|
Poll :: Wybierz coś, co Ci najbardziej odpowiada. ( O co chodzi dowiciecie się w pewnym momencie :P) |
Piraci |
|
15% |
[ 38 ] |
Kosmici |
|
12% |
[ 30 ] |
Elfy |
|
69% |
[ 170 ] |
Krasnale |
|
2% |
[ 6 ] |
|
Wszystkich Głosów : 244 |
|
Autor |
Wiadomość |
Dahrti
Zły wampir
Dołączył: 21 Lis 2008
Posty: 328 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Czw 12:40, 19 Lut 2009 |
|
Może tak jej tylko powiedzieli, pokazali martwe dziecko...
A poza tym ten ff jest wybitnie niestandardowy więc... Ale za to go lubię - wreszcie Bella nie kocha Edwarda! JEST! (Choć osobiście mam nadzieję, ze jej przejdzie... gdzieś w okolicach ostatniego rozdziału :D) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
illiss
Człowiek
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 64 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 16:05, 19 Lut 2009 |
|
7.
Zanu nie przybywał zbyt długo. Może nie dowiedział się o aniele? Nie, to niemożliwe zawsze wiedział o wszystkim. Więc dlaczego? To pytanie świdrowało moją duszę. Czy był, aż tak zły za mój występek? Wiedziałam, że nienawidził aniołów, poprzednim razem mimo, że wymierzył mi karę był dumny, czy teraz złościł się, ponieważ sprzeciwiłam się jego woli? To, było prawdopodobne, ale dlaczego zwlekał? Czy miało to coś wspólnego z Esme? Być może wszystko zaplanował, był taki nieprzewidywalny. Przymknęłam oczy z ulgą. Cullenowie po raz pierwszy wykazali się odrobiną taktu i nie przerwali mi mojego ulubionego zajęcia. Raz po raz wdychałam zapach trawy. Wsłuchiwałam się w szum drzew, który wpływał na mnie niezwykle kojąco. Co jakiś czas spostrzegałam promyk słońca przebijający się przez tumany chmur. Dzień był dziś niezwykle wietrzny i to pozwoliło mi odkryć moją nową namiętność. Mm, wiatr- myślałam z rozmarzeniem. Tyle uczuć, których doświadczyłam na ziemi… Codzienne obserwacje ludzi pomogły mi dostrzec, że tylko niewielu z nich rozkoszowało się pięknem ziemi w równym stopniu, co ja. Zazdrościłam im tego beztroskiego życia oraz tego, co miało ich czekać później, ja nigdy tego nie doświadczę. Moja niezwykłość, piękno, charakter, osobowość, siła i inteligencja z dnia na dzień stawała się coraz większą udręką… Gdyby w tej chwili ofiarowano mi chodź rok ludzkiego życia, że wszystkimi jego wadami i zaletami oddałabym za nie nawet swoją nieśmiertelność. W końcu wiedziałam, że moje istnienie nie ma celu, czegoś, co nadałoby mu sens. Wstałam prostując się. Byłam gotowa na rozmowę, chciałam by Cullenowie wiedzieli o mnie wszystko. Nawet, jeśli miałam za to zapłacić najwyższą cenę. Zakazy Zanu już nic nie znaczyły. Przekroczyłam próg wchodząc do domu Cullenów.
-Esme- powiedziałam spokojnie- jestem gotowa.
Wsiadłam w jednym z foteli w salonie, wampirza rodzina już na mnie czekała.
-Z powodu nowych okoliczności- mówiłam- postanowiłam wyznać wam całą prawdę o sobie, uszanujcie to, do tej pory tylko ojciec wiedział o mnie wszystko. Esme- spojrzałam na kobietę- wyjaśni mi na początek jak zostałaś wampirem i czy miałaś kiedyś dzieci.
Przez chwilę panowała cisza, wszyscy wpatrywali się we mnie w osłupieniu, jakby zastanawiając się czy naprawdę powiedziałam, to, co usłyszeli.
-Zmienił mnie Carlisle- wyjaśniła wampirzyca- byłam w ciąży tylko raz. Poroniłam, nie mogąc się pogodzić ze śmiercią dziecka skoczyłam z klifu. Chciałam popełnić samobójstwo. Jakimś cudem moje serce wciąż biło, gdy znalazł mnie Carlisle. Przebywałam już wtedy w kostnicy. Potem nastąpiła przemiana.
Zaśmiałam się w duchu, bardzo pomysłowe, Zanu ma olbrzymią wyobraźnię.
-A ojciec dziecka?- spytałam zaciekawiona.
-Cóż, zostawił mnie- wyjaśniła kobieta.
-Teraz wysłuchajcie mojej historii- poprosiłam- może wydać się wam nieprawdopodobna, ale wszystko, co powiem jest prawdą. Esme- patrzyłam na matkę- mam nadzieje, że w ten sposób uda ci się przypomnieć to, czego oczekuję.
Nieco zdziwiona kiwnęła głową na znak zgody. Nabrałam powietrza i rozpoczęłam swoją opowieść:
-Na początku świata we wszechświecie krążyły dwie materie, kiedy Pan je oddzielił od siebie powstało dobro i zło. Ze zła wyłonił się demon- Zanu. Zanu przez miliardy lat budował swoje państwo- Krainę Wiecznego Mroku. W międzyczasie Pan stworzył ziemie i jej mieszkańców- śmiertelników, czyli ludzi. Później również wampiry. Pan stworzył Piekło i Niebo, czyli miejsca, gdzie po śmierci miała trafiać dusze mieszkańców ziemi. Pomimo tego, co myślicie wampiry mają kres swego istnienia, zakończy się ono wraz z życiem ziemi, wtedy wasze dusze trafią do Nieba albo Piekła. Chyba, że wcześniej ktoś was zamorduje.
Przerwałam przyglądając się swoim słuchaczom, byli zaszokowani.
-Bello- zwrócił się do mnie Carlisle- przyjmując, że twoje słowa są prawdziwe, jak to możliwe, aby Bóg stworzył zło?
Zaśmiałam się, oczekiwałam tego pytania.
-Carlisle- powiedziałam- zło musiał powstać, aby istniało dobro, te dwie materie są od siebie zależne. Zło z początku istniało tylko po to, aby ukazywać gdzie zaczyna się, a gdzie kończy dobro, dopiero my wszyscy doprowadziliśmy je do tego, czym jest obecnie.
Nie byli wstanie wymówić chodźby słowa, nie spodziewali się, że będę mówić o wierze.
-Ale wracając do tematu- kontynuowałam - Pan dał Zanu władzę nad Piekłem, to on miał pilnować, aby odpowiednie dusze tam trafiały. Po jakimś czasie Zanu zapragnął potomka, dlatego szukał kobiety, która spełniłaby jego wymagania, znalazł Esme.
Zamilkłam. Chciałam, aby sens tych słów do nich dotarł. Widząc wyrazy ich twarzy zaśmiałam się. Byli przerażeni.
-Jak…?- zaczęła Esme, ale nie zdołała dokończyć.
Wzruszyłam ramionami.
-Po prostu wydałaś mu się idealna, byłaś wtedy jeszcze człowiekiem. Zanu zaplanował, że po narodzinach Esme zginie, nie sądziłam, że stworzył tak perfekcyjny plan. Jak się domyślam wymazał jej z pamięci odpowiednie wydarzenia, przekonując, że poroniła i nakłaniając do samobójstwa. Esme była dobrą kobietą, więc jej dusza trafiłaby do Nieba, tam Zanu nie miał wstępu, nie musiałby się o nią martwić. Nie przewidział, że pojawi się Carlisle i zmieni Esme w wampira, dalej o tym nie wie.
-Chcesz mnie przekonać, że nosiłam pod sercem dziecko szatana?!- burzyła się Esme.
-Nie szatana- potrząsnęłam głową- demona, Lucyfer to anioł, który odwrócił się od Pana, ale tak, jesteś matką pół- człowieka, pół- demona. Jesteś moją matką.
Zerwała się z krzesła.
-Jak to możliwe?!- krzyknęłam- Jak możesz być moją córką?! Moje dziecko miałoby teraz….
-50 lat?- podsunęłam.
-Tak- sapnęła.
-Esme, usiądź proszę- powiedziałam- wiem, że to…skomplikowane, ale jestem pewna, iż to właśnie ty jesteś moją matką.
-Skąd ta pewność?- zapytała siadając ponownie na krześle.
Westchnęłam.
-Od początku mojego istnienia, byłam niezwykle uzdolniona, to zasługa Zanu, pamiętam każdą sekundę swojego życia, to właśnie ciebie zobaczyłam jako pierwszą, zawsze wiedziałam, kim dla mnie jesteś. Z początku Zanu próbował mi tłumaczyć, że nie byłaś nikim ważnym, nie powinnaś dla mnie nic znaczyć, ale nie chciałam go słuchać. Pozwolił przetrząsnąć mi Piekło w poszukiwaniu twojej duszy, chodź wiedział, że jej tam nie znajdę, ale ja nie sądziłam, że wybrałby kogoś czystego na matkę swojego dziecka. Szukałam cię bardzo długo, w końcu znudzona porażkami przestałam.
-A Niebo?- zapytał Emmett.
Zaśmiałam się.
-Emmecie, czy sądzisz, że anioły wpuściłyby do Nieba córkę demona? Nie, nigdy tam nie byłam. Ale wiele słyszałam o tym miejscu, jest niezwykłe- uśmiechnęłam się rozmarzona, wiele razy próbowałam wyobrazić sobie Niebo, niestety bez skutku.
-Co było dalej?- Alice była zaintrygowana.
-Nic, na 17 urodziny otrzymałam nieśmiertelność, a potem egzystowałam.
-Dlaczego Zanu przystał cię na ziemie?- to pytanie zadał mi Edward.
Patrzyłam na niego przez chwilę bez słowa zastanawiając się, o czym teraz myśli.
-Zabiłam anioła.
-Zabiłaś anioła?!- wrzasnął Emmett- Jak?! To możliwe?!
Uśmiechnęłam się.
-To dosyć trudne, ale możliwe, anioły tak naprawdę nie umierają, tracą tylko ciała, aby się odrodzić potrzebują tysiącleci.
-Jasna cholera- zaklął Emmett- ty naprawdę jesteś córką demona.
-Córką demona, dzieckiem mroku, wcieleniem zła- wzruszyłam ramionami- nazywajcie to jak chcecie.
-A te dwa pozostałe anioły?- zwróciła się do mnie Alice- Te, które widziałam w wizji.
-Cóż, jednego zabiłam, drugiego nie zdążyłam, przerwał mi Edward.
-Czy ty jesteś zła?- zapytała niespodziewanie Rozalie.
- Bo ja wiem- zastanawiałam się- w sumie i tak nie miałam żadnego wyboru, to ojciec zdecydował kim jestem, już wam mówiłam, nie pozwolił obudzić mojego serca.
-Dlaczego nam o tym mówisz?- drążyła Rose.
-Pobyt na ziemi mnie zmienił, a moje życie i tak jest wystarczające nudne, ale nie martwcie się, Zanu was nie skrzywdzi, w najgorszym razie to mnie zabije.
-Zabije cię? To twój ojciec- zdziwiła się Alice.
-Co z tego?- patrzyłam na nią uważnie- Nie kocha mnie, on w ogóle nie ma serca.
Zapadła cisza. Cullenowie siedzieli zatopieni w swoich myślach.
-Esme- zwróciłam się do matki- niczego od ciebie nie oczekuję, chciałam tylko żebyś wiedziała.
Kiwnęła głową.
-Daj mi czas- poprosiłam- muszę to przemyśleć.
-Masz tyle czasu ile zechcesz- zapewniłam.
Opuściła salon, a za nią wyszedł Carlisle. Ciekawiła mnie reakcja Edwarda, wyczuwałam jego emocje, ale dalej nie wiedziałam, co o tym wszystkim sądzi. Patrzyłam na niego uważnie nic nie mówiąc. Wyczuł moje spojrzenie, podniósł głowę i uśmiechnął się lekko.
-Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz- szepną- to, kim jesteś, to dla mnie trudne, ale nie zmienia tego, co do ciebie czuję.
Zaskoczył mnie. Sądziłam, że będzie się mnie brzydził, bał, ale dlaczego dalej mnie kochał? Był dla mnie zagadką.
-Jesteś niemożliwy Edwardzie, nigdy nie spotkałam kogoś równie niezwykłego- powiedziałam poważnie.
Westchnął teatralnie.
-Nie niezwykłego, raczej chorego- śmiał się na całe gardło- w końcu kocham demona. Jednak nie jesteś, aż tak zła, przynajmniej nie żywisz się krwią.
Uśmiechnęłam się lekko. Nie takiej reakcji z jego strony oczekiwałam. Wstałam.
-Pospaceruję po lesie, musicie ochłonąć.
-Mogę ci towarzyszyć?- zapytał nieśmiało Edward.
-Jasne- zaczynałam pragnąć jego towarzystwa coraz bardziej.
To było nieodpowiedzialne, ale z drugiej strony, jeśli Zanu postanowi mnie zniszczyć, to, dlaczego miałam sobie odmawiać chwili radości? Trzymając się za ręce chodziliśmy okryci cieniami drzew.
-Bello- Edward uścisnął moją dłoń- mówiłaś, że twój ojciec ofiarował ci nieśmiertelność, więc jak może cię teraz zabić?
-Hm, on jest bardzo potężny- wyjaśniałam- dał mi wiecznie życie, ale nie dał wolności, tylko on może mnie zniszczyć.
-A gdyby ofiarował ci wolność?
-Cóż wtedy byłabym niezależna od nikogo, a on nie mógłby zrobić mi krzywdy.
-To wszystko takie skomplikowane- poskarżył się Edward- wiesz, dziś mojemu ojcu dałaś coś niezwykłego.
-Co takiego?- zapytałam.
-Widzisz, obawialiśmy się, że nasza natura nie pozwoli nam nigdy na osiągnięcie Nieba, Carlisle bardzo długo cierpiał próbując uodpornić się na ludzką krew, dlatego teraz może pracować jako lekarz. W ten sposób chce odpokutować to, kim jest. Dziś znowu ma nadzieje.
Zaśmiałam się.
-Wasza rodzina wciąż mnie zaskakuje- wyjawiłam.
Edward mnie przytulił.
-Dziękuję- szepnął.
-Za co?- zadziwiłam się.
-Bo jesteś- powiedział z uczuciem.
Wciągnęłam powietrze.
-Wiesz, lubię twój zapach, jest inny.
Zatopił swoją twarz w moich włosach.
-Jaki?- zapytał.
Zamyśliłam się.
-Trochę jak wiatr, jak słońce i jak szczęście.
Wybuchł śmiechem.
-Nie sądziłem, że można tak pachnieć.
Wywróciłam oczami uśmiechając się lekko.
-Jeszcze bardzo dużo nie wiesz.
-Mam pewnie pomysł- wyznał- wyjawiłaś dziś o sobie bardzo dużo, dlatego chcę ci coś pokazać, tego raczej nie wiesz.
-Co takiego?
-Zobaczysz- postał mi łobuzerski uśmiech- jesteśmy w pobliżu mojego ulubionego miejsca w Forks i dopisuje pogoda, mówi ci to coś?
-Raczej nie- odpowiedziałam szczerze.
Puścił mnie i zaczął rozpinać koszulę, którą dziś miał na sobie.
-Edward, co ty wyrabiasz?- zapytałam.
-Zaufaj mi.
-Nie wiem czy powinnam.
-To nic groźnego- obiecał odrzucając koszule na bok.
Patrzyłam na niego z zachwytem. Był doskonały. Płaski brzuch, szerokie barki i perfekcyjnie wyrzeźbione mięśnie. Cholera, żaden demon, którego spotkałam nie był tak piękny jak on, chodź każdy był doskonalszy. Edward patrzył na mnie udając, że nic nie rozumie, chodź dobrze zdawał sobie sprawę, jakie uczucia może wywołać we mnie jego ciało.
Jesteś najwredniejszą istota, jaką spotkałam- wysyczałam stłumionym głosem.
-Chodźmy- zaśmiał się swobodnie zadowolony z mojej reakcji.
Chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. Szłam próbując się opanować, co było niezmiernie trudne w tej sytuacji. W pewnym momencie stanęliśmy, odwrócił się w moją stronę.
-Za chwilę wejdziemy na moją łąkę- powiedział- jesteś gotowa?
-Raczej nie- przyznałam.
-Dlaczego?- wyszczerzył do mnie zęby.
-Chyba nie dam rady oderwać od ciebie wzroku- było mi bardzo ciężko o tym mówić.
-Nie będziesz musiała, zresztą o to mi chodzi. Zamknij oczy- polecił.
Posłuchałam. Pociągnął mnie za rękę. Po chwili szepnął.
-Możesz patrzeć.
Otworzyłam oczy. Staliśmy na łące zalanej słońcem, ale nie to było ważne. Skóra Edwarda lśniła niczym diamenty, promienie słońca delikatnie muskały jego marmurowe ciało. Patrzyłam niezdolna do najmniejszego ruchu.
-Jesteś piękny- wyszeptałam.
Pożądanie zawładnęło moim ciałem, już nic nie mogło zmienić mojej decyzji, sam był sobie winien, ostrzegałam go, aby mnie nie kusił. Teraz musiał być mój. Opuszkami palców dotknęłam jego skóry, widziałam żądze w jego oczach. Ramionami objął mnie w tali. Wplotłam dłonie w jego włosy. Jego twarze była niebezpiecznie blisko. Nasze usta spotkały się. Emocje zawładnęła moim ciałem i duszą. Chciałam być tylko bliżej niego. Wtedy to usłyszałam. Uderzenie. Jedne, drugie, kolejne… Świadomość, tego, co się stało uderzyła we mnie jak grom z jasnego nieba. Moje serce żyło. Biło. Dla Edwarda, dla mężczyzny, który je obudził. Odsunęłam się.
-Nie- szepnęłam- to niemożliwe.
Obróciłam się. Musiałam biec. Szybko, jak najdalej od tego miejsca, od Edwarda. Od miłości, która za chwilę miała obezwładnić moje ciało.
-Za chwilę wyjdziemy na łąkę- powiedziałem- jesteś gotowa?
-Raczej nie- przyznała.
-Dlaczego?- wyszczerzyłem do niej zęby oczekując odpowiedzi, którą już znałem, ale musiałem to usłyszeć z jej ust.
-Chyba nie dam rady oderwać od ciebie wzroku- powiedziała.
Gdyby moje serce żyło, teraz z pewnością by stanęło.
-Nie będziesz musiała, zresztą o to mi chodzi. Zamknij oczy- poleciłem.
Obawiałem się jej reakcji, co jeśli uzna mnie za potwora? Ale musiałem wiedzieć, co się stanie, gdy ujrzy jak wyglądam naprawdę.
-Możesz patrzeć.
Otworzyła oczy, jej wzrok mówił wszystko. Myślałem, że umrę ze szczęścia. Podobałem jej się i to bardzo.
-Jesteś piękny- szepnęła.
Podeszła do mnie powoli. Palcami dotknęła mojej skóry, delikatnie zataczając na niej okręgi. Czekałem na ten moment od chwili, gdy ją zobaczyłem. Jęknąłem z rozkoszy. Objąłem ją ramionami w tali przyciskając do siebie, westchnąłem cicho wsłuchując się w jej krew, po raz pierwszy dziękując, że nie jest człowiekiem. Nachyliłem się przypatrując się jej spod przymrużonych powiek. Nie chciałem dłużej czekać. Musiałem ją pocałować. Dotknąłem jej ust swoimi, były takie słodkie i miękkie, jakby stworzone do całowania. Wtedy to usłyszałem. Od razu zrozumiałem, co się stało. Udało mi się! Jednak mi się udało! Obudziłem jej serce! Zalała mnie fala tak niewiarygodnego szczęścia, jakiego nie czułem od początku swojego istnienia.
-Nie- usłyszałem jej drżący głos- to niemożliwe.
Wyrwała mi się z ramion. Po raz pierwszy zobaczyłem na jej twarzy przerażenie. Obróciła się i uciekła. Wiedziałem, że nie mam szans jej dogonić, jednak nie mogłem stać bezczynnie. Biegłem wykrzykując jej imię. Dlaczego uciekła? Dlaczego się bała? Musiałem ją znaleźć. Nie mogła odejść w tym momencie. Słońce chyliło się ku zachodowi. Zrezygnowany wróciłem do domu.
-Ona wróci- usłyszałem Alice- potrzebuje czasu.
Zobaczyłem wizję siostry, tyle mi wystarczyło. Uśmiech rozlał się na mojej twarzy, nie potrafiłem ukryć radości. W kuchni siedziała samotnie Esme. Jej myśli przepełnione były bólem. Uścisnąłem jej dłoń wciąż się uśmiechając.
-Nie obwiniaj się Esme- powiedziałem- to nie twoja wina, że o niej zapomniałaś.
-Ale Edwardzie- wyjęczą- to moja córka, jak mogłam…jak mam jej to wynagrodzić?
-Kochaj ją, zwłaszcza teraz, gdy jej serce zabiło- musiałem przekazać jej tą radosną nowinę, chciałem by cały świat się dowiedział.
Patrzyła zaskoczona.
Jak?- zapytała.
-Nie mam pojęcia- potrząsnąłem głową- zabrałem ją na łąkę, aby zobaczyła, jaki jestem naprawdę i wtedy to się stało.
-Edwardzie, wiedziałam, że ci się uda- posłała mi łagodny uśmiech- gdzie ona jest?
-Uciekła, przestraszyła się, ale wróci- powiedziałem z mocą w głosie- musi.
Nie wiem jak długo biegłam może kilka godzin. W końcu się zatrzymałam, Edward i tak by mnie nie dogonił. Usiadłam na trawie, księżyc wisiał wysoko, jednak w tej chwili jego piękno nie pociągało mnie tak bardzo jak wczoraj, teraz w moim życiu pojawił się ktoś, bez kogo nie potrafiłam już istnieć. Edward. Brak jego obecności był niemal bolesny, a przecież to ja go zostawiłam. Do cholery jak to się stało? Dźwięk mojego serca doprowadzał mnie do szału. Dlaczego właśnie teraz?! Nawet nie wiedziałam ile czasu mi jeszcze zostało. Moment spotkania z Zanu zbliżał się nieubłaganie, w końcu musiał nadejść. Ta głupia kara sprawiła, że całe moje życie stanęło na głowie. Jak mogłabym teraz odejść? Przed oczami miałam twarz Edwarda, samo myślenie o nim dłużało mnie. Zadrżałam przypominając sobie smak jego ust, dotyk jego skóry. Lecz wciąż obawiałam się nazwać rzecz po imieniu. Jaka byłam głupia oszukując się, że go nie pokocham, że to niemożliwe. Powinnam się domyślić wszystkiego na samym początku, do tej pory nikt mnie nie pociągał nawet fizycznie, ale to, co poczułam, gdy moje serce zabiło….Ogarnęłam mnie fala tak niesamowitych emocji, że słowami nie potrafiłam tego opisać. Szlag! Jak mogłam go kochać?! Przecież byłam córką demona. Samotność ciążyła mi coraz bardziej. Każda sekunda bez niego była stracona. Nie mogłam pojąć tego, co się ze mną dzieje, każda cząstka mego ciała pragnęła być przy nim. Nie potrafiłam zrozumieć tej władzy, którą w jednej sekundzie podsiadł nade mną ten wampir. Wstałam. Nie byłam zdolna do normalnego funkcjonowania, kiedy jego nie było w pobliżu. Na szczęście, aby wrócić nie musiałam biec. Moje zdolności były czasem przydatne. Stanęłam przed domem Cullenów. Wiedziałam, że na mnie czekają. Alice, moja matka…, ale to właśnie on był nadal najważniejszy. Przekroczyłam próg salonu, siedzieli tam wszyscy, ja widziałam tylko Edwarda. Patrzyłam na niego zachłannie.
-Edwardzie- szepnęłam łamiącym się głosem.
Bałam się natłoku tych uczuć, ale jego obecność sprawiła, że poczułam spokój. Stanął przy mnie w jednej sekundzie. Najmniejsza odległość od niego była niewysłowioną udręką. Wtuliłam się w niego niczym dziecko. Patrzył na mnie z taką miłością. Poczułam fale czułości, westchnęłam z ulgą, w końcu byłam tu, gdzie moje miejsce.
-Powiedz to- poprosił, zrozumiałam, czego oczekuje, jak mogłabym mu teraz odmówić.
-Kocham cię- powiedziałam z uczuciem, przylegając do niego jeszcze mocniej.
-Jesteś całym moim życiem Bello- szepnął w moje włosy.
Ta chwila miał być idealna i taka była. Liczyliśmy się tylko my.
Aletheia dzięki za zwrócenie uwagi poprawione.
Bellafryga :P zmieniłam to na potrzeby mojego opowiadania. ^^ |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez illiss dnia Czw 15:31, 26 Mar 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
kasiek303
Wilkołak
Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 199 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: CK<3
|
Wysłany:
Czw 16:29, 19 Lut 2009 |
|
Nooo nareszcie... ile można było czekać??
FF boski i taki... inny :P
Weny życzę |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Magal
Człowiek
Dołączył: 23 Wrz 2008
Posty: 60 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Czw 16:49, 19 Lut 2009 |
|
WOW!
Mimo że nie przepadam za takimi magicznymi historiami Belli i Edwarda. Twoje opowiadanie o Zanu mnie zauroczyło. Wręcz się zakochałam w mrocznej historii Belli.
Czekam na kolejny rozdział |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Anabells
Zły wampir
Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 332 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ni stąd ni zowąd
|
Wysłany:
Czw 18:50, 19 Lut 2009 |
|
Nareszcie!!! Zakochała się.
Zastanawiam się, czy to, że jej serce bije nie zmienia jej nieśmiertelności.
I nienmogę doczekać się reakcji Zenu. Może on to zaplanował? Może będzie chciał zabić Bellę? Może się ucieszy? Może zakceptuje sytuację? Może, może, może...
Tyle pytań kłębi mi się w głowie i pozostaje tylko czekać aż łaskawie coś napiszesz...
WENA!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aletheia
Człowiek
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 80 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Łoże Emmetta
|
Wysłany:
Czw 19:48, 19 Lut 2009 |
|
Wszystko cudnie.
Serce Belli ożyło i wszyscy są szczęśliwi. Zanu mnie prześladuje.
Ciekawe jest tłumaczenie Belli na temat dobra i zła.
Zgrzyta mi natomiast wiek Esme - stała się szybciej wampirem, musi mieć więcej lat niż ok. 50.
Czekam na więcej - bo to nie koniec prawda?
życzę weny. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Czw 20:24, 19 Lut 2009 |
|
Nie było mnie w domu pare dni a tu tyle nowych rozdziałów się pojawiło^^
Coraz bardziej mi się podoba i coraz bardziej wciąga ;P Zaskoczył mnie wątek z Esme jako matki Bell ale bardzo pozytywnie, i to było takie urocze jak jej serce zabiło*.*
Podsumowując to jestem zachwycona i z niecierpliwością czekam na jeszcze ;]
A i tylko jeden błąd mi się rzucał w oczy(ale to było we wcześniejszych częściach):
"po za" się razem pisze :) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez niobe dnia Czw 20:26, 19 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
illiss
Człowiek
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 64 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 18:07, 20 Lut 2009 |
|
8.
Siedziałam roztrzęsiona nie puszczając ręki Edwarda chodźby na moment, a jemu bardzo się to podobało. Patrzył na mnie z taką czułością, że zaczynałam już wariować. Jak ja mogłam go ranić przez ten cały czas? Momenty, kiedy sprawiałam mu cierpienie wracały teraz w całej swej okazałości przeszywając moje serce niczym tysiące szpilek. Nadal jednak byłam zbyt wielką egoistką niepotrafiącą zmienić zasad, które dotychczas rządziły moim życiem, dlatego publicznie nie potrafiłam przyznać się do winy.
-Bello- zwrócił się do mnie Carlisle- zdajesz sobie sprawę, że twoja opowieść, cóż jest więcej niż nieprawdopodobna, a my musimy mieć pewność, czy masz jakieś dowody?
-Mogę pokazać Edwardowi swoje myśli- zaproponowałam.
Sam Edward dosyć się zdziwił.
-Jesteś tego pewna?- zapytał mnie.
-Absolutnie- zapewniłam- musisz zobaczyć wszystko.
Uśmiechłam się. Zdawał sobie sprawę, jak ta decyzja jest dla mnie trudna, nikt nigdy nie miał wstępu do moich myśli, nawet Zanu.
-Zaczynajmy- powiedziałam zamykając oczy i opierając się lekko o Edwarda.
Otoczył mnie swoim ramieniem, a ja otworzyłam dla niego swój umysł. Przypomniałam sobie moment narodzin, uśmiechniętą Esme, jako człowieka. Zanu trzymającego mnie na rękach. Poszukiwania matki. Zabicie anioła. Zesłanie na ziemie. Pierwsze spotkanie z Cullenami i uświadomienie sobie, iż są wampirami. Spotkanie Esme. Chwilę na łące, gdy moje serce po raz pierwszy zabiło. Wyznanie swoich uczuć Edwardowi i tą obecną chwilę, w której trwaliśmy. Otworzyłam oczy i przyjrzałam się Edwardowi badawczo. Posłał mi promienny uśmiech.
-Wszystko, co powiedziała jest prawdą- oznajmił Edward.
Zapadła cisza.
-Bello- szepnęła Esme- nie wiem, w jaki sposób mogę ci wynagrodzić to, że o tobie zapomniałam.
-Esme, nie obwiniaj się. W pierwszej chwili nie rozumiałam, że Zanu mógł wymazać ci wspomnienia, stąd moje zachowanie, po prostu nie mogłaś nic o mnie wiedzieć. To, nie twoja wina, ja nie mam do ciebie żalu.
-Czy teraz, kiedy wiemy o wszystkim, Zanu może nam coś zrobić?- zapytała Alice.
Zachichotałam.
-Hm, mógłby- przyznałam- ale tego nie zrobi.
-Dlaczego?- zainteresował się Jasper.
-Gdyby skrzywdził niewinnego bez jego zgody, utraciłby swoje królestwo i władze, nie posunie się do tego.
-Jednak ty jesteś w niebezpieczeństwie- podsumowała Alice.
Skrzywiłam się.
-Teoretycznie tak.
-Nie ma sposobu, aby ci pomóc?- zapytała Esme.
-Zanu musiałby ofiarować mi wolność.
-A tego zapewne nie zrobi- szepnęła moja matka.
-Raczej nie- przyznałam.
-Ile masz czasu?- zwrócił się do mnie Emmett.
-To zależy, kiedy mój ojciec dowie się o zabójstwie kolejnego anioła i o tym, że wyznałam wam prawdę, nie wspominając już o moim sercu. Oczekuję go w każdym momencie, zwłaszcza, że jak na niego nie pojawia się zbyt długo.
-Czy on wybierając dla Cebie to miejsce wiedział o nas?- drążył Alice.
-Myślę, że nie zwrócił na to większej uwagi- wyjaśniłam.
-Bello- matka patrzyła na mnie uważnie- nie chcę cię do niczego zmuszać, ale może zamieszkałabyś z nami chodź trochę?
Uśmiechnęłam się.
-Jesteście pewni?
-Oczywiście- powiedział Edward całując mnie w szyje- nawet wiem, z kim możesz dzielić pokój.
-Nie- jęknął Emmett- cnotliwy Edward da nam popalić.
Cullenowie ryknęli śmiechem. Po raz pierwszy poczułam jakbym miała rodzinę.
Bardzo szybko przyzwyczaiłam się do roli „dziewczyny” Edwarda. Z początku próbowałam mu tłumaczyć, że taki związek nie ma szans.
-Edwardzie- powiedziałam siedząc na kanapie w jego pokoju- wysłuchaj mnie raz do końca, dobrze?
Kiwnął głową na znak zgody, teatralnie wzdychając.
-Wiesz o mnie niemal wszystko- zaczęłam- najprawdopodobniej wkrótce spotkam się z ojcem, to więcej niż pewne, że wymierzy mi jakąś karę, być może nawet zabije.
-Podążę za tobą tak szybko jak to możliwe- przerwał mi.
Sapnęłam z frustracją.
-Ile razy mam ci tłumaczyć, że w przeciwieństwie do ciebie, ja mogę po prostu zniknąć.
-Nie mów tak- szepnął, wyczułam jego ból.
-Kochanie- wtuliłam się w jego tors- po prostu chcę abyś był szczęśliwy.
-W takim razie pozwól mi być z tobą, chodźby przez tą chwilę, która nam została.
Westchnęłam.
-Boże, jak ja cię potrzebuję idioto.
Zachichotał.
-Jeszcze niedawno nie sądziłem, że to kiedykolwiek usłyszę.
Pocałowałam go w policzek.
-Mógłbyś się zamknąć i zająć czymś pożytecznym- zaproponowałam.
-Czym na przykład?- zapytał udając obrażonego.
-No nie wiem- zaśmiałam się się- może całowaniem mnie?
-Da się zrobić- mruknął bezceremonialnie rzucając mnie na kanapę. Usiadł na jej skraju, chwycił moją twarz i zaczął ją dokładnie badać swoimi ustami. Chwilę później do pokoju wparowała Alice, takim obrotem sprawy ani ja, ani Edward nie byliśmy szczególnie zachwyceni, zwłaszcza, że przerwano nam bardzo ważną czynność.
-Ale jesteście niewyżyci- jęknęła wywracając oczami.
Ryknęliśmy śmiechem.
-O co chodzi Alice?- zapytałam.
-Chyba opuściliśmy sporo dni w szkole- powiedziała- a że mamy jeszcze trochę czasu postanowiłam cię zmaltretować i ubrać w coś ładnego.
-Tylko nie szkoła- jęknęłam.
-Zachowujesz się jak typowa nastolatka- burknęła Alice.
Edward zanosił się śmiechem. Nie mogłam oderwać od niego oczu, radość wprost biła z jego twarzy, był wręcz nie do poznania. Nigdy nie był tak szczęśliwy jak w tej chwili, a mi to całkowicie odpowiadało.
-Naprawdę, czuję się dyskryminowana- żaliła się siostra Edwarda.
-Już idę- powiedziałam wyplątując się z ramion mojego ukochanego.
Pocałowałam Edwarda w policzek i wyszłam za Alice. Kolejna godzina zeszła mi na udrękach, które były porównywalne jedynie do tych, przebytych a zakupach w Port Angeles z moją oprawczynią.
-No- powiedziała Alice- Edward będzie zachwycony, lubi niebieski.
W końcu zrozumiałam, dlaczego wszystkie bluzki, które przymierzałam były właśnie w tym kolorze. Uśmiechnęłam się. Edward czekał na mnie w swoim srebrnym volvo. Okazało się, że nie jeździ wcale wolniej ode mnie.
-A gdzie ograniczenia prędkości?- zapytałam.
-Daj spokój- zachichotał- chyba bym zwariował.
-To, o co ci chodziło wtedy pierwszego dnia?- przypomniałam.
-Naprawdę myślałem, że chcesz mnie uprowadzić- powiedział poważnym tonem.
-Jesteś niemożliwy- szturchnęłam go w ramię.
Okres u boku Edwarda był najszczęśliwszym w moim życiu. Spędzałam z nim niemal każdą chwilę rozstając się jedynie na czas lekcji, które mieliśmy osobno. Tego dnia po chemii ruszyliśmy do stołówki. Udawaliśmy, że jemy, co było niebywale zabawne. Wtedy po raz pierwszy zwróciłam uwagę na uczucia emanujące od moich szkolnych koleżanek, zwłaszcza od jednej. Spojrzałam na Edwarda i zapytałam:
-Kochanie, masz mi coś do powiedzenia na temat Jessiki Stanley? Jej uczucia są naprawdę interesujące.
Cullenowie wpatrywali się we mnie przez moment poczym wybuchli niepohamowanym śmiechem.
-Mogę wiedzieć, o co chodzi?- drążyłam.
-Więc Bello- Alice próbował być poważna- Jessika kiedyś startowała do naszego brata.
-Startowała?! Mało powiedziane. Ona go publicznie maltretowała przekonując, że ich związek byłby idealny- rechotała Emmett.
-Em- warknął Edward.
Ręce zatrzęsły mi się ze złości, ta mała ząza…uh nawet nie chciałam o tym myśleć.
-Mogę ją zabić?- zapytałam.
Alice patrzyła na mnie uważnie.
-Żartujesz prawda?- zapytała.
-Czyli nie mogę- westchnęłam.
-Wiesz- zamruczał mi Edward do ucha- wyglądasz słodko, kiedy jesteś zazdrosna.
-Nie podlizuj się- warknęłam- i tak pożałujesz.
-Dlaczego?- jęknął teatralnie całując mnie w szyje.
-Dobra- wysyczałam- zapomnę o tym tylko przestań mnie dotykać, bo zaraz zwariuje.
Coraz lepiej miały się też relacje z moją matką, która okazała się dokładnie taka, jaką zapamiętałam ją w dniu moich narodzin. Nie tylko zewnętrznie była piękna, zwłaszcza jaj dusza okazała się czysta i dobra. Nie mogłam się nadziwić tym ciepłym uczuciom, które tak szybko w niej rozbudziłam. Ja również ją pokochałam. Denerwujące były tylko jej próby wynagrodzenia mi, że o mnie zapomniała. I tak upłyną mi miesiąc, najszczęśliwszy okres mojego życia.
Zanu siedział na swym tronie słuchając raportu zwiadowcy śledzącego poczynania jego córki. Okazało się, że kara, którą dla niej wymyślił była największym błędem. Nie potrafił zrozumieć, jak Esme przeżyła, dlaczego Bella zdradziła wampirom swoją tożsamość i co doprowadziło do zabicia jej serca. Przeklinał w myślach ślepy los. Powinien był dokładnie sprawdzić teren zanim zesłał tam córkę. Wiedział, że tym razem nie ma sposobu, aby pozbyć się Esme i jej rodziny. 50 lat temu oddało mu się sama, ofiarowała mu swoje życie, tym razem tego nie zrobi. Zanu nie chciał zabijać Belli, mimo wszystko była istotą, której ofiarował część siebie. Tylko do niej żywił w miarę ciepłe uczucia, ale bicie jej serca zniszczyło cały trud włożony w jej wychowanie. W duchu śmiał się z naiwności dziewczyny. Dlaczego miał ją karać za zabójstwo kolejnego anioła? Myślał, iż córka domyśli się, że to on doprowadził do kolejnego spotkania z aniołami. Cały ten spisek miał ją przygotować, aby mogła mu służyć właśnie do zabijania jego wrogów. Byłaby mordercą doskonałym. A wszystko zniszczyły te cholerne wampiry. Bardzo długo zastanawiał się jak powinien postąpić. Póki co nie mógł dłużej odwlekać spotkania z Bellą, to właśnie ono miało zdecydować o podjętej przez niego decyzji. Zabawę czas zacząć.
Siedziałam z Edwardem w jego pokoju, omawiając wspólny wypad w góry, który planowaliśmy na przyszły tydzień.
-Kochanie. Pokażesz mi w końcu jak polujesz?- zapytałam.
-Bells, już o tym gadaliśmy- odpowiedział Edward.
-Dokładnie i dlatego nie rozumiem, czego się wstydzisz- wyznałam.
-Nie wstydzę się- zaprzeczył- po prostu nie chcę abyś mnie uznała za potwora.
-Edwardzie…-zaczęłam niespodziewanie urywając.
-Bells, co się stało?- zaniepokoił się mój ukochany.
Nie odpowiedziałam, usłyszałam cichy, złowieszczy głos wewnątrz mojej głowy.
-Bello, już czas…
Zerwałam się na równe nogi. Wiedziałam, kto nadchodzi i gdzie się pojawi.
-Edwardzie- wyszeptałam- mój ojciec zaraz tu będzie.
Mój luby objął mnie ramieniem.
-Jesteś pewna?- zapytał.
Kiwnęłam głową.
-Chodźmy do salonu- powiedziałam- czy twoja rodzina wszystko słyszała?
-Tak- zapewnił.
W salonie czekali już wszyscy Cullenowie. Odetchnęłam głęboko siadając na kanapie. Często zastanawiałam się jak będzie wyglądać to spotkanie, bałam się go. A teraz o dziwo czułam tylko spokój.
-Musicie mi przyrzec zwróciłam się do Cullenów- że pod żadnym pozorem nikt z was nie odważy się dotknąć mojego ojca, chodźmy okazało się, ze jednak mnie zabije.
Wampiry kiwały głowami na znak zgody.
-Edwardzie, obiecaj mi- zażądałam.
Uścisnął moją dłoń.
-Obiecuję skarbie- powiedział stłumionym głosem.
Na moment zapanowała cisza, a chwilę później pojawił się Zanu. Patrzył na mnie z promiennym uśmiechem.
-Witaj ojcze- przywitałam demona kierując się w jego stronę.
-Stęskniłem się za tobą Bello- odparł Zanu całując mnie w czoło- pozwolisz, że usiądę?
-Oczywiście.
Na środku pokoju pojawił się mosiężny, wygodny fotel. Zanu usiadł na nim, a ja u jego nóg, jak to mieliśmy w zwyczaju. Cullenowie byli wyraźnie zdziwieni naszą zażyłością. Próbowałam nie zwracać na to uwagi.
-Ach Bello- westchnął Zanu- chyba musimy sobie wiele wyjaśnić.
-Jak sobie życzysz- odparłam z powagą, poczym dodałam z rozbawieniem- nie postarałeś się przy wejściu.
Wybuchł śmiechem.
-Masz rację córko, jestem w trakcie pracy nad kolejnym.
-Zapewne równie efektownym jak poprzednie.
-Schlebiasz mi- powiedział Zanu zadowolony, uwielbiła komplementy zwłaszcza z mojej strony.
Cullenowie wciąż obserwowali naszą wymianę zdań nie bardzo rozumiejąc zaistniałą sytuację, Zanu nie zwracał na nich najmniejszej uwagi.
-Bello, zdajesz sobie sprawę- mówił demon- że byłaś obserwowana, moi zwiadowcy regularnie donosili mi o twoich poczynaniach.
Westchnęłam.
-Wiem o tym, w taki razie wiesz o wszystkim.
-Owszem- odparł w zamyśleniu- jednak dalej nie rozumiem, jakim cudem obudzono twoje serce.
-Sama tego nie rozumiem- potrzęsłam głową.
-Zapewne nie skorzystasz z mojej propozycji ponownego uśpienia go.
-Nie sądzę, aby to dało pożądany skutek, gdyby nie było Edwarda może udałoby mi się wrócić do poprzedniego trybu żucia, jednak obecnie to niemożliwe.
-Jaka szkoda, marnować takie możliwości- żalił się Zanu.
-Ojcze nie rozumiem, dlaczego nie zainterweniowałeś zaraz po zabiciu przez mnie kolejnego anioła.
-Córko- uśmiechnął się ojciec- ja sam przygotowałem twoje spotkanie ze skrzydlatymi, żałuję tylko, że nie zabiłaś obu.
-Po co to wszystko?- drążyłam.
-Przygotowywałem cię w ten sposób do zadanie, jakie wkrótce miałem ci powierzyć- wyjaśnił.
-Rozumiem- odpowiedziałam.
-Bello, jest mi niezmiernie przykro, że dopuściłem się takiego zaniedbania. To z mojej winy poznałaś wampiry. Ta nieszczęsna kara…
-Ojcze, ja nie żałuję, odnalazłam matkę.
-Tak, tak to niezwykłe jak potoczyły się losy Esme- powiedział z niechęcią- widzisz Bello, pomimo swojego wieku i doświadczenia wciąż popełniam bardzo głupie błędy.
Co miałam powiedzieć? Przyznać mu rację?
-Czy jesteś pewna, ze nie chcesz wrócić do domu? Do swojego starego trybu życia?- zapytał.
-Nie ojcze nie mogę- wyznałam- zbyt wiele się zmieniło.
-Bello- westchnął Zanu- czy możesz spojrzeć mi w oczy i powiedzieć, co czujesz do twojego wampira?
Patrzyłam przez chwilę na niego w milczeniu.
-Kocham Edwarda ojcze- powiedziałam w końcu.
Patrzył na mnie z wyrzutem.
-Zawiodłaś mnie Bello.
-Wybacz mi, jednak nie jestem wstanie już tego zmienić, nie chcę tego robić.
-Rozumiem, pozwolisz, iż porozmawiam na osobności z Esme i jej mężem?
Tego się zdecydowanie nie spodziewałam. Patrzyłam na Zanu nieco zdziwiona, w końcu wstałam mówiąc:
-Oczywiście ojcze, jeśli tego sobie życzysz.
Wraz z Edwardem, Alice, Jasperem, Rose i Emmettem opuściliśmy salon.
-Po co to mieliśmy wyjść? I tak wszystko usłyszymy- powiedział na korytarzu Emmett.
Wywróciłam oczami.
-Emmecie, to mój ojciec, on może bardzo wiele. Nie usłyszymy nic.
-Bello, wiesz, po co to wszystko?- zapytał Edward biorąc mnie w ramiona- nie słyszę ich myśli.
Westchnęłam obejmując ukochanego.
-Nie mam pojęcia, musimy czekać.
I czekaliśmy, czas dłużył się niemiłosiernie.
-Edwardzie- powiedziałam- pamiętaj, cokolwiek się stanie zawsze będę cię kochać, jesteś dla mnie najważniejszy.
Edward zatopił twarz w moich włosach.
-Bello, kocham cię jak nikogo na świecie, ale wciąż mam nadzieję.
Pocałowałam go. Moje pojawienie się na ziemi było błędem. Cullenowie nigdy nie powinni mnie poznać, a Edward kiedyś spotkałby kobietę, z którą mógłby być szczęśliwy. Ja sprowadziłam na tą rodzinę tylko niepotrzebne cierpienie. W końcu drzwi do salonu otworzyły się. Przekroczyłam je pełna targających mną emocji. Co się teraz stanie? Carlisle i Esme stali. Ich twarze nie wyrażały niczego, a ja nie wyczuwałam żadnych uczuć. Zanu siedział uśmiechnięty. Patrzyłam na niego pytająco trzymając Edwarda za rękę.
-Bello- zwrócił się do mnie ojciec uroczystym tonem- wraz z Carlislem i Esme znaleźliśmy odpowiednie wyjście z tej sytuacji.
-Słucham- powiedziałam drżącym tonem.
-Jeśli zgodzisz się ofiaruję tobie i twojemu wybrakowi ludzkie życie.
Znieruchomiałam.
-Czy możesz mi to wyjaśnić?- zapytałam.
-Wyślę was do 1901 roku do Chicago, oboje będziecie ludźmi, nie zapamiętacie nic z waszego obecnego życia. Edward po prostu odzyska swoje dawne, nie spotka Carlisla i nie umrze. Wyzdrowieje. Ty zaś zostaniesz adoptowaną córką pewnej rodziny. Będziecie w tym samym wieku. Obiecuję, że się spotkacie, ale nie gwarantuję wam, że się ponownie w sobie zakochacie. Wszystko będzie zależało od decyzji, które podejmiecie. Pytanie brzmi czy oddasz Bello swoje wieczne życie, piękno, doskonałość i inteligencje dla jednego, marnego, ludzkiego życia?
-Edwardzie- wyszeptałam czy chcesz wrócić?
Uśmiechnął się.
-Tak, Bello.
-Zastanów się dobrze, nie będę piękna i mądra. Będę zwyczajnym człowiekiem czy zdołasz się we mnie znowu zakochać? Oddasz wszystko, co masz?
-Bello, niczego nie pragnę równie mocno, nie obchodzi mnie twój wygląd czy inteligencja. Wierzę, ba jestem pewien, że znowu cię pokocham- posłał mi promienny uśmiech.
-Ojcze, dlaczego to robisz?- spojrzałam na Zanu.
-Nie chcę cię zabijać Bello, naprawdę pragnę twojego szczęścia.
-Dziękuję- powiedziałam szczęśliwa- przyjmujemy twoją ofertę.
-Żegnaj córko- szepnął demon i wszystko zniknęło.
Bella i Edward zniknęli. Zanu spojrzał na Esme.
-Dusza twoja i Carlisla- powiedział- za szczęście Belli i Edwarda.
-Carlisle- szepnęła Esme- wybacz mi, wiem, że właśnie tego najbardziej się obawiałeś, miejsca, do którego się udamy, Piekła.
Carlisle objął żonę.
-Kochanie- powiedział- to moja, suwerenna decyzja, jeśli to jest cena za szczęście naszych dzieci poniosę ją. Moje Niebo jest tam, gdzie ty.
Mam nadzieję, że nikt nie spodziewał się takiego rozwoju akcji, jeśli owszem to...ugh o.O No przyznawać się ;P |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez illiss dnia Czw 15:32, 26 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Anabells
Zły wampir
Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 332 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ni stąd ni zowąd
|
Wysłany:
Pią 18:27, 20 Lut 2009 |
|
W życiu bym na coś takiego nie wpadła!!!
Tak mi szkoda Carlisla i Esme. Trochę mi smutno, że Edward i Bella tracą wieczność. Z drugiej strony będą mieli normalne życie...
Napiszesz, że znowu cię kochają i wszystko jest ok. Co do Carlisla i Esme to może naprawdę będzie im dobrze w piekle...
WENA!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kasiek303
Wilkołak
Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 199 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: CK<3
|
Wysłany:
Pią 18:36, 20 Lut 2009 |
|
W życiu się tego nie spodziewałam :O szok
Brak mi słów...
A będziesz kontynuować?? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Pią 19:06, 20 Lut 2009 |
|
Oj.
No na pewno mnie zaskoczyłaś^^ Ale strasznie żal mi Esme i Carlisle. Choć z drugiej strony ile można czytać szczęśliwych zakończeń:P Bardzo mi się podobał ten rozdział tak jak i całe opowidanie:) może jakaś kontynuacja ;>? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dahrti
Zły wampir
Dołączył: 21 Lis 2008
Posty: 328 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Pią 19:40, 20 Lut 2009 |
|
Jakie zakończenie?! Trzeba ich uratować!! I kto to w ogóle widział wchodzić układy ze złem? Zło zawsze oszukuje... zawsze.
"Niebo jest tam, gdzie ty..." |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
illiss
Człowiek
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 64 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 20:02, 20 Lut 2009 |
|
Hm póki co mam zamiar kontynuować przynajmniej do czasu jeśli będzie chodź jedna osoba, które będzie wstanie to czytać^^
A co do zakończenia to wszystko zależy od mojego zmieniającego się nastroju, a miałam już pomysłu na najróżniejsze tragiczne i szczęśliwe zakończenia. Tragiczne są hm bardzie emocjonujące, ale wole szczęśliwe, tak że jeszcze nie zdecydowałam. :P |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
wampirek
Dobry wampir
Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 1124 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 20:19, 20 Lut 2009 |
|
i jest nadzieja, iż anioł zlituje się nad duszą Esme i Charlisle`i za ich poświęcenie ofiaruje im życie w raju...
fakt, zaskoczyłaś, tego się nie spodziewałam, wiec z niecierpliowścią będę oczekiwać twoich dalszych pomysłów, gratuluję. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Juliet
Nowonarodzony
Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 49 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tam gdzie Ben, tam Juliet.
|
Wysłany:
Pią 21:45, 20 Lut 2009 |
|
czemu trafiłam na to dopiero dzisiaj ?!
Podoba mi się wszystko, zła Bella, uśpione serce, demony vs. anioły.
Cud, miód i orzeszki.
Mam wypieki na policzkach gdy czytam Twoje FF.
Strasznie mi się podoba i proszę o kolejne. Ja napewno będę zaliczać sie do osób które będa w stanie czytać Twoje świetne, przeboskie i genialne FF.
A co do zakończenia to zdecyduj się na szczęśliwe, proszę.
Życie jest wystraczająco dobijające, chociaż niech twój FF je wynagrodzi ; ))
Niech wrócą do tych czasów ;dd |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Anabells
Zły wampir
Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 332 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ni stąd ni zowąd
|
Wysłany:
Pią 22:23, 20 Lut 2009 |
|
illiss napisał: |
Hm póki co mam zamiar kontynuować przynajmniej do czasu jeśli będzie chodź jedna osoba, które będzie wstanie to czytać^^
A co do zakończenia to wszystko zależy od mojego zmieniającego się nastroju, a miałam już pomysłu na najróżniejsze tragiczne i szczęśliwe zakończenia. Tragiczne są hm bardzie emocjonujące, ale wole szczęśliwe, tak że jeszcze nie zdecydowałam. :P |
Ja napewno zamierzam czytać do końca, bez względu co tam wymyślisz.
Co do zakończenia, to wolałabym szczęśliwe. Nie mówię, że ma być totalny happy end, ale jak wszystkich pozabijasz i wyślesz do piekła to deprecha. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Aletheia
Człowiek
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 80 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Łoże Emmetta
|
Wysłany:
Sob 10:08, 21 Lut 2009 |
|
Szok!
Nie spodziewałam się. Zaskakujesz mnie coraz bardziej i coraz bardziej podoba mi się ten ff.
Zanu jest świetny. Bella i Edward - no cóż, będą ludźmi. Ciekawy pomysł.
Co do Carlisla i Esme - szkoda ich, że się poświęcili. Pomysł jest ciekawy mam nadzieje, że w tym piekle będzie im dobrze.
Ps. Ile części masz zaplanowane? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Lexie
Wilkołak
Dołączył: 31 Sie 2008
Posty: 149 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Z podziemia...
|
Wysłany:
Sob 12:00, 21 Lut 2009 |
|
Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam nawet nie przyszło mi coś takiego do głowy. Aż strach pomyśleć co będzie dalej. Twój ff jest jednym z najbardziej nieprzewidywalnych opowiadań jakie czytałam na tym forum. Już chyba nic nie będzie w stanie mnie zdziwić.
Jeśli nadal zastanawiasz się czy ktoś będzie czytał to odpowiedz brzmi TAK! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
illiss
Człowiek
Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 64 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 17:58, 21 Lut 2009 |
|
9.
Chicago, marzec 1919r.
Ubrałem płaszcz.
-Wychodzisz?- zapytała ciotka Helena stojąca na korytarzu.
-Tak- mruknąłem- nie wiem, kiedy wrócę.
Doprawdy, te dociekania ze strony mojej jedynej, żyjącej krewnej zaczęły się robić irytujące. Szedłem przed siebie nie zdając sobie sprawy z tego, dokąd niosą mnie nogi, nie myślałem o niczym. Często mi się to zdarzało, po prostu pogrążałem się w nicości. Zaczęło zmierzchać. Stanąłem przed grobem rodziców. Czasem nieświadomie tu przychodziłem. Minęło pół roku od ich śmierci, ja jednak dalej nie potrafiłem pogodzić się z ich odejściem. Nieraz zastanawiałem się, jakim cudem wyzdrowiałem. Lekarze dawali mi zaledwie parę dni życia. Może faktycznie lepiej by było wtedy umrzeć? Wpatrywałem się w nagrobek zastanawiając się, co ja tu znowu robię, kiedy usłyszałem czyjś głos.
-Witaj Edwardzie.
Odwróciłem się. Za mną stał mężczyzna w średnim wieku. Uścisnąłem jego dłoń.
-Panie Swan, miło pana znowu widzieć, nie sądziłem, że kogoś tu spotkam o tej porze.
-Czasem tu przychodzę- wyjaśnił- ale co u ciebie? Doszłeś już do siebie całkowicie? Słyszałem różne plotki na temat twojego zdrowia.
Zmarszczyłem czoło.
-Jestem w jak najlepszej formie- zapewniłem- chodź przebyta choroba od czasu do czasu daje o sobie znać.
-Jak sobie radzisz?
Westchnąłem, znów pytania, że też ludziom się to nie nudzi.
-Cóż, póki co mieszkam u ciotki Heleny, uczę się, na razie jest dobrze.
-Tak- mężczyzna zamilkł w zamyśleniu- Edwardzie może ty i twoja ciotka wpadlibyście do mnie jutro na kolację? Poznacie moją rodzinę. Musimy omówić sprawy firmy mojej i twojego ojca, nie możemy tego dłużej odwlekać, w końcu połowa należy teraz do ciebie.
-Tak, ma pan rację, z chęcią poznam pana rodzinę- to ostanie było największym kłamstwem pod słońcem, jednak przez grzeczność nie wypadało mi odmówić spotkania.
-Pamiętasz, gdzie mieszkam?- zapytał pan Swan.
-Tak- kiwnąłem głową- o której godzinie możemy się zjawić?
-Najlepiej 19 lub 20, jeśli będzie wam odpowiadać ta pora- zaproponował.
-Oczywiście- zapewniłem chcąc jak najszybciej zakończyć już tą rozmowę- wybaczy pan, mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.
-Rozumiem, miło cię było spotkać w końcu Edwardzie- mężczyzna poklepał mnie po plecach, co przyjąłem z wielką niechęcią.
-Pana również- odpowiedziałem- dobranoc.
Odwróciłem się i odszedłem, byle jak najdalej od tego człowieka i tego miejsca. Ulicami śpieszyli ludzie wracający z prac, bądź szkół do swoich domów. Szedłem nie zwracając na nic uwagi, zaabsorbowany plamkami błota, które właśnie odkryłem na swoich butach. Poczułem lekkie uderzenie.
-Najmocniej przepraszam- usłyszałem delikatny, przerażony głos.
Podniosłem głowę.
-Edward?- zapytała zdziwiona dziewczyna.
Miała głębokie, czekoladowe oczy. Przez chwilę stałem uwięziony w jej spojrzeniu.
-Czy my się znamy?- szepnąłem.
-Przepraszam, musiałam cię z kimś pomylić- dziewczyna oblała się rumieńcem.
Wyglądała tak słodko…Bella, przeleciało mi przez myśl, ale dziewczyny już nie było. Jej twarz wydawała się znajoma. Wzruszyłem ramionami. Nieważne. I raźnym krokiem ruszyłem w stronę domu.
Zabrzmiał dzwonek zwiastujący koniec dzisiejszych lekcji. Spakowałam torbę, ubrałam kurtkę i wyszłam z klasy.
-Bello- usłyszałam głos Anie- zaczekaj.
Przystanęłam uśmiechając się do dziewczyny.
-O co chodzi?- zapytałam.
-O co chodzi, o co chodzi- przedrzeźniała mnie koleżanka- musi o coś od razu chodzić?
Zachichotałam.
-No dobra- powiedziała Anie- śpieszy ci się? Może pójdziemy a kawę? Dawno nie miałyśmy okazji pogadać.
-W sumie, czemu nie- zastanawiałam się- dziś i tak mam być w domu jak najpóźniej.
-No to idziemy- zdecydowała dziewczyna ciągnąc mnie za rękaw- a z tym domem to co? Wyrzucili cię?
-Jeszcze nie- odpowiedziałam- wiesz, mój wujek prowadził firmę z kolegą, on umarł jakiś czas temu, wiesz ta epidemia hiszpanki.
-No wiem. I?- zaciekawiła się Anie.
-Dziś na kolację zaprosił syna tego przyjaciela i jego ciotkę, będą załatwiać sprawy związane z firmą, a przy okazji swatać Carol.
-To takie buty- zaśmiała się, kiedy usiadłyśmy już przy stoliku z naszymi kawami w najbliższej kawiarni- więc pozbyli się ciebie, bo stanowisz zagrożenie dla pięknej Carol.
-Daj spokój- upiłam łyk kawy- przy niej nie mam szans, zresztą to całe swatanie…-obruszyłam się.
-Bello, a czy ty w końcu też nie powinnaś kogoś sobie znaleźć?
-Szczerze, to mnie to nie interesuje- przyznałam- zresztą wszyscy wolą pączki z cukrem pudrem.
Anie się zakrztusiła.
-Bello, możesz mi wyjaśnić, coś ty sobie znowu ubzdurała?
-Anie, nie zauważyłaś? Wszyscy wokoło wolą pączki z cukrem pudrem, ja wolę z lukrem. To, mój podstawowy warunek. Jeśli mam kogoś mieć, to ten ktoś musi lubić pączki z lukrem.
Dziewczyna ryknęłam śmiechem.
-Bello, jesteś niemożliwa, ale tak nawiasem, to zastanów się, pączki z lukrem mają więcej kalorii, a po za tym się kleją.
Westchnęłam.
-Ależ Anie, one są po prostu lepsze, i tam od razu kleją, nie lubisz zlizywać lukru z palców?
-Kochana, ty naprawdę masz nie po kolei w głowie, ale jeśli nie chcesz się żenić, to, co masz zamiar robić?
-W czerwcu skończę 18 lat, poszukam jakiejś pracy, będę się dalej uczyć- wzruszyłam ramionami- po za tym chcę się jak najszybciej wyprowadzić, a moim wujkom moja obecność, coraz bardziej ciąży.
-Podziwiam cię, ale jak ty chcesz sobie z tym wszystkim poradzić?- dziewczyna bezradnie pokręciła głową.
-Po prostu muszę. A ty?
Anie zarumieniła się.
-Ha! Widziałam- zaśmiałam się.
Wyciągła rękę pokazując pierścionek zaręczynowy.
-Henryk poprosił w zeszłym tygodniu rodziców, o moją rękę. Byli tacy szczęśliwi.
-Anie, tak się cieszę- uścisnęłam dłoń dziewczyny- kiedy ślub?
-W lipcu.
-Tak szybko?- zadziwiłam się.
-Po co czekać- wzruszyła ramionami i spuściła wzrok- Bells, nie obrażaj się, miałaś być moją druhną, ale ta moja nieszczęsna kuzynka…, nie mogłam jej odmówić.
-Hej, Anie- chciałam pocieszyć przyjaciółkę- najważniejsze jest teraz twoje szczęście, mną się nie przejmuj, wszystko rozumiem.
-Oczywiście zaproszę cię na ślub, dostaniesz śliczne zaproszenie.
Zachichotałam.
-Przygotowania już idą pełną parą?
-Jasne- entuzjazm, aż z niej kipiał- mama ma znajomą, świetną krawcową, uszyje mi suknie.
-Kochasz go?
-Co?- nie zrozumiała.
-Jesteś pewna, że to właśnie Henryk jest tym odpowiednim?
-Tak, myślę, że tak- odpowiedziała zamyślona, spojrzała na zegarek- Bello, już późno muszę lecieć.
Wstałyśmy.
-I co? Jednak pójdziesz do domu?- zaciekawiła się Anie.
Uśmiechnęłam się.
-Nie będę sprać na dworze, zamknę się w pokoju i nie będę przeszkadzać Carol i jej wybrakowi.
Zachichotałyśmy.
-Dobranoc, Bells- rzuciła Anie i ruszyła ulicą.
Ja skierowałam się w przeciwnym kierunku.
Ja i ciotka Helena staliśmy przed drzwiami domu Swanów. Zapukałem. Drzwi otworzyła gospodyni.
-Dobry wieczór, proszę wejść- zaprosiła nas do środka.
Weszliśmy do salonu.
-Witaj Edwardzie- przywitała mnie Edmund Swan.
-Miło cię widzieć Heleno- pocałował dłoń mojej ciotki- poznajcie moją rodzinę- powiedział- to moja żona Zofia, syn Krzysztof i córka Carol.
Jęknąłem w duchu spoglądając na Carol. Mogłem się tego spodziewać, swatanie.
-Edward- przedstawiłem się całując dłoń córki i żony, a ściskając syna.
Zasiedliśmy do kolacji. Cóż, muszę przyznać, że jedzenie było niczego sobie, ale cała reszta niezmiernie mnie nudziła.
-Uczysz się?- zapytał Edmund.
-Tak- przyznałem- w przyszłym roku chcę rozpocząć studia.
-Bardzo ambitne plany- pochwaliła Zofia.
-Dziękuje.
-Hm, Edwardzie, masz zamiar prowadzić ze mną firmę swojego ojca?- pytał pan Swan.
-Nie- odpowiedziałem- nie interesuje mnie to, chciałbym jak najszybciej sprzedać swoje udziały.
-Z chęcią je od ciebie odkupię- wyznał Edmund- to duża suma, masz jakieś plany?
-Póki co opłacę tylko studia, może poszukam pracy, a resztę pieniędzy ulokuję z resztą majątku, na razie nie są mi potrzebne.
-Jeśli nie masz nic przeciwko, możemy załatwić po kolacji większość formalności, mam już wszystkie potrzebne papiery, a zależy mi na jak najszybszym zakończeniu tej sprawy.
-Oczywiście- zgodziłem się- jak pan sobie życzy.
-Carol- zwróciła się do dziewczyny ciotka- a ty się uczysz?
No, tak pomyślałem z rezygnacją, zaczyna się.
-Tak- odpowiedziała- za dwa lata kończę szkołę.
-Jesteś rok młodsza od Edwarda- odkryła ciotka.
-W maju skończę 17 lat.
-Edward w zeszłym miesiącu ukończył 18.
Ta rozmowa coraz bardziej mnie irytowała. Zofia westchnęła.
-Carol ma problemy z matematyką, szukamy dla niej korepetytora- powiedziała żona Edmunda.
-Edward jest doskonałym uczniem, myślę, że mógłby pomagać Carol, prawda Edwardzie?
Cholera! I za co to?!
-Oczywiście- uśmiechnąłem się się- nie ma problemu.
-Spadasz nam z nieba- zaśmiał się Edmund.
Przyjrzałem się dziewczynie, była bardzo ładną blondynką, może gdyby okazała się chodź w części tyle inteligentna, co urodziwa, to faktycznie mógłbym na nią zwrócić uwagę.
-Piątki wieczorem ci odpowiadają?- zapytałem Carol.
Uśmiechnęłam się radośnie. Głupia gęś.
-Jak najbardziej.
-W takim razie ustalone- powiedziała Zofia- w przyszłym tygodniu porozmawiamy o twoim wynagrodzeniu Edwardzie.
Skinąłem głową. Ktoś wszedł do salonu.
-Dobry wieczór- usłyszałem znajomy głos.
Obróciłem głowę, w drzwiach stała…ona. Dziewczyna, która potrąciła mnie na ulicy. Zauważyła mój wzrok, spojrzała. Zarumieniła się. Poczułem ciepło. Była taka śliczna. Jak można porównać jej subtelną urodę z tą lalkowatą Carol. Może te korepetycje to nie taki głupi pomysł. Muszę poznać ją lepiej.
-Chciałam tylko powiedzieć, że już jestem- powiedziała i wyszła.
Co ja bym dał, żeby móc teraz wyjść za nią.
-Co to za dziewczyna?- zainteresowała się ciotka Helena.
-Pamiętasz moją siostrę?- zapytał Edmund.
Ciotka przytaknęła.
-Adoptowała ją, gdy zmarła pod czas epidemii hiszpanki zaopiekowaliśmy się nią.
-Sprawia wam kłopoty?- dociekała ciotka.
-Jest bardzo dojrzała- powiedziała Zofia- rozumie swoją sytuację. Oczywiście będziemy jej pomagać w miarę możliwości, ale mamy swoje dzieci i o ich przyszłość musimy zadbać w pierwszej kolejności.
-Ile ma lat?
-W czerwcu 18.
-Nie szuka męża?- zdziwiła się Helena.
Edmund skrzywił się.
-Cóż, Bella kieruje się nieco innymi priorytetami.
Bella, pomyślałem z rozmarzeniem, w końcu miałem pewność, że to jej imię.
-Niezwykła dziewczyna- podsumowała Helena- ma w sobie coś niezwykłego, tajemniczego.
-Jest dość skryta- przyznała Zofia.
Ta część rozmowy podobała mi się najbardziej. Reszta kolacji zeszła na nudnych wymianach zdań. Ja i Edmund dokończyliśmy sprawy dotyczące firmy. Cały wieczór miałem nadzieję, że Bella zejdzie i przyłączy się do kolacji. Nie zeszła. W końcu wraz z ciotką Heleną opuściliśmy dom Swanów, a ja mogłem pogrążyć się w swoich rozmyślaniach na temat Belli.
Leżałam już w łóżku próbując skupić się na lekturze. Bezskutecznie. W wyobraźni wciąż widziałam zielone, przeszywające oczy przystojnego, miedzianowłosego chłopaka. Zmrużyłam oczy z rozmarzeniem, ale po chwili zalała mnie fala rozczarowania. Przypomniałam sobie, kim jest ten chłopak i jeszcze Carol, jak mogłabym porównywać się z tą piękną blondynką. Zresztą nawet gdybym to ja była ładniejsza to widziałam jak na niego patrzy. Podobał się jej i to bardzo. Ona jemu z pewnością też… Westchnęłam. Eh to nie moja kategoria. Ja jestem tylko biedną, przeciętną Bellą, która będzie się uczyć, pomagać ludziom i w końcu wyjdzie na swoje. I tego należy się trzymać. Zmęczona zgasiłam światło i zapadłam w niespokojny sen. Szłam ciemną ulicą. Byłam piękna i potężna, czułam to. Stanęłam pod ścianą. Naprzeciw mnie stały dwie postacie w bieli. Zaatakowały. Zabiłam pierwszą. Czułam radość ze zwycięstwa. Natarłam na drugą i wtedy zobaczyłam czyjeś oczy. Znajome i piękne, zmieniły kolor ze złocistych na zielone, ale wciąż należały do tej samej istoty. Tylko, dlaczego nie mogłam zobaczyć jej twarzy? Obraz zmienił się. Stałam na łące. Byłam sama.
-Edwardzie!- krzyczałam- Edwardzie gdzie jesteś?!
-Już wkrótce…- usłyszałam cichy szept- odnajdę cię, zawsze będziemy razem.
Westchnęłam z ulgą, mój anioł nie mógł kłamać. Otworzyłam oczy, wstałam z łóżka z rezygnacją, że też noc minęła tak szybko. Ubrałam się pośpiesznie. Dziś zajęcia w szkole miałam na rano. Lekcje dłużyły się niemiłosiernie. Anie przypatrywał mi się z uwagą.
-Znowu masz te dziwaczne sny?- zapytała na którejś przerwie.
-Tak –przyznałam rumieniąc się, czasami to jak dobrze mnie znała ta dziewczyna było bardzo denerwujące.
Cieszyłam się, że nie wymusiła na mnie szczegółowego opisania mich nocnych majak, co byłoby niezwykle żenujące. Z ulgą opuściłam budynek szkoły, lekcje były dziś dla mnie wyjątkową udręką, zwłaszcza, że nie potrafiłam się na niczym skupić wciąż mając w wyobraźni parę pięknych, zielonych oczu należących do równie pięknego właściciela. Potrząsnęłam głową zdezorientowana. Co się ze mną działo? Szłam raźny krokiem przed siebie wdychając czyste powietrze. W pewnym momencie na kogoś wpadłam. No tak, tylko takiej łamadze jak ja mogło się coś takiego przydarzać non stop. Zachwiałam się. Przytrzymały mnie w tali silne ręce. Spojrzałam na swojego wybawcę chcąc mu podziękować i zamarłam.
-Witaj Bello- wymruczał chłopak.
-Skąd wiesz…?- zaczęłam.
-Wczoraj słyszałem- wyjaśnił.
-A ty jesteś?- zapytałam.
Uśmiechnął się.
-Edward, przecież wiesz.
Zarumieniłam się. Miał taki łagodny uśmiech.
-Bello!- usłyszałam czyjś krzyk.
Po chwili przede mną stała zdyszana Anie.
-Bello, czy mogłabyś mi pożyczyć książki do historii?- zapytała.
-Oczywiście- powiedziałam podając jej książki.
Wzięła je do ręki patrząc to na mnie, to na Edwarda. Uśmiechnęła się i zapytała chłopaka:
-Przepraszam, wiem, że się nie znamy, ale czy mogę zadać ci pytanie?
-Jasne- powiedział.
-Wolisz pączki z lukrem czy z cukrem pudrem?
Jęknęłam.
-Anie!
Edward patrzył zdezorientowany.
-Z lukrem- wyjawił.
Anie zaśmiał się triumfalnie patrząc na mnie znacząco.
-No to cześć Bells- pożegnała się i popędziła przed siebie.
-Bello- zwrócił się do mnie szarmancko Edward- teraz musisz przyjąć moje zaproszenia na kawę i wytłumaczyć mi, o co chodzi z tymi pączkami.
Hm, co do pączków to byłam trochę zła, ponieważ w Tłusty Czwartek okazało się, że tylko ja wolę pączki z lukrem o.O A wy wolicie z lukrem czy z cukrem pudrem? Dlatego zamieściałam ten pomysł w tym rozdziale :P
A co do części na dzień dzisiejszy nie jestem wstanie odpoweidzieć ile tego będzie, wszystko zależy od moich zmieniających się pomysłów, chęci i czasu. Co do czasu niestety tylko w tym tygodniu miałam go dużo z powodu ferii i choroby..;/ tak więc kolejne rozdziały będą się pojawiały rzadziej, mam nadzieje, że nikogo to nie zniechęci |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez illiss dnia Wto 18:52, 14 Kwi 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
Juliet
Nowonarodzony
Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 49 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tam gdzie Ben, tam Juliet.
|
Wysłany:
Sob 18:25, 21 Lut 2009 |
|
Ja też wolę z lukrem, nie jestes sama ; ))
Rodział jak zawsze świetny.
Martwi mnie tylko to że Bella i Edward będą żyć jakiś czas a potem umrą.
Ale i tak dobrze, bo będa razem.
Podejrzewam że Carol jest Rosalie o innym imieniu a Anie to taka Alice.
Brakuje mi Emmetta <wyje z rozpaczy> Ale jakoś to przeżyje.
Powrotu do zdrowia i weny zyczę. A co do rzadkości dodawania rozdziałów, to mnie nic nie zniechęci, mam silną wolę i będę czekać nawet jeśli będziesz je dodawać co roku. Chociaż to było by straszne :O |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|