|
Autor |
Wiadomość |
mloda1337
Zły wampir
Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 288 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wspaniałe miasteczko pod Poznaniem
|
Wysłany:
Sob 21:06, 24 Sty 2009 |
|
pełen reaspekt! piszesz super! nic jak pogratulować ci talentu! Rosalie jest bardzo fajna a Ty ją jeszcze polepszyłaś! a Edward tylko u Ciebie zyskał. nie chcę się narażać, ale wcześniej wydawał mi się taki miękki, mało-męski, a ty dodałaś mu takiej hardości, i oddałaś jego charakter - te wszystkie manipulacje... Emmett jest dokładnie taki jakim go sobie wyobrażałam... Uwielbiam Cię!!!!! I czekam na więcej! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
vampire
Wilkołak
Dołączył: 04 Gru 2008
Posty: 168 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: gdansk
|
Wysłany:
Nie 0:28, 25 Sty 2009 |
|
robi sie coraz ciekawiej Magodlińska :D
dzieci w brzydkich kapciach haha :D
własnie, bo bedzie piekło :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Patrycja87
Dobry wampir
Dołączył: 18 Wrz 2008
Posty: 786 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: z Tarnowa
|
Wysłany:
Nie 13:33, 25 Sty 2009 |
|
Brak słów... Totalny brak słów! Dziewczyno, jak ty to robisz, że masz takie świetne pomysły? Nie trzymaj nas długo w niepewności i pisz :P |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Magdolińska
Wilkołak
Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 205 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lublin
|
Wysłany:
Nie 20:51, 25 Sty 2009 |
|
Okresu przejściowego ciąg dalszy, łącznie z pokręconą Rose. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Na razie bez bety, zbetowane będzie jutro.
Miłego czytu - czytu. :D
***
BETA: ScaryMary
- Emmett, nie wiesz może, czy Edward naprawił już tego Vanquisha? - spytałam, gdy w piątek rano odwoził mnie do pracy.
- Jeszcze nie. Z tego, co wiem, to chciał, żebyś się napatrzyła na ślady po kiju baseballowym na karoserii. - Em parsknął śmiechem i poklepał mnie po udzie.
- To może byśmy pojechali na weekend do domu? Mogłabym mu nawet wyklepać te wgniecenia.
- Wgniecenia... Prawie położyłaś dach na podłodze. Ale jasne, że pojedziemy. Pogram sobie z Jasperem w pokera. I będę miał z kim obejrzeć mecz.
- Dobrze, że na mnie nie padło z tym meczem. - stwierdziłam. Właśnie zatrzymaliśmy się przed wejściem do szkoły. - To przyjedziesz po mnie po pracy i potem pojedziemy prosto do Forks, ok? Chyba nie musimy się zapowiadać. - uśmiechnęłam się.
- Myślę, że nie. No to, skarbie, miłego dnia ci życzę. Pierwszy tydzień pracy już prawie za nami, jestem z ciebie dumny, wiesz? Bałem się, że... - nie dokończył, zapewne w obawie przed moją reakcją. Pogłaskałam go tylko po policzku i wyskoczyłam z jego nowiutkiego Hummera H3. Swoją drogą, sama mu go kupiłam.
Przed wejściem czekała na mnie Elizabeth.
- Kurczę, Rose, dlaczego ty w ogóle pracujesz? - spytała, wpatrując się w oddalający się samochód Emmetta. - To już drugi samochód, który widzę w ciągu pięciu dni. Dużo jeszcze tego macie?
- Nie, dużo nie. A pracuję, żeby inni mogli pracować, nie martwiąc się o swoje dzieciaki. - stwierdziłam. - Zresztą, nie mam ochoty wisieć na Emmettcie. To mój mąż, a nie sponsor.
- Jak uważasz. - stwierdziła. - Wchodzimy?
- Jasne.
Tuż za drzwiami wpadłyśmy na dyrektora szkoły.
- Witaj, Lizzy. - cmoknął Elizabeth w policzek. - O, pani Cullen, miło mi panią widzieć. Rodzice wyrażają się o pani w samych pochlebnych słowach. Chyba zrobiłem dobry interes, zatrudniając panią.
- Miło mi to słyszeć. - powiedziałam, ukazując w sztucznym uśmiechu wszystkie śnieżnobiałe zęby. - Najważniejsze, żeby dzieci były zadowolone.
- Oczywiście. Nie zatrzymuję już pań. Miłego dnia.
Odszedł w kierunku swojego gabinetu, a my poszłyśmy do naszej sali.
- Hej, skarbie. - powiedział Emmett, gdy wsunęłam się na siedzenie obok niego, a on już wycałował mnie na powitanie. - Jak ci minął dzień?
- W porządku. Zrobiłyśmy z Elizabeth zawody w hokeja na trawie. Dzieci nie chciały wracać do domów. Straszną satysfakcję mi to daje. A co w twoim banku?
- Jak to w banku, nie jest to aż tak atrakcyjne miejsce, jak szkoła pełna kilkulatków. U ciebie się przynajmniej coś dzieje.
- Temu nie można zaprzeczyć. Jak już będziemy w Forks, to powinniśmy wybrać się na polowanie. Dzieci są spostrzegawcze, już nie wspominając o Lizzy, szybko by zauważyły, że mam inny kolor oczu.
- Jasne. Ale najpierw mecz. Mam nadzieję, że zdążymy. - stwierdził, spoglądając na swój zegarek.
- Nie powinniśmy mieć z tym większych problemów, to nie jest taka długa droga. Ciekawe, co zrobili z naszą sypialnią?
- Pewnie Alice urządziła tam kolejną garderobę, niedługo trzeba będzie zrobić dobudówkę, ona niczego nie pozwala wyrzucić. Oprócz mojego dresu, rzecz jasna. - powiedział, mocno urażonym tonem. Pogłaskała go po policzku, z trudem opanowując śmiech.
Na podjeździe już czekała na nas Alice. Chyba przebrała się specjalnie, żeby nas powitać, bo miała na sobie czarną sukienkę-parasolkę i ekstremalnie wysokie czarne espadryle na koturnach. Gdy się zatrzymaliśmy, prawie wyciągnęła mnie z samochodu i rzuciła mi się na szyję. Nie byłam przyzwyczajona do tego typu wybuchów uczuć, więc automatycznie zesztywniałam.
- Kto by pomyślał, że będę tak za tobą tęskniła. - powiedziała, ciągnąc mnie w kierunku domu. Chcąc nie chcąc, poszłam za nią. Oparty o framugę drzwi stał Edward. Patrzył na mnie z kpiarskim uśmieszkiem na tych idealnych ustach, zapewne wsłuchiwał się uważnie w moje myśli.
- Co, Rose, masz już dosyć dzieci? - spytał, unosząc jedną brew do góry - Znudziły ci się? Czy może nie chciały cię nazywać królową?
- Daruj sobie. - warknęłam. - A co u twojej cnotki-niewydymki?
- Nie nazywaj tak Belli. - odparł, zaciskając pięści.
- Będą ją nazywała jak mi się rzewnie podoba. Przyjechaliśmy na weekend, Emmett nie ma z kim obejrzeć meczu. Nie bój się, Jasper na pewno będzie chętny, ty możesz w tym czasie możesz zająć się czymś równie męskim, jak robienie skarpetek na drutach, nie musisz się poświęcać. - szepnęłam i weszłam do domu.
- Dzięki, Rose. - szepnął mi do uch Emmett. - Teraz będzie ci chciał udowodnić, jaki to on nie jest męski i będę go miał na karku przez cały wieczór. Ciągle będzie rzucał uwagi typu "Jak możecie oglądać tak brutalne rozgrywki?" albo "Czy to są ludzie, czy zwierzęta?".
- Nie martw się, nasz braciszek zaraz pójdzie do Isabelli, żeby patrzeć, jak ona śpi. - powiedziałam na tyle głośno, by Edward to usłyszał. - Dość dziwny fetysz, nie sądzisz, skarbie? Aż dziw, że nie ogląda tej rybki na MiniMini. - odwróciłam się w stronę brata i spojrzałam w jego ciskające błyskawice oczy. - Ona nawet wcześniej zasypia, niż twoja dziewczyna, wiesz, Edwardzie? Mógłbyś dłużej na nią patrzeć. A teraz przepraszam was, idę do garażu. Ally, dasz mi jakiś dres, żebym nie zniszczyła tej bluzki?
- Jasne. Mam dla ciebie nowe buty, takie same, jak te ubłocone.
Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością, przebrałam się w swój własny dres, który Alice wyciągnęła z jednego ze stojących w holu kartonów. Zdjęłam jeszcze buty i ściągnęłam włosy włochatą frotką, po czym udałam się do garażu. Zamierzałam dłubać przy tym Vanquishu najdłużej, jak tylko się da, byle nie musieć przebywać w jednym pomieszczeniu z Edwardem. Moje myśli były obecnie skupione tylko na jednym temacie, a wolałam, żeby mój brat o tym nie wiedział. Nie miałam ochoty na umoralniające gadki. Tylko tego by mi jeszcze brakowało...
Następnego dnia wybrałyśmy się z Alice na spacer do Port Angeles. Ludzie preferowali pokonywanie tej trasy samochodem, ale my pobiegłyśmy przez las, żeby później w ślamazarnym tempie przechadzać się uliczkami miasteczka. Zatrzymałam się na widok sklepu z rzeczami dla dzieci. Jak urzeczona wpatrywałam się w kolorową wystawę.
Alice trąciła mnie łokciem.
- Rosalie, to nie jest dobry pomysł. - szepnęła, usiłując mnie odciągnąć.
- Za dwa tygodnie kończy mi się zmiana w świetlicy, będę urządzała swoją salę. Może znajdę tu coś fajnego, co by tam pasowało. Chodź. - Alice tylko wzniosła oczy ku niebu i weszła za mną do sklepu. Wzięłam duży wózek i zanurkowałam między pólkami. Tylko kilka minut zajęło mi wyładowanie koszyka misiami, lalkami, książeczkami, bajkami na CD i DVD, różnego rodzaju ściennymi dekorami i różnymi innymi zabawkami i ozdóbkami. Na koniec, gdy Alice nie patrzyła, dorzuciłam jeszcze słodkie, różowe, niemowlęce buciki. Były tak rozczulające, że nie mogłam się im oprzeć. Od razu po zapłaceniu schowałam je jednak głeboko w mojej przepastnej torbie. Po co ktoś ma wiedzieć?
Weekend z rodziną zleciał nam bardzo szybko. Do Puyallup wróciliśmy w poniedziałek nad ranem. Czasu starczyło nam tylko, żeby wpaść do domu i się przebrać. Uczciwie musiałam stwierdzić, że stęskniłam się za Elizabeth i za dzieciakami. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek zaprzyjaźnię się z człowiekiem, ale moja znajomość z Lizzy w tym właśnie kierunku zmierzała.
Kiedy wpadłam do świetlicy, lekko już spóźniona, zastałam w niej tylko moją nową koleżankę i tą dziewczynkę, Kathy.
- O, cześć Rose. - powiedziała Elizabeth na mój widok i uśmiechnęła się promienie. Odwzajewmniłam uśmiech i rozejrzałam się po sali.
- Cześć, Liz, gdzie dzieci? - spytałam, siadając z nimi przy stoliku.
- Zapomniałaś, że dzisiaj przychodzą godzinę później? - spojrzałam na nią zdziwiona. - Nie przejmuj się, ja też zapomniałam. Pewnie poszłabym jeszcze do domu, ale akurat wpadła Kathy. Dasz wiarę, w jakim my porypanym kraju żyjemy? Dziewczyna jest zdolna jak jasna cholera, a co lepsze szkoły nie chcą jej przyjąć. Dlaczego? Bo jakiś dupek postanowił ją uraczyć porcją swoich ruchliwych plemników! Aż się we mnie gotuje, jak coś takiego widzę. Nawet nasz dyrektor postanowił interweniować, ale to taka pierdoła, że na nic się to zdało. - Elizabeth mówiła szybko i bardzo dużo, jak na nią. Widać było, że jest wzburzona.
- A próbowałaś w prywatnych? - spytałam, spoglądając na dziewczynę.
- Nie, moich rodziców nie byłoby stać. - dziewczyna ukryła twarz w dłoniach. - Jak nie dostanę się do dobrego liceum, będę miała małe szanse na stypendium w dobrym collegu. - załkała.
O dziwo, zrobiło mi się jej szkoda. Czyżby moje zlodowaciałe serce pozbywało się swojego naturalnego chłodu?
- Mówisz, że jest zdolna? - spytałam Lizzy.
- To mało powiedziane. Czytałaś może, albo oglądałaś "Matyldę"? Ona jest jeszcze lepsza. Najwyższe oceny ze wszystkich przedmiotów i egzaminów. A te dupki nie chcą jej przyjąć do szkoły.
Zamyśliłam się na chwilę.
- Kathy, daj mi swój numer telefonu. - podsunęłam jej mały notatniczek i leżącą na stole kredkę. - Porozmawiam z mężem i zobaczymy, co da się zrobić. Nie ma mowy, żeby ktoś pod moim nosem tak traktował nastolatkę w ciąży. To jakiś absurd, nie żyjemy w średniowieczu. Zapisałaś ten numer? - spytałam, bo Katherine patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Przecież pani mnie nie zna. - wyszeptała.
- Jak to nie? Masz na imię Kathy i masz problem, który pomogę ci rozwiązać. Ja nazywam się Rosalie Hale - Cullen. Teraz już i ty mnie znasz. - skwitowałam, wyjmując jej z dłoni karteczkę z numerem. - Zadzwonię do ciebie wieczorem. - powiedziałam, wstając. Podeszłam do najbliższej szafki i zaczęłam przekładać stojące na półkach zabawki, byle tylko zająć czymś ręce. Chwilę potem podeszła do mnie Kathy.
- Ja przepraszam, ale... podsłuchałam pani rozmowę z panią Gloster. Wtedy, w pokoju nauczycielskim. Pani nie może mieć dzieci, prawda? To dlatego chce mi pani pomóc, mam rację? - wypowiedziała to szeptem, tak, żeby siedząca przy stole Elizabeth jej nie usłyszała.
Przez chwilę zastanawiałam się, co jej odpowiedzieć. Dziewczyna utrafiła w sedno, temu nie mogłam zaprzeczyć.
- Lizzy miała rację, jesteś bardzo mądra. Szybko się domyśliłaś. - nachyliłam się tak, żeby mówić wprost do jej ucha. - Zrobię wszystko, żeby twoje dziecko miało jak najlepiej w życiu. A zacznę od uwolnienia od stresów jego matki. Stres często wywołuje przedwczesny poród, a tego nie chcemy, prawda?
Przytaknęła.
- Ja dbam o ciebie, ty dbasz o maleństwo. Umowa stoi? - spytałam, wyciągając dłoń.
- Stoi. - odpowiedziała, potrząsając moją ręką energicznie.
Spojrzałam na jej zaciętą twarzyczkę. Ta dziewczynka, fizjologicznie tylko kilka lat ode mnie młodsza, przeszła już w swoim życiu niemal tyle, co ja. Tylko że ja miała mojego Emmetta, do którego zawsze mogłam sie przytulić. Ona pozostała sama, miała tylko swoją wylewającą się uszami ambicję, której nikt nie chciał docenić. Okrutny jest ten świat, nigdy nie daje nam tego, czego chcemy. To, czego pragniemy my, dostają inni. To tak, jak listy, które docierają do złego adresata. Bóg jest zdecydowanie najgorszym listonoszem pod słońcem. O ile istnieje, rzecz jasna. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Magdolińska dnia Pon 19:51, 26 Sty 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Anabells
Zły wampir
Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 332 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ni stąd ni zowąd
|
Wysłany:
Nie 21:17, 25 Sty 2009 |
|
Ta końcówka. Piękna... Osobiście nie wierzę w boga, ale chodzę na religię i do kościoła, bo rodzice się uparli. Gdyby istniał na pewno świat nie byłby taki paskudny.
Naprawde współczuję Rose. Musi mieć ciężką egzystencję... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Anna_Rose
Wilkołak
Dołączył: 23 Sie 2008
Posty: 248 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Tam, gdzie Diabeł mówi dobranoc
|
Wysłany:
Nie 21:36, 25 Sty 2009 |
|
Bez bety? to jest naprawdę... świetne. Mam dwa ulubione ff.
Nie, w sumie trzy. Twój i dwa od Sophie.
Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się pisać z taką lekkością ff o Rosalie i Emmecie, że bez trudności wczuję się w te role.
Czekam na kolejne, bo... poprostu uwielbiam to czytać
I zapraszam do mnie(Rosalie&Emmett), pojawił się rozdział II. Liczyłabym na szczerą opinię.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i życzę weny,
A.Rose |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
PewnaPani
Zły wampir
Dołączył: 14 Gru 2008
Posty: 436 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lublin
|
Wysłany:
Nie 22:11, 25 Sty 2009 |
|
Przy końcówce niemalże płakałam. Cudowne słowa.
Ogólnie, Twoje opowiadanie i to, w jaki sposób przedstawiasz Rose mnie zaskakuje.
Błędów parę jest, ale tekst ma być zbetowany, więc nie poprawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez PewnaPani dnia Nie 22:11, 25 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Ashley McNice
Człowiek
Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 73 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 23:01, 25 Sty 2009 |
|
Wzruszyłam się. Zawsze myślałam o Rose, jako o typowym, bezuczuciowym plastiku. Teraz zmieniłam trochę nastawienie. Naprawdę mi się podoba :) Masz taki lekki, delikatny styl. Czekam na kolejne części. Pozdrawiam ;* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ginger!
Zły wampir
Dołączył: 13 Gru 2008
Posty: 448 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 24 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Nie 23:24, 25 Sty 2009 |
|
Śliczna końcówka.
Coraz bardziej lubię Rose (lubiłam ją zawsze :P )
No i Emmett w H3 :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ms.cullen
Człowiek
Dołączył: 15 Sty 2009
Posty: 64 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 23:34, 25 Sty 2009 |
|
A mnie rozwalił tekst o rybce z minimini xDD
Nawet ja ją kojarze :D haha |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ankuś14
Nowonarodzony
Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 38 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Ostrołęka
|
Wysłany:
Nie 23:34, 25 Sty 2009 |
|
Świetnie napisane, ciesze się, że zechciałas pokazać Rosalie z tej dobrej strony. Chociaż
nigdy mnie nie znudzi przekomażanie sie Edka z Rosalie;P
Fakt Emmett i H3 dobre połączenie=D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Patrycja87
Dobry wampir
Dołączył: 18 Wrz 2008
Posty: 786 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: z Tarnowa
|
Wysłany:
Pon 15:09, 26 Sty 2009 |
|
Chyba wiem, do czego zmierzasz :D Świetny pomysł! O ile nie zdecydujesz się na zmianę fabuły... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Magdolińska
Wilkołak
Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 205 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lublin
|
Wysłany:
Pon 21:05, 26 Sty 2009 |
|
Jakoś tak mi się szybko udało. Na razie bez bety.
Życzę miłego czytu-czytu, jak zwykle. :D
***
BETA: ScaryMary
Emmett bez mrugnięcia okiem zgodził się na sponsorowanie Kathy. Pieniądze nigdy nie stanowiły dla nas problemu, kilka tysięcy w tę, czy we w tę, nie robiło nam różnicy. Za to z przerażeniem obserwował, jak na całe dnie znikałam w centrach handlowych, żeby kupować najróżniejsze drobiazgi dla Katherine. Zapewne domyślał się, do czego ta cała sytuacja zmierza, ale nie okazywał tego. Wiedział, że na mnie rzadko kiedy da się wpłynąć. Zresztą, trudno wpływać na niepodjęte decyzje. Tym bardziej, że nic w tym przypadku nie zależało ode mnie. Może to i lepiej? Kiedy w grę wchodziły dzieci, przestawałam myśleć racjonalnie. Byłam gotowa zrobić wszystko, żeby dziecko Kathy miało jak najlepiej w życiu. Zapewne gdyby dziewczyna była bardziej zachłanna i mniej przerażona, wykorzystałaby moją słabość, ale nie robiła tego. Może ludzie nie byli tacy źli, jak mi się wydawało?
To był bardzo ładny dzień. Lato zbliżało się ku końcowi, chociaż słońce wciąż wstawało tuż po piątej nad ranem. Powoli zaczynałam przygotowywać się do pierwszych lekcji z moimi pierwszoklasistami. Usiłowałam skupić się na pracy, ale niezbyt mi to wychodziło. Wciąż zastanawiałam się, co się dzieje z Kathy. Od kilku dni nie odbierała moich telefonów, nie miałam z nią żadnego kontaktu. Na dodatek, dzisiaj nie mogłam do niej pójść, bo dzień był bardzo słoneczny. Wpatrywałam się więc przez okno w korony drzew. Nie było wiatru, więc liście stały, a raczej wisiały, bez ruchu.
Nagle usłyszałam dobrze sobie znane kroki. Chciałam podejść do okna, ale coś kazało mi pozostać przy biurku. Chwilę potem rozległo się pukanie do drzwi, a kroki zaczęły się oddalać, bardzo szybko. Powoli zeszłam na parter. Emmett, zajęty meczem, nawet nie zwróił uwagi na to, że ktoś był pod naszym domem.
Otworzyłam drzwi, pochyliłam się i na progu zobaczyłam duży, wiklinowy koszyk na bieliznę. Był szczelnie wypełniony puszystymi kocykami, które wyraźnie coś szczelnie otulały. Delikatnie je rozchyliłam i zamarłam. Moim oczom ukazała się śliczna twarzyczka śpiącego niemowlęcia. Mogło mieć najwyżej kilka dni, takie było małe. Okrągła buzia, malutkie usteczka, rzadkie rzęsy, kilka kosmyków ciemnych włosków wystających spod malutkiej czapeczki. Gdybym żyła, moje serce zapewne biłoby z ogromną prędkością.
Dokładniej otuliłam się grubym swetrem, który miałam na sobie i najostrożniej jak umiałam, wyjęłam dziecko z koszyka. Maluszek nie zareagował na kontakt z moją zimną skórą, więc pozwoliłam sobie na przytulenie go do piersi. Rozkoszne ciepło, bicie malutkiego serduszka i spokojny oddech sprawiły, że nogi się pode mną ugięły, a moje oczy rozpaczliwie dopominały się o łzy.
- Emmett, chodź tutaj. - szepnęłam. Chwilę potem stał już obok mnie.
- Rosalie? - spytał, patrząc na mnie ze zdziwioną miną.
- Wejdźmy do środka, weź ten koszyk. - powiedziałam, bardzo powoli przesuwając się do wnętrza domu. Usiadłam na jednej z pluszowych kanap i oparłam się o miękką poduszkę. Em posłusznie wniósł kosz, postawił go na stole i zaczął przetrząsać kocyki. - Zeszłam na dół, bo usłyszałam, że ktoś kręci się przed domem. Otworzyłam drzwi i w tym koszu znalazłam dziecko. - pociągnęłam nosem, żeby lepiej poczuć zapach krwi maluszka. - To dziewczynka, tak konkretniej.
- Jest. - powiedział Emmett, z białą kopertą w dłoni. Nie otworzyłjej jednak, tylko usiadł obok mnie i spojrzał mi w oczy. - Nie jestem głupi, wiem, czyje to dziecko. Powiedz mi tylko, Rosalie, ale tak z ręką na sercu, że do niczego tej dziewczyny nie namawiałaś. Że to była jej własna, suwerenna decyzja.
- Tak było. - odparłam bez namysłu, zresztą, wcalę nie kłamałam.
- Rozumiem. To może teraz zobaczmy, co miała nam do przekazania. - wskazał na leżący na stole list.
- Nam?
- Ja chyba też podpadam pod "Państwa Cullen", nie sądzisz?
Przytaknęłam tylko. Jednym ruchem rozerwał kopertę i wyjął z niej kartkę w kratkę. Rozłożył ją i zaczął czytać.
- Drodzy państwo Cullen! Powiedziała pani, że zrobi wszystko, żeby moje dziecko miało jak najlepiej w życiu. Ja nie jestem w stanie sprostać jego wychowaniu, nawet z państwa pomocą. Wiem jednak, jak bardzo pragną państwo dziecka, więc zostawiam pod państwa opieką moją malutką córeczkę i mam nadzieję, że pokochają ją państwo jak własną. Katherine. - skończył i westchnął. Spojrzał na malutką twarzyczkę dziewczynki i westchnął ponownie. W tym momencie bardzo żałowałam, że nie jestem Edwardem i nie wiem, co mój mąż myśli. - Tu są jeszcze jakieś papiery ze szpitala. Kilka pampersów i butelka z mlekiem. Nic więcej. - zamilkł na chwilę. - Zbieraj się. - powiedział nagle.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Jedziemy do Forks. To jest sprawa całej naszej rodziny. Zresztą, trzeba, żeby Carlisle zbadał tą małą. - ostrożnie wyjął mi dziewczynkę z ramion i ułożył ją w koszyku, otulając szczelnie kocykami. Przyglądałam się jego delikatnym ruchom, patrzyłam, jak starał się nie obudzić dzecka... Naszego dziecka...
Jednym ramieniem podniósł koszyk z naszą córeczką, a drugim objął mnie w pasie. Poszliśmy do garażu. Otworzył przede mną przednie drzwi swojego Hummera, a gdy usiadłam, ostrożnie postawił mi na kolanach przenośne nosidełko naszej córeczki.
Większość drogi pokonaliśmy w milczeniu, Emmett nadnaturalnie uważnie wpatrywał się w drogę, a ja cichutko nuciłam jedną z zapamiętanych jeszcze z dzieciństwa kołysanek. Odważyłam się odezwać dopiero po godzinie jazdy.
- Będzie miała na imię Clarisse, dobrze? - powiedziałam cichutko, zbyt nieśmiało, jak na mnie. Bałam się jego reakcji. Em od razu to wyczuł, bo pogłaskał mnie wierzchem dłoni po policzku.
- Poczekajmy z nadawaniem jej imienia, dobrze? - przytaknęłam, a on zamilkł na kilkadziesiąt sekund. - Ale Clarisse mi się podoba. Pasuje do niej. I jeszcze Madaleine byłoby odpowiednie, może na drugie? - ponownie przytaknęłam. Wziął mnie za rękę i jęknął głośno. - Żeby to wszystko było takie proste... Nie wiem, czy nasza rodzina pozwoli nam zatrzymać Clarisse. Zapewne stwierdzą, że to za duże ryzyko. Albo że mała zasługuje na normalną rodzinę.
- A Isabella to co, nie zagrożenie? - warknęłam rozwścieczona. Moja córka zdecydowanie była mniej niebezpieczna od tej dziewczyny. - A poza tym, to my jesteśmy normalną rodziną. Typową, amerykańską rodziną. Mamy dom, ogród, samochód, skończyliśmy studia, pracujemy.
- Rosalie, nie jesteśmy typowi. Typowi amerykanie nie pijają na obiad krwi. A my tak, nie możesz o tym zapominać. Rose, ja ją... też już ją kocham.
- Nie masz wrażenia, że ona od początku była nasza? Od kiedy tylko poznałam Kathy, czułam, że ona będzie moja.
Emmett nie odpowiedział, ścisnął tylko mocniej moją dłoń i opuszkami palców pogładził Clarisse po małej główce. Tak właściwie, to nie musiał nic mówić...
Na podjeździe przed domem czekali na nas Esme i Carlisle. Esme niemal wyrwała mi koszyk ze śpiącą Clarisse.
- Jest taka malutka. I taka śliczna... - szepnęła, delikatnie odgarniając jeden z kocyków.
- Chcieliśmy zwołać małą naradę rodzinną. - powiedział Emmett. - A tak poza tym, chcieliśmy, żebyś sprawdził, czy mała jest zdrowa. Tylko bez wożenia do szpitala, bardzo cię proszę.
Carlisle tylko przytaknął i zabrał Clarisse od Esme. Emmett poszedł razem z nim do domu.
- Wszyscy są w domu? - spytałam.
- Tak, czekają na nas w jadalni. - objęła mnie ramieniem i poprowadziła prosto do naszej "sali konferencyjnej". - Kochasz ją, prawda?
Przytaknęłam. Przytuliła mnie tylko i usiadła na swoim miejscu za stołem. Zrobiłam to samo. Edward mierzył mnie zabójczym spojrzeniem, Alice wyglądała na lekko zdezorientowaną, a Jasper zachował kamienną twarz.
- Zacznijmy już, dobrze? - zaproponował Edward. - Lepiej skończyć tą farsę, zanim się na dobre zacznie.
- Zaczekajmy na Carlisle'a i Emmetta. - upomniała go matka.
- Farsę?! - wrzasnęłam od razu. Jak on w ogóle śmiał?! - To jak nazwiesz swój związek z tą wariatką? Co, to może nie jest farsa?!
- Bella nie jest małym dzieckiem, które potrzebuje matki. - warknął. - Nie sądzisz, że Clarisse potrzebuje prawdziwej matki?
- A ja to co, jestem z papieru? I gdzie niby jej znajdziesz tą prawdziwą matkę? W domu dziecka? Jesteśmy jej w stanie zapewnić wszystko, co najlepsze. Będzie miała wszystko, czego zapragnie w tym kochających rodziców, dziadków, ciocię, wujka.
- A ty będziesz miała zabaweczkę. - mruknął Ed. - Rosalie, spójrzmy prawdzie w oczy, ty się nie nadajesz na matkę.
Wstałam z krzesła i uderzyłam go w twarz.
- Jak w ogóle śmiałeś powiedzieć coś takiego?!!! - wykrzyknęłam.
- Uspokójcie się natychmiast. - powiedziała Esme, również wstając.
- Wnoszę o odebranie Rosalie prawa głosu. Ze względu na zaangażowanie emocjonalne. - powiedział Edward zlodowaciałym głosem.
- Sprzeciw. - powiedział ze spokojem Jasper. - Kiedy rozmawialiśmy o Belli, tobie nikt głosu nie odbierał. Emmett, Carlisle, długo wam jeszcze to zajmie?
- Nie, już idziemy. - odpowiedział Carlisle. Po chwili obaj pojawili się w jadalni. Emmett trzymał Clarisse na rękach i karmił ją mlekiem. Na ten widok uspokoiłam się nieco. Nie dlatego, że zamierzałam to wykorzystać jako jeden z argumentów w dyskusji, ale dlatego, że był to najpiękniejszy z obrazów, jakie było mi dane w życiu widzieć.
- Możemy zaczynać. - powiedział Emmett. - Ja bym od razu ustalił, co i jak, dopóki Edward i Rosalie nie zaczną znowu drzeć kotów. Mnie nie musicie pytać o zdanie.
- Mnie też. - szepnęła Esme.
- To tylko dziecko, Edwardzie. - powiedział Jasper, wpatrując sięw zaciętą twarz naszego brata. - Nie jest niebezpieczne. Możliwe, że jeśli wychowa się wśród nas, nie będzie też zagrożeniem w przyszłości. Nie zamierzamy jej przecież przemieniać prawda? - spojrzał na mnie pytająco. Energicznie potrząsnęłam głową. Przemienić moją córeczkę?! - To mamy jasność.
- Prawdopodobnie nie mogłaby chodzić do przedszkola ani do podstawówki. Dzieci są dość gadatliwe. - stwierdziła Alice.
- Alice, nawet dzieci nie uwierzą w bajeczkę o wampirach. - przytomnie zwrócił jej uwagę Jasper.
- Może i masz rację. Ale lepiej chuchać na zimne. No i jej trzeba by powiedzieć prawdę. To z kolei powoduje złamanie naszej najważniejszej zasady.
- Już raz to zrobiliśmy. - przypomniałam jej.
- To prawda. - przyznała mi rację. - Zresztą, co ja tu mam do gadania... Carlisle? - spojrzała na naszego ojca, oddając mu głos.
- Myślę, że Rosalie i Emmett są na tyle mądrzy i dojrzali, by mogli sami zdecydować, co zrobią. Ale moim zdaniem, odebranie im teraz Clarisse byłoby czymś niewybaczalnym. To tak, jakbyśmy odebrali ci Bellę, Edwardzie.
- Ja się nie zgadzam. - powiedział Edward. - Powinniście byli od razu odnieść ją do jakiegoś szpitala. Teraz ona myśli o waszych głosach. Ja jestem na nie, jeszcze raz powtarzam. A wy róbcie co chcecie.
- A ja wiem, co powinnyśmy zrobić. - stwierdziła Alice, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Co takiego? - zdziwiłam się, oddychając jednocześnie z ulgą.
- Wielkie zakupy! I remont u was w domu! Moja bratanico-siostrzenica potrzebuje ubranek, dużo ubranek, zabawek, własnego łóżeczka i mnóstwa innych rzeczy. Wózka chociażby. I jedzenia. - aż piszczała z radości. Ja też się uśmiechnęłam.
- Widzisz, Claire, jesteś już pełnoprawnym członkiem rodziny, ciocia Alice postanowiła zrobić dla ciebie zakupy. - powiedział Emmett, poklepujący teraz Clarisse po pleckach, ze starym podkoszulkiem przewieszonym przez ramię. Jedną z dużych dłoni podtrzymywał główkę naszej córeczki, szeptał jej do ucha. - Będziesz najlepiej ubraną małą dziewczynką na świecie. I będziesz miała najfajniejszego tatusia i najfajniejszą mamusię. Clarisse Madaleine Cullen, moja mała córeczka. - szepnął.
Podeszłam do nich i objęłam Emmetta ramieniem.
- Nasza. - poprawiłam. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Magdolińska dnia Śro 14:35, 28 Sty 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Mercy
Zły wampir
Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 305 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 33 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Krainy Wróżek
|
Wysłany:
Pon 21:34, 26 Sty 2009 |
|
Ten rozdział był taki fajny... nic innego nie przychodzi mi teraz do głowy.
W twoim ff Rosalie jest taka inna, można lepiej ją poznać, miło się czyta
PS:Mam nadzieję na więcej
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Alice_
Wilkołak
Dołączył: 19 Paź 2008
Posty: 176 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Pon 22:23, 26 Sty 2009 |
|
Naprawdę chociaż broniłam się nogami i rękami to tym FF, którego tak świetnie piszesz zmieniłaś moje nastawienie do Rosalie, a szczególnie tym rozdziałem i co jest niewybaczalne chociaż kocham Edzia to miałam ochotę spoliczkować go tak samo jak Rosalie podczas czytania tego rozdziału:)
Naprawdę co ty ze mną robisz?! :P |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
mloda1337
Zły wampir
Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 288 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Wspaniałe miasteczko pod Poznaniem
|
Wysłany:
Pon 22:24, 26 Sty 2009 |
|
to było piękne... teraz to edward gra rosalie a rosalie edwarda.... czekam na jeszcze! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ms.cullen
Człowiek
Dołączył: 15 Sty 2009
Posty: 64 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 22:27, 26 Sty 2009 |
|
Jak w książkach czytałam opisy małych dzieci to nigdy nie robiło to na mnie wrazenia a nawet wkurzało atu jak pisałąś o tym małym serduszku to aż sie rozczuliłam :)w ogóle cały tekst taki rozczulający!!Ten Emmet zakochany w córeczce...tylko ZA KRÓTKO!!!!
I czemu ten głupi Edward( dobra wiem na dniach mam sie podiewać wywalenia z forum tak ?? xDD) jest przeciwko??!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Alalaa
Wilkołak
Dołączył: 02 Gru 2008
Posty: 231 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź
|
Wysłany:
Pon 22:40, 26 Sty 2009 |
|
Magdolińska.. Love YOU! xD
To wszystko co piszesz jest przepiekne. Uwielbiam Rose. Uwielbiam Emmetta.
Tylko jedno. Edward by się aż taak nie zachowywał. Mysle ze zrozumiałby połozenie Rosalie. Przeciez on ma serce! ( ha, akurat mi sie,o ironio, złożyło xD).
Proszę pisz..
Zyczę ci wiekiem weny! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Anna_Rose
Wilkołak
Dołączył: 23 Sie 2008
Posty: 248 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Tam, gdzie Diabeł mówi dobranoc
|
Wysłany:
Pon 22:40, 26 Sty 2009 |
|
Jest przeciwko bo Edward to zarozumialec xD
Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać ale od początku Edward działał mi na nerwy w książce xD
Za to ten rozdział niezwykle mnie rozczulił. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Swallow
Dobry wampir
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 843 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Szczecin
|
Wysłany:
Pon 23:08, 26 Sty 2009 |
|
No więc od godziny katuje twoje ff. Postanowiłam sobie, że zacznę w końcu czytać inne. I tak przeleciałam 14 rozdziałów.
To jest naprawdę świetne. Super się czyta. Z perspektywy tego, że czytałam to za jednym zamachem zauważyłam ile się zmienił itp.
I czasem mnie denerwowało, bo Jasper wychodził na takiego... pana od uspokajania. A ja kocham Jaspera miłością naturalną, więc wiesz.
Ale ci powiem, że mnie się podoba. Będę na pewno czytała następne części. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|