FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Fuga ex mundo - Ucieczka od świata (r. 5) [NZ] [+18] [12.01] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
CoCo
Zły wampir



Dołączył: 14 Sty 2009
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: TomStu's bed.

PostWysłany: Śro 21:10, 02 Gru 2009 Powrót do góry

Dawno, dawno temu były sobie dwie dziewczyny, które poznały się na zlocie w Warszawie i doszły do wniosku, że są zagubionymi siostrami, które rozłączono podczas porodu (śmiesznym jest, iż różni je tylko parę godzin). Jednak odnalazły się i postanowiły stworzyć coś, z czego będą dumne. Dlatego też przedstawiamy Wam nasze pierwsze, wspólne opowiadanie.

Autorki:
Coco (czyli ja), która kocha pisać detale, klecić bardzo długie opisy i rozwlekać wszystko, jak tylko się da
New life, która potrafi świetnie wprowadzić akcję i wątki erotyczne

Jednak co nas do tego zainspirowało ? Pewnego razu nie mogłam zasnąć i ułożyłam w głowie pewną historię, po czym następnego dnia podzieliłam się tym z New life i doszłyśmy do wniosku, że można stworzyć fanfick, który nie będzie o miłości Edwarda do Belli, ale o samej Isabelli, która z niewinnej i przestraszonej dziewczyny staje się jedną z ważniejszych osób w przemyśle narkotykowym. Więcej nie zdradzę.

Rozdziały piszemy razem, co przez to rozumiem ? Ja coś dopisuję, następnie New life i tak tworzymy historię. Prolog napisałam sama, ale tylko i wyłącznie dlatego, że miałam przypływ weny. Z kolei pierwszy rozdział to zlepek naszych wspólnych kawałków, które łączą się w całość. Jednak jeśli, drogi czytelniku, szukasz tu miłości romantycznej i niewinnej – zdziwisz się. To brutalna opowieść o świecie, w którym rządzą mężczyźni i zupełnie inne prawa...


Parę przydatnych informacji:
[OOC] – postacie odbiegają charakterem od swoich pierwowzorów
[AU/AH] – wszyscy bohaterowie są ludźmi i wszystko osadzone jest w innych realiach
[+18] – ze względu na sceny erotyczne i brutalne
Prolog napisany w trzeciej osobie, natomiast cała historia pisana jest w pierwszej osobie.


Ach! Najważniejsza rzecz. Naszą kochaną betą jest Masquerade, którą serdecznie pozdrawiamy, całujemy, ściskamy i w ogóle :)

dodatkowo chciałybyśmy pozdrowić naszą Olę o nicku Lana6, która stoi na straży i wspiera nas :) bez niej nic nie miałoby sensu, doradza nam, krytykuje i przede wszystkim JEST z nami.

Dziękujemy Pernix za zauważenie drobnej pomyłki :)


Nie wiemy, czy rozdziały będą pojawiały się często, ponieważ studiujemy i pracujemy. Ostrzegamy od razu.





Prolog

Siedziała przed nim pewna siebie kobieta, wyprostowana, z włosami związanymi w zwykły kucyk, z którego kosmyki spływały jej po karku, a jeden, niesforny, schowała za ucho. Ręce skrzyżowała na piersi, przez co odblaskowy materiał bluzki lekko się zmiął. Bacznie przyglądała się mężczyźnie przenikliwymi, czekoladowymi oczami wyrażającymi pustkę. Z jej twarzy mógł jedynie wyczytać nieobecność i znużenie trudami życia. Czy ona zdaje sobie sprawę, że jest jedyną, która zaszła tak wysoko w świecie mężczyzn, gdzie rządzą zwierzęce prawa?
Odchrząknął i poprawił się na metalowym krześle, które nagle stało się niewygodne. Kobieta nadal spoglądała obojętnym wzrokiem, choć mógł dostrzec, że kąciki jej ust lekko się uniosły, co sugerowało nikły uśmiech. Odetchnął i chwycił dyktafon – mały, czarny przedmiot z niewielkim wyświetlaczem – i wcisnął czerwony przycisk nagrywania.
Wtedy coś się zmieniło. Jej oczy drgnęły i powędrowały w stronę dyktafonu, po czym usłyszał tak dobrze znany głos. Głos, którego oczekiwał, choć musiał włożyć w to wiele pracy:

- Żadnego nagrywania – odparła melodyjnym, tajemniczym i surowym tonem wypranym ze wszystkich emocji.

Mężczyzna spojrzał na nią ukradkiem i kiwnął głową, następnie schował przedmiot w kieszeni marynarki przewieszonej przez poręcz krzesła, lekko poluzował krawat i wyjął swój dziennikarski notes wraz z metalowym piórem, które dostał w pierwszym dniu pracy w Daily. Zaakceptował wolę kobiety, ponieważ bardzo zależało mu na rozmowie z nią. Otworzył zeszyt na pierwszej, czystej stronie i zapisał drobnymi literami tytuł artykułu. Część informacji zgromadził już wcześniej, lecz to nie to samo, co usłyszeć wszystkie fakty od samej oskarżonej.

- Opowie mi pani swoją historię? – zaczął, przerywając pisanie i spoglądając na pannę Swan. – Jak to się wszystko zaczęło?

Zmrużyła oczy i przesunęła się na krześle, przez co znalazła się blisko jego twarzy. Ręce ułożyła na blacie, a jej przenikliwy wzrok wbijał się w mężczyznę niczym igły. Nie wiedział, o czym mogła myśleć, możliwe, że analizowała to, co miała powiedzieć. Ta kobieta ostrożnie dobierała słowa i wspominała tylko o faktach nieistotnych. Wielu dziennikarzy przed nim próbowało rozmawiać ze Swan. Rzucali ją od razu na głęboką wodę i bombardowali pytaniami. On zrobił inaczej. Był pewny, że musi wzbudzić jej zaufanie choć odrobinę. Sądził, że mu się to udało.

- Fuga ex mundo – odparła spokojnym głosem.

Spojrzał na nią niepewnie. Co chciała przekazać? Wiedział doskonale, co oznacza ten termin, ale on nie pasuje do kobiety, która zmieniła hierarchię w południowym świecie. Pokazała, że nie tylko mężczyźni mogą rządzić i że teraźniejszość nie różni się wiele od przeszłości.

- Opowiem panu historię mojego życia. Nie jest tak ciekawa, jak wszyscy sądzą. – Cofnęła się i oparła o metalowe krzesło.

Dziennikarzowi serce zabiło szybciej na wieść o tym, iż dostanie informacje z pierwszej ręki. Rzucił kątem oka na drzwi wyjściowe, przy których oczekiwał strażnik. Wcześniej poprosił o spotkanie sam na sam, przez co musiał uruchomić swoje kontakty i podpisywać ogromną ilość papierów. Ochroniarz bacznie przyglądał się tej dwójce, lecz nie mógł niczego usłyszeć. Dziennikarz potrząsnął głową, żeby odegnać myśli o trudach dotarcia do kobiety. Ponownie zwrócił się do rozmówczyni, która bacznie go obserwowała i stwierdził fakt:

- Uważam, że jest pani w błędzie.







Rozdział 1

- Isabello, ruszaj się! – krzyknęła zniecierpliwiona opiekunka, tupiąc groźnie nogami i uderzając w drewnianą poręcz schodów długimi czerwonymi paznokciami. Wyglądała jak jedna z macoch w bajce z dzieciństwa, którą kiedyś czytał ksiądz, gdy odwiedził nas w święta. Kobieta wyglądała groźnie, w okularach w rogowych oprawkach i włosach zawsze mocno spiętych i przylizanych oraz z grymasem na twarzy. Żadne z dzieci za nią nie przepadało, ponieważ na pierwszy rzut oka wydawała się oschła i lodowata, bez serca. Jednak po bliższym poznaniu można było wysunąć wniosek, że potrafi zrozumieć i wysłuchać, lecz dyscyplinę stawiała na pierwszym miejscu. Może to wina tego, iż była w wojsku przez tyle lat? W młodości została rekrutem i spędziła kilkanaście lat jako mundurowa. Niejedna kobieta nie wytrzymałaby presji i życia przystosowanego jedynie dla mężczyzn. Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie opiekunki w mundurze i poszłam w stronę kuchni, mijając nadal tupiącą kobietę.

Zawsze po kolacji jedna osoba musiała zmywać po wszystkich naczynia. Tym razem wypadło na mnie. Stos brudnych talerzy i garnków piętrzył się przed oczami i nie malał, pomimo tego że czyściłam je już dobre kilkanaście minut. Dosłownie padałam ze zmęczenia po owocnym dniu „Wielkiego sprzątania”. Nie znosiłam tych czynności, ale lepsze to niż mycie podłóg w całym sierocińcu. Wiadomo, że każdy unika tej czynności, choć grafiki zawsze konstruowano w taki sposób, aby to zajęcie każdy dzieciak wykonywał raz w miesiącu.

Jako jedna z tych gorszych, miałam utrudnione zadanie. Nikt nie liczył się z moją opinią bądź sugestią w żadnej sprawie, byłam po prostu wyśmiewana. Wyglądem przypominałam szarą myszkę i tak się czułam. Miałam długie, ciemnobrązowe włosy, zwykle rozpuszczone bądź spięte w ciasny kucyk, jasną, wręcz bladą cerę i jedyne, co podobało mi się w sobie, to oczy koloru ciemnej czekolady. Nie dbałam o siebie jak niektóre dziewczyny, ponieważ nie miałam takiego powodu. Niestety, wszyscy wykorzystywali fakt, że byłam nieśmiała. Jak wskazywał mój grafik - sprzątałam tylko kilka godzin w tygodniu, lecz poza nim ta czynność obejmowała cały wolny czas przeznaczony na gry, zabawy i naukę, którą tak uwielbiałam. Przede wszystkim kochałam matematykę, liczby traktowałam jak dobrych znajomych i wszystko kalkulowałam w głowie. Nie jestem pewna, po kim odziedziczyłam talent do zapamiętywania, ale na pewno nie po matce alkoholiczce, która nawet nie potrafiła się mną zająć, tylko wolała sprzedawać swoje ciało za śmieszną ilość pieniędzy, aby następnie wydać całe oszczędności na tanie alkohole. Odpędziłam od siebie myśli o wyrodnej rodzicielce i przejściach z nią, by zająć się naczyniami.

Po godzinie uporałam się ze zmywaniem. Gdy gasiłam światło w kuchni, zauważyłam starszą koleżankę, która schodziła schodami do piwnicy. To trochę dziwne. O tej porze był zakaz jakichkolwiek spacerów, a tym bardziej w tak ponure miejsce. Miałam wrócić do pokoju, ale ciekawość zwyciężyła i ruszyłam w ślad za nią. Stąpałam cicho po starych deskach, wiedząc dokładnie, które skrzypią, a które są stabilne. Dziewczyna chyba się zagapiła, ponieważ zostawiła niedomknięte duże, mahoniowe drzwi z klamką w kształcie ryczącego lwa. To miejsce zawsze mnie przerażało. Powoli, nie robiąc hałasu, zaczęłam schodzić schodami w dół. Krok po kroku coraz niżej. Pomieszczenie było zaniedbane, zagracone, pełno w nim kurzu i niepotrzebnych, starych rzeczy. Wszystko to, co nie nadawało się do użytku, było zanoszone na dół. Zauważyłam światło wydostające się z kolejnego pokoju. Podeszłam cicho do przymkniętych drzwi i przystawiłam ucho, aby coś podsłuchać. Ktoś się śmiał, z kolei inna osoba szeptała. Ukucnęłam, kolana wydały z siebie ciche strzały, na co zawarczałam. Nienawidziłam tego. Pochyliłam się, żeby znaleźć się na wysokości dziurki od klucza i dojrzałam z tej pozycji, że dziewczyna nie jest sama. Razem z nią stał nieznany mi chłopak. Wysoki, umięśniony, o miłym uśmiechu ozdabiającym twarz i ciepłych, ale przenikliwych i błękitnych oczach, z kolei jego policzki zdawały się być zapadnięte. Zrobił na mnie wrażenie, wyglądał na dziewiętnastolatka, ale jednocześnie miał wyraźne rysy twarzy niczym dorosły mężczyzna.

Podczas gdy on liczył pieniądze, dziewczyna zapalała papierosa. Przyglądałam się temu jak oczarowana i po chwili spostrzegłam, że to nie był zwykły tytoń. Papieros, zazwyczaj prosto zwinięty, tym razem został niezdarnie skręcony. Wiele razy widziałam coś takiego i potrafiłam sprecyzować, czym jest. Gdy miałam trzynaście lat, dzieciaki z mojej dzielnicy zachwycały się tak zwanymi jointami z haszyszem. Nigdy nie miałam okazji tego spróbować, lecz inni mówili, że po tym człowiek zapomina o problemach, trudach życia i rzeczywistości, wstępuje w krainę szczęśliwości i powraca do niej za każdym razem, gdy sięgnie po ten wspaniały lek.

Dziewczyna zaciągnęła się zwiniętym papierosem i wydmuchała dym, rozkoszując się nim. Powtórzyła czynność kilkanaście razy, a ja nadal patrzyłam jak oniemiała. Wypaliła prawie wszystko, a jej wzrok stał się zamglony i rozmarzony. Śmiała się, na co mężczyzna musiał ją uciszać. Po jakimś czasie wstała i zaczęła kierować się do wyjścia, przy którym kucałam. Nogi mi zdrętwiały i nie miałam siły wstać. Spanikowałam. Wiedziałam, że jak będę szybko uciekać, narobię większego hałasu, dlatego rozejrzałam się rozpaczliwie dookoła, rozpoznając coś więcej, niż same kształty starych rzeczy, ponieważ mój wzrok przyzwyczaił się już do ciemności i czmychnęłam w stronę starego pieca, ukrywając się obok wystających cegieł. Przywarłam do ściany i nasłuchiwałam. Nabierałam haustami powietrze, a serce waliło jak szalone. Oby tylko nikt mnie nie usłyszał, modliłam się w duchu. Kiedy drzwi się otworzyły, zamarłam. Dziewczyna chwiejnym krokiem, nadal uśmiechając się głupkowato, poszła w stronę schodów. Usłyszałam ciche skrzypnięcie sugerujące, że znalazła się na pierwszym schodku, więc odetchnęłam z ulgą. Teraz tylko czekałam, aż nieznajomy opuści pomieszczenie. Nadal kucałam skulona i wreszcie go zauważyłam. Zarys postaci ukazał się, więc wbiłam plecy w ścianę. Czułam zimno od betonu pod stopami i od muru, jednak najważniejszym stało się to, aby mężczyzna mnie nie dostrzegł. Wszystko szło po mojej myśli, właśnie przechodził, sądziłam, że jestem bezpieczna. Przyjrzałam się jego posturze. Nie wyglądał na kogoś, kto palił bądź brał jakieś świństwo. Zachowywał się normalnie, szedł krok za krokiem, nie śmiał się. Przypomina tygrysa, pomyślałam. Z tą postawą i dorosłością nadal mnie przerażał. Nagle przystanął i rozejrzał się po piwnicy. Zamarłam, bardziej przywarłam plecami do ściany i zacisnęłam ręce wokół skulonych nóg. Gwałtownie skręcił w stronę pieca i na oślep wystawił ręce. Przeraziłam się, ponieważ celowały… we mnie. Warknął i podniósł mnie za bluzkę, nie patrząc, że to sprawia ból. Miał ogromną siłę, której nie mogłam sprostać.

- To boli! – jęknęłam, próbując się wyrwać ze szponów nieznajomego.
On jednak nie zareagował, po prostu wciągnął mnie bezceremonialnie do pokoju, w którym przesiadywał wcześniej z dziewczyną i rzucił mną o podłogę. Na szczęście wylądowałam na zwiniętych szmatach, uderzając głową w stołek, który znajdował się niedaleko. Czułam, jak robi mi się ciemno przed oczami, lecz zmusiłam się całą sobą, aby nie zemdleć.

Już raz sobie dałam radę. Teraz też się uda, przypomniałam sobie i w tym samym momencie nawiedziły mnie myśli z mieszkania u matki. Chłopcy z dzielnicy. Alkohol. Ciemny zaułek. Rozdarta koszula. Podwinięta spódnica. Krzyk. Ból… Wszystkie obrazy przedostawały się z zakamarków pamięci, które próbowałam wymazać, pragnęłam zamknąć tamten rozdział, lecz nie potrafiłam. Łzy zaczęły napływać do oczu na wieść o tym, że to wszystko może się powtórzyć. Znalazłam się sam na sam z nieznajomym. Zanim odcięłam się od myśli i ciemność ustąpiła, mężczyzna rozsiadł się wygodnie w starym fotelu obitym materiałem w dziwne magnackie wzory z herbem jakiejś rodziny królewskiej. Skrzyżował ręce na potężnej klatce piersiowej i spoglądał na mnie groźnym wzrokiem. To wystarczyło, żebym przypomniała sobie o ucieczce. Wstałam przestraszona i zignorowałam wirowanie przed oczami, chciałam się stąd jedynie wydostać. Odwróciłam się w stronę drzwi i właśnie stawiałam pierwszy krok, gdy ktoś złapał mnie mocno w talii i znów rzucił w to samo miejsce.

- Zostaw mnie! – wrzasnęłam, choć głos mi drżał i zdradził, że jestem przerażona.
- Zamknij się, bo cię usłyszą. – Nie musiał krzyczeć, jego niski baryton rozniósł się echem po pomieszczeniu, a władczy ton głosu sugerował, że każdy mu ulegał, więc i ja powinnam, ale jestem Isabellą i mam prawo do robienia tego, na co mam ochotę.
- Niech słyszą! Co tu robisz? Kto cię wpuścił? – zapytałam piskliwym głosem, kiedy nieznajomy taksował mnie spojrzeniem. Szybko rozejrzałam się po pokoju, aby znaleźć coś ostrego i unieruchomić mężczyznę.
- Twoje koleżanki – odparł, jakby to było oczywiste. – Przychodzę tu od miesiąca. Nie wiedziałaś? – zapytał, uśmiechając się ironicznie.
Zagryzłam dolną wargę, aż poczułam metaliczny i słony smak w ustach. Krew.
- Nie interesuje mnie to – wycedziłam, odzyskując panowanie nad własnym ciałem i umysłem. – A teraz daj mi spokój, chcę stąd wyjść.
Widać było, iż rozważa propozycję. Zmarszczył czoło i spoglądał badawczo. Przeszył mnie dreszcz, który nie miał związku z niską temperaturą w pomieszczeniu.
- Pod jednym warunkiem – powiedział i oparł się wygodnie w fotelu.
- Jakim? – Oczy rozszerzyły mi się na myśl o najgorszym, powtórce z dzieciństwa, lecz zdziwiłam się jego odpowiedzią.
- Nikomu, słyszysz? Nikomu nie powiesz o tym, co tu zobaczyłaś, jasne? – warknął niespodziewanie, a źrenice rozszerzyły mu się i pociemniały.
Tylko tyle? Nic więcej?
- A co zrobisz, gdy cię nie posłucham? – Wiedziałam, że igram z ogniem, ale zdążyłam zauważyć, że nieznajomy nie chce mnie ani zabić, ani zgwałcić. Mężczyzna oparł się w fotelu i przemyślał, co powinien odpowiedzieć.
- Co zrobię? – Grał na czas, a ja zaczęłam się trząść, nie będąc już przekonaną, czy aby na pewno dobrze go oceniłam. – Zastanówmy się. Jesteśmy teraz sami, nikt nie wie, gdzie jesteś. Nawet dziewczyna, która tu była nie widziała cię. Jak myślisz, co mogę zrobić?
Przełknęłam głośno ślinę i wlepiłam uparcie wzrok w dziurawe deski, służące jako podłoga. Próbowałam uspokoić oddech i modliłam się, żeby to, co powiem, brzmiało śmiało.
- Nie boję się ciebie. – Zdziwił mnie własny, szorstki i przesycony chłodem ton.
- Jesteś tego pewna? – zachichotał i wstał z fotela. Z przerażenia zamknęłam oczy.

***

Zaśmiałam się na samo wspomnienie pierwszego dnia, gdy poznałam Emmetta Suareza. Chwyciłam szklankę w lewą rękę, podczas gdy w prawej trzymałam czarno-białą fotografię. Przyjrzałam się osobom, znajdującym się na niej i wypiłam łyk tequili. Ciepła ciecz rozlała się po wnętrznościach i przynosiła ukojenie na skołatane nerwy. Własnoręcznie robiony papieros z haszyszem leżał na małym stoliku obok w połowie pustej butelki. Znów rzuciłam okiem na obrazek, na którym muskularny mężczyzna z jasnymi włosami i ogromnym uśmiechem na twarzy obejmował kruchą dziewczynę z przerażonymi, czekoladowymi oczami i brązowymi włosami, lecz również z zadowoleniem na delikatnych ustach. Zdjęcie zostało zrobione w dniu moich osiemnastych urodzin.

To wszystko przypomniało mi o kolejnych sytuacjach i wieczornych spotkaniach z Emmettem, po tym feralnym dniu, kiedy naprawdę się go przestraszyłam. Jednak dzięki temu poczułam, że żyję. Adrenalina dodała mi energii i spowodowała, iż zapragnęłam odkrywać to, co nieznane, zatrzeć granice, których nigdy nie ośmieliłabym się przekroczyć, lecz nie sama. W tym wszystkim pomagał Emmett. Spotkania z nim były warte niewyspania, ponieważ dopiero przy nim poczułam się kimś, a nie jedynie przedmiotem, jak się traktuje każdeą sierotę. Śmiałam się, rozmawiałam i zauważyłam, że za każdym razem, gdy widziałam tego człowieka, stawałam się kimś zupełnie innym. Przestałam być sfrustrowana i nastawiona negatywnie. Starsze dziewczyny zaczęły mnie unikać i nikt mi nie rozkazywał. To wszystko zdawało się warte ryzyka. Emmett nie był z tak zwanej „mojej bajki”, a ja nie wyglądałam na zwykłą dziewczynę dilera, którą interesują jedynie pieniądze. Pomimo tego, iż żyłam wcześniej w biedzie i niedogodnych warunkach w sierocińcu, zrozumiałam, że nie tylko pieniądze są ważne w życiu. Liczy się również zaufanie i obdarzenie drugiej osoby czymś, co ludzie nazywają miłością, a tak naprawdę mają na myśli bliskość i potrzebę zrozumienia.

Pamiętam jak dziś dzień, który zbliżał się nieubłaganie – osiemnaste urodziny, które jednocześnie cieszyły mnie i smuciły. Wiedziałam, że mogę odejść z sierocińca i tego pragnęłam całym sercem, lecz tak naprawdę nie miałam pojęcia, gdzie się zatrzymać i zamieszkać. Nie znałam nikogo poza dzieciakami, z którymi byłam zmuszona przebywać. Z perspektywy czasu śmiesznym wydaje się fakt, iż ten dzień przerażał mnie i wprawiał w zachwianie emocjonalne. Pół nocy spędziłam na kontemplacji, co powiedzieć dyrektorce, jakie plany pragnę zrealizować w przyszłości i którą drogą podążę. Wtedy też po raz pierwszy porozmawiałam szczerze z Jessicą, z którą dzieliłam mały pokoik mieszczący jedno łóżko, na którym obie spałyśmy, i komodę.

- Odejdziesz? – zapytała Jessica, gdy leżałyśmy już w łóżku, ponieważ zbliżała się pora spania. Opuściłam książkę, którą próbowałam czytać i przekręciłam głowę w stronę koleżanki, dziwiąc się, że w ogóle się do mnie odezwała.
- Tak – odparłam po krótkiej chwili, przyglądając się, jak marszczy brwi i kiwa delikatnie głową. Wiedziałam, że ona również tego pragnie, ale pełnoletniość osiągnie dopiero za dwa miesiące, które będą wlokły się nieskończenie długo. Nie współczułam jej, ponieważ nigdy za nią nie przepadałam. Mieszkałyśmy w jednym pokoju już kolejny rok, ale żadna z nas nie przejęła inicjatywy, żeby kiedykolwiek poszerzyć znajomość i nie ograniczać się jedynie do przebywania w pomieszczeniu i łóżku, ale również do istnienia. Razem, a jednak obok.
- Dobrze robisz – wyszeptała, po czym usłyszałam delikatne skrzypnięcie, gdy odwróciła głowę w moją stronę i zaczęła obserwować. – Wiem, że już niczego nie naprawię, ale chcę, żebyś wiedziała jedno… – zaczęła, a jej wyraz twarzy stał się poważny. Spojrzałam na nią, zagryzając dolną wargę i bojąc się, co też takiego może mi powiedzieć.
- Hm? – wymamrotałam, aby wreszcie mogła to z siebie wykrztusić.
- Zasługujemy na coś lepszego. Obie – stwierdziła i na podkreślenie swoich słów chwyciła mnie za rękę. W pierwszej chwili przestraszyłam się, że chce zrobić mi krzywdę, ale później zauważyłam, że po prostu potrzebowała potrzymać kogoś za dłoń, poczuć ciepło drugiej osoby. Uśmiechnęłam się do niej w odpowiedzi i pokiwałam głową na znak, że ma rację.
Kto by pomyślał, że ostatnia noc w sierocińcu może obrać taki kierunek?

Następnego dnia, wcześnie rano, poszłam do dyrektorki, żeby przekazać jej swoją decyzję. Ugościła mnie w swym przestronnym gabinecie i skinęła, abym usiadła na twardym krześle, naprzeciwko jej biurka. Tak też zrobiłam. Czułam, jak trzęsą mi się ręce i całą siłą woli pragnęłam to powstrzymać. Nie mogłam się teraz rozkleić i stać się słaba. Nie po tym, jak odkryłam chęć do życia i osobę, dla której warto żyć. Przywołałam w myślach twarz Emmetta i zalała mnie fala ciepła, która dodała odwagi.

- Słucham? Jaką decyzję podjęłaś, Isabello? – głos dyrektor odbił się echem po ścianach. Spojrzałam na nią i utrzymałam kontakt wzrokowy. Widziałam kątem oka, jak ze znudzenia obraca długopis w dłoni.
- Odchodzę – powiedziałam pewnie i nadal wpatrywałam się w jej zimne, pozbawione uczuć oczy. Kąciki ust kobiety powędrowały w górę, co wystraszyło mnie, ponieważ to nie był miły uśmiech, raczej oznaczający satysfakcję.
- To dobrze, bo brakuje nam miejsc. W takim razie powodzenia – rzuciła od niechcenia i machnęła ręką, żeby dać mi do zrozumienia, abym wyszła, gdyż rozmowa dobiegła końca. Spojrzałam na nią wielkimi oczami, myśląc, że to żart, ale usłużnie wstałam i poszłam do swego pokoju.

***

Po tym spotkaniu nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Z pomocą przyszedł Emmett i po długich namowach zgodziłam się z nim zamieszkać. Darzyłam go ogromnym uczuciem, ale nie chciałam się narzucać, jednak przekonał mnie, że tak będzie lepiej i dla niego, i dla mnie. Gdy spakowałam wszystkie rzeczy, pożegnałam się z Jessicą słowami „do zobaczenia” i uściskałyśmy się, przez co poczułam się gorzej, że ją zostawiam, ponieważ naprawdę polubiłam tę dziewczynę.

Stałam właśnie na ganku z niewielką torbą postawioną obok nóg i czekałam na Emmetta, który miał po mnie przyjechać. Obejrzałam się do tyłu, aby ostatni raz spojrzeć na te nieprzyjemne, obdrapane ściany. Nienawidziłam tego miejsca, ale byłam pewna, że będzie mi brakować Jessici, którą polubiłam w ostatnim dniu. Westchnęłam głośno i odwróciłam głowę w stronę drogi. Usłyszałam odgłos silnika i ujrzałam czarny samochód, który mknął z zawrotną prędkością. Uśmiechnęłam się na ten widok i serce zabiło mi mocniej, ponieważ takim autem zwykle jeździ Emmett. Czarny mercedes zatrzymał się i od strony kierowcy wysiadł wysoki mężczyzna, z ogromnym zadowoleniem na twarzy.

- Przepraszam, że czekałaś – wymamrotał, idąc w moją stronę i zabierając torbę. Pocałował przelotnie w czoło, a następnie skupił się na ustach. Przywarł wargami do moich, całował z pasją i namiętnością. Przez chwilę zabrakło mi oddechu, więc odsunęłam twarz i zaczerpnęłam powietrza.
- Też się cieszę, że cię widzę – wyszeptałam, a on chwycił mą dłoń i poprowadził mnie do samochodu. Otworzył drzwi i niezdarnie wgramoliłam się na siedzenie, po czym zamknął je i szybkim krokiem podbiegł do drugich. Wsiadł i ruszył z podjazdu. Cała podróż trwała ponad godzinę, mieszkanie Emmetta zdawało się być oddalone od sierocińca sporo kilometrów. Przez cały ten czas nie zamieniliśmy ani słowa, choć każde z nas zerkało co i rusz na siebie. W końcu zatrzymaliśmy się przy niewielkim wielopiętrowym domu rodzinnym, w jednej z lepszych dzielnic meksykańskich. Lepszych, ponieważ nie widać było biedy i nie kręciły się tu żadne osoby z wyższych sfer oraz mafii. Naprawdę nie chciałam zostać zabita, nawet przez przypadek, przed swoim własnym, nowym mieszkaniem. Wysiedliśmy z samochodu i poczułam chłodny wiatr na karku, jakby życie i dusza ponownie wstępowały w moje ciało. Uśmiechnęłam się do Emmetta, a widząc jego wyciągniętą dłoń, bez namysłu chwyciłam ją mocno i ruszyłam z nim do drzwi. Dom wyglądał niesamowicie, mury koloru jasnego złota przyciągały wzrok i koiły nerwy, z kolei masywne drzwi utwierdziły mnie w przekonaniu, że będę tu bezpieczna.

Nasze mieszkanie znajdowało się na pierwszym piętrze, więc ruszyliśmy schodami na górę, po czym Emmett zatrzymał się przed jednym i przekręcił zamek. Weszłam do pomieszczenia, zapewne korytarza, i o mało nie krzyknęłam. Pokoje wyglądały na ogromne, było tak wiele miejsca, że aż łzy zaczęły napływać mi do oczu. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko jest nasze. Spojrzałam na ukochanego i poczułam, jak słone krople ściekają po policzkach. Emmett podszedł i starł je kciukiem, po czym uśmiechnął się, przytulił i wyszeptał:
- Witaj w domu, kochanie.

To było tylko parę słów, ale poruszyły mnie do głębi. Przestałam myśleć trzeźwo i kontrolować ciało. Pragnęłam zatracić się w szczęściu i poczuć się kobietą. Ścisnęłam mocniej ukochanego i powiedziałam, jak bardzo go pragnę i kocham. On wyczuł moment i zatrzasnął drzwi za nami. Chwycił w ramiona me kruche ciało i zaniósł do jednego z pokoi. Nie rozglądałam się za bardzo, ponieważ w tym momencie liczył się tylko on. Położył mnie delikatnie na ogromnym łóżku i poczułam miękką pościel, uśmiechnęłam się i przyciągnęłam twarz Emmetta do swojej. Pocałowałam go delikatnie odsunęłam się, spoglądając głęboko w oczy. Zapewne dobrze odczytał intencje, gdyż niewiele myśląc zdjął koszulkę, ukazując zadbany tors i mięśnie. Jęknęłam z zachwytu na ten widok i doszłam do wniosku, że pragnę go tu i teraz. Modliłam się jedynie, aby wizje z dzieciństwa nie powróciły. Jestem z mężczyzną, którego kocham i który kocha mnie, więc nie mam powodów, by się bać, iż mnie skrzywdzi. Emmett rzucił koszulkę na bok, a w jego oczach zauważyłam zwierzęcą dzikość, oddanie, strach i miłość. Tyle emocji w jednym człowieku… Przyglądałam mu się zafascynowana i jednocześnie przerażona, bałam się kontaktu, męskiego dotyku… Wizje zaułku wróciły, powstrzymywałam się od krzyku, nie chcąc zepsuć owej wspaniałej chwili… Ukochany chyba to zauważył, ponieważ przestał całować mą szyję i spojrzał głęboko w oczy, gdy ciało spięło się na wspomnienia.

- Kocham cię, ale to nie znaczy, że chcę cię wykorzystać – wyszeptał delikatnie i ułożył się obok, przyciągając mnie do klatki piersiowej.
- Wiem, przepraszam – wymamrotałam i wtuliłam się głębiej. Pragnęłam w końcu być tą, która niczego się nie boi i potrafi okazać wielkość uczucia, jakim darzy drugą osobę. Przysięgłam sobie w duchu, że przemogę się pewnego dnia i uszczęśliwię tego człowieka nie tylko psychicznie, ale i fizycznie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez CoCo dnia Śro 21:13, 12 Sty 2011, w całości zmieniany 14 razy
Zobacz profil autora
Larissa
Wilkołak



Dołączył: 09 Lip 2009
Posty: 222
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 25 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z dwóch miast: Piaseczno [PL] i Zohor [SK]

PostWysłany: Czw 15:24, 03 Gru 2009 Powrót do góry

Hmm... Mi się w podoba. :) Cieszę się, że Bella jest z Emmettem.
To moja ulubiona postać ze "Zmierzchu", więc połączenie ich
wydaje mi się dobrym pomysłem.
Ogólnie cały pomysł jest ciekawy. Na pewno będę czytać dalej. :)
Pozdrawiam i życzę weny.
Larissa


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Czw 22:18, 03 Gru 2009 Powrót do góry

pierwsza sprawa...

bardzo dziękuję new life za wysłanie mi linka do opowiadania :)

no i teraz mogę komentować... bardzo podoba mi się podział na 'tę od opisów' i 'tę od scen erotycznych i akcji'... sprawdzacie się tak jak najbardziej...

po pierwszym rozdziale zazwyczaj trudno jest powiedzieć cokolwiek prócz opisania stylu czy ogólnie tematyki ff'a...
styl jak najbardziej... tematyka... ciekawa... Bella z Emmettem czyli pierwsza rezygnacja z kanoniczności... jesli Bella będzie zarządzać to podejrzewam, że jej ciapowatość odejdzie do przeszłości....

macie całkiem interesujący pomysł... jak amerykański film sensacyjny... czuję, że będzie sie działo... więc na pewno wrócę...

powiem tak: idziecie w dobrym kierunku, bo to był naprawdę świetny kawałek tekstu...

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lana6
Nowonarodzony



Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 22:44, 16 Gru 2009 Powrót do góry

No wiec jestem :)
Musze powiedziec ze ciekawie się zapowiada. Chociaż prolog znałam juz dużo wczesniej to musze przyznac że teraz z 1 rozdziałem lepiej to brzmi. Sam rozdział zaskoczym mnie baaaaardzo. Bella i Emmett?? Czegoś takiego chyba nie czytałam jeszcze. Ale nie mówie że jest źle. Po prostu inaczej. Ciekawe czy opiszecie cos wiecej z dzieciństwa Belli i jak dale potocza sie jej losy. Błędów nie wytykam bo literówki nie mają znaczenia. Liczy sie samo opowiadanie w sobie. A pozatym wiem że od tego macie zaje....ą betę (pozdrowienia dla Msq).Ciesze sie że piszecie obie bo znam was na tyle dobrze, że wiem, że bedzie to super ff. Jedna jest uzupełnieniem drugiej.
Czekam na dalsze rozdziały i obiecuje że tym razem będę na bierzaco :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Śro 23:05, 16 Gru 2009 Powrót do góry

Ja nie czytałam tego ff, ale zafrapował mnie tytuł i tylko w stosunku do niego chcę się wypowiedzieć, bo mroczny świat narkotyków w wersji Twilight (i w zasadzie w żadnej wersji) mnie nie interesuje.

Zastanawiam się, skąd autorkom przyszedł do głowy tytuł obcojęzyczny i czy jest w tym jakiś podtekst. Czy mają uzasadnienie tego zabiegu? Jak wiemy regulamin naciska, aby polskie opowiadania miały polskie tytuły, a dublowanie nazwy dla szpanu mija się z celem. Chyba, że miałyście na myśli, zacytuję za niekompetentą Wikipedią (bo też sama czuję się w tej materii - teologia- niekompetentna):

Cytat:
Fuga mundi - pojęcie używane w teologii życia zakonnego oznaczające "oderwanie od świata" poprzez nawrócenie i dobrowolne przyjęcie postawy samotności, wyrzeczenia i modlitwy. Pojęcie "Fuga mundi" często rozumiane jest błędnie jako ucieczka od świata albo nawet pogarda dla świata.


