|
Autor |
Wiadomość |
tola
Człowiek
Dołączył: 15 Cze 2009
Posty: 73 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 9:41, 11 Paź 2009 |
|
To mój translatorski debiut na tym forum. Przede wszystkim chciałabym bardzo podziękować Robaczkowi za to, że zmotywowała mnie do opublikowania tego tłumaczenia.
Teraz króciutki wstęp: Edward od dziecka jest niewidomy, pewnego dnia podczas przerwy pomiędzy zajęciami spotyka Bellę, jednak ta nie robi na nim zbyt dobrego pierwszego wrażenia…
oznaczenia: [AU/AH]
ograniczenia wiekowe: +18, jednak jeżeli będą pojawiały się adekwatne do tego sceny, wstawię odpowiednią adnotację.
autorka: Jayeliwood
tłumaczenie: tola
beta: Robaczek
link do oryginału: [link widoczny dla zalogowanych]
Rozdział pierwszy
Edward
Dzień wydawał się dość ciepły. Wprawdzie betonowa ławka pode mną nie należała do najwygodniejszych, ale nie czułbym się komfortowo, po prostu spacerując. Chociaż nauczyłem się na pamięć drogi, jaką miałem do przebycia, wolałem nie ryzykować zgubienia się. Wiedziałem, jak z tego miejsca dostać się na następną lekcję, a tymczasem siedziałem tutaj tak długo, jak tylko mogłem. Było mi w ten sposób łatwiej.
Nie przypominałem sobie, aby w Chicago kiedykolwiek panowały takie upały – zastanawiałem się, jak ludzie w Luizjanie radzą sobie z gorącem i spiekotą. Mimo że trwał wrzesień, nie wyglądało na to, by jesień już nadeszła czy choćby miała taki zamiar.
Nagły chłodny wietrzyk zmierzwił mi włosy, jakby nie były już wystarczająco rozczochrane. Poprawiłem okulary przeciwsłonecznie, wpychając je jeszcze bardziej na nos. Wokoło panował niemożliwy hałas; mogłem usłyszeć śmiech ludzi i muzykę dobiegającą ze środka przejeżdżających samochodów. Okolica sprawiała wrażenie przyjemnej – lubiłem ją.
- Czy to miejsce jest zajęte? – usłyszałem delikatny głosik tuż obok mnie. Słyszałem wcześniej kroki zmierzające w moim kierunku, jednak sądziłem, że ta osoba przejdzie obok. Zazwyczaj byłem ignorowany.
- Nie. Śmiało. – Wykonałem ruch dłonią w geście zaproszenia.
Usłyszałem szelest ubrań w momencie, gdy siadała. Skierowałem głowę na wprost, tak aby nie czuła się nieswojo. Po głosie mogłem stwierdzić, że miała około dwudziestu lat, jeśli nie mniej. Po chwili dotarł do mnie słodki zapach truskawek.
- Piękny dzień, czyż nie? – zapytała w taki sposób, jakby chciała nawiązać rozmowę.
- Wydaje się ładny – odpowiedziałem. Zastanawiałem się, czy wie. Większość ludzi się domyślała. Czy mogła być aż tak mało spostrzegawcza?
- Niebo jest dzisiaj takie niebieskie – westchnęła. Tak, mogła być aż tak nieuważna.
- Chciałbym to widzieć – rzuciłem cierpko. Zazwyczaj potrafiłem się kontrolować, ale nie dzisiaj.
- Co masz na myśli?
- Jestem niewidomy – powiedziałem krótko. Zdecydowałem się opuścić to miejsce. Byłem pewien, że jeszcze trochę za wcześnie, ale mogłem poczekać na zewnątrz do przyjścia nauczyciela. Wstałem, biorąc swoją laskę i stukając nią w miejscu.
- Och… och! Tak mi przykro! – usłyszałem jej głos tuż za mną, jednak się nie zatrzymałem. Nie wątpiłem, że to zauważyła.
Nie, najwidoczniej była nie tylko mało spostrzegawcza, ale i uparta. Świetnie.
Słyszałem dźwięk, jaki wydawały jej buty w zetknięciu z chodnikiem w momencie, gdy biegła za mną. Westchnąłem i przyspieszyłem kroku.
- Przepraszam! Byłam po prostu… zamyślona. Nie miałam zamiaru cię urazić.
- W porządku. Muszę dostać się do klasy. – Mój ton stał się jeszcze bardziej nieprzyjemny. Nie miałem pojęcia, jak do tego doszło, ale czułem, jak narasta we mnie złość, ściskając mi klatkę piersiową.
Ostrożnie skierowałem się w kierunku budynku, po czym odszukałem drzwi.
- Potrzebujesz pomocy? – usłyszałem niepewne pytanie za plecami.
- Słuchaj, radziłem sobie bez niczyjej pomocy przez jakieś osiemnaście lat, aż do teraz. Wszystko w porządku. Dzięki – powiedziałem bardzo niskim, srogim głosem. W końcu odnalazłem klamkę i nacisnąłem ją, aby dostać się do środka. Nie słyszałem już za sobą żadnych odgłosów.
- Przepraszam… - wydusiła z siebie w końcu, znajdując się jakieś dziesięć kroków za mną. Nadal stała za drzwiami. Jej słowa brzmiały tak, jakby zaraz miała się rozpłakać.
Czułem się okropnie. Dlaczego byłem takim idiotą? Nie każdy musiał od razu zauważyć, że nie widzę; nosiłem przecież okulary. Prawdopodobnie pomyślała, że odpoczywam na ławce, obserwując ludzi na placu. Wziąłem głęboki wdech, po czym przejechałem palcami po czole. Oparłem się o ścianę i ponownie zaczerpnąłem powietrza.
Bella
Jak na pierwszy dzień września na zewnątrz było naprawdę pięknie. Dzięki idealnej temperaturze czułam się tak, jakbym wcale nie wyjechała z Phoenix. Odrzucając włosy za ramię, pozwoliłam delikatnemu wietrzykowi dotknąć mojej skóry.
Nie miałam zajęć przez kolejne trzydzieści minut, jednak nie chciałam iść do domu – zostałabym tam tylko na chwilę i od razu musiałabym wracać – więc spacerowałam, przyglądając się stojącym w grupkach ludziom. Wzrokiem szukałam miejsca, gdzie mogłabym usiąść; większość z nich była już zajęta. Znaczna część ludzi uczęszczających na Centenary College pochodziła z Shreveport – chodzili wcześniej do jednej szkoły, znali się, niektórzy przyjaźnili. Domyślałam się, że nikomu nie zrobi większej różnicy to, gdzie usiądę. Właściwie nigdy nie miałam zbyt wielu przyjaciół.
W końcu przystanęłam przy ławce, na której siedziała tylko jedna osoba. Wysoki, szczupły chłopak, może nie muskularny, ale z pewnością umięśniony. Obserwowałam, jak jego rudawe włosy unoszą się na wietrze; przeczesywał je długimi, szczupłymi palcami. Gdy odgarnął już z twarzy wszystkie zaplątane kosmyki, wsunął okrągłe, srebrne okulary na swój idealny nos. Miał tak bladą cerę, że zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno jest stąd. Oczywiście, że nie, stwierdziłam po chwili - gdyby tak było, trzymałby się z jakąś grupą.
Nie wiem, co mnie opętało, ale nagle zdecydowałam się podejść to tego cudownego chłopca. Cóż takiego mógł mi zrobić? Odejść?
- Czy to miejsce jest zajęte? – zapytałam, zwalczając w sobie chęć ucieczki.
- Nie. Śmiało. – Machnął ręką przed sobą, tak jakby chciał, abym usiadła mu na kolanach. Stłumiłam śmiech. Nawet na mnie nie spojrzał, wydawało mi się to co najmniej dziwne.
Opadłam na ławkę, ramię zarzucając na oparcie. Skierowałam głowę ku niebu, pozwalając promieniom słonecznym dotrzeć do mojej bladej skóry.
– Piękny dzień, czyż nie?
- Wydaje się ładny – rzucił zdawkowo; nadal patrzył przed siebie. Zastanawiałam się, czy jest aż tak nieśmiały. Zaczerpnęłam nerwowo powietrza.
- Niebo jest dzisiaj takie niebieskie – dodałam, starając się znaleźć jakiś temat do rozmowy.
- Chciałbym to widzieć. – Całe ciepło, które wcześniej było słyszalne w jego głosie, zniknęło i poczułam, jak napina mięśnie.
- Co masz na myśli? – zapytałam zdezorientowana. Spojrzałam na jego twarz, starając się zrozumieć, co mogło go tak zdenerwować. Może byłam niemiła albo po prostu niepotrzebnie zawracałam mu głowę?
- Jestem niewidomy – oznajmił, szybko wstając. Podniósł z ziemi długą biało-czerwoną laskę i wstał.
Zajęło mi kilka sekund, zanim uświadomiłam sobie, co właściwie powiedział. Poczułam się jak kompletna idiotka.
– Och… - Zerwałam się z ławki i dogoniłam oddalającego się chłopaka. – Przepraszam! Byłam po prostu… zamyślona. Nie miałam zamiaru cię urazić.
- W porządku. Muszę dostać się do klasy. – Prawie na mnie warknął. Ucieszyłam się, że nie może zobaczyć, jak się wzdrygam, ale zaraz poczułam się z tym jeszcze gorzej.
- Potrzebujesz pomocy? – zapytałam, próbując znaleźć jakiś sposób, by wynagrodzić mu to idiotyczne zachowanie.
Zwrócił się w moją stronę, wyraz jego twarzy naprawdę przerażał.
- Słuchaj, radziłem sobie bez niczyjej pomocy przez jakieś osiemnaście lat, aż do teraz. Wszystko w porządku. Dzięki. – Namacał dłonią klamkę i otworzył drzwi.
Przystanęłam, czując spływające mi po policzkach łzy. Wzięłam głęboki wdech, starając się powstrzymać je na tyle długo, by on nie mógł ich usłyszeć.
- Przepraszam – powtórzyłam, zanim skierowałam się w kierunku damskiej toalety. Spojrzałam na niego po raz ostatni - opierał się o ścianę z dłonią przy twarzy. Jego usta utworzyły cienką linię. Nie wiem czemu, ale ten widok sprawił, że poczułam się winna i odrzucona.
Wszedłszy do toalety, zamknęłam za sobą drzwi. Nie wierzyłam, jak mogłam być aż tak głupia; łzy w końcu zaczęły płynąć po mojej twarzy. Wzięłam kawałek szorstkiego, brązowego papieru i wytarłam nim wilgotne policzki. Po dziesięciu minutach przyglądania się swojemu odbiciu stwierdziłam, że mogę już iść na zajęcia.
Przebywanie w małej sali do literatury nieco mnie odprężyło. Czułam się tam bezpiecznie - otoczona książkami moich ulubionych autorów wyjęłam laptopa, przygotowując się do zajęć. Nie trwało to długo, zanim profesor wszedł do klasy, bełkocząc coś pod nosem. Pozwoliłam sobie odpłynąć myślami gdzie indziej, w momencie gdy zaczynał trochę przynudzać. Przeczytałam już większość książek, które przerabialiśmy w tym semestrze, niektóre nawet więcej niż raz. Przynajmniej było mi teraz łatwiej.
Wszystko, czego pragnęłam, to znaleźć się w końcu w swoim łóżku. Otworzyłam drzwi mieszkania bardzo powoli, rzucając okiem na moją nową współlokatorkę. Była dość miła i trochę zakręcona.
- Hej! Jesteś już! Chciałam ci tylko powiedzieć, że organizujemy dzisiaj przyjęcie. Mała grupa, nie więcej niż dwadzieścia osób, tak myślę. Świetny pomysł, nie? – Wyrzucała z siebie słowa z taką szybkością, że miałam problemy ze zrozumieniem, o co jej w ogóle chodzi.
- Taa… na pewno będzie wspaniale. Będę w swoim pokoju – ziewnęłam, człapiąc przez salon.
- Oj, daj spokój! Nie masz nic innego do roboty, po prostu wyjdź z pokoju! Będzie fajnie! Nikogo nie znasz. – Alice podskakiwała w miejscu, łapiąc mnie za rękę.
Znałam ten mały, chochlikowaty wulkan energii zaledwie od tygodnia, ale byłam pewna, że jej już się wydawało, iż się przyjaźnimy. Lubiłam ją, nawet jeżeli czasami zachowywała się zbyt infantylnie.
- W porządku, idę się teraz zdrzemnąć. Miałam zły dzień – oznajmiłam, wyganiając ją ze swojego pokoju. Wreszcie leżałam w łóżku, kurczowo ściskając poduszkę.
- Co się stało? – spytała łagodnie. Naprawdę się o mnie troszczyła.
- Och, po prostu zrobiłam z siebie totalną kretynkę przed jednym kolesiem – wymamrotałam z twarzą przyciśniętą do materaca.
- Wszyscy mamy takie dni! Zobaczysz, będzie dobrze – powiedziała radośnie, zanim zamknęła za sobą drzwi. Usłyszałam jeszcze, jak schodzi na dół. – Hej, Jazz!
Edward
Szybko odnalazłem drogę powrotną do akademika, który, dzięki Bogu, znajdował się na parterze. Pokój miał niewielką powierzchnię, jednak cieszyłem się, że przynajmniej nie był zabałaganiony. Mój nowy lokator w jakiś sposób mnie szanował i nie śmiecił wszędzie wokoło. Dzięki temu mogłem się swobodnie poruszać.
Usiadłem na łóżku i wyjąłem magnetofon z plecaka. Przewinąłem go, tak aby móc ponownie wysłuchać wykładu.
Gdy przysłuchiwałem się taśmie, zdarzenia tego dnia ponownie odtworzyły się w mojej głowie. Ta biedna dziewczyna po prostu starała się być miła, a ja zachowałem się jak idiota. Cóż, nienajlepszy sposób na rozpoczęcie szkolnej kariery.
W pewnym momencie drzwi się uchyliły, wpuszczając do środka delikatny, ciepły powiew powietrza i usłyszałem kroki mojego współlokatora.
- Cześć. Edward, idę do sklepu kupić parę rzeczy na imprezę mojej dziewczyny, chcesz do nas dołączyć? – Musiał właśnie wyjmować z kieszeni klucze i portfel, gdyż usłyszałem dźwięk uderzającego o siebie metalu.
- Raczej nie. – Wyłączyłem sprzęt i wrzuciłem go z powrotem do torby.
Jasper westchnął ciężko.
– Słuchaj, ona jest trochę szalona i jeżeli nie przyprowadzę cię ze sobą, zrobi mi piekło. A jeśli ze mną pójdziesz, nie będę musiał wysłuchiwać jęków Alice o tym, jaki to jestem nieuprzejmy i prostacki.
Roześmiałem się. Słyszałem, że jego dziewczyna jest naprawdę głośna i uwielbia wszystkim dyrygować; ilekroć go o coś prosiła, od razu ustępował. Był z nią szczęśliwy, a ja cieszyłem się jego radością, choć, nie ukrywam, nieco mu zazdrościłem. Wydawało się, że miłość to coś, czego ja nigdy nie zaznam.
- W porządku, ale robię to tylko po to, żebyś nie miał później problemów.
Włożyłem wszystkie potrzebne mi rzeczy do kieszeni. Portfel, komórka, klucze. Wziąłem swoją laskę i już byłem gotowy.
- Dobra, to teraz do Alice. – W jego głosie wyraźnie dało się wyczuć ulgę. Zachichotałem cicho, pozwalając mu się poprowadzić.
Znalezienie tego, czego potrzebowaliśmy, nie zajęło nam zbyt wiele czasu. Zawsze lubiłem miły chłód dochodzący z zamrażalek w tego rodzaju sklepach. Jasper podtrzymywał lekki ton naszej rozmowy. Był jedną z niewielu osób, która nie wydawała się w moim towarzystwie podenerwowana.
- Więc co właściwie studiujesz? – zapytałem w momencie, gdy pomagał mi wspiąć się do furgonetki.
- Historia i edukacja. Chcę być profesorem.
- Widzę, że planujesz pozostać w szkole do końca życia – rzuciłem sarkastycznie. Zaśmiał się, po czym zapalił silnik.
- Są gorsze rzeczy – powiedział niskim tonem, którego lubiłem słuchać.
Gdy tylko dostaliśmy się do mieszkania jego dziewczyny, uścisnęła mnie na powitanie. Pachniała ananasem i cukrem. Wydawało mi się, że jest raczej niska.
– Cześć, jestem Alice. Ty musisz być Edward. Miło mi cię poznać.
- Dzięki – wymamrotałem, wyplątując się z jej uścisku. Złapała mnie za rękę i zaprowadziła na kanapę; zdziwiłem się, że czuje się w mojej obecności tak swobodnie. Zazwyczaj nie podobało mi się, gdy ktoś mnie gdzieś prowadził, jednak dzisiaj nie miałem zbyt wiele do powiedzenia w tej kwestii. Moi rodzice zawsze narzekali na to, że jestem zbyt niezależny. Gdy oznajmiłem im, że otrzymałem najlepszy muzyczny program szkoleniowy i stypendium, trochę złagodnieli. Wprawdzie pieniądze nigdy nie stanowiły w naszym domu problemu, ale chciałem sam zarabiać – zależało mi na tym, by w końcu się usamodzielnić.
Przychodziło coraz więcej ludzi i hałas w pokoju się nasilał, muzyka zaczęła w końcu docierać do moich wrażliwych uszu. Jasper przyniósł mi colę, pytając, czy wszystko w porządku; zniknął, gdy tylko przytaknąłem.
Różni ludzie przysiadali się na chwilę, a następnie odchodzili; kilka osób się ze mną przywitało, ale reszta mnie ignorowała. Przyzwyczaiłem się do tego. Przypuszczałem, że zasłużyłem na to swoim wcześniejszym kretyńskim zachowaniem. Odchyliłem do tyłu głowę, wsłuchując się w melodię, za którą tak naprawdę nie przepadałem.
Usłyszałem z naprzeciwka kroki idącej w tę stronę osoby. Były bardzo delikatne, tak jakby należały do dziewczyny; po chwili owionął mnie rozkoszny zapach truskawek.
- Czy będzie dobrze, jeżeli ponownie cię przeproszę? |
Post został pochwalony 2 razy
Ostatnio zmieniony przez tola dnia Sob 14:52, 28 Sie 2010, w całości zmieniany 9 razy
|
|
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Nie 10:08, 11 Paź 2009 |
|
Droga Tolu! Myślę, że wstawienie Blinda tutaj spowoduje, że będzie mieć jeszcze więcej fanów. Tłumaczysz wspaniale, dzięki czemu to opowiadanie ma nastrojowy klimat. Jestem Twoją fanką od jakiegoś... trzeciego rozdziału :) Z niecierpliwością czekam na kolejny chapik i akcje w hotelu. Ups? Wybacz za spoiler...
Pozdrawiam :) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 10:09, 11 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Kristenhn
Wilkołak
Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 206 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 30 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 11:26, 11 Paź 2009 |
|
Zajrzałam do tematu, bo zainteresował mnie tytuł. W sumie już spotkałam się z kilkoma opowiadaniami, w których jeden z głównych bohaterów był niewidomy (dla przykładu Oczy szeroko zamknięte), ale pomyślałam, że nie zaszkodzi tutaj wejść. W sumie nie żałuję, bo jak na pierwszy rozdział to zaciekawił mnie na tyle, abym chciała przeczytać kolejny chapik.
Edward zachował się trochę nie fair, przez co to Bella czuła się winna. No i sięgnęłam do oryginału i przeczytałam 2 rozdział. Zapewne już do końca będę czytała to opowiadanie w oryginale, ale postaram się komentować za każdym razem, jak dodasz coś nowego.
Tłumaczysz dobrze; nie zauważyłam żadnych zgrzytów, wszystko płynnie i szybko się czytało, także bardzo duży plus.
Życzę czasu i chęci do tłumaczenia |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kristenhn dnia Nie 11:33, 11 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Aja
Wilkołak
Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;
|
Wysłany:
Nie 12:33, 11 Paź 2009 |
|
Weszłam tu bo zaintrygował mnie tytuł i nie żałuje(:
Pomysł fabuły jest interesujący, a całość urocza i poruszająca.
Nie mogłam się powstrzymać przed zajrzeniem do oryginału, i dzięki temu wiem że będę go czytać, ale z racji mojej słabej wiary w siebie będę czytać Twojej tłumaczenie(:
Które z resztą jest bardzo dobre(:
Edward widać, że jest tu nerwowy, wkurzył się na Belle praktycznie za taką błahostkę, no ale zazwyczaj jest tak, że osoby niepełnosprawne są bardzo wrażliwe.
Czekam na kolejny rozdział i życzę weny, czasu i chęci w tłumaczeniu(: |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Madness
Wilkołak
Dołączył: 12 Lip 2009
Posty: 228 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Z Klausem :-)
|
Wysłany:
Nie 12:55, 11 Paź 2009 |
|
Przeczytałam ten tekst i muszę ci powiedzieć , że bardzo mi się spodobał.Edward wrażliwy i niewdomy.Nie musiał tak naskoczyć na Bellę. No, ale chyba go rozumię bo chyba nikt nie lubi zbytniego zainteresowania. Świetnie tłumaczysz.Nie modę się doczekać dalszej historii.
Tłumacz dalej:
Pozdrwiam:
i-s-c |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
dredzio
Wilkołak
Dołączył: 23 Sty 2009
Posty: 140 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 30 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Nie 13:18, 11 Paź 2009 |
|
Na początku nie skojarzyłam tytułu. xd Znam to słówko, ale jakoś umknęło mi na chwilę. Dopiero jak przeczytałam wstęp to mnie olśniło. ^^” Ale do rzeczy.
Normalnie nie czytam tłumaczeń, ani opowiadań [AU/AH]. Nie lubię. xd Jednak przeczytałam i mam zamiar czytać dalej ze względu na tematykę opowiadania. Dodatkowo zachęca mnie to, jak tłumaczysz. :) Czytało się płynnie i przyjemnie. Przez moment zapomniałam nawet, że to tłumaczenie.
Na początku bałam się trochę, że autorka może coś zepsuć i niewidomy Edward zrobi coś źle, że nagle coś zobaczy. Jednak nie zawiodłam się. Bardzo spodobały mi się opisy Edwarda. W pamięć wbiła mi się chłodna, betonowa ławka i zapach Alice, a także to, że Ed lubi sklepowe zamrażarki. Tak jakoś ładnie to wszystko opisane. Nie wiem dlaczego, ale Edward na razie nie przypadł mi do gustu. Robi z siebie taką ofiarę... Choć, może to tylko pierwsze wrażenie po zaledwie jednym rozdziale? Nie spodobała mi się także Alice. Kolejna rozchichotana, energiczna, lubiąca imprezować i chodzić na zakupy chochlica. Właściwie nie wiadomo dlaczego Jasper z nią jest. Szkoda, że autorka nie wykreowała jakiejś innej Alice.
Tylko w jednym momencie coś wybiło mnie z rytmu czytania.
Cytat: |
- Widzę, że planujesz pozostać w szkole do końca życia – rzuciłem sarkastycznie. Uśmiechnął się, po czym zapalił silnik. |
Na początku pomyślałam, że to autorka się pomyliła. Zachęcona komentarzami innych zerknęłam do oryginału. A tam było He laughed. Oczywiście nie twierdzę, że powinno tłumaczyć się słowo w słowo, tylko... No cóż, Edward nie mógł zobaczyć jak Jasper się uśmiecha. ^^ |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Nie 16:00, 11 Paź 2009 |
|
Cóż pierwsze takie opowiadanie czytam - mam mieszane uczucia, bo jak się zrobi dziwnie podejrzanie ckliwie... zepsuje się cały urok...
a jeśli autorka ma ciekawe pomysły to przestać czytać byłoby grzechem ...
tłumaczysz ładnie
będę zaglądac i czytać... zobaczymy... zobaczymy...
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Neve
Zły wampir
Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 480 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Śro 9:43, 14 Paź 2009 |
|
Przeczytałam to opowiadanie i jego kontynuację w oryginale.
Tłumaczenie jest super. Życzę powodzenia i wytrwałości.
Czekam z niecierpliwością na dalsze rozdziały. :D
P.s. Czy będziesz też tłumaczyć "Pieces Of Time"?? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
tola
Człowiek
Dołączył: 15 Cze 2009
Posty: 73 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 13:21, 18 Paź 2009 |
|
Dziękuję wszystkim za komentarze, naprawdę cieszę się, że podoba Wam się moje tłumaczenie.
Dredzio: dziękuję za wyłapanie błędu, faktycznie Edward nie mógł zobaczyć jak ktoś się uśmiecha. Już poprawiłam =)
Neve: Jeżeli spodoba się Blind to z pewnością przetłumaczę również Pieces of time.
Nie przedłużam już i wstawiam kolejny rozdział.
beta: Robaczek, jak zwykle niezastąpiona.
Rozdział drugi
Edward
- Tylko wtedy, gdy to ja przeproszę cię pierwszy – powiedziałem z lekkim uśmiechem. Poczułem jej ciało opierające się o moje w momencie, w którym usiadła. Znajdowała się na tyle blisko, że byłem w stanie poczuć emanujące od niej ciepło.
- Za co chcesz mnie przeprosić? Przecież to ja cię uraziłam – stwierdziła lekko zawstydzona.
- Spotykam się z tym przez całe życie. Powinienem był już do tego przywyknąć, zresztą - skąd mogłaś wiedzieć, co mi jest. Zachowałem się jak dupek i za to przepraszam.
- Przyjmę twoje przeprosiny pod jednym warunkiem. – Ton jej głosu stał się bardziej przyjazny.
- A co to takiego? – przechyliłem głowę w kierunku dziewczyny.
- Ty musisz najpierw przyjąć moje – zaśmiała się cicho, a dźwięk jej głosu wywołał uśmiech na mojej twarzy.
- Oczywiście. Tak poza tym, to jestem Edward. – Wyciągnąłem rękę przed siebie, tak że mogła ją chwycić, jeśli tylko by chciała. Nie była tego świadoma, ale takie gesty znaczyły dla mnie więcej niż słowa. Dzięki nim o wiele lepiej mogłem daną osobę poznać.
Jej malutka, chłodna rączka wsunęła się w moją, ściskając ją. Nie pokazała przy tym nawet cienia zawstydzenia czy zdenerwowania. Swoją drugą rękę umieściłem na górnej części jej dłoni, po czym zacząłem delikatnie przesuwać ją wzdłuż smukłych palców. Paznokcie miała raczej krótkie, nie byłem w stanie wyczuć na nich lakieru, stwierdziłem więc, że musiała je obgryzać.
- Bella – wyrzuciła z siebie. Wydychane przez nią powietrze owionęło moją twarz, wywołując na niej mimowolny uśmiech.
- Miło mi cię poznać, Bello – powiedziałem bardziej oficjalnie. Jej ręka nadal spoczywała w mojej dłoni. Pomiędzy nami wytworzył się jakiś dziwny rodzaj napięcia.
- Mnie również – odparła, przekrzykując muzykę. – Nie jesteś stąd, prawda?
- Czy to aż tak bardzo rzuca się w oczy? – zaśmiałem się, powoli zabierając swoją rękę i umieszczając ją na kolanie.
- Cóż, nie masz południowego akcentu, poza tym nie wydaje mi się, żebyś trzymał się z jakąś grupą – powiedziała, a ja mógłbym przysiąc, że trochę ją zaskoczyłem. Jednak nie wydawało mi się, by miała zamiar odejść. Dobry znak.
- Jestem z Chicago. Ty również nie jesteś stąd, zgadłem? – zapytałem delikatnie. Moja twarz zwróciła się w kierunku dziewczyny, dzięki czemu mogłem ją lepiej słyszeć.
- Nie, jestem z…
- Czekaj… daj mi zgadnąć. – Na moment przygryzłem wargę. – W twoim głosie można wyczuć nutkę południowego akcentu. Nie tak bardzo, jak u mojego współlokatora z Teksasu. Sprawdźmy… Nowy Meksyk?
Zaczęła się śmiać. – Blisko, Arizona. – Czułem, że całkowicie się zrelaksowała i postanowiłem wziąć z niej przykład.
- Co studiujesz? – zapytała łagodnie. Jej głos nadal wydawał mi się przyjazny, lubiłem go słuchać. Mentalnie skopałem sobie tyłek za to, iż byłem wcześniej taki nieprzyjemny względem niej.
- Muzykę. Gram na pianinie. Pewnego dnia chciałbym to robić zawodowo. – Wzruszyłem ramionami, ten gest przychodził mi naturalnie. – Po prostu to lubię. Nie ma zbyt wielu rzeczy, które mógłbym wykonywać.
- Nie mów tak! Jestem przekonana, że takich rzeczy jest o wiele więcej niż myślisz. Na pewno mógłbyś robić większość z tego, co cię interesuje, o ile byś oczywiście chciał – powiedziała to z takim przekonaniem, że prawie jej uwierzyłem.
Ponownie wzruszyłem ramionami, zadając jej to samo pytanie: – A ty co studiujesz?
- Anglistykę. Chciałabym być pisarką – dodała. Odniosłem wrażenie, że trochę się tego wstydzi.
- Kocham książki.
- Naprawdę?
Uśmiechnąłem się. – Wiesz, potrafię czytać, tak właściwie to dużo czasu temu poświęcam. Braille, audiobooki i te sprawy. Niezbyt lubię telewizję. Jest taka…
- Głośna – dokończyła za mnie. Skinąłem głową, miałem nadzieję, że to zauważyła.
- No tak, to kto zaciągnął cię na tę imprezę? – zapytałem nieco sarkastycznie.
Zachichotała. – Cóż, poniekąd tutaj mieszkam. Przeprowadziłam się w zeszłym tygodniu. Balanga mojej współlokatorki. A co z tobą?
- Jasper otrzymał polecenie od Alice. Wiesz, mieszkamy razem. Ja też przyjechałem tu dopiero tydzień temu.
- Widać mamy ze sobą wiele wspólnego.
- Tak mi się wydaje – uśmiechnąłem się nieznacznie. Nie wiem dlaczego, ale zarumieniłem się; czułem, jak ciepło napływa do moich policzków. – Chcesz się czegoś napić? – zapytałem, zanim zdążyłem się zastanowić, co w ogóle mówię. Przecież nie mogłem jej przynieść czegokolwiek do picia, jeszcze bym na kogoś wpadł, a najbardziej prawdopodobną rzeczą było to, że po prostu wylałbym na nią napój.
- Jasne. Hej, gdy już przyniosę napoje, możemy wyjść na ganek? Jak dla mnie robi się tutaj zbyt głośno. – Dotknęła mojego kolana. – Na co miałbyś ochotę?
- Poproszę wodę – odpowiedziałem. Naprawdę walczyłem ze sobą, aby nie odsunąć nogi. Jej dotyk sprawiał, że jakaś dziwna elektryczność przechodziła przez moje ciało.
- Dobra, zaraz wrócę. Nigdzie nie odchodź. – Podparła się ręką o moje kolano. W miejscu, gdzie znajdowały się jej palce, moje ciało płonęło. Wziąłem głęboki oddech. Co ja, do cholery, wyprawiam?
Bella
Po tym, jak dotknęliśmy swoich dłoni, miałam wrażenie, że ogień zajmuje całe moje ciało. Poczułam, że się czerwienię i byłam naprawdę wdzięczna losowi, że chłopak nie może tego zobaczyć. Nie potrafiłam zmusić samej siebie do tego, aby odsunąć rękę, on także nie wykonał przez dłuższy czas żadnego ruchu. Przez sposób, w jaki mnie dotykał, wydawało mi się, że robimy coś nieprzyzwoitego - to było naprawdę dziwne, ale i w pewnym sensie podobało mi się.
Jego gesty i mowa ciała były zupełnie inne niż po południu. Myślałam, że pęknę z dumy – udało mi się wygrać ze swoimi słabościami w momencie, gdy zobaczyłam go siedzącego na kanapie. Chciałam pokazać mu, jak bardzo mi przykro z powodu tego, co zdarzyło się wcześniej; byłam naprawdę zaskoczona, gdy to on przeprosił mnie pierwszy. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy.
W pośpiechu udałam się o kuchni. Wyciągnęłam oranżadę dla siebie i butelkę wody dla Edwarda, dodając do niej trochę lodu; zrobiłam to szybciej, niż przypuszczałam, ale potrzebowałam jeszcze chwili, aby ochłonąć.
- Wszystko w porządku? – Alice złapała mnie za rękę.
- Taaak… Ja tylko… sama nie wiem. Jestem zdenerwowana, tak myślę – brzmiało to bardziej jak pytanie niż odpowiedź.
- Cóż, widziałam cię z Edwardem. On jest naprawdę niezły! – Podskakiwała w górę i w dół, uśmiechając się przy tym szeroko.
- Tak. Jest naprawdę cudowny, szczególnie po tym, jak wcześniej zrobiłam z siebie kretynkę – gderałam.
- Och. Wszystko jasne! To on tak na ciebie podziałał! Bierz się za niego! – Odchodząc, poklepała mnie po plecach. Zaczęłam się śmiać, trochę zszokowana jej słowami. Zastanawiałam się, ile drinków musiała wypić tej nocy; nie obchodziło mnie, jak ogromnego miała mieć następnego dnia kaca, rano powinna wszystko posprzątać.
Zastanawiałam się, czy wręczyć Edwardowi napój od razu, czy może wcześniej go przed tym uprzedzić i stałam naprzeciw niego przez chwilę, rozważając te dwie możliwości.
- Bello, potrzebujesz pomocy? – zapytał, śmiejąc się – podskoczyłam lekko, słysząc ten dźwięk.
- Jak to zrobiłeś? – zapytałam, zamykając przy tym rozdziawione usta.
- Odgłos stóp każdej osoby ma swój specyficzny dźwięk. Dodatkowo znam twój zapach.
- O cholera, aż tak bardzo potrzebuję kąpieli? – wymamrotałam, wręczając mu butelkę. Powoli odkręcił nakrętkę, wyraźnie nad czymś rozmyślając.
- Nie. Pachniesz truskawkami i trochę jak książki. Uważam, że to słodkie.
Spłonęłam rumieńcem, słysząc te słowa. Czy on właśnie prawił mi komplementy? Flirtował ze mną? Raczej nie, to pewnie tylko moja chora wyobraźnia. Powoli i delikatnie chwyciłam jego dłoń. – Chodź, wyjdziemy na ganek. Chyba że chcesz, abym zostawiła cię samego?
- Nie. Jak dla mnie robi się tutaj zbyt gorąco. – Wstał, zabierając ze sobą cienką metalową laskę. Jego twarz znajdowała się kilka cali od mojej. Był ode mnie nieco wyższy - ta różnica w naszym wzroście spowodowała, że poczułam się przy nim jak dziecko stojące koło dorosłej osoby. Na widok jego ciała oddech uwiązł mi w gardle. Edward chyba zauważył moje zakłopotanie. – Wszystko w porządku?
- Tak, wszystko dobrze. Masz rację: za gorąco tutaj. – Ostrożnie chwyciłam jego dłoń i przeprowadziłam go przez tłum ludzi tłoczących się w pokoju. Poczułam ulgę, widząc, że w ogrodzie nikogo nie ma. Włączyłam światło, po czym zwróciłam się do Edwarda. – Uważaj, tutaj jest mały schodek. Zaprowadzę cię na krzesło, dobrze?
Gdy pokonywaliśmy stopień, uścisnął mnie mocniej; wydawało się, że jest mi w jakiś sposób wdzięczny. – W porządku – odpowiedział w chwili, gdy od tyłu zderzył się z krzesłem, po czym usiadł. Przystanęłam, przyglądając mu się przez sekundę, i w końcu zdałam sobie sprawę, co robię: nadal trzymałam jego dłoń. Odsunęłam się, jednak cofając się, uderzyłam o coś, tak że wpadłam dokładnie na chłopaka. Trzymana przez niego butelka przechyliła się, oblewając tym samym moją twarz wodą.
- Tak bardzo cię przepraszam – wymamrotałam, próbując wstać. Zdałam sobie sprawę, że jego dłonie chwytają mnie w pasie.
- Wszystko w porządku? – W głosie chłopaka można było usłyszeć zaniepokojenie, jego dłonie nadal mnie obejmowały. W miejscach, gdzie się znajdowały, poczułam fale ciepła. Podobało mi się to.
- Jestem beznadziejna. Często się przewracam – wyjaśniłam nieśmiało.
- Powinnaś bardziej uważać. Nie chcę, aby stała ci się krzywda – powiedział, lekko się uśmiechając. Powoli zabrał swoje dłonie, a ja natychmiast zatęskniłam za jego dotykiem. Ostrożnie wstałam i wytarłam twarz.
Edward
Byłem zszokowany tym, że oparła się o moje kolana. Wyszarpała swoją rękę z mego uścisku tak szybko, że myślałem, iż się potknęła. Moje ręce automatycznie objęły ją w pasie, zapobiegając upadkowi.
- Wszystko w porządku? – zapytałem po tym, jak mnie przeprosiła. Miałem nadzieje, że nie zauważyła mojego zadowolenia spowodowanego faktem, że jest tak blisko mnie.
- Jestem beznadziejna. Często się przewracam – powiedziała zakłopotana.
- Powinnaś bardziej uważać. Nie chcę, aby stała ci się krzywda – oznajmiłem szczerze. Powoli pozwoliłem swoim dłoniom ześlizgnąć się z jej boków. Przy tym wszystkim gdzieś zgubiłem swoją butelkę. Dziewczyna podniosła się, a ja od razu zatęskniłem do jej przyjemnego ciężaru, jednak nie odważyłem się powiedzieć tego na głos.
Usłyszałem jęk, coś zasyczało, po czym jakiś plastikowy przedmiot upadł na ziemię. Bella westchnęła, stawiając tą rzecz na stole niedaleko nas.
- Może to sprawi, że poczujesz się lepiej: ja również często się przewracam – zażartowałem.
Zachichotała, zanim odpowiedziała: – Tak, ale w tej kwestii ja wypadam zdecydowanie gorzej.
- Jesteś tego pewna? – parsknąłem.
Drzwi za nami otworzyły się z głośnym trzaskiem.
- Hej, Edward, mam jeszcze parę spraw do załatwienia, więc muszę zmykać. Chcesz się ze mną zabrać? – Jazz wypowiadał te słowa, prawdopodobnie stojąc w drzwiach.
Westchnąłem i powoli skinąłem głową; wstałem, wyjmując rozkładaną laskę z tylniej kieszeni. – Bello, miło było z tobą porozmawiać.
- Mnie również – powiedziała miękko. Nie mogłem rozszyfrować tonu jej głosu, co bardzo mnie zirytowało.
- Do zobaczenia, Bello – ponownie wypowiedziałem jej imię, tak jakby to miało mi pomóc poznać jej myśli.
- Na razie. Na pewno się wkrótce spotkamy – powiedziała szybko.
- Jeśli będziesz chciała znowu porozmawiać, chętnie się z tobą spotkam – zażartowałem i ponownie usłyszałem ten miękki, cichy chichot. Uśmiechnąłem się w kierunku, z którego rozlegał się dźwięk, zanim udałem się do drzwi. Jasper złapał mnie za rękę.
Nie rozmawialiśmy ze sobą do czasu, aż nie dotarliśmy do samochodu. Poprawiłem swoje okulary po czym wziąłem głęboki wdech.
- Wszystko dobrze?
- Tak, w porządku – westchnąłem.
- Masz zamiar się z nią spotkać? – Furgonetka zaczęła powoli odjeżdżać, kierując się w stronę naszego mieszkania.
- Sam nie wiem, ale raczej nie. A dlaczego pytasz? – zapytałem lekko zmieszany. Skierowałem głowę w stronę, z której dochodził głos Jaspera.
- Cóż, nie byłeś w stanie zobaczyć wyrazu jej twarzy, ale ona naprawdę cię lubi – rzucił ze śmiechem.
Zaskoczyło mnie, że potrafi rozmawiać o moim kalectwie w tak bezpośredni sposób. Była to miła odmiana po tych wszystkich ludziach, którzy w rozmowie ze mną zachowywali się, jakby balansowali na bardzo cienkiej linie. Prychnąłem. – Doprawdy?
- Tak. Lubisz ją?
- Raczej tak. – Zanim odpowiedziałem, musiałem się przez chwilę zastanowić.
- Więc zaproś ją gdzieś – powiedział to tak, jakby było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie.
- Łatwiej powiedzieć, niż zrobić – skwitowałem kwaśno. Każda kobieta zasługuje na kogoś lepszego niż ja.
- Dlaczego? – Chociaż furgonetka się zatrzymała, chłopak nie wykonał żadnego ruchu.
- Po prostu nie myślałem o tym.
Nie pozwolił mi dokończyć, położył dłoń na moim ramieniu. – Mówisz serio? Człowieku, z tego, co zauważyłem, to ona jest świetną dziewczyną. Jest inteligentna i do tego potrafi podtrzymać rozmowę. Poza tym to niezła laska.
- To najbardziej istotna cecha – zaśmiałem się, zastanawiając się nad ostatnim zdaniem. – Naprawdę?
- No… heh… tak…
- Może gdzieś ją zaproszę. Sam nie wiem. – Wzruszyłem ramionami. Poczułem, jak siedzenie obok mnie podskakuje, po czym niski śmiech wypełnił wnętrze samochodu. – Co?
- Wiesz co, jak na niewidomego jesteś zbyt próżny – zarechotał.
- Zamknij się. – Zacząłem śmiać się razem z nim. Uniosłem dłoń, aby poprawić okulary. – To naprawdę nie robi różnicy.
- Taa… Byłeś zbyt podekscytowany w momencie, gdy powiedziałem, że jest niezłą laską. – Otworzył drzwi, zrobiłem to samo. Ostrożnie wydostałem się z kabiny samochodu. Jego dłoń pozostawała na moim ramieniu, prowadząc mnie do akademika. – Nie przejmuj się, to znaczy, że jesteś normalnym facetem.
- Żeby tylko… |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez tola dnia Nie 13:25, 18 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Madness
Wilkołak
Dołączył: 12 Lip 2009
Posty: 228 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Z Klausem :-)
|
Wysłany:
Nie 14:04, 18 Paź 2009 |
|
OOO, przeprosił ją i ona go też . Ładnie się zachowali . No i czuć od nich chemię :)
Czekam na kolejne rozdziały.
i-s-c |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Nie 14:43, 18 Paź 2009 |
|
Zaczęłam kiedys czytac to opowiadanie w oryginale ale szybko je zostawiłam z braku czasu. Dlatego bardzo się ucieszyłam widząc, że zaczęłaś je tłumaczyć. Świetnie sobie radzisz. Wszystko płynnie, lekko się toczy. Nie wychwyciłam jakiś błędów. Naprawdę super.
Życzę weny i cierpliwości w tłumaczeniu kolejnych rozdziałów. A ja tu jeszcze wrócę :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
dredzio
Wilkołak
Dołączył: 23 Sty 2009
Posty: 140 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 30 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Nie 14:51, 18 Paź 2009 |
|
Do usług. ^^”
To opowiadanie tak mi się spodobało, że przeczytałam już sporo rozdziałów w oryginale. Ale Twoje tłumaczenie i tak będę czytać, bo bardzo mi się podoba. J Zatapiam się w nim i zapominam o tym co będzie dalej.
Ale! Przybyłam tu, by skomentować rozdział drugi.
No i polubiłam Edwarda. :D W tym rozdziale był zupełnie innym facetem, niż w poprzednim. Nie wydaje mi się już taką ofiarą, bo wcześniej podkreślał tylko, jacy to ludzie źli są i nie umieją się z nim obchodzić. No i znów podobały mi się te jego opisy; przez chwilę mogłam troszkę zrozumieć osobę niewidomą. Wprost cudne są jego myśli, szczególnie te dotyczące Belli. No i śmiać mi się z niej chciało, kiedy tak stała przed Edem z napojami i przez myśl jej nie przeszło, że ją usłyszał. No i sprawa dotycząca czytania. Uch, aż zła na Bellę byłam. Ale też podołała i wcale tak bardzo się nie wygłupiła, więc tak właściwie to dobrze się spisała przy rozmowie. Skoro Edward ją polubił to ja chyba też.
Co do pozostałych, to nadal nie lubię Alice. xd Za to nie wiedzieć czemu, Jasper zyskał w moich oczach. Hm, pewnie za genialną rozmowę w aucie.
I nad jednym tylko troszkę ubolewam. Szkoda, że nie przetłumaczyłaś tego żartu o widzeniu się, ale jak teraz tak o tym myślę, to nie było to w sumie niezbędne i podoba mi się Twoja interpretacja tekstu.
No i jeszcze raz muszę powiedzieć, że bardzo podobały mi się opisy Edwarda. Niemalże zakochałam się w świecie zagadek związanych z dźwiękiem, dotykiem i zapachami, bo tak pięknie jest to opisane. To chyba urok tego opowiadania. ^^ |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
myshaa
Człowiek
Dołączył: 19 Paź 2008
Posty: 86 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rzeszów
|
Wysłany:
Nie 19:23, 18 Paź 2009 |
|
Oh.
Fajnie tłumaczysz. Nie chciało mi się sprawdzać z oryginałem, ale jakoś tak Ci ufam xD
Miło się czyta.
Hmm, i ta chemia między Nimi... ;P
Czekam na więcej ^^
A tak bardziej konstruktywnie to błędów nie wyłapałam. Styl bardzo fajny. Chciałabym poznać charakter Edwarda bardziej.
Więc...
Do następnego, wtedy postaram się powiedzieć coś więcej ;P |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Pon 20:02, 19 Paź 2009 |
|
to jest dalej bardzo przyjemne i delikatne opowiadanie...
przyjemnie tłumaczysz...
Edward jest taki.... nie nieporadny i bynajmniej nie zdany na cudzą łaskę... jest taki delikatny... jest taki czuły... taki... joj... takiego lubię...
pozdrawiam
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Maxsia
Człowiek
Dołączył: 02 Wrz 2009
Posty: 74 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Forks
|
Wysłany:
Pon 20:29, 19 Paź 2009 |
|
Brdzo ciekawe, jednak cały czas mi towarzyszyło uczucie współczucia (<-masło maślane). Ładnie napisane, ciekawie i dobrze się czyta.
Napeno będe zaglądać czy nie ma czegoś nowego. Zastanawia mnie jak to wszystko się rozwinie, czy Edward będzie widział? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
dredzio
Wilkołak
Dołączył: 23 Sty 2009
Posty: 140 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 30 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pon 21:00, 19 Paź 2009 |
|
Myślę, że nie będzie widział i naprawdę mam taką nadzieję. Nie wyobrażam sobie tego, by Edward miał nagle zacząć widzieć w ostatnim rozdziale, czy coś w ten deseń, tylko po to, by wielkie lowe B&E dopełniło się. Nie, nie, nie. Obraziłabym się na autorkę, z sapnięciem pełnym wyrzutu i całemu światu ogłosiła, że oto zniszczyła piękną historię.
Na myśl nasuwa mi się pytanie: dlaczego i po co? Dlaczego Edward miałby w cudowny sposób odzyskać wzrok? Czy osoba niewidoma nie ma prawa do szczęścia? To człowiek jak każdy inny, tylko jego życie układa się trochę inaczej.
To opowiadanie spodobało mi się właśnie dlatego, że jest takie prawdziwe (nie, nie mówię o imprezowej Alice, przypadkowym spotkaniu Belli i Edwarda i wszystkim co fanfickowe, a o prawdziwości życia codziennego Eda i prawdziwości postrzegania przez niego świata). Normalnie żyje, studiuje, ma plany na przyszłość; myśli także o dziewczynach. Bo autorka wie o czym pisze.
Tak właściwie, to wszystko jest pięknie pokazane w ostatniej rozmowie Jaspera i Edwarda. Skoro Jazz nie widzi problemu w tym, by Edward był z Bellą, to ja też nie.
Mogę jeszcze dodać, że gdyby Edward zaczął widzieć, to przysporzyłoby mu to więcej problemów, niż pożytku. Z tekstu wywnioskowałam, że taki już się urodził, więc nawet gdyby cudownie ozdrowiał, wszystkiego musiałby uczyć się od nowa. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
tola
Człowiek
Dołączył: 15 Cze 2009
Posty: 73 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 14:31, 02 Lis 2009 |
|
beta: Kristenhn (gościnnie)
Rozdział trzeci
Bella
Obudziłam się o wiele wcześniej niż chciałam. Była szósta trzydzieści nad ranem, więc miałam jakieś półtorej godziny do rozpoczęcia pierwszych zajęć. Gdybym nie wstała wystarczająco wcześnie, aby dać sobie czas na rozbudzenie, skończyłabym, wrzeszcząc na wszystkich dookoła. A to nie oznaczało nic dobrego.
Tej nocy miałam bardzo przyjemne sny o Edwardzie i jego cudownych, brązowych włosach. Jednak było w nich także coś smutnego: mógł widzieć. W rzeczywistości to prawdopodobnie nigdy się nie zdarzy. Czułam się z tego powodu okropnie.
Gdy wreszcie dowlekłam się pod prysznic, odkręciłam gorącą wodę. Oparłam się o kafelki, pozwalając jej obmyć mnie z senności. Nie miałam pojęcia, jak długo tam stałam, ale wyszłam dopiero wtedy, gdy zrobiła się zimna. Przetarłam zaparowane lustro, po czym przyjrzałam się sobie. Wyglądałam jak szczur wodny. Uśmiechnęłam się na tę myśl, odwracając się i wkładając mój stary szlafrok.
Po tym, jak szybko się przebrałam, udałam się do kuchni, aby wypić kawę i zastałam tam Alice. Miała na sobie jasne, żółte rękawiczki naciągnięte aż po łokcie. Zajęło mi chwilę, aby zorientować się, że dom został wysprzątany. Nie, to niewystarczające określenie, on był nieskazitelnie czysty.
- Dzień dobry, śpiochu! – Zachichotała, dziko szorując stół.
- O mój Boże, ale z ciebie ranny ptaszek – wymamrotałam, siadając na jednym z taboretów przy kuchennej ławie.
Zignorowała mój komentarz, po czym nalała nam kawy do filiżanek. Postawiła ją przede mną, w drugiej ręce trzymając cukier i śmietankę. Łapczywie wysiorbałam sporą część napoju, a następnie oparłam głowę o zimną ladę.
- Nie powinnaś mieć kaca czy coś? – zapytałam.
- Och, nie! Nie piję. – Zachichotała, zdejmując rękawiczki z charakterystycznym trzaskiem.
- Przerażasz mnie tym. – Jeszcze mocniej przycisnęłam czoło do chłodnego blatu, mając nadzieję, że nagły skok temperatury trochę mnie obudzi. Nie podziałało. W końcu przyłożyłam do niego całą swoją twarz. Pachniał lawendowym środkiem dezynfekującym.
- Więc ty i Edward, hmm?
- Nie wiem, o czym mówisz. – Odwróciłam wzrok, podnosząc kubek do ust.
- Kłamczucha! Zauważyłam, jak na niego patrzysz. On jest taki słodki.
- I niewidomy.
- Przeszkadza ci to? – Spojrzała na mnie, unosząc jedną z jej idealnych brwi.
- Nie – odpowiedziałam zbyt szybko. – Tak, może trochę. Sama nie wiem! Lubię z nim rozmawiać. Jest zabawny i miły. I…i…
- Seksowny – stwierdziła z uśmiechem na ustach. Skinęłam głową.
- A czy to w ogóle ma jakieś znaczenie? – Spłonęłam rumieńcem, będąc zawstydzona swoim wyznaniem. Pomasowałam kark i zamknęłam oczy.
- Pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Możesz wiele powiedzieć na temat danej osoby, zwracając uwagę na to, jak się ubiera i prowadzi. Jestem pewna, że wygląd jest dla niego ważny, tylko że w innym sensie.
- Nie wiem. Możliwe. – Wzruszyłam ramionami. Spojrzałam na prawie pusty już kubek, kręcąc nim i sprawiając, że ostatnie krople cieczy, jakie się tam znajdowały, zaczęły wirować.
- A teraz powiedz: zaprosił cię gdzieś? No i czy się zgodziłaś? – Dziewczyna dolała sobie kolejną porcję napoju. Może nie piła alkoholu, jednak kawa to już inna sprawa… Teraz nie miałam wątpliwości co do tego, dlaczego jest taka nadpobudliwa.
Ponownie wzruszyłam ramionami, nie chcąc pokazać po sobie, jak bardzo jestem zakłopotana.
– On chyba nie lubi mnie w ten sposób, przynajmniej tak mi się wydaje.
Edward
Złapałem klucze, pozwalając, aby bezwiednie o siebie uderzały. Dzisiejszego ranka moje serce nie harmonizowało się z umysłem. Jasper znajdował się gdzieś w pokoju, grając na swoim komputerze. Na szczęście nie chciał, żebym się do niego przyłączył.
Już więcej nie dokuczał mi na temat Belli. Cieszyłem się z tego powodu. Potrzebowałem czasu, aby to wszystko przemyśleć, zanim zdecydowałem, co chciałem w tej sprawie zrobić.
Bella. Westchnąłem. Przywołałem w pamięci jej zapach i barwę głosu. Marzyłem, by móc śnić o czymś więcej niż tylko o dźwięku. To z pewnością uczyniłoby mnie szczęśliwszym.
Ponownie zaczerpnąłem powietrza. W końcu zdecydowałem się chociaż poćwiczyć, skoro miałem problem ze skomponowaniem czegoś własnego. Wybrałem coś łatwego, coś, co często grywałem w dzieciństwie. A także coś, co uwielbiała moja mama: Dla Elizy Beethovena.
Usłyszałem pukanie do drzwi, jednak zignorowałem je. Wiedziałem, że to Jasper. Postanowiłem kontynuować, biorąc przy tym głębokie, miarowe wdechy.
- Hej, Jazz, co jest z tym dziewczyńskim, klasycznym gównem... – zabrzmiał donośny głos, urywając w połowie zdania. Uśmiechnąłem się do siebie, nie przerywając.
- Cześć – powiedziałem cicho.
- Uh. Cześć. Musisz być nowym współlokatorem Jaspera. Nazywam się Emmett. Przepraszam za mój niewyparzony język.
- W porządku. Edward. – Skończyłem i wyciągnąłem dłoń w jego kierunku. Usłyszałem, że zrobił jeszcze kilka kroków, nim ją uścisnął.
Jego ręka była ogromna i szorstka. To bardzo umięśniony facet, z tego co mogłem poczuć.
– Więc, jak ci się podoba w Shreveport?
- Jest w porządku. Trochę nudno, ale i tak nie mam zbyt wiele okazji, żeby gdzieś wyjść – odpowiedziałem szczerze. Wyłączyłem keyboard i przesunąłem go pod ścianę.
- Tak czy inaczej, Jazz, możemy już iść, jeżeli nadal chcesz poćwiczyć.
- Nie, dzięki, nie jestem w humorze – odparł mój współlokator. Wydawał się trochę zmęczony.
- Prawdę mówiąc, nie mam nic przeciwko, aby się tam wybrać. Czy jest w pobliżu jakaś dobra siłownia? – zapytałem, wstając.
- Centenary ma w miarę przyzwoitą na kampusie. To właśnie tam zamierzam pójść. Dodatkowo jest bezpłatna – odrzekł Emmett. Posiadanie nowego partnera do ćwiczeń wprawiło go w podekscytowanie.
- Świetnie. Prawdę mówiąc, naszła mnie ochota na bieganie. – Skierowałem się w stronę szafy i zacząłem wybierać odpowiednie spodenki i koszulkę.
- Bieganie? Myślałem, że jesteś…
- Mają tam jakąś bieżnię, co? – przerwałem mu w połowie zdania.
- Cóż, pewnie tak. Po prostu myślałem, że nie możesz biegać, skoro jesteś niewidomy. – Zakłopotanie i zażenowanie dało się wyczuć w każdym słowie.
- To nie tak, że nie mogę używać bieżni czy czegoś podobnego. Przecież jestem niewidomym a nie kaleką.
Śmiech Emmetta odbił się echem po pokoju. Nawet po tonie jego głosu mogłem stwierdzić, że był ogromny.
– Racja, przepraszam. Tak jak powiedziałem: mam niewyparzony jęzor.
- W porządku, naprawdę. Hej, Jasper, jesteś pewny, że nie chcesz się do nas przyłączyć? – zapytał ponownie. Nie usłyszałem odpowiedzi, ale wywnioskowałem, że musiał odmówić. – Dobra, twoja strata.
Zabrałem ze sobą laskę i potrzebne ciuchy, a następnie przeszedłem przez korytarz w stronę łazienki. Szybko się przebrałem, złożyłem ubrania i umieściłem je w pojemniku na brudną odzież.
– Gotowy.
- Masz coś przeciwko, abyśmy poszli tam na piechotę?
- No co ty – odpowiedziałem.
Podczas drogi za dużo ze sobą nie rozmawialiśmy. Nie próbował mnie prowadzić do czasu, aż nie okazało się to naprawdę konieczne, co uważałem za miłe. Było gorąco, na szczęście nie musieliśmy zbyt długo iść. Starałem się zapamiętać trasę, jednak zapewne potrzebowałbym pomocy, gdybym chciał dostać się tu następnym razem. To wiedziałem na pewno. Zbyt dużo zakrętów.
- Jesteśmy na miejscu. Chcesz, żebym wszystko dla ciebie przygotował? – zapytał, gdy tylko dotarliśmy do środka. Zaprowadził mnie ostrożnie na bieżnię. Wspiąłem się na nią, a palcami odnalazłem przyciski sterujące urządzeniem.
- Nie, myślę, że sobie poradzę. Ten jest chyba do zwiększenia tempa, a ten drugi je zwalnia?
- Tak, załapałeś. Ćwiczę na przyrządzie obok. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, daj znać – powiedział mi. Miałem wrażenie, jakby się przed czymś powstrzymywał, jednak nie mogłem stwierdzić przed czym.
Włączyłem to całe ustrojstwo, po czym zacząłem powoli biec. Moje serce przyspieszyło, a ja sam poczułem się tak, jakbym odżył, krew w moich żyłach zwiększyła swój przepływ.
- Więc, co studiujesz? – zapytał mnie po chwili.
- Dlaczego wszyscy o to pytają? – Uśmiechnąłem się, jednocześnie przyspieszając. Zawsze chciałem biec szybciej.
- Jesteś studentem. Przyzwyczaj się do tego. To temat do rozmów na wiele lat. – Jego głos nie brzmiał tak, jakby się w ogóle zmęczył, ale nie mogłem tego w stu procentach stwierdzić.
- Muzyka.
- Fantastycznie. To wyjaśnia tę grę na keyboardzie. – Zaśmiał się nieznacznie. – Tak przy okazji, przepraszam cię za ten głupi komentarz.
- Nie ma sprawy. Uwierz mi, gorsze rzeczy o mnie mówiono. A ty co studiujesz? – Ponownie nacisnąłem przycisk, tym razem zmniejszając szybkość. W końcu znalazłem odpowiadające mi tempo.
- Socjologia.
- Socjologia. A co po tym? – Poczułem jak moje ręce i nogi zaczynają piec na skutek tego ćwiczenia, jednak w jakimś sensie to relaksowało moje ciało.
- Cholera, żebym ja to wiedział. Gram w kosza, co więcej mogę powiedzieć? – Zaśmiał się.
- Ach… to ma sens. – Zachichotałem razem z nim.
Niedaleko usłyszałem cichy dźwięk telefonu.
– Kurdę, zmieniła zdanie, znowu. Przeklęta kobieta. – Sygnał aparatu narastał. – Witaj, kochanie.
Głos chłopaka zmienił się całkowicie, teraz brzmiał bardziej jak dziecka. Zdecydowanie rozmawiał z dziewczyną.
– Nie, przyjdę dzisiaj w nocy. Na co masz ochotę? - Zaśmiał się. – Oczywiście, co tylko zechcesz, Rosie. Kocham cię. Pa, złotko.
- Rosie?
- Och, moja dziewczyna. Skończyła marketing – mówiąc to, był taki szczęśliwy. Szaleńczo się w niej zakochał, przynajmniej takie miałem wrażenie.
Poczułem całe to szczęście, spowodowane jego drugą połówką. Zazdrościłem mu. Chciałbym mieć to samo. Jednak jakim cudem miałoby się to stać, skoro nigdy nie próbowałem? Gdy kontynuowałem bieg, rozważałem ten temat.
Bella
Po tych – jakże nudnych – zajęciach naprawdę się cieszyłam, że mogłam wyjść na zewnątrz i cieszyć się słońcem. Pogoda była podobna do tej wczorajszej: pochmurna i wietrzna. Miałam trochę wolnego czasu, więc chciałam pójść do biblioteki trochę pomęczyć mój biedny umysł. Szłam spacerkiem przez kampus.
Oddech uwiązł mi w gardle, gdy zobaczyłam go ponownie. Siedział na tej samej ławce. Jego twarz była zwrócona ku górze, tak jakby próbował złapać ostatnie promienie słoneczne, uśmiechając się przy tym delikatnie. Wyglądał na bardzo zamyślonego. Zatrzymałam się, zastanawiając, co powinnam zrobić.
Jakaś część mnie zmieniła się po przybyciu do tej szkoły. Jeżeli nadal będę ukrywać się w swoim pokoju jak jakieś przestraszone dziecko, nigdy niczego nie osiągnę. Zero życia osobistego, przyjaciół, radości. Naprawdę, bardzo chciałam posiadać to wszystko.
W końcu podjęłam decyzję i skierowałam kroki w jego stronę. Po wykonaniu jakiś dziesięciu, stałam już naprzeciw, a jego twarz odwróciła się w moim kierunku. Zacisnął usta, znowu spoglądając przed siebie. Prawie zdecydowałam się uciec, jednak to by tylko oznaczało jak wielki ze mnie tchórz.
- Czy to miejsce jest zajęte? – zapytałam cicho.
- Teraz już tak. – Uśmiechnął się do mnie. To było naprawdę dziwne, wydawało mi się, jakby mnie widział. – Bella.
Usiadłam, starając się przy tym zachować przytomność umysłu.
– Więc jak tam twój drugi dzień tutaj?
- Nudny, a twój? – Skierował twarz do miejsca, z którego dochodził mój głos, malutki uśmieszek zagościł na jego ustach.
- Jestem zaskoczona, że nie zasnęłam – powiedziałam szczerze.
Zachichotał, po czym odwrócił się. Jego głowa powędrowała z powrotem ku słońcu, nie mówiąc nic więcej. Mogłam zauważyć kontur jego oczu. Ku mojemu zdumieniu, były otwarte, powoli zamrugał. Nie mogłam dostrzec ich barwy. Nie wyglądały tak, jakby było coś z nimi nie w porządku. Zastanawiałam się, co jest nie tak.
- Czy mogę cię o coś zapytać? – powiedział cicho, jego oblicze nadal było skierowane ku niebu.
- Jasne, o co chodzi? – Przysunęłam się bliżej. Nie wiem, dlaczego, ale to sprawiało, że czułam się bardziej komfortowo.
- Chciałabyś zjeść ze mną obiad? – Odwrócił się do mnie. Jego twarz znajdowała się teraz zaledwie kilka cali od mojej. Słodki, miętowy oddech owionął mnie, a ja chciwie go wdychałam. Przygryzłam wargę, zastanawiając się nad tym. Wcześniejsza rozmowa z Alice stanęła mi przed oczami. Wtedy nie miałam na to szczerej odpowiedzi, jednak teraz już tak.
- Z przyjemnością, Edwardzie.
Ogromny uśmiech zagościł na jego pięknej buzi, udzielając się również mnie, małe oznaki radości pojawiły się na mojej.
- Co powiesz na piątek? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Pon 17:38, 02 Lis 2009 |
|
no.... bardzo fajnie....
autorka ma rozum... jakieś wątpliwości co do spotkania.... bardzo dobrze...
gdyby E & B zaczęli nagle pałać do siebie niewyjaśnoinym uczucie dostałabym chyba szału - jest dobrze tak jak jest :) powoli i z przemyśleniami
no i Emmett - wprost genialny Emmett - uwielbiam tego gościa :) za bezpośredniość :P
Edward na bieżni - jedno przychodzi mi do głowy - mrauuuu :P
tłumaczenie bardzo przyjemne... :) czyta się znakomicie i lekko :)
gratuluję doboru tekstu - pewnie ponownie, ale raczej się to nie zmieni, bo bardzo mi sie podoba to opowiadanie |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nina=)
Wilkołak
Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 204 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 18:50, 02 Lis 2009 |
|
Co ja widzę! Nowy rozdział!
No więc zabieram się za komentarz
Mi się podoba. Fajnie pisane, dość lekko się czyta i nawet nie wiem kiedy skończyłam ten rozdział. Ja również lubię Emmeta i masz u mnie za niego duuuży plus
Kurdę... Chyba napisałam to samo co Kirke... Ale nic na to nie poradzę..
Po prostu myślę tak samo.
Chciałam też dodać, że będę regularnie zaglądać do tego ff i z wielką radością zareaguję na nowy rozdział
pozdrawiam
Nina=) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
villemo
Wilkołak
Dołączył: 29 Sie 2009
Posty: 114 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wzgórze czarownic
|
Wysłany:
Pon 20:31, 02 Lis 2009 |
|
Kiedy zaczęłam czytać i zorientowałam się, że Edward jest niewidomy byłam... zaskoczona, ale mile. Pomyślałam: o wreszcie coś nowego, coś innego. Podoba mi się lekkość tego ff, czyta się go bardzo przyjemnie, a to duży plus dla autora jak i dla tłumacza. Z chęcią poznam dalsze losy Belli i Edwarda z tego ff.
Pozdrawiam, Villemo. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|