|
Autor |
Wiadomość |
A.B.
Człowiek
Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 64 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
|
Wysłany:
Wto 18:44, 12 Maj 2009 |
|
Podoba mi się ten klimat. Takiego szaleństwa, masakry, czułości, przerażającej tajemnicy... Super. Nie mogę się doczekać następnego rozdziełu :) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Souris
Gość
|
Wysłany:
Wto 18:53, 12 Maj 2009 |
|
Ja również nie uwierzę, że to wszystko dzieje się samo z siebie. Albo jakiś wampir przy tym macza palce, albo cała ich armia (czytaj: Volturi), albo... nie wiem... coś... ale samo za Chiny ludowe nie może! Nie uwierzę też, że tak samo z siebie przeszło... jest niemożliwe, nierealne i w ogóle na "nie". Te koszmary, siniaki, itd. na pewno wrócą.
A co do zachowania Belli, to ją nawet rozumiem. Chodzi mi o to, że mimo iż to była tylko sekunda, to gdy dowiadujemy się o takich rzeczach nie myślimy realnie. Takie jest życie - najpierw zrobimy coś, później się nad tym zastanowimy.
Podoba mi się jak A.B. opisała Twoje opowiadanie
A.B. napisał: |
Podoba mi się ten klimat. Takiego szaleństwa, masakry, czułości, przerażającej tajemnicy... |
idealnie to oddała! Krótko, zwięźle i na temat ujęła to co jest najlepsze w tym ff
Pozdrawiam i życzę weny,
Souris |
|
|
|
|
glowka
Nowonarodzony
Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 21 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Środa
|
Wysłany:
Wto 19:58, 12 Maj 2009 |
|
Super!!!
Bardzo zaciekawił mnie ten ff, mussisz napisać dalszą część. Mam nadzieję, że ją napiszesz? Zaintrygowały mnie te sny - zupełnie nic nie rozumiem xD, ale tak chyba ma byc. Ciekawy pomysł, nie mogę się doczekac kontynu7acji ... :) Powodzenia!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nati0902
Człowiek
Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 66 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Śro 8:36, 13 Maj 2009 |
|
No dobra jako że przeczytałam czas na jakiś komentarz...
Co do poprzedniej mojej wypowiedzi tym razem nie zauważyłam jakiś dziwnych zdań więc się poprawiłaś to mi się podoba:) Parę błędów by się znalazło...
Co do treści to hmm.. temat dość ciekawy, wykonanie w sumie nie najgorsze dużo opisów co jest dobre i zauważyłam że jest więcej dialogów to też dobrze bo tego najbardziej mi wcześniej brakowało. No cóż nie pozostało mi nic innego jak czekać na kolejną część.
Pozdrawiam i życzę WENY! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Lady Vampire
Wilkołak
Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 197 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ni stąd, ni zowąd
|
Wysłany:
Pon 15:47, 25 Maj 2009 |
|
Aż się dziwię, że tego rozdziału nie skomentowałam. Ale ze mnie leń.
Spantałykowałam się. Niczego nie rozumiem. Ani zachowania Edwarda, ani tego niby-wampira. Ale chyba zareagowałabym na wyznanie Edwarda tak samo. Chyba tak szybko bym mu nie przebaczyła.
Skoro bez bety nie będę się czepiac.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Jak można tak długo czekac? (żartuję, będę grzeczna)
WENY! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Donna
Dobry wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 77 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under
|
Wysłany:
Pon 17:39, 25 Maj 2009 |
|
Aha, nie Lady. Możecie być niegrzeczne. Widzicie - brnę teraz przez the Office. Przeczytałam Caly Perfect Wife. Jeśli okaże się, że zrozumiem też Horrible'a (trzy takie fajne ff'y, które są super znane) bo mówiono mi, że jest trudny, to jeszcze i go przeczytam. Dopiero wtedy wezme się za pisanie. I tak teraz mam mało czasu i rwę nocki na czytanie :D
Ja widzę, że tu żadna tajemnica się nie zrobiła. Tak, to wampir. Jaki? A wypchajcie się!(taki puszysty joke, bo mi wypychanie się z poduszkami kojarzy xD) Nie powiem a wy w życiu nie zgadniecie huaaa:D Nawet nie strzelajcie ^^ Ale był / będzie / jest / miał być / i inne takie w sadze. No, a teraz mykam czytać dalej( to był og.paraf:D) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 15:51, 27 Maj 2009 |
|
A tyle sobie obiecywałam, że nie wciągnę się w niezakończone opowiadanie. No cóż... Albo chodzi o mój słomiany zapał, albo Ty po prostu za dobrze piszesz.
Nie będę chyba zbyt oryginalna pisząc, że rozdział świetny, ale cóż, kłamać nie zamierzam, więc chyba po prostu powtórzę za innymi: że cudowny, że wspaniały, że och, że ech. :p
Cytat: |
Edward prawie że latał wokoło naszego pokoju, ale nie wchodził. |
Heh.. Jakież to Edwardowe :D
Wychwyciłam parę błędów, ale są tak drobne, że aż nie warte wypisywania..
Więc... Pozostaje czekać, aż się zlitujesz i napiszesz kolejną część.
Owocnego czytania/pisania.
Pozdrawiam,
Latte. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cocolatte. dnia Sob 18:28, 12 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Donna
Dobry wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 77 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under
|
Wysłany:
Śro 15:14, 03 Cze 2009 |
|
Cytat: |
Ważne było, że miałam u swojego boku nucącego Edwarda i ważne było, że czuliśmy do siebie to samo. |
Ej to prawie jak shift wyglądało, aż się przestraszyłam:D Dobra, ostatni komentarz troche mi połechtał poczucie wartości, więc może postaram się coś napisać:D Ale nic nie obiecuje, a swoją drogą teraz mam dużo czasu, bo nic nie czytam nowego:D :) Ale no - nic nie obiecuje:D Tylko się postaram :D
Cocolatte., jejku, ty nawet dałaś cytat?:D Za dobrze piszę? Ja?! Uch, aż czuję motylki w brzuchu:D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nessie
Zły wampir
Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 271 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia
|
Wysłany:
Pią 21:11, 12 Cze 2009 |
|
jasne... za dobrze piszesz, i co ja taka osoba mająca mało czasu ma zrobić, gdy nie może oderwac się od monitora?! No chyba czekać... intryguje mnie ta cała sytuacja z siniakami,
jak powiedziałaś jest to wampir, ale mamy się wypchać, bo nam nie zdradzisz żadnych szczegółów.
Ciekawi mnie zatem dlaczego cullenowie i sfora nie znaleźli żadnego tropu...
Ostatni rozdział napisałaś miesiąc temu... Co powiesz na wielki powrót? ;D
Nie wiem czemu ale wcześniej nie natrafiłam na ten ff, dopiero w dziale poszukiwana, poszukiwany, ale mniejsza z tym. Pisałam to już, dobrze piszesz, a rozdziały są niewyobrażalnie długie, co mi się podoba. Plus dla ciebie
Veny
Eh, znowu się rozpisałam...
Pozdrawiam,
Ness |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Donna
Dobry wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 77 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under
|
Wysłany:
Sob 21:20, 20 Cze 2009 |
|
Okej, dodaję. Narazie bez bety - bo po 1, nie dodawałam nic fullc zasu(jeszcze mi usuną temat) a po drugie... tak jakoś... poszukam bety jutro. Narazie rozdział - voila, enjoy.
Rozdział 5
Punkt niewiadomy.
Ból przeszywał całe moje ciało. Czułam ogień w żyłach. Rozchodził się boleśnie po całym ciele. Był wszędzie tam, gdzie powinna być krew. Chciałam krzyczeć, wić się, zginać, oderwać się od bólu, skupić na czymś innym. Ale nie mogłam. Każdy mój ruch był powstrzymywany. Coś udaremniało próby wyginania się. Krzyk nie wydobywał się z mojego gardła. Zrezygnowałam po pierwszej próbie, ponieważ dodatkowe ruchy dostarczały mi jeszcze większą dawkę bólu, jakby ogień w moich żyłach zaczynał krążyć po całym ciele jeszcze szybciej. Najwięcej płomieni paliło mnie w gardle i okolicach klatki piersiowej. Było to uczucie podobne do tego, gdy krew przelewa się do głowy, gdy jesteśmy do góry nogami.
I nagle wszystko minęło…
Poczułam, że ogień zniknął. Nie przyniosło mi to jednak ulgi - poczułam się po prostu normalnie. Tak, jakby wcześniej nic mi się nie działo. Odruchowo chciałam wstać, ale nie musiałam, bo po chwili okazało się, że już stoję. Oszołomiona zamrugałam. Nareszcie ujrzałam obraz.
Stałam gdzieś w lesie. Wokoło była duża ilość drzew. Jakby tego było mało, słyszałam każdy szelest liści w bardzo dalekim zasięgu. Mój słuch rejestrował też takie zjawiska, jak życie w ściółce czy też trzepot skrzydeł ptaków. Mimo wszystko nie przejmowałam się tym. Patrzyłam przed siebie, pomiędzy drzewa. Widziałam tyle szczegółów… mój wzrok wyłapywał bardzo daleką część lasu, a zarazem każdego robaka, czy też gryzonia. I mimo, że było tego tyle, pomijając fakt, że patrzyłam na to wszystko w tym samym momencie, co wydawało mi się niemożliwe, uwagę głównie skupiałam na środku małej polanki. Widziałam ogromnego, rdzawo-brązowego basiora. Mimo wszystko, nie zdziwiło mnie to. Obok dużego wilka stała zamazana postać. Była malutka i strasznie niewyraźna. Poczułam na sercu ciepło…
Zaraz, ono nie bije! Właśnie uświadomiłam sobie, że moje serce nie bije!
Oswojenie się z tą myślą nie zajęło mi jednak dużo czasu. Jakbym wcześniej o tym wiedziała. Moją uwagę rozproszyło coś innego. Szelest.
Spojrzałam szybko w tamtą stronę. Zrobiłam jakiś instynktowny ruch, ale nie miałam czasu go w pełni zrejestrować. Niepokój i strach o dwie osoby na polanie pojawił się, a po sekundzie wzmógł. Zdałam sobie sprawę, że stoję lekko przygarbiona i pochylona do przodu. Mój wzrok miotał sztyletami w stronę nowoprzybyłej postaci. Miała na sobie coś niebieskiego, ale nie mogłam do końca stwierdzić co, ponieważ nie widziałam jej dokładnie, a na tym kończyła się moja wiedza. Jakby nie była wyostrzona, w przeciwieństwie do reszty polany. Stała sztywno, a jej głowa, jeśli dobrze mi się wydawało, była obrócona w stronę wilka i źródła ciepła.
Zanim cokolwiek się stało, obraz zamazał się lekko, a po chwili pojawił znowu - z jedną, bardzo istotną różnicą. Obok kobiety w niebieskim stroju przebiegała inna, w czerwonym lub pomarańczowym. Pędziłam ku małej polanie, w stronę której biegła też kobieta. I znów, zanim zdążyłam coś zrobić - obraz się rozmazał. Tym razem czekałam dłużej, ale nic się nie działo. Po jakimś czasie, może pięć minut, zaczęłam czuć ból głowy.
Otworzyłam oczy i natychmiast pożałowałam. Duża ilość światła oślepiła mnie, przy okazji uświadamiając, że moja głowa pęka. Przypomniała mi się piątkowa pobudka, a przez myślenie ból się wzmógł. Prawdziwe Deja Vu.
Po kilku minutach odcinania się od wszelkich myśli poczułam, że powoli mi przechodzi. Ból pulsujący w głowie powoli się uspokajał, igły zostały wyciągnięte z mózgu, a oczy przestały wwiercać mi się w czaszkę. Bardzo powoli uniosłam powieki. Mroczki zasłoniły cały obraz, ale dzielnie czekałam. Po kilku kolejnych minutach coś zaczęło się ‘dziać’. Z czerni powoli wyłaniał się jakiś widok, a po chwili zobaczyłam…
- Edward! - Z takiego widoku byłam całkowicie zadowolona. Jego miodowe oczy patrzyły na mnie z lekkim zmartwieniem, ale jeden z kącików jego ust podniesiony był do góry. Spojrzałam powoli na dół i zrejestrowałam, że leżałam na boku, przykryta kołdrą. Wyjęłam swoje ręce spod kołdry i niewiele myśląc przytuliłam go.
- Wszystko dobrze? - zapytał cicho. Zachichotałam, bo najwyraźniej nie był pewien, czy może się odzywać, z racji sytuacji w piątek. Swoją drogą, coś mi się przypomniało.
- Znowu mnie słyszysz? - zapytałam.
- Nie odpowiedziałaś na pytanie. - odpowiedział.
- To się ze sobą pokrywa, bo jak słyszysz moje myśli, to wiesz jak się czuje.
Westchnął, pokonany.
- Słyszę, ale nie do końca. Na razie mam zakłócenia. Chyba twoje fale walczą o odzyskanie nad tobą władzy, ale sądzę, że za kilka minut będę słyszał cię dokładnie.
Dziwne. Wiedząc, że Edward niedługo będzie mógł mnie słyszeć, czułam się co najmniej… zwykła? Nie jestem pewna jak to nazwać. Można też na to spojrzeć z takiej strony, że w pewien sposób Edward jest wścibski, czytając ludzkie myśli…
- Słyszałem. - Mruknął i uśmiechnął się.
Nie dokończyłam. Jesteś wścibski na swój sposób, czytając myśli wszystkich, ale to nie twoja wina.
Jednak wolałam, jak mnie nie słyszał. Jeszcze pomyślę coś głupiego… O Boże, ten uśmiech…
W tym momencie Edward wybuchł śmiechem. Od razu zrozumiałam dlaczego, więc pacnęłam się w głowę. Spojrzałam na niego, mrużąc oczy.
- Nie denerwuj się, znam to uczucie. Ty uśmiechasz się ładniej.
No, takiego tekstu się nie spodziewałam. Spłonęłam rumieńcem. I kurczę mimo woli, uśmiechnęłam się.
W takim razie wszystkie swoje myśli mów na głos, zasada fair play. Też chce się pośmiać - myśląc to, starałam się wyobrazić, że mówię to tonem pełnym jadu, czy też grozy, ale nic z tego nie wyszło - moja głowa postanowiła wizualizować sobie coś wprost kojarzącego się z jadem. Obraz jaszczurko-węża w ubraniu Drakuli z długimi zębami mimowolnie zajął całą przestrzeń w moich myślach. Tym razem Edward wybuchł tak głośnym śmiechem, że zabolały mnie uszy. Gdy już się uspokoił, powiedział:
- Wszystkie myśli na głos… jesteś pewna?
Tak - dzięki ci Boże, że z niczym to się nie kojarzy.
- W takim razie powiem, że masz ciekawą wyobraźnię. W przyszłości postaram się skrzyżować węża z jaszczurką, a o takie ubranko zapytamy Alice. - Zachichotał.
Nie nabijaj się, bo zaraz skrzyżuje z czymś twoją piękną buźkę - moja linia obrony prawdopodobnie upadła.
- Jedna prośba, możemy komunikować się werbalnie? Zdecydowanie wolę słyszeć twój piękny głos.
Dziękuje za komplement. W takim razie… nie. Jestem zła - odwróciłam się do niego plecami.
Przez chwilę panowała cisza. Gdy zaczęłam się martwić, że naprawdę jest mu smutno, poczułam jego usta w okolicach mojej szyi.
To zdecydowanie nie jest fair play - mruknęłam niewerbalnie. Na złość mu, mam nadzieję. Odwróciłam się do niego przegrana. Uśmiechał się szeroko. Też mi ubaw.
- Dobrze Bello, koniec, bo naprawdę boje się, z czym mogłabyś mnie skrzyżować. Poproszę Esme o śniadanie, a sam udam się do lasu.
Już chciałam się zapytać dlaczego, ale odmieniło mi się, bo żyjąc z wampirem oczywiste było, że na polowanie.
- Nie do końca. W tym czasie pójdziesz do łazienki, a twoje myśli stoją otworem.
Konsumowałam to zdanie przez chwilę, aż zrozumiałam do czego pije. I zanim zdążyłam się powstrzymać - pomyślałam, że… i tak wszystko już widział. Mając nadzieję, że w jakikolwiek magiczny sposób tego nie usłyszał, zaczęłam powtarzać w głowie: Łazienka, łazienka, łazienka…
Wstałam szybko z łóżka, mile zaskoczona dwoma faktami. Pierwszym, że prawdopodobnie Edward nie zamierza skomentować mojej głupiej myśli, a drugim było to, że nie kręciło mi się w głowie. Chciałam zobaczyć jego minę, ale gdy się odwróciłam, już go nie było. Nie wiedziałam czy mam się cieszyć, czy nie.
Dopadłam torbę z ubraniami i wyjęłam pierwsze lepsze, wyjątkowo nie-niebieskie ciuchy. Bielizna, czarne jeansy i fioletową koszulkę.
Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i zeszłam na dół. Przy stole siedziały już Alice z Esme, gawędząc o czymś zawzięcie. Gdy weszłam do jadalni, momentalnie ucięły rozmowę. Uśmiechnęły się na powitanie, a Esme wskazała ręką na talerz naprzeciwko Alice. Ta zeszła szybko z miejsca i usiadła na następnym krześle tak, żeby obie były po moich bokach. Spojrzałam na talerz i zauważyłam pierogi. Nietypowe śniadanie.
- Dziękuje za pierogi, to raczej nietypowe śniadanie - powiedziałam na głos własne myśli. Nadziałam jednego na widelec i ugryzłam - jak zwykle były smaczniejsze od tych dań, jakie robią ludzie. Przyszło mi coś na myśl.
- Alice?
- Tak, kochanie? - zapytała.
- Czy ty… widziałaś mój dzisiejszy sen?
Spojrzała szybko na Esme.
- Ten o… bólu i polanie? - powiedziała, zwracając się z powrotem do mnie.
- Czyli widziałaś. - mruknęłam.
- Musimy porozmawiać, Bello.
- Jestem tu.
- Chodzi o to, że… skoro widziałam twój sen, oznacza to, że twoja dziwna… choroba nie przeszła.
Spojrzałam na nią zaskoczona.
- Ale nic mi się nie stało. To zawsze dzieje się w nocy, a ja nie mam żadnych siniaków. Ani w ogóle nic.
- To tylko jedna noc, kochanie - odezwała się Esme - boimy się, że to po prostu cisza przed burzą. No, może od razu nie przed burzą, ale po prostu… taka pauza. Nie znaczy to, że ci przeszło. I to nie dlatego, że tak bym chciała, tylko… to bardzo możliwe.
- Och, Esme, wiem to - zapewniłam ją - czyli jutro znów mogę wstać posiniaczona?
- Przegapiłaś jeden fakt. Sen o bólu. Nie masz siniaków, ale w nocy jęczałaś. Czasami wymsknął ci się krzyk. No i mi też - powiedziała Alice. - Rosalie nawet miała pomysł pojechać do Volutri o tym porozmawiać.
- Rosalie?! - zapytałam zszokowana. - Ona miała taki pomysł?
- Bello, kochanie, nie bądź zdziwiona. Może ona ma swoje problemy, które odbijają się trochę na waszych relacjach, ale i dla niej jesteś członkiem rodziny.
- Ale chyba nie pojechała tam?
- Sama wiesz, że musimy cię przemienić. Mogliby się nami zainteresować, gdyby tam pojechała. Zwłaszcza, gdyby mówiła o tobie. - znowu odezwała się Alice. Mówiły dosłownie na przemian.
- Carlisle wybiera się dziś do Tanyi.
- To miłe. - stwierdziłam.
- Swoją drogą, idziemy dziś na zakupy. Jest promocja w Seattle. A jutro idziesz już do szkoły.
Jęknęłam w duchu. Znając Alice, ten sklep ze zniżką jest najlepszy w całym mieście, a w dodatku wrócimy z połową jego zawartości.
Po dłuższym zastanowieniu wydawało mi się, że Alice zmieniła temat specjalnie. Dyskutowały o mojej chorobie, a tu nagle… sklep.
Gdy nabiłam pieroga na widelec, poczułam, jak to coś, co ukrywa moje myśli powróciło. Ale nie tak normalnie. Poczułam, jakby trzasnęło we mnie z całą możliwą siłą. Uderzyło mnie z każdej strony, a szczególnie w okolice głowy. Nie sprawiło mi to bólu - jedynie wstrząsnęło mną, a obraz przede mną rozmył się i tak jakby… wywiał na boki, a następnie pojawił się z powrotem wyraźny. Upuściłam widelec, a z moich ust wydostał się cichy jęk. Skonfundowana zamrugałam kilka razy, ale zanim zdążyłam wyjść z szoku, poczułam następne uderzenie. Kolejny jęk. Tym razem był lżejszy.
- Bello, coś nie tak? Mdli cię? - zapytała zaniepokojona Esme.
Nie byłam do końca w stanie mówić. Mogłam ruszać ustami, ale z gardła nie wydobywał się dźwięk.
- Bella! - powiedziała głośno i stanowczo Alice, próbując przywołać mnie do porządku.
Gdy już myślałam, że przeszło, poczułam kolejne uderzenie, a wraz z nim krótkie naparcie. Wraz z tym pojawił się krótkotrwały ból w głowie i w okolicach brzucha.
Tym razem uderzenie było silniejsze, przez co po prostu popchnęło mnie do przodu. Złapałam się krawędzi stołu i zacisnęłam mocno pięści.
Alice i Esme nie do końca rozumiały co się dzieje, ale gdy zobaczyły, że coś odepchnęło mnie do przodu, zniknęły ze swoich miejsc i pojawiły się za mną. Kątem oka widziałam, że Esme jest w pozycji bojowej. Obydwie spoglądały w stronę, z której cokolwiek mogło mnie odepchnąć. To nic nie pomogło. Poczułam kolejne trzaśnięcie w mojej głowie. Zabolały mnie nawet mięśnie. Poczułam, że tym razem naprawdę mnie mdli. Spadłam z krzesła, popychając przy okazji stół do przodu. Przed zderzeniem z podłogą uratowała mnie ręka jednej z wampirzyc. Po chwili zauważyłam karmelowe włosy Esme zwisające niedaleko od mojej twarzy, więc wiedziałam, że ręką owijająca moją talię należała do niej.
Czekałam, aż nastąpi kolejne uderzenie. Czekałam stanowczo za długo. Gdy myślałam, że naprawdę mi przeszło, chciałam się podnieść.
Tym razem nie było to uderzenie. To było raczej jak… wstrząśnięcie. Skojarzyło mi się - z nieznanych przyczyn - z galaretą.
Jakby tego było mało w moim brzuchu włączyło się wirowanie, a po chwili zwymiotowałam. Odczekałam kolejną minutę, ale nic się nie działo.
- Bello, wszystko dobrze? - zapytała Esme.
- Chyba… tak - powiedziałam cicho.
- Co się stało?
Podczas gdy zastanawiałam się, jak jej to opisać, ona usadziła mnie z powrotem na krześle.
- Właściwie to… nie wiem. Tak jakby coś na mnie napierało. I pchało… a potem, ostatnim razem zatrzęsło - najchętniej w ogóle bym o tym nie mówiła, bo nie dość, że zmartwię ją i Alice, to jeszcze dowie się Edward, a wszyscy będą chodzić wokoło mnie jak przy bombie atomowej. Ale wiedziałam, że nawet jeśli powiem ‘nie wiem’ a na tym skończę, to nie zostawią mnie w spokoju. A nawet jeśli cudem by to zrobiły, jutro prawdopodobnie dowiedział by się Edward - z moich myśli. Byłam między młotem a kowadłem, a przyjmując, że Esme i Alice to kowadło, to wolałam dostać z kowadła niż z młotka i niczego nie odwlekać.
- Chyba muszę… iść do toalety - powiedziałam, czując wirownie w brzuchu.
- Się robi - usłyszałam głos Alice.
- Nie, pójdę sama - wyrzuciłam z siebie szybko.
- Daj spokój, Bello - powiedziała tylko i poczułam pęd. I jak tu się dogadać z taką upartą…
Po kilkosekundowym biegu postawiła mnie na nogach.
Niewiele mówiąc podbiegłam do zlewu. Pochyliłam się nad nim, czując, że Alice trzyma moje włosy.
Kilka odruchów wymiotnych i nic więcej.
- Cholera - mruknęłam. - Muszę umyć zęby.
Złapałam za szczoteczkę i nałożyłam na nią pastę, po czym opłukałam wodą. Szczotkowałam szybko i mocno, wyładowując złość na własnych zębach. Wiem, że to nie moja wina, ale czułam się jak nieudacznica. Nawet śniadania spokojnie nie umiem zjeść.
- Esme pobiegła po Edwarda - powiedziała Alice, na co zakrztusiłam się… prawdopodobnie niczym, a następnie wyplułam trochę pasty.
- Czy on musi o tym wiedzieć? Nic mi nie jest! - zaoponowałam.
- Jesteś niemądra. Oczywiście, że musi. Nie wiemy co to było - powiedziała poważnym, rzeczowym tonem.
Cholerne kowadło.
- Chcesz jeszcze swoje śniadanie?
- Obejdzie się - mruknęłam, a następnie wypłukałam zęby i szczoteczkę.
- Nie będziesz głodna? - zapytała.
- Jestem pewna, że nie. Idziemy w końcu na zakupy, możemy zjeść na mieście - prawie że znów zakrztusiłam się niczym. Nie mogłam uwierzyć, że to powiedziałam. Kowadło mnie zabije.
- Och tak, dobry pomysł! - mruknęła entuzjastycznie. Jęknęłam w duchu.
Godzinę później dom Cullenów opustoszał - Alice powiedziała, że Edward i Esme wybrali się na mały patrol okolic, żeby upewnić się, czy nie było tu żadnego wampira. Rosalie i Emmett pojechali do jakichś starych znajomych, Carlisle do Tanyi, a Jasper na polowanie. Najgorszy scenariusz z możliwych. Ja, bomba atomowa plus samoczynne kowadło równa się wybuch. Emocjonalny, albo psychiczny. Zobaczymy czym wykończy mnie najpierw.
Edward nawet nie zajrzał czy wszystko dobrze, bo wyczytał całe zdarzenie z myśli Esme. Przy okazji zapewniła go, że już na pewno nic mi nie jest.
Gdy Alice niepotrzebnie przebrała mnie w zwiewną, długą sukienkę, sama zajęła się makijażem - także nie wiem po co.
Gdy trochę mnie pomęczyła, postanowiła, że jesteśmy gotowe do wyjścia. Wciąż było tak wcześnie, a ja miałam ochotę popełnić samobójstwo.
Całą drogę do Seattle moje kochane kowadło paplało najęcie o tym, co możemy spotkać w mieście. I planowało też, gdzie pójdziemy zjeść.
Gdy dojechałyśmy, podniecona Alice zaczęła ciągnąć mnie - dosłownie - przez całe miasto. Gdybym przestała za nią biec, prawdopodobnie nie zauważyła by i po prostu szurałabym nogami o chodnik.
Myślałam, że jej paplanie i ciąganie to koszmar. Myliłam się. Gdy dostałyśmy się do sklepu, kazała mi przymierzyć dokładnie dziewiętnaście bluzek z jednego wieszaka w sklepie. Wszystkich kolorów, a różnice w kroju były minimalne. I nie myliłam się też co do tego, że sklep jest jednym z lepszych w mieście. Mieścił się w dużym budynku, a na wysokości czwartego piętra był wieli, złoty napis z nazwą firmy produkującą te ubrania. Przeklinam ich, Alice też.
Każdą koszulkę na mnie komentowała w kilkudziesięciu zdaniach, mówiąc prawie z wampirze szybkością. Gdy wybrała w końcu bardzo cienką, jasnobłękitną koszulkę, w której rękawy kończyły się przy łokciu, ale dalej duża ilość materiału wisiała obok mojej ręki, postanowiła wybrać do pary spodnie. Oponowałam całym sercem i duszą, więc skończyło się na przymierzaniu trzech par jeansów i jednej sukienki. Wybrała oczywiście spódniczkę, ale powiedziałam, że w jeansach czuje się lepiej. Zrobiłam najbardziej maślane oczy, jakie potrafiłam. Czułam się jak dziecko obdarowane cukierkiem - pozwoliła mi wziąć jeansy.
Nie wspominając o jednym istotnym fakcie, o którym nie wiedziałam wcześniej - kupiła wszystkie pary jeansów, spódniczkę, oraz cztery kolory koszulek.
Gdy ciągnęła mnie przez zatłoczony sklep w stronę wieszaków z sukniami, poczułam ponowne wirowanie mojego brzucha. Chyba to poczuła, bo puściła moją dłoń.
Myślałam, że to będzie okropne. I że nawet mogę mieć poważne mdłości. Nie było.
Poczułam, jak na moje fale mózgowe coś napiera. Straszliwie bolało. Czułam, jakby w głowę wbijały mi się igły. Dosłownie. Był to przenikliwy, penetrujący ból. Z każdej strony głowy. Wrzasnęłam w tym samym momencie, w którym usłyszałam krzyk… Alice.
Straciłam równowagę i zaczęłam lecieć do tyłu. Pod wpływem upadku moja głowa się zatrzęsła. Mimo, że powinnam teraz jęknąć z powodu bólu pleców - zrobiłam to z powodu głowy. Poczułam też, jakby coś we mnie się rozpadło. Jakby coś we mnie zbiło się jak szkło - takie wrażenie to przywołało.
~
Nie byłam pewna, co się stało. Przed chwilą niewyobrażalnie cierpiałam, a teraz stałam w sklepie, ponownie ciągnięta przez Alice w stronę wieszaków z sukniami.
Gdy byłyśmy w miejscu, w którym wcześniej upadłam, tym razem Alice po prostu się zatrzymała i spojrzała na mnie przestraszona.
- Bello, tu jest jakiś wampir - szepnęła przerażona.
- Tutaj? - zapytałam.
- A raczej niedługo tu będzie - odpowiedziała.
- Dużo jest wampirów na tym świecie - mruknęła, robiąc sobie nadzieję. Bałam się odpowiedzi.
- Bello, to nikt znajomy. Nadciąga prosto tutaj, a czuję go coraz wyraźniej z sekundy na sekundę, co oznacza, że biegnie - szeptała - I wątpię, żeby wpadł na zakupy.
- Chce nam coś zrobić? - zapytałam przerażona.
- Stawiam dolca. Uciekamy - szepnęła, rzucając torbę z zakupami na bok i wyciągając mnie pospieszne ze sklepu. Gdy wyszłyśmy, schowałyśmy się za kontenerem.
- Na plecy, Bello - zarządziła. Wspięłam się na jej plecy.
- Trzymaj się mocno - powiedziała i ruszyła. Zanim się spostrzegłam, cały rozmazany wokoło obraz zmienił się z szarego od bloków na zielony.
Po chwili biegu zatrzymała się.
- Cholera - powiedziała wolno i cicho.
- Co się dzieje? - zapytałam zaniepokojona.
- Dogonił nas - powiedziała, odwracając się do tyłu. Zsadziła mnie ze swoich pleców i postawiła za sobą.
Powoli z pobliskiego lasu wyłoniła się postać. Nie widziałam, kto to był, bo postać była za daleko. Alice stała w ciszy.
Nagle postać zniknęła, a ja usłyszałam wrzask Ally ,,Bella!”.
Otoczyła mnie ramionami, a potem obie nas odrzuciło na ziemie. Alice zniknęła, a ja leżałam na boku. Nie wiedziałam co robić.
Po chwili zobaczyłam, jak Alice dosłownie spada z nieba na ziemie. Uderzyła z dużą siłą w grunt. Zniknęła, a potem znowu upadła, w miejsce obok. Tym razem pociągnęła za sobą nieznanego wampira lub wampirzycę.
A potem stało się coś, co zniszczyło mnie na kawałki. Kobieta, która atakowała Alice, odwrócona do mnie plecami, przyłożyła but do lewego boku Ally, a następnie pociągnęła za jej rękę. Ta w efekcie odłączyła się od ciała, a moja przyjaciółka zawyła z bólu.
Jakbym miała dość, wampirzyca złapała oderwaną rękę i zdzieliła nią jej właścicielkę w twarz.
Nie było mi smutno, tak jak podczas snów. Nie płakałam. Alice żyła. Dlatego byłam wściekła. Miałam ochotę powyrywać każdą kończynę tej cholernej wampirzycy. Gotowało się we mnie. Poczułam jakąś niematerialną rzecz wokoło mnie, jakby miała mięśnie. Uczucie nie do opisania.
Wstałam szybko i zaczęłam sprintem biec w stronę wampirzycy. Nie wiedziałam, co chciałam tym osiągnąć. Po prostu ruszyłam w jej stronę. Na pomoc Alice.
Kopnęła Alice, którą odrzuciło kilka metrów dalej, a potem odwróciła się do mnie.
Nie widziałam jej twarzy. Tak jakby… jej twarz była zamazana. Jak w tych cholernych snach.
Wróg ruszył w moją stronę i mimo, że jej twarz była zamazana, widziałam jej szeroki uśmiech.
Gdy był bardzo blisko, a ja wciąż nie traciłam odwagi, ale za to traciłam powoli adrenalinę, zaczęłam myśleć. Strach.
Wiedziałam, że prawdopodobnie wampirzyca zaraz mnie zabije. Nie wiedziałam co robić, więc odruchowo wykorzystałam mój duży, niematerialny mięsień.
Rozciągnął się, a uczucie było takie same, jakbym rozciąga rękę czy nogę. Nie wiedziałam co robię, ale byłam pewna, że robie to, co należy. Rozciągnęłam to dalej. Gdy wampirzyca podeszła do mnie i wiedziałam, że rozciągnęłam to coś na taką odległość, aby kobieta znalazła się w tego obrębie, wszystko wyparowało. Poczułam ból w głowie i na plecach. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Souris
Gość
|
Wysłany:
Sob 22:23, 20 Cze 2009 |
|
Nie wiem co napisać. Naprawdę. Twoje opowiadanie jest szokujące, zagadkowe, tajemniecze... Ech, można wymieniać tak bez końca.
Teraz przynajmniej wiemy kto szkodzi Belli i Alice, a zamiast tego pojawiają się kolejne pytania. Podstawowe z nich: dlaczego ta wampirzyca to robi? I tak sobie myślę, że to jakaś znajoma Victorii, albo ona sama (jestem zmęczona, nie pamiętam czy pisałaś jak wygląda atakująca wampirzyca). Nie pamiętam też czy to Ty pisałaś w poprzednim temacie, że akcja ff dzieje się między dwoma tomami sagi? Jeśli tak, mam chociaż nadzieję, że wszystko skończy się dobrze :)
Nie potrafię sklecić nic sensownego, to przez późną porę. Najwyżej zrobię jutro edit.
Pozdrawiam,
S.
PS. Przypadło mi do gustu określenie "Cholerne kowadło" - tiaaa... idelanie oddaje charakter Alice :D |
|
|
|
|
Swan
Zły wampir
Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P
|
Wysłany:
Sob 22:54, 20 Cze 2009 |
|
Noooo... Już myślałam, że nigdy nie dodasz kolejnego rozdziału!
Hm.. MI też odpowiada określenie "cholerne kowadło" xD W końcu nie "mały chochlik" :)
Co do samego tekstu: w końcu rozwinęła się akcja! No i chwała Ci za to :) Choć nie wiem, czy się cieszyć, czy płakać...
Alice będzie mogła sobie doczepić tą rękę, nie? xD
A co z Bellą? Co to za "mięsień"? Czy on zadziałał pozytywnie, czy negatywnie na ich sytuację w trakcie walki? Jeśli pozytywnie, dlaczego znowu wszystko ją bolało?
O CO W TYM CHODZI?!
Eh.. Czekam na cd.
Weny!
Pozdrawiam,
Swan |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Fanka Twilight
Nowonarodzony
Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 13:57, 21 Cze 2009 |
|
Świetne! Kurczę, nie mogę napisać nic konstruktywnego. W tym odcinku czułam trochę mniej emocji niż w poprzednich, ale i tak obgryzłam wszystkie paznokcie. Ciekawy pomysł, choć końcówka była, delikatnie mówiąc, zagmatwana. O jakim mięśniu mówi Bella? Dlaczego w sklepie najpierw upadła na podłogę, a potem tak jakby tego nie było? Znowu jej się przywidziało? Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny odcinek. Intrygujące, zaiste.
Weny i chęci do pisania
F.T. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nessie
Zły wampir
Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 271 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia
|
Wysłany:
Nie 14:17, 21 Cze 2009 |
|
szcerze to podoba mi się ten pomysł... Pomysł na opowiadanie, ale...
W tym rozdziale wiele się nie wyjasniło..
Fakt iż zaserwowałaś nam wampira prócz standardowych snów, ale...
Bo zawsze jest jakieś ale xD
Czytając to miałam wrażenie iż się spieszyłaś pisząc.. Tyle rzeczy wydarzyło się tak nagle..
No i ja człowiek, zwykły człowiek może wyczuć swoje fale wysyłane przez mózg? xD
Edwarda zachowanie równiez dziwne.. On jest zakochany bez pamięci w tym człowieczku, potocznie zwanym Bellą.
Od razu jak Esme powiedziała co się stało powinien popędzić do niej, sprawdzić czy na pewno wszystko okey...
KoNIEC KRYTYKI
By the way...
Nie mam więcej zasrzeżeń.. Potrafisz pisać... Rozdziały nie są krótkie, co jest dobre...
Postacie, nie są martwe, ale żyja. jeśłi wiesz co mam na myśłi...
Zycze Weny ;*
Ness |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
xxkasia29xx
Wilkołak
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Białystok
|
Wysłany:
Nie 15:08, 21 Cze 2009 |
|
Nareszcie doczekałam się kolejnego rozdziału...
Jest naprawdę ciekawy i wciąż tajemniczy jak pozostałe...
Niewiele się wyjaśniło, oprócz tego, że to na pewno wampir stoi za "atakami" Belli.
Podobnie jak poprzedniczka mam wrażenie, że pisałaś to z konieczności, bo wszystko tak szybko się działo.
Zachowania Edwarda nie rozumiem zupełnie. Po kolejnym "napadzie" Belli, powinien przy niej siedzieć, czuwać, no nie wiem, przynajmniej być z nią.
A on gdy tylko zorientował sie w sytuacji, po prostu się gdzieś ulotnił...
Zastanawiam sie również, o co chodzi z tym "mięśniem" Belli ?
Poza tymi kwestiami rozdział podobał mi się ogromnie :)
Niewątpliwie masz talent. I to duży :)
Pozdrawiam i życzę weny.
Kasia |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Donna
Dobry wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 77 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under
|
Wysłany:
Nie 15:44, 21 Cze 2009 |
|
Souris - żeby dyskretnie coś powiedzieć, to powiem "masz rację" ale i tak dałaś w swoim komentarzu kilka możliwości (ciągle gadam dyskretnie, możecie nie zrozumieć) xD I coś tam jest prawdą xD
Swan - Jak zwykle, ja nic nie obiecuję, ale coś postaram się wyjaśnićw następnym rozdziale xD Takie pytanie... czytałaś BD? (To taki "spoiler")
F.T - Miała być zagmatwana. I było mniej uczuć. Z tymi uczuciami nie do końca było zaplanowane, bo zgodnie z komentarzem Nessie ŚPIESZYŁAM SIĘ, amen. I kolejne pytanie odnośnie części twojego komentarza: czytałaś bd?
Nessie - Tak, śpieszyłam sie, nie bijcie mnie :D Nie wyjaśniło się w tym opowiadaniu wiele ale!!!!!!!!!!!!! CHCIAŁAM POKAZAĆ, ŻE TO NIE DZIEJE SIĘ TYLKO W NOCY :D
Ona nie wyczuła fali w swoim mózgu. Miało to być odniesienie do tego, czemu Edward nie może czytać jej w myślach. A nazwała tak, bo nie wiedziała co to jest. Czytałaś bd? (amen, już wszystko wiecie xD)
A czemu Edward tak zrobił? Czemu? Zobaczycie!! <Diabe>
Kasia -
Cytat: |
A on gdy tylko zorientował sie w sytuacji, po prostu się gdzieś ulotnił... |
Ulotnił, tak tak! O to chodzi i tak jest dobrze! :D Myślicie dobrze, ale myślicie że to złe. Nie, to że się ulotnił to dobrze. Zobaczycie... xD
I znów to pytanie! (Nie powiem jakie, i tak się domyslicie :D) Czytałaś bd?:D Odpowiedź pytaniem a pytanie:D
Chyba wróciła do mnie wena, ale ja nigdy nie mogę obiecać(czy obiecywać? Owned, nie wiem, a wy mówicie, że mam talent...) Bo tu albo wena mnie opuści, albo zaczne pisać coś innego, albo nie będę miała czasu, albo zapomne, albo wpadne pod ciężarówkę z przewozem chorych na AIDS kangurów... nie wiem... Nie mogę. Więc powiem tak.... Postaram się do końca tygodnia. Ale uwaga, rozdział potrafię napisać w jeden dzień. Kwestią zostaje ilość wena. Więc... nie obiecuję nic :D Cmok, dziękuję za ciepłe komentarze:*~
edit
Akcja dzieje się pomiędzy Eclipsem a BD - przed BD, ale za Eclipsem, gdzie Edward już oświadczył się Belli itp. Ale jak ktoś tam(chyba Souris) mądrze powiedział, napisałam, (chyba xD) że dzieje się to zarazem w dwóch tomach. Więc tak, jak już sami pewnie zauważyliście GDZIE to się dzieje i w którym miejscu przeskakuje w czasie. Sorki, że bez bety, postaram się namówić Magdolińską albo kogoś... Że mi nie wstyd tych byków co tam pewnie narobiłam:D Jakoś nigdy nie bylam wstydliwa, raczej otwarta, a to chyba niezbyt dobrze dla mojego ff:D Ok więc, pozdro... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Donna dnia Nie 15:49, 21 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 17:11, 21 Cze 2009 |
|
A tylko spróbuj wpaść pod ciężarówkę.
Obojętnie jaką, może być nawet bez kangurów.
Znajdę, ożywię i utłukę :D
Rozdział świetny. Cholerne Kowadło rozkłada na łopatki. Teraz trzeba znaleźć jeszcze Cholerny Młot i postawić między nimi Bellę.
No i zasadnicze pytanie, powtarzające się chyba przy każdym z twoich rozdziałów:
Czemu. Kończysz. W. Takim. MOMENCIE?
No nic. Trzeba czekać na kolejny odcinek... Mam nadzieję, że krócej niż ostatnio.
No to tyle. Trzymaj się z dala od ciężarówek.
Pozdro <3 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
NajNa"
Wilkołak
Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 111 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 19:59, 22 Cze 2009 |
|
Cytat: |
A tylko spróbuj wpaść pod ciężarówkę.
Obojętnie jaką, może być nawet bez kangurów.
Znajdę, ożywię i utłukę :D |
Cocolatte to i tak nasza autorka będzie martwa albo będzie mnieć kuku :P Węc na jedno wychodzi. A tak poza temat: Czy kangury mogą mieć AIDS? :D
Co do treści: To jest świetne! Nawet da się przymknąć oko, że (dla mnie) zakrótke. Bo dla mnie i tak zawsze jest krótke. Bo powinno być odrazu całe opowiadanie napisane, ponieważ ja się nigdy doczekać nie mogę:P (Dla mnie nawet dzień to dużo). Niestety ja z natury cierpliwa nie jestem. I przez ludzi takich jak Ty, co świetnie piszo, maniakalanie (kilka razy dzinnie) sprawdzam czy nie ma następnej części. Aż mam w domu kłopoty, bo moi rodzice mówio, że się uzależniłam. Naszczęście teraz wakacje, więc jest duuuużo czasu Powracam do treści: świetnie się czyta, świetnie czuć tajemnicami (a to jest dla mnie najlepsze, ponieważ je uwielbia), no poprostu wszytstko świetne. I już! I nic nie zmieniaj! Błędów nie zauważam, bo sama pisze z błędami, więc mi to nieprzeszkadza. Ale niektórzy mają wrażliwwe oko Pisz jak najwięcej!
Pozdrawiam serdzecznie,
NN" |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 20:27, 03 Lip 2009 |
|
Cytat: |
Cytat: |
A tylko spróbuj wpaść pod ciężarówkę.
Obojętnie jaką, może być nawet bez kangurów.
Znajdę, ożywię i utłukę :D |
Cocolatte to i tak nasza autorka będzie martwa albo będzie mnieć kuku :P Węc na jedno wychodzi. A tak poza temat: Czy kangury mogą mieć AIDS?:D |
Nie na jedno. Martwa rozdziału nie napisze, a ja tak zrobię, że na palcach nie będzie miała kuku, i będzie mogła pisać.
A właśnie. Od ostatniego rozdziału minęły niemal dwa tygodnie. Nie chcę się upominać, czy coś, ale łap wenę i piiisz! Czekamy :D
Pozdrawiam,
Latte. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Donna
Dobry wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 77 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under
|
Wysłany:
Wto 10:45, 14 Lip 2009 |
|
Okej, dodaję rozdział szósty =] Nie wnosi nic nowego z "fabuły", ale zapowiada on dosyć ciekawy następny rozdział i pokazuje, jak się sprawy mają ogólnie. ROZDZIAŁ 4 został zbetowany. (Dzięki Swallow=) )
Od następnego rozdziału zaczne dodawać tylko i wyłącznie juz zbetowane teksty, ponieważ zaczynam się bać, że przez ten mój okropny nawyk niedodawania zbetowanych tekstów dostane warna albo coś takiego. Trzeba się oduczyć. Ostrzegam, na początku może być trochę powtórzeń, przejrzałam trochę ale...
I wybaczcie, że tak długo, ostatnio mało mam czasu, a jak mam, to zużywam go albo na inne "hobby" albo na chłopaka tak więc tak jakby w kropce jestem... piszę po nocach. Ale ten rozdział napisałam w odstępie od 0;00 do mniej-więcej czwartej w nocy:D albo jakoś tak. Okej, daję rozdział.
Rozdział 6
Pobudka!
Nagle odzyskałam świadomość. Domyśliłam się, że wcześniej spałam. Nie chcąc wyrywać się z przyjemnej ciszy postarałam się zasnąć ponownie. Coś jakby trzymało mnie przy tej świadomości, ale ja naprawdę chciałam już spać. Przez chwilę nawet myślałam, że już się wyspałam, ale to nie to - stanowczo byłam śpiąca.
Coś usilnie nie dawało mi spać. Nie hałasowało, nie dotykało mnie, ale nie mogłam zasnąć. Zła postanowiłam otworzyć oczy, ale tego też nie mogłam. Nie czułam swojego ciała. Mogłam jedynie myśleć.
Przebłysk prawdziwej świadomości. Umarłam? - zapytałam siebie przestraszona.
Zasnęłam. Nareszcie.
~
Przypływ świadomości. Zaczęłam myśleć. Spałam - pomyślałam, ale zaraz cofnęłam tę myśl. Spałam już wcześniej. Nie możliwe, żebym jeszcze drzemała.
Chciałam wstać, ale nie mogłam. Nie czułam ciała. Tak samo, jak poprzednio.
Pomyślałam o Edwardzie. Chciałabym go wreszcie zobaczyć.
Zaczęłam próbować się poruszyć. To było głupie uczucie, ruszać czymś, czego tak właściwie nie ma. Ale zawzięłam się i próbowałam, póki nie poczułam, że czymś ruszam. Nie byłam pewna czym, ale starałam się poruszyć palcem u nogi.
Kilka minut, może kilkanaście, ruszałam całą stopą, aż uświadomiłam sobie, że czuję całą nogę. Gdy spróbowałam nią poruszyć, poczułam dreszcz - przeszedł on przez całe ciało, którego wcześniej nie czułam. Zadowolona ale i skonfundowana naraz leżałam wciąż i lokalizowałam wszystkie części ciała. Okazało się, że czuję je wszystkie.
Postanowiłam otworzyć oczy, ale wciąż tego nie mogłam. Kilka minut później potrafiłam określić sytuację, w jakiej się znajdowałam. Czułam ciało, mogłam ruszać kończynami, ale nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu czy też otworzyć oczu. Nie docierały też do mnie żadne dźwięki i nie czułam żadnego zapachu.
Leżałam tak, lekko już przestraszona sytuacją, gdy poczułam zimno na dłoni. Edward - wydedukowałam szybko. Miałam nadzieję, że teraz odzyskam wszystkie zmysły - ale nie. Wciąż nie mogłam otworzyć oczu, powiedzieć niczego ani usłyszeć.
Postanowiłam skupić się na mojej dłoni. Po niedługim czasie skupiania na niej całej mojej uwagi potrafiłam stwierdzić, że Edward trzyma mnie za dłoń oraz to, gdzie są poszczególne części jego ręki. Zadowolona ruszyłam ręką, a potem ścisnęłam jego dłoń.
Oczekiwałam jakiejkolwiek reakcji na mojej dłoni, ale zamiast tego poczułam zimno na mojej twarzy. Najpierw na policzku, potem na czole. Następnie zimno poczułam na drugiej dłoni. Skołowana nie potrafiłam skupić się na tym wszystkim naraz i znów zachciało mi się spać. Resztkami sił powstrzymałam się przed stratą świadomości. Uścisnęłam ponownie tą samą dłoń Edwarda w nadziei, że zrozumie mój mentalny przekaz „ogranicz się, proszę, do mojej dłoni”. Poczułam, że znikło zimno z mojej twarzy, ale za to pozostało na obydwóch rękach. Po chwili poczułam też, że obydwie zostały ruszone. Skupiałam się na nich, starając się rozdzielić uwagę i zrozumiałam, że Edward położył moje ręce na brzuchu - na którym też czułam teraz zimno - i położył na nich ręce. Starałam się powstrzymać przed zaśnięciem, ale nie mogłam. Nie potrafiłam skupić się ani na jednej z rąk, ani na brzuchu a zarazem jeśli Edward dotykał więcej niż jednej części mojego ciała, skupiałam się na nich automatycznie. Było to bardzo dziwne, męczące uczucie. Znowu zasnęłam. Niech to szlag.
~
Ponownie się rozbudziłam. Chwilę zajęło mi ogarnięcie myśli. Wydedukowałam, że zapewne znów mogę ruszać jedynie poszczególnymi kończynami. Ale zamiast tego skonfundowana zrozumiałam, że nie mogę nimi ruszać w ogóle. Ponownie ich nie czułam.
Kawał czasu, prawdopodobnie coś około godziny lub pół, poświęciłam na rozbudzenie kończyn. Zadowolona z efektu poruszyłam ręką mając nadzieję, że Edward znów obejmie moją dłoń. Tęskniłam za nim. Mimo, że budziłam się na krótko, a gdy spałam, czas leciał bardzo szybko w błogiej nieświadomości, jednak gdy miałam powroty świadomości wiedziałam, że nie spałam krótko. Tęsknota za Edwardem podpowiadała mi, że byłam w tym stanie zapieczętowania we własnej głowie aż za długo.
Bałam się i tęskniłam. Naprawdę się bałam. Skoro nie mogłam nawet nic usłyszeć, zapewne coś jest ze mną nie tak. A skoro tak jest, to może to być jakiś dziwny stan permanentny. A co, jeśli nigdy już nie zobaczę Edwarda?
Przestałam się bać. Ta myśl odsunęła tęsknotę i strach na drugi plan, wprowadzają wściekłość i determinację. Zła poruszyłam gwałtownie całą dłonią. Potem postarałam się ruszyć drugą. I obiema nogami, po kolei. Powtórzyłam to ćwiczenie kilka razy. Następnie postarałam się rozdzielić swoją uwagę na poszczególne palce. Gdy zorientowałam się, że nie mogę ruszać małym palcem u ręki, wściekła machnęłam całą resztą a następnie starałam się skupić na rozruszaniu małego palca. Gdy w końcu się udało, poruszyłam kilka razy każdym palcem po kolei. To samo zrobiłam u drugiej ręki. Czułam się, jakbym walczyła. To mnie męczyło. Nie wiem co w tym takiego wysilającego, ale było wyczerpujące. Odsunęłam od siebie te myśli, żeby faktycznie nie poczuć tego zmęczenia. Skupiłam się na palcach u nogi. Nie wiedziałam czy ma to jakiś swój cel, ale modliłam się, żeby sprawiło, bym mogła zobaczyć Edwarda.
Gdy wystarczająco długo ruszałam każdym palem po kolei u każdej kończyny, stwierdziłam, że rozdzieliłam swoją uwagę wystarczająco. Czułam całe ciało i ruszałam każdym palcem. Skoro wciąż nie czułam Edwarda, postanowiłam iść z ćwiczeniami dalej. Ze stóp przeniosłam się na nogę. Chciałam zgiąć ją w kolanie, ale wydawała się ogromnie ciężka. Jedyne co udało mi się zrobić, to lekko napiąć mięśnie. Zaczęłam powtarzać ten ruch na obydwóch nogach na przemian. Gdy czułam już całkowicie całe nogi, przeszłam do brzucha. Postarałam się go wciągnąć i udało mi się za którymś razem, ale bardzo nieznacznie i lekko, prawdopodobnie niezauważalnie. Ale mi to wystarczało, bo wróciło mi czucie w brzuchu i piersiach.
Chciałam zacząć ćwiczenie i „odkrywanie” całej ręki, ale zorientowałam się, że mogę już nią ruszać. Zgięłam ją w łokciu i byłam zadowolona, że nie było to wcale aż tak lekkie. Wydedukowałam, że im wcześniej ruszyłam daną kończyną, tym szybciej odzyskiwałam czucie w jej pobliżu. Mimo, że nigdy nie zwróciłam na to uwagi, teraz nie mogłam się nadziwić, że czuję aż tyle rzeczy naraz. I obydwie nogi i stopy, jak i parę rąk i dłoni - brzuch, klatkę piersiową a nawet szyję.
Bardzo długo siliłam się, by poruszyć szyją, ale gdy w końcu to się udało, poczułam wszystko - plecy, kręgosłup, głowę. Tym jednym ruchem „dopełniłam” resztę ciała. I otworzyłam oczy. Nie było jak zwykle - oślepiającej bieli - tylko chwilowa mgiełka i od razu cały obraz. Zobaczyłam biały pokój. Obok mnie stała jakaś aparatura, której nie mogłam dokładnie dostrzec. Sama byłam przykryta kremową pościelą. Obok łóżka, na krześle siedziała moja mama. To ona trzymała moją dłoń, więc prawdopodobnie dlatego wcześniej nie mogłam poczuć zimna.
Jej głowa spuszczona była w dół, najprawdopodobniej drzemała. Za nią stał mój ojciec i uśmiechał się do mnie szeroko. Mówił jakieś słowa, zadowolony, ale nic nie słyszałam. Widziałam tylko sam ruch. Przy moim prawym boku stał Edward a za nim Carlisle. Nie miałam czasu skupić się na ukochanym, ponieważ to, co zobaczyłam za nim i jego ojcem bardzo mnie zdziwiło. Mały tłum. Dopatrzyłam się tam osoby ze szkoły, takie jak Angela z Benem czy Mike, rodzinę Edwarda w komplecie, a nawet kogoś, kogo w ogóle bym się nie spodziewała w jednym pomieszczeniu z całą rodziną wampirów - Jacoba z Sethem i Samem u boku.
Mój wzrok ponownie powędrował w stronę Edwarda. Podszedł bliżej i mówił coś do mnie, ale nie wiedziałam co. Przestraszona, że straciłam słuch, zrobiłam lekko strachliwą minę. Renee ocknęła się widocznie, bo była bardzo blisko mnie i widziałam, że też coś mówiła. Jacob prawdopodobnie coś krzyczał, wnioskując z jego ruchów.
Otworzyłam usta i chciałam powiedzieć „nie słyszę was” ale wiedziałam, że z mojego gardła nie wydobył się dźwięk. Edward przestał się tak uśmiechać i spojrzał na mnie intensywnie. Uspokoił tłum za sobą machnięciem ręki i bardzo powoli zapytał bezgłośnie, zarazem gestykulując „nie słyszysz nas?”.
Pokiwałam głową i zachciało mi się wielu rzeczy naraz. Pocałować go, przytulić Renee, kopnąć Jacoba - tak sobie, bo chyba wciąż się darł, w dodatku Rose patrzyła na niego ze szczerze szokowaną miną - i wiele takich. Napotkałam zmartwiony wzrok Angeli.
Edward złapał mnie za dłoń i odwrócił się do Carlisle’a. Zapytał go o coś, a ten odpowiedział. Gdy mówił, wszyscy oprócz Renee skierowali wzrok na niego.
Z powrotem spojrzał się na mnie i ponownie gestykulując i wolno poruszając ustami powiedział najwyraźniej „wszystko będzie dobrze”.
„Kiedy?” zapytałam. Spojrzał na mnie czule i widziałam, że też ma ochotę się do mnie przytulić i pocałować oraz to, że też tęsknił.
„Max jeden dzień” powiedział bezgłośnie, dwa razy na wszelki wypadek. Chciałam zapytać o kilka innych rzeczy, ale nie mogłam się powstrzymać i wyciągnęłam w jego stronę ramiona. Zdziwiłam się, że najpierw spojrzał z pytaniem w oczach na Renee a potem zapytał o coś Carlisle’a, na co ten odpowiedział mu „tak”.
„Poczekaj” powiedział. Renee powiedziała coś jeszcze, pocałowała w czoło i wstała. Wszyscy podeszli do drzwi i zaczęli kolejno wychodzić - oprócz Edwarda. Uśmiechnęłam się, bo chociaż nie chciałam tracić nikogo z nich z oczu, to musiałam zaspokoić tęsknotę za Edwardem, a nie byłoby to najzręczniejszą sytuacją z nimi w pokoju.
Gdy wszyscy wyszli, ponownie wyciągnęłam przed siebie ramiona. Od razu objął mnie i to na tyle zachłannie, że aż podniósł mnie trochę z łóżka, na którym leżałam. Przytulił mnie mocno do siebie i pocałował delikatnie w szyję. Rozkoszowałam się tym, póki mnie nie puścił - co wcale tak szybko nie nastąpiło. Żałowałam jedynie, że nie mogę poczuć jego zapachu.
Gdy z powrotem posadził mnie na łóżko, zapytał wolno:
„Potrzebujesz czegoś?”
Zastanowiłam się i ruszyłam ustami pod zdanie:
„Kartkę i długopis”.
Uśmiechnął się i podniósł palec wskazujący do góry, mówiąc:
„Moment”.
Podszedł do okna, otworzył je i zniknął. Pożałowałam, że go o to poprosiłam, ale zjawił się szybciej niż myślałam. Wręczył mi w rękę cały zeszyt i długopis. Postanowiłam zadać kilka pytań. Otworzyłam zeszyt gdzieś na środku i napisałam:
„Co mi jest?”
Spojrzał na mnie, a w jego oczach zagościł lekki smutek. Dopiero teraz zauważyłam, że jego oczy są tak czarne, jak nigdy.
Odpisał i podał mi zeszyt.
„Zapadłaś w śpiączkę na ponad cztery miesiące.”
Spojrzałam na niego zszokowana. „Cztery miesiące?!” zapytałam, nie wydając jednak z siebie głosu. Pokiwał smutno głową. Napisałam kolejne pytanie:
„Kiedy ostatnio polowałeś?” i dałam mu zeszyt. Przeczytał i zaśmiał się otwarcie. Spojrzał na mnie z uczuciem. „Nieważne” powiedział wolno i oddał mi zeszyt.
„Dlaczego zapadłam w śpiączkę?” napisałam. Spojrzał na zeszyt i napisał dłuższą odpowiedź. Oddał mi zeszyt i przeczytałam.
„To długa historia. Dowiedzieliśmy się bardzo wiele o twoich snach. Jest kilka istotnych faktów, którymi musimy się z tobą podzielić gdy będziesz już zdrowa. Są to w dużej części nasze domysły, ale dzięki sforze odkryliśmy kilka rzeczy, które na dziewięćdziesiąt procent są faktami. Pamiętasz całe zdarzenie, gdy byłaś z Alice na zakupach? Carlisle mówi, że możesz nie pamiętać na razie. W każdym razie bardzo potrzebujemy podzielić się z tobą informacjami oraz przedyskutować kilka rzeczy. Możesz nam pomóc.”
Spojrzałam zdziwiona w jego czarne oczy.
„Nie pamiętam” napisałam tylko. Pokiwał głową ze zrozumieniem.
„Jest szansa, że odzyskam słuch wcześniej, niż jutro?” napisałam.
„Tak, ale raczej zajmie to jeden dzień, tak zazwyczaj jest. Węch raczej odzyskasz stopniowo.”
„Weźmiecie mnie do domu? Chcę” - zawahałam się, co napisać, ale postanowiłam grać w otwarte karty „bliskości. Tęskniłam, a to łóżko jest stanowczo za małe na dwie osoby, zresztą za drzwiami stoją wszyscy”.
Przeczytał i uśmiechnął się szeroko. Odpisał i podał mi zeszyt.
„Chyba nie możemy tak od razu. Może ja pójdę na króciutkie polowanie, a ty przywitasz się ze znajomymi i rodzicami? Carlisle wypisze cię za godzinę, porozmawia z Renee. Ach, mam coś bardzo ważnego do powiedzenia związanego z twoją mamą, ale to jutro. Więc po prostu przywitaj wszystkich, a potem odwieziemy cię do domu, dobrze?”
„To znaczy, że zaraz idziesz, prawda? Nie podoba mi się ten plan.” - zatrzymałam długopis. Dostanę rekompensatę w domu u Edwarda więc … „Zgadzam się.”
„Dobrze więc. Powiem twoim rodzicom, że Carlisle z nimi porozmawia, a ja muszę zrobić coś ważnego. W tym czasie przywitaj się ze wszystkimi. Idę. Widzimy się za mam nadzieję niecałą godzinę. Kocham Cię.”
Zagapiłam się na dwa ostatnie słowa napisane na kartce jego ładnym pismem. Wyglądały cudownie. Gdy spojrzałam do góry zauważyłam, że Edward stoi przy otwartych już drzwiach, a do pokoju wchodzą moi rodzice.
Zanim jeszcze Renee zdążyła usiąść na krzesełku obok łóżka, zaczęłam pisać - tym razem na początku zeszytu - wiadomość do niej.
„Tęskniłam mamo. Kiedy przyjechałaś? Wiesz może, co mi się stało?” - napisałam to dla poznania wersji przeznaczonych dla niewtajemniczonych „Nic nie pamiętam, ale Edward mówi, że to normalne. Nie widziałam cię całe wieki.”
Podałam jej zeszyt. Niezbyt wyszła mi ta wiadomość. O wiele lepiej wychodzą mi jednak słowne przekazywane informacje. Przeczytała, odpisała i oddała zeszyt.
„Przyjechałam kilka dni po tym, jak zapadłaś w śpiączkę - czyli około czterech miesięcy temu. Tak, Carlisle bardzo dużo mówił mi o tym, co się stało i że możesz nie pamiętać. Potrącił cię samochód. Byłaś wtedy poza Forks, z siostrą Edwarda, Alice.”
Przeczytałam wiadomość i uśmiechnęłam się. „Kocham cię” powiedziałam bezgłośnie i przytuliłam się do niej. Poczułam coś wilgotnego na moim ramieniu i zorientowałam się, że mama uroniła kilka łez. Naprawdę przydałby mi się teraz głos i słuch…
Mama wstała i ustąpiła miejsce tacie. Uśmiechnęłam się szeroko i zarazem zaśmiałam się. Jego oczy przypominały oczy smutnego dziecka. Zawsze wesołe ale zarazem smutne chwilami. Wyglądał tak… charakterystycznie.
Niewiele mówiąc przytulił mnie krótko, powiedział „tęskniłem” i oboje wyszli z pokoju, wpuszczając do niego Alice, Jaspera, Rosalie i Emmetta. Mama posłała mi uśmiech przed zamknięciem drzwi.
Jasper stanął najdalej, ale Alice podała mu pierwszemu zeszyt. Napisał coś krótko i podał zeszyt Ally, która dała go mi.
„Miło wreszcie widzieć cię przytomną. I Edwarda w pewnym sensie. A przede wszystkim widzieć uśmiech Alice.”
Uśmiechnęłam się do niego i zmieniłam stronę, podając zeszyt losowo - Rosalie. Spojrzała na mnie zdekoncentrowana, jakby zestresowana. Podała mi zeszyt, gdy już napisała swoją notkę.
„Bez ciebie cała rodzina wariuje. Zdecydowanie wolę, jak są normalni. Poza tym brakowało ciebie w domu.”
Spojrzałam na nią, kryjąc zszokowanie. Postarałam się uśmiechnąć, ale nie do końca mi się udało, gdyż wciąż walczyłam ze zdziwieniem. I tak zapewne coś zauważyła, bo jestem pewna, że moje oczy się rozszerzyły. Podałam zeszyt Emmettowi. Napisał najkrótszą na razie notkę. Gdy oddał mi ją, uśmiechnęłam się.
„Bez ciebie było nudno, a teraz coś będzie się dziać, jak zwykle” napisał to dużymi literami. Zachichotałabym, gdybym mogła. Podałam zeszyt Alice, zmieniając kartkę. Napisała swoją notkę i oddała mi go.
„Tęskniłam za tobą. Niby cały czas byłam tu z tobą, ale jednak. Rozumiesz o co chodzi. Miałam też wyrzuty sumienia, bo prawdopodobnie trafiłaś tu przeze mnie. Cieszę się, że wreszcie tu jesteś. No i Edward ożył. Nie polował przez okrągłe dwa miesiące. Wychodził z tego pokoju tylko, jeśli wchodzili twoi rodzice albo Angela, a musiał tworzyć pozory człowieczeństwa. Przesiadywał tu dniami i nocami. Sama też bym tak robiła, ale nie chciałam mu przeszkadzać.”
Uśmiechnęłam się do niej ciepło, a moje myśli wróciły do Edwarda. Przytuliłam Alice i zmieniłam stronę w zeszycie. Do pokoju weszła Esme i Carlisle. Oboje uśmiechali się ciepło, z prawie tak samo wielkim smutkiem i zmartwieniem, a jednocześnie radością w oczach jak moi rodzice. Śmiało mogłam powiedzieć, że tak właściwie to są oni moimi „drugimi” rodzicami.
Podałam zeszyt Esme.
„Brakowało nam wszystkim ciebie. W domu panowała grobowa cisza. Wszyscy tęskniliśmy. Gdy patrzyłam na Edwarda, serce mi się krajało. On po prostu nie mógł bez ciebie funkcjonować. Cała rodzina nie może.”
Uśmiechnęłam się do niej serdecznie, wdzięczna za ciepłą notkę.
Notka Carlisle’a była trochę dłuższa.
„Gdy już wypoczniesz, a nie mówię, że to zaraz jutro, tylko za tydzień lub dłużej, musimy całą rodziną porozmawiać. Przechodząc do rzeczy, jesteś członkiem rodziny, wszyscy się o ciebie zamartwiali. Brałem najwięcej zastępstw w szpitalu, ile mogłem, zarazem nie wszystkie, żeby wyglądać jak człowiek. Edwardowi bardzo potrzebna była pomoc ale zarazem musiał bywać z tobą sam. Kochamy cię, wszyscy. Wpuścimy ostatnich ludzi, a zaraz potem cię wypiszę. Twoja mama uległa i na szczęście pojechała już do domu się wyspać. Wstanie pewnie dopiero jutro, bo nie spała prawie cały tydzień, odkąd polepszyły ci się notowania. Cały tydzień, łapała tylko drzemki i nawet wtedy nie wychodziła.”
Musiałam powstrzymać się przed rozpłakaniem. Kto by pomyślał, że tylu osobom będzie zależało aż tak bardzo na mnie jednej?
Zanim zdążyłam pogrążyć się w smutku, do pokoju wszedł Jacob, Seth i Sam.
Jacob zaczął coś do mnie mówić, zadowolony, ale zrobiłam lekko kwaśną minę i podałam mu zeszyt z długopisem. Zrobił pytającą minę i dopiero zrozumiał, gdy Sam zwrócił się do niego i najwyraźniej wytłumaczył o co chodzi.
„Kurczę, nie masz chwilowo słuchu? To musi być dziwne. Brakowało mi ciebie. Bardzo. Pijawki nie dopuszczały mnie do pokoju praktycznie, cały czas było oklepane, więc tęskniłem bardziej niż wszyscy razem wzięci. Nie jestem najlepszy w pisaniu takich rzeczy, więc do usłyszenia jutro.”
Uśmiechnęła się i podałam zeszyt Sethowi. Napisał tylko „Dużo by tu pisać, ale ja napiszę tylko tyle, że w całym Forks nie ma osoby, która by nie wiedziała, że coś ci się stało i nie ma żadnej osoby wśród ludzi których znasz, które nie byłyby chociaż raz w szpitalu”.
Sam nie napisał nic, ale skłonił się lekko przede mną z uśmiechem. Zdziwiło mnie to, ale nie skomentowałam. Ostatni do pomieszczenia weszli Angela, Ben i Mike. Podałam im zeszyt.
„Kochana Bello! Nawet nie wiesz, jak się zasmuciłam, gdy się dowiedziałam, że coś ci się stało. Przychodziłam tak często jak mogłam, ale cały czas byli tu albo doktor Carlisle, albo Edward lub twoja mama z tatą. Nie chciałam przeszkadzać. Wszyscy są w grobowym nastroju. Jessica nie mogła przyjść, bo jest poza miastem.” Napisała Angela.
„Cóż, nie znam cię najlepiej, ale mogę stwierdzić, że jesteś na pewno cudowna, ponieważ nad całym Forks wisi jakaś chmura. Angela zaśmiała się przez te cztery miesiące tylko kilka razy. To straszne! Kuruj się.” napisał Ben. Uśmiechnęłam się z podziękowaniami i dałam zeszyt Mike’owi, ale zdziwiłam się, że pokiwał przecząco głową. Angela spojrzała na niego zmartwiona, potem na mnie i powiedziała bezgłośnie „Wytłumaczę potem”.
Gdy już wyszli, do pokoju wszedł Carlisle i poodklejał ode mnie kabelki z maszyn. Uśmiechnął się i podał mi długi szlafrok.
„Ubierz się w niego, jest ciepły i zasłania praktycznie całe ciało. Odwiozę cię do domu i wrócę do pracy, dobrze?”
Pokiwałam ochoczo głową. Wstałam ostrożnie i ubrałam szlafrok. Cała krew praktycznie chlusnęła w dół, więc zakręciło mi się w głowie. Potrzebowałam się rozciągnąć.
Carlisle uśmiechnął się i podparł mnie. Wspólnie wyszliśmy na korytarz. W poczekalni pomachała mi jeszcze Angela. Gdy jechaliśmy samochodem, instynktownie starałam się zauważyć jakieś różnice w mieście, ale oczywiście, takowych nie było. Żadnego nowego budynku ani nic takiego. To tylko cztery miesiące - powiedziałam do siebie. Ale dla mnie były to aż cztery miesiące.
Gdy zatrzymaliśmy się już przy domu Cullenów, przy samochodzie pojawił się nagle Edward. Jego oczy były teraz złote, ale i tak trochę ciemniejsze, niż zawsze. Otworzył drzwi, powiedział coś do Carlisle’a i wziął mnie na ręce jak pannę młodą. Położyłam głowę na jego ramieniu i przytuliłam. Wzięłam duży wdech, ale niestety nie poczułam jego zapachu. Zrezygnowana przytuliłam się do niego mocniej. Rozmawiał jeszcze chwilę z Carlislem, a potem w ludzkim tempie weszliśmy do domu. Rozglądałam się po domu, ale nie dostrzegłam nic nowego. Gdy dotarliśmy przed jego pokój, odchyliłam się trochę żeby spojrzeć mu w oczy. Wskazałam palcem w stronę łazienki, a potem na siebie. Potrzebowałam się odświeżyć i zmyć z siebie cały ten szpital. Pokiwał głową ze zrozumieniem, postawił mnie na ziemi i wszedł na chwilę do pokoju. Wrócił na przedpokój z ręcznikiem w rękach. Gdy go podawał zauważyłam, że w środku są też ubrania. Uśmiechnęłam się wdzięcznie, pocałowałam go w policzek i ruszyłam szybko w stronę łazienki. Gdy zrzuciłam z siebie szlafrok i ubrania szpitalne, poczułam się od razu bardziej zdrowa. Weszłam pod prysznic i puściłam ciepłą wodę. Nie spodziewałam się, że sprawi mi to aż taką przyjemność. Przykucnęłam i skierowałam głowę prosto na strumień ciepłej wody. Całe moje ciało przechodziło jakąś dziwną reinkarnację, albo coś takiego. Umyłam całe ciało gąbką najdokładniej, jak mogłam. Wyszłam odprężona spod prysznica i wytarłam się w ręcznik. Zauważyłam, że miał on wyszyty przez prawie całą długość złoty napis „Bella”. Uśmiechnęłam się i zaczęłam się ubierać. Wysuszyłam włosy, włożyłam szlafrok i ubranie szpitalne do kosza na pranie i wyszłam z łazienki. Prawie biegłam w stronę pokoju Edwarda. Dziwnie było brać prysznic bez dźwięków albo biec i tego nie słyszeć. Otworzyłam drzwi i nim zdążyłam się zorientować, co się dokładnie stało, zaczęłam kręcić się w kółko. Po chwili, gdy już przestałam, zorientowałam się, że Edward wziął mnie na ręce i zaczął „baletować” po całym pokoju. Spojrzałam pytająco na jego szeroki uśmiech. Zaśmiał się i przytulił mnie ponownie do siebie. Odwzajemniłam uścisk i znów instynktownie chciałam wciągnąć jego zapach, ale nic nie poczułam. Spojrzał na mnie pytająco.
„Brakuje mi zmysłu węchu” wciąż nie mogłam mówić, ale Edward bez problemu mógł odczytać co mówię z ruchu moich ust. Gorzej szło to w drugą stronę.
Powoli ze mną na rękach Edward ruszył w stronę łóżka.
Cały dzień spędziliśmy wylegując się w sypialni. Raz za razem starałam się poczuć zapach Edwarda i zaczęłam coś czuć po około dwóch godzinach, niestety było za słabe, by dokładnie stwierdzić, czy ten zapach jest miły czy nie. Tak jak mówił wcześniej Edward, węch odzyskuję stopniowo.
Gdy całowaliśmy się dłużej niż zwykle, poczułam też jego smak, ale tak jak w przypadku zapachu, było to bardzo słabe. Niech to.
Gdy zaczęłam czuć namiastkę jego zapachu na tyle wyraźnie, by określić, że jest to jego zapach, przeszliśmy do dosyć otwartej pozycji. Gdy Edward leżał na plecach, ja położyłam się na nim. W pewnym momencie gdy się całowaliśmy poczułam całkowicie jego radość z faktu, że nie jestem już w śpiączce. Dosłownie całkowicie. Odruchowo zdziwiona przestałam udzielać się w pocałunku, na co spojrzał na mnie zakłopotany. Chciał mnie najwyraźniej zdjąć z siebie, ale pokiwałam tylko przecząco głową i przyległam do niego całym ciałem jeszcze dokładniej niż wcześniej. Gdy nasz pocałunek stał się bardziej namiętny, odruchowo, albo może ze świadomością, sama nie wiedziałam, ale zaczęłam lekko kręcić biodrami oraz pocierać się o… „radość” Edwarda. Z jego ust wydobył się prawdopodobnie cichy charkot, ponieważ zauważyłam, że jego górna warga zadrgała lekko. Nie miałam pojęcia, dlaczego Edward pozwala mi to robić, ale z tego korzystałam i nadal pół odruchowo a pół świadomie pocierałam się o niego. Ja też czułam swoje podniecenie. Nagle jego pocałunek stał się bardzo silny i władczy, a sam Edward zrobił coś, czego bym się po nim nie spodziewała. Złapał mnie za biodra, podniósł, gwałtownie położył na plecach a sam, wciąż nie przerywając pocałunku, pół siedział pół leżał nade mną. Praktycznie zmieniliśmy pozycję, ale teraz stała się bardziej erotyczna. Jedną z rąk zaczął powoli przesuwać z mojego biodra w górę. Powoli położył dłoń na mojej piersi. Przez chwile obydwoje równocześnie przerwaliśmy pocałunek, aż Edward spojrzał na mnie z tysiącem różnych emocji na twarzy. Powoli, bardzo powoli zsunął swoją dłoń z mojej piersi, a przez tarcie, jakie spowodował, mimowolnie chciałam jęknąć, ale z mojego gardła nie wydobył się dźwięk. Obserwował dokładnie moją twarz, lekko marszcząc brwi. Wciąż nie mogłam rozgryźć jego miny. Nagle zaczął bardzo wolno się ode mnie odsuwać, ale jednocześnie pocierając się o moją nogę. Obserwowałam wciąż jego twarz i już wiedziałam, że przesadziłam jak na jeden dzień. Skwasiłam się i zapytałam bezgłośnie:
„Mam kłopoty?”. Gdybym mogła, dodałabym do tego sarkazm. Nie odpowiedział, za to nadal patrzył na mnie intensywnie z niewiadomym wyrazem twarzy. Zrobiłam pytającą minę. Przyłożył dłoń do twarzy i potarł się na całej jej powierzchni. Położyłam dłonie na jego ramionach i spojrzałam w oczy.
„Coś się stało?” zapytałam. Zniknął na chwile, a gdy wrócił, pisał coś w zeszycie. Innym, niż tym w szpitalu. Podał mi go. Spojrzałam i przeczytałam.
„Wybacz, chyba się zapomniałem. Po prostu bardzo się podnieciłem i nie mogłem się powstrzymać przed sama wiesz czym…”
Wywróciłam oczami. Odpisałam bardzo krótko „Przecież to nic złego”
Teraz to on wywrócił oczami i oddał mi zeszyt z nową notatką.
„Przecież wiesz, że nie możemy…”
Spojrzałam na niego sceptycznie.
„To nie było ‘’to’’, tylko dotyk. Nie przesadzasz?”
Po tym, jak się ruszył domyśliłam się, że westchnął. Odłożył zeszyt na bok i przytulił mnie. Był już wieczór więc byłam całkiem śpiąca. Spojrzałam na niego i powiedziałam bezgłośnie:
„Chyba pójdę już spać.”
Pokiwał głową i pocałował mnie pod uchem. Zaciągnęłam na nas kołdrę i przytuliłam się do niego, opierając głowę o jego klatkę piersiową. W ten sposób zasnęłam bardzo szybko.
~
Minął już tydzień od mojego rozbudzenia się ze śpiączki i wiedziałam, że coś się święciło. Nie mam namyśli nic strasznego. Po prostu pamiętam, co mówił mi Edward w szpitalu. Że rozmawiał o czymś ważnym z Renee, która ostatnio biega naokoło nas i przejmuje się nami chyba nawet bardziej niż Esme. Ciągle pyta jak się czuję, jak się trzymamy z Edwardem, czy jesteśmy głodni i tym podobne. Zamieszkała u Cullenów, ponieważ cała rodzina stwierdziła, że będzie jej tu lepiej, niż u Charliego. Edward w sekrecie powiedział mi, że mama ucieszyła się, że może wyjść z domu ojca, ponieważ ciągle trwająca tam niezręczna cisza wykańczała Renee. A ta teraz odbierała Esme obowiązki domowe. Sprzątała, pracowała w ogrodzie, nawet gotowała. Jej daniom wciąż brakuje dużo do nazwania „bardzo smacznym daniem” ale niektóre z nich były całkiem niezłe.
W dodatku, odkładając na bok Renee, mieliśmy do omówienia ów ważne fakty o mojej śpiączce i o tym, jak w nią zapadłam, o moich snach i o tym, skąd się biorą. Obrada miała być dzisiaj, ale Renee nie daje się wyprowadzić z domu ani na chwilę. Esme chciała jej zaproponować przestanie pracowania u nich w domu jak szalona, tylko odpoczęcie, ale ta tylko bardziej zapaliła się do pracy. Uważa, że skoro ma szanse być w takim pięknym domu z takimi wspaniałymi „ludźmi” w nim, powinna pokazać tą swoją lepszą stronę. Tak powiedziała mi dwa dni po przybyciu do domu Cullenów.
Prosiłam Edwarda, aby po prostu powiedział mi co wie w łóżku albo gdzieś, gdzie będziemy sami, ale odmówił i nie chciał nawet powiedzieć, co naprawdę spowodowało moją śpiączkę. Nie wiedziałam, co tu było odwlekać i dlaczego kryli nawet takie drobnostki, ale wolałam skupić się na wyciągnięciu gdzieś mamy. Stwierdziłam, że ostatecznie chyba będę musiała skombinować jakiś obiad z Jacobem, Charliem i rodziną Clearwaterów.
Kolejnym moim zmartwieniem jest szkoła. No, bynajmniej, bo jak dla mnie to wcale nie jest tak źle. Jeśli nie zdam tego roku przez to, że tyle mnie nie było w szkole, to zostanę w tej klasie. A jeśli tak się stanie, nie będę musiała kłócić się z Edwardem o to, czy przemienią mnie po College’u czy nie. Miałabym dobry argument, w końcu kolejny rok powtarzania to nie mało. Ostatecznie mogłam zostać zmieniona jeszcze przed powtórzeniem całej klasy albo nawet od razu. W najgorszym przypadku po powtórzeniu klasy.
Obmyśliłam w głowie drobny plan. Zadzwonię do Jacoba, zorganizuję spotkanie Billy’ego, Jacoba i całej sfory z Renee. Poznają się z Sue, Leah, Emily czy Samem.
W ten sposób dom będzie wolny na co najmniej godzinę. Wtedy możemy zrobić „naradę”, „spotkanie” lub inaczej, zwał jak zwał.
- Kochanie! Bello! - usłyszałam krzyk mojej mamy.
- Tak mamo?! Jestem w kuchni! - zeskoczyłam z blatu, na którym siedziałam. Edward powinien wrócić z polowania za jakieś dwadzieścia minut, wtedy mogę opowiedzieć mu, co wymyśliłam, a wtedy możemy zadzwonić do Jacoba.
Do pokoju szybkim krokiem weszła mama. Wytarła sobie pot z czoła. Spojrzałam na jej ubranie. Miała na sobie krótką, niebieską koszulkę i luźne, żółte spodenki, które teraz zamieniły się w zielono-brązową kompozycję.
- Wyszłaś do ogródka pięć minut temu! Przecież tam nie ma nic do robienia. Jak mogłaś się tam aż tak ubrudzić?! Chyba nie wyrywałaś kwiatów! - zawołałam zmartwiona, co powie Esme.
- Skądże, wyrywałam chwasty. Wszędzie rosną, jest ich więcej niż myślałam. Kwiaty są naprawdę śliczne, ale te chwasty widać wszędzie. Mogłabyś mi dać jakiś ręcznik do czoła, albo coś podobnego?
Wywróciłam oczami i przeszukałam dwie szuflady na dole. W drugiej znalazłam dobry materiał do takiej roboty. Wyjęłam żółty, niewielki ręcznik i rzuciłam go mamie.
- Dzięki skarbie. To lecę dalej.
Zaśmiałam się. Naprawdę lubiła ogrodnictwo. Mam na myśli, od tygodnia. Jej kolejne hobby.
Do kuchni weszła uśmiechnięta Esme.
- Renee, kochanie, nie męczysz się za bardzo? - krzyknęła w stronę ogrodu.
- Ależ nie, skąd! Naprawdę lubię pracować w waszym ogrodzie!
- Naprawdę lubi - powiedziałam do Esme - to jej kolejna chwilowa pasja. Przejdzie jej za kilka dni.
Esme zaśmiała się. Gdy przechodziła obok mnie, szepnęła:
- To są kwiaty, nie chwasty, więc dobrze, że przejdzie jej za kilka dni, może zostanie coś z ogródka.
Zaśmiałam się.
- Głodna? - zapytała.
- Tak właściwie, mogę coś zjeść. Wstałam godzinę temu - spojrzałam na zegarek - ach, wróć, dwie godziny temu. Już jedenasta? W takim razie Edward i Emmett powinni już być.
- Za chwilkę będą. Wiesz, że Alice już cię widzi?
- Już ma wizje ze mną? - zapytałam zdziwiona. Odkąd miałam te sny, Alice nigdy nie miała wizji ze mną związanej, nie licząc moich koszmarów, w tym samym czasie, w którym i ja je miałam.
- Tak.
- Coś mi się stanie? Udławię się jedzeniem Renee?
- Nie mów tak skarbie, jej dania nie są złe. Są… - zastanowiła się - oryginalne. I zjadliwe. Trzeba je docenić.
- Skąd wiesz, że są zjadliwe, skoro tobie i tak żadne ludzkie jedzenie nie smakuje? - zapytałam.
- Cóż, nie wyplułaś ich ani razu, a skrzywiłaś się tylko przy pizzy z serem, fasolką i brokułami.
- No bo jak można zrobić pizzę z fasolką? To nie jest normalne. I brokuły!
- Wracając do rzeczy, Alice widziała, że masz zamiar gdzieś dzwonić. Prawdopodobnie do kogoś z watahy, ale nie była pewna, ponieważ miała zakłócenia.
- Ach, tak. Wymyśliłam, jak pozbyć się na godzinę mamy z domu. Poznamy ją z Blackami i Clearwaterami.
- To nie jest zły pomysł. A skąd wiesz, że nie będzie chciała, żebyś szła z nią?
- Och… coś wymyślę.
- Tosty gotowe - powiedziała - Bello, zawołaj proszę Renee.
Podeszłam do otwartych szklanych drzwi i wychyliłam się.
- Mamo! Śniadanie! Umyj ręce, proszę i chodź do stołu!
- Nie jestem głodna, skarbie - powiedziała, gdy podeszła - ale chętnie się czegoś napiję.
- Wiesz, że śniadanie to najważniejsze danie dnia? Jak nie zjesz nic, to nie będziesz miała sił na pracę w ogrodzie.
Zrobiła zamyśloną minę.
- No dobrze - powiedziała z przegranym wyrazem twarzy i zdjęła żółte, gumowe rękawiczki z rąk. Weszła do domu i ruszyła w stronę łazienki.
Gdy zjadłam swoją porcję tostów, Esme uśmiechnęła się nagle.
- Wrócili chłopcy - ruszyła w stronę drzwi frontowych. Poszłam za nią.
- Witajcie w domu - przywitała Jaspera, Edwarda i Emmetta.
Każdy z nich dostał po buziaku w policzek. Jasper wyglądał na zawstydzonego, ale Emmett wyglądał całkowicie naturalnie, może nawet trochę bardziej się uśmiechał. Gdy przyszła kolej na Edwarda, mimowolnie się zaśmiałam. Spojrzał na mnie, pytająco unosząc jedną brew.
- Nie nic - mruknęłam rozbawiona tym widokiem. Trzech mężczyzn stojących w szeregu do ucałowania przez mamę.
- Cześć, kochanie - przywitał się ze mną Edward, gdy podszedł.
- Hej - odpowiedziałam z uśmiechem - jak się polowało?
Wywrócił oczami. Złapał mnie za biodra, uniósł na wysokość twarzy i pocałował krótko, ale namiętnie.
- Mam pomysł, jak pozbyć się na krótki czas mamy z domu. Godzina lub więcej - oświadczyłam.
- Ach tak? Jaki?
- Poznamy ją z Clearwaterami i Blackami. A raczej sama się pozna, my tylko zorganizujemy spotkanie.
- Też o tym myślałem. Ale chyba nie tak od razu?
- A co masz przeciwko? Może jak wyślemy ją wcześnie to nie wróci tak szybko.
- No nie wiem. Właśnie je śniadanie.
- Och. To popołudnie?
- Myślę, że tak będzie najlepiej. Renee zdąży się odświeżyć, ubrać stosowniej, a Clearwaterowie i Blackowie przygotować jakiś obiad.
- No tak, sensowniej. Chodź, zapytamy - powiedziałam, łapiąc go za rękę. Weszliśmy do kuchni, na co mama się odwróciła. Rzuciła spojrzenie na nasze splecione dłonie i uśmiechnęła się szeroko.
- Edward! Wróciliście? - nie wiedziałam nawet, co powiedzieli mamie. Na pewno nie coś w stylu „idziemy wysysać krew z wściekłych, dużych misiów”.
- Ach tak. Trochę straciliśmy rachubę czasu i zanim zeszliśmy z góry, to minęło więcej, niż przewidywaliśmy - ach tak. Mama też myśli, że są aktywnymi ruchowo ludźmi. I że chodzą po górach… bo chodzą, bynajmniej nie dla samego chodzenia.
- No tak, rozumiem - powiedziała tonem znawcy. Co prawda, jakiś czas chodziła po szlakach, ale trwało to może trzy miesiące.
- Mamo, mam pytanie. Chciałabyś się poznać z naszymi znajomymi z rezerwatu La Push?
- Och, chętnie poznam nowych ludzi. O której wychodzimy?
Spojrzałam na Edwarda bezradna.
- Renee, chcielibyśmy pobyć trochę sami z Bellą, dlatego nie idziemy. Moja mama z tatą idą dziś na kolację przy świecach, Emmett i Rosalie do starych znajomych z dzieciństwa, a Alice i Jasper na większe zakupy.
- Och. Rozumiem. Mam iść sama do grona obcych ludzi?
- A co widzisz w tym złego? - zapytałam sceptycznie - to nasi znajomi.
- Nie powiedziałam, że widzę w tym coś złego. Ale chyba wiem, co się tutaj święci. Bella, możemy na słówko? - spojrzałam pytająco na Edwarda. Po jego minie poznałam, że kryje śmiech. Spojrzałam na mamę lekko przestraszona.
- Pewnie - wyszliśmy z kuchni. Gdy poszliśmy trochę dalej, mama spojrzała mi w oczy.
- Bello, bądź odpowiedzialna.
- Przecież jestem - nie rozumiałam, o co jej chodzi.
- Nie bądź nierozważna.
- Nie jestem. Do rzeczy, mamo.
- Użyjcie prezerwatyw, proszę was - powiedziała ze śmiertelnie poważną miną. Patrzyłam na nią chwilę zdekoncentrowana i skonfundowana. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jej słów.
- Mamo! Nie będziemy uprawiać seksu!
- Kochanie, wszyscy tak mówią. Po prostu weź sobie tą radę do serca, dobrze? - zapytała i zanim zdążyłam zaprzeczyć, albo cokolwiek powiedzieć, wróciła uśmiechnięta do kuchni. Na moich policzkach wykwitły rumieńce. Wróciłam do kuchni i posłałam Edwardowi spojrzenie pod tytułem „przepraszam za nią”.
Gdy mama dokończyła śniadanie, Edward wszem i wobec ogłosił wielkiemu tłumowi składającego się ze mnie, że dziś podczas nieobecności mojej mamy wreszcie zrobimy tą całą obradę i dowiem się, o co chodziło ze snami, które wcześniej miałam oraz z tym, co się dzieje z Renee.
Ach, kochane moje czytelniczki, mam pytanko, zna się któraś na programach typu word itp? Jak tak, plz, potrzebuję w czymś pomocy (dać notkę że się znacie w komentarzu, jak się znacie:D) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Donna dnia Wto 18:03, 14 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|