|
Poll :: JAK OCENIACIE TO OPOWIADANIE? |
A) FATALNY |
|
10% |
[ 3 ] |
B) NIEZŁY |
|
3% |
[ 1 ] |
C) DOBRY |
|
17% |
[ 5 ] |
D) ŚWIETNY |
|
68% |
[ 20 ] |
|
Wszystkich Głosów : 29 |
|
Autor |
Wiadomość |
serenithy
Człowiek
Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 16:19, 04 Lip 2009 |
|
ZAPRASZAM DO CZYTANIA! MAM NADZIEJE ZE WAM SIĘ SPODOBA!
MROŹNY PORANEK
Gdy czasem rzeczywistość nie wygląda tak, jak ją sobie wyobrażamy,
I kiedy z pozoru znany nam świat, nagle wydaje się całkiem obcy,
trzeba pamiętać, żeby nie oszaleć i nie zgubić się pośród tego całego chaosu.
Czy zawsze trzeba wybierać to, co podpowiada nam serce?
Nawet wtedy, kiedy każe nam skoczyć w ramiona śmierci?
Czy można zaufać komuś, kto pragnie twojej krwi?
Po kolejnej kłótni po prostu wyszłam z domu. Z płaczem szłam przed siebie, nawet nie wiem, jak długo, bezwiednie mijając znaną mi okolicę. Chciałam uciec jak najdalej. Łzy zamazywały mi obraz, nie myślałam, gdzie niosły mnie nogi. Byle jak najdalej od niego. Chciałam się gdzieś schować, żeby nie mógł mnie znaleźć, żebym mogła być sama, tak bardzo tego pragnęłam. Szłam i szłam, dopiero po dłuższej chwili zauważyłam, że zapadł zmierzch, a ulica, którą pokonywałam była całkiem pusta, ciemna i obca! Mimo to nie miałam ochoty się zatrzymywać… W głowie wciąż pojawiały się obrazy, które mnie prześladowały. Garnek uderzający o podłogę, wylewająca się na podłogę zupa, która rozbryzgiwała się po całej kuchni. A potem jego podniesiona ręka i te oczy kipiące ze złości. Serce biło mi mocno, kiedy sobie znów to wszystko przypominałam… a łzy płynęły nowym strumieniem, rozmazując resztki makijażu. Musiałam teraz wyglądać naprawdę żałośnie. Nie przejmowałam się tym, bo w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby to zobaczyć – przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Wiatr, którego wcześniej nie dostrzegałam musiał widocznie wezbrać na sile, bo zrobiło mi się bardzo zimno. Nie wiedziałam, gdzie się znajdywałam, jak daleko odeszłam ani nawet, która była godzina. Wyszłam tak jak stałam, nawet nie wzięłam kurtki, co jest rzeczą oczywistą, gdy się wybiera na spacer w połowie lutego. W końcu się zatrzymałam, rozejrzałam uważnie, szukając jakiegoś charakterystycznego punktu, który dałby mi odniesienie i pozwolił zorientować się gdzie jestem. W sumie było mi to obojętne, bo nie chciałam teraz wracać do mieszkania, ale to chyba instynkt nakazywał mi to zrobić.
Nie znalazłam żadnej wskazówki, stałam pośrodku ciemnych, opuszczonych kamienic. Powybijane okna i śmieci na chodniku wskazywały na to, że nie jest to najbezpieczniejsze miejsce. Żadnej latarni, żadnego przystanku autobusowego w zasięgu wzroku, żadnej tabliczki z nazwą ulicy. Nagle poczułam ogromny strach. Byłam sama, nie wiadomo gdzie, całkiem wyleciało mi z głowy, dlaczego się tu znalazłam i nie wiedziałam, jak wrócić. Postanowiłam zawrócić, tak chyba będzie najbezpieczniej. Kiedy uszłam kilka metrów, z powrotem znalazłam się w ślepej uliczce, zaczęłam się trząść. Nagle usłyszałam jakiś szelest i wpadłam w histerię, wtedy zobaczyłam go po raz pierwszy.
Zbliżał się do mnie, widziałam jego pociągłą sylwetkę, księżyc ledwo oświetlał bladą twarz. Czułam się jakby to była ostatnia chwila mojego życia. I wtedy zażyczyłam sobie, aby nie sprawił mi zbyt wiele bólu. Cień zatrzymał się i przyglądał mi się przez chwilę. Serce biło tak mocno jakby chciało się wyrwać z piersi, zacisnęłam pięści i pomyślałam, byle szybko i sprawnie… jestem gotowa umrzeć. Postać wyraźnie cofnęła się, jakby zmienił zdanie.
- Poczekaj…- wyrwało się z mojego gardła.
Co ja najlepszego robię?! Zamiast uciekać, wołam go. Czyś ty całkiem postradała zmysły, dziewczyno? Postać odwróciła się i podeszła bliżej. Zatrzymała się jakieś trzy metry ode mnie. Oczekiwała chyba, że wytłumaczę, dlaczego prowokuję i czy życie nie jest mi miłe, w końcu zaczepiam obcego faceta w nieznanej dzielnicy, ale odpowiedź była jasna. Tak, w tym momencie chciałam umrzeć i zależało mi tylko na tym, żeby nie bolało. Z zamyślenia wyrwał mnie jego aksamitny głos.
- Dlaczego? – zapytał zimnym, wyrachowanym tonem.
Spojrzałam na niego, w jego oczy i nie mogłam się od nich oderwać. O co on mnie w ogóle pytał? Zniecierpliwiony brakiem odpowiedzi podszedł jeszcze bliżej. A ja czułam, że nawet gdybym chciała uciec, to teraz nie byłam w stanie się odwrócić. Jego piękne, czarne oczy po prostu mnie zahipnotyzowały, palnęłam bez namysłu…
- Bo nie chcę być teraz sama.
Dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedziałam i jak on może to zrozumieć. On ciągle się we mnie wpatrywał. To było naprawdę dziwne uczucie. Wyszłam z domu, bo chciałam być sama, a teraz zapragnęłam towarzystwa, i to właśnie tego nieznajomego. To właśnie czułam. Za wszelką cenę nie chciałam, żeby odszedł. Było to dziwne, poczułam się do niego przywiązana…
- To niedługo minie – odpowiedział szorstko.
Jego słowa brzmiały jak symfonia w mojej głowie. Mówił tak, że nie wiedziałam, o co chodzi. Był taki tajemniczy, bezwiednie przysunęłam się do niego tak, że dzieliły nas już tylko centymetry. A ja dalej nie mogłam oderwać swoich oczu od jego.
- Nie odchodź, proszę - powiedziałam płaczliwym głosem.
Nagle usłyszałam głośne syczenie ani się spostrzegłam, a jego już nie było. Wyrwałam się z transu i oprzytomniałam. Znów zaczęłam iść szybkim krokiem przed siebie. Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie idę a biegnę! Znów nie pamiętałam drogi, ale nagle zaczęłam poznawać okolice. Po chwili byłam pod swoim domem. Wbiegłam do niego zadyszana, pot spływał mi po skroniach, zatrzasnęłam drzwi, usiadłam na podłodze i znów zaczęłam płakać.
***
Obudziłam się. Dopiero po dłuższej chwili otworzyłam oczy i spostrzegłam, że leżę na zimnej posadzce w korytarzu. Zaraz potem moje mięśnie dały mi znać, że całą noc spędziłam na podłodze. Wszystko było zamazane, co tak naprawdę się wydarzyło, a co było tylko snem? Wstałam cała połamana. Poszłam do kuchni, w której na podłodze dalej rozlana była zupa, więc kłótnia nie była snem. Ale ten cień? Czy on mi się śnił? Był wytworem mojej wyobraźni czy to zdarzyło się naprawdę? Zawlokłam się na górę do sypialni, położyłam się na łóżku i znów rozpłakałam. Nie wiem, co było przyczyną, po prostu chciałam płakać. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi, nie chciałam wstać. Leżałam bezwładnie na łóżku, położyłam poduszkę na głowę, mimo to słyszałam jakiś stłumiony krzyk. Nie rozpoznałam słów, ale rozpoznałam głos, to był mój mąż. Dobijał się do drzwi, tym bardziej nie chciałam otwierać. Skuliłam się w kłębek i usłyszałam nagły trzask, aż podskoczyłam. Słyszałam kroki na schodach i wtedy stanął w drzwiach. W ręku trzymał bukiet róż, których nienawidziłam. Patrzył na mnie nieprzeniknionym wzrokiem. Musiałam wyglądać okropnie, bo w jego oczach rysowało się zmartwienie. Spojrzałam na niego i powiedziałam: - Wynoś się – spokojnym i opanowanym głosem jaki z sobie wymusiłam.
- Przyszedłem cię przeprosić – powiedział po chwili, wyciągając w moją stronę bukiet róż.
Milczałam, wstałam i minęłam go obojętnie, zakluczyłam się w łazience. Słyszałam jak mówi coś, stojąc pod jej drzwiami. Włączyłam wodę, żeby to zagłuszyć, nie pomagało. Włączyłam radio i nie chciałam już tego słuchać. Rozebrałam się i usiadłam na brzegu wanny, kiedy wypełniła się wodą, powoli się do niej wsunęłam. Widziałam przez szybę w drzwiach jak chodzi nerwowo pod drzwiami. Nie dawał za wygraną nawet po godzinie nie przestał krążyć. W końcu poddałam się wyskoczyłam z wanny ubrałam się i wyszłam. To co zobaczyłam zaszokowało mnie. Stał przed drzwiami, łzy spływały mu po policzkach, był załamany. Serce mi się krajało. Nagle usłyszałam w głowie głos, wydawał się znajomy, ale nie mogłam teraz go skojarzyć. Na pewno go znałam.
- Nie bądź głupia, byle łzy cię nie złamią!
Zamurowało mnie, wydawało mi się, że czas się zatrzymał. Nie było nic oprócz głosu w mojej głowie.
- Pamiętasz mówiłaś „nigdy więcej”. Co z twoją dumą dziewczyno?! Dasz mu się poniżać tylko dlatego, że był na tyle ludzki, że wymusił z siebie parę łez? Teraz cię przeprosi, ale niedługo znowu skrzywdzi. Przecież dobrze o tym wiesz!
Głos w mojej głowie był rozgniewany, karcił mnie za to, że byłam łatwowierna.
- Chciałaś wczoraj umrzeć. Skrzywdził cię tak mocno, a ty chcesz mu wybaczyć, bo zobaczyłaś parę łez. Nie wierz im!
Teraz już wiedziałam, że ten głos należał do cienia, którego wczoraj widziałam w zaułku. To nie był sen, ale jak znalazł się w mojej głowie? Tego nie wiedziałam.
- Bądź silna. Pomogę ci, ale musisz mi udowodnić, że jesteś tego warta, że warto w ciebie inwestować! Nie poddawaj się, uwierz, że jesteś silna!
- Sylwio proszę cię… Sylwio… Sylwio… Proszę, co się dzieje? Powiedz coś… – nagle wyrwałam się z transu i zauważyłam że mąż potrząsa mną, w jego oczach panował strach, ale nie było to dla mnie już ważne. Spojrzałam na niego gniewnie i powiedziałam: - Wynoś się!
Sama się zdziwiłam jak nieludzko zabrzmiał mój głos. Odtrąciłam jego ręce. Spojrzał na mnie przerażony. Zdziwiła go moja stanowczość. Wiedziałam, co mam zrobić. Odeszłam. Mijając go, zeszłam na dół do kuchni. Chwyciłam ścierkę i zaczęłam wycierać zupę, którą wczoraj rozlał mój mąż podczas kłótni. Czułam się naprawdę dobrze. W końcu wyszłam ze skorupki przestraszonej dziewczynki. W końcu byłam wolna. Już nie musiałam się bać, już nigdy nie będę przez niego płakać. Już nigdy nie pozwolę się poniżać, od dziś to ja będę decydować o swoim życiu. Kiedy kończyłam wycierać zupę, znów usłyszałam ten cudowny głos mojego anioła w swojej głowie.
- Uważaj! – powiedział z troską.
Odwróciłam się natychmiast. Mój mąż stał za mną. Trząsł się cały, oczekiwałam, że chce mnie skrzywdzić. Przyglądałam mu się badawczo. Nagle padł na kolana, objął moje nogi. Mój oddech przyspieszył. To co usłyszałam, zaszokowało mnie. Piskliwym, łamiącym się głosem szeptał.
- Sylwio proszę… Nie chciałem tego wszystkiego powiedzieć… Proszę
- O co prosisz? – zapytałam stanowczo i ostro.
- Nie wyganiaj mnie… Nie każ mi odchodzić… Ja cię kocham…
- Czasem miłość nie wystarcza – odpowiedziałam szorstko.
- Sylwio proszę… Sylwio… Sylwio…
- WYNOŚ SIĘ! – wrzasnęłam.
Wyrwałam się i odeszłam. Czułam, że jestem wolna! Czułam, że w końcu ktoś zdjął z moich barków ogromny ciężar. Wróciłam do sypialni. Nasłuchiwałam jego kroków, ale nic nie słyszałam! W moich żyłach płynęła adrenalina. Wiedziałam, że mogę teraz wszystko. Ale nagle w mojej głowie pojawiła się myśl. Kim jest ten tajemniczy głos? Czego ode mnie chce? I dlaczego nie mogę mu się oprzeć? Czemu mi pomaga? Całe popołudnie spędziłam w łóżku zatopiona w swoich myślach.
***
Kiedy zapadł zmierzch wstałam i zeszłam na dół. Wyszłam z domu. Czułam się dziwnie, jakby moje ciało nie należało do mnie. Szłam bezwiednie przed siebie. Widziałam wszystko, ale wydawało mi się, że nie panuję nad tym, co się ze mną dzieje. Tak jak wczorajszego wieczoru po jakimś nieokreślonym czasie okolica zaczęła być mi obca. Czułam dziwne przyciąganie. Szłam pewnie. Jakbym wiedziała dokąd idę. Nagle zauważyłam przed sobą rysującą się w cieniu sylwetkę. Bardzo chciałam się zatrzymać, ale moje ciało nie było posłuszne. Znów poczułam strach. Zaczęłam drżeć. W końcu zatrzymałam się, może metr dzielił mnie od tajemniczej postaci.
- Witaj Sylwio – powiedział aksamitny głos.
Nie mogłam wydobyć z siebie ani jednego słowa. Byłam sparaliżowana i oczarowana. Spoglądałam w jego oczy i nie mogłam nic powiedzieć. Księżyc oświetlał jego postać. Był idealny, jakby anioł zstąpił prosto z nieba.
- Zastanawiasz się, kim jestem – to było stwierdzenie, nie pytanie. - Otóż jest to bardzo złożona sytuacja. Wytłumaczę ci wszystko, ale najpierw musisz się nad tym dobrze zastanowić. Jeśli raz poznasz prawdę, twoje życie zmieni się na zawsze i już nie będzie odwrotu. Rozumiesz?
Chciałam odpowiedzieć, ale głos nie wydobywał się z mojej krtani. Byłam zmrożona. Skinęłam głową, a on to zrozumiał. Zaczął mówić dalej: - Nazywam się Marek Volturi – nic mi to nie mówiło, ale słuchałam go zaciekawiona – i należę do bardzo starej i wpływowej rodziny.
Uśmiechnął się z przekąsem i lekko skrzywił. W końcu odzyskałam nad sobą władze. Choć dalej nie mogłam oderwać od niego wzroku. Ale w końcu mogłam się odezwać i jedyne co mi przyszło do głowy to:
- Jesteś z mafii?
Moje pytanie wydało mu się chyba bardzo śmieszne. Roześmiał się serdecznie. Byłam oczarowana jego uśmiechem. Pełne mięsiste wargi, które dyskretnie odsłaniał śnieżnobiałe idealne zęby. Podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu, delikatnie mnie objął. Skrzywił przy tym delikatnie nos, jakby poczuł coś nieprzyjemnego. Jego dłoń wydawała mi się lodowato zimna, mimo że nie dotykała bezpośrednio mojej skóry. Mimo dość grubego swetra, czułam jak wychodzi mi gęsia skórka. Szepnął mi do ucha:
- Chodźmy porozmawiać w bardziej odpowiednim miejscu – powiedział.
Pociągnął mnie bardzo mocno za sobą, jakby dysponował nadludzką siłą. Byłam głupia. Szłam z obcym facetem, nawet nie wiedząc gdzie. Nie czułam już strachu. Z każdym krokiem byłam pewna, że nic mi nie grozi. W tej sytuacji było to całkiem irracjonalne uczucie. Miałam teraz okazję, aby przyjrzeć się Markowi. Miał niebiańską twarz, gładką i bladą. Wyraźne rysy szczęki, był taki męski i boski, ach… Niezbyt długie czarne włosy opadały mu lekko na czoło. Mój towarzysz wyglądała na rozbawionego, chyba wprawiłam go w dobry humor. Ale czym? Nie było to dla mnie teraz tak ważne, jak kierunek w którym podążaliśmy. Zaczęłam poznawać okolicę. Charakterystyczne wysokie budynki, znajome ulice. Szliśmy w kierunku centrum miasta. Ledwo nadążałam za bardzo szybkim krokiem Marka. W pewnej chwili dostałam aż zadyszki.
- Dokąd idziemy? – zapytałam cichym głosem.
Marek spojrzał na mnie i uśmiechnął się serdecznie
- Do hotelu – opowiedział krótko.
Nagle wezbrał we mnie ogromny strach. Zatrzymałam się, nerwowo na niego spoglądając. Co on chce ze mną zrobić? Dlaczego zabiera mnie do hotelu? O boże, za kogo on mnie wziął. Marek wyczuł moje napięcie, bo po chwili dodał: - Nie bój się, chcę żebyś kogoś poznała, hmyyy… w sumie to oni muszą cię poznać.
- Dlaczego? – palnęłam bez zastanowienia.
- Bo to bardzo ważne, ale nie bój się, nic ci nie grozi.
- Wiem – powiedziałam bez zastanowienia.
Zaraz pożałowałam tego, bo Marek zatrzymał się i chwycił mnie mocno za ramiona, spojrzał na mnie, a w jego oczach płoną dziwny płomień, dopiero teraz zobaczyłam, że jego oczy są czarne jak smoła. Jego ręce drżały na moich ramionach, niemiłosiernie się na nich zaciskając z ogromną siłą. Czułam jakby miażdżył mi kości. Poczułam dziwne uczucie. Jakiś rodzaj paniki, tak mi się zdaje. Zamknęłam oczy i nagle usłyszałam to samo syknięcie, które słyszałam wczorajszego wieczoru. Po chwili usłyszałam łamiący się głos mojego towarzysza…
- Sylwio, posłuchaj mnie proszę… - nagle głos zamilkł, jakby złamany bólem.
Otworzyłam oczy, aby zobaczyć, co się stało. Zobaczyłam Marka, dopiero teraz zorientowałam się, że nie miażdży już moich ramion, ale stoi kilka kroków dalej, rękoma obejmując głowę.
- Sylwio musisz się uspokoić - jego głos drżał. – Weź głęboki wdech i uspokój się.
Zrobiłam natychmiast tak jak mi kazał. Nie wiedziałam, co się dzieje. Wydawał się cierpieć, a ja nie wiedziałam czemu. Jego ból torturował również moje ciało, jakby był mi najbliższą osobą. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na niego. Po chwili opuścił dłonie wzdłuż ciała, podszedł do mnie, zachowując jednak odległość, po czym wyszeptał cicho… - Przepraszam nie chciałem sprawić ci bólu.
Patrzyłam na niego zdezorientowana. Dopiero po chwili doszło do mnie, że ma na myśli moje ramiona. Faktycznie, trochę bolały, ale to nie było ważne. Myślałam o tym, co się stało przed chwilą. Nie koncentrowałam się na niczym innym, tylko na tej dziwnej sytuacji.
- Co ci się stało?
- To teraz nieważne, nie myśl o tym, dobrze? Chodź, jesteśmy już spóźnieni, a moi bracia nie lubią czekać – powiedział słodkim głosem.
Patrzyłam na niego i nic nie rozumiałam. Ruszył powoli do przodu, a ja ruszyłam zaraz za nim, starając się dotrzymać mu kroku, co nie było łatwe. W końcu znaleźliśmy się przed gmachem Scherathonu, Marek zatrzymał się, odwrócił się w moją stronę. Przez chwilę przyglądał się bardzo intensywnie i powiedział… - Masz teraz dwa wyjścia – powiedział opanowanym i łagodnym tonem – możesz wejść ze mną do środka i zmienić swoje życie na zawsze. Pamiętaj że nie będzie odwrotu. – Zamilkł na chwilę.
- Albo?
- Albo zostać tym kim jesteś, wieść spokojne i bezpieczne życie.
Zawahałam się, bezpieczne życie? Ale czy on wtedy będzie jego częścią? Nie wiem, co się ze mną stało, ale od dziś byłam innym człowiekiem. Dawniej wybrałabym bezpieczeństwo i spokój, ale dziś całe moje jestestwo pragnęło zmiany. Tak, to jest właśnie to, o czym mówi Marek. Po za tym czułam dziwne przywiązanie do tej dziwnej i pięknej postaci, jakbym była jego własnością. Nie byłam w stanie wyobrazić sobie bólu, jaki sprawiłoby mi to, że miałabym go już nigdy więcej nie zobaczyć! Musiał opacznie zrozumieć moje wahanie, bo spojrzał na mnie i powiedział spokojnie, ale z nutką rozczarowania w głosie.
- Wezwę ci taksówkę, zawiezie cię do domu. – Po czym wyjął z kieszeni telefon komórkowy i zaczął wybierać jakiś numer.
- Nie! - niemal krzyknęłam. Chwyciłam Marka za rękę, żeby go powstrzymać przed wezwaniem taksówki. Poczułam ogromny chłód, jakbym dotykała lodu, a przy tym dziwne uczucie jakby porażenia prądem. W ułamku sekundy znów słyszałam syczenie i Marek zniknął. Rozejrzałam się dookoła zdezorientowana. Po chwili zauważyłam, zbliżającą się do mnie sylwetkę, rozpoznałam w niej nowego znajomego, znajdował się jakieś sto metrów ode mnie, przez chwilę zastanawiałam się, jak zdążył odejść na tak dużą odległość w ułamku sekundy, ale zaraz potem przyszło mi inne pytanie do głowy:
- Czy znowu zrobiłam coś nie tak?
- Dlaczego znowu – zapytał, będąc już kilka kroków ode mnie.
- Już trzeci raz tak zareagowałeś, a przecież…
- Nie przejmuj się – przerwał mi. - Podjęłaś decyzje? Jesteś pewna? – zapytał.
- Tak – odpowiedziałam pewnie.
- Więc chodźmy, już na nas czekają, chcą cię poznać – powiedział i uśmiechnął się najpiękniejszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek w życiu widziałam.
Zastanawiałam się, kto i dlaczego chce mnie poznać. Gdy tylko weszliśmy do lobby hotelowego, zobaczyłam po raz pierwszy Marka w pełnym świetle. Zaparło mi dech w piersiach. Wydawało się, że zauważył to, bo uśmiechnął się ukradkiem. Idąc wpatrywałam się w niego, w idealne kształty, wyraźne rysy. Ściągnął czarny krótki płaszcz i przewiesił go sobie przez ramie. Poczułam wtedy najsłodszy na świecie zapach. Żadne perfumy nie pachniały tak wspaniale. Tonęłam w tym nim, był tak cudowny, że pieścił moje zmysły każdym uderzeniem. Nawet nie wiem, kiedy znaleźliśmy się w windzie. Marek stanął po przeciwnej ścianie i przyglądał mi się uważnie, aż się zarumieniam. Usłyszałam dziwny dźwięk, jakby jakiś metal brzdękał, ale nie umiałam oderwać od niego oczu, żeby sprawdzić, skąd dochodzi. Był idealny niczym młody bóg z krótkimi włosami, staranie ułożonymi w artystyczny nieład. Ubrany w czarne, sztruksowe spodnie i koszulę w biało czarne pasy przeplatane srebrną nitką. Wydawał się być spięty, ręce miał zaciśnięte na poręczy tak mocno, że aż kostki mu pobielały. Nagle drzwi windy się otwarły, a ja aż podskoczyłam.
- Nie bój się, idź przodem.
Wyszłam z windy i stanęłam przed ogromnymi drzwiami, przed którymi stały dwie, równie blade jak Marek, postacie. Na mój widok obcy wydały z siebie warknięcie, cofnęłam się, a serce zaczęło mi bić mocno ze strachu. Usłyszałam za sobą groźny głos Marka:
- Spokój!
Dwie postacie skłoniły się w pół, obejrzałam się za siebie i widziałam rozgniewaną minę mojego towarzysza.
- Nie bój się – szepnął, po czym znowu zwrócił się do nadal zgiętych w pól postaci. – Czy wszyscy już przybyli?
- Tak panie, czekają na was.
- Dobrze, jesteście wolni.
Postacie wyprostowały się i spojrzały na mnie, mrożącym krew w żyłach wzrokiem. Spostrzegłam niecodzienny i przerażający kolor ich oczu. Były szkarłatne i takie dzikie, nieprzeniknione. W życiu nie widziałam czegoś takiego.
- Tylko się nie denerwuj – szepnął mi Marek, znów kładąc ręce na moich ramionach, tym razem jednak delikatnie i ostrożnie.
Stał tuż za mną, a ten gest miał mi dodać otuchy, ale ja i tak się bałam. Mężczyźni odwrócili się w stronę drzwi i pchnęli je tak, iż cicho skrzypiąc, zaczęły się otwierać.
***
To co zobaczyłam po wejściu przekraczało wszelkie moje oczekiwania. Sala była ogromna, w życiu nie widziałam tak wielkiej. Wszystko było takie piękne, idealne. Ściany były ze szkła, przez które widać było całe miasto. A podłoga nieprawdopodobna, ułożona z przezroczystych tafli szkła, pod którymi zdawała się płynąć rzeka w kolorze lazurowym. Znajdowały się tam kamienie, to między nimi z cichym szumem przeciskała się woda podłogowej rzeki. Sufit był piękną, bogato zdobioną kopułą, prawdopodobnie stylizowany na obraz kaplicy sykstyńskiej. Na samym przedzie stały trzy ogromne krzesła, dwa boczne były zajęte przez pięknych mężczyzn.
- Nie denerwuj się – szepnął cicho Marek i pchnął mnie lekko, abym podeszła bliżej.
Wzięłam głęboki wdech, moje serce łomotało jak szalone, jakby chciało się wyrwać z mojej piersi i uciec. Mój wzrok zatrzymał się na pustym krześle pośrodku, bałam się spojrzeć na mężczyzn siedzących po bokach. W końcu zatrzymałam się jakieś pięć metrów od nich. Poczułam, że Marek puszcza mnie i przechodzi na przód, wskazując na mnie ręką. Po chwili powiedział: - Oto ona, czyż nie jest idealna?
Słowa Marka wprawiły mnie w zakłopotanie. Czułam, że moje policzki płoną w zawstydzeniu. Odważyłam się w końcu podnieść wzrok, mężczyzna po prawej był wysokim blondynem o długich gładkich włosach, był prawie tak piękny jak Marek, a jego oczy były równie szkarłatne jak u mężczyzn, których spotkałam przed salą. Ubrany był w nieco starodawnym stylu, ale niezwykle gustownie. Drugi mężczyzna był brunetem o równie bladej cerze, co wszystkie dziś spotkane mi osoby, jego oczy miały nieco ciemniejszy odcień niż u blondyna, siedzącego obok niego. Obaj wpatrywali się we mnie, nie mrugnęli nawet raz, co wydało mi się irytujące. Po chwili krępującej ciszy mężczyzna po prawej wstał i wyciągając rękę w moim kierunku, grzecznie się przedstawiając: - Nazywam się Aro Volturi, a to jest mój brat Kajusz – powiedział, wskazując wzrokiem na bruneta. – Miło mi cię w końcu zobaczyć na własne oczy.
Wzięłam głęboki wdech i podeszłam, aby uścisnąć wyciągniętą w moją stronę dłoń. Chciałam odpowiedzieć, że mi też jest miło, ale zanim zdołałam cokolwiek powiedzieć, przeszył mnie dreszcz. Dłoń mężczyzny zetknęła się z moją. Zamknęłam oczy i nagle poczułam znów panikę. Znów usłyszałam głos Marka w swojej głowie:
- Spokojnie nie denerwuj się, weź głęboki wdech – jakby mnie o to prosił.
Ale jak miałam się nie denerwować, kiedy ktoś robił coś ze mną, a ja nie mogłam się nawet poruszyć. Nie wiedziałam, co się ze mną działo, przez myśli przebiegały mi obrazy z mojego życia. Pojawiały się mimo iż ich nie przywoływałam. Czułam się, jakby ktoś pokazywał mi film, który dokumentował moimi wspomnieniami całe życie. Obrazy przesuwały się tak szybko, że nie umiałam się im przyjrzeć. Znów słyszałam głos Marka, próbował mnie chyba uspokoić, ponieważ powtarzał wciąż: - Nie denerwuj się, to jest absolutnie konieczne… Proszę zaufaj mi i spróbuj się uspokoić.
Próbowałam zrobić to, o co mnie prosił. Wzięłam jeden głęboki wdech, a potem drugi i trzeci… czułam niepokój, ale głos Marka brzmiał jak mantra w moich uszach.
- Sylwio, uspokój się… proszę.
Nagle odrętwienie minęło, otworzyłam oczy i spojrzałam na Marka pytająco, ale to nie on się odezwał tylko Kajusz:
- I co o niej myślisz Aro?
- Dziwne przez moment czułam… czułem chyba jej ból, to było takie… - Aro mówił strasznie nieskładnie, nic z tego nie rozumiałam.
- Nie o to mi chodzi – odpowiedział arogancko Kajusz. – Czy ona się nadaje?
- Tak z pewnością tak, ale… - Aro wydawał się zdezorientowany – jest w niej coś jeszcze ale… nie umiem określić, być może ukrywa w sobie jakąś tajemnicę.
Marek podszedł do mnie, wydawał się strasznie spięty, a jego ruchy dokładnie zaplanowane. Objął mnie w tali, znów marszcząc nieco nos, jakby coś nie ładnie pachniało. Poczułam jak jego chłód przenika przez moją skórę, zadrżałam.
- Więc decyzja podjęta – powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.
Kajusz wstał i podszedł do nas, Aro dalej nad czymś się zastanawiał i przyglądał mi uważnie. Położywszy ręce na barkach Marka, Kajusz uśmiechnął się, serdecznie mówiąc…
- Cieszę się Marku, że po tylu tysiącleciach lat w końcu ją znalazłeś, kiedy zamierzasz ją przemienić?
- Jeszcze nie teraz, chcę jej najpierw wszystko wytłumaczyć.
- To zbyt duże ryzyko – wtrącił się Aro. – Omówisz jej wszystko potem!
- Nie! Chcę, żeby wiedziała wszystko, zanim podejmie ostateczną decyzję.
- Już ją podjęła – powiedział Aro. – Zrobiła to już wczoraj, kiedy cię zobaczyła.
Marek wydawał się być zdziwiony słowami mężczyzny. A ja zastanawiałam się, o czym oni mówią. Jaka decyzja? Jaka przemiana? Jedyna decyzja jaką ostatnio podjęłam, było zaufanie Markowi. Czy to o to chodziło? Chciałam poukładać to sobie, ale nic nie rozumiałam.
- Aro ma racje Marku, nie ma potrzeby zwlekać.
- Chce ją na wszystko przygotować – w jego głosie było coś dziwnego. - Dajcie mi jedną noc!
- Skoro to dla ciebie takie ważne, niech będzie, przemiana rozpocznie się o świcie – zadecydował Kajusz.
Aro wydawał się niezadowolony, ale wrócił na swój tron, Kajusz też zasiadł na swoim. Zastanawiałam się, czemu nie ma trzeciego z nich i kim on może być. Z zamyślenia wyrwał mnie Marek, który podszedł do mnie i położywszy mi ręce na ramionach spojrzał mi prosto w oczy. Przeszedł mnie dreszcz, poczułam znów uderzenie jego słodkiego zapachu, który zawrócił mi w głowie. Chłód bijący od niego sprawił, że znów miałam dreszcze. Tonęłam w jego czarnych oczach, a on powiedział do mnie najsłodszym głosem jaki w życiu słyszałam.
- Powinnaś się przebrać i przygotować.
Nie rozumiałam, co miał na myśli. Spojrzałam na siebie po raz pierwszy tego wieczoru. Zauważyłam że mam na sobie nie tylko te same wytarte dżinsy, ale również ten sam rozciągnięty sweter co wczorajszego wieczoru. Do tego stare trampki, zrobiło mi się strasznie głupio. On pokazywał mnie komuś ważnemu, a ja wyglądałam okropnie. Znów usłyszałam syknięcie, gdy chciałam spojrzeć na Marka zauważyłam że nie ma go przede mną, stał już obok środkowego tron. Patrzyłam uważnie jak siada na nim i nie mogłam uwierzyć, że byłam tak mało spostrzegawcza. No tak, przecież nazywa się tak jak oni i zwracają się do niego bracie i są tacy podobni.
- Wezwiesz mi taksówkę żebym mogła wrócić do domu się przebrać?
Cała trójka roześmiała się, Marek starał się chyba ukryć to z grzeczności. Zasłonił usta i próbował się powstrzymać, ale chichotał równie głośno co jego bracia. Wbiłam wzrok w podłogę próbując ukryć swoje zażenowanie. W końcu wydukałam nie podnosząc wzroku.
- Co was tak śmieszy? - spytałam nieco rozdrażniona
- Nic, nie martw się. Agnes ci pomoże, a potem porozmawiamy – powiedział Marek, nadal tłumiąc śmiech.
Zanim zdążyłam zaprotestować, do sali weszła kobieta, wysoka, szczupła, piękna. Jej szkarłatne oczy mnie przeraziły, chyba się przyzwyczaiłam do tego. Zastanawiałam się, o co w tym wszystkim chodzi. Miała piękne blond włosy, idealnie ułożony w misterny kok. Cerę równie bladą co Marek, a z niej po prostu biło piękno. Mogłabym się założyć, że pożądał jej każdy mężczyzna, każdy który miał okazje tylko na nią spojrzeć. Czy Marek też? Kobieta podeszła do mnie, stanęła obok i ukłoniła się przed mężczyznami. Dziwiło mnie to starodawne zachowanie. Zastanawiałam się, w co ja się wplątałam. Ale ten jeden raz w życiu byłam pewna, że robię coś dla siebie. Potrzebowałam zmiany, wyjdzie mi to na dobre. Byłam gotowa, nie wiem na co, ale gotowa. Kobieta zmarszczyła nos, nie wiedziałam, o co chodzi, ale odsunęła się ode mnie i wpatrywała się zdziwiona. Marek spojrzał na nią gniewnie i zwrócił się do niej:
- Agnes, pomożesz Sylwii się przebrać
- Ależ panie, ona jest…
- Ani słowa – krzyknął na nią z taką wściekłością, że sama się przestraszyłam i cofnęłam. – Sylwia jest naszym gościem i włos ma jej z głowy nie spaść. Ręczysz za to własną głową.
- Tak panie – powiedziała, skłaniając się nisko i spoglądając na mnie.
***
Wybrałam jedną sukienkę z pośród tysiąca, jakie znajdowały się w hotelowym butiku. Agnes trzymała się najdalej jak mogła ode mnie. Starała się być uprzejma, chyba raczej z nakazu niż sympatii. Przyglądała mi się, każdemu mojemu ruchowi. Zaprowadziła do jednego z pokojowych pokojów, znajdujących się obok ogromnej sali. Wyglądał bardzo ekskluzywnie. Agnes usiadła jak najdalej ode mnie i wskazała łazienkę, żebym mogła się odświeżyć i przebrać. Kiedy stanęłam przed lustrem, ogarnęło mnie przerażenie. W porównaniu do Agnes prezentowałam się naprawdę żałośnie. Kiedy wyszłam, dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem. Miałam na sobie czarną sukienkę wieczorową i sandałki na małym obcasie. Czułam się trochę dziwnie, wszystko to było dziwne. Miałam wyglądać pięknie na jakąś przemianie, a nawet nie wiedziałam o co chodzi. Zgadzałam się na wszystko, mimo iż wyglądało to naprawdę źle. Czułam się… świetnie, ten dreszczyk emocji, ta niewiadoma - tego mi w życiu brakowało. A niech tam, niech się dzieje co chce.
- Powinnaś nosić rozpuszczone włosy – powiedziała Agnes, wyrywając mnie z zamyślenia.
Odezwała się do mnie po raz pierwszy, odkąd wyszłyśmy z tej dziwnej sali z rzeką w podłodze.
- Dlaczego? - palnęłam.
To słowo przez ostatnie dwie doby było najczęściej przeze mnie używane.
- Tak będzie łatwiej. A poza tym, masz takie ładne włosy.
To drugie stwierdzenie słyszałam dosyć często z powodu oryginalnego koloru, jaki one miały. Dla mnie były po prostu rude. Ale to nie była do końca prawda, były zbyt ciemne, żeby określać je rudymi. W pełnym słońcu połyskiwały czerwienią. Natomiast o zmierzchu wydawały się być brązowe. Z początku nienawidziłam tego dziwnego koloru włosów, ale z czasem cieszyłam się z jego posiadania, ponieważ nie widziałam w swoim życiu nikogo o takim samym. Dzięki temu byłam wyjątkowa. Agnes zrobiła dwa kroki w moją stronę, zmarszczyła nos. Podeszła bliżej, ściągnęła gumkę z moich włosów, chwyciła szczotkę i zaczęła je rozczesywać. Obie usiadłyśmy na kanapie, stojącej po środku pokoju. Wydawało mi się, że stara się robić wszystko, aby trzymać się ode mnie jak najdalej. Panowała taka cisza, ale słyszałam tylko swój oddech. Krępowała mnie ona, więc postanowiłam ją przerwać.
- Agnes, czy mogłabyś mi powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi?
- Marek sam wszystko ci wyjaśni – odpowiedziała spokojnie.
- Kim on jest? - pytałam dalej, nie dając za wygraną
- Jest naszym przywódcą, on Aro i Kajusz, pilnują porządku w naszym świecie i…
- I co?
- Myślę, że on ci to najlepiej wytłumaczy.
- A ty nie możesz?
- Wiesz, to nie jest proste, ale zobaczysz, spodoba ci się.
- A wytłumaczysz mi, o co chodzi z tym marszczeniem nosów przy mnie?
- To przez to jak pachniesz – odpowiedziała, lekko się uśmiechając.
- Brzydko pachnę?
- No właśnie nie, pachniesz bardzo… zachęcająco. Masz, użyj tych perfum. Są bardzo silne, powinny przytłumić na jakiś czas twój zapach – powiedziała, podając mi flakonik z perfumami.
Otworzyłam je, były naprawdę ostre, aż zakręciło mi w nosie.
- Pokrop nimi szyję – doradziła.
- Agnes, czy stanę się kimś takim jak ty? – usłyszałam cichy chichot za plecami.
- W pewnym sensie tak, ale… nie wiem jakie plany ma wobec ciebie Marek, jesteś chyba dla niego kimś wyjątkowym.
- Dlaczego? - palnęłam znowu banalnie i bezmyślnie.
- Marek nigdy nie interesował się tworzeniem nowych… - zawiesiła głos.
- Tak wiem, Marek mi wyjaśni – dokończyłam, a w odpowiedzi dostałam szczery uśmiech.
- Tak – roześmiałyśmy się obie.
- Czy ty też musiałaś podjąć taką decyzje jak ja?
- Nie – powiedziała smutno. – Mi nie dano wyboru. To długa i smutna historia, opowiem ci ją kiedyś, jeśli będziesz chciała.
Uśmiechnęłam się do niej, a ona zesztywniała nagle.
- Coś się stało? – Zapytałam.
- Nie nic, muszę już iść, Marek już tu idzie.
- Skąd to wiesz?
- Nie bój się, niedługo wszystko zrozumiesz.
- Tak, tak… Marek ci wszystko powie - powiedziałyśmy obie na raz i roześmiałyśmy się jak dwie najlepsze przyjaciółki.
Agnes wstała i odłożywszy na komodę szczotkę, którą rozczesywała moje włosy, wyszła. Zostałam sama, przyglądałam się swojemu odbiciu w hotelowym oknie i byłam gotowa na wszystko. Cokolwiek miałoby się ze mną stać.
*** |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Wto 23:49, 16 Lut 2010, w całości zmieniany 39 razy
|
|
|
|
|
|
NajNa"
Wilkołak
Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 111 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 18:56, 04 Lip 2009 |
|
Na początku plus za ilość tekstu.
I zarazem minus za brak epilogu :P
Zaczyna się ciekawie. Choć szczerze, to ja myslałam, że tym tajemniczym meżczyzną bedzie Edward. Sylwia pewnie jest kimś bardzo ważnym, jakąś istotą nie z tego świata Albo poprostu Marek się w niej zakochał :) Może byc ciekawie, bo mało jest ff z Volturi w roli głównej. Ubolewam za brakiem epilogu, poprostu je uwielbiam Ale cóż trzeba obejść się smakiem. Czekam na kontynuację.
Wstałam cała połamana.
No nie wiem czy można się poruszać z całym ciałem połamanym Proponuję: Wstałam cała obolała.
Pozdrawiam,
NN"
EDITT po poście Cocolatte.
Rzeczywiście! Pomyliłam się
Więc tak:
I zarazem minus za brak prologu :P
Dzieki Cocolatte |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez NajNa" dnia Sob 19:37, 04 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 19:02, 04 Lip 2009 |
|
Cytat: |
Na początku plus za ilość tekstu.
I zarazem minus za brak epilogu |
Epilog jest na końcu, więc, jak przypuszczam, chodził Ci o prolog :)
Ja nie narzekam, prologi są mi obojętne. :P
Co do opowiadania, to zaczyna się ciekawie. Nie przepadam za Volturi, ale nie jest źle. Błędów nie zauważyłam. I mam nadzieję, że wszystkie odcinki będą podobnej długości, co?
Pozdrawiam,
Latte. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
MonsterCookie
Gość
|
Wysłany:
Sob 20:41, 04 Lip 2009 |
|
Moje pierwsze wrażenie po przeczytanym tekście: długie i bardzo fajny pomysł. Podobało mi się, na początku myślałam, że tajemniczy mężczyzna to ktoś z rodziny Cullenów, ale się myliłam i zdziwiłam sie jak przeczytałam, że to Marek.
Piszesz płynnie i bardzo dobrze się czyta, błędów nie zauważyłam, bo się zbytnio nie przyglądałam.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i życzę weny
Pozdrawiam,
MonsterCookie :P |
|
|
|
|
lilczur
Wilkołak
Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka
|
Wysłany:
Sob 21:52, 04 Lip 2009 |
|
Jestem... o rany, nawet nie umiem tego nazwać... oszołomiona? Tak z grubsza mogę określić emocje, jakie wywołała lektura Twojego opowiadania! Czytałam z zapartym tchem, w wielkim napięciu, serce biło mi jak oszalałe ze strachu. Tak, bałam się! Czułam się, jakbym tam była, widziała to. Z jednej strony chciałam szybko skończyć, żeby wiedzieć, co się wydarzyło, a z drugiej pragnęłam, aby przyjemność czytania trwała jak najdłużej.
Bardzo lubię, gdy głównym bohaterem jest postać stworzona przez autora fanficka, tym bardziej, gdy jest ona tak tajemnicza jak Sylwia.
Pomysł bardzo oryginalny, nie można nic powiedzieć "na pewno" ani przewidzieć rozwoju akcji.
Tworzysz bardzo ładne stylistycznie zdania.
Jestem naprawdę pod ogromnym wrażeniem! Gratuluję fantastycznego opowiadania!!!
Jest niestety sporo błędów interpunkcyjnych. Często brak przecinka oddzielającego zdanie nadrzędne od podrzędnego oraz pomiędzy równorzędnymi wyrazami zdania (np. o długich, gładkich włosach). Ponadto widać brak konsekwencji w stawianiu przecinka przed zdaniem podrzędnym rozpoczynającym się od "jakby" i "gdzie" - raz jest, a raz go nie ma, choć reguła jest jedna. Występuje też kilka "nadwyżkowych" przecinków.
Wybacz, że nie wskazuję wszystkich dokładnie - gdyby było ich kilka, pewnie bym to zrobiła, ale w związku z taką ich ilością powstałby baaardzo długi post zawalający temat. W razie jakichkolwiek wątpliwości proszę pisać, chętnie wtedy się sprężę i napiszę na PW.:)
Pojawił się również błąd ortograficzny:
Cytat: |
Byłam sama, niewiadomo gdzie [...] |
nie wiadomo
Było też kilka literówek i przeoczeń, np.
Cytat: |
To drugie stwierdzenie słyszałam dosyć często z powodu oryginalnego koloru, jaki miały one miały. |
ale przy tak dużej ilości tekstu jest to nieuniknione i zrozumiałe.
Raz zdarzyło się użycie niewłaściwego czasownika:
Cytat: |
Był idealny, jakby anioł zastąpił prosto z nieba. |
zastąpić można kogoś w wykonywaniu czegoś, a anioł raczej ZSTĄPIŁ. Sądzę jednak, że to literówka, a nie celowe zastosowanie.:)
Bardzo się cieszę, że napisałaś taki tekst i już wiem, że będę jego wierną czytelniczką.:D
Weny ogromnej!:D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
iga_s
Wilkołak
Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 22:01, 04 Lip 2009 |
|
Chyba już kiedyś dodawałaś to ff, ale zablokowano je, bo nie byłaś miesiąc na forum, prawda? Tylko że teraz do nazwy dopisałaś chyba jeszcze słówko "mroźny". Jeśli się mylę, to chyba zaczynają się u mnie kłopoty z pamięcią... :D
Wtedy nie przeczytałam, ale teraz się skusiłam i nie muszę przyznać, że nie była to głupia decyzja. Wręcz zachowałabym się głupio, gdybym tego nie przeczytała. :)
Może wyda Ci się to nieco dziwne, ale po przeczytaniu fragmentu tekstu odniosłam wrażenie, że akcja dzieje się w Polsce. Tylko taki inteligent jak ja mógł tak pomyśleć, ale cóż, taka już jestem. :D Z Polską skojarzyło mi się imię: "Sylwia". Nawet mi na myśl nie przyszło, że to opowiadanie będzie o Volturi, więc później "trochę" się zdziwiłam. :D
Czyta się szybko, bez myśli: "O Boże, kiedy to się wreszcie skończy...?". przynajmniej takie są moje odczucia.
Co do strony technicznej, znalazłam parę literówek i powtórzeń.
EDIT: zostały już one poprawione, więc nie ma co, żeby tutaj jeszcze widniały i usunęłam tę część posta.
Życzę bardzo dużo weny i czekam z niecierpliwością na kolejne RÓWNIE DŁUGIE rozdziały, bo strasznie mi się spodobało. :)
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez iga_s dnia Pon 11:34, 20 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
serenithy
Człowiek
Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 18:34, 05 Lip 2009 |
|
Dziękuje za te wszystkie słowa, biorę je głęboko do siebie i jest mi naprawdę miło. Co do błędów to bardzo was przepraszam, spróbuje jeszcze popracować nad stylem. Co do interpunkcji to z nią jestem na bakier i to wyłącznie zasługa mojej bety - wyjątkowej że w ogóle jest. W sumie opowiadanie jest już prawie zakończone, choć długo nie mogłam się zdecydować na zakończenie. Mam nadzieje że wam się spodoba. Jak tylko tekst wróci od bety to go opublikuje mam nadzieje że wam się spodoba. z góry dziękuje za wszystkie komentarze są dla mnie cennymi wskazówkami. Droga Igo_s pamięć cię nie myli, a co do miejsca akcji i czasu nie jest bliżej określone. Pozdrawiam serdecznie! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Wto 16:56, 07 Lip 2009 |
|
Przeczytałam i czuję się wciśnieta w fotel przez twój pomysł na ten ff. Rzadko kiedy można spotkać - a raczej ja nie spotkałam żadnego ff o takicho bohaterach. Zaintrygowałaś mnie w 100%, do tego dochodzi bardzo ładny styl pisania, który bardzo dobrze odzwierciedla emocje i uczucia bohaterów. Czekam na kolejny rozdział. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
serenithy
Człowiek
Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pią 20:11, 17 Lip 2009 |
|
OTO KOLEJNA CZĘŚĆ. MAM NADZIEJE ŻE SPODOBA WAM SIĘ TAK SAMO JAK POPRZEDNIA CZĘŚĆ. ŻYCZĘ MIŁEGO CZYTANIA. CZEKAM NA WSZYSTKIE WASZE SPOSTRZEŻENIA. POZDRAWIAM.
Dziękuje mojej becie - Wyjątkowej!
Z zamyślenia wyrwało mnie ciche, ale natarczywe pukanie do drzwi.
Mimo iż powinnam się go spodziewać, podskoczyłam na równe nogi. Wyszeptałam drżącym głosem:
- Proszę.
Drzwi zostały otwarte, a w nich ukazał się Marek. Nie wiem, czy to możliwe, ale wydawał mi się jeszcze piękniejszy niż przedtem. Stanął w drzwiach i przyglądał przez chwilę. Bardzo chciałam wiedzieć, co myśli, patrząc na mnie. Nie wiem, jak długo tak staliśmy, w końcu usłyszałam jego głos:
- Czy wiesz, że wywołałaś sensację?
- Sensację? Ja? – zapytałam ze zdziwieniem.
Uśmiechnął się tajemniczo i podszedł do kanapy. Siadając na niej, wskazał zachęcająco na miejsce obok siebie. Wciąż przyglądałam mu się uważnie, nie mogąc otrząsnąć z zachwytu. Myślałam sobie, co taki facet jak on może chcieć od kogoś takiego jak ja? Spuściłam wzrok i odwróciłam się w stronę okna.
- Tak, krążą już nawet plotki… - zawiesił głos.
- Jakie plotki? – zapytałam, chcąc go namówić do wyjaśnienia mi tego.
- Mówi się, że jesteś niewyobrażalnie piękna – zawiesił głos – ale to ogromne niedomówienie.
Spojrzałam na niego, co chciał mi powiedzieć? Zmarszczyłam brwi ze zdziwienia. Marek obrócił się w moją stronę, kładąc swobodnie jedną dłoń na oparciu kanapy za moimi plecami. Poczułam nagłe uderzenia gorąca, drugą lodowatą dłonią podniósł mój podbródek, zmuszając, abym na niego spojrzała. Przemówił najsłodszym na świecie głosem: - Jesteś najpiękniejszą istotą, jaką widziałem w całym moim życiu, a uwierz mi, że żyję już bardzo długo.
Uśmiechnęłam się niepewnie. Wcale mu nie wierzyłam, ale miło było usłyszeć komplement. Mimo iż byłam mężatką już prawie trzeci rok, mój mąż nigdy nie był zbytnio wylewny, jeśli chodzi o okazywanie uczuć i prawienie komplementów. Starałam się spuścić wzrok, ale nie pozwalał mi na to. Zmuszona, aby ciągle patrzeć w jego oczy, czułam zarazem skrępowanie jak i dziwne przyciąganie.
- Co jeszcze o mnie mówią? – zapytałam, przerywając niezręczną sytuację.
Marek wydawał się nie odrywać ode mnie oczu, ale puścił moją twarz i odsunął się lekko. Czułam, jak moje policzki płoną w zawstydzeniu.
- Mówią, że jesteś niezwykłą istotą, obdarzoną nadludzkimi zdolnościami.
- Dlaczego tak mówią? Przecież to kłamstwo!
Byłam oburzona, dlaczego ktoś o mnie plotkował? Ale Marek wydawał się rozbawiony całą tą sytuacją. Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem.
- Co cię tak bawi?
- Kiedy się złościsz, wyglądasz jak rozdrażniony kotek, który próbuje rzucić się na lwa – powiedział i już nie próbował ukryć swojego rozbawienia.
- Miałeś mi wszystko opowiedzieć, a nie się ze mnie śmiać!!! – powiedziałam nadąsana.
- Tak, masz rację… hmmy, od czego by tu zacząć…
- Może od początku – powiedziałam zarozumiale, ciągle się na niego złościłam.
Wstałam, stanęłam przed oknem. Brakowało mi tchu, kiedy znajdował się tak blisko mnie. Marek podszedł i położył mi ręce ramionach, obracając w swoją stronę. Kiedy spojrzałam na niego, cała moja złość gdzieś zniknęła. Słodki zapach uderzył niczym narkotyk, a jego lodowate dłonie przyprawiły o dreszcze. Patrzył na mnie, jakby chciał mi powiedzieć, że ktoś umarł. Widziałam w jego oczach smutek, ale i pewien rodzaj ciekawości.
- Wiesz, najlepiej będzie, jak ci wszystko pokarzę... Dobrze?
Odebrało mi mowę, chciałam coś odpowiedzieć, ale nie mogłam wydusić z siebie nic. Czułam, jakby ktoś podłączył mnie pod prąd albo naelektryzował. Marek powoli opuścił swoje ręce, przesuwając je po ramionach aż do dłoni. Pociągnął mnie w kierunku drzwi tarasowych. Nie wiedziałam, co ma zamiar mi pokazać, ale to nie było teraz ważne. Wyzwalał we mnie tak silne uczucia, że poszłabym za nim na koniec świata.
Spojrzał na mnie i pochyliwszy się trochę nade mną szepnął mi do ucha: - Tylko się nie denerwuj, nic ci nie grozi.
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem, chociaż w gruncie rzeczy nic nie rozumiałam. Nagle wszystko wokół mnie zawirowało i w ułamku sekundy znalazłam się w ramionach Marka. Trzymał mnie sztywno na rękach. Bałam się na niego spojrzeć, wystarczyło, że czułam, że moje policzki płoną. Nagle przykucnął przed oknem i wyskoczył. Zaczęliśmy spadać z ogromną prędkością. Chwyciłam się kurczowo jego koszuli. Moje serce na chwilę przestało bić. Nie wiem, jak długo spadaliśmy, ale było to najbardziej ekscytujące uczucie w moim życiu. Adrenalina pulsowała w żyłach. Tego lotu nie da się z niczym porównać. Mijaliśmy kolejne piętra, było ich chyba z trzydzieści. Wszystko rozmazywało się. Zaczęłam panikować dopiero, kiedy zaczęliśmy się zbliżać do ziemi. Spojrzałam na Marka, a on uśmiechnął się do mnie i już po chwili wylądowaliśmy na bezpiecznym gruncie. To było dziwne, jakby nie skoczył właśnie z samej góry wieżowca, a jedynie zeskoczył z paru stopni niezbyt wysokich schodów. Marek przyglądał się uważnie, czekał na moją reakcję, a ja byłam zachwycona. Uśmiechnęłam się i zapytałam:
- Możemy to powtórzyć? – zapiszczałam radośnie. – Proszę.
Spojrzałam na niego najsłodszym wzrokiem, jakim dysponowałam, niczym dziecko pragnące nowej zabawy. On zaś patrzył na mnie nieprzeniknionym wzrokiem. Nie wiedziałam, czy coś źle zrobiłam. Byłam pewna że palnęłam jakąś gafę. Nagle Marek roześmiał się, utwierdzając mnie w moim przekonaniu.
- Może później, teraz chcę ci pokazać coś innego – powiedział, nie przestając się śmiać.
Nie skończył jeszcze mówić, a nagle wszystko wokół nas zaczęło się rozmazywać. Punkciki świateł zmieniły się w świecące linie, a ja nie wiedziałam, co się dzieje. Spojrzałam w dół i z trudem zauważyłam, że nogi Marka poruszają się. Wydawało mi się, że nie dotykają jednak podłoża. Biegł on z niewyobrażalną prędkością, a ja wtulałam się w jego ramiona. Podziwiałam rozmazujące się linie, które tworzyły mijane przez nas światła. Nie wiem, jak szybko biegliśmy, ale wątpię, czy znałam istotę, która potrafiłaby tak szybko się poruszać. Nagle przed nami wyrósł ogromny budynek. Przestraszyłam się, że w niego uderzymy. Zacisnęłam paznokcie mocno na torsie Marka, pewnie kalecząc go boleśnie. Nic nie powiedział, tylko wzbił się w powietrze i już po chwili stanęliśmy na dachu budynku. Mój supermen postawił delikatnie i wpatrywał się we mnie. Uśmiechałam się do niego, jakbym właśnie zeszła z najfajniejszej karuzeli w wesołym miasteczku. Patrzył na mnie, jakby widział coś bardzo dziwnego. Przypomniałam sobie, że wbiłam w niego paznokcie. Spuściłam głowę zawstydzona i powiedziałam smutno:
- Przepraszam, nie chciałam zrobić ci krzywdy – powiedziałam skruszona.
Patrzył na mnie z jeszcze większym zdziwieniem niż przed chwilą. W końcu podszedł do mnie i kładąc mi znów ręce na ramiona, powiedział spokojnie: - Nie możesz zrobić mi krzywdy.
- Ale przecież wbiłam w ciebie paznokcie, musiałam cię pokaleczyć i …
Nie zdążyłam dokończyć, kiedy zauważyłam, że Marek zaczyna rozpinać swoją koszulę. Serce biło mi tak mocno, że myślałam, że w końcu pęknie. Patrzyłam, jak to robi i poczułam falę nowego uczucia, dreszcz podniecenia. Zobaczyłam jego idealnie wyrzeźbioną klatkę piersiową i przestałam po prostu oddychać. Rozchylił nieco koszulę.
- Zobacz sama, nie zrobiłaś mi krzywdy, nie jesteś w stanie – powiedział gorzko.
Faktycznie na jego idealnym torsie nie był śladu zadrapania, podeszłam bliżej, wyciągnęłam rękę, aby dotknąć go i wtedy zobaczyłam, jak całe jego ciało się napina. Przez jego skórę pod wpływem mojego dotyku przepływają dreszcze jak u osoby porażonej prądem. Zacisnął mocno pięści. Jego ciało było tak samo lodowate jak dłonie, bardzo gładkie i twarde. Delikatnie przesuwałam palce po piersi. Spojrzałam na niego, chwycił moją rękę i zatrzymał ją na swoim sercu, przyciskając mocniej. Uderzyła mnie fala gorąca, mimo iż wydawało się, że dotykam zimnego granitu. Kiedy po chwili trochę ochłonęłam, zauważyłam coś jeszcze. Pod moją dłonią nic nie pulsowało, moje serce biło jak szalone, jego natomiast milczało. Nie było ciche, ono po prostu nie biło. Spojrzałam na niego, rozdziawiając usta ze zdziwienia. Kim była istota, stojąca przede mną? Byłam tak zaszokowana, że wydusiłam z siebie tylko: - Co jeszcze?
Nie musiałam mu więcej tłumaczyć, zrozumiał, o co mi chodzi. Odsunął się ode mnie i podszedł do ogromnej żelaznej latarni zamontowanej na dachu, na którym staliśmy i wyrwał ją jednym ruchem ręki. Rzucił nią przed siebie z taką siłą, że zniknęła natychmiast z moich oczu. Dopiero po chwili w oddali usłyszałam brzęk jej uderzenia. Patrzyłam na to wszystko z szeroko otwartymi oczyma. W końcu zdołałam zebrać się w sobie i wydusić z siebie: - Jesteś supermenem, tak?
Uśmiechnął się tajemniczo, po czym usiadł na skraju dachu i nie podnosząc na mnie wzroku, zaczął cicho mruczeć coś pod nosem. Nie rozumiałam, co mówił, więc podeszłam bliżej, siadając obok niego.
- Chciałbym być supermenem, wtedy wszystko byłoby łatwiejsze. Należę do świata, który dla was - ludzi - jest całkowicie niewidzialny. Wy próbujecie wszystko wytłumaczyć w sposób racjonalny, przez co odpychacie od siebie prawdę. Wolicie wierzyć w kłamstwa niż poznać prawdę, a prawda jest taka, że nie jesteście jedynymi istotami, zamieszkującymi ten świat.
- Więc jesteś kosmitą! – powiedziałam pewna swojej tezy.
Marek wybuchnął tak głośnym śmiechem, że wydawało mi się, że budynek zaraz runie, nie wytrzymując tych wibracji. A przecież to taka dobra teza. Znów zrobiłam minę nadąsanej dziewczynki, skrzyżowałam ręce na piersiach i odwróciłam się do niego tyłem.
- Nie jestem z kosmosu. Koegzystujemy z waszym gatunkiem od samego początku waszego istnienia. Ja... My jesteśmy potworami. Różnie nazywano nas przez wieki, ale zawsze mówiono o nas ze strachem.
- Dlaczego?
- Bo jesteśmy najbardziej niebezpiecznymi drapieżnikami na świecie. Maszynami stworzonymi po to, by zabijać.
Nagle poczułam mocne ukłucie w serce, jakby ktoś przebijał je sztyletem na wylot. Obróciłam się w jego stronę. Patrzył na mnie zdziwiony. Dotknęłam znowu jego lodowatego torsu i przeciągnęłam po nim swoimi paznokciami, wbijając je w jego ciało z całej siły. Normalnie powinny zostać krwawe ślady zadrapań. Zamiast tego usłyszałam dźwięk nie do zniesienia, jakbym przeciągła paznokciami po tablicy szkolnej. Oderwałam dłoń, na mojej twarzy pojawił się grymas bólu. Marek patrzył na mnie z zaciekawianiem. Spojrzałam głęboko w jego czarne oczy i zapytałam ostrożnie…
- Czy ja też będę taka po przemianie?
Marek rozdziawił szeroko usta, zdziwienie zagościło na jego twarzy, podniósł lodowatą dłoń do mojego policzka i muskając go delikatnie, powiedział:
- Jesteś idealna – w jego głosie słychać było pewność i coś jeszcze. - Będziesz bardzo podobna do mnie, ale nie identyczna. Ja mam już wiele długich wieków za sobą. Musisz wiedzieć jeszcze jedną rzecz, zanim podejmiesz ostateczną decyzję. Moje… nasze życie ma wiele swoich zalet, ma też minusy. Jesteśmy w pewnym sensie nieśmiertelni. Nasza nieśmiertelność polega na zatrzymaniu naszych procesów życiowych. – Patrzyłam na niego starając się go zrozumieć – Nie jesteśmy niezniszczalni, po prostu zatrzymujemy się, nic się w nas nie zmienia, nie starzejemy się, więc nie umieramy, ale nadal możemy czuć ból, zarówno fizyczny jak i psychiczny.
Wzięłam głęboki wdech i postanowiłam zapytać wprost.
- Czym się stanę?
- Wy nazywacie nas WAMPIRAMI – powiedział powoli, ale dobitnie.
Zadrżałam, przez moje ciało przeszedł dreszcz. Napięłam się cała i zesztywniałam. Chwile zajęło mi, żebym mogła się rozluźnić.
- Czy będę musiała pić krew, żeby przeżyć?
- Będziesz musiała pić krew.
- I nie będę mogła wychodzić na światło słoneczne?
- Nie publicznie – odpowiedział, uśmiechając się gorzko.
- Co może zabić wampira?
- Ogień.
- Dlaczego ja?
Spojrzał na mnie, jakby nie rozumiał, o co go pytam.
- Dlaczego mnie wybrałeś, czemu chcesz mi to wszystko dać?
- Bo jesteś idealna – powiedział i uśmiechnął się do mnie.
- Nie jestem idealna… w ogóle mnie nie znasz, i do tego jestem mężatką. Dopiero teraz sobie przypomniałam, że już prawie nie.
- Kochasz go? – zapytał, spuszczając wzrok.
- Wiesz, tak naprawdę to nigdy go nie kochałam. Bałam się samotności tak bardzo, że gdy zostałam nagle sama na świecie, nie mogłam tego znieść. Wtedy pojawił się On. Obiecał, że się mną zaopiekuje. Myślałam, że miłość przyjdzie z czasem, ale tak się nie stało. Każdy następny dzień był dla mnie udręką, ale nadal bałam się być samotna, więc to znosiłam. Nawet, kiedy się okazało, że…- wzięłam głęboki wdech - …że mnie krzywdzi, myślałam, że to moja wina.
Spojrzałam na Marka, zaciskał pięści i wydawał się kipieć złością. Mówiłam dalej: – Ale kiedy cię wtedy spotkałam, świat nagle nabrał jakiejś logiki. Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale czuję, że należę do ciebie i że mogę ci zaufać. – Uśmiechnęłam się nieśmiało.
Marek wstał gwałtownie w ułamku sekundy, kipiała w nim złość, był na mnie wściekły. Byłam głupia i się w nim zadurzyłam!
- Nie możesz mi ufać, chcę cię zabić! Marzę o tym, od kiedy cię parę tygodni temu zobaczyłem!
Otworzyłam szeroko oczy, a moje serce znów na moment stanęło.
- Skoro chcesz się mną tylko pożywić, to po co to wszystko robisz? Po co mi to wszystko tłumaczysz? To jakaś gra? - powiedziałam to spokojnym głosem, jakbym dawała mu na to przyzwolenie.
- Nie rozumiesz mnie. – Podszedł i przykucnął przede mną. – Pragnę twojej krwi jak niczego innego, ale jest we mnie jeszcze silniejsze pragnienie, które tłumi to pierwsze, pragnę ciebie!
Moje serce stanęło w miejscu, nie oddychałam. To było całkowicie nierealne. Boski wampir, cudowny, idealny, piękny, pragnie mnie? Pokręciłam głową z niedowierzaniem. A on znów podniósł lodowatą dłonią mój podbródek i zmusił mnie do spojrzenia sobie w oczy. Przemówił do mnie najsłodszym głosem na świecie:
- Sylwio, jesteś idealna… piękna, odważna, zadziwiająca, kiedy jesteś blisko. – Ujął moją twarz w swoje silne i lodowate dłonie. – Pragnę cię!
Czułam, że jego ręce zaciskają się na moich policzkach i mimo iż sprawiał mi ból, nie chciałam, żeby przestał. Czułam, jak niemal wbija palce w twarz, ale to nie było ważne. Najważniejsze było to, że jego usta zbliżały się do moich i tylko o tym chciałam myśleć. Zamknęłam oczy. Niestety zamiast cudownego dotyku jego ust, usłyszałam znajome już mi syczenie i ucisk ustał. Otworzyłam oczy, policzki piekły niemiłosiernie. Rozejrzałam się i zobaczyłam Marka po drugiej stronie dachu. Znów trzymał ręce na głowie, zgiął się w pół, jakby coś go bolało. Zerwałam się natychmiast i podbiegłam do niego. Próbowałam odciągnąć jego ręce od głowy, histerycznie krzycząc:
- Marku, co ci jest? Marku, odezwij się. Czy to przeze mnie cię boli? Proszę cię ja… nie chciałam. Marku odezwij się – zanosiłam się płaczem, a on nie przestawał cierpieć – Marku, proszę…
- Uspokój się – wyszeptał przez zaciśnięte zęby.
Więc to była moja wina. Tak jak przedtem, tak i teraz sprawiałam mu ból. Nie wiem, jakim cudem, ale to była moja wina. Muszę się uspokoić, powiedziałam do siebie, po czym wzięłam głęboki wdech, jeden… potem drugi. Starałam się o niczym nie myśleć, było to jednak trudne. Patrzyłam, jak Marek słania się na nogach i wije z bólu. Trzy… cztery… pięć… sześć… z każdym oddechem widziałam, że Marek czuje się coraz lepiej. Przy dwudziestym czwartym oddechu byłam już prawie spokojna, a on podniósł się i wyprostował, odwracając do mnie tyłem. Wiedziałam, że go zraniłam, mógł mi tego nigdy nie wybaczyć. No cóż, jak można być z kimś, kto tam mocno cię rani? Nagle odwrócił się, pochylając nade mną. Po moich policzkach płynęły łzy, on podniósł mój podbródek i spoglądając w oczy, wyszeptał: - Przepraszam.
Nic z tego nie rozumiałam, on mnie przeprasza, za co? Przecież to ja go krzywdzę. Musiał odczytać moje zdziwienie, bo zmarszczył nos i delikatnie mnie do siebie przysunął, przytulając do swojej piersi. Czułam się taka zdezorientowana, a on gładził me włosy. Obchodził się tak bardzo delikatnie.
- Przepraszam, to moja wina – powtórzył.
Odepchnęłam go od siebie z całą wściekłością, jaką w sobie miałam i zaczęłam krzyczeć.
- Ty mnie przepraszasz, czy ty naprawdę oszalałeś. – Uśmiechnął się. - Ty mnie przepraszasz po tym, jak sprawiłam, że wiłeś się po ziemi z bólu. I do tego twierdzisz, że to twoja wina. To przez mnie miewasz ataki bólu. - Staram się nie wpaść w histerie, żeby znów nie stało się coś złego, ale było to bardzo trudne. – Więc może z łaski swojej, wytłumaczysz mi, gdzie tu jest twoja wina?
Dopiero teraz, kiedy wyrzuciłam to z siebie, zdałam sobie sprawę, w jakiej groteskowej sytuacji się znalazłam. Stałam na dachu nieznanego mi budynku w środku nocy i krzyczałam na wampira, w którym niedawno, bo jakieś dwanaście godzin temu się zakochałam. Nie no, po prostu szaleństwo! Marek wydawał się bardzo rozbawiony tym moim atakiem złości, pewnie znowu miałam minę rozwścieczonego kotka, który próbuje drażnić lwa. Po chwili przyglądania mi się, stłumił śmiech, podszedł do mnie i kładąc mi ręce na ramiona, wyszeptał do ucha: - Jesteś idealna.
- Ach przestań! – Chciałam odtrącić jego ręce i wyrwać się z uścisku, ale mi na to nie pozwolił.
- To, co się ze mną dzieje, to nie twoja wina, to taki twój system obronny. Nie wiem, jak dokładnie działa i co go aktywuje, ale wiem, że jest skuteczny. Nie tylko na mnie go testowałaś, Aro też to czuł.
- Ja nic nie testowałam - zaoponowałam.
- Wiem, że nie robisz tego świadomie... jeszcze. Zrozum, są w śród nas utalentowani, posiadający pewne dodatkowe zdolności. Zazwyczaj ujawniają się one dopiero po przemianie. U ciebie musi być to coś bardzo silnego, skoro możesz tak silnie oddziaływać na nas w swojej ludzkiej postaci.
Ze zdziwieniem słuchałam jak z głosem pełnym podziwu mówi mi to wszystko.
- To przez te zdolności mnie chcesz? To dlatego mnie jeszcze nie zabiłeś?
Ścisnął moje ramiona mocniej. W jego oczach zagościł gniew, zaczęły one płonąć czarnym ogniem. Jedyne, o czym myślałam, to żeby się nie zdenerwować i znów nie sprawić mu bólu.
- Sylwio, zakochałem się w tobie zanim odkryłem, że jesteś utalentowana. Zresztą, to Aro jest kolekcjonerem talentów. Ja cię kocham, pragnie cię moje całe jestestwo.
- Nie mnie, tylko mojej krwi.
- Mylisz się! - odpowiedział gniewnie.
- Gdybym pragnął tylko twojej krwi, zginęłabyś dwa tygodnie temu, kiedy cię po raz pierwszy spotkałem.
Patrzyłam na niego ze zdziwieniem. Jak to dwa tygodnie? Przecież spotkałam go wczoraj po raz pierwszy. Co za głupoty opowiadał ten szalony wampir?! Wlepiałam w niego oczy, a on wyczuwając, że nic nie rozumiem, zaczął mi wszystko wyjaśniać: - Spotkałem cię dokładnie dwa tygodnie temu, wracałaś wtedy pieszo do domu.
- Ach tak, uciekł mi autobus – wtrąciłam się niegrzecznie.
- Ja wracałem właśnie z udanego polowania, kiedy nagle wyczułem najsłodszy na świecie zapach. Nigdy nie myślałam, że coś może tak kusząco pachnieć. Gdybym wiedział, że istnieje taki zapach poświęciłbym całe życie, aby odnaleźć istotę, do której należy. Postanowiłem śledzić go i tak trafiłem przed twój dom. Tylko świadomość tego, że nie byłem spragniony, pozwoliła mi poczekać i nie rzucić się na ciebie od razu. Obserwowałem cię dzień w dzień, napawałem się twoim zapachem i myślałem, jak cię zabić, aby rozkosz twojego smaku trwała jak najdłużej. Odwlekałem atak, mimo iż miałem ku temu tysiące możliwości. Czekałem jednak, czekanie na ten smak wzmogło we mnie uczucie rozkoszy. I wtedy nadarzył się ten idealny moment, wyszłaś z domu wieczorem, nikt cię nie widział. Trafiłaś do niebezpiecznej dzielnicy. Sama nie mogłaś mi się lepiej podać. Wczoraj w zaułku byłem gotowy wreszcie rozkoszować się najsmaczniejszą krwią świata. Kiedy podszedłem do ciebie, coś we mnie pękło. Zobaczyłem cię bez lęku, jakbyś była pewna, co chcę zrobić i byłaś na to gotowa. Gotowa dać mi rozkosz ostatnim swoim tchnieniem. Księżyc oświetlił twoją twarz i nagle poczułem pustkę. Wiedziałem, że jeśli cię zabiję, moje istnienie straci sens. To tak, jakbym trzymał w ręku cały świat, a ktoś by mi go zabrał i kazał się pocieszyć garstką ziemi. Jesteś całym moim światem, to dzięki tobie on nabrał wreszcie sensu. Upajanie się tym zapachem, obecnością, każdym gestem, jest sensem mojego istnienia.
Stałam i słuchałam tego z rozdziawioną buzią, chyba zapomniałam oddychać, bo świat wokół mnie nagle zawirował, a potem była już ciemność.
***
Kiedy oprzytomniałam, wydawało mi się, że śnie.
Wydawało mi się, że leżę w swoim łóżku, jak zwykle samotnie i śnię najpiękniejszy w życiu sen. Jednak, kiedy otworzyłam oczy, przekonałam się, że to nie mary. Znów byłam w hotelowym pokoju, w którym wcześniej się przebierałam. Leżałam na kanapie, a obok siedział Marek, wpatrując się we mnie uważnie. Obdarzył swoim cudownym uśmiechem widząc, że wracam już do siebie. Swoją lodowatą dłonią odgarnął włosy z czoła. Patrzyłam na niego i nie wiedziałam, co mam powiedzieć, na szczęście to on odezwał się pierwszy.
- Już niedługo zacznie świtać.
Spojrzałam w okno, niebo wydawało się płonąć czerwienią, lada chwila miało ukazać się słońce. Poczułam strach przed tym, co miało się niedługo wydarzyć.
- Muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego. Przemiana jest nie tylko nieodwracalna, ale i bardzo bolesna. Organizm wampira wytwarza jad, który podczas ugryzienia rozprzestrzenia się po organizmie ofiary. Jad unieruchamia i paraliżuje, jest to całkowicie zbędne, gdyż nie ma na świecie stworzenia silniejszego od nas. Jeżeli wampir nie wypije całej krwi swojej ofiary, a jedynie wprowadzi w jej organizm truciznę, człowiek zacznie się zmieniać. Jeżeli przeżyje przemianę, stanie się jednym z nas. Jest to niezwykle niebezpieczne, możesz umrzeć, jeśli coś pójdzie nie tak.
- Jak długo potrwa?
- Zazwyczaj trzy dni, ale zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby darować ci ten ból. Nie wiem, na ile mi się to uda. Możesz się jeszcze wycofać - powiedział, spuszczając wzrok.
- Dam radę, sam mówiłeś, że jestem silna i odważna – uśmiechnęłam się niepewnie.
- Więc chodzimy, wszystko już przygotowane.
- Ale…
- Tak? - zapytał zaniepokojony.
- Ale to ty mnie przemienisz prawda?
- Tak – opowiedział i obdarzył mnie swoim uroczym uśmiechem. – Abyś mogła stać się jedną z nas, muszę cię ugryźć - zamyślił się na chwilę. – Jestem bardzo zazdrosnym wampirem, nie pozwoliłbym żeby ktoś inny cię dotykał, a co dopiero gryzł. A po za tym – zawiesił głos.
- A po za tym? – nalegałam, aby odpowiedział.
- Nie mógłbym sobie odmówić picia twojej rozkosznej krwi – powiedział nieco zawstydzony.
Dotknęłam jego lodowatego policzka i spojrzałam mu prosto w oczy, pytając:
- Naprawdę tak rozkosznie pachnę?
- Naprawdę, a mi jest coraz trudniej nad sobą panować. Chodźmy, zanim się na ciebie rzucę.
Wstał i pociągnął mnie za sobą. Objął w tali. Wyszliśmy z pokoju, nie odrywając od siebie oczu.
***
- Czy to naprawdę konieczne, aby robić to z takim melodramatyzmem? – zapytałam Marka, kiedy zobaczyłam, co przygotowano w sali z rzeką w podłodze.
Na środku niej stał kamienny ołtarz przesłonięty białym jedwabiem. Wokół niego rozsypano płatki róż. Sala była wypełniona po brzegi bladymi postaciami ze szkarłatnymi oczyma, które skłoniły się w pas, kiedy tylko weszliśmy do sali. Dookoła stojącego na środku ołtarza porozstawiane były świece. Było ich chyba z milion. Okna były zasłonięte grubymi kotarami, mimo to było już widać pierwsze promienie słoneczne. Moje oczy nie mogły ogarnąć tego piękna. Światła świec odbijającego się od płynącej w podłodze rzece, zapierały dech. Z drugiej strony te dziesiątki oczu wlepione we mnie i w mojego towarzysza. Marek pochylił się w moją stronę i nie przestając iść, szepnął mi do ucha:
- To Aro lubuje się w takim melodramatyzmie, nie róbmy mu przykrości. – Uśmiechnął się niewinnie. Westchnęłam głośno, po czym na znak zgody uśmiechnęłam się delikatnie. Zatrzymaliśmy się przed przygotowanym ołtarzem, Marek podniósł mnie i posadził na nim. Wpatrując się w moje oczy, szepnął do mnie:
- Nie bój się.
Aro wstał ze swojego tronu i wychodząc na środek sali, rozpoczął swoją przemowę.
- Najdrożsi przyjaciele, zebraliśmy się tu z szczególnej okazji. Oto ta śmiertelniczka zostanie dziś przemieniona przez naszego ukochanego Marka, aby stać się jedną z nas – zawiesił głos, po czym dodał. - Jak również, aby stać się wybranką naszego umiłowanego brata.
Po sali rozszedł się szum zdziwienia, jakby przybyli dopiero teraz dowiedzieli się, po co zostali zwołani. Być może było to zamierzone, aby wzbudzić jeszcze większe napięcie. Kajusz wydawał się znudzony mową Ara, pomimo tego, że wkładał w nią ogromny zapał. Ja wciąż nie odrywałam oczu od Marka, byłam jak zahipnotyzowana. Aro dalej kontynuował.
- Jest to szczególna okazja. Niedługo bowiem nie tylko przywitamy wśród nas nową wampirzycę, ale również będziemy świadkami pierwszego od pięciuset lat ślubu członka triady.
Rozentuzjazmowany tłum zaczął nagle wzdychać, słychać było klaśnięcia, które przerodziły się w gromki aplauz.
- Ślub? Nic mi nie mówiłeś o ślubie! – szepnęłam zdezorientowana.
- Porozmawiamy o tym potem, już czas – powiedział, wyszczerzając zęby.
- A oni tu zostają?
- Połóż się spokojnie, wyjdą zaraz po ukąszeniu, to pomysł Kajusza.
- A co jest twoim pomysłem? – zapytałam, nieśmiało się uśmiechając.
- Alec! – zawołał Marek stanowczym głosem. Niemal w tej samej sekundzie koło niego zmaterializował się mały chłopiec.
- Tak panie? – zapytał, skłaniając się nisko.
- Znieczulisz ją zaraz po ukąszeniu, aż przemiana nie dobiegnie końca… Rozumiesz?
- Tak panie. – Odsunął się nieco, ale nadal przyglądał uważnie.
Marek chwycił mnie za rękę, przybliżył usta do mojej szyi, po czym szepnął mi do ucha: - Nie bój się. - Po czym wbił swoje zęby w moją szyję.
Najpierw poczułam chłodny dotyk jego ust. Zaraz potem ogromny ból. Czułam, jak rozrywa moją skórę i przecinana tętnicę. Przycisnęłam mocniej moją dłoń do jego lodowatej. Zacisnęłam zęby, aby nie krzyczeć z bólu. Nagle wokół mnie zaczęło wirować, usłyszałam jakieś krzyki dokoła mnie. Ból promieniował na całe moje ciało, a potem była już tylko ciemność… |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Sob 11:03, 26 Wrz 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
MonsterCookie
Gość
|
Wysłany:
Sob 20:42, 18 Lip 2009 |
|
Starsznie podobało mi się. Bardzo ładnie napisane, błędów nie zauważyłam, a nawet jeśli są nie rzucają się w oczy.
Najlepszy moment w tym rozdziale to było zdecydowanie, gdy Sylwia zadawała ból Markowi nie zdając sobie z tego sprawy i gdy Marek opowiadał jej o wampirach i uświadamiał czym on jest i czym się ona stanie. Fajnie to napisałaś, gratuluję pomysłu i stylu
Weny i czasu.
MonsterCookie. :P |
|
|
|
|
Sophi.e
Nowonarodzony
Dołączył: 21 Cze 2009
Posty: 29 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zaborze/Dąbrowa Górnicza/Katowice
|
Wysłany:
Sob 21:05, 18 Lip 2009 |
|
Naprawdę bardzo mi się podoba. Ciekawie napiane, błędów również nie zauważyłam a raczej ich nie szukałam;). Ah! Wiekli plus za ilość tekstu.
Niezmiernie się cieszę, że nie jest to kolejne opowiadanie o miłości Belli do Edwarda.
Przyznam, że pierwszy rozdział czytałam z zapartym tchem. Opisy, zdarzenia... czułam jakbym to widziała. Mnie również podobało się to jak Marek przygotowywał ją do przemiany. Urzekło mnie jego podejście, dał jej możliwość wyboru (chociaż nie wyobrażam sobie reakcji Aro na odmowę z jej strony po dowiedzeniu się o wampirach). Jestem bardzo ciekawa jak dalej potoczą się ich losy i jaki będzie miała Sylwia telent. Trochę dramy nie zaszkodzi.
Dużo weny, czasu... itp :D
Sophie :D |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sophi.e dnia Sob 21:07, 18 Lip 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
lilczur
Wilkołak
Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka
|
Wysłany:
Nie 15:37, 19 Lip 2009 |
|
Bardzo lubię czytać to opowiadanie i podziwiam za umieszczanie takiej ilości tekstu, to miód dla moich oczu.:) Pierwsze opowiadanie, w którym Marek jest taki "ludzki". Świetnie wykreowane postaci, styl lekki, a jednocześnie na wysokim poziomie. Jestem wierną czytelniczką Twojej twórczości.:)
EDIT: Było trochę błędów, ale wszystkie zostały autorce wskazane i natychmiast przez nią poprawione, za co ślicznie dziękuję.:) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez lilczur dnia Nie 22:23, 19 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
serenithy
Człowiek
Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 16:22, 01 Sie 2009 |
|
OTO KOLEJNY FRAGMENT ŻYCZĘ MIŁEJ LEKTURY I CZEKAM NA WASZE OPINIE! DZIĘKUJE MOJEJ "WYJĄTKOWEJ" BECIE!
Wydawało mi się, że tonę w nicości. Nie czułam kompletnie nic, a przecież Marek mówił, że to będzie bolesne. Być może była to zasługa tego małego chłopczyka, którego, widziałam tuż przed ciemnością. Nic nie słyszałam, nic nie widziałam, nie czułam swojego ciała. Jakby wszystko przestało istnieć. Nie wiem, jak długo tak leżałam. Może minęły już trzy dni, a może dopiero sekunda. Co się działo wokół mnie? Czy Marek był teraz przy mnie? A co będzie potem, czy nadal będzie mnie chciał? A jeśli znudzi się moją osobą, co się wtedy ze mną stanie? I do tego ślub?! O co w tym wszystkim chodzi? Było już za późno, żeby się wycofać. Jak długo to jeszcze potrwa? Niezmiernie się nudziłam w mojej pustce. Wymyślałam więc różne postaci, najczęściej pojawiała się postać Marka. Wyobrażałam sobie również inne wampiry, które widziałam w sali. Najciekawszym zajęciem było wyobrażanie mnie samej - nadludzko silnej i szybkiej. Moja nicość powoli stawała się udręką, zaczęłam nawet myśleć, że tak wygląda piekło. Cała wieczność spędzona na rozmyślaniu. Tylko o czym tu rozmyślać? O swojej nędznej egzystencji, którą dotychczas wiodłam? Czy o tej, która mnie czeka. Kiedy już z tysiąc razy odtworzyłam w głowie twarz Marka, doszłam do wniosku, że przemiana prawdopodobnie się nie udała i po prostu umarłam. Trafiłam do piekła, a moją udręką nie miał być ogień piekielny, tylko samotność i nuda. Pocieszałam się myślą, że przedtem zaznałam szczęścia i teraz zajmowałam się wydarzeniami z poprzednich dni. Pierwsze spotkanie z Markiem, skok z hotelowego pokoju. Koncentrowałam się na każdym szczególe, każdej emocji, którą wtedy czułam. Dziwiło mnie, że wychwytywałam teraz bodźce, których wtedy nie byłam w stanie zauważyć. Na przykład umiałam obliczyć szybkość, z jaką spadaliśmy podczas skoku ze szczytu hotelu. Albo zapachy, jakie mijaliśmy podczas biegu, jakby były one gdzieś we mnie i dopiero teraz to zauważyłam. Rozpamiętywałam sekundę po sekundzie z wydarzeń, które miały miejsce poprzedniego wieczoru. Gdy robiłam to po raz trzysta dwunasty, nagle coś się zmieniło. Moje zmysły zaczęły odbierać jakieś bodźce, było ich tyle na raz, a mimo to mój mózg zaczął je skrzętnie i szybko rejestrować, podając opis sytuacji. Czułam słodki wampirzy zapach; w sumie to trzy różna zapachy. Do tego zapach krwi przytłumiony jakimś innym zapachem. Powoli otworzyłam oczy i nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Wszystko było takie wyraźne, jakbym przedtem nosiła bardzo ciemne okulary.
Każda drobinka kurzu była wyraźna, rozejrzałam się powoli po sali. Usłyszałam zniecierpliwione, ciche stukanie, zaraz potem dostrzegłam przede mną Aleca i dwie ogromne postaci stojące przy moich bokach. Alec podszedł, a z mojego gardła mimowolnie rozległ się dziki warkot. Miałam ochotę odskoczyć przy tym pod ścianę. Nagle zorientowałam się, że nie mogę się poruszyć. Byłam przykuta do kamiennego ołtarza metalowymi obręczami, umieszczonymi na nadgarstkach, kostkach, szyi i w pasie. Mimo iż czułam niepohamowaną siłę w swoich mięśniach, nie mogłam się poruszyć. Zaczęłam wierzgać i szarpać się, ale obręcze nawet nie zaskrzypiały. Wpadłam w złość zaczęłam krzyczeć:
- Marek! Wypuście mnie! Gdzie jest Marek?
Czułam, że furia, jaka mną zawładnęła, coraz bardziej się wzmaga. Szarpałam się z całych sił, moim ciałem wstrząsały silne konwulsje. W końcu młodzieniec odwrócił się w stronę wyjścia i wyszedł bez słowa. Ja nadal wiłam się w dzikich konwulsjach. Po paru sekundach do komnaty wszedł Aro i Kajusz, niepohamowana histeria nie pozwoliła mi się opanować. Aro podszedł bliżej i powiedział słodkim, spokojnym głosem:
- Musimy z tobą porozmawiać, więc uspokój się proszę.
Wiłam się jak rozwścieczony wąż przez zaciśnięte zęby wycedziłam:
- Nie chcę rozmawiać! Chcę zobaczyć Marka!
- Jeśli się nie uspokoisz, to nie będzie możliwe – odpowiedział spokojnie Aro.
Wzięłam kilka głębokich wdechów, jednak nadal czułam, jak gniew szarpie moim ciałem. Nic mi nie pomagało, złość i irytacja wzrastały. Wtedy przypomniałam sobie, jak Marek mnie uspokajał i szeptał do mnie cicho:
- Sylwio, uspokój się, proszę. Spokojnie, nie denerwuj się, weź głęboki wdech.
Odtwarzałam sobie w głowie jego słowa i powtarzałam je jak mantrę. Poskutkowało, po nie całej minucie leżałam już spokojnie i czułam się odprężona. Patrzyłam pytająco na Aro, w mojej głowie było tylko jedno pytanie:
- Gdzie jest Marek?
Aro przyglądał mi się uważnie, po czym westchnął głęboko, wyrzucając z siebie:
- I co my mamy z tobą zrobić? – zapytał retorycznie.
Kajusz spoglądał na mnie i czułam wściekłość bijącą z jego oblicza. Wzięłam głęboki wdech i mimo iż wydał mi się on zbędny, pozwolił opanowanym tonem znów zapytać: - Gdzie jest Marek?
- Czy cokolwiek pamiętasz z wczorajszego wieczoru?
- Wczorajszego – zapytałam zdziwiona.
Przecież przemiana miała trwać trzy dni, być może jeszcze się nie zakończyła. Może dlatego jestem tu przykuta. Patrzyłam ze zdziwieniem na Ara i Kajusza, po czym próbując przywołać tamte obrazy, odpowiedziałam: - Sala była pełna wampirów, ty przemawiałeś. Potem czułam chłód ust Marka – uśmiechnęłam się mimowolnie – a potem ból i…
- I coś jeszcze? – spytał zniecierpliwiony Kajusz.
- …i jakiś krzyk, co się stało?
- No właśnie, my też nie wiemy. Myśleliśmy, że ty nam coś więcej powiesz. – Zmarszczyłam brwi i patrzyłam na niego zdziwiona.
- Zaraz po tym, jak Marek cię ukąsił, zaczął wić się w konwulsjach po posadzce, trzymając ręce na głowie. Nawet nie wiem, czy zdążył poczuć smak twojej krwi.
- O nie – wyrwało mi się.
Aro spojrzał na mnie tajemniczo, jakby domyślił się, że już wiem, o co chodzi. W mojej głowie był teraz tylko jeden obraz. Cierpiąca twarz Marka prześladowała mnie. Oczy piekły niemiłosiernie. Aro przyglądał się z ciekawością, ja natomiast torturowana widokiem cierpienia Marka zapytałam głosem pełnym ból:
- Jak mocno go skrzywdziłam?
Kajusz spojrzał na mnie ze zdziwieniem, po czym lekko musnął swoją dłonią dłoń Ara. Ten odpowiedział mu widocznie na zadane telepatycznie pytanie, bo skarcił go wzrokiem i wyszeptał cicho:
- Ta decyzja należy do Marka.
Nie wiedziałam, o co chodzi, ale nie dbałam o to, powtórzyłam tylko swoje pytanie:
- Jak mocno go skrzywdziłam?
Aro spojrzał na mnie znacząco, po czym w końcu udzielił mi informacji - najbardziej dla mnie istotnej.
- Marek jest nieprzytomny od chwili rozpoczęcia twojej przemiany. Nigdy w swoim życiu nie widziałem, żeby wampir stracił przytomność. Nie wiemy, jak go obudzić. Podajemy mu ciągle duże ilości krwi, ale to nic nie pomaga.
- Chce go zobaczyć – wtrąciłam się arogancko.
- To nie jest doby pomysł - włączył się do rozmowy Kajusz.
- Muszę go zobaczyć – starałam się być opanowana, ale nie wychodziło mi to najlepiej.
Czułam, że znów wzbiera we mnie złość, moim ciałem wstrząsnęły silne dreszcze. Znów zaczęłam odtwarzać sobie w głowie słowa Marka… 'Sylwio, uspokój się, proszę. Spokojnie, nie denerwuj się, weź głęboki wdech.' Z trudem znów się uspokoiłam.
- Kajuszu, skoro my nie możemy mu pomóc, może ona może…
- Ona potrafi go tylko krzywdzić – odpowiedział ostro Kajusz.
Mimo iż wiedziałam, że to prawda z mojej krtani wydobyło się mimowolne warknięcie. Wzięłam głęboki wdech i znów powtarzałam sobie… 'Sylwio, uspokój się, proszę. Spokojnie nie denerwuj się, weź głęboki wdech.'
- Błagam, pozwólcie mi go zobaczyć – wyjęknęłam w końcu.
- Demetrii, uwolnij ją. – Mężczyzna natychmiast wykonał polecenie Ara.
- Jeden niewłaściwy ruch, a osobiście cię zabiję – powiedział Kajusz tak, jakby chciał dodać: i zrobię to z przyjemnością.
***
Marek leżał na ogromnym łóżku z baldachimem w jednym z hotelowych pokoi. Podeszłam do niego i usiadłam obok. Nie oddychał, jego serce nie biło, gdyby nie to, że był wampirem, bez problemu możnaby stwierdzić, że nie żyje. Spojrzałam na jego anielską twarz, była taka spokojna. Aro i Kasujsz oraz dwa inne wampiry stały tuż za mną. Oczy piekły mnie niemiłosiernie, jakby miały się zapalić żywym ogniem. Chwyciłam jego rękę, usłyszałam za plecami złowrogie warknięcie. Ręka Marka nie wydawała mi się już lodowata, a jedynie chłodna, zsunęłam się na podłogę i wtuliłam swoją twarz w jego dłoń. Leżałam tak dość długo. Kiedy zapadł zmierzch Aro i Kajusz wyszli z pokoju, zostawiając na straży Demetriego i Aleca, nie zwróciłam na to większej uwagi.
Jedyne, co mogłam teraz robić, to patrzeć na Marka. Opuszkami palców pieściłam jego dłoń, ciągle szepcząc:
- Marku przepraszam, musisz wyzdrowieć, przepraszam…
Nie wiem, ile razy to powtarzałam. Przez całą noc trwałam przy nim, nie ruszając się ani o milimetr. O świcie pojawił się w pokoju Aro, przysiadając na łóżku swojego brata, przyglądał mu się dość długo.
- Aro - zapytałam, szepcząc. – Czy mogę cię o coś prosić?
Wampir spojrzał na mnie ze zdziwieniem, po czym odezwał się do mnie:
- Jeśli to będzie rozsądna prośba - odpowiedział poważnie.
- Obiecaj mi proszę, że kiedy Marek się obudzi, zabijesz mnie – wyszeptałam, nie spuszczając wzroku z Marka.
- To absurdalna prośba! Panem twojego życia jest Marek, tylko on może…
- Ale ja go znowu krzywdzę, to przeze mnie tu leży!
- NIE – powiedział gniewnie. - Nie próbuj też prosić o to nikogo innego, twoje życie należy do niego. – Spojrzał znacząco na Marka. Spuściłam smutno twarz i wpatrywałam się w rękę Marka, która w promieniach wschodzącego słońca zaczęła błyszczeć, jakby była pokryta milionami małych diamentów. Napawałam się tym widokiem. Aro chwycił mój podbródek i zmusił, abym spojrzała na niego, po czym zapytał głosem pełnym troski:
- Czy pozwolisz, abym poznał prawdę?
Nie rozumiałam, o co mu chodzi, dopóki nie spostrzegłam wyciągniętej w moją stronę ręki, cofnęłam się z przerażeniem. Aro patrzył na mnie ze zdziwieniem, po czym zorientował się, dlaczego tak zareagowałam i powiedział spokojnie:
- W razie czego Alec i Demetrii mi pomogą.
Wampiry zrobiły krok w naszą stronę. Wzięłam głęboki wdech i podałam mu niepewnie rękę, nie spuszczając oczu z twarzy Marka. Znów widziałam obrazy ze swojego życia. Tym razem jednak nic się nie stało, po chwili Aro puścił moją rękę i uśmiechnął się do mnie.
- Marek miał racje, jesteś idealna!
- Czyście całkiem poszaleli – powiedziałam rozgniewana. - Idealna? Jestem potworem, krzywdzę najbliższą mi osobę, a ty mówisz, że jestem idealna… Jesteście nienormalni!
Aro spojrzał na mnie i uśmiechnął się serdecznie.
– Niedługo wszystko zrozumiesz. A teraz myślę, że powinniśmy zostawić was samych.
Aro wstał i skinął na dwa wampiry, które czuwały w pogotowiu z pełną gotowością, aby opuściły pokuj. Alec zawahał się, ale widząc srogą minę Ara, posłusznie wyszedł. Kiedy byli już przy drzwiach, odwróciłam się w ich stronę i zawołałam:
- Aro?
- Tak? – zapytał serdecznym głosem.
- Czy on na pewno żyje?
- Droga Sylwio, Marek nie żyje już od paru tysięcy lat.
- Wiesz, co mam na myśli.
- Niebój się nie cierpi – odpowiedział cichym, ciepłym głosem. - On teraz śni… to bardzo dziwne, bo wampiry nie śpią.
- A o czym on śni? – Aro uśmiechnął się tajemniczo.
- O tobie – odpowiedział, zamykając za sobą drzwi.
Nie mogłam uwierzyć, śnił o mnie, ale dlaczego? Przecież to ja go wprowadziłam w ten stan, zanim mnie poznał, nie czuł bólu. To ja wniosłam cierpienie w jego świat. Podniosłam się z podłogi i położyłam na łóżku obok niego. Zwijając się w kłębek, przytuliłam się do jego idealnego torsu. Wciąż trzymałam jego dłoń, całując ją od czasu do czasu. Ciągła spiekota w oczach dokuczała mi niezmiernie, ale najważniejsze było dla mnie, aby Marek się w końcu obudził. Nie wiem, jak długo tak trwałam, nie byłam zmęczona. Moje ciało nie cierpło, tylko umysł był udręczony. Co jakiś czas ktoś pojawiał się w pokoju, ale ja nie oderwałam się od Marka ani na chwilę, by sprawdzić, kto przyszedł. Nie miałam też zamiaru krępować się pozycją, jaką zajmowałam; ważny był tylko on. Mijały godziny, każda z nich wydawała się dla mnie długim miesiącem. Rozmyślałam, jakby wyglądało nasze życie, gdybyśmy się nie spotkali. Jak wyglądałoby jego życie, gdyby zabił mnie tego wieczoru, kiedy pierwszy raz poczuł mój zapach. Pewnie siedziałby teraz na swoim tronie, bezpieczny ze swoimi braćmi. Nie wiem, jak długo tak leżałam, nie zwracałam nawet uwagi na to, jaka jest pora dnia. W pewnej chwili ktoś znów wszedł do pokoju, położył mi rękę na ramieniu i szepnął do ucha:
- Powinnaś zapolować, ja z nim zostanę.
Rozpoznałam Ara, mówił głosem pełnym troski. Wiedziałam, że chciał mojego dobra. Ale nie byłabym w stanie teraz go zostawić.
- Nie chcę polować, chcę zostać z nim – odpowiedziałam, kurczowo trzymając się jego ramienia.
- Nie czujesz pragnienia?
- Jakiego pragnienia?
Aro podniósł mnie i zmusił, abym na niego spojrzała, ale nie zdołał oderwać mnie od ręki Marka.
- Nie czujesz suchości i płomienia w gardle? – zapytał ze zdziwieniem.
- Nie, nic nie czuję.
- Być może Alec przesadził ze znieczuleniem ciebie – powiedział i zamyślił się.
- Dlaczego przesadził? – zapytałam obojętnie.
- Każdy nowonarodzony wampir potrzebuje dużej ilości krwi. Nie może myśleć o niczym innym, jak tylko o pragnieniu. To dlatego tak łatwo i mocno się teraz denerwujesz, tak szybko wpadasz w furię, to cecha nowonarodzonych. Dopiero z czasem nowy wampir uczy się kontrolować, i koncentrować się na czymś innym niż pragnienie. Alec ma pewien talent, potrafi sprawić, że się nic nie czuje, zablokować wszystkie zmysły. To dlatego zamiast wić się w konwulsjach, leżałaś spokojnie przez całą przemianę. Zastanawiałem się też, dlaczego przebiegła ona tak szybko, trzy dni to minimum, a ty zmieniłaś się w niecałe dwadzieścia cztery godziny… Hmmy, to naprawdę interesujące.
- Czy wiesz, jak mogę pomóc Markowi? – zapytałam, wyrywając go z zamyślenia.
- Niestety nie, choć… mam pewną tezę.
- Jaką tezę? – zapytałam z iskierką entuzjazmu w głosie.
- To, co robisz, to pewnego rodzaju odbieranie energii życiowej. Prawdopodobnie to dlatego tak szybko się przemieniłaś, ukradłaś energię Markowi.
Spuściłam smutno głowę, a Aro uśmiechnął się, próbując mnie pocieszyć.
– Nie wiem tylko, jak przywrócić Markowi tę energie.
- A skąd normalnie bierzecie siłę?
- Pijąc krew… ale tego już próbowaliśmy i nic to nie dało.
Znów czułam ból w oczach, jakbym miała w nich piasek albo sól, były niemiłosiernie suche. I nagle coś zaświtało mi w głowie. Aro zobaczył moje poruszenie i spojrzał pytająco, a ja zwróciłam się do niego:
- Skoro to ja mu odebrałam energię, to ja mu muszę ją zwrócić – powiedziałam dumnie.
- Ale jak chcesz to zrobić? – zapytał.
- W jedyny sposób, jaki znam - powiedziałam, unosząc swój nadgarstek do ust.
- Co ty chcesz zrobić? – usłyszałam pytanie Ara, kiedy wbijałam swoje zęby w nadgarstek.
Poczułam ból, ale niezbyt silny, z rany zaczęła wypływać krew. Przyłożyłam nadgarstek do ust Marka i rozchyliwszy je, zacisnęłam dłoń, aby krew spływała intensywniej. Na początku nie było żadnej reakcji, po chwili wydawało mi się, że usta Marka drgnęły. Niestety moja rana szybko się zasklepiała, chwyciłam, więc znowu nadgarstek w zęby i rozszarpałam go mocniej, znów przysunęłam go do jego ust. Tym razem byłam pewna - poruszył się. Jego oczy zacisnęły się mocniej. Aro patrzył na to z niewyobrażalnie zdziwioną miną. Próbowałam wypompować ze swoich żył całą krew, niestety spływała bardzo leniwie i powoli. Aro chwycił brata za rękę i przymknął oczy, koncentrując się mocno po chwili szepnął:
- To działa.
Poczułam, jakby ciepło rozlało się po moim ciele, te słowa były dla mnie najpiękniejszą melodią. Rana w nadgarstku znowu się zasklepiła. Rozgryzłam nadgarstek swojej drugiej ręki. Głaszcząc po twarzy, przytuliłam go mocno i zaczęłam szeptać mu do ucha:
- Pij, kochany. Pij, proszę.
Przycisnęłam rękę mocniej do jego ust. Nie czułam bólu, tylko jakieś dziwne znużenie. Położyłam się obok niego. Jego wargi delikatnie spija krew z moich nadgarstków. Cieszyłam się, że w końcu mogę mu pomóc. Już chciałam ponownie rozgryźć nadgarstek, kiedy Aro ścisnął moją dłoń, mówiąc twardym głosem:
- Nie chce więcej. – Spojrzałam na niego wzrokiem pełnym litości.
- Ale potrzebuje – wyjąkałam.
- Starczy! - powiedział gniewnie, a ja znów zwijając się w kłębek u boku mojego ukochanego, zaczęłam szeptać mu do ucha:
- Kocham cię, wszystko będzie dobrze.
***
Leżałam tak długo bez ruchu, dopóki nie poczułam, jak Marek podniósł rękę i zaczął delikatnie gładzić nią moje włosy. Podniosłam się i spojrzałam na niego radośnie. Byliśmy sami w pokoju, nie zauważyłam, kiedy Aro wyszedł. Marek spoglądał na mnie i uśmiechał się swoim najpiękniejszym uśmiechem. Dopiero teraz zauważyłam, że moje serce jest równie ciche jak i jego, bo już dawno wyskoczyłoby na widok tej miny. To było wszystko, czego pragnęłam od kilku, a może kilkudziesięciu godzin. Marek podniósł się na łokciach i spoglądał na mnie. A ja wyszeptałam cicho:
- Marku, tak bardzo… bardzo cię przepraszam… ja…
Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, bo Marek wplótł swoją rękę w moje włosy i przyciągnął mnie do swoich ust. Wpił się w moje wargi i całował namiętnie. Moje serce na pewno stanęłoby, gdyby wcześniej to się nie stało. Jego pocałunek przeszywał moje ciało na wskroś. Każdy jego milimetr pragnął tego pocałunku. Przyciągnęłam go mocniej do siebie, wplątałam ręce w jego włosy. Napierałam na niego całym ciałem. Było mi ciągle mało, łapczywie całowałam go, chcąc coraz więcej i więcej. Nagle Marek odsunął mnie delikatnie. Mimo iż nie brakowało mi oddechu, dyszałam głośno. Marek przytulił mnie do siebie, po czym szepnął mi do ucha:
- Jesteś idealna.
Nie chciałam się teraz kłócić, było mi tak wspaniale, leżeć u boku mojego ukochanego. Westchnęłam z dezaprobatą.
- Przepraszam, to nie tak miało wyglądać – szepnął słodko.
Spojrzałam na niego z ogromnym zdziwieniem. Nie rozumiałam, co on w ogóle do mnie mówił.
- To ja powinien czekać przy twoim łóżku, aż się obudzisz. Głaskać cię i szeptać ci do ucha, że cię kocham.
Nie wytrzymałam, poderwałam się natychmiast na równe nogi. Wściekłość pulsowała we mnie, starałam się opanować, ale nie umiałam. Zaczęłam na niego krzyczeć:
- Ty, ty głupi wampirze! Postradałeś całkiem rozum! Po prostu jesteś szalony! O mało cię nie zabiłam, a ty mnie przepraszasz! Mówisz, że jestem idealna? Nie no, po prostu brak mi słów.
Marek patrzył na mnie i chichotał.
- Nie no, jestem pewna, ty całkowicie zwariowałeś – powiedziałam z ironią.
Marek chwycił mnie za ręce i przyciągnął do siebie, upadłam w jego ramiona, a on ucałował mnie i szepnął do ucha:
- Mimo że jesteś już silną wampirzycą, nadal wyglądasz jak rozdrażniona kotka – pocałował mnie - i bardzo mi się to podoba – wymruczał mi do ucha.
Przytulił mnie mocno. Usłyszałam kroki gdzieś na korytarzu. Dopiero teraz zaczęły dochodzić do mnie jakieś zewnętrzne bodźce. Do pokoju zbliżało się czworo wampirów. Dwójka na przedzie, to z pewnością Aro i Kajusz. Kroki za nimi były lekkie, z pewnością należały do Aleca. Obok niego musiała iść istota podobnych rozmiarów. Te ostatnie kroki były delikatne i rytmiczne niczym taniec primabaleriny. Musiała to być jakaś mała dziewczynka. Chciałam się odsunąć od Marka i usiąść bardziej przyzwoicie, ale Marek trzymał mnie w żelaznym uścisku i nie miał zamiaru puścić. Bawiło go to, że próbuje mu się wyszarpnąć. Po chwili zakrył usta ręką, żeby stłumić śmiech i szepnął mi do ucha:
- Uspokój się kotku. – I na nowo wybuchł śmiechem.
Usiadł na łóżku, opierając się o oparcie łóżka, mocniej mnie do siebie tuląc. Trochę głupio mi było, że nie krępuje się wobec swoich braci. Z drugiej strony możliwość leżenia w jego ramionach była nie do odrzucenia. Nawet, jeśli miałabym jakiś wybór. W końcu kroki ucichły, a drzwi się uchyliły i do pokoju weszły cztery wampiry. Trzy z nich już znałam, tajemnicą była dla mnie postać krótko obciętego aniołka o jasnobrązowych włosach. Jego twarz, a raczej jej, była niespotykanie piękna. Wielkich oczu i pełnych warg mógłby pozazdrościć jej anioł Botticellego. Nawet wziąwszy poprawkę na to, że tęczówki tych oczu były szkarłatne. Przyglądałam się jej przez chwilę, a mały aniołek uśmiechnął się do mnie. Przybyłych osób nie zdziwiło wcale, w jakiej pozycji nas zastali. Aro uśmiechnął się serdecznie, Kajusz nieco sceptycznie. Podeszli do łóżka, chciałam się podnieść, ale nadal nie miałam na to szans. Aro zwrócił się do Marka z odrobiną sarkazmu:
- Nie powinieneś w swoim wieku robić nam takich żartów – powiedział i ryknął śmiechem.
Marek i dwa małe wampiry również się roześmiały, tylko ja i Kajusz nie widzieliśmy w tej uwadze nic śmiesznego. Przyglądałam się, jak patrzy na mnie ze złością, Marek też musiał to zauważyć, bo zwrócił się do niego:
- Sylwia nie lubi po prostu bólu Kajuszu, powinienem być ostrożniejszy. – Uśmiechnął się gorzko.
Kajusz zrobił kwaśną minę, ale rozluźnił się trochę, po czym zimnym i opanowanym tonem zwrócił się do swojego brata, ale czułam, że mówi również do mnie.
- Skąd możemy wiedzieć, że jeśli znowu coś ją zaboli – powiedział z przekąsem – nie wybije połowy dworu?
- Bo musi dotykać osoby, z której wyciąga energię. A po za tym nikogo nie zabiła – wtrącił się Aro. Trochę mnie dziwiło, skąd wie rzeczy, o których ja nie miałam pojęcia, ale cieszyłam się, że ktoś wreszcie mi tłumaczy, co się stało.
- Więc jest dla nas niebezpieczna!
- NIE – warknął Marek. - Nie jest!
- Marek ma racje… - przerwał Aro na chwilę – ale Kajusz też.
- Jak to? – zapytałam, wtrącając się do rozmowy.
- Moja droga, ty tylko odpowiadasz obronnie na ból, działasz tak tylko na osobę, która sprawia ci ból, nie skrzywdziłaś nikogo, kto nic ci nie zrobił.
- Na razie – warknął Kajusz. – Jest niebezpieczna i powinno się ją…
- Nie - warknął Marek.
Widziałam, jak trzęsie się ze złości, postanowiłam zabrać głos, w końcu mówiono cały czas o mnie.
- Marku, Kajusz ma racje, powinnam umrzeć – usłyszałam warknięcie. – Niewybaczalne jest to, co ci zrobiłam.
Wszystkie oczy wlepione były we mnie.
- Jestem niebezpieczna i nie możesz się upierać, żeby trzymać mnie wśród twoich bliskich, powinieneś…
- Zgoda, odejdziemy razem. - Spojrzał na mnie z serdecznym uśmiechem.
- Wiesz, że to nie rozwiąże problemu – wtrącił zaniepokojony Kajusz.
- Powinieneś mnie zabić, żebym nie mogła cię skrzywdzić – powiedziałam, wbijając wzrok w podłogę.
- Krzywdzą mnie twoje słowa, ty nigdy mnie nie skrzywdzisz – powiedział, przytulając mnie mocniej.
- Jesteś głuchy na racjonalne argumenty. Kajuszu, przekonaj go, że nie powinnam żyć.
Kajusz uśmiechnął się tajemniczo, po czym otworzył usta, miałam nadzieję, że chociaż on zatrzyma zdrowy rozsądek. Ale on tylko podszedł do mnie i położywszy mi ręce na ramionach, powiedział z uśmiechem:
- Gdzie ty ją Marku znalazłeś, ona jest…
- ...idealna – dokończył Marek.
- Wyście wszyscy poszaleli! Szalone wampiry! – wybuchłam z wściekłością.
Cały pokuj wybuchnął śmiechem, a ja poczułam, że przestaje panować nad sobą, a kontrole przejęła irytacja i wściekłość. Nie chciałam nikogo skrzywdzić, więc odsunęłam się pod ścianę i próbowałam się uspokoić. Nie było to łatwe, obserwując śmiejące się ze mnie wampiry. W końcu Marek uspokoił się i próbował poważnym tonem coś powiedzieć, ale jego głos dalej był rozbawiony.
- Moi drodzy, nie chcę was wypraszać, ale… - podniósł się z łóżka – …jestem bardzo spragniony, moja ukochana zapewne też, więc wybaczcie mi, ale czas na polowanie.
- Oczywiście, Marku – odpowiedział słodko Aro, kierując się w kierunku wyjścia.
- I pewnie chcecie iść sami – podśmiechiwał się Kajusz, idąc za Arem.
Znów usłyszałam śmiech, ale już za drzwiami. Pokój był już pusty. Marek podszedł i chwycił moje dłonie. Czułam rozkoszny dreszcz, tonęłam w jego czarnych oczach. Dopiero teraz zauważyłam, że sińce pod oczyma powiększyły się znacznie od czasu, kiedy się obudził. Chciałam się przytulić, ale wiedziałam, że musi nabrać siły, żeby dojść całkowicie do siebie.
- Chodź, najdroższa, czas ugasić pragnienie, jesteś bardzo rozdrażniona, kiedy jesteś głodna. – Uśmiechnął się szyderczo.
- Będziemy zabijać niewinnych ludzi?
- Taka jest nasza natura. – Pogłaskał mnie po policzku. – My jesteśmy drapieżnikami, a oni… - przerwał na chwilę, zmuszając mnie, abym spojrzała znowu na niego – …nie myśl o tym, zdaj się na instynkt.
Kiwnęłam głową, miałam wyraźne opory, ale co mogłam zrobić? Marek chwycił mnie za rękę i wspólnie wyskoczyliśmy przez drzwi tarasowe.
***
Marek kazał mi wstrzymać oddech do czasu, aż znajdziemy się na miejscu. Cudowne było czuć wiatr we włosach, kiedy przeskakiwaliśmy z jednego budynku na drugi. Czasem biegliśmy ciemnymi uliczkami, cudownie się czułam taka wolna. Marek cały czas nie puszczał mojej ręki, biegliśmy w równym tempie. W końcu mój luby zwolnił i zatrzymał się w jakiejś nieznanej dzielnicy.
Marek spojrzał na mnie poczym zaczął mnie instruować:
- Zanim zaczniesz oddychać, pamiętaj, że musimy być niewidoczni. Jeśli już pokazujesz się ludziom, których nie zamierzasz zabić, pamiętaj, żeby nie poruszać się za szybko. Staraj się raczej być niezauważalna. Nikt nie może zobaczyć, jak polujemy, więc postaraj się nie rzucać się w oczy – zmierzył mnie wzrokiem i westchnął – to będzie naprawdę trudne.
Spojrzałam na siebie, żeby zorientować się, o co mu chodzi i zobaczyłam, że mam na sobie dalej czarną wieczorową sukienkę i sandałki. Nagle gdzieś niedaleko usłyszałam jakieś rozbawione głosy. Marek zauważył, że się na nich skoncentrowałam i powiedział:
- Zapolujmy. Weź głęboki wdech – powiedział, wyszczerzając zęby.
- Poczekaj – wyszeptałam. – Pozwól mi to zrobić samej, po mojemu, dobrze?
Marek patrzył na mnie zdziwiony. A ja układałam w głowie plan. Nie chciałam zabijać niewinnych, więc uknułam w głowie małą intrygę. Mój towarzysz skinął głową na znak zgody i przyglądał mi się uważnie. Zmierzwiłam trochę włosy i wyszłam z ciemnego zaułku, w którym stałam. Szłam w kierunku, z którego dochodziły głosy. Stali tam trzej mężczyźni. Zaczęłam przysłuchiwać się ich rozmowie. Przechwalali się swoimi podbojami miłosnymi z ostatniej imprezy. Kiedy podeszłam bliżej, przyjrzałam się im. Byli to faceci w wieku około trzydziestu lat, jeden z nich wydawał się być młodszy. Z rozmowy wynikało, że jeden z nich jest dilerem i sprzedaje narkotyki po okolicznych klubach. W okolicy nie było słychać odgłosów żadnych innych ludzi. Podeszłam na tyle blisko, aby mnie zauważyli. Spojrzałam w ich stronę, dopiero teraz odważyłam się zacząć oddychać, pachnęli dziwnie pociągająco. Wsłuchałam się w rytm bicia ich serc. Kiedy mnie zauważyli, w ich żyły wystrzeliła adrenalina, co niemal śpiewało do mnie. Krew rytmicznie pulsowała w ich tętnicach. Już miałam się rzucić w ich kierunku, kiedy przypomniałam sobie, że ja też byłam takim samym człowiekiem jak oni. I postanowiłam odejść, zapach ich krwi przyzywał mnie, ale ja przestałam oddychać i zaczęłam odchodzić, starając się zachowywać wolne tępo, żeby nie budzić podejrzeń. Kiedy zrobiłam kilka kroków, usłyszałam ich głosy i kroki zmierzające w moją stronę:
- Hej, laleczko, dokąd idziesz? – powiedział jeden, zastępując mi drogę.
- Nie uciekaj, zostań z nami, zabawimy się – powiedział drugi, zastępując mi drogę odwrotu.
Trzeci z mężczyzn podszedł niepewnie i trzymał się wyraźnie z boku. Starał się chyba na mnie nie patrzeć. Mężczyzna za mną pchnął mnie w ramiona tego z przodu. Ten złapał mnie w tali i wyszeptał mi do ucha:
- Jesteś idealna, zobaczysz, będzie fajnie.
Wezbrał we mnie gniew, nawet moja ofiara uważał, że jestem idealna. Wiedziałam, że zaraz wybuchnę. Zaciskając zęby, odwróciłam się w stronę chłopaka stojącego z boku i wycedziłam przez zęby:
- Uciekaj, nie chcesz na to patrzeć.
Czułam jak opuszcza czają mnie resztką kontroli. Chłopak wahał się przez chwile, a potem odwrócił się i zaczął uciekać.
Mężczyzna, który trzymał mnie, krzyknął za nim:
- Wracaj tu, tchórzu!
- Zostaw go, potem się z nim policzymy – wycedził drugi, podchodząc do mnie i ściskając ręką moje pośladki. – Zajmijmy się teraz tym cudem.
Mężczyzna przesuwając rękę po udzie, chwycił mnie za włosy i wygiął do tyłu. Kiedy próbował wsunąć mi rękę pod linie sukienki, chwyciłam mężczyznę przede mną za gardło i zacisnęłam na nim dłoń. Nie sprawiło mi to żadnej trudności. Miałam już zająć się mężczyzną za mną, kiedy usłyszałam uderzenie za swoimi plecami. To Marek rzucił się na niego, połamał mu prawdopodobnie kręgosłup, bo mężczyzna leżał na ziemi, nie ruszając się. Tylko jego przerażony wzrok zdradzał, że jeszcze żyje. Mój ukochany pochylał się nad nim, spojrzał na mnie i zapytał:
- Zostawić go tobie?
- Nie, zadowolę się tym. - Spojrzałam znacząco na faceta, którego trzymałam za szyję kilka centymetrów nad ziemią.
Marek uśmiechnął się i podniósł z ziemi ciało mężczyzny. Wgryzł się w jego szyję, patrzyłam na niego, z jaką gracją zabija. Nie uronił przy tym ani jednej kropli krwi. Z zamyślenia wyrwał mnie szamoczący się w mojej ręce mężczyzna, prawdopodobnie się dusił. Przysunęłam go do swoich warg, jego krew pulsowała tak rozkosznie. Przysunęłam go jeszcze bliżej, zapach krwi zawrócił mi w głowie, dałam się ponieść instynktowi. Oprzytomniałam dopiero, kiedy w ciele mężczyzny nie było już ani kropli krwi. Odrzuciłam jego ciało na bok i spojrzałam na Marka, który bacznie mi się przyglądał. Po mojej szyi spłynęła kropla wyssanej z mężczyzny krwi. Podszedł do mnie, delikatnie zaczął zlizywać ją z szyi, a mnie po prostu zmurowało. Rozkosz, jaką czułam, nie dało się opisać żadnymi słowami. Spojrzał mi w oczy, a ja się od niego odsunęłam, mimo iż całe moje ciało krzyczało, abym tego nie robiła. Spojrzał na mnie badawczo, a jednocześnie podejrzliwie – znieruchomiał. Zrobiłam nadąsaną minę. Odwróciłam się do niego tyłem i wyjęknęłam:
- Miałeś pozwolić mi zrobić to samej, poradziłabym sobie – powiedziałam z pretensją w głosie.
Za plecami usłyszałam jego śmiech, nie musiałam go słyszeć. Cały chodnik drgał, tak mocno się trząsł. Podszedł i tuląc mnie w ramionach, wyszeptał do ucha:
- Wiem, to ja nie mogłem sobie poradzić.
Obróciłam się i z rozdziawioną ze zdziwienia buzią przyglądałam się mu.
- Kiedy patrzyłem, jak on cię dotyka, wszystko we mnie wrzało, nie byłem w stanie powstrzymać się i nie zabić go. Doskonale wiem, że byś sobie poradziła, zrobiłaś to po mistrzowsku, chociaż…
- Chociaż co? – zapytałam.
- Nie powinnaś zostawiać świadków – powiedział poważnym tonem. – Na jego szczęście nie zdążył ci się przyjrzeć.
- Nadal głodna? – szepnął do ucha.
- Marku, ja… ja nie… - nie wiedziałam, jak mu to powiedzieć. – Ja…
- O co chodzi? – zapytał z troską.
- Jak ty odczuwasz pragnienie? – zapytałam niepewnie.
- Tak jak ty, skręca mi żołądek, gardło mi płonie, czuję ogromną suchość, nie mogę myśleć o niczym innym, jak o krwi. Pragnienie włada moim umysłem. Ale dlaczego o to pytasz?
- Bo ja niczego takiego nie czuję.
Marek nagle zesztywniał, odwrócił mnie do siebie jednym ruchem i sztywno trzymał przed sobą. Przyglądał mi się uważnie, po czym potrząsnął mną lekko i zapytał zdenerwowany: - Jak to nie czujesz, ale przecież piłaś krew?
- Tak, to było bardzo przyjemne uczucie, ale wydaje mi się, że niekonieczne. Nie czuję pragnienia. Owszem, ludzie pachną kusząco, a adrenalina w ich żyłach jest taka... – Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
Marek patrzył na mnie, jakbym właśnie opowiadała mu, że jestem kosmitką, a nie wampirem. Po chwili otrząsnął się z zamyślenia i zwrócił się do mnie: - To niemożliwe, jesteś nowonarodzoną. Twój umysł powinien być zawładnięty pragnieniem krwi. Jesteś taka rozsądna i do tego nie czujesz pragnienia, jesteś niesamowita.
- Coś jest ze mną nie tak?
- Nie, jesteś idealna.
Nagle jego oczy pojaśniały szkarłatem i nie były już zmartwione. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował tak namiętnie, że nie mogłam się powstrzymać, po prostu rzuciłam się na niego. Pragnęłam go mocniej i wciąż mocniej. Odciągnął mnie delikatnie, mimo iż wydawało mi się, że jemu sprawia to jeszcze większą trudność niż mi. Musimy zatrzeć ślady. Marek wyciągnął z kieszeni mały, srebrny błyszczący przedmiot i wymierzył nim w leżące ciała. Tajemniczy przedmiot zabłyszczał niebieskim płomieniem. Był to chyba jakiś rodzaj przenośnego palnika. Ciała nie zapaliły się, ale natychmiast zwęgliły w pył. Nie pozostało nic po zwłokach, nawet prochy szybko rozwiał wiatr. Patrzyłam na to z przerażeniem. Marek wtulił mnie w swoje ramiona.
- Przyzwyczaisz się – wyszepnął mi do ucha. – Zrobisz coś dla mnie, najukochańsza?
Jego pytanie było absurdalne, po pierwsze byłam jego własnością i mógł zrobić ze mną wszystko, a po drugie zgodziłabym się na wszystko dla niego. Kiwnęłam głową, a on wyszeptał mi do ucha: - Nie mów nikomu o tym braku pragnienia, jeszcze nie teraz, dobrze?
- Ale Aro, on nie musi pytać, żeby…
- Tym też się zajmiemy, zaufaj mi. Tak będzie najlepiej.
Dotknął mojego ucha swoimi ustami, jego słodki oddech zawładnął mną. Rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam całować szaleńczo. On chwycił mnie na ręce i zaczął biec, nie przestając mnie całować. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Nie 21:54, 02 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
wampiria
Nowonarodzony
Dołączył: 01 Lip 2009
Posty: 20 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 20:36, 01 Sie 2009 |
|
Hmm... co prawda nie przepadam za Volturi ,ale to opowiadanie podoba mi się może dlatego że wybrałaś Marka ,a on wydaje się być najnormalniejszy z całej trójki jeśli można tak powiedzieć o wampirze :)
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Najbardziej interesuje mnie co oni mają na myśli mówiąc że Sylwia jest idealna???
Weny życze pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Invisse
Zły wampir
Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 21:52, 01 Sie 2009 |
|
O Boże, to opowiadanie jest fantastyczne. Te powtarzanie, że Sylwia jest idealna ; ) Podoba mi się Marek, taki... równy gość z niego. Tylko ta scena, w której on pokazywał Sylwii swoje moce - to mi zajechało sceną z filmu Zmierzch, gdzie Ed pokazywał Bells na łące wyrywanie drzew, jak szybko się porusza itp. Ale poza tym - super!!! Strasznie mnie wciągnęłaś, mam nadzieję, że nowy rozdział już niebawem i życzę dużo, dużo weny, czasu i chęci ^^ |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
MonsterCookie
Gość
|
Wysłany:
Nie 13:10, 02 Sie 2009 |
|
Świetne, po prostu genialne. Według mnie kolejne rozdziały są lepsze od pozostałych. Piszesz lekko i przyjemnie się czyta, błędów nie zauważyłam.
Podoba mi się fabuła i ten niesamowity dar Sylwii. Jest interesujący.
Poza tym fajnie przedstawiłaś Volturi. Zastanawiam się co znaczy to, ze Sylwia nie pragnie niczyjej krwi. Na początku myślałam, że jakimś cudem stała się półwamirem, ale teraz już nie wiem. :D
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział,
MonsterCookie :) |
|
|
|
|
Sophi.e
Nowonarodzony
Dołączył: 21 Cze 2009
Posty: 29 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zaborze/Dąbrowa Górnicza/Katowice
|
Wysłany:
Czw 0:50, 06 Sie 2009 |
|
Jejku... Naprawdę kocham to opowiadanie! :D Ach... Marek, Marek, Marek - bardzo lubię Volturi, chociaż do tej pory jednak najbardziej Ara. Teraz to się zmieniło.
Kajusz na początku nie zaskoczył. Zimny, oschły, najlepiej pozabijałby wszystkich którzy zagrażają Jemu lub Jego braciom.
Ach! Biedny Marek... Dobra, skończę już o Nim pisać
Sylwia nie odczuwa pragnienia krwi? Eee? Coś nowego. Do tej pory chyba się z tym nie spotkałam. (pewna nie jestem, bo przeczytałam naprawdę wiele FF-ów) Chyba raczej nie.
Cullenowie będą??? Nie! Błagam! Nie! *klęczyprzedgenialnąautorką*
Chylę głowę przed Tobą i Twoim talentem. :)
Pozdrawiam, Sophie. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
serenithy
Człowiek
Dołączył: 29 Maj 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 19:34, 23 Sie 2009 |
|
SERDECZNIE DZIĘKUJE ZA WSZYSTKIE WASZE OPINIE, SĄ ONE DLA MNIE BARDZO CENNE, WIĘC PROSZĘ O WIĘCEJ! A OTO KOLEJNY KAWAŁEK OPOWIADANIA, MAM NADZIEJE ŻE CZYTANIE GO SPRAWI WAM TYLE SAMO PRZYJEMNOŚCI CO MI PISANIE. POZDRAWIAM SERDECZNIE WSZYSTKICH CZYTELNIKÓW I... ŻYCZĘ MIŁEJ LEKTURY
***
Marek zabrał mnie w najpiękniejsze miejsce na świecie. Była to leśna polana. Przez jej środek płynął uroczy strumyczek. Trawa była zielona i wilgotna, ale nam to całkowicie nie przeszkadzało. Całą noc rozkoszowałam się bliskością mojego ukochanego. Nie przerwaliśmy pieszczot nawet, kiedy zaczęło świtać. Nie mogłam nacieszyć się tą chwilą, ciągle było mi mało. Całe moje ciało płonęło w jego ramionach. To było uczucie przewyższające jakiekolwiek inne moje odczucia. Wątpię żeby można było czuć się lepiej. Jego usta badały moje ciało, wyginając je w ekstatycznym uczuciu. Jego dłonie, dotykające mnie sprawiały, że lodowe ciało, płonęło niespotykanym ciepłem. Pragnęłam dać mu z siebie wszystko co najlepsze, sprawiało mi to ogromną przyjemność. Patrzyłam na wschodzące słońce w ramionach najpiękniejszego mężczyzny na świecie. Napawałam się tym wszystkim, nie wierzyłam, że tyle szczęścia może spaść na mnie, jednego dnia. Marek szeptał mi wciąż do ucha:
- Kocham cie… pragnę… ubóstwiam…
Nic nie mogło popsuć mi tej chwili. Marek podniósł się nie przerywając muskać palcami mojego ciała. Pociągnął mnie za sobą, przytulił i szepnął:
- Musimy wracać.
- Musimy? – zapytałam robiąc smutną minę.
- Nie martw się, mamy całą wieczność na chwile, takie jak ta. Niestety mamy też obowiązki.
- Nie lubię obowiązków – zaczęłam marudzić.
Przylgnęłam swoim ciałem do jego ciała i zaczęłam napierać na niego całując jego szyję. Wplatałam dłonie w jego włosy i całowałam z dziką rozkoszą. Dopiero po paru minutach Marek zdołał oderwać mnie od siebie. Jego oczy płonęły z pożądania, patrzył na mnie i strasznie mi się to podobało. Uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Jesteś idealna – powiedział, a potem pocałował mnie w czoło.
- Skoro tak, to zostańmy tu jeszcze, proszę. Zrobiłam najsłodszą minkę jaką umiałam.
Marek wyciągnął z kieszeni spodni komórkę i jednym ruchem wybierając numer, przyłożył ją szybko do ucha.
- Jaka jest sytuacja - zapytał szorstko.
- Są już w drodze – odpowiedział obcy mi głos.
- Ile mamy czasu – zapytał.
- Jakieś siedem godzin panie.
- Dobrze przyślij samochód po nas za… - spojrzał na mnie, wzdychając cicho - …za cztery godziny.
Odłożył telefon i podszedł do mnie, znów zaczął mnie całować. A ja napawałam się jego słodkimi pocałunkami, na równi ze swoim zwycięstwem.
***
Czas spędzony z Markiem mijał mi o wiele z szybko. Bez niego wlókł się niemiłosiernie. Podczas powrotu do hotelu, Marek wpatrywał się we mnie, nie odrywając ode mnie oczu ani na moment. Cały czas uśmiechał się do mnie, a ja czułam, że zaraz pęknę z nadmiaru szczęścia. Zaparkowaliśmy w cieniu i szybko przemknęliśmy do środka. Mój miły obejmował mnie w tali. Co chwila pochylał się w moją stronę i całował, a to w ramie, a to w szyję. Muskał opuszkami palców moją skórę. Za każdym razem, kiedy to robił, we mnie wzbierało podniecenie, a on tylko uśmiechał się tryumfalnie i odsuwał. Najtrudniej było opanować się i nie rzucić na niego, kiedy znaleźliśmy się w windzie. Jakoś doszliśmy do pokoju hotelowego. Wszyscy, mijający nas, zarówno ludzie jak i wampiry przyglądali nam się z nieukrywaną ciekawością. A my nie, odrywając się od siebie wciąż, uśmiechając się, dumnie przemierzaliśmy hotelowy korytarz. W końcu znowu byliśmy sami. Chciałam już rzucić się znów na niego, kiedy nagle poczułam, że jego ciało jest cale napięte, a z jego ust wydobyło się warknięcie. Na początku nic nie rozumiałam, co się dzieje. Dopiero po chwili dokładnie się rozglądając zauważyłam postać, stojącą na tarasie. Marek przesunął mnie za swoje plecy jakby chciał mnie chronić. Spojrzałam na niego zdziwiona. Co to była za istota, przed którą Marek chciał mnie chronić. Byłam pewna, że to był wampir, zdradzał to słodkawy zapach, który był mi całkowicie obcy. Postać poruszyła się i odwróciła w naszą stronę. Zaczęła się do nas zbliżać. Po odgłosie stawianych kroków domyśliłam się, że jest to kobieta. Kiedy weszła do pokoju i światło oświetliło jej postać, mogłam się jej lepiej przyjrzeć. Była to przepiękna wampirzyca, wysoka, o cudownych długich blond włosach, które sięgały niemal do ziemi. Ubrana w długą czarną suknie, wydawała się być aniołem. Stanęła przed nami i skłoniwszy się nisko, przywitała się:
- Witaj Marku.
Całkowicie mnie zignorowała, ale nawet bez tego, czułam niechęć do włamującej się do naszego pokoju wampirzycy.
- Witaj Lilii, jesteś wcześniej niż mnie powiadomiono – powiedziała chłodnym tonem Marek.
W jego głosie słychać było wrogość. Cała jego postawa, wyrażała otwartą niechęć.
- Doszły mnie ciekawe informacje i nie mogłam się oprzeć pokusie, aby to sprawdzić. Podobno znalazłeś sobie nową zabaweczkę – spojrzała na mnie znacząco, z szyderczym uśmiechem.
Marek znowu warknął. Tajemnicza wampirzyca uśmiechała się triumfalnie, jakby cieszyła się, że go złości. Czułam jak w Marku wzmaga się złość, cały aż trząsł się. Nie wiedziałam co mam zrobić, ta sytuacja mnie przerastałam, ale nie mogłam się dłużej kryć za plecami mojego ukochanego. Wysunęłam się na przód, wyciągając rękę w stronę wampirzycy, postanowiłam wkroczyć do akcji.
- Witaj jestem Sylwia, przyszła żona Marka a ty jesteś…? – celowo zawiesiłam głos.
Obydwa wampiry wlepiły swoje szkarłatne oczy we mnie, dziewczyna z zażenowaniem, a Marek z podziwem. Po chwili wampirzyca ocknęła się i mocno ściskając moją dłoń, powiedziała:
- Jestem Lilii… czy Marek nic ci o mnie nie mówił?
Uśmiechnęłam się do niej, wyszczerzając jednocześnie zęby. Odwróciłam się w stronę Marka, spojrzałam na niego znacząco, a potem odpowiedziałam wampirzycy zarozumiale:
- Wiesz ostatnio mamy mało czasu na rozmowę, ale sądzę, że gdyby było to coś ważnego, to Marek na pewno by mi o tym powiedział. Natomiast na błahostki, szkoda nam tracić czasu. Wiesz mamy ciekawsze rzeczy do robienia, jeśli wiesz o czym mówię – powiedziałam.
- No tak, była narzeczona to faktycznie błahostka – powiedziała Lilii próbując wyprowadzić mnie z równowagi.
- Byłaś jego narzeczoną?
- Nie - warknął Marek.
- Nieoficjalną, ale wszyscy spodziewali się tego i gdyby nie… Zresztą to stare dzieje, nie ma o czym rozmawiać. Mam tylko nadzieje, że moja obecność niczego nie popsuje.
- Ależ skąd droga Lilii, cieszę się, że mogę cię poznać. Przyjaciele Marka są moimi przyjaciółmi. Z resztą mam nadzieje, wyciągnąć od ciebie parę pikantnych szczegółów, dotyczących przeszłości Marka. Nie wiem czy wiesz, ale mam dopiero dwadzieścia pięć lat ludzkich. No i około trzech dni wampirzych. Chętnie więc zasięgnę rady starszej osoby- powiedziałam z przekąsem. - Och niestety, nadal myślę bardziej po ludzku, niż po wampirzemu.
Marek w końcu się uśmiechnął, ale wciąż się nie rozluźnił. Wpatrywał się we mnie tak intensywnie, widziałam w jego oczach podziw. Lilii niemal kipiała furią, ale spokojnym tonem znowu zwróciła się do mojego ukochanego:
- Jestem nią oczarowana mój drogi, mam nadzieje bliżej poznać ją na dzisiejszym przyjęciu – po czym zwróciła się do mnie z udawaną uprzejmościom – Sylwio mam nadzieje, że zostaniemy przyjaciółkami.
- Ależ oczywiście moja droga – powiedziałam prawie krztusząc się tymi słowami.
Wampirzyca podeszła do drzwi i rzucając mi jadowite spojrzenie, zniknęła za nimi. Marek rozluźnił się, odczekałam chwilę, aż kroki się oddalą. Chciałam zapytać kim ona jest? Dlaczego Marek tak zareagował? I dlaczego ona mnie tak nienawidzi? Ale nie zdążyłam, Marek chwycił mnie w pół i wpoił się w moje usta. Oderwał się ode mnie dopiero po dłuższej chwili, wyszeptał:
- Nie przestajesz mnie zadziwiać, jesteś…
- Tak, tak wiem – przerwałam mu i obrzuciłam gniewnym spojrzeniem. – Kim ona jest?
- Nikim ważnym – jego krótka odpowiedź, wzbudziła tylko jeszcze większe podejrzenia.
- Kim ona jest! - niemal wykrzyczałam te słowa.
Marek uśmiechnął się i próbując zmienić temat, przytulił mnie szeptają mi do ucha:
- Lubię cię kiedy jesteś taka… seksowna.
Prawie mu się udało. Trudno mi było odepchnąć go od siebie, kiedy czułam na szyi jego słodki oddech, a jego ręce zaczynały błądzić po moim ciele. Jednak udało mi się wyrwać z jego objęć, podeszłam do drzwi i wycedziłam ze złością:
- Jeśli ty mi nie powiesz, to zrobi to Aro albo Kajusz
- No już dobrze, to Lilii. – Tyle to się sama dowiedziałam – kiedyś była jedną z nas... jedną z Volturi, ale poróżniliśmy się dawno temu i odeszła. Nie widziałem jej przeszło sto lat, nie wiem po co nas odnalazła i czego chce.
Po jego oczach widać było, że kłamie, ale nie chciałam mu tego rzucić prosto w twarz, więc zadałam kolejne pytanie.
- Dlaczego mnie tak nie znosi?
- Bo jak sama słyszałaś, łudziła się kiedyś, że to jej należy się miejsce u mojego boku - powiedział lekko się uśmiechając.
- Powiedziałeś to tak, jakby ta informacja nie miała żadnego znaczenia, a przecież ja właśnie się dowiedziałam że mam rywalkę. A najgorsze, że nie od ciebie!
- Nie masz! – powiedział gniewnie. – Ona nie jest żadną konkurencją dla ciebie, po za tym – chwyciła moją twarz w swoje dłonie – to miejsce jest już zajęty – powiedział słodko i pocałował mnie czule.
***
Kiedy zostałam sama w pokoju z moją misją, wpadłam po prostu w panikę. Marek wyszedł jakieś piętnaście minut temu, a ja nadal stałam w miejscu, w którym mnie zostawił. Miałam się przygotować na przyjęcie, ale jak miałam to zrobić? Za drzwiami słyszałam kroki przybywających gości. Obok w pokojach słyszałam głosy, całkiem nowe i obce. Do tego ta sprawa z Lilii, po prostu wpadłam w panikę. Nagle przyszła mi do głowy myśl, iskierka nadziei.
- Agnes – zawołałam dość głośno.
Już po chwili usłyszałam jej kroki na korytarzu, a potem pukanie do drzwi.
- Wejdź – zawołałam niemal radośnie
Moja nowa przyjaciółka wampirzyca weszła do pokoju trzymając w rękach jakieś tajemnicze torby, położyła je na łóżku i podbiegła do mnie szybko skłaniając się nisko.
- Agnes nie proszę, nie zachowuj się tak przy mnie.
Wampirzyca spojrzała na mnie i uśmiechnęła się przepraszająco.
- Musisz się przyzwyczaić, na przyjęciu wszyscy będą cię tak witać.
Teraz już całkiem zaczęłam panikować, nie tylko muszę wyglądać olśniewająco, ale również tak się zachowywać. Spojrzałam w stronę garderoby, było tam mnóstwo wytwornych strojów, patrzyłam na nią z litością w oczach. Na szczęście Agnes zrozumiała o co mi chodzi, bo podeszła do drzwi i trzasnęła nimi z hukiem. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem, a ona uśmiechnęła się do mnie serdecznie.
- Te sukienki nie nadają na dzisiejszy wieczór, mam coś specjalnego dla ciebie – powiedziała sięgając po torby.
Z jednej z nich wyciągał cudowną sukienkę, jedwab połyskiwał cudownym karmelowym kolorem. Miała odważny dekolt i brakowało jej tylnej części, która powinna zasłaniać plecy. Olśniła mnie swoją prostotą. Ramiączka wydawały się być delikatnym srebrnym łańcuszkiem uplecionym w misterny sposób. Podała mi też małe pudełeczko, w której znalazłam coś na kształt misternej koronki, dopiero po chwili zorientowałam się, że jest to bielizna, skrzywiłam się na myśl, że miałabym ją włożyć. Agnes jednak uśmiechnęła się i powiedziała wesoło:
- Możesz iść bez.
Jęknęłam tylko w odpowiedzi. Agnes pomogła mi się przebrać, po czym spojrzała na moje włosy i tym razem to ona jęknęła. Chwyciła w palce jeden z kosmyków i zapytała oskarżająco:
- Coś ty z nimi zrobiła?
Chwyciła natychmiast szczotkę i zaczęła je rozczesywać, trwało to być może dwie minuty, ale ja nie byłam pewna czy mi wszystkich nie powyrywała. Podała mi pudełko z butami. Były one cudowne, wydawały się być kryształowymi pantofelkami prosto z bajki. Zastanawiałam się tylko, czy kopciuszek byłby w stanie uchodzić w tak wysokiej szpilce. Spojrzałam pretensjonalnie na Agnes, wsuwając je na swoje nogi. Wstałam niepewnie, ale o dziwo chodzenie w nich nie było czymś trudnym, mimo iż w życiu nie nosiłam butów na obcasie. Moja przyjaciółka spojrzała na mnie i powiedziała:
- Wyglądasz wspaniale.
Ja uwiesiłam się jej na szyi i mocno ją przytuliłam szepcząc:
- Dziękuję.
Agnes niepewnie pogłaskała mnie po plecach i powiedziała:
- Nie musisz mi dziękować.
Chciałam już coś odpowiedzieć kiedy nagle usłyszałam kroki na korytarzu. Agnes cała zesztywniała. Odsunęłam się od niej i spojrzałam w stronę uchylających się drzwi. Do pokoju wszedł Marek, ubrany w elegancki smoking. Widząc mnie przystanął chwile i przyglądał mi się. Obróciłam się powoli dookoła, aby mógł mnie podziwiać i z dumą w głosie powiedziałam:
- To dzieło Agnes
- Nie to dzieło bogów - odpowiedział Marek, podchodząc bliżej. – Możesz odejść Agnes – rzucił niedbale.
Dziewczyna skłoniła się, po czym wyszła. Miałam za złe Markowi, że przyszedł tak wcześnie, miałam ją zapytać jeszcze o to, jak mam się zachowywać. Mój ukochany jeszcze przez dłuższą chwile przyglądał mi się w milczeniu. Po czym wziął głęboki wdech, podszedł do mnie i chwytając mnie za ręce powiedział:
- Jesteś…- przerwał na chwile, przytulił mnie do siebie i szepnął - …MOJA!
Ściskał mnie tak mocno, że pewnie udusiłabym się, gdybym musiała oddychać. Kiedy w końcu wypuścił mnie ze swoich ramion, powiedział dumnie:
- Wyglądasz pięknie, ale czegoś ci brakuje.
Stanął za mną, odgarniając moje włosy, założył na moją szyję jakiś błyszczący naszyjnik. Nie zwracałam na niego z początku uwagi, bo Marek skutecznie mnie rozpraszał, składając pocałunki na moim karku. Po chwili odsunął się, a ja przyjrzałam się ogromnemu medalionowi, który zawiesił na mojej szyi. Z początku dziwiłam się jak tak cieniki łańcuszek jest w stanie udźwignąć tak wielki medalion. Potem, moje oczy zatonęły w ogromnym krysztale, który znajdował się w centrum medalionu. Marek odwrócił mnie w swoją stronę, po czym jego mina posmutniała, spuścił oczy i wyszeptał cicho:
- Przepraszam.
Nie rozumiałam o co mu chodzi, podniosłam ręce, chwytając w nie jego idealną twarz i spytałam:
- O co chodzi?
- Chciałem dać ci coś pięknego, ale przy twojej urodzie, nic nie wydaje się dostatecznie ładne, aby było godne tego żebyś je nosiła, nawet ten diament.
Uśmiechnęłam się po czym z westchnieniem dodałam:
- Jesteś niemożliwy, szalony wampir!
Marek uśmiechnął się, po czym pocałował moje czoło, podał mi jeszcze jedwabne rękawiczki, wcale mnie nie zdziwiło, że były one w kolorze sukienki. Rzucił mi spojrzenie pełne pożądania po czym powiedział:
- Choć, już czas, aby wszyscy cię poznali.
Pociągnął mnie delikatnie w stronę drzwi, ale napotkał na mój opór. Stałam sztywno, jak głaz. Mój ukochany spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a ja stałam w szoku. Czułam, nadchodzący atak paniki. W końcu odważyłam się zapytać:
- Z jakiej okazji odbywa się to przyjęcie? – zapytałam podejrzliwie.
Marek zrobił minę dziecka, które właśnie zostało nakryte na tym, że rano nie zjadło śniadania. Pochylił się nade mną i ze smutną miną i spuszczonym na podłogę wzrokiem, w końcu wydusił z siebie:
- To miała być niespodzianka – wyszeptał skruszony.
- Marku! – powiedziałam mocno poirytowana.
Spojrzał na mnie błagalnie, ale ja nie miałam zamiaru mu odpuścić. Usiadłam na kanapie, mówiąc:
- Nigdzie nie pójdę jeśli mi tego nie powiesz.
Marek podszedł do mnie. W oka mgnieniu przerzucił mnie przez swoje ramię.
- Wcale nie musisz iść tam sama, – powiedział wyszczerzając zęby w szerokim uśmiechu.
- Zaczęłam uderzać go zaciśniętymi pięściami i krzyczeć:
- Puść mnie! Puść mnie, ty szalony wampirze! Natychmiast mnie puść, bo cię ugryzę!
Nagle doszło do mnie, że nie tylko Marek jest świadkiem tej sceny. Wszystkie szumy rozmów jakie dotąd słyszałam, ucichły. Zrobiło mi się strasznie głupio. Byłam pewna, że moje krzyki, słyszały wszystkie wampiry, jakie znajdowały się w hotelu. Gdybym mogła, zarumieniłabym się teraz. Marek zamiast być zły, że urządzam sceny, przy jego gościach był strasznie rozbawiony. Spuściłam wzrok i wyszeptałam z ogromnym wstydem:
- Przepraszam, postaw mnie.
Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Usłyszałam stłumiony chichot wampirów zgromadzonych w sali głównej i na korytarzu. Marek nie postawił mnie, tylko przytulił mocniej i wyszeptał mi do ucha:
- Mój najukochańszy kociak, nigdy się nie zmieniaj – powiedział, jakby z dumą w głosie.
Postawił mnie na ziemi, pogłaskał mnie po policzku i spytał słodkim głosem:
- Gotowa?
- Nigdy nie będę na to gotowa, ale chodźmy już.
Marek uśmiechnął się szeroko i wyszliśmy na spotkanie krwiożerczym wampirom.
***
Przed samym wejściem na sale, wzięłam głęboki wdech. Kiedy drzwi się otwarły, wbiłam paznokcie w rękę Marka, uśmiechnął się do mnie i ścisnął moją dłoń. Ogromna sala był wypełniona po brzegi. Było dziesięć razy więcej osób niż, w dniu mojego przemienienia. Zastanawiałam się, jak sala może pomieścić tak dużo osób. Dopiero dwa dni temu dowiedziałam się, że istnieją wampiry, a dziś widzę je wszystkie na własne oczy. Wszystkie szkarłatne oczy skierowały się w naszą stronę, rozstępując się na boki. Aro i Kajusz zasiadali już na swoich tronach, za ich plecami zauważyłam dwie smukłe postaci. Były to prawdopodobnie ich małżonki. Gdyby moje serce biło, na pewno zdradzało by mój strach. Teraz naprawdę cieszyłam się z bycia wampirem. Nawet nie wiedziałam co mam zrobić, gdzie stanąć. Panika wybuchała nowym ogniem w mojej głowie. Chciałam uciec, ale nie mogłam. W końcu doszliśmy do trzech tronów. Marek zatrzymał się, stając za mną położył mi ręce na ramionach, Kajusz i Aro zmaterializowali się po naszych bokach. Marek wziął głęboki wdech, po czym ściskając mocniej moje ramiona i przemówił do tłumu:
- Moi drodzy, zabraliśmy was dzisiaj tutaj, aby przedstawić wam tą oto nowonarodzoną. – powiedział, ściskając moje ramiona jeszcze mocniej. – Trzy dni temu, uczyniłem ją naszą siostrą, natomiast za tydzień, zamierzam uczynić ją waszą panią.
Po sali rozległ się szum, a potem gromki aplauz, stałam przyglądając się wpatrzonym we mnie oczom. Niektóre patrzyły z podziwem, inne z uznaniem, jeszcze inne z dystansem. Tylko jedna para oczu spoglądała na mnie z nienawiścią. Były to oczy Lilii. Każde słowa Marka przyjmowała z odrazom, a ja przypomniałam sobie, że musze temu sprostać, całej tej sytuacji, aby nie dać jej satysfakcji. Poczułam się pewniej, czując jej złość. Wiedziałam, że oddała by wszystko, aby stać na moim miejscu. Dręczenie jej, było dla mnie swoistą zabawą. Marek dalej przemawiał:
- Zgodnie z tradycją, zaślubiny odbędą się w naszej ojczyźnie. To oznacza moi drodzy, że wracamy do Włoch.
Nikt już nie ukrywał zadowolenia, ja w sumie też się cieszyłam. Nigdy nie byłam dalej niż, poza granicą miasta. Tylko Lilii miała nieodgadnioną minę. Marek skończył już przemawiać obrócił się i chciała zasiąść na tronie, ale nagle zesztywniał, kiedy usłyszał głos wściekłej wampirzycy.
- Mówisz o tradycji dostojny Marku – cała sala zamarła –od kiedy się tak w niej lubujesz.
Marek zaczął trząść się z wściekłości, gdyby mógł zabijać wzrokiem, z wampirzycy nie zostały by nawet prochy. Nie rozumiałam do czego pije, chyba nikt nie rozumiał. W końcu niezręczną ciszę przerwał ciekawy Aro.
- O co ci chodzi Lilii? – Zapytał.
- Chodzi mi wyłącznie o zachowanie tradycji, dostojny Aro.
Wampirzyca wyciągnęła rękę w stronę Aro, ten pochwycił ją łapczywie i zmrużył oczy. Po chwili otworzył oczy, w których widać było zaciekawienie.
- Droga Lilii nie było nigdy powodu, aby korzystać z tego obyczaju.
Aro uwielbiał tworzyć nastrój, także prawdopodobnie celowo nie wyjaśnił wszystkim, o co chodzi, a jedynie podawał nam strzępki informacji. Udało mu się, napięcie stopniowo rosło. Zwłaszcza w Marku, który zaczął cicho powarkiwać. Ja patrzyłam zdezorientowana, nie miałam pojęcia o co jej chodzi. Mogłam tylko domyślać się, że o Marka. Nie wiedziałam co kombinowała. W końcu zwróciła się do mnie protekcjonalnym tonem.
- Droga Sylwio, ponieważ jesteś naszą nową siostrą i nie miałaś zapewne czasu, aby zaznajomić się z naszą tradycją, czuję się odpowiedzialna, aby wyjaśnić ci, o co mi chodzi. Zacznijmy od tego, iż stojące u twego boku dostojne wampiry, są dla nas fundamentem naszego istnienia. Stoją na straży naszego świata i to dzięki temu cieszą się nie tylko naszą wdzięcznością, ale też ogromnym zaufaniem. To Marek, Aro i Kajusz stanowią prawo w naszym świecie. Dzięki nim żyjemy ze sobą w zgodzie. Jesteśmy winni im nie tylko wdzięczność, ale też naszą opiekę. Musimy bronić ich przed zagrożeniami. Dlatego część z nas, tak jak Alec, Demetri, czy niegdyś ja, towarzyszymy im jako straż przyboczną. Nie robimy tego z przymusu, lecz z miłości jaką ich darzymy. Musisz więc wiedzieć, że jako, że jesteś wybranka Marka, twoim zadaniem będzie nie tylko bycie jego zabawką… – Marek warknął, mrożąc wszystkim krew w żyłach wszystkich zgromadzonych – …ale również najlepszą jego strażniczką. Dochodząc do sedna tego, o co mi chodzi, moja droga, istnieje prawo…
- Raczej obyczaj - wtrącił się Aro
- …Obyczaj, który przysługuje straży przybocznej. Ma on na celu sprawdzić, czy wybranka naszych dostojników, jest odpowiednią osobą, czy jest w stanie zapewnić bezpieczeństwo, naszym dostojnym braciom.
- Myślę Lilii, że nie ma wśród nas odpowiedniejszej osoby do tego zadania, niż Sylwia – odpowiedział z furią w głosie Marek.
- Śmiem w to wątpić, ale skoro jesteś taki pewien…- nie dokończyła tylko spojrzała znacząco na mnie.
Mój ukochany cały się trząsł z wściekłości, nie wiem, jak wiele dzieliło go od wybuchu. Spojrzałam na Ara, który uśmiechał się tajemniczo i na Kajusza, który uważnie mi się przyglądał. Postanowiłam w końcu się odezwać, nie chciałam dać jej tej satysfakcji i pozwolić by mnie dyskredytowała w oczach poddanych Marka. Marek jest mój i nie oddam go bez walki – pomyślałam, po czym próbując mówić w sposób łagodny, odezwałam się do przebrzydłej wampirzycy:
- Droga Lilii, jestem ci bardzo wdzięczna, że troszczysz się o MOJEGO ukochanego Marka – powiedziałam to dobitnie, spoglądając na niego z uwielbieniem. - Pragnę cię moja przyjaciółko – powiedziałam wlewając w to słowo tyle jadu, ile tylko umiałam – uspokoić i zapewnić wszystkich, że spełnię wszystkie swoje obowiązki z szczególną gorliwością.
Uśmiechnęłam się do niej obnażając zęby, a jednocześnie położyłam swoją dłoń na dłoni Marka, który wciąż zaciskał je na moich ramionach. Pewnie gdyby nie nowe wampirze cechy, już dawno by mi je połamał.
- Nie wątpię Sylwio, że masz szczere chęci, ale jesteś tak młoda, tak niedoświadczona - uśmiechnęła się szyderczo. – Czyż nie lepiej byłoby trochę poczekać? Albo wybrać kogoś bardziej doświadczonego?
- Lilii jeśli chcesz, dowiodę tobie i wszystkim tu zgromadzonym, że Marek dokonał słusznego wyboru, wybierając na swą żonę mnie, a nie Ciebie.
- NIE! – warknął gniewnie Marak – Sylwio najdroższa, nie musisz nic udowadniać!
- Ale chce, chcę udowodnić, że jestem Ciebie warta.
Marek aż kipiał wściekłością, widziałam w jego oczach furię. Trzymałam mocno jego rękę bo bałam się, że rzuci się na Lilii, a to ja chciałam się z nią rozprawić. Nie wahałam się nawet przez chwilę, była we mnie taka wściekłość, że najchętniej załatwiłabym to tu i teraz.
- Lilii nasza ukochana siostro, dziękuje ci z całego serca, że dasz mi szanse udowodnienia tego iż, jestem JEDYNĄ osobą godną miana, małżonki Marka.
Wampirzyca kipiała złością, prawdopodobnie resztkami swojej kontroli wysyczała przez zęby:
– Cała przyjemność po mojej stronie.
Jej wściekłość dodawał mi pewności. Wiedziałam, że będzie chodzić o pojedynek, ale nie mogłam pozwolić, by mnie zaskoczyła, a jednocześnie musiałam być też obiektywna. Wyrwałam się więc z objęć Marka idąc w stronę Lilii, zatrzymując się tuż obok niej. Szepty na sali były coraz wyraźniejsze, a trójka wampirów nie spuszczała ze mnie zdziwionych oczu. Obróciłam się w stronę tronów, ukłoniłam się w pół, jak to czynili wszyscy wobec Marka, Kajusza i Ara, na co i oni odpowiedzieli mi lekkim skłonem. Usłyszałam gdzieś z prawej strony szept:
- Co za gracja i maniery, urodzona by być małżonką Marka.
Strasznie ucieszył mnie ten komentarz, a Lilii wręcz przeciwnie. Wyprostowałam się i skierowałam me słowa do wpatrujących się we mnie dostojnych braci:
- Trzcigodni, nasi najdrożsi namiestnicy, proszę o wybranie formy sprawdzianu dla mnie. Pragnę z całego serca, udowodnić, że jestem godna i gotowa na to, aby być nazywaną wybranką, waszego brata Marka.
Pierwszy odezwał się Aro, rzucając niby beznamiętnie:
- Pojedynek!
- Wszystkie chwyty dozwolone – dodał Kajusz
Marek stał niczym posąg, z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Wpatrywałam się w niego, a on podniósł w końcu wzrok i spojrzał na Lilii znacząco, po czym wycedził przez zęby:
- Na śmierć i życie.
Po sali rozeszły się jego słowa potężną falą, wszystkie usta powtarzały - na śmierć i życie. Uśmiechnęłam się do niego, wyświadczył mi przysługę, bo gdybym przegrała i tak nie chciałabym żyć. A wizja pozbycia się raz na zawsze tej intrygantki, była plastrem dla mojej duszy. Marek wyrwał się z odrętwienia i spojrzawszy na mnie zarządził:
- Próba rozpocznie się z pierwszym promieniem wschodzącego słońca, na polanie za miastem. Zobowiązuje was wszystkich moi drodzy przyjaciele do przybycia, a teraz wybaczcie nam, ale czas rozpocząć przygotowania.
Marek podszedł do mnie i nie zwracając uwagi na Lilii podał mi swoje ramie i pokierował w kierunku wyjścia. Zaraz za drzwiami, chwycił mnie na ręce i wyskoczył przez najbliższe okno tarasowe.
***
Nie wiem dla czego niósł mnie na rękach i dokąd zmierzaliśmy. Nie wiedziałam też, jak bardzo jest na mnie zły. Patrzyłam na jego idealną twarz i nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogę to robić po raz ostatni. W końcu zatrzymał się i postawił mnie na ziemi, przyglądał się mi przez dłuższą chwilę. W końcu nabrałam odwagi i postanowiłam pierwsza się odezwać.
- Marku, bardzo cię za to przepraszam – powiedziałam patrząc w jego szkarłatne oczy – ale nie mogłam pozwolić, aby ta wredna wampirzyca, tak o mnie mówiła. – Marek nic nie mówił tylko patrzył na mnie. – Nie złość się na mnie proszę, muszę pokazać jej, gdzie jest jej miejsce… i, że nie oddam cię bez walki, bo jesteś MÓJ! Błagam cię nie gniewaj się na mnie, tego jednego bym nie zniosła.
- Jak mógłbym się na ciebie gniewać – przemówił w końcu – jesteś nie tylko piękna, ale masz wszystkie cechy urodzonej królowej, jesteś idealna!
- Więc nie gniewasz się na mnie?
- Gniewać się? Jakbym mógł? Jestem z ciebie dumny, sam nie umiałbym się tak zachować, gdyby nie ty, rozszarpałbym ją na strzępy.
Uśmiechnęłam się radośnie, po czym dodałam szeptem:
- Ja też miałam na to ochotę.
Oboje roześmialiśmy się. Kiedy Marak przestał się śmiać, chwycił moją twarz w swoje dłonie i zaczął mnie namiętnie całować, nie delikatnie ale zachłannie. Przylgnęłam do niego całym swoim ciałem, ale i tak, mało było mi jego bliskości. Po chwili odsunął mnie od siebie i powiedział stanowczym głosem:
- Powinnaś zapolować!
Przyciągnęłam go z powrotem do siebie, wpijając się w jego usta wyszeptałam mu do ucha:
- Już mam swoją zdobycz, właśnie mam zamiar się w nią wgryźć – szepnęłam wodząc delikatnie wargami po szyi Marka.
Wplątałam ręce w jego włosy i zaczęłam szaleńczo go całować. Czułam opór z jego strony
- Ona jest niebezpieczna – szepnął mi do ucha.
Pchnęłam go lekko na ziemie i upadliśmy razem na miękką trawę. Oplątałam swoje nogi wokół jego ud, przytrzymując jego dłonie, pochyliłam się nad jego cudownie pachnącym ciałem i wodząc językiem od szyi poprzez szczęk do ust, znów zaczęłam całować go drapieżnie. Moje ciało wiło się z rozkoszy. Widziałam pożądanie w jego oczach. Próbował uwolnić się z mojego uścisku, ale mu na to nie pozwalałam. Trzymałam mocno jego dłonie i pieściłam jego ciało, a on wydawał się być na skraju furii. Pochyliłam się nad jego uchem i muskając je ustami, zapytałam:
- A ja nie jestem niebezpieczna?
- Ty kochanie jesteś zabójcza – odpowiedział bez namysłu.
Jego oczy po prostu płonęły, szarpał się pode mną, coraz mocniej. W końcu kiedy już myślałam, że się mi poddał, wyszarpnął się mocno z mojego uścisku, powalił mnie na ziemie i zaczął pieścić. Wydawało mi się, że wpadł w jakiś trans, jakby nie panował nad sobą. Doprowadzał mnie do szaleństwa.
***
- Jesteś najniebezpieczniejszą istotą na ziemi, twoje ofiary nie mają żadnych szans – powiedział uśmiechając się swoim najcudowniejszym uśmiechem. - Musisz coś wiedzieć o Lilii, ona tak jak ty, ma pewne dodatkowe zdolności, które na pewno będzie chciała wykorzystać w walce.
- Jakie zdolności? – Zapytałam niechętnie.
- Potrafi wprawiać w ruch różne przedmioty, siłą woli. Musisz uważać, będzie próbowała rzucać w ciebie różnymi rzeczami. Staraj się koncentrować nie tylko na niej, ale też na całym otoczeniu. A teraz chodź musisz się przebrać.
Nie chciałam wracać, ale wiedziałam że to konieczne, bo przecież nie mogłam walczyć z wampirzycą w wieczorowej sukience, z której zresztą nie wiele zostało. Mimo iż głośno protestowałam, Marek uparł się, że zaniesie mnie z powrotem. Wydawało się to absurdalne, ale on twierdził, że nie mógł się mną nacieszyć jak dotąd, więc nie chciał żebym się od niego oddalała. Kiedy dotarliśmy do pokoju, Agnes już czekała z kompletem nowych ciuchów na ręku. Marek zostawił nas same, wykręcając się jakąś ważną sprawą. Agnes pomogła mi się przebrać, mówiła coś o tym, że ubrania nie podrą się podczas walki jeśli będę dostatecznie na nie uważać, ale mnie to nie obchodziło. Ciągle mówiła coś do mnie, ale do mnie to nie docierało, było to tylko paplaniną. W końcu spięła moje włosy klamrą i powiedziała:
- Gotowe.
Spojrzałam na siebie. Agnes ubrała mnie w obcisłe, czarne, skórzane spodnie i skąpy top wiązany na szyi.
- Ładnie ci w czerni – westchnęła. – Musimy omówić twoją garderobę, po Twoim powrocie.
- A jeśli nie wrócę?
- To nie możliwe, dasz sobie rade – mówiła szczerze, ale w jej głosie słychać było wahanie.
- Mogę już odejść? – zapytała, a jej głos był strasznie smutny.
- Agnes jesteś moją przyjaciółką, a nie służącą i proszę cię mnie zwracaj się do mnie tak oficjalnie. - Przytuliłam ją do siebie, a ona bez wahania odwzajemniła mój serdeczny uścisk. – Dziękuje ci za wszystko, bez ciebie musiałabym pewnie paradować nago – uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Nie żegnam się z tobą Sylwio, ja wiem, że ty wrócisz. Będę czekała z kolejną sukienką.
- Przygotuj suknie ślubną Agnes.
Wampirzyca rozchmurzyła się i po chwili odsuwając się ode mnie, mówiąc:
- To ogromny zaszczyt, nie zawiedziesz się na mnie pani.
Już chciałam wyrzucić jej, że nie ma mówić do mnie, takim tonem, kiedy nagle usłyszałam, jak trzasnęły z ogromnym hukiem jakiś drzwi na korytarzu. Potem usłyszałam kroki Marka, uśmiechnęłam się więc do niej. Agnes przyjaźnie mrugnęła okiem po czym tłumiąc wybuch śmiechu, zapytała się jeszcze, trochę za głośnym, jak na wampira tonem:
- Czy suknia ślubna ma być biała moja pani?
Usłyszałam jak Marek zatrzymuje się przed drzwiami, ale nie wszedł, widocznie chciał usłyszeć moją odpowiedź, uśmiechnęłam się do Agnes znacząco, po czym prychnęłam:
- Ależ skąd! Ani mi się waż! Ma być krwisto czerwona!
- Tak moja Pani – powiedziała.
Wampirzyca poszła w kierunku drzwi, oczywiście udała zdziwienie, widząc za nimi Marka, skłoniła się nisko i wyszła. Marek wśliznął się do pokoju i podszedł do mnie.
- Wyglądasz cudownie – wyszeptał mi do ucha – po czym pocałował mnie bardzo drapieżnie.
Wciąż nie umiałam nad sobą panować, kiedy Marek był blisko. Po chwili odsunął mnie od siebie, spojrzał w moje oczy, po czym powiedział do mnie:
- Nie musisz tego robić
- Ale chce - odpowiedziałam szybko, bez zawahania.
- Jesteś pewna?
- Tak jak tego, że cię kocham.
- Więc chodźmy – powiedział głośno wzdychając.
*** |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez serenithy dnia Sob 11:10, 26 Wrz 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
MonsterCookie
Gość
|
Wysłany:
Nie 20:33, 23 Sie 2009 |
|
Kolejny odcinek, który bardzo mi się spodobał. Był ładnie i dobrze napisany i chociaż ja zwykle błędów nie zauważam, jeden mi się rzucił w oczy:
Cytat: |
Przez jej środek płynął urocz strumyczek. |
Chyba uroczy.
A jeśli chodzi o fabułę to była fajnie wymyślona. Zbliżajacy się pojedynek i eks Marka - Lilii. Co raz bardziej mi się to podoba :P
Zastanawiam się czy uśmiercisz Sylwię, ale jakoś mi się wydaje, że tego nam nie zrobisz, jednak z niecierpliwością czekam na kulminacyjny pojedynek.
Pozdrawiam,
MonsterCookie. :) |
|
|
|
|
Crazy Lady
Nowonarodzony
Dołączył: 15 Lip 2009
Posty: 37 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krainy snów.....
|
Wysłany:
Pon 0:26, 24 Sie 2009 |
|
BŁĘDY~!
Nie wahałam się nawet przez chwilę, była we mnie taka wściekłoś, że najchętniej załatwiłabym to tu i teraz.
wydaje się mi, że powinno być wściekłością
Mój miły obejmował mnie w tali.
Powinno być talii
Jest kilka jeszcze literówek i powtórzeń, ale nie mam sił ich wypisywać, bo oczy same się mi zamykają.
Rozdział bardzo przyjemny, Marek jest inny niż przedstawiony u Meyer i za to wielki plus. Co jeszcz... czekam na kolejny rozdział
Pozdrawiam Crazy Lady |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|