FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Rising Sun[T][NZ][+16] Blackwater 28.11 XX/XXIV Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 23:28, 20 Kwi 2009 Powrót do góry


Ogłoszenie (18.07) Poniżej, pod rozdziałem, znajdziecie spis treści, aby było łatwiej. :)

Autor: X5 - 452
Tłumaczenie: Pernix; na potrzeby własne i dla twilightowej rodzinki; non profit
Korekta i beta: madam butterfly


oryginał: [link widoczny dla zalogowanych]

Zamieszczone za zgodą Iskry, patrz: http://www.twilightseries.fora.pl/twilight-fanfiction,30/bank-tekstow,761-125.html

Główna bohaterka: Leah, akcja dzieje się 6 lat po BD.
edit: zapomniałam dodać; ze względu na pojawiające się gdzieniegdzie przekleństw- ograniczenie +16
Bez zbędnych ceregeli puszczam tekst:


Prolog

Zaczerpnęłam pierwszy haust powietrza. Pachniało jak pół-pijawka i pijawka zmieszane razem, nowa woń, której jeszcze nie znałam. Byli blisko. Nahuel i Renesmee stali koło siebie, a jego ramiona opiekuńczo otaczały ją i zawiniątko, które trzymała. Jacob pod postacią wilka wraz z Bellą i Edwardem stali naprzeciwko, gotowi do ataku w momencie nieuwagi. Esme i Carlisle znajdowali się na przedzie grupy. Plan był taki, aby spróbować spokojnie porozmawiać, zanim jakakolwiek walka miałaby się zacząć. Emmett, Rosalie, Alice i Jasper stali przy ich boku, zamrożone niczym statuy ciała były przygotowane do ochrony rodziców, jeśli tylko zajdzie taka potrzeba. Nasza wataha była rozsiana po polu, które było zawsze używane do bitew albo spodziewanych bitew. Dziś nie było inaczej.

Leah, wracaj do domu, będę się czuł bezpieczniej, jeśli tam będziesz
, troskliwy głos Jacoba zabrzmiał w mojej głowie.
Nie ma mowy, jestem tu, gdzie powinnam być, odpowiedziałam. Wiedziałam, że Jacob będzie zmartwiony moją odpowiedzią, ale nie było innej możliwości, nie mogłam zostawić ani jego, ani Setha podczas walki. Obaj byli całym moim światem, inni członkowie watahy również. Nigdy bym ich nie zostawiła, mojej rodziny. Grupa postaci szła w naszym kierunku, byliśmy spięci niecierpliwością.

Nadszedł czas, tym razem wiedzieliśmy to wszyscy, walka była nieunikniona.

Rozdział 1- Świat mnie nienawidzi, naprawdę

- Leah, jesteś gotowa?
Seth uderzył w drzwi łazienki, a ja jeszcze raz spojrzałam szybko na swoje lustrzane odbicie. Kupiłam nową sukienkę na dzisiejszą okazję. Była biała, dopasowana. Wysiliłam się, aby ogarnąć swoją fryzurę poprzez spięcie gęstych włosów, dodatkowo wpięłam białą lilię za ucho. Nie potrzebowałam makijażu, zaróżowiłam tylko policzki i nałożyłam błyszczyk na usta, to wszystko czego potrzebowałam. Wybierałam się na baby shower* do Emily wbrew swojej woli. Seth razem z mamą usilnie mnie do tego namawiali, argumentując swoje racje gadką o tym, że Emily to moja kuzynka i tak wypada. Szykowanie się i malowanie sprawiło przynajmniej, że poczułam się lepiej przed przybyciem na przyjęcie, które przypomni mi tylko, że genetycznie jestem martwa. Moje życie jest do dupy. Seth jeszcze raz walnął w drzwi.
- Leah, rusz się, Jack i Billy już są.
Włożyłam białe sandały, otworzyłam drzwi do łazienki i zbiegłam po schodach. Nie chciałam, żebyśmy się spóźnili, bo wtedy ludzie będą mieli jeszcze więcej powodów, by gapić się na mnie i okazywać swoją sympatię dlatego, że nigdy nie będę mogła mieć dzieci. Kiedy dotarłam już na sam dół, Jacob czekał zwrócony plecami do mnie.
- Sporo czasu zajęło ci to szykowanie, Clearwater - powiedział z sarkazmem w głosie, kiedy odwracał się w moim kierunku. Na jego twarzy malował się uśmieszek, który momentalnie zmienił się w zdziwienie:
- Leah... łał.
- Wezmę to za komplement, Black - powiedziałam z dumą. Jake przytaknął, wciąż nie odrywając ode mnie oczu .
- To znaczy, ładnie wyglądasz – powiedział, potakując głową , jakby na potwierdzenie swoich słów.
- Hej, zboczeńcu! Czy ty czasem nie jesteś wpojony? – zażartowałam, klepiąc go w plecy, a Jacob nagle onieśmielił się jak dziecko złapane na gorącym uczynku przy wykradaniu ciasteczek. Rozejrzałam się, ale nigdzie jej nie widziałam.
- Gdzie jest Renesmee?

Po sześciu latach Jacob przekonał mnie, że nie powinnam nazywać żadnego z krwiopijców... krwiopijcami czy pijawkami. Zmusił mnie do używania ich imion i chociaż tego nie lubiłam, przyzwyczaiłam się. Zagroził, że mnie zdegraduje, jeśli nie będę dla nich milsza, dlatego musiałam robić, co mi kazał. Cullenowie nadal mieszkali w swoim domu. Dr Cullen ciągle pracował w szpitalu, chociaż wiedzieliśmy, że powinni pomyśleć o przeprowadzce już niedługo. Doktorek nie wyglądał nawet na trzydziestkę, a podawał się za czterdziestodwulatka. Esme doglądała domu, Alice i Jasper od jakiegoś czasu podróżowali we dwójkę, ale często wpadali w odwiedziny. Rosalie i Emmett kręcili się zawsze w okolicy, a Edward, Bella i Renesmee mieszkali w domku nieopodal. Nie zadawałam się z Cullenami, o ile nie było to konieczne. Za to Jake był tam zawsze, a jako że był tak zacofany, iż nie posiadał komórki, gdy tylko chciałam mu coś powiedzieć, musiałam udać się do domu Cullenów. Esme zawsze była dla mnie miła, tak samo Alice, kiedy gościła w domu. Rosalie mnie ignorowała, co wcale mi nie przeszkadzało, Carlisle'a widziałam bardzo rzadko, Jasper trzymał się na dystans, a Emmett lubił się ze mną drażnić. Sprawdzał, jak może mnie wyprowadzić z równowagi, a od kiedy przyłapałam go na tych gierkach, niewymowną przyjemność sprawiało mi olewać jego zagrywki. Bella i Edward czasami odwiedzali resztę. Oboje zawsze byli uprzejmi, chociaż odnosiłam wrażenie, że Bella bała się zostać ze mną sam na sam. Oczywiście miała prawo być uprzedzona, po tym jak nakrzyczałam na nią za to, że zwodziła Jacoba. Nigdy nie pozwalała na to, żebyśmy zostały same, nawet wtedy, kiedy zmieniła się w wampira. Renesmee wyrosła na piękną, młodą kobietkę. Wyglądała teraz na osiemnaście lat, chociaż, licząc czas według kalendarza, miała tylko sześć. Podczas gdy wszyscy nazywali ją Nessie, ja odmawiałam dogadzania jej psim imieniem i zawsze mówiłam do niej Renesmee.

- Nie dała rady, Nahuel przyjechał w odwiedziny z Ameryki Południowej i chcą spędzić trochę czasu razem - wyjaśnił Jacob, a ja za zdziwienia zmarszczyłam brwi. On naprawdę pozwalał swojej małej wpojonej dziewczynie być sam na sam z jedynym męskim przedstawicielem jej gatunku, o jakim wiedzieliśmy i nie miał nic przeciwko temu? Jacob był święty.
- Nie martwisz się o nich? - spytałam, a Jacob wzruszył ramionami.
- Nie, Renesmee jest moim wpojeniem, mogę jej ufać.
- Ja nie ufałabym żadnej dziewczynie, która kręciłaby się obok ciebie - wypaliłam bez zastanowienia, a potem zaczerwieniłam się niczym burak i spuściłam wzrok ze wstydu. O nieba, dlaczego ja zawszę mówię to, co mi silna na język przyniesie. Usłyszałam chichotanie Jacoba z powodu tej wpadki, moje zażenowanie zmieniło się momentalnie w złość, która eksplodowała:
- Nie waż się śmiać się ze mnie, Jacobie Black!
Jacob i ja zżyliśmy się z sobą przez ostatnie sześć lat. Był przy mnie podczas ślubu Sama i Emily, rozśmieszał mnie wtedy i zabawiał. On i Seth byli jedynymi osobami, które mogły poprawić mi humor. Kocham go jako przyjaciela i jako przywódcę. Być może nawet bardziej, ale staram się zepchnąć te odczucia gdzieś głęboko, w niedostępne obszary mojej świadomości. Nie mogłabym pozwolić sobie zranić się jeszcze raz. Byłam wdzięczna, że mogę mieć takiego przyjaciela. Przez minione sześć lat nieustannie starałam się być milsza, chciałam być lepszym człowiekiem. To zasługa Jake'a. Zawsze będę mu za to wdzięczna…
- Chodź, seksowna panno, mamy imprezę do podbicia - powiedział, otaczając mnie swym ramieniem i odprowadził mnie do samochodu, gdzie czekali Billy, Seth i Sue. Zaśmiałam się i uderzyłam Jake'a w brzuch.

Przyjęcie było nudne. Po tym jak wypowiedziałam niezliczoną ilość ochów i achów nad spuchniętym brzuchem Emily (Jake powiedział, że muszę rozpływać się w zachwytach przynajmniej przez pięć minut), uciekłam do domu w poszukiwaniu jakiegoś miejsca, gdzie mogłabym usiąść i schować się, dopóki Seth i Jake mnie nie uratują. Nie było już we mnie nienawiści do Sama i Emily. Naprawdę nie było, ale cały czas ciężko było mi oglądać ich razem. Oni mieli wszystko to, czego ja nigdy nie będę mogła mieć, dlatego trudno mi było przebywać w ich towarzystwie. Poszłam do kuchni i zaczęłam zastanawiać się, gdzie najlepiej się schować.
- Leah wygląda nieźle - powiedział ktoś.
Wyciągnęłam głowę w stronę, z której dobiegał głos i dałam jeden, spory krok w stronę drzwi wejściowych do salonu. Siedziało tam kilkoro chłopaków z paczki Sama, oglądali mecz. Sama nie było wśród nich, bo razem z Jacobem i Sethem siedzieli na podwórzu. Quil również był nieobecny, zajmował się Claire, która miała teraz dziewięć lat. Była tam tylko stara szkolna paczka: Jared, Paul, Colin i Embry.
- Taa, szkoda, że z niej taka suka - odparował Paul, śmiejąc się szorstko moim kosztem.

Zmierzyłam go od tyłu srogim wzrokiem. Próbowałam przez ostatnie sześć lat nie być suką; nic na to nie poradzę, że mam niską tolerancję na oszustwa i nienawidzę widoku Paula. Starałam się nie brać ich słów do siebie, przecież znają mnie tylko z tych czasów, kiedy faktycznie byłam świnią, ale zachowywałam się tak, bo czułam się zraniona zdradą Sama, ale Embry wiedział, jaka jestem teraz. Jestem o wiele lepsza. Wiem, że tak jest i on też to wie. Nawet Sam powiedział mi to na moich urodzinach w tym roku.

- Nie wiem, jak możesz znieść jej obecność w tej samej sforze i na dodatek słuchać jej poleceń. - Jared spojrzał na Embriego, a cała reszta przytaknęła.
- Muszę, nie mam wyboru.

Ałć, to bolało. Myślałam, że Embry naprawdę mnie lubi jak przyjaciela. Chyba jednak się myliłam.

- Ona jest taka zgorzkniała i pokręcona - wypluł z siebie Jared, kręcąc przy tym głową.
- Dobrze, że nie może zostać matką, pewnie zabiłaby dziecko lub coś, albo zjadłaby je - dodał Paul najokrutniejszymi słowami, jakie kiedykolwiek słyszałam.
Nie mogłam powstrzymać westchnienia, jakie wydarło się z moich ust. Wtedy wszyscy bardzo powoli zwrócili się w moja stronę, ich twarze zamarły w szoku. Embry pierwszy ocknął się z odrętwienia.

- Leah, prze...
- Przestań - powstrzymałam go, unosząc dłoń w geście protestu. Nie chciałam słuchać przeprosin, których właśnie się spodziewałam. Powinien zachować się wobec mnie jak przyjaciel, a potraktował mnie jak pozostali, zamiast stanąć w mojej obronie.
- Po prostu nic nie mów Embry, okej. Myślę, że zrobiłeś i powiedziałeś już wystarczająco dużo.

Odwróciłam się i pobiegłam przed siebie. Dotarłam do lasu i przemieniłam się, niszcząc moją ładną sukienkę, na którą oszczędzałam tygodniami; opadła na ziemie w strzępach materiału. Biegłam i biegłam, nie obchodziło mnie dokąd, po prostu musiałam uciec stamtąd, jak najdalej od nich.
- Leah, proszę, wybacz mi , głos Embriego dotarł do mojej głowy. Musiał pobiec za mną i zmienić się. Nie musiał udawać, że mu na mnie zależy, nie teraz, kiedy znałam prawdę.
-Pieprz się, Embry, odparłam przepełniona nienawiścią, wcale nie zwalniając, ani nie zatrzymując się.
- Leah, naprawdę mi przykro. Powinienem stanąć za tobą murem, ale nie chciałem, żeby na mnie naskoczyli za to, że cię bronię. Wiem, że to nie jest żadne wytłumaczenie, ale proszę uwierz mi, jest mi bardzo przykro, skruszony głos Embriego znów rozległ się w mojej głowie.
- Co tu jest grane, do cholery?, Jacob wdarł się do naszych umysłów i pozwoliłam mu zobaczyć, co się stało. Wściekłe wycie wybrzmiało z lasu.
- Embry, przybierz ludzką postać i wracaj na przyjęcie, Jake zakomenderował szorstko i usłyszałam intonujące ból wycie Embriego.
- Jake, bardzo przepraszam, odpowiedział winowajca, głosem przepełnionym smutkiem.
- Tak bardzo chcesz być taki, jak twoi przyjaciele? To idź, dołącz do watahy Sama, my nie ranimy swojej rodziny odpowiedział chłodno Jacob, na co Embry ponownie zawył.
- Nie chce wracać do stada Sama.
- No cóż, nie jesteś mile widziany w naszym, dopóki Leah ci nie przebaczy
, odpowiedział, a ja warknęłam, słysząc te słowa.
- Niech go piekło pochłonie, splunęłam ze złością. Desperacja Embriego wzrosła, kiedy zrozumiał, że Jack wyrzuci go ze stada
- Proszę Leah, bardzo mi przykro, proszę wybacz mi, błagam cię. Ja...
- Embry, idź stąd teraz, zarządził Jake. Embry zawył, a później opuścił nasze myśli.
Jake nie odzywał się przez dłuższą chwilę. Embry i Jake byli najlepszymi przyjaciółmi, nie mogłam dopuścić do podziału watahy tylko dlatego, że jestem przewrażliwiona. Byłam zła na Embriego, ale to nie było warte podziału naszego stada.
- Jake, nie zmuszaj go do opuszczenia watahy, nie jestem warta tego roztkliwiania się nade mną.
- Leah, jesteśmy rodziną, a rodzina nie postępuje tak wobec siebie.
- I nie wyrzucamy członków rodziny, kiedy pojawi się jakiś konflikt, zripostowałam.
Jake znowu zamilkł, prawie mogłam poczuć promieniującą od niego złość. Naprawdę był wkurzony na Embriego, ale dostrzegł sens mojego punktu widzenia.
- Okej, ale dzisiaj pozwolę mu się trochę pomartwić, dobrze mu zrobi przemyślenie tego i owego.

Ponownie zagłębiliśmy się w ciszy, więc zatrzymałam się. Znalazłam się na polanie, była piękna i taka spokojna. Położyłam się na trawie i oparłam głowę o przednie łapy. Mój umysł w kółko odtwarzał tę nieszczęsną scenę, oglądanie jej za każdym razem bolało jeszcze bardziej. Raniło mnie tak, że czułam jakby całe moje ciało rozpadało się na kawałki, nie mogłam oddychać. Szybko zreflektowałam się, że powinnam postarać się ukryć te odczucia przed Jacobem, ale nie zdążyłam. Ujrzał wszystko w przelocie, zanim udało mi się ukryć, co czuję.

- Leah, oni są idiotami, powiedział głos Jake'a w mojej głowie. Gdybym mogła, roześmiałabym się.
- Jakbym tego nie wiedziała, zażartowałam, zmuszając się do tego, żebym brzmiała na luzie.
- Nie pozwól, żeby to co powiedzieli, wpłynęło na ciebie, dobrze?, powiedział ostrożnie. Dostrzegłam, że nie mogłam zmylić go tak łatwo, jak myślałam. Skupiłam się bardziej na ukrywaniu uczuć.
- Spróbuję.
- Dokąd idziesz?

- Nie mam pojęcia, chyba chciałabym zostać sama na chwilę, odpowiedziałam z nadzieją, że zrozumiał aluzję. Kocham Jake'a na śmierć, ale on nie może mi pomóc, przynajmniej nie w tej kwestii. Nie wiedział, jak to jest.
- Chcesz żebym został z tobą?, zaproponował, a ja odpowiedziałam szybko.

Jeśli zostałby w moich myślach dłużej, nie potrafiłabym ukrywać dalej przed nim mojego głębokiego bólu, a on nie zostawiłby mnie, gdyby wiedział. Próbowałby mnie naprawić, ponieważ taki właśnie był Jake. Lubił naprawiać ludzi, ale myślę, że nie mógłby naprawić tego, co dzieje się ze mną.

- Nie, przemienię się z powrotem na chwilę, potrzebuję oczyścić moje myśli.
- Dobra, jak chcesz. Przyjdę do ciebie rano.
- Okej, dzięki Jake.
- Nie ma za co, kocham cię Lee.
- Ja ciebie też.


Na powrót przywdziałam człowieczą formę, stałam naga na polanie, a łzy zaczęły płynąć. Starałam się być silna dla Jake'a i udawać, że słowa, które wypowiedzieli chłopcy, nie zrobiły na mnie takiego wrażenia, jak w rzeczywistości, ale teraz kiedy odszedł, nie musiałam już skrywać bólu rozrywającego moją pierś, nie musiałam zatrzymywać szlochu, który stamtąd eksplodował. Cały czas płacząc, skuliłam się jak płód w łonie matki, kurczowo przytrzymując nogi rękoma. Zamierzałam tak płakać dopóki wszystko ze mnie wypłynie, tylko wtedy będę na tyle silna, żeby zmienić się i ukrywać przed innymi, jak mocno zabolały mnie dzisiejsze wydarzenia. Nie chciałam pozwolić im współodczuwać tego bólu, nie byłam już tą Leą. Nieważne, jak było mi ciężko. Inni muszą wierzyć, że się zmieniłam.

_____________
* baby shower- gwoli ścisłości, bo na pewno wiecie; to przyjęcie dla przyszłej matki, okazja do obłowienia się w rzeczy dla malucha; my mamy pępkowe, czyli takie after party =)

_____________

Bardzo dziękuję madam za wnikliwą korektę i słuszne uwagi. Miałam nie tłumaczyć z angielskiego, ale diablo mnie podkusił. Taki płodozmian to dla mnie. Raz deutsch, raz english. :D
Niedoróbki składam na karb lenistwa. Tłumaczyć zaczełam, by przybliżyć tekst osobom, które znają język w mniejszym stopniu, a nie chce im się ślęczeć z słownikiem. Ignavis semper feriae :)
Ja tam lubię słowniki, więc proszę bardzo.

Spis rozdziałów:

2. Czy ten dzień może być jeszcze gorszy? Najwyraźniej, tak
3. Publiczne przeprosiny, super
4. Dziewczyny w białych sukienkach
5. Cullenowie to wariaci
6. Naprawdę powinnam przestać pić
7.Nieprzemienianie się jest do d...
8. Dla Jacoba
9. Moja Beta, moja Leah
10. Objawienie aka Demaskacja*
11. Koniec tęczy
12. Dopiero się zaczęło
13. Dookoła same niespodzianki

Uwaga!Spojler tytułowy!
14. Śluby
15. Miesiąc później
Uwaga!Spojler tytułowy!
16. Poród... Nie chcę tego nigdy więcej
17. To początek nowego życia


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Nie 21:07, 28 Lis 2010, w całości zmieniany 25 razy
Zobacz profil autora
sandwich
Nowonarodzony



Dołączył: 15 Kwi 2009
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 0:28, 21 Kwi 2009 Powrót do góry

Interesujące, ale nie będę się wypowiadać co do treści, bo to przekład.
Jeśłi chodzi o tłumaczenie, to nie mam żadnych zastrzeżeń.
Wprawdzie nie skonfrontuję tego z oryginałem, bo kiepsko władam english, ale czyta się jakby ff był napisany w naszym ojczystym języku.
W moich uszach nic nie zgrzytnęło, przyjmij słowa uznania.
Świetnie oddałaś uczucia i plastykę opisów.
Jestem na TAK i wyglądam kolejnych odcinków.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jasmine
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia / Bartoszyce

PostWysłany: Wto 9:25, 21 Kwi 2009 Powrót do góry

Świetne tłumaczenie . Samo FF bardzo mi się spodobało i na pewno będę je śledziła. Zawsze chciałam przeczytać coś z perspektywy Lei . To bardzo interesująca postać , choć trzeba przyznać , że ma dziewczyna charakterek , nie ma co . No , a Embry to świnia i prostak ! Jak on mógł w ogóle mówić takie rzeczy ?
Szkoda mi jej . Mam nadzieję, że da sobie radę sama ze sobą ...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Wto 9:55, 21 Kwi 2009 Powrót do góry

Dziękuję za wypowiedzi, jeśli chodzi o treść: to ja mimo wszystko chętnie posłucham czy się podoba czy nie. Na pewno zmoblizuje mnie to do dalszego tłumaczenia, które i tak będę robić dla siebie, ale opinie aprobujące sens mego działania na pewno wpłyną na przyspieszenie prac! :)
Jednym słowem: Czy macie ochotę na c.d.?

Co do dotychczasowych uwag względem tłumaczenia, potwierdza się stwierdzenie, że warto mieć dobrą betę. Mr. Green


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxkasia29xx
Wilkołak



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Białystok

PostWysłany: Wto 10:03, 21 Kwi 2009 Powrót do góry

Hmm.... Szczerze mówiąc to nigdy nie przepadałam za Leą, ale to opowiadania stawia ją w nieco innym, lepszym świetle. Powoli zaczynam się do niej przekonywać. Również uważam, że Embry postąpił jak dwulicowy cham, bał się reakcji innych na jego przyjaźń z Leą. Jego zachowanie było po prostu żałosne. Mam nadzieję, że Leah szybko sie pozbiera.
Powodzenia w tłumaczeniu Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Virgi-Igriv
Nowonarodzony



Dołączył: 21 Lut 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Wto 11:02, 21 Kwi 2009 Powrót do góry

Dziecko się nacieszyło, czas z komentować.
Tłumaczenie ładne, zgrabne i płynne, lecz znalazłam jeden błąd, o tu:

Pernix napisał:



- Embry, przybierz ludzką postać i wracaj do przyjęcie, Jake zakomenderował szorstko i usłyszałam intonujące ból wycie Embriego.


Czy zamiast do, nie powinno być na?
Z resztą. Nic więcej nie znalazłam. Wszystko się ładnie zgadza, nie przekręciłaś faktów i jest ok. A czy chcemy C.D? No jasne! A Embry to ostatnia świnia. Taki z niego przyjaciel? Za pierwszym razem mną to wstrząsnęło.
Dziękuje ci Pernix za to tłumaczenie.
Ach, dziękuję też Becie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xcullenowax
Wilkołak



Dołączył: 24 Lut 2009
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław.

PostWysłany: Wto 13:08, 21 Kwi 2009 Powrót do góry

Bardzo ciekawe opowiadanie.
W sumie już w sadze współczułam Lei tego wszystkiego. Tego jak ona to powiedziała w ffie : 'genetycznie jestem martwa'.
Embry zachował się strasznie, samo to, że takie coś powiedział, tylko dlatego, że nie chciał, żeby na niego naskoczyła reszta sfory, powoduje to, że go znielubiłam.
Podoba mi się to, że autorka zrobiła z Lei kogoś, kto ma uczucia, wie, że źle się zachowuje i stara się poprawić.
Postać Jacoba też jest fajna. Dba o Leę, jak o własną siostrę, albo nawet kogoś więcej. W sumie to zawsze wydawało mi się, że Jake i Leah powinni być razem.

Bardzo ładnie to wszystko tłumaczysz. Nie wyłapałam błędów, no ale to dlatego, że na nich się nie skupiałam. Ale po komentarzach widać, że beta się spisała i nikt nie wytyka błędów. (;
Lekko piszesz. A to się ceni, bo dobrze się czyta.

wena do następnych tłumaczeń życzę,
x


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wela
Zły wampir



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Broadway

PostWysłany: Wto 16:13, 21 Kwi 2009 Powrót do góry

Literówkę jedną zauważyłam, ale gdzieżbym śmiała ją cytować. Głupotą by to było.
A więc treść - historia z punktu widzenia Lei. Lubię czytać o czarnych charakterach, tylko denerwujące jest w tym wszystkim to, że zawsze w opowiadaniach przyjmują one postacie zmieniające się w bohaterów coraz bardziej lepszych i lepszych, aż w końcu nie można nazwać ich czarnym charakterem. Mimo to i tak zaczytuję się w tego rodzaju opowiadaniach, ponieważ zawsze jest to coś innego.

O Lei widziałam na twilightseries jedno opowiadanie, jednakże jedyną wspólną cechą, która łączy dwa fanficki to fakt, że główną bohaterką jest właśnie ona. Ja wiem, że za bardzo nad fabułą nie panujesz, gdyż to tłumaczenie, aczkolwiek musiało Ci się spodobać dane opowiadanie skoro zaczęłaś je tłumaczyć. Wink

Co do tłumaczenia nie chcę się wypowiadać, bo jak mogę twierdzić, że tłumaczysz dobrze/źle/wspaniale/doskonale/, ale mogę twierdzić, że nie robisz przy tym potężnych błędów, które komfort czytania psują. Najwyraźniej można pogratulować wyboru bety.

Czekam na kolejny rozdział. Weny.
Pozdrawiam, Wela.

EDIT: Jeżeli się prosicie o tą literówkę no to proszę bardzo:

- Leah, jesteśmy rodzina, a rodzina nie postępuje tak wobec siebie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wela dnia Śro 9:06, 22 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
madam butterfly
Dobry wampir



Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 126 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki

PostWysłany: Wto 17:30, 21 Kwi 2009 Powrót do góry

wela, jeśli zauważyłaś jakąś literówkę, to jak najbardziej ją wytknij, żeby Pernix mogła poprawić moje gapiostwo ^^

Cóż, przyznaję bez bicia, że przyjemnie mi się z Tobą pracowało. Robisz naprawdę mało błędów, świetnie tłumaczysz, niczego więcej nie mogłabym sobie życzyć ^^

I widzę, że inni też są ze mnie zadowoleni, więc tym bardziej jestem zadowolona, w końcu mogłam się do czegoś przydać.

A jeśli chodzi o treść, to naprawdę cieszę się, że Leah opisana jest w taki, a nie inny sposób. Jej przemiana, jej chęć do zmian, jej... kobiecość (to chyba dobre słowo), to coś, co wreszcie mnie do niej przekonało. Nie jest już tą wredną sucz z BD. I ma długie włosy. Widzę, że pani autorka złamała stereotypy i wilkołaki nie muszą się golić ^^
Wiem, że czepiam się szczegółów, ale jednakowóż to jest pewien fakt, który sprawia, że Leah jest trochę delikatniejsza, mniej buntownicza. I żal nad zniszczoną sukienką, to też nie jest w jej stylu. Może dlatego właśnie ją polubiłam.

Mam nadzieję, moja droga, że sprawisz nam więcej radości i będziesz dodawała nowe części ku pokrzepieniu serc love


Ave Ci, mami B.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Noth.
Wilkołak



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 13:03, 22 Kwi 2009 Powrót do góry

Fabuła ff według mnie świetna jak i tłumaczenie zarazem. Czytało się lekko i przyjemnie.
C.d.? Ależ oczywiście, bo będę śledzić to ff z każdą nową częścią.

Jest to kolejne ff, dzięki któremu zmieniam poglądy na daną postać. Nie powiem, polubiłam Leah. Jest inna. Ma uczucia, chce się zmieniać- wielki plus dla niej.
A Embry? Brak słów dla jego zachowania.

Więcej nie napiszę, bo czas goni, ale pragnę jeszcze dodać, że dziękuję za to tłumaczenie oraz z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
transfuzja.
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nibylandia.

PostWysłany: Śro 13:06, 22 Kwi 2009 Powrót do góry

Ej, ej! Ciąg dalszy musi być, nie próbuj się wymigiwać. ;p

Nic mi nie zgrzytało, wszystko ładnie, pięknie, podoba mi się. Bardzo lubię Leę, więc tym bardziej proszę o kolejne rozdziały.

Zastanawia mnie tylko prolog... Wszystko wyjaśni się dopiero później, tak?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Śro 17:46, 22 Kwi 2009 Powrót do góry

Literówki poprawione dzięki wielkie. Co trzy/ cztery głowy to nie jedna. :)

Właśnie to, że Leah jest inaczej ukazana w ff, od swojej człowieczej strony, tak mnie urzekło, że postanowiłam tłumaczyć Rising Sun.
Mam nadzieję, że c.d. Was nie zawiedzie, moim zdaniem na pewno nie. Wink

Wasze komentarze są naprawdę budujące i mobilizują do dalszej pracy. Nie będę się wymigiwać, dokończę, co zaczęłam. :)

transfuzja- tak prolog porusza wątek, który wyjaśni się później. Podobnie było u Mayer i osobiście uważam, że takie prologi są najlepsze.

Madam butterfly, mam nadzieję, że to współpraca długofalowa, przynajmniej jeśli idzie o ten ff. :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
sandrixlp
Wilkołak



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 113
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Śro 18:50, 22 Kwi 2009 Powrót do góry

świetny przekład :) nie zauważyłam żadnych błędów, fabuła ff jest świetna- Leah jest jedną z moich ulubionych postaci Wink kontynuuj i życzę owocnej pracy oraz współpracy :) będe śledziła z zapartym tchem :)
pozdrawiam sandrix^^


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sandrixlp dnia Śro 18:52, 22 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
conehito
Nowonarodzony



Dołączył: 07 Kwi 2009
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 20:00, 22 Kwi 2009 Powrót do góry

DO TŁUMACZKI: Proszę od razu zanim pojawi się drugi rozdział, a w wątku zapanuje totalny chaos. Mogłabyś wrzucać wszystko na jakiś serwer i w pierwszej wiadomości, na samym początku umieszczać do nich linki?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Wto 19:28, 05 Maj 2009 Powrót do góry

autor: X5- 452
tłumaczenie: ja Wink
korekta: niezastąpiona madam butterfly love

Miłej lektury! :)

Rozdział 2: Czy ten dzień może być jeszcze gorszy? Najwyraźniej, tak.

Czułam się tak, jakby minęły godziny, ale nadal siedziałam w tym samym miejscu, z czołem opartym na kolanach, rękoma obejmowałam nogi. Próbowałam pozbierać się w całość. Dlaczego to aż tak bardzo bolało? Głupi Paul, i tak go nienawidziłam, więc dlaczego przejmowałam się tym, co powiedział? Dlaczego, po wszystkim, co się wydarzyło, ich słowa nadal mogły mnie ranić? Czułam, że dzisiaj dotarłam do końca drogi, nie mogę tego dłużej ignorować. Włożyłam wiele wysiłku, by zmienić się ze „zgorzkniałej Lei” w „nową Leę”, a fakt, że chłopcy nie zauważyli mojej metamorfozy sprawił, iż zaczęłam się zastanawiać, dlaczego w ogóle próbowałam. Przez to moje rozmyślanie nie zauważyłam, że nie jestem już sama; nie poczułam nawet nieznośnie słodkiego zapachu, zanim przemówiła:
- Zastanawiałam się, co tu tak śmierdzi - nieuprzejmie skomentowała Rosalie, zmierzając na polanę, potem spojrzała w dół na mnie, podeszła i zatrzymała się:
- Ojej, czy ty płaczesz?
- Nie - odpowiedziałam, nie podnosząc nawet głowy z kolan. Słyszałam, jak przenosi swój ciężar z jednej nogi na drugą, zastanawiając się czy pójść za moją radą i zostawić mnie w spokoju, czy dopytywać się dalej co mi jest. Zdecydowała się na to drugie, świetnie.
- Co się stało? Któryś z wilków ukradł ci zabawkę do gryzienia, czy co?
- Nie. - Tym razem odpowiedziałam trochę głośniej. Dlaczego Blondi nie złapie aluzji i nie zostawi mnie w spokoju?
- Jezu, nigdy nie widziałam cię w takim stanie, takiej... takiej... - W końcu podniosłam moją zapłakaną twarz i spostrzegłam, że Rosalie kuca przede mną. Wyraźnie skrzywiła się na widok mojej buzi. Nie mogłam wyglądać dobrze, skoro wyciągnęła telefon i, pokazując mi go, powiedziała:
- Chcesz, żebym zadzwoniła do Jake’a?
- On wie, po prostu chcę być teraz sama - odpowiedziałam, kładąc nacisk na słowo „sama” w nadziei, że dotrze to do niej, ale ona zamiast tego odłożyła telefon i powoli usiadła obok mnie.
- Co się stało? - zapytała, a ja nie mogłam pojąć, dlaczego przejmuje się moim losem. Rosalie praktycznie nie wiedziała, że istnieję, poza insynuowaniem w sprawie Jacoba. Nigdy nawet nie słyszałam, żeby do kogoś się odzywała. Zawsze wpatrywała się we mnie, kiedy przychodziłam, a ja odpłacałam jej tym samym, do diabła z tym.
W rzeczywistości nic do niej nie miałam, tak jak i ona do mnie, byłam tego świadoma. Ona jest wampirem, a ja wilkołakiem, nienawidziłyśmy się nawzajem, natura stworzyła nas w opozycji do siebie.
- Dlaczego się mną przejmujesz?
Wzięła głęboki wdech, zirytowana tym, że musiała to sobie uzmysłowić. Nie znosiłam tego, że jest taka piękna i wygląda jak ideał, nawet ubrana w stare jeansy i obszerną, flanelową koszulę.
- Hmm, myślałam, że jesteś najsilniejsza spośród swoich małych, wilczych przyjaciół, nie biorąc pod uwagę rozmiaru. To musiało być coś naprawdę wielkiego, skoro doprowadziło cię do takiego stanu, że siedzisz w lesie naga i płaczesz - powiedziała wolno, a ja wzruszyłam ramionami położywszy głowę na kolanach.
Łał, komplement od Blondynki. Gdybym nie czuła się jak umierający wrak, byłabym naprawdę pod wrażeniem. Boże, co bym dała za to, żeby nie podrzeć wtedy sukienki. Siedzenie nago w obecności wampira było bardzo niekomfortowe, chociaż na szczęście Rosalie nie robiła z tego wielkiej sprawy.
- Nic się nie stało, naprawdę, po prostu przesadziłam z reakcją - wymamrotałam i poczułam, że coś śmierdzącego oplotło moje ramiona. Spojrzałam w górę i zobaczyłam, że Rosalie zdjęła swoją flanelową koszulę i założyła ją na mnie. Z minuty na minutę sytuacja stawała się coraz bardziej niezręczna, ale Rosalie w ogóle nie przejmowała się tym, że paradowała teraz w samym staniku. Nie, żeby miała się czego wstydzić. Cholerne wampiry i ich idealne ciała. Wyglądała jak modelka. Rozważałam stawianie oporu i zaprzestanie dalszej rozmowy, ale byłam taka zmęczona. Byłam zmęczona złością, byłam zmęczona byciem nieuprzejmą, byłam po prostu zmęczona.
- Druga wataha twierdzi, że dobrze się stało, iż nie mogę zostać matką - przyznałam w końcu z nadzieją, że jeśli jej powiem w czym rzecz, to odejdzie. Rosalie syknęła słysząc moje słowa, tak jakby ta obraza dotyczyła jej bezpośrednio.
- Te psie pomioty tak powiedziały? - zapytała z niedowierzaniem. Skinęłam głową na potwierdzenie, mrużąc oczy, gdyż słońce wyszło zza chmur.
- Tak.
Rosalie zacisnęła usta, a potem uśmiechnęła się do mnie szeroko. Jej zęby lśniły w słonecznej poświacie, a skóra błyszczała niczym diamenciki. Wyglądała wtedy jeszcze groźniej, w biustonoszu i jeansach skrzyła się jak wróżka, takiej jej jeszcze nigdy nie widziałam. Nie widziałam jeszcze nikogo z nich w blasku słońca, to było niezwykle spektakularne.
- Chcesz, żebym ich zabiła? - spytała niewinnie, ale jej uśmieszek świadczył o tym, że mówi serio.
Byłam poruszona jej gestem. Zasłużyli na to, ale ja byłam obrońcą ludzkiego życia, a poza tym, co pomyślałaby o tym jej rodzina. Mogłam sobie wyobrazić krwawą rzeź, nie chciałam mieć tego na sumieniu.
- Nie, to sprowadziłoby na was tylko kłopoty i Jake z pewnością by mnie zabił, gdybym na to pozwoliła.
Rosalie prychnęła, rozczarowana i znów nastało milczenie. Słońce skryło się za chmurami, nad polaną rozprzestrzeniła się ciemność.
- Zbiera się na deszcz - powiedziała Rose, spoglądając na ciemniejące niebo. Miałam to gdzieś, byłam taka... skończona, że na niczym mi nie zależało.
- Mmm…
- Zabieram cię do nas - odpowiedziała stanowczo, wstając i pociągając mnie za ramiona. Mogła robić, co tylko chciała, naprawdę nie troszczyłam się ani o siebie, ani o nic, ani o nikogo. Nie tylko teraz. Czułam się, jakbym była sparaliżowana, jakbym w ogóle nie istniała. Nie chciałam istnieć.
- Dobra - zgodziłam się nieobecnym głosem. Rosalie postawiła mnie na nogach i włożyła moje ręce w rękawy, aby zapiąć koszulę na guziki. Byłam zadowolona, że bluzka sięga mi za biodra. Musiała należeć do Emmetta. Rosalie bez trudu wciągnęła mnie na plecy, nie protestowałam. Nic mi nie pozostało.
- Przez nich nie pozostało w tobie ani trochę woli walki, prawda? – wymruczała, spoglądając na mnie ze smutkiem. Zamknęłam oczy. Nie, nie pozostało. Dziś w końcu mnie złamali, rozpadłam się na kawałki.
Otworzyłam oczy i spostrzegłam, że jesteśmy już przy willi Cullenów. Zaczęło padać, kiedy dotarłyśmy do werandy. Rosalie ostrożnie postawiła mnie na podłodze, wzięła moje ramię i otoczyła je na swoich biodrach, aby asystować mi w dalszej drodze. Po sekundzie Emmett zjawił się przy drzwiach, musiał poczuć mój zapach, jego twarz wyrażała niepokój.
- Co ty robisz, Rose? - zapytał zmartwionym głosem, podchodząc do nas i lustrując mnie ze zbyt bliskiej odległości, niżbym sobie tego życzyła. Chciałam go odepchnąć, ale odszedł, zanim zdążyłam się zamachnąć.
- Nic, dlaczego wnioskujesz, że coś zrobiłam? - zapytała mrocznie, jej ton zawierał w sobie groźbę, ale Emmett chyba nie zdawał sobie z tego sprawy.
- No przecież ona jest wilkołakiem, a jeśli dobrze mi wiadomo, nie dotknęłabyś żadnego psa kijem o długości trzech metrów. Pomyślałem, że musiałaś jakoś ją skrzywdzić. - Emmett objaśniał swój tok myślenia, a Rosalie nie przestawała się wpatrywać się w niego złowieszczo, dopóki nie zszedł nam z drogi.
- Twoja wiara we mnie jest zdumiewająca - odrzekła sarkastycznie, jej oczy „wpalały się” intensywnie w Emmetta. Wzruszył ramionami w geście kapitulacji i wycofał się dalej.
- Ktoś przenosi się dzisiaj do pokoju gościnnego. - Usłyszałam śpiewny głos Alice, kiedy wchodziliśmy do przedpokoju. Rosalie z uśmieszkiem na twarzy przytaknęła na potwierdzenie słów siostry. Emmett jęknął i zniknął na górze, przypuszczalnie po to, aby przenieść swoje rzeczy do pokoju dla gości. Rosalie pomogła mi położyć się na kanapie, zatkałam nos z uwagi na zapach. Alice przyniosła koc i okryła mnie nim. Zastanawiało mnie, dlaczego rodzina wampirów ma koce, ale ta myśl wyleciała mi z głowy, gdy tylko zamknęłam oczy.
- Co się stało, Rose? - spytała Alice. Kiedy otworzyłam oczy, żeby na nią spojrzeć, dostrzegłam, że Rosalie patrzy na mnie ze zmartwieniem.
- Jej wataha to banda debili, to się stało - Rosalie splunęła ze złością, a Alice zmarszczyła brwi, była zmieszana i sfrustrowana. Wiedziałam, że nie może znieść tego, że nie potrafi nas widzieć.
- Nie, tylko stado Sama to idioci, moja paczka tylko w jednej piątej - poprawiłam ją słabym głosem, a Rosalie potrząsnęła głową ze złością.
- To nie fair, oni powinni być dla ciebie jak rodzina - wymruczała i zmusiła mnie, abym usiadła. Dlaczego się mną tak przejmowała? Nie mogłam tego zrozumieć.
- Dlaczego tak bardzo martwi cię to, jacy oni są dla mnie okrutni?
Twarz Rosalie pociemniała, a ona sama szybko opuściła pokój. Alice odprowadziła ją wzrokiem, a później usiadła w rogu kanapy, uważając, żeby mnie nie dotknąć.
- Rose i ja też nie możemy mieć dzieci, wiemy jak to jest żyć z taką świadomością. Nawet nie mogę sobie wyobrazić, jak można się czuć, kiedy ktoś wyrzuca ci to prosto w twarz każdego dnia.
Alice powiedziała to z bólem w głosie tak, jakby to sobie wyobrażała, a ja natychmiast przyjęłam postawę obronną. Oni mi współczują? Nie potrzebuję ich litości. Pozostało mi jeszcze trochę dumy, chociaż mogłoby się wydawać, że już jej nie mam. Jestem Leah Clearwater i nie oczekuję, żeby ktoś się nade mną użalał.
- Nie chcę, żebyście wy, pijawki, mi współczuły - wycedziłam przez zęby. Wiedziałam, że jestem nieuprzejma, ale nie mogłam znieść myśli, że ktoś lituje nade mną, obojętnie czy to były wampiry, czy ludzie.
- Leah, my ci nie współczujemy, my po prostu rozumiemy, tylko tyle. - Alice wyjaśniła spokojnie, a ja ponownie położyłam się na kanapie, lekko oszołomiona jej słowami. One mnie rozumiały. Śmieszne, że nasi „naturalni wrogowie” mogą mnie zrozumieć lepiej, niż moje stado kiedykolwiek mogło, nawet Jake i Seth. Wiedziałam, że to nie ich wina. Nie byli kobietami, nigdy nie odczuwali tych samych obaw, chęci i potrzeb, które miałam. Byli najlepszymi członkami watahy, o jakich mogłam w ogóle marzyć, ale nigdy nie mogli do końca zrozumieć, jak to jest być mną. Rosalie i Alice okazywały empatię z oczywistych względów. Przynajmniej nie były jedynymi przedstawicielkami swego gatunku. Ja sama musiałam nosić swój krzyż.
- Jesteś głodna? - Rosalie ponownie się pojawiła. Wyglądała na uspokojoną, nawet się uśmiechnęła. Jej ciepły uśmiech wyprowadził mnie z równowagi. Miałam zamiar powiedzieć, że nie jestem głodna, nie chciałam się narzucać, ale umierałam z głodu.
- Tak, troszkę - przyznałam nieśmiało. Rosalie przytaknęła, nadal się uśmiechając. Dziwnie było oglądać ją uśmiechniętą, ale była taka piękna, a ten uśmiech wyglądał jakby był na właściwym miejscu. Gdybym miała jej twarz, nie przestawałabym się uśmiechać.
- Dobrze, przygotuję ci coś - powiedziała zdecydowanie, a ja spojrzałam na nią zszokowana.
- Potrafisz gotować?
- Wiesz, Renesmee i Nahuel też jedzą normalne potrawy - zripostowała bystrze, na co lekko się zarumieniłam. Zapomniałam, że Rosalie praktycznie pomogła Belli w wychowaniu Renesmee.
- A, no tak.
- Nie przejmuj się Leah, wyluzuj, zajmiemy się wszystkim - zapewniła mnie Alice, a później razem z Rosalie zniknęła w kuchni, słyszałam ich krzątaninę. Naprawdę miałam nadzieję, że jedzenie będzie zjadliwe, byłam okropnie głodna.
Zastanawiałam się, jak bardzo niegrzeczne z mojej strony będzie pytanie, czy mogę tu zostać. Po prostu nie chciałam wracać do La Push, a od kiedy leżałam sobie na kanapie, przykryta kocykiem, to nawet było sensownie poprosić, ale byłam zbyt dumna, żeby to zrobić.
- Będzie nam miło, jeśli u nas zostaniesz, Leah - powiedział Edward, wchodząc do pokoju, za nim szła Bella. Prawie spadłam z kanapy na dźwięk jego głosu.
- Czytający w myślach, wspaniale - odmruknęłam pod nosem, na powrót usadowiwszy się na kanapie. Przynajmniej nie musiałam błagać na głos, pomyślałam, co oznacza, że pozostały mi jakieś resztki dumy.
Edward uśmiechnął się, usłyszawszy moje słowa i tak szybko jak się pojawił, poszedł do innego pokoju, a Bella usiadła na kanapie od strony moich stóp. Wyglądała na zmieszaną. Przypuszczam, że dlatego, iż ostatnim razem, kiedy byłyśmy same, nawrzeszczałam na nią za bawienie się uczuciami Jake'a. To było dawno temu, wydaje się, że prawie w innym życiu.
- Renesmee powiedziała, że Jake dzwonił i poinformował ją o tym, co się stało - powiedziała Bella, jej muzykalny głos wyrażał przygnębienie i smutek. Nigdy nie mogłam zrozumieć, co Jacob w niej widział. Jako wampir wyglądała zjawiskowo, ale pamiętam ją z czasów, kiedy była fajtłapowatą, niezdarną Bellą. Byłyśmy w tej samej sytuacji, obie zostałyśmy porzucone przez mężczyzn naszych marzeń, z tą różnicą, że Edward do niej wrócił. Sam nigdy by do mnie nie wrócił, nie żebym teraz tego chciała. Już dawno przeszło mi, i uczucie do Sama, i ból, jaki na mnie sprowadził, to wydarzyło się tak dawno. Zawsze byłam trochę zazdrosna o Bellę. Myślę, że dlatego, iż miała dwóch mężczyzn, którzy ją kochali i nigdy by jej nie opuścili, a ja nie miałam żadnego.
- O, tak, nie potrzebuję twojej litości - odpowiedziałam złośliwie, starając się w ten sposób ukryć przed nią swoje słabości. Bella obdarzyła mnie zmartwionym uśmiechem.
- Nie lituję się nad tobą - odrzekła i położyła rękę na mojej nodze okrytej kocem - chciałam tylko przekazać ci, że Jake bardzo się o ciebie martwi i chciał, żebyśmy powiedzieli ci, jeśli cię spotkamy, abyś wróciła do domu. Jake boi się, że uciekniesz, tak jak on kiedyś. - Byłam oszołomiona tą wiadomością, zawsze dziwił mnie fakt, że ktoś się o mnie troszczy.
- Nie odeszłabym bez pożegnania - powiedziałam jej pewnie, Bella uśmiechnęła się z ulgą.
- To dobrze, nie chciałabym znów patrzeć na to, jak Jake cierpi - skonstatowała, na jej twarzy pojawił się smutek. Zgadzałam się z nią w tej kwestii. W ostatnim czasie oglądałam go cierpiącego zdecydowanie za często, a wiele powodów do cierpień dostarczyła mu ona. Myślę, że dobrze zdawała sobie z tego sprawę, dlatego tak bardzo pragnęła jego szczęścia. Założę się, że była zadowolona, że Jake wpoił się w Renesmee, ponieważ miała świadomość, że dzięki temu może być w końcu szczęśliwy.
- Zadzwoniłem po Jake'a, odpowiedział, że i tak by przyszedł - Edward pojawił się z wiadomością, a ja poczułam, że panikuję. Nie mogę uwierzyć, że zadzwonił do niego. Głupia pijawka. Edward zerknął na mnie i zmrużył oczy, kiedy usłyszał moje myśli. Nie obchodziło mnie to, zasługiwał na obelgi za telefon do Jacoba i za to, że nie zapytał nawet, czy chcę tego.
- Jake prosił nas, żebyśmy zadzwonili, jeśli się pojawisz.
- Nie chciałam zaprzątać mu głowy.
- Kiedy powiedziałem, że jesteś tutaj, Jake od razu zdecydował się przyjść i odłożył słuchawkę - odpowiedział Edward, wzruszywszy ramionami. Myślę, że był trochę wkurzony, że tak ostro potraktowałam go w swoich myślach, skoro robił tylko to, o co prosił go Jacob.
- Gdzie jest Renesmee? - zapytałam, bo przyszło mi na myśl, że z jej powodu Jacob nalega, żeby przyjść. Pewnie nie widział jej cały dzień i stęsknił sie za nią.
- Z Nahuelem, pojechali do kina w Port Angeles - odpowiedziała Bella i zmarszczyła brwi, jakby z dezaprobatą. Edward zerknął na nią w mgnieniu oka i z powrotem spojrzał na mnie.
- O, a Jake wie o tym? Prawdopodobnie nie przyszedłby tu, gdyby wiedział, że jej nie ma - powiedziałam lekceważąco. Edward spojrzał na mnie dziwnie, a na jego ustach pojawił się uśmieszek.
- Dlaczego miałby nie przyjść tylko dlatego, że nie ma Nessie? - zapytał zaciekawiony.
Nic nie odpowiedziałam. Sposób, w jaki to powiedział, spowodował, że poczułam się głupio. Może przez to, co dziś powiedział Paul i przez to, że moje poczucie wartości sięgnęło dna, ale też dlatego, bo nie sądziłam, iż Jacob aż tak się mną przejmuje, żeby przyjść sprawdzić, jak się czuję i żeby przyjść dla mnie samej.
- Nie masz wystarczająco dużo wiary w siebie, jesteś dla Jacoba tak samo ważna jak Nessie. Jemu naprawdę na tobie zależy - Edward powiedział ciepło. Spojrzałam na niego zaskoczona. Czy wiedział to wszystko z myśli Jake'a?
- Nie musiałem czytać w jego myślach, wiem to, bo widziałem, w jaki sposób mówi o tobie, jak na ciebie patrzy i jak wypowiada twoje imię - Edward odpowiedział na moje nieme pytanie. Nie mogłam nic poradzić na to, że nieproszony rumieniec zagościł na mojej twarzy. Rzuciłam krótkie spojrzenie na Bellę, zagryzała właśnie dolną wargę, zwróciłam uwagę na sposób w jaki spogląda na Edwarda.
- Obiad gotowy! - zawołała Alice i Rosalie pojawiła się z tacą pełna jedzenia.
To było spaghetti. Ślina napłynęła mi do ust, zanim zdążyła położyć talerz na moich kolanach.
- Uwaga, wszyscy odwróćcie oczy, to nie będzie dobrze wyglądać - ostrzegłam ich. Rosalie i Alice zachichotały i poszły do kuchni, a Edward i Bella usadowili się przy pianinie, Edward zaczął grać kołysankę.
Kiedy tylko upewniłam się, że nikt na mnie nie patrzy, zaczęłam pożerać spaghetti. Było przepyszne, powinnam później pochwalić Rose i Alice. Właśnie kiedy pakowałam kolejną porcję jedzenia do ust, Jacob wpadł do domu. To było całkiem imponujące wejście, stał tam ubrany tylko w krótko obcięte jeansy i spojrzał na mnie z szaleństwem w oczach, jego ciało ociekało deszczówką. I oto cała ja, z makaronem zwisającym z ust. Szybko wciągnęłam kluskę, gdy podchodził do mnie. Uśmiechnął się, kiedy w pośpiechu próbowałam połknąć jedzenie. Mam nadzieję, że nie wyglądałam zbyt odrażająco.
- Wszystko w porządku, Leah? - zapytał natarczywie, biorąc ręcznik, który przyniosła mu Bella, by mógł się wysuszyć. Nie zwróciłam nawet uwagi, kiedy opuściła pokój, te wampiry są naprawdę ekstra szybkie.
- Nic mi nie jest, Jake. Rosalie znalazła mnie i przyprowadziła tu - powiedziałam, a Rosalie wysunęła się z kuchni i nonszalancko oparła się o ścianę.
- Rosalie? - spytał, wykręcając przy tym twarz w grymasie.
- Tak, okazuje się, że ja też potrafię być pomocna - Rosalie odpowiedziała uszczypliwie, a Jacob spojrzał na mnie i teatralnie wzruszył ramionami.
- Kto by pomyślał?
Rosalie rzuciła ręcznik kuchenny na jego głowę i wróciła do kuchni. Jake podniósł moje nogi i usadowił się na kanapie, delikatnie kładąc je na swoich kolanach. Nie spuszczał ze mnie wzroku; martwił się o mnie. Przypomniało mi się to, co powiedział Edward - że jestem dla Jacoba tak samo ważna jak Renesmee. To uczucie spowodowało, że zrobiło mi się ciepło na sercu. Spojrzałam na Bellę i Edwarda, wyglądało na to, że ona zadaje mu jakieś pytania, na które on odmawia odpowiedzi. Wyglądała, jakby była zmartwiona.
- Jesteś pewna, że wszystko w porządku? – wyszeptał Jacob, odwracając moją uwagę i zastanowiłam się nad jego pytaniem. Czy wszystko ze mną w porządku? Tak sądzę. No, może nie do końca w porządku, ale nie czułam się już tak, że chciałabym się tylko zwinąć w kulkę i umrzeć, to zawsze jest plus.
- Tak - odpowiedziałam i taka była prawda. Czułam się już dużo lepiej.
- Powiedziałem Rachel i Emily co się stało, właśnie w tym momencie cała ta zgraja wysłuchuje kazania - zapewnił mnie. Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. O, słodka sprawiedliwości, marzyłam tylko o tym, żeby tam być i ich obserwować.
- Dobrze.
- Chcesz, żebym odwiózł cię do domu? - zaoferował, cały czas koncentrując swoje spojrzenie na mnie. Pokręciłam przecząco głową.
- Ale...
Jacob, zignorowawszy mnie, odwrócił się do Belli. Przerwała szeptaną argumentację skierowaną do Edwarda, kiedy Jake zagwizdał, aby przyciągnąć jej uwagę. Zobaczyłam, jak Edward mruży oczy w uwłaczającym geście, ale nic nie powiedział.
- Czy może tu zostać, nie będzie problemu?
- Oczywiście, że nie, Jake - Bella powiedziała słodko, a Jacob mrugnął do niej.
- Dzięki, Bells.
Rosalie i Alice powiedziały dobranoc i zniknęły na górze. Słyszałam, jak Emmett narzeka, że pokój dla gości jest bez niej nudny, a Rosalie odpowiada mu, żeby się przymknął. Edward i Bella wrócili do swojego domku, ciągle szepcząc w furii. Jacob włączył telewizor i przeleciał po kilku kanałach, nie zwracając na nie w ogóle uwagi. Przysunął się bliżej i położył sobie moją głowę na torsie. Zaczął bawić się moimi włosami. Czułam, że to nie przystoi. Chciałam powiedzieć coś, że nie powinien siedzieć tak blisko mnie, że nie powinien dotykać moich włosów, ale sprawiało mi to taką przyjemność, że nie potrafiłam go powstrzymać.
- Nie musisz zostawać - powiedziałam do niego cicho. Spojrzał na mnie, jego oczy wbijały się we mnie, kiedy odpowiedział:
- Tak, muszę.
Siedzieliśmy tak razem i oglądaliśmy telewizję tak długo, dopóki nie zasnęliśmy.

_________

Nie wiem kiedy wkleję następna część, teraz dla odmiany muszę popracować nad Duszkiem Wink
Postaram się jak najszybciej. :)

editos: miałam jeszcze się ustosunkować do prośby conehito, oczywiście umieszczę RS na chomiku, ale postanowiłam to robić partiami prolod i rozdziały 1-4, później 4-9, 10-14, 15-19, 20-24. Info pojawi sie w pierwszym poście w stosownym czasie. Teraz chyba jeszcze sobie poradzicie z przedarciem się przez gąszcz komentarzy. :)
do sandrixlp: będę kontynuować i dziękuję za pozdrowienia. :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Nie 18:00, 04 Lip 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 19:52, 05 Maj 2009 Powrót do góry

Przeczytałam wszystko i jestem zdziwiona. Tak, to dobre słowo. Jak Nessie mogła wykręcić Jake'owi taki numer? No jak? Czemu? Z drugiej strony, wyraźnie widać, że autorka po prostu była zmęczona watą cukrową zapodaną przez Meyer i kreowaniem postaci Leah na zło wcielone, pozbawione niemal wszelkich uczuć.

Duży, duży plus za taką L. Ludzką, słabą, zapłakaną, wrażliwą, a jednak silną i tak ślicznie zauroczoną w Jacobie. Zobaczymy, jak to będzie z wampirami, bo na razie Rose najbardziej mi się podoba. No i może to, że Emmett jest normalny, a nie skretyniały, bo to mój czuły punkt.

Jeśli chodzi o ewentualne błędy, to jestem ciekawa, co w myślach swojej latarośli odnajdzie Edward i czy będzie to wspomniane - powinno, ale zdaję sobie sprawę, że wszelkie super moce tylko komplikują pisanie tekstu, ale wierzę w ten ff i jego potencjał.

Gratuluję wyboru. A, żeby się poczepiać, to w pierwszym rozdziale na początku jest
Cytat:
Jack
- czy nie powinno być jednak Jake?

Pozdrawiam, życzę weny. Czekam na kolejne części obu tłumaczeń.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
madam butterfly
Dobry wampir



Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 126 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki

PostWysłany: Wto 20:17, 05 Maj 2009 Powrót do góry

Spodziewałam się, że Rose zrozumie Leę, ale nie oczekiwałam, że ją wesprze w ten sposób.
Okej, to by było na tyle, jeśli chodzi o przemyślenia zmęczonej odpoczynkiem M.B. Wink

Jasne, że powinno być Jake, poprawiałam kilkakrotnie tego Jacka w tekście i tej jeden najwidoczniej mi umknął. Wink
Błagam o wybaczenie.

Jeśli chodzi o sam tekst, nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Rosalie trzymająca pieczę nad wilkołaczką? Jasne, macierzyństwo macierzyństwem i Rose ma swoje słabości, ale, cóż... Może po prostu nie przywykłam do takiego widoku. Ale to dobrze, udziwnienia są mile widziane Wink
Pozytywnie zaskoczyła mnie Bella - martwi się o przyszłość Nessie, szczególnie po rewelacjach, jakie zaserwował Edward. To dobrze, wykazuje matczyne instynkty. Nie rozumiem jednak, dlaczego Edward się tym nie przejął. Jasne, że potrafi czytać Jake'owi w myślach, ale nawet gdyby Jake nie myślał o Lei w taki sposób, no to przepraszam bardzo, ale jako troskliwy ojciec powinien chyba przeciwdziałać? Tym bardziej, że do tej pory nic go nie powstrzymywało przed byciem przewrażliwionym, szczególnie, jeśli chodzi o kobiety jego życia. Nieładnie, Edwardzie, nieładnie.
Ale, sugerując się prologiem, Nessie wyląduje w łóżku z Nahuelem i, jakby tego było mało, doczekają się potomka Wink
No chyba, że stara dobra M.B. ma problemy z wyobraźnią i stwarza własną nadinterpretację.

Ufam Ci całkowicie, dlatego nie przeczytam wcześniej oryginału, żeby nie psuć sobie zabawy. Póki co, jestem absolutnie za, mam tylko nadzieję, że autorka nie poszła w stronę słodkiej telenoweli zagubionych serc Jacoba i Lei. I mam nadzieję, że Leah to jednak twarda i wredna suka, bo to dodawało jej charakterku.
I trochę mi tu tego brakuje, na razie tylko narzeka na swój okrutny los Wink

Natomiast, moja droga, mogłabym się rozpływać w zachwytach nad Twoim tłumaczeniem, ale oszczędzę Ci męki, bo przeczytanie tego zajęłoby Ci trochę czasu. Ale, żeby nie być gołosłowną, wyznam Ci moją miłość i dozgonne oddanie. Mogę być nawet Twoją niewolnicą.
Bylebyś się tylko nie zniechęciła co do tłumaczenia Wink

Pozdrawiam, madame Julie,
oddana Mami B.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez madam butterfly dnia Wto 20:19, 05 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Masquerade
Gość






PostWysłany: Wto 20:39, 05 Maj 2009 Powrót do góry

Rosalie plująca ze złością :P 'Żmija plująca jadem' :P ciekawam, jakby to w rzeczywistości wyglądało :P

Znalazło się kilka błędów i zdanka niektóre były dziwne, ale ogólnie jestem pod wrażeniem. Genialnie tłumaczysz, Pierniczku. Samo opowiadanie jest bardzo ciekawe. Lubię te o wilkach.
Czekam z niecierpliwością na kolejne. Nie żałuję, że poleciłaś mi swoje tłumaczenie :)
Pozdrawiam i dużo weny życzę:)
M.
AlRose
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Mar 2009
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 20:39, 05 Maj 2009 Powrót do góry

TO FF jest fantastyczne. Jestem ciekawa jak to się dalej potoczy. Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejną część.

a teraz bardziej do tekstu:

Uważam, że opowiadanie w narracji Leah jest bardzo ciekawe. Czegoś takiego jeszcze nie było. Przynajmniej z niczym takim się nie spotkałam. Opowiadanie schludnie, czysto napisane. Jestem pod wrażeniem twojego tłumaczenia. Błędów nie dostrzegłam. Po tych rozdziałam zaczełam patrzeć na Jacoba i Leach z innej strony. W wersji SM te postacie mnie irytowały, a szczegulnie Jacob. Tutaj wydaje się on taki hm... ciepły? tak, to chyba dobre określenie. No więc życzę ci chęci do dalszego tłumaczenia i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kithira
Wilkołak



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Any Other World

PostWysłany: Wto 20:54, 05 Maj 2009 Powrót do góry

Wow. To chyba dobre określenie na to co czuję :) Lubię Leah i zawsze się wkurzałam że Meyer zrobiła z niej taką stwardniałą zołzę.
Dziękuję za to tłumaczenie. Uważam, że sama postać Lee jest nietuzinkowa i warto o niej pisać :) [ ekhem sama wplotłam ją w mój pierwszy ff ;D ] . Autorka ukazała jej największe słabości: chęć bycia matką i bycia postrzeganą, jako inna osoba. A dzięki Tobie ten tekst nabiera jeszcze większej głębi, gdy czyta się go w ojczystym języku :)
Nie będę porównywać do oryginału bo mój english nie jest na takim poziomie :) Ale życzę weny i wolnego czasu dla Ciebie i wspaniałej Mami B. =)
Pozdrawiam^^

A teraz czekam na duszka :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin