FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Anioły i Demony [Z] +18 roz. XXVI + epilog (8 X) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Masquerade
Gość






PostWysłany: Śro 21:13, 15 Kwi 2009 Powrót do góry

Moje drogie, jest to wersja kompletnie przetworzonego opowiadania "Bo świat nie jest takim, na jaki wygląda...". Zaczyna się podobnie, ale dalszy ciąg jest zupełnie inny. Wydaje mi się, że jest już dużo lepiej i mam nadzieję, że będzie się to milej czytało. Co prawda, nie jest to jakaś górnolotna twórczość, ale ja znów nie jestem wybitną pisarką :)

Opowiadanie, to coś w rodzaju kontynuacji BD. Występują zarówno nowe postacie, jak i te kanoniczne. Poruszam również kwestię istnienia, czy też raczej nieistnienia Boga (jestem wierząca, więc proszę mi niczego nie zarzucać), więc fanatyków religijnych proszę o opuszczenie tematu.

Liczę na naprawdę konstruktywne komentarze. Dopuszczalne są dyskusje na temat opowiadania. Jednolinijkowce i wszelkiego rodzaju rozmowy nie na temat będą (na moją prośbę, lub też bez niej) usuwane przez moderację.

Tytuł: Anioły i Demony (wydaje mi się, że to dobry tytuł :))
Autor: Ja sama :)
Beta: cudowna i nieoceniona CoCo

wprowadzam ograniczenie +18, ze względu na sceny erotyczne i możliwość pojawienia się wulgaryzmów.

miłej lektury,
M. :)



I. Plany


Zmieniały się pory roku, a ja razem z nimi… - Cóż, starzeję się – powiedziałam do siebie – pora zrobić coś ze swoim życiem. – O tak. To było pewne. Musiałam zrobić coś, żeby nie zwariować. Od dwóch lat wciąż siedzę w tym samym miejscu. Nigdy nie pomyślałabym, że północna część Europy, tak bardzo będzie mi odpowiadała. To znaczy, zawsze marzyłam, żeby się tu znaleźć, ale bardziej w celach turystycznych niż zarobkowych.

Od trzynastego roku życia odkładałam wszystkie pieniądze, jakie tylko udało mi się dostać, znaleźć bądź zarobić. Nie liczyłam na milion w totka, bo nie należałam do osób, którym dopisuje szczęście i los jest przychylny. Nie. To nie byłam ja.

Ukończywszy szesnaście lat miałam już na tyle dużo oszczędności, żeby pozwolić sobie na wyjazd. Początkowo miała to być dłuższa wycieczka - zaczęłam szkołę średnią, nie mogłam przecież ot tak sobie wyjechać – lecz stało się inaczej.

Podróże, czy przeprowadzki w odległe i nieznane miejsca nie były dla mnie niczym strasznym. Kiedy byłam mała, razem z rodzicami wyjechałam z małego miasteczka w Irlandii, aby osiedlić się w dużej aglomeracji w Wielkiej Brytanii. Londyn. Mój Londyn. Kochałam to miasto. Czułam się w nim, jak w domu. Był moim domem tak długo… Natomiast do szkoły średniej uczęszczałam w Niemczech. Tak, to dziwne. Po prostu chciałam poznać tamtejsze obyczaje, inny system nauczania. Uwielbiałam tego rodzaju wyzwania. Rodzice protestowali, lecz w końcu ich przekonałam.

Mając szesnaście lat, rozpoczęłam naukę. Jednak moja chęć wyjazdu gdziekolwiek dalej kumulowała się we mnie, ze wzmożoną siłą. Postanowiłam. Nie chciałam dalej się uczyć. Szkoła nie była moim powołaniem, co miało swoje odzwierciedlenie w stopniach. Poza tym, nauczyciele też byli jacyś dziwni. Wilki w owczych skórach – tak bym ich nazwała.

Wyjechałam do Norwegii. Rodzice, dowiedziawszy się o tym, przestali mnie dofinansowywać. Uznali, że skoro się nie uczę, to oni nie mają takiego obowiązku. Nie wiem czemu tak bardzo byli na mnie źli. Przepraszałam ich wiele razy, tłumacząc się tym, że jestem odpowiedzialną osobą, by móc wyjechać. Poza tym chciałam zakosztować innego życia, oraz pragnęłam udowodnić, że poradzę sobie bez kontroli rodziców. Jeśli miałam popełniać błędy, to chciałam je popełniać sama. To chyba dobrze, że ciekawiło mnie życie na własną rękę, bez niczyjej pomocy. Jednak nie dla rodziców. Rozmawiali ze mną coraz rzadziej. Dzwoniłam, pisałam. Czekałam na odpowiedzi, które nigdy nie nadchodziły. Któregoś razu zadzwonił do mnie tata. Tak bardzo się ucieszyłam! Lecz on powiedział jedynie, że nie mogę już na nich liczyć, że jestem dorosła i powinnam radzić sobie sama. Dodał również, że nie powinnam więcej do nich dzwonić, gdyż oni mają po dziurki w nosie moich kaprysów. Zupełnie nie wiedziałam, co miał na myśli. O jakich kaprysach on mówił?!
No tak. Ja zawsze byłam ‘tą drugą’, tą ‘od brudnej roboty’. Przecież mieli jeszcze jedną, ukochaną córeczkę. April. Jedenastoletnia, mała jędza. Moja siostra tak bardzo różniła się ode mnie. Była samolubną, egoistyczną małpą. Nigdy nie liczyła się z moimi uczuciami. Kiedy coś przeskrobała, winę zawsze zrzucała na mnie. Aż dziwne, że ten złotowłosy aniołek jest w stanie być tak wyrachowany. Kiedy coś chciała, patrzyła słodko swoimi błękitnymi, dużymi ślepiami. Nikt nie był w stanie się jej oprzeć. Poza mną oczywiście. Gdy widziałam ją ostatnio, sięgała mi niemal do ramienia. Może byłoby to normalne, gdyby nie to, że mam niemal sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu. Zapamiętałam jej kręcone, złote włosy, które sięgały do połowy pleców. Tego dnia, kiedy widziałam ją po raz ostatni, miała je związane w kitkę. Przygotowywała się na mecz. Grała w szkolnej drużynie siatkówki, w której, rzecz jasna, była najwyższa.

Mogę śmiało powiedzieć, że dzięki mojej ‘kochanej siostrzyczce’ zapragnęłam zmienić swoje dotychczasowe życie. Pragnęłam podróżować, być jak najdalej. Podobno nienawiść do rodzeństwa jest czysto teoretyczna. Szczególnie do tego młodszego rodzeństwa. W obliczu zagrożenia, człowiek stara się je bronić. Moja hierarchia wartości miała się jednak nieco inaczej. Jeśli miałabym być szczera, to mojej cud-siostrze nie życzyłam jak najlepiej. Życzyłam jej, żeby na jakimś meczu, coś sobie złamała, albo skręciła. Najlepiej, żeby był to kark. Może wtedy zobaczyłaby jaki świat jest okrutny. Ze mną na czele. Tak, byłam okrutna. Ktoś, kto słuchałby moich myśli, zapytałby pewnie: „Skąd ty się do cholery urwałaś? Jak możesz tak myśleć o swojej wspaniałej, jedynej siostrze?”. Ano mogłam. I robiłam to z rozkoszą, gdyż tylko to mi pozostawało. Działać nie mogłam, bo niby jak? Miałabym ją zabić? Przyznam, że nie raz chodziło mi to po głowie, jednakże Szatan chyba nie zawładnął moją duszą tak do końca. Gdzieś, głęboko w mym ciele, osadzona była mikroskopijna cząstka wiary. Wiary w to, co inni zwykli nazywać Bogiem. Gdzieś, bo przecież on, tak naprawdę, nawet nie istniał. Równie dobrze mogła to być wiara w Allaha, Buddę czy greckich bogów. Czy gdyby Bóg istniał, pozwoliłby na to, co dzieje się na świecie? Pomiędzy dobrem a złem powinna być jakaś równowaga. Może w innym świecie? W tym na pewno jej nie było. Tu rządziło przede wszystkim zło. Gdzie nie spojrzysz, tam gwałty, morderstwa, aborcje, eutanazje, samobójstwa, okaleczenia, powodzie, trzęsienia ziemi, susze – wszystko. No i słucham. Gdzie jesteś, Boże? Odezwij się. Jak mam w Ciebie wierzyć, skoro nigdzie Cię nie ma? Nawet martwy kamień jest przesycony złem i, gdyby tylko mógł się ruszyć, zaatakowałby i zabił jakiegoś przechodnia. Może dla Ciebie nie ma różnicy – jedna mrówka w tą, druga w tamtą. Umrze, czy przeżyje... Co za różnica? Po co macie żyć w szczęściu, skoro i tak umrzecie? – jeżeli taki jest Twój plan, to wybacz, Panie Konduktorze, zatrzymaj ten pociąg, bo ja wysiadam. Nie chcę brać udziału w zamachu na ludzkie dusze.

No, Julio, uspokój się. Raz. Dwa. Trzy. Głęboki wdech. Zaraz się za bardzo zagłębisz w ten temat i wyniknie z tego coś niedobrego. Jak zwykle zresztą. Ostatnim razem twój foch na Boga skończył się w szpitalu, pamiętasz? Uspokój się.

To, co stało się wtedy, jest niczym w porównaniu do tego, co dzieje się ze mną teraz. Ostatnio w mojej głowie siedzi jeszcze ktoś. Poza sumieniem, które odzywa się moim głosem, słyszę jeszcze kogoś. Czyżby głos rozsądku, mówiący do mnie przyjemnym, ciepłym basem?

To nie są majaki. Ja naprawdę słyszę ten głos. Jest tak silny, że pojawia się nie tylko w mojej głowie, ale rozbrzmiewa również dookoła mnie. Mój towarzysz odzywał się jednak bardzo rzadko. Z jednej strony cieszyłam się, iż nie ingeruje w moje życie za bardzo. Z drugiej natomiast – tęskniłam za tym głosem.


Moja natura podróżnika przezwycięża przeciwności losu: niechęć rodziny do mej osoby, pragnienie poznawania innych krajów. Wszystko. Wyjechałam na północ, a mój kompan zamilkł. Wreszcie poczułam się całkowicie normalną dziewczyną.

W Norwegii dorabiałam sobie sprzątając knajpki, czy małe restauracje. W jednej z nich pracowało mi się naprawdę dobrze. Często zostawałam po godzinach. Lubiłam swoją pracę. Bar był własnością Chrisa, Brytyjczyka z Manchesteru. Chris to dwudziestopięcioletni, wysoki szatyn, o szarych oczach. Na oko, dałabym mu metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Facet nie grzeszył urodą. Pod koszulą, którą zwykł nosić, rysowały się, delikatnie, mięśnie klatki piersiowej i brzucha, a rękawy opinały silne, acz niezbyt pokaźne bicepsy. Był miły i choć uważał, że zostaję po godzinach dla niego. Po pewnym czasie wysyłał mi wyraźne sygnały, iż nie jestem dla niego zwykłą podwładną. Strasznie mnie to frustrowało.

Pewnego, zimowego, pełnego radości i miłości, wieczoru, siedzieliśmy sami w barze. Było Boże Narodzenie, a zarówno on, jak i ja, nie mieliśmy z kim spędzić tego dnia. Chris zaproponował, że zrobi drinki. Nie protestowałam. Akurat dzisiaj miałam na to ochotę.

Po opróżnieniu butelki Jacka Danielsa i butelki ginu, Chris zasnął na ladzie, a ja postanowiłam trochę posprzątać. Chwiejnym krokiem poszłam do toalety na zaplecze. Chwyciłam wiaderko i mop, po czym podążyłam zmyć podłogę. Szło mi ciężko, gdyż podłoga wciąż falowała i co chwila musiałam łapać równowagę. Nie łatwo było doszorować coś ruchomego. Ruszyłam więc w stronę lady i postanowiłam sprzątnąć okruszki z paluszków, chipsów i popcornu. Pech chciał, że zahaczyłam ręką o drewnianą podstawkę, na której dumnie prezentowała się czarna kula do kręgli. Nie wiem po jaką cholerę Chris trzymał to w barze.
Kiedy schyliłam się, by podnieść przedmiot, poczułam rękę szefa na moim pośladku.

Chyba cię człowieku do reszty pogięło!

Nie zastanawiając się długo, zamachnęłam się ręką, w której trzymałam kulę.

Nie wiedziałam, co stało się później. Wszystko działo się nazbyt szybko. Dowiedziałam się jedynie, że Chris wylądował w szpitalu, miał wstrząśnienie mózgu i pokiereszowaną szczękę.

A niech cię piekło pochłonie zasrany zboczeńcu!

Gdybym nie była dziewicą, pewnie on byłby moim ‘facetem na jeden raz’. Ale, na nieistniejącego Boga, trochę kultury! Jeśli to był jego sposób na kobietę, to gratuluję.


Zmieniłam pracę. Po jakimś czasie zarabiałam coraz większe pieniądze. Kurs wizażu bardzo się opłacił. Zatrudniłam się właśnie w renomowanym salonie wizażu. O dziwo, zostałam przyjęta z otwartymi ramionami. Nie byłam do tego przyzwyczajona, zwłaszcza w Londynie. Annika, moja szefowa, bardzo ceniła sobie moje umiejętności, jak również to, że byłam bardzo sumienna i dokładna.

Anni była sympatyczną dwudziestoczterolatką. Samotna, lecz pomimo tego pełna życia. Widziałam jednak, że ta samotność bardzo jej doskwiera. Miała wszystko, więc nie potrafiłam jej zrozumieć. Prześliczna, zielonooka blondynka, mająca pełne, karminowe wargi, które kontrastowały z kolorem jej włosów, co dawało bardzo niecodzienny efekt. Piękna kobieta, mająca własny zakład, dom, samochód. Wydawało mi się, że to wszystko czego potrzeba do szczęścia. Ale ja nigdy nie myślałam, jak normalna kobieta.

W Norwegii żyło mi się dobrze. Uwielbiałam tutejszy klimat. Wieczny chłód, śnieg lub deszcz i urzekające pięknem fiordy. Nigdy nie widziałam czegoś tak fantastycznego. Zapierające dech w piersiach tutejsze lasy robiły na mnie ogromne wrażenie. Często zapuszczałam się w ich głąb, gdzie mogłam rozmyślać do woli o sobie, o rodzinie, o tym czego mi brak. Jednak nie potrafiłam zrozumieć mej wewnętrznej pustki. Czego było mi brak? Miałam to, co chciałam. W wieku osiemnastu lat dorobiłam się mieszkanka i dobrego auta (używanego, ale w niezwykle dobrym stanie). Czego więc było mi trzeba? Miłości? Nie, to nie było to. Przecież nie należałam do osób kochliwych. Byłam raczej stała w swoich upodobaniach i uczuciach. Jeśli nie potrzebowałam miłości, to po prostu tak było. Poza tym, miłość nie istnieje, tak samo jak Bóg. Jakie to dziwne. Wszystkie nieistniejące rzeczy najbardziej uprzykrzają człowiekowi życie.

Julio!

Oho, powrócił mój towarzysz. Czyżby znów niebezpieczne tematy? Niech będzie.

Próbowałam skupić swe myśli na czymś innym, poprowadzić je na inne tory. Udało mi się to, więc zaraz odgoniłam dziwaczne dywagacje. wzięłam do ręki stary album ze zdjęciami, który znalazł się w zasięgu mego wzroku. Nawet nie pamiętałam żebym go pakowała, wyjeżdżając z Londynu. Przejrzałam pierwsze zdjęcia. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam te z wycieczki do Arizony! Tak. Byłam tam z rodzicami wieki temu. Zaprzyjaźniłam się wtedy z pewną dziewczynką. Jesteśmy w tym samym wieku. Mieszkała wtedy z matką w Phoenix. Tamten okres wspominam bardzo miło. Byłam wtedy szczęśliwsza niż kiedykolwiek. Wyjęłam zdjęcie spod foliowej nakładki i odwróciłam. Znajdował się tam adres, który wypisała mi niegdyś moja przyjaciółka. Tak na wszelki wypadek, jakby wiedziała, że kiedyś wrócę.

– Ach, ta Bella! – westchnęłam głośno. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo ją pokochałam i stęskniłam się za nią. Nagle mnie olśniło.
– Tak! – wykrzyknęłam. – To mój cel! - Nie czekając długo zatelefonowałam do biura podróży. Okazało się, że czeka mnie sporo przesiadek, ale to może się udać! Byłam taka podekscytowana! Od razu zarezerwowałam bilety, które na pewno nadszarpną mój budżet, ale to nie miało znaczenia. Moja wycieczka prowadziła przez Oslo, Londyn – w tym momencie zrobiło mi się smutno, bo byłam tak blisko rodziców, a nie mogłam… nie miałam prawa się z nimi spotkać… to bolało. Kolejne przystanki to Waszyngton i upragnione Phoenix. Nie mogę uwierzyć, że znów zobaczę Bellę! Zaczęłam się pakować, mimo, że wylot był dopiero za dwa tygodnie.

– Nie mogę o niczym zapomnieć!

Kiedy już się spakowałam, usiadłam na łóżku. Zaczęłam głośno myśleć.

– Co ja jej powiem? Stanę w progu i zapytam ‘Hej! Pamiętasz mnie? To ja, Julia!’ ?

To głupie. Co robić? Nie mogę odpuścić sobie tej wizyty. Pomyślę co zrobić, gdy będę na miejscu.

Jednak bardziej martwiło mnie to, co powiem mojej szefowej. Bałam się. Naprawdę się bałam. Nie tego, że na mnie nakrzyczy, nic z tych rzeczy. Annika, poza tym, że była moją pracodawczynią, była też dobrą koleżanką, jeśli nie przyjaciółką. Obawiałam się, że mogę zranić jej uczucia. Wylatywałam tak nagle, choć wcześniej nic nie planowałam.

***
- Anni, przepraszam cię. Znasz mnie. Ja naprawdę nie wytrzymam tutaj dłużej. Nie mogę siedzieć wciąż w jednym miejscu – wyznałam skruszona.
- Wiem, Julio, ale miałyśmy być wspólniczkami! Jak to sobie wyobrażasz? Co z naszą przyjaźnią?!– wykrzyczała rozedrganym głosem.
Chyba naprawdę zależało jej na tej znajomości. Ale dla mnie nie było już odwrotu. Gdybym teraz się zawahała, nie miałabym już szans, by się stąd wyrwać.
- Będę dzwoniła, pisała. Zobaczysz, wszystko się ułoży – powiedziałam i mocno ją przytuliłam.
- Będę tęsknić – wyszeptała mi do ucha. Poczułam jak jej łza skapnęła na moją szyję.
Nie zasługiwałam na taką przyjaciółkę. Przecież nie mogłam jej niczego dać.


***

następny



Zamieszczam linki do kolejnych rozdziałów :)

2. Podróż
3. Niespodzianka
4. Prawda
5. Strach
6. Teraz wiem już wszystko
7. Odnalazłam szczęście. Odnalazłam siebie
8. Nie spodziewałam się...
9. Pierwsza noc
10. Najpiękniejszy czy najgorszy?
11. Nerwy
12. Idealnie
13. Sto lat, sto lat...
14. Do dupy...
15. Terapia
16. Zmiany...?
17. To już dawno przestało mi się podobać
18. I weź tu się nie denerwuj?
19. Nieodwracalne
20. Pragnienie
21. Poczucie winy
22. Connor
23. Czerwona mgła
24. Przebudzenie
25. Powrót
26. Próba


Ostatnio zmieniony przez Masquerade dnia Pon 22:18, 22 Cze 2009, w całości zmieniany 20 razy
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Śro 23:14, 15 Kwi 2009 Powrót do góry

Cóż stylistycznie coś mi nie gra, ale ja wolę być krytykiem od treści, nie od formy. Zawsze to powtarzam. :)
Wprowadzenie całkiem sympatyczne, główna bohaterka nosi znajome mi imię Wink za co już ją lubię, tylko co dalej? oto jest pytanie...
Czy wieczna podróżniczka niewierząca w istnienie Boga i miłości znajdzie sens życia w USA, ciekawam jak powiążesz jej losy z Bellą i s-ka.
Czekam na coś niespodziewanego i oryginalnego.

Powodzenia w pisaniu kolejnych części. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
yunaa
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Kwi 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: kraina marzeń

PostWysłany: Czw 0:00, 16 Kwi 2009 Powrót do góry

Zaciekawiło mnie;) Dużo opisów uczuć głównej bohaterki.. i to mi się podoba.. coś mnie nawet z nią wiąże : ja też nie wierze w Boga.. wiem, wiem.. to nie na temat:P
Jak moja poprzedniczka, też jestem ciekawa jak połączysz losy Julii i Beli.. mam nadzieje, że miło nas zaskoczysz..
Nie będę się wypowiadać na temat błędów bo to nie jest moja działka..

Życzę dużo weny!

Pozdrawiam;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
CoCo
Zły wampir



Dołączył: 14 Sty 2009
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: TomStu's bed.

PostWysłany: Czw 21:22, 16 Kwi 2009 Powrót do góry

Pierwsze co: dużo opisów = dobre opowiadanie. Im więcej opisów, tym lepiej ;] To tak według mnie. Przedstawiłaś świetnie początek, długie wprowadzenie, ale ciekawe i potrzebne. Jeśli chodzi o postać Julii - jest intrygująca. Teoretycznie podobna do Belli, ale jednak różna w większości zachowań. Julia nie wierzy w nic, co jest zastanawiające.
Opisy osób, między innymi u których Julia pracowała i jej siostry, są jak najbardziej trafne i obrazują całe oblicze tych postaci, ich zmienne charaktery i odmienny wygląd.
Pernix napisał:
stylistycznie coś mi nie gra
ciekawa jestem gdzie nie gra stylistycznie, pytam z ciekawości ;>
A jak powiążą się losy Julii i Belli ? Cóż, zobaczymy jak to będzie. ;]
Oczywiście czekam na kolejny rozdział ;]


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
moonynight
Wilkołak



Dołączył: 26 Gru 2008
Posty: 135
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: okolice Torunia

PostWysłany: Pią 15:25, 17 Kwi 2009 Powrót do góry

Wiesz, że właśnie czytam 'Anioły i demony' pióra Dana Browna? Zabawny zbieg okoliczności.
No. Tekst świetny. Ciekawy i wciągający. Znalazłam jeden błąd, nie było jednego przecinka, ale nie pamiętam w jakim zdaniu.
W wprowadzeniu napisałaś, że to taka kontynuacja 'Przed świtem'. Więc się domyślam, że pojedzie z Phoenix do Forks znajdzie wampirzą Bellę z uroczą rodzinką. Ale to tylko moje domysły.
Czekam z niecierpliwością na następne rozdziały,
m.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Gość






PostWysłany: Pią 16:54, 17 Kwi 2009 Powrót do góry

Niedługo dodam kolejny rozdział i wszystko się wyjaśni :) na razie opowiadanie jest przewidywalne :) mam nadzieję, że w pewnym momencie Was zaskoczę :)
Pozdrawiam,
M.
Donna
Dobry wampir



Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 77 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under

PostWysłany: Pią 18:04, 17 Kwi 2009 Powrót do góry

Cytat:
Zmieniały się pory roku, a ja razem z nimi… - Cóż, starzeję się – powiedziałam do siebie – pora zrobić coś ze swoim życiem. – O tak. To było pewne
Wiesz, lepiej wyglądało by to, jak ,,Cóż, starzeję się" zaczynało by się od następnej linijki. Czytam szybko, a dialog pojawiający się gdzie indziej, niż przy
'ścianie' trochę mnie...hm rozprasza. Zazgrzytało mi to, ale wybacz, bo to jedynie moje własne personalne schizy, nie jestem pewna, czy innym też zgrzyta;)
Cytat:
Równie dobrze mogła to być wiara w Allaha, Buddę czy greckich bogów
o ile się nie mylę, przed 'czy' powinien być przecinek. Jesli nie wybacz. Następne zdanie:
Cytat:
Czy gdyby Bóg istniał, pozwoliłby na to, co dzieje się na świecie?
zaczyna się od Czy. Lepiej było by; Gdyby Bóg instniał, nie pozwoliłby na to, co dzieje się na świecie. Prawie to samo, a i nie bedzie powtórzenia.
Cytat:
Chris to dwudziestopięcioletni, wysoki szatyn, o szarych oczach. Na oko, dałabym mu metr dziewięćdziesiąt wzrostu.
Powtórzenie 'oko' mogłaś naprawdę skleić to zupełnei inaczeej )
Cytat:
niech cię piekło pochłonie zasrany zboczeńcu!
przez zasrany przecinek, jesli się nie mylę.

Jeśli błędy były bezpodstawnie zarzucone, sorki, wiesz że nie jestem mistrzynią w te klocki.
Dużo pisałaś, to mi się podoba :) Jakaś nowa postać, Julia hm...a będzie jakiś Romeo?? :D W sensie jakiś facet ? ;]
Ciekawe, nie czytało się ciężko. Nie jestem pewna, czego oczekiwać po dalszych rozdziałach, bo decyzja Julii była spontaniczna...i ciekawa jestem, czy Bella w ogóle będzie w Phoenix.
Czekam na następne rozdziały, pozdrawiam
Alicee.


EDIT: Dokładam się do Coco. Julia i Bella są podobne ale i inne zarazem. Postaraj się nie zgubić charakteru Julii: spontaniczna, pracowita i takie cechy. Bo wtedy ... schrzanisz :(
Trochę zdziwiło mnie, jak rodzice mogli tak postąpić, no ale na świecie są ludzie i parapety...
Pozdrawiam
Alicee.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Donna dnia Pią 18:08, 17 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Cornelie
Dobry wampir



Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 297 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD

PostWysłany: Pią 18:12, 17 Kwi 2009 Powrót do góry

Gdybym nie była dziewicą, pewnie on byłby moim ‘facetem na jeden raz’. Ale, na nieistniejącego Boga, trochę kultury! Jeśli to był jego sposób na kobietę, to gratuluję.

Na prawdę nie wiem czemu ale ten tekst mnie rozwalił xD
Krótko, trudno ocenić jak to będzie dalej wyglądać. W każdym razie błędy już wyłapali, więc ja przejdę do treści.
Opisy - chwała ci za to. To bardzo ważne, aby opowiadanie miało i ręce i nóżki. U ciebie to widać. Ciekawią mnie losy twoich bohaterów.
Na pewno tu wrócę, kiedy dodasz kolejną część.
Na marginesie - Julia to piękne imię. Zaskoczysz mnie, prawda? Połączysz te losy w niespodziewany sposób? xD
Wierzę w ciebie.

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Gość






PostWysłany: Pią 20:52, 17 Kwi 2009 Powrót do góry

Czy zaskoczę, to nie wiem :) Jak już zostało wspomniane w owym krótkim fragmencie - Julia i Bella były przyjaciółkami, więc Julia na spontanie postanowiła do niej pojechać. Zobaczycie jak to się dalej potoczy. Może nie będzie zaskakująco na początku, ale potem, mam nadzieję, że Was zaskoczy troszkę :)

Co do rodziców, to próbowałam sobie wyobrazić mojego tatę, kiedy tak do mnie mówi. Łzy mi normalnie w oczach stanęły. Ale znam mojego tatę i wiem, że on mógłby się sprzeciwiać, ale nigdy by tak nie postąpił, mimo, że moja młodsza sis (5 lat :D) jest oczkiem w głowie. Ale ona jest oczkiem w głowie nas wszystkich i cała nasza rodzinka dałaby się za nią pochlastać :D taka jest między mną a Julią różnica :D A moich cech ma sporo. Jak na przykład spontaniczność czy wybuchowość. To wyszło w praniu :P

EDIT:
ten pierwszy monolog powstał, kiedy zaczynałam pisać i kompletnie się na tym nie znałam :D nie chciałam tego zmieniać, takie głupie przyzwyczajenie :D przez długi czas patrzyłam na niego, kiedy zaczynałam pracę i pozostał sentyment do kilku literek :)


Ostatnio zmieniony przez Masquerade dnia Pią 20:55, 17 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Pią 21:24, 17 Kwi 2009 Powrót do góry

Cześć.
Pokażę Ci na wstępie małe czary-mary a'propos Twojego stylu, okej? :D

No tak. Ja zawsze byłam ‘tą drugą’, tą ‘od brudnej roboty’. Przecież mieli jeszcze jedną, ukochaną córeczkę. April. Jedenastoletnia, mała jędza. Moja siostra tak bardzo różniła się ode mnie. Była samolubną, egoistyczną małpą. Nigdy nie liczyła się z moimi uczuciami. Kiedy coś przeskrobała, winę zawsze zrzucała na mnie. Aż dziwne, że ten złotowłosy aniołek jest w stanie być tak wyrachowany. Kiedy coś chciała, patrzyła słodko swoimi błękitnymi, dużymi ślepiami. Nikt nie był w stanie się jej oprzeć. Poza mną oczywiście. Gdy widziałam ją ostatnio, sięgała mi niemal do ramienia. Może byłoby to normalne, gdyby nie to, że mam niemal sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu. Zapamiętałam jej kręcone, złote włosy, które sięgały do połowy pleców. Tego dnia, kiedy widziałam ją po raz ostatni, miała je związane w kitkę. Przygotowywała się na mecz. Grała w szkolnej drużynie siatkówki, w której, rzecz jasna, była najwyższa.

Wiesz, dlaczego to zrobiłam? Żeby pokazać Ci, jak krótkie zdania budujesz. To aż boli, poważnie. Bardzo często budujesz akapity składające się z samych pojedynczych zdań... to naprawdę ciężko się czyta i myślę że to własnie nie grało mojej którejśtam przedmówczyni. Popracuj nad tym koniecznie, bo zjem, przetrawię i beknę. Na początku dało się to przełknąć, potem było coraz gorzej. Z drugiej strony pamiętaj, abyś niepopadła w skrajność i nie zaczęła budować zdań z dziesięcioma orzeczeniami w każdym, haha. : P Co do błędów - przecinki stawiane w złym miejscu, a zjadane tam, gdzie potrzebne. Powtórzeń raczej nie ma, może sporadycznie się pojawiły. Treść? Nieźle. Lubię, gdy jest dużo opisów. Ja osobiście mam tendencję do przegadywania moich FF'ów, ale sie staram. Ty jednak napisałaś cały rozdział praktycznie tylko i wyłącznie opisowo, to jest plusik. Fabuła... Dobra, KataŻyno, nie zbij mnie, ale wydaje mi się odrobinę naiwna. Jest sobie podróżniczka, nagle - bach!, wyjeżdża do Norwegii, rzucając szkołę, czegoś jej brak, przypomina sobie o Belli i juz od razu wie, że musi wyjechać. Za szybko. Poważnie. Za dużo czasu poświęciłaś na April, za mało na samą decyzję Julii. Ale ogólnie - na razie jestem na tak, bo podejrzewam, że dobrze to rozwiniesz.
Chciałam napisać coś dłuższego, ale nie wyszło. Nigdy nie wychodzi... :<


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Suhak dnia Pią 23:05, 17 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Masquerade
Gość






PostWysłany: Pią 21:44, 17 Kwi 2009 Powrót do góry

Tekst jest naiwny:D a jakże by inaczej? Ja to pisałam jeszcze pod wpływem zauroczenia sagą, więc tu jeszcze serduszko łomocze z miłości do B&E, a tu KataŻyna już pisze i dlatego tak to wyszło :D

Dzięki SuhaŻe, ja wiem, wiem, że Ty to tak z miłości i za to Cię koHam :*
Sylvia.
Wilkołak



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczytno

PostWysłany: Sob 20:44, 18 Kwi 2009 Powrót do góry

Kochana Masquerade, to jest o niebo lepsze od "prototypu" opowiadania, które mi wysłałaś. (Oczywiście nie ujmując nic tamtemu) Zagościło więcej opisów, więcej sytuacji z kolejnych przeprowadzek Julii. Jest akcent silnej, niezależnej dziewicy, która uderza swojego szefa w pysk, to mi się spodobało!
Jeśli będziesz pisała trochę bardziej rozbudowane zdania, to będzie super, no a teraz życzę Ci weny i żebyś szybko zbetowała mi tekst. XD
; *


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sylvia. dnia Sob 20:45, 18 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Masquerade
Gość






PostWysłany: Pon 15:20, 20 Kwi 2009 Powrót do góry

Okej. Wstawiam kolejny rozdział. Wybaczcie mi zakończenia każdego z nich. To jest jeden, długi rozdział, więc staram się go rozbić najlepiej, jak tylko mogę.

Liczę na kk :) enjoy :)

poprzedni

Beta: CoCo



2. Podróż


Nadszedł dzień wielkiej podróży. Zerknęłam na moje małe mieszkanko z uśmiechem, po czym wyszłam i zamknęłam za sobą drzwi. Kierowca pomógł mi zapakować torby do bagażnika, uprzednio zamówionej taksówki i pojechaliśmy na lotnisko. Były tak potworne korki, że ledwie zdążyłam na odprawę. Tłok, tłok i jeszcze raz tłok. To była jedyna rzecz, której nienawidziłam w całej podróży samolotem. W dodatku jakiś starszy facet zaczął na mnie krzyczeć, bo, zupełnie niechcący, stanęłam mu na stopę. W tym chaosie nie widzę własnych, więc przecież nie będę patrzeć na cudze. Jeszcze czego! Człowiek zrzędził całą drogę na pokład. Szedł obok mnie i nie robił nic innego, tylko w kółko narzekał! To był kolejny dowód na to, że cały świat był przeciwko mnie. Siedząc już na pokładzie samolotu, w końcu się uspokoiłam. Przestałam się denerwować i rozparłam się wygodnie w niebieskim fotelu. Stewardessa tłumaczyła, jak zapinać pasy, jak używać masek tlenowych pokazywała wyjścia i tak dalej. Znałam to na pamięć, więc nie interesowałam się za bardzo tym, co mówiła ta kobieta. Myślami byłam już w Arizonie. Zajęłam się oglądaniem widoków za oknem i patrzeniem na puchową kołdrę z chmur. A ponad nimi znajdowało się piękne słońce. Tak, to był jeden z elementów, które w podróży samolotem były najwspanialsze. Ludzie obok mnie rozmawiali wesoło, popijali jakieś napoje, jedli, spali, oglądali film. Ja jedynie założyłam słuchawki na uszy i słuchałam muzyki.

Co by było, gdyby teraz kapitan poinformował nas, że bak jest dziurawy i prawie całe paliwo już wyciekło, a na dodatek wysiadły silniki? Czy różańce i Pismo Święte znów wróciłyby do łask? Tylko w obliczu potencjalnej śmierci ci głupi ludzie wierzyli w Boga. Czy gdyby on istniał, dopuściłby, żeby jego owieczki – a raczej barany – zginęły ot tak, po prostu? Ludzie są głupi. Nie umieją rządzić samymi sobą. Zawsze muszą mieć kogoś, kto będzie ponad nimi. Kiedyś byli to władcy absolutni czy feudałowie. Dziś, kiedy człowiek jest absolutnie wolny, nie potrafi się z tego cieszyć i na siłę stara się komuś podporządkować. Tak więc, wymyślił sobie Boga. Ludzie to idioci.

Julio! Nie zaczynaj znowu!

Tak... Pan mojego rozsądku znów się odzywa. Coś za często mi się objawiasz, mój drogi.

Cisza.

Czemu on nigdy mi nie odpowiadał? Marny z niego towarzysz.

Ani się obejrzałam, a samolot wylądował w Londynie. Szybko złapałam swoją torbę i popędziłam na kolejny, do Waszyngtonu. Ludzie, na których wpadałam wrzeszczeli za mną i byli wielce niepocieszeni, mając do czynienia z moim brakiem kultury osobistej. A ja, żeby udowodnić im, że się nie mylą, w odpowiedzi pokazywałam środkowy palec i uśmiechałam się złośliwie.

Zapowiadała się długa podróż, więc wzięłam coś do czytania. Głównie porcje horrorów i fantasy, które cieszyły się u mnie największym uznaniem. Pan Piekara, polski pisarz, był moim ulubionym. Specjalnie targałam jego cykl o Mordimerze do tłumacza, bo moja szczątkowa znajomość polskiego nie była gotowa na tak zaawansowane słownictwo.
Niestety, wszystko ‘połknęłam’ w trzy godziny. Pozostałe dziesięć musiałam spędzić, gapiąc się przez okno, lub oddać się w objęcia Morfeusza. Poczułam się trochę senna, więc oparłam wygodnie głowę o zagłówek i zasnęłam. Słyszałam jeszcze ciche rozmowy, które rozmywały się powoli, aż w końcu, moja podświadomość, poczęła podsuwać mi różne, mniej lub bardziej dziwne obrazy. Najpierw bawiłam się z moją siostrą. Śmiałyśmy się, jadąc rowerami nad jezioro. Było lato. Czułam ciepły wiatr na mojej twarzy, który wplątywał się w rude włosy. Stałyśmy po kolana w wodzie i chlapałyśmy się nią, po czym, w czasie krótszym niż mrugnięcie okiem, znalazłam się w szpitalu. Właśnie wieziono mnie na salę. ‘Straciła dużo krwi. W dodatku cięła wzdłuż. Spróbujmy, ale obaj wiemy, że szanse są nikłe’ – powiedział doktor o niebiańskim głosie. Chciałam na niego spojrzeć, ale powieki odmawiały mi posłuszeństwa.

Nie bój się, Julio. Będziesz żyła. A ja ci w tym pomogę.
Wtedy usłyszałam mego towarzysza po raz pierwszy.


Obudziło mnie lądowanie samolotu. Byłam spocona i zdyszana. Dziwny sen. Podświadomość puściła mi scenę, która nigdy nie miałaby miejsca i tę, która już się wydarzyła. Jeśli miałabym ocenić, która była straszniejsza, chyba bym nie potrafiła.


Rozejrzałam się dokoła. Jestem już w Waszyngtonie! Znów szybka zmiana samolotu, tym razem do celu mej podróży - Phoenix. Teraz nie mogłam już zasnąć. Zdenerwowanie brało nade mną górę. Zapatrzyłam się w okno, myśląc nad tymi szczęśliwymi dwoma miesiącami, które spędziłam niegdyś z moją Bellą. Za babkami z piasku, za igłami kaktusów, powbijanymi w dłonie, za jej serdecznym śmiechem i uściskiem. To ona była dla mnie jak prawdziwa siostra. Chyba nigdy tak nie tęskniłam, w każdym razie nie za rodziną, czy siostrą. Nie wiem, jak mogłam o tym wszystkim zapomnieć. Zrobiło mi się głupio. Zawsze, kiedy miałam do wyboru dwie drogi, wybierałam tę złą. A może po prostu zawsze obie były złe? Zapomniałam o Belli na rzecz jakichś innych, mało istotnych spraw. Czułam się, jak jakiś pieprzony bohater tragiczny. Idiotyczna Antygona i pochrzaniona Balladyna.

Przestań się nad sobą użalać! Mało dostałaś od życia?

O, witaj mój drogi Rozsądku. Czyżbyś podpowiadał mi, że nie mam powodów do zmartwień? Czy nie uważasz, że to trochę dziwne, iż ze sobą rozmawiamy? A raczej, że JA myślę, a TY czasem się wtrącisz? A może uważasz, że jestem tak słaba, że cię potrzebuję? Czyżby mój Rozsądek znów bał się o życie swojej pani?

Poprosiłam stewardessę, o wodę i poduszkę, gdyż chciałam się zdrzemnąć – a przynajmniej spróbować. Kobieta popatrzyła na mnie z troską i powiedziała, że zaraz lądujemy, więc woda owszem, ale poduszka raczej mi się nie przyda. Wpadłam w panikę. Nie dość, że czas zleciał mi tak szybko, to do spotkania miałam coraz mniej czasu!

Samolot w końcu wylądował, a mnie oślepiły jasne promienie słońca.
– Cholera - burknęłam sama do siebie. Nie lubiłam tych parzących promieni. Kochałam chłód. – Jakoś wytrzymam – powiedziałam i pełna entuzjazmu, ruszyłam w stronę postoju taksówek.

- Pod ten adres proszę. – Podałam taksówkarzowi kartkę z adresem i ruszyliśmy. Byłam bardzo podekscytowana. Już za chwilę miałam ujrzeć moją przyjaciółkę sprzed lat. Stanęliśmy w końcu przed jej domem. O dziwo, dobrze go zapamiętałam. Odetchnęłam i wysiadłam z taksówki. Wzięłam jeszcze jeden głęboki wdech i zapukałam. Nikt nie otwierał. Spochmurniałam. Nagle ktoś wychylił się z okna, z domu obok.
- Wyprowadziły się - krzyknęła kobieta.
- Słucham? – zdziwiłam się.
- No, to nadal ich dom, ale Renee i Isabella wyprowadziły się. Matka pojechała gdzieś z nowym mężem, a mała mieszka u ojca.
- Wie pani jak mogę się z nimi skontaktować? – Zastanawiało mnie skąd kobieta tyle wie, ale skupiłam się na wyciagnięciu od niej większej ilości informacji. Zapewne była to kolejna ciekawska sąsiadka.
- Nie wiem gdzie teraz mieszka Renee, ale Isabella na pewno jest u ojca.
Skąd ta pewność? Nie ma to jak wścibscy sąsiedzi.
- Bardzo dziękuję.
- Nie ma za co, dziecko.

Ja ci dam dziecko, stara, głupia, bogobojna babo!

Gdyby tylko Bella usłyszała, że sąsiadka nazywa ją ‘Isabellą’, chyba by się wściekła. Nienawidziła swojego pełnego imienia. Zawsze wszystkich poprawiała. Miało być ‘Bella’ i koniec!

Zdałam sobie sprawę, że niepotrzebnie leciałam z Waszyngtonu do Phoenix. Musiałam zrobić kółko. Z powrotem do Waszyngtonu, potem Seattle, Port Angeles i Forks. Nigdy tam nie byłam, ale Bella opowiadała mi jak trafić. Spędzała u ojca kilka tygodni w roku. Wyruszyłam więc. Niestety, pakując swoje rzeczy ponownie do taksówki, uderzyłam się w głowę drzwiczkami od bagażnika. Uderzenie było tak mocne, że zamroczyło mnie na moment i upadłam. Siedziałam chwilę na chodniku i, kiedy doszłam do siebie, wstałam i wsiadłam do taksówki. Kierowca zapytał czy nic mi nie jest, a ja tylko pokręciłam przecząco głową.
Jeśli jeszcze ktoś kiedykolwiek powie mi, że ubzdurałam sobie, iż wszechświat mnie nienawidzi, to go po prostu rozszarpię.

Nie wiedziałam gdzie mieszka tata Belli, ale wystarczyło zapytać kogokolwiek, by usłyszeć odpowiedź. Charlie był komendantem policji. Pewien miły blondyn o słodkim uśmiechu, wskazał mi właściwą drogę.

Kolejny małomiasteczkowy dureń, wierzący w love story. Ona przyjeżdża, prosi go o pomoc i zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia.

Och, jakie to wspaniałe!

Przykro mi, chłopcze. Trafiłeś pod zły adres.

Zapukałam do drzwi. Moje serce niemal wyskakiwało z piersi, przy każdym uderzeniu. Po raz pierwszy, od dawna, byłam naprawdę zadowolona.
Drzwi się otworzyły.
- Yyy… Dzień dobry, panie Swan.
- Dzień dobry. – Widać było zaskoczenie malujące się na jego twarzy. Forks to nie było miasteczko, w którym można było zawrzeć nowe znajomości.– Mogę w czymś pomóc?
- Właściwie, to… Ja do Belli. Zastałam ją w domu?
- Niestety… Bells już tutaj nie mieszka.
Cholera!
- No to świetnie…- palnęłam zmartwiona.
A tak się cieszyłam!
- Może wyjawisz mi jakieś szczegóły, to postaram się pomóc – powiedział rozbawiony.
- Pan mnie zapewne nie kojarzy. Jestem przyjaciółką… koleżanką Belli. Nie widziałyśmy się całe wieki. Przyleciałam aż z Europy żeby ją odwiedzić. Ona pewnie mnie nie pamięta, ale ja bardzo za nią tęsknię. Może mi pan powiedzieć, gdzie ona teraz jest?
- Mieszka u Cullenów.
- Pan wybaczy, ale nic mi to nie mówi. - Starałam się żeby mój głos zabrzmiał wesoło, ale niestety.
- No tak, jeśli dawno się nie widziałyście, to nie możesz o tym wiedzieć. Opowie Ci sama.
- Gdzie mogę znaleźć tych Cullenów?
- Musisz jechać drogą do końca. Dalej trzeba iść pieszo. Mieszkają nieco w głębi lasu.
- Bardzo panu dziękuję. Miło było mi poznać.
- Mnie również - odparł wesoło.
Już wiedziałam którędy droga. Bella mieszka u Cullenów? Nie widziałam jej lata i zapewne, jak i ja, dojrzała do pewnych spraw. Założę się, że za tym stał jakiś osobnik płci przeciwnej. Najwidoczniej była tak naiwna, że myślała, iż znalazła miłość.

Jasne.

Jechałam taksówką do końca drogi, a dalej poszłam pieszo. To była urocza wędrówka. Moje trzy towarzyszki – walizki, łaskawie pozwalały się ciągnąć po leśnej ściółce, ani trochę nie ułatwiając mi zadania, a jedyny, obecny tu mężczyzna, który mógł mi pomóc, siedział w mojej głowie. Nie uraczył mnie nawet rozmową. Co za samolubny drań.

Nareszcie doszłam do domu owych Cullenów. Domu?! Rezydencji! Przede mną stał piękny, dwupiętrowy dom, z przeszkloną ścianą. Od wewnątrz widok musiał być fantastyczny. Stanęłam przed mahoniowymi, dwuskrzydłowymi drzwiami i zapukałam. Otworzyła mi przepiękna blondynka. Wargi miała pełne, ciemnoróżowe, kształtem przypominające serce. Jej oczy były takie duże i błyszczące, otoczone wachlarzem długich, czarnych rzęs. Tęczówki połyskiwały złotem. Miała idealne ciało, które opinała skąpa, srebrna sukienka. Dziewczyna wyglądała, jakby właśnie zeszła z wybiegu. Od razu zapałałam wielką chęcią zapadnięcia się pod ziemię.

Ale to, że świat mnie nienawidzi było tylko moją imaginacją. Oczywiście.

Jedyne co mnie zaciekawiło, to niezwykle blada skóra i sińce pod oczami. Ale cóż, klimat i pogoda zapewne nie sprzyjały popołudniowemu wylegiwaniu się na słońcu.
- W czym mogę pomóc? – dziewczyna lekko przechyliła głowę ze zdziwieniem i odrzuciła do tyłu blond włosy, które mieniły się w słońcu tysiącami refleksów. Jej melodyjny głos cały czas dźwięczał mi w głowie.
- Eee… - jej uroda zapierała dech w piersiach. Nie mogłam wykrztusić z siebie ani słowa. - Podobno mieszka u was Bella… Zastałam ją może? – Powiedziałam, odgarniając włosy z twarzy. Przez ułamek sekundy miałam wrażenie, że oczy dziewczyny przybrały kolor czerni i przemknął przez nie niezdrowy błysk.
- Tak, jest. Wejdź proszę – powiedziała ,jak gdyby wyuczyła się tej formułki na pamięć.
- Bella! Ktoś do ciebie! - Uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech, ale wyglądał raczej jak grymas na mojej twarzy.

Coś mi tu nie gra...


Wybaczcie, że tak krótko, ale to miejsce w miarę mi pasowało na zakończenie rozdziału.


następny


Ostatnio zmieniony przez Masquerade dnia Wto 17:53, 16 Cze 2009, w całości zmieniany 2 razy
faith
Człowiek



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 15:54, 20 Kwi 2009 Powrót do góry

Przeczytałam te dwa rozdziały i muszę przyznać, że bardzo mnie zaciekawiły. Nie wiem czy na forum jest jakaś podobna historia ale ja czytam coś takiego pierwszy raz i jestem bardzo ciekawa dalszych wydarzeń. Podoba mi się też Twój styl pisania, czyta się lekko i przyjemnie :) Chętnie przeczytam kolejne rozdziały. I weny życzę oczywiście.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
moonynight
Wilkołak



Dołączył: 26 Gru 2008
Posty: 135
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: okolice Torunia

PostWysłany: Pon 19:35, 20 Kwi 2009 Powrót do góry

A mi to miejsce nie pasuje na zakończenie rozdziału! Powinno być dużo, dużo dalej! ZA KRÓTKO!!! Buu. Kolejny ff, ok którego się uzależniłam.
Ha! Wiedziałam, że wyjedzie do Forks! Od początku mówiłam! Ale na pewno coś namieszasz.
Pozostaje mi tylko czekać na następne rozdziały i życzyć Ci weny oraz wolnego czasu do pisania. Bo tego jak bardzo uwielbiam ten fanfiction, raczej nie muszę Ci mówić.
Pozdrawiam,
m.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Gość






PostWysłany: Sob 23:33, 25 Kwi 2009 Powrót do góry

Prezentuję Wam kolejną część moich nędznych wypocin :)


poprzedni

Beta: CoCo


3. Niespodzianka

Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam ją. Szła w moją stronę z takim wdziękiem, z taką gracją. Czy to była ta sama Bella? Również była blada, ale ona miała tak od zawsze. I te sińce pod oczami... Oczy miała tego samego koloru, co blond-bogini. Przecież one zawsze były w kolorze ciepłego brązu, a nie miodu! Niemożliwe, żeby były siostrami. Bella nie miała rodzeństwa. A nawet jeśli, to na pewno nie starszego od niej samej.
- Bella…? – zapytałam nieśmiało. – To naprawdę ty…?
Moja dawna przyjaciółka przechyliła głowę i przyglądała mi się, szukając czegoś w zakamarkach własnej pamięci.
- Julia...?
Uśmiechnęłam się szeroko.
- O Boże! Julia! Co tu robisz? Jak udało ci się mnie znaleźć?! Co się z tobą działo przez tyle lat? Czemu się nie odzywałaś?

Poznała mnie! Byłam zaskoczona. Jak ona to zrobiła? I ta melodyjność jej głosu. Kolejna cecha łącząca ją i blondynkę. Chciałam jej słuchać w nieskończoność…

- Krążyłam trochę, ale warto było. Nawet nie wiesz jak się cieszę. Myślałam, że mnie nie poznasz, że zapomniałaś.
- Nie żartuj! Byłaś moją najlepszą przyjaciółką! Gdzie się podziewałaś przez cały ten czas?
- Latałam po świecie, szukając sobie miejsca. Wiesz, jak to ze mną było kiedyś. Teraz jest jeszcze gorzej – zaśmiałam się. - I starania, jak zwykle, spełzły na niczym.
- Dasz sobie radę. Może zamieszkasz tu, w Forks? – wybuchła perlistym śmiechem.

No tak, pomyślałam. Dziewczyna z Arizony, tutaj? To nie mogło jej się podobać. Ale ja już pokochałam tutejszy klimat.
- Hm… Czemu nie?
- Żartujesz chyba? - powiedziała radośnie.
- Nie. Bardzo mi się tu podoba. Jest deszcz, śnieg, jest zimno. Jesteśmy zupełnymi przeciwieństwami, pamiętasz? – zapytałam.
- Pamiętam. Jak mogłabym zapomnieć? Ach! Głuptas ze mnie! Wejdź, rozgość się. Nie stójmy tak w progu.

Weszłam do domu nieśmiałym krokiem. Czułam się, jakbym weszła do hali sportowej, tylko nieco bardziej umeblowanej. Ileż tu było przestrzeni!

Meble i ściany były białe, lub w odcieniach bieli. Zauważyłam pokaźną półkę z książkami i wielki, plazmowy telewizor na ścianie, który tak bardzo nie pasował do wnętrza. Naprzeciwko telewizora stała biała, skórzana kanapa, a tuż obok, na podwyższeniu, prezentował się równie biały fortepian. Z salonu widać było ładnie urządzoną kuchnię i piękny drewniany stół. Domyśliłam się, że to musiał być antyk.
O tak, w takim miejscu i w takim domu mogłabym żyć. I naprawdę czułabym, że żyję.

Prawie na śmierć bym zapomniała, jak bardzo jestem nienawidzona przez wszystkie siły rządzące światem.

Ktoś nie może mieć nic, by wszystko mógł mieć ktoś.

Było tu mnóstwo przestrzeni, zieleni i chłodu. Rozglądałam się, jakbym weszła do jakiejś zabytkowej, pięknej budowli. Wspaniały dom.
Zauważyłam zaciekawiony wzrok Belli.
- Przepraszam cię, ale pierwszy raz widzę coś takiego – powiedziałam, starając się, by mój głos zabrzmiał wesoło. – Ile bym dała żeby móc mieszkać w takim miejscu.
- Myślę, że moja rodzina nie miałaby nic przeciwko, gdybyś u nas zamieszkała.
- Oh, Bells. To nie miało tak zabrzmieć. W żaden sposób nie chcę się narzucać. Wynajmę sobie coś małego, gdzieś w pobliżu. Nie widziałyśmy się tyle lat, a ja miałabym… nie. Nie ma mowy.
- W takim razie, wydaje mi się, że mogłabym ci pomóc w wynajęciu czegoś. Widzisz, moja rodzina ma sporo znajomości w tej branży. Ale na pewno nie wynajmiesz niczego w Forks – zaśmiała się. – To totalna dziura.
- Naprawdę? Moglibyście mi pomóc? Byłabym niesamowicie wdzięczna. Ale odłóżmy to na potem. Opowiadaj. Co u ciebie? Bardzo się zmieniłaś. Szczerze, to muszę powiedzieć, że na początku nie byłam pewna, czy to ty. Zawsze byłaś, szczerze mówiąc, niezdarna. A teraz poruszasz się z gracją i pełnym wdziękiem. Kiedy mówisz, to tak jakby dzwoniły dzwoneczki, albo śpiewały skowronki. No i te oczy… Zawsze wydawało mi się, że są dużo ciemniejsze. I ta blondynka, która otworzyła mi drzwi ma oczy tego samego koloru. – Paplałabym tak do wieczora, gdyby Bella mi nie przerwała.
- Eee… No tak… Widzisz… To tutejsze światło… No i jedzenie… Dieta ma duży wpływ na zmianę koloru oczu. No ale dość już tego, mów co u ciebie.

Niezła zagrywka.

Za mało mnie znasz, Bello, by myśleć, że tak łatwo odpuszczę, pomyślałam.

Jaki niby dieta ma wpływ na kolor oczu?! Czy ja naprawdę wyglądam na aż taką idiotkę? Jednak nie chciałam brnąć w to dalej, bo wiedziałam, że i tak niczego się nie dowiem.

- U mnie nic ciekawego. Rzuciłam szkołę pod koniec roku, niemalże. Nie mogłam dłużej wysiedzieć w jednym miejscu. Rzuciłam dobrą pracę i zostawiłam przyjaciółkę, tylko dlatego, że musiałam wyjechać. I wtedy, po jakimś czasie, grzebiąc w starym pudle, znalazłam album i nasze wspólne zdjęcia. Wtedy postanowiłam, że cię odwiedzę. Wybacz, nie mogłam się powstrzymać.
- Ależ, Julio! To czysta przyjemność! Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę! Jest mi tylko głupio, bo sama już prawie o tobie zapomniałam – powiedziała z lekką nutką smutku w głosie.
- Przestań. – Uśmiechnęłam się. – Przecież nie będziemy teraz nawzajem się przepraszać.
- Masz rację – odrzekła i uśmiechnęła się promiennie.

Wtedy usłyszałam, jak ktoś zbiega po schodach. To nie był dźwięk, który wydobywa się spod stóp dorosłego człowieka. Moim oczom ukazała się przepiękna dziewczynka. Wyglądała na jakieś trzy, może cztery lata i… była szokująco podobna do Belli! Te same ciemne włosy, wielkie brązowe oczy – takie, jakie zapamiętałam, kiedy byłam w Arizonie. Jednak widziałam w niej również inne, obce mi rysy. Co to ma znaczyć?

Mała wyciągnęła ręce w stronę mojej przyjaciółki i mocno ją przytuliła.
- Bella, czemu to maleństwo jest tak bardzo do ciebie podobne...?
- Eh… Tak bardzo to widać? To Renesmee. Moja córeczka. – Powiedziała to z kompletnym brakiem zaufania i spojrzała na mnie spode łba.
- Bells, ja nie miałam nic złego na myśli. To fajnie, że masz córkę, ale ona wygląda już na dość dużą i zastanawiam się tylko czy to możliwe…
Jasne, że możliwe! Wszystko jest możliwe, jak Boga nie kocham!
- Możliwe, Julio.
No właśnie.
– Możemy już o tym nie mówić?
- Oczywiście, że możemy. Ale kiedyś jeszcze do tego wrócimy. Możesz mi to obiecać?
Nie ma to, jak udawać naiwną, zadowoloną z życia idiotkę. To zawsze działa.
- Zobaczymy – odburknęła.
A może nie zawsze?

Siedziałyśmy tak w kompletnej ciszy. Tylko mała Renesmee coś mówiła. Mówiła bardzo ładnie i dojrzale, jak na swój wiek. Zdziwiło mnie to bardzo i nawet chciałam jakoś ten fakt skomentować, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język.
To wszystko jest dziwne. Bardzo dziwne… Ta mała miała w sobie coś na wzór magnesu. Przyciągała mój wzrok i uwagę. Co jakiś czas spoglądała na mnie, uśmiechając się promiennie. Była taka urocza i niewinna. Idealna dziewczynka. Każda kobieta mogłaby marzyć o takim dziecku.

Każda, poza mną. Bo ja przecież nie byłam normalna. Może kiedyś byłam… Zachowywałam się jak każda dziewczyna. Empatia i troska nie były mi obce. Nawet swego czasu byłam z tego znana w swojej małej, irlandzkiej mieścinie. Ale życie zmusiło mnie do zmiany, więc się zmieniłam.

Rozmyślałam tak o małej Renesmee i wtedy ktoś wszedł do domu. Teraz już wiedziałam skąd pochodzą te nieznane mi rysy ślicznej dziewczynki. Byłam w stu procentach pewna, że owy mężczyzna, jest jej ojcem. I to niezwykłym ojcem. W takim człowieku można było się z miejsca zakochać. Zauważyłam w nim coś takiego, czego nie da się opisać. Przykuwał uwagę równie mocno, co jego córka, ale, rzecz jasna, w inny sposób. Dla niego mogłabym zrobić wszystko. Wyglądał, jakby dopiero co zszedł z Olimpu, z imprezy u Zeusa. Młody i piękny. Może bym się nim zainteresowała, gdyby nie moja niechęć do mężczyzn i gdyby nie to, że miał już wybrankę swego serca.

- Witaj, Edwardzie. – Bella podbiegła do niego niesłychanie szybko i pocałowała czule. Widać było, że oboje są do siebie bardzo przywiązani. Gdybym była tak naiwna i wierzyła w miłość, mogłabym nawet powiedzieć, że się kochają.
- Oh, wybacz, Julio. To mój mąż Edward. Edwardzie, to moja przyjaciółka Julia. – Wymieniliśmy uściski dłoni. Jego była niezwykle zimna, a uścisk miał żelazny. Spojrzałam w jego oczy i niemal upadłam z wrażenia. Nigdy nie widziałam takich oczu… Nigdy nie widziałam tak idealnego mężczyzny! Żadnej wady, żadnej skazy, nic! Anioł na Ziemi! Zorientowałam się, że stoję przed nim z otwartymi ustami. Zamknęłam je szybko i zarumieniłam się potwornie. Edward tylko się uśmiechnął.

Ja się rumieniłam! Do tej pory moje policzki nie znały tego uczucia. Zazwyczaj dopływało do nich tyle krwi, ile powinno. Nigdy żadnych nadprogramowych dawek, a tu, proszę! Wystarczy spojrzenie jakiegoś gościa, który jest po prostu bardziej przystojni niż inni, a moje ciało wariuje, wbrew mojemu umysłowi.
- Przepraszam – wymamrotałam.
Edward i Bella zachichotali

No świetnie! Totalna kompromitacja.

Jednak, w chwilę po tym, usiedliśmy na skórzanej kanapie i poczęliśmy rozmawiać swobodnie. Czułam się niesłychanie komfortowo. Miałam ochotę przebywać wśród nich i nigdy nigdzie nie wychodzić.

Gdy małżeństwo rozmawiało ze sobą, ja oderwałam się od rzeczywistości i, spoglądając w okno, zamyśliłam się. To wszystko jest bardzo dziwne i coraz mniej mi się podoba. Jest miło i sympatycznie, ale nie jest do końca normalnie. W powietrzu czuć było napięcie.

– No tak – powiedziałam, przerywając dwojgu jakąś niesłychanie zajmującą debatę i sama wracając do rzeczywistości. – Chyba pora się zbierać. – Wstałam i zaczęłam szukać swoich rzeczy.
- Julio, przecież możesz u nas zostać. Kilka nocy przecież nikomu nie zaszkodzi.
- Bello… Nie chcę się narzucać. Każdy z was ma na pewno swoje zajęcia, a ja będę tylko przeszkadzała… Nie ma sensu żebym…
- Julio! Nalegam! Zostaniesz u nas tak długo, jak nie znajdziesz sobie mieszkania!
- Bello…
- Bez gadania! Nie chcę słyszeć odmowy! Jesteś głodna? Może chcesz się czegoś napić?
- Właściwie, to… Chętnie napiję się porządnej, mocnej kawy, bo te na lotnisku… Obrzydlistwo. – Skrzywiłam się.
- To może ja to zrobię? – zaproponował Edward, uśmiechając się.
Wtedy po raz pierwszy zwróciłam uwagę na jego głos. Był elektryzujący, ale jednocześnie kojący duszę. Taki miękki i głęboki. Znów się zarumieniłam.

Co ten cholerny człowiek w sobie miał, że moje ciało reagowało na niego w taki sposób?! Umysł pozostawał trzeźwy, a ciało zachowywało się tak, jakby orgazm był już blisko! Zaczęło działać mi to na nerwy.

Z kuchni usłyszałam chichot Edwarda. Czyżby parzenie kawy było takie zabawne?

Po chwili dostałam najlepszą kawę, jaką kiedykolwiek piłam. Musiałam mu to przyznać, więc zebrałam w sobie wszelkie siły, by być miłą. Chociaż raz.
- Mmm… Pycha. Nigdy takiej nie piłam. Jesteś mistrzem – przyznałam, patrząc na Edwarda. – Zaraz, jest już dość późno. Gdzie reszta rodziny? Poza tą oszałamiającą blondynką, poznam jeszcze pozostałych? – Uśmiechnęłam się. Na siłę, bo na siłę, ale liczy się gest, prawda?
- Ta blondynka, która otworzyła ci drzwi, to Rosalie – powiedział Edward. – Jej partner, to Emmett. Jest jeszcze Alice i Jasper, którzy wyjechali na północ, do przyjaciół. A moi przyszywani rodzice to Esme i Carlisle. To Carlisle sprawuje pieczę nad nami wszystkimi, jest najlepszym ojcem na świecie. Rodzice również wyjechali, tyle, że w cieplejsze miejsce. Lubią tak, raz na jakiś czas, wybyć sobie na dłużej.
- Może jesteś głodna? Zjesz coś? – spytała Bella, kompletnie odbiegając od tematu. Ale mówiąc to, jej wzrok skierowany był na Edwarda.
- Jasne. Jeśli to nie będzie dla was żaden kłopot – odparłam.
Moja odpowiedź nie mijała się z prawdą. Naprawdę byłam bardzo głodna.
- Na co miałabyś ochotę?
- Hm… A co jedliście na obiad? Nie chcę sprawiać kłopotu. Nie musicie gotować specjalnie dla mnie.
Edward i Bella spojrzeli na siebie porozumiewawczo, a ja patrzyłam na nich zaciekawiona. Co w tym było dziwnego? Myślałam, że na tym świecie już nic mnie nie zdziwi, ale skoro teraz nawet taka zwykła czynność, jak jedzenie, była dziwna, to gdzie ja się podziewałam przez te wszystkie lata?
- W zasadzie to… My jedliśmy dzisiaj na mieście, więc może jajecznica? – zaproponował mój nowy przyjaciel.
- Pewnie – odrzekłam entuzjastycznie.
- Już się robi. – Edward wstał i mrugnął do mnie, po czym poszedł do kuchni.
Ten gest zaparł mi dech w piersiach. Poczułam, że moje policzki spływają rumieńcem, a serce przyspieszyło swój bieg.

ZNOWU?!

Spoliczkowałam się mentalnie.

Mój przyjaciel wszedł do pokoju z gotowym daniem na talerzu. Jak to możliwe, że zrobił to tak szybko?

Albo to mnie, nieustannie urywa się film, albo tutaj naprawdę dzieje się coś bardzo dziwnego.

Postawił go przede mną naczynie z daniem, podając widelec, po czym
powiedział:
- Smacznego.
A ja tylko kiwnęłam głową w podziękowaniu, bo zapach był tak apetyczny, że gdybym coś powiedziała, mogłoby się to skończyć niepohamowanym ślinotokiem.

Cała ta sprawa zaczęła mi coraz bardziej śmierdzieć. Wkurzało mnie to, że nie mogłam ich rozgryźć, mimo że zauważyłam te wszystkie anomalie.

Daj sobie na luz i jedz.

Już po pierwszym kęsie mojego posiłku, mogłam stwierdzić, że Edward był najlepszym kucharzem pod słońcem.
- Nie wiem, jak to zrobiłeś, ale to jest najlepsza jajecznica jaką kiedykolwiek jadłam! – powiedziałam z pełnymi ustami.
- Rozumiem, że ci smakuje – odparł, chichocząc. – Cieszę się.
- To jest genialne! – odrzekłam, pakując kolejny kęs do ust.

Najadłszy się, położyłam głowę na zagłówku i zamknęłam oczy. Czułam się naprawdę świetnie. Czyżby wszechświat zaczął mnie lubić? Nie, nie dam się na to nabrać. Gdzieś jest haczyk. Na pewno.
Nagle ziewnęłam potężnie, nim zdążyłam stłumić ten odruch.

- Chyba już czas na ciebie – powiedział Edward wesoło.
- Ach tak, rzeczywiście – odparłam i rozejrzałam się za swoimi rzeczami.
- Julio! – zawołała Bella tonem, który miał przywołać mnie do porządku. – Przecież zostajesz u nas.
- No tak. Ja tylko szukam swoich rzeczy.
- Wszystko jest na górze. Chodź, zaprowadzę cię do twojej sypialni – powiedziała. Następnie chwyciła mnie za nadgarstek i pociągnęła delikatnie ku schodom, prowadzącym na piętro.

Owe schody były wykonane z białego marmuru. Błyszczącego i dokładnie wypolerowanego tak, że widziałam w nich swoje odbicie. Ściany zdobiło wiele małych i dużych obrazków, jednak moją uwagę przykuł duży, stary, drewniany krzyż. Byłam bardzo ciekawa cóż to za eksponat, ale ze zmęczenia nie byłam w stanie już o nic pytać.

Stanęłam w progu pokoju, wielkości mojego mieszkania. Bardzo mi się podobało. Na lewo od wejścia zobaczyłam przeszkloną ścianę. Rodzina mojej przyjaciółki, jak zauważyłam, uwielbiała światło i przestrzeń. Wydawało się, że dom nie ma po prostu jednej ściany, a stając przy tym ‘oknie’ miało się wrażenie, że wystarczy zrobić jeszcze krok, by spaść na twardą ziemię. Naprzeciwko szklanej ściany znajdowało się ogromne łoże, na którym leżała równo złożona pościel z soczyście zielonej satyny. Pokój pomalowany był na kolor zielonego jabłuszka. Ogólnie, całość utrzymana była w leśnym klimacie. Kładąc się na łóżku, odniosłam wrażenie, że leżę pośrodku pięknego, tętniącego życiem, lasu iglastego. Czułam się tak, jakbym była w pokoju moich marzeń. To było coś, czego potrzebowałam, by wypocząć.

Drogi Rozsądku, czy to są jakieś kpiny?

Cisza.

Mam napisać do ciebie oficjalny list, byś w końcu uraczył mnie rozmową?

Cisza.

Bujaj się.


Z prawej strony łóżka stały moje przyjaciółki – walizki. One też raczej ze mną nie porozmawiają.

Kto je tu wniósł i kiedy to zrobił, że nawet tego nie zauważyłam?

Kiedy tak leżałam na nowym łóżku, moją uwagę przyciągnęła stara, hebanowa komoda. Składała się z półek – u góry i z szafeczki – na dole. Na półkach znajdowało się mnóstwo książek różnej maści. Jednak moją uwagę przyciągnęły zdobienia drzwiczek szafki. Na jednej części, z niezwykłą precyzją, wyrzeźbione zostało Stworzenie Człowieka, a na drugiej Wygnanie z Raju. Te sceny rozpoznałam od razu. Były tak idealnie odwzorowane, że nie można było się pomylić. Poza tym bardzo dobrze znałam wszelkie motywy biblijne.
Przyjaciół miej blisko, ale wrogów jeszcze bliżej.

Dotykałam rzeźb, badałam opuszkami palców każdy, nawet najmniejszy szczegół. Byłam zdumiona tym, jakie cuda mogą uczynić ludzkie dłonie. I pal licho, że to motywy biblijne. Chodziło o wykonanie, nie o przekaz.

Tak bardzo pochłonęła mnie analiza rzeźby, że nie zauważyłam nawet kiedy w moim pokoju zjawiła się Bella. Zorientowałam się dopiero, kiedy odchrząknęła.

Nawet odchrząknięcie, w jej wydaniu, było miłym dźwiękiem.

- Podoba ci się? – zapytała.
- O tak. Bardzo. Skąd to macie? – spytałam, wskazując dłonią mebel. – Jest naprawdę fantastyczna. To nie jest wyrób fabryczny. Widać po drewnie. To musi być antyk. Ale kto z taką dokładnością wyrzeźbił coś takiego?
- Carlisle – odpowiedziała beztrosko. – Głowa rodu Cullenów.
- Co? – Zdumiałam się.
Przecież to był antyk!
- Oh… To znaczy… No… Bo te drzwiczki były bez zdobień, a Carlisle ma talent i, kiedy kupił ten mebel, postanowił to wyrzeźbić. – odrzekła, wskazując palcem drzwiczki.

Wydawała się być lekko zakłopotana.

Mąć dalej, Balla. Pech, że nigdy nie byłaś w tym dobra.

- Oh. Będę musiała złożyć mu gratulacje osobiście – zachichotałam.
Jak ja nienawidziłam udawać. Tu zachichocz, tam się zaśmiej, tu znów się uśmiechnij. Zwykłemu człowiekowi ciężko było rozmawiać, oddychać, mrugać oczami, myśleć i jednocześnie nie zapominać o tym, w którym momencie się uśmiechnąć, czy wykonać jakiś inny idiotyczny gest.
- Nie wątpię. – Uśmiechnęła się. – A teraz już uciekam i życzę ci dobrej nocy.
Uśmiechnęła się ponownie i opuściła pokój.

Wstałam, ciesząc się w duchu z mijającego dnia. To był naprawdę dobry dzień, mimo tego całego cyrku. Nie byłam taka zadowolona od dawna.
Gdzie jest haczyk?


następny


Ostatnio zmieniony przez Masquerade dnia Wto 17:48, 16 Cze 2009, w całości zmieniany 2 razy
Wyjątkowa
Wilkołak



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 154
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiecie, że Święty Mikołaj nie istnieje?

PostWysłany: Nie 11:00, 26 Kwi 2009 Powrót do góry

No właśnie, gdzie jest haczyk... :D Fajne, podoba mi się. Faktycznie lepiej się to czyta. W tamtym wszystko jakoś za szybko się potoczyło. Tutaj mamy do czynienia z czymś innym i jest lepsze. :D Ahh i ta Bella. Ona nigdy nie potrafiła kłamać. :) Na błędach się nie skupiałam, obecnie mam ich po dziurki w nosie. :P To nawet lepiej. :P Choć coś tam wyłapałam, to nie pamiętam, w którym momencie. ^^ Ktoś pewnie napisze o nich. :) Może twoje opowiadanie nie jest rozbrajające, ale nie jest też złe. Czyta się dość lekko i wciąga. Mam nadzieję, ze czymś zaskoczysz i będą szalone zwroty akcji. :P Szalone w stylu Alice. :) Czekam na kolejne części.
Życzę weny i pozdrawiam. :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
yougurtyagodowy
Nowonarodzony



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: .Sosnowiczanka.&.Karina fantazy. :)

PostWysłany: Nie 18:29, 26 Kwi 2009 Powrót do góry

osobiście ja jestem zachwycona! zaskoczyłaś mnie nieco z początku.. już myślałam że to Bella.. najwidoczniej jestem totalnym wrakiem bez fantazji. A wracając do twojego FF,... wampiry? otóż jeśli chodzi o treść i jakość to zgadzam się z Wyjątkową. Lekkość twojego opowiadania i wyrażenie uczuć bohaterki, wciąga. Osobiście podoba mi się, jestem ciekawa jak rozwiniesz akcję, w jaki sposób Julia dowie się prawdy o Cullenach i kto jest tym głosikiem w jej głowie. Liczę na szybkie pojawienie się nowego rozdziału. : )
AVE VENA! kochana.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Gość






PostWysłany: Nie 18:39, 26 Kwi 2009 Powrót do góry

głosiki są dwa :P nie wiem czy zauważyłyście... jeden był kursywą, drugi jest boldem :P to też ma znaczenie... Wink
CoCo
Zły wampir



Dołączył: 14 Sty 2009
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: TomStu's bed.

PostWysłany: Pon 7:01, 27 Kwi 2009 Powrót do góry

Popieram, głosy są dwa. Na początku człowiek nie zwraca na nie uwagi, ale później ... :) Podoba mi się, jak Bella przyjęła Julię, jak pokazała jej Nessie i swojego męża Edwarda. Z kolei Edward miły, szarmancki, jak zawsze ;]
Świetne miejsce na zakończenie rozdziału "Gdzie jest haczyk?" :) pisz dalej, bo wiesz, że lubię Twoje opowiadanie i Twój styl! ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin