|
Autor |
Wiadomość |
Donna
Dobry wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 77 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under
|
Wysłany:
Pon 19:32, 11 Maj 2009 |
|
Witam. Reaktywuję (nareszcie ) Straszliwą grę. Będę wklejała po jednym rozdziale na trzy-cztery komentarze. Jak dojdziemy do trzeciego, to wezmę się za pisanie czwartego. Mam napisaną już dużą część.
Wklejam prolog i r.1.
Prolog
Strach przeszywał mnie, a adrenalina wystrzeliwała ogromną ilością do żył. Prawdopodobnie byłoby to bolesne, gdyby nie to, że ja nie czułam nic, oprócz strachu i bólu. Tylko, że ten pochodził z innego źródła - kątem oka widziałam moją przyjaciółkę. Martwą, rozczłonkowaną. Nie było krwi, ale, ten fakt nie złagodził bólu. Gdzie jest mój mężczyzna? Gdzie jego bracia? Siostra? Przyszywani rodzice? Czy podzielili los osoby za oknem, tak bliskiej mojemu sercu? Tyle pytań. Ale, co gorsza, prawdopodobnie miałam dostać na nie odpowiedź. Postać przede mną, piękna, dzika wampirzyca, wyjawiała po kolei każdy swój ruch w tej strasznej grze. Mówiła o wszystkim, raz za razem przerywając, aby wydać z siebie ironiczny śmiech. Zdradzała wiele szczegółów. A ja pozostałam sama, ze strachem. Nie znała jednego istotnego szczegółu – wszystko, co mówiła, wiedziałam. Pamiętałam. To była prawdopodobnie jedyna rzecz, jaka mogła ją w tym wszystkim zaskoczyć. Ale to nieważne, ponieważ gdy opowieść dobiegnie końca, a mój strach sparaliżuje mnie ostatecznie, wampirzyca prawdopodobnie zatriumfuje i osiągnie swój cel. A ja zostanę wtedy sama ze sobą. Nigdy nie zastanawiałam się, jak jest w niebie. Chciałabym to zrobić teraz, ale nie miałam siły, ani odwagi. Strach nie pozwalał mi zdjąć wzroku z wampirzycy. Każda historia, którą opowiadała, paliła żrąco w mojej głowie. Wspomnienia tak zmienne, tak zróżnicowane, a jednak wszystkie działy się naprawdę. Bałam się zawędrować gdziekolwiek pamięcią, ponieważ mogłaby coś zauważyć, a nie chciałam zginąć w niewiedzy. Chciałam uchwycić ten moment. Przeanalizować dokładnie każdą chwilę mojego życia. Wspomnieć przyjaciół, rodziców oraz moją przyszywaną rodzinę. Najukochańszą osobę w moim życiu.
I nagle wampirzyca skończyła swój długi wywód. Zgodnie z przewidywaniami, zatriumfowała i przygotowała się do skoku. Obrazy w mojej głowie zaczęły skakać jak oszalałe
I wtedy coś się stało.
_____________
Rozdział 1.
Nieznane wspomnienia.
Stałam na łące. Swoimi rozmiarami przewyższała znacznie boisko do baseballu. Wszędzie dookoła było biało. Trzymałam w rękach coś małego i ciepłego. Niezwykle silna chęć, aby na to spojrzeć walczyła ze mną dzielnie. Ale to nie wszystko. Na łące nie byłam sama. Obok mnie, trzymając za rękę, stał Edward. To na niego spojrzałam. Jego mina wyrażała… strach. Dopatrzyć mogłam się też determinacji i śladowych ilości uczucia. Kolejnym zaskoczeniem był fakt, że przed nami stał potwór. Dzika wampirzyca miotała wzrokiem sztylety w naszą stronę. I nagle mojemu sennemu uosobieniu zakręciło się w głowie. Sceneria nie zmieniła się wiele. Przed nami stał rząd postaci w czarnych pelerynach, które łypały groźnie czerwonymi oczami. A wśród nas stały wilki i reszta Cullenów. Kolejna zmiana wszystko podkolorowała: za nami stało około trzydzieści wampirów. Przed nami, za czarnymi diabłami - Volturi, stała kolejna grupa wampirów. Teraz to oni łypali na nas groźnie.
Obraz ulegał ciągłym zmianom. Jakbym wrzuciła je wszystkie do pralki i włączyła najwyższe obroty. Kobieta plus Volturi. Kobieta plus obstawa. Kobieta plus obstawa aka Volturi. Potem wszystko się powtórzyło, ale z nieznanych mi powodów, przeszył mnie smutek. Gorąca rzecz, którą trzymałam, ulotniła się, napawając mnie żalem. Kolejna zmiana scenerii, a właściwie powtórka. Volturi wraz ze strażą oraz ja, pozostali Cullenowie, wilki i reszta naszych kompanów. I owa gorąca rzecz, która dodawała mi odwagi. Nagle dziwny sen zmienił się w przerażający koszmar. Volturi ruszyli do przodu. Moi towarzysze również. Nieświadomie położyłam ciepłą rzecz na… wilkołaku. Jacob stał z naprężonymi mięśniami i wpatrywał się we mnie ze smutkiem. A ja wiedziałam, co muszę robić. Ruszyłam przed siebie, niemalże od razu doganiając swoich towarzyszy. Czułam się wspaniale, biegnąc tak szybko. Byłam wśród śniegu, w zwykłym ubraniu, ale nie było mi zimno. I wtedy koszmar pokazał, na co go stać. Edward, który trzymał mnie cały czas za rękę, puścił ją. Obejrzałam się za nim. Leżał na ziemi, a nad nim stał… rozpoznałam wampiry. Demetri oraz sam Kajusz. Cała grupa rozproszyła się, a ja byłam w kropce. Wszystko krzyczało we mnie, że mam ratować Edwarda. Ale coś innego kazało mi biec w stronę Jacoba i tej ciepłej rzeczy. Trzecim bodźcem, zgranym z biegnięciem w stronę wilka, było z nieznanych mi powodów, zabicie Demetriego. Rzuciłam się na niego i w mgnieniu oka zostałam odrzucona w bok. Zaryłam w ziemię, ale nie poczułam bólu. Twarde podłoże wydawało się śmiesznie miękkie. Mimo, że czułam się taka wolna, coś, czego nie potrafiłam nazwać, ograniczało mnie. Koszmar żył własnym życiem. Było to ciężkie do opisania: wolność i zniewolenie w czasie snu naraz. Odbierałam wszystkie bodźce, czułam, że robię co chce, a zarazem wiedziałam, że muszę robić określone rzeczy. Demetri dopadł mnie w okamgnieniu, a ja odruchowo złapałam go z całej siły za boki. Spojrzał na mnie zaskoczony, a ja go ścisnęłam. Zgniotłam mu cały prawy bok klatki piersiowej. Chrupnięcie żeber dało znak, że mam przestać. I nie czekając na więcej, rzuciłam drwiące spojrzenie w stronę Jane. Również instynktownie, bo czułam, że po prostu muszę się tam spojrzeć. Mała wampirzyca biegła w moją stronę. Jej twarz była pełna furii, wściekłości oraz nienawiści. A ja wbiłam nogę w ziemię z taką siłą, że wyskoczyłam przed siebie na dobre kilka metrów. Rzuciłam się w stronę wilka. Jego śladem podążał sam Aro. I nagle, zanim zdążyłam do nich dobiec, poczułam, jakbym cofnęła się w czasie. Znowu biegłam w ich stronę. Ale teraz Jacob zwrócony był w stronę Ara, zasłaniając to ciepłe coś, do czego mnie tak ciągnęło. Gdy prawie dobiegłam, nastąpiła kolejna zmiana scenerii. Jacob, w postaci ludzkiej, leżał na trawie, a ja wraz z Edwardem uciekałam przez las. Miałam ciepły przedmiot w rękach. Słyszałam tupot wielu nóg za nami. Biegliśmy jak najszybciej mogliśmy, aż tupot ucichł. Spojrzałam na ukochanego, ale jego mina mi nie pomogła. Jego oczy były jak dwa ogromne spodki, a na twarzy malował się silny szok. Ja również spojrzałam w tę stronę, co on. Znów stała tam kobieta. Nie widziałam jej dokładnie, była rozmazana. I ponowna zmiana scenerii. Jacob naprzeciw tej kobiety, w pozycji bojowej. Kolejna: Edward przeciwko kobiecie. Nagle wróciła scena z wilkiem. Za pierwszym razem stał nad martwą kobietą, a za drugim - ona nad nim. Łypała na mnie groźnie. Potem taka sama sytuacja z Edwardem. Poczułam niewysłowiony ból. Tym razem nie było mojego towarzysza nad nią. Ukochany leżał bez ręki na ziemi, krzycząc żebym uciekała. I znowu wszystko zawirowało. To było takie chaotyczne! I takie straszne! I co najgorsze - realistyczne. Jacob oraz Edward leżeli na ziemi, a kobieta warczała na mnie. Zaczęłam uciekać i poczułam, że coś łapie mnie za ramię. Nim zdążyłam na to zareagować, znowu uciekałam, ale nagle ciepły przedmiot zniknął. Odwróciłam się gwałtownie i rzuciłam na kobietę. I kolejne cofnięcie czasu. Mimo snu, czułam przenikliwy ból głowy, który nie radził sobie ewidentnie z chaotycznym przebiegiem snu. Położyłam gorący przedmiot obok siebie i rzuciłam się na wampirzycę. Kolejnym urywkiem było to, że leżałam na ziemi, zasłaniając ciepłą rzecz całym ciałem. I wszystko zawirowało, zmiksowało się w jedno. Martwy Edward. Ból przeszył mój umysł. Zabity Jacob. Kolejne bolesne przeżycie. Brak ciepłego przedmiotu. Pustka w sercu, ból większy niż przy martwym ukochanym. Martwa Rosalie. Ten widok, nie wiedzieć, czemu, wywołał u mnie histerię. Powtórka z Alice. Dokładnie to samo uczucie. Martwa… Ta wizja zawahała się, jakby sama nie była pewna, czy nie jest zbyt okrutna. Esme. Leżała na ziemi. Nie miała obu rąk. Noga wyłamana była pod dziwnym kątem. Druga była zgięta w kolanie. Esme najpierw spojrzała na mnie, z rozczuleniem, potem wrzasnęła coś i jej oczy zbielały, odpłynęła. Widok ten przeszył każdy kawałek mojego ciała, organizmu, serca i duszy. Skoro umarła taka osoba, jak kochająca Esme, to był koniec. Wróg był bezwzględny. Cullenowie byli skazani na śmierć.
Wrzasnęłam. Szamotałam się ile sił. Leżałam w swoim łóżku. Właśnie obudziłam się z najgorszego koszmaru w życiu. Poczułam na nadgarstkach zimny dotyk. Zaczęłam wrzeszczeć na całe gardło.
- Puszczaj mnie! Puść! Zostaw! – krzyki powoli zaczęły zmieniać się w jęki. – Nie rób im krzywdy… zostaw ich… Och, Esme! Wstań proszę!
Rozszlochałam się na dobre. Nie umiałam ani otworzyć oczu, ani się uspokoić, ani odgonić tych obrazów.
- Tylko nie Edward… Mój Jacob… oddaj moje ciepło. Od-daj mo-je żyy-cieee – wychlipałam. Nie wiedziałam, do kogo się zwracam. Coś silnie mną wstrząsnęło. Usłyszałam stłumiony głos. Już nic nie widziałam, ale straciłam świadomość, że to był sen. Ktoś ciągle mnie trzymał. Pewnie miałam być następna po Esme. Wydarłam się ponownie. I poczułam ogromny ból gardła. Musiałam przestać krzyczeć. Łzy leciały strumieniem z moich napuchniętych, przymrużonych oczu i nagle przestałam. Poczułam na swoich wargach znajome zimno. Zamarłam. To Edward! On żyje! To musi być on!
Pospiesznie otworzyłam oczy. Zapiekło niemiłosiernie. Nic nie widziałam. Oślepłam? Chcę zobaczyć Edwarda! Mojego ukochanego! Chcę go widzieć! Chcę wiedzieć, że on żyje!
Przed oczami, powoli wyszedł zza mroczków niewyraźny obraz. Odczekałam dobrą minutę. Wszystko było takie niewyraźne! Zimne palce potarły lekko moje oczy. Chwilowa, acz niemożliwa do opisania ulga, usunęła z moich oczu ból, ukoiła. Zamrugałam gwałtownie, ale zaraz potem, najszybciej jak mogłam, otworzyłam je z powrotem, Zobaczyłam go. Siedział nade mną. Jego twarz wykrzywiał grymas niewysłowionego bólu i strachu. Zmartwienie było zaraz za nimi. Ale był tu! Siedział nade mną! To naprawdę był on!
- Och, Edwardzie! – wydarłam się. Znów poczułam ból w gardle. Podniosłam się i przytuliłam go, i poczułam, jakbym miała roztrzaskaną czaszkę.
-Oj-oj – jęknęłam i opadłam z powrotem na poduszki. Złapałam się za głowę.
- Bello, wszystko dobrze? – usłyszałam aksamitny baryton mojego kochanego. Niestety, nawet on wywołał falę bólu.
- Moja głowa! – jęknęłam. Poczułam, że znika z łóżka. Spróbowałam skupić się na ciszy i całkowicie odciąć mózg od przymusu myślenia. Nie szło mi to zbyt dobrze, bo i w ciszy ból był ogromny.
- Łyknij to – zalecił. Nawet nie wiedziałam, kiedy się pojawił. Gdy nie doczekał się żadnej reakcji, rozchylił lekko moje usta i włożył mi do nich chyba ze trzy tabletki. Trudno było powiedzieć, tak byłam wytrącona z równowagi. Wcisnął mi w rękę szklankę. Poczułam tylko, jak szkło wyślizguje się spod lekkiego uścisku moich palców. A te medykamenty były tak okropnie gorzkie! Chciałabym mu się pożalić, ale bałam się bólu. Poczułam, że podnosi mnie lekko do góry. Wlał mi do ust zimną wodę. Połknęłam ją czym prędzej.
- Bello, może... – zaczął, ale nie zdążył dokończyć. Położyłam mu rękę na twarzy. Zamilczał czekając, co zrobię. Wymacałam powoli jego nos. Zeszłam niżej. Położyłam trzy palce na wargach. Dziwnie nie mogłam skupić się na tym, co robię. Musiałam się wysilić, żeby ręka nie opadła bezwładnie. Zdjęłam dwa palce i zostawiłam na jego ustach tylko jeden. Zamknęłam bolące oczy i na wszelki wypadek zakryłam je dłonią. Były mokre. I to bardzo. Pomyślałam przez chwilę, jak muszę teraz okropnie wyglądać. Gdybym miała siłę, wywróciłabym oczami. Postanowiłam jednak poleżeć tu, nie myśląc za wiele i nie ruszając się zbyt gwałtownie. Trzy tabletki, które dał mi Edward, musiały podziałać błyskawicznie. Ból gardła wytrzymam, a gdy będę już mogła mówić bez ataków bólu w głowie, to poproszę o cokolwiek, co mogłoby mi pomóc. Może jestem chora? Takie sny, takie samopoczucie – to raczej nie jest normalne. Już chciałam przypomnieć sobie, co robiłam wczoraj, ale doszłam do wniosku, że lepiej nie wysilać głowy. Zaczęłam oszukiwać się, że śpię. Wyobraziłam sobie czerń i starałam się nie myśleć o pękającej głowie. Na próżno, ale postanowiłam w końcu, żeby nie okazywać bólu. Edward jest przy mnie i pewnie czuje teraz niemalże taki sam ból, jak ja. Znowu za dużo myśli! Ledwo, co zdążyłam powstrzymać się przed jęknięciem. Głowa pulsowała i buchała gorącem, jakby zaraz miała mi z uszu wylecieć magma. A w mózg wbijały mi się powoli igły, albo Bóg wie, co to może być. Pomyślałam, jaką ulgę by mi sprawiło, gdyby Edward położył mi dłoń na czole i niemalże westchnęłam z lubością. Nie mogłam, niestety, poprosić go o to. Gdyby wtedy o coś poprosił, a ja bym się nie zgodziła, w odpowiednim momencie wypomniałby mi, o co rano poprosiłam i zacząłby wykręcać wszystko tak, że do końca dnia pewnie wzięłabym z nim ślub. Zdziwiła mnie własna myśl, więc odruchowo wywróciłam oczami i jęknęłam. Potem jęknięcie wbiło do końca igły w mojej głowie, czemu zawtórowałam głośnym ,,Auuuu” a wywrócenie oczami poczułam głęboko w środku głowy, jakbym wywróciła mózgiem. Edward zaraz zaczął wypytywać, co ze mną, ale uciszyłam go gestem wolnej ręki. Ku mojemu zachwytowi, złapał ją. Mimo że dotykał mojej ręki, przyjemny dreszcz i ulga przeszły przez całe ciało. Głowa zaczęła boleć trochę mniej. Przesiedzieliśmy tak pół godziny. Stwierdziwszy, że z głowy zostały wyjęte wszystkie igły, a magma wyleciała prawie cała, ostrożnie, acz w miarę szybko, podniosłam się z łóżka. Niemal natychmiast się zatoczyłam, ale Edward ani na chwilę mnie nie puścił, więc tylko pociągnął mnie do siebie.
- Chyba wstałam trochę za szybko. Mógłbyś mnie puścić? – Spojrzał na mnie. Cały czas był zamartwiony. Pocałował mnie w czoło i ostrożnie puścił. Zakręciło mi się w głowie, ale po chwili przeszło.
- No, jakoś stoję. – Zmartwił mnie fakt, że Edward prawie ani razu się nie odezwał przez całe pół godziny.
Na dowód, że wszystko ze mną dobrze, ruszyłam przed siebie. Tym razem nie kręciło mi się w głowie. Cofnęłam się z pocieszającym uśmiechem. Nadal miał utrapioną minę.
- Edwardzie, coś się stało?
Spojrzał na mnie smutno. Westchnął i powiedział:
- Jesteś chora. A to wszystko przeze mnie.
- Jak to?
- Mówiłem ci wczoraj wieczorem, że lepiej będzie, jak się przykryjesz. Ale ty uparcie twierdziłaś, że jest ci wręcz gorąco. No i proszę. W dodatku nie wiem, co ci jest. Całe twoje ciało nie zmieniło temperatury, tylko głowa. Nawet nie wiesz, jak się przeraziłem. Miałaś dobre czterdzieści stopni. I wrzeszczałaś rano jak oszalała – to chyba przez tę temperaturę. Zatoczyłaś się, gdy wstałaś z łóżka, nie ruszałaś się przez prawie pół godziny! – Gdy to mówił, jego mina z chwili na chwilę stawała się coraz bardziej smutna. Zdziwił mnie jeden fakt – nie pamiętałam, co wczoraj robiliśmy. Za to pamiętam doskonale swój pokręcony sen. Straszny i tajemniczy koszmar. Znowu zakręciło mi się w głowie, ale z innych powodów. Kot ze Shreka ze swoją słodką miną w ogóle nie mógł się równać z Edwardem. Nie wiele myśląc, podbiegłam do niego, rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam. Odpowiedział mi namiętnie, ale niestety, krótko. Po chwili odepchnął mnie lekko, ale stanowczo.
- Trzydzieści siedem – westchnął z ulgą. Wywróciłam oczami. Też już prawie nie bolały. Tylko trochę piekły.
- To powinno być karalne – mruknęłam. Spojrzał na mnie trochę zdezorientowany.
- Co takiego?
- Wiesz, że ta mina, którą zrobiłeś przed chwilą, zniewoliłaby najpiękniejszą kobietę na świecie? A co mam powiedzieć taka ja!
Parsknął śmiechem.
- Zniewoliłem cię? – Ciekawe, dlaczego poczułam w tym pytaniu drugie dno.
- Zrobiłeś to, gdy pierwszy raz cię ujrzałam. – Uśmiechnęłam się do swoich wspomnień. To była najszczersza prawda. Edward powoli pochylił się nade mną. Gdy już prawie dotknął moich ust, zaburczało mi w brzuchu i to tak doniośle, że aż zmartwiłam się, czy nie obudzę ta… aż podskoczyłam.
- Co dzisiaj za dzień?! Gdzie jest Charlie?! – Spojrzał na mnie, zawadiacko się uśmiechając.
- Dzisiaj jest piątek. – Zatonęłam w jego złotych oczach. Musiałam potrząsnąć głową, żeby przypomnieć sobie o oddychaniu. Na moją reakcję uśmiechnął się jeszcze szczerzej
Piątek …piątek? Piątek! Jest piątek?!
- Która jest godzina? Nie powinnam być w szkole? Boże, Charlie mnie zabije!
- Spokojnie, Bello. Nie puściłbym cię w tym stanie. Nawet nie wiesz, jak się w nocy wierciłaś. – Spojrzał mi głęboko w oczy. Tym razem nie utonęłam w jego złotych tęczówkach. Wiedziałam, że to stwierdzenie ma drugie dno. Pewnie zachodził w głowę, skąd takie dziwne sny i dlaczego tak okropnie się darłam.
- Która godzina? – Spróbowałam skierować rozmowę na inne tory. Wywrócił oczami na tę niedołężną próbę. Poczułam, że się rumienię.
- Około dziesiątej.
- To dwie lekcje – jęknęłam.
- Z czego robisz taką tragedię, nie rozumiem. Zauważ, że mamy cały dzień dla siebie. – Mimowolnie nabrałam powietrza z głośnym świstem. Edwardowi rozbłysły oczy, od czego niemalże dostałam zawrotów głowy. Nagle perspektywa jednego wolnego dnia od szkoły nie była taka zła. Znów utonęłam w jego oczach. Bardzo powoli zaczęliśmy się do siebie przybliżać. Gdy już stykaliśmy się nosami ponownie zaburczało mi w brzuchu. Jęknęłam głośno.
- Jak można mieć takiego pecha?
- Mamy cały dzień – przypomniał mi. – Chodź, twój organizm musi brać skądś energię. Chyba, że chcesz się jeszcze położyć?
Wywróciłam oczami.
- Edwardzie, czuje się już naprawdę dobrze. Głowa nie boli mnie już w ogóle, a oczy tylko trochę pieką.
- To mam pomysł. Ty pójdziesz do łazienki się przebrać, a ja zrobię ci śniadanie.
Mimowolnie spojrzałam w dół i wybałuszyłam oczy. Spałam w koszuli nocnej na ramiączkach. Właśnie uświadomiłam sobie, że wyglądam jak po wojnie. W jednym miejscu, przy lewym udzie, koszula była lekko rozerwana. Cała była pognieciona, jakby przed chwilą zwrócił ją pies. Jeśli zbyt gwałtownie bym się ruszyła, prawdopodobnie spadłaby ze mnie. Obydwa ramiączka się zsunęły, a fakt, że jeszcze miałam koszulę na sobie, naprawdę mnie zaskoczył. Jedyne, co chroniło ją przed natychmiastowym spadnięciem ze mnie, to fakt, że… Zarumieniłam się. Piersi urosły mi ostatnio znacznie i w przedziwny sposób byłam z tego zadowolona. Edward hamował wybuch śmiechu. Ciekawe czy też zaobserwował to, co ja.
- Tak, chyba naprawdę potrzebuje łazienki – wydukałam powoli. Założyłam ramiączka na swoje miejsce i ruszyłam w stronę szafy. Rumieniec zaczął powoli schodzić, co powitałam z ulgą. Wygrzebałam z szafy jakąś niebieską koszulkę. Ostatnio ciągle zakładałam coś w tym kolorze, bo wiedziałam, że podobam się w nim Edwardowi. Do tego najzwyczajniejsze dżinsy, Już miałam przejść do bielizny, ale dla pewności odwróciłam się. Byłam trochę zaskoczona, ponieważ Edward wręcz pożerał mnie wzrokiem. Znowu się zarumieniłam. Chyba zrozumiał, przy jakiej szafce stoję, bo powoli wyszedł z pokoju. Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem. Szczerze wątpiłam, żeby patrzył mi na plecy, ale inne możliwości trochę mnie przerażały. Wzięłam komplet bielizny i ruszyłam w stronę łazienki. Z kuchni doszedł mnie brzęk. Chyba zrobił to specjalnie, by niewerbalnie poinformować mnie o tym, że mam pełną swobodę.
Przy lustrze przeżyłam szok. Moja twarz była ściągnięta w dół, jakbym nie spała całe wieki. Oczy miałam zaczerwienione i napuchnięte. Usta miały jakąś niezdrową barwę, jakby były posiniaczone. Ciągle widniejący rumieniec na policzkach był jakiś przygaszony, chociaż powinien teraz pokazywać się w pełnej krasie. Włosy miałam w niektórych miejscach nastroszone. Były w takim nieładzie, że aż mnie wryło. Wyglądały jak patyki. Takich włosów to ja nigdy nie miałam po wstaniu z łóżka. Wyszczotkowałam powoli i dokładnie zęby i postanowiłam wziąć długi, gorący prysznic. Tak, to powinno pomóc. Przed kabiną znowu stanęłam jak wryta. Gdy zrzuciłam z siebie tę nieszczęsną koszulę nocną, na moim lewym boku ukazał się ogromny siniak. Szedł od biodra prawie po samą pachę. Jakbym się prosiła o dowód, że to, co widzę jest prawdziwe, zabolał strasznie. Aż zasyczałam. Czym prędzej weszłam pod prysznic i puściłam ciepłą wodę. Moje ciało od razu zrelaksowało się i odprężyło. Myjąc bardzo powoli każdą część ciała, rzuciłam się w wichurę myśli. Po pierwsze, nic nie pamiętam. Wyglądało na to, że cały wieczór leżałam z Edwardem na łóżku, ale dla odmiany nie byłam przykryta. A on najwyraźniej był bez koszuli. Spróbowałam sobie coś przypomnieć. Poczułam znajomy ból w głowie. Jak przez mgłę zobaczyłam scenę sprzed mojego nieszczęsnego snu. Im dłużej o niej myślałam, tym lepiej ją widziałam. W końcu uzyskałam pełny obraz. Leżeliśmy z Edwardem naprzeciw siebie na łóżku. Ja w koszuli nocnej, on w samych spodniach. Trzymaliśmy się za ręce i coś do siebie mówiliśmy. Raz za razem się całowaliśmy, albo przytulałam się do jego piersi. I nagle moja pamięć zawodziła – znowu wpatrywaliśmy się sobie w oczy, a tu nagle czerń. Potem pamiętałam tylko sny. A do tych wolałam nie wracać. Drugą anomalią na mojej liście był fakt, że zachorowałam na jakąś dziwną chorobę. Tym punktem się nie przejmowałam, bo następny był ciekawszy. Edward patrzył prawdopodobnie na moje… krągłości. Tak, a tuż przed prysznicem dowiedziałam się, że mam ogromnego sińca. Sumując fakty, siedzieliśmy w nietypowych dla nas pozycjach na łóżku w nocy, nic nas nie dzieliło, rano miałam ból głowy, Edward patrzył na moje krągłości, a ja mam ogromnego sińca pod podartą koszulą nocną. Przez chwilę mocno się przestraszyłam. A co jeśli… zrobiliśmy coś, czego nie powinniśmy? Znowu się przestraszyłam. Ja nic nie pamiętam! Wyleciałam czym prędzej spod prysznica. Wytarłam się w trybie ekspresowym, i zaczęłam suszyć włosy. Postanowiłam jednak to przemyśleć. Edward nic by nie zrobił. Nie mi. I na pewno by dziś rano tego nie przemilczał. Tak, tego byłam pewna. Tyle, że ja nic nie pamiętam. Może jednak do czegoś doszło?! A co, jeśli on jest święcie przekonany, że ja pamiętam? Może się wstydzi? Boże, dlaczego ja nic nie pamiętam?! Cholera, jednak nie jestem pewna. Muszę go o to jakoś spytać. Ale nie potrafiłam sobie tego wyobrazić: ,,Edwardzie, czy uprawialiśmy wczoraj tak gorący seks, że aż dostałam temperatury i wymazało mi pamięć?”. Zrobiłam się czerwona jak piwonia. To chyba będzie najtrudniejsza rozmowa w naszym życiu! Nie umiałam sobie tego wyobrazić, po prostu nie potrafiłam. Albo inaczej, nie chciałam sobie tego wyobrażać. Dlaczego? Nie wiem. Edward zawsze był pociągający, ale w tym momencie akt fizycznej miłości wydał mi się czymś strasznym. Niedawno, na naszej polanie, gdy zgodziłam się za niego wyjść, stwierdził, że zrywa umowę. Że da mi to, czego ja chciałam, ale nie muszę się z nim żenić. Zgodził się na to. Wtedy tego pragnęłam, chciałam. A teraz? Jestem przerażona, że to zrobiliśmy! Gdzieś we mnie cicho płakała jakaś inna forma życia ,,Ja nic z tego nie pamiętam!’’. Była naprawdę rozszlochana i zrozpaczona.
Nie wiedzieć kiedy, włosy miałam idealnie wysuszone. Rozległy rumieniec na mojej twarzy był już swojej naturalnej barwy. Przeczesałam włosy. Na początku stawiały opór, ale potem poszło gładko. Po wyschnięciu zafalowały lekko. Ubrałam się i, jak na ścięcie, wyszłam z łazienki. Z każdym stopniem schodów było mi coraz bardziej głupio. Im bliżej byłam Edwarda, tym bardziej nie dowierzałam w moje rozmyślania w łazience. Pierwszy stopień: No nie wiem. Drugi: Wątpię. Trzeci: Raczej nie… Czwarty: Chyba zgłupiałam… Piąty: Padło mi na mózg. Z każdym stopniem czułam się coraz gorzej. Prawdopodobnie biłam rekordy czerwienienia się. Zeszłam jak najciszej, chociaż i tak wiedziałam, że mnie usłyszy. Dobił się do mnie zachęcający zapach tostów. Niemalże z czcią, zrobiłam wdech. Zawtórował temu żołądek, wydając z siebie głośne burknięcie. Z kuchni dobiegło wesołe parsknięcie, a następnie kolejne zapachy. Jajka, bekon, ser… napłynęło mi tyle śliny do ust, że ledwie, co dałam radę ją połknąć. Weszłam do kuchni niepewnym krokiem. Edward od razu spojrzał na mnie z krzesła. Zobaczyłam w jego minie zdezorientowanie, potem niepewność, a potem zachichotał, przybierając wesoły wyraz twarzy. Uśmiechnął się anielsko i gestem zaprosił do stołu. Leżały na nim dwa tosty oraz jajka na bekonie. I szynka smażona z serem topionym. Prawie, że rzuciłam się na to ostatnie. Edward przyglądał mi się wesoło. A ja rumieniłam się coraz bardziej. Wiedziałam, o co muszę zapytać. Po szynce, bez słowa, zaczęłam gryźć potężne kawałki tostu.
- Jej, Bello, naprawdę musiałaś być głodna. Kultura uciekła wraz z głodem – nie powiedział tego, by mi dopiec, ale i tak poczułam się głupio.
- Zwizualizuj sobie trzy tygodnie bez krwi – mlasnęłam.
- Wnioskuję, że nie jadłaś trzy tygodnie? Bello, faktycznie coś ci z pamięcią nie gra, w czwartek sam cię karmiłem.
Wolałam nie widzieć jego miny. I tak oto przeszliśmy do tematu, który za chwilę miałam poruszyć. Zjadłam dwa tosty i stwierdziłam, że na bekon nie mam siły. Przeciągnęłam się z lubością.
- Bella, bijesz rekordy pola obejmowanego przez rumieniec.
No pięknie, lekko przekręcone, ale moje myśli. Schowałam twarz w dłoniach. To ta chwila – za moment miałam mu zadać najdziwniejsze i najgłupsze pytanie, jakie mógł ode mnie usłyszeć.
- Bello, coś cię boli? – Zmartwił się i natychmiast do mnie doskoczył.
- Nie, ze mną wszystko w porządku. Albo i nie… Edward – wyjęczałam.
- Co się dzieje, kochanie?
Wiedziałam, że muszę to powiedzieć teraz.
- Co my… czy my… Edward, czy my to wczoraj zrobiliśmy? – wyszeptałam przerażona. Bałam się jego reakcji i jego odpowiedzi. Może miał być zły, że nie pamiętam?
Wyglądał na szczerze zdumionego i zdezorientowanego. Po chwili zrozumiał, co miałam na myśli i wybałuszył oczy.
- Czy masz TO na myśli?
- Tak.
- Ależ Bello, oczywiście, że nie! Skąd wzięłaś taką myśl? Ta gorączka naprawdę chwilowo wytrąciła cię z równowagi! – Ulżyło mi. Ale to nie wyjaśniało sprawy siniaka.
- Bello, coś nie tak? Powiedz mi.
Nie mogłam mu powiedzieć! Złapał mnie za ramiona i potrząsnął leciutko.
- Bello – spojrzał mi prosto w oczy. – Coś się stało? - Byłam na przegranej pozycji. Na jego twarzy wyrysowane było skupienie i determinacja.
Niewiele mówiąc podniosłam trochę koszulkę, aby pokazać mu siniaka. Nie warto było się upierać, że nic się nie stało.
Reakcja była natychmiastowa. Wybałuszył oczy i już po chwili stał po drugiej stronie kuchni z ręką zasłaniającą, zapewne, otwarte usta. Jego oczy zrobiły się na chwilę nieobecne. Myślał i to szczególnie mocno. Po minucie spojrzał na mnie zlękniony.
- Bello, jestem prawie pewien, że nic ci nie zrobiłem. Nie pamiętasz, kiedy coś cię zabolało?
- Edward – jęknęłam. – Ja nic nie pamiętam! Tylko te straszne sny! Nic więcej! Nie pamiętam, co wczoraj robiliśmy! Myślisz, że skąd to głupie pytanie?
Zrobił zmartwioną minę. A potem przejętą. A potem był bliski histerii.
- Edward, uspokój się – powiedziałam. Wyglądał, jakby miał się popłakać. Głupia, głupia, głupia! Będzie całymi dniami się teraz zadręczał!
Nagle jego twarz zamieniła się w maskę.
- Bello, jadę do Alice. Natychmiast. Zostań w domu. – Mówiąc to, zdrętwiał. Spojrzał na mnie pytająco. Niemalże wywróciłam oczami. I tak znał odpowiedź.
- W żadnym wypadku, jadę z Tobą! |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Donna dnia Śro 18:02, 25 Lis 2009, w całości zmieniany 16 razy
|
|
|
|
|
|
xxkasia29xx
Wilkołak
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Białystok
|
Wysłany:
Pon 19:44, 11 Maj 2009 |
|
Już się nie mogłam doczekać tej reaktywacji. I nareszcie jest !
Strasznie się cieszę, bo Twoje opowiadanie strasznie mnie wciągnęło :)
Intrygują mnie dziwne sny Belli... a ten siniak.... Mam nadzieję, ze niedługo się to wyjaśni
Pozdrawiam i życzę duzo weny i czasu |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
angie1985
Wilkołak
Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 124 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 19:57, 11 Maj 2009 |
|
Przeczytałam i wypada skomentować. Ciekawie momo że treść snu nie stanowi żadnej tajemnicy dla kogoś gto czytał BD, bo czymże innym może być to "ciepłe coś" jak nie ich dzieckiem. Ineresujący rozdział trzeba przyznać, tylko trochę zbyt podobna treść do BD, tak myślę ...
Ale podoba mi się i czytać będę chętnie, aby sprawdzić czym mnie zaskoczysz... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez angie1985 dnia Pon 19:58, 11 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Donna
Dobry wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 77 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under
|
Wysłany:
Pon 20:25, 11 Maj 2009 |
|
Trzy-Cztery komentarze i new rozdział, jak mówiłam. Najpierw odp. na komentarze
xxkasia29xx - No...'strasznie' x2 Siejesz pooostrach. A siniaki nie wyjaśnią się prędko... tak myślę...
Laureniaa - krótko, jak to przecyztałam, to leżałam xD Jakbym siebie słyszała ^^
angie1985 - hmm, nie są tajemnicą powiadasz? To kimże jest zamazana kobieta? Czego DOKŁADNIE dotyczą sny? No... właśie... ciepłe coś ie miało być tajemnicą. To jest przed BD i po Eclipse - Dlatego ciepłe coś to nic. Ale nie mogłam napisać ' Zobaczyłam swoją córkę, którą znajdziecie w Breaking Dawn by Steph.Meyer' prawda?:D Cała reszta pozostaje narazie tajemnicą ;-)
Dodaję.
Rozdział 2
Masochistyczny sen.
Według mnie mieliśmy dużo czasu, ale Edward pędził swoim volvo niczym na autostradzie. A ja tylko siedziałam cicho, bo nie wiedziałam, o co mu chodzi. Najwyraźniej przygniótł mnie w nocy, ale zrobił to lekko i nieumyślnie. A on pędził teraz do Alice. Głupia nie jestem, pewnie żeby zapytać, czy nie miała wizji z tym związanej. Tylko, po co te nerwy? I pośpiech? Już zupełnie mi się namieszało w głowie. To tylko siniak, a w dodatku nie boli. Czuję ból, co dziwne, tylko, gdy na niego patrzę, a tego często nie robię, w końcu nie mam skłonności masochistycznych. No chyba, że masochizm to przebywanie w jednym łóżku z wampirem. Jeśli tak, to jestem masochistką i jestem z tego dumna.
Nawet nie zauważyłam, a już byliśmy pod domem Cullenów. Znowu coś przegapiłam, bo Edward już stał obok moich drzwiczek z otwartą dłonią skierowaną w moją stronę. Posłusznie ją złapałam i wyszłam z volvo. Oczywiście, w międzyczasie zdążył w jakiś sposób zamknąć drzwiczki za mną. Aż wywróciłam oczami.
- Alice – mruknął – Co to ma być?
Pierwszy raz spojrzałam w stronę domu, ponieważ wcześniej starałam się zrozumieć Edwarda. Alice stała na ganku i patrzyła na nas lekko zdezorientowana. Czy oni poszaleli?
- Nie wiem – jęknęła.
Edward nagle wziął potężny haust powietrza. Jego oczy zamieniły się w spodki. Czułam, że zaraz wybuchnę. No i…
- Co z wami, do cholery? – zaczęłam się skarżyć – zachowujecie się, jakby stało się niewiadomo co. Mnie to nawet nie boli! Każdemu mogło się zdarzyć!
Zniecierpliwiłam się. Stali w ciszy. Edward z lekką furią wpatrywał się w Alice, a ona w niego lekko przestraszona. Naprawdę powariowali! Ścisnęłam dłoń Edwarda, żeby w końcu zwrócił na mnie uwagę. I zwrócił. Myliłam się, jego twarz nie wyrażała furii. To był strach, histeria i panika. Teraz to moje oczy zamieniły się w dwa spodki.
- Edward, możesz mi wytłumaczyć, o co chodzi? – siliłam się ze sobą, żeby głos był uspokajający.
Odetchnął powoli. Alice coś mruknęła i weszła do domu. A mój ukochany ni stąd, ni zowąd wziął mnie na ręce. I utonęłam w jego złotych oczach… zaraz, nie mogę się w nich topić! Nie mam teraz na to czasu. Chciałam go pocałować, jakoś pocieszyć, ale nagle, w sekundę, otoczenie wokoło się zmieniło – byliśmy w jego pokoju. Położył mnie ostrożnie na łóżku. Ostrożniej, niż zwykle. Wywróciłam oczami. Rozłożyłam się i wyciągnęłam ręce przed siebie w zapraszającym geście. Chwile się wahał, ale po chwili podszedł i objął mnie. Wtuliłam się w jego pierś i zaczęłam przeczesywać jego cudowne, miękkie włosy. Widząc, że trochę się uspokoił, znowu się zniecierpliwiłam.
- Jakieś wyjaśnienia?
Spojrzał na mnie… błagalnie?
- Bello, to poważna sprawa – już chciałam zaoponować, ale ciągnął dalej – jestem wampirem, moja pamięć jest praktycznie doskonała. Tamtej nocy uważałem, żeby za bardzo na ciebie nie naciskać. Odnotowałem to wszystko z tysiąc razy i mam kilka wniosków. Po pierwsze, na pewno nie ja ci to zrobiłem. Po drugie, nie miałaś tego siniaka wcześniej, niż w nocy. Po trzecie i to jest to, co najbardziej mnie martwi, to fakt, że Alice cię nie widzi.
Zdziwiłam się.
- Alice mnie nie widzi? – powtórzyłam otępiała – Dlaczego?
- Twoja przyszłość… widzisz, wniknąłem w jej myśli. Gdy zobaczyłem to, co widziała ona, poczułem gniew i strach. Bello, śniła ci się martwa Esme? – walnął prosto z mostu. Spojrzałam na niego zaskoczona, znowu się pogubiłam. Aż tyle rano wygadałam?
- Tak… ale to tylko sen. Okropny, ale tylko.
- Śnili ci się Volturi?
Okej, już nic nie kumałam. Wyprzedzał moje myślenie o kilometry.
- Tak.
- Bello, to były wizje Alice. Widziała to wszystko dzisiaj w nocy. Twoja przyszłość zmieniała się w ułamku sekundy. I w dodatku, była straszna i dziwna. A to nie koniec. Widzisz, to była zarazem przyszłość i przeszłość, jakby to się działo kiedyś. Alice tak przy tym bolała głowa, że Jasper zaczął szlochać. Esme zaczęła do niej mówić, jak do kogoś, kto umiera. Carlisle badał ją całą noc. A wiesz, co mówiła rano? To samo, co ty.
Patrzyłam na niego otępiała.
- Zaraz, zaraz. Alice widzi moje sny?
- Nawet nie wiemy, czym one są. Może to zbieg okoliczności, albo… nie, po prostu nic nie rozumiemy. I nie mam pojęcia, skąd wziął się twój siniak, ale pojawił się w nocy. A teraz Alice cię nie widzi! W ogóle. Nie wie nawet, co stanie się z tobą za kilka minut. Próbuje cały czas, ale niestety, zawodzi. I nawet nie wiesz, jaki ból głowy ma. Jesteśmy w kropce. Musimy zrobić małą naradę, ale nie dziś. Wszyscy z nas muszą to przemyśleć.
- Edwardzie, ja nic z tego nie rozumiem.
- My też nie i o to chodzi. Dziś zostajesz u nas w domu. I na cały weekend.
Wtuliłam się w niego mocniej. Zauważyłam, że Edward – prawdopodobnie specjalnie – lekko obejmował mnie w ten sposób, aby jego zimna skóra łagodziła ból sińca.
- Edwardzie, ten siniak w ogóle nie boli. To znaczy, tylko jak na niego patrzę. Tak wiem, to głupie, ale…
- Nie boli cię?
- Nie.
Mruknął coś do siebie i po chwili mnie pocałował. Leżeliśmy tak całe godziny, całując się, przytulając i rozmawiając o tym wszystkim. Może i nic nie rozumiałam, ale wychodziło na to, że Cullenowie też nie. Raz za razem do pokoju wchodził ktoś taki, jak Alice, wypytując Edwarda, co i jak. Najczęściej zaglądała właśnie ona, ale, co mnie zdziwiło, równie często robiła to Esme.
- Edwardzie, dlaczego Esme przychodzi tak często? To znaczy, nie mam nic przeciwko, ale Alice to moja przyjaciółka, a Esme jakoś nigdy aż tak nie…
- Esme traktuję cię jak członka rodziny. A raczej wie, że już nim jesteś. Martwi się o ciebie tak samo, jakby martwiła się o mnie. Ciągle w myślach wypytuję, jak tam z tobą, czy cię boli, czy jesteś głodna lub spragniona, czy dobrze się czujesz, czy czegoś nie potrzebujesz, czy może jakoś pomóc i takie rzeczy. Jesteś na razie jej oczkiem w głowie. Traktuje cię już, jak córkę. Gdy matka ma tyle dzieci, a jednemu z nich coś się dzieję, to wtedy jest jej oczkiem w głowie. Myśli o jego potrzebach i wszystkim bardziej, niż o innych. Martwiła się tak już o każdego z nas. O mnie martwiła się tak, gdy pojechałem do Volterry. O Jaspera, gdy uciekł z domu po ataku na ciebie. O Alice, gdy miała te dziwne wizje, a Emmetta, gdy pakował się w jakieś głupie sprzeczki z obcymi wampirami.
To mną wstrząsnęło. Poczułam, że oczy mnie pieką. W dodatku, byłam teraz tak samo ważna, jak kiedyś każdy z członków rodziny. Jakby znała mnie kilkadziesiąt lat… i kilka łez poleciało mi po policzku. Pociągnęłam nosem, a Edward starł mi je. Dodatkową motywacją dla łez było to, że Edward wspomniał o Volterze. To uczucie zdusiłam, ale rozczulenie wzięło górę. Pocałowałam Edwarda i szepnęłam:
- Esme jest cudowna.
W tym samym momencie do pokoju weszli Alice, Jasper oraz Esme. Jazz prawdopodobnie chciał mnie uśpić, bo poczułam się senna i rozluźniona. Ally patrzyła na mnie uważnie a Esme głaskała po głowie. Czułam się jak skończona idiotka.
- Nic jej nie jest, tylko trochę się wzruszyła.
- Czym?
- Powiedziałem jej, jakim uczuciem darzy ją Esme i się popłakała.
Świetnie. Jeszcze większa idiotka.
- Och, kochanie, nie musisz płakać, to nic takiego. Jesteś członkiem rodziny, więc to normalne – zaczęła, ale spojrzała na Edwarda. Miał skupioną minę.
- Ally, kiedy zadzwoniłaś do Carlisle’a?
- Godzinę temu, sądzę. Zawsze przychodzi o tej porze, więc nie wiem, o co ci chodzi.
Edward objął mnie szczelniej, wziął na ręce i ruszył – na szczęście w ludzkim tempie – w stronę drzwi.
- Wróciłem, kochani – rozległ się głos Carlisle’a. Gdy wyszliśmy na korytarz, zobaczyłam jak stoi lekko uśmiechnięty, ale i lekko strapiony w drzwiach. Esme dopadła go i złapała czule za dłoń, przyciskając ją sobie do serca. Subtelnie – pomyślałam. Uśmiechnął się do niej anielsko i pocałował w czoło. Zerknął na Edwarda i posłał mu pytające spojrzenie.
- Mało ci powiedziała Alice. Chodź, wszystko ci wytłumaczę – postawił mnie na ziemi – Ally, zajmij się Bellą, proszę.
Uśmiechnęła się, trochę złośliwie i złapała za rękę. Jęknęłam głośno, ponieważ wiedziałam, co zaraz się ze mną stanie.
- Edward, ona będzie mnie torturować!
Usłyszałam parsknięcia śmiechu i jedno westchnienie.
- Bello, przesadzasz. Nigdy bym ci nic nie zrobiła, wszystko to jest na twoją korzyść, a teraz chodź, bo mamy dużo do roboty.
Jęknęłam ponownie, a Edward patrzył na mnie szczerze rozbawiony. I Esme, i Carlisle i Jasper też. Idiotka do potęgi?
Po chwili wszyscy znikli, a ja zostałam zaciągnięta do pokoju Alice.
- Kupiłam ostatnio dużo rzeczy, na pewno coś ci się spodoba. Mam bardzo dużo sukienek, ale wiedziałam, że lubisz coś zwykłego, więc kupiłam dużo spodni i koszulek, takich zwykłych. No i oczywiście zrobimy ci manikiur i pedikiur i pomyślę, czy nie dać ci jakichś odżywek. Twoje oczy nie wyglądają najlepiej, a kremy też mogą pomóc, ostatnio kupiłam ich sporo. Poćwiczymy kilka fryzur, które mi się spodobały, żebyś mogła tak się czesać codziennie i może jeszcze…
Miałam dość.
- Alice! Oszalałaś? Chcesz mnie zabić? Nie ma okazji, więc nie! I jeszcze raz, nie!
- Od pedikiuru i manikiuru się nie wywiniesz, a ciuchy na pewno nie będą leżeć w mojej garderobie.
Pomyślałam, że jeśli ona mi coś kupiła, to i tak będzie w jej garderobie, bo moja zwyczajnie by tego nie pomieściła.
- Mogę zgodzić się jedynie na ciuchy – tak, dostawałam ataków serca, jak o tym myślałam, ale przynajmniej nie będzie całej reszty.
- Bello, nie rozumiem cię.
- Nie musisz.
- Nie chcesz ubrań? – spojrzała na mnie. Jej oczy były duże, a jej twarz była teraz jak twarz małego dziecka. Ów mina, którą Edward zastosował dzisiaj rano.
- No dobra… chcę – jęknęłam, przegrana.
‘Zwykłe’ koszulki i spodnie okazały się ciuchami z górnej półki i jak najlepszej marki. Nie miały dużo dodatków, ale widać było, ile musiały kosztować, po materiale i wykonaniu. Sukienki były tak bajeczne, że pewnie każda kosztowała tyle, co cały dom Cullenów. Jedna nawet była ozdabiana brylantami. Omal się nie popłakałam, jak zobaczyłam, ile Alice musiała wydać na coś, czego ja i tak nie użyję. Na szczęście moje tortury nie trwały długo. Ally paplała cały czas jak najęta i raz po razie wkładała coś na mnie, ale już po połowie godziny do pokoju wparował Edward i bezceremonialnie wyciągnął mnie z garderoby. I Bogu dzięki. Dowiedziałam się tyle, że Carlisle chce zbadać mojego siniaka. Gdy weszliśmy do jego gabinetu, kazał wszystkim wyjść (Esme, Alice i Jasper byli moimi prywatnymi nowymi cieniami), ale gdy spojrzał na Edwarda, rzuciłam w jego stronę zaskoczone spojrzenie. Ukochany mruknął coś i wyszedł.
- Dlaczego musiał wyjść?
- Bello, to będzie jak wizyta u lekarza. Wiem, że jesteście ze sobą, ale zdjęcie koszulki, albo, chociaż jej duże podwinięcie będzie przydatne.
Zaczerwieniłam się i zawahałam w połowie kroku. Carlisle przybrał fachowy wyraz twarzy i gestem kazał mi usiąść na sofie. Podeszłam tam najwolniej, jak potrafiłam.
- Najpierw rzucę na niego okiem.
Podszedł, równie powoli i podwinął lekko moją koszulkę. Starałam się zamienić w kamień – nie słuchać, nie patrzeć, nie myśleć.
- Spory. Ale kształt jest dziwny. Wcale nie pasuje mi tu przygniecenie. Boli cię teraz?
Poczułam coś cieplejszego, niż jego skóra, na siniaku.
- Tak właściwie, to nie. Czuję się, jakby to była normalna skóra. Boli tylko wtedy, gdy patrzę.
Spojrzał zaskoczony.
- Mogę nacisnąć mocniej? Może zaboleć, jeśli siniak okaże się zwykły.
- Okej.
Poczułam mocny ucisk.
- Nic?
- Ani trochę.
- A spójrz się tutaj.
Spojrzałam – Carlisle dźgał mnie jakimś srebrnym patyko – podobnym czymś. A może raczej uciskał. Było nagrzane, to czułam. I ujrzałam siniaka – syknęłam, tak zapiekł
- Zabolało cię? Nawet nie dotknąłem – powiedział zaskoczony.
- Ale się spojrzałam.
Teraz patrzył na mnie zafascynowany. W jego oczach pojawiło się jakieś światełko, którego nie potrafiłam nazwać.
Carlisle robił najróżniejsze rzeczy. Musiałam, niestety, zdjąć koszulkę, ale położyłam się na boku a on badał ten posiniaczony. Co rusz naciskał, przykładał jakieś zimne rzeczy, robił chyba nawet rentgen, prześwietlał kości i inne rzeczy. Po długiej, męczącej godzinie poddał się.
- Bello, widzę coś takiego pierwszy raz w życiu. To nie jest siniak i jest zarazem.
Świetnie, znowu nic nie rozumiem. Widząc moją minę, od razu wytłumaczył:
- Twoja skóra przybrała taki, a nie inny kolor, ale to nie jest siniak. To raczej… hm, raczej nie będę ci opowiadał o komórkach, ale to trochę tak, jakby to była farba. Skóra wydzieliła ten kolor, tak jak przy zbiciu, ale reszta się nie zmieniła. Nie umiem też wytłumaczyć, dlaczego cię boli, gdy patrzysz. Ale gdy to robisz, siniak z sekundy na sekundę staje się najzwyklejszym siniakiem. Możesz się już ubrać.
Zrobiłam to najszybciej, jak mogłam. Sekundę po założeniu koszulki wszedł Edward. Miał dziwny wyraz twarzy. A za nim weszły moje cienie i… Emmett. Miał szeroki uśmiech i rozluźniona pozycję. Ta, ten tutaj to jak słońce, cienie przy nim znikają. Mimowolnie parsknęłam śmiechem na jego widok. Wyszczerzył się jeszcze bardziej i powiedział:
- No, Bella, nie próżnujesz. Zawsze musi się tobie dziać coś dziwnego, ale po każdym ci nie dość.
Wywróciłam oczami. Nie skomentowałam tego, ale ponownie parsknęłam śmiechem, bo wyszczerzył się z taką siłą, że przez chwilę zmartwiłam się, że przerwie sobie skórę na policzkach. Edward też się uśmiechał – ale niepewnie i lekko. W jego oczach, ku mojemu niezadowoleniu, kryło się zmartwienie. Carlisle był zafascynowany, Jasper trochę obojętny, Esme patrzyła na mnie czule, a Alice trzymała się za głowę. Świetnie, do cieni brakowało mi tylko Rosalie…
Edward podszedł do mnie bez słowa, objął moją twarz dłońmi i pocałował. Zrobił to czule i delikatnie, ale jakże słodko… i ku mojemu zdziwieniu, ale i zachwycie, dłużej niż zwykle. Gdy już odsunął się ode mnie i zobaczył moją minę, zaśmiał się cicho. W pokoju byliśmy już sami. Wolałam jednak jego pokój i jego wielkie, wygodne łoże małżeńskie. Bez słowa mnie zrozumiał – i już po chwili byłam w jego objęciach. Całował mnie zapamiętale i szedł bardzo, ale to bardzo wolno w stronę drzwi. Jego język raz za razem wędrował po linii moich ust, stykał się z moim językiem, tworząc wspólnie jedno, zgrane ciało. Po chwili odsunął się i wybuchnął śmiechem. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Co opuściłam?
Zaśmiał się ponownie.
- Widzisz, Esme przed chwilą na nas spojrzała, a zaraz potem wybiegła na dwór i aż piszczała z radości, a wyglądało to komicznie – wampir skaczący po drzewach i piszczący z uciechy.
Czułam, że między mną a Esme naprawdę tworzy się więź – między matką a córką, ale także między przyjaciółkami.
Nadal trzymał mnie na rękach, a ja położyłam głowę na jego ramieniu. Po chwili zaczęłam całować go po szyi. Ugryzłam leciutko płatek jego ucha i warknął zaskakująco… słodko?
- Wybacz mi, ale to było tak słodkie uczucie, że aż lekko drażniące.
Ugryzłam ponownie i pomyślałam z ironią: dobrze, że jeszcze nie złamałam żadnego zęba. Zauważyłam, że od jego wybuchu śmiechu po prostu stoimy na środku korytarza. Zastanowiłam się, czy jednak nie umie czytać w moich myślach, bo ruszył w stronę swojego pokoju.
Praktycznie cały wieczór spędziliśmy razem – raz wyszłam do toalety, a on raz poszedł do Alice i Carlisle’a. Wrócił trochę rozdrażniony, ale gdy znalazł się w moich objęciach, zaczął się rozluźniać. Zauważyłam, że gryzienie go po uchu sprawia mu jakąś dziwną i natychmiastową uciechę. I znacznie pomogło mi to w uspokojeniu go. Nazwałam to swoją ‘tajną bronią’. Gdy stwierdziłam, że już dostatecznie się rozluźnił, zapytałam:
- Co się stało?
Spojrzał na mnie, a na jego twarzy pojawiła się rozpacz. Ostateczny rozrachunek z dzisiejszego dnia: Idiotka do potęgi setnej.
- Bello, twój siniak wygląda, jakby ktoś w ciebie trzasnął. Walnął jakimś ogromnym kamieniem, popchnął bokiem, cokolwiek… ale to układa się pod kształt przemocy.
Zamrugałam gwałtownie.
- Pchnięcia bokiem? – spróbowałam powiedzieć to z lekką ironią, ale chciałam się szybko dowiedzieć.
- Jakby wampir cię tak urządził.
A jednak. W mojej pamięci ożyły straszne obrazy. Głowa zapulsowała boleśnie, do gardła wdarł się owy palący ból. Oczy zapiekły. Ale ignorowałam to, szukałam czegoś.
I znalazłam
Biegłam w stronę Edwarda i Demetriego. I nagle coś uderzyło mnie w bok, co w efekcie skończyło się wylądowaniem na ziemi.
Chyba oszalałam. Właśnie dostałam awans z idiotki na psychopatkę. I masochistkę w połączeniu. Naprawdę coś ze mną jest nie tak.
- Bello! – Edward poderwał się zaskoczony.
Rzuciłam mu pełne zdezorientowania spojrzenie.
- Przed chwilą miałaś temperaturę trzydzieści osiem…
Nie, to musi być ponury żart. Pamiętaj, że jesteś Psychopatyczną Masochistką!
- Wydawało ci się – o dziwo, mój głos nie zdradził niczego. Chociaż raz ze mną współpracował!
Świetnie, w moim umyśle to nawet głos ma własną wole…
Spojrzał na mnie podejrzliwie i wrócił do łóżka. Przytulił nas do siebie i ku mojemu zachwytowi, splótł nasze nogi. Przyległam do niego każdym centymetrem ciała. Kolejne godziny mijały – w między czasie zadzwoniłam do Charliego z pytaniem, czy ma coś przeciwko, żebym kurowała się u Cullenów. Nie chciał się zgodzić, więc użyłam ‘haka’
- Tato, jak niby mam wyzdrowieć? Oni umieją gotować, a ja muszę teraz leżeć. Nie, żebym dyskryminowała twoje umiejętności kucharskie, ale…
No i złapał ‘haczyk’. Zgodził się i oświadczył, że jeśli nie będę do poniedziałku zdrowa, to mnie już do nich nie puści. Wzniosłam oczy ku niebu i poprosiłam, aby poszedł na obiad do restauracji. Solennie obiecałam, że oddam mu pieniądze, a że jeśli nie ma, to niech weźmie ze swojego słoika ‘spożywka’. Wymamrotał coś pod nosem i pożegnał się.
O godzinie dwudziestej Edward oświadczył, że mam już iść spać, ponieważ jestem chora. Spróbowałam użyć swojej ‘tajnej broni’ i zaczęłam podgryzać mu płatek ucha, mówiąc, że nie jestem śpiąca. Ze śmiechem dał mi godzinę. Tym razem, ku mojemu zachwytowi, przyjął jeszcze bardziej odważną pozycję. Rozłożył się na plecach i pozwolił na siebie wejść. Coś mi dzisiaj za bardzo szedł na rękę… ale nie miałam najmniejszego zamiaru rozwikływać tej zagadki, bo bardzo mi się to podobało. Niestety, po godzinie zsadził mnie z siebie rozbawiony i wiedziałam, że teraz muszę ‘spróbować’ się położyć. Tyle, że wiedziałam, iż na pewno zasnę. Zdziwiłam się, gdy Alice przyniosła mi moją torbę. Odetchnęłam z ulgą i zeszłam z łóżka. Im bliżej byłam torby, tym bardziej podejrzliwa się robiłam. O, moja torba! Hm, moja torba… Torba przyniesiona przez Alice…. Torba Alice. Po otworzeniu: Torba z ciuchami od Alice! Jęknęłam głośno i wzięłam się za poszukiwanie pidżamy. Po około pięciu minutach szukaniu wyszło na jaw, że jest tam tylko jedna. W połowie bielizna, w połowie pidżama z Victoria‘s Secret.
Cała wykoronkowana, oczywiście. Ja, Psychopatyczna Masochistka zarzekam, że jutro zabiję Alice, choćbym miała przy tym złamać wszystkie kości.
Wygrzebałam jeszcze swoją szczoteczkę i powlokłam się do łazienki.
Po umyciu się i wyszczotkowaniu zębów założyłam przeklęty strój. Okazał się jeszcze bardziej skąpy, niż się obawiałam. W drodze do pokoju szłam lekko przygarbiona i rozglądałam się uważnie, czy aby nikt mnie nie widzi. Właściwie miałam zasłonięte tylko miejsca intymne i kawałek pleców. W dodatku, wszystko bardzo się na mnie opinało. Naprawdę, zamorduję ją.
Uchyliłam drzwi i schowałam się za ścianą.
- Nie schodź przez chwilę z łóżka. Edward, chcę cię ostrzec, że to, co mam na sobie to jedyna rzecz, jaką Alice dała mi do ubrania.
Usłyszałam chichot, a po chwili trochę głośniejszy śmiech. Spiekłam raka i weszłam do pokoju. Edward nadal był rozbawiony, ale uniósł – miałam nadzieję, że mimowolnie – brwi. Gdy weszłam do łóżka, dopiero wtedy – mam nadzieję – się opanował. Przykrył mnie kołdrą, a sam zdjął bluzkę. Nareszcie…
Przytulił się do mnie i zaczął nucić moją kołysankę. Już chciałam zaoponować, powiedzieć, że to za szybko, ale odechciało mi się – zawładnęła mną fala zaspania.
Po chwili odpłynęłam.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
To było dziwne. Byłam na jakiejś wyspie. Niedaleko mnie stał dom, a z drugiej strony ciągnęła się plaża. Nie widać było lądu. Postanowiłam uważniej spojrzeć na dom. Był podobny do domu Cullenów. Zanim zdążyłam wydać jakąkolwiek opinie o tym śnie, wszystko sprowadziło się do koszmaru; las zapłonął żywym ogniem. Gdzieś daleko, ale płonął. Jasny dom miał ‘dziury’ w ścianie i wiele wgnieceń. Ale uwagę musiałam skupić gdzie indziej: Edward stał blisko plaży. A obok niego jakaś kobieta… zdecydowanie wampirzyca. Była dziwnie niewyraźna, rozmazana. Edward patrzył na nią rozwścieczony. A ja poczułam strach o niego. Ruszył ku kobiecie, a ona wydała z siebie przerażający charkot. I zaczęli się bić. Robili to tak szybko, że prawie nie zauważałam, co i jak. Biegłam bezmyślnie w stronę ukochanego… i nagle zostałam czymś silnie ugodzona. Spojrzałam na to, co wgniotło mnie w ziemię. I zaczęłam wrzeszczeć. Była to ręka… mojego ukochanego. Patrzyłam na nią bezmyślnie i po prostu się darłam. Poczułam ogromny ból w sercu. Był rozbrajający i bez wątpienia najgorszy w moim życiu. Przed oczami stanęły mi mroczki…
I nagle znikły. Znów stałam na tej cholernej plaży. Kobieta i Edward również. Tym razem wampirzyca zaczęła – rzuciła się na niego z impetem. Znowu zaczęli się pojedynkować. A ja znowu ruszyłam w ich stronę. Tym razem nic mnie nie ugodziło, tylko bezmyślnie rzuciłam się w stronę, w której przed chwilą widziałam dwa rozmazane kontury. Coś złapało mnie za rękę i odleciałam, i po chwili poczułam wodę. Przejechałam po piasku z takim impetem, że aż zapiekły mnie plecy. A ja wrzeszczałam tylko imię Edwarda…
Wszystko uległo transformacji.
Byliśmy w owym jasnym domu. Kobieta stała przede mną i warczała. Edward zasłaniał mnie całym ciałem. Schwyciłam go najmocniej, jak potrafiłam. I znowu wizja była dla mnie brutalna… kobieta wyparowała i coś pociągnęło mnie za włosy. Tym się nie przejęłam. Widziałam, jak Edward również się rozmazuje, a po chwili, jak wgniata silnie ścianę. Zanim ujrzałam, co stało się z kobietą, sceneria zmieniła się całkowicie.
Był zmierzch. Po chwili zorientowałam się, że szłam naga w stronę wody. Edward stał w niej zanurzony do pasa. Wpatrywał się w księżyc, który był w pełni. I był naprawdę piękny. A ja byłam naprawdę pewna siebie. Odwrócił się powoli. Wymieniliśmy kilka słów, niestety, było to dziwnie zagłuszone. Weszłam do wody i złapałam go za rękę. Pociągnął mnie w głębie i uświadomiłam sobie, że on też jest nagi. Raz za razem, gdy wypływaliśmy, bym mogła odetchnąć, przylegaliśmy do siebie całymi ciałami i oddawaliśmy pocałunku. Zanim doczekałam się dalszej i zapewne ciekawszej części tej wizji, wszystko się rozmyło.
Kobieta. Brak Edwarda. Ja, sama. Byłam wściekła. Kobieta wymówiła kilka zdań, a ja nic nie słyszałam. Po chwili ogarnęła mnie fala żalu i smutku. Rozdarł on moje serce a kobieta rzuciła się w moją stronę. I znowu niewiele ujrzałam; kobieta rozmyła się. Przede mną stanęła Alice, wyciągając w moją stronę rękę. Mimowolnie ją złapałam, ale nie miałam na nic siły… żal wypełniał moje serce.
Akcja znowu się zmieniła; Kobieta stała pod ścianą, a przed nią wszyscy Cullenowie… oprócz jednego. Rosalie syczała groźnie, ale ku mojemu zdziwieniu i rozżaleniu, na kobietę rzuciła się Esme. Tak, właśnie ona. Reakcja była natychmiastowa; wszyscy Cullenowie rzucili się na wampirzycę. I znowu zawrót głowy…
Martwy Edward, ot, wiedziałam, że tak jest. A mnie przeszywał ogromny ból, po moich żyłach rozchodził się żywy ogień. Nie wrzeszczałam: myślałam o ukochanym. Miałam nadzieję, że umrę z bólu.
Martwa Esme. Ból. Ogromny, ale nierównający się z poprzednim. I nie miałam tego ognia w żyłach.
Martwy Edward i Esme. I brak bólu w żyłach, niestety.
Martwy Edward i Alice. I ponownie bez ognia.
Potem cała trójka; nieżywa Alice, Esme i Edward. Gdzieś głębiej wiedziałam, że też Emmett. Wizja ta nie była ubrana tylko w uczucia, teraz widziałam: kobietę stojącą pod ścianą i Rosalie wstającą z ziemi. Carlisle z napuchniętymi oczami i po raz pierwszy w życiu zobaczyłam go rozgniewanego. I to bardziej, niż kogokolwiek. Na jego twarzy malowała się niewyobrażalna furia, wściekłość, złość. Syczał, warczał jednocześnie. Jego usta odsłaniały zęby razem z dziąsłami. Jasper stał nad martwą Alice i jęczał, jakby z bólu… a ja byłam doprowadzona do podobnej furii, co Carlisle. Poszłam w jego ślady i rzuciłam się na wampirzycę w swoim tempie. Carlisle również, ale mną prawdopodobnie w ogóle się nie przejął. Po chwili zorientowałam się, że leżę. Wampirzyca siłowała się z rozwścieczonym i rozjuszonym Carlisle’m, a ja widziałam, że z głowy kapie mi krew. Zostałam prawdopodobnie kopnięta, bo czułam, że brzuch jakby wgniata się w moje wnętrzności. I ten ból głowy… Chciałam następną wizję, chciałam wyjść z tej, ale ona trwała i trwała. Ciągle krwawiłam. Jasper wstał i rzucił się na wampirzycę. Zdążyła go powalić jednym ruchem, ale zanim wgniótł się w ziemię, podniosła go Rosalie i uderzyła wampirzycę z pięści prosto w twarz. Odleciała do okien. Carlisle naprawdę przypominał teraz zwierzę. Ruszył na nią, ale ona uchyliła się i pognała w moją stronę… a niech robi ze mną, co chce, byle szybko. Rosalie odepchnęła ją. Ciągle się bili, a ja chciałam już umrzeć. Z czasem poczułam na brzuchu coś zimnego. Na nadgarstkach miałam coś lodowatego. Ale nikt mnie nie trzymał. Zaczęłam czołgać się… żeby go znaleźć. Był w pokoju obok. Nie wypatrzyłam nigdzie jego nóg. Ale widziałam jego głowę. Była ona rzucona na jakiejś półce. Widziałam jego włosy… widziałam leżący niedaleko tułów bez rąk, których też nie potrafiłam odnaleźć. Ale zaczęłam się drzeć, szlochać, płakać, krzyczeć i wszystko naraz. Nie wiedziałam nawet, co robię, nie czułam bólu. Czołgałam się dalej.
Zobaczyłam jego twarz. Patrzył na mnie. Zamurowało mnie. Opadłam na podłogę jak szmaciana lalka i po prostu wpatrywałam się w jego oczy. Nie miałam już siły płakać… i nagle usłyszałam jego aksamitny baryton, ale nie wydobył się z jego ust.
- Bello, błagam, obudź się, Bello PROSZĘ CIĘ!
Wszystko się rozmazało… |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
xxkasia29xx
Wilkołak
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Białystok
|
Wysłany:
Wto 9:07, 12 Maj 2009 |
|
Ja i sianie postrachu ? - phi, ależ wymyśliłaś A te moje błędy to tylko i wyłącznie Twoja wina... Twoje opowiadanie tak mnie wciągnęło, ze potem przez pół godziny nie myślałam co piszę, więc....
Kolejny rozdział oczywiście Bo$ki Moich komentarzy możesz się spodziewać po każdym nowym wpisie, bo trzeba jakoś przyspieszyć dodanie nowego rozdziału, hehe
Pozdrawiam i życzę dużo weny :)
Kasia |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Souris
Gość
|
Wysłany:
Wto 12:29, 12 Maj 2009 |
|
Och! Jak dobrze, że reaktywowałaś to opowiadanie! Nie wypowiadałam się chyba jeszcze na jego temat i nie za bradzo wiem co powiedziec oprócz tego, że jest naprdę dobre. Masz POMYSŁ (jego wykonanie oczywiście też dobre)!! To najważniesze! Przy takiej ilości ff trudno o coś, co będzie niepowtarzalne, a Twoje historia jest własnie taka i to niezaprzeczalnie :) Wstępuję do kręgu Twoich wielbicielek :)
Och, zapomniałabym! Co do treści - podoba mi się jak opisujesz sny Belli. Tak prawdziwie. Są one poplątane, zawikłane, jest tu, później tam... Tak jak w prawdziwych, choć przyznam się, że ja niestety swoich nie pamiętam :( budzę się i pustka... Ale wracając do rzeczy - czekam na ciąg dalszy, mam nadzieję, że szybko dowiem się dlaczego Bella i Alice mają takie wizje, dlaczego odnosi obrażenia z nocnych koszmarów, które bolą tylko gdy na nie patrzy.
Pozdrawiam i życzę weny
Souris |
|
|
|
|
Sam-Cameron
Wilkołak
Dołączył: 11 Sty 2009
Posty: 106 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 12:30, 12 Maj 2009 |
|
Kurczę! Jestem pod wrażeniem! Rewelacyjne i bardzo wciągające opowiadanie. Weszłam sobie do Kącika i zaczęłam szukać czegoś ciekawego - na chybił trafił- do czytania. No i znalazłam się tu. Przebiegłam wzrokiem parę zdań i ani się objerzałam, skończyłam czytać wszystko. Pochłonęłam to jednym tchem. =) Przyznaję, że bardzo mi się podoba. Zwłaszcza, że potrafisz utrzymać czytelnika w napięciu, sprawiasz, że chce on więcej i więcej, aby dowiedzieć się wreszcie, o co chodzi i dlaczego to wszystko się dzieje. Do tego napisałaś to tak fajnie, że czuje się jakby się tam było i przeżywało to wszystko. Naprawdę coś niesamowitego. Rozbudziłaś moją ciekawość i bardzo chętnie przeczytam następne części. Więc wstawiaj szybko to, co masz i pisz, pisz, bo tu uschniemy z niecierpliwości.
Absolutnie fantastyczne!
Pozdrawiam i dużo natchnienia życzę! ;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nati0902
Człowiek
Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 66 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Wto 13:32, 12 Maj 2009 |
|
No dobra to tak po tym komentarzu ma być następna część! Sama tak pisałaś:D
Ale przejdźmy do twojego opowiadania to co mi najbardziej się rzuciło w oczy to że czasem budujesz strasznie skomplikowane zdania.
"Gdyby wtedy o coś poprosił, a ja bym się nie zgodziła, w odpowiednim momencie wypomniałby mi, o co rano poprosiłam i zacząłby wykręcać wszystko tak, że do końca dnia pewnie wzięłabym z nim ślub."
Nie podoba mi się to zdanie najbardziej się nad nim główkowałam o co chodzi jest źle złożone i nie tylko to parę jeszcze by się znalazło.
Co do treści to ciekawi mnie dalsza część i czekam na nią.
Ale staraj się dobrze składać zdania albo znajdź betę! Takie jest moje zdanie.
Pozdrawiam i dużo WENY! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Donna
Dobry wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 77 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under
|
Wysłany:
Wto 14:09, 12 Maj 2009 |
|
Tak, po 3-4 ma być, ale pamiętajcie - muszę być wtedy w domu!! :D
No więc;
Laureniaa - Dzięki za miły komentarz :)
xxkasia29xx - Nie wiem: cieszyć się czy nie cieszyć, że doprowadziłam cię do staniu niemyślenia? :P Cieszę się jednak:D
Souris - To ja mam kręg wielbicielek?! Wiesz, że przez twoój komentarz zaczęłam skakać po pokoju? To chyba niezbyt dobrze... xD
Sam-Cameron - usychacie? Jestem z siebie dumna... xD
Nati0902 - No czasami mam takie dziwne zastygi że siedzę i myślę. Co ja mam tu napisać? Jak? A potem wychodzą takie badziewne... zazwyczaj kilka:D Wybacz:D To są betowane teksty. Jak dobrze pamiętam to Magdolińska się ze mną męczyła xD (tzn ONA SIĘ, a nie jeśli pamiętam;p) Ale napiszę to od 4-go rozdziau dopiero, bo jakoś tak narazie...nie wiem... Dodaję:D
Rozdział 3
Mniej chaosu, więcej zamieszania
Tak, znów był ranek. I znów miałam koszmary i ponownie z lekkim opóźnieniem uświadomiłam sobie, że moje serce (czytaj: Edward) żyje. Jego głos wyrwał mnie z niewątpliwie najgorszego możliwego na tym świecie koszmaru. Mimo to nic nie widziałam. Teraz chyba naprawdę oślepłam. Ciągle słyszałam tylko jakieś trzaski. I ciągle słyszałam stłumiony głos. Jakbym była pod wodą. Jak wtedy, gdy ukąsił mnie James. Nie czułam bólu. Nie czułam właściwie nic, co należałoby do mojego ciała. Nie czułam już zimnych nadgarstków, ani bólu głowy, a tego się spodziewałam. I nie wiedziałam, czy tak jest lepiej. Zapowiadało się tak, jakbym miała umrzeć – a wolałam umierać w katuszach. Dlaczego? Bo chciałabym przede wszystkim poczuć ostatni raz Edwarda. Móc go zobaczyć. Ot, wzrok też nie działał. Czerń, czerń. Jedynie słuch nie wysiadł. Coś tam rejestrowałam, ale to naprawdę było zagłuszone.
Nagle, pierwszy raz od dłużącego mi się czasu, poczułam bardzo silnie coś w okolicach moich piersi. Coś porządnie mną wstrząsnęło, walnęło, albo cokolwiek. Mroczki powoli zaczęły tańczyć – na początku było ciemno. A teraz białe elementy latały w czerni, tworząc jakiś tajemniczy balet. I znowu. Czekałam, czy poczuję coś więcej. Znowu jakieś stłumione głosy, ale czucia żadnego. Kurczę, żałuje, bo w pewien sposób przynosiło to ulgę.
I znowu to trzaśnięcie w klatkę piersiową. Tym razem poczułam coś więcej: własne serce. Tak, zabiło i to dosyć mocno. Pierwszy realistyczny dźwięk pozwolił mi się skupić na czymś innym niż mroczkach. Słyszałam go wyraźnie. Tak jakby…wcześniej nie biło? Niemożliwe, w końcu ciągle myślę. Jest trochę inaczej, niż przy Jamesie. Nic mnie nie blokuję, ja się nie topię. Można to określić w pewien dziwny sposób, trochę jakbym była rybą. Oddycham pod tą wodą. Nie dusi mnie, tak jak wtedy. Mogłam bez problemów oddychać. Tylko że moje serce kłuło mnie. Najzwyczajniej sprawiało mi lekki ból. Nie mocny, lekki, ale sprawiało, a to jest dziwne. Właśnie – przypomniałam coś sobie. Mogłam oddychać pod wodą, albo nie oddychać w ogóle. Nie potrzebowałam teraz oddychać. Dopiero, gdy coś naparło na mnie i poczułam w płucach powietrze, poczułam ulgę. Poczułam ją, mimo że wcześniej nie czułam żadnego dyskomfortu.
Tak, a teraz ponownie potrzebuje powietrza. Zaczynam się dusić. I jednak nie mogłam oddychać. Na szczęście coś mi pomagało – raz za razem wpychało w moją klatkę piersiową to cholerne powietrze. Gdy już myślałam, że będę tak sobie egzystować, poczułam coś innego – usta. Tak, moje własne usta. W dodatku nie były same. Czułam przy nich zimno. Znajome zimno. Bardzo, ale to bardzo znajome zimno. Moje zimno. Poczułam, że nie mogę tak się wylegiwać w mroczkach. Tam był Edward! Musiałam jakoś wyjść z tego głupiego miejsca. Na dobry początek postanowiłam znaleźć swój język. Potrwało to chwilkę, ale znalazłam go. Zlokalizowałam, i bardzo pomogła mi wiedza, że umiem to zrobić. Ruszyłam nim. Tak, działał bez zarzutów. I znowu zimno na ustach. Z ciekawości wystawiłam język do przodu. I wtedy go poczułam…język Edwarda. To zmotywowało mnie wystarczająco, aby w ułamku sekundy znaleźć oczy. Dopiero teraz zrozumiałam, że były zamknięte. Otworzyłam je czym prędzej. I…nic. Cholerne, głupie, wredne, okrutne mroczki! Zaczęły powoli zanikać. Stanowczo za wolno. W międzyczasie zlokalizowałam swój nos. Zrobiłam z radością wydech i czułam już płuca i klatkę piersiową. Spróbowałam też wygiąć jakoś usta, dzięki czemu odkryłam policzki. I nareszcie mroczki znikły.
Było biało. Wszędzie. Nie słyszałam nic. Zmrużyłam wściekła oczy – słońce?
Okazało się, że to nie słońce. Jasność zaczęła zanikać. Po kilku chwilach ujrzałam zgaszoną dużą lampę. Przypominała te, na które patrzy się u dentysty. Nie próżnowałam, zaczęłam omiatać wzrokiem pomieszczenie. Pierwszy niepokojący fakt napotkałam od razu: widziałam swoje piersi. Bez żadnego przykrycia, stanika ani niczego takiego. Przede mną stał Carlisle, a obok Edward. Zobaczyłam, że trzyma mnie za rękę i z radością ją zlokalizowałam. Uścisnęłam ją najsilniej, jak potrafiłam.
- Kochanie, wszystko w porządku?
Poczułam, że coś wgniata mi się w czaszkę. A potem w brzuch? A potem zabolała mnie głowa. Zapiekła i poczułam, jakby była wilgotna. A co do brzucha, to bolał niemiłosiernie. I nie sam brzuch, bo coś w środku skręcało się. Musiałam poświęcić chwilę, żeby nauczyć się mówić, ale wydałam z siebie tylko jakiś dziwny dźwięk. Ale zlokalizowałam gardło i poczułam, jakby lekko płonęło. No świetnie…ale oczy mnie nie bolały.
- Bello, słyszysz mnie?
Jedynym w stu procentach sprawnym narządem były moje oczy. Wzniosłam je ku niebu, a potem w dół. Miałam nadzieję, że Edward zrozumiał.
- Słyszy – powiedział miękko.
I nagle wróciło mi czucie w całym ciele. I, kurcze, wcale mnie to nie ucieszyło. Brzuch zabolał, zaburczał i skręcił się naraz. Głód, ból i nacisk. W głowę wbijały mi się znajome igły i zarazem cała piekła. I była przedziwnie wilgotna. Łokcie miałam najwyraźniej zdarte, bo szczypały trochę. W głowie lekko mi się kręciło, ale potrafiłam ustalić, co gdzie jest. A w cały tył mojego ciała było mi zimno. Wiedząc, że już mogę, ruszyłam głową. W prawo. I się zdziwiłam. Leżałam na dobrze znanym mi stole operacyjnym! Bywałam w szpitalach, więc nie raz widziałam takie rzeczy. No tak, ta lampa. Jęknęłam, bo wszystko mnie bolało.
- E…edart – wycharczałam. Nie mogłam wymówić dokładnie poszczególnych liter, co mnie sfrustrowało. Zdeterminowałam się, żeby wziąć się w garść. Przez pięć minut tak leżałam. I po pięciu minutach powiedziałam twardo:
- Edward.
- Jestem tu, kochanie – powiedział cicho, łagodnie i kojąco.
Nie chciałam się dalej wysilać, więc po prostu podniosłam rękę i wskazałam na głowę, następnie teatralnie skrzywiłam twarz.
- Boli cię głowa?
Z entuzjazmem ‘pokiwałam oczami’. Z pięć razy w każdą stronę.
- Carlisle, podaj jej coś.
- Nie mogę, jest zbyt słaba.
Hm…słaba. A co się ze mną stało? Skoro głowę musiałam zostawić, skupiłam się na brzuchu. Jezu, przecież ja jadłam wczoraj tylko śniadanie! Podniosłam rękę i wskazałam na brzuch. Żeby w pewien sposób im przekazać, że mnie skręca z głodu, zacisnęłam dłoń w pięść. Miałam brzuch cały fioletowy, mocno poobijany. Strasznie ciemnofioletowy.
- Boli cię?
Otworzyłam pięść i pokiwałam dłonią w lewo i w prawo na znak ‘blisko’.
- Jesteś głodna? – Boże, każde słowo wymawiał tak słodko, tak czule. A ja najzwyczajniej skręcałam się z głodu. Znowu ‘pokiwałam oczami’ z entuzjazmem. Dwukrotnie większym, bo zrobiłam to dziesięć razy. Zobaczyłam, że Edward uśmiecha się lekko i łagodnie. Przykrył mnie czymś zielonkawym i wziął na ręce. Bardzo, ale to bardzo powoli i delikatnie. Prawie nic nie poczułam. Moje zimne plecy zlokalizowały na sobie jego dłonie i mimo, że prawdopodobnie był zimniejszy niż tamten stół, stworzył to dziwne elektryzowanie z moją skórą i zrobiło mi się cieplej. Po dłuższej chwili zostałam położona na łóżku. Mogłabym przyrzec, że trwało to z piętnaście minut. Jak z jajkiem, czy coś. Miękka pościel, rozgrzewająca kołdra. Tak, od razu zrobiło mi się lepiej. Patrzyłam tylko na ukochanego, który bardzo wolno usadowił się z boku i złapał moją wyciągniętą dłoń.
- Bello, czy mogę lekko unieść cię do góry, żebyś chociaż w pół siedziała?
Rozważyłam to. Pal licho ból. Skoro on uważał, że byłoby to przydatne, to czemu nie? Pokiwałam oczami.
Bardzo powoli podniósł mnie do góry. Wywołało to falę bólu brzucha. Kontury zaczęły się rozmazywać. Ale nie odpłynęłam, trzymałam się Edwarda. Podłożył mi pod plecy coś miękkiego, więc się oparłam. Po chwili do pokoju weszła cichutko Alice. Niosła sporą, srebrną tackę. Podała ją Edwardowi. Po czym rzuciła mi wesołe spojrzenie:
- Będzie dobrze.
I wyszła. Edward pokazał mi tackę. Leżały na niej przeróżne rzeczy: puree, ryba w marynacie, steki, klopsy, moja ulubiona szynka smażona z serem topionym, jabłko, banan i muffinki. Z lubością sięgnęłam po to ostatnie. Gdy chciałam ugryźć, rozczarowałam się. Nie mogłam wykonać odpowiedniego ruchu szczęką. Muffinka zderzyła się z moimi ustami. Spojrzałam na ukochanego z miną pełną zawodu. Odebrał mi muffinkę, odczepił kawałek i powoli włożył mi go do ust. Pogryźć dałam radę, ale trwało to dosyć długo.
- Może poproszę o coś lżejszego?
Zaprzeczyłam gwałtownie oczami. Postanowiłam trochę poćwiczyć. Tyle, że gdy muffinka dopadła żołądek, poczułam ból. Spojrzałam na niego błagająco i wskazałam palcem na brzuch.
- Mogę ci przynieść lodu, ale na początku to tylko pogorszy sprawę. Nic więcej ci podać na razie nie możemy, kochanie.
Świetnie, znowu mina kota ze Shreka. I taka pełna bólu…postanowiłam ignorować ból. Zaprzeczyłam.
Muffinkę zjadłam mniej-więcej w pół godziny. Potem zaczęłam ćwiczyć mowę, ciągle powtarzając ‘Edward’. Naprawdę szło mi już dobrze, więc skusiłam się na ciepłą ponownie szynkę z serem. Wskazałam mu ją i zaczął mnie karmić, ku mojemu zachwytowi, używając rąk. Trochę nie wypadało, ale starałam się ‘pożerać’ jego palce. A on uśmiechał się promiennie, gdy widział, że gryzłam. No i zaczęłam się zastanawiać, co tak właściwie mi się stało. Po kilku chwilach gryzienia i myślenia zrezygnowałam. Pamięć miałam w dziurkach. Przez cały czas starałam się ignorować ten ból głowy, więc szybko odkryłam, że patrzenie na Edwarda mi pomaga. Skupiałam na nim swoją uwagę, więc nic nie czułam. Jedyny problem to brzuch, ale on w miarę z jedzeniem bolał najpierw okropnie, potem trochę a potem tylko domagał się jeszcze.
Do pokoju przyszła Esme. Miała trzecią już tackę. Nos zatykała sobie palcami, co mnie zdziwiło. Edward oddał jej starą i wziął nową porcję jedzenia. Tosty…zaraz po smażonej szynce to mój ulubiony posiłek. Sięgnęłam po nie łapczywie, ale postanowiłam, że nie mam dość palców Edwarda. Wskazałam na tost. Odłamał kawałek i włożył mi do ust. Był dość mały, więc pogryzłam szybko. Szło mi już prawie normalnie. Postanowiłam otworzyć sama buzię. Postarałam się i…rozwarłam ją całą. Ja trochę się tylko ucieszyłam, ale Edward wręcz się rozpromienił, jak słońce. Z szerokim uśmiechem podłożył mi tost pod nos, a ja na próbę lekko się pochyliłam i ugryzłam. Powstrzymałam jęknięcie, bo głowa trochę zabolała, ale po chwili już gryzłam kawałek. Tak oto zjadłam dwa tosty i sporą kanapkę z sałatą. Mój brzuch trochę się uspokoił. Postanowiłam się wysilić i postarać rozbawić Edwarda naraz.
- Awa…ria systemu. Error, Error…E…error.
Uśmiechnął się trochę. Cóż, przynajmniej mam wymówkę, skąd taki słaby dowcip. W końcu jestem lekko poturbowana.
- Jak się czujesz, kochanie? – zapytał tak…czule, miękko i powoli.
- Bywało gorzej, c...chyba.
- Jesteś jeszcze głodna?
- Już nie. Co s…się ze mną stało?
Spąsowiał. Ja też, ale dlatego, że się jąkałam.
- Opowiem ci, jak poczujesz się lepiej.
Wywróciłam oczami.
- A co to za różnica? Mózg pracuję m…mi normalnie, jeśli w ogóle kiedyś to robił, a jeśli nie, to po prostu j…jest w swoim starym stanie.
Zachichotał.
- Czyli jednak miałem rację, że nadajesz na innych falach.
- Ty tu, nie próbuj mnie odwieść od tematu.
- No więc… to dosyć dziwne i straszne. Spałaś…a potem nie do końca. Zaczęłaś się trząść, potem wić, potem szarpać, potem czołgać po łóżku i przeróżne najdziwniejsze rzeczy. A Alice znowu darła się z bólu. I ja czytałem z jej myśli i widziałem to, co widziałaś ty. Poczujesz się nie komfortowo, jeśli przypomnę ci trochę ich treść?
- Nie.
- No, więc, w momentach, w których… - zawahał się. – W których coś mi się działo poważniejszego, twoje serce zamierało. Nie czekaliśmy na nic, po pierwszym takim fenomenie wzięliśmy cię na stół. I nagle, gdy zwijałaś się na stole, wstrząsnął tobą dreszcz. I wtedy zobaczyliśmy, że na twoim brzuchu robi się siniak. Tak po prostu, sam z siebie. A to nie było najgorsze, bo zaraz potem twoja głowa nagle pękła. Po prostu wytrysło z niej trochę krwi. I zaczęłaś krwawić. No, więc zostałem tylko ja i Carlisle. Reszta poszła do Alice. A pod koniec tego snu serce ci stanęło, więc zaczęliśmy cię reanimować. A ja byłem taki zrozpaczony, że niemal sam cię nie zabiłem. Zamiast robić ci sztuczne oddychanie, czy nacisk na serce, to trzymałem się jak kompletny kretyn i palant za głowę!
Odechciało mi się słuchać tego. Miałam gdzieś, że prawie umarłam. Nie chciałam, żeby Edward ciągle to z siebie wyrzucał. Najzwyczajniej, acz trochę agresywnie, przerwałam mu.
- Nie mów tak o sobie.
Spojrzał na mnie czule, przebijając wszystkie granice. Kot ze Shreka? To przy nim aktualnie, co najwyżej, podrapana maskotka. Boże, dziwić się, że mi serce staje! Powoli wyciągnęłam przed siebie ręce.
- No nie wiem, Bello, czy to..
Rzuciłam mu się na szyję. Najedzona czułam, że ból brzucha powoli znika, ale i tak zaprzeczył tak gwałtownym ruchom. Zabolał mnie. O wiele mniej, niż wcześniej. Złapałam Edwarda za tył szyi i przyciągnęłam najmocniej, jak mogłam – a raczej dał się przyciągnąć – do siebie. Moje wargi ożyły tak pełną siłą, ze mogłabym rozgryźć beton. Zaczęłam go całować tak zapamiętale, tak namiętnie, że po znacznie krótszej chwili, niż powinno, zabrakło mi tchu. Edward odpowiadał mi delikatnie, ale mnie to w pełni zadowalało. I całowaliśmy się naprawdę długo. Z czasem Edward zaczął odpowiadać mi równie namiętnie, ale ręce trzymał schowane za sobą. Często rozwierał mi wargami całe usta i wkładał język najgłębiej, jak mógł. Nasze języki, stykając się, dziko tańczyły, nawet trochę brutalnie się popychając. I Edward zrobił coś, czego w życiu bym się po nim nie spodziewała. Zrzucił z łóżka tackę z jedzeniem, robiąc przy tym ogromny hałas. Położył mnie pod sobą i prawie nie dotykając mnie żadną częścią ciała, całował jeszcze bardziej namiętnie. Trwało to dobre pięć minut, a potem zaczęłam myśleć: byłam pod kocem i nie mam na sobie biustonosza. W około naszego pokoju zapewne paradowali wszyscy Cullenowie. Niezręcznie czułabym się, gdyby podczas takich pocałunków i w takim moim stanie, ten koc by się ze mnie zsunął. A nie mówiąc już, gdyby wparadowali tutaj wszyscy Cullenowie. Ta, bardzo niezręcznie. Kolejne pięć minut błagałam siebie, żeby chociaż trochę mieć chęć odepchnięcia Edwarda. Świadomie przeciągnęłam to o cztery, żeby to przemyśleć. Kolejne trzy, żeby zacząć realizować. Dwie, żeby jeszcze ostatnie minuty tak się całować, aż w końcu popchnęłam go lekko. Jęknął głośno, ale tak, jak nigdy. Złapał moją rękę i całował mnie trochę za bardzo brutalnie jeszcze z dobrą minutę. Po chwili odskoczył ode mnie i huknął się otwartą dłonią w twarz. Nie miałam czasu się tym przejmować, bo aktualnie byłam w niebie. Wszystko miało takie żywe kolory i wydało mi się nagle bardzo radosne. Po pięciu minutach kluczenia pomiędzy żywymi najszczęśliwszymi ludźmi na świecie, a martwym z radości wybrałam jednak życie. Posłałam Edwardowi spojrzenie pełne zdziwienia.
- Wybacz, trochę się…zapędziłem.
- To ja zaczęłam – mruknęłam.
Już chciał zaoponować, ale przerwałam mu w połowie słowa.
- Wiesz, że brzuch mnie nie boli? Już mogę się zginać i w ogóle – to nie było kłamstwo. Po najedzeniu i rozpoczęciu długiego konsumowania, brzuch po prostu przestał mnie boleć. Spojrzał na mnie z dezaprobatą.
- Bello, nie musisz kłamać, żeby mnie pocieszać, ze mną już dobrze.
Spojrzałam na niego ponownie zdziwiona.
- Ale mnie naprawdę nie boli! To tak, jak z tym siniakiem na boku.
Trochę odruchowo chciałam na niego spojrzeć. I…zniknął. Po prostu go nie było. Nie powinien zagoić się tak szybko! Kątem oka zauważyłam swój ogromny siniak na brzuchu i poczułam nagle okropny ból. Czym prędzej opuściłam kołdrę.
- Ech, taki sam jak tamten.
- Co, taki sam? – spytał zdezorientowany.
- No, siniak. Zniknął ten z lewego boku, ale ten na brzuchu też boli, jak patrzę.
Zrobił strasznie zdziwioną minę, a potem się zamyślił. A potem był przerażony.
- Co się stało?
Spojrzał na mnie oceniając zapewne, czy powiedzieć czy nie, więc zrobiłam pełną powagi minę.
- Widzisz, Carlisle, Jasper oraz Rosalie myślą, że możliwe jest, iż jakiś obcy nam wampir, który z niewiadomych sposobów jest niewyczuwalny, albo po prostu działa na odległość, używa jakiegoś zagmatwanego daru, by cię krzywdzić. To myśli Carlisle’a. Możliwe nawet, że jest nowonarodzony i dopiero się uczy. Tu, oczywiście, Jasper. A Rosalie twierdzi, że jego dar rozwija się jak choroba. Najpierw rani trochę, potem znacznie bardziej. I nie wiemy, co o tym myśleć. Emmett pomyślał, czemu dar na ciebie działa, a Alice po jakimś czasie stwierdziła, że to dlatego, iż jest to bardzo rzadki dar, który działa bezpośrednio na ciało, a nie jak w przypadku Jane, umysł. Esme myśli tylko o tym, jak temu zapobiec.
Nie musiał nic mówić, żebym się domyśliła, że on też. Więc prawdopodobnie albo jakiś oszalały nowonarodzony testuje na mnie jakieś dziwne moce. Lub zostałam zarażona przedziwną masochistyczną chorobą, która rani mnie każdej nocy, albo po prostu jakiś wampir zadaje mi obrażenia na odległość. Pomyślałam o laleczkach voo-doo. Szmacianych laleczkach. Ta myśl nie polepszyłam mojego samopoczucia.
Właśnie odkryłam, że nie boli mnie już głowa.
- Edwardzie, mogłabym wstać?
Spojrzał na mnie z taką dezaprobatą, że aż się przestraszyłam, że przymocuje mnie do łóżka.
- Daj spokój, głowa mnie nie boli, brzuch też nie, a nie chce tu siedzieć prawie naga. Wyjście do łazienki mi nie zaszkodzi – przetestowałam na nim mój własny wzrok Ala kot ze Shreka. Zrobił dziwną minę i powoli, aż za bardzo, pokiwał głową.
- Ale pozwól mi, że cię tam zaniosę.
Wywróciłam oczami. Chciałam przetestować, co z moją koordynacją ruchową.
Podszedł do komody i wyciągnął jedwabny, błękitny szlafrok.
- Proszę – powiedział, wręczając mi go. – Ja na chwilę wyjdę.
Oczywiście, czas na przebranie się. Pomyślałam, że to dobry sposób na przetestowanie mojej koordynacji ruchowej, jeśli takową kiedykolwiek miałam. Wyszedł powoli z pokoju.
Na próbę wyciągnęłam się, bo niesamowicie ścierpłam. Jedyny ból, jaki napotkałam, to lekkie szczypanie głowy. Reszta ciała oczywiście poczuła ulgę. Westchnęłam i wstałam powoli z łóżka. Zakręciło mi się w głowie, ale jakoś obeszło się bez przewracania. Spojrzałam w dół.
Mój brzuch był naprawdę wściekle ciemnofioletowy. I poczułam ogromny ból. Miałam zdarte kolana, na których robiły się powoli strupy. Mięśnie nóg bolały lekko w charakterystyczny sposób, jakbym przebiegła z Forks do Seattle na piechotę i bez odpoczynku. Czułam się ociężała, a zarazem lżejsza niż zwykle. Ociężała z bliżej nieokreślonych powodów, ale czułam się po prostu zmarnowana, jakbym cały tydzień harowała bez przerwy, pracując jedynie fizycznie. A lżejsza? Miałam przedziwne poczucie, że coś mnie wcześniej opuściło i dopiero wraca. Jakbym straciła jakąś przedziwną część siebie, i była w trakcie jej odzyskiwania. Tak, uczucie było bardzo dziwne.
Zarzuciłam na siebie szlafrok i zawiązałam go na tyle lekko, żeby trzymał, ale żeby nie ściskał brzucha. Był niesamowicie miękki i ciepły. W odpowiedzi na to, że jestem ubrana, usłyszałam ciche pukanie.
- Mogę już?
- Tak, wchodź.
Edward wszedł powoli do pokoju, jakby nadal się wahał, czy nie przyspawać mnie do łóżka.
- Patrz, stoję. Naprawdę mnie tam nie ma – wskazałam na podłogę obok siebie. Wywrócił oczami i złapał mnie za rękę.
- To jednak idziemy?
- Skoro czujesz się dobrze – uśmiechnął się. Ruszyliśmy powoli w kierunku łazienki. Mogłam przysiąść, że gdzieś u dołu schodów ujrzałam rozmazane kontury, ale niczego nie mogłam być pewna. Będąc w domu wampirów było to jak najbardziej przypuszczalne, ale posiadając lekko schorowaną głowę, nie mogłam być pewna. Edward przystanął przed łazienką. Puknął się nagle w czoło. Zniknął na chwilę. Przestraszyłam się trochę, ale po chwili stał obok mnie z ciuchami w ręce.
- Dziękuję.
Weszłam powoli do łazienki, zostawiając go przed drzwiami. Zrzuciłam z siebie szlafrok i podeszłam do lustra. A zaraz potem przeżyłam szok.
Wszystkie włosy co do jednego miałam dziwnie wystraszone na boki, jak włosy Alice, tyle że miałam je poukładane w nieładzie, i ciągnęło się to cały czas z długością moich włosów. Wyglądały gorzej, niż siano. W nielicznych miejscach, w których były proste, posklejały się krwią. W niektórych miejscach na nastroszonych włosach też była krew. Wyglądało to trochę, jak pasemka.
Usta miałam fioletowe. Wyglądało to, jakbym pomalowała je szminką. Tyle że miały tak charakterystyczną barwę, że po prostu wiadome było, że to nie makijaż. Oczy miałam lekko zamglone, przywołało to na myśl Volturi. Oczywiście, o wiele mniej, ale naprawdę, to nie było u człowieka spotykane, a ja nadal byłam człowiekiem i nadal, mimo wszystko, miałam takie dziwne oczy! W bieli odbijały się, jak zza szkła, moje czekoladowe oczy, które teraz wyglądały raczej, jak błoto pod cienkim lodem. Pod piersiami też miałam siniaki, wcześniej niewidoczne. N sobie miałam jedynie wczorajsze czarne majtki z koronką. Były trochę osunięte w dół. Spojrzałam ponownie na siniec na brzuchu, po czym poczułam ogromny ból. Odwróciłam się, ale zdążyłam zrejestrować, że mam też obdarte łokcie.
Krótko mówiąc, naprawdę wyglądam, jak szmaciana laleczka voo-doo. W dodatku taka mocno zużyta.
Tak, to by wyjaśniało wbijające się w głowę igły – pomyślałam z ironią.
Czym prędzej popędziłam w stronę prysznica. Kabina była lekko otwarta, co wydało mi się nagle zachęcająco zapraszające. Rozebrałam się do końca i weszłam pod prysznic. Na półeczce leżały już moje rzeczy takie jak szampon. Puściłam ciepłą wodę i, jak zwykle, poczułam ulgę.
Z włosami toczyłam prawdziwą wojnę. Uparcie stawiały mi opór. Postanowiłam umyć je w takim stanie, jak są, sprawdzić, czy wyczyściłam krew, spróbować chociaż trochę rozczesać je palcami i następnie znów umyć. Bałam się trochę rozczesywania…
Gdy myłam brzuch, ostrożnie złapałam za gąbkę i starałam się nie patrzeć. Oczywiście, nie poczułam żadnego bólu. Mimo, że usta miałam posiniaczone, gdy patrzyłam w lustro, nie bolały. Gdy myłam, też nie.
Gdy miałam brać się za mycie włosów po raz drugi, puściłam zimniejszą wodę, aby się trochę orzeźwić. Skutkiem tego było to, że pod jej wpływem wyskoczyłam wręcz spod prysznica. Wytarłam się dokładnie. Ubrałam szlafrok i podeszłam do toaletki. Rozczesałam boleśnie włosy. Zabrało mi to z dwadzieścia minut. I spostrzegłam brak suszarki. Pomyślałam, że pewnie o niej zapomnieli.
- Edward, mógłbyś przynieść suszarkę? – krzyknęłam. Dla pewności i z przyzwyczajenia, ale nawet gdybym szepnęła, to by mnie usłyszał, wiedziałam o tym.
Spostrzegłam na toaletce ogromne ilości kremów i lakierów do włosów i paznokci. Przypomniało mi się, jak Alice mówiła, że kupiła ich dużo. Wzięłam wściekle czerwony lakier do paznokci i odkręciłam, chcąc przyjrzeć się kolorowi. Usłyszałam pukanie do drzwi i głos Edwarda.
- Mogę?
- Tak, wejdź.
Przez moją nieuwagę i lekkie zamglenie umysłu na dźwięk głosu Edwarda, z końcówki pędzelka kapnęło. Wściekle czerwona kropla zaczęła spadać w stronę moich kolan. Odruch był czysto instynktowny i oczywisty. Szarpnęłam krzesłem, ale wiedząc, że to na nic, najzwyczajniej pociągnęłam za boki szlafroka. Najwyżej nakapie mi na kolana. Rozstawiłam szlafrok na boki tak, że zasłaniał jedynie plecy. Kapnęło na krzesło, więc puściwszy szlafrok, wytarłam kropelkę. I przypomniało mi się o Edwardzie. Szarpnęłam głową do góry i spojrzałam w lustro. Siedziałam na krześle w rozkroku i całkowicie naga. I zobaczyłam odbicie Edwarda. Stał zdębiały i zszokowany i najwyraźniej go wryło. Stał i patrzył się na lustro. Napotkał po chwili mój wzrok i rozmył się. Zarumieniłam się, złapałam za głowę i zaczęłam się mocno okładać pięścią.
- Głupia! Głupia! Głupia!
To była niewątpliwie najbardziej żenująca chwila w moim życiu. Zaczęły trząść mi się ręce. Zawiązałam mocno szlafrok, z takim uciskiem, że aż mnie zabolało, i wstałam. Zanim weszłam do drzwi, usłyszałam pukanie. Głos już nie Edwarda, ale Alice.
- Mogę wejść?
- Tak, proszę – no super, mój głos zadrżał.
Alice weszła z suszarką w ręku. Spojrzała na mnie i zrobiła dziwną minę.
- Wow, nieźle czerwona jesteś. Prysznic ci pomógł – nagle się zamyśliła – Bello, coś ty zrobiła Edwardowi, że tak zdrętwiał? Przyszedł do mnie i wyrzucił tylko ,,Bella” i wcisnął mi suszarkę w dłoń. I miał kurczę, przedziwny wyraz twarzy – Spojrzała na mnie podejrzliwie. Oddała mi suszarkę i zmrużyła oczy, a ciekawość malowała się na jej twarzy, tworząc przeplatankę z podejrzliwością. Domyśliłam się, czemu nic nie wie. No tak, nie widziała mnie w swoich wizjach.
- Lepiej się już czujesz? – zapytała, skończywszy swoją dziwną przeplatankę.
- Tak, nic mi już nie dolega – nie dała mi dokończyć, a chciałam o coś zapytać.
- Nie boli cię brzuch?
- Nie, tylko jak patrzę, tak jak w przypadku siniaka – znowu rzuciła szybko inne pytanie.
- Och, dziwne, a co z twoimi oczami? Są jakieś nie takie.
- Też tego nie wiem. Alice, gdzie jest Edward?
Chciała przerwać, ale się nie dałam. Zrobiła skwaszoną minę i wróciła przeplatanka.
- Wybiegł z domu. Siedzi gdzieś niedaleko na drzewie. I intensywnie nad czymś myśli. Coś ty mu zrobiła? – wyrzuciła szczerze zdziwiona.
- Emm… powstała pewna bardzo niezręczna sytuacja… - a co miałam powiedzieć? Powstała pewna najbardziej niezręczna i głupia sytuacja na całym świecie? – I tyle.
Westchnęła trochę podirytowana wyłączeniem szczegółów, podała suszarkę i odeszła.
Wysuszyłam włosy i dziesięć minut zastanawiałam się, czy wyjść z łazienki. Zdecydowałam oczywiście, że najpierw wspomnę Edwardowi, że to przez przypadek, a potem nie wrócę do tematu. Ale jak na złość, ciągle powracał mi do myśli jego wzrok, skierowany zdecydowanie niżej, niż na twarz, oraz jego mina...naprawdę, byłam skończoną idiotką do potęgi setnej aka psychopatyczną masochistką, ale ciągle miałam wrażenie, że w tym wyrazie twarzy kryła się nutka pożądania. I wcale mnie to, cholera, nie zawstydzało, jedynie całokształt zajścia.
Ubrałam się i wyszłam z łazienki. Poczułam nagle, że owo coś, czego wcześniej nie miałam, powróciło. Poczułam się, że mam wszystko, co trzeba, a nie mam pojęcia, czego mi brakowało. Zagmatwane uczucie, ale łatwe do odczucia. Weszłam powoli do pokoju, zapewne czerwona jak gorąca stal i pewnie aż się świeciłam.
Zdziwiłam się, bo w pokoju stał Edward. Wpatrywał się we mnie skupiony, jak nigdy, w moją twarz, a w jego minie kryła się determinacja, ciekawość, zdecydowanie, oraz pewność siebie. Wpatrywał się w moje oczy taki skupiony, że pierwszy raz nie musiałam walczyć z tym, żebym nie musiała walczyć z chęcią topienia się w jego własnych. A po chwili na twarzy pojawiła się…furia, ale zaraz potem odetchnął powoli i zerknął na mnie przepraszająco.
Zdrętwiałam, bo nie miałam pojęcia, o co mu chodziło. Posłałam mu mocno zdziwione spojrzenie i nieświadomie otworzyłam usta.
Wybaczcie za dziwne zakończenie, tak ni stąd ni zowąd...ale ;p Ale tak :P 4 rozdział pewnie wam się nie spodoba ... bo mi się nie podoba... xD |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Swan
Zły wampir
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P
|
Wysłany:
Wto 14:34, 12 Maj 2009 |
|
Och matko xD Cieszę się, że reaktywowałaś Straszliwą Grę! Czekałam na to baaardzo dłuuugo xD Na temat tego opowiadania póki co- już się wypowiedziałam wcześniej, ale tak w skrócie mogę powiedzieć, że jest boskie!
Mam nadzieję, że za niedługo dodasz 4 rozdział, czekam na niego niecierpliwie!
Weny!!! :D
Pozdrawiam,
Swan |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Laureniaa
Wilkołak
Dołączył: 27 Mar 2009
Posty: 137 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z nieba
|
Wysłany:
Wto 14:58, 12 Maj 2009 |
|
JEJ!
Ja chcę więcej! Dużo więcej.
Kurcze to trochę dziwne, ale cały czas powtarzam sobie że Bells nie umrze bo w sumie akcja Twojego ff dzieje się przed BD.
Czekam z wytęsknieniem na 4 rozdział
Niech Wena będzie z Tobą! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Souris
Gość
|
Wysłany:
Wto 15:05, 12 Maj 2009 |
|
Jeśli jeszcze nie masz kręgu wielbicielek (w co wątpię) to ja go założę :D cóż... jeśli chodzi o ten rozdział to nie dodam nic nowego. Od wcześniejszego komentarza nic się nie zmieniło (no, może jeszcze bardziej jestem ciekawa co będzie dalej, bo jak na razie wiedziałam co się będzie działo - nie wprowadziłaś zbyt wielu zmian, tak mi się zdaje, stąd moja wiedza :P). Przypadł mi do gustu Twój styl pisania, uwielbiam Cię za "Straszliwą Grę" i "Niesprawiedliwość życia" i czekam na ciąg dalszy opowiadań. Oba znajdują się u mnie w zakładkach, żebym nie miała kłopotu ze znalezieniem
Pozdrawiam i życzę weny,
Souris |
Ostatnio zmieniony przez Souris dnia Wto 15:06, 12 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
xxkasia29xx
Wilkołak
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Białystok
|
Wysłany:
Wto 15:11, 12 Maj 2009 |
|
No dobra, postaram sie aby ten komentarz był przemyślany.... (taa, jasne... nie liczcie na to xD)
Pojawił się nowy rozdział, a więc jest i mój komentarz - tak jak obiecałam.
Rozdział oczywiście świetny, choć bardzo zagadkowy, ale ja to lubię Nie mogę się doczekać wyjaśnienia tej sprawy z dziwnym siniakiem. Na pewno nie powiesz o co konkretnie chodzi, ale mogłabyś chociaż napomknąć czy domysły Cullenów są słuszne...
Czekam na następny rozdział
Pozdrawiam
Kasia |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Sam-Cameron
Wilkołak
Dołączył: 11 Sty 2009
Posty: 106 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 15:34, 12 Maj 2009 |
|
Souris napisał: |
Jeśli jeszcze nie masz kręgu wielbicielek (w co wątpię) to ja go założę :D |
Ja się zapisuję do tego kręgu! x)
Rozdział świetny. Nie będę wypominała błędów, bo po pierwsze: kto ich nie popełnia?, po drugie: nie przeszkadzały w czytaniu i po trzecie: nie przyćmiły świetności opowiadania.
Treść znów niezwykle ciekawa i intrygująca. Akcja w łazience - rewelacja.
Najbardziej podoba mi się to, że Edward i Bella charakterami odpowiadają książkowym, a jednocześnie i nie odpowiadają. x) Chodzi mi o to, że są tacy jak w książkach: Edward opiekuńczy, a Bella oszołomiona Edwardem (no tacy, jacy byli w sadze..wiadomo=), a równocześnie Edward nie jest nadopiekuńczy, a Bella nie jest taką ofiarą losu. Uczyniłaś niektóre cechy subtelniejszymi niż były, tak, że nie dominują innych, co sprawia, że Twoje postaci niby tak podobne do zmierzchowych charakterów są bardzo oryginalne i ciekawe. No i wszystko dopełnia niezwykle intrygująca fabuła. Gratuluję tak fajnego opowiadania!
Pozdrawiam i dużo natchnienia życzę! ;* |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sam-Cameron dnia Wto 15:35, 12 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Lady Vampire
Wilkołak
Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 197 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ni stąd, ni zowąd
|
Wysłany:
Wto 16:53, 12 Maj 2009 |
|
Skasował się mój komentarz. Jak mógł...
Strasznie się ciesze z tej reaktywacji. Aż przykro mi się zrobilo jak wtedy usunęłaś i przerwałaś w tak ciekawym momencie.
Jak już mówiłam wcześniej, tzn. pisałam, bohaterowie są bardziej prawdziwi, a pochodzenie siniaka niewiadome i dlatego opowiadanie jest wciągajace.
WENY!
Liczę na szybkie dodanie nowego rozdziału |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Laureniaa
Wilkołak
Dołączył: 27 Mar 2009
Posty: 137 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z nieba
|
Wysłany:
Wto 17:11, 12 Maj 2009 |
|
Lady moje dwa się skasowały i to nie pierwszy raz. A zawsze mają więcej niż linijkę...
Więc ja też chcę być w klubie wielbicielek. I mam nadzieję, że ten czwarty rozdział pojawi się jak najszybciej (wiem, musisz go napisać, ale i tak mam nadzieję)
No i wena dużo. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Donna
Dobry wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 77 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under
|
Wysłany:
Wto 17:25, 12 Maj 2009 |
|
Beta: Swallow!!! Dziękuje =)
ROZDZIAŁ 4
Myśli
Patrzyłam na niego tępo. Jego mina zbiła mnie z tropu. Najpierw stał
tu, jakby chciał o coś spytać, ale wiedziałam, że chce być skupionym i mieć na twarzy maskę, której tak nie cierpiałam. A potem nagle, na jego twarzy, pojawił się wyraz furii. Zrobił się wściekły, inaczej nie umiałam tego określić. Nie przestraszyłam się, bo nigdy nie bałam się Edwarda. Byłam teraz zszokowana. Mój ukochany starał się nigdy nie okazywać przy mnie takiego gniewu. W stosunku do mnie nie zrobił tego nigdy, nie licząc mojego pierwszego dnia w Forks. Jego wyraz twarzy był teraz identyczny.
Po jego powadze i masce myślałam, że będziemy rozprawiać o moim idiotycznym zachowaniu w łazience. Ale jego twarz po sekundzie, wraz ze zmianą wyrazu, zmieniła moje myśli. Może zrobiłam coś, przez co się
rozzłościł? Może próbował to ukryć, ale nie dał rady? Może stało się
coś, co mogło go rozjuszyć, a ja to przegapiłam?
Może i zmieniał swój wyraz twarz bardzo szybko, ale ja wtedy żyłam w świecie, który zdawał się być zwolniony. Gdy zmienił wyraz twarzy ze
wściekłego na przepraszający, w mojej głowie nadal ukazywał się ten pierwszy.
Rozmyślania trwały pewnie o wiele więcej, niż ta krótka chwila, ale ja
naprawdę byłam blisko zatrzymania czasu - na pewno go znacznie zwolniłam.
Gdy już wróciłam do rzeczywistości, Edward nadal stał przede mną, a
wyraz twarzy miał przepraszający. Dlaczego jeszcze do mnie nie podszedł?
Najzwyczajniej tego nie rozumiałam. Skoro mnie przepraszał, to czemu
trzymał się na dystans? Odruchowo wyciągnęłam przed siebie ręce w
zachęcającym geście. Czekałam, aż się między nimi zjawi. Ale nie zrobił
tego. Nie zmaterializował się w nich, jak to miał w zwyczaju.
Niecierpliwie i znowu odruchowo, ściągnęłam brwi. A on nadal tam stał.
Zezłościłam się na niego trochę. Co on w ogóle wyprawiał? Opuściłam ręce i, z jeszcze większą zmarszczką pomiędzy brwiami, zrobiłam krok do przodu.
Teraz się zmaterializował, ale na pewno nigdzie blisko mnie. Bałam się. Ale o niego. Gdzie on poszedł? Nigdy, ale to przenigdy, nie odchodził ode mnie bez słowa. Obróciłam się szybko wokół własnej osi, żeby sprawdzić, czy nie stoi za mną, albo gdzieś w rogu. Nie zrejestrowałam go nigdzie, więc postarałam się odgonić obraz jego twarzy, pełnej furii. Postanowiłam skupić się nad tym, gdzie on może być, czemu się zezłościł...
Nie, tylko nie o wściekłości!
I co ja, człowiek, mogę zrobić? A zwłaszcza w domu pełnym wampirów?
Nagle dopadła mnie złota myśl. I zdziwiłam się,
czemu rozhisteryzowana, nie zrealizowałam jej wcześniej. Mogę zawołać jednego z tych wampirów.
Oczywiście, zdecydowałam się na Alice.
Już otworzyłam usta, gdy nagle, zmaterializował się przede mną,
przykładając palec do ust. Spojrzałam na niego, ponownie zbita z
pantałyku.
- Wybacz Bello - szepnął i zrobił stanowczo za wolny krok w moją stronę.
Naprawdę, sztuczka z Oczami a'la kot ze Shreka była już przestarzała, ale
moja reakcja nadal była taka sama. Pobiegłam w jego stronę i rzuciłam mu
się na szyję. Na początku stał nieruchomo, po czym wyszeptał
,,przepraszam" i objął mnie. Użyłam 'tajnej broni' i ugryzłam go w
płatek ucha. Zachichotał, widocznie wiedząc, w jakich sytuacjach tak
robię, a potem ruszył powoli w stronę łóżka. Objął mnie na tyle mocno,
żebym unosiła się w powietrzu, a zarazem nie przyciskał mnie tak, żebym
odczuwała ból. Postanowiłam, że zapytam go potem, dlaczego ta dziwna
scena w ogóle się odbyła. Później, bo teraz miałam co innego na głowie -
położył mnie na łóżku i pochylił się w moją stronę. Spodziewałam się
pocałunku w usta, ale poczułam jego wargi tylko na czole. Spojrzałam na
niego lekko rozczarowana. Uśmiechnął się tylko i usiadł obok mnie.
Podniosłam się z miną dziecka, któremu ktoś zabrał lizaka. Gdy moje oczy napotkały jego, zdziwiłam się. Miał płaczliwy wyraz twarzy.
- Bello, proszę, wybacz mi. Nikomu nie mówiłem tego, co powiem ci teraz. A potem przekażę to mojej rodzinie.
Przeprosiny? Jakoś mi z tym nie było wesoło.
- Byłem tym tak zszokowany, że nikomu nic nie dałem do zrozumienia. A
ten fakt jest bardzo istotny, może być przydatny w sprawie z tym
nieznanym nam wampirem.
Zanosiło się na coś ciekawszego, niż przeprosiny. Ale jego twarz
sprawiała, że miałam ochotę klęknąć na kolana i łkając, poprosić, żeby
wreszcie się uśmiechnął.
- Widzisz? Już cię okłamuję. Jestem żałosny. Nie, nie byłem zszokowany.
Podobało mi się to, co się działo. Bello, po każdym nowym okaleczeniu
twojego ciała, miałaś przez jakiś czas mózg ustawiony na fale, które
odbieram.
Starałam się to zrozumieć i naprawdę nie zajęłoby mi to dużo czasu, jednak Edward dokończył swoją myśl.
- Słyszałem twoje myśli. Za każdym razem, gdy ty byłaś poraniona, ja
chodziłem zadowolony. Oczywiście, gdy patrzyłem na ciebie bezpośrednio, czułem się jak totalny kretyn i po prostu miałem świadomość, jak żałosny jestem. I nic nikomu nie powiedziałem. W pierwszy dzień, po twoim koszmarze, najpierw byłem ogromnie przestraszony tym, jak się szarpałaś. A potem, ot tak, gdy miałem wyjść zrobić ci jedzenie, usłyszałem twoją myśl. A potem następną, o tym, że możliwe jest, gdzie się patrzę. Speszyłem się i wyszedłem. Stałem za drzwiami i słuchałem każdej myśli, wtedy, zszokowany. Gdy wyciągałem z szafki patelnie, twoje myśli przestały do mnie docierać. Przez czysty przypadek upuściłem patelnię. Ale usłyszałem trzaśnięcie drzwi i poczułem, że po prostu wszystko wróciło do normy.
Słuchałam tego mocno ogłupiała. Czy można mieć tak omylne domysły o
czymkolwiek? Naprawdę nadaję na innych falach, ale one są mocno
zakłócone.
- Ale Bello, to nic. Jeszcze nie. Zupełnie o tym zapomniałem, gdy
dowiedziałem się, że może ci coś grozić. W nocy umierałem ze strachu,
kiedy twoje serce stanęło. I nagle zobaczyłem dwa obrazy, jak na ekranie.
Jeden z wizji Alice i drugi, z twojego snu, bo już miałem wstęp do
twojego umysłu. Dostałem takiego pomieszania zmysłów, że gdy Carlisle
cię ratował, ja stałem zdębiały. Ale poczułem twój ból, gdy widziałaś
ostatnią scenę i niemal sam nie wytrzymałem. To mnie zmotywowało i udało mi się zapanować nad własną głową. Gdy wstałaś, nadal słyszałem twoje myśli. Starałem się... słyszeć jak najwięcej. W pokoju przekraczałem dozwolone granice, by widzieć i słyszeć wszystko, co pojawiło się w twojej głowie.
Zrobiło mi się smutno. I jak w ogóle mogłam być taka głupia? Edward
patrzący na zwykłą ludzką dziewczynę... Zaczęłam mieć wątpliwości, czy on w ogóle mnie kiedyś pożądał. Znajome pieczenie w oczach zaalarmowało mi, że zaraz mogę się popłakać. Czym prędzej zamrugałam gwałtownie, a Edward uznał najwyraźniej, że to znak, że słucham, więc ciągnął:
- Bello, gdy poszłaś do łazienki, słuchałem twoich myśli ponownie. A gdy
z niej wyszłaś - zgrabnie ominął temat, który wydał mi się teraz w ogóle
nieistotny - to coś powróciło. Znowu cię nie słyszałem. Więc wróciłem do
pokoju, żeby się skupić. W końcu umiałem, więc może, jeśli się postaram,
nauczę się z tobą obchodzić, jak z innymi. Nic, cisza. I wtedy... Bello,
wyznam ci teraz coś, co trwało jedynie sekundę, ale może cię zranić.
Chce odpokutować za kłamstwa, a i za to, co w tej sekundzie się stało.
Chcesz mnie wysłuchać.
Byłam lekko zdekoncentrowana. Musiałam opanowywać łzy, bo czułam, że powie mi coś podobnego do tego, że ani razu nie patrzył na mnie jak na dziewczynę czy też kobietę. Głupi powód, ale cholernie mnie wzruszał.
Pokiwałam powoli głową.
- Tylko proszę, nie reaguj źle - zawahał się - Bello, w tamtej sekundzie
poczułem, że jesteś zwykłym człowiekiem. Moja miłość do ciebie nie
zniknęła, ale w tamtym momencie była dziwnie ulotna, a ja poczułem tą
samą wściekłość, którą doznałem gdy zobaczyłem cię pierwszy raz. Była to jedna, jedyna sekunda. Gdy zorientowałem się, jak głupi jestem,
wybiegłem z pokoju. Wróciłem, żeby cię przeprosić, ale...
Miałam dosyć. Łzy płynęły po policzkach jak wodospad. Zaczęłam
szlochać, przyciągnęłam do siebie nogi i odwróciłam się plecami do
Edwarda. Nie chciałam, żeby widział mnie w tym stanie.
Nie kochał mnie, tak to zrozumiałam. Właśnie tak to pojęłam. Poczułam
się dogłębnie zraniona, potężnie dotknięta. Jego miłość do mnie
wyparowała, a nic innego z jego wypowiedzi nie mogłam wyłapać. Moja
miłość do niego była stała, nigdy by nie wyparowała, nawet jeśli byłby
nagle człowiekiem. Nigdy, przenigdy. Kochałam go ponad życie, ponad
wszystko. Był moim światem, moim gruntem pod nogami, moim powietrzem, moim sercem, moją duszą. Był wszystkim, na czym koncentrował się mój wszechświat, a gdyby go nie było, próżnia by mnie pochłonęła. Wszystkie obce planety i gwiazdy zgniotłyby mnie swoją obecnością. Gdyby nie było jego, wszyscy ludzie zawadzaliby mi, a nawet wszystkie rzeczy. Wiedziałam to idealnie, myślałam, że kocha mnie tak samo. A on właśnie wyznał mi, że jego miłość wyparowała.
Mruknął coś pod nosem.
Wściekłam się. Ale zanim zdążyłam odpowiednio zareagować, przysunął mnie w swoją stronę i spojrzał w oczy.
- Bello, ja cię kocham. Mówiłem, że to jedynie sekunda. Prosiłem, żebyś
mnie opacznie nie zrozumiała. Nie płacz - jęknął. - Nie dałaś mi
dokończyć. Gdy już stała się ta sekunda, poczułem się jak... nie wiem, co
jest najgorsze na świecie pod wszystkimi względami, ale nazwa tego
czegoś by do mnie idealnie pasowała. Poczułem się zraniony. Tak, ja. To
było bardzo podobne uczucie, ale cierpiałem bardziej, niż gdy cię
zostawiłem. Zacząłem rozmyślać o tym, jaka jesteś cudowna, jaka piękna,
jaka wspaniała, pomyślałem o twoich słodkich oczach, o pięknych wargach, o ciepłych policzkach, przeanalizowałem każdą naszą chwilę. I jeszcze gorzej się poczułem, bo jesteś niewątpliwie najwspanialszą istotą na całym świecie. I pomyślałem, że dosyć tego. Nie mogę dopuścić do
następnej sytuacji, bo moja miłość Bello, na pewno jest równa twojej do
mnie. A ta sekunda była najpotworniejszą chwilą w moim życiu. Uczucie,
że nie jesteś dla mnie ważna, było po prostu okropne. Nie ma słów,
jakimi mógłbym to opisać, ani nie ma ich do opisania tego, jak bardzo
cię kocham. Wiem z twoich cholernych myśli, że owo coś, co nie pozwala
mi czytać w twoich myślach, jest w pewnym sensie częścią ciebie.
Czujesz, gdy tego nie ma i czujesz, gdy wraca. Bello, to zabrzmi głupio,
ale proszę cię, postaraj się w jakikolwiek sposób, żeby powracało do
ciebie szybciej. Albo żeby nie odchodziło w ogóle, spróbuj to odnaleźć w
sobie, a może przestanie ci się w nocy dziać krzywda. Gdybyś to zrobiła,
byłbym śmiertelnie wdzięczny.
Patrzyłam na niego. Pusto, bez emocji. Nie wiedziałam, co mam myśleć.
Szok? Ból? Współczucie? Wściekłość? Zdradę? Radość? Czułam to wszystko.
Szok czułam dlatego, że Edward wyznał mi to wszystko prawie jednym
tchem, a w dodatku przekazał mi tu dziwne informacje. Dowiedziałam się
rzeczy, które jak najbardziej miały prawo zszokować.
Ból? Tak, ból. Mimo, że starał się to wytłumaczyć, odczuwałam te
emocje, ponieważ mój ukochany zwątpił w naszą miłość. Wcześniejszymi
słowami dogłębnie mnie zranił, czułam, jakbym miała w sercu sztylet. A
nie łatwo wyciągnąć komuś coś ostrego z piersi...
Współczucie... tak, to pokręcone, ale moja miłość była tak wielka, że po
prostu instynktownie i podświadomie mu współczułam. Było mi go żal, że
musiał przeżywać takie katusze. Nawet, jeśli trwały kilka sekund,
wyraźnie podkreślił, że były gorsze od momentu, w którym mnie zostawił.
A na samą myśl tamtego okresu wzdrygałam się.
Wściekłość? Oczywiście. Byłam zła za to, że mnie okłamywał. Że wiedział, jak się łudzę, a nic mi nie powiedział. Że całował mnie tylko dlatego, żeby móc słyszeć moje myśli.
Zdrada? Dziwne uczucie, ale tak się właśnie czułam. Zdradzona. Niewątpliwie tak właśnie należało to określić. Nie potrafiłam tego nawet opisać, tak skomplikowane było to uczucie.
Patrzyłam na niego wyprana z emocji, ponieważ zamurowało mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Łzy nadal ciekły mi z oczu, ale bardziej automatycznie. Mój wzrok był zapewne pusty.
Nagle poczułam, że muszę wyjść z pokoju. Byłam na skraju realnego i
jakiegoś nieznanego świata. Myślałam gorączkowo, co zrobić. Czułam, że
jeśli wybuchnę, długo nie przestanę płakać. Musiałam to w sobie dusić. A
było mi łatwiej, ponieważ byłam wyprana z emocji. To także dusiłam
w sobie, utrzymując ten stan. Wpadłam na doskonały pomysł... Alice. Tak, pójdę do Alice. Ma osobną sypialnię. Jasper mógłby mnie uspokoić, a Edward musiałby dać mi spokój. Byłam rozdarta pomiędzy wyjściem z pokoju, a współczuciem względem Edwarda. Jego twarz była bardziej smutna niż kiedykolwiek, ale nie działało to na mnie tak silnie, jak powinno. I nagle w mojej głowie odżył obraz furii Edwarda. Tej jednej sekundy, której już wcześniej nienawidziłam. A teraz, gdy dopasowałam do niej uczucie odrzucenia, braku miłości, po prostu miałam ochotę uderzyć Edwarda w twarz. Sprawił mi tym największy ból w życiu. A ja nie potrafiłam myśleć o tym, jak się poczuł. Alice, Alice. Teraz tylko tego
chciałam, bo czułam, że zaraz wszystko się ze mnie wyleje. Zerwałam
się z łóżka i, o dziwo, poczułam zachwianie równowagi. Ale rozpędziłam się na tyle, żeby się nie wywrócić. Wybiegłam z pokoju. Odruchowo skręciłam w lewo i zaczęłam iść przed siebie, opierając się rękoma o ścianę. Szeptałam cały czas jej imię, czekając, aż się zjawi.
I stanęła przede mną. Miała okropnie zmartwioną, ale zarazem wściekłą minę.
Rzuciłam się jej w ramiona, wybuchając przy tym szlochem. Oddech mi się urwał, nie mogłam już nic. Nie miałam siły. Nie rozumiałam swojego ataku histerii, ale moja ostatnia myśl brzmiała: bezpodstawny. Przeraziłam się i odleciałam.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Poczułam nagle wszystkie bodźce, jakie czuje się rano. Po kolei,
aczkolwiek bardzo szybko włączył mi się słuch, węch, zmysł dotyku. Nic
nie widziałam, bo nie chciało mi się otworzyć oczu. Poczułam, że ciało
mam lekko zdrętwiałe. Odczekałam chwilę i nadal uparcie nie otwierając
oczu, przeciągnęłam się. Strzyknęło mi chyba po jednej kości z każdej
kończyny. Ale czułam się zrelaksowana. Powoli włączył mi się filtr w
głowie, a myśli zaczęły działać. Stwierdziłam, że jest to o wiele lepsza
pobudka, niż ostatnio. Otworzyłam powoli oczy. Na początku wystraszyłam się, myśląc gdzie jestem. Ale potem poznałam sypialnię Alice i Jaspera.
I dopiero wtedy, wszystko w glowie mi się poukładało. Miałam atak histerii. Wróć. Miałam całkowicie bezpodstawny atak histerii. Wręcz
uciekłam od Edwarda. Nie wierzyłam, że to zrobiłam. Teraz wszystko
zrozumiałam. Przeanalizowałam sobie wszystko i rozłożyłam na części
pierwsze, związek mój i Edwarda. Na początku była nienawiść. Tak, była.
Ponieważ Edward mnie nie znał. Działałam mu wręcz na nerwy, chodząc
sobie taka bezbronna i smakowita, a jakby było tego mało, jeszcze ukrywałam przed nim swój umysł. Ale potem było zainteresowanie.
Prawdopodobnie Edward obserwował mnie przez jakiś czas, aż wywnioskował, że nie jestem wcale taka okropna i inna niż wszyscy ludzie. Chciał ze mną porozmawiać i wtedy, prawdopodobnie, był zauroczony. Może po prostu stwierdził, że jestem miła, a w dodatku
smacznie pachnę. Potem bardzo powoli rozwijała się miłość. U mnie
wyglądało to zupełnie inaczej. Na początku było zauroczenie, a potem
miłość. Krótko, zwięźle. Edward, gdy przestał słyszeć moje myśli, wrócił
do punktu zero. Nienawiść. I była to sekunda. U mnie byłoby to z
powrotem zauroczenie, czyli gdyby stał się człowiekiem, skończyłoby się
na zachwycaniu jego urodą. I całkowicie rozumiałam, czemu rzucił mi to
spojrzenie. Już go nie winiłam. I nie mogłam zrozumieć, czemu robiłam to
wcześniej. Dlaczego, u licha, dostałam ataku histerii?
Wstałam z wygodnego łóżka. Na sobie wciąż miałam jedwabny szlafrok,
który przypomniał mi o Edwardzie.
- Edward! - Krzyknęłam. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Ku mojemu rozczarowaniu, usłyszałam głos Alice.
- Mogę wejść?
- Pewnie.
Uchyliła tylko drzwi, wystawiając zza nich głowę.
- Dobrze się czujesz?
- Absolutnie. - Powiedziałam zniecierpliwiona, chcąc zobaczyć już Edwarda.
- Jak samopoczucie?
- Genialnie.
- Jesteś głodna?
- Nie.
- Miałaś koszmary?
- Nie.
Grała na zwłokę. Ale nie przerywałam przesłuchania. Gdy nie zadała już
następnego pytania, ja zaczęłam.
- Co dokładnie się wczoraj stało? - Spojrzałam na nią wzrokiem, który
mówił ,,Co dokładnie robił wczoraj Edward po moim bezpodstawnym ataku histerii".
- No, płakałaś trochę, po pięciu minutach zasnęłaś. Edward prawie że
latał wokoło naszego pokoju, ale nie wchodził. A wpuściłabym go.
- Gdzie jest teraz?
- Na polowaniu.
- Kiedy wróci?
Zrobiła zamyśloną minę, po czym jej oczy zaświeciły białą mgiełką. Taką,
jak moje wczoraj.
- Za dwanaście minut - odpowiedziała, a jej oczy wróciły do swojego normalnego wyglądu. Pokiwałam głową.
- A da się go sprowadzić wcześniej?
- Nie... jest dość daleko.
Weszła do pokoju i przytuliła mnie. Zimny dotyk jej skóry przypominał o
dotyku Edwarda. Moje ciało wręcz się go domagało.
Wzięłam szybki prysznic. Łazienka nieprzyjemnie kojarzyła się z
wczorajszym incydentem. Zauważyłam, że zniknął mój siniak. Cieszyłam się, że nic mnie dziś w nocy nie poturbowało. Po trzecim przypadku
Edward zapewnie zrewolucjonizowałby cały Stan Waszyngton. Usychałam z tęsknoty...
Po śniadaniu, gdy myślałam, że więcej nie zniosę, do kuchni wparował
Edward. Za nim stał Carlisle i Jasper.
- Bello! - Jęknął. Nie ruszył jednak w moją stronę. Prawdopodobnie
nie wiedział, czy mi przeszło. Patrzył na mnie z błyskiem w oczach. Też
tęsknił... tak samo jak ja. Coraz bardziej nie rozumiałam swojej histerii.
Podniosłam się tak szybko, że krzesło, na którym siedziałam, upadło na
ziemię. Jeśli można tak nazwać bieg przez trzy metry, to ruszyłam w jego
stronę sprintem. Rzuciłam mu się na szyję, wdychając jego wspaniały,
unikalny zapach oraz rozkoszując się zarazem jego zimną skórą, jak i
ciepłem, które wytwarzały te wspaniałe prądy. Jak mogłam odejść od
centrum wszechświata? Chociaż na jedną noc?
- Tak bardzo tęskniłam! Przepraszam za wczoraj! - To wyglądało na
początek nowej histerii, ale Edward skutecznie zablokował ją
pocałunkiem. Teraz zachwycałam się również jego boskim smakiem... Odsunął się ode mnie o wiele za wcześnie, ale nie zasmuciło mnie to. Wszystko wróciło do normy. Poczułam, że złapał mnie za biodra i uniósł. Zamknęłam oczy, ucztując na jego skórze, raz za razem biorąc głębokie wdechy, albo przejeżdżając ustami i nosem po okolicach gardła. Musiałam odbić sobie brak Edwarda ostatniej nocy. Po chwili poczułam, że kładzie mnie na łóżku. Nareszcie na jego łóżku. Wróć. Nareszcie na naszym łóżku.
Skupiłam w sobie całe pokłady energii, aby to co chciałam powiedzieć nie
brzmiało ani przepraszająco, ani histerycznie.
- Edward, kocham cię. Już nigdy od ciebie nie odejdę... - pal licho
pokłady energii - Przepraszam. Już cię rozumiem - westchnęłam.
- A ty wybacz mi, bo to ja leżę u twoich stóp, nie ty u moich. Wybacz za
moje wczorajsze zachowanie. Wybacz za to, co wczoraj powiedziałem.
Wybacz, że była to prawda. I wybacz, że wcześniej kłamałem. Żaden z tych epizodów się nie powtórzy. Kocham cię - pocałował mnie w czoło -
przyjmiesz przeprosiny?
- Masz to jak w banku - mruknęłam. Chciałam dalej delektować się jego
zapachem i dotykiem, ale coś mnie zaciekawiło. - Dlaczego tak
wparowaliście do kuchni?
- Hm... - właściwie w połowie było to przeciągłe 'mm' a w połowie 'hm'
- Niemal bym zapomniał. Wykluczyliśmy opcję, że ktoś używa na tobie
swojego daru. Jeśli to nowonarodzony, niemożliwe żeby był tak
nieuchwytny, a jeśli jest daleko stąd, to nie ma szans na to, żeby
przypadkiem krzywdził akurat ciebie.
Zaraz... nieuchwytny?
- Jak to nieuchwytny?
- Ja, Emmett, Carlisle, Rosalie i Jasper całą noc przeczesywaliśmy teren
wzdłuż i wszerz. Nic, żadnego wampira. Odrzuciliśmy też opcję kogoś
doświadczonego, bo Carlisle słyszałby o takich wypadach lub takim
wybitnym talencie. Stanowczo odpada. Innymi słowy, cokolwiek to było,
prawdopodobnie ci przeszło. Dziś w nocy nic ci się nie stało. Żadnego
wampira nie było w okolicach Forks, najbliższy był w Seattle. Sfora też
nikogo nie widziała.
- Byłeś u Jacoba? - Spytałam.
- Nie ja i nie u Jacoba. Carlisle był u Sama. To oni spatrolowali tereny
Seattle. Są pewni, że po drodze nie było żadnego wampira.
- Zaraz, Sam razem z Carlislem spatrolowali wspólnie Seattle?
- Nie było problemów. Wiesz, jak podchodzą do tego wilki. I wiesz, jaki
jest Carlisle.
Tak właściwie nie martwiłam się o siebie. Skoro przeszło, to przeszło.
Ważne było tu i teraz. Ważne było, że miałam u swojego boku nucącego
Edwarda i ważne było, że czuliśmy do siebie to samo. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Donna dnia Nie 13:28, 05 Lip 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
Laureniaa
Wilkołak
Dołączył: 27 Mar 2009
Posty: 137 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z nieba
|
Wysłany:
Wto 18:01, 12 Maj 2009 |
|
Cudowne!
Nie będę wytykać błędó bo ich nie szukałam. Najwyraźniej nie przeszkadzają :)
Uwielbiam to opowiadanie i z wieeeeelką niecierpliwością czekam na więcej.
Nawiasem mówiąc cały czas rozdziały są dla mnie za krótkie
Cieszę się, że często dodajesz nowe części.
No i mam nadzieję, że tym razem nikt mi tego postu nie skasuje ani nie usunie się sam.
Weny życzę! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Swan
Zły wampir
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P
|
Wysłany:
Wto 18:13, 12 Maj 2009 |
|
"Już otworzyłam usta, gdy nagle zmaterializował się przede mną, przykładając palec do ust. Spojrzałam na niego, ponownie zbita z pantałyku.
- Wybacz Bello – szepnął i zrobił stanowczo za wolny krok w moją stronę.
Naprawdę, sztuczka z Oczami Ala kot ze Shreka był już przestarzała, ale moja reakcja nadal była taka sama. Pobiegłam w jego stronę i rzuciłam mu się na szyję."
W takim razie... Jak długą rękę ma Edzio, że ona musiała biec :P?
Oprócz tego znalazło się kilka literówek i powtórzeń, ale rozumiem, niezbetowany tekst :)
"Jeśli można tak nazwać bieg przez trzy metry, to ruszyłam w jego stronę sprintem."
Za to ten fragment mnie rozśmieszył (w pozytywnym sensie oczywiście xD).
Bardzo podobał mi się ten rozdział xD Ale też zestresował... I to dość porządnie xD Jak ona mogła uciec? Eh...
I co to za wampir? Bo nie uwierzę, że żadnego nie ma... W końcu musi być jakiś powód!
Pisz szybko kolejny rozdział- czekam na niego niecierpliwie xD No i oczywiście ciesze się, że dodałaś ten tak szybko :P
Weny!!!
Pozdrawiam,
Swan |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
xxkasia29xx
Wilkołak
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Białystok
|
Wysłany:
Wto 18:25, 12 Maj 2009 |
|
Bo$ko Jeśli liczysz na coś bardziej konstruktywnego, to nie ode mnie Rozdział mnie po prostu powalił. Qrcze, strasznie to wszystko pogmatwane i tajemnicze. Nie do końca rozumiem Bellę - chodzi mi o tą ucieczkę i atak histerii, ale....
Błędów nie znalazłam żadnych (w sumie to nawet ich nie szukałam, ale to inna historia...)
Chyle czoła przed Twoim talentem
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|