|
Autor |
Wiadomość |
thingrodiel
Dobry wampir
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 148 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka
|
Wysłany:
Pon 22:06, 04 Sty 2010 |
|
AngelsDream napisał: |
mam nadzieję, że thin też się wypowie, żeby nie robić zamieszania, bo może to tylko jednostkowe wrażenie. |
Thin się czuje wywołana do tablicy. ;)
Powiem tak - w ogon mnie ugryzło, że motyw z zakochanym normalnie Sethem niedawno się pojawił w innym opowiadaniu. Trudno. Nie będę rezygnowała ze swoich pomysłów tylko dlatego, że już ktoś na taki wpadł. ;)
Jeśli niektórym osobom się merdają wersje postaci - cóż, dla mnie to komplement, jeśli merdają się z wersjami z Uwikłanych, świetnego opowiadania, a nie z jakiegoś badziewia. Najwyraźniej faktycznie ja i Angels patrzymy na pewne sprawy podobnie. Choć ja np. wyraźnie widzę różnicę między moją Sue a Sue Angels.
Do rzeczy - najważniejsi pozostaną tutaj Charlie i Sue. Ale tła im muszę nieco dodać, by później móc pokazać, jak radzą sobie z tym wszystkim. Nie będę też tła rozbudowała tak mocno, by opowiadanie nie rozrosło mi się do dziejowego fresku czy jakiegoś Przeminęło z wiatrem. To ma być lekkie opowiadanie, nie całkiem serio, takie przyjemne do poczytania i ku odprężeniu.
Najważniejsze - nie powielam niczego z Uwikłanymi. Wiem, że nie o to pytacie, ale w razie, gdyby ktoś jakoś inaczej odczytał waszą rozmowę, to wyjaśniam. Mimo wszystko to są jednak dwa różne opowiadania. Skoro dotyczy ojca wampirzycy i matki wilkołaków, to wiadomo, że pojawią się też ci, którzy stanowią najbliższe otoczenie. Jak również zwykli ludzie. Ot i tyle. :)
Mam nadzieję, że to coś wyjaśnia.
Przy okazji dziękuję wszystkim za przepiękne, sycące wena komentarze! Rudaa, a to czerwone wino to jakie? Słodkie? Wytrawne? Grzane? ;)
jędza thin |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Pon 22:07, 04 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Pon 22:47, 04 Sty 2010 |
|
Ja chcę zgadywać! Chciałam wypatrzeć, czy już ktoś nie wspominał i natrafiłam tylko na Nigerię, która została pewnie pomylona z Nigellą Lawson! ;p
Podobno szukają polskiej, ja bym chciała być polską Nigellą! ;) Pomarzyć dobra rzecz.
O rozdziałach, bo mam dwa do skomentowania - zapuściłam się *ubieram pokutną szatę*, napiszę jutro, może pojutrze.
Generalnie muszę powiedzieć, że akcja idzie w dobrym kierunku, humor jest pierwszorzędny, ale mam pewne zastrzeżenie! Wydaje mi się, że schodzisz na złą drogę...
Ale o tym jutro bądź pojutrze (bo muszę przemyśleć konstrukcję krytycznego posta)!!!
A muszę jeszcze coś wytknąć:
Seth podróżował autostopem, prawda? Z plecakiem, prawda? Duży czy nie trudno by mu było transportować go, hasając po lesie, a domyślam się, że nie trzymał go w zębach... bo w wilczym cwale byłoby to nad wyraz niewygodne.
edit: Chodziło mi o to, że później po tym autostopie wysiadł wcześniej i biegł do domu w wilczej postaci... przynajmniej tak mi się wydawało, jak czytałam. Może się pomyliłam.
Pewnie, że bym nie pojechała na święta tak jak stoję, to oczywiste i nie podważałam "wygodności" posiadania plecaka podczas drogi w ludzkiej postaci, ale jak już powiedziałam - sądziłam, że przebiegł się jako wilk, bo tak mu tego brakowało.
Natomiast o Nigerii nie słyszałam, lol |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Wto 10:08, 05 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
thingrodiel
Dobry wampir
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 148 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka
|
Wysłany:
Wto 9:13, 05 Sty 2010 |
|
Nie została pomylona, Angels napisała tak specjalnie, nawiązując do mojej historyjki z księgarni, kiedy to pani całkiem poważnie zapytała o książkę "Nigeria gotuje". Hit sezonu świątecznego. :lol:
Pernix napisał: |
Seth podróżował autostopem, prawda? Z plecakiem, prawda? Duży czy nie trudno by mu było transportować go, hasając po lesie, a domyślam się, że nie trzymał go w zębach... bo w wilczym cwale byłoby to nad wyraz niewygodne. |
1. Przecież nie biegł jako wilk.
2. Wygodnie czy nie ty też byś nie pojechała do domu na święta tak jak stoisz.
EDYCJA: Nie biegł. Jak tylko drzewa go zasłoniły, po prostu pobiegł najszybciej jak się dało. To też mu dodało skrzydeł. W końcu otaczał go las. W wilka trochę nie byłoby mu po drodze się zmieniać - no właśnie, plecak dla wilka to średnia wygoda. Choć z drugiej strony pysk miał wielki, więc... ;)
A Nigeria... Nigeria to Nigeria... Tuż przed wigilią dostałam tym między oczy. :lol: |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Wto 10:11, 05 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Wto 12:50, 05 Sty 2010 |
|
Cytat: |
ja np. wyraźnie widzę różnicę między moją Sue a Sue Angels. |
Z tym sie zgadzam w zupelnosci. To dwie rozne osobowosci. One mi sie nie "merdaja". Mialam klopot tylko z Leah, Jacobem i troche Sethem. Zreszta, chcialabym podkreslic, ze nie jest to zastrzezenie, bron Boze, jedynie watpliwosc. I w sumie jest to bardzo sympatyczne, ze podobnie patrzycie na pewne sprawy.
Cytat: |
dla mnie to komplement, jeśli merdają się z wersjami z Uwikłanych, świetnego opowiadania, a nie z jakiegoś badziewia. |
Nie smialabym nawet porownywac zadnego z tych opowiadan z jakims badziewiem. Dla mnie sa to obecnie dwa najlepsze opowiadania na forum, czego wyraz daje w rankingu i czytam je rownolegle, stad tez sila rzeczy, te rownolegle rzeczywistosci czasem mi sie "merdaja". Ale to zwykle jest chwilowe. Po chwili zastanowienia odnajduje w glowie watki.
Cytat: |
najważniejsi pozostaną tutaj Charlie i Sue |
Na to wlasnie licze.
Przepraszam za brak polskich czcionek. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
nellkamorelka
Wilkołak
Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany:
Wto 17:30, 05 Sty 2010 |
|
wybacz, że tak późno, ale jakoś rozleniwiłam się po świętach:)
jak zwykle świetny, dowcipny rozdział - naprawdę gratuluję:) szkoda tylko, że taki krótki... mam dlatego taką małą osobistą prośbę... proszę dłużej i częściej:) naprawdę z wielką przyjemnością jak zawsze zresztą przeczytałam kolejne perypetie Charliego i sfory:) z wielką niecierpliwością będę czekała na ciąg dalszy:)
Pozdrawiam
Nellka
ps.: Charlie zapewne oglądał program Nigelli Lawson:) ona to umie dopiero gotować i smakować:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Sob 12:02, 09 Sty 2010 |
|
Dobrze, obiecałam, że napiszę co mi nie gra, ale najpierw obszerniej niż ostatnio o treści i akcji w poszczególnych rozdziałach.
Czwóreczka:
Chciałam Ci powiedzieć, że potrafisz zrobić coś z niczego. MOK nie opiera się na mrożącej krew w żyłach akcji czy na płomiennym romansie, który śledzimy z wypiekami na twarzy, a mimo to jest tak ciepłym i sympatycznym tekstem, do którego potrafisz wkleić wątki poboczne, ożywiające akcję. Na przykład sytuacja z Newtonem i już jest ciekawiej. Dzięki za normalnego Newtona. Po książce nie darzyłam go sympatią, ale w filmie aktor dodał mu uroku. Aktor – nie mój typ – zupełnie!! - ale miał taki słodki uśmiech i wyglądał na gościa, z którym fajnie się gada – tak właśnie teraz wyobrażam sobie Mike'a. A później było moje ulubione przekomarzanie się tej dwójki i świetna scena bójki Sama i Lei. Charlie zachował się bardzo po męsku. Doprowadził do zakończenia bójki, mimo że był w obliczu wielkich wilków małą, kruchą istotką. Objął też w trosce Sue – nie powiem, że to nie było najsłodsze z całego opowiadania i coś na co czekałam. ^^
Drobny gest, a tak wiele znaczy.
Ach i jeszcze ta charakterystyka Lei i porównanie ją do bardzo skomplikowanego zadania matematycznego (btw, czy takie zadanie, o którym mówisz, w ogóle jest możliwe? ) - myślę, że trafiłaś w sedno. Dla mnie Leah taka właśnie jest.
A teraz to, o czym wspominałam, czyli balansowanie na granicy = zejście na złą drogę. Nie zrozum mnie źle, próbuję tylko dać Ci do zrozumienia, jak odbieram warstwę humorystyczną w Twoim opowiadaniu. Wstawki Charliego są genialne i widać, że Twoje, na przykład: tekst z jesienią średniowiecza czy lordem Vaderem, ale niejednokrotnie przypominasz mi stylistycznie MD, który tłumaczysz. To dobry wzorzec, choć liczę na to, że znajdę mniej takich fragmentów do porównania, vide:
Cytat: |
[...]acz wewnętrzny głos właśnie wyciągał kij bejsbolowy, by przy pomocy tego argumentu wyjaśnić policjantowi ogrom jego naiwności.
|
Ten głos wewnętrzny jest niczym Edwardowy potwór.
Piątka:
Kanarek był miłym akcentem, nie powiem. Natomiast wprowadzenie do akcji Setha – rewelacyjne. Cieszę się, że znalazł sobie kogoś, że wyjechał na studia. Nie mogę zrozumieć wizji, że wszyscy dotknięci zmiennokształtnością są uziemieni w LaPush (no może poza Jacobem, który jedzie za Ness). Skoro wampirów już nie ma, mogą żyć swoim życiem, a jeśli chodzi o panowanie nad sobą: przemiana w wilkołaka = potwora jest w tym poza wampirzym wymiarze chronienia wioski dość symboliczna. Każdy człowiek w złości może stać się potworem, każdy musi szukać sposobu na ujście złych emocji. To samo tyczy się zmiennokształtnych. Opanowanie się można wyćwiczyć, z piętnem można żyć, można żyć wśród ludzi i realizować się. Boli mnie wizja tego, że wszyscy muszą poprzestać na jakieś rezerwatowej szkółce, dlatego cieszę się, że u Ciebie Seth dostąpił zaszczytu możliwości kształcenia się. Jego relacje z mamą i sposób w jaki się do niej zwraca też są sympatyczne. No i kocham Twoją Sue, całkowicie odpowiada mojej wizji. :)
Przerwałaś w świetnym momencie, wszyscy czekają na wizytę tego kogoś (w domyśle Belli) i jest, ale tylko zawiązanie wątku. Nu, nu, kiedy kolejna część? Jak można tak robić czytelnikowi. :p
I teraz druga rzecz, która mi się nie spodobała, a może nie, to niewłaściwe określenie – nie pasowała mi:
Cytat: |
- I tak nie zmieściłby się w drzwiach – odparła wampirzyca. - Mógłbyś dać Jacobowi jakieś spodnie? Wyparzył z domu, jakby go goniły piekielne ogary, nie wziął niczego ze sobą |
Chodzi o język. Podkreślone wyrażenie nie pasuje mi do Belli, bardziej już do Charliego. Chyba, że to było zamierzone i miało świadczyć o tym, że córka odziedziczyła humor po ojcu, ale mam wrażenie, że każda z osób, z której ust pada humorystyczna kwestia, mówi ją w podobny sposób (nie licząc różnicy między Charliem i Sue).
No, to powiedziałam, co mi się nie grało. Jak widzisz to drobnostka i raczej coś nad czym można się zastanowić. :)
Czekam z utęsknieniem na kolejną część, bo jakby nie było MOK działa na mnie bardzo pozytywnie i uważam, że do twarzy Ci w takiej konwencji. I jedno jest pewne! Masz świetne poczucie humoru. Widać to po MOKu i po Twoich parodiach. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
thingrodiel
Dobry wampir
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 148 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka
|
Wysłany:
Sob 19:41, 09 Sty 2010 |
|
Pernix napisał: |
mam wrażenie, że każda z osób, z której ust pada humorystyczna kwestia, mówi ją w podobny sposób (nie licząc różnicy między Charliem i Sue). |
Rzecz w tym, że każde dzieło (lub, jak w tym przypadku, dzieUo) opierające się choć trochę na humorze ujawnia tak naprawdę humor autora, a nie poszczególnych postaci. Poza tym być może mam mylne wrażenie, ale patrząc na otaczających mnie ludzi, z którymi rozmawiam i wymieniam się ripostami - sposób "humorkowania" (niech żyje radosne słowotwórstwo) jest taki sam. Możliwe, że mogłam to nieco zróżnicować, jedna postać śmiałaby się z dowcipów rodem z American Pie, inna z Monty Pythona, tylko... w opowiadaniu podaję to, co bawi mnie. Bo nie potrafię zrobić postaci, która ma poczucie humoru (w mojej opinii), a która będzie operować rodzajem dowcipu, którego ja nie rozumiem.
Pośrednio tłumaczy to także tekst "wyparzyłby" w ustach Belli - nie wiem, jak inni, ale ja potrafię przejąć niektóre odzywki moich przyjaciół. Bella przyjaźni się z Jacobem, do którego taki zwrot by pasował, więc...
Dziękować za opinię, Pernix. Już myślałam, że się nie doczekam. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Sob 19:44, 09 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Nie 0:46, 10 Sty 2010 |
|
Trochę się zbierałam z komentarzem, ale przybyłam! Widziałam, że ktoś już poruszył temat Uwikłanych. Też muszę coś wyznać, czytając i Twoje ff i Angels zlewają mi się niektóre wątki, u Ciebie cały czas łapię się na tym, że zastanawiam się nad korespondencją Edwarda i Setha, a u Angels doszukuję się romantycznego związku Sue i Charliego. Nie wiem jakie jest wyjaśnienie tego zjawiska, może, dzieje się tak dlatego, że obie piszecie po BD i obie macie taki niesamowity styl? Może dlatego, że temat jest mimo wszystko podobny. Sama nie wiem. Mogę powiedzieć, że oba opowiadania mi się ogromnie podobają i z taką samą niecierpliwością czekam na kolejne części. Ale skupiając się już na rozdziale, bardzo mi się spodobała wizyta Belli i Jacoba (choć szczerze mówiąc miałam nadzieję na Edwarda, ja tak kocham go w Twoim wydaniu ^^). W zasadzie to spodobała mi się Bella, z jednej strony odniosłam wrażenie, że jest bardzo kanoniczna, a z drugiej wydała mi się sympatyczna, a to niespotykane połączenie. Zaskoczyła mnie Leah, choć im dłużej się nad tym zastanawiam tym bardziej rozumiem jej wybuch. Podoba mi się ogromnie Twój Seth, jest taki inny niż zwykle, a zarazem całkowicie czarujący. Najbardziej zachwycił mnie moment z Charliem oglądającym Nigellę (a tak swoją drogą to dwa dni temu przeżyłam szok jak się dowiedziałam, że ona ma 50 lat, w życiu bym jej tyle nie dała).
Nie wiem czy jest sens mówienia w ogóle o stronie technicznej tekstu, bo to jak zwykle u Ciebie jest na niezwykle wysokim poziomie. Zastanawia mnie tylko jedna rzeczy. Pamiętam jak czytałam jeszcze pierwszy rozdział, był tak niesamowicie leciutki i zabawny, ostatnie dwa już są całkowicie inne. Dalej są zabawne, ale już nie takie lekkie. Nie wiem czy wiesz co mam na myśli ^^", w każdym razie zastanawiam się, czy idziesz już w tą stronę czy dostaniemy jeszcze taki rozdział jak pierwszy, który po prostu mnie zachwycił swoją lekkością i nastrojem.Wybacz, że mój komentarz jest trochę nieskładny, ale musiałam go napisać teraz bo potem już nie znajdę pewnie czasu do następnej części, ponure widmo sesji już wisi w powietrzu, a chciałam zostawić po sobie jakiś ślad, żebyś wiedziała, że ja wiernie czytam i za każdym razem z ogromną niecierpliwością czekam na kolejne części.
Życzę weny!
pozdrawiam
niobe |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
thingrodiel
Dobry wampir
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 148 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka
|
Wysłany:
Sob 12:21, 30 Sty 2010 |
|
Zacznę może od tego, że mam paskudny humor. W pracy niefajnie, ludzie mnie wk... denerwują i jeszcze musiałam zapłacić MPK za jazdę bez biletu, choć bilet miałam (tylko zapomniałam skasować, grrr!!!). Więc jeśli ten odcinek was znudzi albo wkurzy - znacie przyczynę.
Betowała najwspanialsza na świecie AngelsDream, aczkolwiek od razu uprzedzam - niektórych poprawek nie uwzględniłam, jako że mnie pasowało tak, a nie odwrotnie. Wszelkie więc zażalenia proszę kierować do mnie.
Niobe, odpowiedzią na twoje pytanie jest: "nie wiem". To był tylko wstęp, raz jeden mi wyszedł początek opowiadania, zawsze z tym daję plamę. Teraz "akcja" (jaka znowu akcja?! ) jest na rozkręceniu, wszystko wygląda inaczej, choć staram się nikogo nie przytłaczać kryminałem i rozlewem krwi. Choć w tym odcinku słowo "krew" padnie.
Przebrnęliście wstęp? Gratulacje. Jeśli jeszcze nie zasnęliście, pozwolę sobie przedstawić wam kolejny odcinek historii o... no, w sumie o niczym.
ODCINEK SZÓSTY
Amanda Rivers skręcała nerwowo loczka. Facet jej się podobał. Jasnowłosy, niebieskooki i uroczo bezbronny na szpitalnym łóżku. Jego zagipsowana noga wyglądała na niedorzecznie wielką. Mike spoglądał na nią z wyraźną niechęcią, ale twarz rozjaśniał mu uśmiech, ilekroć odzywała się Amanda.
Przychodziła często. Początkowo chciała go tylko dokładniej przesłuchać w związku z wypadkiem, choć policjantka musiała się sama przed sobą przyznać, że zapewne nie byłaby tak dociekliwa, gdyby nie błękitne tęczówki poszkodowanego. Oraz urocze dołeczki w policzkach. I uścisk ciepłej dłoni, kiedy się z nim witała.
Mike Newton niewiele pamiętał z feralnego wieczoru, a w każdym razie niczego istotnego dla śledztwa, któremu nieco znudzona Rivers chciała się z pasją oddać. Z całą pewnością nie chciał nikogo oskarżać, ponieważ, jak ze skromnie spuszczonymi oczyma przyznał, gdyby nie poślizg na chodniku, nie wylądowałby na ulicy. Rozmowa zatem szybko zeszła na tematy bardziej osobiste, a powody wizyt stały się mniej służbowe. Amanda sama się sobie dziwiła, jak gładko jej poszło. Z komendanta nie była w stanie wyciągnąć nawet ilości cukru wsypywanego do porannej kawy, tymczasem młody Newton sam jej opowiedział, że wieczór w dniu wypadku i tak był nieudany, że zerwał ze swoją długoletnią dziewczyną („Ale tym razem ostatecznie, wiesz?”), a to złamanie... No trudno, jakoś to załatwi na uczelni. Najwyżej egzaminy zda w innym terminie.
Amanda słuchała z uwagą, łapiąc się na tym, że Mike zbiera u niej coraz więcej punktów. Nie szkodzi, że był młodszy. To tylko kilka lat, wszystko jest do przyjęcia. Poza tym nie planowała z nim romansować, choć Bogiem a prawdą flirt sam im jakoś wyszedł. Zresztą dopiero skończyła trzydziestkę, a nie dziewięćdziesiątkę i nie fantazjowała o nieletnim.
Mike był po prostu słodki. Uroczy. Miły. I jak każdy porządny facet nie znosił plotkarskich bab. Ale to nie problem. Przecież ona, Amanda, nie rozsiewała żadnych plotek.
Usiedli w salonie. Bella oparła dłonie na ukrytych pod czarnymi dżinsami kolanach i zastygła bez ruchu. Nie zdarzało jej się to, kiedy jeszcze była człowiekiem. Charlie wbił w nią zafascynowany wzrok. Ciekawiło go, jak długo potrafiła tak siedzieć. Trwało to jakiś czas, dopóki się nie poddał. W końcu zamrugał, jakby budził się ze snu.
- Napije... hmm! - urwał, znów patrząc na swoją córkę.
- Ja dziękuję – odpowiedziała z łagodnym uśmiechem Bella.
- A ja bym coś zjadł – nieśmiało odezwał się Jacob. - Charlie, nie śmiej się, ale masz jakąś zieleninę? Ostatnio jem tylko koszerne mięso*, trochę mi brakuje tego i owego w diecie.
- W lodówce powinno coś być. Częstuj się. - Charlie machnął ręką w stronę kuchni. Jacob ruszył we wskazanym kierunku, zacierając ręce.
Za dawnych pięknych czasów Bella w takim momencie by się zarumieniła. Teraz jednak spuściła tylko oczy, choć Charlie z zadowoleniem zauważył, że było w tym sporo zakłopotania. Nie to, by cieszyła go speszona Bella. Po prostu czepiał się każdego jej ludzkiego odruchu jak ostatniej deski ratunku. Za każdym razem, kiedy ją widział, do bólu zdawał sobie sprawę z tego, że jego córka już nie jest człowiekiem i nigdy nie będzie.
- Koszerne? - szepnął, wzrokiem wskazując kierunek, w którym znajdowała się kuchnia, gdzie przed chwilą zniknęła wielka sylwetka Indianina.
- Nessie żywi się tak jak my. Kiedy już wypije krew, Jake załatwia resztę. Chyba go nieco zaniedbaliśmy. Nie lubi się upominać o takie rzeczy.
- Co ty powiesz? A przed chwilą? - Komendant uśmiechnął się kpiąco.
- Wiesz, z tobą jest jakoś dziwnie swobodniejszy. Z nami nieco mniej. Choć to powoli mija. W końcu!
- Skąd mu się to wzięło? - zapytał Charlie, mimowolnie przybierając ton prowadzącego śledztwo agenta FBI.
Bella roześmiała się cicho, usłyszawszy, w jaki sposób mówi jej ojciec. Charlie chrząknął z zakłopotaniem.
- Edward twierdzi, że kiedy pierwsze emocje opadły i wszystko się uspokoiło, Jake'a dopadły jakieś głupie zgryzoty w związku z Nessie. Że mu głupio i tak dalej. Cóż, Edward mu to objaśniał tysiące razy, że taka już jego natura, że to nie jego wina i on to doskonale rozumie, nikt nie ma żalu. Ale im dłużej to wyjaśniał, tym Jacobowi było jakby coraz ciężej. Na szczęście teraz już mu chyba lepiej.
- Czekaj, Bella, wstrzymaj konie. Po kolei. O czym ty, do cholery, mówisz?
- Yyy... Wiesz, co to jest wpojenie? - zapytała niepewnie wampirzyca, znów ogrzewając serce swojego ojca ludzkim wahaniem. Acz jeśli chodzi o nowe rewelacje, Charlie poczuł, że zaczynają się dla niego strome schody. Wpatrywał się w córkę jak w okaz wyjątkowo cudacznego owada.
- Chyba mnie coś ominęło.
Ale Bella nie zdążyła niczego wyjaśnić, bo z kuchni dobiegło ich szperanie po szafkach, otwieranie lodówki i radosne okrzyki Jacoba.
- Rany, Charlie! Sałatka! Mogę?!
Gospodarz parsknął śmiechem.
- Bierz, bierz! - krzyknął w stronę kuchni, nie spuszczając oczu z wampirzycy. Po dłuższej chwili znów się odezwał. - O co chodzi z tym... jak to nazwałaś?
- Wpojenie – przypomniała mu córka i pokrótce wyjaśniła w czym rzecz. Charlie wysłuchał tych rewelacji z kamienną twarzą, chociaż zaczął się poważnie zastanawiać, czy ktokolwiek w tej rodzinie jest jeszcze normalny. Przeżył zięcia (wampira), córkę (wampirzycę), rosnącą jak na drożdżach wnuczkę (wampirzycę tylko w połowie) oraz Jacoba (wilkołaka, jasna cholera!). Kwestia wpojenia go przerosła, stanęła obok i spojrzała nań groźnie, obiecując męki niezrozumienia i zagubienia. A Charlie Swan nie znosił czuć się zagubiony. Najchętniej wezwałby teraz jakieś oddziały specjalne, by zrobiły z tym wszystkim porządek w miarę szybko i efektywnie. Ale nie mógł. Mniejsza o to, że nikt by mu nie uwierzył. Nie mógł przecież nasłać oddziałów S.W.A.T. na własną córkę!
Jego rozmyślania przerwało wejście rozanielonego Jacoba, dzierżącego w wielkich dłoniach półmisek spełnionego snu wegetarianina. Indianin klapnął – nie usiadł, po prostu klapnął z hałasem na kanapie i zajął się kolacją.
- No dobrze – westchnął ciężko komendant, zapominając o swoim pomyśle z telefonem. - A co u samej Nessie?
Jake przerwał przeżuwanie sałaty i zrobił żałosną minę.
- Wszystko dobrze. Rośnie. Została z Edwardem.
Wilkołak powoli dokończył gryzienie zieleniny.
- Jake, nie rób takich min – upomniała go Bella. - Wiem, że jest ci trudno, ale to sprawa wyższej wagi. Chciałeś przybiec tu z Renesmee pod pachą? - Jacob pokręcił przecząco głową. - Nic jej nie będzie, tobie też nie. - Uśmiechnęła się szeroko. - To ci dobrze zrobi. Zdrowiej dla, jakby to powiedzieć, związku.
Na te słowa wilkołak odprężył się nieco, a w końcu wyszczerzył do wampirzycy. Jak zauważył Charlie – złośliwie.
- No patrz! - odezwał się Black. - A jak ja ci mówiłem o zdrowym dla ciebie związku, to wybrałaś Cullena. - Powiedziawszy to, wydobył z miski obfitości dorodną marchewkę i zaczął ją zapamiętale chrupać z ukontentowaniem.
- I jestem szczęśliwa – warknęła Bella.
- Czy ktoś mówi, że nie? Jestem pewien, że jak się Edward postara, nie jest taki nudny, na jakiego wygląda.
- Uważaj, co mówisz – ostrzegła go. Zrobiła to jednak żartobliwie, co utwierdziło komendanta w przekonaniu, że utarczki słowne tego typu zdarzają się nie po raz pierwszy i nie będzie musiał interweniować. Nawet się ucieszył. Nie miał pod ręką żadnych gałęzi. Złapał się jednak na tym, że najchętniej słuchałby przekomarzanek tej dwójki z wielką przyjemnością przez najbliższy tydzień.
Zadzwoniła komórka. Jake zamarł z resztką marchewki w wielkiej dłoni.
- To Edward? - zapytał ze zdziwieniem. - Nie mów, że usłyszał! Skubany, robi się coraz lepszy!
Bella sięgnęła po telefon i odebrała.
- Witaj, skarbie! - ćwierknęła w komórkę. - Wiem, że tęsknisz za Jacobem, ale musi coś załatwić. Wrócimy niedługo.
Obaj panowie wpatrywali się w wampirzycę – Charlie z ciekawością, Jake niemal z bólem. Ten ostatni wyciągnął rękę w stronę telefonu, ale Bella go zignorowała. Słuchała tego, co mówi Nessie i co jakiś czas jej odpowiadała:
- Kochanie, poproś tatę, by ci dał coś do poczytania, sama nie wybieraj... Ponieważ znowu coś weźmiesz z biblioteki dziadka... Nie musisz się jeszcze znać na sekcji zwłok, naprawdę...
Charlie spojrzał na Jake'a z wyrazem bezgranicznej grozy z nutką zdumienia. Wilkołak wzruszył ramionami i spokojnym tonem, nie spuszczając oczu z Belli, odpowiedział:
- Nessie szybko się rozwija. Ostatnio gwizdnęła Carlisle'owi jakiś stary podręcznik i tam było o sekcji zwłok czy czymś w tym guście. Jak mi zaczęła o tym opowiadać, to aż mi się ostatni jeleń w żołądku przewrócił. Była długa rozmowa i w ogóle. Edward przemawiał, rozumiesz, wczuł się w rolę. Nawet nieźle mu to szło. W końcu ustalili, że zrobią specjalną półkę z książkami dla niej. Bajek tam nie ma, nie myśl sobie, ale raportów z prosektorium też nie. Choć Nessie czasem usiłuje coś zwędzić z innych półek. - Skinął głową w stronę rozmawiającej Belli. - Mama próbuje zainteresować ją Szekspirem. Problem w tym, że mała upiera się przy tamtym podręczniku. Zafascynował ją. Brr!
Charlie pomyślał, że TEGO typu problemy mają tylko ludzie w filmach science fiction. Albo
w snach. Dlaczego to wszystko nie mogło tam pozostać? Musiało się wpychać z buciorami do jego domu? Do jego AZYLU?
Tymczasem jego córka skończyła rozmawiać i schowała komórkę do kieszeni zielonej bluzy.
- Jake, już ci mówiłam, byś nie robił takich min – powiedziała, obrzucając wilkołaka spojrzeniem godnym nauczycielki matematyki, która właśnie upomina niesfornego brzdąca.
Charlie uznał, że najwyższy czas ustalić szczegóły, inaczej wszystko to, co wymykało się poza powszechnie uznane ramy normalności, zje go, mlaszcząc i oblizując paszczę.
- A właściwie co was tutaj sprowadza? - spytał niepewnie. Odchrząknął po raz kolejny, z zadowoleniem zauważając, że przynajmniej nie ma ściśniętego paniką gardła.
Bella wzruszyła ramionami.
- Jake musi załatwić tę sprawę z Samem i Leą. A ja... No cóż, stęskniłam się. Dawno cię nie widziałam, tato.
Uśmiechnęła się przy ostatnim słowie. Wyglądała pięknie – nienaturalnie pięknie. Nigdy nie była równie przerażająca, jak w tym momencie, w nocy, w przytulnym salonie komendanta Swana, na tle zgaszonego telewizora.
- Będziesz rozmawiał z obojgiem? - zainteresował się ojciec Belli, odwracając wzrok od wampirzycy.
- Z Samem da się wszystko załatwić. Pogadamy jak alfa z alfą. A potem wezmę na ząb Leę, choć jeszcze nie wiem, w co ją ugryzę – dodał ponuro. - Swoje ma za uszami. Słowo daję, spuścić jej z oka nie można.
Charlie obudził się z samego rana w ubraniu, we własnym łóżku. Nie pamiętał, jak się w nim znalazł. Z całą pewnością sam tu nie przyszedł.
Wstał i przeciągnął się, z niesmakiem słuchając strzelających kości. Starość nie radość...
Po zmianie ubrania i toalecie, zszedł na dół i skierował się do kuchni, skąd dochodził go zapach kawy. Jego córka krzątała się po całym pomieszczeniu, przygotowując mu śniadanie. Robiła to znacznie szybciej, choć, o ile wierzyć temu, co czasem mówiła, było to tempo ślimacze w porównaniu z tym, co ponoć potrafiła.
- Dzień dobry! - powitała go. - Dobrze spałeś? Zjedz coś, przygotuję ci kanapki do pracy.
- Nie trzeba, naprawdę. Gdzie Jake?
- Załatwia swoje wilcze sprawy.
- Przepraszam, że wczoraj tak odpłynąłem.
- Nie ma sprawy. Człowiek potrzebuje snu. Zaniosłam cię do sypialni.
Przyjrzał się jej. Ramiona – szczupłe i absolutnie nieumięśnione – ukrywały się pod tą samą ciemnozieloną bluzą, którą miała na sobie poprzedniego wieczoru.
Zaniosła go do sypialni. Jasne. Nie będzie wnikał.
Chociaż z drugiej strony ponoć wampiry mogą być bardzo silne. Z tego, co opowiadała mu Sue, wręcz nadludzko.
Jeszcze raz zerknął na córkę. Nie, nie wyobrażał tego sobie. Mowy nie ma. Jake jej raczej pomógł. Choć to krępujące, że Indianin niósł go jak dziecko do sypialni i położył go „lulu”. Charlie przegnał od siebie tę wizję w momencie, w którym wkroczyły do niej kołysanki.
Usiadł przy stole i upił łyk kawy.
- O, cynamon? Dzięki, córcia – powiedział, po czym wgryzł się w grzankę z niezliczonymi dodatkami.
Przyprawa w kawie przypomniała mu, że miał zamiar upiec ciasto dla Sue. Hmm, zrobi to niedługo.
Amanda obiecała Mike'owi, że zawiezie go do domu. Przyjechała zatem do szpitala w cywilnym ubraniu i z pensjonarskim warkoczem, uderzającym w plecy przy co gwałtowniejszych ruchach. A Rivers chodziła zazwyczaj dość energicznie - okazji do przeklinania fryzury (a szczególnie zakończonej metalowym spięciem gumki) nie brakowało.
Rozczulił ją widok kuśtykającego przez izbę przyjęć Newtona, mężnie wspierającego się na kulach i zapewniającego pielęgniarkę, że nie, nie życzy sobie żadnego cholernego wózka inwalidzkiego!
Policjantka ruszyła w jego kierunku ze swoim zawodowym uśmiechem (błyskające siekacze, hiena, reklama Colgate), ale w połowie drogi doszła do wniosku, że nie wypada się tak szczerzyć. Zmniejszyła zatem widoczność zębów.
Twarz Newtona pojaśniała na jej widok. Dołeczki w policzkach pogłębiły się, zęby błysnęły bielą. Gdyby nie gips, wyglądałby jak bohater musicalu, który zamierza zaraz odstawić swój popisowy numer pośród bladoniebieskich draperii, obowiązkowo z całą załogą szpitala i czekającymi na przyjęcie ludźmi na krzesełkach.
- Naprawdę nie musiałaś – powiedział.
- Ale chciałam. Chodź, święta w szpitalu chyba ci wystarczyły?
Mike skrzywił się jak człowiek, któremu wepchnięto przez zaciśnięte zęby dorodną cytrynę. Bez słowa pokuśtykał za Rivers, która złapała za jego torbę.
Robił, co mógł, by w miarę bez problemów wsiąść do samochodu, ale w końcu skapitulował. Po którymś z kolei uderzeniu w gips poprosił Amandę, by przytrzymała mu drzwi. Czekała na to cierpliwie, nie chcąc, by jego męska duma zbytnio ucierpiała. Taktyka okazała się skuteczna. Mike wgramolił się w końcu na siedzenie obok kierowcy i obdarzył policjantkę promiennym, przyprawiającym o bezbożne myśli uśmiechem.
- Gdzie jedziemy? - zapytał, gdy tylko wrzuciła jego torbę na tylne siedzenie i usadowiła się za kierownicą bordowego volkswagena.
- Do ciebie. Gdzie ty właściwie mieszkasz?
- W domu są rodzice – zażartował.
Spojrzała na niego zdziwiona. Flirtował z nią? Nie, to nie flirt. To już dalszy etap, do którego przeskoczyli, choć właściwie nie wiedziała kiedy. Nie mogła brać tego poważnie. Nie teraz. Poza tym on jej się podobał. Tylko czy ona jemu też? Nigdy nic na ten temat nie wspominał.
Przypomniała sobie, że gapi się na niego, więc spuściła wzrok, natrafiając na jego zagipsowaną nogę.
Newton podążył za jej wzrokiem.
- Ehm – bąknął.
- Yyy - odparła na tym samym poziomie elokwencji Rivers.
- To może przeszkadzać. Myślisz, że...? - nie dokończył.
- Myślę, że... - wymamrotała, a potem spojrzała mu prosto w twarz i ze wzrokiem wbitym w jego oczy sięgnęła do kieszeni spodni, by wydobyć z niej komórkę. Na pamięć wybrała numer z listy kontaktów i nacisnęła zieloną słuchawkę. Przyłożyła telefon do ucha.
- Richard Jonathson, komenda policji. Słucham?
- Tu Amanda. Przekaż staremu, że dzisiaj mnie nie będzie. Jestem chora. Bardzo chora. Muszę się położyć do łóżka...
c.d.n.
* Czytałam kiedyś książkę pt. "Co znaczy koszerne" i tam było napisane, że Żydzi wierzą, że we krwi jest ukryta dusza człowieka / zwierzęcia. Zjedzenie duszy kłóci się z ich wiarą, zatem mięso muszą z niej "wysuszyć", co jest właśnie koszerne. Rzecz jasna wchodzą w to jeszcze detale typu gatunek mięsa, sposób uboju itd., ale w tym konkretnie momencie chodziło mi o niekrwiste mięso.
Dzwoneczku, poprawiłam, acz zostawiłam nawiasy, bo mają tam być i nie wstawiam przecinka po "A właściwie", bo nie widzę tam dla niego miejsca. Dziękuję! |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Sob 14:05, 13 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
bluelulu
Dobry wampir
Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 85 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo
|
Wysłany:
Sob 12:54, 30 Sty 2010 |
|
To jest straszne. Naprawdę straszne, ale kiedy cały świat jest przeciw Tobie , uprzykrzając każdy możliwy kolory dzień , to spod Twojego pióra zawsze wyleci coś , po czym szczęka opada. Dlaczego mówisz , że to historia o niczym? Nie bluźnij.
Co od samej treści tego odcinka, jak zawsze podobało mi się. Przedstawienie relacji między Bellą i Jacobem a Charliem. Ktoś wcisnął się z butami do jego normalnego świata , jak na człowieka świadomego że istnieją baśniowe stwory reaguje naprawdę swobodnie i w miarę tolerancyjnie. Mimo że Bella nadal jest córką Charliego , podchodzi do niej z dystansem. I to uważam za duży plus. Ponieważ jak to opisywano i wielokrotnie mówiono , ludzie czują się zagrożeni w otoczeniu wampirów. Instynktownie ich wyczuwają bez świadomości prawdy. Gdyby Charlie obściskiwał by córkę - uważałabym to za tandetny chwyt.
Skoro Mike wyszedł z szpitala... nie wiem czy to możliwe, ale chciałabym zobaczyć wyraz jego gęby na widok Belli. Podkochiwał się w niej gdy była człowiekiem, to nie wiem co byłoby teraz. Zawał na miejscu, raczej. Przynajmniej zapomniałby o Rivers na miejscu ;>
Rozśmieszył mnie Jacob z tymi sałatkami! Po prostu bomba.
Rany, Charlie! Sałatka! Mogę?!
Nie wiem czy ciekawi mnie co u Leah, ale brakło mi dzisiaj królowej ciast - Sue. Uwielbiam relacje które delikatnie się pogłębiają między Charliem a nią. Mimo że pozostają oni raczej głównymi bohaterami, jednocześnie obchodzą mnie takie postaci jak Amanda i Mike. Czy on coś skubnie Amandzie na temat przeszłości, wspomni o Cullenach , o córce komendanta. Po prostu , czy Rivers pozna jakieś nowe soczyste kawałki . No ale przecież... ona nie jest żadną plotkarą!
Czekając na nowy odcinek , życząc więcej szczęścia i mniej nerwów w życiu.
Pozdrawiam, Uskrzydlona. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Susan
Administrator
Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 732 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 21:51, 30 Sty 2010 |
|
thin współczuję nieciekawej sytuacji w pracy i tych problemów z MPK Oni to naprawdę potrafią wkurzyć. Coś o tym wiem
<Zuzolek tuli thin do swojego wielkiego ci tłustego cielska i głaszcze po główce> :*
Niecierpliwie czekałam na nowy rozdział mojego ukochanego opowiadania i niezwykle ucieszyłam się, że zobaczyłam, że nareszcie się pojawił. To naprawdę cudowna niespodzianka, która osłodziła mi gorycz, wiążącą się z końcem ferii Dziękuję :*
Rivers podoba się Mike? Pamiętam jak na pw mi coś pisałaś o niej, ale nie spodziewałabym się, że padnie na niego Oplułam monitor przez Ciebie jak to przeczytałam Ale mnie zaskoczyłaś. Ja nie mogę. Choć szczerze mówiąc przy pierwszym fragmencie aż poczułam do niej trochę sympatii. Ta ich "znajomość" wydawała się taka niewinna. Nie wiem czy użyłam dobrego słowa, ale nie umiem znaleźć innego.
Rozwalił mnie fragment, w którym Rivers stwierdza, że nie rozsiewa żadnych plotek O Boże, tak jasne
Charlie jest przeuroczy. Jak wpatrywał się na początku w Bellę. Taki zafascynowany. I potem odruchowo chciał się zapytać, czy się czegoś napije. I ten Jacob wyskoczył z tym, że jest głodny Dobre, dobre
Podoba mi się to jak Charlie próbuje się doszukać u córki ludzkich odruchów i ciągle nie może przyzwyczaić się do tego, że Bella nie jest człowiekiem.
Potem to jak wiadomość o wpojeniu przerosła Charliego Ten fragment mnie powalił na łopatki:
Cytat: |
- Wpojenie – przypomniała mu córka i pokrótce wyjaśniła, w czym rzecz. Charlie wysłuchał tych rewelacji z kamienną twarzą, chociaż zaczął się poważnie zastanawiać, czy ktokolwiek w tej rodzinie jest jeszcze normalny. Przeżył zięcia (wampira), córkę (wampirzycę), rosnącą jak na drożdżach wnuczkę (wampirzycę tylko w połowie) oraz Jacoba (wilkołaka, jasna cholera!). Kwestia wpojenia go przerosła, stanęła obok i spojrzała nań groźnie, obiecując męki niezrozumienia i zagubienia. A Charlie Swan nie znosił czuć się zagubiony. Najchętniej wezwałby teraz jakieś oddziały specjalne, by zrobiły z tym wszystkim porządek w miarę szybko i efektywnie. Ale nie mógł. Mniejsza o to, że nikt by mu nie uwierzył. Nie mógł przecież nasłać oddziałów S.W.A.T. na własną córkę! |
Przepraszam, ale musiałam to zacytować. Geniusz po prostu! Jesteś genialna, thin! Ja Ci pomnik postawię!
Późniejsza wymiana zdań Jake'a i Belli odnośnie zdrowego związku i Edwarda mnie rozbawiła. To było naprawdę śmieszne i takie słodkie. Aż mi się ciepło na sercu zrobiło
I to stwierdzenie Charliego, że dobrze, że "kłócą" się na żarty, bo nie ma żadnych gałęzi pod ręką by zainterweniować
Ten telefon Nessie, pytania o Jacoba i ten fragment o książkach, sekcjach zwłok i w ogóle Boskie po prostu! Wyobraziłam sobie Nessie studiującą taki podręcznik
A ta wypowiedź Jake'a znów sprawiła, że oplułam monitor:
Cytat: |
Jak mi zaczęła o tym opowiadać, to aż mi się ostatni jeleń w żołądku przewrócił. |
Boskie!
Żal mi Charliego jeśli chodzi o to, że tak wszystko na niego spadło, że te wszystkie "stwory" wpadły w jego spokojne, zwykłe życie i narobił rabanu. Facet musi być naprawdę rozbity. Biedny Charlie. Ale trzeba mu przyznać, że i tak super sobie daje radę
Potem fragment, gdy Charlie obudził się w swoim pokoju i okazało się, że zasnął i Bella zaniosła go do pokoju. Masakra. Musiał się dziwnie poczuć.
Rozczuliło mnie, gdy Charlie przypomniał sobie, że miał zrobić ciasto dla Sue. To takie urocze i słodkie. Znów mi się ciepło na sercu zrobiło. Niby taka drobnostka a tak dużo mówi o uczuciach komendanta
A końcówka mnie po prostu rozwaliła Rivers odbierająca Mike'a ze szpitala, a potem zadzwoniła, że nie przyjdzie do pracy, bo jest chora, ta jej rozmowa z Newtonem o gipsie, o tym czy będzie przeszkadzał i że jego rodzice są w domu Ja nie mogę, Ty mnie wykończysz!
Bardzo podoba mi się to, że spiknęłaś Mike'a i Rivers. Ani trochę mnie to nie zdenerwowało, naprawdę. Super to wymyśliłaś. Pyszczek uśmiecha mi się, gdy o tym sobie pomyślę. Mam nadzieję, że pociągniesz ten wątek i nie zrezygnujesz z tego
I nigdy w życiu mi nie opowiadaj, że to jest historia o niczym! Czy ja mam Ci huknąć, czy co?! Przecież to jest przecudowna, ciepła opowieść o przystojnym mężczyźnie, który dotychczas żył sobie swoim spokojnym życiem, w którym był komendantem, mieszkał najpierw sam, potem z córką i nagle cały jego światopogląd runął w gruzach. Okazało się, że wokół niego żyją niezwykłe istoty, które znał tylko z opowieści, filmów i książek, na dodatek duża część jego bliskich należy do grupy tych stworów. Na dodatek czuje się samotny, bo opuściła go córka, nie potrafi przyzwyczaić się do tego, że ona stała się wampirem, że jej mąż jest wampirem, że jego wnuczka jest półwampirem, a przyjaciel rodziny to wilkołak. Charlie jest zagubiony i czasami nie wie co z tym zrobić. Na dodatek czuje coś do Sue, żony zmarłego przyjaciela. Nie umie zapewne do końca określić co czuje, ale zdaje sobie sprawę, że coś jest na rzeczy. Może sam nie chce lub boi się też do tego przyznać.
Przecież Mężczyzna od kuchni to cudowna opowieść o miłości, przyjaźni, więzach rodzinnych... po prostu o życiu, można powiedzieć. Ciepła, pełna wspaniałych opisów historia o niezwykłym klimacie, która sprawia, że na mojej twarzy co chwila pojawia się uśmiech.
Dalej uważasz, że to jest o niczym?
<Zuzolek tupie nóżką i kiwa paluszkiem>
Dobra, thin, powoli kończę, bo się rozpisałam znowu Ale tak bardzo tęskniłam za Twoim opowiadaniem, że nie mogłam się powstrzymać.
Naprawdę kocham Twojego Charliego i już nie mogę się doczekać, gdy znów poczytam o jego życiu i gdy znów zagłębię się w jego świat
Dziękuję za każde słówko, które zawarłaś w tym rozdziale :*
Wielkie brawa dla Ciebie :*
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Nie 19:02, 31 Sty 2010 |
|
No tak, powtórzę się za moimi poprzedniczkami, ale muszę to powiedzieć. To nie jest historia o niczym. Jest... o życiu. Nie ma w niej jakichś fajerwerków, ale wcale nie potrzeba. W tym jej urok, że jest to po prostu zabawna, ale też niesamowicie ciepła obyczajówka. A lubię ją również dlatego, że wiekowo bliżej mi do komendanta Swana niż do Belli (ciiiiiiii.....).
I miło, że mimo przeciwności życiowych i wk_______a tekst nadal jest pełen ciepła (choć tym razem Sue nic nie piecze ).
Mamy nowy wątek: Mike plus Amanda. Ciekawa jestem, co z tego wyniknie.
Podobają mi się relacje ojciec - córka. I cudowne było to, że położyła go spać. Kiedyś on ją, teraz ona jego...
Podobała mi sia aluzja do koszernego mięsa W ogóle, ty masz fantastyczne pomysły, które przemycasz jako "smaczki" w tę zwyczajną-niezwyczajną historię. Niezwyczajną, bo choć to obyczajówka i samo życie, to jednak sytuacja Charliego jest niezwykła.
A to mój ulubiony tekst:
Cytat: |
To Edward? - zapytał ze zdziwieniem. - Nie mów, że usłyszał! Skubany, robi się coraz lepszy! |
Tu się śmiałam.
Pomysł z książką z sekcją zwłok, to kolejny "smaczek".
A to zdanie:
Cytat: |
Kwestia wpojenia go przerosła, stanęła obok i spojrzała nań groźnie, obiecując męki niezrozumienia i zagubienia.
|
po prostu uwielbiam.
Wytykać błędy czy nie wytykać? W zasadzie to wyłapałam tylko jakieś drobiazgi, i w zasadzie to bardziej "wątpliwości"... Eee, wytknę. Ty się nie obrażasz, a jak nie mam racji, to przynajmniej się czegoś nauczę...
Cytat: |
tymczasem młody Newton sam jej opowiedział, że wieczór z wypadku i tak był nieudany, |
Coś mi zgrzyta ten "wieczór z wypadku". A nie " wieczór w dniu wypadku"? Jakieś to niezgrabne...
Cytat: |
- Nessie żywi się tak, jak my. |
Jesteś pewna, że ten przecinek powinien tu być?
Niby to porównanie paralelne, ale niezbyt mocne. Przerwa oddechowa też nie wydaje się tu potrzebna.
Cytat: |
- Wpojenie – przypomniała mu córka i pokrótce wyjaśniła, w czym rzecz. |
Tu bym nie dawała tego przecinka po "wyjaśniła", bo przed pozornymi, nie rozwiniętymi zdaniami podrzędnymi się go nie stawia.
Cytat: |
Przeżył zięcia (wampira), córkę (wampirzycę), rosnącą jak na drożdżach wnuczkę (wampirzycę tylko w połowie) oraz Jacoba (wilkołaka, jasna cholera!) |
Jakoś mi się te nawiasy tu nie podobają... Myślniki byłyby lepsze...
Cytat: |
- A właściwie co was tutaj sprowadza? - spytał niepewnie. |
A tu nie przydałby się przecinek po "A właściwie"?
Cytat: |
Przyjrzał jej się. Ramiona – szczupłe i absolutnie nie umięśnione |
A nie nieumięśnione?
Cytat: |
To już dalszy etap, do którego przeskoczyli, choć właściwie nie wiedziała, kiedy. |
Niepotrzebny ten przecinek przed "kiedy". Znowu - nierozwijane, pozorne zdanie podrzędne.
To tyle... |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
plamka14
Nowonarodzony
Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 41 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Czw 18:25, 04 Lut 2010 |
|
Wiesz . ? Nigdy nie sądziłam , że zainteresuje mnie fanfick o Charliem . Jest fajny i takie tam różne ( przyjemnie się czyta itd . itp . ) .
Nie zwracam uwagi na błędy , bo treść jest znacznie bardziej ciekawa ;-)
Spodobało mi się to jak Charlie wybiegł z tym kijem
Rozbawili mnie też Amanda (chyba tak miała na imię) i Mike
Czasu i weny < 3 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Sob 12:49, 06 Lut 2010 |
|
I właśnie o to mi chodziło!
To był taki wspaniały rozdział *.* Zabawny, leciutki, uroczy. I jak ja uwielbiam utarczki słowne między Jacobem i Bellą. Rozbraja mnie też Nessie, która czyta książki, których nie powinna :D Naprawdę ile razy motyw ten by się nie powtórzył tyle razy będzie mnie bawić. Poza tym przy samej próbie wyobrażenia sobie przemawiającego Edwarda zaczynam chichotać^^ Nie wątpię, że wczuł się w rolę. Świetnie przedstawiłaś Charliego, jak zwykle, który nie może się połapać w tym wszystkim, z jednej strony chce przyjmować rewelacje od córki ze stoickim spokojem, jednak z drugiej strony nie może tego wszystkiego pojąć. I ujęły mnie całkowicie jego rozważania na temat czy Bella mogła go zanieść do sypialni czy jednak nie i na dodatek jeszcze niepewny Jacob. W sumie mu się nie dziwie znalazł się w domu pełnym wampirów i nawet sałatki nie ma :D :D
Dodatkowo wprowadziłaś ciekawy wątek z Amandą i Newtonem. Cały odcinek szósty mnie po prostu oczarował, całkowicie odprężył i rozbudził moją chęć na więcej i dłużej :P
Thin, najbardziej podziwiam Cię za to, że umiesz tak niezwykle pisać. Gdy wspominam Syna, z poważną tematyką i poruszaniem kwestii moralnych i poniekąd filozoficznych, nie mogę wyjść z podziwu, że ta sama osoba umie stworzyć coś tak niezwykle lekkiego, zabawnego. Sądzę, że właśnie to jest miarą umiejętności pisarza, że umie się doskonale odnaleźć w każdej tematyce. Czytanie wszystkiego co wyjdzie spod Twojej klawiatury jest dla mnie niezwykłą przyjemnością :)
Pozdrawiam
niobe |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Anex Swan
Wilkołak
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 170 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piwnicy... ech, tam gdzie internet i książki ^^
|
Wysłany:
Pon 18:51, 08 Lut 2010 |
|
Jak tak dalej pójdzie to ten temat na drugą stronę by wylądował.
Nie komentowałam ostatniego rozdziału, nie umiem nawet teraz zebrać się do kupy i napisać paręnaście zdań uznania, bo co innego po takim tekście mogę zrobić? A więc po kolej, rozdział piąty.
Już od pierwszego zdania na mojej twarzy pojawił się uśmiech, cieplutko mi się na serduszku zrobiło czytając o kanarku, porównanie same w sobie jest bardzo trafione. I dodatkowo Seth, który nie nauczył się używać słowa "mamo", choć raczej po prostu to wyrażenie uważa za lepsze. I cała retrospekcja też przypadła mi do gustu. I tak szczerze mówiąc musiałabym mówić o wszystkim, a nie będę mówić o odcinku, bo przecież sama wiesz co tam się działo ( pomysłowa jestem, wiem ). Ale za to powiem o jednym, o rozmowie Jacoba z Sethem, to moim zdaniem było najlepsze, krótki urywek mówiący tak wiele, i wzmianka, że Nessie to dama. Kolejny szeroki uśmiech. Akcja powoli toczy się, bez pospiechu, dzieje się dużo, ale mam wrażenie jakby to było mało ważne. Myślisz pewnie, że to bardzo źle, czy ja wiem. Gdybyś wstawiła tu jakąś wojnę, to ta akcja na tym etapie straciłaby swoją prostotę i urok, ale to też zresztą już pewnie wiesz. I zastanawiam się co bym mogła powiedzieć, aby Cie zaskoczyć, coś nowego innowacyjnego, oryginalnego, ale nie mogę wpaść na żaden mądry pomysł. Więc powiem, bez większych paplanin, że rozdział był naprawdę ładny.
A mówiąc o tym nowszym, rozdziale szóstym.
thingrodiel napisał: |
Mike był po prostu słodki. Uroczy. Miły. I jak każdy porządny facet nie znosił plotkarskich bab. Ale to nie problem. Przecież ona, Amanda, nie rozsiewała żadnych plotek. |
Musiałam, rozbrajające , przez dłuższy czas, co zaczęłam patrzeć na monitor, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
Ten rozdział, tak jak i zresztą cała reszta, pełna jest takiego humory, przez który nie mogę pozbierać się z podłogi.
thingrodiel napisał: |
Koszerne? - szepnął, wzrokiem wskazując kierunek, w którym znajdowała się kuchnia, gdzie przed chwilą zniknęła wielka sylwetka Indianina.
- Nessie żywi się tak, jak my. Kiedy już wypije krew, Jake załatwia resztę. Chyba go nieco zaniedbaliśmy. Nie lubi się upominać o takie rzeczy. |
Może i jestem dziwna, ale czytając to nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, wyobraziłam sobie Jacoba, z wielkimi oczami czekającego aż Nessie wypije krew z niedźwiedzia, a potem on zabiera się z miną skazańca po mięso.
Jak już widzisz w innych komentarzach, tak jak i w moim będzie to samo. To nie jest historia o niczym, gdyby tak było, to nie pisałabym tu o tym co mi się podobało, bo by tego nie było, to jest historia, jak to już ładnie zostało wypowiedziane, o życiu i dodatkowo pięknie napisana. I znowu się zastanawiam czy cokolwiek co napiszesz będzie miało jakiś poważniejszy mankament, chyba nie. Tak na koniec, powiem że ( znowu będę słodzić ) taka zwykła historia, która również może się stać każdemu ( pomijając wampiry i wilkołaki oczywiście ) jest naprawdę świetną odskocznią o prawdziwego życia, chwila relaksu, która pozytywnie nakręca.
Weny, czasu i nastroju na pisanie kolejnych rozdziałów.
Pozdrawiam, Anex |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Anex Swan dnia Pon 18:51, 08 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Pernix
Moderator
Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 208 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera
|
Wysłany:
Sob 12:57, 13 Lut 2010 |
|
Przybywam!
Thin, mam nadzieję, że humorek już Ci się polepszył, też miałam kiedyś historię z Panem Kanarem z MPK. Zapomniałam portfela... Trafiłam na dresika... :) Złapał mnie niedaleko domu. Nie wiem, co na niego podziałało - moje skruszone, smutne oczka czy dzielnica, w której mieszkam (może też z niej pochodził). Nie wiem, ale puścił mnie. Byłam w szoku, przecież dla niego każdy złapany i efektywność to premia. Szkoda, że nie trafiłaś na takiego, ale mam nadzieję, że już się otrząsnęłaś i w pracy też lepiej.
Do MOK-a:
Lubię Twoje opowiadanie o niczym, bo ja się zgadzam, że jest o niczym, ale to nic jest bardzo przyjemne. To po prostu taka sitcomowa historia rozluźniająca, przy której można się zrelaksować.
Jak nie podobały mi się teksty o FBI i S.W.A.T. (wydawały mi się nieco naciągane), tak przy Jake'u chrupiącym marchew (choć zdziwiło mnie, że w sałatce jest taki okazały kawałek warzywa, z reguły w sałatkach znajdujemy tartą marchew lub pokrojoną, ale może źle zrozumiałam, może on miał na tym półmisku zbiór warzyw) i jeleniu, który wywracał mu się w brzuchu, padłam. :)
Każdy czekał, aż przyjadą goście, a ja teraz żałuję, iż się pojawili. Wolałam zdecydowanie, jak historia skupiała się na Charlie'm i Sue. W tej części było za mało Swana, a Sue została ledwie wspomniana. Mam nadzieję, że w następnej się to zmieni.
Śmieszna musiała być również scenka z noszeniem komendanta do łóżka. Chciałabym to zobaczyć na ekranie. :)
Początkowa scena z Amandą mi nie podeszła, za to końcówka była świetna.
Cytat: |
- Tu Amanda. Przekaż staremu, że dzisiaj mnie nie będzie. Jestem chora. Bardzo chora. Muszę się położyć do łóżka...
|
Masz mnie, padłam po raz drugi.
Summa summarum - opowiadanie nadal mnie bawi, nie w każdym miejscu, ale to nie szkodzi, nie wszystkim się każdego zadowoli, prawda?
Miałabym ogromną prośbę o więcej Sue w kolejnej części, oczywiście w interakcji z Charlie'm.
edit: ech te literówki |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Sob 16:51, 13 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Marionetka
Zły wampir
Dołączył: 21 Lut 2010
Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka Kajusza
|
Wysłany:
Sob 20:01, 27 Lut 2010 |
|
A więc, jakoś tak przypadkiem weszłam, z nudów, prawdę mówiąc.
I się zachwyciłam. Jestem tak ponura, że nie sposób sobie wyobrazić, a Ty rozśmieszyłaś mnie niektórymi fragmentami. Piszesz świetnie, styl masz wspaniały, fabuła powaliła mnie (w pozytywnym sensie). Weszłam i zostanę. O tak.
A tytuł rozbraja. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dzwoneczek
Moderator
Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 231 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Sob 20:59, 27 Lut 2010 |
|
Chciałam tylko powiedzieć, ze thin się leni.
Już miesiąc nie ma nowego rozdziału.
Ferie feriami, no ale... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
thingrodiel
Dobry wampir
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 148 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka
|
Wysłany:
Wto 23:12, 02 Mar 2010 |
|
Thin nie ma ferii, thin cały czas zasuwa w pracy. Ale thin usiłuje pracować w wolnych chwilach nad nowym odcinkiem. Naprawdę. Słowo skauta!
O, widzisz, jak się staram?
Ten kawałek miał wyglądać ciuteńkę inaczej, ale po wydarzeniach w pewnej kuchni u pewnego pana doszłam do wniosku, że pewne sceny powinny zostać uwiecznione dla potomnych. Nawet jeśli tylko w fanfiku. Nim spytacie - nie, ten pan to nie jest mój tata.
ODCINEK SIÓDMY
Charlie trzymał w dłoni słuchawkę i wpatrywał się w nią jak kobra w zaklinacza węży – zahipnotyzowany, z wyrazem niedowierzania na twarzy. Nigdy by nie pomyślał, że wszystko pójdzie tak łatwo. Szedł o zakład, że kiedy zadzwoni do Uleyów, by porozmawiać (a konkretnie - by zaoferować gałązkę oliwną), Sam, oględnie rzecz ujmując, każe mu odejść i nie denerwować jego rodziny. Tymczasem głos mężczyzny był bardzo wesoły, wręcz żartobliwy.
Komendant Swan nigdy nie uważał, że przepraszać ma ktoś młodszy, bo takie są zasady. Jego własne reguły mówiły, że przeprasza ten, kto zawinił lub się do winy chociaż poczuwa, a wiek nie ma z tym nic wspólnego. Wprawdzie nie był tak do końca pewien, kto w tej całej sytuacji tak naprawdę narozrabiał (Jake twierdził, że Leah), ale nie chciał doprowadzić do sytuacji, w której przez jakąś bzdurę jego kontakty z Uleyami zostałyby ograniczone do absolutnego minimum. Za bardzo cenił Sama.
Zadzwonił, wyjaśnił, o co mu chodziło, w odpowiedzi usłyszał śmiech młodego mężczyzny, który stwierdził, że nic się nie stało. Wtedy komendantowi skończyła się angielszczyzna w ustach i zamilkł.
- Nie rozumiem – wybąkał po dłuższej chwili.
- Sam chciałem przyjść, Emily miała upiec jakieś ciasto na zgodę. Ale nie mogłem. Widzisz, Charlie... bez urazy, ale ilekroć sobie przypominałem, jak biegłeś na mnie w samych skarpetkach z kijem w ręku i tą zaciętą miną, to mi się śmiać chciało i wiesz, nie chciałem, byś to jakoś źle zrozumiał. - Charlie był pewien, że tę przemowę przygotowała mu Emily, a Sam wykuł ją na blachę niczym wierszyk w szkole. Wiedział o tym, ponieważ Uley nie miał zwyczaju wytaczać długich przemów. Nie wiedział, jak tam mu szło z watahą, ale do ludzi odnosił się grzecznie i zawsze bardzo krótko. A tu całe trzy zdania! I to z nutką psychologii! Niemniej docenił starania młodego małżeństwa.
Z perspektywy czasu zauważył, że faktycznie musiał śmiesznie wyglądać, kiedy biegł z tą nieszczęsną gałęzią na gigantycznego wilka, by mu wygrzmocić grzbiet, choć wtedy nikomu do śmiechu nie było. Jemu na pewno nie.
Po skończonej rozmowie w domu zapanowała przejmująca, dzwoniąca w uszach cisza. Jacob i Bella pożegnali się tuż przed świtem, a potem wybiegli w szarzejący poranek, zawzięcie się kłócąc. Znowu poszło o Edwarda. W trakcie którejś rozmowy Bella przyznała, że teraz bardzo szybko biega i Charlie nie musi się martwić, że jego jedynaczka wraca Bóg wie gdzie na piechotę. Dodała też z uroczym, a jednocześnie dość strasznym uśmiechem, że jeszcze ćwiczy, by być szybszą, ale na razie Edward zawsze z nią wygrywa. Wtedy Jacob powiedział, że to bardzo męskie ze strony zięcia komendanta, by wygrywać z kobietą.
I zaczęło się. Bella wstała, fuknęła, po czym zaczęła bronić męża, że ten wyprzedza ją na jej życzenie, bo kiedy pozwalał jej wygrywać, trening mijał się z celem. Posypały się gromy na głowę Jacoba i peany pochwalne na cześć Edwarda. Przemowę zakończyło wymowne spojrzenie i skrzyżowane na piersi ramiona.
Wampiryzm zmieniał ludzi. Córka komendanta za życia nie udzielała takich reprymend.
Charlie ziewnął. Przez długie rozmowy z nieludźmi i wczesne wstawanie był niewyspany. Kanapa szatańsko kusiła go miękkością, ale Swan zdecydowanie odwrócił wzrok i ruszył po kurtkę. Był piątek. Obiecał sobie, że odpocznie po pracy.
Amanda krokiem niemal tanecznym weszła na komisariat. Niemal, ponieważ ciężkie buty utrudniały poruszanie się z gracją baletnicy. Niemniej trzeba było przyznać, że Rivers tak nie chodziła. Nie miała także zwyczaju gwizdać czy też nucić pod nosem wesołych piosenek. A teraz to robiła, sprawiając, że zarówno Jonathson, jak i komendant Swan wpatrywali się w nią z otwartymi ustami.
- Dzień dobry! - ćwierknęła w ich stronę, zdając się nie zauważać ich zdziwionych min. Kiedy ich wyminęła, kręcąc biodrami i podśpiewując coś zaimprowizowanego na temat miłości, młodych bogów i cudownego życia, odprowadzili ją podejrzliwym wzrokiem, jeszcze długo patrząc za jej oddalającymi się plecami. W końcu Rivers zniknęła za drzwiami toalety.
- A tej co się stało? - przemówił w końcu komendant.
- Pojęcia nie mam – usłyszał w odpowiedzi od Jonathsona. - Nigdy bym nie zgadł, że ona umie śpiewać.
Zza drzwi znów dobiegło ich ciche podśpiewywanie, sympatycznie fałszujące i całkowicie radosne.
- Bo nie umie – odparł w końcu Charlie. - Przez chwilę bałem się, że wylądowaliśmy w Disneylandzie.
- Może ktoś jej zlikwidował syndrom niedopchnięcia? - zasugerował Richard. Komendant chciał zgromić go wzrokiem za ten tekst, ale podwładny jak zaczarowany wpatrywał się w klamkę, niwecząc plany komendanta. Swan przypomniał sobie za to, że kiedy Mike Newton przebywał w szpitalu, Rivers często go odwiedzała. Ponoć w sprawie śledztwa, którego i tak nie było.
Wobec niemożności zabicia Jonathsona wzrokiem oraz skojarzenia faktu o Newtonie, tylko ciężko westchnął i mruknął pod nosem:
- Chyba nawet wiem kto.
Jonathson to usłyszał.
- Serio?
Tym razem mordercze spojrzenie komendanta odniosło skutek, jako że przy pytaniu Richard obrócił twarz w stronę swojego szefa. Teraz, gdyby mógł, skuliłby najchętniej uszy i zrobił się jak najmniejszy. Spuścił wzrok.
- Bierz się do roboty! - warknął komendant. W duchu jednak zmówił szybką modlitwę, by radosne trele przeszły Rivers najszybciej jak się da. Choć bał się, że nastanie to dopiero przy pierwszej kłótni z młodym Newtonem (o ile dobrze zgadywał). A wtedy będzie tylko gorzej...
Sobota powitała komendanta szarugą i deszczem, a w południe – Billym Blackiem, którego przywiozła Rachel. Dziewczyna uśmiechnęła się na powitanie, po czym szybko uciekła, mówiąc, że narzeczony na nią czeka.
Indianin wjechał do kuchni Swana, gdzie gospodarz właśnie zmagał się z piekarnikiem. W oczach przyjaciela widać było coś na kształt amoku. Na stole wykwitła góra... czegoś, co po głębszych oględzinach okazało się poszatkowanymi jabłkami.
- Rozumiem, że z plazmy nici? - zagaił Billy.
- Zdążymy przed meczem, spokojna twoja rozczochrana. Teraz walczę z ciastem.
Charlie nastawił piekarnik, po czym wyprostował się gwałtownie.
- Auć! Starość nie radość... - jęknął, gdy łupnęło mu w krzyżu. Przeciągnąwszy się, sięgnął po sito, wielką miskę i mąkę, po czym wręczył to wszystko zdziwionemu przyjacielowi. - Masz, przydaj się na coś. Przesiewaj.
Billy popatrzył na sito jak na okaz nieznanego, dziwacznego owada, po czym bez słowa przystąpił do działania. Komendant Swan tymczasem przeciągnął się jeszcze kilka razy, z zadowoleniem stwierdzając, że już nic mu nie strzyka. Ulga zalała go od środka przyjemnym ciepłem.
- Co cię wzięło na ciasto?
- Dla Sue piekę – palnął bez namysłu Charlie. Zapadła cisza.
- O, trafiłeś pod pantofel Clearwater?
- Nigdzie nie trafiłem. Po prostu kiedyś wspomniałem, że się postaram. Ostatecznie przybiegała do mnie, by mi zrobić śniadanie i postawić mnie na nogi. Doprowadzić do porządku i ogólnie po przyjacielsku kopnąć w tyłek. Chciałem się jakoś odwdzięczyć i pomyślałem, że szarlotka będzie dobra. Mam nadzieję, że wyjdzie... - Z niepokojem zerknął na stertę ciemniejących jabłek.
- Wiesz, jak coś, to ja cię też mogę kopnąć w zad.
- Jesteś na to za delikatny, Billy – mruknął Charlie, otwierając szafkę naprzeciw piekarnika, w której zawzięcie zaczął szukać cynamonu. Przez ramię zerknął jeszcze raz w przepis, czy cynamon był na pewno wymagany. Potwierdziwszy tę wątpliwość niemal wszedł do środka szafki, przekopując się przez małe torebeczki ze słodką papryką, pieprzem, galaretkami i innymi rzeczami, których akurat teraz komendant nie potrzebował, a które nachalnie pchały mu się pod ręce.
- Ja? Delikatny? Chodź tu, Swan, to ci zademonstruję!
- Oj, Billy, jesteś facet, mój kumpel. Nie unoś się. Sue po prostu przyszła, kiedy jej potrzebowałem, wiesz... tak inaczej, nie kumpla, tylko... no, inaczej, mówię... Czuję wdzięczność, rozumiesz?
- Nie żebym się czepiał, ale o ile mi wiadomo, to ty jej pomagałeś, kiedy zmarł Harry.
- To było bezinteresowne.
- Sue też pewnie przyszła do ciebie bezinteresownie – drążył Black.
- Słuchaj, piekę tę zakichaną szarlotkę i basta! - zawołał z głębi szafki Charlie. - A teraz bądź łaskaw mi powiedzieć, czy jeśli nie znajdę cynamonu, to ciasto będzie niedobre?
- Powinno być dobre – zaopiniował Billy tonem, jakim zapewne odzywają się kiperzy przy próbowaniu wina o ciekawym, acz dziwnym bukiecie.
- Super. Bo nie chce mi się już szukać.
Głowa komendanta wychynęła z szafki, a za nią pojawiły się także ramiona w czerwonej, kraciastej koszuli.
- Jak ci idzie z mąką? - zapytał Charlie.
- Nieźle.
Billy zerknął na piekarnik i zamarł.
- Chłopie? Trzymasz patelnie w piekarniku?
- Nie miałem gdzie ich trzymać. Bo co?
Black skinął głową w stronę okienka, za którym piętrzyły się wspomniane naczynia.
- Bo chyba zapomniałeś je wyjąć.
- O, cholera! - zawołał Charlie. Podbiegł do piekarnika, otworzył go z rozmachem i sięgnął po patelnie, by je szybko wyjąć. - AUUUUAAA!!! - wrzasnął.
- PRZEZ SZMATĘ!
- Nie mam! - jęknął Charlie, po czym energicznie zaczął machać ręką i dmuchać na palce.
- Pod kran!
- Co pod kran?!
- Rękę daj pod kran!
Charlie podbiegł do zlewu i odkręcił zimną wodę, która spłynęła kojącym chłodem na piekące palce. Komendant westchnął. Pomyślał, że jeśli jeszcze kiedyś usłyszy od kogoś, że mężczyźni są lepsi w kuchni od kobiet, osobiście da mu w zęby. O ile pamiętał Renee nigdy nie poparzyła się czymkolwiek, a była dość roztrzepaną kobietą.
- Cholera jasna. Co teraz? - zapytał, wciąż trzymając dłoń pod strumieniem wody.
- Rękawice jakieś masz?
- Na pewno...
Zerknęli obaj na wieszak, na którym wisiał nieszczęsny fartuszek ze świnką. Obok niego pyszniła się brzydka, ciemnoniebieska rękawica do kuchennych zadań bojowych.
- Ja myślę, że to się może przydać – powiedział Billy i podjechał do wieszaka. Rękawica wisiała dosyć wysoko, ale mężczyzna wsparł się na wózku i sięgnął po nią bez większych problemów. Włożył zdobycz na rękę, zbliżył się do piekarnika, po czym jedna po drugiej wyciągnął patelnie.
- Może sobie daruj, co? - zapytał, kiedy już ustawił stosik naczyń na kuchence.
- Billy, nie pokona mnie ani ciasto, ani piekarnik, ani drobne niepowodzenia. Upiekę tę szarlotkę, choćbym miał kamienie na drodze tłuc – powiedział Charlie tonem, którego nie powstydziłby się generał Patton przemawiający do żołnierzy. Zakręcił kran, wytarł dłoń, po czym z nową determinacją zabrał się do roboty.
Po meczu obaj panowie udali się do kuchni, gdzie na jednej z szafek stygła brązowo-złota szarlotka. Billy przyjrzał jej się krytycznie, rejestrując na powierzchni ciasta wyraźne fałdy. Po lewej wypiętrzyły się Alpy, w środku dostrzegał zaczątki Wielkiego Kanionu, najdalej w prawo była na szczęście równina.
- Jesteś pewien, że nie pomyliłeś przepisów? - zapytał z powątpiewaniem.
- Jestem pewien.
- Wygląda jak karpatka.
- Sam jesteś kar... Co?
- Karpatka. Takie ciasto. Kuzyn był w Europie, tam mają takie coś faliste, nazwali to od Karpat.
- Chcesz spróbować? - zapytał Charlie, spuszczając zasłonę milczenia na europejskie góry i ciasta.
- Nie, dzięki. Po stworzeniu czegoś do jedzenia nie mam ochoty jeszcze tego spożywać – oznajmił Billy.
Była już piąta i Indianin, zadowolony zarówno z wyniku meczu, jak i zakończenia batalii szarlotkowej, poprosił przyjaciela, by ten zadzwonił po Rachel.
- Szkoda, że nie poprosiłeś Jacoba, by ci przemontował samochód. Naprawdę, Billy, to, że nie możesz ruszać nogami, nie znaczy jeszcze, że potrzebujesz szofera – zauważył Charlie, kiedy panna Black się rozłączyła.
- Radzę sobie. Nie jeżdżę aż tyle, by nad tym myśleć. Poza tym wolałem z własnym synem po prostu pobyć, a tak zniknąłby mi w garażu na cały dzień. I tak go rzadko widuję.
- Kiedyś ci to nie przeszkadzało. - Charlie wzruszył ramionami.
- To była inna sprawa. Musiał sobie... pobiegać.
- I musiał to zrobić aż w Kanadzie? W Stanach było mu za ciasno?
- Skąd wiesz, że aż tam? - zdziwił się Billy.
- Kiedyś mi powiedział.
- To było co innego – powiedział w końcu Indianin. Obaj panowie zamilkli. Nie było sensu wracać do tej sprawy. Charlie i tak już wszystko wiedział (choć nie wszystko akceptował); zresztą od czasu, gdy Jacob zniknął kilka lat temu, jego córka zdążyła wyjść za mąż, młody Black się znalazł, a potem jeszcze komendant doczekał się wnuczki, a wszystko to w podejrzanie szybkim tempie. Dziś ta historia nie miała już większego znaczenia.
Dzwonek u drzwi zaanonsował nadejście Rachel.
- Szybka jest – mruknął Charlie i otworzył, by wpuścić dziewczynę do środka.
„Kanarek” odezwał się głosem natarczywym i świdrującym w uszach. Leah po raz nie wiadomo który w życiu wymamrotała pod nosem, że nienawidzi tego telefonu, po czym poszła, by odebrać, nim wszyscy zwariują od jego dźwięku.
- Mamo, do ciebie! - zawołała i odłożyła słuchawkę obok aparatu.
Sue podeszła z gazetą w ręce.
- Tak? - powiedziała do słuchawki.
- Upiekłem ciasto – pochwalił się zniekształcony przez linię głos Charliego Swana.
- Z jakim skutkiem? - zapytała Sue, czując, że wargi same układają jej się w szeroki uśmiech. Z każdym dniem komendant miejscowej policji robił się coraz bardziej uroczy.
- Na szczęście bez większych ofiar. Masz ochotę spróbować? Jeśli okaże się dobre, to znaczy, że jest jeszcze dla mnie jakaś nadzieja.
Sue Clearwater miała do wyboru wieczór z naburmuszoną córką, którą wciąż trzęsła złość po „rozmowie” ze swoim alfą, albo przyjemną pogawędkę z komendantem. Wolała tę drugą opcję. Rzuciła gazetę na szafkę obok telefonu, po czym powiedziała:
- Stawiaj wodę na kawę, zaraz będę.
c.d.n.
Bierzcie i czytajcie z tego wszyscy, a o komentarzach nie zapomnijcie... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Sob 16:06, 06 Mar 2010, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
seska
Dobry wampir
Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 0:24, 03 Mar 2010 |
|
Yyy, o ile pamiętam, nie skomentowałam nigdy tego FF... Nie bij
Czytam o perypetiach Charliego z uśmiechem na twarzy. Gdy weszłam tu pierwszy raz, byłam neutralnie nastawiona (ze wskazaniem na sceptycznie ). Zastanawiałam się, co wymyślisz i przyznaję - wychodzisz obronną ręką.
Fabuła jest ciekawa, całość nie nudzi. Humor zawarty w tekście jest pierwszego sortu Charlie zaskakująco uroczy.
Oczywiście, z niecierpliwością czekam na każdą wzmiankę o wampirach
Życzę owocnej współpracy z wenem i od razu zaznaczam - na pewno tu wrócę |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|