Natomiast, jeśli chodziło Wam o ucieczkę od świata w sensie - oderwanie się od niego (choćby poprzez odurzenie narkotykami) i chciałyście napisać to również po łacinie to powinno to brzmieć tak:
Fuga ex mundo

Z pozdrowieniami, Pernix

I życzę weny, bo wiem, że jest ważna w tworzeniu. Wink

Edit: wiki mówi, że określenia tego używa się odnośnie do teologicznego znaczenia, każde inne oderwanie od świata powinno być zapisane tak jak podałam, uwierz mi.
Natomiast co do mojego tytułu: pochodzi z greki i jest znaczący dla całego opowiadania. To nie tylko wilczyca po polsku, ale też imię kilku z bohaterek mojego opowiadania. Jeśli podanie obcobrzmiącego tytułu jest zasadne to ja nie mam nic przeciwko. Wink

Napisałam na początku, że opowiadanie osadzone w takiej tematyce mi nie podchodzi. Po prostu nie lubię takich czytać. Dla mnie to strata czasu, który mogę poświęcić innemu ff o bardziej jak dla mnie interesującej tematyce. Chciałam, by wyjaśniła się sprawa z tytułem, bo miałam w życiu sporo doczynienia z łaciną i dbam o poprawność tego pięknego języka.
Ale może mary ma rację. Powinnam coś powiedzieć o samym utworze. Przeczytałam. Wypowiem się co do stylu, jako że tematyka mnie nie rusza. Nie czytałam opowiadania new life, a CoCo znam tylko jako betę z komentarzy pod jednym opowiadaniem, które betowała, dlatego trudno mi rozpoznać, ile z Was jest w tym opowiadaniu, która co pisała. Czy jedna wiekoszość, a druga tylko poszczególne opisy... Tego nie wiem, a że nie wiem - to dla Was dobrze, ponieważ nie wyczuwa się żadnej różnicy w stylistyce. Opowiadanie pisane w dwójkę jest trudne, sama coś o tym wiem. Wy piszecie wspólnie każdy rozdział - to chyba jeszcze trudniejsze niż pisanie na zmianę. Nie kaleczycie języka, opracowujecie szczegółowo fabułę za to plus. Nie podoba mi się Emmett w wersji meksykańskiej, bo co to za Emmett - mógłby mieć równie dobrze na imię Sergio, Huan czy jakoś tam...
Jeszcze raz życzę natchnienia i więcej komentarzy, bo na pewno się przydadzą, by dokarmić wenę.
I chyba w zasadzie jeden - ten poniżej mnie jest po części moją zasługą, bo użytkowniczka się zainteresowała moimi wynużeniami na temat tytułu. Cieszę się. :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Czw 11:10, 17 Gru 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
krwawa_mary
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Paź 2009
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 6:47, 17 Gru 2009 Powrót do góry

Chyba wyjaśnianie z wikipedii nie jest dobrym pomysłem według mnei :P
mi się wydaje, że nie chodzi o żadne odurzenie narkotykami, tylko raczej o oderwanie się od świata, w ktorym się jest, ale nie w ten sposób, w jaki sugerujesz. moge się mylić. Widzę w Twoim podpisie, że też masz łaciński tytuł :P więc jaki problem?
ok, weszłam, przeczytałam to i skomentuję, bo wypada, a nie tylko mówić coś na temat tytułu i potem sobie pójść. podoba mi się sam prolog, bo jest czymś innym i pisany w trzeciej osobie. podoba mi się pierwszy rozdział, cały ten sierociniec, poznanie Emmetta-swoją drogą oryginalne i dobrze, że nie ma Edwarda :D ciekawa jestem dalszej części, bo chyba nie może być tak pięknie i różowo? Myślę, że Emmett będzie skomplikowany, a Bella nie taka ciamajdowata jak w Zmierzchu (oby). liczę, że mnei zaskoczycie
cieplutkie pozdrowienia w śnieżycę śle krwawa mary :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Maya
Wilkołak



Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!

PostWysłany: Czw 20:52, 07 Sty 2010 Powrót do góry

Bardzo ciekawe. Inne, nowe, intrygujące. Fajnie napisane.
Bella i Emmett. No cóż, mogę powiedzieć, iż wreszcie. Jestem ciekawa jak to sie dalej rozwinie, znaczy wróć, po prostu jak to było^^ :):):)
Pozdrawiam serdecznie


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
new life
Zły wampir



Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Śro 21:45, 13 Sty 2010 Powrót do góry

Po długiej przerwie i licznych rozmowach na gg, zapraszamy do czytania 2 rozdziału, który mam nadzieje będzie lepszy od 1 :)

beta: Masquerade

Rozdział 2

- Witaj, kochanie.
Tymi słowami zawsze byłam witana z samego rana. Czułam się wyspana, rześka i gotowa, aby stawić czoło nowemu dniu w nowym miejscu. Mogłabym budzić się obok ukochanego i nie byłyby to stracone poranki. Jeszcze nikt nie traktował mnie z taką delikatnością i miłością. W silnych i jednocześnie czułych ramionach Emmetta czułam się bezpiecznie. Widziałam kontrast naszych ciał, gdy są ze sobą splecione i pomimo tego że moje zdawało się kruche i drobne, pasowaliśmy do siebie idealnie. Czasem zastanawiałam się, co ten człowiek we mnie widzi, lecz po pewnym czasie dałam sobie z tym spokój. Gdybym mu się nie podobała, nie znalazłabym się tutaj. Nie okazywałby mi uczuć, nie kochałaby tak, jak teraz. I co najważniejsze, nie mieszkalibyśmy w jednym domu.

Uśmiech na twarzy mojego ukochanego rozpoczął nowy dzień. Podniosłam się i oparłam na rękach, aby mieć lepszy widok. Dopiero teraz mogłam obejrzeć pomieszczenie. Zdawało się zachowane w latach dwudziestych, z pięknymi, jasnymi ścianami, przestrzennym oknem, stylowymi meblami i ogromnym łóżkiem, do którego przykrycie leżało na wyściełanym kolorowymi kwiatami krześle. Z kolei przede mną, na skraju łóżka, siedział Emmett, z ręcznikiem opasanym na biodrach. Widok zapierał dech w piersiach. Jak można go nie kochać? Jest perfekcyjny, idealny i... mój. Z włosów kapały jeszcze ostatnie krople wody, co świadczyło o tym, że brał niedawno prysznic. Gdy tak na niego patrzyłam, poczułam coś. Domyślałam się, co to jest, choć nie znałam tego uczucia, aż do teraz. Wzięłam głęboki oddech, upajając się zapachem ukochanego.
- Brałeś prysznic – stwierdziłam. – I nie poczekałeś na mnie? – powiedziałam z wyrzutem, jak dziewczynka, której rodzice nie chcą kupić lizaka w sklepie.
- A chciałaś się do mnie przyłączyć? – Nie krył zdziwienia i zerknął niepewnym wzrokiem, po czym uśmiechnął się szelmowsko.
- Nie, przecież dopiero co wstałam.
Z obrażoną miną zwlekłam się z łóżka i stanęłam na nogach, aby je rozprostować, następnie okryłam się swym nowym szlafrokiem, który dostałam wczoraj od ukochanego. Minął tylko moment, kiedy silne ramiona objęły mnie w pasie.
- Chyba się nie gniewasz? – wyszeptał mi do ucha, łaskocząc policzek nosem.
- Oczywiście, że nie. – Ruszyłam w kierunku łazienki, gdzie spędziłam dobrych kilkadziesiąt minut.

Zaczęłam rozmyślać i dziwiłam się samej sobie, jak spotkanie tego człowieka odmieniło moje życie. Wystarczyło wsparcie i troska, abym odzyskała równowagę. Chciałam wykrzyczeć całemu światu, jaka jestem szczęśliwa.


Kolejne dni mijały, Emmett nie zmuszał mnie do niczego, wybywał na całe dnie w interesach, jak to mawiał, a ja zostawałam w domu, zachowując się jak żona i gospodyni. Nawet nauczyłam się gotować, ponieważ jego znajomy z branży, James, pożyczył nam książkę kucharską. Miałam problemy z odczytaniem niektórych słów, gdyż pierwszy raz widziałam je na oczy, ale Emmett pomagał mi we wszystkim. Oprócz Jamesa nikt nie przychodził do mieszkania, a wszystkie spotkania z potencjalnymi nabywcami narkotyków organizował w różnych miejscach. Powiadał, że nie chce mieszać mnie w to „gówno”, ponieważ jestem zbyt delikatna i emocjonalna, a w takim świecie kobiety spycha się na boczny tor. Dlatego też po pewnym czasie przestałam być zazdrosna o to, gdzie wychodzi i dlaczego nic nie mówi. Dla zabicia czasu zajęłam się rysowaniem. Malowanie martwej natury nie sprawiło mi trudności, więc wzięłam się za portrety, a moim głównym modelem był Emmett. Niektóre z dzieł powiesił nawet w naszej sypialni, aby spoglądać na geniusz swej małej, jak mnie nazywał.
Poza tym liczenie i kalkulacja były moim konikiem, lecz pragnęłam mieć zajęcie, dzięki któremu wykażę się i zrealizuję. Od czego czasu zaczęłam również palić papierosy z haszyszem i pić tequilę, która dodawała odwagi i pomagała w ciężkich nocach, gdy Emmett musiał akurat wychodzić służbowo. Nienawidziłam zostawać sama, nie czuć bliskości jego ciała.

Z czasem zdałam sobie sprawę z tego, że mam ogromną władzę nad ukochanym. Nie mógł się oprzeć mojemu ciału, ponieważ zaczęłam je akceptować i nie dopuszczać wizji wspomnień z gwałtu. Dotykanie mnie sprawiało mu radość, uzupełnialiśmy się wzajemnie, ucząc się swych ciał. Pamiętam, jak dziś, kiedy przemogłam się uprawiania miłości. To była jedna z niewielu nocy, które w danym czasie Emmett spędzał w domu. Praca wymagała od niego coraz większego wysiłku, ponieważ pojawiło się na rynku więcej dilerów niż samego towaru. Ukochany stawał się bardziej markotny i niezadowolony, a ja dwoiłam się i troiłam, szykując pyszne obiady i czyszcząc cały dom, jednak to nie poprawiało mu humoru na długo. Postanowiłam zrobić to, co powinnam była dawno temu. Pewnego wieczora przyodziałam ciało w koronkowy stanik i majtki od kompletu, na to założyłam bluzkę z ogromnym dekoltem i ciemną spódnicę. Właśnie stałam w kuchni, gotując spaghetti, gdy usłyszałam otwierane drzwi i krzyk Emmetta sugerujący, iż jest już w domu. Uśmiechnęłam się do siebie i powróciłam do przyrządzania dania. Gdy już to zrobiłam, postawiłam wszystko na stole i udekorowałam. Emmett wszedł do kuchni, pociągając nosem i powiedział, że jedzenie jak zwykle pachnie dobrze. Długo nie jedliśmy, gdyż ukochany ciągle spoglądał na mój biust. Cieszyłam się, że plan działa bez zarzutu. Gdy talerze zostały opróżnione, Emmett pomógł z myciem, następnie poszliśmy do sypialni, gdzie włączyliśmy telewizor, wybierając program, na którym leciał jakiś quiz. Oboje zgadywaliśmy odpowiedzi i śmialiśmy się, leżąc przytuleni na łóżku. Co i rusz czułam palce Emmetta na mojej skórze i mruczałam cicho w jego tors, ponieważ ten dotyk sprawiał mi wiele radości. Nie zauważyłam nawet, gdy zrobiło się ciemno.

Znudziło mnie oglądanie telewizji, dlatego też podniosłam się i zdjęłam bluzkę, niby od niechcenia, eksponując przy tym koronkowy stanik. Postanowiłam działać.
- Nie widziałeś mojej piżamy? – zapytałam, pochylając się nad ukochanym, aby sprawdzić, czy czasem moja zguba nie znajduje się po jego stronie łóżka.
- Piżamy? – wyjąkał, patrząc maślanymi oczami na mój biust ściśnięty biustonoszem.
- Tak, tę, którą mam zawsze, gdy chodzę spać. Podnieś się, zobaczę, czy jest pod twoją poduszką.
Posłusznie wykonał to, o co go prosiłam, lecz nie zauważyłam, iż znalazł się dokładnie za mną. Straciłam go z oczu. Naprawdę chciałam znaleźć rzecz, której szukałam, lecz chyba nie było mi to dane, ponieważ po jakimś czasie zrezygnowałam z tego, uznając, że w sypialni jej nie ma.
- Tego szukasz? – usłyszałam zmysłowy głos przy uchu.
Odwróciłam się w jego kierunku i zobaczyłam za sobą Emmetta, który przysiadł na pościeli i trzymał coś w ręku. Kąciki moich ust powędrowały w górę, gdy spostrzegłam, że to koszula i spodenki do spania.
- Znalazłeś – ucieszyłam się. – Gdzie? – zapytałam niewinnie.
- Tam, gdzie zawsze, w łazience.

Wtedy to zobaczyłam. Jego wzrok palił moją skórę, zostawiając na niej ślady, namiętnością przeszywając na wylot. Skrawek materiału, który trzymał w ręce, został rzucony na podłogę, zaś sprawca tego czynu ruszył w moim kierunku. Sekundy mijały, kiedy zaczęliśmy się namiętnie całować, okazując sobie wzajemną miłość i pożądanie. Zdejmując koszulę, rzucił ją w kąt, tym samym eksponując umięśnione ciało. Pocałunkom nie było końca, kiedy pozbywaliśmy się kolejnych ubrań. Nie spieszyliśmy się, jednakże podczas naszego rozbierania, Emm pociągnął za mocno piżamę i moich uszu dobiegł szelest pękającego materiału.
- Przepraszam – powiedział, zupełnie się tym nie przejmując.
- Nic się nie stało, przez najbliższe dni będę spała bez piżamy – odpowiedziałam, uśmiechając się delikatnie w jego stronę.
- Nawet nie będzie ci potrzebna – wyszeptał gardłowym głosem, który zdawał się przepełniony żądzą.
W odpowiedzi ugryzłam go lekko w ucho, na co jęknął. Delikatnie dotknął mych piersi przez materiał i ścisnął, kiedy moje sutki stały się twarde. W tej samej chwili uniósł miseczkę biustonosza wyżej i obnażył biust. Przyciągnęłam twarz ukochanego do nich, na co zaczął pieścić je językiem. Ssał, doprowadzając mnie tym do granic wytrzymałości. Nigdy czegoś takiego nie czułam i wątpiłam, abym kiedykolwiek z kimś innym mogła poczuć. To było jak magia, niekontrolowana żądza, którą przeżywały tylko zakochane osoby. Odpiął biustonosz, po czym zaczął pieścić moją szyję, dłońmi masując obnażony biust. Odchyliłam głowę w bok, ułatwiając mu dostęp, sama pieszcząc jego plecy. Moim ulubionym miejscem był właśnie jego tył, kiedy leżał na mnie, napinając tym samym mięśnie. Przejechałam mu po plecach paznokciami, aby doprowadzić do takiego samego stanu, w jakim ja się znalazłam. Przeturlaliśmy się na łóżku tak, że leżałam na nim i oglądałam jego klatkę piersiową. Mogłam jej dotykać, ile chciałam, robiąc mu przy tym wiele przyjemności. Tak samo jak on wcześniej, zjechałam językiem niżej, uprzednio gryząc go delikatnie w wargę, na co wciągnął lekko powietrze. Małe włoski wokół sutków łaskotały mój język, a to spowodowało, że lekko się uśmiechnęłam.

- Myślisz, że to zabawne? – zapytał między pocałunkami.
- Ale co? – Udawałam niewinną i nadal zajmowałam się ciałem ukochanego mężczyzny.
- To, że się ze mną tak droczysz… - wymamrotał Emmett, nie będąc w stanie wykrztusić z siebie niczego więcej.
- Przecież to samo robiłeś ze mną – odparłam, przerywając swoją czynność, jakby to była oczywista rzecz.
- I zamierzam nadal to robić – warknął jak poprzednio i gwałtownie poderwał się do góry, sprawiając, że obydwoje teraz siedzieliśmy na łóżku, gdzie moje nogi oplatały go w pasie. Pocałował mnie namiętnie, splatając swój język z moim. W międzyczasie sięgnął do bielizny, wciskając za nie swoją dłoń. Po chwili znalazł to miejsce, do której zmierzał i delikatnymi ruchami sprawiał, że drżałam. Objęłam go za szyję, przytulając się i gryząc jego ramię z rozkoszy. Delikatnie odchylił się ode mnie, powracając do moich ust, namiętnie je całując. Schodził coraz niżej, na co ja coraz bardziej odchylałam się do tyłu, udostępniając mu więcej ciała. Po chwili Emmett podniósł mnie i jedną ręką objął mą drobną postać. Znalazłam się w niedźwiedzim uścisku, a ukochany wstał, trzymając mnie za pośladki, abym nie spadła. Po chwili uklęknął koło łóżka i posadził mnie na nim. Długo się nie zastanawiałam, po co to zrobił, bo w tym samym czasie ściągał już moje figi, jako ostatnią część oddzielającą mnie od niego. Palcem przejechał po całym ciele, zaczynając od twarzy i zjeżdżając coraz niżej. Następnie wstał i ściągnął bokserki, eksponując przy tym swoją pobudzoną męskość. Powrócił do mnie, klękając i zakładając prezerwatywę. Wiedziałam, że ten moment musi nadejść, niecierpliwie czekałam na niego, gotowa na jego wejście. W duchu ogromnie cieszyłam się, że żadne obrazy z przeszłości nie zakłóciły tej pięknej chwili.
- Abrir a mi, amado - wydyszał w moich ustach.
Nie musiał mnie prosić, bez najmniejszych oporów zrobiłam to, otwierając się szeroko na niego. Przysunął się, ręką odchylając mnie wystarczająco daleko, zaś ustami pieszcząc moje wargi. Główką drażnił wejście do mej kobiecości, a kiedy wciągnął gwałtownie powietrze, poczułam go w sobie wchodzącego delikatnie, jakby z dystansem. Poczułam lekki ból na początku i zapiszczałam cicho. Emmett przestał napierać, ale nie wyszedł ze mnie, tylko pocałunkami próbował załagodzić ból. Jednak to nie był zwykły ból, to przypominało raczej wspaniały i rozkoszny ból, który byłam w stanie znieść. Zaczęłam pieścić szyję ukochanego, żeby dać mu do zrozumienia, że jestem zniecierpliwiona. Ten z kolei bardzo powoli wchodził we mnie, nadal pieszcząc językiem mój. To było coś, czego nawet nie można opisać. Uświadomiłam sobie rzecz, którą powinnam wiedzieć od dawna. Oto znajduje się przede mną mężczyzna, którego kocham, który jest mi przeznaczony i to właśnie z nim pragnęłam spędzić całe życie, bo bez niego ono jest nic nie warte.
- Amado? Otwórz oczy, chcę, żebyś na mnie patrzyła.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że moje oczy były zamknięte. Otworzyłam powieki i spojrzałam na mężczyznę mojego życia, który odsunął delikatnie głowę, i zaczęłam mu się przyglądać. Przy każdym pchnięciu marszczył delikatnie czoło, a także otwierał lekko usta. Trwaliśmy tak nadal, kiedy poczułam, że coś dzieje się z moim ciałem. Wewnętrzne dreszcze w ciele dawały znak, że jestem bliska osiągnięcia spełnienia.
- Amado, dojdź dla mnie – wyszeptał do ucha Emmett, delikatnie je przygryzając. To wystarczyło, abym straciła resztki kontroli nad swym ciałem.
Mocniej ścisnęłam Emmetta w pasie, przyciskając go do siebie. Zaczęłam wydawać okrzyki rozkoszy za każdym razem, kiedy wchodził we mnie coraz głębiej. Byłam już naprawdę blisko, utrzymując się resztkami sił. Zagryzłam dolną wargę i spojrzałam na Emmetta. Miał zamknięte oczy, głowę podniesioną ku górze. Zrozumiałam, że on, tak samo jak i ja, jest już blisko. Mocno napięłam mięśnie, a kiedy wszedł we mnie po raz kolejny, moje ciało wybuchło, osiągając pełnię rozkoszy, której nigdy nie zapomnę. Krzyknęłam głośniej niż zwykle, opadając na łóżko. Poczułam, jak przechodzą mnie dreszcze, a ciało drży na wspomnienie tego, co się przed chwilą wydarzyło. Emmett doszedł zaraz po mnie, czułam skurcze jego męskości i ciepło, które rozlało się po mym ciele. Zdyszany, opadł na moje piersi, delikatnie pieszcząc je swoim oddechem. Z wyczerpania zabrakło mi tchu, a wszystkie mięśnie odmówiły posłuszeństwa.
- Isabello… te quiero – powiedział cichutko, kiedy moje serce zabiło mocniej dla niego. Dotknęłam dłonią jego włosów i zatopiłam w nich palce, dając mu do zrozumienia, że również bardzo mocno go kocham. Usłyszałam delikatne pochrapywanie z jego strony sygnalizujące, że zasnął. Z uśmiechem na ustach podążyłam jego śladem i oddałam się w objęcia Morfeusza.


Obudziłam się w środku nocy, zdając sobie sprawę, że Emmett znów wyszedł do pracy. Odwróciłam głowę w stronę jego połowy i westchnęłam z żalem. Pogładziłam ręką puste miejsce po ukochanym i przypomniałam o wspaniałym wieczorze, jaki razem spędziliśmy. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie o tych wydarzeniach i przykryłam się bardziej pościelą, ponieważ nagle poczułam się naga, a szkarłat zapewne wypłynął na policzki, gdyż zaczęły mnie piec. Spojrzałam kątem oka na zegar, który wskazywał trzecią rano, i postanowiłam jeszcze raz spróbować usnąć. Gdy tylko zamykałam oczy, przed oczami stawała mi wizja nagiego Emmetta, a uśmiech wypełzał mi na twarz z powodu tego, co podsuwała podświadomość. Około dwudziestu minut później zdecydowałam, że pójdę do kuchni po szklankę wody, ponieważ czułam się bardzo spragniona. Zwlokłam się z łóżka i przeszukałam wzorkiem pokój, aby zlokalizować szlafrok. Za oknem nadal sączyły się światła pobliskiej latarni, choć zbliżając się do okna, żeby chwycić szlafrok znajdujący się na krześle, nie zauważyłam żadnych przechodniów. Wiedziałam, że to spokojna dzielnica, jednak co jakiś czas słyszałam odgłosy muzyki bądź głośne śpiewy nieopodal naszego mieszkania. To wszystko wina baru o wdzięcznej nazwie „Pindongueo” znajdującego się po przeciwnej stronie, do którego często przychodzili różni mężczyźni wraz z młodymi dziewczynami. Emmett nigdy nie zabrał mnie w to miejsce, a wręcz przestrzegał przed nim, z kolei ja nigdy nie naciskałam, ponieważ wiedziałam, że jeśli on uważa coś za złe, to takie jest w rzeczywistości.

Odwróciłam głowę od okna i nałożyłam szlafrok na gołe ciało, po czym ruszyłam w stronę kuchni. Po drodze podłoga lekko zaskrzypiała, na co skrzywiłam się nieznacznie, gdyż w pustym i cichym domu zabrzmiało to prawie jak strzał. To przypomniało mi o mojej reakcji, gdy zobaczyłam po raz pierwszy pistolet Emmetta. Leżeliśmy wtedy w łóżku, ja starałam się czytać książkę, on natomiast rozmawiał z kimś przez telefon. Nigdy nie mówił z kim rozmawia, lecz wiedziałam, że w te interesy nie powinnam się wtrącać. Gdy wyłączył telefon, spojrzał na mnie przepraszająco i wstał, po czym podszedł do swojej nocnej szafki , włożył kluczyk i przekręcił go. Przestałam czytać, ponieważ ukochany nigdy nie otwierał tej szafki przy mnie. Trzymał tam najważniejsze rzeczy związane z pracą, rachunki, zdjęcia, sekretny notes ze wszystkimi danymi i przydatnymi informacjami oraz coś, o czym nie miałam pojęcia. Gdy drzwi od szafki lekko zaskrzypiały, podniosłam głowę i przyglądałam się sceptycznie. Emmett uśmiechnął się delikatnie i wyjął powoli czarny przedmiot. Zmarszczyłam nos, zastanawiając się, co to jest. Dopiero później dotarło do mnie, że ten piękny, czarny przedmiot z lufą i rączką to nic innego, jak pistolet. Oczy rozeszły mi się ze zdziwienia i szoku. Przestraszyłam się i niewiele myśląc, rzuciłam książkę, podrywając się z łóżka z krzykiem. Emmett odwrócił się w moją stronę, przerażony reakcją i bardzo powoli położył broń na szafce.
- Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy. To tylko dla naszego bezpieczeństwa. Powinienem powiedzieć o tym wcześniej – wymamrotał, przeczesując nerwowo włosy, a ja nadal wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem.
Trzymał niebezpieczną rzecz w naszym mieszkaniu, w szafce, obok łóżka?! Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, poczułam, jak łzy próbują wydostać się spod powiek i wypływają na policzki. Nie potrafiłam tego kontrolować. Bałam się człowieka, którego kochałam. Bałam się tego, że coś jeszcze przede mną ukrywa. Bałam się jego drugiej strony, której chyba jeszcze nie poznałam.
- Perdón… - wyszeptał i spróbował się do mnie zbliżyć, ale czym prędzej odsunęłam się, nie spuszczając wzroku z broni. Emmett westchnął przeciągle i usadził mnie na łóżku, a sam wziął tę rzecz do ręki, przyglądając się jej z czcią.
- Co to jest? – zapytałam cichym i wystraszonym głosem, który ledwo przeszedł mi przez gardło. Nadal nie mogłam pojąć, czym ukochany zajmuje się, gdy nie ma go w domu. Niemożliwe jest, aby to coś trzymał tak po prostu. Musiał jej używać… Wzdrygnęłam się na samo wyobrażenie zabijanych ludzi, lejącej się wszędzie krwi i krzyku… przeraźliwego krzyku umierającej osoby…
- To kaliber dwadzieścia dwa, jest z miękkimi pociskami. Wiesz na jakiej zasadzie działa? Pociski robią maleńki otwór wlotowy, ale zostawiają ohydne ziejące dziury – zaczął Emmett. Mówił bardzo swobodnie, jakbym miała być kupcem broni. Zachwalał broń na wszystkie możliwe sposoby, wspominając przy okazji o okropnych rzeczach związanych z pozostałością po pociskach. To przeraziło mnie na tyle, że po prostu siedziałam i słuchałam, będąc w kompletnym szoku.
- Ale… - chciałam się wtrącić, lecz Emmett popadł w amok tłumaczenia i nie dopuszczał mnie zupełnie do głosu.
- To jedna ze starszych broni, ale niezwykle skuteczna. Carlisle załatwił mi jedną, w końcu jestem jego chrześniakiem – odparł dumnie, nawet nie słuchając tego, że miałam mu coś do zakomunikowania. – Zobacz, język spustowy jest twardy, ale trochę przy nim posiedziałem z narzędziami i teraz ściąga się łatwiej. Tutaj – Wskazał na jakąś rzecz, choć i tak nie wiedziałam, co to jest – jest tłumik, wszystko po to, żeby nie było słychać huku wystrzału. Genialne, prawda? – zaśmiał się i potrząsnął głową, jakby opowiedział jakiś dowcip. Nadal trwałam w osłupieniu, lecz postanowiłam skorzystać z chwili ciszy i zapytałam wprost:
- Po co mi to wszystko pokazujesz?
Emmett odwrócił się w moją stronę i położył broń na kolanach, potem objął mnie jednym ramieniem, a ja wtuliłam się w jego tors, rozkoszując się ciepłem i poczuciem bezpieczeństwa, ale nadal nie spuszczałam wzroku z niebezpiecznego narzędzia.
- Pamiętaj, gdzie kładę broń, dobrze? Dam ci klucz, którym będziesz mogła otworzyć tę szafkę. Robię to wszystko po to, żebyś miała czym się bronić, kiedy zajdzie taka potrzeba – stwierdził cichym głosem Emmett i wyciągnął srebrny łańcuszek, na którym zawiesił klucz, następnie przytulił mnie mocniej. Na początku kompletnie nie rozumiałam jego słów, lecz z biegiem czasu stały się one dla mnie aż nazbyt oczywiste.


Moje rozmyślania przerwały wrzaski dochodzące zza okna. Pewnie w tym momencie kobiety i mężczyźni wychodzili z baru, żeby wrócić do swych domostw. Uśmiechnęłam się nieznacznie w ciemnościach i chwyciłam szklankę stojącą na szafce, a następnie podeszłam do zlewu, żeby odkręcić kran i nalać sobie wody. Wtedy moich uszu dobiegł krzyk, ale nie radosny wrzask, jaki słyszałam wcześniej, tylko przerażający krzyk kobiety, która chciała w ten sposób poprosić o pomoc. Przestraszyłam się i wypuściłam szklankę z ręki, która wypadła i rozbiła się o podłogę, zalewając ją. Chciałam wyjrzeć przez okno, ale niczego nie zauważyłam, dlatego też pobiegłam do pokoju w poszukiwaniu ubrań. Jeśli coś się stało, powinnam zawiadomić sąsiadów, może oni pomogą tej kobiecie. Ja niczego nie zrobię, jestem zbyt słabą istotą.
Szybkim ruchem otworzyłam szafę i znalazłam przewiewną sukienkę, którą zwykle zakładałam, gdy chodziłam po domu. Z szuflady obok wyciągnęłam bieliznę i szybko ją na siebie założyłam, zrzucając szlafrok na podłogę. Księżyc oświetlał moją postać, ale kompletnie nie zwracałam na to uwagi. W tym momencie liczyła się tylko pomoc kobiecie. Sukienkę zarzuciłam przez głowę, następnie podeszłam do okna w pokoju i obserwowałam okolicę.
W oddali majaczyły dwie sylwetki postaci, ale nie mogłam dojrzeć, kim ci ludzie są, ponieważ ciągnęli coś w stronę zaułku. Jeden z mężczyzn wydawał się barczysty, drugi podobnie. Nie widziałam ich wcześniej w tym miejscu, więc przywarłam do ściany, bojąc się, że zobaczą, jak ich obserwuję. Postanowiłam spojrzeć na rzecz, którą trzymali w dłoniach i dojrzałam skrawek sukni. Poskładałam wszystkie kawałki w całość. To nie była rzecz, ale kobieta, która wcześniej krzyczała. Z przerażenia upadłam na kolana, wydając przy tym sporo odgłosu. Na szczęście mężczyźni mnie nie usłyszeli, tylko zniknęli w tym czasie w ciemnym zaułku naprzeciwko mojego mieszkania. Poczułam, że ręce zaczęły mi się trząść, a słone krople próbowały wydostać się na zewnątrz oczu. Przymknęłam powieki i cicho załkałam. Nie znałam tej kobiety, ale samo to, że cierpiała, było dla mnie straszne. Przecież sama nie chciałabym przeżyć czegoś takiego. Postanowiłam nie iść do sąsiadów, żeby nie siać paniki w domach, zwłaszcza że niektórzy mieli małe dzieci, które mogły wpaść w histerię i takie samo przerażenie, jak ja. Dźwignęłam się z kolan i otarłam łzy z policzków. Jedyną osobą, której mogłam powiedzieć o tym wydarzeniu, zdawał się Emmett. Podbiegłam do łóżka, żeby poszukać komórki, jednak nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Ręce drżały coraz bardziej, gdy przerzucałam pościel z jednego miejsca na drugie. Dopiero gdy schyliłam się i zajrzałam pod łóżko, znalazłam telefon. Musiał spaść w nocy, a ja, mając za sobą wspaniałą noc, nie zauważyłam tego.
- Cholera – zaklęłam cicho, kiedy spojrzałam na wyświetlacz. Wyłączony.
Z roztargnieniem wciskałam przycisk włączania telefonu i upłynęły minuty, gdy się załączył. Odczekałam kilka sekund, gdyż tyle potrzebowała ta piekielna maszyna, żeby wysłać mi wiadomość, czy w mojej skrzynce pocztowej znajdują się głosowe wiadomości. Telefon zawibrował kilka razy, dając do zrozumienia, że ktoś próbował się do mnie dodzwonić. Zostawiłam na razie tę sprawę i wyszukałam w kontaktach numer Emmetta, po czym wcisnęłam zielony przycisk. Czekając na sygnał, nerwowo tupałam nogą.
- Cześć, tu Emmett - usłyszałam głos w słuchawce i odetchnęłam z ulgą.
- Kochanie, jest problem, bo… - zaczęłam, ale nie było mi dane skończyć, ponieważ po drugiej stronie zabrzmiał śmiech ukochanego. Zmarszczyłam czoło w konsternacji i warknęłam na swoją głupotę.
- Dałeś się nabrać! Jestem teraz poza zasięgiem, więc zostaw dla mnie wiadomość, jeśli to coś pilnego, jeśli nie, po prostu nic nie mów. – Po tym przemówieniu nastąpił długi dźwięk, więc postanowiłam się nagrać. W końcu to była dla mnie bardzo ważna sprawa. Powiedziałam tylko, że coś się stało jednej z kobiet i to na pewno nie był wypadek, bo widziałam dwóch mężczyzn. Kazałam mu również zadzwonić, gdy odsłucha wiadomość, po czym wcisnęłam czerwony przycisk i przycisnęłam telefon do piersi. Czułam, że serce zaczęło długi i męczący bieg, a oddech stał się urywany. Bałam się pozostać w tym mieszkaniu sama. Wtedy też przypomniało mi się, że ktoś zostawił jakieś wiadomości na mojej poczcie, więc jak najszybciej ją włączyłam, aby odsłuchać wiadomość.
- Bello… - Głos Emmetta nieco mnie uspokoił i nawet kąciki mych ust uniosły się w górę, gdy dotarł do mnie ten jego ton. – Pojawiły się pewne komplikacje, których nie przezwyciężę – zadrżałam na te słowa, które nie wróżyły niczego dobrego - nigdy nie chciałem cię o to prosić, ale pamiętasz, jak pokazywałem ci, co się znajduje w szafce? Proszę, trzymaj to przy sobie i uważaj na siebie. Nie chcę, żeby stało ci się coś złego. – Po czym nastąpiła kilkusekundowa przerwa, kiedy ponownie przemówił słowami: –Pamiętaj, kocham cię i…. – nie dokończył, lecz zamiast niego, usłyszałam szelest po drugiej stronie i głos obcego mężczyzny, krzyczący słowa „hijo de puta!”. Nie miałam pojęcia, co dzieje się po drugiej stronie i co to wszystko znaczyło, ale wtedy też nastąpił huk wystrzału tak głośny, że prawie popękały mi bębenki w uszach. Nie wiedziałam co się stało, odsunęłam nieznacznie telefon od siebie, lecz zdążyłam zarejestrować ostatnie słowa, zanim telefon po drugiej stronie się wyłączył.

Uciekaj!

_____
Słowniczek ;]
Abrir a mi, amado – otwórz się dla mnie, kochanie
te qu ero – kocham cię
Pindongueo – (potocznie z hiszpańskiego) impreza, szaleństwo
Pardón – przepraszam
hijo de puta! – skurwysyn!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 128 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń

PostWysłany: Śro 22:03, 13 Sty 2010 Powrót do góry

Bardzo mi się podoba to opowiadanie devil Asiu, od razu widać, którą część opowiadania pisałaś Ty Razz Takie to wszystko dokładne, że mam wrażenie, że czytam wspomnienia z Twojej ostatniej upojnej nocy z narzeczonym Razz W każdym bądź razie, jak czytam imię "Bella", to mi się brzydki odruch załącza. Nie lubię jej. Byłabym wdzięczna, gdybyście ją uśmierciły :D To imię odbiera cały urok :P


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Viv
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 103 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp

PostWysłany: Czw 11:25, 14 Sty 2010 Powrót do góry

To jest naprawdę fajne !
Świetne , szczególowe opisy , wartka akcja , normalnie kryminał sie szykuje.
Chyba nie uśmierciłyście już Emmeta , bo to jest najfajniejsza postać ?
Macie super pomysł na opowiadanie , widać jak szczegółowo dopracowany no i bardzo dobre wykonanie .
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pią 9:55, 15 Sty 2010 Powrót do góry

kilka błędów było - niektóre zdania do przeczytania są fatalne... dziwna konstrukcja i tak dalej...
ale ogólnie... podoba mi się
- bardzo dobre opisy
- ciekawa fabuła
- bardzo ciekawa konstrukcja postaci
- niestandardowa para (więc kolejny plus)
- nie przesadzony opis sytuacji erotycznej (wyważenie jest dla mnie bardzo ważne i chwała wam za to)
- czytelne przeskakiwanie w czasie (znaczy - wiecie o co chodzi)

to na razie tyle z mojej strony... :)

dziękuję :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
veuna
Wilkołak



Dołączył: 23 Kwi 2009
Posty: 106
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 24 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Kołobrzeg

PostWysłany: Sob 16:09, 16 Sty 2010 Powrót do góry

Bardzo fajny klimat ma to opowiadanie, taki jakiś inny od większości zebranych tutaj na forum prac. Podoba mi się również to, że przy jego tworzeniu współpracują dwie osoby. Brawo za subtelną scenę erotyczną - lubię takie :3 Czytałam rozdziawioną buzią :D Co do samej fabuły poczekam jeszcze trochę, aby móc pełniej się wypowiedzieć. Zapomniałam również o świetnych opisach, które akurat do mnie przemawiają. Bardzo dobrze dobrane słowa, nic nie jest przesadzone czy przekoloryzowane jak w niektórych FF'ach.

Jednym słowem na wielki plus i jeszcze jeden duży plus za oryginalny paring (jak żem sobie wyobraziła ciało pana E to aż mi się włoski na ciele najeżyły :D).

Jak zawsze zwełniona, veuna~


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
krwawa_mary
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Paź 2009
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:56, 19 Sty 2010 Powrót do góry

Fajny klimat wprowadziłyście w drugim rozdziale. Aż nie skręca z ciekawości, kto przerwał rozmowę Emmetta i Belli, no i czy ten huk, który było słychać, uśmiercił Emmetta?
Strasznie podobała mi się retrospekcja o pistolecie. Widać, że się na tym znacie (przynajmniej broń jest w taik sposób opisana, że prawie ją "zobaczyłam" w myślach, takie detale są).
Scena erotyczna również bardzo mi się spodobała, dawno czegoś tak subtelnego i jednocześnie erotycznego nie czytałam. Wielkie ukłony w stronę autorek.
Czekam na kolejną część z niecierpliwością, ale lepiej poczekać dłużej, skoro taki świetny twór wam wychodzi, a wiem, że ciężko jest pisać we dwie osoby:)
pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nela23
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 1:24, 12 Lut 2010 Powrót do góry

tak naprawde to jest jedyne opowiadanie na tym forum, ktore mozna zaliczyc do tych "powazniejszych" i szczerze mowiac, to mialam opory przed przeczytaniem. Sam wstep CoCo ze to nie bedzie historia o milosci Belli i Edwarda, tak naprawde mnie zniechecil troche. Ale usiadlam i przeczytalam. I stwierdzam, że to jest FANTASTYCZNE Uwaga
czegos tak dobrego dawno nie czytalam, dlatego specjalnie zarejestrowalam się aby wam to napisac. Macie swietny dułet, nie wiem czy ktos juz gdzies pisal w parze, ale wam to wychodzi naprawde fajnie. Dzieki wam wiem, ze siegne do innych ksiazek, powazniejszych. Ale niestety troche jestem zawiedziona, bo nie widze nowego rozdzialu Confused dlatego prosze szybciuchem wstawiac cos nowego, bo widze ze new life wstawila "Senną jawę" a gdzie "Fuga ex mundo"? dajcie mi cos do czytania, prosze Very Happy
Duzo osb odwiedzilo wasze opowiadanie, wiec duzo mam nadzieje tez czeka na nastepny rozdzial. nie pozwolcie nam czekac za dlugo.
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cylusia
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 18:25, 16 Lut 2010 Powrót do góry

O BOŻE

świetne .... bardzo fajnie napisane .... również bardzo ciekawa fabuła ... opisy również świetne ...
I nie typowa para - z czego się bardzo ciesze. :D
Same plusy:D

Mam tylko nadzieje że nie zabiliście już Emmetta?? :D

Czekam na kolejny fascynujący rozdział

Ave wena!!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cylusia dnia Wto 18:26, 16 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
CoCo
Zły wampir



Dołączył: 14 Sty 2009
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: TomStu's bed.

PostWysłany: Śro 22:25, 17 Lut 2010 Powrót do góry

Słowem wstępu:
Tak, wiem, długo czekaliście, drodzy czytelnicy, na kolejny rozdział, ale to wynikło głównie przez multum egzaminów (w końcu sesja się uaktywniła) oraz popraw, kolokwiów i innych dupereli. Również sajgon w pracy nie pomagał w pisaniu. Dlatego też dopiero teraz oddaję, razem z new life, nowy rozdział. Mam nadzieję, że sprosta Waszym oczekiwaniom.
Nie przeszedł jeszcze przez betę, ale nie sądzę, żeby było wiele rażących błędów (gdy dostanę poprawioną wersję, od razu ją wstawię).
W każdym razie, korzystając z okazji, iż wstawiam rozdział, chciałabym napisać, że pozdrawiam moją new life, która 26 lutego będzie miała urodziny ;] (wybacz, kochana, musiałam ;]).
Pozdrawiam również moją ukochaną Msq, która dostanie ode mnie kopniaka, jeśli... ona dokładnie wie ;] poza tym biję się w pierś, bo ostatnio nie mam czasu na nic, nawet na siedzenie przy kompie, przez co rzadko z nią rozmawiam :( wybacz, Msq :*
Na koniec chciałabym podziękować Lanie6, dzięki której nie zagryzłam się jeszcze z Asią :) ta kobieta jest niesamowita! Co ja będę o niej pisać; każdy, kto ją zna, wie, jaka jest i wiadomym jest, iż drugiej takiej Matki Polki nigdzie nie ma i nie będzie :)

Ach, zapomniałabym. Serdecznie zapraszam do czytania Sennej Jawy, autorstwa new life :)

A teraz do rzeczy. Przedstawiam Wam trzeci rozdział "Fuga ex mundo". Jeśli dobrze pójdzie, to napiszemy outtake, kiedyś, odnośnie Emmetta, ponieważ warto przedstawić całą sytuację z jego strony, zważywszy na to, że Isabella wie tyle, ile powinna, czyli niezbyt wiele.
Proszę o słowa krytyki, ewentualnie pochwały, a jeśli nie wiesz, drogi czytelniku, co napisać -> naciśnij "Pochwal" na dole posta.


Rozdział 3


To nie może być prawda. Ze wszystkich sił pragnęłam, żeby ta wiadomość okazała się jedynie snem lub skutkiem mojej wybujałej wyobraźni. Przecież Emmett jest zbyt silny, aby dać się złapać. To mój mężczyzna, odważny mężczyzna, nie bojący się niczego, poza… właśnie, poza czym? Jego ostatnie słowa brzmiały jak prośba, rozkaz i wyznanie. Zaniepokoił mnie ton głosu ukochanego. Czyżby wiedział, co go czeka i nie wspomniał mi o tym? Tylko dlaczego? Nie chciał obarczać mej osoby stresem, zdenerwowaniem bądź cierpieniem? Sądził, że nie uda mi się żyć normalnie, jeśli poznam prawdę?

Prawda…

Zaśmiałam się do siebie, choć sytuacja nie była ku temu odpowiednia. Nadal trwałam ze słuchawką przy uchu, kompletnie oniemiała. Co chwilę przywoływałam słowa, którymi uraczył mnie Emmett, jak również analizowałam to, co działo się poza zasięgiem mojego słuchu, czyli okropnie zachrypnięty męski głos, krzyczący jakąś zniewagę. O co w tym wszystkim chodzi? Kim jest ten mężczyzna? Zamyśliłam się chwilę, aby móc się nad tym logicznie zastanowić. Przypomniałam sobie, jak Emmett uśmiechał się za każdym razem, gdy próbowałam dowiedzieć się czegokolwiek o jego pracy.
- Wiesz tyle, ile powinnaś wiedzieć - stwierdzał za każdym razem, kiedy tylko próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej na interesujący mnie temat. Ciekawość i chęć obnażenia prawdy przysłoniła ostatnio moją egzystencję. Za każdym razem, gdy Emmett dostawał dziwny telefon, przysłuchiwałam się z zapartym tchem półsłówkom wypowiadanym przez ukochanego. Próbowałam dociec, jakim szyfrem operuje. Wiele razy zadawałam te same pytania, a on zawsze uśmiechał się łobuzersko, przytulał i mamrotał, wdychając zapach mych włosów:
- Im mniej wiesz, tym lepiej - szeptał i składał pocałunki na mej głowie, abym przestała w końcu drążyć niewygodny dla niego temat. Jak zwykle korciło mnie, żeby się z nim pokłócić, lecz z drugiej strony rozumiałam to, iż ma przede mną tajemnice. W końcu jego szef, a zarazem chrzestny, był człowiekiem, przed którym nie dało się nic ukryć. Pamiętałam, jak ukochany kiedyś wspominał, że Carlisle Cullen zlecił pobicie jego najlepszego przyjaciela tylko dlatego, gdyż ten nie wykonał rozkazu, który swoją drogą zdawał się misją niemożliwą. Tak twierdził Emmett, lecz czy Carlisle Cullen naprawdę był bezdusznym mordercą?

Widziałam go niegdyś w restauracji, do której zabrał mnie ukochany. Spędzaliśmy tam naszą małą rocznicę, ciesząc się jak normalna para. Na ten jeden moment zapomniałam o wszystkim dookoła i skupiłam się na pięknym smokingu wraz z białą koszulą i świecącymi się spinkami do mankietu. Znad stołu, przy którym usiedliśmy, uśmiechała się do mnie twarz wyrażająca miłość, oddanie i wierność. Jego wzrok palił moją skórę, podczas gdy intensywność tych ciemnych oczu przekazywała bez słów swe pragnienia i uczucia, które się w nich kłębiły. Wtedy nawet nie zwracałam uwagi na tę piękną restaurację przyozdobioną żywymi kwiatami… Liczył się tylko ukochany. Uśmiechałam się do niego i wysunęłam dłoń w kierunku masywnej ręki Emmetta, aby znów poczuć jego dotyk i elektryczność między nami. Spojrzałam na kartę, czując ciepło okalające palce, i postanowiłam wybrać z niej cokolwiek, ponieważ włoskie nazwy niewiele mi mówiły. Emmett starał się nauczać mnie tego języka, twierdząc, że przyda mi się w życiu, w którym jego zabraknie.
- Zawsze będziemy razem¬ - mawiałam, a w oczach zwykle pojawiały się słone krople, pragnące uciec spod powiek i zaznaczyć drogę na policzku. Ukochany przytulał mnie i głaskał po twarzy, patrząc intensywnie w me oczy.
- Przyszłość nie jest niczym pewnym, tontuela. Wszystko kiedyś się kończy - stwierdzał i uśmiechał się smutno za każdym razem, biorąc mnie za rękę i całując jej wierzch. – Jednak teraz zajmij się wyborem swojego dania, mi Bella.

Pamiętam tę sytuację dokładnie. Wybrałam wtedy danie, którego nazwa kompletnie nic mi nie mówiła, lecz kelner niecierpliwie spoglądał w moją stronę, abym wreszcie coś zamówiła, a on mógł to wykonać. Poczułam się spięta, wiedząc, że ów mężczyzna obserwuje każdy mięsień mojej twarzy, a najbardziej usta, aby móc wchłonąć to, co powiedzą, i przelać na papier, który trzymał w ręce. Pragnął jak najszybciej stąd odejść i zlecić kucharzowi danie do ugotowania.
- Poproszę caprese i gnocchi - powiedziałam jednym tchem, na pewno źle akcentując słowa. Kelner spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, lecz jedynie przytaknął, po czym obrócił się w stronę Emmetta, unosząc brwi w pytającym geście.
- Dla mnie to samo - uśmiechnął się ukochany i pokazał rząd białych, równych zębów. Mężczyzna zanotował coś w swym kajecie i skinął głową, po czym zapytał, czy nie życzymy sobie czegoś do picia, więc Emmett poprosił o najlepsze wino znajdujące się w tej restauracji.
Spoglądałam na niego zdziwiona, a gdy kelner zniknął nam z oczu, nie wytrzymałam i wymamrotałam to, co leżało na sercu:
- Ależ Em, nie stać nas na najdroższe wino. Poza tym nie ma żadnej okazji ku temu, aby je wypić.
Zaczęłam wiercić się nerwowo na krześle, czując się dziwnie. Usłyszałam westchnienie i spojrzałam w ciemne i intensywne oczy przepełnione miłością i spoglądające na mnie z drugiego końca stołu.
- Mi Vida, czy musi być okazja, żebym mógł napić się z tobą najlepszego wina? Proszę, nie psuj tego, po prostu... cieszmy się sobą, bo nigdy nie wiadomo, ile czasu nam zostało - odparł, wyciągając dłoń w kierunku mojego policzka i delikatnie dotykając go kciukiem. Zamruczałam na ten dotyk, nie rejestrując do końca wypowiedzianych słów, lecz z czasem przypomnę sobie te dni, w których nie rozumiałam przesłanek zawartych w wypowiedzi Emmetta.

Odłożyłam na bok słuchawkę telefonu, aby powrócić do rzeczywistości. Potrząsnęłam głową, żeby pozbyć się natrętnych wspomnień i myśli, lecz wróciły ze zdwojoną siłą. Ujrzałam twarz Carlisle'a Cullena, który w owym pięknym dniu, podczas kolacji we włoskiej restauracji, zniszczył cały klimat swoim pojawieniem się. Gdy zaczęłam jeść caprese, ujrzałam w drzwiach ciemne włosy i śniadą cerę, na której wyryte były delikatne zmarszczki i nieduża blizna ciągnąca się od krawędzi ust prawie do prawego ucha. Ten widok zawsze bywał dla mnie przerażający, więc zastygłam z widelcem w powietrzu i zaczęłam panikować. Emmett przykrył swoją dłonią moją i spojrzał na sprawcę mego dziwnego zachowania. Jęknął cicho i zmarszczył brwi, gdy zauważył, że jego ojciec chrzestny kieruje się w naszą stronę.
- Miło cię widzieć, ojcze - przywitał się grzecznie ukochany i wstał, aby uściskać swego znajomego.
- Ciebie również, ahijado. Dawno u mnie nie byłeś, czyżby ta dama była tego przyczyną? - zapytał mimochodem, taksując mnie przy okazji przenikliwymi błękitnymi oczami. Nigdy nie widziałam mężczyzny, który miałby taki świdrujący wzrok, docierający aż do mej duszy. Przełknęłam gulę, która urosła w gardle i odłożyłam widelec. Postanowiłam nie odzywać się, żeby nie narobić problemów Emmettowi. Wiedziałam, że bardzo zależy mu na dobrych stosunkach z ojcem. Kochał go, to pewne, lecz czy jego również ten człowiek przerażał?
- Och, nie, padre. Po prostu mam wiele obowiązków, z którymi ledwo co się wyrabiam - wymamrotał niepewnie i skinął głową, aby Carlisle Cullen przysiadł się do nas, lecz ten pokiwał przecząco.
- Musisz wpaść do mojej rezydencji jeszcze w tym tygodniu. Mamy wiele spraw do omówienia - powiedział uprzejmym głosem, w którym dosłyszałam nutkę zniecierpliwienia i ponaglenia.
Ten człowiek zawsze mnie niepokoił.
- Dobrze, padre. Pojawię się jutro z samego rana - uśmiechnął się Emmett, na co twarz Carlisle'a Cullena również się rozjaśniła. Ujrzałam w niej nie tylko trudy i zmęczenie życiem, lecz również miłość do swego chrześniaka. Mimowolnie kąciki ust uniosły się w górę na obrazek ojca z synem, ponieważ nigdy nie zaznałam miłości rodzicielskiej, a pomimo że pan Cullen nie był prawdziwym ojcem Emmetta, traktował go przyzwoicie, z miłością, której na pewno mu brakowało.
W pewnym momencie wzrok Carlisle'a spoczął na mnie. Jego twarz pojaśniała jeszcze bardziej. Ukłonił się nisko i spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek, mówiąc:
- Miło było cię zobaczyć, bellísima. Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś spotkamy.
Następnie uścisnął dłoń Emmetta i odszedł od stołu, wyciągając rękę do przodu, aby poinformować kelnera, który już do niego zmierzał, by przyjąć zamówienie, iż nie potrzebuje pomocy, ponieważ szykuje się do wyjścia.
Zerknęłam na ukochanego i ujrzałam w jego oczach rozbawienie pomieszane z zaciekawieniem. Mnie samą zainteresowało, dlaczego Carlisle Cullen chce widzieć Emmetta u siebie. Czyżby miał dla niego nowe zlecenie w sprawie pracy? Wiedziałam jednak, że nigdy się tego nie dowiem, ponieważ im mniej wiem, tym lepiej. Powoli zaczynałam przyzwyczajać się do kroczenia w cieniu, gdzie tylko ukochany trzymał mnie za rękę. To poniekąd wystarczało.

***

Carlisle Cullen był dla mnie człowiekiem skomplikowanym, którego nie mogłam do końca rozgryźć. Gdy go poznałam w restauracji, wydawał się chłodny, władczy, jednak z czasem, po kilku wizytach u niego w domu, jak i u nas, polubiłam jego wyniosłość, mądrość i inteligencję, która biła wprost z oczu. Fakt faktem, bałam się go, przerażał mnie i jednocześnie fascynował. Nigdy, w żaden sposób, nie okazał złości wobec mnie bądź zdenerwowania. Zawsze był uprzejmy, miły; traktowałam go prawie jak własnego ojca. Jednak Emmett zawsze powtarzał, abym nie ufała zanadto ludziom, ponieważ mogę stracić na tym w przyszłości. Lecz czy postać chłodnego, acz kochającego, padre mogła zmienić moje nastawienie? Lubił mą osobę, wyrażał się o mnie pieszczotliwie. Poza tym rządził grupą osób i robił to dobrze. Nie wiedziałam do końca, czym się zajmuje, ale to przecież nie najważniejsze. Najbardziej zadziwiało mnie to, iż wiedział, komu zaufać. Mogłam to stwierdzić dzięki rozmowom przy wspólnych kolacjach, które często robiłam w naszym mieszkaniu, a na które rzadko przychodził. Częstszym gościem był zdecydowanie James. Carlisle Cullen, jak już się pojawiał, zwykle bywał bez żony, choć wiedziałam, iż takową posiada. Nigdy nie zdradził nawet jej imienia, a gdy pytałam o nią Emmetta - wzruszał jedynie ramionami i mamrotał coś o nie mieszaniu kobiet do spraw męskich. Po posiłku, kiedy zajmowałam się zmywaniem, często słyszałam szepty dochodzące z pokoju, w którym przebywali mężczyźni. Nie śmiałam podsłuchiwać, o czym rozmawiają, ponieważ, gdyby temat dotyczył mnie, jestem pewna, iż Emmett powiedziałby mi o tym prędzej czy później. Jednak intrygowały mnie znaki i szyfry, którymi się posługiwał Emmett wraz z Jamesem i Carlislem Cullenem. Czyżby kolejne tajemnice, które przede mną ukrywali?

Westchnęłam cicho i zadrżałam, uświadamiając sobie, że to wszystko zniknęło, pozostało jedynie nienamacalnym wspomnieniem. Czekała mnie rzeczywistość, która nie przedstawiała się zbyt pozytywnie, zważywszy na to, iż stałam w naszym mieszkaniu, ubrana jedynie w sukienkę, a na twarzy przewijały się różne emocje: od szoku poprzez strach i mdłości. Czułam się tak, jakby zbierało mi się na wymioty. Przecież usłyszałam strzały, warknęłam na siebie mentalnie, nadal kurczowo trzymając telefon komórkowy w dłoni. To jakiś koszmar, z którego mogę się obudzić, próbowałam sobie w mówić, lecz ile można okłamywać samą siebie?
Usłyszałam trzask spadającej komórki i to otrzeźwiło nieco mój zmęczony umysł. Zamrugałam i rozejrzałam się po pokoju, w którym nadal było ciemno i nieprzyjaźnie. Przeanalizowałam w głowie słowa ukochanego i podbiegłam do szafki, po czym zdjęłam kluczyk z łańcuszka znajdującego się na szyi i spróbowałam włożyć go do zamku, jednak ręka za bardzo mi drżała, abym mogła wykonać tę czynność.
- Otwórz się - wymamrotałam w stronę szafki, nie oczekując żadnej odpowiedzi. Mocowałam się dobrych kilkanaście sekund, dopóki mych uszu nie dobiegło znajome kliknięcie otwieranego zamka. Czym prędzej odrzuciłam klucz i otworzyłam szufladę. Oczy rozeszły się ze zdziwienia, gdy uświadomiłam sobie, że Emmett przykazał mi, abym zabrała… broń. Jego ukochany pistolet, który leżał sobie bezpiecznie w tym miejscu. Drżącą ręką pochwyciłam go i czym prędzej odłożyłam na łóżko. Chciałam zobaczyć, co jest pod nim, wreszcie dowiedzieć się, co przez cały ten czas Emmett przede mną ukrywał. Zmarszczyłam czoło, patrząc na brązowy przedmiot znajdujący się w szafce. Wyglądał jak najzwyklejszy notes z telefonami. Może znajdowały się tam adresy i dane wszystkich osób, z którymi Emmett pracował? Zagryzłam dolną wargę w geście zdenerwowania. Ręce nadal mi się trzęsły po niemiłym telefonie. Szybko spojrzałam na broń, która nadal spoczywała na pościeli, i powróciłam wzrokiem do notesu. Powinnam zobaczyć, co jest w środku? Zdecydowałam, że ciekawość jest silniejsza, więc pochwyciłam go w dłonie i dotknęłam fasady. Poczułam delikatną skórę. Notatnik musiał być bardzo drogi. Długo zastanawiałam się, czy przeczytanie tego, co jest w środku, zmieni mój pogląd widzenia na Emmetta. Przestraszyłam się, że tak się może stać, ale czy nie kochałam go bez względu na wszystko? Bez względu na to, kim był, lub kim się stał jakiś czas temu? Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam notes na pierwszej stronie. Zmarszczyłam czoło w konsternacji, zastanawiając się nad pierwszą stroną, jaką widziałam przed sobą.

"Kiedy zdążasz do pana granicy,
Musisz przekroczyć tę linię."

        Kris Kristofferson, Borde Lord


Oniemiała patrzyłam na kartkę, nie wiedząc, co o tym sądzić. Emmett nie przejawiał nigdy chęci zagłębiania się w jakiekolwiek lektury, więc dlaczego akurat wybrał ten cytat? Dlaczego w ogóle cytat?! Jęknęłam cicho, nienawidząc gry, jaką ze mną prowadził. Chciał coś przekazać, używając szyfru. Zastanowiłam się, czy to nie jest przeznaczone bardziej dla jego ojca chrzestnego bądź najlepszego przyjaciela, lecz z drugiej strony – przecież ukochany zadzwonił do mnie i wyraźnie powiedział, żebym zajrzała do szafki. Na pewno chciał, bym znalazła ten dziwny zeszyt.
Przekręciłam kartkę, aby spojrzeć, co znajduje się dalej. Moim oczom ukazała się biała kartka złożona na pół. Wzięłam ją w dłoń, widząc, że w środku coś zostało zapisane. Odłożyłam notes, a zajęłam się ową kartką.

Isabello,
Jeśli to czytasz, prawdopodobnie nie żyję. Nie chciałem Cię mieszać w sprawy, które mogłyby zaszkodzić Twojej egzystencji, dlatego musiałem trzymać Cię trochę na dystans. Bardzo żałuję, że spędziłem z Tobą tak niewiele czasu. Pokochałem Cię od pierwszego wejrzenia, co mój ojciec chrzestny nazywa szczenięcą miłością. Jesteś jedyną kobiet, której zaufałem na tyle, na ile mogłem. I pozostaniesz jedyną. Proszę Cię, żebyś żyła pełnią życia; zostawiłem Ci trochę pieniędzy, które powinny wystarczyć przynajmniej na jakiś czas, numer konta znajdziesz na odwrocie.
Proszę Cię o jedno, pod żadnym pozorem nie czytaj tego notesu. Jest tu wiele informacji, które mogą być dla Ciebie niebezpieczne, dlatego też zanieś pamiętnik mojemu ojcu chrzestnemu. On będzie wiedział, co z nim zrobić.
Pamiętaj, że zawsze będę Cię kochał,
Twój na zawsze,
Emmett


Przysiadłam na łóżku, nie mając sił, aby utrzymać się na nogach. Usłyszałam ciche łkanie, a następnie poczułam słone krople na policzkach. Dopiero później zauważyłam, że próbowały się wydostać spod moich powiek. Płakałam. Na list spadło kilka łez, rozmywając atrament. Nie wiedziałam, co zrobić, jak się zachować. Poczułam się rozbita od wewnątrz, jakby ktoś dźgnął mnie sztyletem i zostawił na powolne umieranie. Nie tego się spodziewałam, nie pożegnalnego listu!

Jeśli to czytasz, prawdopodobnie nie żyję.

Powtarzałam te słowa jak mantrę, nie mogąc uwierzyć w ich znaczenie. Emmett wiedział, że zginie. Wiedział to od samego początku naszej znajomości i nic nie powiedział, żebym nie zamartwiała się tym. Odrzuciłam kartkę na bok i zakryłam twarz dłońmi. To było dla mnie zbyt wiele. Powoli staczałam się w czarną otchłań, z której nie widać wyjścia. Łkałam jakiś czas. Nie potrafiłam dojść do siebie po tym pisemnym wyznaniu. Dlaczego to spotkało akurat mnie? Dlaczego to wszystko spadło tak nagle, akurat wtedy, gdy zaczęło się układać? Czy słońce zawsze zostanie przesłonięte przez ciemne chmury? Zacisnęłam mocno powieki, aby przestać płakać. Nie mogłam pokazać, iż jestem słaba. Nie tu i nie teraz. Odsunęłam dłonie od twarzy i zacisnęłam je w pięści. Nie poddam się, pomyślałam. Wstałam niepewnie z łóżka, po czym podeszłam do szafy i wyjęłam z niej małą szmacianą torbę, którą dostałam od Emmetta. Łzy ponownie napłynęły do oczu, jednak powstrzymałam je i zwalczyłam. Ukochany na pewno nie chciałby, żebym zatraciła się w swym smutku. A przynajmniej nie teraz…
Torebka była niewielka, ciemnozielona z przepaską na ramię. Kilka dni temu Emmett przyczepił do niej kolorowego motyla, twierdząc, iż pasuje on idealnie do mej osoby. Uważał, że jego skrzydła są jak moja uroda, że rozkwitam. Westchnęłam cicho, wrzucając notes do torby, jednak postanowiłam go wyjąć, po czym przekartkowałam. Zmarszczyłam czoło w konsternacji, nie wiedząc, po co Emmett zapisywał wszystkie dane swych klientów. Zajęłam się czytaniem. Przebiegałam wzrokiem linijka po linijce, aby nie pominąć żadnego słowa wypisanego przez rękę ukochanego. Zatraciłam się w tym i ocuciło mnie dopiero skrzypnięcie drzwi. Zamarłam w jednej chwili. Odrzuciłam notes, upychając go w torbie. Nie wiedziałam, kto wszedł do domu, jednakże na pewno to nie mój ukochany, gdyż już od progu witał mnie słowami: "wróciłem, mi vida!". Przełknęłam głośno ślinę, szukając po omacku pistoletu, którego naprawdę nie chciałam użyć. Niechcący strąciłam go ręką tak, iż upadł na podłogę. W przypływie strachu rzuciłam torbę na niego, czując się bezbronną. Czekałam na cios ostateczny, zakończenie mojego żywota. Zaczęły mi się trząść ręce, nie mogłam nad tym zapanować. Zimny pot oblewał mi plecy, a sukienka przykleiła się do ciała.
Masywne i ciężkie kroki odbijały się echem po parkiecie, dając do zrozumienia, gdzie znajdują się osoby, które przybyły do mieszkania. Postanowiłam coś zrobić. Schyliłam się, aby wymacać palcami pistolet i pochwyciłam go w dłonie, pamiętając, jak należy go trzymać. Odbezpieczyłam, przez co broń wydała ciche kliknięcie, a kroki ucichły. Słyszałam jedynie swój nierówny oddech i łomot serca w piersi. Pragnęłam wyciszyć się całkowicie, udawać, że zniknęłam, jednak to widocznie nie było mi dane. Przełknęłam głośno ślinę i podniosłam ręce do góry, utrzymując broń przed twarzą w taki sposób, w jaki uczył mnie niegdyś Emmett.

***

- Nie, nie tak! - jęknął Emmett, poprawiając moje dłonie, aby prawidłowo ustawić palce.
Dziwiłam się, że nadal miał tak wiele cierpliwości dla mej osoby. Uśmiechnęłam się niewinnie, wiedząc, że to powstrzyma jego gniew. Za każdym razem, gdy próbował nauczyć mnie strzelać, okazywałam się opornym uczniem. Tak naprawdę zupełnie nie interesowało mnie opróżnianie magazynku i trafianie w określony punkt, jednak nie chciałam sprawiać Emmettowi zawodu, dlatego też próbowałam zrozumieć czynność, którą tak uwielbiał.
- Jesteś oporną uczennicą, ale dopnę swego i będziesz potrafiła obchodzić się tym maleństwem prawie tak dobrze, jak ja - powiedział z nonszalancją w głosie, na co jedynie westchnęłam i przewróciłam oczami, wiedząc, że będzie zupełnie inaczej. Nie zostałam stworzona do obsługi tego diabelskiego urządzenia.
- Pamiętaj - zaczął ukochany - pistolet trzeba trzymać przed sobą, o tak.
Wykonał jakiś gest rękami i ustawił moje ręce. Czułam się idiotycznie, więc zagryzłam wargę, żeby powstrzymać jęk frustracji.
- Następnie chwytasz go ten sposób i naciskasz delikatnie spust, sprawdzając wcześniej, czy dobrze celujesz. Pamiętasz, tak jak ostatnio - odparł zadowolony z siebie. Tak, to już kolejna lekcja używania pistoletu. Jeśli Emmett zrobi mi z tego egzamin, niechybnie go obleję. Ukochany odsunął się na bok, zachęcając mnie, abym strzeliła w puszkę ustawioną parę metrów od nas. Zmrużyłam oczy, żeby mieć lepszy widok i delikatnie nacisnęłam spust pistoletu. Mych uszu dobiegł ogromny huk, przez co odskoczyłam do tyłu, a broń wypadła z rąk, uderzając miękko w trawę. Zdezorientowana mrugnęłam kilka razy. Kątem oka widziałam, jak Emmett podszedł do mnie, chcąc przytulić. Poddałam się temu zabiegowi, czując błogie ciepło i bezpieczeństwo ukochanego. Poczułam dłoń na włosach, a następnie głos, któremu zawsze ufałam:
- Nie jest źle, ale trzeba trochę poćwiczyć - stwierdził Emmett, wskazując na puste miejsce, na którym wcześniej stała puszka.

***

Ciche szmery, skrzypnięcie podłogi… To wszystko dało mi do zrozumienia, że nie mam szans na ucieczkę, że pozostała jedynie walka, którą przegram bądź wygram. Czekałam, próbując opanować drżenie ciała. Po kilku minutach, które wydawały się wiecznością, zauważyłam kontur sylwetki, zbliżający się do mego pokoju. Za nim dostrzegłam kolejny, szacując, że przyjdzie mi zmierzyć się z dwoma napastnikami. Jęknęłam w duchu, nie wierząc w swoje możliwości. W końcu mieli przewagę liczebną.
- Nikogo tu nie ma - stwierdził jeden z głosów. Miał nieprzyjemny ton, chropowaty bas, który przeszywał mnie na wylot.
- Trzeba wszystko dokładnie sprawdzić. Masca nam nie wybaczy, jeśli coś przeoczymy - odparł drugi głos, nieco bardziej sympatyczny, a przynajmniej taki się wydawał.
Poczułam, jak mięśnie nóg odmawiają posłuszeństwa, lecz trwałam nadal w swej pozie, gotowa strzelić w każdym możliwym momencie.
- Tu ktoś jest! - usłyszałam niemrawy krzyk, a ktoś zapalił jedną z lampek. Jaskrawe światło na chwilę mnie zamroczyło, ukazując sylwetki napastników. Jeden z nich wyglądał na grubszego mężczyznę, około trzydziestki, natomiast drugi był szczupły i miał grymas na twarzy, który zapewne sugerował, że nie podoba mu się cała ta akcja. Znów zamrugałam powiekami, żeby lepiej je przystosować do otoczenia. Chwila zawahania wystarczyła, żeby mężczyźni zareagowali. Jeden z nich, grubszy, rzucił się w mą stronę, wyciągając ręce, aby pochwycić moje ciało. Odsunęłam się szybko, przez co złapał jedynie pościel na łóżku. Drugi z kolei stał z wysuniętą lufą pistoletu w moją stronę, jednak widziałam, że nie chce jej użyć.
Mężczyzna z chropowatym głosem, przeszywającym mi ciarki, ponownie spróbował rzucić się na mnie i tym razem nie zareagowałam dostatecznie szybko. Poczułam uderzenie, następnie upadłam na podłogę, zostając przygwożdżoną przez ciężkie ciało.
- Zejdź ze mnie - warknęłam, próbując się szamotać. Strach opuścił mnie zupełnie, pozostała jedynie złość i frustracja po stracie ukochanego i to ona dodawała sił. Od mężczyzny było czuć pot, metaliczny zapach krwi oraz nieświeży oddech, który dusił mnie w płucach.
- Zamknij się, putorra! Gdybym wiedział, że jesteś tak ponętna, to nie zabijałbym cię od razu - wycharczał nieznajomy i spróbował wyrwać mi broń, jednak byłam szybsza. Przystawiłam lufę do skroni i uśmiechnęłam się do mężczyzny, któremu zrzedła mina. Próbował odpiąć swoją kaburę, która znajdowała się przy pasku, lecz nie zdążył. Nacisnęłam spust pistoletu, zamykając powieki. Krew rozbryzgała się na boki, również na moją twarz. Metaliczny zapach zdawał się być obecny wszędzie. Ciężar ciała zwiększył się, gdy mężczyzna opadł bezwiednie na mnie. Jęknęłam i odsunęłam ciało na bok, wiedząc, że nie mogę pozwolić panice opanować mego umysłu. Jesteś morderczynią! , słyszałam w głowie uporczywy cienki głosik, który nie dawał spokoju.
- Daj mi spokój! - krzyknęłam, chcąc zagłuszyć ten okropny pisk w głowie. Potrząsnęłam głową i podniosłam się z podłogi, po czym rozejrzałam się bacznie po pokoju. Wszystko to trwało ułamki sekund. Drugi mężczyzna stał z lufą wyciągniętą w moją stronę i z twarzą nie wyrażającą żadnych emocji. Widziałam, jak jego kciuk przesuwa się w stronę spustu, więc niewiele myśląc, wyciągnęłam w jego stronę rękę i pierwsza nacisnęłam. Kolejny huk rozniósł się po mieszkaniu i zauważyłam, jak z prawej nogi napastnika sączy się krew. Ten spojrzał na mnie, rozszerzając źrenice, więc strzeliłam po raz drugi, celując tym razem w serce. Chyba trafiłam, ponieważ ciało osunęło się po ścianie, zostawiając mokrą, czerwoną plamę, jednak mężczyzna zdążył wypowiedzieć ostatnie słowa, które brzmiały:
- Que te den morcilla!

Załkałam głośno, wypuszczając broń z dłoni. Nie mogłam uwierzyć w to, co zrobiłam. Właśnie zabiłam dwóch mężczyzn, przed którymi ostrzegł mnie Emmett. Czy jego też zabili, zamordowali moją radość i chęć do życia? Iskierkę, dzięki której odkryłam, iż należy mi się więcej od życia niż tylko sierociniec? Nabrałam powietrza i wypuściłam je szybko. Powinnam się uspokoić i coś zrobić. Najlepiej zniknąć z tego miejsca i udawać, że nic się nie stało, jednak na pewno po nich przyjdą kolejni, będę uciekać całe życie.
Podeszłam w stronę kuchni i zlewu, żeby obmyć twarz z krwi i zmyć całą winę oraz swój smutek. Poprawiłam sukienkę, która nosiła czerwone ślady, lecz to nie było teraz najważniejsze. Pobiegłam do pokoju, w którym nadal znajdowały się dwa trupy, ale ominęłam je, zupełnie na nie nie patrząc. Chwyciłam torbę, włożyłam notes, kartkę, portfel, odnalazłam ulubione zdjęcie moje i Emmetta, następnie złożyłam je na pół i również wrzuciłam do torby. Chwyciłam jakąś sukienkę i upchałam ją. Zarzuciłam torbę na ramię i wzięłam do ręki pistolet. Obejrzałam go z każdej strony, rozumiejąc teraz, dlaczego Emmett tak bardzo na nim polegał. Ocalił mi życie.
Szybkim ruchem schowałam go pod gumkę od pończochy, wiedząc, że dzięki temu szybko go wyciągnę w razie potrzeby. Przeszukałam wzrokiem pokój i odnalazłam ostatni przedmiot, na którym mi zależało. Odblokowałam klawiaturę i wybrałam jedyny numer, który przyszedł mi do głowy. Po trzech sygnałach usłyszałam pełen napięcia głos:
- Halo?
Milczałam chwilę, po czym wzięłam duży haust powietrza i wyszeptałam najspokojniej, jak tylko potrafiłam:
- Muszę się z tobą spotkać.
Cisza, jaka zapanowała, stała się nie do zniesienia. Jedyne, co mogłam usłyszeć, to własny drżący oddech. Wiedziałam, że tylko ten mężczyzna może mi pomóc, skoro Emmett powierzyłby mu swoje życie. Nic nie mówiąc, czekałam na jego decyzję, która zadecyduje o dalszym losie.
- Przyjdź do mnie, wiesz, gdzie mieszkam? - stanowczy i mocny głos po drugiej stronie słuchawki zadał pytanie.
- Tak - wyszeptałam, oddychając głęboko. Może nie wszystko stracone.
Wcisnęłam czerwony przycisk i rzuciłam telefon na podłogę, następnie zdeptałam go, niszcząc piękną obudowę. Skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych, wiedząc, że już nic będzie takie samo, że ja nie będę taka sama. Jedna krótka chwila zmieniła moje sielankowe życie w koszmar.


______________
Słowniczek
Tontuela – głupiutka
Bella – piękna
Mi vida – kochanie moje
Ahijado – syn chrzestny
Padre – ojciec
Bellísima – ładna, piękna
Masca – szef gangu
Putorra – dz***a
Que te den morcilla – pieprz się, odwal się itp.


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez CoCo dnia Czw 8:35, 18 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
nela23
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 8:20, 18 Lut 2010 Powrót do góry

no w koncu! ile mozna czekac? widze ze małe ponaglanie tu i tam cos pomoglo, bardzo dobrze.
a teraz do rzeczy: całość rozdziału świetna. Nie wiem która z wam opisywała całą zbrodnię i posługiwanie się bronią, ale zastanawiam się, czy czasem jedna z was tego nie umie? wiecie, poslugiwac się bronią. bo tak napisalyscie realnie, ze az ciary przechodzą po plecach. idealny moment zeby bylo wiecej opisow a malo dialogow, chwala wam za to. Ciekawa postać "ojca chrzestnego" wiec czekam na dalsze z nim wątki, mam nadzieje ze to nie bedzie taka zwykla postac. nie zawiodlyscie mnie, z czego bardzo się ciesze. Piszcie dalej, bo razem tworzycie super duet.
a teraz wracam do pracy
nela23
ps: dziekuje wam, to nie zwykły romans tylko cos się w końcu dzieje Razz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez nela23 dnia Czw 8:35, 18 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
krwawa_mary
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Paź 2009
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 14:52, 11 Mar 2010 Powrót do góry

miałam trochę dużą przerwę z forum :D ale powracam pełna sił :) ale do rzeczy, zaskoczyłyście mnie. nie sądziłam, że Bella może być zdolna, żeby kogoś ukatrupić, a tu proszę :D cieszę się, że ci kolesie nie chcieli jej zgwałcić, a raczej, że tego nie dokonali.
Zastanawiam się, czy wy czasem nie macie do czynienia z bronią, bo wszystko zostało tak dokładnie opisane jakbyście się tym zajmowały na co dzień :D
podoba mi się postać ojca chrzestnego Emmetta, ciekawa jestem, czy będzie tak jak wszędzie grzecznym, pomagającym ojcem/wujkiem/rodziną, czy zaskoczycie.
piszcie dalej, bo miło się czyta:)
z niecierpliwością czekam na dalszy rozdział. ciekawa jestem, do kogo pójdzie Bella (Carlisle?)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
new life
Zły wampir



Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Wto 23:03, 29 Cze 2010 Powrót do góry

Witamy ponownie Very Happy Na wstępie chciałyśmy przeprosić za naszą długą nieobecność na forum, lecz niestety, sesja=depresja, w tym roku była i nadal będzie bardzo ciężka. Chciałyśmy przedstawić Wam kolejny rozdział, który baaaardzo długo czasu czekał na publikację, a przyznam się bez bicia, że nie miałam czasu go nawet przeczytać. Ale to już minęło, mamy wakacje (przynajmniej do września!), dlatego zapraszamy do czytania 4 rozdziału Fugi.

beta: CoCo i .... new life Very Happy


Nie zdołałam nawet zarejestrować, jak znalazłam się na zewnątrz budynku. W głowie kołatały się ciągłe myśli, iż jestem morderczynią, co nie pomagało w koncentracji, aby dotrzeć do celu, który sobie obrałam, zanim ogarnęła mnie panika. W pewnym momencie poczułam chłodny wiatr omiatający twarz. Włosy powiewały w różne strony, łaskocząc czasami policzki. Wzdrygnęłam się i spojrzałam na ręce, na których zauważyłam gęsią skórkę, jednak nie przejęłam się tym. Coś w umyśle blokowało odczuwanie bodźców z zewnątrz. Piękne fasady i kamienice przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Nawet wystawione kwiaty w oknach, jak również przepiękne kamionki obok domów nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Zdawały się być martwe i smutne, jakby wraz ze mną przeżywały rozterki i tragedie. Nie wywoływały uśmiechu, lecz skłaniały do refleksji nad sensem egzystencji ludzkiej. Czy wszystko przemija, jest tak ulotne? Zastanowiłam się nad tym pytaniem i zdałam sobie z przerażeniem sprawę, iż nic nie trwa wiecznie, a przynajmniej nic szczęśliwego, dzięki czemu naprawdę chce się żyć. Na świecie jest więcej cierpienia i bólu, a wszelkie zapewnienia zakochanych w sobie ludzi są ulotne jak pory roku. Zmieniają się.

Przestałam kontemplować na tak idiotyczne tematy, które ani trochę nie pomagały w sytuacji, w której aktualnie się znajdowałam. Po prostu brnęłam dalej w nieznane uliczki, nie zważając, czy podążam w dobrą stronę. Wyłączyłam umysł na wszelkie wspomnienia, wydarzenia minionej nocy, jednak nadal zachowywałam się czujnie, wiedząc, że nie jestem jeszcze w bezpiecznym miejscu. Jednak czy na tym skrawku Ziemi istnieje jakieś schronienie dla zabójcy?

Uliczki miasteczka nagle stały się zbyt ciasne, abym dobrze się w nich czuła, zaczęły się niebezpiecznie zwężać, dusząc moje ciało i duszę.
Może to kara za to, co zrobiłam?
Nie wiedziałam, co o tym sądzić. Chciałam po prostu wtopić się w jedną ze ścian i już nigdy nie musieć stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością, która mnie przerażała. Wtedy też sens myśli towarzyszących mi od wyjścia z domu dotarł wreszcie i uświadomiłam sobie, że… nigdzie nie byłam bezpieczna. Po twarzy nadal ciekły słone łzy, choć część zdążyła już zaschnąć, tworząc skorupy wokół oczu oraz zaczerwienionych policzków. Zwiewna sukienka przylegała ciasno do spoconego ciała, jakby się obawiała, iż również ją czeka zły los, że gdy przestanie dotykać mojej talii – zniknie. Szmaciana torba z całym dobytkiem, na którym składało się jedynie kilka rzeczy, ciążyła na ramieniu, a w niej między innymi pieniądze, przeklęty notes Emmetta oraz pistolet…

Zatrzymałam się raptownie, uświadamiając sobie, że jeśli stróże prawa znajdą przy mnie broń – skończę w więzieniu, a dokładnie wiedziałam, że zasługuję na więcej, na życie w Krainie Szczęśliwości, z czego zawsze śmiał się Emmett. Według niego takie miejsce nie istniało, a ja wyczytałam o nim w jednej z legend, gdy byłam mała, i zawsze uważałam, że świat kiedyś stanie się lepszy. Podobne zdanie miała również Jessica, dziewczyna, z którą dzieliłam pokój w sierocińcu. Razem z nią planowałam poprawę sytuacji sierot, pragnęłam znaleźć dla każdego dom, a przynajmniej schronienie i własny kąt. Jednak ta wizja runęła wraz z dzisiejszą nocą. Żałowałam, że Emmett uratował mnie od biedy, ponieważ gdyby nie on, żyłabym spokojnie i nie musiałabym zabić drugiego człowieka. Z drugiej jednak strony nigdy nikomu bym nie zaufała całkowicie, nie zaznała tak wspaniałego uczucia, jakim jest wzajemna miłość. Istniała również druga strona medalu, ponieważ za miłością idzie także ból, nienawiść i cierpienie z powodu zdrady. Czułam się zdradzona i rozdarta, gdy przeczytałam notes Emmetta. Nie zdawałam sobie sprawy, że był tym, kim był… Zawsze uważałam, iż tajemniczość wynika z jego dzieciństwa, o którym również niewiele wspominał. Oszukał mnie. Potrząsnęłam głową i wyparłam negatywne myśli z głowy, które ciążyły mi, odkąd opuściłam mieszkanie.

Zamrugałam i rozejrzałam się wokół, zauważając znajomą uliczkę i ogromny „rynek”, jak to nazywa każde dziecko z sierocińca, choć składała się na niego jedynie szeroka uliczka, która zwężała się dopiero w dalszych miejscach. Obok widniał ponury i obdrapany mur z jakimiś napisami, których do tej pory nie rozumiałam. To tyły sierocińca, pomyślałam, dziwiąc się, w jaki sposób dotarłam aż tutaj, skoro zmierzałam w zupełnie innym kierunku. Widocznie stopy powiodły mnie w jedyne miejsce, w którym do niedawna byłam bezpieczna, choć uważałam, że to za duże słowo. Po prostu żyłam dobrze, pomijając pewne fragmenty w historii mej egzystencji. Gdy podeszłam do muru wszystko odżyło, zwłaszcza złe wspomnienia. Przez umysł przelatywały sceny, o których chciałabym zapomnieć, lecz nie potrafiłam. Atakowały z każdej strony. Na początku zobaczyłam matkę, która jak zwykle była pijana i mawiała, że mnie nienawidzi, bo mężczyzna, będący moim ojcem, zostawił ją w tym przeklętym kraju, a miał zabrać na Sycylię. Jej twarz wyrażała gniew, ciemne cienie pod oczami i zmarszczki dodawały jej lat, a prawie siwe włosy z prześwitami starego koloru – czekoladowego – sprawiały, iż wyglądała na bardziej zadziorną niż była w rzeczywistości. Nigdy specjalnie jej nie kochałam, nie traktowałam jak matki, ponieważ zostawiła mnie w sierocińcu i ani razu nie odwiedziła. Ojca nigdy nie poznałam, lecz sądzę, że mógł to być mężczyzna, który zapłacił jej sowicie za seks. Po tylu latach potrafię się przyznać do tego, iż moja matka sprzedawała ciało, aby zawsze mieć pieniądze na alkohol, od którego zdawała się uzależniona. Wiele razy pragnęłam, aby raz na zawsze pochłonęły ją fale oceanu, lecz z drugiej strony tkwiło we mnie coś, co posiadało resztki czegoś nazywanego miłością do rodzicieli. Długo nie zatrzymywałam się na tym obrazie, nie chcąc ponownej fali łez. Wtedy też obraz zmienił się w zupełnie inną sytuację. Ujrzałam napastników próbujących gwałtu na moim jeszcze dziewczęcym ciele. Ich źrenice wpatrzone w ciało, z tryumfem na pooranej zmarszczkami twarzy, z kolei masywne dłonie zaciskające się na moich przegubach sprawiały niewyobrażalny ból... Zapamiętałam dokładnie każdego z nich, mając nadzieję, że również ich w przyszłości pochłoną fale oceanu. Nie skupiłam się jednak całkowicie na tym wydarzeniu, ponieważ obraz rozmył się od razu, podczas gdy próbowałam zastąpić go czymś przyjemnym. Nie miałam siły walczyć z omamami. Osunęłam się na głazy, które tworzyły chodnik, i gorzko zapłakałam. Nie przejmowałam się drobnymi kamieniami wbijającymi się w kolana. To nie to jest najważniejsze. Chwyciłam twarz w rozdygotane dłonie i łkałam tak dobrych kilka chwil, nie kontrolując się zupełnie. Wszystko zdawało się mnie przewyższać a ja byłam jedynie drobnym insektem, który zniszczył świętość. Zawsze uważałam, że ludzka egzystencja jest czymś świętym i niepowtarzalnym. Jedyne, w co nie wierzyłam, to reinkarnacja, gdyż tak naprawdę nie ma drugiego życia i jeśli tego nie wykorzystam dobrze – przepadnie.

Pragnęłam jak najlepiej wykorzystać dany mi czas i postanowiłam nigdy więcej nie pozwolić sobie na powrót do przeszłości. Pomimo iż wiedziałam, że to jedynie myśli, nie mogłam zrozumieć, dlaczego ciągle objawiały mi się w momentach niedyspozycji umysłowej. Czyżbym była po prostu słaba? Skoro płynie we mnie trochę sycylijskiej krwi, nie powinnam przypadkiem zachowywać się jak drapieżnik, który nie dopuszcza do siebie słabości? Czułam, że tak nie jest, że różnię się od rdzennych Sycylijczyków jak i Meksykanów, choć w tym ostatnim kraju się wychowałam. Czy gdziekolwiek znajdę miejsce na tym okropnym świecie? Oczekuję jedynie spokoju i normalności, a namiastkę tego dostałam jedynie przy Emmecie, który został zamordowany.

- Och nie… - jęknęłam, łapiąc się za włosy i pochylając się do przodu. Kręciłam przy tym głową w prawo i w lewo, nie mogąc pojąć, jak mogłam nie zdawać sobie sprawy z tego, że nadal grozi mi śmiertelne niebezpieczeństwo, a ten, kto wysłał dwóch osiłków, aby mnie zabić, nie poprzestanie i nadal będzie szukał mej osoby.

To dodało sił, dzięki czemu podźwignęłam się z kolan i z determinacją spojrzałam na swą torbę, a następnie na budynek, który piętrzył się naprzeciwko. Nie chciałam podzielić losu ukochanego, choć jednocześnie pragnęłam znaleźć się z nim w miejscu, do którego się udał. Jednak wola walki okazała się silniejsza od strachu i już wiedziałam, że od teraz będę robić rzeczy, na które nie mam najmniejszej ochoty.

Ogarnęłam wzrokiem wysokość muru i obliczyłam, iż jestem w stanie przez niego przejść. Doszłam do wniosku, że bezpieczniejszym miejscem na ukrycie broni i notesu jest sierociniec, a nie dom najlepszego przyjaciela Emmetta. Nie byłam pewna, czy teraz mogę zaufać komukolwiek, jednak wiedziałam, że powinnam nadal zachowywać się tak jak wcześniej. Ciepła, serdeczna, trochę wystraszona Isabella Swan to idealne wcielenie dla zdeterminowanej, zranionej i rosnącej w siłę kobiety.

Wdrapałam się po starych cegłach, raniąc sobie palce i obcierając kolana, jednak nie dałam za wygraną i brnęłam dalej, świadoma celu przed sobą. Zależało mi przede wszystkim na tym, aby dopiąć swego. Nie zważałam na szorstkość zaprawy murarskiej, nie odczuwałam bólu, choć ręce krwawiły, naznaczając delikatnie mur czerwonymi smugami. Będę z tym miejscem związana na zawsze, pomyślałam, spoglądając na niewielkie, czerwone ślady. Gdy poczułam trawę pod stopami, która delikatnie łaskotała w kostki, nieomal się uśmiechnęłam. To przywodziło na myśl szczęśliwe chwile, zapach lata, spokój ducha i beztroska, której tak brakowało. W jednej chwili z delikatnej i nieśmiałej dziewczyny musiałam stać się bezwzględną i nieczułą, aby przeżyć. Doszłam do wniosku, że zachowuję się jak dzikie zwierze, które, jeśli chce przeżyć, musi eliminować innych. Brzydziłam się tego, kim się stałam.

Rozejrzałam się wokół, podziwiając fasadę zniszczonego budynku i przywołałam na twarzy uśmiech. Przypomniała mi się współlokatorka z pokoju, Jessica. Jej zazdrość, kiedy dowiedziała się, że mogę opuścić to miejsce. Mam nadzieję, że nigdy się nie dowie, jaki świat jest niesprawiedliwy.

Na policzkach odczuwałam zastygłe wcześniej łzy, lecz nie zamierzałam znów płakać. Wygładziłam swoją już i tak zniszczoną sukienkę i podążyłam w stronę najwyższych krzaków, gdzie zwykłam chować najróżniejsze rzeczy. Każdy z dzieciaków miał takie miejsce, aby przynajmniej tam ukryć marzenia i czekać na ich spełnienie. Kiedyś widziałam, jak mały, może pięcioletni chłopczyk zakopywał rękę lalki. Na początku wzdrygałam się, sądząc, iż zabrał ją jakiejś dziewczynce, jednak po chwili zrozumiałam symbolikę tego skarbu: po prostu chciał, aby jego siostra wróciła, żeby mógł wreszcie się z nią spotkać, gdyż bardzo za nią tęskni. Rozczuliła mnie ta scena i próbowałam dowiedzieć się u dyrektorki, gdzie owa dziewczynka przebywa. Prawda była jednak porażająca i żałowałam, iż ja poznałam. Amarthine, ponieważ tak się nazywała, zmarła na niewyjaśnioną chorobę zanim chłopiec trafił do sierocińca. Ból rozrywał mi serce, gdyż dziewczyna opiekowała się swoim małym braciszkiem, pomimo tego iż miała jedynie szesnaście lat. To wielkie poświęcenie z jej strony, choć nie ukończyła swojego dzieła. Zostało ono bestialsko przerwane, a cała miłość uleciała wraz z jej ciałem, zostawiając zniszczoną psychikę małego dziecka, które tak bardzo ufało swej siostrze.

Otrząsnęłam się ze wspomnień i spostrzegłam gęsią skórkę na rękach, jednak nie przejęłam się tym. Postanowiłam zrobić to, co powinnam, więc klęknęłam na brudnej ziemi, nie bacząc na ból w kolanach i stopach, a następnie zanurzyłam poharatane dłonie w grunt i zaczęłam kopać. Kawałki gliny i wzrastającej trawy przyklejały mi się do palców. Brud wchodził za paznokcie i tworzył czarne półkola. Nie zważałam na to i pieczołowicie rozkopywałam ziemię, żeby stworzyć jak najgłębszy dołek.

Nie wiem, ile czasu nad nim spędziłam. Krople potu spływały po czole, zahaczając aż po brodę. W oddali słyszałam ciche szczekanie pobliskich psów i swój urywany ze zmęczenia i determinacji oddech. Materiał sukienki przykleił mi się do pleców, czułam chłód nocy, a jednocześnie gorąco. Dwie sprzeczności.

Gdy wreszcie udało mi się wykopać dość głęboki dół, otworzyłam torbę i wyjęłam z niej notes. Drżącymi rękami włożyłam go do dziury, lecz po chwili wyciągnęłam. Postanowiłam zakopać go wraz z torebką, aby tekst się nie zniszczył. Zastanowiłam się, co zrobić z pistoletem, który nadal był w środku. Zdecydowałam się go wyjąć i mieć przy sobie. Droga do domu przyjaciela Emmetta nie była długa, lecz pora zdawała się późna, a ulice bywały niebezpieczne.

Starannie owinęłam skoroszyt i włożyłam wszystko do zagłębienia, po czym szybkim ruchem zasypałam. Pragnęłam wyrwać się z tego miejsca i zapomnieć o całej sprawie, więc czym prędzej wstałam z kolan, otrzepałam je brudnymi rękami i rozejrzałam się wokół. Nigdzie nie zauważyłam żadnych cieni lub ludzi, ale nie chciałam kusić losu, dlatego też czym prędzej podbiegłam do ogrodzenia, przerzuciłam przez nie broń i następnie sama przeszłam. Zastanawiałam się, co zrobić z feralnym pistoletem. Czy mogłam tak po prostu pójść z nim do Jamesa? Czy zrozumiałby, że działałam w obronie własnej? Zabiłam dwóch mężczyzn… Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie wykrzywionych twarzy w agonii.

Zdecydowałam jednak wziąć spluwę i zastanowić się wspólnie z Jamesem, co z nią zrobić. Schowałam ją pod ubranie. Miałam też nadzieję, że notes pozostanie bezpieczny w tym miejscu, w którym go zostawiłam. Przemierzałam ciche ulice, nie rejestrując po drodze niczego konkretnego. Wszystkie domy zlewały mi się w jedno, a wybrukowane chodniki były niczym nieoświetlone. To jedna z dzielnic, w której prawie nie bywałam. Z opowieści innych ludzi słyszałam, że mieszkają tu sami złoczyńcy i mordercy, jednak nie należy wierzyć we wszystko, co mówią, ponieważ James nie zalicza się ani do jednych, ani do drugich. Mogę stwierdzić, że jest uczciwym obywatelem. A przynajmniej mam taką nadzieję. Oczywiście nie przebywałam z nim wiele czasu, aby sprawdzić, czy tak jest naprawdę. Emmett nie pozwalał mi na bliższe kontakty z kimkolwiek, martwiąc się, że to może mi zaszkodzić.

W pewnym momencie zauważyłam tabliczkę, a na niej napis „St. Mouter” sugerujący, że dotarłam do wcześniej wyznaczonego celu. Poszukałam tylko wzrokiem kamienicę numer dwadzieścia trzy i przystanęłam przy masywnych mahoniowych drzwiach, które prowadziły do mieszkania. Obdrapane ściany i częściowo wybite okna na parterze wcale nie zachęcały do wejścia, jednak nie miałam dokąd pójść i gdzie się skryć. James był moją jedyną nadzieją.

Sięgnęłam dłonią do dzwonka i nie zawahałam się, aby go użyć. W oddali usłyszałam dźwięk jakiejś nieznanej mi melodii i czekałam. Gdzieś w pobliżu ujadał jakiś pies, a w ślad za nim poszły następne, robiąc przy tym wiele hałasu. Chwilę później, która wydawała się wiecznością, drzwi lekko się uchyliły i wyjrzała z nich burza rudych loków. Stałam jak sparaliżowana, zastanawiając się, czy przypadkiem nie pomyliłam mieszkań. Zmarszczyłam czoło i nerwowo wykręcałam palce prawej ręki. Dziewczyna z ognistym kolorem włosów spojrzała na mnie i uniosła pytająco brwi, dlatego też odchrząknęłam i spróbowałam uśmiechnąć się przyjaźnie.

- Dobry wieczór. Czy zastałam Jamesa? – zapytałam, siląc się na delikatny ton, który miał pomóc mi otrzymaniu odpowiedzi. Dziewczyna uchyliła bardziej drzwi i taksowała mnie spojrzeniem. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że mam krew na sukience i jestem cała spocona, do tego mam brudne ręce od ziemi i nie wyglądam zbyt dobrze. Wtedy to nie miało dla mnie znaczenia, jednak teraz… Poczułam się idiotycznie, dlatego spłonęłam rumieńcem, a dłonie zrobiły się wilgotne od potu. Oceniała mnie i to na pewno nie była pozytywna ocena. Wyglądałam jak morderca, który uciekł z miejsca zbrodni. Co za ironia, pomyślałam.

- Tak, jest w środku. Już go wołam – odparła, przerywając swój prywatny rekonesans i zawołała w oddali imię Jamesa. Czekałam, nadal nie czując się zbyt pewnie. Rozglądałam się wokół, ciągle bojąc się, że mordercy ożyją i będą chcieli dokończyć to, co zaczęli lub ktoś będzie chciał ich pomścić właśnie w tym momencie.

Długo jednak nie musiałam czekać na Jamesa, gdyż ten wyszedł, gdy po raz trzeci rozeznawałam się w terenie. Spojrzał na mnie jedynie, a jego oczy stały się ogromne jak spodki. Zaklął cicho po hiszpańsku i zmarszczył czoło, zapewne na mój stan.

- Isabello, jak ty wyglądasz – wymamrotał, nie wiedząc, co zrobić. Wyciągnął ręce, lecz potem od razu je opuścił. Ja również nie wiedziałam, jak się zachować, więc po prostu trwałam w jednym miejscu z idiotycznym uśmiechem na twarzy, w którym również czaił się strach wymieszany z bólem i cierpieniem.

- Jak widać – stwierdziłam, gdy James przestał taksować mnie wzrokiem. Wtedy też odsunął się od drzwi i gestem zaprosił mnie do środka. Nadal stałam jak sparaliżowana. Chłopak westchnął i złapał mnie za rękę, a mi znów zrobiło się głupio, bo dłonie miałam wilgotne od potu i strachu.
- Nie będziemy rozmawiać na dworze – powiedział cicho, żebym tylko ja mogła go usłyszeć. – Wejdźmy, tu mi wszystko opowiesz.


Kiwnęłam głową na znak zgody. Jak mantrę powtarzałam sobie, że to człowiek, któremu mogę ufać. Ktoś, komu ufał również Emmett. Wypowiadanie tego imienia, nawet w myślach sprawiało mi ogromny ból. Serce kruszyło się na miliony kawałków. Traciłam oddech. Znowu.

- Oddychaj. – Usłyszałam głos tuż przy swoim uchu i poczułam, że ktoś mnie na czymś sadza, po czym chwyta ponownie moją rękę i robi palcami okrężne ruchy. To mnie na chwilę uspokoiło, więc zaczerpnęłam głośno powietrza, choć łzy zaczęły pojawiać się pod powiekami. Przymknęłam oczy, nie wiedząc, co począć.

- Victorio, zrób jej herbaty. Ta dziewczyna ma za sobą długą noc. – Cichy głos odbił mi się echem po czaszce, powodując zwiększenie bólu, który nasilił się tym razem w okolicach czoła. Nie chciałam herbaty. Nie chciałam niczego, pragnęłam jedynie ukoić swój ból. Przełknęłam gulę, która powstała w przełyku i otworzyłam oczy, spoglądając na Jamesa, który wyglądał na zmartwionego moim stanem. Victoria, ta ruda kobieta, zniknęła w kuchni, więc zostaliśmy sami. Wmówiłam sobie, że to jedyna okazja, żebym mogła powiedzieć mu, co się stało. Pragnęłam wszystko opowiedzieć. O mordercach, o telefonie, o notesie, o bólu, jaki mi pozostał, lecz potrafiłam wymówić tylko kilka słów, które ledwo skleiły się w jedno zdanie:

- Emmett nie żyje. Ktoś go zabił – wyszeptałam, czując potok łez wypływających z pod powiek. Naprawdę starałam się być silna, ale wypowiedzenie tych słów kosztowało mnie zbyt wiele. Poczułam czyjąś rękę na swojej głowie, która delikatnie gładziła niesforne włosy. James zaprzestał kojących ruchów na mojej dłoni i bez większych oporów przytulił mnie do swojego torsu. Pachniał miętą i piżmem, inaczej nie potrafiłam tego sprecyzować. Jak mała dziewczynka wtuliłam się w niego, brudząc mu koszulę. Powinien mnie odtrącić, jednak tego nie zrobił.

Minuty mijały, ruda dziewczyna jeszcze nie wróciła, a ja dalej wylewałam łzy, opowiadając przy tym swoje przygody. Pominęłam jedynie fragment o notesie, ponieważ uznałam, że ta tajemnica była przeznaczona tylko i wyłącznie dla mnie. Poza tym nie wiedziałam, że mogę ufać Jamesowi w stu procentach. Jak do tej pory zachowywał się bez zarzutu. Współczuł mi, jednak nie tego oczekiwałam. Chciałam spokoju i normalności, a nie litości, więc na koniec dałam mu do zrozumienia, że muszę zniknąć z tego miejsca.

- Isabello, niby jak chcesz stąd zniknąć? Musiałbym poradzić się ojca chrzestnego. On ma większe możliwości, nie tylko finansowe – dumał James, podczas gdy Victoria odstawiła herbatę i znów zniknęła w kuchni. Uchwyciłam przelotnie jej twarz, która wyrażała złość. Może nie jestem tu mile widziana, a może po prostu jest zazdrosna o swojego mężczyznę?

- Nie chcę spotkania z Carlislem, James. Chcę jedynie spokoju, którego tu nie dostanę.

- Bez spotkania z nim nie masz szans na nic. Nie posiadasz dokumentów, nie masz pieniędzy ani pomysłu, co zrobić dalej. On jest nam potrzebny – stwierdził przyjaciel Emmetta i sięgnął po telefon komórkowy. Wcisnął kilka cyfr, a następnie poprosił o połączenie z Carlislem. Czekał kilka chwil, po czym pokrótce wyjaśnił, że jestem u niego i ścigają mnie mordercy Emmetta, a ja nie mam pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi.

- Dobrze, ojcze - zakończył rozmowę i uśmiechnął się do mnie niepewnie. – Zostaniesz u nas na noc? Mamy wolną kanapę, Victoria pożyczy ci swoje rzeczy, bo twoja sukienka nadaje się już do wyrzucenia.

Spojrzałam na niego wystraszona i zwróciłam wzrok na sukienkę. Rzeczywiście, plam krwi nie da się usunąć z tak cienkiego materiału, jednak czułam się głupio, prosząc Victorię o cokolwiek, zważywszy na to, że ewidentnie za mną nie przepadała. Jednak kilka chwil później dostałam ręcznik, nową sukienkę oraz bieliznę i zostałam zaprowadzona do niewielkiej łazienki. Jęknęłam na jej widok. Tak bardzo brakowało mi świeżości… Victoria wtedy po raz pierwszy uśmiechnęła się do mnie i zostawiła w tym niewielkim pomieszczeniu, żebym mogła zająć się toaletą.

Dwie godziny. Dokładnie tyle spędziłam, mocząc obolałe ciało w wannie. Było mi tak dobrze, nie chciałam wracać do smutnej rzeczywistości, a tym bardziej nie chciałam spotkania z ojcem chrzestnym. Może jednak warto mu zaufać? W końcu mogę opowiedzieć mu to samo, co Jamesowi. Nie skłamię. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że James i tak przedstawi mu wszystkie fakty, których sam się dowiedział, ale teraz już miałam dość myślenia jak na jeden dzień. Gdy już się przebrałam w bieliznę i owinęłam ręcznikiem, wyszłam z pomieszczenia. James siedział w salonie i oglądał moją broń. Wzdrygnęłam się na jej widok, a on tylko pokiwał głową i powrócił do jej oględzin, jednak kątem oka mnie obserwował. Nie wiedziałam, czy patrzy na mnie jak na kobietę, czy raczej jak na nieproszonego gościa i mordercę w jednym.

Victoria zostawiła mi jeszcze koszulę nocną i rozłożyła pościel na kanapie, za co byłam jej po stokroć wdzięczna. Może istnieje możliwość, że się do mnie przekona? Miałam taką nadzieję. Ruda dziewczyna jako pierwsza poszła się położyć, tłumacząc, że musi rano wstać do pracy, ponieważ jest kucharką w przedszkolu. Pożegnała się z nami i zniknęła w drugim pokoju. Dłużej zatrzymałam wzrok na zamkniętych drzwiach, podczas gdy James obserwował mnie z boku.

- Ona zawsze tak podchodzi do obcych – stwierdził, jakbyśmy rozmawiali tylko o pogodzie, a nie o jego dziewczynie. Kiwnęłam głową i cicho westchnęłam.

- Jak ją poznałeś? – zapytałam, wymyślając w głowie różne scenariusze.
Twarz Jamesa rozświetlił promienny uśmiech.

- Załatwiałem kiedyś pewne sprawy dla ojca chrzestnego akurat w tym przedszkolu, w którym pracuje Victoria. To była miłość od pierwszego wejrzenia, jak sądzę, choć na początku za mną nie przepadała – zaśmiał się z czegoś, co sobie przypomniał. Cieszyłam się, że więcej nie wracamy do mojej sytuacji, dlatego podjęłam temat i zapytałam, czy jest z nią szczęśliwy.

- Jestem zadowolony – powiedział wymijająco i uśmiech mu nieco przyblakł, więc postanowiłam nie pytać więcej. Ziewnęłam przeciągle.

- Przepraszam – wymamrotałam, pocierając dłońmi oczy, żeby nie usnąć tu i teraz.

- Nic nie szkodzi. Późno już, miałaś ciężki dzień. Czas iść spać – odparł James i złapał mnie za rękę, aby pomóc mi wstać z siedzenia. Zachwiałam się niebezpiecznie, zakręciło mi się w głowie, ale silne ręce Jamesa utrzymały mnie w pionie. Znalazłam się niebezpiecznie blisko tego osobnika, który spoglądał na mnie wzrokiem, jakim nigdy na mnie nie patrzył. Z bólem? Niespełnionym pragnieniem? Pogłaskał mnie delikatnie po plecach i przytulił. Czułam szybkie bicie serca, a niezręczność stawała się coraz większa. Po jakimś czasie jednak wypuścił mnie z objęć i ucałował w czoło, życząc dobrej nocy. Gdy wyszedł z pokoju, dotknęłam palcami do miejsca, które zetknęło się z jego ustami. O co w tym wszystkim chodzi? Postanowiłam zostawić rozważania na inny dzień. Teraz marzyłam tylko o chwili spokoju, w której mogę poczuć się choć przez chwilę bezpiecznie. Niestety to nie była moja przystań, w której mogę zostać dłuższy czas, jednak czy taka istnieje i czy ją odnajdę? Mam nadzieję, że spotkanie z Carlislem pomoże mi rozwiązać przynajmniej problem z mordercami.

Ułożyłam się wygodnie na kanapie i westchnęłam, zamykając oczy. Sen przyszedł szybko, ale bardziej przypominał koszmar. Bałam się zasnąć głęboko, z racji tego, że mogłabym się nie obudzić i nie przerwać złego snu, ale starałam się, jak mogłam, dlatego też zmusiłam umysł do myślenia o najpiękniejszych chwilach spędzonych z ukochanym. To pomogło ukoić skołatane nerwy.

***

Moja metoda trochę zadziałała. Co prawda nie wyspałam się, ale odpłynęłam myślami w zupełnie innym kierunku. Obudziłam się dość wcześnie, ale nie ruszałam się z miejsca, choć moje potrzeby fizjologiczne wzywały mnie od jakiegoś czasu. Czekałam, aż któryś z gospodarzy domu wstanie. Najbardziej chciałam ujrzeć Jamesa, ponieważ Victoria nadal traktowała mnie trochę z góry.

Minuty mijały, nie słyszałam żadnego szmeru, skrzypienia bądź głosów, które sugerowałyby, że ktoś się obudził. Westchnęłam cicho i wygramoliłam się spod pościeli, po czym na boso udałam się do łazienki. Cicho zatrzasnęłam drzwi i odetchnęłam z ulgą, jednak potem od razu skarciłam się w myślach za to, że zachowuję się jak paranoik. Tu jestem bezpieczna, wmawiałam sobie.

Gdy wychodziłam z łazienki, cicho pisnęłam na widok zaspanego Jamesa, który miał na sobie starą koszulkę i bokserki z jakimś dziwnym nadrukiem. Jego twarz nadal była pogrążona we śnie, ponieważ miał przymknięte oczy. Jego ręka powędrowała do włosów i przeczesał je palcami, mrużąc powieki na mój widok, jakby próbował dopasować elementy układanki.

- Isabella? Już wstałaś? – wymamrotał, ziewając przeciągle. – Nie chciałem cię wystraszyć.

Uśmiechnęłam się, a kamień spadł mi z serca. Nie czuł się przy mnie zażenowany, zdziwiony i nieswój. To dodało mi odwagi.

- Tak, nie mogłam spać, a dłużej nie dam rady leżeć bezczynnie – odparłam i zakryłam się rękami, ponieważ zdałam sobie sprawę, że oprócz koszuli nie mam niczego na sobie.

James spojrzał na mnie, jakby się nad czymś zastanawiał. Senność prawie go opuściła.

- W takim razie przebierz się i idź do kuchni. Zanim Victoria wyjdzie, zjemy wszyscy wspólnie śniadanie – powiedział i wyminął mnie, po czym wszedł do łazienki. – Potem załatwiłem spotkanie z Carlislem – rzucił mimochodem, na co drgnęłam i obróciłam się w jego stronę. Chciałam zaprotestować, ale nie zdążyłam, bo drzwi cicho się zatrzasnęły. Ogarnął mnie niepokój i strach przed człowiekiem, który przecież miał mi pomóc. Trzymając się tej wersji, ruszyłam w stronę kanapy, aby zmienić ubranie i pomóc Victorii przy śniadaniu.

____________

i jak? Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez new life dnia Wto 23:04, 29 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
capricorn
Człowiek



Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 13:51, 30 Cze 2010 Powrót do góry

łiiiii ciesze sie, że nowy rozdział zawitał na forum. :)
w sumie powinnam się najpierw przywitać, ponieważ komentuje pierwszy raz to opowiadanie chociaż czytałam je wcześniej, teraz nadrabiam zaległości.
bardzo podoba mi sie Fuga ex mundo, nie jest oklepany temat jaki tu opisujecie.

ogólnie bardzo dziękuję za fajny ff. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin