|
Autor |
Wiadomość |
wireless
Wilkołak
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 119 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z objęć Roberta :D
|
Wysłany:
Pią 13:31, 17 Lip 2009 |
|
Piękne zakończenie rozdziału. Szczerze mówiąc, nie zaskoczyłaś mnie tym, że Matt to Edward, bo od początku to wiedziałam. Mam jednak dylemat co do tego, czy Bella jest wampirem czy nie. Zastanawiałam się nawet nad tym, czy to prawda, że cała ich trójka mieszka w domu Cullenów.
Ellentari napisał: |
No cóż nie powiem żebym była zaskoczona...
Już za pierwszym razem jak pojawił się Matt postawiłam znak równości między nim a Edwardem, napisałam też że nie wiem co z tym Edwardem się dzieje, nadal tego nie wiem.
Ok, wygląda na to że ślub odbył się w Vegas, byli szczęśliwi i co dalej?
Nie wiem czemu odszedł, nie wiem czemu może choć to nieprawdopodobne ona odeszła?
Czy wiedział o Ness? Może to ona była powodem?
Mnóstwo pytań, strasznie mało odpowiedzi, na dodatek jeszcze choroba Belli.
W dzisiejszych czasach bardzo powszechnie umiera się na nowotwory, objawy by się zgadzały, kto wie....
(..) Tak sobie myślę, że nie do końca przekonuje mnie ta scena z fotografią i to jak szybko Ness po kojarzyła wszystkie fakty, jakieś to sztuczne jak dla mnie, ale to twoja fabuła więc wolna droga, do mnie to po prostu nie przemawia. |
Mnie akurat nie przekonało zachowanie Nessie, a nie sama scena. Uwqażam, że za szybko poukładała sobie wszystko w całość. Tak jakoś nienaturalnie. Ale racja, Twój FF i masz prawo pisać co zechcesz. Zastanwia mnie ciągle tylko to, czy Bella jest wampirem czy nie?! Bo skoro Nessie jest w połowie człowiekiem, a w połowie wampirem (tak obstawiam) to prawdopodobnie Bella została przemieniona. Tak też wynika z fragmentu o fotografii (Bells powiedziała Nessie, że była 'brzydsza' przed jej narodzinami).
FF bardzo mi się podoba, mimo wszystkich niejasności. Piszesz przejmująco, co przypadło mi do gustu. Czekam na następne rozdziały i mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz.
Pozdrawiam, W. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez wireless dnia Pią 13:32, 17 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 14:36, 18 Lip 2009 |
|
No więc tak... Miałam wyjaśnić dopiero przy najbliższym rozdziale, ale równie dobrze mogę to zrobić już teraz.
Bella jest człowiekiem- z tym, że nie tak do końca. Gdy była w ciąży z Renesmee, jej ciało (ogólnie jej uroda) się zmieniało. Może to trochę naciągana koncepcja, ale dla dobra dalszego rozwoju akcji musiało tak być. Gdy nosiła w sobie dziecko wampira, sama poniekąd zmieniała się w istotę wampiro-podobną.
Co do tego, że człowiek nie domyśliłby się prawdy z jednego zdjęcia, i że jest to sztuczne: nie zapominajmy, że nie mówimy o zwykłym człowieku, ale o niespełna dziesięcioletniej istocie, która już w wieku dwóch lat była w stanie przeczytać samodzielnie powieść. Renesmee stopniowo zauważała coraz więcej szczegółów, a że była obdarzona ponadprzeciętną inteligencją, to od jednego zdjęcia, czy też właściwie od poznaniu faktu, że Matt/Edward i Bella byli razem wszystko jej "wskoczyło" na właściwe miejsce.
Bella, Renee i Jacob mieszkają razem w starym domu Cullenów, gdzie nikt nigdy się nie zapuszcza- także Charlie. Bella nie może mieszkać wśród ludzi, zwłaszcza w tak małym miasteczku jakim jest Forks, ponieważ musi ukrywać przed światem swoją córkę. Oficjalna wersja jest zatem taka, że żyje ona- jak jest wspomniane w bodajże trzecim rozdziale- w Nowym Jorku, i tylko od czasu do czasu odwiedza ojca.
A co się stało dokładnie z prawowitymi właścicielami domu, to, dlaczego opuścili oni miasto, wyjaśni się pod koniec całego opowiadania, może trochę wcześniej. Mogę zdradzić tyle, że wszyscy żyją i mają się stosunkowo dobrze.
Co do liczebności rozdziałów- pierwszy rozdział części drugiej jest już u bety, rozdział drugi mam prawie skończony. A, Alicee- mam nadzieję, że Twoja beta się spręży, bo nie mogę się doczekać Twojego rozdziału- i cieszę się, że w jakimś stopniu się do niego przyczyniłam. :)
Dziękuję za wszystkie komentarze- to dla mnie szok! Znaczy, chodzi mi o ich ilość, żeby nie było niedomówień :)
Pozdrawiam,
Latte.
PS- co do reakcji Alice na ślub Belli i Edwarda w Las Vegas, to jeszcze sobie na to poczekacie. Oj, sporo poczekacie :) Ależ jestem wredna. Cóż, taka moja natura. :D
EDIT:
Nie mogę się powstrzymać. Wasze komentarze za bardzo mnie nakręcają, po prostu muszę dodać ten rozdział.
Tłumaczę sama sobie, że to przez to, że to ostatni rozdział tej części, ale wiecie jak to mówią- tylko winni się tłumaczą. A ja winię swoją niecierpliwością :D
Ciekawa jestem, kiedy się złamię i dam 1.2. Poczekamy, zobaczymy :)
Ale nie cieszcie się za bardzo, bo lojalnie uprzedzam, że wena mnie opuszcza, i się strasznie męczę nad trzecim rozdziałem. Powoli wyczerpują mi się zapasy- jeszcze dwie części i koniec tego dobrego.
beta: marta_potorsia
Rozdział 7
Edward i Isabella Cullenowie
Polana wyglądała tak jak zawsze. Idealnie okrągła, usiana polnymi kwiatami, z miękką, zieloną trawą. Przy każdej innej okoliczności dziewczyna choć trochę by się nią zachwyciła. Dziś jednak, po raz pierwszy w życiu, na widok swojego azylu poczuła jedynie wszechogarniające rozczarowanie. I smutek. Choć nie, smutek nie był wystarczającym określeniem. Prędzej beznadziejną rozpacz. Bo była pusta. Na dodatek intuicja podpowiadała Renesmee, że taka już pozostanie.
Ponuro popatrzyła w kierunku drzewa, przy którym zwykł siadać Matt, to jest Edward. Nagle dotarło do niej w pełni, że nie dalej jak kilka tygodni temu poznała swojego ojca. Była to tak abstrakcyjna myśl, że niemal się zaśmiała. Osiemnastoletni, przystojny chłopak będący jej przyjacielem - nie taka była definicja rodzica.
Nie było sensu stać tak w nieskończoność, a ostatnie, na co miała ochotę, to osiadanie tam na dłużej, więc odwróciła się i bez pośpiechu pomaszerowała przez las. Nigdy wcześniej nie myślała o ojcu. Gdy go poznała, nie miała zielonego pojęcia, kim był on dla niej. A teraz... Teraz było za późno. Przyjrzała się zdjęciu, które nadal trzymała w prawej dłoni. Szczęśliwa mama. Szczęśliwy tata. Razem. Tak to powinno pozostać po dzień dzisiejszy.
Nie chciała już zgadywać, dlaczego nie pozostało. W domu, bez zbędnych intryg, dowie się całej prawdy, tak jak obiecała dzisiejszej nocy matka.
Całej prawdy o związku Edwarda i Isabelli Cullen.
Dom był nadal pusty, ale jej to nie przeszkadzało. Wyjątkowym dla siebie spokojnym krokiem udała się na drugie piętro. Pokój zalewało łagodne, pomarańczowe światło zachodzącego słońca. Ramkę - bez szybki, ale poza tym w nienaruszonym stanie - dziewczyna postawiła na dawnym miejscu, wkładając do niej jedynie fotografię samej Belli. Posprzątała zbite szkiełko i nie oglądając się za siebie wyszła z pomieszczenia, zamykając cicho drzwi. Następnie udała się do sypialni, gdzie ukryła fotografię rodziców pod poduszką, prześcieradłem i wszelkimi możliwymi warstwami pościeli. Zabrała z toaletki szkatułkę na biżuterię i usiadła z nią na łóżku. Chwilę w niej pogrzebała, zachwycając się przy okazji pięknymi pierścionkami, łańcuszkami i innymi ozdóbkami, aż dokopała się do bransoletki. Chciała jej się dokładniej przyjrzeć.
Nie zwracała uwagi na miniaturowego wilkołaka w kolorze rdzy - doskonale wiedziała, co on oznacza. Skupiła się na drugiej przywieszce - przywieszce, od której wszystko się zaczęło. Serduszko było małe, twarde. Przepięknie błyszczało w promieniach słońca wpadających przez szklaną ścianę. Wydawało się być niezniszczalne i fascynowało swoją fakturą. Renesmee była inteligentną osobą i natychmiast skojarzyła, że ma ono znaczenie symboliczne. Jego położenie natomiast pomogło wysnuć teorię, że właściciel był rozerwany między dwoma niezwykłymi światami. Tylko, że skoro Ness była wampirem - czy też raczej pół wampirem - a Jacob był, kim był, to... Czy powinni się nienawidzić?
Czy on się nią brzydził? Teraz, kiedy odkryła swój gatunek, każde przypomniane słowo Blacka raniło jej serce niczym niewidzialny sztylet. Czy to była aluzja? Wtedy, gdy opowiadał o tym, jak ohydnymi istotami były wampiry, próbował dać jej znać, że nią gardzi?
Pół godziny później drzwi uchyliły się lekko i w progu stanęła Isabella. Wyglądała na zmęczoną. Widząc smutek na twarzy córki i bransoletkę w jej długich, zgrabnych palcach podeszła bliżej i położyła się obok niej na łóżku. Renesmee spojrzała na nią uważnie. W jej czekoladowych oczach malowało się rozgoryczenie.
Kobieta mówiła. Mówiła dużo, szybko. Opowiadała szczegółowo swoje przeżycia począwszy od momentu, w którym pierwszy raz ujrzała w szkolnej stołówce rodzinę, która odmieniła całe jej życie.
A dziewczyna słuchała. Słuchała o pierwszej prawdziwej miłości matki, o wątpliwościach, o przygodzie z Jamesem. O tym, jak po jej osiemnastych urodzinach Edward - przy wypowiedzeniu tego imienia głos lekko się jej załamał - ją opuścił. O miesiącach depresji. O początkach przyjaźni z Jacobem. O Laurencie. O Volterze. O Victorii. Nessie najbardziej zainteresowała historia zaręczyn matki - nie była pewna, co myśleć, gdy Bella powiedziała, że odrzuciła propozycję ojca. Raz, drugi, dziesiąty. Dopiero gdy doszło do fragmentu w sypialni Edwarda - czyli owego złotego pokoju na drugim piętrze - zrozumiała, czując się winna, że jej nie uwierzyła.
Opowieść o walce z nowonarodzonymi dobiegła końca. Z wyrazu twarzy Isabelli trudno było odgadnąć, czy to wszystko, o czym Renee powinna usłyszeć, czy po prostu zbiera siły przed ciągiem dalszym. Bo co do tego, że jakiś ciekawy ciąg dalszy istnieje, nie było wątpliwości. Wreszcie Ness zapytała:
- I tyle?
- Wtedy zaczęło się psuć - odpowiedziała bardzo cicho mama. - Tak po prostu, samo z siebie. Wzięliśmy ślub, zaszłam w ciążę, ale... - przerwała. Przez dłuższą chwilę słychać było tylko ich oddechy. - Niektórych rzeczy po prostu nie da się odratować - dokończyła w końcu Bella.
- Zostawił cię samą w ciąży?
- Nigdy tego nie zrozumiem. Najwyraźniej nie znałam go tak dobrze, jak myślałam - westchnęła.
- Jestem... Czym ja jestem?
- Nie czym, ale kim. Jesteś Renesmee Alice Cullen, najcudowniejszą istotą, córką, o jakiej nawet nie marzyłam. Rasa nie ma znaczenia - odpowiedziała. - Ale jeśli chcesz wiedzieć, to - jako że jesteś jedyna w swoim rodzaju, dosłownie - nie ma na to jakiejś specjalnej nazwy. Możesz się nazywać pół człowiekiem... Albo pół wampirem.
- Czy... - zawahała się, ale postanowiła wziąć radę Matta, tfu, Edwarda do serca i zwierzyć się jej z uczucia, jakim darzyła ich wspólnego przyjaciela. Po usłyszeniu o romansie Jacoba i Belli miała z tym większy kłopot, niż przypuszczała. - Jake mi opowiedział o wampirach. I...
- Kochanie - przerwała jej. - Zanim cokolwiek dalej powiesz, to weź pod uwagę to, że Jake nie uważa cię za wampira. Nie potrafi zaakceptować tego, kim był twój ojciec. Jak pewnie wywnioskowałaś z mojej opowieści, wampiry i wilkołaki mają chyba zakodowaną wzajemną nienawiść. Plus, w przypadku tego konkretnie wampira i wilkołaka, jestem jeszcze ja, która skłócałam ich jeszcze bardziej. Więc nie przejmuj się jego opinią, bo nie dotyczyła ona ciebie. Niemniej jednak nie miał prawa ci o tym mówić. Wierz mi, już go za to porządnie dziś ochrzaniłam.
- Ja... Ja... - odchrząknęła i ponowiła próbę. - Ja...
Nie. Nie mogła jej tego powiedzieć. Jacob był przyjacielem. Nietykalnym. Na dodatek tak z siedemnaście lat od niej starszym. To nie miało sensu.
- Kontynuuj.
- Ja... Nie.
- O, tak.
Mierzyły się przez chwilę wzrokiem, ale że Renesmee odziedziczyła po niej ośli upór, było wiadomo, że nie zmieni postanowienia.
- Czyżbyś zmierzała do tego, że się w nim zakochujesz?
W tym momencie szczęka dziewczyny ze świstem opadła w dół tak nisko, jak się tylko dało, a jej oczy przypominały dwa spodki.
- Wiedziałaś? - wykrztusiła. No bo, przepraszam, ona tu się wysilała, cierpiała, obmyślała różne strategie, stawała wprost na głowie, aby ukryć to idiotyczne uczucie, a jej matka od samego początku o wszystkim wiedziała?
- Oczywiście - Bella nie widziała w tym nic dziwnego.
- I nie przeszkadza ci to?
- Tylko przez pierwsze parę lat miałam żal, straszny żal do Jake'a. Myślałam - głupia byłam, przyznaję - że on mi cię zabierze. Dlatego poznałaś go dopiero, gdy miałaś dwa latka. Liczyłam się naturalnie z...
- Czekaj, czekaj - Renee zamachała rękoma w nerwowym odruchu. - Miałaś żal przez pierwsze parę co?
- Nie powiedział ci - To nie było pytanie.
- Czego?
- No cóż, miał termin do zeszłego tygodnia, więc mogłabym ci to powiedzieć, ale...
- Mów! - zażądała natychmiast.
- Nie tym tonem - upomniała ją matka. - Oczywiście wiesz, co to jest wpojenie?
- Wiem, ale co ma piernik do wiatraka? - nagle ją olśniło. Spojrzała z niedowierzaniem na matkę - Myślisz, że on... Że we mnie, on? - spytała mało składnie.
- Nie myślę. Ja wiem- sprostowała kobieta. - Zobaczył cię pierwszy raz, kiedy miałaś cztery tygodnie. Popatrzył na ciebie takim wzrokiem... Ale go wtedy wygoniłam - westchnęła. - Nie odpuszczał jednak, a i mnie go brakowało - jakby nie patrzeć, był moim najlepszym przyjacielem. No więc zaczęliśmy się widywać, a później się do nas wprowadził, ale o tym już wiesz.
- I myślisz, że my... Że moglibyśmy... Ale co z tobą?
- Ja sobie poradzę.
- Właśnie! Co powiedział lekarz? - Dziewczyna przeszła do kolejnego tematu, choć wolałaby jeszcze poplotkować na poprzedni. Niemniej jednak to była istotna sprawa, a na Jacoba miały pół nocy.
Twarz matki zniekształcił wyraz bólu i wyglądała przez chwilę, jakby miała zamiar zbyć Renesmee, ale ta popatrzyła na nią z taką miną, że zrezygnowała.
- Tylko nie panikuj.
- Aż tak źle? - zaniepokoiła się.
- Nowotwór. Nieoperacyjny. Około sześciu miesięcy.
- Do wyzdrowienia? - zasugerowała przerażona. Nagle poczuła się tak słabo, że prawie zemdlała. Nie. Tylko nie to. To nieprawda. Ona sobie ze mnie żartuje.
- Czy to było pytanie retoryczne?
- Nie... Nie wierzę ci - wyszeptała bardziej do siebie niż do Belli. W jej gardle wyrosła wielka gula uniemożliwiająca mówienie. - Nie możesz umrzeć, nie...
Nie zdawała sobie sprawy, że oddycha spazmatycznie. Jej ręce drżały. Palce kurczowo zacisnęły się na bransoletce, prawie ją rozrywając. Nie. Nie, nie, nie!
- Ness. Prosiłam cię, żebyś nie panikowała.
Ogród. Śnieg. Ona i Jacob. Sami. Na zawsze, nieodwracalnie. Nie.
Teraz drżały nie tylko ręce. Całe ciało trzęsło się od niepohamowanego szlochu. Nie.
Nagle poczuła silne uderzenie w twarz. To Isabella postanowiła przywrócić ją do porządku. Pomogło. Choć dziewczyna ciągle przeżywała szok, była gotowa wysłuchać reszty wypowiedzi.
- Głuptasku. Przecież przed chwilą streściłam ci kawał mojego życia. James chciał mnie zabić. Nie udało mu się. To samo Laurent. To samo Victoria i jej sztab nowonarodzonych. Przyjaźnię się z wilkołakami - czyli poniekąd potworami. Kochałam się w wampirze, a przy innym zacięłam się w palec. Skoczyłam z klifu w czasie burzy. Uratowałam... jego przed rodziną Volturi, przy okazji im się narażając. Urodziłam pół wampira. Naprawdę myślisz, że byle rak mózgu może mnie wysłać na drugi świat?
- Myślę - zaczęła niewyraźnie, ani trochę nie podniesiona na duchu. - Myślę, że jesteś zbyt pewna siebie.
- Lekarz postawił mi ultimatum: idę do szpitala i przez pół roku żyję sobie niczym warzywo, nafaszerowana jakąś chemią, albo siedzę w domu, wijąc się z bólu, przez około trzy miesiące.
Nie! Nie, nie nie!
- I którą opcję wybrałaś?
- Trzecią.
- Nie rozumiem.
- Wniosłoby to w nasze życie sporo zmian...
- To coś nowego - sarknęła Nessa ponuro.
- … ale mam pewien plan.
Przez parę sekund milczały. W końcu dziewczyna ze zmarszczonym czołem stwierdziła spokojnie:
- Jeszcze bardziej nie rozumiem.
Renesmee nie pozwoliła sobie na to, by w jej sercu zrodziła się nadzieja w powodzenie tego tajemniczego planu. Jej życie miało skończyć się wraz ze śmiercią matki i gdyby miała spędzić ostatnie miesiące na przemyśleniach o szczęśliwym zakończeniu, bolałoby to stokroć bardziej.
- Jaki to plan?
- Coś, co planowałam już ponad dziesięć lat temu.
Kasztanowo-włosa potrzebowała jedynie chwili, żeby skojarzyć o co chodzi.
- Chcesz być wampirem?
Gdy zeszły na śniadanie, była chwila po piątej rano. Obie przez całą noc nie zmrużyły oka. Bella od razu zajęła się smażeniem naleśników, by zająć czymś ręce - nawet sama zrobiła ciasto, zamiast, tak jak zwykle, przyrządzić je z pudełka. Renee natomiast usiadła przy stole i wpatrywała się obojętnym wzrokiem w swoje paznokcie, wyklinając w duchu wszystko, na czym świat stoi. Jak to jest, że kiedy zaczyna się w końcu człowiekowi układać, to wszystko musi się schrzanić?
Jacob - który wrócił do domu około trzeciej i także nie wyglądał na osobę wyspaną - dołączył do nich w kilka minut później, najwyraźniej mając nadzieję, że będzie sam i uniknie niekomfortowej rozmowy. Zdziwił się niezmiernie, gdy Nessie tylko machnęła ręką na jego przeprosiny i spojrzała na niego jak na idiotę. Jej matka, widząc ten wzrok, wyjaśniła:
- Jake jest pewien, że mi się uda.
- Jake zawsze był naiwny - rzuciła obojętnie, ledwo mówiąc z powodu ściśniętego gardła.
- Nessie - zaczął Jacob, siadając naprzeciwko niej i złapał jej rękę. Mimo że na początku chciała mu ją wyrwać, to nie mogła się na to zdobyć. Zbyt wielkie ukojenie przynosił jej ten dotyk, a od znajomego ciepła skóry wilkołaka poczuła się odrobinę podniesiona na duchu. - Ja znam Bellę dłużej niż ty. Jak ona się na coś uprze, to nie odpuszcza. Nigdy. Nie zachwyca mnie co prawda to, że będziemy mieszkali pod jednym dachem z wampirem - uwierz mi, śmierdzą - ale to ciągle będzie nasza Bella, rozumiesz? Nasza Bella. Twoja mama i moja przyjaciółka. I...
- Na litość boską, Jake! - Zerwała się z krzesła. - Nie wątpię w to, że to by ciągle była mama - podkreśliła słowa „by była”. - Tyle że jadu nie weźmiemy ot tak, z powietrza! Wampirzy jad nie rośnie na drzewie! A ten przyjaciel mamy się nie odezwał!
- Jeszcze.
- Wierzysz że się odezwie? - spytała niedowierzająco. - Dobra, dajmy na to, że się odezwie. Że się nawet tu zjawi. Ale on nigdy nikogo nie zmieniał! On ją może przez przypadek zabić!
- Gdzie jest moja Ness? - widząc, że dziewczyna nie rozumie tego pytania, dokończył - Gdzie jest ta wiecznie uśmiechnięta, optymistyczna Nessie Swan?
- Cullen - poprawiła go odruchowo. Zdążyła się już przyzwyczaić do nowego nazwiska. - Nie ma jej już - oświadczyła chłodno. - W niektórych sytuacjach trudno być optymistą. A już szczególnie trudno się uśmiechać, gdy chodzi o życie jednej z dwóch najważniejszych osób w moim życiu.
- Mogę wtrącić? Chyba obydwoje zapominacie, że owa osoba siedzi w wami przy jednym stole - powiedziała Isabella.
- Przepraszam, mamo - westchnęła Renee opadając ponownie na krzesło. - Po prostu mi ciężko.
- Wierzę.
- Wybaczcie, drogie panie - rzekł Jacob, ale zrobił minę wskazującą na to, że miał na myśli głównie naleśniki, chociaż te do „pań” się nie zaliczały. - Ale jakaś pija... ał! - skrzywił się, gdy Renesmee trzasnęła go przez stół w głowę - To znaczy, jakiś wampir ciągle krąży po lesie i trzeba by go wytropić. Może dziś szczęście nam dopisze.
- To on tu ciągle jest? - zainteresowała się Ness.
- Wczoraj go goniliśmy pół nocy, ale się wymknął. Nie wiem, czy jeszcze jest. Szczerze to mam nadzieję, że nie - A ja wprost przeciwnie. - Zarwałem przez niego trzy noce z rzędu.
- Biedactwo - wycedziła ironicznie, unosząc zadziornie jedną brew i usiłując powstrzymać się od natychmiastowego sprintu na polanę.
- Żebyś wiedziała - wystawił jej język. Jej twarz rozjaśnił słaby uśmiech, pierwszy od dłuższego czasu.
- Uważaj na siebie - dodała Bella z dziwną miną.
- Nie martw się. Jestem prawie pewien, że to nie on. Chyba bym go poznał po zapachu...
Renee już miała powiedzieć, że zna tożsamość tajemniczego intruza, ale coś jej przeszkodziło. Po chwili namysłu postanowiła poczekać z tym do czasu, w którym się upewni, że ojciec nie zniknął. Gdyby okazało się, że ponownie odszedł, to tylko by zraniła matkę tą informacją.
A ostatnie, na co miała teraz ochotę, to sprawianie jej bólu.
Obserwowały jeszcze przez chwilę drzwi, za którymi zniknął Black, pozorując jedzenie. Mimo braku apetytu Renee odkroiła kawałek ciasta polanego obficie syropem klonowym, włożyła go do ust i przeżuwała chwilę, nie czując nawet smaku. W jej ślady poszła Isabella i jakoś udało im się zjeść po całym naleśniku.
- Jacob będzie zawiedziony, że wystygną - mruknęła.
- Widziałaś ten zawód na jego twarzy, kiedy musiał iść na patrol? Ja myślę, że on tylko z tego powodu nienawidzi tych wampirów, czy też raczej wampira. Akurat on by się przejmował zarwanymi nocami - podchwyciła Nessie.
- Dokładnie. Za czasów mojej młodości to on potrafił przez tydzień nie spać i się nie skarżył.
Dziewczyna prychnęła drwiąco - Mówisz to tak, jakbyś młodość miała już za sobą. Nie, inaczej. Jakby od tej twojej młodości upłynęło bóg wie ile czasu.
- Czuję się tak, jakby upłynęło. To była długa dekada. Szczęśliwa - uśmiechnęła się do niej lekko, ale w jej oczach malował się smutek, który zmniejszył wiarygodność jej wypowiedzi. Widząc, z jakim sceptycyzmem przygląda jej się córka, dodała - Tak, szczęśliwa. Czy zabrzmię banalnie, jeśli powiem, że to ty jesteś moim szczęściem?
- Owszem, brzmisz banalnie. Ale mi to nie przeszkadza. Cieszę się twoim szczęściem. Mamo...- zacięła się .- Gdy na mnie patrzysz, w oczach masz niekiedy ból. Dlaczego..?
- Spójrz w lustro. - Głos matki brzmiał teraz niezwykle cicho.
- Patrzę codziennie.
- I co widzisz?
- Siebie..?
- Nie jesteś do mnie podobna - westchnęła. - A kogoś przypominać musisz. Odziedziczyłaś sporo po swoim ojcu. Kolor włosów, kształt oczu, rysy twarzy... I ten twój uśmiech.
- Który? - spytała zdezorientowana.
- Ten... Ten... łobuzerski - wyznała w końcu, przegryzając dolną wargę i spuszczając wzrok. - Gdy się uśmiechasz w ten sposób, za każdym bez wyjątku razem przypominają mi się wszystkie sytuacje, w których on... W każdym razie jesteś bardzo do niego podobna - ucięła.
- Mam się tak nie uśmiechać?
- Broń Boże, Nessie! Cóż ja bym wtedy poczęła? - zachichotała smutno. - Po prostu trochę mi ciężko i tyle.
- Boję się.
- Czego?
- Mam ciągle przed oczami taką wizję: Ja i Jacob na podwórku, zimą. Wiesz przecież, że zawsze, jak pada śnieg, to we trójkę spędzamy całe dnie na ogrodzie... Tyle że w tej wizji nie jesteśmy już we trójkę. I z pewnością nie jesteśmy szczęśliwi - Wbiła wzrok w podłogę i zaczęła gwałtownie mrugać, by pozbyć się łez. - I wtedy uświadamiam sobie, że to nie tylko głupia wizja, że to bardzo możliwa przyszłość - załkała.
- Ness - Kobieta położyła swoją dłoń na dłoni córki. - Jestem ci to winna...
- Co jesteś mi winna?
- Szczęśliwe życie. Przez to, kim jesteś, nie będziesz nigdy miała normalnego życia. Ale chciałabym - więcej, zrobię wszystko - byś chociaż była szczęśliwa. Bo to, kim jesteś, jest poniekąd moją winą. A do twojego szczęścia jestem najwyraźniej niezbędna. Więc nie zamierzam umierać.
- Ty się obwiniasz za to, że urodziłaś pół wampira? - Na twarzy rudowłosej malował się szok.- Mamo!
- Nie chcę, żebyś się zamartwiała z mojego powodu. - oznajmiła, nie odpowiadając jej na pytanie. - I powtarzam: do nieba, czy gdzie tam się idzie po śmierci, mi się nie spieszy.
- I robisz to dla mnie? Ta cała przemiana i w ogóle? Tylko dla mnie? Z powodów wyrzutów sumienia?
- Wiesz, po ojcu odziedziczyłaś też to, że zawsze potrafisz tak poprzekręcać moje słowa, żeby wyszło na twoje - rzuciła poirytowana. - Renee, tobie zostało trzydzieści, góra trzydzieści parę lat życia! I nie chcę, byś spędziła je, pogrążając się w depresji!
- A co zrobisz po tych trzydziestu paru latach? - wyszeptała. - Odpowiedz. Szczerze.
- Nie wiem. Boże, nie wiem! - Bella ukryła twarz w dłoniach. - Nie chcę teraz o tym myśleć. Renesmee, czy ty próbujesz przekonać mnie do śmierci?
- Nie!
- No więc, proszę cię, podyskutujmy o czymś innym. Najlepiej później. Nie obraź się, ale chętnie bym się teraz zdrzemnęła... To była ciężka noc, a mnie znowu boli głowa.
- Pewnie - Renee wstała od stołu i zaczęła zbierać naczynia. - Ja posprzątam.
- Dziękuję - uśmiechnęła się blado brunetka. Będąc już w przy schodach, dodała - Ness... Uszy do góry. Wszystko będzie dobrze.
Nie odpowiedziała. Nie było to nawet chyba konieczne. Niemniej jednak czuła się lepiej. Ilekroć czuła się źle, matka obiecywała, że wszystko będzie dobrze.
I zawsze było.
Dlaczego więc tym razem miałoby być inaczej?
Polana była pusta, tak jak przed kilkoma godzinami, ale coś się zmieniło. Bystre oczy dziewczyny dostrzegły tajemniczą rzecz bielącą się na korze drzewa. Podszedłszy bliżej zorientowała się, że jest to kartka papieru. Sięgnęła po nią i ją rozłożyła.
Witaj, Nieznajoma
Uśmiechnęła się lekko na widok znajomego, schludnego pisma, którym wykaligrafowano także opis na drugiej stronie zdjęcia z Las Vegas
Muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak Ty. Intrygujesz mnie. Czuję, jakbym znał Cię całe życie - ale banał, prawda? W każdym razie żałuję, że to już koniec. Jesteś wspaniałą przyjaciółką, nawet biorąc pod uwagę fakt, że znam, czy też znałem Cię ledwie dwa razy po parę godzin. Chciałbym Ci opowiedzieć dużo więcej, chciałbym Ci opowiedzieć wszystko, całą moją historię. Może to i lepiej, że już się nie spotkamy? Zapamiętasz mnie jako mnie, jako swojego przyjaciela, a nie jako tragiczną postać spod pióra Szekspira. W każdym razie mam nadzieję, że o mnie nie zapomnisz.
Ja nie zapomnę Cię nigdy, Nieznajoma. Jesteś niezwykła - musisz tylko w to uwierzyć. Trzymam kciuki za Twój udany związek z zarówno Drugim, jak i Trzecim Muszkieterem.
Nieznajomy.
PS. Ty wcale nie nazywasz się Vanessa, prawda?[i]
[i]Skąd wiedziałeś?, pomyślała.
Z zaskoczeniem stwierdziła, że liścik jest mokry i rozmazany od jej łez. Nie pamiętała momentu, w którym się rozpłakała.
To był już koniec.
A może wprost przeciwnie? Może to właśnie był początek?
Szykowały się zmiany. Trzej Muszkieterowie dotąd byli ludźmi. Teraz ich spółka będzie zawierała wilkołaka - no dobrze, można powiedzieć, że człowieka - pół wampirzycę, i, przy odrobinie szczęścia, wampirzycę. Ale czy to cokolwiek zmieni? Czy nadal będą się dobrze czuli w swoim towarzystwie? Czy ewentualny związek dwóch pierwszych wpłynie na relacje z Trzecim, najważniejszym muszkieterem?
Jesteś niezwykła - musisz tylko w to uwierzyć.
Może tak właśnie było? Może była niezwykła?
Osunęła się na ziemię, opierając się o Jego drzewo. Nadal płakała, jednocześnie się śmiejąc. Owoc miłości zrodzony ze śmiertelniczki i wampira, w który wpoił się wilkołak. Chyba rzeczywiście była niezwykła.
Drzwi tradycyjnie już zaskrzypiały. Było coś kojącego w tym odgłosie - towarzyszył jej w końcu od dzieciństwa.
Renee rzuciła się na górę, przeskakując po dwa stopnie naraz. Będąc już w pokoju odrzuciła poduszkę i całą resztę pościeli, dokopując się do fotografii. Wygrzebała z kieszeni jeansów starannie złożony list i przeczytała go raz jeszcze, po czym umieściła go koło zdjęcia. Poprawiła poduszkę i usiadła ostrożnie na brzegu łóżka, pragnąć się trochę wyciszyć. I wtedy usłyszała rozmowę dochodzącą z dołu.
Jacoba jeszcze nie było, to pewne. Więc z kim matka..?
Wyszła na korytarz i wychyliła się przez barierkę, chcąc usłyszeć jak najwięcej. Jej ciemnorude loki przyklejały jej się do twarzy - Forks miało to do siebie, że często padał deszcz, a Nessie nie miała jak się przed nim schować.
- Rozumiem - mówiła Bella. - Dziękuję, Eleazarze. Zatem do poniedziałku. Tak, pozdrowię ją. Cześć.
- Eleazar? - zdziwiła się. - Ten twój przyjaciel? Oddzwonił w końcu? I jak?
- Będzie w poniedziałek, jak słyszałaś - rzuciła kobieta, próbując – bezskutecznie - się nie uśmiechać.
- Mamo..?
- Wyraził gotowość przeprowadzenia operacji.
Denerwowała się. Strasznie.
Choć nigdy nie była nawet w kościele, a wiara nie odgrywała w jej życiu większej roli, to modliła się gorliwie w duchu o powodzenie całej akcji. Trzymała za rękę matkę i spoglądała z niepokojem w jej oczy, by przenieść wzrok na wampira i znowu wrócić spojrzeniem do niej - i tak po kilka razy. Eleazar okazał się co prawda świetnym, godnym zaufania mężczyzną, na dodatek dużo ostatnio polował, ale i tak nie mogła się uspokoić. Uznała to za naturalny odruch.
Brunet kilkakrotnie usiłował przekonać ją do tego, by wyjechała dokądś na czas przemiany. Ostrzegał, że będzie wiele krzyków i cierpienia, którego nie chciałaby oglądać. Ale ona nie mogła tego zrobić, nie potrafiła. Teraz siedziała przy kanapie, na której położono matkę. Gładziła jej dłoń, szepcząc, że ją kocha. Badała fakturę skóry, starając się zapamiętać ją właśnie taką - ciepłą i delikatną. Jej palce natrafiły na obrączkę i dziewczyna zorientowała się, że coś jest na niej wygrawerowane.
- Co tu jest napisane? - wyszeptała.
- Na zawsze razem.
Usiłowała powstrzymać wzdrygnięcie, gdy wampir pochylił się nad jej mamusią, ale okazało się to niemożliwe. Jedno ugryzienie, drugie, trzecie. W szyję, zgięcie łokcia, nadgarstki...Ciszę przerywały tylko syknięcia Belli i tykania zegara. Przez szklaną ścianę salonową wlewało się światło wschodzącego słońca.
Zaczynał się nowy dzień.
I oto spełniało się dawne marzenie Isabelli Cullen - wstępowała w szeregi nieśmiertelnych.
Renesmee nie odrywała wzroku od jej twarzy, którą przecinał grymas bólu. Widziała dokładnie, jak otwiera usta. Po chwili wydobył się z nich głośny, przejmujący krzyk.
Przemiana się rozpoczęła.
*
Koniec części pierwszej
EDIT no.2:
Właśnie się dowiedziałam, że jutro wyjeżdżam. Nie wiem, czy będę tam miała dostęp do internetu (choć raczej nie), a wracam w sobotę, potem z kolei od razu jadę na ślub i w domu będę najwcześniej w niedzielę wieczorem- poznaliście więc domniemaną datę pojawienia się rozdziału 1.2.
Jak wrócę to byłoby mi miło, jakbym miała co poczytać pod rozdziałem. Ale to już od Was zależy :D
Pozdrawiam, Latte. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cocolatte. dnia Sob 19:41, 18 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
melcia
Wilkołak
Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 110 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z zakładu psychiatrycznego
|
Wysłany:
Sob 15:34, 18 Lip 2009 |
|
I Edward ją tak teraz zostawi?! Ale wróci prawda?
On wie że to jego córka prawda? Albo Renee go znajdzie albo Bella. Już wiem Alice zobaczy w swojej wizji że Bella jest wampirkiem i przyjadą!
Ha! Ja wiedziałam ze to będzie choroba smiertelna ale ktoś ją uratuje może to nie Edward a to się wytnie :) Bella będzie żyła!
Nareszcie choć trochę rzeczy sie wyjaśniło. Ale dlaczego Edward ją zostawił?! I to kiedy była w ciąży?! Jak on tak mógł?
Dobrze, że Edward zostawił Renee chociaż list. Ale powiedz że on wróci!
Mam nadzieje, że szybko dodasz kolejna część, bo ja już nie mogę się doczekać a dopiero skończyłam czytać ten rozdział:) No kobieto Ty to potrafisz trzymać w niepewności! I bardzo dobrze :) Ale ja Cie błagam nie męcz nas zbyt długo!
Życze Ci dużo Vena i żeby Cię nie opuszczał.
Pozdrawiam,
melcia
EDIT
JESTEM PIERWSZA hahaha! ( nie mogłam sie powstrzymać :P ) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez melcia dnia Sob 15:36, 18 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
wireless
Wilkołak
Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 119 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z objęć Roberta :D
|
Wysłany:
Sob 16:00, 18 Lip 2009 |
|
Pierwsza Melciu napisałaś komentarz. Bo ja pierwsza przeczytałam ^^
Bajecznie mi się to podoba. Szkoda tylko, że Edward jej nie przemienił. Ale mam cichą nadzieję, że on wróci. Dobrze, że wyjasniło się pare spraw. Cieszę się też, że nie walnęłaś tzw. sielanki - Nessie spotyka na polanie Eda, super extra, tata - córka, yeah, happy end i takie tam. Teraz trochę dramatu i akcji! :) Jestem Twoja zwolenniczką. Mimo iż odzywam się rzadko, jestem na bieżąco.
Z niecierpliwością czekam na więcej. Ciekawa dalszych rozdziałów, W. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
MonsterCookie
Gość
|
Wysłany:
Sob 21:08, 18 Lip 2009 |
|
Zatkało mnie.
<oddycham>
Nie wiem czy potrafię napisać cos konstruktywnego. To było przepiękne. Zastanawiam się jak mogłam przegapić 3 części, ale to tylko moja wina. Obiecuję, że teraz będę zaglądać regularnie.
Strasznie podobał mi się rozdział pt. 'Drugue pietro', bo wtedy Renesmee zaczęła coś podejrzewać. Nie mogę brak mi słów jak to opisać, ale to było naprawdę genialne.
A w rozdziale pt. 'Edward i Isabella Cullenowie' ogromnie podobał mi sie list od Edwarda - Matta. Był taki uroczy
Poza tym Bella wampirem i ta jej choroba. To było dla mnie duże zaskoczenie.
Proszę wstawiaj kolejną część, bo umrę jak nie przeczytam co się bedzie dalej działo.
Niecierpliwa MonsterCookie. :P |
|
|
|
|
zabcia1777
Nowonarodzony
Dołączył: 15 Lip 2009
Posty: 2 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Nie 21:24, 19 Lip 2009 |
|
aaaaa kocham Cię ;* ale dlaczego on ją zstawił? Przestraszył się, że ma zostać ojcem czy co? Myślałam, że jednak przyjedzie ktoś inny np Carlise, nawet miałam cichą nadzieję, że to Edward się nawrócił i chce ją odzyskać. I co znowu uciekł, ale wróci prawda? Powiedz, że wróci :))) Weny i jeszcze raz weny no i oczywiście czekam z niecierpliwością na kolejny fragment. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Donna
Dobry wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 77 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under
|
Wysłany:
Nie 21:33, 19 Lip 2009 |
|
A ja zauważyłam niezgodność:D:D
Edward przecież czyta w myślach. Prawda?
Skoro zauważył, że dziewczyna musiała myśleć, jak ma mieć na imię, i uznał, że skłamała, to powiązałby to z sekretem jakimś. na 99,9% chciałby dowiedzieć się z jej myśli, czemu kłamie.
No i przecież, jeśli nawet Renee by go blokowała - powiązałby ściemnianie z imieniem plus coś jak u Belli.
A jak opowiadała tą historię? Jacob? To oczywiste, że jak opowiadała, to o nim myślała. Zmieniała słowa, nie myśli. Dlaczego nie czytał jej myśli?
Przecież jest nadal Edwardem wampirem z Edwardowym wampirzym darem. Nie?:D
To mnie męczy i nurtuje. Zapomniałaś o tym może, albo coś takiego?:D
Rozdział dlugi, wydawało mi się, że najdłuższy, ale nie jestem pewna xD
Bardzo ciekawy, list od Edwarda wydawał mi się być fajny. A Bella raczej zauważy zniknięcie zdjęcia, prawda?
A Bella nie będzie przypadkiem miała "chrapki" na Renee? Zwłaszcza na początku? Albo Jacoba? Czy coś?
Dopiero za tydzień? No cóż, wyjazd to wyjazd.. niech ci będzie.
Pozdrawiam
~Alicee
Pees - postaram się napisać nowy rozdział SG do końca tygodnia;D |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Sob 9:31, 25 Lip 2009 |
|
Wow. Pięć komentarzy. Jestem pod wrażeniem.
Gdzie się podziały osoby, które komentowały od początku? Znudziło się? No trudno.
Alicee, poruszyłaś temat, który niegdyś spędzał mi sen z powiek. To nie tak, że zapomniałam. I ja już wiem, czemu Edward nie zrobił się podejrzliwy, a Wy... się dowiecie :D W swoim czasie :) Nie mam zamiaru robić spojlerów. W każdym razie jest to wyjaśnione w jednym z rozdziałów, które już napisałam.
Miał być w niedzielę, jest w sobotę. Zadowoleni?
beta: marta_potorsia
Prolog.
Są dwa typy ludzi: ci, którym się układa, którzy zawsze wychodzą na swoje, których los rozpieszcza. I ci drudzy co zawsze, mimo że mają pod górkę, też w końcu jakoś sobie radzą. I są nawet względnie szczęśliwi.
Ja nie należę do żadnej z tych grup. Trudno, żebym należał, skoro nawet nie jestem człowiekiem. Ale nie o to chodzi.
Kiedyś żyłem dokładnie tak, jak teraz, ale z tą różnicą, że byłem względnie szczęśliwy. Miałem rodzinę, przyjaciół, dom... Lecz potem los się do mnie uśmiechnął... Czy aby na pewno? Dał mi posmakować idealnego życia. Wtedy wszystkie te rzeczy, jakie niegdyś i tak postrzegałem jako kolorowe, nabrały nowego blasku. Nawet cierpienia nagle zaczęły nabierać sensu.
Ona była jak meteor - rozświetliła cały mój świat, nadała mu nowych barw, wywróciła mi życie do góry nogami - otworzyła mi oczy.
A potem odeszła.
I wszytko na powrót mieniło się odcieniami szarości.
Rozdział 1
Anioł
Waszyngton, okolice miasta Forks.
- Rozgośćcie się - powiedziała Bella, zamykając drzwi.
- Jesteś aniołem - rzucił Eleazar, wyplątując się z długiego, czarnego szalika. Jego partnerka nieśmiało rozejrzała się po przedpokoju. - To była męcząca podróż – dodał.- Strasznie dziś świeci słońce. Musieliśmy dziwnie wyglądać z zakrytą połową twarzy.
- Jakbyś się tym przejmował - wytknęła mu Carmen.
- Ostatnio jest tak ciągle - westchnęła Bella. - Od tygodnia świeci jak na jakiejś Saharze i mrozi jak na Antarktydzie. Normalnie nie poznaję tego miasta. Gdzie się podziały wszystkie chmury?
- Gdy cię ostatni raz widziałem, nienawidziłaś chmur - zdziwił się mężczyzna.
Wampirzyca potaknęła - I nadal ich nienawidzę. Po prostu tak nie mogę chodzić z Jakiem i Ness do warsztatu, a aż się boję pomyśleć, co oni tam wyprawiają.
- Technicznie rzecz biorąc to oni są dorośli.
- Technicznie rzecz biorąc to ona jest moją córką, a on moim najlepszym przyjacielem. Wybacz, że nie przepadam za ich migdaleniem. W sumie, to może i lepiej, że tego nie widzę.
- A właśnie, co u Renee?
- Dobrze - odparła z uśmiechem. - Nadal nie rośnie. Wiesz, powoli kiełkuje we mnie nadzieja, że ona już taka zostanie. W końcu jest w połowie wampirzycą, a wampiry są nieśmiertelne. Więc może ona też..?
- Mam nadzieję. Przestała rosnąć, kiedy miała dziewięć lat, tak?
- Około dziewięciu, dziesięciu. Mniej więcej w czasie mojej przemiany.
- Wygląda na dziewiętnaście. Teraz ma dwadzieścia trzy, więc to chyba nie tak, że jej ciało... dogania jej wiek. Twoja teoria jest więc najbardziej prawdopodobna.
- Nic z tego nie zrozumiałam - wyznała. - Ale już nie tłumacz. A tak z innej beczki, to chyba nie wpadłeś ot tak, przejazdem, prawda? Przez telefon byłeś taki... nieswój.
- Właściwie to mamy sprawę - wtrąciła wampirzyca. - I to dosyć poważną.
Isabella przyjrzała jej się, zaszokowana poważnym wyrazem jej twarzy.
- No to postaram się pomóc. A co to za sprawa? - Przeszli do salonu. Przez oszronioną szklaną ścianę nie było prawie nic widać, ale przebijały się przez nią promyki słońca, które roziskrzały skórę całej trójki.
- No... Hm, wanilia... czekolada? - zaintrygowany, powęszył trochę.
- Robię tort. Nie obrazicie się, jeśli zaproponuję przeniesienie naszej dyskusji do kuchni? Nie chcę, żeby się coś przypaliło. Jake oczywiście i tak by to zjadł, ale to urodziny Renesmee, więc wolę nie nawalić - wytłumaczyła.
- Ach, to dziś dwudziesty siódmy? Całkiem straciłem poczucie czasu.
- Pamiętałeś - pochwaliła.
- Trudno nie zapamiętać. Po raz pierwszy odebrałem poród - i to, należy dodać, poród pierwszego na świecie pół-wampirzątka.
- No dobra, fajnie powspominać, ale odnoszę wrażenie, że robisz wszystko, byle by tylko odbiec od tematu.
Brunet westchnął i oparł się o blat, przyglądając się swojej przyjaciółce. Mieszała energicznie jakąś masę, skutecznie zastępując mikser, chociaż ten stał metr od niej.
- Jedno nazwisko - oznajmiła Carmen, widząc, że jej mąż nie ma zamiaru się pospieszyć. - Rodriguez.
Reakcja Belli była natychmiastowa - cała zesztywniała, a gdy odwróciła się w stronę partnerki Eleazara, na jej twarzy malowała się mieszanka strachu i obrzydzenia.
- Kontynuuj - zachęciła, choć podświadomie czuła, że woli nie znać reszty.
- Naprawdę muszę? Skurwysyny powybijały ponad osiemdziesiąt procent amerykańskich wampirów w niecałe trzy lata. Jesteśmy zagrożeni. Wszyscy.
- I co w związku z tym?
- CO?
- To nie tak, że ja się tym nie przejmuję. Po prostu chcę poznać ten genialny plan, którego - jak mniemam - mam być częścią.
- Zostało nas niewiele - wyjaśnił Eleazar - więc zbieramy się w jednym miejscu, aby mieć choć minimalne szansę na przetrwanie. Bello, nie chcę, aby to zabrzmiało nieprzyjemnie, wiesz, co nas w tobie interesuje. Co jest nam niezbędne.
- Mój dar - wyszeptała.
- Oczywiście. Przecież cała siła u Rodriguezów sprowadza się do iluzji! Ból, zamroczenie, niekompatybilność... Wszystko w środku umysłu. Gdybyśmy mieli ciebie... Gdybyś potrafiła rozszerzyć swoją tarczę, to mielibyśmy szansę! Nie działaliby na nas.
- Ale zapominasz o najważniejszym: w skład tej - pożal się Boże - rodziny wchodzi około dwudziestu wampirów! Ponadto, słyszałam, że jedno z nich ma dar ognia. Jeśli nie uda im się nas pokonać bólem i zarazą, to nas po prostu podpalą!
- Dar ognia to nie jest... wystarczająco konkretne określenie. On potrafi tylko coś podpalać. I na to mamy rozwiązanie - znam jedną wampirzycę, która mogłaby pomóc - znaczy, jeśli jeszcze żyje. Ona też ma dar ognia. Rozpalania, ugaszania, zmniejszania, podsycana, pełen pakiet.
- Ile nas jest?
- Piątka naszej rodziny, ósemka Cullenów i ewentualnie ty z Sorayą.
- Cullenowie, powiadasz - mruknęła kobieta cicho, dodając do swojej polewy kakao.
- Od nas, nie licząc mnie, tylko Kate jest szczególnie uzdolniona - potrafi razić prądem. Za to u Cullenów pełen pakiet: jeden manipuluje nastrojami, jedna przewiduje przyszłość, inny unosi przedmioty siłą umysłu, a Edward czyta w myślach, co jest szalenie irytujące. Szczególnie dla Tanyi, która się w nim potajemnie podkochuje... Oczywiście, to już nie jest „potajemne”, gdy on wychwytuję każdą jej myśl. Swoją drogą, ciekawe, czy mógłby od ciebie coś usłyszeć?
Isabella czuła się tak, jakby mężczyzna przy każdym słowie wbijał w jej martwe serce sztylet. Ostry, raniący. Mało co wprawiało ją w taki stan - więcej, od paru dni w ogóle nie myślała o wiadomej rodzinie, co było jej absolutnym rekordem. A teraz wspomnienia niemal ją przygniotły. Nie miała przy sobie córki ani Jacoba, więc jej wirtualna rana zaczęła piec. Znowu traciła płuca, serce - z tą różnicą, że teraz, po ponad dwudziestu latach, potrafiła przy tym zachowywać się jakby nigdy nic. Choć bolało tak samo.
- Pewnie nie. - odpowiedziała, starając się odpowiednio manipulować głosem.
- To jak, Bello? Piszesz się na to?
Obydwoje patrzyli na nią wyczekująco. W jej duszy walczyły dwa demony - jeden, szlachetny, kazał jej iść i pomóc. Ryzykować życiem. Chronić wampiry, chronić siebie. Choć drugi demon miał w zanadrzu tylko jeden argument, okazał się on być wielką pokusą: oni tam będą. A jak będą, to co im przeszkodzi rozwalić jej świat, który z takim trudem układała od ich odejścia?
- Pod jednym niepodważalnym, bezdyskusyjnym – podkreśliła - i cholernie ważnym warunkiem.
- Jakim?
Czekali, aż wyjmie biszkopt z piekarnika i postawi na blacie do ostygnięcia. W końcu odwróciła się do nich i oznajmiła:
- Od tej chwili zapominacie, jak się nazywam. O tym, kim dokładnie jestem, skąd jestem i jaka jest moja historia. Nie chodzi tylko o głośne mówienie - głównie o myśli. Od tej chwili - zakończyła uroczystym, zimnym niczym powietrze za oknem głosem - nazywam się Izzy.
Alaska, okolice szczytu Denali.
'Edward! Mogę wejść?'
Nie, pomyślał. Ale czy cokolwiek jest w stanie powstrzymać Alice? I tak zawsze robiła co chciała. Skupił się zatem na odpowiedzi, tak, aby siostra mogła wyłapać ją w swojej wizji. Był to ich sposób komunikacji, który niezmiernie irytował pozostałych członków rodziny.
'Właź'
Drzwi jego pokoju się otworzyły i stanęła w nich niewysoka osóbka o czarnych, nastroszonych od nerwowego targania włosach. Krokiem godnym baletnicy podeszła do brata i usiadła obok niego na podłodze.
'Jak się trzymasz?'
'All, zadajesz to pytanie dzień w dzień, odkąd opuściliśmy Forks.'
'Zwrot grzecznościowy. Wiesz, miałam wizję'
'W której to rodzina Rodriguez robi z nas kupkę popiołu'
'Nie. Coś się zmieniło'
Doprawdy? Od dwóch lat Alice nawiedzała ta sama wizja - dzięki niej wiedzieli wszystko o wampirach, które siały spustoszenie w całej Ameryce. Było ich dwudziestu - a każde bez wyjątku posiadało jakąś mrożącą krew w żyłach umiejętność, dzięki której eliminacja - szczególnie okrutna, jeśli by ktoś pytał - innych pobratymców nie stanowiła najmniejszego problemu. Dodatkowo robili to na tyle dyskretnie, by nie zaistniała potrzeba interwencji Volturi.
Większość wampirów straciło już życie, czy też egzystencję. Reszta była nieświadoma zagrożenia - z kilkoma wyjątkami, które teraz skupiły się w jednym domu, by przygotować się do walki. Mimo to wizje Ally pozostawały tak samo złowrogie jak za pierwszym razem.
'Co konkretnie?'
'Nie wiem. Wizja się... tak jakby... zbladła. Ich zwycięstwo nie jest już tak pewne, jak zawsze. Ktoś podjął jakąś zbawienną dla nas decyzję. Ale kto? Rodriguezowie żyją, co do jednego, więc to raczej nie chodzi o nich. Zresztą, sam zobacz'
Gdyby nie oglądał tego obrazu parę razy dziennie w głowie siostry, nie potrafiłby określić, co się na nim dzieje. Faktycznie, całość wypełniała jakby mgła, rozmywając kontury i dźwięki. Nadal jednak czuć było, że wydarzy się ona już wkrótce.
'Nie wiem, gdzie są Carmen i Eleazar, Edwardzie'
Chłopak spojrzał na nią, nieco wyprowadzony z równowagi.
'Nie ma ich w domu?'
Skupił się na myślach innych. Esme była w kuchni z Carlisle'm i Kate, Jason ćwiczył w swoim pokoju, przenosząc szafę z jednego kąta w drugi, Irina i Jasper bez celu pałętali się po różnych partiach pierwszego piętra.
'Nie ma Emmetta, Rose, Tanyi... I Carmen z Eleazarem'
'Reszta jest razem na polowaniu, widzę ich. Ale tamci zniknęli przed południem. Nie widzę ich przyszłości. Edwardzie, a jeśli... Jeśli oni..?'
'Miejmy nadzieję, że nie', przerwał jej szybko.
'Boję się'
Jej myśli były ciche i przygnębiające. Czuła się bezsilna. Oparła głowę na ramieniu brata i zamknęła oczy, masując sobie skronie. Na próżno. Wizja nie nadchodziła - w każdym razie właściwa wizja.
Tej miała po dziurki w nosie. Edward objął ją ramieniem i przytulił pocieszająco.
'Wiem'. Zawahał się przez chwilę, po czym dodał - 'Ja też'
'Tęsknię za nią', wyrwało jej się.
'Za kim?'
'Za nią'
W jej głowie pojawiły się wspomnienia - ona i niewysoka - choć wyższa od niej - brunetka. Robiące pedicure, chodzące na zakupy, zajmujące się tysiącem różnych rzeczy. Nigdy nie zapomniała o swojej najlepszej przyjaciółce i ciągle ją kochała, nawet mimo tego, co ta zrobiła Edwardowi.
'Mogłabyś przestać?', wycedził, przywołując ją do rzeczywistości.
'Przepraszam', odparła, używając swojego najmniej przepraszającego tonu, co sprawiło, że zabrzmiało to jak ironia. W rzeczywistości jednak Alice miała dość ciągłego przepraszania. Chciała myśleć o Belli bez skrępowania, upajać się wspomnieniami drogich, razem spędzonych chwil. Jednocześnie jednak była świadoma bólu, jaki sprawiała tym bratu.
Nie widziała jej od dwudziestu trzech lat - od długich pięćset trzydziestu jeden miesięcy. Edward także. Jednak to tylko jemu współczuto. Nikt nie brał pod uwagę uczuć Alice w tym temacie. Cóż z tego, że była jej najlepszą przyjaciółką, skoro to z Edwardem Bella tworzyła związek? Prawda jednak przedstawiała się nieco inaczej - wampirzyca cierpiała niemal tak samo jak brat, a może nawet bez tego „niemal”. Pierwszy raz w życiu – egzystencji - spotkała kogoś, komu przeznaczone było przyjaźnić się z nią, właśnie z nią. Rodzina, klan Tanyi, wszyscy - może pomijając Jaspera, ale on to inna historia - kochali ją, bo poniekąd musieli. Ale Bella?
'Naprawdę tak to odczuwasz?', zdziwił się chłopak.
'To ty o tym powinieneś wiedzieć najlepiej, w końcu non stop siedzisz mi w głowie', warknęła poirytowana.
'Uwierz mi, staram się tego nie robić'
'Jasne. Wiesz, wyjeżdżamy na polowanie'
'Wyjeżdżamy?'
'My. Ja i Jasper'
'Na ile?'
'Na długo. Wrócimy, kiedy zobaczę, że wizja się nasila. Na samą bitwę'
'Dlaczego?'
'Miło będzie pobyć trochę sam na sam. Ostatnio Jasper nic, tylko w kółko trenuje siebie i innych. Poradzicie sobie sami. Ja mam dość. Jestem zmęczona'
'Chyba cię rozumiem. Kiedy wyjeżdżacie?'
'Za pięć minut'
'A Jazz wie?'
'Oczywiście!'
'Alice...'
'No dobra, dobra. Jeszcze nie wie'
Parsknął śmiechem. To był dokładny styl Ally - nie przyjmować do wiadomości, że coś mogłoby się nie udać, i po trupach dążyć do wyznaczonego sobie celu.
'Będę tęsknić, braciszku' wtrąciła miękko i czule.
'Ja też, siostrzyczko', zakpił, parodiując jej ton, jednak nie mógł ukryć tego, że naprawdę będzie tęsknił. Ally była, wbrew pozorom, najbliższym mu członkiem ich rodziny. Ta zaśmiała się cicho i niespodziewanie pocałowała go w policzek - czego nigdy nie robiła, nikomu. No, nikomu, z jednym, trochę bolesnym wyjątkiem.
I wyszła.
- Jakieś wieści od Car? Albo Eleazara?
- Przyjeżdżają jutro - powiedział spokojnie Carlisle.
- Dzwonili? - upewniła się Tanya.
- A gdzie tam. Edward ich namierzył.
- Namierzył?
- Powiedzmy, że zadzwonił do nich w odpowiednim momencie.
- Co oni sobie wyobrażają? - wybuchła blondynka, wydeptując wyraźną ścieżkę w kremowym dywanie.
- Nie wiem, ale wydaje mi się, że któreś z nich wpadło na dobry pomysł, który teraz realizują - wtrącił Edward, który bezszelestnie pojawił się w salonie.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zaintrygował się blondyn.
- Alice zmieniła się wizja.
Przez pełną minutę obydwoje wpatrywali się niedowierzająco w chłopaka.
- I teraz to mówisz? Jak się zmieniła? Kiedy?
- W piątek. Jakby się... Zamazała. Chyba mamy większe szanse na zwycięstwo. Nie chciałem nic mówić, dopóki nie dowiem się, co ową zmianę spowodowało. W każdym razie Ally nie kontaktuje się ze mną odkąd wyjechali z Jasperem, więc nie mam pojęcia, czy w ciągu tych trzech dni cokolwiek się zmieniło.
- Skąd pewność, że to ma związek z Eleazarem i Carmen? - spytała Tanya.
- Nie mam żadnej. Ale na parę godzin zniknęli z wizji Alice. Na szczęście pojawili się na niej ponownie, ale nie sami. Ally mówi, że towarzyszą im dwie wampirzyce, których nie rozpoznaje. Jedna wegetarianka i jedna... tradycjonalistka. Zastanawia mnie to, co się z nimi działo w ciągu tych paru godzin. - Jego twarz wykrzywiła się w lekkim grymasie, po czym dodał. - Tylko w przypadku jednej osoby jej wizje znikały. I miało to związek z wilkołakami, pamiętasz?
- Oczywiście - potwierdził Carlisle zaskakująco łagodnym głosem. - Ale co oni robiliby w towarzystwie wilkołaków? Gdzie Alice ich widziała?
- Nie rozpoznawała tego miejsca. W każdym razie gdzieś bliżej południa.
- Na południu raczej nie ma wilkołaków - zamyślił się. - Chyba.
- W każdym razie oni nam to wyjaśnią, jak wrócą. Teraz nic produktywnego nie wymyślimy - rzuciła blondynka.
- O czym dyskutujecie? - Esme z Rosalie weszły do pomieszczenia, zaintrygowane ostatnią wypowiedzią. Esme z niepokojem przyjrzała się synowi, którego twarz wyrażała otępienie.
- O wizji Ally.
- To coś nowego - zakpiła Rose. - Coś się zmieniło? Na przykład pozabijają nas w innej kolejności?
- Wręcz przeciwnie. Nasze szanse wzrosły - poinformowała córkę głowa rodziny.
- Doprawdy? - zainteresowała się jego żona. - I jaki ma to związek z wilkołakami?
- Żaden. Po prostu Car i Eleazar zaginęli na chwilę. Alice ich nie widziała – wyjaśnił. - Ale nie wiemy, dlaczego. Wilkołaki to tylko takie przypuszczenie.
- Jakie wilkołaki? - zawołał z przedpokoju Emmett, który dopiero co wrócił z krótkiego polowania.
Edward niemal poczuł mdłości na myśl o tym, że musiałby jeszcze dwadzieścia razy wysłuchać tych wszystkich teorii - bo pewnie po Emmetcie przyszedłby ktoś inny, a po tym kimś innym jeszcze ktoś inny - więc niezauważalnie usunął się z salonu i ruszył do swojego pokoju.
Zamknąwszy drzwi na klucz - bardziej, żeby zasygnalizować niechęć do przyjmowania innych odwiedzin niż z konieczności - stał przez chwilę w jednym miejscu nie mając pomysłu, co ze sobą zrobić.
Wreszcie podszedł do okna. Lasy w okolicach Denali były inne, niż te w Forks, więc mógł oglądać je bez bólu. Jednakże nienawidził momentów, w których nie miał nic do roboty poza wpatrywaniem się w nie, bo wtedy jego myśli zaczynały błądzić po niebezpiecznych terenach. Wtedy śnieg zmieniał się w deszcz, świerki w sosny, na podjeździe pojawiała się czerwona, stara furgonetka, a ich dom, który zamieszkiwali od czterech lat, stawał się biały i dwupiętrowy. Po znajomej werandzie wchodziła para - choć „wchodzenie” to było stwierdzenie na wyrost. To chłopak wchodził, jedną ręką ciągnąc dziewczynę, a w drugiej dzierżąc jej torbę. Całowali się namiętnie, nieświadomi, że jeszcze tego samego wieczoru na palcu brunetki zalśni - na parę minut, ale jednak - pierścionek zaręczynowy.
Nigdy by się do tego nie przyznał, ale w głębi ducha czuł się rozczarowany rozpogodzeniem wizji ich przyszłości. Pragnął śmierci - jego egzystencja była teraz jedynie niekończącym się pasmem cierpienia. Nie chciał naturalnie, by jego bliscy zginęli - to dotyczyło tylko jego.
Nie wyjeżdżał do Włoch, by poprosić Volturi o przysługę - sprowadziłby tym samym śmierć także na ukochaną, którą miał przemienić w potwora, a która wybrała inne życie. Nie mógł polegać na braciach - nigdy by mu nie pomogli. Cóż pozostawało? Od dwóch lat nieustannie miał nadzieję, że to się wreszcie skończy.
To. Już nawet nie nazywał tego egzystencją, co dopiero mówić o życiu. Po prostu to.
Ostatni dzień roku 2029 nie wyróżniał się niczym wśród innych dni. Na zewnątrz - jak to na Alasce bywa - padał śnieg, a wampiry ćwiczyły, walcząc między sobą. Było to bezsensowne - Rodriguezowie nie pozwalali podejść do siebie na tyle blisko, by móc ich skrzywdzić w tradycyjny sposób. Edward zawsze odmawiał udziału w ćwiczeniach. Poddał się jeszcze przed rozpoczęciem walki.
Około godziny drugiej po południu pod willę zajechał srebrny, sportowy samochód marki Sukkuti - samochód Eleazara. Wampir nie zdziwił się, gdy zauważył, że wysiadają z niego nie dwie, a cztery osoby odziane dla niepoznaki ciepłymi płaszczami. Oprócz Eleazara towarzystwo składało się z samych wampirzyc. Zaintrygowany, zszedł na dół do hallu.
Myśli Carmen były zagmatwane, Eleazar starał się chyba coś przed Edwardem zataić, bo zastanawiał się nad koniecznością zainstalowania w domu nowego oświetlenia. Wyższa nieznajoma rozglądała się ciekawie, a jej jasnobrązowe, średniej długości włosy były pełne śniegu.
Co do nieznajomej numer dwa, to dało się o niej powiedzieć tyle, że była bardzo cicha mentalnie. Nuciła w głowie jakąś śliczną, nieznaną mu melodię i zdawała się wcale nie interesować zagrożeniem czy chociaż wystrojem. Nagle, czując, że kasztanowo-włosy się jej przygląda, odwróciła się w jego stronę. Edwarda wmurowało.
Miała twarz anioła. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cocolatte. dnia Wto 16:41, 01 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
melcia
Wilkołak
Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 110 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z zakładu psychiatrycznego
|
Wysłany:
Sob 10:57, 25 Lip 2009 |
|
Ja jestem bardzo zadowolona :)
Ciekawe czy Edward się zoriętuje, że to jest Bella? Jeśli tak to jak na to wpadnie może komuś się wymsknie? Ale się zorietuje albo Bella mu powie i będą parą prawda? No chyba, że któreś z nich uśmiercisz to w sumie nie będzie złe rozwiązanie :)
Rozdział bardzo mi się podobał i będzie walka *jupi* ale powiedz że kogos uśmiercisz albo wszystkich bo spadnie jakaś baba czy coś :P
Możliwe ze Edward nie słyszał myśli Renee bo ma podobny dar do swojej matki czy coś albo spowodowała to silna więź między nimi.
Czekam na następny rozdział i życze dużo Vena :)
Pozdrawiam,
melcia |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
anula00
Człowiek
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 74 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Grudziądz
|
Wysłany:
Sob 11:18, 25 Lip 2009 |
|
Od jakiekogs czasu czytam twoje ff i wkoncu zdecydowałam cos napisac krótkiego.
Całkiem fajny pomysł zmieniając historie Belli i Edwarda
Ślub w Vegas, urodzenie malej bez końeczności przemiany, zamieszkanie z Jacobem, choroba belli i jej przemiana a teraz to walka o zycie wampirów i pewnie nie na tym zakonczysz.
Tylko cos mi niepasuje przeciez Bella az tak mocno sie niezmieniła tylko wypiękniała i ona mysli że jej niepoznaja że Alice jej nierozpozna albo Edward. Wiem że prędzej była mowa że jej córka niepoznała na zdjęciu gdzie była z Edwardem no ale bez przesady.
No ale nic zobaczymy co dalej nam pokazesz.
Czekam na więcej dużo weny i nieprzejmuj sie ze tak mało kometarzy gdyz sa wakacjie |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Sob 13:23, 25 Lip 2009 |
|
może Edward nie rozpozna Belli ale Alice na bank by się to udało tylko, że ona wyjechała z Jazzem. Pomysł twojego ff mi się podoba jest inny niż wszystkie. Na temat poprawnej pisowni itd wypowiadać się nie będę bo polonistka ze mnie kiepska. Życzę dużo weny :) |
|
|
|
|
lilczur
Wilkołak
Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 141 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z daleka
|
Wysłany:
Nie 0:28, 26 Lip 2009 |
|
Jestem strasznie, potwornie wściekła! Nie zauważyłam ostatniego rozdziału poprzedniej części!!! Myślałam, że będzie w tytule data aktualizacji i nie zaglądałam. Teraz zobaczyłam, wchodzę, a tu dwa rozdziały. A ja tak czekałam. Oj ja głupia, no nie daruję sobie!
Latte, przyznam, że nie wiem, co mam pisać, bo nie chcę wyjść na przesłodzoną pochlebczynię w stylu: "Och, ach, jak cudnie." A tak się czuję.:D
Podoba mi się w tym opowiadaniu WSZYSTKO: to, jak prowadzisz akcję, kreacja bohaterów, zwroty akcji przyprawiające mnie o szybsze drgania serca, napięcie, klimat, sposób układania zdań, stylistyka, opisy... Długo by wymieniać.
A do tego dochodzi marta_potorsia - fantastyczna beta.
Chylę czoła przed Wami, Dziewczyny!
EDIT: Zapomniałam spytać - jak to możliwe, że Edward nie pozna Belli??!!! Ona na prawdę w to wierzy? Ja rozumiem, przemiana, inny wygląd, ale coś tak błahego miałoby znaczenie? To co to by była za miłość? I nie wiedział, odchodząc od niej, że jest w ciąży? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez lilczur dnia Nie 0:33, 26 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Donna
Dobry wampir
Dołączył: 02 Mar 2009
Posty: 664 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 77 razy Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: from Six Feet Under
|
Wysłany:
Wto 1:18, 28 Lip 2009 |
|
lilczur - Pamiętaj tylko, że Belli nie zmieniła TYLKO PRZEMINANA. Było w rozdziale, w którym Renee była w pokoju Belli, Byłotam jej zdjęcie z Edwardem. Renee nie mogła poznać młodej matki. Ona się postarzała, dojrzała może i zmieniła z wyglądu znacznie. W dodatku przemiana zamaskowała jej zapach i tym podobne. Więc szansa, że Edward jej nie pozna, jest według mnie bardzo prawdopodobna i realistyczna.
Teraz pytam, czy dobrze powiedziałam! :)
Swoją drogą, to jest 5 komentarz. O tak swojskiej porze pisania posta pzoostało mi skomentować rozdział i prosić o następny rozdział już dziś (wtorek).
No więc rozdział trochę nam rozjaśnił sytuację, wprowadził nowe, ciekawe rzeczy. Ciekawi mnie, cyz ten 'Rodriguez' (zabij mnie, nie pamiętam jak się pisało) ma w swojej paczce Jane albo kogoś? Kim jest J... ten ktoś od Cullenów co przenosi rzeczy? Czy Bella zostawiła Renee w Forks? Czy Renee o wszystkim wie?
Rozdział niezłej długości i miło się czytało. Więc mam nadzieję, że następny będzie równie dobry. Graty dla bety i dla autorki naraz ^.^
Pozdrawiam, czekam na rozdział, bo jestem ciekawa, co będzie dalej.
~Alicee |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Ekscentryczna.
Wilkołak
Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 147 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Wto 18:56, 28 Lip 2009 |
|
Przeczytałam i, jestem pod wrażeniem. W pierwszych rozdziałach nie mogłam się połapać o co chodziło, później wszystko się wyjaśniło. Bardzo ciekawy i oryginalny pomysł. Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Ciekawe, czy Edward się połapie.. ; )) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
mTwil
Zły wampir
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 345 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 80 razy Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: O-ka
|
Wysłany:
Wto 19:56, 28 Lip 2009 |
|
Mnie sie na pewno nie znudzilo i po przerwie pod jednym rozdzialem wracam :)
Przez jakies piec minut zastanawialam sie, jakim cudem moglas dodac piewszy rozdzial... Dopiero po chwili skontaktowalam i przypomnialo mi sie, ze to druga czesc. A juz myslalam, ze mam jakies schizy i te 7 rozdzialow mi sie przysnilo :)
Co ja moge napisac? Mam cie caly czas chwalic? Chyba nie pozostaje mi juz nic innego... Wszystkie twoje pomysly, akcja i wykonanie. Bezbledne.
O ile pamietam, to pisalas, ze kazda czesci bedzie z innego POV, a to jakos nie mamy nikogo. To moje kolejnie schizy, czy tak rzeczywiscie mialo byc? Po prologu spodziewalam sie tu Edwarda :D Tak poza tym, to zgadzam sie z uwagami innych. Jakim cudem on ma nie poznac Belli? Przeciez jest wampirem, jego pamiec sie nie zaciera, moglby zapomniec jak wygladala? A Rose, Carlisle, Esme, Emmett? Bella musialaby chyba byc po jakiejs operacji plastycznej, zeby naprawde nikt jej nie rozpoznal. Zapach? No tak, mogl sie troche zmienic, ale reszta? Watpie, zebys to tak zostawila i musialas cos wymyslic, ale co?
Moje komentarze ograniczaja sie glownie do pytan, ale to przez ciebie tyle ich mam :)
Kim jest osmy z Cullenow?
Kim jest Soraya?
Z jakiej chionki urwala sie rozdzina Rodriguez'ow i co ma na celu poprzez zniszczenie reszty wampirow?
Dlaczego glupia Bella zostawila Edzia?
I jak Ness zareaguje, jak zobaczy tatusia?
Ok, nie mecze cie juz, mam nadzieje, ze w najblizszych rozdzialach troche rozjasnisz.
Pozdrawiam
mTwil |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
yeans-girl
Wilkołak
Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 239 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z objęć Edwarda / Królewskie Wolne Miasto Sanok
|
Wysłany:
Śro 10:51, 29 Lip 2009 |
|
Moja droga Cocolatte.!
Z początku twoje opowiadanie nie powaliło mnie na kolana. Odstraszyło mnie to, że nie jest pisane w pierwszej osobie, czego w fanfickach nie lubię. Jednak przełamałam się i czytałam dalej. Muszę powiedzec, że moje zdanie zmieniło sie o 180 stopni. Pomysł fenomenalny, wykonanie też. Pomijając oczywiście trzecioosobową narrację.
Bardzo podoba mi się w tym opowiadaniu postac Nessy. Zagubona dziewczyna, która dla wszystkich che dobrze. Nie che się wiązac z Jacobem, bo nie ce zostawic samej matki. Na samym poczatku powiedziałabym, że jest zaknięta w sobie, ale kiedy zaczęła się zmierzac Mattowi zmieniłam zdanie.
Nie wiem co wydarzyło się między Bellą, a Edwardem, ale mam nadzieję, ze rozwiniesz jakoś ten wątek. Podoba mi się pomysł z przemianą w wampira. Już zaczełam się bac, ze umrze.
Wydaje mi się, że Matt tffu, Edward domyśla się czegoś odnoście Nessy. Ciekawe jak postąpi na polanie. Czy rozpozna swoją eksżonę i czy dowie się prawdy o Reneesme.
Wyraziłam swoje zdnaie tlyko na temat tych trzech osób ale moim zdaniem są one tu najważniejsze i to je najbardzie lubię. To znaczy jest jeszcze Alice,a le o niej to mało mi wiadomo.
Co do fabuły to do tej pory wszystko mi się podoba. Te spotkania na polanie też były dobrym pomysłem i ta więź między ojcem, a córką. Ciekai mnie też czy Alice dowie się dlaczego jej wizje stały się bledsze, bo ja mniemam, że to za sprawą Izzy.
Z niecierpliwością czekam na bitwę i na spotkanie EiB.
życzę weny i czasu.
pozdrawiam,
yeans-girl |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ajaczek
Zły wampir
Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany:
Śro 13:11, 29 Lip 2009 |
|
OMG! Przepraszam przeoczyłam twój jeden rozdział!!! Nie wiem jak to się stało, ale już nadrabiam komentarzem!
Zaskoczyłaś mnie takim obrotem akcji! Totalnie jestem zaszkowana. Ostatnie dwa rozdziały zasypały mnie nowościami i zwrotami akcji - napierw szczera rozmowa Belli z Reneesme, potem oświadczenie że Bella stanie się wampirem, przeprowadzenie operacji przemiany, wkońcu prośba Carmen, pojawienie się zagrożenia egzystencji i na koniec wisienka na torcie - Edward -jego EPOV, a także to zakończenie, rozumiem że ten anioł to Bella? Ale co, ona myśli że Edward jej nie pozna? Nie wyczuje zapachu? ech...A tak wogóle jak Bella mogła go zostawić? Odwróciłaś ich role zmieniając Edwarda na Bellę jako osobę, która kończy znajomość??? Kończy wielką miłość? Musisz koniecznie mi to wyjaśnić, najlepiej w kolejnym rozdziale.
Ogólnie podsumowywuję dwa rozdziały, które totalnie mnie zaskoczyły swoimi zwrotami akcji, twój styl pisarski doskonale oddaje atmosferę panującą w tym ff. Czekam na kolejne rozdziały totalnie zaintrygowana kontynuacją i rozwiązaniem zagadek:)
Życzę weny, czasu i olbrzymiej przyjemności z pisania kolejnych rozdziałów!!!!
p/s
Piszę coraz dłuższe komentarze.... Coraz bardziej się angażuję!!! |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ajaczek dnia Śro 13:12, 29 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
MonsterCookie
Gość
|
Wysłany:
Śro 13:50, 29 Lip 2009 |
|
Kolejny rozdział. Na początku powiem, że czyta się płynnie i lekko, błędów nie zauważyłam, gratulacje dla bety.
Uwielbiam twoje ff ze względu na fabułę, która zaskoczyła mnie w tym ostatnim rozdziale. Rodzina Rodriguez wybija wszystkie wampiry. Zastanawiam się jaki mają w tym cel. Poza tym Bella zgadza się ochraniać pozostałe wampiry. Przyjeżdza do Cullenów, a tam pojawia się Edek. Zastanawiam się czy on odkryję w niej swoją dawną Bellę, ale myślę, że tak
Czekam na kolejną część, proszę postaraj się ją szybko dodać.
MonstrCookie. :D |
|
|
|
|
Cocolatte.
Wilkołak
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 42 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany:
Śro 16:24, 29 Lip 2009 |
|
ohh... Skończyło się z czy-Matt-to-Edward, to teraz się zabrałyście za Bellę.
Zobaczycie, czy ją rozpozna, czy nie. A dlaczego mógłby nie rozpoznać, już tłumaczyłam. Ponadto, wytłumaczę dokładniej w którymś-tam rozdziale trzeciej części.
Co do POV, to nie chodziło mi o to, że przejdę na narrację pierwszoosobową. Po prostu zmieniam głównego bohatera. W pierwszej części była nim Renesmee (gościnnie Bella). W tej jest nim Edward (gościnnie Bella). A w trzeciej... :D
Nie pochwalę Was za komentarze. Czemu? Bo jak chwalę, to przestajecie komentować. Ale muszę napisać, że jestem z ich powodu bardzo, bardzo, bardzo szczęśliwa :)
Prawie skończyłam trzeci rozdział, jeśli dobrze pójdzie, to jeszcze dziś pójdzie on do bety. A tymczasem zapraszam na rozdział numer dwa :) Enjoy.
beta: marta_potorsia
Rozdział 2
Błysk dawnej świetności
Soraya - przedstawiła się szatynka, zdejmując płaszcz.
- Edward - odpowiedział machinalnie, spoglądając ciekawie na drugą nieznaną wampirzycę. Ta także zdążyła już pozbyć się wierzchnich ubrań. Miała ciemnobrązowe, kręcone włosy spięte w wysoki kucyk i duże, miodowe oczy okolone zasłoną gęstych, długich rzęs. Jej anielska twarz wzbudzała w nim różne uczucia, które uśpił w sobie ponad dwadzieścia lat temu, w tym pewnego rodzaju niepokój, jakby skądś ją znał.
Była najpiękniejszą istotą, z jaką kiedykolwiek się spotkał. Nawet... musiał uczciwie przyznać, że była ładniejsza od niej.
- Izzy - szepnęła. A może zaśpiewała? Miała równie uroczy głos, co twarz.
- Izzy?- zdziwił się. - Nietypowe imię.
- No tak. Nietypowa ze mnie kobieta.
Spojrzała pytająco na Eleazara. Ten uścisnął ją krzepiąco i zaprowadził obie wampirzyce do salonu, nawołując resztę ich licznej rodziny.
Nie ruszył za nimi natychmiast. Najpierw odczekał chwilę, by ochłonąć. Ledwo docierała do niego ta cała dziwna sytuacja. Co się stało? Te wszystkie dotychczas zamrożone odczucia uderzały w niego ze zdwojoną mocą. Było tego sporo, choć tylko część z nich rozróżniał. Chwała Bogu, że Jaspera nie ma, pomyślał. Trudno by było to wyjaśnić.
Poczuł się nieswojo, gdy naszła go pewna refleksja. Mianowicie, przez ten moment, kiedy spoglądał na piękną twarz brunetki, wszystko jakby wróciło do normy, nie, to on wrócił do normy - jakby w przebłysku dawnego, idealnego życia. W przebłysku jego dawnej świetności.
Było to niepokojące.
Czemu Eleazar nas woła?, pomyślał Emmett, klepiąc brata, by zwrócić na siebie jego uwagę. Ten, poirytowany, rzucił mu spojrzenie wyraźnie mówiące: „Idź tam, to się dowiesz”, po czym sam odwrócił się na pięcie i udał się do największego pokoju.
- Co potrafisz?- spytał ciekawie Carlisle, patrząc na Sorayę.
- No cóż... - zaczęła, a jej czerwone oczy zabłysły z podekscytowania. Czekała na to pytanie. Wstała z gracją i zaczęła czegoś wypatrywać. Gdy Edward zobaczył w jej myślach, co zamierza zrobić, nie mógł powstrzymać podziwu. Szatynka zauważyła w końcu to, czego szukała. Zaczęła z pozoru niedbale przechadzać się w prostej linii równolegle do regału. Te ustawione na nim świeczki, które mijała, zapalały się niespodziewanie - a płomień każdej kolejnej wzbijał się wyżej niż poprzedni. Odwróciwszy się w ich stronę uśmiechnęła się szatańsko, a płomyki zaczęły przeskakiwać z jednego knota na drugi z nadludzką szybkością, tworząc jedynie ognistą mozaikę. W końcu równocześnie zgasły. Pokaz się zakończył.
- Nieźle - rzucił Emmett, gwiżdżąc z aprobatą.
- Całkiem przydatne - dodał najstarszy z Cullenów. - Przyda się z tym podpalaczem od Rodriguezów. Potrafiłabyś zrobić tak, żebyśmy w razie czego byli... niepalni?
- Żaden problem.
- A ty? - spytała Esme, zwracając się do Izzy. - Jesteś jakoś szczególnie uzdolniona?
Eleazar parsknął śmiechem, przez co wszyscy odwrócili wzrok od Sorai i spojrzeli na niego. Edward uniósł brwi w geście irytacji, gdy ten zaczął nucić masz Mendelssohna, zagłuszając swoje myśli.
- Która to Kate? - spytała brunetka, ignorując rozbawionego przyjaciela.
- Ja, a co? - spytała wampirzyca o prostych, długich włosach w kolorze zboża.
- Twój dar... Polega na iluzji, prawda? Nie razisz prądem tak na serio...
- Chyba tak - odpowiedziała z wahaniem.
- Tak samo działają najpaskudniejsze dary Rodriguezów?
- Chyba tak - powtórzyła, coraz bardziej zdezorientowana.
- No to mnie poraź.
- Co mam zrobić?
- Użyj swojego daru przeciwko mnie - wyjaśniła.
- Jesteś masochistką? - zaniepokoiła się.
-Po prostu to zrób. - Izzy wywróciła oczami i podeszła do niej z wyciągniętą przez siebie ręką. Ta stała przez chwilę, nie wiedząc, co robić, aż w końcu ujęła jej dłoń w swoją i spełniła jej prośbę, posyłając w stronę pięknej wampirzycy prąd o stosunkowo małym natężeniu. Nic się nie wydarzyło. Użyła więcej mocy. Nadal nic. Zaintrygowana poraziła ją najmocniej, jak potrafiła, ale Iz ciągle była niewzruszona.
- Jestem pod wrażeniem - wymamrotała w końcu Kate.
- Chwila - brunetka zamknęła oczy, by się lepiej skupić, ale za chwilę ponownie je otworzyła. - Teraz spróbuj z..? - spojrzała pytająco na jej siostrę. - Tanya?
- Skąd wiesz? - zdziwiła się. Potem skojarzyła, co tamta przed chwilą powiedziała i odrobinę spanikowała. - Nie! Czemu Kate miałaby mnie porazić?
- Więcej zaufania - fuknęła zaskakująco nieprzyjaznym, jakby obrażonym tonem. Blondynka, nie wahając się już, poraziła Tanyę.
- Ała! - wrzasnęła ta, odruchowo podskakując i zaciskając zęby. Zamrugała nerwowo. - Oh. Hmm. Interesujące.
- Bolało cię?
- Nie bardzo - przyznała skruszona.
- Nie bardzo? - wtrąciła Rosalie
- Nie... wcale. Nic nie poczułam - wyjaśniła zdumiona.
- Teraz... mogłabyś jednocześnie porazić Tanyę, mnie i...? - brunetka się zawahała.
- Irinę - podpowiedziała ta.
- I Irinę?
- Będzie trudno, ale myślę, że jak się mnie złapiecie, to dam radę.
- Poczekaj moment - przyjrzała się w skupieniu trzeciej siostrze. - Już.
- No to na trzy - zarządziła Kate, gdy trzy wampirzyce chwyciły ją za różne części ciała. - Raz... Dwa... Trzy.
- Niesamowite - sapnęła Irina. - Poraziłaś nas? Nic nie czuć!
- Nie ma prawa czuć - powiedziała Izzy, z zadowoloną miną odchodząc na drugą kanapę. - Na tym właśnie polega mój dar. Chronię przed iluzją.
Nikt nie zauważył zaniepokojonego spojrzenia, jakie posłał jej w tym momencie Eleazar.
- Ile osób naraz potrafisz... - Carlisle nie dokończył, szukając odpowiedniego określenia. W jego złotych oczach malowało się podekscytowanie.
- Okryć? Nie wiem. Myślę, że jak poćwiczę, to dam radę ze wszystkimi, ale nie daję gwarancji.
- To dlatego wizja Ally się zmieniła! - zauważył Edward.
- Co masz na myśli? - odparła, nie patrząc na niego.
- Od dwóch lat ma tą samą wizję - Rodriguezów, którzy nas zabijają - pospieszyła z wyjaśnieniami Esme. - Ale jakieś cztery dni temu wizja się zamazała.
- Cztery dni temu postanowiłam, że wam pomogę - wyszeptała zdumiona.
- Czy ty rozumiesz, co to znaczy? - ekscytował się Carlisle. - Przechyliłaś szalę zwycięstwa na naszą stronę! Dzięki tobie mamy szansę!
- Och. Hm. Cieszę się - mruknęła, nieco speszona tym wybuchem optymizmu.
- Edward, możesz jej czytać w myślach? - zainteresowała się Rose, nieświadomie pochylając się do przodu, aby być bliżej Izzy.
- Tak. Jesteś bardzo cicha - odpowiedział.
- Och. - wyjąkała elokwentnie. - Przykro mi?
- Dlaczego miałoby ci być przykro? Nie jesteś pierwsza... - zaciął się. Nagle dobiegły do niego myśli Jasona i prawie warknął z bliżej nieznanego sobie powodu. Jason miał prawo podziwiać Izzy we własnych myślach. Tyle lat już sam chodzi po świecie. Więc skąd ta zazdrość? Egzotyczna piękność nie należała - i nigdy nie będzie należeć - do niego. On już miał swoją ukochaną - to nic, że ta się zmyła.
Zacisnął zęby, czując ból. Ten sam ból, który nękał go, ilekroć ten myślał o niej. Czy ta katorga się kiedykolwiek skończy?
Stracił cały zapał do negocjacji i dyskusji. Już nie interesowała go Izzy, wręcz przeciwnie, awansowała ona na czarny charakter opowieści - była przecież wybawczynią. Był świadom, że jego tok myślenia był niezwykle egoistyczny, że poniekąd chciał, aby nikt ich nie ratował, żeby sami mieli szansę żyć - czy też, w jego przypadku, zginąć.
Och, jak on chciał, by ból się skończył.
By to się skończyło.
Nie było tak źle, jak oczekiwała.
Było znacznie, znacznie gorzej.
Dopóki jego nie było w zasięgu jej wzroku, to sobie radziła ze wszystkim. Ale tak? Po przekroczeniu progu domu był pierwszą nową osobą, jaką zobaczyła. I mało brakowało, a zaprzepaściłaby wszystkie swoje starania co do zachowania w tajemnicy swojej tożsamości, bo jej szczęka była bliska zderzenia z drewnianą podłogą. Ona myślała, że to, co widziała swoimi starymi, marnymi, człowieczymi oczami nie będzie się mijało z oryginałem? O, naiwna!
W tamtej chwili serdecznie nienawidziła powiedzenia „Jaki ostatni dzień starego roku, taki cały nowy rok”. Była na wojnie, z krwawiącym sercem i po raz pierwszy od urodzenia Renesmee nie spędzała Sylwestra w jej towarzystwie. Jeśli tak ma wyglądać cały rok, to może lepiej od razu się powiesić - choć w jej wypadku najbardziej ucierpiałyby sznur i krzesło.
Miała wrażenie, że rozdzieliła się na trzy Belle: jedna, Bella Renesmee, była dojrzałą psychicznie, silną kobietą sprawującą rolę idealnej matki. Taką siebie lubiła najbardziej.
Druga Bella, Bella Jacoba, była szaloną nastolatką (mimo swoich ponad czterdziestu lat) lubiącą ryzyko. Już dawno nie czuła się Bellą Jacoba.
A trzecia Bella, Bella Edwarda, była idiotką. Ot, najtrafniejsze określenie.
Wracając do sceny w przedpokoju, to odkąd tylko ujrzała jego idealną twarz, odkąd usłyszała jego miękki głos, gdy się przedstawiał... Wiedziała, że to był zły pomysł, by przyjechać i pomóc. Bardzo, bardzo zły.
Trudno było jej też kontrolować swoje myśli, więc najczęściej coś nuciła, zdejmując tarczę. Nie mogła chronić się nią cały czas, wszyscy- czytaj: Edward- nabraliby podejrzeń. Musiała też skłamać co do swojego daru, choć spotkało się to z cichą dezaprobatą Eleazara.
Jak to dobrze, że Jasper wyjechał na polowanie! Emocje, jakie w niej buzowały, przysporzyłyby sporo kłopotów.
Nie potrafiła się jednak zmusić do tego, by cieszyć się z nieobecności Alice. Była pewna, że ta mała trzpiotka rozpoznałaby ją bez problemu, ale z drugiej strony strasznie za nią tęskniła. No i - choć sama się przed sobą do tego nie przyznawała - chciałaby jej się pochwalić tym, że dała córce jej imię. Niemal widziała w wyobraźni jej rozjaśnioną radością twarz...
Ale nie, tak nie można. Oni się nie mogą dowiedzieć.
Czuła także podekscytowanie. Zobaczyła się, nie, rozmawiała z Esme, z Carlislem! Emmett przy niej zażartował, a Rosalie wyglądała ślicznie! To było takie... Właściwe. Normalne.
Nie zważając na to, że wydeptuje okrąg w dywanie i że z dużym prawdopodobieństwem przebije się przez podłogę i zakończy noc w pokoju swojego sąsiada z dołu (kimkolwiek on by nie był), nadal biła się z myślami. Podczas swojej prezentacji widziała się także z Iriną. Było to głupie uczucie - świadomość, że gdyby ta złotowłosa wampirzyca wiedziała, kim ona była, prawdopodobnie rzuciłaby jej się do gardła, nie zważając na to, że to osłabi ich szanse. Isabella była niemal pewna, że siostra Tanyi nadal rozpacza po... Jak on tam miał? Ach, Laurencie.
A sama Tanya wzbudziła jej irytację. Była zbyt piękna oraz zainteresowana jej mężem.
Zdała sobie nagle sprawę, że balansuje niebezpiecznie między Bellą Edwarda, a zwykłą panikarą. Gdzie się podziała jej silna osobowość, którą zahartował ból? Jej charyzma, którą dopracowywała przez lata? Gdzie się podział jej rozum? I, przede wszystkim, gdzie się podział jej egoizm? Nie musiała przecież tu przyjeżdżać. Mogła siedzieć w domu. Fakt, Rodriguezowie wytropiliby ją tak czy owak, ale miała pod ręką ośmioosobową sforę wilkołaków pod przewodnictwem jej najlepszego przyjaciela.
Choć to mogłoby nie wystarczyć. Rodriguezów było w końcu ponad dwa razy więcej.
Jaki oni mieli cel? Zrozumiałaby, gdyby zabijali wampiry pijące ludzką krew - może nie tyle zrozumiała, ale to już byłoby mniej dziwne - w końcu cała Ameryka byłaby dla nich. Tyle krwi... Ale oni nie żywili się ludźmi! (Sorayę pomijając). Jaki stanowili zagrożenie dla Rodriguezów i ich chorych ambicji?
Nie, dosyć! Była tu potrzebna. Jeśli jej obecność miała pomóc zgładzić tych przeklętych „legalnych zabójców”, to powinna zostać i nie mieć żadnych obiekcji.
Jeśli miała być ze sobą szczera, to był tylko jeden negatywny aspekt tej całej akcji - możliwość śmierci pomijając. I miał on na imię Edward.
Wreszcie zaprzestała destrukcji dywanu i zatrzymała się przy oknie, opierając czoło o chłodną powierzchnię szkła. Z jaką chęcią nałożyłaby szczelnie swoją tarczą, nie dopuszczając go do swoich przemyśleń... O ile to by wszystko ułatwiło. A jak by cię to pięknie wydało, podszepnęła automatycznie podświadomość.
Co on właściwie miał na myśli, mówiąc „Nie jesteś pierwsza”? Czyżby... Czyżby kiedyś ją okłamywał? Może słyszał jej mentalny głos, ale po cichu? A może to nie chodziło o nią... Ale o kogo w takim razie?
Tyle pytań, tak mało odpowiedzi...
Wyobraziła sobie, dla odmiany, co by się stało, gdyby nie przeżyła. Czy informacja o jej śmierci dotarłaby do Renesmee?
Dwudzieste trzecie urodziny jej córki tylko pozornie były idealne. Jej uśmiechnięta twarz, gdy zdmuchiwała świeczki, zostanie Belli w pamięci na zawsze - jako jedno z najwspanialszych wspomnień. Kto wie, czy to nie był ostatni raz, gdy dane jej było obserwować radość Nessie?
Nie mogąc się powstrzymać, wślizgnęła się wtedy wieczorem, po przyjęciu, do jej pokoju. Nie spała jeszcze, leżała spokojnie przy zapalonej lampce i wsłuchiwała się w miarowe chrapanie Jacoba z sypialni obok. Gdy ta kucnęła obok jej łóżka, popatrzyła na nią z takim niepokojem w oczach... Jakby też wiedziała, że szykują się duże zmiany, że matka gdzieś wyjeżdża. Nie zapytała, co skłoniło Isabellę do ponownego powiedzenia „dobranoc”. Wsiadając do samochodu, brunetka dostrzegła Renee stojącą przy oknie. Na jego tafli położyła rękę, chcąc się pożegnać, a niepokój w jej czekoladowych tęczówkach zmienił się w rozpacz. Więcej nie widziała, bo Eleazar pociągnął ją za rękę z głębi samochodu, przywołując tym samym do rzeczywistości - praktycznie wciągnął ją do pojazdu. Miała uczucie deja vu, choć nie była pewna, skąd się wzięło.
Dopiero teraz, gdy obserwowała tą scenę w wyobraźni jako osoba trzecia, zrozumiała. Niemal identyczna sytuacja miała już miejsce, a detale były dokładnie takie same. Dziewczyna w oknie, dziewczyna koło srebrnego auta... Tyle że wtedy znajdowała się na innej pozycji.
Stała przy tym samym oknie, co niedawno jej córka. Wampirzycę, którą wciągnięto do samochodu, pamiętała jak przez mgłę, gdyż ostatni raz widziała ją jako człowiek, ponad dwie dekady wcześniej.
Teraz już wiedziała, co wtedy czuła Alice Cullen. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Śro 16:54, 29 Lip 2009 |
|
rozdzial oczywiscie świetny... myslalam ze edward jakos inaczej zareaguje na widok "nowej" belli... mam nadzieje za sam dojdzie do tego ze to bella, bez pomocy alice i bella powie mu o rene...
czekam na kolejny rozdzialik:)
WENA:)
S. |
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|