|
Autor |
Wiadomość |
Puszka
Zły wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 305 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: 1505 10th Street, Santa Monica, CA 90401
|
Wysłany:
Śro 15:59, 18 Sie 2010 |
|
Na początku mówię, że mam pozwolenie Susan :D
Przedstawiam drugie moje tłumaczenie. Nieco inna historia. Oczywiście parowanie kanoniczne, bohaterowie są ludźmi.
Moją betą jest Coco` chanel :* brawa w tym miejscu dla niej, bo jak dla mnie odwala kawał dobrej roboty ;p
[link widoczny dla zalogowanych]
Tytuł pozostawiłam po angielsku, ponieważ wydaje mi się, że tak jest bardziej, hm... chwytliwy? :D
Może teraz trochę o samej historii ;p Bella pracuje w firmie adwokackiej. Pewnego wieczoru wybiera się ze swoimi przyjaciółmi do baru, tam poznaje tajemniczego mężczyznę z hipnotyzującymi zielonymi oczami. Wieczór kończy się u niego w mieszkaniu. Bella po wszystkim nie ma w planach kolejnego spotkania z tajemniczym kochankiem. Jednak los bywa wredny...
Więc..
Rozdział pierwszy
A man can be happy with any woman as long as he does not love her.* - Oscar Wilde
Mężczyźni.
Nigdy nie mówią tego, co myślą, a jeśli już, to nie jest to coś, co chciałabyś usłyszeć. Gdy odbierasz telefon, kiedy oddzwania po tygodniu, pojmujesz, że to po prostu telefon-łup. Faceci nie troszczą się o prawdziwą ciebie. Co zrobić, żeby kogoś poznać? Cóż, ja z tym skończyłam. Skończyłam z niezręcznymi, do niczego nie prowadzącymi randkami; z poceniem się, gdy zadaję te zwykłe, grzeczne pytania, z rozmyślaniami, czy on mnie lubi i czy ja też i czy odpowiedzi, które mi udziela, dają mi jego prawdziwy obraz. Koniec ze spoconymi dłońmi i żołądkiem splątanym w supeł, niezręcznym pożegnaniem - spacerkiem pod same drzwi, uściskami, niepewnymi buziakami na do widzenia, aż w końcu koniec z „nie, nie możesz wejść do mojego mieszkania”.
Jest kilka wyjść: poznać faceta w barze, a zatem nietrudno się domyślić, jak zakończy się noc. Czasem to jest łatwiejsze, bez niepotrzebnych wymysłów. Ale nie ostatnio. Naprawdę. Nie ma po co robić sobie nadziei. Ale, o ironio, jest w moim życiu facet, który uczy mnie, aby nie oczekiwać księcia na białym koniu. Mój najlepszy przyjaciel, a zarazem największy gracz wśród płci brzydkiej – Emmett Chase.
Kobiety są dużo bardziej wrażliwe.
Mogłabym pograć trochę w tę grę. Rozważałam nawet mały trening w mówieniu kłamstewek, będąc pewną siebie, a nawet podciągnąć się do końca z finezją. To był element bycia prawnikiem i, nieprzypadkowo, to kochałam.
Mieszkałam w miłym apartamencie w domku miejskim, niedaleko od centrum Seattle. Z reguły nie widywałam moich sąsiadów - z wyjątkiem Marca, który mieszkał zaraz pode mną. Tego ranka mył swój samochód na ulicy. Sam Bóg wie, że w Seattle pada wystarczająco dużo, aby nie trzeba było tego robić, ale, cóż – to było jego hobby. Kiedy zmierzałam do swojego samochodu, Marc pomachał mi z drugiej strony ulicy, trzymając w ręku gąbkę, a woda z mydlinami spływała w dół jego zmizerniałego ramienia. Uśmiechnął się do mnie szeroko poprzez swoje duże, dwuogniskowe okulary**, a ja, szybko, ale grzecznie, odmachałam mu i wskoczyłam do swojego samochodu.
Zerknęłam na zegarek na tablicy rozdzielczej i zwiększyłam obroty silnika. Kiedy mieszkasz w mieście, stajesz się dobrym kierowcą. Zatrąbiłam i minęłam korek bocznymi ulicami, ostatecznie zyskując dwie minuty na zapas. Wjechałam na wyznaczone dla mnie miejsce w garażu pod budynkiem, w którym mieściło się nasze biuro. Światła mignęły, zamknęłam czarnego mercedesa, próbując jednocześnie żonglować torebką, teczką i kubkiem kawy. Mając na sobie brązową, luźną sukienkę, kremową bluzkę z rękawami ¾ i fioletowy sweter, weszłam do windy. Pracowałam dla Spółki Lawrence, firmy prawniczej i naprawdę dobrze mi się pracowało przez ostatnie kilka lat.
Mogłam już usłyszeć szum komputerów, szczebiotanie nakazów, papierkową robotę w każdym miejscu, dzwoniące wszędzie telefony i ogólnie krzątanie się tam, gdzie my wszyscy, pod ciągłym napięciem, pracowaliśmy dla dobra ludzi. Parę sekund przed tym, jak otworzyły się drzwi windy, już słyszałam znajome stukanie obcasów. To było jak odliczanie do czegoś co mnie czekało, a było mało przyjemne.
- Isabello, musisz spojrzeć na ten plik, natychmiast. – Nigdy nie lubiłam, jak szefowa używała mojego pełnego imienia. Na bank robiła to, żeby mnie wkurzyć. Oschła, profesjonalna, uważająca się za twardziela, Rosalie Lawrance, górowała nade mną w tej całej swojej chwale dowodzenia. Jako szef wydziału od procesów sądowych, była na szczycie w hierarchii. A jej ojciec i wujek byli szefami firmy.
- Dzień dobry, Rosalie – przywitałam się z uśmiechem, biorąc dokument z jej rąk. Zastanawiałam się, czemu nie mogła odłożyć mi go na biurko, dołączając notatkę, co miałam zrobić, jak przenieść, a przeniosłabym.
Kiedy usiadłam za biurkiem, warknęłam na stos papierów i folderów znajdujący się na nim. Cóż, nie było tu ani kawałka wolnej przestrzeni. Emmett chciał wcześniej zacząć weekend, a teraz Karma się na mnie odgrywa.
- Czemu masz taką ponurą minkę, Bello? – Moja wspólniczka, a jednocześnie przyjaciółka, zerknęła ponad ścianką przedzielającą zbyt duże pomieszczenie, tworząc dwa boksy. Było to niewielkie biuro otwarte na resztę wydziału, a nasze biurka były rozdzielone pół-ścianką, dzieląc przestrzeń. Zmieniłam wyraz twarzy na uśmieszek.
- Nie sądzę, żebym kiedykolwiek miała polubić poniedziałki – westchnęłam.
- Ja miałam świetny weekend. Wybraliśmy się z Jasperem do restauracji z pikantną kuchnią, było bardzo romantycznie – zapiszczała szczęśliwa.
- To świetnie, Alice. To już prawie rok jak jesteście razem.
- I to był fantastyczny rok. Pamiętam, jakby to było wczoraj, gdy pojawił się tu w grupie praktykantów. – Wyszczerzyła się szatańsko.
- Wykradłaś go z kołyski całkiem szybko. – Wymusiłam uśmiech.
- Jasper wcale nie jest tak dużo młodszy! Kiedy spotkasz tego jedynego, to zrozumiesz – odpowiedziała bystro. – Chociaż ja znalazłam to coś niesamowicie seksownego w moim asystencie.
Przewróciłam oczami. Jasper był jednym w wielu asystentów w biurze i nie nadawał się dla Alice, chociaż pewnie mógłby. Był bardzo troskliwy w stosunku do niej, a ona nie przepuściła żadnej okazji na dodatkowe zlecenie, albo faworyzowanie go. Usłyszałyśmy stukanie czterocalowych obcasów Rosalie i natychmiast powróciłyśmy do swoich biurek. Zrzuciłam sweter, upiłam łyk kawy i otworzyłam dokument, jednak dźwięk stukania obcasów się oddalił.
Podczas lunchu w pośpiechu przeżuwałam bajgla z serkiem topionym, próbując nadgonić papierkową robotę. Byłam pogrążona w robocie, kiedy mój telefon zaczął dzwonić na stole. Prawie udławiłam się tym, co miałam w buzi.
- Tak, słucham, tu Bella – powiedziałam do urządzenia, szukając pod papierami czegoś do picia.
- Co słychać, Bells?
Wpakowałam sobie gryz bajgla do buzi. – Mówiłam ci, Emmett, żebyś nie dzwonił do mnie, gdy jestem w pracy, chyba, że to coś naprawdę ważnego. – Wreszcie znalazłam wodę pod segregatorem, wzięłam zachłanny łyk i przełknęłam.
- Zły czas? – zapytał rozweselony.
- Tak. Mam podwójny czas pracy, po tym, jak zachciało ci się kawału, porwania-Belli-o trzeciej- w piątek.
- Dobrze się bawiliśmy.
- Jasne, patrzenie jak podrywasz laski w barze było świetną zabawą. – To był dobry czas, ale nieodpowiedni humor.
- Przed tym… - Wyobraziłam sobie, jak Emmett przygryza figlarnie wargę. – I w końcu, jesteś jedyną dziewczyną, wystarczająco odjechaną, żeby być moim towarzyszem.
Westchnęłam lekko. – Dobra, starczy. Jaki jest cel tego telefonu? – szczeknęłam. Góra folderów groziła połknięciem mnie z każdą przerwą.
- Wow, to już ten czas w miesiącu?
- Emmett – syknęłam.
Zachichotał.
- Przysięgam na Boga…
- Dobra, dobra – przeszedł do rzeczy. – Jeden z chłopaków, których trenuję, pytał o ciebie. Zainteresowana?
Za każdym razem, kiedy po pracy decyduję się odwiedzić Emmetta na siłowni, ci wszyscy spoceni faceci gapią się na mnie z otwartymi gębami. Pewnego razu, jeden upuścił sobie ciężarek na nogę. Od tego czasu starałam się ograniczyć moje wizyty w tym miejscu, zanim poważnie uszkodziliby samych siebie.
- Sama nie wiem, jaki jest? – zapytałam znużona. Już sobie wyobrażałam ten niezręczny i, na pewno, niemiły wieczór. Tak kończyły się wszystkie randki. Słyszałam, jak Emmett wzruszył ramionami po drugiej stronie.
– Wygląda wystarczająco dobrze. Przystojny. Dopiero ostatnio zaczął przychodzi ć, więc albo tak po prostu, albo nagle ma obsesję na punkcie kształtowania swojego ciała.
- Jesteś w stanie powiedzieć mi coś użytecznego? – zapytałam znudzonym tonem.
- Na ławeczce wyciska 125 kg – podsumował dumnie.
Oczywiście Emmett uważał to za najistotniejsze.
- Do widzenia, Emmett. I przestań dzwonić do mnie, gdy jestem w pracy. – Rozłączyłam się uprzejmie, ale jednak zdecydowanie.
Westchnęłam nad resztką mojego lunchu i spróbowałam skupić się ponownie. Kiedy już byłam w transie, nie chciałam przerywać. Przedzieranie się przez nawał pracy kiedy byłam pod presją czasem stanowiło lepszą motywację niż kawa.
Niedługo później Rosalie podeszła do mojego biurka, oczekując. Podałam jej do dłoni dokument, który otrzymałam od niej tego ranka. Kończyłam wypełniać pozostałą robotę papierkową i umieszczać wszystko w archiwum firmy.
- To interesująca sprawa. Kiedy powinnam zacząć planować następne przesłuchanie?
- Im wcześniej, tym lepiej. Nie chcemy zbytnio przedłużać sprawy tego chłopca. – Jej czerwone usta tworzyły teraz cienką linię, co nadawało jej wyglądowi srogości. Jedyną rzeczą, jaka łagodziła wygląd Rosalie, były jej złote włosy spływające falami na ramiona.
- Ustalmy w środę o 9:30.
- Dobrze. Potwierdzę godzinę z sędzią i Panami Lawrence. – W pracy, Rosalie nigdy nie nazywała Panów Lawrence tatą, czy wujkiem. Czasem trudno było odgadnąć, o którego z nich jej chodzi. Ja zawsze wybierałam po tym, jakim tonem to mówiła. Rosalie odeszła, kołysząc się, jakby szła po wybiegu w tej swojej obcisłej, ołówkowej spódnicy. Nigdy nie nosiła tego samego dwa razy.
Przeleciała kolejna godzina ,i dzięki Bogu, była już prawie czwarta. Byłam w połowie stosu z folderami, co było wręcz bohaterskim czynem, biorąc pod uwagę, ile przeszkód nadchodziło w czasie dnia w zatłoczonej firmie adwokackiej. Byleco mogło odwrócić uwagę.
Typowe dla Rosalie stukanie obcasów zbliżało się ponownie. Ach, to stukanie jest moim przeznaczeniem.
- Posłuchajcie wszyscy. – Aktywność w pokoju stanęła w pół kroku. Dokumenty unosiły się w powietrzu i nic, poza szumem monitorów komputerów, nie zakłócało ciszy. – Zebranie w piątce – poinformowała nas i odeszła raźnym krokiem. Wszystko znów ruszyło. Nie cierpiała zostawiać pracy w połowie, pomimo to, razem z Alice, powlokłyśmy się do sali konferencyjnej. Znalazłyśmy tam uśmiechającego się Jaspera, który zajął miejsca obok siebie dla mojej przyjaciółki i dla mnie. Zawsze nosił spodnie khaki i koszulki z kołnierzykiem, ale tym, co wyróżniało ten, z pozoru, zwykły styl, był skrawek prążkowanego podkoszulka, wyskakującego pod jego szyją.
Pozostali ludzie w pomieszczeniu wyglądali na zaciekawionych i zdezorientowanych. Z reguły mieliśmy takie spotkania tylko w wypadkach, gdy występowaliśmy w sądzie przeciw jakiejś korporacji, albo gdy mieliśmy ustalać budżet. Rosalie natomiast zajęła swoje zwyczajowe miejsce zaraz obok tego, w którym stał jej wujek, który miał zastąpić jej ojca. Miał coś do obwieszczenia. Był to niski, barczysty facet w luźnym garniturze ze spinkami przy mankietach. Jego głos był niski, przez lata picia whiskey. Sprawiał wrażenie władczego, nawet się nie odzywając. Wszyscy zasiedliśmy w skupieniu i pełni uwagi, a ja zaczęłam się wiercić w zniecierpliwieniu, nie mogąc się doczekać, żeby wrócić do pracy przy moim biurku.
- Richard z wydziału od dokumentów prawnych, główny łącznik z J. Jenks & Wspólnicy, opuszcza nas. Bierze ślub i przeprowadza się do Californii – ogłosił, wskazując na mężczyznę o rudoblond włosach, który siedział obok niego. – Życzmy mu najlepszego i spokojnej podróży – powiedział z zapałem.
Wszyscy grzecznie pokiwaliśmy głowami, a ci, którzy znali go bliżej, złożyli mu szczere gratulacje. Gdy rozmowy zupełnie umilkły, Pan Lawrence kontynuował.
- W przyszłym tygodniu przybędzie do nas nowy członek z naszego biura z Nowego Jorku. Jak wiecie, J. Jenks & Wspólnicy zajmują się naszymi dokumentami prawnymi od lat. Są naszymi znaczącymi wspólnikami od czasów, gdy nasz ojciec założył Spółkę Lawrence.
Zdusiłam ziewnięcie. Miałam nadzieję, że nie będzie czegoś w rodzaju prezentacji z programu PowerPoint’a o ojcu założycielu firmy.
- Trudno będzie ciebie zastąpić, Richardzie, ale nowicjusz może będzie dobrym nabytkiem, pracując na miejscu, pomoże w prowadzeniu spraw niecierpiących zwłoki i, do tego, umocni nasze przymierze z firmą J. Jenksa.
Po pokoju rozszedł się szelest rozmów o tych wiadomościach. Niewzruszony pan Lawrence kontynuował.
- Panno Stanley, zajmie się pani przygotowaniem Komitetu i rozpoczęciem przygotowań. Chciałbym, żeby odbyło się małe przyjęcie, aby powitać nowego członka w poniedziałek. - Jessica zaczęła już robić notatki i wyszła z pomieszczenia, by wykonać parę telefonów.
- Jesteście wolni. – Pan Lawrence klasnął w dłonie.
Opuszczając salę konferencyjną, otoczył mnie szmer rozmów na nowy temat. Wróciłam myślami do sterty pracy, czekającej na moim biurku, a jak się tym zajęłam, próbowałam myśleć tylko o tym, ale było to trudne. Byłam rozproszona. Słyszałam, jak Alice smsuje z Jasperem. Robili tak ciągle i, przeważnie, nie był to dla mnie problem. W pewnym momencie zamknęłam folder przede mną. Była piąta piętnaście, gdy zaczęłam zbierać swoje rzeczy i wrzucać je do teczki.
- Spadam – powiedziałam, wykończona stając przy wejściu do części Alice. Była odwrócona do mnie plecami, nadal pisząc jakieś sto słów na minutę na klawiaturze.
- Dobrze, dobranoc, Bello. I jutro jest twoja kolej na przyniesienie pączków – odpowiedziała, kiedy zmierzałam już do windy.
- A, no tak – powiedziałam do siebie.
Wszyscy z reguły zgłaszali się na ochotnika do przyniesienia pączków rano. To była taka biurowa tradycja, że każdy miał swoją kolej. Przy prawie trzydziestu członkach firmy mieliśmy specjalny harmonogram. Zmęczona doczłapałam się do samochodu i pojechałam do domu marząc o tym, żeby znaleźć się już na mojej wygodnej kanapie. Straciłam większość przerwy na lunch, więc byłam wykończona i wygłodniała. Kiedy wreszcie dotarłam do mojego wygodnego mieszkania, rzuciłam torby na najbliższe krzesło i zrzuciłam marynarkę.
Mieszkałam w prostym mieszkanku z jedną sypialnią i salonem dobrej wielkości, umeblowanym beżową kanapą i podobnymi krzesłami. Nie byłam dekoratorką wnętrz, więc wszystko było proste, biało - błękitne zasłony i jasnobeżowa wykładzina. Na ścianach wisiało kilka zdjęć mojej rodziny i przyjaciół – było ich mało. Renee upierała się przy poduszkach w jasnym kolorze. W końcu musiałam się zgodzić, bo ciągle nie dawała mi spokoju. No i miałam jeszcze małe „biuro”, które służyło mi do extra-godzin pracy i do pisania listów.
Kiedy niosłam mój kubek z kawą do zlewu, warknęłam. Był wypełniony kubkami i innymi garami. Tak przy okazji, piłam chyba za dużo kawy. Ludzie nigdy mi nie wierzyli, jak mówiłam, że lubię dostawać kubki na urodziny. Włączyłam sekretarkę, kiedy zauważyłam mrugające światełko. Zdecydowałam, że nie będę tego wieczoru zawierać kontaktów z kuchnią, więc wyciągnęłam szybkie danie i włożyłam je do mikrofalówki. Wzięłam ze wściekłością widelec z plastiku i czekałam niecierpliwie przez długie, cztery minuty.
-Bello! – Aż podskoczyłam, zanim zorientowałam się, że to tylko sekretarka. – Nie dzwoniłaś do mnie od trzech tygodni! Co robiłaś? Phil mówi ci cześć. Dzwonił twój ojciec, bo on także nie miał od ciebie znaków życia. Jak praca? A mężczyźni? No, bo wiesz, za pasem dwudziestka piątka… musisz mi wszystko opowiedzieć! – Wiadomość skończyła się irytującym kliknięciem.
Renee – moja matka. Zawsze była pełna energii i wiecznie chciała ze mną rozmawiać, szczególnie, by mogła ciągle opowiadać o swoich podróżach z Philem, albo jego meczach. Jeździli na nie razem, a Renee kochała każdą chwilę z osobna. Westchnęłam i wykasowałam wiadomość.
- Cześć, Bello. – Uśmiechnęłam się, słysząc słodki głos Angeli. Dobra odmiana po mojej matce. – Jak się miewasz? Planujemy niedługo z Benem przyjechać do Forks odwiedzić nasze rodziny, więc pomyślałam, że byłoby fajnie zatrzymać się na noc w Seattle i zobaczyć z tobą. Zadzwoń.
Mogłabym zadzwonić najpierw do Angeli, a później do matki. Jednak w tym momencie mikrofalówka dała o sobie znać. Usiadłam na kanapie, jedząc i skacząc po kanałach. Zastanawiałam się, co mam powiedzieć mamie o mężczyznach. Nie było nic do powiedzenia. Nienawidziłam tego, jak wypominała mi jaka jestem „stara”, a nadal sama. Tak było mi dobrze. Lubiłam moje samotne życie, spotkania z przyjaciółmi, pracę. Nie potrzebowałam związku, do mojego, i tak już zawalonego obowiązkami, życia.
~*~*~*~
Tydzień przeminął mi szybko, byłam bardzo zajęta – tak jak lubiłam. Szum o „nowym” z Nowego Jorku stopniowo się nasilał, aż do piątku, kiedy nikt nie mówił o niczym innym. Jessica biegała wokoło na swoich przysadzistych platformowych butach i w bluzce z dekoltem, sprawdzając, czy wszystko jest idealnie przygotowane na poniedziałek. Rozkazywała ciągle coś swoim służalczym cienkim głosikiem, a oni miotali się jak pingwinki, sprawiając, u większości, tego popołudnia ból głowy. Alice zerknęła na mnie zza ściany, przewracając oczami i udając Jessice: „John! Potrzebuję prawdziwego kawioru, nie jakiejś papki! Moje nerwy…” zakończyła, przykładając dłoń do czoła w geście omdlewania.
- Brzmiało zupełnie jak ona – wyszeptałam, pośród napadów śmiechu. – Może nawdychała się helu z balonów.
Alice zdusiła śmiech i wróciła do swojego biurka, kiedy usłyszałyśmy zbliżające się stukanie obcasów. Rosalie starała się do nikogo niczego nie czuć, ale byłam prawie pewna, że teraz nie znosi Jessici. Jej usta tworzyły cienką linię w wyrazie irytacji. Zawsze tak było, gdy jej komitet i Jessici, zaczynały się sprzeczać w planowaniu. Kiedy stukanie obcasów ucichło, zerknęłam na Alice.
- Emmett chce dziś wpaść do Monty’s. Wchodzicie w to? Ty i Jasper?
- Jasne. Spotkamy się tam około dziewiątej – odparła ucieszona.
Z irytującą Jessicą i mną, próbującą ukończyć swoją pracę przed rozpoczęciem weekendu, dzień minął wyjątkowo szybko.
Później, wieczorem, poczułam ten przypływ energii, który pojawia się na początku każdego końca tygodnia. Wpuściłam Emmetta na dole, sprzątając trochę, gdy czekałam, aż wparuje -jak to miał w zwyczaju.
- Wow, wyglądasz seksownie Bello – skomentował i z uznaniem przyjrzał się od góry do dołu, mojej wspaniałej, niebieskiej bluzce, obcisłym jeansom i butom na obcasie. Wyszczerzyłam się do niego.
- Nie jesteśmy dziś dżentelmenem, co? – odparłam z uśmieszkiem, zakładając płaszcz. Zachichotał , skłonił się i przytrzymał dla mnie drzwi.
Monty’s był zwyczajnym, odprężającym barem z parkietem do tańca, dlatego często tu bywaliśmy. Emmett lubił mieć wybór, a w innym miejscu nie mógłby poznawać tylu dziewczyn, z którymi jednak nie był gotowy na związek. Byłam w stanie ocenić, kiedy chciałby pojechać poza Seattle, żeby poznać nowe twarze. Emmett był świnią, chociaż z drugiej strony nigdy nie sprawiał pozorów, ani nie składał fałszywych obietnic na coś więcej, poza zwykłym seksem.
Usiedliśmy przy barze, Emmett wziął piwo, a ja gin z tonikiem.
- Więc, jakieś interesujące procesy w tym tygodniu?
- W sumie tak. Ale pamiętasz, że nigdy nie mówię nazwisk, a ta sprawa była szczególnie delikatna.
Emmett siorbał piwo i niecierpliwie przechylał kufel.
- Ta sprawa była między pewną rodziną i szkołą. To małżeństwo ma ośmioletniego syna, który myśli, że jest dziewczyną. System szkoły uznał go za problem, ponieważ inni uczniowie, chłopcy, poturbowali go.
Oczy Emmetta rozszerzyły się.
- Właśnie. Jego rodzice wiedzieli, że ma tendencje dziewczyńskie, inteligentni, ale załamanie zdarzyło się, kiedy mały zaczął chodzić do szkoły ubrany jak dziewczyna. To normalna placówka, więc różnica była bardzo widoczna. A ja nie mówię tu o damskich jeansach i spinkach do włosów.
- Chryste i jak był werdykt? Jego rodzice coś zrobili?
Potrząsnęłam przecząco głową.
- Jego rodzice utrzymywali, że to jest normalne. Po prostu byli zmieszani, bo znaleźli się w kropce, w końcu musieli synowi kazać zerwać z czymś, co uważali za normalne. Chłopiec za to powiedział sędzi, że naprawdę czuje, że został stworzony do bycia dziewczyną i, że męczy go udawanie, iż jest taki, jak inni chłopcy.
Emmett potrząsnął głową ze współczuciem i pociągnął łyk swojego piwa.
- Więc sędzia, dzięki Bogu, przekonała chłopaka, żeby zachowywał się jak chłopiec, ale tylko w szkole, natomiast później może z powrotem powrócić do swojego bardziej damskiego oblicza. A na razie ustaliła, że raz w tygodniu mały będzie przychodził na spotkania, które pomogą mu jakoś koegzystować z innymi.
- Kurcze, to musiało być trudne dla jego rodziców.
- Na pewno. Nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić. Tak czy inaczej, to była najdziwniejsza sprawa ostatnimi czasy – zakończyłam i popiłam trochę mojego koktajlu.
Wtedy też dołączyli do nas Jasper z Alice i też zamówili sobie drinki. Alice zawsze chodziła wystrojona. Poza pracą byłyśmy naprawdę szalone, a ona była moją przyjaciółką od ciuchów, zupełnie inną, niż Emmett, czy Angela. Rozmawialiśmy we czwórkę, Emmett z Jasperem robili zakłady, która sportowa drużyna wygra, a Alice opowiadała zabawne historie „z życia biura”. W końcu Jasper szturchnął swoją dziewczynę łokciem, sugestywnie mrugnął i zabrał Alice na parkiet. Taniec przychodził mu bardzo gładko, wprawnie wirował z moją przyjaciółką wokół. Byłam przy trzecim drinku, kiedy złapałam Emmetta na wymienianiu spojrzeń z dziewczyną z drugiego końca pomieszczenia. Rzuciłam na nią okiem i dostrzegłam, że wręcz pożera mojego przyjaciela tym swoim sugestywnym wzrokiem. Bardzo powoli jadła wisienkę ze swojego owocowego koktajlu.
- Boże, prawie poczułam jej ból.
Ledwo mnie słuchający Emmett, odpowiedział:
- Hej, nie obiecuję im nic, poza niezapomnianą nocą – dokończył swoje piwo jednym głębszym łykiem i ruszył w stronę swojej wybranki. Cóż, to był ostatni raz, kiedy widziałam mojego przyjaciela tego wieczoru. Z uśmiechem przyglądałam się Alice i Jasperowi, śmiejącym się i śpiewającym słowa piosenek, które leciały. Ktoś zajął miejsce Emmetta, a ja odwróciłam się od niego, by nie miał sposobności zagadania. Jeżeli nie rozglądasz się za facetem, to na pewno nie chcesz złapać kontaktu wzrokowego. Tak idiotyczne, jak to było w rzeczywistości, facet w tym momencie sądzi, że chcesz uprawiać z nim seks.
- Wezmę to, co ona pije – powiedział delikatny głos. Dalej obserwowałam parę na parkiecie, kiedy barman podał mojemu sąsiadowi drinka. Popijaliśmy napoje w błogiej ciszy.
- Więc… dobrze się dziś bawisz?
Skinęłam lekko głową, usiłując patrzeć na wprost i ignorować nieznajomego.
- Często tu bywasz? – Kontynuowałam ignorowanie go w zamian koncentrując się na drinku przede mną. Czy ten koleś nie mógł tego załapać?
- Kolor tej bluzki idealnie pasuje do twojej skóry. – Teraz powinnam wstać i się oddalić, ale nie chciałam, żeby koleś poszedł za mną. Widocznie potrzebował kopa w tyłek, albo nawet dwóch, żeby załapać to, że nie byłam nim zainteresowana.
- Słuchaj, koleś… - Wkurzona, odwróciłam się do niego. Moja mała mówka, jaką sobie przygotowałam, zamarła mi na ustach. Patrzyłam na wręcz boleśnie pięknego faceta z brązowymi włosami w nieładzie i oczach w kolorze głębokiej zieleni. Wpatrywał się we mnie. Moje spojrzenie padło na jego usta, idealnie skrojone i ułożone w uśmiech samozadowolenia. Facet, widząc, jak się gapię, uśmiechnął się szerzej, nieco krzywo, tak, że jeden kącik ust był wyżej. Zwęziłam oczy i wróciłam do swojego drinka. Na moje nieszczęście, szklanka była pusta i wyszło mi głośne siorbnięcie. Mężczyzna wyciągnął plik banknotów i zamówił kolejkę dla nas obu.
