FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 The Decline of the Black Moon [Z] (28.09.09) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Poll :: Czy mam to kontynuować?

Nie
9%
 9%  [ 3 ]
Nie
9%
 9%  [ 3 ]
Tak
81%
 81%  [ 26 ]
Wszystkich Głosów : 32


Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Czw 18:14, 20 Sie 2009 Powrót do góry

Wow ,wow, wow!
Dzięki dziewczyny!
Co do tych literówek to klawiatura mi się czasem pieprzy i nie mogę z nią dojść do ładu, w miejsce „y” wskakuje „z” itp…
Tak naprawdę to muszę wyznać, że ff jest już od 2 miesięcy skończony, tyle, że nie do końca zbelowany, no ale te ostatnie w miarę ocenzurowane zamieszczam poniżej:


Rozdział 7
-The Promise- Obietnica
Jak tylko wyszłam z pokoju, znalazłam się przy Alice.
- Możesz odwieźć mnie do domu? - zapytałam zanim zdążyła coś powiedzieć. Nie miała nic do powiedzenia i zgodziła się.
Pewien plan zaczął się formować w mojej głowie...

***

Podróż samochodem z nią, sam na sam, była dobrym momentem, idealnym...
- Alice? - spytałam niezdecydowana
- Tak? - spytała rzucając jedno spojrzenie w moją stronę, a potem znów koncentrując się na drodze.
- Musisz mi coś obiecać... - zaczęłam próbując być spokojna.
- Co to miałaby być za obietnica? - spytała, utrudniając mi zadanie, bo to było pytanie, na które nie chciałam odpowiadać.
- Po prostu... obiecaj mi - próbowałam wymusić odpowiedź.
Alice skoncentrowała się na mnie spojrzała mi w twarz.
- Bella, co chcesz żebym ci obiecała?
- Że mi pomożesz - powiedziałam pewnie, wymazując z mojej twarzy wszystkie emocje, które mogłyby mnie zdradzić
Jej oczy wyglądały jak dwa tunele gdy egzaminowała moją odpowiedź
- W czym dokładnie miałabym ci pomóc?
Nie, nie było dobrze, najpierw musi mi obiecać...
- Obiecaj, jak nie to ci nie powiem - odpowiedziałam brzmiąc jak kapryśna dziewczynka.
- Obiecuję - zgodziła się zmylona, z rezygnacją w głosie
- Dobrze - wzięłam oddech - pomożesz mi uratować Edwarda, nawet jeśli, jeśli będzie mnie to kosztować życie. - powiedziałam normalnym głosem
- NIE! - wykrzyknęła gniewnie, nigdy nie widziałam jej tak wścieklej.
- Obiecałaś - przypomniałam jej nie zwracając uwagi na jej wyraz twarzy.
- Oszukałaś mnie! - wysyczała patrząc mi w oczy.
- Alice..- teraz ja patrzyłam na szybę - ty na prawdę myślisz, że gdyby Edward spał już na zawsze, ja żyłabym normalnie? Wiedząc, że on jest w takim stanie, widując go… wiedząc, że już nigdy nie otworzy oczu, i wiedząc, że mogłam zrobić coś co by go ocaliło... myślisz, że naprawdę mogłabym żyć z takim ciężarem na sercu?
Moje słowa chyba do niej przemówiły, i w końcu:
- Co dokładnie mam zrobić?
Szeroki uśmiech zawitał na mojej twarzy
- Dziękuję Alice, dziękuję...
- Dlaczego mi dziękujesz Bello! Może właśnie skazuję cię na śmierć! – odpowiedziała z poczuciem winy w głosie
- No... tym razem ani ty ani ja nie wiemy jak to się skończy... - przyznałam próbując brzmieć beztrosko.
- Właśnie... nie wiem jak to się skończy i to mnie jeszcze bardziej martwi
Nasza rozmowa kierowała się na tory, które mi się nie podobały, więc spróbowałam na chwilę zmienić temat.
- Ach, musisz mi jeszcze powiedzieć o pakcie...
- Carlisle wysłał Rose do rodziny, która żyje w Denali, starszyzna jeszcze się zastanawia, na razie jesteśmy w napiętej sytuacji... ale myślę, że... żeby nie pogarszać sytuacji... niedługo, wyjedziemy z Forks.
Próbowałam nie przywiązywać wagi do tego co te słowa znaczyły dla mnie i skoncentrowałam się na większym i ważniejszym problemie.
- Jedyna ‘pewna’ rzecz to, to, że las ma z tym coś wspólnego, znasz jakieś bezpieczne miejsce gdzie można by wywieźć Edwarda w noc kiedy księżyc będzie w nowiu?
Wampirzyca się zastanowiła...
- Tak, znam pewną polanę, na północ od rezerwatu, to jedno z neutralnych miejsc... jest bezpieczne
Chciałam ją zapytać co to znaczy ‘neutralne’ ale stwierdziłam, że to nie ważne, byłam pewna, że pomoc Alice mi wystarczy
- Jeszcze jedno...
- Co? - zapytała znów podejrzliwa.
- Nie mów o tym nikomu innemu...
Nie chciałam żeby inni próbowali przeszkodzić mi w złamaniu klątwy.
Alice westchnęła.
- Dobrze - odpowiedziała z przegraną miną
Teraz już zdecydowałam... i wiedziałam, że dociągnę to do końca. Teraz tylko musiałam czekać aż księżyc będzie w nowiu.
Jeszcze tylko dwa dni, a potem, w ten czy inny sposób, wszystko się skończy.

Rozdział 8
-The Seconds are Ticked by – Mijające Sekundy

Te dwa dni, które dzieliły mnie od nowiu, były najdłuższymi dniami mojego życia. Czas wydawał się w ogóle nie płynąć. Nic nie zajmowało mojej uwagi na tak długo, by pozwolić mi nie myśleć o tej nocy.
Ja i Alice umówiłyśmy się, że po południu pojadę do nich do domu, spędzę tam jakiś czas z Edwardem i gdy już nadejdzie czas żebym wracała do domu, Alice zawiezie nas w umówione miejsce.
Czekałabym, aż się obudzi. Mogłabym przemówić mu do rozsądku, choć było pewne, że nie będzie chciał "współpracować", i że nigdy nie zgodzi się wypić mojej krwi.
Ale wymyśliłam plan i, na szczęście, Edward nie mógł czytać mi w myślach, bo inaczej wszystko byłoby bezużyteczne.
Tak mijały sekundy... minuty stały się godzinami, a godziny dniami i w końcu, po bezsennej nocy, moje oczy otworzyły się na światło pewnego - co bardzo dziwne - słonecznego poranka. Poranka, który oznaczał, że ten wyczekiwany dzień w końcu nadszedł... tej nocy księżyc w nowiu będzie jasny na niebie. Czas Edwarda przemijał.


Rozdział 9
-Good Night My Angel- Dobranoc Mój Aniele

Ranek mijał powoli i niewzruszenie. Strach już całkowicie mnie opanował. Nie mogłam się skupić na niczym przez dłużej niż minutę.
Mike i Jess zaprzestali prób wciągnięcia mnie w rozmowę i zostawili samą z moimi myślami.
Po szkole wróciłam do domu żeby zostawić furgonetkę. Uprzedziłam już Charlie’go, że nie wrócę na kolację bo idę z Alice do kina, ale zostawiłam mu coś do podgrzania w mikrofalówce,.
Szczerze mówiąc moja podróż, prawie na pewno, miała być podróżą tylko w jedną stronę. Ale to się nie liczyło. Tak na prawdę, specjalnie nie bałam się śmierci. Nie, gdy miałaby to być śmierć, za kogoś, kogo kochałam.
Dom Cullenów był pusty. Przynajmniej raz szczęście mi dopisywało, bo Carlisle był w pracy, a Emmett z Rose, Jasper i Esme kontynuowali poszukiwania alternatywnego sposobu na uratowanie Edwarda. Alternatywnego dla mnie i mojej krwi. Oczywiście oni nie byli świadomi, że było to niepotrzebne, biorąc pod uwagę fakt, że już zdecydowałam i wszystko "przygotowałam"
Popołudnie było najgorsze do wytrzymania. Spędziłam je obok Edwarda, na krześle, które przygotowano dla mnie obok łóżka. Siedziałam z głową położoną obok jego dłoni.
Alice wytłumaczyła mi, że im więcej czasu mijało, tym rzadziej się budził.
Westchnęłam, próbując się uspokoić i nie zacząć płakać. Delikatnie położyłam swoją dłoń na jego. Wiedziałam, że nie mógł mnie słyszeć, ale i tak szeptałam jego imię. Chciałam, żeby wiedział, że ja i tak tam ciągle jestem, obok niego. Zamknęłam oczy. W całym tym znieruchomieniu, bicie mego serca wydawało się być zbyt głośne. Prawdopodobnie, niedługo to serce się zatrzyma... próbowałam czuć strach na tę myśl, ale po prostu nie umiałam. To, co naprawdę mnie przerażało, to nie była myśl o śmierci jako takiej, ale myśl, że już go więcej nie zobaczę. Ale z drugiej strony byłam pewna, że jego wspomnienie, jego obraz, zostanie w mojej duszy na zawsze.
- Bella? - zawołał jakiś głos. Od razu się wybudzona - w końcu zasnęłam, trzymając Edwarda za rękę - skoczyłam na nogi. Jakaś część mnie łudziła się, że głos, który słyszałam, był jego. Nie... to tylko Alice.
Moje oczy powoli przyzwyczajały się do półmroku. Słońce już zachodziło. Spojrzałam zaskoczona na Alice.
- Już czas. - jej głos był strasznie cichy, ledwo słyszalny dla moich uszu. Puściłam zimną i nieruchomą rękę mojego anioła.
- Chodźmy. - powiedziałam.
Dlaczego to wszystko robiłam? To proste. Żeby sprawić, że te oczy znów się otworzą, że te usta wykrzywią się w łobuzerskim, zapierającym dech uśmiechu, który tak kochałam... nawet, jeśli... miałby się pojawić dla kogoś innego niż ja.

***

Już prawie dojechaliśmy na miejsce, gdy nagle Alice zatrzymała samochód.
- Alice? – zapytałam.
Nie odpowiedziała od razu. Dopiero wtedy zauważyłam jej nieobecny wzrok, ten sam wzrok, który miała, kiedy nawiedzała ją wizja.
- Co się dzieje? - spytałam bardziej zaciekawiona.
- Musimy się spieszyć... jeden z nich tu idzie. - zrobiła przerwę. - zostawię ciebie i Edwarda na łące i "zajmę" go czymś. – zawołała, odpalając silnik i ruszając z całą prędkością w stronę naszego celu.
- C-co? Kto tu idzie? - wyjąkałam przerażona, ale ona nie odpowiedziała, skręcając w ścieżkę, prawie niewidoczną z głównej drogi. Po krótkim czasie zatrzymała samochód. W kilka chwil znalazłam się w jej ramionach, ale nie zdążyłam nawet zamknąć oczu, a juz stawiała mnie na ziemi, na skraju jakieś łąki. Z otwartą buzią przyglądałam się jej, zauważając, że jest bardzo podobna do łąki z mojego snu, ale po chwili zdziwienia, przestałam na to zwracać uwagę. Tak naprawdę stwierdziłam, że wszystkie łąki - z wyjątkiem jednej - są do siebie podobne, a tak w ogóle, czy to się liczyło? Nawet, jeśli było to, to samo miejsce, co w moim śnie, czy coś by się zmieniło? Nic.

***

Oparłam się o pień jakiegoś drzewa. Edward był obok mnie, jak zawsze piękny - z głową przechyloną na jedną stronę, opartą o pień drzewa. Wyglądał jak idealny posąg, nierealny, zapierający dech w piersiach anioł.
Potem usiadłam na przeciw niego. Oparłam głowę o kolana, próbując odcisnąć w umyśle każdy, najdrobniejszy jego szczegół. Przynajmniej teraz, kiedy było jeszcze wystarczająco dużo światła by ujrzeć, w jaki sposób jego włosy rozświetlały się od odbić promieni słonecznych, jego profil, przymknięte powieki, usta, jego blade i szczupłe dłonie... wszystko.
W momencie, kiedy noc zajęła miejsce dnia, las stał się nienaturalnie cichy. Otoczona dziwnym spokojem, straciłam poczucie czasu i zasnęłam.
- Bella? - znów ktoś mnie wołał.
Instynktownie wyczułam, do kogo należał ten głos. Otworzyłam oczy. Jego twarz znajdowała się o kilka centymetrów od mojej.
- Edward! - wykrzyknęłam i rzuciłam mu się bez zastanowienia na szyję. Inaczej niż w pokoju, nie odwzajemnił mojego uścisku. Przeciwnie, odsunął mnie od siebie i spojrzał poważnie. Patrzyłam na niego z zakłopotaniem, nie rozumiejąc jego reakcji.
- Gdzie jesteśmy?
- W bezpiecznym miejscu.
- Bezpiecznym? – spytał, nie przestając na mnie patrzeć.
- Edward, proszę, nie mamy zbyt dużo czasu. Musimy się spieszyć.
- Spieszyć się, z czym? - jego brew lekko się uniosła, gdy się zastanawiał. Po chwili jednak zrozumiał, o co mi chodziło i natychmiast był już na nogach, kilka kroków dalej.
- Jeśli masz na myśli, że chcesz się poświęcić żeby uratować mnie... NIE, ABSOLUTNIE NIE! - na jego anielskiej twarzy malował się gniew. Nie byłam bardzo zdziwiona jego reakcją. Z jednej strony, tego się właśnie spodziewałam. Powoli wstałam.
- Więc wiedziałeś o klątwie? - spytałam z nutką gniewu w głosie.
- Carlisle mi powiedział. Wiem też, co odkrył... – zakończył, znowu spokojny.
- Czemu nie chcesz żebym ci pomogła? - patrzyłam na niego uparcie
- Pomóc mi... Bello, według ciebie, ja miałbym pozwolić ci umrzeć żebyś...
- Tak! - przyznałam nie pozwalając mu dokończyć zdania. Spojrzał na mnie, zszokowany moją odpowiedzią, potem przesunął wzrok w jakiś punkt, na krawędzi łąki.
- Ty masz swoje życie... ja nie żyję już od bardzo dawna. - jego topazowe oczy znów skierowały się na mnie. Tym razem patrzyły wzrokiem, tak pełnym słodyczy, jakiej jeszcze nigdy u niego nie widziałam. Słodyczy przeszytej smutkiem i nieopisanym cierpieniem. - Powinienem być martwy. Lepiej, że tak się stanie. Jak już zasnę na zawsze, jak już nie będzie mnie przy tobie... nie będziesz już ryzykować życia, i będziesz mogła iść swoją drogą. Na pewno znajdziesz kogoś lepszego ode mnie. - te słowa złamały mi serce, bo zrozumiałam, że on naprawdę wierzył, że mogłabym żyć dalej, że mogłabym znaleźć kogoś, kogo kochałabym tak jak jego, jak nie bardziej. Nie mógł myśleć, że byłoby lepiej gdyby już nigdy nie otworzył oczu. Moje nogi nie wytrzymały i natychmiast dwa marmurowe ramiona oplotły mnie w talii. Serce zrobiło mi się ciężkie i zaczęło bić gwałtowniej, a oddech zamarł. Zalała mnie fala bólu, dochodząca prosto z serca.
- Bello, dobrze się czujesz? - zapytał aksamitny, zmartwiony i przestraszony głos. Moje oczy zostały zalane przez łzy, gdy ostatnimi siłami podniosłam się i przycisnęłam do niego.
- Nie możesz... nie możesz myśleć, że mogę żyć bez ciebie. – powiedziałam szlochając z głową opartą o jego tors.
- Wiem, że możesz. - powtórzył z cierpieniem w głosie.
- Wiem, że nie mogę... jak możesz myśleć, że byłoby mi lepiej bez ciebie?! JAK MOŻESZ?! – odpowiedziałam, przyciskając się do niego jeszcze mocniej. Gdyby był człowiekiem, na pewno bym go połamała.
- Proszę cię... Bella, nie proś mnie o... – szepnął, cofając się ode mnie o krok i biorąc moją twarz w swe lodowate dłonie. – nie proś mnie, żebym wziął twoje życie, by uratować swoje. Żeby ratować coś, co nie jest życiem. Moją marną egzystencję. Ty... ty masz przed sobą lata. Ja już wystarczająco długo istnieję.
- Tak. Mam lata. Lata samotności. Lata bez osoby, którą kocham... lata bez połowy mojego serca... bez sensu mojego życia.... bo ty jesteś sensem całego mojego istnienia!
Na jego twarzy pojawiło się rozdarcie.
- Ty też jesteś moim życiem, sensem mojego istnienia... i właśnie, dlatego nie mogę sobie pozwolić na coś takiego.
- Ale... - chciałam odpowiedzieć, lecz przeszkodziły mi jego wargi. Jedno ramie zsunęło się na moją talię, a zimna dłoń pogłaskała mnie po policzku. Na początku usta były tylko przyciśnięte, potem - inaczej niż zazwyczaj - pocałunek stał się czymś więcej. Jego wargi nie zatrzymywały się, a mną zawładnął ogień. Objęłam go za szyję ramionami i zanurzyłam palce w jego miedzianych włosach. Edward jeszcze mocniej mnie do siebie przycisnął.
To był pocałunek na pożegnanie. Byłam tego pewna, bo już raz mnie tak całował, kiedy James na mnie polował. Rozdzieliliśmy nie wiedząc, czy jeszcze się zobaczymy.
Nagle rozluźnił swój uścisk i chwilę potem siedział u stóp drzewa. Patrzył na mnie.
Pomimo tego, że była noc, widziałam wszystko w najmniejszym szczególe.
Pojawił się na jego ustach łobuzerski uśmiech. Jego oczy się zamknęły. Serce podskoczyło mi do gardła. Skoczyłam do przodu i klęknęłam przy nim. Otworzył oczy, ale zorientowałam się jak bardzo go to męczy. Ramię miał bezwładne, a pień drzewa służył mu za oparcie.
Znów się uśmiechnął, a moje serce znów rozpadło się na kawałki.
Nasze nosy się dotykały.
- Żegnaj Bello - znów zamknął oczy. Usta zostały niedomknięte.
Nie. Nie było za późno... jeszcze nie.
Ugryzłam się w wargę i pocałowałam go, pełna nadziei, że kropla mojej krwi wystarczy by go obudzić.
Nagle jego język przejechał po wargach, żeby posmakować to, co na nich zostawiłam. Moją krew.
Oczy otworzyły się gwałtownie. Wiedziałam, że będą czarne. Spojrzał na mnie, a złośliwy uśmieszek zajmował miejsce tego łobuzerskiego.
- Bella...
Stałam nieruchomo, w oczekiwaniu na nieuchronne. Czekałam na koniec.
Po wszystkim mój sen był skazany na spełnienie się, ale tak było dobrze...
Nie zdążyłam mrugnąć, a już leżałam na ziemi. Dwie zimne ręce blokowały mnie w swoim zajadłym uścisku.
Warknięcie wydostało się z ust mojego anioła. Anioła, który stał się posłańcem śmierci. Poczułam kły zanurzające się w mojej szyi.
Tak jest dobrze...
Tak na prawdę, czego więcej mogłabym chcieć od śmierci? Umierałam dla i z ręki ukochanej osoby.
Przez chwilę wpatrywałam się w ciemne niebo, naznaczone gwiazdami, potem wzrok zaczął mi się zamazywać, a ciało robiło się ciężkie i nieruchome. Oczy zamknęły się i zaczęłam zapadać w ciemność...
Nagle, moja podświadomość - w ostatniej chwili - przypomniała mi, że coś jest nie tak... nie czułam bólu. Charakterystycznego bólu, znaczącego, że jad dostał się do mojego krwiobiegu i zaczęła się przemiana.
Ciemność zrobiła się gęstsza. Straciłam świadomość i zapadłam w mrok.
Pewien rozdarty krzyk przerwał tą chwilę spokoju, gdy ja nadal tonęłam w ciemności, coraz niżej, coraz bliżej śmierci.
Potem... coś się zmieniło, coś wyrwało mnie ze spokoju, dręczący, bestialski ból. A jednak.
Mrok nie był już taki gęsty...
Ktoś krzyczał...
Wyczułam, że ktoś wziął mnie w ramiona. Potem znów opadłam w ciemność, inną ciemność, składającą się z cierpienia, które zawładnęło każdą komórką mojego ciała…


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Czw 18:15, 20 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Czw 20:35, 20 Sie 2009 Powrót do góry

łoł... było cukierkowo i naiwnie... ale ostatnie kilka wersów wynagradza mi wszystko :) świetny opis... pierwszy raz wypowiadam się w temacie... więc jak zwykle- błedy, gdzie są już wiemy...

koncept genialny- sen świetny... klątwa...
jakby było lekko wierszem byłoby uroczo- mogę coś spróbować zrymować :P

akcja, co prawda zbyt szybka, ale nawet mi się podoba to ograniczenie czasowe :)

pozdrawiam i czekam na następne rozdzialiki :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pią 7:49, 21 Sie 2009 Powrót do góry

Muszę powiedzieć, że to było wierszem, w oryginalnej wersji... HA i teraz posypią się na mnie gromy... spokojnie, spokojnie ta klątwa została przeze mnie ułożona do pierwszej koncepcji tego ff, czytaj w języku włoskim, a żeby to udowodnić zamieszczam pod spodem włoską wersję naszej klątwy.
Wątpię, że znajdą się tu jacyś pasjonaci włoszczyzny, no ale może jednak... powiem Wam jedynie, że nie było tu wiele takich klasycznych rymów (np myszy siedzą w ciszy) lecz to raczej akcent i ułożenie sylab dawał wierszowany nastrój... w języku polskim nie udało mi się już osiągnąć tak dobrego efektu, więc jeśli chcecie: PROSZĘ BARDZO!

-Coloro che non chiudono mai gli occhi
Saranno costretti a dormire
Un sonno senza sogni
Con il tempo perderanno la forza
Un sonno eterno li aspetta
Il sangue è il mezzo
La cosa più preziosa è la chiave
Una vita per una morte
Questa è la scelta
Non dovrai indugiare
Se una vita per una morte vuoi dare
Se questo è il desiderio sta attento
Perché una cosa preziosa perderai
Scelte e opportunità
Noi ti diamo
Questo se un freddo vuoi salvare
Ma attenzione, il tempo corre
Nella notte di luna nuova
Avrai tempo per scegliere
Al tramonto della luna nera
Il tempo sarà finito
Niente più possibilità
Solo un sonno lungo un eternità

Kolejne 2 rozdziały, mogą Was trochę zdziwić xp

Rozdział 10
-Lullaby- Kołysanka

Powoli i nieuchronnie sen zawładnął moim ciałem ciągnąc mnie do nieświadomości.
To było trudne, powiedzieć Belli żegnaj, myśl, że już jej nigdy nie zobaczę raniła mnie w najgłębszy z możliwych sposobów. Ale tak naprawdę było lepiej.
Gdy już odejdę z jej życia, nie będzie już więcej ryzykować przebywając ze mną, będzie mogła żyć dalej, tak jakbym nigdy nie istniał. I nawet jeśli odrzucała myśl, że mogłaby o mnie zapomnieć, czas to zmieni...
A tak w ogóle to jak - jak mogła pomyśleć, że pozwoliłbym się jej dla mnie poświęcić? Dla potwora?
Miałem pozwolić żeby światło wiecznej ciemności - która była moim istnieniem - zgasło dla mnie?
Moje ciało robiło się coraz cięższe, gdy wszystko robiło się coraz cichsze i pełne spokoju.
Tak na prawdę nie było aż tak najgorzej, spać na zawsze, kiedy miałem ze sobą obraz Belli, który zawsze dotrzymywałby mi towarzystwa.
Właśnie miałem zamiar zagrzebać się w nieświadomości kiedy go poczułem...
Zapach krwi... zapach jej krwi, niemożliwy do pomylenia przez swój kwiatowy zapach.
Coś się we mnie poruszyło.
Moje oczy się otworzyły i poczułem smak krwi na moim języku.
Nie! Krzyknąłem do siebie, ale nie udało mi się odzyskać kontroli nad moim ciałem.
Widziałem Bellę, ale to było tak jakbym był tylko widzem, dalekim... nieracjonalna część mnie, potwór, przejął kontrolę.
Poczułem, że moje usta wykrzywiają się w złośliwym uśmiechu.
Walczyłem całym sobą, zawładnięty przez panikę... nie mogłem zrobić jej krzywdy, nie mogłem!
Skoczyłem do przodu, warknięcie wyrwało się z moich ust.
NIE! NIE! NIE! NIE BELLA! NIE BELLA! Krzyczałem do samego siebie.
A ona... była taka spokojna, jakby się nie bała, jakby według niej tak było lepiej.
NIE! TO NIE MOŻE SIĘ STAĆ!!! BELLA... NIE, NIE ONA!
Ale to wszystko było bezużyteczne, przegrałem bitwę z samym sobą... ugryzłem ją.
Jej ciepła krew zalała moje gardło, czułem jak z każdą kroplą tej cieczy wracała mi siła, ale jej nie chciałem... nie chciałem, żeby wracały mi siły, chciałem znów zasnąć i spać bez możliwości przebudzenia się.
Znowu zacząłem desperacko walczyć o kontrolę nad sobą, żeby odzyskać kontrolę na czas i w końcu... nareszcie mi się udało, udało mi się przestać ale...
Za późno, słyszałem jak bicie jej serca słabnie.
Bella miała zamknięte oczy, wyglądała tak cicho i spokojnie, zdawało się, że spała...
Moją twarz wykrzywił grymas cierpienia, a moje serce pękało na miljon kawałków.
W końcu skrzywdziłem osobę, której nigdy nie chciałem skrzywdzić, osobę którą kochałem.
Ale w tej chwili coś zauważyłem...
Wszystko było za spokojne, gdyby transformacja się zaczęła, jeśli jad już znalazł się w krwiobiegu - nie zdążyłem skończyć myśli kiedy usłyszałem kogoś zbliżającego się do łąki... Alice!
Przejrzałem jej myśli i zobaczyłem co ujrzała w swojej wizji...
Bella się nie obudzi... z jakiegoś powodu jad nie dostał się do krwiobiegu i ona umrze, ale nie będzie skazana na życie potwora.
Jej puls robił się coraz słabszy, już straciła przytomność.
Czy naprawdę mogłem pozwolić jej umrzeć na moich oczach?
Co mam zrobić? Muszę podjąć decyzję, szybko!
Gdybym pozwolił jej odejść... odeszłaby do miejsca, w którym nigdy nie mógłbym do niej dołączyć, bo na pewno raj byłby miejscem dla Belli, ale nie dla mnie, nie dla przeklętej duszy.
Sekundy mijały a ja musiałem wybrać...
I w końcu wybrałem...
... skazałem ją na istnienie takie jak moje.
Potrzebowałem całej mojej siły by ugryźć ją ponownie.
Chwile mijały powoli i uciążliwie, gdy ja czekałem na początek zmiany.
Dźwięk krzyku jej cierpienia złamało mi serce... od tej chwili czekały ją trzy dni cierpienia, nieopisanego i nieznośnego... bo na sam koniec podjąłem najbardziej egoistyczną z decyzji, nie mogłem znieść myśli, że miała być daleko ode mnie i wyrwałem ją z objęć słodkiej śmierci, żeby mieć ją przy sobie, nawet jeśli ceną za to była zamiana jej w coś takiego jak ja.
‘Jakim egoistycznym potworem jestem.’ To była moja ostatnia myśl.

***

Trzy dni.
Trzy dni, kiedy za każdym razem gdy ją widziałem, zawładniętą bólem, bólem, który znałem i rozumiałem i dla tego... nienawidziłem, łamało mi się serce.
Trzy dni, które spędziłem obok niej, nawet jeśli w tym stanie było trudne żeby czuła, że byłem przy niej... to się nie liczyło. Tylko to mogłem zrobić.
To było straszne... to wszystko się stało z mojej winy...

***

Ciemność, mrok i fale bólu.
Kiedy to się zaczęło? Nie mogłam sobie przypomnieć nie wiedziałam nawet ile czasu minęło.
Każda część mojego ciała, nawet ta najmniejsza, paliła.
To było jak bycie żywą pochodnią, ale gorzej bo nie miało końca.
Były chwile kiedy byłam bardziej siebie świadoma i, w jednej z tych chwil, wydawało mi się, że słyszę kogoś kto śpiewa wspaniałą melodię, tak słodką, że wydawała się być kołysanką...
Potem, po tym co wydawało się nieskończonością, ból zaczął się zmniejszać.
Ciemność, która mnie otaczała robiła się coraz mniej mroczna aż w końcu ból ustał i jakieś słabe szarawe światło zaczęło oświetlać moje mroczne więzienie.
Powoli, powoli zaczynałam odzyskiwać świadomość o obecności mojego ciała.
Otworzyłam oczy...
Wystarczyła mi chwila by zrozumieć, zrozumieć, że nie żyłam.
Nie było innego wytłumaczenia, bo zobaczyłam pięknego anioła, o złotych oczach i miedzianych włosach, który uśmiechał się do mnie, nawet jeśli wydawał się trochę smutny.
Nie poruszyłam się, oszołomiona tym niesamowitym widokiem.
W końcu udało mi się otworzyć usta.
- Kim jesteś? - wyszeptałam do anioła.
Szok i osłupienie wymalowało się na jego bladej twarzy.
- Jestem Edward - odpowiedział, najbardziej aksamitnym głosem jaki kiedykolwiek słyszałam.
‘Czy ja powinnam go znać?’

Rozdział 11
-Precious Memories- Cenne Wspomnienia

Teraz, gdy byłam już całkiem wybudzona, zdecydowałam, że spróbuję usiąść, ale nie zdążyłam o tym pomyśleć, zacząć ruchu, a już siedziałam.
Wszystko wydawało się dziwne, tak inne niż zazwyczaj.
- Bella, posłuchaj mnie - dwie szczupłe dłonie dotknęły moich ramion i chłopak, który powiedział, że nazywa się Edward, przybliżył swoją twarz do mojej - musisz być spokojna, wiem, że wszystko wydaje ci się teraz dziwne, nieprawdopodobne, ale wszystko ci wytłumaczę i zrozumiesz - spojrzałam na niego zaciekawiona, w jego głosie można było wyczuć pewność, ale też coś głębszego, coś czego nie rozumiałam.
Chociaż go nie znałam, albo znałam go ale tego nie pamiętałam, zdecydowałam, że usłucham jego rady, że będę spokojna... coś mi mówiło, że muszę mu zaufać.
Wtedy to usłyszałam, nie raczej nie usłyszałam... moje serce nie biło.
Spojrzałam na niego przestraszona, w te topazowe tęczówki.
- Co mi... - położył palec na moich ustach...
- Proszę cię - przerwał mi anioł z rozdartym wzrokiem - nie uwierzysz w to co ci powiem, ale to prawda. - wyszeptał.
W tym momencie, kącikiem oka zauważyłam wiszące na ścianie lustro, wystarczyła mi chwila, żeby znaleźć się przed nim.
Edward mnie nie zatrzymał.
Z oczami spuszczonymi na ziemię - z jakiegoś powodu nie miałam odwagi spojrzeć na moje odbicie - przejechałam palcami po powierzchni lustra, normalnie powinno być zimne, ale dla mnie takie nie było.
Spojrzałam na dłoń, która przejechała po lustrze, była moja ale, w pewnym sensie, nie była: była bledsza, może delikatniejsza i szczuplejsza, drugą ręką przejechałam po skórze, ona też była w pewnym sensie, którego nie rozumiałam, inna: gładsza, bardziej aksamitna, ale ‘mocniejsza’.
W końcu podniosłam wzrok, moja twarz wydawała mi się ‘ostrzejsza’ - rysy były ładniejsze - w pewnym sensie- ciemne cienie pojawiły się pod moim oczami, ale to co mnie zdziwiło i przestraszyło jednocześnie to był kolor moich tęczówek.
Moje oczy powinny być brązowe, ale oczy, które patrzyły na mnie z lustra były czerwone, czerwienią trochę ciemniejszą niż kolor krwi, lecz wciąż... czerwone.
Nagle, natychmiast, chłopak o miedzianych włosach znalazł się przy mnie.
Odwróciłam się by na niego spojrzeć, ale jego mina nie pozwoliła mi nic powiedzieć.
Różne emocje walczyły na jego twarzy i w jego spojrzeniu, ale gdy przemówił był całkowicie poważny:
- Nowe wampiry mają czerwone oczy przez krew, która była w ich krwiobiegu przed przemianą - przerwał, żeby na mnie spojrzeć i lekki uśmieszek wykrzywił jego usta, rozjaśniając jego twarz - mówiłem ci, że to nieprawdopodobne, prawda?
To było niemożliwe, na pewno żartował... ale moje serce nie biło i szybkość, z którą się poruszałam... chyba gdzieś słyszałam, że to były charakterystyczne cechy wampirów...
ale to brzmiało tak absurdalnie...
Pewna myśl pojawiła się w mojej głowie, więc kiedy się obudziłam nie pomyliłam się, ja naprawdę...
- Jak umarłam? - zapytałam go.
Nagle spochmurniał - zadałam nieodpowiednie pytanie - zrobił przerwę a potem odpowiedział na jednym wydechu:
- Z mojej winy.
Spojrzałam na niego oszołomiona.
- To nie jest odpowiedź, a tak w ogóle, nie wierzę ci - odpowiedziałam.
- Cała Bella - te słowa wywołały gorzki uśmiech na jego anielskiej twarzy.
Nawet jeśli nie pamiętałam jak znalazłam się w tej sytuacji, nie mogłam i nie chciałam wierzyć, że ten piękny chłopak był powodem mojej śmierci.
‘Nie mógł nim być’ ta myśl nie pochodziła z mojego umysłu, ale z głębi mojego nowego ‘ja’.
W tej chwili otworzyły się drzwi i do pokoju weszła dziewczyna o krótkich, czarnych i rozczochranych włosach, delikatna i drobna.
Weszła do pokoju jak elf, od razu się do mnie odwróciła i uśmiechnęła.
Ona też miała bladą twarz, te same cienie pod oczami co ja i chłopak i złote oczy.
- Alice - powiedział Edward spokojnym głosem.
Dziewczyna zatrzymała się - nieruchoma jak posąg - w miejscu i spojrzała na niego zaciekawiona:
- Co się stało?
- Bella, pamiętasz ją? - zapytał odwracając się do mnie.
- Nie - odparłam, a dziewczyna spojrzała na nas oszołomiona.
- Nie widziałaś tego, prawda... że Bella nie będzie pamiętać... mnie... - smutna nuta zabrzmiała w jego głosie na te słowo - nas? - zakończył.
Spojrzenie dziewczyny przeniosło się na mnie, zdziwione i oszołomione.
- Nie, nie przewidziałam tego. - przerwała na chwilę - co jest ostatnią rzeczą jaką pamiętasz? - zapytała świdrując mnie złotym spojrzeniem.
Spróbowałam się skoncentrować, ale wszystko było taki pomieszane i zamazane...
- Pamiętam, że o czymś rozmawiałam z Jacobem i szkołę ale wszystko jest takie pomieszane... ach Charlie - zablokowałam się na myśl o ojcu - CHARLIE!- jak się czuł? Wiedział co mi stało?
- Uspokój się, na razie wszystko jest w porządku, Carlisle powiedział mu, że złapałaś jakąś rzadką i zaraźliwą chorobę i wywieźliśmy cię do ‘specjalnego’ ośrodka żeby cię leczyć - odparł Edward
Śmieszne, że... gdybym była żywa, moje serce - na pewno - biłoby jak szalone... ale w tej chwil myśl, że z Charliem wszystko w porządku, więc także i Renée nie będzie się bardzo martwić (albo przynajmniej nie tak jakby martwiła się gdyby znała prawdę).
Kiedy oderwałam się od tych myśli Alice już nie było a Edward podawał mi rękę:
- Choć, przedstawię ci resztę
Uśmiechnęłam się i bez wahania wzięłam go za rękę.
Nie pamiętałam tego chłopaka ale moje serce, w jakiś niewytłumaczalny sposób, go pamiętało, bo jakieś dziwne uczucie mnie ogarnęło gdy ujął moją dłoń...
Pewna i spokojna, nawet jeśli trochę zmieszana, wyszłam z nim z pokoju.
Kto wie kim była reszta...

EDIT 28.09.2009 : Jako, że nikt nie chce tego czytać tudzież komentować, czuję się trochę zraniona, ale to chyba świadczy tylko i wyłącznie o braku talentu literackiego z mojej strony, zamieszczam ostatnie 2 rozdział i epilog, może w Bibliotece ktoś się na to skusi.


Rozdział 12

-The Hope- Nadzieja

Salon był duży i przestronny, siedziało tam sześć osób, Alice i piątka innych... wszyscy niespotykanie piękni.
Kiedy weszłam do pokoju, wymienili się pytającymi i niespokojnymi spojrzeniami. Prawdopodobnie zastanawiali się co zrobić.
Prezentacje były szybkie, nie bardzo szybkie, Edward tylko powiedział mi imię każdej z osób obecnych w pokoju. Carlisle i Esme uśmiechnęli się słodko, Jasper pozdrowił mnie skinieniem głowy, tak samo Emmett a jakaś Rosalie rzuciła mi wrogie spojrzenie.
- Alice nam powiedziała - zaczął Carlisle.
- Dlaczego? - to było tylko jedno słowo, ale pełne znaczeń i tępionych emocji.
Carlisle spojrzał na mnie, a potem na innych, którzy musieli być resztą jego rodziny.
- Myślę, że to przez klątwę- powiedział
- To tłumaczy dlaczego tego nie przewidziałam - dodała Alice.
Powstrzymałam się od spytania o czym mówili, zapanowała całkowita cisza.
- Klątwa mówiła, że coś cennego zostanie stracone, prawdopodobnie życie...
- Ale Bella straciła życie - ostro odparł Edward, sprawiając, że podskoczyłam.
Wszystkie spojrzenia zwróciły się na mnie prawie... zaalarmowane
- Ach, nie przejmujcie się - uspokoiłam ich.
Puściłam rękę Edwarda, chciałam usiąść na kanapie, obok Alice, ale bałam się szybkiego poruszania. Ta szybkość tak mnie szokowała i oszałamiała, że zostałam tam gdzie byłam.
- To co próbuję powiedzieć, to to, że w jakiś sposób klątwa wzięła coś cennego dla niej, nie życie ale wspomnienia - zakończył Carlisle.
Przyznam, że nic z tej rozmowy nie rozumiałam i czekałam na wyjaśnienia.
- Nie mam zamiaru jej tak zostawiać, wrócę do Forks... Jacob Black mógłby coś wiedzieć - dodał on.
- Nie możesz wrócić do Forks, możesz wszystko zniszczyć, udało nam się odnowić pakt i teraz nie możesz tam postawić nogi. - dodała Rosalie
- Pakt, który przez ciebie złamaliśmy! - warknął Edward - gdybyś nie była taka lekkomyślna to na pewno by do tego nie doszło, i może Bella nie musiała by - zwrócił ku mnie swój zasmucony wzrok.
- Zawsze tylko i wyłącznie Bella! - wykrzyknęła
- Rosalie - Edward wymówił jej imię jak ostrzeżenie
- Przestańcie - przywołał ich do porządku Carlisle
- Według was tak należy się zachowywać - skarciła ich Esme
- Przepraszam ale.. jeśli nie jesteśmy w Forks, to gdzie jesteśmy? - zapytałam trochę dlatego, że uwaga Edwarda mnie zaciekawiła, trochę żeby rozładować sytuację.
- Neah Bay - odpowiedział Emmett
Z tego co wiedziałam Neah Bay był małym miasteczkiem w północnej części Półwyspu Olympic.
- Może będzie lepiej jak jej coś wytłumaczymy - dodał Jasper.
I tak wyjaśnili mi co to za pakt między Quileutami i wampirami, że żywili się krwią zwierząt i dlatego ich oczy były złote, powiedzieli mi też, że Rosalie zabiła ojca Jacoba, bo to on rzucił klątwę na Edwarda.
Odpowiedzieli na wszystkie moje pytania, oprócz tego na którym najbardziej mi zależało.
Co ja miałam wspólnego z klątwą? Co stało się w nocy kiedy księżyc był w nowiu trzy dni temu? I było jeszcze jedno pytanie - którego nie zadałam, ale chciałam znać odpowiedź - ‘Co łączyło mnie i Edwarda?’
Powiedzieli mi, że to on musi mi na to wszystko odpowiedzieć, ale to nie był odpowiedni moment: najpierw chcieli spróbować oddać mi moje wspomnienia a Edward był zdeterminowany by pojechać do La Push, nawet za najwyższą cenę.
- A gdybym zadzwoniła do Jacoba? - powiedziałam zanim zaczęli się na nowo kłócić.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała Alice, a on wydawał się analizować moje pytanie.
- No... jakbym zaproponowała mu spotkanie w jakimś... bezpiecznym miejscu, gdzieś gdzie nie musielibyśmy ryzykować złamania paktu?
- Możesz spróbować, ale nie możesz tam jechać. - odpowiedział Edward.
Spojrzałam na niego pytająco.
- To byłoby niebezpieczne... dla niego - zakończył zdanie z niemałym trudem.
- O-oh, OK ale jeden telefon jest chyba bezpieczny, prawda? - uśmiechnęłam się.
- Tak, myślę, że tak - powiedział, a uśmiech – niedowierzający - ukazał się na jego ustach.
Zrozumiałam co miał na myśli mówiąc niebezpieczne, młody wampir w pobliżu człowieka... teraz rozumiałam czym było dziwne uczucie ‘pragnienia’, które odczuwałam, teraz było łatwe do zignorowania, ale domyślałam się, że z upływem czasu będzie to trudniejsze.
Teraz jednak nie był to dobry moment na takie przemyślenia, miałam zadzwonić do Jacoba, prawda?
Na szczęście pamiętałam jego numer.

***

Jacob podniósł słuchawkę po pierwszym sygnale.
- Tak słucham?
- Jacob tu Bella! - zawołałam, byłam szczęśliwa słysząc ‘znajomy’ głos, którego dźwięk pamiętałam
- Bella, jak się czujesz? - zapytał zmartwionym głosem.
- Dobrze.
- Charlie powiedział mi o twojej chorobie, tak mi przykro... nie powinienem cię tak potraktować ostatnim razem - wydawał się na prawdę zmartwiony i smutny.
- Ostatnim razem? - zapytałam
- Tak, u ciebie w domu, kiedy powiedziałem ci te wszystkie okropne rzeczy.
- Oh, to nic, już po ptakach, OK? - kontynuowałam, naszą rozmowę pamiętałam tyle co zeszłoroczny śnieg.
- Na prawdę, nie wiesz ja mi przykro, nawet jeśli byłem zły - wstrząśnięty śmiercią...
- Jacob! Na prawdę, już po ptakach! - wysiłek w jego głosie mnie zaalarmował, nie chciałam żeby czuł się gorzej niż czuł się teraz.
- Słuchaj Jacob, potrzebuję twojej pomocy... moglibyśmy się spotkać w Old Royale? Wiem, że to daleko, ale proszę cię, to ważne.
Przez chwilę nie odpowiadał.
- Kiedy?
- Jutro, na skrzyżowaniu krajowej 110 co prowadzi do Old Royale - odpowiedziałam.
- Więc do jutra.
- Jacob?
- Tak?
- Do jutra. - zakończyłam rozmowę... może powinnam mu powiedzieć, że na spotkanie nie przyjadę ja, tylko Edward.




Rozdział 13

-Essence- Istota

Droga mijała mi szybko, pod kołami Volvo, niedawno zaszło słońce, niedługo dojadę na miejsce spotkania, niedługo będę wiedział jak oddać jej wspomnienia.
Oddać jej wspomnienia to było jedyne co mogłem dla niej zrobić.
A może byłem egoistą, bo chciałem, żeby o mnie pamiętała? O tych wszystkich wspaniałych chwilach, które razem spędziliśmy?
Black był punktualny, to musiałem mu przyznać, ale irytował mnie fakt, że jego myśli były skoncentrowane na Belli, a to mnie strasznie irytowało, ale obwinianie jego, albo Rosalie, było bezcelowe, kiedy prawdziwym winowajcą byłem ja... i świetnie o tym wiedziałem.
Jacob był zdziwiony na mój widok, powiedziałbym nawet bardzo zły. Nie myślał, że jeszcze żyję.
- Co TY tutaj robisz? - zapytał gniewnie
- Bella nie mogła przyjechać - powiedziałem głosem wypranym z emocji
Od razu pomyślał, że to ja zabroniłem jej przyjechać, i zapytał dlaczego stałem tutaj przed nim kiedy powinienem spać wiecznym snem.
- To dzięki Belli jeszcze tu jestem. - odpowiedziałem zanim zdążył wymówić swoje myśl, nie miałem zamiaru tracić czasu.
- Ską...
- Skąd wiem, niech cię to nie obchodzi - znów odpowiedziałem zanim sformułował pytanie.
- Co jej zrobiłeś! - zapytał wściekły
- Nic - odpowiedziałem spokojnie
Ton mojego głosu mu się nie spodobał, pozwoliłem mu złapać za rękaw mojej kurtki.
- Skurwielu, co jej się przez ciebie stało?! - zapytał
Po raz pierwszy powiedziałem mu to co na prawdę chciał wiedzieć.
- Teraz... jest taka jak my.
Wydawał się oburzony moją odpowiedzią, przez chwilę nie był w stanie otworzyć ust, a ja zignorowałem pytania, które zasypały jego umysł i pozwoliłem minutom płynąć.
- Z TWOJEJ WINY! TY! JAK MOGŁEŚ?! - wykrzyknął
Powoli się od niego odsunąłem i spojrzałem mu w oczy
- Myślisz, że gdybym miał jakiś inny wybór, to bym to zrobił?
- NIE MIAŁEŚ WYBORU? PEWNIE, ŻE TAK! - wydarł się
- Miałem jej pozwolić umrzeć na moich oczach? - zacząłem tracić cierpliwość, co nie było dobre, musiałem przenieść rozmowę na ‘spokojniejsze’ tory.
- TO PRZEZ CIEBIE! - odpowiedział
- Wiem - niestety to była prawda.
Moja odpowiedź go powstrzymała, spróbował odczytać wyraz mojej twarzy.
- Ale Bella straciła pamięć, myślimy, że to przez klątwę.
Jacob stał ogłuszony, jego myśli były niejasne.
- Wiesz jak - zacząłem, ale zatrzymałem się kiedy jego myśli odpowiedziały zamiast ust:
‘To niemożliwe, nie ma żadnego sposobu.’
- Musi być jakiś sposób - nalegałem
- NIE MA! NIE MA... nie rozumiesz? Nikt się nigdy nie poświęcił, żeby uratować zimnego, nikt! Nie ma sposobu, żeby to cofnąć. Przykro mi... Bella... - wyznał zawiedziony.
Nie miał czasu nic dodać, bo już odpaliłem samochód i odjechałem.
Musiał być jakiś sposób... bo jak miałem się jej pokazać? Co miałem jej powiedzieć? ‘Przykro mi nie ma już nadziei.’ I ‘ Wiesz, zanim to wszystko się stało ja i ty byliśmy w sobie zakochani...’ nie tego ostatniego nie mogłem jej powiedzieć, to byłoby tak jakbym zmuszał ją, żeby mnie znowu kochała. Nie, nie mogłem, nie chciałem... to było niesprawiedliwe!

***

Siedziałam na taborecie przed fortepianem, który znalazłam w jednym z pokoi przylegających do salonu.
Prawdę mówiąc właśnie zastanawiałam się czy dotknąć jednego z klawiszy czubkiem palca ale, jeśli istniało ryzyko, że go zepsuję gdy byłam - trudno mi było to powiedzieć - ‘człowiekiem’ to co dopiero w mojej teraźniejszej sytuacji.
Na przykład wcześniej, niechcący, za mocno zacisnęłam rękę na krześle, zamieniając je na drzazgi, co nie wspomogło mojego zaufania do samej siebie! I nie chciałam zniszczyć jego fortepianu.
Dziwne jak za każdym razem gdy o nim myślałam - o Edwardzie - jakieś dziwne uczucie ogarniało moje ciało, uczucie tak mocne, że przysłaniało wszystkie inne: mieszanka podniecenia, poczucia bezpieczeństwa i ‘czegoś’, czegoś dziwnego do nazwania.
Wciąż tam byłam gdy Edward wszedł do pokoju.
- Cześć - przywitał mnie, uśmiechając się, ale ten uśmiech nie dosięgnął jego oczu i zrozumiała, że coś było nie tak.
Usiadł obok mnie.
- Możesz go dotknąć, nie gryzie! - zażartował dostrzegając sposób w jaki patrzyłam na sprzęt.
- Tak naprawdę... bałam się, że... będąc taką niezdarą, mogłabym go zniszczyć... nieodwracalnie - powiedziałam mrukliwie, skrycie pragnęłam by uśmiech wymazał smutek z jego oczu.
Uśmiechnął się lekko
- Tak, myślę, że jeśli chodzi o bycie niezdarną jesteś już nie do odratowania
- Oh dziękuję bardzo - wykrzyknęłam udając obrażoną i wracając do obserwacji klawiszy fortepianu - Jak ci poszło? - zapytałam cicho.
Kątem oka zauważyłam, że zesztywniał.
- Nie za dobrze, ale nie martw się, znajdę sposób by oddać ci to co straciłaś. - odpowiedział siląc się na pewność we własne słowa.
Tak bardzo się o mnie martwił, zalała mnie nowa fala uczuć i zdecydowałam zadać mu jedno z pytań, które pozostały bez odpowiedzi:
- Proszę, – szepnęłam - powiedz mi co stało się tamtej nocy, kiedy księżyc był w nowiu, proszę... muszę to wiedzieć - nalegałam
Edward na mnie spojrzał, unieruchamiając mnie swoim topazowym spojrzeniem
- Dobrze - zgodził się i przerwał kontakt wzrokowy między nami, spuszczając oczy.
- Jak ci już powiedziałem, to moja wina, że jesteś w takiej sytuacji, że jesteś taka... - jego głos był odległy jak szept nocy.
Siedziałam w ciszy w oczekiwaniu na ciąg dalszy, ale chciałam krzyknąć na niego, mówiąc, że ma przestać mówić, że to jego wina.
- Ja... została na mnie rzucona klątwa, która miała mnie zmusić do wiecznego snu... - rzucił mi piorunujące spojrzenie a potem wrócił do patrzenia gdzieś w dal - ty, chociaż ja nie chciałem... ty - powtórzył ostatnie słowo ze słodką nutą
- Ja? - podpowiedziałam mu, chcąc usłyszeć dalszy ciąg.
- Ty... zdecydowałaś, że poświęcisz dla mnie swoje życie, i Bello ja na prawdę nie chciałem żebyś stała się taka jak ja, żebyś stała się potworem... ale nie mogłem pozwolić ci umrzeć. Nie, nie... po tym co dla mnie zrobiłaś... nie na moich oczach - jego głos się złamał, pełen cierpienia, twarz miał ciągle odwróconą ode mnie.
Instynktownie złapałam go za rękę i podniosłam ją do mojego policzka i przejechałam nią po skórze
- To wystarczy - jego twarz natychmiast znalazła się tuż przy mojej i ujęłam ją w dłonie - nie chcę żebyś cierpiał przypominając sobie to co się stało. - wyszeptałam patrząc w to intensywne złoto
- Bella - wyszeptał
Opuściłam ręce i zniżyłam wzrok na moje kolana.
- Nie, nic nie pamiętam ale... - jego ręka pogłaskała mnie po twarzy - ale pamiętam jedną rzecz - popatrzyłam na niego, nasze nosy już prawie się dotykały - to nie jest całkiem wspomnienie to jest uczucie... za mocne i głębokie, żeby je ignorować... - zamknęłam oczy - nawet jeśli mój umysł nie ma żadnych wspomnień... moje serce, ja, moje istnienie cię pamięta - otworzyłam oczy aby zobaczyć najwspanialszy z uśmiechów pojawiający się na jego ustach, pewien łobuzerski uśmiech, tak piękny, że zapierał dech w piersiach - a jeśli chodzi o wspomnienia, no możemy zebrać kilka nowych, prawda? - uśmiechnęłam się szczęśliwa na widok pierwszego szczerego uśmiechu.
- Masz rację - wyszeptał, pochylając się nade mną -Bello kocham cię - powiedział gdy jego usta spoczęły na moim policzku
W końcu znalazłam imię dla tego ‘czegoś’... miłość.




Epilog

-New Life- Nowe Życie

Rok później...

Z biegiem czasu - w końcu - odzyskałam wszystkie, albo część moich wspomnień, i dołączyły do nich nowe... nowe i wspaniałe wspomnienia mnie i Edwarda oraz Cullenów.
Jeszcze nie możemy pojechać do Forks, ale Jacob stara się by Quileuci znów nas zaakceptowali i mam nadzieję, że mu się uda. Tymczasem opiekowałam się Charliem i Renée z przynajmniej dwoma telefonami dziennie i dzięki Carlislowi zawsze udaje mi się znaleźć jakąś nową bardzo zaraźliwą i niezdatną do wizyt chorobę. Chyba właśnie to powstrzymało Charliego od powiadomienia FBI a Renée od przyjechania do Neah Bay, może dzięki zaufaniu jakim darzyli mnie moi rodzice, może po prostu miałam szczęście.
Jeśli chodzi o resztę, po tym jak przeszłam na ‘dietę’ Cullenów moje oczy, może jeszcze nie były złote, ale chociaż, podchodziły pod kolor bursztynu. Poza tym - poza pragnieniem - starałam nauczyć się lepiej kontrolować moje nowe umiejętności, no kontrolowanie szybkości było dużo łatwiejsze od kontrolowania pragnienia, ale w końcu miałam dość czasu, prawda? No i w końcu sprawy z Rosalie się unormowały, Emmett był jak zwykle sympatyczna a Jasper i Alice... po prostu czułam się jak w domu.
Czasem kiedy patrzyłam z okna naszego pokoju - mojego i Edwarda - na zachód słońca, moje myśli wracały do Forks, do Charliego, Mika, Jess, Angeli... do szkoły, do życia, które wydawało mi się odległe o wiele, wiele lat.
Właśnie patrzyłam przez okno, na horyzont, który stawał się coraz ciemniejszy, kiedy poczułam, że ktoś podchodzi do mnie od tyłu. Uśmiechnęłam się w momencie kiedy dwa ramiona zacisnęły się na mojej talii.
- Tęsknisz za Forks? - zapytał Edward z ustami na mojej szyi. Jego oddech na mojej skórze wywołał dreszcz elektryczności na moim kręgosłupie.
- To nie jest coś nie do wytrzymania - odwróciłam się by móc spojrzeć mu w twarz.
Twarz, której nigdy nie będę miała dość, dość patrzenia, dotykania, głaskania, całowania.
- A tak w ogóle... – zaczęłam, zarzucając mu ramiona na szyję - teraz to jest mój nowy dom... i moja nowa rodzina. - uśmiechnęłam się a on odpowiedział mi tym samym.
- Bella? - zapytał przyciskając mnie do siebie
- Tak?
Edward spojrzał mi głęboko w oczy
- Wiesz coś?
- Co? - zapytałam patrząc na niego pytająco
Uśmiechnął się złośliwie i pochylił się żeby mnie pocałować, ale najpierw zatrzymał się, żeby dotknąć moich ust
- Kocham cię - wyszeptał
Uśmiechnęłam się
- Ja też cię kocham - powiedziałam zanim przycisnęłam się do niego mocniej i go pocałowałam.
On, tamtej nocy mnie nie zabił, nie byłam martwa, bo nowe życie – inne - się dla mnie zaczęło. A co było lepsze od życia – nieskończonego - które można spędzić obok osoby, którą się kocha?
Nic.

The End - Koniec


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pon 8:14, 28 Wrz 2009, w całości zmieniany 3 razy
>>>SMOK<<&
Nowonarodzony



Dołączył: 06 Wrz 2009
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: okolice Wrocławia

PostWysłany: Nie 14:02, 18 Paź 2009 Powrót do góry

Świetne opowiadanie! A to że nie ma komentarzy wcale nie znaczy że tego nikt nie czyta. Ja sama przez większość czasu tylko czytałam opowiadania jako niezarejestrowana na tym forum Wink A z tym że nie masz talentu się nie zgodzę.
Życzę dużo weny.
Pozdrawiam Sylwia


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
villemo
Wilkołak



Dołączył: 29 Sie 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wzgórze czarownic

PostWysłany: Nie 9:04, 25 Paź 2009 Powrót do góry

Chętnie przeczytałam ten FF i musze przyznać, że jestem ZACHWYCONA, WNIEBOWZIĘTA itd.:D Oczywiście uroniłam łzę podczas "śmierci" Belli, ale była to łza wzruszenia i podziwu dla Bells za jej wielką odwagę i przepiękną miłość jaką obdarzyła Edwarda, za jej poświecenie. Cieszę się, że przyjęła śmierć ze spokojem, oznacza to, że była gotowa na taki czyn. Super, ze koniec to happy end, bo przecież takie są najlepsze:D
Pozdrawiam, wzruszona Villemo


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Nie 21:01, 25 Paź 2009 Powrót do góry

hm, mnie się podoba :) podobało, ale nie wiem jakim cudem zgubiłam ten ff

mogłaś zamiścić kilka opisów więcej, ale czepiać się nie będę :)

zakończenie jak z bajki :) co też jest plusem

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nati0902
Człowiek



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 14:58, 21 Lis 2009 Powrót do góry

Jestem na tym forum dość częstym goście i już od jakiegoś czasu ale przyznam że dopiero wczoraj natrafiłam na twój FF i troszeczkę mnie to zaskoczyło bo naprawdę mi się podobał. W sumie nie wchodzę do biblioteki bo jestem taką maniaczką że czytam chyba wszystko co mi się spodoba a twój ff pochłonął mnie już przy pierwszym rozdziale. Uważam że masz talent do pisania ale może powinnaś wprowadzić więcej akcji ? Bo tego tu brakuje trochę ale jako całokształt nieźle się prezentuje;)

Pozdrawiam i życzę DUŻO WENY!:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Tara
Nowonarodzony



Dołączył: 21 Lut 2010
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:31, 15 Maj 2010 Powrót do góry

Spodobał mi się pomysł - taki zupełnie inny.
Szkoda, że się zniechęciłaś do pisania tego opowadania, bo na pewno miałaś jeszcze kilka pomysłów.
Mam nadzieję, że przeczytasz ten post, bo nawet po takim czasie ludzie lubią czytać Twoje opowiadanie
Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin