|
Autor |
Wiadomość |
Donna
Dobry wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 77 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under
|
Wysłany:
Sob 17:27, 26 Wrz 2009 |
|
No i wracam z kolejnym rozdziałem.
Chaotyczny, szybki rozwój akcji, przesada - nawet. To ostatnie wyjaśni się potem.
Chaotyczny - miał być. Ale że jest długi, to niech akcja będzie szybka i git.
Małe info: to, w czym jest Bella(dowiecie się po przeczytaniu) rozwinie się/zachowa/będzie etc. Inne niż w książce.
Rozdział 9.
Symptom.
Otworzyłam leniwie oczy. Od razu do mojego umysłu dotarły wszystkie rzeczy jak światło, ścierpnięta noga, włosy nachodzące na twarz czy przypływ wielkiego, porannego lenia. Ale to, na czym się skupiłam to zimny dotyk na biodrze.
Przeciągnęłam się leniwie i odwróciłam w stronę zimna. Już chciałam powiedzieć „Edward” gdy zobaczyłam twarz Jaspera tuż przy mojej. Miał szeroko otwartą buzię, a z niej wystawały ogromne kły. Jego oczy były czerwone i zmrużone, a mina świadczyła o pożądaniu i wściekłości.
Wrzasnęłam na całe gardło i cofnęłam się jak najszybciej. Nie przewidziałam jednak, że łóżko jest takie krótkie. Spróbowałam wstać, ale udało mi się tylko wybić, żeby jeszcze boleśniej upaść na podłogę. Wrzasnęłam ponownie przy odepchnięciu się.
Nagle obudziłam się i zobaczyłam twarz Edwarda nad sobą. Czułam w podświadomości, że byłam na łóżku, ale ponownie się wystraszyłam, więc cofnęłam się szybko i znów spadłam z łóżka, ponownie wydając z siebie krótki wrzask, jak ten we śnie.
Przetarłam głowę. Moje nogi - aż do kolan - leżały wciąż na łóżku. Zaś reszta ciała nie.
Spostrzegłam, że mam na sobie jeansy.
Spojrzałam na Edwarda skrępowana. Siedział na łóżku z szerokim uśmiechem na twarzy. Wyciągał w moją stronę rękę.
Podałam mu dłoń, ale zapomniałam, że on nie może po prostu normalnie mnie podnieść. Poczułam lekkie szarpnięcie i zanim mrugnęłam, byłam w jego ramionach. Nasze nosy ocierały się o siebie.
- Hej - przywitał się półszeptem.
- Eee… - zepsułam całą chwilę swoim skonfundowaniem. Po chwili zrozumiałam też, że jego nos jest przy moich ustach, a mój oddech jest nieświeży. Spróbowałam się odepchnąć, ale nie pozwolił mi.
Zrobiłam zaciętą minę i wskazałam palcem na łóżko, mówiąc albo „puść mnie” albo „odsuń się”.
Wywrócił oczami i posadził mnie obok siebie.
Zatkałam sobie usta i wymamrotałam:
- Musze iść umyć zęby.
Edward uśmiechnął się i miał coś powiedzieć, ale nagle mój brzuch dał pokaz breakdance’a i poczułam silne mdłości. Podniosłam się z łóżka, zeskoczyłam z niego i zaczęłam biec w stronę drzwi, ale poczułam - ponownie dziś - szarpnięcie i nagle znalazłam się w łazience.
Zwymiotowałam głośno do zlewu, który był najbliżej. Potem ponownie. I jeszcze raz. Gdy już myślałam, że to koniec, mój organizm stwierdził, że będzie wyrzucał z siebie trochę powietrza. Odruchy wymiotne były silne i sprawiały mi ból.
Gdy byłam już absolutnie pewna, że to koniec, wystawiłam za siebie rękę.
- Szczoteczka? - zapytałam z prośbą w głosie.
Poczułam, że w mojej ręce ląduje coś większego.
Podsunęłam to sobie pod nos i zobaczyłam cały zestaw: płyn do płukania, szczoteczka, pasta i nić dentystyczna.
- Yhm, wymownie mi przekazałeś, że bardzo śmierdzę.
- Wcale nie śmierdzisz. Każdemu może się zdarzyć.
- Korekta. Cuchnę i może zdarzyć się tylko ludziom.
Westchnął.
Zaczęłam wściekle myć zęby. Na tyle wściekle, że całe moje ciało dygotało za ruchami szczoteczki. Gdy poczułam, jak moje piersi zaczynają poruszać się w lewo i prawo, zrobiłam minę oznaczającą dyskomfort. Bolały, albo raczej, były bardzo czułe na dotyk i ruch. To było coś nowego.
Wypastowałam zęby w wolniejszym tempie. Edward pojawił się znikąd ze świeżymi ubraniami w ręku. Odebrał ode mnie zestaw do higieny jamy ustnej.
- Zostawię cię samą. - Wyszedł powoli. Odruchowo, sama nie wiem dlaczego, co było dziwne, miałam ochotę go zawołać.
- Alice! - krzyknęłam. Miałam nadzieję, że jest w domu, bo właśnie przypomniał mi się pewien istotny fakt.
Po chwili ktoś zapukał do drzwi.
- Wołałaś? - usłyszałam głos Ally.
- Wejdź.
Weszła i odruchowo zmarszczyła nos. Rzuciła na mnie wzrokiem, potem na zlew i kiwnęła głową.
- Ach, więc to oznaczały te dźwięki? - zapytała. Pokiwałam głową.
- Nic swojego tu nie mam, ale wiem, że brałam torbę, która nawiasem mówiąc, nie przeze mnie została rozpakowana. Potrzebuję… - zacięłam się. Ponagliła mnie gestem. - Mam okres - jęknęłam.
- Och. - Pokiwała głową. - Sekunda.
Wyszła. Po chwili pojawiła się w drzwiach z pudełkiem. Odebrałam je wdzięczna i uśmiechnęłam się. Ponownie opuściła pomieszczenie.
Położyłam pudełko na zlewie, zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic.
Gdy skończyłam, zanotowałam ciekawy fakt…
- Ally! - zawołałam ponownie, już ubrana. - I wejdź od razu, nie musisz pukać.
Drzwi otworzyły się. Alice spojrzała na mnie pytająco.
- Który dzisiaj mamy? - zapytałam zagubiona.
- Czternasty - powiedziała. Zmarszczyłam brwi.
- I jesteś tego pewna? - zapytałam.
Pokiwała głową.
- Sto procent.
Zmarszczyłam brwi jeszcze bardziej.
Mój okres spóźniał się całe cztery dni.
Wzdrygnęłam się i postarałam zrobić normalną minę.
- To nic takiego. Dziękuję.
Ally wyszła. Dopiero po chwili zauważyłam, że zdążyła wziąć moje wczorajsze ciuchy.
Przeczesałam włosy dłonią i, nie używając suszarki, ale wycierając je na tyle, by z nich nie ciekło, wyszłam z łazienki.
W kuchni powitała mnie Esme z szerokim uśmiechem.
- Bella - przywitała się. - Twoja mama jeszcze śpi. Zrobiłam ci śniadanie.
Mama?
Moje serce zabiło.
- Edward! - krzyknęłam.
Pojawił się obok z pytającą miną.
Dlaczego cały poranek wszyscy znikali i pojawiali się?
- I co z mamą?! I Jacobem, i resztą w ogóle? - zapytałam rozemocjonowana. Oklapłam na krzesło.
Uśmiechnął się i usiadł naprzeciwko.
- Więc tak. Jedli obiad, gdy znikąd wybiegł wampir. Był bardzo szybki, dlatego go nie rozpoznali. Jacob zamienił się w wilka i odepchnął twoją mamę, która myśli, że się przewróciła. Zanim wstała, podbiegła do niej Sue, upewniając się, czy wszystko dobrze. Zanim Renee się odwróciła, Jacob i Leah pobiegli za nią, bo jako jedyni się przemienili. Sue wytłumaczyła jej, że są bardzo ruchliwi. Twoja mama co prawda zrobiła podejrzaną minę, ale potem mruknęła tylko, że niektóre dzieci są nieokiełznane.
- A Renee ucierpiała? - zapytałam na wydechu i z uniesionymi brwiami.
- Jeśli liczyć siniaka… - spojrzał na mnie, przestając mówić. Patrzył, jakby widział Ufo.
Dopiero teraz zrozumiałam, że płakałam jak bóbr. Wydawałam z siebie krótkie, przerywane dźwięki.
Gdy już, na siłę, się uspokoiłam, wytarłam łzy i spojrzałam zaskoczona na Edwarda.
- Nie chciałam się rozpłakać. To znaczy… nie wiedziałam, póki na mnie nie spojrzałeś. To wcale nie jest warte płakania… To tylko siniak…
Popłakałam się ponownie. W głowie pędziły mi myśli, że gdyby nie Jacob, moja mama mogłaby zostać pogryziona, pobita, połamana lub inne takie rzeczy. Gdy zaś uświadomiłam sobie, że pomyślałam o tym świadomie, rozpłakałam się jeszcze bardziej.
Poczułam, że Edward przytula mnie do siebie, choć nie zanotowałam, żebym została zdjęta z krzesła.
Wydawał z siebie krótkie „Ciii”, ale z nieznanych mi przyczyn, zirytowało mnie to.
- Nie jestem kotem - warknęłam. Gdy uświadomiłam sobie, co powiedziałam, zatkało mnie. Przestałam płakać i być zła. Usłyszałam odchrząknięcie.
Spojrzałam w stronę, z którego pochodził dźwięk i zobaczyłam Renee. Przyglądała mi się zmartwiona.
- Co się stało? - zapytała bardziej Edwarda niż mnie.
Wzruszył ramionami.
- Powiedziałem, że się przewróciłaś i nabiłaś siniaka, a ona tak po prostu się popłakała.
Wyrwałam się gwałtownie z ramion Edwarda.
Podbiegłam do mamy.
- Duży siniak? - zapytałam ze zmartwieniem w głosie. Wystawiła łokieć, ale obserwowała bacznie moją twarz.
- Mamy śniadanie - powiedziała. Kiwnęłam głową.
- Racja, rano wymiotowałam trzykrotnie, jestem głodna.
Uniosła brwi.
- Bello… - powiedziała, kiwając głową. - Przed śniadaniem raczej nie mówi się takich rzeczy.
Usiadłam przy moim… czymś, co wyglądało jak naleśnik. Gdy jednak poczułam jego zapach, zemdliło mnie.
- Co to jest? - zapytałam Edwarda.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- To - wskazał na talerz - jest naleśnik. - Ostatnie słowo przeciągnął, żeby podkreślić jego znaczenie.
- Esme go robiła? - zapytałam. Pokiwał głową.
- On strasznie… cuchnie - szepnęłam.
Renee zrobiła zdziwioną minę.
- Mój pachnie zupełnie w porządku. Dalej, zamień się.
Podałam jej swój talerz i wzięłam jej. Powąchałam i skrzywiłam się.
- Ten też - jęknęłam. - Zrobię sobie kanapkę.
- Zrobię za ciebie - powiedział szybko Edward i z uśmiechem wstał z krzesła.
Spodziewałam się, że Renee pochwali mojego ukochanego za dobre zachowanie, albo chociaż zrobi jakąś minę. Ona zamiast tego mrużyła oczy i patrzyła na mnie przenikliwie. Bardzo, ale to bardzo przenikliwie. Tym wzrokiem mogłaby zabić Bazyliszka.
Patrzyła tak na mnie pierwszy raz w życiu. Analizowała każdy mój ruch i to bezwstydnie w dodatku.
- Co? - zapytałam mocno skrępowana.
Nagle wyciągnęła rękę zza stołu i zrobiła coś mojej piersi. Odskoczyłam i wstałam zszokowana, przewracając krzesło.
- Ała! - wrzasnęłam, masując sobie pierś. - Co to było?! - krzyknęłam na nią.
- Dlaczego na mnie krzyczysz? - zapytała z tą samą miną.
- Bo to bolało! Za co to?! Co to w ogóle miało się znaczyć! Czy ja ci wykręcam sutki?! Nie! Dlaczego to zrobiłaś?!
Nagle mina Edwarda stojącego przy lodówce zbiła mnie z tropu. Renee wstała z tą samą miną. Nie poruszała prawie w ogóle szyją i mało mrugała. Przez chwile miałam wątpliwości, czy przypadkiem nie jest wampirem, który przy okazji właśnie na mnie poluje.
Złapała mnie za ramie i zaciągnęła do ogrodu. Usadziła mnie bezceremonialnie na drewnianej ławce.
- Jesteś w ciąży! - powiedziała głośnym, oskarżycielskim tonem.
Uniosłam na nią brwi.
- Y, nie, nie jestem! - odpowiedziałam tym samym głosem.
- To czemu mnie przedrzeźniasz? I wymiotujesz? No i ten śmierdzący naleśnik! Bello, nie jestem głupia! Gdy chodziłam z tobą w ciąży, miałam identyczne zachowania!
Chciałam wykpić jej głupi pomysł, ale pogroziła mi palcem. Ponownie zaciągnęła mnie na siłę do domu. Wlokła mnie aż do kuchni i Edwarda, robiącego kanapkę.
- Uprawialiście seks bez zabezpieczeń! - prawie krzyknęła Renee oskarżycielskim tonem.
- Mamo! - wrzasnęłam z oburzeniem. Chciałam już krzyczeć, gdy zobaczyłam minę Edwarda. Bezcenna. Zaniosłam się głośnym, piskliwym śmiechem.
Podczas gdy ja miałam łzy w oczach i ledwo stałam na nogach, Renee patrzyła to na mnie, to na Edwarda. Po którejś serii uśmiechnęła się, a następnie roześmiała. Gdy zobaczyłam minę ukochanego teraz, upadłam na podłogę i zaczęłam się skręcać ze śmiechu. Chichot Renee ucichł.
Po minucie pisku podniosłam rękę, która niezbyt chciała mnie słuchać.
- Jaka… - przerwałam śmiechem. - MINA! - wrzasnęłam i zaśmiałam się w niebogłosy.
Gdy gardło bolało mnie wystarczająco, żeby rozpłakać się z bólu, przetarłam oczy i wstałam leniwie z podłogi.
Parsknęłam jeszcze, gdy zobaczyłam Edwarda, ale to mina Renee uciszyła mnie na dobre.
- Jesteś z nim w ciąży! - powiedziała, otwierając szeroko buzię i marszcząc brwi. Wskazywała na mnie palem. - Jest z tobą w ciąży! - zaskrzeczała na Edwarda.
W tym momencie miał lekko otwartą buzię, zagubione spojrzenie i całkowity szok na twarzy. Musiałam zdławić śmiech.
- Jesteś! - krzyknęła, domagając się odpowiedzi.
Nagle odkrył, jak się poruszyć. Zamknął buzię i podrapał się skrępowany po głowie. Jego twarz była teraz jak otwarta księga.
- My nie… - spojrzał na Renee z prośbą w oczach.
- Nie zabezpieczyliście się! - oskarżyła go.
Jęknął.
- Nie uprawialiśmy seksu - powiedział jeszcze bardziej skrępowany.
- Kłamiesz - powiedziała. - Bello? - skierowała się w moją stronę.
Pokiwałam przecząco głową.
Nagle złapała moją koszulkę i podniosła ją prawie na tyle wysoko, żeby odsłonić mi piersi. Na takowe nie założyłam staniku, bo za bardzo to bolało.
Zaczęła analizować mój brzuch.
- Jest większy - powiedziała nagle cicho.
- Mamo, o czym ty opowiada… - przerwałam w pół słowa, patrząc na brzuch. Był prawie bez różnicy. Jęknęłam. - Ja tylko troszeczkę przytyłam. Daj już spokój.
Spojrzała na mnie opuściwszy moją koszulkę, westchnęła i poprawiła sobie włosy.
- Na pewno? - zapytała.
Pokiwałam głową.
- Sto procent.
Dzięki Bogu. Niemożliwym jest, bym była w ciąży.
Godzinę później Cullenowie zjedli swoje śniadanie - a tak właściwie, tylko gawędzili przy stole i regularnie odrywali kawałki jedzenia, wrzucając je do kosza. I rzucali spojrzenia mojej mamie, ponieważ słyszeli całą scenę, którą urządziła.
Edward szturchnął mnie i przywołał do siebie, niewiadomo dlaczego, Jaspera.
- Powiedz jej - skierował się do brata.
Jasper westchnął i spojrzał na Edwarda sceptycznie. Nie wyglądał, jakby miał coś do powiedzenia.
- Więc zrobię to za ciebie. Bello, Jasper odczytuje od ciebie dziś bardzo mieszane emocje. Nie mógł skupić się na niczym innym oprócz ciebie. Są liczne, nieokiełznane i podwójne. A twój brzuch urósł.
Spojrzałam na niego jakby spadł z drzewa.
- Nie urósł - powiedziałam twardo.
- Jestem wampirem, dostrzegam takie różnice bez problemu.
- Przecież nie uprawiałam z tobą seksu! - jęknęłam. Nawet nie chciało mi się szeptać.
Nagle skamieniałam.
- Czy ty… - zmierzyłam go wzrokiem. - Myślisz że cię zdradziłam! - krzyknęłam.
- Bello, wcale tego nie powiedziałem. - Odwróciłam się i poszłam w stronę pokoju, w którym sypiała mama. - Bello! - zawołał jeszcze Edward.
Usłyszałam jeszcze słowa Emmetta.
- Jak na moje, to musi być ciąża.
W ostatniej chwili zmieniłam kurs pod wpływem tych słów z pokoju Renee do łazienki.
Bezceremonialnie zrzuciłam z siebie koszulkę i przyjrzałam się swoim piersiom. No i niech mnie szlag, były większe niż być powinny.
Zmierzyłam wzrokiem swój brzuch, patrząc na niego z różnych pozycji. Wydawał się większy niż rano.
Założyłam zdziwiona swoją koszulkę i wyszłam na przedpokój z niemą miną.
Edward stał już na końcu korytarza i patrzył na mnie wyczekująco.
- Jestem dziewicą - powiedziałam jeszcze, zanim się rozpłakałam. Już po chwili ukochany był przy mnie i gładził mnie po głowie. Tym razem na mnie nie „ciował”.
Cały tydzień zleciał jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Starałam się zrozumieć całą sytuację, ale nie mogłam. Tylko jadłam i jadłam, ale mimo tego czułam się coraz gorzej. Moje humory dobijały wszystkich wokoło mnie, więc się odizolowałam. Przychodziła do mnie jedynie mama, Edward, Alice i, kto by pomyślał, Rose. Bolały mnie piersi, kości i brzuch. Ale zamiast tego, gdzieś w środku czułam się słabsza.
Siedziałam w sypialni. Okna były pozasłaniane ciemnymi kotarami, bo słońce ostatnimi czasy mi zawadzało. Edward patrzył mi się w oczy ze zmartwioną miną. Odkąd tylko dowiedziałam się, że jestem w ciąży, starałam się nie pokazywać, jak mój brzuch urósł. Nie żeby gigantycznie, ale znacznie. Na tyle, żebym była pewna, że to nie tycie. Carlisle chciał mnie zbadać, ale nie zgadzałam się na to. Na początku byłam po prostu zła, potem stwierdziłam, że nie mogą mnie traktować jak wybryk natury. Ale im więcej Edward mówił, tym większego sensu to wszystko nabierało. Carlisle sprowadził już cały potrzebny sprzęt.
- No dobrze - poddałam się. Zrzuciłam z siebie kołdrę i wyciągnęłam się. Ponownie spojrzałam się na brzuch. I znowu wydawało mi się, że był większy.
- Jest większy - powiedział nagle Edward.
- To mi się nie wydaje? - zapytałam.
Spojrzał na mnie zmartwiony.
- Zauważyłem to już w drugi dzień, odkąd to się… zaczęło.
Westchnęłam, też już zmartwiona. Wstałam i rozciągnęłam nogi. Edward zaprowadził mnie do pokoju „medycznego”.
- Charlie w końcu tu przyjdzie - mruknęłam.
- Jeśli trafi - powiedział Edward z powątpieniem.
- Hej, on nie jest głupi! - warknęłam. - Przepraszam - dodałam automatycznie.
Gdy weszliśmy do jasnego, praktycznie białego pomieszczenia - niczym w szpitalu - Carlisle już na mnie czekał. Wskazywał na siedzenie, jak u dentystów.
Położyłam się i patrzyłam na niego pytająco. Denerwowała mnie cisza pełna napięcia.
- Podwiń koszulkę proszę na tyle, żeby odsłonić brzuch.
Wykonałam polecenie.
- Będzie zimne - ostrzegł i zaczął smarować mnie jakąś białą galaretą. - A teraz możesz czuć dyskomfort.
Przyłożył do mojego brzucha tą rzecz, którą robi się tego typu badania. Niestety, w nazwach tych rzeczy zawsze byłam blada.
Uciskał raz na jakiś czas i…
- Tutaj - powiedział na wydechu. Spojrzałam na ekran. - Czwarty miesiąc, może nawet ciut przed piątym.
- Edward, mógłbyś wyjść? - zapytałam go.
- Dlaczego? - wbijał wzrok w moją twarz, zaś jego mina pozostawała bez wyrazu.
Spojrzałam na niego zła.
- Dwie minuty - mruknął i zniknął.
- Jestem dziewicą - powiedziałam do Carlisle’a. - Jeśli masz coś z ginekologa, to możesz sprawdzić i przekazać tą wiadomość Edwardowi. On myśli, że go zdradziłam! - jęknęłam.
- A nie zrobiłaś tego? - zapytał bez wyrazu.
- I wciąż jestem dziewicą? - zapytałam ironicznie.
Westchnął.
- No dobrze. - Podniósł moje siedzenie. - Rozchyl nogi, proszę.
Mimo, że cały czas miałam na sobie ubranie, wykonałam polecenie. Szybkim ruchem zostałam ich pozbawiona.
Po bardzo, ale to bardzo krępującym badaniu Carlisle spojrzał na mnie w całkowitym szoku.
- Bello, jesteś dziewicą i za… - ponownie przyłożył mi urządzenie do brzucha. - Co do diabła? - zapytał z uniesionym brwiami.
- Coś nie tak? - zapytałam zmartwiona, przyglądając się ekranowi i szukając tego czegoś, co nie spodobało się tam Carlisle’owi.
- Urosło - powiedział cicho. - W pięć minut.
- Co to oznacza? - zapytałam.
- Fascynujące - szepnął, ale nie odpowiedział na moje pytanie.
- Co jest takie fascynujące? - zapytałam zła.
Poczułam, że moje ubrania wróciły na swoje miejsce.
- Edward! - krzyknął Carlisle.
- Słyszałem wszystko - szepnął mój ukochany, pojawiając się znikąd. Patrzył na ojca i świdrował go wzrokiem. Nagle zakręciło mi się w głowie.
Nie zdradziła mnie! Wiedziałem! O boże, jak ja kocham Bellę! Tylko, co to takiego, no i w głowie ojca… - usłyszałam. Słowa były jakby lekko rozmazane. Za nimi kryły się szepty, w których rozpoznałam głos Carlisle’a.
Edwardzie, nie wiem co stało się z Bellą, ale to, co nosi w sobie, na pewno nie jest człowiekiem. Musimy to zabić, zanim ono zrobi to samo z nią.
Edward kiwnął prawie niezauważalnie głową.
- Bello - powiedział do mnie ukochany. - To, co masz w sobie, nie jest człowiekiem.
Zaraz. Czy ja czytałam im w myślach?
- Sądzę, że najrozważniej będzie… - przestały do mnie docierać jego słowa. Skoro słyszałam jego myśli, to wiem, co chcą zrobić.
Edward mówił coś, ale ja tylko słyszałam myśli.
- Nie pozwolę zabić mojego dziecka! - powiedziałam oburzona.
- To nie jest twoje dziecko - zaprotestował Edward. - To cię zabija!
Sapnęłam zła.
- Jakoś nie czuję się zabijana! Tylko słabsza, jak każda matka! - warknęłam.
- Ubywa ci krwi, czuję to - powiedział.
I znowu zawroty głowy.
Musimy to z niej wyjąć! To może ją zabić! Co ja bym zrobił bez Belli?! Spaliłbym się razem z jej ciałem… Nie mogę na to pozwolić.
- Nie! - krzyknęłam.
Synu - usłyszałam myśli Carlisle’a. - Nie zgodzi się. Dla waszego dobra, musimy zrobić to przeciw jej woli. Musimy działać.
Chwyciłam metalowe coś stojące obok mnie i rzuciłam tym w Carlisle’a, dla odwrócenia uwagi.
Edward chciał to schwycić, ale zamiast tego odepchnęło go lekko w tył. Zaskoczona swoją siłą, sapnęłam, ale nie skończyłam na laurach.
- Rose! - wrzasnęłam najmocniej jak umiałam.
- Co to za huk? - zapytała gdy weszła. Nagle zobaczyła całą scenę. Ja, stojąca w kącie pokoju, Edward patrzący na mnie zszokowany, oraz Carlisle z tacką do zabiegu.
Co do diabła? - zapytała się Rosalie.
I znowu te zawroty głowy. Czułam się, jakby rozmawiała z nią na głos.
Pomóż, błagam, oni chcą zabić moje dziecko - krzyknęłam w myślach.
Spojrzała na mnie zszokowana.
- Rosalie, nie bądź głupia, pomóż nam - powiedział Carlisle. W drzwiach pojawił się też Jasper. Z jego myśli słyszałam swoje własne emocje. Zaczęłam się trząść ze złości i strachu, aż poczułam, że mogę wszystko.
Przekierowałam myśli Jaspera do głowy Rosalie. Dowiedziałam się też, że Emmett i Alice są na polowaniu, a Esme z Renee.
Rose znalazła się przy mnie.
- Tknijcie ją, a skończycie gorzej niż chcieliście skończyć z dzieckiem - warknęła.
- Co ty…? - spojrzał na nią skonfundowany. Zaczął odczytywać jej myśli, ale zanim zdążył dowiedzieć się wszystkiego, odruchowo zasłoniłam „czymś” Rose. Nie miałam pojęcia czym, ale zadziałało, bo Edward nie usłyszał już żadnej jej myśli.
- Nie słyszę myśli Rosalie - powiedział zszokowany.
Nie. Dotkniecie. Mojego. Dziecka - warknęłam i rzuciłam słowami w stronę Edwarda.
Wzdrygnął się spojrzał na mnie z otwartą buzią i oczami. Osłupiał.
Jasper stał w drzwiach i czytał z myśli wszystkim po kolei. Nim rzuciłam tym samym, co w Rose. Nagle zrobił zdziwioną minę, bo w jego myślach, tych od czyichś uczuć, zrobiła się cisza.
Te myśli wywołują ból głowy - jęknęłam do niego.
- Jasper, twoich też nie słyszę - powiedział zdziwiony.
- Ee… - wyglądał, jakby miał zemdleć. - Odcięła mój dar ode mnie, bo przeszkadzał jej w… staniu za Rosalie.
Twarz Edwarda praktycznie zmieniła kształt na jeden wielki znak zapytania.
Nagle dotarło do mnie co zrobiłam. Sięgnęłam po zasłonę, którą rzuciłam na wszystkich i podbiegłam z płaczem do Edwarda, popychając Rose na tyle mocno, że musiała wykonać jakiś dziki ruch, żeby się nie przewrócić.
- Przepraszam - szepnęłam do wszystkich. Spojrzałam na Edwarda ze lśniącymi oczami. - Obiecuj, że nie będziesz chciał zabić mojego dziecka - powiedziałam piskliwie.
Patrzył na mnie przenikliwie. Rzucił spojrzenie Carlisle’owi i pokiwał głową do niego.
- Obiecuję - powiedział. - Ale pozwól sobie zrobić resztę badań i… co tu właściwie zaszło? - zapytał
Uśmiechnęłam się przez łzy, jak dziecko, które złapano na wyjadaniu słodyczy.
- Nie mam pojęcia.
Dwa dni później byłam rzekomo w połowie szóstego miesiąca. Zrobili tyle badań, ale stwierdzili tylko płeć: dziewczynka. No i oczywiście pobrali jakiś płyn, czy coś takiego. Okazało się, że to stworzenie w moim brzuchu ma geny Edwarda, ale ilość jego… - cholera, będę musiała uważać na biologii i reszcie takich lekcji. - czegoś tam jest o jeden wyższa od ludzi, zarazem od jeden niższa od wampirów.
Wszyscy zakładali, że to dziecko wilkołaka, ale skoro miało geny, widocznie jakoś to się zmieszało.
Przez te dwa dni robili same badania, ale ja nie opowiedziałam jeszcze o tym, co stało się przy pierwszym badaniu. I teraz siedzę tutaj. Wszyscy Cullenowie obok - ja na kolanach Edwarda, Rose i Alice po bokach, na dwóch fotelach obok Jasper i Emmett, a przede mną Carlisle i Esme. Czułam się jak na dywaniku u dyrektora.
Przez ostatnie dwa dni oczywiście odkryłam kilka nowych fenomenów, które mogę zrobić.
- No więc… w głowie mam tak jakby… e… dwie ręce. Mogę nimi ruszać jak chcę. To znaczy to jest podobne uczucie, jak ręce, ale to coś innego. I mogę na przykład rzucać takim czymś na kogoś, nie wiem co to jest, i wtedy nie działa na nią dar innej osoby.
Skupiłam się i machnęłam w stronę Jaspera.
- Prawda - mruknął Edward. - Nie słyszę Jazza.
- Mogę też pozbawić tą osobę jego daru… - machnęłam na, ponownie, Jaspera.
Tym razem on potwierdził.
- Nie słyszę waszych emocji.
- Mogę też te dary kontrolować - powiedziałam, wywołując u Alice wizję.
Westchnęła głośno, a jej oczy zrobiły się szkliste.
- Bella zbije wazon - powiedziała. - Jak będzie w dziewiątym miesiącu.
- Ale mogę zrobić też tak - ścisnęłam ręce (te prawdziwe) w pięści i skupiłam się. Schwyciłam dar Edwarda i wrzuciłam go do głowy Rose.
Wszyscy patrzyli na mnie pytająco.
- Och, to ja - jęknęła. - Głowa mi zaraz pęknie - zaskomliła, gwałtownie rozglądając się po nas. Odciągnęłam jej dar, który wrócił do Edwarda.
Wzdrygnęła się.
- Słyszałam wasze myśli. - Spojrzała na brata. - Jak ty to wytrzymujesz?
- Kontroluję to - powiedział wymijająco.
- Mogę też zrobić tak - Wstałam i podeszłam do Emmetta. Dotknęłam jego czoła.
Nagle na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- Kontrolujesz jego reakcje, umysł? - podchwycił Carlisle.
- Nie. Przesyłam mu obrazy. Z mojej głowy do jego.
- Ale ona ma wyobraźnie - zarechotał z zamkniętymi oczami.
- Co mu przesyłasz? - zapytał zaciekawiony Edward.
- Jaspera tańczącego w różowej spódniczce - zarechotał Emmett.
Przestałam „macać” jego czoło i powoli się uspokoił.
- I mogę czytać wasze myśli bez zabierania Edwardowi jego umiejętności. Ale ja nie musze tego kontrolować, jak chcę, to słyszę, jak nie chcę, to nic się nie pojawia. No i mogę wysyłać do kogoś swoje myśli - zaprezentowałam to, komplementując dzisiejszą sukienkę Esme.
Uśmiechnęła się w podziękowaniu.
- Fascynujące - powtórzył setny już raz Carlisle. - Jesteś jak super wampir… jak… coś ponad i wilkołaki i wampiry.
- Nie sądzicie trochę inaczej? - zapytała Rose, u której myślenie było teraz na najwyższym szczeblu. Jakbym mogła wyczytywać poziomy różnych rzeczy. - Po tym, co powiedział Eleazar, dar Belli jest bardzo silni jak na człowieka. Teraz, gdy jest w ciąży z Edwardem - wszyscy spojrzeli na nią zmieszani - to może i jej dziecko ma swój dar? I to wzmaga umiejętność Belli jak i dziecka. W dodatku nad obydwoma kontrolę ma matka.
- Zawiłe, zawiłe, ale logiczne - powiedział Carlisle. - Tylko jak wytłumaczymy fenomen jej ciąży?
Przeszukiwałam dowolnie dalekie zakątki i trybiki w głowach wszystkich - naraz i bez problemu - i znalazłam.
- Edward! Pamiętasz, gdy jak spałam, stałeś nade mną z Eleazarem?
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie pomyślałem o tym - powiedział.
- Rozgrzebałam to - mruknęłam wymijająco. - Ale to nieważne. Widziałeś moje sny, przeplatające się z wspomnieniami tych koszmarów, które działy się naprawdę.
Myśli Edwarda krążyły wokoło, a ja rozgrzebywałam je w poszukiwaniu tego, co mnie interesuje. Zobaczyłam i wysłałam mu obraz.
- To! - powiedziałam, przypominając sobie, jak dawno temu między jednymi z pierwszych atakujących koszmarów miałam coś jak sen, gdy zanurzyłam się w wodzie z Edwardem. Gdzieś na plaży.
- To wyspa Esme - powiedział zdziwiony. - Ale my na niej nie byliśmy! - zaprotestował sam do siebie, ale przy okazji bezwstydnie zachwycał się obrazem, który mu wysyłałam.
- To tam zaszłam w ciąże! Ale to przez te koszmary, niektóre przynoszą efekty do realistyczności, inne nie. I to jest chyba losowe, jak na przykład siniaki, ręka Alice, choć ty pozostałeś cały, a teraz dziecko!
- Moglibyście nie wyprzedzać nas o całe miesiące główkowania? - zapytał sceptycznie Jasper.
Skupiłam się i wysłałam wszystkim informacje, do których doszliśmy z Edwardem. Albo raczej jego głową.
Zaczęłam skakać i piszczeć.
- Jestem w ciąży z Edwardem! - zaćwierkałam.
Wszystkich zatkało. No bo co dalej?
Okej, więc tak. Ciąża Belli przebiegnie trochę inaczej niż w książce i niejako jeszcze sobie Cullenowie o tym podyskutują.
To tyle, pozdrawiam.
I proszę o komentarze!!!! |
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Donna dnia Nie 7:43, 27 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Paramox22
Zły wampir
Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 32 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD
|
Wysłany:
Sob 21:23, 26 Wrz 2009 |
|
rozdzial mnie zszokolwal, zawsze potrafisz zadziwic :D z pewnoscia nie wpadabym nawet na te pomysly co ty :)
ten dar belli bardzo mi sie podoba, chociaz nie rozumiem go jeszcze calkowicie. ciekawi mnie czy po zostaniu wampirem ten dar by sie jej wyostrzyl. mam nadzieje ze tak. wizje przyszlosci przenikajace do terazniejszosci sa bardzo interesujace, ogolnie podoba mi sie ten pomysl :P
bardzo podoba mi sie dlugosc rozdzialu i z pewnoscia czekanie bylo warte.
zycze weeny i pozdrawiam,
Paramox22 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
TempestaRosa
Wilkołak
Dołączył: 18 Sie 2009
Posty: 111 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Cardiff
|
Wysłany:
Nie 8:22, 27 Wrz 2009 |
|
Nareszcie! God Bless!
Jak zwykle jestem w szoku, bo wszystko co dodałaś w tym rozdziale jest jak zwykle nowe, nie śmierdzi ostatnim rozdziałem ani nic. Każdy rozdział jest odrębny i zarazem łączy się ze sobą.
Pomysły masz tak niesamowite, że szczękę to muszę z ziemi zbierać. Ale żeby takie coś wymyślić, no szok!
Skoro ciąża Belli przebiegnie inaczej, to jestem ciekawa jak.
I dlaczego nagle Bella jest takie super-hero? Że umie wszystko? Mam swoje domyślunki, ale wiadomo, nie sprawdzą się, w końcu mówimy o TWOICH pomysłach.
Popieram paramox, czekać warto było.
No i tak w ogóle, skoro Bella jest w ciąży, stała się super-człowiekiem, to co z tymi koszmarami? W końcu coś złego może się stać.
No i prolog. Nie wydaje mi się, żeby był blisko całej sytuacji. Umieram z ciekawości nad następnym rozdziałem.
Pozdrawiam,
Tempesta |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Maya
Wilkołak
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!
|
Wysłany:
Nie 13:11, 27 Wrz 2009 |
|
...
Jeju ...
No poprostu, bożeeeee !!!
Jak ja się cieszę :):):)
Tak, warto byo czekać, oj ta :)
Poprostu:
Cudo.
Cudeńko.
Pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Donna
Dobry wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 77 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under
|
Wysłany:
Pon 13:50, 28 Wrz 2009 |
|
Hh, Maya, z wyrazami szacunku, ale to już twój drugi taki lekko lipny komentarz. Rozumiem, podoba ci się, ale mogłabyś chociaż napisać co, jak, gdzie, dlaczego, etc. Takie jęczenie jest trochę niepoprawne.
Z góry dzięki. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Donna dnia Pon 13:50, 28 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
BellaSwan
Nowonarodzony
Dołączył: 28 Lip 2008
Posty: 36 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks
|
Wysłany:
Pon 16:28, 28 Wrz 2009 |
|
eeeeeeeeeee...
zatkało mnie !
Kurcze to jest świetne, masz fajne pomysły (z kąt ty je bierzesz?) :)
Opowiadanko strasznie ciekawe i wciągające
Czekam na kolejną część ---> mam nadzieję że będzie jeszcze w tym tygodniu... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pon 16:30, 28 Wrz 2009 |
|
Cytat: |
Hh, Maya, z wyrazami szacunku, ale to już twój drugi taki lekko lipny komentarz. Rozumiem, podoba ci się, ale mogłabyś chociaż napisać co, jak, gdzie, dlaczego, etc. Takie jęczenie jest trochę niepoprawne.
Z góry dzięki. |
Aż strach się bać :) No więc ja, jako że nie chcę narażać się na Twój gniew, postaram się nie pleść bez ładu i składu.
Wiesz, że to Twoje opowiadanie było jedną z przyczyn mojego założenia konta na tym forum? Tobie też poświęciłam pierwszy post. I następny, i jeszcze następny... I z rozdziału na rozdział wciągałam się coraz bardziej. Teraz, w dobie 'humanów', naprawdę trudno trafić na porządne, kanoniczne opowiadanie z dreszczykiem emocji, a jeżeli już, to jest to wątpliwej jakości romans między B. i E. (Okazjonalnie z kimś innym). Twoje jednak ma w sobie to 'coś', to coś, co sprawia, że czytelnik wsiąka na długi czas, a i po przeczytaniu spędza godziny - nie przesadzam, godziny - zastanawiając się, co będzie się działo dalej. Za to Ci serdecznie gratuluję.
Może przejdźmy do postaci, bo tak na dobrą sprawę to chyba nigdy nie poruszyłam u Ciebie tego tematu.
Bella jest taka... Niebellowata. Ale w pozytywnym sensie. Wreszcie zachowuje się jak normalna nastolatka (pomijając mało istotny fakt, że właśnie zaszła w ciążę z wampirem, co raczej nie należy do pojęcia 'normalna') - rozumiem, że w oryginale pani Meyer próbowała zrobić z niej osobę rozważną, ale mam wrażenie, że trochę przesadziła z tą jej świętoszkowatością i... i ogólnie ze wszystkim.
Pięknie wyśrodkowałaś Edwarda. Ani sztywny gentelman, ani rozpuszczony, bezczelny bachor. Jest taki... Taki na miejscu. Choć potrafi zachować powagę czy trochę porozpaczać, to są takie momenty, kiedy po prostu się świetnie bawi w towarzystwie innych. (Do tej pory mam w głowie tekst "Bella na ciepło[zimno? wybacz, skleroza :) ]" i akcję z kołdrą ).
Choć przedstawiasz na ogół luźne scenki, to wplatasz też we wszystko tę nutkę... niepewności? Zagrożenia? Nie umiem ubrać myśli w słowa. Ale wiem, że za każdym razem - a czytałam opowiadane już ze trzy razy - widzę tu coś nowego, co przeoczyłam wcześniej, co jeszcze bardziej mnie zachwyca.
No, i oczywiście nurtuje mnie pytane: co zagraża Belli?
Przechodząc do rozdziału :D
Bella zmieniła się w SuperBellę? Wow, brzmi nawet lepiej niż Spiderman czy Superman. Wybacz, odbija mi :) Po prostu postaraj się nie zwracać uwagi na te bzdety, które wypisuję.
Akcja ze szczypaniem Belli po piersiach była bezcenna. Chciałabym zobaczyć jej minę w momencie, kiedy Renee to zrobiła. A te jej oskarżenia? Och, żeby tylko stara, poczciwa Ren wiedziała, ile ma racji...
Ciąża B. ogólnie na plus. Na plus, ale jednocześnie mam wrażenie, że to się dzieje za szybko. Bum - o, jest w ciąży. I za chwilę jest w 6. miesiącu. Dobrze, rozumiem, to jednak są dwa dni, ale dało się to szerzej opisać. Odnoszę niejasne wrażenie, że Ty mi tu pędzisz do zakończenia. I to sprintem.
Ale i tak bardziej podoba mi się ta ciąża - bardziej niż u Meyer. No bo, serio, u niej Bella nie zauważyła brzucha dopóki nie dowiedziała się, że jest (prawdopodobnie) w ciąży. A tu B. zauważa zmiany w swoim ciele dość powoli. Tak jest bardziej realistycznie.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Pozdrawiam,
Latte. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Donna
Dobry wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 77 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under
|
Wysłany:
Pon 16:48, 28 Wrz 2009 |
|
O wsio i siu i wsiu i ws... a nie, to już było.
Latte.! Coś ty, ty już tyle nie nachwaliłaś, że nie mam jak się na ciebie gniewać.
Co do Edwarda, starałam się coś z nim zrobić bo w sadze mnie wkurzał, ale Bella wyszła taka a nie inna sama z siebie.
Co do ciąży, spokojnie, nie pędzę do zakończenia. Specjalnie zrobiłam taki odskok. Nie chciało mi się opisywać tej tułaczki hormonalno-psychiczno-fizycznej zwanej ciążą, a tak wiesz, pyk szósty miesiąc a i to robi sens bo w końcu ma w sobie na wpół wampira a na wpół człowieka co daje pół wilkołaka - pół nieznazwane coś. No ogólnie to jest pół wszystko.
A tak, jeszcze miałam coś z Jasperem zrobić, odsunąć Emmetta () na dalszy plan, no ale kurczę, jakoś mi to umyka:D
Ej nie gadaj, nie wiedziałam, że ty na mnie oddałaś swój pierwszy post! xD Czuję się, jakbym kogoś rozdziewiczyła <lol>
Łaa chyba przeceniasz mój ff! Ale bógu dzięki, że ktoś taki się znajdzie! xD
BellaSwan ciebie też bym opierniczyła za komentarz, ale tego nie zrobię, ponieważ po pierwsze; sama prosiłam o więcej komentarzy, a po drugie, poruszyłaś kwestię "za tydzień".
Wiecie co, ja jestem teraz w czase trwania tułaczki hormonalno-fizyczno-psychicznej więc równie dobrze może być jutro jak i za tydzień. Nic nie obiecuję.
I taka mała korekta. Proszę o komentarze, ale wypowiedzcie się chociaż o jednej scenie, chociaż o jednej postaci, chociaż w jednym zdaniu. Nawet nie wiecie, jak to mnie podbuduje! xD
A takie komentarze jak Cocolatte. wali to jest miód nad wisłą(tak,tak, mówi się cud ale miód latający nad wisłą zamiast chmur jakoś tak fajnie sobie wyobraziłam, mimo że to ma się jak kubek do wanny). |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
TempestaRosa
Wilkołak
Dołączył: 18 Sie 2009
Posty: 111 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Cardiff
|
Wysłany:
Wto 17:57, 29 Wrz 2009 |
|
Cytat: |
tułaczki hormonalno-fizyczno-psychicznej |
Nieźle...
Więc ogólnie rzecz biorąc dzięki ci że nie pędzisz do końca, bo szkoda by było ominąć tyle akcji. Mam nadzieję, że pociągniesz wątek trochę dużej jakiś jeszcze, a nie od razu lecieć do akcji.
Chyba że wątek = akcja. Wtedy jest perfect, jak to zazwyczaj.
jeszcze swoją drogą, kocham scenę, w której Bella została schowana w kołdrę xD Jak kot do worka. Mi sie śmiać chce jak to czytam. Mam nadzieję, że wklejisz rozdział jakoś tak jeszcze w tym tygodniu. Nie każ nam czekać:( |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Donna
Dobry wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 77 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under
|
Wysłany:
Wto 18:01, 29 Wrz 2009 |
|
Noo. TempestaRosa dziękuję za komentarz, bo nie mogłam wkleić nowego rozdziału tak, żeby na TOP listy trafiła Straszliwa. Czekałam na to już 1h.
pRZECHODZĄC DO RZECZY
wKLEJAM dziesiąty rozdział. Rekordowy czas. Ale prosze was, jesli komentujecie, to cociaż jedno zdanie na temat np. Podobała mi się scena jak Edward zachlusnął się nogą Belli. Cośtam coś. Bla. Kropka. A nie tak ".... Fantastiko sratatatiko dodaj rozdział kropka."
Okej? Dzięki.
6Komentarzy to wymóg. Nie zacznę pisać 11rozdziału jak nie będzie sześciu komentarzy. Także... ;]
Wklejam!
Rozdział 10.
Bella królowa wampirów.
Skupiłam się na swojej głowie. Przywołałam do siebie głos Edwarda i starałam się go naśladować w umyśle.
Emmett! - krzyknęłam do niego histerycznie głosem Edwarda. - Mój dar się rozwinął! Mogę przekazywać myśli jak Bella! Chodź szybko do kuchni! Tu jest ten wampir!
Jasper! - charknęłam głosem Alice. - Biegiem do kuchni! Okazało się, że mój dar to telepatia! Szybko, zaraz wszystko wytłumaczę! Biegiem, tu jest ten wampir!
Odsunęłam się od wejścia do kuchni i po chwili coś niesamowicie głośno huknęło. Zatkałam uszy zszokowana aż takim „wybuchem”.
Zaniosłam się głośnym śmiechem, tym razem na głos. Chłopacy spojrzeli na mnie zdziwieni i zagubieni, leżąc na ziemi.
- Wygrałam - mruknęłam zadowolona. Spojrzeli na mnie jeszcze bardziej nic nie rozumiejąc. Jasper przemówił pierwszy - Kurde, naprawdę nas nabrała! Czekaj, jak to zrobiłaś? - zapytał zdziwiony.
- Podszyłam się pod głos Alice i - spojrzałam na Emmetta rozmasowującego sobie ramię, na co zaśmiałam się - Edwarda.
Założyłam się z chłopakami, że do końca tygodnia uda mi się któregokolwiek przewrócić, a wtedy nazwą mnie Królową Wampirów.
Jasper wstał rozbawiony.
- Bello, od dzisiaj jesteś Królową Wampirów - zaśmiał się.
- Niech już rodzi to dziecko, żeby mogła mnie przeprosić - mruknął Emmett.
Edward, krew mi się skończyła - jęknęłam niezadowolona. Spojrzałam na pudełko, jak te, które dają w McDonaldzie do napojów i szejków. Słomka była cała czerwona.
Wyjaśniając sytuację, ostatnimi czasy odkryliśmy, że moje dziecko nie toleruje normalnego jedzenia, a jeśli się głodzi, to dobiera się do mojej własnej krwi. Tak więc, żeby się nie przyzwyczaiło do jedzenia własnej mamy, karmimy go po pierwsze krwią, żeby mógł się rozwijać no i normalnym jedzeniem, żebym takową krew mogła przełknąć i nie zwrócić, bo była okropna.
Staramy się nie ponaglać, bo im więcej krwi piję, tym szybciej małe rośnie. O wiele szybciej.
Moja własna krew ma trochę inne działanie, dziecko pijąc ją zwalnia znacznie we wzroście. Tak więc teraz moja dieta wygląda mniej więcej tak ; jedzenie polane krwią, picie zmieszane z krwią. Carlisle często przynosi krew ze szpitala, ale jak mówiłam, nie chcemy niczego przez przypadek przyśpieszyć, więc często Edward pobiera moją krew i karmi mnie nią. Staramy się i tego za dużo nie robić, bo gdy stracę za dużo krwi, a zabraknie innej do picia, małe może się zagłodzić i zacząć pić ze mnie, co mogłoby się skończyć smutnym końcem.
Ja, osobiście, staram się jak mogę opóźniać poród, żeby chociaż trochę czuć się jak normalna matka.
Edward jako jedyny miał obiekcje co do dziecka, czego całkowicie nie rozumiałam - i wczoraj przestał o tym nawet myśleć, gdy spędziłam ponad cztery godziny w ramionach Rose i Alice płacząc jak bóbr i wysyłając mu każdą myśl, jaka mi naszła, jak na przykład „powinien być dobrym ojcem” albo „powinien się cieszyć” czy też obrazy, jak moglibyśmy w przyszłości wyglądać. Co, nie owijając w bawełnę, było dla niego torturą.
Esme, co mnie zdziwiło, choć trochę mniej, również gdzieś głęboko w duchu sądziła, że to nieprawidłowe.
Edward przy okazji doznał bólu, poczucia zdrady i całej reszty, gdy odebrałam Jasperowi dar, dałam go Edwardowi, a następnie zmusiłam, by jego dar czytał same najgorsze emocje. Chociaż zasmucił mnie fakt, że mój ukochany nie cieszył się z tego tak jak ja, to jednakże co to za problem dla Belli Królowej Wampirów, przekonać go na siłę?
Wcześniej musiałam wszędzie brać ze sobą Rosalie i całkowicie od niej zależnego Emmetta. Jasper bronił mnie prawie tak samo zażarcie jak Rose, z czego byłam naprawdę wdzięczna.
- Co to za huk? - usłyszałam głos Alice.
- Bella wygrała zakład - powiedział Jasper.
Ally zrobiła duże oczy.
- Jak?! - zapytała zdziwiona.
- Namieszała nam w głowach - powiedział lekko sceptycznie Emmett. Chyba wciąż bolała go ręka.
Procesy myślowe Alice ruszyły na najwyższej prędkości i po chwili wybuchła śmiechem.
- To oni zrobili ten huk? Zawołałaś ich, a oni nie domyślili się, że to o zakład chodzi?
- To trochę bardziej skomplikowane - powiedział Jasper. - Potrafi przesyłać swoje myśli obcym głosem. Byłem święcie przekonany, że wołasz mnie o pomoc, bo wtargnął do domu jakiś wampir. - Jasper zwiesił głowę lekko zawstydzony i zarazem rozbawiony.
Nagle podbiegł do mnie Edward.
- Jak brzuch? - zapytał.
Wyobraziłam sobie ból, gdy mama dotknęła mojej piersi kilka dni temu i wysłałam go Edwardowi. Zaskoczony szybko położył rękę na swojej piersi.
- To, mój drogi panie, jest ból piersi związany z produkowaniem mleka. Moje naiwne ciało myśli, że małe wampiry jedzą mleko. Wiesz, że nadążam za wampirzymi ruchami? To znaczy, widzę jak biegacie, już dłużej nie znikacie.
Nagle jego trybiki ruszyły pełną parą.
Zaraz, zaraz - mówił sobie w głowie. - Dlaczego tak może być? Dziecko nie powinno tak wpływać na jej ciało. No i jest na tyle silna, że odepchnęło mnie to, czym rzuciła, gdy się dowiedzieliśmy… To dziwne…
- Carlisle! - zawołał ojca Edward. Ten przyszedł po chwili.
- Tak? Bello, jak tam d…
- Nie pytaj! - przerwał mu szybko Edward. Zaśmiałam się głośno.
- Pobierzcie mi krew, małe jest chyba głodne - powiedziałam. - I muszę do toalety - poczułam nacisk na pęcherz i popędziłam do łazienki.
- Wowowo, Bello! - wydał z siebie jakiś dźwięk Emmett. - Ale sprinta dostałaś! - krzyknął zdziwiony.
- Biegłam normalnie. Jestem człowiekiem.
Wyczytałam obraz z jego głowy i, faktycznie, biegłam trochę za szybko niż by przystało.
- Boże, ale jestem głodna - jęknęłam nagle. Uroki ciąży. Rose wkroczyła do kuchni i zaczęła przygotowywać hot-dogi. - Dziękuje - skierowałam do niej słowa. Uśmiechnęła się.
- To nic.
Nagle myśl Carlisle’a zajęła całe miejsce w mojej głowie. Był podekscytowany, zdziwiony, zainteresowany, ciekawy, przestraszony i ciągle majaczyło gdzieś tam słowo „fascynujące”.
Skrzywiłam się i jęknęłam, co zarejestrowali wszyscy Cullenowie w domu.
- Coś się stało? - zapytała Rose.
- To myśli Carlisle’a, były bardzo głośne. Aż tak, że nie wiem o czym były.
Rosalie przestała się uśmiechać i spojrzała się podejrzana na ojczyma.
- Bello - przemówiła głowa rodziny - musimy zbadać twoje dziecko.
Natychmiast zasłonili mnie Jasper i Rose.
Spokojnie - powiedziałam im. - Nie ma na razie złych intencji. Wpadł na jedną ze swoich olśniewających teorii.
- Jesteś pewna? - zapytał Jasper na głos.
Mm… - wkopałam się w myśli Carlisle’a.
Tak - przekazałam.
Rose wróciła do hot-dogów. Emmett przyniósł jej trochę krwi. Znałam ten trik, będą wstrzykiwać ją gdzie popadnie.
Jasper stał przy ścianie obok na w razie co.
- Toaleta - powiedziałam i pobiegłam do łazienki.
Gdy już sobie ulżyłam, usłyszałam jakąś dziwną myśl. Była jakby… niedorozwinięta. Dziwna. Niepełna. Po prostu myśl, lekka jak piórko, bez informacji.
I wtedy poczułam puknięcie.
- Edward! - krzyknęłam histerycznie. Wbiegł do pokoju i prawie wgniótł drzwi w ścianę.
Ponagliłam go gestem. Zbity z tropu podszedł do mnie i spojrzał pytająco.
- Rose, Jasper! - zawołałam ulubieńców malucha.
Gdy cała trójka była już w pokoju, powiedziałam rozczulona:
- Kopnął.
To było tylko kopnięcie. Jeden ruch. A mimo to? Ta chwila była magiczna.
Odsłoniłam swój niby siedmiomiesięczny brzuch i kazałam wszystkim przyłożyć ręce. Edward, pierwszy raz, nie spojrzał na mnie sceptycznie, tylko ciekawy. Zdrowo ciekawy, nie tak jak Carlisle.
Wydedukowałam, że myśl musiała pochodzić od dziecka, skoro była taka dziwna i nastąpiła przed kopnięciem
Kopnij - poprosiłam. No dalej, kopnij.
Nagle stało się coś najbardziej magicznego w całym moim życiu. Poczułam, jakby mój umysł i ten dar, który posiadam połączył się z myślami malucha.
- Kopnął! - krzyknęła Rosalie.
Nagle wszyscy zobaczyli moje gigantyczne łzy.
- Co się stało? - zapytał Edward.
I wtedy to do mnie doszło. Obraz. Nie miałam pojęcia skąd, ale był.
Widziałam małe ciałko, słodkie wręcz. Wokoło było czerwono, ale nie gęsto, tylko tak jakby…
Nie byłam w stanie opisać tego uczucia.
- Jest głodny - zaśmiałam się przez łzy. - Ale my wcale niczego nie przyspieszamy moją krwią. My to spowalniamy, a to jest złe.
Wszyscy spojrzeli na mnie pytająco.
- To dziewczynka - powiedziałam i załkałam. - I otworzyła oczy. Rozumie, co do niej mówię. Spójrzcie. Kopnij - to samo pomyślałam i przesłałam do małej.
I tak też zrobiła.
Edward spojrzał na mnie zszokowany. Jego mina była bezcenna.
- To jest rozumne… - powiedział do siebie. W jego myślach wykryłam dużo miłości, której wcześniej nie było. Wysłałam to dziecku. Razem z obrazem twarzy jego rodziców.
Miłość i uczucie, które dziecko odesłało było tak całkowicie bezcenne i…
Zakręciło mi się od tego w głowie. Przysiadłam na toalecie zdziwiona ogromem siły tej myśli. Już nie była lekka jak piórka. Była ciężka jak cholerny kilof.
Ni stąd ni zowąd Edward upadł. Spojrzałam na niego zaniepokojona.
- Słyszałaś to?! - zapytał oszołomiony.
Pokiwałam głową.
- Wysłałam mu miłość, którą znalazłam u ciebie. No i wysłałam też obrazy naszych twarzy.
Uśmiechnął się szeroko i podbiegł do mnie, tuląc mocno.
- Przepraszam, Bello - wyszeptał, całując mnie. Usłyszałam - tak, naprawdę - że Jasper i Rose wychodzą. Jeśli dodać można, Jazz walnął w drzwi, a Rosalie o mało nie spadła ze schodów. Jakimś cudem, oni też dostali tą dużą dawkę miłości od dziecka.
- Jak ją nazwiemy? - zapytałam podekscytowana.
Przez jego myśli przeszła wichura damskich imion, staromodnych, nowoczesnych i z rodziny.
Rose, Alice, Renee, Esme… - myślał.
- Stop! - krzyknęłam.
- Co? - zapytał.
Renee… Esme…
Renee, Esme…
Renee-Esme…
Reneesme…
- Renesmee! - wykrzyknęłam ostatnią formę imienia.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Renesmee - powtórzył. - Ładnie - uśmiechnął się i pocałował mnie delikatnie.
- Jest jej ciasno - poskarżyłam się.
Zdziwił się.
- Nie słyszę jej myśli.
Postarałam się przekazać mu to uczucie, jakby coś łączyło umysł mój i córki… córki. Ale dziwnie to brzmi! - pomyślałam, piszcząc w myślach.
- Huh. Faktycznie dziwne. I rzeczywiście jest jej ciasno.
Wzdrygnął się jeszcze, żeby pozbyć się uczucia matkowania.
- Musi urosnąć - powiedziałam, patrząc na niego znacząco. - Jestem pewna, że to dla niej zdrowe.
Nagle poczułam silne uderzenie i jęknęłam zaskoczona, spadając z toalety. Edward złapał mnie szybko. Co jest? - zapytał zaniepokojony.
- Ona chce wyjść - powiedziałam ze smutkiem.
Do łazienki wszedł Jasper podając mi krew w dwóch kubkach.
Podziękowałam mu w myślach.
- To jak, powiększamy dzieciaka? - zapytał Jazz.
Parsknęłam śmiechem i spojrzałam pytająco na Edwarda.
Wahał się, ale kiwnął głową.
- Tylko - zatrzymał mnie przed upiciem pierwszego łyka - spytam Carlisle’a, czy…
Carlisle przesadza - mruknęłam. Ja wiem lepiej.
Westchnął ale pozwolił mi pić.
Wypiłam te dwa kubki najszybciej jak umiałam.
- Uee… muszę usiąść. To za dużo nawet jakbym piła wodę - powiedziałam.
- Siedzisz - przypomniał mi Edward.
- W takim razie chcę leżeć.
Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Rose oczywiście, dla pewności, podłączyła wszystkie aparatury. Po niedługim czasie też przyszedł Carlisle i zbadał dziecko.
- Rośnie w oczach - powiedział.
Nawet ja widziałam, że rośnie.
- Szczerze mówiąc Bello, w tym tempie możesz zacząć rodzić w nocy.
Cesarka - padło z jego głowy.
- Nie mogę urodzić naturalnie? - zapytałam sceptycznie.
- Wątpię - powiedział Jasper. - Może zbytnio urosnąć w drodze do wyjścia.
- Poza tym, tak jest najbezpieczniej dla was obojga - odezwał się Edward. Uśmiechnęłam się. I czułam, że dobra jedna czwarta krwi została już wypita przez Renesmee.
- Jak myślisz - zapytałam Edwarda, gdy wszyscy inni już wyszli - Jak to będzie, gdy już urodzę? Będziemy jak… rodzina? - zapytałam. To wszystko stało się nagle takie… dziwne. Poważne. Oczywiście, chciałam spędzić z Edwardem resztę życia, ale teraz musiałam jakby… wydorośleć jeszcze szybciej, mimo że byłam bardzo do przodu. Bycie z kimś nie jest jeszcze tak zobowiązujące, jak posiadanie z nim dziecka, prawda?
Albo po prostu oszalałam i nie wiem co mówię.
Nagle do pokoju wbiegł Carlisle.
- Edward, Bella zamienia się w wampira - powiedział na wydechu.
Spojrzałam na ukochanego, a on na mnie. Potem oboje spojrzeliśmy na rozgorączkowanego wampira stojącego w drzwiach i oboje wybuchliśmy śmiechem. Jednakże, jego mina przywołała nas do porządku. Pierwszy raz odkąd usłyszałam w jego głowie „fascynujące” zadźwięczała powaga i inteligencja. Myślał racjonalnie.
Zmarszczyłam brwi.
- Jak mogę zamieniać się w wampira? Nic mnie nie boli. To znaczy, nie jestem pogrążona w agonii. Boli mnie wszystko - mruknęłam pod nosem ostatnie zdanie.
- Dziecko wydziela z siebie małe ilości jadu. Bardzo małe i nie w pełni rozwinięte, więc mają tylko i jedynie podobne działanie. Ale im większe jest dziecko, tym silniejszy jest jad, a przy tym bardziej skuteczny. To jest tak jakby… okres przygotowawczy, żeby dziecko wyrzuciło z siebie nieużywalny i słaby jad, aby po porodzie mogło już dysponować w pełni rozwiniętą bronią.
Zrobiłam zdziwioną minę. Bardzo, ale to bardzo zdziwioną.
- Czyli zanim urodzę, będę wampirem? Bez agonii? - zapytałam w miarę zadowolona. Oboje spojrzeli na mnie z powagą w oczach.
- To nie są żarty, Bello - powiedział na wydechu… albo raczej bezdechu, bo przestał oddychać, Edward.
- Ale o co ci chodzi? - zapytałam naburmuszona. - Od dawna myślałam, czy chcę być wampirem. W końcu mogłabym wtedy żyć niezliczoną ilość lat, w dodatku z tobą.
- Ale… - zaczął, ale przerwałam mu.
- Nie ma ale. I tak prawdopodobnie najbardziej z wszystkiego bałeś się mojego bólu, prawda? No to teraz masz, nie cierpię bardzo oprócz faktu, że bolą mnie kości i piersi, a zamieniam się w wampira.
Carlisle pokiwał głową, zaprzeczając.
- To nie do końca tak. Jak mówiłem, jad nie jest w pełni rozwinięty. Tam, gdzie starał się cię przemienić, mogłaś się zmienić, ale prawdziwy jad już nie zadziała tak dobrze.
Spojrzałam na niego, nic nie rozumiejąc.
- Chodzi o to, że jad dziecka mógł dodać ci kilka atrybutów jeśli chodzi o twoje człowieczeństwo, ale zarazem oklepał sobie placówki i jeśli zamienimy cię w wampira tradycyjnie, to nie zmienisz się całkowicie. Nie jesteś już do końca człowiekiem, ani też wampirem. Jesteś czymś pomiędzy. A raczej staniesz się, bo na razie dostrzegasz tylko małe bonusy. Dziecko dopiero zaczyna robić grę.
- A to… źle, że jestem tym pół-wampirem? - zapytałam naprawdę zdziwiona. Czyżby dziecko przekreśliło możliwość życia wiecznego dla Belli Swan? Nie będę mogła na wieczność zostać z Edwardem?
- Zależy. Możesz dostać coś, czego wampiry nie mają, ale równie dobrze możesz i dużo stracić. Być wolniejsza od nas, słabsza, ale… nie mam pojęcia. Esme przeszukuje wszystko i wszędzie, żeby dowiedzieć się, czy coś podobnego kiedykolwiek miało miejsce.
Dlaczego miałam wrażenie, że Esme mnie unika?
Przemyślałam to wszystko.
- Czyli nie wiadomo, co się ze mną stanie? - zapytałam.
Carlisle pokiwał głową.
- Mamy tylko przypuszczenia.
Edward westchnął. Spojrzałam się na niego pytająco, ale dostrzegłam tylko, że ma zamknięte oczy. Chwilę potem bezceremonialnie przytulił mnie - i o mało nie przygniótł.
Co, zmęczony życiem ze mną? - zapytałam sarkastycznie.
Jak widać, jest aż zanadto atrakcji, ale warto - odpowiedział tylko. Westchnęłam.
Przepraszam za… - nie zdążyłam dokończyć myśli.
Nie masz za co przepraszać - pocałował mnie lekko. Uśmiechnęłam się. Nagle syknęłam.
- Auć - jęknęłam. Edward zszedł szybko ze mnie.
- Coś się stało? - zapytał szybko.
Odsłoniłam brzuch i zobaczyłam siniaka w miejscu, w które wcześniej kopnęła mnie Renesmee.
Edward świdrował to wzrokiem.
- To od… niej? - zapytał. Pokiwałam głową. Z jego myśli usłyszałam, że przypomniał sobie, kiedy to niemal co zleciałam z toalety na ziemię.
- Tak, wtedy - powiedziałam. Zrobił zmartwioną minę. Bella Królowa Wampirów, Bella Matka Wampirów, Bella Pół-Wampir, Bella Rodzicielka Nienazwanej Rasy. Ile jeszcze tytułów zyskam w niecały tydzień?
Siedziałam sobie na łóżku z Edwardem i Jasperem. Gadali o jakimś wampirze, którego spotkali kiedyś tam. Niezbyt ich słuchałam, jedynie starałam się uzyskać obraz z oczu Renesmee. Co chwile też któryś z chłopaków kładł rękę na moim brzuchu i zachwycał się za każdym razem, gdy w prawie tym samym czasie mała kopała mój brzuch - oczywiście z mniejszą siłą, niż by mogła.
Tak między mną a moją głową to zyskałam też tytuł Belli od Niepokalanego Poczęcia i Belli Magicznie Posiniaczonej, ale to już swoją drogą.
Nagle ktoś zapukał.
- Wejść - mruknął Jazz, kładąc rękę na brzuchu. Wywróciłam oczami i mentalnie poprosiłam Renesmee o kopnięcie. Tym razem trochę zabolało, ale jakoś nie tak, żeby nie było do wytrzymania.
W drzwiach ukazała się Alice. Podeszła do Jazza i przytuliła go do siebie, siadłszy w tym samym czasie na łóżku. Przyłożyła rękę do brzucha.
- Ale macie atrakcję, zacznę kasować za to pieniądze - mruknęłam. Nagle w głowie Alice słowo pieniądze skojarzyło się z zakupami, a to zaś z moją marną garderobą, co zaś zaprowadziło głowę mojej przyjaciółki wprost do mnie.
- Nie - uprzedziłam ją, zanim cokolwiek powiedziała. Chciała powiedzieć ale, lecz znów jej przerwałam. - Nie ma żadnego ale.
Znowu otworzyła buzię ale znowu spojrzałam na nią z wzrokiem mówiącym „nie”.
- To przejdźmy do sprawy - mruknęła. - Jak myślicie, czemu Bella stała się super człowiekiem?
O, kolejny tytuł. Bella Super-Człowiek.
- Carlisle już mówił - odezwał się Edward. - To dziecko wydziela… ach. Nie wiem.
Żeby nie zgubić się między ich rozmowami w głowach nadgoniłam szybko o co chodziło i przy okazji podrzuciłam informację do głowy Jazza.
- Interesujące pytanie - zdziwił się. - Tak właściwie ten jad nie tłumaczy jej darów - podsumował na głos z miną kogoś, kto jest do przodu.
Edward spojrzał na niego zdziwiony, ale po chwili rzucił spojrzenie mi i skwitował to krótkim „ano tak”.
- Musisz się pogodzić z tym, że już nie jesteśmy wszystkowiedzący - mruknęła Alice z udawaną goryczą.
- Gdzie jest Rose? - zapytałam, wertując ich myśli. - Ach, polowanie - powiedziałam, zanim zdążyli się odezwać. Jasper zaśmiał się z Alice i Edwarda, oraz ich min.
Już chcieli kontynuować dyskusję na temat moich wyczynów, gdy nagle napadła mnie myśl.
- Wciąż nie wiem, jak wytłumaczymy Renee, że jestem w ósmym miesiącu - spojrzałam się na swój brzuch - no, około ósmym miesiącu ciąży, skoro kilka dni temu byłam chuda jak patyk. A w końcu Esme nie może chodzić z nią wszędzie gdzie się da. Mama i tak zatęskni za mną i chociaż raz przyjdzie do mnie do pokoju albo coś.
- Tym się chyba martwić nie musisz, skoro czytasz jej myśli. Każdą jej myśl wytrącisz jak broń z ręki i będziesz do przodu. Może się nie domyśli - powiedział Edward.
- Tak, powiedz mi, jak wyrzucę jej z ręki broń zwaną „W takim razie pokaż swój brzuch!”?
- Punkt dla ciebie - mruknął, myśląc intensywnie.
- Może powiemy jej prawdę? - wypalił Jasper.
- Tak, Jazz, dobry pomysł. Mamo, jestem dziewicą, a za średnio jeden dzień urodzę niemowlaka. Kocham cię, ale jak nagle zniknę, bo za szybko gdzieś pobiegnę, to nie przejmuj się, to tylko takie ekstra witaminki i pewien tajemniczy jad.
Wszyscy parsknęli śmiechem.
- Mówiłem raczej o szerszym zakresie… Możemy jej powiedzieć o tym, że wampiry istnieją.
Uniosłam wysoko brwi.
- A Volturi? - zapytałam oburzona pomysłem Jazza.
- Co z nimi? To tylko kobieta. W dodatku twoja mama ma coś i z dziecka i z dorosłego, więc nie sądzę, żeby truuudno było jej zaakceptować istnienie wampirów. A jak mieliby się niby dowiedzieć Volturi?
- Nie wspominając już o fakcie, że jest matką wyjątkowo intrygującej ich dziewczyny - mruknęłam.
- Wątpię, żeby zniżyli się do tego poziomu - powiedział. - Znam ich trochę.
Wywróciłam oczami.
- Jazz, to naprawdę nienajlepszy pomysł.
- A ja się z nim zgadzam - powiedział nagle Edward. Wyglądał jakby był miedzy młotem a kowadłem… albo kilofem, zważając na moją wagę.
- Co? - zapytałam zdziwiona.
- W końcu Volturi chcą ciebie, twoja matka ich nie interesuje. No i zresztą jeśli nie będzie tutaj za długo, to nie nabiorą podejrzeń. A i tak musieliby jakimś cudem dowiedzieć się albo o Renesmee, albo o tym, że Renee w ogóle tu jest. Nie szpiegują nas. Tylko czekają, a uwierz mi, mają mnóstwo czasu i wcale im się nie śpieszy.
Westchnęłam zniecierpliwiona.
- Nie będę narażać jej na nawet minimalne niebezpieczeństwo - mruknęłam.
- Ja też się z nimi zgadzam - powiedziała Alice.
Zrobiłam zdradzoną minę i oklapłam na poduszki.
- Kto przyniesie mi krew? - zapytałam.
Podniosłam głowę i zauważyłam nieobecność Jazza. Usłyszałam nawet, jak tupał, gdy wychodził.
- Dziękuję.
Edward położył się koło mnie i złapał za dłoń.
- Jak my… - nie dokończyłam nawet myśli.
- Masz niską temperaturę! - krzyknął. nagle zszokowany.
- Hę?
- 35.5 - powiedział, wybiegając.
- Wracaj! - warknęłam głośno.
Wrócił, stojąc obok drzwi i patrząc się na mnie zmartwiony i z szerokimi oczami.
- Zamieniam się w coś na wzór wampira, pamiętasz? - zapytałam. - Muszę się albo ocieplić, albo ozimnić.
Westchnął, łapiąc się za głowę.
- Jesteś pewna, że nic ci się nie dzieje? - zapytał.
- Oprócz faktu, że słyszę tupot gdy chodzisz, oraz nadążam za tobą gdy wybiegasz? Nie, w zupełności nic.
Gdy zaczął zapadać wieczór, a ja znów leżałam w łóżku, tym razem z Rose, ale wciąż z Jazzem i Edwardem. Moja temperatura skakała od 34.8 do 43.2. Oczywiście takowe były minimalne lub maksymalne, ale cały czas zmieniało się to. Wszyscy wyglądali jakby chcieli już mi wyrwać dziecko z brzucha, ale wolałam czekać, aż urośnie do pełnego dziewiątego miesiąca. Oczywiście, zostało do tego jakieś dziesięć minut. Jak na ironię… zaczynałam się bać. O siebie? O dziecko? O Renee? O swoją przyszłość?
Wszystko naraz i osobno.
Nagle znienacka poczułam mocny i drugi już skurcz. Tamten był o wiele słabszy, o niebo słabszy, a ten zaś silny i mocny. Jęknęłam i wydałam z siebie jakiś dźwięk, odruchowo też przestając oddychać, jakby dla złagodzenia bólu albo coś.
Skurcz był coraz mocniejszy i zdecydowanie za długi. Warknęłam, a wokoło mnie stali już Jasper i Edward. Rose pobiegła po, najwyraźniej, Carlisle’a.
Gdy skurcz wreszcie zmęczył się walką ze mną, zaczęto mnie badać.
- Nie ma takiej reguły, która by mówiła, że nie można zacząć rodzić przed dziewiątym miesiącem. A twoja córka właśnie teraz… - spojrzał na ekran i zaczął odliczać w myślach od dziesięciu do zera - oficjalnie zakończyła ósmy miesiąc rozwoju.
- Rodzę? - zapytałam tylko i poczułam ponowny skurcz. Warknęłam i poprosiłam Edwarda w myślach, że chcę już urodzić. Bałam się o wszelkie komplikacje, jakie mogą nastąpić, więc w tym przypadku cesarka była lepszym wyjściem.
Przez ból niestety myśli, jakie przesłałam Edwardowi były trochę nietrafne, bo wraz z informacją o prośbie dostał też skurcz. Oszołomiony złapał się za brzuch i mało co nie przewalił się na szafkę. Po chwili opanował się już i kiwnął głową na Carlisle’a.
Podnieśli mnie szybko, ale zarazem ostrożnie i przenieśli - w swoim tempie, ale nie rozmazywało mi się praktycznie nic - do pokoju medycznego, czy zwał jak zwał.
Zanim zdążyłam zorientować się co robią, zobaczyłam, że Carlisle wstrzykuje mi coś. Po chwili zdążyłam zrozumieć, że to lek usypiający.
Wrzasnęłam mentalnie, na co wszyscy złapali się za głowy. Chcę to widzieć! - krzyknęłam rozpaczliwie, ale zanim cokolwiek innego zrobiłam, zasnęłam.
Cholera jasna. |
Post został pochwalony 1 raz
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 18:43, 29 Wrz 2009 |
|
Oj, dziewczyno. Ale masz tempo.
Cytat: |
Bella królowa wampirów. |
Popraw to sobie jakoś. Nie wiem, jak. 'Bella - królowa wampirów', czy też 'Bella królową wampirów', czy jeszcze jakoś inaczej. Ale teraz - to jest w takiej formie - coś mi zgrzyta.
Początkową scenę musiałam przeczytać dwa razy, ale w końcu zrozumiałam co i jak. Bella stanowczo zasłużyła sobie na tytuł - w końcu powaliła na kolana nie jednego, a dwa wampiry :) .
Mam wrażenie, że tego rozdziału jest tak jakby trochę... dużo. Ale nie mówię, że to źle. Wręcz przeciwnie.
Czytało mi się płynnie i przyjemnie. Te wszystkie aspekty ciąży B. są takie... takie jakieś takie. Wybacz określenie, ale chce mi się spać i nie myślę zbyt logicznie Dobra, czekaj, szukam określenia. Skomplikowane? W każdym razie trzeba nie lada wyobraźni, żeby je wymyślić i opisać - a także, żeby je przeczytać i zapamiętać. Prościej rzecz ujmując, trochę to zagmatwane. Ale jak się za tym wszystkim nadąża - a ja zwykle nadążam - to jest okay. Ale i tak się cieszę, że nasza Matka Rodzicielka z Forks już zaczęła rodzić. Ciekawe tylko, czy po porodzie odzyska swoje super - moce. Znaczy się, czy je zachowa.
Wybacz mi niezbyt inteligentny komentarz, ale naprawdę padam na twarz. Sama nie wiem dlaczego. Może od pogody. Tak czy owak, z mojego zmęczonego umysłu nie wycisnę nic ponadto, przynajmniej nie teraz. Może kiedyś edytuję to coś, co nawet - po głębszym namyśle - nie zasługuje na miano komentarza.
A Ty nie czekaj na komentarze, tylko zbieraj tyłek i do pisania.
Pozdrawiam,
Latte. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
anetta_94
Wilkołak
Dołączył: 09 Sie 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 19:00, 29 Wrz 2009 |
|
hehe nasza niesforna Bella
można powiedzieć, że wyżywa się na wszystkich
biedny Edward i Alice, i Jasper, każdy z nich ma inny dar
hehe
koniec podsumowania rozdzialiku
masz naprawdę ekspresowe tempo!
i na moje nieszczęście zakończyłaś w bardzo, ale to bardzo ciekawym momencie
jak ja sobie poradzę do następnego rozdziału?
mam nadzieję, że dodasz szybciutko nexta
WENY, WENY i pozdrowienia:D ;P |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
BellaSwan
Nowonarodzony
Dołączył: 28 Lip 2008
Posty: 36 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks
|
Wysłany:
Wto 20:28, 29 Wrz 2009 |
|
Już pół godziny męczę się z tym komentarzem żeby wszystko było ok.
Wybacz że ostatni post napisałam tak ogólnikowo ale byłam w szoku (teraz zresztą też a w takim stanie ciężko coś mądrego napisać) :)
Mam nadzieję że będzie jeszcze duuuuuuuuużo części.
Ale przechodząc do rzeczy: najlepsza była akcja z Królową Wampirów (padałam ze śmiechu :P) no po prostu powaliło mnie to, myślałam że już nic w Twoim opowiadaniu mnie nie zdziwi, ale jednak się przeliczyłam. Mam nadzieję że Bells nadal będzie miała swoje obecne dary... bo nudno by było gdyby pozostała jej tylko "tarcza" (chociaż Ty nawet z tego mogłabyś stworzyć coś ciekawego, ale po co powtarzać się i robić to co w książce )
Wszystko czyta się lekko i przyjemnie, ale szkoda że tak szybko :)
Dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego... dlaczego zakończyłaś w takim momencie? ;( teraz chyba nie dożyję kolejnej części, umrę ze smutku, tęsknoty, rozpaczy...
Mam nadzieję że ten koment był właściwie napisany... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Maya
Wilkołak
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!
|
Wysłany:
Śro 14:32, 30 Wrz 2009 |
|
No więc, postaram się coś wykrzesać z tego mojego leniwego mużdzku i daję dwa jak dla mnie świetne fragmenty:
Alicee napisał: |
Ale prosze was, jesli komentujecie, to cociaż jedno zdanie na temat np. Podobała mi się scena jak Edward zachlusnął się nogą Belli. Cośtam coś. Bla. Kropka. A nie tak ".... Fantastiko sratatatiko dodaj rozdział kropka.
Skupiłam się na swojej głowie. Przywołałam do siebie głos Edwarda i starałam się go naśladować w umyśle.
Emmett! - krzyknęłam do niego histerycznie głosem Edwarda. - Mój dar się rozwinął! Mogę przekazywać myśli jak Bella! Chodź szybko do kuchni! Tu jest ten wampir!
Jasper! - charknęłam głosem Alice. - Biegiem do kuchni! Okazało się, że mój dar to telepatia! Szybko, zaraz wszystko wytłumaczę! Biegiem, tu jest ten wampir!
Odsunęłam się od wejścia do kuchni i po chwili coś niesamowicie głośno huknęło. Zatkałam uszy zszokowana aż takim „wybuchem”.
Zaniosłam się głośnym śmiechem, tym razem na głos. Chłopacy spojrzeli na mnie zdziwieni i zagubieni, leżąc na ziemi. |
Leże :)
Alicee napisał: |
- Wątpię - powiedział Jasper. - Może zbytnio urosnąć w drodze do wyjścia.
|
To również mnie rozśmieszyło.
A teraz już tylko formalność.
Rozdział bardzo mi się podobał.
A co do zakończnia .... to powinno być karalne ! W takim momencie ? Hę ?
Pozdrawiam Ave Vena |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Maya dnia Śro 14:35, 30 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Paramox22
Zły wampir
Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 281 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 32 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znad morza... no prawie xD
|
Wysłany:
Śro 16:01, 30 Wrz 2009 |
|
jestem padnieta, ale sprobuje cos logicznego naskrobac :D
jestem pod wielkim wrazenie tak szybkiego dodania rozdzialu i z tego powodu mam zaciesz :) podoba mi sie przebieg ciazy belli, te wszystkie wahania nastrojow,po prostu super. wmurowal mnie tylko fakt ze nie bedzie wampirem. podejrzewam, ze bedzie miala podobne cechy jak nessie z ksiazki meyer. dziwi mnie temperatura, bo o ile pamietam polwampir mial wysoka temperature, ale moze sie myle, moja skleroza.. gratuluje pomyslu na bells krolowe wampirow, niezly tytul dostala :P
zakonczenie w tym monencie bylo okrutne, mam nadzieje ze kolejny rozdzial nie bedzie z belli perspektywy, a na przyklad edwarda :)
czyli podsumowujac, rozdzial jak zwykle genialny
gratuluje pomyslow i zycze weny,
pozdrawiam,
Paramox22 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Fanka Twilight
Nowonarodzony
Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 43 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Pią 13:29, 02 Paź 2009 |
|
Czyli jestem szósta? Ok. Po pierwsze, bardzo mi się podoba, że wszędzie z Bellą jest Jasper. Jest on moim faworytem we wszystkich dziedzinach więc nawet teraz mam (wiem, że to głupie) nadzieję, że jednak w końcu to on będzie z Bellą. Żałuję, że Bells nie będzie wampirem. Ale chyba będzie żyć wiecznie, prawda? No cóż. Fajna była też scena, w której zderzyli się Jazz z Emmem. Normalnie turlałam się po podłodze ze śmiechu. Błędów nie wykryłam.
Pozdrawiam
F.T. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Donna
Dobry wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 77 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under
|
Wysłany:
Wto 11:21, 06 Paź 2009 |
|
Taka mała notka.
Po pierwsze, dziękuje za takie szybkie komentowanie. Mua:*
Po drugie. Rozdział może widać się dziwny. Miałam trudną decyzję do podjęcia. Nawet dwie. Więc po pierwsze, może się wydać dziwny. Tzn nie, to jest drugi
Starałam się, żeby rozdział był w miarę lekki (jeśli ominąć tą dziwotę). Luźny. Ale zrobiłam tto specjalnie dla tego, żeby koniec był taki a nie inny.Voila.
Rozdział 11
Piłka w grze.
Coś silnie zahuczało w mojej głowie. I ponownie i jeszcze raz.
Byłam lekko rozkojarzona, więc zmusiłam się do skupienia.
To, co atakowało moją głowę było jak wołanie. Rozpraszało uwagę, przyciągało ją do siebie. Było głośne, ale nie zawierało w sobie żadnych słów. Pusta myśl. Bez emocji, bez słów. A jednak, oto jest w mojej głowie. Nie daje mi spokoju.
Niedorozwinięta, jak to określiłam już raz. Kiedy to było?…
Ach tak. W toalecie. Moje dziecko wysłało mi myśl. Była podobna do tej, ale inna. Tamta nawiązywała kontakt. Ta usilnie go wymusza…
Dziecko? Kontakt? Wymuszanie?
Wokoło mnie było ciemno, mimo iż kręciłam głową. Nie byłam pewna czy mam otwarte oczy, ale gdy próbowałam je otworzyć, nic nowego się nie ukazywało. Czułam się jak pod wodą. Ironio, znajome uczucie.
Miałam ochotę spać, ale natarczywa myśl nie dawała mi spać. Poczułam się zmęczona i…
Doszedł do mnie głośny pisk. Przemienił się w syk, a następnie krzyk. Aż w końcu, po Bóg wie jakim czasie, pojęłam, że to płacz.
Poczułam też zapach krwi. I inny. Wyjątkowy, niezwykły… nieopisany. Był słodki, ale łagodny. Czułam w tym cząstkę siebie. Coś mi mówiło, że ten zapach w pewnym sensie pochodzi ze mnie…
Zaraz, to nie jest w jakimś sensie. To moje dziecko tak pachnie! I pochodzi ze mnie!
Po niedługim czasie dotarła do mnie cała reszta: mój niesamowicie wilczy głód, ból i przede wszystkim, niesamowite zmęczenie. Ogromne wręcz.
W tle płaczu dziecka było słychać liczne tupoty, słowa których rozróżnić nie potrafiłam. Oddechy, westchnięcia, piski…
I ta pusta myśl. Myśl mojego dziecka. Brzmiała w pewnym sensie jak… wołanie.
Skupiłam się na swojej głowie… ale skupienie się na czymkolwiek było trudne. Po którejś próbie udało mi się odesłać równie pustą myśl mojej… córce?
Nagle płacz ucichł. Urwał się. Gdy już się przestraszyłam, pusta myśl nie była już taka pusta. Wyrażała tęsknotę i… coś, co trudno było wyjaśnić. Zawierała w sobie nieme pytanie. Bez słów, było po prostu jakieś pytanie. Jakby zaakcentowano wysłaną myśl tak, jak akcentuje się zdanie pytające.
Myśli przestały do mnie gwałtownie dopływać, tylko ta pytająca. Odesłałam ponownie to, co potrafiłam. Wszystko lub wszyscy w pokoju - czy gdziekolwiek się znajdowałam - ucichli, stanęli. Nie dopływał do mnie prawie żaden dźwięk.
Za to zaczął dopływać obraz.
Było to zapewne z punktu widzenia mojej córki. Najwyraźniej była w ramionach swojego taty. Wokoło skupieni byli prawie wszyscy Cullenowie. Rosalie gapiła się we mnie… to znaczy moją córkę… z szeroko otwartymi oczami. Jasper przyglądał się ckliwie i chyba trzymał za rączkę. Esme z kolei, stojąca przy drzwiach, trzymała się za serce i patrzyła to na mnie, to na… mnie?
Zobaczyłam siebie leżącą w łóżku. Leżałam tam sama, ale w pokoju byli jeszcze Carlisle i Alice.
Byłam biała jak kreda, chyba dorównywałam w tym moim wampirom. Ale to nie wyglądało tak jak u nich. Jak się na mnie spojrzało, tak nasuwało się słowo „padnięta” lub „wykończona”.
Moje powieki nie wyglądały na szczególnie ściśnięte, więc obiecałam sobie otworzyć je zaraz, jak skończy się obraz.
Dopiero teraz zorientowałam się, dlaczego wszyscy ustali. Moja córka przestała płakać, ale też wgapiać się we mnie.
O Boże, muszę zobaczyć, jak wygląda!
Obraz się urwał i szybko podniosłam powieki. Mimo faktu, że leżałam, zakręciło mi się w głowie. Gdy jednak to minęło, uzyskałam pełną transmisję „oczy-mózg”.
Mój wzrok losowo padł na Alice, która szczerzyła się jak dziecko do…
W moim ciele poczułam przypływ czegoś, co można by było nazwać adrenaliną. Córka wysłała mi błagającą myśl, co zmotywowało mnie do wstania.
Odrzuciłam od siebie wszystko i, nie mogąc się powstrzymać, podbiegłam do swojego dziecka. Nie patrząc nawet na Edwarda, wzięłam ją ostrożnie i spojrzałam na nią.
Miała naprawdę słodką buzię. Była przepiękna. Najpiękniejsza. Piękna…
Oczki miała po Edwardzie, ale jakby trochę jaśniejsze. Podchodziło to chyba nawet pod seledyn. Co było absolutnie niesamowite i całkowicie niespotykanie.
Miała ładny, mały nosek i barwne usteczka. Na jej główce wyrosło kilka minimalnych, brązowych włosów.
Poczułam, że muszę usiąść, więc podałam córkę Edwardowi. Nie spojrzałam nawet jeszcze na niego, ale i teraz mi się nie uda, bo zakręciło mi się w głowie.
Dopiero teraz pojawił się jakikolwiek dźwięk. Ktoś zerwał się z miejsca i szybko podrzucił mnie na łóżko.
- Bello, musisz leżeć - usłyszałam głos Alice. - Jesteś bardzo wyczerpana. Urodziłaś naturalnie.
Ja u… co? Urodziłam naturalnie pod prochami nasennymi?
Podniosłam wzrok z nicości i spojrzałam na Alice. Boże, rzeczywiście byłam zmęczona. Jak diabli. Ale moja córka…
- Wyśpij się lepiej, Bello - powiedziała Rose, podchodząc do łóżka, ale nie spuszczając wzroku z mojej córki. - I lepiej wstań, zanim Renesmee zrobi się głodna.
Renesmee - dopasowałam imię do twarzy. I tyle mi wystarczyło. Posłałam córce mój zachwyt, w jakim się znalazłam gdy ją zobaczyłam i zamknęłam oczy.
Zbudziłam się powoli. Nie chciało mi się nic robić, ale mój organizm wręcz krzyczał „od tego leżenia już więcej nie wypocznę, co najwyżej przykleję się do łóżka!”.
Otworzyłam oczy. Przywitało mnie, prawdopodobnie, popołudniowe światło. Zanim zdążyłam cokolwiek zrejestrować, mój brzuch zaburczał tak głośno, że się go wystraszyłam. Wykonałam jakiś dziki ruch i zleciałam z łóżka. Przez chwilę miałam dziwne uczucie jakbym… miała wybuchnąć, czy coś takiego.
- Łapcie ją, łapcie! - usłyszałam krzyk. Zerwałam się natychmiast na nogi i popędziłam w jego stronę. Zrobiłam to jakby odruchowo.
Wbiegłam do jadalni. Stół otaczali Edward, Rose, Jasper i Esme. A na nim…
Co do diabła?
- Co to jest? - zapytałam, wskazując na… nienazwane coś. Było wielkości… Yorka? Jak malusi piesek.
Tyle, że z budowy przypominało bardziej… konia. Tak, zdecydowanie.
Miało grube nóżki, grubsze niż York, a zakończone były kopytami. Miało pyszczek konia, ale taki… o wiele ładniejszy. W zasadzie, taki „anielski” lub „piękny”.
Było białe, lekko grube i, niech mnie ktoś zdzieli, miało równie białe skrzydła, co skórę.
- Co to jest? - zapytałam ponownie, ale zanim zdążyłam cokolwiek zrejestrować, to „coś” zaczęło biec po stole - trochę niezgrabnie - a następnie za pomocą skrzydełek uniosło się. Myślałam już, że spadnie, ale nagle znacznie się… o cholera… powiększyło.
Złapałam moją córkę szybkim ruchem oszołomiona. Zmierzyłam ją wzrokiem. Była bez ubrań, miała brązowe włosy do uszu i wyglądała na więcej, niż rok… chyba. Nie znałam się na tym całym „tyle lat - tak wygląda”.
Zaraz. Czy moja córka przed chwilą była koniem?
- Co to… - spojrzałam zaczarowana na seledynowe oczka dziecka. Przytuliłam ją mocno do siebie, a ona położyła rączki na moim ramieniu.
Gdy już, po jakichś pięciu minutach, zostałam wypuszczona, spojrzałam pytająco na Edwarda. Miał zakłopotaną minę.
- Co to było? - zapytała czwarty raz.
- No więc… ona jest trochę jak Jacob… to znaczy, ekhm, zmienia się w coś innego.
- Jest wilkołakiem? - zapytałam zdziwiona.
Pokiwał głową.
- Takim koniowatym, ale tak.
- A czemu jest taka duża? - zdziwiłam się.
Podrapał się zakłopotany po głowie, czochrając swoje włosy.
- Porządnie zgłodniała, nie chciała mleka… chciała cię ugryźć… daliśmy jej krew. I trochę jej się… urosło. I jakby nie było - skrzyżował ręce - nauczyła się zamieniać w to coś. To znaczy na początku było małe i chude, nawet nie wiesz, jak się wystraszyłem. Było widać żebra i całą resztę… ale po godzinie dostała trochę sadełka i tak sobie… latała po… domu.
- Zaraz. Zgraja wampirów i żaden nie mógł złapać dziecka? - zapytałam sceptycznie, jednocześnie mocno rozbawiona.
- Nie zgraja, tylko czwórka - odezwał się Jasper. - I nie dziecka, tylko latającego konia, który jest mądrzejszy niż się myśli.
Skwitowałam to wybuchem śmiechu. Pewnie bali się tak bardzo, że jej coś zrobią, że tylko za nią biegali. Czy to nie oczywiste, że wzięła to za świetną zabawę?
- Bello? - zapytała Rose.
- Mmm? - wymamrotałam, patrząc na córkę. Bawiła się moimi włosami. Ciągle wypadały jej z rączek, na co robiła złą minę i brała je, dosyć niezgrabnie, powrotem do dłoni.
- Mogłabyś ją spróbować nakarmić mlekiem? Po pierwsze, czy to wampir, czy koń, czy też człowiek, to w końcu dziecko. I jak już wypije, może zwolni z rośnięciem.
Kiwnęłam głową.
- Ale najpierw muszę ją ubrać - powiedziałam. - Edward, gdzie tu w ogóle są takie rzeczy? - zapytałam zdziwiona.
Ruszył przed siebie. Weszliśmy do łazienki obok naszej sypialni.
Wróć. Łazienki?
- Co to za pomieszczenie? - zapytała zdziwiona. Mocno zdziwiona. Renesmee zapiszczała wesoło i machała rączkami.
- Zrobiliśmy remont łazienki - powiedział Edward.
Łazienki?
Na podłodze - na całą rozległość pomieszczenia - ciągnął się wielobarwny dywan. Róż, fiolet, pomarańcz, błękit, biel, ale z dominacją zieleni i uspokajającego, niebieskiego koloru.
Na ścianach wisiały różne obrazy Cullenów, a ponieważ takowych - takich do dużej ramy - nie miałam, ktoś zechciał namalować mnie na ścianie. Była to oddana kopia, chyba każda rysa była identyczna jak na mojej twarzy. No, może ktoś przesadził, bo wyglądałam jakoś za ładnie.
Oprócz obrazów i malunków, ściana była niebieska.
W pokoju były średniej wielkości okna. Kojec dla Renesmee w połowie był w cieniu a w połowie na słońcu.
Zaobserwowałam też pełno balonów, zabawek, małą lodówkę, kanapę i miejsce na przebieranie pieluch.
- Wow… szybki ten remont.
Edward zaśmiał się.
- Włóż ją do kojca i zjedz coś. Musisz nakarmić siebie i ją - powiedział.
Spojrzałam na nią zniechęcona. Podeszłam do kojca i zastałam rzucone ubranko. W przypadku Renesmee, ciuszek był za duży po przemianie, więc w przeciwieństwie do Jacoba, jej ubrania zostawały całe.
Założyłam szybko na nią strój i włożyłam do kojca.
- Mamusia zaraz wróci, dobrze? - zapytałam. - Zostań - pocałowałam ją w czółko. Uśmiechnęła się zabawnie i położyła się.
Gdy miałam już wyjść na korytarz, usłyszałam lekki trzask i trzepot skrzydeł.
W momencie, w którym się obróciła, wpadł na mnie mały, biały zwierzak. Już po chwili trzymałam w rękach Renesmee.
- Aha - skwitowałam to tylko. - Edward, podaj mi jej ubranko - poprosiłam. Zaśmiał się i wykonał prośbę. Nałożyłam na nią strój i zeszłam do kuchni.
- Czemu ona zmienia się w nieistniejące zwierze? - zapytałam. Wątpiłam, żebym się kiedyś do tego przyzwyczaiła. - Myślę, że musimy pogadać z Jacobem - wypaliłam nagle.
Edward prawie się przewrócił.
- Chcesz wtajemniczyć wilki w fakt, że niepokalanie poczęłaś dziecko pół-wampira i w dodatku sama stałaś się czymś pół-człowiekowatym? - zapytał sceptycznie. - I w dodatku przyjść z uskrzydlonym konikiem na rękach?
Zrobiłam minę i zaczęłam kiwać głową.
- W sumie to tak - powiedziałam. Spojrzał na moją minę i ton głosu, jakim to powiedziałam i zaśmiał się. Również się roześmiałam.
Stanęłam w bezruchu patrząc na jej piękny uśmiech. Edward zrobił to samo. Objął mnie w pasie i położył głowę na moim ramieniu, patrząc się na naszą córkę.
Renesmee „wysłała mi” - czy jak to można nazwać - obraz mnie i Edwarda patrzących się na mnie.
No… wyglądaliśmy jak rodzina. Zarumieniłam się i…
- To dziwne - stwierdziłam. Spojrzał na mnie pytająco.
- To, że jesteśmy rodziną? - zapytał.
- Ach, więc wysłała ci ten obraz? - Kiwnął głową. - Nie o to chodzi. Myślałam, że tylko mi i chciałam ci go przesłać i… nie mogę.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie możesz przesyłać obrazów? - zapytał. Pokiwałam głową. - Czego jeszcze nie możesz?
Skupiłam się.
Słyszysz mnie? - zapytałam go przez myśli. Gdy nie dostałam odpowiedzi, westchnęłam.
- Przesyłać myśli, ale… - Wciąż miałam te dziwne ręce w głowie, którymi mogłam łapać czyjeś umiejętności. Odebrałam dar Edwarda i „założyłam” go na siebie. - Mogę kraść wciąż wasze czary-mary.
Nagle trybiki Edwarda ruszyły pełną parą.
- Nie słyszę Renesmee! - powiedział głośno.
- Wiem, wzięłam ci dar. - Wywróciłam oczami.
- Oddaj - poprosił. Roześmiałam się i rzuciłam w niego darem.
Zrobił minę.
- Nie słyszę jej. - Westchnął. - To chyba u was genetyczne - mruknął z przekąsem.
Sprawdziłam resztę moich umiejętności.
- Mogę zrobić to coś, żeby nikt nie mógł używać na tobie swoich darów, mogę też je zabrać, dać komuś innemu i… to chyba wszystko - powiedziałam.
Zaburczało mi w brzuchu i westchnęłam. Renesmee złapała mnie za palec i zaczęła się nim bawić.
- A tak w ogóle, to jaką mam temperaturę stałą? - zapytałam.
Zrobił skupioną minę.
- Około… 35.6.
Na wpół westchnęłam a w połowie zaśmiałam się.
- Przynajmniej bliżej mi do wampira niż psa - mruknęłam. - A Renesmee? - zapytałam.
- A propos psa… 37.2.
- A może ma gorączkę? - zapytałam szybko zaniepokojona.
Wywrócił oczami i wskazał na nią palcem.
- Czy wygląda, jakby miała gorączkę? - zapytał.
Spojrzałam na szeroko uśmiechniętą Renesmee i radość, jaką dawała jej zabawa moim małym palcem.
- Wygrałeś - mruknęłam. - Gdzie się w ogóle wszyscy podziali? - zapytałam.
- Ummm… - Zrobił zamyśloną minę, a następnie zdziwioną. - Emmetta nie ma - powiedział na wydechu.
Jak na zawołanie, do kuchni przyszła Alice. Już chciała coś powiedzieć, gdy rozkojarzyła ją uśmiechnięta Renesmee.
- Wow - powiedziała tylko. Potrząsnęła głową, jakby chciała odgonić muchy. - Co do tego, co powiedział Edward. Martwimy się o Emmetta. Miał iść na krótkie polowanie i wrócić jak najszybciej, ale…
- Zniknęła jego przyszłość. Wilki? - zapytał Edward.
- I tak mieliśmy się do nich wybrać - stwierdziłam odważnie. Alice spojrzała na mnie zaskoczona.
- Po co? - zapytała.
Zmrużyłam oczy.
- Nie przewidziałaś, czym stanie się Renesmee po porodzie? - zapytałam.
Zrobiła zaskoczoną minę.
- Tak właściwie… nie widzę Reneesmee w wizjach.
Teraz ja zrobiłam zdziwioną minę.
- To patrz - powiedziałam i podałam córkę Alice. - Odejdź na przedpokój - poprosiłam.
Zrobiła skonfundowaną minę i cofnęła się. Renesmee wysłała mi obraz mojego palca, na co się zaśmiałam.
Alice patrzyła pytająco to na mnie, to na moją córkę. Wyciągnęłam ramiona - po raz trzeci dziś - w stronę dziewczynki.
Renesmee wybuchła, na co Alice wrzasnęła naprawdę przerażona.
Moja córka podleciała koślawo do mnie. Gdy zmieniła się już w człowieka, zauważyłam, że taki lot musi brać jej dużo energii, ponieważ szybko oddychała.
Alice wyglądała, jakby miała zemdleć.
- Urodziłaś KONIA?! - wrzasnęła. - A ja o tym nie wiedziałam?!
Oklapła na krzesło z taką siłą, że to rozbiło się na części pod jej ciężarem.
Zaśmiałam się histerycznie, a po chwili do mnie dołączył Edward. Renesmee uśmiechnęła się szeroko.
Zrobiłam minę. Zapomniałam o bracie Edwarda.
- Nie sądzicie, że Emmett i Seth mają coś ku sobie? - zapytałam. - Pewnie robią jakieś głupoty razem, jak na przykład… nie wiem. Co może robić wampir i wilk razem?
- Mógłbym się założyć, że Emm może pomagać Sethowi podrywać jakieś dziewczyny. Albo mogą rzucać w ludzi jajkami… - zrobił znaczącą minę.
- Tak, masz rację. To Emmett i Seth. Mogą robić wszystkie głupoty tego świata.
Nagle do kuchni wparowała Rose.
- Idę z wami. Jeśli Emm podrywa dziewczyny, zabiję go - powiedziała. Była trochę zła, ale gdy zobaczyła Renesmee, tak jak wszyscy, jej twarz pojaśniała. - A ty co robisz? - zapytała Alice, która wciąż siedziała na szczątkach krzesła i gapiła się przed siebie.
- Mój dar się zepsuł - jęknęła.
- Co? - zapytała zdziwiona Rose.
- Nie widzę Emmetta, ani Belli, Renesmee też nie, Edwarda też… - Nagle zrobiła obrzydzoną minę. - Ugh! - wrzasnęła i wstała szybko, zaczynając kręcić się wokół własnej osi.
Chciałam wymienić spojrzenie z Edwardem, ale jego mina była taka sama jak Alice. Spojrzałyśmy na siebie z Rose.
- O co im chodzi? - zapytałam.
Edward skrzywił się.
- Alice tak gorączkowo szukała jakiejkolwiek wizji, że zobaczyła pewną… scenę… z naszymi rodzicami.
Puknęłam głową o lodówkę.
- Wariatkowo - mruknęłam.
- Chcesz coś do jedzenia? - zapytała Rose.
Pokiwałam głową. Ile można stać w kuchni i zapominać o całym świecie?
Gdy Rosalie przygotowała mi już obiad, zjadłam prawie wszystko. Tosty, jajka sadzone, owoce, wypiłam kakao, herbatę…
Alice patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Zjadłaś to - powiedziała zaskoczona.
Wywróciłam oczami.
- Urodzisz małego wampira, to pogadamy - mruknęłam. - Ej, tak właściwie, widziałam dzisiaj Esme. Co z Renee? - zapytałam.
- Och! Zapomniałam ci powiedzieć! - powiedziała zaskoczona Rose. - Twoja mama wyjechała, powiedzieliśmy… - nie dokończyła.
- Powiedzieliśmy jej, że jesteś ciężko chora. I że to zakaźne, a szczepionki są bardzo drogie i… kłóciła się - przyznał Edward. - Ale wszyscy Cullenowie przy jednym stole z nią jej to wyperswadowali.
- Nie dała się nabrać - mruknęłam pewna tego faktu.
Kiwnął głową.
- Stwierdziła w myślach, że przyjedzie za dwa-trzy miesiące sprawdzić, czy rośnie ci brzuch.
- Wciąż chcecie powiedzieć jej prawdę? - zapytałam sceptycznie. Wszyscy kiwnęli głową. Jęknęłam.
- Chodźmy już do Jacoba. Czy tam wilków. Zwał jak zwał.
Próbowałam, naprawdę. Ale okazało się niemożliwe, żeby Renesmee została w domu. Co chwile zamieniała się w zwierzę i podlatywała do mnie, męcząc się coraz bardziej, a gdy zobaczyłam łzy w jej oczach… wszyscy je zobaczyli… jednogłośnie zgodziliśmy się wziąć ją ze sobą. Mam nadzieję, że nigdy nie poprosi mnie o sportowy samochód i własny dom.
Zgadnijcie, kogo zastaliśmy w domu Jacoba?
Seth, Leah, Emily, Sama i samego Jake’a.
Leah zmarszczyła nos.
- Bello, śmierdzisz - warknęła.
Jacob wstał szybko i podszedł do mnie, obwąch*jąc mnie bezczelnie.
- Jesteś wampirem? - spytał, mrużąc brwi. Był strasznie skonfundowany.
Edward spojrzał na niego z uniesionymi brwiami.
- Nie jestem, Jake. Obwąch*j sobie Leę - mruknęłam, odpychając go.
Zrobiła urażoną minę.
- Rose? - poprosiłam.
Rosalie weszła z Renesmee na rękach.
- Kto to? - zapytał zaciekawiony Seth.
Serce zabiło mi szybko.
- Moja córka - wypaliłam na wydechu.
Wszyscy skamienieli.
- Brawo Bello, subtelniej nie mogłaś - szepnął Edward.
Jacob wyglądał na całkowicie zagubionego.
- Jak to? - zapytał. - Miesiąc temu…
- Sprecyzuję. Córka moja i Edwarda. Rośnie szybciej - wyminęłam jego pytania. Leah zapatrzyła się na dziecko.
- Jest piękna - powiedziała z szerokimi oczami.
- Prawda - mruknęła Rose.
- Widzieliście ostatnio Emmetta? - zapytałam.
- Nie - powiedział Sam, a potem reszta.
- Mogę zobaczyć? - zapytał Seth, podchodząc do Renesmee.
- A nie widać? - zapytałam z sarkazmem i podałam mu ostrożnie Renesmee. - Jak ci się wyślizgnie, to wyrwę ci ręce - ostrzegłam.
- Tak Bella chce powiedzieć, że masz uważać - wytłumaczył Edward.
Chłopak patrzył się zaciekawiony na małą. Zaczęła bawić się jego palcem.
- Uwielbia je - powiedziałam, wskazując na obiekt jej zabaw.
- Czyli jesteście pewni, że Emmett nie kręcił się gdzieś tutaj? - zapytała Rose.
Leah spojrzała na mnie z błagalną miną, a potem rzuciła okiem na Renesmee.
- Nie ugryzę - powiedziałam. Leah odebrała moją córkę od Setha.
- Na pewno - stwierdził Sam.
- Bello, czemu tak dziwnie pachniesz? - zapytał Jacob.
- Mogę ci powiedzieć, czemu mam takie duże oczy i uszy - odezwałam się z sarkazmem. - Żeby cię lepiej widzieć i słyszeć. Było też coś o zębach, ale wyskoczyłeś z zapachem. Edward, czerwony kapturek nie mówił nic o zapachu, nie? - zapytałam.
Pokiwał głową.
Jacob westchnął.
- Bella, pytam serio - mruknął cicho.
Celowo cofnęłam się dwa kroki, przyciągając uwagę Renesmee. Tak, żeby wilki tego nie zauważyły, kazałam jej palcem przyjść do siebie.
Moja córka wybuchła w rękach Lei, na co ona również się zmieniła. Upadła na cztery łapy, ale podbiegłam szybko po Renesmee.
Póki córka nie zmieniła się w człowieka, złapałam ją i wystawiłam przed siebie. Po chwili z powrotem zmieniła się w człowieka.
- Nie jesteście sami - mruknęłam. - Podajcie jej ciuszki - poprosiłam. Leah zaskomliła i wybiegła.
- Poszła coś na siebie ubrać - wyjaśnił Jacob, podając strój Renesmee. Wszyscy wpatrywali się w nią. - Czym ona jest? - zapytał.
- Pół wampirem, pół człowiekiem, pół wami - powiedział Edward. - Gdy Bella była w ciąży, Renesmee wydzielała z siebie niewielkie dawki niedorozwiniętego jadu, przez co Bella zmieniała się w wampira. Oczywiście, jad działał trochę inaczej, gdyż był przyjmowany stopniowo i w małych dawkach. No i ogólnie, był słabszy niż jad dorosłego wampira. Bella jest, tak jak jej córka, pół-wampirem i pół-człowiekiem, jednakże, mimo, że są praktycznie tym samym, to się różnią.
- Bella szybciej się rusza, lepiej widzi, jest silniejsza, ma własny dar i obniżoną temperaturę, Renesmee zaś szybciej się leczy, zamienia w zwierzę i… no, dar też ma. Nie wiemy jeszcze, czy nadąża za naszymi ruchami - dodała Rose.
- Skąd wiecie, że Renesmee szybciej się leczy? - zapytałam szybko.
- Pępowina - podpowiedział Edward.
- Och - powiedziałam zaskoczona.
Leah stała już drzwiach. Wszystkie wilkołaki patrzyły się to na mnie, to na moją córkę.
- A co… pijesz? - zapytał ostrożnie Jacob.
- Ja jedzenie ludzkie. Renesmee i to i krew. I wcale nie mam lepszego węchu, więc wcale dla mnie nie śmierdzicie.
Po kolejnych pięciu minutach rozmowy pożegnaliśmy się i pojechaliśmy do domu.
Nazajutrz Emmett wciąż nie wracał. Rose zaczynała się już naprawdę martwić.
Dzień później, gdy się wyspałam i nakarmiłam Renesmee piersią - tak, piła mleko, mimo że miała już rok, to Carlisle stwierdził, że jej organizm wciąż potrzebuje mleka matki - zadzwonił telefon.
- Odbiorę - powiedział Edward i poszedł do kuchni. - Słucham? - usłyszałam.
Po chwili ukochany przyszedł do salonu.
- Ktoś do ciebie. Podobno jakaś przyjaciółka z Phoenix - powiedział.
Zrobiłam zdziwioną minę. Nie miałam tam przyjaciółek.
- Tak? - zapytałam.
- Nie mam pojęcia, jak to zrobiłaś - usłyszałam. - Nie wiem, jak mnie odpierasz, ale mam więcej niż jeden as w rękawie. Mam Emmetta. Nie wymkniesz mi się, Isabello. Piłka wciąż jest w grze. - Ktoś rozłączył się.
Moje serce zabiło szybko. Ktoś?
Znałam ten głos bardzo dobrze.
Wszyscy w pokoju skamienieli.
- Emmett - szepnęła Rose.
Telefon wypadł mi z dłoni, a serce przyśpieszyło tak szybko, że aż sprawiało mi ból.
- Spokojnie - powiedział Edward, przytulając mnie.
- Victoria? - zapytałam roztrzęsiona. - Jak to możliwe?
Czy świat musi być tak okrutny? Doznajesz szczęścia, to musisz przeżyć tyle samo nieszczęścia?
I co dalej? To już chyba moje motto, nieprawda?
Notka; Wiem, że zwierzę, w jakie zmienia się Renesmee może wydać się dziwne, ale to najlepszy pomysł, jaki mi wpadl do głowy. Nie jest banalne, za to upierdliwe - Bella nie ma jak jej gdzieś zostawić. No i wprowadza to wątek "jak to działa" i "kim ona jest" i "wilkołaki nie wilkołaki".
;-) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Donna dnia Wto 11:22, 06 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
anetta_94
Wilkołak
Dołączył: 09 Sie 2009
Posty: 103 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 15:55, 06 Paź 2009 |
|
ten rozdział jest przesłodki
najbardziej mi się podobała reakcja Alice, gdy Renesmee się zmieniła. hehe
pytanie ona się zmienia w konia ze skrzydłami? to mi zapadła w pamięć, jednak nie wiem co mi umknęło.
mam nadzieję, że szybko dodasz nowy rozdział
powodzenia z weną |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Maya
Wilkołak
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!
|
Wysłany:
Wto 16:46, 06 Paź 2009 |
|
Zaraz. Czy moja córka przed chwilą była koniem?
o boże .... po tym wylądowałam pod biurkiem :)
Albo porównanie do Yorka :) ochh moje kochane śliczne pieski :):):)
Konik <3
A jak tylko dorwę Victorię to jej powyrywym te rude kudły !!! Dorwała Emmetta !!! Mojego kochanego zaje*istego Emmetta! No wiecie, co !!! i raz jeszcze
Konik <3 :):):)
Pozdrawiam Ave Vena |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Donna
Dobry wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 77 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under
|
Wysłany:
Czw 13:59, 08 Paź 2009 |
|
Hej. Zapomniałam na śmierć powiedzieć.
Zasada ta sama, jak poprzedni rozdział - 6 komentarzy.
Taka notka, bo widzę, że jak sie nie wypowiem, to cisza jak makiem zasiał. Bu... :(
Mam jeszcze takie pytanie? Co się stało z osobami, które czytały SG odkąd miała 1 rozdział? Souris np. czy też Swan, albo inne osoby. Można je znaleźć na pierwszej stronie i jak były tak były i jak są tak ich nie ma (tak wiem, pokręciła to zdanie, ale tak miało być.)
No to... tyle:D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|