|
Autor |
Wiadomość |
love_jasper
Wilkołak
Dołączył: 21 Lut 2009
Posty: 105 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 21:55, 13 Kwi 2009 |
|
Oto jestem.
Boska jestes i w ogóle;d Edek niepoprawny romantyk- jak ty go opisujesz to mam pewność, że będzie świetny;d Kocham Cie, z te wszystkie wątki, dzięki temu mogę mieć nadzieję, że długi ten ff będzie;d Ładnie poznałaś Edwarda i Bellę;d Tego jeszcze nie spotkałam (i chwała Ci za to bo oryginalność wysoko stoi na punktach skupu;d) Coś tak czuje, że wesoło to to się nie skończy;( każdym razie byłabym wdzięczna, gdybyś poświęciła swój cenny czas i pisała po nocach bo twój ff rozpala we mnie niezaspokojonego potwora, który z niecierpliwością domaga się dalszych części;)
Kocham cie, bo dajesz mi radość z czytania i w ogóle jesteś niesamowita;)
Ps. Jak umrę z ciekawości dlaczego Edward zabił Mike'a to bedzie Twoja wina!
ps.2 dzieki, że to piszesz, to jest super z resztą ty też;d;d
ps.3 JEŻELI WPADNIESZ NA IDIOTYCZNY POMYSŁ ZAPRZESTANIA PISANIA TEGO FF TO PRZYSIĘGAM, ŻE TYMI RĘCAMIM UDUSZĘ CIĘ I ZAKOPIĘ W OGRÓDKU!
ps.4 Kocham Cie!!!
Dżózef. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Suhak
Zasłużony
Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 136 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie
|
Wysłany:
Wto 18:38, 14 Kwi 2009 |
|
Dziękuję za przychylne opinie. Informuję, że na moim chomiku
[link widoczny dla zalogowanych]
w folderze "Twilight FF" -> "Słodko-gorzka symfonia" znajduje się ten FF w pliku .doc i .pdf. Kiedy V rozdział? Nie mam pojęcia, poważnie. Jak dotąd naskrobałam jedną stronę i utknęłam. Liczę jednak, że jakoś z tego wybrnę, bo potem... oj, będzie się działo. Tak, możecie się bać... :P
Poważnie. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Bellafryga
Wilkołak
Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 198 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 19:19, 14 Kwi 2009 |
|
Jestem totalnie zachwycona. Piszesz z niesamowitą lekkością, humorem, ale potrafisz zainteresowac i wprowadzić nowe wątkki w taki sposób, że ma się ochotę przeczytać wszystko po kilka razy.
A jeszcze bardziej mnie zachwyca, że w każdym swoim ff piszesz zupełnie innaczej. Zmieniasz style pisania i na dodatek w każdym się odnajdujesz. Suhaku, nie doceniałam Cię wcześniej, znaczy się wiedziałam, że bardzo dobrze piszesz, ale nie myślałam o Tobie jako o prawdziwej artystce słowa.
Dobra, co Ci kiślić będę. Sama widzisz, że inni robią to lepiej niż ja, więc nie ma sensu się produkować :)
Widzę, że wprowadziłaś Bellę. I fajnie ją przedstawiłaś. Nie jest ani bitch, ani papkowatą sierotką Marysią.
Poza tym moje serce podbił Gruby Al podbił moje serce. Jest taki uroczy, niedomyty i słodziutki, że moje serce się rozpływa. Nie mam pojęcia dlaczego, chyba po prostu ma to 'coś'.
Poza tym podoba mi się muzyka, którą nam serwujesz. Strachy na Lachy to mój nieoficjalny faworyt, jeśli chodzi o polską muzykę. I gdy zobaczyłam, że polecasz "Dzień dobry, kocham cię", moje serce znów się rozczułio.
Pozdrawiam Cię, Twoją Wenę, psa i Ala. I Strachy na Lachy, przy okazji.
Rozczulona Fryga z Roztopionym Sercem :) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Bellafryga dnia Wto 19:20, 14 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
majetta
Człowiek
Dołączył: 22 Mar 2009
Posty: 61 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa - Zielony Tarchomin :)
|
Wysłany:
Śro 11:34, 15 Kwi 2009 |
|
to się nazywa pomysł na opowiadanie! Bardzo intrygujące. I motyw zbrodni...domyślam się, że poszło o miłość (śmiem zgadywać, że ta miłość to Bella) ale mam nadzieje, że nie okaże się banalny(np. zwykła zazdrość czy chore domysły). Co do stylu to uważam (choć ekspertką nie jestem), iż jest bardzo dobry i tylko podwyższa wartość tego opowiadania :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Suhak
Zasłużony
Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 136 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie
|
Wysłany:
Czw 19:14, 16 Kwi 2009 |
|
Houston, we have a problem.
Wen tymczasowo zwiał. Miałam ostatnio trochę problemów i szczerze mówiąc odeszła mi ochota na pisanie czegokolwiek, mogę Was jednak zapewnić, że to chwilowe. Nie mam zielonego pojęcia, kiedy skończę ten V rozdział - postaram się w weekend, ale nie obiecuję. Mam na razie tylko stronę, czyli 1/3, a nawet 1/4 rozdziału... Wybaczycie mi? No pewnie, że wybaczycie, bo w ramach zadośćuczynienia wstawię tu... hm... suprajsa.
Rozdział V - Fragment. Suhak napisał: |
Yorkie uświadomił sobie, że zakrztusił się własną śliną. Zaczął kaszleć i charczeć, podczas gdy Jake czekał cierpliwie na jego reakcję. Policjant odłożył na chwilę komórkę, zanurzając palce obydwu rąk we włosach. Tak, to było bardzo kuszące. Przed oczami stanęły mu wakacje na Hawajach, nowa kanapa i telewizor... Uśmiechnął się do siebie na tę myśl. Z drugiej strony - ten mężczyzna proponował mu przestępstwo. Unieszczęśliwi czyjąś rodzinę, która domaga się sprawiedliwości, lub pójdzie na rękę jakiemuś przestępcy... Uśmiech spełzł mu z twarzy. Stary - skarcił sam siebie - jesteś szefem Departamentu Policji, otrząśnij się! Jednak wizja hamaku, plaży i koktajlu z kokosów migały mu w wyobraźni niczym jakieś wyjątkowo nachalne owady... |
Pozdrawiam i obiecuję napocić się nad kolejnym rozdziałem w najbliższym czasie. Przyrzekam także, że...
Będzie się działo.
Jak nie w tym rozdziale, to w następnym... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Masquerade
Gość
|
Wysłany:
Czw 20:25, 16 Kwi 2009 |
|
Susz, nie spoileruj tutaj :P Czekamy na kolejny rozdział, obgryzając paznokcie, wyrywając włosy z głowy i nie jedząc nic całymi dniami, ale to wcale nie znaczy, że Cię popędzamy Napiszesz, jak wen łaskawie się pojawi. Nie ma co ciągnąć czegoś na siłę, byle tylko wstawić. Wiemy, że jesteś genialna i, że kolejny rozdział też będzie świetny, ale musimy dać Ci na to czas, bo przecież warto :) spokój i brak terminu, to najlepsi sprzymierzeńcy artysty
Ave Vena! :) |
|
|
|
|
Suhak
Zasłużony
Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 136 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie
|
Wysłany:
Nie 13:21, 19 Kwi 2009 |
|
Poprzedni rozdział
Przypominam, że ładniejsza, bardziej estetyczna i poprawiona wersja Fan Ficka znajduje się na [link widoczny dla zalogowanych]! Radzę czytać w formie .pdf'u, który też plik znajdziecie w folderze "Twilight FF" -> "Słodko-gorzka symfonia".
Beta: Cornelie
Hm. Ten rozdział najpierw cofa się w przeszłość (pierwsza część). Dzieje się to w okolicy rozdziału trzeciego. Potem jest już normalnie.
Wybaczcie mi taką przerwę, ale miałam kłopoty z Wenem. Teraz jednak wrócił i ma się dobrze, więc chyba wybaczycie mi tą prawie tygodniową przerwę... W ramach rekompensaty przy dodaniu nastepnego, szóstego rozdziału dodam bonus w formie pewnej rozmowy ;P
Pozdrawiam i smacznego. Wyjątkowo długi rozdział macie przed sobą, a takie mam przynajmniej wrażenie.
ROZDZIAŁ V
Nie ma ludzi całkowicie dobrych i złych. Świat nie jest czarnobiały, istoty go zamieszkujące także. Eric Yorkie wiedział o tym doskonale.
Wszyscy myślą, że ktoś taki jak on zarabia krocie... No i są w błędzie. Skąd ma wziąć pieniądze na przyjemności? A fundusze na wakacje? Jakim cudem na załatwić siostrzenicy nowy motor? Sam też chciałby taki, ale go nie stać. I gdy tak siedział nad biurkiem kilka dni temu, myśląc nad tym, skąd weźmie środki na to wszystko, telefon się odezwał. Spojrzał na wyświetlacz. Dzwonił jego dawny przyjaciel, Jacob Black. Eric zmarszczył brwi, zastanawiając się, co może od niego chcieć po tylu latach ciszy. Odebrał połączenie.
- Jacob? - zapytał.
- Siemasz, Eric - usłyszał głos swojego kolegi. - Jak ci życie mija?
- Powoli - mruknął Yorkie, utwierdzając się po tonie jego głosu w przekonaniu, że Jake nie dzwonił, nie mając w tym swojego interesu.
- Aha... - Black zamilkł na chwilę. - Słuchaj, jest taka sprawa...
- Doprawdy? - Eric zaśmiał się w duchu. Tak, to było do przewidzenia.
- Tak. Potrzebujesz może gotówki?
Serce policjanta zabiło szybciej. Z jednej strony wiedział, że to, co mu proponuje kolega, nie może być legalne, z drugiej zaś - nagły przypływ pieniędzy nie zaszkodziłby nikomu...
- Dlaczego pytasz?
- Mam problem. Potrzebne jest mi coś, do czego masz dostęp.
- A dokładniej?
- A dokładniej... chodzi mi o akta autopsji.
Eric westchnął do słuchawki.
- Skąd ja wiedziałem, że chodzi o coś w tym stylu?
- To jak? - Jacob zdawał się być niecierpliwy. - Idziemy na ugodę?
- Ile?
- Piętnaście kawałków.
Yorkie uświadomił sobie, że zakrztusił się własną śliną. Zaczął kaszleć i charczeć, podczas gdy Jake czekał cierpliwie na jego reakcję. Policjant odłożył na chwilę komórkę, zanurzając palce obydwu rąk we włosach. Tak, to było bardzo kuszące. Przed oczami stanęły mu wakacje na Hawajach, nowa kanapa i telewizor... Uśmiechnął się do siebie na tę myśl. Z drugiej strony - ten mężczyzna proponował mu przestępstwo. Unieszczęśliwi czyjąś rodzinę, która domaga się sprawiedliwości, lub pójdzie na rękę jakiemuś przestępcy... Uśmiech spełzł mu z twarzy. Stary - skarcił sam siebie - jesteś szefem Departamentu Policji, otrząśnij się! Jednak wizje hamaku, plaży i koktajlu z kokosów migały mu w wyobraźni niczym jakieś wyjątkowo nachalne owady...
- Czyje?
- Michaela Newtona.
Eric wytrzeszczył oczy.
- Czy ty masz pojęcie, jak ważna jest ta sprawa? Media będą huczeć! Ktoś do czegoś dojdzie, wywalą mnie i...
- Jak będziesz trzymał buzię na kłódkę, nikt nic nie będzie wiedział - odpowiedział spokojnie Black. - Tylko ja o tym wiem i wierz mi - i w moim interesie leży, aby to nie wyszło na światło dzienne. Posłuchaj - Głos Jake’a stał się poważniejszy i bardziej stanowczy - po prostu gdy upewnisz się, że w Departamencie nie ma nikogo lub prawie nikogo, wyłączysz na chwilę kamery, wejdziesz do biura Lauren Mallory i weźmiesz akta. Potem zwalisz na kogoś winę i po problemie...
- Ale...
- Trzydzieści kawałków. - Jake zacmokał niecierpliwie. - I motor dla siostrzenicy.
Yorkie zmarszczył brwi. Skąd ten biedny aktorzyna teatralny wziąłby trzydzieści tysięcy dolarów na zwykłe akta? Skąd wiedział o motorze? Na myśl nasuwała mu się tylko jedna odpowiedź: mafia. Ale przestało go to teraz obchodzić.
- Trzydzieści tysięcy - wyszeptał bezgłośnie.
Nie ma ludzi całkowicie dobrych i złych. Eric Yorkie wiedział o tym doskonale. Wiedział, że Lauren Mallory nie jest złośliwa do szpiku kości. Wiedział, że w Tylerze Crowley’u znajduje się odrobina powagi i szacunku do ludzi. Wiedział, że Ben Cheney czasami zmienia się z wielkiego, pluszowego misia w niebezpiecznego grizzly. Wiedział także, że Angela Weber nie może być aż tak święta, na jaką wygląda. No i najważniejsze - wiedział, że nawet szef Departamentu Policji ma prawo do odrobiny przekrętów.
- Do zobaczenia jutro - wymamrotał, rozłączając się.
Teraz zaś siedział w swoim biurze zadowolony i szczęśliwy z prezentu, jaki sobie sprawi. Poczuł, że telefon w jego kieszeni znowu wibruje. Zmarszczył brwi, gdy zobaczył nazwisko Blacka na wyświetlaczu.
- Halo? - zapytał, nacisnąwszy zielony guzik.
- Cześć, Yor - usłyszał głos Jacoba. Wydawał się być wściekły. - Słuchaj, wystąpiły komplikacje.
- Komplikacje? - zapytał Eric, marszcząc brwi. - To znaczy?
- Zwróć akta - powiedział Jake, wzdychając. - Zatrzymaj pieniądze. Odłóż akta na miejsce.
- Coo? - Yorkie wytrzeszczył oczy. - Czy ty sobie wyobrażasz, jakie to trudne? Czy ty wiesz, ile osób przygląda się tej sprawie? Nie mogę tego zrobić. Dlaczego ich po prostu nie spalisz?
- Bo nie. MUSZĄ wrócić na miejsce - warknął Black dobitnie. - Odłóż je tam, gdzie leżały.
- Przykro mi, Jake, ale nie mogę. Nie zaryzykuję tak wiele - odparł.
- A czym dokładnie ryzykujesz?
- Pracą, karierą...
- W takim razie - Głos Jake’a stał się stanowczy i nieprzyjemny - jeżeli nie odłożysz akt, zaryzykujesz czymś więcej, niż pracą, pieniędzmi czy Hawajami. Mogę ci to przysiąc.
Edward gapił się bezmyślnie w pustą kartkę leżącą na stoliku w jego celi. Ściskał w ręku tępy ołówek, a raczej jego ogryzek, ze skrzypieniem huśtając się na tylnich nogach krzesła. Bujał się do przodu i do tyłu, modląc się o jakąkolwiek chęć na pisanie.
Moja Mary...
- Jakie są rymy do „Mary”? - wymruczał pod nosem sam do siebie.
Sery... - pomyślał i parsknął śmiechem. Kaloryfery. Tonery. Kontenery. Selery... Teraz to już śmiał się szczerze i głośno. Buldożery, blendery, cholery... Cholery! Opadł na przednie nogi krzesła i zapisał.
Droga, ukochana Mary,
Bądź mą zaraz, do cholery!
Zaśmiał się jeszcze głośniej z własnej głupoty. Dawno nie miał tak doskonałego humoru - i nawet nie wiedział, skąd on się wziął. Podejrzewał, że być może ze snu, który miał tamtej nocy. Widział ją. Widział Bellę. Śniło mu się, że się obudził - a konkretnie, że obudził go pocałunek w skroń. Tak, jak uwielbiała robić wcześniej, gdy jeszcze wszystko było proste i łatwe. W każdym razie obudził się, czując jej wargi na swojej skórze, oddech w swoich włosach, dłonie na policzkach. Nie otworzył oczu. Delektował się każdym muśnięciem jej ust, każdym dotykiem opuszków palców... Poczuł, jak zanurzyła nos w jego czuprynie i powiedziała mu cicho wprost do ucha:
- Tęskniłam...
Otworzył oczy, chcąc ujrzeć te piękne czekoladowe tęczówki. Wpatrywała się w niego z utęsknieniem, radością i żalem jednocześnie. Leżała w jego koi pod kołdrą, wtulając się w niego i dawkując pieszczoty. Pogłaskał ją po włosach, uśmiechając się i marząc, by pocałowała go jeszcze raz. Ona jednak nadal patrzyła się mu oczy w tak dziwny sposób, że poczuł niepokój. W końcu westchnęła i zaczęła szeptać.
- Wszystko będzie dobrze. - Jej głos był dla niego ukojeniem, spokojem, nadzieją. Tymi słowami rozlała po duszy Edwarda coś ciepłego, coś, co sprawiło, że zachciało mu się żyć, ba, śpiewać, tańczyć i śmiać. - Ale musisz być cierpliwy - dodała. - Bardzo cierpliwy.
A potem naprawdę otworzył oczy, w naprawdę swojej celi i naprawdę samotny.
Twoje włosy niczym sery
Paradują po selery...
Czuł się, jakby był na haju. Nie potrafił sklecić niczego porządnego, a jedyne, co wychodziło spod jego pióra - a raczej ołówka - brzmiało gorzej od dziecięcej rymowanki. Gruby Al i tak stwierdzi to za poezję najwyższych lotów - uznał.
Edward nagle zmarszczył brwi. Uświadomił sobie zmianę w zachowaniu Ala w ciągu ostatnich kilku tygodni - dwóch, może trzech. Kiedyś ewidentnie się do Cullena zalecał, teraz jednak nie dość, że odpuścił, to jeszcze zaczął z nim normalnie rozmawiać. Przynajmniej „normalnie” w jego mniemaniu. Edward potrzebował rozmówcy na trochę wyższym poziomie intelektualnym, czego się jednak spodziewać po zwykłych przestępcach? Być może zmiana w zachowaniu Grubego spowodowana była „świeżą dostawą” - tak w jego sektorze, i zapewne nie tylko w tym, mówiono na nowych więźniów. Biedacy, którzy dopiero co trafili za kratki, byli okradani, bici, poniżani i - w skrajnych przypadkach, o których Edward wolał nie myśleć - gwałceni. Mimo to Aleks zachował jakąkolwiek wstrzemięźliwość od zaczepiania „świeżych”, swoje myśli, marzenia i odczucia skupiając najwyraźniej tylko i wyłącznie na platynowłosej Mary.
Skreślił cztery linijki naiwnej rymowanki i postanowił włożyć trochę więcej wysiłku w pisanie tego wiersza. Gruby Al zasługiwał na coś lepszego.
Kiedy patrzę na twe włosy platynowe,
Gdy przyglądam się na usta malinowe,
Kiedy twoje piękne, duże oczy widzę...
Zmarszczył brwi, zatapiając się w stu procentach w świecie rymów.
Ben czuł się fatalnie. Kończył właśnie czwartą szklankę Krwawej Mary i wcale nie miał zamiaru przystopować. Zaciskał pięści, modląc się o cierpliwość i wytrwałość. Miał już dość. Serdecznie dość. Chciał zaznać chwili spokoju, ciszy, ukojenia... Tak bardzo pragnął porozmawiać z Angelą. Ale nie mógł. Odkąd Wydział Wewnętrzny zaczął przyglądać się sprawie, nie miał okazji do porozmawiania z nią na osobności. Kazali mu składać zeznania pięciokrotnie, z czego dwa razy prosił go o to ten sam facet. Cholerni krawaciarze - pomyślał. Dopił resztki Krwawej ze swojej szklanki i westchnął.
Tyle, ile on się namęczył, próbując złożyć zeznania tym biurokratom z Wydziału Wewnętrznego... Bardzo gorliwie zajmowali się tą sprawą, ponieważ bez akt Cullen mógłby dostać lżejszy wyrok po odwołaniu się jego adwokata. Nie mając tych dokumentów, prokuratura nie miała nic poza zeznaniem oczarowanej recepcjonistki, a przeprowadzić ponownej sekcji zwłok nie dało się zorganizować, ponieważ rodzina Newtona postanowiła go skremować niedługo po jego zamordowaniu. Na Angelę padło główne podejrzenie, ponieważ mawiało się, że odwiedzała Cullena w więzieniu i z nim rozmawiała, dodatkowo interesowała się tą sprawą i tą sekcją bardzo intensywnie, no i najgorsze - jako ostatnia wychodziła z Departamentu w dniu kradzieży. Ben zaśmiał się gorzko sam do siebie. Wiedział doskonale, że kochana Angie-Anielica nikomu by nie zaszkodziła w ten sposób. Nie rozumiał, dlaczego ten pieprzony Yorkie tak na nią naskakiwał...
A potem akta się znalazły. Tak po prostu. Leżały na biurku Lauren. Teraz, oczywiście, WW wziął ją pod lupę i biedna czuła się naprawdę fatalnie. Ben wiedział, że Mallory jest bardzo głęboko związana ze swoją pracą i nigdy w życiu nie popełniłaby takiego przestępstwa. Było mu jej strasznie żal, ale nie tak bardzo, jak Angeli, która ma teraz nie lada kłopoty, ponieważ szef Departamentu złożył kolejne zeznania w obronie Lauren, które z kolei obarczały winą panią psycholog.
To było istne piekło.
- Benny? - Mężczyzna zamrugał, wyrywając się z zamyślenia. Głos, który dobiegł do jego uszu, był ochrypnięty i brzmiał, jakby jego właścicielka płakała. Rozejrzał się. Kilka metrów od niego stała Angela Weber w czarnym płaszczu i z kapturem na głowie. Po policzkach spływały jej olbrzymie łzy, a dłonie drżały.
- Angie? - Ben zostawił na wpół opróżnioną szklankę na stole i zerwał się z siedzenia. Podszedł do zapłakanej koleżanki i spojrzał jej w oczy. - Co się stało?
- Wywalili mnie - powiedziała łamiącym się głosem. - Eric powiedział tym gościom z Wydziału Wewnętrznego, że od zawsze podejrzewał mnie o zbyt wielkie zainteresowaniem osobą Cullena. Zeznał, że powiedziałam mu kiedyś, że uważam Edwarda za niewinnego i chętnie zrobiłabym wszystko, żeby wyciągnąć go zza krat. Skłamał. Ale ja mu tego nie powiedziałam. Ja tak powiedziałam do Lauren, ale ja nie miałam na myśli... No i Lauren... - Głos Angeli stawał się coraz bardziej drżący, a łzy spływały po jej policzkach w większej częstotliwości. - No i Lauren też to im powiedziała. Jestem w dupie, Ben - wyszeptała, wycierając oczy. - Wyrzucili mnie. Eric wyrzucił. Powiedział, że spodziewał się po mnie czegoś więcej, że myślał o mnie jako o osobie bardziej godnej zaufania...
Ben poczuł, że krew się w nim gotuje. Nie mógł znieść każdej pojedynczej łzy, która spływała po jej policzku. Nie mógł znieść tego, że Yorkie zrobił takie świństwo. Ani tego, że Lauren mu zawtórowała.
- Ja nie ukradłam tych akt - powiedziała Angie cicho. - I nigdy bym tego nie zrobiła.
- Wiem - odparł Cheney, zaciskając dłonie w pięści. - Nie płacz. Eric to dupek.
- To nie jest teraz ważne. - Angela zdjęła kaptur i szybkim krokiem podeszła do baru. Usiadła na krześle, wykręcając sobie palce. Ben przysiadł obok niej. - Ważne jest, że ja chyba wiem, kto to zrobił.
- Wiesz? - Oczy Bena powiększyły się do rozmiaru spodków. - Kto?
- Wiesz, Benny... Kiedy odwiedzałam Edwarda ostatnim razem... On się z kimś pokłócił. Z jakimś Indianinem. Jacob Black. - Barman podszedł do niej, pytając się o zamówienie. Rzuciła mu tylko pogardliwe spojrzenie i kontynuowała: - Zanim mnie wywalili, poprosiłam Jamesa z Informatycznego, żeby wyszukał mi o nim parę słów.
- No i co znalazłaś? - zapytał Cheney, ponieważ zamilkła.
- Notowany raz - odpowiedziała, patrząc tępo w jakiś punkt. - Za wybicie szyby w sklepie jubilerskim trzy miesiące temu. Nic nie zginęło.
- Acha... - Ben zmarszczył brwi. Czy kłótnia z Cullenem oraz wybicie szyby to powód do podejrzenia o kradzież ważnych akt?
- Ale nie musiał nawet płacić grzywny. - Angie nagle przeniosła wzrok na niego. Zauważył, że w jej oczach pojawiły się dziwne iskierki. - Wiesz, dlaczego?
- Nie mam pojęcia.
- Na prośbę Erica Yorkie.
Ben zmarszczył brwi.
- Co?
- To, co powiedziałam. Tego, oczywiście, nie było w zasobach danych Departamentu. Nie, tego musiałam się doszukać w gazetach.
- Wow. - Pokręcił głową. - Więc uważasz, że...
- Poszukałam dalej - przerwała mu Angela. - Jacob i Eric byli kiedyś sąsiadami. Całkiem bliskimi sąsiadami, nagrywali kiedyś razem muzykę.
- Muzykę? - Mężczyzna zaśmiał się. - Eric i muzyka?
- Ano. - Angela westchnęła. - Co prawda, miedzy nimi jest prawie dziesięć lat różnicy, ale coś tam pobrzękiwali w garażu.
Ben zmarszczył brwi. Nie potrafił wyobrazić sobie swojego własnego szefa grającego muzykę. Przed oczami stanął mu Yorkie w długich do pasa, splątanych włosach, z gitarą elektryczną w ręku i śpiewający niskim, wręcz przerażającym głosem jakieś podobne do heavy metalu piosenki.
- A dokładnie, co nagrywali?
- Muzykę klasyczną - odpowiedziała Angela. Ben zaśmiał się w duchu z własnej głupoty. - Ale powracając do tematu...
- Uważasz, że Edward poprosił Blacka o kradzież akt, a ten zapłacił Ericowi, który udostępnił mu...
- Nie, nie, nie! - Angie pokręciła głową. - Nie. Edward nie miał z tym nic wspólnego.
- Angelo - Ben nachylił się w jej kierunku - Edward to przestęp...
- Owszem, może i popełnił przestępstwo - odparła ze złością - ale nie posunąłby się do czegoś takiego, Ben.
- Angie... Jesteś zbyt ufna.
- Rozmawiałam z Edwardem - mruknęła Angela, kręcąc głową. - On nie chciał wydostać się na wolność. On jest bardzo... nieszczęśliwym człowiekiem. To po prostu facet, który stracił wszystko i nie ma powodu, by wracać do domu...
- Okej, okej, załóżmy, że faktycznie Edward nie ma z tym nic wspólnego.
- Nie „załóżmy”, tylko „uznajmy” - odpowiedziała z naciskiem. - Domyślam się, że Edward był wściekły na Jacoba, ponieważ ukradł akta bez jego wiedzy i o to się pokłócili.
- Tak. A Jacob zrobił to, ponieważ...?
- Ponieważ myślał, że w ten sposób wyciągnie Edwarda na wolność... a przynajmniej przed terminem.
- Dokładnie. A Eric zrobił to, dlatego że...?
Angela zamilkła, wykręcając sobie palce.
- Nie sądzę, żeby to był Eric. Myślę, że to Black wkradł się do Departamentu, a Eric mu tylko w tym pomógł.
- Ale dlaczego?
- Och, nie wiem, za kasę albo dlatego, że się przyjaźnili, a może pod groźbą, może z nudów... Nie wiem.
Ben stukał palcami w ladę, myśląc. Wątpił w ogóle, czy wersja pt. „Edward nie miał z tym nic wspólnego” była prawdopodobna, a co dopiero wiarygodna. Facet sam w sobie wydawał się być całkiem normalny. Gdy Cheney widział go te kilka razy, nie odniósł wrażenia, by ten miał jakąś skrzywioną moralność, jednak jednemu nie da się zaprzeczyć - zabił, więc był mordercą. Nie rozumiał, jak Angela mogła pokładać w nim tyle ufności. Drugą sprawą był Eric Yorkie - jeżeli ten skurwiel faktycznie pomógł skraść - a potem odłożyć - akta, to było już jasne, dlaczego skłamał biurokratom z WW.
- Ale twoja teoria jest nadal mało prawdopodobna ze względu na brak jakichkolwiek dowodów... Mamy tylko domysły i dedukcję - westchnął.
- Wiem.
- Jesteś pewna, że to nie Yorkie ukradł? Myślę, że byłby w stanie zrobić to dla pieniędzy.
- Nie, jestem pewna, że nie „sprzedałby” Departamentu za pieniądze. Nie zrobiłby tego. Wiem o tym... W końcu jestem psychologiem. - Angie uśmiechnęła się nieśmiało.
Ben odwzajemnił uśmiech.
Następny rozdział |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Suhak dnia Nie 9:52, 26 Kwi 2009, w całości zmieniany 8 razy
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Nie 13:37, 19 Kwi 2009 |
|
Podobał mi się ten rozdział. Pętla się coraz bardziej zaciska, a ja robię się coraz bardziej ciekawa. Najczęściej w mojej głowie pojawai się pytanie co się dzieje z Bellą? Nieżyje? Kurde to naprawdę bardzo frustrujące, że jeszcze nie napisałaś co się z nią stało, wydaje mi się, że robisz to spacjalnie :D Prowadzisz akcję w bardzo przemyślany, ciekawy sposób. Styl jest świetny, lekko się czyta. Błędów się nie dopatrzyłam. Z milionami pytań w mojej głowie czekam na następną część. Twoj ff naprawdę bardzo mnie wciągnął. I mam nadzieję, że w następnej częsci będzie więcej Edwarda i może wreszcie się coś o Belli dowiemy :>?
Pozdrawiam! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Masquerade
Gość
|
Wysłany:
Nie 13:49, 19 Kwi 2009 |
|
Susz, znów zaserwuję Ci kisiel :P chyba będę musiała porozdzielać go na smaki, a potem będę serwowała Ci galaretkę :P
Niby rozdział długi, ale wciągający i, nim się obejrzałam, już się skończył. Jestem bardzo ciekawa tej historii. Twoje opisy są genialne. Styl też jest genialny. Cała jesteś genialna :P Wiesz, że ubóstwiam Twoje twory :D już mi mało, chcę więcej :D Teraz już nie mogę Cię opieprzyć nawet za to, że było za krótko. Nic już nie mogę... Eh... ;( :P
Ogromne buziole :* |
|
|
|
|
wela
Zły wampir
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 452 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 37 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Broadway
|
Wysłany:
Nie 15:55, 19 Kwi 2009 |
|
Jak ja lubię to opowiadanie. Czytałam sobie na głos, bo sama w domu jestem. Nawet nie masz pojęcia jaka to była przyjemność. Na początku przejechałam sobie myszką w celu sprawdzenia, czy rzeczywiście rozdział jest dłuższy niż zazwyczaj i wydawało mi się, że tak. Ale przy czytaniu tak się wciągnęłam, że już tego nie zauważyłam i szczerze powiedziawszy mogłabym czytać dwa razy dłuższy - i o ile byłby napisany tak dobrze i ciekawie jak ten - zapewne nadal czułabym niedosyt. Błędy? Kilka literówek, zamiast to napisane do. Ale akurat błędy były błahe - nie chciało mi się wchodzić na chomika, ponieważ osobiście wolę forumowski widok, niż pdf czy doc.
A teraz tak bardziej nawiązując do treści powiem, że zdziwiłam się co do tej całej śmierdzącej sprawy. Nie spodziewałam się po Ericu, że z niego taki materialista. Oczywiście Angela także. Jeżeli chodzi o te wątki w pełni kryminalne to bardzo je lubię. Zwłaszcza w Twoim opowiadaniu - przyjmują odpowiedni charakter, taki profesjonalny.
Śmiałam się z tych wierszyków, które układał Edward. Rzeczywiście, niby to wszystko taką błahostką jest, ale cieszy oko i ucho.
Nie chcę przesadnie słodzić, bo będę robić to w kółko i w kółko, dlatego zakończę już ten słitaśny pościk.
Życzę weny i z prawdziwą niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam, wela. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez wela dnia Nie 15:55, 19 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Suhak
Zasłużony
Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 136 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie
|
Wysłany:
Nie 16:12, 19 Kwi 2009 |
|
Weluś, ja byłabym wdzięczna za wymienienie każdego błędzika, który się wkradł. Ja ten tekst czytałąm 2385419023784 razy i już nie dostrzegam takich rzeczy
I dziękuję za pozytywne opinie. Kochane istotki z Was :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dahrti
Zły wampir
Dołączył: 21 Lis 2008
Posty: 328 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Nie 19:16, 19 Kwi 2009 |
|
Kolejne opowiadanie, które nie tylko mnie zaciekawiło, ale jeszcze utrzymało moje zainteresowanie i podsyca je z każdym odcinkiem. Czytam i czytam i myślę: "O co w tym wszystkim chodzi?". Jesli ktoś uważa, że na tym forum pojawiają się już tylko lub w większości same marne kawałki, to niech sobie to poczyta. Bo jest naprawdę fajnie - ładnie napisane, sporo niewyjaśnionych rzeczy, treść rozwija się na kilku płaszczyznach - bo i w przeszłość (historia Edwarda), jak i w teraźniejszości cała intryga związana z procesem. Niedopowiedzenie charakteru Edwarda - boskie. Bo Angie to raczej nie możemy w ocenie zaufać, chociaż jest psychologiem... Wątek miłosny... Ben, do dzieła! Samo zróżnicowanie wewnętrzne postaci, odmienne zachowanie w zależności od roli, jaką w tym momencie spełniają, ich ambiwalencja...
Lepiej już zamilknę. Czekam na ciąg dalszy. Z utęsknieniem i niecierpliwością. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Nie 21:07, 19 Kwi 2009 |
|
Znalazłam :D ale ty potrafisz zagęścić fabułę! po mistrzowsku! i ta boska narracja... no to znowu zaczynam czekać... pozdrawiam gorąco i wena życzę :D |
|
|
|
|
Rudaa
Dobry wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 102 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame
|
Wysłany:
Nie 21:12, 19 Kwi 2009 |
|
Cytat: |
Wszyscy myślą, że ktoś taki jak on zarabia krocie... No i jest w błędzie. |
Są. Bo wszyscy.
Cytat: |
Jakim cudem ma załatwić siostrzenicy nowy motor, skoro jego samego nie stać nawet na taki dla siebie? |
Łoł. Że co? xD
Jakim cudem na załatwić siostrzenicy nowy motor? Sam też chciałby takowy (tudzież taki), ale go nie stać.
Cytat: |
(…) jego telefon się odezwał. Spojrzał na wyświetlacz. Dzwonił jego dawny przyjaciel (…) |
Pierwszy do wyrzucenia.
Cytat: |
Edward gapił się beznamiętnie w pustą kartkę leżącą na stoliku w jego celi. |
Czy można gapić się na coś beznamiętnie? Raczej bezmyślnie..
Cytat: |
Powiedział, że spodziewał się po mnie czegoś więcej, że myślał o mnie, jako o osobie bardziej godnej zaufania... |
Można być bardziej lub mniej godnym zaufania? Czy ja wiem… Albo ktoś komuś ufa, albo nie.
A nie to? xD
Cytat: |
Usiadła na krześle, wykręcając sobie palce. Ben usiadł obok niej. |
Ben szybko znalazł się obok niej.
??
Wiesz, dlaczego tak trudno idzie mi pisanie tych komentarzy? Bo ja nie… No dobra, może trochę, ale nie w tym rzecz. Jest dobrze, to musisz wiedzieć. Budujesz postaci, w sposób, który zasadniczo bardzo przypadł mi do gustu. Edward jest mistrzostwem. Nie chcę Ci kadzić, bo samej mi już niedobrze od tej słodyczy, ale jak sama wiesz, nie za często wychodzi mi to, co sobie postanowię xD. Rozbawiłaś mnie do łez platynowłosą Mary i tymi pięknymi rymami częstochowskimi. Dobre jest to, że wyważasz ten depresyjny klimat załamanego E. i wiecznie martwiącej się pani psycholog. Stylistycznie, ten odcinek jest gorszy od poprzednich, ale nawet nie mam siły Cię za to ochrzanić. Musisz tylko wiedzieć, że składnia niektórych zdań przybiła mnie do ziemi. Strasznie kombinujesz. Czasami prostota jest łatwiejsza. Chcesz tworzyć zdanie wielokrotnie złożone, a wychodzi Ci taki bełkot, nie za przyjemny. Tak jak w drugim zdaniu, które cytowałam.
No i, żeby było pięknie na koniec to Ci powiem, że czekam na więcej Jacoba tutaj, bo Jacob w każdym wydaniu (no dobra, w prawie każdym) jest przepotny.
R. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Suhak
Zasłużony
Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 136 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie
|
Wysłany:
Nie 22:25, 19 Kwi 2009 |
|
Na moim chomiku dostępna jest już wersja Rozdziałów I-V w wersji .pdf (bardziej estetyczna, poprawiona, ulepszona - polecam!). Link: [link widoczny dla zalogowanych], folder: "Słodko-gorzka symfonia".
I dziękuję wszystkim za komentarze. :) Kochane dziewczynki z Was (no i niektóre chłopaczki, jeżeli takowe to czytają. Jak czytają, niech się odezwą! :P) :* |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Suhak dnia Nie 22:26, 19 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
vampir
Wilkołak
Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 124 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 15:59, 20 Kwi 2009 |
|
To jest świetne! Przeczytałam wszystkie pięć rozdziałów plus prolog za jednym zamachem. Uwielbiam Twój styl pisania. Wszystko wydaje się być takie prawdziwe. A Edward, jako kryminalista i poeta na dodatek jest równie świetny, co Edward z sagi.
Dużym plusem ff jest to, że Angela Werber to jedna z głównych postaci. Mało się o niej pisze, a powinno się to zmienić. Jak przeczytałam, że to Eric zabrał te akta to sie naprawdę zdziwiłam. Co za idiota z niego! I jeszcze miał czelność oskarżać biedną Angie. Lubię postać Lauren Mallory. Nie wiem dokładnie czemu, ale wydaje się mi być bliska. Rozumiem jej postępowanie, choć nie mówię, że postąpiłabym podobnie.
Z niecierpliwością wyczekuje kolejnego rozdziału
pozdrawiam
vampir |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
love_jasper
Wilkołak
Dołączył: 21 Lut 2009
Posty: 105 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 20:23, 20 Kwi 2009 |
|
Kochana Madziu!
Wiem, ze zastanawiałaś się nad formą tego rozdziału- co, gdzie, kiedy.
I gratuluje Ci bo to to jest piękne. I jak często jakiś ff Z kolejnym odcinkiem traci swój urok, tak tu- poziom niezmiennie wysoki;)
Łatwowierność Angeli-"nie Eric nie zrobiłby tego dla pieniędzy"- aż mi się jej szkoda zrobiło;(.
Gruby Al. Polubiłam go... Zmień plany, proszę!!
No i nawet mnie sen o Belli poruszył. Po prostu czuje się jak mięczak;/
Sama historia- cud miód i Badpot;> I jakoż zwykle niecierpliwam cóż się dalej działo będzie. Szczególnie z historią Edwarda...;p
I piszajty, bo tyłek będzie skopany;d
zniecierpliwiony,
Dżózef. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ulka
Człowiek
Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 58 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany:
Wto 19:01, 21 Kwi 2009 |
|
Twój FF jest wciągający.
Bardzo podoba mi się kim są Lauren, Bella, Edward, Angela, Jacob... wszyscy.
Nie jest to nudna akcja w szkole. Mam nadzieję, że Angie znów przyjmą do roboty, a Edward będzie uniewinniony i będzie żył z Bellą długo i szczęśliwie albo Bella popełni jakieś przestępstwo i zamieszkają we wspólnej celi :) .
Pozdrawiam
Ulka |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Suhak
Zasłużony
Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 136 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie
|
Wysłany:
Sob 20:45, 25 Kwi 2009 |
|
Poprzedni rozdział
Beta: ScaryMary
Okej. Rozdział VII już zaczęłam pisać. W tym rozdziale macie bardzo optymistyczny i znacznie mniej optymistyczny akcencik, z czego trzeci fragment pisałam z trudem. Ze względu na scenę przemocy, ograniczenie wiekowe tego rozdziału daję najmniej na 16+, a już najlepiej na 18+... zależy co kto potrafi wytrzymać.
Rozdział dedykuję weli, ponieważ ona myśli, że jak jej pospolierowałam, to wie więcej od innych i jest fajna. A nie jest, bo jej sporo kitów nawciskałam :D
Póki nie wróci moja główna beta, nie ma także pliku .pdf na chomiczku, wybaczcie :(
Smacznego!
PS: Dzisiaj na moim chomiku pojawi się bonusik. Jeżeli taka wiekopomna chwila nadejdzie, poinformuję Was o tym.
ROZDZIAŁ VI
Radio skrzeczało przeraźliwie, gdy Lauren Mallory próbowała znaleźć odpowiednią stację. Kręciła staromodnym pokrętłem, modląc się, by to ta właśnie rozgłośnia nadawała lokalne wiadomości o dwunastej w południe. Spojrzała na zegarek. Miała siedem minut do rozpoczęcia „Informacji Dnia” w Radiu Adonis. Nie mogła ich dzisiaj przegapić. W końcu ze starego głośnika na prawo od pokrętła wydobył się spokojny, niski głos.
- Witamy wszystkich słuchaczy - usłyszała. Mężczyzna mówiący w radiu przeciągał powoli sylaby, a jego głos zdawał się wręcz usypiać. - W dniu dzisiejszym pomódlmy się za świętej pamięci Edwardę Smith. Zaczniemy od Koronki do Miłosierdzia Bożego...
Lauren warknęła ze złości i pokręciła gałką przełącznika.
- ...nam powiedzieć, czy obecny rząd szykuje jakieś zmiany dotyczące przemian w systemie edukacji?... - Mallory zmieniła stację.
- ...Ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie, ile cię trzeba cenić...
- Dziewięćdziesiąt cztery i osiem... - wymruczała, kręcąc zawzięcie pokrętłem. - Dziewięćdziesiąt cztery... Jest!
Uniosła wysoko brwi. Z głośnika wydobywał się właśnie spokojny męski głos śpiewający piosenkę z lat siedemdziesiątych, której Lauren nie znosiła.
Love is in the air/Miłość wisi w powietrzu
Everywhere I look around/Wszędzie, gdzie spojrzę
Warknęła ze złości i usiadła na krześle, modląc się, by piosenka skończyła się jak najszybciej. Miłość - pomyślała. Też mi coś. Pokręciła nosem i z założonymi rękami wyczekiwała wiadomości. Ona nie potrzebowała miłości. Miała zdecydowanie ciekawsze zajęcia na głowie. Na przykład zastanawianie się, kto ukradł akta... I dlaczego odłożył je na miejsce. To było bardzo podejrzane. Bardzo nieprzyjemne. I bardzo niewygodne.
Czuła się strasznie. Jak można było podejrzewać ją o kradzież akt? Przecież to miejsce było dla niej jak... dziecko. Dziecko, z którego była dumna jak cholera. Które kochała całym swoim sercem. Jedyna dopuszczalna według niej miłość. A teraz ten cały Wydział Wewnętrzny... No i Angela Weber. Lauren przygryzła wargę. Teraz już wiedziała, że to nie ona ukradła akta. Właściwie, wiedziała to, zanim pojawili się ci z WW, ale nie chciała się do tego przyznać.
Love is in the air/Miłość wisi w powietrzu
Every sight and every sound/W każdym spojrzeniu i dźwięku
Westchnęła i nagle uświadomiła sobie, że do jej serca zawitało coś, co pojawiało się równie często, co dobry humor - wyrzuty sumienia. Wrobiła Angelę. Było jej teraz głupio, bo wiedziała, że ta kobieta nie miała nic złego na myśli. Może i była naiwna, ale nie zrobiłaby czegoś takiego nawet dla samego Edwarda Cullena...
- Lauren?
Odwróciła głowę. W drzwiach stał Tyler Crowley, ciemnoskóry ochroniarz o dużych, czekoladowych oczach. Opierał się o futrynę drzwi i przyglądał Lauren ze zmarszczonymi brwiami.
- Wszystko w porządku?
And I don't know if I'm being foolish/I nie wiem, czy zachowuję się głupio
Don't know if I'm being wise/Nie wiem, czy zachowuję się mądrze
- W najlepszym - odparła kwaśno. - Co tu robisz?
Tyler wszedł powoli do jej biura, rozglądając się wokoło.
- Jeszcze nigdy tu nie byłem. Można? - zapytał, wskazując na krzesło koło niej. Kiwnęła głową.
- Masz jakiś interes? Jak tak, to po prostu mów, niepotrzebne mi są żadne uprzejmości...
- Nie - Tyler wzruszył ramionami - po prostu chciałem pogadać.
Lauren uniosła brwi. Pogadać, haha.
- A o czym?
- A ja wiem... Ostatnio jakaś jesteś... smutna. No i pomyślałem sobie...
But it's something that I must believe in/Ale jest coś, w co muszę uwierzyć
And it's there when I look in your eyes/I to dzieje się wtedy, gdy patrzę w twoje oczy
- No i pomyślałeś sobie...? - ponagliła nadal z uniesionymi brwiami.
- Że może spróbuję ci poprawić humor.
- Ochroniarz na służbie ma lepsze zajęcia.
- Eee, tam. Nie masz pojęcia, jaka to nuda...
Lauren przeniosła wzrok na Tylera. W sumie nigdy nie miała okazji poznać go bliżej. Uśmiechał się teraz do niej przyjaźnie, a w jego oczach widać było wesołe iskierki. Poczuła się, jakby ktoś rozlał coś ciepłego w jej piersiach. Nikt jeszcze nigdy nie patrzył na nią w ten sposób. Przez tyle lat jej serce było twarde jak kamień...
A potem wszystko wydarzyło się tak szybko - jakaś kropelka spłynęła po jej policzku - cichy szloch wydobył się z jej gardła - czyjaś dłoń pogładziła ją po włosach - a następnie uświadomiła sobie, że wypłakuje oczy na ramieniu Tylera Crowleya.
Love is in the air...
Jasne promyczki letniego słońca wpadały przez grube kraty i jeszcze grubsze szkło do celi Edwarda, łaskocząc go delikatnie po policzkach. Uśmiechnął się na wpół przytomny, przewracając na drugi bok. Miał właśnie bardzo przyjemny sen, w którym palił nigdy niekończącego się papierosa. Kurz zalegający w powietrzu leniwie lewitował na kilka centymetrów nad jego nosem, tańcząc i kręcąc się pod sufitem.
Edward zamruczał i otworzył oczy. Przyglądał się przez kilka dobrych minut plamie znajdującej się na suficie, wsłuchując w poranne dźwięki - ziewanie, mruczenie i skrzypienie koi. Podniósł się na łokciach i przeczesał włosy palcami prawej ręki, przeciągając się. Wstał z łóżka, przebrał w więzienny „mundurek” i podszedł do krat, rozglądając się wokoło. Jego sąsiedzi w większości jeszcze smacznie spali, chrapiąc donośnie i mrucząc coś przez sen. Rzucił spojrzenie na kartkę i ołówek leżące na stole. Przysiadł obok, przeglądając napisane w ciągu ostatnich kilku dni wiersze. Nie były one być może na poziomie tych poematów, które pisał kiedyś, jednak wiedział, że nigdy nie będzie w stanie pisać tak dobrze, jak wtedy. Nie po tym, co się wydarzyło. Nie po tym, co stało się z jego rodziną. I po tym, co zrobił Michaelowi Newtonowi.
Wbrew pozorom to nie więzienie zmieniło Edwarda tak bardzo, a samo morderstwo. Czuł się skalany. Czuł wręcz krew spływającą po jego dłoniach codziennie, w każdej minucie i w każdej sekundzie od ponad trzech miesięcy. Brzydził się samego siebie, nienawidził tego, co zrobił, ponieważ wiedział, że jego dusza została skażona. Nie można było powiedzieć, aby należał do ludzi specjalnie religijnych - właściwie to miał swoje własne pojęcie Boga - ale doskonale wiedział, że w żadnym Raju, ani katolickim, ani muzułmańskim, ani żadnym innym, nie przyjmą mordercy z otwartymi ramionami.
Usiadł na koi, zanurzając palce we włosach. Był mordercą. Popełnił zbrodnię. Pozbawił kogoś życia. Sprawił, że serce jakiegoś człowieka przestało bić, płuca pompować powietrze, a mózg wysyłać informacje do reszty ciała. Zamknął czyjeś oczy na zawsze, pozbawił kogoś słuchu na wieczność. Jego ofiara już nigdy na nikogo nie spojrzy, nigdy niczego nie zje, nigdy z nikim nie porozmawia ani się nie poruszy. A najgorsze i najbardziej obrzydliwe było to, że mimo, iż to wszystko wiedział, nadal uważał, że ten skurwiel na to zasługiwał.
Czy są ludzie, którzy zasługują na śmierć? Czy to w ogóle jakaś kara? Czym jest śmierć - męką do końca istnienia świata, czy otchłanią zapomnienia, w której się zatapiamy? Czy istnieje dobrotliwy Bóg, który poda nam pomocną dłoń w razie potrzeby? A może odradzamy się jako inne istoty wciąż i wciąż? Czy umarli nas obserwują? Jak wygląda życie „po”? Czy Michael Newton zasługiwał na taki koniec? A może nie był wart śmierci z jego rąk?
Czy tu ludzie mają prawo do wyznaczania sobie sprawiedliwości?...
Edward westchnął. Być może nawet sam o tym nie wiedział, ale potrzebował bliskości. Człowiek to istota stworzona do życia w społeczeństwie i prawie każdy czuje się źle, gdy jest sam. A ten mężczyzna był sam jak palec. W jego sercu panowało uczucie najgorsze z możliwych - czuł się niepotrzebny i niechciany. I nie było nikogo, kto byłby w stanie zmienić ten fakt.
Nagle zmarszczył brwi. Usłyszał jakieś rozmowy. Zastanawiał się, kto może rozmawiać o tak wczesnej porze... Podszedł do krat i rozejrzał się. Wodził oczami wokoło, jednak nie widział rozmówców. Podejrzewał, że muszą się znajdować piętro nad nim. Nastawił uszu i przysłuchał się bardzo cichemu dialogowi.
- ...To nie złoto. To metal. Pozłacany. Myślisz, że możesz mnie tak łatwo oszukać? - Jeden z głosów był niski, wręcz tubalny. Edward słyszał go codziennie równo o siódmej rano - należał do jednego ze strażników, Louisa.
- Czyste złoto. Sprawdź, jak chcesz. A nawet, jak nie wierzysz... To oprócz zegarka dorzucę jeszcze. - Ten głos z kolei był bardzo skrzekliwy, a jego właściciel seplenił. Stary Marlon - pomyślał Edward.
- Ile?
- Niech ci będzie... Półtora tysiąca.
Strażnik zamilkł na chwilę, kalkulując. Serce Cullena zaczęło trochę szybciej bić. Jeżeli Marlon przekupuje strażnika, nie oznacza to nic dobrego...
- Umowa?
- Umowa.
Edward wycofał się szybkim krokiem. Usiadł na koi i wsunął nogi pod kołdrę. Zastanawiał się, co mógł planować Stary Marlon. Dawkę narkotyków? Czy może pięć minut dłużej pod prysznicem? Pokręcił głową. Cóż, jedno było pewne - to nie będzie nic dobrego. Westchnął głęboko. Poczuł, że jego powieki stają się cięższe, aż wreszcie opadły, oddając go w ręce łaskawego Morfeusza.
- Hej, skarbeńku.
Edward uśmiechnął się. Czuł czyjeś dłonie na policzkach, ktoś gładził go po włosach, jakieś kosmyki łaskotały go po twarzy... Jego serce zabiło szybciej. Znów Bella. Znowu śni mu się Bella. Nadal nie otwierając oczu, zamruczał tylko:
- Jeszcze chwila, słoneczko...
Usłyszał chichot. Dziwny chichot. Bella nie śmiała się tak skrzekliwie. Bella nie miała tak szorstkich dłoni. Bella nie miała tak splątanych włosów. I Bella na pewno tak nie śmierdziała... Edward otworzył szybko oczy i ujrzał chudego, wysokiego i obleśnego więźnia, który rechotał w najlepsze, ukazując rząd żółtych, czarnych lub nieistniejących zębów, których zapewne pozbawiły go jego wcześniejsze ofiary.
- Takie podejście znacznie ułatwia sprawę, słoneczko...
Edward zerwał się z łóżka.
- Wypierdalaj, k u r w o! - ryknął, wyłażąc spod pościeli. Dziękował Bogu, że wskoczył pod kołdrę już ubrany.
- Poczekaj, poczekaj... Spokojnie. Wdech, wydech, rozluźnij mięśnie...
Cullen zszedł z łóżka, na którym siedział Stary Marlon i już chciał podejść do krat, by zawołać strażników, gdy uświadomił sobie, że cele i korytarze są puste. Zatrzymał się.
- Która jest, k u r w a, godzina?
- Obawiam się, słoneczko, że zaspałeś spacerniak. Jaka szkoda... Ale nie martw się. Nie będziesz się nudził. - Marlon zarechotał. Edward ruszył szybkim krokiem w kierunku wyjścia z celi, jednak nagle poczuł szarpnięcie. Chwilę potem znalazł się na podłodze, a nad sobą poczuł nieprzyjemny oddech Starego. - Gdzie ty się wybierasz? Przecież nie masz nic do roboty.
Cullen zamknął oczy. To tylko sen - powtarzał sobie. Tylko głupi, kurewski sen... Nabrał powietrza w płuca i nagle coś sobie uświadomił - to tego właśnie dotyczyła umowa Marlona ze strażnikiem. Złoty zegarek i półtora tysiąca dolców. Tyle był wart...
- Wy-pier-da-laj - powiedział spokojnie, otwierając oczy. Stary uśmiechnął się pobłażliwie.
- Spokojnie. Rozluźnij się, jak będziesz spięty, to będzie tylko gorzej...
Edward zerwał się z podłogi i postanowił, że nie podda się bez walki. Wiedział jednak, że nie ma zbyt wielkich szans - nigdy nie był dobry w jakimkolwiek wysiłku fizycznym. Pomyślał o Emmecie. Przypomniało mu się, jak ten próbował go w czwartej klasie nauczyć tego całego „prawego i lewego sierpowego”. Jednak umiejętności Eda sprawiły, że Emmett stracił ochotę na naukę kogokolwiek i czegokolwiek... Tę chwilę nieuwagi Edwarda wykorzystał Marlon, bo po chwili Cullen poczuł na twarzy wykrochmaloną, szorstką pościel, a na plecach ręce Starego... Odepchnął je i odwrócił się w jego stronę. Złapał go za chude gardło i przycisnął do ściany. Nagle uświadomił sobie, że Marlon kopie go w brzuch. Edward zgiął się w pół. Coś wielkiego uderzyło go w twarz. Poczuł w ustach metaliczny posmak krwi. Upadł na podłogę. Kolejne uderzenie w brzuch. Wypluł krew z ust na zimne kamienne podłoże. Szarpnięcie. Ktoś go podniósł do góry. Edward kopnął Marlona w goleń. Skrzekliwy jęk. Cullen zatoczył się, próbując złapać oddech. Kolejne uderzenie, tym razem w głowę. Znów upadek. Gwiazdki przed oczami. Ciemność. Zapach wykrochmalonej pościeli. Czyjeś ręce... Jęknął ze zrezygnowaniem i resztkami sił odwrócił się i popchnął Starego. Tamten cofnął się kilka kroków, by po chwili zawyć ze wściekłości i rzucić się na Edwarda ze zdwojoną siłą. Nie miał siły już walczyć... Ledwo co był w stanie zachować przytomność... Czuł krew spływającą mu po brodzie oraz pot cieknący mu z czoła strumieniami. A potem... A potem jego napastnik coś wrzasnął ze złością, a po chwili przestał go dotykać i zapadła cisza.
- Wszystko okej? - usłyszał Edward, wciąż leżąc na pościeli i oddychając ciężko. Był całkowicie oszołomiony i nie mógł skupić myśli na niczym, a już na pewno nie na tym, kto mógłby być właścicielem owego głosu. - Stary? Żyjesz?
Podniósł się z koi, przecierając oczy. Jego serce biło zdecydowanie za szybko, a pierś podnosiła się i opadała bardzo nierówno. Otworzył oczy i ujrzał przerażonego i zmartwionego Grubego Ala. Cullen poczuł, że trzęsą mu się ręce. Wytarł strużki zaschniętej krwi z brody i rozejrzał się wokół. Na podłodze leżał nieprzytomny Marlon, a na jego twarzy malowała się na wpół zgaszona wściekłość. Obok niego znajdowało się krzesło z wyłamaną nogą.
- Pierdyknęłem go tym krzesłem - wyjaśnił Al, uśmiechając się szeroko i ukazując rząd żółtych zębów. Nagle posmutniał. - Edward, sorry, brachu...
- Za co? - wymamrotał Cullen, masując sobie tył głowy, miejsce uderzenia Marlona. - Uratowałeś mi życie...
- Ja słyszałem dzisiaj rano, jak Marlon umawiał się ze strażnikiem, i nic nie zrobiłem...
- Jak się umówili?
- Louis miał cię przy najbliższej okazji zostawić w celi i wpuścić tam Marlona. Stary pytał się mnie, czy się przyłączę do zabawy... - Zamilkł na chwilę. - Udawałem, że nic nie wiem o jego planach, sorry, Eddy...
- Już w porządku.
- Przepraszam, nie jestem wart bycia twoim kumplem...
Edward wytrzeszczył oczy. Kumplem?...
- W porządku... - wymamrotał.
Gruby zamilkł, wykręcając sobie krótkie palce i patrząc na niego ze smutkiem. Serce Cullena powoli wracało do normalnego stanu. Mógł już normalnie oddychać, lecz nadal czuł na sobie czyjś dotyk. Wzdrygnął się. Potem przeniósł wzrok na biednego Ala, który przyglądał mu się ostrożnie.
- Ach, zapomniałbym - powiedział nagle Edward. - Wiersze. Dla Mary. Tam są - wskazał na stolik, na którym leżało kilka zapisanych kartek papieru. - Nie są najlepsze...
Gruby zerwał się i wziął do ręki wiersze. Cullen klapnął na poduszki, zamykając oczy i starając się nie myśleć o tym, co wydarzyło się chwilę wcześniej. Podczas gdy jego serce uspokajało się stopniowo, przysłuchiwał się mamrotaniu Ala.
- Ed, stary, one są zaje***te... Ja pierdolę, ale się Mary ucieszy! Wiesz, chyba mnie polubiła... „Kaskada platyny”... Co to jest „kaskada”?
- Wodospad - wymruczał w poduszkę.
- Aha... Ładnie... Motyla noga, masz talent, chłopie... Ja bym nie potra...
Nagle Edward usłyszał jakiś dziwny, głuchy dźwięk. Otworzył oczy i wydał z siebie zduszony krzyk - Gruby Al osunął się na kolana z wbitym w plecy ostrym kawałkiem szkła, a za nim stał rozwścieczony Stary Marlon. Gruby upadł na podłogę, zacharczał coś, krztusząc się krwią i zanim Edward zdążył choćby się ruszyć, padł bez ruchu.
Następny rozdział |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Suhak dnia Nie 21:36, 24 Maj 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
niobe
Zły wampir
Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 96 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Sob 21:07, 25 Kwi 2009 |
|
OMG!
Temu Staremu Marlonowi to powinno się odciąć to i owo Co on chciał zrobić biednemu Edwardwi!?
Może teraz go zabijesz albo bardzo uszkodzisz? Ładnie proszę
Rozdział świetny, baardzo emocjonujący.
Pierwsza częśc z Lauren urocza :P Kto bo pomyślał że ona ma jednak serce^^" I jeszcze płacze... Niemożliwe :D A ta piosenka to idealnie się wpasowała choć szczerze mówiąc jest dość irytująca :D
A fragment w więzieniu agrh... Dalej jestem zła i agresywna a to mówi samo za siebie Świetny rozdział. Nie można zostac obojętnym, to zdecydowanie;] Podobał mi się ten fargment bardzo:
Cytat: |
- Ed, stary, one są zaje***te... Ja pierdolę, ale się Mary ucieszy! Wiesz, chyba mnie polubiła... „Kaskada platyny”... Co to jest „kaskada”?
- Wodospad - wymruczał w poduszkę. |
Zaczęłam mimowolnie chichotać w tym momencie ^^
Mam nadzieję, że niedługo wrzucisz nowy rozdział bo się zadręczę myślą, że coś może stać się Edowi^^
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|