|
Autor |
Wiadomość |
Shili
Człowiek
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 10:03, 06 Wrz 2009 |
|
Mi też łezka zakręciła się w oku jak to czytałam. Z jednej strony jestem wściekła na Jacoba, że tak zniszczył życie Belli, a z drugiej było mi go strasznie żal czytając to wszystko. Też mnie ciekawi jak znalazł się na polu bitwy i skąd wiedział gdzie ma iść? Cieszę się, że jednak dotarł na czas i mam nadzieję, że teraz już wszystko będzie lepiej i zaserwujesz happy end :), chociaż mam przeczucia, że może tak nie być, to na razie pozostanę dobrej myśli.
Pozdrawiam - Shili . |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
nieznana
Zły wampir
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca
|
Wysłany:
Nie 14:32, 06 Wrz 2009 |
|
Aaaa! Kochana, ja jeszcze poprzedniego rozdziału nie zdążyłam przeczytać, a Ty już dodałaś następny! Ale nadrobiłam właśnie straty i kurde! Jestem zachwycona!! Nawet nie mam pojęcia co więcej napisać! Te wyrzuty Jacoba, zrobiło mi się z tego powodu bardzo smutno. No nie wiem jak inaczej to określić, nawet łezka mi się koło oka zakręciła. Całe dwa rozdziały były niesamowite, to chyba najdłuższe trzydzieści minut jakie kiedykolwiek czytałam I najwspanialsze. Te wspomnienie są świetne, nawet ciężko je jakoś określić, no po protu strasznie mi się spodobały i cały Twój ff jest wspaniały! I mam nadzieję, że nie przegapię końcówki... Ach... Nic dodać nic ująć, to jest świetne (:
pozdrawiam:*
n/z |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 16:48, 06 Wrz 2009 |
|
Prudence napisał: |
Troszkę nie realna jest ta sytuacja, że żaden wampir nie spostrzegł niczego i urwał całkowity kontakt z Bella. |
No cóż. Zdaję sobie naturalnie sprawę, że teraz może to się wydawać nieprawdopodobne, ale sądzę, że ostatni rozdział przedstawi całe ich rozstanie w innym świetle - w 6 'wypowiadał się' jedynie Jacob, a co on tam wie :)
Ahh! Aż wiercę się z radości na fotelu. Nie spodziewałam się, że aż tak Wam się spodobają ostatnie rozdziały :D
Co do spalonej ręki B. i tym podobnych, to właściwie miałam zrobić wtrącenie na ten temat w 7, ale odpuściłam, bo to już by nie pasowało do niczego w tym rozdziale, a i bez tego fragmentu ma 10 stron w OpenOffice (zamiast zwyczajowych pięciu). Zamiast tego wytłumaczę to teraz. Jeżeli jakaś część została oderwana, a nie spalona, to można je scalić, ale jeśli przepadła, zginęła, spłonęła i Bóg wie co jeszcze, to możliwa jest regeneracja, ale tylko wtedy, kiedy oderwano samą skórę i ciało (tak jak w przypadku Belli). Gdy zaś chodzi o kości i narządy, to nie da się ich już uratować.
Mam nadzieję, że przejrzyście to wyjaśniłam. :)
Zabrałam się za nowy ff, i z dużym prawdopodobieństwem dziś lub jutro skończę pierwszy rozdział. Ostrzegam jednak, że jeśli ktoś lubuje się w poważniejszych opowiadaniach, takich jak Tęskniąc, to nowe mu do gustu nie przypadnie. Chociaż...:D Więc nie smućcie się - ani ja, ani moja tak zwana "twórczość" nie znikniemy po zakończeniu T. Dla niektórych to może być dobra wiadomość.
Już wrzuciłam całe opowiadanie na gryzonia, więc jeśli ktoś woli czytać w formacie pdf, to będzie taka możliwość. Nie podam teraz nazwy chomika, bo znajduje się tam nieopublikowane jeszcze zakończenie :D
I jeszcze jedno. Nie mam ochoty edytować tego posta, więc mam nadzieję, że ktoś jeszcze to skomentuje przed wstawieniem ostatniego rozdziału.
Pozdrawiam,
Latte. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cocolatte. dnia Nie 16:50, 06 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
melcia
Wilkołak
Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 110 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z zakładu psychiatrycznego
|
Wysłany:
Nie 17:27, 06 Wrz 2009 |
|
To przez Jacoba Edward zostawił Bellę!!! No tego się nie spodziewałam :)
Normalnie juz nie mogę doczekać się zakończenia, ale nie chcę żeby ta historia się już skończyła bo jest cudna i nieprzewidywalna.
Normalnie nie mogę, ale czasem Jacoba zabić to mało, ale mimo wszystko go lubię, bo inaczej nie byłoby opowiadania xD
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział (zwłaszcza, ze wiem, że jest już skończony... i to mnie dobija:])
Życzę dużo Vena,
Pozdrawiam,
melcia
Ps. I muszę powiedzieć, ze baardzo sie cieszę, że piszesz kolejne opowiadanie, będę miała na co czekać xD |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
MonsterCookie
Gość
|
Wysłany:
Nie 20:35, 06 Wrz 2009 |
|
Świetne, genialne... nie wiem co powiedzieć po przeczytaniu dwóch rozdziałów, które były wyjątkowe.
Dobra spróbuję napisać coś konstruktywnego.
W rozdziale 5 ten ślub w Vegas strasznie mi się podobał, taki szalony pomysł, aż wydawało mi się to niepodobne do naszej Belli. :P
Poza tym świetnie rozegrałaś to kiedy Bella dowiadywała się o swojej ciaży :) Jednak całkowicie zaskoczył mnie moment, kiedy Jacob wkroczył na polanę.
Za to w rozdziale 7 tak wiele się wyjaśniło, zrobiło mi się żal Jake, musiał mieć ogromne wyrzuty sumienia.
Tekst jak zwykle na najlepszym poziomie, już pewnie wiesz, że nie mogę się doczekać następnej części.
Ah no i cieszę się, że piszesz coś nowego
Pozdrawiam,
MonstrCookie. :) |
|
|
|
|
bluelulu
Dobry wampir
Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 85 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo
|
Wysłany:
Pon 17:19, 07 Wrz 2009 |
|
Ja nie będę zadawać pytań , chociaż mnie kusi - dlaczemu Belle Edward zostawił bez wyjaśnień, uwierzył od tak Jacob`owi itp, nie przewidzieli ciąży z wampirem. Dlatego , że wierzę w autorkę , która to wyjaśni ;>
Zakręciła się łezka w oku pod koniec, chociaż Jake`a w sadze nie lubię a dopuścił się do mniej lubieżnych rzeczy to tutaj jest mi go najnormalniej w świecie żal. Patrzy na Nessie, kocha ją i cieszy się z jej towarzystwa a sam skazał Bellę na życię w pojedynkę bez ukochanego , żałuje tego i to jest kluczowe. Modlę się o happy end. ;< Oh. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Prudence
Wilkołak
Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 177 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mrocznego Kąta
|
Wysłany:
Pon 18:12, 07 Wrz 2009 |
|
I gdzie ten kolejny rozdzialik? siedzę w domu i czekam cały dzień, modląc się aby już był. dawno żadne opowiadanie nie rozbudziło we mnie takiego zaciekawienia i tylu emocji.
Z drugiej strony mam świadomość, że w twoim dziele opuściłaś znaczącą kwestie, która pewnie się pojawi w nowym rozdziale. Dotyczącej postaci Reneesme. Brakowało mi jej, jej historii i przeżyć. Wiemy tylko z ostatniego rozdziału, że tęskniła, i błagała Jacoba by Bellę sprowadził z powrotem.
Więc nie każ nam dużej czekać. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 18:33, 07 Wrz 2009 |
|
beta: marta_potorsia
Rozdział 7
Tęskniąc
Dlaczego..? - wyszeptała. Jake zamrugał i wbił wzrok w swoje kolana. Wyglądał szczególnie żałośnie, bo oprócz stosownej miny miał również zabandażowaną sporą część ciała.
- Tak bardzo cię przepraszam – odszepnął jej. - Boże, Bella. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo żałuję. Pewnie nie czułbym aż tak wielkiej skruchy, gdyby Ren nie stała się dla mnie tym, kim się stała... Ale stała się. W każdym razie, to był dla mnie koszmar. Chciałem być z tobą, mimo iż już cię nie kochałem... Nie, poprawka. Kocham cię, ale tylko jak siostrę. I naprwawdę pragnę twojego szczęścia. Jaki ja byłem głupi! Chciałem mieć cię na własność. Oskarżałem Edwarda o samolubność, ale to ja sam byłem... jestem najbardziej samolubną świnią na tej wielkiej, pochrzanionej planecie. Pytasz, dlaczego? To jest właśnie odpowiedź. To całe zło, jakie cię spotkało... Spotkało cię przez mój egoizm.
