|
Autor |
Wiadomość |
Magdolińska
Wilkołak
Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 205 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lublin
|
Wysłany:
Śro 12:03, 31 Gru 2008 |
|
Takie moje opowiadanko, jak się spodoba, to wkleję ciąg dalszy.
***
Beta: ScaryMary
- Rose, jesteś zołzą. - usłyszałam od Alice, która tym stwierdzeniem wyrwała mnie ze stanu zamyślenia. Od dobrych piętnastu minut jej nie słuchałam. - Chyba w życiu nie spotkałam kogoś tak zołzowatego jak ty. Czy ty czerpiesz z tego przyjemność?
- Z czego niby? Z wredoty? Przyjemność? To mało powiedziane. Bycie wredną jest dla mnie jak powietrze. Nie! Poczekaj. Znajdę lepsze porównanie. Tak... To jest dla mnie jak krew - jest mi równie potrzebne do życia. - naładowałam tą wypowiedź taką ilością jadu, że chyba pobiłam rekord świata. - O co TYM razem ci chodzi?
Westchnęła.
- O to, jak traktujesz Bellę. Powinniśmy się cieszyć, że Edward wreszcie sobie kogoś znalazł i przestał się snuć po domu jak zombie.
- Tiaaa, skaczmy pod sufit i wykrzykujmy "Hip, Hip! Hurra!". - odparłam sarkastycznie. - Tyle jest pięknych... kobiet, w których żyłach nie ma krwi, a on musiał wybrać jakąś szarą mysz z przedmieści, która go kusi. Zrozum to, siostrzyczko - przez tą dziewuchę wszyscy będziemy mieli problemy, jeszcze zobaczysz.
- Bella raczej na siebie ściąga kłopoty, nie na innych. - mruknęła. - Ty jesteś po prostu do niej uprzedzona. A może zazdrosna? - dodała ze złośliwym uśmiechem.
Auć. Trafiła w mój czuły punkt. Zawsze bolało mnie to, że dla Edwarda byłam jak kurz na jego drogocennych płytach.
- Nie jestem zazdrosna, nie mam powodu. Jakby to Emmett zakochał się w tej dziwnej dziewczynie, prawdopodobnie bez zastanowienia urwałabym jej głowę. Ale, na Boga, czemu miałabym być zazdrosna o brata?
- Obie doskonale wiemy dlaczego, Rosie.
- Jakie to ma teraz znaczenie? Edward usiłuje nas wpakować w poważne kłopoty.
- Rosalie... - usłyszałam dochodzące z piętra delikatne upomnienie Emmetta.
- Chcesz się wtrącić? - spytałam spokojnie, wiedząc, że mnie usłyszy. - To chodź tutaj.
Ani się obejrzałam, a siedziałam mu na kolanach. Akurat w tym momencie nie miałam na to ochoty, więc delikatnie zsunęłam się na kanapę, a on objął mnie ramieniem.
- Kochanie, ja uważam, że ta Bella jest zupełnie nieszkodliwa. W końcu to Edzio najbardziej się męczy. Jak jest takim masochistą, to jego sprawa. Zresztą, dla mnie wiązanie się z kobietą, która jest bezużyteczna seksualnie jest co najmniej... No nie wiem, idiotyczne?
- Ja tu wszystko słyszę. - warknął Edward ze swojego pokoju.
- Cieszymy się razem z tobą, Mr. Mindreader. - odwarknęłam mu. Em delikatnie pogłaskał mnie po policzku, żebym się uspokoiła.
- Skarbie, to jego problem. Jak chce żyć w celibacie, to niech żyje. Jak ty nie chcesz się spotykać z jego dziewczyną, to nie musisz. Nie doszukujmy się problemów tam, gdzie ich nie ma. - zaczął mnie łapczywie całować. - A tak w ogóle, to może chodźmy na górę, co ty na to?
- Ehh, obydwoje jesteście siebie warci. - westchnęła Alice, wstając z kanapy. Machnęła na nas ręką. - Tylko nie zburzcie kolejnej ściany. - zatrzymała się na chwilę. Widać było, że nawiedziła ją jakaś wizja. - Albo od razu zadzwonię do murarza i umówię się na jutro.
Weszła po schodach na piętro. Natychmiast pojawili się obok niej Jasper i Edward. Carlisle i Esme byli akurat na polowaniu.
- Ja wychodzę, umówiłem się z Bellą. - poinformował nas Edward, będąc już przy drzwiach.
- Jasper, przejdziemy się? - spytała Alice swojego męża. - Nie mam ochoty na przebywanie w towarzystwie tych dwóch buldożerów.
Powinniśmy was wynajmować do burzenia budynków. Można by się na tym nieźle dorobić. - rzuciła mi ostatnie wyniosłe spojrzenie i po chwili obydwoje zniknęli z pola widzenia.
Spojrzałam na Emmetta, on spojrzał na mnie. Uśmiechnęliśmy się do siebie porozumiewawczo i po chwili byłam półtora metra nad ziemią w ramionach faceta, którego kochałam, jak nigdy nikogo. Chłopca, który był mi przeznaczony... Na zawsze i na wieczność. |
Post został pochwalony 2 razy
Ostatnio zmieniony przez Magdolińska dnia Pon 9:47, 02 Lut 2009, w całości zmieniany 23 razy
|
|
|
|
|
|
Wild Willy
Wilkołak
Dołączył: 26 Sie 2008
Posty: 119 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Śro 12:10, 31 Gru 2008 |
|
Bardzo fajne!
Zawsze chciałam przeczytać co myśli Rose.
Szkoda,że takie krótkie. Czekam na dalsze części.
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Wild Willy dnia Śro 12:11, 31 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Anabells
Zły wampir
Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 332 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ni stąd ni zowąd
|
Wysłany:
Śro 12:20, 31 Gru 2008 |
|
Bardzo mi się podoba. To jedno z niewielu opowiadań z punktu widzenia Rosalie. Większość pisze oczami Edzia, Belli lub w narracji trzecioosobowej. Gratuluję pomysłu i nie pójścia za tłumem.
Mam nadzieję, że niedługo napiszesz. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Snopy
Dobry wampir
Dołączył: 25 Wrz 2008
Posty: 727 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lublin |
|
Wysłany:
Śro 12:23, 31 Gru 2008 |
|
Piękne :)
Fajny pomysł, jeszcze lepsze wykonanie.
Czekam na następne odcinki.
p,
Snopy. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Manika
Człowiek
Dołączył: 18 Sie 2008
Posty: 56 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Śro 13:14, 31 Gru 2008 |
|
byłoby świetne, gdybyś pamiętała o takim magicznym przycisku jakim jest enter
podoba mi się, fajnie napisane, ciekawe, jest spoko, ale jak na razie nic więcej powiedzieć nie mogę, gdyż po prostu jest za krótkie ^^'
czekam na ciąg dalszy, wtedy będę mogła powiedzieć cokolwiek więcej : > |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Magdolińska
Wilkołak
Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 205 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lublin
|
Wysłany:
Śro 15:35, 31 Gru 2008 |
|
Ta część już jest dłuższa. Miłego czytania.
***
Beta: ScaryMary
Wbrew oczekiwaniom Alice, wszystkie ściany naszego domu pozostały na mijscu, choć gdybym pozwoliła mojemu misiowi pójść na całość, niewiele by z naszej sypialni zostało, jednak miałam ochotę utrzeć siostrze nosa. Niech nie uważa, że wszystko wie najlepiej.
- Ależ ty jesteś piękna. - powiedział Emmett, całując mnie w szyję, gdy już doprowadziłam włosy do porządku, a podartą sukienkę wyrzuciłam na śmietnik. Roześmiałam się tylko. Mówił mi to codziennie.
- Tobie też niczego nie brakuje. - odparłam, po czym odwróciłam się do niego i obdarzyłam go słodkim pocałunkiem. Usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi. Edward wrócił.
- Słyszę. - odpowiedział, ponownie mnie całując. - Czy w czymś ci przeszka.... - urwał, pociągając nosem. - Cholera. - mruknął.
- Jak on mógł tu przyprowadzić tą małą ździrę? - wysyczałam. No cóż, delikatnie mówiąc, lekko mnie poniosło. W ataku furii stłukłam ulubioną lampkę nocną. Gdyby Emmett nie złapał mnie i nie przycisnął do ściany, pewnie zniszczyłabym coś jeszcze.
- Rose, uspokój się, jeszcze nic się nie stało. Usiądź tu spokojnie. - jedną ręką przeniósł mnie na kanapę. - A ja zaraz wyjaśnię wszystko z Edwardem i wrócę, okej?
Zacisnęłam dłonie w pięści.
- Tak. Tylko wróć szybko, bo inaczej ten murarz będzie niezbędny. - wysyczałam przez zęby.
Pogłaskał mnie tylko po policzku i wyszedł. Mimo wcześniejszych zapewnień nie pozostałam na miejscu. Wyszłam z pokoju i obserwowałam całą sytuację z góry. Miałam na sobie tylko szlafrok, ale jakoś szczególnie mi to nie przeszkadzało. Patrzyłam, jak Emmett i Edward rozmawiają, kilka metrów od Belli. Mówili tak szybko, że jej słabe, ludzkie uszka nie miały szansy na wychwycenie poszczególnych słów, ja za to słyszałam wszystko.
- Emmett, skarbie, czy mógłbyś nie nazywać mnie przewrażliwioną furiatką? - powiedziałam spokojnie i posłałam Belli, która właśnie odnotowała moją obecność, lodowate spojrzenie.
Em tylko zacisnął zęby i wrócił do przerwanej rozmowy. Bella wyraźnie skuliła się w sobie. Najwidoczniej osiągnęłam zamierzony efekt. Zapewne sądziła, że też mam ochotę skosztować jej krwi, albo że mnie czymś zdenerwowała. A prawda była tak prosta, że aż niemożliwa... Ja jej po prostu zazdrościłam. Nie słabego słuchu, wzroku, skrajnej niezdarności czy braku stylu. Zazdrościłam jej... ludzkości. Ciepłej skóry, wypieków na policzkach, zdolności do... Zresztą, nieważne. Nie mogłam mieć dzieci i powinnam była się z tym pogodzić już dawno, ale... jakoś nie potrafiłam. To nie była wina Belli, że tak serdecznie jej nienawidziłam. To było to coś we mnie. To coś, z czym nie zamierzałam walczyć. Miałam straszliwą ochotę zrobić jej krzywdę, jej krew pachniała tak słodko... Cóż znaczyła jedna mała śmiertelniczka?
Edward świdrował mnie wzrokiem. Doskonale słyszał, co myślę, i byłam świadoma, że jest zdolny mnie zabić, gdybym tylko tknęła tą dziewczynę. Wprawdzie Emmett stanąłby w mojej obronie, ale... Chwilę potem wróciliby Alice i Jasper, przed wizjami mojej siostry nie było ucieczki. Gdybym tylko podjęła decyzję, wróciliby w kilkanaście sekund, w końcu nie byli daleko. A może byt nie zdążyli... Nie, nie ma sensu robić zamieszania. Miałam lepszy pomysł, by utrzeć jej nosa.
- Em, kochanie, chodźmy do siebie. Edward i Bella z pewnością chcieliby zająć się sobą, nie wypada im przeszkadzać. - powiedziałam najsłodszym głosem, na jaki tylko potrafiłam się zdobyć.
Emmett spojrzał na mnie uważnie, zapewne zastanawiając się, skąd ta nagła zmiana. Po chwili przeniósł wzrok na Edwarda, który patrzył na mnie, jakby miał ochotę mnie zamordować.
- Emmett... Nie wypada im przeszkadzać. I tak zaraz wrócą Alice i Jasper. Oby tylko nie przerwali im w połowie, to byłoby takie okrutne... - westchnęłam teatralnie. Edward zrobił krok w stronę schodów, przypuszczałam, że zamierza przyjść na górę, żeby mnie uciszyć. - No tak, zapomniałam, że wy nie możecie... Tak mi przykro. Kochanie, to może pójdziemy do sklepu, co ty na to? Edward chyba nie ma ochoty na przebywanie w moim towarzystwie.
Em chyba zrozumiał, że nie powinien się odzywać, bo może tylko pogłębić zdenerwowanie naszego brata. Skinął tylko głową w kierunku Belli i wbiegł po schodach, po drodze wziął mnie na ręce i wpadł do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Edward wyglądał, jakby chciał cię bardzo skrzywdzić. - stwierdził odkrywczo.
- Niezbyt mnie to interesuje. - stwierdziłam, wchodząc do garderoby. Postanowiłam ubrać się tak, żeby tej Swan opadła szczęka. Obcisłe dżinsy. Biała koszulowa bluzka w granatowe prążki. Wysokie szpilki z czarnej, lakierowanej skóry. Naszyjnik z brylantowym serduszkiem, który dostałam od męża pod choinkę. Spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Usłyszałam Emmetta chodzącego do pokoju.
- Nie musisz tego robić. - szepnął, całując mnie we włosy, w okolicy ucha.
- Ale mam na to ochotę. - odparłam. - Przebierz się.
Spojrzał w dół, a potem w lustro.
- Czegoś mi brakuje? - spytał niepewnie.
- Wyglądasz jak fleja. Przebierz się. - powtórzyłam.
Niechętnie zrzucił ulubiony biały dres, który Alice już kilkakrotnie usiłowała wyrzucić, by zastąpić go nowym i założył dżinsowe spodnie i czarny t-shirt z białym napisem "Calvin Klein" (efekt ostatniej wizyty naszej ukochanej siostrzyczki w Nowym Jorku).
- Teraz lepiej. - stwierdziłam. - Możemy iść.
- Ale gdzie? Wydawało mi się, że mówisz tak tylko, żeby Edward się odczepił.
To ja się go czepiałam, ale to nie zamierzałam tego uświadamiać mojemu jedynemu sprzymierzeńcowi.
- Musimy kupić nową lampkę. Bardzo ją lubiłam... Teraz nadaje się tylko na śmietnik.
- Kupiliśmy ją w Seattle. - przypomniał mi. - Jest już późno.
- Ja prowadzę. - powiedziałam tylko i wyszłam z pokoju.
Westchnął ciężko i poszedł za mną. Specjalnie przeszłam obok Belli, żeby mogła zobaczyć, jak wiele jej do mnie brakuje. Edzio tylko zacisnął zęby.
- Jedziemy do Seattle. - poinformowałam go. - Stłukła nam się lampka. Będziemy późno, może nawet spóźnimy się do szkoły. Alice i Jasper są na spacerze, ale pewnie zaraz wrócą. Carlisle i Esme dzwonili, że będą trochę wcześniej niż zamierzali. Miłego wieczoru. - zaśmiałam się melodyjnie, złapałam Emmetta za rękę i pobiegłam do garażu. Mój prześliczny, czerwony kabriolet stał na swoim miejscu. Wskoczyłam na miejsce kierowcy, Em niechętnie usiadł obok nie. Nie lubił mojego samochodu. Twierdził, że w czerwieni mu nie do twarzy.
Pilotem otworzyłam drzwi do garażu i wyjechałam na podjazd przed domem. Machnęłam ręką do właśnie nadjeżdżających Esme i Carlisle'a, po czym ruszyła leśną drogą z piskiem opon. Byłam zła, jak chyba nigdy dotychczas. Wiedziałam, że po powrocie do domu czeka mnie umoralniająca rozmowa z Carlislem, którego opinia co do mojego zachowania była mi akurat w tym momencie całkowicie obojętna.
- Rose, zwolnij trochę, ludzie nie jeżdżą ponad dwieście na godzinę poza autostradą. Nawet na autostradzie mało kto tak jeździ. Nigdzie nam się nie śpieszy.
- Zamkną sklep. A ja muszę dzisiaj kupić tą lampę. - mocniej zacisnęłam ręce na kierownicy (na tyle mocno, że gdybym ścisnęła ją choćby odrobinę bardziej, zapewne jej fragmenty zostałyby mi w dłoniach) i docisnęłam pedał gazu, żeby wyprzedzić kolejne samochody. Słyszałam przyjemne mruczenie ponadnormatywnie dużego silnika. Em tylko pogłaskał mnie po policzku. Doskonale wiedział, że nic nie wpłynie na moją decyzję. Edward, w przypływach szczerości, nazywał to "oślim uporem". Gdyby nie pogardliwy uśmieszek, z jakim wypowiadał te dwa słowa, zapewne przyznałabym mu rację, ale gdy tylko widziałam wtedy jego minę, dłonie zaciskały mi się w pięści. Odruchowo, jakbym nie była w stanie nad nimi panować.
Do Seattle dojechałam w rekordowym tępie. Zaparkowałam na parkingu pod centrum handlowym i weszłam do niego nieco zbyt szybko, jak na człowieka. Było tam jednak tak dużo ludzi, że z pewnością nikt nie zauważył mojego nagłego pojawienia się. Emmett wykazał się większym rozsądkiem. Objął mnie w pasie i poprowadził do sklepu z antykami. Albo czymś na kształt antyków w odpowiednio niższych cenach. Wszystkie pseudo-angielskie etażerki, krzesła i tym podobne barachła, które udawały przedmioty z czasów mojego dzieciństwa, nie wzbudzały we mnie zachwytu. Wreszcie znalazłam odpowiednią lampkę, niemal identyczną jak ta, którą dzisiaj zniszczyłam. Poza tym kupiłam jeszcze obrzydliwy statek zamknięty w butelce (Emmett stwierdził, że jeżeli spróbuję go gdzieś postawić, to Esme się zapłacze), nową torebkę, kolejne czarne szpilki (mój mąż, jak każdy facet, wzniósł tylko oczy ku niebu), śliczny szal dla Alice, taki, jakiego szukała do najnowszej sukienki, nowe buty narciarskie dla Emmeta, bo ostatnie połamał w ataku wściekłości po przegraniu slalomu-giganta z Jasperem i nowe gogle dla mnie. Gdy zaczęłam się przymierzać do szafirowych kolczyków, mój kotek nie wytrzymał.
- Dość, Rosalie. Kupiłaś więcej niepotrzebnych rzeczy niż ustawa przewiduje. Bella z pewnością już jest w domu. W swoim domu.
- Nie musiałeś tego dodawać. Jak do tej pory, nasz dom nie jest jej domem. I oby nigdy nim nie został. Nie podobają ci się te kolczyki? - spytałam niewinnie.
- Kamień ma skazę. Ale generalnie są w porządku. Mogę ci je kupić, jeśli chcesz, ale wróćmy już do domu.
- Nie ma problemu. Możemy wracać. Ty zapłać, a ja zacznę zanosić zakupy do samochodu. Tą lampę trzeba jakoś zabezpieczyć, żeby się nie stłukła. Chcę jeszcze dzisiaj nas spakować. Jak dobrze pójdzie, to rano będziemy już w samolocie. Ewentualnie jutro koło południa.
- Rosalie, gdzie ty chcesz jechać? Chcesz się stąd wyprowadzić?
- W żadnym wypadku. Jeśli ktoś miałby się wyprowadzić, to tylko Edward, ja nikomu w niczym nie przeszkadzam. Na razie mam ochotę pojeździć na nartach. Albo na desce. W każdym razie, w Aspen muszą być świetne warunki narciarskie. Jest sezon, a my jeszcze nie byliśmy na stoku. Trzeba to odrobić.
Mój ukochany Cullen tylko westchnął, podając zdziwionej sprzedawczyni swoją kartę kredytową. Wiedział, że nie o narty mi chodzi, tylko o pewną formę ucieczki. W momencie, w którym Bella przekroczyła próg naszego domu, kiedy w ściany na stałe wtopił się jej zapach, straciłam swój azyl. Miejsce, w którym czułam się bezpiecznie, gdzie wprawdzie rozmawialiśmy o niej, ale nigdy jednoznacznie nie kojarzyło mi się ono z nią. A teraz... Wszystko się skończyło, wkroczyła na mój teren. Musiałam wyjechać, by nabrać dystansu do sprawy i Emmett doskonale to rozumiał. Dlatego nie oponował. Niemal nigdy nie oponował.
Szybko zapakowaliśmy zakupy i siebie do samochodu - znowu ja prowadziłam - i szybko wyjechaliśmy na drogę. Miałam czysty umysł, patrzyłam pod koła, nic innego mnie nie interesowało. Byłam tylko ja i droga. Wolałam nie myśleć o tym, co zastaniemy w domu. |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Magdolińska dnia Pon 22:58, 05 Sty 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
Nut
Wilkołak
Dołączył: 17 Lis 2008
Posty: 123 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kętrzyn
|
Wysłany:
Śro 16:23, 31 Gru 2008 |
|
Zawsze chciałam przeczytac coś oczami Rosalie.
I myślę, że trafiłaś z kazdym jej słowem i gestem.
Bardzo mi sie podoba.Brawa dla Ciebie |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Wild Willy
Wilkołak
Dołączył: 26 Sie 2008
Posty: 119 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Śro 18:39, 31 Gru 2008 |
|
Świetne! Bardzo przyjemnie się czyta fragmenty książki oczami Rosalie.
Czekam na dalsze.:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
vampire
Wilkołak
Dołączył: 04 Gru 2008
Posty: 168 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: gdansk
|
Wysłany:
Czw 15:55, 01 Sty 2009 |
|
Ładnie to się czyta.
A to w którym miejscu książki jest? bo mi nie pasuje to zdanie, w ktorymm piszesz ze zapach Belli pozostał na zawsze w naszym domu, czy cos takiego.
TO jest po pierwsej wizycie, wiec ten zapach tam jest juz, wiem czepiam sie :D
jeden bląd: nie czerwieniu tylko czerwieni.
NO to by bylo na tyle :)
Czekam na nastene częsci :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Alalaa
Wilkołak
Dołączył: 02 Gru 2008
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź
|
Wysłany:
Czw 16:27, 01 Sty 2009 |
|
To.Jest.Naprawde.Dobre!
Kocham Rosalie.. Od niedawna w sumie, ale oczarowała mnie ta postac. Jedyne co mi w niej przeszkadza to traktowanie Emmetta. A reszta gitesior.
Czekam...
:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Anabells
Zły wampir
Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 332 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ni stąd ni zowąd
|
Wysłany:
Czw 16:50, 01 Sty 2009 |
|
Ale z Rosalie jędza. Świetnie wpasowałaś się w jej tok myślenia.
Wiesz już kiedy następna część??? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
aciaaa
Człowiek
Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 16:55, 01 Sty 2009 |
|
Magda czytałam już to na tvs ;-) ale chyba tam nic nie napisałam xD kocham Rose <3 świetnie Ci wyszło :D chcę więcej, ale to już na pewno wiesz :) wena życze |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ginger!
Zły wampir
Dołączył: 13 Gru 2008
Posty: 448 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 24 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Czw 17:37, 01 Sty 2009 |
|
Uwielbiam Rose :D Jest genialna :D Ładnie, zgrabnie napisane :D Czekam na więcej Rosalie. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Carrie Cullen
Człowiek
Dołączył: 26 Gru 2008
Posty: 83 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Słubice N/O Poznań.
|
Wysłany:
Czw 17:39, 01 Sty 2009 |
|
- Emmett, skarbie, czy mógłbyś nie nazywać mnie przewrażliwioną furiatką?
umieram ze śmiechu :D
Niby nie lubię Rose, ale się do niej przekonuję ; ) Czekam na news. ; ) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Magdolińska
Wilkołak
Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 205 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lublin
|
Wysłany:
Czw 19:13, 01 Sty 2009 |
|
Zacznę od tego, że nie mam na imię Magda. :D Gabriela, wiem, z nickiem kojarzy się Magda (to od Magdy M. ). A wydarzenia w tym opowiadaniu są luźno związane z książką. Tzw. jest wizyta Belli, atak Jamesa (będzie, jak mi się zapał nie skończy), ale mają trochę inny przebieg i są przedstawione z innej perspektywy.
Na razie tyle info od autorki. :D Mam nadzieję, że uda mi się was przekonać do Rosalie. A w każdym razie wzbudzić jakieś gorące uczucie wobec niej.
A teraz, miłego czytania...
***
Beta: ScaryMary
Kiedy wjechałam do garażu zauważyłam Alice siedzącą na masce ukochanego Astona Martina Vanquisha Edwarda.
- Ja na twoim miejscu wstałabym w obawie o przyszłość własnej głowy. - powiedziałam, wysiadając z samochodu.
- Nie martw się, nic mi nie będzie. Wiem o tym, uwierz mi. Spakowaliśmy wam z Jasperem bagaże do samochodu Emmetta. Narty i deski też. Tylko Em nie ma butów.
- Już ma. Dzięki, przynajmniej nie będziemy marnowali czasu. Skarbie, mógłbyś usiąść do komputera i zarezerwować bilety na samolot?
- Jasne. - Emmett cmoknął mnie we włosy i ruszył do drzwi.
- Ten o dziewiątej się spóźni, na dwunastą są jeszcze miejsca. - poinstruowała go Ally.
- Dzięki. - mój Cullen zniknął w kilka sekund, zostawiając nas same. Usiadłam naprzeciwko Alice na masce drugiego samochodu Edwarda.
- O co chodzi?
- Ja wiem, że chcesz uciec. Próbuję ci to ułatwić tylko ze względu na Edwarda. Twoje uczucia w tym momencie są mi doskonale obojętne. Masz świadomość, że go krzywdzisz?
- Nic mu nie będzie. - prychnęłam. Tylko pokręciła głową.
- Wiesz, jak bardzo niesprawiedliwa byłaś wobec Belli? Przyszła do nas, a ty potraktowałaś ją jak błoto na butach. Nie rozumiem, dlaczego masz problem z normalnym traktowaniem jej. Ona nic ci nie zrobiła.
- Nie sprawiło mi to przyjemności. Musiałam odreagować. Isabella była najlepszym celem, jej uczucia mnie nie interesują. Nie należy do mojej rodziny.
- Jeszcze do niej nie należy. - sprostowała Alice. - Obawiam się, że nie wszystko pójdzie po twojej myśli. Ona będzie członkiem naszej rodziny. Widzę to bardzo wyraźnie. Jeszcze nie teraz, ale za jakiś czas. Nie martw się, będziesz miała czas żeby się z tym pogodzić.
- Nie mam zamiaru. Czy wy wszyscy nie widzicie, jak wielkie zagrożenie ona dla nas stanowi? W każdej chwili może komuś o nas powiedzieć. A wtedy zwalą nam się na głowę Volturi. Już mogą nam się zwalić.
- Volturi mają ciekawsze rzeczy na głowie, niż ściganie nas. Zresztą, Edward nie jest jedynym wampirem, który zakochał się w śmiertelniczce. Popatrz na rodzinę Tanyi.
- W takim razie, pozostało jej już niewiele życia. - powiedziałam ze złośliwym uśmiechem. - Zresztą, to nie moja sprawa. Ja jadę na narty. A wy róbcie, co chcecie. Droga wolna. Nic mnie to nie obchodzi. Byle nie zajęła mojego pokoju i nie grzebała w mojej garderobie. - zeskoczyłam zgrabnie na ziemię i wyszłam z garażu. Byłam zła, nic nie szło po mojej myśli. Nic nie zależało ode mnie. Nikogo w tym momencie nie obchodziłam. Z wściekłości kopnęłam w stojak na parasole, który z impetem wpadł w ścianę, z której odpadło trochę tynku i spadł obraz Picassa.
- Rosalie, czy mógłbym cię prosić na słówko? - usłyszałam spokojny głos Carlisle'a dochodzący z jego gabinetu. Najchętniej bym mu odwarknęła, ale nie pozwolił mi na to szacunek, jakim go darzyłam. Niechętnie weszłam po schodach, a potem jeszcze bardziej niechętnie przekroczyłam próg jego gabinetu.
Na mój widok wstał. Minę miał opanowaną, ale w jego oczach widać było smutek.
- Czy coś się stało? - spytałam niby od niechcenia. - Jeśli chodzi o ten stojak i obraz, to jak wrócę, to go naprawię. W końcu skończyłam historię sztuki.
- Nie chodzi mi o obraz. Zastanawiam się tylko, czemu tak źle potraktowałaś Bellę. Edward o wszystkim opowiedział. Isabella i twój brat się kochają. Przez co Bella stała się członkiem naszej rodziny. A my szanujemy członków naszej rodziny. I wspieramy ich, a nie rzucamy im kłody pod nogi. Edward nie dał ci powodu, byś utrudniała mu i tak trudne zadanie.
- Jakie niby zadanie?
- Przekonanie Belli, że żadne z nas nie zrobi jej krzywdy nie jest rzeczą prostą. Tym bardziej, że nie mamy żadnej pewności.
- Och, Carlisle, zawsze cię miałam za rozsądnego faceta. Nie rozumiem, dlaczego żadne z was nie widzi, jak ogromne problemy możemy mieć przez tą dziewczynę.
- Bella jest rozsądną osobą, nikomu nic o nas nie powie. Poza tym, Rose, zastanów się, kto by jej uwierzył? Zresztą, to nie ma żadnego znaczenia. Zachowałaś się nieodpowiednio, Bella i Edward niczym sobie nie zasłużyli na takie traktowanie. Chciałbym, żebyś ich przeprosiła.
Uniosłam pytająco jedną brew. Nie miałam zamiaru nikogo przepraszać, Carlisle powinien o tym wiedzieć.
- Ja wyjeżdżam do Aspen. A Edward niech idzie do diabła. Nie zamierzam nikogo przepraszać. - odpowiedziałam, wychodząc z gabinetu. Miałam ochotę trzasnąć drzwiami, ale uświadomiłam sobie, że niewiele by z nich zostało. Byłam tak zdenerwowana, że wpadłam na Emmetta.
- Wow, skarbie, co się dzieje? Edward gdzieś tu zakamuflował tą swoją dziewicę orleańską? - usiłował mnie rozbawić, ale jego wysiłki spełzły na niczym. Rozsierdził mnie tylko jeszcze bardziej. Emmett znał mnie jak nikt inny, więc szybko zauważył, że nie rozbawił mnie jego żart. - No już, kochanie, nie martw się. A teraz spróbuj mnie nie uderzyć i zadzwoń do linii lotniczych, że masz faceta idiotę, bo cię do samolotu nie wpuszczą.
- A to niby czemu? - spytałam zdziwiona, bo z jego wypowiedzi nic nie wynikało. Oprócz tego, że zrobił coś głupiego.
- Bo mi się pieprzą te twoje nazwiska. - zamachał bezradnie rękami. - Raz jesteś Hale, raz Cullen, już mi się myli, kiedy oficjalnie jesteśmy małżeństwem, a kiedy nie jesteśmy. Teraz nie jesteśmy, tak?
- Teraz nie jesteśmy, a ja nazywam się Rosalie Hale. Em, jesteśmy w liceum, trudno, żebyśmy byli po ślubie.
- Ja już tyle lat żyję, że nic mnie nie zdziwi. Ale zadzwoń do tych linii lotniczych, bo bilet jest na Rosalie Cullen. Możesz mieć problemy na lotnisku. Powiedz im, że ci się dopiero oświadczyłem i z tej radości mi się we łbie pomieszało, albo co. Nie wiem, wymyśl coś, proszę cię. - przytulił mnie. Spojrzałam na niego. Zrobił tak słodką minę, że nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Już dzwonię. - powiedziałam, wyjmując mu z ręki swojego własnego Blackberry, którego normalnie Em nie dotykał nawet kijem (ten nieszczęsny czerwony... ). - A ty zejdź na dół, postaw stojak na parasolki tam, gdzie powinien stać, a tego przedziurawionego Picassa zanieś do piwnicy, do mojej pracowni.
- Przedziurawiłaś Picassa? - spytał, na wpół rozbawiony, na wpół zdziwiony. No tak, przedziurawienie obrazu wartego kilka milionów nie pasowało do historyka sztuki.
- A ty pomyliłeś nazwisko własnej żony. - wytknęłam mu, żeby porzucił temat.
- Przecież nie jesteś moją żoną. - zdziwił się. - A chcesz? - spytał, upadając na kolana z takim hukiem, że wszyscy do nas podbiegli.
- Co tu się dzieje? - spytał Edward, patrząc na nas rozwścieczony.
- Oświadczam się swojej żonie. - wyjaśnił Emmett, wywołując śmiech Jaspera. - Alice, pożycz mi jakiś pierścionek, dopóki sam nie kupię.
Alice tylko parsknęła śmiechem i zniknęła w swojej sypialni. Wrócił po kilku sekundach z pierścionkiem z największym brylantem, jaki dało się zmieścić na takim maleństwie. Podała go Emmettowi.
- Dzięki, siostro. - szepnął do niej. - A więc, Rosalie, skarbie, czy wyjdziesz za mnie? Po raz kolejny? - dodał po chwili.
Z trudem powstrzymałam się od śmiechu, żeby zachować powagę sytuacji.
- Tak, wyjdę za ciebie. - powiedziałam, wyciągając dłoń, żeby założył mi ten pożyczony pierścionek.
Edward tylko parsknął śmiechem i poszedł do swojego pokoju. Carlisle i Esme oraz Alice i Jasper złożyli nam gratulacje.
- Czuję, że w połowie tygodnia przestanę się na ciebie gniewać. Będziecie mieli ślub i wesele stulecia. - powiedziała Alice, zmniejszając mi pierścionek.
- Po raz ósmy? - zdziwił się Emmett, sam dzwoniąc, żeby zmienić nazwisko na moim bilecie.
- Przebijanie samej siebie to moja specjalność. - stwierdziła. - Jasper odwiezie was na lotnisko. A ja zaniosę tego Picassa do piwnicy. I tak nie pasuje do ściany, powieszę tam tą rycinę z Nowym Jorkiem.
- Dzięki. - powiedziałam, chociaż wiedziałam, że robi to dla Esme. Obie byłyśmy świadome, że uszkodzenie jednego obrazu można zatuszować tylko wyciągnięciem innego z piwnicy.
- Idźcie już. Bo mi się skończy dobra wola. - pogroziła mi palcem, ale po chwili się rozchmurzyła. - Znowu będziemy miały jedno nazwisko. Uwielbiam wasze śluby, wy się tak ładnie umiecie cieszyć. Najlepszy był ten, po którym Emmett, jak cię wnosił do sali w hotelu i przypadkiem uderzył twoimi nogami w ścianę. I zrobiła się dziura. - mimowolnie obie parsknęłyśmy śmiechem.
- Rosalie! - krzyknął Emmett z garażu. - Chodź już, bo naprawdę się spóźnimy!
- Już idę. - odpowiedziałam, wywijając oczami. Czekało mnie dziesięć dni białego szaleństwa. Potem będę musiała wrócić do codzienności, będę musiała się z nią zmierzyć. Teraz miałam wolne i nie zamierzałam się przejmować Edwardem.
- A na wasz ślub zaproszę Bellę. Czy ci się to podoba, czy nie. - powiedział Edward, wyglądając z pokoju. A ja tym razem nie wytrzymałam i rzuciłam się na niego. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Magdolińska dnia Pią 17:59, 02 Sty 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Loona
Wilkołak
Dołączył: 24 Paź 2008
Posty: 242 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rybnik / Piekiełko
|
Wysłany:
Czw 20:41, 01 Sty 2009 |
|
Bardzo podoba mi się twój ff.
Nigdy nie przepadałam za Rosalie, jako tako się do niej przekonałam dopiero w "Breaking Dawn".
Fajnie jest przeczytać coś z jej perspektywy.
Życzę weny.
A tak poza tym, Szczęśliwego Nowego Roku. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
vampire
Wilkołak
Dołączył: 04 Gru 2008
Posty: 168 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: gdansk
|
Wysłany:
Czw 21:17, 01 Sty 2009 |
|
mi też się bardzo podoba twój ff.
Może uda Ci się mnie przekonac do Rosalie :D
juz jej nie nienawidze tylko nie lubie xD
Kiedy mozna sie spodziewac nast, czesci?
Szczęśliwego Nowego Roku! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ginger!
Zły wampir
Dołączył: 13 Gru 2008
Posty: 448 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 24 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Czw 21:24, 01 Sty 2009 |
|
Cytat: |
- Wow, skarbie, co się dzieje? Edward gdzieś tu zakamuflował tą swoją dziewicę orleańską? - |
Uwielbiam Emmeta. A Rose + Emmet = :D:D:D:D
Ma blondyna charakterek :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Pią 0:40, 02 Sty 2009 |
|
fajnie, że nie jest to kolejny ff z punku widzenia Belli. ;D
Rosalie jest świetna, tak samo jak Twoje opowiadanie. ;d
Czekam na dalsze części! ;* |
|
|
|
|
PewnaPani
Zły wampir
Dołączył: 14 Gru 2008
Posty: 436 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lublin
|
Wysłany:
Pią 0:46, 02 Sty 2009 |
|
Lubię Rose, więc czytanie FF z jej punktu widzenia to dla mnie przyjemność, szczególnie jeżeli są dobrze napisane. A Twój taki jest.
Wszystko napisane poprawnie, większych błędów nie znalazłam.
Jestem na wielkie tak i z chęcią przeczytam dalsze części. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|