Edward wziął jej brodę między kciuk i palec wskazujący i spojrzał jej intensywnie w oczy.
- Więc co o tym myślisz? Spróbujemy się lepiej poznać?
Isabella siedziała nieruchomo, sprawiając, że zadrżał.
Jak bardzo chciałby móc czytać w jej myślach!
Ale to też sprawiało, że była wyjątkowa, tak okropnie nieprzewidywalna!
Gdy tak rozmyślał, coś go zaskoczyło, chyba po raz pierwszy w jego stu letnim życiu, Edward poczuł ciepłe i miękkie usta Isabelli na swych wargach.
Lecz po kilku minutach ten pocałunek tak niewinny i słodki w swej niesamowitości skończył się i Isabella wstała.
- Naprawdę muszę już iść... zrobiło się strasznie późno... mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy, Edwardzie... – powiedziała, uśmiechając się i zostawiając Edwarda z wieloma, zbyt wieloma nieznanymi uczuciami
***
- Isabello! Nareszcie wróciłaś!
Pani Swan prawie zaatakowała córkę swym entuzjazmem, jak tylko ta przekroczyła próg ich domostwa z dziwnym uśmiechem na ustach.
- Cóż się stało matko? Nie każcie mi czekać! - Isabella była pewna, że nic w tej chwili nie byłoby w stanie popsuć jej humoru
- Właśnie przyszedł lis od pana Newtona!
- I co pisze? – zapytała, udając zainteresowanie dla dobra matki.
- Zapraszają nas do swej letniej rezydencji na kilka dni odpoczynku! Oh, to będzie wspaniałe! Wiedziałam, że pan Newton żywił pewne zainteresowanie, co do twej osoby, nie ma innego wytłumaczenia dla tego zaproszenia, ale ty biegnij zaraz się przygotować! Wyjeżdżamy nazajutrz z samego rana!
Myliła się, istniała chyba jedna rzecz, która skutecznie zepsuła jej humor...
- Wyjeżdżamy jutro?
*(N.A. fatalne jest tu użyte w sensie bardziej poetyckim, więc nie oznacza „złe” „okropne” tylko podyktowane przez przeznaczenie. N.B. z łaciny „fatum, i ” boska siła mitologiczna, której podlegali wszyscy ludzie i bogowie. To ona rządziła ich losami. (N.A. Wiem jestem lepsza od Wikipedii, ale cóż na coś się przydały 2 lata w liceum językowym i kucie łaciny XDXDXD)
**G .G .Byron - Gdy stąpa piękna (czasem opłaca się uważać na lekcjach XDXDXD) |
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 8:31, 29 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Shili
Człowiek
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 15:06, 30 Wrz 2009 |
|
Przeczytałam całość i jestem pod naprawdę wielkim wrażeniem. Pomysł miałaś świetny i nietypowy, co mi się bardzo podoba, a wykonanie też jest ekstra. Cieszy mi się fakt, że to nie dzieje się w naszych czasach tylko w XIX w., przez to FF jest bardziej wyjątkowy i naprawdę świetny. Jestem bardzo ciekawa jak potoczy się to dalej i z niecierpliwością czekam na więcej. Przepraszam też za tak mało konstruktywny komentarz, ale jestem padnięta i nie jestem w stanie się bardziej wysilić :D.
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Shili dnia Śro 15:07, 30 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Nelennie.
Zły wampir
Dołączył: 27 Kwi 2009
Posty: 289 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: tak bardzo Wrocław
|
Wysłany:
Sob 8:22, 03 Paź 2009 |
|
Przeczytała wszystkie sześć rozdziałów. To opowiadanie już od pierwszych linijek przypadło mi do gustu. Takie z "epoki", ale są wampiry. Fajnie. No tylko trochę mnie denerwuje iloś "pań Jessik", lub pann.
Ale to właśnie pasuje tutaj jak ulał więć się nie czepiam. Jeśli nie lubisz Ani z Zielonego Wzgórza, to wybacz, ale niektóre rozmowy Isabelli, Angeli i Jessiki skojarzyły mi trochę.Ale w pozytywnym sensie xD Bo Anie, bardzzoo lubię.
Piękną muzykę dodajesz do rozdziałów. Dzięki niej przenoszę się w Tamten Świat. Widzę Bellę (dlaczego wszyscy mówią do niej tlko "Isabella"?) i Edwarda, Mike'a, Angelę, Jess. Widzę ich. Cieszę si też, że ty miałaś taką litość i nie zrobiłaś z Jess jakiejś suki. <rumieni> Dzięki Ci za to !
Veeeny.
Pozdrawiam, N. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Śro 17:33, 14 Paź 2009 |
|
BETA: Wyjatkowa
Rozdział 7
~Destiny is Destiny~
(Przeznaczenie to Przeznaczenie)
Wszystko działo się bardzo, bardzo szybko.
Isabelli nie dano nawet dojść do głosu w tej kwestii, cały dom Swan’ów został przewrócony do góry nogami z powodu wyjazdu, który miał nastąpić dosłownie za kilka chwil.
- Ehi... słodka Bello... coś nie tak? - spytał ojciec, przechodząc obok niej i wołając zdrobnieniem, którego używał, gdy była jeszcze małą dziewczynką
- Nie, ojcze... naprawdę. Tylko, że chciałabym mieć trochę więcej czasu na przygotowanie się, to wszystko. Ja... ja zaplanowałam sobie czas z Angelą i Jessicą - powiedziała pierwsze kłamstwo, jakie przyszło jej do głowy.
Oczywiście nie mogła powiedzieć ojcu, że nie cieszyła ją szczególnie perspektywa wyjazdu, ponieważ chciała spędzić trochę czasu ze swym wielbicielem, którego... tak między nami... w ogóle nie powinna widywać.
- Poświęć się dla twej matki... Jest taka uszczęśliwiona. Jestem pewien, że będziesz mogła zobaczyć twe przyjaciółki za kilka dni.
- Wiem, ojcze, wiem... Miałam tylko chwilowe załamanie nerwowe... Jest mi przykro z powodu mego zachowania.
***
Jak tylko wszystko było gotowe, wyruszyli razem z bagażami i służbą.
Pani Swan przez całą podróż rozwodziła się nad życzliwością państwa Newtonów.
- No już, Isabello! Zobaczysz, że będziesz się dobrze bawić! Pamiętam, że gdy byliście dziećmi, wprost za sobą przepadaliście, zawsze świetnie się bawiłaś razem z Michaelem w ich posiadłości.
- Jestem pewna, że miło spędzę czas, matko - powiedziała tonem, który w żadnym razie nie odpowiadał jej słowom, lecz zdecydowała, że usatysfakcjonuje wszystkie zachcianki pani Swan.
- Oh, zobaczcie, już dojechaliśmy! - powiedziała matka rozentuzjazmowanym głosem, budząc przy tym ojca, który zasnął w trakcie długiej podróży.
Isabella mimowolnie się uśmiechnęła.
Dom był zupełnie taki, jakim go pamiętała, ileż to radosnych wspomnień wiązało się z tą posiadłością!
Isabella wyjrzała przez okno i ujrzała Michaela wraz z kilkoma służącymi, który uśmiechnięty machał jej na powitanie, lecz to nie kompan z lat dziecięcych, lecz inny powóz stojący nieopodal przyciągnął jej uwagę.
- Ten powóz ma w sobie coś znajomego... - wyszeptała tak, jakby to była wypowiedziana na głos myśl.
- To naprawdę piękny powóz, mówię ci Isabello, Newtonowie są naprawdę majętni, a Michael jest ich pierworodnym, odziedziczy wszystko!
- Nie matko... To nie powóz Newtonów, jestem tego pewna. Lecz wydaje mi się, że gdzieś go już widziałam...
- Być może mają także innych gości... W końcu nie powinniśmy chwalić się, że mamy tu wyłączność - powiedziała pani Renée lekko poirytowana, chwilę po tym wysiadając z powozu.
Pan Michael przybliżył się, by pomóc pani Swan i pannie Isabelli wysiąść powozu.
- Oh, Michael... jak dżentelmen... jakże jestem szczęśliwa, że ty i moja Isabella znów się spotykacie! - powiedziała pani Swan odrobinę zbyt entuzjastycznie, co spowodowało, że Michael się zarumienił.
- Cała przyjemność po mojej stronie, uwierzcie mi... – powiedział, patrząc nieśmiało na Izabellę. - Ale proszę was, nie stójcie tak tutaj. Moi rodzice oczekują was w środku, nasza służba zajmie się bagażami i pokażą waszej, gdzie będziecie spać.
- Oh, jak dobrze wychowany młodzieniec! – powiedziała, kierując się wraz z mężem w stronę domu, zostawiając Isabellę sam na sam z Michaelem.
Zapadła pomiędzy nimi niezręczna cisza, Michael był zbyt skrępowany, by wypowiedzieć choćby słowo, a Isabella zadecydowała, że nie ma ochoty zagłębiać się z nim w dyskusję.
W końcu jednak jej ciekawość wzięła górę.
- Macie jeszcze jakiś innych gości? – zapytała, patrząc na znajomy powóz.
- Oh, tak. Mój ojciec zaprosił doktora Cullena i jego rodzinę, nie napisałem wam? - spytał jeszcze bardziej skrępowany, udając, że to przeoczenie było jak najbardziej przypadkowe.
- Nie, nic mi o tym nie wiadomo - ucięła krótko Isabella, rozglądając się po otaczającym ich krajobrazie.
Edward tam był! Jej serce przepełniła radość, wszystkie jej prośby zostały wysłuchane. Uśmiechnęła się na myśl, że w ich przypadku naprawdę chodziło o przeznaczenie, jak to on kiedyś powiedział.
- Doktor i jego żona są w domu wraz z mymi rodzicami, podczas gdy młodzi udali się na konną przejażdżkę po posiadłości - powiedział i Isabella pomyślała, że to niezbyt ładnie, że na nią nie poczekali, i podczas gdy kierowali się w kierunku domu, by przywitać państwo Newton i państwo Cullen, Michael kontynuował swój monolog:
- Najmłodszy z Cullenów i jego siostra chcieli wprawdzie na was poczekać, lecz namówiłem ich, by także pojechali, w końcu godzina waszego przyjazdu nie była pewna.
- Jestem bardzo szczęśliwa, że spotkam panią Alice - odpowiedziała Isabella odrobinę chłodno... Miała wrażenie, że Michael celowo wolał przemilczeć fakty, które dla niej były najważniejsze.
Michael pokazał jej drogę, prowadzącą przez śliczny salon, jak tylko weszli do domu.
Ściany miały eleganckie, zielone dekoracje, tu i tam można było zobaczyć piękne obrazy, które Isabella podziwiała urzeczona, lecz bardzo szybko jej uwagę przykuła młoda para stojąca przed nią: ich uroda była przytłaczająca i Isabella zrozumiała, że mogli to być tylko i wyłącznie rodzice Edwarda.
- Państwo Newton. - Skłoniła się grzecznie. - Państwo Cullen - powiedziała prawie drżącym głosem, powtarzając ukłon.
- Panno Swan - powiedział okropnie zmysłowym głosem doktor Cullen, biorąc jej dłoń i składając na niej grzecznościowy pocałunek.
- Isabella! - zawołała jego żona. - To naprawdę wielka przyjemność móc cię wreszcie poznać! Alice wiele nam o tobie mówiła - powiedziała słodkim głosem.
Rodzina Edwarda zyskiwała coraz więcej punktów.
- Jesteśmy naprawdę szczęśliwi, że nasza córka jest w świetnych stosunkach z waszą. Alice jest naprawdę rozkoszna - dodała pani Swan. - Tak samo cieszy nas fakt, że odnowiła przyjaźń z waszym Michaelem, Diano - zwróciła się do pani Newton.
- Co miałabyś ochotę teraz zrobić, Isabello? - spytała matka Michaela z matczynym uśmiechem.
- No cóż... konna przejażdżka to nie byłby taki zły pomysł, tak dawno nie miałam okazji podziwiać tutejszych krajobrazów - odpowiedziała, próbując nadać jej prośbie zupełnie przypadkowego wyglądu.
- Oh, Isabello, ostatnim razem spadłaś z konia! - powiedziała zmartwionym głosem pani Renée.
- Moja droga matko, nie zrobiłam sobie wielkiej krzywdy, pamiętacie? – powiedziała z nutą prośby w głosie. Musiała iść na tą przejażdżkę.
- Oh, Renée, przestań! - dołączył się ojciec. - Jestem pewien, że tym razem nic jej się nie stanie. W końcu będzie z nią Michael! - dodał żartobliwym tonem. - A na dodatek mamy tu jeszcze najlepszego lekarza w hrabstwie, nie mamy się czym martwić.
Isabella uśmiechnęła się, była niezmiernie wdzięczna swemu ojcu.
Po pożegnaniu się z wszystkimi Michael zaprowadził ją do stajni, gdzie wybrała sobie wspaniałego wierzchowca, czarnego jak smoła.
Jak tylko i Michael siedział już pewnie w siodle, skierowali się w stronę wzgórza. Pogoda nie należała do najlepszych, lecz nie mogło to absolutnie zepsuć humoru Isabelli.
- Co powiecie, na to by dołączyć do reszty gości? - zapytała, przerywając ciszę.
- Nie wiem, w którym kierunku się udali. Mam nadzieję, że gdzieś ich tu spotkamy - odpowiedział, uparcie podążając w obranym przez siebie kierunku.
Przez dobre pół godziny jechali wolnym rytmem, prowadząc nudną konwersację o pogodzie i o otaczającym ich krajobrazie, lecz w pewnej chwili dał się słyszeć dźwięk galopujących kopyt.
- Przyjechałyście! - zawołał pewien promienny głos.
Isabella odwróciła się, jej usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu.
- Edward, cóż za przyjemność was widzieć! - powiedziała zdecydowanie żywszym tonem od tego, którego używała w stosunku do Michaela.
Edward jechał w ich kierunku na białym rumaku i Isabella uśmiechnęła się wyobrażając go sobie ubranego jak Książę z Bajki.
Zatrzymał się tuż obok nich i wydawał się całkowicie ignorować pana Michaela.
- To była świetna nowina, gdy dowiedzieliśmy się, że będziesz tu wraz z nami! Przy okazji, przywiozłem wam rękopis, o którym wam wspominałem...
- Oh, Edwardzie wielkie dzięki, nie mogę się doczekać, by go przeczytać!
Odizolowany Michael wydawał się bardzo zaskoczony taką bliskością tych dwojga, i ten fakt w ogóle mu się nie podobał!
- O jakim rękopisie tu mowa, jeśli można wiedzieć?
Edward rzucił mu nienawistne spojrzenie, przerwał im tak miłą chwilę!
Isabella zdziwiła się, widząc, że młodzieniec wygląda jakby zaraz miał zacząć warczeć.*
- Oh, oczywiście, Michael... To mały tomik poezji pewnego przyjaciela pana Edwarda, i zapewniam was, że jego utwory są świetne!
- Oh - westchnął Michael - nie przepadam zbyt za poezją... W ogóle literaturą, preferuję polo.
- Jakaż szkoda - powiedział ironicznie Edward i Isabella musiała zdusić chichot.
- Isabella! - dał się słyszeć jeszcze jeden melodyjny głos.
Isabella ponownie się odwróciła i ujrzała Alice, która lekko galopowała w ich kierunku.
- Jakże miło znów cię widzieć! - powiedziała ze wspaniałym uśmiechem.
- Także i dla mnie Alice... - Nie dane było jej skończyć, ponieważ znów usłyszeli dźwięk kopyt.
W ich kierunku zbliżał się młody brunet o wielkich rozmiarach**, który uśmiechał się do nich ciepło.
- Isabello, jakaż to dla mnie przyjemność móc was poznać! - powiedział żywo i zwrócił się do brata. – Brawo, braciszku, to naprawdę śliczna dziewczyna! - powiedział z dudniącym śmiechem, sprawiając, że Isabella całkowicie się zarumieniła.
- Emmett!!! - zawołali razem Edward i Alice, lecz to nie zepsuło wesołego nastroju olbrzyma.
Michael Newton jednak wcale nie wydawał się rozbawiony.
- Alice, skarbie, tak mi przykro, próbowaliśmy go zatrzymać! - powiedział Jasper Hale, który właśnie przybył wraz ze swą bliźniaczą siostrą, panią Rosalie Cullen.
Isabella została oszołomiona urodą małżonki najstarszego z Cullenów, podczas gdy ona się przedstawiała.
Nie była dużo starsza od Edwarda i Isabelli ulżyło na myśl, że to nie on poprosił ją za żonę.
Nie trzeba chyba mówić, że reszta wycieczki była o wiele przyjemniejsza od jej początku, od kiedy młodzi Cullenowie i Hale’owie dołączyli do niej i Michaela, i gdy wybiła piąta wszyscy zdecydowali, że czas wracać, ponieważ kolacja zostanie podana już za moment.
Isabella zauważyła, że Michael nie nienawidził Cullenów, lecz czuł się coraz bardziej poirytowany i obrażony ich towarzystwem.
Kolacja została podana w domu z powodu brzydkiej pogody i Isabella musiała z przykrością stwierdzić, że została posadzona bardzo daleko od pana Edwarda.
Po kolacji stwierdziła, że jest już późno i już czas, by położyć się spać, zresztą była pewna, że ani pan Michael, ani jej rodzice nie zgodziliby się, by spędziła trochę czasu sam na sam z Edwardem***.
Służący pokazali jej pokój, który przygotowano tylko dla niej****. Znajdował się na samym końcu długiego korytarza, w skrzydle przeznaczonym tylko dla gości.
Isabella była bardzo uszczęśliwiona faktem, iż jej pokój znajdował się tak daleko sypialni pana Michaela.
Przynajmniej teraz nie będzie czuła jego oddechu na karku.
Jak tylko znalazła się przed drzwiami, odesłała służbę i weszła do pokoju.
Patrzyła na swą koszulę nocną elegancko złożoną na łóżku i mechanicznym gestem rozpuściła włosy.
Odłożyła grzebień na komodę i usłyszała dziwny dźwięk dochodzący ze strony okna.
W sekundzie zobaczyła, że Edward stoi obok niej.
- Jak tu wszedłeś? - spytała mile zaskoczona.
- Przez okno - powiedział z zaraźliwym uśmiechem na ustach.
- Nie chcę... być niegrzeczna... ale, co... – wyjąkała, zanim jej przerwał.
- Jeśli dłoń moja, co tę świętość trzyma, bluźni dotknięciem: zuchwalstwo takowe, odpokutować usta me gotowe pocałowaniem pobożnym pielgrzyma - powiedział Edward, cytując Romea.
Isabella uśmiechnęła się, lecz nic mu nie odpowiedziała.
Ujęła jego zimną, przystojną twarz w swe małe dłonie i zakończyła tę torturę, składając na jego wargach słodki pocałunek.
Edward położył obie dłonie w jej talii i odpowiedział namiętnie na jej pocałunek.
W gruncie rzeczy, któż mógłby ich zauważyć w tym ciemnym pokoju na końcu korytarza?
*(N.A. Hrrrrrr! Niedobry kotek!)
**(N.A. Ciekawe czy wszędzie XDXDXD)
***(N.A. PANNO ISABELLO! CÓŻ TO ZA MYŚLI!)
****(N.A. Choć ona wolałaby mieć kogoś w swym łóżku, eh?)
Trochę już minęło od ostatniego rozdziału...
Gorące podziękowania dla wszystkich czytelniczek, tych które wyrażają swe myśli i tych, które milczą (bo są takie prawda? nie załamujcie mnie, że czyta to tylko te kilka osób!) i dla Ciebie Ado, ratujesz mnie z opresji z każdym rozdziałem!
Jak zwykle czekam na komentarze[/u] |
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|