|
Autor |
Wiadomość |
natka195
Nowonarodzony
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 8 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 15:45, 29 Sie 2010 |
|
no właśnie podałaś ten cytat o którym mówiam :) nie chodziło mi o Edwarda tylko o tę część gdzie Bella mówi, że to jest ta sama dziewczynaka, którą widziała gdy weszła do zamku, dlaczego wtedy jej nie poznała. Albo chiociaż wtedy w sali przeciez była ona wypełniona tylko wampirami i wilkami mogła rozpoznac bicie jej serca... wiem, czepiam sie :P |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Ellen
Nowonarodzony
Dołączył: 07 Gru 2010
Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z krainy FF
|
Wysłany:
Czw 20:25, 09 Gru 2010 |
|
On..On zabił ją?!ZABIŁ WŁASNE DZIECKO!?
Oddychać...Oddycham...spokojnie..
Czekam na ostatni rozdział
Weny,weny i jeszcze raz weny! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
wampiromaniaczka
Wilkołak
Dołączył: 03 Lis 2010
Posty: 241 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oświęcim
|
Wysłany:
Pią 21:08, 14 Sty 2011 |
|
Muszę się otrząsnąć! Nie przepadam za opowiadaniami pełnymi dramatycznych zwrotów akcji, ale przecież to forum o wampirach, nie może być ciągle łzawo, romantycznie i słodko. Ktoś już tę kwestię poruszył; Twoje dzieło absolutnie kwalifikuje się do sfilmowania! jestem pełna podziwu dla skonstruowanej mnogości wątków,tak zgrabnie jeden z drugiego wypływa, łączy się. Czy nie powinnaś zająć się pisarstwem zawodowo? Całkiem serio mówię! Fakt, literówki to pikuś przy tak skomplikowanej i trzymającej w napięciu akcji! Od tego jest beta. Ty pisz! Dużo. Często. Zawsze, na Boga! |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez wampiromaniaczka dnia Pią 21:09, 14 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Pon 22:45, 17 Sty 2011 |
|
Kobiety czy t y o nas zapomniałaś??? Fakt dawno mnie nie było, ale jak przeczytałam twój ostatni rozdział to po prostu mnie zamurowało - SZOK!
Już Ci pisałam wielokrotnie że tak pięknie piszesz, masz wspaniały styl, który porywa czytelnika do twojego świata, można wręcz czuć emocje bohaterów... Rzadko kiedy to się udaje. A emocji to Ty dostarczasz, nie ma co. Z jednego zwrotu akcji przechodzisz do drugiego i nie dajesz chwili odpoczynku!!!!
Mam nadzieję że uda nam się przeczytać zakończenie twojego ff, bo właśnie dlatego tu wróciłam:) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
reinigen
Nowonarodzony
Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 29 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lbn
|
Wysłany:
Czw 16:33, 20 Sty 2011 |
|
Przeprosiny teraz prawdopodobnie tylko bardziej by Was wkurzyły. Nie będę się więc tłumaczyć, bo wszystko zabrzmi w tej sytuacji głupio. Musicie uwierzyć mi na słowo, że naprawdę nie mogłam dodać tej ostatniej części wcześniej. Ale oto ona. Ostatnia, jednak jeśli w Waszych komentarzach pojawi się wiele pytań lub żądań wyjaśnień, to pomyślę o dopisaniu epilogu. Przez tę długą przerwę sama nie wiem, czy wszystko na koniec wyjaśniłam, czy nie zostały w Was wątpliwości, więc nie krępujcie się i wytknijcie mi niejasności, a postaram się odpowiedzieć na nie wszystkie w epilogu. Jeśli wszystko jest jasne - oto definitywny koniec :)
Dziękuję Wam, tym które wytrwały do tej chwili, za wszystko, przede wszystkim za cierpliwość. Po prostu... dziękuję.
Jeśli wolno mi zasugerować melodię do rozpoczęcia czytania tej części: http://www.youtube.com/watch?v=cbFr8mc9rj4&feature=fvw
Trybunał.
Mój umysł odmówił przyjęcia tej wiadomości. Była zbyt okrutna, zbyt potworna, aby mógł przetrwać, więc po prostu się wyłączył, kątem świadomości notując ruch naokoło, ale nie reagując na żadne bodźce w żaden sposób. Widziałam, co się wokół mnie działo, ale jedyną rzeczą jaką naprawdę odczuwałam, był dotyk ciała mojej córki, jeszcze ciepły, ale już nieruchomy...
Słyszałam skowyt Jacoba. Słyszałam trzaśnięcie rozrywanych łańcuchów i uderzenia jego wielkich łap, gdy podbiegał go mnie po kamiennej posadzce. Słyszałam też nagle zapadłą ciszę w całej sali, bo wszystkie wampiry gwałtownie umilkły i wpatrywały się w nas bezdźwięcznie. Widziałam drżenie całego ciała Edwarda, po którego brodzie jeszcze spływała ciemnoczerwona, piękna krew naszej córki. Aż wreszcie zobaczyłam też dwie postacie, wybiegające z przeciwnych stron tłumu i klękające przy mnie z rozpaczą w oczach. Ale nawet ten widok, widok Alice i Rosalie, nie przywrócił mnie do życia. Ciągle nie byłam w stanie zareagować na cokolwiek, bo mój mózg w nagłym odruchu samoobrony wyłączył czucie całkowicie.
Klęczałam na posadzce, na kolanach mając tors mojej zmarłej córki i między palcami czując jej jedwabiste włosy...
Nie wiem, dlaczego nie poznałam jej od razu, wtedy, wkraczając do zamku. Była tak podobna do Edwarda, że w tej chwili bez wahania dostrzegałam jej rysy. I miała moje oczy, od początku miała moje ludzkie oczy. Podobieństwo do nas obojga było tak uderzające, że powinnam była od razu domyślić się wszystkiego. Ale wtedy, w tamtym hallu nawet nie przeszło mi to przez myśl. Za to teraz wiedziałam już, dlaczego wówczas miała na sobie długie, balowe rękawiczki, których w tej chwili zabrakło. Jej smukłe, jasne ręce były nagie i dopiero w tej postaci miały moc przekazywania jej myśli, wspomnień, obrazów. Zrozumiałam to w momencie, gdy opuszki jej palców musnęły moją szyję – bo właśnie wtedy zobaczyłam przed oczami Forks i siebie samą, tulącą ją jako małą dziewczynkę w ramionach...
To dlatego wyrwała się ku mnie tak gwałtownie. Chciała mi pokazać, że pamięta. Chciała powiedzieć, że to ona. Nie wiem, dlaczego nie zrobiła tego wcześniej, ale teraz chciała po prostu przypomnieć się własnej matce i zapłaciła za to życiem. Gdyby mój umysł nie wyłączył się tak bardzo, pewnie znienawidziłabym Edwarda na wieki, ale nienawiść także jest uczuciem, a uczucia mój mózg zablokował do cna. Byłam zdolna tylko do chłodnego analizowania faktów. Tak, Edward pozbawiony był swojego daru, był głuchy na myśli innych, co skonfundowało go do końca. Przyzwyczajony do słyszenia czyichś zamiarów, nagle znalazł się w zupełnie nieznanej sobie sytuacji, bezbronny i czujny na każdy gest. Gwałtowność ruchów Renesmee i jej wyciągnięte w stronę mojej szyi ręce w sposób naturalny skojarzyły mu się z atakiem, który odruchowo odparł. Wciąż pod wpływem wcześniejszej bitwy, zareagował instynktownie. Zabił. Renesmee nie dotknęła go dłońmi, nie mógł wiedzieć, kogo atakuje. I zabił...
- Deliah! – krzyknęła rozpaczliwie Alice, kładąc dłoń na ciepłym jeszcze policzku Renesmee. – Deliah!
Nie odzywałam się, bo nie potrafiłam. Martwymi oczami ogarniałam tylko podium, na który znowu wpłynęły trzy siostry w asyście Noah. Krótko obrzuciły wzrokiem scenę pod nimi i w ułamku sekundy pojawiły się nad Renesmee.
- O nie... – wyszeptała Lauviah.
- Przepraszam, przepraszam... – powtarzała Rosalie, kiwając się nieprzytomnie nad ciałem mojej córki. Nie zrozumiałam jej słów.
- Puściłaś ją! – powiedziała nagle tonem odkrycia Alice. – Rose, dlaczego?! Wiedziałaś, że wtedy odzyska pamięć! Że nie wolno ci tego na razie zrobić!
- Myślałam, że powinna powoli przyzwyczaić się do tej myśli, zobaczyć matkę najpierw z daleka... – Rosalie potrząsnęła głową, a udręka na jej twarzy sięgała wyżyn. – Nie sądziłam, że wyrwie się tak szybko. Myślałam, że w razie czego zdążę ją chwycić... Była taka szybka...
- One ci o tym mówiły! – jęknęła Alice. – Mówiły, że to dla niej niebezpieczne, że nie możesz tego zrobić... zwłaszcza że ich nie było w pomieszczeniu! Rosalie, co ty zrobiłaś...
Słuchałam ich rozmowy kątem ucha, choć tak naprawdę docierała do mnie tylko jej niewielka część. Co to za różnica, dlaczego to się stało? Co za różnica, kto był winien? Moja córka nie żyła i wyjaśnienie okoliczności jej śmierci nie ma już żadnego znaczenia.
Znów poczułam ten wiśniowy aromat, a ręka Lauvii delikatnie musnęła moje ramię. Trójca pochylała się nad leżącą na moich kolanach Renesmee i wyraźnie porozumiewała się wzrokiem. Nagle Deliah wstała i uniosła głowę.
- Czy wydaliście werdykt? – krzyknęła tak, aby być słyszalną w całej sali. – Czy tego chcecie dla tej rodziny? Śmierci wszystkich jej członków?!
Tłum zaszemrał gwałtownie, ale w szmerze tym nie słychać było nienawiści ani potwierdzenia.
- Są niewinni! – zawołał ktoś z prawego skrzydła.
- Czytaliśmy księgę ich życia, nie zrobili nic złego! – poparł go głos z lewej strony. – Volturi nas okłamali!
- Dziewczynka była nieszkodliwa! – kobiecy głos z tyłu brzmiał oburzeniem. – Nie była nieśmiertelnym dzieckiem, jakie należy gładzić! Urosła, była kobietą! Volturi musieli o tym wiedzieć!
- Niewinni!
- Niewinni!
- Niewinni!
Wszystkie te okrzyki splatały się razem i po krótkiej chwili grzmiały po całej sali równocześnie. Wampiry jednym głosem stawały po naszej stronie i wyrażały swoje oburzenie, będące dla naszej rodziny werdyktem. Dlaczego nie mogli zrobić tego wcześniej?! Dlaczego musiało dojść do tragedii?! Przecież teraz, w tej chwili, było mi już wszystko jedno, czy przeżyję.
Deliah omiotła nieruchomym wzrokiem tłum i uniosła w górę ręce, aż zapanowała całkowita cisza. Wówczas przeniosła oczy na naszą, zbitą razem, rodzinę.
- Uzdrowicielu! – wyrzekła głośno.
Poczułam ruch tuż za sobą, gdzie do moich pleców przylegała Esme, Carmen i Carlisle, choć poraniony, to cierpiący bardziej ze mną niż przez własne obrażenia. Spomiędzy nich przecisnęła się jednak potężna postać Declana, który natychmiast pochylił się nad Renesmee i zbadał ją pobieżnie.
Potem jednak pokręcił głową.
- Jest za późno... – powiedział cicho, zaciskając rękę na moim ramieniu. Poczułam, że jego dłoń jest ciepła i rozlewa to ciepło po moim ciele, co oznaczało, że jego dar na powrót działał. – Jej serce, jej mózg... nie żyją. Nic nie mogę zrobić.
Trójca popatrzyła na siebie porozumiewawczo, po czym wszystkie trzy podniosły się na równe nogi i spojrzały na Declana spokojnie. Deliah wyszła o pół kroku przed siostry i wyciągnęła w jego stronę jasną, delikatną dłoń o długich palcach. Gdy Declan ostrożnie ją ujął, szepnęła cicho:
- Przygotuj się na moc, której dotąd nie zaznałeś...
Z pozoru nic się nie działo, jednak po ułamku sekundy dostrzegłam na twarzy Declana szok i skupienie. Jego złociste oczy rozwarły się szeroko, dzięki czemu dojrzałam czarne kropki źrenic, zwężające się gwałtownie do rozmiarów mikroskopijnych punktów. Za to tęczówka wydawała się zwiększać i lśnić coraz mocniejszym złotem, aż w pewnym momencie miałam wrażenie, że to właśnie złoto wypełnia całe jego powieki i lśni wewnętrznym światłem. Jednocześnie skóra Declana rozjarzyła się stopniowo. Na początku pojawił się tylko lekki, czerwony poblask, który zaraz zaczął przybierać na sile i obejmować nie tylko – jak zwykle – dłonie Declana, ale i całe jego ciało. Popatrzyłam na Deliah, która z nieruchomą twarzą wpatrywała się w oczy uzdrowiciela. Dopiero wtedy dostrzegłam ledwie widoczny blask maleńkich kropelek na jej skroniach. Choć nie było po niej widać wysiłku, to, co właśnie robiła, musiało ją drogo kosztować.
Gdy znów chciałam przenieść wzrok na Declana, przekonałam się, że nawet moje wampirze oczy nie mogą już patrzeć na niego bez bólu. Declan lśnił tak mocno, że właściwie nie mogłam już rozróżnić konturów jego ciała, bo wszystko wokół było rażącym blaskiem. Było to tysięcznie gorsze od patrzenia prosto w słońce.
Deliah westchnęła nagle i puściła jego dłoń. Światło jednak nie zgasło, tylko buzowało radośnie pod skórą starego wampira, jakby wypełniało jego ciało żywą materią. Przymykając powieki zdołałam dostrzeć, że Declan rozkłada ręce i przez chwilę przygląda się im z ciekawością, po czym mocno napina ciało, zbierając całe światło w jeden punkt. Blask począł schodzić z jego twarzy, szyi i torsu, począł piąć się w górę, opuszczając jego nogi i biodra, ale za to gromadził się w dłoniach, rozjarzając je jeszcze bardziej, co wcześniej wydawało mi się nieprawdopodobne.
Declan uklęknął wówczas i z olbrzymią delikatnością przyłożył ogromne dłonie do twarzy mojej zmarłej córki. Światło buzowało ciągle tylko w jego dłoniach, ale on nabrał powietrza w płuca, skupiając się całkowicie, a wtedy blask spłynął wartko z jego palców na całe ciało Renesmee, wystrzelając w nim niczym ograniczona atomowa reakcja...
Nawet ja to poczułam, choć Declan ani razu mnie nie dotknął. Światło miało jednak moc tak ogromną, że momentalnie przepłynęło przez moje także ciało. Poczułam też, że podaję je dalej, dla wtulonej w moje plecy Esme, dla dotykającego jej Carlisle’a, trzymającego dłoń Carmen i obejmującego Emmetta... dla całego wielkiego i złożonego organizmu, jaki stworzyła moja rodzina i przyjaciele poprzez prosty, pełen miłości dotyk. Choć źródłem reakcji było ciało Renesmee, nas wszystkich wypełniło ciepłe, leczące światło.
A potem wszystko ustało. Nie było już blasku, nie było ciepła. Nie było tej niepojętej energii, która przepłynęła między nami wszystkimi. Wydawało się, że nic już nie było.
Ale jedno było... leciutki ruch na moich kolanach.
- Mamo... – usłyszałam z dołu, cicho i słodko, jakby nic nigdy nie było nie tak.
I wreszcie mogłam płakać...
Wrzawa, okrzyki, zamieszanie, mnóstwo słów, szloch ulgi i tęsknoty, mocne, gwałtowne powitania dawno zaginionych, uścisk Alice, namiętny pocałunek Rose i Emmetta, Carlisle i Esme, ściskający mocno Jaspera, nawet Jacob, nagle w ludzkiej już postaci i całkowicie świadomy swojej tożsamości – wszystko to nie miało żadnego znaczenia. Oczywiście, widziałam zaszklone, pełne niewypowiedzianego szczęścia i ulgi oczy Esme, która nie mogła skupić wzroku w jednym punkcie, tylko wodziła nim od Alice do Jaspera i Rosalie, od Carlisle’a do Edwarda i między wszystkimi innymi członkami rodziny, bo tak traktowaliśmy naszych sprzymierzeńców i przyjaciół. Widziałam Edwarda, którego barki zapadły się nagle od niemożliwej do opisania ulgi. Widziałam Alice, z uradowanymi oczami rozmawiającą z... Lauviah, jakby były najlepszymi przyjaciółkami. Widziałam tyle niepojętych, niezrozumiałych rzeczy, a jednak dostrzegałam tylko to jedno...
Wyrosła na piękną młodą kobietę. Była delikatniejszą i mniejszą kopią Edwarda, który przebijał przez jej rysy niczym biel przebija przez cieniutki jedwab w kolorze granatu. Jego nos, jego kości policzkowe i jego najpiękniejsze na świecie usta w dziewczęcym, wdzięcznym wydaniu. Nawet kształt jego idealnego czoła i jego śliczne uszy. Tylko oczy, te piękne, żywe oczy, tylko one były moje. Ciemne niczym dojrzały kasztan, lśniące i migdałowe, uśmiechnięte w najcudowniejszej oznace życia. Renesmee żyła, istniała i była tak samo moją ukochaną córeczką, jak piętnaście lat temu...
Pierwsze, co naprawdę poczułam, to był dotyk Edwarda. Mój mąż klęknął tuż za mną i objął mnie ramieniem, jednocześnie drugą ręką przygarniając do siebie Renesmee. A ona tuliła się do nas, cichutko szlochając, a jednak śmiejąc się całą twarzą. I słyszałam to upragnione, najpiękniejsze słowo:
- Mamo... mamo... – szeptała moja córka, przylgnąwszy do mnie całym ciałem.
Nie wiem, ile to trwało. Naprawdę, nie potrafię tego powiedzieć. Ta chwila była święta i zatrzymała dla mnie czas, dając mi spokój i wyciszenie, jakiego nie umiem nawet opisać. Byłam z córką i ukochanym mężem, nic innego się nie liczyło. Cały ból, cała niepewność i strach – wszystko to po prostu zniknęło z mojego życia, mojej pamięci. Zostało szczęście i wiara, że teraz już będę umiała pokonać wszystko i nic złego nie ma prawa się stać.
Co więcej – ta chwila nie skończyła się wcale, kiedy już wszyscy troje stanęliśmy na nogach i odwróciliśmy twarze do naszej roześmianej rodziny. Spokój i szczęście trwały, chociaż odzyskałam już umiejętność patrzenia. I dopiero wtedy dotarło do mnie, jak wielu rzeczy nie dostrzegłam.
Oni wszyscy byli zdrowi! Rany Carlisle’a zniknęły, Gabriel uśmiechał się bez bólu, tuląc do siebie płaczące z ulgi Lily i Claire, a Kate patrzyła na mnie obojgiem złotych oczu, jakby nigdy nie odniosła żadnej poważnej rany. Charlotte też stała z uśmiechem, wtulona w Petera. Wszystkie obrażenia, wszystkie ułomności zniknęły, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. A kiedy mój wzrok padł na stojącego przy Esme Declana, zrozumiałam. Światło, które przywróciło do życia moją córkę, było mocą tak potężną, że uzdrowiło nas wszystkich, złączonych ze sobą dotykiem i uczuciem. Pozostało mi już tylko jedno...
Odwróciłam głowę i spojrzałam głęboko w trzy pary czarnych, bezdennych oczu. W obramowaniu alabastrowo jasnej skóry i ogniście bordowych włosów wyglądały tak znajomo, a jednocześnie... tak obco. Ze zdumieniem stwierdziłam, że oczy te pamiętam zupełnie inaczej. Że pozostało we mnie wspomnienie sprzed piętnastu lat i było ono zadziwiająco różne od tego, co spodziewałam się zobaczyć. Pamiętałam oczy Trójcy z chwili, gdy dopiero zaczęły współpracować z Volturi, z chwili, gdy bez wiedzy tego klanu pozostawiły nam ścieżkę powrotu do siebie, z chwili, gdy odłączyły ode mnie córkę i zmieniły mi wspomnienia. Pamiętałam, choć byłam wtedy zupełnie bezwolna, tęczówki wszystkich trzech sióstr z tamtego momentu. Wtedy nie były wcale czarne. Ale nie były też krwiście czerwone. Były... złote.
Lauviah uśmiechnęła się do mnie lekko i skinęła głową, jakby dokładnie wiedziała, o czym myślę. Sealiah i Deliah patrzyły mi w oczy spokojnie, a ich twarze wyrażały jedno: jest dokładnie tak, jak ma być.
- Dziękuję... – szepnęłam.
Wszystkie trzy skłoniły leciutko głowy z niezauważalnym niemal półuśmiechem. Za to stojący za nimi Noah uśmiechnął się szeroko, mrugając do mnie zawadiacko.
Najchętniej zabrałabym stąd moją rodzinę. Najchętniej wróciłabym już w tej chwili do Forks, do naszego ukochanego domu albo wręcz własnymi rękami zbudowała nowy dom, gdzie indziej, byleśmy byli bezpieczni, byle razem... Wiedziałam jednak, że tu pozostało coś jeszcze do zrobienia. Mój niechętny wzrok padł na napięte, kamienne twarze Aro, Kajusza i Marka. Lauviah musiała to dostrzec, bo westchnęła cicho i porozumiała się wzrokiem z siostrami. Wówczas wszystkie trzy weszły z powrotem na podniesienie i Deliah jednym ruchem dłoni uciszyła wszelkie rozmowy. Wszyscy obecni wpatrzyli się w Trójcę wyczekująco.
- Będziemy was prosić o jeszcze jedno głosowanie... – powiedziała cicho Lauviah, a w jej głosie wyczułam nutę szczerego smutku. – Dziś staliście się reprezentacją całego nocnego świata... Pochodzicie z różnych klanów, z różnych części świata. Podejmiecie dziś decyzję, którą potem rozgłosicie we własnych stronach. Zdecydujecie, co dalej z Volturi...
Tłum zafalował gwałtownie i rozbrzmiał groźnym pomrukiem. Obrzuciłam wzrokiem niektóre twarze, ale na wszystkich widziałam jedno: rozgoryczenie i gniew. Czerwone oczy wpatrzyły się w trzy trony na podniesieniu z potępieniem. Rozjuszone wampiry najwyraźniej już podjęły decyzję. Mimo to, Lauviah mówiła dalej:
- Wasze dary działają. Ci, którzy wyczuwają kłamstwo, mogą weryfikować moje słowa bez żadnych konsekwencji. Mieszkamy z Volturi od piętnastu lat, ja i moje siostry. Przez te lata poznałyśmy system ich działania i niejednokrotnie się z nim nie zgadzałyśmy. Jednak wielu z was pokłada w nich ogromne zaufanie, wierząc, że ktoś musi stać na straży prawa nocnego świata. Naszym zdaniem nadeszła już pora, abyście poznali całą prawdę na temat metod Volturi i sami zdecydowali, czy takich strażników wam trzeba.
- Wierzyłyśmy słowom Aro tak samo, jak wy – narrację przejęła płynnie Sealiah. – Wierzyłyśmy, że wszystkie ich działania podejmowane są z myślą o zachowaniu pokoju i ukaraniu winnych prawdziwych zbrodni, a każda śmierć sprawia Volturi ból i jest poprzedzona sprawiedliwym osądem. Jednak już po kilku latach uważnej obserwacji zmieniłyśmy zdanie.
- Widziałyśmy śmierci niewinnych... – szepnęła Deliah, martwo wpatrzona w jakieś miejsce ponad głowami zgromadzonych. – Widziałyśmy torturowanych, zarówno wampiry, jak i ludzi. Widziałyśmy okrucieństwo i wyrachowanie, niesprawiedliwość i chciwość...
W tym miejscu Aro poderwał się, ale widocznie wciąż był pod wpływem siły sióstr, bo opadł bezwładnie na swój tron. Deliah odwróciła twarz w jego stronę.
- Zaraz będziesz miał możliwość mówić, bracie... – powiedziała smutno. – Daj najpierw skończyć moim siostrom.
- Aro jest chciwym, miłującym jedynie władzę i wyższość, pysznym starcem o oczach zamglonych pragnieniem zdobycia jeszcze większych bogactw – wyrzekła głośno Sealiah, nie zwracając uwagi na fakt, że zgromadzone wampiry aż syknęły na dźwięk tych słów. – Bogactwami są dla niego umiejętności wampirów, szczególne dary, które kolekcjonuje i wykorzystuje do swoich celów. To jego decyzji życie zawdzięcza obecna tu Aisha – Sealiah wskazała dłonią na szczupłą brunetkę, stojącą obok Jane. – Sąd jej rodziny odbył się dziesięć lat temu. Oskarżeni o ujawnienie się przed światem ludzi, z pokorą oddali się pod sąd Volturi. Aro znał myśli każdego z nich i doskonale wiedział, że to Aisha beztrosko zagryzła czworo nastolatków na oczach prawie trzydziestu ludzi, a zrobiła to tylko po to, aby popisać się przed pewnym młodzieńcem. Jej rodzina nie miała z tym nic wspólnego, prosili tylko o łaskę dla lekkomyślnej córki. Nie mieli jednak szczególnych darów, zaś Aisha przypadkiem potrafi władać ogniem... Jak się łatwo domyślić, znalazła u Volturi łaskę, której już zabrakło dla jej rodziny. Ponieważ za dużo wiedzieli, zostali straceni. Oficjalnie za to, że “nie powstrzymali córki przed ujawnieniem”.
Tłum zaszemrał z oburzeniem, zaś Aisha zbladła jeszcze bardziej, co u wampira jest nadzwyczaj rzadko spotykane. Trójca pozwoliła, aby emocje opadły, spokojnie przyglądając się panującemu wokół poruszeniu. Dopiero, gdy szepty same ucichły, Lauviah podjęła opowieść:
- Kajusz to mściwy, zaślepiony żądzą władzy i zemsty hipokryta – powiedziała zimno. – Od wieków próbuje zniszczyć tych, którzy mieli więcej siły woli i męstwa niż on okazał w kluczowej sytuacji. Pełen nienawiści do świata tylko dlatego, że onegdaj nie umiał zachować ludzkiego odruchu, a potem złamał się z czystego egoizmu. Nie sposób spodziewać się po nim sprawiedliwego wyroku, a jeszcze większej ilości egzekucji nie było tylko dlatego, że Aro próbował trzymać go w ryzach, póki było to wygodne. To Kajusz wydał bezsensowny rozkaz zabicia Louise’a Sourire, którego rodzina jest dziś tu z nami...
Gabriel obnażył zęby, a Claire zacisnęła usta i z pogardą wpatrzyła się w pobladłego Kajusza.
- I wreszcie Marek... – wyrzekła cicho Deliah. - Pogrążony w tragedii, która miała miejsce przed wiekami... Żyjący wspomnieniami, zapatrzony w przeszłość, niezainteresowany dramatami, rozgrywającymi się tuż przed nim. Przez swoją bezczynność prawdopodobnie najbardziej z braci sprawiedliwy, ale czy rzeczywiście sędzią powinien być ktoś tak obojętny w obliczu ludzkich losów?
Najbardziej zadziwiające było to, że siostry mówiły wszystko... smutno. Nie widać w nich było triumfu, zadowolenia, ani cienia uśmiechu czy drwiny. Mówiły tak, jakby coś musiało zostać powiedziane, ale sprawiało im to autentyczną przykrość. Ich czarne oczy zachowywały martwe zimno, a jednak wyrażały głęboki smutek z takiego obrotu spraw. Siostry nie chciały zemsty. Chciały sprawiedliwości i spokoju, to się czuło. Całą sobą wyrażały protest. Ich sylwetki wręcz prosiły, aby to się już skończyło.
I wtedy wystąpił Noah.
- Dziewczęta posiadają moc, która może teraz spełnić każdą waszą wolę – powiedział głośno, wyciągając ręce do tłumu. – Powiedziały wam, co widzą. Ja obserwowałem Volturi z ukrycia i znam ich świtę lepiej, niż oni znają siebie nawzajem. Jeśli chcecie, aby trzech braci nadal wymierzało wam sprawiedliwość za pomocą wyszkolonych sadystów, jeśli taka jest wasza wola – niech tak zostanie. Jeśli jednak chcecie zmian, to tylko teraz można je przeprowadzić. Niech przemówi nocny lud!
Tłum zawrzał gwałtownie, ale pojedyncze głosy mówiły już niemal to samo. Pobladła, trupio nieruchoma świta Volturi z paniką rozglądała się po obecnych wampirach. Swój los przeczuli jeszcze wcześniej, niż padł jednogłośny werdykt:
- Precz z Volturi!
Noah kiwnął głową. Decyzja ta zdawała się ciążyć mu jeszcze bardziej, tak samo jak siostrom. Żadne z tej czwórki nie miało zadowolenia na twarzy, wszyscy byli po prostu... smutni. Wtedy, po krótkiej chwili ciszy, z tłumu padły pytania:
- Śmierć?
- Co teraz?
- Kto stanie na straży praw?
Noah podniósł wzrok na pytających.
- Dziewczęta gardzą odbierającymi życie. Nigdy nie splamiły się morderstwem i nie dojdzie do tego teraz. Volturi zostaną unieszkodliwieni. Ich karą będzie pozbawienie darów oraz ubezwłasnowolnienie, którego tak pożądali dla swych wrogów. Już na zawsze pozostaną uwięzieni w zamku, który obrali sobie za dom. Pożywienie będzie im dostarczane, jednak od tej pory będzie to wyłącznie zwierzęca krew. Ale żadne z nich, żadne z ich świty nie opuści tych murów już nigdy – powiedział, a mi przebiegł po plecach dreszcz.
Czymże była śmierć? Chwilą. Zakończeniem życia, jednym momentem. Potem nie było nic. Albo było coś, czego żadne z nas ogarnąć nie potrafi. Ale uwięzienie na wieczność?! Wieczność w jednym miejscu, wieczność bez możliwości ujrzenia zewnętrznego świata?! Wieczność w swoim towarzystwie, bez możliwości ucieczki, bez nadziei na lepsze...
- A tego, kto będzie stał na straży praw, wybierzecie sami – kontynuował Noah. – To świat nas wszystkich, to my mamy zdecydować, komu chcemy powierzyć tak odpowiedzialną misję.
Wyłączyłam się. Nic mnie nie obchodziły jakieś wybory, decyzje o takiej skali, głosowania. Znowu mogłam schylić głowę i złożyć czuły pocałunek na czole mojej córki, przepięknej młodej kobiety o zaróżowionych lekko policzkach i uśmiechu Edwarda. Mogłam też poczuć ciepłe usta mojego męża na własnej skroni i nic innego się dla mnie nie liczyło. Tylko uściski dłoni, tylko ich bliskość i ich miłość. Z zamglonymi ze wzruszenia oczami obserwowałam niesforne kosmyki włosów Renesmee i jej dziewczęco zawstydzony uśmiech, gdy dostrzegła skupiony na sobie, zachwycony wzrok Jacoba. Z całą ufnością wtuliłam się w ramiona Edwarda, szczęśliwa i spokojna, marząca już tylko o powrocie do domu.
Kiedy jednak chciałam go pocałować, dostrzegłam skupienie na jego twarzy i wzrok wbity w Trójcę, stojącą bez słowa na podeście. Rozejrzałam się wreszcie, wciąż nieświadoma zachodzących wydarzeń. Carlisle, Esme i Declan również wpatrywali się w podniesienie z poważnymi twarzami, podobnie jak reszta mojej rodziny i przyjaciół. Tylko Alice uśmiechała się promiennie, z ulgą. Dlatego też do niej zwróciłam się z pytaniem:
- Alice... co się dzieje? – szepnęłam, choć większość uwagi i tak zaprzątnął mi jej cudownie znajomy, od tak dawna wytęskniony zapach.
- Chcą, żeby Trójca stała na straży praw – odszepnęła, widząc moje zmieszanie. – Głosowanie było niemal jednomyślne. Chcą Trójcy jako Trybunału.
- To... dobrze? – spytałam, wciąż nie do końca przytomna.
Alice popatrzyła na mnie z uśmiechem.
- To cudownie! – odparła. – Widziałam to w wizjach, to doskonały wybór. Jednak do tej pory nie wiem, czy się na to zdecydują... Bo widzisz, one wcale tego nie chcą.
- No to jednak niedobrze – zmarszczyłam brwi.
- Bello, to jest najlepsza miara – Edward schylił się ku mnie nagle, a jego wargi musnęły moje ucho. – Najlepszym władcą jest ten, kto się przed władzą wzbrania. Widziałem wizje Alice. Jeśli siostry się zgodzą, będą najpotężniejszymi i najbardziej sprawiedliwymi sędziami.
- A co one myślą? – odszepnęłam naiwnie.
- Nie wiem, nie dopuszczają mnie do siebie tak łatwo – Edward mrugnął do mnie lekko. – Ale z tego, co zdążyłem usłyszeć, one się po prostu boją, że nie podołają temu zadaniu...
- Doskonale – wtrącił cicho Carlisle, przysłuchujący się naszej rozmowie. – To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że to powinny być one. Tylko że...
- Tak, wiem – przerwał mu Edward. – Gdyby cokolwiek...
Carlisle pokiwał głową w zamyśleniu, jednak Alice tylko prychnęła. Znowu nic nie rozumiałam, więc wzrokiem poprosiłam ją o wyjaśnienie.
- Oni się boją sytuacji, w której siostry okazałyby się bardziej pazerne na władzę, niż wyglądają – wytłumaczyła lekko drwiącym tonem. – No wiesz, akurat ich trzech nikt nie będzie w stanie wtedy pokonać... Ale nie martwcie się, mam dziwne wrażenie, że i to się jakoś rozwiąże...
Tymczasem tłum już podjął swoją decyzję i tylko czekał na ostateczne zdanie Trójcy. One zaś patrzyły na siebie smutno. A potem odwróciły się w stronę oczekujących wampirów i nagle... przyklęknęły.
Wszyscy patrzyli na siebie ze zdziwieniem, zdumieni taką reakcją. Jednak szybko zobaczyliśmy schylenie ich głów, opuszczony wzrok i dłonie na sercach. Zrozumiałam tak samo szybko, jak Edward i Carlisle, którzy nagle nabrali w płuca powietrza.
Siostry dziękowały za wybór i wyrażały swoją pokorę wobec społeczności.
Pierwszy zaczął klaskać Carlisle. Za nim jednak natychmiast podążyli inni. Rozległy się wiwaty i okrzyki prawdziwej radości, bo nagle wszyscy zrozumieli, że teraz nad sprawiedliwością czuwać będą te, które naprawdę są do tego powołane, a nie ci, którzy samorzutnie zajęli takie stanowisko. A ja, widząc zadowolenie na twarzy Alice, która zawsze wiedziała więcej niż inni, instynktownie zrozumiałam, że społeczność dokonała dobrego wyboru. Przypomniały mi się też złote oczy sióstr, łagodny ton Lauvii, niezłomność Sealiah i pokorna potęga Deliah. O tak, jeśli ktoś miałby mnie sądzić, to chciałabym, żeby to były one.
Siostry pozwoliły wampirom cieszyć się przez długą chwilę, wciąż przed nimi z szacunkiem klęcząc. Dopiero po jakimś czasie powstały i na widok rozradowanych twarzy i autentycznych oklasków nawet lekko się uśmiechnęły. Jeszcze raz schyliły głowy w podziękowaniu, po czym Lauviah podniosła ręce. Na sali ucichło.
- Jakaś część nas się tego spodziewała, bo zostałyśmy uprzedzone, że tak może być – powiedziała, a jej spojrzenie wymknęło się w stronę uśmiechniętej Alice. – Jednak jedno pozostało jeszcze do zrobienia...
Zamilkła, a tłum wezbrał oczekiwaniem, nie wiedząc, czego się spodziewać. Siostry jeszcze raz porozumiały się wzrokiem i każda z nich wydobyła z fałd lejących się sukni małe zawiniątko. Trzymały je w dłoniach ostrożnie, delikatnie, jakby to był jakiś skarb, chociaż zawiniątka wyglądały dość niepozornie. Stanęły na samym brzeżku podwyższenia i Lauviah podjęła wypowiedź:
- Początki każdego sędziego są opromienione chwałą i rozbrzmiewają oklaskami – powiedziała smutno. – Ale końce bywają różne... Stanowisko, które nam powierzacie, mąci umysły i może zmienić nawet najbardziej prawych ludzi. Zwłaszcza, gdy jego piastowanie trwa całe wieki... Nie chcemy wbrew sobie stać się tyranami i ciążyć nocnemu ludowi, a wiemy, że pokonanie nas będzie trudniejsze niż pokonanie Volturi. Nie chcemy sprawować władzy wbrew waszej woli i nie chcemy, abyście musieli czekać na kogoś o potężniejszym darze, aby nas obalić...
Tłum zaszemrał, wciąż niepewny, co siostry chcą przez to powiedzieć. Choć w tej chwili nikomu z nich nie mieściło się w głowie, że kiedyś mogą chcieć obalić siostry, one musiały myśleć o tym już od dawna.
- Znacie nasze dary – mówiła Lauviah. – Jesteśmy równie kruche, jak każdy z was, ale podejść do nas na taką odległość, aby zrobić nam krzywdę, właściwie się nie da. W tej chwili istnieje tylko jeden znany nam sposób, żeby nas zniszczyć... Zapisałyśmy go i podzieliłyśmy na trzy części. Każda z osobna jest bezwartościowa, ale trzy złączone razem dają jedyne rozwiązanie na zabicie nas trzech. Chcemy powierzyć je trzem osobom spośród was. W ten sposób obalenie naszych rządów nie będzie zależało od decyzji jednostki. Jeśli zajdzie rzeczywista potrzeba zmian, troje sprawiedliwych się zjednoczy, połączy fragmenty instrukcji i będziecie mogli zakończyć nasze panowanie. To jedyne naszym zdaniem wyjście...
Prostota tego planu wydała mi się genialna. Rzeczywiście, funkcja powierzona siostrom mogła je kiedyś zmienić, jak zmieniła Volturi. Ale przecież Volturi stali się okrutni, gdyż czuli się bezkarni. Byli przekonani, że nikt nie jest w stanie ich pokonać i nagle poczuli się bogami. Jeśli siostry będą zawsze pamiętały, że wampirza społeczność sprawuje nad nimi milczący nadzór, może zachowają czysty umysł i nigdy nie zmienią się w potwory pokroju Volturi.
Ale z drugiej strony, powierzanie swojego życia w ręce trzech obcych osób wydawało się ryzykowne. O ile nawet sami “sprawiedliwi” nie zechcą wykorzystać swojej władzy, to przecież może znaleźć się buntownik, gotów torturować i zabijać za tę tajemnicę. Czy rzeczywiście ja umiałabym wskazać osoby tak szlachetne, żeby nie wyjawić sekretu sióstr w obliczu najgorszych tortur?
Trójca jednak wydawała się zdecydowana.
- Mężczyzna – wyrzekła Lauviah, występując do przodu. – Chłodny, analityczny umysł, fizyczna siła, opiekuńczy i gotów do walki. Obrońca. Wojownik. Kierujący się rozwagą, szybko podejmujący decyzję, odpowiedzialny. Mężczyzna będzie umiał właściwie ocenić zagrożenie z naszej strony i odważnie na nie zareagować... Carlisle – Lauviah nagle spojrzała na doktora uważnie. – Jeśli pozwolisz, będziemy zaszczycone, jeśli to ty przechowasz część naszej tajemnicy...
Miałam wrażenie, ze wszystkie oczy na sali zwróciły się w stronę Carlisle’a. On wyglądał na zupełnie zaskoczonego taką decyzją, ja jednak przyznawałam siostrom całkowitą rację. Carlisle byłby po Edwardzie pierwszym wampirem, któremu powierzyłabym swoje życie. Jego trzeźwy, rozważny osąd dawał gwarancję sprawiedliwej decyzji, a jednocześnie wiedziałam, że w razie napaści będzie chronił sekret sióstr do samego końca i chętnie poświęci w jego imię własne życie.
Teraz doktor podszedł do Trójcy i skłonił się nisko. Na twarzy Lauvii pojawił się cień wzruszonego uśmiechu. Kobieta wyciągnęła rękę i końcami palców lekko musnęła jego jasne włosy. Carlisle wyprostował się natychmiast.
Widziałam, jak tych dwoje spojrzało sobie w oczy i miałam wrażenie, że wtedy przekazali sobie więcej, niż mogliby to uczynić słowami. Oboje porozumieli się leciutkim uśmiechem, pieczętując w ten sposób wzajemną umowę, a wtedy Carlisle wziął z rąk Lauvii zawiniątko, które, jak dopiero teraz ujrzałam, było zwiniętym rulonem twardego papirusu, wzmocnionego jakąś przezroczystą substancją. Widziałam je jednak tylko przez ułamek sekundy, bo doktor szybkim ruchem schował je przed oczami pozostałych. Od tej pory to on miał sprawować pieczę nad jedną z największych tajemnic naszej rasy.
Nie było nawet czasu, aby z nim porozmawiać, bo od Trójcy odłączyła się Sealiah.
- Kobieta – wyrzekła miękko, tocząc ciemnymi oczami po zgromadzonych. – Delikatność, wrażliwość, empatia i rozwaga. Emocje połączone z siłą macierzyńskiego instynktu. Strażniczka pokoju i domowego ogniska. Kobieta będzie umiała stanąć w obronie rasy przed nami, ale i wczuć się w naszą sytuację. Nie pozwoli zrobić krzywdy niewinnym, a dla winnych znajdzie choć cień usprawiedliwienia – Sealiah przerwała na chwilę i wzrokiem wyszukała wśród tłumu odpowiednią osobę. – Carmen... Będziemy szczęśliwe, jeśli to ty zaczniesz sprawować pieczę nad częścią naszego sekretu.
O ile Carlisle wydawał mi się doskonałym wyborem, tak Carmen chyba sama nigdy nie wzięłabym pod uwagę. Choć zawsze ją lubiłam i pamiętałam, że to ona pierwsza zdecydowała się dotknąć Renesmee piętnaście lat temu, to nie pomyślałabym o niej jako o najbardziej odpowiedniej do tak odpowiedzialnego zadania. A jednak siostry musiały dojrzeć w niej coś więcej niż ja, bo wyglądały na naprawdę bardzo ucieszone, gdy Carmen skinęła głową, podeszła do Sealiah i dygnęła przed nią w pełnym szacunku ukłonie. Potem obie kobiety spojrzały na siebie ciepło i Sealiah bez wahania oddała drogocenny zwitek w ręce Carmen. Ta zaś go momentalnie schowała i gdy wracała do naszej grupy już nikt nie mógł dostrzec, że cokolwiek dostała.
A wtedy przed Trójcę wystąpiła Deliah.
- Mędrzec – wyrzekła wcale nie głośno, ale takim tonem, że sala zamarła. – Ten, który życie ceni ponad wszystko, szanuje każdą żywą istotę i służy życiu... Ten, który brzydzi się przelewem krwi. Ma umysł starca, ale serce dziecka. Patrzy na świat z pokorą starca, a z dziecku właściwą prostotą się światem zachwyca... – Deliah umilkła na moment.
Chyba się tego spodziewałam. Choć nie był to oczywisty wybór, sama zgadzałam się z nim w pełni. Siostry rzeczywiście dokładnie przemyślały każdą swoją decyzję, z pewnością wiedząc o znanych mi przecież ludziach więcej, niż potrafiłam sobie wyobrazić. Teraz, gdy Deliah zwróciła oczy na wybraną przez nich osobę, dojrzałam w jej spojrzeniu niezachwianą pewność i wiedzę, o której mogłam jedynie śnić.
- Declan... – szepnęła. – Bardzo proszę... czy mógłbyś strzec trzeciego klucza do naszej zagłady?
Wyglądała tak niewinnie, dziewczęco i słodko, gdy z ufnością wyciągała w jego stronę część papirusu, że wcale nie zdziwił mnie gest Declana. Bo uzdrowiciel podszedł, przyjął podawane sobie zawiniątko i po ojcowsku, choć z szacunkiem, ucałował gładkie czoło dziewczyny. Deliah uśmiechnęła się i skłoniła przed nim głowę, po czym wróciła do sióstr, a Declan stanął z powrotem na swoim miejscu.
Wtuliłam się bokiem w Edwarda, ciągle gładząc dłonią jedwabiste loki swojej córki, przytulonej do mnie całym ciałem. Tak bardzo chciałam już wrócić z nimi do domu, że z ulgą powitałam słowa sióstr, dziękujących wszystkim za wsparcie. Słuchałam ich, ale mniej uważnie niż wcześniej. Bardziej skupiona byłam na bliskości moich ukochanych i pragnieniu powrotu do Forks, spotkania rodziców, urządzenia na nowo kamiennej chatki... Przez to wszystko niemal przegapiłam moment, gdy wszyscy zaczęli się rozchodzić, opuszczać zamek i żegnać siostry ukłonem. Widziałam ich z szacunkiem pochylone głowy, ich pełne podziwu spojrzenia, ale prawdę mówiąc marzyłam już tylko o oddaleniu się od tego wszystkiego. Komnata zamku pustoszała z sekundy na sekundę, zmierzch za oknem otulał krawędzie tronów łagodnym mrokiem, pośród którego idealnie biała skóra Trójcy lśniła własnym blaskiem, a my nie ruszaliśmy się z miejsca, nie wiadomo na co czekając.
- Gdzie będziecie? – zapytał wreszcie Carlisle, gdy w wielkiej sali pozostała już właściwie tylko nasza powiększona o część przyjaciół rodzina.
Nie zrozumiałam początkowo, ale zobaczyłam jego pytający wzrok skierowany na siostry. Sama też na nie spojrzałam, bo rzeczywiście – jeśli od tej pory zamek w Volterze miał zostać wiecznym więzieniem dla Volturi, to gdzie ulokuje się Trójca?
- Wszędzie – uśmiechnęła się łagodnie Lauviah. – Tak jak do tej pory, będziemy podróżować. Ale jeśli ktoś poprosi o pomoc, na pewno ją dostanie.
- Jeśli wy będziecie potrzebowały pomocy kogokolwiek z mojej rodziny, nie wahajcie się do nas zwrócić – odparł na to Carlisle.
- Mój dar jest do waszej dyspozycji –Alice uśmiechnęła się do Lauvii.
- Mój także – Edward z szacunkiem skłonił głowę. – W każdej chwili.
- I nasze – odezwał się nagle Gabriel, obejmujący ramieniem uśmiechniętą, potakującą Lily. – Musimy zacząć myśleć o oddaleniu się z Cinnamon Town, za długo tam jesteśmy. Będziemy zaszczyceni, jeśli przez jakiś czas pozwolicie nam podróżować ze sobą.
Trójca spojrzała po sobie z niejakim zdziwieniem, ale zaraz ich twarze rozpogodziły się i siostry radośnie skinęły głowami. Noah zaśmiał się, uszczęśliwiony. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że bardzo się z Gabe’m polubili podczas pobytu w naszym domu w Forks.
- Jeśli można... – powiedział cicho Declan. – Ja także chętnie bym do was dołączył. Może mój dar zdoła uratować życie komuś niewinnie skrzywdzonemu.
- Będziemy zaszczycone, Uzdrowicielu – odparła zaskoczona Lauviah. – Tylko czy w tej sytuacji możesz nadal sprawować pieczę nad częścią naszej tajemnicy?
- Ależ oczywiście – odparł Carlisle z niezachwianą pewnością. – To nawet doskonałe rozwiązanie, jeden ze strażników będzie obserwował was z bliska i będzie w stanie zaalarmować społeczność w razie problemów. A Declana żadna z was nie zdoła zabić tak łatwo, jego dar odpycha wrogów.
- To prawda – rozpromieniła się Sealiah, a potem, ku zaskoczeniu wszystkich, czułym gestem przytuliła się do uzdrowiciela. – Tak się cieszę!
- Ja też, sarenko – uśmiechnięty Declan pogłaskał ją delikatnie po włosach.
Przez chwilę poczułam ukłucie zazdrości, bo Declana miałam już za członka naszej rodziny, ale szybko zdałam sobie sprawę, że on właściwie zawsze był samotnikiem. O wiele bardziej pasował do innej rodziny, do tych trzech kobiet tak mądrych, doświadczonych, a jednocześnie mających w sobie tak wiele rozczulającego, dziecięcego czaru. Ja miałam przy sobie cudownego mężczyznę, najukochańszą córeczkę i całą resztę bliskich, co wystarczało mi w zupełności. Teraz, gdy Carlisle jeszcze coś omawiał z siostrami, Renesmee spojrzała na mnie pytająco, wyciągając dłoń. Zrozumiałam, co chce zrobić, więc skinęłam głową w przyzwoleniu.
Położyła mi rękę na policzku tak delikatnym gestem, że prawie jej nie poczułam. Zobaczyłam za to całe mnóstwo obrazów, bo Renesmee opowiadała mi ostatnie piętnaście lat.
Widziałam siebie, siedzącą nieruchomo w kamiennym domku. Moje spojrzenie było puste i nie wyrażało nic, kiedy widziała mnie ostatni raz. Potem była jeszcze burza bordowych loków, które zasłoniły jej oczy. Następnie pęd, bo Renesmee była w ramionach bardzo szybko biegnącej kobiety. Chłodne powietrze na twarzy i zapachy lasu przenikające się z aromatem słodkiej wiśni. Potem przerwa i mały, murowany domek z ziołami podwieszonymi u pułapu i pachącymi doniczkami na parapetach okien. Sealiah, pochylająca się nad Renesmee, całująca ją w czółko. Jej uśmiech i ciche słowa:
- Ktoś do ciebie przyszedł...
A potem sylwetka Rosalie w drzwiach. Tam mieszkały we dwie, długo, pilnowane u wejścia przez dwóch ponurych strażników, co i tak nie było konieczne, bo same odczuwały przymus pozostania w domku. Nie mogły wyjść, związane we własnych umysłach pętami o wiele silniejszymi niż kute żelazne łańcuchy. A potem zamek, długie balowe rękawiczki i rozmowa z Aro. Próbował się czegoś dowiedzieć, chciał sprawdzić jej dary i... tak, zobaczyć, czy nie odziedziczyła po mnie odporności, mojej tarczy! Jego spojrzenie na Jane i krótkie warknięcie gdzieś z boku. To Deliah nie pozwoliła na taką próbę, zablokowała dar wściekłej Jane. A potem ręka Lauvii ujmująca dłoń Renesmee.
Lauviah zaprowadziła ją do jakiejś komnaty, gdzie czekała... Alice! Renesmee została ucałowana i uściskana, ale później kobiety rozmawiały po cichu i słyszałam tylko fragment rozmowy:
- Jasper jest już w Volterze, stacjonuje w punkcie piątym. Muszę iść dziś w nocy, a Aro chce mnie widzieć jeszcze wieczorem, nie może się dowiedzieć...
- Spokojnie, na razie Jaspera wytropił tylko Demetri, ale już usunęłam mu pamięć – Lauviah głaszcze Renesmee po ramieniu.
- Lauviah, nie wiem, jak ci dziękować...
- To teraz nieistotne, teraz musimy zmodyfikować ci pamięć, żeby Aro nic nie wyczuł. Sealiah spotka się z tobą zaraz po audiencji, przywróci wszystko i pójdziesz do Jaspera, nikt nic nie zauważy...
Potem znowu murowany domek. Lata później – zamek, zupełnie inna atmosfera. Zdenerwowana Rosalie biegnie wraz z dorosłą niemal Renesmee podziemnym tunelem i docierają do ciemnej komnaty z pięknymi obrazami. Znów czekają tu Alice i jedna z sióstr. Lauviah.
- Rose, oni się odnajdą! Wyruszą tu! – Alice mówi szybko, ściszonym głosem. – Volturi muszą zająć się czym innym, trzeba odwrócić ich uwagę!
- Jak? – pyta krótko Rosalie.
- Jasper. Wydamy im Jaspera. Będą tak skupieni na torturowaniu go, wyciąganiu od niego informacji, że nie zauważą powrotu Belli i Edwarda! Nie wiem, kiedy to się stanie, musimy działać natychmiast!
- Chcesz wydać Jaspera?! – Rosalie patrzy na Alice ze wstrętem.
- Jasper nic nie poczuje, nic nawet nie będzie pamiętał i kojarzył – zapewniła ją Lauviah. – Deliah odbierze mu zmysły podczas tortur, ja i Sealiah zmodyfikujemy pamięć.
- Nie możecie tego zrobić! – krzyczy Rosalie.
- Rose, to jego plan... To Jasper na to wpadł. Nic mu się nie stanie, musimy zaufać Trójcy – Alice chwyta siostrę za ramię. – Oni będą go męczyć, a jemu będzie się wydawało, że odpoczywa na Wyspie Esme, rozumiesz? Volturi nie mogą zainteresować się teraz Bellą.
Rose przez chwilę patrzy nieruchomo, potem schyla głowę w geście zgody. Znów murowany domek, kolejne śniadania z Rosalie, spokój, a parę miesięcy później kolejne spotkanie w komnacie z obrazami.
- Są już w Forks, niedługo tu przyjadą. Jest ich wielu – mówi Alice. – Renesmee, kochanie, będziemy musiały znowu usunąć ci pamięć o nas wszystkich.
- Rozumiem. Aro na pewno zechce ze mną rozmawiać przed atakiem.
- No właśnie, Lauviah jakoś to zorganizuje. Ale co z Bellą? Gabriel już jej powiedział, że nie wyczuwa Renesmee...
- Oczywiście, że jej nie wyczuwa – prychnęła Lauviah. – Deliah zmieniła ją jeszcze głębiej niż samą Bellę i samego Edwarda. Ma inny zapach, a żadne z nich nie będzie w stanie jej poznać, choćby stali twarzą w twarz o kilka centymetrów od siebie. Nie możemy tego teraz zdjąć, Volturi zauważą braki zabezpieczeń i zaczną się domyślać. Ale Noah już tam biegnie. On będzie czuwał nad Bellą, da jej nadzieję.
Ostatni obraz, który przekazała mi moja córka to hall główny zamku, przez który prowadziły ją Alice i Rosalie, śpiesząc gdzieś w zdenerwowaniu.
- Volturi coś przeczuwają! Odizolowali siostry, wysłali je akurat dzisiaj! – szeptała gorączkowo Alice. – Nie mam pojęcia, jak to się stało. Lauviah obiecała, że wrócą przed bitwą, ale coś musiało je zatrzymać i podejrzewam niestety, że ma z tym coś wspólnego mała armia, jaką Aro wysłał za nimi na wschód.
- Nie sądzę, żeby coś podejrzewali – odparła Rose. – Aro chyba po prostu nie chciał, żeby siostry były przy rzezi, jaką zamierzał urządzić Carlisle’owi. Wiedział, że będą starały się go powstrzymać, bez względu na to, po której są stronie. Wiedział, że brzydzą się przemocą.
W tej chwili Alice, Rose i Renesmee dobiegły do drzwi korytarza, które stanęły otworem, jeszcze zanim ich dotknęły. W ich obramowaniu były wszystkie trzy siostry, piękne i groźne z czarnymi, wściekłymi oczami.
- Tym razem Aro pozwolił sobie na zbyt wiele... – warknęła skrótowo Lauviah, wchodząc do komnaty. – Gdzie oni są?!
- Walczą, na wszystkich prawie piętrach – powiedziała szybko Rose.
- Chyba przegrywają... – powiedziała cicho Alice.
- Zabierzcie Renesmee w bezpieczne miejsce, a ty, Rosalie, nie puszczaj jej ramienia aż do momentu, gdy damy ci znak. Pod żadnym pozorem nie puszczaj jej wcześniej. Odzyska pamięć dopiero, gdy przestaniesz jej dotykać – powiedziała Lauviah, muskając czoło Renesmee palcem.
Wówczas rozległ się w korytarzu bolesny krzyk Kate, a zaraz po nim okrzyk Gabriela.
- Dość tego! – Deliah zamknęła oczy i uniosła ręce. W zamku ucichło.
- Zabierzcie Renesmee, zaraz dołączymy do was w głównej sali! – zawołała jeszcze Sealiah, po czym trzy siostry pobiegły na górę baszty.
Już wszystko wiedziałam. Dosłownie chwilę później ja i Edward spotkaliśmy je w komnacie z półokrągłym podniesieniem. Za moment dowiedzieliśmy się, że nasze dary nie działają, a my mamy kwadrans na zebranie rannych i dojście do głównej sali.
Renesmee odsunęła dłoń od mojej szyi i spojrzała na mnie poważnie. Ja zaś uścisnęłam jej ramię, po czym odwróciłam się ku siostrom.
- Czy temu nie dało się zapobiec? – spytałam krótko.
Spojrzały na mnie uważnie, ze smutkiem. Chwilę panowało milczenie, podczas którego słyszałam tylko bicie serca Renesmee.
- Mogłyśmy odebrać wolną wolę prawie całej wampirzej społeczności – powiedziała powoli Deliah. – Ułożyć wszystko po naszemu, sprawić, że będą nas słuchać. Ale Bello... to nigdy nie jest wyjście. To wszystko musiało się stać. My mogłyśmy tylko próbować chronić tych, których uważałyśmy za niewinnych.
- Brałyśmy pod uwagę, że Volturi od początku kłamią – dopowiedziała Lauviah. – Już wtedy, gdy pojawili się u nas pierwszy raz, z prośbą o pomoc w unieszkodliwieniu zbuntowanego klanu, który hoduje nieśmiertelne dzieci i żyje z dziećmi księżyca. Jednak zbyt wiele osób usłyszało tę plotkę od Volturi jeszcze przed naszym wkroczeniem, zabiliby was sami... Musieli przekonać się o wszystkim powoli.
- Bello, tak właśnie by było... – potwierdziła Alice. – Jakiś nomada zgładziłby Renesmee tydzień po tym, jak siostry ją zabrały. Widziałam to tej nocy, moment przed tym, jak Lauviah odebrała mi pamięć.
- Siobhan i Liam... – szepnęłam jeszcze.
- To Volturi – gniewnie przerwała mi Rose. – Odesłali siostry, nasłali na nie swoich wojowników, żeby opóźnili ich powrót...
Mimo jej słów, na dźwięk imion naszych zmarłych przyjaciół Trójca opuściła głowy, a w ich oczach po raz pierwszy zobaczyłam wahanie.
- Nie wiemy, czy zrobiłyśmy dobrze... – wyszeptała wreszcie Sealiah. – Nie jesteśmy nieomylne. Broniłyśmy was, jak umiałyśmy...
Wtedy pomyślałam, co zrobiłabym na ich miejscu, z ich darami. Potężny ród strażników wampirzego prawa zwrócił się do nich o pomoc, przedstawił im swoją wersję. Przy okazji powiadomił też całą społeczność wampirów o naszych rzekomych przewinach. Siostry zrozumiały, że jeśli odmówią, wampiry dokonają samosądu i same zgładzą mnie i moją córkę oraz wszystkich naszych bliskich. Zgodziły się więc pomóc Volturi, bo tylko tak mogły mieć jakikolwiek wpływ na przebieg wydarzeń. Pod pozorem współpracy z Volturi chroniły członków naszej rodziny, nie dały nikomu zrobić krzywdy, schowały Renesmee bezpiecznie przed oczami całego nocnego społeczeństwa. Jednocześnie wykorzystały swoje możliwości, aby ukryć także mnie i Edwarda. Odebrały nam pamięć, bo w ten sposób Volturi nie czuli się zagrożeni i dali nam spokój, a my mogliśmy bezpiecznie przeczekać najgorszą wściekłość podburzonych przez kłamstwo wampirów. Gdybyśmy pamiętali, robilibyśmy wszystko, aby natychmiast odnaleźć Renesmee, a więc bylibyśmy w szalonym niebezpieczeństwie.
W międzyczasie siostry przekazały nasze wspomnienia człowiekowi, zsyłając mu sny. Ludzka kobieta opisała całe nasze losy, które trafiły do ludzi i wampirów na całym świecie, dzięki czemu kłamstwo Volturi wyszło na jaw dla wtajemniczonych czytelników. Wtedy, kiedy wampirom przedstawiono naszą wersję zdarzeń, seria przypadków sprawia, że ja i Edward się odnajdujemy...
I tu coś mi przestało pasować...
Seria przypadków?
- Pamiętam, jak Kris zaprosił mnie na plan “Twilight: Eclipse”... – powiedziałam wolno, uważnie patrząc na siostry. – Zobaczyliśmy się po raz pierwszy od trzech lat, a on nagle wyskoczył z tą propozycją. Powiedział: kto wie, może to właśnie odmieni twoje życie? Pamiętam, że użył dokładnie tych słów...
Ku mojemu zaskoczeniu, siostry uśmiechnęły się przepraszająco.
- No tak, musiałyśmy troszeczkę wam pomóc – wyjaśniła opornie Lauviah. – Kris odnalazł cię i zaprosił na plan, bo coś w jego śnie kazało mu tak zrobić.
- A Robert? – spytałam, podnosząc brew.
- Cóż, bez wątpienia mu się spodobałaś – odrzekła szarmancko Sealiah. – My planowałyśmy zasadniczo waszą przyjaźń, nie sądziłyśmy, że będziecie parą. Najbardziej zależało nam, abyś zetknęła się ze Stephenie. Lauviah co jakiś czas modyfikowała mu pamięć, to ją widziałaś w Meksyku...
- Więc nic nie było przypadkiem?! – z niedowierzaniem pokręciłam głową.
- Nie do końca... Nie przewidziałyśmy tego, że Edward jako Claude Sauvage stanie się sławnym muzykiem – uśmiechnęła się Lauviah. – Widać wampiry, nawet najbardziej dostosowane do życia wśród ludzi, zawsze będą się wśród nich wybijać. Ale nam było to bardzo na rękę, a nawet Volturi nie umieli dopatrzeć się w tym spisku.
Wielu rzeczy jeszcze nie rozumiałam, nie ogarniałam w tej chwili. Pewne niejasności i chaos nadal pozostały w mojej głowie, jednak wiedziałam, że teraz już w każdym momencie będę mogła spytać o nie Alice abo Edwarda. Teraz będę z nimi cały czas i mamy całą wieczność na rozmowy o wszystkim, więc możemy zostawić siostry i pojechać prosto do domu.
Nastał czas pożegnań, trudniejszych, niż mi się wydawało, bo dopiero teraz dotarło do mnie, że Declan i cała rodzina Sourire pozostaną przy Trójcy i nie wrócą z nami do Forks. Uściskałam Claire z prawdziwym żalem, widząc jak wszyscy dookoła również ze smutkiem całują przyjaciół i wymieniają ostatnie zdania. Zobaczyłam, jak Naima i Renesmee mówią sobie do widzenia, choć wyraźnie żałują, że nie zdążyły się lepiej poznać.
- Odwiedźcie nas niedługo, proszę... – usłyszałam głos Alice, która obejmowała serdecznie Lauvię.
- Będziemy zaszczycone – skłoniła głowę bordowowłosa piękność, uśmiechając się radośnie.
- Koniecznie! – wsparli Alice Carlisle i Esme. – Z radością będziemy gościć was co najmniej parę miesięcy!
Siostry roześmiały się, ale w ich spojrzeniach zobaczyłam autentyczną wdzięczność za propozycję i już wiedziałam, że w tej chwili wcale nic się nie kończy. Przeciwnie, dopiero zaczyna się całkiem nowa, fantastyczna przygoda, której już byłam ciekawa.
Zwłaszcza że wtedy, jakby na potwierdzenie moich myśli, usłyszałam Lauvię, mówiącą:
- Nie płaczmy, mam przeczucie, że spotkamy się wszyscy szybciej niż myślimy... |
Post został pochwalony 3 razy
Ostatnio zmieniony przez reinigen dnia Czw 16:41, 20 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Aurora Rosa
Dobry wampir
Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki
|
Wysłany:
Czw 19:33, 20 Sty 2011 |
|
Cudowne, fantastyczne, fenomenalne, nieprzewidywalne, dopieszczone, wspaniałe, rewelacyjne, niesamowite, doskonałe, nie wiem co jeszcze mam napisać. Słów brakuje by opisać to opowiadanie, nie tylko ten rozdział.
Reinigen jeśli Meyer kiedykolwiek pisała by dalszy ciąg Sagi to nie zrobi tego lepiej od Ciebie. Moim skromnym zdaniem masz lepszy styl, większą 'lekkość pióra" i ciekawsze pomysły od Steph.
Może jak ochłonę i emocje opadną będę w stanie napisać coś więcej. Na razie poprostu dziękuję za najlepsze opowiadanie na tym forum |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
capricorn
Człowiek
Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 71 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pią 13:58, 21 Sty 2011 |
|
Warto było taki kawał czasu czekać, warto ! :)
Nawet nie masz pojęcia w jakim byłam szoku jak zobaczyłam, że jest nowy rozdział.
Co to zakończenia, wszystko ładnie połączyłaś, wszystko jest pięknie opisane i wytłumaczone. No i cieszę się, że córka Edwarda i Belli żyje.
Dziękuję bardzo za ostatni rozdział i hmm czekam na epilog, nawet baardzo krótki.
Pozdrawiam :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gum Yan De
Nowonarodzony
Dołączył: 30 Cze 2010
Posty: 12 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zamośc/Rzeszów
|
Wysłany:
Pią 15:28, 21 Sty 2011 |
|
Jak ja się cieszę, że Renesme jednak żyje ;p chociaż jakoś nie przepadam za nią za bardzo... jestem również baaaardzo zadowolone, że wszystko skończyło się happy endem ^^ Kto by pomyślał, że Volturi upadnie w taki sposób?
Dziękuje za ten rozdział ^^
Pozdrawiam ^^ i buziole ;***
Gum Yan De ^^
=^.^= |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
magnum
Nowonarodzony
Dołączył: 25 Sie 2010
Posty: 5 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z kraju:)
|
Wysłany:
Czw 20:04, 27 Sty 2011 |
|
Tak bardzo się cieszę, że dodałaś ten rozdział. Dziś jak weszłam na forum i zauważyłam, że jest nowy rozdział to wyrwało mi się krótkie: "O Matyldo!" i kilka sekund wpatrywałam się w tytuł z ręką na ustach. Serio;).
Och, opłacało się cierpliwie czekać. Zakończenie świetne, takie jak lubię- z happy end'em, ale nie przesłodzone. Podoba mi się rozwiązanie kwestii z Volturi, też uważam, że śmierć dla nich byłaby za mało dostateczną karą. Niech skisną w tym zamku!
Szkoda, że to już koniec. Ale wolę żeby coś zakończyło się w "odpowiednim" momencie, niż miało ciągnąć w nieskończoność jak Moda na sukces. No, ale co ja tu mówię o "Modzie..." Wszystko, co dobre musi się (niestety) skończyć.
Ah, muszę powiedzieć jeszcze tylko jedno- przy tym momencie:
"- To prawda – rozpromieniła się Sealiah, a potem, ku zaskoczeniu wszystkich, czułym gestem przytuliła się do uzdrowiciela. – Tak się cieszę!
- Ja też, sarenko – uśmiechnięty Declan pogłaskał ją delikatnie po włosach."
wzruszyłam się trochę, na moją twarz wstąpił delikatny uśmiech i pomyślałam sobie- chciałabym mieć takiego dziadka...
Thank you, Děkuji, Merci, Gracias, Danke, Спасибо, Grazie, DZIĘKUJĘ!!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
dotviline
Wilkołak
Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pią 0:21, 28 Sty 2011 |
|
Kochana Reni.
Piękny, szczęśliwy koniec.
Ładnie doprowadziłaś do rozwiązania historii. Jest naprawdę wzruszający ten ostatni rozdział.
Jestem zawiedziona tym, że jest tak słodko, ale to moje własne spaczenie.
Moim zdaniem wszystko jest jasne. Choć chciałoby się, aby opowieść trwała, ale nie można z "O brzasku" uczynić niekończącej się opowieści, prawda?
Ale powiem Ci, że gdybym lubiła szczęśliwe zakończenia, te stałoby wysoko w rankingu.
Tak świetnie opisałaś czułą naturę Trójcy. Udowodniłaś, że nic nie jest takie jak się wydaje.
Rola Jaspera, Alice i Rose też wydaje się być niezwykła, poruszająca i budząca podziw.
Mam tylko jedno pytanie - czy między Allie, a Lauviah była jakaś głębsza relacja? Jakaś przyjaźń? Wyglądało to na ciekawą historię, jakby traktowały się po siostrzanemu ;]
Urocze też jest to, że wampiry w pewnym sensie stały się dzięki Trójcy jedną wielką rodziną, w końcu się odnalazły...
I dobrze, że ktoś wreszcie pokazał Volturi, gdzie ich miejsce. Bo niestety mimo wielu prób nie widzę w tych bohaterach nic dobrego i czystego.
A skoro to już koniec, to pozostaje nam powiedzieć...
Ciao.
dot. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
KW
Zły wampir
Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 464 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ~ z krainy, gdzie jestem tylko ja i moi mężowie ~
|
Wysłany:
Pią 4:31, 28 Sty 2011 |
|
Droga reinigen!
Zaczęłam czytać wczoraj wieczorem, i myślałam, że rano dokończę. Jednak już po pierwszym rozdziale zorientowałam się, że nie pójdę spać, dopóki nie skończę. A to wszystko dlatego, że twoje słowa przykuły moją uwagę, wciągnęły w świat przedstawiony tutaj, i po prostu oddałam się emocjom.
Cóż mogę powiedzieć o tym opowiadaniu?
Może zacznę od tego, że to co przeczytałam, bez problemu mogłoby się stać piątą częścią sagi, i tak właśnie to dzieło postrzegam. Dopiero teraz zrozumiałam, że mówiąc o innych opowiadaniach 'dzieło', nie wiedziałam co mówię. Teraz mam autentyczną odpowiedź, jak powinno wyglądać dzieło.
Dzieło, to twór który głęboko wpływa na wyobraźnie, czyta się go zadziwiająco lekko, jak książkę, najprawdziwszą książkę. Dzieło, to emocje. W różnych opowiadaniach, a raczej we wszystkich opowiadaniach, które do tej pory przeczytałam, emocje wpływały na mnie, jednak nie tak jak tutaj. W innych opowiadaniach odczuwam emocje, jednak nie żyje nimi. Nie targają mną emocje autentyczne, takie jak głównego bohatera. Zdarza się to tylko w najlepszych książkach, powieściach. Po prostu serce by mi się krajało, gdybym napisała, tak jak w przypadku innych opowiadań, że "to było wspaniałe". Nie, tutaj to nie wystarczy. To majstersztyk, i wiem co mówię.
Fabuła była bardzo rozbudowana, każdy szczegół, każdy, nawet najmniejszy elemencik, był dopracowany i miał znaczenie. Wszystko miało znaczenie. Każde zdanie. Tak jest tylko w dopracowanych powieściach. Prawdę mówiąc, z pewnością sama Meyerka by nie pogardziła tą powieścią.
Wspaniale przeplotłaś wampiryzm z rzeczywistością - z Robertem, Step. Przez to odczuwało się, że to jest realne! Że wampiry naprawdę istnieją.
Jestem pod wrażeniem twojego umysłu. Gdybym była wydawcą, to bym się zgłosiła do ciebie, i błagała, żebyś pozwoliła wydać tą powieść! Naprawdę.
Do tej pory miałam dużo ff, które bardzo sobie cenię. Jednak to dzieło przebija wszystkie czytane przeze mnie ff.
Czułam, że Bella, jest taka sama, jak w Sadze. Wszystko to wydawało mi się, i powtarzam kolejny raz to - kolejną napisaną przez Meyer książką z serii Twilight.
Płakałam, uśmiechałam, cieszyłam, cierpiałam, denerwowałam się i bałam, pałałam żądzą zemsty, wybaczałam, kochałam.
Czułam, że jestem Bellą, widziałam to co ona. Byłam Nią. Stworzyłaś tak rozbudowany świat, że widziałam go przed oczyma.
Wszystko tworzyło spójną całość, pozostawiając w napięciu, i niedosycie, jaki za każdym razem mi towarzyszy kiedy czytam ostatnie zdanie, na ostatniej stronie ulubionej książki, tworząc w głowie scenariusz dalszych wydarzeń.
Dlatego, proszę, daj szczęśliwy epilog. Może ociekać szczęściem, miłością? Daj tu chwilę dla Belli i Edwarda, których powiem szczerze, mi nie brakowało. Dlaczego? Bo ukazałaś miłość, tak wielką i bezwarunkową, że nie musieli się dotykać, całować... Ta miłość była wręcz namacalna, bez potrzeby potwierdzenia jej.
Tak. Czekam na epilog. Mam nadzieję, że się zlitujesz. A co! Musi być mały szantażyk emocjonalny - przez ciebie nie śpię, o 4 nad ranem! Oczywiście się nie gniewam, bo ta nieprzespana noc była czystą przyjemnością, bo spędziłam ją z Twoimi słowami. Dziękuję za to.
Mam nadzieję, że epilog będzie długi, i będzie napawał szczęściem, i miłością. Jeśli pozwolisz nam, to po przeczytaniu epilogu, my, czytelnicy, będziemy uzbrojeni w nowe pokłady nadziei i wiary, że szczęście i miłość istnieją, i każdy ma prawo ich zaznać.
Nie wiem, co jeszcze powiedzieć.
A tak, chcę epilogu, pozdrawiam i chciałam tylko napomnieć, że od tej chwili tej Majstersztyk jest moim ulubionym i pierwszym ze wszystkich ukochanych dzieł w mojej głowie.
Dziękuję ci za emocje, i za miło spędzony czas. Nie żałuję.
Kocham twój umysł, to jak piszesz, i to co przeczytałam.
Pamiętaj, że jestem twoją wierną powierniczką słów.
Mam nadzieję, że przeczytam coś twojego autorstwa, na papierze w pięknej grubej książce, na okładce której będzie twoje nazwisko.
A w środku długa, piękna powieść, i mała dedykacja, zapisana flamastrem, którym podpisywałabyś wszystkie książki, na jakimś zlocie fanów twojej twórczości, gdyż byłabyś najlepszą pisarką w swoich czasach.
I będziesz.
Nie przestawaj, bo warto.
Przepraszam, rozpisałam się. Jeśli napiszesz epilog, to nie będę taka wylewna, bo wszystko wiesz.
Czekam,
KochającaWampira |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Jagienka
Wilkołak
Dołączył: 10 Maj 2009
Posty: 109 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miasto Królów Polskich
|
Wysłany:
Śro 21:50, 02 Lut 2011 |
|
Reinigen!
Powiem szczerze, warto było czekać prawie rok, by przeczytać ostatni rozdział "O brzasku", który jest dla mnie jednym z najlepszych opowiadań na forum. Niesamowicie umiesz budować napięcie, miałaś pomysł na fabułę, super opisy, dialogi, jest obecna lekkość czytania i pióra, po prostu chciało się siedzieć do 3 by tylko dowiedzieć się co dalej i przeczytać do końca. Na pewno nie zmarnowałam tych godzin i jestem bardzo zadowolona, że coś kazało mi nacisnąć na ten temat. Trochę mi smutno, że już koniec ale mam wielką nadzieję, że za niedługo doczekam się wspaniałego epilogu, który będzie doskonałym końcem i początkiem zarazem, taką wisienką na pysznym torcie. Pisałam Ci to już zapewne, że świetnie dobrana muzyka do treści.
Dużo, dużo szczęścia i weny, pomysłów w dalszym pisaniu we własnym kanonie albo w Twilight'owym :D
Weny, Weny, Weny
Pozdrawiam
Jagienka |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Czw 22:20, 03 Lut 2011 |
|
Kobieto, siedze i rycze jak bóbr tak się wzruszyłam twoim zakończeniem, spodziewałam się że zaserwujesz nam jakąś tragedię a Ty jak zwykle zaskakujesz, serwując happy end! Ale tak musiało być, uwielbiam happy endy i to w twoim wydaniu, czyli musiałaś jeszcze trochę namięszać aby potem trochę pocukrować:) swietnie ukarałaś Volturi, wkońcu się doigrali, należało im się. Zaskoczyłaś mnie ze zwrotem Trójcy, z ich ukrytą intrygą, no i rzeczywiście łzy mi się lały jak czytałam o uzdrowieniu Reneesme.
Twoje całe opowiadanie jest fenomenalne, rzadko kiedy udaje mi się tak zaangażować w czytanie a dla Ciebie powróciłam na forum!!!Fenomenalny styl, który tak łatwo przenosi czytelnika do twojego, wymyślonego świata, świata w którym cały czas dostarczasz nam zaskakujących zwrotów akcji, ciągłej ciekawości następnych wydarzeń i takiej świeżości, Nic nie jest naciągane, wszystko tak płynnie przechodzi, tak jakby tak miało być. Nie często się zdarza czytać taki ff.
Cieszę się że trafiłam na twój ff i cieszę się że udał Ci się go dokończyć, choć to długo trwało :) Wielkie rzeczy roszą się w długich bólach :)
Mam nadzieję że jeszcze coś dla nas stworzysz, mocno na to liczę! Życzę dużo weny i czasu na kolejne twoje twórczości.
p/s
Zobacz jak dla Ciebie się rozpisałam :) A zapomniałam napisać że oczywiście czekam na epilog, bo mam nadzieję że jeszcze coś nam zaserwujesz :) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ajaczek dnia Czw 22:23, 03 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Bella009
Nowonarodzony
Dołączył: 24 Cze 2010
Posty: 7 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 12:57, 05 Lut 2011 |
|
Twoje opowiadanie komentuje z tego co wiem pierwszy raz, bo raptem tydzień temu poleciła mi je koleżanka, a ja nie miałam dotychczas czasu. Ono jest poprostu cudowne, świetne, rewelacyjne i inne tego typu(oczywiście wszystkie pozytywne)
Wiem, że sie na 100% powtarzam, ale czy nie zastanawiałaś sięprzypadkiem nad napisaniem książki? Patrząc na to, że masz tak świetny styl pisania, nie widzę ani jednego błędu, a opowiadanie wciągnęło mnie bardziej niż nie jedna książka(a czytałam ich naprawde wiele), to jestem pewna, że wręcz powinnaś jakąś napisać.
Poza tym masz cudowne pomysły. Całe twoje opowiadanie ma tyle wątków i akcji, które są tak wspaniale połączone, że nic nie zgrzyta.
No, a teraz na temat tego rozdziału. Bomba. Ciesze się, że Nessie jednak żyje. Bo wydaje mi się, że gdyby zmarła to doszło by nam kilka śmierci więcej. Fajnie, że Jacob wrócił do ludzkiej postaci i podoba mi się sposób w jaki ukarałaś Volturi. Zgadzam się ze wszystkimi poprzedniczkami, a tego co już zostało napisane nie będę powtarzać. Mam tylko nadzieję, że epilog też napiszesz.
Pozdrawiam Asia;) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
reinigen
Nowonarodzony
Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 29 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lbn
|
Wysłany:
Śro 21:13, 04 Maj 2011 |
|
Jeszcze raz dziękuję wszystkim czytelniczkom i chciałam bardzo poprosić którąś modkę, żeby przesunęła to opowiadanie do działu zakończonych :)
Zrobione, Dzwonek :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
IssaBella
Wilkołak
Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 129 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 23:02, 06 Maj 2011 |
|
właśnie skończyłam czytać i jestem smutna że już się skończyło ;P
Reinigen to jest po prostu fenomenalne ;D
nie wyobraziła bym sobie lepiej dalszych losów naszych wampirków po Breaking Down xD
to jest idealne na kolejną część, bardziej rozbudować, dodać jeszcze coś i mamy kolejną część :)
a co najlepsze to zakończoną tak, że kurde ja chce wiedzieć co dalej! ;D
"Zwłaszcza że wtedy, jakby na potwierdzenie moich myśli, usłyszałam Lauvię, mówiącą:
- Nie płaczmy, mam przeczucie, że spotkamy się wszyscy szybciej niż myślimy..."
czyli historia na 6 część ;D
jestem w szoku, nie mogę się pozbierać
reinigen wywołałaś takie emocje,napięcie, ciekawość... że o mało co nie zaczęłam paznokci obgryzać :P(chociaż nigdy tego nie robiłam)
mam nadzieję że stworzysz kolejne ff;*
pozdrawiam
IssaBella |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ania_oh93
Nowonarodzony
Dołączył: 26 Maj 2012
Posty: 1 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 22:24, 30 Maj 2012 |
|
Nie wiem czy autorka jeszcze tu zagląda, ale napiszę i tak.
To jest nie do pomyślenia, żeby było pod tym opowiadaniem jedynie 10 komentarzy.
Czytałam od pierwszej części, chyba zaraz po jej pojawieniu się na forum, aż do przedostatniej, potem sprawdzałam co jakiś czas, ale ostatniej części nie było. Jakoś niedawno przypomniałam sobie o tym opowiadaniu, teraz przeczytałam ponownie od początku, i tę ostatnią część.
Masz dar, nie wiem, czy czytałam w ogóle kiedykolwiek coś przyjemniejszego, pewnie nawet twoje listy zakupów są znakomite. Proszę, pisz więcej, cokolwiek, chętnie kupię, nawet droższe wydanie w twardej oprawie.
Cudownie było znaleźć się raz jeszcze w świecie Cullenów :) Dla mnie osobiście to kontynuacja sagi, szkoda że tak niewiele osób miało szansę ją przeczytać. Kocham wszystkich nowych bohaterów. W ogóle myślałam, że Bella będzie jedną ze strażniczek tajemnicy, ale to chyba by było za tanie, więc dobrze się stało I tak się zastanawiam, czy Feliks nadal jest za tą kotarą?
No ale nieważne,
przede wszystkim - dziękuję! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
reinigen
Nowonarodzony
Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 29 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lbn
|
Wysłany:
Śro 15:27, 07 Lis 2012 |
|
Nawet nie wiecie, jak miło wejść po roku na forum i zobaczyć, że jeszcze ktoś się odezwał, ktoś pamiętał :)
I ja właściwie tylko z tym - z takim cichutkim, nieśmiałym, wzruszonym i rozrzewnionym Dziękuję.
Zapewniam ponadto, że moja lista zakupów daleka jest od fascynującej.
No, może jeszcze zdanko - noszę w sobie i hoduję od jakiegoś już czasu pomysł na kolejną część, ale jakoś się onieśmielam. Mimo tak miłego komentarza, raczej nikt już tego opowiadania nie pamięta, a zanim napisałabym kolejne minęłyby wieki, bo ostatnio jestem mocno zapracowanym człowiekiem. Może ktoś chciałby się pokusić? Pomysł chętnie sprzedam, a ktoś z większą ilością czasu mógłby go wykonać.
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
emmaania
Nowonarodzony
Dołączył: 22 Lut 2014
Posty: 1 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 15:46, 23 Lut 2014 |
|
hej nie wiem czy jeszce tutaj zaglądasz po tak długim czasie ale ja i moja przyjaciółka przeczytałyśmy wszystko w 2 dni. Super opowiadanie
szczęki nam opadały po każdym rozdziale z wrażenia.
z chęcia przeczytałybyśmy jakis epilog tej historii choćby króciutki
Masz genialny styl pisania.
Życzymy weny na nastepne opowiadania.
Pozdrawiamy
Ania i Emma :) :-D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Tara
Nowonarodzony
Dołączył: 21 Lut 2010
Posty: 23 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 16:51, 23 Lut 2014 |
|
Ja także czytam i apeluję o kolejną część. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|