FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Bezmierne morze [każdy gatunek] [M] (13.03) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
mizuki
Zły wampir



Dołączył: 03 Gru 2008
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 22:08, 28 Lut 2009 Powrót do góry

Anno, od paru dni nie mam za bardzo czasu na nic, tym bardziej na siedzenie na forum, ale powiem króciutko: zrobiłaś OGROMNE postępy i jestem dumna, że miałam w tym swój malutki udział :). Twoje teksty wymagają jeszcze kosmetycznych poprawek, ale są BARDZO DOBRE :D!!!


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
ireth_91
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 16:45, 01 Mar 2009 Powrót do góry

ŚWIETNE. I muszę nie zgodzić się z poprzedniczkami, nie stajesz się lepsza z miniaturki na miniaturkę-ty po prostu cały czas piszesz tak dobrze.
Mimo, że są to tak krótkie teksty, wprowadzasz w nich niepowtarzalny klimat. Również cytaty i wiersze które wplatasz w tekst idealnie współgrają z nastrojem. To naprawdę sztuka, by tak umieć "manipulować" emocjami czytelnika, a ty to już tak dobrze opanowałaś.
Coś mi się wydaje, że często będę tu zaglądać:)
Życzę dużo weny i pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sophie
Wilkołak



Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z czeluści nawiedzonej szafy

PostWysłany: Nie 17:24, 01 Mar 2009 Powrót do góry

Uff... nareszcie zdołałam doczłapać się do kochanego komputerka (tak nawiasem mówiąc, osiemnastki znajomych straszną męczą) :)

Zaczną od tego, że bardzo cieszy mnie fakt iż wena Ciebie nie opuszcza i chwała jej za to. Płodny artysta, to szczęśliwy artysta.
Przejdę do omówienia miniaturki:
Zachwyciłaś mnie po raz kolejny, jednak troszeczkę mocniej. Widzę u Ciebie gigantyczne postępy zarówno w słownictwie jak i w stylu. Ta miniaturka jest ukoronowaniem Twoich wysiłków, ponieważ według mnie jest najlepsza z dotychczas napisanych.
Wybrałaś sobie trudną tematykę, bowiem ciężko jest opisać dobrze scenę miłosną i wplątać w nią dodatkowo subtelne ozdobniki, które nadają dynamiki opowiadaniu. Wszystkie uczucia, emocje dominują w tej miniaturce co jest dużym plusem. Masz ode mnie pochwałę, wielką pochwałę za wspaniałą kompozycję zdań. Wspaniale opisujesz sytuacje i nadajesz jej nowego, ponadczasowego znaczenia. Z tego co wiem, Jasper jest romantykiem, więc opis jego wewnętrznych przeżyć jest ciężkim chlebem do zjedzenia szczególnie, że facet urodził się w XIX wieku. Tobie udało się połączyć najistotniejsze elementy: zainteresowałaś czytelników, pięknie wszystko opisałaś dodając nutkę finezji, pokonałaś barierę, która zazwyczaj hamuje dobrych pisarzy przed stworzeniem intrygujących scen, a przede wszystkim włożyłaś w to własne młodziutkie serducho. Piszesz niezwykle dojrzale jak na swój wiek, tym samym udowadniając, że polska młodzież jeszcze nie stoczyła się na samo dno językowe.
Nic dodać, nic ująć tą miniaturką przeszłaś moje najśmielsze oczekiwania i wstąpiłaś w poważniejszą strefę pisarstwa. Teraz czytelnicy będą od Ciebie oczekiwać jeszcze lepszych tekstów, ponieważ pobudziłaś nam apetyt. Twórz dalej, niech wena trzyma Cię w swoich szponach jak najdłużej :)
P.S. Dalsze Twoje prace bardzo mile widziane.

Pozdrawiam
Sophie ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anna_Rose
Wilkołak



Dołączył: 23 Sie 2008
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Tam, gdzie Diabeł mówi dobranoc

PostWysłany: Pon 20:24, 02 Mar 2009 Powrót do góry

Naprawdę czerpię z weny, ile się da. Twardo obstaję przy swoim - im więcej będę pisać, tym bardziej wejdzie mi to w krew. A naprawdę wiele tekstów piszę tylko dla siebie, żeby ćwiczyć. W każdej wolnej chwili.

Nie zabijcie mnie za to. Wiem, że tekst jest przesycony smutkiem i pewnie skopałam ten tekst wykonaniem... ale taka już jestem. Zawsze rozmyśla o sprawach poważnych i stara się wczuwać w sytuacje innych. Czasami jeszcze bazuje na własnych doświadczeniach, wlewając w swoje teksty swoje serce.


Ten tekst powstał przed utworem "Na łące", tak gdyby coś. I bardzo długo zastanawiałam się, czy to opublikować.

beta: mizuki ;*

Nie dedykuję tego tekstu nikomu. Jest na to za smutny. Przynajmniej dla mnie.
Ave!


Wyrwane Serce

„Serce ustało, pierś już lodowata,
Ścięły się usta i oczy zawarły:
Na świecie jeszcze, lecz już nie dla świata!
Cóż to za człowiek?- Umarły”.

Fragment "Upiora" z "Dziadów" Adama Mickiewicza


Każda śmierć jest straszna, nieunikniona, nieprzewidywalna. Budzi lęk w naszych sercach, przesyca strachem nasze zmysły, odbiera radości i sens istnienia. Wbija swoje ostre jak brzytwa, przegnite zęby w nasze życie i chucha na nas cuchnącym oddechem. Bardzo powoli, delektując się tym, z ogromną rozkoszą rozrywa nas swymi żółtymi kłami. Pożera wzrokiem oraz wszystkimi zmysłami lotność życia, swoje dzieło. I wciąż kręci nosem, jest niezadowolona, naburmuszona, parska ze wściekłością i piskliwie wrzeszczy, rozglądając się dookoła swoim przekrwionym wzrokiem, by z dzikim wrzaskiem dokonywać coraz to gorszych mordów. Chce, aby było o niej głośno. Nie ważne dla niej jest, ile życie, które zabiła miało lat, ile przetrwało, jak piękne, czy brzydkie było. Chociaż, to oczywiste, najpiękniejszym i najurodziwszym dla niej prezentem jest życie młode, zdrowe, rześkie i delikatne.
A także życie osoby, która jest kochana przez wiele innych żyć. To okrutne, co Śmierć może kochać.
Dlaczego mi ją zabrałaś?! Cóż takiego ci uczyniłem, że chichoczesz jak wariatka nad moim bólem, który przeszywa mnie na wskroś?!
Zapłakałem gorzko i upadłem na trawę, szlochając i dławiąc się łzami, które spływały po moich policzkach. Zacząłem orać paznokciami ziemię. Cały sens mojego życia był w tej drobnej istotce, w której nie tli się już życie, która nie rumieni się rozkosznie pod wpływem mojego spojrzenia, która już nigdy się nie zaśmieje! Nie usłyszę jej głosu brzmiącego jak miliony dzwoneczków… Wziąłem ukochaną w ramiona, patrząc na nią z grymasem bólu na twarzy. Jej kruche ciało przelewało się przez moje dłonie, oczy wpatrywały się pusto w przestrzeń. Niegdyś tak wesołe, dzisiaj były martwe. Przejechałem drżącą dłonią po jej szyi, aż do brzucha i zawyłem w bezsilnej rozpaczy. Przytuliłem ciało mojej ukochanej ciasno do siebie i całowałem jej lekko zniszczone, pozbawione blasku życia, włosy.
Dlaczego mi ją zabrałaś?! Wyrwałaś brutalnie z moich ramion! Zostawiłaś mnie na tym padole łez, a ją zabrałaś! Nienawidzę cię za to! Nienawidzę!
Mam ochotę cię rozerwać na strzępy! Pokaż się, skoro jesteś taka odważna, o Śmierci!
Spojrzałem na drobną istotkę spoczywającą w mych ramionach, które trzęsły się od spazmatycznego szlochu. Nieruchomą i bezwładną.
Jej ciało było zimne, sztywne i blade. Zagryzłem wargi do krwi i zamknąłem puste oczy mojej kochanej. Wciąż tuląc ją do swojego ciała, jak małe dziecko, które boi się, że już na zawsze zabiorą od niego matkę, płakałem, płakałem, płakałem…
Pustka. Nicość. Otchłań. Beznadziejność. Życie stało się czymś na kształt egzystowania w pustej skorupie, w której jest zimno, samotnie i głucho.
To najgorsze, co może ci zafundować Śmierć.
Chcąc kochać – zostajesz zwodzony, gdy pokochasz całym swym istnieniem, gdy miłość przelewa się przez ciebie, bo nie możesz jej pomieścić i jesteś pijany ze szczęścia – Śmierć wkracza do akcji.
I nie zabiera ciebie ze sobą, chcąc byś cierpiał katusze tysiące razy mocniej, niż bolą rany zadawane przez Śmierć.

- Kocham Cię! – szepnęła, śmiejąc się radośnie. Odwzajemniłem jej uśmiech, rozluźniony, swobodny i szczęśliwy, że mam ją przy sobie.
- Kocham Cię jak milion pastylek M&M's! – pocałowałem ją zadziornie w wgłębienie za uchem i poczułem, jak drży. Uwielbiała to, a ja zręcznie to wykorzystywałem.
- A ja ciebie jak miliony cukierków toffi! – zachichotała figlarnie i pocałowała mnie z czułością w usta.
Przymknąłem powieki, rozkoszując się tą chwilą.
Sekunda. Minuta. Godzina. Wieczność.
A ja wciąż czuję gorąco rozchodzące się po całym moim ciele, dreszcz podniecenia biegnący od kręgosłupa w dół i przyjemne mrowienie w podbrzuszu…


Z moich ust dobyło się pełne bólu wycie. Skierowałem twarz ku niebu. Poczułem pierwsze krople deszczu na policzkach. Kolejnych już nie liczyłem. Wszystko zlało się w jedno. Nie było już nic.
Tylko wszechogarniająca pustka i złowroga cisza wokoło. Strumień wody spływał po moim ciele, a ja nawet tego nie odczuwałem. Nie wiał żaden, nawet najmniejszy, wietrzyk. Nie poruszał się żaden listek na drzewie, spokojnie trwały na swoich miejscach najmniejsze nawet źdźbła trawy…
Zdawało mi się, że słyszę jej słodki śmiech. Otworzyłem szeroko oczy, mając nadzieję, że zaraz zbudzę się i zobaczę jej radosną twarz przy swojej i będę się śmiał ze swego absurdalnego koszmaru i ponownie pocałuję jej miękkie usta…
Zakrztusiłem się płaczem i zacisnąłem mocno powieki, wciąż trzymając w ramionach moją drobną, kochaną żonę…
Rzeczywistość zaczynała mnie przerastać.

- Uważaj! Zrobisz sobie krzywdę! - powiedziałem ze śmiechem do drobnej istotki o czarnych włosach i roziskrzonych wesołością oczach, lecz w moim głosie pobrzmiewała nuta zaniepokojenia.
Mimo iż była wiosna, w górach wciąż spotykaliśmy tu i ówdzie duże ilości śniegu.
Wciąż istniało zagrożenie lawinowe.
Moja ukochana uwielbiała bawić się i wygłupiać przy skałach. Ostrzegłem ją, by była trochę bardziej uważna, bo nigdy nic nie wiadomo.
Wyśmiała mnie. Zaufałem jej więc i odwróciłem się, by podnieść z ziemi nasz koszyk piknikowy, gdy wpierw poczułem drżenie ziemi, a następnie usłyszałem mrożący krew w żyłach krzyk, który był w stanie przebić moje bębenki w uszach. Poczułem trwogę w sercu i natychmiast się odwróciłem.
- NIE! – krzyknąłem histerycznie, porzucając koszyk i biegnąc ile sił w nogach…
Z nadzieją zacząłem usuwać jak szaleniec własnymi rękoma śnieg, którego całe szczęście nie usunęło się ze szczytu tak dużo…
- Nie, nie, nie, NIE! – zacząłem krzyczeć jak w amoku, gdy wreszcie wydobyłem jej bezwładną dłoń a potem resztę posiniaczonego i sinego ciała.
Nie ruszała się.
I nie oddychała.


- Moja mała… - zacząłem szeptać, nie wstydząc się łez. Płakałem coraz mocniej i mocniej, kołysząc się w przód i w tył, otępiony bólem, który mnie rozrywał.
Czy tak czuje się człowiek, który utracił wszystko, nawet życie, a mimo to czuje dalej? Czy to tak boli śmierć duszy? Czy ciało istnieje puste, jak stara skorupa? Czułem, jak Śmierć bawi się moją rozerwaną duszą jak piłką i nie chce mi jej oddać, ani naprawić…

- Nie płacz, gdybym odeszła – szepnęła, patrząc w moje oczy, które wręcz hipnotyzowały moją duszę.
- Nie odejdziesz, najdroższa! Zawsze będę cię chronił – szepnąłem. Uśmiechnęła się do mnie leciutko.
- Ne opuszczę cię, ponieważ na zawsze zostanę tutaj – dotknęła dłonią miejsce, gdzie było moje serce i przytuliła się do mojej szerokiej klatki piersiowej, wzdychając i rysując jakieś wzorki na moich plecach swoimi małymi paluszkami.


- Wróć do mnie, błagam, wróć! Ja nie dam sobie rady… - jęknąłem płaczliwie, wciąż mając nadzieję, że to wszystko koszmarny sen…
- Boże litościwy, czemu mi to czynisz?! Cóż takiego uczyniłem, że spotkała mnie taka kara…? - załkałem.

„Nie stój nad mym grobem i nie roń łez.
Nie ma mnie tam; nie zasnęłam też”.


Zwęziłem oczy. Postanowiłem to, co już dawno sobie obiecałem. Delikatnie ułożyłem ciało ukochanej na ziemi i pocałowałem ją w czoło, przymykając powieki.
- Kocham cię – szepnąłem z mocą i podszedłem do urwiska. - Zabrałeś mi ją?! – krzyknąłem w stronę niebios.- Nic ci to nie da, dotrę do niej! – wrzasnąłem i zamknąłem oczy z błogim uśmiechem.
- Moja mała Alice… - szepnąłem najczulej, jak potrafiłem.
Poczułem się… wolny.
I pomknąłem w dół, ku drodze prowadzącej do mej miłości.
***
Ich ciała pochowano obok siebie, by już na wieczność mogli połączyć się i istnieć razem.

„Ze snu krótkiego zbudzi się dusza człowieka
W wieczność, gdzie Śmierci nie ma; Śmierci, śmierć cię czeka”.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anna_Rose dnia Pon 20:25, 02 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
kropek
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Sie 2008
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:59, 02 Mar 2009 Powrót do góry

I ponownie mnie zatkało i nie wiem co mam napisać. Tym bardziej konstruktywnego... To że piszesz genialnie - wiesz, że manipulujesz czytelnikami - wiesz, sprawiasz że rozpaczam razem z bohaterem - też już wiesz. No więc co mi pozostało? Chyba tylko pogratulować ci talentu i życzyć sobie abym częściej miała okazję czytać teksty twojego autorstwa. Co też właśnie czynię:)

Cytat:
Każda śmierć jest straszna, nieunikniona, nieprzewidywalna. Budzi lęk w naszych sercach, przesyca strachem nasze zmysły, odbiera radości i sens istnienia.

Sama prawdą, którą potrafiłaś ubrać w słowa - dziękuję.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ireth_91
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 22:25, 02 Mar 2009 Powrót do góry

Tekst może i jest smutny, ale przede wszystkim wzruszający. Możesz nie wierzyć, ale mam łezki w oczach, co przy czytaniu opowiadań naprawdę rzadko mi się zdarza. Jednak mimo wszystko na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Wiesz dlaczego? Bo właśnie dzięki takim historiom moja romantyczna dusza wierzy, że gdzieś tam istnieje taka miłość: prawdziwa, piękna, dla której nawet śmierć nie stanowi żadnej przeszkody...
Czekam na więcej i pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sophie
Wilkołak



Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z czeluści nawiedzonej szafy

PostWysłany: Wto 16:11, 03 Mar 2009 Powrót do góry

Ach, kolejna miniaturka... wybornie :)

Tekst jest mega smutny, prawdziwy wyciskacz łez napisany fenomenalnie. Obawiałam się gdy przeczytałam, że umieściłaś przesyconą smutkiem miniaturkę. Cicho modliłam się w duchu, aby nie był to przesycony tandetnymi tekstami melodramat, ale moje obawy szybko zniknęły.
Kurczę, tu naprawde masz uśpiony i nieoszlifowany jeszcze talent, z którego należy wyciskać jak najwięcej. Jestem osobą dosyć twardą, na której wzruszające teksty nie robię wrażenia, ale ty zburzyłaś moją zobojętniałą barierę. Pięknie, pięknie i jeszcze raz pięknie! Emocje opisane bardzo dojrzale, stworzyłaś niezwykły klimat, który przyczynia się do reakcji czytelników. Patrzenie, jak ukochana osoba umiera, jest najbrutalniejszym i najtragiczniejszym doznaniem w życiu, dlatego pisarze często wykorzystują ten temat.
Mówi się, że najdoskonalsze działa powstają pod wpływem smutku, ja mam nadzieję, że pisząc to nie byłaś strasznie smutna, grunt to banan na twarzy :)
Ja już sama nie wiem co pisać, brakuje mi powoli słów wychwalających twoje gigantyczne postępy. Ogólnie: miniaturka fantastyczna i niepowtarzalna, daję 6+
P.S Oczywiście standardowo czekam na dalsze dzieła Wink

Pozdrawiam i całuję gorąco
Sophie ;*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sophie dnia Wto 16:12, 03 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Anna_Rose
Wilkołak



Dołączył: 23 Sie 2008
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Tam, gdzie Diabeł mówi dobranoc

PostWysłany: Czw 21:06, 05 Mar 2009 Powrót do góry

Nie, Sophie, przy pisaniu miniaturki powyżej nie byłam za bardzo smutna... można powiedzieć, że do napisania jej popchnęła mnie lekka melancholia i trochę wspomnień.

Przedstawiam państwu kolejny wytwór mojej nieco chorej wyobraźni.
Mojego walniętego umysłu, który chce wszędzie wcisnąć swój chudy tyłek i nagminnie pomagać innym Shocked
Ale ja już lepiej milczę.


beta: niestety bez


Wysłannik Piekieł

„Są to stwory nieludzkie i do zwierząt podobne,
które bardziej się godzi nazywać potworami niż ludźmi,
które łakną krwi i piją ją”


Zaszlochałem cicho, ciszej niż śpiewający wokół mnie wiatr. Upajałem się samotnością i toczyłem walkę ze swoimi myślami. Ukryłem napiętnowaną cierpieniem twarz w dłoniach, chcąc zapaść się pod ziemię i móc nigdy spod niej nie wyjść. Tak bardzo w tej chwili byłem wdzięczny Alice, że pozwoliła mi pobyć samemu… chociaż na małą chwilkę. Z dala od podsłuchującego moje myśli brata, z dala od ignorującej wszystko mojej siostry, daleko od współczujących spojrzeń moich przybranych rodziców…
Z dala od usychającej ze zmartwienia Alice…
Chociaż to ostatnie pragnienie było w moich ustach plugawym kłamstwem. Każda komórka mojego martwego ciała pragnęła mieć Ally przy swoim boku! Chciałem móc ją przytulać do swojej piersi i całować jej rozwichrzone włosy, ale…
No właśnie. Nie chcę, by cierpiała. Wręcz pragnę, by wreszcie przestały prześladować ją przykre i niepokojące wizje z moim udziałem! Nie chcę, by oglądała moje zmagania się ze swoją naturą. Nie powinna być widzem tej walki, jej świadkiem. Nie chciałem też się przed nią obnażać ze swoim bólem.
Och, Alice… Tak bardzo cię kocham, moja mała kruszynko! Tak bardzo ból rozrywa moje serce, gdy przypomnę sobie twoją naznaczoną smutkiem twarz, twoje duże oczy, które mówiły: „Jestem z Tobą Jazz, zawsze, wszędzie i przeciw wszystkiemu i wszystkim!”.
Zajęczałem cicho i przeciągle w agonii bólu, który rozrywał moją duszę. Nie mogłem ścierpieć tego, że osoba będąca w centrum mojego serca, musi przeze mnie znosić katusze.
I nie przyjmuję do wiadomości jej głupich stwierdzeń, że martwi się o mnie, ponieważ najzwyczajniej w świecie… mnie kocha.
Nie powinna się tym wszystkim gryźć! Ciągle powinna być radosną i pełną entuzjazmu kobietką, którą jest na co dzień.
Wystarczy, że to ja jestem tym ponurym i ciągle poważnym, zmagającym się ze sobą osobnikiem. Moja mała Alice powinna pozostać jasnym światłem, które wskazuje mi właściwą ścieżkę życia, którą powinienem kroczyć.

Ta dziewczyna… nie mogłem się pohamować. Jej pulsująca krew w żyłach, dziko kotłująca się w tętnicy, wołająca mnie słodkim śpiewem ku sobie, zapraszająca…
Jej zarumienione policzki i ciepło ciała, cienka, przejrzysta warstwa skóry, którą z łatwością da się rozerwać…
Nie byłem w stanie nad sobą panować, całkowicie zamroczony przez swoją naturę, przez swoje złowieszcze instynkty. Jej długie, lekko falowane blond włosy zatańczyły na wietrze, a ja poczułem smak jadu na języku. W tym momencie nic nie było w stanie powstrzymać mojego drugiego oblicza; z gardłowym, niskim warkotem rzuciłem się ku dziewczynie, przygważdżając ją do ściany budynku. W ułamku sekundy odgarnąłem jej włosy i zatopiłem swoje ostre zęby w miękkiej skórze na szyi. Przymknąłem oczy, rozkoszując się gorącą cieczą, która spływała w głąb mojego gardła. Po ciele rozeszło mi się wybornie rozkoszne ciepło i delikatny prąd przyjemności z zaspokojenia swojego głodu. Potwór w głębi mojej duszy zamruczał z ekscytacji. Ostatnia kropelka krwi i bezwładne, martwe ciało niewinnej dziewczyny w ramionach mordercy, plugawcy i potwora.
W moich ramionach.

Zawarczałem cicho, wściekły na siebie. Wspomnienie tego zdarzenia prześladuje mnie do dnia dzisiejszego. Zabójca! Prostak!
Czuję się brudny i skalany. Tak bardzo nienawidzę swojej osoby, jestem nikim!
Alice nie zasługuje na kogoś takiego, jak ja…
Drgnąłem, gdy poczułem ciepłe dłonie na swoich ramionach.
- Proszę, Alice, nie powinnaś teraz na mnie patrzeć – jęknąłem cicho, czując, że jestem bliski pocałowania tej tak bliskiej memu sercu osóbki.
- Nie mów głupot. Jesteś ogniem budzącym mnie do życia, pamiętasz? – zamruczała, dotykając wargami mojej szyi. Westchnąłem cicho, dotykając jej drobnej dłoni.
- Gdzie ty, tam ja. Nie zmienisz tego, mój drogi. Twoje smutki są moimi smutkami, pamiętaj o tym, proszę – szepnęła z miłością.
- Dziękuję, Alice – wyszeptałem, wpatrując się w przejrzysty księżyc.
Czując miarowy oddech mojej iskierki, wiedziałem, że ona nie pozwoli mi zgasnąć.
Pozwoli mi zapomnieć, zabliźni moje rany. Pomoże mi wrócić do równowagi, a przykre zdarzenie, które skalało moje serce, odejdzie w niepamięć…
A Alice sklei moje martwe serce na nowo.
Pomoże mi wymazać z pamięci to zdarzenie…
Zamordowanie małej dziewczynki, która nie miała okazji poznać smaku życia, ponieważ los postawił na jej drodze najgorszą szumowinę tego świata.
Myśl o tym, że odebrałem życie niewinnemu dziecku, napawała mnie tak przeogromnym obrzydzeniem do samego siebie, że pogrążałem się w otępieniu i przeogromnym bólu coraz bardziej.
Urywki wspomnień, w których czuję uczucia mojej ofiary: szok, ból, zaskoczenie…
Czułem to wszystko jak we własnym ciele. To było potworne.
- Będę przy Tobie – usłyszałem szept przy uchu, brzmiący tak czysto i szczerze… przepełniony był czułością.
To wtedy kamień spadł mi z serca. Słysząc ten cichutki głosik. To on dodał mi siły.
I już wiedziałem, że ten głos postawi mnie na nogi, pomoże mi zebrać się do kupy.
Pomoże mi uwierzyć, że jeszcze mogę odzyskać godność i być dobrym.
Że chodząc po tym świecie, nie rozsieję więcej zła. Im jest go mniej, tym lepiej.
Nie chcę więcej zmazywać ludzi z tego świata.
To zadanie dla Boga, nie dla Wysłannika Piekieł.

„Winny przed światem, ale nie przed tobą,
Czekam godziny kaźni;
Cóż śmierć - Gdy serca nasze nie zawiodą,
To śmierć ich nie ujarzmi”.

Michaił Jurjewicz Lermontow



* Takie malutkie wyjaśnienie; Jasper uważa, że jest potworem, określa siebie i swoich pobratymców jako "Wysłannicy Piekieł", ale uważa, że ludzkie życie z powierzchni ziemi powienien zmazywać tylko Bóg, nie oni. Ponieważ niewinni ludzie nie zasługują na Piekło.
Liczę, że nie pokręciłam za bardzo ^^


Edit: [09.03]
Wczoraj napisałam miniaturkę pod wpływem muzyki. Możliwe, że nawet dzisiaj ją dodam Wink

Obiecana, kolejna miniaturka [ ku radości tych, którzy czytają, a raczej jest ich tyle, że da się policzyć na palcach].

Polecam włączyć w tle: Almost Lover http://www.youtube.com/watch?v=HCeS-yorGtc, ponieważ przy tej piosence mnie natchnęło.


Taniec w Deszczu


„Jestem przekonany ze anioły nie pogardzaja ludźmi w tym stopniu, co ludzie sobą wzajemnie”.
Monteskiusz


Wyobraź sobie, Drogi Czytelniku, ciche miasto zalane deszczem i łzami. Zamknij oczy i wpatruj się w cichą, otaczającą cię ciemność, którą widzisz. Wyimaginuj sobie własnym okiem nieduży rynek, pokryty szarymi, betonowymi płytami. W przedzierających się w nich tu i ówdzie pęknięciach zamieszkało liczne robactwo i usychająca trawa. Dookoła zamknięte, bure sklepy z odrapanymi drzwiami, zamkniętymi na cztery spusty okiennicami i przysadzistymi dachami. Wszystko stoi obok siebie w równym rzędzie, każdy budynek. Otacza cię kilka ławek i starych dębów. Nad Tobą unosi się szare niebo, a wiatr uciekł z tej zapadłej dziury, w której się znajdujesz. Żaden pies nie zaszczeka, żaden ptak nie rozweseli cię dźwiękiem swego śpiewu. Drzewa straciły swoje liście i cały, osobisty urok, mimo, że to już kalendarzowa wiosna. Tynk odpada od porysowanych i zniszczonych ścian, a ty stoisz w centrum tego nieszczęścia i smutku, nie wiedząc, co począć. Wpatrujesz się w niebo, które pęka od natłoku cierpienia. Czujesz, jak zasmucone i samotne miasto napiera na ciebie swoimi zimnymi ramionami, domagając się miłości. Niemal słyszysz jego ciche jęki agonii. Potrząsasz gwałtownie głową i upadasz na kolana, czując się zagubionym.
Tak, czujesz to. Czujesz, jak szczęście ulatnia się z twojej duszy, a mięśnie obezwładnia otępienie. Nawet nie zauważyłeś, jak zacząłeś dotykać bladym policzkiem zimnego bruku. Deszcz zaczyna łaskotać twoją twarz, by po chwili przecinać ją tysiącami kropel wody. Włosy oblepiają twoje naznaczone zmartwieniem czoło, oczy krzyczą nostalgią, a nogi rwą się do ucieczki z centrum tego opuszczonego przez Boga miejsca.
Nagle jednak słyszysz ciche, niepewne kroki*, przedzierające się przez ramiona rozzłoszczonego miasta. Po chwili obca osoba klęka przy twoim boku i lodowatą dłonią dotyka twojego policzka. Wzdrygasz się, a twoje ciało przechodzą dreszcze.
Łkasz coraz bardziej, nie otwierając oczu, a istota głaszcze twoje włosy i cicho, niemalże niesłyszalnie dodaje otuchy. Uchylasz powieki, a przed tobą stoi najpiękniejsza istota, jaką kiedykolwiek oglądały twoje oczy.
A widziały już naprawdę wiele.
Smukła i niewysoka, wydawała się tętnić blaskiem życia. Niezdarnie osłaniasz oczy dłonią i mrużysz je, oślepiony. Po chwili jednak uchylasz nieśmiało powieki i cofasz sprzed twarzy rękę, a na twoim obliczu jaśnieje głębokie zdziwienie. Istota pochyla się nad tobą. Jest przepiękna. Jej skóra jest mlecznobiała, a włosy jaśniejsze od słońca okalały delikatną twarzyczkę. Jej usta lekko wyginały się w uśmiechu, a delikatna dłoń głaskała twój zapłakany policzek. Czujesz ukojenie i błogą powagę na sercu. Wszystkie smutki poszły precz, z piskiem uciekły z twej okaleczonej duszy. Ucieszyłeś się, uwierzyłeś, że twoja zamordowana na wojnie rodzina, ma nowy, szczęśliwy dom u Pana Boga…
Przymknąłeś z błogością oczy na parę sekund. Uśmiechasz się leciutko. Po chwili uchylasz powieki i wstajesz gwałtownie z ziemi.
Po nieziemskiej istocie nie ma ani śladu, ale na policzku i duszy wciąż czujesz dotyk ukojenia i spokoju…
A teraz otwórz oczy, drogi czytelniku i zerknij na otaczający cię świat. Czyż nie otacza cię smutek, radość, trwoga, uczucie beznadziei, śmierć kogoś bliskiego, katastrofy, ból, agonia?
I jak myślisz, czy to Bóg sprawia, że ten świat jest coraz to gorszy?
Ja Ci powiem, że to nie Bóg. To Dlatego niebo płacze. Bóg Wylewa swoje łzy, ponieważ patrzy na cierpienie swoich dzieci.
I na zło przez nich wyrządzane.
Ja wiem, co mówię.
Wystarczy troszkę wiary.
I udowodnij mi teraz, że Anioły nie istnieją i nie otaczają cię swą opieką?


*troszkę… Wyobraźni. Człowiek był tak załamany, że wręcz chciał usłyszeć te kroki, nie chciał bowiem uwierzyć w śmierć całej swojej rodziny.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anna_Rose dnia Wto 21:19, 10 Mar 2009, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
ireth_91
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:18, 10 Mar 2009 Powrót do góry

Zmęczona szkołą i tą okropną pogodą siadam wieczorem do komputera i wchodzę na forum. Mimo parszywego dnia, czytając tą miniaturkę uśmiech powoli malował się na mojej twarzy. Tak, wiem że się powtarzam ale czy to moja wina, że tak na mnie działa to, co piszesz?
Chociaż miniaturka mało "twilightowa" i tak mi się podoba.
Myślałaś kiedyś o tym, by swoje teksty polecać jako lek na zimową deprechę:)?
Pozdrawiam i życzę weny


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chrumcia
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Lut 2009
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:04, 10 Mar 2009 Powrót do góry

Matko...wow....jak przeczytałam "Taniec w deszczu" poczułam sie tak...tak.. inaczej tak niesamowicie. Jesteś świetnaa. Ja chcę WIĘCEJ!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
cymbalek94
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Lut 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Polska :)

PostWysłany: Wto 22:11, 10 Mar 2009 Powrót do góry

Jeju... aż mi się łezka w oku zakręciła... naprawdę - a uwierz, mnie trudno doprowadzić do płaczu :) Ta piosenka w tle dodaje cudowny nastrój całemu utworowi...

Pięknie napisanie :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anna_Rose
Wilkołak



Dołączył: 23 Sie 2008
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Tam, gdzie Diabeł mówi dobranoc

PostWysłany: Pią 19:58, 13 Mar 2009 Powrót do góry

Dodaję... Kolejny utwór.

Brak Bety.

Liczne powtórzenia zamierzone [ np. słowo Anioł].

Utwór jest... dziwny? napewno nie jest też szczęśliwy.



Dotyk Śmierci


”Śmierć jest minimum. Minimum wszystkiego. Podczas tych godzin, gdy jesteś tak blisko drugiej osoby, z dwojga niemal stajecie się jednym... Minimum... Miłość jest śmiercią: śmiercią odrębności, śmiercią dystansu, śmiercią czasu. W trzymaniu się z dziewczyną za ręce najpiękniejsze jest to, że po chwili zapominasz, która ręka jest Twoja. Zapominasz, że są dwie, nie jedna”.

Jonathan Carroll, „Dziecko na niebie”.



Gęsta, dusząca ciemność.
Przerażająca, obezwładniająca mnie cisza, tłukąca się o ścianki mojego umysłu.
Bezsilność. Oczy przewracające się w dzikim szale pod powiekami.
Sparaliżowana lękiem, usilnie próbuję wypłynąć na powierzchnię.
Ból. Otępiający ból. Tysiące młotów walących w moją obolałą czaszkę, krusząc ją w drobny mak.
Głos. Przepełniony trwogą głos w moim umyśle. Krzycząc bezgłośnie, płynę ku powierzchni, chcąc uspokoić zatrważające mnie dźwięki w mojej głowie.
Cierpienie. Tysiące ostrych igiełek wbijających się w moje osłabione serce.
Nadzieja. Zalewające mnie fale zbliżającej się radości. Powierzchnia, widzę zarys pochylającej się nade mną twarzy.
Anioł o włosach jasnych, jak jego przepiękne oblicze.
Nie płacz, mój Aniele – chciałam szepnąć, widząc wykrzywioną twarz mojego Anioła ogromnym bólem.
- Słyszysz mnie, Alice? – szepnął Anioł.
Słyszę. Oczywiście, że słyszę. Jakże mogłabym być głucha na ten dźwięk!
Spróbowałam poruszyć ręką, ale czułam tylko drętwy ból.
- Wyjdzie z tego? – usłyszałam pytanie i jakieś szmery.
Ktoś dotknął mojej twarzy. Anioł. Głaskał moje rozpalone wysoką gorączką policzki i całował moje spierzchnięte usta.
- Przykro mi, panie Jasper. Pańskiej narzeczonej zostało niewiele życia… - czyjś szloch i cichy jęk agonii.
Nie płacz, mój Aniele! – moja dusza krzyczała a serce rozrywał ogromny ból. Tak bardzo chciałam pocieszyć mojego Anioła! Tak bardzo chciałam go przekonać, że nigdy go nie opuszczę. Nigdy, przenigdy!
Boże Przenajświętszy, ulżyj nam w cierpieniu…
Ostra, przeszywająca mnie strzała udręki. Próbowałam krzyknąć, ale zachłysnęłam się otaczającą mnie, czarną wodą.
Rozkojarzenie i silny strach. Czyjaś ręka z dzikim rechotem ciągnie mnie na samo dno.
Wciąż staram się wydobyć z siebie głos.
Wszystko cichło, dusiłam się i powoli zatracałam…
Z trwogą w sercu, otwieram szeroko oczy. Atakuje mnie tysiące obrazów jednocześnie, migających mi przed oczami jak przerwana taśma filmowa. Próbowałam zrozumieć wszystkie te obrazy ujawniające się w mojej głowie, ale było ich tak wiele…

Jego dłoń na moim policzku i pełne uwielbienia spojrzenie.
Jego usta, ostrożnie całujące moje miękkie wargi. Jego oczy, o intensywnie niebieskiej barwie, wpatrujące się we mnie z uwagą. Blond czupryna, którą widuję co rano. Zliczam małe diamenciki, które rzuca słońce na jego włosy. Całuję jego ramię, radośnie się śmiejąc.
Łaskocze mnie, mówiąc, jak bardzo mnie kocha.
Jego lament i załamanie, na wieść o mojej chorobie. Zniknięcie blasku radości z jego oczu, jego bolące mnie milczenie, dystans, jaki zachowywał…
Jego łzy widniejące na policzkach, gdy myślał, że nie widzę…
Jego trwanie przy moim boku, gdy zaczynałam przypominać wrak człowieka…


W moje płuca uderza kaszel, wstrząsając moim ciałem. Poczułam, jak czyjeś silne ramię podtrzymuje moje wątłe ramiona.
Z pomocą silnych rąk mojego czuwającego nade mną Anioła, układam się ponownie na poduszki szpitalnego łóżka, potwornie zmęczona.
Wpatruję się w jego zapłakane oczy. Próbuję się uśmiechnąć, ale poczułam, jak każdy mięsień z osobna zaczyna się rwać, a kości trzeszczą w stawach.
- Kocham cię – szepnęłam cichutko, drażniąc poparzone gardło.
- Cii, nic nie mów, kochanie. Będzie dobrze – usłyszałam wyraźnie, jak załamuje mu się głos.

- Przykro mi. Pańskiej narzeczonej nie da się uratować. Choroba się rozprzestrzenia. Nastąpiły liczne przerzuty… - wszechogarniający szloch i gęsta atmosfera, panująca w gabinecie ordynatora. Wysoki, szczupły chłopak wychodzi załamany i zgarbiony. Staje przy oknie, wpatrując się w krajobraz za nim.
Ukrywa twarz w dłoniach.
Między palcami pojawiają się kropelki słonych łez...


Chciałam coś powiedzieć, pocieszyć, zapewnić, mojego Anioła, że wszystko wróci do normy, ale poczułam ogromną senność…
Ból mojego całego, odrętwiałego ciała z każdą minutą się potęgował, zaczynając mnie gryźć i palić od środka…
Poczułam ciepły, delikatny dotyk dłoni na swoim policzku.
Poczułam, jak powieki robią mi się coraz cięższe. Próbowałam walczyć, nie chcąc się poddać…
Bezskutecznie. Mój czas dobiega końca.
Dotyk ukochanego powoli zaczął zanikać, a mózg przestał rejestrować dźwięki, obrazy i zapachy mnie otaczające.
Próbowałam jeszcze krzyknąć…
Moje serce gwałtownie przyśpieszyło, po czym dało się poczuć tylko rytmowe, zanikające tik-tak...
tik-tak...
tik...
Gęsta, dusząca ciemność.
Przerażająca, obezwładniająca cisza…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anna_Rose dnia Pią 20:07, 13 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Ruda
Nowonarodzony



Dołączył: 10 Gru 2009
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź

PostWysłany: Czw 20:49, 10 Gru 2009 Powrót do góry

Wzruszyłam się...:( Jasper i Alice to moja ulubiona para a dzięki takim opowiadaniom jak to, lubię ich jeszcze bardziej:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ciaksonowa
Nowonarodzony



Dołączył: 30 Gru 2009
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 0:00, 03 Sty 2010 Powrót do góry

Kocham Alice i Jaspera ją najlepsi a trudno o jakieś dobre tekst wyłącznie o nich :(
a przy twoich miniaturkach
ryczałam jak głupia albo uśmiech sam mi się na twarzy malował
potrafisz pisać tak ze czytelnik reaguje emocjonalnie i to jest cudowne


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin