|
Autor |
Wiadomość |
kee
Zły wampir
Dołączył: 23 Sie 2008
Posty: 297 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 13:19, 16 Lis 2008 |
|
Naprawdę genialne.
Wszystko jest tak cholernie kanoniczne, Edward jest tak samo genialny.
Można by wkleić te kawałki do książki i pewnie nikt by nie zauważył różnicy.
Boskaś Ty ;* I dużo Wena życzę. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kee dnia Nie 13:19, 16 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
So
Wilkołak
Dołączył: 01 Lip 2008
Posty: 166 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany:
Nie 13:54, 16 Lis 2008 |
|
łoł jestem pod wrażeniem talentu:) czekam na kolejne części bo już na maxa się wciągnęłam^^
styl przyjemny, nie czuć wielkich odstępstw od SM
prolog mnie bardzo zaciekawił:p jak do tego wszystkiego dojdzie?:> choć mimo to że prologi w oryginalnej serii mogły przerażać to i tak potem wszystko rozwiązywało się "nie taki diabeł straszny jak go malują"
hmm jak u ciebie będzie?:P
Edit by Twilight: A może trochę bardziej rozbudowany komentarz? W tym dziale nie ma miejsca na posty tak krótkie.
Edit po uwadze:) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez So dnia Nie 19:34, 16 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
black_sheep
Nowonarodzony
Dołączył: 13 Lis 2008
Posty: 19 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 14:02, 16 Lis 2008 |
|
Bardzo mi się spodobało Bardzo mnie to wciągnęło i czekam na kolejną część )
Edit by Twilight: Pisz bardziej rozbudowane komentarze, albo nie pisz ich wcale. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
PaulinaK
Człowiek
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Nie 17:58, 16 Lis 2008 |
|
Dzięki. Cieszę się, że się podoba. :) Co do tego stylu S. Meyer... Coż, staram się, jak mogę, by nie odbiegało to aż tak bardzo od książki, ale wiadomo, raz wychodzi lepiej, raz gorzej. Ale co zrobić, w końcu practise makes perfect.
Ciąg dalszy, myślę, nie wcześniej niż w przyszły weekend. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Queri
Wilkołak
Dołączył: 15 Lis 2008
Posty: 121 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 18:21, 16 Lis 2008 |
|
Trochę miesza się to Zaćmieniem, bo przecież taką rozmowę wtedy odbywali.. czyli wyprzedziłaś fakty. Ale za to jak :D <błyszczące oczy z podniecenia> Podoba mi się :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Anna Scott
Zły wampir
Dołączył: 11 Lis 2008
Posty: 335 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: New York- Kerry -Londyn- Trondhaim ... Tam gdzie Diabeł mówi "Dobranoc"...
|
Wysłany:
Nie 18:22, 16 Lis 2008 |
|
Haha, masz rację, to Twoje najdłuższe opowiadanie ze wszystkich (jak na razie) :D
Ten rozdział naprawdę mi się spodobał, zachowania bohaterów zupełnie jak w SM, ich przemyślenia i rozumowanie, gratuluje i chylę czoło :P
Akcja w pokoju też mi się podobała , hehe zachowanie Belli XD
Czekam na dalszy ciąg :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Pon 17:09, 24 Lis 2008 |
|
Boskie????????????
Tak dalej:D
Mam nadzieje, że szybko napiszerz nastepny rozdział , a i zgadzam się z niektórymi osobami , że piszerz podobnie do Meyer i ,że Edward , Bella i Alice są u ciebie w opowiadaniu takie same:DD
Edit: Piszesz, piszesz na litość boską! I |
|
|
|
|
PaulinaK
Człowiek
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Nie 23:19, 30 Lis 2008 |
|
3. Strach
Westchnęłam ostatni raz, próbując zatrzymać przy sobie resztki snu. Przeciągnęłam się i otworzyłam oczy, zdziwiona, że nie natrafiłam na żadną przeszkodę w postaci marmurowego ciała mojego ukochanego. Wyłączyłam dzwoniący dłuższy czas budzik i usiadłam na łóżku, rozglądając się po pokoju nieco jeszcze zaspanym wzrokiem. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że Edward wyszedł w nocy, z pewnością chcąc chociaż przebrać się przed szkołą. No i oczywiście żeby Charlie przypadkiem nie zastał go w moim pokoju, jeśli mojego ojca naszłaby nagła ochota sprawdzenia, czy jeszcze żyję. Swoją droga dziwiłam się, że nie chciał zobaczyć wczoraj wieczorem lub w nocy, jak się czuję. Przecież zaraz po powrocie z zakupów powiedziałam mu, że boli mnie głowa i tyle mnie widział. A może był tutaj? Może dlatego Edward wyszedł? Cóż, nie dowiem się tego, dopóki nie zapytam któregoś z nich.
Wygramoliłam się z łóżka i ziewając, podeszłam do okna, chcąc wpuścić do pomieszczenia trochę światła. Odsunęłam zasłonę i niemal boleśnie zmrużyłam oczy. Słońce. Ba, cholernie dużo słońca!
- Świetnie. – wymamrotałam, wzdychając ciężko. Czyli nie zobaczę się dzisiaj z Edwardem, przynajmniej do wieczora. W jednej chwili poczułam, jakby uleciało ze mnie całe powietrze. Cały dzień bez niego, podczas, gdy już teraz budziła się we mnie tęsknota, paląca potrzeba chociaż dotknięcia jego chłodnej skóry, usłyszenia jego głosu.
- Po prostu świetnie. – powtórzyłam prawie płaczliwie i ze złością szarpnęłam zasłoną. Nic nie mogłam poradzić na moje egoistyczne zachowanie. Chciałam mieć ukochanego przy sobie tak często, jak to tylko jest możliwe. Chciałam móc w każdej chwili złapać go za rękę, by przekonać się, że nie jest tylko pięknym snem, chciałam móc przytulić się do niego, by odnaleźć spokój i bezpieczeństwo, chciałam słyszeć, że mnie kocha i mówić mu to samo, aż do znudzenia. A przede wszystkim, chciałam wreszcie pokonać w sobie wewnętrzny strach, że to uczucie bezgranicznego szczęścia nie potrwa długo…
Spojrzałam na zegarek i z niechęcią zdałam sobie sprawę, że jeśli jeszcze trochę będę stać i się nad sobą użalać, spóźnię się do szkoły. Tym bardziej, że dzisiaj nie miałam dotychczasowego środka transportu. Pozostawała albo piesza wycieczka albo… Zerwałam się z miejsca, wyobrażając sobie siebie przed budynkiem, wysiadającą z wozu policyjnego.
Dzielenie niemal wszystkich lekcji z Edwardem miało swoją złą stronę właśnie w takie dni, jak ten. Poczucie, że nie będzie siedział obok mnie, rzucał ukradkowych spojrzeń w moją stronę, szukał byle pretekstu, by chociaż dotknąć mojej ręki, uśmiechał się z rozbawieniem za każdym razem, gdy nauczyciel przyłapywał mnie na tym, że przestałam go słuchać, sprawiało mi niemal fizyczny ból.
Westchnęłam cicho i zajęłam swoje miejsce przy ławce, układając książki do biologii na blacie z trochę większą uwagą niż normalnie.
- Bella!
Usłyszałam swoje imię. Uniosłam głowę i zobaczyłam nad sobą twarz Mike’a. Po jego minie stwierdziłam, że próbował nawiązać ze mną kontakt od dłuższego momentu.
- Cześć. – uśmiechnęłam się lekko. – Przepraszam, zamyśliłam się.
- Zauważyłem. – mruknął, po czym ostentacyjnie spojrzał na puste miejsce obok mnie. – Gdzie zgubiłaś swojego bodyguarda?
Skrzywiłam się, słysząc, jak Mike nazywa Edwarda. Dobrze, być może nie rozstajemy się ze sobą prawie wcale – pomijając matematykę – ale nie sądziłam, że jest to aż tak widoczne.
- Edward źle się czuł, wolał zostać w domu. – mruknęłam, kłamiąc tylko po części. Wolał zostać w domu ale dlatego, żeby całe miasto nie zobaczyło, jak jego skóra mieni się w promieniach słońca. Właściwie, pomyślałam, to można by powiedzieć, że źle się z tym czuje.
Ha ha, super. Próba poprawienia sobie nastroju żartem słownym wypadła żałośnie.
- Czyli mogę dzisiaj usiąść obok ciebie na biologii? – zapytał z uśmiechem, który miał pewnie wyglądać na niepewny, jakby nieśmiały. Litości.
- Jasne. – wydukałam, siląc się na uprzejmość. On, na miejscu Edwarda? Po co? No i co z Jessicą? Oni nadal ze sobą chodzą? Zerwali? Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia. Jakoś mało nie to interesowało. Chciałam tylko jednego, pomyślałam, gdy zobaczyłam jak Mike, dumny niczym paw, zajął miejsce obok mnie. Żeby ten dzień już się skończył.
- Piękna pogoda, prawda? – zapytała Angela, gdy razem wyszłyśmy ze szkoły. Okazało się, że dzisiejszego dnia akurat kończyłyśmy lekcje w tym samym czasie. – Uwielbiam słońce. – Westchnęła, lekko przymykając powieki, jakby delektowała się padającymi na nią promieniami. – Przepraszam, co mówiłaś? – zapytała, spoglądając na mnie, gdy mruknęłam coś niezrozumiałego.
- Racja, pogoda jest świetna. – powiedziałam, ale nie był to poprzedni komentarz, którego na szczęście Angela nie dosłyszała. Ruszyłyśmy w kierunku parkingu.
- Twoja furgonetka jeszcze jest w warsztacie? – zapytała, gdy stanęłyśmy obok jej skromnego samochodziku, prezentu rodziców na osiemnaste urodziny.
-Niestety tak. – przytaknęłam, wdzięczna za to, że chociaż ona nie próbuje rozmawiać ze mną o nieobecności Edwarda, powiększając tylko mój dół psychiczny. – Mam nadzieję, że na przyszły tydzień go zrobią, bo zostałam bez środka lokomocji.
- No tak. – przyznała, ale ja niemal słyszałam jej myśli. Pomijając srebrne volvo, krzyczały. Dziewczyna jednak uśmiechnęła się ze zrozumieniem. – Jednak nie ma to jak swój własny samochód.
W odpowiedzi również delikatnie się uśmiechnęłam. W tym samym momencie poczułam lekki powiew wiatru, i kosmyki włosów, do tej pory posłuszne, opadły mi na twarz. Szybkim ruchem założyłam je znowu za ucho, mimowolnym ruchem odwracając lekko głowę w stronę lasu, i nagle zamarłam. To było jak impuls nerwowy, który boleśnie obiegł cały mój organizm. Jak cios w splot słoneczny. Jak nagłe odcięcie tlenu. Jak wszystko razem, zamknięte w tym jednym wrażeniu, jakim był płomiennorudy cień, znikający w gąszczu drzew. Był to ułamek sekundy, ale wystarczyło, by doszczętnie wyprowadzić mnie z równowagi.
- Bello, czy wszystko w porządku? – dobiegł mnie głos Angeli, która musiała zauważyć, że coś się ze mną dzieje. Mrugnęłam parę razy, ale nic się nie stało, nic nie dostrzegłam. Nic dziwnego. Nic rudego. Kątem oka zobaczyłam, jak i ona wpatruje się w to samo miejsce.
- Tak, tak.
– To co, podrzucić cię do domu? – usłyszałam pytanie. Przełknęłam bezgłośnie ślinę, odwracając głowę w stronę rozmówczyni.
- Mogłabyś? – zapytałam niepewnie, starając się zapanować nad głosem. Spojrzałam jeszcze raz w stronę lasu, ale nikogo tam nie było.
Uspokój się, powtarzałam sobie w duchu. To tylko twoja chora wyobraźnia plus brak Edwarda. I znając twoje szczęście, pewnie udar słoneczny. Albo po prostu zaczęłaś wariować.
Pewnie wszystko po trochu. Odetchnęłam głęboko.
– Cóż, wprawdzie spacer jest dobry dla zdrowia – dodałam już spokojniej, patrząc na Angelę - ale…
- Nie ma sprawy. – zaśmiała się i po chwili już otwierała drzwi auta. – Właściwie dobrze się składa, jeszcze nie miałaś okazji przejechać się moim małym cudeńkiem. – dodała, zabawnie poklepując maszynę po dachu.
Roześmiałam się szczerze, po raz pierwszy tego dnia. Uczucie zagrożenia zniknęło tak szybko, jak się pojawiło.
