FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 All I Ever Knew [TZN] [+18] Outtake 4 21.08 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
offca
Zły wampir



Dołączył: 18 Paź 2008
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: szóste niebo

PostWysłany: Sob 16:34, 14 Lis 2009 Powrót do góry

Jak patrzę na komentarz Dredzia to mi wstyd. Tak się powinno komentować, a nie leniwym być. a teraz nasza 'grupa wsparcia' łapie się za rączki i mówi razem: 'wstydzimy się'.
Ja sie szarpnę na komentarz jak będzie wstawione AIEW - bo to po prostu zwala z nóg. Idę betowac, coby szybciej was tym cudeńkiem uraczyć.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
dredzio
Wilkołak



Dołączył: 23 Sty 2009
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 17:45, 14 Lis 2009 Powrót do góry

Embarassed
Khem, nie zapominajcie, że to był komentarz do ośmiu rozdziałów... Więc... ^^"
Dzwoneczku, ano zaznaczyłam, że +18 nie chcę, bo w życiu się nie spodziewałam, że jakiś slash się trafi. A taki slash i przykładowo takie Alphabet Weekends, jest nie do porównania. Nie wiem skąd się to bierze, ale dla mnie para, parze nie równa i opowiadania o dwóch facetach mnie nie ruszają. xD No i fajnie, że pomyślałaś o nas - najmłodszych (mwhahaha, a ja jestem z grudnia i dlatego taka małolata). xD Ale dla mnie już za późno. Dwa lata minęły odkąd zaczęłam czytać yaoi. Laughing
Nie mam w zwyczaju (ha, ha! nie chce mi się! ^^) komentować i bardzo rzadko to robię, ale jak coś naprawdę mi się podoba, a skomentować mi się nie chce, to chwalę posta. Smile Żeby autor/tłumacz wiedział, że zaglądam.
Uwielbiam wnikać w takie rzeczy i wierzcie, bądź nie, ale jeszcze wiele nie dałam rady napisać. xD O, tak, jest jeszcze kilka szczegółów, o których chciałabym wspomnieć, ale... nie chce mi się. xd
Co do Rose, to nie jest tak, że jej nie lubię. Po dalszych rozdziałach zaczęłam ją tolerować, a w komentarzu chciałam po prostu zawrzeć emocje towarzyszące mi czytaniu i nie wybiegać w przyszłość. Skoro przetłumaczyłaś na razie rozdziałów osiem, to osiem skomentowałam. Wink
Obiecuję, że cośtam skrobnę przy następnym rozdziale. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez dredzio dnia Sob 17:57, 14 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 20:06, 15 Lis 2009 Powrót do góry

No i nadszedł ten czas.
Robię wcinkę między rozdziałami 8 i 9 na "All I Ever Wanted"

Link do oryginału : [link widoczny dla zalogowanych]

Za cudowną betę i wspólne przeżywanie tego rozdziału dziękuję kochanej owieczce. love

Bardzo, na prawdę bardzo polecam czytanie tego rozdziału pod temat muzyczny pochodzący z filmu "KeyPax". Po prostu pasuje idealnie pod ten rozdział. Wprawi was w odpowiedni nastrój. Bo to jest trochę inne niz dotychczasowe rozdziały z punktu widzenia Jazza. Kawałek (KeypaxMain) jest na moim [link widoczny dla zalogowanych] w folderze Muza Ulubione.

A teraz już....

All I Ever Wanted


Edward POV

Rozdział 1


beta: offca



Zawsze myślałem, że będę sam. Nie sądziłem, że ktoś naprawdę mnie zrozumie. Wydawało mi się, że nikomu na mnie nie zależy, z wyjątkiem tych, których zobowiązywały do tego przeszłość lub pokrewieństwo. Byłem pewien, że było mi przeznaczone kroczyć po tym świecie samemu. Uważałem, że jestem zadowolony z mojego samotnego życia, ba, nawet szczęśliwy, i że pragnę, by toczyło się ono dalej tak samo – po prostu tylko ja.

Okazało się, że się myliłem.

Przekonałem się o tym w najbardziej nieprawdopodobny sposób.

To była najlepsza rzecz, jaka mi się kiedykolwiek przydarzyła.



Przewracałem się i rzucałem na łóżku przez większość nocy. W końcu poddałem się i wstałem. Zostało mi kilka godzin na przygotowanie się do pierwszego dnia nowego roku akademickiego, więc doszedłem do wniosku, że bieganie mogłoby pomóc zmniejszyć uczucie podenerwowania, które towarzyszyło mi od kilku tygodni. Nie wiedziałem skąd się wzięło… No cóż, to było kłamstwo. Wiedziałem doskonale. Po prostu nie potrafiłem o tym myśleć.

Chyba raczej nie chcesz o tym myśleć.

Nie, nie jestem w stanie.

Robisz uniki, Eddie.


Nie znosiłem, gdy mój wewnętrzny głos nazywał mnie Eddie’m. To znaczy, wiedziałem, że to ja sam tak na siebie wołam, bo to moja podświadomość czy też inne gówno tego typu. Zdawałem sobie sprawę, że to trochę nienormalne, prowadzić rozmowy sam ze sobą, jednak nic nie mogłem na to poradzić. Często przez wiele dni nie wypowiadałem nawet jednego słowa do drugiej osoby i nie przeszkadzało mi to.

Przypuszczam, że głos w mojej głowie był sposobem na radzenie sobie z różnymi rzeczami. To się zaczęło zaraz po tym jak… cały mój świat rozpadł się na kawałki i roztrzaskał na proch u moich stóp.

Przestań! Nie myśl o tym. Wiesz, dokąd to prowadzi. Albo w końcu otrząśnij się z tego, ty tchórzliwa cipo. To już trzy pieprzone lata. Bądź silny i nie oglądaj się za siebie.

Prychnąłem na to z pogardą. Jak niby miałem „nie oglądać się za siebie”? Próbowałem, naprawdę próbowałem, ale po prostu nie dawałem rady. Nie potrafiłem odłożyć na bok tamtej części mojego życia. Chciałem, by wróciła, a jednocześnie bałem się tego. W głębi duszy tęskniłem za tym, ale powtarzałem sobie, że tak było dla mnie bezpieczniej. Bez bólu, który był nieodłącznym elementem istnienia bliskich ci osób, którym na tobie zależało. Lubiłem stan zobojętnienia, który towarzyszył mojej egzystencji.

Im bardziej starałem się oddalić od ludzi, którzy pozostali w moim życiu, tym bardziej oni nie zgadzali się pozostawić mnie samemu sobie. Rosalie i jej rodzice nie chcieli mnie opuścić i pozwolić bym pogrążył się w samotności, której zarówno pragnąłem jak i nienawidziłem. Sam też miałem kłopot, żeby się od nich odciąć. Nieważne jak bardzo miotałem się i usiłowałem ich odepchnąć, zawsze kończyło się to tym, że z powrotem przyciągałem ich do siebie.

To było błędne koło. Oni nie chcieli się poddać i spisać mnie na straty, a ja, w ukrytych zakamarkach mojej duszy też także tego nie chciałem. Wiedziałem o tym, ale i tak ich odtrącałem, tylko po to, by znów przyjęli mnie z otwartymi ramionami. Miałem wrażenie, że poczuwają się do odpowiedzialności za mnie. I to było właśnie sednem sprawy – nie chciałem być dla nikogo ciężarem.

Potrzebowałem uwolnić się od tych myśli, więc założyłem na siebie dres i wyszedłem frontowymi drzwiami, żeby pozbyć się wewnętrznych demonów dzięki wysiłkowi fizycznemu. Wskoczyłem do Volvo i odjechałem w stronę bieżni. Okrężny bieg wzdłuż toru wydawał się być lepszym pomysłem w moim obecnym stanie umysłu, niż bieganie po okolicy. Poza tym, nie mógłbym teraz znieść spoglądania na szczęśliwe życie rodzin, które mnie otaczały.

Tor był niemalże opuszczony, z wyjątkiem dwóch samotnych biegaczy. Idealnie. Podczas rozgrzewki zastanawiałem się, jaki jest mój dzisiejszy grafik.

Grafik, tak? To brzmi jakbym miał dzień wypełniony spotkaniami i różnymi obowiązkami.

Tak, plan zajęć. Wykłady się dzisiaj zaczynają, matole.

Taak, to będzie zajmujące.


Nie byłem jakoś szczególnie obciążony przedmiotami w tym semestrze - historia, literatura, psychologia i biologia. Nie będę musiał wkładać wiele wysiłku w naukę. Być może mój rozkład przedmiotów, który był dla mnie łatwizną, też przyczyniał się do uczucia niepokoju. Chyba potrzebowałem jakiegoś wyzwania, potrzebowałem motywacji.

Włożyłem słuchawki do uszu i rozpocząłem bieg, pozwalając myślom błądzić w eterze, w pustce, która towarzyszyła mi, ilekroć biegałem lub pływałem. Wewnątrz niej panowała cisza, nie istniał tam żaden wewnętrzny głos, nie było żadnych wątpliwości ani bólu, w każdym razie innego niż ten spowodowany wysiłkiem fizycznym.

Gdy skończyłem biegać, słońce stało już wysoko na niebie, tor zapełnił się ludźmi, a ja ociekałem potem. Tym razem zmusiłem mięśnie do cięższej pracy niż zwykle, próbując pozbyć się roztrzęsienia, które mnie ostatnio nękało. Wyczerpanie fizyczne było w stanie zmniejszyć lub wygasić to uczucie, które zupełnie mi się nie podobało. Przyprawiało mnie o dreszcze i zawsze miałem wrażenie, że powinienem znajdować się w innym miejscu, niż to, w którym przebywałem. Byłem rozdygotany i nerwowy niczym narkoman na głodzie.

Podczas gdy dochodziłem do siebie po wysiłku, rozmyślałem o wyzwaniu na dziś, które postawiła przede mną Rose. Musiałem je podjąć, bo ta suka miała jakieś nadprzyrodzone zdolności i wiedziałaby, gdybym tego nie zrobił. W piątkowy wieczór poszliśmy do Necto, gdzie po raz kolejny usiłowała doprowadzić do tego, bym wreszcie kogoś zaliczył. Oczywiście znowu poniosła porażkę i skończyło się na tym, że wylądowała w łóżku z jedynym hetero, jaki był w klubie tej nocy, która w jej mniemaniu miała być „przełomowa”. Po tym wydarzeniu, Rosalie zdecydowała, że trzeba mnie trochę przycisnąć. Nakazała mi flirt podczas pierwszego dnia zajęć na uczelni.

To wcale nie była dla mnie drobnostka. Nigdy wcześniej z nikim nie flirtowałem. Nigdy w życiu nie byłem na randce, nie uprawiałem z nikim seksu ani nawet nikogo nie pocałowałem, poza Rosalie. Byłem typowym dwudziestojednoletnim gejem, niemalże prawiczkiem, całkowicie niedoświadczonym, z olbrzymią kolekcją porno. To znaczy, jeżeli było w tym coś typowego.

Wsiadłem do samochodu i w drodze do domu wstąpiłem do Starbucks, po obowiązkową dawkę kofeiny. Zajebiście jej potrzebowałem, choć nie pomagała na moje rozchwianie. To była jedyna rozpusta, na którą sobie pozwalałem, no cóż, oczywiście poza chroniczną masturbacją. Dwa grzeszki. Żaden z nich nie mógł mi poważnie zaszkodzić, więc nie widziałem w tym nic złego.

Gdy skończyłem moją ulubioną, legalną używkę, rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Pozwalając gorącej wodzie rozluźnić zmęczone mięśnie, zrobiłem w myślach listę tego, co muszę zabrać na zajęcia i tego, co powinienem zrobić po szkole. Miałem już wszystkie podręczniki i inne pomoce naukowe, ale wątpiłem, by były mi potrzebne dzisiaj. Musiałem wstąpić do administracji, żeby podrzucić formularz zgłoszenia do drużyn rezerwowych. Lodówka była pusta, więc wyprawa do sklepu spożywczego też wydawała się koniecznością. A potem… nic.

Moje życie można było nazwać co najmniej żałosnym. Nawet nie nazwałbym tego życiem, co najwyżej egzystencją. Chciałem, żeby było inaczej. Wolałbym, by było pełne wypadów z przyjaciółmi, śmiechu i szczęścia, ale się bałem.
Obawiałem się, że zostanie mi to znowu zabrane. Bałem się bólu, który nieodłącznie towarzyszył posiadaniu bliskich osób.

Przestań, Edward. Po prostu przestań. Wcale nie musi tak być…

Ostatnim razem tak właśnie było.

To co innego. Nie chcesz żyć w ten sposób i do cholery, wiesz o tym.

Może.

Może, głupku. Tak bardzo pragniesz ludzi w swoim życiu, że masz na tym tle obsesję. Zrób coś z tym.


Wyzwanie, które postawiła przede mną Rosie miało być pierwszym krokiem na drodze, by mieć „prawdziwe” życie. Cholernie mnie to przerażało, ale to, co mogło z tego wyniknąć, przewyższało mój strach. Byłem osobą zamkniętą w sobie, izolującą się od innych i czułem, że muszę to zmienić albo zeświruję. Ten styl życia przestał funkcjonować. Byłem ponury i uprzykrzałem życie tym kilku osobom, które pozostały blisko mnie.

Lato spędziłem u Hale’ów w Winnetce* , z przerwą na dwutygodniową wycieczkę kampingową. Ja i Rosalie wybraliśmy się do Misiowych Wydm.** To były nasze pierwsze wakacje odkąd… odkąd to się stało. Starałem się być w dobrym nastroju, dla niej, ale wyjazd z nią przywoływał wspomnienie innych wakacji razem – tych ostatnich. Oprócz tego wypadu z Rose, musiałem wreszcie uporządkować sprawy związane z posiadłością rodziców. Dom, w którym się wychowałem stał cichy i opuszczony od dwóch lat. Nie pojechałem tam od pogrzebu rodziców, pozostawiając wszystko tak, jak było. Raz w miesiącu przychodziła sprzątaczka i poza sprzątaniem, sprawdzała, czy wszystko w porządku. Niemniej nadszedł czas, by się z nim rozstać. Wiedziałem, że nie byłbym w stanie znowu tam zamieszkać. Wiązało się z tym zbyt wiele wspomnień, zbyt wiele rzeczy, o których usiłowałem zapomnieć.

Po tym jak wróciliśmy z Misiowych Wydm, Lily i Martin – rodzice Rose, pomogli nam opróżnić i wysprzątać dom. Zatrzymałem bardzo niewiele rzeczy. Większość biżuterii mamy podarowałem Lily i Rose, pozostawiając sobie tylko pierścionek zaręczynowy i perły, które tato dał mamie, gdy mnie urodziła. Przekazałem jakiejś organizacji pomocy wszystkie ubrania, sprzedałem meble antykwariuszowi i zachowałem srebra oraz chińską porcelanę jako przyszły prezent ślubny dla Rosalie. Zawsze podziwiała je, gdy moja mama ich używała, więc pomyślałem, że doceni ten prezent. Ja na pewno nie miałem zamiaru się żenić w najbliższym czasie, a najprawdopodobniej nigdy.

