|
Autor |
Wiadomość |
Nina=)
Wilkołak
Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 204 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 19:54, 26 Kwi 2010 |
|
O matko...
Bardzo żałuję, że dopiero teraz natknęłam się na to opowiadanie. Wcześniej kilkakrotnie widziałam ten tytuł, ale jakoś nie było czasu aby wejść i sprawdzić co to takiego... No ale lepiej późno niż wcale.
Przeczytałam wszystkie rozdziały na raz i na gorąco mogę powiedzieć, że jestem zachwycona. Nic nie było przewidywalne, a przynajmniej ja podobnych zdarzeń się nie spodziewałam. Mam wrażenie, że każdy najmniejszy fragment tego opowiadania jest w dokładnie przemyślany. Pewnie dlatego tak mi się to podoba.
Niesamowicie opisałaś walkę. W ogromnym napięciu śledziłam każdy ich najmniejszy ruch. Niemal podskakiwałam na fotelu gdy którejś ze stron coś się działo.
Mam nadzieję, że niedługo wstawisz nowy rozdział
Pozdrawiam
Nina =) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nina=) dnia Pon 19:56, 26 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
reinigen
Nowonarodzony
Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 29 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lbn
|
Wysłany:
Czw 12:08, 29 Kwi 2010 |
|
Mogę Was tylko po raz kolejny przepraszać. Dziś dopisałam ostatnie zdania tej części i od razu ją dodaję, nieoczyszczoną z literówek, więc mogą się jakieś pojawić. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że ta część wymagała ode mnie najwięcej przemyśleń. Niełatwo jest pokazać wszystko tak, aby cała zawiłość stała się zrozumiała. Nie udało mi się tego zawrzeć w jednym odcinku, dlatego ta część jest przedostatnia. Ostatnia pojawi się, jak tylko ją napiszę...
Ach, jeszcze jedno, bardzo ważne. Podkład muzyczny pod początek części: http://www.youtube.com/watch?v=l_NpzCo9UuE
Bravery.
Mieliśmy kwadrans i był to najdłuższy kwadrans mojej dotychczasowej egzystencji.
Chodziliśmy po zamku, pozbawieni darów, bezsilni i targani rozpaczą, jakiej do tej pory doświadczyłam tylko raz. Nasze kroki wydawały się spowolnione, jakby zabita w nas nadzieja zabrała ze sobą także całą wolę walki. Prawdę mówiąc, nie wiedziałam, jak zdołałam zmusić się do zrobienia każdego kolejnego ruchu, bo całe moje ciało, cały umysł domagały się odpoczynku, błogosławionej nieświadomości, śpiączki. Mimo obecności Edwarda u mojego boku, wcale nie czułam się lepiej. Przeciwnie, w istocie myśl, że mój ukochany wraz ze mną skazany jest na śmierć, sprawiała mi tylko coraz więcej bólu.
Szliśmy ramię w ramię, przemierzając korytarze, które nagle nie wydawały się już takie długie. Miały ledwie po kilkanaście, kilkadziesiąt metrów i nie wiły się całymi milami, jak jeszcze pół godziny temu. A na każdym zakręcie czekał nas cios, o wiele boleśniejszy niż fizyczne uderzenie. Wiedziałam to od chwili, gdy tuż pod komnatą zobaczyliśmy leżącego, nieprzytomnego Benjamina. Nie miałam pojęcia, skąd się tam wziął i jakim cudem nie zauważyliśmy go, wchodząc do środka, ale faktem było, że leżał teraz bezwładnie u naszych stóp i nic nie mogliśmy z tym zrobić. Edward zarzucił sobie jego ciało na plecy i poszliśmy dalej, za towarzystwo mając jeszcze tylko Eleazara, dźwigającego na swoich ramionach majaczącego Jaspera. Niedługo potem wróciliśmy na miejsce, w którym rozdzieliliśmy się z pozostałymi obdarzonymi, a tam zastaliśmy obraz kompletnej jatki.
Lily klęczała nad rannym Gabrielem, w którego boku widniała ogromna, wyszarpnięta i nadpalona dziura. W dodatku Gabe wciąż był przytomny, choć wyglądał, jakby trawiła go gorączka. To było chyba jeszcze gorsze niż pozbawiony czucia Benjamin, gdyż wciąż słyszeliśmy jęki i krzyki bólu, które Gabriel usiłował zdławić w gardle, żeby nie straszyć Lily. A ona, przerażona i zrozpaczona, mogła tylko patrzyć na męczarnię ukochanego brata, nie potrafiąc ulżyć mu w cierpieniu. Jeszcze chwilę temu mogłaby go delikatnie uśpić jednym muśnięciem palca, a teraz, choć oburącz obejmowała mu nadgarstek, Gabriel pozostał przytomny.
Maggie próbowała w jakikolwiek sposób pomóc Kate, której życie najwyraźniej dobiegało końca. Nic więcej nie można było zrobić, ale mimo to moja bezsilność niemal przybiła mnie do podłogi. Zwłaszcza gdy spojrzałam w północny korytarz i zobaczyłam tam dymiące, żarzące się jeszcze szczątki. Nikt nie musiał mi nic mówić. Ulotny cień zapachu sprawił, że nie miałam żadnych wątpliwości. Nasza przyjaciółka, Siobhan, nie żyła.
Noah’a nie było i nie wiedzieliśmy, czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczymy. Po starciu z Trójcą mógł być w tej chwili albo martwy, albo całkowicie pozbawiony zmysłów. Nasza, tak silna wcześniej grupa nie istniała...
Zebraliśmy się tak, aby ocaleli mogli pomóc rannym w przedostaniu się do wielkiej sali. Żadnemu z nas nawet nie przyszła do głowy ucieczka, bo wszyscy czuliśmy niewytłumaczalny, wewnętrzny imperatyw, aby iść przed siebie. Moc Trójcy sprawiła, że klatka nie była fizyczna, ale istniała w naszych głowach. Nie bylibyśmy w stanie wyjść z zamku, choćbyśmy nie mieli przed sobą żadnych przeszkód. Szliśmy ku sali, po drodze otrzymując kolejne ciosy, gdy znaleźliśmy poranionego Carlisle’a, Tanyę, Makennę i Esme oraz zwęglone zwłoki Liama.
- Przynajmniej odeszli razem... – wyszeptała boleśnie Maggie, czubkami palców pieszczotliwie przesypując popiół, który został po członkach jej klanu.
Zdławiłam szloch w gardle, ograniczając się do położenia ręki na jej zgarbionym ramieniu i uściśnięcia go lekko, jakby to mogło cokolwiek pomóc. Powlekliśmy się dalej, podpierając rannych i niosąc zabitych. W hallu trafiliśmy na Declana, który próbował pomóc rannej Charlotte, ale z jego dłoni nie promieniowało już żadne światło. Obok nich stał Peter, pozbawiony jednego ramienia. Bezsilnie patrzył na swoją ukochaną, nie mogąc zrobić dla niej absolutnie nic. Charlotte wyglądała na zakażoną jadem wilkołaka, bo w jej piersi widniała wielka rana o nieregularnych brzegach, z wyraźnie zaawansowaną infekcją. Wiła się z bólu, mocno zaciskając zęby, gdy Declan bezradnie ściskał ją za rękę. W hallu była też szlochająca Claire, która na widok Gabe’a i Lily przypadła do nich natychmiast i z rozpaczą patrzyła na cierpiącego syna. Rumunów wciąż nie znaleźliśmy, podobnie jak Emmetta, Garretta i Charlesa. Nikt z obecnych nie umiał nam nic o nich powiedzieć.
- Jak to wszystko się stało? – wyszeptałam, z przerażeniem rozglądając się po całym tym polu przegranej dla nas bitwy. – Co zawiodło?!
- Spodziewali się nas... – odparł z trudem Carlisle. – Trójca... tylko czekała, aż wejdziemy do zamku.
- Ale jak?! – naciskałam, bo tylko dociekanie przyczyn klęski mogło oderwać moje myśli od rozpaczy.
- Alice? – mruknął Eleazar.
- Nigdy! – powiedzieliśmy jednocześnie ja i Carlisle. – Ona nigdy by tego nie zrobiła!
Spojrzałam na Edwarda, szukając jego poparcia dla swoich słów, jednak jego wzrok był pochmurny. Edward kochał Alice bezwarunkowo, ale tym razem chyba co innego przychodziło mu do głowy.
- Nigdy też nie zostawiłaby Jaspera w tym stanie, nie dopuściłaby do tego, żeby go torturowano – powiedział powoli. – Trójca jest potężna. Alice może w tym momencie... nie być sobą.
Z tym polemizować nie mogłam. Wcześniej myślałam, że dzięki opowieści Eleazara, Declana i Rumunów mniej więcej wiem, czego spodziewać się po Trójcy. Myliłam się jednak. Ktoś, kto jedną myślą odebrał nam wszystkie dary, bez trudu zmusił nas do posłuszeństwa i zmieniał pamięć innych, był znacznie potężniejszy niż sobie wyobrażałam. Tak naprawdę dopiero w tamtej chwili dotarło do mnie całkowicie, że nigdy nie będziemy w stanie z nimi wygrać...
W dodatku to właśnie wtedy wszyscy poczuliśmy, że jakaś nieokreślona siła pcha nas ku głównej sali. Nawet ranni, którzy nie byliby normalnie w stanie samodzielnie stać, nagle podnieśli się na nogi i ruszyli, niczym marionetki, ku wejściu. Nasz kwadrans minął.
Odrzwia otworzyły się łagodnie, wpuszczając nas do środka. I wszystko stało się jasne. To dlatego zamek wydawał nam się opustoszały: wszyscy byli po prostu tutaj. Całe rzędy wampirów i ludzi, poustawiane pod ścianami, tworzące upiorny krąg naokoło niedobitków naszej armii. Niektóre twarze poznałam od razu, inne wydawały się całkiem nowe. Wszyscy jednak spokojnie stali i patrzyli, jak wchodzimy posłuszną kolumną na zupełną rzeź. W środku kręgu nie byliśmy jednak sami. Stali tam już bowiem nie tylko Emmett, Charles i Garrett, ale i... Tia, Naima oraz Carmen, które według naszej wiedzy miały do końca pozostać na starej, strażackiej wieżyczce poza zamkiem. A więc dopadli także je... I nie tylko, bo gdy spojrzałam na podwyższenie z trzema rzeźbionymi tronami dla Volturi, przy jednym z nich stała ogromna klatka, w której krążył wielki, szary wilk, przytroczony do olbrzymich prętów masywnymi łańcuchami.
- Seth... – szepnęłam z bólem.
Spojrzał na mnie zrozpaczonymi oczami i zaskomlał żałośnie, jakby za coś przepraszał. Ale to ja czułam się zobowiązana do przeprosin. To ja całym sercem żałowałam, że w ogóle nam towarzyszył i teraz zginie za swoją lojalność, za oddanie naszej rodzinie i za przyjaźń. Przez myśl przemknęła mi tylko wdzięczność, że reszta wilków była bezpieczna w Forks, że tu z nami nie przyjechali. Jacob, choć w zwierzęcej postaci, będzie przynajmniej żył...
Staliśmy tam, zupełnie bezradni i niezdolni do ruchu, starając się trzymać jak najbliżej siebie. Nasza zwarta, choć poraniona okrutnie grupa utworzyła w tym ogromnym kręgu swój maleńki kącik, w którym wszyscy stykaliśmy się ze sobą, jakby fizyczny kontakt dodawał nam sił. Czułam przy całym swoim lewym boku jasną obecność Edwarda, ale i uścisk dłoni Esme, bark Carlisle’a i palce Declana na swoim ramieniu. Oni byli połączeni z kolejnymi ogniwami, przelewając w siebie nawzajem jak najwięcej otuchy i uczucia w tych ostatnich chwilach. Nagle utworzyliśmy jeden organizm, choć okaleczony i krwawiący z wielu ran, to jednak stanowiący jedną wspólną całość, która wspólnie wydała z siebie głuchy warkot, gdy na podium wkroczył uśmiechnięty z zaciekawieniem Aro.
- Moi starzy przyjaciele! – powitał nas, otwierając ramiona.
Kajusz i Marek nadciągnęli za nim, spokojnie zajmując swoje miejsca na tronach. Z ich twarzy nic nie mogłam wyczytać, jednak to nie oni wydawali mi się teraz największym problemem. Dużo gorsza była obecność zadowolonej Jane i Aleca o niewinnej, słodkiej twarzyczce. Wiedziałam, że ta dwójka będzie chciała skorzystać z braku mojej tarczy i zemścić się za upokorzenie, którego byłam sprawczynią piętnaście lat temu. Na razie nie czułam jednak żadnego fizycznego bólu. Zresztą, żaden nie mógł być gorszy niż ból na widok swoich rannych lub zabitych przyjaciół. No i oczywiście tych wydanych na pewną śmierć...
Podczas gdy bliźnięta stanęły po prawicy Volturi, spodziewałam się, że Trójca zajmie miejsce po ich lewej stronie. Jednak trzy przepiękne kobiety nadeszły spokojnie z tyłu, w pewnym momencie po prostu pojawiając się za plecami Aro, jakby zmaterializowały się z niebytu.
Wydawało się, że nie dotykają stopami ziemi. Były tak delikatne, że zdawały się łagodnie szybować ponad powierzchnią, po czym przystanąć, jakby unoszone leciutkim powiewem wiatru. Ich ognisto-bordowe loki układały się miękko na nagich ramionach i opadały na plecy, sięgając talii. Skośne, piękne oczy były czarne jak noc, bez cienia koloru, więc Trójca od dawna musiała pościć. Ale chmura wiśniowego, słodkiego zapachu ciągnęła za nimi leciutko, przyjemnie łaskocząc nasze nozdrza. Kobiety jako jedyne nie miały na sobie żadnych peleryn, tylko piękne suknie w odcieniu oliwkowej zieleni, cudownie zgrane z nasyconym kolorem ich włosów. Były boso, co zauważyłam dopiero po chwili. Spokojnie stanęły w miejscu, mając z podwyższenia doskonały widok na całą salę, a jednocześnie wydając się zupełnie niepodległe, niezależne od Aro, Marka czy Kajusza. Nie miały ustalonego dla siebie miejsca, jak każdy członek straży Volturi. Ruszały się tak, jak chciały i przystawały, gdzie było im najwygodniej. A przy tym uważnie patrzyły na całą naszą grupę, choć z ich kamiennych twarzy nie dało się wyczytać absolutnie nic.
- Wasze odwiedziny, choć niezapowiedziane, są dla nas zawsze zaszczytem – kontynuował Aro, nie zwracając uwagi na swoich braci ani straż. – Doprawdy...
- Jak śmiesz tak mówić?! – wycedził Edward, przerywając jego absurdalny monolog. – Zniszczyłeś naszą rodzinę. Zabrałeś moje dziecko. Zabiłeś przyjaciół. Doskonale wiesz, po co tu przybyliśmy.
- Drogi Edwardzie, zdaję sobie sprawę, że pragniesz jedynie naszej śmierci – odparł Aro, poważniejąc. – Nie pierwszy to przecież raz...
Kajusz pokiwał głową, niby to ze smutkiem, ale dojrzałam w jego geście fałsz. Choć stary wampir doskonale panował nad swoją mimiką, miałam przemożne wrażenie, że ma ochotę z triumfem się uśmiechnąć. Instynktownie obnażyłam zęby.
- Musisz przyznać, że nie miałem innego wyjścia, jak was rozdzielić – mówił Aro. – Wy, którzy planowaliście przejąć nasze kompetencje i zaprowadzić w naszym świecie swój własny ład. Wy, którzy zbieraliście utalentowanych sprzymierzeńców. Którzy chcieliście czcić nieśmiertelne dzieci i hodować wilkołaki! Choć wam nie podoba się wymierzana przez nas sprawiedliwość, inni są nam wdzięczni za interwencje.
- O czym ty mówisz? – Carlisle wystąpił na czoło naszej grupy. – Jakie przejęcie kompetencji, jaki nowy ład?! Znasz nas, znasz nasze myśli i zamiary. Dobrze wiesz, że chcieliśmy tylko w spokoju prowadzić wspólne życie, nikogo nie krzywdząc.
- Carlisle, nasza stara przyjaźń była dla mnie bardzo cenna – Aro mówił, jakby łagodnie go uspokajał. – Ale nawet ona nie może rzutować na moją bezstronność. Stanowiliście zagrożenie, jakiego nie mogliśmy zignorować. Jedyne, co mogłem dla ciebie zrobić, to pozostawić twoją rodzinę przy życiu.
Z ust Maggie i Charlesa wyrwał się wściekły syk, reakcja na wierutne kłamstwo wampira. Ale nie to przykuło moją uwagę. Ważniejsze wydało mi się, że jedna z trojaczków powoli obróciła głowę i popatrzyła na Aro z tą samą uwagą, co wcześniej na nas. Nie odezwała się jednak, tylko lekko zmrużyła skośne oczy, po czym znów przeniosła wzrok na Carlisle’a.
- Aro, chciałbym wierzyć, że to wszystko jest pomyłka... – powiedział Carlisle chłodno. – Jednak w tej chwili nie jestem już w stanie tego zrobić. Myślę, że z premedytacją wprowadziłeś swoją straż w błąd i umyślnie kłamiesz również teraz. Nie wiem, czemu to ma służyć. Mogę tylko zaręczyć wszystkim tu obecnym... – doktor uniósł głowę i wzmocnił swój głos. - ... że moja rodzina nigdy nie planowała zmieniać ładu wampirzego świata. Kochamy się, chcemy być razem i nigdy w niczym nie zawiniliśmy. To nas skrzywdzono, odbierając nam piętnaście wspólnych lat!
- To była łaska! – wysyczał Kajusz, gwałtownie podnosząc się z tronu. – Powinniście zginąć! Przeżyliście, bo pojawiła się inna możliwość.
- Spokojnie, bracie – łagodził Aro. – To prawda, zyskaliśmy nowych, cennych sprzymierzeńców. Legendarna, wspaniała Trójca jest tu z nami, zdolna sprawiać rzeczy, których nikt inny nie może nawet pojąć! Lauviah, Sealiah i Deliah, klejnoty naszego dworu, córki niezapomnianej Amenothepe, którą niektórzy z waszych... przyjaciół znali osobiście. Nie tak, Vladimirze? – to mówiąc, Aro zwrócił się do kogoś za naszymi plecami.
Obróciłam się odruchowo i zobaczyłam obu Rumunów, trzymanych mocno przez trzech potężnych członków straży. Zarówno Vladimir, jak i Stefan mieli skrępowane ręce i szarpali się gniewnie, najwyraźniej upokorzeni swoim ujęciem.
- Nie dorastasz jej do pięt, Volturi – syknął Vladimir. – Ona nigdy nie pozwoliłaby na rzeź na niewinnych ludziach!
Trojaczki jednocześnie obróciły głowy w jego stronę, nie zmieniając wyrazu twarzy. Patrzyły tylko uważnie i nie miałam pojęcia, o czym mogły w tej chwili myśleć. Jednak słodki, wiśniowy aromat, jaki dobiegł mnie przy ich ruchu, skojarzył mi się natychmiast z wieloma chwilami w Forks...
- Słyszałam o waszej matce – zwróciłam się prosto do nich. – Opowiadano mi o niej wiele dobrego. Miałam nawet wrażenie, że czasem ją czuję... Zawsze w takich chwilach wydawała się dobra, sprawiedliwa, mądra. Łudziłam się, że będziecie do niej podobne, ale widzę swój błąd. Odebrałyście mi córkę, pamięć, a teraz zabiłyście Noah...
Trójca patrzyła na mnie ze spokojem podczas całej przemowy. Ich wiśniowe wargi ani drgnęły, ale wydawało mi się, że pod koniec widzę lekki półuśmiech na twarzy pierwszej z nich. I za chwilę już wiedziałam, czym był spowodowany.
- Nikt mnie nie zabił – usłyszałam ciepły głos i zza fasady podwyższenia wyszedł cały i zdrowy Noah.
Piękny jak zwykle, z falującymi ciemnymi lokami i bordowym spojrzeniem, w tym otoczeniu urzekał jeszcze bardziej. Nadal w ciemnych dżinsach i luźnym, oliwkowym swetrze, narzuconym wprost na nagi tors, wyglądał jak młody Bóg. Przeszedł po podwyższeniu, lekko stąpając bosymi stopami i miękko zatrzymując się przy Trójcy. A gdy się tam znalazł, dostrzegłam wreszcie tę nieuchwytną myśl, błąkającą mi się po głowie jeszcze w Forks. Tyle polowałam na to skojarzenie, które teraz wydało mi się najzupełniej oczywiste.
Noah i Trójca byli do siebie bardzo, bardzo podobni.
- To ty... – wyszeptałam. – To nie była Amenothepe, nie ją czułam. To zawsze byłeś ty...
- Tak, droga Bello – uśmiechnął się łagodnie Noah. – Istotnie mogłaś się pomylić. Nawet ja mam czasem wrażenie, że moja siostra nadal jest przy mnie.
- Twoja... siostra? – wszystkie te nowe informacje przytłoczyły mnie zupełnie.
- Owszem, Bello – odpowiedział mi chełpliwie Aro. – Amenoah, czy też po prostu Noah, był bratem naszej kochanej Amenothepe. Jest też jedyną tarczą na świecie, która zdolna była odeprzeć jej moc i zdolna jest choć częściowo oprzeć się mocy Trójcy.
- Ty jeden mogłeś nam pomóc... – wyszeptał Edward. – Mógłbyś pokonać trojaczki.
- Ale tego nigdy nie zrobię – roześmiał się Noah. – Kocham je, jak własne córki. To ja je wychowałem, gdy matka i ojciec nie mogli przy nich być.
To powiedziawszy Noah ucałował skroń każdej z pięknych dziewcząt, a one odpowiedziały mu uśmiechem. Teraz już wiedzieliśmy, skąd Volturi uprzedzeni byli o naszym przybyciu.
Aro z pobłażliwym półuśmiechem spojrzał na tę rodzinną scenę, po czym znów przeniósł wzrok na nas, jakby wracał do przykrego obowiązku. Ja jednak widziałam w jego krwistych oczach triumf, którego nie umiałabym pomylić z czym innym. Jak wspaniale czuł się teraz, z grupą najbardziej utalentowanych wampirów, jakie znał, tuż u stóp. Bezradni, ledwie trzymający się na nogach, wciąż jednak z dumą patrzyliśmy mu w oczy.
- W istocie jest tak, że przybyliście tu dziś, aby bestialsko zabić moich bliskich – powiedział twardo. – Widziałem szczątki kilku naszych strażników w korytarzach. Widziałem was, rozdzielonych na przemyślnie skonstruowane grupy. W każdej z nich był ktoś utalentowany i ktoś niezwykle silny bądź uzdolniony w walce. Widziałem też tłum, jaki wasi ludzcy poplecznicy zebrali przed zamkiem. A potem, ku mojemu zaskoczeniu, zobaczyłem jeszcze stado, przybyłe tu z odsieczą...
W pierwszej chwili nie zrozumiałam. Nie skojarzyłam, o jakim stadzie Aro mógł mówić, ale wtedy Seth wydał z siebie przeciągły skowyt bólu i do wielkiej sali weszły, niczym idealnie wytresowane, wilki. Czarny, szary, popielaty... Poznawałam ich wszystkich, jednego po drugim. Serce ścisnęło mi się na widok zgarbionej, rannej Leah, która przecież na własną rękę musiała zebrać starą watahę, przekonać Sama do przybycia i zorganizować przelot. Nieoczekiwanie zalała mnie fala podświadomej wdzięczności dla tej dzielnej dziewczyny. Potem jednak sama miałam ochotę zawyć z rozpaczy, gdyż na końcu, w grubych łańcuchach i potwornym kagańcu przywleczono rzucającego się, złocisto-rdzawego basiora, którego znałam tak dobrze...
- Dzieci Księżyca wyrządziły naszej rodzinie wiele złego – warknął Aro, patrząc spod oka na ustawione pod ścianą wilki. – A wy ośmielacie się prowadzić je tutaj?! Wprost do córek, którym odebrały matkę?! Wprost do męża, któremu odebrały żonę?! Zmiennokształtni czy nie, dziś zabili zbyt wielu naszych przyjaciół, abyśmy mogli to zignorować. Obawialiśmy się tego już przed piętnastoma laty. Jak widać, nasza decyzja o podjęciu odpowiednich kroków, była słuszna. Jedno mnie tylko zastanawia... – umilkł nagle, wbijając podejrzliwy wzrok we mnie i Edwarda.
Zobaczyłam, jak Kajusz podnosi się lekko ze swojej wcześniejszej, swobodnej pozycji, a Marek przenosi swoje martwe, pozbawione uczuć spojrzenie wprost na mnie. Jane i Alec również wpatrzyli się w nas gniewnie, za to Trójca pozostała całkowicie spokojna.
- Jednego nie mogę zrozumieć, ani ja, ani moi bracia... – Aro zestąpił z jednego schodka, zbliżając się do nas powoli. – Jak odnaleźliście się nawzajem? Dlaczego teraz stoicie tu, Edwardzie, Bello, wiedząc, kim nawzajem jesteście? Jak przełamaliście tę najpotężniejszą moc, o jakiej słyszałem? – był coraz bliżej, już niemal o krok od nas. – Z chęcią teraz się tego dowiem... z umysłu, w którym nigdy wcześniej nie miałem okazji czytać...
Edward rzucił się odruchowo do przodu, widząc, że Aro sięga po moją dłoń. Jednak jakaś niewidzialna siła przytrzymała mojego męża w miejscu, zamrażając go zupełnie. Z jego nienaturalnej pozycji wywnioskowałam, że nie była to zwykła tarcza Renaty. Edward był niczym zatrzymana w pół ruchu marionetka...
Trójca postąpiła o krok do przodu, gdy Aro ze złośliwym uśmiechem ujął moją dłoń i przymknął oczy, jakby chciał zasłuchać się w szczególnie ważnym fragmencie muzycznego utworu. Nie wiedziałam, co widzi. Nie odczułam nic specjalnego, nawet żadnego mrowienia. A już na pewno moje życie nie przeleciało mi przed oczami. Nie miałam pojęcia, co zobaczył, gdy nagle gwałtownie otworzył oczy i spojrzał na mnie ze złością.
A jednak nie chodziło o moje wspomnienia, bo odwrócił się gniewnie i zwrócił wprost do Trójcy:
- Jak to możliwe, że jej tarcza wciąż działa?! – zapytał głosem, o który nigdy bym go nie podejrzewała. Był wyższy, niemal piskliwy, a w dodatku podszyty... strachem.
- Nie działa – odezwała się spokojnie pierwsza z trzech sióstr, którą wcześniej przedstawił jako Lauviah.
I wtedy moja głowa nagle się oczyściła.
Zniknęło poczucie chaosu, towarzyszące mi od spotkania ze Stephenie w restauracji. Wspomnienia przestały się mieszać, teraz wszystkie były czyste i wyraźne niczym najostrzejszy obraz. Wszystkie smaki, zapachy, barwy i dźwięki wróciły, nie było zamazanych plam i niezrozumiałych iskierek przypomnienia. Dźwięk głosu Lauvii obudził to, co tak długo było ukryte pod zmętniałą powierzchnią. Pamiętałam wszystko, wszystko...
Pamiętałam, jak siedziałam na kolanach Edwarda na schodach naszego kamiennego domku. Renesmee spała słodko w środku, z paluszkami wplątanymi we włosy śpiącego obok niej Jacoba. Był ciepły, cudowny wieczór, a na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy. Pamiętałam spokój tamtej chwili, tak błogi i beztroski, tak wypełniony miłością. I pamiętałam, jak położyłam dłonie na policzkach Edwarda, wciąż z pewnym wysiłkiem zdejmując z siebie tarczę, aby ukazać mu własne szczęście. Gdy jego oczy uśmiechnęły się ze wzruszeniem, uderzyła w nas siła, którą teraz mogłam porównać do łagodnej mgły albo bardzo cienkiego jedwabiu. Położyła się na naszych umysłach, uniemożliwiając ruchy, tępiąc odczucia, przenosząc nas w przedziwny stan odrętwienia. Z jednej strony byłam doskonale świadoma tego, co rozgrywa się przede mną, a z drugiej w żaden sposób nie mogłam na to zareagować. Ba, nawet nie przyszedł mi do głowy pomysł zareagowania! Po prostu biernie obserwowałam, co się dzieje, jak widz w kinie.
Zobaczyłam Aro, wkraczającego do naszego domku niczym burza. I piękną, bordowowłosą kobietę o słodkim, czułym głosie. Szeptała, żeby nie obudzić śpiącej w pokoju Renesmee.
- To doskonała okazja... – Aro nie miał tyle subtelności i mówił ordynarnym, nieco obrażonym głosem. – Zasługują na śmierć.
- Nasze warunki zostały ci przedstawione – szepnęła spokojnie Lauviah. – Nikt nie zginie. Jeśli jest, jak mówisz, i tak nie będą stanowić dla ciebie zagrożenia.
- Samo ich istnienie jest zagrożeniem! – krzyknął Aro.
Jego podniesiony głos zbudził Jacoba, który, zobaczywszy niespodziewanych gości i nasz stan, natychmiast zmienił kształt i bez namysłu stanął między Renesmee a wampirami, obnażając kły.
- Weź tego psa! – Aro odruchowo cofnął się o krok.
Lauviah popatrzyła łagodnie na Jacoba i choć nie wykonała żadnego gestu, ogromny wilk posłusznie usiadł, a jego spojrzenie się zamgliło. Kobieta podeszła do niego, lekko przykucnęła i z olbrzymią delikatnością położyła dłoń na jego miękkiej sierści.
- Łączy go z tą dziewczynką olbrzymia więź... – powiedziała cicho. – Będzie bardzo cierpiał, gdy ich rozdzielimy.
- Jeśli możesz go wytresować, to możemy zabrać go do zamku – Aro z zainteresowaniem przypatrzył się Jacobowi.
- Wytresować?! To jest ciągle człowiek, Aro – Lauviah spojrzała na niego z naganą. – Nie odbiorę mu czci ani wolnej woli. Poza tym, twój brat dążyłby nieustannie do jego śmierci.
- Tak, Kajusz nie byłby zachwycony... – Aro skrzywił się z niesmakiem. – To nie wiem, rób z nim, co chcesz. Dziecko zabrać musimy.
- Niewiele mogę tu zrobić, ale przynajmniej nie będzie cierpiał... – Lauviah wykonała łagodny gest, jakby głaskała Jake’a po zmierzwionym łbie.
Wtedy do domku wkroczyły dwie pozostałe kobiety, Sealiah i Deliah, w towarzystwie zniesmaczonej Jane, ponurego Felixa oraz Demetriego. Wydawały się zupełnie spokojne, choć członkowie straży byli bez wątpienia czymś poirytowani. Podeszły do swojej siostry i położyły dłonie na jej ramionach.
- Już czas... – powiedziała Sealiah.
- Tak... – Lauviah kiwnęła głową i podniosła się zgrabnie. – Deliah, jeśli możesz...
Ostatnia kobieta uśmiechnęła się do niej miło i spojrzała na Jacoba. Wilk podniósł się posłusznie, leciutko liznął rączkę śpiącej wciąż Renesmee i wybiegł z domku, kierując się w stronę lasu.
- Na północy nic mu się nie stanie – Deliah uspokoiła pierwszą siostrę, widząc jej współczujący wzrok, odprowadzający Jake’a aż do granicy drzew. – Potrafi o siebie zadbać.
- Tak... Czy w białym domu wszystko w porządku? – Lauviah pytająco spojrzała na siostry.
- Nikomu nie stała się krzywda – zapewniła ją Sealiah, choć jej wzrok wymknął się na moment ku Jane, a widoczna w nim była pewna... przygana. - Pora na małżeństwo...
Podeszła do mnie i Edwarda, po czym ujęła nasze dłonie. Jej skóra była niesłuchanie delikatna i jedwabista, przyjemna w dotyku. Wszędzie wokół unosił się wiśniowy aromat, słodko uzupełniający wieczorne powietrze. Aro wrócił już do członków swojej straży i z pewnego oddalenia przyglądał się rytuałowi, zaś Sealiah przymknęła oczy i wtedy po raz pierwszy poczułam, że jestem Kahlan, mieszkam z rodzicami w Iowa, chodzę do liceum...
- Jest możliwość, że nie wszystko, co wiemy, się potwierdzi... – Lauviah szepnęła to do Deliah tak cicho, że żaden z Volturi tego nie usłyszał. Nawet ja, siedząca tuż obok, ledwie zanotowałam jej głos.
- Też tak myślę... – odparła w ten sam sposób Deliah, niby spokojnie obserwując swoją siostrę przy pracy. – Nie należy odbierać tej rodzinie prawa do obrony. Volturi przedstawili swoją wersję jako jedyną. Przyjdzie czas, gdy nasza społeczność zapomni o oskarżeniach, będzie gotowa przyjąć ich wyjaśnienia. Teraz jednak nie mogą być na widoku. Rozszarpią ich pierwsi spotkani nomadzi...
- Mam ich wspomnienia, to one zasługują na utrwalenie... – Lauviah w zamyśleniu zmrużyła piękne oczy. – Przekażmy je komuś neutralnemu. Przekażmy je człowiekowi. Ich historia obroni ich sama.
- A oni? – Sealiah puściła nasze dłonie i zwróciła się cicho do sióstr.
- Zajmę się tym... – Lauviah uśmiechnęła się krótko, po czym przybrała kamienną, nic nie mówiącą minę i odwróciła się do Volturi. – Gotowe! Moje siostry zabiorą dziewczynkę ze sobą, możemy wracać. Ja tylko zetrę ostatnie ślady...
Aro wyraźnie nie w smak był fakt, że ktokolwiek wydaje mu polecenia takim tonem, ale zmilczał i posłusznie wyszedł z domku wraz z Jane, Felixem, Demetrim, Sealiah, oraz niosącą Renesmee w bezpiecznych objęciach Deliah. Ostatni raz, gdy widziałam swoją śpiącą córeczkę, na jej buzię opadały pachnące wiśniami, bordowe loki jednej z sióstr, a druga, Sealiah, składała na jej czółku delikatny, pieszczotliwy pocałunek...
Potem widziałam już tylko Lauviah. Choć nadal czułam się jak w transie, pamiętałam doskonale, jak zdjęła z szyi rzemień, na którym wisiał przezroczysty, nieregularny sopel pięknego kryształu. Lauviah ujęła minerał oburącz i z cichym stuknięciem przełamała na pół. Poczułam, jak jedną część oplątuje mi rzemieniem wokół nadgarstka.
- Odnajdziecie się – powiedziała spokojnie, opuszkiem palca dotykając czoła każdego z nas. – We właściwym czasie znajdziecie do siebie drogę. Pokażą ją wam ludzie, nie wampiry. Pokaże ją wam muzyka i pisane słowo.
- Via, czekamy na ciebie – od drzwi dobiegł mnie dobrze znany głos, a po chwili do Lauvii podszedł Noah i lekko pogładził ją po ręce. – A więc to oni...
- Odbieramy jej dziecko, Amenoah... – Lauviah spojrzała na mnie smutno.
- Tylko po to, żeby przeżyło – Noah cicho westchnął. – Nic więcej nie możemy zrobić. Nie odebrałaś jej uczuć... Nadejdzie czas, gdy odzyska wspomnienia. A wtedy postaram się być blisko, dać jej nadzieję.
Lauviah dotknęła mojej ręki i wszystko na chwilę zniknęło. Głos Noah był już kompletnie nierozpoznawalny, a ja myślałam tylko o tym, czy uczyłam się wystarczająco na jutrzejszy test z biologii.
To wszystko przepłynęło przez moją głowę tak szybko, że nikt z Volturi nie zdążył niczego zauważyć. Nagle po prostu pamiętałam, a gdy spojrzałam na Edwarda... on też pamiętał. Zdumiony, wpatrywał się w schodzącą ze schodów Lauvię, jednocześnie mocno ściskając moją dłoń.
Trójca zaś przeniosła spojrzenia na Aro, który z niezrozumieniem i gniewem żądał odpowiedzi na swoje pytanie. W tej chwili nie mogłam zrozumieć, jak ten stary wampir mógł mnie kiedykolwiek przerażać. Choć onegdaj wydawał mi się jednym z najpotężniejszych, jednym z dzierżących władzę, teraz wyglądał w moich oczach na przestraszonego, ale wciąż zbyt dumnego, żeby się do tego przyznać, starca. Daleko bardziej imponujące były trzy piękne kobiety, które świdrowały go wzrokiem.
- Jej dar nie działa. Tak samo jak prawie wszystkie dary w tym pomieszczeniu... – odparła Lauviah, stając naprzeciwko Aro. – Łącznie z twoim.
Kajusz podniósł się gwałtownie, ale zamarł w miejscu niczym marionetka, choć wyraźnie zamierzał podbiec do swojego brata. Jedynie Marek wcale się nie poruszył, ale i w jego oczach dostrzegłam cień zainteresowania. Dwie pozostałe siostry natomiast spokojnie schodziły na dół, aby dołączyć do Lauvii.
- Czy myślałeś, starcze, że pozwolimy wykorzystać tę moc przeciwko niewinnym? – chłodno wyrzekła Lauviah, nie spuszczając oczu z twarzy Aro, na której mignęła konsternacja i przerażenie. – Chciałeś oszukać nawet nas? Chciałeś oszukać cały nocny świat, byle tylko utrzymać się przy władzy, której złudzenie posiadałeś? Przez własną dumę chciałeś zniszczyć życie kochającej się rodziny?
Aro patrzył na nią nieruchomo, zbyt chyba zaskoczony, aby odpowiedzieć na zarzuty. We wzroku Kajusza dostrzegłam gniew, jednak wampir nadal był unieruchomiony i nie mógł w żaden sposób zareagować. Zresztą, nawet gdyby mógł się swobodnie poruszać, nie sądziłam, aby był w stanie skrzywdzić trzy siostry, których strzegł jeszcze Noah. Ten opiekun wydawał się zdolny do rozerwania niezliczonej liczby przeciwników na strzępy, gdyby tylko coś zagroziło dziewczętom.
One zaś spojrzawszy pogardliwie w oczy Aro, odwróciły się od niego i weszły z powrotem na podest, nie przejmując się wściekłym, żądnym krwi wzrokiem Kajusza. Z podwyższenia patrzyły na pełną salę wampirów i Lauviah przemówiła głośno, aby być doskonale słyszalną w każdym kącie:
- Piętnaście lat temu Volturi zwrócili się do nas z prośbą o pomoc – zaczęła, rozkładając ręce do tłumu. – Powiedzieli nam to, co sami wszyscy słyszeliście. Bardzo poważne oskarżenia. Ponadto po raz pierwszy nie byli pewni, czy sami poradzą sobie z armią, którą mieli zgromadzić ich przeciwnicy. Kiedy jednak przybyłyśmy z nimi na miejsce rzekomej zbrodni, zobaczyłyśmy nie obóz wojenny, ale kochającą się rodzinę...
Lauviah przerwała na chwilę, opuszczając oczy. Jej opowieść podjęła jednak druga z sióstr, Sealiah, a zrobiła to tak płynnie, że nie sposób było wyczuć przejścia narracji.
- Mamy dar zmieniania myśli – powiedziała. – Zsyłamy zapomnienie, zapisujemy fałszywe wspomnienia, panujemy nad odruchami ciała, przez co zostaliście wszyscy pozbawieni darów, które zapisane są przecież w zwykłych procesach mózgu. Nie umiemy czytać myśli, jak Aro. Ale w tej rodzinie nie potrzeba było specjalnych umiejętności, aby dostrzec wszechogarniającą miłość. Niepołączeni krwią, gotowi byli za siebie ginąć. Gdy tylko wróciliśmy do Volterry, po ukryciu niektórych członków rodziny Cullen na świecie, reszta zjawiała się tu po kolei, aby odnaleźć swoich bliskich. Wiedzieli, że narażają się na niebezpieczeństwo, a jednak przybywali uparcie, poświęcając swoje przekonania, idee i życia dla ukochanych.
- To wy musicie ocenić, czy są winni czemukolwiek i czy słusznie chcieliście ich rozszarpać jeszcze piętnaście lat temu – zakończyła Deliah, odzywając się po raz pierwszy i ogarniając czarnymi oczami cały tłum w wielkiej sali.
To powiedziawszy, Trójca odwróciła się do nas plecami i razem z Noah przeszła za wielką kotarę po prawej stronie podniesienia.
Zostaliśmy sami, otoczeni mnóstwem obcych wampirów, wśród których podniósł się szmer narady i rozmów. Wychwytywałam pojedyncze słowa, ale moje myśli skupione były przede wszystkim na samych Volturi, którzy najwyraźniej wciąż znajdowali się pod wpływem mocy Trojaczków, bo siedzieli teraz nieruchomo na swoich tronach i tylko ich oczy z wyraźnym lękiem omiatały szepcący w sali tłum. Obserwowałam ich uważnie i może dlatego zbyt późno zauważyłam młodą dziewczynę, która z wyrazem szaleństwa w oczach wypadła z szeregów i rzuciła się ku mnie, z rękami wyciągniętymi w stronę mojego gardła...
Byłam wampirem, więc byłam szybka. Ale ona dorównywała mi prędkością i nie miałabym żadnej szansy obrony. Zdążyłam tylko zanotować, że znam jej twarz – to była ta sama dziewczyna w balowej sukni, którą widziałam, gdy tylko wkroczyliśmy do zamku. Jedyna różnica polegała na tym, że teraz nie miała na sobie długich, eleganckich rękawiczek. Jej jasne, smukłe, rozczapierzone palce były coraz bliżej mojej szyi, ale zdążyły ją ledwie musnąć, gdy dziewczynę odrzucił gwałtowny, błyskawiczny atak Edwarda. Muśnięcie wystarczyło, już wiedziałam wszystko, jednak szok sprawił, że nieco zbyt późno krzyknęłam:
- Edward, nie!!!
Zbyt późno. Mój ukochany sięgnął już zębami do karku dziewczyny i rozszarpał jej gardło, aż krew bluznęła po kamiennej posadzce podłogi. Z tą chwilą czas się zatrzymał, a ja umarłam po raz kolejny. Mogłam tylko paść na kolana i wyrwać mężowi z rąk drgające ciało.
Renesmee skonała w moich ramionach. |
Post został pochwalony 3 razy
Ostatnio zmieniony przez reinigen dnia Czw 12:11, 29 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
EsteBella;*
Człowiek
Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hmm.. A już wiem... Wampirowo;]
|
Wysłany:
Czw 12:22, 29 Kwi 2010 |
|
Szok!
Renesmee nie żyje?! Nie no to jakaś nowość=]
Smutno mi trochę, ale mam nadzieję, że jakoś tą historię doprowadzisz może nie do happy endu, ale też nie do takiego, że będę ryczeć reszte tygodnia=]
Życzę weny!;*
EsteBela;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nina=)
Wilkołak
Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 204 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 12:44, 29 Kwi 2010 |
|
Reneesme nie żyje?!
Nie możliwe...
Jak to sie stało, że zabił ją Edward?!
No i Bella jej nie rozpoznała, a widziała ją już pzecież wcześniej.
Wszytsko jest takie zagmatwane, tajemnicze a jednocześnie niesamowite i ciekawe!
Swietny rozdział! Tyle dynamiki, ruchu...tyle zdarzeń. Jestem pełna podziwu dla zręczności z jaką łączysz jedne fakty z drugimi. Nic nie przeczy wcześniejszym stwierdzeniom, wszystko jest przemyślane i dokładne.
Brawo! Mogę jedynie zazdrościć talentu. Mam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się już wkrótce, choć oczywiście rozumiem, że połączenie tego wszystkiego wymaga czasu
Pozdrawiam
Nina =) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kot_ethne
Nowonarodzony
Dołączył: 14 Sty 2010
Posty: 29 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 14:18, 29 Kwi 2010 |
|
Cudne jest to opowiadanie. Wciąga od pierwszego rozdziału i jak już zaczniesz, to nie możesz się oderwać. Czytając miałam odczucie, jakby to była następna część sagi. Rewelacja. Akcja, mimo iż na początku wydaje się, że leci za szybko, ma idealne tempo. Podziwiam wyobraźnię i talent pisarski.
Już ktoś wcześniej chyba napisał, a ja powtórzę. Szukaj wydawcy, bo szkoda marnować talent :)
A ostatni rozdział... Brak słów, wreszcie wszystko stało się jasne. Nie mogę się doczekać ostatniej części. Strasznie mnie ciekawi co poczniesz z Bellą, Edwardem i resztą. Co z Alice? Czy Bella będzie w stanie wybaczyć Edwardowi, że zabił Renesmee? Czy Edward będzie umiał sobie to wybaczyć? Niecierpliwie będę wypatrywała kolejnej części.
Pozdrawiam
kot_ethne |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mells
Zły wampir
Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 15:17, 29 Kwi 2010 |
|
O.O
Wiesz, że idealnie trafiłaś z tym rozdziałem? Przychodzę załamana od okulisty a tu co? Na ten rozdział czekam w KAŻDY pojednczy dzień, od kiedy skończyłam czytać poprzedni. Mówię tutaj dosłownie. Jeszcze nigdy aż tak bardzo nie czekałam na żadnen rozdział. To o czymś świadczy, hm? :)
~
Wiedziałam, że Noah jest kim z rodziny Trojaczek. Byłam pewna, że to ojeciec... w sumie to dużo się nie pomyliłam bo przecież je wychował :) Ale to jednak nie te więzy krwi.. Kompletnie nie tego się spodziewałam. Myślałam, że te osławione Trojaczki będą wyniosłe, zimne i bez serca. A tutaj.. kompletnie inaczej. Okazały się... napisałabym "ludzkie" ale to chyba złe określenie. Zamiast tego napiszę, że są niemalże takie, jak matka. I jest to świetne, pozytywne zaskoczenie :)
Sprawa Reneesme teraz :D Ona biegła do Belli z zamiarem zabicia jej, tak? Ale.. czemu? Coś Volturi namącili? O co chodzi? Hm.. Chyba, że to tak, że ja nie wyłapałam Ale.. oh, kurczę, nie lubię małej, ale miałam nadzieję, że będzie żyć. A tego, że to Edward ją zabije, nie spodziewałam się wcale. Przerażające. Boję sie, że jeżeli wyjdą z tego w miarę cało, Bella nie będzie potrafiła żyć z kimś, kto zabił jej ukochaną córkę. Albo gorzej - Edward nie będzie mógł żyć sam ze sobą.. W sumie, nie wiem co gorsze :< Jest jeszcze opcja, że np: Declanowi zwrócą dar i przywróci ją do życia, lub zrobią to Trojaczki. Albo w ogóle okaże się, że to nie Reneesme. Choć to raczej niemożliwe... Hm, chyba.
Czyli Alice i Rosalie.. nie żyją? Błagam, nie! Już tyle osób jest straconych, więc tylko nie one!
Cała ta scena, którą Bella sobie przypomniała.. Wow, zastanwiałam sie jak to pokażesz, bo raczej pewne było, że pokażesz :) I zrobiłaś to oczywiście perfekcyjnie. Tak wplotłaś w bieżącą akcję, że .. wyszło idealnie :)
Nie wiem czy wiesz, ale nawet jeżeli zakończysz to mega smutnym zakończeniem ja i tak będę kochać ten ff. Choć nie wiem czy zbiorę się na odwagę, żeby ponownie przeczytać, bo pewnie będę bardzo, bardzo płakać.
Mówiłaś, że jeszcze jakoś 2 rozdziały i koniec... Czli został nam jeden rozdział? To.. dosyć okropna wizja, ale z drugiej strony przeciąganie tego w nieskończoność mogłoby popsuć efekt :) I wreszcie dowiem się wszystkiego o wszystkich :)
Gratuluję talenu i znów niespokojnie czekam na rozdział,
Bells15.
Coś nie halo, znów zaczęłam stronę. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mells dnia Czw 15:18, 29 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Maya
Wilkołak
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!
|
Wysłany:
Czw 15:43, 29 Kwi 2010 |
|
Niby miałam siedzieć cicho, wypowiedzieć się przy ostatnim rozdziale, ale cóż. Nie da się.
Od czego by tu...
Noah jednak nie był ojcem trójcy, jak myślałam. A wujkiem. O.
Dziwi mnie ich zachowanie. Tak po prostu się ulotnili.
Aro, Kajusz i Marek, co tu z nimi będzie, skoro tak siedzą i siedzą.
Co z darami, które zostały odebrane ? Czy zostaną zwrócone ?
O, tutaj muszę napisać, no nie jak mogłaś tak Gabriela potraktować ? Aż, rany po prostu smutno mi się zrobiło.
Co do Renesmee. Czy ona chciała że rzucić na Bellę w geście ataku, czy też ... przytulić ? A może to wcale nie Renesmee, gdyż w takim razie jej serce by biło, jak Bella tak i Edward by to wyczuli i sprawy potoczyły by się inaczej. W każdym razie, nawet jeśli to naprawdę była Renesmee i Edward ją uśmiercił, z tej całej sprawie najbardziej mi szkoda rodziców. Mam nadzieję iż to ich nie rozdzieli, bo jednak postać Renesmee nie jest dla mnie jakaś fantastyczna, Mayer mogła wymyślić coś innego nić spocząć na laurach i bum ciąża. Dobrze, mniejsza z tym gdyż zbaczam z tematu. Co więcej... same pytanie. No i znowu teraz na gorąco czytając musiałam sobie robić przerwy. Strasznie przeżywałam to co się działo i no. W każdym razie momentami moja psychika podsyłała mi tak mroczne scenariusze tego co będzie dalej, że...
Kontynuując, piszesz fenomenalnie, Mayer w życiu czegoś takiego by nie wymyśliła, w ogóle bez dyskusji, piszesz sto razy lepiej od niej.
Ode mnie pokłony, brawa i wdzięczność że mogłam przeczytać tak wspaniałe dzieło, przy którym było tyle emocji momentami... Nie wiedziałam że aż tak można przeżywać coś, czytając. Zwłaszcza iż jest to dzieło twoje, Polki (jak mniemam) żadne tłumaczenie. Po prostu coś wspaniałego.
Uffff... ale nasłodziłam :) Mam nadzieję, że sie nie obrazisz.
Byłam bym zapomniała... jeszcze trochę posłodzę. Gdyż nie mogę się nadziwić twojej wyobraźni i tego właśnie ile tu jest zawiłych wątków, tajemnic, a w końcu jak to wszystko łączysz. Niesamowite.
Obawiam się jednego. Mianowicie, że rozdzielisz Bellę i Edwarda. Choć w sumie nic nie wiadomo... Dość. Mam nadzieję iż czy będzie dobrze, czy źle oni będą razem.
Ach... no i piosenka. Masz nosa. Kurde, jak ten utwór cudownie wpasował się w klimat. Po prostu łał. Połączenie wspaniałe.
Czas kończyć to moją jakże inteligentną wypowiedź, wrócę jutro i zobaczę co ja tu takiego powypisywałam.
Pozdrawiam serdecznie
Zostaje mi tylko pożyczyć weny, chęci i czasu. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
bluelulu
Dobry wampir
Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 85 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo
|
Wysłany:
Czw 16:31, 29 Kwi 2010 |
|
To był mocny rozdział i muszę przyznać , że budowanie napięcia opanowałaś po mistrzowsku, bo od poprzedniego rozdziału łącznie z połową tego byłam pewna że wszystko skończy się sromotną klęską ze strony Cullenów. (i ta myśl że Noah jest zdrajcą! ) Następnie dajesz trochę radości, praktycznie się popłakałam jak Trójca wygłaszała swoją mowę i rosło we mnie takie ogromne szczęście, ponieważ Volturii nareszcie dostali szklanką po łapach. Tak się cieszyłam, żeby znów rozpaczać bo Edward zabija własne dziecko! Myślałam że padnę na klawiaturę i zacznę walić głową o nią. Mam nadzieje, że znajdziesz jakieś logiczne wyjaśnienie tego wszystkiego... a napewno tak będzie bo teraz widzę jak bardzo przemyślane to opowiadanie było.
Fakt, że Trójca "przekazała" tę historię nic nie znaczącemu człowiekowi. Teraz dowiadujemy się że tym neutralnym człowiekiem jest Meyer. Mimo to nadal nie rozumiem tej sprawy z Jacobem. Co się z nim stało! Jakoś mi go nadal żal. Boję się werdyktu jaki wyda "publiczność" tego wydarzenia i czy jakoś strasznie wpłynie na to fakt , że Cullen zabił dziecko, dziecko pół-wampira. Raczej wampiry nie mają omamów więc wpłynie to na to. Może to jakiś chory sen wariata i Nessie jeszcze żyje?
Przez tak długi czas utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że trójca jest ogromnie zła i bez serca .. a jednak miały go więcej aniżeli ktokolwiek inny. To coś pięknego! Pod wpływem kilku zdań zmieniłam o nich opinię o 180 stopni. Dzięki Tobie oczywiście, bardzo dobrze "manipulujesz" czytelnikiem i nie do przewidzenia jest kolejny rozdział bo pomysłów masz co niemiara i jak gdzieś wyskoczy tęczowy jednorożec , raczej nie poczułabym zdziwienia ale wiem, że nie włożysz takiego kiczu do swojego opowiadania ;>
Został nam ostatni rozdział a wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Chciałabym wiedzieć co stanie się z Volturii, czy czeka ich jakaś kara a jeśli tak.. to kto zajmie miejsce tej rodziny bo przecież musi być jakiś ład i pożądek. Trójca? Trójca by mi pasowała, chociaż nie wiem czy one są tak krnąbrne i chętne władzy jak Aro z pozostałą dwójką. Oni musieli walczyć o władzę a Trójca zrobi to raczej bez większego wysiłku. Jednak nadal krąży mi po głowie to zakończenie.. totalnie zbiło mnie z pantałyku. Jesteś niesamowita! ;> (jak na tekst bez bety to całkiem dobry ;>)
Pozdrawiam, Uskrzydlona (: |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aja
Wilkołak
Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;
|
Wysłany:
Czw 16:39, 29 Kwi 2010 |
|
I co ja mam napisać?! Skoro cokolwiek teraz powiem będzie wręcz banalne i prostackie w porównaniu do tego jakże przecudownie napisanego rozdziału, ale i chociażby wypowiedzi powyżej.
Szok.
Masakra.
I brawa.
Za talent, talent i. . .yyy. . . talent(: Mi brakuje już słów na opisanie tego jak genialnie piszesz, tworzysz atmosferę, napięcie i opisujesz. . . wszystko.
Żeby może się nie ośmieszać powiem, iż jestem pozytywnie zaskoczona co do Trójcy, okazuje się, że są to dobre, mające serce i współczucie wampiry. Boję się o Alice i Rose i Emmetta, co z nimi, czy żyją, oby tak. I na koniec powiem że boli mnie, boli mnie wszystko jak pomyśle co się stało. Co zrobił Edward. Przecież on sobie tego nie wybaczy. . . A Bella. . .nie chce nawet myśleć do czego może popchnąć ich ich cierpienie i rozpacz. A może nie wszystko stracone...?
Dobra, kończąc swoje wywody powiem jeszcze że jesteś po prostu zaje***ta;D to chyba w pełni odzwierciedla mój zachwyt Twoją twórczością(: Oczywiście odliczam dni do niestety już ostatniego rozdziału i czasu.
Pozdrawiam Aja(: |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
juleczka
Nowonarodzony
Dołączył: 04 Kwi 2009
Posty: 30 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 18:00, 29 Kwi 2010 |
|
Reneesme nie żyje!! Jestem cała rozdygotana w środku. Przeszli już tyle, prawie doszli do celu, stracili nadzieje na lepsze życie i muszę przyznać, że ja razem z nimi, ponieważ przeżywałam wszystkie sytuacje równie emocjonalnie. Dostają szansę od sióstr i nagle TO! Nie, nie tak być nie może, po prostu nie może zbyt dużo dramatyzmu tylko proszę cię nie zabij reszty uwięzionych w zamku to by było straszne, zbyt dramatyczne. Czytam ten ff od początku i będę z nim do końca, świetnie ci to idzie. Ale dlaczego?!
Nie mogę, muszę już kończyć to jest smutne :( Dodaj szybko kolejny rozdział |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Czw 20:00, 29 Kwi 2010 |
|
O rany! O rany!
Dosłownie mnie zatkało. To chyba najlepszy rozdział tego opowiadania. Stanowczo: napisany fantastycznie. Mnóstwo wydarzeń, akcji, informacji, a wszystko przemyślane, uporządkowane, dokładne. Wreszcie rozwiewają się tajemnice ale rodzą się kolejne pytania. Gdzie jest Alice? Rose? I czy to na pewno była Nessie? A może to wytwór wyobraźni? Trojaczki mają ogromną moc, może to jakiś omam przesłany do Belli? Większa część tego opowiadania to tęsknota Belli za córeczką, a tu taki koniec? Nie uśmiercaj Ness. Wiem to twoje opowiadanie i twoje pomysły (genialne zresztą), ale jakos tak mi się smutno zrobiło, że mimo heroicznej walki o odzyskanie wspomnień i rodziny Bella starci córeczkę.
Z naprawdę ogromną niecierpliwością czekam na kolejny rozdział
Weny, czasu i pomysłów |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Taka_Ja
Człowiek
Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 21:03, 29 Kwi 2010 |
|
O. Mój. Boże.
Reinigen, składam Ci pokłon. Jesteś niekwestionowaną mistrzynią. Jeśli chodzi o tę bezsprzeczną kwestię, nie trzeba nic więcej dodawać.
Siedziałam, zatopiona w tekście tego rozdziału z otwartymi oczyma na całą szerokość polskich pięciozłotowych monet. Od czasu do czasu zamrugałam tylko, żeby wypuścić spod powiek kilka niecierpliwych kropel. Oprócz tego na głos komentowałam wydarzenia, nie krępowałam się w wyrażaniu setek odcieni skrajnych emocji, jakie towarzyszyły mi podczas czytania.
Moje rozpędzone serce przy ciśnieniu znacznie ponad normę błaga teraz o chwilę wytchnienia.
Kompozycja rozdziału doskonała. Dozowanie emocji, wyważone idealnie tempo fabuły, świetne przejścia narracyjne, znakomity sposób ujawniania postaci i umiejscowienia ich w toku wydarzeń. Niesamowite.
Samo ciśnie się pod klawiaturę: gdzie Alice? gdzie Rose? co z Reneesme?!
Staram się trochę ochłonąć, ale mam wrażenie, że nie uspokoję tego mojego pędzącego serca do końca, dopóki nie przekonam się, co dalej.
Wiem, że wszystko jest dokładnie przemyślane, ułożone, zaplanowane: również zawał czytelnika przy zakończeniu części Wiem też, że w kolejnym rozdziale będzie znów ekscytująco i wspaniale, jak tym razem.
I mam nadzieję, że ddo czasu jego ukazania serce mi wytrzyma
Dziękuję sobie za każdym razem, kiedy pochłaniam kolejną część, że któregoś dnia kliknęłam w ten tytuł. W moim przypadku to był jeden z najbardziej trafnych wyborów czytelniczych jeśli chodzi o temat fanfiction.
To niezaprzeczalnie jeden z najlepszych tekstów, jakie tutaj kiedykolwiek czytałam. Niepowtarzalne i niezapomniane opowiadanie.
Jeśli ukazałoby się w formie książki, jak na skrzydłach leciałabym do najbliższej księgarni, a potem zarywałabym noce z powiekami na zapałkach.
Ten chaotyczny do granic, nieposkładany i niezbyt logiczny komentarz może tłumaczyć fakt, że po takiej dawce emocji, zanika u mnie zdolność poprawnego składania myśli i formuowania zdań Ale starałam się mimo wszystko
Chylę czoło z uznaniem niezastąpionej Autorce za mistrzowską robotę.
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Tara
Nowonarodzony
Dołączył: 21 Lut 2010
Posty: 23 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 9:29, 30 Kwi 2010 |
|
Reni nieeeeeeeeeeee
Proszę, tylko nie ona :(
Rozdział mistrzowski, jak zwykle, nie wiem co napisać, tyle myśli kłębi mi się w głowie
Nie wstydz się, nie wymiguj brakiem czasu, tylko wysyłaj do wydawcy - plissss |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
magdalina
Dobry wampir
Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 786 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 35 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź
|
Wysłany:
Pią 13:05, 30 Kwi 2010 |
|
kobieto nasza Ty reinigen kochana
jesteś niesamowita! jak Ty to robisz? jesteś lepsza niż nasza Stephenie. Jeżeli potrzebujesz czasu to nie krępuj się na takie rozdziały mogę czekać miesiącami...
wspaniale przedstawiłaś tę chwilę wyczekiwania, ten moment gdy Bella i Edward ze swoimi sprzymierzeńcami czekali w wielkiej sali. Twojego toku rozumowania nie da się prześledzić, wspaniale zaskakujesz. Tak ciężko było mi się pogodzić, że Trójca stoi po ciemnej stronie a tu proszę taka niespodzianka!
Tylko ta końcówka mam nadzieję, jednak że nie jest to ostateczne zakończenie i masz jakiegoś asa w rękawie.
i tak jak poprzednim razem napisałam w komentarzu to opowiadanie należałoby przetłumaczyć na angielski i wysłać do Kochanej Stephenie Meyer. Brawo jeszcze raz! w moim rankingu za kwiecień jesteś nr 1 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Black Hole
Nowonarodzony
Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 28 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Nigdziebądź
|
Wysłany:
Pią 14:31, 30 Kwi 2010 |
|
Dobra. Spróbuję napisać coś sensownego, ale mogę mieć z tym poważny problem.
Znalazłam to opowiadanie jakiś czas temu i przełknęłam jednego dnia do poprzedniego rozdziału. Nie wiem czemu już wtedy nie zostawiłam komentarza... Wracając do tematu. To opowiadanie jest zdecydowanie jednym z najlepszych (o ile nie najlepszym) tekstów jakie w życiu miałam okazję przeczytać. Twój pomysł jest tak niesamowity, że zaczynam wątpić w swoją wyobraźnię. Wprowadziłaś niesamowite postacie, fabuła jest po prostu nie do opisania, a klimat powoduje, że aż przykro czytać mi kolejne rozdziały. A przykro dlatego, że wiem, iż niedługo tekst się skończy.
Noah i Gabriel są niesamowici. Jak i reszta nowych wampirów. Pomysł z Trójcą jest naprawdę godny pochwalenia, gdyż czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziałam. Najbardziej podoba mi się to, że jest to jedno z niewielu opowiadań, które zachowuje wampirzy klimat jaki znamy z opowieści i zamku w Volterze.
Najbardziej zaskoczyla mnie śmierć Renesmee... A wlaściwie dwa fakty z tym związane. Po pierwsze: Bella nie poznała córki, co jak dla mnie było dość nietypowe, bo chyba jako wampir zachowała swój wyculony węch. Po drugie, Gabriel jakiś czas temu wspomniał, że takiej osoby nie ma aktualnie na świecie. I tutaj zaczynam się poważnie zastanawiać, czy Nessie po owym uprowadzeniu przez Volturi, nadal była tym samym... Stworzeniem co wcześniej. Mniejsza. Czekam bardzo niecierpliwie na kolejny rozdział, ale weny nie życzę, bo i tak więcej nie możesz jej mieć.
BH. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
be_yourself
Nowonarodzony
Dołączył: 01 Maj 2010
Posty: 1 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 18:54, 01 Maj 2010 |
|
O Matko!!! Jesteś super! Uwielbiam Twój styl pisania. Wczoraj poleciła mi to opowiadanie koleżanka i tak mnie wciągnęło, że od razu przeczytałam całe! Już dawno nie czytałam czegoś takiego!! Prawdę mówiąc to od ostatniej części zmierzchu. Braaawo! Dzięki, że dajesz mi nadzieje, że mamy w Polsce nie gorszych pisarzy niż sama Stephenia Meyer! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
dotviline
Wilkołak
Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 19:43, 01 Maj 2010 |
|
Cholera...
Reinigen zabiłaś mnie.
Nigdy nie lubiłam Nessie, to fakt. Ale żeby zabijać ją w ten sposób?
Zaraz się zapłaczę.
Mam ochotę rozszarpać Noah. Okay, jest dobry i w ogóle, ale mimo wszystko mnie wkurza. Jak mógł tak maltretować biedną Bells...? Gdyby powiedział jej prawdę wszystko byłoby inaczej...
Szkoda, że tyle wampirów ucierpiało.
Biedny Seth, cała sfora też...
No i piękna opowieść.
Trojaczki - esencja cudu. Najlepszy pomysł, z jakim mogłam się spotkać.
Cud, miód i orzeszki.
Czekam...
Dużo weny...
Ciao,
dot. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ciemnooka
Nowonarodzony
Dołączył: 12 Wrz 2009
Posty: 45 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Forks
|
Wysłany:
Sob 19:56, 01 Maj 2010 |
|
To chyba nie koniec? Błagam, niech się wszystko dobrze skończy! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ParanormalVampire
Wilkołak
Dołączył: 09 Kwi 2010
Posty: 126 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 13:52, 03 Maj 2010 |
|
Rany, smutno trochę.
Jednak reinigen, ten ff, jest chyba najlepszym jakiego czytałam. Wyślij to do wydawcy, niech jeszcze zekranizują i dostaniesz za swoje dzieło nobla. =)
Gratuluje talentu. Na pewno tu jeszcze zajrzę.
Weny
EDIT
wiesz co? od wczoraj jest mi przez ciebie smutno. Ale to się dobrze skończy, nie?
Powiedz. I kiedy kolejna część? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ParanormalVampire dnia Wto 17:11, 04 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
siwo278
Nowonarodzony
Dołączył: 18 Kwi 2009
Posty: 29 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 18:03, 04 Maj 2010 |
|
Off... Ja również nigdy nie przepadałam za małą Reneseme (może dlatego, że odpychało mnie jej pół wampirzość połączona z pół człowieczeństwem) ale zostać zabitym przez własnego ojca {wzruszeniepełnągęba} ;( ...
Jeśli chodzi o trojaczki... przeczuwałam że są jakoś połączone z Noah'em tyle że kiedy Bells wspomniała :
Cytat: |
- Słyszałam o waszej matce – zwróciłam się prosto do nich. – Opowiadano mi o niej wiele dobrego. Miałam nawet wrażenie, że czasem ją czuję... Zawsze w takich chwilach wydawała się dobra, sprawiedliwa, mądra. Łudziłam się, że będziecie do niej podobne, ale widzę swój błąd. Odebrałyście mi córkę, pamięć, a teraz zabiłyście Noah... |
Moja wyobraźnia przejęła wodze fantazji i myślałam że może... hmm... -Wstąpi w nią duch Amenothepe i (Aro jak i bliźniaczki poczują grozę) magicznie ożywi przyjaciół którzy niestety zginęli i przekona swe córki by hmm... przeprosiły :D
Tak wiem (wiele osób mi to mówiło) nie powinnam pisać zakończeń a już na pewno nie opowiadań (i dlatego tego nie robie) Ale na szczęście (jeśli śmierć tylu wampirów można nazwać "miło") miło mnie zaskoczyłaś!
No to tyle o rozdziale. :D A ty- piszesz świetnie i podpisze się pod słowami
Cytat: |
Szukaj wydawcy, bo szkoda marnować talent :) |
POZDRAWIAM :D |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez siwo278 dnia Wto 18:09, 04 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|