|
Autor |
Wiadomość |
Swan
Zły wampir
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P
|
Wysłany:
Śro 14:33, 11 Lis 2009 |
|
"Być może było to zbyt mocne stwierdzenie. Zabierał dziewczyny do kina i na tańce od czasu do czasu. Na swoją studniówkę poszedł z córką przyjaciela rodziny (którego wszyscy podejrzewali o granie w przeciwnej drużynie)*"
Po pierwsze chyba: którą. A o co może chodzić... Nie wiem xD Że lesbijka? Czy co? Nie wiem.
Cieszę się, że kolejny rozdział się ukazał, bo czekałam na niego DŁUGO. Przynajmniej w moim mniemaniu.
Ta część wiele wyjaśnia. Znaczy od dawna podejrzewałam, że Teddy to Ed... Kurcze. Mam doła przez ten rozdział xD Znaczy... ten sen ze Swan. Czy ona jeszcze przychodziła do tej krainy? A może lustro więcej jej nie wzywało? To naprawdę była ona w tym śnie, czy to była podświadomość... czy coś xD Alice nieco mnie przeraziła z tym krzykiem, ale dobrze zrobiła. Wydawała mi się taka dorosła... jak na swój wiek oczywiście. Jasper ubiega się o Alice? A Em pewnie jest z Rose. No to wszystko się zaczyna układać. Ale kiedy pojawi się Swan? W realnym świecie znaczy się? Czekam na ten moment, gdyż wierzę w inwencję twórczą autorki i wiem (mam nadzieję), że czymś nas jeszcze zaskoczy. Czy kwestia tego tajemnego świata zostanie rozstrzygnięta? Co stało się z obrazkiem?
Tłumaczenie jak zwykle genialne, pestko i, jak zwykle, dziękuję Ci za nie :**
Oh, zapomniałam: ogromny plus za długość rozdziału i wiele wniesionych treści xD
Czasu, chęci, motywacji (choć znów sądzę, że nie muszę Ci tego życzyć, patrząc na długość komentarzy powyżej), weny i cierpliwości :)
Pozdrawiam,
Swan (dzięki temu opowiadaniu zaczynam coraz bardziej lubić swój nick xD) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
blondexD
Człowiek
Dołączył: 11 Lip 2009
Posty: 85 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: From SUPERNATURAL world ;D
|
Wysłany:
Śro 21:24, 11 Lis 2009 |
|
Złapałam doła... to było take smutne...
No ale takie jest życie.
Wiedziałam że Teddy to Edward, po prostu wiedziałam :D
Co do rozdziału, jak już wspomniałam był bardzo smutny, ale wiele nam wyjaśnił. Wiem że Teddy to Ed itp.
Ale trochę mnie zasmuciło, że w jednym rozdziale autorka ujęła aż tyle lat życia Edwarda. Z trzynastolatka stał się dorosłym mężczyzną.
I cały czas tęskni za Bellą.
Również Carlise trochę zaciekawił mnie w tym rozdziale. Nie umnie przyjąć do wiadomości, że to co się stało może być prawdą.
Że w dzieciństwie Edward naprawdę dokonał czegoś magicznego.
Co do Alice... dobrze, że wspiera Edwarda, że dawała mu cenne rady podczas trudnych chwil
Emmett: jak to Emmett Zawsze wszędzie go pełno ;D
Tłumaczenie było jak zwykle perfekcyjne. Krótko ujmując: cud, miód i orzeszki :D
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Mam wielką nadzieję, że Edward w końcu spotka Swan...
Życzę duuuuużo czasu i chęci do tłumaczenia
BlondexD :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
oLuśka_Cullen
Nowonarodzony
Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 35 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 23:12, 11 Lis 2009 |
|
to jest.. to jest.. to.. niesamowite
po raz pierwszy czytam TAKIE opowiadanie, a musze powiedzieć, że przeczytałam ich już naprawdę wiele.
czytając ten rozdział po prostu się popłakałam.
"Obudź się. Słuchaj. Kłam. " ->a tych słów już chyba nie zapomnę..
nie mam też pojęcia skąd autorka < chyba że to Ty> wygrzebała taką muzykę - nigdy jeszcze nie maiałam okazji hmm.. czytać takich magicznych rozdziałów przy tak dobrze dobranej muzyce.. przepiękne.
tak się zastanawaim: czy Swan też śniła, czy śnił tylko sam Edward? a może ona była w lustrze, a on tylko jakoś we śnie się tam przeniósł?
czy sie kiedyś odnajdą?
chciałam jeszcze podziękować za Alice i Emmetta, za to że wspierali Edwarda i wogóle, że są tacy fajni ;]
pestka, jestem dla Ciebie pełna podziwu. masz wielki talent - tłumaczysz nie tylko słowa, ale potrafisz też oddać uczucia i poruszyć czytelnika. mało komu się to udaje.
zgadzam się ze Swan - hiperwielki plus za długość rozdziału ;]
błędów ogólnie nie widziałam, beta dobrze się spisała <gratuluję ;]>, ewentualnie przecinki, ale nie jestem pewna, nie miałam czasu sie ich doszukiwać, tak mnie to opowiadanie wciągnęło
życzę Chęci do tłumaczenia i Czasu! |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez oLuśka_Cullen dnia Śro 23:14, 11 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
teclado
Nowonarodzony
Dołączył: 27 Cze 2009
Posty: 11 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pią 23:59, 13 Lis 2009 |
|
poczekam spokojnie i cierpliwie (qrczę uczę się jej ostatnio często;)) jak wrzucisz na chomika, chociaż i tutaj często zaglądam :) (jak tylko pozwala mi nieszczęsna praca)
ten ff jest inny i dlatego mnie przyciąga i często wracam myślami do niego i zastanawiam się jak potoczą się losy bohaterów
gratuluję tłumaczenia i podziwiam cię - bo ja jestem kompletnym ignorantem do nauki języków obcych:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
pestka
Wilkołak
Dołączył: 24 Gru 2008
Posty: 205 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Royston Vasey
|
Wysłany:
Sob 11:02, 05 Gru 2009 |
|
Uff, wracam z nowym rozdziałem. :) Dziękuję ślicznie za wszystkie komentarze. ;*
Tak jak obiecałam, Lustra można już ściągnąć z mojego chomika:
[link widoczny dla zalogowanych]
I jeszcze jedno - może ktoś w wolnym czasie miałby ochotę zrobić jakiś banner dla tego opowiadania? Ja sama nie potrafię, a fajnie by było wstawić jakiś obrazek na pierwszą stronę, żeby było ładniej. Byłabym dozgonnie wdzięczna.
beta: marta_potorsia
Rozdział 5
PWA
- Daj spokój, piękna, nie bądź taka. To tylko trochę picia i może jakaś kolacja później. Będę się zachowywał jak dżentelmen, obiecuję.
Zerknęłam na dwójkę ludzi przede mną. Zajęcia właśnie się skończyły i niektórzy wciąż się pakowali. Uniosłam się lekko na nogach, ciekawa, jak skończy się ta scena. Był to trzeci raz, gdy ten facet próbował wyciągnąć tę samą dziewczynę na randkę po zajęciach. Użył już chyba wszystkich argumentów, a ona wciąż go olewała.
Wiedziałam, bo obserwowałam tę dziewczynę od prawie dwóch miesięcy.
- Dzięki, Tyler, ale raczej nie. Po prostu nie jestem zainteresowana. – Dziewczyna podniosła torbę i próbowała obejść kolesia stojącego przed nią, jednak ten zablokował jej drogę.
- Bello – zaczął coraz bardziej natarczywym tonem. Obiekt jego zainteresowań wyglądał, jakby miał dość. Ja również.
- Cześć, Bella! – powiedziałam, stając między nimi i niezbyt delikatnie odpychając tego gościa. Spojrzał w dół, lekko zszokowany, że ktoś o połowę od niego niższy go zablokował. – Zastanawiałam się, gdzie jesteś. Moi bracia czekają na nas w Jupiterze. Chcesz już iść? – Spojrzałam na Pana-Nie-Uznaję-Odmowy, a później odwróciłam wzrok, jakby go w ogóle tam nie było.
- Tak – odparła twardo Bella. – Zdecydowanie jestem gotowa do wyjścia.
Razem obeszłyśmy natręta i wyszłyśmy z klasy. Kiedy znalazłyśmy się w bezpiecznej odległości od drzwi, Bella obejrzała się, złapała moje spojrzenie i roześmiała się.
- Mam nadzieję, że się nie obraziłaś, że to zrobiłam – powiedziałam. – Ten gość wkurzył mnie tak bardzo, że musiałam zrobić to albo go udusić. Wybrałam bardziej rozważne rozwiązanie.
- Nie tak łatwo mnie obrazić. – Wyciągnęła do mnie rękę. – Bella Higginbotham. Nie wiem, kim jesteś ani skąd pochodzisz, ale uratowałaś mi tyłek. Dzięki.
Bella spojrzała mi prosto w twarz i zobaczyłam szok na jej buzi, gdy spoglądała raz w jedno, raz w drugie z moich oczu.
- Alice Cullen – odpowiedziałam. – Jestem dumną obrończynią kobiet prześladowanych przez wszystkich dupków tego świata. Takie moje powołanie. A więc jesteś gotowa na wyjście?
- Wyjście gdzie? – zapytała. Spojrzałam na nią niecierpliwie.
- Do Jupitera, oczywiście. Spotkać się z moimi braćmi.
- Och – odparła z zaskoczeniem Bella. Przygryzła wargę. – Nie musisz tego robić. To bardzo miłe z twojej strony i doceniam, że mnie uratowałaś, ale nie chcę się wtrącać w rodzinne spotkanie…
Machnęłam ręką, przerywając jej.
- Masz inne plany? – zapytałam.
- Cóż, nie, ale…
- No to chodź. Masz samochód? Mnie dziś podwiózł mój chłopak, więc albo jedziemy twoim, albo idziemy. To nie tak daleko.
Bella bąknęła coś o parkingu na zewnątrz.
- Jeszcze jedno – powiedziałam, kładąc jej rękę na ramieniu. – Miejmy to pytanie już za sobą, skoro mamy być przyjaciółkami.
- Jakie pytanie? – zapytała ostrożnie. Przewróciłam oczami i Bella się uśmiechnęła. – No dobrze. Alice, co jest z twoimi oczami?
- Heterochromia – oznajmiłam dumnie. – Kiedy twoje tęczówki mają różne barwy. W moim przypadku jedna jest niebieska, a druga brązowa. Odziedziczyłam to po babci.
Bella przyglądała się z zainteresowaniem moim oczom, a ja wykorzystałam tę chwilę, by przyjrzeć się jej z bliska po kilku tygodniach oglądania jej z daleka.
Była urocza ze swoją jasną cerą, pięknymi brązowymi oczami i blado różowymi ustami. Na jej nosie znajdowało się kilka piegów. Była niska – niewiele wyższa ode mnie - i szczupła. Miała bardzo konserwatywny strój jak na Berkeley – czarne, sprane dżinsy, biały top i gruby, robiony na drutach sweter. Zaraz pod wgłębieniem w jej szyi znajdował się starodawny medalion na łańcuszku. To on pierwszy przykuł moją uwagę. Cóż, on i…
- No dobra, teraz moja kolej – powiedziałam. – Czy to twoje prawdziwe włosy? Jak długo je hodowałaś? Mogę dotknąć? – Uśmiechnęła się i zarumieniła.
- Tak, są prawdziwe. Ostatnio ścinałam je czternaście lat temu, pomijając podcinanie końcówek. I tak, możesz ich dotknąć – chociaż tak naprawdę jestem ci strasznie wdzięczna, że najpierw zapytałaś. Nie masz pojęcia, jak to jest. Wyobrażam sobie, że podobnie wygląda bycie w ciąży – ludzie widzą w tobie coś interesującego i nagle muszą tego dotknąć, jakby twoje ciało było jakimś doświadczalnym dziełem sztuki.
Następnie odwróciła się, by spełnić moje życzenie.
Jej włosy sięgały niemal kolan. Miały kolor głębokiego, czekoladowego brązu i były starannie zaplecione w długi, gładki warkocz z kilkoma luźnymi kosmykami opadającymi na twarz. Zszokowało mnie, ile ważą, gdy je podniosłam.
- Podobają mi się - powiedziałam z przejęciem. – Są ładne, gdy są długie.
Uśmiech, którym mi odpowiedziała, był uprzejmy, ale też odrobinę smutny. Może nie smutny… nostalgiczny. Jakby przypominała sobie coś sprzed wielu lat.
- Twoje włosy też mi się podobają – stwierdziła. – I twoje oczy.
~~ - ~~
Kiedy wyszłyśmy na dwór, okazało się, że strasznie wieje i Bella założyła kurtkę. Spojrzałam na nią, po chwili zrobiłam to po raz drugi i wyciągnęłam rękę, by dotknąć materiału.
- Chryste, Bella… To jest kurtka z czasów Drugiej Wojny Światowej, z Sił Powietrznych Armii Stanów Zjednoczonych. Powinna znajdować się w muzeum! Skąd ją wytrzasnęłaś? – Bella rozpromieniła się, wyraźnie zadowolona, że rozpoznałam tę doskonałą jakościowo część garderoby.
- To kurtka mojego dziadka. Dał mi ją kilka lat temu… Powiedział, że woli ją widzieć na moich plecach niż w szafie pełnej moli.
- Już go lubię – powiedziałam, wskakując na siedzenie pasażera w małym samochodzie Belli.
~~ - ~~
Pojawiłyśmy się w Jupiterze kilka minut później i zaprowadziłam Bellę przez bar do patio z tyłu. Moi bracia znaleźli dobry stolik niedaleko lampy. Jasper zobaczył nas i wstał.
- Cześć, piękna – powiedział, dając mi buziaka… i po chwili wracając po więcej. Nie protestowałam. Chociaż moi rodzice twierdzili, że najwyraźniej nie mam nic lepszego do roboty niż łamanie serca Jazzy’iego swoimi kobiecymi zachciankami, tak naprawdę szalałam za nim odkąd skończyłam dziesięć lat. Związek z nim był dla mnie codziennym spełnianiem marzeń. Oboje o tym wiedzieliśmy.
- Cześć – odpowiedziałam, gdy oderwał ode mnie swoje usta. Otoczyłam ramieniem swoją nową przyjaciółkę. – Wszyscy, to jest Bella Higgingbotham. Bello, to są wszyscy.
Potajemnie obserwowałam, jak Bella robi to co zwykle. Między innymi to mnie w niej początkowo zafascynowało – ona obserwowała ludzi. Jej oczy widziały to, czego inni nie dostrzegali. Robiła to również teraz, poznając moją rodzinę.
- Cześć, Bella. Jestem Jasper Whitlock. Wiecznie cierpiący i bardzo szczęśliwy chłopak Ali. Miło cię poznać. – Oczywiście Jazzy odezwał się pierwszy. Ciepły, przyjazny, otwarty – taki był Jasper. Nieoficjalny frontman rodziny Cullenów.
- Ciebie również miło poznać, Jasper. – Oczy Belli studiowały jego przystojną, opaloną twarz. Uśmiechnęła cię uprzejmie, nie mogąc odeprzeć jego uroku, jego niesamowitej mocy relaksowania ludzi.
- To mój młodszy braciszek, Emmett Cullen – powiedziałam, uśmiechając się z powodu tej ironii. Emmett podniósł się nieco ze swojego krzesła, uderzając głową w parasol. Bella spojrzała w górę, oceniła jego wzrost i muskularną sylwetkę. Emmett był naszym rodzinnym ochroniarzem, strzegącym nas z wielką lojalnością.
- Braciszek, tak? – powiedziała, unosząc brew i wyciągając dłoń w kierunku wielkiej łapy Emmetta. – Pozwalasz się tak obrażać, wielkoludzie?
Na twarz mojego brata wypłynął uśmiech zadowolenia wywołany zuchwałością Belli, a na policzkach pojawiły się dołeczki.
- Alice czepia się wszystkiego – powiedział i odwrócił się w stronę pięknej blondynki siedzącej obok niego. – A to moja dziewczyna, Rosalie.
Jego głos pełen był dumy. Twarz Belli rozjaśniła się.
- Cześć – odezwała się zimno Rosalie, po czym spojrzała na mnie. Jej niebieskie oczy lśniły pogardą. – Przygarnęłaś kolejne bezpańskie zwierzę, Alice?
- Kochanie… - przerwał jej Emmett, próbując ją uspokoić.
- Cześć, Rosalie. Tak, można powiedzieć, że jestem po części bezpańskim zwierzęciem – odparła Bella, ignorując wrogie wibracje. – Co studiujesz w Berkley?
Rose pociągnęła nosem i odrzuciła włosy.
- Zaczynam właśnie studia pierwszego stopnia na wydziale sztuk pięknych – powiedziała w końcu. – Tak jak Emmett.
- Jasper skończy niedługo historię – powiedziałam. – Bella jest ze mną w grupie z psychologii.
Dziewczyna zaczęła się rozglądać wokół stołu, szukając miejsca, by usiąść, jednak powstrzymałam ją, kładąc jej rękę na ramieniu. Zdarzało mi się to częściej, niż chciałam przyznać.
- Bello, czekaj. Chciałabym, byś poznała mojego starszego brata. – Spojrzała na mnie z zaskoczeniem – jak większość ludzi, nie zauważyła Edwarda. Zresztą, on wolał nie być zauważany. – Bello, to jest Edward. – Wskazałam ręką na daleki koniec stolika.
Siedział odsunięty od stolika tak bardzo, jak był w stanie, by móc ukryć się w cieniu. Miał na sobie ciemny sweter, czarną koszulę i ciemne dżinsy, dzięki czemu prawie wtapiał się w otoczenie. Tylko jego blada skóra wyróżniała go na tle ciemnej ściany.
Miał gładko zaczesane włosy. Ilość produktów, których użył, by je okiełznać, sprawiła, że były prawie tak ciemne, jak Belli. Oczy, ukryte za czarnymi plastikowymi oprawkami, wlepił w stolik.
I chociaż próbował to ukryć, mój brat był niesamowicie przystojny.
Słysząc swoje imię, Edward spojrzał niechętnie w górę. Jego zielone oczy oceniły Bellę, po czym spoczęły na mojej twarzy.
- Cześć – powiedział, po czym wrócił do czytania książki, którą trzymał na kolanach.
- Edward robi magistrat z matematyki – oznajmiłam dumnie. Bella popatrzyła na niego niepewnie, po czym usiadła na krześle, które odsunął dla niej Jasper. Nastąpiła gorąca rozmowa na temat zalet naszych ulubionych trunków, po czym złożyliśmy zamówienia. Emmett zaczął narzekać na swoje studia i pracę, którą musi oddać.
Bella ładnie wkomponowała się w naszą rodzinę. Nie odzywała się zbyt często, jednak kiedy już to robiła, mówiła z sensem i suchym poczuciem humoru, które nas rozwalało. Nawet Rosalie wydawała się przekonywać do mojej nowej przyjaciółki. Razem opowiedziałyśmy historię nieudanego podrywu Tylera Crowleya.
- Skąd przyjechałaś, Bello? – zapytał Jasper.
- Jestem z Arizony – odparła. – Phoenix. Najpiękniejsza część kraju, tak mi się wydaje. A wy skąd jesteście?
Wydawała się zaskoczona faktem, że urodziliśmy się w Kalifornii.
- Nie wiedziałam, że komukolwiek wolno się tu urodzić – powiedziała.
Kątem oka zauważyłam, że usta Edwarda wykrzywiły się w mały uśmiech. Kilka minut później oderwał wzrok od książki i sięgnął po piwo. Nie odzywał się, ale słuchał.
Kilka minut później, wracając z toalety, Rosalie mijała krzesło Belli. Dziewczyna zdjęła kurtkę i oczy Rose spoczęły na długim warkoczu znajdującym się na plecach brunetki.
- O mój Boże, Bella! – krzyknęła, sprawiając, że wszyscy obrócili się w jej stronę. Rose oczywiście uniosła gładki, ciężki warkocz i przejechała po nim dłonią. Bella uśmiechnęła się i wzruszyła lekko ramionami, jakby chciała powiedzieć: „A nie mówiłam?”.
- Czy one są prawdziwe? – zapytała Rosalie. Przez kilka minut zasypywała Bellę pytaniami i miętosiła jej włosy, dopóki coś nie odwróciło jej uwagi. Dziewczyna wyglądała na bardzo zadowoloną, gdy Rose w końcu się od niej odsunęła. Wzięła długi łyk piwa i westchnęła głęboko.
- Przepraszamy za to. – Usłyszałam, jak Edward nagle odezwał się do Belli. – To musi być niezwykle męczące, gdy przypadkowi nieznajomi cię obłapiają.
Rozmowa z Edwardem? Nie spodziewałam się tego. Odsunęłam się od nich, jednak przysunęłam nieco głowę w ich kierunku, by słyszeć ich zniżone głosy.
- Często mi się to zdarza – przyznała Bella. – Przyzwyczajasz się po jakimś czasie.
Wskazała ręką na zamkniętą książkę leżącą na kolanach Edwarda.
- Co czytasz? – Spojrzał w dół.
- Matematyka finansowa – odparł.
- Magister matematyki, tak? Masz zamiar zajmować się analizą ryzyka? Czy jesteś bardziej zainteresowany analityką biznesową?
- Nie jestem pewien. Może analizą ryzyka.
Och, czas na grę w dwadzieścia pytań z moim trudnym bratem. Większość znajomych dawała sobie spokój już po trzech pytaniach. Zbroja Edwarda była niemalże nie do przebicia. Nic na zewnątrz, nic do wewnątrz.
- Mogliśmy bardziej z tego skorzystać, gdy sub-prime loans* były takie popularne – powiedziała lekko Bella. Cień uśmiechu przemknął po ustach Edwarda i zaraz zniknął. Widać było, że mój brat zaczyna się wycofywać. – Jaki był twój pierwszy kierunek?
- Inżynieria elektryczna – odparł.
- Ja wybrałam sztuki wyzwolone. Miałam zamiar studiować literaturę, może zostać nauczycielem. Jednak wtedy odkryłam, jak bardzo lubię psychologię i zdecydowałam się na nią.
Edward uśmiechnął się pod nosem.
- Bo chcesz pomagać ludziom, zgadza się? – zapytał. W jego głosie słychać było złośliwą nutę. Edward z całą pewnością nie lubił psychologów.
- Najbardziej interesuje mnie praca z młodzieżą, zwłaszcza terapia pourazowa. A więc tak, wydaje mi się, że można tak powiedzieć.
Ona jest taka spokojna. Nie daje się podejść.
Edward przewrócił oczami.
- Psychologia młodzieżowa. Będziesz potrzebowała ochrony, wszystkie nastolatki to świry – stwierdził drwiąco.
- Prawie z pewnością – zgodziła się Bella. – Sama kiedyś byłam nastolatką, mogę się pod tym podpisać. Byłeś kiedykolwiek na psychoterapii? – zapytała, odwracając kota ogonem.
- Pochodzę z Kalifornii. Oczywiście, że byłem na psychoterapii – odparł cynicznie. – Kto tego nie robi w tych czasach? W każdym razie okropny ze mnie pacjent. Jestem strasznie nudny. Zasnęłabyś, analizując mnie.
Bella odwróciła się do niego, jej twarz nagle posmutniała.
- Dlaczego miałabym chcieć cię analizować? – zapytała cicho. – Nakłamałbyś mi i zamknął się w sobie, tak jak miało to miejsce na pozostałych twoich terapiach.
Zbroja Edwarda miała zaledwie kilka dziur. Nie mam pojęcia, jakim cudem Belli udało się znaleźć jedną z nich i wbić w nią strzałę, znając mojego brata zaledwie godzinę. Ale udało jej się. Wciągnęłam powietrze i poczułam, jak oczy Jaspera skupiają się na mnie, po czym podążają za moim spojrzeniem w stronę Edwarda.
Przez krótką chwilę na twarzy Edwarda odmalowała się potworna bezbronność. Po chwili jednak jego zbroja odbudowała się, a wyraz twarzy zniknął. Mój brat znów zamknął się w sobie.
- Miło było cię poznać – powiedział z roztargnieniem, zbierając książki i rzucając pieniądze na stolik. – Alice, mam spotkanie z moim promotorem, później idę pobiegać. Do zobaczenia w domu.
I już go nie było.
~~ - ~~
W nocy, po tym, jak się kochaliśmy, Jasper oparł się na łokciach i spojrzał na mnie. Znałam to spojrzenie. „Porozmawiajmy”.
- Powiesz mi, co stało się w barze dzisiaj popołudniu? – zapytał. Skrzywiłam się i odwróciłam wzrok.
- Co dokładnie? – zapytałam, próbując się wykręcić.
- Zacznijmy od twojej nowej przyjaciółki, Belli. Którą zresztą bardzo polubiłem. Ona jest inna od dziewczyn, z którymi zwykle się zadajesz. – Jasper zamilkł na chwilę. – Alice… Co zobaczyłaś na jej temat?
- Widziałam ją… z nami – odparłam. Kiedy tylko wyszło to z moich ust, zdałam sobie sprawę, jak źle to brzmi i przewróciłam się na drugi bok. Oczy Jazzy’ego miały wielkość spodków.
– Nie! Nie z nami, w sensie… z nami. – roześmiałam się. – Chyba jesteś jedynym facetem na świecie, który zamiera z przerażenia na samą myśl o trójkącie z dwiema pięknymi kobietami.
- Wszystko czego potrzebuję, jest tutaj – powiedział Jasper, pochylając się, by mnie pocałować. – A więc co miałaś na myśli?
- Widzę Bellę jako bardzo bliskiego przyjaciela, daleko w przyszłości – odparłam. – Więcej niż przyjaciela. Bardziej rodzinę. Widzę ją z nami wszystkimi. Tak samo, jak widzę Rosalie.
Próbowałam nie zrobić dziwnej miny… Niemal od dnia, gdy się poznali, wiedziałam, że Emmett i Rose zostaną stałą parą. Miałam nadzieję, że Rosalie zmądrzeje z wiekiem.
- Och… Ale nie widziałaś…
- Nie – odparłam. – Od lat nie widziałam Edwarda. Wiesz o tym. I nie wiem nawet, z kim będzie Bella.
Westchnęłam sfrustrowana.
- Ona ma coś w sobie. A ja bardzo chcę uwierzyć, że ktoś, ktokolwiek, może przywrócić Edwarda do życia.
- Kochanie, jedyną osobą, która może tego dokonać, jest…
- Edward, wiem. Ale on jest moim bratem, Jazz. Kocham go. I tak strasznie mnie boli patrzenie na to, jaki jest teraz zagubiony.
- Co powiedziała w barze Bella, że tak się przestraszył? – Usiadłam i objęłam swoje kolana ramionami.
- To było bardzo ciekawe – powiedziałam powoli. – On stwierdził zarozumiale, że nie jest najlepszym kandydatem do terapii, gdyż straszny z niego nudziarz. Wtedy Bella odparła, że nie ma sensu go analizować, bo Edward kłamie i się zamyka.
- Wow – powiedział zaskoczony Jazzy. - To było cholernie wnikliwe jak na godzinną znajomość.
- To prawda. Bella potrafi rozszyfrowywać ludzi. Jest dobrą obserwatorką i słuchaczką. Działa intuicyjnie. – Westchnęłam głęboko. – Nie wiem tylko, czy zostało cokolwiek z Teddy’ego… w Edwardzie.
Odsunęłam kołdrę i zaczęłam zakładać piżamę.
- Spróbuj nie rozmawiać z nim zbyt długo w nocy, okej? – zapytał Jasper.
~~ - ~~
Zapukałam delikatnie do drzwi sypialni mojego brata. Wiedziałam, że nie śpi – w jego pokoju paliło się światło.
- Wejdź, Ali – powiedział. Otworzyłam drzwi.
Mój brat nigdy nie był bliżej zburzenia swojego muru niż w tamtej chwili. Spocił się podczas biegania, a jego włosy wyglądały tak jak dawniej – sterczały we wszystkich możliwych kierunkach. Zdjął okulary. Miał na sobie koszulkę i spodnie od dresu. W niebieskim świetle monitora komputera jego blizny na rękach błyszczały jasno. Cienka bransoletka wydawała się czarna na tle jego skóry.
Żałobna biżuteria. Ludzie żyjący w czasach wiktoriańskich robili ją z włosów swoich zmarłych bliskich. Mój brat nosił bransoletkę zrobioną z włosów ducha, którego nazywał Swan.
Nigdy nie mówił na temat tej dziewczyny.
- Cześć, braciszku – powiedziałam, oplatając go od tyłu ramionami. – Jak się biegało?
- Było chłodno, ale ogólnie w porządku – powiedział. Obrócił się na krześle i spojrzał na mnie. – O czym myślisz?
- O tobie. – Zrobił dziwną minę i odwrócił wzrok. – Nie, nie rób tego, Edwardzie. Spójrz na mnie.
Odwrócił się niechętnie, jego spojrzenie spotkało moje.
- Martwię się o ciebie. To wszystko. Chcę, byś był szczęśliwy.
- Jestem szczęśliwy, Alice. Nie wierzysz mi?
- Gdybyś był szczęśliwy, mogłabym cię widzieć. Gdybyś był zły, mogłabym cię widzieć. Albo smutny, albo przestraszony, albo… cokolwiek. Ale, Edwardzie, ty nie jesteś jakikolwiek.
Przeczesał włosy palcami i wbił wzrok w podłogę.
- Oboje wiemy, dlaczego to musiało się wydarzyć, dlaczego musiałem zmienić…
Przerwałam mu. Musiałam powiedzieć to, co musiałam, cokolwiek by się stało.
- To było dziesięć lat temu. Niebezpieczeństwo minęło, Edwardzie. Wygrałeś, przekonałeś ich. Do ilu psychiatrów chodziłeś w ciągu tych lat? Do ilu terapeutów? – Wzruszył ramionami. – Już nie musisz się ukrywać. Nie musisz już od dawna. Problem polega na tym, że zamknąłeś się w sobie… ukryłeś swoje prawdziwe „ja”… tak dawno temu, że nie możesz już go odnaleźć.
- Zmieniłem się, Alice. Teraz jestem kimś innym. Nie mogę wrócić do momentu, gdy miałem trzynaście lat. Nie chcę tam wracać. - Poklepał się delikatnie po klatce piersiowej. – To jestem ja. Dlaczego nie możesz tego zaakceptować?
Poczułam, jak moje oczy wypełniają się łzami.
- Uwierzyłabym ci, gdybym znów mogła cię zobaczyć. Ale nie mogę. Tak dobrze nauczyłeś się kłamać, że teraz okłamujesz mnie. I siebie. – Wskazałam na swoje oczy. – Ale ich nie okłamiesz. Nie ma cię, Edwardzie, rozumiesz? Nie ma cię. Przez ostatnie pięć lat nie byłam w stanie zobaczyć swojego brata. Dlatego ci nie wierzę.
Edward siedział tam, patrząc na mnie z założonym rękoma. Nagle wyciągnął dłonie i pociągnął mnie na swoje kolana.
- Przepraszam, Ali – wyszeptał. – Tak mi przykro. Zrobiłem to, co wydawało mi się wtedy najlepsze. Nie miałem pojęcia, że tak się to skończy.
- Nie możesz spróbować wrócić? – błagałam przez łzy. – Tylko spróbować? Chociaż trochę?
- Nie wiem, czy umiem – odparł szeptem. – Jest tak, jak powiedziałaś – zgubiłem się, Alice. Zgubiłem samego siebie.
- Spróbuj. To wszystko, o co proszę.
- Obiecuję spróbować – powiedział, gdy wstałam. Pocałowałam go na dobranoc i ruszyłam w stronę drzwi.
- Ali? – zatrzymałam się i uśmiechnęłam. Nie potrzebowałam swojego Wzroku, by wiedzieć, co chce powiedzieć. – Ona jest miła. I ładna. I bardzo, bardzo straszna.
- Wiem – powiedziałam, po czym wymknęłam się do swojego pokoju. I do Jazzy’ego. Do mojej miłości.
*rodzaj kredytu hipotecznego, zazwyczaj wyżej oprocentowanego, udzielanego osobom, które w przeszłości miały problem ze spłatą zobowiązań. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
rani
Dobry wampir
Dołączył: 23 Gru 2008
Posty: 2290 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 244 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Smoczej Jamy
|
Wysłany:
Sob 11:40, 05 Gru 2009 |
|
Ach, wiedziałam!
Mówiłam, że oni się spotkają i nie będą się poznawać. Trochę się rozczarowałam tych ich spotkaniem. Takie bez żadnego bum! Nawet bardzo na początku nie zwrócili na siebie uwagi. Nie wiem, miałam nadzieję, że doznają dziwnego uczucia deja vu, albo staną wmurowani. Wiem, że by to było głupie. Ale oczekiwałam jakiejś reakcji. Chociaż to było z punktu widzenia Alice, więc nie wiadomo, czy nic nie poczuli.
Tak w ogóle, Bella Higginbotham? Higginbotham?! Kto w ogóle wymyśla takie nazwisko? Czemu już nie była Swan? Może specjalnie zmieniła? Ale czy nie chciała odnaleźć się z Edwardem? Może przestała w to wierzyć? I jej włosy, których nie ścinała od 14 lat. Myślę, że po prostu nie może tego zrobić, bo przypomina jej to o Teddy'm, o tym, jak zabierał jej włosy. Ścinając je, pożegnała by się na zawsze z przeszłością.
Studiuje psychologię. Czy dlatego, że nie potrafiąc sobie pomóc, chce pomagać innym? Czy może chce się upewnić, czy to nie była tylko jej wyobraźnia?
Wizja Alice, o tym, że będzie częścią ich rodziny zerżnięta z kanonu, ale pasuje tu. Bardzo mi się podobała jej rozmowa z Edwardem. To, że próbuje przedostać się przez jego skorupę, odnaleźć swojego braciszka.
Edward jest tu bardzo skomplikowaną postacią. Zamknięty całkiem w sobie, zagubił się po drodze. Już nie wie, jak powrócić do życia, bo tyle lat musiał udawać, być kimś innym. Bella w jednym zdaniu powiedziała o nim wszystko i to go przeraziło. Pewnie będzie jej teraz unikał jak ognia. Bo nawet powiedział, że jest straszna. Ale chociaż zwrócił na nią uwagę. Jestem strasznie ciekawa, jak to się teraz potoczy. Jak się dowiedzą o sobie. Czy się najpierw w sobie zakochają? Pewnie tak.
Jak ja lubię to opowiadanie. Jest takie pełne tajemnic i zaskakujące. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aja
Wilkołak
Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;
|
Wysłany:
Sob 11:54, 05 Gru 2009 |
|
Oo gdy ujrzałam nowy rozdział pojawił się banan, stęskniłam się za nowym rozdziałem "Luster"(:
Jak dla mnie ten ff zawsze będzie miał coś w sobie magicznego i nie sposób się od niego oderwać(: Alice zaskoczyła mnie swoim darem, niby wiedziałam, że widzi przyszłość, ale to że nie widzi Edwarda i sposób w jaki to tłumaczy jest dla mnie po części niezrozumiałe i tajemnicze. I te jej oczy, chciała bym to zobaczyć(:
Nazwisko Belli zwaliło mnie z nóg, jak dla mnie nie sposób go wymówić. Jestem praktycznie pewna, że Balla to Swan i dlatego zastanawia mnie dlaczego nazywa się tak jak się nazywa. Może zmieniła nazwisko. . .pożyjemy zobaczymy. A co do jej włosów to obstawiam, że nie ścinała ich od ostatniego spotkania w lustrzanym świecie ze swoim przyjacielem, to takie smutne i wzruszające zarazem(:
Zdziwiło mnie, że nie poznali się wzajemnie, bo mimo tego, że przez te lata się zmienili to myślałam, że jednak przez jakieś tam wewnętrzne moce rozpoznają w sobie tych małym brzdąców sprzed kilkunastu lat. W końcu w tym ff jakieś niewytłumaczalne moce i magia występują(:
Ogólnie jestem oczarowana tym ff i postaram się nie zaglądać do oryginału, bo nie chciałabym psuć sobie przyjemności czytania. Zwłaszcza, że tłumaczysz to Ty Pestko - genialna tłumaczko(:
Tak więc czasu, weny, chęci, wytrwałości i motywacji do dalszego tłumaczenia(: i dziękuje za to że poświęcasz swój czas na to tłumaczenie, które jak już mówiłam za każdym razem zabiera mnie w swój magiczny (mimo powrotu do rzeczywistości) świat.
Pozdrawiam Aja(: |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
pestka
Wilkołak
Dołączył: 24 Gru 2008
Posty: 205 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Royston Vasey
|
Wysłany:
Sob 12:00, 05 Gru 2009 |
|
rani napisał: |
Tak w ogóle, Bella Higginbotham? Higginbotham?! Kto w ogóle wymyśla takie nazwisko? |
To nazwisko wymyśliła... Meyerowa. :P adorablecullens wyjaśniła na swojej stronie, że jest to panieńskie nazwisko matki Belli zaczerpnięte ze Zmierzchowego Leksykonu, ze strony Meyerowej czy jakoś tak. A dlaczego używa tego, a nie Swan, wyjaśni się wkrótce. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Swan
Zły wampir
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P
|
Wysłany:
Sob 16:06, 05 Gru 2009 |
|
PESTKA DODAŁA ROZDZIAAAAAŁ - oto była moja pierwsza reakcja na to.
Kurczę, przeczytałam dziś dużo świetnych ff-ów i powinnam je skomentować. Chciałam je skomentować, ale w końcu stwierdzałam: później. Po przeczytaniu tego znów chciałam skomentować: później, ale nie! Powiedziałam sobie: STOP. I oto jestem.
Uwielbiam Twój styl tłumaczenia oraz gust do wybieranych tekstów. Mało kto podjąłby się takiego opowiadania. Baardzo mi się podoba. Zaskoczył mnie nieco warkocz Belli. Ja rozumiem, że Teddy (cholera, czemu nikt do niego tak nie powie przy SWAN albo czemu ona nie mówi o sobie swoim prawdziwym nazwiskiem? Uraz? Kurczę no, ale jak chce go znaleźć to musi o sobie tak mówić!) wziął od niej włosy, symbolika i w ogóle. Ale bez przesady.
Dobra, ale teoretycznie rzecz biorąc, jeśli naprawdę nie mówi o sobie Swan ze względu na Teddy'ego to czemu ze względu na niego hoduje te nieszczęsne włosy?
Z rozdziału na rozdział to opowiadanie podoba mi się coraz bardziej i za każdym razem, gdy widzę, że ukazuje się nowy, praktycznie piszczę ze szczęścia. Normalnie tak nie reaguję!
Nie mam dziś za grosz weny, a muszę jeszcze wypracowanie napisać. Będzie ciężko. Więc przepraszam Cię za tak 'ubogi' komentarz.
Weny, czasu i chęci do dalszego tłumaczenia :*
Pozdrawiam,
Swan (Twoja wierna czytelniczka) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
lilczur
Wilkołak
Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka
|
Wysłany:
Sob 19:11, 05 Gru 2009 |
|
Każdy rozdział tego opowiadania wbija mnie w fotel. Jest niesamowite!
Przyznam szczerze, że w oryginale przeczytałam tylko pierwszy rozdział, bo zupełnie nie umiałam wejść w jego klimat przy czytaniu oryginału (pewnie przez niewystarczającą znajomość języka angielskiego). Ty, pestko, swoim doskonałym tłumaczeniem, otwierasz przede mną ten dziwny, tajemniczy świat magicznego lustra i jestem po prostu nim oczarowana. Jednakże, oznacza to też, że NIE WIEM, CO BĘDZIE DALEJ! I to mnie wkurza.
Dlaczego Edward jej nie poznał? A w ogóle mam dziwne wrażenie, że Bella wie, kim on jest, to znaczy wie, że to Teddy. Że ten jego sen w szpitalu, w którym się jej przedstawił, nie był typowym snem, że ona to słyszała i go znalazła. Albo po prostu chcę tak myśleć.
To opowiadanie nie pozwala się zdystansować, za każdym razem, gdy je czytam, przeżywam dziejące się w nim rzeczy jakby były wydarzeniami z mojego życia. Dziękuję Ci, pestko, za wybranie tego właśnie opowiadania do tłumaczenia. Masz doskonały gust.:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Sob 21:49, 05 Gru 2009 |
|
pestka dodała tłumaczenie ! *zdołała jednak wstać z podłogi*
niesamowita sprawa... twoje tłumaczenie jest genialne...
nie spodziewałam się, że Edward z Bellą spotkają się tak szybko... dziwi mnie, że się nie poznali... choć z drugiej strony dziesięć lat... i to w najważniejszym momencie ich życia - w momencie największych zmian hormonalno - fizyczno - psychicznych... w sumie mało prawdopodobne, ale jak się uprę to przełykam...
martwi mnie ta cała sytuacja i choć w końcu są blisko siebie (choć nie wiedzą o tym) to dalej czuję ból w sercu (ten sam, który czułam, gdy przeczytałam o pękającym lustrze...) jakaś taka pustka opanowała moje serce...
Alice jest bardzo tajemniczą osóbką... opuściliśmy kilka dobrych lat... wiele się zmieniło... nie tylko u Edwarda, ale też u Alice... ona 'zna' przyszłość... może intuicyjnie, a może po babci... Jasper o tym wie, a co chyba najważniejsze wierzy w coś tak nieprawdopodobnego...
choć wymiana zdań pomiędzy J a A w łóżku powinna mnie chyba ubawić jakoś nie mogłam wymóc na sobie choćby cienia uśmiechu - ta magia Belli i Edwarda udzieliła mi się niemożliwie wręcz i będzie mnie pewnie prześladować...
ten ff roztacza niezwykłą aurę wokół i nie pozwala o sobie zapomnieć... do tego dodam, że czytałam ten rozdział słuchając głosu z telewizorka w pokoju - bracia Legun śpiewali... współgrało to genialnie... atmosfera nie do powtórzenia...
nie mogę się doczekać następnego rozdziału...
dziękuję ci za ten ff pestko...
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Sob 22:22, 05 Gru 2009 |
|
Lustra zauroczyły mnie swoim niepowtarzalnym urokiem. Sam motyw z różnymi światami mnie urzekł i z każdym kolejnym rozdziałem było coraz lepiej. W końcu doszła piąteczka, która mnie całkowicie zaczarowała. Ciekawe i w zasadzie inteligentne dialogi, świetnie przedstawiona postać Belli i Alice i do tego intrygujący Edward, to były główne przyczyny mojej decyzji. I, tak, przyznaję się, moja ciekawość po raz kolejny wygrała. Sięgnęłam do oryginału. Jednak jak przy Porywaczce byłam całkowicie zachwycona i urzeczona (tak btw to cięgle mi się zdarza do niej wracać ^^) to w tym wypadku jestem tylko rozczarowana. Doszłam do 10 rozdziału i z każdą kolejną częścią to ff traciło w moich oczach, aż w końcu zaczęło mi zajeżdżać jakimś głupawym Wide Awake, bez obrazy dla fanów tego fica, ale ja go po prostu nie trawię. Oryginał zniechęcił mnie do tego stopnia, że będę czekała już tylko na Twoje tłumaczenie. Będę czytała dalej, bo ufam w Twój dobry gust, może potem ff znowu wraca do swojej pierwotnej formy i delikatnego, ujmującego uroku. Tak, więc grzecznie czekam, potem będę narzekać ^^"
Jeśli chodzi o Twój przekład to jesteś moim numerem jeden wśród tłumaczy tego forum. Po pierwsze dlatego, że masz niesamowitego nosa to ff, a po drugie, że tłumaczone teksty czyta się tak fenomenalnie lekko, że zapomina się, że to jest przekład. Co szczerze podziwiam.
Kończąc napiszę, że uzbrajam się w cierpliwość i życzę dużo czasu i chęci.
Pozdrawiam
niobe
P.S. A wypada mi się trochę o The Fallout poupominać ^^? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez niobe dnia Sob 22:24, 05 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
pestka
Wilkołak
Dołączył: 24 Gru 2008
Posty: 205 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Royston Vasey
|
Wysłany:
Sob 22:54, 05 Gru 2009 |
|
niobe napisał: |
Doszłam do 10 rozdziału i z każdą kolejną częścią to ff traciło w moich oczach, aż w końcu zaczęło mi zajeżdżać jakimś głupawym Wide Awake, bez obrazy dla fanów tego fica, ale ja go po prostu nie trawię. Oryginał zniechęcił mnie do tego stopnia, że będę czekała już tylko na Twoje tłumaczenie. Będę czytała dalej, bo ufam w Twój dobry gust, może potem ff znowu wraca do swojej pierwotnej formy i delikatnego, ujmującego uroku. Tak, więc grzecznie czekam, potem będę narzekać ^^" |
Wiem, co masz na myśli. Mnie również przerażało to, co się dzieje później (nie będę spoilerować) i nie macie pojęcia, jak trzęsę portkami przed tłumaczeniem tego i przed waszą reakcją na późniejsze wydarzenia. A porównania z Wide Awake nie uniknę. Cóż poradzić - tak obmyśliła to sobie autorka, by baśniowy wstęp był tylko wstępem, a brutalne zderzenie z rzeczywistością stanowiło centrum akcji.
niobe napisał: |
P.S. A wypada mi się trochę o The Fallout poupominać ^^? |
Fallout będzie 17 grudnia. :) chociaż szczerze mówiąc wena tłumacza mi nie dopisuje, odkąd ostatni czap skomentowały tylko dwie osoby, ale się nie poddaję. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
capricorn
Człowiek
Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 71 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 16:33, 06 Gru 2009 |
|
Genialne opowiadanie.. jest inne.. takie fajne. :)
Zgadzam sie z niobe twoje tłumaczenia są genialne.
Pozostaje czekać na kolejne rozdziały. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
pestka
Wilkołak
Dołączył: 24 Gru 2008
Posty: 205 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Royston Vasey
|
Wysłany:
Nie 12:46, 20 Gru 2009 |
|
Przede wszystkim dziękuję za cudne komentarze. :* a teraz mniej przyjemna sprawa.
Bardzo chciałam dodać nowy rozdział przed moim wtorkowym wyjazdem, ale sprawy tak się ułożyły, że nie zdążyłam go przetłumaczyć i niestety nie zdążę. :( Jest dość długi. Dlatego też dodam go dopiero 21 stycznia, gdy wrócę.
Przepraszam, że będziecie musiały tyle czekać, ale mam nadzieję, że mnie z tego powodu nie zabijecie.
pozdrawiam cieplutko i życzę wszystkim wesołych świąt. :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aja
Wilkołak
Dołączył: 06 Lip 2009
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z brzucha. . . mamusi(;
|
Wysłany:
Nie 20:15, 20 Gru 2009 |
|
Ojojojoj. . .szkoda, ale w pełni rozumiem brak czasu no i będę oczywiście czekać, już sobie w kalendarzu zapisuje, że 21 stycznia będzie nowy rozdział(:
Tak więc udanego wyjazdu i wesołych Świąt oraz szczęśliwego nowego roku(: |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
pestka
Wilkołak
Dołączył: 24 Gru 2008
Posty: 205 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Royston Vasey
|
Wysłany:
Czw 9:54, 21 Sty 2010 |
|
Cześć i czołem. :) Na początek mam małe pytanko... Może ktoś miałby ochotę współtłumaczyć ze mną to opowiadanie? Nie ukrywam, że przez brak czasu rozdziały zarówno Luster jak i Fallouta pojawiają się coraz rzadziej, więc gdybym miała wspólpracownika ( ), który np. tłumaczyłby co drugi rozdział Mirrorsów, poszłoby znacznie szybciej, a opowiadanko nie jest długie. Tym bardziej, że mam na oku nowe, czadowe ff(którego nie zareklamuję, bo ktoś mi je sprzątnie :P ), ale z powodu innych zobowiązań nie mogę się podjąć jego tłumaczenia. Jakby co to proszę do mnie pisać na pw, byłabym bardzo wdzięczna. :)
Rozdział 6
beta: marta_potorsia
PWE
Była noc.
Otworzyłem oczy i krzyknąłem, zszokowany. Leżałem na trawie wewnątrz lustra. Niebieski księżyc krążył po nocnym niebie, biały już wzeszedł. Powietrze pachniało tak dobrze, tak… czysto i nieskażenie. Wszystko było dzikie, świeże i niemożliwie piękne.
Nie wiedziałem, jak to się stało, ale w końcu tu wróciłem. I miałem znów zobaczyć Swan. Ta myśl zmusiła mnie, by wstać i sprawdzić, czy Ona też tu jest.
- Swan? – krzyknąłem. Muszę ją zobaczyć, musze ją zobaczyć, muszę Z NIĄ POROZMAWIAĆ…
Swan była jedyną osobą, z którą mogłem porozmawiać – naprawdę porozmawiać – o piekle ostatnich dziesięciu lat. Gdybym tylko mógł z nią zamienić kilka zdań, wszystko wróciłoby do normy. Wyzdrowiałbym i wszystko byłoby dobrze.
Ale nikt nie odpowiadał.
- Swan?
- Swan odeszła, Teddy.
Obróciłem się i zobaczyłem potwora przykucniętego za mną. Jego zwyczajny uśmiech sprawił, że włosy na karku stanęły mi dęba. Ten głos pojawiał się w moich koszmarach. Brzmiał, jakby kamienie ocierały się o ziemię w świeżo wykopanym grobie.
- Zostawiłeś ją tutaj. Samą.
- Co jej zrobiłeś? – zapytałem drżącym szeptem. Nie proszę… Nie chcę znać odpowiedzi na to pytanie.
- Samą. Krzyczała za tobą godzinami… aż zdarła sobie gardło. Krzycząc za tobą, Teddy. Ale ty nigdy nie wróciłeś, prawda? – Czułem, jak pot oblewa całe moje ciało, a żołądek zawiązuje się na supeł.
- Ja… Ja nie mogłem. Lustro się rozbiło… Nie mogłem wrócić… Ja… Ja… Ty to wszystko wiesz! Byłeś tam! Widziałeś to!
- Widziałem małego tchórza biegnącego do mamusi i tatusia…
- Nieprawda… Wiesz, że to nieprawda… - Strach przedzierał się przez moje gardło i zalewał całe moje ciało.
- Zostawiłeś tę śliczną dziewczynę z tyłu… samą… w innym świecie…
- CO ZROBIŁEŚ Z MOJĄ SWAN? – krzyknąłem gorączkowo.
- A jak myślisz, Teddy? Zabrałem ją dla siebie. Wiesz, to moje zadanie. Bo ty ją zostawiłeś…
- NIE! Przestań! SWAN! SWAN!
~~ - ~~
Usiadłem na łóżku, krew spływała mi po brodzie, a zduszony krzyk palił w klatce piersiowej.
Chryste. Tylko nie to. Myślałem, że w końcu pokonałem swoje koszmary rok temu. Najwyraźniej się myliłem – one wróciły.
Złapałem chusteczkę leżącą na stoliku obok łóżka i wytarłem brodę. Krew wydostawała się z mojego języka, który ugryzłem, próbując powstrzymać krzyki. Nawet podczas snu istniał dla mnie tylko jeden rozkaz – utrzymać tajemnicę.
Nie wolno mi było wołać Swan w środku nocy. Nawet teraz, nawet tutaj, gdzie wszyscy wiedzieli, co stało się dziesięć lat temu.
Uwolniłem się z przepoconego prześcieradła, które oplotło moje nogi i ruszyłem w stronę łazienki. Wypłukałem usta, wypluwając krew i mając nadzieję, że nie odgryzłem sobie czubka języka. Zdarzyło mi się to kilka razy.
Odkręciłem kran i ochlapałem twarz wodą. Najgorsze krwawienie ustało, więc wróciłem do sypialni. Chryste, piąta trzydzieści. Byłem zbyt pobudzony, by znów zasnąć. Podszedłem do okna i spojrzałem w ciemność. Pierwsze promienie przedzierały się przez zmrok.
Czarny potwór był ostatnim i najtrudniejszym do przezwyciężenia wspomnieniem. Pozostałe z nich albo udało się całkowicie wyplenić z mojego umysłu, albo przynajmniej ukryć na tyle, by móc je kontrolować dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Nie mogłem już przypomnieć sobie większości szczegółów tych pięciu lat mojego życia. Bezpieczniej było zapomnieć. Bezpieczniej, zdrowiej, wygodniej. Kilka razy rozważałem wzięcie ostrego noża, przesunięcie ostrzem po nadgarstku, tak by przeciąć ostatni fizyczny dowód na to, że te pięć lat było niczym więcej niż dziecięcą fantazją.
Nie mogłem się do tego zmusić. Przecięcie bransoletki byłoby rozerwaniem wiary w Swan. Albo przynajmniej moich wspomnień o niej.
Przestałem jej szukać, gdy skończyłem osiemnaście lat.
Od samego początku nie miałem szans, by ją zlokalizować. Znaleźć jedyną na świecie osobę, znając jedynie jej płeć, wiek i imię. Mimo to, z pomocą Alice – i Jaspera – udało nam się zawęzić pole szukania.
Założyłem, że lustro nie zmieniło tego, jak dla siebie brzmieliśmy. Swan była Amerykanką lub Kanadyjką – nie miała żadnego zauważalnego akcentu. Jasper zasugerował, że skoro oboje pojawialiśmy się w lustrze w tym samym czasie, musimy pochodzić z tej samej strefy czasowej. Miałem ochotę walnąć głową w biurko, gdy ot tak o tym wspomniał – zupełnie, jakbym nie mógł widzieć lasu, bo zasłaniały mi go drzewa.
Ale i tak w strefie Pacific Time znajdowały się miliony ludzi – od Kolumbii Brytyjskiej po Nevadę. Och, Arizona również znajdowała się w tej strefie, gdyż z jakiegoś pokręconego powodu nie mogli przestawić się na czas letni.
Po pięciu latach niekończących się, bezowocnych poszukiwań, w końcu się poddałem. W tym czasie udało mi się przekonać mojego psychiatrę, że byłem niczym więcej niż sfrustrowanym seksualnie nastolatkiem z napadami niepokoju, a moi rodzice zastanawiali się, co zrobili nie tak.
Nadszedł czas, by ruszyć dalej. Czas, by opuścić miliony ścian, które zbudowałem wokół siebie przez ostatnie pięć lat i wrócić do życia. Odprężyć się nieco. Zacząć się bawić. Umawiać się z dziewczynami. Zaliczać je.
I wtedy odkryłem, że coś poszło nie tak.
Nie mogłem zniszczyć tego, co stworzyłem. Dziesięć lat ukrywania uczuć i wspomnień nie było czymś, co można po prostu zdmuchnąć. Linia między tym, kim naprawdę jestem i tym, kogo udaję, już dawno została przekroczona. Kłamałem tak długo, że kłamstwa stały się prawdą. Chciałem zostać tam, gdzie się znajdowałem, gdzie świat miał sens – nie gdzieś poza, próbując znaleźć drogę do zawiłego i traumatycznego świata normalnego okresu dojrzewania.
Zgubiłem swoje dzieciństwo. Lustrzany świat. Moją pierwszą miłość. I w końcu zgubiłem siebie.
Chryste, tak bardzo potrzebuję Swan.
To nie miało nic wspólnego z seksem lub miłością. Chodziło o to, by móc porozmawiać z jedyną osobą na świecie, która mogła mnie zrozumieć. Jedyną, która tam była. Jedyną, która mogłaby przeczesać szczątki moich wspomnień i powiedzieć, które z nich są prawdziwe, a które nie.
Lubiłem myśleć, że jeśli Swan kiedykolwiek by wróciła, zrozumiałaby. Że byłaby dla mnie miła i nie oceniałaby mnie za to, kim się stałem.
Jak ta urocza przyjaciółka Alice, którą wczoraj poznałem… Bella. Boże, ona tylko chciała ze mną grzecznie porozmawiać! Siedziała tam w słońcu, z tymi przyciągającymi wzrok pięknymi włosami. Poczułem się, jakbym mógł spędzić całe życie, słuchając jej głosu i wpatrując się w jej twarz. Zamiast tego byłem niedostępny i sarkastyczny.
A mimo to i tak mnie przejrzała. To mnie przestraszyło.
Nie dlatego, że była tak piękna i nawet nie zdawała sobie z tego sprawy – w przeciwieństwie do Rosalie, która nigdy nie przestawała myśleć o swoim wyglądzie. I wiedziała, że w głębi duszy wciąż byłem przestraszonym, popieprzonym nastolatkiem, który nigdy nie zaliczył dziewczyny i ukrywał się za książkami od matematyki, bo przerażało go, że świat mógłby zdać sobie sprawę, co z niego za fałszywy frajer.
Słońce zaczęło wschodzić i odkryłem, że ręka mi zdrętwiała, bo zbyt długo na niej leżałem. To też jeden z moich starych nawyków – odpływanie we własne myśli na dłuższe okresy czasu.
Dlaczego znów tak dużo myślałem o Swan?
Dlaczego znów śniłem o czarnym potworze?
Zbyt dużo pytań, zbyt mało odpowiedzi. Założyłem swój strój do biegania i stwierdziłem, że dziesięciomilowa przebieżka dobrze mi zrobi.
~~ - ~~
Ten tydzień minął jak zwykle. Uczelnia, nauka, dom, sen. Trochę biegania wieczorami. Spotkanie z moim promotorem. Mieliśmy nasze cotygodniowe rodzinne zebranie w Jupiterze – bez Belli tym razem. Alice powiedziała, że jej przyjaciółka miała inne plany. Rosalie posłała mi wymowne spojrzenie, jakby chciała powiedzieć: „Wystraszyłeś kolejną osobę swoją popieprzoną osobowością, czyż nie?”
Zapewne tak, Rose. Szkoda, że na ciebie to nie podziałało.
W innym życiu powiedziałbym to głośno, zarabiając więcej niż kilka chichotów wokół stołu. W tym życiu jednak po prostu odpowiedziałem takim samym spojrzeniem i zakopałem się głębiej w siedzenie.
Zbyt wiele lat ukrywania najważniejszej części mnie. Zbyt wiele lat całkowitego kontrolowania każdego słowa, które wydobywało się z moich ust. Żadnej spontaniczności. Żadnych impulsywnych żartów. Nigdy nie piłem więcej niż dwóch piw, nawet przy moich bliskich. Ryzyko było zbyt duże.
I tak kulawy ze mnie pijak. Alice, Jasper i Emmett zamknęli mnie w domu kilka razy, bym nabrał doświadczenia. Pierwszy raz był przezabawny – nasza czwórka upiła się jakimś importowanym słodkim vermouthem i śmialiśmy się całą noc. Widok mnie w dobrym humorze tak ucieszył moje rodzeństwo, że powtórzyliśmy to w następny weekend… z tragicznym skutkiem. Tamtej nocy miałem złośliwy, kłótliwy nastrój i alkohol go nie poprawił. W końcu wyzwałem Emmetta na solo. Odmówił.
Kiedy zdałem sobie sprawę, co robię – próbując namówić na walkę mojego młodszego brata, który chronił mnie i kochał, nawet gdy go zawodziłem – zacząłem płakać i nie mogłem przestać. Ból wewnątrz mnie był tak wielki, że żadne łzy nie mogły go zmyć. To przeraziło ich o wiele bardziej, niż kiedy warczałem na Emmetta i nikt nigdy później nawet nie próbował proponować wspólnego picia.
Miałem życie towarzyskie… Chodziłem na imprezy akademickie, rozmawiałem o bzdetach z innymi studentami przy nieskończonej ilości filiżanek kawy. Miałem jakichś pseudo-przyjaciół, z którymi chodziłem czasami na pizzę. Razem z Alice, Jasperem, Emmettem i Rose robiliśmy wypady do kina lub do pubów. Od czasu do czasu chodziłem na randki, by raporty dostarczane rodzicom brzmiały dobrze.
Jednak odizolowałem się na zbyt długo i to w najgorszym momencie mojego życia. Większość facetów pracowało obecnie nad swoimi kontaktami towarzyskimi. Obserwowałem z podziwem, jak Emmett wyrywa laski w klubach. Ja nienawidziłem tam chodzić – zbyt głośno, zbyt ciemno, zbyt dużo ludzi.
W empiryczny sposób wiedziałem, że jestem przystojny. Świadczył o tym fakt, że chociaż pokazywałem całym sobą, jaki ze mnie frajer, ładne kobiety i tak do mnie startowały. Gdybym był inny, mógłbym to wykorzystywać i zaliczać je dzień w dzień. Jednak według mnie seks nierozerwalnie łączył się z miłością i intymnością. A skoro nie byłem zdolny do intymności, nie miałem też ochoty angażować się w seks dla samego… cóż… seksu.
Niestety, moje nieco staromodne poglądy nie uwolniły mnie od normalnych męskich problemów. Waliłem konia pod prysznicem prawdopodobnie więcej razy, niż jakikolwiek inny facet w historii bieżącej wody.
Ale przy moim stylu życia wyglądało na to, że będę prawiczkiem aż do śmierci.
- Edward?
Ocknąłem się ze swojego zamyślenia i rozejrzałem dookoła. Wszyscy stali i zbierali swoje rzeczy. Wyglądało na to, że rodzinne spotkanie w Jupiterze dobiegło końca i to przegapiłem. Moje piwo zrobiło się ciepłe i uleciał z niego gaz.
Alice patrzyła na mnie z niepokojem. Spróbowałem się do niej uśmiechnąć, ale mi się nie udało.
- Podwieźć cię? – zapytałem, próbując odciągnąć od siebie uwagę.
- Jazzy mnie odwozi. Jedziesz do domu czy do szkoły?
- Ja… hmm…
- Może do domu? – zapytała delikatnie.
- Nie, mam trochę roboty. – Wstałem, zebrałem swoje rzeczy i uściskałem ją szybko. – Wszystko w porządku, naprawdę.
I wyszedłem, zanim ktokolwiek zacząłby drążyć temat.
~~ - ~~
W sobotni wieczór zrobiłem sobie wyjątkowo długi bieg, by oczyścić nieco swój umysł. Nie pamiętałem, kiedy ostatni raz czułem się taki bezbronny i wkurzało mnie, że nie wiem dlaczego.
Kiedy wróciłem do domu, okazało się, że nikogo w nim nie ma, więc poszedłem na górę pod prysznic. Zanim skończyłem się kąpać, założyłem koszulkę i dżinsy, zrobiłem się głodny. W lodówce musiały być jakieś resztki, więc ruszyłem na dół, by to sprawdzić. Kiedy szedłem dolnymi schodami, zdałem sobie sprawę, że Alice musiała przyjść, gdy ja brałem prysznic. I nie była sama.
Zawahałem się, próbując zdecydować, co robić. Wyglądało na to, że siedziały w salonie. Może udałoby mi się przemknąć jakoś obok drzwi, złapać coś do jedzenia i zniknąć w moim pokoju.
Nie udało się.
- Edward?
Nie odpowiedziałem i miałem nadzieję, że Alice załapie. Zamiast tego moja siostra wparowała do kuchni i zastała mnie grzebiącego w lodówce.
- Nie wiedziałam, że jesteś w domu. Zamówiłyśmy chińszczyznę i wypożyczyłyśmy film – chodź do nas.
- Ja… yy… cóż, nie chcę… ech…
Zwykle nie byłem zbyt elokwentny, a widok Belli, która pojawiła się w drzwiach ze swoimi włosami związanymi w kucyk zwisający jej nonszalancko w ramienia, pozbawił mnie resztek opanowania. Jaka ona jest piękna! Alice spojrzała jedynie na moją spanikowaną twarz i obróciła się. Uratował mnie dzwonek – dosłownie. Usłyszałem dzwonek do drzwi.
- To jedzenie… Zajmę się tym, Alice – powiedziała Bella, znikając na korytarzu. Alice znów na mnie spojrzała, unosząc jedną brew i uśmiechając się przebiegle.
- Będziemy siedzieć w salonie – powiedziała zaczepnie. – Po ciemku. I jeść chińszczyznę. I oglądać Amelię. Lubisz ten film.
Sięgnęła do oparcia krzesła i podała mi sweter, który z wdzięcznością założyłem. Nie chciałem, by ktokolwiek zobaczył moje blizny.
- Obiecałeś spróbować – przypomniała, zbliżając się do mnie. Przewróciłem oczami, słysząc, jak próbuje mną manipulować. – Proszę, Edwardzie.
To niesprawiedliwe – wiedziała, że uwielbiam chińszczyznę. I zdawało się, że wie, że lubię też coś innego.
- Dobrze – powiedziałem cicho. Bella weszła do kuchni z jedzeniem i spojrzała na mnie niepewnie.
- Dołączysz do nas, Edwardzie? – zapytała. Kiwnąłem głową, a jej twarz pojaśniała. – Super!
Stałem przez chwilę jak kołek, nie będąc pewnym, czy była jedynie grzeczna czy naprawdę się cieszyła, że do nich dołączam. W końcu Alice dźgnęła mnie łokciem i wskazała na jedzenie, więc nałożyłem sobie trochę na talerz. Następnie usiedliśmy w kojącej ciemności salonu.
Na początku było dziwnie, ale później zrobiło się bardziej swobodnie. Żadnych większych towarzyskich wpadek – jeśli nie liczyć gapienia się na piękną dziewczynę na kanapie naprzeciwko jako faux pas. Ona pewnie uważa mnie za największego idiotę na świecie, pomyślałem, gdy Bella przyłapała mnie na przyglądaniu się jej już po raz trzeci. Nawet pomimo światła z telewizora widziałem, jak się lekko czerwieni i przygryza wargę. Bawiła się swoimi włosami, jeden kosmyk opadł jej na twarz. Zastanawiałem się, jak wyglądałaby, gdyby je całkiem rozpuściła. I była nago. Ta myśl wariowała w mojej wyobraźni i nagle poczułem, że muszę poprawić spodnie, bo zaczynało się w nich robić ciasno.
Zrobiliśmy przerwę w trakcie filmu, by posprzątać i zrobić popcorn. Bella rozmawiała ze mną jak z normalną osobą i bardzo się starałem, by na taką wyglądać. Nie było ciężko utrzymywać z nią przyjaznych stosunków… Byłaby z niej naprawdę dobra terapeutka, bo udawało jej się mnie wyluzować. W międzyczasie Alice zniknęła z kuchni i zostaliśmy sami, rozmawiając jak starzy przyjaciele. Otworzyłem maszynę do robienia popcornu i oboje ją napełniliśmy. Patrzyliśmy razem przez plastikową kopułę, jak popcorn pęcznieje.
Chwilę później grzebałem w lodówce w poszukiwaniu masła, gdy nagle odwróciłem się i zobaczyłem Bellę stającą na palcach, by dosięgnąć miskę na popcorn z najwyżej półki. Była niewiele wyższa od Alice, więc nie mogła sobie poradzić.
- Czekaj, zrobię to za ciebie – powiedziałem, sięgając nad jej ramieniem i zdejmując ceramiczną miskę. Kiedy pochyliłem się, by jej ją podać, Bella spróbowała usunąć się z mojej drogi, ale zamiast tego wpadła na mnie. Znalazłem się nagle bardzo blisko niej, z twarzą zanurzoną w jej włosach, tuż przy zgięciu ramienia i szyi.
Zaskoczyło mnie to tak bardzo, że wziąłem niespodziewany i głęboki wdech. I nagle wszystko diabli wzięli.
Usłyszałem, jak miska uderza o płytki w kuchni i rozpada się jak bomba. Zacisnąłem powieki, by powstrzymać oszałamiający potok wspomnień. Wziąłem dwa lub trzy szybkie kroki w tył i osunąłem się na podłogę obok ściany. Moje serce waliło tak bardzo, że ledwo słyszałem głos Belli, która wołała Alice. Zagryzłem wargi, by powstrzymać krzyk, który ugrzązł mi w płucach. Całe moje ciało pokrywał pot.
Swan. Zostawiłem Swan samą z czarnym potworem…
Poczułem, jak Alice klęka obok mnie. Czułem ręce na moich ramionach, przyciskające mnie do podłogi. Pod moją głową było coś miękkiego. I nagle usłyszałem głos Swan, mówiący mi, że będzie dobrze. Nigdy wcześniej nie słyszałem jej głosu podczas ataku i to sprawiło, że poczułem się nieco lepiej.
~~ - ~~
PWB
Pomogłam Alice delikatnie ułożyć jej brata na podłodze. Zdjęłam sweter i włożyłam go mu pod głowę.
- Powinnam zadzwonić na pogotowie? – zapytałam. Alice potrząsnęła głową i sprawdziła, czy Edward wciąż jest przytomny.
- Nie, on ma retrospekcję. Zdarza się to gdy jest narażony na konkretny bodziec.
- Zaburzenia stresowe pourazowe? – zapytałam. Była to podręcznikowa reakcja w zespole stresu pourazowego, chociaż nie miałam pojęcia, co ją wywołało.
- Tak – powiedziała Alice spokojnie. – Od wypadku, kiedy miał trzynaście lat. Został odłączony od reszty rodziny podczas trzęsienia ziemi. Został dość poważnie ranny i znalazł się w szpitalu.
Zaczęłam gładzić dzikie włosy Edwarda, próbując uspokoić jego wstrząsane dreszczami ciało.
- Cśśś – powiedziałam. – Już dobrze. Wszystko będzie dobrze.
Uspokoił się dzięki temu. Alice wyglądała na zadowoloną.
- Dojdzie do siebie w ciągu kilku minut – stwierdziła. – Wielkie dzięki za pomoc. To nie wydarzyło się nigdy wcześniej, gdy byliśmy sami.
- Cieszę się, że mogłam pomóc.
Jego włosy były zadziwiająco lekkie i miękkie, bez żadnych specyfików, które miałyby je okiełznać. Z pewnością miał mnie za wariatkę, gdy wgapiałam się w niego pół nocy, zamiast oglądać film. Ale Edward prywatnie był zupełnie inną istotą niż Edward w szkole, ten z ulizanymi włosami i konserwatywnymi ciuchami. Był odprężony, nieuporządkowany i całkowicie cudowny. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz jakiś facet podobał mi się tak bardzo.
Facet, który – jak się właśnie dowiadywałam – ukrywał swój ból wewnątrz siebie. Cóż, ja wiedziałam doskonale, jak to jest. I jak ciężko jest otrząsnąć się po takich traumatycznych przeżyciach, jak to, które opisała Alice. Nie miało to nic wspólnego z charakterem, inteligencją czy siłą – czasami wystarczyło mieć z kim porozmawiać. Wiedziałam, że dzięki temu udawało mi się przetrwać najgorsze chwile.
Z każdą chwilą Edward uspokajał się coraz bardziej i bardziej. Alice usiadła przed nim, zachęcając do otwarcia oczu.
- Wszystko w porządku – wyszeptał do niej. – W porządku. Tym razem nie było tak źle. Pomóż mi tylko dojść do łóżka na górze… jestem wykończony.
Wzdrygnął się, by zdał sobie sprawę, że za nim siedzę. Razem pomogłyśmy mu wejść na górę i znaleźć się w swoim łóżku. Jego pokój wyglądał przeciętnie – nieposłane łóżko, porozrzucane wszędzie ubrania. Ale nie było w nim żadnych plakatów, dzieł sztuki czy innych dekoracji. Interesujące.
Zasnął w ciągu kilku sekund.
- Możesz z nim zostać na chwilę, Bello? Ja w tym czasie posprzątam na dole. Nie chcę, by Emmett to zobaczył – zacznie świrować, jak za każdym razem, gdy dowiaduje się, że nie było go przy swoim bracie, gdy ten go potrzebował.
Machnęłam ręką i otuliłam Edwarda kołdrą. Usiadłam obok niego i pogłaskałam go po plecach.
Był dziwny. Z pewnością miał wiele problemów. I był piękny.
Nigdy wcześniej nie zafascynowała mnie osoba, którą znam tak krótko. Cóż, poza jednym mężczyzną, ale jego już nie było przy mnie. Tak jak tylu innych. Znałam jednak ten negatywny głos w mojej głowie i szybko zagłuszyłam go bardziej pozytywnym. Pomogłaś dzisiaj temu mężczyźnie. I swojej nowej przyjaciółce, Alice.
Ogarnęło mnie zmęczenie, więc położyłam się obok Edwarda, wciąż głaszcząc go delikatnie po plecach. Musiałam przestać, gdy przewrócił się na plecy, wyciągając ręce, jakby czegoś szukał. Ujęłam jego dłoń i uścisnęłam ją lekko. Uśmiechnął się przez sen i wymamrotał coś niezrozumiałego.
Wiedziałam, że powinnam wstać i znaleźć Alice, która nie wracała już od wieków. Ale było mi tak ciepło i wygodnie, trzymając tego pięknego, kłopotliwego obcego za rękę…
Sen przyszedł szybko, tak jak wtedy, gdy spałam obok Teddy’ego pod dwoma księżycami tak dawno temu.
~~ - ~~
PWA
Szłam na górę, gdy nagle korytarz rozmazał mi się przed oczami. Zatrzymałam się i oparłam o ścianę. Czasami moje wizje bywały dezorientujące i nie raz lądowałam na tyłku podczas tych bardziej absorbujących.
Ta była bardzo prosta. Widziałam śpiącą Bellę. Obok niej leżał Edward, trzymając ją za rękę. Wyglądał nieco niewyraźnie, ale nie miałam wątpliwości, że to on.
Edward. Nareszcie.
Wizja powoli blakła, a ja stałam na korytarzu z mokrą szmatką przewieszoną przez ramię. Zamiast iść na górę, wróciłam do kuchni i zrobiłam sobie kubek herbaty. Wyniosłam śmieci. Posprzątałam w salonie.
Po pół godziny ruszyłam na palcach na górę i wślizgnęłam się do pokoju Edwarda. Oboje spali. Trzymali się za ręce. Tak jak w wizji.
Zapewne było wiele rzeczy, które powinnam wtedy zrobić – choćby obudzić Bellę i zabrać ją do domu. Zamiast tego zostawiłam ich tam, niewinnych jak dwójka dzieci, śpiących obok siebie.
Nie wiedziałam, kim naprawdę jest Bella Higginbotham. Wiedziałam jednak, że było w niej coś więcej, niż zdawałoby się to na pierwszy rzut oka. I dobrego, i złego.
I wiedziałam, że przywracała mojego brata, Edwarda, do życia. |
Post został pochwalony 2 razy
Ostatnio zmieniony przez pestka dnia Czw 15:26, 21 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Fanka Twilight
Nowonarodzony
Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 14:20, 21 Sty 2010 |
|
Lubię to opowiadanie. Mimo wszystko wydaje mi się takie pogodne, pełne nadzieji. Podoba mi się, że Bella nie ścina włosów. Sama też chciałabym być na tyle cierpliwa, ale niestety... Natury nie oszukasz.
Fajnie jest wyobrażać sobie, jak Alice nawiedza wizja. W mojej wyobraźni zawsze wtedy uderza w nią wiatr, ma takie puste dwukolorowe oczy i z dramaturgią typową dla niskobudżetowych filmów gaśnie światło w całym domu, a na dworze pamuje niepodzielnie burza. Ajajaj! Ta historia napędza moją fantazję.
Mam nadzieję, że następny rozdział wrzucisz już wkrótce, ale oczywiście nie poganiam.
Przepraszam, że nie komentuje, ale ja tak bardzo nie lubię tego robić!
Z niecierpliwością wyczekująca kontynuacji,
F.T. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Czw 15:15, 21 Sty 2010 |
|
jeeej...
nie wiem za bardzo co mam napisać - tak mało mnie wzrusza zazwyczaj, ale ten ff ma w sobie coś konkretnego, co zmusza mnie zawsze do powrotu... do wstania z łóżka z gorączką - jak teraz i przeczytania choć parę słów... potem... potem już nie ma odwrotu... to magiczny świat...
zaczęłam się bać... na wspomnienie o bliznach, na szok pourazowy i całość spokojnego snu z Bellą... motywy znane mi z WA zawsze budzą we mnie obawę, że ktoś zepsuje mi piękny sen... bo to opowiadanie jest jak ze snu...
no po prostu cudownie i brawa dla tłumacza...
pestko ubóstwiam Cię
a teraz technicznie sie czepię :P
Cytat: |
Myślałem, że w końcu pokonałem swoje koszmary rok temu Najwyraźniej się myliłem – one wróciły. |
zgubiłaś kropkę między zdaniami...
pozdrawia
kirke |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
oLuśka_Cullen
Nowonarodzony
Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 35 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 21:47, 21 Sty 2010 |
|
yeah!
Pestko, przez ostatni tydzień żyłam ze świadomością, że 21 dodasz rozdział Fallouta. Odliczałam dni, a gdy ktoś się mnie zapytał który dzisiaj to dokładnie wiedziałam jaka jest data, bo odliczałam.
I oto nadszedł dzień 21 stycznia. Wchodzę na komputer, ustawiam sobie ulubioną muzykę i wchodzę na forum. ff-> kącik pisarza-> przeszukuję wzrokiem listę -> zawiecha. O jasna chole*a! Pestka dodała i Fallout i Lustra! Aaaaa!!!!
I wtedy nastąpił problem - co pierwsze? Zdecydowałam się na Lustra, bo do Fallouta mam dziwny sentyment.
I jak zwykle jestem zachwycona - jenyy! ten ff jest magiczny, po prostu magiczny. Gdy się go czyta, to nie doświadcza się tylko uczuć kogoś innego, lecz samemu przeżywa się to, co bohater - zamknięcie w sobie, strach, ból, wspomnienia, smutek, zauroczenie.. A to wszystko nie jest zasługą tylko samej autorki, ale też tłumaczki. Pestko - masz nieprawdopodobny talent do przekazywania uczuć zawartych w tekście. Jestem pod wielkim wrażeniem. Dziękuję, że tłumaczysz ten ff.
Nie wiem jak inne fanki, ale mnie zastanowił ten cytat:
"Nie wiedziałam, kim naprawdę jest Bella Higginbotham. Wiedziałam jednak, że było w niej coś więcej, niż zdawałoby się to na pierwszy rzut oka. I dobrego, i złego. "
złego?.... teraz będę łamała sobie głowę o co chodzi
Cóż, czekając na kolejny rozdział życzę Ci weny i chęci do dalszego tłumaczenia i duuuużżżżooo czasu |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|