Gdy segregowaliśmy rzeczy rodziców, starałem się być obojętnym i patrzeć na nie, jakby to były rzeczy obcych ludzi. Próbowałem wejść do ich sypialni, ale nie potrafiłem. Zostawiłem to Lily i Rose. Co dziwne, gabinet ojca okazał się dla mnie najłatwiejszym pomieszczeniem, dopóki nie znalazłem w nim kilku swoich dziecięcych rysunków, wykonanych kredkami. Rysunków, które tato zachował. Ryczałem jak jakaś beksa przez resztę dnia. Po tym wydarzeniu, Hale’owie sami dokończyli porządki, a ja skupiłem się na załatwieniu spraw z agentem nieruchomości i prawnikami.

Gdy w czerwcu skończyłem dwadzieścia jeden lat, został mi przekazany fundusz powierniczy oraz masa spadkowa po sprzedaniu posiadłości rodziców. Zamiast szaleć, kupiłem jedynie mały domek, który wynajmowałem już od dwóch lat. To był teraz mój dom i to, że stałem się jego właścicielem dało mi poczucie stabilizacji, którego brakowało mi od śmierci rodziców. Pieniądze ze sprzedaży domu i mebli wpłynęły na to samo konto, co mój fundusz powierniczy i spadek. Byłem teraz bogaty, nie jakoś przesadnie zamożny, ale na tyle, że gdybym był oszczędny i dobrze zainwestował, nie musiałbym już nigdy pracować. Wyglądało to sympatycznie w teorii, ale wiedziałem, że nie jest to coś, czego bym chciał.

Hale’owie wspierali mnie i podnosili na duchu podczas całego tego procesu, ale czułem się, jakby mnie niańczyli i byłem tym przytłoczony. Często na nich wybuchałem i to bez powodu. Atmosfera była już bardzo napięta i wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, gdy nadszedł początek roku akademickiego i ja oraz Rose musieliśmy wyjechać. Kochałem Hale’ów, byli dla mnie jak rodzice, ale w tym rzecz – jak rodzice. Nie byli nimi i nikt nie mógł zająć ich miejsca w moim sercu. To miejsce wypełniło się pustką, gdy odeszli i ta pusta przestrzeń sprowadzała mrok na inne zakamarki mojej duszy.

To właśnie wydarzenia tego lata spowodowały mój stan ducha. Sprzedając dom i pozbywając się rzeczy należących do mamy i taty, poczułem się, jakbym na zawsze zatrzaskiwał drzwi, odgradzające mnie od jakiejkolwiek przynależności – do czegoś, do kogoś, do rodziny. Teraz już naprawdę byłem sam.

Woda zrobiła się zupełnie zimna, w czasie gdy wspominałem to okropne lato. Dziś jednak był pierwszy dzień nowego semestru i prawdopodobnie pierwszy dzień nowego Edwarda. Wyszedłszy spod prysznica, owinąłem się ręcznikiem. Przejechałem dłonią po brodzie i postanowiłem, że będę leniwy i się nie ogolę. Zresztą, nie było nikogo, na kim musiałbym zrobić wrażenie. Nikogo na kim chciałbym zrobić wrażenie. Być może, jeśli będę niechlujny i zaniedbany, to facet, z którym spróbuję flirtu nie będzie zainteresowany.

Wiedziałem, że jestem gejem niemal od początku okresu dojrzewania, ale nigdy nikt nie podobał mi się na tyle, bym coś z tym zrobił, zmusił się do jakiegokolwiek działania. Pewnie, byłem przez cały okres szkoły średniej zadurzony w Jacobie Blacku, ale wolałem zostawić to tak, jak było. Nie spieszyłem się, by ujawnić moją orientację seksualną, nie chciałem się narazić na udrękę i ciągłą krytykę, które się z tym wiązały.
Teraz już się z tym nie kryłem i czułem się dobrze ze swoją seksualnością. Zdarzało się, że mężczyźni mnie zaczepiali, ale nie byłem zainteresowany żadnym z nich. Ostatnio nawet zastanawiałem się czy w ogóle istniał ktoś taki, kim mógłbym się zainteresować. Może miałem nigdy nikogo takiego nie znaleźć. Wiedziałem, że nie jestem typem faceta, któremu odpowiadałby przelotny romans bądź niezobowiązujący seks. Rosalie chciała, żebym wyszedł gdzieś czasem i „po prostu żył”, jak to sformułowała. Co dla niej znaczyło pieprzenie każdego chłopaka, który by się nawinął. Jednak musiała zaakceptować to, że nie byłem taki.
Po tym, jak umyłem zęby i włożyłem szkła kontaktowe, skierowałem się do sypialni. Usłyszałem, jak moja komórka wibruje na stoliku nocnym, wskazując na przyjście sms-a. Domyślając się, że pewnie był od Rosie, zignorowałem go i zacząłem się ubierać. Dopiero gdy zawiązałem buty, spojrzałem na wyświetlacz, żeby przeczytać wiadomość.

Lpj zrb to Eddo! Bde wdzła jsl tgo nie zrbsz. uściski – suka.

Chichocząc, napisałem odpowiedź.

Psłchj dzwko, zrbę to tlko dltgo, bo mnie zmszsz. bję się twgo srpwgo. kchm cię,mrau – dupek.

Rosalie uderzyła mnie porządnie tylko raz w życiu. W dziesiątej klasie, gdy powiedziałem Royce’owi, chłopakowi, w którym była zakochana, że jej się podobał. Od tamtego czasu starałem się pozostawać z nią w zgodzie i nie narażać się na jej gniew.

Patrząc na zegarek, zauważyłem, że robi się późno i muszę się pospieszyć. Wrzuciłem do kieszeni komórkę, zebrałem rzeczy, których potrzebowałem na dzisiejsze zajęcia, cisnąłem je do torby, chwyciłem iPoda i klucze, a następnie skierowałem się do drzwi.

Bez problemu znalazłem wolne miejsce na szkolnym parkingu. To chyba cud. Jednak pomimo cudu i tak byłem spóźniony. Starałem się nadrobić stracony czas, biegnąc w kierunku budynku Sztuk Wyzwolonych. Kiedy dopadłem sali wykładowej, jakiś chłopak stał w drzwiach, rozglądając się jak kretyn.

Odchrząknąłem, mając nadzieję, że ten głupek albo wejdzie do środka, albo usunie się z przejścia. Przesunął się na prawo o kilkanaście centymetrów, ale nadal zagradzał przejście.

Co za ku***!

Pieprzyć to.


Ponieważ facet już się nie poruszył, przecisnąłem się koło niego, ocierając klatką piersiową i barkiem o jego plecy, w nadziei, że następnym razem będzie bardziej uprzejmy. Zaraz jednak poczułem się winny, więc obejrzałem się przez ramię, mamrocząc „przepraszam” i poszedłem znaleźć miejsce.

Wszedł profesor z asystentem, na którego prawdopodobnie mieliśmy być skazani do końca roku. Nie byłem właściwie zainteresowany tymi wykładami, ale załatwiały mi punkty zaliczeniowe z historii i przedmiotów humanistycznych i o to chodziło. Starałem się uważać, gdy profesor omawiał konspekt zajęć i to, czego będzie od nas wymagał, ale nie dałem rady. Byłem wykończony po bezsennej nocy i obawiałem się, że raczej niczego dzisiaj nie przyswoję. Głupie wyzwanie Rosalie kołatało się ciągle na progu mojej świadomości, drwiąc ze mnie swoim absurdem.
Przez cały wykład czułem się niespokojny i dręczyła mnie paranoja. Miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Odchyliłem szyję i próbowałem się rozciągnąć, siedząc na krześle, aby pozbyć się tego wrażenia. Jednak ono pozostało, dodając się do mojego zmęczenia. Pod koniec zajęć, myślałem że wyjdę ze skóry, żeby uwolnić się od tego uczucia.

Wstałem i wyciągnąłem ręce nad głowę, obracając tułowiem, żeby rozruszać mięśnie pleców, zesztywniałe od siedzenia na niewygodnym krześle. Ziewnąłem, marząc o tym, by zwiać z zajęć, pójść do domu i uciąć sobie drzemkę, ale musiałem zachowywać się odpowiedzialnie.

Odwracając się, żeby zabrać kurtkę, znowu poczułem na sobie czyjś wzrok. Podniosłem głowę i zobaczyłem tamtego kretyna, który wcześniej zagradzał wejście do sali. Patrzył na mnie, jakby był tłustym dzieciakiem, a ja ostatnim kawałkiem ciasta. Jego spojrzenie było czystym pożądaniem i pragnieniem, wprost pożerał mnie wzrokiem. Czułem to spojrzenie na całym ciele, od podeszew stóp po czubek mojego fiuta. Nikt jeszcze nigdy tak na mnie nie patrzył. Moje serce przyspieszyło, a dłonie pokryły się potem, gdy starałem się uspokoić oddech.

Nie mam pojęcia, jak długo tak staliśmy, gapiąc się na siebie nawzajem. Mimo że uporczywie się w niego wpatrywałem, nie mógłbym powiedzieć nic o jego wyglądzie ani o tym co działo się wokół mnie. Jedynie to, że jego oczy były szarozielone, częściowo przysłonięte przez faliste ciemno-blond włosy, i że po raz pierwszy w życiu, ktoś naprawdę mnie pociągał.

Trzasnęły drzwi i ten dźwięk przerwał nasz kontakt, ale nadal patrzyłem na niego, gdy zakładałem na siebie kurtkę i torbę na ramię. Wiedziałem, że muszę iść, ale moje oczy nie chciały porzucić tego widoku. Ciało skręciło się w kierunku wyjścia, ale głowa pozostała w miejscu. To była ta chwila – właściwy moment na flirt. Moja szansa, by wykonać głupie zadanie Rose i być może, po raz pierwszy poderwać faceta.

Umm… co powinienem zrobić? Zagadnąć do niego czy najzwyczajniej się uśmiechnąć? Cholera, jestem kompletnie niedoświadczony w tej dziedzinie.

Może uśmiech albo „oczko”. Taak, mrugnę. To będzie zarówno śmiałe jak i słodkie, a przy tym taki gest świadczyłby o pewności siebie.

Mrugnięcie. Mogę to zrobić… tak sądzę.


Poczułem uśmiech formujący się na moich wargach i adrenalinę, krążącą w żyłach, gdy opuściłem powiekę, mrugając prawym okiem do tego chłopaka. Zanim cokolwiek miało szansę się wydarzyć, odszedłem wolno w kierunku drzwi, skupiając się na tym, żeby się nie potknąć i przypadkiem nie upaść. Gdy tylko znalazłem się za drzwiami, puściłem się biegiem przez korytarz, w poszukiwaniu odosobnionego miejsca. Potrzebowałem go, by pozwolić adrenalinie przepłynąć przez moje ciało i uspokoić się, do cholery.

Oparłem plecy o ścianę i zgiąłem się, trzymając dłonie na kolanach i ciężko dysząc. Pozwoliłem, by ekscytacja z powodu tamtej chwili zawładnęła mną całkowicie. Zrobiłem to. Odważyłem się na flirt. I to nie w stosunku do byle kogo, tylko do kogoś, komu chyba się podobałem. Kogoś, kto mnie pociągał. Nie wiedziałem, czy cokolwiek z tego wyjdzie, ale dokonałem tego i to się liczyło.

Prostując się, westchnąłem ciężko, by po chwili ześlizgnąć się plecami po ścianie i usiąść na podłodze. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer Rosalie. Usłyszałem sygnał dwa razy, zanim odebrała.

- Zrobiłeś to, mam rację? – niemal wykrzyczała Rosalie ze słuchawki, tak samo podniecona jak ja.
- Tak, Rosie, zrobiłem to – wyszeptałem pośpiesznie.

Cokolwiek miało się zdarzyć, było to bez znaczenia. Wykonałem pierwszy krok by stawić czoło moim lękom i być może już nigdy nie być samotnym.

--------------------------------------
* Winnetka – miejscowość w stanie Illinois, 23km od Chicago, jedna z najbogatszych w tym stanie.
** Misiowe Wydmy – Sleeping Bear Dunes National Lakeshore, rezerwat przyrody w stanie Michigan, nad jeziorem Michigan

AIEK - Rozdział 9


Post został pochwalony 3 razy

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Nie 19:19, 17 Sty 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
offca
Zły wampir



Dołączył: 18 Paź 2008
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: szóste niebo

PostWysłany: Nie 20:43, 15 Lis 2009 Powrót do góry

Zainspirowana Dredziowym komentarzem tworzę niniejszym obiecaną recenzję AIEW, nie tak obszerną, ale z głębi ducha.

Narracja Jaspera ciągle mnie bawi. Jest komiczna, chłopcy są słodcy, a emocje Jaspera, choć szczere i raczej prawdziwe, nieustannie doprowadzają mnie do chichotu. To co mnie tam zachwyca i sprawia, że nie mogę się oderwać i wciąż wracam do tych rozdziałów to jednak nie humor, a napięcie – genialne, doskonale skonstruowane i umiejętnie podsycane napięcie między bohaterami – czyli to, co po stylu literackim doceniam najbardziej. Akcja nie jest tym czego szukam w opowiadaniach. Potrzebuję emocji i to emocji żywych, które mnie wciągną i przytrzymają przy ekranie (kartkach). Gdybym miała mówić o moich ulubionych książkach, to pomijając miejsce pierwsze, które zrealizowało wszystkie wymagane punkty, to cała reszta top10 byłaby książkami, gdzie napięcie miedzy postaciami aż iskrzy. I to jest to, co spodobało mi się w AIEK – to jak wokół siebie krążą, jak się wahają, jak Jasper konfrontuje swoje nowe pragnienia z tym, do czego był przyzwyczajony, jak odczuwa coraz silniejszą potrzebę zbliżenia się do Edwarda, jak akceptuje swoją rolę w tej relacji, jak ryzykuje pewne gesty, niepewny reakcji – super. No i cały ten komizm sytuacyjny, dialogowy i autodialogowy ( z naciskiem na ten ostatni). Genialna sprawa.

Ale AIEW jest inne. Jest niesamowicie melancholijne i przepełnione samotnością. I to wieloma odcieniami samotności, co po prostu mnie zachwyciło. Samotność utraty, samotność izolacji, samotność braku grona przyjaciół, wreszcie najsilniej zaznaczona – samotność braku miłości. Poczucie niespełnienia, jakiejś dziury w duszy, rutyna bezwartościowych dni… Nie piszę o tym, żeby pochwalić Hopey, chociaż należy się dziewczynie, bo ten rozdział jest najlepszym co do tej pory czytałam jej autorstwa. Piszę o tym, żeby jakoś poradzić sobie z emocjami, które we mnie obudził. Bo udało mi się jakoś je zagłuszyć, a ten prosty w sumie tekst sprawił, ze mój własny smutek wypłynął na wierzch. Chyba pokuszę się o nazwanie tego Katharsis, chociaż to określenie nieco na wyrost. Ale oddaje sytuację. Naprawdę, tutejszy Edward tak bardzo samotny, tak bardzo tęskniący za prawdziwym uczuciem, za poczuciem przynależności, a jednocześnie przerażony tą perspektywą zwyczajnie mnie rozkleił. Wydał się taki prawdziwy, taki kompletnie nie papierowy, ale żywy i osadzony w do bólu rzeczywistym świecie. Gdzie samotność jest nie do zniesienia, nawet jeśli wydaje nam się, że sami się na nią zgadzamy, że jest naszą decyzją.
I ten jego flirt! Mrugnął, a jakby góry poruszył, jakby zatrząsł Ziemią w posadach! Jaki był szczęśliwy – bo zaryzykował. Bo wybił pierwszą dziurę w murze, który wokół siebie zbudował. I przez tę dziurę dostrzegł swoją szansę, zobaczył co może zyskać w zamian za postawienie na szali swojego bezpieczeństwa psychicznego, tego konformizmu na który się zdecydował. Jasper ryzykował ośmieszenie się. Edward ryzykował wszystko.
Po prostu piękny tekst. Jak Hopey napisze więcej rozdziałów, to mogę ich nie wytrzymać nerwowo. Zwłaszcza tego, kiedy Jasper uciekł z biblioteki. Rozpacz Edwarda chyba rozedrze mi serce na strzępy.

A teraz gratulacje dla Dzwoneczka! *kłania się nisko i boje brawo* Oddałaś cały ten kalejdoskop emocji wprost fenomenalnie! Kawał rewelacyjnej roboty!

Uff… trochę mi już lepiej. Ale jeszcze mnie to trochę pomęczy.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez offca dnia Nie 20:47, 15 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Misty butterfly
Wilkołak



Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:54, 15 Lis 2009 Powrót do góry

Waw z perspektywy Edwrda to calkiem inna sprawa...Wink Strasznie mi sie podoba to jak piszesz...Eddie niby taki pewny siebie a tu jednak...Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gania
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rumia

PostWysłany: Nie 21:15, 15 Lis 2009 Powrót do góry

Pokazanie Edwarda jako równie nieśmiałego co Jazz jest świetnym zabiegiem stylistycznym wprowadzonym przez autorkę. Nieśmiałośc Edda sprawia, że postac staje się słodsza i sympatyczniejsza w odbiorze.
Tak wiec, przeżyłam miłe zaskoczenie bo spodziewałam się pewnego siebie, brawurowego Cullena, a tu proszę - niespodzianka. :)
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 21:16, 15 Lis 2009 Powrót do góry

Misty - to nie ja piszę. Ja tylko tłumaczę.
Gania - on tu nazywa się Masen. Patrz rozdział 7.
Owieczko - szczęka mi opadła. Już turla się po podłodze od 15 minut. Co za cudowny komentarz. Ja bym nie umiała tego tak ładnie napisać, ale wszystkie twoje odczucia na temat AIEW równają się moim. Nie żałuję łez wypłakanych przy tym rozdziale, bo jest piękny.
Mam tylko nadzieję, że Hopey pociągnie to dalej i nie każe nam długo czekać.
To taki rodzaj smutku, melancholii, który nas wzbogaca.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Nie 21:18, 15 Lis 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Nie 22:18, 15 Lis 2009 Powrót do góry

a ja jak zwykle krótko i beznadziejnie :)

co prawda czytałam wcześniej w oryginale, ale od niemal początku wspomnienia o tym tekście czekałam z niecierpliwością na twoje tłumaczenie...
jak zwykle nie jesteś w stanie mnie zawieść - na prawdę nie potrafisz... Twisted Evil
genialne tłumacznie, lekkie, przyjemne w czytaniu... jednocześnie pochłaniające i absorbujące...
bardzo mi się podoba sytuacja widziana oczami Edwarda Smile jest taki... no cóż... zadziwiająco nieporadny... taki.... niepewny... niezdecydowany, a jednocześnie za wszelką cenę chce udawać pewność siebie... no... uwielbiam go takiego...

mam nadzieję, że autorka pociągnie to dalej Smile

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 22:24, 15 Lis 2009 Powrót do góry

Cytat:
a ja jak zwykle krótko i beznadziejnie

Rolling Eyes Czarodziejko, no co ty? Nigdy nie piszesz beznadziejnie. Ja kocham twoje komentarze. Nie mówiąc o wierszach...*rozmarzyła się*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mała mi.
Nowonarodzony



Dołączył: 06 Lis 2009
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Duże na "K" ;- D

PostWysłany: Pon 17:18, 16 Lis 2009 Powrót do góry

Cytat:
przeżyłam miłe zaskoczenie bo spodziewałam się pewnego siebie, brawurowego Cullena
No właśnie... Ja też. Byłam w szoku Very Happy
Ale to słodkie, że on jest taki nieśmiały. Chyba się w Nim zakochałam *_____________*

Ale w AIEW nie tylko Ed mnie zaskoczył. W ogóle całe mnie zaskoczyło. To nie jest jakiś tam sobie inny klimat niż AIEK. To jest zupełnie inne. Takie smutne... ( po za tym momentem, bo przy nim leżałam i kwiczałam:
Cytat:
Lpj zrb to Eddo! Bde wdzła jsl tgo nie zrbsz. uściski – suka.
Chichocząc, napisałem odpowiedź.
Psłchj dzwko, zrbę to tlko dltgo, bo mnie zmszsz. bję się twgo srpwgo. kchm cię,mrau – dupek.
Ha ha ;- D ) Ta samotność Edwarda, otaczająca go rutyna. Ja bym tak nie mogła... A jednak on to lubił. Choć chyba tylko pozornie. Kiedy czytałam o tym jakby chciał wyjść do ludzi, ale przez strach nie potrafił to aż mnie ściskało. Znam to uczucie i myślę, że jestem w stanie sobie wyobrazić co on czuł. Albo kiedy mówił o pustce w swoich myślach:
Cytat:
Wewnątrz niej panowała cisza, nie istniał tam żaden wewnętrzny głos, nie było żadnych wątpliwości ani bólu
... To jest według mnie okropne :-(
Ogólnie AIEW ogromnie melancholijnie wpłynął na mój nastrój ( ale i tak jestem VERY szczęśliwa , że go dodałaś Dzwoneczku ;- D ). Jakoś mnie wzięło na refleksje. Lubię jak coś co czytam wywołuje u mnie takie emocje i myślę, że tego właśnie chciała autorka. Zadziwić i zmusić do refleksji. Teraz nie mogę przestać myśleć jak WSZYSTKO wyglądało od strony Edwarda. Normalnie zaraz mnie tu cholerka trafi, o xD
A później przeżyłam chwilę grozy kiedy stwierdził, że Jazz jest kretynem. Było tak: *szczena na dół*"Ej! To miała być miłość od pierwszego wejrzenia! E no!". Ale była od drugiego, też nieźle ;- D
I wcześniej mówiłam, że rozbawił mnie tylko jeden tekst w AIEW, ale właśnie sobie przypomniałam o końcówce jak zadzwonił do Rose ze "świetną wiadomością" ( hip hip hurraa! ) - ha ha ha, to jak dla mnie też było komiczne.

No to chyba tyle Smile
Już się nie mogę doczekać 9 rozdziału, aa!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 18:20, 16 Lis 2009 Powrót do góry

Mała Mi - bardzo diękuję ci za podzielenie się ze mną, z nami swoimi odczuciami. Muszę przyznać, że bardzo mnie ciekawią wasze emocje pod wpływem tego rozdziału. Tu raczej nie ma powodu do kiślowania (no, jeszcze takie będą przecież), a jest refleksja.
Cytat:
Chyba się w Nim zakochałam

No jak go nie kochać. Ja to bym chciała go przytulić.
Cytat:
A później przeżyłam chwilę grozy kiedy stwierdził, że Jazz jest kretynem.Ej! To miała być miłość od pierwszego wejrzenia!

No, to nie tak. On nawet przecież wtedy na Jazza nie spojrzał. Spojrzał na niego dopiero po wykładzie. Ale przecież poczuł jego spojrzenie, prawda? Pamiętaj, że Edward jest tu bardzo zamkniętą w sobie osobą, a wtedy percepcja świata jest ograniczona, selektywna. Bardziej zadziałała ta percepcja "podprogowa". Dopiero potem Edward faktycznie dostrzegł Jaspera. Tak więc, chyba można to uznać za miłość od pierwszego wejrzenia. Być może Jazz też nie zauważyłby Eda od razu, gdyby nie jego zapach.
Mnie z kolei rozśmieszyła tylko jedna rzecz w tym rozdziale. Ta sama, co offcę - że Edward był w szkole średniej zadurzony w Jacobie... Hyhy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
offca
Zły wampir



Dołączył: 18 Paź 2008
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: szóste niebo

PostWysłany: Pon 18:42, 16 Lis 2009 Powrót do góry

Taaaak na wstawka o Jacobie mnie zabiła na amen i jak sobie wyobraziłam Edka, który siedzi na korytarzu i wzdycha za Jake'iem... było po mnie Laughing

A teraz w ramach kuracji antydołowej przeczytałam sobie rozdziały 1-7 AIEK (pomogło) i tak sobie myślę, że jak się zna uczucia Edwarda, to to napięcie miedzy nimi wydaje się jeszcze silniejsze. Bo kiedy wiemy ile każde muśniecie, każdy gest i każde słowo znaczą dla Edwarda, to tam powietrze jest aż geste! Nie macie takiego wrażenia? Co też ten biedny Edek musiał przeżywać, jak Jasper tak do niego przywarł w tych drzwiach... Laughing A jak już sobie wyobrażam 7 rozdział z jego perspektywy to aż mnie ciary przechodzą...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
MonsterCookie
Gość






PostWysłany: Pon 21:30, 16 Lis 2009 Powrót do góry

Przyznam szczerze, że trochę bałam się czytać ten rozdział, może to dziwne, ale miałam mylne wrażenie. Sadziłam, że skoro AIEK było takie dość ''wesołe'' to wydawało mi się, że AIEW będzie jeszcze bardziej. Ale pomyliłam się i zostałam zaskoczona, oczywiście pozytywnie. Smile
Bo AIEK było takie właśnie wesołe, zabawne i zwariowane, tymczasem AIEW jest takie bardziej majestatyczne [ nie wiedziałam jak to inaczej określić Very Happy ] i już pokochałam tą wstawkę od kilku pierwszych wersów.

Uwielbiam tego wykreowanego tak Edwarda. Sama nie wiem jaki on tak dokładnie jest czy bardziej smutny, czy zagubiony. Mimo to i tak jest słodki.

Cytat:
Patrzył na mnie, jakby był tłustym dzieciakiem, a ja ostatnim kawałkiem ciasta.


Uwielbiam ten moment, bo po prostu idealnie sobie to wyobraziłam.
Razz
Poza tym te jego niezdecydowanie pomiędzy mrugnięciem, a innym uśmiechem, było niesamowicie urocze.

Podsumowując: Chcę więcej AIEW.

Pozdrawiam,
MonsterCookie Cool
dredzio
Wilkołak



Dołączył: 23 Sty 2009
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 19:01, 17 Lis 2009 Powrót do góry

Dobra, w końcu się ogarnęłam i mogę coś napisać. Very Happy Jak to mówią - lepiej późno niż wcale. Bo potrzebowałam Wena, do tego komentarza. Wink
Kiedy dowiedziałam się czym jest AIEW, od razu chciałam to przeczytać, ale jak tylko to zobaczyłam, to po kilku pierwszych linijkach, musiałam zrezygnować. Chyba nie byłam w nastroju do czytania i tekst, wydał mi się taki trudny do przeczytania...
Do takich POVów podchodzę z rezerwą, bo autorka przez całe opowiadanie pisze z perspektywy jednej postaci i nagle próbuje wcielić się w drugą, co rzadko wychodzi. Bo taki autor, ma rozwiniętą postać główną, która jest narratorem przez cały tekst, a potem pisze taki rozdział z narracją innej postaci i ta narracja zalatuje postacią główną. Obawiałam się, że tu także będzie i na początku było. Ta tchórzliwa cipa mnie zabiła. To było przecież określenie Jaspera! Oni przecież nie mogą mieć aż tak zsynchronizowanych myśli. To nie dość, że nienaturalne, ale widać, że autorka się na chwilę zapomniała i początek naprawdę bardzo przypominał mi Jaspera, a nie Edwarda.

Pierwszy akapit i już od razu, wielki dramat. Biedny, sam, opuszczony, bez szansy na miłość, zdołowany Eddie. No po prostu odechciało mi się czytać. Nie lubię opowiadań, w których postacie użalają się nad sobą. Dodatkowo wkurzałam się, ponieważ przecież już wiadomo, że on sobie Jasperka znajdzie. Ale nie, dramatu ciąg dalszy...
Rozmawianie ze sobą wydało mi się trochę dziwne, no ale dobra... To w końcu opowiadanie jest. ;] Ale podświadomość działająca na przekór jest mi dobrze znana. xD Ed ma za to u mnie punkt.
Im dalej brnę w tę dramę, tym gorzej. Uh, uh i oh, jakiż ten Edward jest Meyerowski! Cierpi dla dobra innych, czy też odwrotnie, bo ja już go nie rozumiem. To mi się stanowczo nie podoba. Chciałabym kochać mojego Eda, a nie psioczyć na niego... Aż się zezłościłam normalnie, bo to już przesada jednak... Rozpamiętywać ciągle to, że stracił rodziców. Nie wiem jak to jest, i nie chcę wiedzieć, ale myślę, że z tym można się albo pogodzić, albo nie, a Edward po prostu unika podjęcia decyzji. Chociaż nie, podjął ją, sprzedając dom. To z pewnością musiało być dla niego trudne, ale mógłby już przestać użalać się nad sobą.
Biegający Edward? Oj, ja też bym z nim pobiegała... Niby było już o tym wcześniej, ale dopiero teraz dotarło do mnie z pełną mocą tego przekazu. So sexi. ;>
A teraz im dalej, tym lepiej. Zaczynam zatapiać się w opowiadanie, a narracja coraz bardziej przypomina mi Edward i przestaje błądzić myślami, tylko się skupiam, na tym, jaki jest Ed. Bo w końcu można go poznać o wiele lepiej w ciągu jednego rozdziału, niż przez cztery z punktu widzenia Jazza. Wink
I od tej pory wielbię Rosalie, jak nigdy dotąd. I pomyśleć, że gdyby nie ona... Nie, po prostu nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, a Rose staje się moją ulubioną kobietą w tym opowiadaniu. A niech ma! xD Ale serio. Wcześniej tylko ją tolerowałam - tak jak Jasper, ze względu na Edwarda. Skoro on ją kocha, to ja też mogę, ale ona wydaje mi się taka... zUa do szpiku kości i boję się tego. Jednak mam nadzieję, że w dalszych rozdziałach się rozkręci, a chłopcy ją zmiękczą. Wink
Jak sobie pomyślę, że Edward jest kompletnie zielony w tych sprawach i jeszcze nigdy nie miał chłopaka... To automatycznie wyobrażam go sobie jako małego, zagubionego chłopczyka, który bez Rose nie przeżyłby. Jest niewinny niczym ośmiolatek, a napalony poprawnie jak na swój wiek. Doprawdy, to mieszanka iście wybuchowa! Jak przypominam sobie dalsze rozdziały to aż... *____* Tak i teraz przypominają mi się ich wszystkie pocałunki. I dochodzi do tego świadomość, że obaj nie wiedzieli co robią. Nie, no to jest po prostu piękne!

O nie. Znowu... Niechże on już idzie na uczelnię! Nie mam ochoty na kolejną dawkę użalania się nad sobą. No fakt, to przykre wracać do pustego domu i czasem po kilka dni nie móc się do kogoś odezwać, ale na Wena! Przecież to wszystko na jego życzenie. Przecież bez problemu mógł sobie kogoś znaleźć. Choćby przyjaciela! Ale nie... Edward Masen musi się nad sobą poużalać i czekać aż to Jasper ruszy zadek. Świetnie. (Zauważyłyście, że każą pierwszą rzecz - poza pocałunkiem - zrobił Jasper, chociaż on bardziej bał się tego wszystkiego? Biedny i zdenerwowany jak sam ..., a sam czyni pierwsze kroki i posuwa ten związek do przodu. No po prostu... =="). Już pomijam całą tę dramę z rodziną, no bo rzecz jasna szkoda mi go, ale to nie miejsce i czas by wspominać ciężkie chwile. Bardzo chętnie posłucham tego, razem z Jazzem, który będzie mu siedział na kolanach i wspierał. O.

Laughing
Nieładnie, Edwardzie, oj nieładnie. Jak tak można nie wierzyć w siebie? Skoro już dostał takie zadanie od Rose, to mógłby się już postarać... A nóż coś z tego będzie? Dlaczego z góry zakłada porażkę i chce tylko mieć to za sobą? Nie rozumie, że przyjaciółka chce dla niego jak najlepiej? O tak, Rosalie dobrze wiedziała, co robi i chwała jej za to. Very Happy

Laughing Laughing Laughing
*wielki wybuch śmiechu* Już wiecie, o który fragment mi chodzi? Z całą pewnością tak. Już nie chodzi mi o sam fakt tego, że to [b]Jacob[/], ale on mi tu totalnie nie pasuje. Przecież w sadze to z nim najmniej się lubił. Już o wiele bardziej pasowałby mi tu Seth, ale Jacob? Po prostu xDD Nie, nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego. Edward... Jacob...? *kolejny napad śmiechu*
To mi nie pasuje. A poza tym, wkradła się tu niezgodność! Nie chcę spoilerować, ale kiedy Edward i Jacob spotkali się wtedy, to jakoś nikt nie wspomniał o tym, że już się znali. A skoro chodzili razem do szkoły, to chyba Jacob powinien kojarzyć Edward chociaż z widzenia, nie mówiąc już o Edzie.

Dzwoneczku, wielki szacun za te sms-y. Kiedy je zobaczyłam po angielsku padłam i powstałam dopiero po chwili. Niby domyślałam się co to za słowa, ale one nie układały się w sensowną całość i marzyłam o tym, by zobaczyć te sms-y w naszym ojczystym języku. I to po nich ostatecznie zdecydowałam, że nie przebrnę przez ten tekst po angielsku i pozostało mi tylko czekać na Twój przekład.

Pierwsze wrażenie jest ponoć najważniejsze. A tu zaczyna od głupka i kretyna. No pięknie. xD
Bardzo, ale to bardzo zdziwiłam się tym, że Edward nic nie poczuł. Normalnie to jest pomiędzy nimi ta elektryczność, a on się o niego otarł i nic! Do tego jeszcze widział Jazza i nic nie poczuł, czemu bardzo się dziwię. I tego już totalnie nie rozkminiam. Jasper zaczął pociągać Edwarda tylko dlatego, że się na niego gapił i go pożądał. Total zonk desu i w ogóle. Irytuje mnie to trochę. Sam Edzio narzekał, że niektórzy faceci zaczepiali go tylko dlatego, że był przystojny, a nic do niego nie czuli, a sam "robi" coś jeszcze gorszego. Pytam się, na jakiej niby podstawie poczuł cokolwiek do Jaya. I to zaczyna mnie irytować w Edwardzie. Ma pewne poglądy, a sam ich "nie przestrzega". Myśli jedno, robi drugie, sądzi trzecie, twierdzi, że zrobił czwarte. No jak matematyk. xD
Cytat:
Mrugnięcie. Mogę to zrobić… tak sądzę.

P i ę k n e.
Ed, tak samo słodki jak Jasper. Jednak Jaya chyba nikt nie pobije. Wink
Cytat:
Zanim cokolwiek miało szansę się wydarzyć, odszedłem wolno w kierunku drzwi, skupiając się na tym, żeby się nie potknąć i przypadkiem nie upaść.

I znów piękne, ale i prawdziwe. Ja też bym chyba tak miała. xd Tak, tak, jak za bardzo się czymś przejmuję, to mam tendencję do potykania się, i wtedy tylko modlę się o prostą drogę, choć i na takiej jestem skłonna w bardzo szybkim czasie zbliżyć się do ziemi.

Dziwi mnie późniejsze zachowanie Edwarda. Ja rozumiem, że chwilę po dokonaniu mrugnięcia, mógł mieć problemy z koncentracją, być bardzo podnieconym i w ogóle. Ale aż kilka chwil po tym? Musiał się uspokoić z powodu mrugnięcia? O Wenie wszechmocny trzymaj mnie. Edward ma dwanaście lat, czy jak? Żeby przejmować się jedną, malutką próbą flirtu? Edzio to zaprawdę mały Eddie, który jest kompletnie zielony w tych sprawach. Uh, jakże jest to uwydatnione.
Ha! Pozytywne zakończenie! A już myślałam, że Ed do końca będzie dramatyzować. Że niby nic z tego nie wyjdzie, że jest beznadziejny w flircie, że jest beznadziejny w ogóle...

Reasumując, punkt widzenia Jaspera i Edward opisany z jego perspektywy bardziej mi się podoba. Nie jestem przytłaczana tymi wszystkimi problemami Eda, jego rozterkami nad sensem życia i słusznością tego co robi. Gdy tu jako najlepsze mogłam zacytować tylko dwa zdania, przy AIEK mogłabym cytować każdy akapit. Tok myślenia Jazza po prostu bardziej mi pasuje i bawi, zamiast przytłaczać ponurą przeszłością.

Inteligentnie, dopiero teraz przeczytałam Wasze komentarze. xd Nawet nie patrzyłam na melancholię Edwarda od tej strony! offco, otworzyłaś mi oczy na ten rozdział i trochę zmieniłam zdanie o Edzie. Niemniej jednak nadal twierdzę, to co powyżej i zgadzam się z Tobą. Co do ponownego przeczytania rozdziałów. To ja od początku wczuwałam się jednocześnie w obu naszych chłopców i myślę, że moje domysły były raczej trafne. Edward okazał się dokładnie takim, jakim go sobie wyobrażałam. Very Happy



A teraz tak zupełnie nie na temat. W niedzielę byłam na takich urodzinach, że aż muszę się pochwalić. xD No na początku, jak to na początku, towarzystwo niemrawe, więc dwóch kolegów się wygłupia. Szkoda, że to tylko wygłupy... Razz
Wyobraźcie sobie chłopaka: wysoki, szczupły, kręcone blond włosy. Jak Jasper. Shocked I teraz wyobraźcie sobie jego i chłopaka, z którym tańczył. Ich złączone biodra, i ich dłonie na tych biodrach, i to jak się poruszali... W tamtym momencie jedyne co miałam w głowie, to słowa Jazza: Fuck me. Fuck me now.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez dredzio dnia Wto 19:12, 17 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 19:57, 17 Lis 2009 Powrót do góry

Och, dredzio...
Już miałam dzisiaj łzy wylewać cry , bo tak tu jakoś cicho było po tym rozdziale. Conajmniej połowa sisters nagle zamilkła. Pomyślałam sobie - aż tak źle? Przecież jak wam się nie podoba, to też możecie to napisać. Przyjmę dzielnie wszystko na klatę. Najgorsza jest obojętność. Jak jest cicho, to zaczynam mysleć, ze zainteresowanie spada i że może powinnam przestać to tłumaczyć...
Dzisiaj Wen podniósł się z kąta i powiedział, że jak tak, to on to cznia i pójdzie szukać żarcia gdzie indziej.
No, ale po komentarzu dredzia złapałam go za rękaw.
Odniosę się tylko do niektórych kwestii w twoim komentarzu. Tzn do tych, z którymi się nie zgadzam. Oczywiście szanuję twoje zdanie. To jest właśnie piękne - że każdy ma swoje własne odczucia i możemy podyskutować.
A więc.
Ja nie odbieram Edwarda jako użalającego się nad sobą. Od śmierci rodziców minęły zaledwie trzy lata i jest to na pewno trauma. Edward jednak mimo wszystko jakoś sobie radzi - studiuje, ma swoje zainteresowania - biega, pływa, i co się później okaże ma jeszcze inną pasję (skądinąd nam znaną). No i ma przyjaciółkę. Widać, że mu na niej zależy. Zbudował dokoła siebie mur, ale nigdy nie odwrócił się od Rose. Jeździ z nią na wakacje.
To, że dotąd się nikim nie zainteresował. Myślę, że po śmierci rodziców naprawdę o tym nie myślał. Ani też nie spotkał nikogo, kto naprawdę by mu się podobał. Mi się akurat podoba to, że Ed nie szuka przypadkowego seksu, tylko pragnie miłości. Teraz po trzech latach dopiero czuje potrzebę zmian. Ale jednocześnie boi się ich, bo przyzwyczaił się do spokojnego, poukładanego, choć samotnego życia.
Myśle, że mimo wszystko Edward jest bardzo silną osobowością. Zaakceptował swoją seksualność i widać, że kiedy poznał Jazza, wszystkie strachy i obawy przestały mieć znaczenie. To, że od razu Jazza nie zauważył - myślę, ze to kwestia tej bariery, odcięcia się od świata, zamknięcia w sobie, jak już napisałam wcześniej.
Cytat:
Zauważyłyście, że każą pierwszą rzecz - poza pocałunkiem - zrobił Jasper, chociaż on bardziej bał się tego wszystkiego?

No, z tym się kategorycznie nie zgadzam.
To Edward podszedł do Jazza w bibliotece, gdy Jazz zdobył się tylko na śledzenie go przez cztery tygodnie.
To Edward próbował pieszczot pod stołem. A potem... myslał, że przesadził i się wycofał. Nastepny gest należał do Jazza, po prostu musiało tak być. Ale Edward był już ostrożny, bo chyba bardzo mu zależało, zeby tego nie popsuć. I myślę, że jako gej, potrafił rozpoznać, że Jazz gejem nie jest. Ale to jednakznowu Edward po czterech tygodniach "korytarzówek" zdecydował się zaprosić Jazza do domu. I chyba już wszystkie obawy odpłynęły. Edward je pokonuje. I swoją nieśmiałość. Tak mu zależy.

Na koniec - wydarzenie na imprezie, na której byłaś - no czad po prostu.

I jeszcze słówko do Monster
Cytat:
Podsumowując: Chcę więcej AIEW.

Ja też. Ale nie ma. Crying or Very sad


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Wto 20:03, 17 Lis 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Wto 20:42, 17 Lis 2009 Powrót do góry

Edward nie podszedł do Jazza... Edward go zaszedł od tyłu Twisted Evil
Edward pierwszy zaczął zabawę w dotykanie... i on to zawsze pogłębiał... (mam dziwne przeczucie, że ta zabawa kolczykiem z języku tez nie była przypadkowa... Twisted Evil )

poza tym edwidentnie po AIEW widać, że to Edward zaczął od mrugania... gapienie Jaspera jest hm... mało kontaktowe, a mrugnięcie zawsze coś oznacza Very Happy

Jazz... to taka panienka... az miło Twisted Evil


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
dredzio
Wilkołak



Dołączył: 23 Sty 2009
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 8:25, 18 Lis 2009 Powrót do góry

Dobra może już nie odbieram Edward tak mocno, bo wszystko zmienił post offcy. Inteligentnie zabrałam się za czytanie komentarzy dopiero po tym, jak już napisałam komentarz i z pełną mocą zgadzam się w offcą, tylko już nie chciałam tego wszystkiego zmieniać... Ot nie zrozumiałam tego do końca, bo rozdział przeczytałam w poniedziałek, a wczoraj komentowałam raczej z pamięci, doczytując co poniektóre fragmenty. ^^"
Może powinnam jeszcze raz się w to wgryźć. Smile

No dobra, może to i Edward zaszedł go w bibliotece (przeoczyłam to Razz ) i zaczął zabawy pod stołem, ale tylko to. To Jasper pierwszy zaczął dotykać Eda pod prysznicem i te wszystkie inne rzeczy, w dalszych rozdziałach. Jay zaskakiwał go. Przekraczał jego oczekiwania. A co do tego zaproszenia, to tylko kwestia kilku minut - Jasper też się przecież na to zdecydował.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 15:17, 18 Lis 2009 Powrót do góry

Hm... a zauważyłaś dlaczego tak jest? Bo gdy tylko Edward przejawia jakąś inicjatywę, Jasper natychmiast go stopuje. Mówi, że nie wie czy jest gotowy, że to dla niego za prędko.... tylko po to, żeby potem sam to zrobić z zaskoczenia. Ten schemat często się powtarza w ich związku. Edward jakby akceptuje,że ten związek będzie się rozwijał w tempie, które odpowiada Jasperowi. Jazz ma w pewnym sensie łatwiej, bo Edward akceptuje każdy gest z jego strony. Ale ma swoje momenty. Podsumowując - wydaje mi się, że chłopcy przejawiają inicjatywę po równo.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
offca
Zły wampir



Dołączył: 18 Paź 2008
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: szóste niebo

PostWysłany: Śro 20:34, 18 Lis 2009 Powrót do góry

ojej nie sądziłam, że mój post będzie miał moc opiniotwórczą (opiniozmienną?) Embarassed Smile
do mnie ten rozdział trafił, bo się jak głupia utożsamiłam z tutejszym Edwardem. Ale jaka ja byłam zmęczona... złe słowo... wyczerpana, emocjonalnie wyczerpana, jak skończyłam betować! Stężenie dołujących smętów było takie, że musiałam natychmiast poczytać sobie autodialogi Jaspera, żeby się jakoś trzymać. I nie żeby mi to dołowanie sprawiło przyjemność. Ale było ciekawym doświadczeniem.

a co do klimatu dyskusji... Nie ma seksu - nie ma kiślu - nie ma kiślu - nie ma 20 komentarzy na godzinę.

A co do inicjatywy - niemotowatosć Jaspera wymusiła na Edku przejęcie kontroli. Jazz sie odważał pierwszy jak mu sie tyłek palił i trzeba było ratować sytuację. Jasper robi za dziewczynę i łaskawie pozwala sie uwodzić - dopiero jak jest pewien na czym stoi i tego, że jego gest zostanie właściwie odebrany - zaczyna. No takie totalne "chciałabym i boje się" - panienka aż miło Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jama
Wilkołak



Dołączył: 07 Lip 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 11:08, 19 Lis 2009 Powrót do góry

Ech, że też przez te trzy dni nie miałam internetu... Na szczęście po moim wielkim (?) powrocie na forum pierwsze co zrobiłam to udałam się strzałką na monitorze do działu Fan Fiction i czym prędzej nadrobiłam zaległości w czytaniu. Szczena mi opadła, gdy zobaczyłam, że pojawił się już pierwszy rozdział AIEW.
Z każdym rozdziałem moja miłośc do tego opowiadanie staje się coraz bardziej namiętna, to samo tyczy się dwóch głownych bohaterów.
No właśnie, a skoro jesteśmy już przy nich, to stwierdzam definitywnie, zdecydowanie, ostatecznie i finalnie (xD), że kocham narrację i Jaspera, i Edwarda. W przypadku tego pierwszego występowała nutka wesołości, że tak powiem. Szczerze, to spodziewałam się, że Edward będzie jeszcze bardziej szalony od Jazz'a, a tu proszę. Jego punkt widzenia był taki no, brakuje mi tego słowa, ale było to, hm, subtelne, umiarkowane? Nie wiem, jak to wytłumaczyc, trzeba by byc mną, żeby zrozumiec.

Cytat:
Nie znosiłem, gdy mój wewnętrzny głos nazywał mnie Eddie’m. To znaczy, wiedziałem, że to ja sam tak na siebie wołam, bo to moja podświadomość czy też inne gówno tego typu.

Świetne


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jama dnia Czw 11:18, 19 Lis 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin