|
Poll :: Kontynuować? |
tak |
|
87% |
[ 54 ] |
nie |
|
12% |
[ 8 ] |
|
Wszystkich Głosów : 62 |
|
Autor |
Wiadomość |
SparkleXD
Człowiek
Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 95 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wonderland<3
|
Wysłany:
Śro 17:57, 22 Kwi 2009 |
|
Zagubiona napisał: |
Mam nadzieję, że to nie koniec opowiadania.
Błagam, pisz go... nie kończ.
Zbrodnią było by go zakończyć.
|
Nie, nie zakończę. Jeszcze.
Przewiduję około 16 rozdziałów |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Sophie
Wilkołak
Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z czeluści nawiedzonej szafy
|
Wysłany:
Śro 20:54, 22 Kwi 2009 |
|
Moja droga
Dziękuję za wiadomość, cieszę się, że moje komentarze są w Twoim temacie mile widziane. Ale żeby nie było za słodko, to przechodzę do oceny.
Pisząc rozdział jedenasty, musiałaś być bardziej skupiona i natchniona, widać to gołym okiem. Fabuła bardziej zgrana, akcja zaczęła nabierać w miarę szybkiego tempa; coś się dzieje, czytelnik uruchamia komórki mózgowe, zadaje sobie podczas lektury pytania. Widać różnicę między tym rozdziałem a dziesiątym, szczególnie jeśli chodzi o słownictwo. W poprzednim komentarzu napisałam, że masz je bogate i piszesz na luzie. Jest to szczera prawda, jednak w najświeższym odcinku jest ona bardziej widoczna. Komponujesz zdania z nutką esencji, między linijkami coś się czai, szykuje do skoku, intryguje czytelnika.
Pisanie o kwiatkach i innych pierdołach nie jest koniecznością, żeglowanie po oceanach wyobraźni jest koniecznością. Fantazja jest motorem, która napędza opowiadanie, budzi drzemiące gdzieś obrazy. Cieszę się, że powoli zaczynasz nabierać wprawy, ten rozdział jest tego dowodem. Ja wymagam od autora pewnej delikatnej umiejętności; mianowicie budowania własnego świata. Pisząc bawisz się w Boga, stwarzasz postacie z charakterem, z troskami i radościami, wstydliwymi wadami i silnymi zaletami. Bohater musi być wiarygodny, to nie może być popularna we współczesnej literaturze Mary Sue, tylko osobnik z krwi i kości, z duszą i skomplikowaną psychiką. Jest to bardzo ważne i zwróć na to uwagę, pisząc dalsze części. Nie popełniaj błędu tysięcy amatorów, którzy zrobili z bohaterów rozgotowane kluchy. Opisujesz emocje Esme na dobrym poziomie i już masz jaką taką sylwetkę tej postaci, jakiś zarys, już wiadomo co siedzi w jej głowie.
Zanim przejdziesz do bardziej skomplikowanych spraw typu; zagmatwana akcja, rożne sytuacje i ich wpływ na Zycie bohaterów, stwórz istoty bliskie ludziom, które łatwo zrozumieć na dobry początek. Później można się pobawić w psychologiczne eksperymenty jak to czynił Szekspir na przykład, albo Sienkiewicz w ostateczności (Quo Vadis.. dobry przykład).
Czyli ogólnie:
- Rozdział udany ( w końcu są razem)
- popracuj nad rozwinięciem akcji,
- pobaw się w Boga i nadaj bohaterom bardziej wyrazistych kształtów,
- ćwicz nad językiem (dobrze Ci to wychodzi) jednak trening czyni mistrza,
- Zaostrz fabułę (niech daje coś do myślenie czytelnikom),
- wymyśl jakiś sensowny morał i przede wszystkim cel tego ff,
- wypuść wodzę fantazji (patrz 2 myślnik),
Weny życzę i pozdrawiam, oraz czekam z niecierpliwością na dalsze rozdziały. Trzymam kciuki i powodzenia życzę w tworzeniu kolejnych opowiadań.
Sophie. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sophie dnia Śro 20:55, 22 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
SparkleXD
Człowiek
Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 95 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wonderland<3
|
Wysłany:
Śro 16:35, 29 Kwi 2009 |
|
Sophie - Powtórzę jeszcze raz oficjalnie to co napisałam Ci w PW. Bardzo sobie cenię Twoje komentarze Wink
Jestem Ci bardzo wdzięczna, że zawsze piszesz to co naprawdę uważasz o danym rozdziale i za wszystkie dobre rady.
Wierz mi, biorę je sobie do serca, więc jeśli rzeczywiście mój styl w jakimkolwiek stopniu się poprawia, to masz w tym ogromny udział :D
Pepit - Harlequinuję po raz ostatni :P
Jak to się mówi w mojej klasie, ten rozdział to "trochę nędza", przynajmniej ja tak czuję, ale słowo daję - starałam się ^^
Zresztą, oceńcie sami
Trochę mi wena ucieka, więc chyba będę musiała poczekać do zmierzchu i odtańczyć jakiś tajny taniec plemienny na jej przywołanie, ewentualnie zaczekać na zaćmienie i odprawić magiczne sztuczki :P
BETOWAŁA - TastyBlood (najlepsza beta pod słońcem, która zawsze mnie wspiera, poprawia moje błędy, zsyła wenę i nie każe sobie za to płacić )
XII - Kalejdoskop
Wspólna wieczność mijała nam spokojnie. Po upływie kilku miesięcy nauczyłam się przebywać z ludźmi na tyle blisko, żeby nikt nie zauważył mojej odmienności. Oczywiście żadne próby nawiązywania znajomości nie wchodziły w grę, ale przynajmniej mogłam przejść przez miasto, zduszając w sobie pragnienie posmakowania ludzkiej krwi.
Całe dnie zajmowałam się urządzeniem naszego mieszkania. Było to coś, co naprawdę lubiłam. Spacery po tętniącym życiem mieście dodawały mi otuchy. Potrafiłam spędzić kilkanaście godzin szukając w sklepach ozdób do salonu, nowych zasłon i innych dodatków. Carlisle obiecał mi, że jeśli zechcę, gdy już będę potrafiła w pełni się kontrolować, znajdziemy dla mnie jakieś zajęcie.
Tamtego dnia, jak zawsze, czekałam na niego, aż wróci do domu po skończonym dyżurze. Od dłuższego czasu planowaliśmy przeprowadzkę. Jednak on powiedział, że ma dla mnie niespodziankę i dopiero po tym, jak ją otrzymam, zmienimy miejsce zamieszkania.
Nerwowo wpatrywałam się w drzwi. Codziennie poruszałam temat wspomnianej niespodzianki, ale Carlisle nawet nie uchylił rąbka tajemnicy. Co więcej, wydawało mi się, że jest równie podekscytowany jak ja.
Pytanie „co z niespodzianką” zaraz po jego powrocie do domu, stało się niemal rytuałem.
Drzwi otworzyły się cicho, a w nich stanął wampir moich marzeń. Od razu uśmiechnął się widząc mój wyczekujący wyraz twarzy. Nawet nie zdążyłam otworzyć ust, gdy on powiedział tylko jedno słowo:
-Dzisiaj. – Zamarłam. Tak bardzo przyzwyczaiłam się do oczekiwania i niewiedzy, że niemal niemożliwą wydawała mi się perspektywa urzeczywistnienia rzekomej „niespodzianki”. Carlisle roześmiał się wesoło.
-Nie martw się. To będzie długa podróż, więc na pewno zdążysz się oswoić z tym, iż zbliża się nasza przeprowadzka.
-Podróż? – Zapytałam zdezorientowana.
-Chyba nie spodziewałaś się, że przygotowywałem dla ciebie coś banalnego. Tak samo jak Edward, lubię robić wszystko na dużą skalę.
-Brakuje mi go. –Westchnęłam, psując dobry nastrój.
-Zobaczysz, że wróci. Nie jest zły, po prostu się pogubił. Może i trochę mu zajmie zanim zrozumie, czego chce, ale w końcu wróci. Jesteśmy jego rodziną. – Carlisle usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. Nic więcej nie mówił. Wiedział jak bardzo tęskniłam za Edwardem.
Pakowanie zajęło nam niewiele czasu. Z naszą niebywałą prędkością i niewielkimi potrzebami, mogliśmy wsiąść do samochodu już po kilku godzinach.
-Kierunek Rio de Janeiro. – Zawołał radośnie Carlisle, siadając za kierownicą. Nie mogłam uwierzyć. Rio de Janeiro? Miejsce pełne słońca? W dodatku znajdujące się tak daleko, że nawet z naszymi zdolnościami, podróż zajmie nam tydzień.
-Czy warto jechać tak daleko? Może gdzieś bliżej...
-Nikt nie powiedział, że jedziemy do Rio. – Przerwał mi. – Tak bardzo przeszkadza ci ta odległość? Uwierz mi, to co dla ciebie przygotowałem jest warte nawet stulecia podróży. – Nie miałam pojęcia co miał na myśli, więc nic nie odpowiedziałam. Ufałam Carlisle’owi. Wiedziałam, że nie skrzywdziłby mnie. Może i czekała nas długa podróż, ale nie przeszkadzało mi to.
Tydzień później, wieczorem, spacerowaliśmy po zatłoczonych uliczkach Rio de Janeiro. Carlisle trzymał mnie za rękę i gdzieś prowadził, co jakiś czas przeciskaliśmy się przez gąszcz ludzkich ciał. Nie rozmawialiśmy, bo bałam się oddychać. Sam zresztą wymyślił to rozwiązanie. Na szczęście dzień wcześniej polowaliśmy, więc pragnienie nie dokuczało mi aż tak bardzo.
Wyszliśmy na otwartą przestrzeń portu. Nie wiedziałam dokąd zmierzamy, ale bałam się odezwać. To, że nie czułam zapachu ludzi dawało mi komfort myślenia. Zdziwiłam się, kiedy Carlisle zaczął wypytywać o możliwość wypożyczenia łodzi.
Po chwili płynęliśmy w nieznanym mi kierunku. Fale uderzały o brzeg łodzi, a ja zastanawiałam się, co jeszcze się wydarzy. Z pewnością ta noc miała zapaść mi w pamięci. Milcząc patrzyłam na świecący bladym blaskiem księżyc. Bałam się, że zepsuję nastrój tej chwili. Poza tym cały czas wypatrywałam celu naszej podróży. Carlisle wydawał się świetnie wiedzieć dokąd płynie. Rzeczywiście, naszym oczom ukazała się mała wyspa. Z daleka zauważyłam, że znajduje się na niej mały domek.
-A to co? Wakacje od bycia wampirem? – Zapytałam przewrotnie.
-Zobaczysz. – Odpowiedział z tajemniczym uśmiechem. Nie pozostało mi nic innego jak poczekać, aż dopłyniemy. Z każdą mijającą sekundą coraz intensywniej odczuwałam dreszczyk emocji.
-Chodź pokażę ci prezent ode mnie. – Powiedział Carlisle, kiedy dobiliśmy do brzegu.
-Nareszcie. Nie mogę się doczekać. – Nie mogłam dodać nic więcej, bo już trzymał mnie w ramionach i całował tak, że nie mogłam złapać tchu. Oderwałam swoje usta od niego i zapytałam:
-Co z tym prezentem?
-A tak, prezent. – Zreflektował się. – Właśnie na niego patrzysz.
-Patrzę na ciebie.
-To może się rozejrzyj.
-Nic nie widzę. Tylko ta wyspa i dom... Niemożliwe! – Wykrzyknęłam wyrywając się z jego objęć. – Nie kupiłeś mi domu!
-Masz rację. Nie kupiłem domu, tylko całą wyspę.
-Wariat.
-Też cię kocham. – Odpowiedział mi, ponownie zbliżając się do mnie. – Chodź. Oprowadzę cię po twoim domu. Trochę słabo go urządziłem. Podstawowe meble ma, ale jak wiesz, na dodatkach się nie znam. – Dodał czule, patrząc mi w oczy.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam przepiękny hall. Może i był skromnie urządzony, ale za to w powietrzu czuło się coś niezwykłego. Roześmiałam się widząc kuchnię. Byłam pewna, że nikt nigdy nie będzie jej używał. Mimo wszystko znajdowały się w niej nie tylko szafki, ale także lodówka i kuchenka gazowa. Kolejnym pomieszczeniem był ogromny salon. Od razu wiedziałam, że chcę aby wielka sofa znalazła się naprzeciwko kominka. W ciągu kilku sekund Carlisle ustawił ją tak, jak sobie tego zażyczyłam.
Chwilę później stał już za moimi plecami. Delikatnie odgarnął mi włosy z ramion i musnął wargami mój kark. Wzdłuż kręgosłupa przeszył mnie dreszcz. Odwróciłam się i wspięłam na palce, aby złożyć na jego ustach pocałunek. Wplótł w dłoń w moje włosy i przyciągnął do siebie. Pod cienkim materiałem bluzki poczułam jego ciało. Carlisle objął mnie w talii i nie przestawał całować. Gdybym była człowiekiem, zapewne krew uderzyłaby mi do głowy. Nawet nie zauważyłam kiedy moje ręce zsunęły się z jego szyi i powędrowały w stronę guzików koszuli. Robiłam to nieporadnie, jakbym bała się, że pomimo wszystkiego co nas łączy odepchnie mnie. Oczywiście jak zawsze myliłam się. Wampir westchnął cicho i jednym zręcznym ruchem podniósł mnie. Kiedy szedł ze mną przez pokój, wiedziałam, że będzie to najpiękniejsza noc mojego życia...
( proponuję [link widoczny dla zalogowanych])
Dzień przywitał nas delikatnymi promieniami wschodzącego słońca. Leżałam wtulona w wampira moich marzeń i nie miałam najmniejszej ochoty wstać. Wszystko wydawało mi się niezwykle proste. Nie wiedziałam jak mogłam wcześniej wątpić w to, że razem będziemy szczęśliwi. Czułam jakbym się unosiła ponad chmurami.
-Jak długo możemy tu zostać? – Przerwałam ciszę.
-To twoja wyspa, więc będę tutaj tak długo jak mi pozwolisz.
-No to może jeszcze jakiś czas. – Odpowiedziałam zbliżając swoją twarz do jego.
„Jakiś czas” minął nam nadzwyczaj szybko i przyjemnie. Niespełna miesiąc później, przeprowadziliśmy się do Rochester. Carlisle otrzymał tam wyjątkowo dobrze płatną pracę, a ja mogłam urządzić nowy dom. Szczerze mówiąc, nie mogłam doczekać się dnia, w którym mogłabym przebywać z ludźmi i znaleźć jakąś pracę. Samotne siedzenie w czterech ścianach przez pół doby zaczynało być nużące. Mimo wszystko Carlisle starał się rekompensować mi wszelkiego rodzaju niedogodności przez resztę czasu. Tym razem udawaliśmy małżeństwo i bardzo mi się to podobało. Bardzo zdziwiłam się, gdy po kilku dniach od przeprowadzki otrzymaliśmy zaproszenie na jakiś bankiet.
-Urządza go tutejszy właściciel banku. Wielka szycha, nie chciałbym go do nas zrażać. –Tłumaczył mi Carlisle
-Myślisz, że dam sobie radę?
-Oczywiście. To nie będzie nic trudniejszego od spacerowania po zatłoczonych ulicach czy robienia zakupów.
-Sama nie wiem...
-Proszę zgódź się. – Nalegał, wpatrując się intensywnie w moje oczy. – Jeśli nie spróbujesz, już zawsze będziesz się bać.
-No dobrze. – Uległam. Nie potrafiłam mu odmówić, kiedy tak na mnie patrzył. Zastanawiałam się czy o tym wie. Chyba wiedział. – To kiedy jest ten bankiet?
-Jutro wieczorem.
-Co? Ale ja przecież nie mam sukienki. Dlaczego dopiero teraz?
-Bo przeprowadziliśmy się pięć dni temu. A sukienkę kupimy jutro.
-My?
-Mam jutro wolne. – Uśmiechnął się i przytulił mnie do siebie.
-Nie możemy dzisiaj? Jeszcze wcześnie. Zdążylibyśmy.
-Dzisiaj... Dzisiaj mamy inne zajęcia. – Odpowiedział, całując mnie bardzo sugestywnie.
-Typowy facet. – Zaśmiałam się, zarzucając mu ręce na szyję.
Na bankiet ubrałam bladoróżową, wiązaną na szyi sukienkę, która sięgała mi za kolana. Kiedy zobaczyłam Carlisle’a w klasycznym garniturze i białej koszuli zamarłam z wrażenia. Wydawało mi się, że nie może istnieć przystojniejszy mężczyzna. Z pewnością miałam rację.
Staliśmy przed wejściem do ogromnego budynku, a mnie dosłownie zjadały nerwy. Bałam się, że mi się nie uda, że stracę nad sobą panowanie. Z drugiej strony, byłam bardzo zdeterminowana. Nie chciałam żyć dłużej w zamknięciu. „Wyjść do ludzi” nabrało dla mnie zupełnie nowego znaczenia. Carlisle ścisnął mnie za rękę.
-Zaczynamy? – Zapytał cicho. Skinęłam jednie głową. Miałam zamiar nie odzywać się, jeśli nie będzie to konieczne. Pocałował mnie w czubek głowy i razem stawiliśmy czoła moim lękom.
Tego wieczora poznałam wielu lekarzy, polityków i bankierów. Podchodzili, zamieniali z nami kilka zadań i odchodzili. Niezwykle się przy tym denerwowali, podświadomie wyczuwali niebezpieczeństwo. Carlisle zdawał się tym wcale nie przejmować. Z pewnością zdążył do tego przywyknąć przez ostatnie trzysta lat.
-Widzisz, to nie jest takie trudne. – Nachylił się nade mną i wyszeptał mi te słowa wprost do ucha, kiedy zostaliśmy na chwilę sami.
-Spodziewałam się, że będzie o wiele gorzej. – Zgodziłam się. Zbliżała się do nas kolejna grupka osób. (Nikt jeszcze nie odważył się podejść w pojedynkę.) Było to dwóch mężczyzn w średnim wieku i trzy kobiety. Moją uwagę najbardziej zwróciła dziewczyna, która najprawdopodobniej była córką jednej z par. Zanim Carlisle odwrócił się w jej stronę, posłała mi wrogie spojrzenie. Nie miałam pojęcia dlaczego miałaby czuć do mnie jakąkolwiek niechęć. Przecież się nie znałyśmy. Tak bardzo się nad tym zastanawiałam, że nie usłyszałam jak się przedstawiali.
-...to jest moja żona Esme... – Zanotowałam ostatnie słowa Carlisle’a. Cały czas wpatrywałam się w dziewczynę. Ułatwiał mi to fakt, że ona cały czas dosłownie gapiła się na Carlisle’a. Mojego Carlisle’a! Mogła mieć najwyżej siedemnaście lat. Była średniego wzrostu, ale to stanowiło jej jedyną przeciętną cechę. Wyglądała jak wampirzyca, chyba tylko to porównanie było w stanie oddać jej niezwykłą urodę. Jeszcze bardziej mnie to rozwścieczyło. Dlaczego tak ładna dziewczyna wpatruje się w MOJEGO wampira? Nawet nie zauważyłam kiedy służbowa rozmowa dobiegła końca. Nieznajoma cały czas uśmiechała się słodko. Wydawało mi się to fałszywe, ale nie miałam zamiaru się tym przejmować. Do czasu.
-Do widzenia doktorze Cullen. – Powiedziała dziewczyna do Carlisle’a, całkowicie mnie ignorując i zalotnie trzepocząc rzęsami.
-Do widzenia. – Odpowiedział. Spojrzałam na jego twarz i zauważyłam, że nadal śledził wzrokiem oddalającą się nastolatkę.
-Wychodzimy. – Wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Miałam ogromną ochotę po prostu rzucić się na nią. Palące gardło pragnienie zdecydowanie mi nie pomagało. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam zmierzać w kierunku wyjścia. Musiałam się bardzo skupić, aby przybrać typowo ludzkie tempo. Carlisle dogonił mnie zaraz za drzwiami.
-Co się stało? – Zapytał, łapiąc mnie za rękę. Wyszarpnęłam się z uścisku, ale on szybko chwycił mnie w talii i nie pozwolił odejść.
-Puść mnie wreszcie! Idę do domu! – Krzyknęłam na niego. Całe szczęście, że ulice były puste, bo mogłam zrobić niezłe przedstawienie.
-Kochanie, chyba nie jesteś zazdrosna o Rosalie Hale? – Zamruczał mi do ucha, a ja zawarczałam. Znieruchomiał na moment i puścił mnie. Odwróciłam się i rzuciłam mu pełne bólu i wściekłości spojrzenie. Skoro od razu domyślił się dlaczego jestem zła, coś musiało być na rzeczy. Tym bardziej zapragnęłam zabić tamtą Rosalie. Jednak nie chciałam by jej krew stała się kiedykolwiek częścią mnie. Jedynym wyjściem była ucieczka.
Zaczęłam biec do domu. Byłam wściekła. Zacisnęłam zęby, zastanawiając się dlaczego szczęście jest tak ulotne. Chłodny, nocny wiatr smagał moją twarz i plątał ułożoną wcześniej fryzurę. Byłam wściekła na Rosalie, na Carlisle’a, a przede wszystkim, na siebie.
Jeszcze tego mi brakowało – zazdrości o jakąś smarkulę.
Zatrzymałam się przed domem, oczy zaczęły mnie piec od łez, które nigdy nie miały popłynąć. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez SparkleXD dnia Śro 16:38, 29 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Zagubiona
Człowiek
Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Śro 16:48, 29 Kwi 2009 |
|
No, no, no...
1)NIe wysłałaś wiadomości...
2)Rozdział dobry,ale wogóle nie myślałam, że tak to się potoczy... Esme zazdrosna o Rose... Trochę śmieszne...
3)Rozdział dobry, podobał mi się... ale też bardzo nie zaskoczył :).
Pozdro i życze weny...
Zagubiona... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nati0902
Człowiek
Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 66 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Śro 18:00, 29 Kwi 2009 |
|
Rozdział taki sobie szczerze... Czegoś w nim brakowało jak na mój gust może trochę więcej emocji.. Powinnaś bardziej wczuć się w bohaterów bo tego nie widać. Mam nadzieje że następny rozdział będzie lepszy powodzenia.
WENY |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Sophie
Wilkołak
Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z czeluści nawiedzonej szafy
|
Wysłany:
Śro 18:05, 29 Kwi 2009 |
|
Dziękuję za powiadomienie. Rzadko wchodzę do Kącika pisarzy, więc łatwo mogłam przeoczyć nowy rozdział
Sama nie wiem od czego zacząć... dobra wpierw strona techniczna. Tekst zbetowany bardzo dobrze, więc nie mogę przyczepić się do błędu ortograficznego czy interpunkcyjnego bo takowych nie znalazłam. Jedyne co mi zgrzyta to powtórzenia. Według mnie za często używasz słówka ''się''. Osobiście odrobinę mnie to męczy i pochłania urok strony stylistycznej. Początkujący pisarze zazwyczaj mają z tym problem, ponieważ ''się'' odgrywa rolę słówka pomocniczego i często nadaje sens zdaniu, jednakże co za dużo to nie zdrowo
Często używasz także słówka ''bardzo'', w jednej linijce występuje ono często. Powstaje taki schemat: ''Bardzo lubię truskawki. Bardzo mi one smakują''. To drugie ''bardzo'' można zastąpić np wielce, mocno (zależy to już od kontekstu zdania). Znalazłam także inne powtórzenia. Często używasz słowa ''dom'', a można je elegancko zastąpić słówkiem ''willa'' (odnoszę się do wątku z wyspą).
Wydaje mi się, że Twój język trochę zubożał. Czytając inne rozdziały, obserwowałam jak zaczynasz ewoluować, a teraz zamarłaś w punkcie, który w dodatku nie jest zbytnio zadowalający. Popracuj nad bogatszymi zdaniami, potrenuj trochę, albo pobaw się słowem o wielu znaczeniach (patrz, zmianka o domu). Rodzina wyrazów z podstawówki się kłania :P
Uff... dobra, teraz fabuła.
Wcześniej akcja toczyła się powoli, leniwie i spokojnie. Obecnie zakręciłaś nią zdecydowanie za szybko. Jest jeden wątek: Esme i Carlisle w starym mieszkaniu. Opisujesz rozmyślanie głównej bohaterki, coś zaczyna się dziać i nagle bęc! Jesteśmy w innym miejscu po drugiej stronie globu. Poruszyłaś dosyć istotny wątek, mianowicie postanowiłaś napisać coś o wyspie. Bardzo dobrze, tylko dlaczego tak ubogo? Uważam, że pobyt pary na wyspie powinien być rozbudowany, potężnie rozbudowany. Ty zrobiłaś coś totalnie odwrotnego: wpakowałaś ich na wyspę, rachu ciachu i the end. Krótka zmianka o tym, że Carlisle podarował ukochanej drogi prezent. Za mało. Brak opisu flory i fauny (wyobraźnie czytelnika przestaje działaś), a przecież Ameryka Południowa to jeden z najpiękniejszych kontynentów świata! Co z palmami, morską bryzą, pachnącym powietrzem, rafą koralową, urokami! Zapomniałaś o jednym z kluczowych czynników przykuwających uwagę odbiorcy. Nie pobudziłaś wyobraźni (przynajmniej mojej). Wątek z wyspą do kasacji i od nowa, minimum 3 strony w wordzie, aby można było zmieścić jeszcze opis domu i romantyczne scenki. Coś dla ducha i serducha, kochanie
Następna sprawa to bankiet. Znów brakuje mi opisów. Ogólnie cały XII rozdział jest w nie ubogi, a przyczyniło się do tego zbyt szybkie tępo akcji. Bale organizowane we wczesnych latach XX wieku były organizowane z wielkim rozmachem. Gdzie służba rozdająca drinki, sala bankietowa, dystyngowane rozmowy, elegancja i ducha tamtych czasów? Zabrakło tego, oj zabrakło. Bal zamienił się w króciutką zmiankę... toż to zbrodnia! Nie pochwalam tego czyli: do kasacji i od nowa, minimum 3 strony (opis służby, organizatorów, wnętrza domu, coś o muzyce, czy była orkiestra, czy bawili się bez tańców).
Zachowanie Esme: zazdrość o Rose? Ok, ty tu jesteś panią i władczynią, kreujesz postacie itp. ale zazdrość? Nie pasuje mi to ani trochę. Dla mnie Esme zawsze była dojrzałą wampirzycą, która nie strzela fochów na prawo i lewo, oraz nie robi obciachu mężowi. Z resztą powinna wiedzieć, że przecież Carlisle nie zdradzi jej z człowiekiem z prostego powodu CZŁOWIECZEŃSTWA Rosalie. W takim razie Esme nie ufa partnerowi i ma wątpliwości co do jego uczuć. Ale z tym wątkiem zrobisz co zachcesz.
Podsumowując:
- Akcja za szybka
- Za mało opisów
- Powtórzenia i zamarcie języka.
- Brak widocznej ewolucji postaci.
Popracuj nad tym wszystkim, bo nie chcę abyś pisała na siłę i pod publikę.
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
SparkleXD
Człowiek
Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 95 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wonderland<3
|
Wysłany:
Śro 18:43, 29 Kwi 2009 |
|
Sophie napisał: |
Według mnie za często używasz słówka ''się''. Osobiście odrobinę mnie to męczy i pochłania urok strony stylistycznej. Początkujący pisarze zazwyczaj mają z tym problem, ponieważ ''się'' odgrywa rolę słówka pomocniczego i często nadaje sens zdaniu, jednakże co za dużo to nie zdrowo |
Akurat tego problemu jestem świadoma. Pracuję nad tym i po prostu cholera mnie bierze jak czytam swoje kolejne rozdziały i widzę to przeklęte "się" ,ale nie mam pojęcia co z tym zrobić :(
Sophie napisał: |
Często używasz także słówka ''bardzo'', w jednej linijce występuje ono często. Powstaje taki schemat: ''Bardzo lubię truskawki. Bardzo mi one smakują''. To drugie ''bardzo'' można zastąpić np wielce, mocno (zależy to już od kontekstu zdania). Znalazłam także inne powtórzenia. Często używasz słowa ''dom'', a można je elegancko zastąpić słówkiem ''willa'' (odnoszę się do wątku z wyspą). |
Poprawę obiecuję.
Sophie napisał: |
Wydaje mi się, że Twój język trochę zubożał. Czytając inne rozdziały, obserwowałam jak zaczynasz ewoluować, a teraz zamarłaś w punkcie, który w dodatku nie jest zbytnio zadowalający. Popracuj nad bogatszymi zdaniami, potrenuj trochę, albo pobaw się słowem o wielu znaczeniach (patrz, zmianka o domu). Rodzina wyrazów z podstawówki się kłania :P
|
Też moja wina. Udam, że to wina dwóch z rzędu nieprzespanych nocy.
Sophie napisał: |
Wcześniej akcja toczyła się powoli, leniwie i spokojnie. Obecnie zakręciłaś nią zdecydowanie za szybko. Jest jeden wątek: Esme i Carlisle w starym mieszkaniu. Opisujesz rozmyślanie głównej bohaterki, coś zaczyna się dziać i nagle bęc! Jesteśmy w innym miejscu po drugiej stronie globu. Poruszyłaś dosyć istotny wątek, mianowicie postanowiłaś napisać coś o wyspie. Bardzo dobrze, tylko dlaczego tak ubogo? |
Pisałam ten rozdział na raty i jak widzę, popełniłam zbrodnię gorszą od morderstwa. Powinnam usiąść na tyłku i dopracować to za jednym, kilkugodzinnym zamachem.
Sophie napisał: |
Zachowanie Esme: zazdrość o Rose? Ok, ty tu jesteś panią i władczynią, kreujesz postacie itp. ale zazdrość? Nie pasuje mi to ani trochę. Dla mnie Esme zawsze była dojrzałą wampirzycą, która nie strzela fochów na prawo i lewo, oraz nie robi obciachu mężowi. |
co do tego akurat mam plan :cool: Poa tym nie chciałam żeby z Esme zrobiła mi się Mary Sue, bo moja kochana wampirzyca ostatnio była dobra, kochająca itd.
Sophie napisał: |
Popracuj nad tym wszystkim, bo nie chcę abyś pisała na siłę i pod publikę.
|
Chyba odnalazłam receptę na napisanie dobrego rozdziału. Od teraz proszę mnie nie chwalić :P Po przeczytaniu zaledwie dwóch niepochlebnych opinii, wena rozsadza mi czaszkę :P Mam tyle pomysłów, że najchętniej usiadłabym i już pisała (ale nie mogę, bo muszę się uczyć :( ). Widzę, że jak mnie ktoś "ochrzani" to mam taką ochotę udowodnić mu, że się myli, że od razu przychodzą wena i chęci :D Od teraz mam ogromną potrzebę otrzymywania opinii typu "kiedyś było lepiej, popraw się" :D
I obiecuję, że kolejny rozdział będzie o niebo lepszy od tego (swoją drogą, to nawet nie będzie trudne :P ) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kithira
Wilkołak
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 167 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Any Other World
|
Wysłany:
Czw 7:37, 30 Kwi 2009 |
|
Oczywiście, że czytam :))
Muszę zgodzić się z poprzedniczkami, że strasznie szybko przeleciałaś przez ten rozdział. Najbardziej brakowało mi tutaj opisu tego jak wyglądała wyspa, co odczuwała Esme, gdy sobie w pełni uświadomiła, że ta wyspa jest tylko jej. Noi przede wszystkim tego jak podziękowała za nią ];-> Taaa... dobra bo moja wyobraźnia zaczęła już funkcjonować.
Hmm, co do zazdrości o Rose? Nawet mi się spodobało :P W końcu Esme też kobieta, choć dojrzała, to i tak kobieta widząca flirt ze swoim mężczyzną. Obudził się w niej instynkt :) i dobrze, bo przecież cały czas nie może być cukierkowo.
Liczę, że następny rozdział będzie lepszy, choć nie uważam ten za zły. Jedynie za troszkę 'przeleciany' za szybko ;p
Miłego weekendu majowego :)
Pozdrawiam^^ |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cuks
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 460 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z cukierkowego królestwa^^
|
Wysłany:
Czw 19:31, 30 Kwi 2009 |
|
Dobra tylko malutka informacja: Już trochę czytam, ale jakoś okazji nie miałam do napisania, za co bardzo przepraszam :D mam nadzieję, że moje grzechy zostaną odpuszczone <amen>
Ostatnie rozdziały:
Wszystko mi się bardzo podoba. Ciekawe i oryginalne. Wciągające i... (pomysły mi się skończyły)
A teraz do nowego rozdziału:
Nie będę pierwsza jak powiem, że akcja troszkę za szybko się potoczyła. I za szybko przeskoczyłaś z jednego momentu na drugi. Brakowało mi opisów (wyspa) Nie będę przecież wymagać opisu nocy :D Natomiast podobała mi się zazdrość Esme, tak jak napisała Kith ona tez kobieta, a która nie byłaby zazdrosna o tak cudownego, wspaniałego i przystojnego mężczyznę. Biorąc pod uwagę wszystkie plusy i minusy tego chap podobał mi się. Każdy ma czasami potknięcia...
Pozdrawiam i weny życzę Candys :* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
SparkleXD
Człowiek
Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 95 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wonderland<3
|
Wysłany:
Sob 15:49, 02 Maj 2009 |
|
Dziękuję wszystkim za krytykę Naprawdę mi pomogła. Taki porządny kop czasem się przydaje.
Candys - Twoje grzechy zostają Ci odpuszczone, ale liczę na jakieś zadośćuczynienie :P
Mam nadzieję, że ten rozdział rzeczywiście okaże się być lepszym od poprzedniego.
Miłego czytania. :D
Muzyka do słuchania [link widoczny dla zalogowanych], a od "*" [link widoczny dla zalogowanych] to drugie to tylko promocyjne 30 sekund, ale tak strasznie mi pasowało, że nie mogłam odpuścić. Poza tym jako fanka Sunrise Avenue, mam potrzebę reklamowania ich gdzie się tylko da :P
BETOWAŁA: Niezawodna, najwspanialsza i jedyna w swoim rodzaju TastyBlood ;*
XIII – Syndrom
Wpatrywałam się w drzwi mieszkania, niezdolna ich otworzyć. Czym ja się w ogóle kierowałam? [i] Kiedy emocje opadły, zaczęłam oceniać swoją reakcję jako zbyt gwałtowną. Właściwie nie było powodu do zazdrości, prawda? Carlisle nie zrobił nic złego, tylko patrzył na tę młodą dziewczynę, a przecież wcześniej sama stwierdziłam, że jest piękna. Nie powinnam była się tak unosić. Wyszłam na okropną zazdrośnicę, w dodatku miałam ochotę zabić Bogu ducha winną Rosalie Hale! Jestem strasznie głupia! [/i]
-Nie było mnie niemal dwa lata, a ty nadal używasz tylko jednego, w dodatku kłamliwego epitetu? – Usłyszałam cichy głos. Początkowo byłam pewna, że to tylko złudzenie, ale ignorując racjonalne argumenty odwróciłam się w kierunku, z którego dochodził dźwięk. Kiedy go zobaczyłam, w ułamku sekundy zapomniałam o wcześniejszych wydarzeniach.
-Edward! – krzyknęłam w stronę młodego mężczyzny, a po chwili podbiegłam i uściskałam go mocno. – Gdzie się podziewałeś? Tęskniliśmy za tobą! – Dodałam z wyrzutem. Ledwie te słowa zdołały rozbrzmieć, chłopak nieznacznie odsunął się ode mnie i spojrzał gdzieś ponad moją głową. Nie miałam pojęcia czym była spowodowana jego reakcja. Być może wstydził się tego co robił podczas swojej nieobecności. Czy miałam prawo o to pytać? Albo raczej, czy chciałam wiedzieć? Wiedziałam jedynie, że nie chciałam już nigdy stracić swojego przyszywanego syna.
-Jeśli nie chcesz, nie musisz mówić. – Powiedziałam ugodowo. – Tylko nie zostawiaj nas już więcej.
-Obiecuję, mamo. – Nareszcie na mnie spojrzał. Kiedy to zrobił, od razu zrozumiałam jego wcześniejsze zachowanie. Tęczówki Edwarda miały purpurowe zabarwienie. Bez trudu odgadłam, że powrócił na dietę wegetariańską. Świadczyły o tym bursztynowe plamy na brzegach oczu. Ilu ludzi zabił wcześniej? Przeszył mnie dreszcz.
-Zbyt wielu. – Westchnął. Nagle uśmiechnął się łobuzersko. – Więc ta Rosalie była ładna?
-Nie drocz się ze mną... Była, była. Za bardzo jak na zwykłego człowieka.
-Ale odpuść Carlisle’owi. Od dwudziestu minut słyszę, że zastanawia się jak załagodzić tę sytuację.
-Tak jakby było coś do załagodzenia.
-Wierz mi, wpędziłaś go w niemałe poczucie winy. Następnym razem zanim porozmawia z tą małolatą, założy sobie opaskę na oczy. – Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Wizja Carlise,a z opaską na oczy w pogotowiu, podczas każdego spotkania służbowego, niemal wprawiła mnie w dobry nastrój.
-Gdzie jest? – Zapytałam trochę wystraszona.
-Niedaleko, ale jeszcze nas nie słyszy.
-Coś mi się wydaje, że kiedy cię zobaczy, zapomni dlaczego mnie szukał. – Uśmiechnęłam się ciepło. Tak bardzo cieszyłam się z jego powrotu, że nawet nie zastanawiałam się nad jego powodem.
Po chwili usłyszeliśmy kroki Carlisle’a. Napięłam wszystkie mięśnie i czekałam, aż go zobaczę. Dopadły mnie spóźnione wyrzuty sumienia. Z drugiej strony, każda kobieta wpadłaby we wściekłość, gdyby jej mąż wpatrywał się w jakąś śliczną małolatę.
-Esme?
-Tutaj. – Odpowiedziałam ze ściśniętym gardłem. Pomimo tego, że z tonu jego głosu można było wyczytać skruchę, sama również czułam się winna. Przypomniałam sobie pewien epizod z mojego ludzkiego życia. Razem z przyjaciółką Seleną stworzyłyśmy kodeks postępowania z mężczyznami. Jedna z pierwszych zasad głosiła: „Nawet jeśli wina leży po twojej stronie, spraw, żeby to on cię przepraszał.”. Stojący obok mnie Edward, zaśmiał się cicho.
-Tylko się nie wygadaj. – Szturchnęłam go, a chłopak pokiwał jedynie głową. Uśmiech nie znikał mu z twarzy. Chyba naprawdę się za nami stęsknił.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. – Wyszeptał mi do ucha, po czym wyprostował się i spojrzał w stronę nadchodzącego Carlisle’a.
Mój ukochany nic nie powiedział. Wpatrywał się w Edwarda i najprawdopodobniej zadawał mu w myślach jakieś pytanie.
-Może wejdziemy do środka. – Przerwałam im mentalną wymianę zdań, która zaczęła mnie irytować. – Dobrze, że mamy dodatkowy pokój. Daj mi kilka dni, a urządzę go dla ciebie.
-Zostajesz? – Zapytał zaskoczony Calisle. Nie rozumiałam jego zdziwienia. Przecież sam przekonywał mnie, że Edward wróci. Dlaczego teraz w to wątpił?
-Jeśli mi pozwolicie. – Wyszeptał skruszony, po czym wszyscy troje udaliśmy się do salonu. To pomieszczenie świetnie nadawało się do rozmowy. Meble zostały ustawione w sposób umożliwiający swobodną konwersację i jednoczesne spoglądanie na kominek. Miałam co do tego słabość. Uwielbiałam obserwować blask płomieni.
Edward zajął miejsce na fotelu, a Carlisle spoglądał na mnie wyczekująco z oparcia sofy. Przypomniałam sobie o czym myślałam przed pojawieniem się mojego męża, więc ostentacyjnie zajęłam miejsce na samym brzegu sofy. Nie spojrzałam w jego stronę, bo bałam się, że odczyta z moich oczu, iż robię to z premedytacją.
-Esme, ja naprawdę przepraszam. Gdybym wiedział, że wyprowadzę cię z równowagi czymś takim.... – Nie pozwoliłam mu dłużej mówić. Ból w jego głosie nie pozwolił mi udawać wściekłej, zwłaszcza że sama czułam się nieco winna. Położyłam mu palec na ustach.
-Wystarczy. – Wyszeptałam bezgłośnie. Mężczyzna chwycił moją dłoń i przycisnął jej wierzch do swoich idealnych warg.
-Już nigdy. – Obiecał. Wydawało mi się, że mimo wszystko oboje przesadzaliśmy z reakcjami.– Dlaczego wątpisz w to, że mielibyśmy pozwolić ci zostać? – Zwrócił się do Edwarda.
-Przez cały ten czas, kiedy mnie nie było... Zabiłem setki ludzi. Wybierałem morderców, takie typy spod ciemnej gwiazdy, ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Jestem mordercą, już zawsze nim będę... Przepraszam, mamo. – Powiedział widząc mój wyraz twarzy. Niechcący przypomniał mi o epizodzie z Jasmin. Nie chciałam już nigdy do tego wracać. – W każdym razie, robiłem to w pełni świadomie, nie ma dla mnie żadnego usprawiedliwienia. Zrozumiem, jeśli nie będziecie chcieli mieszkać pod jednym dachem z kimś takim jak ja.
-Nie wygaduj głupot. – Wtrąciłam. – Na niczym innym bardziej mi nie zależy, jak na tym, aby nasza wampirza rodzina była w komplecie. Nie chcę żebyś znowu odchodził.
-Każdy ma prawo się pogubić. –Poparł mnie Carlisle. – Najważniejsze, że zrozumiałeś swoje błędy. Tamtym ludziom nie wrócisz życia, ale wracając do nas ocalisz wiele kolejnych istnień. Poza tym, Esme mówi prawdę, okropnie za tobą tęskniliśmy.
-Kamień spadł mi z serca, o ile wampir może tak mówić. – Twarz Edwarda wyraźnie się rozpogodziła. – Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Znowu będę miał dom, będę miał gdzie wracać. Ale dość już o mojej nieciekawej przeszłości. Co działo się u was podczas mojej nieobecności.
-Dostałam bardzo ładny prezent. – Palnęłam bezmyślnie.
-Rzeczywiście, niezwykły. Carlisle, proszę cię, nie chcę znać wszystkich twoich wspomnień. –Odpowiedział Edward, a wampir poruszył się niespokojnie. Poczułam zalewającą mnie falę zawstydzenia, kiedy uświadomiłam sobie, co chłopak mógł wyczytać z myśli mojego ukochanego. – Nie powiem, wiele się zmieniło. Czyli już koniec z obwinianiem się o każde nieszczęście na świecie?
-Bardzo śmieszne, Edward. Ciekawe czy gdybyś to ty się zakochał, przemieniłbyś tę dziewczynę bez wyrzutów sumienia?
-Nie wiem. Naprawdę cieszę się, że nie stanąłem przed podobnym wyborem. Pamiętam co wtedy czułeś, ale przecież to było jedyne wyjście, prawda?
-Masz rację. – Odparł Calisle i zamilkliśmy. Zastanawiałam się czy moje życie bez Carlisle’a miałoby sens. Gdybym nie skoczyła z klifu w akcie desperacji, zniknąłby z mojego życia. Nie byłam w stanie sobie tego wyobrazić. Próbowałam odgonić natrętne myśli, ale nie potrafiłam. Dopiero po chwili zauważyłam, że dwa, siedzące obok mnie wampiry wróciły do rozmowy. Usłyszałam jedynie końcówkę wypowiedzi Edwarda:
-..więc jeśli nie macie nic przeciwko, pójdę na polowanie. – Zamarłam, ale młodzieniec jedynie się roześmiał.
-Esme, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że w tej części Stanów nie ma żadnych zwierząt?
-Są, są. – Wydusiłam zażenowana. Jak w ogóle mogłam go oskarżyć o chęć polowania na ludzi, skoro sam powiedział, że już z tym skończył.
-Wrócę jutro, do zobaczenia. – Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo już wbiegł z domu.
Spojrzałam w stronę wampira moich marzeń i dostrzegłam pożądanie w jego oczach. Przysunęłam się bliżej, tak że już nic nie zostało z dzielącej nas przestrzeni. Pomimo tego, Carlisle nie wykonał żadnego ruchu. Tak jakby się bał, że po wydarzeniach dzisiejszej nocy, mogłabym go odepchnąć. Oczywiście, że nie mogłabym. Zatopiłam palce w jego krótkich blond włosach i zbliżyłam swoją twarz do jego. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy.
-Co? Już ci się nie podobam? – Zapytałam przewrotnie. Nie doczekałam się odpowiedzi, bo Carlisle całował mnie tak namiętnie, że nie miałam najmniejszych szans na wyswobodzenie z jego objęć. Zaczerpnęłam powietrza przez nos. Nawet ono smakowało moim wampirem.
-Będziemy mieli teraz problem z Edwardem. - Powiedział, kiedy na moment oderwaliśmy się od siebie.
-Och, żaden problem. Znajdziesz mu pracę i będziemy udawać, że jest moim bratem. Co w tym trudnego.
-Nie o to mi chodziło. Nie sądzisz, że bez potrzeby snu może mu być trudno wytrzymać z nami pod jednym dachem? – Zaśmiał się.
-Podrzucisz mu kilka swoich książek i po kłopocie. – Odparłam i przyciągnęłam go bliżej do siebie. Kiedy Carlisle pozbył się swojego ostatniego zmartwienia zaczął mnie całować tak samo zapamiętale jak podczas naszego pobytu na wyspie.
Usłyszałam, że mówił coś jeszcze, ale nie wiedziałam co. W tej chwili liczyły się tylko jego dłonie błądzące po moim ciele. Już po chwili całkowicie oddaliśmy się zapomnieniu.
-Cholera. Przecież muszę iść do pracy. – Carlisle zerwał się z łóżka i pośpiesznie włożył jasnobrązowe spodnie. – Wiesz dobrze, że najchętniej nie wychodziłbym z tego pokoju, ale zaraz będę spóźniony.
-Wiem, wiem. – Odpowiedziałam i machnęłam ręką. Byłam tak szczęśliwa, że nic nie mogło mi zepsuć dobrego nastroju. – Nie martw się. Idę z Edwardem na zakupy, więc nie będę się tak nudzić.
-Kocham cię. – Pocałował mnie w czoło na pożegnanie i wyszedł.
Przez moment zastanawiałam się co na siebie włożyć. Zdecydowałam się na zwykłą szarą spódnicę i podobną kolorystycznie do niej marynarkę. Wyszłam z pokoju i zaczęłam szukać Edwarda. Czekał na mnie w salonie. Wyglądał na niezwykle zadowolonego.
-Jak minęła ci noc? – Zapytał z nutką kpiny w głosie.
-Świetnie, a tobie?
-Też dobrze.. Czytałem książki. – Roześmiałam się, gdy tylko usłyszałam jego odpowiedź.
-Chodźmy na te zakupy. Mebli nie będziemy zmieniać, ale wątpię, żeby przypadły ci do gustu kwieciste zasłony?
-Powiedzmy, że czułem się dość nieswojo.
Przez kolejne kilka godzin krążyliśmy po mieście w poszukiwaniu odpowiednich zasłon i dodatków. Po kolejnym polowaniu oczy Edwarda były już niemal miodowozłote. Nie musiał siedzieć w domu. Postanowiliśmy, że kupimy także nowe ubrania. Edwardowi dlatego, że nie miał ich zbyt wiele od czasu wędrówki, mnie dlatego, że powrót z zakupów bez nowego nabytku wydawał się być niemożliwym. Wchodząc do butiku dostrzegłam, że przebywa tam kilka osób, których wolałabym nie spotkać. Ze zdenerwowania zacisnęłam zęby. Rosalie Hale stała z matką kilka metrów od nas. Miałam nadzieję, że nas nie zauważą, ale oczywiście było to tylko pobożne życzenie.
-Esme Cullen, co za miła niespodzianka. – Grace Hale obdarzyła mnie jednym z tych przesłodzonych uśmieszków, w których od razu wyczuwa się niechęć.
-Witaj Grace, miło cię widzieć. – Włączyłam się do gry.
-Tak, cóż za cudowny zbieg okoliczności. A kim jest ten uroczy młodzieniec? – Spojrzała na Edwarda.
-To mój brat – Edward Masen. Przyjechał wczoraj. Edwardzie, to są Grace i Rosalie Hale.
-Bardzo mi miło. – Chłopak uśmiechnął się do kobiet. – A teraz, proszę nam wybaczyć, ale bardzo się spieszymy.
-Przecież dopiero weszliście do butiku.
-Zgadza się pani Hale, ale zrobiliśmy to tylko, aby się przywitać. Naprawdę musimy już iść. – Wymieniliśmy jeszcze kilka zdawkowych uwag i opuściliśmy budynek. Zastanawiałam się, dlaczego Edward tak bardzo chciał wracać do domu. Przecież nic tam na nas nie czekało. Carlisle kończył pracę o dwudziestej drugiej, więc mieliśmy jeszcze ładnych kilka godzin do jego powrotu. Poczułam irytację przypominając sobie o dziwnym grafiku jego dyżurów. Zawsze bardzo tęskniłam przez kilkanaście godzin nieobecności mojego ukochanego.
-Przydałoby ci się zapolować. – Edward wyrwał mnie z zamyślenia. -Miałaś ochotę zabić tę biedną dziewczynę.
-Nagle stała się biedna? Wczoraj miałeś co do tego inny stosunek. Ale nie martw się. Nie jestem spragniona. To tylko bezpodstawna zazdrość tak na mnie wpływa. – Odparłam sfrustrowana. Nie miałam najmniejszej ochoty zagłębiać się w moich odczuciach. – Chociaż może masz rację. Polowanie dobrze by mi zrobiło. Wrócę do domu i ubiorę coś bardziej odpowiedniego. - Potrzebowałam odrobiny samotności i wiedziałam, że taka wyprawa mi ją zapewni. Edward najwyraźniej mnie zrozumiał, bo przez resztę drogi rozmawialiśmy o sprawach tak błahych jak to, czy wybraliśmy odpowiedni kolor zasłon. Oczywiście ja nie miałam co do tego wątpliwości. Wiedziałam, że delikatny odcień zieleni idealnie skomponuje się z kremowymi ścianami. Mimo wszystko, byłam wdzięczna chłopakowi za próby odwrócenia mojej uwagi.
Wracając z lasu, czułam się znacznie lepiej. Ułożyłam sobie wszystko w głowie. Rosalie Hale nie stanowiła, przecież, żadnego zagrożenia. Carlisle kochał mnie ponad wszystko i niejednokrotnie mi to udowodnił. Zasługiwał na zaufanie. Nie był Oliver’em – moim okrutnym mężem, który bił mnie i poniżał, a przy okazji miał kilka kobiet na boku. Wampir moich marzeń nie posiadał żadnej cechy, która upodabniałby go do tamtego człowieka. Powinnam być wdzięczna losowi, a nie szukać dziury w całym. Moje okropne, ludzkie wspomnienia nie mogą stanąć na drodze naszemu szczęściu.
Pełna takich optymistycznych myśli stanęłam w progu naszego mieszkania... i zamarłam. Usłyszałam rozdzierający krzyk. Nie wiedziałam, co się stało, bo ten głos nie należał do żadnego z mieszkających ze mną mężczyzn. Nie poruszałam się i czekałam, co nastąpi dalej. Dobrze zrobiłam, bo moich uszu doszła końcówka rozmowy Edwarda i Carlisle’a:
-Dlaczego akurat ona?
-Umierała na ulicy, wiesz, że nie mogłem jej tak zostawić.
-Mało ludzi umiera każdego dnia? Dlaczego nie uratujesz także innych?!
Cisza.
-Dlaczego to musiała być akurat Rosalie Hale?! – Wybuchnął Edward.
Rosalie? Rosalie Hale? To musi być jakiś straszliwy żart. Nie zrobiłby tego! . Moje myśli stały się chaotyczne. W wampirzym tempie pokonałam odległość od wejścia do pomieszczenia, z którego dochodziła rozmowa. To co zobaczyłam przerosło mnie. Na sofie w salonie leżała ledwie przytomna Rosalie, cała pokryta lepką krwią. Nie miałam wątpliwości co do tego, że właśnie przechodziła przemianę. Zapomniałam się i zrobiłam wdech. Niewiele brakowało, a skoczyłabym w jej kierunku. Na szczęście byłam syta, właśnie wracałam z polowania, a Edward przeczytał moje myśli na tyle szybko, że zdążył schwycić mnie za ramię. Ten drobny gest sprawił, że zdrowy rozsądek powrócił w ułamku sekundy. Spojrzałam w stronę Carlisle’a, który nawet nie zauważył mojego powrotu. Cały czas siedział przy niej, przepraszał za to co się dzieje, obiecał, że cierpienie wkrótce się skończy. Jednak nie to mnie zaskoczyło. Prawdziwy szok przeżyłam, kiedy zorientowałam się, że MÓJ Carlisle trzyma dziewczynę za rękę! Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego to robił? Przecież tak samo postępował ze mną. Wcześniej myślałam, że tamte chwile są tylko nasze. Poczułam się oszukana.
Przed oczyma stanął mi schemat. Carlisle pokochał mnie, byłam bliska śmierci, przemienił mnie w wampira, siedział ze mną, trzymał za rękę i mówił kojącym głosem. To samo działo się z Rosalie, tylko uczuć mojego ukochanego nie znałam.
Poczułam, że ta sytuacja mnie przerasta*, więc najciszej jak tylko umiałam, opuściłam pomieszczenie. Musiałam wszystko przemyśleć. Położyłam się na łóżku w naszej sypialni i zamknęłam oczy.
Czy istniało coś czego mogłam być w tej chwili pewna? Jaką miałam gwarancję, że Carlisle nie postąpi z tamtą dziewczyną tak samo jak ze mną? A jeśli coś do niej poczuje? Nie koniecznie ją pokocha, ale Rosalie będzie taka piękna po przemianie, a on jest tylko mężczyzną. Czy byłabym w stanie znieść coś takiego? Czy byłam w stanie jeszcze cokolwiek zrobić?
Co do jednego nie miałam wątpliwości – syndrom zdradzonej żony** powrócił do mnie w najmniej oczekiwanym momencie. Czy miałam dość sił, aby z nim walczyć? Żałowałam, że Carlisle nie czyta mi w myślach, żałowałam, że nie wie jak bardzo pragnę, żeby po prostu przyszedł do pokoju i mnie przytulił.
**syndrom polegający na tym, że kobieta w przeszłości zdradzona, nawet w normalnym zachowaniu ukochanego (np. cieplejszy uśmiech do koleżanki z pracy), które wcale nie musi niczego oznaczać, będzie doszukiwać się oznak zdrady. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Kithira
Wilkołak
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 167 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Any Other World
|
Wysłany:
Sob 16:26, 02 Maj 2009 |
|
Wow ;p dobra powiem szczerze, że nie spodziewałam się aż tak szybkiego obrotu, jeśli chodzi o przemianę Rosalie i Edwarda. A powrót Eda w tym odcinku był, jak dla mnie, nie małym zaskoczeniem. Plus dla Ciebie
Uwazam, że ten rozdział jest nieporównywalnie lepszy od ostatniego, choć tamten nie zaliczam do całkowicie złego. Z resztą już pisałam o nim wcześniej.
Ujawnia sie nam tutaj natura zazdrosnej kobiety ;d I nie dziwię się Esme, że poczuła się zdradzona. W końcu podczas przemiany zachowanie Carlisle uznała za coś nieukrywalnie intymnego, a nawet sakralnego, mówiąc o więzi jaka między nimi się utworzyła. Tak, więc widząc go w takiej samej sytuacji przy Rose miała prawo zarówno do złosci, jak i do wspomnianego przez Ciebie syndromu zdradzonej żony.
Oby więcej takich rozdziałów. Jak zawsze jestem na tak.
Pozdrawiam^^
Dzięki za info. :) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kithira dnia Sob 16:28, 02 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Zagubiona
Człowiek
Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Sob 18:01, 02 Maj 2009 |
|
Super rozdzialik.
Fajne, że Edward wrócił.
Szkoda mi Esme. I wkurza mnie Rose. Co prawda to nie wina Rose, ale... mimo wszytsko...
Ciekawość mnie zżera, jak będzie wyglądać sytuacja pomiędzy Esme a Carlisle'm...
Pozdro i życzę mega super weny...
Zagubiona
P.S. I jak zwykle dzięki za wiadomość... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nati0902
Człowiek
Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 66 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 21:51, 02 Maj 2009 |
|
No ten rozdział był o wiele wiele wiele lepszy od poprzedniego moje gratulacje!!! Poprawiłaś się bardzo to dobrze mam nadzieje że następne rozdziały będą tak samo dobre jak ten. Ciesze się że Edward wrócił i współczuje Esme z tą Ros to naprawdę musi boleć. Czekam na kolejny rozdział:)
Dużo Weny!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cuks
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 460 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z cukierkowego królestwa^^
|
Wysłany:
Sob 23:44, 02 Maj 2009 |
|
Jeeee moje grzeczy odpuszczone! :) A zadośćuczynienie jest :)
Więc rozdział bardzo mi się podobał. Zmobilizowałaś się i stowrzyłaś coś bardzo dobrego. Nie mam zamiaru wypominać Ci tutaj tamten troszkę gorszy niż zwykle, zresztą tak jak Kith nie uważam go za zły. Musiałaś jakoś przeskoczyć żeby nie ciąnęło się jak flaki z olejem.
Ciesze się, że Edward wrócił, długo na niego czekałam i się doczekałam :D
Zaskoczyło mnie, że Rosalie została przez Carlisla przemieniona tzn. chodzi mi o to, że wiesz przemienia ją (ja o tej godzinie już nie myśle więć nie mogę dobrać odpowiednich słów, a znając życie jak odłożę to na rano to zapomnę, patrząc na moją sklerozę) Jak już wcześniej napisałam nie dziwi mnie, że Esme była zazdrosna, ja sama też bym była. W końcu Rose to śliczna dziewczyna :) I ciosem dla mnie byłby fakt, że wampir moich marzeń przemienił właśnie tą dziewczynę.
Bardzo dziękuję za powiadomienie. Przepraszam, że tak późno, ale udziela mi się majowy weekend i spędzam go dość atywnie. Mam nadzieję, że będę dostawać powiadomienia bo przekopywanie się przez ff, które czytam jest dość trudne...
Cieplutko pozdrawiam i weny życzę Candys :* |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cuks dnia Sob 23:50, 02 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
cytryna
Człowiek
Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 76 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 18:28, 03 Maj 2009 |
|
jedna uwaga.
nadużywasz "wampira moich snów/marzeń" :P |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez cytryna dnia Czw 22:35, 04 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
tasty blood
Nowonarodzony
Dołączył: 30 Kwi 2009
Posty: 2 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 19:18, 03 Maj 2009 |
|
Hej :) Obiecałam, że jak tylko się zaloguję to skomentuje Twojego ff,więc... Twój styl pisania przypadł mi go gustu, piszesz prostym, ładnym językiem, posiadasz bogate słownictwo... ale czego nie powiem to Ty już to wiesz ;p przecież jako beta ciągle komentuję Twoje opowiadanie. pozdrawiam i życzę weny,
TastyBlood :) |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Sophie
Wilkołak
Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z czeluści nawiedzonej szafy
|
Wysłany:
Śro 17:18, 06 Maj 2009 |
|
Postanowiłam pochwalić posta, więc nie będę za bardzo rozpisywać się w komentarzu.
Widać od razu, że ten rozdział był pisany w większym skupieniu i poświęciłaś mu więcej uwagi. Wyeliminowałaś znaczną część błędów, które wypisałam Ci w poprzednim komentarzu.
Rozdział zgrabny, fabuła powróciła do dawnego trybu, więc na razie wszystko utrzymuje się na standardowym średnim poziomie.
Cały czas słaba sylwetka postaci! Popracuj nad tym, bo bohaterowie według mnie ani trochę nie ewoluowali.
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
SparkleXD
Człowiek
Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 95 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wonderland<3
|
Wysłany:
Nie 12:10, 10 Maj 2009 |
|
Kolejny rozdział dokładnie osiem dni po poprzednim. Chciałam zrobić to szybciej, ale ostatnio przeżywałam śmierć mojego kocurka - [link widoczny dla zalogowanych]. jakkolwiek groteskowo by to brzmiało, ten zwierzaczek był ważną częścią mojego życia :( Chyba właśnie z jego powodu rozdział jest utrzymany w takim nastroju. Przekonajcie się sami.
Do słuchania - [link widoczny dla zalogowanych] (chociaż ja bardziej byłam w nastroju do "Monk Bay" z poprzedniego rozdziału.)
BETOWAŁA - tasty blood (dzięki za to, że poświęcasz mi swój czas;*)
XIV - Cel
Miałam całą noc na przemyślenia. Tym razem Edward nie przyszedł do mnie. Nie byłam pewna czy usłyszał w moich myślach, że chcę zostać sama, czy też tak bardzo pochłonęła go kłótnia z Carlisle’m. Moich uszu dochodziły kolejne krzyki:
-Przecież będą jej szukać!
-Nie ma żadnego powodu, żeby szukali u nas.
-Co ci w ogóle przyszło do głowy?!
-Edward, ona umierała.
-Mało to ludzi umiera? Dlaczego nie uratujesz całej reszty?
-Błagam, zabijcie mnie! Niech to się wreszcie skończy! – Przerwała im Rosalie. Jednak dobrze wiedziałam, że żaden nie spełni jej prośby.
W czym ona jest lepsza ode mnie? Zastanawiałam się. Może piękna, ale ja od czasu przemiany również taka jestem. Może młodsza, ale niewiele. Z perspektywy wieczności, już wkrótce przestanie się to liczyć. Więc co? Jest zwyczajnie rozpieszczona, przyzwyczajona, że zawsze dostaje to czego chce. Czy to ma taki ogromny wpływ na jej zachowanie, na umiejętność owinięcia sobie każdego mężczyzny wokół palca? Czy naprawdę tak łatwo zostać zapatrzoną w siebie egoistką? Usiadłam na łóżku. Nagle zupełnie przestało mnie obchodzić, w jaki sposób działa Rosalie i czy robi to z premedytacją. Znałam swój cel – walczyć o Carlisle’a. Nie miałam zamiaru stać z boku i patrzeć spokojnie na rozwój sytuacji. Postanowiłam działać.
Wyskoczyłam przez okno. Mój ukochany nawet na sekundę nie przerwał swojego monologu. Okrążyłam dom i weszłam frontowymi drzwiami.
-Carlisle? – Zawołałam, stając w progu.
-Esme? Wróciłaś? Kochanie, proszę, zostań tam gdzie jesteś. Zaraz ci wszystko wyjaśnię, tylko nie oddychaj przez chwilę. – Zawołał do mnie i usłyszałam jak tłumaczy dziewczynie, że wkrótce wróci. Skrzywiłam się, ale szybko powróciłam do poprzedniego wyrazu twarzy. Poczekałam jeszcze kilka sekund, a kiedy mężczyzna pojawił się w korytarzu, ruszyłam w jego stronę. Nie miał nawet sekundy, aby zorientować się w sytuacji, kiedy objęłam go i pocałowałam.
-Okropnie się stęskniłam. – Wyszeptałam mu do ucha.
-Ja też.
-Dlaczego tak na mnie patrzysz?
-Musimy porozmawiać. – Poinformował mnie grobowym tonem.
-O czym? – Udawałam całkowicie nieświadomą.
-Jak już zapewne słyszałaś, ktoś jest w salonie. Chodzi o to, że... stworzyłem nowego wampira. Nie mogłem postąpić inaczej. Znalazłem ją, kiedy wracałem z pracy, umierała, nie widziałem innego wyjścia...
-Kto? – Przerwałam lodowatym tonem, bo znałam już odpowiedź.
-Rosalie Hale.
-Moment! Chcesz mi powiedzieć, że z całego miasta, przemieniłeś jedyną osobę, której nie cierpię?
-Ja naprawdę... Nie mogłem inaczej.
-Dobrze, jakoś sobie z tym poradzę. Może okaże się, że ona wcale nie jest taka zła. – Byłam zaskoczona tym, jak łatwo przychodziło mi udawanie spokojnej.
-Jesteś wspaniała. Nic dziwnego, że cię kocham. – Powiedział i pocałował mnie. Słodki smak zwycięstwa Pomyślałam.
Usłyszeliśmy krzyk, a po nim, głośne warczenie. Carlisle ruszył w stronę pokoju, jednak cały czas trzymał mnie za rękę. Chcąc, nie chcąc, musiałam podążyć za nim. Nie miałam ochoty oglądać dziewczyny. Byłam świadoma tego, że po przemianie jej uroda wpędzi mnie w niemałe kompleksy i będę musiała starać się o wiele bardziej. Jednak wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała się z tym zmierzyć. Wolałam zrobić to jak najszybciej, kiedy mój umysł był pełen chęci do walki.
Przekroczyłam próg pokoju i zobaczyłam siedzącego w fotelu Edwarda. Spoglądał na Rosalie z niechęcią. Chyba nie chciałam wiedzieć, co myślała. Kiedy chłopak przeniósł wzrok na mnie, uniósł brwi. Przez moment wydawało mi się, że jednak podsłuchiwał moje wcześniejsze rozważania i aprobuje decyzję, którą podjęłam, ale nie mogłam zapytać, czy moje przypuszczenia okazały się trafne. Zauważyłam, że Edward się uśmiechnął i skinął głową. Kiedy przyzwyczaję się do tego, że słyszy wszystkie moje myśli? Zadałam sobie pytanie. Zobaczyłam blade i idealne ciało dziewczyny. Jej figura niewiele się zmieniła. W końcu już wcześniej była uosobieniem piękna. Włosy miała bardziej lśniące, o ile było to możliwe. Skóra twarzy stała się gładsza, rzęsy dłuższe i ciemniejsze. Oprawa oczu nie wyglądała już na należącą do blondynki. Te wszystkie udoskonalenia nie przypadły mi do gustu
-Jak długo jeszcze? – zapytała Rosalie
-Skoro zadajesz to pytanie, podejrzewam, że już niedługo. – Odparłam chłodno, przypominając sobie, że podczas własnej przemiany, skierowałam identyczne pytanie do Carlisle’a. Ścisnęłam mocniej jego rękę. Wspomnienia tamtych dni były zbyt bolesne. On w odpowiedzi na ten gest objął mnie i pocałował w głowę. Nie mogłam go stracić. Kochałam tego wampira ponad wszystko.
Przez kilka kolejnych dni starałam się jak najmniej przebywać w domu. Nie było to trudne, bo musieliśmy zachowywać pozory. Nie mogliśmy nagle przestać wychodzić, to ściągnęłoby na nas podejrzenia. Poza tym nie miałam ochoty widzieć Rosalie. Odnosiłam wrażenie, że wszędzie jest jej pełno. Biorąc pod uwagę fakt, że nie mogła wychodzić, nigdy nie mogłam zostać sama w budynku.
Spieszyłam się z powrotem, kiedy uświadomiłam sobie, że Carlisle skończył dyżur godzinę wcześniej. Edward zapowiadał, że wybierze się na polowanie. Nie miałam najmniejszego zamiaru zostawiać mojego ukochanego sam na sam z zabójczo piękną Rosalie. Weszłam do środka i usłyszałam toczącą się w salonie rozmowę. Oczywiście bezzwłocznie udałam się do pomieszczenia i ostentacyjnie ignorując nowonarodzoną wampirzycę, skierowałam kroki w stronę Carlisle’a. Zarzuciłam mu ręce na ramiona i już miałam wpić się w jego usta, kiedy usłyszałam za sobą groźny warkot. Zdążyłam się jedynie odwrócić, a niemal od razu poczułam, że upadam. To Rosalie rzuciła się na mnie w ataku niezrozumiałej furii. W tamtej chwili spodziewałabym się wszystkiego, ale nie tego, że Carlisle rzuci się na dziewczynę. Pomimo ogromnego obrzydzenia, jakie budziła w nim przemoc, podjęcie decyzji zabrało mu setną część sekundy. Wampirzyca niemal od razu się opamiętała. Carlisle pomógł mi wstać, a ja wściekle wysyczałam:
-Co to miało, do jasnej cholery, być?
-Nienawidzę, kiedy ktoś mnie ignoruje. – Odpowiedziała bez cienia skruchy.
-Więc przyzwyczaj się do tego, że zawsze, najpierw witam się z MOIM MĘŻEM, a dopiero potem z innymi. Nie mam zamiaru zmieniać tego dla ciebie.
-Przepraszam. – Spuściła wzrok. Najwyraźniej kiedy emocje opadły, zrozumiała swój błąd. Może nie tylko jej. W końcu sama ją sprowokowałam.
-Dziękuję. – Wyszeptałam do Carlisle’a, całując go przy tym w policzek.
-To... nic takiego. Tak myślę,
-Dobrze, więc jaką rozmowę wam przerwałam? – Starałam się brzmieć obojętnie. Usiedliśmy na sofie, a Rosalie nieświadomie zajęła miejsce Edwarda.
-Właściwie to myślę, że przydałaby się nam twoja opinia. Rosalie?
-Uważam, że tym, którzy zrobili mi... – Zawahała się. – Należy wymierzyć im sprawiedliwość. – Zakończyła hardym tonem.
-Niby jak? Co chcesz zrobić?
-Mam ochotę ich po prostu zabić. Na nic innego nie zasługują.
-Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego co mówisz. Chcesz splamić się ich krwią?! Tych obrzydliwych...
-Oczywiście, że nie. – Przerwała mi. - Nie mam najmniejszego zamiaru pić ich krwi. Chcę jedynie, aby ponieśli konsekwencje tego co zrobili... Poza tym, nie powinni mieć szansy skrzywdzenia kogokolwiek innego.
-Twoje argumenty wydają się być bardzo sensowne teraz, w tej chwili, ale co za dziesięć czy pięćdziesiąt lat. Nie będziesz mogła cofnąć czasu, a wyrzuty sumienia staną się nie do zniesienia.
-Nigdy nie będę tego żałować.
-Rosalie. – Carlisle pochylił się w jej stronę i położył rękę na jej ramieniu. Ten drobny gest spowodował nawrót mojej niechęci do dziewczyny. – Nie możesz wiedzieć, co będziesz czuła za dziesięć lat. Proszę, zastanów się nad tym. Ja sam uważam, że należy ci się sprawiedliwość, więc nie będę ci przeszkadzał w realizacji planu. Niemniej jednak poczekaj jeszcze jakiś czas, aż będziesz w stanie lepiej się kontrolować.
-Ja jestem w stanie świetnie się kontrolować! – Zawarczała.
-Tak, świetny pokaz twojej samokontroli mieliśmy kilka minut temu. – Odpowiedziałam cynicznie. Mój ukochany jak na zawołanie przytulił mnie do siebie. Zaczęłam myśleć, że Rosalie nie ma ze mną szans. Carlisle był mój – na zawsze.
-Chyba masz rację. Jest jakiś sposób, aby się tego nauczyć? – Słuchając tych słów, zacisnęłam zęby. Ona naprawdę powtarzała moje uczynki. Poczułam ukłucie w sercu.
-Oczywiście. Wypróbowany na dwóch wampirach. Niezwykle skuteczny, ale będziesz mogła zacząć dopiero za jakiś czas.
-Niby dlaczego?! – Zawarczała i ścisnęła blat stołu tak mocno, że odłamała jego fragment. W odpowiedzi sama również warknęłam.
-Spokojnie. – Zarządził zdezorientowany Carlisle.
-Wiesz jak ciężko będzie mi znaleźć stół podobny do tego? – Zajęczałam, udając głęboko dotkniętą. – Bardzo go lubiłam.
-Materialistka. – Rzuciła Rosalie.
-Powiedziała dziewczyna, która była zaręczona z bogatym potworem! – odparowałam. Awantura wisiała w powietrzu.
-Wystarczy. –Mój ukochany był coraz bardziej zdenerwowany. – Rose, możemy spróbować nauczyć cię lepszej samokontroli, ale nie wiem, czy tak krótko po przemianie będą jakiekolwiek efekty.
-Zobaczymy. Kiedy zaczynamy?
-Możemy w każdej chwili. Tylko, że musimy zacząć od polowania. – Poczułam kolejne ukłucie w sercu. – Idź się przebrać.
Kiedy zostaliśmy sami spojrzał mi głęboko w oczy i zapytał:
-Dlaczego to robisz?
-Co robię?
-Nie udawaj, że nie wiesz. Odpowiadasz na wszystkie zaczepki. Pamiętaj, że ona jest nowonarodzoną, łatwo ulega emocjom.
-To takie... trudne. Mam na myśli, patrzeć jak ona robi wszystko to, co ja kilka lat temu. Czasami mam wrażenie, że...
-Co? – Zapytał strapiony, ale ja pokręciłam tylko głową. Nie chciałam mówić więcej. – Nie chcę żebyś cierpiała. Jeśli mogę w jakiś sposób pomóc, powiedz. – Jak mógłby mi pomóc w walce o niego samego? Wtuliłam się jedynie w jego ramię i zamknęłam oczy, na moment zapominając o dręczącym mnie problemie.
-Proszę, nie bądź dla niej taka. Ona nie jest pusta, ma uczucia.
-Wiem, wiem, ale nie mogę się do niej przekonać. Daj mi trochę więcej czasu.
-Chyba wakacje byłyby tutaj dobrym wyjściem. – Zaśmiał się cicho.
-Tak, wprost idealnym. – odpowiedziałam nieco rozluźniona.
Rosalie wróciła po kilku minutach. Podejrzewałam, że przebrała się znacznie szybciej i podsłuchiwała końcówkę naszej rozmowy. A może nie mogła znaleźć swoich ubrań, albo zdecydować, co na siebie włożyć? Nie interesowałoby mnie to, gdyby nie fakt, że strój, który wybrała idealnie podkreślał jej sylwetkę i był naprawdę gustowny. Spojrzałam na Carlisle’a. Jemu też się podobał. Zazgrzytałam zębami, a kiedy oboje spojrzeli na mnie zawstydzona spuściłam wzrok. Zapomniałam, że wampiry mają idealny słuch.
-To jak? Idziemy? – Rose najwyraźniej postanowiła udawać, że niczego nie zauważyła. Za to ja dostrzegłam sporo. Między innymi to jak uroczo uśmiechała się do mojego wampira.
-Nie spiesz się tak. Masz całą wieczność na naukę. – Wtrąciłam z przekąsem i od razu pożałowałam, że nie ugryzłam się w język. Przecież Carlisle prosił mnie, żebym nie prowokowała dziewczyny niepotrzebnie.
-Ja może i tak, ale ci, których chcę zabić, nie będą żyć wiecznie. – Odpowiedziała niewzruszona. Wyglądała na zbyt podekscytowaną zbliżającymi się polowaniem i nauką samokontroli. Oczywiście nie byłam zachwycona jej postawą. Wstałam z sofy i udając wesołą powiedziałam:
-Idę z wami.
-Wolałbym nie. – Powiedział Carlisle. Patrzyłam na niego zszokowana. Nie chciał zabrać mnie ze sobą? Wolał iść z nią sam? Nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu. Mój wzrok zaczął błądzić pomiędzy ich twarzami. Dlaczego nie miałabym iść z nimi? Przecież w ogóle bym nie przeszkadzała. Pocieszał mnie jedynie fakt, że Rosalie wyglądała na równie zdezorientowaną co ja.
-Rose, zostaw nas na chwilę. – Poprosił dziewczynę, która w wampirzym tempie opuściła salon. – Chodź tu do mnie. – Powiedział, ciągnąc mnie za rękę i sadzając sobie na kolanach. – Nie udawaj, że tak bardzo zależy ci na polowaniu. – Zażartował.
-Ale dlaczego nie mogę z wami iść.
-Po prostu nie ma takiej potrzeby. Oboje o tym wiemy. Poza tym – Zaczął szeptać mi wprost do ucha.- Znając was, mogłybyście pobić się nawet o głupiego jelenia.
-Jelenie nie są głupie. To bardzo inteligentne zwierzęta. – Odparowałam odruchowo. Usłyszałam jego śmiech.
-Co nie zmienia faktu, że nawet o nie mogłybyście walczyć, ale nie o tym chciałem porozmawiać. – Dodał, całując mnie w szyję.
-A o czym? – Zapytałam, chociaż obecnie niewiele mnie to obchodziło.
-Czy ja wiem? –Poczułam jego oddech na karku. – Na przykład o wspomnianych już wcześniej wakacjach?
-Nie żartowałeś?
-Z tak poważnych rzeczy jak wyspa, nigdy nie żartuję. – Odpowiedział, starając się zachować powagę.
-I co? Rosalie jedzie z nami?
-Nie bądź śmieszna. Oczywiście, że nie.
Przez moment nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Jak on to wszystko widział?
-Więc kiedy jedziemy? – Zapytałam, kiedy tylko odzyskałam mowę.
-Niedługo. Jest tylko jeden problem.
-A problem ma na imię Rosalie.
-Prosiłem, żebyś przestała. Chociaż nie, nie musisz. Robisz urocze miny, kiedy jesteś zazdrosna.
-Wcale nie jestem zazdrosna. – Syknęłam.
-No dobrze, nie jesteś. – Wyszeptał przekornie. Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo znowu mnie całował. Trudno było nadal się na niego złościć. Jednak po chwili przypomniałam sobie o czymś.
-O jakim problemie mówiłeś?
-Tak właściwie, to nie jest problem tylko coś, co musimy zrobić. Problematyczne może być wykonanie. – Powiedział niepewnie. Przestał patrzeć mi w oczy. Przestraszyłam się nie na żarty. Czekałam, aż dokończy i wyłoży mi dokładnie o co chodzi, ale on jedynie przycisnął mnie mocniej do siebie i oparł czoło na moim ramieniu.
-O co chodzi? – Zapytałam spanikowana.
-Spokojnie, już mówię. Tylko musisz mi obiecać, że to zostanie między nami. Ani Rosalie, ani Edward nie mogą się nigdy o tym dowiedzieć.
-Przysięgam. – Zapewniłam go i cała zesztywniałam oczekując na wyjaśnienia. Czy miał zamiar zrobić coś tak złego, że nie chciał, aby wiedzieli o tym, ci, których przemienił?
Spojrzałam mu w oczy. Carlisle nadal się uśmiechał, ale wyglądał na zawstydzonego. Powie o tym mnie, a nie Rosalie. Pomyślałam. Cokolwiek to będzie, zawsze będę go kochać. I teraz już wiem, że wygrałam. Wampir siedzący ze mną jest mój na wieki. Westchnęłam. Czy mogła istnieć informacja, która zniechęciłaby mnie do niego? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Zagubiona
Człowiek
Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Nie 14:36, 10 Maj 2009 |
|
Fajne!
Konflikt Esme i Rosalie rozkwita.
Rose przegrywa z kretesem.
Czy CArlisle powie, teraz Esme, dlaczego zmieniał Rose. A raczej ten drugi powód?
Pozdro i życze weny...
Zagubiona...
Edit:
A może by tak teraz z perspektywy Carlisle'a? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Zagubiona dnia Pon 20:38, 11 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Twilightomanka
Nowonarodzony
Dołączył: 06 Maj 2009
Posty: 40 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Daleka xd
|
Wysłany:
Nie 18:42, 10 Maj 2009 |
|
Ah, nareszcie doczekałam się kolejnej części ^^. Czytam twoje ff od dłuższego czasu, ale dopiero teraz odważyłam się skomentować, a więc, Twoje opowiadanie jest po prostu: cudowne, fantastyczne i genialne pod względem fabuły ^^. Tego mi brakowało: wątku Carlisle'a i Esme - mojej ulubionej pary xD. Błędów stylistycznych nie będę Ci wytykać, bo szczerze, nie zwracam na nie większej uwagi, dopóki nie rażą po oczach, u Ciebie takich nie wychwyciłam . Czekam na kolejną część Twojego ff z niecierpliwością i dużo weny!
P.S. Jak można przerwać w takim momencie?! No jak?! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|