FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Nienasycenie [Z] XX/XX [16.07.09] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Oldź
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sie 2008
Posty: 552
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 23:39, 03 Maj 2009 Powrót do góry

Dlaczego tu jest tak mało komentujących? Czyżby wszyscy woleli czytać o ciepłych kluskach - romansidłach niż coś zupełnie odmiennego?
Te wszystkie intrygi i zawiłości zachęcają do zagłębiania się w głąb treści. Sprawiają, że czytelnik może stanąć w centrum i wydarzeń i sam wziąć w nich udział. Podobają mi się szczegółowe opisy uczuć jak i zewnętrznych rzeczy. Podziwiam też za świetne dobieranie synonimów, nie zauważyłam powtórzeń. Po prostu wszystko cacy - styl, słownictwo, pomysł, wykonanie... wszystko! Co do Aro to się nie dziwie. Żyć tyle lat to już naprawdę człowiekowi/wampirowi może się nudzić. Czekam na kolejny odcinek! :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Talquist
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: KOWARY

PostWysłany: Pon 10:37, 04 Maj 2009 Powrót do góry

Jestem urzeczona. Podoba mi się klimat w jakim jest utrzymane opowiadanie, nareszcie coś z jajem a nie tylko słodka historyjka, albo Bedward. Troszkę przypomina mi to Underworld pomieszamy z Blade'm.
Jestem pełna podziwu dla pomysłu i autorki. Z niecirpliwością będę wypatrywać dalszych części, mam nadzieję, że nas nie zwiedziesz i pozostawisz tem mroczny, typowo wampirzy klimat. Uważam, że wampiry nie powinny być dobre, bo z natury są złe, po co upiększać, robić z nich ludzi, już nimi byli i już nigdy nie będą, zawsze pozostanie w nich zew, zawsze będą chciały krwi, a myślę że długowieczność skazuje je na bycie złym, przecież przez tyle lat, tyle stuleci czasami, patrzą się na zły świat, muszą się ukrywać a raczej nie robią tego w jakimś miłym miejscu a w brudnych slamsach.
Życzę weny


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 19:25, 10 Maj 2009 Powrót do góry

Krawo, lekko erotycznie i coraz bliżej tego, co najważniejsze.
Chciałabym podziękować Thin za pracę nad tekstem - za dialog. I za komentarze, bo bez niej mój wen zdechłby pod płotem.

VIII

Była piękna, idealna nawet przed przemianą - nieskazitelnie harmonijna. Jako wampirzyca nie miała sobie równych, ale... To nie droga dla nich. Nie, jeśli plan miał się udać, a był wystarczająco karkołomny bez dodatkowych utrudnień. Esme wykazywała się ogromną tolerancją, ale nawet ona miała swoje granice. Mógł je przekroczyć i patrzeć, jak rozpada się wszystko, co zbudował. Mógł je przekroczyć, ale nie zamierzał tego robić. Nie dziś. Jeszcze nie dziś. Rozkoszował się wyrazistym zapachem kobiety i każdą sekundą bliskości. Ale po chwili, wysunął dłonie z uścisku i położył je na ramionach Rose, odsuwając się powoli. Jej twarz pozostała niewzruszona. Jeśli poczuła się zawiedziona, to świetnie to ukryła.
- Powinnaś już iść - powiedział spokojnie.
- Powinnam - odpowiedziała zbyt obojętnie.
- Wiesz, że... - Nie zdążył dokończyć, przerwała stanowczo:
- Nie chcę tego słuchać, jasne?
Skinął głową, cofnął ręce i dał jej odejść. Patrząc na jej plecy, podziwiając pełen wdzięku chód i niesamowicie lśniące włosy, przez chwilę czuł się jednocześnie wszechmocny i potężny, a z drugiej strony głupi. Odczekał moment, po czym zawołał do siebie Jaspera.

Weszła do pokoju, który służył jej i Emmettowi za sypialnię, i zatrzasnęła za sobą drzwi. Wyczuła, że jest sama, więc pozwoliła sobie na chwilę słabości i zwinęła się w kłębek na starym łóżku. Trzeba przyznać, że Em naprawdę się postarał i mebel, choć odbiegał od akceptowanego przez Rose poziomu, to przynajmniej nie odstraszał. Bez trudu rozpoznała charakterystyczny dźwięk wydawany przez biegnącego dwumetrowego wampira. Przez chwilę wahała się, co zrobić, ale zdecydowała, że woli działać, niż się poddać. Czekała przyczajona tuż pod otwartym oknem, licząc, że nie usłyszał, jak się tam dostała. Złapała go lekko, gdy wskakiwał do pomieszczenia. Zanim zdążył się odezwać wpiła się ustami w jego wargi, a gdy jęknął zaskoczony, wykorzystała to, wsuwając swój język w jego usta. Całowała zachłannie, władczo i mocno. On pozwalał jej przewodzić, drżąc i odpowiadając na jęki, gardłowym mruczeniem. Zdarła z niego koszulę i rzuciła strzępy na podłogę, nie przerywając pieszczoty. Kiedy dotknęła umięśnionych pleców, wodząc palcami wzdłuż linii kręgosłupa, na chwilę złagodniała - wciąż pamiętała, jak bardzo był poraniony, gdy go znalazła, a on nie mógł pojąć, jakim cudem Rosalie udało się zapanować nad instynktem.

Krew ją wołała, metaliczny zapach wyraźnie unosił się w powietrzu, drażniąc wrażliwe nozdrza. Młoda krew, inna od wszystkich, jakie dotąd przyszło jej próbować. Mimo że woń była bardzo wyrazista, Rose zachowała jasność umysłu i poruszała się ostrożnie, zwracając uwagę na wszelkie nieprawidłowości. Nie wyglądało to na pułapkę, ale dziewczyna zdawała sobie sprawę, że Carlisle jest głównym celem wyjątkowo upartego Łowcy, a była zdana tylko na siebie, po tym jak poprosiła o kilka dni odpoczynku. Postanowiła je wykorzystać na uporządkowanie poplątanych myśli. Potrzebowała czasu i spokoju. Bez tych wymownych spojrzeń, bez półsłówek i niedomówień, bez niego.

Odebrali mu prawie wszystko. Ingerencja w naturę pozbawiła zwierzę obfitości pożywienia, rozległych terenów i wolności. Aż w końcu któryś ośmielił się naruszyć granicę jednego z ostatnich dzikich obszarów leśnych i, choć przywiodła go tylko ciekawość, to niedźwiedź nie miał zamiaru zrezygnować. Ogromny samiec grizzly, broniąc truchła jelenia, wstał na tylne łapy. Nie czekał na ruch przeciwnika - opadł do naturalnej pozycji i ruszył do ataku, z niespotykaną dla takiego cielska gracją, szarżując przez polanę. Mimowolny intruz, sparaliżowany strachem zdołał jedynie odwrócić się i zakryć twarz dłońmi - aparat fotograficzny upadł na ziemię. Dziwny chrzęst pękającego szkła poprzedził przeciągły krzyk człowieka. Długie pazury rozorały skórę na plecach, drąc ubrania na strzępy i zostawiając głębokie, rozległe rany. Drapieżnik wbił zęby w ludzkie ramię, niemal je odgryzając. Ból pozbawił chłopaka przytomności - bezwładność ciała spowodowała, że zwierzę uspokoiło się, a po chwili wycofało. Broniło tylko tego, co należało do niego. Nie musiało zabijać, gdy mogło się najeść wcześniej zdobytą padliną.

Pamiętał niewiele z tego czasu, gdy leżał bez sił na leśnej ściółce - odzyskiwał przytomność na krótko - starał się wołać o pomoc, czołgać przed siebie, ale gdy zaczęło zmierzchać poddał się całkowicie. Rany już od dawna nie krwawiły, ale zapach i tak był na tyle wyraźny, że nie miał szans, by przetrwać noc. Modlił się w myślach, by rozszarpujące ciało zęby i pazury nie zdołały ocknąć go z dziwnego odrętwienia w jakie popadł.
Ten dotyk. Muśnięcia. Bolesne pocałunki. Śmierć oblekająca całe ciało w cierpienie. Dziwne. Inne. Głos. Cichy, błagalny, pełen nadziei. Jakieś słowa wyrwane z kontekstu, strzępy myśli, wspomnienie ukochanego misia z dzieciństwa, który nagle przeobraził się w bestię szarpiącą go za gardło. Dreszcze. Łagodne kołysanie lodowatych ramion, które pomogło jego umysłowi przetrwać koszmar.

Jeszcze żył, a jednak - choć jego krew pachniała pięknie, a może właśnie dlatego - nie umiała go zabić. Po raz pierwszy zawahała się, skupiając się na emocjach, które zwykle tłumiła. Była mordercą doskonałym - idealnym drapieżnikiem. Dotąd nie czuła żalu ani wyrzutów sumienia. Gdy spojrzała na konającego chłopaka, coś w niej zadrżało. Samotność. Carlisle miał Esme, a Rosalie była zbyt rozsądna, żeby próbować konkurować z tą, którą on sam sobie wybrał. Zbyt rozważna, żeby robić sobie wroga w kimś, kto, choć pozornie niegroźny, naprawdę dysponował potężną siłą. Doskonale rozumiała, dlaczego ta niska kobieta, o przyjaznej twarzy i ciepłym uśmiechu, miała Cullena dla siebie - lojalna i ufna, a jednocześnie pełna pasji. Rose za bardzo przypominała swojego twórcę. Czasami zwracała się do mężczyzny, używając słowa "ojciec", ale oboje zdawali sobie sprawę, że to tylko gra pozorów. Złudzeń, które czasami wydawały się rzeczywiste, prawie realne. A teraz miała szansę na coś ważnego, tylko dla siebie. Wiedziała od Carlisle'a, że smak krwi wiele determinuje i czuła na języku, że ten mężczyzna może zmienić jej egzystencję, ale... Nie miała czasu do stracenia, musiała zmienić go sama - tu i teraz, ryzykując nie tylko niepowodzeniem, ale też karą za nieposłuszeństwo. Tylko raz, ten jeden raz - pierwszy i ostatni. Zlizywała krew z jego rąk, trzymając je delikatnie w górze. Oswajała się z euforią, która powoli ją opanowywała. Nie była głodna, a jednak czuła się nienasycona.

- To jest niedopuszczalne! Złamałaś zasady! Ty! - Carlisle krzyczał, patrząc dziewczynie prosto w oczy. - Jak mogłaś?
- Musiałam - szepnęła. Jeśli miała przeżyć... Jeśli oboje mieli, musiała zagrać tą kartą. Pokornie, spokojnie i cicho, nie rozsierdzając blondyna bardziej, niż to już się stało.
- Wiesz, że to nierozsądne? - spytał spokojnie. - Nie spodziewałem się czegoś takiego po tobie. - Dodał cicho, a na jego twarzy malowało się rozczarowanie tak wyraźne, że Rosalie zrobiło się go żal. Milcząc, opuściła głowę - odpowiedź i tak była oczywista. Po chwili poczuła na plecach łagodny dotyk, a potem usłyszała to, czego tak bardzo oczekiwała.
- Wybaczam ci i ufam, że zrobiłaś to w najlepszej wierze, ale licz się z tym, że więcej nie będę tak pobłażliwy i łaskawy - powiedział, zabierając jednocześnie dłoń z jej pleców.
- Dziękuję, ojcze. To był pierwszy i ostatni raz, gdy cię zawiodłam. - Nie musiała przysięgać, znała cenę, a Carlisle doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

Emmett natychmiast wyczuł, że Rose myślami jest dalej, niż ich sypialnia i łóżko, lekko ukąsił jej dolną wargę, przypominając o tym, co zaczęła. Westchnęła, wtulając się w jego ramiona - wydawało się, że się uspokoiła, ale wykorzystując bliskość, zaczęła doprowadzać kochanka do szaleństwa, delikatnie poruszając biodrami. Mężczyzna jęknął, odchylił głowę do tyłu - wyglądał, jakby starał się nad sobą zapanować.
- Po prostu to zrób - wyjęczała mu do ucha. Już nie potrafił się powstrzymać - całował wampirzycę namiętnie, wplątując dłonie w długie, jasne włosy. Przerwał pieszczotę tylko po to, by warknąć prosto w usta Rosalie:
- Moja...

Carlisle zacisnął dłoń w pięść, przeklinając w duchu czuły słuch. Nie chciał wiedzieć. Nie teraz, gdy coraz częściej zastanawiał się, czy podjął słuszną decyzję. Jasper popatrzył na niego z zainteresowaniem, ale nie zamierzał dociekać. Skoro Carlisle go wezwał, to znaczy, że miał powód i to było teraz najważniejsze. Uniósł brew do góry i zapytał:
- O co chodzi?
- O niepokój - odpowiedział bardzo cicho Cullen.
Jasper przesunął palcami po wyrazistej linii swojej szczęki, bo nie to spodziewał się usłyszeć.
- A dokładniej?
- O niepokój, Łowcę i resztę rodziny - sprecyzował wampir.
Na twarzy młodszego blondyna pojawił się złośliwy grymas, który można było nazwać uśmiechem. Takie zadania lubił. Nie musiał wiedzieć nic więcej, wystarczyła sama świadomość, że może bezkarnie dręczyć innych.
- Tylko nie przesadź - dodał po chwili. - Zrób to z klasą, umiarem i głową, jasne?
- Oczywiście. - Whitlock ukłonił się przesadnie i wyszedł z pokoju, zostawiając Carlisle'a samego. Jeszcze trochę i będzie po wszystkim, jeszcze trochę... - pomyślał Cullen.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez AngelsDream dnia Pon 20:52, 18 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 8:08, 11 Maj 2009 Powrót do góry

Nie skomentowałam poprzedniego rozdziału i uznałam, że trzeba nadrobić zaległości. Obie części są na miarę tego opowiadania, czyli rewelacyjne.
Urzekła i wzruszyła mnie postać Didyme, która notabene skojarzyła mi się z Dydoną, więc nabrała jeszcze bardziej bohaterskich cech. Polubiłam ją bardzo i żałuję, że była tylko wspomnieniem. Och, biedny Marek, a Aro okrutny i bezwzględny.

Co do ostatniej części znów miła niespodzianka. Historia Emmetta i Rosalie uzyskała taką dodatkową głębię.

Cytat:
Krew ją wołała, metaliczny zapach wyraźnie unosił się w powietrzu, drażniąc wrażliwe nozdrza. Młoda krew, inna od wszystkich, jakie dotąd przyszło jej próbować. Mimo że woń była bardzo wyrazista, Rose zachowała jasność umysłu i poruszała się ostrożnie, zwracając uwagę na wszelkie nieprawidłowości.


Cytat:
Zlizywała krew z jego rąk, trzymając je delikatnie w górze. Oswajała się z euforią, która powoli ją opanowywała. Nie była głodna, a jednak czuła się nienasycona.


To moje ulubione zdania z ostatniej części, zlizywanie krwi przywiodło mi na myśl scenę z True Blood, kiedy Bill oblizywał Sookie. Wink A wracając do tematu, podoba mi się jak subtelnie nawiązujesz do tytułu: "...czuła się nienasycona".
Często zdarza się, że autorzy opowiadań nadają jakieś wyszukane tytuły i treść nijak się do nich ma, albo odwrotnie, tytułują swoje opowiadania bardzo sztampowo, np.: "Pamiętnik Esme" itd.
Twój tytuł jest tajemniczy i ma odniesienie do treści.
Intrygujący jest też wątek wzajemnego przyciągania między Rose, a Carlisle. Podoba mi się to niedomówienie w ich sprawie.
Poza tym, że czekam na konfrontację łowców z klanem Cullenów, to chętnie poczytałabym jeszcze o zapomnianym wątku Bella i Edward. Oby jej nie wypuścił wolno, niech się w sobie zakochają, a co tam. Wiem, wiem, wszyscy mają już dość tego połączenia, ale z Twoim talentem, wierzę, że ujęłabyś temat w świeży sposób.

Twoja zachwycona czytelniczka czeka na więcej. :)


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 10:10, 11 Maj 2009 Powrót do góry

Nie oglądałam True Blood - może powinnam w takim razie.

Następny rozdział jest mocno Edwardowy, w kolejnym jest za to dużo Belli, więc nie ma strachu: nie zapomniałam o nich. Idę po prostu według ścisłego planu, który zakłada taki, a nie inny przeplot wątków. Jednocześnie uprzedzam, że od X. rozdziału będzie coraz mniej opisów, a coraz więcej akcji. Jak widać nie opisuję ich ciuchów, dokładnego wyglądu, każdego codzinnego zwyczaju - pomijam wszystko to, co tak strasznie irytowało mnie w samym Zmierzchu. Nie wiem czy to słuszny wybór, ponieważ opowiadanie ma mało komentarzy, za to większość jest obszerna... Tak czy inaczej za każdą opinię dziękuję. Z Thin bardzo dbamy o szczegóły - ona mnie świetnie pilnuje.

Chciałam jeszcze tylko dodać, że po X. rozdziale planuję mały urlop od Nienasycenia w postaci miniaturki E&B. A na publikację czeka jeszcze tekst, który wziął udział w konkursie literackim. Tym razem praktycznie wyłącznie o Jacobie. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 10:39, 11 Maj 2009 Powrót do góry

Ależ ja nie naciskam, niech to sobie wszystko biegnie zaplanowanym ściśle torem.
Ja tylko się stęskniłam z B&e, bo tak ciekawie zaczęłaś opisywać ten wątek. Myślę, że nieskupianie się na detalach, typu strój,
a zwrócenie się ku opisom uczuć wychodzi na dobre temu opowiadaniu,.
Ilością komentarzy bym się nie przejmowała, nie wszyscy gustują w dobrych utworach. Wink
Widocznie masz starsze grono odbiorców. Twisted Evil

A propos True Blood,
bardzo fajny serial, polecam. Mam też książkę na półce,
ale ponoć nie jest najwyższych lotów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pon 10:40, 11 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 21:45, 11 Maj 2009 Powrót do góry

Znajcie moje dobre serce. Wszelkie błędy to moja wina.
IX

Widział w jej myślach błękitne oczy matki, zamyślone spojrzenie i lekki uśmiech. Niemal czuł ulotny zapach ulubionych perfum kobiety i tęsknił za nim, choć sam nie umiał powiedzieć, jak pachniała jego mama. Pamiętał pieniądze, słodycze, drogie zabawki i ogrom oczekiwań, które wciąż zawodził. Bella przeciwnie, była wspierana zawsze, gdy tego potrzebowała, i tylko jedno wspomnienie kładło cień na wszystkie pozostałe - decyzja o rozwodzie. Wydawała się Edwardowi całkiem słuszna, ale dziecku trudno jest zaakceptować to, że rodzice już się nie kochają, nie chcą być ze sobą - instynktownie szuka winy w swoim własnym zachowaniu i w tym przypadku nie było inaczej. Na szczęście państwo Swan rozstali się z klasą, nie czyniąc ze swojej córki karty przetargowej w sądzie. Cieszył się jej szczęściem, chociaż zdawał sobie sprawę, że dziewczyna nie w pełni je docenia. W głębi duszy odczuwał zazdrość, ale starał się nie zwracać na to uwagi. Walczył ze sobą, z każdym zwierzęcym odruchem wobec niej. Z każdą nieczystą myślą, złym słowem, ze swoim pragnieniem. Postępował nie tylko wbrew zasadom, ale również wbrew sobie i temu, kim naprawdę był. A dziś nie miał oporów, żeby naruszyć jej prywatność. Bez trudu odszukał mały dom należący do Charliego Swana - komendanta policji w Forks, który właśnie walczył ze złem, zarywając kolejną noc w swoim życiu. Było w tym coś przewrotnego, co wstrząsnęło Edwardem i spowodowało nieprzyjemny emocjonalny niesmak. A jednak bez wahania skorzystał z otwartych tylnych drzwi - zaufanie ludzi można łatwo wykorzystać przeciwko nim.

W kuchni panował zaskakujący porządek, wszystko miało swoje miejsce, żadnych niepozmywanych naczyń ani okruszków chleba na blatach. Pomieszczenie, choć niewielkie, było urządzone ze smakiem i wydawało się przytulne. Czuł zapach jej truskawkowego szamponu, przytłumiony dość nieprzyjemną wonią jedzenia i cytrynowego płynu do zmywania. Musnął palcami blat stołu, przy którym zapewne zasiadała z ojcem do posiłków. Rutynę docenia się dopiero wtedy, gdy się ją straci.

