FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 O brzasku [Z] >>25: Trybunał<< 20 I 2011 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
reinigen
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lbn

PostWysłany: Pon 14:12, 13 Lip 2009 Powrót do góry

Bells15 - no tak, poruszyłaś właściwie ważny wątek :) Ale pozwól, że na razie się do niego nie odniosę, a pewne rzeczy wyjaśnią się w miarę czytania. A końcu przecież sytuacja musi zrobić się klarowna, a wtedy może okaże się, czemu Volturi dopuścili do rozsławienia zarówno Belli, jak i Edwarda. Zaś co do wątpliwości Belli - no cóż, muszę przyznać, że mogą one denerwować. Ale jakoś pewne ruchy Belli już w książkach Meyer były dla mnie niezrozumiałe i denerwujące, więc chyba nieświadomie pociągnęłam ten rys postaci :) No i dodałam trochę od siebie, rzecz jasna. Skoro Edward tak długo miał wątpliwości co do wspaniałości wampirzego bytu, to chyba coś musiało być na rzeczy, nie? Dlatego chciałam, żeby Bella też to zrozumiała...
Nie planuję konkretnej liczby rozdziałów, ale już widzę, że wyjdzie tego sporo. Na pewno nie jesteśmy jeszcze w połowie w każdym razie :) A gdy wrócisz z obozu, już pewnie będą na Ciebie czekały kolejne części. Pozdrawiam!

NajNa"
- wariatko, naprawdę chciałoby Ci się czytać jeszcze dłuższe rozdziały? :D Toż ja się specjalnie ograniczam, żeby nie było za długo i za rozwlekle! To z szacunku dla czytelników po prostu :) A przemyślenia Belli wydawały mi się w tym miejscu naturalne, chociaż osobiście nie przepadam za psychologizującymi opowieściami. Jednak tutaj po prostu było na to miejsce. Szok zaczął dziewczynie przechodzić, odkrywa się na nowo... myślę, że musiała w końcu przeanalizować sobie w głowie pewne rzeczy. Zwłaszcza że Edward od zawsze wątpił w doskonałość wampirów. Coś musiało być na rzeczy :) Pozdrawiam Cię serdecznie!

Taka_Ja - niekoniecznie "Autorko". Wystarczy "reini" :) Bardzo się cieszę, że tą częścią trafiłam w Twój gust. Zwłaszcza że takie właśnie refleksje i wewnętrzne monologi nie są wcale moją specjalnością i na ogół staram się ich unikać. Jako że sama nie przepadam za psychologizującymi opowiadaniami (tudzież filmami), raczej nie praktykuję tego we własnych pomysłach. Chyba że pewne przemyślenia są już naprawdę nieodzowne. Tutaj właśnie takie mi się wydały. I tym bardziej się cieszę, że nikogo nimi nie zanudziłam, nie rozwlekłam tego za bardzo i jeszcze zbieram pochwały :)
I, wiesz, to chyba nie jest kwestia cierpliwości. Już od dłuższego czasu uwielbiam pisać opowiadania, bo nurzanie się w stworzonym przez siebie świecie jakoś pomaga mi przetrwać. Dlatego nigdy nie zmuszam się do pisania kolejnych części. Jeśli nie mam na pisanie danego opowiadania nastroju, to je zostawiam i przez jakiś czas pracuję po prostu nad innym. A ponieważ taki brak "chęci" pojawia się przy KAŻDYM tworze, to nie wystawiam żadnego na widok publiczny bez odpowiedniego zapasu. Pozostawienie nieskończonego opowiadania uważam za koszmarne świństwo i jeszcze nigdy się czymś takim nie splamiłam. Opóźnienia - mogą się zdarzyć. Porzucenie opowiadania - nigdy. Dlatego bądź spokojna, lepiej lub gorzej, ale to opowiadanie się skończy :) A pomysłów mi raczej nie życz, bo i tak mam ich za dużo i większość nigdy nie doczeka się realizacji. Trochę mi tego szkoda aż... :)
Dziękuję za wszystkie cudowne komplementy i pozdrawiam serdecznie!

Shira - w sumie bardziej bym była z siebie dumna, gdyby to naprawdę był przemyślany żart Wink Okazuje się jednak, że mój umysł zdolny jest stworzyć tylko coś, co już gdzieś istnieje. Nawet, jeśli nie zdaję sobie z tego sprawy Wink
Ogromnie mi miło, że po całym dniu pracy mogę Ci zafundować odrobinę relaksu własną pisaniną :) Skoro już wiem, że tak to odczuwasz, to mam jeszcze więcej motywacji i - co ważniejsze - chęci do pisania! Już teraz wiem, że warto siedzieć nad klawiaturą i psuć sobie oczy, bo komuś sprawiłam przyjemność :) Dlatego dziękuję Ci za to krótkie zdanie, które mi, jako autorce, naprawdę dodało skrzydeł. No i nie martw się o Roberta. Na razie nie zamierzam go nigdzie odsyłać, a co będzie potem- zobaczymy. Właściwie to nie ja, ale Cullenowie zdecydują, nie? :) Ściskam Cię serdecznie!

nieznana - cieszę się, że Twoje dążenie do samodestrukcji jest czasami ograniczone :) Oby tak dalej! Fakt, mniej się działo w tej części, ale jakoś potrzebna mi ona była jeszcze przed odnalezieniem Edwarda. Musiałam się przygotować. Siebie i Bellę, chyba. To na niej spoczywa teraz ogromne brzemię i pewne przemyślenia chyba były nieodzowne. Też mam nadzieję, że nie rozmyśli się w ostatniej chwili, ale... obiecać niczego nie mogę :P Zresztą, już niedługo sama wszystko zobaczysz i zrozumiesz :) Pozdrawiam!

ajaczek - haha! uwielbiam coraz dłuższe komentarze! Ale co do długości części, to będę się na razie trzymać ustalonego systemu :) Jednak muszę dodać, że dzięki Tobie trochę zmieniłam swoje myślenie i teraz, jeśli zdarzy mi się napisać dłuższą niż 5-6 stron część, to nie będę jej na siłę dzielić ani się ograniczać, tylko dodam całą. Pewnie Was wtedy uśpię tą długością, ale co tam! Odważę się zaryzykować :)
Ty wiesz, że może faktycznie mamy w sobie coś z wampirów? Nie da się ukryć, że ludzie SĄ drapieżnikami. Jedzą upolowane przez siebie (kupienie w sklepie to też takie prymitywne polowanie) zwierzęta i w czernince (blee) faktycznie piją krew. Jednak ja sama nigdy, prawdę mówiąc, nie skoczyłam na łosia, jelenia ani pumę i nie wgryzłam się w kark żadnego z powyższych :) A to mimo wszystko trochę inny sposób jedzenia, niż mięsko podane na talerzyku i przybrane pietruszką. Może też dlatego tak fascynuje nas dziki sposób polowania wampirów? Że sami nigdy nie bylibyśmy w stanie tego zrobić? Bo wiesz, nawet na National Geographic wygląda to mocno sadystycznie...
PS. Jeśli Ty wgryzasz się w karki żywych pum, to wybacz. Nie chciałam nikogo obrazić Wink
Pozdrawiam!

yeans-girl - Uch, ciągle ubolewam nad tym, że ktoś w realnym świecie już nosi imię Claude Sauvage... Naprawdę nie miałam pojęcia, że ktoś taki istnieje, pisząc to opowiadanie! Dowiedziałam się o tym dopiero, gdy jedna z czytelniczek zgooglowała go po lekturze! No, ale my jeszcze właściwie mało znamy Claude'a w tym opowiadaniu, więc nic dziwnego, że nie umiesz go sobie wyobrazić. Mam nadzieję, że po przeczytaniu kilku kolejnych rozdziałów zobaczysz młodego kompozytora tak wyraźnie, jakbyś znała go od lat :) Ale nie uprzedzajmy wypadków...
Bardzo się cieszę, że ten rozdział Ci się spodobał i że opowiadanie dalej lubisz :) Muszę jednak popracować nad tytułami, bo to zawsze była moja achillesowa pięta. Pamiętam stare, stareńkie opowiadanie, które na pewnym forum biło rekordy popularności, a i tak WSZYSCY narzekali, że tytuł za mało chwytliwy i nie przyciąga do treści. Wniosek z tego prosty - nie mogłabym pracować w reklamie :) A gdybym pracowała, to już współczuję producentom rzeczy, którym miałabym wymyślić kampanię :)
Pozdrawiam serdecznie!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 10:37, 14 Lip 2009 Powrót do góry

Świetny pomysł! Opowiadanie nieziemskie :D Pomieszać dwa światy - wyszło Ci to doskonale. Już nie mogę się doczekać kolejnego postu. Ciekawa jestem jak zareaguje Edward i co z Nessie. I w ogóle, gdzie jest Jake? Doskonały napisane i cudowne do czytania. Jesteś wielka reinigen :D

Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
NajNa"
Wilkołak



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 10:55, 14 Lip 2009 Powrót do góry

Droga reinigen!
Oświadczam Ci, że czytałabym Twoje oowiadanie nawet gdyby zajeło caaałą stronę tego forum. A nawet więcej. I z pewnością mogę powiedzieć, że bym się niezanudziła Wink Nie ograniczaj się! Prosze :P Czekam na kolejne rozdziały.

Pozdrawiam,
NN"


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Szarlotka
Nowonarodzony



Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 13:51, 17 Lip 2009 Powrót do góry

Strasznie sie ucieszyłam jak zobaczyłam kolejny rozdział:)
Teraz wyjeżdzam na 2 tygodnie więc nie za bardzo będe mogłą to zaglądać.
Ten rozdział przystopował mniej akcji ale więcej refleksji. Ja osobiście wole akcje ale jest to tak rewelacyjnie napisane że nie idzie sie zanudzić. Tak dalej, czkeam na kolejane rozdziały.
Weny życze:)
Pozdrawiam
Sz.

Ps. Dziękuje za miły komentarz do mojej wypowiedzi :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
reinigen
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lbn

PostWysłany: Nie 13:28, 19 Lip 2009 Powrót do góry

Przepraszam za opóźnienie, nie wszystko jednak da się w życiu przewidzieć... Już spieszę z nową częścią, tylko kilka słów do zaległych komentarzy:

dotviline - bardzo się cieszę, że Ci się opowiadanie spodobało. Tego "pomieszania światów" bałam się, mówiąc szczerze, najbardziej. Myślałam sobie, że czytelniczki Stephenie nie będą chciały o czymś takim słyszeć. Ale jak już się pomysł narodził, to nie chciał odejść i efekty widzimy :) Tym bardziej cudownie jest słyszeć, że są tacy, którzy to akceptują i nie mają problemów z taką akcją. Dziękuję Ci ogromnie za komentarz i pozdrawiam!

NajNa" - nie będę :) Jak kiedyś najdzie mnie pomysł na ogromną część, to nie będę jej dzielić na siłę i dodam całość, aż będziecie mi potem jęczeć, że za dużo :P Ściskam Cię serdecznie!

Szarlotka - szkoda, że Cię nie będzie, gdy dodam tę i pewnie też kolejną część... Ale przecież w końcu wrócisz, przeczytasz i dasz mi znać, jak wrażenia, nie? :) Teraz, gdy to czytasz, właściwie już wróciłaś :) Dlatego mam nadzieję, że wyjazd się udał i że świeża i wypoczęta chętnie zasiądziesz do lektury :) Pozdrawiam cieplutko!

część 8
Make up.

