|
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany:
Pon 5:34, 27 Lip 2009 |
|
OMG (to taki teraźniejszy autoportecik)
ach... cóż ja mogę napisać żeby Cię zaskoczyć... chyba po raz pierwszy brak mi słow. :) cały rozdzialik po prostu CUDNY, chociaż niektóre wątki bym rozwinęła, np. Edward-Robert, Cieszyłabym się jakbyś opisała też uczucia Roba w tym wszystkim, w końcu to on sie dowiedział, że nie dość że chodził z wampirzycą, to jeszcze zamężną, a potem jeszcze musiał patrzeć na B&E... (ale w tym momencie jestem wredna i sie czepiam )
W którymś z powyższych komentarzy zauważono postać Emmetta, na którą ja (o zgrozo!) nie zwróciłam większej uwagi... Jednak muszę powiedzieć że taki Emmett to skarb, czasem się nawet zastanawiam czy nie większy niż Edzio... w końcu ten facet pamiętał, że stracił ukochaną osobę (a B&E żyli tylko jakimiś niejasnymi przebłyskami o swojej miłości...), i nie załamał się i walczył i miał nadzieję i w ogóle... .
Co do akcji to strasznie wzruszyło mnie powitanie Edwarda ze swoimi rodzicami i Emmettem (może nawet bardziej niż z Bellą, ale tylko dlatego że powitań stęsknionych kochanków w tych ff jest mnóstwo). Doskonale opisałaś ich emocje :).
No i na początku nie wiedziałam co powiedzieć, a potem jaki słowotok... :D
PS. huk z zawałem, czy Ty wiesz że po przecztaniu twoich rozdiałów muszę przez godzinę doprowaczać pilniczkiem paznokcie do stanu używalności?! Powiem więcej JEST WARTO! |
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pon 5:40, 27 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
yeans-girl
Wilkołak
Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 239 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z objęć Edwarda / Królewskie Wolne Miasto Sanok
|
Wysłany:
Pon 8:17, 27 Lip 2009 |
|
Nowy rozdział *piszczy*
To już wiem co się stało z darem Edwarda. Stanowczon NAJLEPSZY rozdział. Nareszcie są razem. Ed przeszedł ten hmm... powrót do starego życia dużo lepiej niż Bella. Mniemam, że w następnym rozdziałe opiszesz sprawę z ochroniażem i może Cullenowie dowiedą się czegoś więcej na temat tej całej sprawy. Mam nadzieję, że już niedługo kogoś odnajdą i chciałabym żeby była to Renesme,ponieważ jest jeszcze młoda i najbardziej się o nią boję.
Z utęsknoieniem cierpliwością czekam na kolejny rozdizał.
Życzę weny i czasu.
pozdrawiam,
yeans-girl |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Pon 12:39, 27 Lip 2009 |
|
Yes, yes, yes!!!!
Kolejny rozdziali mojego ulubionego ff!! Nie wiem czy powinnam Ciebie tak chwiali bo przeczytałam że może woda sodowa uderzyć ,czy czuś takiego?! Nie wiem dlaczego Ci jeszcze nie uderzyła - bo wg mnie ma pełne prawo!!!
Tak więc moja droga jak zwykle fenomenalnie. Ja tak uwielbiam ten ff, za twój styl, za brak przewidywalności, za swoją oryginalność i za piękne rozdziały, napisane świetnym stylem!
Rozdzialik świetny, czekałam spragniona opisu spotkania Belli i Edwarda, bardzo dobrze pokazałaś emojce im towarzyszące, ech ta ich potrzeba bycia blisko, potrzeba dotyku... No i zachowanie Edwarda jak dziekował Robertowi za opiekę nad Bellą Pełna dzentelmenka - cały Edward Zaskoczyłaś mnie tym że Edward jednak znowu zakochał się w Belli pomimo faktu że nie wiedział że już ją kocha od dawna - czyli wielka miłość wszystko przetrwa i zwycięży - wyświechtany banał ale jakże prawdziwy
Ciarki mam na plecach zawsze po przeczytaniu twojego ff, i potem przez 10 minut muszę się uspokajać aby normalnie funkcjownować :) No ale po tym można poznać rewelacyjne ff - oddziałowywuje na czytelnika!
Czekam na kolejne rozdziały spragniona kolejnej porcji rozchwialnia emocjonalnego :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
nieznana
Zły wampir
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca
|
Wysłany:
Pon 13:28, 27 Lip 2009 |
|
Och rozdział genialny ale to potem, teraz zajmę się Twoją odpowiedzią na mój wcześniejszy komentarz
Cytat: |
nieznana - cudowny, szalony, wariacki, rewelacyjny, energetyczny i energetyzujący, niespodziewany, rozwichrzony, chaotyczny komentarz!!! Uwielbiam go, bo chwilę po przeczytaniu śmiałam się jak wariatka! I to ze szczęścia, że gdzieś na świecie, w Polsce istnieje ktoś, kto TAK cudownie zareagował na MOJE opowiadanie! Kochana, mam ochotę Cię serdecznie uściskać, ale ponieważ ze zrozumiałych względów nie mogę, to po prostu bardzo, potężnie Ci dziękuję! Dodałaś mi skrzydeł :)
|
Nie spodziewałam się, że mój dość chaotyczny komentarz zostanie tak mile i wspaniale przyjęty :) Jest mi niezmiernie miło z tego powodu :) I mam nadzieję, że uda mi się jeszcze napisać takie komentarze abyś mogła dostać skrzydeł :D
Jestem szczęśliwa, że nie pozwoliłaś odejść Belli bez Edwarda, naprawdę cieszę się z tego powodu :) Co do akcji Roberta to była ona naprawdę nieziemska. Facet mi zaimponował... nie ma co... przecież to nie jego sprawa, że ściga ich Volturii, no może już i jego. Bo jakby chciał teraz odejść to Volturii na pewno by go dopadło ;/ ale z samego początku mógł sobie odpuścić i normalnie żyć... widać, że myślał o Belli a raczej o Kahlan poważnie :) mam nadzieję, że wymyślisz dla niego jakieś ciekawe i miłe zakończenie... może znajdzie jakąś świetną dziewczynę?? Tego nie wiem ale na pewno będę śledzić ten ff aby się tego dowiedzieć... :)
pozdrawiam
n/z |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Taka_Ja
Człowiek
Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 19:58, 27 Lip 2009 |
|
O tak! - tak donośnie zabrzmiała moja pierwsza myśl, kiedy zobaczyłam, że czeka na nas kolejny rozdział :)
Reinigen - odpowiadając na Twoje zwątpienie - tak, przeczytałam poprzedni rozdział dwukrotnie Jak uprzednio wspominałam, przy tak emocjonującej fabule, lubię wracać do tekstów ponownie, zawsze wrażenie jest pełniejsze I tak samo również postąpię z tą częścią :D Z największą przyjemnością za moment usiądę wygodnie raz jeszcze i znowu będę się delektować od początku. Zamierzam też zrobić sobie mały maraton i pochłonąć opowiadanie w całości od pierwszej do ostatniej literki, jak przyjdzie na to odpowiednia pora
Miodem na moją duszę i serce jest właśnie Twój tekst. Z czytania czerpię jak najwięcej tylko mogę czystej słodyczy. Za każdym razem, bez wyjątku. I będę Ci słodzić, bo bez wątpienia na to zasługujesz. Będę chylić Ci czoła, bo bezapelacyjnie zachwycasz. To Twoja zasługa, Twój czas i Twoja wola, żeby ujawnić nam - wygłodniałym czytelnikom - owoce Twojej pasji. Słodkie i uzależniające owoce, te, których oczekujemy z wypiekami na twarzy
Ten rozdział - przemknął mi przed oczami jak zawsze niespodziewanie szybko. Pochłonęłam z łokciami wspartymi na biurku i z uśmiechem od ucha do ucha. Zaskakująco, zmysłowo, refleksyjnie i dynamicznie zarazem. Na dodatek, jak zawsze - tajemniczo i intrygująco. Robert wzbudza mój podziw i również ciekawi mnie, co on sobie tak naprawdę o tym wszystkim myśli... Edward - fascynujący i godny podziwu, opanowany, błyskotliwy, świetnie poradził sobie w nowej sytuacji. I pamiętał. Kocha. Kamień z serca :) Ciekawość rośnie w miarę degustacji, a u mnie jest już gigantycznych rozmiarów Czekam na informacje o dalszych zaginionych, na jakikolwiek trop. Niczego nie można był pewnym, domysły to tylko namiastka słodyczy odkrywania Za tą właśnie słodką przyjemność Tobie dziękuję :)
Już czekam na kolejną porcję z niecierpliwością i serdecznie pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
NiepoprawnaRomantyczka
Nowonarodzony
Dołączył: 27 Lip 2009
Posty: 8 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 21:49, 27 Lip 2009 |
|
Na początku chciałabym przelać na to forum całe moje uwielbienie dla Twojej twórczości. Jest niesamowita, cudowna, wspaniała i w ogóle cud, miód i orzeszki I wiedz o tym, że to nie jest jedyne Twoje opowiadanie, które przeczytałam. Różne były fabuły tych utworów, ale łączyło je jedno twój niesamowicie dopracowany styl. Każdy szczegół przemyślany, żadna myśl nie rzucona na wiatr, wszystko tu ma swoje niezachwiane miejsce. Przy okazji potrafisz precyzyjnie oddać uczucia bohaterów, wręcz można mieć wrażenie, że stoi się blisko i ogląda całą sytuacje na własne oczy. To właśnie sprawia, że czyta się twoje dzieła z zapartym tchem i czeka na nie z niesłabnącą niecierpliwością, ale przejdźmy może do "O brzasku".
Na samym początku, gdy tylko zauważyłam Twój nick na forum od razu chciałam przeczytać. Potem jakby zderzenie ze ścianą. Wybacz, nie bardzo lubię Roberta Pattinsona i doskonale zdaję sobie sprawę, że narażam się w tej chwili wszystkim jego fankom, ale po prostu, już mi się przejadł i wręcz nie mogę na niego patrzyć obiektywnie. Gdy tylko zobaczyłam, że w tym opowiadaniu odgrywa jakąś rolę chciałam już je odrzucić i teraz się cieszę, że tego nie zrobiłam, bo popełniłabym sakramencką głupotę. Jednakże moja sympatia do Ciebie przeważyła i przeczytałam każdy rozdział, aż do tego. Opłacało się jednak przecierpieć kilka sytuacji w których Robert grał rolę wspaniałego amanta, aby później oddalić go na dalszy plan, a na pierwszy wystawić uwielbianych przeze mnie Cullenów Muszę Ci natomiast powiedzieć, że dzięki twojemu opowiadaniu Pattinson urósł w moich oczach i może to tylko zawdzięczać twojej charakteryzacji tej postaci A teraz może przejdźmy do tego rozdziału, po wiele ciekawego się działo ;>
Pierwsza scena pomiędzy Edwardem a Bellą po prostu obłędna. Te przewijające się emocje z końca 8 i początku 9 rozdziału - niesamowite. Od szoku, poprzez ból i zwątpienie do ogromnego szczęścia i spokoju ducha. Z tej idyllicznej sytuacji wyrywa ich jednak Emmett. Znowu poczucie niepewności, strach przed stratą drugiej, tej najbliższej osoby. Wtedy jednak zjawia się Robert i ratuje całą sytuację Wybacz, ale w tym momencie mnie samą rozśmieszył mój komentarz :D Oczywiście w tej chwili był tutaj niezastąpiony i byłam mu wdzięczna za ten objaw bohaterstwa ;)Potem powitania Edwarda z rodziną - to było takie osobiste i subtelne. Ta sytuacja była magiczna w swojej prostocie. Radość Belli, gdy znaleźli się już w hotelowym pokoju, tej namiastce domu i ból Edwarda, gdy wita się z człowiekiem zakochanym w jego wybrance. Bardzo podobała mi się historia Edwarda. Jego miłość jest tak nierealna, że aż piękna. Jestem romantyczką i takie momenty zawsze mi się podobają i ten żal, że coś takiego nie może zdarzyć się w normalnym świecie. Potem chwila szczęścia na tarasie, chwila, która tak bardzo im się należała, chwila stanowczo za krótka. Następnie spotkanie z Laurie, osobą miłą, otwartą i prostoduszną, a jednak tak nieświadomą czyhającego niebezpieczeństwa. Na końcu ta pewność, kto jest zły w tym towarzystwie i... Koniec. Zawsze kończysz w nieodpowiednim momencie, albo właśnie w najlepszym, bo mnie aż skręca co będzie dalej. W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak poczekać na rozwiązanie moich wątpliwości w następnym rozdziale
P.S. Przepraszam za mój nieskładny komentarz, ale to po części nie moja zasługa, a mojej siostry, która stoi nade mną i jęczy mi, żebym ją wpuściła na gg. Przepraszam też za moje przesładzanie, ale po prostu uważam, że Ci się to należy |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
anja
Zły wampir
Dołączył: 18 Gru 2008
Posty: 316 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: ze skórzanej kanapy
|
Wysłany:
Śro 10:38, 29 Lip 2009 |
|
Cytat: |
Przed teatrem stał uśmiechnięty Robert, na którego napierały masy fanów i paparazzich. |
hahahahaha... wyobraziłam to sobie i... cudowne. A więc jednak o nim nie zapomnimy tak prędko, super super
Super kawałek. Bella i Edward nareszcie razeeeeem! I moje drogie, nie można wszystkiego hop siup! Akcja się rozkręca, a Wy byście chciały, żeby to się nagle urwało, rozplątując wszystkie starannie namotane przez autorkę węzełki... Nie, nie, nie. Delektujmy się, bo jest czym, reinigen świetnie pisze, więc nie mamy na co narzekać.
Tak sobie pomyślałam, jak do tego doszło, że Bella-Kahlan trafiła na Roberta. Tj. dlaczego akurat on? Może skoro grał Edwarda (tfu! gra nadal :P), w pewnym, choć maluśkim stopniu go przypomina, może Bellę podświadomie do niego ciągnęło? Tak, że nawet udawana rodzina i ciągła kontrola nie zabiły tego, co w niej siedziało - prawdziwej, ukrytej gdzieś głęboko miłości do Edwarda. I tak samo byłoby z nim: te filmiki, oglądanie wywiadów itd...
Ot takie moje luźne filozofowanie :P
Co do Laury (czy jakkolwiek jej było... mówiłam już, że nie mam pamięci do imion? :P) byłam na jednym z dobrych tropów, takich prawdopodobnych, ale też świetnie to rozwiązałaś i dałaś mi odpowiedzi na dotychczasowe pytania. Dziękuję przebardzo :P
Zdecydowanie czas dowiedzieć się więcej. Owocnego pisania!
Pozdrawiam,
anja |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez anja dnia Śro 15:50, 29 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
dotviline
Wilkołak
Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Czw 1:14, 30 Lip 2009 |
|
Dobra, zacznijmy moją wypowiedź, bo muszę się wypisać...
Będzie może przydługa, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz... :D A i przepraszam, że tak późno. Dziwnym trafem nie skomentowałam od razu po ukazaniu się postu, a widziałam go, bo pamiętam, że czytałam Twój komentarz, ale nie łapę już czemu nie przeczytałam rozdziału... Zresztą, nieważne! Przejdźmy do...:
reinigen napisał: |
- Do środka! - usłyszałam głos Esme. |
Tym po prostu mnie rozwaliłaś. "Niechcący" wyobraziłam sobie Esme rodem z hollywoodzkich filmów sensacyjnych... :p W ogóle rola kochanej matki w tym rozdziale urosła do gigantycznych rozmiarów :D I zaskoczyłaś mnie. Nie wyobrażałam sobie jej prowadzącej samochód, a już tym bardziej z taką brawurą... :D Czułam się jak podczas oglądania Szybkich i wściekłych... Jestem zachwycona! xD
reinigen napisał: |
- Edward? - spytałam krótko. - Czy ty możesz przeczytać też moje...
- Nie – przerwał. - W ogóle cię nie słyszę. Ale cię kocham, więc chcę wiedzieć wszystko, zaraz mi opowiesz. Na razie znam tylko historię ze strony Carlisle'a. Boże, jak tęskniłem... |
Perełka! Normalnie przy tym pogrubionym fragmencie prawie z krzesła spadłam... Do tej pory nie mogę opanować chichotu, który pojawia się w moich myślach... Piękne. Może nie powinno wywoływać we mnie śmiechu szaleńca, a wzruszenie, ale taka już jestem. W każdym bądź razie silnie oddziałuje... :D
reinigen napisał: |
- Edward Cullen. - powiedział spokojnie, bez śladu gniewu czy zazdrości, do których miał przecież prawo.
- Robert Pattinson – przedstawił się Robert.
- Tak, wiem, kim jesteś – Edward skłonił głowę w jego stronę. - To chyba zaszczyt cię poznać...
- I nawzajem – uśmiechnął się Robert.
- Muszę ci podziękować za opiekę nad Bellą – powiedział Edward uprzejmie, ale z pewnym chłodem. Zadrżałam na myśl o tym, co mój mąż widział teraz w głowie Roberta.
- To była sama przyjemność.
Edward pokiwał tylko głową, spuszczając z niego wzrok. Nie musiałam czytać w jego myślach, żeby wyczuć spięcie gwałtownego bólu. Jednak on nie dał po sobie nic poznać, jakby z milczącą rezygnacją zaakceptował wizję mojego związku z Robertem jako coś przykrego, ale nieuniknionego. |
Ostatnio doszłam do wniosku, że ubóstwiam Pattinsona. Obejrzałam kolejny raz Czarę Ognia i odżyła moja miłość. Nie jestem zachwycona jego rolą w Zmierzchu (tylko proszę, niech mnie nikt nie zabija...), ale za Pottera go kocham. Twój ff sprawia, że kocham go jeszcze bardziej... :) Mam nadzieję, że będzie się pojawiał w kolejnych rozdziałach... I cicho (w myślach) żywię nadzieję (powtórzenie niestety nieuniknione), że jakoś "znajdziesz" mu dziewczynę podobną do Belli, bo kurcze szkoda faceta. Widać, że mu naprawdę zależy... (znów za bardzo się wczuwam w historię, ale to pozwala mi ją lepiej zrozumieć, no cóż...) W każdym bądź razie, czekam na rozwój wydarzeń związanych z Robertem! :D
reinigen napisał: |
- Co?! - Emmett wytrzeszczył oczy. - Ty też?!
- Gdybym nie wiedział, o co chodzi, pewnie dostałbyś w szczękę – zaśmiał się Edward. - Tak, od kilku miesięcy nie mogłem oderwać od niej wzroku. Oglądałem wywiady, zdjęcia i amatorskie filmiki. Zakochałem się w Belli, nie wiedząc nawet, że to ona.
- Cholera, więc jednak coś w tym było... - mruknął z niedowierzaniem Emmett. |
Rola Emmetta? Bezcenna. Do wydrukowania, oprawienia w ramkę i powieszenia nad łóżkiem. Kocham takie akcje, kiedy nasz kochany Wielki Emmett jest zagubiony. Świetne. Ale mam małe zastrzeżenie (na koniec się do tego odniosę i ustosunkuje) - stwierdzenie Edwarda jest nie do końca zrozumiałe. Analizując pomyślałam, że chodziło mu o Emmetta. Ale jednak nie jestem pewna czy dobrze wnioskuję... Wyszedł Ci taki półfakt, odrobinę niejasny. Wybacz czepliwość.
reinigen napisał: |
Poczułam jego dłoń na swojej twarzy i wąski kciuk pianisty, opierający się o mój policzek. Edward wpuścił resztę palców w moje włosy i jednym gładkim ruchem przyciągnął mnie do siebie. |
Za pianistę... Kocham i nienawidzę. Wybacz. Może Ci się to wydać chore, ale mam lekką awersję do fragmentów o pianistach. No, ale nie o tym chciałam... Piękna, romantyczna scena. Edward znów jest. I Bella jest happy. Very happy :D Takich uniesień na wyższy poziom duchowych odczuć jest w rozdziale dużo, więc nie będę wszystkich przytaczać, chciałam tylko wyrazić swoją radość, że się znalazły, bo najpiękniejsze są właśnie takie małe czułe chwile. A ten fragment spodobał mi się najbardziej, mimo pianisty
reinigen napisał: |
Bo nie wiedziałaś Rosalie, pomyślałam. Przy naszej siostrze gasną niestety wszystkie inne kobiety, bez względu na gatunek. |
Dziękuje. Ubóstwiam Rose. Śmieję się, że to moja biografia :D A Ty świetnie ujęłaś w zdaniu podrzędnie złożonym jej opis. Cudo!!! Jeszcze raz dziękuję! :D
reinigen napisał: |
Pomachaliśmy jej, szczerze zasmuceni, że tracimy ją tak szybko. Była materiałem na doskonałą przyjaciółkę, ale musieliśmy pogodzić się z jej odejściem. Dla własnego bezpieczeństwa nie mogła nigdy dowiedzieć się, kim naprawdę jesteśmy. |
Aż mi się przykro zrobiło. W "Make up" Bella nie polubiła Laurie. A ja dziwnym trafem nie wyrobiłam sobie zdania na jej temat. Teraz jest mi żal... Powiem Ci szczerze reinigen, że bardzo mi szkoda takich epizodycznych postaci. Pojawiają się na chwilę, a potem nikną w echu "pierwszoplanowców". Znikają i pozostaje niedosyt. Mimo, że ich rola jest niewielka. Chociaż... Laurie miała swoje wielkie pięć minut... :D To się chwali, że umiesz zrobić perełkę z postaci o niewielkim wkładzie. A tak zapytam - Laurie się jeszcze pojawi? Nie chcę znać szczegółów jak coś, lubię niespodzianki mimo wrodzonej niecierpliwości... xD Po prostu ciekawi mnie ta kwestia...
reinigen napisał: |
- O nas wiesz już wszystko – odezwał się Carlisle. - Pora na twoją historię.
- Właśnie! - dołączył do niego Emmett. - Jak to się stało?! Przecież nie mogłeś zobaczyć Belli, odeszła zbyt szybko.
- Ale ją wyczułem – uśmiechnął się Edward. - Już wcześniej, na koncercie. Nie umiałem sprecyzować tego zapachu, wiedziałem tylko, że jest cudowny i szukałem go od dawna. Dopiero przed teatrem uderzył we mnie silniej. Ciągle nie wiedziałem, skąd dochodzi, ale zacząłem szukać źródła. A potem powiał wiatr...
- Tak, wtedy odeszłam... - uświadomiłam sobie.
- Ty tak, twój zapach nie – Edward pocałował mnie w czoło, z lubością wciągając powietrze przy moich włosach. - Zobaczyłem tylko, jak się odwracasz i odchodzisz. Ale to wystarczyło. Widziałem Bellę i nagle wszystko było jasne. |
I jeszcze ten fragment... Nie wiem nawet jakich słów użyć, żeby opisać, jak mi się spodobał... Jest nieziemski. Tak mocno do mnie trafia... Po prostu niebo. Czynisz niemożliwe Autorko. Po prostu niemożliwe...
Nie bij, ale muszę to napisać... Nie lubię tego w swojej naturze, ale niestety taka już jestem...
Tym razem poczułam niedosyt. Nie wiem czego mi zabrakło... Może emocji, które są okrojone na rzecz akcji, co rozumiem, ale mimo wszystko mi ich brakuje... Może jakiś dodatkowych informacji, opisów sytuacji wokół, ale przecież wcześniej tego nie było, chyba... Już się gubię... Cholerka. Jestem zbyt wymagająca. Rozdział jest bardzo ciekawy i piękny, ale wydaje mi się delikatnie niedopracowany. Nie zrozum mnie źle reinigen. Nic nie neguję. Po prostu piszę, jak czuję...
Co do zakończenia... Nie wywołało tym razem we mnie odruchu "zabić Autorkę!" (:p), ale jak zawsze udało Ci się mnie zaciekawić. I oczywiście chcę więcej :D
A teraz co do tego:
reinigen napisał: |
dotviline - jesteś świetnym materiałem na krytyczkę :D Zwłaszcza moją, jeśli za każdym razem zamierzasz mi zostawiać takie komentarze :) Mogę Cię nawet etatowo zatrudnić, ale obawiam się, że to mogło by zachwiać wiarę maluczkich w Twój obiektywizm i profesjonalizm :) Tak czy inaczej - wielkie Ci dzięki, za ten konstruktywny, dopracowany komentarz. I za zacytowanie fragmentów, które Ci się podobały, bo to bardzo mi pomaga w pisaniu. A w dodatku przypomniałaś mi Coehlo, którym się stosownie pozachwycałam prawie 10 lat temu, a potem mi jakoś przeszło... może, jak znajdę wolną chwilę, to przypomnę sobie co nieco z jego dzieł. Ja chyba najbardziej lubiłam "Weronika postanawia umrzeć". Ale niedługo potem przeczytałam "100 lat samotności" Marqueza i już byłam stracona dla świata... Najcudowniejsza, najgenialniejsza, najrewelacyjniej zakończona książka, jaką zdarzyło mi się czytać. Przepłakałam po jej lekturze sporo nocy, uświadamiając sobie, że NIGDY nie będę tak pięknie pisać.
Ale teraz, czytając Twój i inne komentarze, znowu się uśmiecham. I niewiele w tym uśmiechu mojej zasługi. Waszej - mnóstwo. Dziękuję. |
Kobieto! Bo ja Cię uszkodzę... Jeszcze raz przeczytam, że przepłakałaś jakąś noc, bo czujesz, że nie będziesz pięknie pisać, to naprawdę znajdę i zastrzelę! Moja droga reinigen, powiem tak: mistrzowie pióra są mistrzami, ale nikt nie powiedział, że nie można im dorównać. Wiem, że czujesz się gorsza od Coehlo czy innych wielkich pisarzy, ja też tak mam. Ale mówię Ci, naprawdę jesteś zdolna. Masz potencjał, żeby stworzyć kiedyś coś naprawdę fajnego i poczytnego! :D
Ja na krytyka się szykowałam, ale ostatnie wybrałam jednak biologię i chemię ;D Ale patrząc na moje zapędy odnoszę się do tego gorzkiego zdania x linijek wcześniej. Jestem zawsze szczera i mówię/piszę, co myślę. Kiedy coś trzeba zganić to zganię. I przepraszam, że nie zawsze będę chwalić. Jeśli coś się nie uda, to Ci to powiem... Nie lubię naciągania, bo sama wolałabym, żeby ktoś mi powiedział, jak napisałam coś nie tak...
Zatrudnić, mówisz? Nie jestem profesjonalistką i nie mam niezbędnej wiedzy. Dlatego z przykrością muszę odmówić
Coelho mnie wciągnął Alchemikiem jak na razie, ale też napaliłam się na Weronikę. A i dziękuję, za dopisanie autora do mojej długiej listy. Po Marqueza też muszę sięgnąć :D
I jeśli po tym komentarzu się nie uśmiechniesz, to masz "zdzielić mnie po głowie" przy następnej okazji, bo mój życiowy cel to wywoływać uśmiech! :D
Pozdrawiam serdecznie i niecierpliwie czekam na news! :D Do następnego droga reinigen! ;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
marta_potorsia
Wilkołak
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 164 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostróda
|
Wysłany:
Czw 17:15, 30 Lip 2009 |
|
Droga reinigen!
Dopiero dzisiaj zaczęłam czytać Twojego ff. Cóż, intrygował mnie tytuł, jednak nie mogłam się zmusić by wejść i przeczytać. Pierwszy rozdział - rozpraszałam się mniej więcej co drugie zdanie. Ale stwierdziłam - nie skreślajmy tego po pierwszym rozdziale - zazwyczaj początki byłają denne. Zaczęłam czytać rozdział drugi - ominęłam prawie wszystko poza dialogami... Trzeci rozdział - okej, zaczyna się rozkręcać. Po czwartym jestem Twoja. Od wspomnianego przed chwilą rozdziału, do ostatniego, jaki wstawiaś, czytałam z zapartym tchem - nie mogłam się doczekać co dalej. Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak pogratulować Ci wybitnej poprawy :)
Jeśli chodzi o bohaterów, to zdecydowanie kupiłaś mnie swoimi, mimo wszystko niekanonicznymi. Nawet sama nie wiem, co więcej mogę na ten temat napisać. Poprostu - jestem na tak.
Fabuła. Tak, jak napisałam wyżej, początkowo nie byłam przekonana. Po pierwszym rozdziale miałam wizję tego, co prawdopodobnie się stanie. A tu taki zonk (oczywiście mój) - totalnie nie spodziewałam się czegoś takiego.
Pozostało mi tylko czekać na następny rozdział, życzyć weny i jeszcze raz pogratulować ogronego postępu :)
Pozdrawiam,
Marta. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ahawa
Wilkołak
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 132 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Czw 22:12, 30 Lip 2009 |
|
Moja wspaniała, kochana Reni <3
dobrze wiesz co myślę o twojej twórczości, a w szczególności tym opowiadaniu :*
Karoluś |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
reinigen
Nowonarodzony
Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 29 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lbn
|
Wysłany:
Pią 12:59, 31 Lip 2009 |
|
Bells15 - z tym wyglądem to rzeczywiście nieco skomplikowana sprawa... Otóż Edward i Claude (pianista) to ciągle jedna osoba i wyglądają oni dokładnie tak samo. Problem tylko w tym, że kiedy coś odebrało Edwardowi pamięć, to w dodatku zrobiło jeszcze kilka innych rzeczy. Nie mogę tu za dużo napisać, bo zdradzę za dużo (a już w kolejnej, mojej zresztą ulubionej, części sporo się wyjaśni), jednak dość powiedzieć, że choć rodzina Edwarda widziała go w telewizji czy internecie, po prostu NIE MOGŁA go rozpoznać. Chociaż wyglądał dokładnie tak samo. Nakręciłam? Może trochę, ale zamysł, mam nadzieję, stanie się jaśniejszy, kiedy już odkryją więcej. Na razie będzie jeszcze trochę mgliście :)
Co z Robertem - to też wyjaśni się w najbliższej części, więc tutaj uchylam się od odpowiedzi. Ale, jak widać, na razie bardzo się przydał, odwracając uwagę tłumu od zniknięcia Claude'a Sauvage alias Edwarda Cullena. Jakaś jego rola na pewno w tym opowiadaniu pozostanie, ale więcej informacji - już niedługo. Pozdrawiam Cię serdecznie!
Catti - kochana, wcale się nie czepiasz! Przeciwnie, bardzo mi takimi uwagami pomagasz, bo wiem już, na co zwrócić uwagę i jakie wątki rozwinąć! Dlatego nigdy nie krępuj się z jakimikolwiek sugestiami, wszystkie są bardzo mile widziane. Oczywiście, z założenia opowiadania pewnych z nich nie będę mogła zrealizować, sama się pewnie przekonasz, dlaczego. Nie mogę np. opisać dokładnie uczuć Roba. Nie tylko dlatego, że całość pisana jest z perspektywy Belli, która nie umie czytać w myślach, ale też z innych powodów, których na razie ujawniać nie zamierzam. Chociaż już jakoś chyba w 11 i 12 części odrobinę uczuć Roberta się pojawi.
Zaś co do Emmetta - no wiesz, w końcu to nie jego zasługa, że pamiętał o stracie Rosalie. Jemu pamięci nikt nie odebrał, to tylko Bella i Edward padli ofiarą takiego działania. Ale fakt, lubię Emmetta, mam pewną sympatię w stosunku do niego, toteż prawdopodobnie buduję tę postać dość pozytywnie. I bardzo się cieszę, że to Ci się podoba :) Pozdrawiam!
yeans-girl - wcale nie najlepszy rozdział :P Szczerze mówiąc, ja traktowałam go trochę przejściowo, a mój ulubiony rozdział to część 10, czyli już następna. Zdradzić Ci tajemnicę? Będzie miała tytuł "Gimnastyka umysłu" i baaardzo wiele się w niej wyjaśni. Ale, oczywiście, coś za coś. Sporo wyjaśnień, ale mniej romantycznych scenek (co nie znaczy, że żadnych działań i żadnej akcji nie będzie, przeciwnie!). Najbardziej lubię Edwarda właśnie w rozdziale dziesiątym, więc aż nie mogę się doczekać, co powiesz po jego przeczytaniu :) Ale to już niedługo. Pozdrawiam Cię serdecznie!
ajaczek - ten banał o "miłości, która wszystko zwycięża", to moja zdecydowana słabość... Przewija się w ten czy inny sposób we wszystkich opowiadaniach, jakie do tej pory napisałam, a było tego przecież mnóstwo! Jednak, co poradzić, ja NAPRAWDĘ w ten wyświechtany banał wierzę i sądzę, że bez względu na wszystko to właśnie miłość jest najważniejszą częścią nie tylko każdej opowieści, ale i każdego żywota. No, ale jest jeszcze coś...
I tu znowu wkraczam na teren, gdzie nie powinnam uchylać rąbka tajemnicy, bo zepsuję Ci zabawę. Jednak sam fakt, że Edward (Bella zresztą też) zakochał się w swojej żonie po utracie pamięci, również jest w tym opowiadaniu znaczący. I jeszcze wypłynie. A teraz już gryzę się w za długi stanowczo jęzor i tylko ściskam Cię serdecznie :)
nieznana - jakoś wybitnie mocno ten Pattinson Wam wszystkim siedzi w głowie, co? Często o niego pytacie, co jest w jakimś sensie zrozumiałe, skoro jako postać opowiadania jest tu trochę "nie na miejscu". Ale proszę o trochę zaufania :) Jeśli już decyduję się wprowadzić jakąś postać do opowiadania, to na pewno ma ona do odegrania swoją rolę i nie zostawię czytelników w irytującej niepewności w stylu: "co się z nim właściwie stało? zniknął?". O nie, nie mam tego w zwyczaju. Mam natomiast zwyczaj obmyślania koncepcji opowiadań bardzo dokładnie, więc możesz mi uwierzyć, że już świetnie wiem, jak potoczą się dalsze losy Roberta :) Ale, oczywiście, nie powiem :P Bo nie psuję zabawy :P Możesz być jednak spokojna, moja kochana. Krzywdy nie zamierzam nikomu robić. Swoją drogą, to przesłodkie, że tak się wczuwasz w tych bohaterów :) Pozdrawiam Cię gorąco!
Taka_Ja - Ty też musisz coś pisywać, prawda? Z Twoich komentarzy aż bije styl prozatorski, w dodatku okraszony maleńkimi okruchami poetyckiej mowy. Nigdy nie sprawdzałam, czy na tym forum jest jakieś opowiadanie Twojego autorstwa, ale chyba po odpisaniu na komentarze się skuszę i sprawdzę...
A jeśli Twoja niezaspokojona ciekawość jest już tak ogromna, to może pocieszy Cię informacja, że w następnej części czeka nas naprawdę sporo nowości i wyjaśnień. To moja ulubiona część, nawiasem mówiąc. Mam nadzieję, że i Tobie się spodoba, bo choć nie zaspokoi CAŁEJ ciekawości, to na pewno wskaże sporo nowych dróg do poszukiwania prawdy. Jednak przy rozwiązywaniu zagadek nie ma to jak czytający w myślach Edward :) Uch, lubię Edwarda w tej 10 części bardzo... W takim Edwardzie mogłabym się zakochać, bo w książkach Stephenie czasem mnie trochę osłabiał tym swoim czułym romantyzmem i niemalże pietyzmem, z jakim odnosił się do Belli. Za dużo gadam, cholera. Znowu puszczę farbę i klops. To już z trzaskiem zamykam oblicze i tylko dziękuję Ci za przepiękny komentarz. Kolejny! No i pozdrawiam, naturalnie :)
NiepoprawnaRomantyczka - teraz na pewno powinnam Ci pięknie dziękować za wspaniały komentarz, który uderzył mi do głowy sodówką, ale tak naprawdę, to pierwsza rzecz o jaką MUSZĘ zapytać, to: KIM JESTEŚ? Zmieniacie te skubane nicki non stop, na każdym forum macie inne, a ja, maleńki biedny żuczek, gubię się w tym jak w stadzie biedronek! I nie wiem nawet, KOMU dziękować za taki wspaniały komentarz! Oczywiście musiałyśmy się już gdzieś spotkać, a skoro znasz mnie pod nickiem reinigen, to obstawiałabym forum TH. Pisałaś, że czytałaś inne opowiadania, więc pewnie była to "Wiara...", może nawet "TEONANACTL". Wtedy przyznałabym Ci rację, bo porównywanie ich do "O brzasku" jest całkowicie uzasadnione :) Jeśli natomiast chodzi o coś zupełnie innego, to prosiłabym o dyskretną informację, najlepiej na PW, bo nie chciałabym, żeby nick reinigen wiązano na tym forum z innym nickiem czy wręcz nazwiskiem.
Niemniej niesłychanie mi miło, że tak wspaniale wyrażasz się o mojej tak zwanej twórczości i dziękuję za wszystkie cudne słowa :) Pozdrawiam serdecznie!
anja - nooo, kochana, a czy ja kiedykolwiek mówiłam, że będziemy zapominać o Robercie? Ależ skąd, nigdy nie mówiłam! Ani tak prędko, ani tak wolno - na razie Robert ma swoją rolę i niech tak zostanie. To jest właśnie minus znajomości całej akcji - tak bardzo chciałabym Ci powiedzieć, co dla niego zaplanowałam, ale nie mogę :P Zresztą, sama byś tego pewnie nie chciała, wnioskując po wspaniałym apelu do pozostałych czytelniczek, który wywołał uśmiech na mojej twarzy od ucha do ucha dosłownie! (Jak mi tak zostanie, to będę wyglądała jak klaun i pozwę Cię do sądu za oszpecenie! :P )
Ciekawe pytanie zadałaś, z tym, że Bella/Kahlan trafiła na Roberta... Bardzo ciekawe, bardzo ważne i bardzo przemyślane, więc niestety nie będę mogła na nie odpowiedzieć :) Pozostaje mieć nadzieję, że samo się to wyjaśni w miarę czytania :P Nic już nie zdradzam, bo w dzisiejszych odpowiedziach i tak już zdradziłam zdecydowanie za dużo!!!
Za to ściskam Cię serdecznie i pozdrawiam!
dotviline - jeden z najlepszych komentarzy, jakie dostałam EVER, a wierz mi - te komentarze liczy się już w tysiącach! Naprawdę wspaniały, bo czytałam go z wypiekami na twarzy i ogromnym uśmiechem, a w dodatku - jak Ci już chyba pisałam - bardzo pomaga mi zaznaczenie fragmentów, które zrobiły na czytelniku wrażenie i tych, które nie przypadły do gustu! No rewelacja po prostu i dalej mam ochotę Cię zatrudnić, chociaż rozumiem zapędy biologiczno-chemiczne :) Naprawdę, nawet profesjonaliści niekiedy mają problemy z tak wyraźnym wytyczeniem granic między czymś dobrym, a czymś do bani. Oczywiście wiem, że to Twoja subiektywna opinia, ale czy oni (profesjonaliści) również nie wyrażają tylko swojego zdania? Zapewniam Cię, że tak.
Ten odrobinę niejasny półfakt z Emmettem tyczył po prostu tego, że nie tylko Edward zakochał się w Belli, wcale jej nie poznając. To samo tyczyło i Belli, w co przecież Emmett tak bardzo wątpił, gdy takie rozwiązanie zaproponowała Esme w którymś z poprzednich odcinków. W następnych zdaniach nawet ją za to przeprosił, co miało nakierować właściwie uwagę czytelnika. I choć zgadzam się, że nie było to do końca jasne dla ludzi, którzy nie umieją jak Edward czytać w myślach, ale pytałam pierwszej czytelniczki (niemal zawsze mam taką dla kontroli :) ) i ona stwierdziła, że dobrze jest jak jest i że mam to zostawić, do cholery, bo jak będę się czepiała takich bzdur to nigdy tego opowiadania nie dodam na forum. To był cytacik. Uroczy, jak wszystko, co wychodzi z ust Maryś.
Aha, i nie ubolewaj nad Laurie aż tak bardzo. Już w następnym odcinku przekonasz się, że u mnie tak zwane "epizodyczne" postaci pojawiają się wyjątkowo rzadko i niemal zawsze wracają w jakimś punkcie :) Więcej nic nie powiem, bo nie zdradzam :P
A jak przeczytasz Marqueza, to sama zobaczysz, czym różni się moja radosna twórczość od Prawdziwego Pisarstwa. :)
Pozdrawiam serdecznie i dzięki Ci gorące, bo komentarz - jeszcze raz podkreślam - był doskonały!
marta_potorsia - no tak, ten pierwszy rozdział rzeczywiście jest dolą w oku przytłaczającej większości czytelniczek, ale naprawdę nie wyobrażam sobie, jak inaczej mogłabym zacząć akcję tego opowiadania. Pierwsza część miała zdradzać niewiele, jednocześnie wprowadzając postać, której tak naprawdę nigdy nie było (Kahlan) - i tak się też stało. Miała być zwięzła, bo po co roztkliwiać się nad tą częścią akcji, która właściwie od razu zostaje w tyle - i zwięzła była. Miała dać Kahlan/Belli możliwość przypomnienia sobie własnej tożsamości - dała. Nawet jak teraz o tym myślę, to nie widzę innego sposobu rozpoczęcia fabuły, która od początku była przeze mnie zamierzona, więc nie nazwałabym dalszego przebiegu akcji postępem.Taki był plan po prostu, od początku. A w każde opowiadanie trzeba się przecież wczuć, bo nigdy nie wchodzimy w środku filmu, świetnie zaznajomieni z jego początkiem.
Dlatego bardzo się cieszę, że wytrwałaś (choć przykro mi, ze z takim poświęceniem) i że dalsza akcja Cię jednak zaskoczyła. No cóż, takie było zamierzenie :) Miała właśnie zaskakiwać :) Mam nadzieję, że przekonałaś się już na tyle, żeby skusić się na kolejne części i że jeszcze kiedyś skrobniesz mi słówko, chociażby takie: "jest ok, czytam nadal, nie schodzisz na psy". Będzie mi szalenie miło :) Pozdrawiam serdecznie!
Ahawa - Karoluś, wieki Cię nie widziałam! Jak to cudownie, kiedy pojawiają mi się tu znajome twarze :) Bardzo się cieszę, że przyszłaś się przywitać i że nadal masz ochotę czytać te moje bazgroły :) Kochana jesteś, całuję Cię mocno! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Maryś=*
Nowonarodzony
Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 13 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wolne Miasto
|
Wysłany:
Pią 21:39, 31 Lip 2009 |
|
O cholera nieźle się spóźniłam!! Zaraz edit!
Musiałam sobie odświeżyć :P Niby wiedziałam, co tam jest, ale zawsze lepiej pamiętać lepiej^^ Że tak powiem :P
Robi się gorąco... Zbliża się Twoja ulubiona część :) A moja jedna z "ulubieńszych". Wręcz prawie ulubiona :)
Zaczęliśmy drugą część historii. W ogóle to jestem świeżo po oglądaniu "Gladiatora" (po raz setny) i pewnie dlatego wciąż czuję ducha walki. Najchętniej pojechałabym teraz do Volterry i rozprawiła się z Marcusem, Caiusem i Aro (tak to się chyba wszystko pisze), których, notabene, bardzo lubię, może nawet bardziej niż Voldemorta :P Nie są brzydcy przynajmniej :P :P
Ciągle się muszę hamować, bo jeszcze chwila, a zacznę komentować część, której tu jeszcze nie ma. No to jeżeli chodzi o tę część. Chociaż jest to naprawdę dobra część, to ma pecha. I wcześniejsza, i późniejsza to moje praktycznie ulubione części, więc automatycznie ona jest biedna trochę pominięta. W sensie tak się mniej wysuwa na pierwszy plan. Taka jakby przejściowa, choć jest w niej więcej akcji niż w typowych "przejściowych" częściach. Kurde, gadam trzy po trzy. I tak nic w sumie konstruktywnego nie napiszę pewnie, więc chyba jednak skończę pisać, bo to bez sensu :P Moje wszystkie komentarze to jakieś takie sranie w banie i nie mów, że nie. Muszę coś ze sobą zrobić. I zrobię przy następnym komentarzu, bo, jak mówiłam, dziś mnie chyba na nic w miarę do przeczytania nie stać, amen.
Ściskam serdecznie,
M=* |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Maryś=* dnia Pią 22:08, 31 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Ahawa
Wilkołak
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 132 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 13:36, 01 Sie 2009 |
|
Niesamowite! No kurcze, muszę to powiedzieć jeszcze raz- NIESAMOWITE!!
Reni jeśli kiedykolwiek napiszesz i wydasz książkę gwarantuję Ci, że pierwsza będę stać po nią w kolejce. Im więcej czytam Twoich opowiadań, tym bardziej się we wszystkich zakochuję, a Ty dochodzisz już do perfekcji.
Twoje dzieła czytam tak samo, jak każdą inną książkę pisarza, który staje się z biegiem czasu sławny dzięki swej twórczości.
Nawiązując do tego opowiadania, to muszę Ci powiedzieć, że jestem bardzo wdzięczna za nie, a to dlatego, że rozwija moją wyobraźnię. Piszesz tu o Robercie, dlatego automatycznie w mojej głowie pojawił się inny Edward, bardziej doskonały i bardziej przystojny. Tak samo Bella stała się kimś innym, nie widzę czytając "o brzasku" Kristen. W zamian za to w mojej głowie pojawiają się te same postaci, które widziałam czytając "Zmierzch". I właśnie za to Ci bardzo dziękuję, bo mogę sobie wyobrazić wszystko tak, jak na samym początku, a nie jak to wymyślił reżyser.
Dodatkowo sam pomysł jest bardzo inspirujący i niezwykle ciekawy. Sama nigdy bym na coś podobnego nie wpadła. Pochłaniam każdą część z zatrważającym tempie i mogłabym tak w nieskończoność... <3
Nie mogę się już doczekać kolejnych wampirzych przygód, które wypłyną z Twojej głowy! :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Maryś=*
Nowonarodzony
Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 13 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wolne Miasto
|
Wysłany:
Nie 10:20, 02 Sie 2009 |
|
Wczoraj nie miałam za bardzo czasu, a za chwilę wyjeżdżam i nie wiem, o której wrócę, więc piszę tutaj. Może powinnam napisać coś mądrego, ale brak mi słów, żeby wyrazić, jak świetne jest to opowiadanie. Chyba najlepsze ze wszystkich Twoich, które czytałam. A więc ze wszystkich, które czytałam, tak gwoli ścisłości. Da się to wydać?
Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że się dzisiaj spotkamy na gg :) Ja tam myślę, że powinnam wrócić około 20, choć w sumie nigdy nie wiadomo...
M=* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Akarii
Nowonarodzony
Dołączył: 01 Sie 2009
Posty: 26 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z tęczy...
|
Wysłany:
Nie 10:44, 02 Sie 2009 |
|
Jestem i ja. Tak swoją drogą, i z nudy też, ciekawa jestem, czy się domyślisz, kim jestem. ;D Ale o tym później.
Nie dodawałaś opowiadania na fc, to się przeniosłam. ;p A teraz muszę to napisać, zawsze, zawsze przy wszystkich Twoich opowiadaniach, płaczę. A zdarza mi się to niezwykle rzadko. Jak Bella już chciała odpuścić, to jak się rozpłakałam, to świata nie widziałam. Nie mam pojęcia, jak Ty to robisz, ale jak czytam Twoje opowiadanie, to są one tak realne,że wyobrażam sobie, jakby i ja tam była. Jakbym ja stała gdzieś niedaleko. Może to dlatego jesteś moją ulubioną autorką. :) Masz niesamowity dar, Reni. Opowiadanie ciekawe, nawet powiem więcej, bo jest fantastyczne. Nie wspominam już nawet o tym,że jestem strasznie ciekawa co się dzieje z Jasperem, Alice, Rosalie i Nessie. ;p
Czekam na kolejną część, która i tak dla mnie będzie za krótka, ale musisz wiedzieć, że zawsze, nawet jak o tym nie wiesz, ja jestem, czytam i wychwalam. :):)
Pozdrawiam.... :*:*
Hoshi. :p
taka mała niespodzianka... ;] |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Akarii dnia Nie 10:45, 02 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
reinigen
Nowonarodzony
Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 29 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lbn
|
Wysłany:
Nie 21:37, 02 Sie 2009 |
|
Kolejna część przed Wami. Muszę wyznać, że moja ulubiona część, póki co :) Mam nadzieję, że i Wam się spodoba. Tylko słówko zaległych odpowiedzi:
Maryś - wiem, jaką człowiek ma otępiałą mózgownicę po podróży, więc i tak wyszło to nie najgorzej :P Twój komentarz da się czytać, spoko. Tylko też od czasu do czasu oblatuje mnie strach, że nie utrzymasz języka i wypaplesz coś ważnego. Weź na to uważaj, proszę. Miałaś być na gg i co? Kupa. Mało słowna dziewczynka, mało słowna...
Ahawa - dziękuję Ci, kochana moja, za te wszystkie słowa. Poruszyłaś coś bardzo ważnego: obraz bohaterów, jaki automatycznie nakłada się po obejrzeniu filmu. Powiem Ci, że ja też, czytając książkę, widziałam ich wszystkich zupełnie inaczej. Film spętał mnie trochę w tej mierze, ale tak tęskniłam za tymi "swoimi" bohaterami, że musiałam ich tu oddzielić od aktorów grubą kreską. Mój Edward, przy całej sympatii do Roberta Pattinsona, dużo bardziej mi się podoba :D Wolę go takiego z mojej głowy I bardzo się cieszę, że nie jestem w tym odosobniona. Dzięki raz jeszcze!
Akarii - znowu znajoma twarz! Kurczę, zaczyna się tu robić jak w domu coraz bardziej :D Strasznie się cieszę, Hoshi, że i Ty dołączyłaś. Znam Cię już pod trzecim zdaje się nickiem i nie mogę uwierzyć, że to już tyle czasu... Podziwiam wytrwałość, jaka trzyma Cię przy moich opowiadaniach. Naprawdę jeszcze Ci się chce to czytać? A potem jeszcze pisać mi takie cudne komentarze, które nawet mnie, twardą i bezwzględną prawniczkę, wzruszają? Kochana jesteś bardzo. I Twoja obecność znaczy dla mnie bardzo wiele, więc dziękuję Ci za to zapewnienie, że jesteś i że czytasz. Dla takich chwil, takich ludzi, takich uczuć - warto pisać. Dziękuję.
część 10
Gimnastyka umysłu.
Nie zdążył nawet się odezwać, bo Edward chwycił go za kurtkę i przywlókł do pokoju. Rzucił nim o kanapę z taką siłą, że przez chwilę myślałam, że już nic z niego nie wydobędziemy.
- Wiesz, kim jestem – warknął Edward, niemal miażdżąc mu dłonią tchawicę. - Kto jeszcze mnie pilnuje?!
Blaise oczywiście nic nie odpowiedział, nie mógł. Jego gardło było jeszcze w stanie przepuścić powietrze, ale struny głosowe pozbawiono użyteczności już na zawsze. Patrzył tylko na Edwarda wzrokiem, w którym mieszały się przerażenie, wstręt i nienawiść. Ale mojemu mężowi niepotrzebne były słowa.
- Jak długo? - wysyczał.
- Edward... - powiedziała ostrożnie Esme, widząc zasinienie twarzy Blaise'a.
- Kto przekazywał ci polecenia?! - warczał Edward, nie zwracając na nią uwagi.
Był całkowicie pochłonięty wydobywaniem informacji z myśli przerażonego ochroniarza. Widziałam, jak jego ciemnozłote oczy zwężają się w skupieniu, a napięte mięśnie pleców drżą z emocji. Blaise charczał i próbował oderwać jego dłoń od swojej szyi, ale nie miał najmniejszych szans. Było jasne, że jego życie spoczywało teraz w rękach Edwarda. Nawet w jednej tylko ręce.
- Carlisle, Emmett! Balkon! - rzucił ostrzegawczo Edward.
Obaj zawołani podbiegli ku drzwiom tarasu w samą porę, aby chwycić wskakującego przez nie wampira. Emmett zamknął go w morderczym uścisku, zanim ten zdążył zdać sobie sprawę z zagrożenia. Odwróciłam głowę z powrotem do Edwarda i zobaczyłam, jak Blaise traci przytomność, a mój mąż wreszcie go puszcza. Teraz z wściekłością podchodził do obcego wampira.
- Jak masz na imię? - syknął.
Wampir spojrzał na niego z nienawiścią i oczywiście się nie odezwał. Sługowie Volturi wykazywali wyjątkowo mało chęci do współpracy.
- Ach, Gaston. Miło cię poznać – zakpił Edward. - Teraz odpowiesz mi na kilka pytań. Czy moja córka jest u Volturi? Co z nią robicie? Gdzie jest Jasper? I kim jest Sealiah?!
Już myślałam, że zaraz dowiemy się absolutnie wszystkiego, gdy nagle stało się coś, czego nikt z nas się nie spodziewał. Edward zdążył jeszcze coś krzyknąć, odczytawszy odpowiednie zamiary, ale nic już nie dało się zrobić. Gaston pstryknął tylko czymś, co cały czas trzymał w dłoni i w mgnieniu oka pochłonęły go wściekłe płomienie ognia.
Oparzony Emmett odruchowo wypuścił go z ramion i odskoczył, a potem mogliśmy tylko patrzeć, jak ciało Gastona zamienia się w proch na naszych oczach. Nie trwało to nawet kilku sekund. Po wampirze pozostała jedynie kupka popiołu na nadpalonym, tlącym się dywanie.
Przerażona, spojrzałam na Edwarda, ale jemu nic nie groziło. W nieco gorszym stanie był Emmett, którego twarz przypominała teraz groteskową maskę, od której odchodziły płaty farby. Natychmiast zjawił się przy nim Carlisle z jakimś specyfikiem i jął smarować świeże, na pewno potwornie bolesne oparzenia. Wszyscy byliśmy w takim szoku, że minęła dobra minuta, zanim ktokolwiek był w stanie się odezwać.
- Co... co to było? - wyjąkałam, odruchowo chwytając Edwarda za rękę.
- Boże... - Esme przyłożyła dłoń do ust. - Czemu on sobie to zrobił?!
- Takie dostał rozkazy – Edward dygotał z wściekłości, ale i tak opiekuńczo ogarnął mnie ramieniem. - Wygląda na to, że te informacje warte były jego życia. Prawie nic nie zdążyłem zobaczyć...
- Ale coś widziałeś? - nalegałam. - Gdzie jest Renesmee?
- Chyba tego nie wiedział, nie widziałem jej ani przez chwilę – Edward zagryzł wargi i spojrzał na wciąż nieprzytomnego Blaise'a. - Ten też nic nie wie. Dostawał rozkazy od jakiejś kobiety, Sealiah. Wysoka, rudowłosa. Kiedy zapytałem o nią Gastona, w jego umyśle zaczęły dziać się dziwne rzeczy... Najpierw pojawiła się ta kobieta, ale aż trzy razy, chociaż tylko mignęła. Potem zobaczyłem, co zamierza zrobić. Nie zdążyłem was nawet ostrzec...
Carlisle skończył opatrywać rany Emmetta i podszedł do Blaise'a. Błyskawicznie sprawdził jego puls i stan tchawicy, po czym zostawił go tak, jak leżał.
- Będzie żył – mruknął. - Co mamy z nim zrobić?
- Jest jeszcze jeden wampir – uprzedził Edward. - Nie wiem, co się z nim stało, ale go nie słyszę. Może być już w drodze do Volturi.
Zza bandaży Emmetta rozległo się krótkie przekleństwo. Esme uspokajająco położyła mu dłoń na ramieniu, ale wzrok również miała smutny i pełen rezygnacji.
- Nie ma czasu, musimy działać – zdecydował Carlisle. - Trzeba zostawić Roberta w bezpiecznym miejscu i jechać do Volterry. Cokolwiek się dzieje, tam znajdziemy odpowiedzi.
- Laurie – powiedziałam nagle. - Ją też trzeba ukryć. Na pewno zechcą ją o wszystko wypytać, a potem zabiją.
- Racja – zamyślił się Carlisle, zapatrzony w Roberta. - No dobrze, przede wszystkim nie możecie być sami. Musimy przydzielić wam jakąś ochronę...
- Wilki – podsunęła Esme. - Niech jadą do Stephenie.
- A jak mamy jej to wytłumaczyć? - Edward uniósł brwi. - Przecież Laurie nic nie wie!
Zgryzałam wargi. Od początku bałam się bardzo, że kiedy tylko spuszczę Roberta z oczu, dorwą go Volturi. Oznaczało to pewną śmierć, poprzedzoną jeszcze najohydniejszymi torturami. Bez względu na wszystko, nie chciałam dać im zranić żadnego z moich bliskich i przyjaciół, więc myśl o ochronie Roberta chodziła mi po głowie cały czas. I też dochodziłam do wniosku, że najbezpieczniejszy będzie pod ochroną Setha i Leah, razem ze Stephenie, tylko nie przewidywałam tam miejsca dla Laurie. Teraz zależało mi na jej bezpieczeństwie równie mocno.
- Nawet jeśli zostawimy całą trójkę z wilkami, to co zrobimy my sami? - spytałam powoli. - Pojedziemy do Volterry na pewną śmierć? Wciąż nic nie wiemy! We trójkę nie zdołamy się przebić nawet przez przednią straż! Musimy opracować lepszy plan...
- Jasper utrzymał się w Volterze dość długo, żeby wyszpiegować wiele informacji – zauważył Carlisle. - Może i nam uda się ukrywać w mieście, aż dowiemy się czegoś znaczniejszego?
- Po pierwsze, Jasper nagle zniknął – pokręciłam głową. - Nadal nie wiemy, co się z nim stało. A po drugie, wampir ze straży Edwarda właśnie nam umknął. Nie zdołamy go znaleźć, zanim dotrze do Volterry, a wtedy na pewno podwoją tam ochronę. Będą się nas spodziewali.
Edward wstał nagle i zaczął przechadzać się po pokoju. Jego oczy pałały jeszcze gniewem, ale widać było też zimne skupienie, kiedy przetrawiał myśli prawie wszystkich obecnych w pokoju. Domyślałam się, że składa je w całość i próbuje znaleźć chociaż jeden punkt zaczepienia. Ja bym tak robiła...
- Zacznijmy od początku... - powiedział nagle. - Piętnaście lat temu ktoś przychodzi do naszego domu niezauważony. Alice nie widzi go w wizjach, ja nie słyszę jego myśli, tarcza Belli nie działa... Jak to możliwe?!
- Myślimy nad tym od lat, Edward – powiedziała Esme. - Nawet gdyby komuś potężnemu udało się oszukać umysł twój i Alice, to jakim cudem przebił się przez tarczę Belli? Nikt nie był w stanie nigdy tego zrobić.
- Chyba że... - powiedziałam, nagle olśniona prostotą rozwiązania. - Chyba że tarcza akurat w tym momencie nie działała...
- Nie rozumiem...? - Carlisle spojrzał na mnie z uniesioną brwią. - Ona działa niezależnie od ciebie, przez cały czas.
- Nieprawda! - poderwałam się na nogi. - Jest całkowicie zależna ode mnie, chociaż nie panowałam nad tym na początku! Ale były momenty, kiedy specjalnie ją wyłączałam...
- Ależ po co?! - wykrzyknęła Esme.
- Dla mnie... - odparł cicho Edward. - Żebym mógł usłyszeć jej myśli, robiła to czasami, wieczorem... O Boże...
Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej prawdopodobne wydawało mi się to rozwiązanie. W takich chwilach byłam praktycznie całkiem bezbronna, każdy mógł wedrzeć się do mojego umysłu. A skupiony na moich myślach Edward mógł nie zwrócić uwagi na myśli obcych ludzi czy wampirów, którzy podchodzili pod nasz dom. Zresztą, jeśli udało im się oszukać już wizje Alice, to prawdopodobnie unieszkodliwienie Edwarda nie nastręczało im większych trudności. Tak, jak powiedziała Esme, tylko moja tarcza stanowiła dla nich barierę nie do przebicia. Chyba że ja sama ją na ten moment wyłączyłam, nieświadoma zbliżającego się zagrożenia. Ale wówczas...
- ...ktoś musiałby wiedzieć, że umiesz to robić – powiedział głucho Edward, jakby kończył moją myśl.
- No właśnie – szepnęłam. - A była tylko jedna osoba, która o tym wiedziała...
Nikt się nie odezwał, ale wszyscy pomyśleli to samo imię. Tylko jedna osoba poznała wszystkie możliwości mojej tarczy. To ona uświadomiła mi, że mogę ją wyłączać i sama mnie tego uczyła... Tylko jedna osoba. Zafrina.
- Nie... - wyszeptała Esme. - Nie wierzę...
- Mogli ją zmusić... - mruknął Carlisle. - Mogła im to ujawnić wbrew swojej woli.
- Albo nie – dopowiedział Edward. - Z tego, co pamiętam, zawsze bardzo kusiła ją Renesmee...
Pociemniało mi przed oczami. To przecież nieważne... Czy to Aro wydobył wspomnienia z Zafriny, czy ona sama zdecydowała się wystąpić przeciwko nam... Nieważne. To wszystko sprowadzało się do jednego: to była moja wina. Sama, umyślnie unieszkodliwiłam jedyną broń, jaką mieliśmy przeciwko Volturi i to przeze mnie moja córka ostatnie piętnaście lat spędziła u obcych, wrogich wampirów.
- Tego nie rozstrzygniemy w tej chwili – powiedział nagle Edward, po krótkiej chwili milczenia. - Zastanówmy się nad dalszą częścią. Volturi dysponują czymś, co przez piętnaście lat kazało mi i Belli wierzyć, że jesteśmy kim innym. Więcej: kazało nam wierzyć, że jesteśmy ludźmi i odczuwać jak ludzie! Działało nie tylko na umysł, ale i na fizyczność! W ograniczonym oczywiście stopniu, bo nadal musieliśmy pić krew, nasza skóra lśniła w słońcu, a ciało pozostało zimne. A jednak wierzyliśmy w swoje człowieczeństwo tak mocno, że wszystkie te symptomy nie dały nam do myślenia. Co mogło na nas tak zadziałać?!
- Zafrina potrafi wywoływać wizje... - bąknęłam.
- Nie aż tak intensywne i nie na tyle lat – Carlisle pokręcił głową. - Na pewno nie umiałaby wzbudzić w was fizycznego bólu po każdym uderzeniu ani w ogóle wpływać na wasze ciała.
- A Alec? - strzeliłam.
- Podobnie, a poza tym musiałby cały czas być gdzieś w pobliżu – rozłożył ręce Carlisle. - Nie mógłby przecież jednocześnie spętać ciebie i Edwarda w dwóch różnych częściach globu.
- Więc co? - naciskał Edward. - Myślałeś o narkotyku...
- Tak, ale to wykluczyliśmy – Carlisle machnął ręką. - Wiadomość od Jaspera wprowadziła nas w błąd. Zrobiłem Belli badania, nie wykryłem żadnej obcej substancji.
- Mogę zobaczyć tę wiadomość? - Edward wyciągnął rękę i wziął od Carlisle'a znany mi już zwitek papieru.
Kiedy przyglądał mu się uważnie, ze zmarszczonymi brwiami, dobiegł nas jęk od strony kanapy. Właściwie było to głuche stęknięcie, jakby ktoś niemy próbował się pożalić. Spojrzeliśmy w tym kierunku i zobaczyliśmy, że Blaise próbuje zsunąć się z sofy i dopełznąć do drzwi.
Popatrzyłam na Edwarda, ale on wciąż wpatrywał się tylko w kartkę od Jaspera i jęków Blaise'a słuchał z całkowitą obojętnością. Dopiero gdy poharatany ochroniarz znalazł się przy samych drzwiach, Edward podszedł do niego spokojnie i jedną ręką odrzucił go z powrotem na kanapę, ani razu nie odrywając przy tym wzroku od trzymanego w drugiej ręce zwitka papieru. Wydawał się niezwykle skupiony, jakby dostrzegał w enigmatycznych słowach Jaspera jakiś ukryty sens, którego my nie umieliśmy pojąć. Minęła długa minuta, zanim podniósł znad nich głowę.
I podszedł do Blaise'a.
- Sealiah? - spytał powoli, odczytując odpowiedź człowieka w jego myślach. - Jak to wyglądało?
Przez chwilę nic się nie działo, bo Edward chłonął wspomnienia Blaise'a i intensywnie nad czymś myślał. Potem jednak nagłym ruchem znów chwycił go za gardło i w mgnieniu oka ochroniarz zgasł w jego rękach, opadając nieprzytomnie na kanapę.
- Żyje – rzucił krótko Edward. - Ale myślę, że Jasperowi wcale nie chodziło o narkotyk. Spójrzcie tutaj...
Popatrzyliśmy na wskazany fragment wiadomości. Opuszek palca Edwarda wskazywał na słowa LSD trip., które wszyscy doskonale znaliśmy już wcześniej. Nadal nie rozumiałam jego konkluzji.
- Jak to? - zmarszczył brwi Carlisle.
- Tutaj – Edward postukał palcem w kartkę. - Skrót „LSD” może być mylący. Ale spójrzcie na to „trip.”...
- Trip to slangowe słowo – powiedział Carlisle. - Oznacza czas pod wpływem działania narkotyku. Haj.
- Wiem, ale jeśli Jasperowi chodziło właśnie o to, to po co stawiał po nim kropkę? - spytał spokojnie Edward.
Przyjrzeliśmy się kartce jeszcze raz. Rzeczywiście, po trip była kropka, ale nikt z nas nie uważał jej za coś szczególnego, bo wszystkie wiadomości od Jaspera oparte były na skrótach, pisanych z kropkami. Ta tutaj mogła być pomyłką albo po prostu końcem zdania. Ostatecznie potem następowały trzy pełne zdania, z dużymi literami na początku i kropkami niezawodnie na końcu.
- O pomyłce nie może być mowy – potrząsnął głową Edward. - Jasper jest zbyt doświadczonym żołnierzem, aby robić coś przypadkowo. Uważam, że ta kropka ma swoje zastosowanie. Jeśli jest po wyrażeniu trip, to dlatego, że nie chodziło o narkotykowy haj, ale o...
- Skrót – domyślił się Carlisle, rozszerzając oczy.
- Dokładnie – Edward pokiwał głową.
- Ale... skrót od czego? - wyjąkałam, nadal nie do końca przekonana.
- Jeśli wziąć pod uwagę trzy zdania pod spodem i trzy litery w „nazwie” narkotyku, to najbardziej prawdopodobne wydaje mi się jedno wytłumaczenie – przygryzł wargi Edward. - Myślę, że Jasper chciał nam przedstawić pewne... trojaczki (triplets – ang. trojaczki).
Podrzuciłam głowę i spojrzałam na niego z przerażeniem. Trojaczki?! Trzy identyczne osoby, obdarzone potężnymi darami i związane ze sobą najsilniejszymi więzami: krwią?! A jeśli konsekwentnie wierzyć kartce, to jeden z nich umiał odebrać ci pamięć, drugi sprawić, że będziesz pamiętał, cokolwiek by to znaczyło, a trzeci... zrobić z ciebie marionetkę.
- Nie... - wyszeptałam.
- Wygląda na to, że Volturi mają trójkę nowych, potężnych współpracowników – powiedział cicho Edward, smutno zwieszając głowę.
- Ale... kim oni są?! - spytał zszokowany Carlisle.
- Wydaje mi się, że już coś o nich wiemy, ale niepotrzebnie używasz rodzaju męskiego, Carlisle – odparł jednak. - Zakładam, że jeśli to trojaczki, to Jasper podał nam ich imiona... a przynajmniej ich pierwsze litery.
- LSD – szepnął Carlisle. - S... Sealiah?!
- Sprawia, że pamiętasz – zacytował Edward. - Dlatego i Blaise, i Kirsten mówili wam właśnie jej imię. Prawdopodobnie były z nią pozostałe dwie siostry, ale jedna z nich, przypuszczalnie tak, której imię zaczyna się na L, sprawia, że zapominasz... Dlatego kojarzono tylko Sealiah. Ale w głowie Gastona widziałem ją potrójnie. To identyczne trojaczki. Trzy wysokie, rudowłose kobiety, które pewnie i ja, i Bella już kiedyś widzieliśmy...
- Jedna odebrała nam pamięć... - powiedziałam głucho, w przestrzeń. - Druga włożyła nam do głów fałszywe wspomnienia. A trzecia dokończyła dzieła, czyniąc z nas marionetki... To dlatego nieświadomie wymykaliśmy się nocą na polowania, chroniliśmy się przed słońcem, straciliśmy nasze umiejętności... Boże...
Uświadomiłam sobie, jaką potęgą były połączone dary trojaczków. Uzupełniały się wzajemnie i tworzyły całość, której żadne z nas nie mogło stawić czoła. Jedyną ochroną mogłaby być moja tarcza, ale... nie widziałam, czy ona naprawdę na nie działa. Może była w odpowiednim momencie wyłączona, ale nie mogliśmy wykluczać, że po prostu nie stanowiła dla nich przeszkody. Jeśli tak było, to Volturi wygrali tę wojnę jeszcze zanim się zaczęła. Z taką siłą po swojej stronie mogli nie obawiać się niczego. Bóg jeden wiedział, jakie wspomnienia miała w tej chwili Renesmee...
- Musimy ruszać – odezwała się Esme. - Czas płynie, a nas coraz łatwiej wytropić w tak dużej grupie. Musimy ukryć Roberta i Laurie, a potem ruszać gdzieś, gdzie będziemy mogli przygotować plan.
- Odwieźmy ich do Stephenie, to najlepsze wyjście – powiedział Carlisle, otrząsając się nagle, jakby wcześniej wędrował myślami gdzieś zupełnie indziej. - Sami też zostaniemy tam chwilę, żeby przygotować się do wyprawy na Volterrę.
- Ale... Laurie – przypomniałam. - Myślicie, że ot tak zgodzi się na wycieczkę i zabawę w chowanego? Ma koncerty, zobowiązania. Musimy...
- ...musimy powiedzieć jej prawdę – przerwał mi Edward. - Wiem, jak to brzmi. Ale to jedyne wyjście.
- Ale ją zabiją! - zawołałam. - Nawet, jeśli uda nam się wydobyć Renesmee od Volturi, to ją i Roberta będą mieli prawo zabić! Za dużo wiedzą!
Wtedy Edward podszedł do mnie spokojnie i łagodnie położył mi dłoń na policzku. Popatrzył na mnie przy tym z miłością, ale i dziwnym, nieodgadnionym uśmiechem. Na jego widok po plecach przebiegł mi dreszcz.
- Kochanie... - powiedział cicho, a jego głos był równie opanowany, co stanowczy. - Czy naprawdę po wyprawie do Volterry zamierzasz zostawić tam kogoś żywego? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez reinigen dnia Nie 21:38, 02 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Nie 22:00, 02 Sie 2009 |
|
jestem pierwsza :)
zacznę od końca- ostatnie zdanie jest świetne ...
ten ff zaczyna rozwijać się w bardzo ciekawym kierunku... kiedy tylko zobaczyłam, że coś dodałaś .. och... przyspieszone bicie serca- co teraz będzie...
szerzej skomentuje zakończonego ff
na razie... pisz tak dalej... bo dobrze Ci to wychodzi :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nelennie.
Zły wampir
Dołączył: 27 Kwi 2009
Posty: 289 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: tak bardzo Wrocław
|
Wysłany:
Pon 9:32, 03 Sie 2009 |
|
O jej
Kolejny rozdział! Jupiii! Oczwiscie swietny....
Przepraszam, ze nie skomentowalam ostatatniego chaplika. Duuuuuze zaniedbanie z mojej strony.
LSD
Ciekawe jak sie nazywaja L i D...
I jak dotąt nic o Jake'ku
Jak dla mnie = bomba !
Pozdrawiam,życze Veny pisaniu dalszych części!!
N. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
dotviline
Wilkołak
Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 9:41, 03 Sie 2009 |
|
Oj, oj, oj... I co ja mam Ci napisać? Urządziłaś mnie po prostu... :p
Zacznijmy od początku...
reinigen napisał: |
Nie zdążył nawet się odezwać, bo Edward chwycił go za kurtkę i przywlókł do pokoju. Rzucił nim o kanapę z taką siłą, że przez chwilę myślałam, że już nic z niego nie wydobędziemy.
- Wiesz, kim jestem – warknął Edward, niemal miażdżąc mu dłonią tchawicę. - Kto jeszcze mnie pilnuje?!
Blaise oczywiście nic nie odpowiedział, nie mógł. Jego gardło było jeszcze w stanie przepuścić powietrze, ale struny głosowe pozbawiono użyteczności już na zawsze. Patrzył tylko na Edwarda wzrokiem, w którym mieszały się przerażenie, wstręt i nienawiść. Ale mojemu mężowi niepotrzebne były słowa.
Dopiero gdy poharatany ochroniarz znalazł się przy samych drzwiach, Edward podszedł do niego spokojnie i jedną ręką odrzucił go z powrotem na kanapę, ani razu nie odrywając przy tym wzroku od trzymanego w drugiej ręce zwitka papieru.
Potem jednak nagłym ruchem znów chwycił go za gardło i w mgnieniu oka ochroniarz zgasł w jego rękach, opadając nieprzytomnie na kanapę. |
Ała... Drastyczne to. Nie do końca do mnie trafia. Rozumiem - wampiry i megasiła, ale jakoś mimo wszystko nie leży mi to... Choć pasuje do książkowego Edwarda, na pewno zachowałby się w ten sposób :D
reinigen napisał: |
- Nie ma czasu, musimy działać – zdecydował Carlisle. - Trzeba zostawić Roberta w bezpiecznym miejscu i jechać do Volterry. Cokolwiek się dzieje, tam znajdziemy odpowiedzi.
- Laurie – powiedziałam nagle. - Ją też trzeba ukryć. Na pewno zechcą ją o wszystko wypytać, a potem zabiją.
- Racja – zamyślił się Carlisle, zapatrzony w Roberta. - No dobrze, przede wszystkim nie możecie być sami. Musimy przydzielić wam jakąś ochronę... |
Już rozumiem, o czym mówiłaś w ostatnim komentarzu. Cieszę się, cieszę. Ale próbuje sobie wyobrazić minę Roberta, który przez cały czas siedzi w tym pokoju, trochę zapomniany... Musi być bezcenna... :D
reinigen napisał: |
Wampir spojrzał na niego z nienawiścią i oczywiście się nie odezwał. Sługowie Volturi wykazywali wyjątkowo mało chęci do współpracy. |
Perełka! Niesamowite po prostu. Wyłapałam te dwa zdania mimowolnie. Śliczne! :D
reinigen napisał: |
- Zacznijmy od początku... - powiedział nagle. - Piętnaście lat temu ktoś przychodzi do naszego domu niezauważony. Alice nie widzi go w wizjach, ja nie słyszę jego myśli, tarcza Belli nie działa... Jak to możliwe?!
- Myślimy nad tym od lat, Edward – powiedziała Esme. - Nawet gdyby komuś potężnemu udało się oszukać umysł twój i Alice, to jakim cudem przebił się przez tarczę Belli? Nikt nie był w stanie nigdy tego zrobić.
- Chyba że... - powiedziałam, nagle olśniona prostotą rozwiązania. - Chyba że tarcza akurat w tym momencie nie działała...
- Nie rozumiem...? - Carlisle spojrzał na mnie z uniesioną brwią. - Ona działa niezależnie od ciebie, przez cały czas.
- Nieprawda! - poderwałam się na nogi. - Jest całkowicie zależna ode mnie, chociaż nie panowałam nad tym na początku! Ale były momenty, kiedy specjalnie ją wyłączałam...
- Ależ po co?! - wykrzyknęła Esme.
- Dla mnie... - odparł cicho Edward. - Żebym mógł usłyszeć jej myśli, robiła to czasami, wieczorem... O Boże... |
Co mogę powiedzieć? Uniesiona brew Carlisle'a, naganny ton Esme... Bella i Edward na linii strzału. Zabiłaś mnie tą odpowiedzią Edwarda. Nie umiałam powstrzymać cichego chichotu z radości... :D
reinigen napisał: |
- O pomyłce nie może być mowy – potrząsnął głową Edward. - Jasper jest zbyt doświadczonym żołnierzem, aby robić coś przypadkowo. Uważam, że ta kropka ma swoje zastosowanie. Jeśli jest po wyrażeniu trip, to dlatego, że nie chodziło o narkotykowy haj, ale o...
- Skrót – domyślił się Carlisle, rozszerzając oczy.
- Dokładnie – Edward pokiwał głową.
- Ale... skrót od czego? - wyjąkałam, nadal nie do końca przekonana.
- Jeśli wziąć pod uwagę trzy zdania pod spodem i trzy litery w „nazwie” narkotyku, to najbardziej prawdopodobne wydaje mi się jedno wytłumaczenie – przygryzł wargi Edward. - Myślę, że Jasper chciał nam przedstawić pewne... trojaczki (triplets – ang. trojaczki). |
Bravissimo! Primo - za pomysł. Secundo - za Jaspera. Tertio - za inteligencję Edwarda. Niesamowicie to skomponowałaś. Jestem pod dużym wrażeniem. Ja zastanawiałam się raczej nad Wielką Trójką... A tu takie zaskoczenie. Miło. Nowi bohaterowie zawsze dodają atrakcji. Akcja staje się ciekawsza... :D
reinigen napisał: |
Wtedy Edward podszedł do mnie spokojnie i łagodnie położył mi dłoń na policzku. Popatrzył na mnie przy tym z miłością, ale i dziwnym, nieodgadnionym uśmiechem. Na jego widok po plecach przebiegł mi dreszcz.
- Kochanie... - powiedział cicho, a jego głos był równie opanowany, co stanowczy. - Czy naprawdę po wyprawie do Volterry zamierzasz zostawić tam kogoś żywego? |
Normalnie aż by się chciało zatrzeć ręce. I uśmiechnąć się złowieszczo... Cudowne zaskoczenie, ja też nie spodziewałabym się, że zechcą zrównać z ziemią całą Volterrę... I tym samym piękne zakończenie. Udało Ci się :D Podziwiam, podziwiam... :)
Co jeszcze chciałam powiedzieć...? A! Bardzo mi się podobała ta analiza. Edward bardzo inteligentnie podszedł do sprawy, oczywiście aplauz dla Autorki. Ładnie też wplotłaś Laurie i Roberta, cieszę się, że u Ciebie nie ma bohaterów epizodycznych. Numerem z LSD po prostu mnie rozbroiłaś na części pierwsze. Tak jak już pisałam (nie lubię się powtarzać, ale czasami trzeba ;]), znakomity pomysł!
Ogólne wrażenie po przeczytaniu? Bujam w obłokach i wdycham opary własnej radości... :D Moje gratulacje. Świetny rozdział. Choć jego istotną wadą jest długość... Jak dla mnie o wiele za krótki... :o
Zanim zapomnę... Dziękuję za komentarz. Miło mi słyszeć, że podobają Ci się moje odpowiedzi. Piszę je z serca i cieszę się, że tak je odbierasz. Dziękuję :D
Pozdrawiam i do następnego! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
yeans-girl
Wilkołak
Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 239 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z objęć Edwarda / Królewskie Wolne Miasto Sanok
|
Wysłany:
Pon 9:57, 03 Sie 2009 |
|
Znowu cię nawiedzam.
Kurcze piszę drugi raz, bo wcześniejszy komentarz mi się nie dodał. Bedzie trochę chaotycznie bo jestem w szoku.
Po pierwsze, masz rację to był najlepsy rozdział. Jka już ci pisałam uwielbia powieści detektywistyczne, rozwiązywanie zagadek itd, a to było zagadkowe. Ja tak samo jak ty uważam, że Edward w tym rozziałe jest super.Strasznie mi się spodobał. Gdyby nie on nie rozwiązałaby się ta zagadką z trojaczkami. A ta jego ostatnia wypowiedz... brak mi słów.
Po drugie, jestem szalenie ciekawa jak potoczą się dlacze losy i jak naprawdę było z tym porwaniem i czy Zafrina ma coś w tym wspólego. A propos LSD to ciekawe jak się nazywają dwie pozostałe.
Po trzecie, mam nadzieję, że już iedługo wyjaśni się gdzie jest Nessy, Alice, Rosalie i Jasper. Ciekawe czy ten ostatni zostawi jeszcze jakąś wiadomośc.
Po czwarte, nie mogę sie doczeka wizyty w Volterze.
Po piąte, piszesz to wzysto tak płynnie i tak przejżyście, a każdy szczegół tej układanki nieziemsko do siebie pasuję, że cię podziwiam i jstem w wielkim szoku.
Po szóste, oficjalnie okrzykuję to opowiadanie jako moje ulubione, a ciebie jako moją ulubioną autorkę!
Po siódme, ile będzie jeszcze rozdziałów? Ja chcę jeszcze duuużo!
Okej to na tym bym zakończyła. Z wielką niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Oby niedługo! Życzę weny i czasu.
pozdrawiam,
yeans-girl again |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez yeans-girl dnia Pon 9:58, 03 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|