FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Niewidzialna dziewczyna (The Invisible Girl) [T][Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Sob 22:10, 12 Gru 2009 Powrót do góry

Od dłuższego czasu próbowałam się zabrać za to opowiadanie. Otwierałam je z pięć razy minimum, ale dopiero dziś przeczytałam. Cenię sobie twoje drugie tłumaczenie (które zaniedbałam) i wiedziałam, że to jest na pewno warte przeczytania. Podoba mi się historia, którą wybrałaś, uwielbiam (chyba nawet przez "babie lato") czytać opowieści o sworze.

Początkowo skojarzyłam sobie tytuł z pewnym filmem i zjawiskami paranormalnymi. Kiedy to czytałam, ucieszyłam się, że to nie jakaś fantastyka, bo nie przepadam za nią w opowiadaniach oprócz wilkołaków i innych stworów oczywiście. Polubiłam główną bohaterkę. Kim jest ciekawym charakterem, przypomina mi trochę Bellę. Za wszelką cenę stara się być niewidzialna, niezauważalna, jak na stołówce. Nawet nie przejmowała się, co wybiera na tacę, tylko aby nie zwrócić na siebie uwagi. Co do Catherine w pierwszym rozdziale, skojarzyła mi się trochę z połączeniem Jessici i Alice. Pełna energii, gada bez przerwy o niczym i ten jej upór. Wbrew jej ignorowania ludzi, wydaje się być zwykłą nastolatką, może trochę zamkniętą w sobie. Ma swoje obsesje na punkcie chłopaka, ale brak jej odwagi się do tego przyznać do uczucia. Podoba mi się, że jest nieśmiała, bo kiedy podeszłaby do Jareda i ot tak po prostu wyznała swoją miłość, mogłoby być dziwnie. Jej przyjaciółka wydaje się troskliwa, martwi się o nią, o jej reakcje. Ciekawi mnie tylko jak Kim poznała Catherine, skoro stara się być taka niezauważalna. Mam malutką nadzieje, że to się później wyjaśni. Zwykła nastolatka nielubiąca nauki, wydaje się to takie normalne. Przez wszystkie rozdziały, moją sympatię uzyskuje Catherine. W każdej sytuacji, martwi się o swoją przyjaciółkę, troszczy jak o siostrę. Jednym słowem przyjaciółka idealna. Kim tak jakby odłącza się od rzeczywistości. Nie wie, kiedy robi jakieś czynności, nie pamięta ich, można wywnioskować, że jest często bardzo rozmarzona, nieuważna. Oprócz historii jak dziewczyny się poznały, ciekawi mnie czemu Catherine przyjaźni się z kim. Z zachowania Bretta mogę wywnioskować, że należy do lubianych osób, a zadaje się z spokojną przyjaciółką, która jej wszystkiego odmawia i jest ciągle smutna (chyba, że widzi Jareda). Sytuacja na imprezie, a raczej przed nią, wydała mi się tajemnicza. Kiedy to czytałam, myślałam, że przyjaciel Jareda chce coś jej zrobić, skrzywdzić ją. Ciekawi mnie określenie leming i jak autorka wiedziała o takich zwierzętach. Musiała się za tym nieźle naszukać albo oglądać jakieś mądre programy w telewizji. Rozdział szósty potwierdził nam całkowicie miłość do Jareda. W poprzednich częściach potrafiła chociaż na chwilę o nim nie myśleć, co teraz jej się nie udało.
Nie za bardzo lubię Jareda. Zdarza się, że mnie denerwuje. Jego zachowanie było chamskie, że przez trzy lata nie wiedział, kto z nim do klasy chodzi. Starałam go sobie jakoś usprawiedliwić, ale to nie zmienia faktu, że będę do niego odczuwała sympatię. Ciekawi mnie powód jego dłuższej nieobecności. Do głowy przychodzą mi tylko jakieś polowania na wampiry, przez które kazał Kim wejść szybko do domu zatamować krwawienie. Zdaje mi się, że może się w Kim wpoił. Wcześniej nie zwrócił na nią uwagi, na imprezie pierwszy raz zobaczył ją umalowaną i wtedy mógł zrozumieć, że jest piękna. Wpojenie mogło być nastąpieniem sytuacji jak niechęć wyjścia ze stołówki, wyjście do Kim i udzielenie jej pierwszej pomocy. Zastanawiam się, kto wyłamał zamek. Jako, że ona miała głowę w górze, mogła nie zobaczyć czy użył klucza. Nie mogę sobie wyobrazić Jareda jako jakiegoś przestępcy, ale w sumie to nic o nim nie wiemy.

Wyobraziłam sobie kiedyś jak wygląda szkoła w La Push. Mogę się mylić, ale w książce odniosłam wrażenie, że to taka mała szkoła. W tej miejscowości nie mieszka za dużo ludzi, więc nastolatki nie należą do licznej grupy. Dziwna trochę wydaje mi się ta szkoła. Był moment, w którym autorka opisała, że wiele autobusów przyjechało pod szkołę. Muszę chyba jeszcze raz poczytać w książce o Jacobie, bo coś mi się nie zgadza (ale raczej mojej wyobraźni się coś pomyliło), a w książce o tym pisali.
Gratuluję ci pomysłu wstawienia paru rozdziałów na raz. Znając siebie i mojego wielkiego lenia, wiem, że po jednym przetłumaczonym rozdziale, nie zajrzałabym tu ponownie, a mnie zaciekawiłaś i na pewno możesz spodziewać się mojej kolejnej wizyty.
Rozdziały przetłumaczone są świetnie, lubię twoje tłumaczenia.
Pozdrawiam i życzę weny.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
krwawa_mary
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Paź 2009
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 6:54, 17 Gru 2009 Powrót do góry

rozdział bardzo mi się podobał :) i trafiłam na nowy, przez co jestem jeszcze bardziej zadowolona :)
w każdym razie: trochę przeszkadzają mi te imiona, ciągle tylko Kim, Cat, Kim, Cat :D no, ale taki urok tego opowiadania. podoba mi się zaciętość Km, że nie chciała iść do lekarza, kiedy jej noga tego ... wymagała :D ładna plastyczność opisów, np.
Cytat:
Dostrzegłam białą koszulkę, brązowe spodenki, krótkie, czarne włosy, skórę, której rdzawobrązowy odcień był typowy tylko dla jednej osoby…

zaintrygowała mnie interwencja dziewczyny a propos tej walki. Ciekawie... :> i na końcu zawycie wilka, ładnie, ładnie


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:40, 28 Gru 2009 Powrót do góry

Jedenaście komentarzy? Nawet w najpiękniejszych snach bym się tylu nie spodziewała. :D Dziękuję! :)

Bad_szejno, przepraszam, że przyczyniłam się do powstania Twojego guza. :D Tak właściwie to powinna to zrobić Adah, ale przejmuję całą winę na siebie. A co do tej „niewidzialności” Kim: no cóż, ona na pewno jest niezauważalną „szarą myszką”, ale z drugiej strony Jared wcześniej w ogóle nie zwracał na nią uwagi, więc suma summarum nic dziwnego, że potraktował ją jako nową uczennicę. Przecież chodzili razem tylko na niektóre zajęcia, a poza tym chłopak zapewne zadawał się tylko z najlepszymi znajomymi. No i nie zapominajmy o wpojeniu. Przedtem na pewno tylko mgliście ją kojarzył i mogłaby dla niego nie istnieć, ale teraz stała się dla niego najważniejsza. Rzeczywiście, „bliskie spotkanie”, jak poetycko określę „zderzenie”, Kim z drzwiami było zabawne, ale chyba tylko dla nas, bo ona raczej by tak tego nie określiła. :D A widły to schowaj do szopy, bo Ci się nie przydadzą. :D I dziękuję za miłe słowa odnośnie tłumaczenia, chociaż do tej „cudowności” to mi jeszcze trochę (a nawet bardzo trochę) brakuje. :)

Aniołku (pozwolę sobie tak skrócić, bo za długi masz ten nick :D), jaka znowu gafa? Po prostu nie zauważyłaś tego nieszczęsnego „się” i już. A wiesz, że ta konstrukcja, którą zaproponowałaś, nawet lepiej brzmi? :) A bardziej ślepym od Jareda to chyba być nie można. :D A co do tego zamka w drzwiach: zawsze myślałam, że funkcjonuje takie określenie jak „wyłamać [zepsuć, otworzyć bez użycia klucza] zamek” (bo w tekście – chyba :D – nie użyłam sformułowania „złamać”)... Ale teraz zasiałaś we mnie ziarenko zwątpienia... i idę po słownik (bo Internet to bardzo niepewne źródło informacji :D).
*dziesięć minut później*
Słownik poprawnej polszczyzny PWN napisał:
wyłamywać – (...); *łamiąc, usuwać coś skądś; łamiąc, przewracać coś* (...) Napierający tłum wyłamywał drzwi. (...)

Hm... To już teraz kompletnie zgłupiałam. :D W oryginale mamy „break”, co właśnie oznacza to nieszczęsne „złamać”... *myśli chwilę ze zmarszczonymi brwiami* ale też „zepsuć”, „uszkodzić”. Taki ze mnie inteligent. :D Dobra, żeby nie było już żadnych wątpliwości ani nieporozumień, zmieniam. Dziękuję za wyłapanie tego „kwiatka”. :) A moje tłumaczenie jest... „okrągłe”? :D O kurczę, z takim określeniem się jeszcze nie spotkałam. :D A porównanie nie jest znowu takie głupie. No... może trochę dziwne. :D Ale to nie oznacza głupie. A czy to „coś” mam? No nie wiem. Angielski tekst nie jest znowu tak jakoś super trudno napisany, więc i tłumaczy się łatwiej. :) A Twój nick jest złowrogi. I koniec, i kropka. :D

Gaabu, jak już wspomniałam w odpowiedzi do Aniołka, angielski tekst nie jest napisany jakimś wyjątkowo trudnym językiem, więc łatwo się go tłumaczy i ta „bardzo dobrość” (jej, co ja tutaj za neologizmy tworzę :D) czy też „genialność” to pojęcia względne. :) A wstawiam kilka rozdziałów naraz, bo wiem, że czytelnicy by mnie chyba na taczkach wywieźli (niektórzy nawet – patrz Bad_szejna – mogliby wziąć ze sobą widły :D), jeśli zaserwowałabym im jednorazowo zaledwie dwie stronki jednego rozdziału. :D A tak to sobie więcej poczytacie i macie się o czym wypowiadać. Podobnie jak i Tobie, podoba mi się postać Kim, a samo opowiadanie faktycznie ma w sobie pewien urok. :) A ta przytoczona przez kwestia Jareda nie tylko Ciebie rozśmieszyła. :D Nie ma co, chłopak do osób subtelnych się nie zalicza. :D I trzymam Cię za słowo z tym „stałym czytelnikowaniem”. :D

NellkoMorelko (interesujący nick, swoją drogą :D i taki apetyczny :D), też mam taką nadzieję, że pozostaniesz po urokiem tego opowiadania już do końca i stąd nie uciekniesz. :) Cieszę się, że zostawiłaś po sobie jakiś ślad i wiesz, w pewnym sensie każdy „czytelnik” w jakimś stopniu jest niecierpliwy, dlatego właśnie udostępniam Wam większą ilość rozdziałów. :) „Do napisania” przy następnych częściach (a przynajmniej mam taką nadzieję). :)

Juliette, ja powinnam w tym momencie siedzieć nad książką od biologii i uczyć się, w których częściach organizmu występują poszczególne tkanki... :D Ale co tam. :D Chyba nie powinno się podawać linków, żeby czytelnicy nie mogli sięgnąć do oryginalnego tekstu... :D Nie no, żartuję oczywiście. Ale mam nadzieję, że zgodnie z obietnicą poczekasz także na moje tłumaczenie i podzielisz się swoimi wrażeniami, zarówno tymi pozytywnymi, jak i negatywnymi. :) Też uwielbiam sforę i chciałabym mieć tak oddanego partnera, ale co do wpojenia mam mieszane uczucia, bo w pewnym sensie jest to rodzaj zniewolenia. Zmiennokształtny nie zakochuje się w dziewczynie z powodu jej charakteru, sposobu bycia czy też nawet atrakcyjnego wyglądu, tylko przez jakąś magię, więc to nie jego wybór (a każda dziewczyna chciałaby pewnie, by chłopak zakochał się w niej z własnej woli, że tak powiem). Ale z drugiej strony (a tę drugą stronę wolę o wiele bardziej :D) to wspaniała sprawa, taka niezwykle silna miłość... Cóż, „każdy medal ma dwie strony”. :)

Auroro, jak mogłaś mi to zrobić? No pytam się: jak? Jak mogłaś nie napisać mi długiego komentarza? :D Teraz się zgrywam, oczywiście. Cieszę się, że w ogóle chce Ci się zostawiać po sobie jakiś komentarz. :) Każda opinia się liczy. Dzięki swoim tłumaczeniom ja też poznaję lepiej sforę. :) I jak Ci się zrymowało na końcu. :D

Czujna Anex i jej wykrywacz błędów jak zwykle czuwają. :) I bardzo dobrze. :)
Cytat:
Cytat:
Tłum osób, którzy mimowolnie byli świadkami tego wydarzenia, raptownie umilkła.

Jeśli mam być szczera to to zdanie jest mało logiczne. Umilkł, bo ten tłum, chyba, że ta widownia

W tym zdaniu rzeczywiście zagalopowałam się z tą literką „a”, ale to pewnie dlatego, że jak zwykle w ostatniej chwili pozmieniałam w tekście niektóre słowa.
Cytat:
Cytat:
I skąd on się tutaj wziął?, zaczęła się zastanawiać ta bardziej racjonalna część mojego mózgu."

Tak to się chyba nie da.

Jak to się nie da? :D Przecież nieraz chyba każdy ma tak, że zastanawia się nad pewną kwestią i rozważa ją z dwóch perspektyw. Mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi. :) A może lepiej, gdybym użyła zamiast „mózgu” słowa „umysłu? Bardziej by tak realistycznie to zabrzmiało może.
Motyw diabełka pojawia się w wielu opowiadaniach? Hm, ja się jeszcze nigdzie z nim nie spotkałam... Ale to pewnie dlatego, że nie czytam ich zbyt wiele. :D A co do konkursu - ja tu nie chcę nic mówić, ale konkurs – w postaci „Diamentowych piór” – na najlepsze tłumaczenie już był. :D I niestety, za wysokie progi jak dla mnie. To, co robię, to w porównaniu z innymi dziewczynami „mały pikuś”, że tak to nazwę. Ale dziękuję za miłe słowa. :) I czy mam dar do wyszukiwania zagranicznych ff? To chyba raczej szczęście. (No, i w pewnym stopniu też zasługa Alicji, która tłumaczy – a przynajmniej tłumaczyła, bo nie wiem, jak się sprawy teraz mają - ff o Lei, którego byłam betą). Ale większość i tak woli albo OOC/AH, albo B&E w rolach głównych. Ale o gustach się podobno nie dyskutuje. :)

Kirke, faktycznie, ten facet w stołówce to Sam. We wszystkich ff jest przedstawiany jako czarny charakter, a pani Meyer też go nie oszczędziła. Ale ja ostatnio (no, znowu nie tak ostatnio :D) znalazłam ff pisany z jego perspektywy, w którym, o dziwo, nie jest przedstawiony w takim złym świetle (być może przyczynił się do tego fakt, że narratorem jest on sam albo Emily, ale to tak na marginesie :D). I cieszę się, że lubisz moje tłumaczenia (a kto by się nie cieszył :D), a każdy Twój – i innych też :) – komentarz sprawia, że chce mi się tłumaczyć dalej. Dziękuję. :)

Marto, mówiłam Ci, że u mnie kiepsko ze skrótami? :D Ale na szczęście mnie dokształcasz. :D

Krwawa_mary, staram się jak mogę unikać powtórzeń, zwłaszcza imion, no ale niestety nie zawsze mi się to udaje. Za wszystkie grzechy żałuję i obiecuję poprawę. :) Ale to nie Kim nie chciała iść do lekarza, tylko nasza zadziorna Cat. :D A Adah rzeczywiście serwuje nam całkiem ładne opisy, z czym w opowiadaniach angielskich ja osobiście spotykam sie bardzo rzadko (może po prostu nie umiem szukać? :D). Dziękuję za komentarz i zapraszam do lektury następnych rozdziałów. :)

Paramox, i to się nazywa komentarz (Aurora, ucz się :D). :) Postaram się odnieść do większości poruszonych przez Ciebie kwestii.
Cytat:
Ciekawi mnie tylko jak Kim poznała Catherine, skoro stara się być taka niezauważalna. Mam malutką nadzieje, że to się później wyjaśni.

I się nie rozczarujesz, bo ta sprawa w pewnym sensie się wyjaśni, tylko trzeba na to jeszcze trochę poczekać. :)
Cytat:
Przez wszystkie rozdziały, moją sympatię uzyskuje Catherine. W każdej sytuacji, martwi się o swoją przyjaciółkę, troszczy jak o siostrę. Jednym słowem przyjaciółka idealna.

Fakt, Catherine to całkiem pozytywna postać, zasługująca na sympatię czytelników, lecz ja bym jej „przyjaciółką idealną” (dla każdego to określenie może znaczyć co innego) nie nazwała, bo ta cała nieustanna troska i martwienie się w pewnym momencie może stać się nieco irytujące. Ale z drugiej strony cichym i nieśmiałym osobom, jak Kim na przykład, towarzystwo takich ludzi wychodzi zapewne na dobre, bo nie zamykają się tak do końca w tej swojej „skorupie”. :) Ciekawa jestem, co będziesz o niej sądzić po lekturze następnych części. :)
Cytat:
Kim tak jakby odłącza się od rzeczywistości. Nie wie, kiedy robi jakieś czynności, nie pamięta ich, można wywnioskować, że jest często bardzo rozmarzona, nieuważna.