Salon był królestwem Charliego. Od wgłębienia w brzydkiej kanapie, stojącej naprzeciwko telewizora po zdjęcie w niegustownej ramce, na którym o tyle młodszy przytulał ukochaną żonę, trzymającą w ramionach małą Bellę. Edward westchnął cicho i wyszedł z pokoju, kierując się na wąskie schody. Doskonale wiedział, że to właśnie tam znajdzie mały świat słodkiej Isabelli skorej do poświęceń. Tak samo emocjonalnej, jak on. Tak samo zagubionej. Podobnie samotnej w swojej odmienności - wrażeniu, że spóźnili się co najmniej o epokę.

Stopnie, choć wysłużone, nie skrzypnęły, gdy wchodził na górę. Starał się iść w normalnym tempie - krok za krokiem, delektując się ciszą panującą w jego umyśle. Sam na sam. Tylko ze sobą. Stuletni duchem chłopiec, skazany na bycie potworem, którym wcale nie potrafił być. Delikatnie dotknął poręczy, nie zaciskając na niej ręki, jakby w obawie, że nie zapanuje nad swoją siłą i przez przypadek zmiażdży lakierowane drewno.

Miał wrażenie, że otwierając drzwi do pokoju, przekracza granicę dobrego smaku, a także narusza intymność dziewczyny, a jednak nie cofnął się za próg. Nie uciekł. Wiedział, że to jedyna szansa, żeby ją poznać, nie słysząc wciąż w głowie, że jest potworem. Bez walki ze sobą o jej życie. Życie, którego słodki zapach wypełniał pomieszczenie. Edward niemal tonął w owocowej woni szamponu, perfum i lekko spoconej skóry. Na granicy utraty panowania nad sobą podszedł do okna. Uchylił je, wpuszczając świeże nocne powietrze. Przyniosło mu ono ulgę. Teraz mógł się rozejrzeć skupiając całą uwagę na szczegółach. Zaczął od regału z książkami, wypełnionego klasyką. Przejeżdżał palcami po grzbietach powieści. Wichrowe wzgórza, Przeminęło z wiatrem, Duma i uprzedzenie, Rozważna i romantyczna, seria o życiu Ani Shirley i dalej tej samej autorki: Błękitny Zamek i Emilka ze Srebrnego Nowiu. Brakowało dalszych części tej ostatniej, ale wolna przestrzeń na półce wskazywała, że tomy zwykle stały na swoim miejscu. Może wzięła je na wyjazd? Zostawiła u mamy? Albo pożyczyła komuś? Nie mogąc zaspokoić swojej ciekawości, przyjrzał się kolejnym półkom. Niżej umieściła fantastykę naukową: Ubika, Trylogię Ciągu i serię o Stalowym Szczurze, a tuż za nią Trylogię Nikopola. Co jak co, ale ta dziewczyna umiała zaskakiwać. Podobało mu się to, że miała szerokie zainteresowania literackie - świadczyło to o jej inteligencji i wrażliwości. Uniósł brwi, całkowicie zszokowany, gdy na najniższej półce zobaczył serię podręczników do Świata Mroku - zakrawało to na ironię, której gorzki smak niemal poczuł na języku. Odsunął się czym prędzej od biblioteczki i skupił na biurku. Wyglądało na to, że nie lubiła zapominać o niczym istotnym. Obok komputera, pokrytego cieniutką warstwą kurzu leżał bloczek samoprzylepnych żółtych karteczek. Z obudowy monitora jedna z nich przypominała o wyjeździe, który właśnie miał trwać. Edward poczuł żal i smutek - jedna z najlepszych, najszczęśliwszych chwil przerodziła się w koszmar, bo istnieli tacy, jak on. Potwory! Bestie! Wynaturzone upiory! Opadł na krzesło i oparł dłonie na blacie, starając się uspokoić emocje. Zwrócił uwagę na małą szufladę, umieszczoną obok półki na klawiaturę. Otworzył ją z wahaniem, ale w środku leżał tylko gruby zeszyt z czerwonym, dojrzałym jabłkiem na twardej okładce. Sięgnął po niego, doskonale zdając sobie sprawę, że najprawdopodobniej znalazł właśnie pamiętnik Belli Swan. Nie pomylił się - na pierwszej stronie przykleiła przezroczystą taśmą swoją rzęsę, na kolejnej umieściła prosty wiersz:

Jakieś słowa, co sens mają
Jedno zdanie wiatrem szarpane:
Nieważne czy Ciebie kochają,
Ważne jest Twoje kochanie...


Przerzucił kolejne kartki: szkic ptasiego pióra, przyklejona poszarpana wstążką, którą był opakowany jej prezent na piętnaste urodziny, zaświadczenie o uczęszczaniu do kółka szachowego, ususzony płatek jakiegoś bliżej nieokreślonego kwiatu. Starał się nie czytać - chciał tylko zerknąć, a nie gapić się bez umiaru. Słowa przelatywały mu przed oczami, tworząc nielogiczne ciągi. W końcu zatrzasnął zeszyt, odłożył go na miejsce i zamknął szufladę. Wstał z krzesła, wsunął je pod blat i podszedł do półki nad łóżkiem. Dwie maskotki, mały puchar za zajęcie piątego miejsca w Konkursie Literackim dla Dzieci i Młodzieży, zdjęcie jakiegoś kota w prostej ramce, porcelanowa figurka baletnicy - niezwykle tandetna i kiczowata, ale na swój sposób urocza i dziewczęca.

Zainteresował się płytami, które zbierała, ale nie znalazł nic wartego uwagi. Podejrzewał, że jak większość rówieśników, również Bella uległa wygodzie korzystania z iPoda, a ten zapewne spoczywał wśród jej bagaży w furgonetce ukrytej w głębi lasu. Dopytywanie Jaspera, gdzie dokładnie umieścił auto, mogłoby narobić mu kłopotów. Chrząknął, strząsnął z ramion drobinki kurzu i podszedł do komody z trzema szufladami. Zaczął od ostatniej, wypełnionej rajstopami - niektóre były zabawnie kolorowe, inne zwyczajne i nudne. W głębi, wciśnięte w kąt leżały czarne pończochy z koronką ozdobioną dodatkowo czerwonymi małymi kokardkami. Kiedy wyobraził sobie jak musiała w nich wyglądać, warknął gardłowo i zmrużył oczy, starając się zapanować nad budzącym się nim pożądaniem. Zamknął szufladę powoli i starannie. Ominął drugą, a pierwszą tylko uchylił, modląc się, żeby na wierzchu leżała prosta bielizna codziennego użytku. Niepewnie sięgnął po trzy pary bawełnianych majtek w pastelowych kolorach. Trzymał je w palcach delikatnie, zastanawiając się iloma paragrafami jest obwarowane to, co właśnie robi. W końcu położył figi na wierzchu komody i zamknął szufladę, odsuwając się od mebla z dziwnie zaciętą twarzą.

Na dnie szafy znalazł plecak, do którego wrzucił mały ręcznik, kilka bluzek, jakieś spodnie, nieszczęsne majtki i nową szczoteczkę do zębów, którą znalazł w łazience, sąsiadującej z pokojem. Na wannie stała butelka płynu do kąpieli, o zapachu pomarańczy i wanilii - wyglądało na to, że jest wciąż zamknięta. Kiedy przyjrzał się uważnie, dostrzegł, że z tyłu opakowania jest przyklejony bilecik z bożonarodzeniowym motywem - nieudany prezent, który żal było wyrzucić. Na półce pod lustrem leżała męska maszynka do golenia, szczoteczka do zębów i miętowa pasta. Ciekawiło go, czy Belli nie krępuje fakt dzielenia łazienki z ojcem. Wyglądało na to, że większość swoich kosmetyków albo zabrała ze sobą, albo schowała w którejś z małych szafek ustawionych po obu stronach umywalki. W tej po prawej znajdowały się starannie poskładane kąpielowe ręczniki, kilka rolek papieru toaletowego, mleczko do czyszczenia armatury - nic ciekawego. W drugiej natomiast Isabella chowała swoje skarby - dwie butelki truskawkowego szamponu do włosów, jedno odżywki, tampony, chusteczki do demakijażu, nawilżający balsam do ciała i opakowanie wacików. Za nim znalazł zapasowe szczoteczki do zębów, wybrał niebieską. Starając się nie myśleć o jasnej skórze dziewczyny pokrytej kropelkami wody, zamknął delikatnie białe drzwiczki i wyszedł z pomieszczenia bezszelestnie, zostawiając wszystko tak, jak było przed jego przybyciem. Wiedział doskonale, że powinien już iść. Wymknął się na chwilę, mając nadzieję, że nikt z rodziny nie zwróci na to uwagi. Czekała go jeszcze wizyta u Belli i wytłumaczenie się z tego, co robił w jej domu. Człowiek na jego miejscu zarumieniłby się nieznacznie, ale wampir z łatwością ukrywał swoje zawstydzenie. Upewniając się jeszcze raz, że wszystko wygląda na nietknięte, zarzucił sobie plecak na ramię i zbiegł na dół. Z kuchennych szafek wybrał produkty schowane w głębi, których braku nie zauważyłby nawet bardzo uważny gospodarz - żałował, że nie może iść do sklepu i zrobić zakupów, jak normalny człowiek. Zresztą, gdyby mógł, to przecież nie musiałby teraz więzić przerażonej siedemnastolatki, której usiłował za wszelką cenę oszczędzić losu przyjaciół. Wyszedł z domu, zamykając z cichym trzaskiem kuchenne drzwi. Nie prosił o wiele, tylko o trochę szczęścia - kilka dni i będzie mógł ją wypuścić.

Nie odwróciła głowy nawet wtedy, gdy zamknął za sobą drzwi. Poczekała aż stanął przy łóżku i skierowała na niego strumień światła - wyglądał naprawdę upiornie, ale nie skomentowała tego nawet słowem. Nie chciała z nim rozmawiać, ale gdy poznała swój własny plecak w rękach wampira, otworzyła buzię ze zdumienia, a po chwili pełnym oburzenia głosem spytała:
- Co robiłeś w moim domu?!
- Przyniosłem ci kilka rzeczy, które mogą ci się przydać. To wszystko - odpowiedział spokojnie i położył plecak na łóżku.
- A co na to mój ojciec? - dodała.
- Raczej nic - nie było go w domu. Wysłałem w twoim imieniu wiadomość do niego, nie powinien się niepokoić... - Urwał.
- Nieważne. Chciałabym tylko to przeżyć, wiesz?
- Staram się zapewnić ci to "tylko". - Wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo. Dziewczyna wydawała się zmieszana, przestraszona, a jednocześnie zaintrygowana.
- Nie rozumiem tego... Nie rozumiem... - Potrząsnęła głową, a jej dłonie zadrżały nieznacznie, gdy położyła je na kolanach, by się uspokoić.
- Nie musisz, daj mi tylko trochę czasu, dobrze? - poprosił cicho, nie wierząc do końca, że to wszystko może się udać. W jej głowie panował mętlik, którego nie mógł ogarnąć, więc ze wszystkich sił zagłuszał poplątane myśli, zaciskając dłonie w pięści.
- Ty masz wieczność, ja nie mam tyle szczęścia - powiedziała drżącym głosem. Zapach Belli doprowadzał wampira do szaleństwa, bestia szarpała się gotowa zaatakować w każdej chwili.
- Masz więcej szczęścia, niż sądzisz - odparł krótko i, zanim zdążyła zareagować, uciekł, zamykając za sobą drzwi na klucz. Jęknęła z rezygnacją i sięgnęła po plecak - była głodna i miała nadzieję, że jej wybawca - krwiopijca pomyślał o tym. Latarka zaczęła przygasać, na szczęście druga czekała na łóżku, cały czas pod ręką.

Biegł przez las, zwarty i czujny. Bez najmniejszego problemu wyczuł obecność zająca w mniejszych zaroślach po swojej prawej stronie. Zanim zwierzę zdążyło zareagować, zwisało już niemal martwe w jego dłoniach, a on pił łapczywie. Nie mógł się nasycić, ale przynajmniej usiłował oszukać pragnienie - poskromić potwora.

W salonie przywitał go ironicznym uśmiechem Jasper. Opierał się o ścianę z założonymi na piersi rękoma. Edward warknął ostrzegawczo, ale drugi wampir zignorował to zachowanie i stwierdził kpiąco:
- Leczysz swoje rozdmuchane sumienie, braciszku?
- Nie twoja sprawa, sadysto - rzucił w odpowiedzi.
- Moja, póki Łowca depcze nam po piętach, a ty włóczysz się sam po lesie. - Głos Whitlocka brzmiał twardo i pewnie. Edward poczuł dziwny niepokój, czający się gdzieś w jego podświadomości, ale nie potrafił jednoznacznie ocenić, czy to emocje narzucane mu przez blondyna, czy jego własne. Prychnął lekceważąco i poszedł do swojego pokoju, nie widząc sensu w kontynuowaniu jałowej dyskusji. Jasper przeszywał jego plecy wzrokiem, ale obaj milczeli. Powietrze w pokoju wydawało się gęste i zepsute.

Wilk ostrożnie przemknął między drzewami. Widział dostatecznie dużo, żeby Quincey chciał o tym wiedzieć. Carlisle Cullen zebrał wokół siebie niecodzienne okazy pijawek. Lepiej, żeby Łowca zdawał sobie sprawę, z czym przyjdzie mu się zmierzyć. Jake miał nadzieję, że Black będzie ostrożny i rozważny. Mógł się tylko łudzić. Gdyby nie leki, których pora zażycia właśnie się zbliżała, chciałby zostać właśnie tu - wśród natury. W szumiącej wiatrem i tętniącej życiem ostoi dawnego porządku, ale uzależnienie już zaciskało się na jego gardle. Wiecznie głodne kolejnej dawki uspokajającej chemii, nieugięte - jedyny pewnik. Mały rytuał.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez AngelsDream dnia Pon 20:52, 18 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Wto 10:27, 12 Maj 2009 Powrót do góry

Fascynujące!
Przez przypadek tu zajrzałam i urzekło mnie. Kliemat tego ff jest taki tajemniczy, prowokacyjny, drapieżny i w dodatku ta elektyrczność pomiędzy Ros a Carlisem. Ech super. Siedziała i czytał wszystkie odcinki zafascynowana!! Wg mnie wszystko jej tutaj wywazone, opisy, dialogi , relacje pomiędzy postacami. Powoli odsłaniasz kolejne tajemnice a w taki sposób że pozostawaias miejsce na własne rozmyślania. Chylę czoło w pokłonie dla twojego talentu i czekam na kolejny rozdział :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
majetta
Człowiek



Dołączył: 22 Mar 2009
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa - Zielony Tarchomin :)

PostWysłany: Wto 14:28, 12 Maj 2009 Powrót do góry

Niesamowite opisy! W sumie rozdział w większości o ''niczym''. Opisujesz prostą czynność ale w sposób niezwykle dokładny. Czytając opisy widziałam wszystkie te rzeczy bardzo szczegółowo, wywierają one niesamowity wpływ na wyobraźnię, a to z kolei powoduje, że ciągle mi mało!
Mam nadzieję, że Edward wraz z Bellą przetrwają tą dziwną sytuację (ale nie mam tu na mysli happy endu i rzucania się w ramiona!) :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Wto 16:09, 12 Maj 2009 Powrót do góry

Znów jestem zachwycona, normalnie, jakbym czytała książkę. Nie widzę żadnych uchybień ( takich, jakie sama robię i jak robi wiele innych osób publikujących na tym forum).
Albo masz profesjonalną korektę, albo jesteś prawie ideałem. :) (piszę prawię, bo do literackich ideałów to każdemu jest daleko, T, jednak, jesteś nieco bliżej Wink)
Scena w domu Belli rewelacyjna, czułam te zapachy, przeglądałam z Edwardem książki, po prostu wszystko to widziałam. Największe wrażenie zrobił na mnie opis pamiętnika, Bella- romantyczka, ukazana jakoś naturalnie, nie jest tak naciągana, jak w sadze.
Tworzysz niezwykle plastyczne opisy, ale chyba powtarzam się już z tą opinią.
A i jeszcze szuflada:
Cytat:
W głębi, wciśnięte w kąt leżały czarne pończochy z koronką ozdobioną dodatkowo czerwonymi małymi kokardkami. Kiedy wyobraził sobie jak musiała w nich wyglądać, warknął gardłowo i zmrużył oczy, starając się zapanować nad budzącym się nim pożądaniem.


Interesująca zapowiedź, rodzącego się uczucia... mam nadzieję, że się nie mylę. Wink
... uciekł :( ech, ale wróci. :)
... no i łowca, nadal gdzieś w pobliżu. Jacob, żal mi go strasznie.

Przepraszam ze chaos w wypowiedzi, ale trudno mi w tym miejscu pozbierać myśli, ciągle chcę czytać więcej, jak dobrą powieść.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Wto 20:38, 12 Maj 2009 Powrót do góry

Pernix napisał:
Albo masz profesjonalną korektę, albo jesteś prawie ideałem. :)

Zdecydowanie to drugie. Beta nie ma z tym nic wspólnego!

Ale do rzeczy - moja droga, wiesz, rzecz jasna, że bardzo mi się podoba ten odcinek i w ogóle całe to opowiadanie i uwielbiam się w nie wgryzać. Ma sporo zalet, a wad na razie nie widzę. Chyba najbardziej urzeka mnie perspektywa tego tekstu. Na początku, jak się czyta rozdział po rozdziale, to ma się klimat, ciekawe założenie akcji, poprawioną (i to na jaką skalę!) Meyer, kojącą serce wizję wampirów... natomiast im dalej, tym lepiej ogarnia się całość. Coraz więcej widać i wszystko się ładnie układa. Jak cegiełki. Same z siebie tworzą potencjał, ale dopiero razem tworzą dom. Nienasycenie ma nie tylko potencjał i świetny pomysł, a do tego wykonanie, którego nie jeden mógłby pozazdrościć (z niżej podpisaną na czele). Nienasycenie jest powoli snującą się opowieścią, niespieszną, cieszącą oczy zgrabnością i słownictwem.

Po tym odcinku zdałam sobie sprawę, że Nienasycenie ma szerszy zakres, niż niejeden tekst, z którym miałam do czynienia. Kilka wątków, niby powiązane, ale jednak oddzielnie, każdy prowadzony osobno, ale żaden nie został zapomniany. Podziwiam, jak je wszystkie prowadzisz pewną ręką. Niby wcześniej o tym wszystkim wiedziałam, ale teraz mnie to wręcz uderzyło. Być może zeżarła mnie już moja własna zazdrość.

Odnośnie samej treści najnowszego kawałka - ciekawie przedstawiłaś Bellę. Właśnie nie Edwarda, chociaż jego również, ale Bellę. I pokazałaś ją oczami wampira, który poznaje ją po szufladach, książkach, które trzyma, porządkach w jej pokoju. Dużo temu wszystkiemu daje spokojna narracja. Mogę się tylko zastanawiać, jak pełny masz zamysł na tę historię, że możesz ją pisać bez gnania na łeb, na szyję.

Do tego komentarza dodaj sobie także to, co mogłam ci napisać tylko na priva. Nie wkleję tego tutaj, bo nie chcę spoilerować.

Proponuję przełożyć ten tekst na angielski i wysłać pewnej pani, która napisała wszyscy wiemy, którą książkę. Niech czyta i się uczy.

Pozdrawiam, pozostaję pod wrażeniem i życzę weny jak stąd do Stanów Zjednoczonych.
jędza thin


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
keh
Wilkołak



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pią 23:12, 15 Maj 2009 Powrót do góry

Hm, hm, hm. Carlisle jednak coś czuje do Rosalie. Ha, ha, ha. Jednak, jednak.
Cholera ten komentarz po prostu będzie beznadziejny ale nic innego nie przychodzi mi na myśl, prócz tego że masz rozkoszne, wciągające i pełne realizmu opisy. Tak niesamowicie poukładane że z łatwością można wyobrazić sobie otoczenie albo sytuacje. Ale nie pasuje mi coś w dialogach - jeszcze nie wiem co. Są dla mnie wymuszone albo zbyt szablonowe. Pierw ułożyłabym niechlujnie rozmowę, wczułabym się w role Belli (pewnie byłabym przerażona i bliska śmierci) a później dopiero ułożyła elegancki dialog. Nie umiem tego wytłumaczyć - po prostu mam wrażenie że za dużo nad nimi głowisz w momencie gdy powinnaś puścić wodze fantazji i rozpisać się na pół strony.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez keh dnia Pią 23:13, 15 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 23:55, 15 Maj 2009 Powrót do góry

keh napisał:
Hm, hm, hm. Carlisle jednak coś czuje do Rosalie. Ha, ha, ha. Jednak, jednak.
Cholera ten komentarz po prostu będzie beznadziejny ale nic innego nie przychodzi mi na myśl, prócz tego że masz rozkoszne, wciągające i pełne realizmu opisy. Tak niesamowicie poukładane że z łatwością można wyobrazić sobie otoczenie albo sytuacje. Ale nie pasuje mi coś w dialogach - jeszcze nie wiem co. Są dla mnie wymuszone albo zbyt szablonowe. Pierw ułożyłabym niechlujnie rozmowę, wczułabym się w role Belli (pewnie byłabym przerażona i bliska śmierci) a później dopiero ułożyła elegancki dialog. Nie umiem tego wytłumaczyć - po prostu mam wrażenie że za dużo nad nimi głowisz w momencie gdy powinnaś puścić wodze fantazji i rozpisać się na pół strony.


Taki już urok mojego pisania, że dialogi mam specyficzne. Taki wypracowałam sobie styl - być może z czasem ulegnie on zmianie. Kiedyś moje opowiadania wyglądały jak worek z myślnikami i zerowym opisem. Potem nauczyłam się, że więcej wnosi dobry opis, ale kto wie? Może uda mi się doszlifować dialogi tak, żeby brzmiały lepiej.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 7:29, 16 Maj 2009 Powrót do góry

A kiedy można się spodziewać następnej części, Aniołku?
Nie zwykłam zadawać tego pytania autorom, gdyż pośpiech w pisaniu i popędzanie przez czytelników, to najgorsze co może być. Nie wpływa dobrze na utwór.
Pytam tylko informacyjnie, kiedy znów uraczysz moją duszę. Wink
A tak btw, ja tam w dialogach nie wyczułam żadnej sztywności, sztuczności, szablonowości czy czego tam jeszcze.
Jeśli faktycznie im coś brakuje, to całość nadrabia niedociągnięcia w tej kwestii, a osobiście jestem zdania, że dialogi są ok.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 11:07, 16 Maj 2009 Powrót do góry

Pernix napisał:
A kiedy można się spodziewać następnej części, Aniołku?
Nie zwykłam zadawać tego pytania autorom, gdyż pośpiech w pisaniu i popędzanie przez czytelników, to najgorsze co może być. Nie wpływa dobrze na utwór.
Pytam tylko informacyjnie, kiedy znów uraczysz moją duszę. Wink
A tak btw, ja tam w dialogach nie wyczułam żadnej sztywności, sztuczności, szablonowości czy czego tam jeszcze.
Jeśli faktycznie im coś brakuje, to całość nadrabia niedociągnięcia w tej kwestii, a osobiście jestem zdania, że dialogi są ok.


Ja osobiście uważam, że moje dialogi są właśnie "specyficzne" - można je lubić lub nie. Dość charakterystyczne. Szczególnie w Nienasyceniu. Trudność polegała na tym, by każdy wyrażał się trochę inaczej - bardzo długo nad tym myślałam. To co przy narracji pierwszoosobowej załatwia zwykle wypisanie czyj to punkt widzenie, przy trzecioosobowej i takim narratorze, wymaga wysiłku. Nie twierdzę, że z zadania wywiązuję się idalnie, bo w końcu pisarką zawodową nie jestem, ale staram się, bo nie ma dla mnie nic gorszego, niż okazywanie czytelnikowi braku szacunku.

Dziesiąty rozdział jest już u bety, jedenasty dopiero się "pisze", ale możliwe, że dziś go skończę. Jeśli nie, to najpóźniej w przyszłym tygodniu. Waham się między dwoma rozwiązaniami, czyli: napisaniem Niensycenia już do końca lub wzięciem małego urlopu na dwa inne teksty, które chciałabym stworzyć. Jeden to pojedynek literacki na teksty własne, drugi to miniaturka do Zmierzchu. Zobaczymy. Muszę trochę oddechu złapać przed najważniejszymi częściami Nienasycenia, a pewnie już jak zacznę je pisać, to ciurkiem.


No i czas na X rozdział:

X

Stała w pustym pokoju, patrząc uważnie na ukryte w cieniu wejście do pomieszczenia. Przykucnęła i obnażyła kły, gotowa zaatakować każdego, kto przekroczy granicę między ciemnością, a oślepiającą bielą. Kiedy jednak zobaczyła mężczyznę o siwych włosach i szarych oczach nie była w stanie nawet drgnąć. Mimo całej swojej siły musiała się poddać jego ostremu wzrokowi. Podszedł do niej, a jego kroki wydawały się za głośne, zbyt pewne. Próbowała odwzajemnić spojrzenie, ale mężczyzna tylko się roześmiał. Jego śmiech brzmiał tak okrutnie, że mimowolnie zaczęła odczuwać strach. Ogromne przerażenie jeszcze pogłębiło stan odrętwienia. Zacisnął swoją gorącą dłoń na bladej szyi dziewczyny i uniósł ją do góry tak, by móc patrzeć prosto w jej czarne z głodu tęczówki.
- Pijawka... - wysyczał przez zęby.
Dla Alice nie było już nadziei - wilk, który nagle pojawił się za plecami Łowcy, warknął ostrzegawczo, jeżąc sierść wzdłuż całych pleców. W żółtych ślepiach zwierzęcia czaiła się śmierć.


Wampirzyca krzyczała na całe gardło, szarpiąc się w mocnym uścisku Emmetta. Próbowała kąsać, ale doświadczony, dużo silniejszy od niej mężczyzna trzymał ją pewnie - tak, by nie zrobiła krzywdy ani sobie, ani tym bardziej jemu. Do pokoju, wbiegł Jasper - drzwi odbiły się od ściany z głośnym trzaskiem. Jego twarz nie wyrażała żadnych konkretnych emocji. Mógł być zirytowany, podniecony lub zmartwiony. Widok, który zastał, podsumował cieniem złośliwego grymasu i w ułamku sekundy znalazł się przed nimi. Uniósł rękę i spoliczkował Alice dwukrotnie. Bez zawahania, jakby robił to setki razy. Jakby o tym marzył. Krzyki ustały. Em nawet nie mrugnął okiem. Blondyn tymczasem ujął drobną dziewczęcą twarz w obie dłonie i niemal muskając wargami na wpół otwarte usta, szepnął czule:
- Już dobrze, maleńka. Już wszystko dobrze.
Alice wydawała się odprężać pod wpływem jego głosu. Jasper skinął i Emmett odsunął się od wampirzycy. Wyszedł bez słowa z pokoju, nie domykając drzwi.
- Łowca... Tak blisko. Jak nigdy - wykrztusiła nagle.
Jedyną reakcją Whitlocka na te słowa było położenie jej na ustach kciuków i przeczące pokręcenie głową. Zafascynowana patrzyła jak jego włosy układają się pod wpływem tego ruchu. Przez chwilę napawał się tym uwielbieniem, po czym cofnął dłonie i odsunął się od Alice.
- Zostaw to dla Carlisle'a. Mnie to nie obchodzi - powiedział, otwierając drzwi. Spojrzała na niego z wyrzutem, ale twarz blondyna pozostała niewzruszona. Wyszedł z pokoju, jak gdyby nie stało się nic istotnego.

Edward zadrżał, słysząc słowa Alice. Wiedział, że Łowca ich ściga, ale nie sądził, że jest tak blisko. Cokolwiek planował teraz Carlisle, nic nie układało się pomyślnie. Bella będzie bardziej zagrożona, niż mu się na początku wydawało. Łudził się, że ten krótki postój w Forks ma służyć zebraniu sił, ale najwyraźniej się pomylił. Ocenił postępowanie i decyzje Cullena według swoich zasad i teraz miał problem. Duży problem. Naraził siebie, ratując ją. Musiał położyć na szali bezpieczeństwo całej rodziny. Tak mało czasu, żeby wszystko przemyśleć. Poukładać, racjonalnie ocenić. Zapach truskawek mącił mu w głowie. Piękne włosy w kolorze gorzkiej czekolady i głębokie, brązowe oczy. Linia szyi, tak kusząca, że jedynie siłą woli powstrzymywał się przed kąsaniem bladej skóry i chłeptaniem słodkiej krwi. I tylko kilka chwil do świtu.

Podskoczyła z krzykiem, gdy wpadł do pokoju, wyrywając zamek z drzwi. Błyskawicznie znalazł się przy oknie, otworzył je, po czym jednym ruchem wyłamał zabite dotąd na stałe okiennice. Zamarła przerażona - najwyraźniej właśnie zwracał jej wolność, ale wszystko działo się zbyt szybko. Emocje niemal przytłoczyły Bellę - mieszanina strachu i szczęścia. Po godzinach spędzonych w zamknięciu, ze zdartym od płaczu gardłem i oczami zaczerwienionymi od łez i światła latarki, nagle nie umiała sobie poradzić z tym, że jednak wyjdzie z tego żywa. Że ten chłopak o miedzianych włosach nie jest potworem... A raczej nie jest nim do końca. Warknął cicho, jak gdyby wypowiedziała te słowa na głos i wyciągnął rękę w jej kierunku.
- Nie ma czasu, Bello. Chodź - powiedział głosem przesyconym emocjami.
Zawahała się, ale jednak podała mu dłoń. Jego uścisk, choć lodowaty, był pewny i mocny. Irracjonalnie bezpieczny. Wampir uśmiechnął się lekko - mogła to zobaczyć, bo robiło się coraz jaśniej. Złapał ją w pasie, obejmując przedramieniem. Może być zbyt jasno dla niego - pomyślała zmartwiona.
- Nic mi nie będzie - rozwiał jej wątpliwości, jednocześnie wyskakując przez okno. Zdążyła jedynie sapnąć z zaskoczenia spowodowanego zarówno odpowiedzią na to, co myślała, jak i krótkim lotem. Wylądował cicho i, nie pytając o zgodę, wziął ją na ręce. Przez chwilę wyglądało to tak, jakby marzył o tym, żeby się w nią wtulić. Szepnął cicho, poczuła chłodny oddech na swoim czole.
- Zamknij oczy i zaufaj mi, proszę.
Zacisnęła powieki, a on zaczął biec. Pęd powietrza plątał jej włosy i przyprawiał o gęsią skórkę. Gdyby otworzyła oczy, na pewno poczułaby mdłości. Przez krótką chwilę zazdrościła mu umiejętności, a potem uświadomiła sobie czym był i współczuła mu jak jeszcze nigdy nikomu. Towarzyszący ostatnio dziewczynie strach najwyraźniej nie mógł jej dogonić. Może bała się po prostu zbyt dużo w ciągu dwóch, lub trzech dni - straciła rachubę. Wampir zwalniał stopniowo aż do zatrzymania. Kiedy otworzyła oczy, uświadomiła sobie, że niebo jest już różowe i zerknęła na twarz swojego wybawcy. Wydawał się odległy, niedostępny i skomplikowany. Być może sam nie potrafił uporać się ze swoimi emocjami. Postawił ją na ziemi delikatnie, musnął lodowatymi palcami jej ciepły policzek i spojrzał na nią tak smutno i wymownie, że jej serce zamarło.
- Mam na imię Edward...
- Edward - powtórzyła automatycznie drżącym głosem.
- Dziękuję - szepnął i wsunął jej w dłoń telefon. Nie zdążyła nawet zauważyć skąd go wyjął. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale on już się oddalił - nie mogła nadążyć wzrokiem za jego ruchami. Wydawał się nierealnie szybki. Rozejrzała się niepewnie dookoła. Znała ten fragment lasu - od domu dzieliło ją zaledwie kilka kilometrów. Bez zastanowienia zaczęła biec. Pewna, że nigdy wcześniej nie szło jej to tak sprawnie.

Raz już jej umknął, a teraz śmierć znów zaciskała na nim swoje szpony. Lizała jego bladą skórę, kąsając boleśnie. Wiedział, że słońce nie zabija od razu. Najpierw parzy i rani, ale on nie jadł od dawna - nie tak jak powinien. Był słabszy, bardziej podatny. Widział dom ukryty za drzewami. Błogosławił to, że zostawił otwarte okno... Teraz mógł przez nie wskoczyć. Zamknąć je za sobą, ignorując ból palców i zasłonić grubymi kotarami. Bezpieczny, a jednocześnie pełen złych przeczuć, położył się na łóżku i zasnął. Do wieczora...

Wbiegła zdyszana do domu. Opadła na kolana i niemal natychmiast zwymiotowała żółcią na podłogę. Była taka zmęczona. Charlie wpadł do kuchni i zamarł. Nie wiedział, co powiedzieć. Właśnie szykował się do wyjścia. Od dawna planował, że pojedzie na kilka dni wędkować, gdy Bella będzie ze znajomymi na wakacjach. A teraz patrzył na swoją córkę - brudną, zadyszaną, szarpaną torsjami i nie potrafił znaleźć słów. Zdarzyło się coś złego. Coś bardzo złego.
- Bella, maleńka... - wykrztusił w końcu, kucając obok córki. Kiedy położył rękę na jej plecach, spięła się cała. Uniosła zapłakaną twarz i patrząc w przestrzeń, stwierdziła sucho:
- Oni wszyscy nie żyją, tato. Nie żyją.
Te słowa, proste i oczywiste wypełniły pomieszczenie tak dokładnie, że niemal nie było czym oddychać. Charliemu zawsze się wydawało, że oswoił zło. Teraz ono postanowiło mu pokazać, że łańcuch kajdanek i ciasna klatka nie wystarczą, żeby powstrzymać prawdziwą potęgę. Chciał zapytać, jak to się stało. Jakim cudem Belli udało się uciec... Ale jedno spojrzenie wystarczyło, żeby zrozumiał, że dziewczyna jest w szoku. Pomógł jej wstać i zaprowadził do pokoju, gdzie, ignorując zabłocone buty, ułożył córkę na kanapie. Wciąż bredziła coś o czarnych oczach, o domu w lesie, o potworach. Wszystko tym samym tępym głosem, jakby relacjonowała coś w czym nie brała w ogóle udziału. Podał jej maksymalną dawkę środków uspakajających, pomagając popić proszki tak, żeby się nie zakrztusiła. Odczekał chwilę, aż zasnęła. Pogłaskał poczochrane brązowe włosy. Co się wydarzyło? I czy jej znajomi i przyjaciele naprawdę nie żyją? Mógł to wszystko zgłosić na komendzie, ale znał procedury i wiedział, że po pierwsze zostanie odsunięty od sprawy automatycznie, po drugie nikt nie uwierzy w ani jedno słowo Belli. Jeśli chciał dowiedzieć się, co się stało, musiał zrobić to na własną rękę.

- On ją wypuścił - stwierdził Jacob.
- Tak po prostu? - spytał Łowca. Wyglądał na naprawdę zaciekawionego.
- Najwyraźniej, chociaż sporo ryzykował. Zdążył w ostatniej chwili. Dosłownie - kontynuował chłopak. Quincey zwęził oczy i spojrzał na wilkołaka podejrzliwie. Ten wydawał się nie przejmować brakiem zaufania swojego opiekuna. Wychowywał się dokładnie w takiej atmosferze: setek pytań i udowadniania, że można na niego liczyć.
- Widział cię? - Brak wiary w możliwości Jake'a sączył się spomiędzy słów.
- Nie. Byłem ostrożny, a on wyjątkowo rozkojarzony. Wyglądał, jakby... - Urwał nagle.
- Jakby co? - dociekał straszy mężczyzna.
- Jakby się zakochał. - Każde słowo wypowiadał ciszej od poprzedniego. Spuścił wzrok i pochylił głowę, wstydząc się własnych wniosków. Black roześmiał się sarkastycznie.
- A czy ty kochasz mordowane sarny? Czy potwór w ogóle może kochać?
Jacob nie miał ochoty odpowiadać na żadne z zadanych pytań, odwrócił się i wycofał do swojego pokoju. Czuł w gardle dziwną gorycz. Jakby zaraz miał się rozpłakać albo zwymiotować. Przecież nie jego winą było to, że urodził się właśnie taki.

Quincey patrzył na umięśnione plecy Indianina i zastanawiał się, czy on kiedykolwiek zrozumie, że swoim zachowaniem chronił chłopca przed rozczarowaniem. Świat nie akceptował odmienności i walka z tym nie miała najmniejszego sensu. Łowcy tolerowali jego obecność tylko dlatego, że był przydatny w walce z potworami gorszymi od siebie, ale to nie znaczyło, że widzieli w nim człowieka.

Kiedy miał cztery lata chciał jeść wyłącznie waniliowe ciasteczka i popijać je sokiem jabłkowym. Przepadał za westernami i zabawą w chowanego, która pomagała mu kształtować czulsze niż ludzkie zmysły. Rzadko chorował, ale gdy już się to zdarzało, prosił o zupę z dużą ilością cebuli i czosnku. Jako ośmiolatek gustował w japońskich kreskówkach o gigantycznych robotach. Nigdy nie bał się ciemności ani bestii spod łóżka. Przeciwnie - rzadko się skarżył i jeszcze rzadziej śmiał. Starał się zasłużyć na wszystko, co dostawał. Również na te krótkie, sztywne uściski.

Nie przytulał go od tak dawna, że już nie pamiętał, czemu czasem łamał własne zasady. Teraz jednak to nie był mały chłopiec, a dorastający nastolatek, nie zdający sobie do końca sprawy z własnych możliwości. Lepiej dla świata, by nigdy nie uwierzył w siebie.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez AngelsDream dnia Sob 15:33, 16 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Sob 17:09, 16 Maj 2009 Powrót do góry

Podbijam temat, bo inaczej nikt nie zauważy, że nastąpiła aktualizacja.
Khem, co to ja chciałam? Angels, a co ja ci mogę napisać tak, by się nie powtarzać, hmm? Po raz kolejny serdecznie żałuję, że niejaka Stefcia tego nigdy nie przeczyta i się nie nauczy.

Wcinam sobie tort Nienasycenia dosyć bogobojnie, a teraz mam wrażenie, że po wielkiej warstwie bitej śmietany dobieram się powolutku do wisienki. I to nie kandyzowanej (słodka, ble!), lecz takiej, która stanowiłaby zwieńczenie. Rzecz jasna po wisience będą dokładki tortu, bitej śmietany i może jeszcze ananasy, bo przecież końca opowiadania na razie, chwała Iluvatarowi, nie widać. Mr. Green

Tak, miałam o wisienkach... No więc (ych...) pozwolę sobie zauważyć, że panika Edwarda jest dosyć zrozumiała. I, skoro już sobie pozwoliłam na uwagę, to sobie pozwolę na więcej - interpretację jego zachowania. Jak ja to rozumiem - do tej pory Belli nie wypuszczał. I słusznie. Wampiry mogły ją znaleźć, jak by sobie beztrosko ganiała po Forks. Teraz, tak mi się zdaje, nasi drodzy krwiopijcy zamierzają ruszyć tyłki z miejsca. Wobec tego Bella może wrócić do siebie. Jeszcze chwila i Łowca ich wykurzy z miejsca... Musiałam sobie pogdybać. Miłą sceną było rozstanie. Cudowny był fragment, w którym Edward uciekał przed słońcem. A naprawdę rewelacyjny była końcówka - obserwacja Jacoba. Mniam. No to się porobiło. I teraz mam totalny misz-masz. Wiadomości mi się skondensowały, cegiełka wskoczyła na swoje miejsce. Mogę teraz (nie)cierpliwie czekać na dalszy ciąg.

Ech, dzięki za lekturę, Angels...
Drapię za uchem!
jędza thin


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nati0902
Człowiek



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 22:27, 16 Maj 2009 Powrót do góry

Eee... Normalnie mnie zatkało dziewczyno WOW to opowiadanie jest po prostu świetne!!!!! Niesamowicie to wymyśliłaś moje ukłony dla ciebie!!! Edward naprawdę zachował się świetne ciekawa jestem czy spodka jeszcze Belle i to co Jacob mówił on się zakochał w niej?? hm... mam nadzieje że się dowiemy:D Strasznie fajnie się to czyta, podoba mi się to że stworzyłaś Cullenów innych całkowicie nie podobnych do tych z sagi.
Czekam na kolejną część:)

Pozdrawiam i życzę DUŻO WENY!!!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nati0902 dnia Sob 22:28, 16 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Nie 12:54, 17 Maj 2009 Powrót do góry

Po pierwsze wizja Alice. Bardzo dobrze napisana, bo dopiero po drugiej lekturze tekstu załapałam, co się dzieje. To oznacza, że albo jestem ciężko kapująca, albo czytelnik musi się troszkę wysilić przy czytaniu. Jasper z przyjemnością policzkujący Alice, był dla mnie zaskoczenie. Wink
Chociaż jest mi żal Alice, to podoba mi się, że w tym opowiadaniu nie jest cukierkowo, Jazz jest zimny wobec niej, są komplikacje, jest złożoność, to mnie inryguje.
I to zdanie:

AngelsDreams napisał:
- Łowca... Tak blisko. Jak nigdy - wykrztusiła nagle.


To zapowiedź na to, na co czekam. :)


No i Cullen uwalniający Bellę, nie wiem, nawet trudno mi jest wyobrazić sobie, czy losy tej dwójki jeszcze się splotą i w jakich okolicznościach, ale podoba mi się, że Ed zrezygnował z swoich pragnień, aby chronić dziewczynę, zrobił to tak, jak kanoniczny bohater, ale z większą klasą, nie uciekł, zostawiając ją samą, tylko zwrócił wolność. Nie wiemy czy ona zdążyła poczuć do niego to, co on do niej...
Podoba mi się, jak opisujesz jego wewnętrzne zmagania z pożądaniem krwi, jak on subtelnie ją podziwia.

Zastanowiło mnie tylko to zdanie:

Bezpieczny, a jednocześnie pełen złych przeczuć, położył się na łóżku i zasnął. Do wieczora...

AngelsDream napisał:
Wampiry w tym opowiadaniu mogą spać?


A i jeszcze Quincey i Jacob, to jednak Łowca dawał młodemu Jacobowi jakąś namiastkę rodzicielskich uczuć, to dobrze...
Jak zwykle urzeczona, na chwilę nakarmiona i zaspokojona. Napisz Angels coś swojego, wiem, że juz piszesz, ale wtedy koniecznie wyślij gdzieś, na początek do jakieś gazety albo na literacki portal, np do farenheita. Twój talent nie może się zmarnować.
I koniecznie daj mi wtedy znać. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Pon 20:16, 18 Maj 2009 Powrót do góry

V

Cytat:
Nawet nie próbował jej powstrzymać - po tym, co zaserwował jej Jasper nie miała szans uciec.


Zaimek Ci się zaplątał.

Cytat:
Samotności za zamkniętymi drzwiami, nie otwierającymi się oknami, z dala od wszystkich, którzy mogliby usłyszeć jej przytłumione łkanie.


„Nie” z imiesłowami przymiotnikowymi piszemy łącznie.

Cytat:
To dlatego wampir miał w kieszeni kurtki różowy telefon komórkowy o obłych kształtach - kiedy o tym myślał, miał ochotę śmiać się długo i donośnie. Pierwszy raz od dawna.


Chwila… Śmiał się, bo zabrał jej telefon, czy dlatego że zamknął ją na poddaszu? Jakoś nie widzę w tym nic zabawnego, a patrząc na jego cierpiętniczą postawę, wręcz mi to tutaj nie pasuje.

Cytat:
Wystarczyły te sprzęty, które zostały porzucone razem z domem. Nie mieli zamiaru zostawać tu dłużej, niż to konieczne.


Przed „niż” występującym między [link widoczny dla zalogowanych] nie stawiamy przecinka.

Jest coś dziwnego w stosunkach między Twoimi bohaterami. Budujesz między nimi swoiste napięcie, które można by skojarzyć jednoznacznie, jednak mam niejasne przeczucie, że to nie tak. Łączą ich przedziwne więzi – jedne mocniejsze, inne słabsza. Są razem, jednocześnie będąc osobno. Tak różni i poróżnieni, a tak, wydaje mi się (wybacz jeżeli dopuszczę się nadinterpretacji), zamaskowani. Grają przed sobą nawzajem. Weźmy Edwarda (z którego notabene czynisz powoli kanonicznego cierpiętnika) – oszukuje ojca, nie mówiąc mu o swoim nowym wegetariańskim stylu życia. Dalej idźmy za ojcem – dziwny ma stosunek do syna. I to do tego stopnia dziwny, że nie jestem w stanie go określić, żadnym słowem. Może to ma jakiś związek z tym, że jeszcze nie do końca pokazujesz nam, o co tak właściwie chodzi (chyba nie tylko ja czekam na Jacoba xD), a może po prostu to tak już będzie.
Szczególnie mieszane uczucia mam – chwilowo – do relacji Rosalie – Carlisle. Nie wiedzieć czemu, w pewien sposób mnie zniesmaczają. Gdzieś tam w tyle mam wyobrażenie Emmetta i Esme, i za nic nie jestem w stanie o nich zapomnieć, nawet jeżeli ich stosunki są do tego stopnia specyficzne, że fizyczności brak (bo takie odniosłam wrażenie).

Prosta rzecz – prezenty Carlisle’a. Autentycznie mnie to rozczuliło. Każdy dobrany do indywidualnych potrzeb. Masz coś takiego w swoim stylu, że wplatasz takie perełki w tekst całkiem gładko. Widać, że przychodzi Ci to naturalnie.

Cytat:
W końcu odważył się i wyciągnął rękę przed siebie muskając ramię Belli, która w tej samej chwili wyrzuciła z siebie cały żal, strach i złość.


Przecinek przed muskając (imiesłów przysłówkowy).

Cytat:
- Jesteś gorszy od zwierząt!


Właściwie to od zwierzęcia, jako że mówi tylko o nim. Gdyby było „jesteście gorsi” – wtedy oczywiście i fauna pojawiłaby się w liczbie mnogiej.

Stosunkowo często pojawiają się u Ciebie kwiatki z włosami. Wszelkie kurtyny włosów, fale rozrzucone na poduszce etc. Uważaj na to.

VI

Cytat:
Jacob wyraźnie czuł charakterystyczny zapach wampirów. Mdlący, słodkawy, drażniący wrażliwy wilczy, nos.


Zgubiłam się. Mdlący zapach i wilczy nos? Coś się chyba tutaj zaplątało.

Cytat:
Zjemy coś i się prześpimy, bo potem może już nie być okazji dobrze odpocząć. A potem będziemy liczyć na to, że szczęście dopisze.


Powtórzenie.

Chciałam Jake’a – mam. I muszę przyznać, że podoba mi się to, co widzę. W pewien sposób jest to intrygujące. Mamy młodego chłopaka, od małego szkolonego na zabójcę wampirów. Nasuwa się taka myśl – fantastyczna sprawa, taka fucha!, jednak z drugiej strony – dlaczego akurat on. Mimo całej opieki jaką Quincey nad nim roztacza, bądźmy szczerze, jest traktowany po trochu jak zwierzę. Nie przeszkadza mu to, aż tak bardzo, bo nie zaznał nigdy innego życia. Potrafisz ukazywać złe strony, czarując przy tym tak, że pomimo całego realizmu, który uderza w czytelnika, gdzieś tam jest tak zaczarowany całą otoczką, że obłaskawiasz wzburzenie, które powinno się po czymś takim narodzić. I nie chodzi o to, że malujesz w różowymi farbkami diabła, wręcz przeciwnie. Wszystko rzucasz wprost. Gdzieś tam udało Ci się znaleźć złoty środek i uparcie się go trzymasz. Taki upór jest bardzo pożądany.
Ciekawy jest Carlisle – zdrajca. Zgniatasz jego białą reputację i wprowadzasz wiele plam, niedomówień. Jako czytelnik – żywię ogromną nadzieję, że stało się tam coś jeszcze, o czym nie wiemy i jednak zdrajcą – takim całkowitym – to on nie jest. Być może znów przejawia się moja miłość do nadinterpretacji i głupich nadziei, ale w razie czego, chcę być zaskoczona xD.

VII

Podoba mi się to, co stworzyłaś między Aro a Williamem. Jest ta magia i, wręcz namacalne, pożądanie nie są w żaden sposób gorszące czy wulgarne. Wręcz przeciwnie – jest w nich coś subtelnego, co pozwala wczuć się w klimat. Takie szczegóły, o których piszę non stop, jak ściągnięcie rzemyka z włosów, kropla krwi skapująca na podłogę, sprawiają, że wiem, dlaczego to czytam i tylko zaostrzają apetyt.

Cytat:
Ona tymczasem, opuściła głowę, chowając twarz za kaskadą długich, czarnych włosów.


Ponownie pojawia się kaskada włosów.

Mimo całego wampiryzmu, który tutaj dodajesz, wyciągasz z kanonu ile się da. Mowa tu oczywiście o postaci Aro. Ta bezwzględność, dwulicowość i zakłamanie wypływają z niego niczym krew z ofiar, zalewając otoczenie morzem goryczy. Gdyby nie William, po tym rozdziale, zapamiętałabym tą postać, jako zgorzkniałego staruszka (co by nie było, trochę na karku ma), który na siłę chce zniszczyć życie innym, zwłaszcza swojej siostrze (co ostatecznie mu się udało). Przemawia przez niego zazdrość, a w żyłach płynie prawdziwy jad, który zatruwa wszystko, czego dotknie. Jednak tutaj – po raz kolejny – wypływa Twoja umiejętność wyważania tekstu.
Dobrą rzeczą jest kontrast: Didyme – Aro. Niby jedna krew, a przeciwległe bieguny.

Cytat:
Osłabiona upływem krwi, z drewnianym kołkiem wbitym w serce, nie miała najmniejszych szans, a jednak walczyła do samego końca.


Nie ma czegoś takiego jak sam koniec. Koniec to koniec.

Cytat:
- Uzupełniony? - Spytała, głaszcząc go po policzku. - Marku, ja muszę ci powiedzieć coś ważnego...


Cytat:
- Ale jak to?! - Krzyknął i starał się podejść do niej, ale uświadomił sobie, że nie jest w stanie, gdy tymczasem ona odsuwała się coraz dalej - wydawało się, że rozmywa


Kolejno: spytał i krzyknął małymi literami. Podejrzewam, że to niedopatrzenie, bo tylko tutaj ten problem jest.

No i w tym momencie tracę wiarę w Twojego Carlisle’a. Cokolwiek by nie mówić – zdrajca. Tak go wykreowałaś, w porządku. Nie mówię, że jest to złe, wręcz przeciwnie. Sposób w jaki to robisz przypada do gustu, jednak nie mogę, nie pokusić się o stwierdzenie, że liczyłam tutaj na trochę kanonu. Dlaczego? Z bardzo prostej przyczyny. Ponieważ uważam, że właśnie Tobie, mogło wyjść z tego coś sensownego i to nawet całkiem bardzo.

VIII

I tutaj trochę się zawiodłam. Sądziłam, że Rose i Carlisle’a łączy coś więcej, ale nie myślałam, że sprowadzają to do czegoś tak przyziemnego jak bliskie kontakty fizyczne. Oczekiwałam tutaj jakiejś subtelności, swego rodzaju zagadki, nie tylko dla czytelnika, ale i dla Ciebie, jako autora. Tymczasem wychodzą ze mną jakieś pensjonarskie zapędy objawiające się głośnym „fuuj”, o czym wspominałam wyżej. Kanon tak bardzo przyzwyczaił mnie do Cullenów, jako rodziny, że nie jestem w stanie przyjąć do wiadomości, że gdzieś tam, między nimi, dzieje się coś więcej, niż SMeyer ustaliła. I nie chodzi mi o to, że niekanoniczność jest czymś złym, bo Tobie już nie raz na dobre wyszła i liczę, że częściej się to będzie działo, jednak praworządności Carlisle’a naprawdę mi tutaj brakuje. Pozostaje mi schować do kieszeni własne chore wizje i przyjąć to, co proponujesz.
Z ogromnym dystansem podchodzę do motywu zdrady, nie tylko u Ciebie, ale w ogóle. Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego się tak dzieje, możliwe, że ma to coś wspólnego z moimi przekonaniami. U Ciebie ta fałszywość wypływa każdym zakamarkiem i powoli mnie przytłacza. Kiedy dołożę do tego chaos w narracji - wprawdzie zamierzony, jednak naprawdę przygniata - zaczynam się gubić. Pióro masz lekkie, ale Twoje teksty łatwych nie należą. Czynisz je wyzwaniem dla czytelnika, stawiasz zarówno jemu, jak i sobie, poprzeczkę wysoko i oczekujesz – a przynajmniej takie to sprawia wrażenie – że bez problemu ją przeskoczy. Nie, nie przeskakuję jej jednym susem. Niejednokrotnie muszę wracać do niektórych fragmentów, żeby się połapać. Nie wiem, czy to dobrze czy źle, zważywszy na to, że to zmusza do myślenia nad napisanymi przez Ciebie słowami. I to może być powodem, dla którego tak fantastyczny Fick cieszy się tak małym zainteresowaniem. Gdzieś ta uwaga, która powinna mu zostać poświęcona, zanika.

A to akurat z kanonu wytarłaś białą szmatką i bardzo Ci za to dziękuję. Mowa o przemianie Emmetta. Rose – kobieta silna, twardo stąpająca po ziemi – wzięła się w garść i sama to zrobiła. Nie pobiegła do kochanego tatusia z prośbą o nową zabawkę, wycierając nosem w maminą spódnicę. Lepiej… Ukazujesz jej prawdziwą fałszywość. Zazdrość o Esme wybija w tej postaci na pierwszy plan gorycz i prawdziwy żal znajdujący ujście w zachowaniu bohaterki. Nie wybielasz jej wzmiankami o tragicznej przeszłości i litości Carlisle’a. Po prostu jest, jaka jest.

Cytat:
Westchnęła, wtulając się w jego ramiona - wydawało się, że się uspokoiła, ale wykorzystując bliskość, zaczęła doprowadzać kochanka do szaleństwa delikatnie poruszając biodrami.


Brakuje przecinka przed „delikatnie”.

Cytat:
W kuchni panował zaskakujący porządek, wszystko miało swoje miejsce, żadnych nie pozmywanych naczyń ani okruszków chleba na blatach.


„Nie” z imiesłowami przymiotnikowymi piszemy łącznie.

IX

U SMeyer strasznie denerwowało mnie to rozdrażnienie Belli na wieść, że musi dzielić łazienkę z ojcem. Dalej – u Ciebie Edward zastanawia się, czy jej to nie krępuje. Nie rozumiem, dlaczego – naprawdę. Przecież, gdyby spojrzeć na to logicznie, w Polsce mamy średnio jedną łazienkę na czteroosobową rodzinę. Nikt z tego powodu nie płacze, a tym bardziej się nie zawstydza.

Naprawdę, ze wszystkich postaci, które wykreowałaś, Edward denerwuje mnie najbardziej. A wszystko przez łatkę cierpiętnika, którą sukcesywnie mu przyklejasz. To niezadowolenie, gorycz, żal, smutek – przepełniają go do granic możliwości. Innych bohaterów umiejętnie wyważasz, a on jest tak do bólu prosty i smutny, że załamać nad nim tylko ręce. Biedny pan potwór, którego tylko do rany przytulić. Zabawka, rzec by można. Może trochę przesadzam, bo to wszystko swój urok ma, i o ile inne postaci płyną w tekście, ten jeden delikwent musi być chropowaty, ale naprawdę, naprawdę mnie denerwuje. Nawet Belli dodałaś jaj, a on jest taki mętny jak piąta woda po kisielu.
Intryguje mnie w dalszym ciągu Jake.

No i X

Masz niebezpieczne skłonności do koloru gorzkiej czekolady.

Rozdział dziesiąty jest chyba najlepszym, jaki do tej pory napisałaś. Ze względu na akcję. Nie dość, że zaczyna się coś dziać – całkiem poważnego, patrząc – to w dodatku skupiasz się na wielu postaciach, nie skacząc za bardzo w czasie. To sprawia, że po prostu przez niego płynę. Dajesz tu wiele poznać, jednocześnie nie przedłużając niczego.
I wreszcie zauważyłam coś dobrego u Edwarda. Akcja – reakcja. I właśnie na tej reakcji chcę się skupić. Nagle ta cała jego melancholijność gdzieś uciekła i nie zastanawiając się nad tym dłużej niż to konieczne, po prostu ją wypuścił, mało tego w całkiem dobrym stylu, który mógłby ociekać kiczem, ale w Twoim wypadku to wręcz niewykonalne. I dalej w stronę dramatyzmu – pojawienie się Belli w domu. Zwykłe objawy szoku, ale – zwymiotowanie żółcią… Coś mnie tknęło w tym momencie – „może to przesada?”. Już odpowiadam… Nie, to nie przesada. Tak musiało być.
Przedmiotowe wręcz, traktowanie Jake’a naprawdę mocno mnie poruszyło. W kanonie bardzo denerwowała mnie ta postawa „wilkołak też człowiek”, nie dlatego że nie podzielałam gdzieś tam tej opinii (bo było wręcz przeciwnie), ale po prostu miałam dosyć całej tej cukierkowości i idealizowania sfory. U Ciebie nie ma sfory. Są Łowcy i jedna zbłąkana duszyczka, odwalająca czarną robotę. To jest prawdziwy pies na posyłki i takiego chcę go widzieć, bo wzbudza we mnie ogrom litości, uzasadnionej litości.
Furia Alice i reakcja Jaspera idealnie ze sobą współgrały, tworząc coś całkiem przyjemnego dla oka i jednocześnie, zapewniając mnie, że na jakiś czas ten odcinek zapadnie w moją pamięć. A na pewno do czasu, kiedy to Twoja przerwa się skończy x)

Pozdrawiam,
R.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 20:27, 18 Maj 2009 Powrót do góry

Och.
Przeczytałam wszystko i mogę powiedzieć, że naprawdę wspaniale piszesz.

Pomysł mi się podoba bardzo, zdecydowanie niecodzienne ukazanie Cullenów jest plusem i sama nie mogę się zdeycdować kto podoba mi się najbardziej: Alice czy Rose, choć z drugiej strony jest Carlisle, który zaskakiwał mnie od samego początku. Zafascynowała mnie postać Didyme, pojawiła się na chwilę ale bardzo przypadła mi do gustu. Tak samo Aro, który bardzo mnie zaskoczył, choć z drugiej strony obraz jego z mężczyzną wydaje się taki... na miejscu :D No i w końcu zostaje Edwarda, który także w Twoim opowiadaniu jest niesamowity, z jednej strony bardzo kanoniczy, a z drugiej strony można na niego patrzeć pod całkiem innym kątem... Jestem zdecydowanie zachwycona.

Podobała mi się jeszcze historia o Lilith i Ewie. To naprawdę było genialne.
I ostatina rzecz, którą muszę się zachwycić jest sam tytuł, ja zawsze miałam problem, żeby wymyślić coś kreatywnego a u Ciebie jest po prostu idealnie. Uwielbiam jak wręcz każdy rozdział nawiązuje do tytułu, a u Ciebie właśnie tak jest Wink
Twoje opisy i sposób prowadzenia narracji także są cudne i przypadły mi do gustu. Zastanawiałam sie początkowo czemu jest tak mało komentarzy i mam dwie teorie ^^
Po pierwsze Twój styl jest świetny, ale wymaga od czytelnika większego zaangażowania umysłowego niż przy czytaniu przeciętnego ff, może to zniechęca niektóre osoby ( czyli jesteś po prostu za dobra na forum ^^).
Po drugie komentując Twoje opowiadanie można tylko robić same achy i ochy, więc może niemożliwość wychwycenia jakichkolwiek błędów też jest deprymująca :D
Na koniec jeszcze raz wyrażę mój zachwyt i powiem, że z wielką niecierpliwością czekam jak dalej rozwinie się akcja.
Pozdrawiam!


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin