|
Autor |
Wiadomość |
solas
Człowiek
Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 55 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany:
Pon 13:18, 01 Lut 2010 |
|
Opowiadanie jak najbardziej umieszczone w rzeczywistości Twilight. Tak a skrócie: Edward zostawił Bellę w lesie ( od tego momentu następne zdarzenia z New Moon nie mają miejsca). Opowiadanie w narracji pierwszoosobowej z punktu widzenia Diany i Briana( kim oni są dowiecie się czytając). Nie piszę ograniczenia +18 bo tylko kilka scen będzie niecenzuralnych( tak przynajmniej zakładam).
Betowane przez Lilyanne ( dziękuję).
A teraz po tym przydługim wstępie zapraszam do czytania pierwszego rozdziału. Pozdrawiam Sola
UWAGA!
Oto link do mojego gryzonia [link widoczny dla zalogowanych] jakby komuś się nie chciało ominąć tych kilku komentarzy, aby przeczytać moje opowiadanie
Rozdział 1 Nowości.
I znowu to samo. Nowa szkoła, nowi ludzie, nowe ciuchy, nowe nazwisko… Tylko jedno pozostaje niezmienne, a właściwie to, co się na to składa…
Po pierwsze, ponownie mam 15 lat. Po drugie, wszyscy się mną fascynują, obmawiają po kątach, a nawet szydzą. Wreszcie po trzecie, znowu mieszkam tylko z mamą, a właściwie nie - ostatnio była przecież dobrą ciocią biednej sierotki.
Zapytana przez kogoś, jak mam na imię i kim jestem, musiałabym się głęboko nad tym zastanowić.
No właśnie, kim jestem? Czy tą Magi Cullin, czy tą drugą Doną Swullen? A może jednak tylko zwyczajną Dianą Masen? A co, jeśli jeszcze kimś innym? Tego już nie wiedziałam.
Od ponad 50 lat moja tożsamość ulegała zmianom jak w kalejdoskopie. Sama już nie pamiętałam, ile razy zmieniałyśmy miejsce zamieszkania. Ale czy to ważne? Mama zawsze powtarza: „Nie ważne, jakie nosisz imię czy nazwisko. Dla mnie zawsze byłaś, jesteś i będziesz moją córką Elizabeth Swan.” Takie dane personalne podałabym gdybym była zwykłą dziewczynką.
Mama nigdy mi nie powiedziała, skąd tak naprawdę jesteśmy, ani ile ma w rzeczywistości lat. A już temat mojego ojca omijała szerokim łukiem.
I chyba się jej nie dziwiłam. To nie mogło być dla niej łatwe... Wielokrotnie ocierałam łzy z jej policzków, ale nigdy nie próbowałam nakłonić matki do zwierzeń*. Jedyne, co o nim wiedziałam to to, że jest tym, czym stała się mama zaraz po moim urodzeniu i czym w połowie ja sama byłam. Nie miałam co do tego wątpliwości. To odrażający potwór, którego nie chciałam znać. Był wampirem, podobnie jak moja mama, ale cicho sza. Nikt nie mógł się o tym dowiedzieć, bo konsekwencje ujawnienia były tragiczne. Otrząsnęłam się na myśl o moim pierwszym i mam nadzieję ostatnim spotkaniu z Volturi. Ale to nie to sprawiło, że z całej duszy (tak, wierzę, że wampiry mają duszę) nienawidziłam go.
A teraz, panno Swan, lub, jak kto woli panno Masen, pora odegrać zwyczajową szopkę. To przecież tylko kilka pierwszych tygodni, no może miesiąc, ale co to jest dla kogoś, kto ma przed sobą wieczność, w dosłownym tego słowa znaczeniu?
Wzięłam głęboki oddech i wypuściwszy powietrze z głośnym świstem wkroczyłam do londyńskiej szkoły. Prawdopodobnie najbardziej prestiżowej, jaką można by sobie wyobrazić, dodałoby wiele osób. Powinnam czuć się zaszczycona. Co tu dużo mówić, było dokładnie odwrotnie.
Zresztą kto po moich przejściach by był? Mam za sobą najlepsze szkoły w USA, Kanadzie i kilku innych państwach. Mama nie bawi się nigdy w półśrodki. Chce zadbać o moje wykształcenie jak najlepiej potrafi. Kiedy tylko kończę szkołę średnią, bądź mój wygląd nie pozwala już na jako takie utrzymanie naszego sekretu po prostu się przenosimy. Nie powiem, na początku sprawiało mi to frajdę, ale teraz? No ale cóż poradzić, jak mus to mus.
Tak jak się spodziewałam, moje pojawienie się w szkole wywołało wielkie poruszenie. Naokoło słyszałam „subtelne” szepty moich przyszłych, nowych znajomych. Podeszłam do sekretariatu i jak gdyby nigdy nic podałam swoje nazwisko sekretarce:
- Dzień dobry. Jestem Diana Masen prawdopodobnie zostały dostarczone tutaj moje dokumenty.- powiedziałam, z całych sił starając się brzmieć normalnie.
Kobieta w średnim wieku siedząca za biurkiem uśmiechnęła się do mnie i zaczęła grzebać coś w swoim komputerze. Nie mając nic lepszego do roboty zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu. Nie było tutaj nic, co mogłoby przykuć moją uwagę. Zielone ściany, biały sufit, dwa biurka i dwie pary drzwi. Standardowe wyposażenie sekretariatu. Aby nie ziewnąć ze znudzenia (ileż można szukać jednego ucznia w spisie?!), zagłębiłam się w myślach kobiety siedzącej przed monitorem.
Ach zapomniałam przecież nadmienić, że bycie wampirem ma trzy wielkie plusy: Uno - umiem czytać w myślach, podobno po tatusiu. Duo - nikt nie może mnie zranić, fizycznie i poniekąd psychicznie, dzięki znakomitym zdolnościom mojej mamy. I wreszcie terceron - mam niezwykły dar bezspornego rozstrzygania wszelkich konfliktów. Jestem Salomonem naszych czasów, tak przynajmniej mówi na mnie moja mama. Jak więc mówiłam zagłębiłam się w myślach sekretarki. Nie trudno było wyłowić z niej tą część, która mnie najbardziej interesowała, ale…
Hmmm. Chyba jednak zawołam ochronę. Co ta wstrętna dziewucha sobie myśli?! Przecież z taką twarzą nie wpuszczono by jej nawet do najgorszej speluny, a co dopiero do naszej szkoły. Phi! I te jej bezczelne wysokie mniemanie. Powinny być tu moje dokumenty. To ciekawa jestem, czemu nie ma o tym nawet wzmianki? No cóż Agnes, uśmiech i wyproś grzecznie tą przebrzydłą, okropną pannicę.
- Bardzo mi przykro panienko, ale żadna nowa uczennica nie została do nas oddelegowana. To wszak dawno po półroczu i wątpię, aby decyzja przyjęcia kogokolwiek umknęła mojej uwadze.
Oj nie coś było stanowczo nie tak. A może… Nie, na pewno Bella mówiła Diana Masen. Zagubiona przeprosiłam posyłając sekretarce najpiękniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać i wyszłam z budynku. Nie zdążyłam nawet pomyśleć, a już zadźwięczała komórka w mojej kieszeni. Westchnieniem odebrałam.
- Córciu to ja, mama. - A któżby inny mógł do mnie dzwonić po zaledwie jednym dniu w Londynie?
- Tak, Bello?
- Prosiłam, abyś się tak do mnie nie zwracała. Przynajmniej nie w miejscach publicznych. Szkoła do takich z pewnością należy.
- A kto powiedział, że jestem w szkole? - Powiedziałam zanim zdążyłam ugryźć się w język.
- Diano powiedz mi, że nie zrobiłaś…
- Mamo..- Westchnęłam. Czy był jakikolwiek sens, żeby próbować jej teraz przerywać? Nawet jeśli tak, to ja go nie widziałam. Przeczekałam spokojnie pierwszy wybuch i znów zabrałam głos.- Mamo nic nie zrobiłam. Naprawdę. Wszystko w porządku. Nie, nie musimy się przenosić.
- Więc dlaczego? - Czasami matka irytowała mnie tym swoim brakiem domyślności.
- Po prostu w komputerze szkoły nie widnieje żadna Diana Masen - powiedziałam spokojnym głosem jak do bardzo chorego, małego dziecka.
- Przecież jeszcze wczoraj upewniałam się… Nie ważne, zaraz przyjadę po ciebie. Gdzie jesteś?
- Mamo mam już ponad 50 …
- Diana!
- Minut drogi za sobą - dokończyłam, jak gdybym niczego innego nie miała uprzednio na myśli.
- No dobrze, ale zaraz po pracy podjadę do tej szkoły i wszystko załatwię.- Nienawidziłam, kiedy wypowiadała te słowa. Znałam doskonale sposoby załatwiania czegokolwiek przez Bellę Swan. Zmieniała się tylko grubość zwitka banknotów i czasem waluty.
- Mamo, czy nie mogłabym chociaż raz pójść do normalnej szkoły? – zapytałam nie zważając na ludzkie tempo. Bałam się, że mi przerwie w połowie zdania.
- Kotku… Nie jestem co do tego taka pewna. Wiesz, tyle możesz się nauczyć.
- Mamo proszę, te brednie i tak znam już na pamięć. Sinusy, cosinusy i inne takie… Litości ileż można…
- No sama nie wiem - usłyszałam w jej głosie nutkę zawahania. Postanowiłam ją należycie wykorzystać.
- Mamusiu proszę. To byłaby jakaś nowość w moim życiu. Wiesz jak bardzo brakuje mi chociażby lekkiego posmaku czegoś nieznanego. Proszę, zgódź się.
- No nie wiem… To wydaje się być kuszące, ale… Tak bardzo bym nie chciała, aby cokolwiek cię ominęło…- No tak. Jak zwykle mama chciała, żebym nauczyła się jak najwięcej. Próbowała jakoś wynagrodzić mi to, że przez mój bardzo młody wygląd nigdy nie mogłam pójść dalej, jak do liceum. Studia? Wykluczone. Ale ja byłam teraz zdeterminowana. Do tego stopnia, że zdecydowałam się użyć mego daru na własnej matce, co bardzo rzadko mi się zdarzało:
- Mamo przecież urosłam ostatnio o jakieś 4 centymetry i przybyło mi trochę tego i tamtego tu i tam, więc w sumie 17… Przecież wiesz, że nic się nie stanie. To jedyne słuszne rozwiązanie.
- No w sumie masz rację. Zgadzam się.
- NAPRAWDĘ? Zwykła szkoła? 17 lat? Mamusiu! Jest!- No cóż dopięłam swego. Jak to mówią - po trupach do celu.
- A niech to. Diana… Znowu to zrobiłaś? - Nie musiała precyzować. Gdybym mogła zaczerwieniłabym się po czubki włosów.
- Ale zdania nie zmienisz?
- Skoro, aż tak ci na tym zależy… Muszę tylko zmienić dokumenty i jutro sama zaniesiesz je do wybranej przez siebie szkoły.
- Dowolnej?
- Zgadza się. W ramach rozsądku oczywiście.
- Spokojnie mamo mam wszystko pod kontrolą. Kocham cię. Pa!
- Ja ciebie też.
Rozmowa jak każda inna między matką, a córką. Ale dopięłam swego szłam do zwykłej szkoły, bez lizusów, bogaczy i mundurków. Tak nareszcie mogłam zacząć żyć.
*traktujcie to jako metaforę pocieszania.[/url] |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez solas dnia Śro 8:15, 28 Kwi 2010, w całości zmieniany 15 razy
|
|
|
|
|
|
Twillen
Człowiek
Dołączył: 04 Gru 2009
Posty: 81 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: California Dream=)
|
Wysłany:
Pon 13:46, 01 Lut 2010 |
|
I wszystko przez ciebie! To twoja wina, że zamiast zacząć uczyć się (w końcu) do matury znowu loguję się specjalnie na forum, by skomentować kolejne niezwykłe opowiadanie.
Niezwykłe, czyli oryginalne. Jeszcze nie spotkałam się z taką tematyką opowiadań. Bella odeszła od Edzia po urodzeniu... dziecka. Nie zaczaiłam do końca jak ona ma w końcu na imię. No właśnie, czy fakt, że tak często zmieniają swoją tożsamość oznacza, że przed "kimś " się ukrywają?
Okey, przyznaję, nie mam w tym momencie weny do komentowania. Podsumowując, miałaś świetny pomysł na to opowiadanie, wykonanie tez wcale niezłe, błędów jak na lekarstwo (dopatrzyłam się jedynie braków spacji przed myślnikami, np. - Idę do zwykłej szkoły.- powiedziała....).
Tak więc gratuluję i czekam na więcej!
Peace (and chocolate) for everyone!
EDIT: Jeszcze jedno. Całkiem możliwe, że jest to zamierzone, ale ten błąd w temacie jest dość rażący. Jeśli tak ma być, może wyjaśnij to we wstępie, unikniesz dalszych wypominków. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Twillen dnia Pon 14:38, 01 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
bluelulu
Dobry wampir
Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 85 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo
|
Wysłany:
Pon 19:13, 01 Lut 2010 |
|
nowy pomysł, zdziwiłam się że to nie żadna Reneesmee, więc poczekam z wywlekaniem własnych myśli do czasu następnego rozdziału , który mam nadzieje będzie obfitował w o wiele dłuższą treść ;p
ciekawe te skrzyżowanie "mocy"
skoro to się dzieje po New Moon a wynikło z tego dziecko , doprawdy jestem ciekawa co było w trakcie i przed New moon ;>
pozdrawiam, Uskrzydlona |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez bluelulu dnia Pon 20:03, 08 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
esterwafel
Wilkołak
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 19:26, 01 Lut 2010 |
|
Ciekawy rozdział. Podobał mi się, chociaż na początku nie skumałam do końca o co chodzi, ale już mniej więcej się orientuję.
Szkoda tylko, że taki krótki ten rozdział. Edek ją zostawił, a co z Jacobem? Ciekawi mnie to. Pewnie go nie będzie, bo ludzie często go omijają.
Czekam na następny i na rozwinięcie Akcji. Ciekawe, gdzie Diana pójdzie do szkoły :D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 9:16, 02 Lut 2010 |
|
Bardzo fajny pomysł na ff, bo jeszcze nie widziałam takiego opowiadania.
Fabuła zapowiada się bardzo ciekawie.
Trochę nie rozumiem jak mogła narodzić się Diana jak Edzio porzucił Bellę, a najwidoczniej jest ojcem.
Cytat: |
Czy tą Magi Cullin, czy tą drugą Doną Swullen? A może jednak tylko zwyczajną Dianą Masen? A co, jeśli jeszcze kimś innym? Tego już nie wiedziałam. |
już na początku coś czułam, że Culleni mają coś wspólnego, bo nazwiska jakieś takie podobne.
Później myślałam, że Diana jest jest spokrewniona z Bellą, bo myślałam, że jak Edzia nie ma no to nie może mieć córki. Mam nadzieję, że wyjaśni się ta kwestia.
Ciekawi mnie też szkoła jaką wybierze Diana i czy życie zatoczy koło.
Życzę dużo weny i czekam cierpliwie.
B |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Lyphe
Człowiek
Dołączył: 03 Sty 2010
Posty: 54 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 14:39, 06 Lut 2010 |
|
Muszę się przyznać, że wchodząc tutaj spodziewałam się czegoś innego. Strasznie mnie zdziwił temat opowiadania. Czytałam ten tekst z przyjemnością, uśmiechając się nawet parę razy. Jednak, przecież nie to miałam powiedzieć. Piszesz bardzo ładnie, powodując, że czyta się płynnie, bez potrzeby odrywania się parę razy od tekstu, żeby dowiedzieć się, o co chodzi.
Zastanawia mnie to, jak Belli udało się przeżyć poród?
Swoje domysły zostawię dla siebie, jednak jeśli się spełnią, nie zapomnę o nich wspomnieć.
Pozdrawiam, Nell. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Jamilue Black
Nowonarodzony
Dołączył: 30 Sty 2010
Posty: 4 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 13:56, 07 Lut 2010 |
|
Pomysł jest oryginalny. a twój styl przypadł mi do gustu, ale jedna kwestia mi tu nie pasuje. Wywnioskowałam z tekstu (chociaż mogę się mylić), że matka Diany, także jest wampirem, więc jakim cudem Bella może płakać, skoro wampiry nie mają łez?
Pozdrawiam i żeczę dużo weny |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
solas
Człowiek
Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 55 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany:
Nie 15:13, 07 Lut 2010 |
|
Jamilue Black napisał: |
Pomysł jest oryginalny. a twój styl przypadł mi do gustu, ale jedna kwestia mi tu nie pasuje. Wywnioskowałam z tekstu (chociaż mogę się mylić), że matka Diany, także jest wampirem, więc jakim cudem Bella może płakać, skoro wampiry nie mają łez?
Pozdrawiam i żeczę dużo weny |
Droga Jamilue Black. Czytaj odnośniki :) "Ocieranie łez" przez Dianę/ Elizabeth jest tutaj metaforą.
Dziękuję za tyle komentarzy. A co do pytań jakim cudem narodziła się Diana, jak Bella przeżyła i w ogóle to troszkę cierpliwości Obiecuję, że wszystko się wyjaśni
Zapraszam do komentowania nowego rozdziału. Następny już za tydzień, a jak zobaczę więcej komentarzy to może nawet wcześniej :)( nie żebym kogoś zmuszała do komentowania, ale miło byłoby poczytać co o tym opowiadaniu myślicie).
Beta: Kochana Lilyanne :*
Pozdrawiam Solas
Rozdział 2 Szkoła
Wstał piękny, słoneczny dzień. Wróć. Londyn w środku zimy i słońce… Niemożliwe. I właśnie za to już kochałam to miasto. Gęsta mgła i deszcz to o tej porze roku nic niezwykłego.
Założyłam skromny sweterek koloru niebieskiego, a do tego zwykłe dżinsy. Wzięłam do ręki dokumenty zostawione na stole i zwitek banknotów leżący pod nimi.
Leżała tam również kartka z paroma słowami od Belli: „Baw się dobrze. Kocham, mama”. No tak. To przecież zamierzałam zrobić. Bawić się. Uśmiechnięta wyszłam z domu pamiętając o zamknięciu drzwi na klucz. Niestety mieszkanie w Londynie miało też swoje minusy.
Po pierwsze, nie mogłam sama prowadzić auta, a to spore utrudnienie. Wsiadłam do autobusu. Nie miałam najmniejszego pojęcia, w którą stronę się skierować, aby dotrzeć do jakiejkolwiek szkoły.
Pochodziłam nieznanymi uliczkami, aż natrafiłam na jakieś podrzędne liceum. Uśmiechnięta ruszyłam do boju. Drzwi sekretariatu były otwarte weszłam więc bez pukania.
- Dzień dobry. Nazywam się Diana Masen i mam wielki problem. Dopiero, co przyjechałyśmy z mamą do Londynu, a muszę dostać się do szkoły. Czy sądzi pani, że byłoby możliwe, żebym została tutaj przyjęta?
Kobieta nawet nie zaszczyciła mnie spojrzeniem. A jej myśli niemal krzyczały: Mała, jeśli ci życie miłe, spadaj stąd.!
- Niestety, brak wolnych miejsc - powiedziała na głos pokazując mi drzwi.
Niezniechęcona ruszyłam dalej. Na szczęście nie musiałam daleko szukać. Dwie ulice dalej stał potężny budynek. Musiała być przerwa, bo wielu młodych ludzi siedziało mimo złej pogody na dworze. Nie zawahałam się i tym razem. Teraz musiałam się bardzo skupić, aby nie zabłądzić. Sekretariat to nie było miejsce, które można łatwo zlokalizować. Zagadnęłam jakąś dziewczynę przechodzącą obok.
- Przepraszam, gdzie znajdę sekretariat?
- Prosto i pierwsze drzwi po prawej - powiedziała z niechęcią i lekkim obrzydzeniem.
- Dzięki - rzuciłam, chociaż nie stała już koło mnie. Ruszyłam we wskazanym kierunku. Może teraz się uda.
- Dzień dobry jestem Diana Masen i szukam szkoły, do której by mnie przyjęto. - Uśmiech nie schodził z mojej twarzy nawet, gdy usłyszałam niezbyt uprzejme myśli młodej kobiety, do której się zwracałam.
- W połowie roku szkolnego jest to niestety niemożliwe. Niezmiernie mi przykro.
Tak już ja wiem jak ci przykro. Pożegnałam się i niczym niezrażona podążyłam dalej. Postanowiłam przejechać kawałek autobusem. Może trochę dalej od domu znajdę to, czego szukałam. Byłam już lekko zniecierpliwiona. Czyżby pieniądze naprawdę robiły aż takie wrażenie? W mojej kieszeni spoczywała sumka, która wystarczyłaby na co najmniej 10 lat spokojnego i nierozrzutnego życia jednej osoby. Wysiadłam na trzecim przystanku. Nie, tutaj nie znajdę tego, czego szukam. Popatrzywszy za siebie ujrzałam kilka małych, starych obdrapanych kamieniczek. Trudno.
Wsiadłam w nadjeżdżający autokar. Nie patrzyłam dokąd jadę. Czułam, że to będzie przełom w moim poszukiwaniu. Jechałam może z dwie godziny. Kierowca obwieścił koniec podróży, więc wysiadłam. Nie za bardzo uśmiechało mi się błądzenie po omacku. Zapytałam więc młodej dziewczyny, która wysiadła zaraz po mnie:
- Przepraszam, nie wiesz może, gdzie tutaj w pobliżu znajduje się jakaś szkoła średnia? - Dziewczyna zlustrowała mnie od stóp do głów i z sarkastycznym uśmiechem powiedziała:
- Na drugim skrzyżowaniu w lewo, potem w prawo i będzie taki niewielki budynek. To jedyna szkoła średnia w Maidenhead.
- Dziękuję.
- Nie ma za co - uśmiechnęła się, ale ja wiedziałam, że chciała się mnie pozbyć.
Ruszyłam wskazaną drogą. Nie widząc nikogo na swojej drodze delikatnie przyspieszyłam. Przecież mogłam w razie czego się zatrzymać gdyby ktoś mnie zauważył. Tak jak to określiła dziewczyna budynek nie był duży, ale rzucał się w oczy. Uśmiechnięta weszłam do środka. Gdy tylko przekroczyłam próg uderzył mnie znajomy zapach. Zignorowałam to i ruszyłam do przodu. Musiało mi się coś pomylić. Weszłam do sekretariatu i po raz trzeci tego dnia podałam swoje dane ściskając w ręce plik pieniędzy na szelki wypadek.
- Tak więc panno Masen…. Nie powinniśmy przyjmować nikogo w połowie, tym bardziej, że nie mamy zbytnio miejsc…- Już miałam wejść jej w słowo, gdy z myśli kobiety wyczytałam to, co chciałam usłyszeć.- Jednakże myślę, że jedno się znajdzie. Jeśli masz przy sobie dokumenty, połóż je tutaj. Wypełnię wszelkie formalności i jutro możesz już zacząć naukę w naszej szkole. Zaraz ci dam wykaz książek…- Już nie słuchałam i tak pewnie miałam je wszystkie dawno wykupione. Byłam przeszczęśliwa. Wyszłam z gabinetu i ruszyłam z powrotem do domu.
Jutro miałam tu wrócić i zacząć normalną naukę. Z czystej ciekawości wglądnęłam w myśli kilku osób, które mijałam po drodze. Skrzywiłam się nieznacznie gdy po raz n-ty usłyszałam zdania typu: Och jaka ta dziewczyna brzydka! Blada jakaś i w ogóle! A te jej włosy! Matko dziewczyno masz lustro w domu?!
No tak. Chociaż byłam wampirem z niewiadomych przyczyn nie olśniewałam pięknością. Wręcz przeciwnie. A może to przez krew płynącą w moich żyłach? Mama nie umiała mi tego wytłumaczyć. Sama była w tym nowa. A tak właściwie, to przeze mnie stała się tym stworem, a ja nie umiałam jej tego w żaden sposób wynagrodzić. Kiedy się urodziłam, ukąsiłam ją. To w ogóle cud, że obie jeszcze egzystujemy i nie zabiłyśmy nawet jednej ludzkiej istoty. Pochłonięta własnymi myślami wsiadłam do autokaru jadącego do Londynu. Nie musiałam zapisywać adresu szkoły przecież i tak wyrył się w mojej pamięci. Zadzwonił telefon. Machinalnie odebrałam i zaczęłam rozmowę z mamą.
- Udało się?
- Tak. I nawet nie musiałam się zniżać do łapówki.- mówiłam dość cicho aby nikt nie mógł mnie usłyszeć.
- Jesteś zadowolona?
- Zgadza się - Nie mamusiu! Co ja wygaduję?! Zadowolona? Nie ja wprost nie posiadałam się z radości. Ale tego nie musiała wiedzieć. Zraniłoby ją to.
- Czyli co? Jutro o ósmej do szkoły? A właśnie gdzie jest ta szkoła? Wrócę późno więc nie czekaj z kolacją - zaśmiała się, a ja razem z nią. W okolicy domu było wiele lasów, a w nich cudownej zwierzyny w sam raz by zaspokoić jej własny głód.
- Jak wrócisz porozmawiamy.
- Nie kochanie, wyśpij się. Teraz możemy pogadać. Ja mam przerwę na lunch, a jak wiesz jestem na diecie, a ty z tego co słyszę podróżujesz więc mamy czas. Gdzie?
- Maidenhead.
- Czyli nie Londyn?
- Przedmieścia.
- Bezpiecznie? - zawahałam się. Czy powiedzieć jej o tym zapachu? Nie po co ją martwić.
- Zdecydowanie.
Rozmowa ciągnęła się dalej. Mama pytała a ja… No cóż, dawałam odpowiedzi.
- No to pa! Do jutra. Zostawię ci bułeczki na stole. Musisz mieć zróżnicowaną dietę - nie zaprotestowałam. Miałam wyśmienity humor więc mogłam pójść na pewne ustępstwa.
Obiecuję, że je zjem. Całuje cię.
- Pa!
Do domu dotarłam bez problemu. Zerknęłam na zegarek. No tak dopiero szesnasta i co ja mam robić do dwudziestej drugiej? Zazwyczaj tak się kładłam spać. Nie potrzebowałam aż tak dużo sny co śmiertelni, ale jednak… Mogłam pożywiać się ludzkimi specjałami, ale krew dodawała mi energii. Nie mogąc się doczekać jutra zaczęłam czytać kolejny już podręcznik z wyższych studiów magisterskich psychologii. Medycyna już mnie nudziła. Zawsze zostawało jeszcze prawo.
Westchnęłam i pogrążyłam się w lekturze. Jak planowałam, położyłam się po dziesiątej wieczorem. O czym śniłam? Szczerze nie pamiętam. Tylko ten zapach wciąż nie dawał mi spokoju…
Nazajutrz wstałam rześka i wypoczęta. Mama dotrzymała obietnicy i zostawiła słodkie bułeczki w kuchni. Dzięki mnie nie musiała wyrzucać tony jedzenia do kubła na śmieci i miała pretekst, żeby od czasu do czasu coś ugotować. Tak bardzo to lubiła. Wzięłam do torby wszystkie potrzebne książki i ruszyłam zdobywać nowy świat. Ten, w którym nie liczyła się grubość portfela. Czułam, że to właśnie do niego należę. Wsiadając do autobusu włączyłam mp3 i słuchałam ulubionych polskich piosenek. A właściwie tej jednej: Iga Porada - Tylko w twojej dłoni. Tak, tego mogłam słuchać na okrągło. Oczywiście dopuszczałam do siebie również inne, ale ta wzbudzała we mnie ogromne emocje. Droga minęła bardzo szybko. Tak jak myślałam znalezienie szkoły nie przysporzyło mi żadnych trudności. Znów skierowałam się do sekretariatu tym razem po dokładny plan zajęć.
- Powodzenia - powiedziała miła młoda kobieta. Zaczynałam ją nawet lubić. Wiedziałam, że nie powinnam przywiązywać się do ludzi i do miejsc. To i tak tylko przejściowe, ale skoro już mowa o normalności… To czemu nie zaszaleć i zaprzyjaźnić się z kimś lub nawet… Nie tej myśli nie dopuszczałam do siebie. Nawet gdybym chciała, to z moim wyglądem co najwyżej jednooki zombie mógłby się we mnie zakochać i to z przepaską na zdrowym oku. Nie przesadzam ani trochę. Spojrzałam na plan zajęć. Pierwsza matematyka.
Ciekawa była bardzo na jakim poziomie byli tutejsi uczniowie Weszłam do klasy. Nauczyciel spojrzał na mnie i kiwnął w kierunku jedynej wolnej ławki na samym końcu klasy. Nie pofatygował się, aby mnie komuś przedstawić. Zamyśliłam się. Chciałam, naprawdę miałam najszczersze chęci aby słuchać tego starszego pana, ale… No nie dało się. Może gdyby zmienił ton swojego głosu…
- To może zamyślona panna z ostatniej ławki odpowie na moje pytania? – Dopiero po dobrej minucie zorientowałam się, że chodzi o mnie. Cała klasa zwróciła na mnie swoje oczy. Niczym niezrażona, przeczesałam pobieżnie głowy uczniów w celu znalezienia pytania, które padło w moją stronę. Mogłam oczywiście znaleźć odpowiedź w głowie nauczyciela, ale nie chciałam iść na łatwiznę. Wreszcie natrafiłam na lichą wzmiankę.
Pytanie banalne. Nie miałam pojęcia skąd tyle strachu w oczach pozostałych uczniów. Puściłam mimo uszy wzmianki o moim brzydkim wyglądzie i kompletnym braku urody. Westchnęłam i rzuciłam od tak dla zabawy. Jakbym nie miała gotowej odpowiedzi w głowie.
- Przepraszam panie profesorze, ale nie dosłyszałam pytania. Mógłby je pan powtórzyć?
- Nie nawykłem do powtarzania się, panno Masen - skomentował i nadal wpatrywał się we mnie. Tym razem z głęboką satysfakcją. Ciesząc się, że zaraz będzie mógł postawić mi ocenę niedostateczną.
-Myślę, że pole będzie wynosiło 1 ponieważ skoro przekątna to pierwiastek z 2 to bok kwadratu ma 1 cm tak więc 1 do kwadratu daje jeden - uśmiechnęłam się, ale niezbyt pewna siebie. Przecież nie mogłam tak pierwszego dnia podpaść.
- Masz rację. Następnym razem uważaj.
Moja wypowiedz wywołała falę szeptów. Nie tylko tych głośnych, niestety. Wreszcie zabrzmiał dzwonek. Następny był angielski, ale chyba nikomu z zebranych nie spieszyło się, aby pomóc mi odnaleźć dobrą klasę. Dziwnym trafem doszłam do szkoły w której panowały zasady z USA. Każdy miał prywatny plan lekcji. To akurat mi się niezmiernie podobało. W sumie jedyna rzecz ciesząca się u mnie sympatią przy tych wszystkich zmianach. Mogłam poznać wielu różnych młodych ludzi. Kątem oka spostrzegłam, iż jedna dziewczyna stale mi się przygląda. Speszona odwróciła wzrok, gdy przyłapałam ją na gorącym uczynku. Westchnęłam. Wolałam najpierw poznać jej myśli zanim miała się do mnie odezwać. Uśmiechnęłam się do niej promiennie. Odwzajemniła uśmiech. A może ona nie jest jedną z tych snobek? Przyjechała z miasta, ale wydaje się być sympatyczna. Hmm może to nie grzeczne, ale chociaż jedna jest ode mnie brzydsza. Ciekawa jestem co teraz ma? Może do niej zagadam? Odważę się… Nie chyba lepiej nie…
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Podeszłam do niej i grzecznie się przywitałam:
- Cześć jestem Diana Masen, a ty?
- Ewa Hous. Masz może teraz angielski? Mogłybyśmy usiąść razem - Cieszyłam się, że się przełamała.
- Nie ma sprawy.
Rozmowa nie kleiła się. Najwyraźniej onieśmielałam ją. Tylko czym? Moja mama była piękna i wystarczyło jedno jej spojrzenie, a mężczyźni klękali prosząc o rękę, a kobiety z zazdrością. Aż trudno uwierzyć, że tak bardzo się od siebie różnimy. Czy ja mogłam onieśmielać? Nie raczej nie. Więc co bała się? Zerknęłam w jej myśli. Nie, nie miałam czarnych oczu. Nie byłam głodna. Co ją onieśmielało? A może to tylko moja chora wyobraźnia? Tak na pewno. Uśmiechnęłam się promiennie. To działało zawsze. Po zakończonej lekcji (Boże, Szekspir? Nie no ludzie, tylu świetnych autorów, a tu oklepany Szekspir!) Ewa odezwała się znowu:
- Więc jak, będziesz jadła obiady w szkolnej stołówce? Większość przyjezdnych tak robi - usprawiedliwiła swoją wścibskość.
- Tak. Myślę, że tak. Czyli nie wszyscy jemy razem? - Pytanie miało w sobie nutkę smutku.
- Zazwyczaj większość uczniów je lunch w szkole, ale…- zawahała się, lecz dłużej nie mogłam jej o nic wypytywać. Zabrzmiał dzwonek i pędem (ludzkim oczywiście) ruszyłam do kolejnej klasy.
Do 11.30 dobrnęłam bez większych nieprzyjemności. Nawet miło tu było. Dało się wyczuć spokojną, niemalże rodzinną atmosferę. No cóż, to nie było wielkie miasto. Zasiadłam w odosobnionym kącie przy najdalszym stoliku. Nie miałam pojęcia, gdzie siadywała moja nowa znajoma. Wciągnęłam powietrze przez nos, co zdarzało mi się bardzo rzadko.
To mogło doprowadzić do bardzo złych konsekwencji, których starałyśmy się z mamą uniknąć. Ku mojemu zdumieniu znów poczułam tą woń. Mój wzrok poszedł za zapachem. Nie, nie mogłam się pomylić drugi raz. To było to, ale dlaczego akurat tutaj? Spojrzałam w ciemny kąt stołówki. Zamurowana przestałam na sekundę oddychać, a to nie było wskazane… |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez solas dnia Nie 19:40, 14 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
alice1995
Wilkołak
Dołączył: 08 Lut 2010
Posty: 161 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 18:57, 08 Lut 2010 |
|
To jest bardzo oryginalny tekst. brakuje mi w nim większej ilości opisów danej sytuacji, więcej określeń. Przydałoby się choć trochę więcej dialogów. Doskonale jednak rozumiem, że nie każdemu się mogło by to spodobać i uważam, że tekst (to DZIEŁO) powinno być dalej pisane tym nieskazitelnym i bardzo lekkim stylem.
Fabuła bardzo mnie wciągnęła od pierwszych wersów. Mam nadzieję, że już niedługo doczekam się kontynuacji.
Weny życzę! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 10:39, 09 Lut 2010 |
|
Cieszę się, że znów mogę przeczytać coś fajnego. Bardzo ciekawi mnie co stanie się dalej. Podoba mi się styl, w którym utrzymany jest ff. Zastanawiam się dlaczego Diana jest brzydka, może to jest tak, żeby nie było banalnie, bo Nessie była piękna. Denerwują mnie te sekretarki, no nie ma miejsc, ale to jakieś dziwne, ale są usprawiedliwione, że to jest Londyn.
Intryguje mnie ten zapach, może to Edward albo jakiś inny wampir, ale bardziej jestem za Edwardem, bo Diana mogłaby znać jego zapach(jest jego córką). Albo to jest powtórka ze zmierzchu. Ale to tylko moje przypuszczenia.
Życzę dużo weny i czekam.
B |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
solas
Człowiek
Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 55 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany:
Nie 19:38, 14 Lut 2010 |
|
Nowy rozdział :) Czekam na wrażenia :)
Beta: Lilyanne (dziękuję :*)
Rozdział 3 Brian
Co za bagno! Do prawdy nie pojmuję, dlaczego Emmett i mama zmuszają mnie do tej wiecznej męczarni? Holly jest w moim wieku a nie musi tkwić w tych zasranych murach. Myślałby kto. Po raz nie wiem który uczę się w liceum. Żeby tak chociaż jakakolwiek rozrywka, a tu nic. Och i ten wszechogarniający mnie zapach ludzkich ciał. To nie do zniesienia! A może by tak złamać kilka nudnych zasad? W końcu co się stanie, jeśli od czasu do czasu zniknie jeden bądź dwóch uczniaków? Taka kusząca perspektywa. Ale nie, Rosalie, o przepraszam, „mama” nie wybaczyłaby mi tego. Do dupy z takim życiem. Zaraz, życiem? Zaśmiałem się pod nosem. To co się ze mną dzieje można nazwać wszystkim tylko nie życiem. I pomyśleć, że kiedyś myślałem, iż nie ma nic gorszego od śmierci… No cóż, myliłem się. Westchnąłem ciężko i jak w każdy poniedziałek przestąpiłem próg liceum w Maidenhead. Sam nie wiem, co jest gorsze. Siedzenie w jednym ciasnym pomieszczeniu z ponad trzydziestoma niczego nie świadomymi uczniakami czy większa przestrzeń, ale i zwielokrotniona ilość ludzkich ciał w porze lunchu. Dlaczego akurat teraz rodzice zdecydowali, że trzeba nas rozdzielić. Tylko Holly potrafi mnie należycie opanować, abym nie zrobił niczego durnego. Nie ma co, znaleźli sobie nienajlepszy moment na oddzielenie mnie od siostry. Przecież dałem im jasno do zrozumienia, że nie zamierzam dalej tolerować „wegetarianizmu”, jak to zwykło się mówić w mojej rodzinie na pożywianie się wyłącznie krwią zwierząt. Bez wątpienia nie jest za ciekawie. Nie wiem czy mam aż tak silną wolę, aby przezwyciężyć pragnienie. Do cholery, nawet najlepszym zdarzały się wpadki. A wiadomo co się dzieje, gdy ktoś nie panuje nad sobą, a stara się komuś udowodnić, że da radę. Ale o tym nie mówi się w moim domu na głos. Przez wzgląd na JEGO osobę. A oni dziwią się mi, że dziczeję. No, Brian, zmuś się do jakiś ruchów, bo jeszcze gotowi pomyśleć, że coś ci się stało. Nie daj Boże zechcą zastosować metodę usta-usta. Wszakże od dobrych 10 minut nie oddycham. A ta metoda… No cóż nie ukrywajmy nie byłaby zbyt korzystna dla dobrodusznego człowieka próbującego uratować mi życie. Ironizuję? Nie. Tak już jest. No dobra czas się ruszyć. Wiedzę zdobywać!
Wstałem od stołu i ruszyłem w kierunku drzwi. Miałem nieznośne wrażenie, że ktoś mi się bezustannie przygląda. Nie byłoby w tym niczego dziwnego gdybym po raz pierwszy kroczył po stołówce. Ale przecież jest połowa roku szkolnego. Moja osoba już nie wzbudza emocji, przynajmniej nie takich. Ostatnimi czasy czułem tylko westchnienia i zauroczenie moim pięknym bladym ciałem. A tu proszę. Zdezorientowany odwróciłem wzrok, aby odnaleźć człowieka tak dobitnie drążącego dziurę w moim ciele. W kącie siedziała najbrzydsza dziewczyna jaką kiedykolwiek widziałem. Jej długie do ramion brązowe włosy opadały niechlujnie na niebieską bluzkę. Oczy koloru brązowego miała utkwione dokładnie we mnie. Nie było wątpliwości. Była tu nowa, a moja osoba zrobiła na niej wrażenie. Niczym niespeszona dalej przyglądała mi się z lekkim uśmiechem na ustach. Wciągnąłem lekko powietrze chcę wyczuć jej woń. Tak pachniała cudownie i tak kusząco. A gdyby tak… Nie dane mi było dokończyć myśli, bo ku mojemu zdumieniu dziewczyna znalazła się niebezpiecznie blisko stanowiąc jak najbardziej realne zagrożenie i to bynajmniej nie dla mnie.
- Cześć, jestem tutaj nowa. Mam na imię Diana, a ty? - uśmiechnęła się lekko. Zdziwiony i nieco zmieszany wyrzuciłem przez zaciśnięte zęby:
- Brian - Chłopie odpręż się i staraj się robić dobre wrażenie. Nie zapominając o oddychaniu pacanie!
Niewiadomo czemu sprawiało mi to taką trudność.
- Wiesz może gdzie jest sala gimnastyczna? - zapytała jakby nie zauważyła mojej niechęci. Jeszcze nikt, nigdy nie był w stosunku do mnie tak spontaniczny. Odwzajemniłem uśmiech i siląc się na spokój powiedziałem:
- Jak chcesz chodź ze mną. Mam teraz wf - ucieszyła się na tą myśl, a nie powinna zważywszy, że po mojej głowie krążyły bardzo nieprzyzwoite myśli. Wszystkie sprowadzały się niestety do niezbyt dobrego końca jej egzystencji.
- Dzięki.
- Jesteś tutaj nowa? Nie widziałem cię tutaj nigdy wcześniej - czy to za sprawą jej nienaturalnie bladych policzków czy też ciemnych włosów na jej policzku nie pojawił się rumieniec, a powinien. Nie zaniepokoiło mnie to. Jedyne o czym teraz marzyłem było nie rzucenie się na nią przy wielu świadkach. Ostatecznie zabicie nikomu nieznanej dziewczyny nie byłoby niczym zadziwiającym. Pomyślałoby, że się przeniosła i nie drążono sprawy. Tym bardziej, że nikt nowy nie sprowadził się ostatnio do Maidenhead. Skąd to wiem? Bo mój Emmett, a raczej tata, jak powinienem się do niego zwracać, jest wielce szanowanym urzędnikiem. W najwyższym urzędzie naszego miasteczka. Wie wszystko o wszystkich. Nie uprzedzał o nowych mieszkańcach.
- Tak. To mój pierwszy dzień.
- Nie widzę, żebyś czuła się chociaż trochę skrępowana.
- A powinnam? - Hmmm rzadko kto zadawał mi takie pytanie. Zazwyczaj… Co ja plotę zawsze uważano mnie za boskiego anioła. Wystarczyło na mnie popatrzeć chociaż raz, a już miało się chrapkę mnie schrupać. Nie powiem, żeby mi to nie schlebiało. To pytanie zbyło mnie więc nieco z tropu.
- Hmm, nie żebym się przechwalał, ale zazwyczaj dziewczyny mdleją na mój widok. - Zaśmiała się dźwięcznie. Brzmiało to jak śmiech anioła. Kurczę, jak ktoś tak obrzydliwie brzydki mógł mieć taki głos…
- Nie schlebiaj sobie - W odpowiedzi uśmiechnąłem się kpiarsko i zawołałem przechodzącą nieopodal dziewczynę.
- Hej Katy. Ładny dziś dzień, nieprawdaż?- zamrugałem oczyma, a ona już odpłynęła. Speszona spuściła wzrok, a w jej oczach dało się wyczytać same znaki uwielbienia. Nie, nie przechwalałem się, tak było na prawdę. Czy ona mogła jakimś cudem tego nie dostrzec?
- Ależ oczywiście, że to dostrzegłam.- powiedziała jakby pobłażliwie. Hej, zaraz, przecież ja nie wypowiedziałem tego na głos. Co jest grane? Nieco oszołomiony odwróciłem wzrok. Dziewczyna wzięła to za dobra passę i rzekła - Chyba każdy to widzi, ale nie jesteś w moim typie - odetchnąłem z ulgą. Mam nadzieję, że tego nie usłyszała. To mogłoby zniweczyć mój plan. Znałem szkołę jak własną kieszeń. Wiedziałem, gdzie ją zabrać, żeby nikt nas nie nakrył. Jej nieufność mogłaby trochę pogmatwać mi szyki.
- A jaki jest twój wymarzony chłopak? Zapewne Latynos z niebieskimi oczami? - popatrzyła na mnie z oburzeniem w oczach.
- Wcale nie. Nie powiedziałam, że jesteś brzydki - dałbym głowę, że po pierwszej części wypowiedzi nastąpiła minimalna przerwa, jakby nie miało być dalszego ciągu. A może tylko się przesłyszałem?
- Więc co ci się we mnie nie podoba? - zapytałem z przekąsem. Och, jak marzyłem teraz, aby mieć dar wujka w zanadrzu. Że też musiałem uprzeć się, że Jaspera jest przydatniejszy. Może to dziwne, ale mam unikalną zdolność. Jak zresztą większość mojej rodziny. Może to zwierzęca krew wywołuje ich wyeksploatowanie? Nie mam pojęcia. Ja byłem najbardziej wyjątkowy. Mogłem przechwycić umiejętności prawie każdego wampira gdy tylko dotknąłem jego ręki. Oczywiście on miał go nadal. Dzięki temu mogłem zmieniać talenty jak rękawiczki nawet po kilka razy dziennie. Szkoda tylko, że nie mogłem dysponować na raz kilkoma z nich.
- Czy nie powinniśmy już dojść do tej sali? - zapytała z lekkim niepokojem w głosie.
- Już dochodzimy - faktycznie zbliżaliśmy się do mojego ulubionego zakątka w tej szkole. Co prawda tutaj jeszcze nie straciłem kontroli, ale ta dziewczyna szczególnie działała mi na nerwy. Pogrywała ze mną w jakąś dziwną grę. Powinni zrozumieć. Rose będzie na początku zła, ale Holly zaraz jej to idealnie wytłumaczy i tyle. Będą mieli nauczkę, że nie należy mnie zostawiać samego na tak długo wśród ludzi. Nie rozdzielą mnie z siostrą już nigdy więcej. Tak ta perspektywa bardzo mi się podoba.
- Ale tutaj nikt nie przechodzi. Jesteś pewny, że idziemy w dobrym kierunku? - uśmiechnąłem się tajemniczo. Czy byłem pewny? Jeśli nawet miałem wcześniej jakiekolwiek wątpliwości, co do tego, co chcę zrobić, minęły one z chwilą gdy wciągnąłem powietrze, a zapach tej nieświadomej dziewczyny wdarł się w moje płuca.
- O tak. Kto tu się dłużej uczy i zna szkołę? - Postanowiła mi zaufać. Nawet jeśliby tego nie zrobiła, nie było odwrotu. Za bardzo tego pragnąłem. Zdążyłbym ją złapać i ani by się obejrzała a już by była martwa. Przecież jak sama słusznie zwróciła uwagę, nie minęliśmy żadnego ucznia od ładnych paru minut.
- Wiesz co, lepiej przyśpieszmy, bo chyba słyszałam dzwonek, a nie lubię się spóźniać zwłaszcza w pierwszym dniu - zaśmiałem się w duchu. Och gdyby wiedziała… Nie spieszyłoby jej się tak. W końcu rzadko który człowiek chce własnej śmierci, a już na pewno nie w takich męczarniach. Nawet się nie obejrzała. Otworzyłem przed nią drzwi. Biedna pomyślała pewnie, że to do szatni i niczym owca weszła do jaskini lwa. Zamknąłem leciutko drzwi. Nawet nie usłyszałem kiedy znalazła się tuż przy mnie. Było zbyt ciemno aby mogła cokolwiek zobaczyć, ale ja widziałem wszystko. Kolejna zbawienna cecha wampirów. Nagle usłyszałem jej szept prosto do mojego ucha:
- Zróbmy to teraz. Weź mnie tu i teraz. Nie odmawiaj. Przecież wiem, że tego chcesz. Nie przyprowadziłbyś mnie tu gdybyś nie miał tego w planach - osłupiałem na chwilę. Wystarczyło jej na odpięcie jednego guzika z mojej koszuli. Zaśmiałem się po raz nie wiem który. Ona myślała, że chcę z nią baraszkować. Ciekawe doświadczenie. W sumie czemu nie. Wiem, wiem, mamusia mówiła, żeby nie bawić się jedzeniem, ale co innego zabawić się z jedzeniem przed skosztowaniem. W sumie to nie było takie złe, przecież nikt nie mógłby mnie wtedy podejrzewać. Wyglądałoby na gwałt. Kto doszukiwałby się w tym działania wampira. Zaśmiałem się z tego spostrzeżenia. Zważywszy, że prawie nikt nie wierzył już w nasz istnienie było bardzo mało prawdopodobne, aby ktokolwiek wpadł na tak inteligentny pomysł. Nawet nie wie jak ułatwiła mi życie w tej chwili. Biedna, durna, niemądra dziewczynka. Powinna uciekać gdzie pieprz rośnie, a tymczasem ona… |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Lilyanne
Wilkołak
Dołączył: 09 Sty 2010
Posty: 107 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: BB
|
Wysłany:
Nie 22:29, 14 Lut 2010 |
|
Ach, ach!
Jeszcze nie zdążyłam się wypowiedzieć w tym temacie, zupełnie nie wiem dlaczego
Chociaż jestem kilka rozdziałów do przodu, dalej miło czyta mi się te poprzednie. Teraz z pewnością wszystko rozumiem, a za pierwszym razem miałam kilka wątpliwości Podoba mi się Twój styl pisania, taki lekki a jednak zawiera wszystko co powinien. Ciekawi mnie, jak dalej potoczą się losy Briana i Diany, bo chociaż czytałam następne części, jeszcze się to całkiem nie wyjaśniło. I dlaczego ona jest brzydka! ;D to niszczy moje wyobrażenie opowiadania, ale zapewne opisałaś ją tak, aby oderwać się od jej stałej wizji w PŚ. Trudno, jakoś muszę to przeboleć, ale obiecasz mi, że trochę wypięknieje? XD Chociaż nie może, bo przecież się nie zmienia, ugh. Ale jakieś czary-mary możemy zrobić
Pozdrawiam, Lil. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Lilyanne dnia Pon 17:41, 15 Lut 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 16:48, 15 Lut 2010 |
|
Witam! Zajrzałam tu, bo może jest następny rozdział i tak właśnie jest. Bardzo się cieszę, bo byłam taka ciekawa co się zdarzy, gdy Diana "wywąchała" kogoś. Jestem ciekawa czy Diana wie, że Brian jest wampirem, ale przypuszczam, że tak, bo by nie wyszła z taką intymną propozycją. Trochę dziwi mnie, że to Brian nie zorientował się kim jest ta dziewczyna, no bo przecież na pewno nigdy nie słyszał o żadnym pół-wampirze. Jaką będzie mieć minę po stosunku jak zobaczy, że nic jej nie zrobił? Szczęka mu opadnie!!
To wszystko co miałam do powiedzenia.
Pozdrawiam i życzę dużo weny.
B |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
solas
Człowiek
Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 55 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany:
Nie 11:37, 21 Lut 2010 |
|
Beta: Lilyanne
Rozdział 4 Innowacja
Chłopak był niesłychanej urody, to trzeba mu przyznać. Na myśl przyszła mi od razu polska piosenka „ Bo takich już nie ma” zespołu A2. Przystojniejszy od innych znanych mi wampirów.
Chociaż możliwe, że takie mam tylko złudzenie. W końcu nie znam zbyt wielu moich pobratymców. Niestety, a może na szczęście, sama nie wiem, mama trzyma mnie z dala od wszelkich anomalii.
Teraz zaczyna się to już robić śmieszne. Wracając do mojego boskiego znajomego, postanowiłam bliżej go poznać. Nie żeby z moimi zdolnościami odległość stanowiła jakąkolwiek barierę.
Skrzywiłam się nieznacznie na myśl o tym, że mógłby coś wyczuć. Nasza rozmowa nie odbiegała od norm, a przeszukując jego myśli nie dostrzegłam żadnych niepokojących sygnałów jakoby zorientował się kim, a raczej czym jestem. Dziwiły mnie jednak niektóre jego reakcje. Zbliżyliśmy się do chyba najbardziej odosobnionego miejsca w całej szkole. Nie, nie ma takiej możliwości, żeby właśnie tu mieściła się sala gimnastyczna.
Zawsze próbowałam dawać moim rozmówcom jak najwięcej swobody i starałam się nie czytać im w myślach, teraz jednak zrezygnowałam z wszelkich blokad.
Zapewne gdybym była człowiekiem przeraziłabym się co ten chłopak planował. Tyle, że gdybym nie była półwampirem, nie wiedziałabym tego. Skoro on ma się poczuć lepiej, to czemu ja mam nie zaszaleć?
Oczywiście go nie pokąsam, bo po co… W końcu mama napisała „Baw się dobrze”, a trudno wyobrazić sobie lepszą zabawę dla młodej półwampirzycy. Nie robiłam przecież niczego złego. Ciekawa jestem tylko jego reakcji… W mgnieniu oka znalazłam się przy nim i wyszeptałam mu do ucha:
- Zróbmy to teraz. Weź mnie tu i teraz. Nie odmawiaj. Przecież wiem, że tego chcesz. Nie przyprowadziłbyś mnie tutaj, gdybyś nie miał tego w planach - Jego reakcja była natychmiastowa. Zaśmiał się ze mnie. W sumie to mu się nie dziwię. Gdyby sytuacja była odwrotna, zapewne zrobiłabym to samo. Bez zbędnych ceregieli przyssał się swoimi twardymi wargami do moich. Ciekawa byłam, kiedy wreszcie zorientuje się, że nie jest w stanie mnie zabić, a może już to wie? Nie, z całą pewnością.
Oderwał się ode mnie gwałtownie. Jego myśli krzyczały: Jeszcze! Jeszcze! Pragnienie jednak zdawało się zwyciężać. Oblizał wargi i bez zbędnych słów chciał przystąpić do dzieła.
- Chcesz zabawić się? Ze mną? Nie wiesz chyba co mówisz! - niemal krzyczał. Dobrze wiedziałam, że nic mi nie zrobi, nie był w stanie, a mimo to moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej, o ile to w ogóle możliwe. To zaczynało robić coraz się ciekawsze. Zawsze jakieś nowe doświadczenie. Czyż nie tego chciałam? Innowacji? Chciałam, aby ta zabawa trwała wieczność. Skoro on pragnął tego samego to po co przerywać. Rzuciłam więc jak najbardziej szalonym głosem:
- Ależ wiem. Sam przecież mówiłeś, że jesteś taki seksowny i wszystkie mdleją. A skoro mnie tutaj zaciągnąłeś powinniśmy to zrobić! - On zdecydowanie zaczął się niecierpliwić.
Och, jakież to dziecinne. Spróbował przerazić mnie swoimi zębami. W prawdzie nigdy nie byłam ukąszona przez wampira, ale w rzeczy samej czy mogło mi się coś stać? Najwyżej zostałabym wampirem i pozbyłabym się połowy człowieczeństwa. Chociaż nie byłam tego pewna. Prawdopodobnie mam twardą jak wampiry skórę, więc czy jedno ukąszenie mogłoby to zmienić? Uśmiechnęłam się do niego. Na twarzy mego towarzysza malowało się zdziwienie, a do mnie dotarły jego myśli: Czy ta dziewczyna naprawdę nie zdaje sobie sprawy czym jestem? Do prawdy uważa, że mogłoby chodzić o sam stosunek? Chyba najwyższa pora, aby ją uświadomić. Chociaż nie powiem całuje całkiem, całkiem.
Uśmiechnęłam się jeszcze promienniej. To się miało stać za chwilę. Zabawa dopiero się zaczynała! Miał dowiedzieć się czym jestem…
- Holly mi tego nie daruje - jęknął do siebie dość cicho. Gdybym była zwykłym śmiertelnikiem, nie miałabym szans usłyszeć tego westchnienia. Nie chcąc zakończyć jeszcze zabawy zapytałam:
- A tak w ogóle jak się nazywasz? Wolałabym wiedzieć z kim stracę dziewictwo - zaśmiałam się w duchu. Jakież to ludzkie.
- Brian Hale. Powinienem chyba zapytać również o twoje nazwisko, prawda? - wyczułam subtelną nutkę zniecierpliwienia.
- Diana Masen.
- Zaraz, czekaj, Masen… To mi coś mówi…- powiedział na głos, ale już po chwili przeszedł „ na tryb cichy”. Przecież nie chciał tego wypowiedzieć.
- Raczej zbieżność nazwisk. Ja mam tylko matkę, a mieszkałyśmy bardzo daleko stąd. Nie mam innej rodziny - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Widocznie musiałem się pomylić - zamyślił się na chwilę. Jednak już po sekundzie wróciła mu orientacja. Nie musiałam umieć czytać w myślach, aby wczytać z jego oczu zamiary. Westchnęłam i zamknęłam oczy, jak gdyby dając mu przyzwolenie. Bezszelestnie przysunął się do mnie. Jego marmurowe wargi znów pożądliwie i zachłannie przywarły do moich. W jego głowie zrodził się genialny, jego zdaniem, plan. Gdyby tak ukąsić mnie w język i tak wyssać krew? Nie byłoby śladów przecież… Zaśmiałam się w duszy czekając na to co nastąpi. Gdy jego pocałunek stał się jeszcze bardziej natarczywy, nagle poczułam leciutkie ukłucie. Zassał się, ale ja byłam już na to przygotowana. Odepchnęłam go z całej siły. Zaskoczony doskoczył do mnie i nie bacząc na pozory wbił się w moją szyję. Wyrwałam się i uciekłam. Nie chciałam wiedzieć, co o tym pomyślał. Wf miał być ostatnią lekcją, ruszyłam więc pędem do domu. Nie zastanawiając się nad tym, co robię biegłam jak oszalała. Ludzkie oko nie miało szansy mnie dostrzec. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez solas dnia Nie 11:44, 21 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Doris89
Nowonarodzony
Dołączył: 20 Paź 2009
Posty: 45 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grudziądz
|
Wysłany:
Nie 14:33, 21 Lut 2010 |
|
Dopiero dzisiaj trafiłam na to opowiadanie i muszę przyznać, że jestem ciekawa jak potoczą się losy Diany... ale z drugiej strony zapewne niedługo Bells spotka Emma lub Rosalie i wtedy to dopiero się zacznie dziać (bynajmniej mam taką nadzieję).
Czekam na ciąg dalszy:D:D WENY!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 13:25, 22 Lut 2010 |
|
Mało, mało i jeszcze raz mało!!! Jak mi się nie myli to cały ff ma być w narracji Diany I Briana. Aż ciekawi mnie jak będzie wyglądał tok myślenia wampira. No No zaczyna się akcja tylko wydaje mi się, że Brian jest ciężko kapujący, bo już dawno powinien się zorientować kim jest ta dziewczyna. Zostawiła go tak samego !
Pozdrawiam i życzę weny B |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
solas
Człowiek
Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 55 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany:
Nie 20:54, 28 Lut 2010 |
|
Rozdział 5 Kłopoty
Beta: Lilyanne
Zaskoczony? Mało powiedziane. Zdezorientowany? Niedopowiedzenie. Zły? I to jak. Zszokowany? Nie można sobie wyobrazić jak bardzo. Stałem oniemiały nadal nie wiedząc co zrobić. Gdyby moje serce biło z pewnością padł bym na zawał. Nie miałem pojęcia co się dzieje. Jak to w ogóle jest możliwe. To, że się wyrwała gdy ugryzłem w język jest jeszcze jako tako zdatne do przetrawienia, nie trzymałem przecież aż tak mocno. Mogła mieć na tyle siły. Ale to co się stało potem… Cholera, teraz to Holly i Rosalie mnie na pewno zlinczują. A Emmett? Hmmm, zły nie będzie, ale już słyszę te docinki. Jakim cudem udało jej się uciec? Holly na pewno już wie, przecież jesteśmy bliźniętami, do tego z tym samym darem, a ona widziała się ostatnio z Alice. Aż strach wrócić do domu. I jeszcze moje oczy... Na 100% są czerwone. Czy jestem z siebie dumny…? Zważywszy, że nie mam pojęcia o co tu w ogóle chodzi… Jedno jest pewne - naważyłem piwa i chociaż jest ono cholernie gorzkie, będę je musiał wypić. Holly pomoże, ale… Będzie zła. Oj bardzo wściekła. Ale może, przy odrobinie szczęścia uda się ich udobruchać. W końcu przecież nie zabiłem tej dziewuchy. No tak, ale teraz ona może to rozpowiedzieć gdzie się da… Cud, że jeszcze tego nie zrobiła. A wiedziałbym. Baranie, czemu jeszcze tu sterczysz?! Leć do domu, zanim siostra przybędzie tutaj i nie będzie co z ciebie zbierać. Napędzany takimi myślami musiałem nieźle się natrudzić, aby podążać ludzkim krokiem przez korytarze. Do domu nie miałem daleko. To tylko kilka przecznic i las w którym mogłem pozwolić nogom biec najszybciej jak potrafiły. Przed domem zwolniłem. Jeśli nie będzie Holly przed drzwiami oznaczać to może tylko jedno, że jest naprawdę źle… Wyjrzałem zza drzewa. A niech to! Nikogo nie było. Czy istniało jakieś racjonalne wyjaśnienie, którym mógłbym się posłużyć? Patrząc na to, że siostra wiedziała wszystko jasno i dokładnie, zmyślanie nie miało najmniejszego sensu. Westchnąłem cicho chociaż wiedziałem doskonale, że oni i tak mnie słyszą. Oczami wyobraźni widziałem ich miny. Nie było odwrotu. Bezszelestnie dostałem się do przedsionka. Zawahałem się sekundkę, ale czy istniała możliwość odwrotu? Pokiwałem z rezygnacja głową.
- Jestem w domu! - krzyknąłem na całe gardło, chociaż zdawałem sobie sprawę, że to zbędne. Tak jak podejrzewałem, siedzieli w nieużywanej jadalni. Z zamiarem dołączenia do nich wszedłem do pomieszczenia i stanąłem jak wryty. Oprócz Holly, Rosalie i Emmetta siedziały jeszcze cztery osoby, których w żaden sposób nie mogłem się tutaj spodziewać.
- Brian usiądź. Musimy bardzo poważnie porozmawiać - rzuciła Rose
- Wiem - wyszeptałem. Alice przesłała mi kojący uśmiech, a Jasper chciał wypróbować na mnie swój dar, ale go zablokowałem (dzięki temu, że przejąłem jego umiejętność, byłem w stanie to zrobić) chciałem być świadomy tego co się do mnie mówi. Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Chcesz się sam wytłumaczyć czy…
- Przecież i tak wszystko już wiecie, po co drążyć…
- Brian nie pyskuj do ojca! - wysyczała mama. Tak nie znosiłem tych oficjalnych form. Dobrze, że pozostali pozwalali mówić do siebie po imieniu.
- Więc co? Co byście chcieli usłyszeć? Proszę bardzo! Mamo, tato musimy się wynieść, bo wasz syn znowu nie opanował pragnienia! Okazał się zbyt słaby…- krzyczałem i byłem tego świadomy. Może przynosiło mi to ulgę? Nie wiem. Oni patrzyli na mnie ze stoickim spokojem. Zerknąłem na Jaspera. Zaprzeczył lekkim ruchem głowy. To nie jego dzieło. A skoro ja także nie miałem z tym nic wspólnego oznaczało to, że albo Holly, albo Alice uprzedziły ich o moim wybuchu.
- Brian to wiemy i widzimy. Powiedz nam coś nowego - powiedziała spokojnie matka, chociaż wiedziałem, że w środku się gotuje.
- Rose mogę? - zapytał cicho Carlisle. Kiwnęła tylko głową.
- Chłopcze, każdy z nas popełnia błędy. Żadne nie jest święte.
- Tak, ale tylko przeze mnie przeprowadzaliśmy się już 69 razy - wycedziłem przez zaciśnięte zęby wchodząc mu w słowo. Nie zrażony mówił dalej.
- Z każdego błędu powinniśmy wyciągać lekcję. Jeśli wiesz o czym mówię to znak, że twoje błędy mają coś na celu - zamyśliłem się. Może jednak nie wiedzieli wszystkiego… Ale to tylko świadczyło na moja niekorzyść. Chcąc nie chcąc, musiałem wyjaśnić co się stało chociaż sam nie byłem tego tak do końca pewny.
- Nie mogę wyciągnąć lekcji z czegoś czego nijak nie rozumiem - wyszeptałem i zacząłem wyczekiwać na zadawane pytania. Nastała jednak niczym nie zmącona cisza. Zaczęło mnie to powoli przerażać gdy wreszcie odezwała się jako pierwsza Rosalie.
- Synu, myślałam, że jesteś mądrzejszy. Że to, co się dzieje jest dla ciebie zrozumiałe. Rozczarowałeś mnie - powiedziała to spokojnym, ale rzeczowym tonem. To jednak wystarczyło, abym poczuł się jak najgorsza szmata. Następny chciał zabrać głos Emmett, ale mu na to nie pozwoliłem:
- Tato, daruj sobie. Wiem, że jestem czarną owcą w rodzinie. Może będzie lepiej jeśli zostawię was w spokoju. Holly jakoś da sobie radę z rozłąką. A ucieczka z domu wydaje się być jedynym słusznym rozwiązaniem. Więc…- nie dokończyłem. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego jak wielką przykrość sprawiłem wszystkim w tym pomieszczeniu. Tak bardzo chciałem cofnąć wypowiedziane słowa, ale już nie mogłem… Z opresji wyratowała mnie jak zwykle moja ukochana Holly.
- Nie widzę, żebyś miał uciekać. A wizje są dość wyraźne. Nie mam w prawdzie takiej wprawy jak Alice, ale jedno wiem na pewno - nigdzie się nie wybieramy w najbliższym czasie - zerknęła na naszą domową wróżbitkę z większym stażem. Alice kiwnęła tylko głową na znak, że zgadza się ze słowami przedmówczyni.
- Ale przecież ja ją zraniłem i ukąsiłem, więc ona…- zamilkłem.
- Myślę, że chcesz nam coś opowiedzieć, prawda? - rzekł milczący do tej pory Jasper, zapewne wyczuwając mój nastrój. Pokiwałem głową. Z chwilą w której zdecydowałem się opowiedzieć im wszystko od początku do końca z detalami, Alice i Holly dostały wizję. Zerknąłem na pierwszą z wymienionych i zauważyłem, że przygryza dolną wargę. To, co miałem powiedzieć było więc chyba dla niej bolesne. Obdarzyłem ją niepewnym uśmiechem i spróbowałem polepszyć jej nastrój. Z niewielką pomocą Jaspera udało mi się to chwilowo.
- No więc. Ta dziewczyna…- mówiłem nieprzerwanie. Nikt nie musiał mnie nakłaniać do dalszego podjęcia tej historii. Dopiero teraz, wspominając na głos co przeżyłem, uświadomiłem sobie, że nie wyczuwałem żadnych emocji dziewczyny. Nie zataiłem niczego, nawet tych pocałunków. Kiedy skończyłem, pierwszy zabrał głos Carlisle.
- Brianie, czy pamiętasz chociaż imię tej dziewczyny? - A czy to mogło mieć jakiekolwiek znaczenie?
- Przedstawiła się jako Diana Masen - powiedziałem lekkim głosem. Kiedy tylko przebrzmiało nazwisko wymienione przeze mnie, wiele rzeczy wydarzyło się jednocześnie. Alice odwróciła głowę, Esme zakryła twarz rękoma, Jasper wbił wzrok w ścianę, Rose zawyła cicho, a Emmett swoją niesłychana siłą rozwalił w drobny mak kolejny stół. Tylko Holly i ja nie wiedzieliśmy co się stało. Z niemym pytaniem patrzyliśmy na każdego członka naszej rodziny.
- Jesteś pewny, że powiedziała Masen? - zapytał siląc się na spokój Carlisle. Nawet jemu, najspokojniejszemu mężczyźnie na świecie przychodziło to z trudem. Co jak co, ale to pamiętałem. Mi przecież też coś mówiło to nazwisko. Nie mogłem jednak przypomnieć sobie skąd je znam.
- Należą wam się wyjaśnienia naszego zachowania.- rzucił Jasper, który otrząsnął się z pierwszego szoku - ON nazywał się za życia Masen - nie musiał precyzować o kogo chodziło. To imię było zresztą zakazane. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
behappy
Wilkołak
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 19:36, 01 Mar 2010 |
|
Mało mało i jeszcze raz mało, ale i tak podoba mi się, treść nadrabia nad ilością. Brian chyba naprawdę nie domyśla się kim jest Diana.Jeszcze nie połapałam się kim jest kim w rodzinie Briana, to co wiem na pewno to, że Rose jest jego matką a Emmett ojcem. Ciekawi mnie kim jest ten ON i dlaczego jego imię nie można wymawiać na głos? To wszystko bo co by tu powiedzieć więcej jak nie jest tego za dużo.
Pozdrawiam i życzę weny. B |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
solas
Człowiek
Dołączył: 08 Cze 2009
Posty: 55 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany:
Nie 15:34, 07 Mar 2010 |
|
Beta : Lilyanne
I zanim przejdę do następnego rozdziału to zadam pytanie: Czy jest jakikolwiek sens pisania tego nadal skoro czyta to jedna osoba? Dla mnie mała motywacja... Poproszę o wypowiedz. Pozdrawiam Sola
Rozdział 6 Prawda
Do domu dotarłam w zadziwiającym, nawet jak na moje zdolności, tempie. Zdążyłam pozbyć się krwi przed przybyciem mamy. Wiedziałam doskonale, że nawet mimo wielkiej matczynej miłości jaką mnie darzy, wyczuwszy moją kapiącą krew nie umiałaby się powstrzymać przed rzuceniem się na mnie. Włączyłam cicho telewizor i starałam się uspokoić. Moje, nadal kołaczące zbyt szybko serce, mogłoby mnie zdradzić w okamgnieniu. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie zdołam przed nią ukryć tego co się stało. Wiedziałam, że kiedy odkryje prawdę będzie „lekko” oburzona, iż nie podzieliłam się z nią tą radosną nowiną o wyczuciu w pobliżu wampira. Co jej miałam powiedzieć? Przecież marzyłam o normalnym życiu, a dopiero co się wprowadziłyśmy. Nie chciałam wymuszać nic na mamie. Jest zbyt uparta, aby mnie posłuchać. W tej jednej jedynej kwestii ma tak silną wolę, że nie jestem w stanie na nią wpływać w żaden znany mi sposób. Nawet nie patrzyłam na włączony telewizor. W myślach powróciłam do szkoły i rozpamiętywałam zachowanie chłopaka. Cóż za pech, że akurat teraz spotkałam go na swojej drodze. Może w innych warunkach… Nie, nie powinnam, nie miałam prawa o tym myśleć w ten sposób. Ale jego wargi były takie… Nigdy jeszcze czegoś takiego nie czułam. Z daleka usłyszałam, że mama siłuje się z kluczem. Natychmiast doprowadziłam się do porządku i zaczęłam udawać, że oglądam z zaciekawieniem program naukowy.
- Diano jesteś? - zapytała dziecinnie.
- W salonie mamuś! – odkrzyknęłam, chociaż wiedziałam doskonale, że usłyszałaby nawet szept.
- Padam z nóg. To dziwne od lat nie czułam zmęczenia.
- Tylko ci się tak wydaje - powiedziałam jakby od niechcenia.
- A jak tam w tej nowej szkole? Opowiadaj umieram z ciekawości - czasami denerwowała mnie ta jej chęć bycia moją przyjaciółka zamiast matką. No ale cóż, musiała dorosnąć do macierzyństwa w bardzo szybkim tempie.
- Szkoła, jak szkoła. Białe mury, ławki, nauczyciele, uczniowie. Nic ciekawego.
- A odniosłam wrażenie, że bardzo chciałaś takiej normalności czyż nie? - zapytała jakby ze smutkiem.
- Tak. Ale nie uważam, żeby było o czym opowiadać - No może poza pewnym drobnym szczegółem, że spotkałam w tej szkole wampira, który chciał mnie zamienić w swoja ofiarę, pomyślałam Bella popatrzyła na mnie z ukosa. Moje milczenie wydało jej się widocznie podejrzane, gdyż rzekła:
- No, a teraz tak na poważnie. Co się dzieje? Widzę, że coś ukrywasz. Więc? - mogłabym oczywiście wymigać się, że jestem trochę zmęczona i czmychnąć do mojego pokoju. I to właśnie zamierzałam zrobić.
- Wiesz mamuś, to był ciężki dzień, a ja w przeciwieństwie do ciebie potrzebuję odpoczynku więc nie obraź się, że pójdę się położyć.
- Oczywiście. Idź, idź.
Obróciłam się w stronę mojego pokoju, ale, że kłamanie nie wychodzi mi za dobrze, mama stanęła przede mną i jednym ruchem odgarnęła włosy z mojej szyi. Nie muszę chyba dodawać, że starałam się nimi ukryć ślad po ugryzieniu przez Briana.
- Mogę przejść? – zapytałam, chociaż wiedziałam doskonale, że jestem na przegranej pozycji.
- Najpierw proszę mi to wyjaśnić. Dokładnie.
- Ale tu nie ma czego wyjaśniać. Potknęłam się, upadłam i stąd rana. Jestem w połowie człowiekiem…
- Elizabeth - Nie musiała nic dodawać. Zwracała się do mnie prawdziwym imieniem tylko gdy coś zbroiłam, albo gdy chciała mnie pocieszyć. Nie trzeba być Sherlockiem, aby domyślić się co teraz czuje. Nie było żadnej drogi ucieczki - Słucham. Co masz mi do powiedzenia?
- Mamo, ja… No dobrze, skoro muszę… - opowiedziałam co zaszło w szkole. Jednak jej reakcja nieco odbiegała od tego, czego się spodziewałam.
- Zapytałaś chociaż o jego imię, zanim zdecydowałaś się na…- nie umiała tego wymówić na głos.
- Mamo, ja mam ponad pięćdziesiąt lat, nie sądzisz, że…
- Zastanów się dobrze, czy chcesz dokończyć tą myśl - ta powaga w jej głosie była dla mnie niczym sztylet przebijający serce.
- Nie chcę.
- Tak myślałam. Więc?
- Na imię ma Brian.
- Brian i co dalej? - była nie ugięta. Tylko zastanawiałam się, po co jej to.
- Brian Hale - tego nie przewidziałam. Na dźwięk jego nazwiska matka usiadła.
- Opisz mi jego wygląd. Nie wierzę, że nie zapamiętałaś. Mów…- to nie była ciekawość. To coś więcej, coś czego nie umiałam zrozumieć. A może nie chciałam?
- Blond włosy, czarne oczy, schludnie ubrany - Zbudowany niczym młody bóg - dodałam w myślach.
- Na pewno Hale?
- A co jest w tym takiego dziwnego? - przygryzła wargę. Widziałam jak z sobą walczy.
- Jego matka nazywa się Rosalie. Czytałam w jego myślach - dodałam, tak jakby to mogło cokolwiek wnieść do naszej rozmowy.
- A ojciec Emmett - wyszeptała. Już wiedziałam. Tylko jeden temat sprawiał jej taką przykrość. To musiało mieć jakiś związek z moim ojcem.
- Skąd wiesz? - zdawałam sobie doskonale sprawę z tego, że mówiąc to przekraczam pewną niedozwolona dla mnie granicę. Chociaż... Skoro jeszcze mnie nie uciszyła, to może jednak tym razem uda mi się coś więcej z niej wyciągnąć?
- Kochanie, to nie jest jeden z moich ulubionych tematów. Mówiłaś, że jesteś zmęczona. Masz prawo. Jutro rano zdecydujemy jak załatwić tą sprawę - Powinnam była jej posłuchać, ale czyż nie łamię teraz wszelkich zakazów? A szczera rozmowa z pewnością należy do spraw normalnych. Cóż więc złego w tym, że chciałam wiedzieć? Nie chciałam mamy stawiać pod murem wykorzystując część mojego wspaniałego daru. Mimowolnie jakaś cząstka mnie podpowiedziała mi najlepsze dla mnie rozwiązanie. Ach ten Salomon.
- Nie chcesz mówić trudno. Ciekawa jestem czy Brian jutro też będzie miał jakieś obiekcje co do wyznania mi prawdy - zadałam jej ból, lecz wiedząc o tym jestem przekonana, że gdyby było trzeba, potrafiłabym to powtórzyć.
- Czy twoja ciekawość jest aż tak wielka, że świadomie mnie ranisz? - zapytała. Nie musiałam odpowiadać – Dobrze, skoro tego właśnie chcesz. Rodzina Hale to jednocześnie rodzina Cullen i odwrotnie. A właśnie z tej rodziny pochodzi twój ojciec.
- Do tego sama doszłam. Powiedz mi coś czego jeszcze nie wiem - zachowywałam się jak w jakimś transie. Moje słowa… Mówiłam jak nakręcona. Zdarzyło się to po raz pierwszy od kiedy istniałam.
- Co jeszcze chcesz?
- Mamo, tak mało mówisz o moim ojcu. Wiem, że cię to boli, ale czy nie sądzisz, że już czas abym poznała prawdę? - przygryzłam wargę i zamarłam w oczekiwaniu. Westchnęła, przyznając mi tym samym rację.
- Widocznie nadszedł już ten czas. Tylko to tak bardzo skomplikowane, że nie mam pojęcia od czego zacząć…
- Najprościej by było od początku.
- Dobrze. Jak wiesz przeprowadziłam się do ojca w wieku 17 lat. Środek roku szkolnego, a ja zaczynam życie w Forks. Tam właśnie poznałam…poznałam twojego tatę. Z początku było ciężko, ale po wielu trudach zaczęliśmy z sobą chodzić. Zmagaliśmy się razem z wieloma przeciwnościami losu. Pewnej granicy twój ojciec wolał nie przekraczać. Pierwszy pocałunek to najpiękniejsze co mnie spotkało zaraz po… No właśnie… 12 września ojciec zdecydował, że zabierze mnie na tą wspaniałą polanę. Tam jego ciało zmieniało się nie do poznania… W przeddzień moich 18 urodzin udało mi się go nakłonić i zrobiliśmy to… Jeszcze nigdy nie czułam się taka szczęśliwa jak w jego ramionach. To wspaniałe uczucie. Miłość… Tamto miejsce było dla niego czymś wyjątkowym. Tylko tam potrafił być taki spontaniczny. Nie żałuję tego, że straciłam z nim dziewictwo. Gdyby nie tamta chwila zapomnienia nie miałabym ciebie i kto wie jak by się potoczyło moje życie. Wróciliśmy do domu po 22. Charlie nawet się nie zezłościł. Ja oczywiście nie mogłam wiedzieć, że rośnie we mnie nowe życie. Alice, jak to Alice, zorganizowała mi przyjęcie urodzinowe. Wszystko toczyło się zgodnie z planem do czasu rozpakowywania prezentów. Przez swoje roztargnienie rozcięłam sobie palec o kant prezentu. To maleńkie zdarzenie zmieniło całe moje życie. W mgnieniu oka sytuacja zmieniła się diametralnie. Po tamtym wydarzeniu… Edward zaczął się ode mnie oddalać. Po kilku dniach po prostu wyszedł domu i nie wrócił. Nawet Alice jego siostra mogąca przewidywać z grubsza przyszłość nie miała pojęcia co się z nim stało. Minęło tylko kilka marnych dni od naszego stosunku, ale ty rosłaś w bardzo szybkim tempie tak, że zaczęłam wyczuwać twoje ruchy. Nie powiedziałam o tym nikomu. Pożegnałam się z ojcem i wyjechałam. Skryłam się w dalekim lesie. Resztę już znasz. Poniekąd uczestniczyłaś już w tych wydarzeniach. Żałuję, że nie mogłam ci nic dać w tych pierwszych dniach twojego życia.- Bella zadrżała. Widziałam jak wstrząsnął nią dreszcz gdy tylko wymówiła imię Edward. Wiedziałam, że to już koniec tej historii, ale czułam pewien niedosyt. Czyżby coś ukrywała?
- Mamo, czyli on jest zwykłym tchórzem?
- To nie jest takie proste. Wiem, że chciał mnie ochronić. Nie miał pojęcia, że... Skąd mógł wiedzieć, skoro ja sama nie wiedziałam? Nie oceniaj go zbyt ostro. Ja nie czuję do niego żalu, ale samo to, że nas nigdy nie szukał, że nie chciał mieć kontaktu ze mną… Przecież gdyby bardzo się postarał… Po części dlatego też tak często się przeprowadzamy. Na początku chciałam, aby nas znalazł, ale teraz…
- Widziałaś się kiedyś jeszcze z kimkolwiek z Forks? - zapytałam szybko, chcąc jej dać wytchnienie od złych wspomnień.
- Większość z nich już zapewne nie żyje. Pięćdziesiąt lat to dla człowieka bardzo dużo. Wiem, że to nie odpowiedz na twoje pytanie, ale powinnaś przecież wiedzieć najlepiej… Spotkałam raz, ale tylko ten jeden jedyny Renee i Phila. Ona mnie nie poznała. Własna matka… Wiem, że się zmieniłam, ale… Liczyłam chyba, że chociaż ona… Dobra koniec tego przesłuchania, bo jutro nie wstaniesz do szkoły.
- Czyli jednak wracam?
- W sumie nie ma przed czym uciekać. Nie ma takiej możliwości, żeby ktokolwiek domyślił się czyją jesteś córką - Musiałam zapytać. Zadać to jedno pytanie.
- A gdyby jednak? Czy to zmieniłoby cokolwiek? Mamo, ty go nadal kochasz. - to ostatnie było stwierdzeniem. W żadnym wypadku nie pytaniem.
- Tak - wyszeptała cichutko, jakby wstydziła się tego słowa, a tym samym własnych uczuć. Gdyby było to możliwe po jej policzkach spływałyby teraz łzy. Poczułam się wrednie.
- Przepraszam. Nie powinnam była…
- Nie obwiniaj się. Przez te wszystkie lata miałaś swojego ojca za potwora bez uczuć. A wracając do twojego pytania… Gdyby ktoś jednak jakimś cudem dowiedział się… Sama nie wiem. A może to jednak dobry pomysł? Potrzebujesz towarzystwa kogoś w twoim wieku. Gdybyśmy przyłączyły się do rodziny Hale może… Ale czy ty byś tego chciała? - Chyba po raz pierwszy zapytała mnie o zdanie w tak istotnej sprawie. Zawahałam się. Wiedziałam, że potraktuje moje słowa poważnie.
- Myślę, że mogłybyśmy się do nich przyłączyć. Ty też nie musiałabyś bezustannie o wszystko troszczyć się sama. Miałabyś z kim spędzać noce, bo ja za bardzo się do tego nie nadaję. No i… W sumie byłby ktoś, kto by nad tobą czuwał. Z tego co mi kiedyś dawno temu wspominałaś rodzina Cullenów jest również „wegetarianami” Z drugiej jednak strony nie wiemy jak oni zachowaliby się przy mnie. W końcu w moich żyłach płynie ludzka krew, a moje serce bije - Mama uśmiechnęła się do mnie, chyba po raz pierwszy w tej trudnej rozmowie.
- Sądzę, że Carlisle i Esme pokochają cię. Zresztą tak jak i Alice. A skoro ona to i bez wątpienia Jasper cię nie tknie. Emmett jest jaki jest, ale nie da cię skrzywdzić, a Rosalie poszłaby za nim w ogień. Zostaje jeszcze ten Brian. Wychodzi na to, że został zaadoptowany przez Rose.
- Jest jeszcze jakaś Holly - przypomniałam sobie, jak chłopak wyszeptał imię dziewczyny.
- Myślę, że nie będą robili większych trudności, a w razie czego będziemy w większości.
- A ON?
- Edward? Wyczułabym jego obecność. Nie ma go w okolicy - wyraźnie posmutniała.
- Czyli co? Zgadzasz się? Mogę się z nimi spotkać?
- Sądzę, że rozsądniej będzie jeśli obie przemyślimy to na spokojnie jutro. A teraz zmykaj do łóżka, bo będziesz w szkole nieprzytomna.
Posłusznie powlokłam się do mojego pokoju. Jeszcze długo nie mogłam zasnąć. Taka dawka szczerości była jak bomba atomowa. Spadła nagle, wprowadzając chaos i spustoszenie w moim mózgu. A jutro miało być jeszcze ciężej. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Doris89
Nowonarodzony
Dołączył: 20 Paź 2009
Posty: 45 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grudziądz
|
Wysłany:
Nie 17:21, 07 Mar 2010 |
|
Pewnie, że pisz dalej:D:D
Jak dla mnie to troszku krótkie są rozdziały, ale to dlatego, że ja kocham czytać, a tak to szybko się czyta.
zdziwiłam się, że Bells wszystko opowiedziała córce...
Mam nadzieję, że szybko spotkają się z Cullenami... i może Edward wróci...
Czekam na ciąg dalszy:) WENY!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|