- Nie obawiaj się, nie zamierzam zaciągnąć cie do łóżka. – Uśmiechnął Się do mnie szeroko i dał barmanowi napiwek. Zorientowałam się, że jestem oczarowana tym jego spojrzeniem i uśmiechem, więc szybko wychyliłam swojego nowego drinka, żeby mieć czym się zająć.
- Mam na imię Edward. – Zmienił pozycję tak, że jego ciało subtelnie zbliżyło się do mojego. Ten facet był bardzo słodki, ale ja znałam te wszystkie sztuczki.
- Bella.
- Nie przypuszczałbym, że młoda kobieta będzie lubić gin z tonikiem.
Grzeczna uwaga i mały wstęp. Mogłam się tego spodziewać.
- To jedyny drink jaki zazwyczaj piję. –Popijałam z wdziękiem.
Edward odwrócił się i wziął dużego łyka. Czułam, jak moje oczy ciągną się do jego mięśni, poruszających się na szyi. Szybko odwróciłam wzrok i skupiłam uwagę na Emmecie i jego nowej dziewczynie na drugim końcu pomieszczenia. Nigdy tak łatwo nie poddawałam się urokowi facetów. Może to już za dużo drinków…
- Zgaduję, że to nie jest twój facet – stwierdził, podążając za moim wzrokiem, patrząc na parę flirtującą ze sobą bezwstydnie. Ponownie spojrzałam na niego, próbując nie patrzeć w oczy.
- Nie, ale lepiej bądź ostrożny, jest bardzo opiekuńczy w stosunku do mnie – postraszyłam lekko. Zaśmiał się delikatnie idealnym głosem, tak, że i ja nie mogłam opanować uśmiechu. Mój nowy znajomy gapił się na przerażającą kupę mięśni, jaką był Emmett.
- Widziałem cię, jak siedziałaś z nim wcześniej i to naprawdę dowód wielkiej odwagi, że podszedłem tutaj – powiedział, strzelając do mnie wielkim uśmiechem. Teraz to ja się głośno roześmiałam.
- No tak, przypuszczam, że powinieneś dostać odznakę druha za ten wyczyn.
Edward skończył swojego drinka i zamówił dwa kolejne. Czułam się coraz bardziej zrelaksowana, ale to pewnie zasługa alkoholu, który w siebie wlałam.
- Więc, wyglądasz jakbyś pierwszy raz był w „Monty’s”.
- Bo tak jest. Niedawno się tu przeprowadziłem i doszedłem do wniosku, że trzeba sprawdzić, gdzie tu się bawić.
- I jak, dobrze się bawisz w Seattle?
- Teraz już tak – odparł z tym swoim krzywym uśmiechem. Odwróciłam wzrok, kiedy mój towarzysz mówił dalej o mieście. Prowadziliśmy swobodną rozmowę o sklepach i kawiarniach w centrum.
- Powinieneś się wybrać do Palisade, to najlepsza knajpa z owocami morza w Seattle.
- A może wybrałabyś się ze mną tam kiedyś? – Spojrzałam na niego. Miał oczy koloru ciemnego szmaragdu, teraz skupione na mojej twarzy. Jego brwi były lekko ściągnięte i już nie uśmiechał się głupkowato. Teraz był bardzo poważny, przez moment się wahałam… Nie chciałam zaczynać czegoś nowego, by się później rozczarować, a to mogłoby mieć miejsce z Edwardem. Był obłędnie przystojny, czarujący, ale i intrygujący. Odrywając od niego wzrok, postawiłam moją szklankę na barze i zeskoczyłam ze stołka. Edward także przesunął się na swoim stołku, odstawiając szklankę, wyglądając jakby na pełnego obaw. Jakby w odpowiedzi, złapałam go za rękę i zaciągnęłam w stronę parkietu. Muzyka wokół nas grzmiała, a my tańczyliśmy, akcentując każdym ruchem rytm. Po chwili Edward złapał mnie za biodra i przyciągnął bliżej siebie, tak, że nasze ciała zaczęły się o siebie ocierać. Patrzyłam się dużymi oczami w jego rozbawione. Postanowiłam, że nie poddam się bez walki. Na moje wargi wkradł się diaboliczny uśmiech, objęłam chłopaka i kontynuowałam kołysanie się do muzyki. Był świetnym tancerzem, ale jakoś specjalnie mnie to nie zdziwiło. Pewnie był świetny we wszystkim. Po paru piosenkach wróciliśmy do baru się napić i porozmawiać z Alice i Jasperem. Gdy złapaliśmy oddech, Edward zamówił dla naszej czwórki kolejkę tequili, śmialiśmy się i gadaliśmy o wszystkim i niczym.
Trzy godziny później
Edward pchnął drzwi clubu i, niosąc mnie na plecach, biegł w dół ulicy. Śmialiśmy się histerycznie, a wiatr wiał nam prosto w twarze. Byliśmy całkowicie zalani. Nagle Edward zatrzymał się, a ja zsunęłam się z jego pleców. Chybotałam się na nogach, więc oparłam rękę o niego. Niezbyt zorientowanym wzrokiem zdałam sobie sprawę, że stoimy przed wysokim apartamentowcem. Edward zakręcił mną tak, że stałam teraz przodem do niego i położył swoje usta na moich.
- Powiedziałam ci, że się z tobą nie prześpię – powiedziałam ze szklistymi oczami.
- Ale ja nie planuje spania na dzisiaj – powiedział na wprost moich ust. Otoczyłam go ramionami i z zapałem oddałam pocałunek. Nasze usta poruszały się w harmonii, po chwili pocałunek stał się głębszy, a jego usta szarpały moje. Smakował alkoholem, miętą i jeszcze czymś słodkim. Potykając się, doszliśmy do drzwi windy, a nasze ręce błądziły po ciele partnera. Jakimś cudem Edward otworzył drzwi od mieszkania, ale ja byłam napalona, zamroczona alkoholem i nie do końca nadążałam. Wdarliśmy się do jego apartamentu, a mój kochanek zatrzasnął drzwi i przycisnął mnie do nich, napierając na mnie i kontynuując swój wygłodniały najazd. Włożyłam swoje ręce w jego włosy ciągnąc je, kiedy Edward jeździł dłońmi po moich krągłościach. Jego język wdarł się do moich ust, powodując, że jęknęłam. Nasze oddechy stały się płytkie, tak, że miałam wrażenie, jakbym nie mogła oddychać, ale miałam to gdzieś. Pchnęłam swoje biodra w jego strona, na co on warknął nisko. Mój ruch go zachęcił. Podniósł mnie swoimi silnymi ramionami, które były niczym stal. Nie przerywając pocałunku, podniósł mnie tak, że moje nogi oplotły jego talię. W głowie miałam mgłę i działałam pod wpływem impulsu. Edward gryzł moją rozgrzaną skórę, a ja drapałam go po plecach, by dał mi więcej. Ruszyliśmy w stronę sypialni zrzucając rzeczy wokół i ściągając ciuchy z siebie nawzajem. Nic się nie liczyło poza tym, żeby mieć Edwarda w sobie i wszędzie wokół. Gdzieś bardzo głęboko w mojej głowie, przekonywałam się, że muszę uwolnić swe potrzeby, pozwalając sobie na nieprzyzwoite przyjemności pod naciskiem Edwarda. Oboje chcieliśmy dominować bez tracenia siebie.
~/~/~/~
Moja głowa boleśnie pulsowała, nawet włosy mnie bolały. Próbowałam przeczyścić suche gardło, czułam, jakby w nim coś wyrosło. Odwróciłam się od okna, niegotowa na słońce, wzdychając i wtulając się w poduszkę. Zaciągnęłam się zapachem wanilii, mydła i jakiś przypraw. Po minucie nagle otworzyłam oczy, znając, a jednocześnie nie rozpoznając zapachu. Szybko się podniosłam, chwytając się i krzywiąc z bólu. Czułam się chora, jakbym miała spory ciężarek w brzuchu. Rozglądałam się wokół, mając prześcieradło owinięte na moich kończynach. Podążyłam wzrokiem za prześcieradłami i prawie sapnęłam na głos, gdy zobaczyłam, że ktoś śpi obok mnie. To był Edward, leżał na brzuchu i obejmował rękami poduszkę pod głową. Tkanina delikatnie oplatała połowę ciała, a mięśnie na plecach unosiły się i opadały w miarę oddechów mojego kochanka pogrążonego w głębokim śnie. Zorientowałam się, że stoję naga, drżąc. Nie do końca wiedziałam, jak w ogóle znalazłam się w tym mieszkaniu, a co dopiero w tym łóżku. Rozglądałam się i szukałam pod łóżkiem moich ciuchów. Nigdzie nie mogłam ich znaleźć i czułam, jak narasta we mnie uczucie paniki. Podreptałam cicho do drzwi i wprost szczęka mi opadła na widok pokoju przede mną. Zarumieniłam się aż po czubek głowy. Był tam jakby szlak z porozrzucanych rzeczy. Gazety i książki były porozsypywane po podłodze, razem z płytami, pilotami, papierami… Stół był cały zawalony różnymi rzeczami, a krzesła poprzewracane, na skórzanej kanapie leżały rozczłonkowane poduszki. Gdzieś w tym syfie były porozrzucane nasze ciuchy. Zanurkowałam za swoimi ubraniami zupełnie, jak tonący chwyta się liny. Zakładając bieliznę i jeansy, złapałam swoją koszulkę, byle z tym skończyć. Była porozrywana na krawędziach, ale zignorowałam to, szukając moich butów. Po chwili znalazłam jeden, a drugi był za oparciem kanapy. Zdezorientowana swoim zachowaniem, niczym na polowaniu. Zakradłam się do obszernej kuchni z marmurowymi blatami i najnowszym sprzętem. Wzięłam szklankę z suszarki na naczynia i napełniłam wodą z kranu. Po pochłonięciu dwóch szklanek, wzięłam swoją kurtkę, która wisiała na oparciu krzesła i torebkę, którą znalazłam pod stołem. Poczułam mrowienie, zawroty głowy i rumieniec na policzkach, gdy zobaczyłam guziki od koszuli Edwarda, porozrzucane na drewnianej, polerowanej podłodze.
Słońce zaczęło wychodzić zza chmur, a świeże powietrze sprawiło, że poczułam się lepiej. Po pierwsze, musiałam zastanowić się, gdzie jestem, minąwszy ze dwanaście wieżowców, poczułam się prawie trzeźwa. Ściągnęłam z siebie ciuchy, gdy doszłam do domu, wzdychając radośnie, że w końcu jestem u siebie. Wzięłam prysznic, zmieniłam ubranie i położyłam się z powrotem spać.
Zbudziło mnie dzwonienie, więc szybko otworzyłam swoje zaspane oczy, szukając telefonu na swoim nocnym stoliku.
- Halo? – zachrypiałam.
- Bella! O. Mój. Boże. Opowiedz mi wszystko! Widziałam, jak wychodziłaś z tym obłędnie przystojnym facetem. – Spojrzałam na zegarek. Była jedenasta rano. Sądzę, że to nie była odpowiednia godzina na telefony w sobotę. Usiadłam, upewniając się, że, tym razem, jestem w odpowiednim łóżku. Rozciągając się i wybudzając, zapomniałam, że jestem w trakcie rozmowy.
- Cześć, Alice. – Ziewnęłam.
- Więc? Jakieś sprośne szczegóły? – Warknęłam i próbowałam oczyścić mój zamulony mózg.
- Więc, po wyjściu z baru poszliśmy do niego… - Noszenie na barana i śmiech. Moje wspomnienia nie były za wyraźne. – Rozmawialiśmy. – Nie mam w planach snu tej nocy. – Spaliśmy razem, a dzisiaj rano wyszłam. – Wiedziałam, że to prawdopodobnie nie było satysfakcjonujące. W tym momencie żałowałam każdego osądu w stosunku do Alice, o każdej strasznej historii o oszałamiającej randce i jednej nocy.
- Szczegóły, Bello. Jaki był? Wyglądał na bogatego, jego mieszkanie pewnie to czysty przepych… wygląda jakby urządzał go dekorator, czy raczej jak mieszkanie kawalera?
- Aliiiice, nie wiem, był… w porządku… jego mieszkanie też było… w porządku. – W moim wspomnieniu, Edward zrywał ze mnie bluzkę i składał gorące pocałunki na mojej szyi.
- W PORZĄDKU?! – Alice ściągnęła mnie z powrotem do rzeczywistości. Pozostałam w ciszy, próbując wymyśleć jakieś bardziej zadowalające przymiotniki.
- O niebiosa, ty go lubisz! I świetnie się bawiłaś!
- Poczekaj chwilę, Alice…
- Zawsze wymyślasz jakieś wady. Albo chrapią, albo oczy ma za blisko siebie, albo przeżuwa z otwartymi ustami, itp.
- Dobra – syknęłam. – Jest niemożliwe przystojny, jeszcze lepiej jest, gdy ściągnie ciuchy. Nie pamiętam połowy zeszłej nocy, ale wiem, że to było najlepsze przeżycie w moim życiu. I nie wiem, jak wygląda jego mieszkanie, bo tylko obijaliśmy się po nim, po czy trafiliśmy do łóżka – powiedziałam to wszystko na wydechu, wydając świszczący dźwięk. Alice zaczęła się histerycznie śmiać, a ja opadłam z powrotem na poduszkę.
- Więc masz czego chciałaś, koniec historii. – Alice szybko skończyła się śmiać.
- Co? Czy ty mówisz, że nie zamierzasz więcej robić tego z tym obłędnym facetem?
- Nie, Alice. To był jednorazowy wybryk i nie zamierzam już nigdy więcej go spotkać – zaczęłam zrzędzić. Głowa znów zaczęła mi pulsować. Alice westchnęła zawiedziona, a ja nie mogłam sobie wyobrazić z jakiego powodu.
- W każdym razie. Spałam.
- Dobrze, Bello, mam nadzieję, że nie pożałujesz tego, że nie dałaś mu swojego numeru. Do zobaczenia w poniedziałek – powiedziała radośnie i się rozłączyła. Odłożyłam telefon i przewróciłam się na drugi bok, ale nie mogłam usnąć. Znów uderzyły we mnie wspomnienia.
Siedziałam na jego kuchennym stole, a on stanął między moimi nogami i pochylił się w moją stronę. Moje dłonie niecierpliwie zjechały z jego szyi na ramiona. Jego usta wydawały się być wszędzie, moja skóra rumieniła się i czuła mrowienie, od tych wszystkich uczuć, jakich dostarczał mi jego język. Opuszki moich palców błądziły po jego mięśniach, podczas gdy Edward zsunął mój koronkowy czarny stanik do talii, a drugą ręką podtrzymywał mnie od tyłu. Jęknęłam, kiedy musnął jedną z moich piersi i schodził niżej. Był delikatny, dotykając i podgryzając moje twarde sutki. Moje palce zakręcały się w jego włosach, oczy wywróciłam do tyłu, a z moich ust wydobył sie gardłowy jęk.
Warknęłam we frustracji i sięgnęłam po telefon. W szybkim wybieraniu wcisnęłam trójkę.
- Co jest?
- Śniadanie.
To była moja i Emmetta tradycja, że szliśmy na śniadanie, kiedy mieliśmy kaca, albo szaloną noc – akurat dzisiejszego dnia byłam jedyną osobą obarczoną kacem. Nasza kelnerka była bardzo troskliwa, ciągle dolewała nam kawy i rzucała uśmiechy Emmettowi, który patrzył na nią, jakby była posiłkiem. W ogóle nie zwracał uwagi na mnie, podczas gdy próbowałam dojść do siebie. Przepaść między kobietami, a facetami nie ma chyba końca.
Emmett polał swój ogromny stos naleśników syropem, po czym przez moment przeżuwaliśmy nasze jedzenie w ciszy.
- Wyglądasz okropnie – zauważył i wsunął kęs naleśników do ust. Pokroiłam swój tost z jajkiem z równym entuzjazmem.
- Wiem, ty za to wyglądasz świetnie, niesamowite. – Mój przyjaciel przełknął i włożył do ust następny kęs.
- Po pierwsze, trzymam się swoich zasad. Po drugie, moje rany są tam, gdzie nikt nie jest w stanie ich dostrzec. – Wykrzywiłam twarz w grymasie, podczas gdy Emmett zachichotał. Przybliżył się.
- Czaisz, sprawiłem, że mruczała.
- Jak kotka? – Uniosłam brwi, podczas gdy Emmett odsunął się i, z miną zwycięzcy, kończył śniadanie. – Pewnie udawała.
Po tym stwierdzeniu, wyglądał na głęboko zranionego.
- Nikt nie udaje z Emmettem Chasem – powiedział z samozadowoleniem. – A jak tam twoja noc?
Wzięłam mały kawałek tostu do ust i celowo bardzo wolno przeżuwałam. Wystarczyło mi to, jak Alice wycisnęła ze mnie szczegóły. Emmett wzruszył tylko ramionami i wrócił do jedzenia. To lubiłam w nim najbardziej. Mogłam z nim po prostu siedzieć, milczeć i jeść. Żadnych pytań, czy tłumaczeń.
Przez resztę weekendu poddałam się relaksowi i, tylko czasami, wracałam myślami do słodkich wydarzeń tamtej upojnej nocy. Na szczęście, wraz z poniedziałkowym porankiem, przyszły promienie słońca i aż chciało się wstać do pracy. Pędziłam przez poranny korek, wypiłam kawę. Kiedy wyszłam z windy, dotarł do mnie kojąco znajomy szum z biura. Rzuciłam swoje rzeczy na biurko i ściągnęłam marynarkę. Alice powitała mnie z drzwi.
- Gotowa, żeby pójść do pokoju konferencyjnego?
- No tak, zapomniałam o małym powitalnym przyjątku – powiedziałam tonem pozbawionym entuzjazmu i w myślach przeliczyłam stos papierzysk na swoim biurku. Ruszyłyśmy w stronę podwójnych drzwi w końcu korytarza.
- Gdzie Jasper?
- Jest asystentem. Jessica musi mieć wszystkich sługusów przy sobie. – Alice przewróciła oczami.
Wszyscy stali w małych grupkach rozmawiając i jedząc ze szwedzkiego stołu, który niestrudzenie uzupełniała Jessica. Był też wielki plakat ze słowami „Witamy”. Poszłyśmy przywitać się z Rosalie.
- Cześć, dziewczyny. – Gorąca blondynka spojrzała na nas, prawie się uśmiechając.
- Dzień dobry, Rosalie.
- Hejka, Rose! – zaszczebiotała Alice. Chyba tylko ona mogła byś tak nieoficjalna. – Zgaduję, że pan Lawrence jest zadowolony z organizacji przyjęcia? - zapytała.
- Jessica jest… sprytna – powiedziała Rose niechętnie.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- A’ propos… Pójdę poszukać Jaspera, może potrzebuje wybawienia. – Alice odeszła tanecznym krokiem, pozostawiając mnie z Rose na małej pogawędce. Kiedy usłyszałam zaskoczony chichot Alice z drugiego końca pomieszczenia, spojrzałam i zobaczyłam ją w towarzystwie Jaspera i…
Czupryny rozczochranych brązowych włosów.
Wszechświat mnie nienawidzi.
*Mężczyzna może być szczęśliwy z każdą kobietą tak długo, aż jej nie pokocha
**http://pl.wikipedia.org/wiki/Okulary_dwuogniskowe
______________________
mam nadzieję, że historia was zaciekawi, następny rozdział postaram się dodać jak najszybciej
Oczywiście, jeżeli ff będzie miał branie ;p |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Puszka dnia Pią 20:13, 20 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
|
Mrs.Batman
Nowonarodzony
Dołączył: 24 Lip 2009
Posty: 23 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań / Buk
|
Wysłany:
Śro 17:38, 18 Sie 2010 |
|
To jest dobre. xd ))
Już nie mogę sie doczkać dalszych rozdziałów. Wow. ;d Sama nie wiem co mam jeszcze napisać. Wiem tylko, ze cytat na poczatku rozdziału jest strasznie...brutalny . ;P
Podoba mi się Bella ze szczyptą pacoholizmu. x)
A kiedy chodzi o Emmetta to jestem niezwykle ciekawa, jak zdoła on rozmrozić Rose. ;D
Dobra piszę od rzeczy.
Życzę: weny, chęci, czasu, stron w Wordzie. ;*
milaa. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Śro 19:31, 18 Sie 2010 |
|
no, no ciekawie nie powiem
plus na początek za długi rozdział, mam nadzieję, że każdy następny będzie taki sam
do tego fabuła może byc ciekawa, dalszy rozwoj akcji tak samo, ciekawe jak Edzio i Bells zareagują na siebie:) i już widzę entuzjazm Alice...
więc czekam na następny
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Phebe
Wilkołak
Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow
|
Wysłany:
Śro 19:45, 18 Sie 2010 |
|
OMG!
Od dawna czytam ten ff w oryginale!
Strasznie cieszę się, że znalazła się dobra dusza, która rozpowszechni to opowiadanie i przybliży je polskiemu czytelnikowi!
Mnie osobiście ABSOLUTNIE uwiódł tutejszy Edward.
Niewtajemniczeni już niebawem przekonają się, co takiego mam na myśli...
Życzę weny! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aja
Wilkołak
Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;
|
Wysłany:
Czw 10:42, 19 Sie 2010 |
|
Zapowiada się bardzo ciekawie. Na razie nic więcej nie mogę powiedzieć, ale nie mogę doczekać się tutejszego Edwarda, skoro Phebe tak go zachwala(:
Tłumaczenie dobre, nie ma zgrzytów i czyta się przyjemnie, tak więc powodzenia i weny.
Pozdrawiam Aja(:
P.S. Na pewno zajrzę tu(; |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Amiya
Dobry wampir
Dołączył: 10 Lis 2008
Posty: 2317 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 30 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Stąd ;)
|
Wysłany:
Czw 11:09, 19 Sie 2010 |
|
Oł, Puszka! Uważam że jeśli sądzisz że ten ff nie będzie miał brania to się mylisz.
Według mnie jest świetny. ;P
Nie widze jakoś przyjaźni Bella&Emmett, jednak ciekawi mnie jak ich wątek się rozwinie. Widze go przez pryzmat Cullena dlatego tak mnie razi jakoś.
Od początku wiedziałam że tym nowym pracownikiem bedzie Edward(no cóż, to było akurat przewidywalne, wiec wielkiego zaskoczenia nie ma). ;p
Podoba mi się Bella, naprawde. (jak w większości ff'ów zresztą). Czuje się atrakcyjną kobietą(i z pewnością nią jest), podchodzi z dystansem do siebie i do życia, jest pewna siebie, bla bla bla... ;-)
Ciekawi mnie w ogole co będzie dalej, dlatego czekam na dalsze rozdziały.
Kawał dobrej roboty.
;* |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Amiya dnia Czw 11:11, 19 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
sheila
Zły wampir
Dołączył: 12 Lis 2008
Posty: 428 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hogwart w La-Push, na Upper East Side.
|
Wysłany:
Sob 15:12, 21 Sie 2010 |
|
tak tak, jestem na tak! :)
super txt, dobrze sie czyta, długi rozdział[bynajmniej ten, nei sprawdzałam oryginału), postaci słodkie- taki Ed i taka Bella, ulubieńcy moi:)
Oczywiscie jak zwykle przesłodziutka, przekochana, przecudowny fajntastyczna wybuchowa chochlikowata Alice- mam jej dosyć ale mam nadzieje, że dam rade ją przegryźć :)
Emm jako przyjaciel Belli- lubie to połączenie :)
Cytat: |
- Boże, prawie poczułam jej ból.
Ledwo mnie słuchający Emmett, odpowiedział:
- Hej, nie obiecuję im nic, poza niezapomnianą nocą |
hihihihih ;D czyż On nie jest uroczy? ;D
Nie spodobało mi się, że Bella uciekła z mieszkania Eda. Nie ładnie nie ładnie. Szczególnie jeżli taki tyłeczek wystaje spod pościeli ;D ( musze coś ze sobą zrobić, taki Ed źle na mnei działa a dziś moja pierowsza rocznica z moim chłopakiem :) ) Jasne od poczatku było kto pojawi sie w zastępstwie, no proste, juz sie nei moge doczekac kolejnego rozdziału. Ciekawe jak Bella bedzie unikać tego szalenie cudownego przystojniaka :D
Tak więc Puszko- u mnie masz, rozdział ma branie :) zdecydowanie :)
Czekam na kolejny chap, będzie hot, czuję to.
xoxo |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
villemo
Wilkołak
Dołączył: 29 Sie 2009
Posty: 114 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wzgórze czarownic
|
Wysłany:
Sob 19:02, 21 Sie 2010 |
|
Przeczytałam ten rozdział ze sceptycznym nastawieniem i nie byłam do niego przekonana, sama nie wiem dlaczego. Jestem jednak tylko istotą ludzką i mam prawo się mylić i zmieniać swoje zdanie i poglądy, tak tez się stało po "pochłonięciu" tego ff-a. Dobrze, że mimo lekkiej niechęci zdecydowałam się zapoznać z nim.
Podobaja mi się rozmowy Emmeta i Bells Och... i próba spławienia Edwarda. Jak narazie jest git, rozdział długi, brak błędów, fajnie i szybko się czyta.
Ja piszę się na ciąg dalszy.
xoxo,
Villemo. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
wampiorka
Zły wampir
Dołączył: 28 Maj 2009
Posty: 399 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z zza Ekranu
|
Wysłany:
Sob 21:02, 21 Sie 2010 |
|
Niezłe Puszka..czytałam dużo ff na tym forum ale ten ,ten
ma coś w sobie. Jest trochę przewidywalny nie powiem ale nie mogę się doczekać dalszej część.
Weny
I nie ubłagalnie czekam na dalszą część.
^^ |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kali.
Wilkołak
Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 146 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk
|
Wysłany:
Czw 10:10, 23 Wrz 2010 |
|
Ojej... . Wiesz co? Ile ja się namęczyłam, aby znaleźć to opowiadanie?!
Raz je przeczytałam i potem w ogóle zapomniałam o nim, ale coś nie dawało mi spokoju...
Dniami go szukałam, aż w końcu nie wytrzymałam więc wsadziłam do "Poszukiwany, poszukiwana" i na reszcie! Wspaniała osóbka przyszła mi z pomocą!
No wreszcie mogę je skomentować, bo wcześnie ni cholera, nie mogłam go znaleźć.
No, ale już jest dobrze ;]
Cieszę się niezmiernie, że podjęłaś się tłumaczenie, owego FF'a. Już od dłuższego czasu przymierzałam się, aby przeczytać je w oryginale. Ale jakoś nie mogłam się wziąć za to... i warto było czekać, no.!
Kwestia błędów, takowych nie ma! Wybacz, ale nawet nie szukałam, byłam zbyt pochłonięta czytaniem... ;] Ale cóż mi się dziwić, lubię podobne FF'y
Tak więc, strasznie fajnie wychodzi Ci to tłumaczenie, autorka również nie miała banalnego pomysłu, ale cóż mogę na razie powiedzieć? Czekam na więcej ;]
Ave Vena *Chyli Czoło*
Pozdrawiam;
Kali. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
seska
Dobry wampir
Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 20:17, 23 Wrz 2010 |
|
Wstyd, wstyd, wstyd... No, może jednak nie. Mam sklerozę
Dawno, dawno temu, pewna osóbka wstawiła pierwszy rozdział tłumaczonego przez siebie opowiadania. Inna na ów trafiła i zapoznała się z jego treścią. Powinna była skomentować, ale najpierw cierpiała na lenistwo, a później objawiła się sklerosis...
Po pewnym czasie owa osoba postanowiła się zrehabilitować i co nieco powiedzieć. Wiadomo już, o kogo chodzi, prawda?
Czyli tak: pomysł na opowiadanie - trafiony jak najbardziej. Czuję, że nie zabraknie humoru. Tudzież innych, całkiem sympatycznych wydarzeń. Nasi ulubieńcy na pewno nie będą mieli z górki, ale o to przecież chodzi, rajt?
Rozdział długi, co się bardzo chwali. Jedyne, co mi przeszkadza, to długa przerwa z kontynuacją tłumaczenia, ale rozumiem, że każdy ma prywatne życie i różne priorytety. Więc cierpliwie czekam na ciąg dalszy, bo jestem przekonana, że warto
Dzięki, dziewczyny, za obiecujący tekst |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Puszka
Zły wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 305 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: 1505 10th Street, Santa Monica, CA 90401
|
Wysłany:
Czw 21:20, 30 Wrz 2010 |
|
tak, tak, tak.
dziękuję Wam bardzo za komentarze
i bardzo przepraszam za przerwę. Zaczęła się szkoła, druga liceum - horror. Nie mam czasu dla siebie praktycznie w ogóle. Oczywiście nie chcę robić żadnych wymówek, nie, nie. Zabiorę się za dokończenie rozdziału w ten weekend, obiecuję. Już mam fragment przetłumaczony, tylko naprawdę nie mam czasu
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i jeszcze raz dziękuję za komentarze
seska - uwielbiam Twój komplet! :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
seska
Dobry wampir
Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 22:53, 30 Wrz 2010 |
|
Puszka napisał: |
seska - uwielbiam Twój komplet! :) |
Fenk ju
Cytat: |
Zabiorę się za dokończenie rozdziału w ten weekend, obiecuję. |
Łiiiiiiiiiiiiii!!! No to czekaju, czekaju. Zaczynam dostawać ślinotoku
A ja przypominam - piszemy bez offtopów i bez jednolijkojców moje drogie Panie. BB. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|