|
Autor |
Wiadomość |
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 16:49, 03 Lut 2009 |
|
Czas spędzony na tłumaczeniu tego rozdziału przetrwałam dzięki "Lost" Noir Desire. Polecam. ;>
Ósmy rozdział byłby pewnie już dziś, ale niestety, złośliwość rzeczy martwych. Postaram się uzupełnić go w weekend.
Bądźcie grzeszne.
Autorka oryginału: Enovie
Beta: kamyll.riot. Dziękować dziękować. ;*
***
Rozdział siódmy
Nad trzecią opcją wolałam w moim wyczerpaniu nawet nie myśleć, ta jednak właśnie weszła do środka.
Dokładnie w momencie, gdy Edward lodowatym językiem dotknął skóry mojej szyi i zaniepokojona podniosłam powieki, ktoś otworzył drzwi z nadludzką szybkością. Dysponowałam zbyt ludzkim wzrokiem, by móc zobaczyć, jak Carlisle wbiega i chwyta ramię Edwarda. Wszystko, co zauważyłam, to szarpnięcie moim ciałem, gdy odrywał go ode mnie. Wszystko, co widziałam, to pozycja, w której się znaleźli, gdy znowu znieruchomieli: Carlisle chwycił kołnierz koszuli Edwarda i przyparł go gwałtownie do ściany, a sam Edward przewiercał go na wskroś czarnymi, pozbawionymi tęczówek oczami. Wszystkim, co czułam, była ciepła ciecz, która nadal sączyła się z mojej wargi.
- Nie powinieneś może pospacerować chwilę na świeżym powietrzu? – Głos Carlisle’a brzmiał intensywnie i nieswojo, jakby Edward bronił się przed jego uchwytem o wiele bardziej, niż na to wyglądało.
- Nie idź! – Z moich wypełnionych krwią ust wydobył się jedynie ledwie zrozumiały bulgot. Czerwone krople zdobiły moją bladą szyję i białą koszulę nocną.
Carlisle obrzucił Edwarda zmartwionym spojrzeniem, w końcu jednak odwrócił głowę. Edward osunął się po ścianie na podłogę. Jego wargi drżały.
- Co ty wyprawiasz? – zganił mnie Carlisle cicho, powoli zbliżając się w moją stronę. Jego oczy, choć pozostały jasne, były wściekłe.
- To nie było celowe – w dalszym ciągu bulgocząc, odparłam jego jawne przypuszczenie.
Chciałam przełknąć trochę krwi, która zalewała mi usta i utrudniała mówienie, jednak nie potrafiłam się do tego zmusić.
Ciągle jeszcze rozgniewany złapał za pościel i wykorzystał ją jako opatrunek na moją ranę. Biel natychmiast przesiąkła mocniejszą czerwienią.
- Przecież to wszystko nie musi skończyć się tragicznie - wyszeptał, starając się zataić przede mną swoje zniechęcenie.
Ostrożnie zerknęłam w stronę Edwarda, który nadal siedział na podłodze, opierając się o ścianę. Ukrywał przede mną swoje przerażające, czarne oczy.
- Tak mi przykro! – wymamrotałam w opatrunek, a on potrząsnął głową. Przyglądanie się temu nagłemu ruchowi znów wzmogło moje zawroty głowy.
Szybko i bez brania oddechu, powiedział: - To nie twoja wina, Bello. To był tylko nieszczęśliwy wypadek.
- Nic byś mi nie zrobił, wiem o tym! – skłamałam.
Nie wierzył w to nawet przez sekundę.
- Proszę cię! – błagałam i mimo, że mój głos był słaby, jeszcze bardziej stłumiony przez pościel, którą miałam opatrzone usta, dało się słyszeć tę prośbę.
Tak gwałtownie, że aż się przestraszyłam, Edward odwrócił do mnie swoją bladą twarz i jak zawsze czarne oczy, i wpatrywał się we mnie, pieniąc się ze złości.
- Co? O co mnie prosisz? Nadal jestem przy tobie, chociaż ten zapach odbiera mi zmysły. Chociaż wszystko we mnie skręca się z pragnienia. Chociaż w tej chwili nie interesuje mnie nic innego, poza tą cudownie pachnącą krwią, która mnie do siebie przyzywa. Chociaż nie mogę odepchnąć od siebie wizji, w których z przerażającą łatwością pozbawiam cię życia i w końcu biorę sobie to, czego od ciebie chcę. A to tylko dlatego, że mnie o to poprosiłaś. Więc czego jeszcze sobie życzysz? Zrobię naprawdę wszystko!
Sam Carlisle wydawał się wystraszony. Nie mówiąc już o mnie.
- Ja po prostu dłużej tego nie zniosę, Bello!
I już klęczał przy moim łóżku, trzymając moją dłoń w swojej, chociaż cała była wymazana krwią.
Wpatrywał się we mnie zrozpaczony.
- Nie mogę dłużej znieść oglądania cię takiej kruchej. Nie chcę być dla ciebie niebezpieczeństwem. Nie chcę, żebyś w ogóle musiała znowu znaleźć się w niebezpieczeństwie. Nie powinnaś jeszcze kiedykolwiek być słaba i nie chcę nigdy więcej bać się, że stracę cię na zawsze. Zrobię wszystko, co konieczne, Bello. Wszystko!
Ten moment był najmniej idealnym, jaki mogłam sobie wyobrazić. Wydawał się taki nierealny. Nawet najbardziej sadystyczny autor tego świata nie mógłby wymyślić tego lepiej.
Był środek nocy, siedzieliśmy w pogrążonym we śnie szpitalu, wszystko pokrywały krople krwi, Carlisle ciągle jeszcze przyciskał pościel do mojej dolnej wargi, kręciło mi się w głowie i było mi niedobrze, i zamiast patrzeć w moje ukochane, topazowe oczy, wpatrywałam się w milczeniu w śmiertelne, czarne tęczówki Edwarda. Mimo to ten obraz przedstawiał najpiękniejszy widok w moim krótkim życiu. Nie mogłam nic odpowiedzieć, bo w mojej bezgranicznej niezdarności obryzgałabym krwią jego przerażająco piękną twarz albo zrobiła coś podobnego.
Przytaknęłam tylko.
To takie proste i jednocześnie niepokojące, wyobrazić sobie, na jak bezradną, przemęczoną i smutną musiałam w tamtym momencie wyglądać.
Edward przyglądał mi się jeszcze przez długą chwilę. Widziałam w jego oczach rosnące napięcie, rozsadzające czarne źrenice. Jednak decyzja była ostateczna. Mówił poważnie. Krew sączyła się rytmicznie na prowizoryczny opatrunek. On też przytaknął i w pośpiechu opuścił pokój.
Moja dolna warga pulsowała i szczypała długo po tym, jak skończyłam krwawić. Nie mogłam zasnąć.
Następnego ranka (kilka godzin po moim zranieniu) odwiedził mnie Charlie, który wprawdzie zmartwił się nieco widokiem nowego obrażenia, jednak jego ojcowski strach skupił się na przyczynie mojego pobytu w szpitalu. Nadal nie powiedziałam mu o guzie. Przyniósł kwiaty od Mike’a i Jessiki, życzenia powrotu do zdrowia od Angeli, czekoladki od Jacoba i perspektywę wielu stresujących wizyt w nadchodzących dniach. Mama też miała przyjść; na szczęście nie zauważył, jak na wieść o tym ogarnia mnie panika.
Carlisle co godzinę do mnie zaglądał, Emmett, Esme i Jasper (Rosalie ani razu nie znalazła się w pobliżu szpitala) przynieśli ze sobą wielkie, wytworne i drogie bukiety, zamieniając pusty szpitalny pokój w odurzająco pachnące morze kwiatów, Alice czesała mnie w zamyśleniu tak długo, że aż bolało, a Edward przez prawie godzinę kołysał mnie w swoich ramionach. Moją salę odwiedzało wiele pielęgniarek, badając mi puls, poprawiając pościel i zadając dziesiątki pytań troskliwym, współczującym tonem, jednak nie mogłam ich zrozumieć. Czułam się jak pod wodą. W ich głosach dało się słyszeć zmartwienie, ale nadal nie rozumiałam, czego ode mnie chcą, chociaż naprawdę się starałam. Dawały mi różne leki, po których przed oczami widziałam kolorowe punkciki. Usiadłam wygodnie i przyjrzałam się im.
Znowu udawało mi się zasnąć, nigdy jednak dłużej niż na kilka minut; niepokój wyrywał mnie ze snu. Dopiero po dniu, nocy i znowu prawie całym dniu tutaj, doszłam do tego, jak bardzo bezsenność wydłuża czas. Pewnego razu mój przemęczony, zaatakowany przez guz, mózg spytał, kiedy w końcu umrę. Sen wieczny! Moje ciało nie mogło już się go doczekać. Ja sama marzyłam o szybkiej przemianie. Edward nie może już dłużej czekać. Po prostu nie może!
Zarówno mój organizm, jak i umysł, były tak wyczerpane, że nie miałam już siły powstrzymywać się od snu. Prawie się z tego cieszyłam.
Śniłam o przerażającym, czarnym morzu i o falach bólu, które jednak mnie nie dosięgały. Śniłam o zatonięciu w słodkim i jednocześnie słonym zapachu rdzawych lodów. Śniłam o białej skórze, ostrych zębach i oczach o barwie bursztynu.
Śniłam o małym różowym domku ze skrzynką na listy, w którym mieszka czarny jak smoła Pan Guz. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Wto 16:52, 03 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
wampirek
Dobry wampir
Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 1124 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 17:04, 03 Lut 2009 |
|
cholera na co oni czekają, na gwiazdkę? Nie rozumiem, na początku ok szok i tak dalej, Edward jak zwykle miotający się w swoich przekonaniach ale Carlisle jako lekarz już dawno powinien postanowić cos konkretnego, jak długo będą się nad nią niepotrzebnie pastwić?
i znów pytam na co oni czekają?
Mam nadzieje, ze weekend szybko napłynie
Robaczku świetne tłumaczenie, mimo, że nie znam oryginału :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
mloda1337
Zły wampir
Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 288 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wspaniałe miasteczko pod Poznaniem
|
Wysłany:
Wto 17:05, 03 Lut 2009 |
|
mmmm... i ta chatka, w której mieszka pan guz... bardzo ładne! chcę więcej! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
steffi
Człowiek
Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 95 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Wto 17:27, 03 Lut 2009 |
|
kiedy on wkońcu ja przemieni =]
nie no to ciągnie sie a ja sie nie moge doczekać =]
=]
czekam =]
weny życzę =] |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Anahi
Dobry wampir
Dołączył: 06 Wrz 2008
Posty: 2046 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 150 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wlkp.
|
Wysłany:
Wto 17:36, 03 Lut 2009 |
|
Cudowne .. Niewiem dlaczego ale popłakałam się przy tej części .. szkoda mi Edwarda, a jeszcze bardziej Belli. Niech ją już przemieni. Niepotrzebnie się męczy.
Robaczku bardzo dobra robota , świetne tłumaczenie ;* |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Anahi dnia Wto 17:38, 03 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Dahrti
Zły wampir
Dołączył: 21 Lis 2008
Posty: 328 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Wto 17:39, 03 Lut 2009 |
|
Moze chcą, by Bella mogła się pożegnać z mamą i Charlim? Żadnego innego logicznego wyjaśnienia nie widzę. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dians
Zły wampir
Dołączył: 15 Sty 2009
Posty: 253 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zbąszynek.
|
Wysłany:
Wto 18:24, 03 Lut 2009 |
|
Jasna ciasna!
Na co oni czekają?!
Bella ma już omamy.
I śni o Panu Guzie.
Bosko. Zaczekajmy aż umrze.
Czekam na następne i życzę wielgachnej weeeny :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Anabells
Zły wampir
Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 332 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ni stąd ni zowąd
|
Wysłany:
Wto 18:43, 03 Lut 2009 |
|
Ja tam nie wiem na co czekają. Żeby jej się pogorszyło? Żeby ff był dłuższy???
Stawiam na to drugie.
Duuużo wolnego czasu!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
alishaBlack
Człowiek
Dołączył: 31 Gru 2008
Posty: 54 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z tamtąd skąd się niespodziewasz :P
|
Wysłany:
Wto 22:11, 03 Lut 2009 |
|
ta chcą nas wpędzić w odrętwienie czekając na finał przemiany xDDD
tłumaczenia genialne czytałam i czułam sie jakbym była tam obok...
Edward tu jest niesamowity o dobry i zły za razem mniam cudo :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
AnaBell
Człowiek
Dołączył: 04 Lut 2009
Posty: 55 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 16:07, 04 Lut 2009 |
|
Hmmmm........... Super!!!! ale wydaje mi sie ze w obliczu śmierci Belli, Edward nigdy by sie nie zastanawiał czy zamienic ja w wampira czy tez nie. To chyba oczywiste ze chciałby z nia zostac na zawsze.... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 22:16, 08 Lut 2009 |
|
Obiecałam, że wrzucę w weekend, więc dotrzymuję obietnicy. ;>
Nie mam pojęcia, kiedy będzie następna część. Wirklich. Ave kucie.
Miłego tygodnia życzę. ;*
Autorka oryginału: Enovie
Beta: iskra. :) Wielkie, wielkie dzięki. ;* Nie mogłabym też zapomnieć o najlepszej siostrze na świecie, Soni, której zawdzięczam przed-betę.
***
Rozdział ósmy
Gdy się obudziłam, byłam sama. Mrużąc oczy wyjrzałam na zewnątrz – musiało być południe, bo słońce znajdowało się dokładnie przy moim oknie na trzecim piętrze. Pokój tonął w kwiatach, balonach i innych prezentach, ale poza nimi nikogo przy mnie nie było. Ani Edwarda, który czule trzymał mnie w swoich ramionach. Ani badającego mi puls Carlisle’a. Ani pielęgniarki ze strzykawką w ręku. Ani Charliego, który, mimo swojej chwilowej niewiedzy, tak bardzo się martwił. Ani wiecznie spieszącej się mamy. Ani Alice przyglądającej mi się dużymi, ciekawymi oczyma. Ani Emmetta, ani Jaspera i na szczęście żadnej Jessiki lub, co gorsza, Mike’a. Po raz pierwszy mogłam zachowywać się całkiem swobodnie, nie musiałam udawać, że się nie boję, jakby moje położenie nie było mi doskonale znane.
Nie chciałam, żeby Edward to zauważył, ale czułam strach przed śmiercią. Niezależnie od tego, czy mnie teraz przemieni, czy nie, nie będę mogła więcej zobaczyć się z moją rodziną. I nawet, jeśli Mike i Jessica działali mi czasem na nerwy, ich również będzie mi strasznie brakowało. Bałam się łez mojej mamy i wyrazu twarzy Charliego. Mimo najlepszych chęci nie wiedziałam, jak mam to wszystko przetrwać. Nie wiedziałam nawet, jak radzić sobie z ciążącą mi wiedzą.
Właśnie przeklinałam mój zniszczony mózg, moją słabość, szpital, niekompetencję lekarzy – po prostu wszystko, gdy drzwi otworzyły się z łoskotem.
Alice sprawiała wrażenie podekscytowanej, gdy tanecznym krokiem wkroczyła do pokoju. W ramionach trzymała różne kolorowe materiały, które błyszczały w białym świetle i odbijały się na jej twarzy dziesiątkami tęczowych punkcików.
- Płakałaś, Bello? – spytała niespodziewanie i jej twarz spoważniała.
Nie zorientowałam się nawet, kiedy do moich oczu zakradło się kilka pojedynczych łez. Wstrzymałam je, nie pozwalając, by spłynęły na policzki.
- Dopiero co się obudziłam – odpowiedziałam, usiłując jednocześnie odchrząknąć.
To wytłumaczenie wprawdzie jej nie zadowoliło, ale nie drążyła dłużej tematu.
- Zrobimy cię dzisiaj na bóstwo. Ta bezkształtna, szara piżama jest naprawdę nie do zniesienia.
Ogarnęła mnie panika, gdy tylko rzuciłam okiem na stos leżących na moim łóżku rzeczy i zobaczyłam, co się wśród nich znajduje. Ona chyba oszalała!
- Alice, jestem w szpitalu…
- To przecież nie znaczy, że nie możesz wnieść w to beznadziejne miejsce odrobiny blasku i seksapilu.
Powoli i ostrożnie, starając się nie upaść, zaczęłam odsuwać się poza zasięg rąk Alice, a jeszcze dalej od za ciasnych, za krótkich ubrań.
- Nie ma we mnie ani blasku, ani seksapilu. Ja po prostu nie jestem żadną lolitką, Alice. Proszę cię…
- Uspokój się! Zobaczysz, Edward będzie zachwycony, nawet twój ojciec spojrzy na ciebie całkiem inaczej.
- Nie pokażę mu się tak na oczy!
Zbliżyła się bez pospiechu, a na jej twarzy zakwitł szeroki uśmiech.
- Pokażesz, pokażesz.
I jak to zwykle się dzieje w zamkniętej przestrzeni, w końcu uderzyłam plecami o ścianę. Nie było żadnego wyjścia… Nigdy go nie było!
- Błagam, zlituj się! Nie czuję się za dobrze – westchnęłam. Rzeczywiście, nie czułam się najlepiej. Wszystko wydawało mi się dziwne i obce. Na próżno miałam nadzieję, że moja choroba będzie przebiegała bez jakichkolwiek symptomów (pomijając nieznośne bóle głowy).
- Będę o tym pamiętać. – Gdyby to było możliwe, uśmiechnęłaby się jeszcze szerzej.
- Żadnego makijażu!
- Jasne. Ale włosy…
Zanim naprawdę mogłam zrozumieć, co ze mną planuje albo dlaczego tak kurczowo uczepiła się zamiaru zadręczenia mnie, założyła na mnie kusą, wyjątkowo ciasną i głęboko wyciętą koszulę nocną, tamując mi tym samym dopływ powietrza. Gdy spojrzałam w dół, mogłam zobaczyć przez dekolt mój brzuch i w tym miejscu materiał całkiem się kończył. Koszulka była naprawdę obcisła i wyraźnie podkreślała wszystkie moje krągłości (a nie miałam ich za wiele). Ciemnoniebieski jedwab błyszczał stylowo przy każdym ruchu. Innymi słowy: byłam naga!
Jak w ogóle mogłam wcześniej źle myśleć o modzie szpitalnej?
- Bello, wyglądasz absolutnie oszałamiająco! – wykrzyknęła i zadowolona przyglądała się swojemu dziełu.
Nie sprzeciwiałam się, ponieważ w przypadku Alice, to i tak nigdy nie miało sensu. Zamiast tego opadłam na łóżko, spodziewając się jednak, że najgorsze jeszcze przede mną.
- Pójdę tylko po lakier do włosów i lokówkę. Będzie fantastycznie, zobaczysz!
Nie widziałam, jak przemknęła przez pokój, byłam zbyt zajęta naciąganiem mojego nowego stroju na tyłek.
Drzwi ponownie się otworzyły i już miałam ukryć się w łazience (nie, żebym nie wiedziała, że to strata energii), gdy zamiast Alice, której się spodziewałam, zobaczyłam Edwarda.
Jak zawsze wyglądał pięknie – wręcz idealnie – mimo, że w świetle jarzeniówek jego skóra miała szary odcień.
Przez chwilę wpatrywał się we mnie swoimi ciemnymi oczyma (ostatnio ciągle były czarne), po czym potrząsnął głową z cieniem uśmiechu na twarzy.
- Alice tu była – stwierdził.
Zawstydziłam się tak bardzo, że nawet odsłonięta skóra mojego dekoltu i nagie uda nabrały czerwonego koloru. Spuściłam wzrok i gorączkowo usiłowałam zakryć kołdrą moją nagość.
- Jak kropla krwi rozlana w mleku – wyszeptał Edward czule, zanim znalazł się u mojego boku i musnął mój policzek opuszkiem palca.
- Słucham? – Mój głos drżał, tak bardzo trzęsły mi się wargi.
- To cytat – powiedział prosto, dalej przyglądając się rumieńcom na mojej twarzy (jedynej części ciała, jaką mógł jeszcze zobaczyć).
Nie znałam tego cytatu, nie wiedziałam też, skąd pochodzi, ale podobał mi się.
- Musiałem pomyśleć o tym, czego się boisz najbardziej – mruknął nagle.
Od razu wiedziałam, co ma na myśli – chodziło mu o moją obawę, że po przemianie jego uczucia do mnie się zmienią.
- I do czego doszedłeś?
- Bello, czy nie mówiłem ci wystarczająco często, jak bardzo cię kocham? Zawsze będę cię bezgranicznie kochał, nieważne, w jakiej postaci będziesz dalej egzystować. Dlaczego w to wątpisz?
Wypuściłam wstrzymywany od jakiegoś czasu oddech.
- Nie wątpię w to. Nawet, jeśli na początku szło mi ciężko, teraz zrozumiałam, że naprawdę mnie kochasz… mnie… Człowieka. Kochasz moje ciepło, bicie mojego serca, zapach mojej krwi. Nie przeszkadza ci wcale, gdy czerwienię się jak pomidor, to też kochasz. Pytam tylko samą siebie, czy twoje uczucia do mnie się nie zmienią, gdy to wszystko przepadnie na zawsze, gdy źródło wyschnie.
To go rozwścieczyło. Jego oczy pociemniały i zacisnął wargi.
- Nie! To się w ogóle nie zmieni! – Ciężko było go zrozumieć, bo mówił, praktycznie nie otwierając ust.
- Udowodnij mi to!
- Jak? Zrobię wszystko!
- Poślub mnie, gdy stanę się wampirem! – Prawie nie mogłam uwierzyć, że właśnie to powiedziałam. Co mnie opętało? Czy w ostatnich chwilach życia musiałam zachowywać się tak… niefrasobliwie?
Edward uśmiechnął się tak naprawdę po raz pierwszy, odkąd znalazłam się w tym nieszczęsnym miejscu, a jego oczy zalśniły topazowym blaskiem.
- I tak zamierzałem to zrobić.
Poczułam ucisk w gardle, powietrze przestało docierać do moich płuc. Już od dawna, bardzo dawna marzyłam o poślubieniu Edwarda. Marzenie każdej małej dziewczynki – ślub z księciem! Ale nigdy nie przypuszczałam, że może on też tego pragnie. Jestem na to zbyt wielką realistką. Nie wierzę w bajki, więc szaloną mrzonkę, że Edward mógłby chcieć mnie poślubić, od razu wcisnęłam gdzieś między „Kopciuszka” a „Królewnę Śnieżkę”.
Edward usiadł obok mnie na łóżku i ujął moje dłonie, które w jego dużych rękach wydawały się bardzo drobne. Wprawdzie resztkami świadomości zarejestrowałam, że pościel ześlizgnęła się z mojego ciała, znowu wystawiając moją prawie-nagość na pokaz, jednak już mnie to nie interesowało. Z czułością pocałował najpierw palec serdeczny mojej lewej ręki, później obie dłonie i po tym, jak podarował mi zniewalający uśmiech, pochylił się do przodu, by złożyć na moich ustach pocałunek.
Nigdy mnie tak nie całował. Tak gorąco i niecierpliwie. Zapominając o wszelkiej ostrożności. Wiedziałam, że moja dolna warga powinna właściwie płonąć, ale nie byłam w stanie odczuwać bólu.
Odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy. Czekaliśmy, aż bicie mojego serca znowu wróci do normalnego rytmu, a oddech się uspokoi.
W jego złotych oczach tańczyły iskierki, oddychał zbyt szybko, jak na wampira, a na jego twarzy gościł uśmiech, jakiego nigdy wcześniej u niego nie widziałam. Wyglądało na to, że cała złość, smutek i strach odeszły w niepamięć.
- W takim razie na co jeszcze czekasz? – wyszeptałam.
Słysząc to odwrócił wzrok i cały romantyzm prysnął.
- Czekam, aż powiesz swojemu ojcu, a przy okazji mamie, że jesteś chora i niedługo umrzesz. – Jego głos był coraz cichszy. – Nawet nie wiesz, jak mi przykro, ale musimy… upozorować twoją śmierć. – Przy ostatnim słowie drgnął lekko. – Powinnaś się jakoś pożegnać, bo nie będziesz mogła ich więcej zobaczyć.
Przełknęłam z trudem.
- Dobrze, zrobię to.
- Kocham cię! – przysiągł, a blask jego oczu mnie hipnotyzował. – Kocham cię i zawsze będę cię kochał. Dowiodę, że jestem godny tego, co dla mnie robisz – porzucasz swoją rodzinę i przyjaciół. Przyrzekam ci to, Bello.
Nie pozwolił mi w żaden sposób się zrewanżować, chociaż chciałam w tej chwili tak wiele powiedzieć. Chciałam mu powiedzieć, że dla niego zrezygnowałabym ze wszystkiego. Chciałam wyjaśnić, że to ja nie jestem godna jego, w żadnym wypadku odwrotnie. Ale chciałam też przypomnieć mu o tym, że i tak będę musiała porzucić wszystkich moich bliskich, gdy w końcu umrę. Chciałam go zapewnić, że go kocham, wielbię i podziwiam.
Jednak pocałował mnie i wszystkie te myśli pozostały niewypowiedziane. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Czw 18:43, 12 Mar 2009, w całości zmieniany 6 razy
|
|
|
|
wampirek
Dobry wampir
Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 1124 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 22:24, 08 Lut 2009 |
|
Chciałam walnąć komentarz na pół strony i nie mogę.
Chciałam cię zlinczować za ten jakże krótki tekst i nie mogę.
Chciałam się ze złościć, że muszę tyle czekać i też nie mogę.
Pozostaje mi tylko czekać do tego cholernego piątku
Powodzenia w szkole życzę.
PS to tak z sympatii do ciebie |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 22:42, 08 Lut 2009 |
|
Tak, wiem, nie ma mnie tu. Właśnie rozpaczam nad moją niewiedzą.
Ale muszę coś powiedzieć. Wampirku, nie bardzo rozumiem, na co Ty czekasz [chodzi mi o piątek]. ;d Tj. może nie jesteś w stanie tego przeczytać, bo jest niezbetowane, ale poza tym, że mam nadzieję dać tego dnia poprawioną wersję, to nie przewiduję publikowania kolejnej części.
Szczerze mówiąc, sądzę, że długo poczekacie na rozdział dziewiąty. ;P
;* Naprawdę uciekam. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Nie 22:44, 08 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
steffi
Człowiek
Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 95 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 22:48, 08 Lut 2009 |
|
no może w końcu dojdziemy do momentu przemienienia :)
czekam na więcej
powodzenia przy tłumaczeniu
i weny dla autorki :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
wampirek
Dobry wampir
Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 1124 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 16:57, 09 Lut 2009 |
|
Robaczek napisał: |
Tak, wiem, nie ma mnie tu. Właśnie rozpaczam nad moją niewiedzą.
Ale muszę coś powiedzieć. Wampirku, nie bardzo rozumiem, na co Ty czekasz [chodzi mi o piątek]. ;d Tj. może nie jesteś w stanie tego przeczytać, bo jest niezbetowane, ale poza tym, że mam nadzieję dać tego dnia poprawioną wersję, to nie przewiduję publikowania kolejnej części.
Szczerze mówiąc, sądzę, że długo poczekacie na rozdział dziewiąty. ;P
;* Naprawdę uciekam. |
upsssssssss tak to jest jak ślepa próbuje odczytać...nie wiem jakim cudem ale wyszło mi z tego drobnego maczka ze następny rozdział w piątek...
sorki
ale chyba nie muszę dodawać, ze jestem zachwycona tym ff?
jest boski
ty też jesteś boska
:D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
mloda1337
Zły wampir
Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 288 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wspaniałe miasteczko pod Poznaniem
|
Wysłany:
Pon 17:19, 09 Lut 2009 |
|
mmmm... a jednak...
i ta alice... jak zawsze taka sama... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aletheia
Człowiek
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 80 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Łoże Emmetta
|
Wysłany:
Śro 9:16, 11 Lut 2009 |
|
Świetnie! Bella się "oświadczyła", no prawie. Piękny ff, teraz jest trochę weselszy niż początkowe party, ale równie dobrze się czyta. Początek był taki melodramatyczny, że aż się płakać chciało, a teraz czytam sobie z uśmiechem na ustach.
Vena życzę:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
EmerginSun
Nowonarodzony
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 15 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 11:08, 11 Lut 2009 |
|
Robaczek napisał: |
W jego złotych oczach tańczyły iskierki, oddychał zbyt szybko, jak na wampira, a na jego twarzy gościł uśmiech, jakiego nigdy wcześniej u niego nie widziałam. Wyglądało na to, że cała złość, smutek i strach odeszły w niepamięć.
- W takim razie na co jeszcze czekasz? – wyszeptałam.
Słysząc to odwrócił wzrok i cały romantyzm prysnął.
- Czekam, aż powiesz swojemu ojcu, a przy okazji mamie, że jesteś chora i niedługo umrzesz. – Jego głos był coraz cichszy. – Nawet nie wiesz, jak mi przykro, ale musimy… upozorować twoją śmierć. – Przy ostatnim słowie drgnął lekko. – Powinnaś się jakoś pożegnać, bo nie będziesz mogła ich więcej zobaczyć. |
Jkaoś nie pasuje mi to do Edwarda, to troche niemożliwe, żeby powiedział to z takim spokojem.
Tłumaczenie fantastyczne |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
wampirek
Dobry wampir
Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 1124 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 21:05, 11 Lut 2009 |
|
EmerginSun napisał: |
Robaczek napisał: |
W jego złotych oczach tańczyły iskierki, oddychał zbyt szybko, jak na wampira, a na jego twarzy gościł uśmiech, jakiego nigdy wcześniej u niego nie widziałam. Wyglądało na to, że cała złość, smutek i strach odeszły w niepamięć.
- W takim razie na co jeszcze czekasz? – wyszeptałam.
Słysząc to odwrócił wzrok i cały romantyzm prysnął.
- Czekam, aż powiesz swojemu ojcu, a przy okazji mamie, że jesteś chora i niedługo umrzesz. – Jego głos był coraz cichszy. – Nawet nie wiesz, jak mi przykro, ale musimy… upozorować twoją śmierć. – Przy ostatnim słowie drgnął lekko. – Powinnaś się jakoś pożegnać, bo nie będziesz mogła ich więcej zobaczyć. |
Jkaoś nie pasuje mi to do Edwarda, to troche niemożliwe, żeby powiedział to z takim spokojem.
Tłumaczenie fantastyczne |
Słysząc to odwrócił wzrok
Jego głos był coraz cichszy.
słowie drgnął lekko
mnie to daje wystarczająco dużo by zrozumieć jak mu ciężko.
Zgadzam się ze tłumaczenie fantastyczne
edit: jest nadzieja, że w ten weekend będzie kolejny rozdział? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez wampirek dnia Pią 19:24, 13 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Robaczek
Moderator
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 227 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 18:21, 15 Lut 2009 |
|
Autorka oryginału: Enovie
Beta: iskra. Vielen Dank. ;>
***
Rozdział dziewiąty
- Czy ja ci w ogóle mówiłem, jak uwodzicielsko wyglądasz? – wyszeptał z tym łobuzerskim uśmiechem na twarzy, gdy oderwał swoje usta od moich.
- Jeszcze nie – odpowiedziałam… A przynajmniej tak mi się wydawało. Moje serce waliło tak głośno, że nie rozumiałam własnych słów. Nie byłam pewna, czy powiedziałam to na głos, czy tylko pomyślałam.
Cudownie chłodny palec sunął wzdłuż linii mojej szczęki.
- Mam wrażenie, że o wiele za rzadko ci mówię, jak oszałamiająco piękna jesteś i że pragnę nie tylko twojej krwi – wymruczał w mój policzek, jego dźwięczny głos stawał się coraz cichszy. Przy akompaniamencie werbli tłukących w moim sercu był ledwo zrozumiały.
Zdawałam sobie sprawę z tego, jak wiele rzeczy chciałam mu jeszcze powiedzieć, jednak mimo najlepszych chęci nie mogłam ich sobie przypomnieć. I kto tutaj był pociągający!
Niespodziewanie odsunął się ode mnie – wprawdzie nieznacznie, ale tyle wystarczyło, by wyrwać mnie z tego odurzenia jego bliskością. Zdecydowanie, Edward był o wiele lepszy niż jakikolwiek narkotyk!
Musiało chwilę potrwać, nim odzyskałam przytomność umysłu i mogłam rozpoznać osobę stojącą w drzwiach.
- Wybaczcie, że przeszkadzam, ale niedługo zjawi się tu twoja mama – powiedziała powoli Alice. Wyglądała na zmęczoną.
Edward pogłaskał mnie po głowie po raz ostatni i podniósł się z mojego łóżka.
- W takim razie powinniśmy zawiadomić Carlisle’a.
- Ja to zrobię, zaraz wrócę. – Jednak zamiast wyjść, Alice bez pośpiechu zbliżyła się do mojej szafki nocnej, położyła na niej lokówkę i lakier do włosów, posłała mi jeszcze pogodny uśmiech i opuściła pokój.
- Co teraz będzie? – spytałam niepewnie. Znowu miałam lekkie bóle głowy.
Edward oparł się o ścianę obok łóżka.
- Za chwilę przyjdą tu twoi rodzice i powinniśmy przed tym omówić nasz plan. Żebyś wiedziała, co… stanie się później. – Uśmiechał się, ale mimo to nie wyglądał na szczęśliwego.
- Czy inni też musieli inscenizować swoją śmierć? – Oczywiście nie mogłam powstrzymać swojej głupiej ciekawości. Pytanie po prostu wydobyło się z moich ust.
- Nie, dla nas to też coś nowego. Każde z nas było umierające. Nie musieliśmy kłamać. – Starał się powiedzieć to swobodnie, ale doskonale wiedziałam, że mu się to wszystko nie podoba.
Spuściłam wzrok na koszulkę, której równie dobrze mogłabym wcale na sobie nie mieć. Nie chciałam okłamywać mojej rodziny, szczególnie mamy. Już tak długo się z nią nie widziałam, a teraz doszło do tego momentu, w którym muszę jej powiedzieć, że jej jedyne dziecko jest śmiertelnie chore. Bez wątpienia nie będzie to dla mnie proste. Będę musiała ją oszukać i… umrzeć. Może usłyszę ją płaczącą nade mną. A tata…
Naprawdę tego nie chciałam, jednak nie potrafiłam się powstrzymać i zaczęłam cicho szlochać. Dłoń Edwarda spoczęła na moim ramieniu.
- Gdybym tylko mógł, oszczędziłbym ci tego, kochanie. – Jego głos brzmiał tak bezradnie.
- Wiem… Wiem też, że bez ciebie nie dałabym sobie z tym wszystkim rady. Bez perspektywy spędzenia wieczności u twego boku...
Nie zniosłabym tego. – Uśmiechnęłam się do niego; każda komórka mojego ciała zdawała się potwierdzać te słowa.
Rozumiał to. Nie uśmiechnął się znowu, ale tym razem mogłam dostrzec te uczucia, tę czułość i radość, w jego oczach. Boże, jak ja go kochałam!
Drzwi otworzyły się i do środka wkroczyła Alice, prowadząc ze sobą Carlisle’a. Tanecznym krokiem zaczęła zbliżać się do mnie, wraz z kolejnym naręczem ubrań, które trzymała w swoich bladych ramionach. Chociaż nadal uważałam to za marnotrawstwo, to w końcu założyła na mnie coś, co można by nazwać strojem stosownym do okazji, który zakrywał wystarczająco dużo mojego odsłoniętego ciała.
- Alice, czy nie mówiliśmy ci już, że Bella nie jest twoją lalką? – zaśmiał się Carlisle i chociaż jego śmiech był jak zawsze czarujący, wydał mi się sztuczny i nie na miejscu.
Alice uśmiechnęła się tylko szeroko i nachyliła do mojego ucha.
- Tylko nie daj sobie tego wmówić!
Roześmialiśmy się wszyscy, ale była to fałszywa i pełna napięcia radość, a ja nie miałam pojęcia, dlaczego. Zgodnie z oczekiwaniami śmiech szybko ustał i na chwilę zapadła przytłaczająca cisza. Ból głowy stawał się coraz bardziej uporczywy i widok Edwarda, którego teraz obserwowałam jedynie kątem oka, zaczął mi się zamazywać.
- Twoi znajomi – Jessica, Angela i Mike – przyjdą dziś wieczorem cię odwiedzić – poinformowała mnie moja najlepsza przyjaciółka konspiracyjnym tonem. Nie mogłam pozbyć się jednak wrażenia, że chce w ten sposób rozluźnić atmosferę przed czekającym mnie koszmarem, ułatwić mi to wszystko. Chociaż było to miłe z jej strony, nie mogło mi teraz w żaden sposób pomóc.
- Możemy już przejść do planów odnośnie mojej śmierci?
Rzeczowość mojego pytania zdawała się przerazić wszystkich, z wyjątkiem Carlisle’a. Ze zrozumieniem skinął głową i pokonując drogę jednym dużym krokiem, znalazł się u stóp mojego łóżka, centrum mojego życia ostatnich kilku dni.
- Zrobimy to po wyjściu twoich rodziców i przyjaciół. Przez trzy dni będziesz bardzo cierpiała, nie zapominaj o tym. Lekarze, włącznie ze mną, staną się bezradni. Wtedy twoje serce przestanie bić - umrzesz. To ważne, żebyś się nie poruszała ani nie oddychała, Bello! Twoje ciało odbierze karawan z zakładu pogrzebowego, tak jak to się zwykle odbywa. Przedstawicielem zakładu będzie Jasper. Upozoruje wypadek; Emmett bardzo zapalił się do tego pomysłu. – Krótki śmiech. – Zabierze cię spod mostu i nienaruszoną zawiezie do motelu, w którym spotkasz Edwarda. Oczywiście w gazetach zaczną pojawiać się jakieś wzmianki na ten temat, ale nikt nie będzie mógł dziwić się, że zwłoki twoje i kierowcy nie zostaną odnalezione. Wtedy jeszcze tylko twoi rodzice odprawią uroczystość pogrzebową i koniec.
Nie mogłam się odezwać przez dobrą minutę. Trochę to trwało, zanim znowu odzyskałam głos i kiedy w końcu przemówiłam, nie byłam pewna, czy ten drżący pisk naprawdę należy do mnie.
- Brzmi skomplikowanie. – Jak według nich to się niby miało sprawdzić?
- Jednak to plan, co do którego jesteśmy pewni, że się powiedzie. Alice to widziała.
- Ale to dopiero etap zbierania pomysłów, prawda?
- A co, masz jakiś inny?
- Nawet możliwy do wykonania – przyznałam. Następnie zwróciłam się w stronę Edwarda. – Oświadczyłeś mi się już, czy nasze małżeństwo to przesądzona sprawa?
Po tym, jak Carlisle przyglądał nam się z zaskoczeniem, a twarz Alice radośnie rozpromieniała, poznałam, że o niczym jeszcze nie wiedzieli… No cóż, Alice może już wiedziała.
- Mam ci się teraz oświadczyć? Byłoby to dla mnie zaszczytem. – Edward uśmiechnął się i uklęknął przed moim łóżkiem. – Isabello Marie Swan, czy…
- Nie, nie! Nie teraz. Chciałam tylko sprawdzić, czy mówiłeś poważnie. – Moje policzki płonęły żywym ogniem.
Jego usta rozciągnęły się w jeszcze szerszym uśmiechu, jednak nie wstał.
- Więc… Pomyślałam, że… - Musiałam spuścić wzrok na swoje kolana, by w ogóle móc wydobyć z siebie te słowa. – Edward i ja moglibyśmy się pobrać… już niedługo. Odeszlibyśmy gdzieś razem i już nigdy nie wrócili. Wtedy nikt nie musiałby przejmować się moją śmiercią i… tyle.
Nikt się nie odezwał, a ja nie miałam odwagi podnieść wzroku.
Wtedy wreszcie, po zdającym się trwać wieczność milczeniu, Edward odchrząknął.
- Jeśli tego pragniesz, Bello.
Pospiesznie na niego spojrzałam. Zacisnął wargi, ale w jego oczach widziałam czułość.
- Cóż… Ten plan ma jednak też swoje wady – odezwał się Carlisle cicho. – Będą cię oczywiście szukać i całkiem możliwe, że uznają Edwarda za porywacza i…
- Są powody, dla których tego chce – wtrąciła Alice łagodnie. – I to się uda, Carlisle. Jestem pewna!
Posłałam Alice pełne wdzięczności spojrzenie. Była moją najlepszą przyjaciółką, wkrótce siostrą i tak bardzo ją kochałam za całe zaufanie i wsparcie, jakim mnie obdarzała. Wydawało się, że rozumie wszystkie moje zmartwienia, a szczególnie nadzieje i próbuje je urzeczywistnić.
- Jakie to powody? – wyszeptał Edward. Wstał i już był obok mnie, tak blisko, że jego oddech łaskotał moją szyję.
- Ja… - Nie tylko chłodny powiew na skórze utrudniał mi wypowiedzenie tych słów. – Chciałabym, żeby moi rodzice byli na moim ślubie… - wymamrotałam. – A poza tym boję się upadku z mostu!
Znowu zapadło milczenie, ale nie było wcale nieprzyjemne, jak wcześniej. Co mieliśmy powiedzieć, powiedzieliśmy. Napięcie minęło. Ogarnęła mnie krótkotrwała ulga.
- Dobrze, w takim razie nowy plan jest ustalony – oznajmił Edward i klasnął w dłonie. Odgłos był trochę za głośny jak na człowieka.
- Zatem niedługo będę miał nową córkę. – Carlisle nie udawał już radości – widziałam, że naprawdę się cieszy. W odpowiedzi zaczerwieniłam się tylko. Alice podskakiwała w miejscu.
- Wiedziałem, że do tego dojdzie, odkąd Edward zwierzył mi się, że się w tobie zakochał.
- Ja wiedziałam o tym już wcześniej! – pisnęła Alice z zadowoleniem.
- Wystarczy już! – Wydawało mi się, że Edward chciał być wściekły na swojego ojca i siostrę, ale potrafił się tylko uśmiechać. Położył dłoń na moim rozpalonym policzku.
Wciąż nie mogłam pojąć, że już niedługo miałam się stać córką Carlisle’a i Esme, siostrą i w końcu żoną (!) Edwarda. W jakim świecie takie marzenia stawały się rzeczywistością?
Nagle wszystkie głowy w pokoju (oczywiście poza moją) zwróciły się w stronę okna. Dłoń Edwarda na moim policzku zamarła.
- Co? – spytałam niecierpliwie. W duchu przeklinałam moją ograniczoną percepcję.
- Twoi rodzice zaraz tu będą.
Wzięłam głęboki oddech, bo w płucach zabrakło mi już powietrza. Mój chłopak zaczął znowu uspokajająco głaskać mnie po twarzy, a Alice usiadła przy moim boku.
- I tak muszę im to powiedzieć – oznajmiłam pełnym napięcia głosem. Wszyscy przytaknęli.
- Jak powinniśmy się zachować? – zapytała z przesadnym spokojem. – Mamy z tobą zostać, gdy będziesz im to mówiła, czy wolałabyś być wtedy sama?
Rozejrzałam się szybko dookoła.
- Niech zostanie Carlisle. – Możliwość przejścia tego wszystkiego z utalentowanym lekarzem u boku z pewnością stanowiła zaletę tej sytuacji.
Alice skinęła - przewidziała tę odpowiedź. Edward nachylił się do przodu i pocałował miejsce poniżej mojego ucha.
- Jesteś wystarczająco silna, by dać sobie z tym wszystkim radę, obiecuję ci to, mój aniele. Będę w pobliżu – wymruczały jego wargi w moją skórę.
Razem z siostrą opuścił pokój. Tylko piękny, młody lekarz został przy mnie jako oparcie i pomoc. Doktor Cullen przysiadł na moim łóżku, uniósł moją dłoń i pocałował ją, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie. Rzucił mi jeszcze jedno spojrzenie, zanim wziął kartę choroby i zaczął ją uważnie studiować, jak gdyby wcale nie wiedział, co mi dolega.
I jak na zawołanie - albo raczej tak, jakby to zaplanowano - moi ukochani rodzice zjawili się dokładnie w tej chwili, wsuwając głowy przez szparę w uchylonych drzwiach. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Nie 22:16, 22 Lut 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|