|
Autor |
Wiadomość |
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 16:42, 14 Wrz 2009 |
|
To zabawne, jak z dnia na dzień zmienia się całe Twoje życie. Nie masz nawet czasu na pożegnanie się z poprzednim, a potem zaczynasz całkiem nowy rozdział.
Czasami na zauroczenie potrzeba sekundy. Na zakochanie paru godzin. Nie mamy na to wpływu.
Ale gdy miłość jest niewygodna, nieodwzajemniona, gdy rani ciebie lub innych... Co zrobić?
Proces odkochania nie trwa już tak krótko...
autorka: Cocolatte.
beta: marta_potorsia
oznaczenia: AU/AH
czyli: wszyscy bohaterowie są ludźmi
kategoria: komedia/dramat
+16 oznacza tylko tyle, że jeżeli pojawią się przekleństwa, to nie będą cenzurowane. Nie zamierzam wtrącać ich co drugie zdanie, ale bądźmy szczerzy - to jest opowiadanie o grupie nastolatków, a nie powieść o aniołach. Jakieś niecenzuralne słowa z pewnością się znajdą.
Mam teraz zwał nauki w szkole, więc lojalnie uprzedzam, że nie będę Was rozpieszczać rozdziałem co trzy dni, tak jak w Tęskniąc. Może raz na tydzień, góra co dwa tygodnie będą jakieś nowości.
Dostępne również na [link widoczny dla zalogowanych], jeśli komuś bardziej odpowiada format pdf.
I jeszcze jedno. Zauważyliście kategorię? Nie, nie zapomniałam dopisać 'romansu'. Po prostu postaram się go nie wprowadzać. Więc jeżeli liczyliście na wielką miłość pomiędzy Bellą i Edwardem, to się przeliczyliście.
No więc... show must go on :)
Enjoy.
beta: marta_potorsia
Rozdział pierwszy
PWB
Gdyby to był film, to pomiędzy powiadomieniem mojej rodzicielki o heroicznej decyzji, jaką podjęłam dla jej dobra, a chwilą obecną – to jest zajęciem miejsca, do jakiego upoważniał mnie bilet na lot w klasie średniej – minęłoby zaledwie parę sekund oprawionych jakimś ckliwym tematem muzycznym. W rzeczywistości jednak cały ten okres “pomiędzy” potrwał długi miesiąc, podczas którego Renee dzień w dzień przekonywała mnie, że nie muszę tego robić. Kilkakrotnie prawie się złamałam – nie posiadam zbyt silnej woli – ale na końcu zawsze docierało do mnie, że nie mogę postąpić inaczej. Gdybym nie przeprowadziła się do ojca, matka utknęłaby ze mną w domu kolejny rok, jaki pozostał mi do studiów, co natomiast sprawiłoby, że w najbliższym czasie uschłaby z tęsknoty za nowym mężem – którego praca nieustannie gania po całych Stanach Zjednoczonych. Teraz jednak, gdy uporałam się wreszcie z umieszczeniem bagażu na właściwym miejscu (co przysporzyło mi nie lada problemów – jestem osobą raczej niską, torbę podręczną mam ciężką, a półki są wysoko – co zsumowane razem z moją niezdarnością daje dosyć oczywisty wynik), do mojego umysłu wdarły się wyrzuty i przezwiska skierowane w stronę mojego charakteru, któremu obcy był egoizm. Doprawdy, powinnam chyba wiązać swoją przyszłość nie z literaturą piękną, a opieką społeczną. Pomaganie wszystkim dookoła - z wyjątkiem samej siebie - miałam nieodwołalnie zakodowane na czymś w rodzaju twardego dysku w mózgu.
Z rezygnacją pogrzebałam w podręcznej, bardzo wypakowanej torebce, a moja dłoń odnalazła paczkę gum miętowych, małe owocowe cukierki i jakieś nikomu nie potrzebne papierki, aż w końcu natrafiła na to, czego potrzebowałam. Odblokowałam klawiaturę nowego Smartphone'a – prezentu od Renee i Phila na zakończenie ubiegłego roku szkolnego. Na pokładzie samolotu nie można było wysyłać maili, ale jeszcze nie wystartowaliśmy, więc komu zaszkodzi jedna, mała wiadomość?
No dooobra... Tylko jak to się robiło?
Ze zmarszczonym czołem usiłowałam sobie przypomnieć instrukcję Al dotyczącą maili, ale w głowie miałam tyle nowych informacji, że za nic nie mogłam dopasować do siebie odpowiednich funkcji i folderów. Na szczęście po wejściu w menu od razu natrafiłam na odpowiednią nazwę. To, że potrafiłam posługiwać się tak nowoczesnym urządzeniem jakim był Smartphone napawało mnie dumą. Może byłam trochę dziwna, ale do tej pory nie miałam nawet zwykłej komórki, więc brak mi doświadczenia, jeśli chodzi o technologię.
Jak tam? Poradziłaś sobie z bagażami? Siedzisz obok kogoś ciekawego? B.
Byłam w trakcie wysyłania, gdy coś otarło się o moje nogi, przeciskając się do siedzenia sąsiadującego z moim. Leniwie podniosłam wzrok znad ekranu. Szczęka, nagle niekompatybilna z resztą mnie, opadła na parę centymetrów w dół, gdy moje oczy napotkały przed sobą seksowny tyłek opięty spranymi, jasnymi jeansami. Gdybym się trochę zastanowiła, pewnie zdałabym sobie w końcu sprawę, jak głupio muszę w tym momencie wyglądać, ale teraz liczyły się tylko dwa kształtne pośladki przede mną. O mój słodki Boże..!
Niestety (a może stety?) obiekt mojego zainteresowania szybko przycisnął się do pobliskiego fotela, a mi pozostała jedynie twarz i górna część tułowia do podziwiania. Długo się tym nie przejmowałam, bo – jak się wkrótce okazało – owym widokom nie można było nic zarzucić. Mój tymczasowy sąsiad niezwykle umięśniony, co podkreślała jego jasna koszulka znanej firmy sportowej. Ciemne loki okalały jego niezwykle przystojną twarz. Oczy były niezwykle przyjazne i roześmiane, a kolor miały piwny. Zamrugał, wzbudzając we mnie jednocześnie zazdrość i zachwyt; faceci stanowczo nie powinni mieć takich rzęs - gęstych, brązowych i wywiniętych.
Po chwili uśmiechnął się lekko, ukazując dwa małe dołki w policzkach.
- Cześć – powiedział uprzejmie do... chwila, do mnie? Nagle przypomniałam sobie o pozycji mojej szczęki, więc czym prędzej ją zamknęłam.
- Hm, hej – wymamrotałam. Urządzenie w moich dłoniach zawibrowało, a ja, jako że zapomniałam o jego obecności, podskoczyłam lekko. Chłopak zachichotał. Czując, że oblewam się rumieńcem, otworzyłam notatkę, przeklinając w myślach na najlepszą przyjaciółkę.
Beznadzieja. Dobrze, że wzięłam iPoda, bo inaczej zanudziłabym się na śmierć. Może nawet skuszę się na tę książkę, którą mi poleciłaś. A u Ciebie? Dobra, ofiaro, nie odpisuj, nie zdążysz - za chwilę startujemy. Pogadamy później. Coś czuję, że ta podróż będzie się ciągnąć jak guma pod butem. No nic. Bywa. Oby ci Twoi bracia byli przystojni, bo jak się okaże, że to idioci, a ja daremnie spędziłam parę godzin w samolocie, to Cię utłukę. A.
PS. – te półki bagażowe to czysty przykład dyskryminacji osób niskiego wzrostu w społeczeństwie. A wokoło żadnych przystojniaków do pomocy!!! Co, do cholery jest nie tak z tym samolotem?
Żadnych przystojniaków? Dobre sobie.
Wiadomość mnie nieco otrzeźwiła. Jak ja się zachowuję? Ten facet musiał pomyśleć, że jestem kompletną idiotką. No cóż, nie byłby w błędzie.
Zablokowałam klawiaturę i wrzuciłam urządzenie do torebki, po czym podjęłam próbę ratowania własnej reputacji. Na początek spróbowałam odwzajemnić uśmiech, mając nadzieję, że nie wyszedł tak, jakby mnie coś nagle zabolało.
- Kontrola rodzicielska? - domyślił się.
- Nie, przyjaciółka – odpowiedziałam, ciesząc się, że nie zadrżał mi przy tym głos.
- Już się stęskniła?
- Hm. Też leci tym samolotem, tyle że gdzieś w pierwszej klasie – wyjaśniłam.
- Czemu nie siedzicie obok siebie? - Nagle zrobił przepraszający wyraz twarzy. - Wybacz. Jestem zbyt wścibski, prawda?
- Nie! - zaprzeczyłam gwałtownie. - To znaczy, trochę, ale mi to nie przeszkadza – dodałam naprędce.
- To dobrze, bo zbyt długo bym w ciszy nie wysiedział. Za bardzo lubię gadać. Taki już jestem. - Wzruszył bezradnie ramionami, robiąc iście komiczną minę.
- To nic złego – pocieszyłam go.
- Więęęc... - rzucił. - Jedziecie z przyjaciółką na wakacje, czy coś?
- Czy coś.
- Rozumiem, że więcej nie wyciągnę.
- Możesz spróbować. A ty? Jedziesz na wakacje?
- Nie. Wracam do domu – westchnął, a kąciki ust opadły ku dołowi, przez co twarz mu spoważniała.
- Byłeś u rodziny? - zainteresowałam się.
- Nie, u dziewczyny.
Poczułam, jak całe moje podekscytowanie i dobry humor ulatują ze mnie jak z przekłutego balona. Oczywiście, że miał dziewczynę. Tacy faceci nie mogą być singlami, nieprawdaż? Zbyt dużo kandydatek. Szlag by to.
- I co, nie chcesz jej zostawiać?
- Tak właściwie... - zawahał się. - Tak właściwie to się rozstaliśmy. Mieszkamy w zbyt dużym oddaleniu od siebie, w ogóle coś się od dłuższego czasu między nami psuło. Wiesz, to dziwne. Zwierzam ci się jak na spowiedzi, a nawet nie znam twojego imienia – zauważył.
- Czasami najlepiej zwierza się nieznajomemu – palnęłam, zaraz uświadamiając sobie, że popełniłam błąd. - Bella – dodałam pospiesznie.
Rozpogodził się nieco. - Jestem Emmett, dla przyjaciół Em – wyciągnął do mnie dłoń. Ujęłam ją w geście przywitania. Była taka duża i ciepła! Niemal czułam, jak się roztapiam. Moje serce kołatało mocno, niemal rozsadzając klatkę piersiową.
Gdybym wtedy była nieco domyślniejsza, oszczędziłabym sobie w przyszłości wielu kłopotów. Przecież imię Emmett jest tak nietypowe, że powinno mi się skojarzyć. Ale nie. Byłam zbyt otumaniona jego urodą, aby cokolwiek zauważyć.
- Więc... Nie jestem już nieznajomą – wydukałam, zalewając się trochę intensywniejszym rumieńcem.
- Teoretycznie. W praktyce nic o tobie nie wiem.
- A co chciałbyś wiedzieć?
- A co chciałabyś, żebym wiedział?
Skurczybyk.
- Moje życie nie jest zbyt interesujące – mruknęłam szczerze (i żałośnie), gorączkowo przeszukując własny - aktualnie nieco opóźniony - umysł w poszukiwaniu zabawnych i interesujących anegdotek. - Mam dwoje najlepszych przyjaciół, którzy się wzajemnie nienawidzą, i większość czasu spędzam z nimi – nie w tym samym czasie, oczywiście. Oni są jak mieszanka wybuchowa – wyjaśniłam w końcu, decydując, że przy takim wesołku najlepiej opowiadać o tej dwójce.
- Kto się czubi, hę? - zgadywał.
- Niestety, wyjątek od reguły.
Na polecenie interkomu zapięliśmy pasy, a samolot w chwilę później oderwał się od ziemi. Już wcześniej byłam nieco oszołomiona, ale teraz mogłam zwalić to na zmianę ciśnienia, a nie na własne, naiwne serce i przystojniaka obok mnie. Emmett wyciągnął w moją stronę garść pełną małych, owocowych karmelków. Na początku odmówiłam – z bliżej nieznanego nikomu powodu – ale nalegał, dopóki się nie poczęstowałam. Zachłannie przyssałam się do cukierka, a brunet wyjaśnił, że podczas odlotów i lądowań dobrze jest połykać dużo śliny. Rzeczywiście, dopiero teraz zauważyłam, że stewardessy rozdawały słodycze z podobnym wytłumaczeniem.
Pan Przystojny zagapił się w okno. Jego oczy zaczęły wręcz emanować jakimś silnym uczuciem – nie byłam w stanie określić, czym ono było, ale z pewnością nie zaliczało się do najprzyjemniejszych. Nawet taki zamyślony i nieobecny wyglądał nieziemsko – a może nie “nawet”, a szczególnie?
Widoki na zewnątrz ograniczyły się do białej, pierzastej mgły – innymi słowy chmur – ale to nie zniechęciło mojego towarzysza przed wpatrywaniem się w dal. Z wyrazu jego twarzy widać było zresztą, że i tak niewiele widzi ani słyszy, pogrążony w swoim małym świecie wielkich kłopotów.
Och. Stanowczo muszę przestać chodzić na zajęcia twórczego pisania. Ostatnio myślę w aż nazbyt “twórczy” sposób.
W każdym razie mogłam obserwować go bez przeszkód – i z każdą minutą odnajdywałam w nim coraz więcej zalet. Pełne wargi, pięknie zarysowane kości policzkowe... Matka Natura była dla niego bardziej hojna niż dla innych, to było więcej niż oczywiste. Tylko teraz, gdy z jego oczu zniknęły łobuzerskie ogniki, wyglądał tak trochę inaczej. Był taki jakby... przygaszony? Tak, to zdecydowanie dobre określenie. Miał w sobie tęsknotę, którą często widuję u mojej najlepszej przyjaciółki. Objawiała się – tak jak u Al - przez zwieszone smutno ramiona, opadnięte kąciki ust i zamyślenie; niestety, jednym się różnili.
Alice zawsze miała w sobie nieskończone pokłady determinacji, by odzyskać swojego paskudnego chłopaka – jej głowa nieustannie aż parowała od pomysłów i zapału do ich realizacji. Może się to wydawać nieco kontrastowe – ta “odrzucona” postawa i roziskrzone silnymi uczuciami oczy – ale wbrew pozorom było to możliwe połączenie. I choć byłam pełna podziwu dla jej siły charakteru, to za każdym bez wyjątku razem robiłam wszystko, by wybić jej miłość do... niego. Była niezdrowa. Nie, inaczej. Nie miłość tu winiła. Cała odpowiedzialność spoczywała na barkach tego idioty, któremu najwspanialsza dziewczyna, jaką znam, oddała serce.
Powracając do Emmetta, to w jego piwnych źrenicach malowała się jedynie rezygnacja, a był to najsmutniejszy widok, jaki dane mi było oglądać od długiego czasu. To znaczy, pomijając nieszczęśliwe zakochanie Alisson. Nie pasował mu taki humor – kłócił się on z wesołym usposobieniem młodego mężczyzny koło mnie. Uświadomienie sobie, co było źródłem jego przygnębienia, nie zajęło mi wiele czasu.
- Jak się nazywa? - wyszeptałam, nie chcąc go spłoszyć zbytnią natarczywością.
Odwrócił do mnie głowę. Spodziewałam się, że spyta, czy coś mówiłam – w końcu, zamyślony miał prawo mnie nie usłyszeć – ale ku mojemu najwyższemu zdziwieniu uśmiechnął się tylko smutno i odparł:
- Możemy ją nazwać Amber.
- Ale to nie jest jej prawdziwe imię? - domyśliłam się.
- Nie. - Westchnął boleśnie.
- Jak dla mnie okej – spasowałam. - Amber to dobry pomysł.
- Dzięki – zawahał się, zanim dodał – Ale możemy pogadać teraz o czymś innym? Wybacz, ale po prostu...
- Rozumiem – uspokoiłam go. W istocie tak było. Może nie miałam zbyt wielkiego doświadczenia w długoletnich związkach i ich zakańczaniu, ale potrafiłam sobie wyobrazić, jak to jest, kiedy nawet nieznajomi w samolocie cię o to wypytują.
- Więc... - zaczął tak jak wcześniej, jeszcze przed odlotem – Mówisz, że twoi przyjaciele się wzajemnie nie znoszą?
- Owszem – mruknęłam, wkładając całą swoją siłę w to, żeby jego idealny wygląd mnie nie rozpraszał. Moja i tak nadszarpnięta reputacja gwałtownie by spadła, gdybym zaczęła bełkotać. - Obydwoje znam od dzieciństwa. Już jako dzieci byli zagorzałymi wrogami.
- Jak się nazywają?
- Alice i Jacob.
- Alice to takie... mało używane imię – zauważył ostrożnie, jakby pomyślał, że zrani mnie tą uwagą.
- Naprawdę nazywa się Mary Alisson, ale generalnie nie cierpi, jak się tak do niej mówi.
I rozmawialiśmy tak przez cały lot. O przyjaźniach, szkole, zainteresowaniach... Jedyne, czego nie przedyskutowaliśmy, była rodzina i miłość. Rodzina była tematem, którego skrzętnie i nadzwyczaj konsekwentnie unikałam, odkąd dowiedziałam się o ślubie ojca. Miłość natomiast... Tego chyba nie trzeba tłumaczyć. Podczas gdy ja nie miałam nic do powiedzenia, a on zdaje się miał tego jakby trochę przydużo.
Był wybitnie zdolnym uczniem: odkąd rozpoczął edukację, wkładał całą swoją siłę w zdobywanie jak najlepszego wykształcenia. Zwykłe lekcje, kółka zainteresowań, sport – tyrał od rana do nocy, od poniedziałku do soboty, bez chwili wytchnienia. Dlatego postanowił odłożyć studia o rok. Była to przemyślana decyzja, całkowicie zaabsorbowana przez jego mamę – nawet w tym roku nie rozsyłał podań o przyjęcie. Potrzebował wypoczynku. Planował posiedzieć trochę w domu, zatrudnił się nawet jako dostawca pizzy, aby nie popaść ze skrajności w skrajność.
Mieszkał z bratem, matką i jej nowym mężem. To zabrzmiało znajomo, acz wtedy jeszcze nie skojarzyłam, co tak naprawdę to oznaczało.
Po paru godzinach zmuszona byłam stwierdzić, że chłopak był absolutnym ideałem. Choć w życiu nie przyznałabym tego głośno, to naprawdę nie potrafiłam doszukać się w nim żadnej, nawet najmniejszej wady – z wyjątkiem tego, że jego serce było już zajęte, naturalnie.
Z każdym wypowiedzianym przez niego słowem, z każdym uśmiechem byłam nim coraz bardziej zauroczona, jeśli nie zadurzona. Wiedziałam, że nie powinnam była do tego dopuścić, ale to okazało się silniejsze ode mnie. Nigdy jeszcze nie byłam zakochana, ale podejrzewam, że tak właśnie wygląda ten stan.
Chyba byłam – jestem - kompletną idiotką. Ale cóż mogę na to poradzić? Przecież ten parszywy, pulsujący narząd w mojej klatce piersiowej nigdy się mnie nie słucha.
- Dzięki – rzuciłam, gdy ściągnął mi moją torbę podróżną – a zachowywał się przy tym tak, jakby nic nie ważyła – i zarzucił mi ją na ramię.
- To ja dziękuję – sprostował. - Za rozmowę. I w ogóle.
- Nie ma za co. - Poczułam pieczenie na twarzy, więc pewnie przypominałam teraz dorodny pomidor. Nagle torebka – którą trzymałam w drugiej ręce – zawibrowała; konkretniej to wibracje wydobywały się ze Smartphone'a. Podskoczyłam nerwowo, zanim sobie to uświadomiłam.
- Spokojnie! - zaśmiał się. - To tylko ja. Sprawdzam, czy nie dałaś mi fałszywego numeru – zażartował. - Nie wyglądasz na zaprzyjaźnioną z technologią.
- Jak to zauważyłeś? – spytałam sarkastycznie, nie kłopocząc się sprawdzaniem, czy numer, jaki on mi podał, był prawdziwy. Mijałoby się to z celem, jako że właśnie mnie w tym wyprzedził. Obejrzałam dokładnie siedzenie, by przypadkiem na nim czegoś nie zostawić – co byłoby bardzo w moim stylu – wygładziłam nieco włosy związane w niechlujnego koka i udałam się za Emmettem stronę wyjścia z samolotu. Niestety, nie miałam jego umiejętności przepychania się w tłumie, więc wkrótce go zgubiłam. Bezwiednie oglądałam się na wszystkie strony, pragnąc wypatrzeć brązowowłosego chłopaka wśród ludzi – daremnie. Po prostu... Zniknął.
Byłam na tyle tym odurzona, że z początku nie zwracałam uwagę na chłód, z jakim spotkałam się po zetknięciu z płytą lotniska – dopiero stojąc w specjalnym autobusie zarzuciłam sobie wydobyty z plecaka cienki sweter na ramiona. Niestety, ze względu na ilość pasażerów, pojazdów było kilka, a ja ponownie nie miałam szczęścia i nie wsiadłam do tego samego, co on. Kiedy coś zawibrowało w mojej torebce, pełna nadziei wygrzebałam z niej urządzenie, myśląc, że może to on.
Ale to była tylko Alice.
Szczerze mówiąc, prawie zapomniałam o tym, że była tu ze mną.
Gdzie jesteś? Czekaj na mnie w punkcie odbioru bagażu. Nie zgub się po drodze. Podążaj za ludźmi. A.
Z mieszanymi uczuciami zajęłam się rozszyfrowaniem licznych skrótów i literówek, jakie wchodziły w skład kodu językowego mojej przyjaciółki. Doprawdy, czy zabiłoby ją, gdyby dla odmiany użyła pełnych wyrazów?* Nic dziwnego, że szybko opanowała umiejętność biegłego stukania w klawiaturę, skoro większość tekstu drastycznie skracała.
Żyjesz?
Owszem, żyję. Nie martw się, dam sobie radę. Widzimy się w puncie bagażowym, wtedy pogadamy. B.
Nim zdążyłam odpisać i wysłać, bus dojechał do wejścia na teren hali. Ściskając w dłoni Smartphone'a, niemal pędem rzuciłam się za bezkształtną, człowieczą masą, która wcześniej dzieliła ze mną pojazd. Było cicho i spokojnie, a jedyny słyszalny odgłos był szmerem ludzkich rozmów i szybkich kroków, co niespecjalnie mnie zdziwiło – nie po raz pierwszy leciałam samolotem i miałam ogólne pojęcie o wszelkiego rodzaju procedurach związanych z lądowaniem, a także z początkowo odwiedzanymi pomieszczeniami, które od głównych sal oddzielone były dźwiękoszczelnymi ścianami. Nagle usłyszałam donośny głos, raz za razem wykrzykujący moje imię. Zatrzymałam się posłusznie, czekając na niską postać, która energicznym, sprężystym krokiem usiłowała mnie dogonić. Osoba ta miała czarne, sięgające nieco przed ramiona włosy, drobną posturę i śliczną twarz godną królowej elfów. Tłum rozstępował się przed nią niczym morze przed tym staruszkiem z Biblii – odkąd pamiętam, Al miała wielką siłę rażenia.
- Nie jesteśmy jeszcze w punkcie odbioru bagażu. – Wyszczerzyła się w moją stronę, a jej rozespane, granatowe oczy zabłysły łobuzersko.
- Przecież i tak w większości przypadków nasze zaplanowane spotkania nie wypalają. – Wywróciłam oczami, odkładając telefon.
- No bo spontan rządzi! - wykrzyknęła.
Spontaniczna – tak, to określenie najlepiej oddawało cały charakter Mary Alisson Brandon. Wszystko co robiła, było spontaniczne – nie lubiła rozmyślać o tym, co ma zrobić, nie znosiła bezczynności. Była najbardziej obdarzoną wigorem życia istotą, jaką kiedykolwiek spotkałam. Zarażała optymizmem wszystkich wokoło, a w jej uśmiechu kryła się cała recepta na dobry humor – wystarczyło, że wygięła lekko kąciki ust, a wszyscy od razu odwzajemniali ten gest, bez najmniejszego zastanowienia. To znaczy, taka była dawna Alice. Ostatnio coraz częściej była smutna, a jej uśmiech stawał się z dnia na dzień coraz bardziej wymuszony. Patrząc na nią naprawdę rozumiało się pojęcie miłości na dobre i na złe. Z tym, że ona doświadczała tylko złego.
Stanowczo na to nie zasługiwała.
Dziewczyna odgarnęła za ucho czarny jak smoła kosmyk, odsłaniając nieco ekstrawagancki kolczyk, który kolorem dobrała do innych błękitnych dodatków.
- Jak tam? Oczy ci się świecą – zauważyła. - Śniło ci się coś przyjemnego?
- To... To chyba nie był sen – mruknęłam.
- Och, daj spokój. Te lakoniczne odzywki możesz sobie wsadzić w odbyt. Szczegóły proszę!
- Poznałam... kogoś.
- Zaraz. Ci. Przypieprzę – wysyczała ostrzegająco, gdy zawahałam się nad dalszą częścią mojej wypowiedzi.
- Cudo. Młody bóg. Umięśniony. Miły. Zabawny – wymieniałam, decydując, że sama wybierze najistotniejszą część.
- Zabujałaś się?
- Alice, na litość Pana, widzieliśmy się jedynie przez kilka godzin!
- A ile ci więcej potrzeba? - zirytowała się. - Ja i... To znaczy... Też mieliśmy tylko kilka godzin na miłość – bąknęła cicho.
Czas zmienić temat.
- Nie zakochałam się – oznajmiłam stanowczo. - Podoba mi się, ot, cała filozofia. Jest fajny. Ale się w nim nie – powtarzam, nie – zakochałam
- Słodki Jezu – westchnęła. - Przecież nie pytam, czy się w nim zakochałaś. Pytałam, czy się zabujałaś.
- Nie, nie zabujałam się – odparłam stanowczo. Wzrok mojej przyjaciółki przewiercał mnie na wylot. Nim się zorientowałam, byłam już w połowie następnego zdania. - No dobra, może trochę. Ale to nie ma sensu.
- Dla ciebie nic nie ma sensu – odpowiedziała gwałtownie. - Co ci właściwie nie pasowało? Za chudy, za gruby, za miły, za idealny, za duży, za mały, zbyt...
- Zakochany? - wtrąciłam, ale z początkowego oznajmienia wyszło mi pytanie.
- Ma kogoś?
- Nie, właśnie zerwali. Ale...
- Bella! - przerwała mi, pobrzmiewając bezkresnym zdumieniem. - Chcesz mi powiedzieć, że ze sobą zerwali, a ty nie wkroczyłaś do akcji? A wydawało mi się, że dobrze cię wychowałam – jęknęła. - Posłuchaj sama siebie, Bells. I patrz na moje usta. Oni zer – wa – li. Nie są już ze sobą! On. Jest. Wolny! - akcentowała rozemocjonowana, wyławiając wzrokiem własną torbę z długiego, ruchomego pasa pełnego bagaży.
- Mam jego numer – zaoponowałam niemrawo z nadzieją, że przyczepi się tej myśli i da mi spokój z radości, że jednak nie jestem aż tak głupia.
O ja naiwna!
W jej granatowych tęczówkach zaiskrzyły iście piekielne iskierki.
- Masz jego numer? - upewniła się, podczas gdy ja złapałam jedną ze swoich toreb i staszczyłam ją z tego dziwnego... czegoś.
- Dopiero to powiedziałam. – Skuliłam się niemrawo. Alice często miewała głupie, bardzo głupie pomysły... I zabierała się za ich realizację ze zdwojoną dawką determinacji i entuzjazmu. A jeśli się do tego doda tę jej... jej... pieprzoną spontaniczność, to można otrzymać bardziej wybuchowe połączenie niż nieudany eksperyment na lekcji chemii. Na jej ustach wymalował się przebiegły uśmieszek, a ja zaczęłam intensywnie myśleć nad tym, w jaki sposób powiedzieć jej, że tylko żartowałam i tak naprawdę nie dostałam żadnego numeru. Nie, lepiej! Że wymyśliłam sobie tego całego chłopaka!
Właściwie to teraz zaczynam myśleć, że może naprawdę go sobie wymyśliłam. Nieważne.
Miałyśmy już skompletowane bagaże, więc zmierzałyśmy w stronę końcowego odcinka hali przylotów. Nim jednak zdążyłam chociażby otworzyć usta, Al spytała: - Warty jest grzechu?
- Hę?
- Przystojny?
- Bardzo – mruknęłam szczerze, zapominając na chwilę o planie, który ułożyłam sobie przed chwilą.
- Jak bardzo?
- No... Bardzo, bardzo. Ciemne, kręcone włosy, piwne oczy, wysoki... - wymieniałam automatycznie, rozglądając się za ojcem, który miał po mnie przyjechać. - Umięśniony...
- Czekaj. Tak jak ten, który szaleńczo macha w naszą stronę i chyba próbuje zwrócić na siebie twoją uwagę? - zapytała na pozór obojętnie. Szybko spojrzałam w miejsce, w którym i ona utkwiła wzrok. Moje serce zakołatało mocniej, gdy zauważyłam mojego nowego znajomego. Poczułam, że się uśmiecham – całkiem bezwiednie, w naturalnym odruchu. Odmachałam mu lekko.
I wtedy ujrzałam także Charliego, który stał obok chłopaka i także przywoływał mnie różnymi gestami. Ciągnąc Al za rękę udałam się w ich kierunku, wychodząc za barierkę oddzielającą pasażerów od rodziny. Zmarszczyłam czoło. Czy to był jakiś dziwny zbieg okoliczności?
- Bells! - zawołał ojciec, przytulając mnie krótko niezręcznie. - Witaj, Alisson – dodał, odbierając ode mnie dwie wypchane torby.
- Alice – mruknęła brunetka.
- To jest Emmett – przedstawił ich sobie.
- My się znamy! - wykrzyknął radośnie chłopak. - Siedzieliśmy obok siebie w samolocie.
- Yhym – potwierdziłam, czując się tak, jakby ktoś zdzielił mnie młotkiem w głowę – otumaniona i nie do końca świadoma tego, co się dzieje.
- No... W każdym razie Emmett jest synem Esme... Mówiłem ci, że będziesz miała dwóch nowych braci – dodał niepewnie, nie wiedząc chyba, jak interpretować moją minę. Za moimi plecami Al parsknęła zduszonym śmiechem, który zakamuflowała kaszlem. - Na pewno ci mówiłem – przekonywał.
- Wiem... - bąknęłam. - Po prostu... to... takie... niespodziewane. – Udało mi się wydukać.
To zły sen. Na sto procent. Spowodowany stresem towarzyszącym przeprowadzce.
Niemniej jednak... O mój Boże!
_______
*Alice używa wielu skrótów, które dobrze brzmią amerykańskiej gwarze, ale nie da się ich gramatycznie przerzucić na polski - przykładowo 'co, do cholery' - 'wth' - więc po prostu rozwinęłam je do pełnych form. Dlatego zdanie o nadużywaniu skrótów może wydawać się oderwane z kontekstu. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cocolatte. dnia Śro 16:52, 26 Maj 2010, w całości zmieniany 15 razy
|
|
|
|
|
|
deo
Nowonarodzony
Dołączył: 23 Sty 2009
Posty: 35 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Katowice
|
Wysłany:
Pon 17:13, 14 Wrz 2009 |
|
OMG! Ile ja na to czekałam! Zaraz zrobię EDIT'a.
EDIT:
Eeee...<5minutpóźniej>
No ja nie mogę! Siedzę, czytam, banan na gębie - Bella i Emmett, Bella i Emmet, Bella i Em... ŻE ku*** CO?! RODZŃSTO?! A myślałam, że będzie tak pięknie. A jeśli jej bratem będzie jeszcze Edward, to przysięgam kupię sobie różową żyletke i pobawię się w emo (szacunek)! Ale nie mogę mieć jednak żadnych zastrzeżeń, ponieważ tekst czyta się przyjemnie, a pomysł mimo wszystko mi się podoba. Gratulację dla bety, ponieważ nie wyłapałam żadnych błędów (chociaż się sobie nie dziwie). Więc wielkie dzięki za tekst i życzę wenyi zapału! Napewno tu jeszcze wpaadnę! :D
pozdrawiam,
deo
P.S Zapomniałabym o najważniejszym...
Cytat: |
Szczęka, nagle niekompatybilna z resztą mnie, opadła na parę centymetrów w dół, gdy moje oczy napotkały przed sobą seksowny tyłek opięty spranymi, jasnymi jeansami. Gdybym się trochę zastanowiła, pewnie zdałabym sobie w końcu sprawę, jak głupio muszę w tym momencie wyglądać, ale teraz liczyły się tylko dwa kształtne pośladki przede mną. O mój słodki Boże..! |
Czy komuś potrzeba czegoś więcej? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Rathole
Dobry wampir
Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 146 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.
|
Wysłany:
Pon 17:56, 14 Wrz 2009 |
|
Nie wiem, czy ten komentarz będzie można nazwać konstruktywnym. Zbyt duży szok, zbyt wielki mętlik w głowie.
OMG, omg. To jest świetne! Naprawdę świetne! Bella i Emmett? Emmett synem Esme? Esme i Charlie? Aaaa :P Proszę, niech tym drugim bratem nie będzie Edward... Albo nie, niech będzie. Uwielbiam parowania Belli i Jaspera, a wyjdzie na to, ze tylko on pozostanie wolny :D Cholerka, wybiegłam za bardzo do przodu :D
Masz bardzo, ale to bardzo dobry styl. Nie czytałam tego rozdziału, bo wręcz połykałam każde słowo, pochłaniałam wszystko, co chciałaś przekazać. To naprawdę dobrze i sprawiasz tym, że chcę czekać na następny rozdział i tak samo szybko go przeczytać (tj. połknąć, pochłonąć).
Na razie dałaś małe wprowadzenie, ciekawe, jak rozwiniesz dalej tę akcję. Mówiłam już, że to jest świetne i że mi się podoba?
Acha, bym zapomniała. Masz bardzo ładny podpis, tj. ten obrazek. Zauważylam tam Edwarda, Alice, Bellę i Emmetta. Więc chyba moje przypuszczenia się sprawdzą i drugim synem będzie Edward :D
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział,
Rathole.
Cytat: |
Pomaganie wszystkim dookoła z wyjątkiem samej siebie miałam nieodwołalnie zakodowane na czymś w rodzaju twardego dysku w mózgu. |
Te zdanie jest strasznie długie i nie ma żadnej pauzy. Ja bym je zapisała tak:
Pomaganie wszystkim dookoła, z wyjątkiem samej siebie, miałam nieodwołalnie zakodowane na czymś w rodzaju twardego dysku z mózgu.
Teraz wygląda na to, że to, co jest wyznaczone przecinkami, jest wtrąceniem. Bez tej części zdanie brzmi dobrze, więc ogólnie powinno być teraz poprawnie.
Cytat: |
To, że potrafiłam posługiwać się tak nowoczesnym urządzeniem jakim był Smartphone napawało mnie dumą |
Postawiłabym przecinek między "urządzeniem" a "jakim"
Cytat: |
Co, do cholery jest nie tak z tym samolotem? |
przecinek między "cholery" a "jest"
Cytat: |
staszczyłam ją z tego dziwnego... czegoś.. |
Zabrakło trzeciej kropeczki po "czegoś" :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Shili
Człowiek
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 19:37, 14 Wrz 2009 |
|
Nie...No kurczę nie wierzę ;D...Bella i Em rodzeństwo? Ale takie serio, serio? Biologiczne ? Woww...Nie spodziewałam się, już prędzej myślałam, że Emmett będzie tym facetem co zostawił Alice, tak mi się jakoś pomyślało, a tu takie zaskoczenie. Heh.... jak napisał ktoś wyżej, że jak Edward będzie jej drugim bratem, to ja chyba też kupuję różową żyletkę ( oczywiście joke :> ). Chociaż gdyby tak B. i Jazz też nie byłoby źle xD.... fajnie, że nie chodzi głównie o jakiś romans tylko, że będzie to fan fick z humorem, niezmiernie mnie to cieszy :)... ok teraz może, coś na temat tekstu...
A więc... ( nie żebym nie wiedziała, że od 'a więc' się zdania nie zaczyna xD) poczułam się strasznie zaskoczona, co już wiesz, jeżeli chodzi o pomysł to ja czytając twoje opowiadania chyba zawsze będę na tak. Hm...Ok, dalej...nie ma żadnych trudności w zrozumieniu tekstu i wszystko jest cud, miód i nutella...czyli spójne i lekko się czyta. Cieszę się, że będzie to coś oryginalnego, bo sam pomysł wydaje się być fajny...Czekam na więcej i życzę dużo weny i czasu :).
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
MonsterCookie
Gość
|
Wysłany:
Pon 20:08, 14 Wrz 2009 |
|
Jacie
W końcu jest, nawet nie wiesz Latte ile na to czekałam.
Przechodzę do komentowania, więc najpierw w opisie przeczytałam, że nie bedzie romansu, a później zetknięcie Belli i Emmetta w samolocie i myślę sobie, że jednak bedzie, a tu taka niespodzianka - rodzeństwo. Nawet nie wiesz jak sie zdziwiłam :D
Poza tym szkoda, że wszyscy bohaterowie są ludźmi, zdecydowanie wolę tradycyjne, wampirze ff, jednak twój i tak będę śledziła.
Tylko szkoda, że nie ma prologu, bo zawsze lubię wiedzieć co się będzie działo w przyszłosci :P
Poza tym jak zwykle wiecznie szalona Alice - taka jaką najbardziej lubie.
Podsumowując - kolejny, świetny ff, który z pewnością bedę śledziła. :)
Pozdrawiam,
MonsterCookie. |
|
|
|
|
Maya
Wilkołak
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!
|
Wysłany:
Pon 20:34, 14 Wrz 2009 |
|
TAK.! TAK.! TAK.!
Podoba mi się :)
Pozdrawiam i Ave vena :)
hmm szkoda tylko że nici z romansu Belli i Edward, bo akurat tego według mnie nie może zabraknąć w FF. Ale tak czy tak podoba mi się. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
mTwil
Zły wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 345 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 80 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: O-ka
|
Wysłany:
Pon 21:01, 14 Wrz 2009 |
|
Droga Latte, zaniedbałam "Tęskniąc", teraz nie mam już nawet czasu na nadrobienie, ale zawsze łatwiej zacząć nowy ff, więc jestem :) A zaległości jeszcze nadrobię. Ale first - szkoła...
Nie powiem, że nie czekałam na to opowiadanie. Znam twój styl, który jest wyjątkowo lekki przyjemny, a poza tym pomysły i wiedziałam, że i tu mogę się spodziewać czegoś ciekawego.
Gdybym miała porównać ten ff do twojego poprzedniego, to - przynajmniej po samym początku - tamten bardziej mnie zainteresował. Najważniejsze było to - były wampiry i wilki! Opowiadania AU/AH powoli się przeżerają. Tutaj mamy szaloną Alice i niezdarną Bellę, co też u niektórych jest jednym z czynników alergicznych. Został jeszcze cholernie przystojny Emmett, ale to mi jakoś szczególnie nie przeszkadza :) Ok, ale nie mam zamiaru niczego krytykować. To jest po prostu... inne. Z ocenianiem poczekam na rozwinięcie akcji.
Wielki plus za gatunek. Taaak! Romanse kiedyś robiły furorę, ale teraz każdy przeczytał już o tylu parach B&E, że mnie się szczerze to już znudziło. Ale... Co z A&J(?) love? Pozwolisz na nieszczęśliwą miłość?
Przymulona Alice może i okazałaby się ciekawą odskocznią od Alice wariatki, ale szkoda jej :P
Wracając do całej tej sytuacji. Zgubiłam się. Matką Emmetta jest Renee, a ojcem? I oni będą teraz razem mieszkać? Eee, nieźle. Ciekawi mnie tylko jedno. GDZIE EDWARD? Ma nie być romansu... To aż nie do pomyślenia. Szok. Jakkolwiek go tu wpasujesz, to mnie zaskoczysz, bo nie mam żadnego scenariusza dotyczącego ich poznania, a potem wzajemnych stosunków.
Jeszcze jedno. Dramat. Nie wiem dlaczego, ale widziałabym tu śmierć jakiegoś bohatera. Ale to tylko moja chora wyobraźnia, która co jak co, ale scenariusze dramatów układać uwielbia.
Kilka błędów wypisała już Rath, mnie w oczy rzuciło się jeszcze parę pominiętych przecinków, parę powtórzeń, ale praktycznie to drobnostki i nie jestem teraz w stanie ich wypisać.
Ok, so, podsumowując, ciężko powiedzieć coś po pierwszym rozdziale, ale ahh... zachęca mnie sama twoje obietnica, że to nie będzie romansidło. Eee, obiecuję, że będę czytać na bieżąco, a przynajmniej się postaram.
Życzę weny
mTwil |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
frill
Człowiek
Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 98 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: miasto spotkań
|
Wysłany:
Pon 21:10, 14 Wrz 2009 |
|
weszłam, gdyż zaciekawił mnie tytuł; skojarzył mi się właśnie z jakąś nieszczęśliwą i nieodwzajemnioną miłością, pełną cierpienia i rozpaczy; na coś takiego teraz mam ochotę i mam nadzieję, że będzie w Twoim tekście duuuuuużo uczuć i cały tekst oprócz humoru będzie do mnie przemawiał i wzruszał.
Ten rozdział mnie nie rozczarował - było dobrze. Może tylko kwestia tego, kim tak naprawdę okazał się Emmett nie grzeszy oryginalnością i w sumie oczekiwałam jakiegoś innego rozwiązania. Aczkolwiek wszystko zależy od tego, jak pokierujesz dalej akcją. Bardzo mnie interesuje, kto jest tym idiotą, któremu Alice oddała serce :P Jeśli to Jasper, to musisz koniecznie wyjaśnić, czym sobie zasłużył na granie takiej kiepskiej roli.
Zauważyłam kilka błędów, głównie braki przecinków i kilka drobnych powtórzeń, ale wybacz, już zasypiam i nie mam siły teraz przytaczać odpowiednich fragmentów. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez frill dnia Pon 21:12, 14 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
wireless
Wilkołak
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 119 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z objęć Roberta :D
|
Wysłany:
Wto 15:08, 15 Wrz 2009 |
|
Ojejku, Latte!
JUŻ TO KOCHAM.
Obiecałam, że bedę czytać i Cię wspierać, więc to robię. Przyznam, że byłam tu już wczoraj, ale w momencie, w którym pisałam komentarz rodzice zabrali mi laptopa, bo mam szlaban. Udało mi się jednak jakoś złamać hasło.
Szczerze? Czuję się jakbym czytała jakieś tłumaczenie. Nie wiem czemu. Cholernie uwielbiam Twój styl pisania. Zaciekawił mnie ten rozdział, ale jestem trochę zła na to, że nie wiem co będzie dalej : ) Ugh, że też przerwałaś w takim momencie.
Ach i kocham Cię w ogóle za wszystko, ale muszę Ci przyznać po raz kolejny, że dobrze zrobiłaś wybierając jako gatunek opowiadania komedia/dramat. Te romanse już mi się 'przejadły'.
Tak samo jak mTwil nie mam żadnego scenariusza na poczekaniu. Skoro nie ma być romansu, to co będzie? : ) Hahahhahaha, nie mam pojęcia i za to Cię wielbię.
Bo ubóstwiam czytać Twą twórczość, wireless. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez wireless dnia Wto 15:09, 15 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Amaranthine
Zły wampir
Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 414 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dreamland
|
Wysłany:
Wto 15:57, 15 Wrz 2009 |
|
Cieszę się, że pokazałaś nam swoje opowiadanie, bo już od pewnego czasu czekałam na nie z ciekawością - odkąd zobaczyłam Twoją sygnaturkę :).
Opowiadanie jak na razie bardzo mnie zaciekawiło i na pewno będę zaglądała do niego regularnie. Tak, jak niektórzy przede mną, na początku myślałam, że połączysz Bellę z Emmettem, chociaż po jakimś czasie zorientowałam się co jest grane :D. Genialna jest reakcja Belli na tą nowinkę (a szczególnie - ostatnie zdanie! :D).
Wiem, że to tylko taki szczegół, ale podoba mi się, że obdarzyłaś Emmetta
piwnymi oczami :).
Muszę też przyznać, że kompletnie nie potrafię domyślić się, co może być dalej i kto okaże się być drugim bratem, kto niespełnioną miłością Emmetta, a kto chłopakiem Alice (i po cichu liczę na kolejne zaskoczenie :D)
I wcale nie przeszkadza mi brak wielkiej miłości między Bellą a Edwardem - mogę nawet przyznać, że cieszy mnie to .
Całość czytało mi się bardzo fajnie, jakbym czytała książkę (:D), a to, co pokazałaś w pierwszym rozdziale spowodowało, że z chęcią wrócę tu po kolejne :).
Pozdrawiam i życzę dużo Weny :). |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 16:40, 15 Wrz 2009 |
|
mTwil napisał: |
Zgubiłam się. Matką Emmetta jest Renee, a ojcem? |
Droga mTwil (i wszyscy inni):
Cocolatte. napisał: |
- No... W każdym razie Emmett jest synem Esme... Mówiłem ci, że będziesz miała dwóch nowych braci – dodał niepewnie, nie wiedząc chyba, jak interpretować moją minę. |
Myślałam, że to (mam na myśli sytuację) będzie bardziej zrozumiałe. No cóż :D I tak każdy by się po jakimś czasie domyślił, więc zrobię małe wyjaśnienie:
Bella jest córką Renee i Charliego
Emmett jest synem Esme i jej śp. męża.
Tak samo jak jego brat, którym jest...
Eee. Rozpędziłam się :)
W każdym razie B. i E. są przyszywanym rodzeństwem, nie prawdziwym. A co do romansu, to tu sprawa nie jest taka prosta.
Jak sami widzicie, Emmett jest zakochany w..., a Bella jest zauroczona E. A jak to się dalej potoczy, to tego nikt (z małym wyjątkiem :D ) nie wie. Ale obiecuję, nie podpadnie to pod kategorię romansu... Choć pierwsze rozdziały mogą być mylące.
A co do Alice... Osobiście bardzo lubię jej postać w tym opowiadaniu. Może i Wy ją polubicie - choć, jak podejrzewam, stanie się to dopiero, gdy przejdę do jej głównego wątku i gdy ujawni swoją 'prawdziwą' twarz. Nic więcej nie powiem :)
Następny rozdział może pojawi się w następny weekend.
A! I nawet nie wiecie, jak cieszą mnie Wasze opinie :)
Pozdrawiam,
Latte. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Śro 14:44, 16 Wrz 2009 |
|
zabawnie... Charlie i Esme ? lol... tego jeszcze nie było :)
skoro tak wyglądało spotkanie z Emmettem to jak zareaguje na Edwarda ?
podobało sie, podobało...
pozdrawiam
S. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cornelie
Dobry wampir
Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 297 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD
|
Wysłany:
Śro 21:46, 16 Wrz 2009 |
|
Długo zbierałam się do skomentowania Twojego ff. I w końcu jestem
Muszę Ci przyznać, że masz niebanalny styl, który sprawia, że opowiadanie czyta się szybko i płynnie, ez żadnych zgrzytów. To wielki plus - nie lubię się męczyć przy czytaniu xD
Nie romans - i dobrze. Jest ich już wystarczająco dużo. Po pierwszym rozdziale mogę ci powiedzieć, że masz we mnie czytelnika. Opowieść, jak na razie, jest dość sympatyczna. Trochę namieszałaś ale namieszałaś pozytywnie. Pomysł jest niebanalny, za co wielkie dzięki.
Bella i Emmett przyszywanym rodzeństwem - dobrze xD
Po twojej wypowiedzi mogę stwierdzić, że i ja polubię twoją Alice xD
Poczekamy zobaczymy.
Czekam na dalsze losy twoich bohaterów.
Pozdrawiam i życzę weny |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dilena
Administrator
Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 158 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 15:37, 18 Wrz 2009 |
|
O.Mój.Emmecie!
Latte, przybywam z odzewem. Wiem, wiem powinnam to zrobić dawno temu, wybacz. Lepiej późno niż wcale, nie? :)
Jak zobaczyłam grafikę do Odkochania wiedziałam, że pokocham to opowiadanie. Chyba akurat Tobie nie muszę tłumaczyć czemu :D Masz naprawdę super styl pisania! Jestem po wielkim wrażeniem. Postać Belli jest taka (prawie) kanoniczna i jedncześnie taka zabawna... Hej czy to wogóle możliwe? :) Alice jak to Alice, chociaż przyznaję, że ona też nie jest tu do końca standardem. Potrzepana i tak dalej, ale odzywki ma super :D Narazie nie ma Eda - chwała Ci za to.
Przejdźmy teraz do najważniejszej części tego komentarza:
Cytat: |
Szczęka, nagle niekompatybilna z resztą mnie, opadła na parę centymetrów w dół, gdy moje oczy napotkały przed sobą seksowny tyłek opięty spranymi, jasnymi jeansami. Gdybym się trochę zastanowiła, pewnie zdałabym sobie w końcu sprawę, jak głupio muszę w tym momencie wyglądać, ale teraz liczyły się tylko dwa kształtne pośladki przede mną. O mój słodki Boże..!
Niestety (a może stety?) obiekt mojego zainteresowania szybko przycisnął się do pobliskiego fotela, a mi pozostała jedynie twarz i górna część tułowia do podziwiania. Długo się tym nie przejmowałam, bo – jak się wkrótce okazało – owym widokom nie można było nic zarzucić. Mój tymczasowy sąsiad niezwykle umięśniony, co podkreślała jego jasna koszulka znanej firmy sportowej. Ciemne loki okalały jego niezwykle przystojną twarz. Oczy były niezwykle przyjazne i roześmiane, a kolor miały piwny. Zamrugał, wzbudzając we mnie jednocześnie zazdrość i zachwyt; faceci stanowczo nie powinni mieć takich rzęs - gęstych, brązowych i wywiniętych |
Wiem, że cytuję długi fragment, ale chcę coś powiedzieć: TAK! TAK! TAK! Trzy razy tak - z tym Emmettem przechodzisz dalej :D Oczywiscie znając Ciebie nie mogłam się spodziewać, że zrobisz z niego byle drugoplanową czy negatywna postać. Poza tym Steph Meyer mogłaby Cię prosić o to, żeby ten opis wkleić do kanonu :D O tak.
Nie widzę żadnych błędów, gratuluję :) Wiesz, że masz we mnie fankę, a jak nie to już wiesz. Weny i czekam!
P.S. Jeśli chodzi o MN, to staram sie, ale nie wychodzi. Będzie na pewno, ale nie wiem za ile dni. So sory :** Dil. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dilena dnia Pią 15:39, 18 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
nieznana
Zły wampir
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca
|
Wysłany:
Pią 16:25, 18 Wrz 2009 |
|
Och, nareszcie znalazłam trochę czasu na przeczytanie Twojego nowego dzieła! I po prostu jest świetne. Już myślałam, że Ten przystojniak z ślicznymi pośladkami to Edward, ale na szczęście to nie on! Oczywiście rozdział mi się podobał i to bardzo, czekam na kolejny :D
Już będę kończyć i zabierać się do roboty;/
Jeszcze raz świetny rozdział i dużo Weny!
pozdrawiam
n/z |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Pech
Człowiek
Dołączył: 05 Wrz 2009
Posty: 59 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 16:24, 19 Wrz 2009 |
|
Omg! Emmet i Bella?? Hmm...ciekawe połączenie nie powiem. I wreszcie doczekałam się(Słodki Jezu, ile ja na to czekałam!) opowiadania które nie opiera się tylko i wyłącznie na cudownej, bezgranicznej i w ogóle cud, miód, słitaśnej miłości Belli i Edwarda. Wreszcie się coś w tym temacie zmieniło. Napewno ciekawą postacią będzie Alice, bo mnie zaintrygowała już na samym początku(a to nie łatwe, bo ja jestem bardzo skąplikowana pod tym względem ). Błędów nie zauważyłam żadnych, ale pożerałam treść i fabułę więc na stylistyce się nie skupiałam. Zapowiada się ciekawie i mam nadzieję, że nie zrezygnujesz w połowie.
Czasu i weny
Pech
PS. Prawie bym zapomniała:
Cytat: |
Byłam w trakcie wysyłania, gdy coś otarło się o moje nogi, przeciskając się do siedzenia sąsiadującego z moim. Leniwie podniosłam wzrok znad ekranu. Szczęka, nagle niekompatybilna z resztą mnie, opadła na parę centymetrów w dół, gdy moje oczy napotkały przed sobą seksowny tyłek opięty spranymi, jasnymi jeansami. Gdybym się trochę zastanowiła, pewnie zdałabym sobie w końcu sprawę, jak głupio muszę w tym momencie wyglądać, ale teraz liczyły się tylko dwa kształtne pośladki przede mną. O mój słodki Boże..! |
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Masquerade
Dobry wampir
Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 128 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń
|
Wysłany:
Sob 17:16, 19 Wrz 2009 |
|
Tylko jedno mam do powiedzenia: ŁAAAAAŁ. To było długie... Takie jak lubię... I były świetne opisy... Z reguły nie mam słów na takie opowiadania, jedynie jakieś wyrwane z mojej głowy myśli, które mogę jakoś ubrać w słowa. Bella Emmett, to dobre połączenie. Ileż można czytać o Edwardzie i Belli? Niemniej jednak chętniej widziałabym Jacoba w tej roli, ale w ostateczności Em też nie jest zły :P Wiedziałam, że będzie jakiś związek między ślubem Charliego i Emmettem, ma się tę kobiecą intuicję :D
Mam nadzieję, że uraczysz nas w miarę prędko kolejnym rozdziałem. Równie dobrym i równie długim :D
Pozdrawiam,
M. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 15:33, 20 Wrz 2009 |
|
Oszzz ja pierdzielę.
Ludzie, oszaleliście? :P
Naprawdę, nie spodziewałam się tylu opinii. No cóż... Jeśli zaraz dostanę skrzydeł i pofrunę pod sufit z radości, to Wasza wina.
Zmobilizowaliście mnie na tyle, że napisałam nowy rozdział. To prawdziwy cud, zważywszy na to, że jestem chora i nie wyściubiam nosa zza kołdry, a od szumu telewizora czy komputera dostaje zawrotów głowy. Ale poświęciłam się, przesiedziałam kilka godzin przed laptopem i oto efekt.
A co się tyczy tyłka Emmetta... To mogę powiedzieć tylko tyle, że to także mój ulubiony fragment
beta: ekspresowa marta_potorsia
Rozdział drugi
PWB
Siedziałam na tylnym siedzeniu starego Volkswagena ojca, ściśnięta między oknem a torbami, które nie zmieściły się w bagażniku. Charlie i Emmett rozmawiali o czymś na przednich siedzeniach, a Alice, przegryzając wargę, klepała zawzięcie w klawiaturę swojego HTC Dream, opierając się o drugą szybę. W mojej głowie panował istny chaos. Jakim cudem moje życie przeobraziło się w coś takiego i to zaledwie w miesiąc? Jeszcze te trzydzieści dni temu byłam całkiem normalną jedynaczką – podkreślam, jedynaczką - a teraz nie dość, że będę miała nową macochę, to jeszcze będę musiała z nią mieszkać – z nią i z dwojgiem przyszywanych braci, z których w jednym się, notabene, zauroczyłam. To jest chore. Chore.
Będziemy żyć pod jednym dachem. I będziemy rodzeństwem. To automatycznie anulowało wszelkie nasze mikroskopijne szanse na związek, czy też chociażby przelotny romans. Może nie byliśmy ze sobą spokrewnieni, ale i tak czułam obrzydzenie na samą myśl o tej całej pokręconej sytuacji. To było takie... niehumanitarne. Po prostu.
Nagle coś uderzyło mnie w ramię. Oderwałam wzrok od okna i zauważyłam, że Al wyciąga w moją stronę swoją komórkę. Spojrzałam na nią pytająco, ale ponagliła mnie tylko wzrokiem, ponownie podsuwając mi sprzęt. Wzięłam go i odczytałam wiadomość, którą przed chwilą wyredagowała w zawrotnym tempie.
Emmett!!! NIE WIERZĘ!
Jak Boga kocham, momentalnie przestałam chłopakowi współczuć. Emmett jest całkiem przyzwoitym imieniem. Nie tak jak 'Elmet'. Ale ja wiedziałam, że jego matka nie mogłaby być na tyle głupia, żeby nazwać swojego pierworodnego 'Elmet'. To po prostu nierealne.
Dodatkowo, to całkiem łatwe do zapamiętania imię. Trzeba być Tobą, żeby przekręcić Emmetta na 'Elmeta'. I mogę się założyć, że jego brat także nie nazywa się Edmund.
I on jest zdecydowanie wart grzechu. Walić jego ex! MUSISZ przystąpić do działania. Rozkochać go w sobie. Jak najszybciej!!! On zbyt długo nie będzie na Ciebie czekał. Do dzieła! Będę tu tylko przez dziesięć dni, więc jeśli nie uda nam się do tego czasu, to będziesz sobie musiała radzić sama. Ja nie żartuję. SAMA. A obydwie wiemy, że nie jesteś samowystarczalną jednostką.
Westchnęłam, przyswajając treść listu. Brzmiała przerażająco. Najwyraźniej Allie nie widziała w moim domniemanym związku z Emmettem nic niehumanitarnego.
Czym prędzej skasowałam tekst, by zastąpić go własnym.
ALICE!!!
Nie! Nie zgadzam się! Nie będę się wiązać z WŁASNYM BRATEM! Wybij to sobie z głowy. Ja mówię poważnie.
PS – Ty mi nigdy nie zapomnisz tego Elmeta, prawda?
PS II – jestem pewna, że jego brat nazywa się Edmund.
PS III – jednostka niesamowystarczalna? A.!!! Odbija Ci!!!
Oddałam jej Smartphone'a i obserwowałam, jak ze zmarszczonym czołem odczytuje notatkę. Docierając do końca, westchnęła sfrustrowana, po czym jej smukłe palce ponownie rozszalały się na klawiaturze.
- Więc, Bello... Jak tam lot? - zagadnął Charlie.
- W porządku – bąknęłam wymijająco, pragnąc, aby zrozumiał mój nastrój i nie drążył tego tematu.
- To... niesamowite, że akurat usiedliście obok siebie – ciągnął. - Sam dopiero dziś zorientowałem się, że lecicie tym samym lotem. Myślałem, że Emmett wraca pojutrze.
- Bo miałem wrócić pojutrze. Tylko... nagle wystąpiła pewna zmiana planów – wyjaśnił mu chłopak. - Inaczej poinformowałbym was wcześniej.
- Coś się stało? - zainteresował się ojciec. - Pokłóciłeś się z tym... Eee... Kumplem?
Kumplem?
- Eee... - zająknął się tak jak wcześniej komendant Swan. - Nie... To znaczy... On i jego rodzice wcześniej wyjechali na wakacje - dodał już pewniej.
On i jego rodzice?
- No tak. Tak, Esme coś o tym wspominała.
Ta rozmowa zaczynała się robić bardzo ciekawa.
Nie mogąc się powstrzymać, uderzyłam kolanem w przednie siedzenie pasażera. Raz, drugi. Nie mógł tego nie zauważyć, aczkolwiek nijak na to nie reagował. Wtedy komórka, którą uprzednio włożyłam do kieszeni, zawibrowała leciutko. Charlie najwyraźniej nie zwrócił na to uwagi, za to Alice – owszem. Jej bystre, granatowe oczy oderwały się od ekranu urządzenia i wpatrywały się we mnie nachalnie. Ignorując ją, odczytałam maila.
Później Ci wytłumaczę – Em.
Teraz zyskałam pewność, że coś było nie tak. Skoro spotykał się z tą dziewczyną, to chyba jego matka o tym wiedziała, prawda? Musiała wiedzieć.
Ale najwyraźniej tak nie było.
Pozostawało mi uczepić się myśli, że rzeczywiście wszystko mi wyjaśni w swoim czasie.
Odepchnęłam nieco torby i zdjęłam buty ze stóp. Siedziałam sztywno przez bite dwie godziny i zaczynałam nieźle drętwieć. Po krótkim namyśle dodatkowo wsunęłam pod siebie nogi, mając nadzieję, że tato mnie na tym nie przyłapie. Był wyjątkowo mało wyrozumiały w kwestii pozycji zajmowanej w samochodzie, nawet jeśli chodziło o długie podróże. Kusiło mnie, by odpiąć też wpijający mi się w klatkę piersiową pas, ale zrezygnowałam. To już na pewno by zauważył.
Alisson ponownie podała mi komórkę. Przygotowałam się psychicznie na masę wykrzykników i teorii poderwania Emmetta i zerknęłam na ekranik.
Nie jesteście ze sobą spokrewnieni, więc on NIE JEST Twoim bratem. Ślub Waszych rodziców nie zrobi z Was rodzeństwa z krwi i kości, bez obaw. A TO OZNACZA, ŻE OWSZEM, MOŻESZ SIĘ Z NIM SPOTYKAĆ. No więc, co Ci stoi na przeszkodzie? Jeśli rozpacza po dziewczynie, to zrobisz dodatkowo dobry uczynek i uleczysz jego przystojne, złamane serce.
PS – nie, nie zapomnę.
PS II – nie, jestem pewna, że on nie nazywa się Edmund. Stawiam na to dziesięć dolców – wchodzisz?
PS III – nie, to Tobie odbija.
Przy okazji, czego on od Ciebie chciał? Nawet nie próbuj nic udawać, widziałam, jak wysłał Ci wiadomość.
Przez całą pozostałą drogę porozumiewałyśmy za pomocą niby - maili, zagadywane co chwila przez wyraźnie znudzonego bruneta. Dwa razy zatrzymywaliśmy się na stacji, więc miałam okazję wyprostować kości. Raz wstąpiliśmy do McDonalds. Niestety, moje nowe miejsce zamieszkania nieuchronnie się przybliżało.
Nigdy nie przyznawałam się do tego przed nikim – z wyjątkiem Jacoba i Alice – ale naprawdę nie podobała mi się perspektywa przeprowadzki do ojca. Gdy wyszło na jaw, że Charlie zamierza się ożenić i przenieść z Forks – które jeszcze jako tako znałam – do Port Angeles, byłam bardzo bliska wycofania swojego postanowienia. Trzy dni zbierałam się na to, żeby powiedzieć o tym Renee. Ale gdy obserwowałam jej błękitne, mieniące się radością oczy, gdy pomagałam jej się spakować... Zrozumiałam, że nie mogłam jej tego zrobić. Po prostu nie mogłam.
Pomyślałam: trudno, teraz już było za późno na wszelkie wyrzuty. Przetrwam jakoś ten rok, a potem pójdę na studia i rozpocznę samodzielne życie.
Naprawdę chciałam wcielić ten plan w życie, ale od samego początku wszystko zaczęło się komplikować. No bo jak teraz miałam trzymać się swojego postanowienia, skoro zauroczył mnie własny brat? I co, miałam spędzać z nim całe dnie, udając, że moje uczucia względem niego nie wykraczają poza siostrzaną normę? To jakiś żart. W ogóle moje życie to jeden wielki żart.
Już nawet nie wspominając o tym, że zabraknie mi w tym oparcia przyjaciół. Z Jakiem pożegnałam się już wczoraj, a Alice miała wyjechać w następną środę. Nie planowałam szukać nowych bratnich dusz – nie byłam osobą łatwo zawierającą przyjaźnie, a dodatkowo nie chciałam, aby coś mnie w tym mieście trzymało. Nie mogłam z nim łączyć żadnych wspomnień.
Pozostawało mi jedynie znosić przeciwności losu w samotności.
Po niespełna czterech godzinach od wyjazdu z lotniska podjechaliśmy pod jakiś całkiem ładny, średniej wielkości dom. Wydedukowanie, że to właśnie był cel naszej podróży, nie zajęło mi dużo czasu. Ze zrezygnowaniem wygramoliłam się z pojazdu i zrobiłam głęboki wdech. Do moich nozdrzy wdarł się całkiem przyjemny zapach oceanu – słyszałam także szum jego fal. Najwyraźniej położony był całkiem niedaleko, bo oba zmysły zarejestrowały odczucia bardzo wyraźnie. Rozejrzałam się z rezerwą, ale mimo chęci nie potrafiłam znienawidzić tego miejsca – miało w sobie zbyt wielki urok. Cały ogród dosłownie tonął w zieleni – bardzo różnił się od tego w Phoenix. Widać było jak na dłoni, że poświęcano mu wiele czasu. Dokoła rosły różnobarwne kwiaty, bujne krzewy i drzewa owocowe. Nie był ani za duży, ani za mały – po prostu... przytulny.
- Ależ tu pięknie! - pisnęła uradowana Alice, zaskakująco trafnie ubierając w słowa moje odczucia. Potaknęłam leniwie, starając się nie okazywać entuzjazmu, a jednocześnie nie wyjść na niegrzeczną.
- Ładny – dopowiedziałam.
- Mama kocha ten ogród – rzucił Emmett. Przepchnął się w stronę tylnego siedzenia, aby wyciągnąć z niego sąsiadujące mi przez całą trasę bagaże. Przypadkowo się przy tym o mnie otarł, na co moje serce poderwało się tęsknie. - W Seattle mieszkaliśmy w apartamentowcu, ale zawsze tęskniła za zielenią.
- Bella wspominała, że mieszkacie tu dopiero od miesiąca. Chyba nie zrobiła tego wszystkiego... sama? - zdziwiła się moja przyjaciółka. - To znaczy, nie wątpię w umiejętności twojej mamy, ale...
- Spokojnie. Nie, nie zrobiła tego wszystkiego sama, ale tak czy owak odwaliła kawał zajebistej roboty. - Omal nie parsknęłam śmiechem, zauważając, jak Charliego skręciło na użyty przez Emmetta epitet. Widać było jak na dłoni, że kłóci się w nim chęć przypodobania się nowemu pasierbowi i nietolerancja na przeklinanie wśród osób nieletnich.
Wobec mnie nigdy nie miewał takich skrupułów, tak samo jak mama. To pewnie dlatego nie posługuję się zbyt wieloma wulgaryzmami, nawet w myślach. Po tygodniu uciekłabym z domu z powodu niekończących się wywodów na temat używanego języka.
- Poprzedni właściciel posadził większość tych roślin, ale strasznie je zaniedbał. Esme, odkąd tylko się przeprowadziliśmy, spędza każdą wolną chwilę na regenerowaniu i dopieszczaniu – uzupełnił tato dziwnym, zduszonym tonem.
- Chodź, siostra – zawołał Em, wystartowawszy raźnym krokiem w stronę ciemnych, dębowych drzwi. - I przyjaciółko siostry – dodał. - Idziemy pozwiedzać ciekawszą część tego zabytku.
- Zabytku? - zainteresowałam się, ze wszystkich sił ukrywając smutek, który pojawił się po użyciu przez niego terminu „siostra”.
- Ta chatka ma około stu lat.
- Sto dziewiętnaście – mruknął Charlie.
- Wiedziałem, że coś koło tego. – Chłopak wyszczerzył się do Swana przez ramię. Zmarszczyłam brwi; jak na razie Emmett wcale mi nie przypominał geniusza spędzającego każdą chwilę przy książkach, jak sam się opisał w samolocie. Był lekko opalony i umięśniony, a usposobienie miał tak przyjazne, że zarażał nim wszystkich dokoła. Pseudo-inteligenci z mojej starej szkoły zazwyczaj nigdy nie rozstawali się z okularami – których zwykle nawet nie potrzebowali – a ich kolor skóry był tak niezdrowy, że aż bolało samo patrzenie. Gdy zaś zwracałam się do nich o pomoc, nie odpowiadali, a jeśli już postanowili zniżyć się do mojego poziomu, to posługiwali się tam zawiłym językiem i wywyższonym tonem, że wolałam dostać najniższą ocenę, niż tego wysłuchiwać.
A może Em tylko oszukiwał albo żartował, a ja naiwnie mu uwierzyłam?
Nie, nie mógłby być aż tak przekonywujący. To, że nie potrafię kłamać, nie oznacza, że nie rozpoznaję kłamstw.
Choć przyznaję uczciwie, że moja opinia może nie być zbyt wiarygodna. Ten facet zbyt mnie omamił, bym zwracała uwagę na to, czy oszukuje, czy nie.
Dzierżąc w dłoniach kilka lekkich toreb powlekłam się za resztą, a końcówka entuzjazmu bezpowrotnie ze mnie ulatywała. Domek był piękny – tego nie dało się ukryć – ale co to zmieniało? To nadal było moje wygnanie. O wiele bardziej wolałabym koczować na kanapie u Ally.
Moja najlepsza przyjaciółka i moje pierwsze w życiu zauroczenie kroczyli raźnie ramię w ramię, niemalże podskakując z podekscytowania. Charlie natomiast człapał leniwie obok mnie, a jego ręka raz za razem wznosiła się i opadała, jakby chciał mnie objąć, ale nie starczało mu na to odwagi. Może powinnam mu to ułatwić i sama się do niego przytulić, ale nie potrafiłam się na to zdobyć – po prostu nie mogłam i koniec. Ojciec nigdy nie był obecny w moim życiu – raz w roku jeździłam do niego do Forks na ferie zimowe lub wakacje, a i wtedy byłam zbyt zajęta tęsknotą za domem, by chociażby pomyśleć o zacieśnieniu więzi między nami. To wszystko czyniło mój pobyt w Port Angeles jeszcze bardziej nierealnym, niż był. Cały rok z Charliem? No błagam, litości. To niewykonalne.
Emmett dosłownie wpadł do przedpokoju – dziwiłam się, jakim cudem drzwi utrzymały się w zawiasach. Chłopak byle jak rozrzucił bagaże po podłodze i chwycił w ramiona niewysoką kobietę o karmelowych włosach, po czym uniósł ją w górę i zaczął kręcić dookoła. Przez chwilę poczułam irracjonalną zazdrość, a uczucie to było tak silne, że stanęłam jak wmurowana w progu.
A potem uświadomiłam sobie, kim ona była.
Gdy brunet odłożył ją w końcu na ziemię – całując przy okazji jej policzek - mogłam bliżej jej się przyjrzeć. Długie pukle Esme układały się w delikatne loki, a przepiękne, piwne oczy były idealną kopią tęczówek Emmetta. Nawet jej rzęsy były tak samo gęste i wywinięte.
Miała też w sobie coś z Alice; obie były niskiego wzrostu, miały kobiece kształty i – co najistotniejsze – ten dziwny, fascynujący... wewnętrzny blask. Były osobami, których nie można było zignorować.
- Opaliłeś się – stwierdziła, oglądając z czułością najstarszego syna.
- Nie było trudno – powiedział. - W Phoenix nawet w nocy można się opalać. A przy okazji, zgadnij, kogo poznałem w samolocie?
- Dziewczynę – zgadła.
- I to jaką – uśmiechnął się, a organ w mojej klatce piersiowej zatrzepotał nerwowo. - Tak świetną, że postanowiłem przywlec ją do nas. Poznaj Bellę. – Cofnął się do progu i wręcz przytaszczył mnie przed oblicze pani Masen. Mimowolnie się skuliłam, oraz – jakżeby inaczej – oblałam się rumieńcem.
- Dzień dobry – wydukałam.
- Bella Swan? - upewniła się z anielskim uśmiechem. - Witaj! Sporo o tobie słyszałam. Charlie nadaje o tobie od świtu do nocy. Przygotowałam twoje ulubione danie – dodała. - Twój ojciec mówił mi, że lubisz ravioli... prawda?
- Hm. - Co miałam odpowiedzieć? Nie potrafiłam wykrzesać z siebie żadnych uczuć, lecz mimo wszystko postanowiłam być grzeczna i darować sobie stwierdzenie, że nie jadłam tej potrawy od kilku dobrych lat i wcale mi jej nie brakowało. - Tak, lubię ravioli. Dziękuję.
- Świetnie. - Jej uśmiech nieco przybladł – najwyraźniej zauważyła tłumioną niechęć w moim głosie. Usiłowałam odwzajemnić jej gest, ale niezbyt mi wyszło – wargi jedynie wygięły się nieposłusznie, układając w coś na kształt grymasu.
Sytuacja była co najmniej niezręczna. Stałyśmy tak naprzeciw siebie z coraz bardziej zakłopotanymi wyrazami twarzy. Nie spodziewałam się zrobić na niej dobrego wrażenia, ale wyszło chyba jeszcze gorzej, niż planowałam.
I Bóg jeden wie, ile byśmy czasu tak trwały, gdyby nie Alice.
- Dzień dobry, jestem Alice – przedstawiła się. - Twoja nowa córka.
Esme trochę zbaraniała.
- Witaj – odpowiedziała, przenosząc na nią swój wzrok. - No cóż, jestem nieco zaskoczona. Spodziewałam się jednej... - Córki? Proszę, nie mów tego, błagałam ją w myślach. - Hm...
- Proszę się nie martwić – wyszczerzyła się promiennie. - Jesteśmy w pakiecie. Bierzesz jedną, drugą dostajesz gratis.
- No cóż... Charlie nie wspominał o tej, hm, promocji, ale tak czy owak naprawdę miło mi cię poznać.
- I vice – versa – odparła, jeszcze bardziej wystawiając na pokaz wszystkie swoje białe zęby. - A Charlie najwyraźniej chciał ci zrobić niespodziankę.
- I mu się to udało – zaśmiała się. - Mam nadzieję, że ty również lubisz ravioli.
- Włoska kuchnia? Niebo w gębie. Jeśli tylko te wszystkie fast foody, które pochłonęłam po drodze, zrobią trochę miejsca w żołądku, to ja jestem jak najbardziej chętna. Rany, gdybym wiedziała, nie jadłabym tego paskudztwa. Tak poza tym... świetna bluzka – skomplementowała. Ciuch był rzeczywiście śliczny, ale mi do głowy by nie przyszło, aby zwrócić na to uwagę.
- Gdzie Eddie? - spytał brunet, kierując się w bliżej nieznane przez mnie części domu.
- W pracy – odpowiedziała machinalnie kobieta, po czym zmierzyła karcącym spojrzeniem torby piętrzące się na podłodze. - Emmett, mógłbyś zrobić porządek z tymi bagażami? - Chłopak odchrząknął znacząco, na co jego matka wywróciła swoimi cudnymi oczami. - Proszę?
Niemal parsknęłam śmiechem. Czy on właśnie ją pouczył, czy coś w tym stylu?
- Pewnie. Które są czyje? - zapytał, powracając do przedpokoju i zgarniając wszelkie klamoty z drewnianych desek.
- Są podpisane – uświadomiła go brunetka.
- Drobnym druczkiem.
- Hej! - zawołała oburzona. - Ten „drobny druczek” to moje pismo!
- Pokazać wam pokoje? - zignorował ją.
- Może najpierw... - zaczęła pani Masen, ale zaraz zrezygnowała. - No dobrze. Dla Alice przygotowałam pokój gościnny na piętrze, a sypialnię Belli znasz.
- Świetnie – mruknął, prowadząc nas w stronę schodów. Cała nasza trójka udała się na drugą kondygnację, podczas gdy Esme i Charlie zostali na dole. - Przystanek numer jeden – zaanonsował, otwierając łokciem drzwi. - Maleństwo, to twój.
Mina „Maleństwa” w tamtym momencie była bezcenna. Wiedziałam, z czym jej się to skojarzyło – Jacob bezustannie rzucał złośliwe aluzje do jej wzrostu, jako że przy jego dwóch metrach naprawdę wyglądała jak krasnoludek. Jednak jeśli o mnie chodziło, „Maleństwo” było ładnym zdrobnieniem. A w połączeniu z przyjaznym tonem Emmetta... Nie, Alice nie mogła się na niego gniewać.
- Dziękuję uprzejmie, panie Monstrum – burknęła, wyrywając mu swoje rzeczy – na szczęście miała walizki na kółkach, bo inaczej ugięłaby się pod ciężarem własnych ubrań i kosmetyków – i odmaszerowując do pomieszczenia.
Chłopak roześmiał się rubasznie i skomentował pod nosem: - Jaka drażliwa.
Nie byłam pewna, po czyjej stanąć stronie, więc nic nie powiedziałam.
- Chodź – zachęcił mnie, odchodząc na kilka metrów i przepuszczając przodem, gdy do niego podeszłam. Rozejrzałam się beznamiętnie po pokoju. Jasne, błękitne ściany, dosyć duże pojedyncze łóżko i parę innych przydatnych mebli i akcesoriów – ot, nic szczególnego. Standardowe wyposażenie sypialni. Em odłożył moje torby przy wejściu.
- Chcesz się rozejrzeć po domu sama, mam cię oprowadzić, czy posiedzisz chwilę tutaj? - spytał.
- Chyba... - zawahałam się. Wizja zwiedzania z nim w charakterze przewodnika była niezwykle kusząca, ale jednocześnie naprawdę nie miałabym nic przeciwko prysznicowi. - Chyba chciałabym się odświeżyć – wydukałam w końcu.
- Pewnie – uśmiechnął się. - Są dwie łazienki, podzieliliśmy je na damską i męską. Do tej pory mama jako jedyna miała tę jedną łazienkę na własność, więc może nie być zadowolona, że pozbawiasz ją tego luksusu – zażartował. Wyszedł z pomieszczenia i wskazał na białe drzwi w niedużym oddaleniu od moich. - To tutaj. Poradzisz sobie sama, czy pokazać ci, gdzie trzymamy ręczniki czy coś?
Jezusie słodki, jaki on jest uczynny. Czy można być bardziej idealnym?
- Jest okej – zapewniłam. Zaczęłam grzebać w torbie w poszukiwaniu świeżych ubrań i kosmetyczki.
- Na pewno? - upewnił się.
- Jasne.
Słyszałam, jak rzuca swój bagaż do pokoju obok i zbiega po schodach. Kręciło mi się nieco w głowie. Po raz pierwszy od kilku godzin naprawdę zostałam sama. Dokopałam się do kosmetyków i pierwszych lepszych ciuchów, i pognałam do łazienki.
Pod prysznicem spędziłam dużo czasu, pozwalając mięśniom się rozluźnić. Pod wpływem ciepłej, rozkosznej wody moje powieki same zaczęły się kleić. Wstałam dziś bardzo wcześnie, a ani w samolocie, ani w samochodzie nie przespałam nawet minuty. Wcześniej byłam zbyt otumaniona wiadomym osobnikiem, by zwracać uwagę na coś tak błahego jak zmęczenie, ale teraz uświadomiłam sobie z pełną mocą, jak bardzo byłam wyczerpana. Przeszło mi przez głowę, żeby odpuścić sobie obiad i się położyć, ale niemal od razu uznałam, że byłoby to zbyt niegrzeczne.
Doprawdy, czemu nie urodziłam się nieczułą egoistką? Wtedy wszystko stałoby się prostsze.
Miałam kłopoty. Poważne kłopoty.
Oparłam się o kafelki, a moje całe ciało zadrżało od różnicy temperatur. Sytuacja przedstawiała się gorzej, niż przewidywał najgorszy scenariusz. Tak jak każda dziewczyna rozmyślałam czasem, w kim się zakocham. Miałam w głowie swój ideał. W życiu bym nie zgadła, że zauroczę się w swoim starszym bracie.
Który jeszcze, tak na dobrą sprawę, nie jest moim bratem. Ale wkrótce będzie, więc co to zmienia?
Bezwiednie wyłączyłam wodę i opatuliłam się znalezionym wcześniej w szafce czystym, puchatym ręcznikiem. Mokre włosy osuszyłam lekko, po czym spięłam w niedbałego koka, wysuwając zalotnie kilka kosmyków i gardząc sobą w myślach za takie zachowanie. Czy jest coś złego w tym, że chcę mu się spodobać, pytałam tę kłótliwą część mojego charakteru. Najwyraźniej tak. Niemniej jednak, rozmawianie z własną głową i dzielenie się na różne osobowości nie jest zdrowym objawem.
Ravioli było pyszne, to trzeba było przyznać. Usiłowałam okazać Esme – i jej niesamowitym zdolnościom kulinarnym – nieco szacunku i nie usnąć przy stole, ale okazywało się to trudniejsze, niż myślałam. Nie potrafiłam także włączyć się do dyskusji prowadzonej przy stole. Ba! Nie potrafiłam nawet powiedzieć, na jaki temat rozmawiali. Wlatywało mi to jednym uchem i natychmiast wylatywało drugim.
Obiad ciągnął się od ponad godziny – całe sześćdziesiąt kilka minut siedzenia przy stole i udawania przytomną istotę ludzką.
Byłam w trakcie grzebania łyżeczką w lodach waniliowych, gdy poczułam na sobie czyjeś przenikliwe spojrzenie. Odwróciłam głowę, a moim oczom ukazał się paraliżujący wręcz widok. Alice miała szeroki, triumfujący uśmiech – zresztą, triumf zauważalny był nie tylko na ustach. Cała nim promieniowała. Było to bardziej niż niepokojące. Miałam już spytać, o co jej chodziło, ale coś w jej granatowych tęczówkach podpowiedziało mi, że naprawdę nie chcę tego wiedzieć.
Ale Ally nie byłaby sobą, gdyby utrzymała powód do takiego samozadowolenia dla siebie.
- Czemu się tak na mnie patrzysz? - zapytała słodko.
- Bo ty się na mnie patrzysz – odpowiedziałam po chwili wahania.
- Wyłączyłaś się z rozmowy, prawda? - kontynuowała tym samym tonem, a ja byłam coraz bardziej zaniepokojona.
- Jestem odrobinę zmęczona – wytłumaczyłam, ostrożnie dobierając słowa.
- Nic, Esme tłumaczyła tylko, że Edward – wiesz, młodszy brat Emmetta – pracuje teraz na popołudniową zmianę, żeby po rozpoczęciu roku praca nie kolidowała mu ze szkołą.
Uniosłam brwi. I co z tego? To nie tłumaczyło jej rozanielenia.
Czekaj, chwila. Co ona powiedziała? Edward?
Osz jasna cholera!
Zacisnęłam zęby i uciekłam wzrokiem do swojego deseru, czując, jak rośnie we mnie frustracja. Dlaczego on się nazywa Edward?! Dlaczego ja się w ogóle zakładałam z tym małym pomiotem szatana? Dlaczego nie mam pamięci do imion? Dlaczego, do cholery, Emmett jest taki przystojny?
I dlaczego ja o nim myślę?
Nieważne. Ale i tak dziesięć dolarów poszło w pizdu. One i moja godność.
Cała reszta chyba nie zwracała uwagi na naszą małą konwersację – w każdym razie taką miałam nadzieję. Wystarczająco dużo upokorzenia dostałam od samej Alice.
- Aha – burknęłam, dając jej do zrozumienia, że się poddaję.
Och... Chyba zaraz zasnę przy tym cholernym stole.
PWED
Emocje otaczały mnie ze wszystkich stron. Ich różnorodność wprawiała jednocześnie w zachwyt i przerażenie, a przy tym były to tak intensywne odczucia, że niemal przyprawiały o zawał serca.
Byłem głównym bohaterem więzionym w wirtualnej rzeczywistości. Choć z początku wydawała się ona być idealna, to teraz jak na dłoni widoczne były ich niedoskonałości, nic więc dziwnego, że chciałem się uwolnić, powrócić do swojego świata, w którym czekała humorzasta żona i zakręcona rodzinka. A pozostało tak mało czasu! Jeszcze dwie minuty i zastanę tu na zawsze. Wtedy moje życie będzie stracone.
Z westchnieniem przewróciłem ostatnią stronę książki, docierając bezpiecznie do szczęśliwego zakończenia. Po przeczytaniu kilku finałowych zdań powoli ją zamknąłem i odłożyłem na półkę nocną. Po krótkim zastanowieniu zgasiłem też światło, licząc na to, że wkrótce przyjdzie sen.
Ułożyłem się wygodniej na poduszkach i zamknąłem oczy. Właśnie wtedy dopadła mnie bezczynność.
Unikałem jej jak tylko mogłem – uczyłem się do egzaminu na prawo jazdy na motocykle, pracowałem na dwie zmiany, czytałem i zajmowałem się dziesięcioma rzeczami na minutę. Noce jednak były zawsze beznadziejne – jak wielka, czyhająca na mnie pułapka.
Nie mogłem zasnąć, bombardowany wspomnieniami. W efekcie wiecznie byłem śpiący. Trudno żebym nie był, skoro przesypiam około trzech godzin na dobę, prawda?
Ten stan nie utrzymywał się długo – zaledwie od półtora miesiąca, od pamiętnej imprezy. Były to jednak najgorsze tygodnie, jakie kiedykolwiek przeżyłem.
Nie. Muszę myśleć o czymś neutralnym. Na przykład o Alice. Jest drobną – żeby nie powiedzieć „miniaturową” - brunetką o ładnej twarzy i niebieskich, wesołych oczach. Gdy wróciłem ze sklepu, grała z Emmettem, Charliem i Esme w chińczyka. Mojej nowej siostry jeszcze nie poznałem, jako że położyła się wcześniej spać. Wiedziałem o niej tylko tyle, że nazywała się Bella i...
I właściwie nic poza tym. Dobrze, lepiej skupić się na Alice. Choć tak właściwie rozmawiałem z nią góra pięć minut, w czasie których na dodatek była zbyt zajęta grą, by o sobie opowiadać. Cholera.
Gdy zamykałem oczy, widziałem jej twarz. Roześmianą, szczęśliwą... Ona wiecznie była taka radosna. Odkąd tylko ją poznałem, wiedziałem, że była kimś wyjątkowym. Z miejsca zakochałem się w jej uroczym uśmiechu, błękitnych tęczówkach i barwie jej głosu, gdy szeptała cicho, by nie zwrócić na nas uwagi nauczyciela.
Witaj, jestem Mercy.
Była nową uczennicą, a szczęśliwy traf chciał, że jedynie koło mnie było wolne miejsce – mnóstwo osób uczestniczyło na zajęcia biologii dla zaawansowanych. Była nieśmiała, więc z chęcią zaoferowałem się jako przewodnik po szkole i mieście – wcześniej mieszkała na jakimś ranczu w Tennessee, więc ogromne Seattle ją przerażało.
Staliśmy się nierozłączni. Siadaliśmy razem w szkolnej stołówce, spacerowaliśmy korytarzami na przerwach, wędrowaliśmy po parku. Dużo też rozmawialiśmy – była moją największą powierniczką...
Naprawdę jej ufałem.
Nagle coś odwróciło moją uwagę od wspomnień - cichy huk, który rozległ się tuż obok mojego pokoju. Zaniepokoiłem się. Nie zastanawiając się długo, odrzuciłem kołdrę i zsunąłem z łóżka.
Wtedy usłyszałem wysoki, lekko piskliwy, zdecydowanie dziewczęcy i nieznany głos, a właściwie syk.
- O kurrr... Osz!... Wa! |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Cocolatte. dnia Nie 16:59, 20 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Rathole
Dobry wampir
Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 146 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.
|
Wysłany:
Nie 16:30, 20 Wrz 2009 |
|
Oszzz ja pierdzielę.
Latte, oszalałaś? :P
Taki długi rozdział? Aaj. Moje zmęczone oczyska ledwo to wytrzymaly :P No, ale w porządku. Jeżeli rozdziały są dobrze pisane, mogą być i na dwadzieścia stron WORDa. Ty akurat dobrze piszesz, więc Ci wybaczam. Naprawdę, masz bardzo dobry styl, jest taki łatwy - żadnych przed epokowych zwrotów itd. Cóż, nie mam nic do nich, ale do Twojego FF to po prostu nie pasuje :D
Co do samego rozdziału - te "on", znaczy chodzi mi o rozmowę Esme i Emmetta, zabiło mnie. Wiesz, że pierwsze moje skojarzenie było takie, że Emmett nie pojechał do dziewczyny, a do chłopaka? Ja dzisiaj w ogóle nie myślę i to jest głupie, ale wybacz
Hm, ciekawe dlaczego Bella tak krzyczała. Czyżby Emmett do niej przyszedł? :D Dobra, um, kończę to lepiej, bo już piszę bez sensu :D
Ach, tylko jeszcze powiem, że uwielbiam Twoją Bellę - prawie nie odbiega od pierwowzoru, ale i tak wystarczająco różni się od Szmeyerowskiej. To samo tyczy się Alice - jest świetna :D Hm, o Emmecie i o Edwardziej mało wiemy na razie ... Hm. I naprawdę jestem zszokowana jednym faktem. Charlie i Esme? Esme i Charlie? Charlie i Eeeeeees ...
Pozdrawiam, życzę weny i takie tam. Aha, no i na kolejny rozdział czekam :D
Jezu, mówiłam, że naprawdę świetnie piszesz i aż chce mi się czekać na kolejny rozdział? Mówiłam? Serio? Jaka szkoda. Świetnie piszesz, świetnie piszesz, świetnie...
Dobra, zamykam się już. W końcu.
Tylko to:
Cytat: |
Kręciło mi się nieco w głowie. Po raz pierwszy od kilku godzin naprawdę została sama. |
Kto został sam? Bella została sama? Jak ona, to zostałam sama.
Cytat: |
Gdy zamykałem oczy, widziałem Jej twarz. |
Jej z dużej jest zbędne, tym bardziej, że później 'ją' piszesz z małej itd.
Jeszcze raz pozdrawiam, życzę weny,
Rathole |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rathole dnia Pon 19:04, 21 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Nie 19:41, 20 Wrz 2009 |
|
Od bardzo dawna czekalam na FF Bella +Emmet :) i wreszcie się doczekałam, choć moja intuicja podpowiada mi, że twoja opowieść będzie miała kilkanascie rozdziałów z finałem Bella + Edward. Mam nadzieję, że pozytywnie się rozczaruję :) W sadze przedstawiono bardzo sympatyczną relację między Bells i Emmeten i cieszę się, że ktoś wreszcie to wykorzystuje w FF.
Alice a raczej Allison :) też jest bardzo ludzka - szczerze wolę FF gdzie wszyscy są ludźmi. I ten tekst do Esme "Proszę się nie martwić – wyszczerzyła się promiennie. - Jesteśmy w pakiecie. Bierzesz jedną, drugą dostajesz gratis. :) parsknęłam śmiechem tak, ze oplułam monitor :) (usunęłabym tylko tę kropkę po promiennie).
Życzę veny, mam cichą nadzieję, że twoje opowiadanie będzie nieprzewidywalne bo ciekawe jest z pewnością :) A ja napweno znowu tu zajrzę. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|