|
Autor |
Wiadomość |
belongs_to_cullens
Wilkołak
Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 18:53, 15 Wrz 2010 |
|
Nadia,
dziękuję za maila i za odpowiedź.
Dziś na spokojnie: w sumie, w jakiś pokręcony sposób mój poprzedni mail to komplement:) informacja o zawieszaniu "Pod powiekami" poruszyła mnie tak dlatego, że bardzo lubię to opowiadanie, jest ono niesztampowe i nie jestem w stanie przewidzieć, co dalej przydarzy się bohaterom. Zdenerwowałam się, ponieważ bardzo chciałabym znać ciąg dalszy.
Oczywiście, Ty jesteś autorem, Ty podejmujesz decyzje:)
W poprzednim poście piszesz do ona-mona, że gdyby bardzo jej zależało na przeczytaniu ciągu dalszego, to być może wysłałabyś jej go na PW, mnie bardzo, bardzo na tym zależy, czy mogłabyś mi je przysłać?
Byłabym bardzo wdzięczna:)))
Pozdrawiam i życzę większej wiary w siebie, bo piszesz dobrze, Twoja historia jest płynna, spójna i przemyslana, więc wiary, wiary! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Nadia vel Ariana
Człowiek
Dołączył: 20 Mar 2010
Posty: 53 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolica...
|
Wysłany:
Śro 21:51, 15 Wrz 2010 |
|
Co do wysyłania rozdziałów, na maila, to decyzji jeszcze nie podjęłam, ale mogę na razie wstępnie założyć (założyć!) datę odwieszenia na Halloween Ale wszystko się jeszcze zmienia...
belongs_to_cullens, nie musisz się tłumaczyć, rozumiem frustrację
Chciałabym jeszcze bardzo, bardzo podziękować Renee za komentarz. Słowo interesujące to to, na co liczyłam!
Pozdrawiam,
Nadia |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nadia vel Ariana dnia Czw 15:50, 16 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
belongs_to_cullens
Wilkołak
Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 9:57, 16 Wrz 2010 |
|
W takim razie, czekam na odwieszenie:) Będę czytać napewno:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nadia vel Ariana
Człowiek
Dołączył: 20 Mar 2010
Posty: 53 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolica...
|
Wysłany:
Pon 22:35, 15 Lis 2010 |
|
Po pierwsze, po raz kolejny bardzo przeprszam za zwłokę.
Myślę, że odcinek oddaje w jakiejś części wzrastający niepokój bohaterów. Miał być dłużysz, ale to by była już chyba przesada
Przed przeczytaniem należy naturalnie przypomnieć sobie ostatnie dwa.
Mogą pojawić się błędy, ale strasznie chciałam już poznać Wasza opinię. Ja jestem w miarę zadowolona, chociaż jest w dość przygnębiającym tonie. Sama nie wiem. Ale bardzo dobrze mi się pisało.
Podejrzewam, że nie będę w stanie Was przestraszyć, ale może przynajmniej w Waszych głowach pojawi się nierozwiązana zagadka, tajemnica, a to już coś…
Rozdział siódmy
muzyka do rozdziału - Do What They Say, Korn [http://ylka.wrzuta.pl/audio/aSeZPigf3v7/korn_-_do_what_they_say]
Ze wszystkich zwierząt jeden człowiek umie się śmiać, choć on właśnie ma najmniej powodów.
- Ernest Hemingway
Nigdy nie patrz w lustro, stwierdziła pewnego dnia, a siatka głębokich zmarszczek wokół jej bladozielonych oczu potwierdzała te słowa. Nigdy nie patrz w lustro.
Nigdy nie oglądaj się za siebie, powiedział kiedyś, nagle, a było to o tyle trafne, że dotyczyło właśnie początku jego życia.
Ponieważ najpierw panna King nigdy nie oglądała się za siebie i Royce brał z niej przykład.
Panna King uciekała. Zacierała ślady. Od zawsze, od czasu, gdy dowiedziała się o ciąży, pierwszym, instynktownym odruchem była ucieczka – odcięcie się od znajomych, starego życia, odcięcie się od świata, odcięcie się od… rzeczywistości. W miejscu, w którym coś takiego jak rzeczywistość nie istnieje, w jednym z tych, do których wracamy po prostu nieświadomie, odruchowo…
Frances King oparła chude palce na parapecie, jej zielone oczy bystro obserwowały krajobraz za oknem. Zacisnęła wargi, na jej czole pojawiła się pozioma zmarszczka. Tym razem było inaczej. Tym razem nie mogła uciec. Wyjechała, wyjechała gdy tylko przeczuła pierwsze niebezpieczeństwo, ale nie wiedziała, co powinna teraz zrobić. Nie mogła udawać, że jest obojętna na to, co prawdopodobnie się dzieje lub już stało, nie mogła już wrócić, nie mogła trwać w miejscu, którego nienawidziła i jednocześnie kochała całym zgorzkniałym sercem.
W miejscu jej pierwszej ucieczki. Haines, na Alasce.
Spojrzała na śnieg, który wyjątkowo delikatnie sypał tego dnia na zaszronione okiennice domu. Było tak spokojnie, tak dziwacznie spokojnie. Tak pusto.
Czuła się samotna. Bała się – to było oczywiste. Zaczęła się bać już wtedy, gdy Royce opowiadał jej o tej dziewczynie ze szpitala, której sprawą tak się interesował. Protestowała, gdy – pierwszy raz w życiu, zaślepiony szaleńczą chęcią udowodnienia swoich racji Carlisle’owi, jej nie słuchając – zaczął wdawać się w bliskie kontakty z przestępcami, z mordercami, takimi jak James Normad. A gdy próbował znajdować informacje i targować się z rodziną tego szpiega, Kajusza jak-mu-tam Volterry – wtedy, wtedy już drżała ze strachu i jak zawsze stawiając na swoim, powiedziała „dość!”. Wyjechała, wyjechała jak zawsze, licząc, że syn się opamięta, że wróci, jak zawsze…
Nie wrócił. Perspektywa zaimponowania rodzeństwu i – przede wszystkim – ojcu była zbyt odległa, zbyt kusząca, by mógł się jej oprzeć. Royce wpadł w pułapki, które nie były zastawione na niego – wpadł i miał zginąć przez ciekawość, przez niezdrową fascynację, podejrzliwość, nieostrożność. Była przekonana, że miał zginąć. Sidła, które przygotowano dla tej okropnej, fałszywej rodziny, do której nigdy tak naprawdę nie należał – dla Cullenów – okazały się zgubne właśnie dla niego.
Frances wstrzymała oddech. Czuła chłód stali przy swojej skroni, naładowaną broń wycelowaną prosto w nią samą. To ona przypominała jej, że wszystko tutaj dzieje się naprawdę. Wyobraziła sobie swoją śmierć, jednocześnie tak bliską i tak odległą, wyimaginowaną i rzeczywistą. Wyobraziła sobie, jak jej czaszka się rozpada i niemal pożałowała ludzi obecnych teraz w jej domu, którzy będą musieli na to patrzeć. Niemal.
Panna King poczuła gęsią skórkę na plecach, okrytych tylko pozornie wyrafinowanym, grafitowym szalem. Bezsilność przychodziła do niej powoli, powolutku, sprzeczając się z jej naturą. Ale skradała się wytrwale i Frances wiedziała, że wkrótce wygra, zadawało się że czuła jej mamiący, słodki zapach, że prawie widziała jej lepkie, ciężkie, zaciskające się ramiona.
Przed nią, na śnieżnobiałym parapecie, leżała słuchawka telefonu stacjonarnego. Głuchy odgłos połączenia i chłodny, niebieski kolor odstraszały King od uchwycenia jej drżącą, zimną ręką, ale niemal czarne oczy mężczyzny, który miał wkrótce pociągnąć za spust mówiły same za siebie. Musiała to zrobić. Musiała przyłożyć słuchawkę do ucha, wykręcić numer Esme. I wiedziała, że zrobi to, zrobi to właściwie.
***
Mały chevrolet spark w metalicznie szarym kolorze, wtoczył się leniwie na parking dwie ulice od kawiarni, przy której czekali już Renesmee Roger i Jacob Black i do których zaraz mieli dołączyć także Rosalie Hale i słabo trzymający się na nogach Edward Cullen.
Emmettowi Cullen’owi niezwykłą trudność sprawiało używanie zastępczego samochodu, jak większości mężczyzn, jednak duży, by nie powiedzieć rodzinny volkswagen toureag został na policji – ponieważ znaleziono w nim parę butów, które mogły być butami mordercy Marii Constantine, poddano go bardziej szczegółowemu przeglądowi. Gdzieś w głębi serca Emmett czuł urazę do Edwarda, który pożyczył od niego samochód tamtego dnia – więcej, czuł podejrzliwość spowodowaną dowodem zbrodni znalezionym w środku, ale jego wrodzony spokój co do wydawanych osądów i wiara w dobre intencje rodziny dusiły te wątpliwości. Edward był jego bratem, Edward był dobry. Przyjaźnił się nawet z Bellą Swan, tą zaginioną ofiarą. Prawda, był ponury, dziwny i niemiły, odzywał się wrogo i zimno, stosował wymyślony przez Alice system naprawiania charakteru Jaspera Whitlock’a, ale czy Emmett sam mu w tym nie pomagał? Oczywiście, że tak. Edward był jednym z Cullenów, był przyjacielem, nie to, co na przykład Victoria i Jacob Blackowie. Oni byli inni.
Taksówka, w której siedziała Jessica Stanley (i ona zmierzała do tej samej restauracji, by omówić sprawę Marii, Belli i Nessie, w końcu brała w niej udział, tak jak Alice, a dwa dni temu wypuszczono ją z aresztu) również podjechała pod tę samą ulicę. Starszy Cullen z zaskoczeniem zauważył, że kierowcą był mężczyzna, którego skądś znał – czy to możliwe, że był nim ten starszy facet, który dał mu wizytówkę, Kajusz Volterra?... Ten opowiadający o swoich córkach i „ciężkim” życiu, oglądający jego rozstanie z Heidi?... Ten sam? Ciekawe…
Ale przecież Emmett mógł się mylić.
Jessica wysiadła z auta – miała na sobie lniane spodnie, luźną, właściwie workowatą bluzkę i grubą, wełnianą kurtkę. Coś takiego nie pasowało do dziewczyny, która ponad połowę czasu wolnego spędzała na dobieraniu do butów idealnej torebki i rękawiczek Louisa Vuittona. Co prawda uśmiechała się tym swoim typowy, bezwiednym, głupawym półuśmieszkiem, ale miała cienie pod oczami, przekrwione oczy i cały czas obgryzała paznokcie, jakby była jakoś niedorzecznie zdenerwowana – Emmett zauważył, że nawet rozglądała się bacznie.
Nigdy nie darzył jej jakimiś większymi względami, była po prostu jedną z wielu płytkich, ale nieszczęśliwie bogatych znajomych Alice, jednak teraz zainteresowało go jej zachowanie. Teraz wszystko, co choć trochę odbiegało od normy, wydawało mu się być podejrzane. Wszystko zdawało się mieć jakiś związek ze sprawą tych trzech dziewczyn z laboratorium, Rogers, Swan i Constantine.
- Emmett! – zawołała nerwowo Jess. – Tutaj! – Pokazała mu ręką, żeby podszedł bliżej i spytała konspiracyjnym szeptem. – Więc ty też?
- Co „ja też”? – spytał podchodząc do niej powoli i marszcząc brwi w zamyśleniu.
- Ty… no, wiesz. Idziesz do „Café Au Lait”, prawda? – powiedziała, mrugając i zbliżając swoją twarz tak blisko niego, że widział już dokładnie grube, czarne kreski wokół jej bladoniebieskich oczu. Kiedy potwierdził skinieniem głowy, dodała – To Alice do mnie zadzwoniła i powiedziała, żebym przyszła. Zwołali wszystkich, Blacków, Edwarda, Lauren, tą Hale, Whitlocka, nawet ludzi z laboratorium. Tylko że Lauren, Victoria i oni pewnie nie przyjdą, nie? Większość pracowników nadal jest przesłuchiwana, Lauren coraz gorzej się czuje, a Vicky nie odzywa się do nas już ponad tydzień – szeptała, owijając się szczelniej fioletowym szalikiem. Spojrzała na Emmetta intensywnie. – Nie boisz się? – spytała po chwili.
- Czego? – odparł nieco wytrącony z równowagi. Zaczęli leniwie posuwać się w stronę miejsca spotkania. – Mamy tylko jednego trupa, więc nie wiem o co to całe zamieszanie. To znaczy tak, oczywiście, Rogers jest w dość kiepskiej sytuacji, ale policja powinna zapewnić jej ochronę. Idę tam tylko ze względu na Alice i Edwarda, bo mogą być podejrzani – I Rosalie, dodał w myślach.
- A Isabella? Isabella Swan? – wtrąciła Stanley. – Mieszkałam z nią, pamiętasz? Była dziwna. I jeszcze jej nie odnaleźli – wymamrotała niespokojnie, przygryzając wargę. – Boję się. Ostatnio coraz gorzej się czuję – wzdrygnęła się. – To pewnie przez stres – Emmett nie odpowiedział, więc dodała po chwili. - Nie wiemy, czy nie mamy dwóch trupów. Z tym waszym bratem, Roycem, o którym wspominała mi Alice, to może nawet trzy, w końcu on jest poważnie ranny, tak czy nie? – uniosła brwi.
- Royce żyje, na miłość boską! – rzekł Cullen z nagłym wzburzeniem. – Przestań, Jess. Przestań mówić takie rzezy, to oczywiste, że oni żyją…
- Dlaczego oczywiste? – zapytała wyzywająco, a kiedy chłopak nie znalazł dobrej odpowiedzi i stał z lekko otwartymi ustami przez kilka sekund, opanowała się i znów zadrżała. – Coraz gorzej się czuję – powtórzyła. – Byłam dzisiaj u lekarza i powiedział mi, żeby zrobiła testy ciążowe – powiedziała z typową dla dawnej siebie lekkością i brakiem zainteresowania. – Że może będę mieć dziecko. Z Mike’iem, mówiłam ci, nie? On jest taki… taki…
- Jaki? – Brunet uśmiechnął się niemal złośliwie połową twarzy.
- Taki… - Stanley najwyraźniej nie zwróciła na to uwagi. – I n n y… Taki męski i… - tutaj nastąpił hymn na cześć w jej mniemaniu wyjątkowej osoby Michaela Newtona, która trwałby pewnie aż do czasu dojścia do kawiarni, gdyby Cullen nie uśmiechnął się jeszcze odrobinę złośliwiej i nie spytałby niewinnie:
- Doprawdy?
- Słucham? – Jessica, nieco wytrącona z równowagi, spojrzałam na Emmetta tymi dziwnymi, przekrwionymi oczami. – O co ci chodzi? – powiedziała trochę naburmuszonym tonem, gotowa do ataku – Jeśli chciałeś powiedzieć, że…
- Kiedy go znałem to… ekhem… - odkrząknął, ale w ciemnoniebieskich oczach tańczyły iskierki rozbawienia. Chłopak szybko zapomniał o miejscu, do którego zmierza, nie przywiązywał do sprawy tak dużej wagi jak dziewczyna obok niego. – Cóż… nie wiem jak ci to powiedzieć, ale zdawało mi się, że woli… płeć przeciwną, jeśli wiesz, co mam na myśli. Ale to ciekawe, że teraz jesteście razem. Moje gratulacje – dodał uprzejmie.
- Znałeś go? – Jess wytrzeszczyła oczy. – Skąd? I myślisz… myślisz że on…?
- Byłem tego pewien, ale ludzie się zmieniają – Cullen wzruszył ramionami. – Tak, znałem go. Do niedawna był szefem mojej byłe dziewczyny, Heidi Volturi.
Stanley przełknęła ślinę z niedowierzaniem.
- Volturi?...
- Tak – Emmett znów zmarszczył brwi. – To źle? Mówi ci coś o niej? – Ponownie zaczął używać podejrzliwego, nieufnego tonu.
- Ja… nie – wyjąkała Jessica i otworzyła drzwi ekskluzywnej kawiarni, która znajdowała się tuż przed nimi. – Raczej nie.
***
- Royce nie żyje – rzekł Edward grobowym głosem, opadając na miękkie krzesło obite kremową skórą w uroczej, francuskiej kawiarence „Café Au Lait” z ścianami w kolorze pudrowego różu i stolikami z hebanowego drewna nad którymi unosił się słodki zapach czekolady.
Słowo „płakał” było być może wyolbrzymieniem faktycznego stanu rzeczy, jednakże zazwyczaj niezbyt skłonny do okazywania uczuć chłopak miał teraz szklane oczy, najbledszą cerę, jaką Ros Hale, Jacob Black i Renesmee Rogers kiedykolwiek widzieli oraz drżącą szczękę. Podłużna twarz była wykrzywiona w bolesnym grymasie.
To Rosalie była bliższa płaczu. Patrzyła wyłącznie w stronę Edwarda roztrzęsionym wzrokiem, na jej policzkach widać było wyschnięte już strużki łez i ciemne od tuszu do rzęs, a jej skóra – w przeciwieństwie do Cullena – była zaczerwieniona i piekąca.
- Byliśmy w szpitalu – wyjaśniła powoli. – Obydwoje chcieliśmy się dowiedzieć czegoś o… o mojej siostrze przed przyjazdem tutaj. A… a pan King… - bełkotała pociągając nosem. – On leżał w sali obok… obok korytarza, przy gabinecie ordynatora, gdzie siedzia… siedzieliśmy. I wtedy… wtedy z jego pokoju usłyszeliśmy coś jak… coś jak… huk. Jakby ktoś uderzał czymś twardym o łóżko, o ramę łóżka, tę ze stali… i Ed… Edward… Edward wszedł do tego pokoju… - urwała, patrząc na wspomnianego chłopaka z mieszanką przerażenia i skruchy.
Cullen skinął głową w milczeniu, a Jake i Ness spojrzeli na niego ze zniecierpliwieniem i niezdrową ciekawością, najwyraźniej rozumiejąc, że nie wyciągną z jasnowłosej nic więcej. Istotnie Hale przełknęła ślinę, potarła swoje ręce, jakby było jej zimno i zaczęła łapczywie spijać pianę z czubka jej gorącej czekolady podanej w grubym kubku w pionowe, różowo-miętowe paski. Co jakiś czas kaszlała cicho.
- Royce uderzał rękami w swoje łóżko – wykrztusił Edward. – Chyba. Tak mi się zdaje. W każdym razie próbował przyciągnąć czyjąś uwagę.
- I? – spytał niecierpliwie Jake, drapiąc się po czarnej czuprynie. – Jak to się stało, że on… umarł?…
- Zawołał mnie – rzekł Cullen. – Chyba wiedział, że umiera. Był mocno ranny, to pewnie dlatego – Chłopak wciągnął głęboko powietrze. – Przed tym… przed tym chciał udzielić mi paru wskazówek…
***
- Więc, gdzie jedziemy?
- Alice…
- Hm?
- Odwal się.
- Czy jesteś pewien, że to nadal jest miasto? Wygląda na straszne zadupie.
- Dlaczego nie wysiadłaś na swoim przystanku? Mogłabyś zdążyć do „Café Au Lait”, a tak spóźnimy się oboje.
- Ale zamówimy taksówkę, prawda? Nie mam butów do chodzenia po lesie. Moje paznokcie są zrujnowane!
- Co dokładniej miałaś na myśli mówiąc „my”? Nie ma żadnego my. Ja idę, a ty wracasz do domu. Czy to tak trudno zrozumieć?
- Zaraz będzie końcowy przystanek, Jasper.
- Możesz poczekać na pętli.
Dziewczyna przewróciła oczami, ale blondyn nie zwrócił na to uwagi, uważnie przyglądając się krajobrazowi za oknem autobusu. W kieszeni ściskał złożone dokumenty. Zmarszczył brwi.
To powinno być już blisko, pomyślał. Kiedy tutaj ostatnio byłem od przystanku szło się w prawo i…
Zacisnął usta, próbując przypomnieć sobie trasę.
- Raany… - Brunetka westchnęła przeciągle, rozwalając się na siedzeniu. – Strasznie marudzisz, wiesz?
- Ludzie się na ciebie patrzą – warknął niezadowolonym tonem.
- I co z tego? – spytała zaskoczona, puszczając jednocześnie oko paru mężczyznom siedzącym po drugiej stronie. Uśmiechnęła się nader wesoło.
- Mogą pomyśleć że cię znam.
- Albo na przykład że jesteś szaleńcem, który wyszedł z domu w spodniach moro i bez koszulki – zauważyła z powagą.
- Nie kontroluję szybkości z jaką pomysły wpadają mi do głowy. Musiałem coś załatwić - odparł, wolno cedząc słowa.
- Przecież ja nic nie mówię – Alice wzruszyła ramionami. – Ja tylko stwierdzam fakt.
- Zamilknij na chwilę. Po prostu zamilknij. Chyba przegapiłem swój przystanek.
- Gratuluję – mruknęła dziewczyna uśmiechając się ironicznie. – Jesteś mi winny kosmetyczkę na dwa tygodnie, wiesz?
- Nikt ci nie kazał ze mną… nikt ci nie kazał tutaj iść. I wcale nie pójdziesz, tym bardziej ze mną – powiedział Jasper.
- No jasne – powiedziała jakby mimochodem, wysiadając z autobusu. – To gdzie teraz idziemy?
Jasper rozejrzał się chwilę, aż jego wzrok spocząć na sklepie z bronią, parę budynków dalej.
- Tam – wskazał ręką, mrużąc oczy w zamyśleniu. – Muszę się tam dostać.
***
Leah i Riley Waters tworzyli zgrany duet – w pracy, jako funkcjonariusze policji stanowej Los Angeles i w życiu, jako małżeństwo, toteż te rzadkie chwile, gdy zdarzało im się pokłócić byłby chwilami bardzo burzliwymi, pełnymi krzyków, walenia w stół i złości.
Na nieszczęście Bree Tanner, ich partnerki w sprawie rodziny Volturi-Volterra, ta chwila zbliżała się właśnie wielkimi krokami. Leah, kobieta o wodospadzie długich, kruczoczarnych włosów i ostro zarysowanym podbródku potrafiła zabijać samymi spojrzeniami, a jej mąż, Riley, miał brudnobrązową, gęstą czuprynę, krzaczaste brwi i coś w ciemnoszarych, głęboko osadzonych, błyszczących oczach – doświadczenie, ale i odrobinę nostalgii, do której sam nigdy by się nie przyznał – co sprawiało, że budził ogólny respekt otoczenia i bardzo rzadko dawał się nabrać na czyjeś sztuczki czy intrygi. Ona była wysoka, chuda, z wyniosłą postawą, ciemnobrązową skórą i wiecznie zmrużonymi powiekami, a on miał duże dłonie i stopy, jego ręce zostawiały ślad, gdy ją przytulał – miał też szerokie ramiona, podłużny, prosty nos i wąskie wargi.
- Nie widzę sensu ciągnięcia tego dalej – stwierdziła twardo, zaciskając pięści i marszcząc brwi. – Zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy. Kajusz i Marek sczyści jak łzy, a Aro to jeszcze dzieciak. Zamykam sprawę.
- Nie możesz! – zaprotestował głośno Riley. – Nie możesz zrobić tego teraz! Są podejrzani!
- W jakiej sprawie? – wtrąciła nieśmiało Bree, szczupła i filigranowa brunetka o fiołkowych oczach i mizernym uśmiechu. – W jakiej konkretnej sprawie? Zdawało mi się, że mówimy o przemycie narkotyków przez ich rodziny, a do niczego takiego nie doszło z ich strony – ich sprawę można zamknąć, jak i te wszystkie podsłuchy, a akty śledztwa są już w bibliotece.
- Właśnie? – spytała Leah głosem mocno zabarwionym nieukrywaną złośliwością i jadem. – Jakiej konkretnej sprawie, Riley?
- Kajusza Volterry i Jamesa Normanda. Podejrzewamy, że Kajusz został wynajęty do obserwowania paru ważnych dla Embry’ego i Seth’a – tych policjantów prowadzących sprawę Normanda i Constantine – świadków.
- Na przykład kogo? – Leah wywróciła oczami. To już przerabialiśmy. Renesmee Rogers utrzymuje że jest śledzona, nikt więcej.
- Mamy dowody, że to dotyczy również Emmett’a Cullena – odparł poważnie. – Gdybyś tylko chciała mnie posłuchać i je obejrzeć, Leah, mogliby zacząć działać jak najszybciej. Giną ludzie! Mamy już dwa trupy! – krzyknął dokładnie w momencie w którym - gdzieś daleko, na zimnej Alasce - liczba ta zwiększyła się już do trzech.
Kilkadziesiąt albo nawet kilkaset kilometrów od tamtego miejsca Bella Swan trzymała w dłoniach kolejne, czwarte już zwłoki – tym razem należące do postawnego, jasnowłosego chłopaka. Westchnęła ze strachem.
Zaczęło się, pomyślała. Podbródek jej drżał. A więc się zaczęło. Umieramy kolejno, przeszło je przez myśl. Wtedy wiedziała już, że nie będzie można tego zatrzymać. Śmiercionośny zegar bije.
Och, Edwardzie, rozpłakała się, leżąc na brudnej, rozkopanej ziemi. Gdybyś tylko nie opuszczał mnie we właściwym momencie...
***
W szpitalu Dobrego Samarytanina Esme Cullen upuściła telefon komórkowy i zaczęła przeraźliwie, głucho krzyczeć.
***
Mam nadzieję, że osoby, które komentowały poprzednio znów się odezwą, nawet po zawieszeniu - bardzo mi zalezy na Waszej opinii o nowym rozdziale |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nadia vel Ariana dnia Pon 22:40, 15 Lis 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Wewka8
Nowonarodzony
Dołączył: 16 Lis 2010
Posty: 6 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rabka
|
Wysłany:
Wto 23:56, 16 Lis 2010 |
|
Hm od czego by tu zacząć ;-? Ech zawsze mam dylemat. Chociaż nie znamy się i pierwszy raz będą komentować, to może zacznę od najważniejszego, czyli chwalenia. Ponieważ bardzo ale to bardzo spodobał mi się Twój pomysł na ff. Dodatkowo piszesz stylem, który ja po prostu uwielbiam. Ja nawet logicznie nie potrafię tego wytłumaczyć ale znam tylko parę autorek, które piszą właśnie w ten sposób i ja czekam bez mrugnięcia okiem nawet miesiącami na kolejny rozdział, bo wiem, że warto. Poza tym jestem tak "oszołomiona", że KK to mi na pewno nie wyjdzie, ale ponieważ mam skłonność do zapominania o tym, że mam skomentować, zwłaszcza jeśli chodzi o fora, to chciałam od razu po przeczytaniu zostawić Ci jakąś notkę Moim zdaniem masz niesamowity talent:)
Poza tym popieram Twój pomysł odnośnie wstawienia tego na chomika. Ja osobiście wolę tam czytać (zwłaszcza plik pdf;) )i w sumie dziś czysty przypadek przywiał mnie na forum, ale mniejsza o to :D
Ach i bym zapomniała rozwaliły mnie cytaty, które wstawiasz czasem na początku albo na końcu rozdziału. Aż sobie zapisałam, warto mieć w zanadrzu takie teksty xDxD
Na koniec jak każdemu życzę dużo, dużo weny oraz czasu:D
P.S. Przepraszam za błędy, ale oczy same mi się już zamykają
Pozdrawiam :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aquarius
Nowonarodzony
Dołączył: 07 Gru 2009
Posty: 41 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 8:33, 17 Lis 2010 |
|
Jesteś coraz lepsza, rozwijasz się :).
Czytałam od pierwszego rozdziału. Pamiętam swoje odczucia - początkowo pisałaś chaotycznie. Zupełnie innym stylem niż większość opowiadań na forum. Nie do końca mi to odpowiadało i nie wiem mnie przyciągało, ale czytałam :). Nie komentowałam, bo często nie potrafię określić, co dokładnie mi nie pasuje, a co się podoba, ale teraz już wiem.
Ten rozdział podoba mi się wyjątkowo, więc mimo, że mam dziś kolokwium, to skomentuję, bo to jedyna szansa, żebym to zrobiła.
Fragment o pannie King - ładne, stopniowe przedstawienie sytuacji. Początkowo zdawało mi się, że będzie to raczej fragment-zapychacz, następnie - samobójstwo, a dopiero na końcu pojawił się morderca. Taki sposób budowania napięcia (tak to się nazywa? :)) bardzo mi się spodobał. Może inaczej - udał Ci się.
Widać, że ten rozdział jest przemyślany i dokładny. Piszesz zdaniami wielokrotnie złożonymi (albo tak to odczuwam, mimo, że stawiasz kropki ) i teraz wychodzi Ci to całkiem składnie.
Ten rozdział na bardzo duży plus za rozwój :).
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nadia vel Ariana
Człowiek
Dołączył: 20 Mar 2010
Posty: 53 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolica...
|
Wysłany:
Śro 23:07, 17 Lis 2010 |
|
Wewka8 - Nie widać po mnie, ale chyba jestem jakąś maniaczką wynajdywania takich cytatów... na pewno ich nigdy nie zbraknie, uwielbiam takie prosto sformułowane, prawdziwe zdania
Postaram się umieścić ff na pdf., ale nic nie obiecuję - czas i sposobność nie działąją na moją korzyść
Tak czy inaczej, bardzo się cieszę, że tekst i się spodobał i że odważyłaś się napisać, chociaż jesteś nowa w tym temacie - to ogromnie dużo dla mnie znacz i motywuje do dalszych rozdziałów
Aquarius - Muszę pryznać, że jestem bardzo dumna z części o pannie King; być możeto dziwne, alez całego rozdziału to właśnie ona pooba mi s najbardziej i najprzyjemniej mi się nią pisało. Wiem, że początki nie były łatwe - to po części ze względu na sałbe doświadczenie w poważniejszych opowiadaniach, a trochę na mój wiek (bo jestem jeszcze uczennicą ).
Pewnie masz rację co do tego, że z rozdziału na rozdział się uczę. Piszę różne ff różnymi stylami, ale to mój debiut... jakby to powiedzieć... kryminalny Myślę, że powoli uda mi się podołać zadaniu...
Coraz lepiej udaje mi się pisać oprawnie i przemyślanie, ale do tego ocywicie potrebuję motywacji, jak np. Twoje słowa w komentarzu. Bardzo mi się podobał i dziękuję za niego (zwłaszczaa, że pisałaś w dniu kolokwium - nie przeżyłam na własnej skórze, ale i tak podziwam ^^).
Lubię czytać Wasze opinię i cieszę się, że jest ic choć kilka (na razie ) - nie bójcie się też pisać mi co Wam sie nie podoba. wiem, że czasemtrudno t ubrć w słowa, ale a nóż widelec zrozumiem... A to bardzo pomaga, przycsięgam.
Pozdrawiam,
Nads |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nadia vel Ariana dnia Śro 23:09, 17 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Wewka8
Nowonarodzony
Dołączył: 16 Lis 2010
Posty: 6 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rabka
|
Wysłany:
Czw 21:13, 18 Lis 2010 |
|
Jestem nowa na tym forum to fakt. Natomiast w temacie jestem już jakiś czas a dokładniej od premiery Zmierzchu, czyli na styczeń będzie 2 lata czyli raczej świerzakiem nie jestem a Twój ff naprawdę mi się spodobał. W ogóle miałam się nie przyznawać ale co mi tam... założyłam konto, żeby skomentować Twój ff :D A muszę Ci napisać, że obiecałam sobie tego nie robić, ponieważ jestem już zalogowana na tylu portalach, że niedługo miejsca w zakładkach mi braknie Bywam jednak najczęściej gościem na chomiku, ponieważ dziewczyny wrzucają w pdf-ie i jakoś tak lepiej mi się czyta czarne literki na białym tle Um mam nadzieję, że ten komentarz bardziej Ci zmotywował niż wcześniejszy;) Pozdrawiam cieplutko i życzę po raz drugi dużo weny oraz czasu;) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nadia vel Ariana
Człowiek
Dołączył: 20 Mar 2010
Posty: 53 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolica...
|
Wysłany:
Śro 20:23, 08 Cze 2011 |
|
Miałam na myśli po prostu to, że jesteś nowa w temacie "Pod powiekami" Bardzo mi miło słyszeć, że zalogowałaś się, żeby skomentować i bardzo się cieszę, że skomentowałaś, bo to mi dużo dało - nawet jeśli było trochę chaotycznie, to pewnie szczerze
Założyłam chomika i chcę umieścić rozdziały w pdf., ale dopiero się uczę i nie bardzo wiem, jak działa ten system. Jeśli to zrobię, na pewno pojawi się tutaj stosowna wzmianka o tym ^^
Cóż, liczyłam na trochę większy odzew, ale długo mnie nie było, więc te parę osób, które czytały porzednio chyba jeszcze się nie odnalazło. Ale daję im czas, bo teraz mam nowy zapał do pisania. Poza tym ciesze się z tych, którzy tak jak ty, kometują po raz pierwszy
Pozdrawiam,
Nads.
EDIT:
ZAWIESZAM po raz kolejny - ty razem do około sierpnia. Jeśli kogoś to jeszcze interesuje |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|