|
Autor |
Wiadomość |
savier
Gość
|
Wysłany:
Pią 8:54, 24 Lip 2009 |
|
Dlatego ci nikt nie wypisuje tych błędów. :D Rozdział fajny, trochę humoru po ostatnim wyznaniu miłości. Ciekawi mnie czy będzie nadal kolorowo. Jak się nie zmieniają to sie starzeją, w takim razie Jacob również przestanie się zmieniać? |
|
|
|
|
|
|
Asha
Wilkołak
Dołączył: 20 Cze 2009
Posty: 124 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: A gdzie Seth? ^^
|
Wysłany:
Pią 15:12, 24 Lip 2009 |
|
Pernix napisał: |
- Jest Jacob? - zapytał przez zaciśnięte zęby. Nie wiedziałam, dlaczego się tak zachowywał, ale wzdrygnęłam ramionami.
- Pewnie.
Czego chcesz Sam? - zapytał Jacob. |
"Czego chcesz Sam?" a nie powinno być "- Czego chcesz Sam?"
Powinien być "-", bo to przecież dialog
No to taki jeden maleńki błędzik, który wyłapałam. Co do reszty nie mam zastrzeżeń
Hmm... Embry taki dowcipny, biedna Leah :D Ohh i jeszcze Sue, kochana mamusia Ale chyba przesadza, no bo ile Leah ma lat? Policzmy, skoro Leah w "Księżycu w nowiu" miała 19 lat to w "Przed świtem" już jakieś 21, a to ff jest 6 lat później więc Leah ma 27, no może wygląda na 20(przez to, że zmieniała się w wilkołaka, dopiero teraz może wygląda na kilka miesięcy wiecej niż 20 :) ) ale to nie zmienia faktu, że jest już dorosła. Ahh tak nadopiekuńcza Sue :D Ciekawi mnie jeszcze czy Sam rozmyślał nad tym, żeby wrócić do Lei? Ale mam nadzieje, że nie, bo wtedy... biedna Emily i jej dzidziuś Ale nie! Leah+Jacob, Sam+Emily i jest git :P
Czekam na kolejne rozdziały, ale Pernix nie przemęczaj sie
Buziaki ;** |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Masquerade
Dobry wampir
Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 128 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń
|
Wysłany:
Pią 17:17, 24 Lip 2009 |
|
Rozdział miły, przyjemny i dosyć krótki w porównaniu z poprzednimi. Ciekawa jestem jak ta ich miłość się potoczy dalej. Zgrzyta mi odmiana imion. Raz wychodzi to dobrze, a raz, cóż, niezbyt.
Kolejną rzeczą jest to, że jeśli wstawiasz tu jakiś swój tekst, to powinnaś liczyć się z tym, że czeka Cię krytyka, czyż nie? Takie tutaj panują zasady. Jeśli chcesz być tylko chwalona, to załóż bloga i daj go do czytania psiapsiółkom. Masz gwarancję, że wtedy nikt złego słowa nie powie.
Póki co, jestem tu, czytam, oceniam, piszę co mi pasuje, a co nie. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Sob 10:56, 25 Lip 2009 |
|
Cytat: |
Jeśli chcesz być tylko chwalona, to załóż bloga i daj go do czytania psiapsiółkom |
Nie pamiętam, żeby gdziekolwiek Pernix pisała, że chce być tylko chwalona. I z drugiej strony Ty powinnaś też zdawać sobie sprawę, że komentarze, mogą być różnie odebrane i też nie muszą być zawsze chwalone. Nie chcę się wtrącać do Waszych potyczek słownych, ale zbyt mnie kusiło, aby to skomentować. Jakby na to nie patrzeć, też mam do tego prawo ^^
A co do samego rozdziału to bardzo mi się podobała reakcja "wpojeń" na rewelację Jacoba. To zrozumiałe, że poczuły się zagrożone, ale zostało to ukazane w bardzo ładny sposób. Jak Ci już wcześniej wspominałam denerwuje mnie sposób w jaki został ukazany Sam w tym ff. Bo albo się wścieka i kogoś atakuje, albo odwrotnie przeprasza za swoje zachowanie. A wyjątkowo u Mayer ta postać była bardziej złożona, dawała duże pole do popisu. W RS została trochę spłaszczona, ale może dalsze rozdziały rozwieją moje uprzedzenia. Zdecydowanie podobały mi się też reakcję Setha w tym rozdziale. To jest jedna z moich ulubionych postaci w tym opowiadaniu.
Tłumaczeniu nie mam jak zwykle nic do zarzucenia, jeśli pojawiły się jakieś błędy to ich nie zauważyłam, ale to żadna nowość bo nie widzę ich też u siebie ^^
Pozdrawiam i życzę dużo czasu na tłumaczenie |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Masquerade
Dobry wampir
Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 128 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń
|
Wysłany:
Sob 11:39, 25 Lip 2009 |
|
Niobe, nie spodziewam się, że komentarze będą się podobały. Z reguły pisze się je po to, żeby autorowi, tudzież tłumaczowi, uzmysłowić kilka spraw, czy zapytać o rzeczy, których się nie rozumie.
Jesli Twoim zdaniem "Jak coś nie pasuje, to nie czytajcie" nie jest przeinaczonym "Jak będziecie mnie opieprzać, to won", to zastanawiam się jak to jest u Ciebie z czytaniem ze zrozumieniem lub interpretacją.
I nie, nie mam zamiaru się więcej usmiechać, wypisywać błędów z humorem czy też w ogóle ich nie wypisywać. Jeśli coś czytelnikowi zgrzyta, to ma w obowiązku poinformować o tym autora czy betę. Dzięki temu się uczymy, jeśli ktoś tego nie rozumie, to nie wiem, po co umieszać tutaj swoje teksty.
Pozdrawiam,
M.
P.S. Wybaczcie offtop. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Laureniaa
Wilkołak
Dołączył: 27 Mar 2009
Posty: 137 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z nieba
|
Wysłany:
Sob 17:22, 25 Lip 2009 |
|
Parnix!
Ja normalnie kocham Cię za robotę, którą tutaj odwalasz. Po prostu wow.
Kiedyś jak czekałam na następny rozdział to nawet chciałam zabrać się za oryginał, ale nie przebrnęłam.
Cieszę się, że taks zybko dajesz rozdziały, weny życzę!
P.S. Masquerado droga nie życzę sobie zwrotów w stylu "kochanie". Odpuść sobie. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Laureniaa dnia Sob 18:49, 25 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Masquerade
Dobry wampir
Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 128 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń
|
Wysłany:
Sob 17:29, 25 Lip 2009 |
|
Kochanie, nie znasz sytuacji, więc odpuść, hm? :) Nie jestem ani głupia, ani ślepa, ani problemów z językiem polskim nie mam, więc odpuść i pozwól, że cichy P.S. do mnie, będę odszyfrowywała na swój właściwy sposób.
Wyżywać się raczej na nikim nie muszę, bo to nie miejsce ani czas na to, więc...
Pozdrawiam i miłych wakacji życzę,
M.
EDIT: Laurenia, słonko, to może Ty sobie odpuść i nie wpieprzaj się tam, gdzie nie jesteś potrzebna, ok? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Masquerade dnia Sob 21:35, 25 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
AngelsDream
Dobry wampir
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 108 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Sob 22:28, 25 Lip 2009 |
|
Pernix, jaka tam ze mnie beta? Ja nie betuję, ja tylko robię pierwsze szlify - od bety masz Motylka. :) Zresztą, nawet patrząc na moje przecinkowe podejście, to nie może się udać. Ale może kiedyś, może kiedyś - nadzieja musi mnie mocno kochać.
Co do samego rozdziału, to w zasadzie nic mnie w nim nie zaskoczyło - typowo matczyna reakcja, typowo ludzkie wątpliwości. Wszystko na swoim miejscu. Wszystko rozwija się w dobrą stronę, chociaż nadal dla mnie za dużo mówienia o emocjach, a za mało samych emocji. Nie wiem, jak to dokładnie opisać, ale czegoś mi zwyczajnie za mało, chociaż jednocześnie nie uważam tego za wadę RS, raczej za niedostatek. Duży plus za to, że osoba, w którą wpaja się zmiennokształtny, może owo wpojenie odrzucić, ale to chyba oczywiste. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Sob 23:42, 25 Lip 2009 |
|
Byłabym wdzięczna o wypowiadanie się na temat tłumaczenia lub opowiadania.
Byłoby też miło, żeby w tym miejscu panowała przyjemna atmosfera. Tak, jak do niedawna.
Nigdy nie mówiłam, żeby nie krytykować i nie poprawiać. Proszę bardzo. Zwracam tylko uwagę, że jeśli ff się podoba, a moje tłumaczenie nie, to przecież chyba lepiej poczytać sobie oryginał, czyż nie?
Masquerade, jeśli ktoś nie chce, żebyś zwracała się do niego per słonko, kochanie, to nie rób tego. Myślę, że nie ja powinnam Cię uczyć dobrego wychowania. Ja też sobie nie życzę takich przydomków, tak na przyszłość. Nie jesteśmy koleżankami. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Masquerade
Dobry wampir
Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 128 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń
|
Wysłany:
Nie 0:11, 26 Lip 2009 |
|
Ale ja nigdy nie powiedziałam, że mi się tłumaczenie nie podoba. Gdyby mi się nie podobało, to bym nie czytała, proste
Pozwól może, żeby inni wypowiadali się za siebie, chyba są na tle dorośli, że nie potrzebują adwokata, a to jak i do kogo będę się zwracała pozostaw mnie Uczyć mnie dobrego wychowania? dobre wychowanie dobrym wychowaniem, ale na chamstwo odpowiadam chamstwem, taka już moja natura. Nie mam zamiaru się silić na uprzejmości i włazić nikomu w dupę, za przeproszeniem, jak to niektórzy mają w zwyczaju :)
No ale cóż, offtopowi mówimy nie, więc to tyle ode mnie :)
Żeby nie było tak całkiem z dupy, to czekam na kolejny rozdział, bo bardzo lubię to opowiadanie.
Pozdrawiam,
M. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Seanice
Człowiek
Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 18:28, 30 Lip 2009 |
|
Rozdział wspaniały, jak wszystkie.
Błędów nie wyłapałam. Twoje tłumaczenie bardzo mi się podoba, należy do jednego z moich ulubionych opowiadań.
Co do rozdziałów to nie mam swojego faworytu, ponieważ każdy jest tak samo wciągający i ładnie napisany, jak i przetłumaczony.
Fajnie, że Leah jest z Jacobem. Edward i Renesmee nie zachowali sie wspaniale, chodziaż teoretycznie rzecz biorąc wyrządzili im przysługę, jednak Nessie mogła powiedzieć Jacobowi od razu, że kocha Nahuela.
Pozdrawiam Seanice. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Sonea
Wilkołak
Dołączył: 01 Maj 2009
Posty: 104 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Kielce
|
Wysłany:
Czw 22:00, 30 Lip 2009 |
|
Zabijcie mnie. Nie wiem dlaczego wcześniej tego nie przeczytałam, może myślałam, że mi się nie spodoba. Niby nie lubiłam fanfików o wilkołakach, ale teraz wiem, ze byłam w błędzie. Dużym, zresztą.
Bardzo, ale to bardzo podoba mi się ten fanfik i dziękuję ci, ze go dla nas- tu zwracam się w imieniu wszystkich czytających- tłumaczysz.
Leah jest świetna co prawda w Meyer'owskiej sadze nie za bardzo za nią przepadałam, to tu ja uwielbiam, zresztą Jacoba tez.
Wszystko przeczytałam jednym tchem i było mi mało!
Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Czekam z niecierpliwością.
Pozdrawiam, Sonea. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Nie 19:48, 02 Sie 2009 |
|
Oto kolejna część dla wszystkich spragnionych poznać dalsze losy historii Lei, spod znaku wschodzącego słońca.
Rozdział ma dwie specjalne dedykacje: pierwsza: dla saviera za setny post w temacie. Obiecałam sobie, że ten kto go napiszę zostanie w ten sposób wyróżniony, plus jesteś chyba pierwszym facetem, czytającym to tłumaczenie. :)
druga: dla moich psiapsiółek, co by o mnie nie zapomniały i co nieco skomentowały.
"Zlukrujcie się"! :D
Betowała: AngelsDream
INFO: madam butterfly zbetowała te niepoprawione, kolące oczy części, więc zaraz wkleję je :) dzięki motylku :*
Rozdział 13. Dookoła same niespodzianki
Minął tydzień od kiedy jestem z Jake'm i nigdy w całym moim życiu nie byłam bardziej szczęśliwa, niż teraz. O dwudziestej trzeciej, każdego wieczoru Billy odwoził mnie do domu, by przestrzegać „godziny policyjnej”, ustalonej przez moją mamę. Dobrze, że nie wiedzieli, iż Jake wymykał się, gdy tylko Billy zasnął i spędzaliśmy całe noce razem, przytulając się i rozmawiając. Posunęlibyśmy się dalej, gdybym postawiła na swoim, ale Jake na poważnie brał troskę Sue, pilnującej mojego dziewictwa. To było słodkie, ale równocześnie niewiarygodnie frustrujące. Chociaż mogłam go całować, kiedy tylko chciałam. Mogłam z tym żyć, przynajmniej na teraz.
Większość czasu spędzaliśmy w domu lub na plaży. Bycie razem w miejscach publicznych bez ukrywania naszych uczuć to raj dla nas. Poszliśmy nawet na podwójną randkę z Rachel i Paulem.
Sądziłam, że będę przechodziła istne tortury, ale Paul był bardzo uprzejmy, był nawet, cholera, powiem to, miły dla mnie. Przypuszczam, że do takiego zachowania przyczyniła się moja rozmowa z Rachel, o tym żeby została z Paulem. Wcale nie musiałam jej przekonywać, bo wiedziałam, że za bardzo go kocha, żeby go zostawić. Był po prostu za głupi, aby w to uwierzyć. Przynajmniej ja na tym skorzystałam i teraz jest miły wobec mnie.
Kiedy dotarłam do domu, czułam się wyczerpana i z ulgą rzuciłam się na kanapę. Nie siedziałam dłużej niż pięć minut, nim mój spokój został zakłócony.
- Cześć siostra, Rosalie pytała o ciebie – oświadczył Seth, wpadając do domu w stylu Jake'a. Jęknęłam i zakryłam oczy.
- Załóż koszulkę, Seth – krzyknęłam. Zrobił kwaśną minę, ale spełnił moje żądanie.
- Jake może sobie chodzić bez koszulki – mamrocząc pod nosem, usiadł obok mnie na sofie.
- Tak, ale to nie zakrawa o kazirodztwo, kiedy on chodzi przy mnie półnagi – zripostowałam, a Seth się skrzywił. Być może wyobraził sobie Jacoba bez koszulki ze mną. Ta myśl mnie rozbawiła.
Jake, Embry i Quil urządzili sobie wilcze spotkanko. Myślę, że polowali i biegali po lesie w amoku. Seth, zamiast dołączyć do nich, zdecydował się pójść do Cullenów. Zamierzałam iść z nim, ale Rachel zaproponowała wspólny lunch, co zamieniło się w małą wycieczkę po sklepach. Teraz, od kiedy spotykam się z jej bratem, Rachel chciała poświęcić mi więcej uwagi. Nie miałam nic przeciwko. Tęskniłam za tymi czasami, kiedy włóczyłyśmy się razem. W szkole należałyśmy do tej samej paczki przyjaciół- byłyśmy przyjaciółkami dopóki jej mama nie umarła, wtedy Rachel wyjechała.
- Rosalie i Alice martwią się o ciebie – powiedział Seth, a ja poczułam ukłucie winy. Byłam tak zajęta Jake'm, że kompletnie zapomniałam o tym, aby odwiedzić dziewczyny i opowiedzieć im o wszystkim, co się stało. Byłam fatalną przyjaciółką. Jak mogłam zapomnieć do nich zadzwonić?
- Psia krew, miałam dziś do nich zatelefonować. Rozmawiałam z Jake'm. Mówił, że jest już gotowy zobaczyć się z Renesmee, idziemy tam jutro – poinformowałam Setha, który zapalił się do tego pomysłu jak choinka na Boże Narodzenie.
- Mogę też pójść? - zapytał podniecony, spojrzałam na niego wymownie.
- A uda mi się ciebie powstrzymać? - sprytnie zripostowałam. Seth tylko uśmiechnął się do mnie.
- Raczej nie.
- A tak w ogóle, co u nich? - zapytałam z ciekawości. Czułam się winna, że dodaję im zmartwień.
- Nahuel przeprowadził się do domku, Bella pozwala Edwardowi zalecać się do niej, Rosalie i Alice zamartwiają się o ciebie, Emmett z Jasperem zastanawiają się, czy Jake pojawi się jeszcze, a Carlisle i Esme stresują się tym, że wszyscy się sprzeczają – szybko zrelacjonował z niezadowoloną miną.
- Nie ma żadnej niezgody – odparłam. Seth wyglądał na zaskoczonego. Najwyraźniej oczekiwał, że Jacob i ja będziemy nienawidzić Cullenów, ale nie moglibyśmy. Jake troszczył się o Renesmee od niemowlaka, a ja dorosłam do tego, żeby też ją pokochać. Nie można było jej nienawidzić, za to że w swój, dziwny sposób chciała dać Jacobowi szczęście i wolność.
- Naprawdę? - Seth zapytał zadowolony z tej wiadomości, a ja wzdrygnęłam ramionami.
- Jake wybaczył Renesmee, a jeśli on to zrobił, to jak też. Wszystko jest w największym porządku – zapewniłam go. Seth uśmiechnął się i klepnął mnie w plecy.
- Świetnie – zaśmiał się i wstał, drapiąc się po brzuchu. - Jestem głodny.
Po tych słowach zniknął w kuchni. W tym momencie otworzyły się drzwi wejściowe.
- Witaj, moja śliczna Beto? - wrzasnął Jacob. Uśmiechałam się w oczekiwaniu na gościa, kiedy ten wkroczył do salonu.
- Witaj, mój wspaniały Alfo – odpowiedziałam, trzymając ramiona szeroko otwarte do niego. Jacob wtulił się we mnie, a ja zachichotałam, kiedy składał małe pocałunki, łaskocząc moją szyję.
- Czy nie ma miejsca, gdzie można się ukryć przed tobą, jak bezcześcisz moją siostrę? - krzyknął Seth, gdy wkraczał do salonu z kanapką w połowie zwisającą z jego buzi. Razem z Jake'm wybuchnęliśmy śmiechem.
Moja komórka zaczęła dzwonić. Sięgnęłam po nią, a Jake i Seth poszli w kierunku kuchni. Prawdopodobnie poszli po więcej jedzenia, mogłam to wywnioskować po Jake'u, który pożerał oczami kanapkę mojego brata.
- Cześć, Rose! - zawołałam podekscytowana, gdy zobaczyłam jej imię, które pojawiło się na wyświetlaczu, nim odebrałam.
- Hej, Leah. Słuchaj, Alice powiedziała, że być może przyjdziesz nas odwiedzić, ale mijają tygodnie, a ty się nie zjawiłaś. Martwiłam się. Nie mogłam ci nawet powiedzieć, że nic nie wiedziałam o tym, że Renesmee kręci z Nahuelem. Gdybym wiedziała, powiedziałabym coś i mam nadzieję, że nadal możemy być przyjaciółkami, pomimo chamskiego i niedelikatnego zachowania mojej bratanicy – Rosalie mówiła jednym tchem, jakby próbowała wyrzucić z siebie wszystko, co ma do powiedzenia, podejrzewając, iż mogę odłożyć słuchawkę.
- Rose – powiedziałam szybko, śpiesząc się z zapewnieniami – oczywiście, że nadal jesteśmy przyjaciółkami. Przepraszam, że nie zadzwoniłam. Ostatnie tygodnie były zakręcone. Właśnie zamierzałam was odwiedzić w zeszłym tygodniu, kiedy wpadłam na Bellę, a to spotkanie spowodowało, że wróciłam prosto do La Push. To długa historia, w skrócie wszystko wyszło na dobre. Nessie zerwała wpojenie, a Jake i ja...
- Uu, jest już Jake i ty? - wtrąciła. Z podekscytowania miała podwyższony ton. Myślę, że była bardziej przejęta niż ja.
- Tak, jest, od tygodnia – potwierdziłam, nie mogąc przestać się uśmiechać.
- O mój Boże, gratulacje! - Rose praktycznie wykrzyczała do słuchawki, a ja trzymałam telefon z dala od ucha, wykrzywiając się z bólu.
- Dzięki – powiedziałam z sarkazmem. - Zamierzamy wpaść do was jutro. Jake chce się zobaczyć z Edwardem i Nessie. Wiesz, on nie może za długo złościć się na nikogo. A dodatkowo stęskniłam się za moją najlepszą przyjaciółką.
Rosalie potrzebowała chwilę, nim zrozumiała, kogo mam na myśli.
- Och, tęskniłaś za mną! – Rosalie wygruchała do telefonu. Zaśmiałam się i odłożyłam słuchawkę. Jeszcze przez sekundę gapiłam się na moją komórkę i śmiałam do niej. Bycie zakochanym, zamieniało mnie w wielkiego wrażliwca. To było w pewien sposób żenujące. Nadszedł Jake, stanął za mną, obejmując mnie ramionami. Westchnęłam i położyłam się na nim. Nie obchodziło mnie, że robię się taka delikatna, Jake był tego wart. Jacob pochylił głowę i zaczął całować mnie po szyi. Odwróciłam się spragniona, by zażądać jego ust.
- Odpuście to sobie, ludzie! - krzyknął Seth, wkraczając do salonu i zakrywając oczy na nasz widok. Niechętnie odsunęliśmy się od siebie, śmiejąc się, gdy Seth mówił dalej: - Dlaczego? Dlaczego ciągle musicie się migdalić do siebie w mojej obecności? Ona jest moją siostrą, Jake, to ohydne!
- Nic na to nie poradzę, Seth. Twoja siostra jest niezłą laską – odpowiedział Jake, mierząc mnie lubieżnie wzrokiem z góry na dół. Zachichotałam. Seth wyglądał na całkowicie zrozpaczonego. Wkurzanie mojego małego braciszka szybko stało się naszą ulubioną rozrywką.
- O Boże, idę do Embry'ego, zanim zwymiotuję – odparł, zakrywając usta. Odwrócił się i wybiegł z pokoju. Jake spojrzał na mnie znacząco.
- No to mamy cały dom tylko dla siebie – powiedział sugestywnie. Przywarłam do niego tak, że nasze usta ledwo się dotykały.
- Spotkamy się w moim pokoju – wyszeptałam zuchwale, a następnie oboje ścigaliśmy się po schodach na górę.
***
Seth nie mógł pójść z nami do Cullenów. Sue zadzwoniła, ponieważ chciała, żeby Seth przywiózł Billy'ego na lunch, więc Jake i ja musieliśmy pojechać sami. Zaparkowaliśmy Rabbita przed domkiem i ostrożnie podeszliśmy do wejściowych drzwi. Jake zapukał raz, drzwi otworzyły się gwałtownie, gdy nagle wydobył się z nich podmuch brązowych włosów. Wiedziałam, że następną rzeczą, która się stanie, będzie uwieszenie się Nessie na szyi Jacoba. Pół- wampiry były niesamowicie szybkie.
- Nessie! - krzyknął Jake, witając ją ciepło przytuleniem. Poczułam ukłucie zazdrości, ale gdy na nich patrzyłam, Jake skierował swoje oczy na mnie i mrugnął. Zrobiło mi się wstyd, że byłam o niego zazdrosna. Jake zawsze upewniał mnie w tym, że jestem dla niego wszystkim.
- Jacob! - zapiszczała Nassie, a następnie odsunęła się, spojrzała na niego z powagą i chwyciła za rękę. - Wybaczysz mi?
- Jak mógłbym ci nie wybaczyć, gdy ty dałaś mi najlepszy prezent na świecie! - odparł, patrząc na mnie z miłością. Renesmee odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła z radością. Wyraźnie było widać, że jest zadowolona z tego, iż wszystko się ułożyło tak, jak zaplanowała.
- W takim razie nadal jesteśmy przyjaciółmi? - zapytała, patrząc raz na mnie, raz na Jake'a. Ten przytaknął, uśmiechając się do niej.
- Przyjaciele! - zgodził się. Renesmee skupiła całą uwagę na mnie. Pospieszyła w moim kierunku i delikatnie wzięła mą dłoń w swoje zimne ręce.
- Wybaczysz mi, Leah? - zapytała. Jej szczere oczy spotkały się z moimi. Nie mogłabym być na nią zła. To było niemożliwe. Może to kolejna z jej mocy.
- Jeśli Jake ci wybaczył to ja też – powiedziałam uczciwie, Renesmee klasnęła w ręce z podekscytowania i napadła na mnie, obdarzając zbyt mocnym uściskiem. Jake zaśmiał się na widok mojej zszokowanej miny.
- Dobrze, z całego serca chcę, żebyśmy wszyscy byli przyjaciółmi – powiedziała radośnie, podczas gdy Nahuel wyszedł na zewnątrz, aby nas przywitać. Wymienił z Jake'm przyjazny uścisk dłoni, a potem Jake odciągnął go na stronę, by zamienić z nim kilka słów. Jacob traktował Renesmee jak swoją młodszą siostrę, więc teraz raczył Nahuela standardową pogadanką, niczym starszy brat. Spojrzałam na Renesmee, kręcąc głową, a ona wywróciła oczami, zdając sobie oczywiście sprawę, co się dzieje między chłopakami. Po chwili chwyciła mnie za rękę i poprowadziła do środka, żebyśmy mogły posiedzieć sobie na kanapie podczas pogawędki naszych mężczyzn.
- Teraz kiedy wszyscy jesteśmy przyjaciółmi, możesz nazywać mnie po pseudonimie – oświadczyła, na co ja zmarszczyłam nos z niesmakiem.
- Naprawdę lubisz, jak wołają na ciebie Nessie? - zapytałam z niedowierzaniem, a Renesmee wzruszyła ramionami. Przypuszczam, że była do tego przyzwyczajona, skoro wszyscy tak ją nazywali od samych narodzin.
- Masz lepsze pseudo dla mnie? - zapytała zaciekawiona. Pomyślałam przez moment. Wszystko jest lepsze niż Nessie, prawda? Ren? Rennie?
- A może po prostu Ness? Dzięki temu nie będę się czuła, jakbym przywoływała jakiegoś mitycznego potwora – zasugerowałam. Na twarzy Renesmee zawitał uśmiech.
- Zgoda – z radością wyraziła aprobatę. Zrobiłam marsową minę, gdy rozglądałam się po willi. Było przeraźliwie cicho. Miałam nadzieję, że kiedy nas nie było, Bella wróciła do domu. Najwyraźniej tak się nie stało.
- Co u Belli? - zapytałam. Twarz Ness ogarnął smutek.
- Nadal się do mnie nie odzywa, ale przynajmniej pogodzili się z ojcem. Ciągle mieszka w naszej głównej posiadłości, ale tata dostał zgodę na odwiedziny – odpowiedziała. To dobrze, że chociaż jej rodzice doszli do porozumienia. Wiedziałam, że rozłąka Belli i Edwarda to ostatnia rzecz, jakiej by chciała. Ness miała dobre intencje, tylko takie mogły ją zaprowadzić tak daleko w jej poczynaniach.
- Myślę, że Bella potrzebuje wiele czasu, żeby ci wybaczyć, ale jak dowie się, że Jake ci przebaczył, to pomoże jej w zrobieniu tego samego – zapewniłam ją. Na twarzy Ness zagościł słaby uśmiech, wyrażający nadzieję. Tęskniła za mamą, każdy głupi to widział.
- W porządku, drogie panie, kto chce pójść do dużego domu? - zapytał Jacob, wkraczając do willi z podążającym za nim Nahuelem. Podskoczyłam ochoczo na nogi, ciesząc się, że zobaczę Rosalie i Alice.
- Nahuel i ja też pójdziemy – oświadczyła Ness i w czwórkę wybraliśmy się do głównej wampirzej siedziby.
Edward musiał usłyszeć, że nadchodzimy, bo Bella stała już na werandzie, skacząc z nogi na nogę z podekscytowania. Kiedy podeszliśmy już wystarczająco blisko, ujrzałam jej twarz rozpływającą się w rozkosznym uśmiechu na widok mojego Jacoba.
- Jake – krzyknęła, gdy biegła swoim super tempem i owinęła ręce wokół szyi Jake'a. Na co on przytulił ją mocno. Na szczęście nie byłam typem zazdrośnicy, bo tyle przepięknych wampirzyc przytula mojego chłopaka. Mojego seksownego chłopaka – wilkołaka. Jezu, mam nadzieję, że Edward tego nie słyszał, nie odpuściłby mi tego łatwo.
- Bells!
- Tak mi przykro, Jake. – Bella zaczęła go przepraszać, ale Jake pokręcił tylko przecząco głową.
- Bella, wszystko jest w porządku. Ja mam Leę, Nessie - Nahula, wszystko ułożyło się idealnie – powiedział, chwytając mnie za rękę w geście posiadania, a potem wskazując na Ness i Nahuela. Bella wyglądała na zaskoczoną, że wszyscy jesteśmy spokojni i nie czujemy się niezręcznie w swoim towarzystwie. Byliśmy uśmiechnięci, zadowoleni i szczęśliwi.
- Naprawdę? Jesteś szczęśliwy? - zapytała z nutką nadziei, jej oczy wędrowały po twarzy Jake'a, uśmiechał się do niej, poklepawszy ją po czubku głowy.
- Bardziej, niż mogą to wyrazić słowa – zapewnił ją. Wtedy Bella przycisnęła dłoń do piersi z wyraźną ulgą. Spojrzała na mnie z wdzięcznością, a potem po raz drugi dzisiejszego dnia zostałam zmuszona do niechcianego uścisku. Jaka matka, taka córka, powiedzenie się sprawdziło. Tylko, że... Bella śmierdziała o niebo bardziej. Ness była przynajmniej pół - wampirem, więc cuchnęła o połowę mniej.
Edward wyszedł z domu i przytaknął w stronę Jake'a z pełnym respektem, a potem skinął na mnie, odwzajemniłam się uśmiechem. Bella wypuściła mnie ze swoich objęć i wahając się, podeszła do córki. Powiedziała do niej coś po cichu, na co Ness odpowiedziała tym samym tonem i obie przytuliły się do siebie. Już widać postępy w ich relacjach, to dobry znak, że wszystko się ułoży. Jake pocałował mnie krótko w policzek, a następnie wszedł do środka, prawdopodobnie, żeby poszukać Emmetta i Jaspera, natomiast do mnie podszedł Edward.
- Hej, Ed, wyglądasz o wiele lepiej – pozdrowiłam go z uśmiechem na twarzy. Zerknął ze speszoną miną na dół, na swoje ubranie, które najwyraźniej wybrała dla niego Alice. Najwidoczniej wracał do dobrej formy.
- Miłość czyni cuda – powiedział, patrząc na Bellę z uwielbieniem. Następnie zwrócił oczy na mnie i obdarzył wykrzywionym, złośliwym uśmieszkiem. – Tak, jak w twoim przypadku, od kiedy masz swojego seksownego chłopaka - wilkołaka.
Gapiłam się na niego z otwartymi ustami. Nigdy w życiu nie przyzwyczaję się do tego, że Edward robi dowcipy. Czułam się jakbym była w Strefie zmroku.*
Zaśmiał się, widząc moją osłupioną minę. Uderzyłam go lekko w ramię i obdarzyłam drwiącym spojrzeniem. Jake tak mnie uszczęśliwiał, że nie potrafiłam zebrać w sobie wystarczająco dużo energii, by się na kogoś złościć.
- Gdzie są Rose i Alice? - zapytałam, zaciekawiona. Myślałam, że wyjdą, żeby się ze mną przywitać.
- W środku, czekają na ciebie. Nie chciały ci się od razu narzucać - wytłumaczył Edward, po czym wprowadził mnie do domu, gdzie w istocie oczekiwały na mnie dziewczyny.
Gdy tylko wkroczyłam do pokoju, Alice przykleiła się do mnie. Byłam kompletnie zszokowana. Cholerne wampiry i ich nadzwyczajna szybkość. Alice mogła mnie przytulić i odbiec, a ja bym tego nawet nie zauważyła.
- Leah, tak bardzo za tobą tęskniłam – wykrzyczała i pocałowała mnie w policzek. A potem uwolniła mnie w takim samym tempie, jak zbliżyła się na samym początku. Zrobiła to raptownie przez co prawie straciłam równowagę.
Rosalie zawahała się, przytulanie się nie było naszym zwyczajem. Kiedy Alice oddaliła się ode mnie, podeszła Rose i położyła rękę na moim ramieniu i ścisnęła je.
- Tak się cieszę, że wróciłaś. Moje życie byłoby nudne bez ciebie – powiedziała, wywracając z dramatyzmem oczami, a potem się roześmiała. Boże, jak ja tęskniłam za Rosalie, bez niej nic nie było takie, jak powinno.
- Dostałabyś nowego szczeniaczka, jeślibyś mnie straciła – zażartowałam z niej, Rosalie nagle zrobiła się bardzo poważna. Jej bursztynowe oczy były utkwione we mnie.
- Nikt nie mógłby cię zastąpić, Leo Clearwater – odparła. Te słowa naprawdę mnie wzruszyły. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że Rosalie powie do mnie coś tak miłego. Między nami nastała krępująca cisza, Edward wymieniał z Alice uśmieszki na widok naszego zachowania.
- Wilczyco! - wrzasnął z podekscytowaniem, schodząc z góry, za nim kroczyli Jasper i Jacob.
- Hej, Emmett – pozdrowiłam go, wywracając oczami. Brunet podbiegł i podniósł mnie w górę, obdarzając mocnym, niedźwiedzim uściskiem. Głośno cmoknął mnie w policzek, a ja teatralnie otarłam się i wykrzywiłam twarz w grymasie. - Ohyda.
Em tylko się uśmiechnął i postawił mnie na nogi.
- Leah, miło cię widzieć – powiedział Jasper, delikatnie tak, jak miał w zwyczaju. Uśmiechałam się do niego, dopóki nie dodał z uśmieszkiem: - Szkoda, że nadal tak cuchniesz.
Ness i Bella wkroczyły do pokoju, obejmowały się nawzajem ramionami. Nahuel wszedł za nimi, nie spuszczając wzroku z Ness. Był jej całkowicie oddany. Emmett stał przy Rosalie i obejmował ją ramionami, Jasper trzymał Alice za rękę. Emmett przyjrzał się po kolei naszym twarzom i uśmiechnął się. Edward z Bellą, Nahuel z Ness, Jasper z Alice, ja z Jake'm, a na koniec on i Rosalie.
- Więc wszystko dobre, co się dobrze kończy - powiedział głośno. Jake przytaknął w odpowiedzi i umieścił swoją rękę na moim ramieniu, a potem pocałował mnie w policzek.
- Czy to znaczy, że będę miała dwa śluby do przygotowania? - zapytała, skierowawszy oczy na nas. Spojrzałam na Jake'a w szoku. Ktoś bierze ślub?
- Śluby? - powtórzyłam bezbarwnie. Ness podeszła nieco onieśmielona.
- Zamierzałam im to sama powiedzieć. – Ness odparła do Alice, a następnie zwróciła się do nas i oświadczyła: - Nahuel i ja pobieramy się.
- Moje gratulacje – powiedzieliśmy jednogłośnie. Nahuel objął Ness ramieniem i uśmiechnął się dumnie. Tworzyli taką dobraną parę. Byłam szczęśliwa. Z ich powodu. Wiedziałam, że to nagła decyzja, ale byłam też świadoma, że wampiry szczególnie poważnie traktują swoich partnerów.
- Kochamy się nad życie, więc pomyśleliśmy, że szkoda marnować czas – dodał Nahuel, spoglądając na Ness z takim uwielbieniem, że prawie się popłakałam ze wzruszenia. Ale tylko prawie. Bycie zakochanym zrobiło ze mnie totalną płaczkę.
***
Jake milczał, kiedy w końcu wyszliśmy od Cullenów, kilka godzin później.
Zostaliśmy tam, cały czas gadając. Jake musiał mnie wyciągać z sypialni Rosalie i Emmetta. Gdy jechaliśmy, nadal nie odezwał się słowem. Położyłam rękę na jego udzie i ścisnęłam, zmartwiona jego powściągliwym zachowaniem. Odwrócił się do mnie z uśmiechem. Wyglądał na bardzo roztargnionego.
- Wszystko w porządku, Jake? - zapytałam niepewnie, a on zachichotał. Wydawał się być zdenerwowany. Nie wiedziałam, co się z nim dzieje.
- Czuję się świetnie. Jestem wolny, szczęśliwy i mam ciebie, wszystko jest w porządku – odpowiedział wolno. Jego dłoń sięgnęła po moją. Chwycił ją mocną i podniósł do swoich ust, by pocałować delikatnie. Jacob uwielbiał przytulać się, całować, jak i manifestować swoje uczucia, ale to było rzadkie. Zrobił coś tak czułego i prostego.
Nie mogłam powstrzymać rumieńca, który mimowolnie pojawił się na moich policzkach. Odwróciłam się od niego i gapiłam się przez okno. Wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy w La Push. Byliśmy na polu. Jake uśmiechnął się do mnie tajemniczo i zatrzymał pike- up'a, wyłączając zarazem silnik. Co, do cholery, się tu dzieje?
- Co my tutaj robimy? - zapytałam, zastanawiając się, a Jake tylko się uśmiechnął.
- Leah, chociaż raz w życiu, trzymaj buzię na kłódkę. Nie zrujnuj tego – odparł półserio. Już otwierałam usta, żeby powiedzieć mu, że ma się wypchać, ale zobaczyłam, jak trzęsą się mu ręce. Znów był zdenerwowany. Byłam strasznie ciekawa, co może go tak stresować?
Jake wysiadł z samochodu i obszedł go dookoła, żeby otworzyć mi drzwi. Zatrzymał się na chwilę, by mnie podziwiać, a ja znów się zaczerwieniłam. Otworzyłam buzię, żeby zapytać go, o co chodzi, ale on tylko przycisnął palec do moich ust.
- Leo Clearwater, zamknij się! - uciszył mnie zanim jakiekolwiek słowa zdążyły wyjść z moich ust, nie dążyłam wyrzec nawet sylaby. Sięgnął po mnie i pomógł mi wysiąść z kabiny, a następnie bez żadnego wysiłku przeniósł mnie na tył pick- up'a, bym mogła tam usiąść. Czułam się całkowicie zdezorientowana, ale nic nie powiedziałam tak, jak oczekiwał Jacob. To była cudowna noc, świecił księżyc, wiał ciepły wietrzyk, w ogóle było ciepło. Położyłam się na plecach i zapatrzyłam się w niebo. Życie było cudowne, każdy z moich bliskich był zadowolony, było jak w bajce, szczęście po kres i jeszcze dłużej. W najśmielszych snach nie przypuszczałam, że mogę doświadczyć takiego radosnego spełnienia, jak teraz. To wszystko dzięki Jacobowi, mojemu Jacobowi. Potrząsnęłam głową, śmiejąc się w środku do samej siebie. Miłość odkrywała we mnie filozoficzne przemyślenia, co za wstyd. Byłam zadowolona, że przynajmniej nie ma w pobliżu Edwarda. Spojrzałam na Jacoba, który chodził w kółko już przez długą chwilę, jakby jeszcze raz rozpatrywał w głowie, co zamierza powiedzieć. Serce zaczęło mi szybciej bić, kiedy zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, co może się stać.
O mój Boże, nie ma szans, żeby Jake, zrobił to, co myślę. Nie ma szans! Nie mógłby w żadnym razie mieć na myśli...
Jacob odwrócił się do mnie, uśmiechając się spokojnie, a potem uklęknął na kolano.
O mój Boże! Chryste Panie! Boże!
- Leah, myślę, że i tak długo czekaliśmy, by być razem. Chcę, żebyśmy byli ze sobą do końca naszych dni – powiedział Jake. Głos drżał mu z emocji. Następnie wyjął pierścionek z diamentem i trzymał go przede mną. - Leo Clearwater, wyjdziesz za mnie?
Przez chwilę nie mogłam powiedzieć ani słowa. W szoku otworzyłam tylko usta. Wiedziałam, że łzy zaczęły płynąć z moich oczu, ale nie zważałam na to. Moje serce waliło sto uderzeń na minutę. Gapiłam się tylko głupio na niego. Jake cały czas klęczał, ale skrzywił się, ponieważ nie odpowiedziałam natychmiast.
- Leah, kochanie, wyjdziesz za mnie? - powtórzył z lekkim wahaniem, a potem zamachał do mnie ręką. Otrząsnęłam się z oniemienia i zakryłam usta w zachwycie.
- Oczywiście! Wyjdę za ciebie, Jacobie Black! - powiedziałam w końcu, a Jake uśmiechnął się, ściągnął mnie z pick-up'a, chwytając w ramiona, tak, żeby mną zakręcić w powietrzu. Śmiałam się i ciągle go całowałam. Nie mogłam w to uwierzyć. Nie mogłam pojąć tego, że Jacob Black chce mnie za żonę. Jake w końcu postawił mnie na ziemi i trzęsącymi rękoma założył mi pierścionek na serdeczny palec.
- To pierścionek mojej mamy – wyszeptał, gdy obydwoje wpatrywaliśmy się w cudo, zdobiące mój palec. Był to prosty projekt, ale wiedziałam, ile znaczy dla Jake'a i teraz dla mnie. Diament był usytuowany na środku, a przy każdym jego boku osadzono jeszcze po trzy małe diamenciki. Był idealny.
- Zawsze będę się o niego troszczyć tak, jak o ciebie – przyrzekłam, całując Jake'a raz jeszcze, a następnie trąciłam go łokciem i zapytałam żartobliwie: - Więc zawsze nosisz przy sobie pierścionek swojej mamy w kieszeni na wypadek, gdybyś chciał zapytać jakąś niespodziewaną dziewczynę o rękę?
- Jak tylko wszystko z Nessie rozwiązało się dobrze, wiedziałem, że ci się oświadczę. Nie miałem tylko pojęcia kiedy – przyznał nieco onieśmielony, Przegarnął mnie bliżej do siebie i pocałował w czoło, a potem w usta. - Ale Nahuel ma rację. Dlaczego mamy marnować czas, skoro wiemy, że chcemy być razem na zawsze.
Spojrzałam się na mojego narzeczonego i wiedziałam, że ma absolutną rację. Nie ma sensu marnować ani minuty. Mamy siebie. To jest nasz czas. W końcu nadszedł nasz czas.
_______
* Strefa zmroku – słynny amerykański serial, którego fabuła kręci się wokół rzeczy trudnych do uwierzenia: [link widoczny dla zalogowanych]
O czym będzie kolejna część, chyba nie trudno zgadnąć ^^ |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Nie 22:07, 02 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
madam butterfly
Dobry wampir
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 126 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki
|
Wysłany:
Nie 20:38, 02 Sie 2009 |
|
Będzie krócej, niż miało być, ale to dlatego, że przed chwilą genialnie skasowałam pierwotny komentarz, w którym farmazoniłam Ci tak, że z podłogi byś nie wstała .
W każdym bądź razie:
Do tekstu wkradło się kilka błędów, których wytykać nie będę, bo pewnie i tak część trafi w moje urocze rączki do kosmetycznych poprawek. Chociaż, muszę przyznać z bólem serca, Angels wykonała kawał dobrej roboty podczas mojej nieobecności, za co jestem jej ogromnie wdzięczna, chociaż pewnie nie bardziej niż Ty. Widzisz, Julio, radzisz sobie beze mnie całkiem nieźle .
Miałam pewne wątpliwości w scenie grupowej, bo w kilku (dwóch lub trzech) fragmentach tak właściwie nie było wiadomo, kto do kogo mówi, ale dla chcącego nic trudnego, więc motylek musiał się domyślać, bo co miał zrobić?
Ta część jest pierwszą, po której leżałam na ziemi. Rozmowa telefoniczna Lei z Rose - bezcenna. "Och, tęskniłaś za mną!" zwaliło mnie z nóg. Wybacz, ale nie wyobrażałam sobie nigdy TAKIEJ Rose, więc wciąż muszę to przetrawiać.
Do tej pory tekst był dobry, zgrabny i sensowny, ale dopiero ta część zostawiła uśmiech na moich ustach - cóż, moje niepoprawne, romantyczne serce. ^^
Podsumowując wszystkie części - jest coraz lepiej. Przede wszystkim szacowna autorka wszystko analizuje i rozmyśla nad tym - to widać. Leah nie rzuca się w ramiona Jake'a na ślubie Rose i Ema, Jake nie rzuca się w ramiona Lei w chwili, gdy "rzuca" go Ness, Seth zachowuje się jak przystało na brata, Rachel ma wątpliwości jak każda kobieta a Paul to patafian, który tymczasowo wylądował w poprawczaku.
I to mi się podoba, a z tego, co pamiętam z prologu, nie będzie tak słodko i kolorowo do samego końca, na co czekam z utęsknieniem.
Ściskam, całuję i padam do stóp za cudowne tłumaczenie,
M.B. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Asha
Wilkołak
Dołączył: 20 Cze 2009
Posty: 124 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: A gdzie Seth? ^^
|
Wysłany:
Nie 20:56, 02 Sie 2009 |
|
Pernix napisał: |
- Witaj, moja śliczna Beto? - wrzasnął Jacob. |
Jedyne co wyłapałam z błędów to ten znak zapytania Go tam chyba nie powinno być, co?
a tak w ogóle to jupi yeah! W końcu nowy rozdział :D
I tyle się dzieje : "winy" Nessie zostają odpuszczone :P Rosalie pokazuje jak bardzo lubi Leę, wiadomość o ślubie Ness (fajny pomysł z tą "Ness") a potem jeszcze oświadczyny Jaka :D Po prostu bosko
A te teksty :
Pernix napisał: |
- Czy nie ma miejsca, gdzie można się ukryć przed tobą, jak bezcześcisz moją siostrę? - krzyknął Seth, gdy wkraczał do salonu z kanapką w połowie zwisającą z jego buzi. |
albo to :
Pernix napisał: |
Dlaczego? Dlaczego ciągle musicie się migdalić do siebie w mojej obecności? (...) |
Seth górą!!
a i jeszcze to:
Pernix napisał: |
- Leah, miło cię widzieć - powiedział Jasper, delikatnie tak, jak miał w zwyczaju. Uśmiechałam się do niego, dopóki nie dodał z uśmieszkiem: - Szkoda, że nadal tak cuchniesz. |
to mnie po prostu rozbraja :D chociaż to z "wilczycą" Emmetta było też niezłe
Życzę szybkości w tłumaczeniu
Buziaki ;** |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Asha dnia Nie 20:57, 02 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Nie 21:12, 02 Sie 2009 |
|
Asha, too nie błąd, Jake wchodzi do domu i nawołuje ją, szuka gdzie jest jakby... Może niezbyt wyraźnie to przełożyłam.
Kolejny rozdział jest najdłuższy z całego opowiadania i raczej nie wyrobię się z tłumaczeniem, a beta ze sprawdzeniem przed Twoim wyjazdem na wakacje (widziałam w stopce info), życzę miłego obozu w siodle :), ale postaram się szybko przetłumaczyć.
Pozdrawiam, Per. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
AngelsDream
Dobry wampir
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 108 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Nie 21:54, 02 Sie 2009 |
|
Angels się wam wzytkim kłania - starałam się, żeby było jak najlepiej. Generalnie interpunkcja to nadal mój słaby punkt, ale dbałam o całą resztę, jak o swój tekst albo i bardziej.
Lukrowany ten rozdział, dla mnie trochę za bardzo, ale przynajmniej Seth trzyma fason - chwała mu za to. I autorce oczywiście też. Co jeszcze? Na pewno spory plus za kreację Rose i poziom żartów. Sporym plusem RS jest też przemyślana akcja i logika postaci, z którą bywa krucho czasem. No i cukru też nie ma tyle, żeby nie dało się przeżyć - gdyby rozdziały były krótsze wtedy wypadałoby to dużo gorzej.
Niestety nie mam dziś szczególnej weny na komentowanie, więc proszę wybaczyć, ale zaznaczam swoją obecność i obiecuję wracać do kolejnych rozdziałów.
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Pon 19:00, 10 Sie 2009 |
|
Spadłam z RS już na trzecią stronę, jak to możliwe?
Siedziałam nad tłumaczeniem tego rozdziału do rana, żeby dziś sobie zrobić wolne , przez co biedna madam miała więcej pracy, byłam tego świadoma.
Madam, dziękuję za betę :*
Autorką X5-352, mam nadzieję, że ta część, choć równie przesłodzona, co ostatnia przypadnie Wam do gustu. :)
Rozdział 14. Śluby
Następnego dnia, kiedy wkroczyłam w podskokach do domu Cullenów, natychmiast dopadła mnie Alice. Jej bystre oko wypatrzyło moją rękę i wrzasnęła z radości, gdy zobaczyła pierścionek. Spojrzała na mnie prosząco. Wiedziałam, co to za nieme pytanie i zachichotałam.
- W porządku, możesz zorganizować wesele – poddałam się bez walki. Alice uśmiechnęła się i przytuliła mnie mocno. Przytulanie było w jej stylu, a ja zamieniłam się w delikatną osóbkę. Właśnie zaczęłam lubić uściski, chociaż za żadne skarby nie wypowiem tego na głos. Nigdy nie przestaliby mi tego wypominać .
- Dziękuję ci, nie będziesz tego żałować – wyszeptała, całując mnie w policzek, a następnie odwróciła się i zawołała: Esme!
Esme i Ness zeszły po schodach na dół, a gdy mnie dostrzegły uniosłam rękę, by pokazać im pierścionek. Renesmee zakwiczała z zachwytu, pędząc w moją stronę, żeby mnie przytulić. Byłam już na to przygotowana. Esme z uśmiechem przekazała gratulacje.
- Mówiłam ci – powiedziała dumnie Alice. - Widziałam jak wesele Renesmee znika, więc wiedziałam, że będziesz w to zamieszana. Miałam nadzieję, że też będziesz wychodzić za mąż i tak jest, więc wszystko ułożyło się idealnie.
- Zaczekaj, chwila, chwila. Chyba nie mówisz o tym, że będziemy mieć podwójny ślub? - zapytałam z niedowierzaniem, spoglądając na Ness, ale to Alice odpowiedziała.
- Tak.
Odwróciłam się do Ness. Z pewnością się na to nie zgodziła. Chodzi mi o to, czy to nie jest dziwne? Ja biorę ślub z mężczyzną, które od początku był wybrany przez los dla Ness. A ona poślubi innego, dla którego porzuciła swoje przeznaczenie.
- Po prostu uśmiechnij się i przytaknij. Już i tak oddałaś jej kontrolę nad wszystkim, więc nie możesz powiedzieć „nie” - poradziła poważnym tonem Renesmee, kręcąc głową na znak klęski. Westchnęłam. Alice wyczuła mój gniew i zanim wystrzeliła z pokoju, chichocząc, uśmiechnęła się anielsko. Cholerna Alice Cullen.
- Chciałabym wam obu coś pokazać – powiedziała Esme, chwytając Renesmee i mnie za ręce i poprowadziła nas do góry. Przeszłyśmy drugie piętro i zmierzałyśmy na dach, gdy kontynuowała: - Planowałam to, odkąd się tutaj przeprowadziliśmy, ale realizacja zajęła wiele czasu. Miałam nadzieję, że zorganizujemy jeszcze jedno wesele w naszym domu, zanim się przeprowadzimy.
- Co mogło trwać tak długo? Czy wampiry nie mogą robić wszystkiego super szybko? - zapytałam, nie zdając sobie sprawy z tego, że to niegrzeczne, dopóki tego nie wypowiedziałam. Esme tylko zaśmiała się i stanęła przed drzwiami prowadzącymi na dach.
- Nie możemy sprawić, że rzeczy rosną szybciej – odparła z tajemniczym uśmieszkiem, w chwili gdy otwierała drzwi. Obie z Renesmee westchnęłyśmy, z trudem łapiąc powietrze.
Więc to jest to, czym Esme zajmowała się w swoim wolnym czasie. Cały dach był pokryty pięknymi kwiatami. Czerwone, niebieskie, purpurowe, żółte, pomarańczowe. Niesamowita feeria barw. Między nimi znalazło się miejsce przeznaczone na dróżkę. Na drugim końcu domu usytuowano wielki, kwiecisty łuk. Miałam wrażenie, jakbym chodziła po świecie marzeń. Całość wyglądała jak pole kwiatów w Czarodzieju z Oz.
- Och, Esme – wykrzyknęła radośnie Renesmee, przytulając się do niej. Ja też dołączyłam, nieco onieśmielona. Zdałam sobie sprawę, że jestem dziś podatna na przytulanie.
- To jest... nie mogę znaleźć odpowiednich słów, żeby to określić. - Po prostu rozwarłam ramiona i wskazałam na kwiaty z przejęciem. Esme roześmiała się. Wiedziałam, że jest zadowolona z naszych reakcji. Uznanie dla jej pracy dowartościowało ją i spełniło.
- A więc? Mogę zaplanować wasze śluby tu na górze? - Alice zjawiła się nie wiadomo skąd. Jej zimne dłonie chwyciły mnie i Ness. Spojrzałyśmy na siebie wymownie.
- Psiakrew! Tak! - odpowiedziałam za nas dwie, a Alice tylko przyklasnęła w ręce z podekscytowaniem.
- Co tu się dzieje? - Rosalie dołączyła do nas. Zerknęła na mnie, utkwiwszy wzrok na dłużej na mojej rozpromienionej twarzy i nagle zrozumiała, z jakiego powodu znalazłyśmy się na dachu. Westchnęła z niedowierzaniem, kręcąc głową. - Nie ma mowy.
Uniosłam w górę rękę, by pokazać jej zaręczynowy pierścionek i przytaknęłam z uśmiechem.
- Jest! Jest! - powiedziałam. Rosalie podbiegła do mnie i przytuliła. To był nasz pierwszy uścisk. Oplątałam ją mocno ramionami, nie przejmując się resztą. Rosalie była moją najlepszą przyjaciółką. Ona już to wiedziała, a jeśli inni tego nie dostrzegli, to właśnie mają na to dowód.
- Jesteś moją druhną – wyszeptałam jej do ucha. Rose odsunęła się i zgodziła, przytakując, dopóki nie dodałam: - I mamy podwójny ślub z Ness i Nahuelem.
- Hmm, w takim razie mamy problem. Zostałam już poproszona przez Renesmee – odpowiedziała, starając się, by nie okazać rozczarowania, ponieważ nie chciała urazić swojej bratanicy, ale Alice wskoczyła między nas i każdą wzięła pod ręką.
- Co do tego... Mam pewien pomysł... - zaczęła, a my zamilkłyśmy, by łapczywie poznać jej zamiary.
***
Plan Alice, dotyczący uroczystości był idealny. Zdecydowałyśmy się podzielić druhnami i drużbami. Będą szli w kierunku ołtarza razem w parach, a potem kobiety staną po jednej stronie, a mężczyźni po drugiej. Jacob i ja oraz Renesmee z Nahuelem staniemy pośrodku. Wybranie naszych druhen i drużb, a potem ustawienie ich w kolejności, stało się misją samą w sobie. Ja oczywiście chciałam, żeby towarzyszyły nam Rosalie i Alice, tak samo jak Renesmee, ale dodatkowo planowałam, żeby Emily z Rachel czyniły te honory. Jacob z Nahuelem poprosili Emmetta i Jaspera, jednak Jacobowi zależało również na Quil'u, Embry'm i Seth'cie, co spowodowało, że brakowało nam jednej kobiety do pary. Po krótkich ustaleniach, zdecydowaliśmy się, że poprosimy Esme, by została naszą druhną, a ona ochoczo przyjęła naszą propozycję . Zawsze pełniła rolę matki panny młodej na ślubach swoich dzieci. To był pierwszy raz, kiedy poproszono ją o bycie druhną. Zachowywała się tak, jakby to była największa przyjemność. Kolejność będzie taka: najpierw Rosalie, następnie Rachel, Alice, potem Emily i na końcu Esme. Z chłopców pierwszy pójdzie Embry, później Emmett, za nim Quil, Jasper i wreszcie Seth. Tak, jak się spodziewałam, Paul protestował, że Emmett będzie towarzyszył Rachel, ale ona tupnęła nogą i powiedziała mu, żeby się zamknął. Od kiedy wiadomo, że wpojenie może być zerwane, Paul był bardziej skłonny dawać Rachel to, czego chciała. Rach uzyskała dodatkową przewagę. Oczekiwaliśmy, że podobne protesty spotkają nas ze strony Sama, ale był zadziwiająco miły. Emily, uśmiechając się smutno, powiedziała, że jest teraz roztargniony. Wraz z Rachel spędzały ostatnio dużo czasu u Cullenów. Jako że Alice organizowała całe przyjęcie, zarządziła, że muszą być obecne, żeby przymierzać sukienki, i tym podobne. Rachel i Alice dobrały się idealnie.
Kiedy Alice dowiedziała się, że Rach tak samo jak ona interesuje się modą, obie prześcigały się w nowych pomysłach. Emily sprawiała wrażenie przytłoczonej przygotowaniami, pomimo wysiłku, jaki wkładałyśmy z Bellą w to, aby bardziej się zaangażowała. To już szósty miesiąc, a Alice była zachwycona, że może zaprojektować sukienkę dla ciężarnej druhny. Martwiłam się o Emily i Sama, ale to nie moja sprawa. Sue i Charlie byli wniebowzięci, że się zaręczyliśmy. Tak samo Billy. Moja mama nie mogła się doczekać, by brać udział w przygotowaniach. Razem z Charliem sprawdzali wszystko, co przygotowała Alice, prawie tak często, jak ja. Charlie był po prostu szczęśliwy, że spędza czas z Bellą i Ness, i że będzie brał udział w kolejnym ślubie. Można powiedzieć, iż był nieco onieśmielony, ponieważ jego sześcioletnia wnuczka już brała ślub. Jestem pewna, że jest najmłodszym istniejącym dziadkiem. Chodził dumny jak paw.
***
Miesiąc przed ślubem, Alice, Rosalie i Renesmee zaciągnęły mnie do pokoju tej pierwszej, a Sue poszła za nami, podekscytowana, że zobaczy mnie w sukience po raz pierwszy. Alice przyniosła ze swojej garderoby najpiękniejszą suknię, jaką widziałam.
- To będzie najwspanialsza suknia, w jakiej kiedykolwiek cię widział. Jestem pewna, że nigdy nie zapomni tego wrażenia, które powstanie w jego głowie, gdy pierwszy raz spojrzy na ciebie – wyszeptała Alice i puściła mi oczko, trzymając suknię blisko mnie, abym mogła ją obadać. Delikatnie, opuszkami palców dotknęłam faktury materiału. Oniemiałam. Rosalie uśmiechała się szeroko, usłyszawszy komentarz Alice. Wiedziała o fetyszu Jacoba, że uwielbia mnie w białych sukniach.
- Zaczekaj, dopóki przyniosę bieliznę, jaką ci kupiłam - wyszeptała teatralnie, by zobaczyć reakcję mojej mamy. Sue tylko uśmiechnęła się i zwróciła uwagę, że od kiedy będziemy małżeństwem nie obchodzi ją, co będę miała pod sukienką. Mogę być nawet całkiem naga.
Kiedy po raz pierwszy ubrałam moją ślubną sukienkę, mama płakała, a ja byłam tylko oszołomiona. Co to za dziewczyna patrzy na mnie z lustra? Dziewczyna z zarumienionymi policzkami i oczami przepełnionymi miłością. Nie mogłam uwierzyć, że to ja, że będę panną młodą. Wyjdę za Jacoba Blacka. Za mojego Jacoba.
***
Dzień ślubu nadszedł bardzo szybko. Stałam w pokoju Alice z Rosalie, nerwowo krocząc. Włosy urosły mi już za łopatki, a Alice dodała jeszcze dopinkę z kręconych loków, która sięgała pasa. Niezwykle przyjemnie było mieć tak długie włosy. Alice zebrała je do góry, ale zostawiła pasma loków spływające na dół niczym hebanowe fale. Suknia miała idealnie dopasowany stan bez ramiączek. Od pasa rozszerzała się. Była udekorowana koralikami, a z tyłu przewiązano kokardę. Sukienki druhen miały odcień bladego różu, a żeby dopasować je do powiększonego brzucha Emily, miały stan pod biustem, a później spływały luźno na dół, sięgając ziemi. Bardzo przypominały sukienki dla druhen ze ślubu Rosalie. Emily, Rachel i Esme czekały w pokoju Rose, gotowe do zejścia na dół, natomiast Alice opuściła mnie, by sprawdzić, co u Ness, która była w sypialni Carlisle’a i Esme. Alice chciała dopiąć wszystko na ostatni guzik, nim nastąpi wielka chwila.
- Wyluzuj się, Leah – powiedziała Rosalie, umieściwszy swoją chłodną dłoń na moim ramieniu. Powachlowałam ręką przed twarzą, by ostudzić nieco emocje. Nigdy nie byłam taka niespokojna i zdenerwowana, jak teraz.
- Chciałabym, żeby już było po wszystkim – zrzędziłam, podnosząc stan sukni w górę. Rosalie uderzyła mnie po rękach, marudząc, że pobrudzę sukienkę.
Ktoś zapukał do drzwi, Rosalie wciągnęła powietrze z zaciekawieniem, a potem warknęła. Spojrzałam w tamtym kierunku, zastanawiając się, kto mógł sprawić, że tak wrogo zareagowała.
- To Sam – powiedziało mrocznie, a ja zmarszczyłam czoło. Co, do licha, Sam robi pod moim drzwiami w dzień mojego ślubu? Rose dotknęła mojego ramienia, pytając: - Chcesz, żebym się go pozbyła?
- Nie, wpuść go – odpowiedziałam szybko, choć byłam zestresowana. Rose przygryzła dolną wargę, a potem podbiegła do drzwi i otworzyła je szeroko. Przeszła obok Sama, obdarzając go zabójczym spojrzeniem, a on wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi, abyśmy mogli zostać sami.
Czekałam, aż się odezwie, ale nic nie powiedział. Gapił się tylko na mnie, to mnie przestraszyło. Patrzył się w taki sam sposób, co Jacob. Podszedł bliżej i objął moją twarz swoimi potężnymi dłońmi. Jego oczy szukały moich, nie wiem dlaczego.
- Leah, nie rób tego. Jeśli Emily mnie uwolni, ty i ja... - rozpoczął z desperacją. Odsunęłam się od niego tak szybko, jak to było możliwe, kręcąc przecząco głową. Nie mogłam uwierzyć ani w to, że robi mi coś takiego w dzień mojego ślubu, ani w to, że robi to Emily, która jest teraz w siódmym miesiącu ciąży.
- Sam, proszę cię, przestań! To, co było między nami, już nie istnieje. Nie ma tego od dawna. I nawet gdyby Emily powiedziała te słowa, zrobiłaby to bez przekonania, co nie zerwałoby wpojenia. Ona cię kocha, a ja kocham Jacoba. Wszystko jest w jak najlepszym porządku – starałam się mu wytłumaczyć. Miał dziecko z Emily w drodze. Nie mogłam uwierzyć w to, że w ogóle myślał o tym, żeby być ze mną. Najwyraźniej wiadomość o tym, że można złamać wpojenie, nie wpłynęła dobrze na wszystkich.
- Ale ciebie kochałem jako pierwszą. Gdyby nie było wpojenia, bylibyśmy razem. Bylibyśmy już małżeństwem. Nosiłabyś nasze dziecko i bylibyśmy szczęśliwi – odpowiedział Sam, starając się do mnie zbliżyć, ale ja odsunęłam się bardziej, przecząc głową. Rozwarł ramiona, by wziąć mnie w objęcia, ale spuścił je po chwili bezradnie, gdy zobaczył wyraz mojej twarzy.
- Nie myśl o tym, co mogłoby się zdarzyć, Sam. Masz kochającą żonę i cudowne dziecko w drodze. O czym jeszcze można marzyć? - zapytałam, wzruszywszy ramionami. Oczy Sama tliły się pożądaniem, kiedy napotkały moje.
- O tobie – wyszeptał zrozpaczonym głosem. Zaprzeczyłam, kręcąc głową. Podeszłam do niego i pocałowałam go delikatnie w policzek. To było nasze pożegnanie, ostatnia kurtyna zapadła. Zamknięcie, którego potrzebowałam, zakończenie, które on musiał poznać. Po prostu jeszcze tego nie słyszał.
- Przepraszam, Sam – powiedziałam szeptem. Przeszłam obok niego, podążając w stronę drzwi. Czas już się zbliżał. Stanęłam, by obejrzeć się za siebie. Sam spoglądał przez okno. Jego ramiona zwisały bezwładnie w geście porażki. Wzięłam głęboki oddech, by zebrać się na odwagę, a potem odwróciłam się i wyszłam z pokoju, zostawiając za sobą pierwszą miłość. On był moją przeszłością, moja przyszłość czeka na mnie na dachu.
Gdy opuściłam pokój, zobaczyłam Charliego Swana, patrzącego przez okno. Uniósł ręce do góry i potarł oczy. Kiedy przyszło mi wybrać osobę, która będzie mnie odprowadzała do ołtarza, był tylko jeden mężczyzna, którego chciałam o to poprosić. Charlie Swan. Był starym przyjacielem mojego ojca i ocalił moją mamę przed pogrążeniem się w smutku po śmierci taty. Był mężczyzną, którego podziwiałam.
- Charlie Swan, czy ty płaczesz? - zapytałam z rozbawieniem w głosie, rękę położyłam na biodrze. Charlie szybko otarł łzy i obrócił się do mnie.
- Przepraszam, Leah, to tylko... Nigdy nie byłem pewny, czy będę odprowadzał córkę do ołtarza, nigdy w najśmielszych snach nie przypuszczałem, że będę odprowadzał dwie – powiedział otwarcie. Moje serce rozpływało się, słysząc przemawiającą przez niego szczerość.
- Charlie – zaczęłam. Mój głos drżał od emocji.- Z uwagi na to, że mojego taty już z nami nie ma, jest tylko jeden mężczyzna na całej kuli ziemskiej, który mógłby mnie odprowadzić do ołtarza.
Uśmiechnął się, nieco zażenowany tym wzruszającym momentem. Pochyliłam się, aby go przytulić i dać małego całusa w policzek.
- W takim razie, nie dajmy mu długo czekać – odrzekł, odchrząkując. Zaśmiałam się, myśląc o moim przyszłym mężu.
Jake zadzwonił do mnie o drugiej nad ranem. Był kompletnie pijany. Mówił, że nie może się doczekać, kiedy zostanie moim mężem, kiedy się pobierzemy i potem... pożegnał się, wzmiankując coś o nocy poślubnej. Jestem pewna, że nigdy by tego nie powiedział, gdyby nie był pijany. Musiał wypić cholernie dużo, skoro alkohol słabo działał na zmiennokształtnych. Emmett i Jasper zaplanowali wieczór kawalerski dla niego i Nahuela. Brali w nim udział: Edward, Billy, Charlie, Quil, Embry, Seth, Paul, Sam, Jared, Colin i Brady. Wszyscy ze starej paczki. Emmett nie chciał mi powiedzieć, gdzie zabiera mojego narzeczonego. Byłam zadowolona, że Edward idzie z nimi, przynajmniej on miał głowę na karku. Nasz panieńska zabawa była nieco spokojniejsza.
Rosalie i Alice zabrały nas samolotem do Los Angeles, gdzie obejrzałyśmy brazylijski pokaz z tańczącymi małymi Brazylijkami. Następnie wróciłyśmy do domu i wypiłyśmy wino u Cullenów. Z tego, co słyszałam dziś rano od jeszcze podchmielonego, skacowanego Setha, Jacob zakończył swoją noc nago, gdzieś w lesie. Emmett i Embry wzięli na siebie ten szlachetny obowiązek, by znaleźć go i przygotować do uroczystości. Nahuel też był wstawiony, ale przynajmniej dał radę wrócić do willi, zanim zdążył zasnąć gdzieś na ziemi, chociaż, tak samo jak Jake, był całkiem goły. Nahuela do porządku doprowadzali Jasper i Edward.
- Nie, lepiej nie dajmy mu dłużej czekać – wyszeptałam z czułością. Charlie odeskortował mnie do miejsca, gdzie czekały już poddenerwowane druhny. To było na szczycie schodów, tam zaczynał się wić czerwony dywan. Wszystkie życzyły mi powodzenia, a ja uśmiechnęłam się do nich szeroko. Puszczono muzykę i nasze druhny rozpoczęły pochód do ołtarza. Następnie ja i Charlie pojawiliśmy się na czerwonym dywanie, obok nas, na równolegle ułożonym szkarłatnym chodniku, stała Renesmee z Edwardem. Ness i ja spojrzałyśmy na siebie i uśmiechnęłyśmy się radośnie, nie mogąc opanować swojego szczęścia. Obie wiedziałyśmy, że to najpiękniejszy dzień w naszym życiu, cieszyłyśmy się, że możemy się nawzajem dzielić naszą radością. Suknia ślubna Ness była koloru kości słoniowej, idealnie podkreślała jej bladą karnację. Jej policzki emanowały szczęściem. Brązowe, kręcone włosy były ściągnięte do tyłu jak moje. Suknia Ness miała kształt syrenki, była dopasowana do kolan, a później rozszerzana. Tylko ktoś z taką figurą jak ona, mógł założyć taką ślubna kreację.
Charlie pochylił się, by krótko pocałować Renesmee w policzek, życząc jej wszystkiego najlepszego, to samo zrobił Edward wobec mnie. Jego zimne usta wywołały u mnie gęsią skórkę, a on zachichotał. Na widok mojego zaciekawionego spojrzenia, zerknął znacząco na Jake'a.
- Jacob myśli właśnie o tym, jak bardzo chce mnie udusić za dotykanie jego przyszłej małżonki. Gratulacje, Leah! On jest dobrym człowiekiem. - Edward uśmiechnął się, unosząc brwi. - Szalenie władczym w stosunku do ciebie i zazdrosnym, ale dobrym.
Zarumieniłam się i przytaknęłam, a później Charlie wziął mnie pod ramię. Zaczerpnęłam głęboki haust powietrza. To już to, mój ślub. Spojrzałam tam, gdzie kończył się dywan i moje oczy napotkały uśmiechniętą twarz Jacoba. Utkwiłam wzrok w tym cudownym obrazku, podczas gdy Charlie zaczął prowadzić mnie w stronę mojego przeznaczenia. Nie zauważałam nikogo, dla mnie liczył się tylko Jacob, tak, jak być powinno.
***
Uśmiechnęłam się, nieco oszołomiona, do mojego świeżo upieczonego męża, a on okręcił mnie dookoła podczas tańca. Prawdopodobnie wyglądaliśmy dziwacznie przy Ness i Nahuelu, ale nie przejmowałam się tym wcale. Jacob uśmiechał się do mnie, jakbym była jedyną kobietą na sali. Kolejna tura oklasków przerwała muzykę i zakończyła nasz pierwszy taniec. Pomachaliśmy do wszystkich gości i rozdzieliliśmy się. Grupka dziewcząt skupiła się przy stole, więc musiałam dobrze manewrować moją bufiastą suknią, by je wyminąć. Rose odsunęła krzesło dla mnie, na którym usiadłam z wielką ulgą, wachlując twarz.
- Boże, jak tu gorąco – jęknęłam. Zsunęłam wysokie czółenka, pomimo przerażonej twarzy Alice.
- Nie cierpię ślubów – powiedziała mrocznie Kate. Spojrzałam na nią wymownie. Miała szczęście, że ją lubię. W innym wypadku kopnęłabym ją w tyłek za przygnębiający nastrój na moim weselu.
Klan Denali był w Forks od tygodnia. Poznałam dzięki temu zmartwienia Kate. Garrett jeszcze się jej nie oświadczył. Marudziła o tym, że nawet Ness, która ma tylko sześć lat, wyszła za mąż przed nią, co okazało się najwyraźniej najgorszą rzeczą w całym wszechświecie. Teraz Kate siedziała przybita przy stole, opierając na nim czoło. Miała nadzieję, że podwójne wesele zainspiruje Garretta, ale on, na przekór, przez całą ceremonię komentował, że takie życie nie jest mu przeznaczone.
- Głowa do góry, Kate. Dlaczego nie dasz mu powodów do zazdrości? Jestem pewna, że Seth by ci pomógł – zasugerowałam. Kate wyglądała na zrozpaczoną.
- Bez urazy, Leah. Naprawdę uwielbiam Setha, ale on śmierdzi. Garrett nigdy nie uwierzy, że byłabym z kimś, kto cuchnie jak skunks – odpowiedziała, unosząc głowę i trzymając się ostentacyjnie za nos. Wywróciłam oczami. Wszyscy zebrani wokół zamilkli, a ja próbowałam wpaść na to, co może zmienić zdanie Garretta na temat małżeństwa.
- Rzucanie bukietem! - krzyknęła Alice. Wszystkie spojrzałyśmy na nią z zaciekawieniem, a ona wyjaśniła: - Ty i Nessie rzucicie bukiety w stronę Kate, a Nahuel i Jake rzucą podwiązkami do Garretta. To powinno mu dać do myślenia, prawda?
Rosalie i Kate stwierdziły, że to rewelacyjny pomysł i zaczęły planować, kto przekaże wiadomości o tej zabawie na przyjęciu, ale ja podniosłam ręce, przerywając ich rozmowę.
- Halo, halo – powiedziałam. Wszystkie zwrócili na mnie oczy. Pochyliłam się do nich i wyszeptałam: - Ta biała rzecz wokół mojego uda? To jest podwiązka, nie? Po co, do cholery, Jake miałby rzucać moją podwiązką w kogoś, mniejsza o to, w Garretta?
- Chyba znasz zwyczaj rzucania podwiązką? - zapytała bezceremonialnie Rose. Rzucanie podwiązką? Nie robiliśmy tego na weselu Rosalie i Emmetta. Nie spotkałam się z tym też na innych weselach, na których byłam. Czy to znów nie była jakaś wampirza tradycja?
Co to jest?
- To całkiem zabawna sprawa. Rose nie robiła tego podczas przyjęcia, ponieważ podwiązka nie pasowała do greckiej tematyki. Jake musi zdjąć ją z twojej nogi i rzucić w stronę kawalerów – wytłumaczyła Alice zbyt ogólnikowo. Wiedziałam, że coś przede mną zataiła, ponieważ Kate i Rose szczerzyły się niczym kot z Alicji w krainie czarów.*
- W porządku... - powiedziałam, unosząc brwi – A jaki jest w tym kruczek?
- Taki, że on musi użyć do tego zębów – przyznała cicho Alice. Zmarszczyłam brwi, zmieszana. To nie może się udać, jak to ma się stać? Czy moja suknia nie jest przeszkodą dla zębów Jake'a, chcących ściągnąć tą małą opaskę?
- Ale jak on ma się zdjąć podwiązkę?
- To jest najbardziej zabawna część – zachichotała Kate, unosząc znacząco brwi. Pokręciłam przecząco głową, kiedy zdałam sobie sprawę, co sugeruje. Jake będzie musiał wczołgać się pod moją suknię i ściągnąć podwiązkę na oczach całej rodziny i przyjaciół. Czy one nie starają się mnie upokorzyć na amen?
- Nie ma mowy – wstałam i zaczęłam się od nich odsuwać. Wskazałam na Alice. - Nigdy mi nie mówiłaś, na czym to polega!
Spojrzała na mnie lekko zmieszana, a Rosalie teatralnie wywróciła oczami.
- Proszę, Leah, to może być moja jedyna szansa, żeby przekonać Garretta do małżeństwa – błagała Kate, chwytając mnie za rękę. Spojrzałam w jej bursztynowe oczy, a potem warknęłam. Dlaczego nie jestem już w stanie mówić „nie”? Czy to dlatego, że jestem zakochana, więc nie mogę już być wobec nikogo nieuprzejma? To stało się niezwykle frustrujące.
- Robię to dla was, wampirki – wymruczałam. Kate wyglądała, jakby kamień spadł jej z serca. Alice przyklasnęła w dłonie i nakazała, abyśmy się pośpieszyły.
- Okej, Leah, powiedz Jake'owi o naszym planie. Rosalie, ty poinformuj Nessie, a ja z Kate powiemy Nahuelowi. Wszyscy zrozumieli? - zapytała nas w pośpiechu, a kiedy przytaknęłyśmy, jeszcze raz klasnęła i dodała: - Okej, w takim razie rozdzielamy się!
- Ona naprawdę bierze wszystko na poważnie, prawda? - powiedziałam do Rose, patrząc, jak Alice tempem błyskawicy podążyła w stronę Nahuela. Rosalie tylko kiwnęła głową i poszła szukać Ness.
Na drodze do Jake'a zostałam zatrzymana przez Jaspera, a następnie Emmetta. Jasper chciał pogratulować i pocałował mnie w policzek. Powiedział, że z Jake'm tworzymy idealną parę, bo oboje śmierdzimy niczym mokry kundel. Roześmiałam się i powiedziałam, żeby się zamknął, na co on odpowiedział uśmiechem. Emmett podczas naszego wspólnego tańca czynił uwłaczające uwagi na temat mojej nocy poślubnej. Było niemożliwe robić coś poza śmianiem, z uwagi na jego ciągłe aluzje.
W końcu miałam okazję, żeby dorwać Jake'a, który rozmawiał z Quil'em, Embry'm i Seth'em. Przekazałam wiadomość mojemu mężowi, powiedziałam o rzucaniu podwiązką (on wyraźnie zrozumiał w czym rzecz, bo mrugnął do mnie i uśmiechnął się zawadiacko). Edward zbliżył się do mnie.
Wyglądał dziś stylowo pomyślałam, patrząc na niego krytycznym okiem. Uśmiechnął się słysząc komplement, odpowiedziałam mu tym samym i dodałam w myślach: Jednak nie bardziej niż mój mąż.
Edward zachichotał, usłyszawszy komentarz.
- Mogę zatańczyć z panną młodą? - zapytał czarująco, trzymając uniesioną w górę dłoń. Dygnęłam, trochę z przesadą.
- Możesz – zgodziłam się, a on porwał mnie w swoje ramiona i zakręcił mną na parkiecie. Miałam wrażenie, że nic nie robię. Edward praktycznie mnie nosił.
- Edward, co się dzieje? - zapytałam zmartwiona, kiedy dostrzegłam dyskomfort, który zagościł na jego twarzy. Zastanawiałam się, czy zrobiłam coś źle, ale Edward tylko obrócił się, by spojrzeć na Jake'a, który stał z Embry'm i Quil'em, ale wyglądał, jakby miał sen na jawie, wpatrywał się bezmyślnie w przestrzeń.
- Twój świeżo upieczony małżonek fantazjuje o nocy poślubnej, to jest... rozpraszające... mówiąc delikatnie – odparł, patrząc w dal, a ja zaczerwieniłam się i wbiłam oczy w podłogę. Krępująca sytuacja.
- Tak, bardzo – zgodził się Edward, słysząc moje myśli. Uśmiechaliśmy się do siebie ze skrępowaniem, dopóki znów nie skrzywił się i zaczął wpatrywać w Jacoba. - Czy on nie może powstrzymać swoich pożądliwych myśli na ten jeden taniec? - Jake przestał marzyć, gdy Seth uderzył go w ramię i zaczęli o czymś rozmawiać. Edward westchnął z ulgą.
- Dzięki Bogu za Setha – wymamrotał, a ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
- Moi drodzy, czas przyprowadzić na parkiet panny młode i niezamężne panie. Pora na rzucanie bukietu! - Alice zaszczebiotała przez mikrofon. Dało się słyszeć rumor, gdy kobiety wbiegały na parkiet.
- To sygnał do wyjścia dla mnie, gratulacje, Leah – wymruczał Edward, całując mnie w policzek i szybko zniknął. Ness podeszła do mnie i mrugnęła na znak, że wie o planie. Odwróciłyśmy się plecami do stada kobiet, a kiedy Alice odliczyła do trzech, obie zlokalizowałyśmy Kate i rzuciłyśmy. Gdy obróciłyśmy się w stronę dziewczyn zobaczyłyśmy, że Kate udało się pomyślnie złapać obie wiązanki. Wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem. Część pierwsza zakończona sukcesem, teraz czas na część drugą.
- A teraz prosimy wszystkich kawalerów, czas na rzucanie podwiązki!
Puszczono namiętną piosenkę. Zebrałam odwagę, żeby usiąść na krześle, które podsunął mi Emmett, zaraz obok Ness. Jake i Nahuel podeszli, śmiejąc się. Jake pochylił się nad moją sukienką.
- Unieś ją w górę, kochanie – powiedział, puszczając oczko. Zakryłam twarz jedną ręką i podniosłam sukienkę drugą tak, żeby Jake mógł się pod nią wczołgać. Czułam, jak się tam porusza. Wiedziałam, że jestem czerwona ze wstydu. Prawie podskoczyłam na krześle, gdy poczułam jego ciepłe usta na moim udzie, a potem ściągnął podwiązkę i wynurzył się spod sukienki z triumfem. Kiedy już obaj z Nahuelem zdobyli je, przyszedł czas na rzucanie. Uśmiechnęli się do siebie tajemniczo i jednocześnie rzucili podwiązkami w Garretta, który nie wykonał żadnego ruchu, aby je złapać.
- Dzięki, stokrotne dzięki, chłopaki – powiedział Garrett, podnosząc z ziemi ozdobne przepaski, jakby to było brudne ubranie, a potem uśmiechnął się i wsadził je do kieszeni.
Jake podszedł, żeby mnie pocałować, ale wywinęłam się z uścisku, kiedy zobaczyłam, jak Garrett podchodzi do Kate z wszystko mówiącym uśmiechem. Nie byłam jedyną, która podglądała. Rosalie chwyciła mnie i odciągnęła, żeby schować się za ścianą, dzięki temu byłyśmy w zasięgu słyszalności pary. Zauważyłam, jak Ness i Alice zakradają się przez cały pokój, by stanąć po drugiej stronie.
- Czy masz z tym coś wspólnego? - zapytał Garrett, wyciągając podwiązki i wrzucając je do bukietów Kate. Dziewczyna spojrzała na niego niewinnie.
- Nie wiem co masz na myśli, skarbie – odparła słodko, a Garrett zachichotał, przyciągając ją bliżej, żeby się przytulić.
- Nie pieprz**, jesteś przebiegłą kobietą – powiedział, całując ją delikatnie w usta, a potem odsunął się od niej, głęboko oddychając. - Przez większość mojego życia byłem nomadem, ale teraz znalazłem ciebie. Nie mogę sobie wyobrazić powrotu do tamtego życia wypełnionego samotnością. Kocham cię, Kate, wiesz, że cię kocham. Czy małżeństwo to jedyna droga, żeby to udowodnić?
Kate zamilkła. Nie musiałam mieć zdolności czytania w myślach, żeby zobaczyć, jak fatalnie się czuła, że tak na niego naciskała. Garrett uchwycił jej twarz, aby na niego spojrzała i uśmiechnął się do niej szeroko.
- Niech lepiej tak będzie, bo lecimy dziś do Las Vegas i ożenię się tam z tobą – oświadczył. Kate spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Ale przecież ty tak naprawdę nie chcesz jeszcze wziąć ślubu. Rozumiem i przepraszam, że tak na ciebie napierałam – powiedziała, a Garrett wywrócił oczami.
- Kate, planowałem to od tygodni – wyjawił. Oczy Kate rozszerzyły się.
- Co?
- W rzeczy samej, słonko. Ty pogrywałaś w swoje gierki, ja w swoje, a teraz oboje zwyciężamy – powiedział. Kate nic nie dodała. Po prostu rzuciła mu się w ramiona i pocałowała go.
- Ekstra! - zawołała Rosalie, gdy oni zapomnieli się w głębokim pocałunku. Wyskoczyłyśmy z ukrycia i razem z Alice i Ness otoczyłyśmy ich.
- Wychodzę za mąż! - krzyknęła Kate z zachwytem, tańczyłyśmy wokół niej wypychając Garretta z koła. Śmiał się, najwidoczniej uradowany, że może uciec.
***
Noc dobiegała końca. Nasze rodziny i przyjaciele zebrali się w salonie, otaczając naszą czwórkę, aby pożegnać nas przed wyjazdem w podróż poślubną. Przytulali nas, popłakiwali i jeszcze raz życzyli wszystkiego dobrego. Sue nie chciała mnie puścić.
- W porządku, nowożeńcy wystąp! Dostaniecie teraz wasze pakiety na miesiąc miodowy! - ogłosiła Alice. Ness z Nahuelem i ja z Jake'm wysunęliśmy się ostrożnie w jej kierunku i przyjęliśmy skórzane portfele podróżne. Alice nie chciała zdradzić, dokąd nas wysyła w podróż. Zorganizowała wszytko, ale chciała, żeby nasze poślubne wakacje były niespodzianką. Spojrzeliśmy po sobie, Ness i Nahuel mieli identyczne pakiety i nagle przeraziliśmy się, że miesiąc miodowy również ma być wspólny. Nie, nie ma szans, Alice by nam tego nie zrobiła, a może jednak?
- Alice, chyba nie wysyłasz nas w to samo miejsce? - zapytałam o to, o czym myśleli pozostali. Alice odwróciła się do mnie z uniesionymi brwiami.
- Oczywiście, że nie, Leah, to byłoby dziwne – odparła z uśmiechem, a potem dodała. - Ty z Jake'm polecicie do pałacu we Francji, a Ness z Nahuelem wybierają się do Afryki Południowej na safari.
Otworzyłam naszą paczkę i zobaczyłam broszurki niesamowitych miejsc, jakie zobaczymy. Wszyscy byliśmy zachwyceni. To było więcej, niż oczekiwaliśmy, niż mogliśmy sobie wyobrazić.
- Łał, Alice, dzięki – powiedzieliśmy jednogłośnie. Emmett i Rosalie podeszli do nas.
- Pośpieszcie się, albo nie zdążycie na samolot – odparła Rose, sprawdzając godzinę na zegarku.
- Dziękuję ci bardzo za wszystko. Wam wszystkim dziękuję! - powiedziałam, lekko się rumieniąc. Obdarzono nas mnóstwem zimnych uścisków od Cullenów, a potem Emmett praktycznie wepchnął nas w samochód. To samo zrobili Bella z Edwardem wobec swojej córki i zięcia. Machaliśmy, podczas gdy Emmett odjeżdżał coraz dalej, aż nie mogliśmy już nikogo dojrzeć.
***
Byliśmy wyczerpani, kiedy w końcu dotarliśmy do pałacu. Alice zorganizowała wszystko. Lecieliśmy pierwszą klasą, co samo w sobie było wielkim wydarzeniem. Nigdy wcześniej nie leciałam samolotem, w zasadzie prawie nigdy nie opuszczałam La Push, więc byłam zadowolona, że było bezpośrednie połączenie z Waszyngtonu do Paryża, gdzie dotarliśmy nad ranem. Kierowca, który miał nas odebrać z lotniska, już czekał. W limuzynie była przygotowana butelka wina. Jazda trwała dość długo, ale w końcu, wczesnym popołudniem, udało nam się osiągnąć cel podróży. Westchnęłam w zachwycie, kiedy pałac ukazał się naszym oczom. Był wzniesiony w starym, uroczym stylu. Uwielbiałam ten widok. Jakaś kobieta czekała przy wejściu, by nas pozdrowić. Była starsza i dosyć oficjalna, klasnęła w dłonie, kiedy się zbliżaliśmy.
- Witam Monsieur i Mademoiselle Black w pałacu Alice, gratulacje z okazji ślubu – powiedziała po angielsku, nieco sztucznie z ciężkim akcentem. Oboje, zmęczeni uśmiechnęliśmy się do niej. Nasz kierowca przyniósł bagaże i postawił przed drzwiami, gdy rozmawialiśmy.
- Dziękujemy – odpowiedziałam, a potem odwróciłam się do Jake'a z uniesionymi brwiami. Pałac Alice? Alice jest właścicielem tej wielkiej posiadłości? Łał. Miałam nadzieję, że podaruje mi coś tak fajnego na moje urodziny.
- Kuchnia jest pełna zapasów. Będziemy przychodzić co dwa dni, żeby posprzątać. Stajnie są z tyłu, a jeśli jeszcze czegoś będzie wam potrzeba, proszę, zadzwońcie. Telefon jest na lodówce – poinformowała nas nasza gospodyni. Po chwili dodała: - Mam na imię Vivienne.
- Dziękujemy ci, Vivienne – powiedzieliśmy równocześnie. Vivienne przestudiowała nasze twarze i uśmiechnęła się ze zrozumieniem, gdy przemówiła: Domyślam się, że są państwo wyczerpani, pokażę państwu tylko główną sypialnię i pozwolę sobie odejść.
- W zasadzie Viv, sami ją znajdziemy, bardzo ci dziękujemy – odparł Jake, a potem bez żadnego ostrzeżenia przerzucił sobie mnie przez ramię, wbiegając do domu i zostawiając chichoczącą Vivienne na drodze.
- Ktoś tu jest popędliwy – skomentowałam, kiedy Jake w końcu opuścił mnie na puszyste łoże. Wyglądał na nieco zakłopotanego. Pokój był boski. Wielkie łoże z baldachimem, ciemnoczerwone zasłony zwisające z okien i antyczna komoda z wielkim lustrem, stojąca w rogu.
- Winisz mnie? - powiedział, wzdrygnąwszy ramionami. Pokręciłam przecząco głową, głaszcząc jego policzki.
- Nie, dokładnie wiem, jak się czujesz.
Wstałam i podeszłam do zdobionej ornamentami komody. Złapałam spojrzenie Jake'a w odbiciu lustra. W jego wzroku tliły się płomienie pożądania. Nigdy nie czułam się tak piękna jak teraz.
- Czy możesz mnie rozpiąć? - zapytałam delikatnie. Jake podszedł do mnie, muskając moją szyję. Poczułam, jak jego ręka głaszcze mnie po karku. Odpiął haczyk i rozsunął zamek sukienki. Zadrżałam w oczekiwaniu na ciąg dalszy. Odwróciłam się do niego przodem, a on powoli zdjął rękawy sukni z moich ramion. Sukienka opadła na podłogę. Zassał powietrze, zobaczywszy wymyślną bieliznę, wybraną przez Alice. Była, oczywiście, biała.
- Leah – wyszeptał, całując mnie z desperacją, a ja przytrzymałam go blisko i nagle byłam wkurzona, że on jeszcze ma na sobie ubranie. Kiedy się całowaliśmy, odpięłam jego koszulę, a później praktycznie zerwałam ją z niego. Moje ręce podążyły do paska od spodni. Jake jęknął mi do ucha, kiedy w końcu rozpięłam je i zsunęłam na podłogę. Wziął mnie na ręce i delikatnie położył na łóżku.
- Marzyłem o tym od dawna, Leah – wymruczał, gdy przycisnął swoje ciepłe, nagie ciało do mojego. Uścisnęłam go mocno.
- Czekaliśmy wystarczająco długo – zachęciłam go. Znów przywarł wargami do moich ust. Godzinami zatracałam się w braniu i dawaniu miłości.
Kilka godzin później obudziłam się, przyciśnięta przez Jake’a. Przerzucił o mnie swoją ciepłą nogę, a duże ramię trzymało mnie blisko. Nie miałam ochoty się ruszać. Byłam dokładnie tam, gdzie chciałam być. Jake poruszył się i powoli otworzył oczy. Kiedy zobaczył, że ja też już nie śpię, uśmiechnął się.
- Dzień dobry, pani Black – powitał mnie słodko. Wtuliłam się w niego.
- Bry – westchnęłam, a Jake znienacka położył się na mnie, przykrywszy prześcieradłem i zaczął całować z oddaniem, dając do zrozumienia, że ma ochotę na powtórkę zeszłej nocy. Natychmiast odpowiedziałam na jego pragnienia.
Tak było przez trzy tygodnie... w ogóle nie chciałam wracać do domu.
________
* chodzi o taki [link widoczny dla zalogowanych]
** Totalnie nie wiedziałam, co ma znaczyć "my but"... więc przetłumaczyłam tak, jak pasowało do kontekstu :)
Chętnie przeczytam, jakie są Wasze wrażenia :)
W kolejnym rozdziale spora niespodzianka , kto nie czytał oryginału, niech się wsztryma, bo odbierze sobie całą radość z czytania tłumaczenia ^^
Słoneczne buziaki od Pernix |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pon 11:59, 17 Sie 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
Violet
Wilkołak
Dołączył: 02 Cze 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 7:29, 11 Sie 2009 |
|
Pernix napisał: |
Paul protestował, że Emmett będzie towarzyszył Rachel, ale ona tupnęła nogo |
Więcej literówek nie wyłapałam
Pernix, dobrze iesz, ze kocham to opowiadanie!
I dzieki Twojemu tłumaczeniu polubiłam w koncu Lee
Dzieci ci za to!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Wto 10:22, 11 Sie 2009 |
|
Poprawione :) Dzięki Cara!
Cieszę się, że napisałaś coś i zostawiłaś ślad po sobie w RSie. Jestem ciekawa, czy są jeszcze jakieś milczące czytelniczki, o Tobie wiedziałam, ale reszta... Trudno ocenić :( Wejścia mówią, że ludzie tu zaglądają, ale czy czytają te moje wypociny (w sensie tłumaczenie, bo pomysł i oryginał ubóstwiam i należą do X5-452), to już inna kwestia. Rozumiem, że nie po każdym rozdziale ma się ochotę coś pisać.
W każdym razie mam nadzieję, że po kolejnej części będzie większy odzew |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Wto 11:47, 11 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|