|
Autor |
Wiadomość |
Susan
Administrator
Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 732 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 19:30, 14 Lip 2010 |
|
Hej :*
Wciąż się zastanawiam nad Twoimi słowami:
Dzwoneczek napisał: |
Nie mogę uwierzyć, że czytałaś Confessions.... |
A co jest w tym takiego dziwnego?
Dobra, przepraszam, że obijałam się z komentarzem, ale jestem zakręcona i leniwa przez ten upał. Czuję, jakby lada chwila miało mi się ściąć białko w mózgu, ale cóż...
Tłumaczysz znakomicie. Bez potknięć, bez zgrzytów, poprawnie, dzięki czemu nie ma żadnych problemów z czytaniem, przyswajaniem i nic nie rozprasza zapoznawania się z treścią. No bo trzeba przyznać - czytało się bardzo dobrze, lekko i przyjemnie.
Już jakiś czas temu w innym temacie zauważyłam, że szykujesz się do wstawienia nowego tłumaczenia na forum i dość mocno mnie to zaciekawiło. Czekałam na to niecierpliwie. Tym bardziej, że połączenie Leah i Edward, wydawało mi się dość interesujące i niespotykane. Liczyłam na coś ciekawego i się nie pomyliłam.
Nastąpiło starcie dwóch mocnych, temperamentnych osób. Iskrzyło, płonęło i hipnotyzowało. Sceny opisane dokładnie, pikantnie i przekonująco. Nie jestem fanką takich tekstów, ale ostatnio nabrałam chęci na taki, tak dla odskoczni i dobrze trafiłam. Bo i fajna para, świetnie przetłumaczone i w ogóle. Możesz być pewna, że do Ciebie zajrzę, bo jestem ciekawa dalszych przygód Lei i Edwarda, oraz tego, czy będzie ich łączyć coś więcej niż tylko seks.
A na koniec najlepsze zdanie rozdziału...
Cytat: |
– Gdybyś był choć w połowie tak zręczny, jak twierdzisz, sam byś mnie posunął. |
Dobra robota, Dzwoneczku :* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pon 11:43, 02 Sie 2010 |
|
Jeszcze raz dziękuję za komentarze, bo byłam pełna obaw, jak przyjmiecie ten tekst... Ale cieszę się, że jednak coś w nim dostrzegliście.
Sus - dzięki za komentarz, ja po prostu myślałam, że wolisz "delikatniejsze" teksty, że takie lemony mogą cie zniesmaczyć. Cieszę się niezmiernie, że się myliłam i że tu zawitałaś :)
A teraz już zapraszam na ciąg dalszy.
Betowała dzielnie oczywiście owieczka :*
2. Mamo, mamo
Leah
Hej, Mamo,
Wiem, że siadła częstotliwość moich wpisów. Chciałabym bardzo móc powiedzieć, że byłam zajęta, ale dlaczego miałabym kłamać? Życie powoli toczy się do przodu. W pracy idzie mi dobrze, stadion wspaniale sobie radzi. Sprzedali większość biletów na nadchodzący sezon, zarówno na mecze Hawks, jak i Sounders*, więc jest to niejako moje ubezpieczenie.
Tata i Seth mają się świetnie. To znaczy... na tyle, na ile ci dwaj są w stanie sami sobie poradzić. Wybieram się tam niedługo, tak jak co roku. Upewnię się, że tato faktycznie robi pranie, a nie po prostu kupuje ciągle ubrania od Armii Zbawienia. Zrobię, co tylko w mojej mocy, by wytępić wszystkie zwierzątka, jakie zdołały się zagnieździć w starej przyczepie. Seth zamienił ją w kompletny slums. Przysięgam, ostatnim razem, gdy tam poszłam, pachniało serem i to nie w pozytywnym sensie.
Och, zapomniałam Ci wspomnieć o tym, że Bella wkrótce wprowadza się do mnie. Lada moment zdobędzie swój dyplom inżyniera i będzie się starała znaleźć tutaj pracę. Chce być bliżej wujka Charliego, no wiesz, żeby mieć na niego oko. Bo trochę dziwaczeje z wiekiem. On, tato oraz wujek Billy są jak geriatryczna wersja Trzech Muszkieterów. To niepokojące.
Tak czy inaczej, Jake się wyniósł, więc Bella może teraz się wprowadzić. On i Embry mają „kawalerski lokal” w Lake City. Kocham Jake’a, ale tak bardzo się cieszę, że nie mieszkamy już razem. Miałam powyżej uszu parad dziwek łażących po domu o każdej porze. Żywię też nadzieję, że rodzinne plotki, którymi Jake uwielbia się ze mną dzielić, zostaną w ten sposób ograniczone do minimum. Są po prostu rzeczy, o których wcale nie muszę wiedzieć, jeśli chodzi o naszych bliskich.
Mówiąc o krępujących rodzinnych rewelacjach – Jake sprzedał mi wczoraj na kolacji prawdziwą „perełkę”. Zabrał mnie do Jaliso z okazji moich urodzin. Wujek Charlie? Mamo, naprawdę? Serio? Mam nadzieję, że było to warte wszystkich blizn psychicznych, które posiadam. Po prostu… ohyda.
Nie żebym ja akurat miała prawo osądzać innych. Nie zamierzałam ci o tym mówić, ale wplątałam się w pewną sytuację i nie bardzo wiem, co zrobić. Tak jakoś przypadkiem wyszło, że przespałam się z Edwardem, bratem Emmetta. Tak, tym właśnie Edwardem. Wiem, wiem. Ja też kompletnie tego nie rozumiem. Nie będę zagłębiała się w szczegóły, ale było cudownie. Po prostu ŁAŁ.
Nadal jednak nie wiem, co z tym teraz zrobić. Nie mogę powiedzieć Emmettowi. W żadnym wypadku. A to oznacza, że rozmowa z Rose również odpada. Alice ma największą gębę na całym Zachodnim Wybrzeżu i chodzi tu o jej brata, więc tej pani też dziękujemy. Pozostaje tylko Bells. Boże, naprawdę wolałabym jej o tym nie mówić, z wielu różnych powodów, których nie chciałabym teraz wyjaśniać.
Dlaczego sobie to robię? Dlaczego choć raz nie mogę poznać miłego chłopaka, który zwyczajnie chciałby się ze mną umawiać?
Powinnam chyba udawać, że to się w ogóle nie zdarzyło, tyle tylko, że on ma przyjść wieczorem. Nienawidzę siebie. Nie, wcale nie. Tak sądzę.
Tak bardzo mi Ciebie brakuje, Mamo. Gdybyś tylko mogła być tutaj i nakrzyczeć na mnie, zmieniłabym się w zakonnicę. Przypuszczam, że Bella będzie musiała to zrobić zamiast ciebie.
Muszę kończyć, ale niedługo napiszę znowu. Kocham Cię i tęsknię za Tobą.
Lee Lee
P.S. Zapytaj babcię, dlaczego ciasteczka kukurydziane nigdy mi się nie udają. Przestrzegam jej przepisu co do literki.
Przerzucam kartkę z powrotem do początku listu i u góry strony notuję datę. Siadam w łóżku i zaczynam wertować mój pamiętnik. Zapisuję te zeszyty od lat. Pierwszy założyłam razem z mamą w szpitalu, kiedy rozpoczynała chemioterapię. Mówiła, że ten pamiętnik jest po to, by mogła śledzić przebieg leczenia i powrót do zdrowia. Pisałyśmy codziennie, choć rzadko dotyczyło to jej terapii. Zapisywałyśmy rodzinne historie, wklejałyśmy rysunki Setha i dodawałyśmy ulubione zdjęcia. Przylepiałam taśmą liście, żeby zaznaczyć pory roku. Nawet zrobiłam kolaż z jednym z moich filmowych idoli, który mama nazwała „bardzo artystycznym”.
To już trzynaście lat, odkąd przegrała walkę z rakiem, ale ja ciągle prowadzę te zeszyty. Przypuszczam, że to dlatego, iż lubię myśleć, że ciągle mogę rozmawiać z mamą dzięki tym listom i dbam, by była na bieżąco ze wszystkim, co się dzieje w moim zwariowanym życiu.
Zatrzymuję na moment spojrzenie na zdjęciu przedstawiającym Bellę i mnie, zrobionym, gdy pojechałam do Arizony. Stoimy przed jednym z miejsc, w których Bella lubi jadać, knajpą o nazwie „U Marvina”. Ta dziewczyna jest zatrważająco uzależniona od takich tanich spelun. Ma bladą cerę, ale stojąc obok mnie wygląda jak duch, moja biedna dziewczynka. Śmieję się, gdy przypominam sobie, jak poszłyśmy się napić tamtego wieczoru. Bella nieźle się urżnęła i wskoczyła mi na kolana.
– Miałybyśmy takie śliczne dzieci, ale chciałabym, żeby skórę odziedziczyły po tobie – wybełkotała, przyciskając swoją małą, kremowego koloru rączkę do mojego dekoltu. Roześmiałam się, gdy wtuliła nos w zagłębienie mojej szyi i wydała z siebie przeuroczy, piszczący odgłos czkawki.
– Przykro mi, że muszę cię rozczarować, skarbie, ale nie mamy właściwego wyposażenia, żeby mieć razem dzieci – powiedziałam z westchnieniem, delikatnie odsuwając ją od wrażliwej skóry mojej szyi. Jej dolna warga wydęła się w urokliwy grymas niezadowolenia, gdy tłumaczyłam ze szczegółami, dlaczego nie jesteśmy w stanie się reprodukować.
Zamykam zeszyt i odkładam go na stolik nocny, uśmiechając się do wspomnień.
Słyszę świergot alarmu w mojej komórce, który przypomina mi, że czas ruszyć tyłek. Muszę zanieść cały ten syf do pralni i to bez ociągania. Zwłaszcza że powinnam wrócić na tyle wcześnie, żeby poskładać to wszystko i pochować, zanim przyjdzie Edward.
Edward.
Zwalczam dreszcz przyjemności, który płynie wprost do mojej wymęczonej cipki i nienawidzę siebie, że reaguję taką ekscytacją na myśl o nim.
– Skup się – wzdycham do siebie i przeciągam się. Jestem cholernie obolała, ale w bardzo satysfakcjonujący sposób. Ziewam i zsuwam się z krawędzi łóżka, stając na drżących nogach. Zaczynają się gwałtownie trząść, gdy próbuję osiągnąć namiastkę równowagi.
– Cholera – udaje mi się wykrztusić piskliwym głosem, zanim moje nogi poddają się i ląduję na podłodze, stękając.
– No pięknie – narzekam, przekręcając się na bok i wtedy zauważam długi pasek nieużytych kondomów rozciągający się na podłodze.
Liczę te pozostałe sztuki i w myślach dokonuję rachunku. Jezu Chryste! Edward Cullen jest zajebiście imponujący. Nic dziwnego, że nie mam siły w nogach. Będę musiała wstąpić do sklepu po drodze do pralni.
Po długim, parząco-gorącym prysznicu stoję przed lustrem w łazience i staram się pozbyć smaku spalonych opon, szorując szczoteczką aż do krwawienia dziąseł. Wykopuję z plastikowego opakowania ostatnie grudki dezodorantu w sztyfcie i wcieram je w pachy. Po umyciu rąk gapię się na moje włosy i stwierdzam, że zrobiłam wszystko, co mogłam. Chwytam ostatnie czyste ciuchy, które pozostały w mieszkaniu.
Wkładam czarne, bawełniane spodnie, które powiększają optycznie mój tyłek i narzucam na siebie wkurzający t-shirt z napisem: Twisted Fisters Boxing Club.** Emmett mi go dał pod choinkę w czasie pierwszych Świąt, które spędzałam z jego rodziną. Ciągle chce mi się śmiać na wspomnienie miny Edwarda, gdy ją zaprezentowałam. Esme i Carlisle nie załapali od razu żartu, ale Alice musiała wyjść z pokoju, tak głośno się śmiała. Kiedy Esme w końcu zrozumiała i zaczęła chichotać, Edward poczerwieniał jak burak i poprosił mnie, żebym ją schowała. Więc oczywiście, noszę ją w jego obecności, gdy tylko mam okazję. Czasami jest takim sztywniakiem.
Zakładam buty na gołe stopy, bo nie zostały mi żadne czyste skarpetki i ukrywam brak stanika pod bardzo obcisłą, skórzaną kurtką. Jestem zmuszona zatrzymać się w połowie zapinania suwaka, żeby podciągnąć cycki na właściwe miejsce, ale gdy jest już cały zapięty, kurtka spełnia swoje zadanie. Nadal mam wilgotny, nieuporządkowany mop zamiast włosów, zwisający z głowy grubymi strąkami. Namierzam znoszoną, czarną czapkę, którą podprowadziłam Jake’owi i wciskam w nią ten mokry bałagan.
Biorę portfel i klucze, zakładam okulary słoneczne i schylam się po torby z praniem. Jedną przerzucam sobie przez ramię, drugą chwytam za rączkę i idę w kierunku drzwi, zdając sobie sprawę, że wyglądam jak garbus. Najwyższy czas zacząć to, co mam zrobić.
Zagubiona Skarpeta jest starą, podupadającą pralnią samoobsługową, schowaną za jedną z witryn w pasażu sklepów. Maleńka, kiepsko oświetlona, a słodycze w automacie są starsze ode mnie. Jest warta zmagania się z przeładowaną torbą sportową przez dwie przecznice, bo pracuje tu Peter, który pozwala mi robić, co tylko, ku***, zechcę.
– Cześć, Leah. – Peter wypuszcza smugę dymu, przytrzymując dla mnie drzwi.
– Witaj, Pete – stękam, przepychając torby przez wejście.
Wewnątrz jest tylko pomarszczona Koreanka, usadowiona obok długiego rzędu suszarek. Skinąwszy na powitanie głową, dostaję w odpowiedzi jedynie kwaśną minę. Wzdycham, po czym zwalam torby zaraz przy pralkach i rozpoczynam swoją rutynę. Podnoszę pokrywy bębnów sześciu pralek i zaczynam je załadowywać. Po nastawieniu programu i porzuceniu pustych toreb w pobliżu rozkładanego stolika, zasadzam tyłek na plastikowym krześle i sprawdzam czas.
Stwierdzam, że moment jest dobry jak każdy inny, żeby zadzwonić. Naciskam w komórce klawisz szybkiego wybierania numeru Belli, a ona odbiera po pierwszym sygnale.
– Ty pojebańcu! – wrzeszczy do telefonu, a potem słyszę dźwięk tarcia. – Poczekaj – mówi jej stłumiony głos, a dziwny odgłos tarcia nie przestaje dobiegać ze słuchawki. – Cholera, Leah? – Bella brzmi, jakby była zdyszana.
– Tak. Co to, ku***, było? – prycham, opierając się na krześle, a ono wydaje złowrogi dźwięk pękania.
– Telefon mi wpadł między cycki – narzeka, a ja wybucham śmiechem. Bella jest taką łamagą.
Ma imponujący rozmiar piersi jak na taką drobną osóbkę. Są zmorą jej istnienia. Ale nie potrafię jej współczuć, bo choćby narzekała bez przerwy, twierdząc, że wygląda jak anomalia, prawda jest taka, że Bella jest przepiękna.
– Hej, zostawiłaś może kota, gdy ostatnio u mnie byłaś? – Brzmi ochryple i na pół śpiąco.
– Co takiego? Nie – śmieję się. Czasami zachowuje się tak dziwacznie.
– Och, bo mogłabym przysiąc, że kot mi nasrał do ust – jęczy.
– Jezu… ku*** – krztuszę się, śmiejąc z jej specyficznego poczucia humoru. – Tak, wiem, jak się czujesz. Sama musiałam dziś rano zeskrobywać gówniany osad z języka, skarbie.
– O cholera, racja – mówi Bella i nagle brzmi bardziej przytomnie. – Jak się udała impreza?
– Zaraz… ty wiedziałaś? – Nie mogę w to uwierzyć. Bella jest w pieprzonej Arizonie i wiedziała o moim urodzinowym przyjęciu-niespodziance.
– Przepraszam. Alice zdobyła mój numer od twojego taty. – Ton Belli rozbrzmiewa odpowiednim poczuciem winy. – Chciała się mnie poradzić co do miejsca. Planowała wyprawić ci przyjęcie w Pyramid Brewery.
– Uch – jęczę. Pyramid jest za bardzo przyjazna dla rodzin i za blisko mojej pracy.
– Taak… Powiedziałam jej, żeby spróbowała w Elysian albo Canterbury.
Śmieję się, gdy wyobrażam sobie, jaką przerażoną minę musiała mieć Alice, gdy weszła do ciemnego, przesiąkniętego dymem wnętrza Canterbury Inn.
– Dzięki. Padło na Elysian i zalałam się w pestkę – przyznaję, a moje krzesło wydaje kolejny odgłos pękania, więc decyduję się z niego wstać.
– Nie ma problemu. – Głos Belli jest stłumiony przez trzeszczenie, które rozpoznaję jako dźwięk wydawany przez jej stary materac. Przypuszczam, że właśnie wstaje z łóżka. – No dobra, jak się ma moja ulubiona zołza? – pyta Bella, głośno ziewając.
– Skacowana – jęczę. – A ty?
– Och, w zasadzie tak samo – wzdycha ciężko. – Caroline i Zach wyciągnęli mnie wczoraj na miasto, na „pożegnalne” i… powiedzmy, że to sprawka Patrona.
– Nieźle – chichoczę i opieram się o składany stolik.
– Wiem. Zach skończył, przystawiając się do jakiegoś biednego hetero chłopca, to było komiczne – rechocze Bella. Słyszę, jak w tle zaczyna lecieć woda.
– Bella – nie mogę powstrzymać uśmiechu, gdy wymawiam jej imię – planujesz zabrać mnie ze sobą pod prysznic?
Bella przeżywa swoje życie przyklejona do słuchawki, szczególnie, gdy rozmawia ze mną. Podczas naszych rozmów potrafi zrobić wszystko od zakupów spożywczych do etapu jedzenia. Kiedyś zadzwoniła do mnie w czasie oglądania filmu, żeby mi opowiadać, jaki jest okropny.
– Oj – parska, śmiejąc się sama z siebie. – Muszę podrzucić Caroline samochód, zanim wyjadę i jestem już spóźniona. Przepraszam.
– Nie ma sprawy – próbuję ukryć rozczarowanie. Niedziela bez naszej wymiany danych to już nie niedziela. Zwykle wisimy przez większość dnia na telefonie, zrzędząc na rzeczy, które wydarzyły się w ciągu tygodnia i wygadując różne bzdury. To tradycja, którą wkrótce będziemy kultywować w kontakcie osobistym, przypominam sobie.
– Zadzwonię do ciebie później, okej? – mówi Bella proszącym tonem.
– Świetnie – uśmiecham się od ucha do ucha. – Idź się namydlić i myśl o mnie.
Bella śmieje się i rozłącza, a ja, uśmiechając do telefonu, zastanawiam się, co będę robić, czekając, aż te pralki skończą.
Edward
– I rzekł Pan: "Nie jest dobrze, aby mężczyzna był sam, uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc". Księga Rodzaju, rozdział drugi. – Ojciec Robert poprawia okulary, a jego głos, choć cichy, niesie się przez cały kościół. – Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam. Samotność i izolacja zjadają jego duszę i nadszarpują wiarę. – Dźwięk jego głosu przyprawia mnie o ból głowy. Spoglądam na wiszącą za nim postać umęczonego Chrystusa.
Czuję muśnięcie na ramieniu i zerkając w bok, widzę, jak Esme przesuwa swą małą dłoń na mój nadgarstek i obdarza mnie delikatnym uściskiem. Nie zdejmuje wzroku z ojca Roberta, ale i tak uśmiecham się do niej. Jej wiara jest tak głęboka, że przemawia do mnie bardziej sugestywnie niż słowa księdza. Moja mama jest jedną z najsilniejszych kobiet, jakie znam. Ma niezłomne przekonania i niewzruszoną wiarę w Boskość. Żałuję, że nie mam choć połowy jej siły i pewności.
To wiele dla niej znaczy, że nadal chodzę z nią na mszę w każdą niedzielę. Tylko ja to robię. Carlisle nie zgadza się z dogmatami wiary katolickiej, o czym nigdy nie dyskutujemy. Gdy byliśmy młodsi, Emmett, Alice i ja chodziliśmy z mamą do kościoła. Moje rodzeństwo przestało to robić, gdy inne zainteresowania, takie jak przyjaciele i związki, stały się ważniejsze.
Unoszę dłoń Esme i obdarzam ją subtelnym pocałunkiem przy kostkach, po czym umieszczam ją z powrotem na jej kolanach i delikatnie poklepuję.
– Pan Bóg stworzył Ewę, by Adam mógł stać się częścią rodziny. Ziemska rodzina jest istotna dla siły duszy. Przypomina człowiekowi o jego duchowej rodzinie i łączności z Bogiem – rozprawia ojciec Robert, a moje myśli zaczynają dryfować.
Opuszczam wzrok na podłogę i cicho wzdycham. Moje buty są wytarte. Normalnie miałbym czas, żeby je wypastować przed wyjściem z domu, ale dzisiaj się spieszyłem. Ledwo zdążyłem wziąć prysznic, zanim musiałem znaleźć się za drzwiami, żeby pojechać po Esme. Miałem szczęście, że w czasie mojej krótkiej jazdy z mieszkania Lei do domu w ogóle nie było ruchu na ulicach.
Leah.
Zamykam oczy i biorę głęboki oddech, czując, jak przenika mnie dreszcz.
Leah leżała rozciągnięta na łóżku, a prześcieradło było owinięte wokół jej ciała jak pomarszczony, biały wąż. Ubrałem się już, ale zamiast wyjść, usiadłem na brzegu łóżka i przyglądałem się jej. Oddech dziewczyny się zmienił i zauważyłem subtelny ruch na twarzy, gdy powoli się budziła, mimo że oczy pozostały zamknięte. Pochyliłem się i zawisłem nad nią, walcząc z chęcią pocałowania jej.
– Leah, wiem, że już nie śpisz – wyszeptałem blisko przy jej miękkich, pełnych wargach, które wygięły się w grymasie.
– Nie mógłbyś wykazać się przyzwoitością i chociaż udawać, że masz kaca? – jęknęła głębokim, chrapliwym głosem, który wprawił moje ciało w wibracje i spowodował natychmiastowy wzwód.
– Przepraszam – powiedziałem z cieniem współczucia. – Nie wypiłem wczoraj połowy dostępnego alkoholu w mieście.
– Nawet mi nie przypominaj. – Przekręciła się na bok, dając mi doskonały widok na jej wspaniałą, nagą pupę. – Czuję się w tej chwili, jakby moja wątroba spuszczała lanie mózgowi.
– Okej, wystarczy tego marudzenia – powiedziałem, chwytając ją za ramię i przekręcając na drugą stronę, tak by była twarzą do mnie. – Muszę cię poprosić o przysługę. – Gdy tylko wypowiedziałem te słowa i zobaczyłem jej pełne podejrzliwości spojrzenie, natychmiast tego pożałowałem.
– Co? – spytała z podniesioną brwią. – Jeśli to dotyczy mojej cipki, to będę potrzebowała nawilżacza i solidnej gadki motywującej, bo ta kotka poległa.
Mój żal szybko się rozproszył, gdy się roześmiałem. Nigdy dotąd nie spotkałem kogoś takiego jak Leah i czasem zastanawiam się, czy to źle, czy dobrze.
– Nie – powiedziałem, potrząsając przecząco głową. – Miałem nadzieję, że masz zapasową szczoteczkę do zębów.
– Och – nie zdołała ukryć rozczarowania w głosie. – Pod zlewem powinna być paczka.
– Dzięki – próbowałem zabrzmieć nonszalancko. Obdarzyłem jej sutek delikatnym szczypnięciem i skierowałem się w stronę łazienki.
Wyjąłem z szafki szczoteczkę oraz pastę i usłyszałem przez drzwi, jak Leah jęknęła. Gdy szczotkowałem zęby, patrzyłem na swoje odbicie w lustrze i zastanawiałem się, jak to się stało, że się tu znalazłem. Egotyzm, zazdrość i zachłanność – powiedziałem sobie. To były kluczowe czynniki, które sprawiły, że straciłem rozsądek na tyle, iż wydało mi się dobrym pomysłem, by przespać się z Leą.
Starałem się ze wszystkich sił, odkąd tylko zaczęła się umawiać z Emmettem, by zachować dystans między nami. Robiłem, co mogłem, żeby mnie nienawidziła. Aż do zeszłej nocy. W chwili słabości pozwoliłem sobie poddać się pokusie i pocałowałem ją. Mogła uderzyć mnie w twarz i nazwać dupkiem. Miała po temu wszelkie powody, a jednak nie zrobiła tego.
– O mój Boże, ale jestem obolała – krzyknęła Leah z sypialni. – Na pewno nie wpuściłeś tu ukradkiem drużyny futbolowej, gdy spałam? ku***!
Prawie się zakrztusiłem, płucząc usta. Leah nieustannie mnie zaskakuje, a czasami wręcz szokuje. Jest jak żywioł. Nieprzewidywalna, niepoddająca się kontroli i nie do powstrzymania. Opłukałem szczoteczkę i wsunąłem ją w plastikowy kubek, tuż obok jaskraworóżowej, należącej do niej. Kubeczek miał nadruk z podobizną Wielkiego Ptaka z Ulicy Sezamkowej. Niekompatybilność tych rzeczy i Lei, którą znałem, wywołała mój uśmiech.
Zwalczyłem podwójną pokusę – żeby podokuczać jej na temat tych drobiazgów oraz żeby zbadać dokładniej łazienkę. Mnóstwa rzeczy o niej nie wiem i niech tak zostanie. Skarciłem się w myśli, że był to mój błąd, a ja nie popełniam błędów. Powinienem był sobie pójść wczoraj w nocy. A tak naprawdę, to powinienem był zawołać jej taksówkę zaraz po wyjściu z baru, ale co się stało, to się nie odstanie. Musiałem to powstrzymać, zanim rzeczy zajdą za daleko.
– Skończyłeś już tam? – zawołała Leah.
– Tak – westchnąłem, otwierając drzwi i zastając ją ciągle leżącą w łóżku, ale już bez okrywającego ją wcześniej prześcieradła. Była naga, przeciągała się i zapomniałem wszystkiego, o czym rozmyślałem.
Podszedłem do łóżka i przyklęknąłem. Leah zaczęła się we mnie wpatrywać, jakbym był wężem zbierającym się do ataku. Uśmiechnąłem się tylko, rozbawiony jej lękiem. Zerknąłem na jej nagi tors, rejestrując z zadowoleniem ciemny rumieniec, który rozprzestrzenił się po piersiach, gdy tylko przyłożyłem dłoń do jej brzucha.
– Edward – westchnęła moje imię i tyle tylko wystarczyło, żebym natychmiast był gotowy znowu ją pieprzyć. Pragnienie znalezienia się w niej było tak silne, że musiałem zamknąć oczy. Próbowałem uspokoić oddech, gdy przesunąłem dłoń w dół, na podbrzusze i pomiędzy nogi. Była taka mokra. Zagryzłem wargę, żeby zdusić jęk. Włożyłem w nią palec, a jej biodra uniosły się z łóżka.
– Muszę iść – wyszeptałem, bardziej do siebie niż do niej.
Jęknęła w proteście, a ja poruszyłem palcem wewnątrz niej, odczuwając satysfakcję, gdy zacisnęła się wokół niego. Mógłbym tu zostać cały dzień. Rozkoszować się dotykaniem, smakowaniem i pieprzeniem jej. I w tym problem. Powinienem był skasować to z mojego systemu ubiegłej nocy. Powinienem. Ale tego nie zrobiłem. Poznałem smak Lei i chciałem więcej.
– Nie przestawaj – błagała dyszącym głosem i prawie się poddałem. Wyobraziłem sobie, jak dzwonię do Esme i mówię jej, że nie czuję się dobrze lub znajduję inną wymówkę, żebym mógł tutaj zostać. Nie byłbym w stanie tego zrobić. Musiałem iść, nie tylko dla mojej matki, ale też dla samego siebie.
– Spóźnię się – próbowałem zabrzmieć pewnie, ale wyszło to jak wysilony szept. Leah wygięła się w łuk na łóżku, jej sutki znalazły się tak blisko moich ust, że mogłem zobaczyć, jak twardnieją pod wpływem wydychanego przeze mnie powietrza. Jej biodra się poruszały, pchając w moim kierunku, a ja zacząłem kolistym ruchem muskać kciukiem jej wrażliwe miejsce.
– Cholera jasna! –wysapała Leah i trochę uległem. Przycisnąłem usta do jej warg, rozdzielając je językiem i wolną ręką chwyciłem ją za włosy. Nie przeszkadzał mi stęchły smak alkoholu. Pragnąłem jej języka i ust. Chciałem poczuć ją w jak największym stopniu, zanim wyjdę. Trzęsła się, zaciskając na moim palcu i wiedziałem, że jest blisko. Zawarczałem, wsuwając w nią drugi palec i wyginając rękę tak, że mogłem dosięgnąć miejsca za jej kością miedniczną. Leah krzyknęła prosto w moje usta, osiągając orgazm. Poczułem to, każdą częścią mnie.
W końcu odsunąłem się od jej warg, oboje dyszeliśmy, a ja byłem spóźniony.
– Muszę iść – wymamrotałem, całując ją w brodę i zobaczyłem to spojrzenie. Taki sam wyraz twarzy miała wczoraj po pierwszym razie, naszym pierwszym razie. Wpatrywała się we mnie niewidzącymi oczami, a jej wargi były zaciśnięte. Nie wyglądała już jak Leah. Nienawidziłem uczucia, które wzbudzało we mnie to spojrzenie.
– Wrócę – powiedziałem, zanim zdałem sobie sprawę, co robię. Rysy jej twarzy zmieniły się i popatrzyła na mnie z dziwną kombinacją szoku, wątpliwości i nadziei.
– Kiedy? – zapytała ze sceptyczną miną.
– O siódmej – odparłem, wiedząc, że o tej porze powinienem już być po kolacji.– I chcę, żebyś była taka jak teraz, naga i oczekująca.
Zanim zdołała coś powiedzieć, pocałowałem ją znowu, rozkoszując się jękiem, który z siebie wydała, gdy oderwałem się od niej.
– Edward. – Esme dotyka mojego ramienia, a ja odrobinę się wzdrygam, zaskoczony.
– Przepraszam – mówię, kierując na nią wzrok. Uśmiecha się, wstając z ławki. Podnoszę się i czekam, aż pójdzie pierwsza. W milczeniu wychodzimy z kościoła. Poranne powietrze jest zimne i wilgotne, ale wdycham je głęboko.
– Jak się udały urodziny Lei? – pyta Esme, gdy idziemy ramię w ramię do samochodu. Skupiam się na tym, żeby się zrelaksować, zanim odpowiem.
– Chyba nieźle – odpowiadam ze wzruszeniem ramion.
– To dobrze – mówi Esme ze skinieniem głowy. – Leah jest słodką dziewczyną, ale wydaje się bardzo samotna. Cieszę się, że Alice nadal utrzymuje z nią kontakt.
Przytakuję, gdy zbliżamy się do samochodu i odblokowuję drzwi. Delikatnie puszczam ramię mamy, gdy je dla niej otwieram, a ona dotyka mojego policzka.
– Powinniście zaprosić ją i Jake’a na Święto Dziękczynienia – mówi, zdejmując włos z mojej twarzy. Napinam się nieco, gdy widzę, że jest długi, ciemny i rozpoznaję go jako włos Lei.
– Uważasz, że to rozsądny pomysł, Jake i Emmett razem w jednym domu? – pytam, biorąc ten włos z jej dłoni i pozwalając mu polecieć z wiatrem.
– Myślę, że stać mnie na ewentualną wymianę kanapy – mówi, chichocząc, a ja się uśmiecham. – Poza tym twój ojciec byłby zachwycony, gdyby mógł znów zaciągnąć Jake’a do garażu. Właśnie nabył stare Porsche, które wymagało przyholowania do domu. – Potrząsa głową, zajmując siedzenie pasażera, a ja zamykam drzwi.
Leah była u nas na rodzinnym obiedzie kilka lat temu. Spotykała się wtedy z Emmettem i mama nalegała, by ją zaprosić. Leah pojawiła się w towarzystwie swego napakowanego kuzyna, który od samego początku działał mi na nerwy. Zachowywał się arogancko i głośno, a Emmett go uwielbiał. Byli jak bracia, którzy dawno się nie widzieli – rzucali dowcipami i siłowali się na rękę. Nawet nadali sobie nawzajem ksywki: J-Rock i E-Cock.*** Co to, do licha, jest E-Cock?
Po kolacji i kilku butelkach wina wylądowaliśmy w pokoju klubowym, w piwnicy. Emmett pozwolił sobie na żart dotyczący wielkości fiuta Jake’a i zanim ktokolwiek z nas mógł zareagować, już walczyli ze sobą jak para dwunastolatków. Stolik do kawy został rozwalony w mniej niż minutę, a zniszczenie kanapy zajęło im około dziesięciu minut. Po tym jak kanapa uległa destrukcji, Leah wylała na nich kubeł lodowatej wody, co otrzeźwiło ich na tyle, że przestali. Zrobiłoby to na mnie wrażenie, gdyby nie wydarzyło się w domu moich rodziców. Na pewno jest miejsce i czas na tego typu zachowania, ale obiad rodzinny nie jest właściwą okazją.
Przynajmniej Jake nalegał, żeby pokryć koszty wyrządzonych szkód, podczas gdy Emmett upierał się, że wygrałby tę walkę. Carlisle powiedział Jake’owi, że daruje mu straty, jeśli Jake pomoże naprawić starego Volkswagena Karmanna Ghię, który zbierał kurz w garaż od pięciu lat, czyli od momentu, gdy Carlisle kupił go od przyjaciela. Naprawa zajęła Jake’owi kilka weekendów, ale dokonał tego, muszę mu to przyznać. Jednak ciągle mam mieszane uczucia, jeśli chodzi o kuzyna Lei.
– Nie rozumiem, dlaczego nie lubisz Jake’a – mówi Esme, gdy zapinam pas i uruchamiam silnik.
– Nie wiem, o czym mówisz. Lubię Jake’a – odpowiadam, naciskając pedał gazu i wprowadzając samochód w ruch uliczny. Nie lubię okłamywać Esme, ale czasem jest to po prostu łatwiejsze.
Leah
Jestem w połowie składania ubrań, gdy mój telefon wibruje.
– Przepraszam, że dopiero teraz oddzwaniam – mówi głośno Bella na tle szumu ruchu ulicznego. – Musiałam nadać bieg lawinie spraw i załadować wszystkie moje pudła.
– Gdzie jesteś? – pytam, łapiąc się na tym, że krzyczę w pralni. Zauważam, że Peter zerka na mnie znad egzemplarza „ Nie ma przyszłości bez przebaczenia”. Unoszę brwi i staram się wyglądać, jakbym była pod wielkim wrażeniem. Peter lubi uchodzić za mrocznego, budzącego lęk artystę z duszą nihilisty. Ja jednak znam prawdę, jest beznadziejnym romantykiem, który płakał jak dziecko na seansie „Króla Lwa”. Wprawdzie byliśmy pod wpływem kwasu, gdy to oglądaliśmy, ale jednak. Szlochał w moich objęciach jak dziewica w dniu ślubu. Prezentuje mi wymownie środkowy palec, a potem wskazuje na znak ze skreślonym telefonem komórkowym. Obdarzam go takim samym gestem. Wrażliwa zrzęda.
– Jadę właśnie do Caroline – odpowiada Bella i słyszę, jak ktoś trąbi klaksonem w tle. – Naucz się używać kierunkowskazu, FIUCIE! – wrzeszczy moja przyjaciółka na jakiegoś kierowcę.
– Auć! – jęczę i odwracam się, żeby Peter przestał się na mnie gapić. – Czy mogłabyś odsunąć telefon od twarzy, gdy robisz coś takiego?
– Hej, on tkwi w moich cyckach, to najlepsze, co mogłam w tej chwili zrobić. – Śmiech Belli jest przerywany parsknięciami.
– Oczywiście – wtóruję jej i potrząsając głowa, wracam do składania ubrań. – O której wylatujesz?
– Za kilka godzin. Cholera – syczy Bella.
– Co? – pytam, znajdując pojedynczą skarpetkę bez pary i dodając ją do szybko rosnącego stosu osieroconych skarpetek. Jake musiał zabrać ze sobą niektóre z moich, gdy się wyprowadzał, co za dupek.
– Czerwono-niebiescy – jęczy Bella, a ja się śmieję.
– Tylko ty mogłaś nadziać się na gliny, spędzając ostatni dzień w Tempe. – Chichoczę cały czas, kończąc składać dżinsy i siadając.
– Trzeba mieć dar – prycha moja przyjaciółka. Naprawdę, muszę kończyć. Będzie wystarczająco ciężko wymigać się od mandatu. Jeśli zobaczą, że gadam do swoich cycków, to będzie jeszcze trudniej.
– Oczywiście, skarbie – wzdycham. – Miłego robienia loda.
– I kto to mówi, dziwko? – śmieje się Bella.
– Też cię kocham, suko – odpowiadam i rozłączamy się.
Zabieram się za ostatni wsad prania, gdy dociera do mnie, że nawet nie wspomniałam o Edwardzie. Cholera, jestem wkurzona, ale trochę też czuję ulgę. Nie wiem, jak wytłumaczyłabym jej, o co chodzi z Edwardem. Nawet sobie nie umiem tego wyjaśnić.
Przyciskam twarz do dżinsów, wdychając mydlany zapach detergentu, który sprawia, że zaczynam myśleć o nim. Tak właśnie pachniał zeszłej nocy. Czysto i ciepło.
– Jezu Chryste – szepczę w tkaninę i otrząsam się. Nie mam zamiaru, ku***, rozmyślać o Edwardzie pieprzonym Cullenie. Przedtem wsadzę łeb do suszarki i ugotuję swój mózg.
Kończę pranie w dwa razy szybszym, pierdolonym tempie niż normalnie. Co daje mi mnóstwo czasu, by wstąpić do drogerii w drodze do domu. Robię porządek z ciuchami w rekordowym czasie i nawet udaje mi się ogarnąć nieco mieszkanie. Nigdy nie jestem taka produktywna w niedzielę, wydaje mi się, że to efekt nerwowego pobudzenia oraz dwóch latte poczwórnie wzmocnionych.
Tej części nienawidzę. Czekanie jest najgorsze. Lubię szybki, spontaniczny, niespodziewany seks – taki, o którym nie muszę myśleć. Nie ten przedłużony, rozpamiętywany przez cały dzień i analizowany w najdrobniejszym, pieprzonym szczególe. Wolę raczej później tego żałować, niż siedzieć naga na podłodze w sypialni, kontemplując, czy powinnam się wydepilować woskiem.
Gapię się na swoje odbicie w lustrze, dokonując cichej inwentaryzacji każdej nadmiarowej obwisłości, każdej krosty i owłosienia w niechcianych miejscach. I zastanawiam się przy tym, dlaczego on w ogóle poszedł ze mną do łóżka. Nie podoba mi się ten tok myślenia, prowadzi do picia i agresywnej muzyki, a nie gorącego, doprowadzającego krew do wrzenia, seksu.
Przewracam się na brzuch i chwytam za torbę pełną chłamu, który kupiłam w drodze do domu. Rzucam na łóżko nowe pudełko kondomów i przeglądam pozostałe rzeczy. Dezodorant, ostrza do golarki i miodowo-pszeniczny błyszczyk. Wyciągam cienką, plastikową fiolkę błyszczyku i gapię się na nią. Nigdy nie kupuję takich rzeczy. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz nabyłam cokolwiek z kosmetyków do makijażu. Bella sprawiła mi zestaw, który wygląda jak pudełko na akcesoria i obecnie zbiera kurz na dnie mojej szafy. Po prostu nie jestem „błyszczykowym” typem dziewczyny.
Pamiętam, jak stałam w drogerii, gapiąc się na ekspozycję z kosmetykami. Twarz młodziutkiej dziewczyny, która jest wszystkim tym, czym ja nie jestem, gapiła się na mnie z wymuskanego bilboardu promocyjnego. Wyglądała na radosną, zadowoloną i przepiękną. Ogarnęło mnie typowe, wywołujące gorycz obrzydzenie, które zwykle czuję, gdy widzę tego typu reklamy. Zobaczyłam jaskrawy znak w kształcie gwiazdy, zachęcający do kupna błyszczyka o NOWYM SMAKU i już prawie odeszłam, kiedy nazwa przykuła moją uwagę. Miodowo-pszeniczny. Chwyciłam jeden i odkręciłam zakrętkę. Zamknęłam oczy, wąchając go i natychmiast pomyślałam o Edwardzie.
Edward lubi limitowane piwa dobrej jakości z małych browarów. Takie gówniane wynalazki, na których etykiecie są wyszczególnione proporcje użytego chmielu i jęczmienia. Drogie, o wyrafinowanym smaku piwa dla intelektualistów, których ja nigdy bym nie wypiła. Tylko Edwardowi mogłoby zależeć na tego typu chłamie. Zeszłej nocy pił jakieś specjalne sezonowe gówno, które było akurat w promocji w Elysian. Smakowało jak miód na ciepłym, pszenicznym chlebie, z niewielką domieszką alkoholu. Ten zapach przywołał wspomnienie z taką siłą, że błyskawicznie zrobiłam się mokra. Gdy stałam w tej maleńkiej drogerii, wąchając przesadnie drogą fiolkę z błyszczykiem, wyobraziłam sobie całe zespoły badawcze, harujące dniami i nocami, żeby dokładnie odtworzyć smak ust Edwarda Cullena. Co się do cholery ze mną dzieje?
Wzdycham, chwytając torbę i udaję się do łazienki. Muszę wziąć prysznic. Muszę się ogolić i muszę pozbierać z powrotem do kupy swoją godność, zanim Edward tu przyjdzie. Powiedział, że będzie około siódmej. Jest dopiero czwarta, ale naprawdę nie mam nic innego do roboty, no chyba że zjeść. Tak, to może jest dobry pomysł. Wrzucam torbę do umywalki i kieruję się w stronę kuchni. Otwieram z trzaskiem pojemnik z tajskim jedzeniem na wynos i siadając nago na blacie, zaczynam jeść zimne Pad Thai.
Jest dziesięć po siódmej. Siedzę zupełnie naga na łóżku, czując się jak kretynka i wpatruję się w mój telefon komórkowy. Pomalowałam paznokcie, zaplotłam włosy w warkocze i, z powodu przeliczenia się z goleniem, jestem pozbawiona zarostu jak jedenastolatka. Czy też raczej moja ci**a jest zupełnie łysa. Zaczęło się jako próba wyrównania boków i zanim się zorientowałam, miałam już tylko cieniutki, zakrzywiony pas lądowania. Nie było, ku***, mowy, żebym mogła zostawić coś takiego, więc zgoliłam wszystko.
Moja skóra przykleja się do oparcia, przesuwam się i znów sprawdzam godzinę, po raz tysięczny. Jestem idiotką. Dlaczego myślałam, że mówił poważnie? Dlaczego sobie to robię? Nie jestem taką osobą. Nie stroję się na seks-randki. Nie czekam bezczynnie na ludzi, a już na pewno nie robię tego dla takich dupków jak Edward pieprzony Cullen.
Właśnie mam zamiar cisnąć telefonem przez pokój, gdy brzęczy w mojej dłoni. Wzdycham i starając się zignorować mrowienie w całym moim wyczekującym ciele, odczytuję wiadomość.
Parkuję. Zaraz będę na górze.
Uśmiecham się, bo jestem durna i jestem zdominowana. Szybko wystukuję odpowiedź i zaczynam przygotowywać się psychicznie.
Drzwi są otwarte.
Przeciągam warkocze do przodu, układając je na ciele po obu stronach piersi i mam nadzieję, że to mu się spodoba. Po czym policzkuję się w myślach. Powinien mu od razu stanąć, jak tylko mnie zobaczy. Gdy słyszę, jak drzwi wejściowe otwierają się i zamykają, rozkładam nogi na kształt litery „v”, żeby mógł dostrzec efekt mojej ciężkiej pracy.
– Leah? – woła Edward. Słysząc szelest materiału, wyobrażam sobie, jak ściąga długi, staromodny płaszcz nieprzemakalny – jak Cary Grant w jednym ze starych filmów, które oglądałam, gdy byłam dzieckiem. Marzyłam, by być jedną z tych dziewcząt w filmach z udziałem Cary’ego Granta. Kimś tak pięknym i doskonałym jak Audrey Hepburn.
– Tutaj jestem – krzyczę i wolno wydycham powietrze.
Drzwi od mojej sypialni skrzypią i gdy się otwierają, walczę ze swoim ciałem, by pozostało zrelaksowane. Edward stoi w progu, opierając się ramieniem o framugę, a jego szyję otacza luźno zawiązany krawat. Ma na sobie garnitur, jego włosy zwisają wilgotnymi pasmami, niemal opadając na twarz i muszę przypominać sobie o oddychaniu.
I znowu to spojrzenie na jego twarzy – takie jak zeszłej nocy. Ciemne brwi ściągnięte, a usta tworzą wąską kreskę. Teraz, gdy rozpoznaję, że w tym napięciu i intensywności spojrzenia kryje się podniecenie, chcę to wykorzystać. Widzę uwydatnioną żyłę na jego czole i wsysam dolną wargę do wnętrza ust. Mięśnie jego szczęki poruszają się i wtedy uśmiecham się.
– No jak? – pytam, mając dość czekania, aż przemówi. – Podoba ci się to, co widzisz?
Edward uśmiecha się i wydycha powietrze, zanim w końcu odpowiada.
– Martwiłbym się, gdyby tak nie było – mówi z krzywym uśmieszkiem. Mądrala.
– Cóż, to w zasadzie tłumaczyłoby twoje uzależnienie od kosmetyków do włosów – mówię i zaczynam bawić się jednym z moich warkoczy. Edward śmieje się i przeczesuje palcami swoją stylowo potarganą czuprynę.
– Chodź tutaj – mówi głęboko brzmiącym głosem, który przyprawia moje ciało o skurcze.
– Nie – odpowiadam z uśmiechem, przesuwając stopami po materacu. Zginam kolana, upewniając się, że zapewniam mu lepszy widok.
– Świetnie. – Edward, wydając z siebie najbardziej seksowne warknięcie, wchodzi do pokoju i zaczyna ściągać marynarkę.
– Poczekaj – mówię, pochylając się do przodu. – Zostaw ją.
Edward unosi brew, ale marynarkę wkłada z powrotem i podchodzi, zatrzymując się przy krawędzi łóżka. Moja twarz przyobleka się w uśmieszek, unoszę do ust końcówkę warkocza i zaczynam ją żuć.
– A teraz twoja kolej – droczy się ze mną, zakrzywiając swój piękny, długi palec, pokazując, bym się do niego zbliżyła. Szczerzę się jak rozpieszczona kotka, gdy przypominam sobie wszystkie te rzeczy, które on potrafi robić tym palcem.
Pochylam się do przodu i czołgam przez łóżko ku Edwardowi. Podnoszę się przed nim na kolana. Gdy napotykam jego spojrzenie, przełykam i staram się nie pokazać, jak bardzo on na mnie działa. Edward wpatruje się we mnie, ale mnie nie dotyka. Wyczekujemy tak, centymetry od siebie – tak blisko, że czuję ciepło jego ciała. Zastygamy na kilka boleśnie długich minut. W pozycji i gotowi, ale bez żadnego ruchu. Obserwuję go, starając się odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jeśli poruszę się pierwsza, to wygram czy przegram. Zaczyna kręcić mi się w głowie, gdy on w końcu przesuwa się do przodu.
Szorstki materiał marynarki od garnituru drapie moje sutki. Jęczę cicho, a on mnie całuje. Czuję się, jakbym przegrała, chociaż to on poruszył się pierwszy. Jego język przesuwa się po moich wargach, gdy Edward jedną ręką zagarnia moje warkocze i szarpie moją głowę do tyłu. Stękam, gdy jego druga ręka wślizguje się pomiędzy moje nogi, a następnie do wnętrza.
– Jesteś taka mokra – brzmi, jakby był zdyszany. Jego palce prześlizgują się po mojej obolałej łechtaczce, a moje biodra reagują.
– Jesteś spóźniony – syczę, gdy wycofuje palce z mojego wnętrza i leniwym ruchem zaczyna kreślić nimi kółka. – Nie drażnij się ze mną, Edward.
Chichocze, po czym pochyla się i gryzie mnie w szyję, mocno. Kłujący ból podnieca mnie jeszcze bardziej. Jęczę i słyszę, jak on warczy przy moim gardle. Jego dłoń naciska na moją mokrą cipkę i gdy ją w całości obejmuje, czuję żar własnego ciała. Edward puszcza moją szyję i odsuwa głowę.
– Jesteś gotowa – mówi, i oblizuje miejsce, gdzie przed chwilą odcisnęły ślad jego zęby.
– TAK, DO CHOLERY! – wrzeszczę, a Edward się śmieje. Drań.
– Leah – Edward wymawia moje imię, uśmiechając się i potrząsa głową. Przez to spojrzenie ogarnia mnie niepewność. Nie lubię się czuć, jakby to on miał przewagę, nawet jeśli faktycznie potrafi sprawić, że zachowuję się jak kotka w rui. O tak, potrafi. Jestem o włos od błagania go, by mnie pieprzył, ale nie zamierzam pozwolić mu się tego domyślić.
– Edward. – Udaje mi się zawrzeć w głosie irytację, gdy mówię jego imię. On śmieje się i przygryza dolną wargę. Widok tego, jak jest napalony, przyprawia mnie o drżenie. Edward zahacza palcem wiązanie krawata i rozluźniając je, ściąga go z szyi. Zamieram, zastanawiając się, co też zamierza z nim zrobić.
– Zdenerwowana? – pyta, popychając mnie z powrotem na łóżko. Tracę równowagę i upadam na materac. Zanim jestem w stanie na niego nawrzeszczeć, upada na mnie, a jego wargi przywierają do moich. Owijam nogi wokół talii Edwarda, rozkoszując się tym, jak jego ubrane ciało wywiera nacisk na moje nagie uda. Jego ręce są na moich nadgarstkach i zdaję sobie sprawę, że ma zamiar je związać. Czuję, jak materiał się zacieśnia. Sapnięcie zaskoczenia wyrywa mi się prosto w jego usta, a on odsuwa się, ponownie wstając.
– Wygląda na to, że to ty jesteś tym, który jest zdenerwowany. – Posyłam mu uśmieszek, unosząc dla emfazy związane nadgarstki.
– Jeśli tego nie lubisz, możemy przestać. – Nagle patrzy na mnie poważnie i nie podoba mi się to spojrzenie.
– Nie – potrząsam głową. – Wezmę, cokolwiek oferujesz, panie Cullen. – Uśmiecham się, umieszczając nagą stopę w centrum jego klatki piersiowej i odpychając go. Chwyta mnie za nogę i pochyla się, żeby ugryźć mnie w kostkę. Rozpływam się w jękach rozkoszy i zaskoczenia.
– Zobaczymy – chichocze cicho, puszczając moją stopę i wyjmuje kondom z kieszeni. Przygryzam wargę, gdy rozpina spodnie i pozwala im opaść. Nie ma na sobie bielizny. Przyciągam kolana do klatki piersiowej, a myśl, że jest nagi pod spodniami przyprawia mnie o skurcze. – Chodź tu z powrotem – mówi Edward głęboko brzmiącym głosem, chwytając mnie za kostki i ciągnąc przez materac. Uderzam pupą w jego biodra i łapię gwałtownie powietrze, czując kontakt. Edward podciąga moje nogi do poziomu swojej klatki piersiowej i obdarzając moją łydkę małym pocałunkiem, powraca do zakładania kondomu. Te kilka sekund oczekiwania, gdy obserwuję, jak to robi, jest słodką torturą.
– Pośpiesz się – szepczę, a on śmieje się bezgłośnie i przykłada czubek penisa do mojego drżącego, mokrego wejścia.
– Leah – mówi z westchnieniem moje imię, pochylając się, by dotknąć mojego sutka. – Powiedz mi, że tego chcesz – brzmi to tak szczerze, że aż się czerwienię.
– Chcę tego, Edward – jęczę. – Jezu Chryste, jestem bardziej mokra niż ślizgawka wodna.
On śmieje się, a potem na jego twarz powraca tamten uśmiech. Czułość tego prostego spojrzenia wywołuje u mnie dyskomfort. Nikt nigdy w ten sposób na mnie nie patrzył, czuję się… wyjątkowa. To za wiele. Przenoszę wzrok na sufit.
– Spójrz na mnie – mówi Edward, warcząc nisko i wsuwając się powoli we mnie.
Biorę gwałtowny wdech pod wpływem tego doznania. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo obolała jestem po ostatniej nocy. Paląca, intensywna przyjemność sprawia, że całe moje ciało gwałtownie się napina, unosząc z łóżka.
– Cholera – w głosie Edwarda słychać panikę. Zsuwa moje nogi z klatki piersiowej, oplatając nimi talię i pochyla się nade mną. – Nic ci nie jest? – Ujmuje moją twarz w dłonie, przyglądając mi się z troską.
– Nie przestawaj! – krzyczę i poruszam pod nim biodrami.
– O Boże. – Edward zamyka oczy pod wpływem przechodzącego go dreszczu, a ja czuję, jak drży wewnątrz mnie.
– Możesz mi mówić po prostu Leah – chichoczę, przekrzywiając biodra, a on zagłębia się we mnie bardziej, sprawiając, że oboje jęczymy.
Pochyla głowę i odpychając się od łóżka, wstaje, ale pozostaje wewnątrz mnie. Jego włosy są kompletnie potargane i opadają na oczy, gdy unosi twarz, by spojrzeć w dół, na mnie.
– Ty możesz mnie nazywać, jakkolwiek zechcesz, jeśli tylko powiesz to, szczytując. – Obdarza mnie przebiegłym uśmiechem, podczas gdy jego palce zagłębiają się w skórze moich ud, a on naciera mocno na mnie.
– O ku***! – krzyczę, gdy fala przyjemności eksploduje wewnątrz mnie.
– To też się nada – chichocze, nie przerywając pieprzenia mnie.
Próbuję się przesunąć, ale moje ramiona nie dają mi wystarczającego podparcia, mogę jedynie unosić biodra z każdym pchnięciem. Charczę i klnę, używając najgorszych słów i wyrażeń, jakie tylko jestem w stanie sobie przypomnieć oraz wymyślając kilka nowych, a Edward pieprzy mnie tak mocno, że widzę gwiazdy.
– Jestem blisko – mamroczę, jąkając się pomiędzy przekleństwami i widzę, jak całe jego ciało reaguje zawahaniem rytmu. – Edward – wyrywa mi się i wtedy on otwiera oczy, w których maluje się panika.
Unoszę związane ręce ku niemu, zastanawiając się, co jest źle i czy w ogóle powinniśmy to robić. Ta znajoma wątpliwość zakrada się gdzieś na skraj mojego umysłu. To jest złe. Nie powinnam pieprzyć się z młodszym bratem Emmetta, bez względu na to, jak cudowne jest to doznanie.
– Nie – brzmi, jakby był zdesperowany, może nawet zły. Podnosi mnie i przesuwa dalej na łóżko. Wczołguje się na mnie, a ja zarzucam mu ręce na szyję. Jego usta miażdżą moje, gdy mnie całuje i nie przestaje poruszać się wewnątrz mnie. Odpycha od siebie moje ramiona i umieszcza je nad moją głową. Gdy zaczyna docierać jeszcze głębiej, balansuję już na skraju iskrzącego się orgazmu.
Edward mamrocze coś przy moim gardle, ale nie mogę się skupić na tyle, by zrozumieć, co mówi.
– Dochodzę – dyszę, a moje ciało zaczyna się napinać. Edward przesuwa się w górę, obejmując rękoma moją twarz. Jego zmarszczone brwi wyrażają koncentrację.
– Czuję cię. – W jego głosie słychać szok, a jego oczy otwierają się szerzej i cała twarz zmienia wyraz. – Tak – mówi na wydechu i przyśpieszając ruchy biodrami, inicjuje kolejną falę rozkoszy przepływającą przeze mnie.
– Jeszcze – udaje mi się jęknąć, gdy porywa mnie następny orgazm.
Z ust Edwarda wyrywa się zduszony krzyk, ale on nie przestaje poruszać się wewnątrz mnie, gdy drżę wokół niego. Zwalnia tempo i w końcu opiera głowę na moim ramieniu. Robię długi wydech.
– Cóż, mogło być gorzej. – Mój głos jest nadwerężony od wrzasków. Wyczuwam, że Edward chichocze. Gryzie mnie lekko w ramię, po czym się unosi. Przez chwilę wisi nade mną, przypatrując mi się bacznie i posyła mi uśmieszek.
– Lachociąg i wywłoka? – Edward powtarza coś, co najprawdopodobniej wyrwało mi się w czasie, gdy mnie pieprzył.
– Nie miałam ciebie na myśli. – Wzruszam ramionami, a on się śmieje.
* Mowa o Seattle Seahawks – zawodowym zespole futbolu amerykańskiego z siedzibą w Seattle, w stanie Waszyngton oraz Seattle Sounders FC - amerykańskiej drużynie piłki nożnej. Obie drużyny rozgrywają swoje mecze na Qwest Field w Seattle. Stadion ten może pomieścić 67 000 osób, jest on zaprojektowany zarówno dla futbolu amerykańskiego, jak i piłki nożnej. Poza sezonem sportowym, odbywają się na nim wszelakie koncerty muzyczne i inne imprezy rozrywkowe.
** W wolnym tłumaczeniu: Klub Bokserski Zakręconych Pięściarzy, ewentualnie: Klub Bokserski Amatorów Zakręconej Pięści. Po polsku niewiele w tym dwuznaczności, więc trudno wyłapać dowcip. Po angielsku fister może również oznaczać osobą lubiącą uprawiać fisting. Zostawiam więc w oryginale.
*** Chłopcy po prostu bawili się przyporządkowując wyrażenia pierwszym literom swych imion, nieprzetłumaczalny żart na j. polski, więc zostawiam w oryginale (E-cock – członek elektroniczny, dildo).
Rozdział 3 |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Sob 15:56, 21 Sie 2010, w całości zmieniany 8 razy
|
|
|
|
Anahi
Dobry wampir
Dołączył: 06 Wrz 2008
Posty: 2046 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 150 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wlkp.
|
Wysłany:
Pon 16:46, 02 Sie 2010 |
|
Lol, ten ff jest coraz lepszy. Srsly, jeszcze parę takich rozdziałów i zacznę już na poważnie myśleć, że COADW jest lepsze od AIEK . Żartuję, nie ważne jak dobry byłby ten ff, nic nie pobiję AIEK .
Mamy Bellę! A już się zaczynałam zastanawiać, czy może zabraknie jej w tym opowiadaniu. Nie miałabym nic przeciwko gdybym nie poznała tej Belli. Po przeczytaniu poprzedniego rozdziału, rozmyślałam nad tym jaka ta Bella będzie, jeśli w ogóle się pojawi. Okazuje się że Ta panna Swan przeszła moje wyobrażenia. Spokojnie mogę powiedzieć, że już ją lubię. Ma ciekawy sposób bycia, zupełnie jak główna bohaterka.
– Trzeba mieć dar – prycha moja przyjaciółka. Naprawdę, muszę kończyć. Będzie wystarczająco ciężko wymigać się od mandatu. Jeśli zobaczą, że gadam do swoich cycków, to będzie jeszcze trudniej.
– Oczywiście, skarbie – wzdycham. – Miłego robienia loda.
– I kto to mówi, dziwko? – śmieje się Bella.
– Też cię kocham, suko – odpowiadam i rozłączamy się.
Bardzo .. ciekawa i śmieszna rozmowa telefoniczna między dwoma przyjaciółkami.
Teraz się tylko tak zastanawiam, czy to że autorka ''nie pozwoliła'' Leah podzielić się wiadomością o Edwardzie z Bellą, ma swoje drugie dno. Mam już parę pomysłów, ale może na razie zostawię to dla siebie .
Scena seksu, jak zwykle świetna. Co tu dużo mówić.
Bardzo lubię ten ff, a to przede wszystkim dzięki świetnemu tłumaczeniu i korekcie :*.
Czekam na ciąg dalszy.
Anahi. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Anahi dnia Pon 16:47, 02 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Susan
Administrator
Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 732 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 20:02, 02 Sie 2010 |
|
Cieszę się, że dodałaś nowy rozdział, bo ostatnio mam mało do czytania.
Ta wiadomość Lei do mamy mnie zasmuciła. Nic na to nie poradzę. To pewnie przez pewne skojarzenia. Przykro mi z powodu śmierci jej matki. Jednak sam pomysł z tymi pamiętnikami jest uroczy, ale zrobiło mi się smutno i to bardzo. Pomimo tego, że sama wiadomość okazała się dość lekka i optymistyczna.
Przejdźmy dalej.
Wspomnienie Lei o Belli, która chciała mieć z nią dzieci nie rozbawiła. To dobrze po takim wstępie.
Opis Leah, która jest wykończona igraszkami z Edwardem, która stara się doprowadzić do jakiegoś w miarę normalnego stanu, oraz potem jak idzie do pralni, jej rozmowa z Bellą - znów śmiałam się w głos. Brakowało mi takiego czegoś do poczytania. Lekkiego i zabawnego. Niektóre fragmenty są po prostu genialne, naprawdę.
Fragment, gdzie Edward siedzi z mamą, miejsce, w którym przebywali nieco nie pasowało do jego rozmyślań, ale co tam Miło było poczytać, co tam Edwardowi w głowie siedzi.
Potem kolejna rozmowa Lei i Belli, kolejny napad śmiechu w moim wykonaniu. Nie mogę się doczekać, aż Bells się pojawi osobiście w tym opowiadaniu. Na pewno będzie zabawnie i ciekawie.
No i potem oczekiwanie na Edwarda, rozmyślania i nerwy Lei. Potem przybycie Cullena. Zastanawia mnie, czy Leah pójdzie do domu Cullenów, tak jak mówiła Esme i co będzie dalej między nią i Edwardem.
Fajnie się czytało. Przyjemnie i z uśmiechem na twarzy. Miła odskocznia, naprawdę. Przepraszam, że taki denny ten komentarz, ale nie umiem z siebie wykrzesać nic więcej.
Tłumaczysz cudownie, Dzwoneczku :* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Pon 22:06, 02 Sie 2010 |
|
miałam dziś już nic nie komentować, bo poziom mych wypowiedzi plasuje się niebezpiecznie blisko zeru... ale raz kozie śmierć - zawsze można edytować :)
Cytat: |
– Ty pojebańcu! – wrzeszczy do telefonu, a potem słyszę dźwięk tarcia. – Poczekaj – mówi jej stłumiony głos, a dziwny odgłos tarcia nie przestaje dobiegać ze słuchawki. – Cholera, Leah? – Bella brzmi, jakby była zdyszana.
– Tak. Co to, ku***, było? – prycham, opierając się na krześle, a ono wydaje złowrogi dźwięk pękania.
– Telefon mi wpadł między cycki – narzeka, a ja wybucham śmiechem. |
nie widzę tu nic zabawnego... jako niewysoka brunetka z dość pokaźnym biustem przetrzymuję tam telefon... i czasem jak wpadnie za głęboko to faktycznie nie ma go jak wyciągnąć
Cytat: |
– Hej, zostawiłaś może kota, gdy ostatnio u mnie byłaś? – Brzmi ochryple i na pół śpiąco.
– Co takiego? Nie – śmieję się. Czasami zachowuje się tak dziwacznie.
– Och, bo mogłabym przysiąc, że kot mi nasrał do ust – jęczy. |
ten tekst jest wart 50 punktów dla Slytherinu... naprawdę wybuchnęłam takim śmiechem, że czasem współczuję mojemu bratu, który śpi w pokoju z kompem ;P
Cytat: |
– Bella – nie mogę powstrzymać uśmiechu, gdy wymawiam jej imię – planujesz zabrać mnie ze sobą pod prysznic? |
w tym momencie bardziej się zainteresowałam i już zaczęłam lubić Bellę... naprawdę...
Cytat: |
– O mój Boże, ale jestem obolała – krzyknęła Leah z sypialni. – Na pewno nie wpuściłeś tu ukradkiem drużyny futbolowej, gdy spałam? ku***! |
to jest jeden z najlepszych połóżkowych tekstów jakie czytam, bo jest bezpośredni, dosłowny i cyniczny ;P
Cytat: |
– Jesteś taka mokra
– Jesteś spóźniony |
generalnie autorko w tym momencie jesteś prawie genialna...
uwielbiam dialogi... nie moge ich nie lubić... są bardzo zróżnicowane i inteligentne same w sobie... naprawdę trudno to osiągnąć... na przykład to:
Cytat: |
– Ty możesz mnie nazywać, jakkolwiek zechcesz, jeśli tylko powiesz to, szczytując. – Obdarza mnie przebiegłym uśmiechem, podczas gdy jego palce zagłębiają się w skórze moich ud, a on naciera mocno na mnie.
– O ku***! – krzyczę, gdy fala przyjemności eksploduje wewnątrz mnie.
– To też się nada – chichocze, nie przerywając pieprzenia mnie. |
niby nic, a jednak rusza i wzbudza ten uroczy grymas na twarzy, który współcześni nazywają krzywym uśmieszkiem ;P
a na dokładkę, gdybyśmy się zbytnio odprężyli, perełka z nawiązaniem (prawie napisałam z nawilżaniem ;P );
Cytat: |
– Lachociąg i wywłoka? – Edward powtarza coś, co najprawdopodobniej wyrwało mi się w czasie, gdy mnie pieprzył.
– Nie miałam ciebie na myśli. – Wzruszam ramionami, a on się śmieje. |
że też chłopiec nie zwiał... pewnie dlatego, ze był uwiżeony i przetrzymywany :P
brawa dla tłumaczki :* przynosisz mi radość, Dzwoneczku :* :* :*
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
offca
Zły wampir
Dołączył: 18 Paź 2008
Posty: 452 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: szóste niebo
|
Wysłany:
Wto 9:21, 03 Sie 2010 |
|
No dobrze, drugi rozdział polubiłam znacznie bardziej niż pierwszy :)
Zdecydowanie lubię Leah i jej ironiczne poczucie humoru, naprawdę mocna postać. Natomiast Bella wygrywa mój prywatny ranking na postać drugoplanową dwie rozmowy telefoniczne, a ja już ją lubię bardziej niż wszystkie fickowe i książkowe Belle razem wzięte
Jak dla mnie Edward dość nijaki na razie, ale może się chłopak rozkręci. Na razie tylko wiemy, że sam jeden dorównuje drużynie futbolowej
a jeśli chodzi o jakość tłumaczenia, to wyjawiając pewien sekret zakulisowy, powiem wam, że za wiele to ja do betowania nie mam... Więc Dzwonku :)
:* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Wto 18:46, 03 Sie 2010 |
|
Dzwonuś,
Przeczytałam wczoraj późnym wieczorkiem, ale mi sił zabrakło na komentarz. Rozdział drugi całe szczęście zawiera w sobie już akcję, a nie tylko soczyste lemony.
Co mi się podobało? Na pewno sam początek i opowieść Lei o listach pisanych do zmarłej matki i prowadzonym od lat pamiętniku. Zresztą sam list był świetny, a to mój ulubiony fragment:
Dzwoneczek napisał: |
P.S. Zapytaj babcię, dlaczego ciasteczka kukurydziane nigdy mi się nie udają. Przestrzegam jej przepisu co do literki |
Zaintrygowała mnie postać Lei po tym rozdziale. I postanowiłam czytać ten ff, żeby dowiedzieć się, co takiego się w jej życiu wydarzyło, że ukrywa swoje prawdziwe ja pod maską lekko wyuzdanej twardej laski. I dlaczego ucieka w seks… Abstrahując od wszystkiego podejrzewam, że po prostu lubi różne zabawy erotyczne, ale poza, jaką przyjmuje angażując się w takie gry, sprawia wrażenie sztucznej. Dlatego wydaje mi się, że sam fizyczny akt seksualny, jest dla Lei w pewnym sensie ucieczką, chwilową rozrywką, przy której zapomina się o problemach.
Zapewne, jeśli zakocha się w Edwardzie, co jak przypuszczam nastąpi, ich seks będzie wyglądał troszkę inaczej. Nie będzie tylko podniecającą lekcją gimnastyki, ale pełnym spełnieniem. No cóż wylazła ze mnie dusza romantyczki…
Zainteresowałaś mnie tym opowiadaniem. Jestem ciekawa jaka będzie Bella, a przede wszystkim jaką rolę odegra Jacob – tak, wiem mam spaczenie odnośnie wilczków. Jego przyjaźń z Emmettem bardzo przypadła mi do gustu. W moim wyobrażeniu zawsze nadawali się na dobrych kumpli.
Natomiast postaci Edwarda postanowiłam dać jeszcze troszkę czasu, zanim się wypowiem na jego temat. Może po trzecim rozdziale…
Tłumaczenie, jak zawsze u Dzwoneczka - genialne. Twoje słownictwo, nawet w najbardziej soczystej postaci, zachwyca mnie poprawną polszczyzną i świetnym stylem.
Buziaki, BB. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
shea
Nowonarodzony
Dołączył: 10 Lis 2009
Posty: 45 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Toruń
|
Wysłany:
Śro 14:51, 04 Sie 2010 |
|
O, tak.
Zapowiada się na bardzo dobre czytadło.
Podoba mi się sposób, w jaki dowiadujemy się o wzajemnych stosunkach bohaterów - nie tylko tych głównych. Że nie są to jakieś czyste opisy przymiotów danych osób, ale sytuacje, dzięki którym kreuje mi się wizerunek Emmetta czy Belli.
Wiem już, że nie sięgnę po oryginał, choćbym się skręcać miała z niecierpliwości - bo to opowiadanie na prawdę zasługuje na to, by poznać Waszą jego wersję, dziewczyny
Dla tych wszystkich zabawnych tekstów, które wymienione są wyżej, oraz dla tych normalnych ale jakże trafnie, składnie złożonych, typu:
Cytat: |
Namierzam znoszoną, czarną czapkę, którą podprowadziłam Jake’owi i wciskam w nią ten mokry bałagan. |
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
pampa
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lut 2010
Posty: 1916 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 57 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 19:06, 05 Sie 2010 |
|
tłumacz ciotka dla mnie
jestem pod urokiem tej pary, pod urokiem ich charakterków oraz sposobu bycia
opowiadanie jest napisane z jajem i myślę że długo długo mi się nie znudzi |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
magdalina
Dobry wampir
Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 786 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 35 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź
|
Wysłany:
Sob 14:01, 07 Sie 2010 |
|
przeczytałam przeczytałam
Dzwoneczku Ty wiesz, że ja wolę inny paring... ale skoro tak ładnie zachęcałaś i obiecujesz, że to nie będzie jedynie jeden wielki lemon jestem i obawiam się, że po tych dwóch rozdzialikach już się mnie nie pozbędziesz.
Charakterek Leah jest świetny - ja właśnie taką Leah widziałam w Sadze.
Edward niby kobieciarz ale coś mi mówi, że Leah zupełnie nie tak go odczytuje. Chociaż może to tylko moja romantyczna dusza to widzi?
Dzwoneczku jesteś cudowną tłumaczką, dziękuję Ci za to, że możemy czytać coś tak podniecającego i zarazem coś co ma głębsze dno...
hmmmmmmm mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
bluelulu
Dobry wampir
Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 85 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo
|
Wysłany:
Nie 12:43, 08 Sie 2010 |
|
Powiem szczerze, że pierwsza rzecz jaka zaskoczyła mnie w tym rozdziale to przedstawienie postaci Belli. Nie dość, że ma piersi to jest babką "z jajem". Typowa, konkretna osoba która potrafi powiedzieć więcej aniżeli pozwolą sobie na to inni. Ja natomiast ostatnimi czasy coraz to bardziej wypadam z komentowania, dlatego czuję że to będzie totalnie beznadziejny komentarz ale chciałam zaznaczyć, że czytam to świetnie opowiadanie. Leah jest osobą na pozór silną, taką utkaną z życiowego doświadczenia a w głębi pozostaje bezbronną dziewczynką. Stanowisko Edwarda w tej sprawie jest dla mnie nadal niezrozumiałe, chłopak jest zagubiony ale nie wygląda na takiego. Zastanawia mnie też pojawienie się Belli w mieście. Czy wpłynie to odstraszająco na relacje Leah i Edwarda? Coś mi mówi, że jednak tak. Edward pozostaje jednostką dosyć odstającą od grupy, oszczędza się na imprezach, jest typem intelektualisty i nadal chodzi z mamą do kościoła / wszystko to w przeciwieństwie do całej gromady jego rodzeństwa. Jest w nim coś osobliwego, co karze patrzeć na niego jak na indywidualistę. Rozwaliło mnie porównanie stosunku z nim do przepieprzenia drużyny futbolowej którą miał wpuścić po kryjomu jak spała.. Ogólnie tekst obfituje w "seksualizmy", ale Twoje tłumaczenie powala mnie na kolana bo mimo, że jest to tekst tłumaczony nadal śmieszy, w wielu przypadkach tłumaczeń angielski żart jest beznadziejnie przekazywany. Ja się uśmiałam.
Uskrzydlona
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kajemi
Dobry wampir
Dołączył: 11 Mar 2010
Posty: 717 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 15:20, 08 Sie 2010 |
|
Dzwoneczku przeczytałam.
Nadal podtrzymuję swoje zdanie, że tekst bardzo fajnie się czyta. Szybko i łatwo, co na pewno jest bardzo dużym plusem.
Twoja lekkość tłumaczenia, która pozwala nadal utrzymać ten humorystyczny ton opowiadania robi na mnie wielkie wrażenie.
Jednak druga część opowiadania nie za bardzo mnie porwała. Treścią była zdecydowanie mniej ciekawa od pierwszej. Mam nadzieję, że nie obrazisz się za ten komentarz, bo to raczej nie do Ciebie, a do autorki/autora opowiadania.
Nie wiem, może to moj nastrój ostatnich dni, może co innego.
W każdym razie będę czytać następne rozdziały, może się przekonam |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kajemi dnia Nie 15:22, 08 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Beatha
Zły wampir
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 335 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Nie 19:19, 08 Sie 2010 |
|
Przeczytałam Dzwoneczku i Tywiesz, ze ja nie umiem pisac komentarzy, ale podoba mi sie bardzo, bede czytać systematycznie i niecierpliwie oczekiwać kolejnych rozdziałów. Podoba mi sie paring Edward- Leah, ale cos czuję a może się mylę, ze Bella namiesza:) taka jakas wyzwolona ta nasza Belka:)
a może się myle? czekam niecierpliwie na kolejny rozdział:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
k8ella
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 729 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 63 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod spojrzenia towarzysza Belikova
|
Wysłany:
Pon 9:08, 09 Sie 2010 |
|
Dzwonku, byłam zawsze, jestem i będę już chyba na zawsze pod głębokim wrażeniem twoich umiejętności translatorskich. Doprawdy jesteś jedyna w swoim rodzaju, zwłaszcza jeśli chodzi o przekład scen mających na celu rozpalenie czytelnika do czerwoności. Masz dar kobieto. Ja płonę .
A przechodząc do meritum wypowiedzi czyli rozdziału.
Podoba mi się Leah w takowym ostrym wydaniu, wydaje się być niezwykle kanoniczna przez tę wybuchowość, cięty język i kocie zachowanie wobec Edwarda. Oczywiście nie dziwię się, że jest pod głębokim wrażeniem młodego Cullena (chodzi mi oczywiście o ich łóżkowe interakcje). Ich podświadoma walka z uczuciami wobec tej drugiej osoby jest taka urocza. Zdziwieni czułym spojrzeniem. Dobre.
Edward to już zupełnie inna para kaloszy. Kupiłabym go sobie do domu , ale chyba nie jest na sprzedaż...
Belcia jest tak rozkoszna, że aż mnie brzuch boli od śmiechu, a wiem z oryginału (wybacz, ale nie umiem się powstrzymać), że jeszcze będzie zabawniej.
Dziś krótko, ale muszę powiedzieć, że oprócz tamtego nieszczęsnego opisu przyrodzenia Edwarda, to ja jestem bardzo na tak. Jakoś taki pairing też okazał się niezwykle trafiony. Biorę cały ten ff i muszę przyznać Dzwoneczku, że masz nosa do świetnych opowiadań.
Życzę weny, czasu i zdrówka
k8 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Viv
Dobry wampir
Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 103 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp
|
Wysłany:
Pon 10:06, 09 Sie 2010 |
|
Dzwoneczku, przywlekłam się na drugi rozdział.
Pierwszy, jak już ci mówiłam, nie podobał mi się. Dla mnie był to sam seks, a takich opowiadań ostatnio jest na pęczki. Nudzą mnie już takie, gdzie nie ma głębszego sensu, tylko dużo scen miłosnych.
Ale, jak mówiłaś, dalej będzie się coś dziać, więc zajrzałam. No drugi rozdział zdecydowanie bije poprzedni. Podoba mi się Leah, w sumie to jest jedyne opowiadanie gdzie mi się ona podoba. Fajna z niej babka, i co najważniejsze, tak inna od Belli. To jest całkowicie inna postać i może być ciekawy taki parring, który tak właściwie na początku całkowicie mnie odrzucał.
Jednakże najbardziej ujęła mnie tu Bella. Rany, co ta autorka z niej zrobiła. Ma dziewczę charakterek Zarąbista laska z niej, jaka miła odmiana po ciamajdzie. Dzięki niej stwierdziłam, że będę to czytać dalej. Może być wesoło dalej, a znając ciebie na pewno będzie, bo byle czego nie tłumaczysz. Zwracam honor tak przy okazji, bo już myślałam, że to będzie nieudany projekt.
Powodzenia Dzwoneczku i zdrówka życzę. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pią 18:36, 13 Sie 2010 |
|
Zapraszam serdecznie. Rozdział dość długi i kosztował sporo pracy i wysiłku, do łatwych nie należał. Więc bądźcie kochane i zostawcie ślad po sobie...
Betowała oczywiście kochana owieczka :*
3. Edward Cullen i seks
Edward
– Jeszcze – krzyczę, nie wstydząc się pokazać jej, jak bardzo na mnie działa. Muszę wiedzieć, że to nie tylko ja, że ona też to czuje.
– To niemal zbyt wiele – sapie Leah, gdy wsuwam się w nią ponownie. Patrzę w dół, na jej twarz i odnajduję to, czego szukałem. Nigdy jeszcze jej takiej nie widziałem. Wygląda, jakby tonęła i rozpaczliwie łapała powietrze, cała moja klatka piersiowa ściska się na ten widok. Chwytam jej twarz w dłonie, a uczucie jej skóry pod palcami jest dla mnie jak kotwica.
– Nie sądziłem, że może tak być – szepczę przy jej wargach, zdesperowany, by uzyskać więcej kontaktu, czegokolwiek, co wzmocni to połączenie. Całe ciało Lei napina się pode mną, zaciska się wokół mnie, wysyłając uderzenie fali rozkoszy.
– Edward – słyszę szept i czuję, jak ktoś lekko poklepuje moje czoło. Otwieram gwałtownie oko i widzę, jak Leah wpatruje się we mnie. Uśmiecha się, a jej wargi lśnią w ściemnionym świetle lampki nocnej.
– Która godzina? – Mój głos jest trochę zgrzytliwy. Przesuwam się, by usiąść.
– Szósta – wzdycha Leah, pochylając się, by chwycić dużą klamrę do włosów ze stolika nocnego, a potem siada. Zaczyna czesać palcami swoją długą grzywę i zbiera włosy w elegancki węzeł, który mocuje kleszczami spinki.
– Dokąd się wybierasz? – pytam, nie mogąc oprzeć się ziewaniu.
– Do pracy. – Wstaje i wtedy spostrzegam, że ma na sobie ładnie dopasowaną jasnoniebieską bluzkę i parę ciemnych dżinsów. – Niektórzy z nas muszą pracować, żeby opłacić mieszkanie – mówi z cieniem drwiny, podchodząc do drzwi szafy. Otwiera je i przyklęka. Najróżniejsze buty we wszelkich możliwych kolorach lecą w powietrze, gdy Leah rzuca nimi za siebie, przez ramię. Rozpoznaję kilka par, należały wcześniej do Alice. Nigdy nie widziałem, żeby Leah je nosiła.
W końcu wynurza się z parą raczej nijakich, tanich mokasynów. Gdy wsuwa w nie stopy, zauważam na jej skarpetkach małe, kreskówkowe świnki ze skrzydłami na niebieskim tle. Znowu jestem oczarowany przebłyskiem Lei, jakiej nie znam.
– Z czego się śmiejesz? – pyta, zatrzaskując drzwi szafy.
– Z niczego – tłumię uśmiech i odkrywam koc. – Powinienem iść.
– Nie musisz się śpieszyć, playboyu. – Leah unosi rękę i wychodzi z pokoju. Ignoruję jej oczywisty sarkazm i staram się przypomnieć sobie, gdzie położyłem ubrania.
Kładę stopy na podłodze i o mało co nie przewracam się, poślizgnąwszy na opakowaniu po prezerwatywie. Zauważam jeszcze kilka rozrzuconych wokół. Zbieram je i wyrzucam do kosza na śmieci obok łóżka, gdy Leah pojawia się znowu, ubrana w skórzaną kurtkę, niosąc filiżankę kawy. Ten zapach sprawia, że cieknie mi ślinka i staram się wyglądać na niewzruszonego, gdy staję przed nią nagi.
– Proszę bardzo – mówi, wyciągając rękę z filiżanką w moją stronę.
– Dzięki. – Biorę ją i staram się nie pokazać szoku na twarzy.
– Zostało jeszcze pół dzbanka. Weź sobie, co zechcesz z lodówki. – Leah mija mnie, podchodząc do komody i wyjmuje z niej małą torbę na ramię z wyszytym na niej logo Seahawks.
– Okej – mówię i dmucham na gorącą kawę. Chwytam Leę za ramię i przyciągam do siebie. – Miłego dnia.
Delikatnie przyciskam wargi do jej ust i czuję, jak się uśmiecha. Ten mały gest mimiczny porusza coś we mnie i przywieram do niej całym ciałem, przesuwając ręką po pupie. Rozdzielam jej wargi językiem, czując smak miodu, a ona jęczy w moje usta. Ja również wydaję jęk i jestem gotów popchnąć ją na podłogę.
– Hola… – wzdycha i śmieje się cicho. – Przystopuj, wodzu… – mówi z zalotnym uśmiechem. Czuję ostre szczypnięcie w tyłek.
– Hej – krzyczę, rozlewając trochę kawy i Leah odsuwa się ode mnie.
– Upewnij się, że zamknąłeś drzwi, gdy wyjdziesz – mówi przez ramię i opuszcza sypialnię.
– Tak zrobię – śmieję się i potrząsam głową.
Słyszę, jak drzwi wejściowe się zamykają i wtedy delektuję się pierwszym łykiem kawy. Kilka minut i kilka łyków później dociera do mnie cała sytuacja. Jestem sam w mieszkaniu Lei. Siadam na brzegu łóżka i zastanawiam się, co powinienem zrobić. Rozmyślam o wieczorze, gdy ją poznałem.
Zawsze gdy Carlisle i Esme wyjeżdżali z miasta, zbieraliśmy się wszyscy w rodzinnym domu i robiliśmy imprezę. Tę tradycję zapoczątkował Emmett jeszcze w liceum i chociaż byliśmy już dorośli, ciągle wywoływała w nas dreszcz nostalgii. Emmett trajkotał cały tydzień o nowej, seksownej dziewczynie, którą poznał na stadionie. Spiknęli się na jakiejś imprezie z okazji Halloween. Gdy powiedział, że ona spędzi ten czas z nami, byłem wkurzony, bo sądziłem, że miała być tylko nasza rodzina, a nie że Emmett będzie usiłował zaliczyć jakąś głupią groupie.
Kocham mojego brata, więc postanowiłem pozbyć się z umysłu wszelkich zastrzeżeń co do jego życia intymnego. Byłem zdecydowany dobrze się bawić z moim rodzeństwem, niezależnie od tego, z kim się przyjaźnią. Razem z Alice zrobiliśmy drinki i przygotowaliśmy zestaw ulubionych, ponadczasowych filmów do obejrzenia – kolejna tradycja rodziny Cullenów. Przyszedł Jasper i wszystko wydawało się być na swoim miejscu; on zawsze był jak członek naszej rodziny. Po tym jak zaczęliśmy pić, Alice dość szybko odpadła na podłodze. Jasper położył ją do łóżka i wrócił, żeby zaliczyć parę kolejek. W końcu dokuczył Emmettowi, nazywając go kaleką (w związku z jego kontuzją kolana). Nie żeby trudno było sprowokować Ema do rękoczynów, ale kontuzja ciągle była dla niego drażliwą sprawą. Nie martwiłem się o Jaspera – wychował się na ulicach Houston, wiedziałem, że poradzi sobie w walce z Emmettem. Usiadłem, żeby im się przyglądać, gdy nagle zadźwięczał dzwonek do drzwi.
– To… Leah… Cholera, zejdź z moich jaj, Jasper. Ed, proszę, czy mógłbyś otworzyć? – wycharczał Emmett, przewracając Jaspera na plecy na podłodze. Westchnąłem i poszedłem do drzwi. Otwierając je, starałem się przybrać uprzejmy wyraz twarzy.
– Cześć – powiedziałem z uśmiechem, który mógłby być sympatyczny, gdyby nie to, że doznałem szoku.
Jako była gwiazda futbolu i syn bogatego lekarza Emmett zazwyczaj przyciągał określony typ kobiet. Jednakże dziewczyna, którą przywitałem w drzwiach, w żadnym razie nie przypominała tego typu. Nie prezentowała najmodniejszych ciuchów, jej piersi wyglądały na prawdziwe, a twarz była pozbawiona jakiegokolwiek makijażu (nie żeby jakiegoś potrzebowała). Pomijając fakt, że miała na sobie wyblakłą, szarą koszulkę, skórzaną kurtkę i ciemnoniebieskie dżinsy, Leah była przepiękna.
– Ty z pewnością jesteś Leah. Jestem Edward. Jak się masz? Wejdź, proszę – paplałem jak idiota, prowadząc ją do naszego pokoju relaksacyjnego.
Emmett i Jasper ciągle byli zajęci sobą, więc ona i ja usiedliśmy przy barze. Nalałem jej kolejkę oraz popitkę, nie przerywając mojego słowotoku. Właśnie skończyliśmy oglądać Chinatown, zanim przyszła, więc wydawało się to łatwym tematem do podjęcia. Gdy tylko zacząłem tłumaczyć, jak Polański ożywił i zdefiniował na nowo film noir, Leah mi przerwała.
– Przepraszam, ale nie jestem raczej fanką Chinatown ani Polańskiego – powiedziała z uprzejmym, ale wymuszonym uśmiechem.
– Dlaczego? – wypaliłem, a ona się skrzywiła. – Naprawdę, jestem ciekaw. – Byłem zaintrygowany i troszkę zirytowany. Leah wzruszyła ramionami i westchnęła, zanim odpowiedziała:
– Tak jak Jezus mógł przemienić wodę w wino za pomocą boskiego dotyku, tak Polański przemienił lśniące złoto kinematografii w parującą kupę gówna, używając swojej hollywoodzkiej sławy, by wykorzystać seksualnie trzynastoletnią dziewczynkę – powiedziała nonszalancko i odwróciła się, by obserwować zapasy Emmetta i Jaspera.
Oniemiałem. Po tym jak zmagałem się, by wymyślić jakiś kontrargument i odniosłem porażkę, wirowało mi w głowie. Gdy wpatrywałem się w nią, usiłowałem zrozumieć jej komentarz i fakt, że wypowiedziała go tak dobitnie. Było już wystarczająco źle, że inteligentnie podważyła mój niezachwiany dawniej podziw dla ulubionego filmu i jego twórcy. Fakt, że na domiar tego wszystkiego umawiała się z Emmettem, przybił mnie.
Mój brat jest dobrą osobą, ale nie lubi czytać, odmawia oglądania filmów, które nie zawierają wybuchów albo gadających kotów, a największym wyzwaniem, z jakim miał kiedykolwiek do czynienia w związkach, było zapobieganie ciąży. Em ma okropny gust, jeśli chodzi o kobiety. Zdobywał je głównie dla seksu. Pytanie, jakim cudem natknął się na tę inteligentną, fascynującą, piękną dziewczynę, wprawiało mnie w zakłopotanie i, szczerze mówiąc, doprowadzało do wściekłości.
Mój tor myślenia, jedyny, który mógł uzasadnić, dlaczego Leah skłonna była spotykać się z Emmettem, prowadził do wyciągnięcia wniosku, że widocznie jest ona tak samo płytka jak te inne, nudne suki, z którymi mój brat zazwyczaj się umawiał. Nie zaprzątałem już sobie głowy odpowiedzią na jej komentarz o Polańskim. Wziąłem drinka, poszedłem usiąść na szezlongu najbliżej telewizora i powoli upijałem się do utraty świadomości. Moje uczucia zostały utrwalone, gdy rano obudziła mnie Alice, śmiejąca się z mojej „metamorfozy”.
Wzdycham na to wspomnienie i gapię się na niewielką kolekcję książek, która prawie nie mieści się na małej półce naprzeciw łóżka. Nie zaskakuje mnie zbiór poezji Dorothy Parker. Jednakże „ Krótka historia czasu” Stephena Hawkinga, wciśnięta pomiędzy „Perswazje” Jane Austin a „ Jak kochać się jak gwiazda porno” Jenny Jameson wywołuje mój uśmiech.
Ostentacyjnie ignoruję ulokowany tam zeszyt w twardej oprawie. Zauważyłem kilka podobnych, upchniętych na półce poniżej. To z pewnością pamiętniki i choć jestem ciekaw, nie zdobędę się na tak rażące naruszenie jej prywatności.
Wstaję i oddalam się od pokusy znajdującej się na półce. Stawiam filiżankę z kawą na komodzie i wtedy zauważam na ścianie powyżej coś, co wygląda jak dzieło sztuki. Gdy podchodzę bliżej, spostrzegam, że to zdjęcia, pocztówki i inne przypadkowe komponenty, z których stworzono kolaż. Cofam się i chłonę wzrokiem pogmatwaną masę elementów. To jest przytłaczające, wciągające i w przedziwny sposób również piękne.
Zdjęcie w samym centrum jako pierwsze przyciąga moją uwagę. Dziwny efekt rozmycia przysłania wszystko z wyjątkiem twarzy pięknej dziewczyny, zwróconej do obiektywu. Ma bladą skórę, ciemne oczy i zmysłowe usta. Patrzy, jakby chciała uderzyć w aparat i coś w niej przypomina mi Leę. Czuję, że uśmiech pojawia się na moich ustach i zastanawiam się, kim jest ta dziewczyna. Przenoszę wzrok na pozostałe zdjęcia rozmieszczone wokół.
Jest jedno przedstawiające młodszą Leę i Jake’a przed biało-rdzawym domkiem. Ona trzyma go chwytem Nelsona, a za nimi uśmiechają się dwaj mężczyźni. Przyjmuję, że ten, który stoi, to jej ojciec, jako że nigdy nie słyszałem, żeby poruszał się na wózku inwalidzkim. Ale wtedy zdaję sobie sprawę, że Leah nigdy nie mówiła o swojej rodzinie. Zerkam na następną fotografię, która przedstawia małą dziewczynkę w jaskrawoczerwonej sukience, to z pewnością Leah. Ma włosy rozdzielone na dwa warkocze i trzyma ciasno zawinięte dziecko. Uśmiecha się do obiektywu, brakuje jej jednego przedniego zęba. Zastanawiam się, czy to dziecko to członek rodziny. Moje spojrzenie przyciąga pocztówka, ku której przesuwam wzrok. Jest na niej sylwetka pięknej, nagiej kobiety.
Przyglądam się wszystkim pozostałym elementom na ścianie. Namierzam nieostrą biało-czarną pocztówkę, która przedstawia Indianina z amerykańską flagą w ustach, włożoną jak knebel. Nad nim widnieje napis:
Ludobójstwo – Nędza – Głód
NIE dziękujemy
Mój żołądek zaciska się, gdy widzę drugi napis poniżej obrazka:
Żadnych darów
Co tu świętować?*
Wpatruję się w surowe oskarżenie na tej małej pocztówce i zmuszam się, by pójść do łazienki.
Po krótkiej walce z próbą oddania moczu – niewątpliwie wynik całonocnego, cyklicznego, ostrego i głęboko satysfakcjonującego seksu – udaje mi się ulżyć sobie. Nie powinienem się ociągać z wyjściem. W ogóle nie powinno mnie tu być, a jednak jestem, znowu. Odkręcam kran w umywalce i biorę małą kostkę mydła z wygrawerowanym napisem „ Życie Bandyty”.
Pamiętam, jak Emmett przechodził krótkotrwałą fazę fascynacji gangsta rapem. Kiedyś, gdy uczyłem się w pokoju klubowym, stał przed zestawem rozrywkowym, śpiewając razem z N.W.A.** Esme ignorowała go, próbując po nas posprzątać. Było jasne, że Em nie myślał o tym, co śpiewa i z ust wymknęło mu się pewne słowo, którego nigdy więcej, po dzień dzisiejszy, nie ośmieli ł się wymówić. Pamiętam własny szok, gdy zobaczyłem, jak Esme zesztywniała i odwróciła się, by na niego spojrzeć. Nigdy nie widziałem Emmetta tak przerażonego. Zastygłem nieruchomo, gdy podeszła do odtwarzacza, wysunęła z niego płytę i złamała ją na pół.
– Mamo, ja… – Em spróbował przemówić, ale Esme tylko potrząsnęła głową, nie patrząc na niego.
Wybiegł po schodach z pomieszczenia i trzasnął drzwiami do swojego pokoju. Przyglądałem się, jak połamane kawałki CD lądują w koszu na śmieci koło zestawu rozrywkowego. Esme podniosła na mnie wzrok.
– Nigdy więcej nie chcę usłyszeć tego słowa w waszych ustach, w tym domu, rozumiesz? – Miała wypieki, głos jej drżał, a oczy zaszkliły się łzami. – Inaczej was wychowałam.
– Mamo – wykrztusiłem, czując gulę w gardle i zeskoczyłem z kanapy, żeby podejść do Esme. Jeśli jest coś, z czym nie potrafię dać sobie rady, to właśnie patrzeć na jej łzy. Otoczyłem ją ramionami i usiłowałem pocieszyć, gdy szlochała w mój bark.
Ochlapuję twarz zimną wodą i gapię się na swoje odbicie w lustrze. Chciałbym udawać, że nie wiem, dlaczego nagle przypomniała mi się gafa słowna Emmetta. Chcę się odwrócić, ubrać i nigdy więcej nie wracać. Serce wali mi w piersi i ogarnia mnie łagodna fala mdłości. Wspieram się dłońmi o blat i robię powolny wydech.
Gdy patrzę sobie samemu w oczy, a zimna woda kapie z moich powiek, prawda uderza mnie w twarz. Po raz pierwszy jestem ze sobą szczery w kwestii tego, co tak naprawdę przeszkadzało mi w Lei tamtej nocy. To nie to, że była piękna ani to, jak inteligentnie podkopała moje ego, ani nawet zazdrość, że w niewytłumaczalny sposób Emmett przyciągnął jej uwagę. Istotna była moja pierwotna reakcja, gdy ją zobaczyłem, ukazująca paskudną prawdę o mnie samym.
Nie byłem zaskoczony tym, że Emmettowi spodobała się taka dziewczyna jak Leah. Byłem zaskoczony, że spodobała się mnie.
Leah jest kimś, kto nie ma kompletnie nic wspólnego z dziewczynami, z którymi zwykle się umawiam. Przeważnie wybieram takie, które wydają się „właściwym” typem kobiety, takie, z którymi mógłbym się ożenić, założyć rodzinę. Wiele z nich przypominało mi Esme, ale jedyne prawdziwe podobieństwo do niej leżało w kolorze skóry i pochodzeniu. Spotykałem się tylko z pięknymi, bogatymi, białymi kobietami. Do chwili, gdy mój wzrok spoczął na Lei, nigdy dwa razy nie spojrzałem na kobietę innej rasy.
Zawsze z dumą uważałem się za człowieka o otwartym umyśle. Sądziłem, że moje wykształcenie i wychowanie zaszczepiły we mnie sprzeciw dla ignorancji i rasizmu. Mówiłem sobie, że jestem na to zbyt mądry. Myliłem się. Byłem tak samo płytki, jak te pustogłowe materialistki, z którymi dotychczas umawiał się Emmett. Z takim wyjątkiem, że ja okazałem się gorszy.
Pomijając ten drobny, niedojrzały wybryk słowny Emmetta, rasa nigdy nie była dla niego przeszkodą. Nagle przypomina mi się, jak mój brat opisał mi Leę po raz pierwszy.
– Ta jest inna, bracie. Prawdę mówiąc, lubi futbol, ma zaje***te ciało, a ta buźka! Jasna cholera, nie uwierzyłbyś, jakie rzeczy potrafi wygadywać! Poza tym jest absolutnie, bez cienia wątpliwości najlepszym bzykankiem w moim życiu. W łóżku jest jak dzikie zwierzę. Mam ciągle obolałego fiuta, a minął już tydzień, odkąd ją widziałem.
Nigdy nie wspomniał o jej kolorze skóry, bo nigdy tego nie widział, podczas gdy była to pierwsza rzecz, którą ja zauważyłem. Moja wina była znacznie większa, o wiele bardziej haniebna i nie potrafiłem stawić temu czoła. Za każdym razem, gdy patrzę na śliczną twarz Lei, muszę się z tym zmagać i ciągle podświadomie ją za to obwiniam.
Osuszam twarz i odwieszam ręcznik na miejsce. Opuszczam łazienkę, by poszukać moich ubrań. Znajduję spodnie w zgniecionym stosie w nogach łóżka. Wkładam je i czuję pulsowanie w głowie. Koszula leży nieznacznie dalej, na podłodze. Podnoszę ją i narzucam na siebie, ale nie kłopoczę się zapięciem guzików.
Dyskomfort związany z własnymi ułomnościami nie uchronił mnie jednak przed pożądaniem Lei. W rzeczywistości, ten pociąg jest tak zniewalający, że zagraża mojej samokontroli. Starałem się mu przeciwdziałać, uciekając się do gniewu i pogardy, by ocalić choć trochę szacunku dla siebie. Wszystko pogorszył fakt, że Leah znajdowała oczywistą przyjemność w dokuczaniu mi i kpinach ze mnie, bo w ten sposób podburzała mnie do reakcji.
Pamiętam, jaką udręką było to dla mnie, gdy ona i Em chodzili jeszcze ze sobą. Nie dość, że mnie pociągała, to jeszcze musiałem jakoś znosić przez cały czas jej obecność. Miałem nadzieję, że jej związek z Emmettem okaże się krótkotrwały, ale szybko stało się jasne, że nie mam co o tym marzyć. Mój brat był mocno zakochany i musiał mieć ją przez cały czas przy sobie. Bardzo szybko wpasowała się na stałe we wszystkie elementy naszego życia rodzinnego. Praktycznie mieszkała z nami, co spowodowało, że nie spałem albo w ogóle, albo bardzo mało, ponieważ robili, co w ich mocy, by zatrząść fundamentami domu.
To, że była tak blisko, wkomponowana w moje życie, dodawało się do mojej udręki.
Wszedłem do salonu, gdzie natknąłem się na Leę spoglądającą przez frontowe okno, ubraną w jeden z t-shirtów Emmetta i nic poza tym. Stała tam, ostentacyjnie mnie ignorując, a wczesne światło poranka obrysowywało kontury jej ciała. Piła z mojego kubka z logo „Beacon Plumbing”.
– Byłbym wdzięczny, gdybyś nie używała mojego kubka – powiedziałem z pretensją, stając za barem śniadaniowym, żeby ukryć pokaźną erekcję. Tak naprawdę to nie byłem do niego jakoś szczególnie przywiązany.
Leah spojrzała prosto na mnie, wodząc językiem po brzegu naczynia.
– Teraz jest mój – powiedziała z uśmiechem i odwróciła się, by nadal wyglądać przez okno.
Podchodzę do komody, chwytam filiżankę i udaję się do kuchni. Bardziej przypomina ona korytarz prowadzący do małego kącika, który przypuszczalnie jest jadalnią, z tym że zamiast stołu znajduje się tam biurko i krzesło. Rozglądam się dookoła i natychmiast wpada mi w oko stojąca na blacie do połowy pełna francuska kafeteria. Uśmiecham się krzywo i potrząsam głową.
Kilka lat temu Emmett zaprosił Leę do domu naszych rodziców na Święta Bożego Narodzenia. Pamiętam, że dał jej wtedy żałośnie śmieszny t-shirt, który ujawniał więcej z ich życia seksualnego, niż chciałbym kiedykolwiek się dowiedzieć. Byłem w rozterce, nie mając pojęcia, co dla niej kupić, a oczekiwano, że coś jej podaruję. Wiedziałem, że lubi pić kawę, w każdym razie piła, ilekroć była u nas w domu, więc kupiłem jej francuską kafeterię i paczkę kawy. Lea zachowała się uprzejmie, gdy otworzyła prezent, nawet mi podziękowała. Później, gdy chciałem jej wytłumaczyć, co się z tym robi, powiedziała, że prawdopodobnie nigdy nie będzie tego używać, że kawa z ekspresu jest dla niej wystarczająco pretensjonalna. Byłem tak wkurzony jej komentarzem, że wyszedłem i kupiłem dla niej kupon na ulubioną kawę, po to tylko, by się upewnić, że dam jej coś, z czego zrobi użytek.
Potrząsam lekko głową, gdy napełniam ponownie filiżankę i podchodzę do biurka w jadalni. Laptop Lei jest otwarty, a wygaszacz ekranu aktywny – słowa: Chłopcy mają penisy, a Jake ma waginę przesuwają się po monitorze. Seksowny różowy iPod, prezent od Alice na tamto niechlubne Boże Narodzenie wspiera się na stojaczku obok komputera. Siadam i biorę go do ręki, żeby zobaczyć, jakiej muzyki słucha Leah. Moja dłoń przypadkowo trąca klawiaturę i wygaszacz znika.
Pojawia się małe okno, pytając o hasło. Gapię się na nie i przez chwilę się zastanawiam. Jakie hasło mogłaby wybrać Leah? Dochodzę do wniosku, że zabezpieczenie jest pewnie po to, by jej kuzyn mięśniak tam nie zaglądał, więc nie może być to coś oczywistego. Leah nie posiada zwierzątka ani żadnego pseudonimu. Stukam jej iPodem o usta, starając się zgadnąć, co też mogłoby to być. Wpisuję coś, co jest skrajnie nieprawdopodobne, bardziej z ciekawości, myśląc, że na pewno nie zaszkodzi: „Buffon Cullen” i wciskam enter – okienko znika i ukazuje się pulpit. Uśmiecham się, patrząc na powierzchnię zawaloną ikonami i skrótami. Przesuwam kursor myszki, by kliknąć na skrót do iTunes, gdy nagle nazwa pewnego folderu przykuwa moją uwagę.
Alice J-Lo chłam
Wiem, co to jest, ale nie mogę się powstrzymać przed otworzeniem. Otwiera się okno, ukazując dziesiątki miniaturek zdjęć Lei. Przypominam sobie, jak Alice musiała odtworzyć na zajęcia z fotografii profesjonalną sesję zdjęciową – wybrała sobie Jennifer Lopez i poprosiła Leę, żeby była jej modelką. Pamiętam, jak moja siostra jęczała, skarżąc się, że namówienie do tego Lei było gorsze od wyrywania zębów. Nigdy tych zdjęć nie widziałem, sądziłem, że będą głupie. Gdy je teraz przeglądam, z rozczarowaniem stwierdzam, że się nie myliłem. Leah wygląda na spiętą i zirytowaną na większości fotografii. Jej naturalne piękno jest ukryte pod futrami, monstrualnymi okularami i przesadną ilością makijażu. A co gorsza, jej włosy są dziką burzą loków. Tylko Alice mogła pomyśleć, że to dobry pomysł zakręcić proste, naturalnie lśniące czarne włosy Lei.
Już prawie zamykam folder, gdy zauważam zdjęcie, które jest inne niż pozostałe. Przewijam w dół i widzę serię czarno-białych fotek, przedstawiających Leę bez makijażu, ubraną w czarną halkę i stojącą przed lustrem. Szczególnie jedna się wyróżnia. Klikam na nią i obraz powiększa się do formatu pełnego ekranu. Leah zaciska dłonie w pięści na brzegu halki, tak krótkiej, że ledwo przykrywa pupę, a głowę ma opuszczoną. Trudno jest stwierdzić, czy jej oczy patrzą w dół, czy też są zamknięte. To z pewnością jest zdjęcie z zaskoczenia, po prostu nie wygląda na pozowane; jest zbyt naturalne i zbyt wiele odsłania.
Wpatruję się w opuszczone w dół kąciki ust i sztywną postawę. Mam ochotę jej dotknąć, pogładzić dłonią plecy i odgarnąć włosy z twarzy.
Wzdrygam się i zamykam folder. Odpalam iTunes i szybko przeglądam zgromadzoną muzykę, żeby coś puścić. Wybieram jedną z playlist Lei i wstaję od biurka. Wchodzę z powrotem do kuchni, gdy rytmiczne uderzanie o struny hiszpańskiej gitary rozbrzmiewa wokół, a głos kobiety opowiada mi o tym, jak bardzo chce, bym jej pragnął. Otwieram lodówkę i pochylam się, żeby zobaczyć, co Leah ma do jedzenia. Wita mnie dziwny zapach, pojedynczy pojemnik jogurtu i kostka sera cheddar.
Gapię się przez chwilę z niedowierzaniem. Ona nawet nie ma przypraw, chyba że można za taką uznać torebkę keczupu w przegródce na masło.
Leah
Dzisiaj jest na szczęście pracowity dzień. Mamy dwudziestu pięciu nowych pracowników i muszę przed wakacjami przeprowadzić ich wszystkich przez etap orientacji zawodowej. Spędziłam większość poranka na sortowaniu stosów papierów, podczas gdy dziewczyny zdawały mi sprawozdania z przebiegu weekendu. Dzięki opowieściom o swoich rodzinach, sprośnemu humorowi i po prostu ich przyjaźni Kathy, Kim i Hope sprawiają, że moja praca jest do zniesienia.
Zawsze podczas pierwszej przerwy zbiegamy do kafejki na kawę i ploty.
– Poproszę średnie karmelowe Macchiato z dodatkowym karmelem, średnią miętową Mochę z bitą śmietaną, średnią zwykłą Mochę i duże, wzmocnione Americano – recytuję nasze zwykłe zamówienie, kładąc z trzaskiem moją kartę prepaidową i staram się nie myśleć o tym, o czym próbuję nie myśleć przez cały czas od rana.
Edward został na noc. Znowu.
Wypycham tę myśl z mojego umysłu i wygrzebuję trochę drobnych, żeby wrzucić do słoika na napiwki, a następnie odbieram swoją kartę od kasjerki.
Edward jest w moim mieszkaniu… nagi.
Usuwam się z drogi innym klientom i idę, by dołączyć do dziewczyn obok stanowiska z dodatkami do kawy.
Nagi Edward.
– Co ty jesteś taka rozpalona? – pyta Kathy z uniesionymi brwiami. Ona naprawdę ma wzrok jak jastrząb.
– Nie wiem, może zaczynam być chora – odpowiadam ze wzruszeniem ramion.
– Jasne, bierze cię fiutogrypa – prycha Kim.
– Zamknij się, zołzo – mówię, wyjmując z kieszeni piłeczkę antystresową i rzucam nią w jej kierunku.
– Hej! – krzyczy Kim i uchyla się przed ciosem.
– Jakbyś nie była przyzwyczajona do kulistych kształtów latających przed twoją twarzą, Kim – mówi Hope z uśmieszkiem.
Pękam ze śmiechu, gdy nagle mój telefon zaczyna wibrować. Wyławiam go z kieszeni.
– Przepraszam – słyszę za mną znajomy głos. Odwracam się i widzę, jak zza lady macha do mnie barista. Przykładam ucho do słuchawki.
– Hej, zołzowata gębo, nie zostawiłem przypadkiem u ciebie mojego Playboya? – wrzeszczy Jake do telefonu.
Słyszę w tle dudnienie rapu, to pewnie Embry tego słucha, bo Jake jest raczej fanem metalu.
– Jedną chwilkę – mówię uprzejmym tonem, na przekór silnemu pragnieniu, by go zamordować, które sprawia, że powieka mi drży. Opuszczam telefon i podchodzę do lady, obdarzając stojącą za nią ładną dziewczynę pełnym skruchy uśmiechem. – Przepraszam.
– Och, nic się nie stało – odpowiada, mrugając okiem i unosi papierowy kubek, który ostrożnie oznacza symbolem mojego zamówienia. – Po prostu chciałam wiedzieć, czy życzysz sobie bitą śmietanę. – Uśmiecha się do mnie zalotnie.
Przychodzę tu codziennie od dwóch miesięcy, by zobaczyć jej uśmiech, chociaż nie odważyłam się dotąd zapytać, jak ma na imię.
– Um… – jąkam się przez chwilę, bo mój umysł wypełnia wizja tego, co można zrobić z bitą śmietaną i ten obraz nie dotyczy jej, dotyczy Edwarda. – Nie, dzięki.
Potrząsam głową i posyłam dziewczynie równie zalotny uśmiech, przykładając z powrotem telefon do ucha. Natychmiast atakuje mnie głos jakiegoś dupka, rapującego o obciąganiu jego fiuta.
– Czego chcesz? – jęczę do mikrofonu, odchodząc, by stanąć przy ścianie, odprowadzana przez ordynarne gesty moich koleżanek.
– Gdzie jest mój Playboy? – krzyczy Jake, aż muszę odsunąć słuchawkę od ucha. – No wiesz, ten z Moon Bloodgood na okładce.
– A skąd, do kurwy nędzy, mam wiedzieć? – pytam, zauważając mały siniak na nadgarstku. – Po co ci on, tak w ogóle? – warczę, starając się zamaskować dreszcz, który przechodzi mnie na wspomnienie tego, jak Edward związał mi ręce.
– Nie twój zasrany interes, kobieto – prycha Jake.
– Po prostu oddaj pisemko i nikomu nie stanie się krzywda – słyszę Embry’ego krzyczącego w tle.
– Nie mogę – mówię ze złośliwym uśmieszkiem. – Jeszcze go nie skończyłam przeglądać.
– A do czego, u licha, miałby on tobie się przydać? Czekaj, nie odpowiadaj – głos Jake’a staje się nosowy, a mój uśmiech się powiększa. Jake nie jest homofobem. Ale przeraża go, gdy zaczynam mówić o czymkolwiek związanym z seksem. Kocham Jake’a, co jest w pewnym sensie naturalne, bo jest moim kuzynem, ale on ma dziwaczne problemy emocjonalne. Jak na przykład to, że czuje obrzydzenie na myśl o uprawianiu przeze mnie seksu. Oczywiście, nie pomagam mu w tym.
– Aj, daj spokój, Jake. – Próbuję się nie śmiać, gdy kontynuuję: – Wiesz jak to jest, gdy masz ciężki dzień. Po prostu chcesz wtedy obalić piwko i zrobić sobie dobrze. Poza tym ta rozkładówka Moon Bloodgood to naprawdę podniecające gówno.
– Jesteś chorą suką, Leah – jęczy Jake do telefonu. – Zatrzymaj pisemko, a w zasadzie je spal. Myślę, że zostanę księdzem.
– Jesteś taką cipą – śmieję się i potrząsam głową.
– Nie, no pewnie, w końcu mój fiut jest tylko dla ozdoby – on też się śmieje. Jake i ja zawsze wygłupiamy się w ten sposób, choć zazwyczaj osobiście. Przypuszczam, że jest mi trochę smutno, że się wyprowadził. Tęsknię za jego wkurzającą dupą, zwłaszcza że muszę sama płacić czynsz, zanim wprowadzi się Bella.
– Jeśli go znajdę, dam ci znać – mówię w końcu z westchnieniem.
– Dzięki – słyszę uśmiech w jego głosie. – Masz rację, ta Bloodgood jest niesamowicie gorąca. Zadzwoń do mnie w przyszły weekend, Embry i ja zamierzamy zrobić parapetówkę. Bardzo chcemy, żebyś przyszła.
– Jasne – mówię i rozłączam się. Podnoszę wzrok i patrzę prosto w oczy baristy. Uśmiecha się do mnie i trzyma w rękach tekturową tackę, wypełnioną moim zamówieniem.
– Nie chciałam przerywać rozmowy – mówi, puszczając oczko, gdy ja biorę od niej napoje.
– Dzięki – udaje mi się jedynie pisnąć.
– Zawsze do usług. – Obdarza mnie znowu tym zalotnym uśmiechem i odchodzi za ladę. Natychmiast jestem otoczona przez dziewczyny, które śmieją się ze mnie do rozpuku. Wiedźmy.
Edward
Sturlałem się z łóżka i wyrzuciłem kondom, po czym zdjąłem z siebie resztę ubrań. Gdy się odwróciłem, Leah obserwowała mnie spod ciężkich powiek.
– Masz zamiar na mnie zasnąć? – zapytałem, wczołgując się do łóżka obok niej. Otarłem się nagą skórą o jej plecy, czerpiąc satysfakcję z tego, jak westchnęła i przycisnęła ciało do mnie.
– Może – powiedziała, ziewając i splotła nogi z moimi, jednocześnie sięgając ręką do tyłu, aby przeczesać nią moje włosy. Pochyliłem głowę i przycisnąłem usta do jej szyi. Pragnąłem jej znowu, ale nie chciałem się wydać zbyt niecierpliwy.
– Jest trochę wcześnie, nie sądzisz? – wyszeptałem jej do ucha, rozkoszując się tym, jak całe ciało Lei zadrżało. Położyłem dłoń na jej udzie i przyciągnąłem ją do mnie.
– Cholera – sapnęła, gdy poczuła na plecach nacisk mojego twardego fiuta, a jej paznokcie wpiły się w skórę mojej głowy. Doznanie było jak elektryczny impuls przyjemności, przez co naparłem na nią biodrami jeszcze mocniej.
Przesunęła się, przekręciła twarzą do mnie i przycisnęła ręce do moich barków. Roześmiałem się, gdy uderzyłem plecami o materac. Dosiadła moich bioder i wywarła nacisk swoim ciałem. Miała zamknięte oczy i przygryzała wargi. Chciałem zapamiętać ten obraz na zawsze. Położyłem dłoń między jej piersiami i przesunąłem powoli w dół, do pępka. Jej skóra była taka gładka, ciemniejsza niż moja. Jak karmelowy zamsz. Widok jej poruszającej się nade mną wysyłał dreszcze przez moje ciało, tak samo jak uczucie okrywającej mnie jej wilgoci.
Przesunąłem rękę z powrotem do góry i otoczyłem szyję Lei, przyciągając jej głowę do swoich ust. Gdy poczułem dotyk warg, zmienił się kąt, pod jakim na mnie napierała i niemal wślizgnąłem się w nią. Wzięła raptowny wdech i odsunęła się.
– Kondom. – Pochyliła się, by szarpnięciem otworzyć szufladę w stoliku nocnym. Powróciła zaopatrzona w prezerwatywę, a ja uśmiechnąłem się, gdy walczyła z opakowaniem.
– Ja to zrobię – powiedziałem, biorąc od niej kwadracik i rozdarłem go zębami.
Leah wsparła dłoń o materac, obok mojej głowy i uniosła ciało. Nałożyłem kondom na czubek i poczułem muśnięcie palców jej wolnej ręki, gdy wzięła opakowanie, które ciągle trzymałem w zębach. Przeszedł mnie dreszcz, ale pozostałem skupiony i naciągnąłem całą prezerwatywę.
– Okej – powiedziałem, układając dłonie na jej udach, a ona opuściła się na mnie.
– Boże – syknąłem, wypuszczając powietrze, gdy mnie pochłonęła, a ja poczułem, że trafiam w znajome miejsce. Leah jęknęła i pochyliła się do przodu, opierając dłonie na mojej klatce piersiowej. Nawinąłem na rękę jeden z jej warkoczy, przyciągając do siebie jej twarz. Nasze usta zderzyły się, gdy dźwignęła biodra. To było to, chciałem zatrzymać ten moment. Leah powoli opuściła się na mnie, a ja wyszedłem jej naprzeciw swoimi biodrami.
– ku*** – wydyszała w moje usta, a ja uszczypnąłem jej dolną wargę. Poczułem ostry ból, gdy przejechała paznokciami w dół mojej klatki piersiowej i nie zdołałem powstrzymać jęku.
– Moja kolej – wyszeptałem, przyciągając ją bliżej i zatopiłem zęby w jej ramieniu. Krzyknęła, uderzając mocno we mnie miednicą. Przesunąłem językiem po jej skórze, starając się złagodzić ból po ugryzieniu.
– Zrób to jeszcze raz – jęknęła i wywarła nacisk na tył mojej głowy. Uderzyła mnie gorąca fala przyjemności, tętniąca w całym ciele. Leah potrafiła doprowadzić mnie prawie do orgazmu samymi słowami. Przycisnąłem zęby do jej skóry, tym razem trochę mocniej, i poczułem, jak jej ciało zadrżało. „O Boże, ona zaraz dojdzie jedynie pod wpływem tego doznania” – ta myśl huczała mi w głowie. Moje spełnienie się zbliżało, dając mi znak w postaci pulsującego ciepła u podstawy kręgosłupa.
– Zaczekaj – wykrztusiłem, spychając ją ze mnie na bok.
– CO? – krzyknęła, ale zignorowałem to i poruszyłem się, by usiąść na piętach.
– Chodź tutaj. – Chwyciłem ją za ramię i przyciągnąłem tak, żeby usiadła tyłem do mnie.
– Co to za pierdoły z Kamasutry? – jęknęła.
– Po prostu usiądź – warknąłem i otoczywszy ramieniem jej talię, dźwignąłem ją górę. Zrzędziła, ale opuściła się na mnie. Oboje jęknęliśmy, gdy spoczęła na moich kolanach i ponownie pochłonęła mnie swoim wnętrzem. Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu; objąłem ją, oddychając tuż przy ciepłej skórze jej pleców.
– Mógłbym zostać tak na zawsze – wyszeptałem. Leah ciężko zaczerpnęła powietrza i nie byłem pewien, czy mnie usłyszała. Pocałowałem jej plecy i wtedy głośno i pośpiesznie odetchnęła, napierając ciałem w dół. Jęknąłem i umieściłem dłonie na jej talii, starając się zapewnić jej równowagę, gdy zaczęła się ponownie poruszać.
– Ugryź mnie – wyjęczała i nabrałem pewności, że mnie nie usłyszała. Przeciągnąłem zębami po jej skórze, a ona syknęła i zwiększyła tempo.
Dźwięk wibrującej komórki wyrywa mnie ze wspomnień. Wciskam klawisz rozmowy przez blue-tooth.
– Edward – głos Heidi odbija się echem we wnętrzu samochodu.
– To ty zadzwoniłaś – odpowiadam, zatrzymując się na skrzyżowaniu.
– Planujesz pojawić się dzisiaj? – pyta z wyraźną irytacją w głosie.
– Właściwie to pomyślałem, że skoro tak wspaniale idzie ci wykonywanie mojej pracy, nie jestem tam niezbędny. – Śmieję się i słyszę jej jęk.
– Cullen, wiesz, że pochlebstwa nic ci nie dadzą, jeśli chodzi o mnie, ale naprawdę cię potrzebujemy – w jej głosie pobrzmiewa dziwne zdenerwowanie.
– Co się dzieje? – pytam, skręcając na prawo i przecinając parking.
– Jane – wzdycha. Cofam samochód przed maską SUV-a, a następnie przyśpieszam.
– Nic jej nie jest? – nawet nie staram się usunąć napięcia z mojego głosu.
– Naprawdę nie wiem. Wybiegła jak burza podczas wczorajszej wieczornej inspekcji i od tamtej pory nikt jej nie widział – wzdycha Heidi przez głośnik, a ja naciskam na hamulce, zauważywszy czerwone światło.
– Dlaczego nikt do mnie nie zadzwonił? – krzyczę i uderzam pięścią w kierownicę.
– Nie sądziliśmy, że to poważna sprawa. Wiesz, jak to z nią czasem bywa – ponownie wzdycha Heidi, a ja mam ochotę wyrzucić telefon przez okno.
– Jadę do centrum. Jeśli czegokolwiek się dowiesz, natychmiast zadzwoń – mówię, rozłączając się, zanim ma szansę odpowiedzieć.
Później ją za to przeproszę. Heidi po prostu czasami nie rozumie dzieciaków. Postrzega je jako rozpuszczone, kapryśne nastolatki. Nie pojmuje, że większość z nich nigdy nie miała normalnego domu, nie usłyszała przez całe życie troskliwego słowa.
Zająłem się prowadzeniem Schroniska Dla Młodzieży w Seattle około sześciu miesięcy temu. Początkowo była to przysługa dla Carlisle’a. Gareth, poprzedni menadżer, miał nagłą trudną sytuację rodzinną, a ponieważ ja przerwałem akurat pracę, powiedziałem ojcu, że pomogę. Cała rodzina udzielała się w schronisku od naszych najmłodszych lat. Alice, Emmett i ja co roku w Wigilię przynosiliśmy świąteczne prezenty dla dzieciaków. Podczas jednej z takich bożonarodzeniowych akcji poznaliśmy Jaspera, który był nowym mieszkańcem schroniska. Ledwo co wysiadł z autobusu z Houston, pełen marzeń o muzycznej karierze. Wszystkie te chaotyczne, spóźnione święta były tego warte, bo dzięki nim miałem szansę go poznać. Jasper jest dla mnie jak brat odnaleziony po latach i czuję, jakbym miał olbrzymi dług do spłacenia wobec schroniska za to, że do nas trafił.
I tak zacząłem tam pracować, sprawować kontrolę nad rzeczami, podczas gdy Gareth zajmował się swoją rodzinną sytuacją. Jego przejściowe trudności zamieniły się w trwałe wycofanie i nagle byłem odpowiedzialny za schronisko, które rozpaczliwie potrzebowało kogoś, kto uchroniłby je przed bankructwem. Namówiłem mojego byłego pracodawcę – Arollia „Aro” Galla do założenia fundacji. Wiem, że zrobił to, mając nadzieję, że kiedyś znowu będę pracował dla niego. Po sześciu miesiącach pracy z kadrą schroniska i dziećmi nie jestem pewien, czy mógłbym kiedykolwiek tam wrócić.
Podjeżdżam pod gmach sądu i mam fart, bo znajduję wolne miejsce parkingowe. Parkuję i opłacam w parkomacie maksymalną ilość czasu, po czym umieszczam bilet za szybą samochodu. Jest prawie pora lunchu, co znaczy, że najprawdopodobniej Jane będzie zaczepiała tłum biznesmenów. Jest ładna, wygląda na młodszą, niż jest w rzeczywistości, więc lubi ogrywać rolę małej, podekscytowanej, bezdomnej dziewczynki.
Przebiegam przez ulicę i kieruję się w stronę wietnamskich delikatesów, przepatrując tłum klientów przychodzących w czasie lunchu. Namierzam ją od razu. Wokół niej zgromadziła się całkiem niezła publiczność. Jane zaciera swe małe rączki.
– To nie jego wina. Jest kombatantem i wojna nieźle pomieszała mu w głowie. Jednakże nie mogłam tego znieść. – Jej wysoki głos małej dziewczynki działa jak zaklęcie na całą rzeszę pracowników klasy średniej, jej jasne oczy lśnią powstrzymywanymi łzami. To jest przedstawienie. Widziałem już, jak potrafi za każdym razem wymyślić inną historię dla nowej publiczności. Na przykład jest bulimiczką, ojciec sparaliżowanym weteranem wojennym albo jej mama cierpi na psychozę maniakalno-depresyjną. Jane ma gotową historię na każdą sytuację. Mówi ludziom to, co powinni usłyszeć, by dać jej to, czego potrzebuje.
– Doktorze Cullen – mówi Jane, gdy przepycham się przez tłum, podchodzi do mnie i przytula się. Otaczam ją ramieniem.
– Idziemy – oświadczam i zaczynam odciągać ją od ludzi.
– Dziękuję wam wszystkim. Muszę jechać odwiedzić tatę w klinice – mówi jednym ciągiem, machając publiczności na pożegnanie.
– Jak bardzo naćpana jesteś? – szepczę, gdy przechodzimy przez ulicę.
– Nie jestem naćpana – chichocze. Zatrzymuję się, gdy tylko docieramy do chodnika po drugiej stronie. Okręcam ją dookoła i przytrzymuję w dłoniach jej twarz. Oczy wyglądają czysto, ale nie ufam temu.
– Gdzie jest Alec? – pytam, podciągając jej rękawy. Ślady po ukłuciach goją się i nie ma żadnych nowych.
– Jestem czysta jak pierdolona mniszka, Edward – wzdycha Jane i wyrywa mi ramię. – Masz dymka?
– Gdzie jest Alec? – powtarzam, ignorując jej pytanie. Jane wywraca oczami i grzebie w kieszeni.
– Nie czuje się dobrze – mówi, wyciągając paczkę tanich papierosów i wyjmuje jednego.
– Cholera! – syczę, obserwując, jak wkłada go do ust. – Jest przy Trollu? – zabieram jej papierosa, łamię go i rzucam na ziemię.
– ku***! – jęczy Jane, gdy ciągnę ją w kierunku samochodu. – Wiesz, że to wina tej suki, Heidi. Musiała oczywiście zrobić mi awanturę o to, jak lubię spać.
– Zaraz. – Zatrzymuję się tuż przed samochodem. – Tu chodzi o twoje pieprzone spanie na golasa? – Gapię się na nią, a ona posyła mi nieśmiały uśmiech, wkładając pomiędzy usta następnego papierosa.
– Być może byłam w tym czasie w łóżku Felixa – uśmiecha się szeroko, a ja odpowiadam jękiem.
– Wsiadaj do samochodu – mówię, otwierając drzwi.
– Patrzcie, jaki poważny – kwituje Jane z uśmieszkiem, gdy wślizguję się na fotel kierowcy. Przetrząsa kieszeń, myślę, że w poszukiwaniu zapalniczki. Chwytam jej papierosa i wyrzucam przez okno.
– Powiedz, że przynajmniej nie zapomniał zabrać inhalatora – mówię z jękiem, uruchamiając silnik.
– Hej, podnieś to z prędkością światła, panie Scrooge*** – protestuje i krzyżując ręce, opiera się o siedzenie.
Dotarcie do Fremont**** zajmuje nam dłużej, niż się spodziewałem, a jeszcze dłużej – znalezienie miejsca do zaparkowania. Gdy w końcu ustawiam samochód i wyłączam silnik, spoglądam na Jane, która ma nadąsany wyraz twarzy.
– Myślałem, że mieliśmy umowę? – wzdycham i przeczesuję włosy palcami.
– Taak… – odpowiada, i wciska się mocniej w siedzenie. – To przez Heidi – zaczyna, ale jej przerywam.
– Nie obchodzi mnie, czy Heidi każe ci wkładać na noc kurtkę z kapturem. Masz przestrzegać zasad – brzmię bardziej surowo, niż zamierzałem i Jane wzdryga się, patrząc na mnie wilkiem. – Oboje wiemy, o co toczy się gra.
– Tak – syczy w odpowiedzi i opuszcza ją wojownicza postawa.
Siedzimy w milczeniu przez kilka minut, zanim znów zabieram głos.
– To jest tego warte – mówię, a Jane wzdycha ciężko.
– Wiem, Edward – odpowiada z jękiem, otwierając drzwi i wysiada z samochodu.
Miałem dziesięć lat, gdy Emmett powiedział mi, że w Seattle jest troll. Nie uwierzyłem mu. Już wtedy lubił płatać figle. Wystarczająco znałem mojego brata, by poddawać w wątpliwość, cokolwiek powiedział. Byłem zaszokowany, gdy Carlisle potwierdził, że Em mówi prawdę. W najbliższy weekend pojechaliśmy do Fremont. Po drodze mijaliśmy Woodland Park Zoo i Alice dostała szału, bo chciała się zatrzymać i koniecznie zobaczyć zwierzęta. Pamiętam, jak zastanawiałem się, czy troll ich nie wystraszył, ale nie chciałem zawracać tym głowy Carlisle’owi. Musieliśmy wynieść Alice z zoo, ale udało nam się w końcu dotrzeć do Aurora Bridge. Kiedy zrozumiałem, że Troll***** jest ogromną rzeźbą, byłem trochę rozczarowany, ale nie okazałem tego. Uśmiechnąłem się, gdy pozowaliśmy obok Volkswagena pluskwy,****** którego monstrum trzymało w łapie, a Carlisle zrobił nam zdjęcie.
Jane i ja idziemy w milczeniu, mijając kilka przecznic, żeby dostać się do mostu Aurora. Jane chwyta najniższe gałęzie drzew, które zwisają nad chodnikiem. Zrywa ostatnie, uparte liście, ciągle tam tkwiące mimo nadchodzącej zimy. Rozdziera je na kawałki i rozsypuje po chodniku, mamrocząc frazę po łacinie, której nauczyłem ją podczas jednej z naszych sesji. Jest zbiornikiem niewykorzystanej ciekawości i nieograniczonej energii, ale to jej wyostrzona zdolność do odczytywania ludzkich charakterów zawsze była dla niej błogosławieństwem i zmorą jednocześnie.
Gdy zbliżamy się do mostu, Jane zrywa się do biegu i zaczyna wołać brata.
– Alec! – krzyczy, usiłując wspiąć się na ramiona Trolla.
Podchodzę z przodu rzeźby i czekam obok ręki z Volkswagenem. Wpatruję się w oko-kołpak. Zawsze mi się podobało, że ktoś wyciął na nim symbol pokoju.
– Przyniosłaś jedzenie? – słyszę łamiący się, chrapliwy ton głosu Aleca.
– Jeszcze lepiej – odpowiadam, patrząc w górę na potargane kudły Trolla i widzę, jak pojawia się zakapturzona głowa chłopca.
– Edward – jego głos się łamie, gdy wymawia moje imię. Macha do mnie. Wygląda blado i ma podkrążone oczy.
– Schodź na dół, przez ciebie przedwcześnie się zestarzeję – mówię do niego, używając zwrotu, który często słyszeliśmy w ustach Carlisle’a, gdy dorastaliśmy. Alec uśmiecha się do mnie radośnie i znika. Upływa kilka minut, zanim znów się pojawia, idąc wzdłuż barku Trolla. Alec i Jane są bliźniakami, ale on jest wyższy od siostry o jakieś pół metra. Ten wysoki wzrost nadaje mu kruchy wygląd, szczególnie w połączeniu z wychudzoną, wątłą sylwetką. Trudno jest utrzymać jego wagę nawet wtedy, gdy je regularnie, ale gdy jest na ulicy, jego zdrowie szybko się pogarsza.
Poznałem ich podczas pierwszego tygodnia kierowania schroniskiem. Jane była naszprycowana Metamfetaminą i praktycznie wniosła półprzytomnego Aleca do środka. Kaszlał, miał problemy z oddychaniem i siny odcień skóry, zwłaszcza wokół ust i paznokci. Od chwili, gdy przekroczyli nasz próg, wiedziałem, że to coś więcej niż przeziębienie, przy którym obstawał lokalny menadżer. Zabrałem ich do pokoju pierwszej pomocy i gdy zbadał go lekarz, dowiedzieliśmy się, jak bardzo chory jest Alec.
– Bądź ostrożny – mówię, wsuwając ręce do kieszeni, żeby nie mogli zobaczyć zaciśniętych pięści i przyglądam się, jak schodzą po stromym zboczu.
Jane idzie pierwsza, stawiając powolne, pewne kroki; jej wyższy brat trzyma ją za rękę, żeby utrzymać równowagę i podąża za nią. W ten właśnie sposób przetrwali wszystkie te lata, borykając się z matką-narkomanką i systemem zaprojektowanym tak, by pozwolić im zostać spisanymi na straty. Jane jest tą silną połową, opiekunem, wyłudzającą i kradnącą wszystko, co tylko było im niezbędne do przetrwania. Jednak nie jest w stanie ukraść ani wyłudzić jedynej rzeczy, której Alec rozpaczliwie potrzebuje.
Alec ma zwężenie aorty i jedyna możliwość, by go wyleczyć, to nowe serce. Transplantacja serca kosztuje miliony dolarów, biorąc pod uwagę koszty pobytu na intensywnej terapii, wynagrodzenie chirurga i innych specjalistów oraz potrzebne leki. Równie dobrze mogłaby kosztować miliard, nie ma to większego znaczenia, jeśli chodzi o nich. Jednakże – mam pewien plan. Pracuję nad tym, by namówić Volt Corp – mojego wcześniejszego pracodawcę do sponsorowania operacji Aleca. Najpierw muszę doprowadzić chłopca do dobrego i stabilnego stanu zdrowia, by mógł zostać zakwalifikowany jako pacjent do przeszczepu. Obiecałem Jane, że jeśli tego dokonamy, znajdę Alecowi serce.
– No to jak, musimy błagać, żeby dostać jakieś tajskie żarcie? – pyta Jane, gdy docierają bezpiecznie do mnie.
– Proszę – mówi Alec i mruga oczami.
– Okej – jęczę, ale i tak nie mogę powstrzymać uśmiechu wykwitającego na mojej twarzy.
Leah
Mój telefon ćwierka, a Hope posyła mi uśmieszek.
– Pilnuj swojego nosa, kobieto – syczę na nią, wysuwając telefon z kieszeni i zerkając na wiadomość.
Myślisz o mnie. Przyznaj to.
– To się nazywa najbardziej głupkowaty uśmiech, jaki istnieje – mówi Kathy z chytrym grymasem.
– Skąd wiesz, jesteś ekspertem od głupkowatych uśmiechów? – pytam, wystukując klawiszami odpowiedź.
Taa… Myślę o tym, jakie to fajne uczucie, mieć wrażenie, że się jeździło cipką po szlifierce taśmowej.
– Znowu jesteś rozpalona – szepcze do mnie Kathy, a ja usiłuję posłać jej najbardziej mordercze spojrzenie. W odpowiedzi tylko się śmieje ze mnie. Mój telefon podskakuje i ignoruję ją, sprawdzając wiadomość.
Jesteś gotowa na męskie mięcho?*******
Gapię się przez chwilę na ten tekst i wtedy dociera do mnie, że to od Emmetta. Staram się zdusić śmiech i zażenowanie, gdy myślę, jak odpowiedzieć. Dlaczego, do cholery, on do mnie pisze? Gdy wystukuję odpowiedź, moja komórka znowu brzęczy.
Głuptasie, przecież wiesz, że jestem wegetarianką.
Otwieram SMS od Edwarda.
Chcesz, żebym dziś wieczorem był delikatny?
Czuję, jak mój żołądek wywija koziołka. Co on ma na myśli, mówiąc „dziś wieczorem”? Znowu przyjdzie? Dlaczego?
Wpatruję się w tekst, rozważając, co powinnam napisać, a mój telefon brzęczeniem obwieszcza nadejście kolejnej wiadomości.
Ciągle jesteśmy umówieni na wieczór?
Wybucham śmiechem, a trzy pary oczu gapią się na mnie. Szybko się uspokajam i wysyłam taki sam SMS do obu.
Dziś wieczorem?
Nie chcę za bardzo myśleć o tym, jak szybko wali moje serce, gdy czekam na odpowiedź Edwarda. Najpierw przychodzi wiadomość od Emmetta, ale Edward wysyła taki sam tekst jak jego brat.
Meczowy maraton
Wpatruję się w te wiadomości i mam wrażenie, że zimna bryła spadła na dno mojego żołądka. Meczowy maraton to tradycja, którą Emmett i ja zapoczątkowaliśmy, gdy zaczęliśmy ze sobą chodzić. Oglądamy wszystkie mecze wyjazdowe Seahawks u niego w domu, który jest przecież również domem Edwarda. Zupełnie zapomniałam, że właśnie dzisiaj byliśmy umówieni na oglądanie meczu u Cullenów. Na pewno będzie Rose, bo ona i Em są nierozłączni. Opierając się na krześle, wysyłam do chłopaków tę samą wiadomość.
Brzmi wspaniale. Do zobaczenia.
To będzie jedna z najbardziej kłopotliwych nocy w moim życiu.
– Leah, dobrze się czujesz? – pyta zaniepokojona Kim. – Wyglądasz, jakbyś miała zaraz zwymiotować.
* Pocztówka stanowi subtelną grę słów dotyczącą Święta Dziękczynienia – w oryg. Thanksgiving. Słowo Thanksgiving zostało podzielone na dwa i dodano przed słowami „Nie”: NO Thanks (nie dziękujemy) i NO Giving. (żadnych darów).
** Niggaz Wit Attitudes – grupa afroamerykańskich raperów wywodzących się z Compton, czołowi wykonawcy gangsta rapu.
*** Scrooge znaczy chytrus, skąpiec, ale zostawiam w oryginale, bo Jane ma na myśli znaną postać Ebenezera Scrooge’a - głównego bohatera opowiadania Karola Dickensa Opowieść wigilijna, zamkniętego w sobie, zgorzkniałego skąpca, nielubiącego ludzi ani świąt Bożego Narodzenia.
**** Fremont to dzielnica podmiejska Seattle o szczególnym charakterze, czasami nazywana „Artystyczną Republiką Fremontu”, centrum kontrkultury.
***** Troll jest ogromną rzeźbą, która znajduje się pod mostem George’a Washingtona w Seattle, nazywanym też Aurora Bridge. Trzyma w dłoni Volkswagena Beattle - [link widoczny dla zalogowanych]
****** Edward tak sobie nazywa Volkswagena Beattle (beattle – chrząszcz)
******* Niestety, dowcip trochę nieprzetłumaczalny, bo „man meat” oprócz podstawowego znaczenia w slangu oznacza wielkiego penisa, ale również męskiego, umięśnionego striptizera.
Rozdział 4 |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Pią 20:01, 08 Paź 2010, w całości zmieniany 6 razy
|
|
|
|
nicole369
Zły wampir
Dołączył: 29 Mar 2010
Posty: 254 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: N. Tomyśl /Poznań
|
Wysłany:
Sob 12:45, 14 Sie 2010 |
|
Dzwoneczku, wiesz, że czytam od początku i będę czytać do samiuśkiego końca. Uwielbiam to opowiadanie, uwielbiam parę Leah i Edward, uwielbiam opisy ich seksu....
Błędów ci nie będę wytykać, bo ich nie ma. Jesteś cudowną tłumaczką, ale to już wiesz, podejrzewam, ze twoje tłumaczenia czyta się lepiej niż oryginały (nie sprawdzę tego niestety )
Podoba mi się rozwój akcji - Edward jako dobry duch schroniska dla trudnych dzieciaków, a z drugiej strony materialista i rasista, będzie fajnie...Ciekawam spotkania Belli i Leah, Belli i Edwarda, Leah z Edwardem i Emmetem na maratonie meczowym - taaaak, to ostatnie może być mocne... |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Nie 19:52, 15 Sie 2010 |
|
Dzwoneczku, przeczytałam…
Faktycznie lemonów zdecydowanie mniej, za to trochę więcej filozofii. Na plus zaskoczyła mnie szczera samokrytyka Edwarda. Przyznanie się przed samym sobą do pewnego rodzaju „dulszczyzny” i lekko nieuświadomionego rasizmu jest bardzo ciekawie napisane (i przetłumaczone). Bardzo fajnie są też poprowadzone retrospekcje. Pierwsze wrażenie jakie Leah wywarła na Edwardzie, późniejsze jej pobyty w domu Cullenów, gdy spotykała się z Emettem, święta Bożego Narodzenia… Całość tych wspomnień tworzy pewna podstawę, podwalinę pod zrozumienie dalszych zdarzeń, wypadków.
Na plus zaskoczyła mnie również praca Edwarda. Okazało się, że nie jest tylko pustym, bogatym gogusiem z nad wyraz rozbudzonym libido. Chyba w tym ff-ie będzie z niego całkiem interesujący facet. Bardzo fajnie opisane bliźniaki, w zdecydowanie nietypowych dla nich rolach.
Natomiast jedna rzecz mnie razi: nadmiar fiutów, cipek, pieprzenia… Zbyt dosadnie prawie wszyscy bohaterowie ze sobą rozmawiają. Chwilę się zastanowiłam nad tym i wydaje mi się to lekkim przegięciem autorki. Moim zdaniem jest to troszkę zbyt naciągane, nawet jeśli Leah pozuje przed wszystkimi na „twardą sukę”. Rozumiem, że to może być wybieg specjalny, dla wzmocnienia efektu, ale traci przez to autentyczność. Nie wiem jak dobrze musiałabym się znać z koleżanką z pracy, żeby zapytała się mnie czy mam „fiutogrypę”???
Ale może się czepiam, bo mam dziś wisielczy nastrój.
W każdym razie Dzwonku tłumacz dalej, bo historia robi się ciekawa i zdecydowanie niebanalna. Buziaki.
Edit. Przemyślałam sprawę, przespałam się z nią i doszłam do wniosku, że używane w tym tekście co dosadniejsze słowa są zabiegiem specjalnym, który to autorka po coś jednak zastosowała. Mam nadzieję, że ogarnę to jakoś swoją pustą łepetynką i dowiem się po co. Buź. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Pon 11:15, 16 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
offca
Zły wampir
Dołączył: 18 Paź 2008
Posty: 452 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: szóste niebo
|
Wysłany:
Wto 10:03, 17 Sie 2010 |
|
Bry! skomentuję z grubsza, należy się Dzwonkowi
Kryptorasizm Edwarda to wyjątkowo interesująca kwestia, ale zaskoczyła mnie ta praca na rzecz dzieciaków. Złożona postać nam się wyłania, choć jak dla mnie jeszcze mało spójna. A gdyby nie to że mam dość fanficków pewnie bym się wciągnęła
zgadzam się z BB, mnie też jakoś ciągle zaskakuje to jak bezpośredni są wszyscy w rozmowach. Że Leah jest taka to ok, ale że wszyscy wokół się dopasowali to jej stylu to już co najmniej dziwne. Ale przynajmniej jest zabawnie
cóż mogę rzec? tłumaczenie jest deprymująco dobre i niedługo zostanę bezrobotną betą. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
zgredek
Dobry wampir
Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 592 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 51 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Antantanarywa
|
Wysłany:
Wto 19:47, 17 Sie 2010 |
|
Tak mało komentarzy! Uch. Pisałam na sb, że tu przyjdę, więc - przybyłam, przeczytałam i komentuję... Ale raczej nic zabawnego nie napiszę, bo humor mam wisielczy raczej...
Jak poprzednicy mam mieszane uczucia. No w zasadzie od początku, ale jakoś w tym rozdziale bardziej się one uwydatniły. Zastanawiam się, czy żyję na tej samej planecie co autorka tego ficka. Samo słowo 'ku***' słyszę cały czas, ale tyle odniesień do seksu to jak dla mnie przesada. To znaczy, kiedy to jest subtelne ok, nawet mnie to bawi, ale taka bezpośredniość... przez to tekst robi się troszkę "niesmaczny".
Druga rzecz, która mnie wkurza... dlaczego Leah jest taka 'zajebista' (przepraszam za wyrażenie)? I nie chodzi mi o to, że taka jest, po prostu ogólna atmosfera tego opowiadania wydaje mi się być afirmacją jej postawy. Takie sugestywne pisanie, które czyni z niej postać pozornie nie-idealną, jednocześnie chwaląc wady... Dlatego właśnie, szczerze mówiąc, chyba ciężko by mi było jej coś zarzucić (poza bardzo luźnym stosunkiem do seksu... ale chyba każdy co innego odbiera za wadę, no nie?).
Sytuacja z Bellą była zabawna, ale znowu - nazywanie przyjaciółki dziwką trochę... ja wiem, to nie to, że czegoś podobnego nie słyszałam. Po prostu mi się takie zachowanie nie podoba i tyle. Nie wyobrażam sobie, żebym miała kogoś mi bliskiego tytułować w ten sposób
Jeszcze jeden zarzut... Mam nadzieję, że się to zmieni, ale póki co to opowiadanie jest takie szare. Takie rzeczywiste i do bólu szczegółowe w aspektach, które wolałabym, żeby pozostały bardziej niejasne i tajemnicze. Listy są fajnym pomysłem, praca Edwarda również może być ciekawa, ale mimo wszystko odnoszę takie wrażenie, że wszystkie karty zostały już odkryte, że nie ma już żadnych tajemnic.
Jedyne piękno, jakie w tym opowiadaniu widzę, to stosunek Edwarda i Leah do ich matek, to się akurat autorce udało.
Ja wiem, że to pomotane, sama nie do końca się rozumiem =D
Błądki dwa:
"Perswazję" Jane Austen - powinno być Perswazje. Liczba mnoga.
Roześmiałem się, gdy uderzyłem placami o materac.
To by było na tyle :) A piszę ten post od 14... no, nie tak cały czas :P
Tłumaczenie wspaniałe, trzymaj tak dalej, Dzwonku :) |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|