Lot był długi, ale ja, mając za sobą dwa puste, bezsensowne dni, zniosłam go bez problemów. Wręcz cieszyłam się, że wreszcie coś się dzieje. Może w końcu ruszymy do przodu i zbliżymy się do odnalezienia mojej córeczki. Wiedziałam, że Edward bardzo nam w tym pomoże. Jako jedyny potrafił czytać w myślach, co było ogromną przewagą pod naszej stronie, jako że Aro musiał wejść z kimś w kontakt fizyczny, aby poznać jego umysł. Z moim mężem mogliśmy dowiedzieć się znacznie więcej i to powtarzałam sobie przez całą drogę, aby odgonić od siebie myśli o zachowaniu tajemnicy.
Bałam się, okropnie się bałam. Tyle rzeczy w planie Carlisle'a mogło się nie udać... Edward mógł mnie nie rozpoznać, mogliśmy się ujawnić przed ludźmi, ktoś z Volturi mógł nas obserwować, mogło dojść do walki... A najgorsze było to, że nie potrafiłam w sobie wzbudzić przekonania o słuszności przywracania Edwardowi wspomnień. Bardzo chciałam go mieć przy sobie, niczego bardziej nie pragnęłam. Ale im bardziej za nim tęskniłam, tym większe miałam wątpliwości. Próbowałam się przekonać, że to nie egoizm przeze mnie przemawia, a wszystko, co robimy, jest dobre. Jednak wspomnienie słów mojego ukochanego powracało do mnie jak przewrotny chochlik: wampiry nie mają duszy... jestem potworem...
W końcu postanowiłam pomyśleć o tym podczas koncertu. Jeszcze się zastanowię i może wtedy, w ostatniej chwili dojdę do właściwych wniosków. Jeśli przekonam samą siebie, że postępuję prawidłowo – wykonam plan Carlisle'a. Jeśli nie... cóż, wprowadzę pewne zmiany...
Na lotnisku poradziliśmy sobie bez przeszkód. Wyglądało na to, że nawet jeśli ktoś nas śledził, nie dotarł za nami do Europy. Wynajęliśmy samochód, Porsche Cayenne, za kierownicą którego usiadł Emmett. Auto miało na wszelki wypadek przyciemniane szyby, ale Francja była tego dnia pochmurna, więc mogliśmy też swobodnie wychodzić na zewnątrz. Dzięki temu siedzieliśmy przy Robercie w restauracji w Rouen, gdzie zjadł obiad.
To wszystko były przemyślane, puste gesty. Miałam wrażenie, że jestem wypalona od środka, choć coś we mnie aż wyrywało się ku tak bliskiemu przecież Edwardowi. Z jednej strony nie mogłam doczekać się wieczora, a z drugiej bardzo się go obawiałam. Nie chodziło nawet o czyhające z każdej strony zagrożenia. Obawiałam się raczej tego, co sama mam zrobić mojemu ukochanemu...
Wczesny wieczór spędziłam starannie nakładając makijaż. Moje ruchy były rozmyślnie powolne, a myśli błądziły gdzieś daleko. Z każdym nałożonym na twarz okruchem pudru, kroplą błyszczyka czy pyłkiem cienia wyobrażałam sobie, że staję się kimś innym. Agentem. Że mam do spełnienia trudną, wymagającą precyzyjnego działania misję i jestem zaprogramowana tylko na wykonanie zadania. Przedstawienie musiało trwać, choćby serce mi krwawiło. Już wiedziałam, że nie zrealizuję planu Carlisle'a tak, jak on by tego chciał. Oczywiście, stanę przed Edwardem i pozwolę mu się dostrzec, ale jeśli on sam nie zareaguje, ja zaniecham dalszych prób. Carlisle chciał, bym podążyła za nim w takiej sytuacji do garderoby lub samochodu i tam przywróciła mu pamięć i uświadomiła całą sytuację, ale ja już podjęłam decyzję. Jeśli nie wystarczy ten jeden, krótki moment, to będzie dla mnie znak, że Edward nie chce wracać do prawdziwego życia. Nie będę miała serca pozbawić go złudzeń. Sama też dam radę, uczynię się silną, przypomnę sobie dawną potęgę i, jeśli będzie trzeba, sama wejdę do zamku Volturi, aby odnaleźć moją córkę. Na pewno nie zostawię jej tym potworom, ale też nie mogę żądać od Edwarda męki na całe życie. On nie nosił Renesmee pod sercem, nie czuł jej ciepła wewnątrz siebie. Na początku nawet jej nie chciał. Jeśli tak ma być, sama odzyskam swoje dziecko albo zginę, próbując.
Narysowałam na powiece cienką, czarną kreskę, po czym lekko roztarłam ją specjalnym aplikatorem. Już się zmieniałam. Już w najmniejszym stopniu nie byłam roztargnioną, wiecznie znerwicowaną Kahlan. Nie byłam też dawną Bellą. Dzisiejszego wieczoru ja, Isabella, mam do wykonania swoją misję. Bella nigdy by tego nie zrobiła...
Ostatnie muśnięcie przejrzystym błyszczykiem, ostatnie oprószenie idealnej cery najjaśniejszym pudrem. W lustrze widziałam wreszcie kogoś innego. To ten ktoś miał pójść do Claude'a Sauvage i zniszczyć jego życie. To ten ktoś miał odwrócić się i odejść, gdyby Claude sam nie zdecydował się pamiętać...
- Musimy wychodzić... - do mojego hotelowego pokoju wkroczyła cicho Esme. - Już czas.
Skinęłam głową i z kamienną twarzą wstałam sprzed toaletki. Za drzwiami czekał już Emmett. To z nim miałam dzisiaj pójść do sali współczesnego teatru, w której odbywał się koncert. Już wcześniej wykupiliśmy zamówione bilety, więc wystarczyło dojechać pod budynek. Kłębił się tam tłum fanów, którzy nie mogli sobie na takie bilety pozwolić, a także paparazzi, obstawa i całe mnóstwo innych ludzi. Mieszanina zapachów była dla nas odurzająca.
W sali było spokojniej, bo kulturalni goście po cichu zajmowali swoje miejsca i prowadzili dyskretne rozmowy. Nigdzie nie wyczuliśmy ani śladu woni obcego wampira, więc założyliśmy, że jesteśmy tu całkowicie incognito. Zajęliśmy swoje miejsca w rzędzie najbardziej jak to możliwe oddalonym od sceny. Tylko takie bilety pozostały w ostatniej chwili, ale nam to bardzo odpowiadało. Co prawda taka odległość nie stanowiła dla wampirzego wzroku Edwarda najmniejszego problemu, ale dla jego człowieczej postaci była nie do przebycia. Na wszelki wypadek trzymaliśmy się odrobinę za szerokim filarem.
Koncert był przepiękny. Laurie Cross miała ujmujący, ciepły głos, niemal niemożliwie głęboki jak na dziewiętnastolatkę. Wibrował nam w uszach słodko i kusząco, choć przecież nasz słuch wychwyciłby każde niedociągnięcie. A gra Claude'a Sauvage, cuda, jakie wyczyniał z fortepianem były... perfekcyjne. Jednak, mimo absolutnej doskonałości, to nie muzyka zajmowała nasze myśli przez całe te dwie godziny. Nie potrafiliśmy skupić się na niej tak, jak na to zasługiwała z jednego prostego powodu: gdy Claude Sauvage wyszedł na scenę i wszyscy bili mu szalone brawa, my... zobaczyliśmy Edwarda.
To było więcej niż pewne. Było jak uderzenie pioruna: czyste, błyskawiczne i absolutnie przemawiające. Nawet nie musieliśmy na siebie spoglądać, żeby wszystko wiedzieć. I choć spodziewałam się tego od jakiegoś czasu i nawet sama sobie wydawałam się przygotowana, to jednak był to szok. Mój cudowny, najukochańszy Edward, mój wspaniały mąż i ojciec mojej córeczki, miłość mojego życia, stał teraz kilkadziesiąt metrów ode mnie. Dzielił nas dystans, który mogłabym pokonać w ułamku sekundy, a musiałam siedzieć na swoim miejscu i całe dwie godziny spokojnie czuć, jak moje serce rozrywa się na strzępy, milimetr po milimetrze. Niczego bardziej nie pragnęłam, jak paść mu w ramiona i zostać tak do końca wieczności...
Sama nie wiem, jak wytrzymałam cały koncert. Muzyka mogła mi trochę pomagać, ale tak naprawdę czułam się przez nią jeszcze gorzej. Wracały obrazy Edwarda, grającego na fortepianie tylko dla mnie, nucącego moją kołysankę, która – teraz to dopiero usłyszałam! - przebijała przez każdy jego utwór. Oboje z Laurie dostali szalone oklaski, gdy tylko zniknęła z powietrza ostatnia, wibrująca nuta. Wtedy dopiero spojrzałam na Emmetta. Zobaczyłam w jego oczach ból i rozżalenie, a także tęsknotę za bratem, którego tak nagle utracił. Wtedy ucieszyłam się, że Esme tu jednak nie przyszła. Wpiłam się wzrokiem w Edwarda i nagle zobaczyłam, jak uśmiech niknie z jego twarzy, zastąpiony wyrazem zdziwienia. Czy mi się wydawało, czy przymknął na sekundę oczy i głęboko wciągnął powietrze do płuc? Kiedy rozchylił powieki, jego źrenice błyskawicznie omiatały pierwsze rzędy ludzi. Ale zaraz potem Laurie pociągnęła go za sobą za kulisy.
Wyszliśmy przed innymi, jeszcze zanim umilkły brawa. Zależało nam na prawidłowym ustawieniu przed teatrem, gdzie Claude Sauvage i Laurie Cross mieli rozdawać autografy. Kiedy wyszli, byliśmy już na ustalonych wcześniej miejscach.
Stałam sama, wśród tłumu. Umyślnie ustawiłam się tak, aby zakrywały mnie inne dziewczęta. Nie chciałam pchać się Edwardowi przed nos, bo to nie byłoby pozostawienie mu wyboru, tylko jego brak. Jeśli miał mnie zauważyć, to tak się stanie, bez względu na to, co w tym celu zrobię. Teraz pozostaje już tylko czekać... Dostrzegłam Emmetta, obstawiającego mnie z bezpiecznej odległości. Opierał się o ścianę teatru i uważnie obserwował całe otoczenie, od czasu do czasu biorąc głębszy oddech i kontrolując zapachy. Ja miałam skupić się jedynie na zwróceniu uwagi Edwarda. I wiedziałam, że tego zadania nie wykonam poprawnie...
Kiedy wyszedł na ulicę, ogarnęła mnie przemożna chęć rzucenia mu się w ramiona. Tak po prostu, bez względu na wszystko, nie zważając na plan Carlisle'a ani tłum dookoła. Mogłabym to zrobić, bo napór fanów nie stanowił dla mnie najmniejszego problemu, ale... stałam w miejscu jak wmurowana, usiłując zapanować nad własnymi emocjami. Edward uśmiechnął się w bliżej nieokreślonym kierunku i pomachał do ludzi, a potem nagle wciągnął wieczorne powietrze do płuc i... znieruchomiał. Jego oczy zaś uważnie przeczesywały rzędy fanek. Skuliłam się w sobie. Jeszcze nie czas, jeszcze nie teraz... Odczekałam chwilę i dopiero wtedy znowu się wyprostowałam. Zauważyłam zdziwiony wzrok Emmetta, jednak zignorowałam go tak, jak ignorowałam właściwie wszystko inne, prócz tej jednej, jedynej postaci. Edward przechodził już powoli wyznaczoną przez barierki i ochroniarzy trasą, podpisując się na własnej płycie i na prospektach z koncertu. Był już zaledwie dziesięć metrów ode mnie i stale się zbliżał, a mi z emocji ciemniało przed oczami. Naprawdę nie miałam pojęcia, czego się spodziewać. Jakaś dziewczyna koło mnie krzyknęła miłosne wyznanie i niemal całym ciałem rzuciła się do przodu, ale napotkała na moją niezłomną barierę. Dla niej musiało to być niczym uderzenie o beton. Widziałam jeszcze, jak pocierała stłuczone ramię, a potem znowu przeniosłam wzrok na Edwarda. Już tylko siedem metrów...
Kiedy składał autografy, fanki mówiły do niego jedna przez drugą. Nie wiedziałam, czy może cokolwiek zrozumieć w tym gwarze, ale uśmiechał się cały czas i czasem komuś dziękował, po czym właściwie obojętnie przechodził dalej. Pięć metrów...
Laurie Cross szła z drugiej strony i właśnie mnie mijała. Nie zwróciłam na to uwagi, pochłonięta obserwacją Edwarda, ale dziewczęta wokół mnie ścisnęły się jeszcze bardziej. Chcąc nie chcąc, postąpiłam krok do przodu i teraz stałam już tylko za dwiema innymi młodymi kobietami, prawie nie chroniona od spojrzeń. Byłam tak blisko Edwarda, że wystarczyłoby mocniej się wychylić i mogłabym sięgnąć ręką do skraju jego płaszcza. Doskonale wyraźnie widziałam każdy włosek na jego głowie i leciutkie spierzchnięcia na pięknych ustach. Dwa metry...
I wtedy drogi jego i Laurie Cross skrzyżowały się. Uśmiechnęli się do siebie i przeszli dalej, ale mi rozkrwawiło się serce. Ten uśmiech, dokładnie ten uśmiech, znałam bardzo dobrze. Do tej pory przeznaczony był wyłącznie dla mnie... Edward nigdy nie uśmiechał się w ten sposób do nikogo innego. Bo ten uśmiech znaczył: jesteś dla mnie najważniejsza...
On i Laurie Cross... Mogłam się tego domyślić. Dlaczego wcześniej nawet o tym nie pomyślałam?! Zajęta swoimi rozważaniami, nie zdawałam sobie sprawy, że przecież on też mógł się z kimś spotykać. Mój mąż! Mój ukochany, który nie widział poza mną świata, teraz był zakochany w ludzkiej kobiecie! To na nią patrzył w ten szczególny sposób i jej dłoni ulotnie, pieszczotliwie dotknął, gdy przechodzili obok siebie. Teraz patrzył już tylko na podpisywane kartki i płyty, ale w kąciku ust wciąż czaił mu się uśmieszek zadowolenia i spełnienia. Był człowiekiem z ludzką dziewczyną... Nie miałam prawa tego niszczyć...
Wiatr dmuchnął nagle, rozwiewając mi włosy i zasłaniając nimi twarz. To mnie obudziło. Odwróciłam się gwałtownie i przecisnęłam przez napierający tłum. Fanki Claude'a patrzyły na mnie jak na wariatkę, bo odchodziłam akurat w momencie, gdy on stał tuż przede mną, ale z radością zajęły moje miejsce przy barierkach, a ja wypadłam na pustą przestrzeń. Nie zdążyłam nawet głębiej odetchnąć, gdy dopadł mnie Emmett.
- Co ty wyrabiasz?! - syknął. - Wracaj tam!
Nie miałam siły odpowiedzieć. Pokręciłam tylko głową i przymknęłam oczy, żeby opanować nagłe mdłości. Moje ludzkie słabości powróciły w tej chwili ze zdwojoną siłą. Czułam, że za chwilę albo zemdleję, albo zrobię coś potwornie głupiego. Na przykład gołymi rękami rozszarpię Laurie Cross na oczach setek osób i kamer telewizyjnych. Chłodne powietrze owiewało mi twarz, przynosząc nieznaczną ulgę, ale tak naprawdę marzyłam w tej chwili tylko o tym, żeby zniknąć. Nie z tego miejsca. Zniknąć całkowicie z powierzchni ziemi.
- Bella! - warknął Emmett. - On zaraz odjedzie! Zrób coś do cholery!
- On jest szczęśliwy... - wyszeptałam.
Tłum za moimi plecami falował i krzyczał, rozświetlany błyskami fleszy aparatów fotograficznych. Z drugiej strony przejeżdżała kolumnada samochodów. A Edward był szczęśliwy jako człowiek.
- On nie jest sobą! - wysyczał Emmett, przyciskając się równolegle do mojego boku tak, że teraz też cały tłum przed teatrem miał za plecami. Pochylił nade mną głowę. - Musi sam wybrać, gdzie będzie szczęśliwy! I musi zrobić to świadomie!
- Emmett, ja nie potrafię! - powiedziałam z bólem. - Dlaczego miałabym odbierać mu życie, którego zawsze pragnął?! Teraz, gdy jest człowiekiem, ma dziewczynę, sławę i wspaniałe perspektywy przed sobą? Dlaczego miałabym mu to odebrać?!
- Bo on cię kocha... - rozległ się nagle za nami spokojny, jedyny na świecie głos. - I przyrzekł być przy tobie już na zawsze...
I tak po prostu – tak właśnie było.


Post został pochwalony 4 razy

Ostatnio zmieniony przez reinigen dnia Nie 13:30, 19 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Nie 14:12, 19 Lip 2009 Powrót do góry

muszę powiedzieć, że ten ff zaliczam do grona swoich ulubionych. z taką historią jeszcze się nie spotkałam... po prostu zero schematów, a ja to bardzo pochwalam :D
rozdział jak zwykle świetny, a ta końcówka... hmmm, no właśnie końcówka,
jak mogłaś zakońcyć w takim momencie?! chcesz żeby wszystkie twoje fanki padły na atak serca, albo poobgryzały sobie wszystkie paznokcie czekając na kolejny rozdział ?!
mam nadzieję że pojawi się on niedługo:)
żeby nie offtopować to powiem ci jeszcze że bardzo podoba mi sie twój styl, oraz to, że nie ma nagromadzenia opisu i że akcja szybko się toczy. Co do postaci to jak zwykle ubóstwiam Edzia. Rozumiem też postępowanie Belli, bo w końcu kocha faceta i chce by on był szczęśliwy...
w każdym razie życzę ogromnego wena, który sprawi, że następny rozdział dodasz jak najszybciej (chociaż rozumiem też, że masz swoje życie i zamierzam cierpliwie czekać :D )
yeans-girl
Wilkołak



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 239
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z objęć Edwarda / Królewskie Wolne Miasto Sanok

PostWysłany: Nie 14:26, 19 Lip 2009 Powrót do góry

To znowu ja ;d
Rodział mnie powalił na kolana. Nie rozumiem tlyko dlaczrgo Edward nie domyślił się że jest z nim coś nie tak skoro słyszy myśli innych ludzi, a może nie wie, że nie powinien ich słyszec? Podziwiam Bellę za to, iż che dla niego jak najlepiej. Jej dobro się nie liczy (nie jestem pewna ale wydaje mi się, że już o tym pisałam, a więc przepraszam za powtórkę). Ciekawa jestem jaki wybór dokonałby Edward. Mam nadzieję, że chciałby byc znów ze swoją żoną. Ja mogę sobie snuc domysły ale i tak to co ty napiszesz będzie dużo ciekawsze od moich fantazji. Cierpliwie czekam na rozwikłanie tej całej zagadki. Na odnalezienie Renesmee, Alice, Jaspera, Rosalie i oczywiście na spotkanie B i E. Mam nadziję że to nastąpi. Czekam na kolejne rozdizały i życzę weny.

pozdrawiam,
yeans-girl again.

ps. Co do tytułu to jest on może trochę bezpostawny, albo mi ten fakt umyka. A propos kariery w reklamie to jest ci ona nie potrzebna. Jeszcze ludzie będą się bic żeby zareklamowac twoją książkę :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Souris
Gość






PostWysłany: Nie 16:39, 19 Lip 2009 Powrót do góry

Ok. Zdaje się, że dosyć dawno tu nie komentowałam, ale byłam bez dostępu do internetu i dopiero teraz mogę przeczytać ostatnie rozdziały. Zanim przejdę do konkretów wyrzucę z siebie, to co leży mi na sercu: Dlaczego skończyłaś w takim momencie?!

Dobra, dobra... to pytanie retoryczne, wiem, że to było specjalnie, aby zaintrygować czytelnika i zmusić (mnie nie trzeba zmuszać - i tak tu zaglądam) do przeczytania kolejnego rozdziału. Najgorsze jest to, że dzisiaj wyjeżdżam nad morze do końca lipca i dopiero w sierpniu przeczytam kolejną część ;( jak mam tak długo wytrzymać bez odpowiedzi na setki pytań?
Czy ostanie słowa należały do Edwarda? Czy to znaczy, że sobie wszystko przypomniał? - to tylko niektóre z nich.

Nie wiem co jeszcze powiedzieć na temat tego opowiadania, żeby nie powtórzyć własnych słów lub kogoś innego.
Podziwiam Cię za to jak umiejętnie łączysz dwa światy: fikcyjny i realny. Postacie książkowe i te prawdziwe. Ostatnie dwa rozdziały były pełne przemyśleń Belli. Jej wątpliwości, obawy, postanowienia, decyzje są... hmm... jak to powiedzieć? Nie są sztuczne, wymuszone, puste. Nie są też wyolbrzymione. Są poprostu PRAWDZIWE. Jeśli chodzi o tą (tę? - zawsze mam z tym problem) bohaterkę - urzekł mnie jej charakter. Niby kanoniczna, ale ma w sobie coś innego. Jest bardziej dojrzała. Zdawałoby się, że Bella pani Meyer w ostaniej części sagi dorosła mając za sobą tyle przeżyć, ale mimo wszystko była nastolatką, dopiero wkraczała w dorosłość i bardzo polegała na Edwardzie. Za bardzo. Tutaj myśli o tym jak radzić sobie samemu i przejmuje się szczęściem męża. Nie mówię, że w sadze była egoistką czy coś w ten deseń, ale tam było to raczej myślenie 'on zasługuje na kogoś lepszego', tutaj jest to już coś więcej.

Nie wiem czy zrozumiałaś co mam na myśli, ale piszę komentarz między pakowaniem bluzek a spódnic do walizki, więc trochę się spieszę.
Pozdrawiam i niestety żegnam aż do 1 sierpnia,
Mysza :)


Ostatnio zmieniony przez Souris dnia Nie 16:41, 19 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Taka_Ja
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:08, 19 Lip 2009 Powrót do góry

I znów potrzebowałam minutki, żeby ochłonąć po przeczytaniu Wink Reinigen – kolejny raz jestem po prostu oczarowana. Z pewnością też będę musiała przysiąść do tekstu raz jeszcze, żeby niczego nie pominąć – za pierwszym razem zwyczajnie chłonęłam go z otwartymi ustami, starając się trzymać emocje na wodzy. I nawet nie zauważyłam, kiedy rozdział dobiegł końca. Z przyjemnością ponownie „na chłodno” będę delektować się każdym słowem, tym razem zwracając uwagę na najdrobniejsze niuanse.
Posłodzę nieco na gorąco, po pierwszych wrażeniach Wink
Ta część całkowicie mnie zauroczyła, powalając na kolana jednocześnie. Skłaniam Ci się po pas. Świetnie pokazałaś nam, jak wiele można ukazać z perspektywy Belli. Dla mnie uczyniłaś tę postać atrakcyjniejszą w obserwacji bardziej niż dotychczas. Wszystkie jej decyzje, wybory, wahania – jak to zgrabnie ujęła jedna z poprzedniczek – wydają się po prostu niesamowicie prawdziwe. Jestem gotowa przyznać, że podziwiam tę bohaterkę, imponuje odwagą i dojrzałością, niezwykłą siłą. Pisana Twoim piórem jest po prostu wspaniała.
Dwa połączone ze sobą światy są sprzężone bezbłędnie, zupełnie jakby od zawsze mogły ze sobą współgrać. Nic się nie „gryzie”, a każdy element tej układanki pasuje jak ulał. Urzeka dynamika całej fabuły, nie pozwala oderwać oczu od tekstu. O proporcjach już chyba wcześniej wspominałam, ale teraz, kiedy zostały rozbudowane refleksje narratorki, jak dla mnie - jest doskonale. O znudzeniu czy przesadzie nie ma nawet mowy. Harmonia całkowicie bez zastrzeżeń.
Zżera mnie ciekawość co do całkowitego odzyskania tożsamości Edwarda. Jestem ogromnie ciekawa, jak w istocie odnajdzie się w nowej sytuacji :) Nie wspomnę o ciekawości dotyczącej dalszych wydarzeń i pozostałych zaginionych bohaterów.
Pomysłów już Ci nie życzę, skoro masz ich pod dostatkiem, wytrwałości też nie z tych samych powodów Wink Życzę dla odmiany kolejnych wiernych czytelników, a przy okazji wszystkim potencjalnym odbiorcom, żeby klikali tam, gdzie naprawdę warto zaglądać.
A tutaj z pewnością warto.
Modlę się, żeby podczas mojego wyjazdu za jakiś czas, Internet rzeczywiście był pod ręką, żebym mogła od razu dorwać się do każdej nowej części.
Z niecierpliwością oczekując, chyląc czoła Tobie - Reinigen, pozdrawiam serdecznie Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
NajNa"
Wilkołak



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:21, 19 Lip 2009 Powrót do góry

Emocjonalny rozdział. Na wstępie przypomnę, że Twoje ff mi się strasznie podoba. Jest ciekawe, płynne i dobrze się je czyta.

Zacznę od końcówki opowiadania. No własnie TA końcówka! Zmora czytelniczek. Zakończyć w takim momencie?! Zachowanie Belli mnie ucieszyło. Nie żebym miała coś przeciwko ich powrotnemu zejściu :P Ale odrazu różowo? Bez przesady. Nie wszystko można mieć. I właśnie była chwila "grozy". Czym bardzo mie to usatysfakcjonowało. Poświęcenie Belli mnie urzekło. Zachowała się w stosunku do Ewarda, że się tak wyraże z oddaniem. Poświęciła się, by jej miłość była szcześliwa. Zasługuje na wyrozumiałość ze strony Cullen'ów.

reinigen napisał:

- Bo on cię kocha... - rozległ się nagle za nami spokojny, jedyny na świecie głos. - I przyrzekł być przy tobie już na zawsze...
I tak po prostu – tak właśnie było.


I tu moje serce zamarło. Muszę przyznać, że się nie spodziewałam takiego zwrotu akcji. No poprostu szok! Od razu sobie pomyślałam, że to Edward. No bo to musi być on. Nie dopuszczam do siebie myśli, że to ktoś inny. Nie ma takiej opcji Wink

Zdecydowanie takie zakończenie mi się podoba. Na pczątku trochę niepewności, wkradło się też zwątpienie. Później szczęśliwe zakończenie. I teraz może być różowo Twisted Evil . Na pewno przez chwilę. Bo trzeba wyjaśnić jeszcze zaginięcie reszty.

Wcześniej wielu czytelników napisało, że się spieszysz. Ja zauważyłam, iż po woli, po jednym kawałku łączysz wydarzenia. Układanka zostanie zakończona gdy wszystko się wyjaśni. Bardzo przypadło mi to do gustu. Trzymaj tak dalej! Już czekam z niecerpliwością na mega długi rozdział :P

Pozdrawiam serdecznie,
NN"


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez NajNa" dnia Nie 21:23, 19 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Nelennie.
Zły wampir



Dołączył: 27 Kwi 2009
Posty: 289
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: tak bardzo Wrocław

PostWysłany: Nie 22:22, 19 Lip 2009 Powrót do góry

O tym ff'ie dowiedziałam się z "Poleć..."
Rzeczywiście, coś warte polecenia.
A teraz Konstruktywnie... (Takowy mam zamiar przynajmniej c(; ...)
To tak: zgadzam się z NajNą" - "Wcześniej wielu czytelników napisało, że się spieszysz. Ja zauważyłam, iż po woli, po jednym kawałku łączysz wydarzenia. Układanka zostanie zakończona gdy wszystko się wyjaśni. Bardzo przypadło mi to do gustu. Trzymaj tak dalej! Już czekam z niecerpliwością na mega długi rozdział", pierwszy rozdział nieco mnie przestraszył... Ale dzielnie 'brnęłam' dalej i było warto. Zastanawia mnie co się stało z Jake'em. O nim ani widu, ani słychu, ale może tak i lepiej, bo osobiście niespecjalnie lubię go, ale zapewniam, że go NIE nieniawidzę.

Pozdrawiam, życzę weny i czekam razem z NajNą" i innymi Czytelnikami,
Niunia:*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pon 14:45, 20 Lip 2009 Powrót do góry

reinigen napisał:
- Bo on cię kocha... - rozległ się nagle za nami spokojny, jedyny na świecie głos. - I przyrzekł być przy tobie już na zawsze...
I tak po prostu – tak właśnie było.


OMG
Przeczytałam na jednym tchu! A końcówka mnie poprostu powaliła!!!! Ciarki miałam na plecach!!!AAAAAAAAAAAAAAAAA!!!! Nie potrafię słownie opisać wrażeń, muszę się uspokoić!!! A tak przy okazji to zobacz jak oddziałowywuje na mnie twój ff!
Rozdział fenomenalny. Świetnym, swoim styem pisarskim wprowadziłaś mnie a także odzwierciedliłaś emocje, uczucia towarzyszące Belli podczas przygotowań, uczestnictwa i po koncercie! Ja je odczuwałam wraz z nią! Tak dobrze to opisałaś! Długo czekałam, coddziennie wyglądając twojego nowego odcinka, ale czekanie się opłacało! Uwielbiam, ubóstawim i jestem całkowicie oczarowana twoim ff!
Pisz tak dalej proszę!
p/s
Wgryzam się jedynie w swojego męża:) A mięsko też wolę serwowane na talerzu z pietruszką :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anja
Zły wampir



Dołączył: 18 Gru 2008
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: ze skórzanej kanapy

PostWysłany: Pon 22:23, 20 Lip 2009 Powrót do góry

Ominęłam dwa rozdziały.
Nadrobiłam dwa rozdziały.

I teraz odprawiam mały taniec radości, bo zgadłam, że on jest z tą śpiewaczką. Malutka, pusząca się duma rozpiera mi piersi, ponieważ w trakcie czytania formułowałam sobie powoli mój komentarz na ten temat, po czym doczytałam do końca i co? Euforia :P A gdyż lubię (a może raczej mam skłonność) nadinterpretować wszystko co przeczytam, w mojej główce-makówce już powstaje pewna intryga, ale... Zachowam ją na razie dla siebie.

Końcówka świetna. Powalająca i trzymająca w napięciu - uwielbiam takie, zresztą, który czytelnik nie? Wychodzi Ci to bardzo dobrze, a mnie kłębią się myśli nad dalszym ewentualnym ciągiem wydarzeń. Ach!

i z poprzedniego rozdziału: Emmett polował wczoraj, więc zostanie z Robertem
no cóż.. ja bym sama z nim zostać nie mogła... :P:P gratuluję wytrwałości Emmettowi

A propos: Robert nie pojechał tam z nimi, prawda? Czy oprócz rozterek Belli, którego wybrać... STOP - jak powiedzieć Robowi, że to koniec (bo wybór oczywisty jest, czyż nie?), zamierzasz tę postać jeszcze jakoś dalej wpleść? Czy już będzie bardziej wampirzo?
Odpowiadać nie musisz, chętnie się tego dowiem z kolejnych rozdziałów sama, ale takie pytanie do autora mnie naszło :P

Chyba następnym razem czeka mnie zawał, w końcu do akcji wkręca się Edward. O Matko...

Laughing

Pozdrawiam serdecznie - trzymaj tak dalej!
anja


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mells
Zły wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 15:54, 22 Lip 2009 Powrót do góry

Kiedy (wreszcie) znalazłam ten temat to słowo "make up" w tytule i cyfra 8 sprawiły, że pisnęłam z radości. Czekam na nowe rozdziały tego FF jak żadnego innego.

Ten głos na końcu to Edward nie? Jestem tego pewna na 99% bo u Ciebie nigdy niczego nie będę pewna na 100%.
Postawa Belli nadal mnie irytuje. Mówi, że nie przemawia przez nią egozim ale według mnie właśnie tak jest. Tyle, że trochę inny... Wiadomo - chce dobrze dla Edwarda ale ma gdzieś całą resztę rodziny. Rosalie i Alice pojechały do Volerry z Jasperem, o którym nawet nie wiadomo czy żyje. I to poświęcenia ma pójść na marne? Mogłaby spojrzeć na to wszystko z innego punktu widzenia... Ale to moje zdanie.

Podoba mi się u Ciebie to, że nie spieszysz się z akcją. Czytelnik chciałby już wszystko wiedzieć a przez to, że otrzymuje informacje powoli, sprawiasz, że nie zapomni o tym ff i wróci tutaj.

Niecierpliwie czekam Wink
p,
B.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Shira
Nowonarodzony



Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Śro 20:05, 22 Lip 2009 Powrót do góry

Droga Reinigen, chyba nawet nie wiesz, jak ogromną przyjemność nam sprawiasz swoim opowiadaniem :) Za każdym razem, gdy widzę, że dodałaś coś nowego biegnę zrobić sobie kawę, biorę coś słodkiego i tak wyposażona siadam do czytania. A czytam baaardzo wolno, delektując się każdym zdaniem, bo każda część zawsze kończy się za szybko Wink Zaczęłam się zastanawiać, co to będzie, gdy skończysz, czym ja sobie biedna wypełnię lukę Confused Ale pisałaś, że masz bardzo dużo pomysłów, więc po cichutku liczę na to, że uszczęśliwisz nas czymś nowym :)

Oczywiście kolejny ujmujący rozdział :) Nie wiem dlaczego, ale coś mi podpowiada, że ten ktoś, kto odezwał się w końcówce będzie jednak zaskoczeniem :P I nawet nie chcę zgadywać, któż to może być, poczekam spokojnie (taaa, jasne Wink ) na kolejną część. Jak już chyba pisałam, bardzo polubiłam Twoją Bellę, zwłaszcza podobają mi się jej przemyślenia i dylematy. Nie jest przewidywalna, nie wiadomo do końca, jak postąpi. Tak jak ktoś wcześniej napisał, doskonale pokazujesz jej emocje, co sprawiło, że w momencie, gdy zobaczyła Edwarda z śpiewaczką i zrozumiała co jest grane, sama poczułam ucisk w gardle! Zastanawia mnie teraz, jakiego Edwarda wymyśliłaś :)
Bardzo się cieszę, że nie zamierzasz usuwać Roba z akcji, bo to taki jakby bonus, dodatkowy, intrygujący wątek... Twisted Evil

Pozdrawiam Cię serdecznie, dziękuję że piszesz i grzecznie czekam na więcej :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Maryś=*
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wolne Miasto

PostWysłany: Pią 12:06, 24 Lip 2009 Powrót do góry

Ufff, wreszcie wróciłam. Planowałam skomentować już wczoraj, ale niestety wróciłam do domu i padłam, dosłownie padłam. Umyłam zęby, pościeliłam łóżko i już mnie nie było. No. Tak więc komentuję dzisiaj i może już bez zbędnych wstępów, które już i tak tu są, zabiorę się do komentowania.

Przeczytałam sobie tę część po raz kolejny, i po raz kolejny stwierdziłam, że jest świetna. Pomijając już jej znaczenie dla całej historii, a także fakt, że czekałam na to spotkanie przez całą poprzednią część opowiadania (bo to jest tak jakby wiesz, koniec pierwszej części historii, dalsza akcja jest już zupełnie inna, jakby koniec pierwszego tomu powieści :D ), pod względem technicznym jest napisana wręcz idealnie. I nie chodzi tu o brak błędów ortograficznych czy językowych, czy jakichś-tam-jeszcze. Chodzi o taką dynamikę w tej scenie, o to, że czytelnik czuje się jakby w centrum tego całego wydarzenia i z niecierpliwością czeka, co będzie dalej. A taki efekt jest bardzo, bardzo trudny do uzyskania. W sumie jest to efekt współpracy autora i czytelnika :P A więc też mam w tym swoją zasługę w pewnym stopniu :P Mam wrażenie, że gdybym nie była "wczuta" ( :P ) w całą tę sytuację tak jak jestem, ta dynamika nie byłaby dla mnie wyczuwalna aż w takim stopniu. A to jest z kolei już tylko Twoja zasługa. Zżyłam się z tymi bohaterami, tak samo jak zżyłam się z Sophie czy z Chloe. I nie chodzi o to, że Bellę znałam już wcześniej, bo czytałam już inne opowiadanie na tym forum i do Belli miałam zupełnie inne podejście. A, i jeszcze chciałam powiedzieć, że na przykład z Cullen James też nie byłam tak "zżyta" (śmieszne to słowo^^). Tak więc gratuluję :)

Kiedy czytałam ten fragment po raz pierwszy, strasznie się wkurzałam, byłam niecierpliwa jak jasny gwint, gryzłam palce, a ten moment wciąż nie nadchodził! (widzisz ile emocji wywołanych przez kilka zdań? :D ) A jak już miał nadejść, to w apogeum Bella się odwróciła i sobie poszła. Oczywiście to wszystko było po to, żeby zakończenie było jeszcze lepsze, ale i tak w te kilkadziesiąt sekund zdążyłam już sobie w głowie utworzyć kilka scenariuszy, co Bella teraz zrobi i w jaki sposób Edward wróci - bo MUSIAŁ wrócić. A raczej w sumie nie utworzyłam, raczej próbowałam i nie wychodziło :P

Mało fajny komentarz jak na taką część, jego poziom jest wręcz odwrotnie proporcjonalny do jej poziomu, ale musisz mi wybaczyć, bo mama od jakiegoś czasu woła, żebym rozpakowała swoją torbę. Więc trochę w pośpiechu piszę. No. Tak więc lepiej już skończę, zanim napiszę więcej głupot.

Buźka i do pogadania :*
M=*

PS Kiedy masz egzamin?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Pią 14:23, 24 Lip 2009 Powrót do góry

AAAaa...!!! Wdech, wydech, wdech, wydech... Dobra już się trochę opanowałam... Zaraz zacznę skakać po całym domu!!! A już myślałam, że naprawdę stamtąd odejdzie bez Edwarda!!! Nie rób mi takich niespodzianek nigdy więcej, albo nie rób!!!! Co do rozdziału jest genialny, boski i te ostatnie jego zdanie.... CUDO!! Od początku jak natrafiłam na to ff stałam się jego wielka fanką!!! Wiedziałam, że będzie ono genialne się nie pomyliłam chociaż po nazwie mnie nie zachęcało... Ach.... po prostu pięknie zakończyłaś!!! Ale i tak w nieodpowiednim momencie ja wiem trzeba przyciągnąć uwagę czytelników, zbudować dreszczyk napięcia i podniecenia i takie tam inne duperele.... ale i tak już usycham z niemożliwości przeczytania kolejnego rozdziału... Więc kiedy możemy się go spodziewać?? Tak wiem ja dopiero pierwszy dzień czekam inni już od 19 lipca ale i tak czekam na next part

Ogromnie pozdrawiam :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 17:31, 24 Lip 2009 Powrót do góry

Normalnie bez obrazy, ale jesteś świetnym <b>materiałem</b> na pisarkę! Czytając te trzy fragmenty:
reinigen napisał:
A najgorsze było to, że nie potrafiłam w sobie wzbudzić przekonania o słuszności przywracania Edwardowi wspomnień. Bardzo chciałam go mieć przy sobie, niczego bardziej nie pragnęłam. Ale im bardziej za nim tęskniłam, tym większe miałam wątpliwości.

I wtedy drogi jego i Laurie Cross skrzyżowały się. Uśmiechnęli się do siebie i przeszli dalej, ale mi rozkrwawiło się serce. Ten uśmiech, dokładnie ten uśmiech, znałam bardzo dobrze. Do tej pory przeznaczony był wyłącznie dla mnie... Edward nigdy nie uśmiechał się w ten sposób do nikogo innego. Bo ten uśmiech znaczył: jesteś dla mnie najważniejsza...
On i Laurie Cross... Mogłam się tego domyślić. Dlaczego wcześniej nawet o tym nie pomyślałam?! Zajęta swoimi rozważaniami, nie zdawałam sobie sprawy, że przecież on też mógł się z kimś spotykać. Mój mąż! Mój ukochany, który nie widział poza mną świata, teraz był zakochany w ludzkiej kobiecie! To na nią patrzył w ten szczególny sposób i jej dłoni ulotnie, pieszczotliwie dotknął, gdy przechodzili obok siebie. Teraz patrzył już tylko na podpisywane kartki i płyty, ale w kąciku ust wciąż czaił mu się uśmieszek zadowolenia i spełnienia. Był człowiekiem z ludzką dziewczyną... Nie miałam prawa tego niszczyć...

- Bella! - warknął Emmett. - On zaraz odjedzie! Zrób coś do cholery!
- On jest szczęśliwy... - wyszeptałam.
Tłum za moimi plecami falował i krzyczał, rozświetlany błyskami fleszy aparatów fotograficznych. Z drugiej strony przejeżdżała kolumnada samochodów. A Edward był szczęśliwy jako człowiek.
- On nie jest sobą! - wysyczał Emmett, przyciskając się równolegle do mojego boku tak, że teraz też cały tłum przed teatrem miał za plecami. Pochylił nade mną głowę. - Musi sam wybrać, gdzie będzie szczęśliwy! I musi zrobić to świadomie!
- Emmett, ja nie potrafię! - powiedziałam z bólem. - Dlaczego miałabym odbierać mu życie, którego zawsze pragnął?! Teraz, gdy jest człowiekiem, ma dziewczynę, sławę i wspaniałe perspektywy przed sobą? Dlaczego miałabym mu to odebrać?!
- Bo on cię kocha... - rozległ się nagle za nami spokojny, jedyny na świecie głos. - I przyrzekł być przy tobie już na zawsze...
I tak po prostu – tak właśnie było.
odnotowałam u siebie różne odczucia. Od strachu, który dopadł Bellę, po złość Emmetta. A na dodatek wywołałaś moją własną "nerwicę" - przyznaje się przy czytaniu ostatnich dwóch linijek zaczęłam krzyczeć, że to już koniec rozdziału... - a to moim zdaniem nie lada ważna zdolność. Jeśli umie się wywołać i łzy, i śmiech czytelnika, to zasługuje się na miano Pisarza :D

Co do Twojego komentarza, nie czytam czegoś, co się powtarza w nakładzie kilkunastu opowiadań o troszkę zmienionej treści. I czytam tylko teksty, które są moim zdaniem warte uwagi. Twój spodobał mi się już po pierwszych linijkach. Odkryłam coś, z czym wcześniej się nie spotkałam. Rozumiem, że się bałaś. Też bym się trzęsła, że fanki kanonu mnie zamordują... :D Ale ważne, że pomysł się od Ciebie nie odczepił, bo jest boski! I powiem Ci jeszcze, że naprawdę ładnie napisałaś ten tekst. Ma interesującą fabułę i lekko się czyta - wierz mi, dość niedawno miałam zapędy krytyka... ;p

Wracając jednak do rozdziału. "Make up" rozbraja mnie wątpliwościami Belli. Kobieta jest zawsze kobietą, nawet jeśli jest kobietą pustyni (wybacz, cicha miłość do "Alchemika" Coelho). I mi się zawsze wydawało, że właśnie płeć piękna jest zawsze gotowa do poświęceń. Z postawy Belli widać, że to nieodzowne... :D Bardzo wyraźnie oddane uczucia, nie wiem jak inni, ale ja się wczułam, pełny podziw Autorko! :) Em bardzo zaciekle walczy. Chce przywrócić swoją rodzinę i ład ich codzienności sprzed porwania Edwarda, Belli i Renesme. Pewnie potwornie tęskni za Rose, co podjudza go do wkładania w swoją "misję" jeszcze więcej siły i uczucia. A przecież Emmett ma takie ogromne serce... Piękna bitwa reinigen :D I jeszcze Claude... Gdzieś w nim buduje się wizja innego Edwarda. Takiego, który nie został wampirem i co ważniejsze, nie zachorował na hiszpankę. Kim by został? Jak potoczyłyby się jego losy? Pewnie nie tak jak Claude, bo to inne czasy, ale może byłby sławą swojego wieku...? Kto wie... Znów gratulacje reinigen. Ale za te ostatnie zdanie, wypowiedziane jak mniemam przez Edwarda, któremu wróciła pamięć, mam ochotę Cię ukatrupić! Nie można trzymać ludzi w niepewności! Dostanę przez Ciebie zawału reinigen...! :p
Podsumowując w tej części dominują trzy postacie i szczególnie uczucia Belli, bo to z jej punktu widzenia serwujesz nam sytuację... Mała rólka kochanej Esme nie przyciąga uwagi tak silnie.
"Zdecyduj" - idealnie, w każdym sensie i w każdym calu.
Gratulacje - za treść, formę. Całokształt.

Czekam niecierpliwie na news. I pozdrawiam serdecznie! :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
reinigen
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lbn

PostWysłany: Sob 19:48, 25 Lip 2009 Powrót do góry

Uch, cudne komentarze dostałam od Was tym razem. Niektóre tak obfite, że za nic nie dam rady objętościowo im dorównać, ale przynajmniej kilka słów spróbuję skrobnąć :)

Catti - tak, uwielbiam przyprawiać ludzi o zawały Wink A już zwłaszcza własne czytelniczki :D I bardzo się cieszę, że reagujecie w sposób odpowiedni, bo to dla mnie tylko komplement :) W sumie rzeczywiście nie musiałam kończyć akurat w tym momencie, ale chyba każdy odcinek u mnie musi zakończyć się jakąś bombą :P Mam nadzieję, że następny Cię nie zawiedzie. Pozdrawiam serdecznie!

yeans-girl - no to mi postawiłaś poprzeczkę... Jak mam napisać coś lepszego od fantazji czytelniczek?! Matko jedyna, już czuję tą presję i zamykam się w sobie... Jak Cię teraz zawiodę, to dopiero będzie kicha. Wobec tego apel: jeśli kolejna część się nie spodoba, to nie pisz mi wprost między oczy: "do chrzanu", tylko weź jakoś ubierz to ładniej w słowa, np. "ładna pogoda dzisiaj u mnie była..." Wink Pozdrawiam!

Souris - ooo, Mysza wróciła :) Wreszcie :) Aż się stęskniłam! A Ty znowu wyjeżdżasz i wrócisz pewnie, kiedy już dwa odcinki będą czekać. A może tylko jeden? Tak czy inaczej, mam nadzieję, że się odezwiesz z nowymi wrażeniami, bo bardzo lubię słyszeć, jakie pytania nasuwają się czytelnikom po lekturze :) I bardzo Ci dziękuję za tę "prawdziwą" Bellę. Naprawdę mi na tym zależało, bo u Stephenie trochę mnie Bella jednak denerwowała... A, właśnie: zwykle przy tego typu sytuacjach piszemy "tę" Bellę/ myszkę/książkę. "Tą" używamy właściwie tylko w odmianie przez przypadki, np. "chodziłam z tą dziewczyną do klasy" :) Kapisz? Wink

Taka_Ja - mój Boże, Twoje komentarze z kolei mnie zwalają z nóg... Jeśli za każdym razem będę otrzymywać tyle wspaniałych komplementów, to popadnę w jakiś samozachwyt, będę się puszyć jak paw, specjalnie nie poznawać maluczkich ludzi na ulicach i mówić o sobie w liczbie mnogiej! Ale muszę przyznać, że każdy Twój post jest nieopisanie przyjemny dla mnie jako autorki i stanowi po prostu miód na serce. Naprawdę! Do reszty podbiłaś mnie zamiarem przeczytania części DWA razy!!! Nie wiem, czy w końcu to zrobiłaś, ale sam pomysł rozbroił mnie kompletnie i normalnie chodzę jak nienormalna, uśmiechając się sama do siebie. Kobieto, co Ty ze mną robisz...

NajNa" - ha! Chyba pierwsza wyrażona wprost pochwała za końcówkę, która, jak sama zauważyłaś, stanowi zmorę czytelniczek :) Ale ja ogólnie wredna jestem Twisted Evil Często kończę odcinek tak, żeby czytelnik chciał uderzyć głową w ścianę. I to najlepiej MOJĄ głową, a nie swoją :) I choć mogłam się wielu rzeczy domyślić, to tym razem naprawdę nie przewidywałam aż takich emocji. Myślałam, że tę końcówkę przełkniecie raczej bez problemów. W tutaj tylko Ty, kochana moja, powiedziałaś wprost: "podoba mi się to!". I dzięki, i chwała Ci za to :)

Niunia:* - kurczę, muszę jakoś specjalnie podziękować Maryś, za umieszczenie mnie w dziale "Poleć", bo jednak zachęciła tym kilka osób :) Bardzo się cieszę, że do nas dołączyłaś i witam Cię serdecznie w moim świecie! Cudownie, że miałaś siłę przebrnąć przez pierwszy rozdział, bo jednak niewielu, jak widać, się to udaje. Mam głęboką nadzieję, że było warto i że jeszcze Cię tutaj usłyszę :) Pozdrawiam serdecznie!

ajaczek - kolejna, która chce mnie przyprawić o wodę sodową w łebku :) No i po co tyle wykrzykników? Po co tyle zachwytów? Chcesz, żebym popadła w wiadomo co (patrz odpowiedź do Taka_Ja) i stała się nie do zniesienia? Wink Kurczę, cholernie mi miło z powodu tych wszystkich komplementów. Aż nie wiem, co powiedzieć, a brak słów rzadko mi się (jako gadule) zdarza. Chyba po prostu - dziękuję...
PS. Polecam męża z pietruszką Wink

anja - uch, błagam, nie chowaj koncepcji dla siebie! Ja tak bardzo lubię, jak mi czytelniczki piszą, czego się domyślają i co tam im świta! Jeśli nie chcesz tutaj, żeby komuś nie sugerować rozwiązania, to zawsze i o każdej porze zapraszam na PW. Z ogromną chęcią przeczytam każdy pomysł!
Oczywiście nie odpowiem Ci na żadne z zadanych w komentarzu pytań, bo nie :P Po pierwsze nie chce psuć zabawy, po drugie... i tak się wszystko wyjaśni bardzo niedługo. Mam nadzieję, że nie zawiedzie Cię dalsza akcja i że jednak nie dostaniesz zawału :) Na wszelki wypadek - dbaj o cholesterol. Pozdrawiam! :)

Bells15 - Uch, uwielbiam to zdanie: "u Ciebie nigdy niczego nie będę pewna na 100%" Twisted Evil Tak właśnie ma być! Doskonale! A już podbiło mnie Twoje stwierdzenie, że nie spieszę się z akcją. Prooooszę, powiedz to tym wszystkim czytelniczkom, które od góry do dołu zjechały mnie, bo wszystko "dzieje się za szybko". No dobra, na początku może było zaskoczenie, że Kahlan to Bella etc. Ale teraz?! Teraz poruszamy się z prędkością glacjału! I cudownie, że to zauważyłaś, i wielki dla Ciebie za to buziak! Pozdrawiam cieplutko!

Shira - widzę, że tak ja ja sama lubisz przygotowywać się do lektury czegokolwiek :) Ja też uwielbiam mieć pod ręką słodkości, herbatkę, owoce i takie tam przyjemności. Dla takich momentów warto żyć Twisted Evil I nie martw się, jeszcze długo się to opowiadanie nie skończy. Jak tak piszę, to widzę, że wychodzi mi prawdziwy tasiemiec. Mam już w Wordzie ponad 60 stron (pisanych czcionką 12, bez interlinii) i chyba nawet nie zbliżam się do połowy! Także spokojnie, jedyne, co Ci grozi, to przesyt tym opowiadaniem. Zobaczysz, jeszcze będziesz go miała dość :) Ale póki starcza Ci cierpliwości - pozdrawiam serdecznie :D

Maryś - bum tarara, ty spalona słońcem trzpiotko, która właśnie wsuwa kolację. Ja wiem, że lubisz tę część. Ostatnio natomiast doszłam do wniosku, że MOJA ulubiona to ta, która będzie po tej, którą dodam niedługo :) Czyli że 10, z tego wychodzi. Wiesz, która. Jedno mnie jednak niepokoi - jak można NIE ZŻYĆ się z Cullen James?! Ją napisał Carroll, więc jest ona IDEALNA, jak wszystko, co spod rąk Carrolla wyszło! Cholera, muszę już spadać, a chciałam skończyć odpisywać na komentarze. Dlatego tylko buziak dla Ciebie i życzę Ci poziomek!

nieznana
- cudowny, szalony, wariacki, rewelacyjny, energetyczny i energetyzujący, niespodziewany, rozwichrzony, chaotyczny komentarz!!! Uwielbiam go, bo chwilę po przeczytaniu śmiałam się jak wariatka! I to ze szczęścia, że gdzieś na świecie, w Polsce istnieje ktoś, kto TAK cudownie zareagował na MOJE opowiadanie! Kochana, mam ochotę Cię serdecznie uściskać, ale ponieważ ze zrozumiałych względów nie mogę, to po prostu bardzo, potężnie Ci dziękuję! Dodałaś mi skrzydeł :)

dotviline - jesteś świetnym materiałem na krytyczkę :D Zwłaszcza moją, jeśli za każdym razem zamierzasz mi zostawiać takie komentarze :) Mogę Cię nawet etatowo zatrudnić, ale obawiam się, że to mogło by zachwiać wiarę maluczkich w Twój obiektywizm i profesjonalizm :) Tak czy inaczej - wielkie Ci dzięki, za ten konstruktywny, dopracowany komentarz. I za zacytowanie fragmentów, które Ci się podobały, bo to bardzo mi pomaga w pisaniu. A w dodatku przypomniałaś mi Coehlo, którym się stosownie pozachwycałam prawie 10 lat temu, a potem mi jakoś przeszło... może, jak znajdę wolną chwilę, to przypomnę sobie co nieco z jego dzieł. Ja chyba najbardziej lubiłam "Weronika postanawia umrzeć". Ale niedługo potem przeczytałam "100 lat samotności" Marqueza i już byłam stracona dla świata... Najcudowniejsza, najgenialniejsza, najrewelacyjniej zakończona książka, jaką zdarzyło mi się czytać. Przepłakałam po jej lekturze sporo nocy, uświadamiając sobie, że NIGDY nie będę tak pięknie pisać.
Ale teraz, czytając Twój i inne komentarze, znowu się uśmiecham. I niewiele w tym uśmiechu mojej zasługi. Waszej - mnóstwo. Dziękuję.

No i część 9.

Poranny pocałunek.

Stał za nami i uśmiechał się, ale w oczach miał mieszaninę tęsknoty, szoku i miłości. Mój Edward... Nie mogłam wymówić ani jednego słowa, ale też nie musiałam tego robić, bo nagle znalazłam się w jego mocnych, ciepłych objęciach. Nagle, sama nie wiedząc kiedy, wtulałam się w szeroką klatkę piersiową mojego męża i mogłam do woli wdychać jego cudowny, niepowtarzalny zapach. Czułam jego oddech we włosach, przyspieszony, ale spokojny. I czułam jego piękne dłonie, ściskające mnie tak, jakby już nigdy nie miały mnie puścić. Boże, żeby właśnie tak było... Żeby to się nigdy nie skończyło...
- Uwaga! - dotarł do mnie głos Emmetta.
Dopiero wtedy uprzytomniłam sobie, gdzie jesteśmy i jak niebezpiecznie jest tu teraz stać. Tłum za nami zafalował niespokojnie, najwidoczniej jeszcze nieświadomy, gdzie podział się ich idol. Rozejrzałam się panicznie. Nikt nie mógł mnie tu teraz zobaczyć! Żadna kamera nie mogła zarejestrować mnie i Edwarda! A przecież kwestią sekund było, żeby ktoś nas tu zauważył. Nie mieliśmy nawet gdzie uciekać, bo plac przed teatrem tworzyła otwarta przestrzeń, przecięta jedynie arterią ulicy, po której cały czas jeździły samochody. Co robić?!
Wtedy w tłumie dały się słyszeć okrzyki zdziwienia i pomyślałam, że już za późno. Już ktoś nas zobaczył, wszystko stracone... Volturi jeszcze dziś dowiedzą się o naszym powrocie i ukryją Renesmee gdzieś, gdzie nigdy jej nie znajdziemy, a ja i Edward już nigdy nie darujemy sobie tej chwili zapomnienia...
Jednak po kilku sekundach dotarło do mnie, że wokół nas wciąż jest cicho, a tłum krzyczy gdzieś zupełnie po drugiej stronie. Odwróciłam się szybko i od razu zauważyłam, o co chodzi.
Przed teatrem stał uśmiechnięty Robert, na którego napierały masy fanów i paparazzich.
- Tędy! Szybko! - zawołał Emmett, odbiegając w zachodnią część ulicy.
Pobiegliśmy za nim bez namysłu i w tej samej chwili skręciliśmy za róg. Tuż przy naszych stopach z piskiem opon zahamowało czarne Porsche Cayenne.
- Do środka! - usłyszałam głos Esme. - Pospieszcie się!
Błyskawicznie wsiedliśmy do samochodu i wreszcie odetchnęliśmy z ulgą. Udało się! Na Boga, udało nam się! Byliśmy bezpieczni i dokładnie osłonięci przed oczami wszystkich postronnych osób. No i, co najważniejsze, byliśmy razem...
- Esme... - wyszeptał Edward wibrującym ze wzruszenia głosem. - Esme...
- Synku... - głos Esme także się łamał, ale mimo to zacisnęła wargi i dalej pewnie prowadziła samochód. - Edward, tak się cieszę... Jeszcze tylko chwilę, zaraz porozmawiamy... Jeszcze chwilę...
Przytulona do Edwarda całą niemal powierzchnią ciała, czułam się w tej chwili najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. Wezbrała we mnie gwałtowna nadzieja, że od tej pory już nic nie ma prawa się nie powieść. Odnajdziemy naszą córkę i zabierzemy ją Volturi, uwolnimy Alice i Rosalie od ich chciwych macek, znajdziemy Jaspera, znajdziemy Jacoba... Wrócimy do Forks albo znajdziemy inne miejsce, gdzie zbudujemy dla nas nowy, piękny dom. I wszystko będzie jak wcześniej, wszystko będzie dobrze...
Esme skręciła nagle w prawo, w jedną z bocznych uliczek placu teatralnego. Za szybą widziałam ściśnięty za barierkami tłum i wykrzykujące coś dziewczęta. Przejechaliśmy wolno jeszcze następne kilkanaście metrów i zobaczyliśmy Roberta w czarnym, ciepłym golfie, osłaniającym przed oczami tłumu zasinienia na jego szyi, podpisującego się na wszystkim, co mu podano. Esme ostrożnie zaparkowała tuż przy nim i uchyliła przednie drzwi.
Tylko my widzieliśmy, że Carlisle wsiadł do środka. Dla ludzkich oczu jego błyskawiczny ruch był absolutnie niedostrzegalny, ale on zdążył wpaść do samochodu i zająć miejsce przy Esme, odsuwając się jak najbardziej, żeby zostawić jeszcze przejście na tylne siedzenia. Na widok Edwarda rozjaśniły mu się oczy, a piękna twarz zadrżała wzruszeniem. Ledwie kilka sekund po nim, do samochodu wsiadł Robert, po raz ostatni machając swoim krzyczącym fanom. Ruszyliśmy natychmiast, gdy tylko trzasnęły drzwi.
- Edward... - powiedzieli jednocześnie Carlisle, Esme i Emmett.
Ja nie musiałam nic mówić, wystarczała mi możliwość siedzenia tak blisko niego, że niemal na jego kolanach. Z twarzą wtuloną w jego luźny sweter chłonęłam jego obecność wszystkimi porami skóry i wszystkimi zmysłami. Mógł rozmawiać z innymi, proszę bardzo. Byle tylko nikt nie kazał mi się od niego odrywać...
- Poczekajmy z rozmowami jeszcze chwilę – zaproponował Carlisle. - Zaraz będziemy pod hotelem. Najbezpieczniej będzie w pokoju.
Skinęliśmy głowami. Ale nie zdążyliśmy dojechać do hotelu, gdy Edward powiedział:
- Wiem, Carlisle... Bardzo wam współczuję...
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, ale on tylko uśmiechnął się do mnie słodko i przytulił mnie jeszcze mocniej, składając krótki pocałunek na moich włosach. Wtedy zrozumiałam. Edward zrobił przecież tylko to, co robił od kiedy tylko go poznałam! Nie było w tym nic nadzwyczajnego, on po prostu... czytał w myślach! Miał swój dar!
Czy to znaczy, że mój także działał?
- Edward? - spytałam krótko. - Czy ty możesz przeczytać też moje...
- Nie – przerwał. - W ogóle cię nie słyszę. Ale cię kocham, więc chcę wiedzieć wszystko, zaraz mi opowiesz. Na razie znam tylko historię ze strony Carlisle'a. Boże, jak tęskniłem...
- Ty... pamiętałeś?! - wykrztusiłam.
- Za chwilę... - odszepnął mi na ucho. - Już za chwilę porozmawiamy...
Nie mogłam się doczekać dotarcia do pokoju. Potwornie irytowało mnie, że musimy spokojnie przejść obok recepcji, wsiąść do windy i w ślimaczym tempie dojechać na dziewiąte piętro. Gdybym wdrapała się tam po ścianie, byłabym w pokoju dobre pięć minut przed nimi. Edwardowi zajęłoby to przypuszczalnie koło czterech sekund. Ale my musieliśmy zachować pozory i jeszcze uśmiechać się przy tym do mijanych ludzi. Niemal podskoczyłam z radości, gdy za Emmettem zamknęły się drzwi.
Natychmiast przypadłam do Edwarda i wtuliłam się w niego najmocniej jak mogłam.
- Spokojnie, kochanie... - szeptał cicho, gładząc mnie po włosach. - Już spokojnie... Już wszystko jest dobrze...
- Edward... - powiedziała nagle Esme, przypadając do syna z drugiej strony.
Odsunęłam się zaledwie odrobinę, na tyle jedynie, żeby pozwolić pozostałym przywitać się z Edwardem. Ale ciągle stałam w pobliżu, tylko czekając, aż znowu będę go miała całego dla siebie. Patrzyłam, jak Esme z niedowierzaniem gładzi go po włosach, Carlisle po ojcowsku obejmuje jednym ramieniem, a Emmett mocno, krótko ściska. Oni wszyscy byli wzruszeni i pełni radosnej ulgi, jednak byłam pewna, że nikt nie czuje tylu emocji, co ja. Moje dłonie aż drżały, domagając się dotyku jego skóry.
Gdy tylko zakończyło się milczące powitanie, błyskawicznie wróciłam w objęcia Edwarda. Obejmując mnie jedną ręką, drugą podał Robertowi.
- Edward Cullen. - powiedział spokojnie, bez śladu gniewu czy zazdrości, do których miał przecież prawo.
- Robert Pattinson – przedstawił się Robert.
- Tak, wiem, kim jesteś – Edward skłonił głowę w jego stronę. - To chyba zaszczyt cię poznać...
- I nawzajem – uśmiechnął się Robert.
- Muszę ci podziękować za opiekę nad Bellą – powiedział Edward uprzejmie, ale z pewnym chłodem. Zadrżałam na myśl o tym, co mój mąż widział teraz w głowie Roberta.
- To była sama przyjemność.
Edward pokiwał tylko głową, spuszczając z niego wzrok. Nie musiałam czytać w jego myślach, żeby wyczuć spięcie gwałtownego bólu. Jednak on nie dał po sobie nic poznać, jakby z milczącą rezygnacją zaakceptował wizję mojego związku z Robertem jako coś przykrego, ale nieuniknionego. Nawet na mnie nie spojrzał, ale uścisk jego ramienia na mojej talii nie zelżał, więc poczułam pewną ulgę. Wszystko było w porządku... na pewno to rozumiał...
- O nas wiesz już wszystko – odezwał się Carlisle. - Pora na twoją historię.
- Właśnie! - dołączył do niego Emmett. - Jak to się stało?! Przecież nie mogłeś zobaczyć Belli, odeszła zbyt szybko.
- Ale ją wyczułem – uśmiechnął się Edward. - Już wcześniej, na koncercie. Nie umiałem sprecyzować tego zapachu, wiedziałem tylko, że jest cudowny i szukałem go od dawna. Dopiero przed teatrem uderzył we mnie silniej. Ciągle nie wiedziałem, skąd dochodzi, ale zacząłem szukać źródła. A potem powiał wiatr...
- Tak, wtedy odeszłam... - uświadomiłam sobie.
- Ty tak, twój zapach nie – Edward pocałował mnie w czoło, z lubością wciągając powietrze przy moich włosach. - Zobaczyłem tylko, jak się odwracasz i odchodzisz. Ale to wystarczyło. Widziałem Bellę i nagle wszystko było jasne.
Wciąż nie mogłam wyjść z podziwu, jak szybko przystosował się do odkrytej na powrót tożsamości. Mi zajęło to dużo więcej czasu, więcej strachu i więcej myślenia. Doskonale pamiętałam własny szok, gdy zaczęłam wyraźniej widzieć, słyszeć i czuć. A on zaakceptował to wszystko błyskawicznie i bez wątpliwości, chociaż dodatkowo usłyszał jeszcze myśli całego tłumu ludzi! Może to dlatego, że był wampirem dużo dłużej niż ja? A może po prostu zawsze był tak silny?
- Przepchnąłem się przez tłum tak szybko, że nikt nie był w stanie tego dostrzec – mówił cicho Edward. - Ale w miarę, jak posuwałem się do przodu, zaczynałem słyszeć o wiele więcej, niż słyszałem do tej pory. Znowu docierały do mnie myśli ludzi, a ja przypomniałem sobie, że to zawsze była część mnie, że nie ma w tym nic dziwnego... I usłyszałem też ciebie, w myślach Emmetta. Usłyszałem twoje wątpliwości, twój ból. I zaraz potem byłaś już w moich ramionach... Ciągle mam wrażenie, że to sen... – schylił głowę, wdychając zapach moich włosów. - Ale też wiem, że to wszystko prawda. Czekałem na to. Czułem to już od jakiegoś czasu, bo... wybacz, przyjacielu – tu zwrócił się do Roberta. - ...zakochałem się w twojej dziewczynie.
- Co?! - Emmett wytrzeszczył oczy. - Ty też?!
- Gdybym nie wiedział, o co chodzi, pewnie dostałbyś w szczękę – zaśmiał się Edward. - Tak, od kilku miesięcy nie mogłem oderwać od niej wzroku. Oglądałem wywiady, zdjęcia i amatorskie filmiki. Zakochałem się w Belli, nie wiedząc nawet, że to ona.
- Cholera, więc jednak coś w tym było... - mruknął z niedowierzaniem Emmett. - Wybacz, Esme... Przepraszam, że kpiłem. Nie miałem racji.
Esme podeszła i położyła mu dłoń na ramieniu gestem, który miał oznaczać, że wszystko jest w całkowitym porządku. Wydawała się tak szczęśliwa, że pewnie wybaczyłaby mu dużo więcej.
- Edward... - powiedział ostrzegawczo Carlisle.
- Wiem, ale naprawdę nie mam pojęcia, kto to może być... - po raz pierwszy Edward się zafrasował. - Nikt nie przychodzi mi do głowy. Nie mam rodziców, mieszkam sam... Naprawdę nie wiem.
Domyśliłam się, że chodziło o unieszkodliwienie ludzi Volturi, którzy mieli obserwować Edwarda. Carlisle myślał szybko i logicznie. Jeśli nie zajmiemy się nimi od razu, Volturi dowiedzą się o naszym uświadomieniu już za kilka godzin.
- Z kim przebywałeś najwięcej? - spytałam.
Wydawało mi się, czy... nie! On naprawdę się zarumienił!
- Ostatnio chyba z Laurie – przyznał. - Ale to nie tak, jak myślisz... To tylko przyjaciółka.
Uniosłam brew. Ten klasyczny tekst tak śmiesznie brzmiał w ustach mojego wiernego, uczciwego męża... Oczywiście, chętnie rozszarpałabym Laurie Cross, ale tak naprawdę nawet gdyby coś między nimi było, nie miałabym prawa robić Edwardowi żadnych wyrzutów. Chyba w naszej sytuacji było tylko jedno wyjście: zapomnieć o wszystkim, co robiliśmy będąc pod wpływem sztuczek Volturi.
- Myślisz, że ona...? - spytał delikatnie Carlisle.
- Nie wiem – Edward pokręcił głową. - Nie chcę w to wierzyć, ale sam nie wiem, jakie wspomnienia są moje, a jakie sztuczne. Nie umiem nawet powiedzieć, czy jest człowiekiem.
- Jest – stwierdził Emmett. - Na sali koncertowej nie było żadnych wampirów poza nami trojgiem.
- Musimy ją odnaleźć – jęknęłam. - Jasna cholera...
- Chyba sama nas odnajdzie – powiedział Edward, włączając komórkę. - Pewnie zaraz zadzwoni i spyta, co ze mną. W końcu zniknąłem dość niespodziewanie.
- A zamiast ciebie pojawił się Robert – Carlisle nieco się zasępił. – Musieliśmy go tam natychmiast podrzucić, bo tłum już się za wami oglądał. Jeśli ktoś dobrze połączy fakty, to szybko się wszystkiego domyśli. Wydedukują, że była tam i Bella...
- Dziennikarze mnie o nią pytali – wtrącił Robert. - To znaczy... o Kahlan. Powiedziałem, że niestety tym razem jestem sam, zostawiłem Kahlan u jej rodziców, w Milmay.
- Doskonale! - Carlisle spojrzał na niego z podziwem. - Wspaniały refleks!
- Mogą to sprawdzić – pokręcił głową Emmett. - Poczują kłopoty, gdy nie dodzwonią się do tych dwóch, których załatwiliśmy.
- Tak czy inaczej, mamy mało czasu – podsumowała Esme. - Proponuję zadzwonić do Laurie i zaprosić ją delikatnie tutaj. Edward, powiedz jej, że spotkałeś starych znajomych, którzy zabrali cię ze sobą, a w tym zamieszaniu nie zdążyłeś jej wcześniej powiadomić. A jednocześnie myśl, kto jeszcze mógł służyć Volturi.
Mój mąż pokiwał głową i wybrał numer w komórce. Wszyscy słuchaliśmy jego krótkiej rozmowy, w milczeniu starając się opracować dalszy plan. Z Laurie powinno pójść łatwo. Wystarczy, że tu przyjdzie, a Edward w jej myślach odczyta prawdę. Ale nawet jeśli ta dziewczyna była na usługach wrogich nam wampirów, mogła nie być jedyna.
Wykorzystywałam każdą chwilę, by być jak najbliżej Edwarda. Starałam się cały czas dotykać go jakąkolwiek częścią ciała, choćby tylko ramieniem, jakby mógł zniknąć, gdy tylko stracimy fizyczny kontakt. Wciąż nie potrafiłam uwierzyć, że jest już ze mną, tak cudownie bliski. Musiał wyczuć moje emocje, bo gdy czekaliśmy na przybycie Laurie przeprosił wszystkich na chwilę i porwał mnie samą na taras.
- Moja Bella... - wyszeptał, odgarniając mi pasmo włosów z twarzy. - Moja ukochana... Wreszcie przy mnie jesteś...
Tyle rzeczy chciałam mu powiedzieć, tyle przekazać... Ale nie potrafiłam, bo wzruszenie i czysta miłość ściskały mnie za gardło. Niczego bardziej nie pragnęłam, niż zakończyć już to wszystko i uciec z nim gdzieś daleko, żebyśmy mogli wieść normalne, spokojne życie.
Jego ciemnozłote oczy patrzyły na mnie łagodnie, a długi palec rysował pieszczotliwe wzory na moim policzku. Był taki piękny... Po tych wszystkich latach rozłąki znowu zachwyciła mnie jego uroda. Nie dało się jej nawet opisać. Owszem, Robert był bardzo przystojny i nawet pasował do swojej filmowej roli, ale to był tylko ułamek tego, jak naprawdę wyglądał Edward. Żaden człowiek nie mógłby go prawidłowo odegrać. Teraz, gdy jego jasną skórę oświetlały ciepłe światła ulicznych lamp, a lekki wiatr rozwiewał półdługie włosy koloru starego złota, wyglądał dla mnie najpiękniej na świecie. I był całkowicie, wyłącznie i jedynie mój...
Poczułam jego dłoń na swojej twarzy i wąski kciuk pianisty, opierający się o mój policzek. Edward wpuścił resztę palców w moje włosy i jednym gładkim ruchem przyciągnął mnie do siebie. Naparłam na niego całym ciałem, miękko przylegając do jego mocnej, szerokiej klatki piersiowej, a dłonie wsunęłam mu pod lekki sweter i przebiegłam nimi po jego plecach. Pochylił się nade mną powoli. Najpierw lekkie, ulotne muśnięcie, żeby wreszcie, po tylu latach, nasze usta znów tworzyły jedność...
Zadrżałam, ale chłód wieczoru nie miał z tym nic wspólnego. Po moim ciele i tak rozlewało się cudowne gorąco, a dotyk jedwabistej skóry mojego męża jeszcze potęgował doznania. Nie mieliśmy czasu na nic więcej, ale tak bardzo chciałam pozwolić sobie na jeszcze większą bliskość... Chciałam tworzyć z nim jedno ciało i już nigdy się nie rozdzielać. To nie było tylko pożądanie. To była rozpaczliwa tęsknota z całych piętnastu lat i prawdziwa, największa na świecie miłość...
Wiedziałam, że on czuje to samo, bo drżał pod dotykiem moich rąk, a jego usta zachłannie domagały się więcej. Kosmyk jego włosów opadł mi na nos i zapachniało słodkim zimowym kwiatem...
- Edward... - usłyszeliśmy cichy głos Esme. - Już są.
Oderwaliśmy się od siebie z trudem i prawdziwym bólem. Jeszcze przez chwilę, przez te kilka minut należało przekonująco grać rolę przyjaciół, a nie zakochanych. Edward mocno uścisnął moją dłoń.
- Kocham cię... - wyszeptał.
I to było najważniejsze. Żadna Laurie, żaden Volturi się nie liczył.
Esme nie wyszła na taras, mówiła do nas z wnętrza pokoju. Gdy tylko tam weszliśmy, zobaczyłam, jak Edward marszczy brwi. Ale nic nie powiedział, tylko otworzył drzwi i zaprosił Laurie do środka. W ułamku sekundy zlustrował wzrokiem wnętrze korytarza, po czym zamknął pokój i uśmiechnął się do Laurie.
- Przepraszam, że tak nagle uciekłem... - powiedział szczerze. - Pozwól, że przedstawię ci moich przyjaciół, choć Roberta i Kahlan pewnie kojarzysz.
- Jasne! Witajcie – uśmiechnęła się do nas nieco zaskoczona Laurie i wyciągnęła dłoń do Roberta. - Słyszałam, jak mówiłeś dziennikarzom, że przyjechałeś sam. Szkoda, że Kahlan nie było na koncercie.
- Też żałuję, ale źle się poczułam – przywitałam się z nią.
Skoro Edward jeszcze nic nie zrobił, to chyba była czysta. Nadal z uśmiechem przedstawiał jej pozostałych, ani razu nie podając prawdziwego imienia. Nie musiało to oznaczać nieufności. Po prostu nikt z cywilizowanych ludzi nie uwierzyłby, gdyby nagle przedstawiono im Carlisle'a, Esme i Emmetta Cullenów.
- Sylvia i Thomas, moi starzy przyjaciele – mówił z uśmiechem Edward, wskazując na swoich rodziców. - A to Connor, chodziliśmy razem do liceum.
Emmett pochylił głowę i wyszczerzył się do Laurie.
- Jestem wielkim fanem twojego głosu – powiedział szczerze.
- Dziękuję – Laurie zarumieniła się lekko, ale jej wzrok błąkał się raczej między Edwardem a Robertem.
- Hmm, Laurie, kto cię tu przywiózł? - zapytał nagle Edward.
- Standardowo, Michel i André – odparła, zdziwiona. - A, no tak! Przyjechał z nami też twój Blaise! Tak szybko się zerwałeś, że niepokoili się o ciebie. To ochroniarze – wyjaśniła, odwracając się w naszą stronę.
- No tak, Blaise... - mruknął Edward.
- Czeka z Michelem na dole, a André jest tu, przy drzwiach – poinformowała Laurie. - W ogóle to bardzo dziękuję za zaproszenie tutaj, z przyjemnością was poznałam, ale dosłownie za pięć minut muszę zmykać. Mam jeszcze dziś wywiad.
- Och, myśleliśmy, że namówimy cię na kieliszek wina – uśmiechnęła się do niej Esme.
- No cóż, chętnie wypiję jeden kieliszek – Laurie z wdzięcznością odpowiedziała uśmiechem. - I przepraszam za bezpośredniość, ale muszę to powiedzieć: jest pani absolutnie najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu widziałam...
Roześmieliśmy się. Choć uroda wampirów zawsze robiła na śmiertelnikach olbrzymie wrażenie, Laurie i tak była urocza. Sami nie wiedząc kiedy, polubiliśmy ją bardzo i żałowaliśmy, że nie możemy być z nią szczerzy. Nawet ja musiałam przyznać, że jej czar mnie ujął i nawet wcale nie miałam jej za złe zauroczenia Edwardem. Ostatecznie nie było ono dla mnie zaskakujące.
- W tym się doskonale zgadzamy – śmiał się Carlisle, obejmując Esme ramieniem.
- Kahlan, przepraszam cię najmocniej – Laurie zwróciła się ku mnie ze skruchą. - Ty również jesteś przepiękna. Po prostu ciebie widziałam już wcześniej w gazetach i w telewizji, a uroda Sylvii uderzyła mnie tak nagle...
- Ależ daj spokój! - roześmiałam się szczerze. - Sama podziwiam urodę E... Sylvii od dawna. Masz pełne prawo uważać ją za najpiękniejszą na świecie.
Bo nie wiedziałaś Rosalie, pomyślałam. Przy naszej siostrze gasną niestety wszystkie inne kobiety, bez względu na gatunek. Boże, mam nadzieję, że jest cała i zdrowa...
Spojrzałam na Edwarda i dostrzegłam na jego twarzy cień niepokoju. Chwila śmiechu w towarzystwie Laurie oderwała nasze myśli od mniej przyjemnych spraw, którym musieliśmy stawić czoła lada moment. Ale one były tak blisko...
- Bardzo was przepraszam, ale naprawdę muszę już biec! - zawołała nagle Laurie. - Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Claude, do zobaczenia we wtorek!
- A, tak... Laurie, posłuchaj – Edward podszedł do dziewczyny. - Muszę wyjechać na pewien czas, nie wiem, ile mi to zajmie. Przepraszam cię, ale na następnych koncertach będzie musiała zastąpić mnie Jeanne. Zadzwonię, jak tylko uporam się ze swoimi sprawami.
- O... - Laurie przystanęła i ze smutkiem popatrzyła mu w oczy. - To dość niespodziewane...
- Wiem, jeszcze raz cię przepraszam – Edward uściskał ją serdecznie, ale w typowo przyjacielski sposób. - Na pewno się odezwę.
- No cóż, dobrze... Wobec tego do usłyszenia. I do widzenia wam wszystkim. Bardzo mi było miło – uśmiechnęła się do nas po raz ostatni i jeszcze raz zwróciła się do Edwarda. - Powiem Blaise'owi, że wszystko w porządku, będzie czekał na dole.
- Lepiej przyślij go tutaj – uśmiechnął się Edward.
- W porządku. Powodzenia... we wszystkim.
Pomachaliśmy jej, szczerze zasmuceni, że tracimy ją tak szybko. Była materiałem na doskonałą przyjaciółkę, ale musieliśmy pogodzić się z jej odejściem. Dla własnego bezpieczeństwa nie mogła nigdy dowiedzieć się, kim naprawdę jesteśmy.
- Blaise? - spytał krótko Carlisle.
- Absolutnie – skrzywił się nienawistnie Edward. - Słyszałem go. Coś podejrzewa, więc musimy być ostrożni. Ale to z całą pewnością tylko człowiek, na pewno damy mu radę. Musimy przede wszystkim wyciągnąć z niego informacje. Idzie tu.
Gdy tylko skończył mówić, do drzwi zapukano. Spojrzeliśmy po sobie porozumiewawczo. Czas dowiedzieć się więcej...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez reinigen dnia Nie 21:00, 26 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Mells
Zły wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:07, 26 Lip 2009 Powrót do góry

Ach, nareszcie. Znowu straaaasznie się ucieszyłam widząc nowy odcinek Twojego FF.
Odnalazł się Edward. Na całe szczęście. Ale zastanawia mnie (znowu...) jedna sprawa. Kwestia wyglądu. Edward wyglądał jak ten piasnista a nie Edward.
Co się stało z jego poprzednim wyglądem? Odzyska swój wygląd?
Bella mówiła, że wyglądał pięknie na tym tarasie ale wtedy był ... Edwardem czy piasnistą? Pogubiłam się lekko...
Co z wyglądem Belli?
I co z Robertem? Ciągają go ze sobą cały czas dla jego ochrony czy z jakiegoś innego powodu? Możlwe, że pisałaś o tym wcześniej ale przegapiłam Embarassed
Cytat:
Bells15 - Uch, uwielbiam to zdanie: "u Ciebie nigdy niczego nie będę pewna na 100%" Tak właśnie ma być! Doskonale! A już podbiło mnie Twoje stwierdzenie, że nie spieszę się z akcją. Prooooszę, powiedz to tym wszystkim czytelniczkom, które od góry do dołu zjechały mnie, bo wszystko "dzieje się za szybko". No dobra, na początku może było zaskoczenie, że Kahlan to Bella etc. Ale teraz?! Teraz poruszamy się z prędkością glacjału! I cudownie, że to zauważyłaś, i wielki dla Ciebie za to buziak! Pozdrawiam cieplutko!


Dobra, mówię, że nie spieszysz się z akcją:). W pierwszych rozdziałach wszystko działo się szybko ale nie widzę powodu rozkładania tego na sześćdziesiąt kolejnych części. I tak tutaj usycham z niecierpliwości Wink A teraz ... teraz akcja leci woooolnooo. Ma to masę dobrych stron ale też i masę zły Twisted Evil Ja tam bym chciała wszystko od razu ale skoro nie można - podoba mi się tak jak jest.
I ja Ciebie też pozdrawiam Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin