|
Autor |
Wiadomość |
lovee
Człowiek
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Wto 11:25, 05 Maj 2009 |
|
Akcja dzieję się w brytyjskim miasteczku Portsmouth. Bohaterowie są ludźmi, zupełnie odbiegającymi charakterem od swoich pierwowzorów z książek pani Meyer.
Dla wytłumaczenia. Nazwy rozdziałów to nic innego jak tytuły piosenek, przy których one powstawały.
beta: Polly ;*
poza tym całość możecie znaleść na chomiku: [link widoczny dla zalogowanych]
życzę miłego czytania (:
Prolog
Muzyka nie jest spójnym ciągiem dźwięków, który słyszymy. Muzyka to odbicie w tafli wody tego, co gra człowiekowi w duszy.
Roz. 1.
[link widoczny dla zalogowanych]
*E
- Czy to miejsce jest wolne? - zapytałem pewną blondynkę, która obok siebie miała dwa wolne miejsca.
- O ile nie boisz się siedzieć przy oknie, tak. To miejsce po lewej - tu wskazała głową - jest dla mojego brata.
- Super – uśmiechnąłem się zawadiacko, przechodząc obok niej. Zawsze lubiłem siedzieć przy oknie, kiedy znajdowałem się w powietrzu. Rozsiadłem się wygodnie w fotelu, a po chwili stewardessa podeszła i zapytała, czy nie chcę czegoś do picia.
- Nie, dziękuję - odrzekłem najmilej jak mogłem, po czym włożyłem słuchawki od swojego iPod’a. Zwróciłem się w stronę okna i czekałem na start.
- Cześć. Jestem Jasper, ale mów mi Jazz. - Dopiero teraz zauważyłem, że nie byłem sam z tą blondynką. - A to Rosalie. - Tu wskazał na swoją siostrę. Jak na człowieka, który wylatuje z L.A. miał brytyjski akcent...
- Edward- Uśmiechnąłem się do chłopaka. Był niemal identyczny jak ta blondynka.
- Zostajesz w Winchester, czy jedziesz gdzieś dalej? – zagadnęła Rose.
- W zasadzie wybieram się do Portsmouth.
- Chyba nie na ferie? Jutro zaczyna się w szkoła – Uśmiechnęła się nieśmiało.
- I właśnie do niej jadę – odparłem - tata wysłał mnie do tutejszego liceum z internatem.
- Chyba sobie żartujesz! - prawie krzyknął Jasper. Stewardessa spojrzała na nas karcąco, więc roześmialiśmy się, próbując ją naśladować. Gdy już skończyliśmy, dodał – No więc witamy w liceum im. Jane Austen!
- To wy też tam jedziecie? – zapytałem z niedowierzaniem.
- Właśnie wracamy z przerwy. Trzeba przyznać, że dziewczyny w Stanach jednak lecą na brytyjski akcent - odparł Jazz z rozmarzonym głosem, a ja nie mogłem uwierzyć we własne szczęście. Przed chwilą poznałem dwie osoby z mojej nowej szkoły. Nie musiałem już się bać, że będę odludkiem czy coś w tym stylu... W tym momencie Rosalie zdzieliła go po głowie.
- Ty już masz swój cel do zdobycia w tym roku! Nie zapominaj! – Rose wręcz krzyknęła na swojego brata.
- Ona nawet nie wie, że istnieję…- odparł zasmucony.
- Ale o czym wy tak w ogóle… - zapytałem nieco zmieszany, bo jeśli mam być szczery, to nic nie rozumiałem z tego wywodu.
- Niedługo się dowiesz - odparła Ross, ale przerwała jej stewardessa, która prosiła, byśmy zapieli pasy.
Włożyłem z powrotem do uszu słuchawki i odwróciłem się w stronę okna.
Start.
B*
- Bella! Słyszałaś już? Mamy nowego w klasie! - Wredny mały chochlik krzyknął mi do ucha.
- Alice… o czym ty mówisz?
- Słuchaj. Polly słyszała, jak Jessica mówiła, że Lauren jej powiedziała, że pani dyrektor wczoraj mówiła panu Brokenowi, że dziś wieczorem przyjedzie nowy. I trafi do naszej klasy!- powiedziała, jak dla mnie, zbyt podekscytowana.
- Nic z tego nie rozumiem - odpowiedziałam szczerze, śmiejąc się przy tym - a nawet jeśli, to co z tego?
- Oj Bells… jak ty nic nie rozumiesz! Przyjedzie z LA! Ciekawe czy jest przystojny…
- O ile dobrze pamiętam, jesteś zajęta.
- Tylko teoretycznie - uśmiechnęła się figlarnieJednak ja za dobrze ją znałam. Dobrze wiedziałam, że w duchu nie jest jej do śmiechu. Zamknęłam „Dumę i Uprzedzenie” i zwróciłam się w stronę swojej współlokatorki.
- Alice, ile razy mam Ci powtarzać, że ktoś z was musi zrobić pierwszy krok? A Jasper jest trochę nieśmiały, jakbyś nie zauważyła.
- Wiem… to takie słodkie - pisnęła, gdy przewracałam oczami
- A propos rodzeństwa Hall… nie wiesz kiedy będzie Rose?- spojrzałam na puste łóżko naszego „trzeciego muszkietera”. Trzeba przyznać, że gdy w zeszłym roku dowiedziałam się, że będę mieszkać ze szkolnymi pięknościami w pokoju, nieco mnie to przeraziło, ale szybko się zaprzyjaźniłyśmy.
- O szesnastej lądował ich samolot z LA. Więc będą tu koło 19. A Mike o której wraca?
- Nie mam zielonego pojęcia - odparłam szczerze. Alice zachichotała.
- To jak się dowiesz, to musisz się szybko ukryć – odparła, po czym wstała w końcu z mojego łóżka - to ja lecę do sklepu. Chcesz coś?
- Nie, dzięki. – Uśmiechnęłam się do niej.
Gdy drzwi zamknęły się za Alice, odłożyłam książkę na półkę i położyłam głowę na poduszce. Rozejrzałam się po moim pokoju. Pokój 35, pawilon A. Tu wszystko się zaczęło… Przyjechałam tu, by rozpocząć pierwszy rok nauki w prywatnym liceum ogólnokształcącym im. Jane Austen w Portsmouth. Od razu udało mi się zaklimatyzować, znaleźć przyjaciół i chłopaka. Było wspaniale. Wspólne imprezy, ogniska, wypady na plażę… Jednak po tych feriach wszystko się zmieniło. Wszystko. Moje życie przewróciło się o 180 stopni, a ja nie wiem, za co mnie to wszystko spotkało. Chciałabym powrócić na tamtą półkulę, lecz do tej pory nie odnalazłam drogi.
Mike… nie kochałam go. Ta cała fascynacja przeminęła po miesiącu. Może nawet szybciej. Pomimo, że oboje nic do siebie nie czuliśmy, tkwiliśmy oboje w tym bagnie, tworząc tę idealną szkolną parę i udając przed wszystkimi, że nasze życie jest piękne.
Czasami dochodziło nawet do sytuacji, że nie mieliśmy o czym rozmawiać. Nienawidziłam tych momentów. Wtedy zaczynał mnie obściskiwać, by zająć się czymś. Zazwyczaj pobudzało to mój odruch wymiotny. Ale co zrobić? Korzystałam z bycia jego dziewczyną, ponieważ był szkolnym kapitanem drużyny w piłkę nożną, a dzięki temu nikt się do mnie nie przystawiał. Było to bardzo wygodne.
Otworzyłam oczy i zauważyłam nad sobą… blond loki.
- Ross! – krzyknęłam, rzucając się na moją przyjaciółkę.
- Hej Bells. Przyjechaliśmy wcześniej. Nie było opóźnień. Zresztą, nasz nowy kolega podwiózł nas, przez co nie musieliśmy się tłoczyć w autobusie - odparła, po czym złożyła buziaka na moim policzku.
E*
Stałem z Jasperem przed moim nowym domem. Często oglądałem biuletyny promujące wycieczki do Anglii. Zwłaszcza kiedy pod koniec zeszłego roku Carlisle oświadczył mi, że tam wyjeżdżam. Wtedy odnalazłem w Internecie wszystkie możliwe informacje na temat klimatu, atrakcji turystycznych, czy też najbliższych barów. Przeglądałem zdjęcia tej zielonej, wiecznie deszczowej krainy, nie mogąc uwierzyć, że takie miejsca jak TO jeszcze istnieją. A jednak. Stałem przed średniowiecznym zamczyskiem.
- Nie przejmuj się. Żaden smok cię tu nie zje – powiedział Jazz, który najwidoczniej wyczuł mój nastrój.
- No coś ty! A już miałem nadzieję – zajęczałem, próbując naśladować pięciolatka, który nie dostał lizaka. Ale najwyraźniej mi nie wyszło, więc dodałem sarkastycznie - A są lochy i duchy? - Jasper tylko znacząco wywrócił oczami i pociągnął mnie za rękaw.
- Chodź, jeśli chcesz zdążyć na kolację. Musimy się jeszcze zameldować.
Gdy doszliśmy wreszcie do recepcji zauważyłem długą listę z nazwiskami. Zacząłem poszukiwać swojego z nadzieją, że może jednak go tam nie ma i wyślą mnie z powrotem do LA. C…u…l…l…e….n. ku***, jest. Pawilon A, pokój nr 19.
- I jak Ed? Gdzie Cię przydzielili? - zagadnął Jasper, gdy w końcu odnalazłem swoje nazwisko.
- Pawilon A pokój 19. A ty gdzie mieszkasz? - odrzekłem całkiem poważnie, więc naprawdę, nie miałem pojęcia czemu Jazz w tym momencie wybuchnął śmiechem.
- Jesteśmy sobie najwidoczniej przeznaczeni! – wykrzyczał, prawie się dławiąc.
- Nie! Jaja sobie robisz?!
- Witaj, współlokatorze! – dodał Jasper, klepiąc mnie po ramieniu. – Szkoda tylko, że już nie będę miał jednego wolnego łóżka w pokoju… Czasem się przydawało, gdy zapraszaliśmy dziewczyny spoza internatu- westchnął, co ja skwitowałem uśmiechem.
Wciąż się śmiejąc, ruszyliśmy w stronę naszego pokoju, tachając ciężkie torby i popychając się co parę kroków. Mijając kolejne korytarze, Jasper oprowadzał mnie po niektórych „ważnych” w jego mniemaniu miejscach, opowiadając przy tym przeróżne anegdoty z zeszłego roku. Gdy po godzinie dotarliśmy do pokoju, pchnąłem mocno drzwi do przodu.
- Ku***! – Usłyszałem kogoś za drzwiami.
- Przepraszam! Nie wiedziałem, że ktoś tu jest. O cholera jasna! – prawie krzyknąłem. Pomyślałem, że widzę ducha! Nie wierzyłem własnym oczom.
- Edward Cullen! Mój koszmar się spełnił! – wyszczerzył się „nieznajomy”.
- Emmet McCarty! Nie wierzę, do cholery! 100 lat Cię człowieku nie widziałem - To było naprawdę niewiarygodne. Mój kumpel z dzieciństwa, który wyjechał w podstawówce do Anglii z rodzicami, stał teraz przede mną, szczerząc się, jakby nigdy nic!
- Eee… przepraszam, bo nie bardzo rozumiem. Wy się znacie? – zapytał nieco zaskoczony Jasper. W zasadzie mu się nie dziwiłem...
- Edward Cullen to człowiek, przez którego musiałem uciekać z LA do Anglii – wyszczerzył się Emmet, myśląc, że było to zabawne.- A ty co tu robisz?
- Nie czaruj Emmet. Wszyscy wiemy, ze mama Ci kazała. Co ja robię tu? No cóż. Mam karę - westchnąłem- a trafiłem do pokoju z Tobą, bo Jazz jest mi przeznaczony- uśmiechnąłem się, puszczając oko Jazzowi.
- O ku***… czy wy?! – zapytał z niedowierzaniem Emmet.
- Chyba kpisz, człowieku! – wybuchnąłem śmiechem.
- Edward nie jest w moim typie - odparł Jasper udając przy tym panienkę.
- A co ze mną nie tak? - próbowałem udawać obrażonego.
- Masz za duży tyłek - odparł Jazz śmiejąc się.
- Tak, wiem. Też mnie zawsze to od niego odrzucało. Przez tą dupę wyjechałem - parsknął Emmet.
- Ej! Ja tu jestem! – krzyknąłem nieco zmieszany - Zresztą chyba nie chcemy gadać o moim tyłku.
Wypakowując swoje manatki, dowiedziałem się, że Emmet był dla Jaspera przyszłym szwagrem. On i Rosalie od roku byli parą. Poza tym, nasłuchałem się co nieco o niejakiej Alice, w której po uszy zadurzony był jeden z moich nowych współlokatorów.
Pod wieczór wybraliśmy się na stołówkę. W niczym to nie przypominało jedzenia, jakie do tej pory jadłem. Wyglądało jak… rodzinny obiad. Gdyby nie to, że zaczęliśmy się wygłupiać z chłopakami, może nawet bym to zjadł…
- Cullen! Podaj jabłko! – krzyknął do mnie Emmet. Ja zamachnąłem się i wycelowałem prosto w jego głowę. Przyłożyłem trochę mocniej i…
- Ałaaa!
… walnąłem w jakąś brunetkę.
- Przepraszam Cię! – rzuciłem się w stronę dziewczyny, która właśnie masowała sobie głowę.
- Powaliło Cię?! - krzyknęła na mnie, spychając moją rękę z jej ramienia. Zapowiadało się nieprzyjemnie.
- Przepraszam, nie zauważyłem Cię i..
- Gówno mnie to obchodzi!
- Ej, przecież przeprosiłem… To taka angielska tradycja wrzeszczeć na nowoprzybyłych?
- Lepiej pilnuj tej swojej amerykańskiej mordy, bo obudzisz się kiedyś z opuchlizną!
- Ej, laluniu. Bab nie bije, ale ty najwidoczniej nie należysz do tego gatunku.
- Wiesz co? Kopnęłabym Cię w dupę, ale boję się że mi nogę wessie! – krzyknęła mi prosto w twarz.
- Wiesz co? Walnąłbym Cię, ale boję się, że będę miał drzazgi w dłoni od tej dechy!
- O widzę, że ktoś tu próbuje być zabawny!
- Przynajmniej ktoś tu zna się na żartach – odrzekłem już nieźle wkurzony.
- Faktycznie. Nie mam z Tobą szans. Masz najlepszy dowcip. I nosisz go w majtkach! – uśmiechnęła się, jak dla mnie zbyt słodko, po czym obróciła się i wyszła ze stołówki. Obserwowałem jej falujące włosy, głaskające jej wąskie, smukłe plecy. Coś czułem, że to nie będzie nasze ostatnie spotkanie.
*B
Szłam spokojnie, niosąc swoją tacę z jedzeniem i oberwałam jabłkiem w łeb! Bo on się bawił! Co on sobie wyobrażał!? Ledwo tu przyjechał i od razu zachowuje się jak… jak… jakby był tu od zawsze! To moje terytorium! Moja ziemia! A ten, jakby nigdy nic, wkroczył na nią w brudnych buciorach i na dodatek walnął mnie jakimś owocem w głowę! Może i przeprosił… może i nawet miał zajebiście zielone oczy i idealną dupę! Ale to nie zmienia faktu, że był amerykanem. I był wredny. Zamiast paść na kolana i błagać o przebaczenie, jak zrobiłby to normalny chłopak w naszej szkole, ten się postawił! I zaczął na mnie wrzeszczeć!
Kretyn! Idiota i cham! Nie wiem jak TO jeszcze nazwać! Bo do rasy ludzkiej z pewnością się to nie zalicza!
Mike. Tylko on jest w stanie uchronić mnie, przed takimi kretynami jak on sam…
- Hej piękna- wymruczał Mike, gdy do niego podeszłam. Prawdopodobnie myślał, że jest to seksowne. Może laski pokroju Jessici Stanley na to leciały, ale u mnie obudził się jedynie odruch wymiotny.
- Hej Mike - uśmiechnęłam się i podeszłam, żeby dać mu buziaka.
- Coś się stało? Wyglądasz na dość zdenerwowaną – zapytał, przypatrując mi się uważnie.
- Nie. Wszystko gra. To jakie plany na dziś? - W myślach modliłam się, żeby miał jakiś trening co było niemożliwe, gdyż nowy semestr jeszcze się nie zaczął…
- Wiesz… skoro to ostatnie 2 dni do powrotu to pomyślałem, że może wyjdę dziś z Taylorem i Erikiem… o ile nie masz nic przeciwko.
- Nie! Skądże - z trudem powstrzymałam uśmiech - Baw się dobrze! I nie pij za dużo!
-Jasne słońce! - jego uśmiech zajmował chyba pół twarzy. Wyglądał jakby kamień spadł mu z serca - To do zobaczenia jutro!
- Na razie- odpowiedziałam równie optymistycznie.
Gdy weszłam do pokoju, Alice z Ross leżały na łóżku i o czymś żwawo plotkowały.
- O co chodzi? O kim plotkujemy?- zagadnęłam.
- Ten nowy… jest całkiem niezły - wyszeptała Rosalie jakby bała się, że Emmet może stać pod drzwiami.
- Chyba żartujecie! Jest chamski, opryskliwy, wredny… po prostu…- nie wiedziałam jak to ująć, a wiedziałam, że to co teraz powiem, przylgnie w naszym gronie jako jego nowa ksywka - kretyn. Inaczej nie można go określić.
- Łoł… Bells! A ty skąd możesz o tym wiedzieć?- zapytała Alice, która właśnie podniosła się z łóżka, by lepiej mnie widzieć.
Co miałam zrobić? Westchnęłam i opowiedziałam im całą historię. Dziewczyny, co mnie bardzo zdziwiło, zamiast podzielić moje zdanie, zaczęły piszczeć z podekscytowania i skakać po łóżkach.
- Rany Bells… to takie romantyczne - westchnął chochlik. Wywróciłam tylko oczami.
- No… i Cię dotykał… jakie to uczucie?
- Rose! Oszalałaś?! Ja go nienawidzę!
- No, no Isabello Swan. To najbardziej przesączona trucizną wypowiedź, jaka padła z Twoich ust! – wykrzyczała, śmiejąc się Rose. Również wybuchłam śmiechem, gdyż zacytowała fragment „Dumy i uprzedzenia”.
- Właśnie. Zazwyczaj kiedy kogoś nie tolerujesz, po prostu śmiejesz się z niego i dokuczasz na każdym kroku - zagadnęła Alice.
- No właśnie. Czy wiesz do czego właśnie się Bello posunęłaś? Obdarzyłaś owego mężczyznę uczuciem!
- Ba! I to jak mocnym uczuciem! – dodała Allie.
- Wiesz co mówią? Że od nienawiści do miłości tylko jeden krok!
Alice z Rose przekrzykiwały się wzajemnie, śmiejąc się i bawiąc moim kosztem. Wzięłam pierwszą lepszą poduszkę i rzuciłam prosto w twarz Alice.
- Bitwa!- krzyknęła Rose, jednak jej krzyk stłumiła poduszka, która właśnie w nią trafiła.
Po jakiejś godzinie wszystko się skończyło. Zapowiadał się kolejny dzień spędzony samotnie. Rosalie poszła do tego swojego goryla, a Alice zapewne na „spacer” śledząc zza krzaków Jazza i jego poczynania.
No cóż, takie życie. Rozejrzałam się po pokoju, chwyciłam kosmetyczkę i udałam się pod prysznic. Gorąca woda zawsze pomaga. Spojrzałam na siebie w lustrze. Coś było ze mną nie tak. Pomimo, że byłam wściekła jak pies, moje oczy dziwnie się szkliły, a na policzkach widniał znany i znienawidzony przeze mnie rumieniec. To z pewnością nie był wynik złości. Wysuszyłam włosy, owinęłam się ręcznikiem i weszłam do pokoju, po czym ubrałam swój „ziomalski dresik” i położyłam się na łóżko. Dziś mam kaprys na klasykę… może Grieg?
Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Wiem, że przed oczami miałam jasnozielone tło. Z błogiego snu wydobył mnie pewien mały, niesforny chochlik krzycząc mi nad głową:
- BELLA! Ile można?! Już 10 rano! Wstawaj!
Roz. 2
http://www.youtube.com/watch?v=TpzRPa1I81o
*E
Podobno to, co przyśni nam się pierwszej nocy w nowym miejscu, spełni się.
Ja nie wiem dokładnie, o czym śniłem. Pamiętam tylko, że stał tam czarny fortepian. Dookoła niego były porozkładane świece, które sprawiały, że w tym półmroku można było dostrzec nuty zakreślone niedbale w zeszycie. W głowie widziałem zapis tej delikatnej melodii. Mogłem usłyszeć każdy dźwięk, poczuć każde drganie. Ta melodia była jedną z najdelikatniejszych jakie w życiu słyszałem. Coś pomiędzy śpiewem anioła, a spadającym piórkiem.
Fortepian… tak dawno nie grałem. Co ja bym dał, by znów poczuć klawiaturę pod palcami, by wyładować swój stres i problemy na czarno-białym paśmie nut. Niestety, przestałem grać po śmierci mojej matki. To mama nauczyła mnie, jak kochać muzykę. Ona zapisała mnie na pierwsze lekcje gry na fortepianie. Była na każdym konkursie, każdym moim występie. Ona także wspierała mnie przy porażkach. Po jej śmierci nie potrafiłem spojrzeć w stronę fortepianu. Ostatni raz zagrałem kołysankę, gdy zamykała oczy, by już nigdy więcej ich nie otworzyć. Na to wspomnienie serce stanęło mi w gardle. Zacisnąłem mocno szczękę i pięści, tak by zaczynało boleć. Wtedy szybko uspakajałem się. „Opanuj się Edward! Jeszcze ktoś Cię zobaczy” skarciłem się w myślach.
Nagle poczułem jak coś ciężkiego na mnie spada. Otworzyłem oczy i ujrzałem śmiejącego się Emmeta, który siedział na moich nogach i nucił piosenkę „Come Around”.
- Co tam śpiochu? Chcesz życie przespać?- wyszczerzył się, po czym w końcu ze mnie zlazł.
- Która godzina?
- Dochodzi dziesiąta. Jeśli chcesz się załapać na resztki śniadania, to lepiej wstawaj.
Niezgrabnie spadłem z łóżka i poczłapałem do łazienki. O tak. Prysznic zawsze potrafił w pełni wypłukać resztki snu pod powiekami. Gdy wyszedłem z łazienki Emmet z Jazzem patrzyli na mnie z dziwnie spokojnym wyrazem twarzy.
- Jest problem - powiedział Jazz.
- Co się dzieję? Coś poważnego? Nie patrzcie tak na mnie, tylko powiedzcie! – Emmet z Jazzem spojrzeli na siebie znacząco aż w końcu Jazz kiwnął głową, a Em do mnie podszedł.
- Wiesz Edi… nie wiem jak Ci to powiedzieć.
- Najlepiej prosto z mostu. – na te słowa Emmet pokazał mi całe swoje, jakże wspaniałe uzębienie.
- IMPREZAAAAA - wykrzyczał uradowany.
- Że co proszę?
- IMPREEEEEZAAAAAA -powtórzył.
- To raczej zrozumiałem.
- To dobrze. Dziś o 19 w pawilonie A jest impreza, ponieważ to jest ostatni wolny dzień przed nowym semestrem.
- I ja mam się cieszyć?
- No raczej. Może w końcu poznasz jakąś cizię? – Emmet pokiwał brwiami znacząco.
- Poznałem już jedną i dziękuję.
- Nie wszystkie są takie jak Bella. Daj spokój.
- No cóż. Pewnie i tak nie mam wyboru.
- No raczej - o ile to możliwe uśmiechnął się jeszcze szerzej, tak, że widziałem jego ósemki.
Zeszliśmy w trójkę na stołówkę. Chłopcy mieli rację. Trzeba nauczyć się wcześniej wstawać, żeby mieć większy wybór w posiłku. Wziąłem kanapki i szybko je skonsumowałem. Byłem naprawdę głodny. Jazz wciąż mi się przyglądał.
- Mam na twarzy resztki śniadania?
- Pogadamy później - powiedział Jasper.
- Co się dzieje?
- Nic. Pogadamy później.
Ta krótka wymiana słów nieco mnie zdziwiła. Wczoraj było wszystko w porządku. Śmialiśmy się, dokuczaliśmy sobie. A dziś? Jasper zachowywał się jakby był nieobecny, trochę nawet zimny.
Jazz wstał i poszedł w kierunku jakiejś drobnej dziewczyny, która przypominała elfa, może trochę bardziej chochlika. Było w niej coś co przyciągało. Może te jej sterczące włosy? Nie wiem. Jazz szepnął jej coś do ucha, a ta oblała się wielkim rumieńcem. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, ale szybko się powstrzymałem. Jazz uśmiechnął się do niej, po czym wyszedł ze stołówki. Nie widziałem go przez całe popołudnie.
Emmet chyba poczuł się w obowiązku, bo przez cały dzień oprowadzał mnie po nowej szkole. Przyznam, że to nawet fajne miejsce. Tylko wciąż nie mogłem się oprzeć wrażeniu, ze zaraz mały Potter wylezie z jakiegoś ciemnego kąta i walnie mnie swoją magiczną różdżką w łeb. To zamczysko źle działało na moją psychikę. Po obiedzie udało mi się wrócić do pokoju. Emmet poszedł do Rosalie, a ja miałem chwilę dla siebie. W pokoju czekał na mnie jednak Jazz.
- Powiesz mi w końcu co się dzieje? - starałem się, aby mój głos zabrzmiał spokojnie.
- To ty mi powiedz co się z Tobą dzieje.
- Słucham?! – Przez jakiś czas, nie miałem pojęcia o czym on do mnie mówi.
- Dziś rano. Wyglądałeś jakbyś płonął żywcem na stosie.
- Jeśli ktokolwiek się o tym dowie…
- Nikt się nie dowie. Powiesz mi co Ci się śniło?
- Wtedy… byłem już przebudzony. Nie pamiętam co mi się śniło. Wiem, że był tam fortepian.
- Fortepian?
- Tak. Tylko on na mnie tak działa – westchnąłem i przysiadłem na łóżku, gdyż do tej pory stałem jak słup w drzwiach.
- Rozumiem… Nie wiedziałem, ze grasz.
- Grałem. Przestałem dawno temu.
- Wiesz… jakbyś był zainteresowany, to u nas w szkole jest sala muzyczna. Mogę Cię tam zaprowadzić. – Żołądek mi się skręcił i zmniejszył. On tu jest. Mogę zagrać. Jeśli tylko zechcę, mogę zagrać.
- Nie. Może innym razem.
- Jak chcesz. Pamiętaj, że jak coś, to jestem do Twojej dyspozycji - uśmiechnął się pocieszająco i wyszedł z pokoju. Zostałem sam. Sam ze swoimi myślami. Sam ze swoimi wspomnieniami. Znów sam.
*******************************************************************
No dobra, tego się nie spodziewałem. Brytyjczycy zawsze kojarzyli mi się z ładem, harmonią, kulturą i porządkiem. To, co tu zastałem, z pewnością tego nie przypomina. To jest.... takie amerykańskie!
Ze wszystkich stron otaczają mnie półnagie dziewczyny, głośna muzyka i…. masa alkoholu. O tak, to mi się podoba. Nałożyłem na twarz swoją maskę „obojętnego” i chwyciłem pierwszy lepszy kubek z piwem.
-Do dna!
Odwróciłem się i zobaczyłem śmiejącą się do mnie brunetkę. Była o 1,5 głowy niższa ode mnie. Miała na sobie czarną sukienkę, trampki i owiniętą chustą szyję.
- Do dna - uśmiechnąłem się i wypiłem całą zawartość kubka.
- Polly - wyciągnęła do mnie rękę i uśmiechnęła się szerzej.
- Edward - od razu zauważyłem, że było w niej coś miłego. Z wyglądu nie wyróżniała się niczym szczególnym, jednak bił od niej optymizm i szczerość.
- Edward? Dziwne imię. Myślałam, że będziesz miał takie typowo amerykańskie. Coś stylu John lub Michael. Ale w sumie… Edward do Ciebie pasuje.
- Dziękuję za akceptację - powiedziałem nieco poirytowany, ale mimo wszystko rozbawił mnie jej wywód. – Polly to twoje prawdziwe imię?
- Nie. Tak naprawdę mam na imię Pauline. Ale wolę jak mówią do mnie Polly.
- Ooo. A to dlaczego?
- Brzmi bardziej angielsko - wyszczerzyła się do mnie i odeszła.
Nie wiem dlaczego, ale poszedłem z nią. Spędziliśmy razem całą noc, rozmawiając o wszystkim. Była z pewnością nietypową dziewczyną. Nie przejmowała się ani swoim wyglądem, ani tym, jak ludzie na nią reagują. Większość moich koleżanek nie jadłoby przez miesiąc, gdyby zjadły tyle ciasteczek, ile ona w trakcie całego wieczoru. Była na swój sposób niesamowita. Gdy siedzieliśmy na kanapie, pijąc któreś tam z kolei piwo, Polly odezwała się.
- Edward. Nie obraź się. Ale nie jesteś w moim typie.
- Ty w moim raczej też nie.
- To dobrze. Bo widzisz, podeszłam do Ciebie z czystej ciekawości. Jesteś przystojny i w ogóle, ale
zupełnie nie…- po tych słowach czknęła i zasnęła na moim ramieniu. Od tej chwili wiedziałem, że poznałem damską wersję mnie.
*B
O zgrozo! Cały dzień w rękach Alice. Gdyby ktoś chciał mnie skazać na śmierć w męczarniach, wysłałby mnie albo na wieczne łaskotki po stopach, albo do Alice z kosmetyczką w rękach.
Nie dość, że nałożyła mi bliżej nieokreślone mazie na twarz, nie dość, że zrobiła coś dziwnego z moimi włosami, to jeszcze kazała mi włożyć SUKIENKĘ! Ja i sukienka?! To dwie zupełnie sprzeczne informacje! Błękitny, bez ramiączek, sięgający do kolan koszmar!
Po kilku (kilkunastu?) godzinach, zostałam wypuszczona z własnego pokoju. Wraz z Alice i Rosalie ruszyłyśmy w stronę pokoju wspólnego, gdzie odbywała się impreza. Wśród tłumu próbowałam odnaleźć Mike’a. Nie było to zbyt trudne. Tam gdzie jest najgłośniej zawsze będzie Mike. Jednak gdy podeszłam, mój chłopak nie był wstanie nawet powiedzieć mi „cześć”, więc przywitałam się z resztą, po czym powiedziałam, żeby zaprowadzili chorego do łóżka. Gdy chciałam wrócić do dziewczyn, niestety było za późno. Rosalie tkwiła już w ramionach Emmeta, a Alice rozmawiała z Jazzem… ŻE CO?! Wróć! Alice i Jazz? Boże! Dziękuję! Dziękuję! W końcu!
Koniec z tym ciągłym paplaniem. Koniec z tymi głupimi podchodami. Życie czasami potrafi być łaskawe. Jednak czemu mnie to nie dziwi? Alice wyglądała dziś nieziemsko. Miała zieloną sukienkę za kolano, wiązaną na szyi, do tego należy dodać jej zdolności kosmetyczne, oraz zdolności manualne przy układaniu włosów. To proste. Jazz musiał wpaść w pułapkę.
Ponownie omiotłam wzrokiem salę. Na kanapie siedział ten kretyn, a na jego ramieniu spała Polly. Nie rozumiem. Jak Polly mogła zasnąć u jego boku? Przecież to on. Cham. Kretyn. Idiota. Gatunek płazu grzbietorodnego, który w czasie tarła robi salto.
Nic dziwnego, że Polly jest w takim stanie. Musiała się nieźle nawalić, żeby wytrzymać w towarzystwie tego…. osobnika.
Po chwili współlokatorki Pauline przyszły po nią i chyba odprowadziły do pokoju. Oho. Na ten moment czekała Jessica. W zasadzie powinnam się tego spodziewać. Swój ciągnie do swego. Tylko dlaczego ta Barbie czekała, aż odejdzie Polly? Zazwyczaj nie przejmowała się obecnością innych i atakowała swoje ofiary z zaskoczenia, jak prawdziwa modliszka.
Gdy tak przyglądałam się z boku ich rozmowie, nagle zaczęłam współczuć temu nowemu. Jego kumple zostawili go dla dziewczyn. Ten został sam i nawet nie wiedząc w co się pakuje, poznaje nowych ludzi (takich jak Jessica), których inni normalnie by unikali. Uratować dupę nowemu, a przy okazji trochę się zabawić? Czemu nie. Niedługo zastanawiałam się nad tym problemem. Podeszłam do kanapy, gdzie Jessica praktycznie wciskała dekolt przed oczy Edwarda.
- Ekhem – uśmiechnęłam się szeroko, po czym zwróciłam się do Barbie. - Witaj Jessico. Widzę, że zdążyłaś już poznać naszego nowego kolegę.
Zarówno jej, jak i jego mina była nagrodą za całe to zamieszanie. Po prostu bezcenna.
- Cześć Bella. Co cię sprowadza w nasze strony?- powiedziała bardzo zakłopotana Jess, której ręce zaczynały drżeć. Trzeba jej jednak przyznać, że pięknie kamuflowała to uśmiechem. To przykuło moją uwagę…
- Ja właściwie do Twojego uśmiechu. Chciałam się dowiedzieć u kogo wybielałaś zęby. Wiesz… nie chciałabym popełnić Twojego błędu. Te białe plamy strasznie świecą przy światłach dyskotekowych.
Edward nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem, co tylko skwitowałam wzrokiem a’la „Cicho, bo zaraz się do Ciebie dobiorę” .Ten potulnie ucichł. Z trudem nie pokazałam zadowolenia na twarzy.
- A gdzie masz swojego Mike’a? Chyba powinnaś się nim trochę zaopiekować, bo jak tylko zostanie spuszczony ze smyczy, robi się bardzo niegrzeczny - uśmiechnęła się złośliwie, co skwitowałam ziewnięciem.
- Myślę, że do byle suk nie poleci. Zresztą Mike obecnie śpi, a ja zaraz do niego dołączę - uśmiechnęłam się równie ładnie. Na twarzy Jessici wystąpił piękny, szkarłatny rumieniec. Czyżby ze złości? Na tę myśl zaczęłam bić sobie brawa i wykonywać taniec szczęścia w duchu. - Mam nadzieję, że nie obrazisz się, jeśli porwę na chwilę naszego nowego kolegę? - zapytałam, po czym chwyciłam kretyna za łokieć i porwałam go w stronę tłumu. Jessica stała jak wryta na swoim miejscu, z lekko otwartymi ustami. Ehhh… ślicznie Bella.
Zapomniałam jedynie, że teraz mam kolejny kłopot. Co zrobić z tym kretynem? Gdy znaleźliśmy się w bezpiecznej odległości od Barbie w końcu spojrzałam na niego. Miał nieco zdezorientowaną minę. Przystojnie zdezorientowaną minę.
„Przecież to ten kretyn! On nie może mieć przystojnie zdezorientowanej miny” skarciłam się w myślach. Chwyciłam kubek z piwem, który niósł jakiś chłopak i wypiłam do dna. Od razu lepiej. Kretyn wciąż mnie obserwował nic nie mówiąc. Zaczęło mnie to lekko irytować. Wzięłam kolejny kubek. I kolejne trzy. Ten nic nie mówiąc wciąż na mnie patrzył. Gdy chwyciłam któryś tam z rzędu kubek, ten złapał mnie za rękę powstrzymując mnie. Spojrzałam w te jego zielone oczy. Ohydnie piękne zielone oczy. Nienawidziłam go w tej chwili. Nawet nie wiem za co. Denerwował mnie tą swoją pewnością siebie, spokojem i naturalnością…
Tak. W tej chwili nikogo nie udawał. Nawet nie miał tej swojej maski „lansiarza”. Patrzył na mnie zdezorientowany, nawet trochę zatroskany. Wkurzało mnie w nim wszystko. Te jego oczy, ta jego maska (lub jej brak), te jego włosy… CHOLERA!
- Panience już chyba dość na dziś - szepnął mi w ucho. Pomimo hałasu jaki panował dookoła usłyszałam jego głos. Jego głos. Nie jego wrzask. Jego głos. Miał naprawdę ładny głos. Oczywiście jak na kogoś, kto jest kretynem. Byłam nieco zdziwiona tym, że zwrócił mi uwagę. Spojrzałam z powrotem na jego twarz i…
Miał takie ciepłe i miękkie wargi. Idealne. Całował równie fantastycznie, jak można było sobie to wyobrazić. Nie żebym sobie to kiedykolwiek wyobrażała. To był po prostu jeden z tych idealnych, filmowych pocałunków.
W całym pocałunku dowództwo przejęłam, oczywiście ja sama. Nie chciałam się spieszyć. Był to bardzo namiętny pocałunek.
Po chwili, gdy oderwaliśmy się od siebie, spojrzałam na niego z lekko przymrużonych oczu. Był bardzo zaskoczony. Patrzył na mnie jakby zobaczył ducha. Oblałam się rumieńcem. Myśl Bella! Myśl! Wyjdź z tego z twarzą! Niewiele myśląc strzeliłam mu w twarz!
- NIGDY WIĘCEJ NIE PRÓBUJ MNIE DOTYKAĆ! - wykrzyczałam mu w twarz, po czym uciekłam. Jestem hipokrytką.
*E
Co to, do cholery, miało być?!
|
Post został pochwalony 2 razy
Ostatnio zmieniony przez lovee dnia Pon 16:33, 19 Paź 2009, w całości zmieniany 47 razy
|
|
|
|
|
|
Masquerade
Gość
|
Wysłany:
Wto 12:00, 05 Maj 2009 |
|
Cytat: |
- O 16 lądował ich samolot z LA. |
liczebniki słownie
przecinek po 'nie'. sporo interpunkcyjnych jest.
Cytat: |
nie mogąc uwierzyć, że takie miejsca jak TO jeszcze istnieje. |
Bądź konsekwentna w używaniu liczby mnogiej.
Cytat: |
- Nie przejmuj się. Żaden smok Cię tu nie zje |
zaimki osobowe małą lietrą
Cytat: |
- Chodź, jeśli chcesz zdążyć na kolacje |
ę
Cytat: |
W niczym to nie przypominało jedzenia, jakie do tej pory konsumowałem. |
Matko jedyna! Co on robił z tym jedzeniem? 'Jadłem', po prostu 'jadłem'
Cytat: |
- Faktycznie. Nie mam z Tobą szans. Masz najlepszy dowcip. I nosisz go w majtkach! |
To mi się podobało. W końcu Bella rządzi! Jest twardą babą! :D
Cytat: |
Może laski pokroju Jessicy Stanley |
Jessiki
Cytat: |
- Hej piękna- wymruczał Mike, gdy do niego podeszłam. Prawdopodobnie myślał, że jest to seksowne. Może laski pokroju Jessicy Stanley na to leciały, ale u mnie obudził się jedynie odruch wymiotny.
- Hej Mike - uśmiechnęłam się i podeszłam, żeby dać mu buziaka.
- Coś się stało? Wyglądasz na dość zdenerwowaną – zapytał, przypatrując mi się uważnie.
- Nie. Wszystko gra. To jakie plany na dziś? - W myślach modliłam się, żeby miał jakiś trening co było niemożliwe, gdyż nowy semestr jeszcze się nie zaczął…
- Wiesz… skoro to ostatnie 2 dni do powrotu to pomyślałem, że może wyjdę dziś z Taylorem i Erikiem… o ile nie masz nic przeciwko.
- Nie! Skądże - z trudem powstrzymałam uśmiech - Baw się dobrze! I nie pij za dużo! |
dwa razy ten sam fragment się pojawił
Cytat: |
- Rose! Oszalałaś?! Ja go nienawidzę! - No, no Isabello Swan. To najbardziej przesączona trucizną wypowiedź, jaka padła z Twoich ust! – wykrzyczała, śmiejąc się Rose. Również wybuchłam śmiechem, gdyż zacytowała fragment „Dumy i uprzedzenia”. |
po 'nienawidzę' chyba powinien być enter...
Co do treści, to jest tak sobie... Jest troszkę zbyt łatwy styl. Fabuła jest całkiem, całkiem i może coś z tego wyjść. Niekiedy układ zdań mi zgrzytał, ale ogółem nie jest źle.
Pozdrawiam,
M.
EDIT:
No pięknie... drugi odcinek... ZA SZYBKO!!!
Skomentuję potem. |
Ostatnio zmieniony przez Masquerade dnia Wto 12:02, 05 Maj 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
kasiek303
Wilkołak
Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 199 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: CK<3
|
Wysłany:
Wto 12:15, 05 Maj 2009 |
|
Mimo bety błędy są. Pozwoliłam je sobie wyszczególnić.
Cytat: |
- Czy to miejsce jest wolne?- zapytałem pewną blondynkę, która obok siebie miała dwa wolne miejsca. |
Po znaku zapytania spacja. Myślniki oddzielamy z obu stron.
Cytat: |
- Super – uśmiechnąłem się zawadiacko przechodząc obok niej. |
Po 'zawadiacko' przecinek.
Cytat: |
- Nie dziękuję - odrzekłem najmilej jak mogłem, po czym włożyłem słuchawki od swojego iPod’a. |
"- Nie, dziękuję..."
Cytat: |
- Cześć. Jestem Jasper, ale mów mi Jazz – dopiero teraz zauważyłem, że nie byłem już sam z tą blondynką. – a to Rosalie – tu wskazał na swoją siostrę. Jak na człowieka który wylatuje z LA miał bardzo brytyjski akcent. |
Powinno być tak: "Cześć. Jestem Jasper, ale mów mi Jazz. - Dopiero teraz zauważyłem, że nie byłem sam z tą blondynką. - A to Rosalie. - Tu wskazał na swoją siostrę. Jak na człowieka, który wylatuje z L.A. miał bardzo (?) brytyjski akcent..."
Cytat: |
- Edward- uśmiechnąłem się do chłopaka. Był niemal identyczny jak ta blondynka. |
Znów. "Uśmiechnąłem się" z dużej litery.
Cytat: |
- Chyba nie na ferie? Jutro zaczyna się w szkoła – uśmiechnęła się nieśmiało.
|
"Uśmiechnęła się" z dużej litery. Już pomijając powtórzenie.
Cytat: |
- Właśnie wracamy z przerwy. Trzeba przyznać, że dziewczyny w stanach jednak lecą na brytyjski akcent - odparł Jazz z rozmarzonym głosem, a ja nie mogłem uwierzyć we własne szczęście. |
Stanach! I przydałoby się wytłumaczyć czemu był taki szczęśliwy.
Cytat: |
- Bella! Słyszałaś już? Mamy nowego w klasie! - wredny mały chochlik krzyknął mi do ucha. |
Ach... ten wredny (narwany) chochlik. Wszystko niby dobrze, ale "wredny" z dużej litery.
Cytat: |
- Oj Bells… jak ty nic nie rozumiesz! On jest z LA! Ciekawe czy jest przystojny… |
"jest" się powtarza.
Cytat: |
- Tylko teoretycznie - uśmiechnęła się figlarnie, ale wiedziałam że tylko udaje. |
"(...)Uśmiechnęła się figlarnie, ale wiedziałam, że tylko udaje...". A tak w ogóle to co udaje? Że się uśmiecha figlarnie. log.
Cytat: |
- Wiem… to takie słodkie - pisnęła, gdy przewracałam na nią oczami. |
WTF? "Przewracała na nią oczami". Co?! Chyba "przewracałam oczami"
Cytat: |
- A propos rodzeństwa Hall… nie wiesz kiedy będzie Rose?- spojrzałam na puste łóżko naszego „trzeciego muszkietera”. |
"(...)rodzeństwa Hall... Nie wiesz kiedy będzie Rose? - Spojrzałam na puste łóżko naszego "trzeciego muszkietera". "
Ha! spodobał mi się ten trzeci muszkieter :D
Cytat: |
- Nie dzięki. – uśmiechnęłam się do niej. |
"Uśmiechnęłam się" z dużej litery. Tym bardziej, że wcześniej postawiłaś kropkę.
Cytat: |
Gdy zamknęły się drzwi za Alice, odłożyłam książkę na półkę i opuściłam się na poduszce. |
"Gdy drzwi zamknęły się za Alice..." szyk. I jak ona mogła opuścić się na poduszce?
Cytat: |
Poza tym Mike… nie kochałam go. |
"(...) Mike... Nie kochałam go."
Cytat: |
Korzystałam z bycia jego dziewczyną, ponieważ był szkolnym kapitanem drużyny w piłkę, a dzięki temu nikt się do mnie nie przystawiał. |
"W piłkę"? Ale jaką konkretnie. Bo tak, to kuleje.
Cytat: |
- Ross! – krzyknęłam rzucając się na moją przyjaciółkę. |
Po "krzyknęłam" przecinek.
Cytat: |
- Hej Bells. Przyjechaliśmy wcześniej. Nie było opóźnień. Zresztą, nasz nowy kolega podwiózł nas, przez co nie musieliśmy się tłoczyć w autobusie - odparła po czym złożyła buziaka na moim policzku. |
Po "odparła" też przecinek.
Cytat: |
- Jesteśmy sobie najwidoczniej przeznaczeni! – wykrzyczał prawie się dławiąc. |
Po "wykrzyczał" przecinek.
Cytat: |
- Witaj współlokatorze! – dodał Jasper klepiąc mnie po ramieniu. – Szkoda tylko, że już nie będę miał jednego wolnego łóżka w pokoju…
|
Po "witaj" przecinek. I po "Jasper" też.
Cytat: |
Czasem się przydawał, gdy zapraszaliśmy dziewczyny spoza internatu |
Chyba "przydawało"
Cytat: |
- ku***! – usłyszałem kogoś za drzwiami. |
"Usłyszałem" z dużej litery.
Cytat: |
- Emmet McCarty! Nie wierzę, do cholery! 100 lat Cię człowieku nie widziałem - to było naprawdę niewiarygodne. |
"To" też z dużej.
Cytat: |
- Eee… przepraszam, bo nie bardzo rozumiem. Wy się znacie? – zapytał nieco zaskoczony Jasper. W zasadzie mu się nie dziwię… |
"nie dziwiłem". Pilnuj czasów!
Cytat: |
- Edward Cullen to człowiek przez którego musiałem uciekać z LA do Anglii – wyszczerzył się Emmet Myśląc, że było to zabawne.- a ty co tu robisz? |
Po "człowiek" znów przecinek. I "myśląc" z małej, a wcześniej przecinek. I od "A ty co tutaj robić: od nowego zdania.
Przeprszam, ale dalej już nie mogę. Nie jest kilka błędów, ale cała masa. Jeżeli obecna beta nie daje rady, proponuję poszukać innej. A to jest raczej konieczne, bo tekst leży pod tym względem.
I radzę na przyszłość zmienić ustawienia w Wordzie, po potem wyskakują takie oto błędy. Proponuję wyłączyć automatyczne poprawianie błędów.
Tak poza tym to pomysł mi się bardzo podoba. Jest przewidywalne do bólu, ale mam nadzieję, że jak pododajesz jakieś fajne epizody, to nas zaskoczysz.
Obiecuję, że będę zaglądać. Masz sporo do nadrobienia, ale idzie ci nieźle. Tylko te błędy.... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Wto 12:18, 05 Maj 2009 |
|
Z początku Twoje ff przypominało mi "Dance Your Life".
Bella i Edward pałają do siebie nienawiścią, żeby na imprezie namiętnie
się całować. Jeśli chodzi o moment pocałunku, to nie napisałaś coś w stylu:
"Jego twarz była coraz bliżej..." itd, itp. W jednej chwili dziewczyna wyobraża
sobie ich pocałunek a w następnej już się do niego klei! Czytając to trochę się zgubiłam. Nie wiedziałam, czy ona to sobie wymyśliła, czy tak się faktycznie dzieje.
Wszystko jest tak klasycznie: najpierw się nie lubią a potem wybucha
między nimi wielkie uczucie, żeby w końcu się rozstać z powodu jakiejś intrygi
a na końcu znowu mamy happy end.
Mam mieszane uczucia, bo już kilka podobnych opowiadań czytałam.
Poczytam dalsze rozdziały z ciekawości, aby się przekonać, czy zrobiłaś z tego klasyczną wersje (nienawiść, big love, happy end), czy też wstawisz jakiś nowy i interesujący wątek.
Życzę weny, bo na pewno jest Ci potrzebna.
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Wyjątkowa
Wilkołak
Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 154 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiecie, że Święty Mikołaj nie istnieje?
|
Wysłany:
Wto 12:39, 05 Maj 2009 |
|
Ale mnie rozbawiłaś. Pomysł już dość oklepany, tak samo jak początek, ale może jakoś nadrobisz i zaskoczysz. Masz lekki styl i w gruncie rzeczy chętnie przeczytałabym kolejne części. :) Mimo, że oklepany, to go lubię, pomysł oczywiście. Zapowiada się ciekawie, szybko wszystko się wydarzyło, no nie powiem. ^^
Co do błędów, to znalazłam parę, ogólnie to mogło być lepiej, niech lepiej beta uważniej sprawdza tekst. Niektóre rażą. :P Ale ja jestem leń i nie wypiszę ich.
Jestem miło zaskoczona tym, że rozdziały są w miarę długie i dodałaś już 2, takie wprowadzenie większe dobrze robi. :D Popracuj nad dialogami. Tam, gdzie komentarze nie dotyczą wypowiedzi, jest kropka przed myślnikiem, a po nim z dużej. Więc: - Masz fajny styl. - Zaczęłam się wiercić na krześle. - napiszemy w ten sposób. Jednak coś takiego: - Robisz trochę błędów. - Uśmiechnęłam się. - napisałabym od nowej linijki albo z dużej, na pewno nie z małej. Mam nadzieję, że kolejne części pojawią się szybciutko i będą równie długie. :)
Weny, pozdrawiam. :* |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Lennie Cullen
Wilkołak
Dołączył: 09 Kwi 2009
Posty: 111 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Aberdeen. Nasze europejskie Forks. :) / Kwatera Linkin Parku.
|
Wysłany:
Wto 13:26, 05 Maj 2009 |
|
Czyscisz mój monitor.Jak Boga kocham czyścisz mój monitor bo przez Ciebie obiad na nim wylądował.
A teraz rzeczy ktore mnie powaliły:
-rozmowa Edwarda Emmetta i Jaspera.
-rozmowa Edwarda i Belli.
-Bella vs Jessica
-calutki Emmett
A co mi sie nie podobało (mało tego):
-Za szybko sie dzieje.Najpierw sie nie nawidzą a potem całują.A na nastepny dzien co Seks Potem małzenstwo Dzieci
-troche charakter Belli mi zgrzyta.Ale moze dlatego że wole ją taką ciepła A tutaj zrobiłaś ją troche chamską moim zdaniem.
No dobra.Skonczyłam pisz dalej i ...
pozdrowienia. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Lennie Cullen dnia Wto 13:30, 05 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
mTwil
Zły wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 345 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 80 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: O-ka
|
Wysłany:
Wto 13:31, 05 Maj 2009 |
|
Tak jak Ewelina pogubiłam się, kiedy Bella tylko wyobraża sobie ten pocałunek, a kiedy już go całuje. Co do pomysłu, może rzeczywiście trochę podobny do Dance your life, ale to dopiero początek i wszystko może się zmienić.
Ciekawe, czy ktoś widział ten pocałunek i czy przez Bellę Edward będzie miał małe problemy...
Błędów trochę wyłapałam, ale niestety nie mam teraz siły ich wypisywać. Ogólnie nie jest źle, inaczej miałabyś ich tu długaaaśną listę :) Co do stylu to nie podobało mi się kilka zdań, ale generalnie było ok.
Pozdrawiam i życzę weny
mTwil |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Masquerade
Gość
|
Wysłany:
Wto 14:14, 05 Maj 2009 |
|
Co do rozdziału namber tu
[quote]Wziąłem kanapki i szybko je skonsumowałem[quote]
Dżizas Krajst... znów ta KONSUMPCJA... czy on nie może ich po prostu jeść?
Cytat: |
- Ooo. A to dlaczego?
- Brzmi bardziej angielsko - wyszczerzyła się do mnie i odeszła. |
co to za 'Ooooooooo'? Nie można było napisać : 'O - wykrztusił, nieco przeciągając głoskę (tak, wiem, że 'o' to samogłoska) ze zdziwienia. -A to dlaczego?
A wytłumaczenie Polly mnie zabiło
Cytat: |
- To dobrze. Bo widzisz, podeszłam do Ciebie z czystej ciekawości. Jesteś przystojny i w ogóle, ale zupełnie nie…- po tych słowach czknęła i zasnęła na moim ramieniu. |
Dziewczyna cierpi na narkolepsję, czy jaki czort?
Cytat: |
Wzięłam kolejny kubek. I kolejne trzy. |
Dobra jest. I oczywiście w ogóle się przy tym nie upiła.
Co do treści... tak jak w moim poprzednim komentarzu... Oklepane, wydaje się mieszanką kilku ff.
Pozdrawiam,
M. |
|
|
|
|
Querida
Nowonarodzony
Dołączył: 05 Mar 2009
Posty: 35 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Wto 14:30, 05 Maj 2009 |
|
Ten ff jest naprawdę zabawny ;D Oby poczucie humoru nie opuściło również następnych rozdziałów.Pomysł jest na początku troche oklepany, ale może w następnych rozdziałach coś się zmieni(w końcu to dopiero drugi rozdział).Rzeczywiscie są błędy,ktoś już je wypisał,więc nie będę się powtarzać.Masz fajny styl pisania,tylko pracuj nad rozwinieciem akcji.Oczywiście przeczytam następne części.
Życzę weny i pozdrawiam
Querida |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kithira
Wilkołak
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 167 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Any Other World
|
Wysłany:
Wto 14:40, 05 Maj 2009 |
|
Hmmm. Co my tu mamy.
Zgadzam się z koleżankami, że początek dosyć oklepany, ale to nie znaczy, że zły. Wierzę, że się obronisz i wprowadzisz jakieś ciekawe wątki poboczne lub pójdziesz odmienną ścieżką :)
Co do strony technicznej... Ekhem sama mam problemy z nią, więc zazwyczja nie wytykam nikomu błędów, bo z natury hipokrytką nie jestem. Ale tutaj rzucały się w oczy przede wszystkim przecinki, lub ich brak. Co do nich, dziewczyny już Ci wyżej wypisały, więc popraw i znajdź nowa betę :)
Strasznie mnie korci, to co teraz będzie ;D Bo czy ktoś widział ich pocałunek? A jeśli tak to czy Mike i cała drużyna będą wściekli na Eda, bo w sumie wyszło na to, że on ją pocałował a potem został spoliczkowany ;p
Powalił mnie tekst z dowcipem w majtkach ;D
Jak już nawiązałam do tego, hm według mnie skoro są już w liceum to na pozór ludzie w tym wieku są już dojrzali ( przynajmniej powinni być, ale to swoją drogą ;D ). Więc odrzuciły mnie ich niektóre zwroty. Typu : 'Wiesz co? Kopnęłabym Cię w dupę, ale boję się że mi nogę wessie! ' . Za pewne na celu miałaś przedstawienie tutaj złej strony Belli, ale dla mnie ten tekst był na poziomie podstawówki... Ale to być może tylko moje odczucie... O gustach się nie dyskutuje, więc tylko mówię co mi nie leżało :)
Ogólnie jestem na Tak. Zaglądnę przy następnym rozdziale :)
Pozdrawiam^^ |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Prudence
Wilkołak
Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 177 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mrocznego Kąta
|
Wysłany:
Wto 14:44, 05 Maj 2009 |
|
"mieszanka kilku ff" tak skwitowała Masquerade, ale ma rację, jak na razie czytając to mam przed oczyma inne ff.
Na pocieszenie to dopiero początek więc wszystko przed tobą.
Co do pierwszego rozdziału wszystko krążyło wokół tyłka.. miałam już dość, ale się przemogłam z ciekawości.. Tylka sytuacja E&B zwróciła moją uwagę. A co do drugiego to sytuacja z Jessicą była fajna, pocałunek nie realny w ogóle.
Znajdź, jeszcze jedna betę która bardziej się skupi na błędach - sama się moge tym zająć, bo nudzi mi się ostatnio.
mam nadzieje, że wymyślisz ciekawsze rozwinięcie, żeby to ff się wyróżniało.
Nie tracąca wiary w ciebie, Prudence. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Lady Vampire
Wilkołak
Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 197 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ni stąd, ni zowąd
|
Wysłany:
Wto 14:46, 05 Maj 2009 |
|
Błędy koleżanki już wymieniły, ja nie będę się powtarzac. Gdzies mi tak mignęło jeszcze amerykanem chyba, a powinno byc Amerykaninem.
Teraz pozytywy:
Masz świetny styl, do którego nie mogę się przyczepic. Piszesz lekko i to co piszesz wciąga. Fabuła nie jest wymuszona, po prostu wszystko ładnie płynie...
Chociaż czasami niepotrzebnie przyspieszasz, ytak jak z ostatnią scena. Bohaterowie całkowicie niekanoniczni, chyba z kanonem łączą ich tylko imiona i wygląd. Lubię takie opowiadania, w kótrych najpierw się nienawidzą, a później wiadomo... nie jest to nowatorskie, ale lubię ten typ. Humor nie jest żałosny, a to duży plus.
mam nadzieję, że cos z tego fanfiction wyjdzie. czekam na rozwój akcji.
WENY! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Verderben
Wilkołak
Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 187 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Wto 16:30, 05 Maj 2009 |
|
Zbyt oklepany. Jak dla mnie to niedojrzałe zmiksowanie kilku ff, chodź nie mówię, że zostało skopiowane. Chodzi mi raczej, że wiele takich wątków było i trochę głupio czytać kolejny raz o tym samym.
Nie cierpię, gdy nowo poznane osoby już na początku się całują. I to zazwyczaj tych "wrogów". Pojawił się przyjaciel od pierwszego wejrzenia; były przyjaciel; wiecznie przystojny Ed; zaprzyjaźniona z Alice i Rose Bella, która nie znosi Edwarda, ale mimo to uważa go za takiego przystojnego. No i znów "te jego piękne zielone oczy". Jezu, aż mnie ciarki przechodzą, gdy pojawia się coś w tym stylu.
Za dużo dialogów, za mało opisów. Nie mogłam zupełnie się wczuć i wyobrazić całego tego otoczenia. Dwa zdania, które i tak w większości opierają się na 'podoba mi się to', to za mało!
Określasz tylko w jakim miejscu się bohaterzy znajdują, ale nie dajesz jakiegoś szerszego rozwinięcia. To bardzo frustrujące. Poświęcam więcej uwagi na rozruszaniu własnej wyobraźni, niż na tekście. Z pewnością masz w głowie wizję, te wszystkie pomieszczenia, budynki, osoby. Tak więc przelej to na klawiaturę, żebyśmy i my- po swojemu- mogli też do widzieć.
Więcej opisów, co do osób. To, że np. Bella mówi, iż kogoś nie lubi jest zrozumiałe. Nie każdego trzeba darzyć sympatią. Ale dla czego, go nie lubi? Podaj powody, a nie jakieś ogólne informacje. Gdy sami musimy dopisywać resztę, to w naszych myślach najczęściej tworzą się inne charaktery, niż te, które ty masz w własnych wyobrażeniach.
Plusem była ta zmiana miasta. Nareszcie jakieś oderwanie się od Forks (i niedaleko leżących od niego miast) oraz Phoenix. Powiało jakaś taką świeżością.
Postacie skomentuję, gdy już je ukształtujesz w następnych rozdziałam.
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
whatever94
Nowonarodzony
Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 44 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ZG
|
Wysłany:
Wto 19:56, 05 Maj 2009 |
|
Pomysł trochę podobny do innych, ale i tak coś nowego napisałaś (moim zdaniem). Strasznie podoba mi się postać Emmeta. A poza tym to strasznie pędzisz z akcją, ale może to i dobrze ;p Oczywiście czekam na coś więcej
Pozdrawiam, W |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
lovee
Człowiek
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Nie 10:39, 10 Maj 2009 |
|
Roz. 3
[link widoczny dla zalogowanych]
beta: Prudence
beta od pomysłów: Polly
*B
Głowa mnie boli... Brzuch mnie boli... Nogi mnie bolą... Nawet dłoń mnie boli... Wszystko mnie boli!! Niewątpliwie jest to wynik nadmiernej ilości alkoholu w moim organizmie. Mało co pamiętam z wczorajszej nocy. Wiem, że Alice wreszcie porozmawiała z Jasperem. Jestem pewna również , że Polly gadała z tym nowym chłopakiem, a zaraz potem Jessica Stanley próbowała na nim swoich sztuczek. Skończyło się na tym, że upokorzyłam tę zdzirę i odciągnęłam tego nowego kretyna od niej. Dalej , z tego co pamiętam, był tylko ten czerwony kubek i ciemność... Czarna dziura pożarła mój mózg w zastraszającym tempie.
Zaczęłam zastanawiać się jak wróciłam do pokoju. Z pewnością nie odprowadził mnie Mike, bo pamiętam, że nie był w stanie. Nie była to również Alice, bo nawet nie zauważyłaby mnie znad głowy Jaspera. Rosalie zapewne nie nocowała nawet dziś u nas w pokoju. Więc jak? Odkrycie tej zagadki było moim zadaniem na nadchodzący tydzień. „Chwila… jestem pewna, że coś jeszcze dziś miałam zrobić” pomyślałam, po czym z wielkim trudem podniosłam głowę z poduszki. Alice spała w swojej zielonej sukience, więc podejrzewam, że było jej strasznie niewygodnie w nocy. Ja o dziwo byłam w podkoszulku i krótkich spodenkach, choć prawdę mówiąc, nawet nie wiedziałam jak się znalazły na mojej dupie. Wtedy usłyszałam dzwonek.
- O CHOLERA! ALICE! WSTAWAJ! SZKOŁA!!!!!!!!!!- wydarłam się jak najgłośniej mogłam, co przyszło mi z wielkim trudem, biorąc pod uwagę moją chrypę.
Zrzuciłam Alice z łóżka, po czym pobiegłam szybko do łazienki. Było źle. Naprawdę źle. Szybko przemyłam zimną wodą twarz i umyłam zęby. Pod oczami wciąż tliły się piękne, ciemne sińce, a włosy przypominały gniazdo dla ptaków. Niezdarnie spięłam je gumką i włożyłam pierwsze lepsze ciuchy, a następnie wybiegłam z łazienki. Alice jak zwykle czekała już na mnie z torbą na ramieniu. Jak ona to robiła, że potrzebowała o połowę mniej czasu ode mnie, by wyglądać trzy razy lepiej?
Dobiegłyśmy z Alice do sali dziesięć minut po dzwonku. Na całe szczęście nie tylko my miałyśmy problem z wstaniem. Klasa była praktycznie pusta. Nauczyciel spojrzał na nas spod swoich okularów, a następnie chłodno rzekł abyśmy w końcu usiadły. Był tylko jeden problem. Moje miejsce było zajęte. MOJE ŚWIĘTE MIEJSCE BYŁO ZAJĘTE PRZEZ TEGO KRETYNA! Policzyłam do stu no może do dziesięciu, podeszłam do jego/mojej ławki i grzecznie powiedziałam
- To miejsce jest już zajęte. - Miał nieco zaskoczoną twarz, choć zupełnie nie wiedziałam o co mu chodzi. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, a ten tylko szeroko uśmiechnął się.
- Tak wiem. Siedzę tu od piętnastu minut. Tak więc chyba masz rację. Jest zajęte %u2013 mówiąc to dodał ten swój uśmiech w stylu macho i stwierdził - czyżby się zaspało? Tak daleko masz pokój, że to cud, że udało Ci się tak szybko dobiec. A może po prostu się zapomniało o bożym świecie? W sumie nie dziwię się skoro tyle wypiłaś.
Spojrzałam na niego tępym wzrokiem. Przyznaję. Wryło mnie to w ziemię. Skąd on wiedział ile wypiłam, skoro ja sama tego nie wiem? Skąd on wiedział gdzie ja mam pokój? I wreszcie… skąd mógł wiedzieć, że nic nie pamiętam?!
Boże, jak on mnie denerwował! Pan Wise dość głośno odchrząknął, po czym zdenerwowany powiedział „Możesz usiąść na kolanach Edwarda skoro tak bardzo chcesz.”
„Po moim trupie” pomyślałam i usiadłam ławkę przed nim. Nie ma mowy, żebym siedziała obok tego... podkradacza cudzych ławek!
Ten tylko prychnął. Zapewne musiał mnie oblać ten mój wstrętny, bordowy rumieniec. Całą lekcję czułam jego wzrok na sobie. W sumie siedziałam tuż przed nim, więc trudno byłoby mu nie patrzeć na mnie, ale mimo wszystko… mógł się postarać! Nie odwróciłam się ani razu. Niech sobie nie myśli, że przejmuję się tym, że zajął mi moją ukochaną ławkę. Bo to była moja ławka! Nie jego. Moja.
Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek. W końcu. Nadchodzi sztuka. Chwila odprężenia.
*E
Nic nie rozumiem. Dlaczego ta menda uratowała mnie przed, nie oszukujmy się, dość mizernym biustem Jessicy? Dlaczego mnie pocałowała. Nie żebym narzekał, bo całowała naprawdę świetnie, ale dlaczego później strzeliła mi w twarz?
Stałem jak wmurowany. O co jej chodziło?
Patrzyłem jak biegnie, jak ucieka przede mną. Rozejrzałem się po sali. Nikt nic nie widział. Nikt nie zwrócił uwagi na to co przed chwilą się wydarzyło. Jakbyśmy nie istnieli. Impreza wokół wciąż trwała, gdy dla mnie była już skończona.
I wtedy zobaczyłem Bellę. Szarpała się dość nie zgrabnie w ramionach jakiegoś kolesia który próbował ją gdzieś zabrać, lecz ona nie była chętna. Niewiele myśląc podszedłem do niego i strzeliłem mu w nos. Nie było to trudne, biorąc pod uwagę fakt, że był obłędnie pijany. Wziąłem Bellę na ręce, dziewczyna od razu wtuliła się w moje ramiona i zasnęła. No dobra. I co ja teraz zrobię z nieprzytomną dziewczyną?!
Nawet nie wiem, gdzie mieszka. Zaczepiłem po drodze Jazza, żeby mi powiedział który to pokój. Ten nawet nie oderwał wzroku od tego swojego elfa i palnął „pawilon A, pokój 35”. Super. Dalej się nie dało. Miałem tylko nadzieję, że Bella ma przy sobie klucze.
Gdy w końcu dotarłem pod drzwi pokoju Belli, ta tylko wymamrotała coś pod nosem, żeby ją postawić. Wczas się obudziła, nie ma co, ja ledwo płuc nie wyplułem niosąc ją przez cały budynek, a ta musiała się obudzić właśnie gdy doniosłem ją pod same drzwi pokoju.
Ponieważ nie była w stanie trafić kluczem do dziurki, wziąłem je od niej i szybko uporałem się z drzwiami. Weszliśmy do środka, Bella głową wskazała mi łóżko, a ja posłusznie ją na nim położyłem, po czym odszedłem o krok, żeby przyjrzeć się całej tej sytuacji. Bella w ogóle nie zwracała na mnie uwagi. Wyjęła pidżamę i zaczęła się przebierać. Chciałem się odwrócić, nie patrzeć, ale po chwili poprosiła o pomoc. Westchnąłem zrezygnowany, po czym zwróciłem się w jej kierunku i zacząłem ją przebierać. Oczywiście nie rozebrałem jej całkowicie. Ale trzeba jednak przyznać, że na sam widok jej bielizny zwariowałem. Miałem bzika na punkcie czarnej bielizny. Nie była to jakaś niesamowita, francuska bielizna z koronki czy coś…zwykłe damskie bokserki i wszystko zakrywający stanik, ale Bella wyglądała w tym jakoś tak… zajebiście.
Gdy w końcu udało mi się nałożyć na nią piżamę, ta grzecznie podziękowała i zasnęła. Położyłem ją na poduszce i przykryłem kołdrą. Jak to możliwe, że ktoś tak wredny za dnia, może być tak słodki gdy śpi. Miała tak spokojną twarz. Delikatnie otwarła usta, po czym wydobyło się piękne, dźwięczne chrapnięcie.
Myślałem, że wybuchnę śmiechem. Isabella Swan chrapała! Miałem ochotę nagrać ją na komórkę a później tym szantażować. Ale wtedy dowiedziałaby się, że jestem skończonym dupkiem, a przecież tu miałem się zmienić. Takie było zamierzenie ojca.
Stałem tak jeszcze przez 15 min, po czym wyszedłem zamykając drzwi na klucz i odniosłem je do Jazza, żeby ten dał je Alice. Nie chciałem by ktokolwiek wiedział o tym, co się wydarzyło. Zwłaszcza, że Bell była zajęta przez bezmózgowca Mike.
Wróciłem do swojego pokoju i ruszyłem prosto do łazienki. Prysznic był mi teraz potrzebny. Musiałem przemyśleć to, co się wydarzyło dzisiejszego dnia:
po pierwsze, poznałem Polly, z którą na pewno będę utrzymywał kontakt ze względu na podobne zdanie i charaktery; po drugie, muszę unikać Jessicy Stanley, jeśli nie chcę znów widzieć jej biustu; po trzecie całowałem Isabelle Swan, po czym dostałem od niej liścia; i w końcu po czwarte, Bella jest zajebiście piękną dziewczyną i zdecydowanie nie dla mnie. Zresztą jest wredna. Nie mam zamiaru użerać się z dziewczyną, która ma lepsze zdanie o sobie niż powinna. Może i była…ładna. Ale co z tego? Była chamska w stosunku do mnie, choć tak naprawdę nie miała ku temu powodu. Chodziła z jakimś idiotą, z którym zapewne nawet nie ma o czym rozmawiać, więc jedynie tworzą tzw. „idealną szkolną parę”. To było chore.
Wyszedłem z kabiny i ruszyłem do łóżka. Byłem zmęczony tym wszystkim.
***********************************************************************
Mama leżała na rozłożonej kanapie w salonie. Dopiero co z naszego apartamentu wyszedł lekarz. Mama, pomimo, że nie spała nie otwierała oczu. Była zmęczona. Ja siedziałem przy jej stopach, próbując się nie ruszać, byleby tylko jej nie dotknąć. Była taka krucha.
- Zagraj mi kochanie - poprosiła łamiącym się głosem.
Wstałem i ruszyłem do swojego czarnego fortepianu. Myślałem, że sprawię jej przyjemność. Myślałem, że poczuje się lepiej. Zacząłem grać "Unchained Melody". Jedną z jej ulubionych melodii. Ta otworzyła oczy uśmiechając się do mnie.
- Dziękuję ci syneczku - po jej policzkach spłynęły łzy, po czym zamknęła oczy..
Nie wiedziałem co się stało, grałem dalej, wciąż powtarzając dobiegającą końcowi już melodię. Po kilkunastu minutach, do salonu wszedł ojciec.
- Daj spokój Edward. Skończ już proszę. Nie ma sensu. Edward! Czy ty mnie słyszysz?!- krzyczał zapłakanym głosem.
Nie słyszałem. Nie reagowałem na żadne bodźce z zewnątrz. Grałem dalej. Grałem do póki nie zapadł zmierzch. Wciąż tę samą melodię. Wciąż jej ulubioną melodię. Przerwali mi panowie w białych fartuchach, którzy zabrali mamę. Tata powiedział, że mama jest w niebie. I że teraz słucha mnie z góry. Więc grałem dalej. I tak przez całą noc. Nic nie piłem. Nic nie jadłem. Grałem. Grałem dla mamy. Jej ulubioną melodię.
*******************************************************************
Obudziłem się cały mokry. Była 6 rano. Różowa poświata z trudem przedzierała się przez zasłonięte żaluzjami okna. „Czas przygotować się do szkoły” pomyślałem.
Wstałem, lecz kolana wciąż mi drżały. Rozejrzałem się po pokoju. Emmeta nie było. No cóż… nawet mnie to nie zdziwiło. Jaspera zapewne też bym nie zauważył, gdyby nie wystająca stopa spod kołdry. A gdyby tak…
Podszedłem do Jazza i zacząłem go łaskotać po wystającej części ciała. Ten z początku mnie kopnął, ale później zauważyłem jak kołdra nieznacznie się podnosi pod wpływem jego chichotu. Nie spał. Postanowiłem więc delikatnie zrzucić go z łóżka. Jasper spadł na podłogę z wielkim hukiem. Wiedziałem, że nie do końca zrozumiałem o co chodzi z tą delikatnością…
- Która godzina? - zapytał pocierając oczy
- Dokładnie 6.08 rano - powiedziałem tak radosnym głosem, że mnie samego zaczęło to zastanawiać
- Jesteś pojebany - rzucił pod nosem Jazz, po czym ściągnął poduszkę na podłogę i zasnął ponownie.
Znów zostałem sam. Nudziło mi się. Potwornie mi się nudziło. Zacząłem pakować książki do szkoły, a następnie wziąłem szybki prysznic i poszedłem na śniadanie. Po 30 minutach dołączył do mnie Jasper, ze szczegółami opisując wczorajszą noc. Naprawdę fascynujące…
Gdy po godzinie wszedłem do klasy pana Wise, większość ławek świeciła pustką. Postanowiłem zająć czwartą od okna. W sam raz dla mnie. Ludzie zaczynali stopniowo zapychać salę. Jednak dało się poznać po nich ślady wczorajszej imprezy. Wory pod oczami, nieprzyjemny zapach, zaspane twarze…kac morderca.
Około piętnastu minut po dzwonku do klasy wpadła Alice i Bella. Przeprosiły za spóźnienie po czym zajęły ławki. Nie mogłem uwierzyć, że Bella pomimo wczorajszego stanu wyglądała tak… ładnie.
Jednak po chwili zmieniłem zdanie. Stanęła nad moją ławką z bardzo zdenerwowaną miną. Już myślałem, że pamięta wczorajszą noc i nadal ma do mnie żal, choć nawet nie wiem za co.
- To miejsce jest zajęte - powiedziała z nieco zaciśniętymi ustami, ale z pewną siebie miną. Jak zwykle zresztą. Byłem nieco zdezorientowany. Czy pamiętała co działo się wczoraj? Czy chce to roztrząsać przed całą klasą? Postanowiłem grać na zwłokę.
- Tak wiem. Siedzę tu od piętnastu minut. Tak więc chyba masz rację, jest zajęte - uśmiechnąłem się, a następnie dodałem - czyżby się zaspało? Tak daleko masz pokój, że to cud, że udało Ci się tak szybko dobiec. A może po prostu się zapomniało o bożym świecie? W sumie nie dziwię się skoro tyle wypiłaś.
Zamurowało ją. Naprawdę ją zamurowało. Czyli jednak nic nie pamięta. Odetchnąłem z ulgą. Pan Wise powiedział coś, żeby nareszcie usiadła, a ta czerwona na twarzy wybrała ławkę przede mną.
Całą godzinę wpatrywałem się w jej plecy. Miała naprawdę ładne plecy. Co ja wygaduję?! Wcale nie miała ładnych pleców. Takie… małe, kruche. Wcale nie były ładne.
Zadzwonił dzwonek.
Boże za jakie grzechy musiałem trafić do jednej klasy z mendą?
Wyszedłem na korytarz szukając wśród tłumu jakiejś znajomej twarzy. Nie musiałem czekać długo. Przed oczami ukazała się moja kochana alkoholiczka zwana potocznie Polly.
- Witaj Paulino- krzyknąłem gdy tylko się do mnie zbliżyła
- Ciiiiiiii. Jeszcze ktoś usłyszy, ze się z Tobą zadaję- powiedziała jeszcze głośniej, uśmiechając się do mnie szeroko - co tam panie mocny łbie?
- Stare śmieci, że tak to ujmę.
- Zwłaszcza, że 3 dni temu przyjechałeś tu z innego kontynentu
- Zwłaszcza - powtórzyłem akcentując każdą literę. - Skoro już tu jesteś przydaj się na coś. Zbliża się sztuka, a ja zupełnie nie mam pojęcia gdzie jest sala.
- To proste. Idziesz prosto, później schodami w dół, później skręcasz w prawo, w lewo, znów w lewo, w prawo i w lewo - wyszczerzyła się do mnie pokazując w całej okazałości swoje uzębienie.
- A ja się przejmowałem. Banał.
Oboje ruszyliśmy w stronę schodów śmiejąc się na całe gardło. Wziąłem książki Polly, żeby się nie przemęczyła zaprowadzając mnie tak daleko. Spojrzała na mnie jak na jakiegoś kretyna, ale w końcu oddała cały swój dobytek. Po jakiś pięciu minutach doszliśmy pod salę. Znajdowała się w piwnicy. Było ciemno, zimno, a nad nami wisiały rury z wodą, przez co od czasu do czasu można było usłyszeć kapanie. Wydawałoby się, że jest tu nieprzyjemnie, jednak to miejsce miało swój urok.
Rozglądając się dookoła, zauważyłem, że Bella przygląda mi się. Uśmiechnąłem się do niej, lecz ta zwróciła wzrok na Polly.
- Hej Bella!- usłyszałem jak Polly wita się z panną ironią vel. Bella równocześnie ciągnąc mnie za rękaw w jej stronę
- Witaj Polly!- uśmiechnęła się… szczerze? Czy to możliwe? - co cię do nas sprowadza? Bo chyba nie on… - tu kiwnęła na mnie z pogardą. Prychnąłem.
- Edi? To ty nie wiesz? Zaręczyliśmy się!- wykrzyczała śmiejąc się wniebogłosy. Spojrzałem na nią z niedowierzaniem, ale później usłyszałem coś równie nieprawdopodobnego. Bella również się śmiała!
- To wszystko tłumaczy. Zawsze miałaś chłopaków- idiotów
- I kto to mówi. Moi przynajmniej mają mózg!
- Proszę cię. Nie mów tego na głos. Wciąż mam nadzieję, ze Mike’owi kiedyś rozwinie się ten narząd
Obie śmiały się do siebie serdecznie. Miałem tego dość. Polly i Bella kumpelami? I do tego żartują sobie z nas? Poczułem się jakbym był w programie "ukryta kamera", zaraz wylezie mi jakiś gość z bukietem kwiatów i krzyknie "mamy cię!". Na szczęście zadzwonił dzwonek obwieszczający początek lekcji.
Do klasy wszedł pan „Paleta” (tak przynajmniej mówiła na niego Polly). Wyglądał jak typowy artysta. Zapuszczona broda, wielkie okulary, koszula w kratę z podwiniętymi rękawami. Przypominał uosobienie wariata i anioła w jednym.
- Witam was moi drodzy po tak długiej przerwie! Mam nadzieję, że przynieśliście ze sobą swoje dziełka. A kto nie - załapie gola! - uśmiechnął się szeroko.
Dobra. Cofam. Jednak to tylko wariat.
- No dobra moi drodzy. Dziś pogadamy sobie o prawdziwym artyście. Nie takim, co walnie jakieś gówno na płótno, zrobi wokół tego szum i myśli, że artysta! Dziś porozmawiamy o człowieku, który sprawił, że marmur stał się miękki. Który dokonał niemożliwego w rzeźbie. Porozmawiamy sobie o Berninim. Kto coś wie o życiu Berniniego?
Paleta rzucał się przy tym, uderzał pięścią w stół i szarpał sobie włosy. Opadła mi szczęka. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem czegoś podobnego. Ten gość przerażał mnie i równocześnie przyciągał do siebie.
Ktoś nieśmiało się odezwał.
- Bernini stworzył „Ekstazę św. Teresy” i zadźgał nożem twarz swojej ukochanej, gdy dowiedział się, że ta zdradza go z jego bratem.
- Nooo. W końcu coś ciekawego. Tak, Bernini...
Ale ja już nie słuchałem co mówił dalej. Odwróciłem się i zauważyłem, że to Bella odezwała się. Obecnie przypominała buraka. W zasadzie nie wiem czemu. Czyżby samo słowo „Eekstaza” sprawiło, że tak się zawstydziła? Wyglądała słodko. Jak małe dziecko przyłapane na podkradaniu cukierków.
Wróciłem do wykładu pana Palety. Był niesamowity. Całą lekcję przesiedziałem z otwartą buzią. To w jaki sposób wypowiadał się o sztuce, o dokonaniach tego całego dźgacza ludzkich twarzy, było porażającym doznaniem. Gdy opowiadał o walącym się dziele Berniniego na placu św. Piotra wymachiwał rękami i podszedł do dziewczyn, które siedziały w pierwszej ławce, patrząc im prosto w oczy.
Gdy zadzwonił dzwonek, bardzo niechętnie zebrałem swój ciężki tyłek z krzesła i ruszyłem ku drzwiom.
- Ej. Kochaniutki. A ciebie to nie znam. Kto ty jesteś?- zapytał zdezorientowany Paleta ruszając w moją stronę.
- Edward Cullen panie profesorze.
- Cullen.- powtórzył, jakby chciał sobie odnotować to nazwisko w pamięci.- No cóż Edwardzie. Doszedłeś do nas w połowie roku szkolnego, ale praca kontrolna cię nie ominie. Nie liczy się dla mnie czy mi coś napiszesz, zagrasz, zatańczysz, namalujesz. Chcę zobaczyć ciebie w sztuce. Da się zrobić?- podniósł lewą brew uśmiechając się do mnie.
- Dobrze zrozumiałem? Nie mam tematu? Mam tylko opisać siebie?
- Tak. Jak na kogoś nowego całkiem nieźle rozumiesz. To da się zrobić?
- Tak, oczywiście - odrzekłem automatycznie, lecz szok malował się na mojej twarzy.
- No to spoko. A teraz zmykaj.
Wyszedłem z klasy jak nowonarodzony. Dawno nie przeżyłem takiej lekcji. W zasadzie to nigdy nie przeżyłem takiej lekcji.
Reszta dnia minęła mi na szukaniu sal, przedstawianiu się nauczycielom i zapisywaniu pracy domowej. Popołudniu postanowiłem umówić się z Polly, która zabrała mnie do parku.
- No więc skąd znasz tą mendę? - zapytałem niby od niechcenia
- Bellę? Ano znam. A co… też chciałbyś poznać? - poruszyła trzy razy brwiami uśmiechając się do mnie zalotnie
- Nie! Oczywiście, ze nie! Tak tylko pytam - zareagowałem chyba zbyt gwałtownie, bo Polly wybuchła śmiechem.
- Spokojnie Romeo. Bellę znam od…zawsze? Może nawet dłużej. Byłyśmy sąsiadkami od urodzenia.
- Byłyście?
- Tak. Po wyjeździe jej mamy, razem z tatą przeprowadziła się do domu babci. Na drugi koniec miasteczka, ale nadal utrzymywałyśmy kontakt.
- Czyli mam rozumieć, że to taka przyjaźń od dzieciństwa?
- Przyjaźń to mało powiedziane. Jest dla mnie jak siostra- westchnęła i usiadła na ławce.
- To czemu nie mieszkacie razem w pokoju?
- To nie do nas należy decyzja. Siła z góry. Tak naprawdę chyba chodzi o to, żeby każdy poznał każdego. Taka integracja rozumiesz?
Kiwnąłem głową. Postanowiłem nie poruszać już tego tematu, żeby Polly nie zaczęła być zbyt podejrzliwa. Przysiadłem się do niej.
- No to co alkoholiczko? Kiedy znów pijemy?- zapytałem
- Nie ma mowy. Nie powącham alkoholu przez najbliższe tysiąclecie. Na zapach piwa mam ochotę zwrócić obiad. A trzeba podkreśli, ze dziś był wyjątkowo dobry obiad.
- Ależ oczywiście- odparłem z wielką powagą, tak jakbym przekazywał jej informację wagi państwowej. Ta tylko wystawiła język, ale nie patrzyła na mnie. Jej wzrok powędrował gdzieś daleko za moją głowę. Odwróciłem się, lecz jedyne co zauważyłem to jakiś dwóch okularników.
- Chodźmy stąd - odparła tak stanowczo, że nawet nie myślałem oprzeć się jej rozkazowi.
- Ale co się…
- Chodź!
No więc poszedłem. Bałem się cokolwiek powiedzieć, a i Pauline milczała, więc przez całą drogę panowała między nami dźwięczna cisza. Odprowadziłem ją pod pokój, pożegnałem się i ruszyłem w stronę swojego.
O co jej może chodzić? Co takiego się wydarzyło, że ta miła atmosfera pękła jak bańka mydlana w jednej sekundzie? Dowiem się tego. Nie dziś. Może nawet nie jutro, ale dowiem się.
*B
Uwielbiam sztukę. Wszystko co się z nią wiązało było fascynujące. Nawet nie zdenerwowało mnie to, że kretyn był w tej samej klasie. Ba! Nawet przyprowadził Polly, co zesłało na niego moją wdzięczność na godzinę.
Po lekcjach poszłam na trening Mike’a. Nie, żeby mnie interesowało, gdy spoceni faceci latają za równie pustą rzeczą jak ich łeb. Po prostu taki był przydział moich obowiązków. Wzięłam sobie „Emmę” i próbowałam nie słyszeć tych przekleństw dobiegających z boiska.
- Dalej Mike! - ten pisk z pewnością nie wydobył się z moich ust. Odwróciłam głowę i zauważyłam Jessicę ze swoją świtą, żwawo kibicującą mojemu chłopakowi. Dobrze. Niech chociaż one mu kibicują. Powróciłam do książki. Emma po raz kolejny wsadziła nos w nie swoje sprawy. Co za kobieta.
Znów pisk. Bębenki w moich uszach tak wibrowały, że prawie pękły. To mogło oznaczać dwie rzeczy. Albo Mike strzelił bramkę, albo zdjął koszulkę. Podniosłam głowę. No tak. Jak zwykle ta druga opcja.
Po skończonym meczu, Mike szybko do mnie podbiegł, nie zwracając nawet najmniejszej uwagi na wpatrzone w siebie dziewczyny.
- Cześć słońce- krzyknął, żeby przedrzeć się przez pisk tzw. „lachonów”. Na moim policzku pozostał wielki, mokry ślad.
- Fuuuuuuuuuuj. Idź się umyć! Czekam przed salą.
- Hehe. Spoko. Będę za 15 min.
- Proponuje 20. siedź pod tym prysznicem trochę dłużej.
Ten tylko się uśmiechnął. Przywyknął już do moich komentarzy.
Po rundce dookoła szkoły, tak by wszyscy nas widzieli, mogłam spokojnie pójść do swojego sanktuarium. Zawsze wieczorem wkradałam się do sali pana Palety, by móc tam coś namalować. To miejsce wprawiało mnie w trans, dostawałam weny gdy tylko przekroczyłam próg tego dziwnego miejsca. Oczywiście profesor o wszystkim wiedział. Przyłapał mnie kiedyś, gdy zużywałam jego farby. Od tej pory dzielimy finanse na połowę, tak by każdy miał po równo.
Jak zawsze, tak i dziś czekał na mnie pozostawiony przez niego kubek już zimnej herbaty. Zabrałam się do roboty. Dziś miałam wyjątkowo mało czasu, gdyż jutro zbliżała się lekcja wiedzy o społeczeństwie. Nie taka zwykła lekcja. Debata. Coś przed czym uciekałam gdy tylko mogłam. Problem w tym, że jako jedyna w klasie nie wystąpiłam jeszcze publicznie i było prawie pewne, że jutro padnie na mnie.
Wzięłam farby z szuflady, postawiłam płótno i zamoczyłam pędzel. Co dziś? Zamknęłam oczy. Ukazały mi się jasne barwy, jakby wir wciągający wszystko co napotka na swej drodze. Zamoczyłam pędzel w farbie, jednak po chwili ją wypłukałam. Zamknęłam oczy jeszcze raz. Tak. Zdecydowanie wyraźniejszy obraz. Zieleń pochłaniająca wszystko wokół. Co najdziwniejsze, ta zieleń nie była zwykłym wirem. Przy większym skupieniu ujrzałam oko. A raczej parę oczu. To jest to. Zanurzyłam się w morzu swej pasji.
Roz. 4
[link widoczny dla zalogowanych]
beta: kasiek303
beta2 : Polly
*B
Do pokoju wróciłam około piątej rano, ponieważ praca pochłonęła mnie całkowicie. Stwierdziłam, że nie ma sensu kłaść się już spać. Wzięłam prysznic, by zmyć z siebie resztki farby i zmęczenie. Lekcja WOS-u zbliżała się nieuchronnie. Przebrałam się w czyste ubranie, po czym poszłam na śniadanie. Naleśniki z czekoladą! Rozsiadłam się wygodnie na krześle i zaczęłam je pochłaniać. Dzień rozpoczął się smakowicie. Byłam pełna podziwu dla samej siebie, że zdołałam cokolwiek przełknąć, choć mój żołądek był skręcony w węzeł marynarski. Po skończonym śniadaniu udałam się w stronę sali 25, włócząc nogami i mając nadzieję, że może jakiś meteoryt spadnie na szkołę i lekcję zostaną odwołane.
Sala Gilotyny zawsze przyprawiała mnie o dreszcze. Zielony, wyblakły kolor ścian, był zimny i nieprzyjemny. Stare, ciemne ławki przypominały te obskurne więzienne stoły, przy których przesłuchiwano podejrzanych. Ponieważ pomieszczenie miało tylko dwa okna, wciąż oświetlały go żarówki, jak przy stole operacyjnym. Nikt nie lubił tej sali, jednak wszyscy zgodnie sądziliśmy, że idealnie pasuje do osobowości Gilotyny. Uwielbiał się nad nami pastwić. Podejrzewałam, że miał po prostu kompleksy. Człowiek, który skończył ciężkie studia prawnicze, lecz nie dostał się na aplikacje i został zmuszony do nauczania WOS- u w ogólniaku, z pewnością musiał mieć problemy ze sobą.
Minęłam próg. Nie wiem, czy to z nerwów, czy po prostu było mi zimno, ale od razu na ciele pojawiła się gęsia skórka. Zauważyłam na tablicy wielki napis „Temat debaty: Feminizm i równouprawnienie”. No… o tym miałam dużo do powiedzenia.
Sala powoli zapełniała się ludźmi. Profesor otworzył dziennik, lecz nawet w niego nie zaglądając rzekł:
- Ktoś jest dzisiaj chętny? Swan! Widzę, że się wyrywasz.
Westchnęłam i powoli dotarłam do tablicy. Wiedziałam, że mnie to czeka, ale wcale nie zmienił się fakt, że nie chciałam tu być.
- Trzeba Ci tu kogos dobrać… Może pan Cullen? Nie ma pan jeszcze żadnej oceny.
Czy na świecie nie istnieje nikt inny niż pan Cholera-Jasna-Kurde-Mol-Zasrany-Kretyn-Cullen? Czemu wciąż na siebie wpadaliśmy? Jakieś cholerne fatum nade mną ciążyło. Wredna Fortuna obracała zmyślnie kołem, by wciąż natrafić na nazwisko Cullen…
Spojrzałam w jego stronę. Wyglądał jakby kazali zabić mu szczeniaczka. Wstał i ruszył w moją stronę.
- Dobrze. Teraz niech każdy z was wybierze, czy jest za czy przeciw.
- Panie przodem. - Ten kretyn wskazał na mnie, po czym obdarzył mnie uśmiechem. Westchnęłam.
- Oczywiście, że jestem za. – Uśmiechnęłam się do niego słodko. Prychnął.
- No dobrze. Skoro Bella pierwsza wybierała, Cullen zaczyna. – Gilotyna wydawał się zaciekawiony. Usiadł przy biurku i bacznie nam się przyglądał. Kretyn ściągnął brwi, jakby się nad czymś ciężko zastanawiał, po czym westchnął i zaczął:
- Jest rzeczą powszechnie wiadomą, że kobiety domagają się równouprawnienia. Jednak są oburzone, gdy ktoś nie zastosuje się do zasad prawdziwego gentelmana, jak np. nie otworzy przed nimi drzwi, nie kupi kwiatów. Tak więc zadaję pytanie. Mamy kierować się powszechnymi zasadami i przyjętymi normami, czy może równouprawnieniem, o które kobiety wciąż walczą?
Prychnęłam.
- Widzę, że kolega wyciąga stare i znoszone argumenty, choć sam się do nich nie stosuje, rzucając w kobiety jedzeniem… - Po sali przeszedł cichy chichot.
- Czy możecie umówić się na randkę po lekcjach i tam omówić prywatne sprawy? – zapytał ze złośliwym uśmieszkiem Gilotyna. Spłonęłam rumieńcem i obróciłam się w jego stronę.
- Przepraszam… - Zwróciłam się ponownie do Cullena. - Jeśli chcesz kupię Ci kwiatka, przepuszczę w drzwiach. Nie ma problemu. Wolę to, niż żeby w moim przyszłym zawodzie poniżano mnie tylko ze względu na moją płeć.
- A kto tu mówi o poniżaniu?
- A kto zazwyczaj, idąc mówi „baba za kierownicą” czy też „baba szef- ruina”?
- Ej, ej. Spokojnie. To ma być debata! – uspokoił nas profesor.
- Przepraszam, proszę pana. Chodzi mi jedynie o to, bym z podniesioną głową mogła iść do pracy. Śmiało sięgała po stanowiska z wyższej półki. Nie musiała bać się poniżenia. Wiem, że podam teraz dość głupi przykład, ale powiedzcie mi, dlaczego na pierwszych stronach gazet pokazują się teraz artykuły „Molestowany mężczyzna!”, „Niszczyła mnie psychicznie...”, jakby to była jakaś sensacja? Dlatego, że molestowane kobiety są już chlebem powszednim. Nikt się nie przejmuje, gdy przeczyta o kolejnej zgwałconej, czy skrzywdzonej kobiecie. Jednak kiedy to mężczyzna wyzna, że był molestowany w pracy przez kobietę, robi się wokół tego tyle szumu, że panie same odchodzą z pracy, chcąc zaznać odrobiny spokoju.
Edward przysłuchiwał mi się z powagą.
- Nie przeczę, że ilość molestowanych kobiet jest większa, niż liczba mężczyzn. Ale może warto byłoby zastanowić się dlaczego tak jest? Może dlatego, ze w większości przypadków to kobiety nas prowokują?
- Słucham?! – Nie wytrzymałam. Ręce zaczęły mi się potwornie trząść. - Co ty w ogóle możesz o tym wiedzieć?!
- Nie unoś się. Z pewnością tyle samo co ty.
- Zdziwiłbyś się!
W klasie zapanowała cisza. Wszyscy wpatrywali się w nas wielkimi oczami. Gilotyna próbował uratować sytuację.
- Hm... Przejdźmy może do feminizmu. Edward, co powiesz na temat feminizmu?
- Zna pan przysłowie? Lesbijka to najgorsza odmiana feministki? - Obaj się zaśmiali. To było straszne! Rozumiem… kretyna Cullena mogło coś takiego bawić. Ale profesora? Człowieka, który powinien dawać nam autorytet?
- Nie każda lesbijka musi być feministką, tak samo nie kazda feministka musi być lesbijką - powiedziałam przez zaciśnięte usta.
- Kiedy to prawda. Tylko lesbijki walczą o prawa kobiet.
- Lesbijki wykorzystują prawa kobiet, nie walczą o nie. Próbują nagiąć zasady moralne, takie jak prawo do ślubu czy adopcji dla własnych korzyści, nie licząc się z otoczeniem, czy np. z dzieckiem, które chcą adoptować. Feministki walczą o godne bytowanie w świecie mężczyzn. Nic więcej.
Zatkało go. Zmarszczył brwi jakby się nad czymś zastanawiał, jednak przerwał mu dzwonek.
- Swan cztery z plusem, Cullen dopytam Cię – powiedział znudzonym głosem profesor.
Przeżyłam. Naprawdę przeżyłam lekcję u Gilotyny. Wychodząc z klasy kretyn złapał mnie za rękaw.
- Chyba nie myślisz, że naprawdę sądzę o równouprawnieniu to, co powiedziałem?
- Skoro tak powiedziałeś, to chyba jednak sądzisz? - odparłam cierpko i ruszyłam w swoją stronę. Poczułam jak znów chwyta mnie za rękaw.
- Puść mnie - warknęłam przez zaciśnięte zęby, tak, że ledwo można było mnie dosłyszeć
- Nie, dopóki mnie nie wysłuchasz. - W głosie kretyna wyczuwałam złość wymieszaną z szaleństwem. Zaczęłam się go bać. Jego uścisk na moim łokciu, wciąż przybierał na sile, tak, że czułam jak zaczyna mi drętwieć.
- To nie była prośba. To był rozkaz.
- Przepraszam - powiedział, jakby przebudzony z transu.
- Zanim zaczniesz przepraszać, może lepiej zastanów się jak panować nad sobą, żebyś później nie musiał powtarzać tego słowa do znudzenia - wysyczałam, wyrwałam swój łokieć z jego ręki, po czym udałam się do Mike’a. Tylko on jest w stanie mnie teraz ochronić.
*E
Coraz mniej rozumiałem tę dziewczynę i coraz bardziej mnie denerwowała. Co ja jej takiego zrobiłem, że wyżywa się na mnie na każdym kroku? Rozumiałem na samym początku. Rzuciłem tym cholernym jabłkiem, uderzyłem nim w jej głowę, zabolało. Ale teraz? Sama wybrała temat, skazując mnie na ten, co pozostał. Musiałem się bronić. Tu chodziło o ocenę, a nie o to, co naprawdę myślałem. Gdyby tylko chciała mnie wysłuchać, wytłumaczyłbym jej wszystko. Choć w zasadzie nie wiedziałem po co chcę się przed nią tłumaczyć...
Miałem ochotę podbiec do niej, złapać ją za ramiona i powiedzieć jej, ze dopóki mnie nie wysłucha, nie puszczę jej. Problem w tym, że nie miałem pojęcia, co bym jej później powiedział? Że mi przykro, że musiałem mówić takie rzeczy o kobietach? Albo że nie wiedziałem o tym, że miała jakikolwiek problem z płcią przeciwną? Bo niby skąd miałem to wiedzieć? Minął dopiero tydzień od mojego przyjazdu, a jedyne co o niej wiedziałem to, że nazywała się Bella Swan i mieszkała z Rosalie w pokoju.
Mijając ludzi na korytarzu zastanawiałem się, dlaczego tak tym się przejmuję. Nie wiedziałem nic. Nagla szare szafki zlały się w jeden ciągły pas. Nie zwracałem uwagi gdzie idę. Mój mózg stracił kontrolę nad nogami. Szedłem, nie zatrzymując się. Zrobiłem to dopiero, gdy ujrzałem roześmianą twarz Emmetta.
- Co tam Edi? – zapytał, klepiąc mnie po ramieniu. – Co teraz masz?
- Zdaje się, że… w-f? – Nieznajomość planu zmieniła to stwierdzenie w pytanie.
- Ee... To luzik! Nie musisz iść! Zazwyczaj profesor Aves nie wychodzi ze swojej kanciapy. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej. – To co? Idziemy przed szkołę?
- A ty nie masz lekcji?
- Powiedzmy, że jestem zmuszony zrobić sobie okienko - westchnął i popchnął mnie do przodu. – No to na świeże powietrze! – krzyknął i już go nie było… Widziałem tylko jego sylwetkę, która pędziła w stronę głównego wejścia. Uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem za nim. "Emmett nigdy się nie zmieni…" pomyślałem.
Gdy otworzyłem drzwi, słońce mnie oślepiło. Przymknąłem oczy jak najszybciej, przeklinając się w duchu, że nie wziąłem z L.A. okularów przeciwsłonecznych. Ale skąd mógłbym przypuszczać, że Portsmouth nie jest typowym brytyjskim miastem i świeci tu słońce? Emmett wygodnie rozsiadł się pod niewielkim drzewkiem. Na każdym kroku wiosna pokazywała, że nadchodzi. Nawet na owym drzewku kwitły już małe, białe kwiatki. Podszedłem bliżej Emmetta.
- I jak Ci się podoba? – zapytał, wskazując na kawałek trawy.
- Trawa? Bardzo. Jest zielona! A to nowość! – Nie mogłem się powstrzymać i wybuchnąłem śmiechem. Emmett tylko wywrócił oczami.
- To nie byle jaka trawa Edi… To nasza polana!
- Nasza polana? – powtórzyłem zdziwiony. – Przecież to kawałek trawnika przy szkolnym parkingu!
- W takim razie lepiej usiądź wygodnie, zamknij oczy i posłuchaj.
Zrobiłem jak powiedział. Przez chwilę poczułem się jak w lesie. Nie słyszałem ani aut, nie czułem tego miejskiego smrodu. Uśmiechnąłem się w duchu. Emmett zawsze potrafił znaleźć jakieś fajne kryjówki przed rodzicami. Otworzyłem oczy i spojrzałem niepewnie w stronę swojego kumpla.
- Miałeś rację - Uśmiechnąłem się do niego i z powrotem zamknąłem oczy.
- Ja zawsze mam rację - Pomimo, że go nie widziałem, mogłem sobie wyobrazić, jak głupkowato się teraz uśmiecha.
- No tak… - przytaknąłem. Więcej już nie rozmawialiśmy. Oboje z osobna cieszyliśmy się swoją chwilą relaksu. Gdy wszyscy po przerwie poszli do klas, nastała błoga cisza. Mogłem usłyszeć cykające świerszcze w trawie i… śpiew ptaków. Nigdy wcześniej nie słyszałem takiego dźwięku. Ale jedno było pewne. Brzmiało to przepięknie.
Odpłynąłem. To było jak moja osobista, jedyna w swoim rodzaju kołysanka. Słońce natarczywie raziło mnie przez powieki, przez co coraz bardziej bolały mnie oczy, ale nie przeszkadzało mi to. Upajałem się otaczającą mnie garstką przyrody. Z błogiego stanu wybudził mnie dzwonek.
- A teraz co masz? – zapytał niechętnie Emmet. Najwidoczniej nie tylko ja reagowałem w ten sposób na to miejsce.
- Matematykę…- wysyczałem przez zaciśnięte zęby. Niezdarnie wstałem, otrzepałem spodnie z resztek skoszonej trawy i zwróciłem się w kierunku Emmetta. – Ty nie idziesz?
- Wiesz… chyba zrobię sobie dziś wolne - Wzruszył ramionami. Chętnie pozostałbym i dotrzymał towarzystwa, ale siła wyższa wciąż wołała mnie do sali matematycznej.
- To, do zobaczenia po lekcjach - odparłem i poszedłem w stronę szkoły.
Matematyka. Znienawidzony przedmiot. Jeśli tylko przeżyję tę lekcję, dzień upłynie miło, a popołudniu, razem z chłopakami pójdę na kręgle.
Wszedłem do sali i zająłem pierwszą wolną ławkę jaką ujrzałem. Sala powoli wypełniała się uczniami. Spojrzałem prosto przed siebie, gdzie wisiała czarna, zniszczona już tablica, a nad nią różnego rodzaju przyrządy do geometrii.
Temat lekcji: Wprowadzenie do funkcji kwadratowej.
Zacząłem bazgrać w swoim zeszycie. Lekcja…. Temat… data…
Dopiero w tym momencie uświadomiłem sobie jaki dziś mamy dzień. Urodziny mojej zmarłej mamy. Zawsze robiłem jej jakieś głupie prezenty na urodziny. Raz nawet przyniosłem radio i puściłem jej melodię, by mogła sobie posłuchać. Rok temu przyprowadziłem swoją dziewczynę. Wiedziałem, że mama chciałaby ją poznać. Zawsze interesowała się moimi sprawami uczuciowymi. Nawet jeśli w grę wchodziła miłość do pani przedszkolanki... Pod wpływem tych wspomnień, moje serce podskoczyło do gardła. Podniosłem rękę do góry i zapytałem czy mogę wyjść. Nauczycielka spojrzała na mnie niepewnie, ale po chwili kiwnęła głową, co miało oznaczać zgodę. Wychodząc z klasy zauważyłem jedynie jak ta jędza Bella mi się przygląda, pełnym zdziwienia wzrokiem.
Wróciłem do pokoju i padłem na łóżko jak zbity, naciągając poduszkę na twarz. Nie mogłem iść na cmentarz z kwiatami. Nie mogłem opowiedzieć jej co u mnie nowego słychać, jak zwykle to robiłem. W zasadzie nic nie mogłem w tej cholernej Anglii. Zacząłem rozmyślać jaki prezent mógłbym sprawić mamie. W końcu niecodziennie obchodzi się 40 lat prawda?
Do pokoju wszedł Jazz..
- Co jest Edward? Mogę jakoś pomóc? – zapytał niepewnie, jakby nie chciał mnie zdenerwować. Wtedy mnie olśniło.
- Dziś w nocy zaprowadzisz mnie do sali muzycznej – odpowiedziałem pewnie, po czym ponownie zakryłem swoją twarz poduszką.
|
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez lovee dnia Pon 18:53, 18 Maj 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
Ewelina
Dobry wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 58 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P
|
Wysłany:
Nie 11:25, 10 Maj 2009 |
|
Znowu mam wrażenie, że Twoje ff zmierza w kierunku "Dance your life". Ten sam schemat, te (prawie) same problemy i przyjaźnie. Ale odstrasza mnie sytuacja Belli i Edwarda. Nienawidzą się, potem całują, potem znowu nienawidzą a na końcu chcą się zaprzyjaźnić i tak zaczyna się ich wielka miłość. Jak dla mnie to zbyt banalne, ponieważ wszyscy wiedzą, jak to opowiadanie się skończy. Jednak pisz dalej, bo widzę, że od czasu do czasu wstawiasz ciekawe postacie, jak choćby pan "Paleta". Błędów nie wychwyciłam, dlatego brawa dla bety.
Co do opowiadania to liczyłam na coś więcej. Jak dla mnie to nie powiało nowością. Dwójka osób, która bawi się w podchody, bo boją się swoich uczuć to już przereklamowany pomysł.
Pozdrawiam. E. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 11:26, 10 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
niesmaczne.
Nowonarodzony
Dołączył: 24 Kwi 2009
Posty: 42 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 11:32, 10 Maj 2009 |
|
Podoba mi się twój ff.
Choć na forum istnieje kilka pomysłów w ten deseń, to jedynie twój 'tfur' przypadł mi do gustu.
Mam małą prośbę, żebyś zbyt szybko nie rozwjała wątku E&B, bo historia stanie się zbyt przewidywalna.
A tutaj błędy:
Cytat: |
Jestem pewna również , że Polly gadała z tym nowym chłopakiem, a zaraz potem Jessica Stanley próbowała na nim swoich sztuczek. Skończyło się na tym, że upokorzyłam tę zdzirę i odciągnęłam tego nowego kretyna od niej |
- zamiast 'odciągnęłam.. bla bla..' napisałabym 'uchroniłąm go od widoku jej (jakże ponętnego) biustu.
Cytat: |
Zaczęłam zastanawiać się jak wróciłam do pokoju |
- po 'zastanawiać się' brakuje przecinka.
Cytat: |
Pod oczami wciąż tliły się piękne.. bla bla bla' |
- zgrzytnęło mi 'tliły się'. Bardziej pasuje 'tkwiły' lub 'widniały'.
Cytat: |
Na całe szczęście nie tylko my miałyśmy problem z wstaniem. Klasa była praktycznie pusta. |
- po raz kolejny coś mi zgrzyta - może zmaiast 'na całę szczęście'powinno być albo 'na szczęście', albo 'całe szczęście'.
Cytat: |
Nauczyciel spojrzał na nas spod swoich okularów, a następnie chłodno rzekł abyśmy w końcu usiadły |
- po 'rzekł' - przecinek.
Cytat: |
Policzyłam do stu no może do dziesięciu, podeszłam do jego/mojej ławki i grzecznie powiedziałam |
- zgrzyta mi tu. Może zrób z tego dwa zdania, lub oddziel je przecinkiem.
Cytat: |
Miał nieco zaskoczoną twarz, choć zupełnie nie wiedziałam o co mu chodzi. |
- brakuje przecinka po 'wiedziałam'.
Cytat: |
est zajęte %u2013 mówiąc to dodał ten swój uśmiech w stylu macho i stwierdził |
- złośliwość rzeczy martwych?
Cytat: |
„Możesz usiąść na kolanach Edwarda skoro tak bardzo chcesz.” |
- po 'Edwarda' - przecinek.
Cytat: |
Szarpała się dość nie zgrabnie w ramionach jakiegoś kolesia który próbował ją gdzieś zabrać, lecz ona nie była chętna. |
- 'niezgrabnie' piszemy razem, a po 'kolesia' brakuje przecinka.
Cytat: |
Nie było to trudne, biorąc pod uwagę fakt, że był obłędnie pijany. |
- zgrzyta, zgrzyta. Bardziej mi pasuje 'kompletnie'.
Okej, to by było na tyle "Poprawiania Błędów part. I'
Wracam za godzinę, jak poszukam literówek, to zEDITuję.
Pozdrawiam, i VENY życzę.
obleśne i niesmaczne. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Lady Vampire
Wilkołak
Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 197 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ni stąd, ni zowąd
|
Wysłany:
Nie 12:05, 10 Maj 2009 |
|
Mimo, że ten ff został skrytykowany za brak nowatorstwa, mnie się podoba. Nie jest całkowicie zerżniety, pojawiają sie nowe wątki i motywy, ciekawe postacie - profesor od sztuki, a humor nie jest żenujący. Jestem na tak, lubię takie lekkie opowiadanie i z chęcia sprawdzę co się zdarzy w następnych częściach, które mam nadzieję niedługo.
WENY! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Bells
Wilkołak
Dołączył: 25 Lip 2008
Posty: 130 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 12:07, 10 Maj 2009 |
|
Mi także całość się podoba :D Lubię, kiedy na początku Eduardo i Bella się nie znoszą, a tak naprawdę lubią. Poza tym uwielbiam, kiedy to dla odmiany Edward czuje się zdezorientowany i zagubiony jej zachowaniem
Czekam na kolejne części i mam nadzieję, że niedługo się pojawią, bo nie znoszę, kiedy nowy odcinek dodawany jest rzadziej niż co 3 dni. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
cocoshue
Nowonarodzony
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 13 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk
|
Wysłany:
Nie 12:35, 10 Maj 2009 |
|
Toć to jest fantastyczne !!!! Postać Edwarda jest czasami nieobliczalna np. w momencie gdy chwycił Bellę za rękę aż za mocno. A to przywiązanie do zmarłej matki ukazuje, że każdy ma jakiś "czuły punkt". Jeszcze raz stwierdzam, że fantastyczne i czekam na kolejne odcinki :)
Pozdrawiam. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|