|
Autor |
Wiadomość |
Marta_Hale
Człowiek
Dołączył: 01 Sty 2009
Posty: 74 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Cieszyn
|
Wysłany:
Nie 20:06, 18 Sty 2009 |
|
zależy jaki erotyk, jezeli nie będzie to wyglądało jak scenariusz pornola to może być |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Magdolińska
Wilkołak
Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 205 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lublin
|
Wysłany:
Pon 21:35, 19 Sty 2009 |
|
Odcinek 11. Wklejam na razie bez bety, zbetowany będzie jutro. Lojalnie ostrzegam, że to jest EROTYK (znaczy, gdzieś w połowie się zaczyna).
Proponuję do tej erotycznej części posłuchać sobie tego: [link widoczny dla zalogowanych] , tak jak Emmett i Rose.
Miłego czytania.
***
BETA: ScaryMary
Isabella, ze swoim wstrząśnieniem mózgu i kilkoma szwami, została zatrzymana w szpitalu na obserwacji. Edward czuwał przy niej dzień i noc, my też postanowiliśmy nie wracać jeszcze do Forks. Wynajęliśmy dodatkowe dwa pokoje w hotelu, chociaż z powodzeniem zmieścilibyśmy się
w jednym. Jednakże stwarzania pozorów nauczyliśmy się już do perfekcji, i tym razem nie wzbudziliśmy więc większego zainteresowania.
Większość czasu spędzałam w ramionach Emmetta. Jasper też zawsze był blisko, zapewne w obawie, że znowu wpadnę w depresję. Ja jednak nie miałam na to siły. A może po prostu wycierpiałam już swoje? Po zdarzeniu z Jamesem, czułam się trochę jak marionetka. Zły lalkarz wykorzystałby to, by mnie skrzywdzić. Ale mój lalkarz był dobry. Przytulał mnie, gładził po twarzy, nawijał moje loki na palec i szeptał: "Jestem z tobą, Rose.". Emmett był dobrym lalkarzem...
Do domu wracaliśmy wszyscy w tym samym czasie. Edward, Isabella i Carlisle samolotem, ja, Emmett i Jasper jednym samochodem, a Esme i Alice drugim. Nie mogliśmy wszyscy nagle pojawić się w samolocie poubierani we wszystko, w co się dało, bo mogłoby to kogoś zainteresować. Zresztą, ja i tak wolałam samochód. Prowadził Jasper, a ja mogłam do woli wtulać się w szeroką pierś Emmetta. Niczego więcej nie było mi w tej chwili potrzeba do szczęścia. Te kilkadziesiąt sekund, w ciągu których myślałam, że już nigdy go nie zobaczę, było najokropniejszą chwilą w całym moim życiu. Sama myśl, że już nigdy nie zamknie mnie w swoim niedźwiedzim uścisku była nie do zniesienie, a radość, którą moje martwe serce wypełniło się na jego widok, była nie do opisania. Czym byłoby życie bez niego - nie potrafiłam sobie wyobrazić.
Gdy podjechaliśmy pod dom, wszyscy już tam byli. I nie tylko wszyscy. Na podjeździe stał...
- Bugatti Veyron 16.4 Grand Sport?! - wykrzyknął Emmett. - Przewiązaliście to cudo WSTĄŻKĄ???!!!
- To prezent. - wyjaśnił Edward. - I bynajmniej nie dla ciebie, choć wszystko zostaje w rodzinie. W każdym razie, od momentu, w którym zacznie działać wspólnota majątkowa.
- Kupiłeś mi najdroższy samochód na świecie? - spytałam, patrząc na niego zdziwiona. Trudno mi było w to uwierzyć. - To jest taki głupi dowcip, tak? Chcesz się ze mnie pośmiać, mam rację?
- Nie, Rosalie. Z jakkolwiek obrzydliwych pobudek działałaś, nie można ci odmówić oczywistej zasługi, jaką było uratowanie Belli życia. Ten samochód to taki prezent ode mnie. - objął mnie ramieniem i wręczył kluczyki, do których też przytroczona była mała wstążeczka. Podejrzewałam w tym rękę Alice - wielbicielki patosu i kiczu rodem z "My super sweet 16". - Nie jestem taki do końca bezinteresowny. - szepnął mi do ucha. - Mam dość wysłuchiwania, jak Emmett w myślach narzeka, że musi jeździć twoją M3-ką.
Zachichotałam mimo woli.
- Dzięki, braciszku. - odpowiedziałam, przytulając go. - Wszystko może już wrócić do normy. Nie myśl sobie, że nagle ją polubiłam, albo coś w tym rodzaju.
- Aż tak naiwny nie jestem. - odpowiedział. - Ale wciąż mam nadzieję, że kiedyś się dogadacie.
- Nadzieja matką głupich. - mruknęłam, ale udawał, że tego nie słyszy.
Czy warto było ryzykować życiem dla nowego samochodu? Odpowiedź na to pytanie była prosta: nie. Ale czy warto było ryzykować, by choć przez chwilę mieć nadzieję, że wreszcie zostanę matką? Ta odpowiedź też sama mi się nasuwa. I brzmi zupełnie inaczej, niż ta poprzednia.
Te kilka tygodni do końca roku upłynęło mi bardzo szybko. Pozaliczałam wszystkie przedmioty na najwyższe oceny, czego można było się spodziewać. Emmett i Jasper też nie napotkali większych przeszkód na drodze do zostania prymusami. Życie toczyło się normalnym rytmem, nic się nie zmieniło. Edward nadal spędzał większość czasu z Bellą, a ja nadal Belli nie lubiłam. Alice zajmowała się głównie ostatnimi przygotowaniami do mojego ślubu. Pochłaniało to większość jej wolnego czasu. Była tym tak podekscytowana, że nawet ja dałam się wciągnąć w wybieranie kwiatów, obrusów czy muzyki. Lubiłam śluby, miały w sobie coś magicznego. Słowa przysięgi mówią tyle, że mogłyby zastąpić tysiące najróżniejszych słów. Suknia ślubna, welon, kwiatki i inne
wstążeczki były tylko otoczką nadającą całej sprawie smaku. Znaczy, ja tak sądziłam, nie Alice.
Pogodziłam się już wprawdzie z faktem, że Isabella zaszczyci mój ślub swoją skromną obecnością, ale gdy zobaczyłam, jak Edward wprowadza ją do małej salki, w której Alice kończyła upinać mi włosy, zalała mnie fala złości. To mój ślub, do cholery, ta dziewuszka nie ma prawa mi go psuć.
- Rose, uspokój się. - szepnęła Alice tak cicho, że tylko ja mogłam ją usłyszeć. - Emmett z pewnością nie ma ochoty żenić się z chmurą gradową. A Bella sobie tam spokojnie siedzi, nie zamierza się odzywać, ani ci w niczym przeszkadzać. - zakończyła. - No, gotowe. - powiedziała już na tyle głośno, by flama mojego brata mogła ją usłyszeć.
Spojrzałam w lusterko, które mi podała. Wszystko wyglądało perfekcyjnie. Wzięłam głęboki oddech i wstałam. Alice wygładziła mi sukienkę, poprawiła welon i poprowadziła w stronę drzwi do kapliczki. Usłyszałam pierwsze takty "Clair de Lune" Debussy'ego - ulubionej piosenki Edwarda, zobaczyłam gości i tego najważniejszego, sprawcę całego zamieszania - Emmetta. Uśmiechnął się na mój widok i spojrzał porozumiewawczo na Jaspera, który był jego świadkiem. Ruszyłam w jego stronę, wszystkie spojrzenia złotych i czerwonych oczu skupione były na mnie. Dojście do pastora Webbera nie zajęło mi dużo czasu.
Kiedy Emmett powiedział: "Dopóki obydwoje będziemy żyć", gardło ścisnęło mi się ze wzruszenia.
Wyszliśmy z kapliczki prosto w deszcz drobnych monet. Em wziął mnie na ręce i zaniósł do stojącej na wprost nas limuzyny. Kierowca zawiózł nas do hotelu, w którym Alice zorganizowała przyjęcie. Wszyscy już na nas czekali, orgiestra zagrała "La Traviatę", do której zatańczyliśmy
naszego popisowego walca, którego nagrodzono brawami.
Po kilku następnych tańcach odważyłam się usiąść przy swoim stoliku. Zastałam tam Bellę, Edwarda, Alice i Tanyę. Ta ostatnia na mój widok poderwała się z miejsca i rzuciła mi się na szyję.
- Rosy, przepięknie wyglądasz, jak zwykle. No, powiedz, jak to jest być najpiękniejszą kobietą pod słońcem? Strasznie ci tego zazdroszczę. - spytała żartobliwie i poprowadziła mnie do stołu.
- No wiesz, królowa jest tylko jedna. Jakoś musisz się z tym pogodzić, moja droga. - odparłam, wywołując śmiech Tanyi.
Usiadłam na krześle i spojrzałam na Bellę. Uśmiechnęła się do mnie nieśmiało. Nie odwzajemniłam uśmiechu. Niech sobie nie myśli, że i mnie kupiła. Co to, to nie. Ze mną nie pójdzie jej tak łatwo. Bez słowa wstałam i odeszłam.
Noc poślubna. To właśnie jej Emmett poświęcał większość swoich myśli na kilka tygodni przed ślubem. Potrafił o tym mówić przed samą ceremonią i zaraz po niej, gdy już opadły emocje. Tym razem nie było inaczej. Jeszcze rano słyszałam dochodzącą z parteru rozmowę Jaspera i
Emmetta o tym, w jakim stanie będzie jutrzejszego ranka rezydencja Cullenów w Meksyku, która została nam udostępniona na noc poślubną, żebyśmy nie zamienili naszego nowego domu w kupę gruzu.
Wymknęliśmy się jeszcze przed końcem wesela, żeby zdążyć na samolot. Na lotnisko zawiózł nas Jasper, który życzył nam miłej nocy.
Lot dłużył nam się niemiłosiernie, podniecenie sięgało zenitu, byłam pełna podziwu dla Emmetta, że nie zmiażdżył podłokietnika fotela, który kurczowo ściskał w dłoni. Gdy wylądowaliśmy, nadnaturalnie szybko znaleźliśmy się przy stanowisku odprawy, potem pierwsi odebraliśmy bagaże i pognaliśmy do czekającego na parkingu samochodu. Em usiadł za kierownicą. Prowadził tak szybko, że ludzkie oko zamiast naszego Lexusa powinno było widzieć tylko czarną smugę. W domu byliśmy kilka minut po opuszczeniu lotniska. Emmett niemal wypadł z samochodu, ale ja się nie spieszyłam. Miałam inny plan. Spokojnie otworzyłam drzwi i postawiłam nogi na ziemi. Zwinnym, kocim rucjhem wysiadłam z auta i ponętnie kręcąc biodrami przeszłam obok oniemiałego Emmetta.
- Widzimy się na górze. - szepnęłam, oblizując usta. Em tylko jęknął i, stąpając powoli, podążył za mną.
Zanim przyszedł, zdążyłam włożyć płytę do odtwarzacza. Z głośników popłynęło "Golden Eye" Tiny Turner. Gdy wszedł, złapałam go za poły marynarki, i tyłem poprowadziłam do łóżka. Gdy stał jużprzy jego brzegu, popchnęłam go. Z głuchym tąpnięciem opadł na materac. Odpięłam trzy górne guziki koszuli, żeby pokazać mu kawałek moich pełnych piersi. Powolnym ruchem podążałam w stronę stojącego na środku pokoju wąskiego słupa podtrzymującego sufit, który miał robić za główną atrakcję wieczoru. Położyłam na nim dłonie i kręcąc biodrami powoli zsuwałam się coraz niżej. Em patrzył na mnie jak zaczarowany. Obcisłe dżinsy-rurki, pantofle na wysokim obcasie, dodatkowo podwyższone koturnem, seksownie rozchylone usta i połprzymknięte powieki musiały jeszcze podsycać jego podniecenie. Oplotłam jedną nogą słup i podniosłam się powoli, rozpinając pozostałe guziki bluzki. Emmett otworzył szeroko usta na widok krwiście czerwonego gorsetu, z którego niemal wylewał się mój biust. Obeszłam moją prowizoryczną rurę dookoła, trzymając ją jedną ręką, drugą w tym samym czasie rozpinałam spodnie. Zsunęłam je płynnym ruchem i rzuciłam w kąt. Teraz moim jedynym ubraniem był tylko goset, koronkowe, czerwone stringi i czarne pończochy. Włożyłam palec do ust i przesunęłam nim od zagłębienia nad obojczykami do linii stringów. Mój mąż dosłownie pożerał mnie wzrokiem. Roześmiałam się tylko perliście i odchyliłam głowę do tyłu, pozwalając moim złocistym włosom rozsypać się na karku. Przesuwając po podłodze czubkami butów podeszłam do swojej torebki. Byłam pełna podziwu dla mojego ukochanego misia, że jeszcze się na mnie nie rzucił. Najwidoczniej lata spędzone ze mną nauczyły go cierpliwości. Za chwilę miała spotkać go nagroda.
Z torebki wyjęłam nieduży, bardzo przyjaźnie pachnący słoiczek. Odkręciłam go i podeszłam do łóżka. Postawiłam pojemniczek na nocnej szafce i umoczyłam palce w świeżej krwi. Pchnęłam Ema tak, że leżał płasko na plecach i usiadłam mu okrakiem na kolanach. Pochyliłam się i jednym palcem zaczęłam zataczać kółka nad jego wargami. Chwilę później włożyłam mu go do ust. Oblizał go z lubością i pociągnął mnie na siebie. Zbliżyłam twarz do jego twarzy i pocałowałam go. Przesunęłam językiem po jego podniebieniu, a on objął mnie mocniej, tak, że nie mogłabym się wyrwać nawet, gdybym chciała. Po chwili poczułam, że jego uścisk zelżał. Wykorzystałam to, by zsunąć się nieco niżej, nie odrywając języka od twarzy Emmetta, dotarłam aż do guzików jego koszuli. Zerwałam je zębami.
- Niegrzeczna dziewczynka. - mruknął Em, gdy dotknęłam umoczonymi w krwi dłońmi jego nagiego torsu. Opuszkami palców błądziłam po jego szyi, obojczykach, ramionach. Zgięłam palce i paznokciami zjechałam po jego klasie i brzuchu, aż do spodni. Rozerwałam pasek i rzuciłam za
siebie. Powoli rozpięłam jego spodnie i zsunęłam je na podłogę. Nagle Emmett złapał mnie w talii i sekundę później leżałam już na plecach na łóżku, z rękami nad głową.
- Teraz moja kolej. - szepnął Emmett, zapinając mi na nadgarstkach pluszowe kajdanki. Dłońmi błądził po moich uwięzionych w gorsecie piersiach. - Zaraz pozbędziemy się tej zbroi. - dodał i jednym ruchem rozszarpał sznurowanie. Całował moją mlecznobiałąskórę, a ja wiłam się pod nim w spazmie rozkoszy. Przesunął wskazującym palcem po mojej talii, aż do bioder. Ściągnął mi stringi i rozpoczął wędrówkę językiem po wnętrzu moich ud. Poddałam się jego ruchom, nie będąc ze swojego ubezwłasnowolnienia niezadowolona. Teraz zdecydowanie nie byłabym w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku poza głośnym jękiem. Stopami ściągnęłam mu bokserki, które miękko opadły na podłogę. Przylgnął do mnie całym ciałem, obsypując moje usta pocałunkami. Oplotłam go w pasie nogami.
Zaczęliśmy się szaleńczo, wręcz dziko kochać. Moje krzyki zapewne było słychać na zewnątrz, ale nie dbałam o to. Emmett był boskim kochankiem, nie wyobrażałam sobie, że mogłoby być mi lepiej niż teraz. Miałam wrażenie, że umarłam i jestem w niebie wraz z moim aniołem. Może dlatego nie zdziwił mnie wiatr rozwiewający mi włosy. Nawet dźwięk uderzenia o ziemię nie przerwał przeżywanej przez nas ekstazy. Gdy oderwaliśmy się od siebie zauważyliśmy, że leżymy w ogrodzie, na resztkach drewnianego łóżka, do którego wciąż byłam przykuta. Bez trudu rozerwałam kajdanki. Spojrzeliśmy na siebie z Emem. Uśmiechnęłam się do niego. Odwzajemnił uśmiech. Skoro i tak nie było ryzyka, że zniszczymy coś jeszcze, to czemu by nie kontynuować tak miło rozpoczętego wieczoru?
Naszej miłości towarzyczył tylko księżyc i połacie gwiazd na czystym niebie. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Magdolińska dnia Wto 19:40, 20 Sty 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
Snopy
Dobry wampir
Dołączył: 25 Wrz 2008
Posty: 727 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lublin |
|
Wysłany:
Pon 21:53, 19 Sty 2009 |
|
miziu-miziu!
Magdolińska, Ty wszystko umiesz dobrze opisać, tak? Pff.
Wyssam Ci talent uchem na następnym zlocie!
p,
Snopiak ;D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
KinGa
Nowonarodzony
Dołączył: 16 Paź 2008
Posty: 41 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 21:59, 19 Sty 2009 |
|
Łaaa uwielbiam Cie.! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
my_magic
Człowiek
Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 63 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 22:10, 19 Sty 2009 |
|
to jest genialne !! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mells
Zły wampir
Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 489 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 22:36, 19 Sty 2009 |
|
Snopy napisał: |
miziu-miziu!
|
I całkiem niezłe Ci wyszło. Świetny FF masz taki fajny, lekki styl. Bardzo mi się podoba... Ile planujesz rozdziałów? Jeżli już gdzieś pisałaś to przepraszam ale nie pamiętam :)
Czekam na next :D |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mells dnia Pon 22:37, 19 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Kwiatek
Nowonarodzony
Dołączył: 15 Sty 2009
Posty: 33 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pon 22:41, 19 Sty 2009 |
|
To jest niesamowite! Cudone! Wspaniałe!!!!! :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Alice_
Wilkołak
Dołączył: 19 Paź 2008
Posty: 176 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Pon 22:42, 19 Sty 2009 |
|
Genialne jest ten FF świetnie wczułaś się w Rosalie,
ale muszę powiedzieć, że dzisiaj polubiłam go jeszcze bardziej za
Snopy napisał: |
miziu-miziu!
|
czekam na następne częsci |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Greenpoint
Wilkołak
Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 215 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 23:17, 19 Sty 2009 |
|
muszę powiedzieć, że..
ogólnie nie przepadam za erotykami, wolę pozostawić to niedopowiedziane. Tym razem się skusiłam- bo lubię Twój styl pisania, lubię to, o czym piszesz.
Przeczytałam i.. jestem bardzo mile zaskoczona:)
myślałam, że może będzie to trochę bardziej subtelne, ale potem doszłam do wniosku, że to słowo nie istnieje w erotycznym języku tych dwojga i tak, jak to opisałaś pasuję zdecydowanie bardziej xD
podobało mi się, chyba jak wszystkim
pozdrawiam i gratuluje jeszcze raz ^^ |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Greenpoint dnia Pon 23:18, 19 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Amargo
Nowonarodzony
Dołączył: 22 Gru 2008
Posty: 37 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 0:11, 20 Sty 2009 |
|
GENIALNE to jedno slowo ktore przychodzi mi do glowy.... Erotyk napisany bez perwersji. lekko acz dobitnie. Gratuluję i czekam na kolejną częśc... Moze da sie cos wymyslic zeby Rose miała upragnione dziecko bez takich pomysłow, jakie miewa teraz? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Magdolińska
Wilkołak
Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 205 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lublin
|
Wysłany:
Wto 8:08, 20 Sty 2009 |
|
Bells15 napisał: |
Ile planujesz rozdziałów? Jeżli już gdzieś pisałaś to przepraszam ale nie pamiętam :) |
Niemożliwe, żebym gdziekolwiek napisała, ile rozdziałów planuję, bo sama tego nie wiem. :D Ja nigdy tego nie wiem, mój mózg pracuje wysoce spontanicznie. Jak mi się znudzi, to zakończę. Na razie mi się nie znudziło. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Magdolińska dnia Wto 8:08, 20 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Ariana
Wilkołak
Dołączył: 09 Paź 2008
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 10:57, 20 Sty 2009 |
|
Widzę, że mam zaległości. Rosalie, która chce uratować Bellę, bo pragnie dziecka. Ciekawe. Rozbawił mnie opis ubrań, jakie mieli na sobie Cullenowie wysiadając z samolotu. Zabawnie by było, gdyby ich wzięli za terrorystów czy coś xD. Golfy, rękawiczki i kapelusze - efekt jeszcze lepszy niż książkowe obcisłe sweterki
Edward kupujący Rosalie samochód... tak, to może przejść. Dobiła mnie ta wstążeczka <wyobraża sobie samochód z wielką różową kokardą>
Przy ślubie odczułam niedosyt - przeleciałaś po łebkach po wydarzeniach, ograniczając się do minimum.
Przyznam szczerze, że jak zobaczyłam ostrzeżenie "eerotyk" to pierwsze, co mi przyszło na myśl to "o nie, nie mogła zniszczyć fanfika o Rosalie". Fanfików typu noc poślubna nie trawię, chcociaż czasem zaglądam z czystej ciekawości, czy nie jest napisane w sposób zjadliwy dla mnie <raz takie znalazłam>. Powiem tak - nie podobał mi się ten fragment, ale z gdugiej strony obawiałam się, że będzie dużo gorzej. Plus dla ciebie za to, że nie było w tym obrzydliwości. Co nie zmienia faktu, ża ja akurat tego nie polubię w twoim opowiadaniu.
Co do stylistyki - zgrabnie piszesz, z tego, co wyhaczyłam, to w dwóch miejscach w ostatnim rozdziale masz podwójne kropki na końcu zdania.
Pozdrawiam i Wena życzę
Ariana |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Magdolińska
Wilkołak
Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 205 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lublin
|
Wysłany:
Pią 20:24, 23 Sty 2009 |
|
Przedstawiam wam odcinek 12. Taka troszkę przejściówka, ale i tak życzę miłego czytania. :D
***
BETA: ScaryMary
Kolejny ślub nie zmienił naszych wzajemnych relacji, ale nigdy bym nie powiedziała, że nie było warto. Choćby dla samej nocy poślubnej, która przerosła moje wszelkie oczekiwania. Teraz pozostawało już tylko wytłumaczenie się Carlisle'owi z usunięcia przez nas jednej ze ścian domu i mogliśmy się wreszcie rozkoszować swoim wspólnym życiem tylko we dwójkę. To wprawdzie, tak na dobre, miało rozpocząć się dopiero w Puyallup, w którym postanowiliśmy zamieszkać, ale nie dbaliśmy o szczegóły. Pozostało nam jeszcze kilka dni błogiego lenistwa - za tydzień Emmett musiał pojawić się w banku, w którym go zatrudniono, a ja miałam prowadzić letnie półkolonie dla moich przyszłych uczniów. Od września miałam objąć posadę nauczycielki w kameralnej szkole Mountain View Elementary. Dyrektorowi wytłumaczyłam, że nie będę mogła wychodzić z dziećmi na słońce, bo cierpię na rzadką chorobę skóry. Machnął tylko na to ręką - w stanie Waszyngton niezbyt często widywano słońce.
- Bawiliśmy się w dzieci, teraz będziemy się bawić w dorosłych. - skwitował Emmett, gdy oglądaliśmy nasze nowe dokumenty. - A tak na dobrą sprawę, to obydwoje jesteśmy dobrze po osiemdziesiątce. Fajnie jest móc tak zaczynać swoje życie od początku. Popatrz, mamy nieskończenie wiele możliwości na rozpoczęcie wszystkiego od nowa. Możemy kończyć studia po kilkanaście razy, przeprowadzać się, poznawać nowe kraje, i przy tym zawsze będziemy młodzi.
- Nigdy nie poznamy smaku starości, nie przejdziemy na emeryturę, będziemy wiecznymi nastolatkami. - warknęłam. - Ciebie to naprawdę cieszy?
- Zdecydowanie. Jakoś nie uśmiechałaby mi się perspektywa zestarzenia się. Ty byś naprawdę chciała? Moja piękna Rosalie chciałaby być staruszką? Czy chciałabyś mieć wnuki? Powiedz prawdę.
Bycie z kimś przez prawie siedemdziesiąt lat ma jednak swoje wady - ta osoba zna cię na wylot. Teraz wystarczyło jedno spojrzenie, żeby Emmett odgadł moją odpowiedź. Zresztą, znał ją już wcześniej, nie musiał nawet pytać. Tajemnice nie idą w parze z prawdziwą miłością. Kobieta może być niedostępna, tajemnicza, właśnie wtedy, gdy jest w euforii pierwszego zakochania. Miłość, nawet tak odurzająca, działająca narkotycznie i oblana ze wszystkich stron szaleńczym pożądaniem, jak moja i Emmetta z biegiem czasu rozwiązuje wszystkie zagadki, nie pozwala na niedopowiedzenia. I chyba to jest w niej najpiękniejsze. To, że potrafi się wyczytać myśli ukochanej osoby z jej najdrobniejszych ruchów. Nie musiałam posiadać daru Edwarda, by wiedzieć, kiedy Emmett jest zły, kiedy mu coś nie wyszło, czy kiedy rozpiera go radość i szuka kogoś, z kim mógłby się nią podzielić. Piękna jest taka miłość, jeśli się nią umie kochać...
Byłam ciekawa, jak będzie wyglądało nasze życie w tym miejscu o wdzięcznej nazwie Puyallup. Po kilkudniowej podróży poślubnej udaliśmy się prosto do naszego nowego domu. Na lotnisku czekał już na nas samochód Emmetta, w którym znaleźliśmy karteczkę z instrukcjami od Alice.
Podróż nie trwała długo, po kilku minutach jazdy zagłębiliśmy się w ciemny las, podobny do tego, w którym stoi nasz dom pod Forks. Wreszcie, po przejechaniu kilkuset metrów, zatrzymaliśmy się.
Spodziewałam się, że Alice i Esme zaprojektują coś wyjątkowego, niesamowitego wręcz, ale willa, przed którą stałam, zapierała dech w piersiach.
- Tu jest niesamowicie. - stwierdziłam, nie mogąc oderwać wzroku od frontowej ściany budynku. Kremowa elewacja, duże okna w dębowych ramach, ażurowe okiennice, parapety, z których spływały czerwone kwiatki, dzięki którym dom nabrał uroku wiejskiego dworku.
- A czego spodziewałaś się po Alice? Następnym razem zaprojektuje zamek, na wzór tego ze znaczka Disney'a. No, ale teraz czas, bym spełnił mój mężowski obowiązek. - porwał mnie w ramiona tak szybko, że spadły mi buty i wpadły prosto w kałużę błota.
- Emmett! To najnowsza kolekcja Loubouitina, teraz nadają się tylko żeby je wyrzucić!
- Kupię ci nowe. Ile zechcesz. - powiedział, pędząc w stronę domu. Oczywiście nie bawił się w tak ludzkie rzeczy, jak otwieranie drzwi - wywarzył je po prostu barkiem. Nie przejęłam się zbytnio tym, że demoluje nasz nowy dom - Ally i Esme znały poślubny zwyczaj mojego męża i te drzwi od razu przeznaczyły do wymiany.
Wnętrze domu było jeszcze bardziej niesamowite, niż jego fasada. Podłogi z ciemnego drewna, na ścianach jasne tapety. Przedpokój był pełen luster, za którymi kryły się obszerne szafy na buty i płaszcze. Prosto z hallu weszliśmy do niewielkiej kuchni. Jej rozmiar nie miał znaczenia, skoro i tak jej nie używaliśmy. No, może oprócz lodówki. W jadalni zastaliśmy duży stół ze szklanym blatem otoczony krzesłami. Wisiało tu też kilka moich najlepszych obrazów, w tym portret całej rodziny.
Szliśmy dalej korytarzem. Po drodze napotkaliśmy ultranowoczesny gabinet Emmetta, z przeszkloną ścianą, gigantycznym biurkiem, kilkoma komputerami, wielkim telewizorem i dyplomem ekonomii z Harvardu. Zaraz obok, był mój gabinecik, pełen zabawek, z jednym tylko laptopem, więcej nie było mi potrzeba. Na ścianie odnalazłam kolejny dyplom uniwersytetu Harvarda, tym razem mój, z nauczycielstwa. [spoiler] Nasze dyplomy, a właściwie daty na nich, były dziełem J. Jenksa. [koniec spolieru] Zresztą, tak jak wszystkie nasze dokumenty, według których mieliśmy teraz po dwadzieścia cztery lata.
Dalej odkryliśmy jeszcze słusznych rozmiarów bibliotekę, moją nową pracownię (uśmiechnęłam się na widok kolekcji tubek z farbami liczącej pięćset sztuk) i bardzo dużą łazienkę, z okrągłą wanną i kolejnym zbiorem luster. Alice nie omieszkała też wyposażyć nam garderoby wielkości przeciętnego mieszkania. Odkryłam w niej ubrania z kolekcji, które nie weszły jeszcze do sklepów. Skąd Ally je wytrzasnęła?
- Wywaliła mój dres. - jęknął Emmett. - Zamorduję ją.
- Daj spokój, kupisz sobie nowy. Zresztą, tu zapewne znajdziesz ich kilka. Urządziła nam piękny dom.
- I z tego, co mi się wydaje, mamy też piękną sypialnię z jeszcze piękniejszym łóżkiem, mam rację? - Przytaknęłam, uśmiechając się do niego delikatnie. - To co my tu jeszcze robimy? - spytał i pociągnął mnie za rękę.
Noc spędziliśmy na wypróbowywaniu wodnego łóżka i oglądaniu gwiazd z jacuzzi, które znaleźliśmy w ogrodzie. Rano musieliśmy iść do pracy.
Trochę bałam się tego dnia. Uwielbiałam dzieci, ich posiadanie było moim jedynym niespełnionym marzeniem, ale jak poradzę sobie w pracy z nimi? Teoria to jedno, a praktyka drugie. Mózg pamiętał każde słowo z wykładów najwybitniejszych amerykańskich pedagogów, którzy mnie uczyli, ale moje martwe serce było nieprzewidywalne. Bałam się jego reakcji.
Emmett, ubrany w popielaty garnitur, białą koszulę z kołnierzykiem i pod krawatem, odprowadził mnie pod same drzwi szkolnej świetlicy.
- Będzie dobrze, skarbie. Chyba nikt na świecie tak bardzo nie kocha dzieci, jak ty. Pokochają cię, zobaczysz. - szepnął i pocałował mnie we włosy. Przytuliłam się do niego bardzo mocno. Jaka szkoda, że nie mógł ze mną zostać, żeby dodać mi otuchy.
- Idź już, bo się spóźnisz. - powiedziałam, odsuwając się od niego. - Przyjedź po mnie do pracy.
- Się wie. - odpowiedział. - Trzymaj się skarbie. - cmoknął mnie jeszcze w policzek, zanim odszedł.
- Rosalie Hale? - usłyszałam pytanie. Odwróciłam się w kierunku źródła głosu. Była nim niewysoka, szczupła brunetka. Uśmiechała się do mnie, lustrując wzrokiem moje dżinsy 7 for all Minkind, fioletowy sweterek Donny Karan i balerinki Chloe.
- Cullen. - skorygowałam, odwzajemniając uśmiech. - Rosalie Hale-Cullen. Dopiero wyszłam za mąż. - uzupełniłam.
- Elizabeth Gloster. - przedstawiłam się i wyciągnęła dłoń. Uścisnęłam ją szybko i cofnęłam dłoń. - Zimno ci? - spytała natychmiast.
- Nie, to po prostu niedrożność kanalików. Za dużo komputera, mam przez to problemy z krążeniem. - wytłumaczyłam, natychmiast przypominając sobie, co Carlisle kazał nam mówić w takich wypadkach.
- Rozumiem. Każdy czasem nadużywa komputera. Może wejdźmy do sali, co ty na to? Dzieci zaraz zaczną się schodzić, a ja chciałabym ci najpierw pokazać co i jak.
Weszłyśmy. Świetlica okazała się bardzo dużym pomieszczeniem, z sięgającymi podłogi oknami, kolorowymi ścianami, dywanami, zasłonkami i wszystkim innym. Wszędzie, gdzie się tylko dało, były zabawki. Wbrew moim obawom, nic złego się nie stało. Nie poczułam nagłej fali bólu, ani niczego w tym rodzaju. Wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że jestem w domu. Elizabeth pokazała mi, jak zaznaczać nieobecności, zapoznała mnie z harmonogramem dnia. Zdążyła jeszcze wytłumaczyć mi, jak układać zabawki na półkach tak, żeby nie wypadły nikomu na głowę, gdy zaczęły schodzić się dzieci.
Pomyślałam sobie, że chyba ostatnio nie widziałam żadnego dziecka w wieku szkolnym (lub tuż przed szkolnym), bo wydały mi się bardzo małe. Razem z Lizzy pomogłyśmy całej dwudziestce ściągnąć kurteczki i zmienić buty na kapcie. Kapcie... Jeszcze nigdy coś tak brzydkiego nie rozczuliło mnie tak bardzo. Gdzie się podziała prawdziwa Rosalie Hale? Czyżby została w domu? Zastanawiałam się, co się ze mną dzieje.
Praca okazała się wprost stworzona dla mnie. Dzieci na początku podchodziły do mnie z dystansem, byłam dla nich obca, zapewne nie wiedziały, czego można się po mnie spodziewać. Udobruchałam je jednak organizując zabawę w malowanie rękami. Nie wiem, co maluchy widzą takiego fajnego w ubrudzeniu się farbami, ale ważne, że się do mnie przekonały.
Dzień minął mi bardzo szybko, zanim się zorientowałam, minęła szesnasta i rodzice zaczęli odbierać swoje dzieci. Dopiero teraz poczułam drobne ukłucie żalu. Widok radosnych powitań nie był najprzyjemniejszym widokiem w moim życiu. Gdy wszystkie maluchy poszły już do domu, razem z Elizabeth posprzątałyśmy farby, powiesiłyśmy stworzony wspólnymi siłami obrazek na ścianie, zamknęłyśmy drzwi i poszłyśmy do pokoju nauczycielskiego. Miałam jeszcze trochę czasu do przyjazdu Emmetta, więc postanowiłam go wykorzystać na zapoznanie się z nową koleżanką.
- Masz rękę do dzieci. - stwierdziła, siadając w fotelu pod ścianą. Usiadłam obok niej.
- Harvard to dobry uniwersytet. - odpowiedziałam.
- Tu nie chodzi o wykształcenie, tak mi się przynajmniej wydaje. Oczy ci się świecą do tych małych urwisów.
- A bo tobie nie. - odgryzłam się, ale obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Jestem jedynaczką, jak się nie ma rodzeństwa, trudno nie kochać dzieci. A ty? Co cię przygnało do szkoły? Też jesteś jedynym dzieckiem?
- Nie, mam starszego brata, Jaspera. Ożenił się z młodszą siostrą mojego męża, zabawnie nam to wyszło. - usłyszałam, że ktoś wchodzi po schodach. Kroki były ciężkie, jakbym słyszała słonia. Elizabeth nie miała prawa nic usłyszeć, więc spojrzała na mnie, oczekując, że będę kontynuowała. - Zawsze lubiłam dzieci, ale kiedy dowiedziałam się, że nigdy nie będę mogła ich mieć, postanowiłam, że przynajmniej pomogę wychować cudze. Skoro posiadanie własnych nie będzie mi dane. To moje jedyne niespełnione marzenie.
- Przykro mi. Ja mam małą córeczkę. Czasem trudno z nią wytrzymać, uwierz mi. Ale i tak ją kocham. Dzieci są takie rozkoszne.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęła Lizzy.
Drzwi się otworzyły i do pokoju weszła niewysoka, na oko, czternasto-, może piętnastolatka, w widocznej ciąży. Oddychała ciężko, widocznie wspinaczka po schodach bardzo ją zmęczyła.
- Dzień dobry. - powiedziała. - Pani Gloster, chciałam tylko odebrać wyniki moich egzaminów. Potrzebuję ich, żeby dostać się do liceum. O ile do któregoś mnie przyjmą.
- Mam nadzieję, że ci się uda, Kathy. - Elizabeth wstała i objęła dziewczynę ramieniem. - Chodź, pójdę z tobą do sekretariatu, znajdziemy ten papier. Rosalie, pójdziesz z nami?
- Nie, Emmett za chwilkę powinien być. - powiedziałam, zarzucając na ramię dużą, ciemnośliwkową torbę. Wiedziałam, że dziewczyna podsłuchała naszą rozmowę, a nie miałam ochoty jej tego okazać. - Widzimy się jutro, Elizabeth. Powodzenia, Kathy. - wyszłam razem z nimi z pokoju, ale poszłam w przeciwnym kierunku. Cały czas jednak dobiegało do mnie każde pojedyncze słowo z ich rozmowy.
- Nie znam tej pani, jest nowa, tak? - spytała dziewczyna.
- Tak, to pani Cullen, dzisiaj zaczęła pracę. Bardzo miła kobieta. - uśmiechnęłam się, słysząc te słowa. Wyobraziłam sobie, jakby śmiał się z nich Edward, gdyby dobiegły jego uszu. Ja? Miła? To jak powiedzieć, że lód jest ciepły. - A jak ty się czujesz?
- Nie jest źle, już niewiele mi zostało. Ale jak sobie pomyślę, że to dziecko tego bandyty... Nie wiem, czy będę umiała je pokochać.
Westchnęłam głęboko. Gdybym miała tylko takie problemy... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Magdolińska dnia Nie 19:53, 25 Sty 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Melody__
Człowiek
Dołączył: 15 Sty 2009
Posty: 75 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Gdańsk
|
Wysłany:
Pią 20:37, 23 Sty 2009 |
|
Ojjj...chyba coś przeczuwam.
Piętnastolatka w niechcianej ciąży... i Rosalie.
Hmmm...
Jest super!
Czekam na kolejne części.:* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
my_magic
Człowiek
Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 63 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pią 20:47, 23 Sty 2009 |
|
świetne ;]
naprawdę, czekałam z niecierpliwościa na oczami rosalie ; )
Rosalie w przedszkolu.
Ciekawe czy zaprzyjaźni sie z tą kathy czy jak. no cóż.
pisz dalej i weny życzę! ;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Anabells
Zły wampir
Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 332 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ni stąd ni zowąd
|
Wysłany:
Pią 20:49, 23 Sty 2009 |
|
Coś czuję, że Rose zechce adoptować dziecko Kathy. Skoro z Bellą nie wyszło... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Alalaa
Wilkołak
Dołączył: 02 Gru 2008
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź
|
Wysłany:
Pią 22:03, 23 Sty 2009 |
|
Uwielbiam jak piszesz wiesz?:) Zakładam twoj fanclub, ot co! xD
Co do adopcji to szczerze wątpie. Rose nie darowałaby sobie gdyby to dziecko kiedys musiało umrzec ze starosci. Poza tym po jakims czasie stałoby sie dorosłe i chciałoby zeby matka zamieniła je w wampira. Rosalie napewno by jej nie zamieniła. Emmett bez zgody swej żoneczki tez niczego by nie zrobił. To pewne.. ciekawe ciekawe jak z tego wybrniesz.. :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kee
Zły wampir
Dołączył: 23 Sie 2008
Posty: 297 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 22:31, 23 Sty 2009 |
|
Oj, ja dopiero z kina wróciłam. Znowu byłam na Zmierzchu i mnie tak odrazu, zaraz po odzyskaniu komputera pod włos bierzesz.
Wiesz jakie ja tu mam zaległości? I Twój rozdzialik o Rosalie, którą zaczynam lubić.
W sumie to zawsze ją lubiłam... Ale teraz jeszcze bardziej.
(masło maślane) oj zdolnaś Ty i tyle. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Marta_Hale
Człowiek
Dołączył: 01 Sty 2009
Posty: 74 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Cieszyn
|
Wysłany:
Sob 9:12, 24 Sty 2009 |
|
Magdolinska to się robi coraz lepsze :) Czarty chcą WIĘCEJ |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Sob 15:17, 24 Sty 2009 |
|
Świetne! Fajnie jest poznać jak widzi świat Rosalie. Ta postać od początku miała w sobie cos zagadkowego, co sprawiało, że chciało siepoznać co tak naprawdę dzieje sie w jej głowie i czemu jest taka jaka jest. |
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|