|
Poll :: Kontynuować? |
tak |
|
87% |
[ 54 ] |
nie |
|
12% |
[ 8 ] |
|
Wszystkich Głosów : 62 |
|
Autor |
Wiadomość |
Zagubiona
Człowiek
Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Wto 16:20, 07 Kwi 2009 |
|
Wow!
Super. Jak zawsze.
A. Wiedziałam, że wreszcie spotka Carlisle'a i Edwarda.
A cóż takiego umie robić Jasmine oczami? Jakis specjalny dar, który Volturi chętnie by sobie przywłaszczyli? Mam rację?
Teraz trochę o błachej rzeczy. A więc... Wiele osób pisze, że np.: Na czole kogoś tam zobaczyłem/am pionowe zmarszczki. A ty jako pierwsza piszesz "poziome zmarszczki". Przeccież nikt nie ma na czole pionowych zmarszczek. Plus dla Ciebie, że się nie pomyliłaś.
Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
Pozdro i życzę weny...
Zagubiona...
P.S. Powinni Cię przymknąć za to, że skończyłaś w taki momencie.
P.P.S. Czy nowy rozdział będzie jeszcze w czasie ferii. Proszę. Odpowiedz tak. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Zagubiona dnia Śro 15:29, 08 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
|
SparkleXD
Człowiek
Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 95 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wonderland<3
|
Wysłany:
Czw 20:48, 09 Kwi 2009 |
|
Uwaga! Dzisiaj rano poszłam na spacer w poszukiwaniu weny :D trafiłam na "moją polanę" (ha! bo ja mam własną polanę, lepsza od tej Zmierzchowej :P ) i po długim pobycie tam z własnymi myślami... odnalazłam wenę :D Tak więc prezentuję rozdział VIII i ostrzegam - Jeśli ktoś zamknie mnie za "kończenie w takich momentach" to nie będę nikomu wysyłać z więzienia kolejnych rozdziałów :P
Bez dodatkowych ceregieli, prezentuję moje najnowsze dziecko - rozdział VIII.
BETOWAŁA: TastyBlood (dzięki, że jeszcze nie urwałaś mi głowy;* )
VIII – Pustka.
Ponownie usłyszałam warczenie. Carlisle najwyraźniej zamierzał walczyć z wampirzycami. Bałam się, że może przegrać. Miały przewagę liczebną, w dodatku zdążyłam już trochę poznać sadystyczne zapędy kierujące Jasmin i Rebeką. Najgorszy był jednak fakt, że byłam biernym obserwatorem. Nie mogłam się ruszyć, ale cały czas śledziłam poczynania wampirów.
Carlisle nieznacznie przesunął się w lewo.
-Zostawcie ją. – Powiedział nieznanym mi, władczym tonem.
Jasmin zaśmiała się złośliwie. Gdybym wcześniej miała jakiekolwiek wątpliwości co do tego, kto jest przywódcą, pozbyłabym się ich po usłyszeniu jej słów.
-Niby dlaczego miałabym cię posłuchać? Zresztą, czy nie uważasz, że zbyt wiele dla niej poświęcasz? Jaką masz pewność, że ci się odwdzięczy. My mamy przynajmniej powód. Czy i ty go masz? – Słuchałam jej pytań i miałam wrażenie, że uderza mnie nimi. Widziałam jak Carlisle napina mięśnie. Milczał. Tak bardzo pragnęłam móc się poruszyć, powiedzieć mu, że za uratowanie mnie, zrobiłabym wszystko o co tylko by mnie poprosił. Każda sekunda wydawała się być torturą, zasłużoną karą. Tak, z pewnością nie zasługiwałam na pomoc od kogoś takiego jak on. Usłyszałam jak wypuszczał nagromadzone w płucach powietrze. Ponownie wziął wdech i odezwał się:
-Nie sądzę, żebyś kiedykolwiek była w stanie to zrozumieć. To ja ją przemieniłem i dałem jej wolną wolę. – Mówił głosem obojętnym, zupełnie wypranym z emocji. – Pozwoliłem odejść Esme i nie zatrzymywałem jej. Czy ty byłabyś gotowa na takie coś wobec swoich towarzyszy? Nie kontrolować ich, i pozwolić wybrać własną drogę? – Wydawało się, że nie oczekiwał odpowiedzi. Przestał zwracać uwagę na Rebekę, a na mnie nawet się nie obejrzał.
-Bardzo ciekawe spojrzenie. – Jasmin odezwała się dopiero po dłuższej chwili. – Ale chyba nie myślisz, że z tego powodu zrezygnuję z zabicia jej? Każdy ma swoje zasady, a ja nie lubię, kiedy ktoś nie przestrzega moich. W pobliżu Detroit mogą polować tylko ci, którym na to pozwolę. Nie będę rezygnować z władzy dla jakiejś głupiej nowonarodzonej! – Ostatnie zdanie wprost wykrzyczała, ale nie to mnie przeraziło. Detroit? Przecież to było milionowe miasto? Wolałam nawet nie myśleć, co by się stało, gdybym przypadkiem tam zawędrowała. Z drugiej strony, zastanawiałam się co w takim razie Samantha miała na myśli twierdząc, że jest tutaj niewielu ludzi.
-Nie jest głupia. – Wyrwało się Carlisle’owi, jednak szybko powrócił do swojego obojętnego tonu. Żałowałam, że nie widzę jego twarzy. – Zasady? Czy wobec tego wyznajecie zasadę torturowania wampirów? A może tylko wobec Esme postanowiłaś zastosować nowe metody?
-Każdy ma jakieś hobby. – Odpowiedziała Jasmin, bez cienia zakłopotania. Jej złośliwe uwagi wyprowadzały mnie z równowagi. Gdybym tylko mogła się ruszyć i zetrzeć z jej twarzy złośliwy uśmiech. Najgorsze było jednak to, że bez przerwy wpatrywała się we mnie mimo, iż rozmawiała z Carlisle’m.
-Sadyzm to nie hobby, to choroba. – Mężczyzna najwyraźniej chciał opóźnić rozpoczęcie walki i poczekać na pomoc. Czy tylko ja odczytywałam jego intencje? Miałam taką nadzieję.
-Może i choroba, ale nie widzę powodu, by się z niej leczyć. – Jasmin ponownie się zaśmiała.- Szkoda mi cię. Nie wyglądasz na takiego, który mógłby mnie skrzywdzić. A może się mylę? – Usłyszałam zwierzęcy ryk, dochodzący z gardła Carlisle’a. Zrozumiałam, że wampirzyca go prowokuje. – Powiedz mi tylko czy ona jest tego warta? Bo przecież tego dotyczy nasza rozmowa. Od samego początku staram się to z ciebie wyciągnąć. Przemieniłeś ją, dobrze, ale kim była wcześniej, albo później? Siostrą? Córką? Żoną? – Rzucała tymi słowami, a ja miałam świadomość, że nie byłam dla niego żadną z tych osób. Wcale nie musiał mnie bronić. Co więcej, nie powinien. Przecież niecały rok wcześniej zaatakowałam go. Tak bardzo chciałam móc go wesprzeć. Stanąć obok i walczyć razem z nim.
W koniuszkach palców poczułam mrowienie. Znowu. Przypomniałam sobie, co wydarzyło się kilkanaście minut wcześniej. Nerwowo zamrugałam. Mogłam wreszcie spojrzeć w inną stronę. Nie musiałam już dłużej patrzeć w oczy Jasmin. Skierowałam wzrok na Carlisle’a. Zastanawiałam się dlaczego rozmawiając, nadal był w pozycji obronnej. Czy spodziewał się, że wampirzyce odwracają jego uwagę i szykują się do ataku? Nie mogłam o to zapytać. Bałam się zwrócić na siebie uwagę. Chciałam odzyskać pełną sprawność i przyłączyć się do walki. Zaczerpnęłam powietrza. Cudowny zapach wypełnił moje płuca. Nie chciałam zrobić wydechu. Carlisle pachniał jak wieczór po upalnym dniu. Woń była silna, delikatnie drapała nos, ale jednocześnie przynosiła ulgę jak balsam. Pod jej wpływem poruszyłam pacami u sprawnej ręki. Mimowolnie spojrzałam na prawą stronę swojego ciała. Zdziwiłam się widząc prawą dłoń na swoim miejscu oraz owinięty wokół niej strzępek lnianej koszuli. Czy rany wampirów mogły goić się aż tak szybko? Ucieszyłam się, bo oznaczało to, że będę bardziej pomocna Carlisle’owi podczas walki.
-Żadną z tych osób. – Jego odpowiedź wyrwała mnie z zamyślenia. – To co mnie tutaj przyprowadziło, to nie twoja sprawa. Musisz tylko wiedzieć, że nie pozwolę jej umrzeć. Nie teraz, nie tutaj.
-Śmiałe słowa jak na mordercę. – Odpowiedziała zjadliwie Jasmin. Zauważyłam, że Rebeka odłączyła się od niej i obie szykują się do ataku. Miałam nadzieję, że czucie szybko powróci. Nie słyszałam już nic poza warczeniem. Jasmin skoczyła w kierunku Carlisle’a z niesamowitą prędkością i niemal od razu znalazła się za jego plecami. Jednak on wydawał się być na to przygotowany. Nie tylko uniknął ciosu, ale także zaatakował stojącą obok Rebekę. Zrobił to tak, że po wykonaniu tego manewru, obie stały przed nim. Nie miały już szans na zaskoczenie go. Byłam pewna, ze jest w stanie sobie poradzić. Z moją pomocą nie pozostawiłby wampirzycom żadnych szans. Poczułam, że wraca mi władza w całym ciele. Nie chciałam dłużej siedzieć bezczynnie. Wstałam i skoczyłam w kierunku niczego niespodziewającej się Rebeki.
Osunęłam się w nicość.
Przestałam czuć.
Przestałam słyszeć.
Przestałam widzieć.
Niewielka część mojego umysłu pozostała świadoma. Podpowiadała mi, że ciało się porusza, że coś robię. Ze wszystkich sił próbowałam wydostać się z mentalnej próżni, ale nie byłam w stanie. Wiedziałam, że nie zemdlałam. Nie odpłynęłam w niebyt. Pamiętałam gdzie się znajduję, z kim miałam zamiar walczyć, ale w niczym mi to nie pomagało. Czy to mógłby być dar Jasmin? Czy to właśnie przez nią nie mogłam pomóc Carisle’owi w walce? Co w takim razie robiłam? Byłam więcej niż pewna, że moje ciało nie leżało bezwładnie. Czułam się jakby ktoś zamknął mnie w czarnym pokoju bez okien. Nie mogłam znaleźć jakiegokolwiek punktu odniesienia. Nie wiedziałam co się dzieje wokół mnie. Trwało to kilkanaście minut, a ja czułam się jakbym wpadła w otchłań. Tamta mała cząstka mojego umysłu cały czas się awanturowała. Niemal krzyczała na mnie, ale nie wiedziałam o co jej chodzi. Nie wiedziałam co robię, więc nie mogłam się przed nią usprawiedliwić.
Mijały kolejne sekundy, a ja zaczęłam czuć. Nie byłam już bezwładna, ale czułam, że ktoś trzyma mnie w żelaznym uścisku, że uniemożliwia mi wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Zaczęłam się wyrywać. Bezskutecznie.
Po chwili wrócił słuch. Słyszałam głos Carlisle’a:
-Esme, słyszysz mnie? Co jej może być? Słyszysz ją?
-Niewyraźnie. – Odpowiedział mu Edward. – Ale dochodzi do siebie. Chyba wszystko będzie w porządku. Zresztą o tym przekonamy się za chwilę. – Carlisle nie odpowiedział. Zdenerwowało mnie to. Tak bardzo chciałam dowiedzieć się czegoś więcej. Co się ze mną działo? Gdzie są Samantha i Jefrey? Co z Jasmin i Rebeką? Czy Alistar’owi nic się nie stało? Byłam pewna, że Edward słyszy moje myśli, ale nie odpowiedział na żadne z zadanych pytań.
Odzyskałam wzrok. Pierwsze co zobaczyłam, to twarz Carlisle’a. Znajdowała się tak niedaleko mojej, że wydawała się przez to jeszcze piękniejsza. Musiał niedawno polować bo oczy miał złote, a pod nimi niemal nie było widać cieni. Jednak znowu nie był szczęśliwy. Zmarszczki na czole nie wygładziły się, a oczy były nieobecne.
Zorientowałam się, że ramiona, które mnie przytrzymują należą do Edwarda. Przestałam się wyrywać. Skoro mnie trzymał, widocznie robił to dla mojego dobra. Ponownie spojrzałam na Carlisle’a. Jego lniana koszula, która tak bardzo mi się spodobała, była teraz w strzępach. Włosy miał potargane, ale dla mnie i tak wglądał wspaniale. Nie wspominając już o tym, że poprzez niekompletny ubiór, mogłam podziwiać jego idealnie zbudowane ciało. Poczułam żal na myśl o tym, że nigdy nie będę zasługiwać na kogoś tak wspaniałego. Westchnęłam i po raz kolejny rozkoszowałam się jego zapachem.
Edward rozluźnił uścisk i pozwolił mi się od siebie odsunąć. Zauważyłam, że on również ucierpiał w starciu, ale nie tak bardzo jak jego przyszywany ojciec. Na brązowej koszulce chłopaka widać było tylko kilka niewielkich, możliwych do zaszycia dziur. Odwróciłam się w stronę Alistara, który wyglądał najlepiej z całej trójki. Szczerze mówiąc, nie było po nim widać, żeby wcześniej walczył.
Poczułam się skrępowana przedłużającą się ciszą i postanowiłam zabrać głos:
-Gdzie są Samantha i Jefrey? Co z Jasmin i Rebeką? Co się ze mną działo? – Celowo pytanie, które najbardziej mnie interesowało zostawiłam na koniec, aby nikt o nim nie zapomniał. Odpowiedział mi Edward.
-Walka z Samanthą i jej partnerem nie należała do najtrudniejszych. Wyczytywałem z ich myśli każde posunięcie, więc niczym nie mogli nas zaskoczyć. Poza tym Alistar ma już ponad pięćset lat i przez ten czas nauczył się jak o siebie zadbać. Naprawdę nie mieliśmy większych problemów, możesz się uspokoić. – Przypomniałam sobie sadystyczne gierki Samanthy i przez to wykonanie polecenia przyszło mi z trudem. Zaczerpnęłam powietrza i zapach Carlisle’a ponownie wypełnił mój umysł. Mogłam się skupić. Teoretycznie, bo zaczęłam myśleć o wampirze z moich marzeń, ale miałam nadzieję, że Edward tego nie wyłapie.
-A Jasmin i Rebeka? – Zapytałam, aby odwrócić uwagę od moich myśli. Edward zacisnął zęby i powiedział jedynie:
-Obie nam uciekły. – Nie musiał nic więcej dodawać. Obawiałam się ich nawet teraz, kiedy znajdowały się gdzieś daleko ode mnie. Chciałam zapytać co działo się ze mną, ale Edward mnie ubiegł.
-Chcieliśmy zapytać cię, czy zechciałabyś się do nas przyłączyć? – Czy chciałam? Oczywiście, że chciałam. Tyle razy o tym myślałam, że w końcu wydało mi się zupełnie niemożliwe. Jednak wiedziałam, że zanim podejmą decyzję o zamieszkaniu ze mną, powinni się o czymś dowiedzieć.
-Oczywiście, że tak, ale...- Z trudem dobierałam słowa. – Jest pewien problem. Ja… tuż przed waszym przybyciem zabiłam człowieka. – Wydusiłam z siebie.
-To żaden problem. – Wszedł mi w słowo Alistar, który najwyraźniej błędnie odczytał moje wyznanie. – Możesz przyłączyć się do mnie. Co prawda wolę samotność, ale jakoś zniosę dodatkowe towarzystwo, dopóki nie poznasz jakiś innych wampirów. –Przypominał dziadka bardziej niż kiedykolwiek. Miał taki ciepły głos i dobrotliwy wyraz twarzy. Spojrzałam na Carisle’a, ale on unikał mojego wzroku. Wydawało mi się, że jego twarz wyraża pewnego rodzaju niesmak. Byłam pewna, że budzę w nim obrzydzenie ze względu na to co zrobiłam. Zawstydzona przygryzłam wargi. Czy miałam prawo się zgodzić?
-Alistarze, wybacz, ale nie o to chodziło Esme. – Zabrał głos Edward. – Ona żałuje tego co zrobiła. Możesz zamieszkać z nami. – Zwrócił się do mnie i uśmiechnął się ciepło. Odwzajemniłam uśmiech. Carlisle nadal milczał.
-Skoro tak to chyba nic tu po mnie. – Wędrowiec zaśmiał się krótko. – Kolejna wizyta chyba za sto lat, prawda? – Nie otrzymał jednak żadnej odpowiedzi na zadane przez niego pytanie, bo odszedł nie oglądając się za siebie.
-Chodźmy już. – Powiedział Edward i ruszyliśmy w stronę miasta. Szłam około dwóch metrów za mężczyznami. Nie miałam odwagi zrównać się z nimi. Odnosiłam wrażenie, ze jestem kimś gorszym od nich. W końcu byłam morderczynią. Najgorsze w tym wszystkim było milczenie Carlisle’a. Przez całą drogę nie odezwał się nawet słowem. Widziałam jedynie jak Edward kiwał głową odpowiadając na jakieś nieme pytania. Prowadzili rozmowę bez słów. Nie chcieli mnie wtajemniczać w swoje sprawy. Nie ufali mi.
Carlise milczał również wtedy, gdy weszliśmy do naszego domku na obrzeżach miasta. Był to piękny budynek z kuchnią, łazienką, trzema sypialniami i salonem.
Zastanawiałam się w jaki sposób będę egzystować wśród ludzi. Bałam się, że ponownie kogoś skrzywdzę.
-Na początku będziesz unikać kontaktów z ludźmi. Przed wyjściem do miasta pójdziemy z tobą na polowanie. Na pewno sobie poradzisz. – Pocieszał mnie Edward. Carisle nadal milczał. Przypomniała mi się moja przemiana i to jak czekałam, aż się odezwie. Czułam się tak samo, a może nawet jeszcze gorzej. Widząc niechęć na jego twarzy czułam się jak intruz. Miałam wrażenie, że mu zawadzam. Z kolei Edward stał się dla mnie bardzo miły i uprzejmy. Pokazał mi nawet mój pokój, którego ściany były pomalowane na fioletowo.
-Na fiołkowo. – Powiedział odczytując z moich myśli pierwsze skojarzenie. Zaśmiał się cicho. Jego radość nie była sztuczna ani wymuszona. Miałam wrażenie, że cieszy się z mojej obecności. Nie byłam jednak w stanie jej odwzajemnić. Cały czas intrygowało mnie zachowanie Carlisle’a.
-Chyba musimy porozmawiać. – Ponownie czytał mi w myślach. Byłam tego pewna. – Wiesz, sprawy organizacyjne. – Dokończył przesadnie akcentując ostatni wyraz.
Weszliśmy do kuchni, w której znajdował się sporych rozmiarów stół. Carlisle już przy nim siedział. Wyglądał na spiętego. Zaczęłam się zastanawiać jak w takim razie ja muszę wyglądać. Na szczęście nie skupiałam się zbyt długo na swoim wyglądzie, bo po raz pierwszy od pobytu w lesie usłyszałam nieziemsko piękny głos.
-Ja jutro zaczynam pracę w miejscowym szpitalu, a Edward jest tam moim asystentem. – To nie był przyjazny i kojący głos, do którego tak chętnie wracałam we wspomnieniach. Tym razem słuchałam idealnej kopii tonu przeznaczonego dla Jasmin. Słuchanie go sprawiało mi ból. Potrząsnęłam głową, aby powrócić myślami do przytulnej kuchni. – Zastanawiamy się za kogo mogłabyś się podawać. Na razie lepiej będzie ograniczyć twoje kontakty z ludźmi do minimum. Może będziemy udawać, że jesteś moją siostrą? – Zapytał, ale nie spojrzał mi w oczy. Nie chciałam być jego siostrą. Chciałam być kimś więcej, ale on nie mógł się tego dowiedzieć. Wyglądało na to, ze nawet taka propozycja sprawia mu trudność. Już miałam się zgodzić, byle tylko wygładzić zmarszczki na jego czole, ale Edward nie dał mi dojść do słowa.
-Nie sądzę, żebyście wyglądali na spokrewnionych. Ja jestem bardziej podobny do Esme, więc może lepiej żeby udawała moją siostrę? Zgadzasz się?
-Tak. – wyszeptałam i odniosłam wrażenie, że atmosfera w pomieszczeniu uległa drastycznej poprawie. Jednak nie miało to dla mnie większego znaczenia, bo Carlisle nadal unikał mojego wzroku. Pomimo tego rozluźniłam się, kiedy zwrócił się do Edwarda swoim zwykłym głosem.
-To nawet nie jest zły pomysł. Musimy tylko ustalić wspólną wersję wydarzeń.
-Jak zawsze. – Odpowiedział mu z uśmiechem. – Tylko, że teraz będzie więcej zabawy z wymyślaniem.
-Tak, jasne. Najważniejsze żeby była zabawa. – Na jego twarzy przez moment zagościł uśmiech. Chciałam wyryć sobie w pamięci ten widok, ale zniknął jeszcze zanim zdążyłam się na nim skupić. – Najlepszą wersją będzie to, że wasi rodzice nie żyją, a Esme się tobą zaopiekowała i teraz, kiedy masz pracę i przyuczasz się do zawodu, zabrałeś ją ze sobą, gdyż nie chciałeś zostawić jej samej.
-Mnie się podoba. Nie jest trudna do wyjaśnienia, w końcu nie dalej niż jedenaście lat temu była epidemia hiszpanki. – Edward wzdrygnął się. Czyżby stracił tam kogoś bliskiego?
-Sam na nią chorowałem. Moi rodzice zmarli, a mnie uratował Carlisle – Odpowiedział na pomyślane pytanie. – Nie lubię o tym mówić, ale pytaj jeśli chcesz. W końcu jesteś teraz moją siostrą.
-Czasem mam wrażenie, że nadawałabym się na twoją matkę. – rzuciłam żartobliwie.
-Ja też. Mamo. – Zaśmiał się. Rozmowa zaczęła przybierać charakter popołudniowej, rodzinnej pogawędki, ale Carlisle nadal na mnie nie patrzył. – Więc jak? Masz jakieś pytania?
-Tylko jedno. Co się ze mną działo wtedy w lesie? – Carlisle spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłam smutek.
-Nie wiem, czy powinnaś się o tym dowiedzieć. – Zwrócił się do mnie. Pomimo tonu jakim wypowiedział te słowa, ucieszyłam się. Przestał mnie ignorować. Mogliby mi teraz powiedzieć nawet najgorszą rzecz. Mój świat znowu zaczynał się kręcić. Pierwszy raz od ośmiu miesięcy.
-Dlaczego? Uważam, że mam prawo wiedzieć.
-Oczywiście. – Uśmiechnął się przepraszająco. – Po prostu ja wolałbym, żebyś się nie dowiedziała. To wszystko. - Gdybym była człowiekiem, serce przyspieszyłoby mi z pewnością. Martwiło mnie jedynie to, że zmarszczki na jego czole się nie wygładziły.
-Zaryzykuję. – Odpowiedziałam spokojnie. Nie bałam się już niczego. Poczułam się bezpieczna w małej kuchni z wampirem moich marzeń.
-Ja jej opowiem. – Zabrał głos Edward. – W tym przypadku jestem najbardziej obiektywny, bo nie brałem w tym udziału, ale słyszałem wasze myśli.
Nasze?
Przed oczyma stanęła mi porozrywana, lniana koszula.
Nasze myśli?
Edward udając, że nie słyszy, jak mój umysł krzyczy z przerażenia, zaczął swoją opowieść... |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Wyjątkowa
Wilkołak
Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 154 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiecie, że Święty Mikołaj nie istnieje?
|
Wysłany:
Pią 11:26, 10 Kwi 2009 |
|
Ojej, nie zauważyłam wcześniej rozdziału. :) Fajnie się skończył, nie wiem czemu, ale mnie rozśmieszył. :D Masz talent. Tylko czemu Carlisle tak dziwnie się zachowuje? :P No na pewno nie bez powodu. :D Większych błędów się nie doszukałam. :) No i czekam na tę opowieść Edwarda. Tylko co tak bardzo przestraszyło Esme w tym, że Edward ich oboje słyszał? No to czekam. :P
Życzę weny i pozdrawiam. :* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Sophie
Wilkołak
Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z czeluści nawiedzonej szafy
|
Wysłany:
Pią 15:41, 10 Kwi 2009 |
|
Przypadł mi do gustu nowy rozdział, tak samo jak i cała reszta. Piszesz prostym językiem, jednak to nie przeszkadza w stworzeniu odpowiedniego klimatu.
Jeśli chodzi o treść to lekko mnie zaskoczyłaś. Miałam nadzieję, że po tym wszystkim Carlisle i Esme staną się kochającą parą, która zapomniała o wszystkich przykrych rzeczach. A tu niespodzianka. Dobrze prowadzisz fabule, utrzymujesz porządny poziom i nie zasupłujesz nas cukierkowymi opisami.
Tak trzymać.
Weny życzę i pozdrawiam
Sophie ;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Zagubiona
Człowiek
Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Pią 15:41, 10 Kwi 2009 |
|
Super, boskie, bombowe.
Ale jednego nie mogę Ci wybaczyć.
Jak możesz przerywać w tekim momencie. To istna zbrodnia. I ty doskonale o tym wiesz.
Dlaczego Carlisle ignoruje Esme? Ona chyba nic mu nie zrobiła?
Kiedy następny rozdizał?
Pod koniec ferii?
Mam nadzieję, żę tak.
Pozdro i życzę maga, super, bombową WENĘ.
Zagubiona TWCZ
11.04.
P.S. OK. Powinni Cie zamknąc, ale z kompem i weną w jednym pomieszczeniu.
Mam nadzieję, zę w wtorek będzie. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Zagubiona dnia Sob 11:08, 11 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
SparkleXD
Człowiek
Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 95 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wonderland<3
|
Wysłany:
Pią 16:10, 10 Kwi 2009 |
|
Sophie napisał: |
Miałam nadzieję, że po tym wszystkim Carlisle i Esme staną się kochającą parą, która zapomniała o wszystkich przykrych rzeczach. A tu niespodzianka. Dobrze prowadzisz fabule, utrzymujesz porządny poziom i nie zasupłujesz nas cukierkowymi |
Dziękuję bardzo za miły komentarz :D A co do stania się kochającą parą... mam jakieś takie zapędy, że lubię swoim postaciom rzucać kłody pod nogi ^^"
Zagubina napisał: |
Jak możesz przerywać w tekim momencie. To istna zbrodnia. I ty doskonale o tym wiesz.
[...]
Kiedy następny rozdizał?
Pod koniec ferii? |
Jasne, że wiem Moja beta mnie już w tym uświadomiła. Chciała mnie gdzieś zamknąć, ale obiecałam, że jeśli tego nie zrobi to napiszę kolejny rozdział, więc mam nadzieję, że wena nie ucieknie i najdalej we wtorek po świętach dodam następny: IX - Słowa |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nessie
Zły wampir
Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 271 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia
|
Wysłany:
Sob 10:49, 11 Kwi 2009 |
|
fajne opowiadanie i ta cała sytuacja z Esme. Fabuła jest bardzo ciekawa. Chyba pierwszy ff z historią Esme.
Mam pytanie.. Czy bedziesz kontynuować az do spotkania z Rosalie? No i kiedy następny rozdzial?
Zycze Veny
Ness |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
SparkleXD
Człowiek
Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 95 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wonderland<3
|
Wysłany:
Pon 16:32, 13 Kwi 2009 |
|
Obiecałam we wtorek, ale moja kochana Tasty Blood wyrobiła się wcześniej. Zawsze będę Cię podziwiać za to jak szybko betujesz
Czekam na opinie na temat najnowszego rozdziału.
BETOWAŁA - moje guru opisów zapachów - Tasty Blood (dzięki, dzieki, dzięki;*)
IX – Słowa
Nasze myśli?
Przecież chodziło tylko o mnie!
Przypomniała mi się świadomość, że moje ciało poruszało się...
Wypełniłam płuca powietrzem i skoncentrowałam się na słowach Edwarda.
-Musisz powiedzieć mi co czułaś, żebym mógł ci to lepiej wyjaśnić.
-Wydawało mi się, że jestem w próżni. Bałam się, że to się nigdy nie skończy. Nic nie widziałam, nie słyszałam, nie miałam żadnego punktu odniesienia. I ta okropna świadomość. Nawet na moment nie zapomniałam co się dzieje wokół mnie.- Już miałam przemilczeć to co przerażało mnie najbardziej, ale wiedziałam, że mógłby to wyczytać z moich myśli. – I wiedziałam, że się poruszam, ale nie mogłam zidentyfikować swoich czynów. To było straszne. – Gdy tylko skończyłam mówić, spuściłam wzrok. Byłam niemal pewna, że to nie było złudzenie. Gdybym leżała nieruchomo, żaden z siedzących ze mną wampirów nie byłby tak skrępowany.
-Jak mawiają, najlepiej zacząć od początku. Kiedy przybyliśmy cię uratować, w ogóle nie spodziewaliśmy się, że będzie tam ktoś jeszcze. Według planu Carlisle miał zabrać cię stamtąd i zaopiekować się tobą, a ja miałem pomóc Alistarowi. Usłyszałem z myśli ojca, że straciłaś dłoń. Byłem w szoku.
-W szoku? – Przerwałam mu. – Czego się spodziewałeś? Że sobie poradzę?
-Właściwie to nie miałem pojęcia czego się spodziewać. Wiedziałem tylko, że nie możesz się ruszać i martwisz o Alistara. Tak jakby był powód. –Uśmiechnął się ironicznie. – Wracając do tematu. Walczyliśmy z Samanthą i Jefrey’em, ale nie nazwałbym tego walką. Tamta wampirzyca była typową sadystką, wiedziała jak znęcać się nad słabszymi, ale kiedy natrafiła na silniejszego... Nie wdając się w szczegóły, nie miała ze mną szans. – Edward wyprostował się na oparciu krzesła i szeroko uśmiechnął. O tym, że jest z siebie dumny, nie można było wątpić. - Jej partner był może trochę lepszy, ale jak już mówiłem, Alistar potrafi o siebie zadbać. Już prawie kończyliśmy, kiedy usłyszałem rozmowę Carlisle’a z Jasmin. Wyobraź sobie, że Rebeka jest jej tak podporządkowana, że nawet nie zauważyłem jej obecności. Zaniepokoiły mnie dopiero myśli Carlisle’a, który wzywał pomocy. Poprosiłem Alistar’a żebyśmy się pospieszyli. Jednocześnie trochę uspokajały mnie twoje myśli. Wiedziałem, ze za moment będziesz zdolna do walki. To dlatego się rozluźniłem i postanowiłem pomóc Alistar’owi przy paleniu ciał. – Niepewnie spojrzał w stronę przyszywanego ojca. – Jeszcze raz cię za to przepraszam, Calisle. Gdybym tylko był w stanie przewidzieć to co się stało.
-To nie była twoja wina. – Odpowiedział szybko Carlisle. – Żaden z nas nie mógł wiedzieć jaki ona ma dar. Gdyby nie to, zabiłbym ją bez problemu. – Wampir stawał się coraz bardziej zdenerwowany. Jedną z pięści zaciskał na stole. Mięśnie szczęki miał napięte, a wzrok nieobecny. Przeraziłam się, kiedy uświadomiłam sobie, że nawet on, mężczyzna, który brzydzi się przemocą, miałby ochotę zabić Jasmin. Odniosłam wrażenie, że zarówno on jak i Edward zapomnieli o przyczynie rozpoczęcia tej rozmowy. Postanowiłam zabrać głos.
-Dobrze, ale co to ma wspólnego ze mną? Poza tym, o co chodziło w twoim dziwnym ostrzeżeniu? – Od razu po wypowiedzeniu tych słów, wiedziałam, że dobrze trafiłam. Edward ponownie spojrzał w stronę Carlisle’a i nieznacznie skinął głową. Na jakie pytanie odpowiadał? Tego najprawdopodobniej nie miałam się nigdy dowiedzieć.
-Dotyczyło jej daru. – Powiedział ostrożnie dobierając słowa. – Wtedy nie wiedziałem jeszcze na czym on polega. Usłyszałem w jej myślach tylko, że chce żeby któreś z was spojrzało jej w oczy. Dopiero później wyłapałem, że w ludzkim życiu była hipnotyzerką. Jest w stanie zmusić każdego, aby zrobił to co mu każe. Złapała cię w momencie, w którym wasze spojrzenia się spotkały. To samo robiła z Samanthą i Jefrey’em. Tylko, że oni po pewnym czasie podporządkowali się jej. Wczoraj walczyli w pełni świadomie. Tamta towarzyszka Jasmin, Rebeka to dość dziwny przypadek. Jest tak uległa, że Jasmin nigdy nie stosowała na niej hipnozy. Tamta kobieta i tak chodzi jak w transie.
-Edward, odbiegasz od tematu. – Upomniałam go. – Masz zamiar wyjaśnić mi co się ze mną działo jeszcze dzisiaj?
-Tak, tak. Już przechodzę do sedna. – Powiedział i wziął do ręki kubek, który stał na stole. Zaczął mu się intensywnie przyglądać. Czułam, że zbliża się najgorsza część historii. – W pewnym momencie przestałem słyszeć twoje myśli, ale za to podwójnie słyszałem Jasmin. Jakby echo odbijało mi się po głowie. W dodatku myśli Carlisle’a stały się strasznie chaotyczne, nic nie mogłem z nich wyczytać. Tak, wiem, że zachowywałbym się tak samo na twoim miejscu. – Zwrócił się do ojca, któremu najwyraźniej nie spodobały się jego słowa. – W każdym razie nieźle się wystraszyłem. Cały czas byłaś taka... przytłumiona. Jakbyś lunatykowała. Dlatego przybiegłem najszybciej jak mogłem i złapałem cię. Kto jak kto, ale ja zdążyłem cię już trochę poznać. Wiedziałem, że gdybym cię nie powstrzymał żałowałabyś tego co zrobiłaś. Co nie zmienia faktu, ze się spóźniłem. Przepraszam. – Nadal obracał kubek w dłoniach. Zaczynałam powoli rozumieć jego skomplikowaną wypowiedź, ale mój umysł nie chciał do siebie dopuścić najgorszego rozwiązania. Oparłam łokcie o blat stołu i pochyliłam się w stronę Edwarda. Kiedy wreszcie spojrzał mi w oczy odezwałam się spokojnym, rzeczowym tonem:
-To co mówisz jest strasznie chaotyczne. Nic z tego nie rozumiem. Bądź tak dobry i wyjaśnij mi wreszcie co się stało. Za co mnie przepraszasz? – Jednak nie uzyskałam odpowiedzi. Chłopak na powrót wbił wzrok w kubek i uparcie milczał.
Poczułam jak dłoń Carlisle’a zaciska się na moim nadgarstku. Gwałtownie odwróciłam głowę i zorientowałam się, że jego twarz znajdowała się nie dalej niż trzydzieści centymetrów od mojej. Dlaczego miał takie smutne oczy? Dlaczego zawsze kiedy na mnie patrzył miał smutne oczy? Dlaczego nawet kiedy delikatnie się uśmiechał miał smutne oczy? Musiałam szybko porzucić te ponure rozmyślania żeby skupić się na tym co miał mi do powiedzenia.
-Esme, - Zaczął łagodnym głosem. Otworzyłam szerzej oczy. Przygotowywałam się na cios. – nie dziwię się Edwardowi, że ciężko mu o tym mówić. Sam też nie mam na to ochoty, ale widzę, że jesteś uparta. Nie, to nic złego. – Dodał, widząc moje zdziwienie. – My sami też jesteśmy uparci. Po prostu. Nie wiem jak to powiedzieć. – Ścisnął mocniej mój nadgarstek i zrobił głęboki wdech.
-Chyba najlepiej będzie bez dodatkowych metafor. – Odpowiedziałam, a on uśmiechnął się, kiedy zorientował się, że cytuję jego wypowiedź sprzed ośmiu miesięcy. Niestety, smutek bardzo szybko powrócił na jego twarz.
-Esme, ty mnie zaatakowałaś. Walczyłaś ze mną. – Cofnęłam rękę. Być może zrobiłam to zbyt gwałtownie, ale byłam za bardzo zszokowana, żeby całkowicie panować nad sobą. Wpatrywałam się w Carlisle’a z niedowierzaniem. Chciałam mu powiedzieć, że nigdy bym z nim nie walczyła, ale przypomniałam sobie wydarzenie sprzed ośmiu miesięcy i ugryzłam się w język. Zabolało. Zapomniałam jak ostre stały się moje zęby po przemianie. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Ja... Przepraszam. – Wyszeptałam i wyszłam. Sama nie wiedziałam czy przepraszałam, bo wychodzę, czy za to, co zrobiłam w lesie.
Nogi zaniosły mnie do mojego pokoju. Czułam się, jakbym wirowała. Nic w mojej głowie się nie układało. Nie mogłam z nim walczyć. Nigdy nie skrzywdziłam nikogo dobrego. Przynajmniej taka byłam za ludzkiego życia, jako wampir sprawiałam tylko ból.
Carlisle uratował mi życie, a ja go zaatakowałam. Zabiłam człowieka. Doprowadziłam do walki Alistara. Byłam przyczyną śmierci Samanthy i Jefrey’a. Zamiast podziękować za to, że drugi raz mnie uratował, ja znowu zaatakowałam Carlisle’a. Czy świadomie? To już było bez znaczenia. Byłam okropna.
Jak mogłam?
Jak mogłam?
Jak mogłam?
Usiadłam na liliowej kanapie w swoim fiołkowym pokoju. Wszystko w pomieszczeniu kojarzyło się z kwiatami. Przez ułamek sekundy zastanawiałam się, kto go tak urządził? Jednak wyrzuty sumienia szybko wróciły. Pytanie „Jak mogłam?” przenikało uparcie mój umysł i nie pozwalało się skupić na niczym innym. Podciągnęłam kolana pod brodę i objęłam kostki dłońmi. Kołysząc się miarowo w przód i w tył starałam się wmówić sobie, że jestem w stanie panować nad odruchami. Chciałam obiecać sobie, z czystym sumieniem, że już nigdy nie dopuszczę do sytuacji podobnych do tych, które sprawiły, że bałam się spojrzeć Carlisle’owi w oczy.
Jak mogłam?
Zegar spokojnie odmierzał sekundy, jakby nic się nie stało.
Jak mogłam?
Minęła godzina.
Usłyszałam, że ktoś się zbliża, ale nawet na moment nie przestałam się kołysać. Moich uszu dobiegło ciche kliknięcie drzwi. Edward wszedł do pokoju i od razu skierował się w moją stronę. Spojrzałam na niego przelotnie i powróciłam do moich żałosnych myśli.
Jak mogłam?
Nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, że od dłuższego czasu mój oddech przybrał niezdrowy rytm, a usta trzęsły się jakbym próbowała coś powiedzieć. Z mojego gardła wydobywał się głuchy szloch. Znowu płakałam. Edward udając, że niczego nie widzi, usiadł obok i opiekuńczo objął mnie ramieniem.
-To nie była twoja wina. – Powiedział spokojnie. – Na żadne z tych wydarzeń nie miałaś bezpośredniego wpływu. Nie mogłaś im zapobiec. – Spojrzałam na niego zdziwiona. Chyba sobie żartował.
-Jak to nie miałam wpływu? – Zapytałam histerycznym tonem. – Wtedy po przemianie, kto zaatakował? Ja! – Odpowiedziałam sobie, bo mój rozmówca zacisnął nerwowo usta i zmarszczył brwi. Najwyraźniej przygotowywał się do wysłuchania monologu. – Człowieka też zabiłam sama. Gdybyś widział twarz tamtej kobiety... Jej spojrzenie będzie mnie prześladować do końca istnienia. Wszystko co wydarzyło się potem, było następstwem tego morderstwa. Jak, wobec tego, możesz mówić, że nie miałam na to wpływu? Wydaje mi się, że jestem siłą napędową tych wszystkich katastrof. Sprowadzam tylko zło i nieszczęścia.
-Lepiej ci?
-Trochę. Ale to nie zmieni mojego poczucia winy. Tak właściwie, to jak możesz tu ze mną siedzieć i mnie pocieszać? Jestem mordercą. – Zakończyłam smutnym głosem i zaczęłam wpatrywać się w swoje stopy.
-Mogę tu z tobą być, bo słyszę jak bardzo żałujesz. Szczerze mówiąc, pierwszy raz słyszę, żeby kogoś tak bardzo gryzło sumienie. Poza Carlisle’m rzecz jasna. – Dodał z łobuzerskim uśmiechem.
-Carlisle’m? – Zapytałam zszokowana. Jak ktoś tak dobry, tak idealny, mógł czegokolwiek żałować?
-Tak. Ma bardzo skomplikowaną osobowość. Można powiedzieć, że czasem odczuwa cierpienie i wyrzuty sumienia, które nie należą do niego. Na przykład wyrzuca sobie, że jest wampirem, chociaż nie prosił o przemianę, ani nigdy nikogo nie zabił. Taki już po prostu jest. Chciałby wszystkim pomóc, a wie, że nie jest w stanie.
-Długo to jeszcze potrwa?
-Od twojej przemiany minęło już trochę czasu, więc myślę, że jeśli nasz doktor przeprowadzi na tobie jego słynną terapię, to już wkrótce będziesz mogła funkcjonować wśród ludzi.
-Terapię? – Ze zdziwienia zamrugałam powiekami.
-Ja to tak nazywam. – Zaśmiał się cicho. – Carlisle tak jakby uczy życia wśród ludzi. W ten sposób przystosował mnie, chociaż nie było to proste. Z tobą pójdzie znacznie łatwiej. Masz dobre serce, nie będziesz się buntować jak ja. Chociaż to, że już próbowałaś ludzkiej krwi może być problemem. Ja nigdy jej nie piłem.
„Jestem okropna. Powinno się mnie gdzieś zamknąć.” Pomyślałam i oparłam się ponownie o kolana.
Jak mogłam?
Okropne pytanie powróciło. Nadal nie potrafiłam sobie na nie odpowiedzieć. Byłam w stanie jedynie się potępić. Wydawało mi się, że nie mam prawa do szczęścia w przyszłości, choćby dalekiej. Sama komuś to szczęście odebrałam. Zabiłam czyjąś córkę, może żonę lub matkę. Stałam się potworem. Nie miałam co do tego wątpliwości.
Edward przytulił mnie i pogładził po włosach.
-Nie martw się. – Powiedział. – Carlisle się tobą zaopiekuje. Nie możesz zmienić przeszłości, ale możesz zadbać o to, aby przyszłość stała się lepsza. Możesz pracować nad sobą, żeby już nigdy nie dopuścić do takiej sytuacji.
-Myślałam, że to ja będę ci matkować. – Rzuciłam, aby trochę rozluźnić atmosferę.
-Och, nie martw się mamo. Obiecuję, że za kilka lat role się odwrócą. Jak tylko przywykniesz do bycia wampirzą matką. – Zwrot „mamo” brzmiał w jego ustach dość dziwnie. Jakby naprawdę miał nadzieję, że kiedyś stanę się dla niego przybraną matką, ale się tego wstydził i próbował ukryć marzenia pod żartobliwym tonem.
-Widzisz? Rozgryzłaś mnie od razu. Typowo matczyne zachowanie.
-Ciągle nie mogę przyzwyczaić się od tego, że słyszysz moje myśli. – Zmieniłam temat.
-Za dziesięć lat będzie ci to obojętne. – Odpowiedział i wstał. – Chodźmy do naszego psychologa. Musimy omówić twoją terapię.
-Już? Teraz?
-Najlepiej od razu.
Wróciliśmy do kuchni. Od ostatniej rozmowy z Carlisle’m minęły dwie godziny. (Długo siedziałam sama w moim pokoju.) Jednak wydawało się, że wampir przez ten czas nawet się nie poruszył. Usiadłam naprzeciwko niego i nadal nie wiedziałam jakie słowa byłyby odpowiednie na przeprosiny. Wpatrywaliśmy się w siebie przez kilka minut, ale żadne się nie odezwało. Czułam jego zapach. Porównywanie go do wieczora po upalnym dniu było świetnym pomysłem. Mogłam niemal wyobrazić sobie jak siedzę wieczorem nad jeziorem i wdycham rześkie, łagodne powietrze. Był jak balsam. Jego widok i zapach wystarczyły, abym na chwilę zapomniała o swoich problemach. Edward chrząknął i poczekał, aż na niego spojrzymy.
-Mógłbym się wtrącić? – Zapytał. Skinęłam głową i kątem oka zauważyłam, że Carlisle zrobił to samo. – Nie korzystam z mojego daru dla kaprysu. Zresztą, jest on bardziej uciążliwy niż przydatny. Pozwólcie, że chociaż raz wykorzystam swój dar dobrze. – Wpatrywałam się w niego oniemiała. O czym on w ogóle mówił. Nieśmiało zerknęłam w stronę drugiego wampira. Był tak samo zdezorientowany jak ja.
-Czekaj. – Weszłam mu w słowo. – Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że masz talent do strasznego owijania w bawełnę? W dodatku twoje wypowiedzi są tak skomplikowane, że trzeba się nad nimi długo zastanawiać, żeby zrozumieć ich sens. Edward, proszę cię, popracuj nad tym. Najlepiej zacznij od teraz.
-Spokojnie. – Odpowiedział ze śmiechem. – Właśnie taki był mój plan. Przechodząc do sedna sprawy, oboje uważacie, że zrobiliście coś za co należy się wam potępienie, więc pomyślałem sobie, żeby zorganizować tutaj małą sesję wybaczania. Po prostu wybaczcie sobie wzajemnie i miejmy to już z głowy.
-Chyba żartujesz. – Wyrwało mi się. „Przecież ja nie mam czego mu wybaczać.” Pomyślałam.
-Masz. – Zapewnił mnie. – Może mam ci powiedzieć? – Zapytał wyraźnie czymś rozbawiony. „Nie chcę wiedzieć.” Odpowiedziałam mu bez słów. Carlisle patrzył na nas zszokowany. Nie miał pojęcia o czym mówiliśmy i najwyraźniej mu się to nie podobało. Nie dziwiłam mu się.
-To jak? Wybaczenie. – Zapytał Edward. W takich chwilach odnosiłam wrażenie, że nie tylko jego wygląd pozostał niezmienny od momentu przemiany. Kiedy tylko chłopak usłyszał moje myśli, prychnął.
Carlisle wyciągnął do mnie rękę. Uścisnęliśmy sobie dłonie w standardowym geście. Kiedy tylko dotknęłam jego gładkiej skóry, wstrzymałam oddech. Szybko uświadomiłam sobie, że z pewnością nie umknęło to pozostałym wampirom, których zmysły były tak samo wyostrzone jak moje. „Głupia!” Skarciłam się w duchu.
-Nie znasz innych epitetów? – Powiedział Edward, z trudem powstrzymując kolejny atak śmiechu.
-Przeszkadza ci to?
-Nie, skąd. Po prostu jeszcze nigdy nie miałem wglądu w myśli za...- Chrząknął. – Zmienionej kobiety, przez tak długo. Nie wiedziałem, że są tak skomplikowane. My myślimy o wiele prościej. – Dodał, jakby chciał się usprawiedliwić. Jednak wcześniejsze „za...” pozostało w mojej pamięci.
-Mam to rozumieć jako komplement?
-Mhm... Carlisle – Zwrócił się do swojego przyszywanego ojca. – Zastanawialiśmy się z Esme, kiedy będzie mogła żyć wśród ludzi. Pamiętasz terapię, której mnie poddałeś? Może na nią też podziała?
-Może? Też pytanie. - Odpowiedział doktor. – Jestem pewien, że poradzi sobie lepiej od ciebie. – Dodał i wszyscy troje roześmialiśmy się serdecznie. – Dobrze. Tak, więc zacznijmy od razu. Pora wprowadzić w życie punkt pierwszy. – Zniżył głos i spojrzał mi głęboko w oczy. Ponownie wstrzymałam oddech. – Zechciałabyś pójść ze mną na polowanie? – Zapytał niezwykle poważnie. W jego ustach zabrzmiało to niemal jak propozycja wspólnego pójścia do restauracji na wytrawną kolację. Edward ponownie się zaśmiał.
-A może nie? – Zapytałam go ostrym tonem.
-Można i tak. W każdym razie. – Znowu chrząknął. Co on miał z tym chrząkaniem? Czyżby był wampirem z niedrożnymi drogami oddechowymi? Wyczytał z moich myśli obelgę i spojrzał na mnie kpiąco. – Bawcie się dobrze. – Dokończył.
-Nie idziesz? – Zdziwiłam się.
-Nie będę wam przeszkadzał. –Odpowiedział złośliwie.
-No tak, tylko byś się plątał pod nogami. – Dałam się wciągnąć w wymianę zdań typową dla nastolatków. Zauważyłam, że przy Edwardzie i Carlisle’u tak właśnie się czułam. Piętnaście lat młodsza.
Uśmiechnęłam się do Edwarda i wyszłam z kuchni w towarzystwie wampira moich marzeń.
*Nie rozluźniajcie się Do szczęścia jeszcze długa droga. |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez SparkleXD dnia Pon 16:38, 13 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Wyjątkowa
Wilkołak
Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 154 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiecie, że Święty Mikołaj nie istnieje?
|
Wysłany:
Pon 16:52, 13 Kwi 2009 |
|
Hmmm... Ogólnie, to mi się podoba. Masz talent. :)
Choć szczerze powiedziawszy, wydaje mi się, że na początku było lepiej. Przynajmniej mi się bardziej podobało. :P Nie wiem, czemu. Ale nie obrażaj się. Broń Boże! Po prostu czuję, jakby coś się "wypaliło". :D Ale pewnie wszystkim się podoba i jest good. Oczywiście czekam na ciąg dalszy. No i liczę na trochę romansu. :P
Życzę weny i pozdrawiam. :* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Zagubiona
Człowiek
Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Pon 18:16, 13 Kwi 2009 |
|
Super!
Boskie, naprawdę.
Fajnie, że dzisiaj wstawiłaś.
Ale przerwać w tkim momencie.
Jednak chcesz nasz wszytskich zamordować.
Jestem ciekawa jak zachowała by się Esme , gdyby Edward powiedział na głoś, że Esme jest zakochana.
Jeszcze ciekawsza była by zapewne reakcja Carlisle'a.
A mimo wszytsko chcesz nas pomordować.
i znów historia się powtarza. Przerywać w takim momencie.
Powinni cię zamknąć z wena i komputerem w jednej celi, żebyś mogła pisac i tylko pisać, a nie przerywać. I to w takich momentach, zę nam sen spedza z powiek (czy jak to się tam mówi).
Fajnie, że jeszcze daleko do końca, ale mimo wszytsko nie moge się doczekać feralnego "kocham Cię", czy ferlango pocałunku itp. itd.
Tak naprawdę, to tak myślałam. Mam na myśli, że spodziewałam się czegoś typu, zę Esme będzie walczyć z Carlislem. Ale to była jedyna przewidywalna rzecz w twoim opowiadamiu.
Pozdro i życzę mego, super, bobmowej WENY.
Zagubiona (na zawsze oddana czytelniczka) NZOCZ oraz TWCZ (twoja wierna czytelniczka)
P.S. Z wielkim niecierpliwieniem oczekuję nastepnego rozdziału. MOże w weekend (albo szybciej), najszybciej jak się da. Przeciez ja wpadam w depresje/melancholie itp. rzeczy gdy nie mam nowego rozdziału.
P.S. Mam nadzieję, że w dowó wdzięcznośći za tak długi komentarz wstawisz jak najszybciej nowy rozdział.
:-*
xo.xo. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Zagubiona dnia Pon 18:19, 13 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Sophie
Wilkołak
Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z czeluści nawiedzonej szafy
|
Wysłany:
Pon 18:59, 13 Kwi 2009 |
|
To może ja dorzucę swoje pięć groszy
Zorientowałam się już jaki masz styl i wiem czego od Ciebie oczekiwać. Jak już wcześniej wspomniałam; piszesz bardzo prostym językiem, przez co masz świetny kontakt z czytelnikiem. Nie zauważyłam częstych powtórzeń, masz bogate słownictwo, jednak trochę biednie go używasz. Nie zmienia to faktu, że ff nadal utrzymuje się na dobrym poziomie, fabuła przyciąga, pomysł też świetny, temat rzadko używany jako materiał do opowiadania na forum. W całej tej Edwardo- Bellowskiej dżungli Twój ff wyróżnia się jaskrawymi kolorami (tytuł też się do tego przyczynił).
Jeśli chodzi o akcję, to toczy się ona w miarę szybkim tempie, popularnym u początkujących pisarzy. Wielkich rewelacji na razie u Ciebie nie zaobserwowałam, lecz ich brak wcale nie strąca opowiadania na niższy szczebel, o nie! Bardzo chętnie tu zaglądam i wiernie czytam każdy rozdział. Miła i lekka lektura na dobre zakończenie świąt
P.S. Ja nadal mam nadzieje, że szczęście przybrnie do ich brzegu baaardzo szybko :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
SparkleXD
Człowiek
Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 95 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wonderland<3
|
Wysłany:
Pon 21:06, 13 Kwi 2009 |
|
Sophie napisał: |
Miła i lekka lektura na dobre zakończenie świąt |
Szczerze mówiąc, właśnie o to mi chodziło
Wyjątkowa napisał: |
Choć szczerze powiedziawszy, wydaje mi się, że na początku było lepiej. Przynajmniej mi się bardziej podobało. :P Nie wiem, czemu. Ale nie obrażaj się. Broń Boże! Po prostu czuję, jakby coś się "wypaliło". :D |
*Czyta po raz kolejny swój rozdział* *myśli* Po raz pierwszy Tasty Blood nie powiedziała, że jej się podoba. Coś w tym musi być. *nadal myśli* Tak, przyznaję, trochę (nawet więcej niż trochę) zepsułam ten rozdział :( Natrzaskałam dialogów kosztem opisów przeżyć i w ogóle. Jak się czyta ten rozdział, to trochę tak jakby nie był mój. Popełniłam straszny/ niewybaczalny błąd. Mianowicie, pisząc rozdz. IX myślałam już o tym co będzie w X. Nie powinnam tego robić. Nie pozostaje nic innego jak bić się w pierś i krzyczeć "mea culpa". Gomenasai, Anteksi, Sorry, Przepraszam itd. Obiecuję się poprawić. Właśnie dlatego nie wyznaczam terminu kolejnego rozdziału. Muszę go "odpicować", bo jest niezwykle istotny dla całej akcji, a także "rewolucji sercowych" Esme. Kiedy go już skończę, z pewnością stanie się moim ulubionym. Daję słowo fanki Sunrise Avenue, że kolejny rozdział będzie o wiele lepszy. Już ja się o to postaram. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
cytryna
Człowiek
Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 76 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Czw 20:32, 16 Kwi 2009 |
|
czasami błędy,ale nie jakies masakryczne. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez cytryna dnia Czw 22:37, 04 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
SparkleXD
Człowiek
Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 95 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wonderland<3
|
Wysłany:
Pią 19:48, 17 Kwi 2009 |
|
Udało się!
Wena do mnie przyszła, zrobiłam wszystko co w mojej mocy, napisałam, przesłałam do betowania, uciekłam przed krwiożerczymi TastyBlood, KrejziDżołen, Wicią & Pepitem, które chciały mnie zamordować za "kończenie w takim momencie" :P Nie nauczyłam się na historię, ani na niemiecki, nie znałam żadnego wzoru na matematyce.... Czy było warto? Oceńcie sami
BETOWAŁA: TastyBlood (dziękuję, że jeszcze żyję;*)
X – Światło
Podczas pisania słuchałam Sunrise Avenue – [link widoczny dla zalogowanych] & [link widoczny dla zalogowanych]
Biegliśmy razem przez las.
Czułam na twarzy delikatny powiew wiatru. Oddychałam swobodnie. Upajałam się niezwykłym zapachem wampira obok. Fala spokoju rozlewała się po moim ciele. Z każdym kolejnym krokiem czułam się szczęśliwsza. Ukradkiem obserwowałam twarz Carlisle’a. Czoła nie szpeciły już zmarszczki, a z oczu uleciał smutek. Najwyraźniej podzielał mój idylliczny nastrój. Kiedy z nim biegłam, wszystko wydawało się być inne, lepsze, łatwiejsze. Jakbym nagle znalazła się w środku pięknego snu. Po raz pierwszy od bardzo dawna postanowiłam się pomodlić. Modlić się o to, aby nigdy się nie obudzić.
Przemieszczaliśmy się w wampirzym tempie, ale nie wymagało to od nas żadnego wysiłku. Po prostu biegliśmy z prędkością, na jaką mieliśmy ochotę. Z serca spadł mi ogromny ciężar. W końcu poczułam się bezpiecznie. W takiej chwili Jasmin i jej dar wydawały się być jedynie starym koszmarem – strasznym, ale niegroźnym.
Zaczęliśmy zwalniać. Nie było to jednak gwałtowne zahamowanie. Stopniowo traciliśmy na prędkości. Po chwili, Carlisle gestem poprosił, abym się zatrzymała. Jednocześnie spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się serdecznie. Zrobił to w tym samym momencie, w którym zza chmur wyszło słońce i zaczęło ogrzewać nas swoim blaskiem. Przed moimi oczyma zalśniły miliony diamentów. Odwróciłam wzrok. Nie byłam pewna dlaczego. Może oślepiła mnie iskrząca się skóra mojego towarzysza? A może po prostu speszyłam się widząc w jego oczach radość po raz pierwszy. Nigdy wcześniej nie widziałam go szczęśliwego. Wydawało się to być tak nienaturalne, że przez moment uwierzyłam, iż naprawdę śnię. Z zamyślenia wyrwał mnie jego głos.
-Jesteśmy na miejscu. Możemy zacząć. – Powiedział. – Czujesz? To chyba jakaś puma.
-Na północny-zachód stąd. – Potwierdziłam. Pomimo jego łagodnego tonu, cała zesztywniałam. Czy mogłam pozwolić instynktom, aby mną zawładnęły? Jaką miałam pewność, że tym razem kierowana pragnieniem, nie skrzywdzę wampira stojącego kilka metrów ode mnie? Zacisnęłam dłonie w pięści i przestałam oddychać. Bałam się ulec prymitywnym potrzebom i stracić tę piękną chwilę, którą właśnie dzieliłam z Calisle’m. Chyba zauważył moje wahania, bo zrobił krok w moim kierunku i patrząc mi w oczy powiedział:
-Nie martw się, cały czas będę w pobliżu. Jasmin już ci nie zagraża. Nie pozwolę jej ciebie skrzywdzić.
-Nie tym się martwię. – Wyszeptałam zawstydzona. Na szczęście on mylnie zinterpretował moją odpowiedź.
-Pomogę ci. Już nigdy nie zabijesz człowieka. Obiecuję. – Zapewnił mnie z takim przekonaniem, że niemal od razu uwierzyłam. Ufałam mu. Podświadomie wiedziałam, że nie oszukałby mnie ani nie skrzywdził. Wpatrywałam się w jego złote oczy, ponownie szukając ukrytego w nich szczęścia. Tym razem wcale nie musiałam go szukać, bo wprost emanowało ze spojrzenia Carlisle’a. Nie było w nim już smutku. Tylko radość i pewność siebie. Wtedy uświadomiłam sobie coś istotnego.
-Przecież niedawno polowałeś. – Nadal przyglądałam się jego złotym tęczówkom. Byłam zupełnie zdezorientowana.
-Jestem tu dla ciebie. Później chcę cię jeszcze gdzieś zabrać. – Obiecał z tajemniczym uśmiechem. – Na północny-zachód? – Zapytał zupełnie rozluźniony. Tłumaczyłam sobie, że skoro on się nie martwił, ja też nie musiałam. Zaczerpnęłam powietrza, jednak nie potrafiłam się skupić. Zapach Carlisle’a skutecznie mnie rozpraszał. Postanowiłam zaufać słuchowi tak długo, aż zapach zwierzęcia nie stanie się intensywniejszy.
Biegłam nie oglądając się za siebie. Chciałam zostawić Carlisle’a daleko za sobą, aby nie patrzył jak zabijam, nawet jeśli chodziło o pumę. Chciałam także mieć pewność, że nie dam się ponieść emocjom i nie zaatakuję go. Jednak cały czas słyszałam za sobą odgłos stóp uderzających o ziemię. Ponownie wykonałam wdech. Tym razem poczułam zapach drapieżnika. Przyspieszyłam. Cały czas starałam się wyrzucić z umysłu świadomość, że podąża za mną inny wampir. Instynkty już dawały o sobie znać. Chciałam odwrócić się i bronić swojej zdobyczy. Na szczęście pamiętałam kim był ów wampir i to pozwoliło mi skupić się na znajdującej się kilkaset metrów ode mnie pumie. Na tym świecie straciłam już wszystko co miałam do stracenia: rodzinę, dziecko, nawet własne życie. Nie mogłam pozwolić sobie na utratę ostatniej osoby jaką kochałam. Nie chciałam, by radość ponownie zniknęła z jego oczu.
Po kilkunastu sekundach zobaczyłam zwierzę, które stanowiło mój cel. Walka z nim nie mogła należeć do trudnych, było małe i słabe. Siła pumy polega na zwinności i szybkości, lecz także w tej dziedzinie nie mogła się ze mną równać. Bez wahania skoczyłam w jej kierunku. Nie zdążyła nawet zawarczeć, a moje zęby już przecinały skórę na jej szyi. Piłam słodką krew i cieszyłam się, że tym razem pozbawiam życia jedynie bezrozumne zwierze.
Kiedy skończyłam, obejrzałam dokładnie swój strój. Udało mi się pokonać pumę bez żadnego zadrapania. Całe szczęście, bo moi wampirzy towarzysze nie kupili mi zbyt wiele ubrań. Zresztą, czego mogłam się spodziewać po dwóch mężczyznach.
Carlisle nie podchodził do mnie. Czekał oparty o pień drzewa i przyglądał mi się z wyraźnym zainteresowaniem.
-Co? – Zapytałam zdezorientowana.
-Nic, nic. – Zreflektował się. – Po prostu zastanawiałem się w jaki sposób się tego nauczyłaś. Polowanie w ogól nie sprawiło ci trudności. – Uśmiechnęłam się usatysfakcjonowana. Jego słowa mogłam odczytać jako pochwałę.
-Gdzie idziemy?
-Zobaczysz. – Odpowiedział tajemniczo i ruszył przed siebie. Spojrzał przez ramię, aby upewnić się, że za nim podążam, po czym zatrzymał się i zaczekał na mnie. Tym razem nie rozpędzaliśmy się. Szliśmy w tempie zwykłego ludzkiego spaceru. Carlisle był zamyślony, więc milczałam, żeby mu nie przeszkadzać. Ja natomiast, rozkoszowałam się piękną pogodą i otaczającą nas przyrodą. Było to może naiwne, cieszyć się z rzeczy tak błahych i ulotnych, ale szczęśliwi wszędzie znajdą powód do radości. Wydawało mi się, że cały dzień był wprost idealny. Jakby wcześniejszy ból i poczucie winy nigdy nie miały miejsca. Żyłam chwilą obecną, która wydawała się być najlepszą z możliwych. Cieszyłam się, że pamięć wampirów była doskonała. Chciałam zapamiętać każdy, nawet najdrobniejszy szczegół, który nam towarzyszył, śpiew ptaków, szum wiatru, blask słonecznych promieni, a przede wszystkim zapach lasu pomieszany z zapachem Carlisle’a. Stanowiły tak piękne połączenie, że byłam pewna, iż producenci perfum nigdy nie odnajdą nawet odrobinę podobnej do tej woni. Nie wiem co wyrwało mojego towarzysza z zadumy, ale kiedy spojrzał na mnie, wyglądał na zmartwionego.
-Musisz wiedzieć czegoś więcej. – Zaczął niepewnie, a ja od razu się spięłam. Czy coś jeszcze zrobiłam pod wpływem hipnozy? Czyżbym skrzywdziła go bardziej niż myślałam? – Chodzi o czas kiedy cię z nami nie było. Wtedy twoja matka... – Przerwał na chwilę. – Ona miała wypadek. Operowałem ją, ale nie byłem w stanie nic zrobić. Umarła. Nie czuła bólu, była nieprzytomna. Mogę jedynie powiedzieć, że bardzo mi przykro. – Dokończył, kiedy zobaczył, że moją twarz wykrzywia grymas bólu. Musiałam być silna. Zatrzymałam się i zaczęłam głęboko oddychać licząc do dziesięciu. Kiedy byłam człowiekiem to pomagało. Niestety, na wampiry takie rzeczy jak zawartość tlenu w organizmie nie miały najmniejszego wpływu. Zamknęłam oczy starając się ponownie nie rozszlochać. Nie zdążyłam ich otworzyć, kiedy Carlisle znalazł się tuż obok. Przytulił mnie do siebie i zaczął gładzić po włosach szepcząc uspokajające słowa:
-Jestem przy tobie, wszystko będzie dobrze. – Jego kojący głos docierał do najgłębszych zakamarków mojej świadomości. Wtuliłam się w jego błękitną koszulę i znowu zaczęłam głęboko oddychać. Balsamiczny zapach pomagał mi osiągnąć równowagę. Powoli się uspokajałam.
Nie wiem jak długo staliśmy tak przytuleni do siebie, ale miałam pewność, że to, iż czułam się o wiele lepiej było zasługą stojącego ze mną wampira. Kiedy wreszcie zebrałam siły na tyle, żeby wrócić do rozpoczętej wędrówki, uświadomiłam sobie, że oto przed chwilą miałam możliwość dotykania wampira moich marzeń. Zawstydzona tym dziwnym odkryciem wyszeptałam:
-Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy - „Nawet nie wiesz jak wiele.” Pomyślałam.
-Nie ma za co. - Odpowiedział, a w jego głosie słychać było troskę.
Nadal szliśmy powolnym ludzkim tempem, które zaczęło mnie irytować. Tak bardzo chciałam działać, odreagować. Jednak bałam się powiedzieć o tym Carlisle’owi. Nie chciałam, żeby myślał, że jestem porywcza, że mogą stracić nad sobą kontrolę.
-Już prawie jesteśmy. – Przerwał moje rozważania. – Czy mogłabyś przestać oddychać?
-Dobrze, ale powiedz mi kiedy tylko będę mogła znowu zacząć. Bez tego czuję się trochę dziwnie. – Przyznałam.
-Obiecuję.
Las powoli zaczął się przerzedzać, a w oddali zobaczyłam pierwsze budynki Detroit. Po chwili znaleźliśmy się na otwartej przestrzeni. Szliśmy po trawie, a ja spoglądałam ze strachem w stronę tętniącego życiem miasta. Kilka minut później zatrzymaliśmy się. Byłam w stanie usłyszeć ujadanie przerażonego psa. Carlise stanął za moimi plecami. W pierwszym momencie chciałam się przed nim bronić, jednak zdusiłam w sobie ten zamiar. Poczułam jak kładzie swoje gładkie dłonie na moich ramionach i zmarłam. Dobrze, że nie oddychałam, bo z pewnością bym przestała, a to nie uszłoby uwadze mojego towarzysza. Nachylił się nade mną i spojrzał w tym samym kierunku co ja.
-Poproszę cię, żebyś zrobiła wdech. – Powiedział ostrożnym tonem. – Tutaj możesz już wyczuć zapach ludzi. Z pewnością dopadnie cię pragnienie, ale wiem, że dasz sobie radę. Najlepiej usiądź, albo się połóż. Wtedy czas na reakcję jest dłuższy. Edwardowi to pomagało. – Twarz Carlisle’a była tak blisko mojej, że ledwo mogłam się skupić na jego słowach. Posłusznie położyłam się na zielonej trawie i spojrzałam w górę. Było już popołudnie. Co jakiś czas pojedyncze obłoki przecinały nieskazitelnie czyste niebo.
Zaczerpnęłam powietrza.
Moje gardło rozdarł taki sam ból jak ten, kiedy po raz pierwszy zabiłam człowieka. Przypomniałam sobie twarz tamtej kobiety, jej ból i przerażenie. Przestałam się ruszać.
-Musisz oddychać. – Wyszeptał Carlisle, który już leżał obok mnie. – Musisz do tego przywyknąć. Wiem, że to sprawia ból, ale nie znam innego sposobu. Dasz sobie radę. Potrafisz to zrobić. – Jego słowa pomagały. Skupiałam się na nich. Wykonałam kolejny wdech. Wiedziałam jak mogłabym ugasić pragnienie, które się we mnie obudziło. Nie chciałam tego zrobić. Nie chciałam do reszty stracić do siebie szacunku. Nie chciałam zawieść Carlisle’a. Kolejny wdech. Palenie minimalnie straciło na sile. Mogłam racjonalnie myśleć. Nie warto było rujnować tylu starań dla kilkudziesięciu sekund przyjemności. Zmusiłam się, aby znowu zaczerpnąć powietrza. Poczułam, ze jestem już w stanie odróżnić kilka innych zapachów. Wypuszczając powietrze z płuc, nie miałam umysłu wypełnionego pragnieniem. Nadal paliło mnie żywym ogniem, ale w mojej świadomości znalazło się miejsce dla innych doznań. Mogłam poczuć zapach trawy, zapach niedaleko rosnących drzew, a przede wszystkim znowu czułam zapach Carlisle’a.
Skupiłam się na nim i starałam się oddychać miarowo. Dlaczego tak na mnie działał? Obojętnie jak bardzo bym cierpiała, zawsze mi pomagał. Z każdą świeżą porcją tlenu czułam się lepiej. Cały czas odczuwałam pragnienie, ale gdy myślałam o czymś innym, nie dokuczało tak bardzo. Wydawało się być to niewielką ceną za bycie dobrym wampirem, za stanie się choć trochę podobną do Carlisle’a. Zaśmiałam się na tę myśl. Nie miałam szans być taką jak wampir moich marzeń.
-Śmiejesz się? – Zapytał zdezorientowany.
-Tak. - Odpowiedziałam. – Nie potrafiłabym wyobrazić sobie lepszego zakończenia dnia.
-Masz rację. Sukces świetnie smakuje. – Słysząc to zamilkłam. Nie chciałam wyprowadzać go z błędu. To nie mój sukces wprowadził mnie w tak dobry nastrój, ale możliwość przebywania z nim. Promienie zachodzącego słońca otulały nasze twarze. Jego skóra delikatnie się iskrzyła, ale już nie raziła mnie w oczy. Było idealnie.
-O czym myślisz? – Zapytał znienacka.
-O różnych rzeczach. – Odpowiedziałam z wahaniem. Nie chciałam go okłamywać, ale nie chciałam też przyznawać się przed nim, do którejkolwiek z prywatnych myśli. Wystarczyło już to, że Edward je znał. – O tym jak bardzo wszystko się zmieniło i jak bardzo się cieszę, że tutaj jestem, że potrafię tu być. – Dokończyłam.
-Edward będzie zazdrosny. On potrzebował dwóch takich wyjść. Za pierwszym razem musiałem za nim biec do miasta. – Zaśmiał się cicho. – Ale ja zawsze w ciebie wierzyłem. Możemy wracać do domu. – Nawet się nie obejrzałam, a już stał i podawał mi swoją idealną dłoń. Nie musiał tego robić. Jako wampir nie potrzebowałam żadnej pomocy. Pomimo tego, gest Carlisle’ a wydał mi się miły. Spojrzałam na jego twarz, lekko unosząc głowę. Był kilkanaście centymetrów wyższy ode mnie, więc zerkanie na niego, gdy staliśmy tak blisko siebie było niemożliwe. Uśmiechnął się i puścił moją rękę.
-Znowu będziemy szli? – Zapytałam trochę znudzonym tonem.
-Jeśli chcesz możemy pobiec. – Powiedział, a w jego oczach dostrzegłam iskierki rozbawienia.
-Zdecydowanie chcę. – Odpowiedziałam i oboje ruszyliśmy. Nasz śmiech jeszcze długo rozbrzmiewał pomiędzy leśnymi ścieżkami.
Byliśmy już blisko domu, kiedy zatrzymałam się zdezorientowana.
-Co się stało? – Zapytał Carlisle.
-Nie słyszysz?
-Oczywiście, że słyszę. To Edward gra na fortepianie.
-Mamy w domu fortepian?
-Ale melodia całkiem nowa. Muszę przyznać, że ładna. Ma chłopak talent. – Zignorował moje pytanie.
-On... sam ją skomponował? – Nie mogłam uwierzyć. Patrzyłam na Carisle’a rozszerzonymi ze zdziwienia oczyma.
-Tak, a któżby inny. – Odpowiedział mi jakby chodziło o coś trywialnego. Nagle spoważniał. – Zatańczysz? – Zapytał zupełnie zmienionym, głębokim głosem. Melodia momentalnie zwolniła. „Dziękuję, Edward.” Pomyślałam z przekąsem. Zdążyłam jedynie skinąć głową, a Carlisle już stał przy mnie. Delikatnie ujął moją dłoń w swoją, a drugą umieścił na zagłębieniu między łopatkami. Przeszedł mnie dreszcz. Odruchowo zaczerpnęłam powietrza.
Początkowo bałam się, że sobie nie poradzę, ale szybko zorientowałam się, że umiejętność poruszania się z gracją jest cechą każdego wampira. Nareszcie mogłam dowoli przyglądać się twarzy wampira moich marzeń, która znajdowała się tak blisko mojej. Przez moment wydawało mi się, że zatrzymaliśmy się w czasie. Byłam tak szczęśliwa, że nie miałam pojęcia jak mogłam wcześniej żyć bez tego uczucia.
-Przepraszam. – Przerwał ciszę Carlisle.
-Za co?
-Za to, że cię przemieniłem. Nie sądziłem, że tak bardzo znienawidzisz nowe życie, by chcieć od nas uciec.
-Znienawidzę? – Zapytałam zdezorientowana. – Jestem ci wdzięczna za uratowanie mnie. Nie chciałam uciec. Chciałam wrócić po roku, kiedy nauczyłabym się nad sobą panować. Trochę się przeliczyłam. – Dodałam spuszczając wzrok.
-To też moja wina. Powinienem był lepiej ci wszystko wyjaśnić. I później ta sprawa z Jasmin. Nigdy nie wybaczę sobie, że byłaś narażona na takie niebezpieczeństwo, na taki ból...
-To były konsekwencje moich czynów. Nie możesz za nie odpowiadać.
-Zależy jak na to spojrzeć. – Uśmiechnął się smutno i spojrzał mi w oczy. – Jak mogłem nie zacząć szukać cię od razu?
-Jak mogłam wpaść na tak głupi pomysł, żeby od ciebie uciec? – Odpowiedziałam, kiedy jego twarz zaczęła zbliżać się do mojej.
-Nie wiem. – Odpowiedział, a ja poczułam jego oddech na twarzy.
Czułam, że kręci mi się w głowie. Miało spełnić się jedno z moich największych pragnień. Jedno z tych z kategorii „niemożliwe”.
Nadal wpatrywałam się w jego oczy.
Znowu zobaczyłam w nich swoje szczęście. Czy mogło istnieć coś piękniejszego?
Nasze usta dzieliły centymetry.
Nagle poczułam, że osuwam się w nicość.
„Błagam tylko nie to!” Pomyślałam rozpaczliwie, nim pustka mną zawładnęła. Jasmin wróciła! |
Post został pochwalony 3 razy
Ostatnio zmieniony przez SparkleXD dnia Pią 19:49, 17 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Wyjątkowa
Wilkołak
Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 154 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiecie, że Święty Mikołaj nie istnieje?
|
Wysłany:
Pią 20:01, 17 Kwi 2009 |
|
Ale końcówka mnie przestraszyła. O zgrozo! W ogóle, to o co chodzi z tą całą Jasmin? Jak to "wróciła"? :D Mam nadzieję, że w następnym rozdziale wszystko będzie wytłumaczone. :P No chyba, że JA nie rozumiem. :D Wiesz, że podoba mi się twoje opowiadania, już pochwaliłam ten post. Naprawdę lekko i fajnie się to czyta. No cóż... Masz talent. :)
Błędów nie ma, więc moja wypowiedź nie wzbogaci się o kilka rad czy poprawek. :P
Życzę weny i pozdrawiam. :* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Zagubiona
Człowiek
Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Pią 21:12, 17 Kwi 2009 |
|
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
1) Super rozdział.
2)Nienawidzę Jasmin.
a)Jak mogła przerwać im w takim momencie. Już, tuż, tuż... Tylko parę centymetrów...
b)Po co wróciła? Żeby się zemścić. Jest przewrażliwiona czy co?
3)Powidzenia z czytaniem "Lalki".
Pozdro i życzę mega, super, bombowej itp. itd. WENY...
Zagubiona...
P.S. Mialam nadzieję, że wstawisz w ten weekend, czy tuż przed nim. Ciągle miałam nadzieję, a przecież "nadzieja umiera jako ostatnia" ;-).
xoxo :-* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
SparkleXD
Człowiek
Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 95 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wonderland<3
|
Wysłany:
Nie 9:13, 19 Kwi 2009 |
|
Zagubiona napisał: |
b)Po co wróciła? Żeby się zemścić. Jest przewrażliwiona czy co?
* |
Ba :P Skrzywioną psychikę ma i tyle
Zagubiona napisał: |
3)Powidzenia z czytaniem "Lalki". |
Dzięki Jakoś mi idzie.
Następny rozdział w czwartek :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Sophie
Wilkołak
Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z czeluści nawiedzonej szafy
|
Wysłany:
Nie 11:19, 19 Kwi 2009 |
|
Przybywam i komentuję
Ciekawie prowadzisz fabułę, akcja toczy się co prawda w średnim tempie, ale to nie zmienia faktu, że robi się coraz ciekawiej. Brakuje mi jednak tego małego dreszczyku, który towarzyszy czytelnikowi przy czytaniu tekstu, elementu, który pobudza wyobraźnię i wywołuje sprzecznie emocje. Szczegółowo oddajesz uczucia Esme, jednak na dłuższą metę czytanie o jej wewnętrznych rozterkach robi się nudne. Piszesz rozdziały jednowątkowe, zazwyczaj w kompozycji zamkniętej i trzymasz się jednego standardu. To nie jest złe, ale czasami odbiegnięcie od reguły dobrze robi. Tym rozdziałem nie zaskoczyłaś mnie, może troszkę rozczarowałaś pod względem dynamiki, ale każdy postrzega to ff inaczej.
Do języka się nie przyczepie, bo masz lekki i przyjemny styl, typowo młodzieżowy. Tekst stylistyczny, przejrzysty.
Przyczepiłam się tylko do akcji, jestem dosyć wymagającym czytelnikiem i mam swoje humorki ale i tak mi się podobało
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
SparkleXD
Człowiek
Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 95 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wonderland<3
|
Wysłany:
Śro 15:39, 22 Kwi 2009 |
|
Po długim pisaniu, wielu godzinach zastanawiania się - napisałam rozdział XI :D W realu spotkał się z dwoma skrajnymi sposobami przyjęcia Można go albo pokochać, albo uznać za słaby. Jestem ciekawa jak wy go odbierzecie
BETOWAA : TastyBlood (dzięki, dzięki, dizęki;*), której się podobało :P
Podczas pisania słuchałam [link widoczny dla zalogowanych], a później przerzuciłam się na moje ukochane [link widoczny dla zalogowanych]
Miłego czytania
XI - Ciemność
Musiałam walczyć. Tym razem wiedziałam, co się ze mną dzieje. Pamiętałam każdą sekundę rozmowy w kuchni. Pamiętałam swoje zaskoczenie na wieść, że zaatakowałam Carlisle’a. Pamiętałam moje poczucie winy. Nie pozostało mi nic innego poza walką. Zatopiona w nicości starałam się odnaleźć jakikolwiek punkt odniesienia. Czułam, że moja świadomość została uwięziona w tej niewyobrażalnej pustce. Gdybym tylko potrafiła znaleźć lukę. Jeden żywszy kolor, jeden bodziec, który poprowadziłby mnie do rzeczywistości. Blisko, daleko – te wyrażenia zdawały się dla mnie nie istnieć. Tak samo jak czas. Cała moja męczarnia równie dobrze mogła trwać kilkanaście sekund, co kilkanaście dni.
Uparcie szukałam czegoś, co pomogłoby mi wydostać się z błędnego koła. W ogóle nie zależało mi na własnym komforcie psychicznym. Przebywanie w próżni nie bolało. Jednak wiedza, że być może w tym momencie krzywdzę kogoś, kogo kocham, była nie do zniesienia.
Tak bardzo chciałam mieć pewność, że nie zadaję bólu Carlisle’owi ani Edwardowi. Wystarczyłoby mi tylko to. Przez sekundę móc zobaczyć czy są bezpieczni, usłyszeć ich spokojne oddechy.
Ciemność wokół mnie zaczęła gęstnieć. Początkowo przeraziłam się. Wyobraziłam sobie jak pustka pochłania mnie i uniemożliwia poruszanie. Na szczęście po chwili spostrzegłam, że zacieśnianie się kręgu pomaga mi. Próżnia przestała być nieprzeniknioną czernią. Wydawało się, że jest jak stara tkanina. Bez trudu lokalizowałam kolejne przetarcia, które wystarczyłoby rozerwać. Starałam się odnaleźć w sobie silną wolę, aby zmierzyć się z napierającą na mnie ciemnością. Przypomniałam sobie o złocistomiodowych oczach Carlisle’a. O ukrytym w nich szczęściu. Wreszcie, przypomniałam sobie, w którym momencie Jasmin nam przerwała. Tego było za wiele. W chwili, gdy poczułam wszechogarniającą mnie wściekłość, moja świadomość rozerwała otaczającą mnie barierę. Wydawało mi się, że tak właśnie musi czuć się motyl, który wychodzi z kokonu, aby posmakować życia.
Wystarczył jeden krótki dźwięk, a od razu zapomniałam o poetyckich porównaniach - Warczenie Carlisle’a. Starałam się otworzyć oczy. Po raz pierwszy w moim wampirzym życiu coś przychodziło mi z trudem. Gdzie byłam, co się działo, na kogo warczał Carlisle? Pytania wściekle uderzały w mój umysł, a ja zorientowałam się, że na żadne z nich nie jestem w stanie odpowiedzieć. Na szczęście byłam w stanie odbierać inne bodźce. Poczułam, że leżę na czymś miękkim, a dłonie zaciskam na własnej głowie.
-Słyszę ją! – Wykrzyknął radośnie Edward.
-Chwała Bogu! – Wtórował mu Carlisle. – Zaczynałem się poważnie martwić. Poprzednim razem się tak nie zachowywała. Już myślałem, że jest ranna.
-Pomyśl jak bardzo musi cię kochać. – Edward zaczął szeptać tak cicho, że ledwo słyszałam wypowiadane przez niego słowa.
-O co ci chodzi?
-Zastanów się przez chwilę. Tak bardzo nie chciała cię skrzywdzić, że zwalczyła dar Jasmin. Wierz mi czytam w jej myślach i możesz być pewien, że Esme jest pierwszą osobą, której się to udało.
-Możecie przestać rozmawiać tak jakby mnie tu nie było? – Wtrąciłam wyraźnie poirytowana, w chwili kiedy udało mi się otworzyć oczy. - To naprawdę nie jest zabawne. Edward, moje uczucie to moja sprawa, więc bądź łaskaw nie dzielić się moimi myślami z innymi. – Dodałam złośliwie. Jednak nikt nie zwrócił uwagi na mój żart. Dwa stojące obok mnie wampiry wpatrywały się w siebie z gniewnymi wyrazami twarzy.
-To jedyne wyjście. – Powiedział Edward po chwili milczenia. Od razu domyśliłam się, że odpowiada na zadane mu mentalnie pytanie.
-Chyba masz rację. Jeśli tak, to...
-Nie martw się odstąpię ci Jasmin, chociaż wiem, że skończysz z nią zbyt szybko. Ona zasługuje na coś więcej. – Dodał przez zaciśnięte zęby.
-A ja? – Zapytałam niepewnie. Nie miałam najmniejszego zamiaru zostać w domu i zamartwiać się o nich.
-Możesz iść z nami. – Odpowiedział Carlisle. – Chociaż wątpię żebyś miała czerpać z tego przyjemność.
-Niemniej, nic ci nie grozi. – Wtrącił się Edward. – Jasmin jest tak zaskoczona, że nie spróbuje cię ponownie zahipnotyzować. Chodźmy już, bo jeszcze nam ucieknie. – Dokończył i wszyscy troje puściliśmy się biegiem na północ.
Z daleka rozpoznałam Jasmin. Jej długie ciemne włosy kontrastowały z bladą skórą. Nienawidziłam jej ze wszystkich sił. Jak mogła być tak bezduszna, jak mogła tak podle wykorzystywać swój dar? Nie potrzebowałam odpowiedzi na te pytania. Pałałam niepohamowaną rządzą mordu. Było to dla mnie zupełnie nowe uczucie.
Za nią stała Rebeka. Wyglądała na niższą niż była w rzeczywistości. Zgarbiła ramiona i cofnęła się nieznacznie. Nie sądziłam żeby mogła nam zagrażać. Byłam pewna, że w przypadku walki, wampirzyca ucieknie. Wtedy walczylibyśmy w trójkę przeciwko Jasmin. Na mojej twarzy zagościł pełen zadowolenia uśmiech. Chciałam jej śmierci.
-Mylisz się. – Powiedział cicho Edward. – Rebeka będzie walczyć. Może nawet bardziej zaciekle niż Jasmin. Nie podoba jej się to, że burzymy ich porządek. Będę potrzebował twojej pomocy. – Zgodziłam się skinieniem głowy, chociaż wolałabym pomóc Carlisle’owi i walczyć z zabójczą hipnotyzerką.
-Można było tego uniknąć. – Przemówił Carlisle, kiedy zatrzymaliśmy się kilkanaście metrów od Jasmin. Kobieta roześmiała się głośno.
-Można było. Do momentu, w którym wtrąciliście się w nieswoje sprawy.
-Pozwól, że sam będę decydował co jest moją sprawą, a co nie.
-Jasne. Za chwilę to i tak będzie już nieistotne...
-Uważaj! – Krzyknął Edward. W tym samym momencie Jasmin skoczyła w stronę Carlisle’a, a Rebeka zaatakowała mnie. Jednak nawet nie zdołała mnie dotknąć, bo Edward wyprzedził jej zamiary i zręcznym kopnięciem odrzucił ją na sąsiednie drzewo.
Usłyszałam trzask łamanych kości. Nie wiedziałam skąd pochodził. Mogłam jedynie mieć nadzieję, że nie oznaczał zranienia któregoś z moich towarzyszy. Sama stałam sparaliżowana strachem. Strachem o nich. Nie spodziewałam się, że będzie mi tak trudno podjąć jakąkolwiek decyzję, kiedy poczuję, że jej konsekwencje mogą dosięgnąć Carlisle’a lub Edwarda. Wystarczył jeden nieodpowiedni ruch, aby któraś z wampirzyc mogła zadać ból któremuś z nich. Czy byłam gotowa zaryzykować?
Głośne warczenie ocuciło mnie. Wróciłam do rzeczywistości. Zrozumiałam, że bierne przyglądanie się walkom jest najgorszym z możliwych wyborów. Edward mówił, że będzie mnie potrzebować! Czy mogłam to zignorować? Nie, nie mogłam. Czułam się jak matka broniąca swojego dziecka. Rzuciłam się w kierunku niczego niespodziewającej się Rebeki, która w dodatku stała odwrócona tyłem do mnie. Zdążyłam jedynie spojrzeć Edwardowi w oczy. Był zaskoczony. Sam zadał wampirzycy kilka ciosów, ale najwyraźniej nie spodziewał się, że ta zacznie traktować mnie jak nie stanowiącą zagrożenia. Z tryumfalnym uśmiechem zatopiłam swoje zęby w ramieniu Rebeki. Nie wiedziałam czy mam dość siły, aby rozerwać ją na strzępy. Wolałam ograniczyć się do unieruchomienia przeciwniczki. Czułam wypływający ze mnie jad. Starałam się zaaplikować jej jak największą dawkę. Dłoń wampirzycy niebezpiecznie zbliżyła się do mojej twarzy, ale zanim jeszcze Edward zdążył zainterweniować opadła bezwładnie, jak reszta ciała Rebeki.
Położyłam ją ostrożnie na ziemi i spojrzałam pytająco w stronę Edwarda. Co miałam zrobić? Nigdy nie zabiłam żadnego wampira. Nie chciałam zadawać swojej przeciwniczce więcej bólu niż byłoby to konieczne tylko po to, żeby wprawić się w zabijaniu. Nie czułam do niej nienawiści. Pragnęłam torturować Jasmin, nie ją.
Edward westchnął słysząc moje myśli. Podszedł do leżącego obok mnie ciała i jednym, szybkim ruchem oderwał głowę Rebeki. Zdusiłam okrzyk. Wydawało mi się to nieprawdopodobne, rodem z najgorszych koszmarów. W dodatku, dźwięk, który się przy tym wydobywał, przypominał odgłos drapania paznokciem po szkle. Tyle, że był zdecydowanie bardziej donośny.
Odwróciłam wzrok. Nie chciałam patrzeć, jak mój przybrany syn, bo tak zaczęłam go nazywać w myślach, pozbawia życia drugiego wampira. Cała ochota na zamordowanie Jasmin minęła mi jak ręką odjął, kiedy zobaczyłam do czego to prowadzi. Z pewnością nie byłam taką sadystką jak ona. Zadawanie bólu ani trochę mnie nie bawiło. Dlatego ucieszyłam się kiedy dźwięki rozrywania ucichły. Spojrzałam w stronę Edwarda i dostrzegłam u jego nóg jedynie bezkształtną masę. W ręku trzymał zapalniczkę, a białe, zdeformowane fragmenty ciała pokrywała cienka warstwa wysuszonych igieł, liści i patyków.
Płomienie szybko zajęły to, co pozostało po Rebece. Przez moment zastanawiałam się czy czuje jak płonie?
-Nie. Nie słyszę jej myśli. – Odpowiedział mi Edward.
-To chyba dobrze. – Wyszeptałam. Na twarzy chłopaka zagościł szeroki uśmiech.
-Udało nam się. – Powiedział. – To się nazywa praca zespołowa. Zupełnie się nie spodziewała, że ją tak załatwisz. Nie miała... – Jego dalsze słowa utonęły w serii głośnych zgrzytów. Przerażona odwróciłam głowę. Byłam tak zajęta walką z Rebeką, że nawet nie zauważyłam jak bardzo oddalili się Jasmin i Carlisle. Co gorsza, nie miałam pojęcia, które z nich przegrywało. Chciałam pobiec w kierunku, z którego dochodził dźwięk, ale Edward zatrzymał mnie.
-Zaczekaj. Radzi sobie, wygrywa i wierz mi, że wolałby załatwić to sam. – Odpowiadał na każde moje niewypowiedziane pytanie. Już po chwili jego słowa potwierdziła snująca się niedaleko ciemnofioletowa strużka dymu.
Byłam szczęśliwa. Wydawało mi się, że razem możemy stawić czoła każdej przeszkodzie. Spojrzałam na Edwarda. Jego wzrok był nieobecny. Domyśliłam się, że słucha relacji z walki w myślach Carlisle’a. Sama rozkoszowałam się słodkim smakiem zwycięstwa. To zdecydowanie był nasz dzień. Nie było rzeczy, która mogłaby go zepsuć. Nasza skóra delikatnie iskrzyła się w promieniach zachodzącego słońca. Lada chwila miało się już zmierzchać. Z niecierpliwością wypatrywałam wampira moich marzeń. Chciałam go zobaczyć, upewnić się, że rzeczywiście jest ze mną. Nie musiałam długo czekać. Już po kilku minutach przybiegł do nas z wyrazem twarzy, który nie pozostawiał wątpliwości co do jego stanu psychicznego. Był równie zadowolony jak ja.
-Chodźmy do domu. Musimy to uczcić. Nic ci się nie stało? – Zwrócił się do mnie.
-Nie była przecież sama. – Wtrącił się Edward. – Chociaż tym razem nie mogę się pochwalić jakąś kluczową rolą. Idźcie do domu. Dołączę do was później. Dawno nie polowałem. – Dokończył, jakby chciał się usprawiedliwić. Zastanawiałam się dlaczego ma taki zamyślony wyraz twarzy, ale na to pytanie nie doczekałam się odpowiedzi. Chłopak pobiegł na północ, dalej w las, zapewne w poszukiwaniu większych zwierząt.
-Idziemy? - Zapytał nagląco Carlisle.
-Możemy iść. A właściwie to w jaki sposób będziemy świętować?
-Nie wiem. Na co miałabyś ochotę?
-Szczerze mówiąc, korci mnie żeby urządzić nasz dom. Mój pokój jest piękny, ale reszcie przydałaby się kobieca ręka. – Dodałam ze śmiechem i zaczęłam biec w kierunku domu.
Przez kilka kolejnych godzin przekomarzałam się z wampirem moich marzeń o umeblowanie mieszkania. Nie mogłam go przekonać, żeby obraz Aro, Marka i Kajusza powiesić w jego gabinecie, a w halu martwą naturę. Twierdził, że widok siedemnastowiecznego miasta doskonale komponuje się z kremową ścianą. Oczywiście nie miał racji. Udowodniłam mu to zamieniając obrazy miejscami. Po chwili milczenia przyznał mi rację.
Najlepszym z moich pomysłów było przeniesienie sofy w salonie tak, aby znajdowała się naprzeciwko kominka. Gdy skończyłam przemeblowanie usiadłam na niej, podciągnęłam kolana pod brodę, ścisnęłam błękitną poduszkę i wpatrywałam się w płomienie. Zastanawiałam się, czy teraz będzie nam łatwiej? Bez wrogów, w naszym małym, przytulnym mieszkaniu. Obiecałam sobie, że pierwszym co zrobię, kiedy już nauczę się przebywać wśród ludzi, będzie kupienie ładnych ozdób. Pomieszczenia wydawały się być puste, pozbawione duszy. Zdecydowałam się to zmienić.
Po chwili Carlisle usiadł obok mnie, również wpatrując się w płomienie. Wydawały się być magiczne. Cały czas się zmieniały. Nieśmiało oparłam głowę o ramię wampira. Bałam się trochę jego reakcji, ale uznałam, że muszę wykonać jakiś ruch. Po tym co stało się wieczorem najwyraźniej następny krok należał do mnie.
Wstrzymałam oddech kiedy zabrał ramię. Bałam się, że będzie to gest odrzucenia, że nie chce żebym go dotykała. Nic bardziej mylnego. Carlisle wyswobodził się tylko po to, aby mnie objąć. Przez pierwsze kilka sekund musiałam przypominać sobie o oddychaniu, aby niczego nie zauważył. Cieszyłam się, że moje serce już od dawna nie biło. Gdyby było inaczej, jego głośne dudnienie rozlegałoby się zapewne w promieniu kilometra. Delikatnie oparłam głowę na piersi Carlisle’a. Żadne z nas się nie odzywało. Oboje patrzyliśmy jak języki ognia sięgają po kolejne fragmenty drewna. Cisza nie była w żaden sposób krępująca. Wydawało mi się, że wszystko jest na właściwym miejscu. Miałam wrażenie, że byłam najszczęśliwszą osobą na świecie.
-Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy, że mogę cię trzymać w swoich ramionach i wiedzieć, że jesteś przy mnie bezpieczna. – Przerwał ciszę Carlisle. Oczarowana słuchałam jego słów. Nigdy nie usłyszałam czegoś takiego od swojego męża. Byłam więcej niż pewna, że ten wampir kocha mnie milion razy bardziej od niego. Wyciągnęłam swoją prawą rękę i splotłam ją z palcami Carlisle’a. Wydawało się to takie naturalne. Jakby nasze dłonie były dla siebie stworzone.
-Mogłabym tak spędzić całą wieczność. – Wyszeptałam.
-Ja też, ale nie sądzę, żeby Edward był tym zachwycony. Egzystencja z dwoma nieruchomymi wampirami musiałaby być dość irytująca, nie sądzisz? – Zaśmialiśmy się oboje. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Moje szczęście ciągle w nich było. Nasze szczęście. Nasze, bo każda wspólnie spędzona chwila miała być od teraz radosna.
Carlisle patrzył przez chwilę na mnie, a później zbliży swoją twarz do mojej. Zrobił to powoli. Gdybym chciała, mogłabym mu przerwać, ale nawet nie przyszło mi to do głowy . Zapomniałam o oddychaniu, kiedy jego usta dotknęły moich. Miał miękkie, gładkie wargi. Całował mnie powoli, delikatnie, jakbym była kruchym człowiekiem. Zaczerpnęłam powietrza przez nos. Wolną ręką pogłaskałam go po policzku. Usłyszałam jak głośniej łapie powietrze. Nie zabrałam dłoni. Chciałam zatrzymać jego twarz przy swojej możliwie jak najdłużej. Nigdy nie sądziłam, że w pocałunek można przelać tyle uczuć. Miłość, tęsknotę, niewypowiedzianą obietnicę bezpieczeństwa. Przez te kilka minut otrzymałam wszystko, o co prosiłam przez całe życie. W końcu odsunął się nieznacznie i spojrzał na mnie. Spuściłam wzrok zawstydzona. On jednak delikatnie położył mi rękę pod brodę, zmuszając tym samym, abym na niego spojrzała.
-Kocham cię. – Powiedział najpiękniejszym głosem jaki kiedykolwiek słyszałam. Chciałam mu odpowiedzieć, zapewnić o własnych uczuciach, ale nie zdążyłam, bo znowu pocałował mnie z tą samą delikatnością, która doprowadzała mnie od szaleństwa. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł mnie dreszcz. „Kocha mnie!” Krzyczał mój umysł. Najskrytsze marzenia spełniły się w kilka minut. Nie potrafiłam skupić się na czymkolwiek innym. Dla mnie istniały już tylko jego cudowne wargi całujące moje z coraz większą zachłannością.
Przestaliśmy dopiero kiedy usłyszeliśmy zbliżającego się Edwarda. Zorientowałam się, że nasze oddechy są przyspieszone, ale nie obchodziło mnie to. Edward już i tak zapewne poznał nasze umysły. Spojrzałam na Carlisle’a i zastanawiałam się o czym myśli. Tak bardzo chciałam wejść do jego głowy, chociaż na chwilę. Zazdrościłam tego Edwardowi.
Chłopak wszedł do salonu energicznym krokiem, był wyraźnie zdenerwowany.
-Muszę z wami porozmawiać. – Oznajmił. Żadne z nas nie zabrało głosu, więc kontynuował. – Długo nad tym myślałem i zebrałem sporo argumentów na poparcie mojej decyzji. Nie zrobiłbym tego gdyby Jasmin nadal nam zagrażała, ale teraz kiedy niebezpieczeństwo minęło...
-Znowu strasznie komplikujesz swoją wypowiedź. O co chodzi? – Zapytałam zdenerwowana.
-Chcę odejść. Chcę żyć na własną rękę, podejmować własne decyzje, postępować według własnego sumienia.
-Mówiąc o własnych decyzjach i sumieniu masz na myśli, że...
-Tak, będę pił ludzką krew. – Zamarłam słuchając tego wyznania. Jednak Carlisle zachował trzeźwość umysłu.
-Nie mam prawa cię zatrzymywać. Mam tylko nadzieję, że prędzej czy później do nas wrócisz.
-Nie sądzę. – Odpowiedział mu Edward. Jego głos stał się zimny, pusty. Zastanawiałam się czy coś przed nami ukrywał. Prawdopodobnie nigdy nie miałam uzyskać odpowiedzi na to pytanie.
-Gdybyś kiedyś zmienił zdanie, pamiętaj, że będziemy na ciebie czekać. – Dokończył Carilsle.
-Zawsze. – Poparłam go z mocą.
Usłyszałam jedynie zamykające się za nim drzwi i cichnące w oddali kroki. Spojrzałam na Carlisle’a.
-Czy to przeze mnie?
-Nie. Podejrzewam, że podejmował tę decyzję od dłuższego czasu. Rozmawialiśmy o tym jeszcze zanim się pojawiłaś.
-Będzie mi go brakowało. – Wyszeptałam wpatrując się w płomienie.
-Mnie też, ale jestem więcej niż pewien, że wróci. – Odpowiedział mi bardzo pewnym tonem. Odwróciłam się w jego stronę. Miał spokojną twarz. Chyba naprawdę wierzył w swoje słowa. – Wiesz co jest w tym wszystkim niezwykle pocieszające?
-Co?
-Że mimo wszystko, ciągle mamy siebie.
-Tak, z tym mogę żyć. – Odpowiedziałam z uśmiechem i pocałowałam wampira moich marzeń. Ogień w kominku zdążył zgasnąć, kiedy my siedzieliśmy ciągle zatopieni w swoich objęciach. Nareszcie wieczność zaczęła wyglądać idealnie.
Idealna wieczność z idealnym wampirem u boku.
Pochlebna opinia z reala: "To było śliczne." :cool:
Niepochlebna opinia z reala : "Przestań harlequinować"
Jak wspominałam na początku - jak na razie wzbudzało to tylko skrajne odczucia :P |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez SparkleXD dnia Śro 16:50, 22 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Zagubiona
Człowiek
Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Śro 17:24, 22 Kwi 2009 |
|
SUper!
Wreszcie razem.
Zaskoczyłaś mnie tylko tym, że Edward odszedł?
Mam nadzieję, że to nie oniec opowiadania.
Błagam, pisz go... nie kończ.
Zbrodnią było by go zakończyć.
Pozdro i życzę weny...
Zagubiona... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|