Nic nie odpowiedziała; wszyscy zamarli. Jacob poczuł się potwornie zawstydzony – jego spowiedzi słuchały wszystkie wampiry, którym udało się przetrwać – ale odepchnął to uczucie, nic dla niego ono nie znaczyło – liczyło się tylko to, czy jego przyjaciółka wybaczy mu największy życiowy błąd. Od tylu lat tajemnica zatruwała jego cały świat...
Teraz wreszcie prawda wyszła na jaw.
***
Minęły trzy dni od jej urodzin.
Bała się, strasznie się bała. Większość czasu spędzała teraz w łazience, gładząc się po niewypukłym jeszcze brzuchu. Jak Edward zareaguje na ciążę? Czemu jej dziecko rozwijało się dwa razy szybciej niż powinno?
Na początku dręczył ją też fakt, że może jednak dziecko rozwija się normalnie, a ojcem jest nie jej mąż, a Jacob, ale szybko odrzuciła tę teorię. Na pewno nie przespała się z Jacobem.
Niemal serce jej stanęło, gdy lekarka zaczęła się tłumaczyć z tego, że jej dziecko było niewyraźnie z powodu zepsutego sprzętu. Bella była wręcz pewna, że sprzęt pracuje bardzo dobrze. To jej skóra była zbyt nieprzepuszczana.
Pogładziła się z czułością po brzuchu, opierając głowę o lodowate kafelki. Ciągle do niej nie docierało, że zostanie matką...
Zdradziła mnie.
Ta myśl nieustannie od trzech dni tłukła mu się po głowie, zagłuszając wszystko inne. Konkurować mogła z nią tylko jedna, a mianowicie Ona jest w ciąży.
Leżał na łóżku i przysłuchiwał się, jak oddycha w łazience, a jej serce bije wyciszonym, spokojnym rytmem. Nie mógł pozostać obojętny na ten dźwięk, a jego własne serce krwawiło, choć od ponad osiemdziesięciu lat było martwe.
Nie wiedział co robić. Z jednej strony bardzo kochał Bellę. Ale co z tego? Ona miała zostać matką. Ona, dziecko i Zapchlony mogli założyć rodzinę, o której marzy niemalże każda dziewczyna. On nie pasował do tego obrazka... To nie był jego świat.
Dałby jej wszystko, co byłby w stanie jej dać. Ofiarował jej całego siebie – miała w nim pocieszyciela, kochanka, przyjaciela. Miała jego nieograniczone pokłady miłości względem niej. Z chęcią ofiarowałby jej wszystkie klejnoty świata, uchyli nieba...
Ale to nie wystarczało.
***
- Naprawdę chciałem cieszyć się twoim szczęściem. Próbowałem dostrzec jasną stronę tego wszystkiego. Jednak to, że będziesz szaleć z euforii na punkcie tego dziecka zupełnie do mnie nie przemawiało. Oczywiście, jeśli już się rozstaliśmy, to dobrze, że dawałabyś sobie nieźle radę, ale... Po prostu nienawidziłem twojego maleństwa z całego serca. Bo ono odebrało mi ciebie.
Powstrzymał się ostatkiem silnej woli, aby nie spojrzeć w jej kierunku. Uparcie obserwował radosne ptaki latające po niebie, nieświadome tego, że niespełna dwie godziny wcześniej nieopodal wydarzyła się tragedia. Straty, jakie ponieśli, były ogromne.
Okropnie się czuł, myśląc o macierzyństwie Belli. To zbyt kojarzyło się z jego matką.
Niestety, Esme nie udało się uratować. Bolało to bardziej, niż przypuszczał w najgorszych ze scenariuszy. Tak, jakby ktoś oderwał kawałek niego i bezpowrotnie go odebrał. Nie zdawał sobie sprawy, jak wielką rolę pełniła matka w jego życiu. Każdemu będzie jej niesamowicie brakować. Ona była sercem rodziny...
Wszyscy pogrążyli się w żałobie po niej, Tanyi i Irinie, a także Embrym. Wszyscy.
Nie mógł o tym myśleć – pewne sprawy czekały na wyjaśnienia. Trzeba zakończyć wiele rozdziałów. Tym razem nie było mowy o publicznym praniu brudów – w grę wchodziła szczera rozmowa w dwie pary oczu i uszu.
- Jezu Chryste, Edward! Nareszcie!
- Co..?
- Jeśli usłyszałabym, że skakałeś pod sufit po naszym rozstaniu, tylko dlatego że byłam w ciąży z twoim najgorętszym wrogiem i że byłam w nim po uszy zakochana, to jak Boga kocham, krew by mnie zalała... A w moim – naszym – wypadku to przecież nie takie proste. Zawsze zachowujesz się przyzwoicie aż do szaleństwa. Miło wiedzieć, że masz jakieś zdrowe, naturalne odruchy.
- Wiesz co, ta dyskusja zbacza nieco z kursu. Może kontynuujmy?
***
Jakoś nie lubiła tego dnia i trudno się jej dziwić. W końcu dokładnie rok temu Edward ją zostawił, wmówił jej, że już jej nie chce. To był dzień, w którym skończył się jej świat. Nie chciała powtórki z rozrywki.
Upewniła się, że nie będzie już wymiotować i podniosła się chwiejnie, trzymając dla równowagi umywalkę. Ostatnio nieustannie chodziła tak, jakby była pijana. Jej nogi z trudem ją utrzymywały. Niemal czuła, jak ulatnia się z niej energia życiowa. Dodatkowo dziwne stany „omdlenia” dopadały ją coraz częściej. To chyba nie było normalne.
Carlisle z początku parę razy dziennie proponował jej badania – nie mógł oczywiście nie zauważyć jej mdłości i słabowitości – ale w parę godzin po wizycie w La Push po prostu... przestał. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Tylko tak dziwnie na nią patrzył... Zresztą, wszyscy dziwnie na nią patrzyli, szczególnie Edward. Co więcej, z jego oczu powoli znikała cała troska, a zastępowała ją niechęć. Isabellę bardzo to martwiło, ale nigdy nie poruszała tego tematu.
Teraz, gdy jej żołądek był całkowicie pusty, chętnie by coś zjadła. Miała ochotę na gorącą czekoladę z pianką... I na grzanki z serem... Przemyła twarz, wytarła się niezbyt dokładnie ręcznikiem i skierowała do kuchni. W połowie drogi natknęła się jednak na swojego męża.
- Cześć – szepnęła na tyle czule, na ile była w stanie to zrobić. Nie mogła ignorować faktu, że gdy była w jego towarzystwie, wszystkie jej mięśnie spinały się, dłonie pociły, a serce przyspieszało. Była aż nazbyt przewidywalna, jakby w rekompensacie za jej mentalną ciszę. Z tym, że tym razem nie chodziło o jej szaleńczą miłość względem niego, niestety.
- Witaj – odpowiedział z rezerwą, a jego dwudziestowieczny akcent był bardziej wyraźny niż zazwyczaj. Minął ją obojętnie.
I wtedy wezbrało w niej poirytowanie.
Obserwował, jak jej twarz powoli się zmienia – z zestresowanej na wściekłą i jakby zmęczoną.
Nie widzisz, jak ją ranisz?, szydził głos wilkołaka w jego głowie. Czy ty naprawdę nie widzisz tego, jak męczy ją bycie z tobą?
- Jaki ty masz, do cholery, problem? - zapytała wojowniczo, zakładając ręce na biodrach.
Ona w końcu wybuchnie... Tłumi w sobie wszystkie uczucia, odkąd cię poznała... Bo przecież nie może okazywać swoich prawdziwych, spontanicznych emocji w twoim towarzystwie.
Ona jest taka... przerażona. I jakby nieszczęśliwa – to „dopowiedział” Jasper. Ta myśl nieustannie tłukła się po jego umyśle, gdy przebywał z Bellą w jednym pomieszczeniu. I jeszcze to obrzydzenie..!
- Ja mam problem? - zaoponował, z trudem powstrzymując warknięcie.
- Tak, ty! Ostatnio wiecznie ci coś nie pasuje!
- Bo odniosłem wrażenie, że to raczej ty zachowujesz się jak jakieś... jak jakieś zombie! Dziwne, że o w ogóle zauważyłaś, jaki ja jestem. No ale przecież tylko mnie należy się czepiać, nieprawdaż? - wybuchnął. Żałował swoich słów już w chwili, gdy opuściły jego usta, ale teraz było już za późno na wszelkie moralności.
Isabella zamarła, a krew napłynęła do jej policzków, parząc je boleśnie. Chyba miała gorączkę. Teraz to nie ważne.
Jak on śmiał? Wiedziała, że ostatnio nie była w najlepszej w formie, ale to przecież była tylko i wyłącznie wina jego i jego nadaktywnych plemników! Co prawda on o tym jeszcze nie wiedział, ale i tak nie miał prawa tak się zachowywać!
Część niej chciała uspokoić go i zaproponować wzajemne przeprosiny, ale hormony buzowały i napawały ją gniewem nie do powstrzymania. A za co ona miała przepraszać? Za to, że zaszła w ciążę?
To wszystko, wszystko, wszystko jego wina! I jeszcze na dokładkę ją obrażał!
Hormony wygrały.
- Jesteś takim dupkiem – rzuciła, patrząc mu wyzywająco w oczy. Zważywszy na dużą różnicę wzrostu musiała mocno zadzierać głowę, tak, że jej rozpuszczone włosy muskały pośladki. Przez niego teraz całe dnie się zamartwiała, wymiotowała i chwiała, dużo spała, miała dziwne kulinarne upodobania... Tyle dla ciebie poświęciłam!
Zorientowała się nagle, że ostatnie zdanie powiedziała na głos.
Ups..?
Ona tyle dla ciebie poświęca, idioto! Całe swoje życie! Ona chce dla ciebie umrzeć!, krzyczał Black.
A więc jednak kundel miał rację... Bella naprawdę źle czuła się w tym związku. Naprawdę czuła, że życie prześlizguje się między jej palcami. Tyle razy się o to martwił, tyle razy temu zaprzeczała! Czemu nie wyczuł jej kłamstwa?
Wiedział, czemu. Wtedy nie widziała, co traci. Potem zasmakowała przygód, miłości do wilkołaka...
Spodobało jej się. Tak bardzo jej się spodobało, że postanowiła zostać z Jacobem. Tylko nie wiedziała, jak mu o tym powiedzieć... I nie była pewna, czy nie będzie żałować. To była dość ryzykowna decyzja.
A teraz jeszcze ta ciąża.
- Więc może nie powinnaś była niczego poświęcać! Mogłaś kazać mi spływać, kiedy dopiero zaczęłaś wszystko poświęcać!
Że co?
No przepraszam bardzo, czy on znowu próbował jej wmówić, że jest zły, niedobry i ogólnie ble?
To się zaczynało robić już nużące. Jakby i bez tych beznadziejnych gadek miała mało powodów do mdłości. Na dodatek zaczynało jej się kręcić w głowie, a szyja bolała ją od tego wyginania. Nie miałaby nic przeciwko krótkiej drzemce.
Teraz nawet mogłaby go poprosić o śniadanie (tudzież lunch) do łóżka, ale prawdopodobnie jej mąż, wielki pan, będzie nazbyt obrażony, by spełniać z ochotą jej ciążowe zachcianki. Szczególnie, że nie wiedział o ciąży. Poza tym wątpiła, by potrafił zrobić dobrą gorącą czekoladę.
No dobrze, bardzo możliwe, że czekolada byłaby idealna. Nawet więcej niż możliwe. W końcu chodziło o Edwarda. To było bardzo nużące.
O co to się kłócili? A tak, pewnie.
- Może mogłeś sam spłynąć, gdy tylko zaczęłam cię nudzić!
Więc teraz starała się obrócić kota ogonem? Że to on się nią znudził? Ha! Jakby to kiedykolwiek mogło się zdarzyć.
Widział w jej oczach wątpliwość... W pewnym momencie się zamyśliła, a na jej twarzy zamajaczyło coś na kształt uśmiechu. Potem znów skupiła się na nim i jej gniew powrócił.
Nie wie, jak ci to powiedzieć... Będzie na siłę uszczęśliwiać ciebie kosztem swoim i naszego – nie twojego! Mojego! - dziecka! Ona jest tobą zaślepiona, ty paskudny manipulatorze! Ona marzy, by ci się wyrwać! Jesteś dla niej jak pieprzony narkotyk... Czemu nie pozwalasz odejść na odwyk?
Czy myślała właśnie o nowym modelu rodziny, jaki się dla przed nią otworzył?
Ona naprawdę była z nim nieszczęśliwa...
- Dobre pytanie – burknął.
- Że co? - powtórzyła niedowierzająco, przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą.
- Może właśnie nadszedł moment, żebym spłynął – powtórzył dużo głośniej.
- A idź ty w cholerę! - wrzasnęła na całe gardło. Nigdy nie spodziewał się, że ta dziewczyna ma taką parę w płucach.
Czy ona naprawdę to powiedziała?
Dobrze więc. Trzeba to zakończyć.
Zachowując pokerową twarz obrzucił ją ostatnim spojrzeniem i odwrócił się na pięcie z prędkością światła. Ona jednak miała inne plany.
- Czekaj! Jeszcze z tobą nie skończyłam!
- A co chcesz jeszcze dodać? - wysyczał najbardziej obojętnym tonem, na jaki było go stać. Zatrzymał się w pół kroku, a w jego serce wstąpiła nadzieja... Ale nadzieja nie miała tu racji bytu. Wyparowała w ułamek sekundy po swoim pojawieniu się. Jego serce było już tylko kamieniem. Bolesnym, ciężkim, uciążliwym kamieniem.
- Jestem w ciąży – wysyczała przez zaciśnięte zęby.
Obrócił lekko głowę w jej kierunku.
- I co z tego?
Teraz ją zatkało. Czy ona spodziewała się, że przeprosi, gdy zorientuje się, jaki sprawy mają obrót? Że zostanie z nią, by mogła pobawić się z nim jeszcze chwilę, a potem odejść do kundla?
Przez moment stałą jak wmurowana. Zamachnęła się, aby go spoliczkować, ale jej ręka zatrzymała się parę centymetrów od celu. Mądrze. Fuknęła jeszcze, a w jej czekoladowych oczach pojawiły się łzy gniewu. Od także już dyszał od tego uczucia. Tego... I kilku innych. Szybko wbiegła po schodach i – trzaskając drzwiami – wparowała do nieużywanej sypialni – gabinetu Alice. Czasem Bella nocowała tam, gdy jego siostra postanawiała zafundować jej wszelkiego rodzaju babskie tortury typu maseczki. Wszyscy żartowali, że jak Edward i Bella pokłócą się, to nie żadne z nich nie będzie musiało nocować na kanapie w salonie.
Ale to nie była kłótnia. To było rozstanie.
- Nie... - wyszeptał cichy, zduszony głosik. Wcześniej nie zwracał uwagi na to, że cała rodzina przysłuchiwała się całej scenie. Wszyscy o tym rozmyślali, ale jedynie Al zeszła na dół, by wyrazić swoją rozpacz. Pozostali byli tylko zaniepokojeni. Nie wiedzieli, co tak naprawdę oznaczała ta sprzeczka. - Błagam cię, nie rób tego... - Jej wysoki sopran zadrżał. Gdyby mała możliwość, w jej oczach szkliłby się teraz łzy. - Błagam cię..! Edward... Proszę...
- Nie, Alice – odszepnął. - To koniec.
Jej dolna warga zadrżała przejmująco.
- Błagam cię, Edward... - Dzwoneczki jej głosu brzmiały kompletnie inaczej niż zwykle. Wyglądała na załamaną. To do niej nie pasowało. Alice była przecież wieczną, szurniętą optymistką.
Proszę cię – Jej mentalne łzy płynęły, paląc policzki, skapując na podbródek, niszcząc bluzkę. W rzeczywistości jednak niemal czarne tęczówki wampirzycy były suche.
- Spakujmy tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Nie musimy brać wszystkiego; może kiedyś tu wrócimy.
NIE!, zaszlochał umysł Ally. Nie, nie, błagam! Zrobię wszystko! Nie rób jej tego znowu! Błagam cię! Nie! Nie, nie, nie! Proszę, proszę, błagam... nie...
Cała rodzina zamilkła na sekundę z osłupienia, po czym ich myśli zaczęły wspólnie lamentować z czarnowłosą. Nie możesz jej tego zrobić... To nie jest słuszne wyjście... Nie...
- Jest trochę po czwartej. Mamy jakieś dwie godziny czasu. Myślicie, że damy radę się spakować?
- Jest trochę po czwartej... - powtórzyła głucho Alice. - Jest dokładnie czternaście po czwartej, szesnastego września. Boże, Edward...
Dokładnie rok i minuta. Dokładnie rok i minutę temu się rozstali.
Dokładnie minutę temu rozstali się ponownie.
Dokładnie minutę temu ponownie zakończył się jego świat.
Rzuciła się na łóżko, a zdenerwowanie niemal ją rozrywało. Jak on śmiał?
Jak on śmiał?!
Czy nic nie obchodziło go własne dziecko? Czy naprawdę zachował się tak głupio, czy to były jakieś ciążowe omamy? Co prawda nie wliczały się one w skład pakietu ciążowego, ale w końcu chodziło o Bellę. Jej słownik nie obejmuje słowa „niemożliwe” - wykreśliła je dawno temu.
Wtuliła twarz w bordową narzutę. Znów kręciło jej się w głowie. Ale nie, teraz nie zaśnie. To fizycznie nie możliwe. Przy takich uczuciach senność odchodzi w niepamięć...
Ale w niepamięć, zamiast senności, odeszła jej świadomość. I to w ułamek sekundy.
Coś było nie tak. Czy to nie był dźwięk uruchamianego silnika?
Czuła, że coś jej umyka... Westchnęła lekko. Powinna chyba coś pamiętać. Czy nie wydarzyło się ostatnio nic ważnego, godnego zapamiętania?
Mimo potężnego rozleniwienia otworzyła jedno oko i uderzyła ją wszechobecność koloru bordowego – jej łóżko przecież było złote...
Natychmiast zerwała się na równe nogi, co spowodowało, że napłynęła nowa fala mdłości i zawroty głowy. Nie miała jednak na to czasu.
Z pokoju Al nie było nic widać, więc wybiegła na korytarz i dopadła innego okna, z którego miała widok na podjazd i na ganek. Dostrzegła kanarkowe Porche, a obok niego swoją przyjaciółkę, która właśnie wyraźnie ociągała się z wejściem do pojazdu od strony pasażera. Ich oczy, mimo dużej odległości, spotkały się. Bella bezwiednie wyciągnęła w jej stronę rękę, ale napotkała przeszkodę w postaci szyby. Alice także wyciągnęła swoją dłoń, a wyraz twarzy miała potwornie zrozpaczony.
Kocham cię, wyszeptała chyba.
A potem nagle zniknęła z pola widzenia. Zdążyło jedynie mignąć muskularne ramię Jaspera, które poznała po zielonym rękawie i Al siedziała już w aucie. Jej drobnym ciałem zatrząsł szloch – a później drzwi się zamknęły i nic już nie widziała.
Samochód ruszył z piskiem opon. Bella zaczęła spazmatycznie oddychać, a jej oczy powiększyły się do wielkości spodków. Odwróciła się i pędem pogalopowała przez dom.
Oni tylko pojechali po mleko, na pewno. Ostatnio pochłaniała takie ilości mleka, że ciągle trzeba było uzupełniać dla niej zapasy. Nic dziwnego, że musieli pojechać. Ale reszta rodziny tu jest. Zaraz wyczują, jak się zdenerwowała i pocieszą ją, głaskając po głowie. Emmett wyśmieje jej panikę, a Alice po chwili wróci i już wszyscy będą się z tego śmiać...
Pokój Rose i Emmetta...
Później nawet pozwoli Al, żeby pobawiła się jej twarzą... oczywiście ostrzeże ją, aby nie używała żadnych substancji, które mogłyby zaszkodzić dziecku...
Pokój Esme i Carlisle'a... On wcale nie jest dziwnie pusty... Po prostu wszystko jest poukładane i pochowane do szafek...
Alice wreszcie zauważy, że jej włosy od jakiegoś czasu samoistnie skręcały się w piękne loki – na razie były to tylko poszczególne kosmyki, ale zachowywały się jak sprężynki, lubiła się nimi bawić – prostować, a potem puszczać i obserwować, jak powracają do poprzedniej pozycji...
Gabinet Carlisle'a... Nie każdy musi rozrzucać swoje rzeczy gdzie popadnie, tak jak ona zwykła to robić... Oni są po prostu porządni.
Pogodzą się z Edwardem, przeprosi ją, będzie się cieszył z ich dziecka, jego ojciec będzie robił jej USG i obydwoje jak zaczarowani będą wpatrywać się w pierwsze zdjęcia ich synka... Bo to będzie syn. Idealny jak ojciec...
Kuchnia, salon, jadalnia... Wszyscy pojechali po mleko. Dużo mleka. Zacieśniają rodzinne więzi wspólnym zakupami, a nie chcieli jej budzić, aby pojechała z nimi. W końcu spała...
Właśnie, spała! Bingo! Po prostu jeszcze się nie obudziła. Śniło jej się, że wstała, pokłóciła się z ukochanym, zasnęła i obudziła się sama. Co za głupi sen... Może wypiła zbyt dużo mleka przed snem. Trzeba z tym skończyć.
Praktycznie wyleciała na ganek. Był pusty. Bo oni byli w sklepie. W jej śnie.
Dla pewności sprawdziła jeszcze garaż. Nie stał w nim żaden pojazd, z wyjątkiem motoru Edwarda. Bo wszyscy nie zmieściliby się w mercedesie... Musieli pojechać wszystkimi samochodami.
A nie... Co tak się srebrzyło w kącie? Jej serce podskoczyło. Przecież to Volvo! Edward z nią został! W jej śnie! Zaraz obejmie ją od tyłu i zacznie szeptać czułe słówka prosto do ucha, a potem okaże się, że naprawdę jej coś szeptał, próbując ją dobudzić... Uśmiechnęła się. Czekała.
I czekała.
Czekała przez niemal godzinę w bezruchu. W końcu dzidziuś zmusił ją do skorzystania z łazienki w celach opróżnienia z siebie żołądka – bo nic poza nim już jej nie pozostało. Wszystko zwymiotowała przed kłótnią.
Właśnie, kłótnia. Była taka poważna... I Bella kazała mu iść w cholerę. Ale chyba nie wziął tego na poważnie, prawda? Nie był przecież takim idiotą...
A nie, chwila. Przecież to tylko sen.
Nogi miała jak z waty. Nim nad nimi zapanowała, zapadły się pod nią. Upadła na podłogę. Zdezorientowała, rozejrzała się wokoło. Czuła również oszołomienie. Po chwili zaczął ją boleć tyłek.
Pomacała komodę, aby się na niej wesprzeć i jakoś się podnieść. Jej palce natrafiły na jakąś kopertę. Stwierdzając, że i tak nie jest gotowa, by wstać – zbyt kręciło jej się w głowie – chwyciła papier i przysunęła pod nos.
Bella.
Bella... Czy tu pisze Bella? Czyli to ona była adresatem? Literki tak jej skakały przed oczami... Ledwo rozpoznała charakterystyczne pismo Alice, bo straciło wszystkie swoje zawijasy, tak typowe dla ich optymistycznej wizjonerki...
Wyciągnęła list z opakowania i skupiła się maksymalnie na odczytaniu treści.
B.,
bardzo Cię kocham. Zawsze będę... Moja kochana siostrzyczko... Zawsze o tym pamiętaj.
Próbowałam go przekonać, tak, jak próbowałam to zrobić rok temu – z takim samym skutkiem.
Nigdy Cię nie zapomnę. Zawsze będziesz moją najlepszą przyjaciółką...
Zawsze, zawsze będę przy Tobie duchem.
Kocham Cię.
Naprawdę Cię kocham...
A.
Przeczytała drugi raz. I trzeci. I dziesiąty. Nawet gdy jej umysł przyswoił sobie notkę na pamięć, to nadal nie miała ona żadnego sensu. Przeczytała jeszcze raz... Jej wzrok przykuł termin „rok temu”. Co się stało rok temu..? Nie, niemożliwe. Nie mogło chodzić o to samo. Nie mogło... Przyrzekł, że już jej nigdy nie opuści. A ona mu wierzyła. Bezgranicznie wierzyła... Była pewna, że nie opuściłby swojej żony noszącej pod sercem jego dziecko. Przecież tak cierpiał, że nie mogli mieć dzieci... To pewnie przez szok zareagował tak, jak zareagował na ciążę. Tak, to musiał być szok.
Rok temu? Nie. Nie, na pewno nie.
On wróci. Oni wrócą.
Nie, inaczej. Przecież spała.
Zaraz się obudzę...
Nie spała już zaledwie kilku minut. Chętnie powróciłaby do błogiego stanu nieświadomości, w którym przebywała przez większą część swojego czasu, ale ktoś jej na to nie pozwalał.
- Już, już, Edward. Już idę – zagruchała uspokajająco, gdy syn zaczął się niecierpliwić. Kopał w jej naciągnięty, twardy niczym skała brzuch niczym zawodowy piłkarz.
Leżała tylko na plecach – każdą inną pozycję uniemożliwiał mężczyzna, czy też właściwie chłopczyk jej życia. Doprawdy, nie mogła się doczekać, aż wyjdzie na drugą stronę jej ciała. Na razie, mimo iż bez chwili przerwy był przy niej, czuła się... dziwnie. Rozmawiała z nim, ale nie mogła się doczekać, aż zacznie odpowiadać. Głaskała go przez swoją skórę, ale chciała, by ściskał jej palce... A jednocześnie panicznie się bała, że gdy dorośnie, opuści ją.
Tak jak wszyscy inni.
Wyciągnęła spod pachy termometr, choć mierzyła temperaturę bardziej z przyzwyczajenia niż konieczności – od miesiąca brakowało na nim odpowiedniej skali. Jej ciało zawsze miało zdecydowanie poniżej trzydziestu paru stopni. Tym razem nie było inaczej.
Z westchnieniem otworzyła oczy i zamrugała. Nad głową miała śnieżnobiały sufit – choć jego barwę potrafiła określić tylko z doświadczenia, bo pokój skąpany był w mroku nocy. Odrzuciła od siebie kołdrę i ostrożnie, podtrzymując się szafki nocnej dla bezpieczeństwa, dźwignęła się do pozycji siedzącej. Było to tak męcząca czynność, że musiała chwilę odsapnąć, po czym podniosła się na nogi i podtrzymując czego się da, wyczłapała z pomieszczenia. Zajęła starą sypialnię Esme i Carlisle'a – stamtąd było bardzo blisko zarówno do łazienki jak i do kuchni, a to były jedyne pokoje, które odwiedzała odkąd...
Odkąd to się stało.
Na początek wypiła tradycyjną szklankę mleka, po czym zrobiła sobie szybko kanapki, siedząc przy wysepce kuchennej. Nie mogła zbyt długo stać. Tak po prawdzie, to nie mogła stać w ogóle. Zawsze się o coś opierała. Wyparowały z niej wszelkie siły witalne. Wszystko wsiąknęło w dziecko. Czuła się jak niepełnosprawna.
I musiała bardzo uważać. Nie mogła pozwolić sobie na upadek; mogłaby coś zrobić Edwardowi. Teoretycznie była teraz twardsza niż szafki i inne meble, ale tylko teoretycznie. Nie mogła przecież sprawdzić, jak teoria ma się do praktyki.
Przez miesiąc trwała w depresji, prawie nie podnosząc się z kanapy, czy innego miejsca, które obecnie zajmowała. Była kompletnie załamana, odkąd odkryła, że na parterze i pierwszym piętrze nie było żadnego zdjęcia. Żadnych pamiątek...
I wtedy po raz pierwszy się do niej odezwał. Myślała o tym, że była samotna i wtedy lekko ją kopnął. To było tak, jakby od źródła uderzenia rozchodziło się ciepło... I miłość. Kochała go każdą komórką swojego ciała. Połową swojego serca.
Druga połowa zaginęła bezpowrotnie.
Od tamtej pory odzywał się rzadko, acz regularne. Później coraz częściej... Codziennie... Obecnie robił to bez przerwy. Kochany dzieciak. Zdawała sobie sprawę, że przez tę całą miłość i sytuację mały będzie najbardziej rozpieszczonym dzieckiem w całym wielkim świecie, ale nie mogła nic na to poradzić. Nie mogła...
Pragnęła mniej się denerwować – nie wolno się przecież stresować w czasie ciąży. Ale jak tu się nie denerwować? Wszystko szło na opak. Nie mogła pójść na studia, nie mogła pokazać się Charliemu, nie mogła nawet chodzić! Fabrykowanie dowodów, że prowadziła w rzeczywistości życie przykładnej studentki literatury angielskiej, było okropnie trudne, tym bardziej, że jej ojciec był policjantem, więc łatwo mógł wszystko sprawdzić.
Tego wszystkiego było za dużo. Kończyło się jedzenie, dziecko niedługo miało się urodzić – nie dopuszczała do siebie myśli, że poród mógłby okazać się ponad jej siły – a ona nie miała dla niego żadnych ubrań, stosownych mebelków...
Jak ona sobie z tym wszystkim poradzi?
Wtedy rozległo się pukanie.
Jej serce na moment stanęło, po czym rozgalopowało się z oszałamiającą prędkością, ale nakazała sobie zachowanie spokoju. Może ktoś sobie pójdzie. Może nie postanowią włamać się do domu, żeby coś ukraść czy coś sprawdzić. W końcu Cullenowie wyjechali tak nagle... Ludzi mogła zżerać ciekawość, a złodzieje połasić się na szybki łup. Nie mogła otworzyć ani chociaż sprawdzić, kim był gość. W końcu nie powinno jej tu być – nie wspominając już o tym, że w jej stanie nie dowlekłaby się do drzwi przez najbliższe pół godziny.
Odetchnęła głęboko, a synek kopnął ją pocieszająco. Pogłaskała swój monstrualny brzuch, próbując się nieco uspokoić. Wtedy coś mignęło za oknem.
Jako człowiek nie zauważyłaby tego, ale teraz miała nieco wyostrzone zmysły. Nieznajomy miał wysoką, smukłą sylwetkę i skórę jasną jak śnieg, a jego jasne oczy nieokreślonej barwy błyszczały na tle lekko ośnieżonego podwórza. Z całym przekonaniem mogła powiedzieć, że był on wampirem.
- Widzę cię – oznajmiła cicho. I tak nie było szans, żeby jej nie zauważył. Podniosła się chwiejnie i podtrzymując się ściany, dosunęła się do drzwi od tarasu i przekręciła zamek. Tysiące myśli tłukło się po jej głowie. Po co to robiła? Przecież to szaleństwo!
Zawahał się, po czym skorzystał z jej niewypowiedzianego zaproszenia. Zapaliła światło, by móc się mu lepiej przyjrzeć.
Miał ciemne włosy, a pod typową wampirzą bladością widniały ślady oliwkowej karnacji. Rysy twarzy miał jakby hiszpańskie – wyglądał trochę jak Latynos. Przyglądał jej się ciekawie.
- Proszę wybaczyć najście – powiedział niezwykle cicho; w jego melodyjnym głosie pobrzmiewał obcy akcent. - Ale przejeżdżałem w pobliżu i zmorzył mnie sen...
- Ten dom leży pięć kilometrów od głównej drogi w głąb lasu – przerwała mu. - I śmiem wątpić, czy zmorzył pana sen. Mogę przedstawić moją teorię? Polował pan i nagle poczuł nikły zapach wampira. Trop doprowadził cię – to znaczy pana – prosto do tego domu. Lecz ślady miały parę miesięcy i zdążyły zblednąć, a w środku była tylko dziwna, ciężarna dziewczyna, która na dodatek apetycznie pachnie. Coś pominęłam?
Skąd wzięła się w niej ta odwaga? Prawda, że trochę pomagał fakt, że pan Latynos miał złote oczy, ale to ciągle było szaleństwo - mógł ją przecież zabić. Chociaż... Jej całe życie było szaleństwem.
- Nie całkiem – przyznał. - Jesteś intrygująca, wiesz? Twoje serce bije, masz rumieńce, brązowe oczy... I wampirzy zapach..?
- Pachnę jak wampir? - zdumiała się.
- Znowu nie całkiem. Nie potrafię tego wyjaśnić.
- Więc to pewnie mój syn tak pachnie – wzruszyła lekko ramionami.
- Robisz się coraz bardziej intrygująca – mruknął, przypatrując jej się ciekawie. - Mogłabyś mi trochę wyjaśnić?
- Nawet cię nie znam.
- Eleazar – powiedział po prostu. Zawahała się chwilę. Jego oczy budziły jej zaufanie, ale nie mogła przecież wyjawić wszystkiego. Więcej, nie powinna była mówić nic. Ale... Był wegetarianinem. I intrygowała go... Zaintrygowała kolejnego już wampira. Wzdrygnęła się nieco. A co, jeśli właśnie nadeszła odpowiedź na jej problemy?
Nie. To niemożliwe.
Ale...
I nagle przypomniała sobie, że już słyszała o wampirze noszącym imię Eleazar.
On przecież przyjaźnił się z wampirami.
Podjęła decyzję impulsywnie.
- Isa... Isobel.
Nigdy nie doświadczyła przemiany w wampira, ale ból towarzyszący temu doznaniu to musiał być mały pokuś. Wrzasnęła niekontrolowanie, gdy poczuła kolejny skurcz. To było takie okropne! Jej ciało było teraz o wiele twardsze, co wbrew pozorom nie tyle ułatwiało, co znacznie utrudniało rozszerzanie się odpowiednich narządów. Nienawidzę cię, Cullen!
Skurcze dręczyły ją coraz częściej – co około godzinę, a trwały kilka minut. Jej przyjaciel pocieszał ją, ale nie potrafiła, nie chciała się na tym skupiać. Zbyt skupiała się na własnych odczuciach. Poród ją paraliżował.
Sapnęła, gdy skurcz ustał. Zakręciło jej się w głowie i po raz kolejny zemdlała, by obudzić się w pięć minut później, zaalarmowana kolejnym bólem. I tak od kilku godzin.
Nie miała zielonego pojęcia, jak sobie z tym wszystkim poradzi. Pragnęła teraz czuć ból – nie dlatego, że nabrała masochistycznych skłonności, ale dlatego, że on ją cucił. Nie mogła przecież być nieprzytomna. Musiała urodzić tradycyjnie – żaden nóż nie przebiłby się przez jej skórę, a Eleazar wolał nie ryzykować. Ryknęła przejmująco, gdy kolejna nieprzyjazna fala doznań na nią spłynęła. Oddychała histerycznie, łapiąc nieskończenie wiele małych, szybkich wdechów i wydechów. Jej pięści zaciskały się kurczowo na prześcieradle, a głowa wciskała się w zagłówek specjalnego łóżka szpitalnego. Próbowała utrzymać świadomość, gdy boleści znów ustały.
Znów się nie udało.
Na dobrą sprawę nie wiedziała, kiedy rozpoczęła się druga, właściwa faza porodu. To musiało być zaraz przed którymś z kolei obudzeniem się. Słyszała wszystko tak, jakby była pod wodą – swoje krzyki, głos nakazujący przeć... Parła. Gdy tylko nadchodził kolejny skurcz, parła. I znów parła. Trzymała się kurczowo uczucia, że musi to robić. Musiała pomóc swojemu synowi wyjść na ten świat. Musiała... On musiał żyć.
Nagle zorientowała się, że znów odpływa. Nie mogła! Musiała być przytomna. Jeszcze trochę, jeszcze chwila... To tylko kilka godzin.
Zmusiła się do kolejnego wysiłku, ale nie dała rady zrobić nic więcej. Przygniotła ją ciemność. Nie potrafiła jej odepchnąć...
Obudziła się, a w jej głowie panowała przyjemna pustka. Przez moment nie pamiętała, kim była, gdzie była... Liczyło się tylko to, że było jej ciepło i że była w miarę wyspana, co rzadko jej się zdarzało.
Potem zaczęły napływać wspomnienia... Każde jedno. Zamrugała niepewnie. Nie chciało jej się, ale cóż to za wytłumaczenie? Liczył się tylko jeden fakt – co z jej synem? Niepewnie poruszyła ręką i skierowała ją do swojego brzucha. Był płaski i ciepły, i miękki. Zamarła. Co się stało? Czemu znów była w pełni człowiekiem? I... I czy to wszystko, co się ostatnio wydarzyło, było prawdą? Czy to możliwe, że to był tylko sen?
Nie! Tak pokochała swoje dziecko... Nie mogłaby bez niego żyć.
Przed jej oczami pojawiła się piękna twarz ciemnowłosego wampira. Część z niej westchnęła z ulgą, ale ciągle potrzebowała wielu informacji.
- Eleazar? - wychrypiała. - Eleazar, mój syn... Co... Co z... nim?
- Bel, jak się czujesz? - spytał, ignorując ją.
- Jak człowiek... Co... z nim?
Mężczyzna uśmiechnął się lekko.
- Nie masz syna.
Co? Czy on... Nie!
- Czemu właściwie założyłaś, że to był syn?
To pytanie było dla niej mocno niezrozumiałe. Odchrząknęła nerwowo i zapytała mocniejszym już głosem. - O co ci chodzi? Co z...
- Dziewczynka. Raczej zdrowa. Żyje i ma się dobrze. Zaraz ją zobaczysz.
- Dziewczynka..? - powtórzyła. Miała córkę? Naprawdę miała córkę?
Zdrową, śliczną córeczkę?
- Chcę teraz – oznajmiła kategorycznie, podciągając się na ramieniu. Nadal miała zawroty głowy, ale lekkie. Nogi też wydawały się być mniej bezwładne.
- Nie próbuj wstawać – ostrzegł ją. - Byłaś nieprzytomna kilka dni i...
- Czuję się dobrze – przerwała mu. Niepewnie ześlizgnęła się z łóżka – na które przyjaciel musiał ją przenieść – i jej wzrok przykuła biała kołyska przy łóżku. Posłała mu pytające spojrzenie, na co pokiwał głową. Pochyliła się nad łóżeczkiem.
Małe niemowlę śpiące słodko było w stu procentach idealne. Jej skóra była śnieżnobiała i błyszczała lekko w promieniach zachodzącego słońca. Na czubku głowy miała uroczą kępkę ciemnorudych włosków i machała rączkami przez sen. Ubrana była w żółte śpioszki. Pogłaskała ją po policzku, a miłość zalała jej serce tak intensywnie jak jeszcze nigdy. Łzy nie wiadomo skąd znalazły się w jej oczach i nim się zorientowała, płynęły strumieniami po jej twarzy.
Poznała ją. To nieprawdopodobne, ale naprawdę ją poznała – mimo iż zobaczyła ją po raz pierwszy. Nie było wątpliwości, że to była jedna i ta sama osóbka, którą nosiła w sobie przez niecałe pięć miesięcy. Ta sama osóbka, która pomogła jej przetrwać. Jej dziecko... Uśmiechnęła się. Była bezgranicznie szczęśliwa. Bezgranicznie.
Tym razem uważnie słuchała obserwacji i wyników badań, jakie przeprowadził Eleazar, od czasu do czasu zadając własne pytania. Przez kilka godzin siedziała na swoim posłaniu, kołysząc delikatnie łóżeczkiem dziecka. Nie przejmowała się już przeciwnościami losu. Był on przecież niezmiernie uczynny.
Poderwała się, gdy mała zaczęła lekko gaworzyć. Budziła się. Niepewnie wyjęła ją z mebelka i gestem, który chyba każda kobieta miała zapisany w genach, objęła ją i chodziła trochę po pokoju, testując własne możliwości. Jej córeczka powoli otwierała oczka. Miały znajomy, koci kształt, ale – ku jej zachwytowi i zdumieniu – miały barwę słodkiej, mlecznej czekolady. Bardzo, bardzo słodkiej. Na ten widok wreszcie coś się zmieniło – nad jej życiem, po miesiącach nieustannych burz, wzeszło jaskrawe, ciepłe słońce w zapowiedzi nowego dnia... Nowego życia.
Słowa wypłynęły z jej ust, choć wcale się nad nimi nie zastanawiała.
- Witaj na świecie, Renesmee...
***
Edward obracał niepewnie obrączkę na palcu. Jego powieki nieustannie opadały, by po chwili podnieść się na nowo.
'Wejdź, Al'
Siostra, która kręciła się niepewnie przed pokojem, pchnęła zdecydowanie drzwi, po czym dokładnie je za sobą zamknęła. Obrzuciła wampira czujnym spojrzeniem i opadła na łóżko, tuż obok niego.
'Tak masz zamiar spędzać teraz swoje wolne chwile? Rozpamiętując, rozmyślając, tęskniąc?'
'Teraz jest inaczej. Lepiej. To przyjemniejszy rodzaj tęsknoty'
'Mniej intensywny?'
'Nie. Wolny od niedomówień. Pełen nadziei'
Chwyciła delikatnie jego dłoń, a on odwzajemnił uścisk.
'Dlaczego pozwoliłeś jej odejść?'
'Wiesz, dlaczego. Zbyt dużo zdarzyło się między nami. Zbyt dużo bólu, tajemnic, nieporozumień. I dodatkowo dwadzieścia trzy lata rozłąki.
Ona ma teraz inne życie. Wśród innych ludzi. Innego otoczenia'
'Kochacie się', stwierdziła, nie potrafiąc ukryć tego, jak bardzo uczepiła się tej myśli.
'Czasami to nie wystarcza'
'A ja i tak mam nadzieję, że do siebie wrócicie'
'Może kiedyś. Może nie'
'Powinieneś poznać swoją córkę', pomyślała.
'Nie było mnie przy niej, gdy się urodziła, wychowywała, rosła', zaprzeczył. 'Nie mogę się teraz pchać z butami w jej życie. Za późno na to'
'Nidy nie jest za późno!'
'Chciałbym, żebyś miała rację'
Westchnęła leciutko. 'Wasza historia nie miała szczęśliwego zakończenia'
'Szczęśliwe zakończenie występuje tylko w książkach', odpowiedział jej brat. 'W życiu jednak te dwa terminy wzajemnie się wykluczają. Jeśli coś jest szczęśliwe aż do końca, to nie ma swojego zakończenia. Jednak jeśli się zakończyło, to nie może być szczęśliwe'
'Ta wojna wiele zmieniła. Odebrała nam tak wiele ważnych osób...'
'Jednakże sporo jej zawdzięczamy'
'Masz na myśli to, co ja?'
'Tak. Prawdę.'
Koniec
Moi Drodzy!
Tak, to już koniec. Dlaczego takie zakończenie? Na wypadek, gdyby mi kiedyś odbiło i gdybym postanowiła napisać kontynuację. Wątpię, że tak się stanie, ale...
Wiecie, że Tęskniąc było moim pierwszy poważnym opowiadaniem, które naprawdę polubiłam i doprowadziłam do końca? W każdym razie cieszę się, że przypadło do gustu tylu osobom i że miałam aż tyle wiernych Czytelniczek. Nie mówię tylko o komentarzach - bo wiem, że znajdzie się parę osób, które nie komentują, a czytają.
W szczególności dziękuję marcie_potorsi, mojej wspaniałej becie, bez której opowiadanie byłoby rozklekotane i zakręcone jak baranie rogi, a błędy aż by raziły. To dzięki niej mogłyście (-liście?) cieszyć się bezbłędnym tekstem.
Dziękuję także osobom, które były wierne opowiadaniu od samego początku (MonsterCookie, ajaczek, melcia - jesteście kochane :* gratuluję też wytrwałości!), a także Prudence, nieznanej, iglakowi17 i Shili, które od jakiegoś czasu śledziły moje "dzieło".
No i jak mogłabym zapomnieć o wireless? Kochana, motywowałaś mnie do pisania jak nikt inny! Twoje komentarze zawsze podnoszą mnie na duchu, niezależnie ile razy już je czytałam.
Prawdopodobnie będzie jeszcze bonus - czyli wydarzenia sprzed bitwy (+ bitwa) opisane z perspektyw Ness i Jacoba - ale jeśli już, to na chomiku.
A propo gryzonia - obiecałam, że będzie, i jest :)
No cóż... Może się powtarzam, ale dziękuję! Naprawdę, jesteście wspaniali!
[link widoczny dla zalogowanych]
PS - widzimy się w 'Odkochaniu' - czyli nowym ff, dostępnym już wkrótce. |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Cocolatte. dnia Pon 19:29, 07 Wrz 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
Wyjątkowa
Wilkołak
Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 154 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiecie, że Święty Mikołaj nie istnieje?
|
Wysłany:
Pon 18:51, 07 Wrz 2009 |
|
Brawo! Piękna historia, pokochałam ją w pierwszym 'sezonie' i tak już zostało. Naprawdę powinniśmy być dumni, że mamy takie pisarki. :) Cudownie oddawałaś uczucia bohaterów, i w ogóle to wszystko wymyśliłaś. Cudowne, przemyślane i przede wszystkim, bardzo realistyczne opowiadanie. Gratuluję. :*
Szkoda, że Esme umarła, najbardziej żałuję właśnie jej osoby, choć innych też... Ale podoba mi się koniec, bo dałaś w nim nadzieję, że może jeszcze kiedyś byliby razem. I ujęło mnie samo zakończenie, dwa ostatnie zdania. Pięknie napisane.
Cieszę się, że napisałaś tę historię, a ja mogłam ją czytać. Dla mnie każde opowiadanie jest wyjątkowe i wnosi coś do życia. A twoje nie było ani puste, ani kiczowate. Bo niektóre są takie zwykłe, to nie. Sama w sobie historia nadawałaby się na książkę, nawet aby zająć miejsce 'Zaćmienia'. :)
Pozdrawiam i dziękuję, szkoda, że tak szybko to się skończyło...
Wyjątkowa'
PS. nie będzie epilogu, samego w sobie epilogu, nie bonusa? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Prudence
Wilkołak
Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 177 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mrocznego Kąta
|
Wysłany:
Pon 19:13, 07 Wrz 2009 |
|
Latte, nie...
Nie wierzę, że to już koniec. jest tyle niedomówień, tyle pytań, które został yw mojej głowie i domagają się wyjaśnienia. Czuje się jak dziecko, któremu ktoś zabrał lizaka... lizakiem było to twoje opowiadanie. naprawdę.
Dręczy mnie pytanie, z reszta wiele pytań. Co było dalej. Co z Bellą, Edwardem, Reneesme. Wiem, że się rozstali, ale nadal nie przemawia do mnie ten fakt... Jak się to wszystko skończyło dla Jacoba... itd
Może kończący to był rozdział, ale trochę mnie on jednak rozczarował, gdyż niedomówienia rządzą.
Ps. Uśmiercenie Esme było dobrym rozwiązaniem :D. nowatorskim |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Prudence dnia Pon 19:28, 07 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
marta_potorsia
Wilkołak
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 164 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostróda
|
Wysłany:
Pon 19:19, 07 Wrz 2009 |
|
Aż wstyd byłoby nie skomentować.
Cieszę się, że mogłam pomóc, że akurat mnie przypadł ten zaszczyt i to do mnie zgłosiłaś (chociaż wiem, że jako jedna z niewielu byłam wtedy wolna - nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę).
Dzięki Ci za to.
Jeśli chodzi o "Tęskniąc" - to jest rewelacja sama w sobie. Od początku bardzo spodobał mi się pomysł, dobijałaś mnie tym, że nie chciałaś zbyt wiele zdradzać o tym, co nas - czytelniczki - niepokoiło przez cały czas. Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że wreszcie się złamałaś :)
Jak sprawdzałam ostatnie trzy rozdziały, to przez pół godziny siedziałam i ryczałam. Tak jak Ci już powiedziałam - możesz czuć się winną za bycie AŻ TAK dobrą, żeby wzbudzić we mnie takie emocje. Niełatwo coś się sprawdza, gdy ledwo się widzi na oczy przez nagromadzone w nich łzy. :) Za to też Ci dziękuję.
A co do tych błędów, to bym nie przesadzała. Wcale aż tak wiele ich nie było, chociaż powiem, że początkowo niemiłosiernie wkurzał mnie brak spacji przed myślnikiem - ale udało Ci się to zwalczyć.
Cóż mi pozostało dodać - jeśli jesteś zadowolona z naszej (mam nadzieję) owocnej współpracy, będę szczęśliwa, jeśli pomogę Ci w Twoich kolejnych arcydziełach.
Pozdrawiam serdecznie, Marta. :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
iglak17
Nowonarodzony
Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 37 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Podkarpacie
|
Wysłany:
Pon 20:08, 07 Wrz 2009 |
|
Obiecałam komentować, więc oczywiście wywiążę się z obietnicy. Zwłaszcza, że w szkole nawet luz, więc mam chwilkę :).
Całość bardzo mi się podobała, kiedy tylko zaczęłam czytać, wciągnęło mnie i nie mogłam się oderwać.
Ostatni rozdział jak dla mnie zdecydowanie satysfakcjonujący. Wyjaśniła się historia Belli, prawda wyszła na jaw, co wyszło z korzyścią dla bohaterów i czytelników. Teraz mamy przed oczyma pełen obraz zaistniałej sytuacji. To oczywiste, że nastąpiła swoista gra niedomówień, kilka zdarzeń interpretowanych w taki, a nie inny sposób, kilka przekręconych słów. Twoje opowiadanie jest jednym z wielu przykładów, jak mogą wyglądać konsekwencje takich rzeczy.
Sama końcówka bardzo mi się spodobała. Nie happy end w stylu "żyli długo i szczęśliwie", ale też nie uśmierciłaś wszystkich (lub przynajmniej połowy) bohaterów, żeby uzyskać tragiczny efekt. Jest tak w sam raz - i tym pozytywnie mnie zaskoczyłaś.
Bardzo chętnie przeczytam inne Twoje opowiadania, jeśli takie napiszesz, o ile tylko nie będą to humany (których nie trawię, bez względu na przedstawianą w nich historię). Trzymam kciuki!
No i oczywiście gratuluję ukończenia pracy nad "Tęskniąc". Całość wyszła świetnie. A podziwiam Cię za to, że zdołałaś doprowadzić do końca to, co zaczęłaś. Ja mogłabym mieć z tym problemy.
Pozdrawiam i życzę wena na przyszłość ;-)
i.17 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
MonsterCookie
Gość
|
Wysłany:
Pon 20:24, 07 Wrz 2009 |
|
Moja droga Cocolatte dziękuję ci za wyróżniene mnie, czytanie twojego ff było samą przjemnością.
No i nie mogę przeżyć, że to już koniec, wspaniale by było, gdybyś się zdecydowała pisać kontynuacje :)
A jeśli chodzi o tekst to był przecudowny. Bardzo mnie urzekł ten rozdział, uśmiercenie Esme, pomysł ciekawy aczkolwiek smutny, poza tym końcowa rozmowa między Alice i Edwardem, i te jakby wyjaśnienie tytułu ff, same w sobie piękne.
Ogólnie: chciałabym, żeby 'Tęskniąc' się nie kończyło. :P
No ale jeśli już to do zobaczenia w ''Odkochaniu''
Pozdrawiam,
MonsterCookie. :) |
|
|
|
|
nieznana
Zły wampir
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 22 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca
|
Wysłany:
Pon 20:34, 07 Wrz 2009 |
|
No i się rozbeczałam! Piękna historia i wzruszająca, naprawdę świetna!! Dziękuję Ci kochana za powiadomienie, pewnie bym je przegapiła, a szkoda by było (:
I jednak nie ma Happy Endu ;( Nawet nie wiem co napisać! Jest to świetny ff i zakochałam się w nim, od kiedy tylko go przeczytałam po raz pierwszy. Nawet sama nie pamiętam kiedy to było, ale to nie ważne! I tak je kocham!! I nawet nie wiem, jakim cudem to już koniec?! Wydaje mi się, jakbym dopiero wczoraj po raz pierwszy na niego wpadła, jakbym dopiero co przeczytała pierwsze rozdziały!!
nieznana napisał: |
W głębi liczę na Wielki Happy End!
dnia 11 Sie 2009, 9:24 |
To zdanie z mojego pierwszego komentarza jaki Ci wystawiłam! Jednak się przeliczyłam... Ale nie jestem zawiedziona, bo i tak kocham Twój ff i jeszcze nie raz do niego wrócę!! Tego możesz być pewna :D To mój ostatni komentarz w tym temacie, więc przydało by się napisać taki z pierwszego zdarzenia, ale nie wiem czy mnie na to stać xD Więc zacznijmy!
Historia niesamowicie mnie poruszyła! Naprawdę pokłony Ci za to, że potrafiłaś tak świetnie ukazać wszystkie wydarzenia. Te wspomnienia w III części, naprawdę świetne. Już Ci to pisałam, że jest to najdłuższe, najpiękniejsze i najciekawsze trzydzieści minut jakie kiedykolwiek czytałam! Jest mi strasznie przykro z powodu śmierci Esme, Carlisle'owi na pewno będzie ciężko się z tym pogodzić. Ale właśnie przez wzgląd na Esme powinien zatrzymać Bellę przy sobie! Powinien zrobić wszystko, aby byli razem. W końcu Esme tego chciała! Kochała ją jak własną córkę!! I nawet na wzgląd Carlisle'a także powinien ją zatrzymać! Jestem przekonana, że nie chce aby jego syn przeżywał to rozstanie, on ma jeszcze szanse ułożyć sobie życie z Bellą odzyskać ją! A Carlisle już nie ;( Wiem, że musiałaś kogoś uśmiercić, za bardzo byłoby sielnakowo, tylko szkoda mi doktora...
Już chyba po raz setny napiszę, że uwielbiam ten ff i aż nie mogę uwierzyć, że to już koniec! To jest straszna myśl!! Tak się do niego przyzwyczaiłam, że ta myśl nie pozwoli mi dzisiaj zasnąć! Jakbym w ogóle mogła spać po nocach, ale to już inna sprawa =) I możesz być w dwustu procentach pewna, że przeczytam Twój kolejny wytwór wyobraźni i na pewno go skomentuję!!
Już będę kończyć, bo nawet sama nie wiem, czy ten komentarz ma jakiś sens, więc nie zatruwam Ci już więcej życia =)
pozdrawiam gorąco :*
n/z |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Shili
Człowiek
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 20:50, 07 Wrz 2009 |
|
Gratuluję zakończenia "Tęskniąc", to jest naprawdę świetne, jednakże żałuję, że już się skończyło, bo pozostało kilka niedomówień i wciąż mam jednak nadzieję, że kiedyś napiszesz kontynuację. Na pewno nie przepuszczę też bonusów . Co do ostatniego rozdziału, to zakończenie było naprawdę cudowne, aż mi świeczki w oczach stanęły i jednak było mi trochę smutno, że po tych wszystkich cierpieniach E. i B. nie są razem, ale myślę, że takie zakończenie jest naprawdę dobre. Jeszcze trochę i naprawdę się popłaczę jak zacznę myśleć, że to już koniec :(. Jeżeli chodzi o całe opowiadanie to już mniej więcej komentowałam, ale powiem, że to jest boskie. Miałaś świetny pomysł i bardzo dobrze to wszystko rozegrałaś, akcja nie toczyła się zbyt szybko, ale zbyt wolno też nie, było idealnie.
Pozdrawiam - Shili :). |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
wireless
Wilkołak
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 119 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z objęć Roberta :D
|
Wysłany:
Wto 13:53, 08 Wrz 2009 |
|
Latte, jak mogłaś ... Wybacz, ale teraz nie skomentuję, bo muszę to przejść na nowo. Może za parę godzin. Chcę po prostu napisać Ci długi, wyczerpujący komentarz, chcę poświęcić czas. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Wto 14:50, 08 Wrz 2009 |
|
Świetny ff. Wielokrotnie to pisałam i mogę jeszcze wielokrotnie napisać! Oryginalny pomysł, świetne wykonanie. Przyznam się że zawsze czekałam z niecierpliwością na każdy kolejny rozdział twojego ff. Końcówka mnie zaskoczyła, sądziłam że jednak zaserwujesz nam happy end, wciąż miałam nadzieję a raczej powinnam napisać wciąż mam, bo po twojej informacji że być może powstanie kontynuacja banan zagościł na moich ustach :) Chociaż wiesz co po dłuższym zastanowieniu stwierdzam że może dobrze że nie połączyłaś ich bo to byłoby zbyt oczywiste a twój ff do takich się nie zaliczał!
Bardzo mi smutno że zakończył się mój jeden z ulubionych ff, zastanawiam się co ja będę czytała? Mam nadzieję że nie każesz nam zbyt długo czekać na kolejne swoje dzieło??
Pozdrawiam
ajaczek
p/s
Niezmiernie miło być twoją wierną fanką :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
melcia
Wilkołak
Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 110 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z zakładu psychiatrycznego
|
Wysłany:
Wto 15:19, 08 Wrz 2009 |
|
Aaaa jestem wyróżniona <happy> czuję się zaszczycona, to ja Tobie dziekuję za takie wspaniałą historię i gratuluje zakończenia i to nie byle jakiego :)
Zakończenie było boskie i były uśmiercone osoby i nie było cukierkowo, było wspaniale i.... co najważniejsze jakby co możesz napisać kontynuację! Co mnie ogromnie cieszy bo to opowiadanie, było jest i będzie cudne. Ale to już pewnie wiesz :) i bardzo dobrze bo powinnaś to wiedzieć. Po przeczytaniu Twojego opowiadania normalnie aż mi się smutno zrobiło, bo już się skończyło.
I musisz wiedzieć, że cieszę sie jak dziecko na gwiazdkę, że piszesz kolejny ff.
Życze dużo Vena i chęci do dalszego tworzenia,
Pozdrawiam,
melcia |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kasiooo
Gość
|
Wysłany:
Śro 11:54, 09 Wrz 2009 |
|
Opowiadanie bardzo mi się spodbało. Było zupełnie inne niż wszystkie pozostałe... A to, że uśmierciłaś Esme, nie powiem zszokowało mnie to ale zawsze to coś innego... Szkoda, że to zakończenie jest otwarte ale skoro takie było Twoje zamierzenie to trzeba to uszanwac:) Podsumowując gratuluje świetnego opowiadania:) |
|
|
|
|
sandra_s
Nowonarodzony
Dołączył: 22 Sie 2009
Posty: 12 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zabrze
|
Wysłany:
Śro 12:27, 09 Wrz 2009 |
|
2.00 skończyłam czytać Twoje ff i ciągle jestem pod wpływem magii, którą wytworzyłaś.
Jest niewiele ff które przeczytałam, zasadniczo tak naprawdę, tylko Twoje doczytałam do końca i naprawdę warto było poświęcić całą noc na przeczytanie go.
Bardzo podobała mi się lekkość z jaką wprowadzałaś nowe wątki do opowiadania, lekkość dialogów. Jedyne co mnie martwi, to, to, że to już koniec. Moja dusza romantyczki nakazywała mi wierzyć, iż skończysz swój ff happy endem, pomimo tego, iż na początku zapewniałaś, iż takowego nie będzie Z drugiej strony jednak rozumiem tok rozumowania Edwarda, zachował się dokładnie tak jak, można się tego było po Nim spodziewać.
No, nic...po ciuchutku liczę, że jednak wrócisz do Tęskniąc i zaskoczysz nas jeszcze nie raz :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|