|
Autor |
Wiadomość |
Landryna
Zły wampir
Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 353 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 38 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Zawiercie/Ogrodzieniec / łóżko Pattinsona :D
|
Wysłany:
Czw 21:13, 27 Sie 2009 |
|
Moja droga niobe(mogę tak mówić? :D) , rozdział ge-nia-lny. Naprawdę.
Te majaki Alice - przepięknie opisane. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jesteś całkiem dojrzałą pisarką i twoje dzieła( to już nie jest po prostu ff) powinno się oceniać inaczej.
Rozdział nie ocieka co prawda akcją, ale myślę że w tym opowiadaniu nie chodzi o akcję , a o to jak idealnie dobrać słowa, opisać wnętrze, duszę, psychikę.
Jestem bardzo zadowolona i zdecydowanie czekam na więcej.
Pozdrawiam, Landryna. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Pią 19:53, 28 Sie 2009 |
|
Dziękuję bardzo za wszystkie wspaniałe komentarze. Moja wena czuję się bardzo doceniona
Cytat: |
Moja droga niobe(mogę tak mówić? Very Happy)
Rozdział nie ocieka co prawda akcją, ale myślę że w tym opowiadaniu nie chodzi o akcję , a o to jak idealnie dobrać słowa, opisać wnętrze, duszę, psychikę |
Możesz ^^ I rzeczywiście to ff jest bardziej nastawione na opisane przeżyć, choć akcja też będzie, a jej zapowiedź w następnym rozdziale się ukaże
Ja też na nim nie przepadam i to nie miałabyś postać pozytywna A co do elektrowstrząsów to musisz się uzbroić w trochę cierpliwości, ale obiecuję, że będą.
Cytat: |
Muszę przyznać, że jest to, jak na razie, najlepsza łatka jaką czytałam. |
Bardzo mi miło z tego powodu ^^ I na pewno czuję się niezwykle wyróżniona po takim stwierdzeniu A co do samego wykonania tego ff to może faktycznie jest lepsze. Przed czasami zmierzchowymi pisałam tylko w trzecioosobówce, więc siłą rzeczy mam ją lepiej przećwiczoną, a poza tym pisząc to ff zauważam, że o wiele bardziej lubię pisać w takiej narracji. Poza tym temat też mi wyjątkowo leży. Po prostu wszystko zebrało się w kupie
Cytat: |
Kim był towarzysz stworzony przez Lucjusza? |
Na to pytanie oczywiście nie odpowiem :D i w opowiadaniu także będziecie musieli trochę poczekać na rozwikłanie tej zagadki ^^
Pernix nie masz co przepraszać, rozumiem, że każdy ma swoje życie i nie może tylko betować tekstów innych A kolejny rozdział niedługo :D I ma już chyba ciekawszy początek więc mam nadzieję, że nie zniechęci
Jakby ktoś chciał ściągnąć plik w pdf to zapraszam na chomika:
[link widoczny dla zalogowanych]
Nawet zrobiłam okładkę, żeby było ładnie ^^ A co do następnego rozdziału to jestem już na półmetku |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
LewMasochista
Wilkołak
Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 113 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Wto 13:30, 08 Wrz 2009 |
|
Kochana Niobe.
jesteś moja muzą. Bez kitu. Twoje ff to miód dla moich oczu i umysłu. Przedstawiasz to wszystko tak realistycznie, ze zastanawiam sie( ale tylko przez chwilę:p) czy ja aby nie siedziałam w tym szpitalu....np. w innym życiu xD
Piszesz z taka lekkością. Bez błędów. No brak mi słów po prostu. Alice jako zagubiona istota wśród tych......pomiotów męskiego rodzaju:)
A ten Lucjusz??? Kurcze ciekawa jestem co postanowi. A ten lody lekarz jest szalenie intrygujący. Wydaje się jedynym normalnym z nich wszystkich. jakby żył w naszych czasach powiedziałabym, ze taki lekarz z powołania. Nie zniszczony korupcja. Ale wtedy chyba nie wiedzieli, ze korupcja to...korupcja xD
Gadam bez sensu, ale nie iudzie sie uspokoic po Twoim opowiadaniu!
1....
2...3.......
Uff....juz lepiej. Pisz kobieto dalej1 ja nie wiem skąd Ty pomysły czerpiesz! Chyba natchnął Cie sam Edek Cullen lub którys z jego pobratyńców xD
Póki co czekam. Czekam z dzika niecierpliwościa na kolejny rozdział!
Pisz, pisz....na pewno będziesz sławna:)
Weny i cierpliwości przy pisaniu!!!!
Pozdrawiam-LewMasochista:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
lilczur
Wilkołak
Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka
|
Wysłany:
Czw 14:45, 10 Wrz 2009 |
|
Jako wierna fanka Twojej twórczości, kiedy tylko dowiedziałam się o nowym opowiadaniu, planowałam się w nim zagłębić, ale chroniczny brak czasu opóźnił to zamierzenie. Może i dobrze, miałam dzięki temu okazję przeczytać tyle fantastycznej twórczości na raz.:)
Pierwsze: skąd Ty to wszystko wiesz, kobieto?! Powala mnie ogrom Twojej wiedzy, tak różnorodnej w każdym opowiadaniu. Jestem pod ogromnym wrażeniem.
Drugie: bałam się trochę tekstu o zakładzie psychiatrycznym, że pójdziesz w przesadę i mordy tam się będą działy okrutne bądź inne potworne patologie (mam ciotkę psychiatrę, aż tak źle nie jest), ale na razie jest ok, apatia, brak zainteresowania i uprzedmiotowienie pacjentów to w sumie standard, więc jest dobrze.
Trzecie: będę się powtarzała - Ty nie piszesz, Ty przenosisz nas w wykreowaną przez siebie rzeczywistość. Czarodziejka z Ciebie.:)
Czwarte: uwielbiam to, że Twoi bohaterowie nigdy nie są jednoznaczni, całkiem dobrzy lub źli, zawsze jest jakieś "ale".
Piąte: doskonale prowadzisz akcję, nigdy nie mam momentów, które chciałabym opuścić.
Szóste i ostatnie: jesteś genialna!:D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Czw 21:41, 17 Wrz 2009 |
|
Dziękuję, za wszystkie wspaniałe komentarze one tylko potęgują moją chęć do pisania Lilczur wcale nie jestem genialna :D umiem korzystać tylko z wikipedii :D
Jestem w szoku, że już prawie miesiąc minął od ostatniego rozdziału Ale już się tłumaczę, poszukiwałam informacji do ostatniej części tego rozdziału i zajęło mi to kupę czasu i nerwów. I przyznam, że całe te poszukiwania zmęczyły mnie psychicznie i emocjonalnie, ale już się pozbierałam i napisałam kolejny rozdzialik, dziś jeszcze postaram się przesłać do Pernix i może niedługo też wkleję
Za betowanie dziękuję mojej niezastąpionej Pernix
A rozdział dedykuję pestce Mam nadzieję, że przynajmniej częściowo spełni oczekiwania
Rozdział 5
Zaufanie
Gdy Lucjusz wszedł do pomieszczenia zajmowanego przez Mary, znalazł ją siedzącą na materacu. Obejmowała kolana rękami, a jej wzrok był utkwiony na przeciwległej ścianie. Wampir obawiał się, że dziewczyna znowu zacznie krzyczeć, gdy go zobaczy. Nie chciał podawać jej środków uspokajających. Poza tym dostał odgórne polecenie, aby przyprowadzić pacjentkę jak najbardziej świadomą. Powoli zbliżył się kilka kroków. Zaczął odczuwać niepokój. Bał się reakcji kobiety. Był nieco zaskoczony, że pojawiło się u niego to uczucie. Już tyle lat nie odczuwał lęku i nagle zrodził się on w takiej trywialnej sytuacji. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Masz teraz spotkanie z doktorem Draberem – powiedział cicho.
Dziewczyna drgnęła, słysząc jego głos. W jej głowie pojawił się cień wizji, która wskazywała, że miała się zmienić w istotę nocy. Zadrżała. Jednak po chwili przypomniała sobie obrazy, jakie dzisiaj widziała. Zagryzła mocno dolną wargę. Musiała ostrzec tego człowieka. Popatrzyła z wahaniem na dłoń wyciągniętą przez sanitariusza. Uniosła głowę, aby zerknąć na jego twarz. Nie wyrażała teraz żadnych uczuć, jakby mężczyzna za wszelką cenę chciał coś przed nią ukryć. Odetchnęła głośno i wsparła się na wysuniętej w jej kierunku ręce. Gdy tylko dotknęła skóry pielęgniarza, zadrżała. Była lodowata. Zacisnęła mocno powieki. Jej ciało też takie będzie. Uspokój się - powiedział cichy głosik w jej głowie. Powoli wydmuchała powietrze zebrane w płucach.
- Możemy już iść – powiedziała, unikając wzroku Lucjusza.
Wampir odwrócił się i otworzył przed nią drzwi. Gdy przechodziła obok, uśmiechnął się lekko. Sam nie mógł zrozumieć, co wywołało u niego ten grymas, ale zdecydowanie czuł się lepiej, gdy dziewczyna nie uciekała przed nim z krzykiem. Zamknął drzwi do jej pokoju i powoli ruszyli korytarzem. Mary szła parę kroków przed nim, jakby dokładnie wiedziała, dokąd zmierzają. Chciał ją zapytać o wizje. W tym momencie miliony pytań cisnęło się na jego usta, ale bał się, że swoją ciekawością znowu ją wystraszy. Gdy dotarli pod drzwi gabinetu lekarza, dziewczyna odwróciła się gwałtownie.
- Musisz mi obiecać, że nic mi nie zrobisz – wyszeptała. – Nie zamienisz mnie.
Wampir wyglądał na wstrząśniętego. Jakby, co dopiero dziewczyna zdzieliła go po twarzy, a nie wypowiedziała szeptem raptem kilka słów. Złapała go za dłoń, ignorując różnicę temperatur ich ciał.
- Obiecaj mi – naciskała.
Lucjusz kiwnął głową.
- Zaufaj mi, nie zamienię cię – przyrzekł, nie patrząc na kobietę.
Dziewczyna była nieco podniesiona na duchu. Z cichym westchnięciem puściła dłoń mężczyzny i zapukała delikatnie do gabinetu.
Gdy drzwi zamknęły się za nią, wampir wpatrywał się jeszcze parę chwil w drewnianą powierzchnię. Tysiące myśli krążyło teraz po jego umyśle. Poczuł bardzo niezdrową fascynację tą kruchą istotą. Zacisnął mocno pięści. Zamknął powieki, jednak po chwili złapał się na tym, że napawał się zapachem dziewczyny, od której dzieliła go zaledwie cienka ściana. Słyszał jej głos, nieco przerażony. Mówiła o śmierci. Warknął cicho zdenerwowany niezdrową ciekawością, która rodziła się w jego sercu. Uniósł powieki i nienaturalnie szybko opuścił korytarz, uciekając przez zapachem czekolady i cichym, chwiejnym głosem tej istoty.
~*~
John Draber był znany nie tylko ze swojej dociekliwości i dbania o dobro pacjentów, ale także z racjonalnego podejścia do życia. Był człowiekiem twardo stąpającym po ziemi. Wierzył tylko w fakty udowodnione naukowo albo w to, co zobaczył na własne oczy. Gdy wieczorem przyszła do niego pacjentka i zaczęła opowiadać o swojej wizji, był bardzo sceptycznie do tego nastawiony. Cała opisana przez nią sytuacja była wręcz komiczna. Choć z drugiej strony wypowiadała swoje obawy w taki przekonujący sposób, że niewiele brakowało, aby jej uwierzył. Popatrzył znad biurka na swoją pacjentkę, która nerwowo zaciskała palce na koszuli. Jej wzrok był utkwiony w dokumentach znajdujących się na biurku.
- Może opowiesz mi coś o sobie Mary? O rodzinie? Twoim dzieciństwie… - Lekarz zerknął pobieżnie na dokumenty. - Masz siostrę?
Dziewczyna drgnęła i skierowała na doktora zlęknione spojrzenie.
- Mam siostrę? – zapytała cichym głosem.
- Tak jest napisane w dokumentach. – Draber wydawał się nieco zaskoczony. - Cynthia.
Na twarzy dziewczyny wymalowało się zamyślenie. Myśli w jej głowie krążyły chaotycznie. Miała wrażenie, że zna to imię. Jednak nie mogła go powiązać z żadną twarzą. Tylko nikłe echo głosu. Ukryła głowę w rękach. Zaczęła się kołysać do przodu i do tyłu. Nie pamiętała swojej rodziny. Czy ona kiedykolwiek jakąś miała? Rodziców? Dom? Prawdziwy? Bez krat i wiecznych krzyków innych pacjentów?
- Mary, czy wiesz, gdzie się teraz znajdujesz? – zapytał łagodnie lekarz.
Kobieta spojrzała na niego z lekko uchylonymi ustami.
- W szpitalu… - Założyła ręce na kolana i odwróciła wzrok w stronę regału znajdującego się przy ścianie.
- Jakim szpitalu?
- W szpitalu, który nie pomaga swoim pacjentom – warknęła nagle Mary, podnosząc się z krzesła. – Obiecałeś, że weźmiesz ode mnie te wizje!
Draber przełknął głośno ślinę.
- Mary, właśnie staram ci się pomóc, najpierw muszę się dowiedzieć czegoś o twojej chorobie, żebyśmy mogli cię odpowiednio leczyć.
Dziewczyna klapnęła na krzesło z niezadowoloną miną. Wiedziała, że ten człowiek jej nie pomoże tak, jak cała zgraja tych psychiatrów, którzy już starali się ją wyleczyć. Czemu nikt nie chciał jej uwierzyć? Czy to było naprawdę takie niemożliwe, że ktoś widzi przyszłość? I dlaczego akurat padło na nią? Co takiego uczyniła bogom, że pokarali ją takim przekleństwem? Bo coś na pewno musiała zrobić, nie dostaje się takiej kary za nic. Ponownie ukryła twarz w dłoniach. Chciała się schować przed światem. Zasnąć i już się nie obudzić, a przede wszystkim - już nie odczuwać tego okropnego bólu, który nadchodził za każdym razem, gdy miała zobaczyć to co miało się wydarzyć. Wiedziała, że w końcu to ją zabije. Ból będzie nie do wytrzymania, zatonie w wyimaginowanym świecie i już się nie obudzi. Na wieczność uwięziona w mrocznych wizjach przyszłości.
- Dobrze, Mary, zacznijmy jeszcze raz – powiedział cierpliwie John. – Opowiedz mi, jak wyglądają twoje wizje, czy są jakieś elementy, które pojawiają się za każdym razem?
Brunetka westchnęła ciężko i zaczęła odpowiadać na ciąg niekończących się pytań.
~*~
Nastała wieczorna pora podawania leków. Podawano wówczas największe dawki oraz niekiedy środki uspokajające i usypiające. Lucjusz razem z Lloydem obchodzili wszystkie pokoje i zmuszali pacjentów do połykania leczniczych specyfików. Większość chorych nie chciała ich przyjmować. Najgorzej było u ludzi nękanych manią prześladowczą. Lucjusz starał się właśnie przekonać Franka do zażycia tabletek. Był to młody, dwudziestosiedmioletni mężczyzna. Zanim, pięć lat temu, trafił do szpitala, był obiecującym młodym pisarzem, jednak wraz z jego popularnością wzrastał także lęk przed światem. Gdy wyszedł jego tomik wierszy, zamknął się w domu i nie wychodził przez tydzień przekonany, że jakiś fan albo inny poeta, któremu odebrał sławę, będzie chciał go zabić. W końcu jego najbliższa rodzina zamknęła go w szpitalu, mając nadzieję, że niedługo wyjdzie całkowicie zdrowy i zdatny do życia w normalnym społeczeństwie. Początkowo miał być hospitalizowany na rok, jednak po upływie tego czasu stwierdzono, że wymaga dłuższego leczenia. Następne miesiące nie przyniosły większej poprawy. Frank obawiał się wychodzić ze swojego pokoju, bał się przyjmować posiłków i leków. Jedynymi momentami, gdy wychodził ze swojej celi były spotkania z psychiatrą i rzadkie wizyty rodziny. Czasem przyjeżdżał też do niego wydawca, pytając, czy jeszcze pisze. Człowiek węszył w tym wspaniałą okazję do zarobienia fortuny. Natchniony pisarz zamknięty w szpitalu psychiatrycznym. To by się sprzedało jak świeże bułeczki. Jednak Franka opuściło natchnienie. Jego wena, niegdyś taka hojna, porzuciła go, zmieniła się tylko w mroczny cień - nawiedzający go w snach i ukazujący największe lęki.
- Frank musisz to połknąć – zachęcał go Lucjusz – To ci pomoże.
- Skąd to wziąłeś? – zapytał młody mężczyzna, patrząc na bruneta z podejrzliwością.
- Z apteczki, wyjąłem z nowego opakowania, na pewno nikt jej nie podmienił – wyjaśniał cierpliwie wampir.
- Jesteś pewien?
- Absolutnie.
Frank z wahaniem wziął tabletkę, obejrzał ją pod każdym kątem, jednak w końcu pokręcił głową.
- Nie, to na pewno jakaś trucizna – Lloyd stojący przy wyjściu jęknął z rezygnacją. Nigdy nie rozumiał, czemu Lucjusz tak się męczył z tymi ludźmi. Według niego najlepszym wyjściem było ubranie im kaftana i zmuszenie siłą do przyjęcia leków.
- A co jeśli podzielimy na pół i połowę połknę ja? Wtedy zażyjesz tabletkę?
Frank zmierzył sanitariusza wzrokiem. Lucjusz zawsze wydawał mu się sympatyczny, jakaś część jego mówiła, że powinien się zgodzić. Jednak sama myśl o połknięciu medykamentów budziła u niego paniczny strach. Może tabletki podmienił ten wydawca, zmęczony ciągłym odwiedzaniem go, albo jego matka, która chciałaby dostać odszkodowanie lub Ben – mąż jego siostry. Frank pamiętał jak kiedyś krzywo na niego patrzył w czasie niedzielnego obiadu. Tyle potencjalnych zagrożeń, jak miał się sam przed nimi obronić?
- Koniec z tym – oznajmił Lloyd, zbliżając się do Franka i zabierając leki z dłoni Lucjusza.
Siłą otworzył usta pacjenta i wypchnął tam tabletki. Następnie zacisnął jego wargi i zatkał nos. W oczach Franka pojawił się bezgranicznych strach. Panika i trwoga malowały się w jego spojrzeniu, jak u bezradnego zwierzęcia czekającego na śmierć z rąk drapieżcy. Gdy przełknął pigułki łzy zaczęły spływać po jego policzkach. Kiedy Lloyd puścił go, Frank szybko podbiegł do kąta i usiadł z nogami podciągniętymi do piersi. Zaczął ruszać się do przodu i do tyłu, szlochając głośno. Lucjusz rzucił mu współczujące spojrzenie. Gdy wyszedł z pomieszczenia, Lloyd zamknął za nim drzwi. Młody sanitariusz zamierzał właśnie coś powiedzieć, kiedy poczuł stalowy uścisk na ramionach i po sekundzie jego nogi dyndały kilkanaście centymetrów nad ziemią. Jego twarz była teraz na wysokości wzroku Lucjusza. Wampir czuł gniew wrzący tuż nad powierzchnią, miał ochotę przegryźć temu człowiekowi gardło i wrzucić jego krwawiące ciało na wysypisko, aby zdechł wśród pisku szczurów, czując, jak powoli nadgryzają jego skórę.
- Nigdy więcej nie próbuj wchodzić mi w drogę – wysyczał Lucjusz z wściekłością. – Jak coś zaczynam - to sam to skończę, nie potrzebuję twojej żałosnej pomocy.
Mężczyzną zawładnął strach. Zawsze wiedział, że w tym człowieku było coś przerażającego, ale gdy zobaczył go w takiej sytuacji, panika spowodowała, że po jego nodze spłynęła stróżka moczu.
Lucjusz popatrzył na niego kpiąco, upuścił go na ziemię i obrzucił lodowatym spojrzeniem.
- Idź się przebierz, dokończę obchód.
Lloyd wstał niezdarnie z podłogi i szybko zaczął biec w stronę pomieszczenia dla pielęgniarzy, jednak po chwili ujrzał przed sobą Lucjusza. Jak on się tutaj znalazł? - pomyślał z przerażeniem człowiek.
- I Lloyd, sądzę, że bezpieczniej będzie, jeśli nie opowiesz nikomu o tym wydarzeniu. Tak będzie dla ciebie lepiej, zaufaj mi.
Obdarzył do serdecznym uśmiechem, ale ten grymas jeszcze bardziej przeraził Lloyda. Mężczyzna szybko pobiegł przed siebie, nie oglądając się nawet na sekundę. Gdy znalazł się w pomieszczeniu dla pielęgniarzy, osunął się na posadzkę. Zaczął głęboko oddychać, mając nadzieję, że to go przynajmniej trochę uspokoi. Kiedy jego serce zaczęło bić wolniej, był już w zupełności pewny, że nikomu nie piśnie nawet słowa o tym wydarzeniu. Zdecydowanie nie miał zamiaru narażać się na gniew takiego człowieka. Co więcej, w obawie przed gniewem współpracownika, planował zachowywać się tak, jakby nic się nie stało.
~*~
Nadeszła pora najbardziej znienawidzona przez Lucjusza. Około dziewiątej rozpoczynały się elektrowstrząsy. Według wampira, to jeden z najbardziej przerażających i bestialskich sposobów leczenia, z jakim się spotkał. Ból, który spotykał pacjenta był niewyobrażalny, jego intensywność można było dostrzec w oczach chorych. Lucjusz starał się unikać asystowania przy terapii o wątpliwej efektywności jednak tym razem było to konieczne. Mimo że na dziś przeznaczony zaplanowano tylko jeden zabieg, wampir odczuwał ogromny strach, gdyż zdecydowanie nie chciał być świadkiem przy elektrowstrząsach tej pacjentki.
Pomieszczenie, w którym dokonywano zabiegu było malutkie. Znajdowało się tam tylko wielkie łóżko ze skórzanymi zapięciami, mającymi na celu unieruchomić pacjenta, oraz urządzenie generujące prąd.
Lucjusz przygotowywał sprzęt, kiedy do pokoju wszedł Lloyd, trzymając pod ręką Mary. Dziewczyna miała zdenerwowaną minę. Gdy tylko jej wzrok padł na urządzenie, można było zobaczyć panikę pojawiającą się na jej twarzy. Sanitariusz poprowadził ją do łóżka, a następnie brutalnie zmusił ją do położenia się. Lucjusz zaczął zaciskać skórzane zapięcia wokół jej chudych nadgarstków. Odczuwał coraz większą troskę o tą dziewczynę, teraz bał się nawet spojrzeć w jej oczy, aby nie dostrzec tam przerażenia. Kiedy zajął się unieruchomieniem jej głowy, dostrzegł zapłakaną twarz brunetki. Jej usta delikatnie drgały od wstrzymywanego szlochu – dobrze wiedziała, co ją teraz czeka i nie miała jakiejkolwiek możliwości, aby temu zapobiec. Wampir poczuł ciepło w okolicy serca. Zastygł w nienaturalnym bezruchu, wpatrując się w wypełnione łzami oczy brunetki. Po chwili z pewnym wahaniem otarł jej policzek i posłał pocieszający uśmiech. Wsadził do jej ust gumową wkładkę i przyłożył do głowy elektrody. Westchnął z rezygnacją, a następnie kiwnął głową w stronę Lloyda.
Światło w pokoju zamigotało, gdy z gardła dziewczyny wydobył się przerażający krzyk. Mary poczuła iskry pędzące przez całe ciało. Miała wrażenie, jakby w jej wnętrzu ktoś przeprowadził kolczasty drut i teraz wyrywał go, ciągnąc z całej siły we wszystkie strony. Ciało kobiety drgało rażone silnym napięciem elektrycznym. Chciała się wyrwać, ale skórzane zapięcia zbyt mocno trzymały jej kończyny. Przestała myśleć, nie mogąc się skupić na niczym innym poza bólem. Z elektrod docierały do niej uderzenia gorąca, czuła prąd przepływający przez każdą komórkę nerwową w mózgu. Każda sekunda wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Jej mięśnie napinały się nienaturalnie. Wiła się, wiedząc, że i tak nie ucieknie przed bólem. Potem utonęła w ciemności.
Lucjusz obserwował Mary, początkowo widział, jak jej oczy uciekają w tył głowy, a na twarzy pojawia się niewyobrażalny ból. Całe ciało kobiety przeszywały dreszcze, wymuszone drgania powodujące niesamowite cierpienie. Wampir zauważył, gdy kobieta straciła przytomność, zaledwie parę sekund później Lloyd odciął napięcie. Lucjusz omiótł wzrokiem jej ciało. Ręce i nogi zwisały bezwładnie z łóżka, a twarz zastygła w bólu. Ignorując wszechogarniającą troskę, Lucjusz zaczął odpinać skórzane zapięcia wokół kończyn dziewczyny.
~*~
Przystojny, blondwłosy mężczyzna zatrzymał się raptownie przed wejściem do szpitala psychiatrycznego. Słyszał zawodzenie pacjentów znajdujących się w budynku. Dochodziło do niego bicie ich serc i kuszący zapach krwi. Zaciągnął się powietrzem. Na jego twarzy pojawił się wyraz ogarniającej go euforii i przyjemności. Niemal czuł na języku ich smak, krew przepływającą jego przełykiem i wywołującą niesamowite ciepło. Uśmiechnął się bezlitośnie, otwierając oczy. Nagle doszła do niego nowa woń. Tak kusząca, że bez zastanowienia zrobił dwa kroki do przodu. Oblizał usta językiem. Jeszcze raz wciągnął powietrze. Teraz, poza obezwładniającym zapachem, doszukał się także kogoś podobnego do siebie. Wampira. Uśmiechnął się na myśl o czekającym go polowaniu. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez niobe dnia Wto 20:48, 27 Kwi 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
pestka
Wilkołak
Dołączył: 24 Gru 2008
Posty: 205 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Royston Vasey
|
Wysłany:
Czw 22:40, 17 Wrz 2009 |
|
haha! Nikt nigdy nie zadedykował mi rozdziału, dziękuję ślicznie.
I teraz pojawia się problem...
Nie umiem nic sensownego wymyślić. Po prostu jesteś profesjonalistką. Piszesz tak ładnie, że brak słów. Nie powinnaś pisać fanficków do książek kobiety, która mogłaby się od Ciebie uczyć, tylko pisać własne książki i trzepać na nich kasę. Wiesz, ja mam zamiar być tłumaczem, więc jeśli będziesz kiedyś chciała zaatakować rynek ogólnoświatowy, to wal śmiało.
Opis, na który czekałam był... o cholera... no po prostu nie wiem, co powiedzieć. Taki miał być. Wiem, że to dziwne, że lubię te opisy, bo przecież elektrowstrząsy to zwykła tortura, ale dobry opis tej "metody leczenia" jest dla mnie wisienką na torcie w tekście o szpitalu psychiatrycznym. Strasznie mnie poruszają takie sceny i jest mi zawsze niesamowicie żal tego bezbronnego pacjenta. Nie mam pojęcia. Plotę bez sensu, ale nie potrafię wykrzesać teraz nic mądrzejszego. I rozumiem, dlaczego tak wiele nerwów i siły kosztowało Cię szukanie informacji do tej części, ale to Ci się chwali, że jeśli już o czymś piszesz, to masz na ten temat pojęcie. A ten temat akurat do łatwych nie należy.
Jak zwykle świetnie operujesz narracją personalną, dzięki której możemy poznać sytuację z różnych punktów widzenia bez tej nieszczęsnej pierwszoosobówki. No i plus za wprowadzenie nowego pacjenta.
Cytat: |
wymuszona drgania powodujące niesamowite cierpienie |
Nie jestem pewna, ale chyba powinno być "wymuszone"?
pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
LewMasochista
Wilkołak
Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 113 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pią 8:53, 18 Wrz 2009 |
|
O łał!
Czyżby tym przystojnym blondynem był Jasper???:D
Biedna Alice. Niby ten Lucjusz cos kombinuje, ale jak przychodzi co do czego to ją prądem potraktował. Mógłby chyba uruchomic swoje znajomości czy cos...:) A tak biedna Alice musi cierpieć. Straszne.
Czekam na dalsze rozdziały:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Landryna
Zły wampir
Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 353 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 38 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Zawiercie/Ogrodzieniec / łóżko Pattinsona :D
|
Wysłany:
Pią 20:20, 18 Wrz 2009 |
|
No i wreszcie doczekałam się następnego rozdziału :).
Oczywiście jest on napisany idealnie, tak jakbym tego chciała. Trafiasz po prostu idealnie w mój gust, kobieto :D.
Lubię Lucjusza, naprawdę. Jego postać jest bardzo intygująca i świetnie przez ciebie opisana.
A przystojny blondyn to oczywiście James, nieprawdaż?
Życzę ci dużo czasy, weny i inspiracji.
Chciałam jeszcze tylko powiedzieć, że jestem zbulwersowana tak małym odzewem. Dwa komentarze? No proszę was.
Pozdrawiam, Landryna. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Pią 20:51, 18 Wrz 2009 |
|
Przyznaję rację Landrynie, swoją drogą niezła ksywa
Dlaczego taki mały jest odzew, nie mogę zrozumieć, zupełnie jak z moim ff, ktoś czyta, ale nie wiem kto <-- nie ma jak reklama. :p
A tak serio, miesiąc przerwy w dodawaniu to też moja zasługa, że niobe jeszcze mnie trzyma na stanowisku bety, to mnie bardzo dziwi :D - jestem bardzo leniwa. :p
A jeśli idzie o treść, od tego rozdziału zaczyna być bosko. Po prostu będę Cię całować po stopach za kreację Lucjusza, nie dość, że przywodzi mi na myśl mojego własnego diabła Lucyfera, to jeszcze, mniam, jest cudowny.
Opis terapii elektrowstrząsami jest taki, jaki powinien być. Nic bym nie dodała, nic bym nie ujęła, lepiej bym tego nie napisała.
Niobe, stałaś się moją mistrzynią korzystania z wikipedii i googlowania ^^ mało który autor ff tak się przykłada, żeby było realnie. Wielki plus za tę łatkę. Jest ona bezsprzecznie najlepszą łatką o przeszłości Alice, która znalazła się na tym forum.
Cieszę się, że jestem Twoją łatkową betą, mam nadzieję, że tak zostanie... Został nam jeszcze Emmecik, jego historia jest najmniej znana. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
sarah_amelia
Nowonarodzony
Dołączył: 09 Wrz 2009
Posty: 7 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Krosno
|
Wysłany:
Sob 14:53, 19 Wrz 2009 |
|
Tekst super napisany. Aż poczułam ten strach Mary...jejku nie mogę się przyzwyczaić do tego imienia. A gdy czytałam o elektorwstrzasach...Brr...Nic dodać nic ując, wszytsko jest tak jak powinno być.
Podoba mi się postawa Lucjusza w stosunku do pacjentów.
Zgadzam się z moją poprzedniczką, ze to najlepsza łatka jaką czytałam. Ta dbałość o szczegóły, stwarza ten ff niesamowitym.
Pozdrawiam Sarah_Amelia:* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
lilczur
Wilkołak
Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka
|
Wysłany:
Pon 21:19, 21 Wrz 2009 |
|
Niobe, powiedz, jak Ty to robisz, że przy lekturze każdego Twojego tekstu siedzę jak urzeczona?
Zgadzam się z Pestką (a to kobieta nad wyraz inteligentna), że Meyer Ci do pięt nie dorasta. Pewnie bidunia byłaby w szoku, jakby przeczytała taką wizję przeszłości Alice - sama nie napisałaby tego nawet w połowie tak świetnie jak Ty.
Wstrząsnął mną opis elektrowstrząsów! Bardzo sugestywny, trzeba przyznać.
A co do Twojego geniuszu, który tak chcesz strywializować, to nie opiera się on na przeszukiwaniu Wikipedii. Żeby coś znaleźć, trzeba wiedzieć, czego się szuka, przecież nie wklepałaś: "Szukam czegoś o zakładzie psychiatrycznym, zabiegach i lekach psychotropowych, bo se tworzę opowiadanko". Jak piszę, że jesteś genialna, to proszę się ze mną nie kłócić - wiem, co piszę.:D
Co do gramatycznej strony tekstu, to znalazłyby się mini drobinki w stylu brak paru przecinków, ale nie róbmy jaj, to nie przestępstwo. A poza tym mam słabość do Pernix, lubię czytać zbetowane przez nią teksty, bo są przejrzyste i niemalże bezbłędne.:) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez lilczur dnia Pon 21:19, 21 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
AngelsDream
Dobry wampir
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 108 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pon 23:09, 21 Wrz 2009 |
|
Obiecałam, a ja zawsze dotrzymuję słowa, więc oto jestem. Zresztą nie ma co się szczypać - komentuję, bo dbam o twoją wenę. Zacznę od zgrzytów, a potem się zobaczy.
Pierwsza część:
Cytat: |
- Paranoja, schizofrenia? Jutro ma być pełna diagnoza… - Mężczyzna urwał na chwilę, po czym dodał – wiesz, kolejna, która słyszy głosy.
Oboje zaśmiali się nerwowo. |
Częsty błąd. Forma oboje odnosi się do pary przeciwnych płci, a tu śmieją się dwaj panowie, więc zdecydowanie i bezsprzecznie: obaj.
Cytat: |
Młodszy mężczyzna po wciągnął |
? Jakieś zaplątane po.
Druga:
Cytat: |
Starszy człowiek z westchnieniem przewracał kartki akt jednego ze swoich pacjentów. |
Westchnąwszy? Wzdychając? Przewracał i westchnął? To tylko kosmetyka, ale moim zdaniem wskazana.
Trzecia:
Cytat: |
Zaczynał być powoli znudzony swoja |
swoją
Gardził nimi
Cytat: |
Zwierzęta były dziksze, czystsze i mimo, że nie smakowały tak dobrze, wydawały się dla wampira o wiele odpowiedniejszą możliwością. |
Która z was chce dostać w dupę za przecinek w mimo że? I co to za odpowiedniejsza? Czemu nie: o wiele bardziej odpowiednia? Właściwsza? Ciekawsza?
Cytat: |
Wczoraj w czasie diagnozy zapada w trans. A potem zaczęła gadać jakieś głupoty. |
zapadła
Cytat: |
Dorothy znowu próbowała się zbić… |
Że zabić, znaczy się?
Cytat: |
- To tajemnica – zerknął oceniająco na sanitariusza. |
Kropka po tajemnicy.
Przeczytałam i muszę przyznać, że to naprawdę kawałek świetnej łatki. Twoja Alice nie tylko przypomina tę kanoniczną, ale również Nienasyceniową, a ja mam słabość do tego wizerunku chochlika z odstającymi na wszystkie strony włosami. Błędy już ci wypisałam, innych nie uświadczyłam albo przegapiłam, ale to tylko kilka uchybień na wszystkie cztery rozdziały, więc nie musicie drzeć szat, ani ty, ani Julia. Lubię Lucjusza i żałuję, że znam zakończenie tej historii. Bardzo żałuję. Wolałabym inne - niech Jaspera wezmą sobie fanki, ucieszą się, a ja poczytam o czymś ciekawym i innym, co ty na to? Oczywiście żartuję, ale znasz mnie trochę i wiesz, że to byłoby rozwiązanie w moim stylu. Wielka pochwała za dbałość o detale - wybaczam drobne potknięcie z datami. Nikt od tego na szczęście nie umrze. To nie odtwarzacz mp3 w średniowiecznej Europie albo szpilki w Egipcie faraonów. Dbaj o ten tekst, dopieszczaj go, bo mało jest łatek na wysokim poziomie, a ta zapowiada się naprawdę na 5+ i tyłek ci skopię na serio, jak mi tego porządnie nie doprowadzisz do finału. Z małym życzeniem, żeby Alice jednak nie była zakupoholicznym, ubraniofilskim skrzatem - baletnicą, ok? |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Czw 13:40, 24 Wrz 2009 |
|
Dziękuję za wszystkie wspaniałe komentarze. Przepraszam za wszystkie błędy, literówki to mój mały koszmar obok interpunkcji ^^ Bez zbędnych wstępów kolejny rozdział.
[link widoczny dla zalogowanych]
Rozdział 6
Akcja i Reakcja
Słońce leniwie wpełzło na schludne zasłony, zawieszone w oknach sypialni Johna Drabera. Mężczyzna leżał spokojnie na łóżku, całkowicie pogrążony w sennych marzeniach. Po kilku minutach zadzwonił budzik. John przeciągnął się, po chwili wstał i założył kapcie leżące równo przy szafce nocnej. Ruszył w kierunku łazienki, aby odbyć codzienną toaletę. Wziął szybki prysznic, przez równo trzydzieści sekund stał pod lodowatym strumieniem wody, aby zahartować ciało. Wyszedł z kabiny i owinął ręcznik wokół bioder. Ogolił się. Poszedł znowu do sypialni, aby wziąć ubranie wiszące na oparciu fotela, wyprasowane wczoraj, dokładnie o dwudziestej drugiej. Założył zegarek i zerknął na godzinę. Była siódma trzydzieści. Uśmiechnął się pod nosem. Wszystko szło zgodnie z jego codziennym harmonogramem. Wszedł do kuchni, gdzie włączył ekspres do kawy. Otworzył lodówkę i wyciągnął szklankę soku pomarańczowego, którą włożył tam dokładnie osiem godzin temu. Gdy wypił całą zawartość naczynia, usłyszał dzwonek od roweru chłopca, roznoszącego gazety. Odłożył szklankę i wyszedł na podwórko. Sięgnął po gazetę. Kątem oka zobaczył koty wygrzebujące jedzenie z wywróconego kosza. Śmieci były rozrzucone po jego schludnie wykoszonym trawniku. John odczuł złość i szybko podbiegł do zwierząt:
- A psik! Zmykajcie stąd!
Koty zjeżyły się. Największy i najbardziej brudny, który znajdował się na ogrodzeniu, próbował wskoczył Johnowi na głowę. Jednak mężczyzna był dla niego zbyt wysoki i zwierzę, aby nie spaść na ziemię, wbiło pazury w jego czoło. Tylnymi łapami wkuwał się w szyję. Mężczyzna zaczął krzyczeć i próbował ściągnąć czterołapa, ale zwierzę zbyt mocno się trzymało. Zrobił kilka kroków do przodu, nadepnął na ogon drugiemu kotu, który fuknął na niego i zaczął drapać ostrymi pazurami po nogach. Lekarz zaczął iść do przodu, krzycząc i ciągle próbując ściągnąć z siebie rozjuszone zwierzę. Nie zauważył leżącej pod jego nogami butelki po mleku i stąpnąwszy na nią - upadł. Głową wylądował na kupie śmieci, natomiast w jego szyję, dokładnie w tętnicę szyjną - wbił się metalowy pręt, który wyrzucił dwa dni temu z garażu. Ciało Drabera leżało dokładnie na resztkach po wczorajszej kolacji. Wygłodniałe zwierzęta zaczęły syczeć i drapać skórę mężczyzny. John czuł, jak czerwona substancja sączy się z jego szyi, a bicie serca słabnie. Nowe nacięcia pojawiały się na skórze, powodując ostre pieczenie i powolny upływ krwi. Gdy koty gryzły go i drapały, pomyślał, że to musiał być przypadek. Jego pacjentka nie mogła widzieć przyszłości.
Przy wejściu do domu lekarza leżała gazeta. Wielkimi literami, dokładnie na pierwszej stronie była informacja o wściekłych kotach z ostrzeżeniem dla mieszkańców miasteczka.
~*~
Kilka godzin później w szpitalu wrzało od plotek, zarówno wśród pacjentów, jak i personelu. Mary siedziała w kącie bawialni. Jej ciało drżało ze strachu, a po policzkach spływały łzy. Marek, widząc dziewczynę w takim stanie, szybko podszedł do niej i kucnął obok.
- Moja droga, co ci się stało? – zapytał łagodnym głosem, obejmując czule jej dłoń.
Brunetka, pchnięta impulsem, przytuliła się do niego i wybuchnęła głośnym, spazmatycznym płaczem.
Marek był nieco zbity z tropu, ale objął dziewczynę i zaczął ją uspokajać.
- Cii…, Mary, wszystko w porządku, nie bój się. Jeśli będzie taka potrzeba, to cię ochronię.
Po kilku chwilach kobieta odsunęła się od niego i przetarła łzy.
- Przepraszam – wyszeptała.
- Nic się nie stało, moja droga. – Marek uśmiechnął się do niej ciepło. – Może powiesz, jaka krzywda cię spotkała? Na pewno ci ulży.
Mary spojrzała na niego z wahaniem, po chwili odetchnęła.
- Ja to widziałam…
Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Co?
- Widziałam, jak on ginie… Miałam wizję o kotach i o pręcie, zobaczyłam nawet, że potknie się na butelce…
Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Tak bardzo chciałam, żeby to było kłamstwo. – Łzy na jej twarzy zaczęły pojawiać się coraz szybciej. – Chciałabym móc coś zrobić, aby temu zapobiec… Cokolwiek.
Marek przyciągnął do siebie kobietę.
- Cii… Mary, nie mogłaś nic zrobić. Uspokój się, wszystko będzie dobrze.
Mężczyzna zaczął głaskać ją po plecach. Jednak jego myśli błądziły wokół słów wypowiedzianych przez dziewczynę. Czy to możliwe, że widzi przyszłość? Uśmiechnął się pod nosem. Zawsze wiedział, że jego intuicja jest niezawodna i umie określić, kto będzie idealnym towarzyszem wieczności.
~*~
Słońce powoli zaczęło zachodzić, jednak Lucjusz tego nie zauważył. Odkąd wrócił ze szpitala, siedział nieruchomo w fotelu. Od kilku godzin analizował swoją drogę powrotną. Sekunda po sekundzie. Cały czas od nowa, starając się doszukać szczegółów, które mu wcześniej umknęły.
Tego dnia wyszedł z pracy, jak zawsze o czwartej trzydzieści. Tuż przy bramie zatrzymał się, gdy poczuł zapach innego wampira. Szybko jednak zignorował tę myśl. Istoty podobne jemu cały czas krążą po świecie i spotyka je od czasu do czasu. Bardziej zastanawiała go Mary… Jego zmiana uczuć w stosunku do tej kruchej istoty. To już nie była fascynacja. Powinien czuć się zaalarmowany, gdy zaczął odczuwać w stosunku do niej troskę. Teraz… Było już za późno. Zbyt zależało mu na losie dziewczyny. Nie chciał nazywać uczuć, które go ogarniały, jednak były one niepokojąco podobne do tego, czego już kiedyś doświadczył… Z Nim. Nawet się nie obejrzał, kiedy zawędrował pod dom. Gdy otwierał drzwi, znowu dotarła do niego woń spod szpitala. Jak sucha trawa z domieszką czegoś dzikiego. Zamarł z ręką na klamce. Przy wejściu zapach był jeszcze wyraźniejszy. Szybko wślizgnął się do mieszkania. Ktoś tam był - zaledwie dwie godziny temu. Szybko przeszukał wszystkie pokoje, lecz nie znalazł niczego niepokojącego. Nieznany wampir spędził trochę czasu w bibliotece. Przeglądał jego dzienniki i parę książek. W końcu wszedł do salonu, gdzie dokładnie na środku stołu leżała kartka. Ze zmarszczonym czołem podszedł do mebla i podniósł ją. Szybko przeczytał dwa schludnie napisane słowa.
„Gra rozpoczęta.”
Zastygł w bezruchu, wpatrując się w kawałek papieru. Co to mogło oznaczać? Po chwili odczuł budzącą się w nim złość. Czy ktoś sobie z niego żartował? A jeśli nie to, czego chciała osoba, która zostawiła tą wiadomość? I o jaką grę chodziło? Tyle pytań nagle zrodziło się w jego głowie, po chwili odczuł lekkie zaniepokojenie. Odgonił od siebie lęk i usiadł w fotelu.
Po dwunastu godzinach nie doszedł do żadnych wniosków i nie był nawet odrobinę bliżej rozwikłania zagadki tajemniczego wyzwania. Lucjusz poruszył się nagle i zerknął na zegarek. Powinien iść do pracy. Szybko wstał z fotela i zaczął się przebierać. Jego ruchy były tak szybkie, że ludzkie oko nie byłoby ich w stanie nawet zarejestrować. Po zaledwie minucie wyszedł z domu. Słońce już zaszło. Zapach tajemniczego wampira był ledwo odczuwalny, nawet dla niego. Szedł w stronę szpitala całkowicie pogrążony w rozmyślaniach. Nie zauważył ludzi, którzy go mijali. Ignorował bicie ich serc i równomierne oddechy. Nie zwracał uwagi na zapach krwi. Teraz myślał tylko o Mary. Niemal nie mógł się doczekać, gdy znowu ją ujrzy. Poczuje jej woń i popatrzy w pełne bólu oczy. Ujmowała go bezbronność kobiety. Nagle zatrzymał się w miejscu.
Znowu wyczuł ten zapach. Był bardzo blisko i zbliżał się. Czyżby chciał go zaatakować? Rozejrzał się. Była jeszcze wczesna godzina, a ludzie wciąż krążyli po ulicach. Już niemal widział bramę do szpitala. Zatrzymał się i czekał. Z sekundy na sekundę zapach był wyraźniejszy. W końcu dojrzał młodego mężczyznę. Miał na sobie jakieś przypadkowe rzeczy, całkowicie do siebie niepasujące. Długie, blond włosy były związane w niedbały kucyk, jednak najbardziej interesująca zdawała się jego twarz. Uczucia, na niej wymalowane. Podniecie i wyrachowanie. Szedł przed siebie pewnym krokiem i uśmiechał się bezlitośnie. W końcu zatrzymał się kilka kroków przed Lucjuszem.
- Słynny Lucjusz Cassel. Jestem zaszczycony.
- Czego chcesz?
Blondyn zaciągnął się głęboko powietrzem, ja jego twarzy pojawiła się błogość.
- Mmm… Czekolada.
Lucjusz warknął głośno i złapał mężczyznę na ubrania. Ten w odpowiedzi tylko się roześmiał.
- Wokół jest pełno ludzi, jesteś pewien, że chcesz ze mną walczyć? Podejrzewam, że niektórzy z Volturi ucieszą się na twój widok.
Brunet puścił wampira i cofnął się o krok, jego twarz nie wyrażała nic, była maską kryjącą wszystkie uczucia kotłujące się pod powierzchnią. Gdy nie odpowiadał, wampir znowu zaczął mówić.
- Byłem tam… i słyszałem o tobie. Aro mi opowiadał. O tym, jaki kiedyś lęk wzbudzałeś. To doprawdy żałosne, że zacząłeś żyć wśród ludzi. Gdybym cię poznał wtedy… Kto wie? Może bym cię nawet podziwiał. To zabawne, jak miłość może zmienić człowieka. Zmiękczyć go.
Lucjusz warknął przeciągle, zwracając na siebie uwagę mijającej ich starszej kobiety.
- Nie masz o niczym pojęcia.
- Och, mam. Rozmawiałem z nim. Wciąż ma jakieś ciepłe wspomnienia z tobą związane. Powinien cię cieszyć ten fakt… - Blondyn zerknął przelotnie na szpital. - Gdy tutaj trafiłem, nawet w najśmielszych marzeniach, nie sądziłem, że wampirem opiekującym się obłąkanymi możesz być ty. To uczyni moje polowanie takim interesującym.
- Trzymaj się od niej z daleka.
Mężczyzna ponownie roześmiał się.
- Tylko nie mów, że ci na niej zależy.
Lucjusz warknął i ponownie złapał mężczyznę za ubrania.
- Zabiję cię, jeśli tylko przekroczysz próg tego szpitala.
- Możesz spróbować. Chyba powinieneś już iść, niańczyć swoich wariatów.
Brunet warknął przeciągle, zaciskając mocniej palce. Po chwili jednak ochłonął. Wiedział, że w pobliżu było zbyt dużo ludzi, aby mógł cokolwiek zrobić temu wampirowi. Spojrzał na rywala zimnym wzrokiem.
- Wynoś się stąd, dopóki ci jeszcze na to pozwalam.
- Och, doprawdy wzruszające. Tylko że to - ja dyktuje zasady tej gry, nie ty.
Z tymi słowami mężczyzna odwrócił się i odszedł. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez niobe dnia Czw 15:33, 24 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
AngelsDream
Dobry wampir
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 108 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Czw 14:09, 24 Wrz 2009 |
|
Pierwsze zażalenie: czemu to jest takie krótkie?
Drugie:
Cytat: |
Głową wylądował na kupie śmieci,] natomiast w jego szyję, dokładnie w tętnicę szyjną - wbił się metalowy pręt, który wyrzucił dwa dni temu z garażu. Ciało Drabera leżało dokładnie na resztkach po wczorajszej kolacji. Wygłodniałe zwierzęta zaczęły syczeć i drapać skórę mężczyzny. |
Ktoś chyba się zamotał?
Cytat: |
pacjentów jak i personelu. |
pacjentów, jak i personelu?
Cytat: |
zignorował tą myśl |
tę
Cytat: |
Istoty podobne jemu cały czas krążą po świecie i spotyka ich od czasu do czasu. |
Istoty jemu podobne krążyły po świecie cały czas i spotykał je od czasu do czasu. [?]
Cytat: |
podszedł do ław mebla |
Grot-gończak?
Cytat: |
- Och, mam. Rozmawiałem z nim. Wciąż ma jakieś ciepłe wspomnienia z tobą związane. Powinien cię cieszyć ten fakt…
Blondyn zerknął przelotnie na szpital. |
Zabrakło myślnika. I czemu, do cholery, w tym rozdziale jest tyle wielokropków? Za dużo, zdecydowanie. Unikaj tych nieszczesnych trzech kropek - zaburzają rytm zdań, narzucają się czytelnikowi i szatkują tekst.
Cytat: |
Och, doprawdy wzruszające. Tylko że to - ja dyktuje zasady tej gry, nie ty. |
Och, doprawdy wzruszające. Tylko że to ja dyktuje zasady (tej) gry, nie ty.
Tej niekonieczne.
Będę marudzić dalej. Czemu nikt nie zwrócił uwagi na ich "rozmowę"? Jasne, gdyby uliczka była pusta, ale na niej jest dużo ludzi, a okolica sama w sobie 'ciekawa', więc każde zachowanie odstające od normy wzbudziłoby przynajmniej spojrzenia, jeśli nie komentarze. Początek makabryczny, ale powiedzmy, że można go przełknąć, tylko że przydałoby się więcej treści do zrównoważenia, wiesz? Poprzednie rozdziały postawiły poprzeczkę bardzo wysoko i moim zdaniem ta część nie sprostała wyzwaniu, ale to oczywiście moja subiektywna opinia.
Makabryczny w sensie makabry, a nie zły. Uściślam. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez AngelsDream dnia Czw 14:18, 24 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Czw 14:52, 24 Wrz 2009 |
|
Wstyd mi za błędy, niobe, popraw szybko, to może nikt nie zauważy! Żartuję, i tak są w poście Angie.
"ław mebla" to nie moja sprawka, resztę biorę na siebie.
Szczerze mówiąc, nie myślałam o tych wielokropkach podczas sprawdzania, ale AngelsDream ma rację. Szatukują treść, jeśli są w zbyt dużej ilości.
Co do rozdziału, podobał mi się. Nie pobił piątki - to na pewno, ale też nie masz się czego wstydzić. Teraz bardzo ważne jest byś powaliła nas zakończeniem, Pisanie dobrej łatki to wielka odpowiedzialność, jakby co będę biła i nie pozwolę wkleić niesatysfakcjonującego zakończenia. ^^
Choć makarbyczne było to uśmiercenie Drabera, to całkiem śmieszne. Przypomniała mi się piosenka dla dzieci o pijanym doktorze, któremu koty podarły w śmieciach galoty. :D Czyżbyś stąd czerpała inspirację?
Czekam na część siódmą, co ja mówię, siódemkę mam już na kompie, więc niebawem dowiem się więcej .
Buziaki, P. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Czw 15:46, 24 Wrz 2009 |
|
AngelsDream Odnoszę dziwne wrażenie, że jak nie jestem z czegoś do końca zadowolona to podoba się to czytelnikom, a jeśli jestem to już nie. Bo osobiście byłam bardziej zadowolona z 6 niż z 5 ^^
Co do reszty zarzutów to rozmowa nie została całkiem niezauważona, było tam zdanie, że jakaś kobieta zwróciła na nich uwagę. Czy to za mało? Mi się wydaje, że szarpaniny powodują, że ludzie nie skupiają się na nich, raczej uciekają, aby uniknąć zagrożenia :P A co do długości to nie czułam że powinnam tam jeszcze coś wrzucić. Dla mnie rozdział był skończony i nie mogłabym tam niczego dopisać. Wielokropki to moja zmora przeszłości, której czasem ulegam, wstawiam je i nawet się na tym zbytnio nie skupiam, postaram się je ograniczyć w przyszłości bo wiem, że mogą być ciężkostrawne czasem Dziękuję bardzo za komentarz
Pernix Błędy poprawione, ale mi wstyd ^^ Ale dziś jestem strasznie nieżywa, jeśli to jakieś wytłumaczenie. Wstawanie o 5.30 zdecydowanie źle wpływa na moją koncentrację. A inspiracji nie czerpałam z tej piosenki, przykro mi jeśli Cię rozczarowałam :D A co do piątki jak pisałam wyżej ja jestem bardziej zadowolona z 6 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
lilczur
Wilkołak
Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka
|
Wysłany:
Czw 15:57, 24 Wrz 2009 |
|
A ja jestem usatysfakcjonowana i wcale nie uważam, że ten rozdział był gorszy od poprzednich. Utrzymany w równie intrygującym stylu, a makabryczna śmierć Drabera niejako podkreśliła klimat. Jestem spokojna o dalsze rozdziały, nie wierzę, że mogłabyś to spłycić, musiałabyś nie być sobą.:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Strenght
Wilkołak
Dołączył: 26 Sie 2009
Posty: 142 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grajewo
|
Wysłany:
Pon 8:15, 28 Wrz 2009 |
|
NIOBE Bardzo zainteresowała mnie tematyka tego ff. Byłam ciekawa dawnego życia Alice( tego ludzkiego) i oto znalazłam.
ogólnie jest bardzo ciekawie.
tym tajemniczym wampirem może być James? Odnoszę takie wrażenie. Tu następuje powielenie wątku ze Zmierzchu. James, Bella i Edward.
Lucjusz zakochuje się w Alice, ta pachnie słodko tak jak Bella(choć innym zapachem).
Podobała mi się też scena śmierci Drabera, taka niezwykła w głupich okolicznościach.
Na błędy nawet nie zwracam uwagi, poprostu czytam.
Oby dalsze części były równie ciekawe. Ale pewnie takie będą |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Pią 19:55, 02 Paź 2009 |
|
Biorąc pod uwagę, że zarówno ten jak i poprzedni rozdział nie należą do najdłuższych to wklejam w krótkim odstępie czasu Miłego czytania!
Betowała wspaniała Pernix
[link widoczny dla zalogowanych]
Rozdział 7
Kochanie
James siedział w starej piwnicy opuszczonego domu. Opierał się niedbale o ścianę, z której odchodziła farba. Utkwił wzrok w małym okienku. Niedaleko miejsca, w którym się znajdował, leżało martwe ciało. Była to starsza kobieta, która znalazła się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Na jej szyi znajdowały się dwa niewielkie ukłucia.
Mężczyzna jednak całkowicie zignorował jej zwłoki. Był zupełnie pogrążony w obmyślaniu swojego planu. Pomysłu, jak może zdobyć dziewczynę dla siebie. Na samo wspomnienie jej zapachu, usta mężczyzny wypełniły się jadem.
Widział bezwładne ciało w swoich ramionach. Niemal czuł skórę kobiety na wargach, tak ciepłą i kuszącą. A krew… Słodki smak wygranej. Obecność Lucjusza w jego małej grze dodawała tylko smaczku. Chciałby zobaczyć minę wampira, gdy dostrzeże nieżywą dziewczynę. Tak miał zamiar to zaaranżować. Porwie ją ze szpitala i będzie zostawiał dla Lucjusza wskazówki prowadzące do kobiety. Planował powoli ogryzać kawałki ciała i zostawiać w takich miejscach, aby wampir je znalazł. Gdy z końcu dotrze do jej zimnej, powoli rozkładającej się głowy, on będzie tam na niego czekał. Kto wie? Może nawet, w wyniku złości, Lucjusz zaatakuje go? Uśmiechnął się bezlitośnie. Kochał to uczucie. Uwielbiał prowadzić grę ze swoimi zdobyczami. Czuć ich strach, przerażenie, a jednocześnie bezbronność. Im więcej osób było zaangażowanych w jego zabawę, tym więcej przyjemności z tego czerpał. A teraz miał możliwość igrać z samym Lucjuszem Casselem. To czyniło polowanie takim fascynującym. Z jednej strony pragnął jak najszybciej zakosztować kobiety, ale z drugiej chciał ciągnąć to jak najdłużej. Czuł podekscytowanie związane z łowami, niezdrową chęć czynienia zła, sprawienia, by inni cierpieli. Satysfakcja, której doświadczy, igrając z Lucjuszem, szybko się nie powtórzy.
Z tym mężczyzną, który jeszcze jako nowonarodzony zabił mieszkańców całej wioski, w której żył, aby ugasić palące go pragnienie. Kiedyś był jednym z najbardziej okrutnych wampirów chodzących po ziemi. Jego imię budziło szacunek, wśród innych istot należących do ich gatunku, a ludzie? To właśnie dzięki niemu powstały niektóre historie o krwiożerczych istotach nocy. Z opowieści słyszał, że jego okrucieństwo tylko wzrosło, gdy stworzył sobie towarzysza. Potrafił godzinami spijać krew swoich ofiary, wśród ich jęków i zawodzeń, przy okazji pogrążając się w zmysłowej walce ze swoim kochankiem.
W końcu dotarli do Volterry i nawet sama Wielka Trójka darzyła ich szacunkiem. A potem, kiedy nastąpiła zdrada, Lucjusz się zmienił. Złagodniał. Nagle zrodziły się w nim ludzkie uczucia. James uśmiechnął się, ten wampir wcale nie był taki twardy. A teraz ostatecznie go złamie. Będzie widział, jak pęka, kaja się przed nim na ziemi, prosząc o litość dla obłąkanej dziewczyny…
Warknął przeciągle, czując nagła potrzebę, aby wyrazić swoją radość.
~*~
Lucjusz szybko przechodził korytarzami szpitala. Nie miał czasu do stracenia, a ludzkie tempo, które musiał zachować, w tym momencie, wyjątkowo go irytowało. Gdy dotarł do drzwi gabinetu ordynatora, zapukał. Po chwili usłyszał stłumione „proszę” i szybko wślizgnął się do środka. Flint siedział przy swoim biurku, na którym leżały wielkie sterty dokumentów.
- Dzień dobry – powiedział na pozór spokojnym głosem wampir.
- O, witaj, Lucjuszu. Miło cię widzieć. Co cię do mnie sprowadza?
Starszy człowiek uśmiechnął się łagodnie w stronę swojego podwładnego. Darzył go dużą sympatią. Jako jeden z niewielu sanitariuszy nigdy nie prosił o zwolnienie, zawsze zjawiał się na czas i dodatkowo był lubiany przez pacjentów. Poza tym miał wrażenie, że jego wiedza na temat chorób psychicznych była bardzo obszerna, i choć nie przyznał tego przed sobą, podejrzewał, że była większa niż jego własna.
- Jestem ciekawy ordynatorze, co się stanie z pacjentami doktora Drabera.
Starszy mężczyzna westchnął. Śmierć lekarza nie była mu na rękę i tak mieli za dużo pacjentów, a teraz, gdy zostali pozbawieni kolejnego psychiatry… Szybko będą musieli znaleźć jakieś zastępstwo.
- Na razie zostaną rozdzieleni między innych doktorów.
Lucjusz zrobił parę kroków do przodu i z wahaniem spojrzał na przełożonego.
- Tak się zastanawiałem…
Lekarz pokiwał głową, aby zachęcić mężczyznę.
- Oczywiście nie chcę się wtrącać w nie swoje sprawy, ale przyszło mi do głowy… Może to mogłoby pomóc w obecnej sytuacji. Słyszałem, że w Stanowym Szpitalu w Filadelfii* niedawno zostało otwarte nowe skrzydło. Mają jeszcze kilka wolnych miejsc, może by tak przenieść tam część pacjentów?
Ordynator zamyślił się. To byłoby dobre rozwiązanie. Przynajmniej jego lekarze nie chodziliby przemęczeni, a on nie musiałby dłużej siedzieć w szpitalu, że sam na to nie wpadł.
- Cóż, też się nad tym zastanawiałem, to chyba najlepsze wyjście z sytuacji.
Lucjusz uśmiechnął się w duchu.
- Jeśli mógłbym coś zasugerować…
- Słucham? – Lekarz popatrzył na niego z zainteresowaniem.
- Ta nowa pacjentka, Mary Brandon, ona sprawia dość dużo problemów, straszy innych chorych, jeśli to ona mogłaby się znaleźć na liście skierowanych do tamtego szpitala…
Lucjusz sądził, że przeniesienie dziewczyny szybko ukróci zabójcze zapędy blondwłosego wampira. Flint pokiwał głową, dokładnie wiedział, o co chodzi sanitariuszowi.
- Zgadzam się, nie należy do tych spokojnych. – Zaśmiał się krótko. – W takim razie zawiadomię ordynatora Brestlera, o ile się zgodzi, można by było jutro przewieźć pacjentów.
- Mogę się tym zająć.
- To bardzo miłe z twojej strony Lucjuszu. Poinformuję cię o podjętej decyzji.
Wampir pokiwał głową, po czym odwrócił się i wyszedł.
- Mogę cię jeszcze prosić, abyś zawołać Lloyda? Robi teraz elektrowstrząsy tej Brandon.
Lucjusz wypuścił całe powietrze z płuc.
- Oczywiście, już po niego idę – powiedział, po czym szybko opuścił gabinet.
Gdy tylko wyszedł na korytarz, rzucił się do biegu. Nie dbał już o zachowanie ludzkiego tempa. Musiał jak najszybciej być w tej sali, zrobić coś, aby przerwać cierpienie dziewczyny. Nie udawał już nawet przed sobą, że uczucia, które do niej żywił dawno wymknęły się spod kontroli. Nie przypuszczał, że jeszcze ktokolwiek go zainteresuje i wywoła w nim takie emocje. Za bardzo mu na niej zależało. Oddałby wszystko, aby zapewnić jej bezpieczeństwo. Żeby uchronić ją od tego sadystycznego wampira, by wypuścić z tego przerażającego szpitala i pozwolić jej cieszyć się zwykłym, ludzkim życiem. Gdyby mógł chociażby zabrać od niej te wizje, może wtedy, choć odrobinę zmniejszyłby jej cierpienie.
Szybko dopadł do drzwi. Gdy je otworzył, zamarł w bezruchu. Lloyd trzymał elektrody na głowie nieprzytomnej już Mary. Jej ciałem cały czas wstrząsały drgania. Zabieg miał trwać około trzydziestu sekund, a zegar znajdujący się przy urządzeniu wskazywał, że upłynęło już osiemdziesiąt. Sanitariusz patrzył w sufit, w ogóle nie zdając sobie sprawy, jakie spustoszenie czyni w umyśle dziewczyny. Lucjusz szybko dobiegł do niego i wyrwał z rąk elektrody. Przez prawie dwie sekundy rozważał, czy przyłożyć je do głowy Lloyda, ale w końcu stłumił w sobie tę chęć. Oddał mu bez słów urządzenie i wziął wiotkie ciało kobiety na ręce. Szybko wyszedł z pomieszczenia i skierował się do jej pokoju. Niósł Mary w ramionach, nie odrywając oczu od twarzy dziewczyny. Wyglądała na taką spokojną, jakby była pogrążona we śnie.
Po kilku minutach znaleźli się w pomieszczeniu, które zajmowała. Lucjusz położył bezwładne ciało kobiety na materacu. Z pewnym wahaniem usiadł obok i powoli dotknął dłonią jej policzka. Zanim się zorientował jego ręka delikatnie badała całą twarz. Powoli przesunął palcami po wystającej kości policzkowej, po czole, kciukiem musnął usta. Nachylił się lekko, aby poczuć powietrze, które wydmuchuje nosem. Słodki zapach czekolady unosił się niczym obłok nad jej ciałem. Tak kuszący. Lucjusz wyprostował się gwałtownie i westchnął. Nie mógł zaprzeczyć swoim instynktom, nie potrafił powstrzymać jadu, który napływał do jego ust. Wiedział jednak, że nie ma nawet najmniejszej szansy, iż pozbawi dziewczynę życia. Była zbyt cenna. Nie chodziło już tylko o jej niezwykły dar. Pozwoliła zrozumieć Lucjuszowi, że jego niegdyś rozszarpane na kawałki serce można poskładać. Przekonała go do istnienia rzeczy, które mogą go jeszcze zadziwić. Istot, które będzie w stanie… pokochać.
Nagle dziewczyna otworzyła oczy. Lucjusz uśmiechnął się łagodnie, widząc jej ciemnobrązowe źrenice. Jej usta otworzyły się lekko, gdy głęboko wdychała powietrze. Po chwili wypowiedziała zdanie, po którym wampir znienawidził Lloyda ze wszystkich sił:
- Kim jesteś?
*[link widoczny dla zalogowanych] - Zdjęcia. Szpital jest już zamknięty, ale z moich poszukiwań wynika, że nowy budynek faktycznie został zbudowany między 1940-1953. Swoją drogą polecam stronę, znajdują się na niej ciekawe zdjęcia opuszczonych budynków w Stanach. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez niobe dnia Pią 20:29, 02 Paź 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
duerre
Nowonarodzony
Dołączył: 15 Lip 2009
Posty: 6 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: południowy wschód
|
Wysłany:
Sob 6:59, 03 Paź 2009 |
|
Świetne opowiadanie. Uwielbiam je :* i Ciebie też - a właściwie to Was...
Napisane profesjonalnie i o mojej ulubionej bohaterce - czego chcieć więcej? :)
Ale z tego co widzę, już chyba powoli zbliżasz się do zakończenia? Czy nie?
Nieszczególnie zwracałam uwagę na błędy, ale sądzę że ich po prostu nie ma :) Mniej więcej domyślam się co będzie później jesli oczywiście pojdziesz tokiem naszej ksiązkowej Alice, ale w głębi serca mam nadzieję że jeszcze trochę to potrwa...
Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału... Weny i czasu :* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|