|
Autor |
Wiadomość |
MonsterCookie
Gość
|
Wysłany:
Czw 16:02, 20 Sie 2009 |
|
Jestem strasznie zaciekawiona tym ostatnim rozdziałem, ponieważ ta Bella była intrygujaca. Opalona skóra i żółte oczy. Kontrowersyjne rozwiazanie. Poza tym Bella czuję siłę, żeby zabić Jaspera? I lubi smak słodkiej krwi? Mam w głowie tyle domysłów na ten temat, że już sama nie wiem. Oczywiście spotkanie Jaspera tez był dla mnie zdziwieniam, myślałam, że to będzie inny z Cullenów, a nie właśnie on. Ogólnie podobało mi się, masz świetny styl. :P
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam,
MonsterCookie :) |
|
|
|
|
|
|
Black Hole
Nowonarodzony
Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 28 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Nigdziebądź
|
Wysłany:
Czw 21:28, 20 Sie 2009 |
|
Gdybyś potrzebowała zdjęć wilków - PW Mam tego miliony.
A teraz tekst:
Kobieto, jesteś niemożliwa. Jakoś nie ciągnęło mnie do przeczytania tego opowiadania, ale kiedy zaczęłam, nie mogłam przestać. Pomysł jest cudowny, niezwykle oryginalny, a przede wszystkim bardzo intrygujący. Zastanawiam się czym/kim jest Bella, jakim cudem Veronica wie o wszystkim. I jakie to umiejętności posiada ta, na pewno niezwykła, biała wilczyca.
Strony technicznej się nie czepiam, ani nie tykam. Jestem beznadziejna w wyłapywaniu i poprawianiu błędów, aczkolwiek nic nie znalazłam w trakcie czytania.
Życzę dużej weny i czekam na dalsze rozdziały.
BH. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
bluelulu
Dobry wampir
Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 85 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo
|
Wysłany:
Pią 1:56, 21 Sie 2009 |
|
Muszę powiedzieć, że jestem miło zaskoczona. Takie coś , już sam tytuł "Lykaina" sugerował małe wilkołactwo ^^' , jestem bardzo ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń, ale to oczywiste dla każdego czytelnika.
Co będzie dalej? Bella porzuci Edwarda? Pokocha Jake`a ;p ? oby nie! ;p
weny życzę , niesamowice.
Pozdrawiam, U. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
chocolate_maggie
Nowonarodzony
Dołączył: 17 Sie 2009
Posty: 38 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań/Forks
|
Wysłany:
Pią 11:20, 21 Sie 2009 |
|
Na razie niezbyt podoba mi się pomysł Belli-wilkołaka jeśli to masz zamiar zrobić ale poczekam na ciąg dalszy. Mam za to pytanie: czy celowe było nazwanie ojca Henry'ego Royce'em Kingiem ?! Czy ma to jakieś powiązania z historią Rose czy po prostu ta go nazwałaś?? Weny
Pozdrawiam
chocolate_maggie |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Pią 16:45, 21 Sie 2009 |
|
Nie będę się ustosunkowywała do Waszych przypuszczeń. Cieszy mnie to, że w jakiś sposób pobudzam czyjąś wyobraźnię, a komentarze tylko temu dowodzą. Czy Bella będzie z Edwardem, czy wybierze inną drogę - na pewno się dowiecie we właściwym czasie. Nie piszę z doskoku, wszystko jest już w jakimś większym lub mniejszym zarysie rozstrzygnięte, tylko pewne szczegóły wychodzą ze mnie spontanicznie. Wiem, że nie każdego zadowolę, ale tak to już jest.
Co do pytania chocolate_maggie - Tak celowo nazwałam ojca Harrego Royce'm i tak to ten sam Royce King. Trochę pozmieniałam wobec tego historię Rose. Mam tego świadomość. Być może ten wątek będzie przemilczany, być może go jeszcze wykorzystam. To jeden z tych niepewnych szczegółów.
Nowy rozdział będzie zapewne wcześniej, niż zwykle. Wena wróciła, a Wasze życzenia tylko ją karmią za co dziękuję. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
thingrodiel
Dobry wampir
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 148 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka
|
Wysłany:
Pią 19:20, 21 Sie 2009 |
|
Zapewne nie ustosunkujesz się także do moich przypuszczeń, ale pozwolę sobie popuścić wodze fantazji. Więc (tak, pięknie zaczęłam to zdanie) wymyśliłam następującą sprawę: to babciusia użarła Bellę. Pasowałoby mi to do ostatniego fragmentu (do którego nadal mam mieszane uczucia, ale tylko pod względem technicznym). Babcia-wilk nadziała się na Bellę, kłapnęła ząbkami, a potem odegrała miłą staruszkę rodem z bajki o Jasiu i Małgosi. Rzecz jasna nie musi okazywać się złą Babą Jagą i nikt jej pewnie nie spali żywcem w piecu, ale pasuje mi to do dotychczasowej konwencji. O ile jeszcze czegoś nie dodasz (a pewnie to zrobisz) to konsekwentnym rozwiązaniem mogłoby być to, co napisałam powyżej (podkreślam - mogłoby, niekoniecznie musiało). W twoim tekście pojawił się wątek przeznaczenia do jakiegoś celu. Nie wierzę w przeznaczenie i mity o wybrańcu (ciekawy tekst ze strony fanki SW, ale nieważne), natomiast wierzę w wybór. Co, jeśli to babcia wybrała Bellę i ją "naznaczyła"? (A teraz to mi wylazł przynajmniej Harry Potter.)
Tyle moich teorii.
Wiesz, co mi się w twoim opowiadaniu podoba? Ma taki bajkowy klimat. Ale nie taki prosto ze stajni Walta Disneya. Chodzi mi raczej o baśnie, które napisali bracia Grimm. Gęsty las, jakaś staruszka, bohaterka, która się jakoś zmienia (a zmienia - nikt mi nie wciśnie, że Bella pozostała pełnoetatowym człowiekiem, za bardzo ją w ten las ciągnie), jest trochę zagrożenia, ale i odrobina dobroci. Choć jeszcze nie wiadomo, czy nie powierzchownej - babcia i jej domek z piernika to kwestia wciąż nie rozwiązana.
Tak więc owszem - ja tu widzę nieco braci Grimm. Choć może nieco inaczej.
Weny, Pernix! Weny!
jędza thin
PS A jak jeszcze raz napiszesz coś o swojej rzekomej głupocie, to cię trzepnę! :P |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Pią 19:23, 21 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Paramox22
Zły wampir
Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 32 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD
|
Wysłany:
Czw 20:42, 27 Sie 2009 |
|
ten ff jest niesamowity, strasznie tajemniczy i bardzo wciagajacy :P zdecydowanie masz kolejna fanke twojej tworczosci, uwielbiam ta belle, tylko nie za bardzo kumam kim ona jest :D ciekawi mnie tez strasznie co bedzie z edem, czy ja zabierze czy bells sama wroci i oczywiscie o co chodzi z tymi prawami natury i co bd teraz z bells, jakie jest jej powolanie :D co do bledow nie dopatrzylam sie zadnych, nie zwracalam na nie uwagi, bo mi nie przeszkadzaly, pozostaje mi zyczyc tylko weeny:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Maya
Wilkołak
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!
|
Wysłany:
Pią 15:57, 11 Wrz 2009 |
|
Ciekawe, ciekawe ...
Wow. jej.
nie no, proszę jak najszybiciej kolejny rozdział bo zwariuję :)
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
madam butterfly
Dobry wampir
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 126 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki
|
Wysłany:
Pią 17:46, 11 Wrz 2009 |
|
Ekhym, nadchodzę, zróbcie mi przejście. No już, sio! Będę teraz mówić ^^.
Moja droga Julio, mój Ty promyku radosny, tak sobie myślę, że z konstruktywnego tworu w moim wykonaniu będą nici, ale staram się jak mogę, bo się nie odbrazisz ^^. Tak więc w umyśle przebiegłego humanisty zrodziła się myśl, żeby to wszystko wypunktować ładnie, a Ty już dobrze wiesz, kto znajdzie się na pierwszym miejscu.
1. Jasper. Mój przecudowny Jasper. Och, lejesz miód na moje serce. W dodatku Jasper uciekający przed Bells, to jest dopiero to. Niby to tylko mała część tego rozdziału, ale właśnie w tym fragmencie Bells wydaje mi się najbardziej ludzka. Przedtem radośnie opisuje, co to rośnie sobie wokół, od czasu do czasu się zlęknie, a i o Edwardzie nie myśli za często. A tu, w rozmowie z Jasperem, nagle pokazuje, jak wiele ma wątpliwości, jak bardzo chce wracać do domu, ale nie może, bo w jakiś sposób została naznaczona. I nie do końca zdaje sobie sprawę, kim się stała, ale gdzieś tam w środku czuje, że to jej przeznaczenie. No i potrafi przekonać Jaspera. Też bym tak chciała.
2. Opisy. Pernix, Ty cholerna czarodziejko słów. Wiesz, że mam kompleksy? Opisy to zawsze była moja pięta Achillesowa, a teraz wchodzę sobie w podskokach na Lykainę, robię ambitne czytu czytu i cały mój dotychczasowy zapał znika. Gdzież mi tam do Ciebie? Jakby to powiedział moj genialny przyjaciel: Holender, ale depresja . Powalasz na kolana plastycznością obrazu, dynamizmem opisów i doborem słów. Paliczki, szczerze, zwaliły mnie z krzesła. Słowo tak urocze nijak nie pasuje do tajemniczego lasu, a mimo wszystko ślicznie wkomponowało się w rysunek, który mam przed oczyma. Tak, po dłuższym namyśle podtrzymuję moją wersję. Opisy to zdecydowanie Twoja najmocniejsza strona.
3. Historia babuleńki V (tak, tak, wiem, że to nie z ostatniego rozdziału, ale trzeciego też nie skomentowałam). I tu będzie trochę krócej, bo właściwie nie powiem Ci niczego, czego już nie wiesz. Historia porywa, zatraciłam się w niej całkowicie, zapominając przy tym o gotującej się zupie, więc jakby nie było, wisisz mi obiad. I garnek zresztą też. Twoje pomysły są genialne, a z tego, co zdążyłam podpatrzeć i podsłuchać, playlista też będzie cudowna.
Nie masz nawet pojęcia, jak dobrze jest wrócić do domu po tym cholernym piątku (mam wrażenie, jakby dzisiaj było trzynastego) i przeczytać wreszcie Twoje cudeńko. Od razu człowiekowi robi się trochę lepiej na serduszku. Niech żyje matura z angielskiego i cholerny WOS. Hurra.
Tak więc, nie przedłużając, by Cię nie zanudzić, padam do stóp i życzę najwspanialszej weny. I żebyś nie była tak leniwa jak ja, bo nigdy tego nie skończysz ^^.
Ave, M.B. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Wto 23:13, 15 Wrz 2009 |
|
Moje drogie, staram się, żeby było tajemniczo, mam nadzieję, że tą częścią Was nie zawiodę.
W ogranięciu i dopracowaniu pomogły mi wspaniałe bety, którym dziękuję za poświęcony czas:
AngelsDream i thingrodiel
thin, od razu odpowiem, zgadałaś, jaka jest piosenka do tego rozdziału. (Właściwy moment do odsłuchania jest wskazany w rozdziale, ale, jeśli chcecie, możecie ją sobie już załadować Ain't no sunshine ) i tak Bella mieszka/mieszkała w rezerwacie przyrody, nie takim indiańskim
5. Edward
Kolejnego ranka obudziłam się z cholernym bólem głowy. Nie spodziewałam się, że tak szybko trafię na ślad mojej przeszłości. Nie przypuszczałam, że aż tak się zmieniłam. Jasper wywołał we mnie gniew, miałam ochotę rozszarpać go na kawałki. Teraz byłam pewna, że nie jestem już sobą. Nie jestem Bellą. Ja to nie ja. Zmiany w moim wyglądzie było widać gołym okiem, choć nadal nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. Człowiek z żółtymi oczami, o wrażliwym węchu, silny, szybki, precyzyjny – tak, to w moim przypadku drastycznie się zmieniło - którego podniecał zapach zwierzęcej krwi. Przeszłam metamorfozę, ale nadal przypominałam człowieka. No właśnie, przypominałam, choć już nim nie byłam. Poszłam do głównej izby, by szczerze porozmawiać z Veroniką o wydarzeniach z poprzedniego dnia, oczywiście pomijając informację o spotkaniu wampira. Zapach duszonej potrawy omamił mnie całkowicie. Poprosiłam babcię o porcję jedzenia. Veronika zaśmiała się, bo gotowała gulasz na obiad.
- Przy tobie, kochana, zapasy stopnieją mi w ciągu tygodnia.
- Veroniko, ja nie rozumiem, nigdy nie miałam takiego apetytu, jak u ciebie. Musisz być niezwykłą kucharką.
- Moja droga, twój apetyt jest całkiem zrozumiały i to nie zasługa mojej kuchni – odpowiedziała, chichocząc pod nosem.
Faktycznie, to kolejna zmiana w moim zachowaniu. Wilczy apetyt; najpierw zjadłabym konia z kopytami, a potem poprosiłabym o krwisty befsztyk - na deser. Boże, co się ze mną dzieje? W zawrotnym tempie pochłonęłam miskę gulaszu. Po trzeciej dokładce, w końcu syta, zebrałam się, by poruszyć drażliwy, okryty dziwnym tabu, temat. Dokładnie opowiedziałam babci o zdarzeniach minionego dnia, o niewytłumaczalnym dla mnie pociągu do krwi, który poczułam, gdy odnalazłam martwą matkę naszego łoszaka, o instynkcie drapieżcy i zmianach. Kobieta milczała dość długo. Byłam pewna, że wie więcej, niż to okazuje, dlatego wstałam z krzesła i padłam jej do stóp, chwytając za kolana.
- Veroniko, proszę, powiedz mi, co się ze mną dzieje. Wiem, że wiesz więcej, ale z jakiegoś powodu milczysz. - Babcia posmutniała, widać było, że toczy ze sobą walkę.
- Dobrze. Powiem ci, co wiem. - W końcu złamałam jej opór.
Nie spodziewałam się tego. Choć jeszcze nie stałam się potworem, w najbliższej przyszłości miało dojść do pełnej przemiany. Najgorsze, że nikt nie pytał mnie o zdanie. Czy nie ma od tego odwrotu? Mogłam myśleć tylko o tym, jak odwrócić tę klątwę. Bo moim zdaniem to była klątwa, a nie wyróżnienie. O, ironio! Ja wilkiem? Prawdziwym wilkiem? Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę. Babcia powiedziała, że Lykaina – kobieta, która ukazała mi się w jasnej poświacie - wybrała sobie na następcę Jamesa, syna Veroniki. Musiała jednak poczekać, aż chłopak dorośnie, co, jak wiemy, nie było mu dane. Lykaina to uniwersalne imię każdej strażniczki lasu. Strażnik zwie się Lykosem. Stada wilków nie mogły same potrzymać inwazji człowieka, który coraz bardziej wdzierał się na teren wilczych żerowisk, zakłócając ich egzystencję. Legenda głosi, że stary biały wilk – przewodnik stada, rzucił się na człowieka, kąsając go w przedramię. Na swą ofiarę wybrał rosłego mężczyznę, który rąbał w lesie drzewo na opał. Po ukąszeniu wilk położył się przy nieprzytomnym człowieku i duch zwierzęcia nawiedził ludzkie ciało. Mężczyzna powoli dostrzegał zmiany w swoim ciele oraz zachowaniu, aż pewnego dnia, ni stąd, ni zowąd, zniknął. Rodzina już nigdy go nie zobaczyła, choć czasami mieli wrażenie, że ktoś ich obserwuje. Za każdym razem tym majakom towarzyszyła biała poświata, kryjąca za sobą niewyraźną, ludzką postać. Ten przykładny mąż i ojciec po kompletnej przemianie nie mógł już mieszkać z rodziną, ale obserwował i pilnował domowego ogniska. Im częściej przybierał postać wilka, tym trudniej było mu zmienić się na powrót w człowieka. Strażnik lasu żył zawsze w pojedynkę. Lykos decydował się do końca życia nie mieszać ani z ludźmi, ani z wilkami. Lykaina mogła uwieść mężczyznę bądź wilka, by znaleźć następcę w swym potomku. Jeśli nie została matką, naznaczała kolejnego strażnika tradycyjnym sposobem - przez ukąszenie. Czy można było uniknąć przeznaczenia, jakim obarczyła mnie strażniczka? Na to pytanie nie otrzymałam odpowiedzi. Jedno było pewne - Lykaina jeszcze żyła i nie przekazała mi pełnej mocy.
- Veroniko, muszę to przemyśleć, pozwolisz, że poszukam sobie jakiegoś ustronnego miejsca? - Staruszka przytaknęła, milcząc. Rozumiała, że potrzebuję czasu, by przetrawić tę wiadomość. Pobiegłam przez las w góry. Wspięłam się po nich i usiadłam nad urwiskiem. Przede mną roztaczał się niewyobrażalnie piękny krajobraz. Zielone korony drzew falowały niczym wzburzone morze. Przepaść w dole i ostre skały wyglądały złowrogo, ale też niezwykle pociągająco. Nie wiem, dlaczego wcześniej unikałam górskich wędrówek. Tu powietrze było inne, tu czułam, że żyję. Stanęłam nad przepaścią i uniosłam ręce w górę, rozpostarłszy je na boki. Długie włosy powiewały na wietrze jak flaga na maszcie. Wiatr muskał i podszczypywał moją skórę. Może jeszcze jest nadzieja, może uda mi się odnaleźć Lykainę i powiedzieć jej, że wybrała niewłaściwą osobę. Źle oceniła moją sytuację, pewnie myślała, że jestem zagubioną istotką, która chce uciec od świata, a życie, jakie mi zaproponowała, będzie dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Cofnęłam się o krok i ruszyłam w drogę powrotną. Do babcinej chatki dotarłam przed zmierzchem.
Znalazłam Veronikę w szopie, mościła właśnie posłanie dla Filipa. Tak właśnie nazwała osieroconego łosia.
- O, jesteś. Kolacja stoi na piecu, musisz tylko przygrzać. - Nie pytała o nic, jedynie uśmiechnęła się smutno.
- Dziękuję Veroniko, za wszystko, co dla mnie robisz – powiedziałam i udałam się do domu.
Podgrzałam fasolkę w sosie pomidorowym i zjadłam dwa talerze. Później wstawiłam wodę na herbatę i czekałam na kobietę. Kiedy weszła do środka, podbiegłam do niej, żeby ją przytulić.
- Będę za tobą tęsknić, byłaś dla mnie jak prawdziwa babcia, której nigdy nie miałam – wyszeptałam, zanosząc się płaczem.
- A więc odchodzisz. Wiedziałam, że kiedyś nastanie ten dzień, ale nie przypuszczałam, że tak szybko – powiedziała spokojnie. Uniosłam głowę w górę i zobaczyłam, jak po jej policzku spływa łza. - No, już, przestań się mazgaić, bo i ja przez ciebie się rozpłaczę – zbeształa mnie z uśmiechem na twarzy.
- Veroniko, ja jeszcze do ciebie przyjdę, na pewno cię odwiedzę, ale teraz mam kilka spraw do załatwienia.
- Cii, kochana, wiem, że przyjdziesz. Będę czekała – odparła ze spokojem i przytuliła mnie mocniej, a potem ruszyła do spiżarki, żeby przygotować mi prowiant na drogę. Nie potrzebowałam jedzenia, pierwszy etap nie będzie długi, a później i tak będę musiała sama zadbać o pożywienie, ale nie chciałam robić jej przykrości. Wiedziałam, że troska o innych i chęć bycia potrzebną są dla niej ważne.
Po łzawych pożegnaniach z babcią poszłam jeszcze do szopki, by pogłaskać kozę i małego łosia. Czuł się już znaczenie lepiej. Veronika karmiła go mlekiem Agaty, powiedziała, że jak tylko łoś osiągnie odpowiedni wiek, wypuści go na wolność.
Ciemność mi sprzyjała, nie musiałam czekać do rana. Ruszyłam powoli, przeszłam przez polanę, a gdy dotarłam do zadrzewionego terenu, puściłam się biegiem w miejsce, w którym rozstałam się z Jasperem. Odnalazłam je bez problemu. Moja orientacja w przestrzeni znacznie się poprawiła. Zaczerpnęłam haust powietrza. Tysiące różnych zapachów przedzierało się przez moją głowę: rozkładająca się padlina, jedlica, strach uciekającego w popłochu kojota, słodycz dzikich jagód. Po zapachu wampira zostało już niewiele albo nawet i nic. Rozglądałam się dookoła, szukając śladów. Uśmiech zagościł na mojej twarzy, gdy pomyślałam o tym, że to jak zabawa w podchody, którą uskuteczniało się w dzieciństwie. Nagle dostrzegłam powiewający na gałęzi fragment koszuli, dobiegłam do tego miejsca i poskoczyłam w górę, by pochwycić materiał. Był miękki, z pewnością z domieszką jedwabiu. Alice zabije Jaspera za rozerwanie drogiej i najprawdopodobniej bardzo modnej koszuli. Zanurzyłam nos w kawałek tkaniny. Słodycz drażniła moje gardło. Nie wiem, czy to oznaka masochizmu, ale ten ból sprawiał mi przyjemność. Kiedy wampirzy zapach pozostawiony na skrawku materiału utrwalił się w moim umyśle, podążyłam dalej w poszukiwaniu kolejnej wskazówki, która miała mnie zaprowadzić do domu. To było całkiem łatwe – jak po sznurku przebyłam całą drogę. Nie znalazłam już następnej części odzienia Jaspera, ale też nie potrzebowałam kolejnego znaku. Dotarłam w znajome rejony. Słońce wzbiło się już wysoko na niebie. Do domu Cullenów pozostały może cztery kilometry. Miałam mętlik w głowie. Podniecenie, że znów zobaczę Edwarda, mieszało się z niepokojem. Nie byłam pewna, jak zareaguje. Mało tego, nie wiedziałam, jaka będzie moja reakcja. Ruszyłam dalej, biegłam coraz szybciej. Przypuszczam, że Jacob nie przegoniłby mnie na swoim motorze. Słodki ból dławił coraz bardziej. Zatrzymałam się przy krańcu lasu – dom Cullenów ukazał mi się w całej okazałości. W porównaniu z chatą Veroniki to posiadłość wielkości Białego Domu. Postanowiłam, że nie zdecyduję się na konfrontację z całą rodziną, dlatego wskoczyłam na drzewo, którego gałęzie prowadziły prosto do pokoju Edwarda. Wspinaczka nie stanowiła żadnego wysiłku. Przestałam się już dziwić swoim umiejętnościom. Przerażała mnie tylko pełna przemiana. Dysponowanie nadprzyrodzonymi siłami, przy jednoczesnym pozostaniu w ludzkim ciele było całkiem fajną sprawą i wreszcie nie musiałam na wszystko uważać. Zastanawiałam się, czy, jeśli istniałaby jakaś szansa, aby uniknąć życia, jakim naznaczyła mnie Lykaina, zachowam nowe umiejętności.
Pokój Edwarda był pusty, cofnęłam się do pnia drzewa i przeskoczyłam na następne, aby zajrzeć do sypialni Alice i Jaspera. Miałam nadzieję, że zastanę tam samego Hale'a, broń Boże, nie chciałam stać się świadkiem wampirzych harców. Tak jak przypuszczałam, Jasper leżał wygodnie na łóżku, czytając gazetę. To tradycjonalista, który nie za bardzo przepada za Internetem, ale mimo to chce być na bieżąco ze wszystkimi wiadomościami, dlatego bardzo często można go było zastać z gazetą w ręku. Nad ranem stanowiło to wręcz rytuał. Gdyby był człowiekiem, należałby do tych, którzy urządzają sobie godzinne posiedzenie w toalecie z gazetą pod pachą. Wskoczyłam przez otwarte okno, delikatnie opadając na podłogę. Jasper poderwał się z łóżka całkowicie zaskoczony moją obecnością.
- Myślałam, że nie można przestraszyć wampira – powiedziałam, śmiejąc się z reakcji Jazza.
- Moja droga, nie przestraszyłaś mnie. Jestem poniekąd zdziwiony, że tak cicho się tutaj zakradłaś.
- To te moje nowe moce – odparłam. - Gdzie jest Edward? Zaglądałam do niego, ale pokój jest pusty.
- Na polowaniu z resztą rodziny. Ja najadłem się do syta w twoim rezerwacie, a teraz pilnuje włości.
- Najwidoczniej niezbyt dobrze ci to wychodzi, skoro tak łatwo cię podejść – zachichotałam. - Powiedz, jak zareagowała Alice, kiedy wróciłeś bez koszuli? Na pewno zniszczyłeś drogocenny egzemplarz.
- Jej reakcja to małe piwo. Najtrudniej było udawać, że nic nadzwyczajnego mnie nie spotkało. Szczęśliwym trafem mam łatkę outsidera i samotnika. Zaszyłem się w bibliotece i czytałem książkę za książką, powtarzając w myślach każde słowo. Edward ma mnie już dość. Uwinąłem się z prawie całą wampirzą Antologią. Najbardziej cierpiał przy romansach pióra Charlaine Harris. Nie mógł znieść maniery Billa i naiwności Sookie, a przy scenach miłosnych warczał jak oszalały basior. Powiem ci, że to było nawet warte mojego samookaleczenia tą prozą – Zaśmiał się pod nosem. - Ale teraz już wróciłaś, wypełniłem zadanie. Mam nadzieję, że nie zranisz już więcej mojego brata. Jest 1:1. - Ten komentarz był całkiem niepotrzebny, zważywszy na to, że nie będę mogła długo tu zabawić, a Edward nie może mi towarzyszyć. Uśmiechnęłam się smutno.
- Zaczekam w jego pokoju, ale mam do ciebie jeszcze jedną, małą prośbę. - Zawiesiłam pytanie w przestrzeni.
- Słucham.
- Czy mógłbyś wpuścić do domu tylko Edwarda? Zależy mi na tym, żebyśmy mogli być sam na sam podczas tej rozmowy. To dla mnie bardzo ważne.
- W porządku, to mogę dla ciebie zrobić.
- Dzięki – odpowiedziałam z ulgą. Przytaknął w milczeniu.
Kiedy weszłam do sypialni Edwarda, nie mogłam jej poznać. Jasper wspominał, że Edward nie pozwala nikomu tu wchodzić i teraz wiem dlaczego. Na podłodze leżały porozrzucane książki i płyty. Wszędzie walały się też ubrania. On zawsze był uporządkowany, wręcz perfekcyjny. Taki nieład zupełnie do niego nie pasował. Podeszłam do wieży i włączyłam ostatnio słuchaną płytę. Z głośników rozległ się elektryzujący głos Billa Withers'a. Słońce nie lśni, odkąd odeszła. Nie ma ciepła, gdy jej brak... Poczułam ukłucie w sercu, słysząc słowa piosenki. Wiedziałam, że Edward ma zwyczaj słuchania muzyki wedle swojego nastroju. Ten utwór to dowód, że jego stan nie był najlepszy. Podeszłam do biurka. Zaciekawiła mnie górka papierowych kulek kipiących z kosza na śmieci. Na blacie leżały porozrzucane luźno arkusze papieru. Wśród pustych kartek dostrzegłam jedną zapełnioną starannie wykaligrafowanymi literami. Chwyciłam ją drżącymi rękoma i odczytałam:
Brak mi słońca w jej skórze
Brak mi ciepłego oddechu muskającego szyję
Brak mi jej nieśmiałego uśmiechu
Brak mi po prostu jej
Bez niej nie mogę oddychać,
choć oddech nie jest mi potrzebny, by żyć
Bez niej nie mogę znaleźć sensu egzystencji
Gdybym nigdy jej nie spotkał,
żyłbym w ułudzie
Byłbym pewien, że nie ma takiej kobiety,
która poruszy moje nieistniejące serce.
Gdybym jej nie spotkał...
- Edward... – jęknęłam przepełniona bólem.
- Słucham, kochanie – padła odpowiedź, obejrzałam się za siebie, kartka wypadła mi z rąk. Stał w drzwiach, sztywny niczym posąg. Jego oczy były mętne, smutne. Twarz nie pokazywała żadnych emocji. Nie dostrzegałam ani gniewu, ani radości. Po policzkach spływały mi ciepłe, wręcz parzące, łzy.
- Jestem, Edwardzie. Przyszłam, bo... - Urwałam. Słowa, które musiałam powiedzieć nie chciały przejść mi przez gardło. - Nie mogę odejść bez pożegnania.
- Bella, nie rób tego! Nie rań mnie bardziej. Kiedy cię nie było, nie było też mnie. Szukałem cię wszędzie.
- Nie mogę być z tobą – powiedziałam tak cicho, że nikt by mnie nie usłyszał. Nikt poza wampirem.
- Przestań! - krzyknął, aż zadrżałam, a później podbiegł, chwycił mnie mocno za przedramiona. Po czym natychmiast uwolnił z ucisku, jakbym raziła go prądem.
- Bella, co ci jest? Twoja skóra jest gorąca, pachniesz zupełnie inaczej - jak nie moja Bella. I jeszcze te oczy! - Słyszałam go jak przez mgłę, zrobiło mi się słabo, drżałam, ciało oblał zimny pot. - Bella! Bella!
- Edward, zostaw mnie! Myślę, że to ty na mnie tak działasz. Wyjdź stąd, spotkamy się na dworze. Muszę się uspokoić. - Wiedziałam, że te słowa go zranią, ale naprawdę nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieję i czy czasem on nie jest tego przyczyną. Po kilkunastu minutach, kiedy wszystko wróciło do normy, wyskoczyłam przez okno, zatrzymałam się na gałęzi, a potem zsunąwszy po pniu, stanęłam przed Edwardem.
- Łał, kim ty jesteś? Na pewno nie moją dziewczyną, ona nie była taka zwinna.
- To ja, ale trochę zmieniona – powiedziałam nieśmiało. - Nie wiem, kim dokładnie jestem. To znaczy już wiem, ale nie mam jeszcze wszystkich mocy i nadal nie mogę w to uwierzyć. - Usiedliśmy na trawie naprzeciw siebie. Opowiedziałam Edwardowi całą historię o tym, jak zgubiłam się w lesie, o dobrym sercu Veroniki, która przygarnęła mnie do siebie, o zmianach w moim zachowaniu i wreszcie o legendzie i moim przeznaczeniu. Słuchał z uwagą i ani razu mi nie przerwał. Kiedy skończyłam mówić, zapadło dość długie milczenie. Nie wiedziałam, co mam zrobić, więc czekałam na jego ruch.
- Na pewno można to jakoś odwrócić, z tego co powiedziałaś, nie doszło do pełnej przemiany. Zrobię wszystko, żeby cię na powrót odzyskać. Nie mogę cię stracić, już nigdy więcej. - Uśmiechnęłam się smutno.
- Jedno, czego jestem na razie pewna to to, że reaguję na ciebie wręcz alergicznie. Mieliśmy już tego przedsmak. Sama muszę znaleźć sposób na rozwiązanie tej zagadki. - Mówiąc to wiedziałam, że zbliżam się do wyjawienia najważniejszej informacji. Bałam się jego reakcji. - Dlatego nie możemy się teraz spotykać. - Zapadła krępująca cisza. Po chwili Edward znów mnie pochwycił, tym razem kładąc obie ręce na moich policzkach. Przywarł do mnie całym ciałem.
- Nie zostawię cię, nie mogę bez ciebie żyć – powiedział, a potem przycisnął swoje wargi do moich.
Moje ciało przeszły dreszcze, Edward wsunął zimny język do mej buzi. Mdły, słodki smak drażnił gardło. Nie mogłam się od niego oderwać, poczułam wibracje na całym ciele, trzęsłam się jak osika. Zdecydowanym ruchem odepchnęłam go od siebie. Edward wyglądał na przerażonego. Przez wszystkie naprężone mięśnie przeszły wstrząsy, jakbym została rażona prądem. Skóra napinała się i falowała. Sprawiała wrażenie, że zaraz się rozerwie na kawałki. Krzyknęłam, bo ból doskwierał mi coraz bardziej intensywnie. Kolejny krzyk przerodził się w skowyt. Rzuciłam się na wampira. Przyparłam do ziemi białymi łapami, warcząc. Mój wampir z pewnością zdołałby mnie obalić i w mgnieniu oka skręciłby mi kark, tymczasem nawet nie drgnął. Zdawał się być całkowicie sparaliżowany. Jego oczy wyrażały smutek. Przeznaczenie kazało mi go zabić, serce mówiło „kocham”. Polizałam twarz Edwarda i, wyjąc, uciekłam do lasu. Zanim wkroczyłam w zadrzewiony obszar, obejrzałam się za siebie. Wstał i patrzył się na mnie tępym wzrokiem, nadal oniemiały. Wiedziałam, że muszę mu jeszcze wszystko wytłumaczyć, ale nie teraz. Nie byłam jeszcze wystarczająco silna, by przebywać w jego towarzystwie. Bieg na czterech łapach był jeszcze bardziej efektywny, niż w ludzkiej formie. Zmysły wyostrzyły się mocniej, niż we wcześniejszym stadium. Pamiętam, jak Jacob opowiadał o byciu wilkiem. On uwielbiał swoje możliwości w wilczej postaci, ja przeklinałam siebie. Bycie wilkiem oznaczało dla mnie niewolę i alienację. Nie wyobrażałam sobie życia w samotności. Musiała być na to rada. Droga powrotna zajęła mi zdecydowanie mniej czasu. Znów znalazłam się na terenie rezerwatu. Nie mogłam przyzwyczaić się do zwierzęcej formy, nie wiedziałam, jak powrócić do ludzkiej. Podbiegłam do znajomego źródła. Spojrzałam w taflę wody. Żółte ślepia, biała kufa i czarny, mokry nos. To byłam ja. Zwinęłam swoje dziwne ciało w kłębek i zamknęłam oczy.
_____
Thin, jak widzisz twoje przypuszczenia, co do babci się nie potwierdziły. Lykaina to całkiem inna osoba. :)
Czekam z niecierpliwością i drżeniem serca na Wasze opinie. Buziaki :) |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Wto 23:35, 15 Wrz 2009 |
|
Żal mi Edwarda.
Po drugie to przez Ciebie się nie wyśpię :P Ale cóż muszę skomentować teraz bo do jutra mi coś umknie. Zacznę od Edwarda :D Całe spotkanie wyszło Ci pięknie, aż mnie w sercu ścisnęło. To była moja ulubiona scena w tym rozdziale, w zasadzie to w całym ff. Choć jak mi pisałaś na gg o pożegnalnym pocałunku miałam skrajnie inne wyobrażenie. Ale z drugiej strony niesamowicie mnie zaskoczyłaś co się bardzo chwali. I ładnie wkomponowałaś wiersz, choć Edward piszący poezję jakoś nie przypada mi do gust, wystarczy, że gra na fortepianie ^^
Podobało mi się wplecenie tytułu. Największa tajemnica się wreszcie wyjaśniła :D Z tą strażniczką lasu to miałam już takie podejrzenia po poprzednim rozdziale, ale nie podoba mi się zbytnio koncepcja zmiany w wilka. To zbyt podobne do sfory i mnie teraz zastanawia czy Lykaina to jest jakaś legenda/mit/podanie na którym się opierasz, co tłumaczyłoby Twój wybór, bo w sumie dla mnie już jest za dużo wilków w twilightowym świecie.
I powiem na sam koniec, że jeśli zamierzasz zeswatać Bellę z Jacobem i dać im małe szczeniaczki to protestuję ^^ Żartuję oczywiście, i pogodzę się w końcu z Twoją koncepcją, ale zdecydowanie kibicuję Edowi ^^
Wybacz za nieco nieskładny komentarz, ale to jest spowodowane porą
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy i życzę weny ;*
niobe |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez niobe dnia Wto 23:36, 15 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
AngelsDream
Dobry wampir
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 108 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Wto 23:51, 15 Wrz 2009 |
|
Zupełnie nie rozumiałam, czego obawiałaś się, przysyłając mi ten rozdział. Nie wiem - może byłam jeszcze pod wpływem złota siatkarzy, ale stanowczo mi bardzo przypadł do gustu, chociaż faktycznie zrobiło się gęsto od wilków. Z drugiej strony za wiele o sforze nie napisałaś, więc aż tak tego nie czuć. Ja nie kibicuję ani Edwardowi, ani Jacobowi - skupiam się na samej Belli, bo to przed nią najgorsze wybory, a jesteśmy dopiero na półmetku. Myślę, że przygotowałaś nam jeszcze kilka niespodzinek i cieszę się, że wiem odrobinę więcej niż reszta - taki los bety. Wiersz ani mnie ziębił, ani parzył - ot był i pasował do lirycznego, odrobinę histerycznego Edwarda, więc na poezję Cullenowską narzekać nie będę. A pocałunek uważam za uroczy, chociaż wcale urok mu nie towarzyszył - ot psie skrzywienie. Przynajmniej mogłam się na chwilę wyrwać z własnego tekstu i skrobnąć ci kilka słów (niobe, nie myśl, że zapomniałam o OWY, bo nie zapomniałam). Miło, że rozwijasz się z każdym rozdziałem. Gdzieś odeszły te wszystkie kwiatki, które wytykałam ci na początku, a to cieszy mnie nawet bardziej, niż kolejny rozdział Lykainy - mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi.
Dobrej nocy i pozdrawiam. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Śro 11:21, 16 Wrz 2009 |
|
Niobe, gdzie Ty masz ogrom wilków w moim ff, w Twilighcie i owszem, ale tutaj nie zatrudnię i nie opiszę całej sfory. :p
Jest na razie tylko Bella i Lykaina.
Legenda opiera się na moich wymysłach, Lykaina jest prawdziwym wilkołakiem, choć znowu ten wilkołak ma inną charakterystykę i inne atrybuty, niż w literaturze na ten temat. Nie ukrywam, że tak jest zdecydowanie łatwiej. Nie chce się wpisywać w klimat, wolę dopowiedzieć coś swojego.
Co do Jacoba, ale zajechałaś :D Od teraz nie rozmawiam z Tobą na GG o moim ff, wyprzedzasz tu fakty, moja droga! Jacob się nawet nie pojawił w opowieści, ale jak już o nim wspomniałaś, to powiem Wam, że w kolejnej części się pojawi. Szczeniaczków nie ma w planie, żeby uspokoić wszystkie zmartwione dusze.
Angels, ja się nie bałam, że treść jest zła, raczej tego, że po procentach, jakie wypiłam w nocy(niewiele, ale jednak), w którą wysłałam Ci rozdział, zostawiłam za dużo hańbiących błędów. Chyba nie było tak źle, skoro ustrzegłam się kwiatków. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Śro 21:03, 16 Wrz 2009 |
|
Ej przecież nie spoilerowała nic :( Jacob mi się nasunął jako skojarzenie wilczyca -> wilk, no a potem te niechciane szczeniaczki ^^" To jest moje wytłumaczenie, więc rozmawiaj jeszcze ze mną ^^ Proooszę :D
A co do wilków to nie chodzi mi o to, że u Ciebie jest ich dużo, ale że w Zmierzchu jest ich już wystarczająco i nie potrzeba jeszcze dorzucać. To Twój pomysł, więc nie chcę się wtrącać, broń Boże! Tylko chodzi mi o to, że czułam się nieco zmartwiona faktem, że dorzuciłaś wilka. Wolałabym innego zwierza. Poza tym Bella będąca wilkiem od razu mi pasuje do Jacoba, a to jest złe. Ale to tylko moje takie narzekanie, więc nie bierz tego do siebie. Twój ff dalej mnie zachwyca i zaskakuję i ciągle czekam z niecierpliwością na kolejne części
;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
madam butterfly
Dobry wampir
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 126 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki
|
Wysłany:
Czw 18:41, 17 Wrz 2009 |
|
Oj, motylku, motylku, nie czytaj komentarzy zanim przeczytasz nową część, bo to się dla Ciebie źle skończy.
Szczerze, oczekiwałam tej powodzi wilków i nic ^^. Jeden biały wilk, trzy wzmianki o innych, no ja się pytam gdzie, do jasnej ciasnej, to tsunami? A już się podekscytowałam.
Ale, tak już całkiem na poważnie, droga czarodziejko (i tutaj następują ochy i achy ze strony Pernix):
1. Jasper (to już chyba będzie stały punkt mojego programu, nawet jak go nie będzie w rozdziale) - wyobrażałam sobie cały wczorajszy wieczór, jak Jazz wygląda na kiblu. Zwizualizowałam to sobie na tyle realistycznie, że mam dzisiaj zatrucie pokarmowe, chociaż to może raczej wina kuchni mojego ojca. W każdym razie, cieszę się, że Twój Jasper znów się pojawił, bo miałam czym karmić wyobraźnię motylkową. No i w dodatku Jasper intelektualista ^^. Mrał ^^.
2. Spotkanie Bells z Edziem. Cóż, miałam przyjemność przeczytać ten kawałek zanim przeczytałam całość i dopiero teraz wszystko układa mi się w ładny obrazek. Mówiłam Ci już, że pocałunek wydawał mi się wymuszony, sztuczny, ale terozki mom takie psecucie, że to w końcu był Edward, który spontaniczny raczej nie jest i wciska jej ten język na chama, byleby tylko nie odchodziła. A ona nie lubi języka, bo język jest zimny i słodki, a to już w ogóle apokalipsa. Dobrze, że Bella mimo wszystko zareagowała jak zareagowała, bo gdyby rzuciła mu się w ramiona, przełożyłabym Cię przez kolano i tłukła ten Twój cudny tyłek, jak Boga kocham. A muszę go kochać, jakem Matka Boska. No.
3. Legenda. Gdybyś nie powiedziała, nie uwierzyłabym, że ją wymyśliłaś. Naprawdę brzmi jak te wszystkie legendy nie-wiadomo-o-czym i ma w sobie tyle magii, że byłabym skłonna uznać, że legenda jak najbardziej jest prawdziwa. Cieszę się, że opracowałaś tak dobrze całą stronę techniczną związaną z wilkami i że w ogóle tymi wilkami się zajęłaś, bo to chyba rzadki temat w światku Twilight (nie jestem pewna, bo zapuściłam się w czytaniu, ale powiesiłam sobie nad łóżkiem, tuż obok zdjęcia Jacksona R, listę ff, którą muszę przeczytać, ale nigdy nie mam czasu). Jedziesz ambitnie, za to ogromny, ogromniasty plus.
I, żebym nie zapomniała, czy Bella musi być biała? ^^ Tzn. chodzi mi o to, czy wszyscy, którzy są strażnikami lasu, są biali? Nie za bardzo podoba mi się ten kolor, jeśli chodzi o sierść wilka, ale tuszę, że to nierozerwalna część magicznej opowieści, więc nie powiem nic więcej.
4. Opisy. I znowu nie mogę ich pominąć. Wiesz co? Może to zabrzmi głupio i patetycznie, ale Twoje opisy... żyją. Tak, to chyba dobre słowo. Widzę, ile wkładasz w nie serca, a jeśli nie wkładasz go w ogóle, to tym bardziej... łał. Każdy przedmiot, każde miejsce, które opisujesz... 100% magii. I mogę je zobaczyć tak, jak Ty je widzisz. Chyba. ^^
I jeszcze jedno, w tekście pojawia się "bardziej intensywnie". Nie wiem, gdzie, ale mniejsza o to. Wydaje mi się, że słowo "intensywniej" też ma rację bytu i ładniej wygląda, ale w końcu jestem głupia i się nie znam ^^.
Chciałabym wrócić do historii Veroniki i Henry'ego/Harry'ego. Wiesz, być może tylko ja to zauważyłam i jestem popieprzonym humanistą ze zboczeniem na punkcie lektur, ale ten cały brak akceptacji rodziców i zamieszkanie w lesie brzmi zupełnie jak historia Jana i Cecylii z "Nad Niemnem". Te same powody, tak samo wielka miłość i podobne miejsce zamieszkania. Wprawdzie na tym podobieństwa się kończą, bo Jan i Cecylia umarli przed swoimi dziećmi, ale mimo wszystko. Musiałam o tym wspomnieć ^^.
Dziękować za uwagę, polecam się na przyszłość
Ave, M.B. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
MonsterCookie
Gość
|
Wysłany:
Nie 20:51, 20 Wrz 2009 |
|
To chyba najlepszy odcinek, ponieważ wszystko zostało wyjaśnione i tak bajecznie opisane.
Trochę szkoda zrobiło mi się staruszki, sądziłam, że Bella trochę jeszcze u niej zostanie, poza tym tak naprawdę nie wyobrażam sobie Belli z idelanymi zmysłami takimi jak u wilka. :D
Poza tym ta rozmowa z Edwardem, była genialna. Tak pięknie ubrałaś wszystko w słowa i stworzyłaś taki magiczny nastrój, aż nie mogę wyjść z zachwytu.
Niecierpliwie ( a jakże :D ) czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam,
MonsterCookie. :) |
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Nie 21:32, 20 Wrz 2009 |
|
MonsterCookie, uwielbiam Cię. ^^
Traktuję Cię jako stałą czytelniczkę, ponieważ wypowiadałaś się chyba pod każdym rozdziałem i kiedy zabrakło Twojej opinii pod Edwardowym rozdziałem, zaczęłam się zastanawiać... Może przestało Wam się podobać, bo prawda jest taka, że do tej pory wypowiedziały się osoby, na których komentarz zawsze liczę Bo jesteśmy ze sobą w jakiś sposób związane. Angels jest moją kochaną betą, ja jestem betą niobe, a madam jest moją wspólniczką, więc jakby wszystko w rodzinie. I choć wiem, że dziewczyny powiedzą mi szczerze, że coś spartoliłam, to jednak brakowało mi opinii bardziej obiektywnej. Na Ciasteczkowego Potwora widzę, że też mogę liczyć, dzięki. :*
Szósty rozdział się pisze. Musiałam Bellę wyprowadzić od babci, akcja stałaby się za bardzo statyczna, a Bella ma przecież zadanie do wykonania. ^^
Power mam, więc myślę, że Was nie zawiodę kolejnym rozdziałem.
Spojlerek:
Wcześniej już ujawniłam, że pojawi się Jacob, a teraz dodam, że Bella przeprowadzi również szczerą rozmowę z Lykainą.
niobuś, moja kochana, Ty wiesz, że ja nie przestanę z Tobą rozmawiać na GG, chodziło tylko o wyprzedzanie faktów z opowiadania, że tego już nie będę robić, ale wiesz, że ja i tak nie wytrzymam.
Kiedy bety uwijają się pracowicie nad napisaną częścią, Pernix roznosi po domu i musi komuś odsłonić rąbka tajemnicy. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Nie 21:43, 20 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
MonsterCookie
Gość
|
Wysłany:
Pon 14:21, 21 Wrz 2009 |
|
Na mnie zawsze możesz liczyć, tylko czasami brak mi czasu, ale zwykle staram się na bieżąco czytać ^^ i chociaż nie zawsze moje komantarze są konstruktywne to cieszę się, że liczysz sie z moją opinią. A jak wiesz to uwielbiam twój ff.
Po tym spojlerku jestem coraz bardziej ciekawa, ponieważ wydaje mi się, że rozmowa z Lykainą będzie interesująca. No i oczywiście czekam na Jacoba. :P |
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Czw 13:45, 24 Wrz 2009 |
|
Dla wszystkich czytelników - część szósta. To mój rekord, dwa rozdziały w jednym miesiącu.
Specjalne pozdrowienia dla Dominiki za pomoc w doborze imienia
Nie ma to jak nasz wspólny narcyzm.
Betowały: AngelsDream i thingrodiel
Dla Was wielkie dzięki :) Brawa dla moich cudownych bet, bez nich Lykaina nie byłaby taka sama. ^^
Piosenka do rozdziału:
Tree Days Grace - Animal I have become
Słowa piosenki są znaczące dla całego opowiadania, to że piosenkę dodaję do listy z szóstką, jest szczęśliwym przypadkiem.
Zapraszam i smacznego!
6. Lykaina
Kiedy pierwsze promienie słoneczne przedarły się przez korony wysokich drzew, budząc mnie ze snu, przetarłam oczy. Znów miałam normalne dłonie, krótkie paznokcie i całkiem symboliczne futro na ciele – w postaci cienkich włosków. Zupełnie naga siedziałam na wilgotnej ściółce. Brak ubrań w obecnej sytuacji stanowił nie lada problem, nie chciałam jednak wracać do babci, nie po bolesnym pożegnaniu. Po przemianie wolałam być sama. Nikt nie mógł zrozumieć, co czuję. W najśmielszych snach nie przypuszczałam, że spotka mnie coś takiego. Nagle znalazłam się w świecie mitycznych kreatur i okazało się, że nie tylko się z nimi przyjaźnię i kocham je, ale jestem jedną z nich. I to nie tą, którą chciałam być. Marzyłam o tym, by dzielić lodowate, wieczne życie z Edwardem, tymczasem stałam się jego naturalnym wrogiem. Lew wcale nie zakochał się w owcy. Zakochał się w leopardzie. Współżycie z wrogiem jest trudne, szczególnie, gdy darzy się go uczuciem.
Stanęłam nad brzegiem stawu. Odkryłam to miejsce już dawno – to moja przystań. Przezroczysta woda, dzięki roślinom rosnącym na dnie, mieniła się zielenią. Gdzieniegdzie było widać jasne kamienie. Okolica wyglądała bajecznie, ponieważ część zbiornika ograniczały wysokie skały, z których spadała kaskada rzecznej wody. Z przyjemnością zanurzyłam się w stawie. Początkowe wrażenie chłodu nie przeszkadzało mi. Przywykłam do zimna dzięki wampirowi, który tulił mnie co noc do snu, a teraz dodatkowo sama zdobyłam odporność na zimno z uwagi na podwyższoną temperaturę ciała. Kąpiel uspokajała mnie, a powrót do ludzkiej postaci przywrócił panowanie nad własnym ciałem. Chciałabym, żeby już tak zostało. Chciałam na powrót być zwykłą dziewczyną, nie wilkiem z nastroszoną sierścią, ostrymi zębiskami i długim jęzorem. Zanurkowałam z otwartymi oczami, by podziwiać inny świat, by oderwać się od trudnej do zrozumienia rzeczywistości. Nigdy wcześniej tego nie robiłam. Niezdarna Bella pływała stylem klasycznym - z głową wysoko uniesioną ponad wodę tak, aby przypadkiem nie dojrzeć, że nie ma gruntu. Kiedy wypływała zbyt daleko i spostrzegła, że nie może bezpiecznie stanąć z głową nad powierzchnią, panikowała, tracąc wszystkie siły, usiłując dopłynąć do bezpiecznej strefy. Dlatego nigdy nie wybrałam się w pojedynkę, by popływać. Zawsze musiałam mieć przy sobie potencjalnego ratownika. Relaksującą kąpiel przerwały szmery dobiegające z brzegu. Obróciłam się, by sprawdzić, kim jest intruz. Na kamieniu siedział rosły Indianin z poczochraną, hebanową czupryną.
- Nie wiedziałem, że masz takie jędrne pośladki – odezwał się, spostrzegłszy, że na niego spoglądam. - A przód nie gorszy od tyłu!
- Jake, podglądałeś mnie? - krzyknęłam mocno wkurzona, jednocześnie chowając się w wodzie.
- Nie, przechodziłem tędy w poszukiwaniu mojej wampirzo bladej przyjaciółki, ale gdy ujrzałem nagą, atrakcyjną kobietę o pięknej, słonecznej cerze z włosami prawie do pupy, to pomyślałem, że mam przed oczyma nimfę wodną, nie byłbym sobą, gdybym nie podziwiał takich wdzięków. Nie ważyłbym się podpatrywać pijawkowej dziewczyny, jeszcze mi życie miłe. - Zaśmiał się.
- Zamknij się lepiej i podaj mi coś do ubrania.
- Zapomniałaś, że noszę przy sobie tylko szorty, chyba nie chcesz mnie zobaczyć w stroju Adama – zachichotał. Doprawdy, zebrało mu się na żarty. Moja mina musiała wyrażać zawód, bo po chwili dodał: - No już, rozchmurz się. Edward wyposażył mnie w damską tunikę i kuse szorty. W zasadzie jestem tu w roli posłańca. - Rzucił mi biały bawełniany podkoszulek, który sięgał za pośladki. Edward mógłby przewidzieć, że biały materiał prześwituje, ale lepsze to niż nic. Naciągnęłam bluzkę, odwrócona tyłem do Jacoba i spuszczałam ją coraz bardziej w dół, w miarę jak wynurzałam się z wody. - Mówiłem istna nimfa, nie dziwię się, że Rudy jest taki zazdrosny. - Skomentował moje wyjście. Zmierzyłam go wściekłym wzrokiem.
- Podaj mi lepiej spodenki, żartownisiu. - Nasunęłam krótkie jeansy, a potem splotłam włosy w dwa grube warkocze, zamiast gumki użyłam pasma włosów, którym ciasno związałam każdy splot. Przy kolejnej wizycie w cywilizowanym świecie muszę koniecznie je obciąć, bo niedługo będą mi się plątały pod nogami. Teraz zupełnie nie rozumiałam marzeń małych dziewczynek o długich puklach, dla mnie to samo utrapienie. Gdy doprowadziłam się do porządku, usiadłam na sąsiednim kamieniu, starannie złączywszy nogi, by nie wyglądać niestosownie.
- Dobra, teraz powiedz, co tu robisz?
- Jak wspomniałem – jestem listonoszem. Oprócz koszulki mam list
- Dawaj! - Przerwałam niegrzecznie, nie mogąc czekać ani chwili dłużej. Po tym, jak zostawiłam Edwarda, cały czas miałam wyrzuty sumienia. Nasze spotkanie nie tak powinno się zakończyć. Prawie wyrwałam z ręki Jake'a pomiętą, cienką kopertę. Rozdarłam zabezpieczenie i wyjęłam białą kartkę:
Bello,
Będę czekał. Nie mam pojęcia, co teraz przechodzisz, ale wiedz, że Cię kocham i będę kochał - obojętnie, co się stanie. Poprosiłem Jake'a, by nad Tobą czuwał, skoro sam nie mogę.
Twój na wieki – Edward.
Nawet teraz mnie rozumie, po tym wszystkim, co zrobiłam. Złożyłam kartkę na cztery części, umieściłam ją z powrotem w kopercie i wsunęłam do kieszeni spodni.
- Jake, proszę, przekaż Edwardowi, że... że nic mi nie będzie. Jak tylko dowiem się, w jaki sposób pozbyć się wilczego przekleństwa, sama złożę mu wizytę.
- Wilczego przekleństwa? Wypraszam sobie, to zaszczyt. Słyszałem, że jesteś piękną śnieżnobiałą suczką.
- Jacobie Black, od kiedy stałeś się taki wulgarny? Chyba nie chcesz mieć mnie za swojego wroga, potrafię teraz nieźle kąsać. Zresztą wątpię, żeby Edward oceniał moją zwierzęcą transformację w kategoriach piękna. To pewnie twoja wybujała wyobraźnia.
- Nic na to nie poradzę, że teraz kręcisz mnie jeszcze bardziej. Nie dość, że nie śmierdzisz już pijawkami, to wydzielasz taki pociągający zapach. - Mówiąc to, podszedł do mnie i powąchał moje włosy tuż przy szyi. Zapach jego potu owionął mnie zupełnie. Korzenna woń przyjemnie kręciła w nosie.
- Jake, na Boga! Odsuń się ode mnie. Rola posłańca chyba nie zezwala na spoufalanie się z adresatem wiadomości. - Posłuchał grzecznie i odszedł na krok.
- Nigdy nie miałaś fantazji z listonoszem w roli głównej? - zapytał, mrugając okiem. Uderzyłam go po łopatce.
- Idź już, nie ma cię tu! – powiedziałam rozbawiona. - Mam sprawę do załatwienia.
- Nie ma mowy, to polecenie Edwarda. Mam cię chronić.
- Jake, wybacz, ale w obecnej sytuacji, potrafię zatroszczyć się sama o siebie. - Po namyśle, dodałam: - Ale być może przyda mi się towarzysz. Nie wiem, co dokładnie mnie czeka. Spotkajmy się w tym miejscu za trzy dni – nie wiedziałam, ile czasu będę musiała czekać na Lykainę - o tej samej porze, w porządku?
- Jak sobie życzysz, o pani! A, zapomniałbym - masz tu coś na ząb od pijawek. Pierwszy i ostatni raz dałem sobie założyć te worki. Zrobiłbym dla ciebie wszystko, ale to wszystko też ma swoje granice.
- Dzięki. - Wiedziałam, co dla niego znaczył bezpośredni kontakt z wampirami i byłam wdzięczna za poświęcenie.
Gdy Jacob zniknął z zasięgu mojego wzroku, zabrałam się za jedzenie. Zostawił mi całkiem pokaźny prowiant. Zdziwiłam się, że Jake dał się objuczyć sakwami, że w ogóle dał się dotknąć wampirom w wilczej postaci. Cały posiłek zjadłam od razu: cztery bułki z salami, półkrwisty stek z warzywami i grillowane kiełbaski. Edward domyślił się , że teraz mięso jest numerem jeden w moim menu. Uśmiechnęłam się do siebie. Już pod wieczór byłam głodna, następnego dnia postanowiłam rozejrzeć się za posiłkiem. Nie chciałam oddalać się od prawdopodobnego punktu spotkania wilczycy. Wiedziałam, że jeśli natknę się na nią, to właśnie tu. Kiedyś już zaszczyciła mnie swoją obecnością w tym miejscu. Niestety w okolicy nie znalazłam niczego poza trującymi grzybami i kicającym zającem. Może w wilczej formie zdecydowałabym się na taką ucztę, ale w obecnej nie uśmiechało mi się spożywanie surowego mięsa. Nadal nie miałam pojęcia, jak dochodzi do przemiany. Pierwsza transformacja była całkowicie spontaniczna i zapewne spowodował ją zbyt bliski kontakt z naturalnym wrogiem. Oczekiwanie na tajemniczą istotę, o której nadal niewiele wiedziałam, coraz bardziej się dłużyło. Byłam coraz słabsza. Po dwóch dniach wreszcie się zjawiła. Przez ten czas niczego nie jadłam, nie chciałam przegapić okazji do spotkania. Cała się trzęsłam, oblał mnie zimny pot – zwiastun omdlenia. Na szczęście nie straciłam przytomności. Lykaina dotknęła mnie swoją gorącą dłonią. W chwili, gdy jej ręka zetknęła się z moją skórą, poczułam przepływające przeze mnie przyjemne prądy. Przekazywała mi siłę, drżąc przy tym na całym ciele. Podczas tego rytuału jasna poświata zniknęła i mogłam obejrzeć Lykainę w pełnej krasie. Miała aksamitną skórę - muśniętą słońcem, niebieskie oczy z żółtymi refleksami, w których widziałam, jak mi się wydawało, bezkres. To słowo przyszło mi na myśl, gdy ją obserwowałam. Jej twarz była idealnie proporcjonalna: w kształcie serca z małym, zgrabnym nosem pośrodku i malinowymi usteczkami. Tak – usta były małe, ale jędrne i mięsiste. Patrzyłam na nią niczym cielę na malowane wrota, czerpiąc z niej energię.
- Dość! Tyle ci wystarczy! - Oderwała się ode mnie. - Moje dziecko, wezwałaś mnie. Co się stało, jesteś już gotowa? - Lykaina traktowała mnie tak, jak Veronika, tymczasem wyglądała jakby była najwyżej o dwa lata starszą siostrą. Tylko białe włosy i dziwne oczy dezorientowały.
- Do czego gotowa? Czy na to, co masz na myśli, można być przygotowanym?
- Nie wiem – odpowiedziała szczerze – Jestem wilkołakiem od zawsze.
- W takim razie nie wiesz, jak ja się czuję. Dla mnie to przekleństwo! Nie chcę takiego losu!
- Myślałam, że będziesz cieszyła się z długowiecznego życia... poza tym... mój czas na Ziemi się skończył. Pełniłam moje zadanie dłużej niż ktokolwiek przede mną. Nie mam już siły!
- Dlaczego ja? Dlaczego sama nie spłodziłaś sobie następcy? - Popatrzyła na mnie smutno.
- Myślisz, że nie próbowałam? Zaszłam w ciążę sto dwadzieścia trzy lata, cztery miesiące i pięć dni temu, ale Matka Ziemia nie stanęła po mojej stronie. - Dotknęła mnie ręką, zamykając powieki. Powiedziała, żebym również zamknęła swoje. Przed oczami ukazały mi się obrazy z jej przeszłości:
Miała na imię Julianne Dominique, narodziła się jako wilkołak, ale całe dzieciństwo spędziła w ciele człowieka. Dzięki temu dowiedziałam się, że strażnicy mają również własne imiona. Migawki z jej życia pokazywały szczęście: bawiła się w lesie, tańczyła na łące w deszczu, plotła wianki, śpiewała opowieści o wilkach i tuliła się do matki. Kiedy miała siedemnaście lat, matka pocałowała ją w czoło, i nic nie mówiąc, ukąsiła w przedramię, a następnie przekazała jej swą moc. Z każdą minutą słabła, aż wyzionęła ducha. Julianne przez dwa lata błąkała się po lesie, nie mogąc zaakceptować swego losu, w tym czasie zmieniła się cztery razy. W każdym przypadku w obronie lasu przed ingerencją człowieka. Zrozumiała swoje przeznaczenie, gdy uważnie zanalizowała śpiewane przez siebie pieśni, które opisywały legendy strażników. Jej matka należała do rodu wywodzącego się ze Starego Kontynentu. Przywędrowała tu, ponieważ w Europie było ich zbyt wielu. Pewnego dnia Julianne natknęła się na młodego mężczyznę, wędrującego przez jej rezerwat. Obserwowała go podczas całej podróży. Zawsze dbał o to, by nie niszczyć otaczającej go przyrody. Żył w zgodzie z naturą i celebrował jej piękno. Wieczorami rozpalał ognisko, grał na gitarze, śpiewając czarujące pieśni. Zupełnie inne, opowiadające o życiu człowieka, smutkach i radościach oraz nieszczęśliwej miłości. Julianne nie wiedziała, co to miłość do mężczyzny, ale podświadomie czuła coś do tego człowieka. Zakochała się w jego głosie. Zaczęła mu odpowiadać swoimi śpiewami, po jakimś czasie ukazała się oczarowanemu nią mężczyźnie. Przychodziła zawsze wieczorami, tuż przed snem. Siadali przy ogniu, a on opowiadał jej o życiu w cywilizacji. Lykaina poczuła, że to ten jedyny, który może dać jej potomka. Uwiodła mężczyznę, ten zaś nigdy nie miał tak gorącej kochanki. Rozbudziła wszystkie jego zmysły i pragnienia. Nie chciał jej opuszczać, a ona nie potrafiła od niego uciec. Kiedy spostrzegł, że Julianne zaszła w ciążę, chciał ją zabrać ze sobą, pokazać świat. Cieszyli się na narodziny potomka. Po dziewięciu tygodniach, dokładnie jak u wadery, zaczęła rodzić. Niestety piękne, jasnowłose dziecko urodziło się martwe. Julianne z rozpaczy i złości zmieniła się w wilka i rozszarpała ostrymi kłami klatkę piersiową swojego towarzysza. Następnie wyrwała ociekające krwią serce, po czym uciekła jak najdalej od ciała. Rano, przeistoczona w człowieka, gdy zorientowała się, co stało się poprzedniego dnia – wróciła na miejsce zdarzenia. Zanosząc się płaczem, wykopała grób dla zamordowanego w amoku kochanka. Kopała gołymi rękoma w twardej ziemi, zdarłszy naskórek do krwi. Pochowała nigdy niepoślubionego męża i syna. Od tej pory samotność tylko bolała.
- Przepraszam, nie miałam pojęcia. Wybacz. - Spuściłam głowę. Cały bunt, który odczuwałam, ulotnił się niczym powietrze w dmuchanym baloniku. Zapomniałam, o co miałam walczyć.
- Nie szkodzi, kochanie. To jeden z powodów, przez które nie chcę już żyć. Pragnę sięgnąć gwiazd. - Uśmiechnęła się.
- Rozumiem, długie życie musi być w końcu uciążliwe, szczególnie, gdy dźwigamy ciężar wiecznego bólu, ale musisz wiedzieć, że wybrałaś niewłaściwą osobę. Tym przeznaczeniem skażesz mnie na samotność. Będę tak samo nieszczęśliwa jak ty.
- Nie chcę cię na nic skazywać. Miałam nadzieję, że sama zaakceptujesz tę drogę, dlatego nie przekazałam ci jeszcze całej mocy... Dlatego jeszcze żyję.
- Zaczekaj, czy chciałaś, żebym sama przekonała się do roli Lykainy? Czy to znaczy, że mogę nią nie zostać? - Nastała długa cisza. W oczach kobiety zaszkliły się łzy.
- Tak, moja droga, możesz uniknąć przeznaczenia, jakim cię naznaczyłam. Zazwyczaj żaden strażnik nie daje wyboru swemu następcy. Staramy się, żeby był to nasz potomek, tylko Lykosi wybierają ludzi na kolejnych protektorów. To mój duch dałby ci długowieczność i pełne moce. Jeśli nie chcesz przyjąć daru, będę zmuszona szukać dalej i czekać. - Smutek w jej oczach był tak dojmujący, że nie mogłam być samolubna i poprosić o zwolnienie z obowiązków, a później wrócić do mojego szczęśliwego życia. Chciałam jej pomóc.
- Julianne... Mogę tak do ciebie mówić? - Przerwała mi.
- Lepiej nie, moje prawdziwe imię zakopałam wraz z ukochanym i dzieckiem. Nazywaj mnie Lykainą. Teraz jestem tylko nią.
- A więc, Lykaino, nie chcę być twoją następczynią. Jestem zaszczycona, że mnie wybrałaś, ale życie, które mi oferujesz, byłoby dla mnie takim samym utrapieniem, jakim jest teraz dla ciebie. Jednakże nie chcę cię zostawiać samej. Za uwolnienie mnie od bycia strażniczką, oferuję pomoc przy poszukaniu następcy. Co ty na to? Czy w ten sposób obie zaznamy szczęścia? - Zastanowiła się chwilę.
- Myślę, że tak. Wieść niesie, że narodziło się nowe wilcze dziecię w Krainie, skąd pochodzi moja matka. Myślę, że tam mogłabyś poszukać mojego następcy.
- A gdzie dokładnie? Europa jest wielka.
- Wyczujesz strażników. Moja matka urodziła się w Niemczech. Tam i na wschód od Germanii znajdziesz wiele wilczych stad, powinni być też Lykosi. Pamiętaj, że ta osoba musi chcieć przejąć moje terytorium, inaczej po jakimś czasie ucieknie i rezerwat nie będzie miał strażnika.
- W porządku. Czy zmiany w moim ciele będą nadal tak szybko postępować, czy mogę jakoś kontrolować przemianę?
- Po pierwszej transformacji nie powinnaś już dostrzegać zmian w ludzkim ciele. Bycie wilkołakiem daje młodość, proces starzenia znacznie by się spowolnił. Jedyną rzeczą, która może być dla ciebie uciążliwa, są włosy. Rosną bardzo szybko. Po jakimś czasie i po przekazaniu całej mocy, zyskałyby barwę bieli. Twoje wilcze futro już jest białe, ale to normalne. Ród strażników nosi właśnie taki kolor sierści. Po każdej przemianie będziesz silniejsza, resztę zdolności przekazałabym ci, gdybyś chciała zająć moje miejsce. Nie bój się, nie powinnaś zmienić się w wilka wśród ludzi. Jedynie w przypadku bezpośredniego zagrożenia. Twoje ciało samo wyczuwa ten moment. Martwię się tylko o to, jak tam trafisz. Nie mam pieniędzy do zaoferowania, a te z pewnością ułatwiłby sprawę.
- Faktycznie, nie pomyślałam o tym, ale chyba znajdę na to sposób. Nie pojadę na tę wyprawę sama.
- Zabierzesz ze sobą tego wampira? - spytała podejrzliwie. Nie wiem, skąd mogła o nim wiedzieć, czyżby czytała w myślach?
- Nie, przyjaciela. Chcąc nie chcąc będę musiała go wziąć. Wiesz, on jest wilkołakiem jak ty, no , może nie do końca. Jest zmiennokształtnym.
- Ach, słyszałam o tych wilczkach z indiańskiego plemienia. Pocieszne pieski, ale zdecydowanie słabsze.
- Jacob nie byłby zadowolony z twojej opinii, nadyma się jak paw z powodu swojej natury i nie może zrozumieć, że ja nie chcę zostać Lykainą.
- Już czas, wróć jak najszybciej – powiedziała ni stąd, ni zowąd. Pomachała mi ręką, a potem błyskawicznie się oddaliła, zabierając za sobą białe światło.
Zaraz po tym, jak zniknęła, zjawił się Jacob.
- Jestem trochę za wcześnie, ale musisz mi wybaczyć, nie mogłem usiedzieć w domu.
- Dobrze, nawet lepiej. Potrzebujemy pieniędzy na podróż i, cholera, paszporty, że też wcześniej o tym nie pomyślałam. - Zaklęłam, wściekła na to, że ktoś kiedyś ustalił granice między państwami i że nie można się swobodnie przemieszczać.
- Pieniądze nie są przeszkodą, Edward dał mi sporą kwotę w razie potrzeby - chyba coś przeczuwał albo Alice maczała w tym swoje palce. Paszporty muszę nam załatwić, ale sądzę, że dla Cullenów to żaden problem. Dzień zwłoki to nic, jeśli chcesz, możesz zatrzymać się u mnie. Słyszałem, że na wampiry reagujesz gorzej niż my. - Zaśmiał się. Zignorowałam tę uwagę.
- Chyba nie mam innego wyjścia. Lecimy do Niemiec, ale najpierw musimy przestudiować atlas i oznaczyć cele naszych poszukiwań. Oczywiście będą to wszystkie lasy i parki przyrody.
_______
Jestem dość próżna. Kochani, jeśli czytacie - zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza. Nie ukrywam, że to dla mnie ważne. Chciałabym wiedzieć, co myślicie o Lykainie, chciałabym posłuchać Waszych domysłów, dowiedzieć się, czy jestem przewidywalna. Nie martwcie się, że pod wpływem opinii zmienię coś. Wszystko już mam w głowie, a szkic na kompie.
Dajcie mi natchnienie, będę wdzięczna. P.
P.S. W aviku mój piechu, niestety już za Tęczowym Mostem, tęsknię za nim. |
Post został pochwalony 3 razy
Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Czw 14:41, 24 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Prudence
Wilkołak
Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 177 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mrocznego Kąta
|
Wysłany:
Czw 14:15, 24 Wrz 2009 |
|
komentuje jak prosiłaś.
Lubię to opowiadanie, zwłaszcza tytuł mi się podoba i nie daje zapomnieć o twoim dziele. Zacznę od strony technicznej, gratuluję betom dobrej likwidacji błędów. Zaś Tobie gratuluję pomysłu, który jest fenomenalny, oryginalny itp....
Poza tymi dowodami uznania muszę stwierdzić, że podoba mi się postać Jacoba, jest przezabawny ale i odpowiedzialny. To chyba jedyne opowiadanie w którym z przyjemnością czytam o Jacobie.
Nowy rozdział mimo iż ukazał tragizm był również śmieszny, konwersacja Jaka i Belli mnie rozwaliła na łopatki, a określenie POCIESZNE PIESKI wywołało salwy śmiechu.
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|