|
Autor |
Wiadomość |
marta_potorsia
Wilkołak
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 164 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostróda
|
Wysłany:
Śro 10:58, 12 Sie 2009 |
|
Dokładnie, nie zaniedbuj zdrowia. Będziemy potrzebować kontynuacji tego fenomenalnego ff. Jak się rozchorujesz i wena Cię opuści, to kto nam będzie pisać? No właśnie.
Rozdział jak zwykle genialny. Nie spodziewałam się, że wplączesz w to forum i fanów "Twilight". To może być ciekawe - wampiry będące w sojuszu z ludźmi. Tego chyba jeszcze nie było.
Cóż, jeleni puchar - nie jestem przekonana, czy to by zadziałało. Jakoś nie pasuje mi tu ta eduardowa "doskonałość". Ale ogólnie to cud, miód. :)
Także kobietko nie nadwyrężaj zdrówka i pisz dalej.
Pozdrawiam, Marta. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
NiepoprawnaRomantyczka
Nowonarodzony
Dołączył: 27 Lip 2009
Posty: 8 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 16:46, 12 Sie 2009 |
|
Po pierwsze dbaj o siebie! Bardzo schlebia mi, że zamieszczasz dla nas nowe rozdziały, ale jednak odrobina egoizmu od czasu do czasu nie zaszkodzi. Pomyśl o sobie :)
Rozdział wydał mi się jakiś krótki, ale to chyba tylko wrażenie
Podziwiam Laurie, jej postawa mnie zaskoczyła. Wydawała mi się spokojną, delikatną kobietką, która żyje w swoim błogim, idealnym świecie, a tu potrafiła się dostosować do takiej niekomfortowej sytuacji. Zaimponował mi również Robert. Pomógł dojść do siebie Laurie, a potem ta rozmowa z Bellą, bajeczna :) Pomimo, że poszedł w odstawkę okazał klasę i nawet życzył swojej byłej szczęścia z jej mężem. Niesamowite Zmiana punktu widzenia z chłopaka na przyjaciela też przebiegła mu całkiem sprawnie Przyznam szczerze, że stał się bardzo dobrym przyjacielem. Troszczył się o nią, martwił się o nią, zapunktował u mnie Pomysł Stephanie jest ryzykowny, ale jak to kiedyś zasłyszałam: jest ryzyko, jest zabawa i wierzę, że wszystko pójdzie dobrze Nie wiem tylko a co chodzi z tym jelenim pucharem, ale przypuszczam, że zdradzisz nam tą tajemnicę, później
Życzę powodzenia przy pisaniu kolejnych rozdziałów.
Pozdrawiam
NR. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Szarlotka
Nowonarodzony
Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 20 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 19:54, 12 Sie 2009 |
|
Jak zwykle nie wiem co napisać. Twoje rozdziały są super ale to juz wiesz z poprzednich komentarzy :)
Po tym rozdziale coś mi sie widzi że Robert i Laurie będą razem... Ale to tylko moj pomysły i zupełnie sie nimi nie interesuj.
Zupełnie nie wiem o co chodzi z tym jelenim pucharem ale może coś przeoczyłam, mam nadzieje że pojawi sie to w następnym rozdziale z rozległym wyjaśnieniem.
Zdrowia i weny życzne
Pozdrawiam Sz. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Tanita
Człowiek
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 54 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 20:21, 12 Sie 2009 |
|
ech, i co ja mam zrobić? byłam przyzwyczajona do przechodzenia z rozdziału do rozdziału a teraz kiedy jestem przy tym 11 i na razie ostatnim nie mogę przejść do kolejnego. :( no niestety, trzeba będzie cierpliwie czekać. Ale z tego co widzę, nie zwalniasz. Szarlotko, ja również sądzę, że Robert i Laurie będą razem. Nurtuje mnie ciągle parę pytań: Czy oni się ujawnią? O co łazi z tym jelenim pucharem? Kiedy będzie kolejny rozdział? Ale oczywiście odpowiadaj tylko na to ostatnie^^. Gratuluję egzaminu i czekam na następne częśći |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
mrówka
Nowonarodzony
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 27 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 22:29, 12 Sie 2009 |
|
reinigen składam pokłony Tobie i twojej wyobraźni!
Może zacznę od początku, a mianowicie to muszę Cie przeprosić, ponieważ jak tylko zaczęłam czytać pierwszy rozdział to na dzień dobry się zraziłam, chociaż zraziłam to złe słowo, przestraszyałm się, bo ja po prostu myślałam, że to będzie o Robercie, a kiedyś coś takiego zaczęłam czytać i nie przeszłam nawet do końca 1 rozdziału , no ale w przypadku Twojego opowiadania to dokończyłam czytanie z bardzo prostego powodu: Twój styl i to jak czarujesz słowem! No a na końcu rozdziału czekała niespodzianka:
- Pozwól, że przedstawię ci moją dziewczynę - Robert wysunął mnie do przodu. - Oto....
- Bella... - wyrwało się z bladych ust Stephenie.
I tym sposobem zyskałaś sobie we mnie stałego czytelnika :)
Naprawdę pisanie wychodzi Ci znakomicie! Już nie mówię "tylko" o stylu pisania, ale o tym jak zbudowane jest to opowiadanie, u Ciebie wszystko jest ułożone w logiczną całość, chociaż na początku ciężko jest sie doszukać logiki to jednak w dalszych rozdziałach wszystko jest wytłumaczone, a przynajmniej to co powinniśmy wiedzieć na danym etapie.
Kurcze dziewczyno, to jak rozbudziłaś moją ciekawość, no nie da się tego opisać! I szczerze przyznam, ze nawet nie próbuje się domyślać kto i po co porwał Renesme, bo Ty i tak na pewno nas zaskoczysz! Niby coś wiemy , coś podejrzewamy, Ty coś wyjaśniasz, ale i tak niczego nie możemy być pewni bo gdzieś jest jeszcze jakieś niedopowiedzenie, nieśwaidomośc bohaterów. A co do bohaterów to tak się zastanawiam co z Alice, brakuje mi jej troche, z reszta za Rosalie również tęsknie :( Mam nadzieje, że niedługo coś sie wyjaśni odnośnie tej dwójki no i Jaspera oczywiście.
A tak na koniec to napisze, że nie mogę się doczekać żeby przeczytać sposobu w jaki opiszesz ich walkę z Volturi, oczywiście o ile do takowej dojdzie, no ale tym zdaniem rozbudziłaś moje nadzieje:
- Kochanie... - powiedział cicho, a jego głos był równie opanowany, co stanowczy. - Czy naprawdę po wyprawie do Volterry zamierzasz zostawić tam kogoś żywego?
Także tym optymistycznym akcentem kończę moją wypowiedź
Pozdrawiam,
mróweczka |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ahawa
Wilkołak
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 132 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Śro 22:38, 12 Sie 2009 |
|
Oj Reni! Ty naprawdę się wykończysz! A tego chyba nikt nie chce! :*:*
Kochana odpocznij troszeczkę, my nie poumieramy tak szybko, co prawda wiadomo, ze ciekawość strasznie zżera, ale chyba damy rade;p Bynajmniej tak uważam
A co do powiadania, to bardzo mnie interesuje ten pomysł Esme, bo nie wiem o co chodzi <co>
I tak właśnie nie mogę się skupić, jak czytam Edward i Robert, już wszystko mi się miesza;p;p
I tak szkoda mi tego biednego Emmeta... dość, że bez Rosie, to jeszcze go jakiś głupi wampir pogryzł...
A Carlisle imponuje mi tak samo, jak zawsze;d;d
hihihi:)
Pozdrawiam kochana i naprawdę się tak nie przemęczaj, bo sie wykończysz!!
:*:*:* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Akarii
Nowonarodzony
Dołączył: 01 Sie 2009
Posty: 26 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z tęczy...
|
Wysłany:
Czw 15:37, 13 Sie 2009 |
|
Hm. Muszę przyznać, że robi się coraz ciekawiej. Ale po kolei.
Na początek, to muszę powiedzieć,że żal mi Emmetta. Zawsze był z Rose, a teraz ich rozdzielili, a on nawet nie wie, czy z nią wszystko w porządku. A muszę przyznać,że bardzo lubię tego "starego Emmetta", strasznie mi go brakuje, z nim zawsze wesoło.
Teraz kwestia Roberta. Bardzo mi zaimponował, mimo że jest słabym człowiekiem, pokazał, że można na niego liczyć. I nie powiem,że jakby coś się zaczeło dziać między nim, a Laurie, to bym była zadowolona. ;D Naprawdę, wspaniały z niego człowiek.
I jak zwykle kończysz w takim momencie. To powinno być karalne. :P
Jezu, jak mnie ciekawość zżera, co się dzieje z Nessie i Alice. I w ogóle chciałabym wiedzieć, co Volturi sobie myślą. I dlaczego tak postępują?
No, teraz może przejdę do mniej optymistycznej części. Strasznie ciężko będzie Cullenom pokonać Volturi. W końcu to potężna, stara rodzina. Ale nie mówię,że będzie to niemożliwe. Jest Carlisle, Edward też jest.
Z tymi ludźmi to sama nie wiem. W sumie to rzeczywiście, ich Volturi nie będą się obawiać. Ale cóż innego mi pozostaje, niż czekać na następną część i tym samym rozwój akcji. ;D
Pozdrawiam serdecznie, a do tego życzę weny i sił do pisania. :*
Akarii |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Akarii dnia Czw 15:42, 13 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
dotviline
Wilkołak
Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Czw 20:22, 13 Sie 2009 |
|
Kochana Moja!
Musisz mi wybaczyć opóźnienie w czytaniu i słaby komentarz, który zaraz nastąpi, ale niestety jestem teraz bardzo zaaferowana milionem pomysłów w mojej głowie i nie do końca łapę rzeczywistość...
Dobry rozdział. Nie jest może najwyższych lotów i nie plasuje się wśród Twoich najlepszych, ale dobrze się go czyta. Jak dla mnie nie wnosi za dużo, ale jest dobrym "przerywnikiem"! :)
reinigen napisał: |
Nagle zrozumiałam, co miał na myśli. Od chwili, gdy w salonie naszego mieszkania pojawili się Carlisle, Esme i Emmett, zupełnie zapomniałam, że wcześniej byłam w związku właśnie z nim. Moja rodzina i moje małżeństwo było czymś tak oczywistym, że Robert był dla mnie już wyłącznie przyjacielem, choć dla niego sytuacja była z pewnością bardziej skomplikowana.
- Robert... - powiedziałam nagle. - Przepraszam cię za to wszystko. Naprawdę, nie miałam pojęcia...
- Przestań, proszę – przerwał mi. - Nie winię cię za nic. To oczywiste, że odnalazłaś swoje miejsce i cieszę się z tego razem z tobą. Ale potrzebuję... zamknięcia. Potrzebuję wypowiedzieć pewne rzeczy na głos.
- Oczywiście – zgodziłam się potulnie.
- Nadal znaczysz dla mnie bardzo wiele – powiedział cicho, pochylając się lekko w moją stronę, choć z całą pewnością nie była to przeszkoda dla wampirzych uszu. - Ale doskonale rozumiem, że w tej sytuacji możemy być wyłącznie przyjaciółmi. Życzę ci szczęścia i powodzenia. I żałuję, że nie mogę walczyć po waszej stronie, ale wiedz, że całym sercem jestem z wami. Mam nadzieję, że odnajdziecie się nawzajem i pokonacie... Volturi.
Widziałam, że ciągle pewną trudność sprawia mu rzeczywiste wymawianie imion, które do tej pory znał jedynie ze scenariusza. Ale i tak podziwiałam jego odwagę.
- Dziękuję – odparłam. - To dla mnie bardzo ważne. Już jesteś moim najdroższym przyjacielem i również życzę ci wszystkiego dobrego.
- Bella... - szepnął nagle. - Proszę cię, uważaj na siebie... |
Wiesz, że Cię za to kocham? Ubóstwiam i wielbię! Masz moje pełne uznanie za pomysł pomieszania dwóch światów, a za Roberta padam na kolana... :*
reinigen napisał: |
Patrzyliśmy, jak siada za biurkiem i sprawnie uruchamia komputer. Błyskawicznie połączyła się z internetem i znalazła właściwą stronę, po czym zalogowała się na niej z wprawą, wyraźnie wskazującą na robienie tego już wielokrotnie. |
Przedstawiłaś Stephanie dokładnie tak jakbym ją sobie wyobrażała. Ciepłą kobietę pełną zwariowanych i spontanicznych pomysłów, a mimo to rozsądną i odpowiedzialną. Brawo! :D
reinigen napisał: |
- To nonsens! – prychnął Emmett. |
Zachwycające, jak wielki Miś zrobił się cynikiem... :) Moje uznanie rzecz jasna.
Ciekawa jestem, co z Rosie, Allie i Jazzem, no i oczywiście jeszcze Jake... Moje ukochane postacie ostatnich tygodni... :D Postać Renesme jakoś nigdy do mnie nie trafiła...
Mam nadzieję, że Twój organizm szybko się zregeneruje po tych zawirowaniach z nocami i egzaminem, i szybko wrócisz do nas z nową energią i kolejnymi rozdziałami... :D
Pozdrawiam! :* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
lirru
Człowiek
Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 87 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z nieba spadłam:)
|
Wysłany:
Pią 11:20, 14 Sie 2009 |
|
śledzę ten tekst i muszę powiedzieć, że masz coraz więcej fanów. mnie też można śmiało zaliczyć do tego grona :D
twój tekst jest strasznie nieprzewidywalny i szokujący, podoba mi się też lekki styl jakim operujesz :)
nad postaciami nie ma sensu się długo rozpisywać, bo wszystkie są raczej kanoniczne. Szkoda mi tylko Emmetta, bo tyle biedak przeżył...
w akcji podoba mi się to, że wszystko nie kręci się wokół miłości B&E, ale zaangażowana jest w to cała rodzina. Uznałabym nawet że wątek B&E jest poboczny, a całość kręci się wokół akcji ratowniczej i odwetowej w jednym.
Te wszystkie wątki poboczne, jak np. R&Em (wiem że strasznie się ich uczepiłam, ale co zrobić :D ), są doskonałym uzupełnieniem całego tekstu i świetnie go urozmaicają.
weny życzę i dużo czasu na następne rozdziały:D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
siwo278
Nowonarodzony
Dołączył: 18 Kwi 2009
Posty: 29 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 16:28, 14 Sie 2009 |
|
Szkoda, że natrafiłam na to ff dopiero teraz... ale z drugiej strony mogłam wręcz wchłonąć 11 rozdziałów za jednym razem :D i po prostu nie wiem co powiedzieć… wow… trzy bliźniaczki, które porwały Ness i wymazały pamięć Edwardowi i Belli. (i na dodatek porwały Jacoba ? Po co Volturi wilkołak… dla towarzystwa Ness… czy po prostu tak go pojmali bo nie chciał oddać swej ukochanej bez walki)
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału… ciekawe czy ich plan zebrania pomocy się powiedzie… no i czy w ogóle uratują resztę rodziny… a może ktoś zginie? (lub zginą wszyscy?)
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mells
Zły wampir
Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 16:44, 14 Sie 2009 |
|
Reni, jak zawsze genialnie.
Rozdział przeczytałam od razu jak się pojawił, ale nie skomentowałam. Poprostu nie wiedziałam co mam napisać. Na klawiaturę pcha mi się zwykły jednolinijkowiec a Twoja twórczość zasługuje na wiele więcej. Chciałabym napisać, że jest genialnie jak zawsze, że mi się podoba. Bo brakuje mi słów, żeby wyrazić jak ten FF na mnie działa.
Kiedy widzę nowy rozdział zaczynam piszczeć lub niekontrolowanie szybko oddychać. To chore - wiem. Ale na każdą część czekam z dziką niecierpliwością, więc jeżeli kiedyś zejdę na zawał to będzie ty tylko i wyłącznie Twoja wina.
Rozdział mnie ... zaskoczył. Zresztą jak zawsze. Strasznie się boję o to, co będzie jak pojadą do tej nieszczęsnej Volterry. Czy przeżyją? Czy znajdą Rosalie, Alice, Jaspera? No i Nessie... Czy na tych we Włoszech też zadziały trojaczki? To w sumie by tłumaczyło dlaczego pozowolili im zostać mając wszystkie myśli jak na dłoni... Ktoś z nich umrze? Właściwie to zastanawiałam się nad tym, bo skoro nie zabili Cullenów i zadali sobie trud pilnowania ich to mieli w tym jakiś cel. Więc czy teraz ich zabiją? Z drugiej strony jest to już inna sytuacja... Volturi będą się bronili... To będą straaaaaszne rozdziały.
Czekam na następny,
p,
B. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mells dnia Pią 16:45, 14 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Maya
Wilkołak
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!
|
Wysłany:
Sob 0:59, 15 Sie 2009 |
|
Trafiłam tu przypadkiem, i ... boże, aż sie cała w środku gotuję, przeczytałam to z wypiekami na twarzy, rany, ... normalnie zaraz wybuchnę :)
Rose i Jasper zagineli, Reneesme też, Emmett przygasł (.!. tu się załamałam ;(), Alice u Volturi, :( To jest genialne, ale boję sie co będzie w następnych rozdziałach, mam nadzieję, że nikt z mojej kochanej rodzinki Cullenów nie zginie, chciała bym żeby wszyscy się już odnależli.... a ta laurie... ona nie jest czasem jedną z trojaczków ? emm, dobra truję głupoty, to chyba z braku snu, no ale ogólnie całe opowiadanie naprawdę mocno mną wstrząsneło, bardzo mi się podoba :)
Veny życzę i niecierpliwie czekam na kolejne rozdziały :)
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Maya dnia Sob 1:01, 15 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
reinigen
Nowonarodzony
Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 29 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lbn
|
Wysłany:
Nie 17:39, 16 Sie 2009 |
|
Po pierwsze - dziękuję wszystkim, którzy przejęli się stanem mojego zdrowia i kazali o siebie dbać :) Cudowna rzecz, mieć tyle troskliwych opiekunek Raz jeszcze dzięki, postaram się zastosować do rad, obiecuję! Ale jeszcze kilka egzaminów mnie czeka (no, dwa właściwie), więc mogę bywać taka trochę nie bardzo, wybaczcie.
A teraz, póki mam siłę, skrobnę choć słówko odpowiedzi na komentarze:
ajaczek - jeśli nie widać błędów, bo treść pochłania za bardzo, to chyba dobrze jest :) Właśnie o to mi zawsze chodziło: tak wprowadzić czytelnika w inny świat, aby zapominał o drobnych niedociągnięciach typu literówka czy podwójna spacja. Ortografów raczej nie robię, więc cieszę się, że nic innego nie wybiło Cię z rytmu czytania i dzięki za wytrwałość - jesteś chyba jedną z najwierniejszych czytelniczek tego opowiadania :)
Maryś - już wiesz, jak egzamin i znasz mój do tego stosunek. A błędy zdarza mi się przecież robić, bo zmęczenie albo szybkość pisania plącze palce i wychodzą jakieś dziwne twory nieludzkie :) Mimo to nigdy jakoś nie korzystałam z bety... w sumie nawet nie wiem, dlaczego. Przydatna funkcja przecież, a jednak ja jakoś odpuściłam z góry...
nieznana - muszę Cię, kochana, nieco zawieść, bo tak szybko jednak nie przystąpimy do walki z Volturi. Wiem, przeciągam wszystko ponad miarę, ale na tym mniej więcej polega sens opowiadania. Zanim Cullenowie staną twarzą w twarz z Volturi, jeszcze wiele rzeczy musi się wydarzyć. Mam nadzieję, że wystarczy Ci cierpliwości, by tego doczekać, bo przyzwyczaiłam się do Twoich przemiłych komentarzy :)
Taka_Ja - wiesz, mi się zawsze wydawało, że Stephenie w swoich oryginalnych powieściach potraktowała ludzi nieco po macoszemu... Oprócz Belli, wszystkich przedstawiła jako słabych, obarczonych licznymi wadami i często złośliwych nieuczków, a szkoda. Wydaje mi się, że przy odpowiednim nastawieniu i odpowiednim doborze postaci, ludzie mogą być bardzo wampirom pomocni, a czy będą? Sama się przekonasz już niedługo :)
Souris - właśnie! Ja UWIELBIAM tworzyć takie kosmiczne sploty wydarzeń, w których jedno łączy się z drugim, każda najmniejsza cząsteczka ma swój sens i rolę, a i tak czytelnik widzi cały obraz dopiero na końcu, kiedy już mu się wydaje, że wszystko wie. Takie było "Teonanactl", moje ukochane opowiadanie (trylogia właściwie), w które włożyłam całe serce, a zyskałam serce drugie. Potem napisałam jeszcze trochę rzeczy, ale tu postanowiłam wrócić do mojego ulubionego stylu i bardzo się cieszę, że Tobie, Mysza, się to podoba :) Ściskam Cię serdecznie, Ty cukrze mały :)
Niunia:* - myślę, moja droga, że Zafrina jeszcze się pojawi, ale na to będzie trzeba jeszcze troszkę poczekać. Na pewno nie zamierzam zostawić tej sprawy nierozwiązanej, obiecuję :) A co do uśmiercania kogokolwiek... no cóż, jeśli teraz cokolwiek zdradzę, to zepsuję całą zabawę, więc chyba lepiej, żebym milczała. Zaufaj mi, a mam nadzieję, że się nie zawiedziesz. A jeśli się zawiedziesz, to pozwalam Ci oficjalnie walnąć mnie w łeb :)
marta_potorsia - jakże mogłabym, mieszając światy, zapomnieć o forum, fanach i tego typu sprawach?! Tak naprawdę, to oni dają życie całej serii "Twilight", a także oni mają największe możliwości i chęci pomocy swoim ukochanym Cullenom. Tutaj co prawda nie wiedzą, komu pomagają, ale pomagają i tak. Bo jakoś mi się wydaje, że przy całej perfekcji wampirów, ludzie też nie są tacy źli
NiepoprawnaRomantyczka - już w następnej części dowiesz się, moja droga, o co chodzi z jelenim pucharem :) A co do Laurie i Roberta - znowu twierdzę, że ludzie nie są tacy źli i że naprawdę mogą się wampirom przydać. Naprawdę uważam, że sama S. Meyer nie doceniła ich wystarczająco, pisząc swoje powieści. Skupiła się na istotach niezwykłych, bo taki też był sens książki, jednak ja mogłam poprowadzić to po swojemu i przydać ludziom choć odrobinę wagi. Cieszę się, że mnie za to nie potępiasz :) Pozdrawiam serdecznie!
Szarlotka - nic nie przeoczyłaś, kochana :) Wszystko a propos jeleniego pucharu wyjaśni się już w kolejnej części. Ba! Nie dość, że nic nie przeoczyłaś, to jeszcze zauważyłaś dużo więcej, niż powinnaś Twoje domysły odnośnie Laurie i Roberta nie są do końca bezpodstawne, ale przecież to od nich tylko zależy, czy zdecydują się na coś więcej... Ja mogę tylko obserwować i opisywać :)
Tanita - nowa czytelniczka, jak cudownie :) Witam Cię, kochana, w moim świecie i ściskam serdecznie i powitalnie :) Oczywiście nie odpowiem na większość Twoich pytań, ale na to ostatnie rzeczywiście mogę - nowa część pojawia się zwykle co tydzień, plus minus dwa-trzy dni, jeśli nie mam akurat dostępu do internetu albo mam za dużo na głowie. Tym razem również tak będzie, więc nowego rozdziału można się spodziewać we wtorek, ewentualnie środę. Czyli bardzo niedługo :) Pozdrawiam!
mrówka - och, kochana, nie musisz mnie przepraszać! Wiele osób zraził pierwszy rozdział, ale po przeczytaniu następnych - uważasz, że mogłam zacząć inaczej? Taki pomysł się narodził i tak już pozostało, a ja mam zaszczyt gościć w gronie swoich czytelników tylko tych najwytrwalszych, co bardzo sobie cenię :) Także witam i Ciebie w tym szlachetnym gronie, ściskam powitalnie i zapewniam, że wszystkie wątki, w tym wątek Rosalie, Alice i Jaspera, wyjaśnią się w swoim czasie :)
Ahawa - haha, nikt nie wie, o co chodzi z jelenim pucharem i w tym cała rzecz! Ale obiecuję, że wszystko a propos pomysłu Esme wyjaśni się już w następnej części, którą dodam przecież niebawem (wtorek, środa, tak przewiduję). Także odrobinę cierpliwości. Emmetta też mi żal, ale pozostaje mieć nadzieję, że los i dla niego coś dobrego szykuje...
Akarii - no wiem, zamotałam kosmicznie, ale obiecuję, że wszystko będzie się w miarę czytania wyjaśniać. Do ostatniej chwili, oczywiście, jak to u mnie Bardzo chciałabym Ci odpowiedzieć na Twoje pytania, ale po pierwsze zepsułabym zabawę, a po drugie - sama jeszcze nie znam wszystkich odpowiedzi. Cała rzecz klaruje mi się powoli i w miarę pisania, więc cóż... wszystko się może zdarzyć :) Słowa banalne, ale tutaj bardzo prawdziwe :) Pozdrawiam Cię serdecznie!
dotviline - takich przerywników będzie jeszcze kilka, podejrzewam. W każdym rozdziale staram się coś ciekawego zamieścić, ale aktualna sytuacja Cullenów trochę i im, i mnie związuje ręce. Właściwie na razie nie pozostawało im nic innego, jak czekać, omawiać strategię i szukać pomysłów. Teraz zaczną tę strategię realizować, jednak do chwili ostatecznego starcia jeszcze trochę daleko, a i ono, śmiem twierdzić, nie będzie do końca przewidywalne. Wszystkim Wam uciekło kilka bardzo ważnych rzeczy, które oczywiście na koniec będą miały kolosalne znaczenie :) Postaram się zamieścić jeszcze parę podpowiedzi, jednak podejrzewam, że jak zwykle będą tacy, których końcówka zaskoczy :) Dziękuję Ci za komentarz, wcale nie był słaby. Mnie - przewidywalnie - bardzo ucieszył :)
lirru - i Ciebie witam w moim świecie, szalenie mi miło, że zdecydowałaś się do nas dołączyć :) Masz rację, postaci są kanoniczne siłą rzeczy, jednak już niebawem pojawią się też osoby zupełnie nowe i mam nadzieję, że zostaną zaakceptowane tak łatwo, jak przyjęto pomieszanie światów, które zawsze wydawało mi się najbardziej ryzykownym pomysłem. A co do nieprzewidywalności... ja sama uwielbiam czytać nieprzewidywalne, tajemnicze opowiadania, w których wszystko wyjaśnia się na końcu. I takie też opowiadania staram się pisać :) To cudowne, że nie jestem w tym sama i mogę się z Wami podzielić wariackimi pomysłami. Pozdrawiam!
siwo278 - witam wśród czytelniczek, moja droga! :) Nie żałuj, że trafiłaś tu dopiero teraz. Gdybyś trafiła wcześniej, narzekałabyś, że musisz tak długo czekać na ciąg dalszy, jak to robią moje najstarsze czytelniczki, a i tak sporo jeszcze rozdziałów przed nami. Mi natomiast niezmiernie miło witać nowych gości w moim świecie i każdy wywołuje uśmiech na mojej twarzy :) Na pytania Ci nie mogę odpowiedzieć, bo nie chcę psuć zabawy. Mogę jedynie obiecać, że wszystko się w swoim czasie wyjaśni. Pozdrawiam!
Bells15 - to wcale nie chore, tylko niesłychanie pochlebiające! Nawet nie wiesz, jak ogromnym komplementem jest Twoje zachowanie! Co więcej - jako jedyna zwróciłaś uwagę na pewną rzecz, która w końcowym rozrachunku okaże się kluczowa do rozwiązania zagadki! Nie powiem Ci jednak, o czym mówię, bo za dużo mogłabym zdradzić. Ale serdecznie gratuluję i bardzo Ci dziękuję za komentarz :) Straaaaaaasznie pozdrawiam! :)
Maya - witam Cię, kochana, najserdeczniej! Bardzo się cieszę, że dołączyłaś do grona moich czytelniczek, bo każda nowa postać jest tu jak najmilej widziana i oczekiwana :) Co więcej - mimo że komentarz pisałaś tak późno, to jednak wcale nie gadasz bzdur i myślisz bardzo logicznie. Prawdę mówiąc zdziwiłam się, że nikt wcześniej nie posądził Laurie o bycie jedną z trojaczków :) Przecież są ku temu powody! Ale czy to się okaże prawdą? Tego powiedzieć nie mogę :) Mimo wszystko - gratuluję dociekliwości, przy moich opowiadaniach jest ona niezmiernie ważna. Pozdrawiam serdecznie! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Shira
Nowonarodzony
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 32 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
|
Wysłany:
Pon 21:08, 17 Sie 2009 |
|
Mam spore zaległości w komentowaniu, ale to nie oznacza, że nie czytam :) Nie miałam po prostu odpowiedniej ilości czasu, żeby skomentować Twoją pracę tak, jak na to zasługuje. Nawet nie wiesz, jak ciężko napisać coś konstruktywnego, gdy klawiatura sama pisze słowa: "rewelacja", "genialnie","cudownie" itp :D
Nie wiem, jak to robisz, ale ani jedna z wykreowanych przez Ciebie postaci mnie nie drażni. Twoi bohaterowie są dojrzalsi, bardziej barwni od pierwowzorów. Zastanawia mnie jaką stworzysz Nessie - minęło kilkanaście lat, musi więc być już dorosłą dziewczyną.
Bardzo mnie cieszy, że szykuje się poważna walka ... oj, będzie się działo :D Z jednej strony nie mogę się jej doczekać, a z drugiej wolałabym żeby nie nastąpiła zbyt szybko, bo to zapewne będzie oznaczało koniec Twojego opowiadania, a to mi się wcale nie uśmiecha
Podoba mi się wizja ewentualnego związku Roberta i Laurie ...bo aż mi się szkoda biedaczka zrobiło i dobrze by było, gdyby mógł się "pocieszyć" u czyjegoś boku :) O ile oczywiście mu na to pozwolisz :)
A tak poza tym, tak dla odmiany, cała reszta też mi się podoba :D Nie mogę znaleźć żadnego minusa, zresztą po co miałabym go szukać? Jest świetnie. Dziękuję, że piszesz :) Pozdrawiam i życzę dużo dobroczynnego snu i energii. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
reinigen
Nowonarodzony
Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 29 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lbn
|
Wysłany:
Śro 20:03, 19 Sie 2009 |
|
Shira - nie martw się zaległościami, mnie jest zawsze miło, jak zobaczę Twój komentarz, bez względu na to, co zawiera :) A już to, że żadna ze stworzonych przeze mnie postaci Cię nie drażni, jest szczególnie ważne, bo sama wiem, jak to jest, gdy się czyta opowiadanie pełne irytujących bohaterów. Najchętniej udusiłoby się co niektórych. Cieszę się, że udało mi się tego uniknąć i pozdrawiam Cię serdecznie!
cz. 12
Kawa.
Wtedy przypomniałam sobie coś, co kompletnie wypadło mi wcześniej z głowy. Było to jedno z licznych, drobnych wydarzeń, które miały miejsce podczas mojej znajomości z rodziną Cullenów. Z oczywistych względów książki Stephenie nie opisywały naszego życia krok po kroku, a o takiej drobnostce nie warto było wspominać, ale tym razem rzeczywiście mogło nam to uratować życie.
To było chłodne popołudnie. W naszym domu przebywało wówczas mnóstwo gości, którzy mieli dać świadectwo dla Volturi, że moja córka nie jest tym, za kogo ją uważają. Wszyscy nasi przyjaciele zebrali się w salonie Cullenów, debatując nad sposobami uniknięcia walki i zakończenia całej sprawy w sposób polubowny, a ja nie zwracałam na to większej uwagi, pochłonięta wówczas nauką rozciągania swojej tarczy na moich bliskich. A był to czas, gdy próbowaliśmy przekonać Renesmee do smaku zwierzęcej krwi, a ona ciągle kręciła nań noskiem. Nie zawsze mogliśmy wyjść na pełne zabaw polowanie z Jacobem, jednak moja córeczka musiała się posilać regularnie, więc przechowywaliśmy na tę okazję zapasy krwi upolowanych wcześniej zwierząt i próbowaliśmy namówić małą na jej picie. Tego dnia to Esme przyniosła jej metalowy, wypełniony aromatyczną krwią kubeczek i, głaszcząc jej jedwabiste włoski, zachęcała do jedzenia. Zaciekawieni tym wydarzeniem przybysze zwrócili głowy w ich stronę, a Garrett spytał, cóż takiego podajemy dziewczynce.
- Jeleni puchar – roześmiała się wówczas Esme. – Serwuje go tylko jedna kuchnia na świecie! Moja, oczywiście. Ktoś jeszcze ma ochotę spróbować?
Nie pamiętałam tego zupełnie, ale teraz, słysząc te same słowa w pokoju Stephenie, całe wydarzenie stanęło mi przed oczami, jakby to było ledwie wczoraj. Może i inni przypomną sobie wszystko na dźwięk tego subtelnego hasła? Może zgłoszą się na porcję jeleniego pucharu do jedynej kuchni, która go serwuje...?
Gdy Esme opowiadała tę historię Stephenie, ja próbowałam zapanować nad dławiącym mnie w gardle uściskiem, który pojawił się z chwilą wspomnienia o mojej córeczce. Wzruszenie i tęsknota rozdzierały mi serce, ale wiedziałam, że teraz muszę skupić się na opracowaniu i wykonaniu idealnego planu. W ten sposób całe zło, uczynione przez Volturi, zostanie naprawione, a ja będę mogła znowu zamknąć Renesmee w ramionach.
- Edward! – zawołał nagle od progu chłopięcy, uradowany głos.
Obróciłam się ku niemu z uśmiechem. W drzwiach stał roześmiany Seth z błyszczącymi radością oczami i potarganą głową. Błyskawicznie podbiegł do Edwarda i uścisnął go serdecznie, jakby witał brata lub choćby najlepszego przyjaciela. Wiedziałam, że zawsze bardzo lubił mojego męża, ale na widok jego prawdziwie uszczęśliwionej twarzy zrozumiałam, jak silne było to przywiązanie. Ten chłopiec naprawdę za Edwardem tęsknił! Choć nie był członkiem rodziny, choć nie miał powodów przejmować się naszymi losami, to wciąż, po piętnastu latach, kochał swojego przyjaciela tak samo, jak na początku. Nowe wzruszenie na kilka sekund przyćmiło moje poprzednie myśli.
- Jak dobrze, że jesteś cały... – wymruczał Seth, poklepując Edwarda po plecach z miną rozanielonego szczeniaka. – Chciałem przyjść wcześniej, ale Leah była zmęczona i zmieniła mnie na zewnątrz dopiero teraz. Żadnych obcych śladów – dodał jeszcze, zwracając się do Carlisle’a.
- I ja się cieszę, że cię widzę, przyjacielu – odparł z uśmiechem Edward. – Dołącz do nas, próbujemy stworzyć strategię...
W kilku słowach opowiedziano Sethowi wszystkie nasze dotychczasowe pomysły. Słuchał uważnie, kiwając głową i od czasu do czasu marszcząc jasne brwi. Gdy Edward wspomniał o zebraniu armii przyjaciół, oczy Setha rozbłysły tak wyraźnie, że na ten widok przejął mnie krótki dreszcz. Ten chłopiec był jeszcze taki młody...
Nie, to bzdura. Znowu myli mi się rzeczywistość... Seth miał teraz trzydzieści lat, choć nadal wyglądał na wyrośniętego podlotka. Jego skóra pozostała gładka i smagnięta słońcem, włosy gęste, a ruchy idealnie sprężyste, choć wiek powinien je już spowolnić. Jednak jak mogłam myśleć o nim jak o dorosłym człowieku, skoro widziałam skorego do zabaw nastolatka?
- Może wilki odpowiedzą na nasze wezwanie? – powiedział cicho, gdy Edward skończył przedstawiać mu plan. – Może jeszcze umieją się przemienić?
- Jak to? – spytałam, nie rozumiejąc ani słowa.
- Już od dawna nie ma w Forks wampirów – uświadomił mi Carlisle. – Wilki mogły pozostać w ludzkiej postaci. Tylko Seth i Leah postanowili do nas dołączyć, reszta raczej... odetchnęła z ulgą. Nie wiadomo, czy jeszcze w ogóle potrafią zmienić kształty.
- Jacob... – szepnęłam.
Dopiero teraz uderzyła mnie świadomość, że mój przyjaciel zaginął całe lata temu i może wyglądać zupełnie inaczej. Jeśli przez ten czas ani razu nie zmienił się w wilka, to w tej chwili jest dorosłym mężczyzną, którego mogłabym nie rozpoznać na ulicy. Jak mam go odnaleźć, nie wiedząc, czego szukam?!
- Jestem pewien, że żyje – powiedział mi Seth, błędnie odczytując moje przerażenie. – Nie wiem, gdzie. Ale na pewno żyje. A pozostałe wilki wezwiemy, gdy tylko znajdziemy się w Forks. Może zdecydują się nas poprzeć.
Zza bandaży, spowijających ciągle twarz Emmetta, dobiegło nas kpiące prychnięcie. Domyśliłam się, że mój szwagier nie wybaczył sforze tak łatwo. Musiał się na nich srogo zawieść, gdy wszyscy odmówili pomocy w poszukiwaniu naszej trójki. Swoją drogą, dziwne było, że nie pomagali też w poszukiwaniach Jacoba...
Coś zaczynało mi się układać, zaczynałam widzieć jakieś obrazy, których z niczym nie umiałam połączyć. Nagle zapachniało mi domem, naszym kamiennym domkiem u skraju lasu, a zaraz potem mdłym, słodkawym aromatem czegoś starego i kruchego. Słyszałam delikatny, zwiewny jak zefirek szept o łagodnej, uspokajającej barwie. Słyszałam też czyjś zniecierpliwiony, gniewny głos i znowu odpowiedź tego słodkiego szeptu. Szept miał w sobie piękno, siłę i spokój, więc wytłumił tamten suchy, nieprzyjemny głos, który w końcu zamilkł, naburmuszony. A potem szept znowu zwrócił się do mnie, upajający i miękki. Jaka szkoda, że nie umiałam rozróżnić słów...
- Bella! – zawołał ktoś obok mnie.
Potrząsnęłam głową, wyzbywając się połamanych fragmentów marzeń. Nade mną stał zdziwiony, lekko zaniepokojony Edward, a ja nie wiedziałam już, czy poprzednie obrazy były wspomnieniami, czy jakimś realistycznym snem. Zauważyłam za to, że ułożenie osób w pokoju zupełnie się zmieniło. Stephenie, Laurie i Robert, reprezentujący w tym pomieszczeniu dumną rasę ludzką, chodzili po pomieszczeniu niespokojnie, każde z telefonem komórkowym przy uchu. Mówili coś do swoich rozmówców szybkim, stanowczym głosem. Edward co jakiś czas podrzucał im szybko kilka słów, Carlisle i Esme błyskawicznie surfowali po internecie, czegoś usilnie poszukując, Emmett sprawnie chował rozrysowane mapy do tekturowych tub. Setha nie było, choć nie mogłam sobie przypomnieć, żeby wychodził. Dopiero po chwili zrozumiałam, że Carlisle przez internet sprawdza stan naszego domu w Forks i szykuje powrót, a Edward uzupełnia dane w rozmowach ludzi z ich rzecznikami i menadżerami.
- Nie zagram, chory – mruknął skrótowo do Laurie w odpowiedzi na jej pytające spojrzenie.
- Claude jest zupełnie niedysponowany, rozłożyła go jakaś paskudna grypa – zaznaczyła natychmiast Laurie, uciszając jakiś jazgotliwy sopran w swoim telefonie. – Sprowadź mi Jeanne, ona zna wszystkie utwory i jest doskonała! Tak, jestem absolutnie pewna, że...
Wyłączyłam uwagę, wreszcie ogarniając całą sytuację. Gdy patrzyłam na zmarszczone w skupieniu czoła i słyszałam zdecydowane głosy naszych przyjaciół, powoli rodziła się we mnie pewność, że nasz plan zostanie perfekcyjnie zorganizowany. Działali tak sprawnie i szybko, że niewielką grupą mogliby rządzić światem.
- Załatwione! – zakrzyknęła radośnie Stephenie, odkładając słuchawkę od ucha. Laurie uśmiechnęła się do niej pogodnie znad swojego telefonu i rzuciła swojemu rozmówcy jeszcze parę słów po francusku, po czym zakończyła połączenie, a Robert niemal równocześnie zrobił to samo. – Wszyscy trochę narzekają na krótkie terminy, ale ostatecznie już za tydzień mamy spotkanie z fanami Twilight.
- Na którym czas umilać będzie muzyka Laurie Cross – zaśmiała się Laurie.
- A jako specjalna atrakcja Robert Pattinson rozda parę tysięcy autografów – skłonił się dwornie Robert. – Za równy tydzień.
- Kampania reklamowa rozpocznie się jeszcze dziś w nocy – Stephenie natychmiast usiadła do laptopa i połączyła się z odpowiednią, zabezpieczoną stroną, na której już pojawiały się propozycje grafiki do plakatów. – Jutro każda stacja telewizyjna wyemituje nagranie z zaproszeniem, w którym pojawi się nasze hasło. Każde znaczące miasto w Stanach dostanie co najmniej jeden billboard z jelenim pucharem. Każde radio zachęci do jego spróbowania...
Mrucząc, bez zastanowienia wybierała kolory i zaznaczała je szybkimi kliknięciami. Po ekranie kursowała też druga strzałka, najwyraźniej poruszana przez anonimowego dla nas grafika, który od razu zatwierdzał projekt. Na naszych oczach powstawał wzór billboardu, który już jutro zdobić miał elektroniczne wyświetlacze między innymi na Times Square. Byłam pełna podziwu dla tego biznesu i szybkości działania zaangażowanych ludzi. W dodatku, gdy tylko Stephenie skończyła zabawę grafiką, przełączyła się z powrotem na obserwowane wcześniej forum i sprawdziła odpowiedzi pod swoim postem, a ja oniemiałam z wrażenia. W ciągu godziny otrzymaliśmy prawie setkę odpowiedzi!
Ponieważ czas nas gonił, nie mogliśmy spokojnie przeczytać wszystkich wpisów. Dlatego Stephenie ustąpiła miejsca przed laptopem Edwardowi, który błyskawicznie przebiegł wzrokiem po całej stronie i po kilkunastu sekundach powiedział:
- Tylko dwie odpowiedzi mogą nam się przydać.
Po czym przesunął stronę do zaznaczonych miejsc. Wszyscy pochyliliśmy się nad ekranem.
- To nie jest śmieszne, ja naprawdę myślę, że z moim sąsiadem coś jest nie w porządku – odczytała na głos Stephenie. – Może głupieję, ale odkąd się tu wprowadził (trochę ponad pół roku temu), w lasach zaginęło już pięciu turystów! W dodatku pierwszy raz od lat rozpętała się tu burza z piorunami i deszcz padał prawie tydzień! Farmerzy byli zachwyceni, ale ja widziałam, jak mój sąsiad tuż przed burzą stał na werandzie, jak zwykle w cieniu, i wpatrywał się w idealnie czyste niebo z przechyloną głową i dziwną miną. Piorun podczas burzy uderzył w drzewo pana R., stojące na granicy obu posiadłości. Jabłka z tego drzewa spadały często na trawnik mojego sąsiada i pan R. wchodził do niego bez pytania, żeby je pozbierać. Mój sąsiad zawsze miał mu to za złe. Teraz drzewa nie ma, ale wszyscy uznali to za zbieg okoliczności. Ja myślę, że może to jednak było coś innego...
Stephenie uniosła brew. Wszyscy popatrzyliśmy po sobie porozumiewawczo i zdaje się, że pomyśleliśmy o tym samym, bo Edward nagle się uśmiechnął, pokiwał głową i radośnie wypowiedział na głos imię, które od razu skojarzyłam po treści posta:
- Benjamin.
- Naprawdę myślisz, że zrobiłby coś takiego? – wahała się jeszcze Esme.
- Myślę, że nie miałby z tym większych problemów – Edward wzruszył ramionami. – Nigdy nie przywiązywał większej wagi do zakazów Volturi, zawsze chciał żyć pośród ludzi i jakoś to do niego podobne. Warto choćby sprawdzić.
- No dobrze, a ta druga odpowiedź? – wtrącił się Carlisle.
Edward przesunął kursor nieco w dół i zaznaczył odpowiedni fragment tekstu. Znowu to Stephenie pochyliła się nad komputerem i odczytała go na głos.
- To było moje pierwsze skojarzenie po przeczytaniu “Twilight”! My też mamy w szkole trójkę rodzeństwa, którzy nigdy nie chodzą na lekcje w słoneczne dni i zawsze mają świetne usprawiedliwienie od matki, za każdym razem inne! Nie mają ojca, ale mam wrażenie, że ich mama jest od nich niewiele starsza. W każdym razie bardzo młodo wygląda. Nawet jakiś czas przyglądałam się im uważniej, zwłaszcza najmłodszej dziewczynie, która chodzi ze mną do klasy i odkryłam, że ona nigdy nie je obiadu w stołówce, ani nie nosi ze sobą kanapek. Jedyny problem to to, że oczy ich wszystkich są ciemnoniebieskie, a nie złote. Szkoda, może miałabym koło siebie jakieś wampiry :)
Na tym wiadomość się kończyła. Moim zdaniem była jeszcze mniej wiarygodna niż poprzednia, ale Carlisle wyglądał na poruszonego i szczerze zaciekawionego. Edward natomiast delikatnie się uśmiechał i był zupełnie spokojny. Czyżby już po tej chaotycznej wypowiedzi był pewien, że znaleźliśmy coś ważnego?
- Mają ciemnoniebieskie oczy – zauważyłam z naciskiem.
- No właśnie – uśmiechnął się jeszcze szerzej Edward.
- CiemnoNIEBIESKIE, kochanie – powtórzyłam raz jeszcze, starając się nie afiszować z własnym sceptycyzmem.
- Dokładnie! – Edward wyglądał na autentycznie zadowolonego. – U ilu ludzi widziałaś ciemnoniebieskie oczy? Zwykle są albo jasne, albo po prostu niebieskie! Ale wampiry nie mogłyby włożyć takich jasnych szkieł, bo ich oczy wyglądałyby na fioletowe. Ergo...
Dopiero, gdy to powiedział, zrozumiałam ich tok myślenia i uderzyła mnie niespodziewana nadzieja. A jeśli w ten prosty sposób rzeczywiście znaleźliśmy już dwa siedliska wampirów, w tym jednego znajomego nam od lat? To byłoby cudowne, bo Benjamin na pewno zechciałby nam pomóc w rozgrywce z Volturi. Ufnie podniosłam oczy na Edwarda. Wyglądał na spokojnego i zadowolonego, co upewniło mnie, że nie znaleźliśmy się w sytuacji bez wyjścia.
Teraz do komputera zasiadł Emmet. Biegły w technicznych sprawach, natychmiast wytrzasnął skądś odpowiedni program i nie minęły dwie minuty, jak mieliśmy adresy IP obu komputerów, z których napisano interesujące nas posty. Emmet znalazłby je nawet szybciej, ale komputer nie nadążał za jego ruchami i spowolnił akcję o dobre kilkadziesiąt sekund. Tak czy inaczej, mieliśmy już mocny punkt wyjściowy do poszukiwań. I zaczątki planu, który zaraz podsumował Carlisle.
- Wyjeżdżamy za godzinę. Po ciemku możemy jechać szybciej, ruch będzie mniejszy. Pojedziemy do Forks, ale po drodze wstąpimy pod ten adres... – postukał paznokciem w nazwę miasteczka, z którego pisała do nas dziewczyna, chodząca z trójką niebieskookiego rodzeństwa do szkoły. – Nie będziemy musieli specjalnie zbaczać z trasy, to całkiem niedaleko. Porozmawiam z nimi i zobaczymy, co uda się zrobić.
- Nie kojarzysz ich? – upewniłam się.
- Nie, nigdy nie słyszałem o czwórce wampirów w tej okolicy – pokręcił głową. – Ale warto to sprawdzić. Robert i Laurie zostaną tutaj, u Stephenie, raz z wilkami...
- Jak to? – wzburzony nagle Seth wstał z miejsca i spojrzał na Carlisle’a ze zmarszczonymi brwiami. – Nie jedziemy do Forks?!
- Nie teraz – wyjaśnił mu Carlisle. – Musicie chronić Stephenie jeszcze do czasu konferencji. Potem wszyscy dołączycie do nas w Forks i zobaczymy, kto odpowie na wezwanie...
Tak naprawdę to właśnie ten fragment planu był najbardziej ryzykowny. Jeśli nikt nie przyjedzie nam pomóc, to stracimy sporo czasu, siedząc bezczynnie w Forks. A jeśli ktoś od Volturi poweźmie jakiekolwiek podejrzenia, to wszyscy jesteśmy spaleni...
- Jestem pewna, że wasi przyjaciele staną na wysokości zadania – powiedziała pokrzepiająco Stephenie, jakby wyczuła moje wątpliwości.
- A Benjamin? – przypomniała Laurie, o której obecności prawie wszyscy zapomnieli.
- Żyje w cywilizacji, wiadomość o jelenim pucharze na pewno do niego dotrze – Carlisle zebrał mapy do specjalnej tuby. – Powinien skojarzyć fakty. A my nie mamy teraz czasu na podróż do Teksasu. Nadłożylibyśmy za dużo drogi.
- Poradzicie sobie? – spytała nagle Esme, patrząc na Roberta i Laurie z niepokojem i troską.
- Oczywiście! – obruszył się Robert. – Nikt nas nie tknie.
- Tylko by spróbowali... – mruknął pod nosem Seth. – Ja to ja, ale Leah jest w takim nastroju, że wydrapałaby oczy komuś, kto tylko krzywo by na nich spojrzał.
Było mi nieswojo na myśl o rozstaniu z naszymi wiernymi druhami, ale wiedziałam, że ta chwila była nieunikniona. Nie mogliśmy ich narażać, wożąc ze sobą w niebezpieczne miejsca. Do czasu konferencji ochronią ich wilki, a potem będą już bezpieczni, bo żaden Volturi nie odważy się zaatakować ich publicznie. A jeśli plan się uda...
Wolałam nawet nie snuć takich marzeń. Już i tak za bardzo bałam się porażki i polegania na bezbronnych, kruchych przyjaciołach, niepotrzebne mi było dalsze rozpamiętywanie naszych słabych punktów. Jedyna rzecz, która podtrzymywał mnie w nadziei i dodawała otuchy, to obecność mojego Edwarda, który stale zdawał się kontrolować moje samopoczucie krótkimi spojrzeniami i uściśnięciami dłoni. Teraz na przykład stanął tuż za mną i zamknął mnie w klatce ciepłych, mocnych ramion, a ja od razu odruchowo zamknęłam oczy i poddałam się złudnej błogości.
Wyjechaliśmy po godzinie, w ostatniej chwili notując jeszcze jeden adres do sprawdzenia po drodze. Ktoś pisał o dziwnym pustelniku, żyjącym od kilku lat na obrzeżach stanu i bardzo pięknym, mimo wyraźnego zniszczenia przez jakieś złe przeżycia i upływu lat. Miał być strażnikiem niewielkiego obszaru parku narodowego.
Do ostatniej chwili Seth trzymał się blisko Edwarda, po cichu omawiając z nim jakieś szczegóły postępowania do momentu konferencji, a Laurie, mimo oczywistego wyczerpania twardo odmawiała położenia się do łóżka i garnęła do Esme. Co więcej, wampirzycy jej obecność wyraźnie pomagała, bo ilekroć Laurie coś jej łagodnie mówiła lub bezwiednie dotykała jej chłodnego ramienia, Esme uśmiechała się szczerze, na chwilę zapominając o zmartwieniach. Uśmiechnęłam się także, bo Laurie była jedną z najbardziej pozytywnych osób jakie spotkałam.
Gdy wszyscy się żegnaliśmy, Robert przytrzymał mnie w ramionach nieco dłużej, przelewając otuchę i siłę, której tak bardzo było mi trzeba. Zauważyłam krótkie zmarszczenie brwi Edwarda, który spojrzał na nas w tym momencie. Nie wiem, o czym mój przyjaciel wtedy pomyślał, ale wyraźnie nie spodobało się to mojemu mężowi, więc postanowiłam nie pytać. Ale i tak dowiedziałam się szybciej, niż oczekiwałam.
- Meksyk – powiedział skrótowo Edward, zatrzaskując za sobą drzwi samochodu po stronie kierowcy.
Westchnęłam, już wiedząc, o co chodzi. Nic jednak nie powiedziałam, tylko udałam, że interesuje mnie widok za oknem, gdzie właśnie Stephenie wpychała Emmetowi laptopa na tylne siedzenie drugiego auta. Edward nie dał niestety za wygraną i obrzucił mnie szybkim spojrzeniem.
- Nie mam zamiaru niczego ci wyrzucać – powiedział spokojnie, choć wyczułam ukrywane przez niego emocje. – Chciałem tylko zapytać... widziałem przed chwilą wspomnienie Roberta o jednej z waszych nocy...
- Edward, proszę...
- Nie, nie! – potrząsnął głową. – Po prostu ono nagle się urwało i zobaczyłem z daleka kobietę o burzy ciemnorudych włosów, znikającą błyskawicznie za jakimś rogiem... Kto to był?
- Recepcjonistka z hotelu – zdziwiłam się tą nagłą zmianą tematu. – To ona przyjmowała nasze zgłoszenie i wskazała nam wynajęty domek. Sylvia chyba, czy jakoś tam. Czemu nagle...
- Skojarzyła mi się z jedną z trojaczków – powiedział szybko.
Zamilkłam. Przez jedną krótką sekundę wstrząsnął mną dreszcz trwogi i z prawdziwą nieufnością pomyślałam o Robercie. Ale zaraz potem przypomniało mi się co innego.
- Niemożliwe – powiedziałam stanowczo, sama nie wierząc we własną ulgę. – Ona na sto procent była człowiekiem. Pokazywała nam drogę, bez problemów przechodząc przez solidnie nasłoneczniony teren i tylko ja byłam pod parasolem. Jestem pewna, że jej skóra nie tylko nie lśniła, ale była opalona na oliwkowo, a włosy miała farbowane.
Edward kiwnął głową, nie odwracając wzroku od jezdni. Przez chwilę panowała całkowita cisza, podczas której przetrawiałam chwilowy lęk. Samo napomknięcie o tych piekielnych trojaczkach przerażało mnie wystarczająco, a jeszcze myśl, że Robert mógł mieć z nimi coś wspólnego... To odebrałoby mi rozum. Ale teraz rozsądek wrócił i byłam już pewna, że nic takiego nie miało miejsca. Było mi wręcz wstyd za samą siebie. Jak mogłam tak szybko zwątpić w uczciwość człowieka, któremu jeszcze godzinę temu powierzyłabym swoje życie? A jeszcze bardziej niepokojące było nastawienie Edwarda. To czytanie w myślach, ta podejrzliwość, te sugestie... Czyżby mój mąż przez zwykłą zazdrość nie mógł spojrzeć na Roberta obiektywnie?! Ja przecież potrafiłam bardzo polubić Laurie, mimo niewątpliwego uczucia, jakim obdarzyła mojego ukochanego.
- Przepraszam cię... – odezwał się nagle Edward. – To nie było w porządku, nie powinienem był...
- Już jest ok – mruknęłam.
- Nieprawda. Niepotrzebnie powiedziałem to tak oskarżycielsko – przygryzł wargi, ale na mnie nie spojrzał. – Widziałem myśli Roberta już wcześniej, nie było w nich śladu podstępu ani złej woli. O tę dziewczynę mogłem cię zapytać inaczej...
To prawda, mógł. I wolałabym, żeby to zrobił. Widocznie jednak uprzedzenia brały czasem górę i nawet mój mądry, doświadczony i nieśmiertelny mąż ulegał ludzkim, małostkowym słabościom. Choć był moją ostoją, czasem i on potrzebował wsparcia. Dlatego tylko sięgnęłam dłonią ku jego długim palcom, obejmującym gałkę skrzyni biegów i uścisnęłam je krótko. Wszystko było dobrze. Najważniejsze, że jesteśmy razem i umiemy przyznawać się do własnych błędów. I, chociaż podejrzliwość Edwarda na moment zmroziła mi krew w żyłach, przed samą sobą nie mogłam ukryć jednego: jego zazdrość nadal szalenie mi schlebiała.
A teraz, pokrzepieni nowymi zadaniami jak ożywczą kofeiną, ruszaliśmy w stronę domu... |
Post został pochwalony 4 razy
|
|
|
|
marta_potorsia
Wilkołak
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 164 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostróda
|
Wysłany:
Śro 21:16, 19 Sie 2009 |
|
Nowy rozdział, jupi! :D
Nie zauważyłam żadnego błędu. Rzadko się to zdarza. :)
Wreszcie się dowiedziałam, o co biega z tym jelenim pucharem. Dobre, nie powiem.
Ehh, zazdrosny Edward - poezja. Ale zaniepokoiła mnie ta rudowłosa recepcjonistka - czyżby trojaczki były ludźmi?? Bo jednak uważam, że skoro była podobna - a w końcu Edzio ma pamięć doskonałą - to coś w tym jest. Albo namieszała w głowie Belli, że szła bez parasola czy coś. Sama nie wiem.
Pozdrawiam, Marta. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kirke
Dobry wampir
Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 169 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów
|
Wysłany:
Śro 21:47, 19 Sie 2009 |
|
więcej ! więcej ! więcej !
bo ja chcę czytać i czytać :)
podziwiam Edwarda... gdybym zobaczyła cokolwiek, co moja druga połówka robi z obcą babą skończyloby się to drastycznie...
masz świetne pomysły.... czekam na kolejne rozdziały :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Taka_Ja
Człowiek
Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 22:10, 19 Sie 2009 |
|
Nowy rozdział :D Cudny akcent na zwieńczenie tego mojego pracowitego dnia I dla mnie również idealna niespodzianka urodzinowa Miałam ochotę pochłonąć coś napisanego świetnym piórem, tajemniczego i przyspieszającego serce. Oj, miałam dziś wielką chęć na Twój tekst :)
Konstruktywnie zatem poleję zasłużonego miodu :)
Renigen, nie pamiętam, czy już wcześniej wspominałam, ale na wszelki wypadek zaznaczę: we wszystkich częściach Twoi bohaterowie są przede wszystkim bardzo konsekwentnie i przemyślanie zarysowani, bardzo spójni z fabułą. Istotnie, nie ma w tym tekście postaci, która do tej pory wzbudziłaby we mnie jakąkolwiek odmianę irytacji. I biję Ci pokłony jako jednej z nielicznych, którym się to udało :)
Akcja z zaangażowaniem ludzi, szukanie pobratymców, promocja konferencji - sama dynamika i arytmia serca :) Czyli to, co sprawia, że przebiegam przez rozdział sprintem i kolejny raz dziwię się, jak to sie stało, że tak szybko dobiegł końca.
W efekcie, jak zwykle - już planuję wrócić do niego na spokojnie, przy filiżance herbaty i w dziennym świetle myśli
Bella znów zasłużyła na uznanie, Stephenie na prawdziwy podziw, a Edward zyskał kolejną dozę wiarygodności.
Emocje bohaterów, jako czytelnik, wyczuwam tu w każdym opisanym ruchu, geście, w słowach między wierszami :) To właśnie pozwala odbierać tak intensywnie i z prawdziwą przyjemnością poznawać każdą postać. I za to też zasłużone pokłony :)
Serdecznie pozdrawiam i niecierpliwie oczekuję |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mells
Zły wampir
Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 12:06, 20 Sie 2009 |
|
Przez cały czas kiedy czytałam w uszach dzwoniło mi zdanie " u mnie nic nie dzieje się bez przyczyny"
Zamąciłam mi nieźle w głowie. Najbardziej uderzyło we mnie wspomnienie tej kobiety. Dziwne było, że wyrwało mi się tak nagle i tak urwanie... Teoretycznie to przecież nic nie znaczące wspomnienie... W sumie mógłby go nawet nie pamiętać więc dlaczego...? Dziwne... Czy Robert byłby w stanie zrobić coś takiego...? Przecież sam im pomógł, choćby wtedy z zabraniem Edwarda. Sama już nie wiem co mam myśleć na ten temat ale zasiałaś we mnie ziarnko niepewności
Cytat: |
Swoją drogą, dziwne było, że nie pomagali też w poszukiwaniach Jacoba... |
Dobra, wiem, że wyrywam zdanie z konteksty pewnie ale ... no zaciekawiło mnie to.. Właściwie to dlaczego sfora odpuściła? Mi się wydaje to dziwne, zwłaszcza, że Jacob był tą "betą" całą. I ogólnie też dziwne jest to, że wilki nie wyczuły nikogo nowego na terenie... Ale w sumie wampiry też nie... Ale tam wykorzystali chwilę nieuwagi i zdjęcia traczy... Mieszasz, dziewczyno, mieszasz. Znów nie wiem co mam myśleć.
Cytat: |
Coś zaczynało mi się układać, zaczynałam widzieć jakieś obrazy, których z niczym nie umiałam połączyć. Nagle zapachniało mi domem, naszym kamiennym domkiem u skraju lasu, a zaraz potem mdłym, słodkawym aromatem czegoś starego i kruchego. [...] |
Dobra, to już było mega dziwne. Bella odleciała sobie na chwilę krótszą lub dłuższą i kompletnie straciła kontakt z rzeczywistością. Znów mnie to zastanowiło... Wracają wspomnienia? Wrócą te najważniejsze? Może się wydawać, że Edward i Bella nie wyszli jeszcze całkowicie spod wpływu trojaczków ale ich "moc" słabnie co objawia się takimi dziwnymi przejawami. Ale to chyba nie ma sensu...
Z jeszcze większą niecierpliwością czekam na następny rozdział.
Gorąco Cię pozdrawiam! ;*
Bells15. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Czw 13:50, 20 Sie 2009 |
|
Jak widzę kolejny rozdział twojego ff to mam wielki uśmiech na ustach. Wiem że jak przeczytam to znowu się przeniosę w świat twoich bohaterów, a to wszystko przez to że masz super styl, który łatwo czarujesz czytelnika. U Ciebie nic nie dzieje się bez przyczyny, analizując wczesniejsze rozdziały teraz to widze. Nieraz o czymś tylko wspominałaś a potem okazywało się to niezmiernie ważnym elementem. Teraz czytając twoje rozdziały zwracam uwagę na kazdy szczegól i kombinuję Ale chyba mam zbyt mało wybujałą wyobraźnię albo biegnie ona innym torem niż twoja bo nigdy nie trafiam w twój rozwój akcji! Ale niczym nie zrażona czytam dalej, mało tego czytam jeszcze bardziej zaintrygowana bo wiem że znowu mnie czymś zaskoczysz i to uwielbiam w twoim ff. JEst jednym z moich ulubiony, takich na które czekam z utęsknieniem i pozostanę mu wierna do samego końca :)
Wyjaśnienie "jeleniego pucharu" - wkońcu jest wszystko jasne, w zyciu bym na to nie wpadła Podobało mi się że pokazałaś zazdrość Edwarda, już się martwiłam że może pozowlisz aby zapomnieli o wszystkim co było przedtem i zyli szczęśliwie... Przecież on widząc myśli Roberta powinien dostawać wściekłości, bo napewno Robert wspominał chwile wspólnie spędzone z Bellą.
Czekając na kolejny rozdział życze weny na pisanie i dalsze zaskakiwanie nas, czytelników :) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ajaczek dnia Czw 13:58, 20 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|