Kim odłącza się od rzeczywistości tylko wtedy, gdy w pobliżu jest Jared lub, paradoksalnie, gdy go nie ma w zasięgu jej wzroku przez dłuższy czas. Dziwne to, ale tak wynika z tekstu (patrz: sytuacja w stołówce i nieobecność Jareda w szkole). :) Ach, no i oczywiście gdy o nim myśli też przenosi się do innego świata... O kurczę, to chyba rzeczywiście przez większość czasu jest nieobecna duchem. :D
Cytat:
Oprócz historii jak dziewczyny się poznały, ciekawi mnie czemu Catherine przyjaźni się z kim. Z zachowania Bretta mogę wywnioskować, że należy do lubianych osób, a zadaje się z spokojną przyjaciółką, która jej wszystkiego odmawia i jest ciągle smutna (chyba, że widzi Jareda).

Mogę to podsumować tak: podobno przeciwieństwa się przyciągają. :)
Cytat:
Sytuacja na imprezie, a raczej przed nią, wydała mi się tajemnicza. Kiedy to czytałam, myślałam, że przyjaciel Jareda chce coś jej zrobić, skrzywdzić ją.

Hm, interesujące spostrzeżenie. Teraz jak patrzę na ten fragment, to rzeczywiście ta sytuacja może się wydawać całkiem niebezpieczna, bo i taka w istocie była – ciemno, las, późna pora i tajemniczy faceci. Jednak na szczęście okazali się nimi znajomi chłopcy (jeszcze nie wilkołaki :D).
Cytat:
Nie za bardzo lubię Jareda. Zdarza się, że mnie denerwuje. Jego zachowanie było chamskie, że przez trzy lata nie wiedział, kto z nim do klasy chodzi.

No nie, jak można nie za bardzo nie lubić Jareda? :D Nie no, fakt, jego zachowanie rzeczywiście było troszeczkę „chamskie”, jak to dobitnie określiłaś, no ale cóż... Teraz się na pewno zrehabilituje. :) No i oni nie chodzili razem do klasy, bo przecież w Stanach nie ma czegoś takiego. Uczęszczali tylko razem na niektóre lekcje, a w takiej sytuacji trudno, żeby wszystkich pamiętać.
Cytat:
Ciekawi mnie powód jego dłuższej nieobecności. Do głowy przychodzą mi tylko jakieś polowania na wampiry, przez które kazał Kim wejść szybko do domu zatamować krwawienie.

Hm... Nie trafiłaś. :D Zero polowań na wampiry. :D Chłopak po prostu... się o nią martwił i dlatego nie chciał, by Kim krwawiła na dworze. W końcu dowiedział się, że w pobliżu żyła gromadka wampirów (podczas tej swojej nieobecności dostosowywał się zapewne do bycia wilkołakiem). Trochę to głupie z jego strony, bo przecież z lasu nie wyskoczyłby nagle jakiś krwiopijca, no ale cóż.
Cytat:
Zdaje mi się, że może się w Kim wpoił. Wcześniej nie zwrócił na nią uwagi, na imprezie pierwszy raz zobaczył ją umalowaną i wtedy mógł zrozumieć, że jest piękna.

Wpoił się, wpoił. :D Ale nie na imprezie, tylko w stołówce, więc makijaż nie miał tu nic do rzeczy (raczej zadziałała tu „magia wpojenia” :D).
Cytat:
Zastanawiam się, kto wyłamał zamek.

Oczywiście Jared. :) A użył on pewnie swojej ogromnej siły, a nie zdolności drobnego złodziejaszka (przynajmniej w to chcę wierzyć :D).
Cytat:
Był moment, w którym autorka opisała, że wiele autobusów przyjechało pod szkołę.

Hm, z tymi autobusami to rzeczywiście coś dziwnego. Ale może autorka nie miała na myśli... no nie wiem... dziesięciu autobusów, ale dwa (co już w sumie podchodzi pod „kilka”)? Weźmy też pod uwagę fakt, że do szkoły w rezerwacie La Push może dojeżdżały też dzieciaki z innych, mniejszych rezerwatów, w których szkoły nie było? Hm, rzeczywiście dziwna sprawa...
Dziękuję Ci za taki treściwy komentarz i mam nadzieję, że lektura kolejnych części także sprawi Ci przyjemność. :)

I jeszcze... Miałam dodać nowe rozdziały dopiero w styczniu, ale co tam. :D Miłej lektury. :)
___________________________________________________________

beta: marta_potorsia
___________________________________________________________

Piosenka polecana przez autorkę do rozdziału numer osiem:
Your Guardian Angel w wykonaniu The Red Jumpsuit Apparatus
___________________________________________________________

Rozdział 8

- Co oglądasz? – spytałam Cynthię, opadając na kanapę tuż obok niej. Na ekranie telewizora mignęła reklama jakiejś sieci barów szybkiej obsługi, ale dźwięk był ściszony.
Moja siostra w odpowiedzi wymamrotała coś niezrozumiałego.
- Po angielsku, Cyn – poprosiłam z rozbawieniem. Na szczęście nigdy nie udzielał mi się jej wiecznie zły humor.
- Nie wiem – mruknęła.
- Oglądasz coś i nawet nie wiesz, co to jest? – odparłam z powątpiewaniem.
- Ja nie oglądam, tylko tata! – warknęła rozwścieczonym tonem. – Nie pozwala mi zmienić kanału! – Szybko podniosła się ze swojego miejsca i pobiegła na górę z prędkością światła. Po chwili usłyszałam trzask zamykanych drzwi jej, i mojego zresztą też, pokoju. Chińska porcelana mamy lekko zadrżała.
- Przysięgam, że jeśli matka mi pozwoli, to zdejmę wasze drzwi z zawiasów – zagroził ojciec, kręcąc głową. Właśnie wrócił z kuchni z miską płatków śniadaniowych.
- Nie powinieneś karać mnie za jej wybuchy złości – przypomniałam mu, ale tylko wzruszył ramionami. Miałam ogromną nadzieję, że mama nie zmieni swojej opinii odnośnie dużego znaczenia prywatności w rozwoju nastolatków.
- Też byłam taka porywcza w jej wieku? – spytałam, kiedy tata zajął zwolnione przez Cynthię miejsce na kanapie.
- Nie. I dzięki Bogu za to, bo inaczej już dawno bym osiwiał – zachichotał i sięgnął po pilota, który leżał tam, gdzie rzuciła go moja siostra w swoim napadzie furii.
- Co oglądasz?
- „Wiadomości” – odpowiedział i wepchnął sobie do ust łyżkę pszennych płatków z miodem.
- Och – mruknęłam. Cóż, to tłumaczyło rozdrażnienie Cynthii. Co prawda uwielbiała programy typu reality show, ale jakieś zwyczajne, realne wydarzenia, o których informowali w „Wiadomościach”, w ogóle jej nie interesowały.
- Mówią coś ciekawego?
Tata nie odpowiedział – bo usta miał wypełnione jedzeniem – tylko kiwnął głową w kierunku telewizora. Pogłośniłam dźwięk i skupiłam uwagę na dziwnej blondynce, która wyglądała jak plastikowa zabawka.
- Za chwilę pokażemy państwu materiał Mitcha Bigwella, dotyczący ostatnich poczynań Rębacza z Seattle, a teraz zapraszamy na reklamy. Jestem Cheryl. Właśnie oglądają państwo poranne wydanie „Wiadomości” w stacji WTYZ.
Na twarzy prezenterki pojawił się powierzchowny, przelotny uśmiech. Nie wiedziałam, jak można się uśmiechnąć, nawet fałszywie, po podaniu takich informacji…
Ojciec ponownie wyciszył telewizor.
- Rębacz z Seattle? – Przełknęłam ciężko ślinę, a tata pokiwał głową. Zazwyczaj nie śledziłam uważnie bieżących wydarzeń, ale on najwidoczniej tak.
- W ciągu ostatnich dwóch tygodni w Seattle doszło do trzech brutalnych zabójstw. Policja myśli, że albo jakaś sekta odprawia rytuały, albo po mieście grasuje seryjny morderca, jednak prasa nie może wymyślić żadnego mądrego powodu, dla którego ktoś miałby odprawiać jakiś tam rytuał, więc bardziej skłania się ku tej drugiej możliwości.
- To straszne – powiedziałam, krzywiąc się. Straciłam apetyt w momencie, kiedy prezenterka szeroko się uśmiechnęła.
Tata wziął pilota i zaczął skakać po kanałach, aż w końcu zatrzymał się na lokalnej stacji i znowu pogłośnił dźwięk.
- Funkcjonariusze policji rozważają wiele możliwości i nadal nie wiadomo, u jakich zwierząt zaobserwowano takie dziwne zachowanie – oznajmiła kobieta z burzą brązowych loków na głowie. – Naoczni świadkowie są mniej niż pomocni. Jeden z nich zapewniał, że widział dwa ogromne niedźwiedzie, które znienacka wyszły z lasu i spacerowały sobie po parkingu. Strażnicy leśni badają wszystkie poszlaki i apelują, żeby wycieczkowicze zachowali ostrożność i brali pod uwagę to, że te stworzenia przypadkiem mogą stanąć im na drodze. Komendant posterunku policji w Forks wydał wczoraj orzeczenie, w którym poinformował, że prawdopodobnie te dotychczas niezidentyfikowane zwierzęta nie stanowią dla ludzi większego zagrożenia niż powszechnie znani mieszkańcy lasu, ale trzeba być czujnym. Dla QED, prosto z Forks w stanie Waszyngton, Miranda Caldwell.
- Mordercy i olbrzymie niedźwiedzie na wolności – mruknęłam, z roztargnieniem bawiąc się kosmykiem włosów. – Po prostu cudownie.
Tata zaśmiał się i z powrotem przełączył na „Wiadomości”.
- Kim! – Cynthia wybiegła z naszego pokoju jak burza i ponownie trzasnęła drzwiami. Skurczyłam w reakcji na zirytowany wyraz twarzy ojca. Spojrzałam na siostrę błagalnym wzrokiem, starając się przekazać jej niemą prośbę: „Ja chcę drzwi!”, ale chyba tego nie dostrzegła.
- Ktoś do ciebie dzwoni – zakomunikowała i cisnęła małym, srebrnym telefonem prosto w moją głowę, ale zdążyłam się uchylić i z hukiem uderzył on w oparcie kanapy. – O, i naprawdę powinnaś zmienić sobie dzwonek, bo słuchanie tego niemalże boli.
Tak, to cała Cynthia. Zawsze bardzo chętnie wyrażała opinie na temat życia innych, a także lubiła w nie ingerować. W przyszłości powinna chyba zostać jakimś prezenterem wiadomości ze świata show biznesu.
Podniosłam komórkę, zastanawiając się, kto mógł dzwonić do mnie o ósmej rano w sobotni poranek. Catherine spędzała weekend z rodziną, a to oznaczało, że była odcięta od wszelkiego rodzaju urządzeń komunikacyjnych.
Jej mama i ojczym mieszkali w Górach Olympic. On pracował jako leśniczy w parku narodowym, ona badała niektóre gatunki zagrożonych wyginięciem ptaków. W tamtej okolicy nie było zasięgu, a w ich samotnym domu położonym w odludnym miejscu znajdował się jeden telefon, z którego korzystali tylko w razie nagłych wypadków. Nie mieli także komputera, co oznaczało brak dostępu do Internetu, zatem, przynajmniej na ten weekend, Cat zniknęła z powierzchni Ziemi.
Moja mama była w pracy, ale jakby musiała się z nami skontaktować, to zadzwoniłaby na telefon stacjonarny. Tata siedział obok mnie, a Cynthia prawdopodobnie sprzątała swoją połowę naszego pokoju, więc kto mógłby chcieć ze mną porozmawiać?
Podniosłam klapkę i moje serce zamarło. Dosłownie.
- Kim? – Spojrzałam w górę, całkowicie świadoma, że otworzyłam usta ze zdziwienia. Nie wiedziałam dokładnie, jak wyglądałam, ale na pewno nienormalnie. Tata przyglądał mi się z zaniepokojeniem. – Co się stało?
- Um… Nic – skłamałam szybko, podnosząc się na nogi. – Przepraszam na moment, muszę to odebrać.
Poczułam na plecach jego spojrzenie, gdy zaczęłam iść w stronę swojej sypialni. Jeśli przez dłuższy czas nie odebrałabym, włączyłaby się poczta głosowa. Czy tego właśnie chciałam? Nie byłam pewna…
W końcu wzięłam głęboki i położyłam kciuk na zielonym klawiszu, a potem go przycisnęłam.
- Halo? – mruknęłam, niemalże biegnąc. Musiałam dostać się do pokoju, zanim tata zainteresowałby się tym tajemniczym telefonem.
- Kim? Wszystko w porządku? – Głos Jareda był pełen zmartwienia, co sprawiło, że moje policzki stały się gorące, a serce zaczęło bić z o wiele większą mocą.
- Tak – wymamrotałam. – Nic mi nie jest. Poczekasz chwilę?
- Okej – zgodził się i rzeczywiście poczekał cierpliwie, aż znalazłam się w bezpiecznym miejscu. Gorączkowo machnęłam ręką w stronę drzwi, by zakomunikować Cynthii, żeby wyszła. Z ciekawością uniosła brwi. Nic nie powiedziała, ale gdy mnie mijała, westchnęła dramatycznie i zabrała ze swojej szafki nocnej ostatnie wydanie magazynu "US Weekly".
- Okej, już mogę rozmawiać – powiedziałam do słuchawki, ale chłopak się nie odezwał. Słyszałam jego oddech, więc na pewno się nie rozłączył. – Jared?
- Och, tak, hej – odparł nieco chaotycznie. Zabrzmiało to tak, jakbym właśnie wyrwała go z jakichś rozmyślań.
- Hej – powtórzyłam z lekkim rozbawieniem. Kiedy znowu nie zareagował, to ja zabrałam głos: - O co chodzi?
- Tak się zastanawiałem, czy nie miałabyś ochoty gdzieś dzisiaj ze mną wyskoczyć? – spytał i w tej chwili przestałam oddychać. – Wiesz, moglibyśmy obejrzeć film, pójść na plażę albo po prostu gdzieś razem pomarznąć, albo zrobić cokolwiek. – Przerwał, pewnie czekając na odpowiedź.
Chciałam z nim wyjść. Bardzo, bardzo tego chciałam, ale z drugiej strony nadal byłam wstrząśnięta jego wczorajszym pojawieniem się w moim domu i nie wiedziałam, czy poradziłabym sobie z kolejnym takim dniem. Wszystkim, czego dzisiaj potrzebowałam, było to, żeby pobyć trochę w samotności i uporządkować wszystkie uczucia oraz emocje. Serce mówiło mi co innego, a rozum podpowiadał co innego, jednak tak długo jak Jareda nie było w zasięgu mojego wzroku, mózg zawsze zwyciężał.
- Jared?
- Tak? – Zabrzmiał na tak pełnego nadziei… Serce mnie zabolało, że właśnie chciałam mu odmówić.
- Nie mogę dzisiaj z tobą wyjść – powiedziałam tak uprzejmie, jak tylko potrafiłam – Chciałabym, naprawdę bardzo bym tego chciała, ale mam już inne plany. Może jutro albo kiedy indziej? – dodałam optymistycznie.
- Jakiego rodzaju plany? – wtrącił. Jeśli jego zainteresowanie by mi tak nie schlebiało, pewnie uznałabym to za niegrzeczne.
- Um… No cóż, wybieram się do takiego miejsca, które bardzo lubię. Wiesz, idzie się ponad pół kilometra w górę klifu… no i potem dociera się do takiego uroczego zakątka… I stamtąd rozciąga się cudowny widok na ocean... – Plotłam trzy po trzy i dobrze o tym wiedziałam.
- Co masz zamiar tam robić? – spytał.
- Malować – wyjaśniłam. – To pomaga mi myśleć.
- Malujesz? – odezwał się, wyraźnie zaintrygowany.
- Niezbyt dobrze – przyznałam – ale to odprężające.
- To może pójdę z tobą? – zasugerował. – O ile, oczywiście, nie idziesz z kimś innym – dodał podejrzliwie.
- Nie, nie idę – zapewniłam, zaskoczona tonem jego głosu. – Będę całkiem sama.
- Sama? – powtórzył z niedowierzaniem. – A jeśli coś ci się stanie?
- Raczej nie – powiedziałam, wzruszając ramionami, ale on rzecz jasna nie mógł tego zobaczyć. – Przecież jesteśmy w La Push. Nasze statystki kryminalne nie istnieją.
Chłopak mruknął coś cicho i nic nie zrozumiałam, ale kiedy wreszcie się odezwał, w jego głosie wyraźnie usłyszałam, że mój żart tylko go zdenerwował.
- Nie powinnaś sama przebywać w lesie, Kim. To niebezpieczne – oznajmił całkowicie poważnie, więc nie zaserwowałam mu kolejnego dowcipu o zerowym poziomie przestępczości w najbliższej okolicy. Zaczął ciężej oddychać, jakby próbował się uspokoić.
- Pójdę z tobą, by upewnić się, że nic cię nie zje – zakomunikował po chwili, a kiedy zaczęłam protestować, dodał: - Nawet nie będziesz wiedziała, że ci towarzyszę. Zdziwisz się, jak bardzo potrafię być cichy.
- Nie! – wypaliłam, zanim mój mózg mógł rozważyć te słowa i nie pozwolić, abym je wypowiedziała.
- Co? – spytał Jared z zaskoczeniem.
- Nie możesz ze mną iść – powiedziałam. – Muszę być sama.
- Kim… - zaczął.
- Chwila – przerwałam mu, bo nagle coś mi się przypomniało. Skarciłam się w duchu, że nie dostrzegłam tego wcześniej. – Skąd masz mój numer telefonu?
Wyobraziłam sobie, że na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech psotnika.
- Zdobyłem go wczoraj, kiedy poszedłem do kuchni po lód. Komórka wypadła z twojej torby i nie mogłem się powstrzymać. – Przerwał, jakby oceniał moją reakcję. Biorąc pod uwagę fakt, że rozmawialiśmy przez telefon, na pewno nie było to łatwe zadanie.
- Grzebałeś w mojej komórce? – spytałam sceptycznie, starając się brzmieć na skrajnie oburzoną, ale chyba mi to nie wyszło.
- Przez chwilę – usprawiedliwił się. – Tylko spisałem sobie twój numer i wpisałem ci mój. To wszystko. – Przerwał na moment. – Przepraszam. – Wydawał się szczerze tego żałować i poczułam się trochę winna, że pozwoliłam mu sądzić, iż mnie to zasmuciło, kiedy w rzeczywistości byłam zachwycona.
- Myślę, że mogę ci wybaczyć – powiedziałam w końcu.
- Dzięki – westchnął z ogromną ulgą, jakbym właśnie ocaliła go przed jakimś śmiertelnym niebezpieczeństwem lub czymś w tym stylu. – To spotykamy się na miejscu czy w twoim domu?
- Nie, Jared. Powiedziałam nie, a to znaczy, że nie możesz ze mną iść – powiedziałam, podkreślając słowo "nie". Czyżby na linii były jakieś zakłócenia, że Jared mnie wcześniej nie usłyszał?
- Okej, w takim razie czekaj w domu – zadecydował. – Niedługo po ciebie przyjdę.
- Nie, Jared, nie… - Nagle usłyszałam dźwięk oznajmujący zakończenie połączenia, a potem komputerowy głos: „Jeżeli chcesz wykonać połączenie, rozłącz się i spróbuj ponownie”. Westchnęłam i rzuciłam telefon na łóżko za sobą. Może jeśli wyjdę z domu wystarczająco szybko, to nie będzie wiedział, gdzie mnie szukać i da sobie spokój?
Zaśmiałam się z samej siebie i z tego, jak irracjonalnie to wszystko wyglądało. Od niepamiętnych czasów łaknęłam uwagi Jareda, a teraz praktycznie go unikałam, bo wreszcie się mną zainteresował. To wszystko było totalnie pomieszane.
Wyciągnęłam swoją torbę i włożyłam do niej blok do szkicowania wraz z paroma ołówkami. Nie zamykając szafki, wzięłam z niej inne przybory do rysowania i rozsypałam je na łóżku. Przeszukałam wszystkie kolorowe opakowania i zapakowałam tylko to, czego potrzebowałam.
Głowa Cynthii pojawiła się w drzwiach tak nagle, że prawie wyskoczyłam z własnej skóry. Na widok jej zaciekawionego wyrazu twarzy wywróciłam oczami i wróciłam do wkładania przyborów do torby.
- Jak ma na imię? – spytała. Jej głos wręcz emanował ciekawością.
- Kto? – odparłam, grając idiotkę.
- Dobra, Kim. Nie jestem głupia – oznajmiła, choć według mnie to wcale nie było takie pewne. – Wiem, że sekundę temu rozmawiałaś z jakimś chłopakiem.
Wzruszyłam ramionami, starając się zbagatelizować całą sprawę. Nie mogłam się inaczej z tego wybronić. Kłamanie nie działało.
- No i? – powiedziałam, powtarzając ulubione powiedzonko Cynthii. Teraz to ona wywróciła oczami i zrobiła balonik z różowej gumy, którą właśnie żuła, a potem go zniszczyła i rozległo się ciche pyknięcie.
- W porządku, nic nie mów. – Odwróciła się i dostrzegłam w jej oczach dziwny błysk. – Ale możesz być pewna, że wkrótce dowiem się, o kogo chodzi – ostrzegła. Wiedziałam, że nie żartowała, ale w tej chwili nie miałam czasu się tym martwić. Jared prawdopodobnie nie mieszkał daleko – w La Push wszystkie obiekty nie znajdowały się więcej niż pięć, sześć kilometrów od siebie – więc musiałam się spieszyć.
- Idę do parku – zawołałam przez ramię do taty, gdy zmierzałam w kierunku wyjścia. Jego ciche mruknięcie oznaczało, że mnie usłyszał, ale był tak pochłonięty jakimś programem telewizyjnym, że nie potrafił się odezwać.
Wyciągnęłam z kieszeni kluczyki i wsadziłam je do zamka mojego samochodu – starego żuka z lat siedemdziesiątych, bardzo nieprzewidywalnego i rządzącego się własnymi prawami. W tej chwili na przykład grał na zwłokę i nie chciał pozwolić mi otworzyć drzwi.
Znienacka usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Gwałtownie wciągnęłam powietrze do płuc, szykując się do krzyknięcia, ale ciepła dłoń, którą ktoś zasłonił moje usta, mi to uniemożliwiła.
- Hej, spokojnie. To ja – uspokoił mnie głos Jareda, ale i tak byłam przerażona. Do mojego bijącego jak szalone serca nie dotarło jeszcze, że nie zostałam uprowadzona. Odwróciłam się, by spojrzeć na chłopaka, ale żeby coś powiedzieć, musiałam natychmiast przestać na niego patrzeć.
- Przecież mówiłam, że nie możesz ze mną iść – przypomniałam mu. Wzruszył ramionami i wsadził ręce do kieszeni, a następnie spojrzał w górę na grubą warstwę chmur i przyglądał się im z udawanym zainteresowaniem.
- Nie idę z tobą – odparł. – Akurat tak się złożyło, że wybieramy się w to samo miejsce.
- I co to niby za miejsce? – spytałam, zakładając ramiona na piersi. Jeśli Jared przyglądałby mi się tak przez kolejną minutę, to chyba bym się rozpłynęła…
- Klif w Osprey – odpowiedział spokojnie.
Zamurowało mnie.
- Skąd to wiesz? – odezwałam się po chwili z niedowierzaniem.
- Każdy, kto wjeżdża do parku, musi się wpisać na pewną listę, więc strażnicy leśni dobrze wiedzą, których miejsc unikają zwykli turyści – wyjaśnił.
- Natręt – mruknęłam, ciesząc się na tę myśl bardziej niż powinnam. Jared zdawał się w ogóle nie przejmować, że go tak nazwałam. Pokręciłam głową i z powrotem podeszłam do samochodu.
- Nie zmieniłam zdania – zakomunikowałam. – Nadal nie możesz ze mną iść, nawet jeśli wiesz, dokąd się wybieram.
- Dlaczego tak bardzo nie chcesz, żebym był w pobliżu? – spytał nieoczekiwanie.
Zdziwiłam się, że w jego głosie wyłapałam aż taki ból.
- To nie tak, że nie chcę, abyś był w pobliżu. – Jejku, czy mogłam to powiedzieć jeszcze bardziej melodramatycznie? – Po prostu… kiedy idę na klif w Osprey, robię to z pewnego powodu, a twoja obecność będzie mi tylko przeszkadzać.
- A jaki to powód? – nalegał.
- Potrzeba samotności.
- Nawet nie będziesz wiedziała, że tam jestem – obiecał, zabierając mi kluczyki i wkładając je do zamka. Drzwi natychmiast się otworzyły i chłopak przytrzymał je, bym mogła wejść do środka. Kiedy tylko usiadłam za kierownicą, Jared niemalże natychmiast wślizgnął się na miejsce pasażera.
- Wiesz, że wyłamałeś zamek w naszych drzwiach frontowych? – poinformowałam go, odpalając silnik. Zauważyłam, że musiał się trochę pochylać, by zmieścić się w ciasnej szoferce.
- I tak nadawały się do wymiany – powiedział. – Drewno zaczęło gnić. Przy silniejszym wietrze same wyleciałyby z zawiasów.
Nie drążyłam już tematu. Wyjechaliśmy na główną drogę i ruszyliśmy w stronę parku.

***

Jared miał rację – potrafił być niewiarygodnie cichy. Tak cichy, że gdyby nie siedział w moim polu widzenia, mogłabym prawie zapomnieć o jego obecności. Prawie, bo tak naprawdę nigdy nie potrafiłabym przestać o nim myśleć, gdy znajdował się w pobliżu. Czułam się tak, jakbym miała jakiś szósty zmysł, który powodował, że na mojej skórze pojawiały się dreszcze, a serce zaczynało bić znacznie szybciej, gdy ten chłopak przebywał w odległości mniejszej niż sto metrów ode mnie.
Westchnęłam i przesunęłam się tak, że teraz siedziałam naprzeciwko niego. Spojrzał z ciekawością moją stronę i pytająco uniósł brwi, ale nie zareagowałam.
Skończyłam już szkic przedstawiający jedną z gór widocznych w oddali i ciemne fale, rozbijające się o skały pod nami, a teraz zaczynałam nowy rysunek.
- Nie ruszaj się – rozkazałam Jaredowi, przymykając jedno oko i nanosząc na papier pierwsze kreski.
- Dlaczego? – spytał ze zdumieniem. – Myślałem, że rysujesz góry.
- Bo tak jest – odparłam. – Ale to, że ciągle się przemieszczasz, wcale mi nie pomaga.
Skinął głową w przepraszającym geście, z lekkim uśmiechem na ustach, po czym całkowicie znieruchomiał. Patrzył teraz na ocean, a jego głowa była delikatnie zwrócona w lewą stronę.
Naprawdę nie liczyło się to, gdzie się w tej chwili znajdowaliśmy. Mogliśmy być w jakiejś przypadkowej restauracji przy autostradzie albo w muzeum, albo w biurze, albo w domu. Otoczenie nie miało najmniejszego znaczenia. W tym przypadku obchodziło mnie tylko jedno.
Kiedy przesuwałam rysikiem ołówka po kartce, pracując nad światłocieniem, w głowie planowałam sobie rozmieszczenie kolorów. Brunatny dla pni, szary dla nieba, ciemnozielony dla koron drzew… brązowy dla przenikliwych, ciemnych oczu…
Nikomu bym się do tego nie przyznała, ale tak właściwie to nie rysowałam gór.
___________________________________________________________

Piosenka polecana przez autorkę do rozdziału numer dziewięć:
Vindicated w wykonaniu Dashboard Confessional
___________________________________________________________

Rozdział 9

W więzieniu należącym do Kim Akalah doszło do masowej ucieczki, za którą odpowiedzialność ponosiła Catherine, bo to właśnie ona dała skazańcom klucze. Trzech dobrze znanych przestępców – wątpliwość, opamiętanie i niewiara – bezkarnie przebywały na wolności. W mojej głowie.
- Ja tylko mówię, Kim – kontynuowała swój monolog Cat. – Musisz przyznać, że to nieco dziwne.
Przez całą drogę do szkoły i na doradczych zajęciach starałam się ją ignorować, niestety bezowocnie. Teraz minęła już połowa pierwszej lekcji, a ona ciągle mówiła.
- E-hę – mruknęłam z lekką nutką znudzenia, ale moja przyjaciółka zdawała się tego nie zauważyć.
- Och, weź się w garść, Kim! – powiedziała, może nieco za głośno, bo para siedząca przed nami spojrzała na nią i wywróciła oczami, jednak dla Cat, niestety, nie było to nic nadzwyczajnego.
Nie wiedziałam, dlaczego ciągle próbowała przeciągnąć mnie na swoją stronę. Tak właściwie to od momentu, w którym poruszyła ten temat, nie powiedziałam niczego ważnego. Chciałam zachować całkowity obiektywizm i ani razu nie wyraziłam na głos żadnej opinii, jednak ona zapewne musiała uznać to za znak, że się z nią nie zgadzałam.
Miałam ogromną nadzieję, że dziewczyna niebawem przejdzie do innego tematu. Byłam nawet gotowa wysłuchać wykładu o ostatnich odcinkach jej ulubionego, romantyczno – dramatyczno – realistycznego programu telewizyjnego, opowiadającego o życiu w żeńskim akademiku w Idaho.
- Po pierwsze, facet nigdy wcześniej nie zwrócił na ciebie uwagi. Podkochujesz się w nim, i to tak na poważnie, od czasu, kiedy wylądowaliście w tej samej klasie, a on do tej pory nawet nie znał twojego imienia.
- No i co z tego? – wypaliłam znienacka. Nie wiedziałam, skąd wzięła się we mnie ta nagła złość na Catherine. Musiałam zacząć się kontrolować, by nie zrobić czegoś głupiego. – Ja też nie znam imion wielu osób chodzących do tej szkoły.
- Kim. – Cat spojrzała na mnie kątem oka. – W tym liceum jest osiemdziesięciu siedmiu uczniów. Lepsze byłoby pytanie, jakim cudem Jared aż do teraz nie wiedział, jak się nazywasz.
- Ja wcale o nic nie pytam – mruknęłam. – Ty to robisz.
- Bo się o ciebie martwię, kochana – oznajmiła przesadnie troskliwym tonem. Nazywała mnie „kochaną” tylko wtedy, gdy mi współczuła. A ja wcale nie potrzebowałam litości. Gdy jej to powiedziałam, pokręciła głową w geście niezgody.
- Jesteś taka naiwna, Kim. Nie potrafisz dostrzec czegoś, co dzieje się tuż przed twoim nosem.
Spojrzałam na nią pytająco.
- A co się niby dzieje tuż przed moim nosem? – powiedziałam z naciskiem, ale szeptem, bo potrafiłam zapanować nad swoim głosem. Prawie zawsze mówiłam cicho, więc nie było to znowu takie trudne.
- Nie widzisz nic nadzwyczajnego w tym, że jeszcze nie tak dawno Jared całkowicie cię ignorował, potem nie chodził do szkoły przez trzy tygodnie, a następnego dnia po powrocie wydzwania do ciebie i mimo braku twojego pozwolenia idzie z tobą tam, gdzie zazwyczaj malujesz? To klasyczny syndrom sztokholmski – pod wpływem jakich traumatycznych wydarzeń człowiek uczepia się kogoś, kto wcześniej nie miał dla niego żadnego znaczenia – skomentowała głosem terapeutki. Kiedy tak mówiła, bardzo przypominała swoją mamę.
- Nie sądzę, że jest tak, jak to przedstawiłaś – sprzeciwiłam się jej, ale mnie zignorowała.
- Najprawdopodobniej zdiagnozowano u niego jakąś nieuleczalną chorobę – kontynuowała – więc pomyślał sobie, dlaczego, do jasnej anielki, miałby sobie po raz ostatni nie poflirtować z dziewczyną, która siedzi z nim w ławce na historii? Zakładam, że to guz mózgu albo coś takiego. – Pokiwała głową, zgadzając się sama ze sobą.
- Jared nie ma guza mózgu – syknęłam natarczywie. Osoba z sąsiedniej ławki rzuciła w naszą stronę zaciekawione, a zarazem zszokowane spojrzenie. Najwidoczniej odezwałam się trochę za głośno, ale na szczęście po chwili zabrzmiał dzwonek, co uniemożliwiło mi dalszą sprzeczkę z Cat i niepokojenie pozostałych uczniów.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i wstała, a następnie zaczęła niedbale pakować papiery do swojej torby.
- Proszę cię tylko, Kim, żebyś to sobie porządnie przemyślała. Zastanów się obiektywnie, zepchnij na chwilę tę szczeniacką miłość. Nabierz do tego dystansu i zadecyduj, czy aby na pewno chcesz się w to pakować.
Podniosłam się ze złością z krzesełka. Nawet nie otworzyłam torby, tylko złapałam zeszyt i książki w ręce, po czym odwróciłam się na pięcie i szybko wyszłam z klasy. Byłam zbyt zajęta denerwowaniem się na moją potencjalnie najlepszą przyjaciółkę i jej głupie insynuacje, żeby zauważyć, że ktoś mi towarzyszył. Przynajmniej do czasu, aż się odezwał.
- Kim? – To cud, że usłyszałam jego cichy, zachrypnięty szept w okropnym hałasie panującym na korytarzu. – Kim, dobrze się czujesz? Coś nie tak?
Podskoczyłam z zaskoczenia i przypadkiem wpadłam na jakiegoś wyglądającego na nerwowego, młodszego ucznia. Przewrócił się na ziemię i zapewne poszłabym w jego ślady, gdyby Jared nie złapał mojego ramienia. Trzymał je dotąd, dopóki nie stanęłam pewnie na własnych nogach. Kiedy mnie puścił, ręka lekko zabolała i w miejscu, którego dotykała jego dłoń, poczułam palące ciepło.
Odwróciłam się do swojej ofiary, w pełnej gotowości, by pomóc jej pozbierać rzeczy, które przeze mnie rozsypały się pewnie na podłodze, ale chłopaka już nie było.
- Nic ci nie jest? – zapytał Jared, kiedy opuściliśmy skrajnie przepełniony korytarz. Kiwnęłam tylko głową, zbyt zajęta swoimi rozmyślaniami, by wysilać się na przeprowadzenie normalnej rozmowy. Musiał dostrzec mój nastrój, bo resztę drogi do klasy historycznej pokonaliśmy w ciszy. Jednak kiedy dotarliśmy pod właściwe drzwi, nie potrafiłam się już dłużej powstrzymywać.
- Masz guza mózgu? – wypaliłam, spoglądając na niego, by dokładnie przeanalizować jego reakcję. Bardzo się zdziwiłam, gdy po chwili wybuchnął śmiechem. Bardzo głośnym śmiechem, który spowodował, że paru nauczycieli opuszczających pokój nauczycielski zerknęło na nas kątem oka.
- Że co? – zdołał wykrztusić.
- Nieważne – mruknęłam, niewiarygodnie zażenowana. Pochyliłam głowę, żeby długie, ciemne włosy zasłoniły moje szkarłatne policzki przed jego przenikliwym spojrzeniem.
Zniknij. Zniknij. Zniknij...
Nieustannie powtarzałam w myślach tę mantrę, odwracając się kierunku klasy, ale odniosłam dziwne wrażenie, że tym razem, pomimo szesnastu lat doświadczenia, to wcale nie działa.
- Nie, zaczekaj, Kim – zaprotestował Jared, łapiąc mnie za rękę. Miał takie duże dłonie, że jego palce bez najmniejszych problemów oplotły mój nadgarstek i jeszcze się złączyły. Stojąc tak obok niego, nagle poczułam się strasznie wątła. W reakcji na tak bliski kontakt moje serce na chwilę stanęło, a potem zaczęło bić ze znacznie większą mocą.
- Przepraszam – powiedział. – Nie powinienem tak zareagować. – Cały czas starał się powstrzymać uśmiech, który cisnął mu się na usta, a ja nie mogłam oderwać wzroku od jego warg, które dziwnie się trzęsły. – Nie – odezwał się w końcu. – Nie mam... – Przerwał na moment i dostrzegłam, że znowu powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem. – Nie mam guza mózgu – zapewnił.
- To co? Raka? – zgadywałam, tylko trochę zdając sobie sprawę z tego, jak nietaktownie się zachowywałam. Jared ponownie pokręcił głową. Już się nie śmiał, tylko patrzył na mnie pytająco.
- Kim, dlaczego w ogóle o to pytasz? Ktoś ci coś powiedział?
Nasze spojrzenia się spotkały i poczułam, że moje nogi zmiękły. Aby nie upaść, musiałam oprzeć się o szafki stojące za mną.
- Nie dzieje się z tobą nic złego, tak? – odezwałam się w końcu, mając nadzieję, że to prawda. To pytanie zadawałam także sama sobie. – Jesteś zupełnie zdrowy?
Chłopak nie odpowiedział od razu, a jego twarz niespodziewanie spoważniała.
- Nie – zaprzeczył po chwili tak cicho, że ledwie go usłyszałam. – Nie jestem całkiem zdrowy.
- Umierasz? – spytałam, starając się brzmieć pocieszająco, jeśli miałabym rację.
- Wszyscy umierają, Kim – zażartował i na jego ustach pojawił się lekki uśmiech, jednak nie objął on oczu, więc tym dowcipem chłopak prawdopodobnie chciał tylko odwrócić moją uwagę od właściwego tematu.
- Wiesz, co mam na myśli – mruknęłam, zakładając ramiona na piersi.
- Nie, nie umieram – westchnął. – A przynajmniej nie bardziej niż inni.
- W takim razie dlaczego? – zapytałam, chociaż wcale nie chciałam tego zrobić. Musiałam przyznać – z przeogromną niechęcią – że Catherine najpewniej miała rację, jak to zwykle bywało w tego typu przypadkach. Tę dziewczynę charakteryzowała także, oprócz tendencji do bezmyślnego gadulstwa, niezwykła spostrzegawczość.
- Co dlaczego? – odparł, chociaż odniosłam wrażenie, że dobrze wiedział, o co mi chodziło.
- Dlaczego ze mną rozmawiasz? – Z pewnością nie było to poprawnie sformułowane pytanie, ale całkiem dobrze oddawało moje intencje.
- Nie chcesz, żebym z tobą rozmawiał? – spytał ze zdziwieniem.
Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.
- Proszę o prostą odpowiedź, Jared. – Uwielbiałam i jednocześnie nienawidziłam tego dreszczu, który przebiegał mi po plecach, gdy wypowiadałam jego imię. – Dlaczego? Dlaczego teraz? Dlaczego ja?
Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że nadal trzymał moje ramię. Gdy zastanawiał się nad odpowiedzią, złapał moje obie dłonie w swoją jedną. Ten gest nie wydał mi się szczególnie znaczący, ale chłopak miał chyba inne zdanie. To spowodowało, że zaczęłam wierzyć w to, że tutaj działo się znacznie więcej niż sądziłam...
Przez dłuższą chwilę patrzył na nasze złączone dłonie. Kiedy z powrotem przeniósł spojrzenie na mnie, zdziwiłam się ogromną mądrością i dojrzałością, które dostrzegłam w jego zazwyczaj pogodnych oczach.
- Wreszcie otworzyłem oczy – powiedział w końcu, po części radośnie, a po części smutno, jeżeli to w ogóle było możliwe. Niezwykle delikatnie ścisnął moje dłonie. Nie poczułabym tego, jeśli nie wiedziałabym, że się dotykaliśmy. Płynny ogień jak strzała pognał wzdłuż moich ramion i dotarł do serca, które ponownie zabiło o wiele szybciej niż zwykle.
- A kiedy już to zrobiłem, już nigdy nie mogę ich zamknąć.
___________________________________________________________

Rozdział 10

- Co? – tym prostym słowem usiłowałam wyrazić całe swoje oszołomienie i zaskoczenie. Jared tylko zachichotał i puścił jedną z moich dłoni, a następnie wkroczył do klasy, pociągając mnie za sobą. Pan Peta, który szedł za nami, zamknął drzwi. Wiedziałam, że prawdopodobnie się na nas gapił, ale nie odwróciłam się, by nie dać mu satysfakcji. Poza tym chyba nie potrafiłabym tego zrobić. Poruszałam się jedynie dzięki Jaredowi, który, z oplecionymi wokół moich palcami, prowadził mnie w kierunku ławki. Gdy już tam dotarliśmy, chłopak odsunął moje krzesło, więc usiadłam – a raczej klapnęłam – na nim. Jared nadal trzymał mnie za rękę, gdy także zajął miejsce.
Nie mogłam zapobiec wściekle czerwonemu rumieńcowi na swojej twarzy, który pojawił się natychmiast po tym, jak zorientowałam się, że wszyscy spoglądali w naszą stronę, niektórzy dyskretnie, inni całkowicie otwarcie. Wkrótce dostrzegłam również niedowierzające spojrzenie Catherine. Jej szczęka, dosłownie, opadła na jakieś kilka centymetrów. Przez moment chciałam, by parę much latających po klasie wleciało jej do ust, ale gdy tylko zauważyłam, że ze szczerym niepokojem patrzyła to na mnie, to na Jareda, natychmiast pożałowałam tych niecnych myśli.
W końcu, po dość długiej obserwacji, na twarzy dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech, wyrażający pełną aprobatę. To spowodowało, że także się uśmiechnęłam. Wiedziałam, że Cat zrozumiała. Cóż, przynajmniej na tyle, ile mogła... Do jasnej anielki, nawet ja całkiem tego nie pojmowałam, a przecież siedziałam w tym po uszy. Wyjaśniło się jedynie, że Jared nie miał jakiejś śmiertelnej choroby i nie wykorzystywał mnie jako ostatniej okazji do dobrej zabawy. To mi wystarczyło. Na razie.
Byłam ciekawa, co skłoniło moją przyjaciółkę do zmiany zdania o sto osiemdziesiąt stopni. To musiało przyjść jej do głowy właśnie teraz. Starając się ignorować jawne gapienie się na nas całej klasy i jednocześnie starając się nie zaczerwienić jeszcze bardziej, zerknęłam na Jareda.
Patrzył na mnie. Znowu.
W ciągu paru ostatnich dni zdążyłam zauważyć, że nie spoglądał w ten sposób na każdego. Na początku myślałam, że tak robił – patrzył na ludzi, jakby przez długie lata nie mógł widzieć i bardzo nie chciał stracić wzroku ponownie – ale po tym, jak zachowywał się wobec niektórych osób z naszej grupy wywnioskowałam, że się myliłam.
- Panie Najera – słowa pana Pety przecięły powietrze jak naostrzony nóż. – Chociaż doskonale zdaję sobie sprawę z tego, iż patrzenie na pannę Akalah jest zapewne bardziej fascynującą czynnością niż słuchanie mojego wykładu, jednak prosiłbym, by łaskawie raczył pan choć spróbować skupić się na lekcji, jeśli oczywiście nie wymagam zbyt wiele.
Po błysku oburzenia, który dostrzegłam w oczach Jareda, zgadałam, że miał zamiar odpowiedzieć nauczycielowi jakąś ciętą ripostą, że ten rzeczywiście wymagał od niego zbyt wiele, jednak zanim zdążył otworzyć usta, rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie i kiwnęłam przepraszająco głową w stronę pana Pety. Chłopak dostosował się do polecenia zaledwie na krótką chwilę, która jemu zapewne wydawała się wiecznością, bo po trzech sekundach znowu przyłapałam go na tym, że się na mnie gapił. I to w ten sposób.
Przez resztę dnia Jared chodził za mną jak mały, zagubiony szczeniaczek. Takie zachowanie było jednocześnie przerażające i wspaniałe. Nie mogłam się zdecydować, jak na nie reagować. Moje serce praktycznie cały czas biło znacznie szybciej niż powinno i zaczęłam się nawet zastanawiać, czy rumieniec, który nieustannie widniał mi na twarzy, pozostanie tam już na zawsze.
Następne dwa tygodnie były dokładnie takie same. Przez cały czas trwania lekcji, na których siedzieliśmy razem, Jared trzymał mnie za rękę. Jedynie na matematyce zajmowaliśmy oddalone miejsca. Do pewnego czasu. Chłopak rzucał mojej sąsiadce na tyle przerażające spojrzenia, że gdy w końcu zaproponował jej, by się zamienili, dziewczyna chętnie się zgodziła.
Z ośmiu godzin lekcyjnych dziennie tylko na trzy chodziliśmy osobno. Gdy zajęcia się kończyły, Jared czekał już na mnie tuż przy drzwiach. Kiedyś zapytałam go, czy wybiega ze swojej klasy – która znajdowała się na przeciwległym końcu szkoły – minutę przed dzwonkiem, żeby zdążyć na czas, ale tylko się zaśmiał i złapał moją rękę, ostatecznie nic mi nie wyjaśniając.
Chłopak usiadł przy naszym stoliku w jadłodajni, zachowując się tak, jakby była to najnormalniejsza rzecz w świecie. Spytałam go, dlaczego nie jadł lunchu ze swoimi przyjaciółmi, ale wtedy stał się dziwnie zamknięty w sobie. Najwyraźniej się pokłócili, lub coś w tym rodzaju, przed tym, jak zniknął ze szkoły na trzy tygodnie, a teraz żaden z nich nie potrafił wyciągnąć ręki na zgodę.
Parę razy zauważyłam, że ponuro i ukradkiem spoglądali w swoim kierunku – Jared na chłopaków i oni na niego. Wszyscy wyglądali na złych i zranionych. Chciałam się dowiedzieć, co ich poróżniło, ale Jared wykręcał się od udzielenia mi jakichkolwiek wyjaśnień.
Tak było, dopóki jeden z jego kolegów, Paul, również przysiadł się do naszego stolika. Jared wytłumaczył to tym, że on także pokłócił się o coś z innymi – coś związanego z człowiekiem o nazwisku Sam Uley. I na tym skończył, więc najwidoczniej chciał jedynie usprawiedliwić nagłe pojawienie się swojego przyjaciela, a nie nad tym dyskutować.
Paul wyglądał podobnie jak Jared – ta sama rdzawobrązowa karnacja, wysoka, umięśniona sylwetka i czarne włosy, nawet obcięte w ten sam sposób, czyli niemalże do skóry. Catherine była nim oczarowana i zawsze starała się rozpocząć jakąś rozmowę, jednak chłopak nie wydawał się zbyt towarzyski i po wymamrotaniu niezrozumiałej wymówki podnosił się z krzesełka, wybiegał ze stołówki i znikał pomiędzy drzewami. Zachowanie Cat wywołało zazdrość u Bretta. Zapewniła go, że postępowała tak tylko z czystej uprzejmości, jednak mi wyznała, że jej myśli wcale czyste nie były.
Musiałam przyznać, że trochę bałam się Paula. Wydawał się taki ponury i ogromny, i, zgodnie z tym, co mówił Jared, miał paskudny charakter. W porównaniu z Jaredem – który, oczywiście, też był potężny, ale raczej przywodził na myśl promień słońca – przypominał bardziej chmurę gradową.
Przez kilka tygodni wszystko toczyło się w pewnym rytmie. Lubiłam zwyczaje i określone wzorce, bo dzięki nim nic mnie nie zaskakiwało i czułam się bezpiecznie. Jednak, rzecz jasna, żebyśmy znaleźli się z Jaredem w tym miejscu, w którym teraz byliśmy – chociaż tak właściwie to nie wiedziałam, jak daleko już zaszliśmy – musiały nastąpić pewne zmiany, więc w tym przypadku nie miałam nic przeciwko nim. Ale kiedy w pewien piątek Jared zaproponował, wyglądając na zaniepokojonego i podekscytowanego, że odwiezie mnie do domu, zaczęłam się martwić. Miałam dziwne przeczucie, że wkrótce wszystko stanie się o wiele mniej przewidywalne niż teraz.
Jazda odbyła się w zupełnej ciszy. Chłopak nie potrzebował żadnych wskazówek, więc natura milczka wzięła nade mną górę i delektowałam się komfortowym milczeniem. Jared zdawał się nie mieć nic przeciwko albo po prostu coś powstrzymywało go przed rozpoczęciem rozmowy.
Gdy zaparkował na podjeździe przed moim domem, otworzyłam drzwi i zarzuciłam torbę na ramię. Postawiłam jedną stopę na ziemi, kiedy poczułam na nadgarstku jego ciepłe palce. Spojrzałam na niego pytająco, ale on patrzył na nasze złączone ręce, siedząc niemalże nieruchomo. Jedynie uderzał nerwowo palcami drugiej dłoni o kierownicę. Odczekał długą chwilę albo zbierając się na odwagę, albo myśląc nad czymś intensywnie. Nie mogłam tego odgadnąć.
- Kim? – odezwał się w końcu bardzo cichym głosem. Dreszcz przeszedł mi wzdłuż kręgosłupa i znienacka zaczęłam mieć problemy z oddychaniem. Nie potrafiłam nic poradzić na to, że cała miękłam, gdy chłopak wypowiadał w ten sposób moje imię – lub wypowiadał je w ogóle – ale jakoś udało mi się nie przewrócić. Dla ułatwienia z powrotem postawiłam obie nogi w samochodzie.
- Tak? – odparłam, brzmiąc tak, jakbym przed chwilą przebiegła maraton.
- Czy to nie za wcześnie, bym zaprosił cię na randkę? – spytał. Niecierpliwe oczekiwanie i obawa przed odmową widoczne w jego oczach spowodowały, że w moim brzuchu zaczęły latać motylki.
- Naprawdę nie wiem – przyznałam. – Nigdy wcześniej nie byłam na randce... – Bo nigdy wcześniej nie podobał mi się nikt poza tobą. Musiałam zamknąć usta, zanim wypowiedziałabym drugą część swojej odpowiedzi na głos.
- Ja też – odparł z uśmiechem. Starałam się nie zwracać uwagi na cudowny kształt jego warg i urocze zmarszczki wokół oczu, jednak poniosłam klęskę. Oddech uwiązł mi w gardle, co spowodowało, że nie mogłam się odezwać.
- Więc... sobota? – spytał. Pewnie spodziewał się jakieś normalnej odpowiedzi, ale byłam w stanie tylko szybko kiwnąć głową. Obdarzył mnie jednym ze swoich wspaniałych, szerokich uśmiechów i moje serce zaczęło bić tak szybko, że niemalże poczułam ból.
Zmusiłam się do wyjścia z auta i w deszczu pobiegłam w stronę domu. Pospiesznie otworzyłam drzwi i wślizgnęłam się do środka. Zerknęłam przez okno i zobaczyłam, że Jared właśnie wyjeżdżał na główną drogę. Uśmiechnął się i pomachał do mnie, po czym odjechał.
Po braku odgłosów telewizora albo jakiejś kłótni wywnioskowałam, że byłam w domu sama. Jejku, jak ja się myliłam... Chyba w całym swoim życiu nie pomyliłam się aż tak bardzo.
- O mój Boże – wydyszała Cynthia, wyłaniając się z cienia szafy stojącej przy oknie. Zalała mnie fala strachu – ona wszystko widziała. Szybko opuściłam salon i pobiegłam na górę. Może jeśli nabrałabym ją, że zachowanie moje i Jareda nie było niczym nadzwyczajnym, to przestałaby się tym interesować. Powinnam wiedzieć, że to nie zadziała.
- Kim, Kim, Kim, moja ty świętoszkowata siostro! Czy to był ten ktoś, o kim myślę?


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez iga_s dnia Wto 15:51, 24 Sie 2010, w całości zmieniany 11 razy
Zobacz profil autora
Mells
Zły wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:22, 28 Gru 2009 Powrót do góry

To opowiadania znalazłam kiedyś na ff.net i przeczytałam je tam. Cieszę się, że umieściłaś to ff tutaj, bo jest na prawdę niezłe. Takie luźne i przyjemnie się je czyta.
Podoba mi się kreacja bohaterów, choć Kim kojarzy mi się z Bellą a Cathernie z Alice. Choć to wcale nie jest minusem tego ff, jak dla mnie ;)
I polubiłam bardzo siostrę głównej bohaterki - Cynthię. Taka pozytywna osóbka :)

Najbardziej podobał mi się moment, kiedy Jared spotkał Kim po raz pierwszy od "przmemiany". Autorka bardzo zgrabnie to opisała ;)

A Tobie gratuluję tłumaczenia. Czyta mi się je przyjemnie, płynnie lekko i bez zgrzytów. Zapomninam, że to tylko tłumaczenie a nie Twój własny tekst.

Czekam z niecierpliwością na rozdział 11.

p,
B.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Wto 13:50, 29 Gru 2009 Powrót do góry

całkiem przyjemny rozdział...
co mi się spodobało:
- jak zwykle długie porządne opisówki
- wytłumaczenie, że Jared pokłócił się z przyjaciólmi o Sama, czyli nawiązanie po trochę do kanonu w szerszej formie
- dodanie do tej kłótni Paula i pewnie niedługo następnych
- nieśmiałość Kim i jej wahania (są uroczo realne)
- bardzo mi się podoba, że tematyka Indian Summer i tego tekstu jest tak podobna, a jednoczesnie tak różna zarazem... kompletnie dwa przeciwne bieguny pojmowania wpojenia :)

co mi się nie podobało... że w koncu skonczyłam czytać i nie wiem co z tą randką :)

świetne Igo_s :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anex Swan
Wilkołak



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 170
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piwnicy... ech, tam gdzie internet i książki ^^

PostWysłany: Wto 14:34, 29 Gru 2009 Powrót do góry

No to komentujemy. :lol:
Najpierw się wytłumaczę.
iga_s napisał:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
I skąd on się tutaj wziął?, zaczęła się zastanawiać ta bardziej racjonalna część mojego mózgu."


Tak to się chyba nie da.


Jak to się nie da? :D Przecież nieraz chyba każdy ma tak, że zastanawia się nad pewną kwestią i rozważa ją z dwóch perspektyw. Mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi. :) A może lepiej, gdybym użyła zamiast „mózgu” słowa „umysłu? Bardziej by tak realistycznie to zabrzmiało może.

Ech, mi chodziło o to, że nie wiem czy można po znaku zapytania przecinek dać ^^, bo to nie wygląda zgrabnie.
Koniec tłumaczenia się.
Teraz po kolej. Rozdział...8
Akcja się rozkręca, i ten telefon, jejciu jak ja się cieszyć zaczęłam. A ogólnie to siostra Kim wywarła na mnie niezbyt dobre wrażenie, na początku, potem pomyślałam, że jednak dałoby się ją lubić. A co do Jareda, to właściwie to ja nie jestem nim oczarowana, więc jednak pomyślałam, że jest natrętem ;) I ten wypad do lasu, super, bardzo mi się podobało. właściwe to ładnie napisane i na tym skończę :>
Rozdział 9
Co tam się działo... *przypomina sobie* mam.
iga_s napisał:
W więzieniu należącym do Kim Akalah doszło do masowej ucieczki, za którą odpowiedzialność ponosiła Catherine, bo to właśnie ona dała skazańcom klucze. Trzech dobrze znanych przestępców – wątpliwość, opamiętanie i niewiara – bezkarnie przebywały na wolności.

perełka ^^
Ogólnie to bardzo mnie rozśmieszył ten rozdział.A szczególnie ten wyskok Kim o tym czy Jared nie jest chory śmiertelnie ^^ ( będę co chwilę minki strzelać ) w ogóle ta ich rozmowa była zabójcza, a ta końcówka, to co powiedział na końcu rozdziału Jared, normalnie myślałam, że zaraz padnę, ale nie ze śmiechu, ze zdziwienia. I jak zwykle ładnie przetłumaczony. :)
Rozdział 10
I tu jest rzecz, która mi się nie podobała, a mianowicie za szybko to się stało ( nie wróć ) czułam jak gdyby w jednym ułamku sekundy stali się jakąś paroletnią parą. No, ale to było moje małe widzimisię, które prysło gdy tylko Jared próbował zaprosić Kim na randkę, uświadomiłam sobie, że to dopiero początek. I właściwie to mu się udało. I jeszcze siostra Kim, zabójcza. ^^ Tłumaczenie ładne.
End
( ale mam podział :) ) Igo, kochana! Uwielbiam Twoje tłumaczenia, choć mam do nich jedno ale. Zgaduj zgadula, z powodu tego, że ciągle jest sielanka, mimo iż są jakieś ta wydarzenia i opisany jest ból zaraz potem jest sielanka. Coś ku czci sfory? Właściwie to brakuje mi tutaj właśnie czegoś smutnego, ale nie w sposób, taki, ze zaraz będzie ktoś ze sfory, pocieszenie i dalej wielka miłość. Nie powiem jednak, że nie lubię tego opowiadania, bo bardzo mi się podoba ( gdzieś u ciebie to już pisałam...) i nie mam zamiaru stąd zmykać, podoba mi się inność tego ff Przetłumaczone ślicznie ( żeby nie było znów ładnie ) i bardzo, ale to bardzo mi się podoba ;)
Anex coś znalazła *duma* jak znajdzie coś jeszcze to poprawi
Cytat:
- A kiedy już to zrobiłem, już nigdy nie mogę ich zamknąć.

Sens, powtórzenie.
Cytat:
- Co oglądasz? – spytałam Cynthię, opadając na kanapę tuż obok niej. Na ekranie telewizora mignęła reklama jakiejś sieci barów szybkiej obsługi, ale dźwięk był ściszony.

powtórzenie "na"
Cytat:
Tata zaśmiał się i z powrotem przełączył na „Wiadomości”.
- Kim! – Cynthia wybiegła z naszego pokoju jak burza i ponownie trzasnęła drzwiami. Skurczyłam w reakcji na zirytowany wyraz twarzy ojca. Spojrzałam na siostrę błagalnym wzrokiem, starając się przekazać jej niemą prośbę: „Ja chcę drzwi!”, ale chyba tego nie dostrzegła.

Te powtórki to ja umiem wyłapać ^^ znowu "na"
Potem może jeszcze dopiszę, teraz mam lenia.
Weny, czasu i nastroju na tłumaczenie kolejnych rozdziałów.

Pozdrawiam, Anex

Robię edita:

Cytat:
Niezbyt dobrze – przyznałam – ale to odprężające.

Jak dobrze pamiętam to jak jest dialog z dwiema wypowiedziami to po wtrąceniu narratora stawiamy kropkę ;) No chyba, że się mylę.

Cytat:
Chłopak mruknął coś cicho i nic nie zrozumiałam, ale kiedy wreszcie się odezwał, w jego głosie wyraźnie usłyszałam, że mój żart tylko go zdenerwował.

Ona chyba chciała stwierdzić, że nie mogła go zrozumieć. Czyli nie "i" tylko czego nie zrozumiałam.

Nie chce mi się, idę odrabiać lekcję i nie długo wrócę z nowym editem :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anex Swan dnia Wto 18:14, 05 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Zmierzchowa fanka
Wilkołak



Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga

PostWysłany: Śro 14:47, 30 Gru 2009 Powrót do góry

Strzelam paluchami i zabieram się za komentowanie. Od czego by tu zacząć? Hmm? Okej, na początek chcę napisać, że próbowałam zabrać się za to opowiadanie milion razy i nigdy nie udało mi się nawet zacząć. Ludzie są dziwakami (przynajmniej ja), bo kiedy się uprą lub zrażą do czegoś nie chcą spróbować. I mi właśnie coś nie pasowało. Bałam się tego opowiadania, panicznie. Już wyjaśniam, żebyś nie pomyślała, że jestem pomylona.
Kiedyś trafiłam na opowiadanie gdzie Bella była duchem. Cullenowie wampiry, Bella - duch. I nie podobało mi się, w ogóle. Źle napisane, niby pomysł był, ale co chwilę musiałam się zastanawiać nad sensem opowieści.
"Niewidzialna dziewczyna" - od razu skojarzyło mi się to z tamtym nieszczęsnym, zabranym mi wtedy, czasem. Ciągnęło mnie, żeby zajrzeć, ale cały czas się wzbraniałam. Osłaniałam się nogami i rękami. Jednak wreszcie weszłam. Przełamałam się z postanowieniem, że jeżeli znajdę tutaj chociaż jedną wzmiankę o "cudownie miedzianych włosach pana Edwarda", ucieknę. Rzygam już (najmocniej przepraszam za słownictwo) tekstami o najwspanialszej parze, bo serio, ile można? No ale do konkretów: wchodzę i patrzę - sfora. Prawie skoczyłam do sufitu ze szczęścia. Uwielbiam tych obitych w mięśnie przystojniaków z La Push. Kocham Jacoba. No właśnie, Jacoba i tutaj jest ten fant. Jacob w tym opowiadaniu nie występuje (to znaczy trochę jest, ale sama rozumiesz), ale stwierdziłam "nie poddawaj się, daj kobietom szansę(znaczy Tobie i autorce). W końcu nigdy nie przeglądałam niczego co nie tyczy się mojego ukochanego Jacoba. To znaczy czytałam, ale, jak już wspominałam, te o E&B mi się znudziły. A nuż mi się spodoba.
Dałam Wam szansę i przyznaję, że po pierwszych zdaniach zrobiłam trochę sceptyczną minę, bo historia wydawała mi się odrobinę banalna i dziecinna. Jednak dzielnie parłam przed siebie i coraz bardziej zagłębiałam się w lekturze. I muszę przyznać, że jestem absolutnie oczarowana. Zauroczyło mnie wszystko, od wszędobylskiej Cyntii do milczącego ojca Kim.
Droga Igo, myślę, że doskonale wiedziałaś jakie to wszystko jest urocze, dlatego tłumaczysz to opowiadanie. Za byle co byś się nie zabrała. Wreszcie mamy przedstawiony dokładny obraz chłopaka (zmiennokształtnego), który się wpoił. W swoich książkach pani Meyer temat zaczęła i porzuciła. Nie rozwinęła wątku, nie skupiała się prawie w ogóle na tych biedakach (a może szczęściarzach?). Całość była strasznie wybrakowana. Mogę spokojnie napisać, że zagadnienie było wręcz zaniedbane. Kim opisała może w trzech zdaniach i do tego bohaterka była postacią niemą. Nie dosłownie, ale siedziała przy ognisku, później spała, nie było jej. Jacob wspomniał o niej raz i to by było na tyle. Podobnie zresztą było z Jaredem. Tutaj Kim jest opisana dokładnie i dynamicznie. Ma swoje życie. Jedna rzecz mi się nie podoba. Czy nie masz wrażenia, że bohaterka jest pisana na wzór sagowej Belli? Mi się taka myśl cały czas kołacze po głowie. Nawet jej ojciec przypomina mi Charliego. No wiesz, taki wół telewizyjny.

Zaczarował mnie wątek Kim i niedostępnego Jareda. W moim mniemaniu autorka mogła ciągnąć go przez dłuższy okres. To było fantastyczne, wzdychanie do chłopaka, który prawie cię nie dostrzega. Bujanie w obłokach na lekcjach, chyba każda z nas przez to przechodziła. Najbardziej rozbrajający tekst to zdecydowanie ten o lemingach. Naprawdę mnie to rozśmieszyło.
Jednak naprawdę podoba mi się to jak pokazane jest wpojenie.
Wszystko jest niezwykle plastyczne, trzyma się kupy. Rewelacja. Sytuacje płynnie przechodzą w następne i kolejne. Bieg wydarzeń jest niezwykle gładki. Opisów jest nie za wiele, ale tak w sam raz. Chyba już mi przeszedł etap "opisy przede wszystkim". Wszystko jest wyważone w odpowiednich proporcjach. Nic dodać nic ująć.

Chyba już wiesz, ze Twoje tłumaczenie jest idealne. Pierwszorzędnie tłumaczysz a później przekładasz to na ładne zdania po polsku. Gdybym ja to robiła wystawiłabym Wam suchy przekład.
Rozdziały są krótkie i cieszę się, że dajesz po kilka naraz.

Jestem zachwycona. Dobrze, że się przełamałam. Życzę powodzenia i mam nadzieję, że nadal będzie tak wspaniale.

Pozdrawiam,
ZF


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Zmierzchowa fanka dnia Śro 14:53, 30 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Śro 20:50, 30 Gru 2009 Powrót do góry

Ojoj. Nie spodziewałam się, że będzie chciało Ci się odpowiedzieć. Dziękuję, już dawno nikt nie odpowiadał na moje pytania. Chociaż co do Catherine, kłóciłabym się nadal. :D

Przyznam się, że kiedyś trafiłam na rozdział ósmy na fan fiction net czy czymś takim i pochłonęłam go wtedy. Jared zaczyna zyskiwać moją sympatię. Trzeba przyznać, że zaradna z niego chłopina, zamek potrafi wyważyć, a nawet numer telefonu zdobyć. Na początku wydawał mi się taki troszkę niezaradny, ale to chyba przez to całe wpojenie. Nadal jednak wydaje mi się emocjonalną... osobą, nawet trochę za bardzo. Z Cynthii jest niezłe ziółko. Zaczynam naprawdę doceniać swoją siostrę, która na pewno bardzo różni się do rodziny Kim. Wszędobylska, wszystkowiedząca (oczywiście tylko szczegóły z życia siostry) i jak się na końcu rozdziałów okazało, sprytna. Przy podejrzeniach Catherine śmiałam się jak szalona, a przy pytaniach Kim leżałam już na podłodze. Kiedy był moment, który opisywał, że Jared chodzi za Kim dwa tygodnie, naprawdę pomyślałam, że coś z nim nie tak. Czy tak trudno zaprosić dziewczynę na randkę? To przecież nie jest żaden sport ekstremalny ani nic takiego.

Zaczyna robić się ciekawiej. Jestem zainteresowana przebiegiem randki Kim i Jareda. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Pozdrawiam i życzę weny,
Paramox


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Czw 14:49, 31 Gru 2009 Powrót do góry

Iga wróciłam do forumowej rzeczywistości po kłopotach z komputerem poczytałam i jestem oczarowana :-) Kobieto spisujesz się wspaniale i brawa ci za to. Chyba zaczynam nawet bardziej lubić "Niewidzialną dziewczynę" niż "Babie lato", choć klimat jest bardzo podobny. Zauważyłam, że od pewnego czasu coraz bardziej przyciąga mnie historia sfory. Może to przesyt wielkiej milości Belli i Edawrda. Naprawdę w obu tłumaczeniach spisujesz się świetnie.
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku. Przede wszystkim czasu na dalsze tłumaczenia, które sprawiają twoim czytelnikom tyle radości :-)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
negatyw.
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Sty 2010
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: bierze się ciemność?

PostWysłany: Pon 19:59, 04 Sty 2010 Powrót do góry

Cytat:
W więzieniu należącym do Kim Akalah doszło do masowej ucieczki, za którą odpowiedzialność ponosiła Catherine, bo to właśnie ona dała skazańcom klucze. Trzech dobrze znanych przestępców – wątpliwość, opamiętanie i niewiara – bezkarnie przebywały na wolności.

What else I can say? Takie porównania-głowa do więzienia, itp.- należą do bezsprzecznych perełek książek, opowiadań. Za to szacunek do autorki. I do Ciebie za przetłumaczenie tego w piękny sposób.
Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam taką twórczość. Zakochałam się w cichym głosie Jareda i w wyłamaniu zamka, bo 'drzwi i tak były zniszczone'.
Pozdrawiam,
negatyw.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nessa_Amelia
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Sty 2010
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 17:26, 05 Sty 2010 Powrót do góry

Hej, świetne tłumaczenie. Wpadłam na nie przypadkiem, ale nie żałuję, że tu zajrzałam. Bardzo spodobał mi się tutaj obraz wpojenia, od razu mam lepsze wyobrażenie, np. ten wątek jak ona się zraniła w nos, a on miał minę jakby cierpiał. Świetnie sobie radzisz z tłumaczeniem i mam nadzieję, że kolejny rozdział szybciutko się pojawi, bo już nie mogę się doczekać. Codziennie tu zaglądam i wielkie rozczarowanie, ale cóż będę tak robić nadal :) Mam nadzieję, że komentarz chociaż krótki to przekona cię do dodania kolejnych rozdzialików :)
Serdecznie pozdrawiam i czekam ze zniecierpliwieniem
Ness :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nellkamorelka
Wilkołak



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Wto 18:57, 05 Sty 2010 Powrót do góry

bardzo polubiłam to opowiadanie i ciesze się, że je tłumaczysz i to w takich ilościach:) troszkę brakowało mi na tym forum czegoś totalnie pozytywnego i Ty mi to właśnie zagwarantowałaś:)
polubiłam Kim za jej nieśmiałość, Jareda za to, że jest taki słodki...
czytając ten ff czuję się znowu jakbym miała 14-15 lat:) jak to miło czasami się odmłodzić:)
trzymaj tak dalej:)
Pozdrawiam
Nellka


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
iga_s
Wilkołak



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 20:46, 14 Sty 2010 Powrót do góry

Bells15, witam serdecznie w gronie czytelników (a może raczej komentatorów, bo po liczbie odwiedzin śmiem przypuszczać, że tę historię czyta znacznie pokaźniejsza liczba użytkowników :D) „Niewidzialnej dziewczyny”. Rzeczywiście, początkowo umieszczałam rozdziały tego opowiadania tylko na ff.net, jednak z czasem (zniechęcona zerowym odzewem na wyżej wymienionej stronie) pomyślałam sobie, dlaczego nie miałabym się nim, a raczej jego tłumaczeniem podzielić z szerszym gronem odbiorców, bo jako osobnikowi z natury próżnemu zależy mi na opinii innych osób na temat mojej pracy. Cieszę się, że czyta Ci się przyjemnie. Podobnie jak i Ty bardzo lubię Cynthię, a sytuacja na stołówce faktycznie została przedstawiona bardzo „zgrabnie”, jak to określiłaś. W ogóle Adah ma taki „zgrabny” styl (przynajmniej moim skromnym zdaniem), co powoduje, że cały tekst ma w sobie jakiś urok, taką delikatność. Cóż jeszcze mogę dodać? Dziękuję za komentarz i mam nadzieję, że zawitasz tu ponownie. :)

A Kirke pięknie mi wypunktowała swoje wrażenia. :D Cieszę się, że te pozytywne przeważają nad negatywnymi. :) A co z tą randką...? No cóż, przeczytasz, to się przekonasz. :D I rzeczywiście, niby „Indian Summer” i to opowiadanie kręcą się wokół tej samej tematyki, jednak znacznie się różnią. Muszę przyznać, że chyba wolę wersję wpojenia Ady niż Jolene, chociaż zarówno jedno opowiadanie, jak i drugie ma swoje wady i zalety. :)

Anex, widzisz, to są mankamenty komunikowania się przy pomocy słowa pisanego – bez bezpośredniego kontaktu z drugą osobą nieraz zachodzą drobne nieporozumienia (chociaż przy zwykłych relacjach też takie nieporozumienia zachodzą... dobra, już się nie wymądrzam :D). Ach, a może to ja taka nieprzytomna jestem, że Cię nie zrozumiałam? W każdym razie zasiałaś we mnie ziarenko zwątpienia co do tego zapisu, więc poszłam się poradzić specjalistek z „Poradni dla bet” i okazało się, że jednak można postawić znak zapytania przed przecinkiem. :) A co do tego Twojego małego „ale”: fakt, w wybieranych przeze mnie tekstach zazwyczaj mamy podobny schemat. I tutaj się z Tobą kłócić nie mogę. Jednak mają one (przynajmniej dla mnie) taki... urok? Nie wiem, czy to odpowiednie słowo, ale tak mnie właśnie jakoś... „zauaraczają”. :D To nie są jakieś szczególnie ambitne teksty, ale dość przyjemnie się je czyta i pełnią rolę takich „odprężaczy”. :) No i chyba tyle. Nie będę się tu rozwodzić, bo przed północą nie skończę (a jest teraz za dziesięć dziesiąta wieczorem). :D A, i dziękuję za wyłapanie błędów. :)

Zmierzchowa Fanko, przede wszystkim chcę Ci podziękować za to, że po tym niezbyt obiecującym początku, zwiastującym schematyczny, sztampowy ff – oraz po tych dość traumatycznych, że tak je nazwę, przeżyciach z tą nieszczęsną historią, o której wspomniałaś, czego szczerze Ci współczuję; swoją drogą: czego to ludzie nie wymyślą... – nie zaprzestałaś czytania i nie postawiłaś na Adzie (i po części też trochę mnie) wielkiej, czerwonej krechy. Bardzo mnie cieszy każdy nowy czytelnik, który postanowi się ujawnić i napisać komentarz, a jeśli jest on na dodatek tak obszerny i bogaty we wrażenia jak Twój, to po prostu z radości odlatuję na moment do siódmego nieba. :) Podzielam Twoją opinię co do ficków na temat Belli i Edwarda. Jak widzę kolejne opowiadanie z udziałem tych dwojga, mówiące o ich wielkiej miłości (bo tak się to wszystko zazwyczaj kończy), to normalnie coś mnie trafia, dlatego też staram się unikać takich historii jak ognia i zabrałam się za tłumaczenie ff o wilkołakach (albo raczej zmiennokształtnych). Co prawda nie o Twoim ukochanym Jacobie (chociaż jedno się tam jakieś zaplątało, ale nie radzę zaglądać, bo można dostać cukrzycy :D), ale jego kumple ze sfory – w tym Jared – są równie sympatyczni jak on. :) Cóż, przynajmniej wg wyobrażeń autorów ff, które czytałam. :D A pani Meyer nie tylko kwestię wpojenia zaniedbała, niestety, ale w końcu od czego są fanficki? :D A co do tych podobieństw Kim do Belli – cóż, tę kwestię poruszyła już kiedyś Anex, więc odpowiem Ci tak, jak odpowiedziałam jej: jest to opowiadanie całkowicie kanoniczne, a że w kanonie mamy wzmiankę o nieśmiałości i raczej spokojnym charakterze Kim, to raczej nie dało się uniknąć podobieństw do Belli. Ale o podobieństwie jej ojca do Charliego nie pomyślałam... :D A czy autorka powinna dłużej ciągnąć wątek tej „niedostępności Jareda”? Hm, z jednej strony mogłoby być ciekawiej, jednak z drugiej skupia się ona przede wszystkim na samym wpojeniu, więc darowała sobie już okres je poprzedzający. Chociaż i tak dobrze, że Jared wpoił się w Kim dopiero w siódmym rozdziale, a nie od razu w pierwszym, bo mamy dość wyrazisty zarys tego cierpienia, że tak to nazwę, niezauważanej przez chłopaka dziewczyny. Na koniec jeszcze bardzo dziękuję za tak miłe słowa, ale czy moje tłumaczenie jest idealne, to bym się spierała. :D Wiele niedociągnięć pewnie by się jeszcze znalazło, ale staram się jak mogę. Cieszę się bardzo, że Ci się podobało i to ja mam nadzieję, że tak już pozostanie do końca. :)

Paramox, skoro Ty się naprodukowałaś przy komentarzu, to jak mogłam go pozostawić bez odpowiedzi? Przecież to by było bardzo nieuprzejme, żeby nie powiedzieć chamskie, z mojej strony, a że ja jestem grzeczną dziewczynką (przynajmniej tak brzmi oficjalna wersja :D), to postanowiłam Ci odpowiedzieć. :) Cieszę się, że Jared z czasem zyskuje Twoją sympatię. A z Cynthii rzeczywiście niezłe ziółko. :D Zawsze jak tłumaczę jej kwestie i opisy jej zachowania, to naprawdę mi się śmiać chce. :D No i wiesz, dla chłopaka to wielkie przeżycie zaprosić dziewczynę na randkę! A przynajmniej tak sądzę. :D A jeszcze jeśli bardzo, bardzo mu na niej zależy, to już w ogóle jest niezwykle trudne zadanie (ta obawa przed odmową i w ogóle). Jej, chyba zostanę psychologiem... :D A jak przebiegnie randka Kim i Jareda? Cóż, tego dowiemy się już w poniższych rozdziałach. :) Dziękuję pięknie za komentarz. :)

Auroro, ja także życzę Ci wszystkiego najlepszego w Nowym Roku (lepiej późno niż wcale :D). Dziękuję Ci bardzo za komentarz, który jak zwykle może sprawić, że woda sodowa uderzy mi do głowy. :D I wiesz, zdradzę Ci w tajemnicy (na publicznym forum, które ma coś około dziewięciu tysięcy użytkowników :D), że ja chyba też powoli zaczynam darzyć większą sympatią „ND” niż „BL”, nawet ze względu na różne style autorek obu tekstów. :)

Negatywie., I have no idea what else you can say. :D To przytoczone przez Ciebie porównanie również bardzo mi się spodobało. Miałam trochę problemów z jego zgrabnym przetłumaczeniem, więc tym bardziej się cieszę, że jako tako mi to wyszło. :) Serdecznie zapraszam do lektury następnych rozdziałów i dziękuję, że poświęciłaś mi trochę czasu na napisanie komentarza. :)

Nesso_Amelio, witam Cię, podobnie jak i Bells15, w gronie komentujących. :) Przypadkiem można znaleźć nieraz bardzo interesujące rzeczy. :) A co do szybkości pojawiania się rozdziałów: najchętniej to bym Wam od razu wszystkie rozdziały wstawiła, jednak teraz, ze względu na sezon popraw ocen, nie mam czasu na tłumaczenie i trochę je zaniedbałam. Teraz czekam tylko do ferii. :D Dziękuję za komentarz, krótki, ale podbudowujący mnie jako tłumacza. :)

Nellkomorelko, cieszy mnie fakt, że to tłumaczenie wywołuje u Ciebie pozytywne emocje i pozwala Ci się odprężyć. To właśnie powinno robić. :) Cóż jeszcze mogę dodać? Dziękuję pięknie za komentarz i zapraszam do lektury kolejnych rozdziałów. :)

Dzisiaj zamieszczam tylko dwa rozdziały, bo dwunasty jest dość długi.
Miłej lektury. :)
___________________________________________________________

beta: marta_potorsia
___________________________________________________________

Piosenka polecana przez autorkę do rozdziału numer jedenaście:
All Fall Down w wykonaniu One Republic
___________________________________________________________

Rozdział 11

- Cynthia – mruknęłam i wzięłam leżącą na moim łóżku poduszkę, a następnie przycisnęłam ją sobie do uszu. – Czy mogłabyś już zamknąć buzię na kłódkę?
Poszła za mną do naszej wspólnej sypialni i rzuciła się na swój tapczan, stojący naprzeciw mojego. Sprężyny pod nią jęknęły w proteście.
- O nie, nie, nie, nie – zachichotała z diabelskim uśmieszkiem. Tak, zachichotała. Najwyraźniej cieszyła się aż za bardzo. – To on dzwonił do ciebie tamtego dnia, prawda? Och, wiedziałam! Po prostu wiedziałam!
- Cyn, błagam – poprosiłam. – To nic takiego...
- To nic takiego – powtórzyła, niemalże piszcząc. Odsunęłam się od niej i głębiej ukryłam twarz w poduszce. – Kim, ty nie możesz mówić poważnie. W całym swoim życiu nigdy nie zainteresowałaś się jakąś osobą – przeciwnej lub tej samej płci – a teraz odwozi cię do domu – przerwała i teatralnie powachlowała się dłonią – gorące ciacho o imieniu Jared. Spodziewasz się, że uwierzę ci, że nic się nie dzieje?
- Tak – powiedziałam bez ogródek. Jeszcze. – Bo to prawda.
- Nie jestem naturalną blondynką, Kim – prychnęła, mierzwiąc swoje włosy, które trzy miesiące wcześniej ufarbowała – ku przerażaniu naszej mamy – na piaskowy kolor. Odwróciłam się do okna, żeby nie musieć patrzeć na jej triumfującą minę. – Więc nie myśl sobie, że nie wiem, że coś się tu święci.
- Święci gdzie? – spytałam słabym głosem. Nawet nie musiałam na nią patrzeć, by wiedzieć, że właśnie wywróciła oczami.
- Och, daj spokój, siostrzyczko! Czy to nie właśnie to powinny robić siostry? Plotkować o chłopakach i sprośnych rzeczach, które można z nimi robić? – podrażniła się ze mną.
- Cyn, mogłabyś już przestać o tym mówić? To naprawdę nie twój interes – warknęłam, mając dość jej irytującej gadaniny.
- Dobra – mruknęła ze złością. Sprężyny jej łóżka znowu jęknęły, więc pewnie wstała. Wyszła z pokoju i głośno trzasnęła za sobą drzwiami. Wazon na oknie lekko zadrżał, niebezpiecznie zbliżając się do krawędzi parapetu. Wiedziałam, że niebawem pożałuję tego, jak ją potraktowałam. Cynthia była królową zemsty i, wcześniej czy później, zapłacę za to, że nie chciałam analizować z nią mojego nieistniejącego związku z Jaredem.
- Kim! – usłyszałam znienacka głośne wołanie. Podskoczyłam jak oparzona, prawie spadając z tapczanu. Szybko otworzyłam oczy i wyjrzałam przez okno. Musiałam zasnąć, bo na dworze było zdecydowanie ciemniej i zaczął padać deszcz. – Kim! – zawołał ktoś ponownie.
- Tak? – odkrzyknęłam.
- Obiad! – odparł donośnie tata, a jego głos potoczył się echem po korytarzu. Jęknęłam i podniosłam się z łóżka, przeczesując palcami włosy, żeby choć trochę je rozczesać.
Starałam się zignorować Cynthię, która rzuciła mi mrożące krew w żyłach spojrzenie, kiedy pokonywałam ostatnie stopnie schodów. Niby patrzyła na magazyn trzymany przez siebie w rękach, jednak ja wiedziałam, że nie spuszczała ze mnie wzroku.
Po chwili wreszcie pokonałam niemożliwie długą drogę do kuchni, idąc jak najbliżej ściany, by być maksymalnie daleko od mojej młodszej siostry. Usiadłyśmy po przeciwnych stronach stołu. Jej ciemne oczy błyszczały groźnie. Nagle wyobraziłam ją sobie w stroju Darth Vadera, wydającą te dziwne, dyszące odgłosy. To zdecydowanie nie było dobre posunięcie, bo parsknęłam śmiechem i musiałam zakamuflować go serwetką.
- Co cię tak śmieszy? – spytał ojciec, odsuwając krzesło i siadając na nim.
- Nic – zdołałam wykrztusić pomiędzy napadami chichotu. Łatwo zaakceptował takie wytłumaczenie, bo rzucił mi tylko rozbawione spojrzenie i zaczął nakładać sobie porcję fasolki.
Obiad wyjątkowo przebiegał w ciszy. Tata i ja raczej woleliśmy słuchać niż prowadzić rozmowę, więc zazwyczaj posiłkom towarzyszyły głośne wymiany zdań mamy i Cynthii. Dzisiaj jednak mama była wyczerpana ciężkim dniem w pracy, a moja ciągle wściekła siostra milczała jak zaklęta, więc w domu Akalahów panował dziwny spokój.
Nieoczekiwanie Cynthia głośno odkaszlnęła, jakby miała problem z przełknięciem kawałka ziemniaka. Ten z pozoru niewinny dźwięk zabrzmiał wyjątkowo głośno. Mama poklepała ją lekko w plecy. Po chwili doszła do siebie i zaczęła wolno, niemalże z namysłem, przeżuwać kęs, ale dostrzegłam też w jej oczach coś na kształt znaku podjejmowania jakiejś ważnej decyzji.
- Cyn? – powiedziałam, patrząc na nią błagalnie, ale zdawała się tego nie usłyszeć. Albo może znowu mnie ignorowała?
- Kim potajemnie spotyka się z Jaredem Najerą! – wypaliła.
- Nieprawda! – zaprzeczyłam głośno.
- Dobra – przyznała ze złością. – Ale w szkole prawie się nie rozstają, a on odwozi ją do domu – wypaplała.
To ogłoszenie spowodowało, że w kuchni zapanowało milczenie, które ewidentnie oznaczało kompletny szok. Modliłam się w duchu, by już tak pozostało. Teraz to mama wyglądała tak, jakby krztusiła się jedzeniem.
- Co? – wydyszała i otworzyła usta ze zdziwienia.
- Kto? – odezwał się tata.
- Cynthia! – syknęłam, gwałtownie się rumieniąc i spoglądając w dół na mój niedokończony obiad.
Na dłuższą chwilę znowu zapadła cisza, aż w końcu mama spytała:
- Kim, czy to prawda? – Brzmiała tak, jakby miała ogromną nadzieję, że temu zaprzeczę.
- Po części – mruknęłam, czerwieniąc się jeszcze bardziej.
- Kto? – spytał ponownie ojciec.
- Nie sądzisz, kochanie, że ten chłopak jest dla ciebie troszeczkę za stary? – zapytała mama.
- Ma tyle samo lat co ja, mamo.
- Ale przez ostatnie parę miesięcy on... on tak strasznie urósł.
- Po prostu... urósł. Wielka mi rzecz – powiedziałam do mojego talerza.
- Kim, nie sądzę, że on po prostu urósł. Słyszałam, że ostatnio wmieszał się w całkiem podejrzane sprawy.
Otworzyłam szerzej oczy. Ja nic takiego nie słyszałam. Nie to, żebym w ogóle w to uwierzyła.
- Podejrzane sprawy? – powtórzyłam.
- M-hm – mruknęła potwierdzająco mama. – Głównie anaboliczne sterydy i hormony wzrostu.
- Kto ci to powiedział? – spytałam cicho.
- Słucham?
- Kto ci powiedział, że Jared wmieszał się w jakieś podejrzane sprawy?
- Pewne panie, z którymi pracuję – odparła takim tonem, jakby się tłumaczyła.
- Te stare plotkary nie znają nawet części prawdy, jeśli nie podstawi jej się im pod sam nos - poinformowała nas Cynthia. Przysięgam, ta dziewczyna miała chyba rozdwojenie jaźni czy coś takiego. Najpierw na mnie doniosła, a teraz niemal broniła. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem, ale tylko wzruszyła ramionami.
- Mówisz o moich przyjaciółkach – przypomniała jej szorstko mama – więc uważaj na to, jak się wyrażasz, młoda damo, bo inaczej się policzymy.
W reakcji na tę groźbę bez pokrycia Cynthia tylko wywróciła oczami. Mama wcale nie wydawała się tym zaskoczona i od razu z powrotem skupiła uwagę na mnie.
- Nie wspominając już o znacznie starszym chłopaku, z którym Jared się zadaje – Samie Uleyu. – Kiedy wypowiadała to nazwisko, prawie się wzdrygnęła. Z tym człowiekiem miałam do czynienia tylko raz, gdy wyprowadził Jareda ze stołówki podczas naszej pierwszej rozmowy. Musiałam przyznać, że nie wywarł na mnie korzystnego wrażenia, ale po sposobie, w jaki Jared o nim mówił – jakby był jakimś super bohaterem lub kimś podobnym – wyrobiłam sobie na jego temat całkiem niezłą opinię. Nie zamierzałam jednak tłumaczyć tego mamie.
- A co Sam ma z tym wspólnego? – powiedziałam ostro. Mama spojrzała na mnie, zaskoczona moim tonem.
- Beth Simmons była kiedyś najlepszą przyjaciółką nieszczęsnej pani Uley i doskonale pamięta, że to samo, co teraz dzieje się z Jaredem, działo się też z Samem. Wplątał się w jakieś podejrzane sprawy, zaczął brać sterydy i znikać na całe noce, nie wiadomo gdzie i nie wiadomo z kim. Przestał się również widywać ze wszystkimi swoimi przyjaciółmi. A jakby jeszcze tego było mało, odrzucił możliwość studiowania na uniwersytecie, żeby zostać w La Push i ożenić się z tą biedną dziewczyną z rezerwatu Makah, którą w zeszłym roku zaatakował niedźwiedź. Jeżeli to wszystko nie oznacza jakichś kłopotów, to ja już nie wiem, co o tym myśleć.
- Czy ty go kiedykolwiek spotkałaś, mamo? – spytałam szorstkim tonem, co nie zdarzało się zbyt często. Mama nadal mi się przyglądała, kompletnie zdziwiona moją nagłą śmiałością.
- Jestem dobrą znawczynią charakterów, kochanie. Nie musiałam go spotkać, by zorientować się, jaki w rzeczywistości jest. Na dodatek Sarah Miller pewnego dnia widziała go w towarzystwie Sama i innego chłopca, Paula, jak wszyscy kręcili się po lesie w samych szortach, a na dworze była temperatura poniżej zera! Powiedziała mi też, że ten cały Paul ma niezły charakterek.
Już miałam odpowiedzieć, ale wyprzedził mnie tata.
- Czy ktoś wreszcie raczy mi wyjaśnić, do cholery, o jakiego Jareda chodzi?
- To taki tutejszy chłopak, skarbie – poinformowała go mama łagodnym głosem. – Z marginesu społecznego. Z pewnością nie chcę, by nasza córka się z nim zabawiała.
Zachłysnęłam się wodą, którą zaczęłam pić dla uspokojenia nerwów. Zabawiała się? Czy ona mówiła poważnie?
- Zgadzam się – stwierdził stanowczo ojciec.
Nawet go nie znacie!, krzyczałam w duchu.
Obiema dłońmi złapałam blat stołu, starając się nie zemdleć. Co oni do mnie mówili? Czy właśnie zakazali mi spotykać się z Jaredem? Tak właściwie to jeszcze nie spotkałam się z nim w innym miejscu niż szkoła, nie licząc dnia, w którym poszedł ze mną na klif Osprey.
Moje obawy potwierdziły następne słowa mamy.
- Nie chcemy, żebyś widywała sie z tym chłopakiem, Kim – rozkazała. Słowo „chłopakiem” wypowiedziała tak, jakby był to eufemizm określający jakiegoś narkomana lub nałogowego alkoholika. Spowodowało to, że miałam ochotę coś uderzyć. – Dobrze? – dodała, chyba tylko po to, bym miała wrażenie, że wszystko zależy ode mnie.
Chciałam na nich nakrzyczeć. Chciałam wziąć jeden z talerzy z porcelanowej zastawy mamy i zniszczyć go gołymi rękami. Chciałam stanąć na stole i wrzasnąć z całych sił: „Ja go kocham! Już za późno, nie powstrzymacie mnie! Ja go kocham!”
Oczywiście nie zrobiłam żadnej z tych rzeczy, tylko cicho przeprosiłam i odeszłam od stołu, a następnie pobiegłam do swojego pokoju, gdzie zaczęłam wypłakiwać sobie oczy.
Po dwóch godzinach potopu słonych łez nieszczęścia i ignorowania wołania mamy oraz Cynthii, żebym otworzyła drzwi i wyszła na korytarz, pozbierałam się na tyle, by zadzwonić do Jareda i odwołać nasze plany.
- Halo? Kim? – usłyszałam w słuchawce jego śmiesznie podekscytowany głos. Wyraźnie bardzo się cieszył, że zadzwoniłam do niego w piątkowy wieczór.
- Cześć – odpowiedziałam drżącym głosem.
- Kim, co się stało? – powiedział szybko, tym razem brzmiąc na spiętego i poważnego. W reakcji na jego troskę łzy ponownie napłynęły mi do oczu i zaczęłam szlochać, przez co nie mogłam się odezwać. To chyba jeszcze bardziej go zaniepokoiło. – Kim? Nic ci nie jest? Gdzie jesteś? Dobrze się czujesz?
- Nie, nie, Jared, spokojnie, nic mi nie jest – udało mi się wykrztusić, ale jego mruknięcie oznaczało chyba, że mi nie uwierzył. – Dzwonię tylko po to, by powiedzieć ci, że jutro nie mogę nigdzie z tobą iść.
- Co? Dlaczego? Kim, co się stało? – Starałam się zignorować dreszcz, który przebiegł mi po plecach, gdy wypowiedział moje imię w ten szczególny sposób. Jeśli miałam znowu się rozpłakać, to nie wiedziałam, czy byłabym w stanie przestać.
- Ja po prostu... – walczyłam ze słowami – ja po prostu nie mogę się z tobą widywać – wyrzuciłam z siebie tak szybko, jak tylko potrafiłam, mając nadzieję, że wypowiedzenie tych słów będzie jak szybkie zdjęcie plastra – poboli przez parę sekund, ale potem przestanie.
- Ale... – zaczął tak smutno, że łzy ponownie napłynęły mi do oczu, ale natychmiast przerwał. – Twoi rodzice? – dodał po chwili. Pokiwałam tylko głową. Chociaż nie mógł tego zobaczyć, to ciszę uznał za odpowiedź twierdzącą. – W porządku, rozumiem – oznajmił. Nawet ja, pomimo że miałam ogromne problemy z rozszyfrowywaniem ludzi, usłyszałam w jego głosie kłamstwo.
- To dobrze – szepnęłam, biorąc do ręki chusteczkę i przykładając ją sobie do oczu. – Na razie, Jared.
- Na razie, Kim.
Czekałam na charakterystyczny odgłos zerwania połączenia, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Kim? – odezwał się po kilkunastu sekundach triumfującym głosem psotnika. Zdziwiła mnie ta jego nagła zmiana nastroju, ale byłam zbyt nieszczęśliwa, by się nad tym teraz zastanawiać.
- Tak?
- Nie daję sobie z tobą spokoju, rozumiesz? Obiecuję. Po prostu wiedz, że nigdy nie dam sobie z tobą spokoju.
Nie czekał na moją reakcję, tylko od razu odłożył słuchawkę i komputerowy głos oznajmił mi, że mam się rozłączyć i spróbować ponownie.
Nacisnęłam przycisk kończący rozmowę i rzuciłam telefon na podłogę. Ukrywszy twarz w poduszce, przysunęłam do siebie pudełko chusteczek i zaczęłam przygotowywać się do długiej, bezsennej nocy.
Usłyszałam odgłos charakterystycznych kroków Cynthii dochodzący z korytarza. Prawdopodobnie właśnie schodziła na dół, by położyć się spać na kanapie w salonie. Mogła się ze mną kłócić lub nie, ale nie miałam zamiaru wpuścić jej do naszego pokoju lub nawet się do niej odezwać. Bez żadnych skrupułów zgasiła najpiękniejsze światełko, które nieoczekiwanie zapaliło się w moim aż do bólu zwyczajnym życiu. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek zdołam jej to wybaczyć.
___________________________________________________________

Piosenka polecana przez autorkę do rozdziału numer dwanaście:
The Scientist w wykonaniu Coldplay
___________________________________________________________

Rozdział 12

Tap... tap... tap. Tap... tap... tap.
Podskoczyłam jak oparzona, przypadkowo zrzucając na podłogę pudełko chusteczek leżące obok mnie. Nieprzenikniona ciemność nocy w połączeniu z zamkniętymi powiekami była nieco dezorientująca. Jedyne źródło światła w pokoju stanowił elektroniczny budzik. Jego ekran, z którego sączyła się niebieskawa poświata, wskazywał dwudziestą drugą trzydzieści trzy.
Z jękiem obróciłam się na drugi bok i podciągnęłam koc pod brodę, próbując ponownie zasnąć. Było mi zimniej niż zazwyczaj, ale to pewnie dlatego, że tata postanowił ograniczyć nasze zużycie energii cieplnej do niezbędnego minimum, by oszczędzić sto osiemdziesiąt dziewięć dolarów rocznie.
Tap... tap... tap. Tap... tap... tap.
Podniosłam się szybko i rozejrzałam dookoła w poszukiwaniu źródła tego irytującego dźwięku. Siedziałam tak przez następne pięć minut, czekając, aż hałas pojawi się ponownie, jednak nic takiego nie miało miejsca. Z racji tego, że powieki same mi się zamykały, postanowiłam dać sobie spokój i z powrotem się położyłam.
Pomimo otaczającego mnie chłodnego powietrza po chwili znowu zanurzyłam się w odmęty sennych marzeń, ale po sekundzie jeszcze raz zostałam z nich gwałtownie wyrwana. Natychmiast usiadłam na łóżku i otworzyłam oczy tak szybko, że nawet słaby blask zegarka wywołał u mnie niekontrolowane mruganie i mrużenie. Jedyne okno w pokoju, które znajdowało się blisko mojego łóżka – Cynthia uznała, że ona marznie szybciej – było szeroko otwarte. Cienkie, wybladłe zasłony, które wisiały tu od momentu naszego wprowadzenia się, poruszały się niespokojnie pod wpływem wiatru wpadającego do środka.
Wymamrotałam pod nosem coś, co bardziej przypominało jakąś dziwaczną wiązkę przypadkowych słów niż normalne, spójne zdanie i postawiłam bose stopy na podłodze, odsuwając koc na bok. Następnie owinęłam go wokół siebie, by doszczętnie nie zmarznąć i ruszyłam w stronę okna. Drewniane deski wydały mi się o wiele zimniejsze niż zwykle. Zadrżałam i otuliłam się szczelniej kocem. Zaczęłam skakać na palcach, by dotykać podłogi jak najmniejszą powierzchnią ciała w jak najkrótszym czasie.
Cynthia.
W tej chwili myślałam tylko o tym, że miałam ochotę ją zabić. Ta dziewczyna była tak samolubna i zapatrzona w siebie. Troszczyła się jedynie o to, jak efektywnie zmusić cały świat do tego, by kręcił się wokół niej. A teraz, dlatego że się na mnie zezłościła, specjalnie otworzyła okno, bym zamarzła na śmierć.
Zerknęłam na jej łóżko i z zaskoczeniem stwierdziłam, że jej tam nie było. Najwidoczniej nadal wolała kanapę w dużym pokoju niż własny tapczan w pokoju, który dzieliła ze mną.
Nagle uderzyłam przednią stroną moich łydek w coś twardego i drewnianego. W miejscu zderzenia poczułam tak silny ból, że się potknęłam i wylądowałam na czymś niezbyt wygodnym.
- Co jest, do jasnej cholery?! – syknęłam i natychmiast zacisnęłam usta, by stłumić krzyk i podciągnęłam kolana pod brodę. Przez pośpiech i niepewne balansowanie pomiędzy jawą a snem zupełnie zapomniałam o krześle przy oknie, które tata zamontował dla mnie i Cynthii parę lat temu.
- Nigdy nie wyobrażałem sobie, jak przeklinasz – zakomunikował znienacka głęboki głos. – Nie wiedziałem też, że mi się to spodoba.
Z wrażenie prawie spadłam na podłogę, a serce podskoczyło mi do gardła. Teraz biło ono w rytm wypowiadania jednego imienia.
Jared. Jared. Jared.
Zarumieniłam się gorączkowo, ale na szczęście w ciemnościach chłopak nie mógł tego zauważyć.
- Zazwyczaj... nie klnę – wymamrotałam, cały czas dochodząc do siebie w związku z tą niespodziewaną wizytą.
- Zauważyłem – odparł żartobliwie, a oczami wyobraźni zobaczyłam, jak na jego ustach pojawia się zapierający dech w piersiach uśmiech. – Nie jesteś w tym dobra – dodał, a ja ponownie się zaczerwieniłam. Pospiesznie okryłam się też kocem, który spadł ze mnie podczas tego małego wypadku, bo było mi zimno.
- Nic ci nie jest? – spytał z troską.
- Tylko parę złamanych kości, nic poważnego – mruknęłam, zawstydzona tym, że widział mój niezdarny upadek. Usłyszałam, jak szybko wciągnął powietrze do płuc i poczułam nowy powiew wiatru, tym razem jednak dziwnie ciepłego. W nozdrza uderzył mnie intensywny, leśny zapach, a gorące palce zaczęły badać moje nogi. Ucieszyłam się jak głupia, że nie zapomniałam ich dziś ogolić.
W reakcji na niemalże parzący dotyk automatycznie się od niego odsunęłam. Wyczuwając mój dyskomfort, on także cofnął dłonie. Ledwie co widziałam zarys jego ogromnej sylwetki, klęczącej tuż przy krześle.
- Żart – wydyszałam. – To był tylko żart.
- Złamane kości wcale nie są śmieszne – odparł szorstko. Nie mogłam powstrzymać śmiechu w reakcji na ten ton. Jared rzucił mi tylko zirytowane spojrzenie.
- Wybacz – przeprosiłam. – Nie wiedziałam, że złamane kości to dla ciebie aż tak delikatny temat.
- Przeprosiny przyjęte – odpowiedział. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało. Nie potrafiłam zdecydować, czy była to cisza z rodzaju tych komfortowych, czy też nie.
- Jared? – powiedziałam w końcu.
- Tak? – odparł szeptem, naśladując mój głos.
- Dlaczego tu jesteś?
- Żeby cię uratować – wyjaśnił w taki sposób, jakby to było oczywiste.
- Hę?
- Chodź – wyszeptał, szybko podnosząc się na nogi. Wyglądało to tak, jakby nagle przypomniał sobie, po co tak właściwie tutaj przyszedł. Delikatnie wziął mnie za rękę i pociągnął lekko w górę, abym znalazła się w pozycji stojącej. Oboje staliśmy teraz naprzeciwko okna. Zimno wpadające do środka jeszcze bardziej potęgowało kontrast pomiędzy temperaturą otoczenia a naszych ciał.
- Dobrze się czujesz? – spytałam nieśmiało, mając nadzieję, że nie byłam niegrzeczna ani wścibska.
- Świetnie. A co? – W ciemnościach dostrzegłam biel jego zębów, które ukazał w szerokim uśmiechu.
- Chyba masz gorączkę. Poczekaj, miałam tu gdzieś termometr. – Chciałam się odwrócić i podejść do szafki, ale powstrzymał mnie jego silny chwyt.
- Kim, nic mi nie jest – zapewnił. – Musimy iść. I tak już pewnie jesteśmy spóźnieni.
- Spóźnieni? – powtórzyłam z zaskoczeniem.
- Tak, na film – wyjaśnił, odsuwając zasłony.
- Idziemy na film?
- Tak, ale nie do kina, tylko do domu Sama. – Na dźwięk tego imienia odruchowo się spięłam. Jared musiał to zauważyć, bo natychmiast powiedział:
- Twoi rodzice cię przed nim ostrzegali, prawda? – Brzmiał na złego. Pokiwałam niepewnie głową, uporczywie wpatrując się w kwiatki na tapicerce fotela. – Oni nic nie wiedzą... Nikt nie wie.
Dreszcz strachu przebiegł mi po plecach w reakcji na ten ponury komentarz.
- Nie czujesz się ze mną bezpieczna – dodał stanowczo. To nie było pytanie.
- To nie tak... Po prostu... nie powinnam przebywać w pobliżu ciebie – wyjąkałam, starając się jakoś mu to wytłumaczyć. – Tę zasadę właściwie już łamię, ale... moja mama naprawdę nie lubi Sama.
- Czy ona go w ogóle zna? – zapytał, brzmiąc teraz bardziej na rozczarowanego niż zdenerwowanego.
- Nie, ale słyszała pewne plotki – mruknęłam, niepewna, co powiedzieć.
- Ona się myli. Tak jak wszyscy zresztą.
- Chce mnie po prostu chronić. – Nie wiedziałam, dlaczego broniłam mamę, skoro postawiła mi to niesprawiedliwe ultimatum.
- Wierzysz, że będziesz ze mną bezpieczna?
Chciałabym powiedzieć, że miałam co do tego pewne wątpliwości. Jakaś normalna, racjonalnie myśląca osoba pewnie by tak zrobiła, ale ja nie. Nie było we mnie żadnej cząstki, która nie wierzyłaby, że Jared potrafi ochronić mnie przed każdym niebezpieczeństwem.
- Wierzę.
- To dobrze – powiedział i podniósł nasze złączone dłonie, żeby pocałować wierzchnią stronę mojej, co spowodowało, że zalała mnie fala jakiegoś dziwnego uczucia. Musiałam szybko się opanować, żeby zachować pionową pozycję. – Więc chodźmy.
Chłopak postawił jedną stopę na parapecie, puścił moją rękę i znienacka zniknął mi z pola widzenia.
Zatkałam usta dłonią, by stłumić wrzask.
- Jared? – syknęłam, wychylając się przez okno.
Usłyszałam jego chichot dochodzący gdzieś spode mnie, prawdopodobnie z ziemi... Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że znajdowałam się na pierwszym piętrze.
- Jared? – powtórzyłam.
- Skacz, Kim – powiedział wesołym tonem.
- Słucham? – zażądałam wyjaśnień, czując, jak ugięły się pode mną kolana.
- Nie pozwolę, by stało ci się coś złego, pamiętasz?
- Racja – potwierdziłam drżącym głosem. – Ale co z tobą? Przecież mogę cię... zgnieść.
Tym razem chłopak roześmiał się donośniej.
- Kim, na pewno mnie nie zgnieciesz. – Chyba starał się dodać mi otuchy, ale efekt popsuł kolejny napad wesołości, którego dostał przy końcu zdania.
- Jesteś pewien?
- Czy ty mnie widziałaś?
Musiałam przyznać, że miał nade mną pewną przewagę. Był o ponad stopę wyższy i ważył pewnie z jakieś trzydzieści kilogramów więcej niż ja.
- No dalej, bo inaczej zaczną oglądać film bez nas – nalegał niecierpliwie.
- A kto? – spytałam, chcąc zyskać na czasie, ale Jared oczywiście to wyłapał.
- Nie graj na zwłokę. Przyrzekam, że nie pozwolę ci upaść na ziemię... ani mnie zgnieść – dodał z nutką rozbawienia, której nie potrafił ukryć.
Biorąc głęboki oddech, który miał dodać mi odwagi, jednak tylko spotęgował i tak już olbrzymi strach, stanęłam na fotelu i obiema rękami złapałam parapet, żeby nie stracić równowagi. Następnie wychyliłam się przez okno, próbując nie myśleć o tym, w jakiej odległości znajdował się stały grunt. W tej chwili zaczęłam żałować, że kilka lat temu z powodu strasznej burzy tata ściął rosnące tu drzewo. Zdecydowanie łatwiej byłoby mi zejść po grubych gałęziach niż tak po prostu sobie skoczyć.
- Gotowy? – spytałam, z trudem oddychając. W moich żyłach głośno pulsowała adrenalina.
- Jak najbardziej – potwierdził Jared. W słabym świetle księżyca bardzo niewyraźnie widziałam jego postać stojącą na ziemi, ale zauważyłam, że wyciągnął ręce, w każdej chwili gotów mnie złapać.
Zamknęłam oczy, wstrzymałam oddech i... skoczyłam. Mój żołądek został na parapecie, podczas gdy reszta ciała znalazła się w powietrzu. Spadanie było jednocześnie niemożliwie długie i bardzo krótkie.
Gdy w końcu wylądowałam w ramionach Jareda, wydałam z siebie ciche westchnienie ulgi. Chłopak lekko ugiął kolana, by zamortyzować nasze zderzenie i mocno mnie do siebie przytulił.
- Jesteś cała? – zapytał, przyglądając mi się uważnie w poszukiwaniu potencjalnych zranień.
- Tak. A ty?
- Bezpieczny i niezgnieciony – zapewnił, a ja się zarumieniłam. Gdy ostrożnie postawił mnie na ziemi, tylko nieznacznie się zachwiałam, więc wszystko było w porządku. Po chwili złapał moją rękę i pociągnął przez podwórko w stronę pustego samochodu zaparkowanego po drugiej stronie ulicy.
- Pospieszmy się, to może zdążymy jeszcze na napisy z czołówki – powiedział. Nigdy nie widziałam go tak podekscytowanego. Otworzył mi drzwi od strony pasażera i wślizgnęłam się do środka. Zanim zdążałam skończyć zapinać pasy, on już siedział na miejscu kierowcy.
Jazda zajęła nam około trzech minut, bo Jared prowadził auto z oszałamiającą prędkością. W końcu zaparkowaliśmy przed jakimś domem. Nie paliły się w nim żadne światła, nie licząc małej lampy przy ganku.
Jared wyszedł już z samochodu, zanim do końca zahamował. Szybko złapał mnie za rękę i niemalże wywlókł na zewnątrz, a po chwili szliśmy w kierunku budynku. Chłopak nacisnął klamkę i od razu otworzył drzwi, nie zawracając sobie głowy pukaniem, co wcale mnie nie ucieszyło, bo miałam nadzieję, że dostanę chociaż te parę sekund na psychiczne przygotowanie się przed spotkaniem z okrytym niesławą Samem Uleyem.
- Jesteśmy! – zawołał Jared, niemalże śpiewająco. Zerknęłam na niego z zaskoczeniem, jednak on nie patrzył na mnie, tylko wpatrywał się w niebieskawą poświatę widoczną w drugim pokoju. – No nie, nie mogę uwierzyć, że zaczęliście bez nas! – dodał z wyrzutem. Nie potrafiłam stwierdzić, czy mówił serio, czy po prostu sobie żartował. Poprowadził mnie wzdłuż ciemnego korytarza w kierunku tajemniczego światła i dopiero w pewnej chwili zdałam sobie sprawę, że pochodziło z ekranu telewizora.
Wpadliśmy do pokoju z gracją nosorożców poruszających się po cienkim lodzie. Cóż, przynajmniej Jared wydawał się nosorożcem, a ja odgrywałam rolę małej fretki, którą ciągnął za sobą. Przystosowanie się do mroku panującego w pomieszczeniu zajęło moim oczom dłuższą chwilę, aż w końcu udało mi się skupić na niebieskim ekranie. Wkrótce zdałam sobie sprawę, że obok miejsca, w którym staliśmy, siedziały dwie osoby.
- Jaredzie Michaelu Najera – zabrzmiał kobiecy głos od strony kanapy – porwałeś ją?
Spojrzałam na niego z takim wyrazem twarzy jak ona, chociaż nie mogłam stwierdzić tego ze stuprocentową pewnością, bo kobieta ciągle skrywała się w ciemności.
- Kogo porwałeś? – syknęłam cicho do Jareda, mając nadzieję, że tylko on mnie usłyszy, jednak moje nadzieje okazały się płonne, bo w pokoju rozległ się donośmy śmiech trójki ludzi, przez co natychmiast się zarumieniłam.
- Ona myśli, że porwałem ciebie – wyjaśnił. Nagle poczułam się kompletnie głupio i spuściłam wzrok, wpatrując się w swoje buty. Wiedziałam, że wszyscy na mnie patrzyli, więc jak najszybciej musiałam wymyślić coś, co odwróciłoby ich uwagę od mojej osoby.
- Kazał mi wyskoczyć przez okno – wypaliłam. Podziałało, bo już się na mnie nie gapili.
- Jared! – Tym razem skarcił go męski głos.
- Kim – jęknął Jared, mocniej ściskając moją dłoń.
- Okno, Jared? Sam się prosisz o kłopoty? – Ktoś na kanapie wziął głęboki, uspokajający oddech.
- Złapałem ją – powiedział na swoje usprawiedliwienie, wzruszając ramionami. Zanim padły następne oskarżenia i obronne argumenty, drzwi otworzyły się gwałtownie i pojawiła się w nich czyjaś potężna sylwetka. Przybycie gościa, którego efektowne wejście dodatkowo polepszyły odgłosy szalejącej na zewnątrz burzy, pochłonęło uwagę wszystkich.
- Paul, jeśli jeszcze raz zepsujesz moje tylne drzwi, to przysięgam, że cię skrzywdzę – zagroziła kobieta.
Chłopak prychnął, ale zamknął drzwi o wiele delikatniej, tak, że szyba tylko lekko zadrżała. Ktoś siedzący na kanapie wyłączył telewizor i zapalił lampę, która rozjaśniła pokój, co sprawiło, że widziałam wszystko o wiele lepiej.
Na sofie przed nami siedziała przytulona do siebie para. Nie znałam mężczyzny, ale wyglądał niemalże tak jak Paul i Jared – te same krótkie włosy, ciemna karnacja i imponujące mięśnie – więc domyślałam się już, kim był.
Samem Uleyem.
Po chwili i tak się przedstawił, wyraźnie nieświadomy swojej reputacji. Zdjął ramię z dziewczyny, wstał i wyciągnął dłoń w moją stronę. Ostrożnie ją złapałam i postarałam się ukryć szok, który wywołała u mnie jego niemalże parząca – podobnie jak i u Jareda – skóra.
- Witaj, Kim – powiedział szorstkim, ale całkiem miłym głosem. – Nazywam się Sam Uley, a to moja dziewczyna, Emily Young – dodał, wskazując na kobietę siedzącą na kanapie. Kiedy wstała, natychmiast znowu ją objął i przyciągnął do siebie. Jego ramię zdawało się działać całkowicie automatycznie. Emily najwidoczniej była do tego przyzwyczajona, bo tylko się do mnie uśmiechnęła.
Gdy odwróciła się, by spojrzeć na Sama, pierwszy raz pokazała mi swój prawy profil. Ten widok znacznie mnie zaskoczył. Trzy żywoczerwone linie biegły wzdłuż jej – w ostatecznym rozrachunku ślicznej – twarzy, zahaczając o kącik oka i ust, co powodowało, że wyglądała tak, jakby cały czas się krzywiła. Na szczęście wcześniej, w domu weteranów wojennych, gdzie przebywał mój dziadek, napatrzyłam się już wystarczająco na wszelkie obrażenia, więc zamiast rozwodzić się nad tymi ranami, skupiłam się na jej ładnych, migdałowych oczach. Nieustannie się uśmiechała, więc nieśmiało zrobiłam to samo.
- Miło cię poznać, Kim – odezwała się, wyginając wargi w kolejnym uśmiechu. Pokiwałam tylko głową, pozwalając mojej wrodzonej małomówności wziąć nade mną górę.
W międzyczasie Paul krążył po salonie, szukając odpowiedniego miejsca do siedzenia. Był cały mokry i brudny, a krople deszczu skapywały z jego włosów i nogawek szortów. Nie miał na sobie koszulki.
- Przypuszczam, że już znasz Paula – zasugerował Sam. Kiwnęłam głową, unikając kontaktu z tym niezbyt przyjaznym osobnikiem.
- Biegałeś? – spytał Jared, unosząc brwi w reakcji na niechlujny wygląd przyjaciela. Paul chrząknął potwierdzająco, rzucając w moją stronę nieco wrogie spojrzenie i z rozmachem usiadł na fotelu stojącym obok kanapy.
- Paul! – zganiła go Emily, wyrywając się z uścisku Sama i szybko podchodząc do Paula, który właśnie ułożył się w pozycji półleżącej, a następnie złapała go za ucho i pociągnęła w górę. Nawet ja się skrzywiłam, kiedy chłopak szybko wstał, skowycząc. – Lepiej włóż na siebie jakieś suche ubrania, zanim choćby pomyślisz o siadaniu na moich fotelach.
Paul wyszarpnął ucho z chwytu dziewczyny i ciężkim krokiem podążył w kierunku tylnej strony domu. Znienacka rozległ się potężny odgłos łamania czegoś, tak silny, że aż zadrżały ściany. Emily wywróciła oczami i wróciła na miejsce obok Sama. Złapała jego rękę i wyglądała tak, jakby nic się nie stało.
- To co? Oglądamy? – spytała, wskazując na telewizor. Sam podniósł ze stolika do kawy jakieś pudełko z płytą DVD, które rzucił Jaredowi znajdującemu się przy odtwarzaczu. Chłopak złapał je bez patrzenia, z której strony nadleciało.
- Możecie z Jaredem zająć tę dwuosobową sofę – powiedziała Emily, pokazując mi jasnobrązową kanapę stojącą pomiędzy fotelem a drugim tapczanem. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i usiadłam jak najbliżej oparcia, podciągając kolana pod brodę. Film załadował się dość szybko i Sam przewinął napisy.
Po chwili wrócił Paul, ubrany już w suche spodnie, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Opadł na fotel, powodując, że sprężyny głośno jęknęły.
Oglądaliśmy ekranizację o nazwie „Resident Evil: Zagłada”, która stanowiła trzecią część jakiejś serii, więc nie miałam zielonego pojęcia, o co w niej chodziło. Na dodatek byłam chyba najbardziej strachliwą osobą na świecie, a seanse tego typu filmów niekorzystnie odbijały się na moim zdrowiu, więc nic dziwnego, że nie skupiałam się zbytnio na tym, co się działo na ekranie.
Gdy Jared zajął miejsce obok mnie, nasze ramiona ledwie się stykały. Z każdym naszym ruchem przez moje ciało przechodziła dziwna iskra, ale kiedy na opuszczonej stacji benzynowej zombie po raz pierwszy wyskoczył z szafy, nie wytrzymałam i z przytłumionych wrzaskiem schowałam głowę w kolanach. Po chwili poczułam na sobie ciepłe ramię Jareda.
Gdy następnym razem odważyłam się spojrzeć na telewizor, trafiłam akurat na fragment, w którym żywy trup pożerał jakiegoś biednego człowieka. Chciałam ponownie ukryć twarz, ale Jared ułożył swoją rękę tak, że zamiast na kolana, natrafiłam właśnie na nią. Musiałam przyznać, że było to o wiele przyjemniejsze, zwłaszcza że tak już pozostało.
Zasnęłam gdzieś pomiędzy zamykaniem oczu w momentach, w których tłumy zombie atakowały mojego ulubionego bohatera a napawaniem się przyjemnym ciepłem Jareda. Kiedy się obudziłam, dostrzegłam na ekranie napisy końcowe. Zamroczona podniosłam głowę i z zaskoczeniem odkryłam, że nadal byłam przytulona do Jareda.
Przez półotwarte powieki zobaczyłam, jak Paul się podniósł, ziewnął i przeciągnął, po czym skierował się w stronę tylnych drzwi, wymruczawszy ciche: „Na razie”.
- Chyba powinieneś zabrać ją już do domu, Jared – powiedziała Emily, brzmiąc na wyczerpaną. – Już prawie wpół do drugiej. – Poczułam, jak Jared pokiwał nade mną głową.
- Kim? – spytał.
- Mm? – odparłam, usiłując nie zamykać oczu.
- Mogę cię wziąć na ręce?
- Mm-hmm – westchnęłam, wdychając jego leśny zapach. Byłam zbyt zmęczona, by odczuwać zażenowanie lub zdawać sobie sprawę z tego, co się tak właściwie działo. Musiałam ponownie zasnąć, bo nagle wynosił mnie już z samochodu. Udało mi się podnieść powieki i ze zdziwieniem stwierdziłam, że znajdowaliśmy się w ogródku przed moim domem.
- Gdzie jest klucz? – spytał Jared, stawiając mnie na ziemi. Niebezpiecznie się zachwiałam, więc szybko objął moją talię i utrzymał na nogach.
- Żółw – mruknęłam. – Pod żółwiem. – Musiał zrozumieć, co miałam na myśli i podnieść kamienną figurkę żółwia znajdującą się parę kroków dalej, bo następnym dźwiękiem, który usłyszałam, był chrzęst metalu.
- Jesteś pewna, że to właściwy klucz? – spytał, poruszając klamką w dół i w górę. – Bo nie działa.
- Nie – westchnęłam, nagle sobie coś przypominając. – Tata zmienił zamki, bo przecież ostatnie zepsułeś.
Nie odpowiedział, tylko mocniej potrząsnął klamką, sprawiając, że całe drzwi zadygotały.
- Tylko tego też nie zepsuj – wymamrotałam, zataczając się lekko. Jared zaśmiał się cicho i zaczął mnie gdzieś prowadzić. – Dokąd idziemy? – spytałam przytłumionym przez ziewnięcie głosem.
- Do twojego pokoju – odpowiedział takim tonem, jakby to było to oczywiste. Gdy szliśmy przez wilgotny trawnik, przypadkowo wdepnęłam stopą w szczególnie błotniste miejsce, co bardzo mnie rozśmieszyło.
Oparłam się o niego, z powrotem zamykając oczy. Nagle zaszumiało mi w uszach, a następnie zalało mnie ciepłe powietrze.
- Kim, obudź się – usłyszałam znienacka cichy i spięty głos Jareda. Gwałtownie podniosłam powieki i podniosłam głowę, a przy okazji uderzyłam się o parapet.
Rozejrzałam się uważnie dookoła i dotarło do mnie to, że siedziałam w niewygodnej pozycji w fotelu przy oknie. W pokoju panował mrok, który zakłócało jedynie światło lampki stojącej na nocnym stoliku Cynthii. Po chwili dostrzegłam znajomą sylwetkę osoby, która siedziała sztywno na moim łóżku z rękami położonymi na kolanach.
- Kimberlee Qahlo Akalah.
Cichy, przerażająco brzmiący głos mojej mamy spowodował, że cofnęłam się do okna. Szybko spojrzałam za siebie, ale Jareda już nie było. Cieszyłam się, że przynajmniej jemu udało się wyjść z tej sytuacji bez szwanku, jednak z drugiej strony ja potrzebowałam cudu, żeby ujść z tego pomieszczenia z życiem.
- Coś ty najlepszego zrobiła?


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez iga_s dnia Wto 15:44, 24 Sie 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
nellkamorelka
Wilkołak



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Czw 22:12, 14 Sty 2010 Powrót do góry

Mogę sobie wyobrazić minę mamy Kim kiedy przyłapała ją na parapecie;) bezcenna hihi
muszę też przyznać, że Kim byłą bardzo odważna skacząc z okna, nawet w ramiona Jareda;)
kolejny świetnie przetłumaczony rozdział - trzymaj tak dalej i czekam na kolejne;)
dalej podtrzymuję swoją opinię, co do tego, że ten ff jest bardzo orzeźwiający:)
Nellka


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Czw 22:40, 14 Sty 2010 Powrót do góry

przeczytałam:
Cytat:
A Kirke pięknie mi wypunktowała swoje wrażenia.

i zaczęłam cichą modlitwę - Boże, spraw, żeby się nie okazało, że piłam przed komputerem... i Bóg sprawił... - żart jasna sprawa :)

Cytat:
gorące palce zaczęły badać moje nogi. Ucieszyłam się jak głupia, że nie zapomniałam ich dziś ogolić.
- kobiety - kto je zrozumie *stwierdza kirke przestając turlać się po podłodze*

bardzo zabawny rozdział...
mamy miłość i mamy pierwsze problemy... moment, w którym Kim zdradza, że Jared kazał jej wyskoczyć przez okno rozbroił moje poczucie rzeczywistości, choć rozumiem, bo są ludzie, dla których mogłabym to zrobić...
jest późno, a ja nie mogę się skupić - nie mogę się doczekać rozmowy z matką i oczywiscie zastanawia mnie czy widziała ona Jareda czy tylko Kim wślizgującą się przez okno...

dzięki igo :) za wspaniałe tłumaczenie :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zoya
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 14:14, 15 Sty 2010 Powrót do góry

Bardzo spodobało mi się to opowiadanie. Miła odmiana od Belli i Edwarda :) podoba mi się Jared przylepa :D z niecierpliwością czekam na kolejne odcinki :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nessa_Amelia
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Sty 2010
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 16:43, 15 Sty 2010 Powrót do góry

Hej :)
Doczekałam się upragnionego rozdziału i dostałam nawet niespodziankę w postaci kolejnego. Bardzo się ciesze, że nie porzuciłaś tłumaczenia, jak zaczynałam podejrzewać. Mam nadzieję, że udało ci się poprawić oceny i jesteś zadowolona ze swojej średniej. A jeśli chodzi o te rozdziały to zarówno mi się podobały jak i nie. Jak mohli tak postąpić jej rodzice, w życiu bym się tego nie spodziewała, a na koniec jak jej mama tam siedziała, jak ona wróciła. Jak można zakończyć w takim momencie ? To wsprost niedopuszczalne ! Cóżteraz będę czekała z jeszcze większym zniecierpliwieniem niż poprzednio na nowy rozdział i mam nadzieję, że teraz szybciej ci pójdzie tłumaczenie, ale nie pośpieszam i będę czekać tak długo jak trzeba.
Serdecznie pozdrawiam
I czekam ze zniecierpliwieniem
Ness


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Paramox22
Zły wampir



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 32 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD

PostWysłany: Nie 12:57, 17 Sty 2010 Powrót do góry

Nie miałam czasu komentować, więc zrobię to dziś. Mam nadzieję, że wybaczysz ;]

Podobają mi się relacje Kim - Cynthia. Sama mam siostrę, więc potrafię się wczuć w tą sytuację. Moje wcześniejsze podejrzenia co do charaktery Cynthi się potwierdziły. Prawie w każdym FF o miłości pojawiają się komplikacje. Zastanawiam się czy zakazanie spotkań jest najgorsze czy spotka ich coś straszniejszego. Ilekroć w opowiadaniu czy w życiu słyszę jakieś plotki, mam ochotę udusić. Stereotypy i niepotwierdzone informacje są straszne. Nienawidzę oceniania przez wygląd czy inne rzeczy, więc nie przepadam już za matką Kim. A ojciec? Usłyszał jakieś opowieści od żony i już w wszystko uwierzył, straszne. Jared jest świetny i chyba wie, jak uszczęśliwić dziewczynę. Pomysł z filmem był na pewno udany. Kiedy to czytam, nasuwa mi się jedno pytanie. Czy wszystkie istoty nadprzyrodzone, które zakochują się w człowieku, muszą być nadopiekuńcze? Ten instynkt chronienia, brak poczucie humoru co do zdrowia danej osoby. Jeśli to cecha wrodzona dla wszystkich wilkołaków czy nawet wampirów, to cieszę się, że te postacie nie istnieją w realnym świecie. Lubię, wróć, uwielbiam sforę. Wszyscy zachowują się tam jak w jakiejś szczęśliwej rodzinie. Jetem ciekawa, jak Jared otworzył drzwi. Jak by nie było, klucz nie pasował, więc znowu zepsuł zamek do drzwi? Na pewno dowiemy się w kolejnym rozdziale.
Rozdziały spodobały mi się co do treści i twojego tłumaczenia. Autorka zapewniła nam znowu trochę humoru. Pomysł z wpleceniem takich scen należy do udanych. Cóż byśmy zrobili bez głupiego poczucia humoru i braku orientacji.
Pozdrawiam,
paramox


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
krwawa_mary
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Paź 2009
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:00, 19 Sty 2010 Powrót do góry

Cytat:
Ucieszyłam się jak głupia, że nie zapomniałam ich dziś ogolić.
to mi się podobało najbardziej, ach te kobiety :D
podoba mi się rozmowa z Cynthią, jest taka... normalna :) i zapewnienie Jareda, że nie da sobie spokoju z Kim... to było "słodkie" i widzę go teraz jako silną osobę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
natzal
Człowiek



Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 15:06, 21 Sty 2010 Powrót do góry

Piękne... Po prostu piękne! Nawet jeśli były jakieś błędy nie zauważyłam ich, bo tak mnie pochłonęła treść xD To z nogami było niezłe... Kocham tą bezpośredniość kobiety :P Styl boski i postacie również świetne. Kiedy masz ferie? I kiedy dodasz coś nowego? Bo ja tu umieram z tęsknoty!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin