|
Autor |
Wiadomość |
`Wapmirzyca` ; ****
Człowiek
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 83 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Sparkle London <3
|
Wysłany:
Pią 16:44, 24 Lip 2009 |
|
Cieszę się, że zaczęłaś tłumaczyć ten ff. :) Rozdziały długie i bardzo wciągające :) podoba mi się : ))
Bella:
`- Chciałabym móc też tak bardzo cię kochać…`
Strasznie zdziwiły mnie te słowa. Bella nie kochająca Edwarda? Nie chce mi się wierzyć. No ale jednak na razie na to wychodzi :) Zobaczymy jak Edek zareaguje na te słowa. Czekam na kolejny fragment z niecierpliwością. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Swan
Zły wampir
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P
|
Wysłany:
Pią 20:10, 24 Lip 2009 |
|
Ooo... Ooo...
Na KK nie masz co liczyć, naprawdę.
Przeczytałam dziś to ff. Całe. Po prostu wielbię Cię za to, że zaczęłaś to tłumaczyć. W sumie to ff (sory za powtórzenia, ale nie umiem się skupić...) przyćmiło mi chwilowo inne... To jest bardziej... poważne. Czasem potrzeba takiej odmiany.
Zaskoczyła mnie utrata pamięci przez Bellę... Dlaczego ona jest na niego zła? A może... może jak ją zabierze na ich polanę? Albo pocałuje? Proszę, wrzuć niedługo kolejny rozdział. Błaaagam! xD
(Liczę na Ciebie!)
Pozdrawiam,
Swan |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dahrti
Zły wampir
Dołączył: 21 Lis 2008
Posty: 328 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Sob 14:49, 25 Lip 2009 |
|
Ja również ze swojej strony pragnę podziękować za Twoją pracę. Najpierw - za odkrycie tego opowiadania, potem za to, że dzieki niemu ćwiczę mój niemiecki (i naprawdę mniej więcej rozumiem!!), a w końcu za to, że potem mogę przeczytać po polsku i zrozumieć wszystko do końca.:D
Chyba najbardziej podoba mi się pomysł w tym ff - przypomina mi powiedzienie "uważaj, czego sobie życzysz". No bo przecież teraz jest właśnie tak, jakby Edward nigdy nie istniał...
Czekam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
izka89
Człowiek
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 21:21, 02 Sie 2009 |
|
Rozdział 6
Bolesne wspomnienie
W drodze do domu, Edward musiał mnie podtrzymywać. Chciałam spojrzeć mu w oczy, lecz zabrakło mi odwagi. Moje nogi wydawały się ociężałe, szłam powoli, schodami na górę do pokoju tak, jakby nie należały do mnie.
Gdy weszliśmy, usiadłam na łóżku i podciągnęłam kolana pod brodę, Edward został przy drzwiach:
- Chyba powinienem już iść… - Jego głos był cichy i pełen bólu.
- Wcale nie! Nie chcę, byś odchodził…
- Bella…
- Proszę, nie chcę zostać sama…
- Więc chyba jestem ostatnią osobą, która powinna przy tobie być, prawda?
- Cholera, Edward! Chcę cię mieć teraz przy sobie, nikogo innego!
Już bez żadnego sprzeciwu usiadł obok mnie, oparł głowę o ścianę i zamknął oczy:
- Przykro mi… - Głos mu drżał i chociaż dopiero od dwóch dni był znów częścią mojego życia, czułam, że jeszcze nigdy go takim nie widziałam.
- Mi też… - wyszeptałam i położyłam się na plecach, opierając głowę o jego nogi.
- Jak możesz być tak blisko mnie? Teraz, gdy nic nie czujesz, oprócz bólu, który ci zadałem… - mówił tak cicho, że słowa właściwie nie mogły być skierowane do mnie. Nie patrzył w moją stronę, a tak bardzo chciałam spojrzeć w jego piękne oczy.
- Spójrz na mnie, proszę… Denerwujesz mnie!
- Denerwuję?
- Tak… nie patrzysz na mnie, nie dotykasz i duchem jesteś daleko stąd…
Nagle się uśmiechnął:
- Nadal potrafisz mnie przejrzeć…
Jego uśmiech pojawił się szybko i tak samo prędko zniknął.
- Przestań się winić!
- Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Bello skrzywdziłem cię, złamałem ci serce… A ty leżysz tu i nawet nie jesteś na mnie zła? Powinnaś na mnie krzyczeć, wyrzucić mnie…
- Jestem zła i do głębi zraniona, ale gdy cię odeślę… - Zastanawiałam się przez chwilę. – Znowu zostanę sama! Na nowo bym cię straciła.
- Jak mogę być dla ciebie taki ważny, skoro pamiętasz tylko o bólu? – Nie rozumiał mnie, tak samo jak ja sama siebie nie potrafiłam zrozumieć. Ból, który odczuwałam, trudno opisać. Wydawało się, jakby ktoś wbijał mi nóż prosto w serce. Ciągle na nowo. Był nie do zniesienia, ale wiedziałam, że gdy odeślę Edwarda, umrę w środku…
Bowiem większe od bólu, było życzenie, by go pokochać…
- Powiesz mi, czym jesteś? – spytałam po chwili.
- Skąd ci to przyszło tak nagle do głowy?
- Jakoś tak na to wpadłam. Mówiłeś, że różnisz się ode mnie i jesteś niebezpieczny…
Zastanawiał się długo i najwyraźniej prowadził jakąś wewnętrzną walkę sam ze sobą.
- A jak myślisz, czym jestem?
- Na pewno nie kimś zwykłym. Jesteś zbyt piękny dla tego świata, twoja skóra jest blada i lodowata, a oczy nienaturalnie… piękne…
Mimo, że był zrozpaczony i pełen winy, nie mógł powstrzymać głośnego śmiechu. Brzmiało to cudownie.
- Co? – Byłam obrażona.
- To rzeczywiście nie brzmi normalnie, ale dziękuję…
Oblałam się rumieńcem i nagle, ruchem zbyt szybkim dla moich oczu, pogłaskał mnie po policzku:
- Jak ja za tym tęskniłem…
- Nadal nie dostałam odpowiedzi – powiedziałam niecierpliwie.
- Jesteś na dobrej drodze, Bello.
- Nie powiesz mi, prawda?
- Tak. Sama na to wpadniesz, w końcu nic ci nie może umknąć.
- Zostań dzisiaj… - powiedziałam nagle. Popatrzył na mnie ze zdziwieniem. - Proszę… Edward.
- Bella, wydaje mi się… że to nie jest dobry pomysł.
- Inaczej bym o to nie prosiła…
- Co masz na myśli?
- Jak widać z dobrymi pomysłami nie zaszliśmy daleko. W końcu pójście do lasu było złym pomysłem.
Chciał się sprzeciwić, ale przyłożyłam palec do jego zimnych, lecz delikatnych ust i poczułam, że wstrzymał oddech.
- Edward, posłuchaj mnie. To co wcześniej widziałam i czułam, to było bardzo bolesne wspomnienie, przez co jestem smutna, zła i rozczarowana. Bardzo… ale jak mogę być na ciebie zła, skoro nie wiem, jak bardzo cię kochałam? Moim jedynym pragnieniem jest poczuć do ciebie miłość… tak jak ty mnie kochasz, bo czuję, że to uczucie jest tam, głęboko we mnie i po prostu nie potrafi znaleźć wyjścia z ciemności. Dlatego proszę cię: Zostań ze mną! Chcę mieć pewność, że znowu nie znikniesz, że cię kochałam i nadal to robię… gdzieś w sercu…
Zdjął moją rękę ze swoich ust, o której całkowicie zapomniałam i dopiero teraz odetchnął:
- Wow…
- Wow? – Spojrzałam na niego sceptycznie.
- To było… nie wiem co powiedzieć…
- Więc powiedz, że zostaniesz…
- A jak wytłumaczysz to Charliemu? Nie będzie szczególnie zadowolony z widoku mojej osoby.
- Cholera! Charlie…
- Jeżeli chcesz, bym został, zaufaj mi. Będę przy tobie jak tylko zostaniesz tu, sama.
- Jak…
- Zaufaj mi! Już nigdy więcej cię nie skrzywdzę!
Wstaliśmy i odprowadziłam go do samochodu. Patrzyłam na ziemię, mimo jego obietnicy bałam się rozczarowania. Nie miałam pojęcia jak chciał to zrobić.
- Przyjedziesz? – spytałam prawie błagając.
- Będę przy tobie – odpowiedział i jeszcze raz przejechał dłonią po moim policzku, nim wsiadł do samochodu i zniknął.
Stałam tam jeszcze kilka minut. Jak on chciał to zrobić?
Jakiś czas później Charlie wjechał na podjazd, jednak nie był sam. Zdziwiłam się, ale nagle sobie przypomniałam. Tata wspominał wczoraj, że przywiezie po pracy Billy’ego i Jacoba, mieli obejrzeć jakiś ważny mecz w telewizji. Byłam wczoraj tak zamyślona, że ledwo to do mnie dotarło, ale teraz, gdy widziałam ich w samochodzie ojca, ta z pozoru mało ważna informacja przedarła się do mojej świadomości.
- Cholera… - wyszeptałam.
- Cześć, Bella – powiedział Charlie i spojrzał na mnie zaskoczony. – Co robisz na dworze?
- Potrzebowałam trochę świeżego powietrza. Witaj Billy. Cześć Jacob.
Weszliśmy razem do domu i doszłam do wniosku, że widziałam Jacoba tylko raz, po moim wypadku, a Billy był mi całkowicie obcy.
- Zrobić coś do jedzenia? – spytałam.
- Nie musisz, kochanie. Przywieźliśmy pizzę – odpowiedział Charlie.
Jacob przyniósł ją do kuchni, więc poszłam za nim.
- Jak się czujesz, Bello? – Miał dobry humor i promieniał szczęściem. To było zaraźliwe, mimo że w myślach zadawałam sobie pytanie jak długo będę musiała wytrzymać tu, na dole.
- Czuję się dobrze. Co porabiasz?
- Och, ciągle majsterkuję przy samochodzie. Musisz go koniecznie zobaczyć. – Wyczułam euforię w jego głosie.
- Jasne… przy okazji.
Rozdzieliliśmy pizzę na trzy talerze i zanieśliśmy je do salonu, gdzie panowie już włączyli telewizor i wesoło rozmawiali.
Dosiedliśmy się i zaczęliśmy jeść.
- No więc, Bello jak się masz? – spytał Billy. Ciągle to samo pytanie…
- Dziękuję, czuję się dobrze.
- Pamiętasz mnie? – Uśmiechał się współczująco.
- Nie, to znaczy… wiem kim pan jest, ale nie ze wspomnień…
- Wspomnienia w końcu wrócą. Miejmy nadzieję. – Jednak nie zabrzmiało to szczerze, jakby było lepiej, żebym pozostała w ciemnościach.
Charlie i Billy oglądali mecz i widziałam, że tata jest w swoim żywiole. Wołał, gwizdał, klaskał i jadł przy tym już zimną pizzę, a Billy mu w tym towarzyszył. Siedziałam obok Jacoba na kanapie, a on ciągle tęsknie zerkał na moją prawie nietkniętą pizzę.
- No poczęstuj się, Jacob.
- Naprawdę już nie chcesz? Prawie nic nie zjadłaś!
- Nie jestem głodna. Bierz!
- Dzięki – powiedział i posłał mi szeroki uśmiech.
Wziął kawałek, wsuwając go do ust i od tego momentu ciągle mnie zagadywał.
Prawie go nie słuchałam, moje myśli krążyły wokół i koniecznie chciałam udać się już do pokoju, czekać na Edwarda i zobaczyć, czy nie złamie obietnicy.
- Bella? – spytał Jacob i potrząsnął mną niedelikatnie.
- Przepraszam. Co mówiłeś?
- My już wychodzimy.
Nagle byłam już całkowicie rozbudzona i natychmiast wstałam.
- Śpij dobrze, Bella – powiedział.
- Ty też. Do zobaczenia Billy – zawołałam w stronę korytarza.
- Trzymaj się, Bello – odpowiedział Billy i Charlie popchnął go do samochodu.
- Obiecaj, że nas kiedyś odwiedzisz – błagał Jacob i stanął w drzwiach.
- Obiecuję. Dobranoc.
- Dobranoc. – Uśmiechnął się i mocno przytulił.
- Jake…
- Sorki… do zobaczenia.
Pomachał jeszcze i pobiegł do auta. Charlie odwiózł ich do La Push, a ja w tym czasie posprzątałam kuchnię i salon. Wiedziałam, że muszę zaczekać na tatę, zanim będę mogła iść do swojego pokoju.
Gdy już posprzątałam, usiadłam przy kuchennym blacie i niespokojnie bębniłam palcami po jego powierzchni.
- Już jestem, Bella! – zawołał Charlie, wchodząc do domu.
- Dzięki Bogu… - wyszeptałam i poszłam do przedpokoju. – Więc mogę iść wreszcie do łóżka? – Tata zaśmiał się, jakbym powiedziała coś zabawnego.
- Śpiąca?
- Szczerze mówiąc, tak! Chcę się tylko położyć. Już posprzątałam.
- Dzięki, Bella, więc idź spać. Też już pójdę, muszę rano wcześnie wyjść.
- Dobranoc, tato – zawołałam, będąc już prawie na górze.
Zanim spięta usiadłam na łóżku, poszłam do łazienki, umyłam zęby i ubrałam piżamę. Potem niespokojna wróciłam do pokoju. Czy naprawdę przyjdzie?
Usiadłam na łóżku. Gdzie indziej miałam czekać? Przecież raczej nie wejdzie przez drzwi? Ale jak inaczej miałby…
Nagle stanął przede mną, wymknął mi się mały, wysoki okrzyk strachu i przytknęłam sobie dłoń do ust. Edward podszedł do mnie z gracją i usiadł obok.
- Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć. – Jednak jego usta rozciągnięte były w uśmiechu.
- Ty… wszedłeś przez okno…?! – Więcej nie byłam w stanie powiedzieć.
- Mówiłem ci, że jestem inny.
- W rzeczy samej… To niesprawiedliwe, wiesz o tym? To, że mi nie mówisz.
- Przykro mi… I co teraz zamierzasz robić?
- Więc… cóż… mógłbyś… no…
- Powiedz wreszcie!
- Mógłbyś się położyć obok mnie… - zarumieniłam się i odwróciłam w przeciwną stronę. – Przepraszam…
- Uważasz, że to dobry pomysł? – usłyszałam stłumiony śmiech w jego głosie.
- Nie słuchałeś mnie wcześniej? Koniec z dobrymi pomysłami.
- Oczywiście! – Delikatnie złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę. Ostrożnie podniósł mój podbródek, więc nie miałam innego wyjścia jak tylko spojrzeć w jego oszałamiające oczy.
- Jesteś pewna? – spytał i uśmiechnął się szelmowsko.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć, jego twarz znajdowała się tak blisko, oddech miał ten sam hipnotyzujący zapach, co jego ciało i praktycznie zamglił mi zmysły. Przytaknęłam tylko niezdecydowanie.
Puścił mnie i wstał. Nawet nie zauważyłam, że ma na sobie kurtkę, dopóki jej nie zdjął i nie położył na fotelu. W tym czasie ułożyłam się na łóżku i nie potrafiłam wyjaśnić, skąd bierze się to łaskotanie w brzuchu.
Edward znalazł się obok mnie, lecz zostawił między nami kołdrę.
- Inaczej zmarzniesz – powiedział, gdy spojrzałam na niego pytająco.
- Nieważne. – Jego zapach nie pomógł w pozbyciu się mgły sprzed oczu. Czułam się odurzona, a mrowienie stawało się bardziej intensywne.
- Wierz mi, jestem naprawdę zimny. Nie chcę, żebyś marzła. – Jego głos był stanowczy i tym samym dyskusja została zakończona.
- Opowiedz mi coś… - błagałam. Nie chciałam spać, gdy znajdował się przy mnie.
- Co chcesz usłyszeć?
- Opowiedz mi o swojej rodzinie. Gdzie oni są?
Jednak to było niewłaściwe pytanie, czułam jak się nagle spiął.
- Jestem tu sam, tylko Alice wie gdzie mnie szukać… powinnaś spać, jutro musimy iść do szkoły.
- Nie chcę spać, gdy jesteś obok… Proszę…
Objął mnie ramieniem i przyciągnął mocno do siebie. Poczułam jak głęboko odetchnął, potem odsunął moje włosy na bok i szepnął do ucha:
- Brakowało mi tego zapachu… Nie masz pojęcia, co to za uczucie znów być tak blisko ciebie. Twoje ciepło, zapach…
- Czuję się tak samo…
- Naprawdę?
- Masz w ogóle pojęcie, jak działasz na innych?
- Mówiłaś kiedyś, że działam dosyć upajająco…
Odwróciłam się na plecy i spojrzałam na niego, jego twarz była oddalona od mojej tylko o centymetry.
- Tak rzeczywiście jest…
Koniec z dobrymi pomysłami!
Zapach Edarda znów zmącił moje zmysły i wszystko, co teraz zrobiłam, było kontrolowane wyłącznie przez tęsknotę, która w odurzeniu jego obecnością utorowała sobie drogę na powierzchnię.
Położyłam dłonie na jego policzkach i czułam przyjemne zimno. Przyciągnęłam go bliżej do siebie, wtedy jego lodowate usta natrafiły na moje i poddałam się całkowicie palącemu uczuciu w sercu… Ujrzałam tysiące obrazów pojawiających się przed moimi oczami…
Nie potrafię określić jak długo trwał ten pocałunek, jednak wydawało się, że całą wieczność. Edward uwolnił się ode mnie stanowczo i kawałek odsunął.
- Przepraszam… - wyszeptałam, jednak nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu. Gdy go zobaczył, jego wzrok stał się pytający, jednak oczy błyszczały nadal.
- Co się dzieje? – spytał spokojnie.
- To było… powalające…
- Chyba bardziej zaskakujące…
- No cóż, mówiłam ci: Koniec z dobrymi pomysłami… przepraszam. – Oblałam się rumieńcem i zaśmiałam.
- Za to nie musisz mnie przepraszać. Podziałało?
- Szczerze mówiąc… nie mam pojęcia. Na razie nie jestem w stanie trzeźwo myśleć… ale… - Chciałam go znów do siebie przyciągnąć, czuć jego usta, oddech, jednak nie dopuścił do tego.
- Nie przeceniaj mnie, Bella…
- Dlaczego? Co masz na myśli?
- Mhm, powinnaś w końcu odkryć, czym jestem. To się powoli komplikuje…
- Czy to znaczy, że mam przyznaną ograniczoną liczbę pocałunków? – Zaśmiałam się i przytknęłam dłoń do ust, by nie obudzić Charliego.
- Możesz mnie całować tak często jak tylko chcesz… ale nie zawsze w ten sposób! Nie potrafię się do końca kontrolować!
- Więc tego nie rób! – błagałam i wyciągnęłam się w jego stronę.
- Bella… - uwolnił się z moich objęć i uśmiechnął. – Powiedz mi lepiej, czy coś sobie przypomniałaś.
Odrobinę rozczarowana i zrezygnowana opadłam na poduszkę i chwilę się zastanowiłam. Gdy jego usta dotknęły moich, przed oczami zabłysło jak podczas burzy. Tysiące obrazów, czystych i wyraźnych, widziałam przed sobą, jednak wszystko było jeszcze trochę pomieszane.
- Tego jest bardzo dużo. Nie potrafię wszystkiego przyporządkować. Być może obrazy muszą się teraz jakoś połączyć, jeśli się z tym prześpię, albo coś w tym rodzaju?! – odpowiedziałam z wahaniem. Miałam pewien plan i byłam w tej chwili bardzo szczęśliwa.
Zamknęłam oczy i spróbowałam uporządkować sytuacje, złożyć w jedną całość, jednak nie udało się. Mogłam zobaczyć jego rodzinę, pokój - przynajmniej wiedziałam, co widzę - jednak czasowo lub emocjonalnie nie potrafiłam tego dopasować… Tak miało to wyglądać…
- O czym myślisz? – spytał cicho. Obserwował mnie.
- Próbuję uporządkować wspomnienia. Byliśmy u ciebie w domu, przypominam sobie twoją rodzinę. - Jeszcze mocniej zacisnęłam powieki, jednak nic się nie działo.
- Nie przemęczaj się, Bello. Wszystko się dopasuje… - jednak był lekko rozczarowany.
Spojrzałam w jego zatroskaną twarz i nie mogłam powstrzymać uśmiechu i złośliwej satysfakcji.
- Uwierzysz we wszystko co powiem, prawda?
Teraz patrzył na mnie, nic nie rozumiejąc. Musiałam zdusić śmiech.
- Mhm, od czego mam zacząć? Od faktu, że jesteś naprawdę dobrze całującym wampirem, czy lepiej od wyznania, że strasznie za tobą tęskniłam? – Na ustach miałam szeroki uśmiech.
- Ty… Bella! Pamiętasz? – Był wręcz przestraszony i najwyraźniej brakowało mu słów.
- Myślę, że jeszcze nigdy nie widziałam tak wyraźnie… - Uśmiechnęłam się do niego promiennie i rzuciłam na szyję. Wróciły do mnie, moje ukochane wspomnienia, wróciło życie i znów czułam to palące uczucie w piersi, jednak tym razem wiedziałam, że to z radości. Tęsknota została zaspokojona i całą sobą czułam siłę mojej nowej życiowej energii.
Edwardowi ciągle brakowało słów, więc zamknął mnie tylko mocno w swoich objęciach tak, jakby już nigdy miał mnie z nich nie wypuścić:
- Tak bardzo za tobą tęskniłem, moja ukochana.
- Ja za tobą również…
Trzymał mnie mocno, wdychał zapach mojej krwi, włosów i ciała, a jego objęcia ani na moment nie zelżały.
- Kocham cię… - wyszeptał mi do ucha i pocałował przelotnie w szyję.
- Ja kocham cię jeszcze bardziej… - Uśmiechnęłam się i mocno przytuliłam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Swan
Zły wampir
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P
|
Wysłany:
Nie 21:48, 02 Sie 2009 |
|
Yeah! :D Przypomniała sobie! W końcu! :D
Skąd ja wiedziałam, że stanie się to w ten sposób? Czułam to w kościach xD
A więc... Rozdział genialny, jak zresztą wszystkie inne, no ale ten akurat się zakończył tak... szczęśliwie :) Jestem BARDZO ciekawa jak to się dalej potoczy. Spróbowałabym sama przeczytać cd, mój niemiecki nie jest bardzo zły.. Ale wolę poczekać na Twoje tłumaczenie, bo jest, jak zwykle, cudowne!
Życzę weny, chęci i czasu do dalszego tłumaczenia. Mam nadzieję, że niebawem się pojawi!
Pozdrawiam,
Swan |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
`Wapmirzyca` ; ****
Człowiek
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 83 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Sparkle London <3
|
Wysłany:
Śro 12:38, 05 Sie 2009 |
|
Hura! Przypomniał sobie. I to prze jeden `niewinny` pocałunek.
Jak ja kocham takie momenty. Ciekawe kiedy Charlie i rodzina Edwarda się dowie o tym wszystkim. Hah, przyjemnie się czytało. Czekam na kolejny rozdział.
Czasu, veny i posłusznej klawiatury.
Pozdrawiam,
`W` ; ** |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Czw 20:41, 06 Sie 2009 |
|
OMG!
Rozdzialik wcisnął mnie w fotelik! Jestem pod mega wrażeniem, czytałam go na jednym tchu Twoje tłumaczenie pozwoliło mi wręcz poczuć tą atmosferę panującą u Belli w pokoju podczas ich rozmowy, te emocje, to napięcie w oczekiwaniu na przypomnienie sobie i wkońcu ten pocałunek, który przywrócił wszystko z powrotem do normy! Fenomenalnie został ten moment opisany i przetłumaczony! Czekam na kolejny rozdział, który dostarczy mi tylu emocji podczas czytania, twoje tłumaczenie jest bardzo dobre! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
izka89
Człowiek
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 13:40, 14 Sie 2009 |
|
Pierwsza część ostatniego rozdziału :)
Rozdział 7
Zwierzenia, część 1
W którymś momencie szczęśliwa i uśmiechnięta zasnęłam obok Edwarda.
Moje życie wróciło do mnie i czułam się wspaniale.
Następnego ranka obudziłam się z nadzieją, że poczuję ukochanego obok siebie, jednak leżałam sama w łóżku. Gdy się rozejrzałam, zauważyłam zagiętą kartkę papieru na biurku. Usiadłam więc na fotelu, przy otwartym oknie i przeczytałam:
Kochana Bello,
Nie gniewaj się, że poszedłem.
Zobaczymy się w szkole, obiecuję Ci to.
Muszę wtedy koniecznie z tobą porozmawiać, ale nie obawiaj się.
Już teraz za tobą tęsknię,
Edward
Odłożyłam list do szuflady. Czułam, że nie muszę się bać. On nie zniknie…
Poszłam do łazienki. Weszłam pod prysznic, choć nie chciałam zmyć jego zapachu. Jednak teraz, gdy był już przy mnie, tego również nie musiałam się obawiać. Ubrałam dżinsy, koszulkę, gruby sweter i zeszłam na dół do kuchni. Charlie dawno pojechał do pracy.
Dzień był bardzo mroźny. Nocna wilgoć zamarzła na trawie i idąc w stronę furgonetki mogłam dokładnie zobaczyć swój własny oddech.
Szybko wsiadłam i włączyłam ogrzewanie. Dudniący odgłos silnika wwiercał mi się w uszy i w końcu czułam, że znowu żyję.
Dotarłszy do szkoły zauważyłam, że parking jest już częściowo zapełniony, więc zaczęłam szukać miejsca w pobliżu srebrnego Volvo.
Gdy wysiadłam, Edward stał już oparty o swój samochód i czekał na mnie. No to do dzieła, pomyślałam i rozejrzałam się.
Podeszłam do ukochanego i pocałowałam go przelotnie. Tak jak się tego obawiałam, wszyscy, którzy zobaczyli nasze intymne powitanie, stanęli jak wmurowani. Wszystko było tak jak na początku. Znów przyciągaliśmy spojrzenia.
Jednak nawet się nie domyślałam, że tym razem będzie inaczej. W pewien sposób zrobiło mi się niedobrze, bo dopiero teraz zauważyłam, że również Mike, Angela i Jessica nas widzieli. Stali przed budynkiem numer trzy i szeptali między sobą.
- Świetnie… - wyszeptałam.
- Nie przejmuj się tym…
- Haha, jak sobie to wyobrażasz? Jeszcze wczoraj nic nie pamiętałam i byłam mniej lub bardziej ignorowana, do tego opuszczona przez chłopaka Cullenów. A teraz jestem tu znowu z tobą… razem, ręka w rękę. I mam się tym nie przejmować? – Mój głos stał się piskliwy i Edward się zatrzymał.
- Uspokój się, Bella. Wyjaśnij im po prostu jak jest, jak na razie nic więcej nie chcą wiedzieć – odpowiedział stanowczo i wskazał palcem swoją skroń. Jego dar… oczywiście!
Głęboko odetchnęłam i nagle musiałam się zaśmiać z własnej, przesadzonej reakcji.
- Ok, no to chodźmy… naprzód, do piekła! –powiedziałam sarkastycznie, a on demonstracyjnie objął mnie ramieniem, gdy podchodziliśmy.
- Cześć, Bella… - przywitała się Angela i spojrzała szeroko otwartymi oczami.
- Cześć.
- Co to ma znaczyć? –wysyczał Mike i spróbował patrzeć na nas gniewnie.
- To ma znaczyć, że… o wszystkim sobie przypomniałam. Wczoraj.
Całej trójce opadły szczęki ze zdziwienia i nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
Nikt się nie odezwał i gdy zadzwonił dzwonek, Edward odprowadził mnie do klasy matematycznej.
- Tak właściwie to o czym chciałeś porozmawiać? – spytałam.
- Pogadamy później, na przerwie. Baw się dobrze na matematyce – mrugnął i zniknął. Przewróciłam tylko oczami i weszłam do klasy.
Pewnie Jessica zbombarduje mnie za chwilę pytaniami, jednak gdy lekcja się zaczęła i weszła dopiero co, razem z Mikiem, nie zaszczyciła nawet spojrzeniem miejsca, w którym siedziałam. Wspaniali przyjaciele…, pomyślałam i spróbowałam się skupić na lekcji.
- Co ty sobie w ogóle myślisz? –Jessica jednak nie wytrzymała, kiedy zadzwonił dzwonek i pakowałyśmy swoje rzeczy.
- Słucham? – Byłam zszokowana.
- Grasz przed nami biedną Bellę bez pamięci, nagle pojawia się Edward i wszystko jest znowu jak jasny promyczek słońca?
- Przepraszam cię bardzo, Jessica. Gdyby ci to jednak umknęło, leżałam w szpitalu i miałam wypadek, w którym rzeczywiście straciłam pamięć. Żadne z was nie chciało mi opowiedzieć tego, co powinnam wiedzieć. Jedyną osobą, która mi pomogła, był Edward i to tylko i wyłącznie jego zasługa, że znowu pamiętam własne życie… - Ogarniała mnie cholerna wściekłość.
Co ja sobie myślę? Czy ona naprawdę to powiedziała? A pozostali powinni się trochę zastanowić, co sobie w ogóle ubzdurali!
Całkowicie wyprowadzona z równowagi, wypadłam z klasy bez żadnego słowa i prawie pobiegłam do stołówki. Na miejscu nie potrzebowałam wiele czasu, by znaleźć swojego osobistego anioła przy stoliku, który dawniej zajmował z rodziną. Gdy go zobaczyłam, poczułam się trochę lepiej, ale złość nie opuściła mnie całkowicie.
- Chcesz o tym porozmawiać? – Oczywiście podsłuchiwał…
- Nie… nie teraz.
- Rozumiem. Chcesz coś zjeść? – Wskazała na przepełnioną tacę i musiałam się uśmiechnąć.
- Czy ty zawsze musisz tak bardzo przesadzać z jedzeniem?
- Przecież powinnaś mieć wybór – powiedział sucho i rozerwał bułkę na połówki.
- Więc co chciałeś mi powiedzieć? – spytałam zaciekawiona i również wzięłam kromkę.
Zastanawiał się przez chwilę i spojrzał na mnie:
- Rozmawiałem z Alice. Ucieszyła się, że wróciły ci wspomnienia… Teraz chce cię koniecznie zobaczyć!
Szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy:
- Byłoby świetnie. Dawno nie widziałam Alice i pozostałych.
- Bella… pozostali jeszcze o niczym nie wiedzą.
- Od kiedy macie między sobą tajemnice? – Zaskoczenie odmalowało się na mojej twarzy.
- Czasem i u nas się zdarzają…
- Byłoby nienaturalne, gdyby się nie zdarzały. – Mrugnęłam i osiągnęłam swój cel: zaśmiał się.
- Chciałem cię spytać, Bello… Chcę porozmawiać z rodziną, ukazać wszystko we właściwym świetle i chcę… byś pojechała ze mną. Potrzebuję cię… - Wydawał się zrozpaczony i przygnębiony. Obeszłam stolik dookoła i usiadłam mu na kolanach.
- Jeszcze pytasz?! To oczywiste, że z tobą pojadę, Edwardzie. – Stołówka prawie opustoszała, znów straciłam poczucie czasu i czułam się z tym dobrze.
Nie patrzył na mnie. Zawsze trzeba go zmuszać do szczęścia…
Położyłam dłoń na jego policzku i odwrócił się w moją stronę ze zmartwionym wyrazem twarzy.
- O co chodzi? – spytałam.
- Zastanawiam się tylko… co sobie pomyślisz. Moja rodzina nie była zachwycona pomysłem Alice, by ci pomóc odzyskać wspomnienia…
Zaskoczyło mnie to, zawsze uważałam, że Cullenowie mnie lubią.
- Dlaczego?
- Też chciałbym to wiedzieć… Porozmawiajmy o tym z nimi…
- W porządku. – Uśmiechnęłam się, składając namiętny pocałunek na jego ustach i zdziwiłam się, że pozostawił mi większą kontrolę nad pocałunkiem.
Nie licząc trzech uczniów, którzy nie zwracali na nas uwagi, stołówka była pusta. Lekcja się już zaczęła, ale nie przejęłam się tym, nie chciałam zmarnować ani sekundy.
Ukochany przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie i położył swoje zimne dłonie na moich biodrach. Tym razem to ja uwolniłam się od niego. Edward nie potrafił powstrzymać uśmiechu z tego powodu.
- Co to było? – spytałam choć brakowało mi tchu.
- Kwestia silnej woli… - mrugnął i pogłaskał po włosach.
- Potrafisz się częściej tak kontrolować? – Oblałam się rumieńcem.
- Bella…
- Przepraszam. No więc… co robimy teraz?
- Nie chcesz iść na lekcję?
- W tej chwili? – Spojrzałam na zegarek. –Nie, po pierwsze: już się nie opłaca, a po drugie: nie mam już na to siły…
- Co z Charliem? W jakiś sposób na pewno się dowie.
- Nie wzbudzaj we mnie wyrzutów sumienia. Dopiero wczoraj odzyskałam swoje życie, ciebie, więc jest mi dość obojętne co myśli mój kochany ojciec albo wspaniali przyjaciele. Poza tym możesz mi udzielić korepetycji – powiedziałam z uśmiechem i wstałam. Odniosłam tacę i wyszłam ze stołówki.
- Nie uważasz, że sobie to ułatwiasz? –spytał Edward ostrożnie.
- Nie, jestem po prostu obrażona. I przede wszystkim rozczarowana, głównie z powodu Charliego. Możemy teraz zmienić temat? – Czułam gniew w piersi i wzięłam Edwarda za rękę, by się uspokoić.
Uśmiechnął się, a bicie serca mnie zdradziło.
- Bella… co do odwiedzin u mojej rodziny. Będziemy musieli tam zostać cały weekend.
- Dlaczego? Dokąd się wyprowadziliście?
- Alaska… - wyszeptał.
- Och, ok…
Właśnie przechodziliśmy przez parking. Niektórzy uczniowie, których mijaliśmy, obracali się, szeptali i rzucali nam nieufne spojrzenia.
Gdyby nie fakt, że po wypadku nikt mi nie chciał pomóc i wiedziałam teraz z kim mam do czynienia, czułabym się prawie jak pierwszego dnia. Ta obłuda sprawiła, że gniew we mnie wręcz zakipiał.
Nie wiedziałam jak powiedzieć Charliemu, że wróciły moje wspomnienia, a Edward znów stał się częścią mojego życia. Jeszcze gorsze było to, że musiałam mu jakoś wyjaśnić, iż wyjeżdżam z ukochanym na cały weekend.
Nawet jeśli naprawdę byłam bardzo rozczarowana jego zachowaniem, miał prawo dowiedzieć się o wszystkim, a poza tym nie potrafiłam się zbyt długo na niego gniewać.
Mimo wszystko to mój ojciec i kocham go.
Kłamstwa nie wchodziły więc w grę… Dobrze, z wyjątkiem małego, koniecznego kłamstewka, że podobno jedziemy do L.A., czyli miejsca, z którym teraz wszyscy w Forks kojarzyli Cullenów.
Razem z Edwardem długo zastanawialiśmy się jak powinniśmy to zrobić. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na moment zaskoczenia: tak więc Edward zaparkował swoje Volvo na podjeździe i czekaliśmy.
Zrobiłam sobie coś do jedzenia, a ukochany siedział naprzeciwko mnie przy stole.
- Naprawdę boję się reakcji Charliego… Może powinieneś zaparkować tu swoje Volvo dopiero wtedy gdy nie będzie miał broni w zasięgu ręki? – powiedziałam, a moje dłonie zadrżały, podczas podnoszenia szklanki z wodą. Wolałam ją jednak odstawić.
- Uspokój się, Bello. Twój ojciec nie będzie do mnie strzelał!
Czy wampiry można było w ogóle zastrzelić? Biorąc pod uwagę fakt, że trzeba je pierw rozerwać na strzępy i spalić, by naprawdę umarły… to chyba nie… prawda?
Czułam wzbierającą panikę, bo wyobraziłam sobie gniew Charliego na Edwarda, ponieważ dokładnie z tego powodu – a przynajmniej tak myślałam – nic mi nie powiedział.
- Bella, wszystko będzie dobrze. – Z rozmyślań wyrwał mnie ciepły baryton.
- Tak, wiem… - Wstałam i umyłam talerz. Nagle ukochany stanął za mną i odsłonił moją szyję.
- Wszystko mu wyjaśnimy – wyszeptał i musnął ustami moją szyję. – Chodź. – Wziął mnie za rękę i pociągnął do salonu, gdzie położyliśmy się na kanapie.
- Jedyną pozytywną rzeczą w tej sprawie jest to, że przy mnie jesteś – powiedziałam.
Edward przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie i wydało mi się dziwne, że tak często mnie dotyka, obejmuje albo, tak jak teraz, namiętnie całuje.
- Co się z tobą dzieje? – spytałam odurzona, gdy po kilku sekundach mnie uwolnił.
- A co ma się dziać? – Pozwolił swoim ustom wędrować wzdłuż mojej szyi i odebrał mi zdolność myślenia.
- Więc… przed… - przełknęłam – rozstaniem… nie byłeś taki!
- Wiem… - Jego usta dotarły do mojego podbródka i kącików ust, jednak tych drugich nie dotknął.
- I od czego to zależy? – Chciałam wiedzieć.
- Bella… nie możesz się tym po prostu rozkoszować? Tęskniłem za tobą, to wszystko. – Nasze nosy zetknęły się lekko, gdy to mówił i jego upajający zapach odurzył mnie na nowo. Teraz już naprawdę nie byłam w stanie myśleć, mówić albo w jakikolwiek inny sposób świadomie działać. Moje ciało trwało w tej cichej, palącej tęsknocie za ustami i miłością ukochanego.
- Mhm… twój ojciec zaraz tu będzie… - wyszeptał po dłuższej chwili.
- Nieważne. – Nie chciałam się teraz od niego odsuwać. Leżeliśmy blisko siebie, przytulaliśmy się i całowaliśmy. Byłoby prawie normalnie, gdybym nie uświadamiała sobie za każdym razem, że jest wampirem, gdy się ode mnie odrywał, by odzyskać nad sobą kontrolę.
- Bella… - Już prawie błagał i odsunął mnie kawałek od siebie. – Charlie naprawdę zaraz tu będzie.
Trochę urażona usiadłam i przeczesałam palcami włosy. Moje rozczarowanie, przerwaniem naszego bycia razem szybko się ulotniło, gdy znowu na niego spojrzałam:
- To było piękne! – wyszeptałam i dałam jeszcze ostatniego, przelotnego buziaka, zanim wstałam. Podążył za mną ze swoim czarującym, krzywym uśmiechem na ustach.
- Charlie jest zdezorientowany widokiem mojego samochodu na podjeździe i jest wściekły… - wyjaśnił Edward, gdy Charlie parkował swoje auto.
Panika, o której jeszcze przed chwilą nie pamiętałam, wróciła i z mocno bijącym sercem otworzyłam drzwi:
- Cześć tato!
- Czego tu szukasz, Edwardzie? – spytał, zanim wszedł do domu.
- Jestem tutaj tylko z powodu pana córki, komendancie Swan – odpowiedział spokojnie Edward, jednak jego mięśnie napięły się.
Charlie poszedł do salonu, nie odkładając munduru ani broni i oparł się o kanapę. Przestraszyłam się.
- Nie sądzisz, że już dość złego narobiłeś? Nie jesteś tu mile widziany!
- Tato!
- Nie, Bella! Udaje przed tobą wielkie uczucia, a potem znika i zostawia cię samą. A teraz, nawet jeśli nie mam pojęcia skąd dowiedział się o wypadku, pojawia się nagle i wszystko znów jest w porządku?! Tylko miesza ci w głowie, a jesteś już wystarczająco zdezorientowana z powodu utraty pamięci. –Jego głos stał się głośniejszy i również ja w końcu pękłam.
- Charlie! Wysłuchaj mnie wreszcie! – Czułam rękę ukochanego na ramieniu. – Edward wrócił, by pomóc mi odzyskać wspomnienia i dzięki niemu, tylko niemu, znowu wszystko pamiętam! – Poczekałam chwilę, aż słowa dotrą do ojca.
- Pamiętasz? – spytał w końcu, nadal zły.
- Wszystko, tato. Tak. I tylko dzięki Edwardowi. W końcu był jedyną osobą, która chciała mi pomóc, a nie pozwoliła stać w ciemności.
- Nie pozwoliłem ci stać w ciemności, Isabello!
- Zrobiłeś to. Nic mi nie powiedziałeś, unikałeś odpowiedzi na moje pytania i po co?
- Nie chciałem, żebyś znowu tak cierpiała. On tak bardzo cię zranił, Bello i ty na to nie zasłużyłaś, tak jak on nie zasłużył na ciebie. – Powoli przesadzał, wiedziałam, że się martwił, ale to zaszło za daleko, nie miał pojęcia co się tak naprawdę stało.
- Tato! Kocham go bardziej niż byś chciał, ale wiedziałeś o tym i zrobiłeś wszystko, żebym o nim zapomniała. Nigdy więcej nie miał być częścią mojego życia i żadne z was: ani ty, ani moi wspaniali przyjaciele nie opowiedzielibyście nigdy o Cullenach, a to strasznie złośliwe i obłudne z waszej strony. Mówić mi, że to dla mojego dobra? Przy czym cały czas cieszyliście się, że Carlisle wraz z rodziną odszedł… - Czułam wzbierające łzy i głos uwiązł w gardle.
- Bella… - wyszeptał Edward i objął mnie jednym ramieniem.
- Nie, ktoś to musi wreszcie powiedzieć! – wyszlochałam.
- Isabello, jestem twoim ojcem i na niczym bardziej mi nie zależy jak na tobie. Myślisz, że mogę ci się bezczynnie przyglądać i patrzeć na twoje wewnętrzne załamania? Być może nie pokazuję otwarcie swoich uczuć, do tego nie jestem najlepszym ojcem, ale kocham cię i nie liczy się dla mnie nic oprócz tego, byś była przy mnie szczęśliwa, nie tak jak przez ostatnie miesiące. Właśnie przed tym chciałem cię ochronić.
Charlie miał rację, zazwyczaj nie mówił tak otwarcie o uczuciach czy myślach, jednak teraz, gdy pozwolił zajrzeć w głąb swojej duszy, na nowo wezbrały moje łzy i gorącymi strugami znaczyły policzki.
- Tato, wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej. Ale jedyne, czego pragnęłam, to odzyskać pamięć. Ukrywaliście przede mną życie… najpiękniejszy rok mojego życia , po prostu zabraliście. Bez Edwarda świat nadal byłby pełen cieni. Chcę tylko móc być z nim…
- Nie rozumiem cię, Bello. Pamiętasz wszystko, więc również te straszne uczucia, gdy jego nie było. I teraz nagle stanął przed twoimi drzwiami, a wszystko zostało zapomniane?
- Nie, tato… Nie zapomniałam o tym, ale kiedy kocha się człowieka bezgranicznie, albo też wampira, można wybaczyć i zacząć wszystko od początku… A ja kocham Edwarda, zawsze będę. Niezależnie od tego czy ci się to podoba, czy nie! – zakończyłam, a łzy nie ustąpiły i mój ojciec stał przede mną, patrząc z rozpaczą wymalowaną na twarzy.
- Komendancie Swan. Mógłbym coś powiedzieć? – Edward nagle zakłócił ciszę. Charlie przytaknął tylko, wydawał się jakby znieczulony na wszystko i nie poruszył się.
- Kocham pana córkę, zawsze kochałem. Nawet wtedy, gdy ją opuściłem. I naprawdę żałuję, że sprawiłem jej tyle cierpienia. Proszę nie brać całej winy z tego powodu na siebie!
Zaskoczona spojrzałam na Edwarda. Oczywiście wiedziałam co do mnie czuje, jednak nigdy nie słyszałam, by mówił o tym tak otwarcie przy Charliem albo przy innych osobach. Nie wiedziałam co zamierza . Czy to reakcja na myśli Charliego? Jednak mój ojciec usiadł nagle na kanapie i ukrył twarz w dłoniach.
Było mi przykro, nieważne jak wielki gniew we mnie wezbrał.
Usiadłam obok niego i położyłam dłoń na jego ramieniu:
- Przykro mi, tato! Nie chciałam na ciebie tak nakrzyczeć… ale jestem wściekła, bo tego po prostu nie rozumiem. Tak… chciałeś oszczędzić bólu, chronić mnie… ale to cały rok mojego życia…
- W porządku, Bella… To mnie jest przykro. Nie wiedziałem, że tak o mnie myślisz. Myślałem, że ci pomogę w ten sposób… Przepraszam!
Pytanie go czy mogę jechać z Edwardem na weekend do L.A. (na Alaskę), wydawało się nie na miejscu. Spojrzałam na ukochanego i widziałam, że myśli podobnie.
Odłożyliśmy tę rozmowę, bo nikt się nie spodziewał, że dzisiejszy wieczór obierze taki kierunek. Nikt nie spodziewał się tak głębokich uczuć i emocjonalnych wybuchów.
Charlie nie pożegnał się z Edwardem, nawet na niego nie spojrzał, gdy wychodził.
Odprowadziłam go do samochodu i czułam spojrzenie ojca na plecach, zza zasłony.
- Będę przy tobie jak tylko zostaniesz sama… - wyszeptał i pocałował mnie krótko. Potem wsiadł do samochodu i odjechał, a ja wróciłam do domu. Charlie zdjął już mundur, po czym odłożył broń i stał w drzwiach salonu.
- Nie mogłaś zdecydować się na kogoś innego? – Tylko tyle od niego usłyszałam. Uśmiechnęłam się.
- Nie, tato… To przeznaczenie.
Spojrzał na mnie z błaganiem w oczach. Wiedziałam, że chce tylko mojego dobra, tę dyskusję uważałam za zakończoną zanim w ogóle się zaczęła. Edward i ja należeliśmy do siebie, na zawsze.
- Położę się – powiedział, a ja zdobyłam się tylko na pytające spojrzenie.
- Boli mnie głowa, Bello. Dobranoc…
- Dobranoc… - Nigdy go jeszcze takim nie widziałam i czułam się źle, że smucił się z mojego powodu.
Również udałam się na górę, przebrałam, umyłam zęby i poszłam do pokoju. Edward leżał już na łóżku i powitał mnie uśmiechem:
- Chodź do mnie! – Rozłożył ramiona i wtuliłam się w niego. Byłam tak wyprowadzona z równowagi, że prawie nie czułam jego zimnego ciała.
- O czym myślisz? – spytał i powoli gładził palcami moje ramię.
- Żal mi Charliego. Nie wiem co mam zrobić. Co się dzieje w jego głowie?
- Czuje się winny tego wszystkiego. Wypadku, twojego cierpienia… przeze mnie.
- Dlaczego?
- Bo wierzy, że mógł temu zapobiec, gdyby częściej był przy tobie.
Znów z moich oczu popłynęły łzy. Nie miałam pojęcia, że tak się czuje. To, że wziął całą winę na siebie łamało mi serce. Nie chciałam tego dla swojego ojca.
- Cholera… - wyszeptałam i wytarłam łzy.
- Przynajmniej ty nie czuj się teraz winna, Bello. – Jego głos, gładki jak aksamit sprawił, że zerknęłam na ukochanego.
Miał na ustach mój uśmiech, gdy nasze spojrzenia spotkały się i przyciągnął mnie bliżej siebie. Leżałam teraz na wysokości oczu Edwarda, a on uwolnił całą siłę swojego spojrzenia.
- Edward…
- Co?
- Proszę, przestań.
- Z czym?
- Z tym spojrzeniem, wyprowadzasz mnie z równowagi.
- Wiem… - Uśmiechnął się i dotknął palcami moich ust, pozwolił im błądzić dalej na szyję.
- Przepraszam. Jestem myślami tam gdzie nie powinnam. – Pocałowałam go przelotnie i przesunęłam kawałek w dół. Moja głowa leżała teraz na jego piersi i czułam przyspieszony oddech Edwarda. Pewnie miał nadzieję na taką bliskość jak kilka godzin temu, jednak ja nie byłam w stanie…
Nawet jeśli również tęskniłam za nim, jego ciałem i namiętnością , nie dało się… i było mi z tego powodu przykro.
- Spróbuj zasnąć, Bella.
- Zostaniesz całą noc?
- Oczywiście. Jutro wszystko będzie całkiem inne. – Jeszcze raz przyciągnął mnie do siebie i delikatnie pocałował, potem przykrył i objął ramionami. Przesunęłam kołdrę na jego ramiona, tak by skóra dotykała mojej.
- Bella, zamarzniesz.
- Chcę cię czuć przy sobie. Proszę.
Uśmiechnął się i nie zaprotestował. Mocno wtuliłam się w niego. Wspaniale było czuć obok siebie ukochanego, jego zimną skórę przy mojej i cichy oddech, którego w ogóle nie potrzebował. Niedługo potem zasnęłam i śniłam o najpiękniejszym okresie w moim życiu.
Następnego ranka, Edward rzeczywiście nadal leżał obok. Nie był przebrany – jak zwykle – więc naprawdę został na całą noc. Ciągle trzymał mnie w ramionach i oczy miał zamknięte.
Gdybym nie wiedziała, że nie sypia, uwierzyłabym, iż śpi. Wydawał się taki spokojny.
Jego koszula była przy szyi lekko rozpięta, więc moje usta dotknęły jego zimnej piersi i poczułam jak lekko drgnął. Jednak nic nie powiedział. Całowałam go, wzdłuż jego szyi, choć poczekałam chwilę zanim nasze usta się zetknęły.
- Dzień dobry – wyszeptałam i uśmiechnęłam się. Spojrzał na mnie pytająco, jednak promieniał szczęściem.
- Dzień dobry…
- Przepraszam za wczoraj – powiedziałam i pocałowałam go przelotnie, zanim wstałam.
- Poczekaj, gdzie się wybierasz? – Przytrzymał mnie za ramię.
- Tylko do łazienki.
-Nie teraz. – Znowu przyciągnął mnie do siebie i pocałował tak namiętnie jak poprzedniego popołudnia. Czułam pożądanie w tym pocałunku i pragnienie, którego nie chciał się wyzbyć.
- Musimy iść do szkoły… - wysapałam i uwolniłam się od jego namiętności.
Usiadł, przeczesał włosy palcami i tak szybko stanął, że nawet tego nie zauważyłam.
- Więc powinnaś się przygotować. – Mrugnął do mnie i już znajdował się przy oknie. Pokazałam mu język i zniknął.
W łazience stanęłam pod prysznicem i nie potrafiłam się pozbyć promiennego uśmiechu. W kuchni przygotowałam sobie miskę pełną płatków i usiadłam przy stole. Na blacie leżał list od Charliego:
Bella,
musimy porozmawiać dzisiaj wieczorem. Ty, ja i Edward…
Miłego dnia,
Charlie
Uczucia, których doświadczyłam poprzedniego wieczora, odnalazły powrotną drogę to mojej świadomości i zaczął mnie boleć żołądek. O czym chce rozmawiać?
Właściwie dobrze się złożyło, bo mieliśmy mu jeszcze coś do powiedzenia.
Jutro w południe wyjeżdżamy na Alaskę i do tego czasu Charlie musi się o tym dowiedzieć…
Pozmywałam naczynia i pojechałam do szkoły.
Edward jak zwykle czekał już na mnie i znów wyglądał niesamowicie.
- Charlie chce z nami porozmawiać… - powiedziałam, dotarłszy do niego.
- Wiem, słyszałem jak się załamuje nad tym listem. Nie wiedział co powinien napisać, tak żeby nie wyglądało na to, że jest zły, albo żebyś nie zaczęła się martwić.
- Muszę ci powiedzieć, że to naprawdę niesprawiedliwe.
- Przepraszam! Mam nie czytać jego myśli?
- Nie! W porządku, w końcu to mi pomaga. Chodźmy już – powiedziałam i wzięłam go za rękę.
Nadal czułam na sobie spojrzenia innych, jednak z Edwardem u boku było mi to obojętne.
Odprowadził mnie aż do sali matematycznej, pocałował i puścił oczko, odwracając się w stronę swojej klasy. Miło było widzieć ukochanego takim beztroskim, jednak znałam go na tyle dobrze, by po jego uśmiechu rozpoznać, że wie o czymś co mnie dopiero czeka. To takie niesprawiedliwe…
Jessica siedziała już przy naszej ławce. Wydawała się zdenerwowana, stukała palcami w blat i tupała nogą. Spytałabym ją co się dzieje, ale nadal złościłam się, po tym jak mi wczoraj zarzuciła, że grałam to wszystko przed nimi.
Tylko obok niej usiadłam.
Dlaczego była taka niespokojna? Czy to powód tego dziwnego uśmieszku Edwarda? O czym mogła myśleć?
- Dzień dobry – przywitała się, gdy wykładałam podręcznik na ławkę.
Czy ona mówiła do mnie? Odwróciłam się, a ona patrzyła w moją stronę. Rzeczywiście miała mnie na myśli.
- Cześć, Jess.
- Jak się czujesz? – Wahała się i czuła niepewnie.
- Dobrze… dzięki. A ty? – Ależ nienawidziłam takiej wymuszonej i pustej gadki.
- Bella, chciałam z tobą porozmawiać.
- Ach tak?
- Tak, myślałam o tym wczorajszym…
- A o czym dokładniej? – Teraz byłam już pewna, że Edward „widział” tę rozmowę. Jednak nie miałam pojęcia, co go w tym śmieszyło.
Jessica zastanawiała się chyba nad doborem słów, bo trwało kilka minut zanim się odezwała. Niestety, nauczyciela jeszcze nie było.
- Chodzi o Edwarda i ciebie…
Tak myślałam…
- Więc, chciałam tylko… żebyś wiedziała, że nie chciałam ci sprawić przykrości.
- Co?
- No cóż, ja… naprawdę się cieszę, że jesteś znowu z Edwardem, że w ogóle z nim… jesteś!
- Jesteś zazdrosna! – stwierdziłam i przewróciłam oczami. To było oczywiste…
- Słucham? Nie, przecież cieszę się z twojego powodu…
- Jessica, sama sobie teraz zaprzeczasz. Gdybyś się cieszyła, pomogłabyś mi przypomnieć sobie o nim!
W tej samej chwili Pan Varner wszedł do klasy i zaczął wszystkich uspokajać. Jessica nie spuszczała ze mnie wzroku, jednak ja nie dałam jej możliwości do rozpoczęcia rozmowy aż do końca lekcji.
Gdy zadzwonił dzwonek, spakowałam swoje rzeczy i ruszyłam na angielski. Jessica szła za mną:
- Proszę cię, Bella, wysłuchaj mnie przynajmniej! Potem możesz mnie nienawidzić i zrobić z życia piekło!
Zatrzymałam się. Chyba zwariowałam do reszty…
- Co chcesz mi wyjaśnić, Jessica?
- Przepraszam za to co wczoraj powiedziałam. To po prostu było takie dziwne: twój wypadek i utrata pamięci, nagle pojawia się Edward i wszystko jest tak, jakby nigdy nic się nie zdarzyło. Chodzi mi o to… widzieliśmy jak cierpisz, gdy odszedł, zostawił cię. Dla nas było to irytujące, że tak po prostu dajesz mu drugą szansę, po tym wszystkim co zrobił…
- Dałam mu tę szansę, bo go kocham i potrzebuję. Dałam mu tę szansę, bo znam powody jego decyzji i dałam mu tę cholerną szansę, bo nie ukrywał przede mną mojego życia! Tylko dzięki niemu o wszystkim pamiętam! – Powstrzymałam swoją wściekłość i zastanawiałam się ile razy będę to musiała wyjaśniać. Mówiłam spokojnie i wolno, żeby Jessica zrozumiała każde słowo.
- Nie potrafisz mnie zrozumieć, Bello?
- Nie potrafię! Naprawdę myślałam, że jesteś moją przyjaciółką, a przyjaciółka by mi opowiedziała co się wydarzyło!
- Ale ja nie chciałam byś sobie o nim przypomniała! – W jednej chwili zatkała sobie usta dłonią. Te słowa nie były przeznaczone dla moich uszu.
Gapiłam się na nią i potrząsnęłam głową:
- To nie do przeoczenia… - Chciałam odejść, jednak przytrzymała mnie za ramię.
- Bella, przykro mi!
- Wcale nie! Przecież marzysz o tym, żebym nadal nic o nim nie wiedziała. A jeszcze lepiej by było, gdyby na początku w ogóle nie zwrócił na mnie uwagi.
-Nie… to nieprawda. –Jej głos drżał.
-Tak, Jessica. Pragnęłaś go cały czas, ale nigdy się tobą nie interesował i potem zjawiłam się ja - panienka z dużego miasta - on zwrócił na mnie uwagę, a nawet gorzej. Zakochał się we mnie, a ja w nim. To był wyrok śmierci dla ciebie!
Nadal trzymała mnie za ramię, choć nie było w tym żadnej siły. Wyszarpnęłam się i odeszłam. Mike szedł z naprzeciwka, zobaczył łzy w moich oczach i Jessicę, patrzącą za mną.
- Co tu się dzieje?
- Nic, Mike.
Pobiegłam na angielski, byłam już spóźniona, ale to nieważne.
Powstrzymałam łzy, przełknęłam całą złość i rozczarowanie. Dzisiaj popołudniu jadę z Edwardem na Alaskę, cały weekend tylko z nim. Ta myśl uspokoiła mnie odrobinę.
Gdy dotarłam do klasy raz jeszcze głęboko odetchnęłam, weszłam do środka, przeprosiłam grzecznie i cichutko usiadłam na swoim miejscu.
Nie potrafiłam się skupić na lekcji, a Mike, który najwyraźniej nas szukał, również tu nie dotarł.
Z każdą kolejną minutą czułam się coraz bardziej nieswojo i chciałam tylko być przy ukochanym. Czuć jego ramiona, mocno obejmujące moje ciało i powstrzymujące od krzyku…
Dzwonek wyrwał mnie z dziennych marzeń i praktycznie wypadłam z klasy.
Czekał, oparty o ścianę, z lekkim, uspokajającym uśmiechem na ustach.
- Cześć. – Tylko tyle powiedziałam i ukryłam się w jego ramionach.
- Przykro mi…
- Nie mogłeś mnie ostrzec?
- Czy wtedy zrobiłabyś jej taką piękną scenę? – Usłyszałam z trudem powstrzymywany śmiech i uszczypnęłam go w bok… bardzo zły pomysł.
- Ałć...
Edward wziął moją rękę i pocałował ją, po czym udaliśmy się do stołówki. Obejmował mnie ramieniem i było nam obojętne jak inni na to reagowali.
Poszliśmy po tacę z jedzeniem i usiedliśmy w kącie pomieszczenia, daleko od moich „przyjaciół”.
- Myślałaś już o tym jak chcesz o tym powiedzie Charliemu? – spytał Edward i przysunął w moją stronę bułeczkę. Byłam wdzięczna, że nie poruszał tematu Jessici. Nie chciałam o tym rozmawiać, poza tym większość i tak do niego dotarła.
- Nie… Myślę, że pójdę na całość i powiem mu to prostu z mostu. Dłuższe udawanie i chęć chronienia go nic tu nie da. Ale tak a propos Charliego… O czym chce z nami porozmawiać?
- Zapomnij, Bella… Nie zepsuję jego pomysłu!
- Jego pomysłu?
Pokręcił tylko głową i tym samym dyskusja została po raz kolejny zakończona.
To straszne jaki potrafił być stanowczy!
Reszta dnia obyła się bez kolejnych wypadków i Edward nie odstępował mnie na krok.
Pojechaliśmy do mojego domu, jednak z jego prędkością pojawił się na miejscu pięć minut przede mną. Niecierpliwie czekał przy samochodzie.
- Wierz mi, kiedyś sprawię, że twoja furgonetka zniknie i postawię ci tu porządne auto! Nie będziesz miała wtedy żadnego wyboru! – Uśmiechnął się złośliwie.
- Haha! Nie zrobisz tego. Lubię mój samochodzik, a że ty nie przestrzegasz zasad ruchu drogowego, cóż…
Podeszłam do niego. Wyglądał jakoś tak wyjątkowo dobrze, opierając się o swoje Volvo. No dobrze, zawsze wyglądał świetne…
Gdy byłam już wystarczająco blisko, przyciągnął mnie do siebie:
- Kiedyś, wierz mi! – Pocałował mnie krótko i przejechał rękoma po włosach. – I co będziemy robić, zanim twój tata przyjedzie? – Spojrzałam mu w oczy, które promieniowały.
- Och, muszę coś zjeść, posprzątać, zrobić zadania…
Znów mnie pocałował, a kiedy ponownie otworzyłam oczy i się ode mnie oderwał, staliśmy już w moim pokoju. Jak on to robił?
- To możesz zrobić później.
- Muszę się jeszcze spakować! – powiedziałam szybko i wczołgałam się pod łóżko, żeby wyciągnąć torbę. Usiadł na pościeli i przewrócił oczami:
- Bella… proszę cię. No chodź tutaj!
Nie mogłam powstrzymać uśmieszku i podeszłam do szafy. Usłyszałam ciche warczenie za sobą i odwróciłam się.
- Przestań na mnie warczeć… - Zaśmiałam się.
- Powinnaś brać mnie poważnie, Bella. Przecież o tym wiesz!
-Tak , tak, wszystko jasne, jesteś niebezpieczny. Gdybyś nie warczał to prawie bym zapomniała, że mój chłopak jest wampirem!
Znowu to ciche, przytłumione warczenie i nagle podszedł do mnie, pocałował i podniósł. Owinęłam nogi wokół niego i w końcu poddałam się tej namiętności. Dziwne było czuć go takim wymagającym i pełnym tęsknoty, jednak mrowienie w brzuchu i ciepło rozchodzące się po ciele zdradziło mnie. Bardzo mi się to podobało!
W końcu największe marzenie to przeżycie z nim takiej namiętności.
Zaniósł mnie do łóżka i nie przestawał całować, gdy jego język po raz pierwszy dotknął mojego, poczułam się niesamowicie. Przywarłam do niego tak mocno jak tylko pozwalały na to nasze ciała i zaczęłam rozpinać mu koszulę. Jego zimna skóra wydawała się cieplejsza niż zwykle i przejechałam dłońmi po twardej piersi.
- Bella… - Odsunął się od moich ust, jednak dystans między nami wydawał się coraz mniejszy.
- Nie przestawaj… - wysapałam.
Przytrzymał moją rękę, jednak brakowało tej siły co zawsze. Pozwoliłam dłoni dalej błądzić po jego ciele.
- Nie… - wyszeptał i pocałował moją szyję.
- Wiem, że nad sobą panujesz – powiedziałam i zmusiłam go, by na mnie spojrzał.
- Nie wiesz tego, Bella… ja sam tego nie wiem.
- Nie skrzywdzisz mnie! – Uniemożliwił mi patrzenie w oczy i wiedziałam dlaczego. Nie pragnął niczego bardziej od tego, by wreszcie ulec swojemu cichemu pożądaniu.
- Bella… nie mogę. Nie możemy!
Spodziewałam się tego, jednak nadal nie traciłam nadziei, że w końcu zapomni o swoich zasadach. Wprawdzie mnie nie puścił, ale dystans między nami znów się powiększył. Musiałam wyglądać na rozczarowaną, bo zaczął przepraszać:
- Wybacz, Bello. Naprawdę bardzo mi przykro…
- W porządku. Przestań! – Spojrzałam na zegarek i uwolniłam z jego objęć. – Charlie zaraz tu będzie…
Nie patrząc na niego, zniknęłam w łazience. W lustrze zobaczyłam co go skłoniło do przepraszania. Moje oczy błyszczały. Przełknęłam łzy, rozczesałam włosy i związałam w kucyk. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jaką nadzieję pokładałam w tę intymność przed chwilą.
Usłyszałam delikatne pukanie:
- Mogę wejść?
- Tak…
Edward podszedł do mnie niepewnie.
- Twój ojciec zaraz tu będzie.
- Dobrze… Nie możesz mi powiedzieć co to za pomysł? - Nie brzmiałam na zainteresowaną, bardziej na nieobecną.
- To raczej prośba z jego strony, a nie pomysł… Zresztą zaraz usłyszysz. Jesteś rozczarowana, prawda? – Długo na mnie patrzył i przyciągnął do siebie. Obejmując mnie, wyszeptał:
- Przykro mi. Ale… nie potrafię. Nie teraz! Chcę tego tak samo jak ty, Bello, ale dajmy sobie trochę czasu. Proszę…
Przytaknęłam tylko i spróbowałam ukryć swoje rozczarowanie. Na szczęście w tej samej chwili usłyszałam samochód na podjeździe i odsunęłam się - choć niechętnie - od Edwarda.
- Już dobrze. Mi też jest przykro, Edwardzie. – Pocałowałam go i opuściłam łazienkę. Wezbrała we mnie ciekawość i obawa. Fakt, że ukochany już wiedział co nas czeka, niczego nie ułatwiał. Charlie wydawał się spięty, gdy wszedł i odłożył broń.
- Cześć – powiedział i unikał patrzenia na nas. – Przeczytałaś moją wiadomość?
- Cześć tato. Czytałam. Co chcesz z nami omówić?
- Chodźmy do salonu.
Poszedł pierwszy, a my za nim. Edward trzymał mnie za rękę i zastanawiałam się jak Charlie wytrzymuje, widząc nas w taki sposób. Nie usiadł, tylko wskazał nam miejsca.
- Więc… chciałbym wam coś powiedzieć. Od czego zacząć? Dużo w nocy myślałem i… szanuję waszą decyzję. Bello, otworzyłaś mi wczoraj oczy i mam straszne wyrzuty sumienia. Wiem, że nie jestem człowiekiem, który chętnie mówi o swoich uczuciach, jednak teraz muszę się chyba takim stać. Jesteś moją córką, całym moim życiem i po wielu latach w końcu mam cię przy sobie, pierwszym co mnie spotyka jest twoje załamanie, przez które całkowicie tracę moją dziewczynkę z powodów niezrozumiałych dla mnie… I potem ten wypadek… Ze strachu nie mogę ci pomóc, by na nowo nie cię stracić i teraz nienawidzisz mnie za to. To poczucie winy dławi i nie mam pojęcia co dalej. Dlatego pomyślałem sobie… więc, w ten weekend mnie nie będzie, chcieliśmy z Harrym pojechać gdzieś dalej wędkować. To znaczy, że będziecie sami. Zresztą nieważne. Edward, możesz tutaj zostać, ale potem… pomyślałem sobie, że moglibyśmy więcej czasu spędzać razem…
Tak długo Charlie jeszcze nigdy nie mówił i mogłam tylko gapić się na niego z niedowierzaniem. Czy to naprawdę mój ojciec? Słowa wypowiedziane przeze mnie musiały go bardzo dotknąć i im bardziej to sobie uświadamiałam, tym większe było moje poczucie winy.
- Tato… nie musisz tego robić. Nie musisz też brać na siebie winy z powodu tego wszystkiego. Wiem, że to bardzo trudno zrozumieć i musiałam być naprawdę okropną córką przez cały ten czas, dlatego przykro mi z tego powodu. Nie chciałam byś się smucił przeze mnie. Ale proszę: Nie bierz całej winy na siebie! Nie powinieneś. - Wstałam i przytuliłam go. - Nie rób tego!
Charlie odwzajemnił uścisk tak mocno jak nigdy dotąd. Rzeczywiście bał się mnie stracić i zachowywał się, jakby to było nasze ostatnie spotkanie.
Wtedy słowa, które przed chwilą wypowiedział, dotarły do mojej świadomości. Nie będzie go w ten weekend. Otworzyła się przede mną nowa możliwość, by nic mu nie mówić o naszych planach i o Alasce, jednak nie chciałam go tak oszukiwać. Przełknęłam więc i ostrożnie zaczęłam dobierać słowa:
- Tato. Musimy ci jeszcze coś powiedzieć. - Odsunęliśmy się od siebie i Charlie spojrzał na mnie ze strachem.
- Nie bój się - powiedziałam szybko. - Chcieliśmy ci to już wcześniej zakomunikować, ale jakoś brakowało odpowiedniego momentu. Chociaż wątpię, żeby teraz było o wiele lepiej. Posłuchaj, Edward i ja chcieliśmy pojechać w ten weekend do L.A., odwiedzić jego rodzinę. Nie wiedzą jeszcze, że odzyskałam pamięć i że jesteśmy znowu razem… Chcieliśmy do nich pojechać i powiedzieć im to osobiście…
Rozpacz Charliego ulotniła się w jednej chwili i zastąpiła ją ulga. Jednak gdy mówił, wyczułam wahanie:
- Więc… cały weekend? Może… tak, może to nie jest zły pomysł, byśmy wszyscy się stąd na trochę wyrwali. Dobrze… no więc… zróbcie tak.
- Dzięki tato… pewnie masz rację, a kiedy wrócimy w niedzielę wszystko wyda nam się całkiem inne. - Mrugnęłam do niego i objęłam znowu. - Jest tylko jeden haczyk… Musimy zaraz wyjechać. Droga do L.A. jest daleka…
Zdobył się nawet na mój ulubiony uśmiech i przytaknął. Potem zwrócił się do Edwarda, który wstał i obaj podali sobie ręce.
- Uważaj na moją dziewczynkę!
- Oczywiście, komendancie Swan.
CDN.
na ostatni kawałek możliwe, że troszkę dłużej poczekacie, ale mam nadzieję że się spodoba :P |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez izka89 dnia Wto 10:55, 18 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Pią 14:44, 14 Sie 2009 |
|
Mega długi rozdział!!! Wielkie uznanie za tak dobre tłumaczenie, świetnie się czytało i bardzo dobrze oddawało atmosferę panującą w tym ff. Bardzo mi się też podobało pokazanie relacji pomiędzy Bellą i Charlim, świetnie przetłumaczyłaś tą scenę oddając emocje towarzyszące im podczas rozmowy, gdy Charli pokazał swoje uczucia :) Oczywiście też realcję pomiędzy Bellą a Edwardem zostały świetnie pokazane. Wróciła niezaspokojona Bella :) (chociaż jej się nie dziwię, ja też nie miałabym Edwarda dość ). Ciekawi mnie ich wyprawa do rodziny Edwarda i dało mi do myślenia stwierdzenie że jego rozdzina nie pochwalała pomysłu pomocy Belli w odzyskaniu pamięci, ciekawe czemu?
Acha no i świetnie Bella powrzucała Jessice! Należało się jej!!
Mam nadzieję że te wszystkie moje ciekawostki rozwiąże kolejny rozdział, na który czekam życząc Ci wielie wolnego czasu na jego tłumaczenie.
p/s
Trochę mnie zmartwiłaś informacją że to już będzie ostatni odcinek, bardzo polubiłam twoje tłumaczenie. Zgodnie z twoją zapowiedzią czekam na intrygujące zakończenie :) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ajaczek dnia Pią 14:53, 14 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
CoCo
Zły wampir
Dołączył: 14 Sty 2009
Posty: 263 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: TomStu's bed.
|
Wysłany:
Pią 15:44, 14 Sie 2009 |
|
Tak w sumie to teraz mogę napisać mój komentarz. Mam nadzieję, że konstruktywny.
Na początku jak zobaczyłam tego FFa pomyślałam sobie - 7 rozdziałów to niewiele, co można przekazać w tak małej ilości tekstu ? Jednak pomyliłam się, ponieważ rozdziały są długie, a ponadto zawierają wiele informacji. Jak na niemiecki FF to ten jest wyjątkowo rozwinięty jeśli chodzi o słownictwo, a rzadko się to zdarza (przynajmniej ja nie trafiłam do tej pory na żaden, który miałby tak wiele opisów).
Do rzeczy, pierwsze rozdziały były wprowadzające. Podobała mi się postać Angeli i to, że stała się dla Bells przyjaciółką. Relacja, która się miedzy nimi wytworzyła, była świetnie opisana. Wręczenie biletu pannie Swan, żeby mogła odwiedzić matkę również ciekawie opisane. Szkoda tylko, że ta przyjaźń po prostu zniknęła w dalszych rozdziałach.
Jessica jak zwykle została pokazana jako ta 'zła', ale w pozytywnym sensie. Było jej pełno, zwłaszcza w ostatnich rozdziałach, kiedy Bells wszystko sobie przypomniała. Wygarnięcie Jess tego, co się cisnęło Belli na język - bezcenne. Chciałabym zobaczyć jej minę ...
Alice i Edward, przybywający do Bells, żeby mogła sobie wszystko przypomnieć, zaciekawili mnie. Z Alaski przyjechali aż do tej małej mieściny, choć Bella niczego nie mogła sobie przypomnieć. (Jeszce wspomnę, że wypadek był bardzo dobrze opisany). Poświęcenie Edwarda, gdy został dla Belli, żeby ta przestała widzieć tylko cienie w mroku - romantyczne. To, w jaki sposób próbował jej przypomnieć, poczynając od miłych chwil, a kończąc na tych złych. Oczywiście wiadomo, że tylko pocałunek mógł pomóc w takim wypadku ;]
Dodam jeszcze, że Twoje tłumaczenie jest świetne. Fakt faktem - nie czytałam całego oryginału i zaglądam tak tylko wtedy, kiedy mam jakiś problem ze zbetowaniem, ale z tego co widzę - świetnie tłumaczysz. Może w przyszłości weźmiesz się jeszcze za jakiś FF, skoro tak dobrze Ci idzie ? Mam nadzieję :)
To tyle ode mnie, póki co.
Edward ponownie w szkole, zachowują się jak dawniej. Niestety, Bells olewa swoją przyjaciółkę Angelę. Rozumiem, że jest wściekła, iż ta nie powiedziała jej o Cullenach, po wypadku, ale przyjaciołom się przecież wybacza ...
Charlie to najmilsze zaskoczenie tego FFa. U Meyer był zamknięty w sobie, rzadko okazywał uczucia w stosunku do Bells, czy kogokolwiek innego. A tu proszę - umie przyznać się do błędu, powiedzieć, że zależy mu na kimś i troszczyć się o kogoś, jak również nie stawać na drodze. Jego pomysł odnośnie wyjazdu na ryby i pozostawienia Belli samej z Edwardem - ciekawy, nie powiem. I kuszący.
Mam nadzieję, że zakończenie mnie zaskoczy i nie będzie cukierkowo, bo póki co - romantyczność i napięcie idą w parzę, więc mam nadzieję, że autorka tego nie zmieniła w sielankę przesyconą miłością.
edit: AlicjaC: rozdział powyżej to pierwsza część ostatniego rozdziału, więc więcej niestety nie będzie. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez CoCo dnia Pią 15:54, 14 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
AlicjaC
Wilkołak
Dołączył: 30 Lip 2009
Posty: 150 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krainy czarów
|
Wysłany:
Pią 15:50, 14 Sie 2009 |
|
Jeśli każde następne rozdziały mają być tak dobre i długie jak te dotychczasowe, to ja mogę czekać na kolejne części nawet miesiąc
FF bardzo mi się podoba, co szczerze mówiąc ( pisząc ) mnie zaskoczyło, ponieważ nie przepadam za FF, gdzie występują postacie fantastyczne. Jednak ten jest jednym z kilku wyjątków :D .
Ależ Bella dopiekła Jessice :) i dobrze dziewczyna zrobiła. Jessica tak się zestresowała, że zaczęła się motać w zeznaniach :D .
Ciekawe co się będzie dziać w L.A. i jak Cullenowie zareagują na Belle.
Czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
`Wapmirzyca` ; ****
Człowiek
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 83 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Sparkle London <3
|
Wysłany:
Nie 18:58, 16 Sie 2009 |
|
Co!? I zaraz koniec? :(
Szkoda. Rozdział świetny.
Musiał być fest długi jeżeli to była tylko jego pierwsza część.
Lekko się czytało. Ah, ten Edward i jego rozterki.
Fajnie, że Charlie się zmienił. Podobuje mi się.
Ciekawe jak tam będzie na Alasce i jak familia Edwarda zareaguje.
Czasu, chęci i posłusznej klawiatury!
Pozdrawiam,
`W` ; *** |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez `Wapmirzyca` ; **** dnia Nie 18:59, 16 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
iglak17
Nowonarodzony
Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 37 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Podkarpacie
|
Wysłany:
Wto 10:29, 18 Sie 2009 |
|
Bardzo fajne opowiadanie. Faktycznie jest inne, niż większość tych opisujących losy Belli po rozstaniu z Edwardem. Czyta się przyjemnie, większych błędów nie zauważyłam. Żałuję, że ma siódmym rozdziale się kończy, chociaż trzeba przyznać, że poszczególne części były dość długie (w tym miejscu chcę pogratulować cierpliwości w tłumaczeniu, zwłaszcza, że oryginał jest po niemiecku [brrr...]).
Cieszę się z takiego obrotu spraw - na razie wszystko się układa. Rozbawiła mnie rozmowa Belli i Jess. Zastanawiam się tylko, dlaczego brakuje Angeli - na początku odgrywała ważną rolę prawdziwej przyjaciółki Belli, a teraz została wsadzona do worka razem z wszystkimi "dwulicowymi".
Jedno mnie zastanowiło.
Cytat: |
Nie, tato… Nie zapomniałam o tym, ale kiedy kocha się człowieka bezgranicznie, albo też wampira, można wybaczyć i zacząć wszystko od początku… A ja kocham Edwarda, zawsze będę. Niezależnie od tego czy ci się to podoba, czy nie! |
Bella powiedziała to głośno? To o wampirze? Jakoś nie chce mi się wierzyć, że byłaby tak nieostrożna i wątpię, by Charlie puścił tę uwagę mimo uszu. Nie mam pojęcia, jak jest w oryginale, bo ja i niemiecki to bardzo złe połączenie, niemniej warto byłoby coś z tym fantem zrobić.
Z (nie)cierpliwością czekam na ostatnią część.
Pozdrawiam,
i.17 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
izka89
Człowiek
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 10:59, 18 Sie 2009 |
|
iglak17: rzeczywiście miałaś rację. Ona nie wymówiła tego głośno tylko dopowiedziała sobie w myślach. Już poprawiłam na bardziej zrozumiałe (mam taką nadzieję).
Co do Angeli też mnie to trochę zdziwiło, no ale to decyzja autorki a w końcu niby przyjaciółka ale też jej nie powiedziała prawdy więc została wsadzona do jedego worka z innymi.
Dziękuję wam wszystkim za takie komentarze. Aż mnie to dziwi, bo to moje pierwsze tłumaczenie a właściwie nie dopatrzyłam sie żadnej krytyki :( co mnie oczywiście bardzo cieszy ale jest też zasługą mojej kochanej bety CoCo :)
Choć tych komentarzy bardzo niewiele to każdy niesamowicie mnie ucieszył :)
Niedługo wstawię ostatnią część więc czekajcie cierpliwie :)
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
shantibella
Wilkołak
Dołączył: 26 Sty 2009
Posty: 215 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mannatu ;)
|
Wysłany:
Wto 12:31, 18 Sie 2009 |
|
Uff. No więc tak. Tytuł wątku dawał mi po oczach wielokrotnie jednak przez moją niechęć do niemieckiego - starannie go omijałam. Błąd.
Dziś w pracy, z nudów, mówię - co mi tam!, weszłam i... jestem zachwycona!
Rzadko czytam FF kanoniczne - w tym względzie pozostaję wierna sadze ale to bardzo przypadło mi do gustu. Niewątpliwym plusem jest styl i świetne tłumaczenie.
Zyskałas wierną fanke :) Na sam koniec ale zawsze :)
Weny! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
seska
Dobry wampir
Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 23:16, 18 Sie 2009 |
|
Jakiś czas opierałam się temu FF. Dzisiaj jednak zostałam namówiona do zapoznania się z nim i... teraz już nie żałuję :P
Przyznaję, na początku w ogóle nie miałam ochoty go czytać. Bo nie lubię, jak Bella i Edward się rozstają :( A z doświadczenia wiem, że różnie ich losy są w innych FF opisywane... Ale dałam radę Więc...
Ten FF jest naprawdę świetny :) Bardzo ciekawie rozwinięta akcja, pomysł z wypadkiem i amnezją super. Brakowało czegoś świeżego, innego.
Z niecierpliwością czekam na c.d.! Chyba nie pojawi się Tanya z jakimiś głupimi pomysłami?
Myślę, że dużym plusem tego opowiadania jest świetne tłumaczenie. Dlatego - padam do nóżek i życzę wena :D Oby jak najszybciej pojawiło się zakończenie |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Swan
Zły wampir
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P
|
Wysłany:
Pią 21:41, 21 Sie 2009 |
|
Bella po powrocie Eda wydaje się taka... pewna siebie :D Cieszy mnie nastawienie Charliego do sytuacji... No i zachowanie Belli wobec Jessici :D
Teraz pozostaje tylko sprawa Cullenów...
Tłumaczenie jak zwykle jest niesamowite. Nie dopatrzyłam się żadnych błędów... No ale też ich nie szukałam. Czytało się lekko i przyjemnie.
Czekam niecierpliwie na kolejną część!
Weny, czasu i chęci do tłumaczenia.
Pozdrawiam,
Swan |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
izka89
Człowiek
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 82 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 18:46, 22 Sie 2009 |
|
Rozdział 7 część 2 (ostatnia)
Spakowałam tylko najpotrzebniejsze rzeczy do torby i ukryłam w środku grubą kurtkę zimową. Edward przyglądał mi się, jednak wydawał się nieobecny.
- Jeszcze nigdy nie widziałam Charliego w takim stanie – powiedziałam, zapinając torbę.
- Bardzo uczuciowy… - To było jedyne co usłyszałam.
- Co się z tobą dzieje?
- Denerwuję się tylko z powodu mojej rodziny.
Usiadłam mu na kolanach i pocałowałam.
- Hej, damy sobie radę. Przecież nie może być tak źle, prawda?
- Gdybym to wiedział… - odpowiedział załamany. – Jedźmy już.
Wstałam więc, a Edward zaniósł moją torbę. Pożegnaliśmy się z Charliem, a on patrzył za nami tak długo, dopóki Volvo nie zniknęło za lasem.
Edward prowadził samochód na wysokich obrotach i szybciej, niż zdawałam sobie sprawę, byliśmy już na autostradzie w kierunku Alaski.
- Jedziesz za szybko! – Złościłam się i starałam koncentrować na ukochanym, a nie na drzewach migających jak strzały za szybą.
- Spróbuj zasnąć to nie będziesz tego zauważać! – Uśmiechnął się, ale myślami wciąż był daleko stąd. Położyłam moją dłoń na jego, by trochę go uspokoić i po jakimś czasie rzeczywiście zasnęłam.
- Bella, obudź się. Jesteśmy na miejscu! – Poczułam zimną dłoń na policzku i otworzyłam oczy. – Jesteś piękna gdy śpisz, wiesz?
- Tylko gdy śpię? – odparowałam.
Edward pochylił się w moją stronę i pocałował czule:
- Zawsze jesteś piękna. – Oczywiście się zarumieniłam, a on uśmiechał się tak, jakby właśnie osiągnął swój cel.
- Dzięki. Jesteś gotowy? – spytałam. Potrząsnął tylko głową, a ja pogłaskałam go po policzku. – Wszystko będzie dobrze. Rodzina cię kocha i wiem, nawet jeśli nie podzielali twojego zdania, że cię zrozumieją, kiedy im wszystko spokojnie wyjaśnimy. Wtedy zrozumiemy też wszystko inne. Zaufaj mi.
Uśmiechnął się i wysiedliśmy z samochodu.
Dom znajdował się na brzegu lasu i trochę przypominał ten w Forks. To jednak był przytulny, stary, drewniany dom, z pięknym ogródkiem usłanym niezliczonymi białymi różami. Gdy to zobaczyłam, domyśliłam się od kogo były kwiaty przy moim szpitalnym łóżku.
Carlisle otworzył nam drzwi, na jego twarzy nie było jednak żadnego uśmiechu, do czego byłam przyzwyczajona i powoli zaczęłam wątpić w swój rozum. Czyżbym sobie tylko wyobrażała ich miłość, radość z mojej przynależności do tej rodziny, u boku Edwarda? Co się stało?
- Wejdźcie! – Więcej nie powiedział, a chłód w jego głosie sprawił, że dostałam gęsiej skórki. Carlisle nie patrzył mi w oczy i nie mogłam pozbyć się przeczucia, że to odrzucenie nie odnosi się do mnie osobiście. Coś musiało się wydarzyć… Ile dałabym za to, by posiadać dar Edwarda…
Rezydencja wyglądała rzeczywiście jak ta w Forks. Wszystko oprócz drewnianych, ciepłych ścian było takie samo. Wyprowadzili się, jednak ich prawdziwym domem pozostało to małe, deszczowe miasteczko, tego nie można było przeoczyć.
Wszyscy znajdowali się już w salonie, czekali na nas.
Nieważne jak straszna i niezrozumiała była dla mnie ta sytuacja, cieszyłam się, że w końcu jestem ze swoją rodziną.
- Usiądźcie proszę… - polecił nam Carlisle, jednak Edward podniósł tylko rękę na znak, że woli stać. Ani na moment nie puszczał mojej dłoni i powoli traciłam czucie w palcach. Jeszcze nigdy nie widziałam Edwarda tak spiętego w obecności rodziny.
Czyżby jego dar stał się źródłem?
Ich myśli są aż tak straszne?
Esme wstała i podeszła do Carlisle’a.
- Martwiliśmy się, Edwardzie. Jak mogłeś tak po prostu zniknąć? – Jej głos wydawał się załamany, a muzyka w nim stłumiona.
- Pozwoliłabyś mi odejść?
Esme nie odpowiedziała i wreszcie spojrzała na mnie.
- Bello, tak mi przykro…
Nie rozumiałam ani słowa. Co tu się działo?
- Co się dzieje? Nie rozumiem was…
- Bella… - wyszeptał Edward niepotrzebnie.
- Nie! Za co musicie przepraszać?
Carlisle długo patrzył na mojego ukochanego i wiedziałam, że pozwala mu czytać w swoich myślach. Nagle zaczęłam się bać odpowiedzi.
Edward przytaknął tylko na nieme pytanie ojca i ten skierował się w moją stronę:
- Gdy Edward zniknął, Volturi – wzdrygnęłam się przy tym imieniu – złożyli nam wizytę. Nie wiemy dokładnie, czemu są tak wściekli, ale mamy swoje teorie. Najwyraźniej dotarło do nich, że jesteśmy winni twojego wypadku…
- Chwila! Co? Czemu mielibyście być winni? – Jednak już widziałam Volvo przed oczami i żałowałam zadania tego pytania, nie chciałam bowiem poznać odpowiedzi.
- Ja jestem winna, Bella… - zgłosiła się Alice, która do tego pory stała w najdalszym kącie pokoju, a teraz szła w moją stronę. – Wszystko poszło nie tak… Byłam w Forks, w naszym starym domu, bo strasznie za nim tęskniłam i miałam nadzieję w jakiś sposób być bliżej ciebie. Gdy wtedy wyjeżdżaliśmy tak bardzo chciałam się z tobą pożegnać, ale pomyśleliśmy, że jedno gładkie odcięcie się byłoby lepsze. Przecież byłaś moją małą siostrzyczką. Widziałam cię w Jacksonville i miałaś dotrzeć do domu później… Nie przewidziałam wypadku i nie wiem dlaczego… A gdy spotkałyśmy się na ulicy było już za późno. Widocznie myślałaś, że Edward jest w samochodzie i to była moja wina, gdybym nie wzięła Volvo… - zamilkła i głos jej się załamał. Uklękłam przy niej i wzięłam w ramiona. Byłam wytrącona z równowagi i w jakimś stopniu też zła, choć nie potrafiłam tego wyjaśnić, jednak widzieć Alice w takim stanie było dla mnie nie do zniesienia.
Szlochała na moim ramieniu i gdyby mogła ulżyć cierpieniu poprzez łzy, zrobiłaby to.
- Tak mi przykro, Bello!
- Już w porządku!
- To moja wina, że nic nie pamiętałaś…
- Alice uspokój się. Przecież już jest dobrze. Wszystko pamiętam… Mam znów wspomnienia o swoim życiu, tak jakbym nigdy ich nie traciła.
Alice znowu rzuciła mi się na szyję, jednak nadal nie rozumiałam jednej rzeczy:
- Co Volturi mają z tym wspólnego?
- Najwyraźniej wierzą, że specjalnie spowodowaliśmy wypadek by… usunąć się z drogi… - wyjaśnił przejęty Carlisle.
- Przecież to bzdura! Myślałam, że Volturi są tacy wspaniali i wszystkowiedzący, więc przecież muszą wiedzieć co się naprawdę stało… A tak w ogóle, to czemu mielibyście się mnie pozbyć?
- Ponieważ w ich oczach stanowisz dla nas zagrożenie. Nawet jeśli moglibyśmy cię tak po prostu… zabić… Oni wiedzą, że nigdy byśmy tego nie zrobili. Wiesz czym jesteśmy i wydaje się, że Aro myśli, iż mogłabyś nas zdradzić, albo już to zrobiłaś.
- Nie wierzę w to! Mają obsesję na punkcie swoich gierek… Chcą wam po prostu coś zarzucić!
Byłam wściekła. Miałam nadzieję, że śnię i za moment zostanę obudzona. Jednak nic z tego. Pozostawałam uwięziona w tym koszmarze i było coraz gorzej…
- Edwardzie… – powiedział Carlisle. – Proszę, byś towarzyszył nam w podróży do Włoch. Rosalie, Esme i Alice zostaną z Bellą. Muszę porozmawiać z Aro i potrzebuję twojej umiejętności.
- Nie! – Zareagowałam trochę za głośno. – Proszę, nie!
- Bella, to potrwa tylko dwa dni. – Carlisle nie patrzył w moją stronę. Zamiast tego Edward przyciągnął mnie do siebie. Oczywiście wiedział już o tym:
- Musimy jechać! Zaufaj mi, pojutrze będę z powrotem!
Wiedziałam, że nie ma sensu protestować, bowiem decyzja zapadła nim jeszcze Carlisle na głos wypowiedział swój plan. Jednak na znak cichego protestu łzy leciały mi po policzkach. Bałam się pozwolić mu odejść, nie chciałam stracić Edwarda po raz kolejny.
Nagle poczułam się odprężona i słone krople powoli przestały płynąć, nie musiałam się odwracać, by stwierdzić, że to dzieło Jaspera. Wcześniej w ogóle go nie zauważyłam. Teraz stał obok nas i był mi tak bliski jak ostatnio w Phoenix.
- Przywieziemy go w jednym kawałku. Przestań się martwić!
Z jednej strony byłam mu wdzięczna za jego dar, ale z drugiej… chciałam być po prostu smutna i zrozpaczona. Uświadomiłam sobie bowiem, że powodem obecnej niechęci Cullenów byli właśnie Volturi. Jednakże nie tłumaczyło to, czemu wcześniej odrzucili plan Alice.
Na niektóre pytania dostałam odpowiedzi, ale ciągle pojawiały się nowe.
W międzyczasie wszyscy usiedliśmy na kanapie i podłodze przed kominkiem, wydawało się to ustawione i nienaturalne.
Panowie, czyli Carlisle, Edward, Emmett i Jasper planowali podróż do Włoch, a my tylko słuchałyśmy.
Leżałam w ramionach Edwarda i prawdopodobnie usnęłam.
- Bello, obudź się! – Pogładził mnie po policzku. – Chcemy już jechać.
Te słowa całkowicie mnie rozbudziły.
Wszyscy udaliśmy się do garażu, mężczyźni wzięli Mercedesa Carlisle’a i Volvo Edwarda: nie rzucające się w oczy i szybkie.
Zanim mój ukochany jako ostatni wsiadł do samochodu, odwrócił się do mnie:
- Nie bój się o mnie, Bello. Lepiej uważaj na siebie.
- Obiecaj mi, że wrócisz! – Na nowo zaczęłam płakać i nawet Jasper nie potrafił zmniejszyć mojego strachu o Edwarda!
- Oczywiście, że wrócę. Nie zostawię cię po raz kolejny, Bello. Przysięgam!
Pocałował mnie tak głęboko i namiętnie jak podczas naszego ostatniego pożegnania. Strach pozostał, jednak ufałam mu… w końcu był wszystkim czego potrzebowałam, by móc oddychać.
Niechętnie oderwał się ode mnie:
- Kocham cię!
Te dwa słowa były wszystkim co mi pozostanie na następne dni i ta wiedza pozwoliła mi objąć się rękami, by nie rozpaść się na kawałki.
- Ja też cię kocham… tak bardzo.
Widziałam twarz Edwarda, obleczoną w maskę bólu, gdy wsiadł do Volvo i ruszył za Mercedesem.
Czułam ramiona Alice, obejmujące mnie od tyłu.
- Alice, czy oni wrócą? – Ciągle pytałam ze łzami w oczach.
- Nie wiem.
Alice pokazała mi pokój Edwarda. Bez słowa zamknęła za sobą drzwi i zostawiła mnie samą. Wyjęłam jedną z jego koszul z szafy, pachniała nim.
Ubrałam ją i położyłam się, zwinięta w kłębek, na ogromnej kanapie. Wszystko tu pachniało ukochanym i uciekłam do wspomnień o naszej bliskości w południe, w moim pokoju. Wydawało się to tak odległe i obce… Zwłaszcza teraz, gdy nie było go przy mnie i drżałam o jego życie.
Jednak wspomnienie o ciele, ustach żądających więcej i odurzającym zapachu, pomogły mi zapaść w sen na kilka godzin.
Po jakimś czasie obudziłam się. Ubrana w koszulę Edwarda zeszłam do salonu. Alice, Rosalie i Esme siedziały na kanapie i rozmawiały.
- Och, Bella. Już na nogach? – spytała Alice i uśmiechnęła się niepewnie. Usiadłam przy nich.
- Nie mogę spać. Dzwonili już?
- Tak, są krótko przed Włochami.
- To dobrze…
Jakiś czas milczałyśmy, jednak w końcu nie wytrzymałam.
- Co się dzieje, Esme? Czemu mnie nienawidzicie?
Esme spojrzała na mnie przestraszona, Rosalie próbowała coś wywnioskować z mojego wyrazu twarzy, a Alice spoglądała frasobliwie na podłogę.
- Nie nienawidzimy cię, Bello… - powiedziała przygnębiona Esme.
- Ale czemu nie chcieliście, żebym sobie o was przypomniała? Czemu Edward nie powinien do mnie przyjeżdżać? Czemu nie patrzysz mi w oczy, Esme?
- Nie wiem… Byłam taka niepewna. Gdy Jasper cię zaatakował od razu wiedziałam… że Edward odejdzie, by cię chronić. Widziałam to w jego oczach. I miałam rację. Przyszedł do mnie, a ja radziłam mu, by nie robił tego kroku.
Kocham cię, jak własną córkę, Bella i wiedziałam, że złamie ci serce, gdy odejdzie. Jednak jego decyzja zapadła, więc odeszliśmy.
Te następne tygodnie były straszne. Jeszcze nigdy nie widziałam Edwarda w takim stanie. Niewyobrażalnie cierpiał, nie będąc przy tobie i często, przez chwilę był bliski powrotu, ale nie zrobił tego, często całymi nocami go nie było i krzyczał gdy był sam w lesie.
Miałam takie wyrzuty sumienia… Alice powiedziała mi, że ty również cierpisz i próbowałam zdystansować się do tej miłości, którą do ciebie czułam… Nie chciałam tego dla żadnego z was…
Gdy Alice potem opowiedziała nam o wypadku i oznajmiła, że niczego nie pamiętasz, uderzyło mnie to. Zapomniałaś o nas, a Edward powiedział, że tak będzie lepiej. Jednak cierpiał jeszcze bardziej niż wcześniej. Posłałam ci białe róże, twoje ulubione kwiaty, jak dowiedziałam się od Edwarda, miałam nadzieję, że sobie nie przypomnisz. W taki sposób zaoszczędzono by ci bólu. Jednak moja dusza krzyczała na samą myśl…
Nie nienawidzę cię tak samo jak inni. Jesteś dla mnie niemal córką. Jednak wszyscy się baliśmy, że w momencie, kiedy odzyskasz pamięć, ból na nowo w ciebie uderzy i oddali cię od nas. I tej myśli nie potrafię znieść…
Nie byłam w stanie się poruszyć. Nie oczekiwałam takiego wglądu w jej duszę. Jednak przede wszystkim nie wiedziałam jak Edward czuł się po rozstaniu.
…i krzyczał, gdy był w lesie sam…, dudniło mi w głowie raz po raz.
- Przykro mi, Bello. Nie chciałam, żebyś tak o nas myślała… - wyszeptała Esme, szlochając.
W końcu odzyskałam głos:
- Dziękuję, Esme, że się przede mną otworzyłaś. Proszę, nie miej poczucia winy. Mnie również jest przykro. Po prostu tego nie rozumiałam…
Wstałyśmy i Esme mocno mnie przytuliła:
- Proszę, wybacz mi.
- Zawsze, Esme.
Długo jeszcze siedziałyśmy razem i opowiadałam im zarówno o tygodniach bez wspomnień i z pustką w sercu jak i o tych chwilach, gdy one powoli wracały.
W którymś momencie zmęczenie mnie pokonało i zasnęłam na kanapie.
Dopiero popołudniu Alice obudziła mnie z telefonem w ręce:
- Edward – wyszeptała i zniknęła. Byłam już całkowicie rozbudzona i złapałam komórkę.
- Bella?
- Gdzie jesteście? – spytałam podenerwowana.
- Właśnie wychodzimy od Volturi… - Jego głos wydawał się zmęczony.
- Co się stało?
- Czujemy się dobrze. Aro czytał w moich myślach… widocznie uwierzył. Pozwolił nam odejść, choć Kajusz nie był tym zachwycony. Wkrótce wrócimy. Jak się czujesz?
- Całkiem dobrze. Esme mi wszystko wyjaśniła i znowu zbliżamy się do siebie. - Wiedziałam, że domyśli się o czym mówiłam.
- To świetnie. Tęsknie za tobą, ukochana.
- Ja za tobą też. Kiedy będziecie?
- Mam nadzieję, że najszybciej jak to możliwe. Prawdopodobnie jutro wieczorem.
- Kocham cię, Edwardzie.
- Ja ciebie też. Pospieszę się! – Potem odłożył słuchawkę.
Z telefonem w ręce poszłam do kuchni, gdzie zastałam Alice i Esme. Oddałam komórkę i usiadłam przy nich.
- Gdzie jest Rosalie? – spytałam raczej mimochodem.
- W swoim pokoju, rozmawia z Emmettem – odpowiedziała mi Alice.
- Chcesz coś zjeść? – zapytała Esme, jednak ciągle unikała mojego wzroku. Pewnie dręczyły ją te wyrzuty sumienia, które bardzo chętnie bym jej odebrała.
- Nie, nie jestem głodna…
- Tylko trochę, Bello. Przecież od wczoraj nic nie jadłaś. – Czułam jak próbuje się poddać swoim instynktom macierzyńskim, ale jej myśli zajmowały się ciągle naszą wczorajszą rozmową. Mogłam wyczuć ból w każdym słowie.
- Pewnie masz rację – przyznałam.
Esme podeszła do lodówki, która była wypełniona różnego rodzaju żywnością. Alice zauważyła moje niedowierzanie:
- Przecież trzeba zachowywać pozory…
Uśmiechnęła się i wyjęła garnki z szafki, podczas gdy Esme przygotowywała spaghetti z sosem pomidorowym.
- Nie musicie dla mnie gotować – powiedziałam zawstydzona.
- Przecież tylko dla ciebie się tego nauczyłyśmy! – stwierdziła Alice stanowczo i na tym dyskusja została zakończona.
Spaghetti było pyszne i dopiero teraz poczułam swój wcześniejszy głód. Natomiast Esme i Alice cieszyły się z udanego posiłku.
Ciągle czułam się zmęczona i śpiąca, więc poszłam na górę i położyłam się na kanapie Edwarda. Jednak nie mogłam zasnąć.
Po jakimś czasie włączyłam jego wieżę. Klasyczny kawałek dobiegał z głośników, ale nie znałam go. Usiadłam znowu na kanapie i podciągnęłam kolana pod brodę. Rozległo się pukanie do drzwi i Alice uchyliła je lekko:
- Mogę wejść?
- Pewnie.
Zamknęła je za sobą i usiadła obok mnie.
- Jak się czujesz?
- Niezbyt dobrze. Mimo tego, że Edward zadzwonił, ciągle się o niego boję, oraz tego… że nie wróci…
- Oni wrócą. To akurat mogłam zobaczyć. Nie martw się.
Przytaknęłam tylko.
- Alice? Czy on z tobą rozmawiał? – Z ledwością odważyłam się zadać to pytanie i miałam nadzieję, że wampirzyca domyśli się o co mi chodzi. Wydawała się zastanawiać nad odpowiedzią i zmarszczyła czoło. Dość długo milczała.
- Prawie nic nie mówił odkąd się tutaj wprowadziliśmy. Zamykał się w pokoju, krążył po okolicy, albo całymi dniami siedział przy fortepianie. Jego muzyka była z dnia na dzień coraz bardziej smutna i po pewnym czasie w ogóle przestał grać. Chciałam z nim porozmawiać, jednak - na początku - gdy się do niego zbliżałam, warczał na mnie i znikał.
- Nie rozumiem tego. Przecież jesteście rodziną, chcieliście mu tylko pomóc.
- Ale gdyby do tego dopuścił… mur, którym się otoczył, zawaliłby się i stałby się słaby. Nie chciał tego za żadną cenę!
Przerwała na chwilę i zastanawiała się nad następnymi słowami:
- W tamtym czasie miałam wiele wizji. Ciągle podejmował nowe decyzje…
Chciał ulżyć sobie w cierpieniu, stając się tym potworem, który w nim tkwi, ale zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie tego zrobić, odkąd ciebie – człowieka - nauczył się kochać.
Chciał się zabić… ale Jasper go powstrzymał…
- Jak…?
- Edward chciał się udać do Włoch, wyzwać Volturi i pozwolić im… ale Jasper go zatrzymał, gdy na krótko przed jego wyjazdem poczuł intensywną nienawiść, którą Edward żywił do samego siebie. – Czułam, że mówi mi tylko to co najważniejsze. – Wtedy Edward ostatecznie się zdecydował…
- Na co się zdecydował?
- Na niekończący się ból…
Słowa utknęły mi w gardle, byłam zszokowana i niezdolna do jakiejkolwiek emocjonalnej reakcji.
- Gdy opowiedziałam mu o wypadku i o tym, że do ciebie dzwoniłam… wściekł się. Chciałam natychmiast do ciebie jechać, kiedy zobaczyłam, że nie będziesz nas pamiętać…
- Ale Edward tego nie chciał… - dokończyłam myśl Alice.
- W głębi duszy nie pragnął niczego bardziej, niż tego, by cię ujrzeć i wszystko naprawić. Jednak wewnętrzny mur, który zbudował z czystej nienawiści do samego siebie, wyrzutów sumienia i niekończącej się miłości do ciebie… powstrzymał go przed tym.
Dla Edwarda, myśl, że już zawsze będzie cierpiał, wydawała się do zniesienia jak i to, że zawsze będzie cię kochał, ale na wieczność będzie daleko od ciebie. I wystarczył mu fakt, że twój ból, przez wypadek, miał się wreszcie zakończyć…
Przeczuwałam to. Nawet wtedy, gdy byliśmy rozdzieleni, robił wszystko, by zaoszczędzić mi cierpienia, choć sam przy tym się niszczył.
Jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś, kto był tak bezinteresowny i myśl, że z mojego powodu poszedłby na ostateczną śmierć, zmroziła mnie.
- Ale w końcu do mnie przyjechał? – spytałam po chwili.
Alice przytaknęła.
- Po tym jak zaplanowałam sama do ciebie jechać, jego fasada się wreszcie zawaliła. Nie mógł jej dłużej utrzymać!
Rozmawiał tylko ze mną o swoich myślach i uczuciach, i czułam jak bardzo za tobą tęskni jak cię potrzebuje. Pojechaliśmy więc razem do Forks, jednak wszystko poszło inaczej niż oboje mieliśmy nadzieję… Następnego ranka znalazłam list na jego biurku. Do mnie. Prosił, abym pozwoliła mu iść samemu i nie mówiła nic pozostałym, ze strachu, że chcieliby go powstrzymać…
Milczałam i wszystko zaczęło w końcu do siebie pasować.
Czułam rozdarcie Edwarda i jego rozpacz w piersi, tak jakby były częścią mnie.
Obie długo milczałyśmy i w międzyczasie otoczyła nas noc. Siedziałyśmy w słabym świetle nocnej lampki.
Chciałam jeszcze o coś spytać, jednak wydawało się to złe, zagadywać ją w takiej przygnębiającej atmosferze. Poza tym było to bardziej niż krępujące.
- Co się dzieje? Wyglądasz na zamyśloną, Bello. - No pięknie…
- Ach, to nie jest odpowiedni moment… - Próbowałam tego uniknąć.
- I tak nigdy go nie ma. O co chodzi?
Odetchnęłam głęboko, prawdopodobnie mnie wyśmieje i powie, że zwariowałam.
Czekała cierpliwie.
- Więc… odkąd Edward znów jest ze mną… jest taki namiętny i dopuszcza… mnie bliżej siebie niż wcześniej…
Na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech i po raz pierwszy zobaczyłam, że sięgnął również oczu. Złoto zaczęło promienieć i tańczyć. Widziałam wzbierającą ciekawość.
- Naprawdę? – spytała nagle podekscytowana.
- Tak… nie możesz takich rzeczy zobaczyć?
- Nie, na szczęście. – Zaśmiała się, brzmiało to fantastycznie i czułam jak odbiera mi całe napięcie.
- Więc nie możesz mi… powiedzieć, co się stanie? – spytałam, oblewając się rumieńcem. Uśmiechnęła się przepraszająco:
- Nie. Ale jak myślisz, co się stanie?
Czy muszę to jeszcze mówić, Alice?
- Cóż… takiej namiętności i… pożądania jeszcze nigdy u niego nie widziałam. Powiedział mi, że to tylko dlatego, że tak za mną tęsknił…
- Nie wierzysz w to?
- Nie wiem w co mam wierzyć. Gdy mnie całuje, tak głęboko i wymagająco, wiem, że za tym kryje się większe pragnienie, a nie tylko radość z tego, że ma mnie z powrotem. Jednak w momencie gdy… posuwam się dalej… odpycha moją osobę i to doprowadza do szału. Tak bardzo chciałabym… - Nie mogłam dokończyć tego zdania nawet w myślach. Moja tęsknota za nim tak bardzo wzrosła w ostatnich dniach, że każdego dnia modlę się, by… w końcu zapomniał o swoich uciążliwych zasadach. Jednak głęboko w sercu wiedziałam, że ma rację. Chcę tego tak samo jak ty, Bella, ale dajmy sobie trochę czasu…
- Rozumiem cię. Nawet bardzo. Jednak rozumiem też Edwarda. Po tym wszystkim co się stało, po bólu i twoim wypadku w końcu znów jesteście razem i on rozkoszuje się każdą sekundą spędzoną z tobą. Chce przeżyć tę namiętność tak samo jak ty. Ale Bella, nigdy nie zapominaj, że Edward jest wampirem i zapach twojej krwi za każdym razem doprowadza go do szaleństwa. Gdyby podda się tej namiętności, musi się bardzo dobrze kontrolować. Bowiem najbardziej przeraża go myśl, że mógłby cię przy tym zranić, albo nawet zabić.
To, że Alice doszła do tego punktu, sprawiło, że się wzdrygnęłam. Oczywiście nie zapomniałam o tym, jednak…
- Jest tak cholernie namiętny ostatnio… Nie znam go z takiej strony – zaznaczyłam.
- Myślę, że testuje swoje granice.
- No świetnie… - powiedziałam obrażona i znów pomyślałam o poprzednim popołudniu, w moim pokoju. Gdy przycisnął mnie do szafy i jego język…
Potrząsnęłam głową, by pozbyć się tego wspomnienia.
- Bella… On cię kocha, bardziej niż mogą to opisać słowa i wyrazić gesty, a ostatnim czego pragnie to cię skrzywdzić. Gdy już się oddacie tej pasji, powinno to być coś wyjątkowego i Edward musi nad sobą panować, by tak samo się tym cieszyć jak ty. Dajcie sobie trochę czasu. Nie opuści cię po raz kolejny, poza tym… osobne życie jest w waszym przypadku niemożliwe.
- Co masz na myśli?
- Wiem, że to przeznaczenie was połączyło. Między wami istnieje więź, której nikt nie może rozerwać. A gdy jesteście rozdzieleni… cierpicie i spadacie w przepaść.
Obserwowałam grę wiatru w drzewach i myślałam o słowach Alice.
Jeżeli tak było, to tłumaczyłoby dlaczego czułam taką pustkę, gdy straciłam pamięć. Wiedziałam, że czegoś w moim życiu brakuje, i że moje serce nie jest w jednym kawałku. A gdy Edwarda przy mnie nie było… cierpiałam. Tak samo jak on.
Połączeni przez przeznaczenie, na wieczność…
Byłam tak zatopiona w myślach, że nawet nie zauważyłam, że zapadłam się w głęboki sen.
Alice przykryła mnie kołdrą i zostawiła samą.
Tęskniłam za Edwardem i miałam nadzieję obudzić się dopiero następnego wieczora, gdy on już tu będzie.
- Śpi jeszcze?
- Tak, rozmawiałyśmy dosyć długo. Musiała być trzecia w nocy, kiedy zasnęła. I tak była bardzo zmęczona, właściwie nie odpoczęła.
- I to wszystko z mojego powodu?
- A z czyjego niby?
Poczułam dotyk zimnej dłoni na swojej i obróciłam się niespokojnie w drugą stronę.
- Pozwól jej spać, Edwardzie.
Nagle poczułam zimne usta na swoich i natychmiast otworzyłam oczy, gwałtownie rzucając się Edwardowi na szyję. Zatraciłam się w naszym pocałunku i tylko ciche chrząkanie Alice sprowadziło nas do rzeczywistości.
- Wróciłeś – powiedziałam łapiąc oddech, nie wypuszczałam go z objęć.
- Przecież ci mówiłem – odpowiedział zmęczonym głosem.
- Chodźcie już. Chcemy wiedzieć co się stało! – powiedziała Alice i zeszła na dół.
W salonie zebrała się cała rodzina. Dosiedliśmy się do nich.
- No więc… Co się stało? – znów spytała Alice.
- Najwidoczniej czekali. Aro przyjął nas w swoim domu. Najpierw wydawał się szczęśliwy, bo wierzył, że Bella… nie żyje. Jednak zobaczył w naszych twarzach, że tak nie jest. I ta okoliczność go zezłościła.
Zarzucił nam sprowadzenie niebezpieczeństwa na naszą rasę, chroniąc Bellę. Wiedział, z zaufanego źródła, że Bella nas niby zdradziła. Jednak pokazałem mu wszystkie myśli i długo się zastanawiał. Widziałem jego radość z poznania mojego daru i zastanawiał się jak mnie zdobyć. Jednak Carlisle go zagadnął i obiecał mu… że zrobimy wszystko, by ochronić nasz gatunek… - Edward rzucił ojcu rozczarowane spojrzenie, którego nie mogłam zrozumieć.
- Czemu pozwolił wam odejść? – spytałam.
- Bo mu pokazałem co Carlisle miał na myśli… - Czułam, że nie chce powiedzieć więcej.
- I co to było?
Edward milczał.
- My… musimy cię przemienić… w niedługim czasie… - Był spięty, dłonie miał zwinięte w pięści.
- Musicie?
- Gdy pokazałem to Aro… on mi zobrazował, co się stanie, gdy tego nie zrobimy… Volturi… - Nie wypowiedział tego dalej, jednak potrafiłam się domyślić. Jeżeli nie zostanę przemieniona, umrę, żebym nie zdradziła tych, których kocham. To było tak strasznie niesprawiedliwe…
- Nie dopuszczę do tego, Bella. Nic ci nie zrobią.
- Wiem. – Uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam. Nie czułam strachu. Po pierwsze dlatego, że moim marzeniem była wieczność z Edwardem, a po drugie wiedziałam, że będzie mnie chronił.
- No, ale w końcu jesteście w domu i wszystko jest dobrze! – powiedziała Alice i wtuliła się w Jaspera.
Wszyscy się cieszyli, że Edward, Emmett, Jasper i Carlisle cali wrócili do domu. Nawet Esme udało się posłać mi serdeczny uśmiech.
Jeszcze długo siedzieliśmy razem, opowiadałam Carlisle’owi i pozostałym jak się czułam po wypadku. Jednak szybko zmieniliśmy temat na weselszy. Carlisle planował bowiem powrót do Forks.
- Czuję, że nikt się tutaj dobrze nie czuje i wszyscy tęsknią za tym małym miasteczkiem. Tak samo jak ja. I teraz, gdy znowu jesteś częścią naszej rodziny i musimy mieć się na oku – Carlisle uśmiechnął się – byłoby sensowniej i lepiej dla nas wszystkich, żebyśmy się przeprowadzili. Dla mnie też jest powód. Praca w L.A. jest stanowczo zbyt monotonna.
Śmialiśmy się i wreszcie wszystko wydawało się tak cudownie normalne.
Po kolei znikali Emmett i Rosalie, również Alice i Jasper w swoich pokojach. Edward i ja także podnieśliśmy się, by pobyć trochę sami.
- Bella? – Esme mnie powstrzymała.
- Tak?
- Cieszę się, że mam cię z powrotem…
- Też się cieszę, Esme. Jesteś dla mnie jak matka i tak samo cię kocham. – Objęłam ją, a ona pocałowała mnie w policzek.
- Śpij dobrze.
- Wy też. - Mrugnęłam i podążyłam za Edwardem, który czekał na mnie na szczycie schodów.
Poszliśmy do jego pokoju i położyłam się na kanapie. Ukochany włączył muzykę i zajął miejsce obok mnie.
- Wszystko w porządku? – spytał cicho.
- Tak, nareszcie. – Wtuliłam się w niego i zaciągnęłam się zapachem, którego tak mi brakowało. Nawet jeśli jego koszula i wszystko inne pachniało nim, to jednak gdy leżał obok mnie, oddziaływało to na mnie jeszcze mocnej.
- Tak się cieszę, że znowu wprowadzacie się do Forks. Myślę, że bez was bym tego nie wytrzymała. Teraz, kiedy wszystko jest prawie takie jak dawniej.
- Prawie?
- Musisz przyznać, że warunek, iż musicie mnie przemienić wiele zmienia.
- Nie boisz się, prawda?
- Nie, bo jesteś przy mnie. – Obdarzyłam go promiennym uśmiechem, jednak jego oczy odzwierciedlały smutek z tego powodu.
- Chciałbym móc temu zapobiec.
- Jestem pewna, że coś wymyślisz – powiedziałam z udawaną beztroską. – Ale to nie wszystko co się zmieniło…
Zmarszczył czoło:
- A co jeszcze?
- Ty jesteś inny. Dlatego nie będzie jak dawniej.
- Jak mam to rozumieć?
- No… to nie jesteś ty… - Pocałowałam go wymagająco i mocno przylgnęłam do niego. Na nowo czułam jak pożądanie wzrasta. Po jakimś czasie oderwałam się od jego ust i uśmiechnęłam:
- Widzisz… mówiłam!
- Bella… - Patrzył na mnie z niedowierzaniem i rozpaczą, jednak jego oczy promieniały.
Nie mogłam powstrzymać śmiechu, Edward przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie, a ja położyłam dłonie na jego szyi.
- Kocham cię, Isabello – wymówił moje pełne imię po raz pierwszy z takim oddaniem, wzruszyło mnie to do łez. Uśmiechnął się i wytarł dłonią słone krople z mojego policzka.
- Ja też cię kocham, Edwardzie.
Więcej słów nie było potrzebnych, te w zupełności wystarczyły. Żadne eufemizmy i ozdobniki nie będą w stanie nigdy opisać miłości między nami.
I tak oddaliśmy się jej i zatraciliśmy w namiętnych pocałunkach.
KONIEC.
no i w tym miejscu bardzo dziękuję tym którzy to czytali i którym się podobało :) i jeszcze raz dziekuję za komentarze... jesteście kochani :D
A przede wszystkim dziękuję mojej becie CoCo, z którą się świetnie i bezproblemowo współpracowało :)
Może niebawem wrócę z innym tłumaczeniem albo czymś własnym więc zapraszam :)
i nie pozostaje mi nic innego jak poprosić o przeniesienie tego ff do biblioteki no i o komenatrze od moich czytelników!!!
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez izka89 dnia Sob 18:48, 22 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
wampiria
Nowonarodzony
Dołączył: 01 Lip 2009
Posty: 20 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 19:55, 22 Sie 2009 |
|
Czytałam od pierwszego rozdziału, z niecierpliwością oczekując dalszych części :)
No i udało ci się mnie nieraz zaskoczyć
Ogólnie bardzo mi się podobało. Będę więc oczekiwać innych twoich dzieł
Weny i czasu do innych prac życzę pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
seska
Dobry wampir
Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 20:06, 22 Sie 2009 |
|
Ach... Jak ja kocham Happy Endy :D
Cudne, fantastyczne opowiadanie i oczywiście najważniejsze - świetne tłumaczenie :)
W zasadzie to wolałabym historię z amnezją, niż obecność Jacoba... Ale bez niego nie byłoby jednak sagi. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|