|
Autor |
Wiadomość |
Gelida
Zły wampir
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 407 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 45 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znienacka
|
Wysłany:
Nie 17:46, 28 Mar 2010 |
|
Przepraszam, że jeszcze nie skomentowałam. Biję się w pierś. Mea culpa. Nawet nie poznałaś mojej opinii na temat ostatniego rozdziału. Już się biorę do pisania.
Ta... jasne. Nie wiem, co napisać. Wszystkie zdarzenia już znam, więc ich nie skomentuję. No, prawie wszystkie. Ciekawy był epizod z randką z Emmettem. No i mogliśmy poznać trochę przeszłości Alice, Belli i Edwarda. Poznaliśmy też samą Alice - jej zamiłowanie do zakupów, randek. Jest przy tym lojalną przyjaciółką, chce dla Belli dobrze. I dla swojego brata też - wie, że Edward nie powinien się zakochiwać w kobiecie, która ma narzeczonego.
To by było chyba na tyle. Życzę weny i czasu
Gelida |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
scrittore
Człowiek
Dołączył: 09 Sty 2010
Posty: 70 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Polska
|
Wysłany:
Nie 19:07, 28 Mar 2010 |
|
Pomysł ciekawy. Punkt widzenia Alice? Co cię zaispirowało? Mnie możesz serwować więcj takch miłych niespodzianek. Nie mam nic przeciwko Prawdopodobnie winny jest twój wen
Rozdział z lekka chaotyczny. Nie żeby mi to przeszkadzało. Da się znieść To zbytnio nie przeszkadza. Podobał mi się rozdział. Alice i Emmet? Uśmiałam się. Ciekawe jak to wyglądało. Bells oczywiście lojalną przyjaciółką i siostrą. Starała się zatrzymać ich miłość wiedząć, że jest zakazana. Trochę krótko o tym jak się czuła gdy Edward zniknął. Za to stosunkowo sporo było o jej wizycie w szpitalu.
Pomysł z jej PW był odświeżający i taki... inny. Dostarczyłaś nam jakiejś przerwy od ciągłego trujkącika ( xD ) B & J & E. Mam nadzieję na więcej takich bonusów.
Co mogę dodać? Czekam na rozdział xD
Czasu jak w Big Benie, weny, chęci i motywacji!
Pzdr;
scrit. c(-: |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
_Alice_Cullen_
Nowonarodzony
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 44 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa / SF / Forks
|
Wysłany:
Pią 19:56, 09 Kwi 2010 |
|
Hej. Wiem, że wstawiam rozdział dość późno, ale ostatnio zajęłam się moim drugim ff'em "Zamiana miejsc" (na forum "Nieprzemyślana zamiana miejsc") i czas ucieka mi bardziej niż zwykle. Powiedzmy, że końcówka tego rozdziału i następny, to jeden z najciekawszych w całym ff. Więc zapraszam do czytania i komentowania.
Beta --> Gelida
Rozdziały można znaleźć również na chomiku:
[link widoczny dla zalogowanych]
Osiem miesięcy później
Ludzie poznają się, potem tracą ze sobą kontakt. To normalna część życia. Niektórzy tracą go przez to, że chcą rozpocząć nowe życie lub uciec od swoich kłopotów. Są tacy, którzy potem tego żałują. Tęsknią, wracają. Nie wszyscy jednak mogą to zrobić.
Edward Cullen wyjechał do Nowego Jorku, by zacząć nowe i szczęśliwe życie z dala od kłopotów z Jacobem Blackiem. Znalazł przytulne, średnie mieszkanie, nową pracę i – co najważniejsze – dziewczynę, o której myśli, że ją kocha. Pasowało mu to. Nie znaczy to oczywiście, że nie myślał o rodzicach, Alice, Belli i, co najważniejsze, Leo. Obwiniał się za jego śmierć. Codziennie zadawał sobie pytanie: „A co, gdybym nie pobiegł?”. Przez te pytania, głosy w głowie i inne rzeczy musiał zacząć korzystać z pomocy terapeuty. Nie mógł sobie poradzić z własnymi problemami.
Punkt widzenia Edwarda
Pierwsze tygodnie po wyprowadzeniu się z Seattle były tragedią. Chodziłem jeszcze o kuli, a mama co chwilę wydzwaniała do mnie z pytaniem „Jak się czujesz?”. Mówiłem, że wszystko jest dobrze, jednak nie dawała mi spokoju. Drugi problem? Policja. Nie mogli mnie zostawić. Ciągle wypytywali, gdzie byłem i z kim. Sprawa z Leo też dała mi nieźle popalić. Uciekłem od tego wszystkiego, ale musiałem zacząć chodzić do terapeuty.
Kupiłem samochód, mieszkanie w Nowym Jorku i znalazłem nową pracę. Terapeuta zalecił mi zmianę wszystkiego, co kojarzy mi się z życiem w Seattle. To nie takie łatwe. Wszystko mi się z nim kojarzy. Wszędzie, gdzie tylko spojrzę, widzę Leo. Niedługo zwariuję. Ile można?
Dzisiaj wstałem półprzytomny. Wczoraj byłem w pracy trochę dłużej niż powinienem. Znalazłem nowe hobby. Nigdy wcześniej nie pomyślałem, że czytanie książek może być takie interesujące. Zagłębiasz się w lekturę i jesteś w całkiem innym świecie. Rzeczywistość wtedy się nie liczy. Czujesz wtedy to, co inni bohaterowie, jesteś nimi. Masz wrażenie, jakby czas stanął. To jest wspaniałe. Och, zapomniałem. Dawny Edward wrócił. Dziewczyny i miłość mnie nie obchodzą. Przerzucam nimi jak łopatą w piasku. Dziwne porównanie, prawda? Ale gdy ledwo masz łączność z otoczeniem, ciężko racjonalnie myśleć. Od czasu do czasu opiekuję się dzieckiem sąsiadki – Michaelem. Miły chłopak. Czasami mi odbija i myślę, że sam chciałbym mieć takiego. Fajnie byłoby pograć z nim w piłkę, gry komputerowe, chodzić na spacery. Taaaak...
Teraz jestem w szpitalu. Szedłem z mojej sypialni do kuchni. W progu są dwa małe schodki. Szkoda tylko, że ich nie zauważyłem. Złamanie w nodze sprzed roku dało o sobie znać. Teraz jestem na ortopedii. Czekam, aż lekarz zrobi jakieś głupie badania. Można tu zastygnąć. Pielęgniarki i stażyści latają i wpatrują się we mnie. To nudne.
– Więc, panie Cullen... – wszedł lekarz i od razu zaczął gadać. Wolałbym mojego ojca. – Wszystko jest dobrze. Ma pan zwichniętą kostkę i miejsce po poprzednim złamaniu będzie boleć – powiedział, wpatrując się w jakąś kartę przez te swoje wielkie okulary. Wyglądał w nich zabawnie, ale starałem się nie śmiać. – Wypiszemy panu leki przeciwbólowe, bo pierwsze kilka godzin w domu będą dla pana bardzo bolesne.
Wyszedł, zostawiając mnie samego z myślami. Ból? Na pewno nie będzie gorszy niż ten, którego już nieraz doświadczyłem. Chciałem już wyjść ze szpitala. Co oni tam jeszcze robią?! Mam pracę, dzisiaj ma przyjechać do mnie Alice na weekend. Nie mam czasu, żeby tutaj siedzieć.
– Panie Cullen? – spytała piękna blondynka. – Może pan już iść do domu. – Podała mi jakąś kartkę. Spojrzałem na nią w szoku. Papierów było sporo.
– Dziękuję – wyjąkałem i wyszedłem o kulach. Znowu. Jakby nie patrzeć, cały czas mam jakieś problemy. Wsiadłem do mojego nowego samochodu. Nie był to zbyt wyszukany model. Niebieski Volkswagen GLI*. Pojechałem nim do domu, aby go posprzątać na przyjazd siostry. Możliwe, że przyjedzie jeszcze mama i tata. Wtedy będzie gadka „w jakim to ja porządku żyję”. Nie lubię czegoś takiego słuchać. To moje mieszkanie i mój bałagan. Sprzątam na każde święta. Czego jeszcze?!
Wszedłem do kuchni. Nie była duża. Najważniejsze sprzęty się mieściły, plus do tego stół z czterema małymi krzesłami. Ściany były błękitne (mój ulubiony kolor). Nie było okien. Szkoda, lubię jasność. Na lewo wchodziło się do łazienki, a na prawo do salonu. Też nie był kolosalnych wielkości. Telewizor, kanapa, dwa fotele, niewielki segment i stolik do kawy. Tu były dwa duże okna. Uwielbiałem tutaj siedzieć. Dopiero za moim ulubionym pomieszczeniem była sypialnia. Łóżko, szafa, nocna szafka i to by było na tyle. Ściany były jasne. Bywałem tu tylko dla snu. Całe mieszkanie było zawalone moimi ciuchami, brudnymi naczyniami i sierścią mojego psa – Berka. Noga zaczynała coraz bardziej boleć. Nie miałem sił na nic. Usiadłem w fotelu i włączyłem telewizor, ale jak zwykle ktoś mi przeszkodził. Dzwonek do drzwi. Nie doszedłbym do nich, więc postanowiłem się w ogóle nie odzywać.
– Cullen, wiem, że tam jesteś! Weź swojego pchlarza z dala od mojego mieszkania!
Jasne. Zapomniałem o Berku. Przed szpitalem zaprowadziłem (a raczej zawlokłem) go do sąsiadki. Wrednej, starej prukwy. Nienawidzę jej, ale co miałem zrobić? Rzuciłem kulę za fotel, upadłem na ziemię i jakoś dośliznąłem się do drzwi. Moja noga płonęła żywym ogniem. Myślałem, że zaraz się popłaczę, jednak nieraz czułem coś gorszego.
„Weź się w garść!” – krzyczałem w myślach na siebie, jednak dalej miałem ochotę płakać. Byłem wściekły na tą staruchę, że akurat teraz musiała przyjść. Otworzyłem jakoś drzwi i wpuściłem ją do domu. Patrzyła na mnie jak na skończonego idiotę.
– Dziękuję za... – Teraz poleciała mi łza. Noga piekła, paliła się, szczypała i nawet pulsowała. – Musi pani iść – warknąłem. – Musi.
Łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu. Nawet w oczach staruszki, która mnie nienawidziła, zauważyłem współczucie. Spojrzałem na recepty i rozważałem poproszenie jej, by poszła mi do sklepu. Alice powinna przyjechać za jakieś kilka godzin. Też mogłaby pójść.
– To są recepty? – spytała swoim skrzeczącym głosem. Pokiwałem głową. Baba wzięła je i wyszła z mieszkania. Zdziwiło mnie to.
Musiałem się położyć albo zabić. Podczołgałem się do fotela i usiadłem na nim. Gdyby był tu lekarz, błagałbym go o amputację nogi. Gdybym mógł chodzić, sam bym sobie ją odciął. Miałem ochotę krzyczeć, płakać, wić się z bólu, ale jeżeli bym to zrobił, ból byłby jeszcze większy. Zostałem bez nadziei.
Bella Swan czuła się szczęśliwa z Jacobem. Zamierzała zaraz po porodzie wziąć z nim ślub. Wiedziała, że Edward wyjechał. Czuła się trochę niezręcznie, gdy ktoś o nim wspominał. Ona i Alice stały się jeszcze bardziej sobie bliskie, gdy niska brunetka zaczęła się umawiać z Jasperem – „współpracownikiem” Jake’a. Wiedziała już, że jej synek będzie niewidomy. Nie przeszkadzało jej to. Chciała, by po prostu miał normalne życie i chciała mu go dostarczyć. W jej głowie biły się myśli: „Czy sobie poradzę?”, „Czy Jake będzie dobrym ojcem?”, „Czy dziecko będzie złośliwe?” i najważniejsze: „Czy zrobię wszystko, aby moja rodzina była szczęśliwa?”. Nie, nie ma na świecie rodziny, która byłaby szczęśliwa.
Punkt widzenia Belli
Podobno ciąża to najwspanialszy okres życia kobiety. Podobno każda kobieta jest z siebie dumna, gdy może wydać na świat nowe życie. Chyba jestem inna. Boję się tego jak cholera. Zaprzeczam stwierdzeniu, że kobiety są stworzone do rodzenia dzieci. Na początku mdłości, a teraz nie widzę własnych stóp. W każdej chwili mam wrażenie, że upadam, a mojemu dziecku stanie się jeszcze gorsza krzywda. Jestem przerażona. Już prawie nie chodzę ze strachu. Jacob mi mówi, że panikuję. Może naprawdę wpadam w paranoję. Trudno. Czy to źle, że chcę opiekować się dzieckiem? Nie. To nie jest źle. Dzisiaj ma wpaść Alice, żeby mi pomóc spakować się do szpitala, a potem ma pojechać do... Edwarda. Mogę się pochwalić, że stłumiłam uczucie do niego i teraz jest mi obojętny. Mam go po prostu gdzieś. Prawda? Prawda. Na pewno prawda. A co, jeśli nie? Zbzikuję, zanim pojadę do szpitala. Jacob pojechał do galerii kupić wózek. Jakoś nie mieliśmy na to wcześniej czasu. Teraz oczywiście leżę, zajmując całą kanapę i czekam, aż Alice w końcu do mnie przyjdzie. Naprawdę chcę już do szpitala. Bylebym tylko miała kogoś w sali. Nie chcę sama leżeć, bo będą takie same nudy jak tu, w domu. Alice powiedziała, że będzie ze mną w szpitalu cały czas, oprócz weekendu, bo wyjeżdża do... Edwarda. Wyjeżdża do... Edwarda. Czemu to tak ciężko powiedzieć?
Ostatnio oglądam tylko programy o dzieciach, matkach, rodzicielstwie. Nie wiem, czy będę dobrą matką. Nigdy nie widziałam siebie w roli matki, z małym dzieckiem na rękach. Nigdy nawet nie chciałam go mieć. Szczerze? Nie lubię dzieci. Są takie... głośne. Boję się, że jeżeli dziecko nie będzie nic widziało, będzie jeszcze gorzej płakać. Nie chcę tego doświadczyć.
Zadzwonił dzwonek. Chciałam się poderwać, żeby otworzyć. Czasami potrafię być śmieszna.
– Otwarte! – zawołałam. Wow. Gardło mam bardzo suche. Piecze. Ostrożnie wstałam.
– Bello?
– Alice! Cześć.
Spojrzała na mnie z przerażeniem. Aż taka jestem gruba? Czy tak strasznie wyglądam?
– Co ty, do cholery, robisz?! – krzyknęła. Zatkało mnie. Alice rzadko potrafi być groźna. – Powinnaś odpoczywać. Poród lada chwila!
– Przepraszam. Chciało mi się pić – szybko usprawiedliwiłam się. Naprawdę się jej przestraszyłam. Patrzyła na mnie, jakby chciała mnie zabić. Szok.
– Siadaj – rozkazała, wskazując na kanapę. – Zaraz ci przyniosę.
Posłusznie usiadłam. To był rzadki widok. Szkoda, że tego nie nagrałam. Razem z Jacobem mielibyśmy niezłą polewę z niej. Przyniosła mi herbatkę. Spojrzałam na nią z dezaprobatą.
– Alice... – jęknęłam. – W kuchni leży napój.
– Nie dostaniesz napoju. Jest gazowany.
To była tragedia. Podczas pakowania patrzyłam co chwilę na zegarek. Jacob się spóźniał. Chciałam, żeby jechał z nami do szpitala. Rozumiałam, że nie może mnie pilnować cały czas, ale chciałam, żeby chociaż był ze mną teraz.
– Więc? Jakie imię wybraliście dla dziecka? – spytała w pewnym momencie Alice. Kazała mi się położyć na łóżku i latała jak głupia po mojej sypialni, pakując mnie.
– Sami jeszcze nie wiemy – powiedziałam smutna. Bałam się wybrać imię dla dziecka, bo gdybym to zrobiła, a on przez przypadek by umarł... Boże! O czym ja myślę! – Ale zawsze podobało mi się imię Chris.
– Christopher? – spytała zdziwiona.
– Tak. Jacobowi podoba się Max – stwierdziłam z prychnięciem. Max. Dobre sobie. Imię jak dla psa. Spojrzałam na nią znacząco. Wiedziała, o co chodzi.
– Nie, Bello. Nie.
– No weź... Alice! Powiedz tylko, które lepsze. Chris czy Max?
– Nie powiem – ucięła. Spuściłam głowę.
– Czemu? – spytałam zawiedziona. – Zawsze mi pomagałaś. Nie możesz mi po prostu powiedzieć, jakie imię ci się bardziej podoba?
– Nie.
Zrozumiałam, że więcej mi nie powie. Trudno. I tak wolę Chris. Lepiej brzmi. To ma być dziecko, nie czworonożna istota. Z każdą sekundą irytowało mnie to coraz bardziej. Łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu. Przyjaciółka usłyszała, że coś ze mną nie tak.
– Bello, daj spokój – powiedziała pocieszająco. – Ach, te hormony. – Pokiwała głową z dezaprobatą. Nie moja wina, że je mam. Każda ma.
– Alice... – pisnęłam ze łzami w oczach.
– No dobra! Chris, ale pełne imię jest beznadziejne. – Każdy poddaje się na łzy ciężarnej. Ostatnio to moja dobrze sprawdzona broń.
– A Max? – spytałam, pewna, co powie.
– Też ładne – powiedziała. Spojrzałam na nią z oburzeniem. – Ale jak dla psa – dodała szybko. Uśmiechnęłam się w duchu. Czyli miałam rację. Chris jest dużo bardziej dojrzałe.
Usłyszałam trzask drzwi.
– Bella?
– W sypialni! – krzyknęła Alice.
– Tutaj są dwie najwspanialsze kobiety i facet – powiedział Jacob, podchodząc do mnie i całując w usta. Przytulił się do mojego brzucha i poszedł do Alice. Pocałował ją w policzek. Nie miałam nic przeciwko. Ona jest jak część rodziny. – To co? Spakowane? – zapytał uradowany. Cieszyła go wizja dziecka w tym domu.
Wszystko było już przyszykowane. Był taki słodki. Zabierał się do tego na poważnie i nawet nie bał się wstawania w nocy i takie tam, jak to mówią. Na pewno będzie dobrym ojcem. Wspaniałym. W samochodzie przypomniało mi się coś. Alice siedziała z tyłu, koło mnie, a Jake prowadził.
– Jak damy mu na imię? – spojrzałam na brzuch i pogłaskałam go.
– Max – stwierdził.
– Chris – specjalnie przedłużyłam ostatnią literkę.
– Daj spokój, Bella – powiedział pobłażliwie. – Max.
– Chris – warknęłam.
– Max i koniec – teraz to on podniósł głos. Alice siedziała, patrząc na naszą coraz ostrzejszą wymianę zdań.
Punkt widzenia Jacoba
Gdy prowadziłem samochód, Bella trafiła w naprawdę czuły punkt.
– Jak damy mu na imię? – spytała i spojrzała na brzuch. Oczywiście, że Max. Tyle razy jej mówiłem, że jest to wspaniałe imię.
– Max – stwierdziłem, uśmiechając się szeroko. Malutki chłopczyk, z którym będę mógł porozmawiać o sporcie.
– Chris – przedłużyła „s”. On nie może mieć na imię Chris. Nie może! Będę patrzył na niego z obrzydzeniem, jeśli damy mu na imię Christopher!
– Daj spokój, Bella – powiedziałem z uwielbieniem. – Max.
– Chris – warknęła. Chyba naprawdę jej na tym zależało, skoro patrzyła się na mnie z morderczym wzrokiem. Alice obserwowała, jak sprawa się dalej potoczy. Wiedziała, że potrafię być porywczy, a moja cierpliwość się kończyła.
– Max i koniec – podniosłem głos. Moja kontrola się wyczerpała. Przyjaciółka Belli spojrzała na mnie ze spojrzeniem mówiącym „Daj spokój, Jacob”. Bella potrafiła być naprawdę uparta.
Przez to, że straciłem cierpliwość, zacząłem jechać coraz szybciej. Nie zauważyłem policji jadącej obok mnie. Jechałem coraz szybciej, a oni za mną z sygnałami. Przypomniało mi się, co mówił Emmett.
„Uważaj, Jake. Policja tylko czeka, aż cię zobaczy. Jeśli to zrobi, zamkną cię. Mają niezbite dowody na nas. Uważaj.”
Teraz wiedziałem, że to będą dopiero kłopoty.
Tak. Ludzie poznają się i tracą kontakt. Jednak najbardziej bolesne jest chyba stracenie kontaktu z kimś, kogo się kocha, bądź nawet naprawdę lubi. Nie wolno jednak zapomnieć o jednym. Osoba, którą się straciło, na zawsze będzie z nami. W naszym sercu, wspomnieniach, pamięci. Nawet jeśli nie chcemy, żeby była – jak to w sytuacji Edwarda – jest. On stara się pogodzić ze stratą najlepszego przyjaciela. Jednak ten powraca.
Bo jeśli naprawdę się kogoś lubiło, to pozostanie on z nami na zawsze.
* [link widoczny dla zalogowanych] |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez _Alice_Cullen_ dnia Pią 19:59, 09 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 21:08, 10 Kwi 2010 |
|
Rozdział może być! Co bym chciała? Akcji!! ale nie za dużo , bo za dużo to nie zdrowo. Podoba mi się styl, w którym jest napisany cały ff, te uczucia są takie realne i rzeczywiste, które są w życiu codziennym.
Edward naprawdę odczuł stratę Leo -przyjaciela. Ciężko jest i dziwi mnie, że jeszcze nie wylądował drzewie ze sznurem. Wyrzuty sumienia, co by było gdyby... ale czasu nie cofniemy.
Alice spotyka się z Jasperem!? Może zmieni go i "przeciągnie" na dobrą stronę?
Niekiedy nie dowierzam, że Jake raz jest milutki, a zaraz staje się gangsterem bez skrupułów.
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział.
B. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ParanormalVampire
Wilkołak
Dołączył: 09 Kwi 2010
Posty: 126 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 21:52, 10 Kwi 2010 |
|
[/quote]Skojarzyło mi się, że Emmett jest napakowany i Jake też (chociaż mniej) [/quote]
według sagi Jacob był większy od Ema, ale czepiam się.
Kiedy nowy rozdział??
Opowiadanko bardzo mi się podoba, masz fajny styl, ale nie podoba mi się taka sytuacja dla Belli:
Nie dość że jest z w ciąży, to jeszcze z gangsterem, a kocha Eda. Ale mam nadzieję że to fajnie odkręcisz :) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ParanormalVampire dnia Nie 9:33, 11 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
scrittore
Człowiek
Dołączył: 09 Sty 2010
Posty: 70 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Polska
|
Wysłany:
Pon 17:22, 12 Kwi 2010 |
|
No cóż, co mogę powiedzieć czego jeszcze nie wiesz? Fajny rozdział
Strasznie zakręciła się ta historia. Tak rozwinęłaś ten wątek z ich miłością, że myślałam, że będzie ich to boleć, a tu nic. Prawdopodobnie jeszcze dokończysz ten wątek jednak... jakoś tak mnie zaskoczyło. Kłótnia o imię była... nietypowa. Jake jako przykładny chłopak powinien ustąpić w takiej kwestii Belli ponieważ
a) Bella jest w ciąży
b) Cholernie mi się podoba imię Chris
Koniec kwestii klótni, która była, nawiasem mówiąc, lekko zdziecinniała.
Jak czytałam, że Edward uważa, że kocha swoją obecną dziewczynę to prychnęłam zdegustowana. Dlaczego? Otóż okazało się, że z niego to jest kurde strasznie kochliwy facet. A tak mu niby zależało na Isabelli. Teraz widzimy jakie gorące uczucia do niej żywił. Wystarczyło się przeprowadzić a już mu przeszło...
Wiesz co? Nigdy nie myślałam o ciąży w ten sposób. Ta kwestia, że Bella nie widzi własnych stóp była rozbrajająca. Perła tego rozdziały poprostu. Piękne i strasznie mi się spodobało ięcej takich!
W sumie rozdział niby dużo zmienił, ale wcale prawie nic nie wniósł. Wiemy z niego tyle, że pokłócili się o imię dla dziecka i jak się komu powodzi. Trochę akcji! Chociaż nie chcę żebyś leciała na łeb na szyję. Poprostu może mogłabym prosić o dłuższe rozdziały? Tak cichyteńko proszę...
Jestem ciekawa co będzie teraz z Jacobem i z policją. Czekam niecierpliwie na następny chap!
Czasu, czasu, czasu i chęci. I weny! Obrzydliwie dużo weny!
scrit. c(-; |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
bugsbany
Wilkołak
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 18:25, 12 Kwi 2010 |
|
Witaj:D
Bardzo podoba mi się opis rozterek Belli....czy będzie dobrą matką....czy sobie poradzi??Nie mam jeszcze dzieci, ale z obserwacji swoich koleżanek wiem, że w pewnym momencie pojawiają się takie mysli u większości kobiet. Nie wiem tylko czy Jake będzie dobrym ojcem:/ Ale czas pokaże, nie rozumiem również jak może tak bardzo upierać się przy wyborze imienia? Czy nie może ustąpić? Czy zawsze musi być tak jak on chce??
Jeżeli chodzi o Edrwada to jest mi go szkoda.... uczucie, którym obdarzył Bellę przyniosło mu kłopoty z gangsterami, ucieczkę do innego miasta z dala od rodziny a najważniejsze - śmierć przyjaciela.
Zarówno Bella jak i Edward próbują o sobie zapomnieć, ale chyba im to nie wychodzi....i mam nadzieję, że nie pozwolisz im na to:D Takie udawanie i okłamywanie siebie, że druga osoba nic dla nas nie znaczy, nigdy nie pozwoli do końca być szczęśliwym. Prędzej czy później dopadną nas wątpliwości: co by było gdyby...????
No i wątek z Alice i Jasperem:D Mam nadzieję , że nawróci chłopaka na ścieżkę dobra hihi.
Tak więc życzę Ci weny i oby następne rozdziały były odrobinę dłuższe:D Pozdrawiam Bugsbany |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ParanormalVampire
Wilkołak
Dołączył: 09 Kwi 2010
Posty: 126 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Śro 15:21, 14 Kwi 2010 |
|
scrittore napisał: |
Strasznie zakręciła się ta historia. Tak rozwinęłaś ten wątek z ich miłością, że myślałam, że będzie ich to boleć, a tu nic. Prawdopodobnie jeszcze dokończysz ten wątek jednak... jakoś tak mnie zaskoczyło. Kłótnia o imię była... nietypowa. Jake jako przykładny chłopak powinien ustąpić w takiej kwestii Belli ponieważ
a) Bella jest w ciąży
b) Cholernie mi się podoba imię Chris
Koniec kwestii klótni, która była, nawiasem mówiąc, lekko zdziecinniała.
Jak czytałam, że Edward uważa, że kocha swoją obecną dziewczynę to prychnęłam zdegustowana. Dlaczego? Otóż okazało się, że z niego to jest kurde strasznie kochliwy facet. A tak mu niby zależało na Isabelli. Teraz widzimy jakie gorące uczucia do niej żywił. Wystarczyło się przeprowadzić a już mu przeszło...
Trochę akcji! Chociaż nie chcę żebyś leciała na łeb na szyję. Poprostu może mogłabym prosić o dłuższe rozdziały? Tak cichyteńko proszę...
Jestem ciekawa co będzie teraz z Jacobem i z policją. Czekam niecierpliwie na następny chap!
Czasu, czasu, czasu i chęci. I weny! Obrzydliwie dużo weny!
scrit. c(-; |
scrittore ja ciebie nie rozumiem. Jake jest gangsterem, bezwzględnym, nie przywykł nikogo słuchać, a tu jeszcze, jak pisze nie lubił tego imienia.
Druga kwestia, Bella. Czy gdzieś było powiedziane że on już jej nie kocha? Jak tak, to jakaś niekumata jestem.
I po trzecie: _Alice_Cullen_ dołączam sie do prośby scrittore dotyczącej rozdziałów. Dłuższe, częściej i tak dalej.
Ave Wena! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
_Alice_Cullen_
Nowonarodzony
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 44 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa / SF / Forks
|
Wysłany:
Śro 17:23, 28 Kwi 2010 |
|
Cześć. Znowu mam nowy wątek, przez który wszystko się poplącze.
Mam nadzieję, że spodoba się, bo całkiem nie wiem jak to teraz dobrze rozegrać. Mówię z góry, że w tym ff'ie nie ma niczego nadprzyrodzonego. Magii ani żadnych takich bzdetów. Co się dzieje Edwardowi? Nie powiem
Zapraszam do czytania i komentowania
Beta --> Gelida
Rozdziały można znaleźć również na chomiku:
[link widoczny dla zalogowanych]
Rozdział 12
Czym jest odpowiedzialność? Sens tego słowa nie jest jednoznaczny. Więc czym może być? Wystarczy jeden błąd, a już kimś się nią obarcza. Trzeba więc brać ją i ponosić. Jednak czy wszyscy mogą to robić? Nie. Są osoby takie jak Jacob Black, które nie boją się jej. Sądzą, że ona ich nie dosięgnie, że wiedzą, co robią. To nie jest prawda. Kolejne bardzo ważne pytanie. Dlaczego ludzie tak myślą? Spójrz na swoje czyny i sam odpowiedz sobie na to pytanie. Black żałuje, że nie odpowiedział sobie na nie wcześniej. Może teraz nie byłby w takiej sytuacji. Może byłby szczęśliwy. Może nie zepsułby życia własnemu dziecku i jego matce. Może nie zniszczyłby życia pewnej kobiecie, którą także kochał.
Punkt widzenia Belli
Kurde, przez Jacoba dostaniemy mandat. Może przeze mnie? To ja go tak naprawdę wkurzyłam. Trudno. Nie powinien być tak emocjonalny. Jego wina. Jego sprawa. On będzie płacił. Czy aby nie jestem wredna? Ciąża troszkę źle na mnie działa. A może zmienia mi się charakter? Taa... na pewno. Spojrzałam na brzuch. Mój malutki chłopczyk. Jestem taka szczęśliwa. Życie się dla mnie odmienia. Skoro cały czas był ból i cierpienie, to może teraz będzie szczęście? Może mój los się odmieni? Mój, Jacoba. Nasz. Teraz to jest nasz los. Zerknęłam na Alice. Była znudzona tym staniem. Nie dziwię się jej. Wolałabym być w szpitalu. Tam wygodniej niż w tym samochodzie. Trochę śmierdzi tu gumą miętową, piwem i papierosami. Od kiedy Jacob pali?
– Cholera... – szeptał sam do siebie czekając, aż policjant do nas wreszcie dotrze. To, co pokazują w telewizji, to prawda. Za dużo się obżerają, a potem nawet do głupiego samochodu dojść nie mogą. Spojrzałam na narzeczonego. Cały pobladł. Zdziwiło mnie to. To tylko mandat. Dostawał ich zawsze dużo, a teraz nagle się boi. – Cholera! – wrzasnął, przez co razem z Alice osłupiałyśmy i wpatrywałyśmy się w niego. Teraz wszystko działo się szybko.
– Jacob, spokojnie. To tylko zwykły mandat – powiedziała Alice. – Możesz je przylepiać na lodówce. – Zachichotała, a ja razem z nią. Jednak Jake nadal wpatrywał się w lusterko, głęboko myśląc i strasznie się pocąc.
– To nie jest śmieszne... – zaśmiał się histerycznie. – Powinienem był wam powiedzieć. Wszystko. Teraz nie będę miał okazji. – Spojrzał w lusterko, a ja do tyłu. Podenerwowany policjant szybko cofnął się do swojego radiowozu i zaczął intensywnie gadać do radia. Coś tu było nie tak. Byłam zdezorientowana i wkurzona z niewiedzy. To nie mogło być nic dobrego i z pewnością nie było. Poczułam się zdradzona, bo wiedziałam, że Jake coś przede mną ukrywa. Coś złego. Moje podejrzenia się sprawdziły. On ukrywa coś mrocznego, a teraz ma kłopoty. Policjant musiał wzywać wsparcie.
– Co jest grane? – zapytałam w szoku, a ten rozglądał się dookoła.
Punkt widzenia Jacoba
Fajnie, że policjant nawet zdążył się skapnąć, kim jestem. Kłopoty. Cholera, nie mam szans na ucieczkę. Nie tutaj. „Pączek” siedzi w radiowozie i wzywa swoich kolegów, żeby mnie złapać. Niedoczekanie. Myśli, że dam się tak łatwo? Śmieszny jest. Jeśli mnie złapią, to nie z moimi dotychczasowymi przestępstwami. Poleje się krew. Pokażę im, że nie jestem kolejnym głupim chłopcem, który nie wie, co to jest więzienie. Śmieszne. Zabawne. Wpadałem w panikę, ale próbowałem być silny. Wpatrywałem się w lusterko i czekałem na pomysł, co teraz robić. Szkoda tylko, że żadnych nie miałem. Dosłownie nic nie przychodziło mi do głowy. Wiedziałem, że za mną siedzą dziewczyny, więc nie mogłem uciekać samochodem. Mógłbym kazać im wysiąść, ale nie zostawiłbym Belli na środku pustkowia, tym bardziej, że jest w ciąży. Nie jestem aż taki bezduszny. To przecież Bella. Moja Bella! Postanowiliśmy, że urodzi w mieścinie, w której się wychowała, a potem tam kupimy dom. Forks. Dookoła praktycznie otaczał nas las. Mógłbym wysiąść i zacząć uciekać, ale to też nie jest idealny pomysł. Oczekiwałem na grad pytań, ale było tylko jedno:
– Co jest grane? – spytała Bella. Szok. Zdezorientowanie. Gniew. To opisywało teraz ukochaną. Alice też była wkurzona, ale na szczęście nic nie mówiła. Powinniśmy jechać do szpitala, a nie stać tutaj. Nie wiedziałem, co mam robić. Nie mogę pozwolić dać się złapać. Nie pójdę znowu do więzienia. Nie wytrzymam tam. Nie zrobię tego znowu.
Zacząłem oddychać coraz szybciej. Zamknęłam oczy i oparłem się o zagłówek.
– Przepraszam – jęknąłem z bólem w głosie. – Kocham was... – szepnąłem i wysiadłem z pojazdu. Zacząłem biec najszybciej jak tylko mogłem. Serce biło mi jak szalone.
– Hej! Stój! – krzyknął policjant za mną. Odwróciłem się nieznacznie. Zaczął za mną biec, choć był tak wolny, że śmiać się chciało. Wybuchnąłbym śmiechem, ale to nie jest dobry moment. Jeszcze tylko kilka kroków i wpadnę w las. Tam go na pewno zgubię. Ich wszystkich.
Pierwszy krok... drugi... trzeci... piąty... dziesiąty...
Las! Dookoła mnie rosły wielkie, liściaste drzewa całe pokryte mchem. Dobrze, że dzisiaj miałem zieloną bluzę. Nie odznaczałem się tak. Teraz dopiero zrozumiałem, co zrobiłem. Zostawiłem Bellę z pytaniami, ciążą i przyjaciółką z ADHD samą w samochodzie na pustkowiu. Super! Co ze mnie za ojciec? ZOSTAWIŁEM WŁASNE DZIECKO. Może to i dobrze? Nie zniszczę Belli życia jeszcze bardziej. Może Bella kogoś pozna? Kogoś, kto zaopiekuje się nią i dzieckiem? O czym ja myślę?! Wymyślę coś i będę z nimi. Będziemy świetną rodziną.
W pewnym momencie usłyszałem coś jakby... helikopter? Te psy wysłały po mnie helikopter! Nieźle! Teraz nie ucieknę. Nie ma takiej możliwości. No, lepiej być nie może. Moje nogi zaczęły mnie tak boleć, że nie wiem, jakim cudem jeszcze biegłem. Gdybym się zatrzymał, złapaliby mnie, co by mi nie pomogło. Teraz dopiero pożałowałem, że niczego przez ten cały czas nie powiedziałem Belli. Zniszczyłem jej życie. Będzie sama wychowywać mojego syna, a na dodatek nazwie go Chris. Straszne! Zauważyłem, że pod jednym drzewem jest dość duży dół, cały przykryty krzakami. To mogła być moja chwilowa szansa. Wszedłem tam i przykryłem się porządnie liśćmi. Mój oddech powoli się wyrównywał. Bardzo powoli. Do mojej głowy zaczęły napływać obrazy tego, co się stało.
Wiecie, dlaczego nie chcę dać mojemu synowi na imię Chris? Bo jeden więzień – mówili na niego Cristall – miał na imię Christopher. Nie chodzi przecież o to, że tak się nazywał. Chodzi o to, że dźgnął mnie nożem, a ja mu oddałem. Zrobiłem coś gorszego. Wyszedł wcześniej ode mnie. Kiedy wypuścili mnie z więzienia, pojechałem prosto do Susie. Postanowiłem jej wybaczyć wszystko, pod warunkiem, że do mnie wróci i wszystko się zmieni. Zmieniło się. Byliśmy szczęśliwi, do pewnego wieczoru. Wszedłem do mieszkania. Zostałem pobity i zaciągnięty do sypialni. Susie była także pobita. Ten palant – Chris – zgwałcił i zabił ją na moich oczach. Nie moja wina, że nie chcę tego imienia dla dziecka. Nagle usłyszałem dreptanie po liściach. Zastygłem w bezruchu.
Punkt widzenia Alice
– Co to, do cholery, miało znaczyć?! – krzyknęła sfrustrowana Bella. Zaczęła ciężej oddychać.
– Nie mam pojęcia – powiedziałam cicho. Obydwie byłyśmy w szoku. Nie wiedziałyśmy, co dalej robić, a siedzieć tu nie mogłyśmy. Co, do cholery, przed chwilą się wydarzyło? Nagle do naszego okna podbiegł policjant.
– Policja, p-p-roszę wysiąść z wozu! – Otworzył drzwi od strony Belli.
– Jak? Ona jest w ciąży! – teraz to ja się wydarłam. Ślepy czy gruby? A może obydwa? Poczułam wilgoć na siedzeniu samochodu. Byłam zdziwiona. Nikt nie wylał napoju. Spojrzałam na Bellę, patrzyła na mnie wielkimi oczami. Tylko nie to, co myślę! Tylko nie to...
– Wody mi odeszły – szepnęła z zamkniętymi oczami. Teraz wszystko się posypało. Wszystko. Miałam przecież jechać do Edwarda! Westchnęłam. Stęskniłam się za nim. Ciekawe, co u ni...
– Alice! Musimy jechać!
Ach, no tak. Zapomniałam.
– Przepraszam, ale musimy jechać – powiedziałam dumnie i przesiadłam się za kierownicę.
– Muszę panie p-przesłuchać! – jąkał się. Nie wytrzymałam. Bella rodzi, a ten dupek chce ją przesłuchiwać?
– Spadaj, baranie.
Nacisnęłam pedał gazu. Za chwilę usłyszałam syreny policyjne na nami. Bella zaczęła się drzeć. To nie na moje siły. Zawsze jestem pełna energii, ale innej. Do zakupów, pracy, zabawy, ale nie do tego! Jechałam zdecydowanie za szybko. Omijałam samochody. Dojechałam do szpitala i Bella od razu została przewieziona na porodówkę. Usiadłam w poczekalni i przysypiałam. Wcześnie dzisiaj wstałam, a wczoraj wieczorem pakowałam się do wyjazdu. Policjant przybiegł. Był czerwony i wkurzony na mnie. Wyciągnął notes i usiadł obok.
– Rozumiem, że ona rodziła – wysapał – ale muszę panią przesłuchać. – Ciężko mu się oddychało. Co to, za dużo zjadł, ścigając nas? – Proszę o prawo jazdy.
Wyciągnęłam z torebki i mu podałam. Oczywiście, wszystko specjalnie przedłużałam.
– Mary Alice Cullen? – spytał, jakby nie wiedział. Nie odpowiedziałam, chciałam go wkurzyć. – Skąd pani zna Jacoba Blacka?
– Hmm... – udałam zamyśloną. – Jest narzeczonym mojej przyjaciółki?
Zadzwonił mi telefon. Spojrzałam na niego przepraszająco, wstałam i odeszłam trochę od niego. To był Jasper.
– Cześć, kochanie.
– Cześć, Alice. Jesteście już w szpitalu?
– Tak. Coś się stało... – zaczęłam powoli. – Jacob uciekł z wozu... szuka go policja i...
– Szuka go policja?! – warknął.
– Tak, jest tutaj strasznie irytujący policjant, który mnie przesłuchuje, możesz przyjechać? – poprosiłam milutko.
Westchnął.
– Tak, ale najpierw gdzieś zadzwonię.
Odsunęłam słuchawkę od ucha i spojrzałam w ścianę. Zacisnęłam zęby, by po chwili się uspokoić, poprawić wygląd i wrócić. Usiadłam i czekałam na kolejne pytania.
– Więc... wie pani, czym pan Black się zajmował?
– Prowadził warsztat samochodowy – stwierdziłam, pewna swojej wiedzy. Policjant pokiwał głową ze zrezygnowaniem. Nie zrozumiałam tego.
– Nie prowadził warsztatu, tylko gang.
Tym mnie dobitnie zdezorientował. Gang? Jacob gang? Nie, to niemożliwe. Znam go już od dłuższego czasu. To nie może być możliwe, prawda? Za dużo informacji na raz.
– Muszę panią przesłuchać na komisariacie. – Zatrzymał się na chwilę. – Może być tutaj, w Forks.
– Chyba pan sobie żartuje! – warknęłam. – Nie zostawię rodzącej przyjaciółki.
– Zostawi pani – naciskał. Zaczynał mnie denerwować. Czy on by zostawił... postrzelonego kolegę? Aż taki był płytki? A to frajer.
– Słuchaj, koleś, próbowałam być miła. – Wkurzenie Alice Cullen nie jest dobrym pomysłem. – Jej mąż zbiegł i jest poszukiwany przez policję. Ona rodzi dziecko – sama. Wiesz, jak musi cierpieć? Jeszcze się nie dowiedziała – krzyczałam coraz głośniej, co było niedopuszczalne w szpitalu, ale zdenerwował mnie – kim jest jej kochany, więc odczep się! – Dałam upust moim emocjom. Poczułam się zdecydowanie lepiej. Facet się przestraszył i oczywiście próbował mi kilka razy przerwać, ale mu nie dałam. – A teraz przepraszam. Muszę zadzwonić do brata – powiedziałam i odeszłam.
– Edwarda Cullena? – spytał policjant niepewnie.
– Tak, a co znowu?
– Mamy wtyczkę w tym gangu. Edward Cullen około roku temu został porwany przez ten gang. Jego przyjaciel Leonardo został przez nich zamordowany.
Zatkało mnie. Jacob porwał mojego Edwarda? To przez niego był w szpitalu, przez niego był taki poraniony, to przez niego się wyprowadził!
Łzy zdrady zaczęły cisnąć mi się do oczu. Usiadłam i zaczęłam płakać. To za dużo. Nawet dla mnie. Ufałam mu. Teraz zaczęło docierać do mnie coś gorszego. Skoro Jazz był jego przyjacielem, to możliwe, że był też jego... członkiem jego gangu. Znowu zaczęłam ryczeć.
– Spokojnie... Co się dzieje? Pani Cullen? – Targał mną w przód i tył. – Pani Cullen?
– Odczep się! – krzyknęłam na niego. Wzięłam komórkę i wybrałam numer do Edwarda. Ręce mi się trzęsły. Cała się trzęsłam.
Punkt widzenia Edwarda
Może zwariowałem, ale nagle polubiłem panią „staro-ślepą”. Tak w tym budynku na nią mówiono. Ja po prostu mówiłem „stare babsko”, ale za to, co dla mnie zrobiła, postanowiłem być dla niej dużo milszy. Leki przeciwbólowe zaczynały działać, co naprawdę mi pomogło. Oglądałem telewizor i po raz pierwszy, odkąd tu mieszkam, pomyślałem, że miło by było posprzątać. Czułem się pusty. Brak rodziny źle na mnie wpływa. Bardzo źle. Tęsknię za Alice. Nie mogę się doczekać, aż tu przyjedzie i ją zobaczę. Zwykle uciekłbym z domu na jej widok, ale nie dzisiaj.
Jak człowiek może być tak głupi? Facet w telewizji uderzył żonę. Co mu z tego przyszło? Uderzył pierwszy raz. Wybaczyła. Drugi raz. Wybaczyła. A co z nim? Głupia baba nauczyła go, że nie będzie ukarany za swoje czyny. Głupek.
Zadzwonił telefon. Nawet na niego nie zerknąłem. Ktoś musiał być naprawdę nachalny. Wyciszyłem głos i chwyciłem ten głupi telefon.
– Słucham?
– Pan Cullen? – O nie. Mój terapeuta! – Nie zjawił się pan na dzisiejszej wizycie.
– Byłem w szpitalu – odpowiedziałem niechętnie. – Nie mogę chodzić.
– Hmm... to nic. I tak chciałem tylko wspomnieć o tym, że dostanie pan nowego terapeutę. – Od razu uśmiechnąłem się szeroko na tę wieść. Nie lubiłem tego frajera. – Proszę zadzwonić do niego. Numer prześlę SMS-em.
– Bardzo dziękuję – teraz byłem dużo milszy. – Do widzenia.
Nowy terapeuta. Ciekawy jestem, jaki będzie. Jezu! Umrę z nudów w tym fotelu! Alice. Tylko ona mi została. Taka prawda. Zostałem sam w swoim życiu. Wiecie, jak to jest nie mieć nikogo w życiu? To straszne uczucie. Nie mam dosłownie nikogo. Siostra, która ma swoje życie. Rodzice, którzy też mają swoje życie i nie mogą mnie pilnować. Izzy, która sądzi, że mnie kocha i myśli, że ja ją kocham, że będę z nią „na zawsze”. Bzdura. Jest miła, sympatyczna, ale jest kobietą! Kobiety to takie prymitywne stworzenia. Kto mi jeszcze został? Ach, tak. Terapeuta, którego nawet nie znam i jedna osoba, która niestety jest tylko w moim małym móżdżku i sercu. Isabella. Ona teraz pewnie siedzi w domu z wielkim brzuchem i szczęśliwym Blackiem. Alice pewnie koło nich skacze. Są szczęśliwi. Mają ludzi, którzy pomogą im w potrzebie. Ja nie mam nikogo. Raz pomogła mi sąsiadka. Nikt więcej. Jedyna osoba, która zawsze była przy mnie, to Alice. Teraz nawet ona ma swoich przyjaciół, swojego faceta i swoje życie. Nie może być jak zawsze na każdy mój telefon. Całymi dniami przesiaduję sam w domu. Całymi dniami nudzę się wpatrując w telewizor albo komputer. Praca. Dom. Praca. Dom. Cały czas i w kółko praca i dom. Nie mam z kim się spotkać, nie licząc mojej głupiej dziewczyny, która by tylko łaziła po klubach i tańczyła. Podoba mi się życie samotnika. Lubię być sam. Nikt nie gada ci nad uchem. Ale i to w końcu przestaje się podobać, bo nie masz się sam do kogo odezwać. Samotność dobija. Każdy człowiek jest nikim bez przyjaciół. Skończonym nieudacznikiem. Choćby nie wiem co osiągnął w życiu. Wspaniała kariera. Dobra nauka. Bez przyjaciół to wszystko się nie liczy. Czyli stoczyłem się na samo dno? Jestem nikim? W takiej sytuacji wiem, że nikt mi nie pomoże.
Rozmyślałem, rozmyślałem, aż zadzwonił telefon. W tej chwili znowu ożyłem. Może ktoś dzwoni, żeby mnie gdzieś zaprosić, żebym wyszedł, może ktoś wpadnie do mnie?
Odebrałem szybko telefon z nadzieją na najlepsze.
– Słucham? – powiedziałem z euforią.
– Jesteś skończonym łajdakiem! Gnidą! – To na pewno była Alice. O co jej chodziło? Co ja jej zrobiłem? Płakała. Była wściekła. Z tego, co usłyszałem, to na mnie. Nie rozumiałem tego.
– Alice, co się stało? – spytałem ostrożnie.
– To Black, prawda? On cię porwał?!
O nie. Coś się musiało tam stać. Coś niedobrego.
– Co? – udałem głupiego. – Nie rozumiem. O co ci chodzi?
No to po mnie. Teraz będę musiał zeznawać i wszystko przejść od nowa. Lepiej być nie może, prawda?
– Jacoba szuka policja. Uciekł. – Coraz bardziej płakała. Gdybym mógł chodzić, poleciałbym do niej, byle tylko ją przytulić. – Bella właśnie rodzi. Nie mogę przyjechać – powiedziała zawiedziona. – Muszę być przy Belli.
Była zatroskana o przyjaciółkę. Przyjaciółkę. To coś strasznego. Ja nie mam nikogo. Tylko psa. Tylko mojego Berka. Przełączyłem na inny kanał i zacząłem wpatrywać się w migające obrazki.
– Proszę, proszę – usłyszałem. – Kogo my tu widzimy? Pan Cullen jest sam.
Znałem ten głos bardzo dobrze i właśnie zacząłem mieć wątpliwości co do mojego zdrowia psychicznego. Odwróciłem się szybko do tyłu. Nie da się opisać mojego szoku. Leo. Patrzyłem w niego szeroko otwartymi oczami. Poczułem też ból. Facet, który przeze mnie zginął stoi przede mną. Jestem chory?
– Czy ty jesteś w szoku? – uśmiechnął się. – Daj spokój. Za młodości wierzyłeś w rzeczy paranormalne.
To nie jest Leo. To nie jest Leo.
Coś się ze mną dzieje. Coś niedobrego. Potrzebuję psychiatry albo neurologa. Nie. Nie potrzebuję. To tylko moja wyobraźnia. Obwiniam się za jego śmierć. To tylko moja wyobraźnia, do cholery!
Wstałem i, minąwszy go, wszedłem do sypialni. Położyłem się i przykryłem głowę poduszką.
– Co jest, Edward? – spytał, udając zatroskanego. – Stało się coś?
Nie. Jego tutaj nie ma. Może zadzwonię do terapeuty? Tego nowego? Może pójdę do lekarza? Może mam coś z mózgiem? Nie. To tylko halucynacje po tych tabletkach. Nie przeczytałem recepty. Skutki uboczne. Nie wezmę ich więcej. Nigdy.
– Daj spokój – powiedział. – Nie udawaj, że mnie tu nie ma!
– Nie ma cię tu – szepnąłem. – Nie jesteś prawdziwy.
Nie powinienem mówić do własnej wyobraźni. A on nie jest prawdziwy! To niemożliwe!
Brak ludzi tak na mnie wpływa. Zadzwonię do Izzy i wyjdę gdzieś się przejść. Pogadam z nią. Wszystko wróci do normy. Nie będę brał leków. Leo zniknie. A do nowego terapeuty pójdę jak najszybciej.
Chwyciłem za telefon i wybrałem numer Izzy. Nagle poczułem, jak telefon wypada mi z ręki, ale nie mogłem nic na to poradzić. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, ale Leo stał dalej.
– Pomogę ci przez to przejść – uśmiechnął się przyjaźnie. – Nie bój się.
Odpowiedzialność jest naprawdę beznadziejna. Nie ma dla niej definicji. Każdy postrzega ją inaczej. A co, jeśli spytam, czym jest samotność? Czym jest szczęście? Dla każdego to coś innego. Dla Edwarda i to, i to będzie obłędem. Jego przyjaciel będzie obłędem. Czy możemy przewidzieć, co się stanie? Co będzie jutro? I najważniejsze. Kto będzie naszym jutrem? Kto będzie naszą przyszłością? Edward Cullen niedługo się tego przekona. Pytanie, czy to dobrze, czy źle? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez _Alice_Cullen_ dnia Śro 17:24, 28 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Śro 17:53, 28 Kwi 2010 |
|
takiego obrotu spraw się nie spodziewała, ale cieszę się, że Bella i Alice juz wiedzą o przeszłości Jacoba, że ma problem z policją,
tylko szkoda mi Belli: rodzić w takim momencie, dobrze, że ma Alice...
policja ma wtyczkę w gangu i mam nadzięję, że jest nim Jasper, byłoby mi szkoda Alice, gdyby to nie był on...
mam nadzieję, że dobrze zrozumiałam, że ktoś odwiedził Eda i czuję, że to Jacob, niestety, ale mam nadzieję, że się mylę i będzie to Jasper
bardzo lubie tę opowiadanko
w oczekiwaniu na następny
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez zawasia dnia Śro 17:55, 28 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
bugsbany
Wilkołak
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 19:09, 28 Kwi 2010 |
|
wdech......
wydech.....
wdech.......
zaczynam dochodzić do siebie:D ale mnie zaskoczyłaś. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Bella nareszcie się dowie wszystkiego o swoim chłopaku, czas najwyższy. Nie lubię Jackoba!!!! jak mu się pali grunt po stopami to nagle sobie uświadomił, że był niewporządku wobec Belli, że ich dziecko wychowa się bez ojca? W sumie dobrze, że wogóle wpadł na taki tor myslenia, lepiej późno niż wcale, ale mam nadzieję, że dojdzie do wniosku że lepiej im będzie bez niego:D
Biedny Edward.....taki samotny....(chętnie bym go pocieszyła:D), ale coś mi się wydaje że Leo nie jest tak do końca tym za kogo się podaje. Tą wtyczką, którą gang zna jako Jaspera, jest Leo, przjaciel Edwarda. Może się mylę, ale cos mi w moim małym rozumku tak podpowiada. No ale zobaczymy w dalszych rozdziałach czy mam rację:D
Chylę czoła przed Tobą i oczekuję na kolejny chapik:D
Twoja wierna czytelniczka Bugsbany |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
plamka14
Nowonarodzony
Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 41 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Wto 15:23, 04 Maj 2010 |
|
YyyyyYy?
Leo?
CO ON ... robi? xd
Nie, inaczej.
[i]Dlaczego on żyje? [/i]
No, bo go zastrzelili, a mi nie wydaje się, żeby halucynacje były takie rzeczywiste.
W każdym razie świetnie, że Bells i All w końcu się dowiedziały.
Tylko czy rzucą tych swoich chłoptasiów czy nie <?
Ej, teraz to musisz się pośpieszyć z następnym chapem XD
Pozdrawiam, pozdrawiam i weny życzę
P . |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
_Alice_Cullen_
Nowonarodzony
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 44 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa / SF / Forks
|
Wysłany:
Pon 18:06, 10 Maj 2010 |
|
Cześć. Oto kolejny rozdział. W następnym będzie niespodzianka dla TeamEdward, ale nie wiem czy taka, jaką się spodziewacie
Pytanie: Co z Jacobem? Na to też trzeba będzie trochę poczekać. Wszystko się okaże, przecież to jeszcze nie koniec.
Kim jest Leo? Powiem tylko, że nie jest duchem i na pewno nie żyje.
Beta --> Gelida
Rozdziały można znaleźć również na chomiku:
[link widoczny dla zalogowanych]
Rozdział 13
Punkt widzenia Edwarda
Co to, do cholery, miało znaczyć? „Pomogę ci przez to przejść”? Niby przez co?! Co się ze mną dzieje? Nie mam już siły. Dlaczego życie ukarało akurat mnie? I to w taki sposób. Byłem człowiekiem sukcesu. Miałem przyjaciół, rodzinę. A teraz? Mam psa i... ducha. To nie jest duch, tylko moja wyobraźnia.
Gdy Leo mówił, czułem, jakbym nie mógł się ruszać. Czułem się... pusty? Pusty w środku. Pusty w życiu? Pusty, że pusty?
Teraz, gdzie tylko się ruszę, widzę Leo. Jest ze mną wszędzie, mówi do mnie. Udaję, że nie słyszę, bo doprowadza mnie to do szaleństwa (a już mnie nie doprowadziło?). Jeden plus teraźniejszego życia? Noga mnie już nie boli i odstawiłem leki. Kolejny fakt? To nie przez nie widzę trupa. Minęło kilka dni od rozmowy z Alice. Kilka! A ona dalej się nie odzywa. Aż tak się obraziła? Dzisiaj mam rozmowę z nowym terapeutą. Jak się czuję? Jak skończony kretyn. Teraz będę musiał od nowa rozgłaszać moje „wspaniałe” życie. Myślicie, że to tak fajnie? Poopowiadać o swoim cierpieniu, porażce jako człowiek. Jako istota rozumna. Czuję się jak skończony dureń. Sorry, jestem nim. Przy terapeucie jest inaczej niż z pochwałką w szkole przed innymi „jak to wspaniale mam w domu”, „jaką to ja wczoraj gafę strzeliłem!”. To jest coś całkowicie innego. U niego przyznajesz się do bycia... innym. Do bycia kimś, kim wcześniej wcale nie byłeś. Kimś, kogo przedtem byś nie poznał. Ach, po co to tłumaczę? Jeśli tego nie przeżyłeś, nie zrozumiesz. Nikt tego nie zrozumie. Bo jestem inny. Ha! Inny.
– Edward, spóźnisz się.
Rozejrzałem się dookoła. Ktoś wyrwał mnie z przemyśleń. Byłem akurat w pracy – w księgarni – i odkładałem nie zakupione i odłożone przy kasie książki na miejsce. Nikogo nie było i nagle pojawił się On.
– Nowy terapeuta, gadanie o tym, jak mnie zabiłeś, pamiętasz?
– Odwal się, Leo – burknąłem i odszedłem do innego regału, byle jak najdalej od niego. W domu mogłem mówić do powietrza, przy innych ludziach – nie.
Tak naprawdę to uwielbiałem swoją pracę. Księgarnia była dla mnie miejscem całkowitego spokoju, odpoczynku. Żadnych kłótni. Nic. A teraz On musi to wszystko psuć. Ciekawe, jaki będzie terapeuta? Chciałbym wreszcie komuś powiedzieć o moim problemie numer jeden, bo Leo awansował na to miejsce. Myślałem o nowym „opiekunie”, ale co, jeśli weźmie mnie od razu za szalonego?
– Spójrz na zegarek – powiedział, poganiając. Miałem tego powoli dość. Życie tak naprawdę jest śmieszne. Żaliłem się na brak towarzystwa... i nagle je mam! Non stop.
Zerknąłem przelotnie na ten nieszczęsny zegarek. Racja, jeszcze trochę i będę spóźniony. Odłożyłem resztę książek na miejsce i skierowałem się do wyjścia, przy którym stała kasa.
– Muszę iść. Poradzisz sobie sama? – spytałem uroczą kasjerkę.
– Dobrze. Zaraz zamykam – odpowiedziała i wróciła do lektury książki. Pokiwałem głową zrezygnowany i wyszedłem. Szedłem powoli, w deszczu do mojego samochodu, kiedy usłyszałem wołanie Kate.
– Edward!
Odwróciłem się.
– Co jest?
– Zapomniałam ci powiedzieć – zaczęła tajemniczo. – Masz urlop!
No to teraz mnie załatwiła. Zwariuję sam z Leo. Chyba, że...
– Dzięki za informację. – Czułem, że czegoś zapomniałem. – Do kiedy?
– Wszystko piszę w e-mailu od taty – odpowiedziała.
Księgarnia należała do ojca Kate, pana Wiliamsa. Miły, starszy człowiek.
– Dzięki jeszcze raz. – Pomachałem ręką i poszedłem w stronę samochodu. Wsiadłem i zauważyłem kogoś, kogo nie chciałem.
– Nie możesz zostawić mnie choć na trochę?
– Nie, jeszcze się zgubisz – odpowiedział z uśmiechem.
Odpaliłem silnik i odjechałem udając, że jego w samochodzie nie ma. W końcu nie było.
– Co zamierzasz zrobić z urlopem? – spytał niespodziewanie, aż podskoczyłem. Miło było chociaż czuć, że jego tu nie ma. Bardzo miło.
– Pojdę do rodziny, do Seattle.
– Wiesz, Edward... – zaczął powoli. – Jestem tu dla ciebie, wiesz o tym?
Udawałem, że go tu nie ma. Puściłem muzykę. Tyle razy słyszałem już ten tekst, że mnie zaczął nudzić. Jeśli miałbym być szczery, przekomarzanie się z wytworem własnej wyobraźni był lepszy niż siedzenie samemu. Kilka razy nakryłem się na tym, że cieszyłem się, że on tu jest.
– Naprawdę chcesz powiedzieć mu o mnie?
– Tak! Chcę! – krzyknąłem. – A wiesz, czego nie chcę? – spytałem, wiedząc, że zaraz skłamię. – Widzieć ciebie! A wiesz, czemu?! Bo nie jesteś prawdziwy. Nie. Jesteś. – dałem upust całym swoim emocjom. Z jednej strony poczułem się lepiej, a z drugiej zrobiło mi się głupio. Nie musiałem się na nim wyżywać.
„To tylko wyobraźnia, daj sobie spokój. Nic nie zrobiłeś!”
Umysł podpowiadał mi jedno, ale prawda była inna. Pozbawiłem go życia. Tego samego, czego sam nie chcę mieć. Jestem potworem.
– Edward!
Odwróciłem się w jego stronę.
– Dotknij mojej ręki, twarzy. Dotknij mnie! – krzyknął. – Jestem prawdziwy i jestem tu dla ciebie! By ci pomóc!
– Mówisz to cały czas! Daj mi spokój! – wydarłem się. Fajnie to musiało wyglądać z ulicy. Szaleniec drący się do samochodu. Do fotelu w samochodzie. – W czym pomóc?
Nic nie odpowiedział. Zrezygnowany wjechałem na parking przed budynkiem. Wysiadłem i skierowałem się w stronę wejścia. Nie powinienem się do niego odzywać. W końcu by zniknął. Sam prowokuję te halucynacje tym, że chcę poznać odpowiedź.
– Jestem tutaj, by ci pomóc ogarnąć to wszystko, co się stanie – powiedział cicho. Usłyszałem to, ale postanowiłem udać, że go tutaj nie ma. W końcu to ostatnio moje zajęcie numer jeden.
Wszedłem i udałem się prosto do gabinetu Thomasa Willty’ego. Ściany dookoła były pomalowane na kremowo, a pośrodku leciał złoty pasek. Zapukałem, po czym wszedłem.
– Dzień dobry.
– Witam, pan Cullen, tak?
– Oczywiście – odpowiedziałem.
– Nazywam się Thomas Willty. Mów mi, proszę, Tom. Mogę się do ciebie zwracać po imieniu?
– Jasne.
Pokierował mnie ręką do siedzenia. Usiadłem, a on naprzeciwko mnie. Teraz wszystko od nowa, choć jedno muszę stwierdzić. Był fajny i niewiele starszy ode mnie.
– Może opowie nam pan o sobie? – spytał po pewnym czasie. Bez przerwy przeglądał jakieś papiery. „Nam”? Zaśmiałem się. – Co pana tak śmieszy? – spytał wyraźnie ciekawy.
– To „nam” – odpowiedziałem, w dalszym ciągu się śmiejąc.
– Dobrze, więc może opowie mi pan o najbliższych: przyjaciele, rodzina?
– Tak naprawdę to ja nie mam przyjaciół – powiedziałem, spuszczając wzrok. Gdy go z powrotem podniosłem, zauważyłem mojego przyjaciela na siedzeniu koło Toma.
– Nikogo? – spytał zdziwiony.
– Nikogo – potwierdziłem.
– A rodzina? Rodzeństwo?
– Mieszkają w Seattle. Wszyscy.
– Opowiedz mi o nich, o waszych stosunkach – nalegał. Dlaczego wszyscy musieli to tak dokładnie wiedzieć?! Nie chciałem, żeby znali mnie na wylot.
– Z moim ojcem jestem w dobrych kontaktach, ale on nigdy nie miał dla mnie czasu. Zawsze tylko praca. Nic więcej – powiedziałem, złoszcząc się coraz bardziej. – Z mamą też jestem w dobrych.
– Rodzeństwo?
– Alice. Moja siostra. Ona zawsze była dla mnie wszystkim, co miałem. Zawsze.
– A ja? Też byłem – pożalił się Leo, a mój wzrok spoczął na nim. Tom od razu spojrzał tam, gdzie ja.
– Dlaczego teraz wszyscy są tam, a ty tu?
– Przez Isabellę Swan. – Dwa słowa, a ranią jak sztylet w serce.
– Opowiesz mi, kto to jest? – spytał, nie poganiając.
– Nie potrafię – odpowiedziałem.
– Laska, która tak ci namąciła w głowie, że zginąłem przez ciebie – wtrącił Leo. Zamknąłem oczy. Wszystkie obrazy, wspomnienia do mnie napływały, niosąc niewyobrażalny ból. – Bo zginąłem przez ciebie – powtórzył. Łzy napływały mi do oczu. – Prawda, Edward?
Czułem się pusty. Znowu. Byłem potworem. Zabiłem najlepszego przyjaciela.
– Zamknij się, Leo – szepnąłem. Tom od razu zaczął przekładać kartki. Oddychało mi się coraz gorzej. Miał rację. Zginął przeze mnie. To ja go zabiłem, gdybym nie uciekł... To wszystko przeze mnie.
– Miałeś mu o mnie powiedzieć, pamiętasz?
– Nie – szepnąłem. Czułem, jak puszczają mi nerwy. Wiedziałem, że zaraz wybuchnę gniewem, ale nie potrafiłem tego powstrzymać. – Czemu mi to robisz?! – krzyknąłem na niego. Terapeuta spojrzał na mnie w szoku. Pewnie już wiedział, kim jest Leo.
– Obwiniasz się o jego śmierć? – spytał powoli. Oddychałem głęboko. Nie chciałem kłócić się z powietrzem. To nienormalne. Ja jestem nienormalny.
– Tak – odpowiedziałem i teraz poczułem ten moment. – Ja go widzę – powiedziałem z histerią w głosie. – Ja go widzę!
– Kogo? Leo?
– Tak...
– Jest tu teraz z nami?
– Tak.
– Tak, tak. Jestem. I co zamierzasz z tym zrobić, Edward? Jestem tu, by ci pomóc.
– Czy mówił teraz coś do ciebie? – zapytał Tom.
– Tak. Cały czas mówi, że jest tu, by pomóc – odpowiedziałem cicho. W końcu nie wytrzymałem docinek Leo i pytań. Zerwałem się i wybiegłem.
Punkt widzenia Belli
Leżałam w ogródku jakiegoś wielkiego domu, na rozkładanym krześle. Było ogromne. Słońce cudownie padało na moje ciało. Nagle podszedł On. Edward. Usiadł koło mnie na tym samym krześle. Zmieścił się, lecz teraz było ciasno. Czułam ciepło jego ciała. Spojrzałam na jego twarz. Ociekała radością, szczęściem. Jeszcze trochę i bym siedziała na nim. Przytulił mnie do siebie. Czułam się tak cudownie, a przede wszystkim bezpiecznie. Powoli przybliżał swoje usta do moich. Był zaledwie kilka centymetrów od nich, gdy ktoś wbiegł przez tylne wejście domu... Moje serce waliło coraz szybciej. Edward musnął moje usta swoimi, po czym wstał i zasłonił mnie przed napastnikiem. Wychyliłam się, żeby spojrzeć, kim ów mężczyzna był. Jacob. Szedł z szyderczym uśmieszkiem prosto w naszą stronę, a w prawej dłoni miał broń. Zaczął strzelać...
– Cholera, gdzie ten kubek? – ktoś szepnął, trzaskając o szafkę nocną.
– Alice? – pisnęłam. Próbowałam powiedzieć, ale miałam bardzo zachrypnięte gardło.
– Tak, kochana, jestem tutaj – powiedziała, od razu znajdując się przy mnie.
– Co z Chrisem? – spytałam, strasznie podenerwowana. Gdy poród zbliżał się coraz bardziej, to miałam głupie przeczucie, że mój syn nie będzie zdrów. Bałam się tego. Wiedziałam, że może być niewidomy. Nawet do tego się przyzwyczaiłam. Nie do tego, ale do tej myśli.
– Wszystko z nim okej – powiedziała z uśmiechem na twarzy, ale po chwili zbladł.
– Co jest, Alice?! – wydarłam się na nią.
– On... jest tak jakby... niewidomy – odrzekła cicho.
Odetchnęłam z wielką ulgą. Myślałam, że to coś poważniejszego. Jestem głupia. To też jest poważne. On nigdy nie będzie jak normalne dzieci. Nigdy. Pojedyncza, zdradziecka łza wypłynęła z pod moich powiek.
– Wszystko okej, Bello? – spytała zatroskana.
– Tak, kiedy mogę iść do domu? – zapytałam szybko, żeby mi nie przerwała.
– Jak tylko zrobią jeszcze jakieś badania dziecku. – Zatrzymała się, myśląc. – Masz zamiar wracać do swojego mieszkania? – spytała ostrożnie, jakby zdziwiona.
– No, a gdzie niby?
– No wiesz, skoro teraz nie ma Jacoba – zaczęła – to może przeniesiesz się do mnie i moich rodziców?
„Nie ma Jacoba”. Łzy poleciały mi z oczu. Ufałam mu jak nikomu innemu, a teraz go nie ma i nie będzie. Co ja teraz zrobię? Powinnam przyjąć propozycję Alice. Jej mama nie pracuje, mogłaby mi pomóc przy dziecku. Szkoda, że nie mam własnej matki, która by mi pomogła.
Westchnęłam.
– Dobrze, przeniosę się – powiedziałam zrezygnowana. Pewnie będę im tylko przeszkadzać. Samotna matka z dzieckiem bez nikogo do pomocy.
– Super! – krzyknęła Alice i miałam wrażenie, że gdy odwróciłam na chwilę głowę, to podskoczyła. Pokiwałam głową z dezaprobatą.
***
– Mamo, tato, to jest Isabella Swan – przedstawiła mnie Alice rodzicom. Nie wydawali się być źli. – Moja najlepsza przyjaciółka.
– Witaj, Bello – przywitała się jej matka. – Mam nadzieję, że pozwolisz sobie pomóc z dzieckiem – powiedziała błagalnie.
– Jasne, proszę pani – odpowiedziałam z wyraźną ulgą. Ona mnie akceptuje. Na pewno.
– Skarbie, mów mi Esme. – Teatralnie przeniosła rękę koło ust. – Nie jestem tata stara – szepnęła. Uśmiechnęłam się.
– Do mnie mów Carlisle – powiedział jej mąż. – Miło, że przyjęłaś zaproszenie Alice.
– Dziękuję za nie.
Carlisle spojrzał na zegarek.
– Oho! Muszę się zbierać. Czuj się jak u siebie. – Wyszedł w pośpiechu.
– Wybacz, Bello, ale ja też chyba muszę lecieć do restauracji – powiedziała przepraszająco Alice, po czym również wybiegła z domu. Zostałam sama z Esme.
– Więc? Jak się nazywa mały? – zapytała z entuzjazmem.
– Chris – odpowiedziałam.
– Czy to nie pora karmienia? – zapytała jakby samą siebie. O cholera! Rzeczywiście.
– Tak, zapomniałam. – I poleciałam po niego.
– Więc nie zapominaj, Bello – zaśmiała się i poszła do kuchni.
***
– Przepraszam Bello, ale będziesz musiała mieszkać w pokoju Edwarda – powiedział przepraszająco Carlisle, a mi zrobiło się słabo.
– A gościnny? – pisnęłam, modląc się o inny wolny pokój, byle nie ten. Kołysałam miarowo syna. Miał taką śliczną buźkę. Aniołek.
– Przykro mi. W remoncie – powiedziała Alice.
Zrobiło mi się słabo. Mam spać w pokoju Edwarda?! Zauważyłam, że Carlisle z Esme wnoszą rzeczy moje i Chrisa. Przeżyję to jakoś. Muszę. Po rozpakowaniu wszystkiego postanowiłam wziąć prysznic i położyć się. Dziecko bywa naprawdę męczące. Już nie mogę się doczekać, aż dorośnie.
Weszłam do łazienki od razu pod prysznic. Było już późno i chyba wszyscy spali. Lepiej dla mnie. Czekałam, aż ciepła woda ukoi ból po stracie ukochanego. Ukojenie nie przyszło. Wyszłam dopiero, gdy cała ciepła woda się skończyła. Ubrałam się w piżamę, rozczesałam włosy, umyłam zęby. Wszystko robiłam bardzo powoli i dokładnie, choć nie mogłam się doczekać pójścia do ciepłego łóżka. Ciepłego? Zapomniałam, że Jacoba już nie ma. Nie miałam już sił, oparłam się o umywalkę. Po moich policzkach spływały łzy.
Był. Nie ma. Zostawił mnie samą. Nie mógł mi wcześniej powiedzieć? Może wszystko potoczyłoby się inaczej. Może... Gdyby mi powiedział kim był, od razu bym od niego uciekła. Taka prawda. Nie mogłabym być z kimś takim. Nie potrafiłabym.
Wyszłam z łazienki i powoli weszłam do pokoju. Rzuciłam swoje ciuchy na fotel bujany w kącie pomieszczenia i podeszłam do łóżka. Usiadłam i wpatrywałam się w mojego aniołka. Gdy spał, był jeszcze śliczniejszy niż zwykle. Położyłam i poczułam kogoś za sobą.
Moja pierwsza myśl – krzyk.
Druga myśl – ucieczka.
Trzecia? Uderzyć włamywacza jakimś przedmiotem.
Punkt widzenia Edwarda
Po wybiegnięciu z biura od razu udałem się do domu spakować rzeczy. Wynoszę się z Nowego Jorku. Wracam do domu. Skoro banda Blacka mi już nie zagraża, mogę dalej prowadzić stare życie. Z rodziną. Berk? Pojedzie ze mną.
Wpadłem do mieszkania i zacząłem pakować najważniejsze rzeczy. Ubrania, pamiątki. Nic więcej mi nie potrzeba. Pakowałem się byle jak i w tym samym czasie zamawiałem bilety na samolot do Seattle. Miałem szczęście. Odlot za kilka godzin. Zdążę pożegnać się z Izzy.
– Chcesz uciec ode mnie? – spytał Leo. Znowu on. Co się ze mną dzieje?! Jak jakiś tchórz uciekłem z rodzinnego miasta. Opuściłem rodzinę. Mam zwidy. Bardzo realne zwidy. A teraz mam zamiar porzucić dziewczynę.
– Tak, chcę! Mam cię dość! – wrzasnąłem. Podszedłem do mojego psa. Nie mogę go wziąć. Tato jest uczulony na psy. Super, jeszcze psa będę musiał oddać! Jedynego przyjaciela, jakiego tutaj miałem.
– Nie możesz ode mnie uciec – zaśmiał się ponuro. – Nigdy.
Nie mogłem tego słuchać. Wziąłem bagaże, psa i wyszedłem z domu, trzaskając drzwiami. Co z mieszkaniem? A kit z nim! Wrzuciłem wszystko do samochodu i z piskiem opon odjechałem do schroniska.
– Wybacz, Berk. Nie mam innego wyjścia. – Pogłaskałem go.
– Do psa możesz mówić, ale do mnie nie? – pożalił się.
– On istnieje, ty nie – odpowiedziałem. Jechałem tak szybko, że akurat podjechałem pod schronisko. – Kocham cię, piesku...
***
Lot był naprawdę szybki. Połowę przespałem, to pewnie dlatego. Moje auto sprowadzą dopiero za kilka dni. Szkoda, lubiłem je i wolałbym nim podjechać pod rodzinny dom. Najbardziej żałuję Berka. Leo i tak ze mną będzie. Tak, jak to stwierdził – „na zawsze”. Stałem pod lotniskiem i czekałem na wolną taksówkę. Szkoda tylko, że żadnej nie było.
– Hej, potrzebujesz podwózki? – zapytała jakaś kobieta. Od razu odwróciłem się w tą stronę.
– Rose! – krzyknąłem i podszedłem bliżej jej samochodu. Wysiadła, a ja ją objąłem. – Miło wrócić – powiedziałem z entuzjazmem.
– Miło cię widzieć – odpowiedziała. – Więc? Potrzebujesz podwózki?
– Jasne. – Uśmiechnąłem się i wsiadłem. Odjechaliśmy. Mieliśmy dobre parę minut na pogawędki.
– Dalej pracujesz w firmie prawniczej? – spytałem, niby od niechcenia.
– Nie. Rzuciłam pracę po waszym... porwaniu. – Szkoda tylko, że nawet Rosalie nie potrafi trzymać gęby na kłódkę.
– Taaa... a co robiłaś na lotnisku?
– Przejeżdżałam tylko tędy – powiedziała z uśmiechem na ustach. Jeśli liczyła na coś więcej niż podwózkę, to grubo się przeliczyła. – Do domu?
– Nie. Jeśli możesz to zawieź mnie do jakiegoś baru – powiedziałem z zakłopotaniem.
– A rodzina? Dawno cię nie było – stwierdziła ze smutkiem.
– Wiem, ale wróciłem na stałe.
Rose bez żadnego gadania zawiozła mnie w miejsce, o które prosiłem. Po wejściu wypiłem sporo piw i zauważyłem piękne stworzenie po drugiej stronie baru. Podszedłem do niej.
– Czy mogę postawić ci drinka? – spytałem uwodzicielsko. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się przepraszająco.
– Sorki, mam chłopaka.
– No to najwyższy czas, żebyś poczuła, jak to jest mieć prawdziwego mężczyznę! – powiedziałem i po chwili poczułem zażenowanie. Powinienem jechać do domu, bo za dużo wypiłem. Oj tak, za dużo. Dziewczyna spojrzała na mnie z pogardą i wyszła. Wszystko zaczynało mi się zlewać. Pomyślałem, że dobrze będzie wrócić. Przed lokalem zamówiłem (jakimś cudem) taxi i pojechałem do domu. Wszystko byłoby spoko, gdyby nie fakt, że zgubiłem walizki. Zapłaciłem taksówkarzowi i poszedłem do domu. Starałem się nikogo nie obudzić. Od razu przeszedłem do mojego pokoju i rzuciłem się na łóżko. Nawet nie wiem, kiedy usnąłem... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez _Alice_Cullen_ dnia Pon 18:07, 10 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
zawasia
Dobry wampir
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D
|
Wysłany:
Pon 18:28, 10 Maj 2010 |
|
bardzo ciekawy dzisiejszy rozdział, bardzo ciekawy..
duch prześladowca jako Leo, Edi szaleje...
dobrze, że Bella zamieszkała z rodzinka ALice dzięki temu będzie jej łatwiej, ale nie moge się doczekać momentu aż wstanie Edi czy też Bella ciekawi mnie jak to będzie wygladać...
uważam, że będzie komicznie:D
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
plamka14
Nowonarodzony
Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 41 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Wto 20:11, 11 Maj 2010 |
|
Hahaha !!
To Edward był tym kimś, a Bella myśląc, że to włamywacz ... Hyhy
A on nie wiedział kiedy zasnął xd
No, to szybko wrzucaj kolejny chap <33 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
bugsbany
Wilkołak
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 20:48, 11 Maj 2010 |
|
Kurczaki zaczynam się gubić....czy Leo naprawdę jest duchem czy żyje i stara się aby Edward oszalał Dobrze, że wrócił do domu....nie ma to jak wsparcie bliskich Ci osób a Cullenowie na pewno będą wspierać syna, pomogą mu.
Szkoda mi Belli...została sama z dzieckiem ale przynajmniej ma Alice, która nie pozwoli aby stała się jej krzywda.
Ciekawość mnie zżera co dzieje się z Jackobem i jak zareaguje Bella na widok śpiącego Edwarda, który nie jest włamywaczem jak jej się zdawało ale poczekam cierpliwie chociaż nie jest to moja mocna strona
No to chyba tyle....nie mam natchnienia do pisania dzisiejszego wieczora twórczych komentarzy, postaram się poprawić następnym razem.
Tymczasem u twych nóżek. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
_Alice_Cullen_
Nowonarodzony
Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 44 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa / SF / Forks
|
Wysłany:
Sob 20:47, 29 Maj 2010 |
|
Cześć.
Cullen wrócił. Czyli teraz nie będzie wcale nudno. Czym bardziej z nachalnym Edwardem. Ten rozdział, to takie wprowadzenie do następnego, w którym trochę się wyjaśni. Dużo się wyjaśni.
Mam nadzieję, że się spodoba, bo ostatnio staram się wkładać więcej pracy i serca do pisania. Pisałam wolniej i starałam się nadać temu lepszy sens.
Zapraszam do czytania i komentowania.
Beta --> Gelida
Rozdziały można znaleźć również na chomiku:
[link widoczny dla zalogowanych]
Rozdział 14
Punkt widzenia Belli
Zacięło mnie, gdy zobaczyłam, kto to jest. Edward wrócił do domu! Mało, że śpię w jego pokoju, to jeszcze koło niego na łóżku. Nie wiedziałam, co mam robić. Jeśli bym wstała, obudziłabym go, a tego nie chciałam. Czułabym się jeszcze bardziej niezręcznie niż teraz.
Przypomniało mi się, że mam telefon pod poduszką. Napisałam SMS-a do Alice.
Mam bardzo duży problem w moim pokoju. Przyjdź, tylko bądź bardzo cichutko.
Czekałam na nią. Nawet nasłuchiwałam, czy na korytarzu nie słychać żadnych kroków. Poczułam pod sobą wibrację.
Dzwoniła do mnie koleżanka. Wiesz, że Edward jest w mieście?
Gdyby można było pisać sarkastyczne SMS-y... Wiem, do cholery, że jest w mieście, bo leży koło mnie! Nagle zaczął się wiercić. Przykryłam się kołdrą po głowę. Wstał, zachwiał się i wyszedł z sypialni. Od razu zajrzałam do Chrisa i wybiegłam do pokoju Alice. Zapukałam.
– Proszę – usłyszałam przyjaciółkę. Weszłam i zamknęłam drzwi po czym usiadłam na łóżku koło niej.
– Mam wielki problem – powiedziałam w osłupieniu. Dalej nie mogłam uwierzyć, że Edward – ten sam Edward – leżał przed chwilą koło mnie w łóżku. Wyraźnie pijany.
– Jaki problem? – spytała cicho i za chwilę przeszła do czego innego. – Wiesz, że Edward jest w mieście?! Niedługo wróci do domu! – zamyśliła się na chwilę. – Bella! Skoro Jacoba nie ma, możesz z nim być!
Patrzyłam na nią i zaczynałam być coraz bardziej wściekła. O czym ona, do cholery, mówi?
– Alice! Edward jest w pokoju!
Patrzyła chwilę na mnie, jakbym zwariowała. Czy widział ktoś bardziej irytującą istotę prócz niej?
– Leżał koło mnie! Dlatego tutaj przyszłam! Śpię dzisiaj tutaj. Z tobą.
Patrzyła na mnie chwilę. Na jej twarzy zakwitł ogromny uśmiech.
– Edward już jest! – Wybiegła z pokoju, a ja za nią. Bez namysłu weszła do niego i rzuciła się na łóżko.
– Alice, chodź tu! – pisnęłam. W tym samym czasie Edward się zbudził i zrzucił ją z siebie na drugi kawałek łóżka.
– Co jest?! – warknął. Był pijany. Bardzo.
– Edward, wróciłeś!!! – Zaczęła go całować po całej twarzy i przytulać. Stałam w drzwiach i pilnowałam, żeby mnie nie zauważył.
– Alice, wynoś się z mojego pokoju... – szepnął zmęczony.
– Nie uwierzysz, kto mieszka w twoim pokoju!
Zachichotałam pod nosem. Entuzjazm Alice nie znał granic. Spojrzałam na twarz Edwarda. Był zrezygnowany i nawet po pijanemu wiedział, że musi jej wysłuchać do końca.
– Kt...
Wiedziałam, co chce powiedzieć. Machałam rękami w drzwiach, by nie mówiła mu o mnie.
– Bella!
Oczy Edwarda momentalnie się otworzyły, a Chris zaczął płakać. Cholera. Musiałam tam wejść.
– Że kto mieszka?! W moim pokoju? – Był zszokowany płaczem dziecka, a ja wiedziałam, że muszę się stąd wynieść. Jak najszybciej. Edward wstał, wziął czyste ciuchy i poszedł do łazienki, po drodze uderzając w ścianę. Nawet mnie nie zauważył i minął w drzwiach. Weszłam do pokoju i wzięłam dziecko na ręce. Byłam na nią wkurzona. Jak mogła?
– Co to miało znaczyć?!
– Spokojnie, Bello – uśmiechnęła się przebiegle. – Po prostu musi wiedzieć, że tej nocy nie może rzucać się po łóżku.
– Daj spokój, Alice. Myślisz, że będę z spała z nim w jednym łóżku?
– Tak?
– Nie? – Zamyśliłam się. – Czemu o wpół do dwunastej w nocy poszedł przebrać się i wziąć prysznic?
Punkt widzenia Edwarda
– Bella!
Moje oczy rozszerzyły się. Bella Swan mieszka w moim pokoju? Usłyszałem płacz dziecka. To było dla mnie jeszcze większe zdziwienie. Spojrzałem się tam i wszystko ułożyłem sobie w głowie. Nie – nic nie ułożyłem. To było dziwne. Bardzo dziwne. Wstałem i, udając, że mnie nic nie obchodzi, wziąłem ciuchy i poszedłem do łazienki. Bella Swan w moim domu! W moim pokoju! Puściłem wodę i stałem tam. To było relaksujące, biorąc pod uwagę, że dalej jestem w stanie nietrzeźwym. Skoro Bella śpi w moim pokoju z dzieckiem, to ja muszę iść na kanapę. Super. Lepiej być nie może. Bella... Nie zauważyłem jedynej pozytywnej tutaj rzeczy. To Bella! Swan! Isabella! A Black jest już dawno pewnie w więzieniu. Ona nie chce go pewnie znać!
Uśmiechając się złośliwie zszedłem na dół, by położyć się na kanapie.
Jak, do cholery, mogę mieszkać z kobietą, którą naprawdę kocham? Jak mogę koło niej obojętnie przechodzić, nie rzucając się po drodze na nią? Przecież to Bella... moja Bella. Westchnąłem zrezygnowany. Nigdy nie była moją Bellą i pewnie nie będzie, choć spróbować zbliżyć do się do niej można. Przyjaźń. Tyle od niej będę mógł wyciągnąć, no nie? Zacznę od jutra. Nie chcę, żeby czuła się przeze mnie niezręcznie. Pocałuję ją. Do mojej głowy wgrał się obraz naszego pocałunku... Nie jestem normalny. Albo inaczej. Jestem, ale w chwili obecnej po prostu lekko wypity. Pijany nie jestem. O, nie!
– Edward, wstawaj, śniadanie! – targała mną Alice. Dopiero co wróciłem, a już muszę ją znosić. Ledwo.
– Spadaj... – burknąłem i chciałem się przewrócić na drugą stronę łóżka. Spadłem na podłogę. Zapomniałem, że to nie jest moja sypialnia. Jęknąłem.
– Bella zrobiła śniadanko... – zanuciła Alice, a ja od razu byłem na nogach. Ciało wyprzedziło umysł. Nie zdążyłem pomyśleć, a już byłem w kuchni. Ta kobieta wyprawiała ze mną przeróżne rzeczy. Odrzuciła mnie. Wybrała jego, a ja dalej mam nadzieję, że wszystko się zmieni.
– Och, to ty – westchnęła zrezygnowana. – Siadaj i jedz.
Ale miłe powitanie. Postanowiłem działać.
– No ja.
Do kuchni weszły w bajecznym humorze Esme i Alice.
– Edward! – mama podeszła i mnie uściskała. – Kiedy wróciłeś?
– W nocy – odpowiedziałem zawstydzony przy Belli. Dalej traktuje mnie jak małego chłopca.
– To wspaniale! – Esme zaczęła mnie całować po całej twarzy. Nie jestem pewien, ale nowa lokatorka stłumiła wybuch śmiechu. Zasiedliśmy do stołu. Jedliśmy w zupełnej ciszy, do czasu...
– Muszę się wyprowadzić – szepnęła Bella, a oczy wszystkich były skierowane na nią.
– Co?! – wykrzyknęły razem Esme i Alice. Jakie one były podobne.
– Muszę się wyprowadzić. – Mama chciała jej przerwać, jednak ta kontynuowała: – Nic nie jest w porządku i najlepszym rozwiązaniem będzie przeprowadzka.
– Nie musisz ze względu na mnie... – zacząłem.
– Muszę. Proszę, nie powstrzymujcie mnie – powiedziała błagalnie.
– Dlaczego? To tylko jedna noc! – Ach ta mama.
– Przepraszam.
Miała zamiar przeprowadzić się do mieszkania tego bandyty?!
– W takim razie, Edwardzie, pomożesz Belli.
W duchu uśmiechnąłem się szeroko. To akurat było moje marzenie.
Punkt widzenia Belli
Dlaczego to robię? Nie mogę mieszkać z nim pod jednym dachem. To wprost niemożliwe! Niegdyś kochałam tego mężczyznę. Tak się nie da. Stoję teraz już we własnym mieszkaniu i czekam, aż Edward zmontuje łóżeczko Chrisa. To mieszkanie ma na mnie dziwny wpływ. Tak bardzo kojarzy mi się z Jacobem. Za bardzo. Jak najszybciej będę chciała wyprowadzić się do innego. Kupię własne, małe mieszkanko. Będzie miało kuchnię i dwa niewielkie pokoje. Chris urośnie, zrobię mu wspaniały pokój. Będę miała z nim wspaniały kontakt. Postaram się, by miał we mnie oparcie. By mógł mi mówić o wszystkim bez żadnej niezręcznej sytuacji. Będzie do mnie mówił Bello...
– Bello?
Zamrugałam szybko powiekami. Dałam się porwać marzeniom.
– Och, skończyłeś? – spytałam i poczułam się niezręcznie. On znowu tutaj jest. W moim mieszkaniu. W moim i Jacoba.
– Tak. Wszystko gotowe – uśmiechnął się do mnie, a ja się odwróciłam. To jest nienormalne! Usłyszałam westchnięcie. Spojrzałam na niego i zauważyłam, że Edward był smutny. Po chwili jednak stał się wściekły. Co ja takiego zrobiłam? Powinnam go przeprosić? – Dobra! – szepnął, coraz bardziej wkurzony. Momentalnie na niego spojrzałam.
– Słucham? – spytałam zdezorientowana.
– Bello, to trochę... głupie. – Jeśli ma to samo na myśli, to ma rację. – Nie możemy zostać przyjaciółmi? Bez żadnych ukradkowych spojrzeń? Beż niczego takiego?
Zostać przyjaciółmi z Edwardem. Czy ja potrafię być jego przyjaciółką? Czy potrafię? Nie, jasne, że nie potrafię. Ale sytuacja będzie inna, gdy nimi zostaniemy. Chyba.
– Wiesz... Nie wiem, czy możemy tak po prostu zostać przyjaciółmi – wyznałam szczerze. – Ale możemy spróbować.
Wyszczerzył się. Też się uśmiechnęłam.
– Więc... przyjaciółko, pójdziemy po obiedzie na spacer z Chrisem?
Co za palant! Przyjaźń...
– Nie, dzięki. Posiedzę w domu – powiedziałam, odwracając się. Wróciłam do gotowania.
– Czemu jesteś wściekła? – zapytał z urazą.
– Czemu jestem zła? Bo najpierw proponujesz przyjaźń, a potem chcesz iść na spacer! Myślisz, że nie wiem, co planujesz? – krzyczałam wściekła, ale jakaś cząstka mnie miała wrażenie, że wariuję. – Szczerze? Nienawidzę cię, ty... – przymknęłam oczy, by nie widzieć jego twarzy, jak będę kończyć. Poczułam jego usta na mych wargach. Czułam, jakbym całowała go ostatnio w innym życiu, w innym świecie, na innym planie. Były miękkie, ciepłe, słodkie. Jego zapach odurzał. Położył ręce na mojej talii. Próbowałam stać nieruchomo. Był sporo większy ode mnie. Nie udałoby mi się go odepchnąć. Czekałam, aż skończy. Przycisnął mnie mocniej do siebie. Poddałam się. Chciałam, by był bliżej mnie. Był blisko, jednak niedostatecznie. Dłońmi błądziłam po jego plecach, póki nie dotarłam do włosów. Całowałam z takim samym zapałem jak on. Było to namiętne, lecz po części brutalne. Chwycił mnie i posadził na stole kuchennym. I w tej chwili wszystko się skończyło, zanim się zaczęło. Chris zaczął płakać. Edward momentalnie odsunął się ode mnie. Ja zeskoczyłam, szybko się poprawiłam i poszłam do syna. Wzięłam go na ręce i zaczęłam kołysać.
Co się przed chwilą stało?
Czy ja naprawdę tego chciałam?
Mogłam spróbować go odepchnąć, by to zakończyć.
Mogłam... Mogłam... Mogłam zrobić wiele rzeczy, a jednak poddałam się temu. Dlaczego? Teraz nie będę potrafiła spojrzeć mu w oczy. Nie będę potrafiła się odezwać.
Kołysałam dziecko. Udawałam, że go tutaj nie ma. Że nic się nie stało. Czy to było mądre? Udawanie było mądre? Nie.
Punkt widzenia Edwarda
Wyjechaliśmy z domu zaraz po śniadaniu. Bella chciała jeszcze wejść do sklepu na zakupy. Trwały one baaardzo długo. Jednak cieszyłem się. Spędziłem z nią sporo czasu. Unikała mojego wzroku, dotyku, ale przynajmniej widziałem, że koło mnie stała. Była tam. Nie przywidziała mi się tak jak Leo. Wszystko było w najlepszym porządku. W mieszkaniu zacząłem składać łóżeczko dla Chrisa, a ona gotowała obiad. Nie wiem, skąd wytrzasnęła to „łóżeczko”, ale nie potrafiłem go złożyć. Bardzo długo się z nim bawiłem i w końcu skończyłem. Widziałem, jak Bella mi się przyglądała, jednak nie chciałem jej na tym przyłapać.
– Bello?
Stała oparta o ladę kuchenną z kubkiem herbaty i patrzyła niewidzącym wzrokiem. Myślami była gdzieś daleko. Nagle zamrugała szybko powiekami i odpowiedziała:
– Och, skończyłeś?
– Tak. Wszystko gotowe – uśmiechnąłem się, a ona szybko się odwróciła. Musiała czuć się przeze mnie niezręcznie, krępująco. Dziwić się? Nasza znajomość nie była nigdy zbyt owocna. Westchnąłem. Ona nie jest kimś dla mnie. Nie jestem dla niej odpowiedni. Nigdy nie będę. Bella się spojrzała na mnie i w tej samem chwili pojawił się Leo. No tak! Za długo go nie było. Wyszczerzył się bezczelnie w moją stronę.
– Niezła laska – skwitował. – Bierz ją!
Może przez chwilę byłem trochę... bez życia, ale teraz wróciło ono w błyskawicznym tempie. Wściekłość wypalała mnie od środka. Jak mógł o mojej Belli? Nie mogłem nic powiedzieć. Wzięła by mnie za wariata.
– Zaproponuj chociaż przyjaźń! Zawsze jakiś początek... – mruknął. – Dalej! Co, boisz się? Bierz ją!
Wściekłość wzięła górę.
– Dobra! – szepnąłem w jego stronę i zacząłem zmierzać w kierunku „przyjaciółki”.
– Słucham? – spytała całkowicie zdezorientowana.
– Bello, to trochę... głupie – poczułem się jak ostatni kretyn. Co ja mówię? – Nie możemy zostać przyjaciółmi? Bez żadnych ukradkowych spojrzeń? Beż niczego takiego? Teraz dopiero zrobiłem z siebie idiotę. Powinienem częściej myśleć. Patrzyła na mnie chwilę zdezorientowana, jakby nie wiedziała, co powiedzieć, co zrobić. Przez chwilę myślałem, że chce stąd uciec.
– Wiesz... Nie wiem, czy możemy tak po prostu zostać przyjaciółmi – wyznała. – Ale możemy spróbować.
Nie mówiła tego zbytnio radośnie. Mimo wszystko to jakiś początek. Wyszczerzyłem się, a ona nieśmiało się uśmiechnęła. Spojrzałem na dziecko. Może...? Przyjaciele wychodzą na spacer.
– Więc... przyjaciółko, pójdziemy po obiedzie na spacer z Chrisem?
– Nie, dzięki. Posiedzę w domu – wysyczała. O co jej tym razem chodzi? To przecież spacer! Z Alice chodziły na spacery. Często.
– Czemu jesteś wściekła?
– Czemu jestem zła? Bo najpierw proponujesz przyjaźń, a potem chcesz iść na spacer! Myślisz, że nie wiem, co planujesz? Szczerze? Nienawidzę cię, ty...
Za każdym razem, gdy otwierała usta, czas jakby zwalniał. To było takie kuszące! Nawet nie wiem, co mówiła. Gdy przymknęła oczy, podszedłem i wpiłem się w jej usta. Nawet nie przejmowałem się tym, że ona też ma coś do powiedzenia. Jakbym był wariatem. Przecież nie powinienem! Przestałbym, i to natychmiast, gdyby nie fakt, że bałem się jej wybuchu gniewu. Idiota ze mnie.
– Mówiąc „bierz ją”, nie to miałem na myśli – mruknął Leo. – Ja tu jestem! Mam oczy!
Nie zwracając uwagi na moją wyobraźnię, położyłem dłonie na jej plecach. Jej usta były niesamowite. Inne, niż gdy całowałem ją ostatnio. Czułem, że tego nie chciała. Stała nieruchomo jak posąg. Czekała, aż przestanę? Niedoczekanie. Przycisnąłem ją mocniej do siebie. Chciałem, by poczuła mnie całego. Całe moje ciepło, które jest tylko dla niej. Nic. Dalej nic. Nagle Bella się poddała. Rozszerzyła wargi. Chwyciłem ją i posadziłem na blacie. Stanąłem między jej nogami. To mogło trwać wiecznie. Nie miałbym nic przeciwko. Tak... dzieci potrafią popsuć dosłownie wszystko. Chris zaczął płakać. Bella zeskoczyła i pobiegła do niego. Nawet na mnie nie spojrzała. To wszystko jest takie popaprane! Nienawidzę takich chwil jak ta. Czy wszyscy muszą wszystko popsuć? Dzieci... Przypomnijcie mi, żebym nigdy nie miał własnych...
Nasze życie zbudowane jest na wyborach. Niekoniecznie dobrych, niekoniecznie złych. Wszystko poukłada się tak, jak sami sobie wybraliśmy. Nasze życie to nieustanne podejmowanie decyzji, od których zależy zarówno nasza przyszłość, jak i naszego otoczenia. Jednak wybór jest zły? Miłość vs. samotność.
Co wybierze Bella? Czy decyzja, którą podjęła o nie stworzeniu związku z Cullenem jest dobrą? Czy dobrze wybrała, jednak nie odpychając go? Nie wymazując ze swojego życia?
Czy Edward dobrze robi, chcąc ją przekonać do siebie? Nie wszyscy są dla siebie stworzeni. Czy wierzysz w to, że los nie zawsze musi być zły? Wszystko, co się dzieje, ma swoje przyczyny. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
scrittore
Człowiek
Dołączył: 09 Sty 2010
Posty: 70 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Polska
|
Wysłany:
Nie 14:49, 30 Maj 2010 |
|
Wszystko co się dzieje ma swoje przyczyny - pozwolę sobie zacytować twoje zdanie.
Musisz mi wybaczyć tę wielką przerwę, ale ostatnio jak sama wiesz jest zakończenie roku szkolnego, a ja z kilku przedmiotów jestem beznadziejna i trzeba to nadrobić. Dlatego właśnie cię zacytowałam. Nie będę już się rozpisywać co stało się z moim komputerem...
Nadrabiam i widzę dużo nowych wątków. Szczególnie - Leo - bardzo mnie zaciekawił. Edward myśli, że to jego wyobraźnia. Jeszcze do końca nie wiemy kim on jest. Ja strzelam, że to dusza Leo z jakiegoś powodu nie może pójść "dalej" i teraz biedna błąka się po świecie. Tak się zastanawiałam dlaczego Edward jest wściekły. Jego pw było zaskakujące, a jednocześnie wyjaśniło mi pewną kwestię. Leo cały czas się trzyma Edwarda. Odświeżający pomysł, masz moje poparcie. Zastanawia mnie jedna rzecz - co z Jacobem. W sensie... czy jeszcze go zobaczymy czy wątek się już zakończył? Tytuł alarmuje, że ff będzie się skupiać na miłości gangstera, ale możesz teraz pociągnąć troszkę o Belli. Tak wiele możliwości nie sposób zgadywać. Trzeba cierpliwie poczekać.
Naprawdę nie wiem co jeszcze napisać, ostatnio koślawo u mnie z komentowaniem. Nie chcę się powtarzać więc powiem tylko: Pisz! Praktyka czyni mistrza ;-)
Czasu, weny, chęci.
Adios, scrit.! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
bugsbany
Wilkołak
Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 18:07, 30 Maj 2010 |
|
Obiecałam sobie, że będę komentowała każdy rozdział który przeczytam tak więc zaczynam. Nie będzie to mądra wypowiedź bo jakoś nie potrafie myśleć dzisiaj, ale postaram się
Cieszę się, że Edward wrócił do domu, ta rozłąka z rodziną nie wpływała na niego dobrze. Oby potrafił tylko uporać się z tym problemem jakim jest Leo....zaczynam się gubić czy on istnieje naprawdę czy to tylko wyobraźnia Edka Bo gdyby istniał to Bella przecież widziałaby go u siebie w mieszkaniu.....a jeżeli chodzi o Bellę....hmmmmmmmm
Trochę mnie wkurzyła, najpierw wyprowadza się od Cullenów, a potem mówi Edkowi, że go nienawidzi, ciekawe czemu? Przecież on jej nic nie zrobił....no dobra pocałował raz czy dwa, ale to powód do nienawiści Powinna sobie przemyśleć parę rzeczy, skoro Edward ją kocha a i on nie jest jej obojętny to na co ona czeka? Na powrót Jackoba? Jego niech sobie odpuści bo z tego już nic nie będzie. Powinna go skreślić ze swojego życia i bardzo dobrze, że małemu dała na imię Chris
Ale mam nadzieję, że Alice postara się aby jej brat i najlepsza przyjacióla stworzyli parę. Trzymam kciuki oby jej się udało, a znając naturę chochlika to nie odpuści tak łatwo
No i to chyba na tyle.....następnym razem postaram się lepiej...ząb mnie boli i mózg nie pracuje
Życzę weny i czekam na ciąg dalszy.
Bugsbany |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 19:17, 03 Cze 2010 |
|
Wreszcie się zjawiłam, tylko ja mogę się tak spóźnić i w dodatku przegapić aż trzy rozdziały. Powinnam spalić się na forowym stosie (imię zobowiązuje). Już dawno bym skomentowała tylko najpierw nie miałam czasu a jak już go znalazłam to wczoraj go napisałam i jak na złość skasował się pod koniec.
Dość już gadania. Przechodzę do rzeczy
Rozdział 12!
No to sobie naigrał Jake. Wreszcie musiała go dopaść policja, ale w takiej chwili. Bella rodzi a tu taka niespodzianka. A jak trzeba uciekać to ciało odmawia posłuszeństwa. Ale na szczęście dla niego uciekł, ale czy go nie złapali w tej dziurze? Alice nie jest z tych osób wybuchowych ale jak jej ktoś gada i zawraca gitarę byle czym to też bym tak zareagowała. Te przemyślenia Edwarda są bardzo pouczające i realne. Leo!? Co on właściwie tutaj robi? Nie jest duchem ani żywym człowiekiem(tak przynajmniej tak zapewnia nas autorka).
Rozdział 13! Edward i biblioteka. Takiej jeszcze wersji nie czytałam. A rozmowy z Leo są nawet fajne. Trudno jest rozmawiać z psychiatrą równocześnie słuchać Zmarłego przyjaciela. Ten sen Belli może się spełnić tak ja przypuszczam. Fajnie, że Bella zamieszka u Alice, przynajmniej będzie miała towarzystwo i nie będzie siedzieć sama w domu. myślałam, że Edzio przyjedzie do domu i będzie szczęśliwy, a tu taka niespodzianka. A co Rose robi na lotnisku? Ale to nic, i tak Edward pojechał do baru, żeby się napić. Najpierw myślałam, że ten włamywacz to albo Jake albo Edward.
Rozdział 14! no i zgadłam tak na 50%. Alice się ucieszyła ale Edward aż wytrzeźwiał Co Bella chce robić w pustym domu? Jak się chciała pozbyć Edwarda to i tak się jej to nie udało. Przyjaźń?! To chyba niemożliwe jak obie strony się kochają. no i fajnie się zaczynało...Dzieci wszystko mogą zepsuć, ale i tak są na dobrej drodze.
To chyba wszystko co chciałam powiedzieć. postaram się szybciej komentować i nie zwlekać. Pozdrawiam, życzę weny i czekam.
B. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|