Wracając do domu, nie dosyć, że zapomniałam o niemiłym wrażeniu, jakie wywarło na mnie moje przywidzenie, będące z pewnością skutkiem podłego nastroju, to byłam niemal na granicy euforii. Pogoda bowiem, typowo zresztą dla tej szerokości geograficznej, nagle się popsuła. Słońce przesłoniły ciemne chmury, wzmógł się wiatr a z nieba zaczęły lecieć krople deszczu, których gęstość zwiększała się wprost proporcjonalnie do odległości od mojego domu. Gdy żegnałam się z Angelą, już niemal lało. Szybko wbiegłam do domu, myślami będąc już na górze, w moim pokoju. Charliego jeszcze nie było, mogłam więc bez skrępowania okazywać swoją radość z tak paskudnej pogody. Rozebrałam się, kilkoma susami pokonałam schody i z bijącym sercem położyłam dłoń na klamce. A co, jeśli go nie ma? Jeśli, mimo braku słońca, nie przyszedł? Oczywiście, mógł wpaść później, wieczorem, ale…
Otworzyłam drzwi, rozglądając się nerwowo po pokoju. Wszystko wyglądało tak, jak zostawiłam je rano. Brak Edwarda.
Zamknęłam za sobą drzwi, plecak rzuciłam na podłogę i z ociąganiem usiadłam na łóżku. Nie zdołałam powstrzymać westchnienia, będącego wyrazem rozczarowania. Oczywiście, nie było powodu, by się tak czuć, mówiłam sobie. Przecież nie oczekujesz, żeby był tu za każdym razem, gdy wracasz ze szkoły, prawda? On też ma swoje wampirze życie, jakiekolwiek by ono nie było.
Szurając stopami, wróciłam do plecaka, złapałam za jedno ramię i powlokłam się do biurka. Jeśli miałam nadzieję, że ukochany chociaż był tu, gdy ja siedziałam w szkole i zostawił mi kartkę, teraz nie miałam już wątpliwości, że tak się nie stało. Usiadłam, rozpakowałam książki i zabrałam się za odrabianie lekcji na jutro.
Matematyka.
Nie powinnam być smutna, przecież siedział ze mną przez całą noc.
Zadanie 1 – Rozwiąż równanie, wiedząc, że…
Nie będzie siedział ze mną cały czas, to nienormalne.
Ile rozwiązań będzie miało równanie, jeśli… Nie rozumiem. Następne.
Z drugiej strony zawsze przychodził, a jeśli nie, to uprzedzał, że go nie będzie.
Z wykresu odczytaj zależność między…
Zamknęłam książkę i ukryłam twarz w dłoniach. Nie mogłam myśleć, szczególnie, jeśli to myślenie miało się tyczyć matematyki. Edward musi mi to wytłumaczyć. Edward…
- Edwardzie, gdzie jesteś? – mruknęłam prawie niedosłyszalnie, nie wiedząc nawet, że to zrobiłam. Zdałam sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy usłyszałam odpowiedź.
- Tutaj.
Z zaskoczenia aż podskoczyłam na krześle. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam go, siedzącego na skraju łożka. Patrzył na mnie śmiejącymi się oczami, które były trochę ciemniejsze niż wczoraj ale nadal pozostawały w miodowym odcieniu. Znak, że niedługo będzie musiał iść na polowanie.
- Hej. – przywitał się, odsłaniając w uśmiechu białe zęby. Ani ja, ani tym bardziej on nie przewidział mojej reakcji na jego z pozoru zwyczajne zachowanie. Zwyczajne, bo zawsze witał mnie swoim najpiękniejszym uśmiechem, z pozoru, ponieważ miałam wrażenie, że od ostatniego razu minęła wieczność. Sprawnym, jak na człowieka i na mnie, ruchem znalazłam się tuż przy nim i wtulając się w niego nieoczekiwanie, naparłam na jego ciało z taką siłą, że aż opadł na plecy a ja tym samym na jego klatkę piersiową. Edward zachichotał.
- Chciałem zapytać, czy tęskniłaś, ale myślę, że to mi wystarczy za „tak”. – stwierdził wesoło, kładąc dłonie na moich biodrach.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. –wyznałam w nagłym przypływie emocji. Był tutaj, jednak do mnie przyszedł. W tym momencie nie liczyło się dla mnie nic innego.
Przesunęłam się na nim tak, by nasze twarze były na jednej wysokości i wsparłam się łokciem o materac, tuż przy jego głowie. Palcami drugiej ręki pogłaskałam go delikatnie po policzku.
- Wydaje mi się, że jednak wiem. – szepnął, patrząc mi w oczy, a gdy uderzył mnie słodki zapach jego wampirzego oddechu, zawirowało mi w głowie. Spojrzałam na jego marmurowe usta i nagle stały się one moim jedynym celem, jedynym pragnieniem. Pochyliłam głowę i dotknęłam jego warg swoimi.
To zawsze przypominało mi wybuch fajerwerków. Nagłych dreszczy, jakie przebiegały przez moje ciało gdy tylko byłam tak blisko niego jak teraz, nie mogłam porównać z niczym innym a i tak wydawało mi się, że to porównanie nie jest do końca trafione. Coś wspaniałego, tak absolutnie wspaniałego, że aż nie do zniesienia.
Nie przestając mnie całować, Edward zmienił pozycję tak, że teraz ja leżałam pod nim. Podpierał się jedną ręką, drugą błądził po moim ciele, od bioder po żebra. Zadygotałam. Nie bardzo wiedząc, co robię, wsunęłam palce w jego czuprynę, ale po chwili jedna dłoń powędrowała do guzików jego koszuli. Dopiero, gdy odpięłam trzeci z kolei, Edward nagle poderwał się i zanim się obejrzałam, stał przy oknie, twarzą do szyby i, jak mogłam podejrzewać, z nachmurzoną miną.
- Przepraszam. – powiedziałam cicho, zdając sobie sprawę, ze przeholowałam z tymi guzikami. Ale co zrobić, skoro w takich chwilach nie mogę zapanować nad swoim zachowaniem?
Czekałam, aż Edward odwróci się, powie, że to on przeprasza, że nie powinien w taki sposób dawać mi nadziei, i tak dalej. Poza wczorajszym wieczorem, zawsze tak robił, za każdym razem, gdy sprawy zaszły za daleko. Potem ja zaczynałam się sprzeciwiać, że to nie jego wina tylko moja bo nie umiem nad sobą zapanować a on stwierdzał na koniec, że jestem niewyżyta. Zachichotałam mimowolnie.
- I z czego się śmiejesz? – mój dobry nastrój natychmiast prysł. Czy to naprawdę był głos Edwarda?
Spojrzałam na niego a on akurat w tym momencie się odwrócił, twarzą do mnie. Gdybym stała, z pewnością nie trwałoby to długo. Te oczy… Zamarłam.
- Bawi cię to? – warknął, wsadzając ręce do kieszeni. – Lubisz, kiedy tracę nad sobą panowanie? To takie zabawne, prawda? – jego głos przypominał mi teraz uderzające o siebie dwie kostki lodu. Zadrżałam.
- Nie… Nie, ja wcale… - jąkałam się, nie będąc pewna, czy żartuje, czy mówi poważnie. Teraz niemal czarny kolor jego tęczówek kazał mi sądzić, że jednak to drugie. Po raz pierwszy, właśnie w tym momencie, naprawdę się go przestraszyłam.
- To twoja wina. – przerwał mi oskarżycielskim tonem. – Ile razy mam ci mówić, że jeśli ci życie miłe, masz nie posuwać się tak daleko? Mam cię skrzywdzić, żebyś w końcu to rozumiała?
Milczałam. Nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Gdzie jest Edward? Kim jest ten obcy wampir, który wygląda dokładnie jak on? Boże, co tu się dzieje?
Próbowałam coś powiedzieć, ale jedyne, co wydobyło się z mojego gardła to płaczliwe stęknięcie. Dolna warga zaczęła niebezpiecznie drżeć, zaś w pokoju zrobiło się dziwnie zimno.
- Przepraszam. – poruszyłam tylko ustami, ale wiedziałam, że Edward zrozumie.
Usłyszałam, jak głośno wciąga powietrze, widziałam, jak zamyka oczy, by zapanować nad sobą. Gdy znowu na mnie spojrzał, znów ujrzałam ich ciemnozłoty kolor. Co się z nim działo?
- Przepraszam. – wydyszał, jakby właśnie przebiegł cały maraton. – Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ja wcale tak nie myślę, uwierz mi… - szeptał żałośnie. Widziałam, jak jego ciało drży. – Nie wiem, dlaczego to powiedziałem, nie wiem… Wybacz mi, błagam.
Wiedziałam, że chciał odejść, ale uprzedziłam go o ułamek sekundy.
- Poczekaj! – zawołałam, ciesząc się, że mogłam wydobyć z siebie głos. Czułam łzy spływające po policzkach, ale nie obchodziło mnie to. Wyjaśnień, oto, czego chciałam.
Edward zastygł w bezruchu, po czym bardzo powoli odwrócił się do mnie. Mimo wszechogarniającego uczucia strachu, chciałam do niego podejść, ale nie odważyłam się. Siedziałam na łóżku, starając się nie poruszyć.
Milczeliśmy. Kto powinien zacząć? I co powiedzieć? To była dziwna sytuacja, żadne z nas nie wiedziało, jak się zachować. I ja i on z przerażeniem w oczach, jedyne, co byliśmy w stanie zrobić, to patrzeć. W spojrzeniu drugiej osoby szukać odpowiedzi na niezadane pytania. Postanowiłam zdusić w sobie wszystkie inne uczucia, pozostawiając jedynie ciekawość i zdumienie zachowaniem ukochanego.
- Dlaczego… - odchrząknęłam, pokonując lekka chrypę. – Dlaczego tak zareagowałeś? Wiem, że przesadziłam, ale nigdy jeszcze…
- Nie wiem. – odpowiedział spięty. – Przepraszam cię, to było niewybaczalne. To, jak zareagowałem, co ci powiedziałem. Najgorsze jest to, że ja wcale tak nie myślę i… - przetarł dłonią czoło, jakby rozbolała go głowa.
Przełknęłam ślinę. Może warto spojrzeć na to obiektywnie, jeśli chcemy znaleźć rozwiązanie.
- Widzę, że jesteś głodny. Może to dlatego?
Przez chwile zastanawiał się nad tym. W końcu zrobił gest, jakby chciał pokręcić głową w zaprzeczeniu, ale nagle spojrzał na mnie dziwnie i powiedział:
- Może masz rację. Kiedy odczuwam pragnienie, nie do końca nad sobą panuję. Przepraszam, żałuję, że stało się to w twojej obecności. Wybacz mi, Bello. – ostatnie zdanie niemal wyszeptał, robiąc zbolałą minę.
Przez dłuższą chwilę siedziałam bez ruchu, zbyt skołowana, by cokolwiek powiedzieć. W końcu nieśmiało wyciągnęłam do niego rękę na znak, by usiadł obok mnie. Zauważyłam jego wahanie, ale, paradoksalnie, szepnął:
- Nie bój się mnie, Bello, proszę. Nie skrzywdzę cię. Kocham cię bardziej, niż wszystko inne na świecie. Proszę cię.
Wiedziałam to, nie musiał mnie przekonywać. Ale podświadomie wyczuwałam też, że z nas dwojga to nie mnie chce przekonać o prawdziwości swoich słów.
Materac ugiął się lekko, gdy Edward usiadł obok mnie, cały czas patrząc mi w oczy.
- O czym myślisz? Bello, powiedz mi, proszę, o czym myślisz? – zapytał cicho, napiętym głosem.
Boję się. Ciebie. Tej sytuacji. Nie wiem, co się dzieje. Nie rozumiem. Kocham cię.
Tylko to ostatnie byłam w stanie mu wyznać. Tylko te dwa słowa nie sprawiłyby, że byłby to ostatni raz, kiedy go zobaczę. Byłam przerażona, tak. Ale oboje wiedzieliśmy, że mój instynkt samozachowawczy tak naprawdę nie istnieje.
Wzięłam go za rękę, delikatnie, ostrożnie.
- Kocham cię. – chciałam się uśmiechnąć, ale nic z tego nie wyszło. Zamiast tego bardzo powoli, nie przerywając kontaktu wzrokowego, przysunęłam się do niego, po czym objęłam rękami jego szyję i przymykając powieki, wtuliłam się w marmurowe ciało. Niemal natychmiast poczułam, jak ukochany tak samo wtula się we mnie. Może ciut za mocno jak na moje możliwości, ale dopóki nie zacznie łamać mi kości, było dobrze.
- Nic się nie dzieje, nic się nie dzieje. – powtarzałam szeptem, chcąc ukoić nerwy Edwarda i swoje własne.
Nic się nie dzieje. Jeśli będę powtarzać to dostatecznie długo, może sama w to uwierzę. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez PaulinaK dnia Pon 6:55, 01 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Pon 11:55, 01 Gru 2008 |
|
Gdybym mogła, napisałabym tylko jedno słowo - super! To moja pierwsza reakcja po przeczytaniu twojego ff Teraz z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy, mam nadzieję, że nie będzie trwało to zbyt długo |
|
|
|
|
Anahi
Dobry wampir
Dołączył: 06 Wrz 2008
Posty: 2046 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 150 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wlkp.
|
Wysłany:
Pon 14:44, 01 Gru 2008 |
|
Niezlee.. naprawdę się przestraszyłam .. Kurczę zazdroszcze Ci talentu..
Uwielbiam Twój FF. Każdy odcinek przeżywam jak mrówka okres.. ;P A dzisiejszy szczególnie.. xD Oby tak dalej ! Z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój sytułacji .. Mam nadzieję że Edward nie zaaraguję juz wiecej tak bo moje serce moze tego nie wytzymać ..xD |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Anahi dnia Pon 14:46, 01 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
new life
Zły wampir
Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 489 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Pon 15:19, 01 Gru 2008 |
|
hej to bylo niezle
czytalo sie fajnie i swobodnie :D
edit: EHEM, ehem. Czy wy chcecie mnie zmusić bym zaczęła dawać ostrzeżenia za takie komentarze? talia |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
karolcia
Zły wampir
Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 261 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 16:49, 01 Gru 2008 |
|
No nareszcie kolejna część :) Świetne opowiadanie, ale ten Edward jest dziwny :P
Tak nagle wszystko się w nim zmienia :) Ciekawe dlaczego :D I co to było to rude :P pewnie Vikusia Pisz dalej :P |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kinietko
Człowiek
Dołączył: 29 Cze 2008
Posty: 55 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: stąd i stamtąd
|
Wysłany:
Pon 17:08, 01 Gru 2008 |
|
Może Edward jest w ciąży ? :D No bo skoro ma takie wahania nastrojów :D Co do opowiadania do podobała mi się pierwsza i druga częśc z trzecią było już gorzej. Jakoś tak nie bardzo mi się podobała. Ale pisz dalej może następna częśc mi się bardziej spodoba. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
PaulinaK
Człowiek
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pon 21:21, 01 Gru 2008 |
|
Kinietko napisał: |
Może Edward jest w ciąży ? :D |
Ja stawiam raczej na PMS.
Niedługo się to wyjaśni - z tego, co zaplanowałam, historia zamknie się w nie więcej niż 6-7 rozdziałach.
Kinietko - również zdaję sobie sprawę, że ta część mogła mi wyjść trochę gorzej. Nie wiem, miałam jakieś takie mieszane uczucia, gdy ją potem czytałam. Ale cóż, jak już pisałam odnośnie stylu zbliżonego do Meyer, nie zawsze wyjdzie tak samo dobrze. Tyczy się to też w tym wypadku mojego własnego stylu. :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
wampirek
Dobry wampir
Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 1124 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 22:23, 01 Gru 2008 |
|
to jest świetne, ale to już mówiłam, a mówiłam ze zrobiłam sobie z tego opowiadanie w wordzie i zapisałam na kompie? Oj czuję ze będę do tego wracać i to nie raz. Pisz dalej i ja chcę tu mieć więcej niż 6-7 rozdziałów! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Anna Scott
Zły wampir
Dołączył: 11 Lis 2008
Posty: 335 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: New York- Kerry -Londyn- Trondhaim ... Tam gdzie Diabeł mówi "Dobranoc"...
|
Wysłany:
Pon 23:34, 01 Gru 2008 |
|
Żądam, domagam się, stanowczo....
BŁAGAM
Napisz kontynuacje jak najszybciej bo inaczej oszaleje
Strasznie mi się podoba, akcja spokojna lecz miejscami wprowadzasz udogodnienia (Edward przejmuje inicjatywę, Bella rozpina mu koszulę )
I to zbulwersowanie Edwarda... :D
Nie wiem czy inni forowicze się już skapneli, ale większość ff dotyczy Belli, która jest... że tak powiem... z lekka... niewyżyta
Nie, żebym miała coś przeciw temu Przeciwnie, piszecie coś co w książce się nie dzieje i dajecie popis swojej wyobraźni
DUUUUUŻY SZACUN
I proszę, o kolejna części!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dahrti
Zły wampir
Dołączył: 21 Lis 2008
Posty: 328 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Wto 0:10, 02 Gru 2008 |
|
A mnie się coś wydaje, że jakiś wstrętny wampirek miesza w głowie Edwardowi... głowa go boli? no proszę Was! U Belli jako kobiety jeszcze by takie wytłumaczenie uszło ale u Edwarda? Wampierz jaki przylazł, mówię Wam.
Robi się ciekawie... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Evie
Nowonarodzony
Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 25 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 21:17, 10 Gru 2008 |
|
Według mnie to przejście od stylu SM do Twojego własnego w 3 częsci było dobrym pomysłem. Wprowadziło to nieco oryginalności jeżeli chodzi o osobowość bohaterów :)
Mnie również intryguje jak wyjaśnisz te zmienne nastroje Edwarda, hmm...czyżby jakieś rozdwojenie jaźni? :D
Czekam na dalsze części |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Evie dnia Śro 21:18, 10 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
sheila
Zły wampir
Dołączył: 12 Lis 2008
Posty: 428 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hogwart w La-Push, na Upper East Side.
|
Wysłany:
Pią 15:27, 12 Gru 2008 |
|
Masz dar! Piszesz świetnie, masz styl bardzo podobny do p.Meyer!
Gratuluję i szczerze - zazdroszczę xdd
Ahh jakże odetchnełam z ulgą kiedy okazało sie, ze Edward jest w pokoju haha :P
A jak sie zdziwiłam, kiedy powiedział, że to jej wina! :P
Naprawdę, jesteś niesamowita :D
Czekam na kolejne części ;D Bedę 'Powrót' śledzić do samego konca! ;D
Pozdr.; ) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
PaulinaK
Człowiek
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Wto 23:25, 30 Gru 2008 |
|
4. Odwiedziny
Kolejny słoneczny dzień. Kolejne godziny w szkole spędzone samotnie.
Ciężko mi było rozstawać się z Edwardem choć na chwilę, nawet mimo tego, że nie dalej jak kilkanaście minut temu warczał na mnie zagniewany jak nigdy wcześniej. Był wampirem, rozumiałam to. Nie, inaczej. Raczej miałam świadomość tego, że pewnej części jego natury nigdy nie zrozumiem.
Prawdę powiedziawszy, od początku fascynowały mnie te jego nagłe zmiany nastroju. Mój ukochany potrafił być zły, smutny, by w chwilę później roześmiać się na całe gardło. Pamiętam, jak mówił mi, że jego rasa może doświadczać w tym samym momencie tylu rożnych emocji, że nie są w stanie skupić się wyłącznie na jednej.
Do tej pory nie zdawałam sobie w pełni sprawy z tego, jak sprzeczne mogą być to uczucia. Ciągle wracałam myślami do wydarzenia sprzed dwóch dni, analizując po kolei każdą minutę, sekundę, każdy mój i Edwarda gest. Czyżbym naprawdę posunęła się tak daleko, że doprowadziłam do tej dzikiej furii w jego oczach?
Zadrżałam na wspomnienie wyrazu jego twarzy. To tak wyglądał prawdziwy wampir-zabójca, którego kiedyś z całych sił próbował mi pokazać i tym samym zrazić do siebie. Nie słuchałam, nie miało to dla mnie znaczenia, tym bardziej, że wiedziałam, jaki naprawdę jest Edward. Jak piękną ma duszę.
W takim razie co się stało wtedy, w moim pokoju? Potwierdził moje przypuszczenia, że to wina pragnienia. Początkowo w to nie wierzyłam, ale… Może rzeczywiście? Przecież na początku naszej znajomości był równie nieprzyjemny i drażliwy właśnie ze względu na zapach mojej krwi i targający nim głód.
A później? Później jakby się uspokoił. Więcej, jakby w ogóle nie pamiętał tego napadu złości. Jak zawsze został ze mną, dopóki nie zasnęłam, by potem wymknąć się z mojego pokoju i wrócić do siebie chociażby po to, by się przebrać. Zachowywał się zupełnie normalnie, jak Edward. W swojej normalności wrócił nawet do molestowania psychicznego. O tak, znowu zaczął męczyć mnie tym swoim ślubem. W ogóle nie przyjmował mojej odmowy!
No dobra, szczerze mówiąc, wcale mu nie odmawiałam, po prostu… no cóż, nic nie mogłam poradzić na nieprzyjemne dreszcze które odczuwałam za każdym razem, gdy wypowiadał przy mnie słowo „małżeństwo”. To było silniejsze ode mnie i już. Poza tym, chwileczkę, ja nie mogę spełnić swojego marzenia a on swoje tak, i to najlepiej natychmiast? Czemu tak się wzbrania przed moją przemianą? Wtedy oczywiście, że bym za niego wyszła. Spędzilibyśmy wieczność jako mąż i żona a tak… Zupełnie nie wiem, czego Edward chciał i do czego dążył. Skoro mówi, że nie umiałby żyć beze mnie, ba, kilka miesięcy temu był o krok od skończenia ze sobą z powodu tamtego strasznego nieporozumienia, to dlaczego nie chce mnie przemienić, abyśmy zawsze byli razem?
Potarłam dłonią skroń, zamykając na chwilę oczy. Kompletnie nie rozumiałam sposobu myślenia ukochanego. Nic a nic.
- Panno Swan, czy mogłaby pani do nas wrócić? – usłyszałam męski głos. Podniosłam głowę i ujrzałam tak samo zirytowany co rozbawiony wzrok gościa od matematyki. Cała szkoła, łącznie z nauczycielami wiedziała, że ja i Edward jesteśmy razem, więc gdy nie było go w szkole, nie trudno było im zgadnąć, co jest przyczyną mojego zachowania. Wydawało mi się, że nawet rada pedagogiczna stroiła sobie wtedy ze mnie żarty. To było krępujące.
Przeprosiłam i zmusiłam się do skupienia na temacie lekcji.
Gdy wracałam do domu, pogoda jeszcze bardziej się pogorszyła – dla mnie, ponieważ normalni ludzie wprost się nią zachwycali. Podobno był to pierwszy tak słoneczny dzień od bardzo dawna. Aha, i musiał nadejść właśnie teraz, kiedy nie chciałam słońca w ogóle.
Zaparkowałam na podjeździe, zabrałam rzeczy i z plecakiem na jednym ramieniu zatrzasnęłam za sobą samochód. Moich myśli ani na chwilę nie opuszczała wampirza rodzina. Co teraz robią? Edward mówił, że w nocy idą na polowanie, bo dzisiaj, biorąc pod uwagę wizje Alice, nie będzie ku temu zbyt sprzyjających warunków. Pewnie więc w takie dni jak ten siedzą w domu i próbują jakoś wypełnić sobie ten czas. Westchnęłam. To zupełnie tak jak ja.
Gdy stanęłam przed drzwiami domu, usłyszałam dwa męskie głosy, zaciekle o czymś rozmawiające. Jeden z pewnością należał do Charliego, drugi zaś… Zamarłam. W jednym momencie wróciłam myślami na ziemię.
- O Boże. – szepnęłam, wpatrując się w drzwi z przerażeniem, jakby właśnie ożyły i chciały mnie zabić. Nie, nie, nie. On nie mógł tu przyjechać.
Cofnęłam się o krok i przełknęłam ślinę przez boleśnie zaciśnięte gardło. Co robić?
Uciekać, podsunął mi mój mozg. Zwiewać jak najszybciej.
Wejść, krzyczało coś wewnątrz mnie. Wejść.
Zadrżałam. Nie wiedziałam, którego głosu posłuchać. Czułam, jakby obie te decyzje były złe a jednocześnie właściwe. O Boże, o Boże, Bella, myśl!
Jednak gdy tak zastanawiałam się nad najlepszym rozwiązaniem, drzwi niespodziewanie same się otworzyły, zupełnie bez mojej ingerencji.
- A ty co, masz zamiar stać tu do wieczora, czy może jednak wejdziesz do domu? – zapytał Charlie z uśmiechem, ale ja nie zwróciłam na niego uwagi, właściwie to ledwo zorientowałam się, że coś do mnie mówi. Mój wzrok zatrzymał się na postaci stojącej wewnątrz, za plecami ojca. Gość uśmiechnął się krzywo, jak to miał w zwyczaju i splótł dłonie na piersi.
- Cześć. – usłyszałam.
Przełknęłam gulę tkwiącą w gardle, mając nadzieję, że uda mi się odpowiedzieć.
- Cześć, Jake.
Drogę od drzwi frontowych do mojego pokoju przebyłam w jakimś niezrozumiałym dla mnie amoku. Zupełnie jakby na ten czas mój mózg się wyłączył. Gdy się wreszcie ocknęłam, zdałam sobie sprawę, że siedzę na brzegu łóżka, podczas gdy mój gość rozsiadł się wygodnie w fotelu jakby był jego własnością. W pierwszej chwili chciałam go stamtąd zwalić – to fotel Edwarda! – ale na szczęście powstrzymałam ten głupi odruch. Co mnie opętało?!
Spuściłam głowę, ale zaraz uniosłam oczy, nie mogąc się powstrzymać. Jacob! Jacob mnie odwiedził!
Duży, ciemnowłosy, pokazujący w uśmiechu białe zęby był dokładnie taki sam, jakim chciałam go pamiętać. Niestety, ostatnie wspomnienie z nim było zupełnie inne – Jacob, mój najlepszy przyjaciel, stojący przede mną z twarzą wykrzywioną bólem. Ta twarz przez długi okres czasu nie dawała mi spokoju. Tęskniłam za nim, chciałam znów go zobaczyć, sprawić, by przestał być zły i smutny, jednak nie tylko Edward starał mi się to uniemożliwić. On sam nie odbierał ode mnie telefonów, a za każdym razem, gdy osobiście jechałam do La Push z prośbą o rozmowę, Bill odmawiał, mówiąc, że syna nie ma, śpi, uczy się… cokolwiek, byleby tylko mnie spławić.
Więc przestałam przyjeżdżać, przestałam dzwonić. Na początku było mi z tym bardzo źle, ale dzięki ukochanemu jakoś przebrnęłam przez ten okres. I nawet jeśli w dalszym ciągu nie darzył Jacoba sympatią, nie próbował tego okazywać.
Po miesiącu, półtora, zapomniałam o przyjacielu. Okrutne, prawda? Ale tak właśnie było. Wyparłam z pamięci wspomnienia ostatnich spotkań i z czasem zdążyłam się przyzwyczaić do myśli, że Jake’a po prostu nie ma. Jakby istniał dawno temu, w mojej wyobraźni.
Zacisnęłam dłonie w pięści, czując jak dłuższe niż dotychczas paznokcie wpijają mi się w skórę. Tylko spokojnie, Bello. Po co przyjechał? Czyż nie dał mi jasno do zrozumienia, że już nigdy nie chce mieć ze mną nic wspólnego?
- Co cię tu sprowadza? – odezwałam się w końcu po długim milczeniu, w czasie którego Jake przyglądał mi się bez słowa. Zdawało mi się, że nawet nie zdaje sobie sprawy, że się uśmiecha, tym bardziej, że jego oczy pozostawały poważne.
- Przyjechałem w odwiedziny. Wiesz, pogadać i tak dalej. – odparł swobodnie, widziałam jednak, że jest bardzo ostrożny. Spojrzeniem dosłownie wbijał mnie w materac, jakby czekał i analizował każdą moją reakcję, każdy ruch. Odchrząknęłam.
- Naprawdę? To trochę późno, bo wydaje mi się, że o rozmowę prosiłam cię jakieś dwa miesiące temu, i to niejeden raz.
Cholera! A przysięgłam sobie, że nie poruszę tego tematu pierwsza.
- Wtedy nie miałem ochoty rozmawiać.
- A teraz masz? – uniosłam brwi.
- Aha. – przytaknął, po czym uśmiechnął się jeszcze szerzej. – No więc, Bello, co tam u ciebie? Jak ci się wiedzie?
Jak mi się wiedzie? Co on, żarty sobie ze mnie robi?
- Naprawdę pytasz o to, jak żyję? – spytałam niepewnie, będąc niemal pewna, że źle go zrozumiałam. Nagle zjawia się po tak długim czasie, po totalnym olewaniu mnie i pyta, co u mnie?!
- Co w tym takiego dziwnego? – zdziwił się.
- Powiem ci! – zawołałam, zrywając się z łóżka. To tyle w kwestii zachowania spokoju. – Zjawiasz się u mnie po dwóch miesiącach jak gdyby nigdy nic. Żadnego wyjaśnienia, żadnych przeprosin…
- Ależ dramatyzujesz. – mruknął, machając niedbale ręką. – Po prostu uznałem, że tak będzie lepiej.
- Lepiej? Dla kogo? Chyba dla ciebie.
- Nie przeczę. – zgodził się, kiwając głową. – Dla ciebie też. I dla twojego kochasia. Nie jestem pewien, ale on chyba za mną nie przepada.
- Cholera, Jake. – znów opadłam na łóżko, wzdychając głęboko. Że też on wszystko musi obrócić w żart! Zgoda, skoro ta waśnie chce, niech tak będzie. Zmieniłam więc temat, będąc wcześniej pewna, że mój głos na powrót stał się normalny. – No dobrze, co u ciebie? Jak się miewa Bill?
- Dobrze, dziękuję. U mnie też wszystko w porządku. – odparł poważnie, po czym znów na jego twarzy zagościł uśmiech. – I widzisz? Tak jest lepiej.
W odpowiedzi mruknęłam coś niezrozumiałego.
- Mówiłaś coś?
- Nie, nic.
- Aha. – rozejrzał się po pokoju. – Niewiele się tu zmieniło.
- Mhm.
- Chociaż… - jego wzrok spoczął na lampce stojącej na biurku. – Nowa? – zapytał, wskazując ją palcem.
- Litości, Jacob, naprawdę obchodzi cię moja lampka? – wybuchłam histerycznym śmiechem. – Mam tego dość. Albo powiesz, o co naprawdę ci chodzi, albo wychodzę a ty będziesz mógł do woli ekscytować się moim nowym spinaczem do papieru.
Popatrzył na mnie w milczeniu a z jego twarzy znikły resztki wesołości. Dopiero teraz zrozumiałam, że to, jak zachowywał się do tej pory było jedynie maską, za którą chciał ukryć prawdziwe uczucia.
Gdy nasze spojrzenia się spotkały, zalała mnie fala… sama nie wiem czego. Radości i tęsknoty, szczęścia i żalu. Milion różnych sprzecznych uczuć przepływało teraz przeze mnie, domagając się ujścia.
W błyszczących oczach Jacoba ujrzałam cierpienie. To samo, którym pożegnał mnie dwa miesiące temu. Przeszył mnie ból ostry niczym brzytwa, czułam pod powiekami piekące łzy.
- Jake… - szepnęłam cicho, bezwiednie unosząc ku niemu rękę, jakbym się z nim żegnała. – Oh, Jake.
Poderwał się i w mgnieniu oka znalazł się przy mnie, przyciskając mocno do siebie. Natychmiast wtuliłam się w jego gorące ciało i załkałam.
- Już dobrze, Bello, już dobrze. – głaskał mnie po włosach, plecach, ramionach, próbując uspokoić. – Przepraszam, nie chciałem cię zranić, wybacz mi…
Jego słowa dochodziły do mnie jak przez mgłę. Wiedziałam, że coś mówi, cały czas powtarza usilnie kilka słów, ale nie mogłam wyłapać ich znaczenia. Nie chciałam nic słyszeć, pragnęłam jedynie czuć. Mieć świadomość, że Jacob znowu tu jest, choć na krótką chwilę.
Nie wiem ile czasu spędziłam, kołysząc się delikatnie w ramionach Jake’a. Było mi gorąco, ale nie zwracałam na to uwagi. Gdy w końcu poczułam, że najgorsze minęło, że z moich oczu nie lecą już łzy a głos jest względnie normalny, uniosłam głowę. Od razu zauważyłam mokrą plamę na jego koszuli w miejscu, gdzie trzymałam głowę.
- Przepraszam. – mruknęłam zażenowana, wskazując ślad mojego chwilowego załamania.
- Nie ma za co, zaraz wyschnie. – odparł, uśmiechając się lekko. – Już dobrze? – pogłaskał mnie po policzku. Potwierdziłam ruchem głowy. Nie odezwałam się, nie byłam pewna, co miałam teraz powiedzieć. Przepraszam, po prostu cieszę się, że tu jesteś? Wybacz za ten wybuch, ale tęskniłam za tobą? Jednak to on przerwał ciszę.
- Pytałaś, dlaczego tu jestem. Przyjechałem, bo… - zaczął cicho. – Bo tęskniłem za tobą. Ten czas, kiedy musiałem cię ignorować, mocno dawał mi się we znaki. Sam mówił, że stałem się jak wrzód na tyłku. – zaśmiał się a ja wraz z nim. Powoli opuszczało mnie napięcie. – Musiałem cię zobaczyć, sprawdzić, jak sobie radzisz. – kontynuował poważnie, cały czas trzymając swoją wielką, ciepłą dłoń na moim policzku. – Czy nadal jesteś…
Nie dokończył, ale i tak spuściłam głowę. Chciał sprawdzić, czy nadal jestem człowiekiem. Westchnęłam cicho. To było tylko kwestią czasu, ale o tym nie zamierzałam mu mówić. Przynajmniej nie dzisiaj.
- Jake, ja też za tobą tęskniłam. – wyszeptałam, podnosząc na niego wzrok. – Jesteś moim przyjacielem, jak mogłeś mi to zrobić? Wiesz, jak się czułam, gdy Bill cały czas odkładał słuchawkę albo zamykał mi drzwi przed nosem?
- Bello, ja naprawdę… - urwał w pół zdania a sekundę później jego twarz uległa całkowitej zmianie. Zmrużył oczy, zacisnął usta, zrobił głęboki, jakby uspokajający wdech, po czym wstał.
- Co się stało? – zapytałam, ponosząc się wraz z nim. W odpowiedzi usłyszałam coś na kształt „cholera, zaraz mnie zemdli”, ale nie byłam tego do końca pewna. Poza tym prawie natychmiast Jacob powiedział już normalnie:
- Muszę iść, zapomniałem, że Sam na mnie czeka. I tak już się wystarczająco spóźniłem. Oczyma wyobraźni widzę, jak robi ze mnie mały, futrzany dywanik. – westchnął teatralnie, po czym przytulił mnie jeszcze raz, tym razem na pożegnanie.
Uśmiechnęłam się lekko, wtulając twarz w jego pierś.
- Wcale nie taki mały.
- Dokończymy tą rozmowę kiedy indziej, dobrze? Niedługo.
- Obiecujesz? – spojrzałam mu w twarz, wymagając potwierdzenia.
- Obiecuję. – pocałował mnie w czoło, po czym oderwał od siebie moje ręce i po chwili, cicho pogwizdując, wyszedł z pokoju. Słyszałam jeszcze, jak żegna się z Charliem i zatrzaskują się za nim frontowe drzwi.
Po raz trzeci w ciągu ostatnich kilkunastu minut opadłam bezwładnie na materac, tym razem jednak towarzyszył temu szeroki uśmiech. Ta rozmowa, a raczej jej początek dawał mi nadzieję, że między mną a Jacobem jeszcze wszystko wróci do normy. Tak bardzo tego potrzebowałam.
Wyobrażając sobie, jak to będzie, gdy znowu się zobaczymy, o czym będziemy rozmawiać, mimowolnie spojrzałam w stronę okna. Ktoś tam stał.
Z okrzykiem przerażenia zerwałam się z łóżka i dopiero po mojej reakcji zdałam sobie sprawę, że to tylko Edward. Z założonymi na piersi rękami i nikłym uśmiechem na pięknie wykrojonych ustach nie sprawiał wrażenia złego. Widział Jacoba? Chyba nie.
- Edward, skąd się tu wziąłeś? – zapytałam, siląc się na lekkość. A jeśli nawet, to co? Jake jest moim przyjacielem i może mnie odwiedzać, ot co.
No tak, ale zawsze lepiej by było, gdyby Edward o tym nie wiedział.
- Przyleciałem.
- Na miotle?
Uniósł brwi, słysząc moją ironiczną odpowiedź. Nie tego się spodziewał. Pytanie pozostawił jednak bez odpowiedzi. Rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Miałaś jakiegoś gościa? – zapytał, ale sprawiał wrażenie, że mało go to obchodzi. Czyli jednak nie wpadł na Jacoba, uff. Inaczej nie zachowywałby się tak spokojnie.
- Nie, a co? – skłamałam. Zobaczyłam, że powoli kiwa głową, po czym wbił we mnie swoje świdrujące spojrzenie. Już się nie uśmiechał. Przełknęłam głośno ślinę.
- Nic. – wzruszył ramionami. - Po prostu zastanawiam się, jak inaczej wytłumaczysz mi fakt, że śmierdzi tu jak w psiarni a od twojej skóry bije taki zapach, jakbyś właśnie walczyła w zapasach z całą sforą kundli. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|