|
Autor |
Wiadomość |
madam butterfly
Dobry wampir
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 126 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki
|
Wysłany:
Nie 19:46, 01 Mar 2009 |
|
Zaczynam nowy, już drugi ff. Chciałam, żeby było inaczej, nie mam pojęcia, czy mi wyszło. Na początek mały przedsmak, oddaję do waszej oceny prolog, czekam na krytykę.
Ach, prawie bym zapomniała!
Główną bohaterką jest Joanne (wybaczcie, ale Bella jest po prostu wszędzie )
Edward jest z Rosalie (wiem, wiem, po prostu chciałam, by było tak, jak sobie zaplanował Carlisle )
Cullenowie nie są ze sobą spokrewnieni, po prostu trzymają się razem.
Wszyscy są, rzec jasna, ludźmi.
No, tyle. Mam nadzieję, że nadążycie. Enjoy!
[link widoczny dla zalogowanych]
[OOC] [AU/AH] no, to chyba wiecie wszystko
Zrobiłem to. Skrzywdziłem ją. Skrzywdziłem kobietę, która pokochała mnie bezwarunkowo. Nie dla pieniędzy, nie dla znajomości. Nie zasługiwałem na nią, to pewne.
A teraz siedziałem bezradnie przy szpitalnym łóżku, trzymając się kurczowo poręczy krzesła. Miałem ochotę uciec jak najdalej stąd. Bałem się spojrzeć jej w twarz. Bałem się, że mnie znienawidzi, że nie popatrzy na mnie tak, jak kiedyś.
Była taka krucha, tak delikatna. Co ja najlepszego zrobiłem?!
Przez chwilę, przez ułamek sekundy, wydawało mi się, że uczyniłem ją szczęśliwą. Widziałem iskierki w jej oczach, uśmiech na jej twarzy. Widziałem, jak biegnie do mnie, wyciągając w moją stronę ręce. Gdybym tylko mógł cofnąć czas...
Otrząsnąłem się z natarczywych myśli. Musiałem być teraz silny. Dla niej. Nie zasługiwała na to, bym ją teraz opuścił, okazał słabość.
Będę przy niej do samego końca. Do końca.
Do jakiego końca?! Wszystko będzie dobrze. W końcu się przebudzi. Może nie będzie chciała mnie już więcej widzieć, ale będę miał pewność, że jest cała i... zdrowa. Przynajmniej fizycznie. Tyle wystarczy.
Cały świat stanął nagle w płomieniach. Co złego zrobiłem, że Bóg tak strasznie mnie ukarał? Nie byłem święty, idealny. Nie byłem nawet dobry. Ale dlaczego ona, najwspanialsza, najpiękniejsza, najbardziej troskliwa kobieta w całym wszechświecie miała cierpieć za mnie?
Nigdy nie pomyślałbym, że taka mała istotka przewróci moje życie do góry nogami. A jednak. Stanąłbym na rzęsach, byleby tylko spełnić każde jej pragnienie. Problem polegał na tym, że nigdy niczego nie pragnęła.
"Sama świadomość tego, że jestem z tobą sprawia, że nie pragnę niczego więcej" -mówiła. Nie chciałem jej wierzyć. Nie potrafiłem jeszcze ufać bezinteresownym ludziom. Ona mnie tego nauczyła. Nauczyła mnie wszystkiego. Pokory, nadziei, wiary... I przede wszystkim miłości. Była... Nie, wróć. Ona jest całym moim światem.
Ale leży teraz tutaj, taka bezbronna. Taka słaba. Nie mam pewności, czy za kilka sekund wciąż będzie oddychać. Czy jej zmęczone serce odmówi posłuszeństwa. Co zrobię bez niej?
Zadrżałem. Nic jej nie będzie. Wyjdzie z tego. Wyjdzie z tego. Wyjdzie z tego. WYJDZIE Z TEGO.
Ująłem rozpaczliwie jej lodowatą dłoń, szukając w niej potwierdzenia, jakiegoś znaku. Tak bardzo brakowało mi jej uśmiechu.
Poplątane włosy zasłaniały jej całą twarz, była okropnie blada i nienaturalnie zimna. Delikatnie odsunąłem zabłąkane kosmyki z jej twarzy. Była piękna jak zawsze. Mój anioł. Moja piękna, łatwowierna kruszynka. Och, żadne słowa nie były w stanie wyrazić jej piękna, żaden obraz nie oddawałby nawet w maleńkiej części jej uroku.
Mimo wszystko coś zmieniło się w jej twarzy. Widziałem przerażenie i ból. Paraliżujący strach. Tak bardzo cierpiała, zanim straciła przytomność. Nie potrafiłem jej pomóc.
Czy byłem odpowiednim partnerem dla tej kruszyny?
Czy byłem wystarczająco dobry, by mógł mnie pokochać anioł?
Nie sądzę.
***
Siedziałem tak długie godziny, wypatrując każdej zmiany w jej tętnie, każdego urwanego oddechu.
W końcu, po dwóch dniach, sytuacja zaczęła się polepszać.
Lekarze wietrzyli nadzieję w stabilnym tętnie i dobrze rokujących prześwietleniach. Wszystkie wewnętrzne obrażenia zostały wyleczone.
Pozostało mi już tylko czekać na cud.
***
Ścisnęła słabo moją rękę.
-Emmett -szepnęła, łapiąc rozpaczliwie powietrze. Przybliżyłem się do niej tak blisko, jak pozwalały mi na to poręcze łóżka.
-Jestem. Jestem przy tobie, Jo -chciałem krzyczeć z radości. Musiałem się jednak uspokoić. Takie zachowanie na pewno by jej nie pomogło.
-Dziękuję. Kocham cię.
-Cii -przyłożyłem palec do jej ust. Nie chciałem tego słuchać, nie zasługiwałem na to.
Była taka piękna. Tak niepoprawnie piękna.
-Emmett -spojrzała z przerażeniem na swój brzuch. -Emmett! -Załkała.
Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem mocno. Chciałem uśmierzyć jej ból, nie wiedziałem jednak jak. Byłem taki beznadziejny!
-Przykro mi -wyszeptałem, całując ją delikatnie po włosach. Tak bardzo pragnąłem przebaczenia. Chciałem się przed nią ukorzyć, jak nędzny robak i błagać o łaskę. Potrzebowałem jej jak powietrza.
Nie wybaczy mi.
-Straciłam dziecko -jęknęła w agonii. -Straciłam nasze dziecko.
Płakała. Każda jej łza parzyła mnie jak rozżarzony węgiel, żłobiła rany w moim sercu.
Każda łza była łzą wylaną za nasze martwe dziecko.
Naszego syna...
---
I jak?
Czekam sobie tutaj na krytykę.
I uprzedzam pytania: Chciałam pokazać Emmetta właśnie w taki sposób. Pełnego sprzecznych uczuć, wrażliwego. Amen. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez madam butterfly dnia Śro 21:09, 29 Kwi 2009, w całości zmieniany 7 razy
|
|
|
|
|
|
Kasztanek
Nowonarodzony
Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 16 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 19:54, 01 Mar 2009 |
|
Na początku nie przeczytałam twojej przedmowy i nie wiedziałam o kim jest to opowiadanie dlatego jestem zszokowana. Byłam pewna, że to o Edwardzie i Belli, ale to było miłe zaskoczenie. Taki inny Emmett, bardziej ludzki. Nawet mi pasuje. Pisz dalej. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Luiza Marie
Wilkołak
Dołączył: 12 Lut 2009
Posty: 116 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 19:55, 01 Mar 2009 |
|
Niezłe :D Bardzo mi się podoba. i w końcu jest coś innego od perypetii Belli i Edwarda. Zaskoczyło mnie to, że narratorem jest Emmett, nie do takiego jego wizerunku jestem przyzwyczajona. Jestem ciekawa, jak to wszystko rozwiniesz, ale z tego, co widzę, zapowiada się na fajną opowieść. Życzę Weny :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
maymayy
Nowonarodzony
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 19:55, 01 Mar 2009 |
|
Kurcze! Podoba mi się! Podoba! Od początku jest ciekawe
Ja tam żaden specjalista, ale dla mnie bomba! Podoba mi się Twój styl pisania.
Może tez jak poćwicze to będę pisać tak jak ty;p
Pozdrawiam :)
Pisz! Pisz! Pisz! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Noth.
Wilkołak
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 114 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 20:08, 01 Mar 2009 |
|
Tak jak już "mówiłam", świetne.
Mi się naprawdę podoba.
Taki inny Emmett.
No i wreszcie ktoś inny niż tylko B&E
Jestem strasznie ciekawa, jak to wszystko się dalej potoczy.
Z niecierpliwością czekam więc na kolejną część.
Chętnie poznam tego Twojego Emmetta.^^
Życzę Weny. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Verderben
Wilkołak
Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 187 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Nie 20:12, 01 Mar 2009 |
|
Szczerze, bez żadnych ściem, miałam ochotę się popłakać. Usiąść z tabliczką czekolady pod biurkiem, ukryta przed światem i się popłakać. Nawet chusteczki nie byłby potrzebne, pobiegłabym po papier.
Hm, ciekawe jak powiążesz życie Jo z życiem Edwarda. :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
madam butterfly
Dobry wampir
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 126 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki
|
Wysłany:
Nie 20:36, 01 Mar 2009 |
|
Dziękuję, nie spodziewałam się aż takich komentarzy.
No i nie spodziewałam się, że wywołam płacz, więc chyba mogę być z siebie dumna.
W końcu to też jakaś emocja, prawda?
Tak więc, postaram się dodać coś jak najszybciej, ale obawiam się, że wyrobię się dopiero na wtorek.
Cały ff będzie pisany z perspektywy Emmetta, bo tak mam większe pole do popisu. Nie będzie żadnych punktów widzenia Joanne, bo hm... Nie pasuje mi to tutaj.
I nie wiem, czy w jakikolwiek sposób Jo będzie powiązana z Edwardem, to wyjdzie dopiero w trakcie.
Jeszcze raz dziękuję za takie komentarze, nie spodziewałam się, że tak to przyjmiecie, bałam się to w ogóle zamieszczać.
Dziękuję, Noth. za przekonanie mnie do tego, ave Ci! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Vena
Wilkołak
Dołączył: 28 Lut 2009
Posty: 117 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lubań
|
Wysłany:
Nie 20:43, 01 Mar 2009 |
|
Zaintrygowałaś mnie :D Bardzo ciekawy motyw, takiego Emmetta jeszcze nie widziałam. Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg. Mam nadzieje, że będzie trochę dłuższy. Ładnie piszesz, choć po takim kawałku trudno jest cokolwiek stwierdzić
Weny życzę ;p |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Nie 21:21, 01 Mar 2009 |
|
Ciekawie. Inaczej. Wspaniale. A fu! Tak bosko, że aż piekielnie
Pisz dalej, ale nie zapominaj o "Błądząc w ciemnościach"!
Poważniejszych błędów nie znalazłam, a styl... lepszy od truskawek z bitą śmietaną :D
I ten Emmett... taki inny... taki prawdziwszy. A Jo, cóż patrząc powierzchownie i na pierwszy rzut oka jest podobna do Rosalie. Mam nadzieję, że wkrótce bardziej rozwiniesz tą postać.
Jak widać ukochana wena przychodzi do Ciebie w podwójnych ilościach... |
|
|
|
|
Cornelie
Dobry wampir
Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 297 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD
|
Wysłany:
Nie 21:21, 01 Mar 2009 |
|
Mi się podoba. Emmett bardzo uczuciowy, i dobrze. W innej roli. Szkoda, że stracili dziecko.
Część smutna, powalająco smutna. Ale mam nadzieje, że będzie jakiś happy end
Twoje opowiadania świetnie się czyta, szybko i płynnie. Masz super styl moja droga
Nic dodać nic ująć
Czekam na więcej! :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kithira
Wilkołak
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 167 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Any Other World
|
Wysłany:
Nie 21:44, 01 Mar 2009 |
|
Jak możesz mi to robić ?! Hahaha czuję, że będę uzależniona od kolejnego ff :) Już Ci to pisałam, ale powtórzę się : jesteś genialna :)) ! Mm taki uczuciowy Em.. Intrygujące więc czekam na kolejną część. Weny ;D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aletheia
Człowiek
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 80 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Łoże Emmetta
|
Wysłany:
Nie 21:47, 01 Mar 2009 |
|
Co ty zrobiłaś z mojego Emmetta?
On już nie jest dziecinny, on jest poważny, on cierpi.
Płakać mi się chce.
Powiało świeżością. Naprawdę mały ten fragment więc niech stracę.
Cholernie mi się podoba i oczywiście chcę więcej i więcej.
Życzę weny.
A. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
madam butterfly
Dobry wampir
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 126 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki
|
Wysłany:
Nie 22:12, 01 Mar 2009 |
|
Kithira robić co? :D
Genialna to chyba za duże słowo
Alatheia Mam nadzieję, że to nie płacz ze złości, błagam ^^
Cóż, miało być inaczej, niż sobie wszyscy wyobrażali
I chyba mi się udało
Zresztą, przekonamy się, jak dodam kilka następnych rozdziałów.
Zapewniam was, że Emmett nie był taki przez cały czas |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Pon 17:09, 02 Mar 2009 |
|
Czekałam na coś niekanonicznego.
Miałam wrażenie, że prawie w ogóle nie istnieją opowiadania w których Bell's i Edward nie są ze sobą.
Przynajmniej ja lubie pary o których raczej nie było mowy w książce.
A Rose i Ed są jedną z ulubionych.
Co do Emmetta.
Myśle, że jako uczuciowa osoba także będzie ciekawą postacią.
Czekam na dalsze rozdziały.
C. |
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Pon 17:23, 02 Mar 2009 |
|
Intrygująca historia się zapowiada... Zaczęłaś bardzo smutno... Ale mam nadzieje że rozwiniesz akcję w stronę bardziej optymistyczną??? Życze weny w pisaniu i czekam na kolejne odcinki :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
madam butterfly
Dobry wampir
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 126 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki
|
Wysłany:
Wto 6:48, 03 Mar 2009 |
|
Oddaję wam do oceny pierwszy rozdział księgi pierwszej.
Uprzedzam pytania, księgi będą trzy -przeszłość odległa, przeszłość niedaleka oraz teraźniejszość i przyszłość.
I mam zamiar doprowadzić moje plany do skutku, o ile znajdzie się ktoś, kto będzie chciał to czytać.
Dziękuję za wszystkie ewentualne komentarze - te miłe i te trochę mniej miłe -każdy z nich daje mi motywację do poprawy i przede wszystkim pisania dalej.
Ave & enjoy
Musimy cofnąć się w czasie o dziesięć lat, jeśli chcecie dobrze zrozumieć naszą historię. Przypuśćmy więc, chociaż na chwilę, że mamy rok 1999. Czas wielkich zmian, czas ekscytacji nadchodzącym millenium. Nasz czas.
Co mogą wiedzieć o życiu rozpieszczeni, nieprzyzwoicie bogaci siedemnastolatkowie? Byliśmy przygotowywani na to, że wkrótce przejmiemy interesy naszych ojców. Żyliśmy więc z dnia na dzień, z imprezy na imprezę, nie zajmując się przyszłością. Rodzice robili to za nas. Zresztą, nie tylko to.
Stanowiliśmy elitę naszego liceum -kapitanowie drużyn sportowych i główne cheerleaderki. Każdy marzył, by stać się jednym z nas. Byliśmy uwielbiani, czczeni niemal jak bogowie. I tak się czuliśmy. Wykorzystywaliśmy wszystkie nadarzające się okazje, by pokazać wszystkim, kto tutaj rządzi. Nie czułem się z tym źle. Nie wtedy. Na Boga, mogłem przecież zrównać tą szkołę z ziemią i nikt nie śmiałby wyrazić sprzeciwu!
Zastanawiacie się pewnie, kim tak właściwie byliśmy. Kim były te szczeniaki, że uważały się za bogów? Udzielę wam odpowiedzi, jeśli tak bardzo was to trapi. Mogę wam przekazać kilka suchych faktów. Nie oznacza to jednak, że spojrzycie na mnie nieco łaskawszym okiem.
Nazywam się Emmett McCarty i od zawsze byłem najbogatszym dzieciakiem w Seattle. Mój ojciec był właścicielem największej sieci banków w Stanach Zjednoczonych. Taka była moja przyszłość. Miałem przejąć prezesowski stołek, gdy tylko skończę studia.
Mój najlepszy przyjaciel, Edward Cullen, był synem najwybitniejszego chirurga w tej części Stanów. Oczywiście, oczekiwano od niego, że pójdzie w ślady ojca.
Jasper Whitlock, skądinąd mój daleki kuzyn, wiązał swoją przyszłość z wojskiem, tak jak jego ojciec, Generał Whitlock. Nigdy nie byłem pewien, czy Jasper wybrał taką drogę z własnej woli. Brzydził się wojny, bał się bezsensownych walk i ofiar.
Oczywiście, były wśród nas i dziewczyny. Właściwie młode kobiety. Każda piękna, pewna swego, sprytna i przebiegła. Rosalie Hale, Mary Alice Brandon i Isabella Swan były córkami sławnych gwiazd baseballu. Ze względów oczywistych, nie mogły iść w ślady ojców, więc przygotowywane były do prowadzenia domu i bycia idealną, zawsze piękną i uśmiechniętą żoną, u boku nieprzyzwoicie bogatego męża. Tak, jak ich matki, nasze matki i matki naszych matek.
I nic nie wskazywało na to, by któreś z nas miało wyłamać się z tego bajecznego i nudnego do bólu schematu.
Do czasu.
Nikt nie wiedział, skąd przyjechała. Inna sprawa, że nikogo to specjalnie nie interesowało. Podczas lunchu siadała w najdalszym kącie, tuż obok koszy na śmieci, na lekcjach prawie się nie odzywała. Nie brała udziału w zajęciach pozaszkolnych, nie uczestniczyła w życiu towarzyskim. Stworzyła idealną symbiozę z powietrzem - była praktycznie niewidzialna. Nie zwracałem na nią uwagi, bo i po co? Po co miałbym to robić?
Jednak czasami, gdy przebiegała obok, objuczona książkami, docierał do mnie zapach świeżo upieczonych ciastek i kawy. I zdarzało się, że podczas biegu włosy odsłaniały jej twarz. Mogłem więc uznać, że na pewno nie była brzydka. Tyle, że takie momenty zdarzały się niezwykle rzadko.
A poza tym miałem u swojego boku Isabellę Swan - trochę bezmyślną, ale za to najpiękniejszą dziewczynę w szkole. Nie miałem więc powodów, dla których miałbym zaprzątać sobie głowę niewidzialną Joanne Seymour.
Och, jakże bardzo się myliłem!
***
-Słyszeliście? Młody Newton próbował wczoraj poderwać naszą Rosalie! -Alice zachichotała, wyraźnie podekscytowana całym wydarzeniem. Rosalie zmrużyła oczy i posłała jej nienawistne spojrzenie. Oj, bez wątpienia Alice się za to dostanie.
Przeniosłem wzrok na Edwarda. Zacisnął mocno powieki, mrucząc przekleństwa pod nosem. Czasem za bardzo przejmował się wszystkimi adoratorami Rose. Wyprostował się szybko i spojrzał na swoją dziewczynę.
-Mam mu zrobić krzywdę?
Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Rosalie zachichotała. Cóż było w tym śmiesznego?
-Nie, Edwardzie. To nie będzie konieczne -wtuliła się w swojego cholernego rycerzyka na jego cholernym białym koniu.
Do stołówki wpadła Bella, rozsiewając wokół siebie zapach jaśminu i frezji. Tak przynajmniej twierdziła, a ja nie chciałem się sprzeciwiać. Nie odróżniałem nawet stokrotki od goździka, więc skąd miałem wiedzieć, czym pachnie? Pachniała ładnie, wręcz upajająco, to mi wystarczało. Ona jednak uważała, że jako jej chłopak powinienem wiedzieć DOKŁADNIE, czym pachnie najważniejsza kobieta w całym moim życiu. Tak, jakby było mi to potrzebne na treningach rugby. Kobiety.
Usiadła bezceremonialnie na moich kolanach, otulając włosami moją twarz. Objąłem ją mocno, całując w policzek. Zachichotała.
Co one, do cholery, mają z tym chichotaniem?
-Słuchajcie, zostałam oficjalnie mianowana organizatorką tegorocznego balu maturalnego, a wy jesteście moimi zastępczyniami! Wspaniale, prawda? -Wykrzyknęła triumfalnie. Cała trójka, jak na komendę, zaczęła piszczeć.
-To wspaniale, Bello!
-Tak, musimy się za to zabrać od razu!
-Temat przewodni?
-LAS VEGAS! -Krzyknęły chórem. Wszystkie rozmowy ucichły, a każdy uczeń, znajdujący się aktualnie w stołówce, gapił się na nas z szeroko otwartymi oczami.
-No co? -Bella spojrzała na nich z wyższością. -Cieszcie się, bo to być może jedyny bal w tej szkole, który będzie miło wspominany.
Pragnąć uniknąć gniewu Belli, a co za tym idzie, mojego, zwykli śmiertelnicy wrócili do swoich niezwykle nudnych spraw.
-No, dziewczęta, czas na nas -zerwała się z moich kolan. Rosalie i Alice podążyły w jej ślady. -Nie będzie nas do końca lekcji, gdyby ktokolwiek się o nas pytał, co na pewno się wydarzy, Alice źle się poczuła, a my eskortujemy ją do domu. Później załatwię nam zwolnienia -zwróciła się do nas.
Pochyliła się nade mną, muskając swoimi wargami moje lekko rozchylone usta. Nie byłem nawet w stanie odpowiedzieć na pieszczotę, ciągle trawiłem jej słowa.
-Pa, misiaczku! Nie tęsknij za mną zbytnio -rzuciła na odchodnym i wybiegła za dziewczynami, bawiąc się demonstracyjnie kluczykami do swojego nowiutkiego porsche. Tak, nie ma to jak subtelność i dyskretność.
-Co robicie dzisiaj wieczorem? -Przerwałem krępującą ciszę. Każdy z nas wpatrywał się w miejsce, w którym zniknęły nasze dziewczyny, z takim samym zdezorientowanym wyrazem twarzy.
-To, co zwykle. Impreza -Edward wzruszył ramionami.
-Gdzie? -Jasper zabrał się za nietkniętą sałatkę Alice. Była na wiecznej diecie, co zazwyczaj kończyło się tym, że ona zjadała steki i pizze zamawiane przez Jaspera, a jemu zostawiała swoją sałatkę.
-U Crowleya. Stary, co ty wpieprzasz? -Edward spojrzał na niego z dezaprobatą.
-Sałatkę, mój drogi. Chcesz trochę?
-Żebym się potem zamienił w królika? Nie, chyba sobie podaruję -zaśmiał się.
-Chłopie -poklepałem Jaspera po ramieniu. -Alice już dawno owinęła cię sobie wokół małego palca.
-Lubię jej mały palec.
-Boże -mruknąłem, unosząc głowę do góry. -Jasper lubi małe palce Alice. Oszczędzisz nam szczegółów, prawda?
-Nie ma żadnych szczegółów -odparł zażenowany.
Edward spojrzał na niego z rozbawieniem.
-Żadnych? Ani jednego? Marynarz nie wpłynął do portu? Rybka nie połknęła haczyka? Rycerzyk nie stanął na wysokości zadania?
-Dobra, Edward, chyba wystarczy - przerwałem. Jasper posłał mi wdzięczne spojrzenie.
-No co?
-Słuchaj, to, że ty i Rosalie uprawiacie... Wyjątkowo intensywnie pewne sporty ekstremalne, nie znaczy chyba, że inni robią to samo, prawda?
-Emmetcie, mój wrażliwy przyjacielu, nazywajmy rzeczy po imieniu -wybuchnął śmiechem. -Seks. Uprawiamy seks.
-Skoro tak twierdzisz -wzruszyłem ramionami. Tym razem Jasper nie wytrzymał i poszedł w ślady Edwarda.
Sam zainteresowany spojrzał na mnie z nienawiścią.
-Co to niby miało znaczyć?
-Nic, absolutnie nic.
-Ej, patrz, jak leziesz! -Usłyszeliśmy gniewny krzyk Newtona i natychmiast odwróciliśmy się w tamtym kierunku. Stał z rękami założonymi na piersiach, a u jego stóp wiła się przeraźliwie chuda dziewczyna, starając się zebrać porozrzucane wszędzie papiery.
-Przepraszam -załkała. Nie brzmiało to jak przeprosiny za stłuczkę, tylko za to, że w ogóle się urodziła.
-Dobra, dobra. Tylko następnym razem patrz, gdzie stawiasz te twoje koślawe łapy, niedorajdo. -Newton ominął ją szerokim łukiem, bojąc się jej dotknąć.
Miałem ochotę go stłuc, mimo, że pewnie sam zachowałbym się tak samo.
-Plebs -stwierdził zdegustowany Jasper.
-Mówisz o Newtonie, czy o dziewczynie? -Spojrzałem na niego zdezorientowany.
-O dziewczynie. To, że Newton to palant, wiemy już od dawna.
-Co niby takiego zrobiła?
-Łazi ludziom pod nogami -wyjaśnił. Tak, to był najbardziej oczywisty fakt pod słońcem.
-Kim ona tak właściwie jest? -Zapytałem, pragnąć zmienić temat.
-A bo ja wiem. Przybłęda jakaś -Edward wrócił do konsumowania spaghetti.
-Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie -Jasper mrugnął do Edwarda, po czym przybili sobie piątki, wyraźnie zadowoleni z niemrawego dowcipu.
-Joanne Seymour -usłyszałem nad sobą głos Jessici Stanley, naszej "fanki numer jeden".
-Znasz ją?
-Chodzi ze mną na angielski -stwierdziła z udawanym obrzydzeniem.
-Wiesz o niej coś więcej?
Rozsiadła się przy naszym stoliku, opierając łokcie na ławce. Spojrzała na mnie rozmarzonym wzrokiem.
Nie dziś, mała.
-Tylko tyle, że przeprowadziła się tu gdzieś z północy, mieszka z matką i nie przelewa jej się w domu.
-Tyle zdążyliśmy zauważyć -mruknął Edward.
Zachichotała.
-No tak, ale ze mnie idiotka.
-Przez grzeczność nie zaprzeczę.
-Jasper!
-No co, jestem miły!
-Nie, nie jesteś.
-W porządku, jakoś to przeżyję -zaśmiała się zdawkowo.
-Emmett, co cię obchodzi ten mały pyłek? -Edward spojrzał na mnie znad talerza.
-Nie wiem -przyznałem szczerze.
-Okej, Stanley, możesz już spadać do swoich przyjaciół. -Jasper machnął na nią ręką. Posłusznie wstała i odeszła od naszego stolika.
Czy oni naprawdę musieli zachowywać się jak jakieś pieprzone marionetki? Cholera.
***
-Emmett, nie daj się prosić -usiadła na mnie okrakiem, błądząc wargami po mojej twarzy.
-Nie tutaj, mała - odsunąłem ją od siebie. Spojrzała na mnie krzywo.
-Możemy iść na górę. Tyler na pewno nie będzie miał nic przeciwko.
-Jesteś pijana, Isabello.
-Misiaczku, nie cierpię, kiedy tak do mnie mówisz -obruszyła się, ponownie siadając na moich kolanach.
-Wiem.
-Emmett -jęknęła.
-Nie.
-Dlaczego?
-Nie mam ochoty.
-ŻARTUJESZ SOBIE?! -Odskoczyła ode mnie.
-Niby z czego?
-Nie chcesz mnie? Nie pragniesz? -Stanęła w lekkim rozkroku, opierając ręce na biodrach. -O mój Boże! Ty... Ty masz inną, prawda? Która to?! -Chwyciła mnie za kołnierzyk koszuli. -Ta szmata, Stanley?!
-Tak? -Jessica pojawiła się dosłownie z nikąd.
-Ty! -Rzuciła się na nią. Przytrzymałem ją w ostatniej chwili. Tego mi jeszcze brakowało, żebym musiał odwozić ludzi do szpitala.
-Bello, jesteś totalnie zalana. Wracamy do domu.
-Nie! -Zaprotestowała, chwytając się Jaspera. -Jasperku, powiedz mu, że zostajemy! Ja nigdzie nie idę.
Jasper spojrzał na mnie z politowaniem.
-Bello, Emmett ma rację. Musisz odpocząć.
-I ty, brudasie, przeciwko mnie! -Krzyknęła oskarżycielsko.
-Bello, ośmieszasz się -warknąłem, tracąc cierpliwość.
Spojrzała na mnie nieprzytomnie.
-Zabierz mnie do domu, misiaczku -zamruczała. -Tam się tobą odpowiednio zajmę.
-Bello, śpij już, musisz odpocząć -westchnąłem, biorąc ją na ręce. Naprawdę nie wiem, co mnie podkusiło, by związać się z tą nieobliczalną, napaloną wariatką. Ale tacy już byliśmy. Emmett i Bella, zawsze razem, od kiedy pamiętam. I tak już zostanie. Muszę jej tylko bardziej pilnować. Nie może tyle pić, bo to nie skończy się dobrze. Ani dla niej, ani dla mnie. A na pewno nie dla Jessici Stanley.
---
Okej, więc teraz wytłumaczę. Specjalnie przekoloryzowuję niektóre sytuacje. Więc macie prawo oburzać się, że Bella jest taka, jaka jest, a Edward to zapatrzony w siebie egoista.
Jedyne, za co mogę przeprosić, to zrobienie nadętego snoba z Jaspera. Serce mi się kroiło, ale nie miałam wyboru, jak wszyscy to wszyscy
Taka właśnie była moja wizja, mam nadzieję, że ją zaakceptowaliście.
Dziękuję. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez madam butterfly dnia Śro 18:45, 15 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Wto 13:53, 03 Mar 2009 |
|
Bella i Emmett? Edward i Rosalie? Szkoda, że nie pomiszałaś jeszcze Jaspera i Alice
Treść fajna, jednak mam nadzieję, że nie będzie "nawrócenia" Emmett i będzie od razu z Jo. Nie, tak nie może być! Pomysł ciekawy, a idea bogatych gówniarzy bardzo mi się podoba :D
Życzę weny. |
|
|
|
|
Rudaa
Dobry wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 102 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame
|
Wysłany:
Wto 16:12, 03 Mar 2009 |
|
No to najpierw te złe rzeczy:
* Nie podoba mi się Emmett - cierpiętnik w wersji Edward 2.0 (głównie chodzi mi tu o prolog)
"-Żadnych? Ani jednego? Marynarz nie wpłynął do portu? Rybka nie połknęła haczyka? Rycerzyk nie stanął na wysokości zadania?"
I Edward w wersji Emmett 1.2
* Dlaczego oni wszyscy chcieli iść w ślady ojców? Nie, nie, nie. Ten zamysł mi nie leży.
* "Jednak czasami, gdy przebiegała obok, objuczona książkami, docierał do mnie zapach świeżo upieczonych ciastek i kawy. "
To ja za WA już podziękuję.
Ogólnie super, że piszesz z perspektywy Emmetta - chwała Ci za to, ale uważaj żeby nie zrobić z niego Edwarda, a z Jo - Belli, bo tego bardzo nie chcemy, a mam niemiłe wrażenie, że do tego dążysz (chociaż mam nadzieję, że sie mylę).
Poza tym rozwijasz się w zawrotnym twmpie. Pamiętam Twoje pierwsze teksty i w porównaniu z tym... Nie... Nie ma porównania!
Wena :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
madam butterfly
Dobry wampir
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 126 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki
|
Wysłany:
Wto 19:51, 03 Mar 2009 |
|
Być może masz rację, Rudaa, trochę ( a nawet bardziej niż trochę) spieprzyłam pierwszą część. Być może zrobiłam z Edwarda drugiego Emmetta, ale takie było mniej więcej moje założenie -rozpieszczone dzieciaki, jedynaki w dodatku.
Nie mam zamiaru zmierzać w kierunku Emmett-Edward i Jo-Bella, to chyba ostatnia rzecz, jaką chciałabym zrobić.
Oni nie chcieli iść w ślady ojców, oni raczej nie mieli wyboru .
Myślę, że będę musiała popracować trochę nad tym ff, bo dopiero teraz, kiedy przeczytałam to na spokojnie, widzę, że masz rację.
Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że następne części będą lepsze. I że będę mogła liczyć na Twój konstruktywny opieprz.
niedorobiona pisarka-amatorka, MB |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cornelie
Dobry wampir
Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 297 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD
|
Wysłany:
Czw 16:36, 05 Mar 2009 |
|
-Misiaczku, nie cierpię, kiedy tak do mnie mówisz -obruszyła się, ponownie siadając na moich kolanach.
-I ty, brudasie, przeciwko mnie! -Krzyknęła oskarżycielsko.
Rozwaliły mnie te teksty. Podoba mi się jak piszesz, lekko. Świetnie się czyta.
Ja jestem na tak. Jestem pewna, że wymyślisz coś zagmatwanego xD |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|