FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Lykaina - [Z][OOC] X Amor vincit omnia/X 2.06 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
madam butterfly
Dobry wampir



Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 126 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki

PostWysłany: Wto 23:41, 27 Paź 2009 Powrót do góry

A ja zrobię mały offtop, nawet jeśli zaliczę osta - robicie z Lykainy małe bagno. Do tej pory myślałam, że takie sprawy załatwia się na PW, a nie tutaj, ale widać ja, człowiek z twilightseries, nie mam racji. Każda z Was ma prawo do utrzymywania własnego zdania, ale wzajemnie podszczypywanie się po tyłkach niczego nie załatwi - co więcej, nie dotyczy już nawet Lykainy, czy samej Pernix. Niczego nowego do dyskusji nie wnoszą, a obrażanie się o takie błahe rzeczy nie przyniesie Wam niczego dobrego. Są naprawdę ważniejsze sprawy w życiu niż to, kto ma rację w sporze o wolność słowa. Bądźcie sobie jędzami, czy kim tam chcecie, byleby na PW. Nie staję po żadnej ze stron, bo to nie ma sensu - znając mój charakter, pewnie wciągnęłabym się w głębszą dyskusję, a na to nie mam najmniejszej ochoty.
Więc, drogie panie, od lżejszych słów i braku wyzwisk jeszcze nikt nie umarł, a Pernix wychodzi na tym najgorzej, bo przejmuje się za dwóch. No chyba, że takie było ogólne założenie.

Tyle ode mnie.
Motyl.


EDIT Okej, nie wiedziałam, że do tego dojdzie, ale chyba będę musiała to zrobić. Nie pisałam tego, żeby dostać pochwały, więc naprawdę, zobaczę jeszcze jedną, to zagryzę. To mi wygląda na nierówną walkę, w której ja nie chcę brać udziału, bo cała sytuacja jest chora. Zakończmy temat, nie chwaląc już innych postów, bo to narasta do rozmiarów napiętnowania jednej ze stron. Być może Lilczur miała więcej racji, ale Suhak miała prawo się bronić i zrobiła to w miarę sensownie, więc nie rozumiem, dlaczego chwali się tylko jedną stronę i mnie, osobę zupełnie bezstronną (no, dobra). Sprawa śmierdzi na odległość, a to się mnie nie podoba. Dajcie już święty spokój, bo, do jasnej cholery, to było dawno i nieprawda, a ja muszę wstać jutro o czwartej rano i już i tak mam gówniany humor. No chyba, że chcecie szukać sprzeczki, to zapraszam na PW, nie tutaj. Tyle ode mnie.


Post został pochwalony 5 razy

Ostatnio zmieniony przez madam butterfly dnia Śro 22:03, 28 Paź 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
lilczur
Wilkołak



Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka

PostWysłany: Wto 23:53, 27 Paź 2009 Powrót do góry

Motyl,
jesteś wielka i masz 100% racji, co też wyraziłam w pochwale Twego posta. Wstyd, że pociągnęłam ten temat dalej, ale nie chciałam znów "szczypać w tyłek", jak to zgrabnie ujęłaś, tylko co nieco wyjaśnić, bo wystąpił brak zrozumienia tematu z obu stron. Ale przecież nie będziemy się z Suhakiem po mordach lać.Wink
Pernix - nie przejmuj się nawet za jedną, pisz spokojnie Lykainę i olej nas.Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Śro 0:14, 28 Paź 2009 Powrót do góry

Moje drogie, kochane Czytelniczki,

W żadnym razie Wasze komentarze nie zdemotywują mnie, będę pisała dalej ku Waszej uciesze tudzież nie.
Suszku, mój kochany, za bardzo się przejełaś. Powiem Ci szczerze: Ton Twojej wypowiedzi bardzo mi się nie podobał (komentarza do Lykainy), ale włożyłam to między bajki i skupiłam się na rozebraniu komentarza na części, przyjęciu krytyki i odpowiedzeniu na zarzuty. Nie dziwię się natomiast, że ktoś inny - czytający Twoją wypowiedź "z boku" się zniesmaczył, szczerze - zdziwiłabym się, gdyby nikt nie dostrzegł tak ostrego, buńczucznego tonu, ale wydaję mi się, że to nie jest powód, byś wypinała się na mnie i na innych autorów, mówiąc, że już nie skomentujesz, nie skrytykujesz. Trzymaj się mocno, przełknij, że kogoś to zabolało i być może kolejnym razem spuścisz nieco z tonu.
Obie Was polubiłam, więc mam nadzieję, że wiecej waśni nie uświadczę w tym temacie.
A żeby było na temat to powiem, że Lykaina się piszę, powoli, bo miałam zapaść i pracuję teraz nad czymś, czego zapowiedź widzicie w bannerze, ale już niedługo.
Przy okazji dziękuję MonsterCookie za no 1 w Rankingu, niesamowite :* i wszystkim głosującym na moje opowiadanie zarówno w Rankingu, jak i w Diamentowych Piórach, postaram się Was nie zawieść. WSZYSTKICH, tych mniej i bardziej wymagających po równi. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 22:19, 28 Paź 2009 Powrót do góry

Podoba mi się to opowiadanie. Ciekawe. A może Bella będzie z Jacobem :D Ale bym się cieszyła. Mój kochany Jacob. :D
Czekam, co będzie dalej.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Śro 0:58, 04 Lis 2009 Powrót do góry

Przeczytawszy, pora skomentować. Długo zabierałam się za Lykainę, naprawdę chciałam, ale zawsze coś stawało na drodze. Najczęściej chęci – a co się stanie, jeżeli nie spodoba mi się tak, jak wszystkim i znów zostanę zjedzona? Trudno… Najwyżej ludzie nabawią się niestrawności, ale ja się zawiodłam. Nie na całej linii, ale zacznę od początku:
Po tekście, który widnieje we wszystkich rankingach, pojawia się równie często co twory Angels, miałam oczekiwania i to całkiem spore, nikt nie powinien się dziwić. Tymczasem pierwszy rozdział przyniósł ogromny zgrzyt. Pierwsze dwa zdania, tak kontrastujące ze sobą składniowo, sugerują, że powinnam się pożegnać ze swoimi wyobrażeniami o tym tekście.

Cytat:

Otworzyłam oczy. Poprzez gęsto rozmieszczone świerki, wznoszące się w górę tak, że niemal całkowicie przysłaniały nieboskłon, przedzierały się szare, cienkie niczym pajęcza nić, promienie słońca.


O ile minimalizm, którym się posłużyłaś w pierwszym zdaniu można potraktować jak celowy zabieg stylistyczny – chciałaś wprowadzić jakiś klimat, mniej lub bardziej efektywnie, ale chciałaś, o tyle drugie rozpantałykowuje na wszystkie strony. Epitety przygniatają i pozbawiają możliwości oddychania. Dodatkowo już na początku wieje patosem – nieboskłon. Stare, dobre niebo też powinno znaleźć swoje miejsce. Dla mnie początki są bardzo ważne. Czasami pierwszy akapit jest w stanie zmusić mnie do pożegnania się z tekstem na zawsze. Wielokrotnie przekonałam się, że złe początki nie przekreślają całego opowiadania, ale zawsze ten zgrzyt zostaje.
Ale im dalej w las, tym więcej drzew… Bronisz się z każdym rozdziałem.

Widać, że się rozwijasz. Zbudowałaś sobie jakąś prowizoryczną drabinę i wspinasz się po jej szczeblach, które niekoniecznie rozłożyłaś w równych odstępach, ale mam pewność, że z każdym rozdziałem pniesz się w górę, nigdy się nie cofając. Nie będę już truć o pierwszym rozdziale – spuśćmy na to zasłonę milczenia. Twój styl ewoluuje. Największy przeskok widać w drugiej części – miałam wrażenie, że po złym wstępie, znalazłam się w innym świecie, kreowanym przez inną osobę. Chwytam się go i nie będę puszczać, jeżeli pozwolisz. Jednak są rzeczy, których nie wybaczę:

Cytat:
Oderwałam od koszuli najbardziej czysty fragment i obwiązałam rękę.


Ten przymiotnik stopniujemy inaczej: czysty – czystszy – najczystszy.

Cytat:
Błądziłam tak dwie godziny, obolałe nogi cały czas dawały się we znaki, w brzuchu burczało mi z głodu. Zjadłabym teraz obojętnie co - nawet trującego grzyba - byle tylko ukoić nieznośne ssanie.


Teoretycznie błędu tu nie ma, ale kiedy czytasz to zdanie w całości, ma się wrażenie zaburzenia czasu. Okolicznik zmienia jego postrzeganie. Teraz ewidentnie sugeruje czas teraźniejszy, tymczasem cały czas piszesz w przeszłym, wplatając – niestety nieumiejętnie – czas przyszły.

Cytat:
Cały bunt, który odczuwałam, ulotnił się niczym powietrze w dmuchanym baloniku.


Męczą mnie momentami Twoje porównania. To opowiadanie powinno być owiane tajemnicą, jakąś nienamacalną głębią, co wymaga nieco bogatszego języka, metafor czy porównań. Pomijając fakt, że powietrze to się ulatnia raczej z balonika, a nie w baloniku, mam ochotę skomentować to tylko w jeden sposób „mokry jak woda”.
Aaaa... Bunt można odczuwać?

Naprawdę chcę lubić ten tekst, staram się, jak tylko mogę, ale jak widać wyżej nie zawsze to jest takie proste. Nie znaczy to, że nie widzę żadnych pozytywów. Poza ww. stylem, który tak dzielnie rozwijasz, jest kilka rzeczy, które szczególnie przypadły mi do gustu. I tu na pewno powinnam przywołać niewyparzoną gębę Jacoba. Nie potrafię tego delikatniej nazwać, ale mam nadzieję, że nie urazi Cię to określenie. Właściwie była jedna scena, w której rozmawiał z Bellą, a w trakcie jej udało mi się go strasznie polubić. Nie dodało to tej postaci ani trochę głębi, w zamian dostała charakter. I za to Ci dziękuję.
Jeżeli chodzi o postaci to jest coś, co mnie bardzo boli, ale nie wiem, jak to dokładnie określić, więc posłużę się przykładami… Pojawia się Veronica – jak Filip z konopi wyskakujesz z określeniem „babcia” i zostaje ona „babcią” do końca. Coś mi mówi, że „staruszka” byłaby odpowiedniejsza, jednak to, jak Ty ją nazwałaś ma głębsze zabarwienie emocjonalne. I o ile w późniejszym czasie, w miarę rozwoju akcji, jest to wytłumaczalne, o tyle na początku naprawdę mnie zdziwiło. (To jest niuans, ale dla mnie czasami takie szczegóły są ważniejsze niż główny wątek. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale tak już mam. Jako czytelnik rozumiem, że starasz się dopieszczać swoje opowiadanie z każdej strony, ale ja wymagam perfekcji i chcę, żebyś się doskonaliła, bo Twój styl daje jasny sygnał, że bezpodstawnie Cię jednak ludzie nie wychwalają.) Nagle ta kobieta zaczyna jej się zwierzać, ale nie w sposób normalny – nie wyraża żadnych emocji, opowiada o swoim życiu, jakby dyktowała jej notkę biograficzną. (Zresztą takie same wrażenie odniosłam przy czytaniu historii Lykainy.) Zupełnie nie rozumiem, dlaczego podaje jej swoją datę urodzenia, która swoją drogą w późniejszym czasie grzebie logikę – dlaczego w połowie XX wieku rodzice mówią dzieciom, z kim spędzą resztę życia? Taki przeżytek, nie sądzisz? Tym bardziej, że skoro urodziła się w roku ’35, a poznała swojego męża, kiedy była młoda, więc dajmy na to rok ’55, to datuje się niedługo przed rewolucją seksualną, a to raczej dziwne. Poza tym mówi z takim chłodem, że zamiast przejąć się jej losem, jej historia w pewnym momencie zaczyna mnie nudzić.
Edwarda też okradłaś z wielu uczuć – przyjmuje pojawienie się Belli tak chłodno, że śmiem twierdzić, iż nawet nie trochę się za nią nie stęsknił, nie wspominając tej głębokiej rozpaczy, w której się rzekomo pogrążył. Ja nie chcę, żebyś mi oświadczyła „Edward jest na skraju szaleństwa”, chcę sama dojść do tych wniosków, na podstawie opisu jego zachowania – nawet, jeżeli opisujesz je z punktu widzenia Belli.
Wszystko przychodzi tu za łatwo. Brakuje mi ciągłości – są fakty, nie ma uczuć. Monologi wewnętrzne Belli ratują sytuację, ale jednocześnie sprawiają, że skupiasz się tylko na głównej bohaterce, jakby zapominając, że wokół niej stworzyłaś kilka postaci i wypadałoby im też dać możliwość przeżywania. Widać, że się starasz i widać, że starania wychodzą Ci na dobre, ale to wszystko powolutku. Takimi małymi kroczkami powinnaś torować sobie drogę, bo przeskoki raz, że praktycznie niemożliwe, dwa, że nie wychodzą w przyszłości na dobre.

Intryga i tajemnicza przemiana Belli nie wyszła Ci szczególnie tajemniczo. Sama przyznałaś, że obawiasz się, iż pokazałaś za dużo, ale skoro jesteś świadoma, że coś jest nie tak, dlaczego nie starasz się tego poprawić? Oczywiście piszesz dla czytelników, ale robisz to głównie, jeżeli nie przede wszystkim, dla siebie. Tu nie chodzi o spełnianie cudzych oczekiwań – zresztą sama stwierdziłaś, że plan masz gotowy i nie zmienisz niczego pod czyimś wpływem, więc zrób to tak, żebyś mogła powiedzieć „kurde, to mi się udało, naprawdę jest dobre”, a nie „kurde, coś jest nie tak, ale i tak wstawię, niech się szara masa cieszy”.

Reasumując, bo zasypiam nad klawiaturą, rozwijaj się dalej w takim tempie, a na pewno będę tu zaglądać i podziwiać efekty Twojej pracy.

Pozdrawiam,
tragicznie zmęczony Rud.

PS Taka kosmetyka - pilnuj, żeby spacje Ci się nie plątały przy przecinkach i myślnikach. Teraz tego nie przytoczę, bo nie wypisałam, a nie mam siły szukać, ale w paru momentach spacji zabrakło, w innych było ich za dużo.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Rudaa dnia Śro 1:05, 04 Lis 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 0:43, 14 Lis 2009 Powrót do góry

Rozdział poniżej!

Rudaa, dzięki za komentarz. Za lakonicznym wstępem pójdą, mam nadzieję, konstruktywne wyjaśnienia odautorskie. Przede wszystkim cieszę się, że widzisz postęp w moim pisaniu. To dla mnie ważne i myślę, że prorokuje dobrze, zważywszy, iż to moje pierwsze opowiadanie od czasów podstawówki, kiedy to pisało się ich wiele, a moją fantazję - nie styl- chwalono. Teraz, po tylu latach, trudno odgrzebać ten zmysł twórczy, to wyczucie i umiejętność kreowania własnego świata przedstawionego (własnego na tyle, na ile zmieniam fakty z Sagi Pani M.). I widzisz celowo nie modeluję na nowo pierwszego i zarazem najsłabszego rozdziału. Chcę, żeby czytelnik widział, że się rozwijam i czy się rozwijam. Ten nieszczęsny nieboskłon wówczas mi pasował i nie wstydzę się go, choć pewnie teraz napisałabym: niebo. Moje porównania - fakt, teraz, jak o nich myślę, stwierdzam, że w istocie mogą być przyciężkawe... ale to nadal ja - ja ewoluująca. Myślę i mam nadzieję, że przy entym moim tekście nie będą one koliły czyichś oczu, że nauczę się większej subtelności. Opowiadanie zaczęłam pisać po to, by wyrobić sobie pióro. Idea może nie jest wielka, ale większość piszących ff robi to w takim celu.
Cieszę się, że starasz się polubić to opowiadanie, to zawsze jakieś światełko w tunelu. Nic na siłę oczywiście, ale wiedz, że ja również się staram i nie odwalam masówki. Nigdy nie wysyłałam do bety rozdziału, który w moich oczach nie był gotowy. Napisałam, że mam plan, ale ten plan opiera się na luźno wyznaczonych sobie punktach. Każdy rozdział, choć ma wyznaczony z góry temat i motyw przewodni, powstaje spontanicznie. Ta spontaniczność później jest oczywiście uładzana przeze mnie, krytykowana przez bety, poprawiana. Nie zamykam sobie dróg sztywnym trzymaniem się konspektu. Daje mojej fantazji wodze, kiedy ona pokazuje mi inne rozwiązania. Mówiąc, że mam plan, chciałam dać czytelnikowi do zrozumienie, iż to nie ten tekst, na który on może wpływać, że nie zmienię go ot tak, bo komuś się nie podoba, bo czegoś jest w nim za mało. Merytoryczną krytkę zawsze biorę pod uwagę i dzięki Tobie będę baczniej przyglądała się "dziwnym" i niestrawnym porównaniom.
Odniosę się jeszcze do macoszego traktowania innych postaci. Wiem, że pod tym względem dałam ciała. Powinnam wielowymiarowo potraktować pobocznych bohaterów. Na swoje, nikłe, ale jednak - usprawiedliwienie mam to, że to Bella jest bohaterką tego opowiadania. Nie opowiadam historii o miłości Edwarda do Belli, w której to Edward powinien mieć więcej kolorów. To opowieść o Belli, która zmaga się ze swoim alter ego - tym niepożądanym przekleństwem - to jej emocje są tu najważniejsze. To marne wytłumaczenie, bo wiem, że mogłam wynieść Bellę ponad innych, a jednak mimo wszytko dodać kolorów innym postaciom. Mój błąd.
Co do zbabciowania Veroniki ^^ Pewnie nieopacznie to zrobiłam, choć jestem pewna, że nazwałam ją niejednokrotnie staruszką. Chciałam pokazać ją jako ciepłą i kochającą istotę, która cieszy się, że ma kogoś przy sobie, że może się kimś opiekować.
A jeszcze wypowiem się co do logiczności decydowania za młodych ludzi, z kim mogą się wiązać w XX wieku. Pewnie masz rację, rowolucja seksualna i te sprawy, ale po dziś dzień są rodziny, w których zwraca się uwagę na mezalians. Po dziś dzień istnieją kliki i układy, przez które bardzo łatwo można zniszczyć człowieka i jego karierę w danym zawodzie. Nie uważam, że, przedstawiając w ten sposób sytuację, przeholowałam. Wink
Dziękuję, Rudaa, że opanowałaś senność i że chciało Ci się wystukać do mnie ten komentarz. Twoje uwagi są bardzo cenne dla mnie. Zwrócę również uwagę na spację po kropkach, przecinkach i myślnikach.
Dzięki i mam cichą nadzieję, że mogę liczyć na Twoje uwagi przy kolejnych rozdziałach. ^^

__________

Musiałam usunąć post i wkleić starą zawartość, żeby pojawić się znowu na pierwszej stronie z nowym rozdziałem.
Na początek powiem tyle. Miałam zastój twórczy, kto to poczuł, to mnie zrozumie. Męczyłam przez ponad miesiąc rozdział do nowego ff, ponieważ a) musiałam Wink b) przy Lykainie pojawiło się owo twórcze załamanie. Powróciłam z nowymi siłami, ale od razu ostrzegam, że ten rozdział potraktowałam jako rozgrzewkę. Jeśli ktoś oczekuje, że styl pisania tego opowiadania zmienił się o 180 stopni, to się rozczaruje. Zmiany przychodzą powoli. Wink
Dobrze, już nie gadam, tylko wklejam.

Bety: AngelsDream, thingrodiel

Dedykacje (dziś wiele): Robaczkowi, bo po niemiecku będzie troszkę, a z nią uskuteczniam czasem pogaduszki po niemiecku
Angie i thin za szybką betę, Naprawdę bardzo szybką. Obie wyświadczyły mi wielką przysługę, ponieważ bardzo chciałam Was czymś uraczyć przed moją przymusową przerwą od Internetu.
motylowi, bo mnie zawsze wspiera
niobe i lilczurkowi :*
i wreszcie Wam wszystkim, Czytelnikom za cierpliwość. :) Byliście cierpliwi? Jesteście jeszcze ciekawi, co z Lykainą? Mam nadzieję. :)
No to bęć!

7. Willkomen in Deutschland

Midnight by Red Hot Chili Peppers

Pobiegliśmy razem do La Push. Jacob w postaci wilka, ja w ludzkiej formie. Spokojnie dorównywałam mu kroku, mimo iż napędzałam się tylko dwiema nogami. Wstąpiła we mnie żyłka rywalizacji. Tak bardzo chciałam go prześcignąć, że moje ciało reagowało mimowolnie na wołanie umysłu. Mięśnie napinały się przy każdym kroku, krew buzowała w żyłach, napierała na ściany naczyń. Czułam, jakbym rosła. Ciało nie mieściło się w ciasnej skórze. Musiałam zmienić je niczym wąż, który, kiedy stawał się za duży, opuszczał swą zewnętrzną powłokę. Wzrok wyostrzył się jeszcze bardziej. Nagle przyspieszyłam i zostawiłam w tyle brudnozłotego wilczka. Tak, wilczka. Lykaina miała rację, strażnicy są więksi. Wyglądał przy mnie jak wyrośnięty szczeniak. Zerknęłam na kompana. W jego oczach widziałam złość. Uśmiechnął się diabelsko. Wiem, nie powinnam mówić, że wilk się uśmiecha, ale on uniósł górne wargi, obnażając białe zębiska, a grafitowe wąsy zadrżały przy tym, jak trzepocące skrzydła ważki. Zawyłam radośnie, kiwając łbem. Chyba dam mu fory - nie przeżyłby tego, że kolejna dziewczyna jest szybsza od niego – pomyślałam i zaczęłam udawać wyczerpanie zbyt forsownym tempem.
Kiedy dotarliśmy do domu Blacków, zmęczenie dało znać o sobie. Ostatnie dni były zbyt bogate w wrażenia i dalekie przebieżki. Nie potrafiłam się ot tak zmienić na powrót w człowieka. Po transformacji w wilka zawsze musiałam odczekać do świtu, by znów cieszyć się ludzkim ciałem. Kiwnęłam łbem na łóżko, żeby dać znak Jacobowi, iż odstępuje mu to szacowne posłanie, sama zaś umościłam się na puchatym dywaniku z imitowanej skóry niedźwiedzia, który leżał przed łóżkiem.
- Jak sobie chcesz, Bells. Tylko żebyś rano nie wkradała mi się pod kołdrę. - Prychnęłam w odpowiedzi. - No, już uspokój się. Miłych snów – dodał. Jednym susem wskoczył do łóżka, przykrył się narzutą i po chwili rzucił na fotel swoje spodenki. Spał bez niczego, amator naturszczyzny.
Po chwili poczułam, że ręka chłopaka zawisła z łóżka, dotykając mojego futra. Głaskał mnie delikatnie, wplątywał palce w gęstą sierść, drapiąc po karku. Przy jego dotyku po plecach rozchodził się lekki dreszcz, ale jednocześnie czułam się zrelaksowana i zadowolona. Przerwał pieszczotę znienacka, nadal trzymając swoją dłoń na mojej szyi. Po całym pokoju rozległo się głośne chrapanie. Miałam wielką ochotę pstryknąć go palcami w nos, ale niestety było to niemożliwe. Oparłam łeb o przednie łapy i zasnęłam. Zbudziło mnie słońce, które wstawało z tej samej strony, gdzie znajdowały się okna do pokoju Jacoba. Znów byłam kobietą.
- Nie miałam tego od początku, prawda? - Wskazałam ręką na koc.
- Przykryłem cię zaraz po tym, jak się przebudziłem. Choć muszę się przyznać, że nie zamykałem oczu. Jesteś aniołem, kiedy śpisz.
- Jacob, przestań! Mam już dosyć twoich sprośnych tekstów! Pozwoliłeś, żebym tu leżała na podłodze? - zapytałam z pretensją w głosie.
- Bello, chyba nie chciałabyś znaleźć się w moim łóżku. To by znaczyło, że musiałabyś mieć ze mną kontakt cielesny przy przenoszeniu twego boskiego ciała. – Zaśmiał się perfidnie.
- W porządku, dajmy już temu spokój. - Wiedziałam, że nie ma sensu wplątywać się w dalszą wymianę kąśliwych uwag z erotycznym podtekstem w tle. U Jacoba wszystko sprowadza się do jednego. - Czas, żebyś poszedł załatwić dla nas paszporty, a ja... muszę się jakoś ogarnąć. Pożyczyłbyś mi jakieś ciuchy?
- Chociaż w moich wyglądałabyś równie seksownie, proponuję, żebyś poszukała czegoś w szafie Rachel, na pewno się nie obrazi. Śniadanie czeka na dole, ja lecę do Cullenów. Aha, powiedziałem o wszystkim Billy'emu. Mam nadzieję, że nie jesteś zła. Byłoby mi trudno ukryć twoją obecność. Rozsiewasz zapachy po całym domu, wilczyco. - Uderzyłam go w bark.
- Idź już, Black. Żałuję, że jestem na ciebie skazana.
- A ja przeciwnie, Bells - powiedział to z dziwnym uśmieszkiem i zniknął za drzwiami.
Owinęłam się kocem i poszłam do pokoju Rachel. Wyciągnęłam z szafy pierwszą lepszą bawełnianą sukienkę, zwinęłam włosy w wysoki kok i zawiązałam je elastyczną opaską, którą znalazłam na toaletce. Zanim doprowadzę się do porządku, powinnam przywitać tatę Jake'a. I tak wiedział już o mojej wizycie, a poza tym ostro burczało mi w brzuchu. Billy o nic nie pytał. Doszłam do wniosku, że Jake musiał mu w zarysie opowiedzieć moją historię - o tym, czym się stałam. Patrzył na mnie z podziwem, ale i smutkiem. Kiedy spytałam, dlaczego miał taką zafrasowaną minę, odpowiedział, że żal mu, iż chcę się wyrzec tak wspaniałego dziedzictwa. Nie odpowiedziałam, sama nie wiedziałam, co myśleć o mojej przemianie. Cieszyłam się, że nie byłam zwyczajna. Nowe umiejętności mnie pociągały, ale samotność odsuwała pokusę przyjęcia daru Lykainy. Po zjedzeniu góry kanapek pobiegłam na górę, wcześniej mówiąc Billy'emu, żeby nie wspominał Charliemu o moim powrocie. Pokiwał głową ze zrozumieniem. Miałam trochę czasu dla siebie, gdyż - chcąc nie chcąc - byłam uziemiona. Nie mogłam się pojawić w miejscu publicznym, a takim było z pewnością La Push. Wszyscy mnie poszukiwali. Postanowiłam wykorzystać nieobecność Jacoba i skorzystać z dobrodziejstw XXI wieku. Ciepły prysznic, a potem sesja w Internecie. Z ciekawości szukałam połączeń do Niemiec. Będzie nas czekała długa droga, ale ja już miałam za sobą podobną przygodę, Jacob poleci po raz pierwszy. Wstępnie rozglądałam się za najbardziej zalesionymi obszarami Niemiec i z rozpaczą zauważyłam, że prawie cała Europa jest zielona. Jak dobrze, że możemy się ograniczyć do jednego kraju. Doszłam do wniosku, iż najlepiej będzie, jeśli zaczniemy eksplorację terenu od południowej części tego kraju. Dodatkowym argumentem, by tak postąpić było miejsce naszego lądowania: Frankfurt nad Menem. Stamtąd będziemy mogli rozpocząć nasze poszukiwania. Z dalszymi ustaleniami postanowiłam zaczekać do powrotu mojego towarzysza. Zalogowałam się na mojej skrzynce mailowej. Miałam ponad sto nieodebranych wiadomości. Większość z nich wysłała Renee, były też trzy krótkie maile od Charliego. Wysłał je, choć nie spodziewał się odpowiedzi. Chciał po prostu wykorzystać każdą możliwość kontaktu ze mną i nadal wierzył, że wrócę - poczułam ukłucie w sercu, łzy zaczęły płynąć nieprzerwanie. Zraniłam tak wiele osób. Nie byłam nawet pewna, czy kiedykolwiek będę w stanie zrekompensować im ten ból. Tak bardzo chciałam odpisać, dać znak życia, napisać choćby jedno uspokajające słowo: Wrócę. Wiedziałam jednak, że nie mogę mamić ich nadzieją, dopóki nie będę pewna, że jestem wolna. Wylogowałam się i wyłączyłam monitor. Nie mogłam przebrnąć przez rozpaczliwą korespondencję od moich rodziców i bliskich. Nawet Jessica napisała wzruszający list, w którym obwiniała się za moje zniknięcie, prosząc o wybaczenie. Zrobiło mi się jej żal, choć w pewnym sensie miała rację. Niewątpliwie przyczyniła się do sytuacji, w jakiej się znalazłam. Położyłam się na łóżku Jacoba i zamknęłam oczy, by zgłębić się we własne myśli. Zastanawiałam się, czy nam się uda. A jeśli nie, to co wtedy zrobimy. Nie zostawię strażniczki samej z tym problemem. Głośne wejście Jacoba wybudziło mnie z rozmyślań.
- Paszporty będą gotowe w dzień wylotu, bilety mamy już kupione i wydrukowane – oznajmił.
- To kiedy lecimy? - zapytałam zaspanym głosem.
- Pojutrze - odpowiedział i zaraz dodał: - Głodna?
- Bardzo.
Słysząc moją odpowiedź, pokiwał ręką, żebyśmy zeszli na dół. Billy przygotował grillowanego kurczaka i upiekł ziemniaki w mundurkach. Zapach mieszanki ziół, którymi przyprawił danie, przyjemnie drażnił nozdrza. Miałam ochotę chwycić swoją połówkę ptaka za nogę i najpierw oderwać aromatyczną, przypieczoną skórkę, a później zagłębić zęby w soczystym, białym mięsie. Ostatkiem sił opanowałam swoje barbarzyńskie zapędy i, jak na damę przystało, posłużyłam się widelcem i nożem, by obskubać kurczaka do nagich kości, na których nie pozostały nawet chrząstki. Posileni poszliśmy z powrotem do pokoju Jake'a, by zaplanować nasz pobyt na Starym Kontynencie. Zastanawiałam się, co mówił mój chłopak, ale nie zapytałam. Jacob nic nie wspomniał o wizycie u Cullenów, poza uzgodnieniami co do wyjazdu. Doszłam do wniosku, że Edward postanowił zostawić mnie w spokoju, dopóki nie uporządkuję swojego życia. Zawsze był wobec mnie wyrozumiały, aż za bardzo.
Jacob przyniósł colę i paluszki, po czym zabraliśmy się do pracy. Studiowaliśmy atlas do późnej nocy, oznaczając każdy las i trasę naszej wędrówki. Coraz częściej przecierałam oczy ze zmęczenia. Wtedy Jake zamknął książkę i chwycił mnie pod ramię, by podnieść z podłogi.
- No już, księżniczko, dzisiaj nie dam ci spać na ziarnku grochu. Kurczę, zawsze chciałem cię zobaczyć w moim łóżku – mamrotał pod nosem. Nie zwracałam na to uwagi, nie miałam siły otworzyć ust. Gdy tylko przytuliłam głowę do miękkiej poduszki, zasnęłam. Ostatnią rzeczą, którą zapamiętam z chwili, nim całkowicie straciłam władzę nad sobą, to ciepłe ciało przyklejone do mojego. Kiedy wstałam, byłam sama. Na dole słyszałam śmiech Jake'a i radosny głos Billa.
Zeszłam na dół ubrana w luźne spodnie dresowe i pasiasty, tęczowy top.
- O, Bella, wstałaś – krzyknął radośnie przyjaciel. - Siadaj do stołu, dzisiaj ja dla ciebie gotowałem. - Postawił przede mną wielki talerz wypełniony pół ściętą jajecznicą na bekonie i cebuli. Zanurzyłam widelec w miękkiej i soczystej papce, nabijając na sztuciec kawałki przyprażonego, słonego mięsa. Jajka przyjemnie spływały mi po przełyku i wędrowały sobie tylko znanymi ścieżkami w układzie pokarmowym, a ja wkładałam kolejne porcje do buzi.
- Mmm, pyszne. Teraz już wiem, kto będzie troszczył się o posiłek podczas naszej wyprawy.- Komplement sprawił przyjemność Jake'owi, bo szeroki uśmiech wcale nie znikał z jego twarzy. Billy przeprosił nas i pojechał do salonu, a ja, gdy tylko skończyłam jedzenie, nie omieszkałam wygarnąć co nieco młodemu chojrakowi.
- Tylko nie myśl, że ta jajecznica wszystko załagodzi. Sądziłeś, że nie będę pamiętała, iż położyłeś się przy mnie i przytuliłeś?
- Ależ skąd, uwielbiam patrzeć, jak jesteś zadowolona, a ostatnio zadowolenie sprawia ci pełny żołądek. Może w ten sposób trafię do twojego serca – zachichotał.
- Edward też jest dobrym kucharzem, nie dodawaj sobie! Poza tym, naprawdę nie życzę sobie takich sytuacji. Mam nadzieję, że rozumiesz i to się już nie powtórzy.
- Jak sobie chcesz, ale nie zauważyłem, żebyś protestowała, w końcu sama otworzyłaś do mnie ramiona. - Tym zdaniem zbił mnie z tropu. Czułam, jak robię się czerwona. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Muszę się wykąpać - wybełkotałam i pognałam na górę.
Gdy wyszłam spod prysznica, Jacoba już nie było. Billy powiedział, że poszedł jeszcze coś załatwiać. Ciekawe co, skoro paszporty będę gotowe dopiero na jutro. Nie miałam co z sobą począć, dusiłam się w czterech ścianach małego pokoju. Z nudów zaczęłam porządkować szafę Jake'a. Był potwornym bałaganiarzem. Wszystkie ciuchy były rzucone w nieładzie i pogniecione. Pobiegłam do dużego Blacka, jak zwykłam czasami mawiać na ojca przyjaciela, i poprosiłam o żelazko oraz deskę do prasowania. Powiedział mi, gdzie je znajdę i po chwili zagrzebałam się w stosie ubrań wyrośniętego nastolatka. Większość z nich była już na niego za mała, dlatego poskładałam je w kostkę i włożyłam do plastikowego worka. Na pewno znajdzie się jakiś dzieciak, który będzie mógł zrobić z nich użytek. Resztę pasujących ciuchów poukładałam na wyczyszczonych z kurzu półkach. Następnie zabrałam się na odkurzanie książek, które ułożyłam w porządku alfabetycznym, rozdzielając je na gatunki. Nie chciałam grzebać w cudzych, osobistych rzeczach, dlatego w ogóle nie ruszyłam biurka. A tak mnie korciło! Nie mogłam patrzeć na panujący tam chaos. Odkurzyłam cały pokój, zaścieliłam łóżko, a na koniec zabrałam się za mycie okien. Było widać, że w domu brakuje kobiecej ręki. Mężczyźni nauczyli się gotować i zaspokajać najbardziej istotne potrzeby, ale nie dbali już o detale. Kiedy polerowałam ostatnią szybę, zauważyłam sylwetkę dobrze zbudowanego Indianina zbliżającego się do domu. Zmierzwił stręczące, krótkie włosy i, zauważywszy mnie, pomachał. Nie było to machanie na przywitanie, był raczej wkurzony. Dopiero później zdałam sobie sprawę z jakiego powodu. Spokojnie doszedł do drzwi wejściowych, a kiedy przekroczył próg domu zerwał się i natychmiast przybiegł do swojego pokoju.
- Zwariowałaś? Przecież jesteś tu incognito! A ty pucujesz okna, jakbyś chciała się wszystkim pokazać.
- Przepraszam... nie pomyślałam – odparłam skruszona.
- Najważniejsze, że nikt cię nie widział. Nie widział, prawda?
- Wątpię, ja nikogo nie zauważyłam.
- I co tu się stało, do cholery? Teraz nic nie znajdę.
- Trzeba było mnie nie zostawiać samej. Nie miałam, co robić. Musiałam się czymś zająć, żeby nie myśleć.
- Niewątpliwie przestałaś myśleć, skoro machałaś szmatą po oknach. No dobra, to teraz spakujemy się. Możesz skorzystać z ubrań Rachel, tak jak do tej pory. Edward kupił nam rozmówki angielsko - niemieckie, gdybyśmy musieli uzyskać jakieś informacje. Mam jednak nadzieję, że oni tam w tej Europie mówią sprawnie w naszym języku, to zdecydowanie ułatwiłoby nam sprawę komunikacji. Pytałaś Lykainę, czy tamta strażniczka będzie znała angielski?
- Nie, nie pomyślałam.
- Pięknie, już drugi raz! - Nie wiedziałam, dlaczego tak diametralnie zmienił swój stosunek do mnie. Najpierw zaloty, a teraz docinki. Dzieciak! Widząc niezadowoloną minę, potargał moje włosy i powiedział: - No już, dziś możemy wyjść i się przewietrzyć, ale po zmierzchu. Pójdziemy do lasu.
Zgodziłam się, kiwając głową. Jacob przez cały czas milczał, ja też postanowiłam się nie odzywać. To był najbardziej krępujący spacer, jaki mi się przytrafił, choć z drugiej strony byłam wdzięczna, że Jake przestał się dwuznacznie wobec mnie zachowywać.
Trzecią noc w domu Blacków spędziłam w pokoju Rachel. Tym razem zabezpieczyłam się przed niepożądanymi kontaktami cielesnymi z przyjacielem. Czułam, że to nie fair zarówno w stosunku do Edwarda, jak i w stosunku do Jake'a. Jego śmiałość zadziwiała. Wiedziałam, że lubi mnie bardziej, niż powinien, ale jego sugestie były kiedyś bardziej subtelne. Niby nie naciskał, nie mówił, że jest lepszy od krwiopijcy, ale starał się korzystać z każdej nadarzającej się okazji, by być blisko, otwarcie flirtował. Dziś zmienił nieco nastawienie. Uspokoił się, ale nie miałam pewności, czy ten stan będzie trwał permanentnie. Zasnęłam bez większych problemów, choć w głowie kołatały się różne myśli i mieszane uczucia wobec przyjaciela, który postanowił dla mnie przemierzyć połowę świata. Wstałam o czwartej rano. Jacob właśnie wrócił od Cullenów z naszymi świeżo wyrobionymi paszportami. Embry pełnił funkcję szofera, odwożąc nas na lotnisko w Seattle. Jacob wtajemniczył go połowicznie w całą sytuację i zabronił mówić, gdzie i z kim wyjechał. W samochodzie znowu zapanowała cisza. Call dyskretnie, ale nie niespostrzeżenie przyglądał mi się w lusterku. Nie śmiał jednak otworzyć buzi. Kiedy już wystartowaliśmy z lotniska i znaleźliśmy się na odpowiedniej wysokości do lotu, Jacob wyjął słuchawki walkmana i poprosił, żeby go obudzić przed lądowaniem. Zaczęłam zastanawiać się, czy to czasem nie sprawka Edwarda. Może wyczytał coś w myślach Blacka i przywołał go do porządku. Jak dla mnie mogło tak być, ale chciałabym móc się do kogoś odezwać, skoro nie podróżowałam sama. W Waszyngtonie musieliśmy czekać trzy godziny na docelowy samolot. Poszliśmy do łazienki, żeby się odświeżyć, a później na obiad.
- Jake, powiedz mi, co się stało? Dlaczego mnie ignorujesz, nie odzywasz się? - zapytałam podczas krępującego czekania na nasze zamówienie.
- Bello, musisz pytać? Robisz to, żeby być z tym krwiopijcą, odrzucając taki dar.
- Tak, odrzucam, ale czy zastanawiałeś się, dlaczego? Nie chcę być sama, a życie Lykainy równa się wiecznej samotności.
- Mogłabyś być ze mną – odpowiedział cicho. - Jeśli będę się zmieniał, mogę żyć tak samo długo, jak ty. Będę cię wspierał.
- Nie, mylisz się. Nie mógłbyś być ze mną. Prędzej czy później bym cię zabiła, znienawidziłabym siebie na zawsze. A poza tym wiesz, że Edward...
- Edward, Edward i Edward, bla, bla, bla. Jakoś nie widziałem, żebyś za nim tęskniła. Poradzi sobie, twardy z niego chłopak.
- Dobrze, to może jednak skończmy ten temat, ja zdania nie zmienię. Chciałabym tylko, żebyś potrafił być moim przyjacielem. Żeby było jak kiedyś. - Jacob nic nie odpowiedział, ponieważ kelner przyniósł nasz obiad. Jedliśmy w milczeniu, a potem poszliśmy na odprawę. Na początku lotu natrafiliśmy na lekkie turbulencje, ale po kilku minutach wszytko się uspokoiło i reszta podroży przebiegała bez zarzutu. Nie zauważyłam nawet, kiedy zasnęłam oparta o ramię Blacka. Jake nie poruszył się nawet o milimetr, żeby mnie nie obudzić. Zaspana otworzyłam oczy dopiero wtedy, gdy z głośników rozległ się głos stewardessy:

Meine Damen und Herren, im Namen von Kapitän Bruce Donovan, unserer Crew und Lufthansa wollen wir Ihnen dafür danken, dass Sie mit uns geflogen sind. Wir sind soeben in Frankfurt am Main gelandet. Die Aussentemperatur beträgt zwanzig Grad Celsius. Wir begrüssen alle Fluggäste in Deutschland und wünschen Ihnen einen schönen Aufenthalt. Wir hoffen Sie bald wieder auf einem unserer Flüge begrüssen zu dürfen.

Zrobiła krótką pauzę i powtórzyła całą kwestię po angielsku:

Drodzy państwo, w imieniu kapitana Bruce'a Donovana, naszej załogi i linii lotniczej Lufthansa chcieliśmy podziękować Państwu za dzisiejszy lot. Jesteśmy już we Frankfurcie nad Menem. Temperatura na zewnątrz wynosi dwadzieścia stopni Celsjusza. Witamy wszystkich gości w Niemczech i życzymy szczęśliwego pobytu. Zapraszamy do ponownego skorzystania z naszych usług.

Byliśmy na miejscu. Jacoba urzekł język niemiecki. Podobał mu się twardy akcent. Prosto z lotniska pojechaliśmy do hotelu, żeby wypocząć po podróży. Byłam tak blisko celu. Tak blisko.

___________

Kochane, zaskoczcie mnie!
Przeprowadzam się, jeszcze dalej od Polski. Będę teraz mieszkała prawie przy Francji. :) Przez około dwa tygodnie będę bez Internetu. Będzie mi miło, jeśli powita mnie kilka komentarzy albo więcej niż kilka. :)
Pamiętajcie też o premierze! 20 listopada nie tylko film w kinie, ale i nowe opowiadanie na forum! Wink Autorstwa madam i mojego. Pierwszy rozdział napisał motyl. :)
P.S. Zaufaj mi w Jasperowy piątek (Jackson urodził się w piątek Wink) Co dwa tygodnie (przynajmniej w planach :))!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pią 13:32, 29 Sty 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 23:42, 14 Lis 2009 Powrót do góry

Jacob jest słodki. Jak ja go lubię. Podoba mi się, że w tym opowiadaniu przypomina tamtego ze Zmierzchu :D
Czekam na dalsze części


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Violet
Wilkołak



Dołączył: 02 Cze 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 9:01, 15 Lis 2009 Powrót do góry

Julio wreszcie Twoja cudowna wena wróciła!

Po tym rozdziale moja złośc, że kazalas nam tyle czekac, powoli mija :)

Mimo wszystko, Lykaina mnie wciągneła. Nie wiem, widac musialam swoje odczekac, żeby stwierdzić ze FF jest swietny :)

Jestem bardzo ciekawa, co tez wydadzy sie w niemczech.


Wracaj kochana jak najszybciej!! Bo jak ja mam przezyc 2 tyg bez Ciebie na gg?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Pon 18:23, 16 Lis 2009 Powrót do góry

Zaległości mam wielkie, ale postaram się je teraz nadrobić. Czytałam regularnie, ale komentarzy nie zostawiłam za co przepraszam.

ROZDZIAŁ 5:
Spodobała mi się reakcja Belli na wieść o swoim przeznaczeniu. Nie chciała go przyjąć, pragnęła wrócić do normalnego życia i jak to nazwałaś trafnie czuje się jak niewolnica czy jakoś tak.

Lubię postać Jaspera i dlatego cieszę się, że pojawił się w twoim opowiadaniu. Ty go udoskonaliłaś, taki intelektualista. Podoba mi się seria książek o Sookie, więc odniesienie do niej wzniosło mnie na wyżyny euforii. Co do Veroniki, to jest bardzo charyzmatyczną postacią, taka miła staruszka, która cieszy się z apetytu swojej podopiecznej i robi jej się smutna na wieść o opuszczenie domu przez towarzyszkę. Czuje się za Bellę trochę odpowiedzialna, dba o nią i dlatego daje jej prowiant na drogę.

Sytuacja w domu Cullenów była genialna. Zrozpaczony, troskliwi, wrażliwy Edward w końcu widzi swoją ukochaną i nawet nie może jej pocałować, bo ta drży i rzuca się na niego z zamiarem zabicia, szok. Edward nawet za poezję się zabrał. xD
Podsumowując świetny rozdział i znowu mi wstyd za brak komentarza.

ROZDZIAŁ 6:
Wypadałoby napisać cechy wilka, więc spróbuje. Bella jako śnieżnobiała? Wow, to jest niezły pomysł, tak samo jak te jej oczy żółte (lubię ten kolor i nawet mam takie ściany w pokoju Razz ). Spotkanie z Jacobem było trochę śmieszne, jego teksty bardzo przypominają mi tego książkowego, zawsze wesoły i uśmiechnięty.

Niesamowicie opisałaś tą legendę na temat Lykainy. Jej postawa też jest niezwykła, porzuciła wszystkie wspomnienia, nawet swoje imię i oddała się swojej pracy. Ich rozmowa spodobała mi się, wyjaśniła Belli to, co powinna wiedzieć i dała jej wolny wybór. Była gotowa pogodzić się z myślą, że będzie musiała dalej szukać swojej następczyni.

Zachowanie Edwarda było trochę przewidywalne, można było się domyślić, że nie może jej zostawić samej i mimo wizyty Belli, będzie się o nią martwił.

ROZDZIAŁ 7:
W tym rozdziale Jacob jest dla mnie zagadkową postacią, pierw flirtuje z Bella (jednostronnie), a później się obraża, nie rozumiem za bardzo o co. Powinien zrozumieć jej sytuację i chęć powrotu do normalnego życia. Kiedy Billi też zaczął rozpaczać nad porzuceniem przeznaczenia, które odrzuca, pomyślałam, że może to coś większego niż sądziłam i to jest jakiś prawdziwy dar.

Sytuacje z Jacobem są zawsze wesołe, nie tylko przez niego u Belli zagaszcza uśmiech na twarzy, u mnie też. Dopracowałaś szczegóły nawet takie jak stewardessa mówiąca po niemiecku. Co do premiery, na pewno przeczytam biorąc pod uwagę uwielbienie do tego opowiadania.

Pozdrawiam i życzę weny,
Paramox


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 21:38, 16 Lis 2009 Powrót do góry

Przyznaję - będę tęsknić, ale wiem, że wrócisz i zaserwujesz czytelnikom parę naprawdę mocnych rzeczy! Ta część to tylko przedsmak i nie ukrywam, że bycie betą ma swoje zalety. Ja wiem, a Wy dopiero się dowiecie. Niesamowite wynagrodzenie za w sumie przyjemne i rozwijające zajęcie.

Niebiosa, nie mogę zebrać myśli. Wybacz. Przecież Twój Jake to taki sympatyczny, obrotny i bezczelny chłopak, a Bella wreszcie ma jakikolwiek charakter i choć w tym rozdziale w praktyce niewiele się dzieje, to uważam, że był konieczny. Stworzył tło dla niemieckiej części Lykainy. Najważniejsze jest jednak to, że wróciła Ci chęć do pisania. Bez weny ani rusz, tym bardziej, iż zbliża się długo oczekiwana premiera. Obiecuję, że o następne rozdziały zadbam bardziej.

Twoja beta marnotrawna.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ukos
Zły wampir



Dołączył: 07 Wrz 2008
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 23:56, 16 Lis 2009 Powrót do góry

Bardzo długo nie mogłam się wziąć za Twojego ff.
W ogóle ostrożnie podchodzę do "wilczych" opowiadań, bo ja sforę lubię i zawsze się boję, ze trafię na kolejne dziwadło, gdzie są przedstawieni jako futrzaste półgłówki.
Od początku - dobry tytuł. Że o wilkach, to oczywiste, ale dalej miałam różne pomysły. Tradycyjne "zarażenie" przez ugryzienie wymyśliłam, ale pomysł, żeby to Bellissimę uszczęśliwić zaskoczył mnie zupełnie.
Może dlatego, że osobiście uważam, że ona nie zasługuje na bycie wilkiem.
Wspomnienia o "historyjce" Jess - cudne. Przywaliłaś z grubej rury na "dzień dobry". A czytelnikowi dobrze robi jakiś wstrząsik od czasu do czasu.
Nie przemówiła do mnie Weronika - opisałaś ją jak zgrzybiałą babuleńkę zgięta we dwoje, lekko dręczoną demencją. A to przecież kobieta w średnim wieku. I troszkę zbyt patetyczna ta koza "jedyna żywicielka".
Po co przywołałaś postać Royce'a? Nie lubię takich "zbiegów okoliczności", moim zdaniem budują one taki niezdrowy klimat jak Meyer zaserwowała w BD. Wszystkie wątki cudownie się ze sobą splatają i nie możesz lodówki otworzyć, bo ktoś znajomy z niej wyjdzie. No chyba, że do czegoś konkretnego to się potem przyda.
Ciekawy Jasper - widać, że lubisz tę postać, bo łatwo Ci przychodzi "żywe" jej opisanie.
Rzuciło mi się w oczy, że ktoś zarzucał Ci zaniedbanie wielowymiarowości postaci drugoplanowych. Szczerze mówiąc, ja tego nie zauważyłam. To jest ff, więc niejako automatycznie, jeżeli Ty nie przedstawiasz swojej wersji, zakładam, że postać jej taka jak u Meyer. Pracujesz w universum już stworzonym, więc nie widzę nic zdrożnego w ograniczeniu się do przywołania gotowej postaci, bez ponownego przedstawiania jej charakterystyki. Co innego przy odejściu od kanonu, ale tutaj zastrzeżeń inie ma. Twoja Bella, tak cudownie różna od książkowej egocentryczki skrytej pod płaszczykiem łajzowatości, jest bardzo ładnie przedstawiona i wielowymiarowo opisana.
Ze złośliwą uciechą czytałam jak to nasze łabędziątko nie może znieść obecności ukochanego. No trudno, jestem wredna i paskudna, ale delektowałam się ta sceną.
Jak również faktem, że nowy instynkt każe jej wbrew samej sobie, zachwycać się zapachem Jake'a. (Dobrze ci tak, masz za granie na dwa fronty w Zaćmieniu.)
Bardzo mnie ucieszyłaś Jacobem. Twój wydaje mi się być bardziej zdystansowany, nie tak rozpaczliwie zakochany. Przez co jest nieomal sarkastyczny, bez masochistycznego pozwalania Belli na deptanie godności własnej.
Troszkę mnie tylko zadziwił nagły foch w stronę Belli - jednego dnia dwuznaczne żarciki i dogadywanie, drugiego obraza. A okoliczności się nie zmieniły, Bella podjęła decyzję wcześniej, więc dlaczego zaczęła mu przeszkadzać dopiero teraz?

Czekam na Twoje ponowne podłączenie do sieci i kolejną porcję Lykainy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Wto 19:56, 17 Lis 2009 Powrót do góry

Dzięki za komentarze, odpowiem bardziej treściwie, jak będę miała więcej czasu - są skopiowane i przygotuje do nich stosowne odpowiedzi. :)

Info: odcięcie dobrze mi służy wena wraca i Lykaina się pisze. Mieszkam teraz w mieście otoczonym lasem, ba, nawet w środku jest las, więc inspirację mam z czego czerpiać. Najtrudniejsza scena ósmego rozdziału napisana.
Instalator Internetu przyjdzie 3 grudnia, trochę późno, ale chyba wytrzymacie bez L. i beze mnie. Pozdrawiam :*
Możliwe, że w między czasie wdepnę na chwilę Wink

18 grudnia: jestem częściej niż mogę :D ale na krótko!

To, co do Was napisałam, wklejam:
esterwafel
Cieszę się, że podoba Ci się Jacob. Starałam się, żeby nie był aż tak Zmierchowy, może mi nie wyszło do końca, ale najważniejsze, że sympatycznie odbierasz tę postać.

Cara
Uśmiechnęłam się, czytając Twój post. Pamiętam, że na początku Lykaina aż tak bardzo nie przypadła Ci do gustu. Miło, że to się zmieniło. W kolejnym rozdziale szykuję chyba dość szokującą niespodziankę, dlatego nie spadnij z krzesła – będzie się działo, ale musicie poczekać, aż będę na stałym łączu – dopiero wtedy będę mogła dokończyć ten już w połowie napisany rozdział, uzupełniając go o informacje, których nie mam niestety w głowie – te geograficzne Wink reszta zostanie napisana już teraz. Zaczęłam również pisać dziewiątkę, bo, jak zawsze, pracuję w bardzo dziwny sposób i napisałam początek i końcówkę Ostatniego zadania (tytuł dziewiątego rozdziału Wink )
Właśnie - uwaga spojler!
Podaję trzy ostatnie tytuły – pomyślcie, co może być dalej Wink zobaczymy, czy Was zaskoczę (btw – gdybym nie była pewna, że Was zaskoczę, nie podawałabym ich :D)
8.Na tropie
9.Ostatnie zadanie
10.Amor vincit omnia


Paramox
Kochana, nie masz za co przepraszać, ważne, że jesteś. :) Dziękuję za streszczenie wrażeń po czytaniu tych wszystkich rozdziałów. Uwielbiam czytać takie komentarze pisane z sercem. Dzięki.
Odniosę się do sytuacji między Jake'm a Bellą, bo ten sam temat poruszyła Ukos.
Może przesadziłam z tym fochem, ale Bells ciągle dawała mu do zrozumienia, żeby przestał, to przestał, a że teraz jest na nią cięty, to dlatego, że nie może poradzić sobie ze swoim uczuciem do niej. Wiecie: Odi et amo – ta stara maksyma jest pełna prawdy. Wink

AngelsDream
Ty marnotrawna? No chyba sobie żarty stroisz! Zbetowałaś mi tak szybko bez żadnego mrugnięcia okiem. I chęć do pisania wróciła mi, a jakże. Jestem pełna pomysłów. Mówiłam thin o nowym ff, a przedwczoraj zrodził mi się jeszcze jeden iście diabelski pomysł na osobne ff. Co oznacza, że nie pozbędziecie się mnie tak szybko z fandomu Twilight! :D Dodam tylko, że oba pomysły są osadzone w podobnym świecie fantasy, żadne humany.

Ukos
Nie wiem, czy mi uwierzysz, ale czekałam na Ciebie. ^^
Widziałam Twoje wypowiedzi pod Babim latem, Uwikłanymi i jeszcze gdzie indziej i myślałam sobie – kurczę ciekawe, dlaczego mnie nie komentuje skoro lubi wilki! I jesteś! Nie martw się, nie zrobię z żadnego wilka półgłówka!
Co do Veroniki: Veronika to podan siedemdziesięcioletnia staruszka. Miała już prawo być lekką zgrzybiała, a koza nie była jedyną żywicielką Wink Miała swój ogród, owoce lasu i dostawy z miasta. Koza miała być raczej towarzyszką. Nie dałam jej kota, bo to nie wiedźma Wink, psa też nie, bo nim się nie naje – nie jest Chinką, a koza daje mleczko, więc jest z niej jakiś dodatkowy pożytek. :)
Masz rację co do Royce'a. Trochę pojechałam z tą postacią, wprowadzając taki zbieg okoliczności. Na swoje usprawiedliwienie mam tyle, że wydawał mi się on do szpiku zły i pasował mi do roli bezwzględnego ojca, choć w kanonie został uśmiercony przez Rose, o ile się nie mylę. Teraz tak sobie myślę, że mogłam całkowicie zmyślić tę postać i podać jakieś inne imię, ale za późno! :D Co się stało, się nie odstanie.
Chyba Cię nie zawiodę...tak myślę. Zapraszam do odwiedzenia na początku grudnia. Nie wyznaczam konkretnej daty, bo tekst musi polecieć jeszcze do moich kochanych bet.

Pozdrowienia dla wszystkich! :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Śro 21:18, 18 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Maya
Wilkołak



Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!

PostWysłany: Sob 18:19, 21 Lis 2009 Powrót do góry

Hę ?
Nie zostawiłam nawet kilku słów po sobie ?
Hę ? Jakim cudem ?!
Rozdział bardzo, bardzo, bardzo mi sie podoba.
Można powiedzieć, że akcja sie rozkręca.
Kurde, powoli, powoli zaczynam się przekonywać do Blacka, wróć, oczywiście tylko jako dobrego kumpla/przyjaciela ... no niech mi on tylko będzie z Bellą, to poprostu ohh to, to no ... ...... no dobra, dobra może nie ... bo kto by mi pisał takie fajne ff :) No, ale wiesz lepiej się mi nie narażać ..
Jacob. Niemiecki. Lubi. O ja pitolę, nie wiem jak niemiecki akcent może się podobać, ja się uczę i jakoś ta ich "twardość" do mnie nie przemawia. Co jak co chyba jednak Jake nie jest dla mnie.
Troszku smutno, bo teraz będzie coraz mniej Edwarda, a co za tym idzie jeszcze mniej Cullenów buuu i co jeszcze za tym idzie mojego Jaspera będzie maluteńko, uhhh dobra, jakoś przeżyję :))
Pozdrawiam serdecznie, poczekamy, poczekamy :)
Weny życzę.
Czasu i chęci również.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Maya dnia Nie 16:44, 07 Mar 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
bluelulu
Dobry wampir



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo

PostWysłany: Sob 18:24, 21 Lis 2009 Powrót do góry

Jestem naprawdę ciekawa jak rozwiążę się cała sytuacja w Niemczech , ale i w sercu Belli , czy warto będzie pokonywać awersję do Edwarda, jako naturalnego wroga? Jak wślizgnął się tym swoim językiem do jej ust , to aż mi się nie-dobrze zrobiło. Bo udało mi się wyobrazić Bells jako białą wilczycę. Czyli to na plus dla autora. Nie lubię wilków , i jestem 100% (albo promilowy...) team Edward, ale takiego opowiadania jeszcze nie było. Naprawdę, próby zrobienia z Belli wilkołaka mogły wyjść beznadziejnie, bo jeśli opowiadanie byłoby źle napisane to żadna wspaniałomyślna fabuła by nie pomogła. Tutaj, oczywiście się tak nie stało. Trzy rozdziały do końca? Dobrze rozumiem? To bardzo mało, żeby rozwiązać cały koniec ale rozdziały dobrze się czyta , ani się nie wie kiedy zostają dwie linijki do końca. Mam małą awersję do wilkołaków bo "kiedyś" natknęłam się na opowiadania gdy wilki są 'ugłupiane'. Lubię Jacoba geja , tylko w granicach rozsądku. Czekam na kolejne części. Komentuje tak etatowo , przepraszam. Nie życzę weny ( : a czasu do pisania . Pozdrawiam , U.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
MonsterCookie
Gość






PostWysłany: Sob 21:42, 21 Lis 2009 Powrót do góry

Przybywam i komentuję, jak zwykle z opóźnieniem, choć jestem pewna, że mi wybaczysz. Razz

Zacznę od tego, że sama wiem jak to jest mieć zastój twórczy, więc w pełni cię rozumiem, że nie mogłaś napisać rozdziału przez długi czas.

A jeśli chodzi o sam tekst - naprawdę świetny. Zdecydowanie podobał mi się sposób wykreowania. Nie wiem dlaczego, ale czytając ten rozdział przypominało mi się ''Przed świtem'' i tamtejszy sarkazm. Nie wiem czy to było twoim zamysłem, czy nie, jednak fajnie wyszedł ci ten Jake, a to jak czasami odzywał się do Belii było zabawne :D
Całe to ''krzątanie się'' w domu Blacków było na swój sposób ciekawe.

Ogólnie rzecz biorąc podobał mi się cały rozdział, a skoro to była tylko rozgrzewka, to nie wiadomo czego można się spodziewać w Niemczech, na które, zresztą jak wszyscy czekam niecierpliwie.

Pozdrawiam,
MonserCookie Wink
ukos
Zły wampir



Dołączył: 07 Wrz 2008
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 21:52, 21 Lis 2009 Powrót do góry

Zostałam etatowym komentatorem wilczych ff? Jak miło! Mam teraz wyrzuty sumienia, że tyle zwlekałam. Wygląda, że się nawzajem na siebie czaiłyśmy - na Lykainę zdecydowałam się dopiero, gdy poczytałam Twoje komentarze u innych.

Faktycznie pomroczność jasna mnie ogarnęła gdy liczyłam wiek Veroniki - wyszło mi, że powinna być tuz po 50. Zwracam honor, siedemdziesięciolatka może mieć lekkie odchyły.
Ale już z kozą to sama kazałaś Viktorii nazywać ją jedyna żywicielką - nie wymigasz się Wink

Uwaga, przystępuję do zgadywania o czym będą kolejne rozdziały:
"Na tropie" - wydaje się oczywiste, tropią potomka Lykainy. Ale pewnie nie będzie oczywiste. To kogo będą tropić? I kto będzie tropić? Może Bella ucieknie z Jacobem i Edward podąży za nimi? Albo znajdą potomka, a on/ona wyznaczy im jakieś zadanie?
To by ładnie zagrało z następnym rozdziałem "Ostatnie zadanie"
Co może być tym ostatnim zadaniem? Zabicie kogoś z Cullenów?
"Miłość zwycięża wszystko" - Bella zostaje wilkołakiem, ale daje radę nie zjadać Edwarda? Potomek Lykainy nie zjada wampirów? Jacob zostaje straznikiem?
Aaaaaaaa! Ile jeszcze do tego grudnia?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
lilczur
Wilkołak



Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka

PostWysłany: Nie 18:00, 06 Gru 2009 Powrót do góry

Długo mnie nie było na forum, ale wróciłam i szybciutko zabieram się do komentowania.
Kolejny rozdział w zasadzie niczego nie zmienia, raczej przybliża do najciekawszego rozwoju akcji, ale i tak szybko i przyjemnie się go czytało. Dla mnie to ważne, bo bywa, że strasznie dłuży mi się czytanie niektórych opowiadań, ciągnących się niczym flaki z olejem. Twoje, na szczęście, do taki nie należy.
Ciekawi mnie, jak rozwinie się akcja w Niemczech, co też tam się może zdarzyć? Domyślam się, że łatwo nie będzie.
Zdziwiło mnie zachowanie Jacoba. Skąd ten nagły foch? Przypomniał sobie, że Bella robi to wszystko, żeby móc być z Edwardem, bo nie chce, żeby byli odwiecznymi wrogami? To ma chłop refleks, nie powiem!
Podoba mi się, że to opowiadanie nie jest płytkie, takie w stylu: "pokochali się, były przeszkody, kochają się nadal". Tu jest takie głębsze dno - ucieczka (kto wie, czy nie desperacka) przed przeznaczeniem, walka z własną osobowością, przekraczanie swoich granic. Przejrzyście to wszystko opisujesz, można się bez problemu wczuć w sytuację bohaterki.
Mnie również nie brakuje wielowymiarowości pozostałych postaci: to opowieść o Belli, oczami Belli, po cóż więc masz się rozwodzić nad innymi, w tym przypadku właściwie niepotrzebnymi, bohaterami? Przynajmniej nie ma chaosu i "naciągania" tekstu.
Z przyjemnością i z największą cierpliwością na jaką mnie stać będę czekała na kolejne rozdziały.:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 17:11, 10 Gru 2009 Powrót do góry

Droga Pernix, zgodnie z obietnicą przeczytałam w końcu to Twoje „cudeńko”, jak ośmielę się nazwać Lykainę i teraz powiem - a raczej napiszę - o nim co nie co. Już bardzo dawno temu – w maju - zostawiłam pod pierwszym rozdziałem bardzo skromny komentarz. Do czwartej części, czyli do spotkania Belli z Jasperem, czytałam tę historię bez dawania znaku o swojej obecności (no, nie licząc pochwały postu), a potem... No cóż, potem zaniechałam czytania i komentowania ff, a to oznacza, że opuściłam również Lykainę. I teraz żałuję, bo okazało się, że przegapiłam najciekawsze wydarzenia... Chociaż w sumie to się cieszę, że dopiero teraz wszystko przeczytałam, bo nie czekałam niecierpliwie na kolejne rozdziały, tak jak to robię teraz...
Ale do rzeczy, do rzeczy, bo jak zwykle rozgaduję się na temat jakichś błahostek, zamiast od razu przejść do konkretów.
To może zacznę od początku. Jak już napisałam w tym moim pożal się Boże komentarzu sprzed pół roku, zaintrygował mnie tytuł. Nie miałam zielonego pojęcia, co mógłby oznaczać i trwałam w tej nieświadomości aż do lektury piątego rozdziału, na którym, o ironio, przestałam śledzić ten tekst. Ale teraz już wszystko wiem. No, może na razie jeszcze nie wszystko, bo parę rzeczy pozostało jeszcze niewyjaśnionych, ale paradoksalnie wcale nie jest mi źle z tą nieświadomością. Dobry tekst – poza „dopracowaniem technicznym”, że tak to nazwę – charakteryzuje się według mnie przede wszystkim tym, że praktycznie już od pierwszych linijek nas zaciekawia, a akcja rozwija się umiarkowanym tempem i autor powoli zdradza nam wszystkie tajemnice – niezmiernie ciekawe tajemnice, które chcemy jak najszybciej poznać i dlatego z zapartym tchem śledzimy każde zdanie. I do takich tekstów z czystym sercem mogę zaliczyć Lykainę (wiem, że pewnie, mówiąc to, Ameryki nie odkryję, ale z tego opowiadania – gdyby tak pozamieniać niektóre fakty i imiona bohaterów – byłby świetny utwór autorski). Już w pierwszym rozdziale zafundowałaś mi tyle zagadek, że ho! ho!: tajemnicza staruszka (czarownica z bajki o Jasiu i Małgosi?), jeszcze bardziej tajemnicza zjawa (objawienie Maryjne?!) i najbardziej tajemnicza główna bohaterka (tak, wiem, tylko ja się nie domyśliłam, że to mogłaby być Bella :D), a na dodatek dziwne zachowanie i wypowiedzi tej naszej starszej pani oraz nietypowe ślady ugryzienia na ramieniu narratorki. Ale to na razie tylko pierwszy rozdział, to myślę sobie: co do jasnej ciasnej będzie dalej? Rozbudziłaś moją ciekawość, ale musiałam grzecznie poczekać na następną część.
I tak sobie czekałam, a kiedy się wreszcie doczekałam, to miałam mieszane uczucia. Z jednej strony się ucieszyłam, bo pewne sprawy się wyjaśniły, ale te wyjaśnienia wydały mi się nieco... takie jakieś... No nie umiem znaleźć odpowiedniego słowa... Przesadzone? Rozumiem: to bardzo „bellowate” z Belli strony, że po tym, co jej powiedziała Jessica, od razu uciekła stamtąd w siną w dal, ale żeby od razu przebiegła tak długą drogę, że znalazła się w zazwyczaj nieuczęszczanej przez ludzi części lasu (a mniemam, że był to obszar położony dość daleko)? No nie wiem. Chyba że przez częste przebywanie z wampirami poprawiła jej się kondycja. :D Ale to tylko pewnie ja tak uważam, a mną się zwykle przejmować nie należy, bo zawsze coś dziwnego wymyślę. :D A swoją drogą, to bardzo spodobała mi się ta historyka o Benie. O Charliem i mamie Jess również, ale tej to raczej to wesołych zaliczyć nie można... Maciupeńką ociupinkę przybliżałaś nam takie zwyczajne życie Forks i pokazałaś, że to miasteczko to nie tylko szkoła, dom Belli i rezydencja Cullenów (no i ewentualnie supermarket albo jakiś inny sklep :D) i nie kręcą się po nim jedynie same wampiry, ale też toczy się tam normalne życie najnormalniejszych w świecie ludzi.
Potem pojawił się rozdział numer trzy. I kolejne zaskoczenie: staruszka, Veronika, żoną syna niedoszłego męża (stryjecznej kuzynki Marysi... :D przepraszam, nie mogłam się powstrzymać) Rose? (Chyba że coś źle zrozumiałam?) Oj, zagmatwane to trochę, ale mnie się podoba. Niby nie ma to większego znaczenia dla akcji (chyba że trzymasz jeszcze jakiegoś asa w rękawie :D), ale tak trochę... urozmaica opowiadanie. W ogóle bardzo ciekawa, ale zarazem smutna ta historia Veroniki... Straciła męża, straciła dziecko, a jeszcze wcześniej cały jej dotychczasowy świat legł w gruzach. Ale w zamian zyskała miłość. :) No, przynajmniej do czasu śmierci Harry’ego... Podobały mi się też te opisy samej chatki i jej otoczenia. Zgrzytnęło mi trochę imię kozy, ale to już mój problem. :D No i mamy nieco więcej informacji o tej tajemniczej postaci w jasności – wiemy, że chroni las. Tylko dlaczego? I kto do u licha jest? Z tymi oto pytaniami czekałam na czwarty rozdział, licząc, że nieco szerzej uchylisz rąbka tajemnicy, ale się zawiodłam, chociaż w zamian zaserwowałaś nam opis innego ciekawego wydarzenia, a mianowicie – spotkania Belli z Jasperem. Na szczęście nie z Edwardem. :D Jej zachowanie wobec niego spowodowało, że w głowie zapaliła mi się taka żaróweczka i pomyślałam: Bella wrogiem wampirów...? Cool! :D Ale co jeszcze chciałam powiedzieć: sytuacja z tą martwą samicą łosia i jej opuszczonym młodym ukazała nam Cullenów w nieco innym świetle... Może i nie zabijali ludzi, ale nadal krzywdzili inne żywe stworzenia. Starali się znaleźć się lepszy i bardziej ludzki styl życia, ale czy tak do końca im się to udało?
Rozdział piąty z jednej strony wyjaśnił mi niektóre sprawy (i dobrze, bo już powolutku zaczynałam tracić cierpliwość :D), ale z drugiej strony jeszcze bardziej wszystko zagmatwał. Na początku, kiedy czytałam o tym, kim jest ta Lykaina, szczęka mi trochę opadła. Takiej rewelacji się nie spodziewałam (chociaż ja to w ogóle mało domyślna jestem :D). Potem nastąpiło spotkanie z Edwardem. Nie wiedziałam, czego się tak właściwie spodziewać, ale w ostatecznym rozrachunku się nie rozczarowałam. Wszystko przebiegło tak... naturalnie, było zdziwienie, były tłumaczenia Belli. Nawet wzruszający moment z czytaniem tego wiersza Edwarda był. Ale na końcu było coś, co spowodowało, że moja szczęka opadła po raz kolejny – przemiana w wilczycę, co automatycznie potwierdziło moje wcześniejsze przypuszczenia co do tego wroga „wampirów”. Oj, działo się w tym rozdziale, działo... Moim zdaniem to była chyba najlepsza z dotychczasowych części. Ale tylko jedna rzecz mi tak jakoś nie pasowała: to, że gdy Bella dowiedziała się o Lykainie i o tym, że przemienia się ona w wilczycę, to od razu nie pomyślała o Jacobie, który także przemienił się w wilka (zrobiła to dopiero później, jak biegła do domu). Ja już przy fragmencie o tym apetycie o nim pomyślałam. Jak tylko z ust staruszki padło słowo „wilk”, to Bella też powinna pomyśleć o swoim przyjacielu... Chyba. :D Chociaż kto ją tam wie... No i trzeba też pamiętać, że była w ogromnym szoku, więc może dlatego tak sie to wszystko opóźniło?
Szósty rozdział – kolejne nieoczekiwane przeze mnie spotkanie, tym razem z Jacobem właśnie. Przy tym fragmencie parę razy uśmiechnęłam się szeroko. :) Zdziwiło mnie tylko to, że zamiast wydać z siebie okrzyk zaskoczenia na widok Indianina, to Bella od razu zbeształa go za to, że ją podglądał. Z jednej strony to całkiem naturalna reakcja, więc w sumie nie powinnam się czepiać, ale z drugiej strony to przecież nie widziała go przez dłuższy czas i tak nagle się spotkali, więc powinna być zaskoczona. Ale wróćmy do rozdziału: historia Lykainy, podobnie jak i to jej spotkanie z Bellą, wyszła ci świetnie. Zaskoczyło mnie to, że Bella ma wybór. Myślałam, że to już nieodwołalne, skoro Strażniczka ją ugryzła, ale jak zwykle moje domysły okazały się błędne. Zgrzytnęło mi jeszcze to wspomnienie o pieniądzach. Lykainie, jako odizolowanej od cywilizacji strażniczce lasu, która w ogóle nie ma z nimi styczności (bo chyba tak jest, prawda?) i tak właściwie nie jest człowiekiem, ta myśl raczej nie powinna przyjść do głowy. To już prędzej Bella jako pierwsza powinna zacząć się tym martwić... Dobra, ja jak zwykle czepiam się nieistotnych szczegółów, więc przejdę już do moich wrażeń z rozdziału numer siedem. Bardzo spokojnego rozdziału numer siedem. :) Rozwój akcji trochę w nim zwolnił, ale po takiej dawce informacji, jaką zaserwowałaś nam w poprzednich częściach, nie można narzekać. A poza tym mam nadzieję, że to taka „cisza przed burza” i spotkanie z tym potencjalnym następcą – o ile w ogóle do tego dojdzie, bo już nie wiem, czego się spodziewać – zapewni nam mnóstwo pozytywnych wrażeń. :) A, i jeszcze jedno: to dziwne zachowanie Jacoba. Czyżby rzeczywiście Edward przywołał go do porządku? I czyżby Bellę w jakiś niewytłumaczalny sposób do niego ciągnęło (bo przy niektórych fragmentach takie odniosłam wrażenie)? Hm, chyba muszę poczekać na następną część, by dostać jakieś wyjaśnienia, prawda? Ach, po co ja się w ogóle głupio pytam... :D
Fabuła jest dużym plusem tego opowiadania, ale oczywiście nie jedynym. Naprawdę pięknie wszystko opisujesz, Pernix, i umożliwiasz mi przeniesienie się na chwilę do innego świata (wiem, że brzmi to nieco banalnie, ale inaczej tego ująć nie potrafię). Muszę skupić się na tekście, ale nie dlatego, że nie rozumiem sensu zawiłych i skomplikowanych zdań, bo Ty takich nie tworzysz, tylko po prostu chcę jak najlepiej się w niego „wczuć się”. Przeczytałam wersję pdf. – poza rozdziałem siódmym – którą ściągnęłam sobie z Twojego chomika (jako leniwemu osobnikowi z wadą wzroku nie chciało mi się przekopywać przez komentarze i męczyć z białymi literkami skaczącymi po czarnym tle, bo z czarnymi na białym jest mi trochę łatwiej), więc dosłownie parę drobnych błędów by się znalazło, ale nie ma sensu ich tu przytaczać. Może podzielę się z Tobą tylko wrażeniami na temat takich pojedynczych zdaniami, które szczególnie rzuciły mi się w oczy.

Cytat:
Przeznaczenie kazało mi go zabić, serce mówiło „kocham”.


To bardzo ładne. :) Tylko że wiesz, z czym mi się kojarzy? Z serialem „Buffy: postrach wampirów” (tak, tylko ja mnie coś takiego mogło przyjść do głowy...). :D

Cytat:
Veronika karmiła go mlekiem Agaty, powiedziała, że jak tylko łoś osiągnie odpowiedni wiek, wypuści go na wolność.


E... Jakiej znowu Agaty? Czy nie powinno się tu pojawić imię naszej kochanej kózki, Antosi? :D Tak, wiem, znowu czepiam się szczegółów, ale nie mogłam się powstrzymać.

Cytat:
Polizałam twarz Edwarda i, wyjąc, uciekłam do lasu.


Tutaj, przy tym niezwykle wzruszającym momencie rozstania naszej kochanej parki, ja oczywiście musiałam cicho się zaśmiać. Zapewne podziałała tak na mnie wizja białej wilczycy „całującej” albo raczej „liżącej” twarz położonego na ziemi wampira... :D

Cytat:
Lew wcale nie zakochał się w owcy. Zakochał się w leopardzie. Współżycie z wrogiem jest trudne, szczególnie, gdy darzy się go uczuciem.


Ten fragment też mi się bardzo podoba.

Okej, z racji tego, że moja wiadomość chwilę temu przekroczyła już dwie strony w Wordzie, to już się zamykam. Gratulacje dla Ciebie, Pernix (i dla wszystkich innych też) jeśli przeczytałaś to moje ględzenie i dotarłaś aż do tego fragmentu. :) Trochę pouczepiałam się mało istotnych szczegółów, trochę (albo raczej bardzo trochę :D) Ci posłodziłam, ale inaczej się po prostu nie dało. Składam podziękowania Tobie i Twoim wspaniałym betom za to, że mogłam przeczytać tak dobry kawałek tekstu. Trochę smutno mi się robi, że zostały tylko jeszcze trzy (dobrze liczę? :D) rozdziały, ale cóż zrobić. Chyba tylko przypomnieć sobie przysłowie: „Wszystko, co dobre szybko się kończy”.
Pozdrawiam serdecznie i trzymaj się ciepło (bo na dworze zimno :(). :) Ach, i jeszcze przepraszam za ewentualne błędy w tym poście, ale troszeczkę się rozpisałam, więc bardzo prawdopodobne, że gdzieś zostawiłam jakiegoś „kwiatka” (albo raczej "kwiatkI":D). Rolling Eyes


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez iga_s dnia Czw 17:15, 10 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Wto 0:38, 29 Gru 2009 Powrót do góry

Znów muszę edytować, by dodać nowy rozdział. Będzie poniżej, więc "szukajcie" go cierpliwie. ;p

Post z 10 grudnia:


Iguś, Twój komentarz był taki obszerny i tak ładnie wszystko przeanalizowałaś. Dziękuję. Wybacz, że się w tym momencie nie odniosę do wszystkiego, co napisałaś, bo pewnie naprodukowałabym z dwie strony tj Ty. Odkryłaś pewne niedociągnięcia fabularne, BRAWO! :) Serio, cieszę się, że ktoś myśli nad tekstem. Prawda jest taka, że Pernix nie zawsze zagląda do starych części i stąd takie nielogiczne sytuacje lub drobne pomyłki - np - koza o podwójnym imieniu. Jeszcze jak czytałam Twój komenatrz to byłam pewna, że od zawsze była Agatą, a tu, patrz, wcześniej nazwałam ją Antośką. Zmienię to. :) Dzięki. I jeszcze z Lykainą i pieniędzmi - fakt - ona nie powinna o nich myśleć.
Jestem już przy końcówce ósmej części, została mi wędrówka po lasach, że tak powiem. Tropienie i reszta napisane. ^^

ukos napisał:

Uwaga, przystępuję do zgadywania o czym będą kolejne rozdziały:
"Na tropie" - wydaje się oczywiste, tropią potomka Lykainy. Ale pewnie nie będzie oczywiste. To kogo będą tropić? I kto będzie tropić? Może Bella ucieknie z Jacobem i Edward podąży za nimi? Albo znajdą potomka, a on/ona wyznaczy im jakieś zadanie?


A teraz może nie spojler. Tylko ukos zachciało się publicznie zgadywać, więc jej przypuszczenia będę przytaczała tuż przed każdym rozdziałem lub po dodaniu danej cześci. Co do ósemki ukos ma rację - wytropią następcę dla amerykańskiej Lykainy! Żadnej ucieczki nie będzie. Potomek nie wyznaczy im zadania. ;) No nin, teraz wypada mi trochę uwiarygodnić poszukiwania w warstwie opisów tychże. :p

A dla znudzonych czekaniem i tych którzy nie zaglądają do Kawiarenki - Polecam moją miniaturę o Lei i jej miłości do Sama.
Lustrzane odbicie

P.S.

Mayka, przekonaj się do Blacka. Nie samym Edwardem Twilight żyje. ;)
MonsterCookie, spóźniona czy nie. Ważne, że jesteś. I pewnie - to była rozgrzewka. Następny oddech dopiero przy rozwiązaniu akcji w dziesiątce. :p Jeszcze trochę Was pomęczę.
uskrzydlona, dzięki. ^^ Mam nadzieję, że awersja zniknie do wilków całkowicie pod koniec tego opowiadania.


29.12.

Lilczur, dzięki za posta. Ominęłam Cię w moim komentarzu za co przepraszam bardzo. Dzięki, że czytasz. Chcę, żebyś wiedziała, iż Twoje opinie są dla mnie cenne.

Tutułem wstępu muszę uprzedzić Was, że ta część jest zdecydowanie dla pełnoletnich czytelników!

Oznaczam więc rozdział [+18].

Uprzedzam też, że pewien wątek może zniesmaczyć nawet osoby pełnoletnie. To jak go potraktowałam, wytłumaczę Wam pewnie później, po ujrzeniu Waszych opinii, aby nie zdradzać w tym miejscu treści.

Dziękuję cudownym betom, które stoją na straży.
Dla nich ten rozdział. thin, AngelsDream dzięki, że ze mną jesteście.

Odsłuchajcie piosenki, proszę! Uwielbiam ją. ^^

8. Na tropie

Silence by Delirium

Po wylądowaniu natychmiast wezwaliśmy taksówkę, która zawiozła nas pod hotel. Zarezerwowaliśmy apartament z dwoma sypialniami. Męcząca podróż i zmiana strefy czasowej rozstroiły nas na tyle, że zaraz po kąpieli udaliśmy się do swoich łóżek. Nastawiłam zegarek na siódmą rano, by jak najszybciej przystąpić do poszukiwań. Wstałam wypoczęta i gotowa do rozpoczęcia przygody, a może powinnam powiedzieć - misji, po której stanę się na powrót normalną śmiertelniczką albo na wieki samotną lykainą. Wyszłam na balkon, trzymając w ręce kubek gorącej kawy - Jake zamówił ją wcześniej do pokoju. Chwilę później dołączył do mnie. Staliśmy w milczeniu, przyglądając się panoramie wielkiego miasta. Mimo wczesnej godziny na zewnątrz było ciepło. Lato dobiegało końca, a w Europie pogoda o tej porze bywała kapryśna. Nie przeszkadzałyby nam pierwsze chłody czy deszcz, ale gdy słońce ogrzewało nasze ciała, robiło się przyjemniej. Nie mogłam się nadziwić, że świat jest taki wielki. Przedwczoraj w La Push, Seattle, w Waszyngtonie, a dziś w oddalonym punkcie kuli ziemskiej i nadal było tak samo - ludzie, technika, gwar wielkiego miasta, ruch na ulicach. Nie spodziewałam się, że wszystko będzie tak barwne. Europejczycy kojarzyli mi się z upodobaniem do stonowanych ubiorów. Spieszący się do pracy czy szkoły piesi to nie szara masa, a kolorowy kalejdoskop. Kobiety nie bały się zabawy kolorami i zakładały wrzosowe płaszcze, zielone rajstopy, czerwone kapelusze. Oczywiście, że wśród idącego tłumu znalazło się wielu biznesmenów i bizneswomen, ubranych w klasyczną czerń czy szarość, ale nie brak tu indywidualności. O, właśnie przechodził chłopak w kolorowym irokezie! Poklepałam Jacoba po ramieniu, przerywając podziwianie widoków, by dać mu znak, że musimy się zbierać. Poszłam do łazienki, żeby odbyć poranną toaletę. Coraz bardziej doceniałam cywilizowane warunki. W chacie Veroniki musiałam się zadowolić kubłem zimnej wody i szarym mydłem, tu, podobnie jak u Jake'a, miałam ciepłą, bieżącą wodę, wypolerowane, wyraźnie oddające odbicie lustro i kosmetyki. W La Push ścięłam włosy do ramion, obecnie sięgały około dwa centymetry niżej. Wiedziałam już, że nie rosną bez ograniczeń. Jeśli zyskałyby długość za pupę, przestałby rosnąć, mnie jednak wydawało się to bardzo niepraktyczne i marzyłam o tym, by wszystko wróciło do normy również w tej materii. Mogłyby tylko zachować tę wspaniałą gęstość i połysk. Niestety pewnie jak zawsze zadziała zasada „coś za coś”. Nałożyłam wygodne spodnie i lekką, niebieską koszulkę z długim rękawem. Kiedy wyszłam z łazienki, Jacob czekał już gotowy z naszymi plecakami.

Udaliśmy się na dworzec kolejowy, by stamtąd pojechać do pierwszego celu: Parku Narodowego Hoch – Taunus*. To miejsce było nastawione głównie na rekreację. Już na pierwszy rzut oka doszliśmy do wniosku, że nie znajdziemy tam następcy dla Lykainy. Działalność ludzka była za bardzo zaawansowana. Ścieżki zdrowia, trasy do nordic walking, trasy wspinaczkowe, miejsca do grillowania, place zabaw, leśne zoo. Dodatkowo przez środek rozległego terenu przebiegała wielka autostrada. Byłam wściekła, że dzikie zwierzęta zostały zepchnięte na dalszy plan. Przeczesaliśmy ten obszar dokładnie i zgodnie z naszymi przypuszczeniami nie spotkaliśmy śladów istot o nadprzyrodzonych mocach.
Następnym punktem w planie był zalesiony teren na północny zachód od Frankfurtu, a w nim Park Homert** i Ebbegebirge. Nie przemienialiśmy się, choć to przyspieszyłoby przeszukiwanie lasów. Wzięliśmy ze sobą skromne bagaże, ale i tak musieliśmy je dźwigać, co stanowiło problem w zwierzęcej formie. Powietrze było cudowne. Wyczuwałam nieznane mi odmiany roślin, zupełnie inną woń żywicy. Występowały tu drzewa zarówno liściaste, jak i iglaste. Natrafiliśmy też po drodze na wspaniałe kobierce liliowych wrzosów. Wydawały bardzo ożywczy zapach i wyglądały bajecznie. Miałam ochotę położyć się wśród nich i patrzeć w niebo, nic nie robiąc przez całe popołudnie. Tu i w kolejnych miejscach, które zbadaliśmy, nie było śladu ani zwykłych wilków, ani strażników. Robiło się ciemno, dlatego postanowiliśmy rozbić namiot gdzieś na uboczu i rozpalić ognisko, na którym upiekliśmy tonę kiełbasek, zakupionych po drodze. Najedzeni poszliśmy spać. Czułam się trochę niezręcznie w obecności Jake'a po tej nocy, którą spędziliśmy razem w łóżku. Nie winiłam go za to, że położył się obok mnie. Winiłam siebie za swoje myśli i to, że przy nim było mi tak dobrze. Pełny ubiór i szczelny śpiwór – mumia nie zniwelowały dziwnego drżenia mojej skóry, reagującej w ten sposób na bliskość chłopaka. Starałam się oddalić myślami od tego, co teraz, a wrócić do nocy spędzanych w obecności Edwarda. Przypomnieć sobie melodyjny głos, który usypiał mnie do snu. Jego kołysanka cicho przebijała się przez inne myśli i kilka minut później zasnęłam. Obudził mnie szelest rozpinanego suwaka - to Jake wytaczał się ze swojego śpiwora. Z potarganymi włosami i swoim nieodłącznym uśmiechem mógłby z powodzeniem wziąć udział w kampanii reklamowej drogiej bielizny dla mężczyzn. Wyglądał jak słodki drań. Odgarnęłam włosy, które przykleiły mi się do twarzy i również wygramoliłam się z ciepłego kokonu. Wyszłam na zewnątrz i natychmiast otrzeźwiałam dzięki chłodnemu powiewowi powietrza, który smagał mnie po policzkach. Zjedliśmy bułki z Nutellą - krem czekoladowo-orzechowy ma to do siebie, że nie psuje się tak szybko jak wędlina, dlatego przygotowałam wczoraj rano pieczywo na słodko. Po skromnym śniadaniu umyliśmy zęby i byliśmy gotowi do kolejnego dnia w biegu.

Podążyliśmy na południe, najpierw w okolice Reinland Pfalz, a później do Saarlandu. Dalej nic. Wszędzie było czysto – widać, że dbano o przyrodę. Co rusz napotykaliśmy różne atrakcje przygotowane dla tubylców i turystów. Stawiano na spędzanie wolnego czasu wśród zieleni, na świeżym powietrzu. Jeszcze kilka tygodni temu zachwycałabym się tym wszystkim, ale obecnie byłam wściekła, bo brakowało mi miejsc, gdzie natura została pozostawiona samej sobie. Gdzie znalazłabym poprzewracane przez wichurę drzewa, zarośnięte dzikie ścieżki, którymi przebiegały tylko zwierzęta, a nie szerokie i zadbane trasy do pieszych wędrówek czy rowerowych wycieczek. Zbliżaliśmy się już do granic tego kraju. Bałam się, że to może oznaczać, iż obraliśmy zły kierunek, co w konsekwencji spowoduje cofnięcie się w północno-wschodni rejon, a może nawet eksplorację sąsiednich krajów. To może potrwać wieki! Nie mogłam się poddawać. Była szansa, że nam się poszczęści tutaj, a jeśli nie, to będziemy szukać do skutku.

Biegliśmy miarowym tempem, rozglądając się na dookoła i węsząc. Po długich poszukiwaniach zachowywałam się już tak rutynowo, że omal przegapiłam zapach lekkiej korzennej nutki, która pojawiła się w powietrzu. Jacob pachniał podobnie, ale o wiele bardziej ostro i intensywnie. Ta woń była jak mgiełka, lecz zdecydowanie wyróżniała się spośród leśnych zapachów. Zawołałam Jake'a i pobiegliśmy tym tropem. Coraz bardziej zbliżaliśmy się do obiektu, który wydzielał rozpoznany zapach. Po chwili wbiegliśmy na małą polanę, na której beztrosko bawiły się dwa nagie berbecie. Myślałam przez chwilę, że znalazłam się w zaczarowanej krainie Alicji, gdzie zdarzały się same dziwne rzeczy. I tą dziwną sprawą było znalezienie dwóch na oko półtorarocznych lub dwuletnich chłopców pozostawionych całkowicie bez opieki. Malcy nie płakali, a gaworzyli sobie radośnie. Podeszliśmy bliżej, ciekawi oglądanej scenki, ale gdy byliśmy już w połowie drogi, spośród drzew wyskoczyła wielka, biała wilczyca. Jej oczy emanowały wrogością. Stanęła w pozie do ataku. Nastroszyła sierść na karku i groźnie powarkiwała. Co najdziwniejsze, nie przestraszyła chłopców, którzy zachichotali, widząc groźne zwierzę. Widziałam, że Jacob był zdenerwowany, momentalnie zmienił się w rdzawego wilka, na co dzieci klasnęły radośnie. Wilczyca opuściła fafle i przestała szczerzyć kły – była wyraźnie zdziwiona obrotem sytuacji. Niewątpliwie musiała rozpoznać, że Jake nie był zwykłym śmiertelnikiem – wyróżniał go zapach, intensywnie wyczuwalny przez strażników, ale najwidoczniej nie spotkała się ze zmiennokształtnymi przyjmującymi wilczą postać.

- Przybywamy w pokojowych zamiarach. Nie chcemy nikogo skrzywdzić – odparłam ostrożnie, starając się brzmieć przyjaźnie.
Wilczyca powoli usiadła, ale nadal zachowywała ostrożność – gotowa, by za chwilę zaatakować w obronie nieświadomych potencjalnego zagrożenia dzieci.
- Jestem półlykainą – można tak powiedzieć... W trakcie przemiany – powiedziałam szczerze po chwili milczenia. - Mam wrażenie, że ty też jesteś strażniczką i chronisz tego lasu. - Pokiwała twierdząco głową. Po tym geście miałam pewność, że rozumiała, co do niej mówiłam. - Mój przyjaciel to zmiennokształtny – towarzyszy mi w moim zadaniu. Szukamy wilczego dziecka, które mogłoby pełnić funkcję strażnika w lesie w Stanach Zjednoczonych – słuchała z uwagą, więc postanowiłam kontynuować: - Tamtejsza Lykaina nie miała własnego potomka. Długo sprawuje już pieczę nad lasem, dlatego wybrała mnie na swoją następczynię. Niestety ja się do tego nie nadaję. Nie chcę być wilczycą i żyć w samotności. Mam rodzinę i bliskich. Lykaina źle zinterpretowała moje zachowanie. Jej celem nie było odebranie mi życia śmiertelnika. Po prostu myślała, że nie chciałam już dłużej żyć tam, gdzie mieszkałam. Ale na szczęście dała mi wybór. - Na te słowa nastroszyła uszy, pokazując zdziwienie. - Za to, że pozwoliła mi zostać człowiekiem i nie dokonała dalszej transformacji, obiecałam jej pomóc odnaleźć właściwego następcę. Dlatego tu jesteśmy. Nie mamy złych zamiarów. - Wilczyca przez chwilę nie ruszała się. Zapadła niezręczna cisza i nie miałam pojęcia, czego można się po niej spodziewać. Jakieś dwie minuty później, a może mniej... Albo więcej – sama nie wiedziałam dokładnie, ile czasu minęło, bo ta chwila trwała dla mnie jak wieczność – powstała. Uniosła przednie łapy, stając na tylnych. W tej pozycji miała ponad dwa metry wysokości.

- Mówiłam, że Lykainy to nie byle wilczki - wyszeptałam do Jacoba.

Balansowała całym ciałem, okręcając się kilka razy wokół własnej osi. Dookoła niej rozprzestrzeniła się biała mgła, która po chwili rozrzedziła się na tyle, że mogliśmy zobaczyć piękną kobietę w srebrzystobiałych szatach. Jej długie włosy, uczesane w warkocz oplatały głowę, tworząc koszyk. Fryzura przypomniała mi podobnie uczesaną kobietę w bawarskim stroju, którą widziałam na zdjęciu w przewodniku. Na tę myśl na twarzy zagościł delikatny uśmiech, ale zaraz opamiętałam się, by opacznie nie zrozumiała mojego zachowania.

- Wierzę wam, nie kłamiesz. Rozmówmy się przy posiłku. Na pewno umieracie z głodu – powiedziała po angielsku z silnym, niemieckim akcentem. Przytaknęliśmy synchronicznie, na co ona się roześmiała.

Inge – takie imię nosiła i w przeciwieństwie do mojej opiekunki lubiła je stosować – była bardzo miłą i gościnną strażniczką – zupełne przeciwieństwo do zamkniętej w sobie i tajemniczej Julienne. A jednak mimo to zamartwiała się o przyszłość. Jej dzieci były jeszcze małe, ale rosną zdecydowanie szybciej, niż ludzkie, tymczasem ona musiała wybrać jednego z chłopców na strażnika. Jaka będzie przyszłość drugiego syna? Bała się o tym myśleć. Kiedy powiedzieliśmy jej, po co przyjechaliśmy - odparła, że spadliśmy jej z nieba. Była nieco zaszokowana, że jej problem tak szybko się rozwiążę i będzie musiała się pożegnać ze swoim potomkiem. Nie wiedziałam, czy mogłam jej opowiedzieć historię Lykainy. Doszłam jednak do wniosku, że tak będzie lepiej. Jeśli dowie się, iż Julienne straciła dziecko, będzie wiedziała, że chłopiec znajdzie potrzebne mu ciepło i opiekę, a ponadto to, czego pragnęła dla niego - własne terytorium. Z bólem serca przytaknęła na moją propozycję. Nie była tylko pewna, który z bliźniaków miałby polecieć z nami. Poprosiła, żebyśmy zostali kilka dni, by poznać jej synów, zobaczyć, kto z nich przejawiał większe zainteresowanie nami. Miała już swój typ, bazując na charakterach dzieci, ale chciała się upewnić, że nie popełni błędu. Przystaliśmy na to. Kilka dni niczego nie zmienią, a fakt, że nasze poszukiwania przyniosły owoce, sam w sobie był wielkim sukcesem. Opowiedziałam jej o naszych poszukiwaniach i o moich wrażeniach, że brak tu dzikości, jaka występuję w rezerwacie Julienne. Zgodziła się z moją opinią i potwierdziła przypuszczenia, że strażnicy to gatunek na wymarciu, bo już prawie niepotrzebny. Choć obrońcy lasu mieli wielką moc, nie mogli sobie poradzić w pojedynkę z gromadami ludzi, którzy coraz chętniej wdzierali się w każdy zielony teren. Na szczęście dbali o to, by zachować równowagę w ekosystemie i stworzyli dobre warunki dla zwierząt. Dlatego właśnie strażnicy zaczęli usuwać się w cień i jest ich coraz mniej. Ci, którzy pozostali, strzegą swych małych połaci ziemi jak skarbu. Dwaj potomkowie stanowili w tym przypadku kłopot, a w przyszłości nawet kłótnie o dowodzenie.

Dni mijały nam na wzajemnym poznawaniu się.

Jacob bawił się z chłopcami, pokazując im, jak może zmieniać się i powracać do ludzkiej formy. Dzieciaki śmiały się i klaskały, prosząc radosnymi krzykami o jeszcze. Tymczasem ja wraz z Inge poszłyśmy zbierać zioła i grzyby. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Mimo iż wyglądała na zadowoloną, wiedziałam, że coś ją trapiło. Widać było, że martwiła się o dzieciaki – rozstanie z jednym z nich. Nadal nie wiedziałam, którego z chłopców wybrała. Po mojej obserwacji byłam pewna, że Steffen to doskonały kandydat – ciekawy świata, radosny, twardy – nie płakał nawet, jak zbił kolano. Bruno był bardziej wrażliwy i przywiązany do matki. Uwielbiał siedzieć na jej kolanach i słuchać baśni, które mu opowiadała. Chciałam, żeby to się już skończyło, dlatego miałam nadzieję, że niedługo oznajmi nam swoją decyzję i będziemy mogli szczęśliwie wracać do domu. Przekażę chłopca naszej strażniczce, odwiedzę Veronikę i wreszcie będę mogła porozmawiać z Edwardem – chyba będę mogła... Nie byłam pewna, co stanie się ze zmianami, które już się we mnie dokonały. Czy Lykaina je zabierze i jak za użyciem magicznej różdżki znów będę zwykłym, niezdarnym śmiertelnikiem? Czy może będę mogła co jakiś czas pohasać, jak gdyby nigdy nic, po lesie w białym futerku? Nie pytałam o to Inge, ponieważ ona zapewne sama tego nie wiedziała. Przecież nikt wcześniej nie dawał wyboru swoim następcom.
Kiedy nasze kosze były już pełne, wróciłyśmy w milczeniu do obozowiska.

Inge mieszkała w opuszczonej chacie, zbudowanej zapewne kiedyś dla wędrowców, ale od dawna nieużywanej. Dopóki dzieci nie dorosną, ich życie bardziej przypominało ludzkie, choć to sprzed setek lat, gdy brak było elektryczności i wszelkich udogodnień. Wiedli surowy żywot, który miał ich przygotować do długiego, trudnego życia. Chatka była mała, dlatego ja z Jacobem rozbiliśmy swój namiot nieopodal niej. Rozpaliliśmy ognisko, by upiec złapanego zająca. Inge przyniosła nam dzban parującego napoju, a sama udała się do środka, mówiąc, że nie jest głodna. Prawda była taka, że sprzeciwiała się spożywaniu mięsa tak jak Julienne, ale nie miała nic przeciwko temu, że my je jadamy. Sama również będzie karmiła dziecko mięsem, by dobrze się rozwijało. Wszyscy byliśmy drapieżnikami, ona z wyboru – wegetarianką, podobnie jak Lykaina. Widocznie długowieczność i stanowisko opiekuna lasu wpływało na inny stosunek do wszelkiego istnienia. Lykainy dawały prawo do życia każdemu, same żywiąc się roślinami. Mięso smakowało wyśmienicie, było soczyste i kruche. Popiliśmy je ciepłym napojem, który przyjemnie rozgrzewał ciało. Zrobiło mi się gorąco, mimo iż siedziałam tylko w t-shircie i krótkich spodenkach. Jacob zdjął przepocony podkoszulek – zapach jego ciała przyjemnie kręcił w nosie. Czułam to samo, co wtedy, gdy zbliżył się do mnie, by mnie powąchać, tyle, że jeszcze bardziej mnie to podniecało. Skarciłam się w myślach i uderzyłam go zaczepnie w bok.

- Chcesz pobiegać? Czuję, że teraz nie zasnę.
- Pewnie, zrobiło mi się strasznie gorąco. Chętnie poczuję chłodny wiatr na skórze – odparł radośnie.
Szybko oddaliliśmy się od chatki i biegliśmy przed siebie. Zrobiliśmy już chyba dwadzieścia kilometrów, gdy zaczęło się rozjaśniać – to księżyc rozświetlił otwartą przestrzeń. Tam kończył się las. Od cywilizacji oddzielało nas strome zbocze i kilkanaście kilometrów pustej połaci ziemi. Z oddali migotały światła jakiegoś miasteczka. Usiedliśmy na stromiźnie obok siebie – umięśniona noga Jacoba ocierała się o moją. Poczułam, jak przechodzi mnie przyjemny dreszcz. Indianin musiał przeżyć to samo, bo spojrzał na mnie wymownie. Obserwował moją reakcję, wpatrując się w moje oczy z pożądaniem. Nie miałam siły oderwać swojego spojrzenia. Jake delikatnie pochylił się do mojej szyi, wciągając nosem mój zapach. Mrucząc, musnął ustami skórę. Jego dotyk przyjemnie elektryzował i lekko palił. Na całym ciele pojawiła się gęsia skórka, choć było mi bardzo gorąco. Powoli odsunęłam głowę do tyłu, dając mu znak, by kontynuował pieszczotę. Nie wiedziałam, dlaczego to robię – powinnam natychmiast przerwać, ale narastające pożądanie i zbierająca się we mnie fala energii przegrały ze zdrowym rozsądkiem, który coraz ciszej dopominał się o zaprzestanie niebezpiecznej gry. Zyskawszy aprobatę, całował mnie na linii od szyi do ucha coraz śmielej. Podgryzał jego płatek, po czym chwycił mnie w talii i przyciągnął do siebie.
- Pragnę cię, Bello! Od zawsze – wyszeptał pełnym pożądania głosem.
- Ja też – wyjąkałam, niezdolna sprzeciwić się swoim dzikim pragnieniom.
Miałam wrażenie, że moje piersi wyrywają się do niego, że chcą, by je dotykał i masował. Nie czekając na jego ruch, wzięłam mocną dłoń w swoje ręce i zbliżyłam do biustu. Jake delikatnie ujął krągłość, która, wysuwając do niego twardy sutek, dopominała się o jeszcze. Po chwili oderwał rękę i chwycił za brzegi koszulki, po czym szybkim ruchem ściągnął ją, kładąc mnie jednocześnie na wilgotnej trawie. Podparł się ręką i leżąc na boku, drugą dłonią masował biust. Patrzył, jak reaguję, a ja, nie mogąc wytrzymać dłużej, przyciągnęłam go za szyję do siebie i pocałowałam mięsiste wargi. Pragnęłam jego ust, chciałam, by pieścił mnie całą. Nie mogłam oderwać się od nich - wprawiały moje ciało w wibracje. Przygryzałam jego dolną wargę, sprawiając, że była krwistoczerwona. Smakował jak doprawione korzeniami grzane wino. To Jacob odsunął głowę, uśmiechając się diabelsko. Chwycił w usta moją pierś i lekko przygryzał sutek. Drapałam go po plecach, by rozładować napięcie narastające z coraz większą siłą. Odsunął usta i krótko pocałował niedopieszczoną krągłość. Składając małe pocałunki coraz niżej, zatrzymał się na pępku, w który wsunął mokry język i zaczął nim delikatnie poruszać. Równocześnie chwycił mocno moje pośladki. Szarpałam go lekko za włosy, prosząc o jeszcze – powrócił swoim całusami do wyrywających się do niego twardych piersi. Jego ręka powędrowała w dół. Dotykał podbrzusza, po czym delikatnie przesunął dłonią po waginie, co tylko wzmogło jej wilgotność. Głaskał wnętrze uda – drażnił się ze mną. Rozchyliłam nogi, by pokazać mu, czego chcę. Zareagował natychmiast, wsuwając swoją wielką dłoń w spodenki. Pierwszy raz ktoś poza mną dotykał mnie w tym miejscu. Jego palec delikatnie rozsunął ciepłe i mokre płatki i zanurzył się w środku. Po chwili wyjął go i, oblizawszy, powrócił do wrażliwego miejsca. Jęknęłam, czując wzbierającą rozkosz. Sama zsunęłam blokujące mu drogę szorty, a on szybko pociągnął je dalej w dół, by uwolnić mnie z krępującej odzieży. Sięgnęłam w jego kierunku, by móc dotrzeć do spodni. Chciałam, żebyśmy w tym samym czasie doznawali przyjemności. Chciałam poczuć go w swoich dłoniach. Widząc moje intencje, przysunął się troszkę w górę. Dłoń przedzierała się przez gęste owłosienie i sięgnęła po napiętego członka. Był gorący i twardy. Wyczuwałam naprężone żyły, w których buzowała krew, miękki napletek, pod którym kryła się delikatna, ciepła główka. Bawiło mnie badanie męskiej anatomii. Przesunęłam ręką po penisie, a Jacob zamruczał, zbliżając go do mnie i nie przestając pieścić łechtaczki. Pochyliłam się lekko, by wyswobodzić go ze spodenek, które on natychmiast skopał z siebie nogami. Uniósł się nade mną i zaczął całować. Jego męskość dotykała rozpalonego ciała. Musnął moje łono i wszedł we mnie powoli – ocierał członkiem o ciasne wnętrze, wywołując kolejną falę ekstazy. Czułam się całkowicie zjednoczona z nim. Bliskość fizyczna udowodniła, jak bardzo do siebie pasujemy w każdym aspekcie. Poruszał się wolno. To był nasz pierwszy raz - nie chciał, by bolało, ale ja nie czułam żadnego dyskomfortu. Widząc troskę w jego oczach, uśmiechnęłam się uwodzicielsko. Po czym wysunęłam biodra do góry, by dać mu znak, że chcę go poczuć intensywniej. Przyspieszył tempo i wbijał się we mnie coraz mocniej. Moje ciało wibrowało, oboje jęczeliśmy, a on napierał na mnie jeszcze szybciej i jeszcze bardziej. Kolejne fale gorąca uderzały jedna po drugiej. Kiedy dochodziłam, spojrzałam w oczy mojego kochanka i dostrzegłam w nich dzikość. Jego ciało napinało się, rósł w oczach.*** Byłam przerażona. Bałam się, że zaraz się przemieni. Próbowałam wyrwać ręce, ale nie mogłam, bo blokował moje nadgarstki. W ostatniej chwili sam oderwał się ode mnie i za moment widziałam już dużego, rdzawego wilka. Spoglądał na mnie smutnym wzrokiem i dostrzegłam w jego nagłym ruchu, że chciał pobiec do lasu, ale zatrzymałam go, chwytając mocno za kryzę. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam, a on polizał mnie po twarzy. Położyłam się z powrotem na ziemi, by rozkoszować się przyjemnym rozluźnieniem po pierwszym, kompletnym orgazmie - Łał.
Jacob ułożył się obok mnie. Gładziłam go po lśniącej, lekko szorstkiej sierści, tymczasem on lizał mnie po całej twarzy.
- Jacob! Przestań, jestem cała obśliniona – krzyknęłam, śmiejąc się.
Posłuchał. Po chwili muskał tylko jęzorem moją skórę. Oblizał pierś, przez którą przeszły elektryzujące prądy, dodatkowo łaskotał delikatnie wąsami i muskał zimnym nosem. Poczułam, że nadal go pragnę. Wygięłam się w łuk, a on zaczął mnie lizać po całym ciele. Kiedy sięgał ciepłym, długim językiem wnętrza ud, ogarnęła mnie szalona żądza. Pięłam się i wiłam. Jake oddalił się kawałek, a ja wystrzeliłam ze swojej ludzkiej skóry i zatrzęsłam bujnym, śnieżnobiałym futrem. Podszedł do mojego pyska i tryknął mnie nosem, na co ja oblizałam jego kufę i pobiegłam w las. Biegł za mną. Goniliśmy się w kółko, cwałując coraz szybciej. Zwolniłam tempo, żeby mógł mnie złapać. Jego cielsko po chwili przyparło moje do ziemi. Postawił triumfująco łapę na białej klatce piersiowej, a ja ostatkiem sił sięgnęłam jego szyi i podszczypałam ją delikatnie zębami, po czym uwolniłam się i naparłam na niego. Odbiegłam kawałek i zamachałam zalotnie ogonem, odsłaniając się zachęcająco. Znów uciekałam, a on gonił. Kiedy mnie dorwał, złapał łapami za zad, a potem przyciągnął do siebie i naskoczył. Posiadł mnie tej nocy drugi raz. Czułam się zrelaksowana i spełniona. Jeszcze nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego. Odurzyłam się nim. Biegliśmy w stronę naszego namiotu spokojnym tempem. Gdy dotarliśmy do celu, Jacob odsunął pyskiem boki płachty i oboje weszliśmy do środka. Zasnęliśmy, leżąc obok siebie. Black został w wilczej formie, by mi towarzyszyć.

Obudziłam się wtulona w ciepłego mężczyznę. Trzymał mnie w pasie swoją potężną ręką, byliśmy całkiem nadzy. Przez chwilę nie wiedziałam, gdzie się znajdowałam i jak doszło do tego, że spałam jak mnie Bóg stworzył przy swoim nagim przyjacielu, ale zaraz potem coś zakołatało mi w głowie i zaczęłam sobie przypominać szaleństwa minionej nocy. Delikatnie wysunęłam się z objęć Indianina i wyciągnęłam z plecaka czystą bluzkę i spodenki. Wyszłam na zewnątrz ze strapioną miną. Miałam potężnego kaca moralnego. Chciałabym usłyszeć, że to wszystko, co teraz, niczym urwany w kawałkach film, przetaczało się przez zwoje mojej pamięci, nie było prawdą, że to tylko dziwny sen. Niestety stan, w jakim się obudziłam, wskazywał na coś innego. Zdradziłam chłopaka i skrzywdziłam przyjaciela. Czułam się jak tania ladacznica. Dałam się ponieść chwilowemu pożądaniu, niszcząc tym samym dwa ważne dla mnie związki. Pragnęłam, by w tej chwili spadł na mnie wielki, rozżarzony meteoryt, który ze stuprocentowym skutkiem śmiertelnym wbiłby mnie głęboko w ziemię.


_________

* Naturpark Hoch – Taunus: [link widoczny dla zalogowanych]
** Naturpark Homert: [link widoczny dla zalogowanych]
*** związek frazeologiczny ; wyjaśniam dla jednej z moich bet. :* [link widoczny dla zalogowanych]

Z niecierpliwością i w sumie z drżeniem serducha czekam na Wasze komentarze.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Nie 0:17, 03 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
bluelulu
Dobry wampir



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo

PostWysłany: Wto 1:33, 29 Gru 2009 Powrót do góry

Będę odważna i powiem co myślę .. ;D

kurcze, cholera , o ja pieprzę - dosłownie to pomyślałam, kiedy skończyłam czytać ostatnie zdanie. Powiem tak, miałam kilka skojarzeń ale wcale nie wydało mi się to obrzydliwe , ani w formie ludzkiej , ani zwierzęco-ludzkiej , ani w pełni zwierzęcej. To ciekawe, jeszcze nikt nie opisał ( a przynajmniej z tego co sama czytałam , a trochę tego jest ) spółkowania wilkołaków, pewnie to kogoś zbulwersuje , ale mi właściwie to się nawet podobało , takie "odświeżenie" tego co dostajemy od pisarzy wszelakich ff o tematyce Zmierzchu. Co do seksu zmiennokształtnych, przetoczyłabym tutaj myślenie Jasona z serialu True Blood , postać ta zastanawiała się co czuje jego zmiennokształtny kolega kiedy uprawia seks pod postacią psa z innym zwierzęciem. Mówię tutaj niezależnie czy jest to tylko zwierze , czy jakiś inny zmiennokształtny - to "czysta natura" i nie w tym nic co mogłoby obrzydzać . Przynajmniej tyle dam od siebie , za bardzo nie chce spojlować co do tego serialu , więc tyle. Co do ogólnych wydarzeń , ta 'Inge' ma takie czysto niemieckie imię , bez urazy dla naszej strażniczki w pięknej anielskiej sukni, ja wyobraziłam sobie dziewczynę w iście bawarskim stroju z dwoma kuflami piwa na piersiach. Właściwie problem rozwiązany, mamy następce strażniczki , ale co będzie po powrocie? z Edwardem i Bellą , meyerowy Edward by jej wybaczył te małe szaleństwo , ale Twój Edward to wolnomyśląca postać i zrobi co chce bez wszelakich ograniczeń , z drugiej strony żal mi teraz Jacoba , jeśli Bella i Edward zejdą się - on po wieki będzie przypominał sobie tą sytuacje kiedy posiadł Bells a co jeszcze gorsze , może wypominać Edwardowi , "że pierwszy ją naznaczył". Jestem na rozstaju dróg , ale kurczę podsumowując mój chaotyczny komentarz muszę stwierdzić , że bardzo mi się podobało. Może trochę te całe "Niemcy" mnie gryzły, bo ja ich nie lubię. Jacob z Bells miał wpaść do mnie na Śląsk, do Piekar ;D wbrew pozorom tutaj też są lasy np. taki Świerklaniec. Gratuluje wspaniałego rozdziału. Oczywiście czekam na więcej, a raczej na rozwiązanie zaistniałej sytuacji. Życzę dużo czasu na pisanie opowiadania oraz wspaniałego Sylwestra ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin