FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Nienasycenie [Z] XX/XX [16.07.09] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 14:25, 08 Cze 2009 Powrót do góry

Myślę, że ten rozdział mogę zadedykować trzem osobom.
Thin za betowanie i cenne rady.
Rudej za komentarze.
R. za to, że zna Quinceya lepiej, niż ktokolwiek inny.

XII

Bella ocknęła się po kilkunastu minutach, zupełnie zdezorientowana. Jacob natychmiast odwrócił się do niej, patrząc na dziewczynę z mieszaniną troski, poczucia winy i strachu. Samochód jechał szybko, więc nawet nie próbowała uciekać. W zasadzie było jej wszystko jedno, co będzie dalej, o ile prawdą było to, co powiedział starszy mężczyzna, którego zimny wzrok napotkała w lusterku wstecznym.
- Jesteś mądrą dziewczynką, prawda? I nie będziesz robić nic głupiego?
- Mój ojciec... Czy on?
- Obawiam się, że tak - odpowiedział i z powrotem skupił się na prowadzeniu.
- Przykro mi - szepnął Indianin.
- Niepotrzebnie - odpowiedziała i pozwoliła płynąć łzom. Może jeszcze nie wszystko stracone? Gdyby udało się dotrzeć do Edwarda, może on mógłby pomóc? Jej płacz brzmiał jak skowyt opuszczonego przez matkę szczeniaka. Wilkołak z trudem znosił kakofonię, gdy tymczasem Quincey zdawał się w ogóle nie zwracać na to uwagi. Zapach Belli przytłaczał czuły węch Jake'a, powodując szybsze bicie serca. Bojąc się, że straci panowanie nad sobą, usiadł normalnie i zamknął oczy. Tak bardzo chciał być teraz w lesie, biec przed siebie, nie myśląc o wampirach, Łowcy i zapachu truskawek. Miał wrażenie, że obroża jest zapięta ciaśniej. Wydawała się z każdą sekundą zaciskać, wokół umięśnionej szyi, utrudniając oddychanie. Krew szumiała mu w uszach, warknął odruchowo, chcąc uciszyć nieznośny hałas. Quincey chrząknął, starając się zwrócić uwagę Indianina na siebie, ale zawodzenie nastolatki zagłuszało większość dźwięków.
- Zamknij się, natychmiast! - krzyknął starszy mężczyzna, a dziewczyna zastygła w bezruchu, z na wpół otwartymi ustami, zaczerwienionymi policzkami i śladami łez na twarzy.
- Jake, opanuj się. Słyszysz mnie? - zapytał, zjeżdżając na pobocze. Zatrzymał auto, odpiął oba pasy - swój i chłopaka i wysiadł, patrząc na Bellę tak, że nawet nie próbowała się ruszyć. Obiegł samochód, otworzył drzwi od strony pasażera i wyciągnął wilkołaka na zewnątrz.
- Jake, słyszysz mnie?!
Indianin nie próbując nawet wstać z klęczek, oparł dłonie na ziemi, szykując się do przemiany. Dyszał ciężko, a długie włosy opadły mu na ramiona. W świetle samochodowych reflektorów wyglądało to jak samosąd. Łowca chwycił za luźny kucyk i uniósł głowę chłopaka tak, żeby móc spojrzeć mu w oczy. Wzrok miał już całkiem nieobecny. Nie widząc, innego wyjścia kopnął Jacoba w brzuch. Z auta dobiegł krzyk dziewczyny, która szarpiąc za drzwi, usiłowała wysiąść.
- Jeśli chcesz żyć chwilę dłużej, siedź na tyłku i zamknij mordę – wrzasnął w jej stronę, kopiąc jeszcze raz. Normalnie tyle by wystarczyło, żeby przemiana się zatrzymała, ale dziś wszystko szło nie tak, jak powinno. Indianin zacisnął dłoń na nadgarstku ręki, którą Quincey trzymał go za włosy - po raz pierwszy zamiast ustąpić, zaczął walczyć. Dwa ciosy w twarz z pięści również nie poskutkowały.
- Cholerny kundlu, opanuj się, słyszysz? Ku***! Co w ciebie dziś wstąpiło?!
Bella znów zaczęła płakać i Jake przymknął na chwilę oczy. Kiedy je otworzył, były już całkowicie żółte - nieludzkie i zamglone emocjami. Black starał się wyszarpnąć lewe przedramię, ale nacisk tylko się wzmógł.
- Puść... Ją... Puść... Dziewczynę... - wycharczał wilkołak.
- Nie mogę i nie chcę, Jake. To zbyt ważne - Ledwie panował nad drżącym głosem.
- Puść... - naciskał.
- To tylko dziewczyna... - Odpowiedział mu głuchy, przeciągły warkot. Kątem oka dostrzegł, jak rozhisteryzowanej nastolatce w końcu udaje się uchylić drzwi, ale jest tak rozdygotana, że nie może wysiąść. - Jak będziesz grzeczny i się uspokoisz dostaniesz własną dziewczynę, obiecuję. - mówił jak do małego dziecka, jednocześnie sięgając do wąskiej przegródki w kieszeni, gdzie zawsze chował zastrzyk środka uspakajającego. Uważał to za ostateczność - szczególnie tuż przed walką, ale nie miał wyboru. Młody przekroczył granicę i nie zanosiło się na to, żeby chciał się opanować. Przemiana w takim stanie oznaczała niemal zerową kontrolę jego poczynań, a to nie wróżyło dobrze w tak ważnej chwili. Zanim rozległo się kolejne warknięcie, wykonał szybki ruch ręką i poczuł jak igła wbija się z trudem w ciało. Jacob szarpnął się gwałtownie, coś chrupnęło w ramieniu Łowcy, a chwilę później przygniotło go cielsko wilka. Masywnego, wściekłego wilka. Zwlekał za długo. Utracił jakikolwiek wpływ na tę istotę. Słyszał bicie zwierzęcego serca, tłoczącego do mózgu krew przesyconą adrenaliną. Czuł charakterystyczną woń dobywającą się z pyska. Widział ogromne kły, wyszczerzone w jego kierunku. Basior nie żartował. Tym razem nie miał zamiaru podkulić ogona. Zaszczuty i zastraszony, kiedy w końcu zdobył przewagę, zdawał się trzymać jej kurczowo, traktując starcie jak walkę o śmierć i życie. Bella wydzierała się jak opętana, tylko go podjudzając, ale Quincey nie ośmielił się jej uciszyć. Za wszelką cenę usiłował nie wykonywać żadnych ruchów, oddychając płytko i tak rzadko, jak to tylko możliwe – wierzył, że gdy Jacob opanuje się chociaż odrobinę i przypomni sobie wszystko... Tylko które wszystko? Samiec jakby czytał Łowcy w myślach. Naparł łapami mocniej na ludzkie ciało i przybliżył kły do odsłoniętej szyi. Po wargach zwierzęcia spływała ślina. Kiedy Quincey poczuł pojedyncze krople na swoim policzku, prawie zwymiotował, ale powstrzymał odruch i zaryzykował.
- Jake, to ja, Quincey, pamiętasz? - szepnął. Fafle podjechały do góry, odsłaniając rząd równych, śnieżnobiałych zębów. Nagle ucichły łkania i szloch Belli. Wysiadła z samochodu, a po chwili rozległ się dźwięk plaśnięcia o ziemię - osłabiona ostatnimi wydarzeniami i przytłoczona stresem dziewczyna, usiadła tam, gdzie stała i szeptała coś o snach, koszmarach i przebudzeniu. Black dziękował opatrzności. Teraz miał szansę dotrzeć do tego tępego psa.
- Jacob, pamiętasz? Bawiliśmy się razem? Chcesz znów pojechać do rezerwatu i spotkać wilki? Musisz się tylko uspokoić i być grzeczny - zabiorę cię tam w przyszłym tygodniu, tylko mnie posłuchaj.
Brązowy wilk rozluźniał się powoli. Quincey mógł już ruszać nieznacznie rękoma, a w dłoni wciąż trzymał strzykawkę. Niewiele brakowało, żeby mógł ponownie wbić igłę w łapę zwierzęcia.

Dziewczyna wychyliła się zza samochodu, nie do końca wierząc, że to, co widzi, dzieje się naprawdę. Na jej oczach młody mężczyzna zmienił się w ogromnego, rozwścieczonego wilka i tylko strzępki ubrań, leżące wokół, świadczyły o tym, że nie zwariowała. Chociaż miała wrażenie, że niewiele brakuje. Zwróciła uwagę, że basior się uspokaja, pod wpływem głosu mężczyzny, który starał się wyswobodzić rękę. W dłoni wciąż trzymał strzykawkę. Mignęło jej przed oczami, jak przed chwilą skopał nastolatka i bił go po twarzy. Potraktował Indianina gorzej niż śmiecia, a teraz prawie wbijał igłę w łapę samca. Nie zastanawiając się do końca, co robi, krzyknęła:
- Uważaj, on ma strzykawkę!
Zwierzę zareagowało instynktownie, jeżąc sierść na grzbiecie, wbiło zęby w krtań mężczyzny, miażdżąc ją w jednej chwili. Bella zacisnęła powieki, czując, że treść żołądka podjeżdża jej do ust. Schowała się za samochodem, słysząc przeraźliwy wilczy skowyt. Wpełzła w krzaki, starając się nie myśleć o tym, jak czuły węch ma to coś... Nie potrafiła nazwać "tego" człowiekiem.

Czuł krew na języku. Wiedział, że ma ubrudzone łapy, pysk i przód klatki piersiowej. Wiedział czyja to krew, a jednak nie potrafił w to uwierzyć. To nie mogło się zdarzyć. Przykro mi, młody. Zdarzyło się - rozległ się w jego głowie znajomy, znienawidzony głos. Kuląc uszy i podwijając ogon, zaczął się odczołgiwać do tyłu. Byle z dala od trupa, od samochodu, od zapachu truskawek, od wszystkiego. Czuł się zbrukany wolnością. Zniewolony. Kiedy wreszcie mógł zrobić to, co tylko chciał, nie potrafił podjąć najprostszej decyzji. W końcu pozwolił swojej świadomości zatopić się w zwierzęcym pragnieniu i zaczął biec. Przed siebie, na oślep. W głąb lasu, zostawiając za sobą ludzki smród i problemy, które nigdy nie były jego problemami. Porzucając przeszłość i przyszłość.

Nie potrafiła ocenić, ile minęło czasu. Może piętnaście minut, może godzina? W kieszeni wciąż miała latarkę, ale nie wyjęła jej i nie użyła. Leżała odrętwiała, zmarznięta i przerażona, zanim nie uderzyła w nią świadomość, że być może dla Charliego jest jeszcze szansa. Podczołgała się z powrotem w stronę auta. Nie patrząc w kierunku zwłok, wsiadła do samochodu, modląc się, żeby akumulator nie rozładował się do końca, odpaliła silnik i odjechała powoli, rozglądając się na boki. Podejrzewała, że nie może być daleko od tej przeklętej willi, więc instynktownie szukała jakichkolwiek różnic w otoczeniu. Starała się nie myśleć o ogromnym wilku, który rozszarpał człowiekowi gardło poniekąd z jej winy. Starała się nie pamiętać słów Łowcy ani wzroku Edwarda, gdy ją zostawił na środku lasu. Miała w głowie totalny mętlik. Gonitwa myśli trwała nieubłaganie, wycieńczając Bellę do cna. Kiedy usłyszała przeciągłe wilcze nawoływanie, przejmujące i wiszące w powietrzu niczym zapach burzy, zadrżała, ale nie mogła się poddać. Co miała do stracenia? Matki nie znała nigdy. Nie zdążyła poznać, choć wiedziała o niej wiele z opowieści ojca. Taty, który, choć był człowiekiem skrytym i zamkniętym w sobie, okazywał jej miłość na wiele własnych, cichych sposobów. Jeśli policja nie zamierzała nic zrobić, to może chociaż Edward... Może on.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez AngelsDream dnia Pią 11:30, 12 Cze 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 22:21, 08 Cze 2009 Powrót do góry

Biedna Bella. To pierwsza mysl jaka przychodzi mi do głowy. Poza tym rozdziały mistrzowskie. Jak zwykle :) Nie będę już pisała jak bardzo podoba mi się Twój styl, bo skończyłoby się to na samych "achach" i "ochach". Co do samej treści to ostatnie dwa rozdziały bardzo trzymają w napięciu. Podoba mi się także Twoja kreacja Alice to jaki widzi wizje, jej szaleństwo oraz wyjątkowo przypadł mi do gustu sposób, w jaki rozmawia z nią Carlisle. Swoją drogą Twoj Jasper też jest uroczy w pewnym sensie ^^
Zdecydowanie nie jest mi żal Quinceya. Teraz się tylko zastanawiam co zrobi Edward czy Bella w ogóle go znajdzie. Ach bardzo dużo pytań, mam nadzieję, że następne części dostarczą odpowiedzi.
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Wto 11:40, 09 Cze 2009 Powrót do góry

Fenomenalny ten ff. Taki mroczny, taki tajemniczy! Przeczytałam go oczarowana, twoim stylem pisania - takim bogatym w opisy, szczególowe, intrygujące, twoi bohaterowie są tacy inny od tych kanonicznyc, a zarazem tacy fascynujący.
Biję pokłony w dowód uznania twojego talentu! Mam nadzieję że w kolejnych rozdziałach dalej mi będzie towarzyszyło uczucie podziwu dla twojego talentu!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Wto 21:16, 09 Cze 2009 Powrót do góry

Oj Ty niedobra kobieto, czuję się niedopieszczona Wink
Nie, ja czuję się zazdrosna... o te dedykacje Wink

Ok, do rzeczy. Zbyt szybko dodałaś kolejny rozdział i teraz muszę skompilować opinie w jednym poście.

XII- moja ulubiona scena: sen mamy Angeli:
Cytat:
Patrzyła w nim na swój wydatny brzuch, czując ruchy dziecka, które nosiła w łonie. Kiedy tylko odważyła się cieszyć tym stanem, okropny ból atakował całe jej ciało, a po chwili po udach spływała krew. Chciała krzyczeć, ale zauważała wtedy, że ma rozszarpane gardło. W pełni świadoma, że to tylko sen wierzyła, że zaraz się obudzi. Tak się jednak nie działo, póki niemal wszystko nie tonęło w absurdalnej czerwieni. Wiedziała, że to nie dotyczy chłopców - dwóch urwisów, wiecznie szukających guza, ale właśnie spokojnej i cichej Angeli. Wiedziała, a jednak walczyła ze złym przeczuciem - za wszelką cenę, łudząc się, że póki będzie je negować, to jeszcze jest jakaś nadzieja.

to po prostu syci, na takie momenty czekam z utęsknieniem i zawsze coś podobnego znajduje w Twoich opowiadaniach.
Co się zaś tyczy reszty, to wszystko mi się podobało. Pierwsze uwagi czyniłam chyba na świeżo po pierwszym czytaniu i nie pamiętam, co tam mówiłam. :)
Teraz XII-stka: Wink
Najpierw zdanie z małą usterką, w kwestii, którą już Mama Założycielka (Rudaa, właśnie, dlaczego zmieniłaś pseudo, na takie górnolotne? Bardziej mi się podobałaś jako R., od razu, jak już czynię takę offtopową, personalną uwagę, powiem, że uwielbiam Twoje przemyślane, rzeczowe i konstruktywne, i na pewno pomocne komentarze :) )
już podnosiła: w zdaniach porównawczych nie stawiamy przecinka, btw zdanie, które zaraz zacytuję bardzo mi się podobało:
Cytat:
Gdyby udało się dotrzeć do Edwarda, może on mógłby pomóc? Jej płacz brzmiał, jak skowyt opuszczonego przez matkę szczeniaka.

Przesuwamy przecinek o jedno miejsce:
Jej płacz brzmiał jak skowyt, opuszczonego przez matkę szczenięcia.
Ten rozdział trzyma cały czas napięcie. Przez skórę się czuje, że Jacob wybuchnie. Złość, żal, smutek i ból kumulowany w chłopaku musiał eksplodować i powiem Ci, że to był najlepszy sosób, żeby się Quincey'a pozbyć.
No i kiedy już wyzwolił się spod tłamszącego go jarzma, nie potrafił normalnie cieszyć się wolnością. Biedny Jacob, chce się go tylko przytulić do piersi.
Cytat:
Czuł krew na języku. Wiedział, że ma ubrudzone łapy, pysk i przód klatki piersiowej. Wiedział czyja to krew, a jednak nie potrafił w to uwierzyć. To nie mogło się zdarzyć. Przykro mi, młody. Zdarzyło się - rozległ się w jego głowie znajomy, znienawidzony głos. Kuląc uszy i podwijając ogon, zaczął się odczołgiwać do tyłu. Byle z dala od trupa, od samochodu, od zapachu truskawek, od wszystkiego. Czuł się zbrukany wolnością. Zniewolony. Kiedy wreszcie mógł zrobić to, co tylko chciał, nie potrafił podjąć najprostszej decyzji. W końcu pozwolił swojej świadomości zatopić się w zwierzęcym pragnieniu i zaczął biec. Przed siebie, na oślep. W głąb lasu, zostawiając za sobą ludzki smród i problemy, które nigdy nie były jego problemami. Porzucając przeszłość i przyszłość.

Pozwalam sobie cytować moje ulubione fragmenty. :)
Pieknie piszesz i cóż tu rzec więcej... czekam na więcej.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Wto 21:18, 09 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Wto 23:12, 09 Cze 2009 Powrót do góry

Pernix napisał:
Cytat:
Gdyby udało się dotrzeć do Edwarda, może on mógłby pomóc? Jej płacz brzmiał, jak skowyt opuszczonego przez matkę szczeniaka.

Przesuwamy przecinek o jedno miejsce:
Jej płacz brzmiał jak skowyt, opuszczonego przez matkę szczenięcia.

Bzdura. W ogóle wywalamy przecinek. Angels, błagam o przebaczenie, że przeoczyłam ten drobiazg. *wstydzi się*

Cóż ja mogę rzec? W ogóle nie powinnam się wypowiadać w tym temacie, jako że udając betę mam dostęp do dalszego ciągu wcześniej od innych. I to i owo wiem na temat przyszłości. Hah, czuję się jak prawdziwa wróżka! Wink Do rzeczy - smutny ten odcinek. I bolesny. Ale momentem, który mnie najbardziej, hmm, zainteresował? Zaintrygował? Źle, wszystko źle, nie umiem się wyklawiaturzyć (i to mówi osoba, która pisuje, ech...). Zamurował? O, już lepiej. Tak więc zamurował mnie moment, w którym Jacob poczuł swoją siłę i... i kłapnął paszczą jak należy. Również nie żal mi Quinceya - to swołocz, ale martwię się o Jacoba... Quincey jaki był, taki był - ale to jego jedyny znany opiekun. Poniekąd rodzina. I... co teraz? A tego to się z czasem dowiemy. Mr. Green

Ja w każdym razie jestem wielbicielką (nienawidzę słowa "fanka") tego tekstu - z każdym rozdziałem coraz wierniejszą.

Buźka!
jędza thin


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Wto 23:33, 09 Cze 2009 Powrót do góry

thingrodiel napisał:
Pernix napisał:
Cytat:
Gdyby udało się dotrzeć do Edwarda, może on mógłby pomóc? Jej płacz brzmiał, jak skowyt opuszczonego przez matkę szczeniaka.

Przesuwamy przecinek o jedno miejsce:
Jej płacz brzmiał jak skowyt, opuszczonego przez matkę szczenięcia.

Bzdura. W ogóle wywalamy przecinek. Angels, błagam o przebaczenie, że przeoczyłam ten drobiazg. *wstydzi się*


A właśnie, że może być, ale nie musi :p
Ach, dobrze, żem nie wyszła jeszcze. Też na początku chciałam powiedzieć, że bez przecinka, ale opcja z przecinkiem spodobała mi się...
Jeśli mamy zdanie:
Zamieszkałam w opuszczonym domu. - to bez przecinka
ale:
Zamieszkałam w domu(,) opuszczonym przez wojennych wygnańców. <- to przecinek jest już bardziej zasadny, ponieważ może oddzielać dwa komunikaty, dwa odrębne zdania... jeez nie mam na to paragrafu, ale tak czuję. Wink
Idę spać. Śpijcie dobrze, nietoperki. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Śro 8:06, 10 Cze 2009 Powrót do góry

Pernix, zaprawdę powiadam ci - nie może być. Nie pisz mi na czuja tylko proszę podać definicję, wedle której można tam postawić przecinek. Bo w tym zdaniu określenie "opuszczony" nie pojawia się ZA podmiotem (co by usprawiedliwiało ewentualny przecinek, gdyż można by je potraktować jako dopowiedzenie), a przed nim. "Opuszczony" nie odnosi się do "skowytu" tylko do "szczenięcia", a wstawiony przez ciebie przecinek każe tak właśnie myśleć. Tym bardziej, że stawiasz go na zasadzie "bardziej mi się podoba" i "tak czuję", a to nie ma nic wspólnego z "poprawnie".
W twoim zdaniu "opuszczony" odnosił się do "domu", nie do "wygnańców", stąd przecinek byłby uzasadniony (to bodaj imiesłowowy równoważnik zdania) - przykład podałaś wyjątkowo nietrafiony. Interpunkcja jest pełna takich małych, złośliwych kruczków, dlatego czasem warto wesprzeć się słownikiem, jeśli nie ma się pewności.
Pozdrawiam,
jędza thin


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Śro 8:21, 10 Cze 2009 Powrót do góry

Dobrze, obiecuję, że się wesprę, jeśli będę chciała zabrać głos w sprawie (uzasadniając swoje zdanie) przecinków, co pewnie już się nie zdarzy. Wink
Chyba, że poprawię coś "oczywistego".
Wstyd mi za brak wiedzy książkowej w tej materii, powinnam powtórzyć ten materiał. :) Jednakowoż zawsze wolałam zajmować się literaturą i językiem niż korektą interpunkcyjną...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Pią 9:53, 12 Cze 2009 Powrót do góry

Ough... Nienasycenie spadło na drugą stronę! Standardowo...

Po przeczytaniu tego rozdziału, jedynie utwierdzam się w przekonaniu, że Bella to idiotka. Gratuluję, udało Ci się mnie skutecznie do niej zniechęcić. Naprawdę, gratuluję. Już dawno żaden bohater nie obudził we mnie takich emocji. Jej naiwność i skrajny przypadek idealizmu (spowodowany życiem w ciepłym zakątku domku policjanta, we wcale nie takim ciepłym Forks) doprowadzają mnie do szału. Instynktu samozachowawczego za jotę (w sumie… żadna nowość). I jeszcze się jej wydaje, że jest SuperWomen w wersji 2.0 poszukującą swego SuperMan’a, a konkretnie biegnącą do niego z płaczem i nadzieją, że pomoże.
Reakcja Jacoba wbiła mnie w fotel, przyznam szczerze. Nie spodziewałam się, że jest w stanie sprzeciwić się Łowcy, mało tego, zabić go. Naprawdę budził we mnie ogromne współczucie, ale po tym co zrobił, wszystko się jeszcze nasiliło. Z myślą, że został sam… No bo Łowca był, jaki był, jednak prowadził go przez życie. I teraz pojawia się obawa: czy on poradzi sobie sam? Domyślam się, że w może egzystować w postaci wilka i wtedy nic mu nie grozi, ale… Co z Jacobem – człowiekiem?
Ale Łowcy mi nie szkoda, jednak.

Za każdym razem, gdy widzę nowy rozdział, od razu zaczynam się uśmiechać. Widzisz jak to opowiadanie na mnie działa?!

Pozdrawiam,
R.

PS. Dziękuję za dedykację.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 16:56, 14 Cze 2009 Powrót do góry

To najkrótszy rozdział Nienasycenia. Wybaczcie! Niestety, nie mogłam go rozciągnąć bardziej.

XIII

Carlisle starannie ukrył ciało policjanta - ostatnie, czego potrzebował to zamieszanie. Marek miał przybyć następnego wieczora, więc teraz wszystko miało znaczenie. Wziął wdech, ale wiatr pachniał tylko lasem, zwierzętami i krwią.
- Gdzie jesteś, sukinsynu? Gdzie się chowasz i czemu? - syknął, rozglądając się uważnie. Quincey deptał mu po piętach od tak dawna, że zdawało się, iż świat przesiąknął charakterystycznym zapachem mężczyzny. Tymczasem, gdy wampir oczekiwał, że Łowca nagle wyjdzie spomiędzy drzew, nigdzie go nie było. Coś poszło nie tak i Cullen musiał dowiedzieć się, co. Ruszył przed siebie. Biegł szybciej niż przeciętny człowiek, ale dość wolno, jak na wampira. Baczniej niż zwykle zwracał uwagę na szczegóły. Wiedział doskonale, że Black obserwował go podczas zakopywania ciała - czuł znajomy wzrok na swoich plecach. Wnikliwy i zimniejszy od samej śmierci. O tak, Łowca miał powody, żeby go nienawidzić i pragnąć zemsty. Ten pęd ku skrzywionej sprawiedliwości pragnął wykorzystać na swoją korzyść. Idealny kamuflaż. Kontrolowany chaos. Mały, ale konieczny element układanki, który nagle zniknął w kluczowym momencie. Oczywiście mógł to być podstęp, ale takie zagrywki nie pasowały do stylu Quinceya - nie tak go wyszkolono. Kiedy tracił potencjalny cel z oczu, narażał się na niepowodzenie. Staruszek zdawał sobie sprawę, że to ostatnia szansa. Ludzkie życie jest jak mrugnięcie oka wobec wampirzej egzystencji. Ulotne, kruche - niemal zawsze słodko - gorzkie i przepełnione frustracją niespełnienia.
- Kur**! - zaklął wampir, marszcząc nos. W powietrzu unosił się znajomy zapach, zmieszany z wyraźną wonią krwi i śmierci. Przyspieszył, pozwalając, by prowadził go wiatr.

Bella dotknęła ostrożnie maski samochodu. Jak bardzo chciała się łudzić, że jest jeszcze jakakolwiek nadzieja, najmniejsza szansa. To, że znalazła wóz ojca właśnie tutaj, doprowadziło ją na skraj wytrzymałości. Trudno było wciąż negować słowa siwowłosego mężczyzny, stojąc niedaleko przeklętego domu, w środku nocy, z ręką na karoserii cywilnego auta Charliego.
- Edwardzie, mam nadzieję, że ochroniłeś również jego - szepnęła do siebie i, wyciągając latarkę, zaczęła przedzierać się przez chaszcze.

Alice siedziała na podłodze, patrząc w mrok z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nagle zachichotała złowieszczo, wstała i podeszła do stolika, przy którym zwykle siedział Carlisle. Odsunęła krzesło, opadła na nie niezgrabnie i sięgnęła po kartkę papieru i pióro.
- A teraz napiszę to tysiąc razy, żeby wszystko miało sens - mówiła do siebie.
Rosalie obserwowała ją zza uchylonych drzwi, kręcąc głową z niedowierzaniem. Nie mogła zrozumieć, jakim cudem można powierzać swoje istnienie słowom kogoś takiego. Emmett stanął za blondynką i położył jej rękę na plecach.
- Wszystko w porządku? - szepnął.
- Tak, sprawdzam tylko, czy panna paranoja ma się dobrze... - odpowiedziała dość głośno, ale Alice zdawała się nie słyszeć ostrych słów. Emmett sapnął z niezadowoleniem.
- Mogłabyś sobie darować, Rose. To nie jej wina, że tak ma. A wiesz, że nie zmyśla.
- Wiem, że naprawdę widzi przyszłość, ale po prostu nie pojmuję, jak można ufać komuś, kto sam nie wie, kim jest. Kto potrafi mordować, a następnego dnia rozpaczać cały dzień nad zniszczoną przez przypadek pajęczyną. - Głos kobiety brzmiał pewnie i rzeczowo, jak gdyby wygłaszała wykład albo pouczała niesfornego ucznia.
- Myślę, że to nie nasz problem, kochanie. Carlisle dobrze sobie z nią radzi. Nie musisz jej lubić, ale szydzeniem z niej wiele nie zyskasz - powiedział i odwrócił kochankę przodem do siebie. - Na pewne sprawy nie mamy wpływu. Powinniśmy się z nimi pogodzić - dodał.
- Nie znoszę nie mieć kontroli nad czymś - szepnęła, wtulając się w umięśnione ramię mężczyzny.
- Wiem. - Jego głos był ciepły. Uspokajał, podobnie jak dłoń głaszcząca Rose po włosach.

Bella starała się za wszelką cenę nie zgubić drogi między drzewami, a jednocześnie ominąć główny budynek. Bała się, że któryś z wampirów zaraz wyskoczy zza krzaków i rozszarpie jej gardło, mlaszcząc i mrucząc z zadowolenia. A jednak szła dalej. Zabrnęła już tak daleko... Miała nadzieję, że Edward będzie czekał na nią w domku gościnnym. Była pewna, że właśnie tam go zastanie. Wbiła tę pewność w swoje myśli i trzymała się jej ze wszystkich sił. Bo chociaż jej rycerz nie nosił zbroi, nie jeździł na białym koniu, a z dobrem też miał raczej umowne powiązania, to jednak uratował dziewczynę przed śmiercią, inicjując jednocześnie więź opartą na zaufaniu i wdzięczności. Mógł zabić, a jednak...

Carlisle zatrzymał się nad trupem Łowcy i przyglądał się mu z nieskrywanym obrzydzeniem. Jeśli jest na świecie coś gorszego od ludzi, to są to martwi ludzie.
- Zagryzł cię własny kundel, sukinsynu - rzucił w kierunku ciała, a potem zaczął się histerycznie śmiać, zginając się w pół. Boczna droga za małą amerykańską mieścinką, w środku nocy gwarantowała, że nie musiał się spieszyć. Usiadł na poboczu, układając sobie zwłoki na kolanach.
- Widzisz, Quincey... Wszystko popsułeś, wszystko. - Wybuchnął śmiechem, przypominającym szloch. - Mogłem się domyślić, że zawiedzie element ludzki. Nie robicie nic innego, nigdy - tylko zawodzicie. To wasza cecha gatunkowa.
Przez chwilę siedział w ciszy, analizując możliwe rozwiązania. I choć bardzo chciał tego uniknąć, nie zostało mu nic innego, jak powiedzenie prawdy. Całej prawdy. Żałował, że Esme czeka w Seattle na Marka i wróci z nim dopiero jutro wieczorem - potrzebował czyjejś niezachwianej wiary w to, że wszystko się ułoży. Westchnął i wstał, trzymając trupa pod pachami. Musiał jeszcze posprzątać po psie.

Bella wyłączyła latarkę i, skradając się najciszej jak potrafiła, przylgnęła do ściany budynku. Krok za krokiem. Słyszała bicie własnego serca - ten dźwięk zdawał się zagłuszać wszystkie inne. Las nocą ożywał w osobliwy sposób. Szelesty, piski, warknięcia - małe i wielkie bitwy o życie. Bo przetrwać mógł tylko ten najlepszy, najsilniejszy, najsprytniejszy. Dziewczyna zatrzymała się, uspokajając oddech. Przez chwilę cichy głosik w jej głowie prosił, żeby jeszcze zawróciła - błagał, obiecując, że wszystko się ułoży. Prawił słodkie słówka o dobrym zakończeniu, na które zasługiwała każda grzeczna dziewczynka. Niemal uległa, dając się nabrać własnej podświadomości na banały o sprawiedliwości i tryumfie dobra nad złem. Rozdarta między chęcią rozpłakania się, a roześmiania, ruszyła przed siebie, sunąc palcami po chropowatej powierzchni nadgryzionych zębem czasu desek. Zawahała się zanim skręciła za róg - w filmach właśnie tam zawsze czaił się potwór, ale tu nie było nic poza niemal nieprzeniknionym mrokiem. Minęła zabite na stałe okno i skierowała się w stronę wejścia. Westchnęła, gdy jej dłoń natrafiła na klamkę. Jeszcze mogła się wycofać, ale opuściła rękę, a drzwi otworzyły się, skrzypiąc. Popchnęła je lekko i stanęła w progu, włączając latarkę. Snop światła wydawał się słabnąć - zaklęła w myślach na własną głupotę. Jak mogła nie sprawdzić baterii?! W tym samym momencie żarówka urządzenia zamrugała kilkakrotnie i w końcu zgasła. Bella zaklęła brzydko pod nosem. Zrobiła dwa niepewne kroki do przodu i odruchowo zamknęła drzwi. Starając się wypatrzyć cokolwiek w otaczającej ciemności, zwróciła uwagę na schody. Wyglądało na to, że coś dużego leżało na stopniach albo ktoś na nich siedział. Drżącym od emocji głosem spytała:
- Edward? To ty? Dzięki niebiosom!
Odpowiedziało jej ciche chrząknięcie i w mroku zalśniły charakterystyczne złote tęczówki. Mężczyzna wstał i, schodząc powoli, szepnął:
- Jak wzgardzić niebem wiodącym do piekła? *
Bella przełknęła głośno ślinę. Ten głos sprawił, że poczuła ciarki na całym ciele.

---------------------------------------------------

* William Shakespeare - Sonet CXXIX
Tłumaczenie: Maciej Słomczyński
Wydawnictwo "Cassiopeia", 1992


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Nie 20:27, 14 Cze 2009 Powrót do góry

W tej części czuć, że jesteśmy coraz bliżej momentu kulminacyjnego. Z powierzchni Ziemi znikneli już Quincey i Charlie, czyli:
1) bad guy, który miał namotać, a okazał się tylko pionkiem w grze
2) ojciec Belli, bez którego dziewczyna czuje się bezbronna i osamotniona, do tego stopnia, że pakuje się w łapy drapieżnika, potencjalnego "oprawcy".
Odcinek jest takim przedwstępem do czegoś, co będzie już za chwilę (jeszcze nie przeczytałam czternastki, więc piszę co czuję...)
Końcówka najbardziej mi się podobała. Opisy są Twoją mocną stroną i cały ten rozdział jest nimi wypełniony, ale the best of all według mnie, to:

Cytat:
Dziewczyna zatrzymała się, uspokajając oddech. Przez chwilę cichy głosik w jej głowie prosił, żeby jeszcze zawróciła - błagał, obiecując, że wszystko się ułoży. Prawił słodkie słówka o dobrym zakończeniu, na które zasługiwała każda grzeczna dziewczynka. Niemal uległa, dając się nabrać własnej podświadomości na banały o sprawiedliwości i tryumfie dobra nad złem. Rozdarta między chęcią rozpłakania się, a roześmiania, ruszyła przed siebie, sunąc palcami po chropowatej powierzchni nadgryzionych zębem czasu desek.


No i jeszcze jedno:
Carisle, Carlisle z Twojego opowiadania mnie przeraża.
(ale podoba mi sie) Jest to z jednej strony mentor, troszczacy sie o swoja rodzine (nie wiem, dlaczego, ale nie moge stawiac polskich znakow na forum (w innych programach moge Neutral) z drugiej brutal, gardzacy ludzkim zyciem (jak nie Carlisle). Oczywiscie mam swiadomosc, ze nie jest on postacia kanoniczna... bo pozywia sie w naturalny dla wampirow sposob, ale dodatkowo. Gardzi czlowiekiem jako istnieniem w ogole.
Obiecuje, ze poprawie ten barbarzynski post, jak tylko naprawie to z przegladarka i z klawiatura. :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Nie 20:28, 14 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Nie 20:35, 14 Cze 2009 Powrót do góry

A mnie, paradoksalnie, najbardziej z tego odcinka urzekł opis Edwarda. Tak, tego Edwarda, którego nie lubię, ale w twoim opowiadaniu, mimo jego oczywistych powiązań z kanonem, uwielbiam. Bo jest taki, jaki mógłby być w kanonie. Jego uczucia są świetnie przedstawione. I stanowi wspaniały kontrast dla otaczających go krwiożerczych wampirów.
Cytat:
jej rycerz nie nosił zbroi, nie jeździł na białym koniu, a z dobrem też miał raczej umowne powiązania

O, to jest to. <333

Uwielbiam to opowiadanie. Dobrze przemyślane AU, wciąga jak bagno, płynnie się czyta. I ciągle myśli o tym, co dalej. Jako beta z wyprzedzeniem wiem, co dalej będzie. Mogę tylko rzec - będzie jeszcze lepiej...

Weny!
jędza thin


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Nie 20:43, 14 Cze 2009 Powrót do góry

Wow, kolejny rozdział i akcja przyspiesza, wzrasta napięcie. Uwielbiam za to twój ff. A na dodatek te twoje wampiry są takie wampirowate, grrr! Czekam na kolejny rozdział a przede wszystkim na spotkanie Belli z Edwardem i jego ciąg dalszy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 14:39, 15 Cze 2009 Powrót do góry

PG-13 zdecydowanie.

XIV

Jasper siedział naprzeciwko Alice, huśtając się na krześle. Dziewczyna kiwała się delikatnie do przodu i tyłu. Starał się wyczuć rytm i dostosować do niego. Mówienie do niej, gdy znajdowała się w takim stanie, nie miało najmniejszego sensu. Faza odrętwienia zwykle towarzyszyła silnym wizjom i wyłączyła wampirzycę z normalnej egzystencji na kilka godzin. Oczywiście, mógł spróbować narzucić dziewczynie jakieś emocje, ale zdawał sobie sprawę z tego, że równie skutecznie zadziałałoby to na ścianę czy drzewo. Przyszłość całkowicie odrywała ją od teraźniejszości. Przełamywanie czasoprzestrzeni miało swoją cenę, ale na co dzień Alice była raczej pogodną, wesołą istotą, z entuzjazmem przyjmującą kolejne dni. Obecnie stanowiła zagrożenie nie tylko dla siebie, ale i całej rodziny. Być może z tego powodu Rosalie otwarcie negowała przydatność daru, nad którym nikt nie był w stanie zapanować. Blondynka nie kiwnęłaby nawet palcem, żeby pomóc opiekować się "małą psychopatką" - aktualnie robili z Emmettem coś bardzo, bardzo złego. Cisza dochodząca z piętra wręcz ociekała grzechem. Dzieci zwykle bawią się głośno, ale najgorzej broją wtedy, kiedy milczą. Czarnowłosa wampirzyca nagle wstała, wyciągając ręce przed siebie. Jasper zareagował natychmiast, próbując posadzić ją z powrotem.
- Usiądź - powiedział spokojnie.
- Nazwij ją, Romeo. Nazwij ją, a będzie pachnieć inaczej - mamrotała.
Jasper westchnął i popchnął Alice na kanapę. Żałował, że Carlisle jeszcze nie wrócił - dużo lepiej sobie radził nie tylko z właściwym odczytywaniem sensu słów wiedźmy, ale też z nią samą. Blondyn stał wyprostowany, spięty, w każdej chwili gotowy, żeby złapać dziewczynę za ręce, gdyby próbowała zrobić coś niebezpiecznego.
- Nazwij różę, nazwij - nalegała głośniej. - Nazwij, żeby dać królowi sztylet. Nazwij, żeby domek z kart mógł stać nadal. Gdzie pobiegł króliczek, Alicja się martwi - kontynuowała. Blondyn spojrzał jej w oczy, ale uciekła wzrokiem.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi, wariatko - syknął, ale natychmiast tego pożałował, bo twarz dziewczyny wykrzywiła się pod wpływem gniewu.
- Nie rozumiesz najprostszych spraw, głupcze. Musisz nazwać tę, która mąci...
- Jedyną osobą, która cokolwiek komplikuje, jesteś ty - stwierdził.
- Idź i nazwij. W ciemności, gdzie rosną truskawki...
- Ty bredzisz, a ja to nie Cullen - nie mam zamiaru bawić się w twoje kalambury dla odmiennych umysłowo - sarknął. Drażnienie się z Alice nie było najlepszym pomysłem. Poderwała się z kanapy tak szybko, że nie zdążył zareagować. Popchnęła go na ścianę i zacisnęła swoją drobną dłoń na jego gardle. Gdyby użyła więcej siły, przebiliby się do sąsiedniego pomieszczenia. Na górze coś huknęło, ale nikt się nie odezwał.
- Pożałujesz tego, Whitlock. Odszczekasz każde słowo, laleczko, ale najpierw coś dla mnie zrobisz, jasne? Pójdziesz za zapachem truskawek, zaczekasz grzecznie, a potem zrobisz to, co wychodzi ci najlepiej - ostatnie słowo niemal wysyczała. Kiwnął głową delikatnie, nie widząc innego wyjścia, jak tylko zgodzić się z tym, co mówiła. Uśmiechnęła się promiennie w odpowiedzi, rozluźniła uchwyt dłoni, po czym złożyła na jego rozchylonych zdumieniem wargach delikatny pocałunek.
- Na szczęście - szepnęła, odsuwając się od blondyna. - Idź, już czas... Nazwij ją tak, jak tylko ty umiesz nazywać - dodała, wskazując na drzwi i usiadła w kącie pokoju, znów pogrążając się w odrętwieniu.

Patrzyła na swoją dłoń, trzymającą pióro. Obserwowała stalówkę, sunącą po papierze z cichym szelestem aprobaty. To były dobre słowa.
- A teraz napiszę to tysiąc razy, żeby wszystko miało sens - powiedziała do siebie, wciąż pisząc. List musiał być nieskazitelny, czysty i wzniosły. Co do litery. Wiedziała, że Rosalie z Emmettem stoją w drzwiach do pokoju, ale nie zwracała uwagi na to, co mówią. Nie miała na to czasu. Ostatnie słowo i koniec. Alice odłożyła pióro i spojrzała uważnie na kartkę.

*Trwonieniem ducha i hańbą plugawą
Jest wybuch żądzy; a zanim nastąpi,
Jest wiarołomną, morderczą i krwawą,
Dziką, okrutną, podstępów nie skąpi.
Dość ją nasycić, a niezwłocznie brzydzi.
Bezmyślnie za nią mkną, a gdy dopadną,
Bezmyślnie każdy wnet jej nienawidzi,
Jakby szał połknął wraz z przynętą zdradną.
W szale dopędza i w szale posiada.
Miała, czy chce mieć, czy ma - rozpasana.
Rozkosz- gdy rośnie, żałość - gdy opada;
Wcześniej - uciecha, a sen - gdy doznana.
Świat wie to. Jednak rzecz to niedociekła,
Jak wzgardzić niebem wiodącym do piekła?

PS. Tam, gdzie ty ją ukryłeś, ja ją znalazłem.


Edward zrozumie przekaz, bez wątpienia. Złożyła list na pół i podniosła się z krzesła. Em i Rose zajmowali się znów sobą w pokoju obok kuchni, więc mogła bezpiecznie wejść na piętro. Stanęła przed drzwiami do sypialni wciąż śpiącego wampira i przez chwilę na bladej twarzy widoczne były wyrzuty sumienia. Życie jest sztuką trudnych wyborów, a ona właśnie podjęła najważniejszą decyzję. Kluczową dla własnego istnienia. Nacisnęła klamkę i weszła do środka. Wszystko się zgadzało - Edward wciąż spał, osłabiony ranami i miesiącami dziwacznej, zwierzęcej diety. Usiadła na łóżku i pogłaskała jego miedziane, sterczące w różne strony włosy - zmierzwiła je bardziej i uśmiechnęła się czule. Chłopiec, który nie sprostał ciężarowi bycia potworem. Idealista, który zaryzykował własne istnienie dla przypadkowo spotkanej dziewczyny. Romantyk, któremu właśnie miała oznajmić najgorsze wieści z możliwych. Potrząsnęła wampirem za ramię, szepcząc jego imię. Otworzył oczy i natychmiast usiadł. Zasłoniła mu usta dłonią, nakazując milczenie.
- Przyniosłam ci list, Otello. Twoja Desdemona bawi się w śpiącą królewnę razem z panem sztyletu - powiedziała, podając mu kartkę. Wyszła z pokoju, nie czekając na odpowiedź. Po chwili domem wstrząsnął przeraźliwy krzyk, któremu wtórował odgłos tłuczonego szkła.
- Wybacz - szepnęła Alice, kładąc rękę w miejscu, gdzie kiedyś biło jej serce. Rosalie wbiegła na schody, promieniując złością.
- Co to było? - zapytała.
- Edward dostał list od Jago.
Brwi Rose podjechały do góry.
- Dom wariatów, kiedy Carlisle'a tu nie ma - stwierdziła blondynka, nakazując Alice gestem dłoni zejście na dół. Czarnowłosa wampirzyca zachichotała, po czym podbiegła do poręczy i zjechała po niej z wdziękiem. Blondynka sapnęła ze złością i zeszła na parter z dumnie uniesioną głową.

Jasper miał ochotę ucałować Alice w oba policzki. Biegł w kierunku domu - szczęśliwy i zaspokojony. Kiedy uświadomił sobie, czego dopuścił się Edward, prawie przewrócił się ze śmiechu. Tylko Masen mógł wpaść na tak idiotyczny pomysł i wierzyć, że uda mu się uratować taką naiwną gąskę. Wariatka zasłużyła na szczere przeprosiny i przynajmniej jeden dzień bycia miłym. W jasnych, złotych tęczówkach wampira migotały złośliwe iskierki. Na samą myśl, co zrobi Carlisle, gdy się dowie, że zdradził go własny dziedzic, Whitlock dostawał dreszczy. Nie mógł sobie tego lepiej wymarzyć. Odmieniec podpisał na siebie wyrok i Jasper nie miał nic przeciwko temu, żeby go wykonać. Wydawał się być stworzonym do roli kata. Nagle usłyszał wściekły ryk, a chwile po nim, odgłos tłuczonej szyby, instynktownie odbiegł mocno w bok, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jeśli teraz spotka się z Edwardem, odbierze sobie przynajmniej połowę zabawy.

Sięgnął po sztylet i, idąc w jej kierunku, wsączał w umysł Belli otępiające uczucie szczęścia, pozornego bezpieczeństwa. Kiedy zrozumiała, co się z nią dzieje, było już za późno. Nie mogła nawet drgnąć. Tylko oczy dziewczyny rozszerzyły się z przerażania, kiedy poczuła ostrze przecinające skórę nadgarstka. Próbowała krzyknąć, ale choć starała się z całych sił, udało się jej zaledwie zakwilić. Jasper pochylił się nad jej rękę i, oblizawszy chciwie ranę, zaczął ssać, mrucząc gardłowo. Smakowała wybornie. Dawkował sobie przyjemność umiejętnie. Łyk po łyku. Po chwili zrobił to samo z drugim nadgarstkiem, a jego ofiara zaczęła słabnąć. Posadził ją więc niczym osobliwą lalkę na podłodze i spojrzał w zrezygnowane, brązowe oczy. Skoro nie miała zamiaru walczyć - po cóż było się wysilać? Chwycił ją za włosy i odchylił głowę Belli na bok. Obserwował gęsią skórkę, pojawiającą się na karku. Przyłożył usta do szczupłej szyi, wyczuwając cały strach napędzający teraz organizm dziewczyny. Gdyby postarała się bardziej, mogłaby przełamać nałożone przez wampira polecenia, ale wydarzenia ostatnich dni kompletnie ją wyczerpały. Napawał się gasnącą nadzieją, przedłużając jeszcze o kilka sekund nieuniknione. A potem wbił zęby i ssał łapczywie, sycąc głód.

[link widoczny dla zalogowanych]

Edward opadł na kolana przy ciele Belli. Wyglądała groteskowo. Trupio blada, z oczami rozszerzonymi strachem. Od razu zauważył charakterystyczne dla upodobań Jaspera nacięcia na nadgarstkach dziewczyny. Miał ochotę urwać mu głowę. Podejść, chwycić te blond kudły i oderwać łeb od reszty ciała - tego pragnął. W powietrzu wciąż czuł zapach krwi, ale gniew wziął górę nad instynktem. Nie czuł głodu, jedynie furię. Ryknął wściekle, podrywając się do góry. Chwycił stary fotel i rzucił nim o ścianę tak, że mebel rozpadł się na kawałki. Nie tak miało być! Nie tak! Odwrócił się i spojrzał na zwłoki. Wrzasnął opętańczo, miotając się po pomieszczeniu i niszcząc kolejne sprzęty. A potem nagle zamilkł, opadł znów przy niej, chwycił ją w ramiona i, kołysząc się w przód i w tył, zaczął szeptać modlitwę przeplataną słowami pełnymi złości, pogardy i chęci zemsty.

* William Shakespeare - Sonet CXXIX
Tłumaczenie: Maciej Słomczyński
Wydawnictwo "Cassiopeia", 1992


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Pon 15:32, 15 Cze 2009 Powrót do góry

Przeklejone z literackiego:

Kocham cię za ten odcinek. Chcesz? Pomnik ci wystawię! A także ołtarz, na którym będę paliła świeczki i składała krwawe ofiary. Nie proś o kadzidła, bo kadzideł nie znoszę. Wink

A poważnie - po tym kawałku mogłam myśleć tylko jedno, ale nie przejdzie cenzury. W sumie niby wiedziałam, co planujesz, ale jak głupia myślałam, że może zmienisz zdanie albo zapomnisz?

Relacja Alice - Jasper jest przecudna... nieee, świetna? Też nie... Marny ze mnie pisarz, że się wyklawiaturzyć nie mogę. Sposób, w jaki ukazałaś te postacie jest bardzo ciekawy. Jej wierszowanie, przepowiadanie... zaczęłam się zastanawiać, ile z tego wszystkiego jest prawdziwym szaleństwem, a ile chłodną kalkulacją i celowym odgrywaniem walniętego medium. I powiem ci szczerze - nie znajduję odpowiedzi. Podoba mi się ten twój Jasper. Robi za opiekuna Alice, ale z drugiej strony to wyjątkowo wredny skurczygnat. Jego radość z zabijania jest... hmm, jak by to ująć? Zrobiło mi się nieprzyjemnie. Zazwyczaj radość jakiejś osoby jest ciepła i ujmująca. Jasper odczuwa ją na zimno. Podły, podstępny... nie będę się wyrażać, ale jak napiszę "syn pani lekkich obyczajów" to chyba będzie wiadomo, o co chodzi.

Z drugiej strony jest Alice. Co jej chodzi po łbie? Czy Bella jej zagrażała? A może raczej Edward? Jeśli Carlisle się dowie o jego zdradzie, zapewne chłopak poniesie karę. Usunie się zatem z horyzontu.

Jeszcze jedno. Zasługujesz na brawa za odwagę. Zabić Bellę nim, ku uciesze gawiedzi, rozwinął się romans i parka nacieszyła się sobą, to nie lada wyczyn. Mam nadzieję, że nie zostaniesz za to zlinczowana, ale w razie czego będę cię bronić własną piersią.

Dobry był ten odcinek. Bardzo, bardzo dobry. A kiedy już będzie całe Nienasycenie to je sobie wydrukuję i jeszcze raz na spokojnie, do poduchy przeczytam.

Weny!
jędza thin


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 20:50, 15 Cze 2009 Powrót do góry

Zabiłaś mnie, dostałam sztyletem Jaspera prosto w serce.
Miałam nadzieję do samego końca... do zdania, które ostatecznie rozwiało ją, nikłą:
Cytat:
Odwrócił się i spojrzał na zwłoki.

Jeszcze to wcześniejsze ciało mnie nie przekonało... chlip, chlip
Nie oczekiwałam cukierkowego zwięczenia wątku E&B, ale hmm myślałam, że będzie się kroić coś więcej.
Wizję Alice były tak przemyślane i doopracowane, że dopiero później skojarzyłam, o co chodzi z tymi truskawkami, o ja, głupia!
Jasper podobał mi się jako oprawca, lecz ofiary mógł nie wyssać do końca, liczyłam, że Ed zdąży. Teraz oczekiwałabym krwawej bratobójczj jatki, ale zapewne szykujesz nam już coś innego, nie mniej zaskakującego niż ta odsłona.
We wszystkim zgadzam się z thin! Pomników Ci stawiać nie będę, pomnikiem niech będzie ten ffik. Najważniejsze jest to, że nie możesz się go wstydzić, pomimo gruntu na jakim wyrósł (no nie oszukujmy się, Meyer nie może być naszym wzorcem). Grunt ten to tylko zapożyczenie postaci, całość jest o klasę, ba, dwie klasy wyższa. Dojrzalsza i dla innego odbiorcy! Zdecydowanie!
O Alice się nie wypowiedziałam... podoba mi się, że jej wizje są nie jak obrazy, a jak proroctwa. Jest takim wampirzym sfinksem. :)
No i dobrze, że nie jest kanoniczna. Słodkiej Alice, zakupoholiczki mam już po dziurki w nosie.
A nóż autorstwa M. wymiata! Chłopak ma talent. Niech nam jeszcze coś skubnie. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mercy
Zły wampir



Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 33 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Krainy Wróżek

PostWysłany: Pon 21:01, 15 Cze 2009 Powrót do góry

Nie wypowiadałam się do tej pory, ale po prostu jestem oczarowana Twoim stylem, zawładnęłaś mną zupełnie... z każdym nowym rozdziałem nie mogłam wyjść z podziwu nad pomysłem... szkoda tylko że aż tak tragicznie się dzieje... nie żeby mi to jakoś specjalnie przeszkadzało, ale tyle śmierci i niespotykany charakter bohaterów wręcz przyciąga czytelnika... szkoda że ta biedna i naiwna Bella zginęła, ale do końca jeszcze daleko, także mam nadzieje że wszystko się wyjaśni, nie oczekuje nie wiadomo czego, czekam jedynie na kolejne części, które zapewne w Twoim wykonaniu będą jeszcze lepsze od poprzednich...
Życzę weny w pisaniu.
Mercy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 21:15, 15 Cze 2009 Powrót do góry

Jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa, zdecydowanie szykuję wam parę załamań emocjonalnych - taki już mam styl, ale o głównych bohaterów się nie martwcie. Powoli wynurza się pomysł na drugą część - myślę, że spodoba się wielbicielom wyciągania słabo opisanych w kanonie postaci, ale wiadomo, że ja wszystko widzę po swojemu.

Każda śmierć jest od początku zaplanowana i wpleciona - giną ci, którzy zginąć mieli, żeby żyć mogli ci, którym przeznaczone jest zagrać główne skrzypce Spełnienia. Jeśli kogoś to rozczarowuje, zniesmacza, przeraża lub obrzydza, cóż mogę rzec? Nie jest mi przykro. Ten tekst miał poruszać. Wszystkie możliwe struny, jakie mogłam znaleźć w człowieku. Każda postać to przemyślana konstrukcja, chociaż nie twierdzę, że wszystko jest zawsze czysto logiczne - sam pomysł na Alice wyklucza logikę... Ale to dobra Alice - pokochałam ją taką. Teraz trzeba popracować, żeby ktoś inny też zwrócił na nią uwagę. W końcu pomaga mu iść po trupach do celu, dosłownie.

To co - mogę liczyć na was podczas drugiej części? Chciałabym też podziękować Mercy za komentarz. Każdy taki "nowy" czytelnik to dla mnie dowód, że mój wysiłek nie idzie na marne.

Mam nadzieję, że William Shakespeare nie przewraca się w grobie przeze mnie i moje nawiązania. Pozdrawiam serdecznie również cichych czytelników. Nieśmiałych zapraszam na PW - nie gryzę!



Mocno...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Wto 11:21, 16 Cze 2009 Powrót do góry

Fenomenalny rodział. Zaskoczyłaś mnie tym uśmierceniem Belli, miałam nadzieję że jednak Edward zdąrzy i ją jakoś uratuje... Ale niestety nie zdąrzył. Twoja Alice jest fantastyczna, jej przepowiadanie przyszłości sa genialne - tak pogmatwane, tak tajemnicze a jednak możliwe do zinterpretowania:) Ciekawi mnie jak Carlise zareaguje na wybryk Edwarda - chyba bardzo mocna się zdenerwuje a i jak będzie wyglądało spotkanie Edwarda z Jasperem.
Pełna ciekawości, czekam w niecierpliwości na kolejny rozdział!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Oldź
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sie 2008
Posty: 552
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:46, 22 Cze 2009 Powrót do góry

Tak dawno tu nie zaglądałam, a dopiero teraz mogłam skosztować tego rarytasu i to w jakiej dawce i intensywności. Taka akcja i opisy, że czytałam z otwartą buzią (aż zaraz muszę iść do kuchni się napić, bo w ustach mi zaschło). Wizje Alice - cudne! Edward jeszcze bardziej tajemniczy i emocjonalny niż w sadze S. Meyer. Bella mimo, że już nie żyje to wciąż mam wrażenie, że to nie koniec jej historii. Widziałam, że ktoś komentował dialogi. Jak dla mnie są świetne (a może ja nie mam prawa głosu, bo w nich naprawdę jestem kiepska). Jakby tu teraz streścić w pigułce wszystko: akcja - szybka, dynamiczna, bardzo zaskakująca, wciągająca jak trąba powietrzna czytelnika; postaci - odmienne charaktery, bogate, wyraziste, konkretne, ciekawe; dialogi - naturalne, nie mam nic do zarzucenia; pomysłowość - czy ja tu w ogóle muszę coś pisać? Jestem totalnie zauroczona. Opowiadanie z klimatem, a takich teraz mało. Dziękuję :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin