|
Autor |
Wiadomość |
AnaBella
Człowiek
Dołączył: 24 Paź 2008
Posty: 92 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wrock
|
Wysłany:
Pią 15:30, 17 Lip 2009 |
|
strasznie sie ciesze ze wznowienia tlumaczenia! Oba kawałki dobre, miło, że się dogadałyście, bo ta historia jest ciekawa i styl pisania autorki, wplatania emocji i wyzwalanie ich u czytelników- ostatnio rzadko się to zdarza. Mam nadzięję, że ten fic nie będzie tak rpzewidywalny i moje koncepcje na temat przyszlości B i E i Davida zostaną obalone, w rpzeciwnym razie, sie troche rozczaruję naszą Enovie...
Powodzenia w dalszym tłumaczeniu! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Marcelinka Wampirka
Nowonarodzony
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 34 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 20:38, 17 Lip 2009 |
|
Tłumaczenie Swietne. Jak zwykle zresztą. Jestem bardzo zaskoczona zakończeniem tego rozdziału. W tej części Edward był taki zwierzęcy, a Bella straciła nad sobą panowanie, to coś nowego. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Życzę miłego tłumaczenia ; )
Pozdrawiam M.W |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 22:10, 23 Lip 2009 |
|
Betowały iskra i anja. Dzięki.
* * *
Rozdział piąty
- Inaczej -
Leżałam na łóżku. Głowę ukryłam w poduszkach i pościeli – nie chciałam go już więcej widzieć. Nie byłam w stanie wytrzymać jego spojrzenia, nie radziłam sobie z uczuciami, których doświadczałam; w tej chwili w równej mierze naprawdę go nienawidziłam, co beznadziejnie kochałam.
Twarz Edwarda miała w moich oczach dwa oblicza: obydwa nieskończenie piękne, ale lewa połowa zdawała się być okrutna, bezlitosna i zimna, zaś prawa – urzekająca, jasna i niewinna.
Za każdym razem, gdy słyszałam, że się zbliża, prychałam niczym rozwścieczona kotka:
- Nie podchodź do mnie!
Nie mogłam już nawet płakać, buntowało się przeciwko temu zarówno moje ciało, jak i rozum.
Edward usiadł na łóżku, zachowując między nami sporą odległość. Wiedziałam, że mi się przygląda, ale nie chciałam… nie potrafiłam odwzajemnić spojrzenia. Za bardzo bałam się, że znowu zobaczę w jego oczach tę obcą, niezrozumiałą dla mnie wściekłość – po obu stronach podzielonej twarzy. Wolałam nie wyściubiać nosa ze stosu poduszek.
Wtedy rozległo się ciche pukanie do drzwi.
- Edward? Bello! Wszystko u ciebie w porządku? – Z korytarza dało się słyszeć niezwykle spokojny głos Jaspera. Nie musiałam długo czekać na efekty jego obecności; gula, którą czułam w gardle, przestała mi tak bardzo ciążyć. Mimowolnie – może dlatego, że nagle wszystko wydało mi się łatwiejsze – wygrzebałam twarz spomiędzy fałd prześcieradła i zaczęłam wpatrywać się w zamknięte drzwi, za którymi czekał Jasper. Nie umknęło mi, że wyraźnie sformułował pytanie tak, jakbym tylko ja go martwiła. Targające nami emocje i wydobywające się z moich ust wrzaski musiały być najwyraźniej na tyle głośne, że oczuwał je nawet na drugim końcu olbrzymiego domu. Wyczuwał nienawiść Edwarda, jego gniew, który jeszcze go nie opuścił, wyczuwał obezwładniającą mnie rozpacz.
Kątem oka zobaczyłam, jak Edward podnosi się, chcąc rozwiać podejrzenia Jaspera – znał je przecież z jego myśli – jednak go uprzedziłam. I jak z ulgą zauważyłam, przynajmniej głosem nie zdradzałam swojego stanu.
- Sami sobie z tym poradzimy, naprawdę. Dzięki, bracie!
Byłam mu bardzo wdzięczna, że tak się o mnie troszczył. Nie znałam go z tej strony – zazwyczaj trzymał się z dala od wszystkiego, koncentrując się wyłącznie na swoim związku z Alice. Ale tym razem kotłujące się w jego głowie cudze emocje wydały mu się najprawdopodobniej tak silne i wzburzone, że musiał zainterweniować, mając na uwadze własne sumienie. Pewnie wyczułabym spokój, który, fala za falą, wysyłał w naszym kierunku, ale tak naprawdę nie mógł mnie dosięgnąć. Cała zamieniłam się w marmurową skałę – fale rozbijały się o nią.
Dzięki wyczulonym zmysłom przysłuchiwałam się jego krokom jeszcze długo po tym, gdy człowiek dałby już sobie spokój. Było mi przykro z powodu tego, jak zachowałam się w stosunku do brata, który okazał mi tyle empatii, ale z każdym krokiem, z którym się od nas oddalał, z każdą mijającą sekundą, bezradność przechodziła we mnie we wzbierającą, żarliwą wściekłość na męża. Czułam się tak, jakby przepływająca przez moje żyły krew jelenia gotowała się, mając zaraz wykipieć. Zaczęły świerzbić mnie palce, mięśnie napięły się niespodziewanie.
I gdy wtedy spojrzałam na ukochanego, jakby tego było mało, wpatrywał się we mnie z całkowitym spokojem, żadna emocja nie wykrzywiała jego twarzy. Żadna, poza dystansem.
Kto mógłby winić mnie za to, że się na niego rzuciłam?
Zderzyliśmy się ze sobą z odgłosem przypominającym burzowy grzmot i siła tego zderzenia zwaliłaby mnie z nóg, gdybym nie wczepiła się w niego mocno. W jednej chwili pragnęłam go jednocześnie rozszarpać i przytulić, roztrzaskać na kawałki i pocałować. Skończyło się na tym, że szarpnęłam nim niezdecydowanie i w ten sposób sama mu wszystko ułatwiłam. Przyciągnął mnie do swojej piersi, ręce zaciskając wokół moich nadgarstków jak imadło, i gwałtownie pocałował. Zacisnęłam szczękę, usiłując zaprotestować, ale w rzeczywistości cała płonęłam. Po raz pierwszy tak się ze sobą kochaliśmy.
To, co się stało, było wszystkim, czego potrzebowałam w tamtej chwili. Możliwością, by jednocześnie go zranić, zadać ból i okazać swoją miłość. Graliśmy w grę, w której spotykały się pożądanie i przemoc. Nigdy wcześniej nie doszło między nami do czegoś takiego.
Edward, jakiego znałam, nigdy nie odważyłby się posiąść mnie w ten sposób. Jednak tego Edwarda – brutalnego i szorstkiego – nie obchodziło, czy podoba mi się to, co ze mną robi.
A ja odpłacałam się tym samym. Dzisiaj zastanawiam się, jak coś takiego mogła zrobić osoba, która gardzi przemocą. Drapałam go, z całej siły wbijałam paznokcie w to kamienne ciało, jednocześnie z pasją całując usta. Miałam wrażenie, jakbym nie była sobą, jakby zagnieździła się we mnie cząstka jego wściekłości.
Wtedy na moment poczułam się lepiej. Prawie tak, jak gdyby wszystko znowu wróciło do normy, choć wiedziałam, że to nieprawda. Musiałam wiedzieć.
Leżeliśmy obok siebie na materacu, ale nie dotykaliśmy się w żaden sposób. Jedyne, co nas łączyło, to fakt, że oboje, nadzy, z rękoma rozciągniętymi wzdłuż tułowia, wpatrywaliśmy się w sufit. Ja oddychałam ciężko, Edward – w ogóle.
Trwało chwilę, zanim odzyskałam głos. Zdarłam sobie gardło, wykrzykując jego imię.
- Nigdy nie brałeś mnie w ten sposób. Zawsze byłeś wobec mnie taki ostrożny.
- Zrobiłem ci krzywdę?
- Nie, oczywiście, że nie… W żadnym wypadku. Ale… co to było?
- Namiętność, Bello. To była namiętność.
Odwróciłam głowę w jego stronę, jednak on na mnie nie patrzył. Na szyi miał jasnofioletowe zadrapanie, wyraźnie rysujące się na tle śnieżnobiałej skóry. Automatycznie wyciągnęłam dłoń, chcąc – tym razem delikatnie – dotknąć tego miejsca. Nie odrywając wzroku od sufitu, wymamrotał:
- Kocham cię.
Powiedział to tak niespodziewanie, że zamarłam z ręką na jego gardle. Usłyszeć „kocham cię” od Edwarda Cullena jest czymś najniezwyklejszym na tym świecie. Jego wyznania miłosne nigdy mi się nie znudzą – najchętniej nagrałabym wypowiadane przez niego „Kocham Cię, Bello!” i odtwarzała je wciąż na nowo, chociaż to oczywiście nie byłoby to samo. Nie mogłoby się równać z efektem, jaki wywołuje jego oddech na mojej szyi, gdy niespodziewanie szepcze mi te słowa do ucha.
Ale w tej sytuacji były po prostu nie na miejscu i nie wiedziałam, jak miałabym na nie odpowiedzieć. Milczałam.
Nawet się na mnie nie obejrzał, gdy wstał i zaczął się ubierać.
- Powinnaś się ubrać. Jeszcze spóźnimy się do szkoły – powiedział poza zasięgiem mojego wzroku.
Krótkotrwałe uczucie triumfu ostatecznie we mnie umarło i nie chciałam już tego wszystkiego. Czemu nie mogło być tak, jak przedtem, gdy leżałam w jego chłodnych ramionach tak długo, aż nie zasnęłam?
Zerwałam się nieco za szybko, zaplątując stopę w prześcieradło i wpadłam prosto w objęcia Edwarda. Przylgnęłam do niego z całej siły. Całowałam każdy centymetr odsłoniętej skóry, a za każdym razem, gdy na chwilę przestawałam, błagałam:
- Odpuśćmy sobie dziś szkołę, kochanie. Proszę! Możemy tu zostać, cały dzień. W ogóle nie musimy wracać do szkoły. Jeśli nadal tego chcesz, możemy polecieć do Anglii. Albo gdziekolwiek indziej, gdzie tylko byś chciał. Powiedz słowo, a to zrobimy!
On tylko zaśmiał się cicho. Był to gardłowy, nienaturalny dźwięk, tak niepodobny do jego śmiechu. Pocałował mnie przelotnie w czoło i zdecydowanie odsunął od siebie.
- Ubierz się, Bello – nakazał ze śmiechem i wyszedł z pokoju. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Pią 10:30, 24 Lip 2009 |
|
Dziewny ter rozdział... coraz mniej rozumiem postępowanie Edwarda... chociaż sama nie wiem co tam się dzieje. Z jednej strony emocje, tak silne, tak mocne że Jasper musi interweniować potem dziki seks, pełen brutalności i namiętności, wyznanie miłości przez Edwarda i cisze ze strony Belli... Może gdyby potwierdziła mu że go kocha to wróciłoby wszysko do normy a tak śmiem twierdzić że teraz Edward będzie chciał doprowadzić do konfrontacji Belli z przedmiotem jej pożądania... Ciekawe co będzie dalej.
Ten ff jest taki intrygujący, opisuje uczucia, pięknie to opisuje. Bardzo mi się podoba. Ciekawi mnie jak to się zdalej rozegra. Bardzo dobre tłumaczenie, któe świetnie oddaje nastrój panujący w tym ff. Dobra robota bety. Oby tak dalej i częściej :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Swan
Zły wampir
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P
|
Wysłany:
Pią 21:55, 24 Lip 2009 |
|
Ja już... naprawdę nie mam pojęcia o co chodzi. To jest takie pogmatwane... Dlaczego Edward się tak zachowuje? O co mu chodzi? Co widziała Alice? Dlaczego nie powie o tym Belli?!
Tysiąc pytań ciśnie mi się na .. ee... palce? xD Ale będę cierpliwa. Wytrwale będę czekać na kolejny przetłumaczony przez Ciebie rozdział. Poza tym bardzo się cieszę, że podjęłaś się tego tłumaczenia :)
Dobrze robisz to co robisz, więc rób to dalej :P Dobra- wiem, że bredzę :P Ale każdy tak czasem ma, prawda?
Czekam! Życzę dużo weny, czasu i chęci :)
Pozdrawiam,
Swan |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Frantic Bella
Nowonarodzony
Dołączył: 04 Maj 2009
Posty: 41 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: lol
|
Wysłany:
Sob 20:39, 25 Lip 2009 |
|
Pokrecone to wszystko. Opowiadanie oczywiscie świetnie napisane i przetłumaczone ale ciagle męczy mnie ta wizja Alice. A na dodatek po co Bella zniszczyła te pierściaonki ?! Coś tu nie tak i jeszcze pewnie coś teraz bedzie z tym Davidem... mam nadzieję ,ze będzie bardzo Happy End bo innego zakończenia chyba bym nie zniosła. Tłumacz dalej bo świetnie ci to wychodzi! :)
Pozdrawiam, FB |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Annabell
Wilkołak
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 107 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Daleko stąd. ..
|
Wysłany:
Pon 13:26, 03 Sie 2009 |
|
Łał nie było mnie zaledwie dwa tygodnie a tu tyle rozdziałów.
Kocham to opowiadanie przemawia do mnie każda literka.
Jest świetne, takie prawdziwe.
Barzdzo mi sie podoba fabuła.
Czekam na nastepne rozdziay i życze weny.1
Annabell |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
nieznana
Zły wampir
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca
|
Wysłany:
Wto 11:48, 04 Sie 2009 |
|
Świetne tłumaczenie, nic dodać nic ująć. Przeczytałam wczoraj Otchłań a dzisiaj zaczęłam te kontynuację i WOW! Nie wiem co powiedzieć. To jest świetne, naprawdę. Denerwuje mnie zachowanie Edwarda! O co mu chodzi?? Nie rozumiem faceta! Mam nadzieję, że niedługo to się wyjaśni, bo zwariuje. Jak o tak może, nie widzi tego, że Bella go kocha? Czy naprawdę tak się zmienił, odkochał się w niej?? Nienawidzi jej?? Jest zły na nią?? Czy co?? Nie rozumiem go!
pozdrawiam
n/z |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
BaaaSsia
Wilkołak
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 116 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 20:22, 29 Sie 2009 |
|
Oh przeglądałam jeszcze raz ten post.
Przeczytałam wszystkie rozdziały[znowu]
Wrażenie takie same-duuuży plus GRATULACJE.
Jak na początku...
Kiedy możemy się spodziewać nowego rozdziału?;** |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 16:49, 20 Wrz 2009 |
|
Jeśli ktoś sądził, że tekst został zawieszony, spieszę z wyprowadzeniem go z błędu - Tracąc niewinność powoli podnosi się na nogi, bo w mojej skrzynce czeka na zbetowanie szósty rozdział (z polskiego na nasze - pewnie poczekacie na niego jeszcze długie tygodnie). Wprawdzie nie wiem, kiedy z kolei ja zabiorę się za rozdział siódmy, bo tkwię w czarnej d... otchłani, ujmijmy to aluzyjnie i forum raczej nie jest mi w głowie, ale możecie wierzyć, że nawet jeśli będę miała dodawać rozdział raz na rok, ukończę to tłumaczenie. Nawet jeśli skończy się na tym, że w ten sposób będę tłumaczyć już dla siebie samej... Eee, nie, wtedy przestanę, pardon.
Z tym radosnym pozdrowieniem na klawiaturze -
do następnego! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
BaaaSsia
Wilkołak
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 116 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 18:21, 20 Wrz 2009 |
|
Świetnie...
Dzięki,że napisałąś co dalej z tym opowiadaniem...
Zaczynałam sie naprawde martwić,że zaprzestałaś je tłumaczyć...
Ale tak nie jest!!!
Super...
Czekamy[no przynajmiej JA]na kolejne części....
Pozdrawiam i życze WENY I CZASU |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 0:38, 03 Sty 2010 |
|
Wiem, kpiny sobie urządzam. Taki już ze mnie kpiarz.
Straszliwie to tłumaczenie sponiewierałam. Najpierw się zabrałam, później zorientowałam się, że nie mam czasu i zawiesiłam, jeszcze później - namówiłam do współpracy anję, a później znowu długo, długo nic. Prawie pół roku bez aktualizacji to za długo nawet jak na mnie. Niestety, czeka nas jeszcze tylko jeden rozdział w tłumaczeniu anji, bo i ona nie ma czasu. Rozdział na razie błąka się gdzieś po świecie, czekając na drugą betę, ale i tak muszę ten tekst zawiesić, bo nie mam pojęcia, kiedy dostalibyście coś w moim tłumaczeniu.
Bardzo przepraszam te osoby, które ten tekst czytały, o ile jeszcze o nim pamiętają.
Mam nadzieję, że się pozbieram i będę mogła do niego wrócić, tymczasem -
zawieszam.
Moderację bardzo proszę o przeniesienie do Biblioteki.
robal |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Nie 0:39, 03 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
anja
Zły wampir
Dołączył: 18 Gru 2008
Posty: 316 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: ze skórzanej kanapy
|
Wysłany:
Nie 21:32, 11 Kwi 2010 |
|
Tymczasem ja go... odwieszam. :D
Jednak od razu chciałyśmy zaznaczyć, że nie jesteśmy w stanie określić dokładnie, kiedy ukaże się kolejna część. Mamy za to z Robaczkiem nadzieję, że zobaczycie go szybciej niż tym razem. I to nie jest kpina :P
Pozdrawiam serdecznie,
anja
***
tłumaczenie: anja
beta: Robaczek
Rozdział szósty
- Syn marnotrawny -
Stałam jeszcze przez chwilę w tym samym miejscu, całkiem naga, nie mając innego pomysłu co do tego, jak powinnam się zachować. Było tak, jakby cały mój świat się walił, a ja nie mogłam nic na to poradzić. Znowu czułam się bezradna i słaba, tak jak dawniej, jako człowiek. Zwyczajnie nie potrafiłam postawić czoła jemu i jego woli. Był niczym marmurowy Dawid Michała Anioła, ja zaś – żałosny, roztrzęsiony kawał mięsa.
Nie wierzyłam, że wyłącznie zazdrość doprowadziła go do takiego zachowania. Musiał przecież wiedzieć, że w moim przypadku nigdy nie doszłoby do takiej sytuacji jak w jego, kiedy mnie poznał. Że przenigdy nie zakochałabym się w innym. To było niemożliwe! Co mu w takim razie zrobiłam? Do czego właśnie doprowadziłam?
Ubierałam się, próbując skoncentrować się wyłącznie na dotyku materiału na skórze, wszystko inne wyrzucając z głowy. Zaplotłam włosy w wysoki warkocz, pozwalając pojedynczym kosmykom opaść na twarz – dokładnie tak jak najbardziej lubił Edward. Nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłam, jedynym wyjaśnieniem, jakie znalazłam, była chęć spodobania się mu i to w całkiem zwyczajny sposób. Miałam nadzieję, że może to odciągnie jego myśli od rzeczy, które w tym momencie bynajmniej mu się we mnie nie podobały.
Przejrzałam się w lustrze; byłam bledsza niż zwykle. Choć dzięki mojemu darowi, skórę zawsze rozświetlał mi jakiś kolor – cień rumieńca, w tej chwili miała taki sam odcień jak u każdego innego wampira. Odbijająca się w zwierciadle dziewczyna ściągnęła krytycznie brwi, próbując rozluźnić mięśnie twarzy, te jednak wcale nie reagowały. Pomiędzy oczyma znajdowała się mała zmarszczka, która zamierzała najwyraźniej tkwić tam dopóty, dopóki się nie uspokoję. W końcu nie mogłam już dłużej wpatrywać się w oblicze wiecznej siedemnastolatki. Twarz w kształcie serca – taka sama jak ta, którą Edward zobaczył przy naszym pierwszym spotkaniu, a jednocześnie – całkiem inna. Nie tylko mój mąż zmienił się w ciągu ostatnich dni, ja sama stałam się inna, obca. Nie potrafiłam tej zmiany wychwycić ani nazwać – nie chodziło o nowy nos czy fryzurę, nic widocznego – widziałam ją jednak.
Odwróciłam się i zeszłam powoli szerokimi schodami do holu, gdzie wszyscy się już zebrali. Czekali na mnie. Najbliżej drzwi stał Jasper, który chwycił mnie za łokieć, gdy go mijałam; nie odważyłam się na niego spojrzeć. Również idąc w stronę Edwarda, ani razu nie uniosłam głowy, bojąc się, jak zareagowałby na cierpienie widoczne w moich oczach. Z pewnością wolałby go nie oglądać.
Stał oparty o sofę, ramiona miał skrzyżowane na piersi, ale kiedy znalazłam się w jego zasięgu, wyciągnął do mnie rękę. Przemogłam się, by nie zwlekać z chwyceniem jej.
- Ślicznie wyglądasz, moje serce! - szepnął, składając pocałunek na wierzchu mojej dłoni. Nawet jeśli w ogromnym pokoju nie byłoby ciszy jak makiem zasiał, to i tak każdy dosłyszałby te słowa. Spojrzałam na niego spod kurtyny rzęs, prawie oczekując, że ukaże mi się jakaś inna osoba. Mój dawny Edward. Jednak nic się nie zmieniło – był taki sam jak minutę przedtem.
- Hej, Bells! - wyrzucił z siebie Emmett, który nie mógł już dłużej znieść milczenia. - Jak było? Idziemy dzisiaj po szkole na polowanie, tylko ty i ja. Moglibyśmy urządzić wyścigi!
Równie mocno, co Rosalie, Emmett kocha zawody. Nie czuje się usatysfakcjonowany, kiedy nie ma okazji dowiedzenia swojej siły i zwinności. Mój pierwszy rok wampirzego życia był dla niego koszmarny pod tym względem; jako nowonarodzona miałam tyle siły, że ledwo mógł się ze mną zmierzyć. Nawet nie pamiętam, jak często musiałam z nim walczyć, siłować się na ręce czy po prostu ścigać. Emmett jest niesamowicie ambitny i ciągle mu mało. Dopiero gdy zaczęłam słabnąć, a on wreszcie wygrywać, jego ego zdołało podnieść się z tej drobnej porażki. Potrzebuje tego wszystkiego, by wypełnić swój czas wolny w równym w stopniu, co Edward łaknie szybkości.
Oczywiście chciałam mu odmówić, bo nieszczególnie cieszyłam się na jego entuzjazm, jednak Edward mnie uprzedził.
- Świetny pomysł! Powinnaś w końcu zapolować, Bello.
Przytaknęłam bezgłośnie. Wprawdzie wcale nie miałam ochoty na wypad z wiecznie zadowolonym Emmettem ani na zabawę w głupie gierki w lesie, ale rzeczywiście musiałam pójść na polowanie. Gdy pragnienie narasta, nie jest to żadne uciążliwe, palące uczucie. Drapie trochę w gardle, a ludzie nagle wydają się bardziej atrakcyjni, jednak niewiele ponad to.
- A więc postanowione! - powiedział Emmett ze swoim firmowym uśmieszkiem. Niemal widziałam przelatujące przez jego głowę wizje tego, co jeszcze ma dla mnie dzisiaj w planach i na samą myśl o tym stłumiłam jęk.
- Edward, synu... - odezwał się Carlisle. Nie tylko Edward, lecz cała rodzina obróciła się, gdy zabrał głos. – Zrobiłoby ci to dużą różnicę, gdybym to ja zawiózł dziś Bellę do szkoły? Chciałem jej jeszcze coś pokazać w szpitalu. - Mówiąc to, uśmiechnął się do mnie uprzejmie i niemal odpowiedziałam mu tym samym.
- A zdążysz? Zaraz zaczną się lekcje. – Powiedziawszy to, Edward objął mnie ramieniem, tak jakby sam spostrzegł, jak słabo musiał wypaść jego sprzeciw.
- To nie potrwa długo – zapewnił nasz ojciec. Nie czekając na odpowiedź Edwarda, w dwóch susach znalazłam się przy Carlisle’u, chwytając wyciągnięte w moją stronę ramię.
Dobrze wiedziałam, że Carlisle nie zamierza mi nic pokazywać w szpitalu. Chciał tylko pobyć ze mną sam na sam i porozmawiać. Sam temat tej rozmowy zaczął mi się żywo przedstawiać. I byłam zupełnie pewna, że Edward równie dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że wcale nie wybieramy się z Carlislem do szpitala, gdy ten pomagał mi wsiąść do samochodu.
Przyglądałam się mu w czasie jazdy. Wieczny wygląd dwudziestotrzylatka i do tego ten urok – dziwne, że biedne pielęgniarki jeszcze przy nim nie oszalały. Mimo to w moich oczach wygląda dość dojrzale. To nie to, że w jego wyrazie twarzy zawiera się cała stuletnia mądrość, ale nie wiedzieć czemu, dla mnie zawsze będzie starszym człowiekiem. Może dlatego, że jest moim ojcem...
Skręcił i zaparkował przed supermarketem.
- Bello?
- Z nami wszystko dobrze, jeśli o to chcesz spytać.
- To nieprawda i dobrze o tym wiesz. Z żadnym z was nie jest dobrze.
- Ale będzie. Znowu. Niedługo.
- Wszyscy słyszeliśmy, jak krzyczałaś. Skrzywdził cię?
Wykrzywiłam twarz z irytacją. Nie chciałam, żeby Carlisle myślał w ten sposób o Edwardzie.
- Dobrze wiesz, że nigdy by mnie nie zranił, Carlisle.
Opadł na fotel, opierając głowę o zagłówek i wyjrzał przez okno. Śledząc jego wzrok, napotkałam reklamę makaronu.
- Sądziłem, że znam swojego syna. Ale teraz jest z nim coś nie tak. Coś gnębi go do tego stopnia, że wydaje się sam sobie nie radzić z tym problemem. Nigdy przedtem nie widziałem, żeby cokolwiek go tak przytłaczało, ale widocznie teraz nadszedł ten moment. Wcześniej był taki samodzielny i niezależny. Zanim pojawiłaś się na jego drodze, od wszystkich się izolował, żył własnym życiem i był z tym tak szczęśliwy, jak tylko mógł. Zawsze miałem uczucie, że nie muszę się o niego specjalnie troszczyć, bo sam sobie świetnie radził. I wtedy spotkał ciebie, w tobie odnalazł wszystko, czego do tej pory mu brakowało... a nawet więcej. I teraz patrzę na niego i wiem, że jakkolwiek by cierpiał, nie potrafi nikomu się do tego przyznać. Ani razu nie poprosił cię o pomoc, a ty cierpisz razem z nim. - Kątem oka dojrzałam, że obrócił się w moją stronę. - Wyglądasz tak mizernie, Bello, to wykańcza was oboje. Musisz pomóc Edwardowi, czy on tego chce, czy nie.
Przygryzłam dolną wargę, ale mimo ostrych zębów, nie przecięłam jej do krwi.
- To przeze mnie... - wymamrotałam, ciągle wpatrując się w idiotyczne hasło: Smakowita miska pełna gorącej miłości – zupa z makaronem Handelmann. – Wścieka się przeze mnie. Zrobiłam coś... nie wiem dokładnie co... Ale wiem jedynie, że to moja wina... To tylko i wyłącznie moja wina...
Objął moją szyję i przyciągnął mnie do piersi.
- Carlisle, obawiam się... że tracę Edwarda.
Gładził mnie delikatnie po włosach, podczas gdy wtulałam twarz w jego ramię.
- Nie, nie, nie. Na pewno nie! Edward kocha cię do szaleństwa. Nie zdołałby żyć bez ciebie, tego jestem pewien.
- Skąd ta pewność?
Zaśmiał się cicho, a jego klatka piersiowa zadrżała.
- Zaufaj mi, moje dziecko! Wiesz, że cię kocha. Teraz jeszcze musisz mi tylko uwierzyć, że co do tego nic się nie zmieniło.
Carlisle zatrzymał się przed budynkiem szkoły i pożegnał mnie słowami:
- Wkrótce odkryjesz, co go gnębi, a wtedy mu pomożesz.
Jeszcze przez moment patrzyłam za nim, gdy odjeżdżał. Potrzebowałam trochę czasu, by uporządkować myśli. Wyczułam wzrok Edwarda na plecach i nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, że stoi tam oparty o ścianę. Mogłam nawet szczegółowo wyobrazić sobie wyraz jego twarzy, który zobaczyłabym, gdybym tylko do niego podeszła. Pewnie wziąłby moją torbę, może pocałował w policzek, a potem ramię w ramię skierowalibyśmy się do głównego wejścia. I ani razu nie spojrzałby mi prosto w oczy. Ale mimo to ja wpatrywałbym się w niego, doszukując się na jego czole zapisanych niewidzialnym pismem odpowiedzi na moje pytania i wystarczyłoby tylko, żebym przyglądała mu się wystarczająco długo, by je odczytać. I po co, skoro to wszystko i tak nie było warte zachodu. O wiele prościej, o wiele przyjemniej byłoby po prostu tu zostać i wcale się nie odwracać. Jednak zrobiłam to i choć wiedziałam, co się stanie, zaskoczyło mnie, jak prorocza okazała się moja wizja.
Ledwo co przebiegliśmy obok rzędu ławek, w którym David już siedział, a Edward chwycił moją rękę, w bardzo widoczny sposób chcąc pokazać, kto tu do kogo należy. Typowe męskie zaznaczanie terytorium!
Równie ostentacyjnie ja wyrwałam dłoń z jego uścisku, choć prześladowało mnie wyraźne uczucie, że to mógł być błąd. Przez cały angielski Edward rzucał mi jadowite spojrzenia, ale widziałam to tylko kątem oka – byłam zbyt zajęta podziwianiem sylwetki Davida, zaledwie trzy ławki ode mnie.
Drgnęłam dopiero na dźwięk dzwonka i jeszcze raz, kiedy Edward błyskawicznie podniósł się z krzesła. Za trzecim razem przebiegł mnie dreszcz, gdy burknął do mnie, zbyt cicho dla ludzkiego ucha:
- Nie zamierzam tego tolerować, jeśli cię dotknie... choćby niechcący!
I na szczęście ostatnim razem zadygotałam, gdy obrócił się gwałtownie i opuścił klasę.
Całkiem zapomniałam, że chciałam go przeprosić za moje zachowanie zaraz na początku lekcji. Przyszło mi to do głowy dopiero, gdy siedziałam w ławce na lekcji polityki. Ze złości niemal zaczęłam głośno wrzeszczeć i o mały włos nie poderwałam się i za nim nie pobiegłam. Tyle na temat tego, że powinnam mu pomóc. Z każdą minutą tylko pogarszałam sytuację.
Przymknęłam powieki – jedyne, czego teraz potrzebowałam, to sen. Od wielu dni nie spałam dobrze; gdybym tylko się przespała, miałabym czas na rozmyślanie. Mając czas na rozmyślanie, z pewnością wpadłabym na to, co dręczy Edwarda. Przynajmniej byłabym w stanie spokojnie z nim porozmawiać i ewentualnie wszystko wyjaśnić. Wtedy znów wszystko wróciłoby do normy! Do tego właśnie potrzebowałam jedynie kilku godzin snu. Tylko snu...
Poczułam jakiś intensywny zapach i automatycznie podniosłam głowę do góry. David uśmiechał się tak szeroko, że można było zobaczyć wszystkie jego zęby. Kiedy usiadł obok mnie, uśmiechnął się jeszcze szerzej... o ile w ogóle było to możliwe.
- Przyznaj się wreszcie!
Ściągnęłam zdziwiona brwi.
- Do czego niby mam się przyznać?
- Że za mną szalejesz!
Musiałam przełknąć i chyba zaczęłam gwałtownie mrugać, bo David uśmiechnął się triumfująco... i nawet jeszcze szerzej. Widocznie było to możliwe.
- Słucham?!
- Lara opowiedziała mi, że gapiłaś się na mnie przez cały angielski.
Zaczerwieniłam się, czego nie cierpiałam.
- Siedzisz dokładnie przed tablicą!
- A ty szukasz mojego towarzystwa.
- Ja unikam twojego towarzystwa!
- To tylko pozory. Tak naprawdę wciąż mnie wypatrujesz.
Prychnęłam pogardliwie.
- I nawet teraz patrzysz na mnie tak... - uniósł kącik ust ku górze – …z takim głodem w oczach!
Przełknęłam ciężko. Przeklęty, spostrzegawczy człowiek!
- A nie mówiłem?! - zaśmiał się.
Kiedy odzyskałam wreszcie głos, odpowiedziałam:
- Przeceniasz się, Davidzie Candor. Poza tym, mam... chłopaka.
- Już?
- Co masz na myśli?
- Jesteście w Nowym Jorku ledwie parę dni... Ale nie, żebym uważał, że czegoś ci brakuje.
- Jesteśmy razem już od dłuższego czasu.
- Znam go?
Westchnęłam. - Zauważyłeś może tego zachwycająco pięknego chłopaka, który siedzi ze mną na angielskim? To on.
- Ten, który chciał trzymać cię za rękę?
- Tak, to on.
- Ale wyglądałaś tak, jakbyś była na niego wkurzona, a on przez całą lekcję ani razu się do ciebie nie odezwał.
Wysunęłam w zastanowieniu dolną wargę. Skąd mógł o tym wiedzieć? Z jego miejsca nie był w stanie nas zobaczyć, a ani razu się nie obracał. Na pewno.
- Kazałeś nas obserwować?
- Ty też mi się przyglądasz!
- Wcale nie! Ja tylko...
- Nie ma sensu się wypierać! – Zamachał mi przed oczami palcem wskazującym. - Mam nadzieję, że nie zrozumiesz tego pytania opacznie. Wiem, że on nie jest twoim rodzonym bratem... ale czy nie jest w końcu w pewien sposób twoim bratem?
Znałam już takie hipotezy. Ludzie wciąż źle interpretują naszą sytuację rodzinną.
- Nie. Byłam z nim, zanim zostałam adoptowana przez Cullenów.
- Mogę spytać, jak do tego doszło?
Spojrzałam na niego pytająco i wstrząsnął ramionami.
- Po prostu... Poznaliśmy się w szkole i zakochaliśmy się w sobie. Jego przyszywani rodzice adoptowali mnie, żebyśmy mogli być ze sobą. - To w zasadzie nie było kłamstwem.
- I kochasz go – stwierdził.
- Oczywiście!
- To widać. Mówisz o nim w taki sposób… tak ciepło. Jakbyście byli ze sobą od zawsze... jeszcze w poprzednim życiu.
Ledwie stłumiłam chichot. Naprawdę był spostrzegawczy! - Tak, to prawda.
Uśmiechnął się przyjaźnie i nagle jego serce zaczęło szybciej bić. Mogłam usłyszeć, jak tłucze się o klatkę piersiową.
- Ale mnie lubisz bardziej niż jego!
Wybuchnęłam śmiechem. - To absurdalne!
- Wcale nie. To, jak ze mną rozmawiasz, jak na mnie patrzysz, jest o wiele intensywniejsze. Nawet nie próbuj zaprzeczać!
- Nie powinieneś nawet tak pomyśleć, Davidzie. - Szkoda, że nie mógł wiedzieć, jak poważna była moja rada.
W drodze do bufetu spotkałam Alice, która czekała na mnie na rogu. Zauważyłam, że jest zmartwiona, ale nie miałam odwagi zapytać, co ją trapi.
- Wydaje się, że teraz łatwiej ci przebywać w jego obecności.
Z pewnością mnie obserwowała, mogłam się tego spodziewać.
- Tak, jest o niebo lepiej. Bez porównania z pierwszym dniem.
- Bardzo szybko sobie z tym poradziłaś. – Powiedziała to tak dziwnym tonem, że głos uwiązł mi w gardle. Nie miałam pojęcia dlaczego.
Edward czekał już z Jasperem, Emmettem i Rosalie przy stoliku, w najdalszym kącie pomieszczania. Tak jak w Forks, ludzie unikali sąsiedztwa wampirów.
Mój mąż nadal wyglądał na zagniewanego i natychmiast wiedziałam, że podsłuchał moją rozmowę na polityce i że czytał w myślach Davida, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. I nie podobało mu się to, co usłyszał. Tyle było pewne.
Starałam się nie przesadzać z ostrożnością w moich ruchach, kiedy obok niego siadałam.
- Przynajmniej cię nie dotknął – bąknął, nie patrząc w moją stronę.
- Edwardzie, on jest najbardziej zaślepionym, zarozumiałym...
- Wcale nie chcesz tak o nim mówić – przerwał mi napięty głos Edwarda. - Jeszcze będziesz tego żałować.
Zaskoczona, uniosłam wysoko brew.
- Dlaczego? Dlaczego go bronisz?
- Bo wiem o nim więcej niż ty.
- Niby co?
- Nie sądzę, że chciałbym ci o tym mówić. David mógłby mieć mi to za złe.
- Jakby cię to interesowało!
Westchnął.
- Masz rację. Interesuje mnie jedynie, że sama będziesz na siebie zła, jeśli nie zmienisz tego, jak o nim mówisz. - Odwrócił głowę i próbował nadać swojemu głosowi spokojniejsze brzmienie, co nie bardzo mu się udało. - On jest dobrym chłopcem, Bello. Naprawdę się stara. Uczynny, ofiarny i poza tym... – westchnął jeszcze raz, tym razem ciężko i głęboko – zdaje się, że poważnie w tobie zakochany. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
valentin
Zły wampir
Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 12:23, 12 Kwi 2010 |
|
Taki obrót sprawy....
cóż, ja myślę że tu nie chodzi o czystą zazdrość, myślę że Edward boi się, iż David przemieniony w wampira będzie bardziej atrakcyjniejszy....
Ale dlaczego nic nie powie Belli w prost....
Szybko pochłonęłam ten rozdział i czekam na następne :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
BaaaSsia
Wilkołak
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 116 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 21:05, 12 Kwi 2010 |
|
Dziękuje za rozdział.Wielkie i głębokie ukłony.Rozdział świetny.Nie spodziewałam się,że akcja może się tak potoczyć.
- Masz rację. Interesuje mnie jedynie, że sama będziesz na siebie zła, jeśli nie zmienisz tego, jak o nim mówisz. - Odwrócił głowę i próbował nadać swojemu głosowi spokojniejsze brzmienie, co nie bardzo mu się udało. - On jest dobrym chłopcem, Bello. Naprawdę się stara. Uczynny, ofiarny i poza tym... – westchnął jeszcze raz, tym razem ciężko i głęboko – zdaje się, że poważnie w tobie zakochany.
Ale,mam nadzieje,że między E i B nic się aż tak drastycznie nie popsuje:)
Temu Alice była smutna....;p
Heh valentin-ma ciekawą wizje na dalsze rozdziały.Przemieniony bardziej atrakcyjny David-he XD
Rozdział pochłonełam w pare minut.Lekko i przyjemnie.
Ogółem:O.K
Weeeeeeny,weny i czasu. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
valentin
Zły wampir
Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Wto 9:05, 13 Kwi 2010 |
|
Nie wiem dlaczego, ale mam takie wrażenie...
Bella po prostu rzuci się na niego, bo będzie chciała jego krwi....
i choć nie będzie to jej celem to go przemieni...
Albo inaczej, To Edek okaże się takim pie****m altruistą że przemieni go dla niej....
Mam jednak nadzieję że sprawy nie potoczą się aż tak drastycznie...
I nie rozumiem czemu Alice nie powie Belli co jest tak na prawde grane... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 15:35, 03 Sie 2010 |
|
Za betę kłaniam się w pas Dzwoneczkowi. Wielkie dzięki!
* * *
Rozdział siódmy
- Polowanie z Emmettem -
– Dajesz, Bella! Nawet się nie starasz!
– Nie mam ochoty.
– Daj spokój, nie psuj mi zabawy!
Westchnęłam.
– Ale to już ostatni raz, zrozumiałeś?
I znowu biegliśmy, okrążając cały teren w zaledwie kilka sekund; to był nasz piąty z kolei wyścig tego dnia.
– Wygrałem! – wrzasnął Emmett, przekroczywszy wyimaginowaną metę centymetry przede mną.
Musieliśmy najpierw jechać kilka godzin, by znaleźć się w tym lesie, ale tutaj przynajmniej opłacało nam się polować. W okolicy Nowego Jorku nie ma żadnego pożywienia, które odpowiadałoby naszym upodobaniom kulinarnym – cóż, może dla mnie by się coś znalazło… – chyba że wybralibyśmy się do zoo. Emmett grał mi na nerwach już podczas podróży, jednak sposób, w jaki się do mnie zwracał, gdy rozmawialiśmy, ta lekkość i beztroska odwodziły mnie od tego, by go obsztorcować. Do tych bezsensownych zawodów dałam się namówić również tylko dlatego, że jego zwycięstwa napawały go tak absurdalną, zaraźliwą radością, że sama musiałam powstrzymywać śmiech.
Zmęczona przysiadłam na skręconym pniu drzewa; znowu ogarnęło mnie nieodparte wrażenie, że sen mógłby rozwiązać wszystkie moje problemy. Emmett przyglądał mi się z przekrzywioną w bok głową, odtańczywszy w końcu swój taniec zwycięstwa. Zmarszczył nos i zacisnął wargi, przybierając nadąsany wyraz twarzy.
– Żadna dzisiaj z tobą zabawa! Mogłabyś chociaż nie siedzieć tak tutaj ze skwaszoną miną.
– Przykro mi, naprawdę, ale ostatnio mam po prostu tak dużo na głowie, że… Słuchaj, Emmett, następnym razem będę się starała bardziej, okej? – Spróbowałam uśmiechnąć się uspokajająco, chociaż mnie mój nastrój w zupełności nie przeszkadzał.
Wzdychając, usiadł obok, a pień zatrzeszczał cicho.
– Co się z wami ostatnio dzieje? Wszyscy zachowują się tak dziwnie. A w szczególności ty i Eddie – nazywał tak Edwarda tylko wtedy, gdy tego nie było w pobliżu – traktujecie się teraz w taki dziwny sposób.
Złożyłam głowę na jego potężnym barku.
– Nie zachowujemy się tak dlatego, że tego chcemy… Przynajmniej ja tego nie chcę i mam nadzieję, że on też nie… – mamrotałam, ale wiedziałam, że Emmett rozumie każde słowo. – Nie wiem, co się dzieje z Edwardem. Musiałam zrobić coś nie tak, jakoś przecież wyprowadziłam go z równowagi.
– W to akurat nie uwierzę. Edward jeszcze nigdy nie był na ciebie zły!
– Kiedyś musi być ten pierwszy raz.
– Wiesz, nigdy go nie rozumiałem. Nigdy nie umiałem go zrozumieć. Przez to, że siedzi w głowach tak wielu ludzi, myśli i zachowuje się inaczej niż większość. – Przytaknęłam, obejmując ramieniem jego biceps; ledwie udało mi się to zrobić. – Na przykład wtedy, gdy cię poznał: musiał tysiąc razy upewniać się, że ty też go chcesz. Nie mogłem zrozumieć, czemu sobie po prostu ciebie nie wziął.
– Chciał mnie chronić, Emmett.
– Taa, Eddie nigdy nie pogodził się z faktem, że jest wampirem. Zaakceptował to, ale i tak tego nienawidzi… Dziwny gość! – Coś z tego, co powiedział Emmett, niespodziewanie utknęło mi bardzo silnie w pamięci, mimo że nie wiedziałam, dlaczego tak się dzieje.
Mężczyzna objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Jestem jego ukochaną siostrzyczką, a w takich momentach staje się to szczególnie wyraźne.
– Chodźmy w końcu na to polowanie!
Człowiek nie jest w stanie zrozumieć sposobu, w jaki polujemy. Nigdy nie pojęlibyście, jakie to uczucie, tak jak nigdy nie potrafilibyście wyobrazić sobie tej wszechogarniającej euforii, jaką wywołuje w nas zapach krwi. Nie wiecie, jak to jest, kiedy całkowicie rezygnuje się z racjonalnego myślenia i zachowania, kiedy po prostu się temu poddaje. Nigdy też nie przeżyjecie sensacji, jaką wywołuje w nas aromat świeżej, gorącej posoki ani podniecenia towarzyszącego przysłuchiwaniu się walącemu w zawrotnym tempie sercu ofiary. Nigdy nie zatopicie swoich zębów w miękkim mięsie i nie poczujecie krwi spływającej w dół waszego gardła. I wiecie co? Możecie cieszyć się ze swojej nieświadomości. Gdybyście choć w przybliżeniu mogli zrozumieć, czym jest polowanie, wiedzielibyście też, że nie ma nic lepszego ani gorszego zarazem.
Emmett przyłączył się do mnie, gdy stałam nad zimnymi resztkami deseru. Wyobraziłam sobie głębokie ślady moich ugryzień na szyi Davida.
– Co jest?
Znużona, potrząsnęłam głową.
– Gdy raz spróbuje się ludzkiej krwi, trudno przychodzi człowiekowi zadowolenie się tą zwierzęcą. To tak, jakby z jednej strony podano ci pełne, świeże, soczyście czerwone truskawki, a z drugiej położono kawałek starego tostu.
– Że też akurat musiałaś posłużyć się analogią do jedzenia. Poza tym na pewno nie pamiętasz już smaku truskawek!
– Masz rację… – Potarłam palcami skronie. – Ale wiem, że były pyszne.
– Poczekaj, aż naprawdę skosztujesz ludzkiej krwi!
Rzuciłam mu rozwścieczone spojrzenie, a następnie ze skruchą zerknęłam na martwe zwierzę u naszych stóp.
– Tęsknisz za czasami, kiedy byłaś człowiekiem?
Zdziwiło mnie to pytanie – odwróciłam się gwałtownie w stronę Emmetta. Nie byłam przyzwyczajona do takich głębokich wynurzeń ze strony mojego brata.
– Dlaczego pytasz?
– Po prostu nie bardzo mogę przypomnieć sobie cokolwiek z tych chwil, kiedy sam nim byłem. Nie wiem, czy mi tego brakuje.
– Czasem… trochę… – odpowiedziałam na jego pytanie.
– Gdybyś mogła znowu stać się człowiekiem, zdecydowałabyś się na to?
– Nie. – Nie patrzyliśmy na siebie podczas tej rozmowy. – A ty?
Emmett roześmiał się głośno, tak że wystraszone ptaki poderwały się w górę i przeleciały nad wierzchołkami drzew.
– No coś ty!
Śmiałam się razem z nim. Czułam gulę w przełyku i ucisk w sercu, a mimo to śmiałam się.
– Co byś powiedziała na jeszcze jeden wyścig?
Śmiech uwiązł mi w gardle.
– Mam lepszą propozycję: co byś powiedział na to, żebyśmy już wrócili? Mieliśmy przecież być w Nowym Jorku jeszcze przed północą. – Słysząc te słowa, Emmett znowu zrobił swoją nadąsaną minę.
– Aha, przed północą, bo księżniczka zamieni się znowu w Kopciuszka.
– A ty staniesz się na powrót zwyczajną myszą.
– A z samochodu zostanie nam tylko dynia.
Już w połowie drogi powrotnej zniecierpliwiony Emmett przejął ode mnie kierownicę – podczas gdy ja jeszcze ją trzymałam. Co takiego trudnego widzą te wampiry w tym, by przestrzegać ograniczenia prędkości?
Zdążyliśmy na czas i jeszcze przed północą parkowaliśmy na naszym szkolnym podwórku. Zmęczenie przemieniło się w ogromną, pulsującą w mojej głowie kulę, tak że brat musiał trzymać mnie za ramię, gdy wchodziliśmy do domu.
Rosalie, Jasper, Carlisle i Esme siedzieli w auli przy włączonym telewizorze. Odbiorniki plazmowe już od dawna nie były czymś nowoczesnym, zostały zastąpione przez Ecmę. Członkowie mojej rodziny wpatrywali się teraz, każdy pogrążony we własnych myślach, w dzieło najnowszej generacji: Rogmę. Ten wynalazek miał tę zaletę, że wydawało się, iż można wprost dotknąć znajdującego się po drugiej stronie ekranu Jacka Deppa, który wyglądał zresztą jak kopia swojego ojca.
Po tym jak Emmett upewnił się, że jestem w stanie ustać na własnych nogach, skierował się w stronę swojej żony.
– Jak udało się polowanie, kochani? – spytała Esme, nie odrywając wzroku od ekranu. Ja nie potrafiłam już doszukać się sensu w gorączkowo toczącej się tam akcji, moje powieki stawały się coraz cięższe.
– Bella nie była w najlepszym humorze, ale poza tym było w porządku – odpowiedział Emmett. Podejrzewałam, że pewnie nie zdołał ukryć urazy w swoim głosie, jednak jego słowa były już zbyt odległe.
– Gdzie jest Edward? I Alice? – Brzmiałam tak, jakbym miała w ustach jakąś papkę.
Carlisle przyjrzał mi się.
– Nie ma ich, ale niedługo wrócą. Powinnaś się już położyć, wyglądasz na zmęczoną, Bello.
Przytaknęłam i wymamrotałam życzenia dobrej nocy. Idąc przez marmurowy korytarz do swojej sypialni, czułam się niczym lunatyk. Chyba nawet zdołałam zdjąć z siebie ubrania, w których polowałam. Ale nie było przy mnie Edwarda, który mógłby położyć się ze mną na szerokim łóżku, a nie wyobrażałam sobie zaśnięcia bez niego u mojego boku, dlatego ociągałam się z zapadnięciem w dawno wyczekiwany sen, nie mogąc poradzić sobie bez jego obecności. Jednak czułam się już zbyt zmęczona, by zastanawiać się, czym zajmuje się właśnie razem z Alice.
Na chwilę wyrwałam się ze swojego otępienia, gdy zauważyłam, że ktoś położył się obok mnie. Namacałam w ciemności chłodne ramię i przysunęłam się bliżej niego. Dotyk jego skóry na mojej i zapach jego włosów zatrzymały mnie jeszcze na chwilę na jawie.
– Frank za twoje myśli – wyszeptał.
Uśmiechnęłam się, słysząc tę znaną linijkę, a przynajmniej wydawało mi się, że to zrobiłam.
– W Ameryce mogłabym dostać za nie tylko centa. Pewnie i tak nie są więcej warte – wymamrotałam martwym głosem.
– Dla mnie są warte majątek. Proszę.
– Poczekaj, aż zasnę, kochanie, wtedy z pewnością je usłyszysz – ledwie wypowiedziałam, mniej lub bardziej wyraźnie, te słowa, a poczułam, jak przekraczam ostatecznie granicę między jawą a snem. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
belongs_to_cullens
Wilkołak
Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 126 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 0:50, 05 Sie 2010 |
|
I ja dołączyłam dziś do grona Twoich, Waszych czytelników. Pierwszy raz spotykam się z opowiadaniem, gdzie Bella i Edward przechodzą tak trudne chwile. Jestem bardzo ciekawa, czy uda im się pokonać problemy? No i kim jest David?
Będę czytała na pewno ciąg dalszy (mam nadzieję, że będzie) i będę zostawiała komentarze pożywniejsze dla wena:)
Pozdrawiam! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 22:14, 17 Sie 2010 |
|
Za betę bardzo dziękuję Rudej, którą w tej dziedzinie mogę tylko stawiać sobie za wzór. Mam jednak to szczęście, że poza byciem świetną betą, jest również bliską mi osobą, więc wytrzymuje moje zaimkowe wybryki. Dziękuję, Mózgu.
Miłej lektury!
(Dziękuję za ostatni komentarz, mam jednak nadzieję, że Tracąc czyta więcej niż jedna osoba. Osobo, jeśli tu jesteś, odezwij się. Nawet robaki potrzebują od czasu do czasu komentarzy).
* * *
Rozdział ósmy
- Zwierciadła pozostają puste -
Nie mogłam uwierzyć, że to dopiero mój czwarty dzień w tej szkole; miniony poniedziałek wydawał się wiecznością. Siedziałam obok Edwarda w samochodzie, opierając czoło o chłodną szybę – przynajmniej powinna taka być, bo w kontakcie z moją skórą wydawała się ciepła.
Sen nie rozwiązał jednak żadnego z moich problemów, wręcz przeciwnie, doszło do nich jeszcze kilka innych. Byłam pewna, że śniłam o Davidzie, nawet jeśli nie mogłam sobie tego przypomnieć – wystarczyło spojrzenie Edwarda, które ujrzałam po przebudzeniu. Siedział w fotelu w kącie naszego pokoju z wyrzutem malującym się na twarzy. Także teraz robił wszystko, by mnie nie dotknąć, choćby przypadkiem.
O wiele za późno przyszły mi do głowy słowa, które powinnam była powiedzieć już wtedy, w nocy, kiedy zapytał, o czym myślę. O tobie. A o czym innym mogłabym myśleć? Ale czułam się wtedy taka wyczerpana… chociaż to żadna wymówka.
– Bello?
Obróciłam się w jego kierunku tak szybko, że zakręciło mi się w głowie. Przeklęty guz.
– Tak?
Z uwagą przyglądał się ulicy i samochodom jadącym przed nami. Z jednej strony byłam za to wdzięczna, z drugiej jednak kompletnie mi się to nie podobało. Wyraz twarzy miał łagodniejszy niż wcześniej tego dnia, zmarszczki na jego czole nie wydawały się już tak głębokie, a on sam sprawiał wrażenie mniej spiętego. A mimo to wciąż wyglądał na wściekłego.
Zdołał nawet zapanować nad głosem, gdy mówił:
– Wiem, że to trudne… Ja jestem trudny. Przykro mi z tego powodu. To naprawdę idiotyczne, ale po prostu nie daję sobie z tym rady. Proszę cię tylko o to, byś dała mi jeszcze trochę czasu, a ja… pokonam to.
– Gdybyś powiedział mi, w czym tkwi problem, może potrafiłabym ci pomóc.
– Wybacz, skarbie, ale naprawdę jesteś ostatnią osobą, która byłaby w stanie mi pomóc. – Znowu zacisnął wargi w wąską linię. Wiedział, że powiedział za dużo.
– W takim razie to przeze mnie – wymamrotałam.
– Co masz na myśli?
– To nie tak, że nie wiedziałam, czyja to wina, ale powiedziałeś, że nie będziesz się na mnie wściekał.
– Nie wściekam się na ciebie.
Przed nami wyrósł budynek szkoły.
– W takim razie nie rozumiem.
– Jestem wściekły na siebie, Bello! – Jakby dla podkreślenia swoich słów docisnął pedał gazu, tak że ostatnie trzysta metrów do szkoły niemal przelecieliśmy.
Ledwo co się zatrzymaliśmy, Edward już wysiadał elegancko z samochodu. Uparcie tkwiłam na swoim miejscu, czekając, aż otworzy mi drzwiczki. Dalej kierowana swoim uporem, chwyciłam jego dłoń, mimo że jej nie zaoferował. Nawet nie zmienił wyrazu twarzy.
– Wiesz, co najbardziej mnie denerwuje? – zapytałam, gdy szliśmy przez korytarz szkolny. Zrobiłam to tak cicho, że żaden inny uczeń nie mógł tego usłyszeć. Nie doczekałam się odpowiedzi ze strony Edwarda, więc kontynuowałam: – Najgorsze jest to, że wciąż jesteś tak samo piękny jak zawsze, nawet gdy omal nie wybuchniesz ze złości. Nawet gdy się ode mnie odwracasz, ja pragnę cię jeszcze bardziej niż zwykle! Dlatego nie potrafię się na ciebie złościć.
Spojrzałam na niego, lecz Edward wciąż patrzył przed siebie. Widocznie pan Cullen również postanowił pobawić się w nieustępliwego. Przynajmniej na to wskazywał wyraz jego twarzy: dokładnie taki sam jak kilka minut temu. Wyglądał jak kamienny posąg.
– Aha – to jedyny komentarz, jaki otrzymałam.
Puściłam jego dłoń; nie miałam już siły. Skoro wszystko było takie idiotyczne, jak to określił, nie powinnam dłużej zawracać sobie głowy. I tak już za bardzo się zaangażowałam, za bardzo poszłam mu na rękę – w przeciwieństwie do niego. Bo facet idący obok mnie nie dawał z siebie dosłownie nic, jedynie pogarszał swoje zachowanie. Koniec z tym!
Jednak już w sekundę później moje postanowienie zostało zduszone w zarodku; minęła nas ta blondynka, którą David nazywał Larą. Jej oczy ciskały błyskawice.
Edward wciągnął gwałtownie powietrze.
Tylko nie to!
– Ta dziewczyna nie ma żadnych powodów do zazdrości! – wyrzuciłam z siebie gorączkowo. Nie chciałam jeszcze bardziej pogarszać naszej sytuacji. Cholera! Mogłam nawet dać z siebie jeszcze więcej, byle tylko do tego nie dopuścić.
Nie patrzył na mnie; spoglądał na oddalającą się dziewczynę, przysłuchując się jej myślom.
– Nie lubi cię – stwierdził cicho.
– Lepiej dla niej, że mnie nie lubi.
Edward nie dodał już nic więcej. Ja też nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć.
Bardzo starałam się, by nie spojrzeć na Davida, gdy mijaliśmy go, kierując się w stronę naszej ławki. I tak w moich oczach wyglądał inaczej niż w rzeczywistości.
Lekcja zdawała się ciągnąć całymi godzinami, tak że dzwonek na przerwę wydał mi się wybawieniem.
Edward podniósł się z gracją ze swojego miejsca.
– Alice zabierze cię później na lunch.
Przytaknęłam. Chłopak zawahał się przez moment, a w końcu pochylił się, składając na moim czole delikatny pocałunek. Przymknęłam oczy i wyszeptałam: Dziękuję, gdy się ode mnie odsunął.
– Do zobaczenia – odpowiedział mi cicho i wyszedł z klasy.
Naprawdę nie chciałam iść na lekcję polityki, nie miałam jednak innego wyjścia. Gdyby była taka możliwość, zaszyłabym się w aucie Edwarda i przespała ten czas, zwinięta na tylnim siedzeniu. Nienawidziłam tej lekcji, naprawdę. Tak samo jak nienawidziłam faktu, że nie potrafię dojść do ładu z własnymi uczuciami.
W klasie przysiadł się do mnie David. Wolałam na niego nie patrzeć, dlatego też skupiłam swoją uwagę na trzymanej przez niego książce – Drakuli Brama Stokera; widząc ten tytuł, z trudem powstrzymałam śmiech. Że też musiał wybrać akurat tę pozycję!
– Dzień dobry, Bello! – wyszeptał, a ja automatycznie spojrzałam na niego, w tej samej chwili przeklinając się za to.
W rzeczywistości wyglądał inaczej niż w moich wizjach. Pełen podziwu wzrok, którym, jak mi się wydawało i jak chciałam wierzyć, to on obdarzył mnie przy naszym pierwszym spotkaniu, spoczywał teraz na jego twarzy. Uśmiechał się.
– Wiesz, jesteś piękna jak słońce.
Momentalnie się skrzywiłam.
– Czy ty w ogóle widziałeś kiedykolwiek prawdziwe słońce?
Ciężka, gęsta warstwa chmur już od kilkudziesięciu lat przykrywała niebo nad Nowym Jorkiem i innymi dużymi miastami i zdawała zbliżać się do nas z każdym dniem, stając się coraz bardziej niebezpieczna. Jej kolor zyskał nawet nową nazwę: humo. Oczywiście nie da się go opisać (jak opisuje się kolory?), ale chyba najlepiej będzie porównać go do barwy płuc człowieka, któremu grozi uduszenie się dymem papierosowym. Tak, ludzkość zdołała stworzyć nowy kolor. Ale większość dzieci to inne barwy uważa sztuczne. Stwierdzenie, że niebo jest niebieskie, wywołuje już tylko śmiech – błękit nie należy według nich do odcieni, które występują w przyrodzie naturalnie (czy chociaż w tym, co z owej przyrody pozostało).
Naukowcy zakładają, że do tego, by przeżywać pełnię doznań, człowiek potrzebuje obecności słońca – nieważne, czy prawdziwego, czy sztucznego. W efekcie w centrum Nowego Jorku, Tokio, Brasilii, Kapsztadu, Moskwy, Sydney, Frankfurtu, Mediolanu i innych miast znaleźć można ogromne monitory, które przez cały czas wyświetlają zdjęcia satelitarne słońca. Ten widok uspokaja ludzi, nawet jeśli nikt nie wie, czy ono faktycznie jeszcze gdzieś tam istnieje. Bariera chmur o barwie humo skutecznie uniemożliwia dowiedzenie się tego.
Ale ja wiem, że słońce wciąż świeci. Jeśli się bardzo skoncentruję, potrafię rozpoznać jego delikatne migotanie przebijające się przez warstwę smogu. To pocieszające, wiedzieć, że ono nadal tam jest, nawet jeśli muszę się przed nim ukrywać.
– Nie… nigdy – mówiąc to, David ściągnął brwi, co przydało jego twarzy zamyślony wyraz. – Ale wiem, że musi być piękne. Musi!
Odwróciłam od niego wzrok i skinęłam w kierunku książki.
– Interesujesz się wampirami?
Chłopak przechylił w bok głowę i roześmiał się.
– Nie próbuj zmieniać tematu.
Wzruszyłam ramionami, nie wiedząc, co mogłabym powiedzieć. Nauczyciel w spokoju porządkował papiery na swoim biurku. David sięgnął po książkę i przebiegł palcami po literach wytłoczonych na tylniej okładce.
– Tak, interesuję się wampirami. Uważam je za fascynujące. A ty?
– Powiedzmy.
– Czytałaś to?
Potrząsnęłam głową w geście zaprzeczenia; zawsze unikałam literatury wampirycznej.
– Jest też taki wiersz, napisał go Heiner Müller. Nosi tytuł Wampir. Przyciągnął moją uwagę. Znasz go?
Kolejne potrząśnięcie głową.
Zamiast murów
otaczają mnie lustra.
Szukam wzrokiem swojej twarzy,
lecz zwierciadła pozostają puste.*
Jego głos był płynny niczym miód. Zmarszczyłam nos.
– Ładne.
Zachichotał.
– Nie podobało ci się. Ale to był tylko fragment.
– Wierzysz w to? Wierzysz, że wampiry istnieją, że nie odbijają się w lustrach i śpią w trumnach, i potrafią zamieniać się w nietoperze? Plus te wszystkie bzdury z czosnkiem? – Mój głos drżał na tyle lekko, że na pewno nie był w stanie tego zauważyć.
– Nie, oczywiście, że nie – wyszczerzył się. Odetchnęłam cicho. – Ale piją krew!
*Niestety nie dysponowałam żadnym tłumaczeniem poza własnym, przepraszam więc z góry za ewentualne nieścisłości. (przyp.tłum.) |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Śro 18:58, 08 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
valentin
Zły wampir
Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 426 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Śro 0:03, 18 Sie 2010 |
|
A więc szok!!!
Wielkie dzięki za tłumaczenie tego ff. Świetna robota, czyta się to tak lekko, chociaż tematyka na to nie wskazuje. Co do wiersza, świetnie przełożony fragment. Natknęłam się kiedyś na niego i chociaż musiam zajrzeć kilka razy do słownika, aby zrozumieć, to muszę przyznać, że rozpowszechniony w języku Polskim zrobiłby furorę.
Co do Edka, ja wciąż nie rozumiem co on taki sfrustrowany chodzi i jeszcze spiskuje z Alice...
A Bella? cóż, Bella kocha go i chce mu pomóc a nie może ale też się w sobie zamyka, ja na jej miejscu palnęłabym go tak mocno jak go kocham i powiedziała żeby przestał być takim pieprzonym altruistą i powiedział co jest nie tak, bo ona go kocha i chce mu pomóc żeby się nie męczył. Ona nie wie co i jak i sama się zamartwia że to przez nią i tak koło się zamyka a Edek na własne życzenie rujnuje sobie małżeństwo!!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|