|
Autor |
Wiadomość |
Ela_;]
Nowonarodzony
Dołączył: 26 Maj 2009
Posty: 33 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z pod ekranu monitora..;dd
|
Wysłany:
Nie 13:28, 04 Paź 2009 |
|
Haha fajny rozdział
Przebić drzewo na wylot lol
Albo ręke złamac haha
Rozdział porprstyu świetyny ;dd
Juuz czekam na następnee |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
pokerface
Nowonarodzony
Dołączył: 25 Mar 2009
Posty: 7 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 14:33, 21 Paź 2009 |
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Pią 22:19, 06 Lis 2009 |
|
Dredzio poprosimy o nowy rozdział nie mogę się doczekac pojawienia się Edwarda w takich relacjach między bohaterami. Pomysł z zamianą miejscami Eda i Bells - naprawdę super. Wena trzeba dokarmiac i mam nadzieję, że twój nie będzie głodował, gdy napiszę, że z chęcią zapoznam się z dalszą częścia opowiadania bo w duecie odwalacie kawał fantastycznej roboty. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
dredzio
Wilkołak
Dołączył: 23 Sty 2009
Posty: 140 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 30 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Nie 19:56, 08 Lis 2009 |
|
Witam i już tradycyjnie przepraszam za tak długi czas bez aktualizacji. Na początku całą winę miałam zwalić na szkołę i nawał pracy, ale potem zabrakło Wena.
Tak właściwie, to zabrała go opieka społeczna. :( Stwierdzili, że Zenon był wyjątkowo wychudzony. Rzeczywiście ostatnimi czasy wyglądał dość mizernie, ale miałam nadzieję, że mu się poprawi. Że go dokarmicie. Bo taki Wen potrzebuje zbilansowanych, solidnych posiłków. Też musi się dobrze odżywiać, żeby móc potem mnie natchnąć, bo potem tak to wygląda, że wrzucam rozdziały raz na miesiąc albo i rzadziej...
Raczej nie mogę na to narzekać, bo nigdy wcześniej wyraźnie nie zaznaczyłam, że zależy mi na konstruktywnych komentarzach.
Dlatego apeluję dziś o pomoc. Pomóżcie mi wyciągnąć biednego Wena Zenona ze szponów opieki społecznej (teraz to już pewnie rodziny zastępczej...), żeby nie trafił gdzieś, skąd go już nie odzyskam...
Możecie krzyczeć, gryźć, kopać i warczeć, rozdział pisany na kompletnym bezweniu i nie mam pojęcia co z tego wyszło. No dobra, bardzo się postarałam i uważam, że tragicznie nie jest. ^^
Za betę, dziękuję bardzo Reilee. :)
Rozdział szesnasty
Emmett usiadł na zmarzniętej ziemi i spuścił głowę. Był bardzo zakłopotany. Na jego twarzy widziałam smutek i wstyd.
- Przepraszam – bąknął. – Ja chciałem tylko się z nią zobaczyć...
Nie podniósł głowy, więc nie zobaczył smutku, który przez chwilę gościł na mojej twarzy. Było mi go żal, bo widziałam, jak bardzo tęsknił za ukochaną. Siedział tam i znów był przygnębiony i milczący. Tak jak trzy dni temu – na początku treningu.
Wiedziałam, że moment załamania i zwątpienia kiedyś nadejdzie. I nadszedł właśnie dziś, niespełna pół godziny temu. Emmett postanowił mi uciec, żeby spotkać się z Rose. Zdecydował się na to, bo wiedział, że biega szybciej ode mnie. Zapomniał o jednym – mogłam uprzedzić rodzinę i tak też zrobiłam. Wystarczyło, że powiedziałam ojcu: „Emmett do was idzie”, a on wiedział, co robić. Z chwilą, gdy zakończyłam przekaz, wszyscy byli już poza domem i uciekali przed Emmettem, a Kate zacierała ślady. Dzięki temu Em ich nie znalazł i nie mógł się spotkać z moją siostrą. Bo to było warunkiem ukończenia treningu. I odbycia kary.
Teraz Emmett siedział przede mną i czekał na to, co powiem. Ale ja milczałam. Em w końcu uniósł głowę, by napotkać moją srogą minę.
- Ja... – zaczął, ale nie wiedział, co dalej powiedzieć. Pokręcił tylko głową w geście rezygnacji. – Przepraszam – szepnął jeszcze raz i wstał, by wrócić do swojego treningu.
Przez te trzy dni udało mu się wiele osiągnąć. Jego ręka nie przechodziła już przez pień na wylot, a nawet się w nim nie zagłębiała. Ale siła jego ciosów nadal łamała drzewa. Byłam pewna, że najdalej za trzy dni opanuje to. A wtedy...
Wczoraj odbyłam z Carlislem rozmowę - znów na temat przyszłości. W umyśle ojca, gdzieś w tle tego co mówił, słyszałam wciąż jedno słowo: przeprowadzka. Doceniłam to, że starał się jednak nie myśleć o czekającej nas przeprowadzce do Forks. Wiedział, co to dla mnie oznacza i wcale tego nie chciał. Ale nie było innej drogi ku przeznaczeniu i w końcu wzdychając przekazałam ojcu, że zgadzam się z nim i kiedy wrócę z Emmettem, możemy ruszać.
Potem porozmawiałam z moją ukochaną siostrą. Wydała mi Carlisle’a, mówiąc, że już od dawna szykował się do wyjazdu, a ja po prostu wiedziałam, że w tamtej chwili uśmiechała się wrednie. Ojciec wyruszył gdzieś, jak tylko Emmett rozpoczął trening. Był chyba w miasteczku i załatwiał wszystkie sprawy związane z naszym wyjazdem.
Kolejny dzień, upłynął tak samo jak pozostałe. Obserwowałam brata i rozmawiałam z rodziną. Było mi niezwykle szkoda Emmetta, ale wiedziałam, że powinnam być surową nauczycielką, żeby jego problemy skończyły się raz na zawsze. Po raz kolejny zapatrzyłam się na braciszka, który przez cały czas uderzał w drzewa. Cios za ciosem, uderzenie za uderzeniem. Wciąż z tą zaciętą miną, milcząc. Dopiero następnego dnia odezwał się do mnie. Rozpoczęliśmy luźną pogawędkę, tak właściwie nie mówiąc o niczym. Przy tym wszystkim było dużo śmiechu, gdyż zawsze świetnie się rozumieliśmy i mieliśmy takie samo poczucie humoru.
Piątego dnia zauważyłam zmianę w jego ciosach. W końcu zaczął inaczej rozkładać swoją siłę i nareszcie udało mu się.
Cios wyglądał idealnie. Jak zwykle zamachnął się, jakby zbierał całą swoją siłę, a jego ręka cały czas przyspieszała. W odpowiednim momencie pięść Emmetta niemal zatrzymała się, krusząc korę drzewa tylko w kilku miejscach. Udało się. Em wyprowadził cios idealny, taki jak mój. Na twarzy brata pojawił się mój ulubiony, głupkowaty uśmiech wyrażający samozadowolenie.
- Udało mi się! – krzyknął, po czym roześmiał się.
Wyszczerzyłam się do niego, mówiąc: - To był przypadek, braciszku. Spróbuj utrzymać taki poziom przez cały dzień, a będziesz mógł zmierzyć się z mistrzem.
Mina Emmetta zrzedła, ale nie próbował ze mną dyskutować. W ułamku sekundy znów był skupiony na swoim zadaniu, z tą swoją poważną miną, na widok której chciało mi się śmiać. Taki wyraz twarzy po prostu nie pasował do niego.
Em to mój młodszy braciszek, idealny partner do polowań i żartów. Mogę z nim porozmawiać na niemal każdy temat. Zawsze mnie rozumie i wie, kiedy chcę z nim pogadać, a kiedy potrzebuję przez chwilę pomilczeć. Oczywiście nie może wtedy znieść ciszy i po prostu zostawia mnie samą, żeby mi nie przeszkadzać. To zastanawiające. Można by powiedzieć, że Emmett jest mistrzem taktu i wyczucia, choć wygląda raczej na dużego urwisa, któremu tylko psoty w głowie.
- Siostrzyczko moja kochana... – Emmett rozpoczął niepewnie, w specyficzny sposób przeciągając wypowiadane słowa. Już wiedziałam, że ma do mnie sprawę.
- Słucham ciebie, mój jedyny bracie. – Uwielbialiśmy droczyć się ze sobą. Słowne gierki to nasza specjalność. Czasem nawet denerwowaliśmy tym innych, gdy zbyt długo pogrywaliśmy ze sobą w czyjejś obecności.
Em wziął głęboki wdech – który najwyraźniej podpatrzył u mnie, uwielbiającej niepotrzebne, ludzkie odruchy – i powiedział bardzo szybko: - Tak właściwie, to są jakieś określone ciosy i pozycje, czy to wszystko przychodzi do nas naturalnie? Czy ktoś uczył ciebie walki? Czy to był Carlisle? A kto nauczył jego? Czy naprawdę jesteś od niego lepsza i czy dlatego uczyłaś Esme i Rose?
Gdyby nie jego poważna mina i to, że traktował to wszystko poważnie, a sprawa pojedynku była dla niego punktem honoru, z pewnością roześmiałabym się. Ale jako przykładna siostra i nauczycielka zachowałam kamienną twarz, i podeszłam do tego wszystkiego poważnie.
- Walka przychodzi naturalnie – zaczęłam. – Na początku instynktownie próbujesz się tylko bronić i uczysz się uników. Kombinujesz, uciekasz aż w końcu nabierasz pewności i zaczynasz uderzać na oślep. Atakujesz, używając do tego całego swojego ciała i próbujesz wykorzystać swoją siłę. Dopiero później podpatrujesz u kogoś technikę i zmieniasz ją, dostosowując do siebie. Gdy wampir przestanie być nowonarodzonym, technika jego walki nie opiera się na sile, a na umiejętnościach. Tak więc po części jest to instynktowne, a po części przychodzi dzięki nauce. Jeśli chodzi o mnie... To tak. Carlisle pokazał mi podstawy, a później rozwijałam się sama. Nie wiem, czy jestem od niego lepsza, trudno to określić. Myślę, że takie rzeczy mogą wyjść dopiero w walce na śmierć i życie.
Esme i Rose uczyły się wprost ode mnie, w czasie przemiany. Chciały wiedzieć wszystko, więc opowiadałam im. Pokazałam moje walki z Carlislem i w ten sposób zdobyły podstawy, a potem trenowałyśmy.
Nie wiem, kto wytrenował ojca. Może był samoukiem, tak jak we wszystkim innym, a może to Volturi mu pomogli.
Emmett po raz kolejny uśmiechnął się głupkowato.
- To przez Rose – mruknął. – Nie chciałem rozmawiać z tobą tylko z nią i przez to nie wiem nic o walce.
Również się uśmiechnęłam i przytaknęłam. Tak, to mogło być przyczyną. Jego ślepa, bezgraniczna i piękna miłość do Rosalie.
Em uderzył w drzewo po raz kolejny, prowadząc cios w sposób identyczny jak poprzednie. Robił to już idealnie. Na ten widok ucieszyłam się bardzo, wiedząc, że brat będzie gotów do walki już za kilka godzin.
Czas znów przyspieszył swój bieg, gdy rozmawialiśmy o niemalże wszystkim. Wytłumaczyłam mu jak powinien zadawać ciosy w starciu z innym wampirem, jak obchodzić się z nowonarodzonymi i tymi starszymi. Opowiedziałam mu kilka ciekawych anegdot i przybliżyłam techniki walki członków naszej rodziny. Napomknęłam na zagadnienia dotyczące taktyki, ale nie mówiłam mu zbyt wiele. Przecież miał w tym wszystkim odnaleźć własny styl i wypracować swoją metodę. Ja mogłam naprowadzić go tylko na właściwą drogę i zbesztać, gdy robił coś źle.
Cios za ciosem, uderzenie za uderzeniem. Kora sypiąca się z biednego drzewa. I Emmett pracujący z zaciętą miną. To skupienie w ogóle do niego nie pasowało, dlatego nie przyzwyczaiłam się do tego przez te sześć dni. Em wyprowadził ostatni cios i zatrzymał się, a potem zaczął rozglądać za odpowiednim drzewem. Widocznie to, przy którym stał, już się nie nadawało.
- Emmett? – Brat od razu się do mnie odwrócił, wyczuwając tę subtelną nutę w moim głosie. Na jego twarz bardzo powoli wstępował mój ulubiony uśmiech.
- Myślę, że już wystarczy – mruknęłam, a Emmett bez ostrzeżenia rzucił się na mnie. A ja po prostu roześmiałam się, bo wiedziałam, że to zrobi. Po prostu wiedziałam i zwinnie mu umknęłam.
Wydał z siebie coś pomiędzy okrzykiem bojowym, a wrzaskiem frustracji z domieszką rozbawienia i natarł na mnie po raz drugi. Przez pierwszą godzinę bawiłam się z nim tak, aż w końcu złapał swój rytm i nie atakował na oślep. Jego ruchy stały się bardziej kontrolowane i subtelne. Nie przypominał już małego dzieciaka, a wielkiego chłopca, który wiedział, czego chce.
Wtedy przeszłam do ataku. Zwinnie, delikatnie, niemal niezauważalnie powaliłam go na ziemię. Miał przy tym naprawdę zabawną minę. Przy uderzaniu o zmarzniętą ziemię sapnął zdziwiony, a jego oczy były nienaturalnie rozszerzone. Wyraz zdziwienia malujący się na jego twarzy widniał tam przez dobre kilka sekund, zanim zdołał się opanować i mruknąć:
- Hej!
Wtedy po prostu nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem. Oczywiście Emmett nie mógł widzieć swojej miny, więc nie rozumiał, dlaczego jestem tak rozbawiona. Zaatakował znów, a ja nadal się śmiejąc, uciekłam. Jednak nie zauważyłam pewnego istotnego szczegółu za moimi plecami, gdyż byłam zbyt zajęta wyśmiewaniem mojego brata. I wtedy drzewa i śnieg uciekły mi sprzed oczu, a przede mną znalazło się niebo. Tym razem to Emmett wybuchnął śmiechem.
Wiedziałam, dlaczego tak się stało i postanowiłam w końcu zaspokoić naszą najważniejszą potrzebę.
- Skoro tak, to kończymy na dzisiaj – mruknęłam, a on natychmiast zamilkł.
- Nie... – nieśmiało próbował protestować.
- Przecież doskonale wiesz, że powinniśmy zapolować. Bo jeszcze trochę, a będę potykać się o rzeczy przede mną.
Emmett westchnął tylko, tym samym zgadzając się ze mną i ruszyliśmy biegiem w kierunku miejsca, w którym zwykle polowaliśmy.
Odetchnęłam pełną piersią, ciesząc się nowymi zapachami. Przez ostatnie sześć dni czułam tylko Emmetta i okalające nas rośliny, a gdy biegłam... Wszystko było tak świeże i nowe dla mnie. Jak zwykle cieszyłam się biegiem. Kochałam to. Mogłabym to robić przez cały czas, nawet nie zatrzymując się na polowania. Dzięki przemianie w wampira, odkryłam, że bieganie to moja natura. Jako człowiek zbyt często potykałam się chodząc, więc nie miałam odwagi biegać. A teraz... Mogłam to robić bez obaw i bardzo mnie to cieszyło.
- Co powiesz na te łosie? – Głos Emmetta wyrwał mnie z zamyślenia. Zwolniłam i wzięłam głęboki wdech. Przed nami z całą pewnością było kilka osobników. Kiwnęłam na niego głową i ruszyliśmy.
Uważnie obserwowałam brata, widząc jak zmienił go nasz trening. Bez najmniejszych problemów poradził sobie ze swoją ofiarą, będąc niemal tak szybkim jak ja. (Bo tak naprawdę umiał już to wszystko, tylko nie wiedział jak rozkładać swoje siły. Zdewastowanie kilkudziesięciu drzew z pewnością mu w tym pomogło). Upolowaliśmy jeszcze po dwa łosie, ponieważ tylko to udało nam się znaleźć i już wracaliśmy do naszych bliskich. Z triumfem na twarzach powracaliśmy do domu Denali.
Emmett – zadowolony z ukończenia treningu, ze świadomością zmiany, jaka w nim zaszła i nadziei... Właściwie nie wiedziałam, na co miał nadzieję, bo wszystko to mogłam wyczytać tylko z jego twarzy i zachowania. Ale podejrzewałam, że łączyło się to ściśle z jego ukochaną.
A ja... Cieszyłam się z powrotu do rodziny. Wiedziałam też, że już niedługo znajdziemy się w domu, którym było dla mnie miasteczko w stanie Waszyngton. Kiedyś będę musiała dodać, że jest ono małe, ale na razie Forks to normalnych rozmiarów wieś, do której tęsknię.
Z jednej strony nie mogę się doczekać, aż tam dotrzemy, a z drugiej boję się tego. Chcę wyruszać już teraz, wiedząc, że to właśnie tam spotkam Alice i Jaspera, a może nawet Edwarda... Ale nie chcę się spotkać w Forks z moim prawdziwym ojcem, a jednocześnie zupełnie obcym mi człowiekiem. Nie chcę tam żyć ze świadomością, że moi przyjaciele z La Push znienawidzą mnie tylko za to, że jestem wampirem i nie mam szans na choćby znajomość z nimi. Ale kto wie...? Może jak zwykle wszystko potoczy się inaczej?
następny rozdział |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez dredzio dnia Śro 16:12, 13 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
rani
Dobry wampir
Dołączył: 23 Gru 2008
Posty: 2290 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 244 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Smoczej Jamy
|
Wysłany:
Nie 20:28, 08 Lis 2009 |
|
Ostatnio strasznie nie chce mi się komentować i rzadko to robię. Jednak to jest jedno z moich ulubionych polskich FF, więc na chwilę wysilę swoje komórki.
Po pierwsze - plus za długość. To opowiadanie czyta się i czyta. Jest tak wszystko świetnie opisane, mam wrażenie jakbym to wszystko, co opisujesz widziała i czuła. To, jak Emmett uderza w drzewo,raz po raz. Jego skupienie. Pokazują mi się obrazy w głowie. I strasznie takie coś lubię.
Bardzo podoba mi się ta Bella. Mimo, że Carlisle jest tym najstarszym, to ona jest przywódcą. Szkoli ich, uspakaja, mówi, jakie jest najlepsze wyjście. Podoba mi się taka Bella.I perspektywa tego, że to Edward tym razem będzie tym słabszym. Czy może nie? Proszę, niech ona się już nie odradza. Teraz jest git :D
I zastanawia mnie właśnie, czy to będzie całkiem wszystko jak w Zmierzchu, tylko odwrotnie. I nie mogę doczekać się Jaspera. Może nasz zaskoczysz i wcale Alice nie będzie? Plizzz
Bardzo podoba mi się tez relacja Belli z Emmettem. Są sobie tacy bliscy. Ona traktuje go dobrotliwie, jak młodszego brata. Ona dla niego jest mentorką, którą bardzo kocha.
Nie mogę się doczekać dalszej akcji.
Życzę czasu i weny. Te cholery mają teraz jakiś sezon do ucieczek, wiem coś o tym |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
cardmire
Nowonarodzony
Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 45 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Katowice
|
Wysłany:
Nie 20:41, 08 Lis 2009 |
|
Trzeba przyznać, że nie chcę mi się wysilać swego mózgu, więc komentarz może będzie nie do końca konstruktywny. To, że rzadko tutaj komentuje nie znaczy, że nie czytam i nie wyczekuje kolejnych rozdziałów. Mam nadzieję, że Bella nie będzie się już odradzać, bo tak jest dobrze. Liczę też na to, że jeśli faktycznie Edzio się pojawi, to nie będzie jak Meyerowska Bella (czyli jak powinno byc przy zamianie miejsc). Czy są błędy to nie mam pojęcia - nie zwracałam na to najmniejszej uwagi. Tyle.
Czasu i Zenona,
cardmire |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Swan
Zły wampir
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P
|
Wysłany:
Nie 21:40, 08 Lis 2009 |
|
Kurczę ja naprawdę nie mam czasu na jakiś super rozmiarów KK. Poważnie za wiele ode mnie wymagasz. Najchętniej zostawiłabym komentarz:
Przybyłam. Zobaczyłam. Przeczytałam.
Krótki, prosty i treściwy. No ale nie mogę, bo admini by mnie zjedli.
Postanowiłam się więc z deka rozpisać, ale i tak nie wierzę, że mi to wyjdzie. Przygotuj się, że piszę to jednocześnie ucząc się z matematyki. Ciekawe połączenie, nie? Ale fanficki non stop odciągają mnie od nauki. Zdążyłam się przyzwyczaić.
Dredziu - niestety widać, że bez bety, ale nie będę się o to czepiać. W końcu beta przyjdzie, nie? Ale to były tylko błędy w postaci literówek i tym podobnych, więc spoko.
Masz u mnie ogromnego plusa za długość. Czasem długość w ff-ach mnie dobija, bo ludzie piszą owszem - długo, ale nieciekawie. A ty... No cóż. Uwielbiam Twój styl i to właśnie zmobilizowało mnie do napisania komentarza.
Irytuje mnie ten dość powolny rozwój akcji. (I jak ty to robisz, że pomimo mojej irytacji, wciąż mam ochotę na więcej?!) W sumie najbardziej wciągnęła mnie końcówka, te przemyślenia Belli. Ten.. tragizm sytuacji xD
Czy Edward się już pokaże? Dajcież mi już Alice i Jazzaa :D Uh.
Niestety, muszę już kończyć, bo nie chcę zawalić sprawdzianu z maty...
Weny, chęci i czasu do dalszego pisania. Mam nadzieję, że mój komentarz jest choć trochę wenodajny xD Liczę na Twój rychły powrót.
Pozdrawiam,
Swan |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Swan dnia Nie 21:41, 08 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
dredzio
Wilkołak
Dołączył: 23 Sty 2009
Posty: 140 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 30 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pon 15:43, 09 Lis 2009 |
|
Bardzo dziękuję za szybki odzew. :) Wasze komentarze bardzo mnie wczoraj podniosły na duchu i w ogóle nie spodziewałam się, że ten rozdział mi tak wyjdzie. xD Dziękuję jeszcze raz, obiecuję, że postaram się znaleźć betę i niedługo dodać następny rozdział. Co do tego wolnego tempa, to ono mnie też niezmiernie denerwuje! Mam już miliony pomysłów na rozdział dwudziesty trzeci, a tu... Dopiero siedemnasty zaczynam... Więc mam nadzieję, że szybko mi to pójdzie. ^^
Alice i Jasper... Mogę zdradzić, że teraz się nie pojawią. Dawno temu przeczytałam sobie, że Cullenowie dwa razy przybyli do Forks i Al z Jazzem nie wiedzieli, że w sąsiedztwie są jakieś wilkołaki, i podobno dołączyli do Cullenów dopiero za drugim razem. Czyli... W następnym rozdziale ich nie będzie. ==” Wywnioskowałam sobie, że przybyli dopiero za drugim razem i jeśli jestem w błędzie, to śmiało możecie mnie z niego wyprowadzić. :)
A na koniec, niespodzianka! Na początku rodzinka miała dotrzeć do Forks w rozdziale osiemnastym, bądź dziewiętnastym. Ale nie będę okrutna i dla siebie, i dla Was, i wszystko zacznie pędzić już od następnego rozdziału. :P Mam tylko nadzieję, że nie za szybko. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez dredzio dnia Śro 16:00, 13 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Pon 19:42, 09 Lis 2009 |
|
Dredzio jeśli ten rozdział był pisany na "bezweniu" to szczerze się przyznam, że Zenon jest ci zbędny Naprawdę masz fantazję. O ile po pierwszych kilku przemianach Bella byla taka bardziej "Meyerowa", to teraz jest świetna. Bardzo lubie to opowiadanie i czekam z niecierpliwością na kolejna część.
Jeśli faktycznie potrzebujesz Zenona do pisania to mam nadzieję, że się znajdzie. Jeśli nie - zorganizujemy akcję odbicia z rąk opieki czy gdzie tam go wysłano i dostarczymy w jednym kawałku - mam nadzieję
Jeszcze tu wrócę |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
dotviline
Wilkołak
Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Śro 12:57, 11 Lis 2009 |
|
Dobry rozdział. Wprowadził trochę nowinek :)
Ale to nadal jeszcze nie to. Wciąż czekam na rozwinięcie. Jestem ciekawa, co będzie jak pojawią się w Forks. Co z wilkami? A Edward? Normalnie mam milion wizji tego wydarzenia i jak znam życie żadna nie jest właściwa...
Ale Dredzio, naprawdę muszę Ci przyznać, że świetnie opisałaś Emmetta i jego kontakty z Bellą. Przyjemnie się czyta takie fragmenty.
Co mnie rozwaliło w tym rozdziale:
Cytat: |
Potem porozmawiałam z moją ukochaną siostrą. Wydała mi Carlisle’a, mówiąc, że już od dawna szykował się do wyjazdu, a ja po prostu wiedziałam, że w tamtej chwili uśmiechała się wrednie. |
Kocham, ubóstwiam i wielbię postać Rose. Jest całkowicie niesamowita.
Podobało mi się również to zacięcie Carlisle'a. Jego wiara w słowa Belli i uparte dążenie do ich realizacji. Naprawdę wspaniałe!
Tęskni mi się do Jaspera i Ally. Brakuje mi ich. Choć Jazza nawet bardziej niż Alice. To moja druga ulubiona zmierzchowa postać.
Na koniec Dredzio jak najbardziej życzę Ci rychłego powrotu Zenona. Mam nadzieję, że opieka społeczna uzna, że tylko z Tobą mu się dobrze żyje i nie wyśle go do żadnej rodziny zastępczej. Bo Wen jest bardzo potrzebny, żebyś mogła szybko dać nam do przeczytania kolejny rozdział.
Pozdrawiam!
dot. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kali.
Wilkołak
Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 146 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk
|
Wysłany:
Nie 14:52, 15 Lis 2009 |
|
Rozdział był świetny, nie mogę się doczekać następnego..=)
Ale tak jak powiedziała to dotviline to jeszcze nie to... nie mogę doczekac sie ich przyjazdu do Forks... Hmm...
Błędów nie znalazłam, bo też ich nie szukałam ..
* udaje skruszoną*...=)
Powiem tak:
Było co przeczytać... rozdział miał swój urok ale przyćmiło go moje oczekiwanie na następny...=)
Nie mogę się doczekac.. życzę weny..!
Ave Vean..! *chyli czoło*
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
maggie4785
Nowonarodzony
Dołączył: 07 Gru 2009
Posty: 5 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z paczki św. Mikołaja
|
Wysłany:
Pon 20:48, 07 Gru 2009 |
|
Dla Ciebie dredzio specjalnie się tutaj zarejestrowałam Bardzo podoba mi sie ten FF i czekam na nastepny rozdział. Mam nadzieję, że nie długo się pojawi Weeeeny życzę |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez maggie4785 dnia Pon 20:49, 07 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Daruniaaaaa
Wilkołak
Dołączył: 28 Sie 2008
Posty: 217 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zabrze
|
Wysłany:
Pią 14:55, 08 Sty 2010 |
|
No no no.... dredzio, dzięki tobie ruszyłam dupę po roku i piszę komentarz xD
Twoje opowiadanie jest po prostu, no brak mi słów, bezbłędne
Jabyś potrzebowała jakiś pomysłów, czy czegokolwiek związanego z tą historią to służę pomocą
A no i ten tego no Życzę Ci WENY, dużo, dużo WENY. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
juleczka
Nowonarodzony
Dołączył: 04 Kwi 2009
Posty: 30 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 19:08, 09 Sty 2010 |
|
Oczywiście to opowiadanie jest najlepsze na świecie xD jeśli dobrze pamietam czytam je od początku, może nie pisze czesto komentarzy ale uwierz mi to jest super, więc wierze w Ciebie, że zbierzesz sie w sobie i w najbliższym czasie wstawisz nowy rozdział. Czekamy! I jeszcze mały prezencik WENA |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
dredzio
Wilkołak
Dołączył: 23 Sty 2009
Posty: 140 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 30 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Śro 15:50, 13 Sty 2010 |
|
Coby się nie rozpisać (bo dziś i tak będzie długo), posłużę się obrazkami z Ouran High School Host Club.
To ja w listopadzie.
To ja w grudniu.
Czyli te dwa miesiące były tak beznadziejne, że nie miałam siły myśleć nawet o pisaniu. Ale pod koniec grudnia zebrałam się w sobie i zaczęłam pisać. Wyszło mi... Dziewięć stron. ==” Dlatego siedemnastkę musiałam podzielić, a i tak sporo wyszło. ^^
Konstruktywne opinie bardzo mile widziane, tak jak i pochwały, gdy nie wiecie co napisać. :)
Rozdział siedemnasty
Beta: Reilee
Przez długi czas w mojej głowie panowała jedynie pustka. Nie byłam w stanie myśleć o czymkolwiek. Nawet kiedy coraz bardziej zbliżaliśmy się do Forks, nadal pozostawałam „pusta”. Przypominało mi to mój stan, kiedy Edward mnie opuścił. Odizolowałam się od świata zewnętrznego i nie chciałam myśleć o czymkolwiek – zupełnie tak jak teraz. Czyżbym przygotowywała się na to, co może nadejść? Oczywiście, że przyjmowałam do świadomości każdą możliwą ewentualność tego, jak mogą potoczyć się sprawy. Ale… Czy było to aż tak silne?
Denerwowałam się. Jak nigdy dotąd.
Cały czas czułam dziwny ucisk w klatce piersiowej. Powiedziałam o tym ojcu, a on stwierdził tylko, że powinnam sama to przemyśleć.
I doszłam do wniosku, który mnie nie zachwyca.
Jako wampir nie mogłam odczuwać takiego bólu. Przecież tam w środku wszystko jest martwe, a czucie pozostało tylko na zewnątrz. Mogłam doświadczyć tylko czyjegoś dotyku, ciosu... To ja stworzyłam ten ucisk, niewyraźny ból... Strach, niepewność i świadomość, że powracam do czegoś znajomego. I że może od tego bardzo wiele zależeć. Już wiedziałam, dlaczego Carlisle nie powiedział mi, czym spowodowany był ten ból. Chciał, bym sama do tego doszła. A może bał się, że nie uwierzyłabym mu? Czy sądził, że nie chciałabym tego zaakceptować? A może tak było po prostu lepiej...?
Wędrowaliśmy. Cały czas. Nieustannie, bez wytchnienia. Byleby w końcu dotrzeć do Ameryki, a potem… Nie wiem. Na razie musieliśmy podróżować. Zbliżać się do celu. Przemieszczać. Nie chciałam o tym myśleć.
Kolejne tygodnie, podczas których byłam utrapieniem dla moich bliskich.
Tak bardzo tego nienawidziłam! A jednak nie mogłam zrobić niczego innego. Nawet rozmowy z ojcem by nie pomogły. Doskonale wiedziałam, czego mogę się po nim spodziewać. Kilku ciepłych myśli, zapewnienia mnie, że wszystko będzie dobrze. A ja… Nie poprawiłoby to mojej sytuacji. Byłabym zła na Carlisle’a. Nie chciałam tego, więc zamiast mocno zranić tylko jego, po trochu raniłam ich wszystkich. Ale nie próbowali mi pomóc i byłam im za to wdzięczna. Doskonale wiedzieli, że gdybym potrzebowała pomocy, zwyczajnie poprosiłabym. Wcale nie byłam skomplikowaną osobą. Nie trzeba było mieć mocy Jazza, czy Edwarda, by dowiedzieć się co chodzi mi po głowie. Byłam otwarta. Mówiłam im o wszystkim, o czym mogłam. Dzieliłam się każdą błahostką, oczekując w zamian jedynie odrobiny wyrozumiałości, gdy zamilknę na chwilę. I rozumieli mnie. Niemniej jednak, nadal ich raniłam i byłam zła na siebie.
- …zachowanie człowieka. – Jakby dopiero po chwili, dotarło do mnie znaczenie słów, wypowiedzianych przez Carlisle’a. Natychmiast spojrzałam w jego kierunku. Zauważyłam, że wszyscy ucieszyli się moim nagłym zainteresowaniem czymkolwiek. Ojciec uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
- Może zechcesz mi pomóc? – zapytał. W odpowiedzi kiwnęłam tylko głową. Nieważne, że nie do końca wiedziałam, o co chodzi. Wierzyłam, że ojciec nie bez powodu poprosił mnie o pomoc i wie, co robi. A przynajmniej wierzy, że ja wiem. Carlisle zwrócił się na powrót do wszystkich.
- Tym razem bardziej zapoznamy się z ludźmi, wśród których będziemy mieszkać. Zdaję sobie sprawę z tego, że mniej więcej wiecie, jak się wśród nich zachować, ale to tylko podstawy. Wcześniej nie mieliśmy okazji, by tak bardzo się do nich zbliżyć. Mimo że mieszkaliśmy w mieście, to przecież nieczęsto bywaliśmy wśród jego mieszkańców. Mam nadzieję, że teraz to się zmieni. Bello?
Z uśmiechem na twarzy kiwnęłam głową.
- Z największą przyjemnością – powiedziałam i zaczęłam swój wykład. Tylko Emmett jęknął, ale od razu zarobił za to kuksańca od Rose. Kochana siostrzyczka.
Rodzina znała mnie z moich zapędów dydaktycznych. To ja wszystkich i wszystkiego uczyłam. Jak zapomnieć o pragnieniu, polować, walczyć, zachowywać się, przyzwyczaić do nowych zdolności, wyostrzonych zmysłów... Wszystkiego. Uwielbiałam uczyć, tłumaczyć, wyjaśniać i pokazywać, jak zrobić coś poprawnie. Oczywiście to nie dlatego, że byłam zarozumiała i uważałam, że tylko ja to wszystko umiem. Mogliśmy przecież uczyć się wspólnie. Carlisle mógł im wszystko pokazać. Ale pomaganie komukolwiek przez uczenie go, sprawiało mi po prostu przyjemność.
Zaczęłam od przypomnienia im, że ludzie żyją krócej. Są mniej sprawni – w tej kwestii w ogóle nie ma porównania do nas. Od tego przeszłam naturalnie do aspektów fizycznych. Zdolności, możliwości... Przypomniałam o tym, że ludzie mają o wiele gorszy słuch i powinniśmy udawać, że nie wszystko słyszymy. A także czujemy i widzimy. Dopiero na sam koniec omówiłam typowe zachowania. Zwłaszcza te, które wszyscy powinni zapamiętać i stosować w obecności ludzi. „Wykład” zajął mi kilka godzin, ale nikt nie miał mi tego za złe. Mówiłam ciekawie i rzeczowo. Tak, że nawet Emmett słuchał bez jakichkolwiek oznak zmęczenia czy znudzenia. Po prostu wiedziałam, że podobało im się to, co mówiłam. I to wszystko cieszyło mnie.
A w szczególności fakt, że mogłam na kilka godzin wygrzebać się ze swojej ciemnej jamy, otrzepać ubranie z żałobnej czerni i stanąć dumnie przed bliskimi. Przynajmniej przez ten krótki czas wszystkie troski zniknęły.
Jeszcze przez kilka chwil udało mi się utrzymać świetny stan. Ale mój dobry humor kończył się, w miarę jak zbliżaliśmy się do celu. Znów markotniałam i po raz wtóry analizowałam z ojcem wszystkie możliwości spotkania. Zakładałam różne warianty. Rozmowę mógł prowadzić tylko Carlisle, a ja jedynie pomagałabym mu. Mogło się też zdarzyć tak, że będę tam sama. Spotkać ich mogliśmy wszyscy razem. Jak wtedy wypaść naturalnie? Przecież nie możemy zdradzić się przed Esme, Rose i Emmettem... Pomimo wielu niewiadomych udało nam się ustalić każdy szczegół, na każdą okoliczność. Po raz pierwszy odkąd pamiętam, czułam się przygotowana na nadchodzące wydarzenia.
~*~
Forks. Na razie mała wieś. Mieliśmy szczęście, że odpowiednio duży dom był na sprzedaż. A może było to przeznaczenie? Los? Cokolwiek to było, mieliśmy teraz miejsce, w którym mogliśmy zamieszkać.
- Tyle drogi po to...? - zrzędził Emmett.
- Tak, właśnie po to – zaśmiał się Carlisle, nadal rozglądając się po salonie. W czułym geście ujął dłoń Esme, uśmiechem zapraszając ją do zwiedzenia reszty domu. Dzięki mnie doskonale znał wnętrze, a przed swoją ukochaną tylko udawał, że zgaduje, jakie jest przeznaczenie poszczególnych pokoi.
Emmett już po kilku minutach wrócił do mnie, szczerząc się.
- No dobra, nie jest tak źle. Z tamtego okna jest fajny widok na las, który wydaje się obiecujący. Co byś powiedziała na małą przechadzkę?
Wywróciłam oczami na tę propozycję.
- Już ja to widzę. Doskonale wiem, o co ci chodzi – mruknęłam z uśmiechem, po czym dodałam:
- Ale mały zwiad po okolicy to dobry pomysł.
Carlisle, który także już wrócił do salonu, rzucił mi badawcze spojrzenie.
Szykuje się opcja numer trzy, tato...
W tym czasie brat uśmiechnął się radośnie i już wyszedł za dom, ciągnąc Rosalie za rękę. Ta uśmiechnęła się do mnie i wyciągnęła dłoń w zachęcającym geście. Nie pozostało mi nic innego, jak podążyć za rodzeństwem.
Myślałam... że będzie zdecydowanie gorzej. Wspomnienia uderzały we mnie jedno po drugim, jakby wyskakując z każdego zakątka Forks, który coś dla mnie znaczył. Przypomniałam sobie chwilę, w której po raz pierwszy zobaczyłam ten dom. Stojąc pośrodku salonu, czułam dziwną pustkę obok siebie. Jakby u mego boku powstała ogromna czarna dziura, która wessała najważniejszą rzecz na świecie. Spojrzałam w prawo, ale nikogo tam nie było. Brakowało mi go.
Trochę na lewo, także ziała ogromna pustka. Nie było nawet podwyższenia. Okno, które zainteresowało Emmetta było zdecydowanie za małe, a w domu było o jedną ścianę za dużo. Czułam się to nieswojo i nie na miejscu. Może to właśnie dlatego byłam w stanie to przetrwać.
Za to w lesie było gorzej. To miejsce wyglądało tak, jak je zapamiętałam. Doskonale znałam każdą ścieżkę, wiedziałam dokąd prowadzi; jak dotrzeć do dowolnego miejsca. Stałam tuż za domem. Na południowym zachodzie kiedyś będzie dom Charliego, może zamieszka tam ktoś jeszcze... Na wschodzie kiedyś był mój, nasz domek. A trochę dalej znajduje się magiczna polana. Na północy i północnym wschodzie oraz zachodzie były po prostu dobre miejsca na polowanie, a na zachodzie i południowym zachodzie... Zadrżałam, bo Emmett kierował się właśnie w tym kierunku. Rzuciłam jeszcze jedno niespokojne spojrzenie w kierunku ojca i ruszyłam za resztą.
Brat dołączył do mnie po dłuższej chwili. Nie patrzył na mnie i w pewnym sensie byłam mu za to wdzięczna. Nie zniosłabym widoku jego poważnej miny.
- Byłaś tu już – oznajmił znienacka. Chociaż zaszokował mnie tym stwierdzeniem, nie dałam tego po sobie poznać.
- Tak. – Uznałam, że nie było sensu kłamać. - Nie zawsze byliśmy z Carlisle'm razem. Kątem oka zauważyłam, że Em przytaknął.
- Dlaczego...? - Nie musiał nawet kończyć. Rozumieliśmy się doskonale. Wzruszyłam ramionami.
- To miejsce... wiąże się z bolesnymi wspomnieniami. - W końcu odważyłam się spojrzeć na brata, a on przytaknął, w pełni skupiony. Wiedziałam, że ten widok mnie złamie, a na moje usta wpełzł krzywy uśmiech. Em uniósł brwi, zaskoczony. W tym momencie dołączyła do nas Rosalie i chwyciła mnie pod ramię.
- Tyle razy mu mówiłam, żeby nie udawał, że myśli – powiedziała, przewracając oczami, po czym obie wybuchnęłyśmy śmiechem. Po chwili uspokoiłam się, widząc urażoną minę Emmetta.
- Wybacz, braciszku, ale to prawda.
Em pokazał mi tylko język, na co przewróciłyśmy z Rosalie oczami.
- Jeszcze wam się za to odpłacę – mruknął, wywołując tym samym kolejną salwę śmiechu.
- Bello, doigrałaś się! - Z tymi słowami Emmett, rzucił się na mnie, a ja zwinnie umknęłam mu, odsuwając się od siostry. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
Nie wiem, czy dobry humor powrócił na stałe, czy jeszcze dziś na powrót zniknie, ale starałam się tym nie przejmować. Po prostu przyspieszyłam, mijając naszych przybranych rodziców.
Daj znać, gdyby coś się działo.
Po tym, jak przekazałam tę informację Carlisle'owi, rzuciłam się w wir walki i niespecjalnie przejmowałam się tym, że płoszyliśmy zwierzynę. Całkowicie się rozluźniłam i skupiłam na bracie, by wyeliminować możliwość przegranej z nim. Nie chciałam dać mu powodu do zbytniego samozachwytu w najbliższym czasie.
Mieliśmy ograniczone możliwości ruchów ze względu na otaczające nas drzewa, ale ja nie musiałam się tym przejmować. Po prostu w razie potrzeby zwinie wskakiwałam na najbliższy pień, by potem zaatakować ze zwiększoną siłą. Widziałam frustrację w oczach Ema, ale nie przestawałam. Kto powiedział, że będzie łatwo? Kolejny unik, cios w ramię, skok i już klęczałam na jego ramionach, obejmując dłońmi głowę Emmetta.
- I już po tobie! - zaśmiałam się, próbując utrzymać się na rozjuszonym bracie. Sekundę później zamarłam, nieświadomie naprężając wszystkie mięśnie.
- Aach! - Z otępienia wyrwał mnie wściekły ryk Ema, który zaczął odczuwać ból. Nawet nie zdawałam sobie prawy, że mocno zacisnęłam nogi na jego szyi i dłonie na głowie. Szybko zeskoczyłam na ziemię i pobiegłam w stronę ojca.
To on mnie tak wystraszył. Przez całą walkę, mój umysł był otwarty na jego myśli. Choć nie do końca. Pozostawiłam małą szczelinę, przez którą mogły przedostać się tylko myśli skierowane wyraźnie do mnie. Ale ojciec nic nie powiedział. W jednej chwili wszystko było dobrze, a w następnej poczułam paraliżujący lęk. Nie tracąc już ani sekundy, zapytałam, co się stało. Nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi, przyspieszyłam, przeklinając cicho.
- Emmett, chodź! - krzyknęłam jeszcze, nawet się nie oglądając.
Gdy dotarłam na miejsce, aż jęknęłam głośno, zdenerwowana na ojca za wszczęcie fałszywego alarmu. Stał nieruchomo, wpatrując się w ziemię pod swoimi stopami. Esme i Rosalie wyglądały na zdezorientowane. Westchnęłam głośno.
- Nie ma powodów do obaw – powiedziałam, chcąc je uspokoić.
Carlisle nadal się nie poruszał, a ja już wiedziałam, w co się wpatrywał. Był to skrawek ziemi, który nie wyróżniał się absolutnie niczym, od ziemi wokoło. Tylko my dwoje widzieliśmy w nim coś więcej.
Tak właściwie, to nie przekroczyliśmy jeszcze granicy...
Bo jej nie ma. Tak właściwie, to już od dawna jesteśmy na ich terenie.
To czekamy tu... czy idziemy dalej?
Poczułam mentalne westchnięcie ojca, który odparł, że lepiej zaczekać tu. Przytaknęłam.
Emmett w końcu odważył się odezwać:
- Co jest?
Spojrzałam na niego.
- Fałszywy alarm.
- Och.
Patrzeliśmy na siebie w ciszy, którą przerwała Esme.
- Carlisle... - Niepewnie podeszła do ukochanego, który nadal się nie poruszył. Odwróciłam głowę w ich stronę i poczułam to. Doskonale wiedziałam, co to za woń. Ojciec spojrzał na mnie i kiwnął głową.
- Zachowajcie spokój. Mam złe przeczucie...
Po kilku minutach wszyscy to usłyszeliśmy. Zbliżało się. Oni nie wiedzieli co. Carlisle i ja chyba też wolelibyśmy nie wiedzieć.
następny rozdział |
Post został pochwalony 2 razy
Ostatnio zmieniony przez dredzio dnia Czw 21:08, 27 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
glowka
Nowonarodzony
Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 21 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Środa
|
Wysłany:
Śro 21:01, 13 Sty 2010 |
|
Jak mogłaś przerwać swoje opowiadanie w takim momencie??!! Achh, zaczytałam się, zbliża się moment kulminacyjny a tu buch, koniec ;/
Dobra, a tak na serio: opowiadanie bardzo ciekawie wyszło, śmiem nawet napisać, że lepiej niż poprzednie rozdziały. Podoba mi się to , że umiesz pokazać tak Bellę, że w jakichś sposob jednoczy się ona z tą oryginalną z książek S. Meyer (chodzi mi o to, że jak się czyta to myśli się 'faktycznie, tak by zrobiła Bella). Nie żebym miała coś przeciwko twojej inwencji twórczej, ale to na prawdę ułatwia czytanie!
Oby tak dalej :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
seska
Dobry wampir
Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 0:26, 14 Sty 2010 |
|
Dżizyz... Jak ja tu dawno nie zaglądałam...
Nie pamiętam nawet, czy tu kiedyś wyprodukowałam jakiś koment, ale teraz to zrobię - tak czy siak
Bardzo lubię ten FF i cóż powiedzieć po siedemnastu rozdziałach? Nadal jest świetny. Piszesz w miły dla czytelnika sposób, teksty nie nużą, opisy i dialogi są jak najbardziej OK.
Rozumiem, że teraz nastąpi spotkanie z wilkami i zawarcie paktu. Poznamy też Alice i Jaspera
W zasadzie, podobają mi się wszyscy bohaterowie (o Esme malutko, ale nie czynię wyrzutów ), dobrze, że nie było więcej o Denali - jakoś niespecjalnie mam ochotę czytać o Tanyi i reszcie wampirzyc
Co do ciągu dalszego - mam nadzieję, że to ostatni raz, kiedy Bella się odrodziła. Liczę też, że całość zakończysz HE, Bella w końcu będzie z Edwardem - jak być powinno Na wieki wieków. Amen
Spodziewam się jednak, że jakieś suprajsiki przygotowałaś i zaskoczysz nas w kilku kwestiach (srsly, wizja Jacoba przystawiającego się do Edwarda - bezcenna ).
Czekam na c.d. niecierpliwie bardzo |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
chocolate_maggie
Nowonarodzony
Dołączył: 17 Sie 2009
Posty: 38 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań/Forks
|
Wysłany:
Czw 17:18, 14 Sty 2010 |
|
Cholera! No właśnie! Jak mogłaś przerwać w takim momencie?! Kurde. To oni?? Plemię którego potomkiem jest Jacob?? Jezu...na prawde jestem ciekawa jak to cie dalej potoczy...czy to bedzie tak jakby trochę inna wersja Twilight czy może coś zupełnie innego?? Mam tylko nadzieje ze pojawi się Edward ;D i będzie słodziutkim i sexownym nastolatkiem...taką wersją Belli ;p.
Liczę, ze pozytywnie mnie zaskoczysz ale nie zrobisz jakis dziwnych rzeczy...bo ja naprawdę chciałabym przeczytać twój ff jako taką Twilight'ową wersję...
No ale to twój pomysł i zrób byle by tylko było ciekawie i miło
Weny!! I wstawiaj szybko kolejny rozdział....skończyć w takim momencie...ahh.... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
BajaBella
Moderator
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 219 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu
|
Wysłany:
Sob 16:57, 16 Sty 2010 |
|
Zastanawiałam się właśnie, co zrobić z wolnym, zimowym popołudniem, kiedy trafiłam na Twój ff. I wsiąkłam. Przeczytałam wszystkie siedemnaście rozdziałów „jednym tchem”. Pomysł, o czym już pewnie tysiąc razy słyszałaś, niezwykle oryginalny, ale też trudny. Trudny o tyle, że stawia bardzo wysokie wymagania przed autorem. Łatwo jest zrobić ze świetnego, innowacyjnego pomysłu kiepską kalkę innych opowiadań. Ty się obroniłaś. Pierwsze rozdziały były dla mnie niesamowite, te ciągłe zmiany akcji, różne pomysły Belli na swoje kolejne życia. Potem troszeczkę wszystko się uspokoiło. I dobrze. Ciągłe trzęsienia ziemi też w końcu przestają być atrakcją.
Aktualne życie Belli intryguje mnie. Udała Ci się ta wampirzyca! Też zastanawiam się, czy jakoś znajdzie swojego Edwarda. Brawa za Emmetta. Miś-wampirek jest moim ulubieńcem. Biedaczek, było mi go szkoda, jak będąc nieco nieostrożnym poturbował Rosie. No i Carlisle, dzięki Twojemu ff poznałam go lepiej. Bardzo fajnie opisałaś relacje łączące jego i Bellę. Taka niesamowita, magiczna wręcz więź.
Ostatni rozdział był świetny. Tak myślałam, że za chwilę nastąpi spotkanie z pradziadkiem Jacoba. Ale skończyłaś w takim w momencie… A tak chciałam się dowiedzieć czy Jake był fizycznie podobny do słynnego wodza Ephraim’a Blacka.
I jeszcze jedno: ciekawi mnie jak wyjaśnisz pętlę odrodzenia w jaką wpadała Bella.
Także czekam na następne rozdziały. O Zenona się nie martw, nie opuścił Cię. Czuwa nad Tobą nadal.
Pozdr. BB. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
dotviline
Wilkołak
Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 22:26, 16 Sty 2010 |
|
Kurcze... Dredzio, tak dawno nic się nie działo na (EDIT: Przepraszam, mój błąd... W istocie, "Pętla" należy do Magdolińskiej. Już poprawiam! xD) "WPN", że bałam się już, że zapomnę, o czym jest. Ale dziękując Bogu nie zapomniałam :)
Rozdział jest ciekawy, nie powiem. Wciągające są potyczki myślowe Belli. Ładnie przedstawiają jej odczucia. Twój Emmett jest uroczy. I bynajmniej nie dla tego, że jest misiowaty czy cóś. Jest po prostu niezwykły. A i oczywiście ubóstwiam Cię za Rose! Ubóstwiam tą postać i za zrobienie z niej tej dobrej kłaniam się w pas :D
Co do ogólnej akcji opowiadania - podoba mi się, że pojawiają się w Forks. Robi się naprawdę coraz ciekawiej. Rzecz jasna czeka ich teraz spotkanie z wilkami, prawda? Praktycznie już mnie zżera chęć dopadnięcia kolejnego rozdziału... Ale muszę poczekać...
A i co mnie jeszcze gryzie - dredzio, co z tajemniczymi postaciami, które zachwiały równowagę wszechświata i spowodowały wielokrotne życia Belli? Kiedy będzie coś o nich?
Życzę weny, czasu, chęci i sił (by następne dni/tygodnie/miesiące (niepotrzebne skreślić) nie były tragiczne xD)...
Ciao!
dot. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez dotviline dnia Nie 19:58, 17 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|